Goniec Mazurski 380

Page 1


2

PEREŁKI

MAZURSKI GONIEC

NOWA MAZURSKA ZARAZA Brzmi to nieco przerażająco, ale staje się faktem. Do niedawna utrzymywana w nieświadomej tajemnicy, pomijana przez media z racji lokalnych podległości. Nie jest to borelioza, babeszjoza czy bartonelloza, mamy od kilku lat najnowszego mutanta brzegowego o nazwie trykaczjoza. Czytający może podrapać się po głowie, jaka cholera czai się na brzegach naszych jezior i szlaków wodnych? Ano, dzieje się to od kilku ostatnich lat, dla przykładu brzeg jeziora Niegocin, miejscowość Wilkasy. Gmina decyduje o wykonaniu plaży, powstają oficjalne plany zagospodarowania brzegu, następuje działanie sprzętu ciężkiego, nowiutki piaseczek ląduje z wywrotek i wszyscy są zadowoleni, bo mamy gotową plażę gminną. Co wcześniej sypnięto jako podkład już o tym się nie mówi, bo jest to niezbyt wygodne dla władzy, a tym bardziej dla pospolitego zjadacza chleba, który to ze swoimi dziećmi prędzej czy później zawita na uroczym brzegu jeziora z kocykiem i piłeczką. Tu cichutko dodam, leżycie na ruinach rozebranej galwanizerni pobliskiego zakładu POLAM. Te toksyczne ruiny właśnie tam zostały utylizowane, ba, do dziś kilkadziesiąt metrów w lewo, widoczne są ruiny oczyszczalni wspomnianego zakładu, a w tym rejonie nie trzeba długo kopać by odkryć pod ziemią część płynnej tablicy Mendelejewa. Niby były to odlereklama

głe czasy, staramy się o tym zapomnieć, ale nasi przebiegli lokalni włodarze i ich przydupasy ciągle przypominają nam o fakcie istnienia zarazy której skutki starają się ukryć przed publicznym okiem. Starają się ukryć, jeśli to nie pomaga, prowadzą starania (sądowe) do zamknięcia ust temu (Mazurski Goniec) który wywleka na światło dzienne lokalne przekręty władzy. Właśnie ostatnio stałem

się obiektem kolejnego ataku ze strony gminnego radnego z Wilkas, który to wypichcił wraz ze swoim radcą wniosek do Sądu w którym zażyczył sobie nakazu wstrzymania druku materiałów związanych z jego osobą. Wniosek nasuwa się jeden, zaraza się nasila i broni, trudno powiedzieć jakiej terapii trzeba użyć by jej ekspansję powstrzymać. Czas wyjaśnić co jest tą zarazą, jakie są jej symptomy. Trykaczjoza, choroba brzegowa jezior mazurskich. Wykryta kilka lat wstecz, ostatnio nagłośniona przez moją gazetę. Trykaczjoza została nazwana na cześć pomysłodawcy realizacji genialnych przedsięwzięć związanych z „zagospodarowaniem” na-

szych brzegów jezior i szlaków wodnych. Pomysł naprawdę godny pochwały, gdyż niewielu potrafi zrobić z niczego – coś. Kupiłeś od znanego radnego kawałek brzegu jeziora, masz go 10 m, a chciałbyś mieć plażę, port, pomost itp. Oni ci to zrealizują. Wykonają cichutko, bez rozgłosu, często po zmroku, tak działa pewien przedsiębiorczy kolega naszego radnego mieszkający w Kozinie (pan C. znany z nazwiska redakcji). Przykładem niech będzie Prażmowo, droga do Mikołajek, druga posesja przy wjeździe do miejscowości po lewej stronie. Niegdyś znajdowała się tu poniemiecka szopa na pięknej kamiennej podmurówce, zapewne służyła jako magazyn dla lokalnych rybaków. Dziś nie pozostało po niej śladu, lokalna zaraza dotarła tu w celu powiększenia dojścia do brzegu jeziora, zrobiła swoje, rozplantowała nawiezioną ziemię i już jakiś warszawiak jest kontentus. Zaraza prawo ma w dupie, znajomości i dojścia znają jak swój portfel. Lokalna władza nic nie widzi, a i czytać też niezbyt potrafi, bo kierunki zarazy są w prasie widoczne. Trykaczjoza rozprzestrzenia się powolutku ale skutecznie, przecież miłośników pięknej mazurskiej przyrody jest wielu, a najbardziej czyha na tych, którzy w nasz rejon przyjeżdżają z pełnym portfelem i marzeniem o czystej wodzie, porciku i własnej plaży. Strzeż się trykaczjozy! Jest toksyczna!!

Znakomite lokalizacje. Atrakcyjne turystycznie, najpiękniejsze zakątki kraju. Grzechem byłoby nie postawić na rozrywkę i turystykę. Toteż baza hotelowa pod banderą kościelnej organizacji charytatywnej stale się powiększa. Nowiuteńki ośrodek charytatywny Caritas Diecezji Opolskiej nazywa się „Rybak” i znajduje w Głębinowie, tuż nad Jeziorem Nyskim, w regionie Otmuchowsko-Nyskiego Obszaru Chronionego Krajobrazu, z widokiem na góry. Okoliczni mieszkańcy mówią o nim po prostu – hotel. W jego statucie czytamy, że prowadzona w nim będzie „działalność na rzecz integralnego rozwoju człowieka zgodnie z misją Kościoła przy uwzględnieniu wielokulturowości Śląska, a także promocja turystyki pielgrzymkowej”. Ułatwia ją baza noclegowa (30 pokoi, 54 miejsca, cena do 240 zł za osobę), konferencyjno-szkoleniowa (4 przestrzenie), restauracyjna (catering i wyżywienie dla gości hotelowych), rekreacyjna (sauna, sala do ćwiczeń). W ramach formacji duchowej można zorganizować w „Rybaku” spotkania biznesowe, integracyjne i szkolenia. „Każdorazowo przygotowujemy indywidualną ofertę spełniającą oczekiwania Gości” – zapewniają właściciele „nowoczesnego obiektu”. I tak też z dumą o kościelnym ośrodku informują władze miasta na swojej oficjalnej stronie. Dobrze ma się w „Rybaku” także formacja młodych małżeństw – za wesele wszyscy chętni zapłacą tutaj 140 zł od osoby (możliwość dostarczenia własnego alkoholu bez żadnej dodatkowej opłaty). Głuchołazy. Tu opolska Caritas ma „Skowronka” – ośrodek formacyjno-rehabilitacyjno-wypoczynkowy. W praktyce – hotel ze strefą spa, centrum konferencyjno-bankietowym oraz salą weselną. Cena za dobę 130–250 zł. Ponik. Ośrodek Wypoczynkowy Caritas Archidiecezji Częstochowskiej leży w urokliwiej Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Ten „charytatywny przybytek” jego władze zachwalają tak: „Nasz ośrodek położony jest na wydzielonym i ogrodzonym terenie leśnym. Bazę noclegową stanowią 4-, 5-, 6-osobowe domki letniskowe, które jednorazowo mogą pomieścić do 130 osób. Część domków posiada łazienkę oraz aneks kuchenny. Dysponujemy przestronną jadalnią z pełnym zapleczem kuchennym, która w razie potrzeby wspaniale spełnia funkcję sali bankietowej, a nawet weselnej. Kuchnia serwuje posiłki zarówno

Z CARITASEM DOŻYJESZ 100 LAT! CZ. 15 tradycyjne, jak i regionalne. Na terenie ośrodka znajdują się boiska do gry w piłkę nożną, w siatkówkę i piłkę koszykową, a także kąpielisko. Dla wypoczywających zapewniamy sprzęt rekreacyjno-sportowy”. Zakrzów – ośrodek Caritas Archidiecezji Krakowskiej – prowadzi całkiem dobrze prosperującą działalność hotelową. Oferuje 161 miejsc noclegowych (dla klientów instytucjonalnych koszt pobytu jednej osoby z wyżywieniem to 55 zł). W cenie dostęp do profesjonalnie wyposażonej sali gimnastycznej, siłowni, sauny, jacuzzi oraz basenu. Przysiek. Tutaj dom wypoczynkowy ma Caritas Diecezji Toruńskiej. „Pięknie odremontowany zabytkowy pałacyk w Przysieku to idealne miejsce na organizację szkoleń, konferencji itp. Nowoczesne sale i odpowiednie zaplecze techniczne zapewniają komfort spotkań, a urokliwy park na zewnątrz stwarza wyjątkową atmosferę koncentracji”– zachwalają gospodarze. Można sobie tutaj zorganizować szkolenia i warsztaty, konferencje (2 klimatyzowane sale konferencyjne: duża – do 100 osób, mała – do 30 osób), spotkania integracyjne, bankiety z okazji jubileuszu firmy, przyjęcie komunijne albo wesele. Do dyspozycji korty i boiska wraz ze sprzętem sportowym. Ostrowiec. W ośrodku charytatywnym Caritas diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej promocja! „Do końca kwietnia trwa oferta promocyjna na organizowanie uroczystości weselnych w naszym Ośrodku Caritas w roku 2013. Cena od osoby wraz z poprawinami wynosi 140 zł. W cenie dekoracja sali. Oferujemy bardzo dobrą kuchnię, ze świeżych produktów. Istnieje również możliwość zamówienia stołu wiejskiego z pysznymi produktami domowego wyrobu. Posiadamy również duże zaplecze hotelowe i piękne obejście Ośrodka w scenerii lasu z własnym dojściem do jeziora. Do dyspozycji gości również duży parking. Jest to wymarzone miejsce na przeżycie niepowtarzalnych, weselnych chwil” – kuszą „charytatywni” specjaliści. CDN


MAZURSKI GONIEC

PEREŁKI Cyfrowe otępienie - czemu już nikt nie gra w klasy? Gdy byłem dzieckiem nie miałem innego telefonu niż ten z kablem przyczepionym do ściany, komputer zobaczyłem w wieku 14 lat, nie myśląc już o playstation czy innych tego typu sprzętach. Żeby w coś zagrać wychodziło się z kredą w ręce i rysowało się przysłowiowe „klasy”. XXI wiek to świat technik o jakich moi rodzice nawet nie śnili. Nie było czegoś takiego jak media społecznościowe, portale informacyjne, gry zrealizowane na podstawie bajek czy filmów. Świat wyglądał zupełnie inaczej. Był bardziej realny, mnie wykreowany, a dla dzieci - beztroski, mniej przytłaczający i frustrujący. Niedawno miałem okazję odwiedzić podstawówkę do której chodzi brat koleżanki. Była to przerwa, więc dzieciaki wyszły na zewnątrz. Ku mojemu zdziwieniu wszystkie ławki były zajęte, a na nich dzieci z telefonami, tabletami zapatrzone w swoje ekrany. Zapytałem samego siebie jak to możliwe, że nie biegają, nie przepychają się i nie skaczą w gumę? Odebrałam jej brata i stwierdziłam, że warto zgłębić tajniki dzisiejszych „zabaw”. Michał (Va) powiedział: ”A co mamy robić? Przecież to lamerskie, a my przechodzimy poziomy!”. Obserwowałem go potem w domu. Grał na tablecie, trochę poczytał, potem zepchnął mnie z laptopa mówiąc, że jego się zaciął. Wróciłem do domu i leżąc w łóżku zastanawiałem się co ja robiłem w jego wieku? Gdy tylko przychodziłem ze szkoły, rzucałem plecak i wybiegałem na dwór obiecując mamie, że wrócę przez ściemnieniem na odrabianie lekcji. Wieszałem się na trzepaku, robiłem bazy w krzakach, ciągle obcowałem z grupą. Nasza wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach. A jak pracować może ich wyobraźnia, skoro wszystko

CYFROWE OTĘPIENIE

mają z wizualizowane i podane na tacy? W między czasie trafiłem na prace pt. „Wpływ mediów na rozwój dziecka” i jeszcze bardziej zmartwiłem się w jakim kierunku idzie świat. Badania Pani dr. J. Izabelskiej mówią, że dzieci mające rok patrzą w ekran telewizora, a dwu, trzylatki od 45 min do 1h. Najbardziej przerażająca jest grupa dzieci od 4,5 do 12 lat bo, aż 3-4h dziennie. Czy jest to wina rodziców? Badania OBOP mówią, że dzieci pozostawione bez kontroli rodziców to 24% czterolatków, 64,5 % pięciolatków i 85% dziesięciolatków. Czy naprawdę taki brak zainteresowania ze strony rodziców w tak ważnym rozwojowo wieku może skończyć się dobrze? Na pewno jest to w pewien sposób rozwojowe, ale czy na pewno potrzebne dziesięciolatkowi? J. Izabelska w swojej pracy nazywa XXI wiek jako

wiek „dzieciństwa przy urządzeniach elektronicznych z dominacją obrazu nad słowem”, „porozumiewaniem się za pomocą klawiatury”. Czy poza wyobraźnią komunikowanie werbalne też przestanie funkcjonować poprawnie? A jak ma się to wszystko do ich wychowania? Według The Next Generation dzieci coraz mniej ufają dorosłym, ich role coraz bardziej się odwracają. Czują się lepsi od nauczycieli i rodziców w zakresie wiedzy o technikach, levelach i programach. Tracą autorytety. The Next Generation nazywają to „pokoleniem prefiguratywnym”. Tego typu kultury są dominujące i charakterystyczne dla społeczeństw nowo cze snych, gdzie ze względu na szybką ewolucje kulturową i technologiczną starsze po ko le nia mu szą przystosowywać się do wzor-

ców wypracowywanych przez po ko le nia młod sze, mniej kon ser wa tyw ne wzglę dem istniejących już w społeczeństwie norm i wartości. Nie wiem czy to wina rodziców czy naszego świata, który chcąc nie chcąc wymusza presje na dzieciach? Jak Michał z Va miałby nie mieć telefonu? Nie masz telefonu - nie masz pozycji w grupie. Nie wiem jak to będzie jak będę mieć własnego Michałka, Jasia, czy Kubusia, ale proszę nie zabierajmy dzieciom wspomnień, kształtowania wyobraźni i przede wszystkim rozwoju komunikatywności, bo tego nie da się nauczyć tak jak obsługi komputera. Myślmy o przyszłości. O tym jak młode pokolenie powinno się rozwijać, a w jak katastrofalną stronę to idzie. I otwórzmy albumy ze swoich młodzieńczych czasów. Ja otworzyłem.

3


4

ZNANE I NIEZNANE

MAZURSKI GONIEC

„BYŁEM KSIĘDZEM” CZ.11

Jan XII (dokończenie).

Wówczas zwrócił oczy na północ i uznał, że warto byłoby zdobyć egzarchat Rawenny. Jednak atak na Berengariusza z Ivrei i jego syna Adalberta możliwy był tylko przy wsparciu króla Niemiec. Jan XII bez wahania stanął na czele stronnictwa proniemieckiego, narażając się na konflikt z rzymska arystokracją. To Jan XII wezwał Ottona, który czując w sobie ducha Karola Wielkiego, ruszył na Italię, pokonał Berengariusza i triumfalnie wkroczył do Rzymu. 2 lutego 962 roku król Niemiec oraz jego małżonka Adelajda otrzymali z rąk papieża korony cesarskie. Odtąd już zawsze korona ta zależeć miała do niemieckiego księcia. Zachowanie króla podczas uroczystości świadczy o kompletnym braku zaufania do papieża. Otton zażądał, by w chwili udzielania mu sakry jego miecznik ochraniał go stojąc ze wzniesiona bronią, obawiał się bowiem, że Jan XII, zamiast włożyć koronę na głowę, to roztrzaska mu czaszkę! Wkrótce przekonamy się, że lęki Ottona nie były bezpodstawne. W dziesięć dni później, 13 lutego 962 roku, cesarz przekazał papieżowi sławny "Privilegium Ottonianum". Dokument potwierdzał wszelkie donacje poczynione na rzecz Kościoła od czasów Pepina Małego, ale jednocześnie przypominał o zobowiązaniach ujętych w Konstytucji Lotara z roku 824. W jednym z pierwszych punktów wymieniała ona konieczność uzyskania zgody cesarza na przyjęcie święceń papieskich, a takie obowiązek złożenia przez elekta przysięgi wierności cesarzowi. Jan XII przyrzekł wszystko, czego zadano. A gdy tylko para cesarska opuściła Rzym, począł słać do Greków, Węgrów, a choćby i Saracenów propozycje zawiązania przymierza przeciw Ottonowi! Jego listy zostały przechwycone przez ludzi cesarza. Jednak w większym stopniu niż owo wiarołomstwo na decyzję Ottona o ponownej wyprawie do Rzymu w listopadzie roku 963 wpłynęły niepokojące pogłoski o nieobyczajności papieża. Jan XII nie czekał na powrót cesarza. Zbiegł rabując kościelne skarby. Wówczas Otton rozkazał Rzymianom przysiąc, ze nigdy już bez jego zgody nie dokonają elekcji papieża, a 4 grudnia 963 roku złożył Jana XII z urzędu i jeszcze tego samego dnia doprowadził do wyniesienia na Stolicę Apostolską LEONA VIII. Był to człowiek świecki, któremu wbrew wszelkim zasadom jeszcze w dniu elekcji udzielono niezbędnych święceń. W styczniu grupa przeciwników usiłowała wzniecić bunt przeciw niemu, ale cesarz zdecydowanie stłumił rewoltę. Przeświadczony, że zostawia wreszcie Wieczne Miasto uspokojone, Otton wyruszył w drogę powrotną do Niemiec. Jan XII tylko czekał na tę chwilę, by znów wkroczyć na scenę. Na początku lutego zawitał do Rzymu. Leon VIII zdołał ujść z życiem, jednak tym, którzy wpadli w ręce Jana, wyłupiono oczy, poobreklama

cinano uszy i nosy. Na wieść o tych prześladowaniach Otton raz jeszcze zawrócił konia i ruszył do Rzymu, by ukarać winnego. Miał przed sobą długą drogę, kiedy a było to w maju - pewien bogaty rzymski kupiec, który nieco wcześniej powrócił z podroży, zastał w małżeńskim łożu intruza. Na widok męża niewierna żona krzyknęła i wyskoczyła z łoza. Kochanek usiłował ukryć się pod kołdrą. Zdradzony małżonek chwycił ciężki łańcuch i zaczął nim okładać obcego mężczyznę. Kiedy jego uszu dobiegło charczenie, wywlókł nagie, zmaltretowane ciało z łóżka i wyrzucił je przez okno. Tak, 14 maja 964 roku, dokonał żywota Jego Świątobliwość Jan XII, przy którym nawet Aleksander VI wydaje się zasługiwać na szacunek. LEON VIII

Po śmierci Jana XII wrócił na tron Leon VIII (963-965), choć oficjalnie wybrany został papieżem Benedykt V. Leon odebrał Benedyktowi wszystkie godności i zesłał go na wygnanie. Cesarzom rzymskim nadal prawo zatwierdzania papieży. Zginął w sposób zagadkowy. W tym samym czasie zginął i Benedykt V, oddany przez cesarza Ottona I pod straż biskupowi hamburskiemu Adaldagowi. JAN XIII

Po śmierci Leona VIII zdobył stolicę papieską Jan XIII (965-972), syn niejakiego biskupa Jana i Teodory, młodszej siostry Marozji Toskanskiej. Papież ten dążył do ukrócenia władzy szlachty rzymskiej i wskutek tego stracił swoje stanowisko. Intrygami został pozbawiony władzy i wrzucony do więzienia. Po nim rządził krotko Benedykt VI. Zemścił się na nim Krescencjusz, drugi syn Teodory, jakiego miała znów z kardynałem Franko. Benedykt VI został uduszony w więzieniu. BONIFACY VII

Kardynał Franko, udusiwszy swego poprzednika, został papieżem jako Bonifacy VII (974). W Encyklopedii Kościelnej wymieniony jest jako nielegalny antypapież. Obawiając się zamachu na swe życie ze strony hrabiego Tusculum, Bonifacy VII umknął do Konstantynopola, zabrawszy skarby bazyliki watykańskiej, które spieniężył i roztrwonił. Przeczekawszy blisko 10-letnie rządy papieża Benedykta VII (owego hrabiego Tusculum), wrócił po 10 latach do Rzymu i kazał swoim zwolennikom zamordować panującego wówczas papieża Jana XIV. Lecz 4 miesiące później jego także zamordowano. Nagie zwłoki, spętane łańcuchami, znaleziono pod pomnikiem Marka Aureliusza. Nie urządzono mu pogrzebu: rzymianie włóczyli zwłoki po ulicach, a w końcu wrzucili je do Tybru. (Relacje o tym dr Engert zatytułował: "Pułk kurewski na stolicy św. Piotra"). Kardynał Baroniusz nazywa Bonifacego VII "osławionym mordercą dwóch papieży". CDN

To co tak pięknie brzmiało w teorii okazywało się bardzo trudne w praktyce. O tym, jak bardzo brakowało nam obecności czy choćby widoku płci odmiennej można było przekonać się obserwując kleryków na spacerach. Po całym tygodniu spędzonym nad książkami, skryptami i modlitewnikami – watahy kleryckie wychodziły na ulice Włocławka. Biedne były dziewczyny, które w tym czasie znalazły się na ich drodze, zwłaszcza latem. Chłopcy dawali upust młodzieńczej wyobraźni tłumionej przez kilka dni. Rozszerzone szeroko źrenice, przyspieszone oddechy i napięte spodnie mówiły same za siebie. Dziewczęta rozbierano wzrokiem, gwałcono i zniewalano myślami. Dochodziło do komicznych sytuacji, np. w sklepach. Wiele razy widziałem, jak klerycy oniemiali na widok ładnych ekspedientek zaczynali się jąkać, czerwienić i drżeć. Oni po prostu nie widzieli przez cały tydzień żadnej dziewczyny! Bardziej odważni próbowali niewinnych flirtów, ale było to bardzo niebezpieczne. Kleryka wyczuwali wszyscy na kilometr. Nie brakowało zgorszonych, usłużnych informatorów, a i towarzysz spaceru nigdy nie był pewny. Wielu takich, którzy poczuli się za bardzo na luzie, nigdy nie doczekało święceń. Nie musiało nawet chodzić o kontakty z dziewczynami. Wystarczało małe piwo wypite w kawiarni. Czy można się zatem dziwić, że klerycy, zwłaszcza z kilkuletnim stażem, po prostu dawali sobie spokój. Woleli się niepotrzebnie nie napalać, a towarzystwa szukać wśród swoich. Kiedy ma się pod ręką miłego kolegę, a perspektywa kontaktu z dziewczyną jest tyleż zabroniona co nierealna – na skutki nie trzeba długo czekać. Efektem takiego narzuconego stylu życia były związki koleżeńsko-uczuciowe, a także seksualne. Zazwyczaj zaczynało się to niewinną znajomością, zaproszeniem na spacer, rozmową (często na zbożne tematy). Jak w każdym związku uczuciowym dwojga ludzi – jeśli zawiązywała się ta niewidzialna nić porozumienia – związek się rozwijał. Ugruntowywało go wzajemne zaufanie – bardzo ważna rzecz w seminarium. Barierą był pierwszy kontakt fizyczny – dotknięcie ręki, przytulenie, niewinny, przyjacielski pocałunek. Później wszystko szybko wymykało się spod kontroli, a zakamarków w seminarium nie brakowało. Może to co piszę wydaje się komuś nieprawdopodobne lub wręcz kłamliwe. Oświadczam zatem otwarcie, że mam prawo pisać prawdę o zjawiskach, które miały miejsce i o rzeczywistości w której sam uczestniczyłem! Tak, mnie również to nie ominęło. Mogę złożyć własne świadectwo, że normalny chłopak, który jako nastolatek zakochiwał się dziesiątki razy w dziesiątkach dziewczyn, który miał marzenia erotyczne i właściwie ukierunkowany popęd, że ten chłopak tzn. ja sam stałem się niemal homoseksualistą. Wycofałem się (dosłownie!) w ostatniej chwili i wiem, że zawdzięczam to Łasce Bożej. Nie dziwię się jednak zupełnie tym, którzy poddali się podobnym uczuciom i zabrnęli o wiele dalej niż ja. Śmiem twierdzić, iż większość z nas, przynajmniej przez jakiś okres czasu, czuła pociąg seksualny reklama

skierowany do własnej płci. Wielu żyło w stałych, homoseksualnych związkach, które przetrwały lata. Niektórzy byli pederastami jeszcze zanim wstąpili do seminarium, dokąd przyciągnęło ich zamknięte, męskie grono. Zakochani w sobie chłopcy łączyli się w pary. Wychodzili razem na wszystkie spacery, odwiedzali się ciągle w swoich pokojach, wykorzystywali każdy moment aby być sam na sam. W seminaryjnym parku, tzw. wirydarzu była alejka zakochanych, gęsto zarośnięta wysokim żywopłotem. Widziałem kiedyś, jak jeden z pupilków prorektora całował i obmacywał tam innego chłopca. Słyszałem jęki kąpiących się wspólnie w maleńkich, prysznicowych kabinach. Zadziwiający był dla mnie brak reakcji ze strony przełożonych na tego typu zjawiska. Musieli przecież o wszystkim dobrze wiedzieć, a przy odrobinie

szczęścia nawet to i owo zobaczyć. Wytłumaczenie może być tylko jedno – skala problemu była tak wielka, że nie warto było z nim w ogóle walczyć. Być może biskupi i przełożeni zdawali sobie sprawę, iż takie zachowania są konsekwencją ich własnych wymogów i działań. Poza tym zjawisko to dotyczyło wielu księży pracujących w parafiach. Lepiej więc było nie ruszać problemu żeby nie śmierdziało. Naturalnie, obok przyjaźni erotycznych istniały również te zdrowe, męskie, które jak już wcześniej wspomniałem, dawały nam wiele radości i pozwalały przetrwać w trudnych chwilach. Takie kleryckie, a potem kapłańskie przyjaźnie trwają często do samej śmierci. O wiele łatwiej jest dźwigać swój krzyż, gdy ktoś mający podobny ciężar potrafi na czas podać pomocną dłoń. Powrócę jednak do moich losów za murami Seminarium Włocławskiego. Przyznać muszę, że mimo wielu niedostatków i dylematów, życie kleryka – alumna odpowiadało mi. Wypracowałem swój własny sposób na przetrwanie i chociaż sztuką było nie stracić powołania w seminarium – moje nie słabło. Tłumaczyłem sobie niedoskonałości systemu słabościami ludzkimi i na odwrót. CDN


8

IMPREZY

MAZURSKI GONIEC

ŁOŻYŃSKI POKONAŁ KUSZNIEREWICZA!

To był wręcz szalony weekend pełny pozytywnych emocji takich jak na zdjęciu. Kto by się spodziewał, że załoga giżyckiego windsurfera płynącego pod banderą developera PROFBUD wyprzedzi zespoły oceanicznych kapitanów Tomka Cichockiego i Zbigniewa Gutkowskiego i przede wszystkim złotego olimpijczyka Mateusza Kusznierewicza. Chyba nikt, bynajmniej nie ja. Mimo to czasem latanie w chmurach staje się rzeczywistością i tak właśnie było w sobotę 9 lipca podczas PHN Gdynia VIP Racing. Otrzymując oficjalne zaproszenie na regaty wiedziałem, że łatwo nie będzie ale wtedy nie przypuszczałem jeszcze, że znajdę się w tak zacnym gronie prawdziwych polskich, żeglarskich legend. Choć były marzenia to wraz z załogą nie liczyliśmy, że znajdziemy się na pudle. W rundzie eliminacyjnej nie szło nam jeszcze tak dobrze. W gronie ośmiu załóg grupy pierwszej przeszliśmy dalej jako ostatnia, czwarta załoga. Finały okazały się o wiele szczęśliwsze choć nie obyło się bez problemów. Tuż przed pierwszym wyścigiem awarii

uległ obciągacz bomu. Naprawiając usterkę i tracąc czas nie zdołaliśmy dobrze wystartować czego rezultatem było zajęcie czwartego miejsca w pierwszym finałowym wyścigu. W drugim już bez błędów. Cały czas trzymaliśmy się rufy Kusznierewicza będąc na drugim miejscu i wreszcie zaatakowaliśmy na ostatnim pełnym. Uciekając po górnej bojce w lewo kryliśmy żagle załogi Olivia Center i z sekundy na sekundę zmniejszaliśmy dystans do nich. Sądząc po minie Mateusza trochę go to zdenerwowało i nawet zmierzyliśmy się ze sobą wzrokiem. Ostatecznie udało się nam wygrać o niecałe pół długości jachtu. Przed nami został ostatni wyścig. Podium było już w zasięgu ręki, wystarczyło miejsce w pierwszej trójce. By wygrać musieliśmy być dwa miejsca przed Kusznierewiczem. Wyścigu ruszył, my drudzy, liderzy gdzieś za nami ale wszyscy blisko siebie aż do ostatnich metrów. W sumie mijając linię mety trzeciego a zarazem ostatniego wyścigu finałowego na drugim miejscu nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego co się stało. Wiedzieliśmy że wyszło nam pudło i cieszyliśmy się bardzo. Jednak widok pontonu sędziowskiego zmierzającego w naszą stronę z szampanem wprawił nas w prawdziwą euforię. Zdobywając lepsze miejsce w ostatnim biegu wygraliśmy remis punktowy z jachtem Mateusza Kusznierewicza. Dzięki załogo i menadżerze drużynowy Piotrze! Z żeglarskimi pozdrowieniami

RUCHOME SCHODY KEMPY Politycy PiS mieli w ostatnich dniach zabiegać, by papież Franciszek podczas wizyty w Krakowie odwiedził kryptę na Wawelu, gdzie pochowani są Lech i Maria Kaczyńscy. Beata Kempa zaproponowała nawet, by specjalnie dla papieża zamontować ruchome schody – twierdzi "Gazeta Wyborcza". Jak pisze "GW", za kulisami trwają starania, by papież zmodyfikował nieco plan wizyty w Polsce i znalazł czas, by odwiedzić grób Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. – Watykan zatwierdził plan wizyty. I jakichś radykalnych zmian nie należy się spodziewać. Musimy być jednak przygotowani na niespodzianki – komentuje w dzienniku ks. Piotr Studnicki, zastępca rzecznika krakowskiej kurii. Z informacji gazety wynika, że pomysł pojawił się kilka tygodni temu. Zejście do wawelskiej krypty zasugerowała strona rządowa na "nieformalnym spotkaniu w bardzo wąskim gronie z wysokimi rangą hierarchami". Rząd reprezentowała na nim Beata Kempa. I tutaj pojawia się jeszcze ciekawszy wątek. Otóż "GW" pisze, powołując się na jedno źródło, że Kempa miała zaproponować zamontowanie ruchomych schodów, tak, by ułatwić wizytę papieża przy grobie Kaczyńskich. To miała być reakcja na słowa hierarchów o tym, że Franciszek ma prawie 80 lat i spacer po schodach byłby dla niego wyczerpujący. "Urzędnicy kancelarii premiera nie chcieli nam potwierdzić, czy rzeczywiście zabiegano o wizytę papieża w krypcie i proponowano instalację schodów. Ale nie zaprzeczyli tym informacjom" – pisze "GW".

To nie pierwszy zaskakujący pomysł Kempy. Przypomnijmy, że wcześniej opowiadała w mediach, iż zawarto z papieżem Janem Pawłem II "pakt" na czas Światowych Dni Młodzieży. Ma dotyczyć rzekomych "gwarancji bezpieczeństwa".


NASZE MIASTO

MAZURSKI GONIEC

9

ŚWIATOWE DNI MŁODZIEŻY W GIŻYCKU 25 lipca 2016 na wzgórzu Św. Brunona w Giżycku odbyło się spotkanie ewangelizacyjno – integracyjne przed Światowymi Dniami Młodzieży w Krakowie. Uczestniczyło w nim wielu mieszkańców miasta nad Niegocinem oraz ponad 50 pielgrzymów z Litwy, którzy ostatnie dni przed wyjazdem pod Wawel spędzili właśnie w Giżycku. O wizycie zagranicznych gości opowiada ksiądz Mariusz Pawlina z parafii p.w. Św. Maksymiliana Kolbego w Giżycku.

Podczas spotkania szybko przełamano wszystkie bariery, także tę językową. Tego dnia – i zapewne podczas kolejnych – zgromadzeni na wzgórzu Św. Brunona mówili zgodnym głosem. Dziś młodzież z Litwy wyjeżdża już do Krakowa. Za kilka dni na Światowe Dni Młodzieży uda się także kilkudziesięcioosobowa grupa wiernych z Giżycka.


MOTORYZACJA

MAZURSKI GONIEC

Z DNIEM 25.04.2016 WYGASŁY GITD UPRAWNIENIA ODNOŚNIE FOTORADARÓW, MONITORINGU ŚWIATŁA CZERWONEGO I ODCINKOWEGO POMIARU PRĘDKOŚCI. Konsekwencje procesowe, prawne i odszkodowawcze wezwań z fotoradarów, odcinkowego pomiaru prędkości i monitoringu wjazdu na czerwonym świetle dokonywanych bezprawnie przez GITD po 25 kwietnia 2016. W dniu 25 kwietnia 2016 r. wszedł w życie Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 14 lipca 2015 r., w którym stwierdzono, że art. 129g ust. 4 ustawy z 20 czerwca 1997 r. – Prawo o ruchu drogowym (dalej Prd), jest niezgodny z Konstytucją RP. Przepis ten stanowił: „Minister właściwy do spraw transportu określi, w drodze rozporządzenia, sposób, tryb oraz warunki techniczne gromadzenia, przetwarzania, udostępniania i usuwania przez Głównego Inspektora Transportu Drogowego utrwalonych obrazów i danych, uwzględniając dokumentację i zakres czynności niezbędnych do przeprowadzenia postępowania w sprawach o wykroczenia, o których mowa w ust. 1, oraz konieczność ochrony zarejestrowanych danych przed nieuprawnioną ingerencją i ujawnieniem.” ...i na jego podstawie wydano akt wykonawczy – Rozporządzenie Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z dnia 23 kwietnia 2013 r. w sprawie obrazów i danych utrwalonych przez Głównego Inspektora Transportu Drogowego za pomocą stacjonarnych urządzeń rejestrujących, zainstalowanych w pasie drogowym dróg publicznych. (Dz. U. poz. 565). Rozporządzenie to określało sposób, tryb oraz warunki techniczne gromadzenia, przetwarzania, udostępniania i usuwania przez Głównego Inspektora Transportu Drogowego utrwalonych obrazów i danych w sprawach naruszeń przepisów ruchu drogowego. Z dniem 25 kwietnia 2016 r. cały akt prawny stracił moc i przepisy tam zawarte nie obowiązują już nikogo w naszym systemie prawnym. Tyle teorii. Jak to wygląda w praktyce? GITD ma w nosie prawo, liczy się zarobek. GITD mimo braku przepisów wykonawczych, nadal stosuje tę samą procedurę. Najwyraźniej, z punktu widzenia tego organu, nie zmieniło się nic. Niestety dla nich, z punktu widzenia prawa, zmieniło się wszystko, bo w obecnym stanie prawnym, GITD nie ma nawet prawa gromadzić, przetwarzać, udostępniać żadnych zdjęć z fotoradarów, odcinkowych pomiarów prędkości i monitoringu wjazdu na czerwonym świetle. Jest to niezgodne z art. 51 ust. 5 Konstytucji RP, który stanowi: „Zasady i tryb gromadzenia oraz udostępniania informacji określa ustawa.” ... a więc ustawodawca popełnił błąd, pozwalając tę kwestię uregulować rozporządzeniem, i tym samym złamał Konstytucję RP, więc obecnie takiej ustawy brak…. GITD nadal gromadzi, przetwarza i udostępnia zdjęcia z fotoradarów, czym narusza jedną z naczelnych zasad konstytucyjnych – zasadę praworządności, określoną w art. 7 Konstytucji RP, który stanowi, że organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa. Powtórzenie tego zapisu znajduje się w kodeksie postępowania administracyjnego (art. 6 k.p.a. stanowi, że organy administracji publicznej działają na podstawie

przepisów prawa). Skala naruszeń jest nieprawdopodobna, GITD ma w nosie obowiązujące prawo, ale jednocześnie sama ściga sprawców wykroczeń – to hipokryzja w czystej postaci! DOBRA, ALE CO DALEJ Z TYM FANTEM? Drodzy Czytelnicy, jeśli myśleliście, że organ administracji publicznej może sobie tak bezprawnie działać i nie ponosić za to konsekwencji, jesteście w błędzie. Poniżej przedstawimy kilka kroków, które warto podjąć po otrzymaniu takiego nielegalnego wezwania. Co zrobić? Złóż wniosek o umorzenie postępowania, którego skuteczność będzie w 100%. Odpowiedź na takie wezwanie, powinien zawierać argumentację dotyczącą braku podstaw do gromadzenia i udostępniania zarejestrowanych danych. Co prawda, organ może podnosić, że nadal obowiązuje 129g ust. 2 pkt 1) Prd, jednak jest w nim mowa tylko o rejestrowaniu i przetwarzaniu. Nie ma słowa o gromadzeniu oraz udostępnianiu. Nawet gdyby przyjąć fikcję, że GITD może gromadzić i udostępniać dane, to brakuje przepisów uszczegóławiających te czynności. Bo niby na jakiej podstawie organ przechowuje wszystkie zdjęcia w systemie teleinformatycznych, a nie np. na kartkach papirusu lub skalnych rycinach? W tej chwili żaden przepis nie pozwala na istnienie takiego systemu teleinformatycznego (rozporządzenie zostało w całości uchylone), a przecież organ musi działać na podstawie i w granicach prawa, więc GITD prowadzi samowolę! Jeżeli GITD pójdzie ze sprawą do sądu (a robi to bardzo rzadko!), należy te argumenty podnieść przed sądem na rozprawie, a ten powinien bezwzględnie umorzyć postępowanie z powodu braku skargi oskarżyciela lub przynajmniej zawiesić na czas rozstrzygnięcia spraw przed prokuraturą i GIODO! Możesz następnie złożyć zawiadomienie do organów ścigania Funkcjonariusz dokonujący czynności wyjaśniających w postępowaniu, który rejestruje, gromadzi, przetwarza, udostępnia jakiekolwiek dane, popełnia przestępstwo nadużycia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego: Art. 231 Kodeksu Karnego 1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. 3. Jeżeli sprawca czynu określonego w § 1 działa nieumyślnie i wyrządza istotną szkodę, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Zostają naruszane także przepisy karne Ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych. (t.j. Dz. U. z 2015 r. poz. 2135 z późn. zm., zwana dalej u.o.d.o.), konkretnie:

49 (niedopuszczalne przetwarzanie danych osobowych), 51 (udostępnianie danych osobowych osobom nieupoważnionym), 54 (niepoinformowanie o prawach osoby, której dane są przetwarzane). CDN

NASZA MOTO DZIEWCZYNA

13


14

HUMOR

MAZURSKI GONIEC

CZASAMI GOŁO ALE NA WESOŁO

Do Watykanu na spotkanie z Purpuratami przyjechali właściciele Coca Coli. Proszą dostojników, aby w modlitwie „Ojcze nasz” zamiast „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” było „Coca Coli daj nam dzisiaj.” Dostojnicy oburzeni nie zgadzają się, więc ci od Coli proponują 1 milion dolarów. Hierarchowie nie ustępują. – Ale dlaczego? – pytają ci z koncernu – Damy wam 100 milionów dolarów. – Czy wyście na głowę poupadali? To jest modlitwa i nie można jej zmieniać – odpowiadają kościelni. – Dajemy 1 miliard dolarów. – Absolutnie wykluczone. – 10 miliardów. – Nie. – No, dobra... Ile wam dali piekarze? Trzy dziewczyny giną w wypadku i idą do nieba. Święty Piotr standardowo wita je w niebie ale przestrzega przed jedną ważna zasadą: – „Uważajcie, bo tu w niebie mamy bardzo dużo kaczek, jeśli nadepniecie na jedną z nich, zostaniecie surowo ukarane”. Dziewczyny przechodzą przez bramę i niestety pierwsza już po chwili wchodzi na kaczkę, po chwili zostaje ona skuta razem z najbrzydszym facetem na świecie już na zawsze. Druga laska, wiedząc co ją czeka była ostrożniejsza jednak po paru tygodniach i ta weszła na kaczkę, i jeszcze bardziej brzydki menel został do niej przykuty na zawsze. Trzecia dziewczyna jest bardzo ostrożna i nigdy nie rozdeptuje żadnej kaczki po czym najprzystojniejszy facet jakiegokolwiek widziała zostaje do niej przykuty na wieczność. Zdziwiona pyta Boga: – „Cóż takiego się stało że zasłużyłam na tak cudowną rzecz?” A Bóg na to: – „Rozdeptał kaczkę”. Niedaleko małej parafii, zbudowanej przy drodze, stoją rabin i ksiądz. Piszą

na tablicy wielkimi literami: „KONIEC JEST BLISKI, ZAWRÓĆ NIM BĘDZIE ZA PÓŹNO!” W chwili, gdy piszą ostatnią literę, zatrzymuje się samochód. Wychodzi kierowca i krzyczy: – Zostawcie nas w spokoju. Wy religijni fanatycy! Wsiada z powrotem do samochodu. Odjeżdża. Po chwili słychać wielki huk i trzask... Duchowni patrzą na siebie i ksiądz mówi: – Eeee... może po prostu napisać „Most jest zniszczony!”. Co? Młoda zakonnica przyjechała do Nowego Jorku. Przerażona ruchem ulicznym stanęła niepewnie przy przejściu dla pieszych. Nagle podbiega do niej dwóch skinów. Porywają ją na ręce i bezpiecznie przenoszą na drugą stronę ulicy. – Dziękuje, panowie – wyszeptała zaskoczona zakonnica. – No problem! – mówi jeden skin. – Przyjaciele Batmana są naszymi przyjaciółmi! Facet u bram niebios. Św. Piotr mówi do niego: – Zanim wejdziesz opowiedz mi jakiś swój dobry uczynek. – Wiec to było tak. Jechałem do domu i przy drodze zauważyłem bandę motocyklistów znęcających się nad dziewczyną. Ona była przerażona, krzyczała o pomoc. Nie mogłem tego ignorować, zresztą nienawidzę takich brudnych typków, więc wziąłem łyżkę do opon i ruszyłem w ich stronę. Stanęli wokół mnie i jeden z nich krzyknął; „Zmiataj stąd, albo będziesz następny”. Ja, nie bojąc się, przywaliłem z całej siły w twarz największemu z nich i krzyknąłem: „Zostawcie tą biedną dziewczynę w spokoju! Albo pokażę wam, co to jest prawdziwy BÓL, wy chorzy degeneraci!” – No, no, no! Twoja odwaga jest imponujące. A kiedy się tak popisałeś? – Jakieś trzy minuty temu.

Nowy ksiądz był spięty, bo miał prowadzić swoją pierwszą mszę w parafii. Postanowił dodać do świętej wody kilka kropelek wódki, żeby się rozluźnić. l tak się stało. Czuł się wspaniale. Gdy po mszy wrócił do pokoju znalazł list: „Drogi Bracie, następnym razem dodaj kropelki wódki do wody, a nie kropelki wody do wódki. A teraz słuchaj i zapamiętaj: – Msza trwa godzinę, a nie dwie połówki po 45 minut. – Jest 10 przykazań, a nie 12. – Jest 12 apostołów, a nie 10. – Krzyż trzeba nazwać po imieniu, a nie to „duże T”. – Na krzyżu jest Jezus, a nie Che Guevara. – Jezusa ukrzyżowali, a nie zaj**ali i to Żydzi, a nie Indianie. – Nie wolno na Judasza mówić „ten sk**wysyn”. – Ci co zgrzeszyli idą do piekła, a nie w pizdu. – Inicjatywa, aby ludzie klaskali była imponująca, ale tańczyć makarenę i robić pociąg to przesada. – Opłatki są dla wiernych, a nie jako deser do wina. – Poza tym Maria Magdalena była jawnogrzesznicą, a nie k**wą. – Kain nie ciągnął kabla, tylko zabił Abla. – Na początku mówi się „Niech będzie pochwalony”, a nie „k**wa mać”. – A na koniec mówi się „Bóg zapłać”, a nie „ciao”. – Po zakończeniu kazania schodzi się z ambony po schodach, a nie zjeżdża po poręczy. – Ten obok w „czerwonej sukni”, to nie był transwestyta. To byłem ja, Biskup. Amen!” Pobożny Muzułmanin wsiada do taksówki w Londynie. Usiadł, po czym powiedział do kierowcy: – Niech pan wyłączy radio. W czasach proroka nie było radia, ani muzyki. Szczególnie muzyki zachodniej, która jest muzyką niewiernych. Kierowca posłusznie wyłączył radio. Przejechał kilka metrów, po czym zatrzymał się, i otworzył drzwi od strony pasażera. Zdziwiony Muzułmanin pyta: – Co pan robi? Taksiarz odpowiada: – W czasach proroka nie było taksówek, więc wy*******aj i poczekaj sobie na wielbłąda. Arabski telefon zaufania. – Dzień dobry, czy to telefon zaufania? – Tak, w czym mogę pomóc? – Mam myśli samobójcze. – Doskonale! Czy umie pan pilotować samolot?

n OGŁOSZENIA DROBNE

n NASZA WALENTYNKA


GIŻYCKO ZE STARYCH ZDJĘĆ

MAZURSKI GONIEC

400 LAT

15

MIASTA

NASZ KANAŁ I REJON MOSTU OBROTOWEGO

NASZE MIASTO


16

MAZURSKI GONIEC


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.