Goniec Mazurski 347

Page 1

WIEŚCI Z RATUSZA


2

PEREŁKI

MAZURSKI GONIEC

TERRORYZM PO... GIŻYCKU

Za górami, za lasami żyła sobie piękna, niezależna, pewna siebie księżniczka. Miała niezłą fuchę łapała pędzące drogą ślimaki do gminnego durszlaka. Pewnego razu natrafiła na kaczora gnającego pełnią sił brzegiem nieskazitelnie czystego stawu w pobliżu jej zamku. Kaczor wskoczył księżniczce na kolana i powiedziała: - Piękna Pani, byłem przystojnym księciem, aż pewnego razu zła wiedźma rzuciła na mnie urok. Jednakże jeden Twój pocałunek wystarczy abym znów stał się młodym, żwawym księciem, jakim byłem przedtem. Wtedy, moja słodka, weźmiemy ślub i będziemy razem z moją matką gospodarować w tym zamku. Tam będziesz przygotowywać mi posiłki, prać moje ubranie, rodzić mi dzieci, i będziemy żyli długo i szczęśliwie... Życie pokazało swoje oblicze, straciła wszystko. Tego wieczoru, wielce wnerwiona po stracie zamku i ksiecia, przygotowując kolację, przyprawiając ją białym winem i sosem śmietanowo-cebulowym, księżniczka klnąc i chichocząc cichutko pomyślała: - No k..wa, nie sądzę... I dalej przewracała skwierczące na patelni udka w panierce otrzymane w świątecznej reklamówce od ulubionego wójta.

Z opisywanym dziś problemem nie spotykamy się zbyt często, jak dotąd kraj nasz jest teoretycznie wolny od wszelkiego rodzaju działania zmierzającego do zastraszenia nas. Czym jest terroryzm w teorii? Terroryzm – użycie siły lub przemocy psychicznej przeciwko osobom lub własności z pogwałceniem prawa, mające na celu zastraszenie i wymuszenie na danej grupie ludności lub państwie ustępstw w drodze do realizacji określonych celów. Działania terrorystyczne mogą dotyczyć całej populacji, jednak najczęściej są one uderzeniem w jej niewielką część, aby pozostałych obywateli zmusić do odpowiednich zachowań. Termin „terroryzm” wywodzi się od języka greckiego -treo – „drżeć, bać się”; „stchórzyć, uciec” oraz łacińskiego terror, -oris – „strach, trwoga, przerażenie”, lub „straszne słowo, straszna wieść” i pochodnego czasownika łacińskiego terreo – „wywoływać przerażenie, straszyć”. Na tej podstawie można bardzo ogólnie zdefiniować terroryzm jako sianie strachu i grozy poprzez terror. Być może niejeden z Was mruknie – co on chrzani, przejdź do sedna sprawy! Giżycko jest niewielką miejscowością i wszyscy (lub prawie wszyscy) znają się tu od lat. Jeszcze do niedawna jedynymi lokalnym działaniami „terrorystycznymi” był klaps na tyłku niesfornego dziecka lub walki dzieciaków o podwórkowe przywództwo. Czasy się zmieniały, ludzie też. Już mieliśmy przypadki wymuszania haraczy, podpalenia drzwi wejściowych do mieszkań czy „opornym” z dymem puszczano samochody. Obicie przysłowiowej gęby było ćwiczeniem delikatnym, a dźgnięcie nożem zaprawą do przyszłych rozbojów. O wielu

zajściach nikt nie wiedział, dziś media trąbią o nich z rozbrajającą szczerością. Zdarzenie które chciałem opisać, a które być może zostanie podzielone na dwie lub trzy części, wydarzyło się tu w Giżycku, pod naszym nosem, na parkingu dużego sklepu. Bohaterem (poszkodowanym) jest spokojny, nikomu nie wadzący giżycczanin, praktykujący architekt, znany w swoim środowisku jako Solidna Firma. Jako inżynier budownictwa prowadził

w miarę spokojne działanie w swojej pracowni i w terenie. Otrzymując kolejne zlecenie budowlane kilkanaście lat wstecz, nigdy by nie spodziewał się, że jego życie za kolejne kilka lat stanie się udręką, zmuszony zostanie do walki o swoją godność, szacunek i... życie. Na prośbę inwestora, który jest właścicielem wielce dochodowej firmy „przewozowej” a która ma żywot zapewniony „do końca świata i dzień dłużej”, nasz bohater – architekt wykonuje projekt zmian jakich życzy sobie inwestor. Prace projektowe zostają wykonane w terminie, resztę działań związanych z budową wykonuje firma specjalistyczna. Po dłuższym czasie inwestor zwraca się do znanego nam architekta z prośbą by ten oddał wykończony budynek do użytku. Jak wiadomo taka czynność wymaga odrobiny czasu. Tu na drodze do „legaliza-

JAK MOŻNA SIÊ DOMYŚLAĆ MEDYK DOSTAŁ PODZIEKOWANIA ZA KSZTAŁCENIE RATOWNIKÓW MEDYCZNYCH OD SPÓŁKI SZPITAL GIŻYCKO

cji” stanęły problemy – brak zgłoszenia rozpoczęcia robót budowlanych oraz brak dziennika budowy. Stwarzało to dodatkowe kłopoty, tym bardziej, że dawno (dwa lata) przedawniło się pozwolenie na budowę. Istniała oczywiście możliwość legalizacji gotowego obiektu, ścieżka działań była uciążliwa ale możliwa do pokonania. Opinia Państwowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego plus projekt zmienny, troszkę biegania po urzędach i po kilku miesiącach budynek można było legalnie zasiedlić. O możliwości takiego rozwiązania został poinformowany inwestor, odbyło się to w ich giżyckim burze. I tu rozpoczął się chocholi taniec właściciela budynku, głównego winowajcy niedociągnięcia jakim był brak dokumentacji i przeciągnięcie trybu postępowania administracyjnego związanego z legalizacją budowy. Z wypowiedzi architekta wynikło że doszło do ostrej wymiany zdań, a wręcz został on słownie zaatakowany przez właściciela domu. Nasz bohater – architekt został obarczony odpowiedzialnością za zaistniałą sytuację, posądzony o branie pieniędzy a rozmowa została zakończona stwierdzeniem – „że jeżeli nie chce jej pomóc to ona załatwi inaczej”. Cóż Drodzy Czytelnicy od słowa do czynu już pozostał tylko niewielki margines. Wydawało się, że temat został zamknięty, pogróżki i groźby odeszły w niepamięć, niestety nie. Kilka miesięcy później pan architekt, będąc poza granicami kraju, otrzymuje kilka telefonów w tym ten, od osoby, z którą przyjdzie mu spotkać się na terenie Giżycka w sytuacji niezwykle skomplikowanej, zagrażającej jego zdrowiu i życiu. Owo życie pisze różne scenariusze, ten który dziś rozpocząłem pokaże że terroryzm w naszym życiu wcale nie musi mieć wyglądu zarośniętego taliba. CDN.

CICHE MARZENIA BURMISTRZA

PRZED WYBORAMI

PRZED DRUGĄ TURĄ WYBORÓ́W


PEREŁKI

BYŁA MISS-ka, CZAS NA DISCO Siedem lat po tym, jak sięgnęła po koronę najpiękniejszej kobiety na Warmii i Mazurach, postanowiła podbić… scenę disco polo. Wokalne zdolności Anety Rudzińskiej z podgiżyckich Wilkas będą mogli Państwo ocenić już w najbliższą sobotę zasiadając wygodnie przed telewizorem. Udział w castingach do trzeciej edycji programu „Disco Star”, emitowanego na kanale „Polo TV”, to nowe, ale nie pierwsze muzyczne doświadczenie w życiu niespełna 27-letniej wilkasianki, która próbowała już swoich sił w innych komercyjnych „talent show” (m.in. w „Szansie na sukces”). Była miss twierdzi, że discopolowe hity nie są jej obce, choć znacznie bliższe sercu pozostają utwory Marka Grechuty, Alicji Majewskiej czy Edyty Geppert. Na precasting do Białegostoku Aneta Rudzińska przyjechała jednak z piosenką „Co mi, Panie, dasz?” z repertuaru grupy „Bajm”. – Jury było troszkę zszokowane, odniosłam wrażenie, iż nawet nieco oburzone, że wybrałam utwór „spoza branży” – mówi pani Aneta. – Ostatecznie uznało jednak, że warto dać mi szansę w kolejnym etapie. Tu wspomnieć należy, iż w stolicy Podlasia wykonawców – amatorów oce-

niały discopolowe tuzy na czele z liderem popularnych „Boysów” Marcinem Millerem (notabene prowadzącym program „Disco Star”). Na kolejny casting Aneta Rudzińska udała się po kilku dniach – tym razem do Warszawy. I już nie z wybranymi przez siebie, ale narzuconymi przez organizatorów piosenkami. – Zaśpiewałam tam „Przemyśl swój wybór, malutka” zespołu „Boys” i „Kocham się w Tobie” z repertuaru „Pięknych i Młodych” – opowiada Miss Warmii i Mazur 2008. – Miałam fatalny podkład muzyczny, dla mnie zdecydowanie zbyt wysoki, więc nie do końca byłam zadowolona ze swego występu. A czy „wykon” pięknej brunetki z Mazur spodobał się surowemu jury, czyli Marcinowi Millerowi, Shazzie, Bart kowi Pa dyaskowi („D -Bomb”) i Patrykowi Pegzie („After Par ty”)? Nie, nie, Mili Państwo – tego już nie zdradzimy! Wszystkich zapraszamy za to przed telewizory w najbliższą sobotę o godz. 18.00. Kanał „Polo TV” jest dostępny w cyfrowej telewizji naziemnej. Bogusław Zawadzki Zdj.1 archiwum własne Zdj.2 W. Albowicz

Złodziejskie państwo Minimum egzystencji – koszyk dóbr, niezbędnych do podtrzymania funkcji życiowych człowieka i sprawności psychofizycznej. Uwzględnia on jedynie te potrzeby, których zaspokojenie nie może być odłożone w czasie, a konsumpcja niższa od tego poziomu prowadzi do biologicznego wyniszczenia i zagrożenia życia. W skład koszyka minimum egzystencji wchodzą potrzeby mieszkaniowe i artykuły żywnościowe. Łączny koszt nabycia (zużycia) tych dóbr określa wartość koszyka, która stanowi granicę ubóstwa skrajnego. Ubóstwo skrajne – pojęcie stosowane w statystykach międzynarodowych na oznaczenie krańcowej biedy. W 2011 roku w Polsce war tość minimum egzystencji dla samotnej osoby dorosłej wyniosła 500,68 zł, dla emeryta 474,20 zł, a najniższa war tość minimum egzystencji per capita (394,54 zł) przypada na dwuosobowe gospodarstwo emeryckie. Innymi słowy jest to minimalna kwota za którą można przetrwać, niczym zwierzę. Tyle na temat ubóstwa, biedy i nędzy Wikipedia. Dwoje starszych emery tów (czę sto scho rowa nych) jeśli ma dochody 2 X 394,54 zł, czyli 9 468,96 rocznie musi odprowadzać do Urzędu Skarbowego po-

datek w wysokości 57 złotych miesięcznie, bo przekroczyło próg podatkowy, które złodziejskie państwo biu ro kra tów usta li ło na 3091 zł, czyli tyle możemy zarobić rocznie bez płacenia podatku. Niejeden debilny bandzior dałby się przekonać, że zdzieranie haraczu z tych ludzi po prostu nie wypada. Wydział Gospodarki Mieszkaniowej i Komunalnej Urzędu Miasta w Mysłowicach w drodze konkursu w sprawie łapania i wywozu bezdomnych psów do schroniska wyłonił firmę, która bierze 1400 zł od psa. Pies musi przeżyć, człowiek niekoniecznie. Od czego mamy rok wyborczej kiełbasy.

Decyzja rządu ws. projektu nowelizacji Ordynacji podatkowej zapadnie w najbliższym czasie – mówi wicepremier, Janusz Piechociński. Projekt zawiera wiele zmian korzystnych dla podatników oraz krytykowaną przez biznes klauzulę przeciw unikaniu opodatkowania. Projekt przygotowują wybitni specjaliści z Ministerstwa Finansów, czyli ci sami, którzy przez 25 lat spieprzyli wszystko co dało się spieprzyć. Matołki z Ministerstwa Finansów ostatnio wpadli na „genialnego pomysła” i z dnia na dzień zmienili interpretację przepisów w sprawie stawek, szczegółowego sposobu i trybu

udzielania i i rozliczania dotacji do posiłków sprzedawanych w barach mlecznych. Dotacje pozostaną, ale... jeśli nie będą stosowane przyprawy. Łażą zatem po barach i sprawdzają. Jest kiełbasa w bigosie, albo boczek w grochówce? Nie daj Boże pieprz lub papryka. Właściciel musi zwrócić dotację. Bary mleczne to miejsce spożywania posiłków dla ludzi uboższych (studentów, emerytów, rencistów), ale jednak dla ludzi, nie dla świń. Jak się żre kolacyjki za 1400 zł na koszt podatnika (bez podatku oczywiście) to w mózgach panów ministrów tworzą się wrzody i rodzi to takie efekty polityki podatkowej. Mafia urzędniczo-skarbowa jest w naszym kraju państwem w państwie. Stała się zgrają matołków działających poza jakąkolwiek kontrolą. Bezkarnie zniszczono wiele firm, przedsiębiorców i miejsc pracy. Nie znany jest ani jeden przypadek, aby ktoś z nich poniósł jakiekolwiek konsekwencje. Przyłącz się do akcji społecznej i spróbujmy razem wyrwać im bat. Być może to nic nie zmieni, ale jako obywatele musimy wywierać presję na rządzących by wreszcie było w miarę normalnie.

MAZURSKI GONIEC

3


4

ZNANE I NIEZNANE

MAZURSKI GONIEC

TO MNIE WNERWIA!

Wyciszmy emocje. Być mo że z grun tu rze czy nie ko niecz nie od powied nie po rów na nie, lecz naj pro ściej mówiąc zwrot: nie py taj się co to bie mo że da Kraj, lecz co ty mo żesz zro bić dla nie go jest naj bardziej ade kwat ny. Ta na sza ma ła oj czy zna w ostat nim okre sie cza su sta ła się sa kra menc ko rosz cze niowa. Ze wszyst kich stron słychać je dy nie co na sza lo kal na wła dza zro bi ła, co obie ca ła, dla cze go re ali za cji nie któ rych po su nięć ka drowych tak dłu go trawa. Do te go do cho dzi ja kiś, dia bli wie dzą kto to wy myślił, syn drom 100 dni. Prze cież te ocze ki wa nia słusz ne, czy też nie, dotyczą mi nio nych kil ku lat po przed niej wła dzy. Ba. Dla cze go tyl ko 100 dni, a nie 75 lub 200?!. W tym wszyst kim naj bardziej zja dli we ocze ki wa nia dotyczą zmian perso nal nych. Mal kon tenc cy kry ty kan ci naj czę ściej ocze kują usu nię cia z tzw. „stoł ków” lu dzi, któ rzy by li lojal ni, wy ko ny wa li swoją pra ce zgod nie z upla sowa niem struk tu ral nym w Urzę dach. Ten któ ry wy ko ny wał po le ce nia sze fa (sze fowej) dziś z te go powo du ma odejść z pra cy bo… był na usłu gach po przed niej wła dzy. W nie licz nych przy pad kach słysza łem w tej total nej kry tyce kie dy to mówi się o fa chowo ści tych osób, o ich su mien no ści, a zwłasz cza lojal no ści. Od sy łam do prze stu diowa nia Ustawy o pra cow ni kach sa mo rzą dowych. Tam wła śnie kła dzio ny jest na cisk na fa chowość, rzetel ność itd. I na ja kich wa run kach moż na da ne go urzęd ni kach od wo łać lub mia nować (USTAWA z dnia 21 li sto pa da 2008 r. o pra cow ni kach sa mo rzą dowych). Oczy wi ście, kto jest bez wi ny …. Moja sympa tia do na sze go gro du przed kła da się na za in te re sowa nie hi sto rią na sze go mia sta. Ostat nio pod czas spotka nia na te mat ulic w Lötzen – Gi życ ku, kie rując się emo cja mi wystą pi łem z ha słem przy wró ce nia na zwy ul. gen. Za jącz ka zmie nio nej w dniu 25 stycz nia 1969 ro ku na ul. Wy zwo le nia. Po mysł ni by sam w so bie faj ny, jed nak argu men ty obec ne go na spotka niu Pa na Bur mi strza do tar ły do mnie. W chwi li obec nej nie czas na ró że kie dy pło nie las. Aby wła śnie wy wią zać się ze reklama

Walka w bliskim kontakcie

zło żo nych obiet nic istot ne w du żej mie rze są pie nią dze (a któ rych tak na praw dę jest b. ma ło) wy dawa ne w spo sób roz waż ny i beż emo cji któ ry mi oso bi ście się kie rowa łem. Po nad to ta kowa zmia na ob cią ży miesz kań ców róż nej wiel ko ści wy dat ka mi (zmia na ad re sów, mel dun ki itp. itd.). To wła śnie w ta kich mo men tach oka zuje się, że ta szyb kość po dej mowa nia de cy zji jest bardzo waż na. Po otrzy ma niu od powie dzi od Pa na Burmi strza, oso bi ście zo sta łem prze ko na ny co do je go argu men tów. I być mo że ja ko 64 uli ca w Gi życ ku powró ci ul. gen. Za jącz ka. Na za koń cze nie do dam tyl ko, że tym wszel kiej ma ści spe cja li stom, fa chowcom od „rzą dze nia” su ge ruję, aby już dziś przygotowy wa li się do ko lej nej kampa nii wy borczej, a na dziś daj cie spo kój obec nej „wła dzy” pod nad zo rem wy bra nych po raz pierwszy w okrę gach jed no man da towych Rad nych. To na tym po le ga de mo kra cja, aby na si wy brań cy zaj mowa li się czyn no ścia mi do któ rych zo sta li przez nas powo ła ni, a nie zaj mowa li się udzie la niem wy ja śnień, tłu ma czy li się ze swo ich ak tu al nych po czy nań. Oni ma ją re ali zować usta lo na po li ty kę i daj my im szan se na jej re ali za cję nie tyl ko na 100 dni, lecz przez ca łą ka den cję. I do pie ro wte dy bę dzie my mo gli (w formie kar ty wy borczej) oce nić ich efek tyw ność. Boh dan Ma kowski s. Wła dysława PS. Zda ję so bie sprawę, że ta przysłowiowa czwar ta wła dza (me dia) speł nia ją się po przez wła śnie prze kaz ocze ki wań spo łecz nych, nas miesz kań ców. Zda ję so bie sprawę, że mo gą wystą pić pro ble my nie prze wi dy wal ne, a wy ma ga ją ce nie zwłocz nych dzia łań. Ja to ro zu miem, lecz czy ta jąc ostat nie go „Goń ca” ode bra łem te 100 dni jak ul ti ma tum, jak groź bę: bój się Pa nie bur mistrz i śpiesz bo my już cze ka my i po tych 100 dniach do pie ro się za cznie. Praw da że Pa ra noja. Te sto dni ni gdy, ale to ni gdy nie wy pa dły po myśl nie w na szej powojen nej hi sto rii od Pre zy den ta gen. W. Ja ru zel skie go po czy na jąc, a na Pa ni Pre mier E. Ko pacz koń cząc. Sta nowi ły je dy nie przyczy nek wła śnie do mal kon tenc kich na rze kań i kry ty ki. BM

Żołnierze 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej przygotowują się do I Mistrzostw Wojska Polskiego w Walce w Bliskim Kontakcie. W dniach 02 – 17.03.2015 roku w 15 Giżyckiej Brygadzie Zmechanizowanej odbywa się zgrupowanie reprezentacji 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej do I Mistrzostw Wojska Polskiego w Walce w Bliskim Kontakcie. Trenerem reprezentacji jest instruktor Krav Maga oraz trener MMA, żołnierz 15GBZ, kpt. Tomasz Dembiński. Jednocześnie będzie

on startował w zawodach jako zawodnik. Pomagają mu instruktorzy z uprawnieniami do prowadzenia treningów w sportach walki Mixed Martial Arts (MMA) oraz zapasach. Są to szer. Dawid Kotowicz z 2 Ośrodka Radioelektronicznego oraz szer. Tomasz Zawadzki i szer. Tomasz Rogisz z giżyckiej brygady. Wszyscy instruktorzy mają już wysokie osiągnięcia w sportach walki. Tekst: kpt. Dariusz Guzenda, kpt. Tomasz Dembiński Zdjęcia: kpt. Dariusz Guzenda

Z ŻYCIA GIŻYCKIEGO GARNIZONU


IV

MAZURSKI GONIEC

Na prośbę Sekretarza Zarządu MTS Marciana Szwaja zerknąłem na rozgrywki II ligi piłki ręcznej kobiet, który rozegrany został w dn.15.03.2015 o godz.13.00 w hali MOSiR ul.3-go Maja 21 pomiędzy MTS Gi życ ko a MTS Kwi dzyn. Przy znam, że przez tek kilkanaście minut jakie spędziłem na sali zaskoczony byłem tempem działań obu drużyn. Dziewczyny będące w ataku na bramkę przeciwniczek chwilami sprawiały wrażenie o braku ciążenia ziemskiego. Niestety, jak to bywa w akcji, czasami to ciążenie sprowadzało je do „par te ru”. Za miesz czam dziś kil ka zdjęć z tej pasjonującej walki. Zdaniem trenera: niestety niezbyt radosne wieści na temat meczu - wynik 26 do 46 dla MTS-u Kwidzyn, dosyć wysoka porażka ale graliśmy z aktualnymi vice-mistrzyniami Polski juniorek. W drużynie “szpital” - bramkarka Ada Gawejko

ODROBINA SPORTU grała z gorączką, rozgrywająca Gosia Kraj kontuzja kolana poza tym kilka zawodniczek lekko przeziębionych, nie grała też druga bramkarka. Dziewczyny trzymały wynik do 11 minuty, potem stracone seryjnie cztery bramki, parę błędów własnych i już ciężko było gonić wynik. Do przerwy 12:24 i to już ustawiło wynik końcowy. Pomimo dużej przewagi kwidzynianek, nasze dziewczyny walczyły ambitnie i z "sercem", za co wielkie dzięki. Zespół MTS Giżycko zawsze walczy do końca, pomimo tego, w tym starciu uległ wyżej notowanym rywalkom. Indywidualnie nie będę oceniał zawodniczek (moja ocena będzie subiektywna i zawsze bedę chwalił) wydaje się że pomimo przegranej cały zespół zaangażowaniem i ambicją zasłużył na słowa uznania. Właśnie za walkę, za ambicję i za tzw."serducho", pomimo wyraźnej dominacji przeciwniczek.

DRUŻYNA GIŻYCKA

„KWIDZYNIANKI”

reklama


GMINA GIŻYCKO W dniu 8 grudnia 2014r. zostałem uroczyście zaprzysiężony na Wójta Gminy Giżycko, a już następnego dnia poinformowano mnie, że jest duży problem ze zbilansowaniem budżetu. Okazało się, że w kasie Gminy brakuje pieniędzy na bieżące zobowiązania. Ponadto Dyrektor GOKiR-u złożył wniosek o zwiększenie planu finansowego o 90 000 zł, ponieważ zabrakło środków na wypłatę wynagrodzeń dla pracowników etatowych.Byłem zmuszony do podjęcia szybkich decyzji, by ratować budżet Gminy. Udało się przesunąć na rok 2015 spłatę zobowiązań wobec GZK w wysokości około 890 000 zł. Ten zabieg umożliwił zrealizować bieżące zobowiązania wymagalne, natomiast płatności z tytułu składki ZUS oraz podatki, zostały przesunięte do uregulowania w 2015 roku. Podczas grudniowej sesji radni podjęli uchwałę o zwiększenie limitu krótkoterminowego kredytu do 2 000 000 zł, aby na początku stycznia można było uregulować zaległe zobowiązania. W styczniu Pani Skarbnik Gminy wstępnie oszacowała wysokość zaległych zobowiązań z roku 2014. Mamy do czynienia z paradoksem, gdyż dochód na jednego mieszkańca gminy jest powyżej średniej krajowej, a mimo tego w 2014 roku nie wystarczyło środków na bieżące funkcjonowanie. Biorąc pod uwagę prognozę zmniejszenia wpływów podatkowych w 2015 r. o prawie 700 000 zł oraz uregulowanie ubiegłorocznego zo-

Porozmawiamy dzisiaj ze świeżo upieczonym sołtysem wsi Bystry, panem Mirosławem Antoniakiem. Panie Mirosławie, na początek proszę powiedzieć dlaczego zdecydował się pan kandydować na stanowisko sołtysa?

– Zdecydowałem się złożyć swoją kandydaturę, bo sprawy mojego sołectwa są dla mnie bardzo ważne. Myślę, że najwyższa pora, aby władze gminy zwróciły uwagę na naszą miejscowość. Bystry zasługuje na o wiele większe zainteresowanie ze strony władz. – W jaki sposób chciałby Pan to zainteresowanie zwiększyć?

– Przede wszystkim nie zamierzam walczyć o dobro naszego sołectwa samotnie. Jest wiele osób, którym tak samo jak mi, zależy na rozwoju Bystrego. Liczę na ścisłą współpracę z naszym radnym, Piotrkiem Kwiatkiem, a także na wsparcie Pana Wójta. Oprócz tego myślę, że wiele dobrego przyniosą konsultacje z radą sołecką. – Sprawia Pan wrażenie człowieka, który z entuzjazmem i wiarą patrzy w przyszłość Bystrego. reklama

bowiązania w kwocie około 1 500 000 zł istnieje zagrożenie, że na koniec roku może zabraknąć 2 000 000 zł. Dla te go szu kam oszczęd no ści. Już w grud niu od wo ła łem za stęp cę i zli kwi dowa łem jed no sta nowi sko pra cy w urzę dzie. W ra mach oszczęd no ści (po mi mo, że te go wcze śniej nie de kla rowa łem), wstrzy ma łem się z powo ła niem nowe go za stęp cy. Na to miast gru pa rad nych wystą pi ła z ini cja ty wą roz wią za nia Stra ży Gmin nej i na po przed niej se sji przy ję to ta ką uchwa łę. W tym ro ku na utrzy ma nie Stra ży Gmin nej mie li śmy prze zna czyć kwotę 350 000 zł. Nadal szukam możliwości racjonalizacji wydatków, tak by gmina mogła rozwijać się dla dobra wspólnego mieszkańców. Marek Jasudowicz Wójt Gminy Giżycko Ustosunkowując się do informacji o rzekomych nieprawidłowościach podczas zebrania sołeckiego w Wilkasach, po przeanalizowaniu protokołu z zebrania, stwierdzam, że nie znajduję uchybień w przeprowadzonej procedurze wyborów. Zebranie wiejskie w Sołectwie Wilkasy odbyło się 2 lutego 2015 roku. Na listę obecności wpisało się 98 osób. Wszystkie wpisane osoby były uprawnione do głosowania w sołectwie Wilkasy. W głosowaniu wzięło udział 97 wyborców. Łącznie na wszystkich kandydatów oddano 95 głosów ważnych. Poszczególni kandydaci otrzymali: Pierwszy kandydat – 70 głosów Drugi kandydat – 12 głosów Trzeci kandydat – 13 głosów W lokalu wyborczym miały prawo przebywać osoby spoza sołectwa, które nie wpisały się na listę obecności i nie brały udziału w głosowaniu. Trzyosobowa Komisja Skrutacyjna przeprowadziła głosowanie i ustaliła jego wyniki. Zgodnie ze Statutem Sołectwa każdy mieszkaniec mający czynne prawo wyborcze mógł w ciągu 7 dni od dnia wyborów wnieść protest przeciwko wyborom. W tym roku w gminie nie złożono ani jednego protestu związanego z wyborami sołeckimi.

SOŁTYS BYSTREGO – Bo wierzę w ludzi. Wierzę w naszych mieszkańców i przedstawicieli władz. Wierzę w to, że razem uda nam się osiągnąć jak największe korzyści dla naszego sołectwa. Do tego jednak potrzeba jest współpraca i szczere, dobre chęci. – Jak przedstawia się pańska wizja Bystrego? Jakie cele stawia Pan sobie jako sołtys?

– Marzy mi się czyste, schludne i przede wszystkim bezpieczne sołectwo. Marzy mi się miejsce, gdzie każdy mógłby czuć się dobrze, spokojnie. Chciałbym stworzyć dobrze rozbudowane place zabaw, oraz place rekreacyjno-wypoczynkowe. Myślę, że „Orlik” powinien bardziej zachęcać dzieci i młodzież. – W jaki sposób zamierza Pan to osiągnąć?

– Czystość i porządek to przede wszystkim dobra współpraca z Gminnym Zakładem Komunalnym. Zależy mi oczywiście, żeby owa współpraca miała miejsce zarówno w okresie zimowym, jak i let-

nim. Na pewno jedną z kluczowych kwestii będzie rozważne zarządzanie funduszem sołeckim. Jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc w Bystrym jest przejście na naszą plażę. Poziom bezpieczeństwa znacznie się podniesie, jeśli uda nam się zamontować barierki wzdłuż chodnika. Oprócz tego istotną sprawą jest poprawa oświetlenia w całym sołectwie. – Jest coś na co chciałby Pan zwrócić szczególną uwagę?

– Sądzę, że należy pomóc w rozreklamowaniu naszych szkół. Jeśli swoje dzieci będziemy posyłać do innych szkół podstawowych czy gimnazjów, wkrótce te nasze przestaną być potrzebne. Myślę, że nie o to przecież walczyliśmy, żeby pozwolić na zamknięcie własnych szkół. – Dziękuję zatem za ten krótki wywiad i życzę, żeby wszystkie cele zostały osiągnięte.

– Ja również dziękuję i myślę, że wspólnie uda nam się naprawdę wiele dobrego zdziałać.

MAZURSKI GONIEC

V


MOTORYZACJA

MY NARÓD? NIE - KIEROWCY Polacy. Ludzie o podwójnej osobowości Dr Jekyll i Mr Hyde... Znacie tę historię? To bohaterowie noweli Roberta Louisa Stevensona o cenionym lekarzu (Mr. Jekyll), który po wypiciu wynalezionego przez siebie eliksiru przekształca się w ucieleśnienie zła i pod postacią Mr. Hyde'a grasuje po londyńskich ulicach, m.in. mordując staruszka. Również w świecie zmotoryzowanych Polaków nie brakuje ludzi o podwójnej osobowości, przy czym "eliksirem" powodującym przemianę osobowości, z reguły w kierunku odwrotnym niż w przypomnianej wyżej opowieści, jest przekroczenie granicy naszego kraju. Kierowcy, którzy szaleją po polskich drogach, za nic mają przepisy ruchu drogowego i zasady kultury obowiązujące na jezdni, za granicą w zadziwiający sposób pokornieją, pilnie przestrzegają limitów prędkości, zakazów wyprzedzania i nawet przez głowę im nie przejdzie, by zaparkować w niedozwolonym miejscu. Wypisz, wymaluj - Mr Hyde i Dr Jekyll. Takie zachowania tłumaczy się obawą przed mandatami, tam porażająco słonymi, u nas

rzekomo śmiesznie niskimi. Jednak strach przed uderzeniem po portfelu nie może być jedynym powodem owej cudownej przemiany rodzimych kierowców, tym bardziej, że jak wykazują analizy, różnice w wysokości mandatów, przynajmniej w przypadku niektórych krajów i rodzajów wykroczeń, wcale nie są tak ogromne, jak się nam wmawia. Ponadto w Polsce dochodzi dodatkowa, dla wielu szczególnie dotkliwa sankcja w postaci punktów karnych. Nie chodzi tu zatem jedynie o kasę. Równie ważną rolę odgrywa stres. Starsze pokolenie zmotoryzowanych Polaków pamięta czasy, gdy na wczasy nad Morze Czarne do bratniej Bułgarii czy Rumunii jeździło się skrótem przez kawałek Ukrainy, będącej wówczas częścią Związku Radzieckiego. - Granicę przekraczało się na przejściu w Medyce, co samo w sobie było dużym przeżyciem ze względu na zachowanie celników i wopistów [WOP - Wojska Ochrony Pogranicza, odpowiednik dzisiejszej Straży Granicznej - przyp. red.]. Zresztą zarówno ukraińskich, jak i polskich - wspomina je-

den ze znajomych. - Na pokonanie liczącej około 250 kilometrów długości trasy mieliśmy 24 godziny. Nigdzie nie wolno było zbaczać, czego pilnowały zainstalowane na wszystkich skrzyżowaniach posterunki tzw. GAI-u, czyli sowieckiej drogówki. Jechaliśmy powoli i ostrożnie, mając oczy dookoła głowy, ale i tak prawie nigdy nie udało się uniknąć problemów. Pamiętam jak kiedyś wyprzedziła mnie nieoznakowana Łada z dwoma umundurowanymi milicjantami w środku. Machnęli lizakiem. Zatrzymałem się i usłyszałem, że... dwadzieścia kilometrów przekroczyłem ciągłą linię na szosie. A zatem - sztraf, czyli kara. Trudno, płacę... O nie, nie... Aby zapłacić, muszę wrócić do mijanego wcześniej miasteczka i zgłosić się na tamtejszą komendę. Kłopot w tym, że kasa jest czynna tylko do 15, a teram mamy 16. Musiałbym więc zaczekać do jutra, ale wtedy przekroczę czas przeznaczony na tranzyt, za co zapłacę jeszcze wyższą karę. Czy jest jakieś inne wyjście? Oczywiście było... Ale co się nadenerwowałem, szkoda gadać... Czasy się zmieniły, lecz nadal nie brakuje krajów ze sko-

MAZURSKI GONIEC

rumpowaną policją, czyhającą na zagranicznych kierowców. Spotkanie z takim patrolem to nic przyjemnego. Jednak może jeszcze większe obawy wiążą się z wyjazdami do państw, słynących z niewzruszonej, pryncypialnej postawy stróżów prawa. Z takimi na pewno niczego nie załatwisz. Żadnych kompromisów, tłumaczeń, że nie zauważyłem, zamyśliłem się, a poza tym wiadomo - jadę na urlop, dzieci marudzą, żona zagaduje... Powodów do stresu jest wiele. Nie mamy gotówki w lokalnej walucie i funkcjonariusz drogówki wysyła nas do bankomatu. Nie znamy miejscowych przepisów, które w niuansach mogą różnić się od tych, które obowiązują w Polsce. No i nie rozumiemy, co mówi do nas policjant. Tu przypomina się anegdotka za czasów PRL... Przy radiowozie Milicji Obywatelskiej zatrzymuje się samochód z zagraniczną rejestracją. Kierowca zadaje załodze pytanie po angielsku. Milicjanci wzruszają ramionami - nie rozumieją. Pyta po niemiecku - to samo. Po francusku - ani be ani me. Po włosku - ni dudu. Zrezygnowany wsiada do auta i odjeżdża. Po chwili jeden z funkcjonariuszy mówi do kolegi:

5

NASZA MOTO DZIEWCZYNA - Wiesz, myślę, że powinni nas jednak uczyć języków obcych... - A po co? - dziwi się drugi z mundurowych. Widziałeś? Ten facet znał cztery, a i tak się

nie dogadał! Minęło wiele lat, ale jakoś podejrzewamy, że przywołany wyżej dowcip nie stracił na aktualności. Nie tylko zresztą w Polsce...

RACHUNEK SUMIENIA Czasami mamy post. Czas zatem na rachunek sumienia W Kościele katolickim zaczął się okres Wielkiego Postu. Zdecydowana większość Polaków deklaruje się jako ludzie wierzący. Dotyczy to zapewne również zmotoryzowanych. Czas zatem na rachunek sumienia. No dobrze, nie będziemy drobiazgowi i poprzestaniemy na siedmiu grzechach głównych... Grzech nr 1. Pycha. Spotykamy się z nią na co dzień. Czym bowiem, jak nie przejawem pychy są pogardliwe opinie o bliźnich – użytkownikach samochodów marek i modeli nie wiadomo dlaczego uważanych za obciachowe? Ich wykaz jest zaskakująco długi. Wieświageny, „audiki w tedeiku”, Bolidy Młodych Wieśniaków, samochody „z kurą na masce”, auta „na F”... Pycha jest też źródłem szyderstw z innych kierowców: „kapeluszników”, „bereciarzy”, skodziarzy, właścicieli małych aut ze słabiutkimi silnikami, domorosłych mistrzów tuningu. Pychą grzeszą ludzie przeświadczeni o swoich nadzwyczajnych umiejętnościach za kółkiem; przekonani, że tylko nieszczęśliwe zrządzenie losu sprawiło, iż nie ścigają się zawodowo na torach Formuły 1 lub nie rywalizują w rajdach serii WRC. Grzech nr 2. Chciwość. Wedle niezbyt eleganckiego powiedzenia, „wyżej d...y nie podskoczysz”. Otóż tysiące Polaków wciąż próbuje to uczynić. Dlatego starają się kupić za jak najmniejsze pieniądze jak najlepsze fury, które pozwolą zaim-

ponować otoczeniu i podbudować ego właściciela. A ponieważ kasy naprawdę często nie starcza, więc po kraju jeżdżą tysiące aut wywleczonych ze złomowisk i cudem trzymających się w jednym kawałku. Za to są to pojazdy prestiżowych marek i w najefektowniejszych wersjach. Czy taka postawa nie wynika z pazerności? Na cudze uznanie i pełne pożądliwości spojrzenia? Grzech nr 3. Nieczystość. Mawia się, że samochód stanowi przedłużenie ważnego organu męskiego ciała. Jeżeli tak, to jego rola w szerzeniu się grzechu nieczystości jest oczywista. Fajny wóz niewątpliwie ułatwia zawieranie znajomości męsko-damskich (w sprawie płci pozostańmy tradycjonalistami), przynajmniej w pewnych środowiskach i w określonym przedziale wiekowym. Pół biedy, jeżeli konsekwencją jest prokreacja. Szacuje się, że co najmniej kilkanaście procent Amerykanów urodzonych w latach 60. XX wieku zostało poczętych na tylnych kanapach tamtejszych ogromnych krążowni-

ków szos. My jeździliśmy wtedy furmankami, autobusami PKS i tramwajami. A jeżeli nawet samochodami osobowymi, to zdecydowanie mniejszych rozmiarów. Co na szczęście w jakimś stopniu chroniło Polaków przed pokusami natury cielesnej. Grzech nr 4. Zazdrość. Melchior Wańkowicz ukuł przed wielu laty tezę o bezinteresownej zawiści, jako narodowej cesze Polaków. Wszyscy chyba znają też opowieść o nadwiślańskim rolniku, który widząc, że sąsiad ma cztery krowy a on tylko dwie, nie modlił się do Boga z prośbą o trzecią i czwartą krowę dla siebie, ale o to, by tamtemu przynajmniej dwie zdechły. A najlepiej wszystkie cztery... Dziś takie myślenie przekłada się na świat motoryzacji. Są ludzie, którzy zielenieją z zazdrości widząc rodaka, który kupił sobie ekskluzywny samochód. I nic ich nie cieszy bardziej niż świeżutka rysa na całej długości nadwozia owego cacka. No, chyba że widok tegoż auta wywożonego na lawecie do warsztatu...

Grzech nr 5. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. Pal sześć jedzenie, gorzej z piciem. W ubiegłym roku policja przyłapała w Polsce ponad 140 tysięcy nietrzeźwych kierowców. A ilu umknęło kontrolom? Piłeś – nie jedź. Jeżeli wypiłeś, pojechałeś i udało ci się szczęśliwie dotrzeć do celu – po powrocie uderz się w piersi i przyrzeknij, że nigdy więcej... Grzech nr 6. Gniew. Oj, te pomstowania wobec innych kierowców, przekleństwa, to wygrażanie pięściami, pukanie się w czoło, te utarczki słowne, ba, niekiedy wręcz rękoczyny. Dla wielu kierowców podobne zachowania na drodze stanowią codzienność, niezależnie od ogólnego poziomu wychowania. Znamy ludzi, wykształconych, piastujących wysokie stanowiska, reprezentujących szanowane zawody, którzy po zajęciu miejsca za kierownicą natychmiast stają się, co tu owijać w bawełnę – zwykłymi chamami. Przepełnionymi gniewem osobnikami, za nic mającymi kulturę na jezdni. O dziwo, gdy wysiądą z auta, natychmiast w cudowny sposób odzyskują nienaganne maniery. Grzech nr 7. Lenistwo. Lenie miesiącami nie myją samochodu, tłumacząc się, że szampon narusza naturalne pH blachy. Leniom przez myśl nawet nie przejdzie, by sięgnąć po odkurzacz i usunąć piach, okruchy i całą resztę dziadostwa z wnętrza auta. Lenie wyrzucają zawartość popielniczki wprost za okno pojazdu. Leniom nie chce się zimą usuwać śniegu i lodu z szyb, hołdują jeździe „na czołgi-

stę”. Ale lenie również nie używają kierunkowskazów, nie włączają w pochmurny, deszczowy dzień świateł mijania, poprzestając na dziennych i parkują, tarasując chodnik, byle tylko nie trudzić się reklama

zbyt dalekim, ich zdaniem, Rachunek sumienia dokonany? No to teraz czas na solenną, szczerą obietnicę poprawy, która, jak wiadomo, jest koniecznym warunkiem rozgrzeszenia...


6

HUMOR

MAZURSKI GONIEC

CZASAMI GOŁO ALE NA WESOŁO

n OGŁOSZENIA DROBNE

- Dobrze Janie. Jan strzelił i jeleń padł. - Jak to zrobiłeś? - Trzeba celować w środek stada...

Szef do podwładnych: - Tyle razy wam zabraniałem palić w trakcie pracy! - Że niby kto pracuje? Opowiada przy herbacie hydraulik Patryk. Dostalim kiedyś wezwanie. Jadziem, patrzym, a tam roboty do h*ja. Zakasalim rękawy i po 3ech godzinach roboty było do kolan. Sekretarka do nowego szefa: - Chciałabym poinformować pana, że z poprzednim dyrektorem miałam doskonałe stosunki, dopóki nie postrzeliła go żona. Porządny stół w biurze porządnego dyrektora, zwyczajnie musi wytrzymywać dwie osoby... - Mój szef jest blady jak maca. - Mój jak maca to jest czerwony. Na pustyni misjonarz spotyka lwa. Przerażony żegna się i mówi: - Boże spraw, żeby ta istota miała chrześcijańskie uczucia. Na to lew przyklęka, żegna się i mówi: - Boże pobłogosław ten posiłek, który zaraz będę spożywał. - Misiu... mam do ciebie sprawę. - No słucham Cię, mów .. - No bo wiesz... Mam fortepian... i muszę go wnieść na 10 piętro w wieżowcu... i sam sobie chyba nie dam rady... - Pomogę Ci wnieść ten fortepian, jeżeli na każdym piętrze opowiesz mi zarąbisty kawał, taki żebym się posrał ze śmiechu... Króliczek pomyślał chwile... i zgodził się... Misiu wciąga fortepian...1 piętro, i misiu mówi: - No teraz opowiedz mi ten kawał... - No dobra... i opowiedział misiowi kawał... i misiu posrał się, ze śmiechu... i tak samo było na 2,3,4,5,6,7,8,9 piętrze... Na 10 piętrze misiu bardzo zmęczony i zasapany powiedział: - No to teraz, na koniec, opowiedz mi najlepszy kawał ze wszystkich... - Stary, jak Ci opowiem, to nie tylko się zesrasz, ale i zrzygasz i zeszczasz ze śmiechu... - Ok, wal... - To nie ta klatka... Przychodzi zajączek do lisicy. - Lisico chcesz zarobić 100$? - Chcę. - To daj mi całusa. Lisica myśli "lisa nie ma w domu, a 100$ piechotą nie chodzi". Dała więc zającowi całusa. A zając: - Chcesz zarobić jeszcze 100$? - Chcę. - To się rozbierz. Lisica się rozebrała. A zając: - A jeszcze 100$ to chcesz? - Chcę. - No to choć wykręcimy numerek! No i wykręcili taki numer, że aż zając się spo-

cił. Gdy skończyli zając się ubrał i poszedł do domu. Po jakimś czasie do domu lisicy wpada jej mąż i pyta: - Był zając? - No by by by był - mówi lisica przerażona. - A oddał 300$?? Spotkał się zając z niedźwiedziem. Niedźwiedź: - Te, zając, chcesz zobaczyć helikopter? - No pewnie! - To zamknij oczy! Zając zamknął oczy, niedźwiedź zakręcił mu uszy, puścił je, a zając FRRRRRRRR - poleciał, po czym z hukiem spadł w krzaki. Niedźwiedź tylko zarżał głośno i poszedł dalej. Kilka dni później spotykają się znów. Zając mówi: - Te, niedźwiedź, chcesz zobaczyć helikopter? Na co niedźwiedź, macając swoje małe uszy: - No, chcę... - To zamknij oczy! Niedźwiedź zamknął oczy, a zając jak go nie zdzieli ogromnym kijem przez łeb. Niedźwiedź padł, a zając uciekając krzyczy: - No i jakiego ch*ja tak blisko łopat stajesz!? Wróbelek był zmarznięty, prawie umierał, nagle nasrał na niego koń. Ciepła kupa dobrze zrobiła wróbelkowi, zaczął odzyskiwać siły i humor, aż w końcu zaczął ćwierkać ze szczęścia. Usłyszał to kot, przybiegł, wyciągnął wróbelka z gówna, oczyścił i ... zjadł. Jaki z tego morał? 1. Nie każdy kto cię osra jest twoim wrogiem. 2. I nie każdy kto cię wyciągnie z gówna jest twoim przyjacielem. 3. Jeśli siedzisz w gównie po uszy, to nie kłap dziobem, tylko siedź cicho. Hrabia z Janem pojechali na polowanie. Po drodze na rozgrzewkę wypili strzemiennego. Widzą jelenia. Hrabia wypalił i nie trafił. No to wypili jeszcze raz. Znów widzą jelenia. Hrabia znów wypalił i nie trafił. Znowu wypili. Jadą dalej i widzą jelenia. - Hrabio, może teraz ja spróbuję?

Spotyka się dwóch sąsiadów. Jeden mówi do drugiego: - Słuchaj stary, nie wiem co mam zrobić, mój kot załatwia mi się na dywan. - Jak to? - No, załatwia się na dywan, potem jeździ tyłkiem po podłodze i rozsmarowuje to wszędzie, nie wiem już co mam robić. Może ty byś coś poradził? - Wiesz co, zwiń dywan i oklej podłogę papierem ściernym. Spotykają się ponownie po dwóch tygodniach. - No i jak? - pyta pomysłodawca. - O człowieku, rewelacja! Jak kocisko rozpędziło się w przedpokoju, to do lodówki już tylko oczy dojechały! Na drzewie siedzi wróbel, przylatuje wrona, Wróbel pyta: - Co ty jesteś za ptak? Ona odpowiada: - Wrona, a ty? - Ja to jestem orzeł, tylko trochę chorowałem! Zajączek i niedźwiedź jechali pociągem na komisje wojskowa. Zajączek wypadł z pociągu i wybił sobie wszystkie zęby. Pobiegł jednak na skróty i dotarł na miejsce szybciej niż miś. Kiedy mis wchodził do budynku, zając już wychodził z komisji. - No i co?- spytał miś. - F pofrzątku!- odpowiedział zając. - Sfolniony. Bfrak ufzębienia! Mis pomyślał chwile, odszedł na bok, wziął kamień i też wybił sobie zęby. Wychodzącego z komisji misia, oczekiwał już zając. - No i cfo? - pyta zając. - F pofrządku! - odpowiada miś - Sfolniony! Plafkoftopie! Idzie sobie królik przez las, znalazł w krzakach wódkę, zabrał ją i idzie sobie dalej. Zauważyła go lisica ukrywająca się gdzieś pomiędzy drzewami - "O, pół litra i zakąska!", po czym poszła za królikiem. Lisice i królika zauważył wilk - "O, pół litra, zakąska i ruda dziwka!" - po czym również poszedł za nimi. Aż w końcu zauważył ich niedźwiedź, i z radością stwierdził - O! Pół litra, zakąska, ruda dziwka, i jeszcze mam komu w morde j*bnąć! Lew zebrał na polanie zwierzęta i mówi: - Musimy się podzielić. Mądre zwierzaki przejdą na prawo a ładne na lewo. Część zwierząt pobiegła na prawo a część na lewo. Tylko żaba pozostała na środku. - Żabo, a ty co? Dlaczego nigdzie nie poszłaś? pyta zdziwiony lew. - Przecież się nie rozdwoję!

n NASZA WALENTYNKA


NASZE MIASTO

MAZURSKI GONIEC

7

PRUSY WSCHODNIE - NADCHODZĄCA ZAGŁADA Szturm Królewca rozpoczął się o godz. 7.30 w dniu 6 kwietnia bardzo intensywnym przygotowaniem artyleryjskim. Tysiące dział, moździerzy i katiusz zasypywały obrońców gradem pocisków. Nad miastem krążyły liczne samoloty zrzucając tony bomb burzących i zapalających lub ostrzeliwując ulice z lotu koszącego. Miasto zmieniało się w morze ruin i płonęło. Niemieckie stanowiska zostały porozbijane, linie telefoniczne pozrywane, a magazyny amunicji zniszczone. Po tej nawale ogniowej do ataku z południa i północy ruszyły pojazdy pancerne i piechota.

Pierwsze go dnia czer wo no armi ści zajęli znaczny obszar, co groziło ponownym odcięciem Królewca od Sambii. Następnego walczyli już na ulicach miasta docierając na północy do dzielnicy Charlottenburg, a na południu do głównego dworca kolejowego. 8 kwietnia pierwsze jednostki sowieckie sforsowały Pregołę, zamykając pierścień okrążenia. Tego samego dnia wieczorem nastąpiła ostatnia, bez sku tecz na pró ba przedar cia się na zachód. Niemcy ponieśli straty i musieli wycofać się w ruiny. Szturm trwał bez mała cztery dni, a garnizon miasta skapitulował 9 kwietnia o godz. 21.30. Według sowieckich źródeł straty niemieckie wyniosły 42 000 zabitych i 92 000 wziętych do niewoli (w tym 1800 oficerów) wraz z dużą ilością broni oraz sprzętu. Straty wśród cywilów były bardzo wysokie: niemal jedna czwar ta ze 100 000 tych, którzy nie zo sta li ewa ku owa ni z mia sta, zgi nę ła podczas bitwy.

GIŻYCKO ZE STARYCH ZDJĘĆ

400 LAT

MIASTA

ZDJĘCIE I MONTAŻ IRENEUSZA BUNKOWSKIEGO WWW.FACEBOOK.COM/GIZYCKOIOKOLICEMAZURY


8

MAZURSKI GONIEC

REKLAMA


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.