Goniec Mazurski 378

Page 1


2

PEREŁKI

MAZURSKI GONIEC

MARSZ ROZPACZY

Kilkanaście lat wstecz... Zapewne domyślacie się, że o demokracji będzie, ale tylko troszkę. Piękna to rzecz, żyć godnie, pracować za dobrą pensję, być zadowolonym z życia. Z tym ostatnim jednak bywa, że w tym samym zakładzie są tacy i ... tacy troszkę mniej (zadowoleni). Jak na Giżycko, zakład pracy, w tym przypadku szpital, jest spory. Pracują w nim ci wyżsi, inaczej mówiąc wykształciuchy (lekarze) i ten „drobiazg” (personel niższy), czyli pomocnicza reszta świata. Ci pierwsi od zawsze hołubieni, cacani i przytulani, ci drudzy, choć niezastąpieni, zawsze omijani, poszturchiwani a czasami łajani jak przysłowiowe psy. Ci pierwsi nigdy nie gardzący darami z suto zastawionych stołów, na ogół pazerni, ale trzymający się razem. Obkupieni w dostępne dobra, pobudowani i ustawieni jak świeczka w dupie. Drudzy zaś dostawali zawsze po łapach, brali ochłapy, słabo zorganizowani, cisi, zapracowani po uszy. Marzeniem ich było coś kupić rodzinie, sobie na święta, spokojnie wypocząć, mieć kilka groszy w zapasie. Dyrektorów, managerów mieli różnych, na ogół takich, którzy trzymali z tymi pierwszymi, bo z nich się wywodzili. Do takich należała kobita znająca swój fach jak mało kto w naszym szpitalu, Halina Sarul. Była lekarzem i zarządzała zakładem. Potrafiła walczyć o swoje, dla personelu, ale najczęściej tego pierwszego, czyli kolegów lekarzy. Ci nie narzekali, mieli otwarte możliwości zarobkowe, kadra kierownicza przymykała oczy na panoszącą się w szpitalu „szarą strefę” czyli doróbki sprzętem firmy i na jej terenie. Jak to w życiu bywa fuchy napędzały kolejne, a te nieco drażniły, bo kolesie nie dostawali kieszonkowego. I tak, śmierdząca bombka pękła, szambo zalało szpital. Koledzy naszej bohaterskiej manager się na nią wypięli i zażądali dymisji. Ta, nie zastanawiając się „dała nogę” do szpitala w Mrągowie, gdzie pokazała swoją klasę. Tu na miejscu tą klasą chwalili się dyrektorzy Paternoga, znany z rozpierduchy szpitala w Węgorzewie i kolejny,

reklama

geniusz strategii finansowej, zawodowiec Myśliwiec. Tak rządzili i nowi rządzą, że długi są coraz większe, usługi stają się wątpliwej jakości, lekarze dalej trzepią kasę, może z mniejszą strefą szarą, a oberwie się komu, tym najbiedniejszym i najbardziej zapracowanym. Zaproponowano pielęgniarkom obniżkę pensji. Wyobrażacie sobie jak one dobrze zarabiają? A zastanowiliście się gdzie była „góra” w czasie działań szkodliwych dla szpitala? Myślę o „siwym łosiu” Strażewiczu, który wietrząc nadchodzący smród w wyborach przekazał pałeczkę swojemu zastępcy, zgodnie z moimi zresztą zapowiedziami. Widział wcześniejsze szpitalne „pełne szambo”, by było śmieszniej, poparł

tych którzy byli winni zaniedbaniom, wypiął się na spodziewaną konkurentkę w wyborach. Tylko dzięki głosom starych zaufanych PSLowskich tetryków z Rady, Sarulowa nie siedzi tam gdzie powinna. A szpital dalej generuje długi, zamykane są oddziały. Lekarze się cieszą, bo w największym burdelu jest im najlepiej, o kontrakty nie boją się. Syndyk za łeb się chwyta by wytrzasnąć kasę, pielęgniarki też to robią, ale z niepokojem, bo pracować muszą, a życie jest coraz droższe. Mamy burdel w szpitalu, ale winni udają, że są czyści jak ... Historia szpitala w Węgorzewie była zbieżna z tym co dzieje się tu w Giżycku. Zamykano tam kolejne oddziały, szpital przestał funkcjonować na kilka lat. Dziś pracują trzy oddziały które jakoś dają sobie radę, a nawet zdobywają renomę np. w doprowadzaniu pacjentów do stanu „użyteczności publicznej”. Giżycko miało pecha do zarządców. Dziś wychwala się byłą dyrektor Sarul. Czy naście lat wstecz była Ona tak wspaniałym diamentem? Fakt, potrafiła trzymać szpital swoją ciężką ręką, swoim kolegom (czytaj po-

wyżej) nie szczędziła finansowej zachęty. Windowała kontrakty lekarzy w górę, nie brakowało im kasy. Za to personel niższy traktowany był jak zło konieczne, ten niechciany dodatek, zastraszony, zakrzyczany. Kilka lat wstecz opisywałem w jednej z bajek, jak to Sarumina (Sarul) przeganiała szaraki (pielęgniarki i salowe) po oddziałach szpitala na wysokości lamperii. Jednym kurwnięciem (język miała perfidnie zjadliwy) stawiała wszystkich na baczność, a potężną racicą potrafiła napełnioną „kaczkę” (basen) wysłać na koniec sali. Jak się odwdzięczyli Jej koledzy? Przegnali na zbity pysk za przyczyną próby wstrzymania ich prywaty. Minęły lata nieudolnego zarządzania giżyckim szpitalem. Kto jest winien temu? Z czym do czynienia mamy dziś? Ojców totalnej rozpierduchy jest kilku. Przede wszystkim są to lekarze. Panowie i władcy, decydenci, którym nie w smak byli rezydenci, czy napływający nowy narybek młodych adeptów medycyny. Rezydentów nam nie potrzeba (zagrożenie foteli), młodzi lekarze już na przedbiegu poznawali styl działania swoich starszych stażem „kolegów”, uciekali z Giżycka gdzie pieprz rośnie. Lokalna mafia, klika? Myślcie sobie co chcecie! Ratusz. Tu siedzi całe zło rządzenia. Starosta i jego zastępca, lokalny Putin i Miedwiediew, zamieniali się fotelami w Ratuszu i jak kameleony nadal tam siedzą dzięki PSLowskim siłom „ostatecznego reagowania”. Kilku moich znajomych w trakcie naszych spotkań stwierdza, że zło które powstało w szpitalu można bardziej przypisać temu drugiemu, obecnemu zastępcy Starosty. Mimo wszystko, podczas konfliktu Sarul kontra koledzy lekarze, siwy łosiu Stradun – Strażewicz stanął po stronie buntowników. Gdyby w tym właśnie okresie stało się odwrotnie czyli dyrektorka szpitala Sarul pognała by speców szarej szpitalnej strefy na zbity pysk, dziś sytuacja mogła wyglądać inaczej. Przyglądałem się protestacyjnemu marszowi części personelu naszego szpitala. Zorganizowany przez braci Andruszkiewicz, przez wielu nazwany politycznym, ja bym to określił marszem rozpaczy. To co wykonali obydwaj bracia (jeden z nich jest miejskim radnym) można nazwać sukcesem na lokalną skalę. To, czego nie widziałem na naszych ulicach jest kpiną, parodią, żenującym spektaklem, łgarstwem i … dodajcie co jeszcze chcecie. Na ulicach Giżycka nie widziałem winowajców odpowiedzialnych za dzisiejszy stan szpitala. Lekarzy tylko dwóch, reszta pochowała się w zakładzie z jakiejś obawy?! Członkowie związków zawodowych pielęgniarek odcięli się od zorganizowanego protestu, że był polityczny, że zorganizowali go Andruszkiewicze? Farsa!!! Gdzie wasza jedność i zorganizowanie, gdzie jest wasza odpowiedzialność za zakład pracy! Nie było wspomagania ze strony transportu sanitarnego, współpracującej przy wypadkach straży pożarnej, no i najważniejsze, nie popisali się mieszkańcy miasta którym przecież tak bliski sercu jest Nasz Szpital. Na placu wiecowym nie popisał się burmistrz Giżycka Iwaszkiewicz, nie mógł się popisać swoją krasomównością, gdyż w ogóle nie pojawił się. Banał, farsa i kpina, reklama marsz rozpaczy, marsz przeciwko złu, które ma wiele twarzy, które mieszka w szpitalu i Ratuszu, które rechoce sobie w zaciszu gabinetów i czeka na rychłe rozpieprzenie problemu i... szybką emeryturę.

Z CARITASEM DOŻYJESZ 100 LAT! CZ. 13 Znakomite lokalizacje. Atrakcyjne turystycznie, najpiękniejsze zakątki kraju. Grzechem byłoby nie postawić na rozrywkę i turystykę. Toteż baza hotelowa pod banderą kościelnej organizacji charytatywnej stale się powiększa. „Niech to będzie wyraz naszej wiary, o której św. Jakub Apostoł napisał, że bez uczynków jest martwa” – głosi wiernym kard. Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski, zachęcając ich do ofiarowa nia 1 proc. po dat ku na Ca ri tas. Wszak – jak mówi purpurat – wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za naszych potrzebujących braci i siostry. Tę odpowiedzialność władze Caritasu rozumieją różnie. Różnie rozumieją też słowo „potrzebujący”: niemal w każdej diecezji pod szyldem kościelnej organizacji pomocowej wyrósł co najmniej jeden ośrodek wypoczynkowy, nierzadko o standardzie kil ku gwiazd kowe go hote lu. Opłacalny to biznes, biorąc pod uwagę, że Caritas jako organizacja pożytku publicznego jest zwolniony z obowiązku płacenia jakiegokolwiek podatku. Dodatkowo rocznie z tytułu „1 procenta” uzyskuje łącznie (centrala plus oddziały lokalne) co najmniej 20 mln zł. Nierzadko „co łaska” dorzucają także lokalne władze. Diecezja legnicka rozbudowuje i unowocześnia swój ośrodek imienia bł. Jana Pawła II w Białej Dolinie, najpiękniejszej i najstarszej części Szklarskiej Poręby. Buduje, bo – jak przyznają jej władze – nie było tu dotąd ośrodka o wysokim standardzie. Poza tym – jak czytamy w lokalnym wydaniu „Gościa Niedzielnego” –„dotychczasowe domy Caritas m.in. we Lwówku Śląskim i Legnicy nie spełniały oczekiwań wielu wiernych”. Ten, którego budowa ma się ku końcowi, zaoferuje gościom pokoje z widokiem na góry (40 pokoi z łazienkami dla około 70 osób). Do inwestycji dołoży się m.in. Państwowy Fun dusz Re ha bi li ta cji Osób Niepełnosprawnych kwotą 200 tys. zł (w ramach zadania: dofinansowanie robót budowlanych dotyczących obiektów służących rehabilitacji, w związku z potrzebami osób niepełnosprawnych). Na przebudowę oraz rozbudowę kotłowni Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej we Wrocławiu wyasygnował 340,5 tys. zł w ramach pożyczki oraz 170,2 tys. zł dotacji. „FiM”


MAZURSKI GONIEC

PEREŁKI

ROŚNIE WRZÓD NA DUPIE - CHIRURGA BRAK! Od kilku miesięcy dochodziły „słuchy” o zamiarze utworzenia nowego tytułu na giżyckim medialnym rynku. Zastanawialiśmy się, ze znajomym pracującym w branży, jakie „zmyślne” licho chce wywalić cenną kasę (około 60 tys.) w coś, co w dzisiejszych czasach jest wątpliwą inwestycją. Okazało się, że od czasu ostatnich wyborów wyhodowaliśmy sobie kolczasty chwast który zakwitł w giżyckim Ratuszu. Naszym nad wyraz medialnym konkurentem będzie J. Eminencja W. Iwaszkiewicz, który to, pod pretekstem niezależnych działań GCK, chce medialnie zabłysnąć na terenie Giżycka. Konkurencja ze strony innych gazet prywatnych czy wyzwania XXI wieku wiążące się z rozwojem nowych technologii – są wyzwaniami typowymi dla gospodarki rynkowej. Nasz rynek prasy lokalnej ma jednak jedną specyficzną cechę, która powoduje szczególne zagrożenie dla wolności słowa. Otóż wydawcy niezależnych tytułów prasowych konkurują często na tym samym rynku z jednostkami samorządu terytorialnego, które także wydają tytuły prasowe. Gminy, powiaty korzystają z możliwości wydawania biuletynów informacyjnych (i przekształcają je w gazety) bądź powołują spółki, które prowadzą działalność wydawniczą na rzecz samorządu terytorialnego. Bez wątpienia władze lokalne powinny posiadać możliwość in-

formowania o sprawach miasta czy gminy za pomocą strony internetowej oraz biuletynów informacyjnych. W ten sposób zapewniają bowiem przejrzystość w sprawowaniu władzy, co jest niezwykle pożądaną wartością w dobie współczesnych demokracji. Jest jednak cienka granica pomiędzy informowaniem o działalności gminy (poprzez np. dostarczanie do domów bezpłatnego biuletynu zawierającego treść uchwał rady gminy i ogłoszenia o przetargach), a wydawaniem normalnego tytułu prasowego. W związku z wydawaniem prasy przez jednostki samorządu terytorialnego dochodzić bowiem może do szeregu zagrożeń, ważnych z punktu widzenia jakości demokracji oraz wolności słowa. Po pierwsze, wydawanie prasy przez władze lokalne prowadzi do zakłócenia norm konkuren-

cji na lokalnym rynku mediów. Prasa samorządowa jest bowiem w znacząco uprzywilejowanej pozycji. Może bowiem zatrudniać pracowników samorządowych do prowadzenia gazety. Ze względu na wsparcie budżetowe, gmina może dość swobodnie kalkulować cennik reklam. W ten sposób prasa samorządowa uniemożliwia rozpoczęcie działalności wydawniczej przez prywatne podmioty (bo trudno jest na taki rynek „wejść?) albo stopniowo może eliminować prywatnych wydawców z rynku (ze względu np. na lepsze cenniki reklam czy spolegliwość prywatnych przedsiębiorców polegającą na reklamowaniu się w prasie samorządowej). Taki stan rzeczy może w dłuższej perspektywie prowadzić do likwidacji wolności prasy na rynku lokalnym. W wyniku bowiem zakłócenia konkurencji

na rynku prasy lokalnej prywatne tytuły mogą upaść, a w konsekwencji cały rynek prasowy zostanie przejęty przez gazetę samorządową. Po drugie, trudno sobie wyobrazić, aby tytuły prasowe wydawane przez jednostki samorządu terytorialnego spełniały podstawowy standard dziennikarstwa, a mianowicie urzeczywistniały „prawo obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej”. Jeżeli bowiem redaktorzy oraz dziennikarze takich tytułów prasowych podlegają służbowo przedstawicielom władzy lokalnej, to nie są w stanie rzetelnie informować o działalności swoich przełożonych, ani ich kontrolować. Tymczasem to właśnie jest najważniejszą funkcją prasy lokalnej. Po trzecie, ważne jest dogmatyczne przyjrzenie się normom Konstytucji z punktu widzenia ich adresatów oraz wartości, jakie realizują. Rozdział II Konstytucji określa prawa i wolności jednostki i obywatela. Z wolności i praw mogą zatem korzystać przede wszystkim podmioty prywatne, a nie organy władzy. Władze lokalne nie mogą skutecznie powoływać się na art. 54 Konstytucji RP, będący gwarancją wolności słowa, gdyż nie są adresatem tego postanowienia. Co więcej, art. 14 Konstytucji RP nakłada na władze publiczne szczególny obowiązek zapewnienia „wolności prasy i innych środków społecznego przekazu.” Z pewnością wydawanie prasy lokalnej przez jednostki samorządu terytorialnego nie przyczynia się do realizacji tej zasady konstytucyjnej. Nie wystarczy bowiem stworzenie warunków prawnych dla korzystania z wolności słowa (np. likwidacja cenzury). Konieczne jest także dbanie o warunki materialne, a więc również o to, czy wolność słowa może naturalnie się rozwijać, bez zakłóceń ze strony władzy publicznej. CDN

Wieczor 24 czerwca na plaży miejskiej w Giżycku przypomniał starodawne zwyczaje. Była zielarka plecenie wiankow, poszukiwanie kwiatu paproci, dobra goralska muzyka oraz pokaz ognia. Fotograf Jakub Bieniek

3


4

ZNANE I NIEZNANE

MAZURSKI GONIEC

„BYŁEM KSIĘDZEM” CZ.9

Na biskupa Atamasjusza, który był na przyjaznej stopie z Saracenami, rzucił klątwę, która zamierzał cofnąć tylko pod warunkiem, ze ten każe udusić wybitnych Saracenow w obecności legatów papieskich. Jeden z krewnych zabił tego papieża młotkiem dnia 15 grudnia 882 r. Za panowania Jana VIII powstało w Rzymie sprzysiężenie, którego celem było wydać Rzym Saracenom. Głowa sprzysiężenia był biskup Posto Formosus, którego pozbawiono biskupstwa i wykluczono z Kościoła, a który mimo to został papieżem. HADRIAN III

Papież Hadrian III (884-885) panował zaledwie jeden rok, lecz pozostawił po sobie niezbyt pochlebne wspomnienie. Grzegorzowi z Aventinu kazał wyłupić oczy, a Marię, żonę pewnego wyższego urzędnika, nakazał oprowadzać nagą po ulicach i okładać rózgami. FORMOSUS

Dziwić się trzeba, z jakiej racji został papieżem Formosus (891-896). Gdy był biskupem, papież Jan VIII wykluczył go z Kościoła z powodu spisku. Burzliwe prowadził on życie, skoro nawet w katolickiej Encyklopedii Kościelnej, nad która pracowali profesorowie i teologowie, znajdują się o nim następujące uwagi: „Dnia 30 czerwca 876 odbył się w Rzymie synod, na którym wniesiono niesłychane oskarżenia przeciw biskupowi Formosusowi: plądrował on klasztory i w porozumieniu z kobietami lekkich obyczajów i z bezbożnymi mężczyznami zawarł spisek, w celu doprowadzenia do upadku stolicy rzymskiej. Z powodu tego został na zawsze bez widoków restytucji z Kościoła wykluczony. Później zniesiono jednak klątwę za przyrzeczeniem złożonym pod przysięgą, że w Rzymie nigdy więcej, nawet dla nabożności, się nie zjawi i że nigdy więcej obowiązków kapłańskich spełniać nie będzie. „Następny papież Marinus zwolnił jednak Formosusa z przysięgi, sprowadził go na powrót do Rzymu i w roku 883 znów mianował biskupem. I ten człowiek 8 lat później został papieżem. Osiągnął on swe stanowisko za pomocą gwałtu i morderstwa. Formosus miał przeciw sobie kontrkandydata Sergiusza. Gdy obaj zjawili się w kościele św. Jana, gdzie miała nastąpić koronacja, miedzy zwolennikami jednego i drugiego kandydata wywiązała się krwawa walka, w której kilkudziesięciu ludzi zostało zabitych. Zwyciężyli zwolennicy Formosusa i zaraz koronowano go jako „namiestnika Chrystusa”. BONIFACY VI

Papież Bonifacy VI (896), który był również poprzednio pozbawiony kapłaństwa za niemoralne życie, sprawował swój urząd zaledwie 15 dni. Został wypędzony przez stronnictwo swego następcy, antypareklama

pieża Stefana VII. A. Chodyński, który z aprobatą wrocławskiego biskupa wydał książkę pt. „Papieże”, twierdzi, że począwszy od Bonifacego VI, zaczyna się nader smutna dla Kościoła epoka, w której intrygi i gwałty rożnych partii osadzały na stolicy papieskiej rozmaitych pretendentów wichrzących papiestwo. Historyk i kardynał Baroniusz (z XVI wieku) nazywa papieża Bonifacego VI łotrem i szelmą. STEFAN VII (względnie VI)

Po wypędzeniu Bonifacego na stolicy papieskiej zasiadł papież Stefan VI (896-897). Katolicka Encyklopedia Kościelna podaje, że „zwołał on synod kleru rzymskiego, aby przeprowadzić straszny sąd nad swoim poprzednikiem papieżem Formosusem. Cuchnące zwłoki papieża wydobyto z grobu i posadzono na krześle przed synodem. Jednego z diakonów mianowano jego obrońcą. Zapadł na niego wyrok, że z chciwości biskupstwo swoje w Porto zamienił na biskupstwo w Rzymie. Na rozkaz papieża odcięto trupowi trzy palce u prawej ręki, zdarto z niego szaty pontyfikalne, wywleczono zwłoki za nogi z kościoła i wrzucono je do Tybru. Wszystkie przez niego udzielone wyświęcenia uznano za nieważne.” Tak barbarzyńskie postępowanie ze zwłokami zmarłego papieża wywołało wśród rzymian ogromne oburzenie. Kilka miesięcy później tłum naparł na papieża Stefana VI i wciągnął tego potwora do więzienia, gdzie go po pewnym czasie uduszono. Kiedy podczas powodzi rozkładające się zwłoki papieża Formosusa dostały się na brzeg, papież Teodor II kazał ubrać je znów w szaty pontyfikalne i uroczyście pochować w grobie. Unieważnione święcenia udzielone przez skazanego po śmierci Formosusa, ponownie uznano za ważne. Papieża Stefana VI nazwał świat hieną wśród papieży. Wobec powyższych zdarzeń można sobie wyobrazić, jak śmiesznie przedstawia się dogmat o nieomylności papieskiej. Po śmierci Stefana niecałe cztery miesiące panował papież Romanus, a następnie Teodor II, który po 20 dniach został otruty przez swoich przeciwników. JAN IX

Papież Jan IX (898-900) miał cokolwiek więcej szczęścia od swoich poprzedników i utrzymał się na stolicy przez dwa lata. Zwołał on do Rzymu sobór (898), na którym wybór Bonifacego VI został uznany za nieważny. LEON V

Papież Leon V (903) pełnił swój urząd zaledwie 40 dni. Jego następca Krzysztof (903-904) zmusił go do rezygnacji. Leon wtrącony został do wiezienia i tam otruty. Krzysztofowi nie lepiej się powiodło – następny papież Sergiusz III kazał swego poprzednika umieścić w więzieniu i zamorzyć głodem. CDN

Każdy z nas miał być małym trybikiem w wielkiej, seminaryjnej maszynie zawsze gotowy, dyspozycyjny, pokorny, pracowity, rozmodlony, a przy tym radosny i zadowolony z życia. Jeśli choćby jeden z tych atrybutów zawodził, mogło dojść do przykrej niespodzianki podczas rozmowy z przełożonym, która miała miejsce po zakończeniu każdego semestru. Dla przykładu - jednemu z diakonów (po pierwszych święceniach) wstrzymano na cały rok świecenia kapłańskie, gdyż prefektowi studiów nie podobało się, że chłopak chodzi zbyt dumnie po korytarzach, trzymając przy tym za wysoko głowę. Inny o mały włos nie wyleciał z piątego roku za „mrukowate usposobienie". Stary, wypracowany przez wieki system wychowania w seminarium duchownym był prawie niezawodny. Łatwiej było kierować dużą grupą mężczyzn urabiając wszystkich na jedno kopyto a tych, którzy nie pasowali do ustalonych ramek - po prostu eliminować. Nie było praktycznie miejsca na żadne indywidualności, a na tym mogły cierpieć tylko parafie - pozbawione na zawsze niekonwencjonalnych, charyzmatycznych głosicieli Królestwa Bożego. Czyż to nie sam Chrystus łamał utarte ludzkie reguły i schematy? To na Jego widok pukano się w głowę. To właśnie On został wyrzucony z pewnego miasta, aby nie burzył tam ustalonych od wieków tradycji. Tymczasem seminaria duchowne nastawione były i są na kształcenie posłusznych urzędników Kościoła, bezpłciowych i bezwolnych robotów, ślepo wykonujących rozkazy biskupów w zamian za godziwy szmal. Na szczęście nie wszyscy poddają się temu praniu mózgu. Duża część braci kleryckiej podchodziła z dystansem do, jakże często, smutnej seminaryjnej rzeczywistości. Ludzie z charakterem, którzy wiedzieli czego chcą od życia, potrafili urządzić się tak, aby żyć po ludzku w często nieludzkich układach i warunkach. Z drugiej zaś strony umieli oni zdrowo, po męsku podchodzić do zjawisk chorych, rzadko występujących gdzie indziej. Mówiąc o urządzeniu się w seminarium, myślę przede wszystkim o zawieraniu szczerych, prawdziwych przyjaźni. Takie pary czy też grupy zaufanych przyjaciół i kumpli były jedynym środowiskiem, w którym można było poczuć się na luzie i chociaż przez chwilę być sobą. Człowiek może grać, udawać tylko do pewnej granicy. Jeśli od czasu do czasu nie otworzy się przed kimś bliskim - może zdziwaczeć, a nawet zbzikować. Za mojej bytności w Seminarium Włocławskim, w ciągu trzech lat, były cztery takie przypadki. Czterej faceci, którzy nigdy wcześniej nie mieli kłopotów z głową, popadli nagle w choroby psychiczne. Jeden, jak obłąkany biegał po parku i wykrzykiwał niezrozumiałe słowa, po czym musiano założyć mu kaftan bezpieczeństwa. Inny znowu, w środku nocy budził kolegów w pokoju, pytał się czy może zapalić lampkę albo na cały głos śpiewał „godzinki". Dwaj następni, w tym jeden po pierwszych święceniach, kładli się krzyżem w kaplicy na całe noce, a diakon - kiedy odesłano go w rodzinne strony - położył się tak przed przydrożną kapliczką. To były bardzo skrajne przypadki. O wiele więcej byreklama

ło przypadków frustracji, depresji i przygnębienia. Spotykało się chłopaków, którzy daję głowę, że w liceum czy technikum biegali roześmiani po boiskach, błyskali oczami do dziewczyn, mieli radość i nadzieję w sercu - teraz chodzili zamknięci w sobie, mrukliwi, niedostępni, zastraszeni. Antidotum na takie przeżycie seminarium było jedno: zgrana, pewna paka przyjaciół, gdzie zawsze było wesoło, wszyscy się dobrze rozumieli, nie było tematów tabu. Wszystkich łączył przecież jeden los, te same problemy, radości i smutki. Studia były ciężkie, ale laska powołania dodawała sił. Czuliśmy również nad sobą presję naszych rodzin, najbliższych, którzy się za nas modlili i na nas liczyli. Paradoksalnie, po kilku latach spędzonych w seminarium, moje powołanie wcale nie słabło, a nawet się w nim utwierdziłem. Zawsze pociągało

mnie w życiu to co przychodzi z trudem i wysiłkiem. Wcześnie, jeszcze jako dziecko, nauczyłem się czerpać radość i satysfakcję z przezwyciężania różnych przeszkód. Przeciwności losu tylko mnie mobilizowały i dodawały sił. Ale to głównie Jezus, który mnie powołał, On Był Źródłem pociechy i umocnienia. Wielokrotnie, każdego dnia na kolanach dziękowałem Mu i prosiłem o wytrwanie na drodze do Jego kapłaństwa. Wierzyłem, tak jak moi współbracia, że kiedy wyjdę z tych murów jako ksiądz - duszpasterz wszystko się zmieni na lepsze i tylko ode mnie będzie zależało jak będę Mu służył, a pragnąłem służyć wiernie. Wspomniałem wcześniej o zjawiskach chorych i bolesnych, występujących w niewielu środowiskach, z którymi zetknąłem się w seminarium. Myślę tutaj szczególnie o wszelkiego rodzaju dewiacjach seksualnych , a także o homoseksualizmie. Właściwie z tym ostatnim miałem do czynienia już wcześniej, przed wstąpieniem do seminarium. W czasie gdy chodziłem do liceum, do naszej parafii przyszedł nowy ksiądz wikariusz - Gustaw Dobieralski. Już od pierwszych dni okazał się wspaniałym pedagogiem i duszpasterzem. CDN


8

MAZURSKI GONIEC

IMPREZY


NASZE MIASTO

MAZURSKI GONIEC

NOC ŚWIĘTOJAŃSKA W BYSTRYM K. GIŻYCKA

9


MOTORYZACJA

MAZURSKI GONIEC

13

TOYOTA HYBRID RAV 4

Samochód hybrydowy – samochód z napędem hybrydowym, najczęściej wyposażony w silnik spalinowy i jeden lub kilka elektrycznych. Obecność napędu elektrycznego ma na celu albo zmniejszenie zużycia paliwa albo zwiększenie mocy samochodu. Sposób i stopień wykorzystania silników elektrycznych różni się w poszczególnych pojazdach. Obok hybrydowych samochodów osobowych występują także ciężarówki, traktory i autobusy hybrydowe.

Do niedawna niewiele można było powiedzieć z własnej praktyki na temat tego typu pojazdów. Pojawiały się one wśród moich znajomych, jeden czy dwa w Giżycku, ale praktycznie nie mogłem ich dosiąść z różnych względów. Wychodzę z założenia, że samodzielna jazda na trasie dopiero daje możliwość poznania samochodu. Ostatnio zmieniło się nieco na giżyckim samochodowym rynku, pojawiła się nowa marka, a co za tym idzie i nowe modele, w tym właśnie hybryda. Urodziwa i przemiła Olga z giżyckiego Motosalonu Toyoty, udostępniła mi właśnie hybrydę, sporego SUVa do wyjazdu w teren.

Mówcie sobie co chcecie, ale to auto zaskoczyło mnie pozytywnie. Nie wielkością, bo przecież jest to spory SUV. Przede wszystkim samochód świetnie wyciszony. Oczywiście to głównie sprawka wykorzystania bezszelestnego silnika elektrycznego, który szczególnie często wykorzystywany jest przy niższych prędkościach, ale przedstawiciele Toyoty zapewniają, że nie chodzi tylko o silnik i że cała kabina została znacznie le-

piej wyciszona. Samochód odpala praktycznie bez dźwięku. Trzeba wręcz patrzeć na wyświetlacz na zegarach, by upewnić się, że samochód naprawdę jest włączony i gotowy do jazdy. Wnętrze przestronne i jakże proste. Materiały wykończeniowe w miarę przyzwoite, deska kontrolna i konsola z regulacją nawiewu, klimatyzacji zaskakuje prostotą i czytelnością. Siedzenie kierowcy regulowane elaktrycznie, wszystko z bajerami. Wracam jednak do jazdy. Automatyczna skrzynia biegów, elektryczny silnik połączony z 2 litrowym benzynowym dają niezły popis na trasie. Wsiadasz, uruchamiasz bez kluczyka, cisza w kabinie i... naprzód. Do Orzysza jechałem w miarę konwencjonalnie. Obserwowałem spadek spalania, ładowanie akumulatora podczas jazdy, często rozpędzałem na prostej i zdejmowałem nogę z gazu, włączało się ładowanie. Każde hamowanie widoczne było reakcją systemów doładowania akumulatora, prawdziwa frajda. Na dalszym odcinku, za Orzyszem mogłem zapoznać się z osiągami, pamiętajmy, mamy 1600 kilogramów na czterech kołach. W pierwszej fazie spalanie wskazywało około 8 litrów na setkę, gdy zacząłem korzystać z częstszej jazdy bez wciskania gazu spadło do 6 litrów. W terenie leśnym na dłuższym odcinku drogi poligonu spadło ono do 1,3 litra gdyż jechałem 40 km/h i korzystałem z silnika elektrycznego. Wniosek nasuwa się taki, że na drogach szybkiego ruchu nasza hybrydowa Toyota spali więcej niż w mieście, bo tu będzie częściej korzystała z silnika elektrycznego, a zawsze było odwrotnie. Wysokie zwieszenie sprawdzało się w terenie, silnik elektryczny w cięższych warunkach był niezawodny. Na trasie, w dwóch przypadkach, widziałem zdzi-

NASZA MOTO DZIEWCZYNA wione miny tych których zmuszony byłem wyprzedzić, choć robili wszystko, by nie dać mi tej satysfakcji. Połączenie silnika benzynowego z elektrycznym dawało niezłego kopa, choć ten pierwszy startował z najwyższych obrotów, co odrobinkę drażniło. W sumie wrażenie z pierwszej jazdy hybrydą wyniosłem pozytywne, ciekawe jak będzie z niezawodnością systemów elektrycznych w naszych warunkach, ale to już pokaże przyszłość. Pragnę podziękować Oldze Puzio z Salonu Toyoty przy ul. Białostockiej (dawna siedziba Skody) za zaproszenie do korzystania z pięknych modeli tej Firmy.


14

HUMOR

MAZURSKI GONIEC

CZASAMI GOŁO ALE NA WESOŁO

n OGŁOSZENIA DROBNE

-Gdzie na świecie są najtańsze dziewczyny? -W Rosji. Co druga to Tania.

Dziś w pracy spotkałem zajebistą dziewczynę, mówię ci... piękne nóżki, miniówa, stringi - ummm... a pupcia! Pośladeczki idealne!... - Hej, zaraz zaraz bajerancie - ty w oczyszczaniu robisz, no nie? Więc jaka dziewczyna?? Przecież najprawdopodobniej cały dzień w podmiejskich kanałach siedziałeś! - Tak. A przez kilka cudownych chwil jej obcas zaklinował się w kratce studzienki kanalizacyjnej... Spotykają się trzy prostytutki: - Niedawno powiększyłam sobie piersi, dałam 2500 baksów, klienci wniebowzięci. - A ja zrobiłam operację zwężenia szparki firmowej, zapłaciłam 5000 dolców i jest jak skowronek, klientela nie może wyjść z zachwytu... - A ja sobie usunęłam migdałki - prawi trzecia - niech zboczeńcy szukają, niech się męczą łajzy... Dwie gospodynie domowe stoją przy pralce. Jedna z nich pyta drugą: - Ale powiedz, nie kłam, czy próbowałaś już anal? Na to druga odpowiada: - Nie, jestem zadowolona z Dosi. W bibliotece: - W jakim dziale postawić "Onanizm"? - Rękodzieło! Rozmawia dwóch dziadków: - Ja to już seksu nie uprawiam... - A ja to jeszcze raz w tygodniu mogę! - Jak to możliwe?! Przecież jesteś ode mnie dwa lata starszy! - No wiesz, jem cały czas ciemne pieczywo i to pomaga. - Nic o tym nie wiedziałem! Nikt mi nie powiedział! Tego samego dnia poszedł dziadek do sklepu i poprosił ekspedientkę o ciemne pieczywo. - Krojone czy w całości? - A jaka to różnica? - No wie pan, krojone to szybciej twardnieje. - Kurwa, wszyscy wiedzieli...

Ekstremalnie piękna babeczka rzuciła studia i postanowiła zostać bogata. Dość szybko znalazła sobie bogatego i napalonego siedemdziesięciopięcioletniego staruszka, planując zerżnąć go na śmierć zaraz podczas nocy poślubnej. Uroczystości ślubne i bankiet poszły doskonale, pomimo półwiecznej różnicy wieku. Podczas pierwszej nocy miesiąca miodowego rozebrała się i czekała rozkosznie w łóżku aż małżonek wyjdzie z łazienki. Kiedy się pojawił, nie miał na sobie niczego za wyjątkiem kondoma skrywającego 30-centymetrową erekcję. Niósł ze sobą zatyczki do uszu, a na nosie miał klamrę do bielizny. Przestraszona że coś jest nie tak, zapytała: - A po co ci te gadżety?! Na to dziadek odpowiedział: - Są dwie rzeczy których nie mogę znieść. Kobiecego krzyku oraz smrodu palonej gumy! Przychodzi pięcioletni chłopczyk, ze zdechłą żabą na smyczy i skarbonką pod pachą do burdelu. Podchodzi do burdel-mamy i pyta: -Czy można prosić dziewczynę z AIDS? Mały przecież ty masz 5 lat? Co ty byś z nią zrobił i dlaczego z AIDS? Nie, my nie mamy dziewczyn z AIDS! -Ale ja naprawdę potrzebuje - mówi i rozbija skarbonkę. Szefowa widząc pieniądze staje się bardziej skłonna do negocjacji. -No dobrze, ale po co ci ta dziewczyna z AIDS potrzebna? Powiedz, to może coś się znajdzie... -No dobra. Chodzi o to, że jak zrobię to z dziewczyną z AIDS to będę miał AIDS. I jak wrócę do domu, to moja opiekunka, która mnie wiecznie molestuje też będzie miała AIDS. A potem, jak mój tatuś ją odwozi to ona mu daje na tylnym siedzeniu... I on też będzie miał AIDS. A jak tatuś wraca, to w nocy grzmocą się z mamusią... i ona też będzie miała AIDS. A rano jak tato wychodzi do pracy, to przyjeżdża pan od zbierania śmieci, wpada do nas i mamusia daje mu dupy. I on też będzie miał AIDS. I O TEGO SKURWIELA MI CHODZI, BO MI ŚMIECIARKĄ ŻABĘ PRZEJECHAŁ!!!

Facet w cyrku wychodzi na arenę z krokodylem. Staje na środku i kopie krokodyla w dupę. Krokodyl rozdziawił paszczę, a facet rozpina rozporek, wyciąga fiuta i kładzie krokodylowi na zęby. Potem bierze deskę i napier... krokodyla po głowie. Krokodyl nic, tylko mu oczy z bólu łzawią. Po pięciu minutach napier...lanki wyciąga fiuta, krokodyl zamyka paszczę, a facet podchodzi do publiki i pyta: - Proszę państwa, kto z Państwa chce spróbować tego samego gwarantuję pełnię bezpieczeństwa bez obaw - nic nikomu się ni stanie! W cyrku cisza, przez dłuższy czas nikt się nie zgłasza, po chwili z trzeciego rzędu podnosi się stara babcia i mówi: - Ja tam może bym spróbowała, tylko żeby pan mnie tą deską po głowie tak nie walił... Mężczyzna zauważył piękną kobietę, podchodzi do niej i mówi: - Dam pani tysiąc złotych jak pani pozwoli mi pocałować pani nagi biust. Kobieta speszona, oburzona propozycją nic nie mówi. - Dobrze, dam dwa tysiące złotych jak pani pozwoli mi pocałować pani nagi biust. - Nawet pana nie znam... - Daję trzy tysiące złotych za pocałowanie pani w nagi biust - mężczyzna jej przerywa. Kobieta podnosi bluzkę do góry, mężczyzna napawa się widokiem nagich piersi. Po trzech minutach kobieta pyta: - Czemu pan nie całuje moich piersi? - Za drogo... Pewnego dnia trzech mężczyzn wybrało się na biwak. Rozstawili namiot, w którym będą spali, gdy zbliżała się noc położyli się spać. Gdy rano wstają jeden, który spał po lewej stronie mówi: -wiecie co strasznie boli mnie kutas, śniło mi się że kogoś gwałciłem Kolega, który spał po prawej stronie mówi: -wiesz co mnie również boli fujara i miałem taki sam sen jak ty A kolega, który spał w środku mówi: -a mnie się śniło, że jeździłem na nartach i tak się kijkami odpychałem.. Po badaniu okulista mówi do faceta: - Uważam, że powinien pan ograniczyć onanizowanie. - A co, wzrok się od tego psuje? Nie, wkurwia pan ludzi w poczekalni. Dziewczyna u ginekologa. Młody, przystojny lekarz zaczyna badanie, zakłada jednorazową rękawiczkę, wkłada palce. Zwykłe badanie. Nagle dzwoni telefon. Lekarz jedną ręka odbiera, a jako że czas to pieniądz, drugą kontynuuje badanie: - Halo! Tu Heniek... ze studiów... jestem w twoim mieście. - Nie może być! Przyjeżdżaj, trzeba to oblać! - A jak do ciebie dojechać? Dzwonię z dworca. - Z dworca to pojedziesz prosto, później w lewo, będzie rondo, na rondzie w prawo, następne rondo i dalej to prosto, prosto i jesteś u mnie... Na to pacjentka: - Panie doktorze czy jeszcze jedno rondo mogę prosić?

n NASZA WALENTYNKA


GIŻYCKO ZE STARYCH ZDJĘĆ

MAZURSKI GONIEC

400 LAT

15

MIASTA DZIŚ JEST TO RÓG PLACU GRUNWALDZKIEGO I ALEI 1 MAJA

NASZE MIASTO


16

MAZURSKI GONIEC


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.