Goniec Mazurski 377

Page 1


2

PEREŁKI

MAZURSKI GONIEC

GMINNEJ BANDYTERKI CIĄG DALSZY

Nie tak dawno wspomniałem o anonimowych korespondencjach nadchodzących do redakcji „Mazurskiego Gońca” z rejonu Wilkas. Jedna z nich wspominała o przekrętach jakie obserwowali Czytelnicy w trakcie ostatnich wyborów. Tu dziś przyznam, popełniłem błąd. Nie przeanalizowałem nadesłanego materiału, na dodatek dyskutowałem o tym fakcie z nowo wybranym przedstawicielem władzy gminnej nie ujawniając oczywiście źródła. Kilka dni wstecz otrzymałem kolejną przesyłkę fotokopii dokumentu oprotestowującego działania dyrektora gminnej placówki w Wilkasach. Forma pierwszej i kolejnej napisanej korespondencji, jej styl, wskazują, że popełniła ją osoba znająca fakty. Mimo to nie podjąłem konkretnych działań, choć wstępnie dokonałem rozpoznania wśród pracowników i rozmawiałem o zaistniałym fakcie z dyrektorem placówki. Wszyscy nabrali wody w usta, nic nie słychać a tym bardziej nic nie widać, istnieje obawa o to, że protestujący stracą pracę. Z docierających wcześniej informacji wynikało wstępnie, że na stanowiska kierownicze dostały się osoby protegowane. Faktycznie, w jednym przypadku, jeżeli chodzi o pływalnię w Wilkasach, mogłem się domyślać, że tak było. Brak konkretnych potwierdzeń o „kombinacjach alpejskich” w zatrudnianiu swoich wybrańców, powodował to, że temat leżał kilkanaście dni na półce. Przeglądając relacje z gminnych posiedzeń, w szczególności ostatnie zarejestrowane posiedzenie Komisji Oświaty, Spraw Społecznych i Turystyki Rady Gminy Giżycko, zwróciłem swoją uwagę na bezprzykładny atak na prowadzącą posiedzenie i będącą jednocześnie przewodniczącą Komisji panią Stanisławę Pietrzak. Przyczyną owego ataku była próba zwrócenia uwagi na sytuację w gminnym ośrodku kultury w Wilkasach. Połączenie tego faktu z otrzymanymi anonimami, zachowanie członka komisji Mirona Misztuka upewniło mnie, że w Wilkasach dzieje się źle. Tu zacytuję fragment otrzymanej korespondencji: ” W dniu wczorajszym wpłynęło do nas pismo pracowników GOKiR Wilkasy. Wynika z niego, że kolejna "dobra zmiana" nastąpiła za rządów Jasudowicza oraz że hasło wyborcze " dobro wspólne" dotyczy tylko " swojaków i nielicznych". Znając wójta pomimo że zostało zaadresowane do komisji oświaty spraw społecznych i turystyki, nie zostanie ono nawet przeczytane a sprawie zostanie " ukręcony łeb". W załączniku zdjęcie w/w pisma ...” reklama

Czy to, co zostało przesłane sprawdziło się? Przewodnicząca została zaatakowana słownie przez członka komisji Misztuka. Dodatkowego „smaczku” dodało do monologu Misztuka wtrącenie się wójta Jasudowicza. Prawdziwie zgrany duet zalał słownomuzycznym jazgotem dzielnie broniącą się kobitkę nie dając jej dojść do głosu. Odpowiednio dopasowane do tematu paragrafy oraz interpretacja uniemożliwiły zapoznanie Komisji z tematem jakim jest niekonwencjonalnie wredne dla pracowników gminnego ośrodka działanie ich przełożonej, czyli dyrektora GOKiR. „Dobro wspólne” hasło wyborcze kandydata (nie tak dawno) Jasudowicza widoczne jest gołym okiem w działaniach giżyckiej gminy. Faktycznie, „swoi” są traktowani nadzwyczaj poważnie. Moje wielomiesięczne działania związane z przekrętem samowolnej zrywki drzew w Wilkasach przez radnego Waldemara Trykacza miały ostatnio swoje zakończenie na sali sądowej w Olsztynie. Do lokalnego barbarzyńcy (członka komisji ochrony środowiska – sic!) dołączyli dwaj pracownicy gminni panowie Kogut i Pawlukowski. Jak można się domyślać nie przyjechali tam zbyt ochoczo i z własnej woli, mając rozeznanie w temacie wiedzieli doskonale o historii radnego krętacza. W trakcie przesłuchania jednemu z nich udowodniłem kłamstwo poparte protokołem jaki niby mieli podpisać z twórcą przekrętu pracownikiem Starostwa Kozakiem. Reprezentujący Trykacza radca Kowalski nie pojawił się na sądowej sali, w zamian podesłał młodego i jakże niedoświadczonego adepta, który, gdyby miał mnie reprezentować, to drogę powrotną z sądu do Giżycka przebył by pieszo. Za dwa miesiące werdykt sędziego, miejmy nadzieję że prawo stanie na wysokości zadania i dzięki temu rozpoczniemy dalsze boje z bezczelnością lokalnej władzy.

Powiat nie przedłuży umowy z Caritas? Od lutego przyszłego roku Caritas prawdopodobnie nie będzie już zarządcą Domu Świętej Faustyny w Giżycku (dawny Dom Dziecka). Na ostatniej sesji Rady Powiatu starosta Wacław Strażewicz poinformował, że Zarząd Powiatu nie zamierza przedłużyć tej organizacji umowy na administrowanie placówką. Kto w takim razie zajmie się prowadzeniem Domu Świętej Faustyny? Jak mówił starosta, Zarząd nie wyraził woli, by ogłaszać nowy konkurs. Zarządzanie placówką stanie się zatem ponownie zadaniem własnym powiatu. – Na razie rozważamy taką możliwość, żadne decyzje jeszcze nie zapadły – podkreśla Strażewicz. Starosta zapowiedział, że jeszcze w tym miesiącu Zarząd Powiatu złoży stosowne projekty uchwał, zmierzające do rozwiązania kwestii zarządzania Domem Świętej Faustyny. SZPITAL OKIEM PACJENTKI I MIESZKANKI GIŻYCKA

Trzymajcie mnie sto, bo jeden nie ma co! Dziś będzie kwiatek z lokalnej, giżyckiej łączki. O tym, że szpital giżycki, niegdyś prężny, obecnie jest zadłużony, zamknięto dwa oddziały (już się dzieci nie rodzi w Giżycku!), a kolejne osoby wyprocesowały sobie odszkodowania z powodu idiotycznych decyzji kadrowych byłej syndyczki itd., itp. - pisze się tu i mówi od dłuższego czasu. Ale obecnie zarząd powiatu, którego władanie i nadzór doprowadziły do tej sytuacji, wymyślił jak rzecz naprawić: oto uderzy do gmin, w tym przede wszystkim do gminy miejskiej Giżycko o pomoc. Oczywiście finansową, bo jak przyznaje z dziecięcą otwartością wicestarosta Drzażdżewski, "powiat stał się zbyt słaby do pełnienia funkcji właścicielskiej", I tu mnie krew zalała, bo jestem podatnikiem i pacjentką tegoż szpitala. Nie napisano: sorry, nasza wina; nie złożono mandatów, nie obiecano poprawy. Nie. My niewinni, dawać kasę! Wszak cel jest szczytny! A gdzieście byli, u Boga, gdy się ten ważny i oczywisty cel sypał? Czy to nie wasze decyzje go obróciły w ruinę? Żadnej odpowiedzialności? Żadnej przyzwoitości??? Wstawiam tu swój komentarz, który pozwoliłam sobie napisać panu Staroście, bo obawiam się, że z profilu "Ziemia Giżycka" on szybko zniknie: "Hmmm... To trochę tak jak w opowieści o pannie utracjuszce... Nie znacie? To posłuchajcie :-) Miała panna dziecko. I alimenty na dziecko. Ale że była niegospodarna (nad czym cała rodzina w głos ubolewała) a do tego piła za wiele, popadła ona i dziecko w niedostatek. Wtenczas panna utracjuszka odniosła dziecko swej babci, by się nim babcia nareszcie zajęła, bo trzeba pomóc dziecku! I żyła panna utracjuszka długo i szczęśliwie... Jak sam Pan Starosta przyznaje "powiat jest obecnie zbyt słaby na pełnienie funkcji właścicielskiej szpitala". Ale warto najpierw zapytać dlaczego tak się stało? Kiedyś był wydolny, teraz nie. Może zawarto kiepskie umowy np z GNS, i to się teraz czkawką odbija? Może zatrudniono kiepskich prawników, zawsze dwa kroki idących za pomysłami procesowymi GNS-u? Może za wiele było niemocy w pełnieniu kontroli nad panią syndyk? No to ja się zastanawiam, dlaczego teraz kto inny miałby za to płacić, np miasto Giżycko i inne gminy, z naszych przypominam, podatków. Jako podatnik i pacjent jestem zbulwersowana, że zarząd powiatu dopuścił do takiej sytuacji szpitala, a podwójnie zbulwersowana, że teraz jeszcze ja mam za to zapłacić. Niechże panna utracjuszka posypie głowę popiołem i przyjmie odpowiedzialność za dziecko, a nie gra na uczuciach babci. Albo niech babci odda przynajmniej swoje alimenty."

Z CARITASEM DOŻYJESZ 100 LAT! CZ. 12 Reportaż: Zamiast Domu dla samotnych matek prywatna posiadłość wiceszefowej warszawskiej Caritas 10 tys. zł – za taką kwotę wicedyrektor Caritas Archidiecezji Warszawskiej kupiła od kierowanej przez siebie organizacji posiadłość. Ponad sześć tysięcy metrów kwadratowych ziemi i swój rodzinny dom dwie starsze pani podarowały dla Caritas na cele charytatywne. Ich dar miał służyć potrzebującym. Jak to możliwe, że za bezcen trafił do zastępcy szefa organizacji? Caritas otrzymuje dom na cel charytatywny W 2003 r. dwie leciwe już siostry Halina Trzcińska i Helena Gozdek, podarował Caritas Archidiecezji Warszawskiej na cele charytatywne swą rodzinną posiadłość – prawie siedem tysięcy metrów kwadratowych ziemi z domem we wsi Liwki na Podlasiu. Obie siostry nie żyją już od kilku lat. – Mama chciała, żeby w tym domu powstał jakiś ośrodek, np. dla samotnych matek. Jednak nie trafił on do rąk tych, dla których był przeznaczony – mówi Katarzyna Michaeli, córka Heleny Gozdek. Wicedyrektor kupuje dom za bezcen Z akt Sądu Rejonowego w Łosicach wynika, że od 2006 r. Caritas nie jest już właścicielem posiadłości w Liwkach. Na podstawie aktu notarialnego, nieruchomość przeszła w ręce Barbary Czarnockiej, wicedyrektor warszawskiej Caritas i jej męża. Pod aktem sprzedaży podarowanej posiadłości podpisał się ówczesny dyrektor organizacji – ksiądz Mirosław Jaworski. 6600 metrów kwadratowych i dom, który miał służyć potrzebującym, wicedyrektor Caritas kupiła za 10 tys. zł. To nieco ok. półtorej złotówki za metr kwadratowy. – Jest to cena śmiesznie niska. Za metr kwadratowy ziemi w tym rejonie trzeba zapłacić od 4 do 9 zł w zależności o lokalizacji i stanu technicznego budynków – przyznaje Krzysztof Jakubiuk, specjalista do spraw wyceny nieruchomości. Caritas: „10 tysięcy poszło na cel charytatywny” Dlaczego posiadłość została sprzedana zastępcy szefa za bezcen?– Po trzech latach od darowizny, dyrektor podjął decyzję, żeby sprzedać nieruchomość. Był tam dom, który ulegał degradacji. Uzyskał zgodę swoich przełożonych, i w świetle prawa transakcja została przeprowadzona. Kwota została przeznaczona na cele charytatywne – nie widzę tu niczego niemoralnego – stwierdził obecny dyrektor warszawskiej Caritas ksiądz Zbigniew Zembrzuski. Interesy wąskiej grupki Caritas Archidiecezji Warszawskiej od wielu lat prowadzi szeroko zakrojone akcje charytatywne. Prowadzi hospicja, świetlice, jadłodajnie, schroniska i łaźnie dla bezdomnych. Organizuje też kolonie dla biednych dzieci. – Zacząłem pracować w Caritas Archidiecezji Warszawskiej trzy lata temu. Szybko okazało się, że moje wyobrażenie o organizacji jest mylne. Jest to instytucja nastawiona na bogacenie się wąskiej grupki ludzi, która tam jest – przyznaje Krzysztof, były pracownik warszawskiej Caritas.


PEREŁKI

OBUDZILI SIĘ̂ ZE SNU ZIMOWEGO Źródło – Ziemia Giżycka. W dniu dzisiejszym, tj. 09.06.br. złożyłem we Wspólnym Sekretariacie Technicznym Programu Transgranicznego Interreg Litwa-Polska 2014-2020 w Wilnie wniosek aplikacyjny szpitala giżyckiego. Nasz szpital pełni w nim rolę Partnera Wiodącego, a pozostałymi partnerami są: Szpital w Alytusie (400 łóżek) i klinika ambulatoryjna w Alytusie. Wartość projektu to 1 mln Euro. Po stronie polskiej zaplanowane są wydatki na poziomie 500 tys. Euro (ponad 2 mln zł) z tego około 85% przeznaczone na zakupy sprzętu i aparatury medycznej. Wkład własny w projekcie to 15 % wartości projektu. Miejmy nadzieję, że projekt giżycki znajdzie się w grupie wniosków, którym przyznane zostanie dofinansowanie. Konkurencja jest jednak bardzo duża jak zdołałem się zorientować na miejscu. Ogółem Powiat Giżycki złożył dziś 3 projekty do Programu Litwa – Polska w Wilnie, w których występuje dwukrotnie jako lider i raz jako partner zwyczajny. Po przekazaniu projektu w Wilnie w drodze powrotnej spotkałem się z Merem Vareny – partnerskiego samorządu Powiatu Giżyckiego, Panem Algisem Kašeta, z którym rozmawiałem o wspólnych inicjatywach skierowanych do organizacji pozarządowych po obu stronach granicy. Chcę zbliżyć stowarzyszenia działające na terenie powiatu giżyckiego i rejonu Varena. Efektem tego mogłyby być wspólne projekty transgraniczne sektora pozarządowego realizowane w ramach małych grantów Programu Litwa-Polska (jest szansa na ogłoszenie konkursu w listopadzie br.) Mamy już nawet kilka konkretnych pomysłów. Szanowni Państwo, mieszkańcy Powiatu Giżyckiego, Chciałbym poinformować, że w dniu dzisiejszym złożyłem na ręce Pana Burmistrza Wojciecha Iwaszkiewicza list zawierający konkretne propozycje współpracy samorządów Powiatu Giżyckiego w sprawie ustabilizowania sytuacji bieżącej w szpitalu giżyckim oraz dalszych wspólnych działań wspierających tę jed-

nostkę. Propozycja zawiera dwa etapy postępowania. Etap pierwszy związany jest aktualną sytuacją organizacyjno-prawną w jakiej znalazła się placówka. Zaproponowałem wspólne działania wszystkich samorządów w celu wzmocnienia i odbudowania pozycji naszego szpitala. Drugi etap związany jest z ostatecznym rozwiązaniem procesu z Grupą Nowy Szpital ze Szczecina, a następnie ustaleniem podziału ról pomiędzy samorządami naszego powiatu. Dzisiaj jesteśmy ponownie w trudnym momencie, ale istnieją wciąż szanse na wspólne rozwiązanie wieloletniego kryzysu wokół szpitala. I nie ma tu lekarstwa, które zadziała z dnia na dzień. Jest to droga trudna i wymagająca determinacji ze strony samorządów i załogi szpitala. Jednak jest to moim zdaniem jedyna droga. Samorząd powiatowy – trzeba to wreszcie powiedzieć uczciwie -jest jednostką zbyt słabą na pełnienie samodzielnie funkcji właścicielskiej dla 11 oddziałowego szpitala. Wszelkie dotychczasowe obietnice wyborcze wszystkich komitetów wyborczych, w tym również komitetu Pana Burmistrza Iwaszkiewicza, świadczące o tym, że wszyscy myśleliśmy wówczas o dobru szpitala jako naszej wspólnej placówki, muszą w tej chwili się wypełnić. Te obietnice trzeba teraz zrealizować w interesie wszystkich naszych mieszkańców, pacjentów i personelu szpitala. W przeciwnym wypadku grozi nam utrata kolejnych funkcji, dobrych lekarzy, oddanych pielęgniarek. Poprosiłem Pana Burmistrza o odpowiedź na mój list w jak najszybszym czasie. Od niej zależeć będą dalsze nasze kroki w sprawie szpitala i jego przyszłość. Od redakcji: Dotychczasowa działalność, ślepota organizacyjna były porażające, dziś próbują ratować coś co nazwać można parodią honoru. Rozwiązanie widzę jedno – dymisja i wyjazd ze świata polityki na Alaskę.

OBIECANKI MINISTRA I... NAIWNOŚĆ BURMISTRZA? Dzisiaj w Giżycku odbyła się niecodzienna konferencja prasowa. Niecodzienna, bo na skrzyżowaniu i zorganizowana przez Ministra Jerzego Szmita, podsekretarza stanu w Ministerstwie Infrastruktury i Budownictwa. Pan Minister przyjechał z bardzo dobrą wiadomością – potwierdził, że w tym roku ruszy budowa ronda na skrzyżowaniu ul. Obwodowej, Świderskiej i Nowowiejskiej, co rozwiąże ten trudny i zadawniony problem. Obecnie czekamy jeszcze na ostatnie dokumenty, które opracowuje firma projektowa; za kilka tygodni będzie można spodziewać się ogłoszenia przetargu i... wreszcie powinna ruszyć budowa, która obejmie także 2017 rok. Zapewne wystąpią pewne utrudnienia, ale za rok problem powinniśmy mieć już załatwiony. Trzymajmy kciuki, żeby nie pojawiły się jakieś nieoczekiwane problemy, bo udało nam się pokonać ich wiele i dziś jesteśmy już baaaaardzo blisko, jak by nie było, historycznej chwili, na którą czekamy wiele lat. Deklaracja Pana Ministra jest jednak na tyreklama

le ważna, że pozwala nam spokojniej spać, gdyby jakieś kłopoty miały się pojawić... Uwagi internautów – Zakrza: Na pierwszy rzut oka informacja o tej konferencji przypomina mi konferencje Pani Jolanty Piotrowskiej. Ale w sumie robi Pan co do Pana należy. Na każdym kroku należy przypominać na górze o tym skrzyżowaniu. Pisze Pan Burmistrz, że rondo rozwiąże problem. Największym problemem tego skrzyżowania jest mała przepustowość, zwłaszcza ze strony osiedla Wilanów. Ludzie oczekują od władz poprawy jakości jazdy na tym skrzyżowaniu

czyli szybkości przejazdu przez Szosę Obwodową albo możliwości włączenia się w ruch na Szosie Obwodowej. Chęć taka wśród mieszkańców powoduje nerwowe reakcje wśród oczekujących na wjazd ze strony ulic Świderskiej i Nowowiejskiej, co powoduje powstanie problemu bezpieczeństwa na tym skrzyżowaniu. Rondo jedynie skutecznie uspokoi nerwowych kierowców wśród mieszkańców Giżycka. Tylko czy rozwiąże problem przepustowości skrzyżowania? Odpowiedź można znaleźć na dwóch pozostałych rondach. Czy na przykład wygodnie wjeżdza się na Szosę od strony Aleji 1 Maja? Tworzą sie korki nieraz aż pod Biedronkę. Nie rozwiąże zasadniczego problemu występującego na tym skrzyżowaniu. W ogóle próba rozwiązania problemu komunikacyjnego osiedla Wilanów po-

przez budowę tego ronda jest skazana na porażkę. Kompleksowo rozwiąże się jego problem dopiero poprzez budowę wiaduktu pod Szosą Obwodową łączącego ulicę Rolniczą i Wilanowską. By jednak było to możliwe jest konieczne uzyskanie decyzji ZRID na Budowę całej Szosy Obwodowej. Dopiero ta decyzja i rozpoczęcie budowy Szosy Obwodowej na odcinku pomiędzy tym przyszłym Rondem i przyszłym powiększonym rondem na skrzyżowaniu z ulicą Wojska Polskiego rozwiąże problemy komunikacyjne Wilanowa. Mieszkańcy Wilanowa którzy liczą że to rondo rozwiąże ich problemy srogo się zawiodą. reklama

MAZURSKI GONIEC

3


4

ZNANE I NIEZNANE

MAZURSKI GONIEC

„BYŁEM KSIĘDZEM” CZ.8

BENEDYKT III (dokończenie).

Historycy Lavicomterie i Platina dowodzą, jakoby Joanna objęła stolice papieska pod imieniem Benedykta III w roku 854. Historyk Lavicomterie tak opisuje ten fakt: "Wydarzenie, które przez długi czas uchodziło za bajkę, jest prawdziwe i wiele świadectw stwierdza jego autentyczność. W roku 854, po śmierci Leona, ujrzano kobietę zasiadającą na tronie papieskim, odprawiającą msze, mianującą biskupów, dającą swe nogi do ucałowania książętom i ludowi." Historyk papieski Platina pisze: ,"loanna Anglicus, rodem z Moguncji, zdobyła pontyfikat. Ukrywszy płeć swoja, uciekła z kochankiem, człowiekiem uczonym, do Aten, gdzie tak się wyćwiczyła w sztukach i naukach, iż przybywszy do Rzymu, znalazła niewielu ludzi równych sobie pod tym względem. Prędko tez nabrała tyle rozgłosu i powagi wśród rzymian, ze po śmierci Leona powołano ja jednogłośnie na godność pontyfikalna. Lecz wkrótce potem zaszła w ciążę wskutek stosunku, jaki miała z kardynałem-kapelanem. Przez czas jakiś ukrywała swój stan brzemienny, lecz gdy pewnego dnia udała się do Lateranu, w drodze miedzy teatrem zwanym Koloseum, posagiem Nerona a placem św. Klemensa chwyciły ja bóle porodowe. Zmarła na miejscu, pełniąc urząd papieża lat 2, miesiąc 1 i dni 4. Została pochowana bez żadnych honorów." Platina poświęcił swa prace papieżowi Sykstusowi IV. Najpoważniejsze świadectwo tego faktu daje "Liber Pontificalis", czyli kronika napisana przez bibliotekarza Anastazego, zmarłego w roku 886, naocznego świadka tego porodu. Niezależnie od świadectw pisemnych istnienie papieżycy Joanny potwierdzają posagi wzniesione na jej pamiątkę w Rzymie, Bolonii i Sienie. Dietrich, jeden z sekretarzy papieskich żyjący w wieku XV, twierdzi, ze widział pomnik Joanny w Rzymie. Tak samo Burnet, biskup, teolog i historyk anglikański, utrzymuje, iż widział posag papieżycy Joanny na jednym z placów miejskich w Bolonii. W Sienie posag Joanny stal do czasów Klemensa VIII - papieża, który zmarł w roku 1604. Klemens VIII kazał usunąć z posagu piersi i wyryć na nim napis: "papież Zachariasz". Ponieważ fałszerstwo wywołało ostra krytykę, a na posagu zaczęto naklejać ubliżające papieżom paszkwile, papież Aleksander VII w roku 1655 kazał ten posag uprzątnąć z placu (pisze o tym historyk kardynał Baroniusz). Aby nie dopuścić do drugiego takiego skandalu, kardynałowie wprowadzili ceremonie badania płci obranego papieża. Chcieli przekonać się naocznie, czy papież na pewno jest mężczyzną. Służyło do tego odpowiednio skonstruowane krzesło, dziś już zniszczone, ale oglądane jeszcze przez wielu w wieku XVII. Ostatnim papieżem, któreklama

ry musiał zasiąść na tym krześle, był Leon X. Kiedy przymus ten zastosowano do Aleksandra, który miał czterech synów, córkę i opinie uwodziciela, rzymianie śmiali się twierdząc, iż tu chyba absolutnie niepotrzebne jest badanie płci! Reformacja spowodowała usuniecie z kaplicy watykańskiej tego kompromitującego krzesła. Później kler zaczął niezgrabnie tłumaczyć jego przeznaczenie i objaśniać, ze owe krzesło było zazwyczaj... wygódką papieska, co oczywiście nie wytrzymywało krytyki, bowiem krzesło stało zawsze w kaplicy św. Sylwestra, wiec trudno przypuszczać, aby w tak świętym miejscu ktokolwiek mógł załatwiać swoje naturalne potrzeby. MIKOŁAJ I

Papież Mikołaj I (858-867), zwany "wielkim" i "świętym", wykorzystywał fałszowane dokumenty, choć o fałszerstwie był dokładnie poinformowany. Kłamał on publicznie, jakoby dokumenty leżały w archiwach Kościoła i jemu zostały wręczone. Fałszerstwo wykryto w XVI stuleciu i dziś Kościół temu nie zaprzecza. Na podstawie tych fałszywych dekretów papież Mikołaj zmusił biskupów francuskich do uznania najwyższej władzy papieskiej. Miedzy papieżem i patriarchą w Konstantynopolu oraz tamtejszym cesarzem przyszło do poważnego starcia. Legaci papiescy, wysłani w roku 863 do Konstantynopola, rzucili klątwę przed ołtarzem w kościele św. Zofii tak na patriarchę, jak na cesarza, oddając obydwóch wyklętych oraz ich zwolenników diabłu i jego sługom. W ten sposób doszło do zupełnego rozdziału Kościoła na wschodni i zachodni. Mikołaj I był pierwszym papieżem, który rzucił klątwę na cesarza. (Cesarzem Konstantynopola był wówczas Lotar). HADRIAN II

Papież Hadrian II (867-872) był żonaty i miał jedna córkę. Mimo to zakazał on duchowieństwu zawierania małżeństw. Na synodzie w Worms w roku 868 przeprowadził uchwałę, że nikomu, kto jako dziecko został oddany do klasztoru, nie wolno go opuszczać. JAN VIII

Papież Jan VIII (872-882) odznaczał się nadzwyczaj zbrodniczym usposobieniem. Wyłączył on kler spod sądownictwa świeckiego i orzekł, że kler ma prawo odwoływania się do papieża. Kiedy biskup z Neapolu własnemu bratu, księciu Neapolu, kazał wyłupić oczy za przychylność okazywaną Saracenom, papież Jan VIII pochwalił te zbrodnie i wyraził się w sposób chrześcijańsko-biblijny: "Wyłupić trzeba oczy wywołujące zgorszenie." Na biskupa Atamasjusza, który był na przyjaznej stopie z Saracenami. CDN

Niewątpliwie było w tym wiele prawdy. Często, kiedy wieczorem kładłem się z pustym żołądkiem do łóżka – różaniec czy odmawiane z pamięci litanie – pozwalały zapomnieć o uczuciu głodu. Z utęsknieniem oczekiwaliśmy czwartkowych i sobotnich spacerów, podczas których można było najeść się do syta w restauracji lub barze. Gorzej było z paczkami przywożonymi przez rodzinę. Oficjalnie było to zakazane, ale kulinarne podziemie kwitło. Latem, z trudem przemycane wałówki, jeszcze trudniej było przechowywać, aby się nie popsuły. Królowały więc konserwy, podsuszana kiełbasa i ciasto. Zimą, torby z żywnością wkładaliśmy pomiędzy okna albo wiązaliśmy za sznurki, po czym cały pakunek umieszczało się na zewnętrznym parapecie. Kiedy byłem na drugim roku, mieszkałem z chłopakiem ze wsi (taki współmieszkaniec był na wagę złota), do którego wyjątkowo często przychodziły „zrzuty”. Kiedyś po większym świniobiciu „zrzut” był rekordowo duży. Przyszedł w piątek, więc na sobotę rano zaplanowaliśmy solidną ucztę. Zapach świeżych, wiejskich wyrobów nie pozwalał zasnąć w nocy, mimo, że dwie wypchane torby umieściliśmy za oknem. Rano po Mszy, jako pierwszy wpadłem do pokoju, żeby wszystko poszykować na przyjście kolegów, którzy mieli przynieść świeży chleb ze stołówki. Jakież było moje przerażenie, gdy za oknem zobaczyłem rozerwane reklamówki i stado gołębi wydziobujących resztki jedzenia! Może zbyt szeroko rozpisuję się na tematy kulinarne, ale zrozumcie młodych facetów, którzy autentycznie przez 6 lat nie mieli innych ziemskich przyjemności poza dobrą wyżerką. Dziwić się księżom? – ich apetytom i brzuchom, które niemal stały się ich atrybutem? Niektórzy wytrawniejsi kuchmistrze posiadali skrzętnie poukrywane całe komplety: garnek, patelnię, kuchnię elektryczną, zdarzały się nawet prodiże i piekarniki. Przyrządzaniu posiłków, zwłaszcza tych „na gorąco” towarzyszył cały ceremoniał i podział obowiązków. Zazwyczaj jeden organizował pieczywo, inny rozgrzewał sprzęt, a najbardziej wprawny przyrządzał jadło. Ze względów bezpieczeństwa konieczna była również funkcja stojącego na czatach. Do tego ostatniego należało wykonanie czynności myląco – maskujących, które zazwyczaj sprowadzały się do rozpylania na korytarzu dezodorantu „Derby”. Przełożeni w takich wypadkach byli zdezorientowani. Biegali od pokoju do pokoju. Był zatem czas na zwinięcie sprzętu, a często na dokończenie uczty. O dziwo nawet konfidenci nie wykazywali się na tym polu. W końcu sami z tego korzystali. Seminarium duchowne to miejsce jedyne w swoim rodzaju. Honorowane przez państwo – ma status wyższej uczelni. Jednakże formacja seminaryjna idzie w dwóch kierunkach: intelektualnym i moralnym z akcentem na ten drugi. Nie znaczy to wcale, że zaniedbuje się wykształcenie – wręcz przeciwnie. Trudno byłoby wyliczyć wszystkie przedmioty wykładowe, z których przez 6 lat zdawaliśmy egzaminy, zaliczenia i kolokwia. W każdej sesji letniej lub zimowej zdawaliśmy reklama

po kilkanaście egzaminów i tyleż zaliczeń. W czasie 6-cio letnich studiów poruszana jest praktycznie każda dziedzina wiedzy ogólnej (poza filozofią, teologią i przedmiotami stricte kościelnymi). Studiowaliśmy więc: astrologię, psychologię, literaturę, elementy medycyny i wiele innych. Wśród języków królowała oczywiście łacina, ale też greka i język hebrajski. Spośród nowożytnych, do wyboru: angielski, niemiecki lub francuski. Wszystkie te przedmioty poza nielicznymi wyjątkami, stały na wysokim poziomie. Profesorowie, zazwyczaj księża, byli absolwentami najlepszych uczelni europejskich: Sorbony, Oxfordu, rzymskiego „Gregorianum”, a także KUL-u i warszawskiego ATK. Kluczowe stanowiska moderatorów oraz wśród kadry profesorskiej zajmowali zawsze absolwenci Akademii Papieskiej. Większość polskich bisku-

pów rekrutuje się właśnie z tzw. „Gregorianum”. Każdy profesor wykładający w seminarium musiał mieć co najmniej tytuł doktora. Wykłady były oczywiście obowiązkowe. Obowiązkowy był także kilkugodzinny czas przeznaczony na naukę prywatną w pokojach. Śmiem twierdzić, że nie ma w naszym kraju bardziej ciężkich i wszechstronnych studiów. Prawdą jest, że w seminariach nie obowiązują egzaminy wstępne, ale analogiczną funkcję spełniają pierwsze dwa lata studiów, po których odpada około połowa adeptów. Prawdziwą zmorą dla kleryków, zwłaszcza na pierwszym i drugim roku, jest łacina. Z książką do łaciny chodzi się wtedy wszędzie, nawet do ubikacji. Niektórzy zdesperowani, nie mogąc sprostać wymaganiom, uczyli się nocami zaciemniając szyby w drzwiach i oknach lub też pod kołdrą przy latarce. Maksymalne wypełnienie każdego dnia nauką (łącznie z niedzielą), przeplataną modlitwami, miało swój sens. Dni mijały szybko, nie było czasu na sprośne myśli, a na tych, którym się taki styl życia nie podobał, zawsze czekała otwarta furta. CDN


8

IMPREZY

MAZURSKI GONIEC

REGATY „RZĄDSAMORZĄD”

reklama

11 czerwca odbyły się XVII GIŻYCKIE REGATY „RZĄD – SAMORZĄD”. W tym roku zmieniono nieco formułę. Oficjalne otwarcie regat odbyło się w AZS COSA w Wilkasach o godzinie 10:00, natomiast zakończenie nastąpiło tradycyjnie w Porcie EKOMARINA w Giżycku, o godzinie 16:00. Wstępnie zgłosiło się ok. 20 załóg, które musiały zmagać się nie tylko z wiatrem. Zmagania zawodników będzie można oglądać z giżyckiego mola. W tym roku swoją obecnością zaszczycą nas przedstawiciele: Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Ministerstwa Edukacji Narodowej, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa, Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Swoją obecreklama

ność potwierdzili również przedstawiciele Parlamentu: Wicemarszałek Senatu RP Pan Adam Bielan, Poseł Wojciech Kossakowski, Senator Małgorzata Kopiczko oraz Senator Bogusława Orzechowska. Województwo warmińsko-mazurskie reprezentować będą: Marszałek Gustaw Marek Brzezin oraz Wicemarszałek Wioletta Śląska-Zyśk. Zgłoszone załogi będą ponadto składały się z przedstawicieli prezydentów i burmistrzów miast, wójtów, starostów, naczelników, sekretarzy oraz przedstawicieli różnych organizacji. Przypominamy, że celem regat jest integracja samorządów lokalnych: gminnych, miejskich, powiatowych, wojewódzkich z przedstawicielami Rządu RP i poszczególnych ministerstw oraz przedstawicieli Parlamentu.


NASZE MIASTO

MAZURSKI GONIEC

9

WYCIECZKA Z GIŻYCKIM „DIAVERUM” Gdy nerki nie pracują prawidłowo Nerki są niezwykle ważnym narządem utrzymującym równowagę chemiczną organizmu oraz oczyszczającym krew. Zdrowe nerki oczyszczają krew przez odfiltrowywanie nadmiaru wody i produktów przemiany materii. Syntetyzują również hormony ważne dla zachowania prawidłowej struktury kości oraz właściwego składu krwi. Gdy narząd ten zaczyna “nawalać” trafiasz do specjalisty nefrologa, kiedy naprawdę jest źle zawitasz tu, do punktu “DIAVERUM” w Giżycku. Masz kłopot, ale jeszcze żyjesz. Ci, którzy są pacjentami giżyckiej placówki “Diaverum” otrzymali skromną porcję radości. Zostali zaproszeni przez personel na wspaniałą wycieczkę statkiem po naszych jeziorach. Pogoda i humory dopisały, statek z radosnymi pacjentami powrócił do portu, pozostały wspomnienia i tych kilka zdjęć z wycieczki.

reklama


MAZURSKI GONIEC

MOTORYZACJA

Samolotem na rajd

Kibice oraz rajdowe zespoły przybywające pod koniec czerwca na PZM 73. Rajd Polski będą już mogły skorzystać z udogodnień komunikacyjnych oferowanych przez Port Lotniczy Olsztyn-Mazury mieszczący się w Szymanach nieopodal Szczytna. Uruchomione w styczniu tego roku nowoczesne lotnisko, które pozwala na obsługę nawet największych samolotów uruchomiło już po łą cze nia z Berli na oraz Kra kowa. W najbliższych dniach dołączą do nich także

Mo na chium (17 czerwca) i Lon dyn (18 czerwca). Biorąc pod uwagę sieć połączeń ofe rowa nych przez wspo mnia ne lot ni ska na rajd można dotrzeć samolotem z każdego miejsca w Europie. Ta sukcesywnie rozwijająca się placówka zlokalizowana jest niecałe 70 km od bazy PZM 73. Rajdu Polski w Mikołajkach. Obecnie Mazury Airport współpracuje z trzema przewoźnikami – Sprint Air, Adria oraz Wizz Air, zaś w listopadzie b.r. dołączy do tego grona największa europejska linia lotnicza, Ryanair.

Port lotniczy Olsztyn-Mazury obsługuje połączenia z Londynem – Luton (wtorki, czwartki i soboty), Berlinem – Tegel (wtorki, czwartki i niedziele), Monachium (poniedziałki, środy i piątki) oraz Krakowem (środy, piątki i niedziele). Na terenie obiektu pasażerowie mają możliwość wynajęcia samochodu w jednej z dwóch renomowanych wypożyczalni – Avis i Hertz. www.mazuryairport.pl www.rallypoland.pl

13

NASZA MOTO DZIEWCZYNA

Rajd Polski jest największym wydarzeniem w spor tach motorowych w Polsce. Tegoroczna, 73. edycja Rajdu Polski, jest jednocześnie siódmą rundą Mistrzostw Świata WRC. W czasie trwania rajdu w dniach 01-03 lipca zawodnicy będą mieli do pokonania 22 odcinki specjalne, o łącznej długości 317 km. Całkowita trasa rajdu, którego bazą ponownie będą Mikołajki, wyniesie w tym roku 1210 km. Najdłuższym odcinkiem specjalnym będą Stańczyki, o długości 26,9 km, zaś najkrótszym Mikołajki Arena, o długości zaledwie 2,5 km. Ruszyła przedsprzedaż RallyPass na 73 Rajd Polski – wysyłka wszystkich zamówionych Rally Pass'ów rozpocznie się od 7 czerwca 2016.


14

HUMOR

MAZURSKI GONIEC

CZASAMI GOŁO ALE NA WESOŁO

n OGŁOSZENIA DROBNE

– Nie, Jasiu, zapewne miałeś na myśli cebulę. – Nie, proszę pani. Pani pewno nigdy nie oberwała rzepą po jajach.

Na „czarnej” robocie przy budowie domu gdzieś pod Londynem „załapało” się czterech Polaków: lekarz, student, urzędnik i rolnik z lubelskiego. Gdzieś tak w środku tygodnia spotykają się rankiem w pracy i widzą, że urzędnik ma straszliwie pokancerowany ryj. – Co ci się stało? – pytają – Aaaa, wychodziłem wczoraj z kąpieli, pośliznąłem się na mokrych kafelkach i rąbnąłem twarzą o posadzkę. – Mam nadzieję, że udzielono ci pierwszej pomocy? – zmartwił się lekarz. – Nie było koło ciebie jakiejś du*eczki, żeby cię podtrzymała? – zapytał z niedowierzaniem student. – A co cię k*rwa zaniosło do wanny we wtorek? – zdziwił się rolnik. Pewna para kochanków wynajęła na noc pokój w motelu, żeby troszkę w tajemnicy „pobaraszkować”. Ponieważ wcześniej zahaczyli o motelową restaurację zrobili się lekko senni i postanowili odłożyć seks na rano. Zgasili światło przytulili się do siebie i... nagle zza ściany zaczęło dochodzić potężne chrapanie. Po kilkunastu minutach facet nie wytrzymał, zaczął walić w ścianę i krzyczeć: – Panie, weź pan zapal papierosa i przez parę minut siądź pan spokojnie, bo zasnąć nie można. – Nie ma sprawy – dobiegł ich zaspany, ale ugodowy głos zza ściany. Zrobiło się cicho i kochankowie zasnęli. Rankiem tak jak sobie zaplanowali rozpoczęli miłosne igraszki. W pokoju rozległy się wszelkiego rodzaju ochy i achy, które w pewnym momencie przerwało walenie w ścianę. Chwilę potem głos należący do ich motelowego sąsiada powiedział: – Kochani, przysługa za przysługę, zapalcie sobie papierosa i parę minut posiedźcie spokojnie, bo ja już za kwadrans mam autobus, a w żaden sposób nie mogę rozporka dopiąć. Pewna studentka nie dając sobie rady ze sprawami finansowymi, postanowiła przyrobić sobie w parku. A że była z niej niezła du-

pa, to miała powodzenia. Pewnego wieczoru spotkała swojego wykładowcę – starszego profesora. – Dobry wieczór panie profesorze – Dobry wieczór, chciałbym się poczuć jak za dawnych lat mojej młodości. – Ależ oczywiście. Poszli do domu profesora, studentka rozebrała się, położyła się obok profesora i tak przeleżeli całą noc. Rano profesor wstaje, bierze do reki siekierę, penisa kładzie na stół i wali siekierą z całej siły, chcąc uciąć sobie członka. Niestety, ten mu uciekł. Na to profesor: – O ty skubańcu! Siekierę to widzisz, a du*y to żeś całą noc nie widział... Czym się różni blondynka od kury? – Kura się tak nie wierci na jajach. Spotyka się dwóch głuchoniemych. Jeden ma rękę w gipsie. Drugi pyta (na migi): – Co ci się stało? – A, nie chcę gadać. – No nie bądź taki, powiedz! – Daj spokój, już się o tym nagadałem. – No weź.. – Dobra. Poznałem zajefajną dziewuszkę. Uprawia sporty, modelka, rozmiary idealne. Namówiłem ją na wspólną noc. Mówię ci, takie tempo, takie pozycje, to nawet w Kamasutrze nie znajdziesz. – Cholera, ciekawe, co to za pozycje... – Nie powiem. – No nie bądź taki, mnie nie powiesz? – Nie powiem, nie to nie. – To powiedz chociaż jak rękę sobie złamałeś. – Złamałem jak opowiadałem, rozumiesz?! – Jak się nazywa nie-tania, męska prostytutka? – Szmat drogi Nauczycielka pyta dzieci: – Jakie warzywo sprawia, że oczy łzawią? – Rzepa, proszę pani – wyrywa się z odpowiedzią Jaś.

Trzy stare babcie przyszły na basen i się rozłożyły na trawie. Pierwsza podnosi się, staje na słupku tam gdzie woda jest najgłębsza i się szykuje do skoku. Ratownik chwycił się za głowę i krzyczy: – Niech babcia nie skacze! Babcia się utopi! A babcia skok do wody, elegancki crawl, odbija się od ściany, płynie z powrotem, wychodzi. Ratownik zdziwiony się pyta: – Gdzie babcia się tak dobrze nauczyła pływać? – Za młodu byłam w harcerstwie, mieliśmy dużo obozów nad jeziorem, często pływaliśmy i tak mi zostało do dziś. Druga babcia staje na słupku, szykuje się do skoku. Ratownik krzyczy: – Niech babcia nie skacze, babcia się utopi! A babcia jeszcze szybciej płynie tam i z powrotem. – Babciu, gdzie się babcia tak szybko nauczyła pływać? – Za młodu uprawiałam pływanie. Startowałam na olimpiadzie w 1936 roku w Berlinie i tak mi zostało do dziś. Trzecia babcia staje na słupku. – Niech babcia nie skacze! A babcia szus do wody. Płynie jak strzała. Ledwo się wody dotyka. Odbija się od ściany i płynie z powrotem. Wychodzi. Ratownik zdębiał: – A babcia gdzie się tak fantastycznie nauczyła pływać? – Ja byłam za młodu w Wenecji ku*wą na telefon. W wyniku katastrofy czegoś tam na zwyczajowej bezludnej wyspie znaleźli się pedzio, laska i młody chłopak, znaczy szczyl. Pierwszego wieczoru pedzio tchnął namiętnie chłopakowi do ucha: – Chodź, zabijmy tę obrzydliwą babę, będziemy mogli uprawiać nieskrępowany seks! – Wiesz, dobra, namyślę się. Następnego dnia wieczorem laska szepnęła chłopakowi przy nadarzającej się okazji: – Chodź, zabijmy pedała, będziemy mogli uprawiać nieskrępowany seks! – Yhy, dobra, muszę to przemyśleć – odpowiedział chłopak. Następnego ranka chłopak zabił pedzia i laskę, i oddał się nieskrępowanemu seksowi. Przychodzi wielki jak tur, napakowany, cały w dziarach, kierowca polskiego TIR'a do domu publicznego. Burdel-mama prawie zemdlała jak go zobaczyła. Długo się zastanawiała czy dać mu jakąś swoją dziewczynę. Ale myśli sobie: – pieniądz to pieniądz, osobiście go przyjmę. Na wszelki wypadek wzięła jednak dwa pudełka wazeliny. Polski kierowca TIR'a zaczyna się rozbierać. Zdejmuje t-shirt'a, a tam muskuły jak u Pudzianowskiego, tors jak u Schwarzenegera. Burdel-mamę ogarnął strach jak go da radę obsłużyć. Otwiera więc pudełko wazeliny iw pośpiechu smaruje się miedzy nogami. Kierowca TIR'a ściąga następnie spodnie – trach! A tam uda jak filary mostu. Burdel-mama już w totalnym szoku, więc dawaj dalej smarować się wazeliną między nogami. Kierowca zdejmuje slipy, a tam trach – pała jak u słonia! Burdel mama prawie zemdlała i w przypływie rozpaczy otworzyła i zużyła w całości drugie pudełko wazeliny. Na to kierowca TIR'a wyciąga długi łańcuch i owija nim swoją pałę mówiąc: – co jak co, ale w taką ślizgawicę bez łańcuchów nie pojadę.

n NASZA WALENTYNKA


NASZE MIASTO

GIŻYCKO ZE STARYCH ZDJĘĆ

MAZURSKI GONIEC

400 LAT

15

MIASTA


16

MAZURSKI GONIEC


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.