Linia #1 Styczen 2016

Page 1

PRZEPISY DLA LUDZIHISTORIE CZY LUDZIE DLA BARIERKI FELIETONY LOKALNE DRESZCZOWIEC MIESIĘCZNY WYDARZENIE PRZEPISÓW OTWARCIE W BRWINOWIE KULTURALNE SPOTKANIE MIESZKAŃCÓW DOM TOEPLITZÓWKA TWARDY RUINY W ŚWIETLE BŁYSKAWIC KRÓL LATA



LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

3

OD REDAKCJI

DROGI CZYTELNIKU

Najserdeczniejsze Życzenia Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia oraz Dobrego Roku 2016

Z

największą przyjemnością oddaję do Państwa rąk najnowszy numer społeczno – kulturalnego miesięcznika „Linia”. Znajdą w nim Państwo zarówno aktualne wiadomości z naszego regionu, jak również nieprzeciętnej klasy teksty literackie, autorstwa zaangażowanych społecznie mieszkańców naszych okolic.

Powołując do życia „Linię”, pragniemy pokłonić się przed trwale zapisanymi w pamięci Otrębus, twórcami legendarnych gazet: Alfredem Tołkaczewskim („Otrębusy”), Jarosławem Pichem oraz Tadeuszem Stachowiczem („U nas O.K”). Ich sylwetki będziemy przybliżać Państwu w kolejnych numerach.

Chcielibyśmy nie tylko informować Państwa o sprawach, dotyczących miejsca zamieszkania, ale również żywo inspirować i pobudzać do podejmowania wspólnych, twórczych działań. Wierząc w Państwa możliwości oraz chęci , serdecznie zapraszamy do przesyłania nam swoich tekstów, głosów i wszelkich refleksji, związanych z dalszym rozwojem pisma.

Redakcja

Masz pomysł, tekst lub ważną informację do przekazania? Oczekujemy na wasz kontakt pod adresem: redakcja.linia@gmail.com Pod adresem: “Linia” Radziwie 7/423 01-164 Warszawa

SOŁTYS SOŁECTWA OTRĘBUSY I SOŁTYS SOŁECTWA KANIE HELENOWSKIE

SŁOWO OD SOŁECTWA Drodzy Mieszkańcy, Szanowni Sąsiedzi,

Z

nadzieją odpowiedzi na potrzebę dialogu z mieszkańcami naszego regionu, w przededniu wigilii Świąt Narodzenia Pańskiego, wspólnie z grupą lokalnych przyjaciół, oddajemy do Państwa rąk bezpłatny społeczno – kulturalny miesięcznik, pt „Linia”, owoc głębokiej przyjaźni społecznie zaangażowanych mieszkańców oraz wybranych mistrzów pióra z naszego regionu. Zamysłem, przyświecającym idei powołania do życia miesięcznika, jest stworzenie swoistej agory, otwierającej przestrzeń spotkania z całym bogactwem otaczającego nas piękna i różnorodności, w ludziach, miejscach i pamięci naszej ziemi, nad którą pragniemy szczególnie się pochylić. Ponieważ zależy nam na tym, aby wypełniające go teksty, dotykały spraw bliskich

i ważnych dla nas oraz dla naszych sąsiadów, zostawiamy otwarte miejsce na Państwa głosy i refleksje. Przy okazji Świąt Narodzenia Pańskiego oraz zbliżającego się Nowego Roku, serdecznie życzymy Państwu pogody ducha, takiej mimo wszystko, jak również radości płynącej z obecności bliskich i z każdego nowego poranka. Bądźmy dla siebie dobrzy i pielęgnujmy w sobie wszystko to, co nas uczłowiecza i skraca nam drogę do siebie. Aby płynące z niego słowo znalazło urzeczywistnienie we wzajemnym dialogu oraz miało przed kim odkrywać otaczające nas bogactwo, gorąco zapraszamy Państwa do wspólnego spotkania na kartach niniejszego miesięcznika. Adam Fedorowicz oraz Jacek Jankowski

STOPKA REDAKCYJNA REDAKCJA: TOMASZ S. R. | JUDYTA FEDOROWICZ SKŁAD: TOMASZ S. R | ALEKSANDRA PACHNIK KOREKTY: MARTA GODZISZ DRUK: DRUKARNIA KOLUMB WSZYSTKIE REKLAMY W GAZECIE “LINIA” SĄ NIEODPŁATNE


4

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR : ADAM FEDOROWICZ

PRZEPISY DLA LUDZI CZY LUDZIE DLA PRZEPISÓW? W każdej beczce miodu znajdzie się łyżka dziegciu.

O

d dłuższego czasu nasza WKD jest gorącym tematem rozmów mieszkańców miejscowości i wsi położonych w jej zasięgu. Sprawa wycinki drzew, a ostatnio żółte barierki rozpaliły gorącą dyskusję i protesty wśród ludzi korzystających z kolejki WKD. Do Sołtysa Otrębus oraz Radnych kierowane są prośby, skargi i pretensje, dotyczące wykonania wyjątkowo irracjonalnej plątaniny żółtych barierek, na peronach w naszej wsi. „Szpetne”, „głupie”, „nieprzemyślane” – to tylko kilka łagodniejszych określeń, które wypowiadają mieszkańcy. Młodsi i sprawniejsi omijają przegrody, skacząc i przeciskając się na perony, co stwarza ogromne zagrożenie dla ich życia. Osoby starsze, mniej sprawne, mamy z wózkami muszą pokonywać plątaninę żółtych barierek. „Absurdem jest, że aby kupić w stojącym przy peronie kiosku gazetę, trzeba przejść ten labirynt” - wypowiada się kolejna osoba. Innych wypowiedzi i refleksji nie będziemy przytaczać, bo są po prostu niecenzuralne. 16 listopada b.r. Sołtys i Radny Otrębus skierowali pierwsze pismo w sprawie barierek do Prezesa Zarządu WKD, Pana Grzegorza Dymeckiego, prosząc w imieniu Mieszkańców m.in. o usunięcie barierek i o spotkanie z Zarządem. W drugim piśmie, z dn. 1 grudnia br., do Prezesa WKD, Sołtys i Radny zwrócili uwagę m.in. na nowe rozporządzenie Ministra Transportu i Gospodarki Wodnej (Dziennik Ustaw z dnia 30.10.2015 r., par.94), dające możliwość wykonania tego typu zabezpieczeń w inny sposób. REKLAMA

Poproszono ponownie o spotkanie z Za- I jeszcze: rządem i potraktowanie użytkowników Dlaczego nie potraktowano użytkowniWKD podmiotowo, a nie przedmiotowo. ków WKD podmiotowo? Dlaczego nie przeprowadzono konsulPrezes Zarządu WKD, w odpowiedzi na tacji społecznych? powyższe pisma, uzasadnił projekt, bu- Dlaczego Zarząd WKD unika spotkadowę barierek i półrogatek, przepisami. nia z przedstawicielami mieszkańców Powołał się na opracowaną i zatwier- Otrębus, Sołtysem i Radnymi? dzoną przez Marszałka Województwa Dlaczego Pan Burmistrz wydał pozyMazowieckiego stałą organizację ruchu tywną opinię na temat barierek w Otrę„obowiązującą dla wszystkich uczestni- busach? ków ruchu, z uwzględnieniem bezpieczeństwa ruchu pieszego i osób o ogra- Można założyć, że każdy z nas pragnie niczonej możliwości poruszania się”. poruszać się i żyć bezpiecznie, korzyNa Sesji Rady Miejskiej w Brwinowie, dn. stać z bardzo rzetelnej i, pod wieloma 30 listopada br., Sołtys Otrębus zapytał względami, wygodnej kolejki WKD. Pana Burmistrza Arkadiusza Kosiń- Każdy z nas ma także prawo do uczestskiego o to, czy dyrekcja WKD zwracała niczenia i opiniowania przedsięwzięć , się do niego z prośbą o zaopiniowanie które mają wpływ na życie w naszej lomontażu barierek na peronach w Otrę- kalnej społeczności. busach. „Jeżeli tak, to jaką Pan wydał opinię?” - na co Pan Burmistrz odrzekł: Mimo wielu trudności, nie zamierzamy „Taki wniosek wpłynął i opinia została rezygnować z czynności podejmowawydana pozytywna”. nych w celu rozwiązania problemu. Będziemy Państwa na bieżąco informować I tu należy jeszcze raz zapytać: o konkretnych działaniach, na łamach „PRZEPISY DLA LUDZI CZY LUDZIE niniejszego miesięcznika, a także na DLA PRZEPISÓW”? portalu Faceebok/ otrębusy.pl.


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

5

AUTOR : B. R. UTTO

RYNECZEK NIE-LIDLA W BRWINOWIE Otwarcie dużego sklepu niedaleko rynku Brwinowa, komu zaszkodzi? Komu pomoże?

W

dawnych czasach rynki pełniły funkcję miejsca gdzie odbywała się wymiana handlowa okolicznych producentów oraz były miejscem gdzie zbiegały się drogi i trakty handlowe prowadzące do miasta. Rynek w Brwinowie pełni obecnie chyba tylko tę drugą funkcję, ponieważ główne tra-

sy biegną przez sam jego środek. Od jakiegoś czasu mieszkańcy debatują nad ewentualną zmianą czy rewitalizacją centrum miasta.. Rewitalizacja jak sama nazwa wskazuje ma przywrócić do życia dane miejsce i jego funkcję, tymczasem budowa tak dużego sklepu w pobliżu jeszcze bardziej odciągnie od niego ludzi. Ci którzy udają się w stronę Domaniewa ulicą Powstanców Warszawskich już niedługo napotkają większe lub mniejsze trudności. Droga została przebudowana, aby kontynuować podróż obok nowego sklepu trzeba wykonać zawiły wiraż i zjechać z środkowej części drogi, ponieważ wytyczono na nim pas dla skręcających na parking dyskontu. Rozwiązanie co najmniej karkołomne, bo z obserwacji widzę, że wiele osób jedzie prosto przekraczając podwójną linię i minie trochę czasu i stłucze się trochę lamp, zanim mieszkańcy przyzwyczają się do takiego rozwiązania.

Celowo nie podaję tutaj nazwy sklepu, reklamy bowiem ma on wystarczająco, a bardziej należy się ona sklepom spożywczym i mięsnym na samym rynku oraz targowi warzywnemu który pojawia się w soboty w Brwinowie. Za budowę sklepu odpowiedzialna jest Spółka Koncept WS. Jakkolwiek cieszy inwestycja w naszych okolicach, tak mam nadzieję, że mieszkańcy wybiorą świeże produkty i ich jakość u lokalnych przedsiębiorców, a nie więcej za mniej w dużej zagranicznej spółce, która zatrudni kilku ludzi, jednak kapitał odprowadzi gdzieś do Danii.

AUTOR : MARZENA SOBIERAJ

MARATON FILMOWY DLA NAJMŁODSZYCH W BRWINOWIE

W

grudniową sobotę, w brwinowskiej „Jedynce” odbył się maraton filmów o uwielbianym nie tylko przez dzieci Shreku. Wydarzenie to było kontynuacją cyklu maratonów filmowych, rozpoczętego 2 lata temu przez Stowarzyszenie Przyjaciół Zespołu Szkół nr 1. Jednak odznaczał się on pewną wyjątkowością, gdyż skierowany został do naszych młodszych milusińskich, uczęszczających do klas w przedziale od II do IV.

Dobór takiej właśnie kategorii wiekowej odbiorców to nie lada wyzwanie do zrealizowania dla organizatorów, którzy byli pełni obaw czy uda im się sprostać zadaniu. I udało się, w maratonie wzięło udział ponad 100 uczestników, którzy od godz. 13.00 do 20.40 nie tylko wspólnie przeżywali przygody Shreka, ale czynnie uczestniczyli w dodatkowych atrakcjach, przygotowanych w przerwach między filmami, takich jak: konkurs rysunkowy na postać z bajki czy gry planszowe i innego rodzaju za-

bawy. O sukcesie przedsięwzięcia może świadczyć zadowolenie uczestników, którzy po zakończeniu ostatniego seansu niechętnie udawali się do swoich domów. Przed wszystkimi, którzy przyczynili się tego sukcesu chylę czoła, w szczególności dziękuję członkom Stowarzyszenia, za to że tak licznie stawili się do pomocy oraz członkom grona pedagogicznego bez których wsparcia i zaangażowania nie dalibyśmy rady.

AUTOR : JACEK PACHNIK

INFORMACJA O PROJEKCIE BUDŻETU GMINY BRWINÓW NA ROK 2016 Dochody gminy Wydatki budżetu gminy Zadania inwestycyjne

98 168 191,64 zł Zółwine wzdłuż ul.Nadarzyńskiej (etap W Otrębusach żadne inwestycje w roku 101 013 147,44 zł I) 890,000zł lub budowa świetlicy wiej- 2016 nie są planowane. 48 453 451,36 zł skiej w Domaniewie 150 000zł. Ośrodek Kultury wzmocni swoje finaniększość inwestycji będzie na W Kaniach Helenowskich jest planowa- se o 350 000 zł i będzie dysponował buterenie miasta Brwinów choć są na przebudowa skrzyżowań ul. Nada- dżetem 1 500 000zł Biblioteka otrzyma ciekawe inwestycje poza mia- rzyńskiej z ul.Słoneczną i Wiosenną dodatkowo 20 000 i będzie rozporząstem tak np. Budowa garażu OSP Zól- 300 000zł. dzał w roku 2016 środkami w wysokości win 1 870 000 zł, budowa chodnika w 550 000 zł.

W


6

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR: JUDYTA FEDOROWICZ

DOM

„Już coraz bliżej, już serce rwie, jakby bez opamiętania.”

B

udzę się wcześniej niż zwykle. Wstaję, zakładam buty i idę. Spod moich stóp stopniowo wyłania się okryta srebrzystym szronem, uśpiona trawa. Grudniowy chłód mglistego poranka powoli rozbudza moje ciało – pierwszy, darowany mi receptor świata i jego zmysłowych reprezentacji. Ciało, dramatycznie odrywane od ducha, podczas gdy u Greków, spoglądających w głąb źrenicy oka, ukazywało postać małej skrzydlatej dziewczynki, która, wedle wierzeń starożytnych, przedstawiać miała ludzką duszę. Mawiano, iż, zjawiając się we śnie, zsyła ona marzenia ostrzegawcze, wieszcząc przyszłe losy ludzkiego życia. Jak dobrze, że mojego snu jeszcze nie nawiedziła. Rozglądam się wokół siebie. Ile cudownych dni, ludzi i zdarzeń uniosła ta ziemia, ile wypowiedzianych słów, nieraz ciemnych, bolesnych, ale i jasnych, wzajemnych, cierpliwie wysłuchały te krzewy. Kamienna ścieżka prowadzi mnie do furtki. Wychodzę na ulicę. Odwracam głowę w stronę domu. Tak bardzo bym chciała zachować ten obraz pod powiekami, na zawsze, ale wiem, że już następny krok bezpowrotnie zawierzy go mojej pamięci, okrutnie nietrwałej, i jedynym, co posiądzie moc przywracania go, będzie łaska bądź niełaska, ulotnego wspomnienia. Powtarzam sobie, że to naprawdę wiele, bo przecież więcej być nie może, i wcale być nie musi. Wypełniam płuca powietrzem, tak mocno, że aż boli. Powtarzam czynność i zamykam oczy. Pod powiekami, z rozmytego mroku, powoli wynurza się łagodny i lśniący niczym promienna zjawa wizerunek mojej Matki. Mama. To jej obraz przez całe życie nosił w duszy rzeźbiarz Złotousty, i za każdym razem, kiedy próbował wydobyć go z siebie jako artysta, ten ciągle wymykał mu się i przesłaniał. Nie umiał go pochwycić, cierpiąc z tego powodu. Żył z tą tęsknotą, uwiedziony blaskiem, który lśnił w jego duszy jak latarnia morska na wzburzonym morzu. A jednak nie potrafił do niej trafić.

z letargu. Stoję pośród strzelistych lip. Ich delikatne, ogołocone gałęzie, wskazują dalszy kierunek drogi. Ale nie, jeszcze nie czas, by iść. Przystaję pod świerkiem. Zauważam, że jedna z gałązek zwisa oderwana od reszty w bezwładzie. Zbliżam się do niej i kładę ją na dłoni, z którą bezbłędnie stapia się w jeden kształt. Ostrożnie przysuwam policzek. Jeszcze pachnie, Boże, jak pachnie, jakby dawała ostatnie tchnienie, wypuszczając z wolna woń życia. Jakby zaraz, za chwilę, miała położyć się u bram wiecznej nicości i już nigdy stamtąd nie powstać.

pierwszej miłości i urok wspaniałej wychowawczyni, każdego smoka przemieniały w bezbronnego baranka. O, to tutaj. Tutaj otwiera się strona jednej z najpiękniejszych baśni dziecięcych lat. Jako pierwsza, ukazuje się w niej magiczna szkatułka, w której trzyma się najcenniejsze skarby z dzieciństwa, wartość niezmierzona, ponadczasowa. Dom, w którym letnimi nocami zegary stawały w miejscu, i gdzie słodki zapach pieczonego chleba wypełniał każdy zakątek wnętrza. Jak dobrze, że jeszcze pali się w nim światło. Niech ono nigdy nie gaśnie. Ogrzewam tu dłonie. Szybko marzną. Przede mną jeszcze kilka ważnych miejsc. Przekładam stronę mojej baśni. Tuż za rogiem, tuż obok miejsca wspaniałych lat przedszkolnej beztroski, pali się kolejne, tak dobrze znane, i tak błogo jaśniejące w sercu światło. No, ale któż może wiedzieć, ile uciech, i ile „chomikowych gospód”, wypełnionych po brzegi miodem, skrywa ulica Franciszkańska? – trasa wiodąca do bram przedszkola, wydeptywana niezliczoną ilość razy, w drodze do ochronki. Ile śnieżnych historii i pulsujących Słońcem wierszy pamięta ten słomkowy piasek pod stopami? Dochodzę do torów kolejki WKD. Szczęśliwie, na tej mapie żadnych barierek nie uwzględniono. Przechodzę na drugą, czyli na trzecią i, jak dotąd, ostatnią stronę mojej podróżnej księgi. Już coraz bliżej, już serce się rwie, jakby bez opamiętania. A jednak ono pamięta. Wszystko i najlepiej, i nigdy nie zapomina. Biegnę. Niech dyktuje, gdzie nogi prowadzić mają.

Zrywa się silny wiatr. Masywny podmuch powietrza gwałtownie przegania bliskość naderwanego kawałka drzewa, upiorną wizją kruchości tego wszystkiego. Odrzucam gałązkę i spiesznie biegnę w kierunku leśnej ścieżki, skąd przyzywa mnie subtelny śpiew ptaków, odwiecznych niedosię- Jestem. Unoszę rękę, aby czym pręgłych Ikara. dzej otworzyć furtkę. W tym miejscu wszystko się zaczęło. W wiosennym, Staję na ścieżce, oczarowana najroz- kwitnącym ogrodzie, stoi połyskujący maitszym odgłosem treli, świergotów najczystszą bielą stół. W tej olśniei szelestu figlującego wśród konarów wającej bieli kąpią się wdzięcznie wiatru. Kilka metrów asfaltu i wresz- gałązki świeżo zerwanego bzu. I my, cie mijam szkołę. Twórczy, ale i nie- siedzący wokół tego stołu, spokojni, łatwy czas formacji intelektualno - trzymamy się wszyscy za ręce. Zastyspołecznej, gdzie bezwzględne prawa gam w bezruchu, kontemplując ten przyrody zdawały się nieraz organi- najświętszy obraz. Otwieram oczy i Hałaśliwy turkot parkującego samo- zować wszelkie reguły uczniowskie- cofam rękę. Jeszcze nie czas. Jeszcze chodu, raptownie wyrywa mnie go bytowania. Na szczęście, słodycz nie czas, by iść.


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

7

AUTOR : ALEKSANDRA PACHNIK

ZESPÓŁ PAŁACOWO-PARKOWY TOEPLITZÓWKA

N

Przewodnik po ziemiach między Zimną Wodą a Lasem Młochowskim

iektóre źródła wskazują jako czas powstania pałacu okres, gdy właścicielami folwarku Otrębusy była rodzina książąt Ogińskich, czyli połowę XVIII w. Wtedy też powstały na tym terenie pierwsze zabudowania murowane, między innymi istniejący do dziś spichrz. Bardziej wiarygodną wersją wydaje się być jednak relacja Jarosława Iwaszkiewicza, według której pałac projektowany był przez jednego z najwybitniejszych polskich architektów pierwszej połowy XIX w., Henryka Marconiego, lub jego syna Leandra, który również był autorem wielu wybitnych projektów, np. Pałacu Konstantego Zamoyskiego w Warszawie przy ulicy Foksal, Pałacu Sobańskich przy Al. Ujazdowskich. W latach 1795-1875 majątek należał kolejno do rodziny Uszańskich, hrabiego Xawerego Brzostowskiego, braci Zimochów oraz od roku 1874 do rodziny Skrzyńskich. Folwark Otrębusy obejmował 430 hektarów, a od 1875 r. był konsekwentnie wyprzedawany. W 1902 r. znaczną część posiadłości, tj. 50 ha – Pałac z cegły palonej na wapno, o czterech kominach murowanych, blachą kryty, (...) z wieżyczką murowaną oraz dziedziniec osztachetowany, w którym jest brama wjezdna do pałacu, w środku jest klomb dzikich drzew i krzewów – nabyła Elżbieta Hamburger. Od tego czasu majątek był nazywany Elżietówką.

o powrocie do Warszawy, gdze zaczął działalność polityczną i prospołeczną. Dzięki Polskiej Partii Socjalistycznej w 1916 r. mógł objąć stanowisko członka Rady Miasta. O majątku dowiedział się podczas pobytu w folwarku Turczynek, który zamieszkiwały wówczas jego siostry. 30 czerwca 1919 r. został właścicielem Elżbietówki. Wprowadził się do majątku jeszcze tego samego lata, wraz z żoną Haliną Odrzywolską oraz czwórką dzieci.

Teodor Toeplitz, z którego nazwiskiem do dzisiaj kojarzymy posiadłość, dwa lata wcześniej wziął za żonę młodszą z sióstr Odrzywolskich. Do tego czasu studiował już na politechnice w Berlinie, później zaś w Antwerpii. Bywał we Francji, Anglii i Szwajcarii, by wreszcie wyjechać do Charkowa i tam zarządzać Do 1928 r., kiedy miała miejsce grunrodzinną fabryką. W 1914 r. zdecydował towna modernizacja budynku, nie było tam kanalizacji, a w niektórych pomieszczeniach również okien. Inwestycję nadzorował wówczas Franciszek Lilpop, architekt politechniki w Rydze, słynący między innymi. z projektu Domu Towarowego Braci Jabłkowskich w Warszawie, który uznany został za czołowe dzieło modernizmu w Polsce. Na fotografii Teodor Toepliz przed pałacem . [fotografia użyczona dzięki uprzejmości serwisu www.otrebusy.pl]

W książce „Rodzina Toeplitzów” wnuk Teodora Toeplitza, Krzysztof Teodor Toeplitz, przytacza wspomnienia z września 1939 r.: W parę dni po wybu-

chu wojny w naszym parku rozegrała się otrębusowska bitwa. Do piwnic naszego domu znoszono rannych, aby udzielić im pierwszej pomocy. W trakcie II wojny światowej majątek był pod zarządem niemieckim, a w pałacu stacjonował niemiecki sztab. Pod koniec wojny mieścił się tu sztab radziecki, aby w końcu ustąpić miejsca polskiemu sztabowi pułku samochodowego. W 1950 r. majątek został przekazany na cele społeczne. W tym samym roku otworzono tu pierwszy w Otrębusach oficjalny punkt pocztowy. W 1957 r. pojawiła się również biblioteka publiczna, a w 1966 r. utworzono przychodnię zdrowia z poczekalnią w niegdysiejszym salonie głównym pałacu. Pod koniec 2013 r. zakończyła się rewitalizacja obiektu. Można zaobserwować kilka szczegółów, które różnią oryginalny projekt od rewitalizowanego (np. zamurowane okienko piwniczne pod tarasem), jednak większość zabiegów zbliżyła wygląd pałacu do tego z lat dwudziestych.


8

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR: WALDEMAR MATUSZEWSKI

TWARDY

„Drzewa w Lesie Młochowskim śpiewają pieśni o tych, którzy w nim śpią, którzy w nim zostawili swoją duszę…”

B

yła noc z pierwszego na drugi lutego 1944 roku. W środku nocy niemiecka ciężarówka przywiozła na skraj Lasu Młochowskiego w Otrębusach - na egzekucję - umęczone przez Gestapo podczas ponad dwóch tygodni ciężkich przesłuchań ciało, w którym jednak wciąż jeszcze tliła się świadomość. Więźnia przywieziono z oddziału żandarmerii Schupo (Schutzpolizei w Brwinowie, z czasem przekształconego w oddział specjalny do walki z dywersją, który podporządkowany był Gestapo w Grodzisku Mazowieckim). Za siedzibę służył żandarmerii tzw. pałacyk Tobolki, jego piwnice stały się natomiast aresztanckimi celami, a sam pałacyk miejscem kaźni..

mieszkaniu, które zajmował wraz z żoną Heleną i trojgiem dzieci w willi „Złota Podkowa” przy ulicy Jaworowej nr 2 (dzisiaj nr 13). Na strychu willi znajdował się skład broni, przez pewien czas zainstalowana tam była również radiostacja, samo mieszkanie było miejscem konspiracyjnych odpraw i narad, przewijało się przez nie wielu ludzi, zbyt wielu…. Żona Helena, pseudonim „Hell” była najbliższym współpracownikiem męża-dowódcy. W nocy z 15 na 16 stycznia 1944 roku Gestapo załomotało do ich drzwi w „Złotej Podkowie”.

Dowódca kompanii Armii Krajowej był dla żandarmerii niemieckiej zdobyczą nie lada, potencjalnie nieocenionym źródłem informacji o siatce polskiego podziemia w rejonie NadaTym półprzytomnym więźniem był rzyna, Otrębus, Podkowy Leśnej, Grodowódca i oficer polskiego podziemia, dziska Mazowieckiego, Milanówka i kapitan Henryk Walicki, lat 43, pseu- Brwinowa. Ale nikogo nie wydał. donim „Twardy” - dowódca kompanii Żeby zrozumieć siłę psychiczną przeArmii Krajowej „Brzezinka”. słuchiwanego, trzeba usłyszeć o be„Twardy” został aresztowany w Pod- stialstwie prowadzonych w Brwinokowie Leśnej Wschodniej, w swoim wie przesłuchań , o tym, czym była

Kpt. Henryk Walicki “Twardy” dowódca kompanii “Brzezinka” w Brwinowie, Podkowie Lesnej, Nadarzynie (Młochowie i Mrokowie) „rozmowa na skrzyni”. W kącie pokoju na pierwszym piętrze, gdzie odbywały się przesłuchania, stała duża skrzynia przypominająca kufer gdański. Przesłuchiwany zaraz na wstępie musiał wyciągnąć skrzynię na środek, położyć


LINIA

się na niej i wtedy zaczynała się „rozmowa”. Argumentem były grube brzozowe pałki o długości półtora metra i tradycyjne gestapowskie pałki i gumy. Jeśli można mówić o szczęściu podczas tego przesłuchania, to w tym sensie, że po jego zakończeniu delikwent nie zostawał na skrzyni martwy. (Wł. Steyer, cyt. za H. Nakielski, „Jako i my odpuszczamy”, Warszawa 1989) Oprócz przesłuchań w Pałacyku Tobolki, komendant Walicki wożony był na Gestapo w Grodzisku Mazowieckim. Z tamtych przesłuchań wynosili go już na noszach. Nikogo ze swoich podwładnych, ani przyjaciół, ani bliskich – z którymi ściśle współpracował – nie wydał, nikt nie został aresztowany. Do końca pozostał „Twardy”.

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

finał życia wielkiego Bohatera, ale to krótkie życie i ta dusza były niezwykle jasne i pogodne, pełne przyjaźni i miłości. W następnym odcinku naszego cyklu spróbujemy uzupełnić obraz tej postaci o tę właśnie stronę. To życie warte jest opowiadania, przekazywania innym opowieści o nim. Taka jest też nasza rola. Bez przeszłości, bez bohaterów i wzorców nie ma kontinuum, w które pragniemy trwale wpisać nasze własne życie..

Są różne formy współczesnej opowieści: film, komiks i wiele innych opartych na mediach elektronicznych. Pragniemy zachęcić młodych czytelników naszego pisma do podjęcia próby własnego, osobistego opowiedzenia historii kapitana Henryka Walickiego, Strzał w tył głowy w Lesie Młochow- do utrwalenia tej niezwykłej postaci w skim w Otrębusach w nocy z 1 na 2 lu- formie artystycznej. tego 1944 roku był finałem dwutygodniowego męczeństwa; męczeństwa, Za punkt wyjścia mogą posłużyć dwa, które można próbować zrozumieć tyl- różne gatunkowo, źródła informacji o kapitanie Henryku Walickim, na ko w jakimś nadludzkim wymiarze. których opierał się również autor Został opowiedziany tutaj tragiczny powyższego tekstu: Małgorzata Wittels,

9

Drugi album z Podkową, Towarzystwo Przyjaciół Miasta-Ogrodu Podkowa Leśna, 2000 r., oraz Lech Dzikiewicz, Walka podziemna Brwinów – Podkowa Leśna – Nadarzyn 1939 – 1945, II wydanie zmienione, Gminny Ośrodek Kultury w Brwinowie 2010 r..

Kpt. Henryk Walicki “Twardy” - ostatnie zdjęcie przed rozstrzelaniem.

POWSTAJE KALENDARIUM MAZOWSZA

N

a terenie, na którym powstało i jest czytane nasze pismo, ma swoją siedzibę Państwowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca „Mazowsze” im. T. Sygietyńskiego. Jest to dla nas prawdziwa „perła w koronie” instytucji kultury w całej Polsce. Dlatego też postanowiliśmy otoczyć naszym patronatem powstające właśnie kalendarium dziejów Zespołu od czasów jego powstania do dziś, Autorem tego gigantycznego przedsięwzięcia jest pan REKLAMA

Waldemar Matuszewski. W jego imieniu zwracamy się do wszystkich „Mazowszan”, obecnych i byłych członków zespołu z Karolina – wielu z nich zamieszkuje w Otrębusach i okolicach – o dzielenie się z autorem opracowania posiadanymi archiwaliami (zdjęcia, wycinki prasowe, programy i plakaty oraz osobiste wspomnienia etc.). Ponieważ wydawnictwo ma charakter

kroniki ważne jest, aby każdy taki dokument z działalności Zespołu był opatrzony datą wydarzenia (koncertu, wyjazdu), z którym jest związany. W sprawie udostępnienia autorowi kalendarium wyżej wymienionych materiałów prosimy kontaktować się z nim bezpośrednio (adres mailowy: matuszewski.w@gmail.com) lub z redakcją naszego pisma.


10

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR: JUDYTA FEDOROWICZ

RUINY W ŚWIETLE BŁYSKAWIC

Krótkie spotkanie ze Stefanem Jakobielskim, archeologiem, epigrafikiem, pionierem nubiologii i wieloletnim mieszkańcem Otrębus. Czym jest dla Pana Pańska pasja i skąd się w Panu wziął duch naukowca? Moja pasja? To musi być w genach, ale w końcu jestem jakby czarną owcą w rodzinie. Moja matka była pierwszą kobietą, która się uparła, że skończy SGGW, ojciec – genialny mechanik, dziadek – aptekarz. I co ja mam z tymi zawodami wspólnego...? Zawsze chciałem być orientalistą, za to nigdy nie myślałem, że będę archeologiem, no i, de facto, z wykształcenia nim nie jestem. Chciałem studiować arabistykę. Już w szkole średniej czytałem „Historyę literatury arabskiej” Święcickiego. Pisałem pamiętniki po polsku alfabetem arabskim. Interesowały mnie szyfry, że tak powiem... A potem okazało się, że na orientalistykę się „z braku miejsca” nie dostanę, bo byłem jedną z dwóch osób w klasie, które nie należały do ZMP, w związku z czym opinię miałem fatalną, ale potem udało się dostać na egiptologię. Kim jest dla Pana człowiek? To jest bardzo trudne pytanie. Być człowiekiem oznacza być istotą rozumną. Archeolog bada zwyczaje człowieka i materialne rezultaty jego działań. Są one różne, ale kiedy jeden z autorytetów, przynajmniej dla niektórych, dzieli ludzi na takich, co są lepszego i gorszego sortu, samo to określenie zaprzecza istotnemu znaczeniu pojęcia „człowiek”. Mieliśmy już zresztą w historii przypadki dzielenia na ludzi i podludzi. Dzisiaj wszelako, wolałbym się uważać za człowieka tego „gorszego sortu”. Co daje poznanie historii dziejów świata? Każdemu człowiekowi to samo, to uniwersalna potrzeba. Świadomość historii, przynajmniej swojego ludu, kraju, obszaru, jakkolwiek byśmy to nazwali, jest powszechna. Byłem szalenie zdziwiony, kiedy rozmawiałem ze starszymi ludźmi, z sudańskiej wsi el-Gaddar, którzy nie mieli wykształcenia, byli nawet analfabetami, a mimo to potrafili wymienić historyczne etapy rozwoju swojego kraju. Począwszy od pierwotnych kultur,

Fot. Tomasz Jakobielski przez panowanie Egiptu, królestwa napatańskie i meroickie, chrześcijaństwo, aż po Islam. I jako muzułmanie nie widzieli też nic złego w tym, że przed islamizacją byli chrześcijanami. To była historia ich kraju. Myślę, że zainteresowanie przeszłością pojawia się u każdego człowieka, bez względu na wykształcenie. Co Pan uważa za swoje największe osiągnięcie? Mam taki przykład. Moje pierwsze wykopaliska, to znaczy te, w których brałem udział, miały miejsce w Faras, w Sudanie. Widziałem, jak odkrywa się kościół, który ma posadzkę, zachowane otwory wejściowe, malowidła na ścianach i inskrypcje do czytania, graffiti na ścianach, bo pobożni pielgrzymi pisali czasem co im ślina na język przyniosła – toteż to moje pierwsze wejście w archeologię było niezwykle ekscytujące. W pierwszym roku, w którym miałem do czynienia z wykopaliskami, trafiłem od razu na największe odkrycie profesora Kazimierza Michałowskiego, to jest rewelacyjne! Mogę to porównać z wykopaliskami w Tell Atribie w delcie Nilu, gdzie trafiłem potem, kiedy człowiek grzązł w mule i nie mógł odróżnić ściany od zasypu. Z tym był największy problem. Żeby cokolwiek było widać, musiało to podeschnąć, żeby wiedzieć, czy się przecięło mur z cegly suszonej czy nie. To jest różnica. Tego samego co w Faras, doczekałem

się na własnych wykopaliskach, w Starej Dongoli, kiedy odkryliśmy klasztor Świętej Trójcy – znów było ponad sto malowideł ściennych, inskrypcje, zachowana w pełni posadzka i mury wysokie na 4 metry, z kawałkami jeszcze zachowanych sklepień. To był właściwie ostatni obiekt, który kopałem. To koło w jakiś sposób się zamknęło, miałem dużo szczęścia. Myślę, że ten klasztor, to największa rzecz, jaką trafiło mi się badać. Być może są ważniejsze rzeczy w życiu, których nie zauważyłem. Czy jest to świat, w którym chciałby Pan żyć? W 1962 roku byłem w Syrii, również w pierwszym roku mojej aktywności archeologicznej. Wjechaliśmy nocą do Palmyry. Trwała burza. Ruiny Palmyry widziałem po raz pierwszy w świetle błyskawic. Pierwsze wspomnienie z tego miejsca to oświetlona kolumnada i tetrapylon a potem świątynia Bela. Teraz muszę sobie wyobrazić, że w tym roku przyszli panowie i wysadzili w powietrze ów tetrapylon i tę świątynię, i Pani mnie pyta, czy ja w takim świecie chcę żyć. -Muszę. Jak Pan rozumie szczęście i czy można dostąpić go tutaj, na ziemi? Nie ma powszechnej szczęśliwości. Jest to możliwe w sytuacji indywidualnej. Szczęście to po prostu stan emocjonalny, dla niektórych to ekstaza religijna, dla innych miłość, jeszcze innych zadowolenie z osiągnięć. Niektórych uszczęśliwia bogactwo. Ja bogaty nigdy nie byłem, więc nie wiem, czy pieniądze przynoszą szczęście w sensie dosłownym. A bogactwo wewnętrzne? Muszę powiedzieć, że z bogactwa wewnętrznego cieszyć się może tylko człowiek zadufany w sobie, ponieważ musi sobie z tego dobrze zdać sprawę i potrafić to ocenić. Musi być zatem bezkrytyczny wobec siebie, prawda? ciąg dalszy nastąpi


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

11

AUTOR: MARTA GODZISZ

KRÓL LATA

(CZ.1)

„Otworzyła w wyobraźni album ze zdjęciami twarzy.”

P

ociąg ruszył z oporem czterdziestokilkuletnich mechanizmów. Budy z kebabami i blaszane ciuchlandy, tak fatalnie reprezentujące Pruszków na stacji linii Warszawskiej Kolei Dojazdowej, zniknęły za zakrętem. Gabriela Szyller po raz kolejny przyłapała się na tym, że rękawem usiłuje zetrzeć z szyby kilkuwarstwowe brudne smugi. Okolica zieleniała w miarę zbliżania się do Komorowa, potem znów przedzierzgnęła się w pokaz domów jednorodzinnych Nowej Wsi Warszawskiej. I te przeszły wreszcie w maleńkie domeczki umiejscowione w siatce ogródków działkowych oraz bladożółte pola po jednej stronie torów. Po drugiej – podmokłe polany, zbyt malownicze, by nazwać je bagnami, a jednocześnie wystarczająco zdradliwe, by wzbudzały obawę. Tę okolicę już pamiętała – za moment będzie w domu. Kolejka zwolniła i łagodnie zatrzymała się na stacji w Otrębusach. Gabriela przepuściła w przejściu starszą panią, dając sobie czas na uspokojenie irracjonalnego ucisku w brzuchu, i wreszcie zeszła po schodkach. Wgapiła się w budyneczek przed sobą, mieszczący, jak głosił mrugający napis, serwis laptopów. Przez moment nie była w stanie wymyślić niczego poza oburzonym: „tego wcześniej tu nie było!”. – Gab? – Tuż obok jak spod ziemi (bo wyskoczył zza budyneczku, którego istnienia nie chciała zaakceptować) pojawił się niziutki blondwłosy mężczyzna. – Tak...? – odpowiedziała zachowawczo. Twarz niby znajoma, ale jak mogła pamiętać ludzi, których nie widziała od dziesięciu lat z hakiem? Przesunęła przed siebie walizkę na kółkach niby tarczę. – Cudownie cię widzieć! – rozpromienił się znajomy-nieznajomy, najwyraźniej biorąc jej niepewny uśmiech za dowód na to, że został rozpoznany. Nim zdążyła zareagować, chwy-

cił rączkę od walizki i przyciągnął do siebie bagaż jej życia. – Wezmę to, dość już się nadźwigałaś. Jak podróż? Śmiesznie tak wracać na stare śmieci, prawda? – Tak...? – powtórzyła tym samym zdystansowanym tonem. Wreszcie zorientował się, że oszołomienie Gabrieli nie jest żartem na dzień dobry, uśmiech – szczery i na swój sposób dziecięcy – zbladł mu, jednak tylko na moment. – Korzewski – podpowiedział uprzejmie. – Ten młodszy. - Pamięć Gabrieli rozpędzała się równie powoli i mozolnie, jak obdrapane wagony kolejki, z której dopiero co wysiadła. Gab otworzyła w wyobraźni album ze zdjęciami twarzy z czasów, gdy zamiast dzwonić do kolegów i koleżanek szło się pod ich dom i wrzeszczało pod oknem tak długo, aż ktoś wyjrzał. Kilka z tych twarzy było wystarczająco wyraźnych, by mogła przyporządkować je do imion i nazwisk. Był wśród nich Korzewski, ale inny – Artur. Jego młodszy brat majaczył w tle jako jasnowłosy karzełek, którego przezywali Paluchem i któremu nigdy nie pozwalali się z nimi, starszymi, bawić, wobec czego zapisał się we wspomnieniach jedynie jako tło. Gab nie pamiętała nawet jego imienia; po głowie kołatało się jej jedynie kpiarskie

przezwisko. – Oczywiście, teraz pamiętam – skłamała niezgrabnie. Zastanawiała się, czy wyszłaby na przeczuloną panikarę, gdyby wyrwała Paluchowi Korzewskiemu walizkę. Tonem usprawiedliwienia dodała: – Myślałam, że przyjedzie po mnie mój ojciec. Trochę poniosła ją fantazja, bo od momentu, gdy poinformowała rodziców o dokładnej dacie swojego przyjazdu, ani razu nie padły słowa „przyjadę po ciebie” czy „odbiorę cię”. Prawdę mówiąc, ojciec w ogóle się do niej nie odezwał (nie licząc burkliwych pomruków), od dziesięciu lat niezmiennie naburmuszony, nieprzegapiający żadnej okazji do ostentacyjnego pokazania jedynej córce, co myśli o tym, że wyleciała z rodzinnego gniazdka na tak długo. Kompletnym zaskoczeniem był jednak fakt, że po Gabrielę na stację przyjechał sąsiad. – Pan Szyller poprosił mnie o przysługę. – Paluch także nie kłamał za dobrze, na dodatek rumieniąc się, jak na gołowąsa przystało. Machnął ręką w nieokreślonym kierunku. – Zaparkowałem kawałek dalej, bo jak zwykle nie było gdzie stanąć. I nie rób takiej przerażonej miny. Mam prawo jazdy od pół roku. – Spodziewałabym się raczej, że pofatyguje się po mnie twój brat. Paluch Korzewski zamrugał. Gab też. Wcale nie zamierzała mówić tego na głos. – Mój...? – zawiesił głos. – Artur. Bawiliśmy się razem jako dzieci, zanim wyjechałam. – Nie wiesz. – Czego nie wiem? – zaniepokoiła się Gabriela. Coś na twarzy Palucha sprawiło, że poczuła nawrót nerwowych skrętoskłonów wnętrzności. – Że mój brat... że Artur zaginął.

ciąg dalszy nastąpi


12

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

BIBLIOTEKA WACŁAWA WERNERA

ŚWIĘTA Z TRADYCJĄ

WAŻNE

Z

TELEFONY ALARMOWE: POGOTOWIE GAZOWE:

okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia w filii Biblioteki w Otrębusach w listopadzie odbyły się warsztaty rękodzielnicze dla dorosłych pt. „Magia Świąt”, poprowadzone przez naszą Czytelniczkę i Przyjaciółkę Biblioteki, mieszkankę Otrębus, panią Elżbietę Jóźwik. W miłej i sympatycznej atmosferze, przy aromatycznej herbatce i domowym cieście, powstały przepiękne ozdoby choinkowe: wstążeczkowe bombki, choinki i szydełkowe gwiazdki. Zachęcamy naszych Czytelników do zapoznania się z księgozbiorem dotyczącym tradycji i historii Świąt Bożego Narodzenia, z książkami kucharskimi, poradnikami o własnoręcznym wykonywaniu ciekawych ozdób świątecznych albo prezentów

dla najbliższych.W naszych zbiorach znaleźć można imponującą liczbę pozycji dla najmłodszych, z piękną oprawą graficzną i ciekawymi tekstami literackimi. Książki te dostępne są we wszystkich placówkach Biblioteki. Zachęcamy również do korzystania z pozostałych pozycji naszego bogatego księgozbioru, który wciąż uzupełniamy nowymi książkami oraz audiobookami. Na łamach kolejnych numerów gazety będziemy zamieszczać recenzje wybranych nowości, które będą dostępne w filii Biblioteki w Otrębusach. BIBLIOTEKA GŁÓWNA Brwinów, ul. Grodziska 12 bibliotekawbrwinowie@tlen.pl Tel. 22-729-57-55

FILIA W OTRĘBUSACH Otrębusy, ul. Wiejska 1 bibliotekaotrebusy@poczta.onet.pl Tel. 22 758-50-79

Wszystkie informacje o bibliotece, katalogu i aktualnościach dostępne są na stronie www.biblioteka. brwinow.pl i na naszym Facebooku.

Wszystkim naszym Czytelnikom, Przyjaciołom i Mieszkańcom Gminy Brwinów życzymy zdrowych i pogodnych Świąt Bożego Narodzenia. Niech ten czas spędzony w gronie najbliższych napełni Wasze serca spokojem i radością. Dyrektor i Pracownicy Biblioteki Publicznej im. Wacława Wernera w Brwinowie REKLAMA

Numer alarmowy: 992 POGOTOWIE ENERGETYCZNE: PGE Rejon Energetyczny Pruszków, tel. 991, 22 738 23 00, 22 738 23 22, 22 758 68 15 Zgłaszanie awarii lamp ulicznych 22 720 39 07 BEZPIECZEŃSTWO: Komisariat Policji Brwinów, ul. Leśna 7, tel. 22 729 69 25, 22 729 79 97 Ogólnopolskie numery alarmowe: 997, 112 Ochotnicza Straż Pożarna Brwinów, ul. Pszczelińska 3, tel. 22 729 59 46 Ogólnopolskie numery alarmowe: 998, 112 Straż Miejska Brwinów, ul. Grodziska 12, tel. 22 729 29 50, 22 729 63 94, 986 - bezpłatny numer z terenu gminy


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.