Goniec Mazurski 371

Page 1


2

PEREŁKI

MAZURSKI GONIEC

Z CARITASEM DOŻYJESZ 100 LAT! CZ. 6

FiM – Caritas won! Prawicowa Rada Miasta Raciborza żąda rozwiązania umowy z opolskim Caritasem na prowadzenie ośrodka dla niepełno-sprawnych. Na otarcie łez kościelna instytucja może łyknąć gminny budynek, w którym działa placówka. Dziesięć lat temu gmina dała Caritasowi Diecezji Opolskiej budynek i pieniądze na funkcjonowanie Centrum Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (CRON). Już wówczas wywoływało to opór i tarcia wśród radnych. Wątpliwości budził zwłaszcza fakt, że miasto nie miało żadnych możliwości skontrolowania kościelnej instytucji, np. tego, w jaki sposób wydatkowane są przez nią publiczne pieniądze. Przez 10 lat Centrum funkcjonowało dzięki środkom z budżetu miasta (rocznie ok. 600 tys. zł), dotacjom z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i kontraktom z Narodowym Funduszem Zdrowia. Chodziły co prawda słuchy, że księża „srają kasą”, to znaczy nie wiedzą, co z nią robić, ale nikt nie śmiał ich o to zapytać. Mózgiem i dyrektorem CRON-u była Maria Wiecha – wiceprzewodnicząca w większości prawicowej Rady Miasta – zaś dyrektorem diecezjalnym Caritasu – ks. Arnold Dreschler, któremu w ciągu ostatniej dziesięciolatki zdarzyło się nawet kilkakrotnie gościć w swoim miejscu pracy. Afera finansowa W ubiegłym roku wyszło na jaw, że ośrodek Caritasu zawyżył o 312 tysięcy złotych koszty remontu, co potwierdziła w końcu kontrola PFRON-u. Przedsięwzięcie miało kosztować 644 tys. zł, w tym państwowy fundusz miał dofinansować roboty kwotą 536 tys. zł. Niezbędny był jednak wkład własny Caritasu w wysokości 108 tys. zł. Gdyby Centrum ujawniło, że koszty zmalały o ponad 300 tys. zł, kasa musiałaby wrócić do PFRON-u, więc obrotni księża zawyżyli rachunki. Prokuratura, najwidoczniej zażenowana przesłuchiwaniem świętych osób, umorzyła jednak śledztwo, a PFRON… wycofał się z żądań zwrotu pieniędzy. Ks. Dreschler przez kilka miesięcy myślał, na kogo zwalić cały smród, aż w końcu wymyślił – zwolnił szefową ośrodka – radną Wiechę. W marcu dał jej wypowiedzenie, po miesiącu cofnął pełnomocnictwa i zablokował konta ośrodka, na których była kasa z miasta i PFRON-u. Tymczasem – według ustaleń między gminą a Caritasem – to właśnie dyrektorka mogła gospodarować miejską dotacją i władze miasta powinny być poinformowane o zmianach. „Poza tym była radną i to Rada Miasta powinna zgodzić się na rozwiązanie z nią umowy” – twierdzą miejscy rajcy. Oko za oko O posunięciach „władcy w sutannie” Maria Wiecha powiadomiła przewodniczącego rady, Tadeusza Wojnara. Oboje nakłonili prezydenta do wypowiedzenia umowy Caritasowi oraz wstrzymania dotowania placówki. Rozeźlony klecha w odwecie zwolnił Wiechę dyscyplinarnie za działanie na szkodę firmy.

W obronie radnej, a zarazem pracownicy Centrum, napisali list do arcybiskupa Alfonsa Nossola. Natomiast radni Raciborza 25 maja podjęli uchwałę o wypowiedzeniu Caritasowi umowy na współfinansowanie ośrodka dla niepełnosprawnych. Wezwali też prezydenta, żeby zabezpieczył nieruchomość do czasu przejęcia przez gminę oraz zapewnił funkcjonowanie Polskiemu Komitetowi Zwalczania Raka i raciborskiemu Funduszowi Lokalnemu, które mają tam siedzibę. Radni nie zgodzili się też na zwolnienie Marii Wiechy. – Aktualnie, na prośbę miasta, Caritas dokonuje inwentaryzacji swojego wkładu materialnego w ośrodek. Odzyskanie budynku przy złej woli Kościoła może okazać się jednak bardzo trudne, bo dwustronna umowa została sporządzona skandalicznie i Caritas mógłby gmach przejąć. Prowadzimy jednak rozmowy z ks. Dreschlerem i mam nadzieję, że dojdziemy do jakiegoś konsensusu – powiedział nam odpowiedzialny za sprawę wiceprezydent Mirosław Szypowski. Rozwiązanie Miasto nie chce likwidacji Centrum, które ma pod opieką ponad 100 osób niepełnosprawnych. Do października musi jednak rozwiązać konflikt z Caritasem. Zdaniem Szypowskiego, wyjścia z sytuacji są dwa. Albo Centrum zostanie całkowicie zamienione w jednostkę budżetową miasta i gmina przejmie cały ośrodek, przy czym Caritasowi będzie zlecać niektóre zadania, albo trzeba będzie renegocjować umowę z opolskim Caritasem – z zastrzeżeniem, że dyrektor placówki będzie wybierany za obopólną zgodą. Naszym zdaniem, jest jeszcze trzecie wyjście: gmina dostaje cały ośrodek, a Caritas – zakaz zbliżania się do niego. I ani grosza więcej. FaktyiMity.pl

FiM – Szmaciany interes Na Pomorzu trwa walka pomiędzy diecezjami gdańską i elbląską o rzeczy wrzucane przez parafian do wystawionych na osiedlach pojemników na dary. Co tam walka… To już otwarta wojna. Tylko dlaczego te dary ich ofiarodawcy odnajdują później… w sklepach? Gdański Caritas wystawił w wielu pomorskich miastach specjalnie oznakowane pojemniki, do których mieszkańcy mogą wrzucać zbędną odzież. Dary te trafiają, jak twierdzą kościelni, do ubogich. Dziwne, bo z naszych ustaleń wynika, że ubrań nie otrzymują rodziny ubogie mieszkające w miastach, w których dobra zostały zebrane. Jeszcze dziwniejsze jest to, że gdański Caritas np. w Kwidzynie, wszedł w szkodę Caritasowi elbląskiemu. Radosław Klein – księżulo z parafii konkatedralnej św. Jana Ewangelisty w Kwidzynie głosi z ambony apel do wiernych, aby ci nie wrzucali rzeczy do pojemników rozstawionych na osiedlach, tylko

przynosili do siedziby miejscowego Caritasu. Ludzie się dziwują, bo na pojemnikach, które mają pod nosem, jak byk widoczne są znaki Caritasu. Dlaczego więc mają taszczyć rzeczy przez pół miasta do biura Caritasu? Okazuje się, że Caritas Caritasowi nierówny, a sutannowy ma w tym aspekcie istotne argumenty. Otóż rzeczy z pojemników wywożone są do Gdańska i ubodzy (czy aby na pewno oni?) z Kwidzyna nie mają z nich żadnego pożytku. Księdza Kleina poparł ksiądz Bolesław Trzciński, dyrektor Caritasu diecezji elbląskiej, który twierdzi, że rzeczy wrzucane do pojemników muszą trafiać do ubogich na terenie tej diecezji, w której zostały wystawione pojemniki. Dziwna trochę ta klesza determinacja połączona z patriotyzmem lokalnym. Dla darczyńców nie ma sprawy. Nie rozumieją więc o co ta wojna, uważają, że ubodzy z innych miast nie są wcale gorsi od miejscowych. Wyścigi pomiędzy biskupami o rzeczy dla biedaków są ich zdaniem nie na miejscu. Drugie dno może nadać sprawie niedawno ujawniony fakt. Oto mieszkanka Kwidzyna odnalazła w miejscowym szmateksie ubrania, które kilka miesięcy wcześniej wrzuciła do caritasowskiego pojemnika. W jaki sposób tam trafiły, nie sposób wyjaśnić. Ksiądz dyrektor Trzciński usprawiedliwia ów fakt tym, że ustawianiem i opróżnianiem pojemników zajmuje się wynajęta przez Caritas firma. Czyli „to nie my, tylko ktoś”. Z innych źródeł jednak wiemy (a są to źródła wiarygodne), że część ubrań pozyskanych ze zbiórek jest najzwyczajniej sprzedawana. Księża, którzy zapoznali się z naszymi ustaleniami, niechętnie się w końcu do tego przyznali. Wyjaśniają jednak, że dochód z owej sprzedaży zasila konto Caritasu. Dla nas sprawa ta cuchnie jak nie przymierzając przechodzone majtki w lumpeksie. Któż bowiem jest w stanie rozliczyć wrzucaną do pojemników, a następnie sprzedaną do lumpeksów odzież? Chyba stąd właśnie wziął się pomysł rozszerzenia zbiórek na całą Polskę. Dzięki ogólnopolskiej zbiórce (czytaj: przewożeniu darów z diecezji do diecezji) szansa na trafienie w lumpeksie na swoją rzecz jest praktycznie zerowa. Konkluzja musi być pytaniem: czy to bieda tak przycisnęła biskupów Śliwińskiego i Gocłowskiego, że pożarli się o parę używanych szmat, czy powodem konfliktu jest ich wynaturzona pazerność? FaktyiMity.pl

HIPOKRYCI Z GMINY I STAROSTWA Od kilku miesięcy siedzę pomiędzy młotkiem a kowadłem, zastanawiając się kto pierwszy uderzy. Czy będzie to Caritas, który perfidnie stara się o zamknięcie moich ust w związku z zamieszczanymi publikacjami na ich temat, czy zaplanowany ruch wykona “pomówiony” radny z Gminy Giżycko, któremu bardzo stanęły w przełyku określenia „jaśnie pan”, „szara eminencja” czy też „bohater”. Papiery sądowe są już w ruchu, a do snu kładę się z dodatkową parą skarpetek i szczoteczką do zębów. Pisząc o zrywce drzew w Wilkasach zapewne dokonałem zamierzonej destrukcji w szeregach urzędasów Gminy Giżycko jak i tych z ostatnich pięter Ratusza czyli Starostwa. To dzięki Wam, Drodzy Czytelnicy, mogłem wypełnić lukę informacyjną dotyczącą procedur jakie rozkręcono po zamieszczonym majowym (2015 rok) materiale. Jak wynikało z dostarczonej do redakcji dokumentacji znanej nam wycinki drzew miało nie być. Wójt Jasudowicz zabezpieczył swoje cztery litery odpowiednim pismem (wnioskiem RRG.6131.3.100.2015) do Starosty Powiatowego podpisanego przez urzędniczkę o nazwisku Maślij. Wynikało z niego, że postawiono na cięcia sanitarno – pielęgnacyjne oraz wycinkę (sic!) jednego drzewa (jesion). Tempo z jakim zaczęto produkować dokumentacje było zaskakujące, poszczególne wnioski i decyzje wędrują z niebywałą prędkością pomiędzy Gminą a Starostwem. W ciągu kilku dni wniosek dociera do Starostwa, adresatem jest urzędnik o nazwisku Kozak, zapewne jest to osoba zatrudniona w Wydziale Ochrony Środowiska Gospodarki Wodnej i Rolnictwa, a którą kieruje pan Bujno dzięki funkcji Naczelnika Wydziału. Czy to tutaj sięgnęły przedsiębiorcze ręce naszego bohatera majowych felietonów? Przypomnę, że radny z Wilkas „piastuje” swoje stanowisko od 2006 roku, udzielał się namiętnie w Komisji Rewizyjnej Gminy Giżycko kadencji 2006 – 2010 i 2010 – 2014, ale po ostatnich wyborach zmienił zainteresowania i wstąpił w szeregi Komisji Rolnictwa Leśnictwa i Ochrony Środowiska. To nasz bohater i wielbiciel przyrody rozpoczął działania wycinkowe w 2015 roku, gdy jednak wprowadziłem na strony „Mazurskiego Gońca” materiał przedstawiający barbarzyńską działalność radnego, rozpoczął się wyścig, by sprawę nielegalnej wycinki zatuszować. Gdzie można było najłatwiej sprawę załatwić? Przypomnę, Wójt Jasudowicz wyszedł z wnioskiem o wycinkę jednego drzewa plus działania sanitarne i pielęgnacyjne, tu nie można było już ochronić tyłka radnego. Pomysłowość i koledzy pomogą! Wydział Ochrony Środowiska przy Starostwie i jego pracownik Kazimierz Kozak wypichcają protokół o stanie drzew w wyznaczonych działkach. Stan ich jest tragiczny a jedynym lekiem może być mechaniczna piła, tak ogólnie można podsumować treść protokołu. Ze Starostwa wychodzi pismo – decyzja (WŚ.6131.87.2015), na mocy której zezwala się na wycinkę drzew w interesującej nas strefie brzegu jeziora Niegocin w Wilkasach. We wspomnianej decyzji nie istnieją już cytowane wcześniej określenia (logiczne) o pielęgnacji drzew. Przyczyna? Możecie sobie to nazwać jak chcecie, kolesiostwo, korupcja? Władza posiada niesamowitą moc deprawowania ludzi. Widoczne jest to na każdym kroku. W zeszłym roku ujawniłem barbarzyńską zrywkę drzew w celu poprawienia widoku na śliczne jezioro z prywatnej działki radnego Gminy Giżycko, do dziś mam kłopoty prawne. W niedalekiej przyszłości opiszę działania tego samego radnego, który to w celu poprawy „kosmetyki” brzegu jeziora Niegocin (w tym samym miejscu wycinki drzew) uszlachetnił brzeg około 400 tonami gruzu, śmieci, odpadami budowlanymi, papą, workami foliowymi, plastikowymi wiadrami, które to wykiprowane z wywrotek zostały zasypane później dowiezioną ziemią. Hołubienie działania radnego przez panów Bujno i Kozaka, pośrednio przez Wójta Jasudowicza i Giżyckiego Starostę Strażewicza zasługuje na jedno określenie – hipokryzja będących u władzy! CDN


PEREŁKI

OFICJALNA INFORMACJA! RUSZY BUDOWA RONDA PRZY UL. ŚWIDERSKIEJ. ZATWIERDZONO ŚRODKI NA INWESTYCJĘ! To już pewne. Mieszkańcy Giżycka poczują się bezpieczniej na obwodnicy miasta. Minister Infrastruktury i Budownictwa zatwierdził fundusze na budowę ronda na skrzyżowaniu ulic Nowowiejskiej, Świderskiej i Obwodowej w Giżycku. Budowa ronda ma ruszyć jeszcze w tym roku! Kiedy czytam tego typu informację zaczynam się śmiać będzie bezpieczniej! Kup sobie wypasione volvo - będziesz bezpieczny! Mało, kup ciężarówkę, siedzisz wysoko - jesteś bezpieczny! No, jeśli nie pasują ci te dwa rozwiązania pozostaje czołg z demobilu, w nim poczujesz się bezpieczniej?!

RONDO NA OBWODNICY

Jesienią, o ile jest w tej wiadomości 100% prawdy rozpoczną się wykopki, obwodnica w tym rejonie zostanie wyłączona z ruchu, ten zaś przekierowany zostanie na centrum miasta, no i zacznie się. Kolejna porcja biadolenia poleci na łeb

burmistrza, ekipy remontowej itd. Domyślam się, że ci którzy zostaną wydziedziczeni już ślą “matuszki” pod adresem pomysłodawców wszelkich zmian drogowych. Czy rozwiążą one problemy mieszkańców Giżycka? Wątpię. Kolej przyjdzie

REKLAMOWY KIBEL Nowe szalety w centrum miasta Na jednym z posiedzeń ostatnich ubiegłego roku Miejskiej Rady Narodowej padło pytanie na temat swoistego słupa ogłoszeniowego, zlokalizowanego na ul. Warszawskiej w bliskim sąsiedztwie Domu Towarowego „Batory”. Jak widać na zdjęciu, a miało to miejsce kilka dni temu nie omalże w samo południe stojący tam obiekt spełnia również inną funkcje jak się okazuje nawet po

dwakroć praktyczną. Po pierwsze jest stolikiem na którym można umieścić kufelek z piwkiem a po drugie ,… no cóż natura ma swoje wymagania … i w tym

na skrzyżowanie z ul. Suwalską, a gdy padnie most obrotowy przybędzie kłopotów na obwodnicy. Nigdy nie miałem kłopotów z tym skrzyżowaniem, czy będzie bardziej słodko po wprowadzeniu znaczących zmian? W te, niezbyt wierzę!

stanie rzeczy maszkara ta również się spełnia. Jednak czy takie coś przysparza nam pozytywnych wrażeń to już inna kwestia. Sadzę, że w Urzędzie Miasta jest Wydział, który jest w stanie stwierdzić, czy stojący tam obiekt znajduje się, a raczej wykorzystywany jest zgodnie z przeznaczeniem, oczywiście na kotnego lokalizację w tym miejscu i spełnianie określonej funkcji właściciel tego przybytku otrzymał zgodę. Jak widać na załączonym obrazku sprzedaż prasy w tym miejscu nie odbywa się.

KUKUŁCZE JAJECZKO Po cichutku, bez rozgłosu zorganizowano mieszkańcom naszego miasta niebezpieczna niespodziankę. I to nie jaką tam atrakcje z dreszczykiem, w sposób klasyczny, na własne życzenie sprowadzono do Giżycka osoby demoralizowane, stwarzające problemy pedagogiczne. Z całą odpowiedzialnością można powiedzieć, że jest to zdemoralizowana młodzież. Młodzież, co do której zachodzą uzasadnione przypuszczenia że powrócą do przestępstwa, zaczną rozkręcać system rozprowadzania narkotyków itp. negatywnych zachowań tego typu ludzi. I nie są to wcale nasi mieszkańcy do ośrodka reklama

tego przybywają „pensjonariusze” z całej Polski. A wszystko odbywa się do w ramach Poradni Psychologiczno Pedagogicznej. W tym stanie rzeczy jako rodzic mający nieletnią córkę mam obawy o jej bezpieczeństwo. Ośrodek mieści się przy ul. Smętka 5 . Wystarczy wieczorem iść od strony rynku ulicą Smętka i napotyka się gremium młodzieży której słownictwo ogranicza się praktycznie do kilku słów (części ciała męskie i żeńskie o raz profesja św. Magdaleny). Ale nie to jest ważne. Ta młodzież aż bucha agresją. Kiedyś ona musi się wyładować. I w tym momencie nasuwa się pytanie: reklama

- kto wydał zgodę na otwarcie takiego ośrodka, a tym samym na sprowadzenie do Giżycka ludzi o nie koniecznie pozytywnej postawie, - czy w Giżycku na tyle

jest bezpiecznie, że można już na nasze ulice wysyłać gości, co do których można mieć uzasadnione obawy, że na pewno dopuszczą się przestępstw.

MAZURSKI GONIEC

3


4

MAZURSKI GONIEC

ZNANE I NIEZNANE

„BYŁEM KSIĘDZEM” CZ.3

FELIKS III Papież Feliks III (a właściwie II) prowadził zacięty spór z Akacjuszem, patriarcha Konstantynopola, na temat kłótni ariańskiej, czyli wcielenia Jezusa. Spór miedzy Konstantynopolem i Rzymem trwał już od kilkudziesięciu lat, lecz za czasów Feliksa doszedł do takich rozmiarów, ze w roku 519 nastąpił pierwszy podział Kościoła. Oto szczegoły: Na soborze efeskim prowadzono następujący spór: czy Maria była matka Boga? Nestoriusz, patriarcha Konstantynopola, sprzeciwił się temu twierdzeniu, wywodząc, ze Maria jest tylko matka Chrystusa, a nie żadna matka Boga, bo ona porodziła Chrystusa, który był człowiekiem, a nie Bogiem. Zaciekły fanatyk Cyryl doprowadził na soborze efeskim do złożenia Nestoriusza z urzędu. Stronnicy tego ostatniego założyli w Persji Kościół nestorianski, który trwa dotąd jeszcze. Cyryl, z którego Kościół zrobił świętego, odznaczał się okrucieństwem i nienawiścią do ludzi wiedzy i nauki. Rozsrożył się przeciw uczonej Hypatii, córce matematyka Teona, i doprowadził do tego, ze została ukamienowana i rozszarpana przez sfanatyzowany motłoch na ulicach Aleksandrii. Zwycięski chrystianizm wypowiadał wojnę nauce. Druga sporna kwestia: Czy istnieją w Jezusie dwie natury (boska i ludzka) czy tez tylko boska. Druga opinie, zwana monofizycka, utrzymywana przez mnichów egipskich, przytoczono znów przed soborem efeskim w roku 449. Tym razem cesarz Teodozjusz II posłał tam swoje wojska i przeciwnicy monofizytyzmu zostali potraktowani niesłychanie gwałtownie. Patriarcha Konstantynopola został tak ciężko pobity, ze umarł od ran. Sobór ten został w historii nazwany „zbójectwem efeskim”, ponieważ biciem zmuszono biskupów do uznania Chrystusa tylko za Boga. Monofizytyzm nie utrzymał się jednak długo, bo już w roku 451 inny sobór wypowiedział się przeciw niemu, uznając zarazem, ze człowieczeństwo Jezusa nie było pochłonięte przez jego bóstwo. W następnym stuleciu walka o monofizytyzm wznowiła się za rządów Justyniana, który miał zainteresowania teologiczne. Justynian, będąc monofizyta tak samo jak jego małżonka Teodora, zniewolił do uległości papieża Wigiliusza (538-555), wzywając go do Konstantynopola i każąc sobie przyznać racje przez cały szereg soborów. Po jego śmierci sytuacja monofizytów znów uległa pogorszeniu. SYMMACH Papież Symmach (498-514) został papieżem dzięki temu, ze Teodoryk, król wschodnich Gotów, pomógł mu w odniesieniu zwycięstwa nad antypapieżem Laurencjuszem. Przyznał on biskupom palium, to znaczy długi wełniany płaszcz bez kołnierza, jako odznaczenie biskupie. Pieniądze pobierane od biskupów za przyznanie palium stanowiły później główny dochód papieży. reklama

JAN I Papież Jan I (523-526) był człowiekiem obłudnym, za co też odpokutował. Król Teodoryk wysłał go do Konstantynopola w celu uproszenia cesarza Justyniana, żeby nie prześladował arian. Teodoryk sam był bowiem arianinem, to znaczy nie uznawał bóstwa Chrystusa. Papież postąpił natomiast zupełnie przeciwnie i zachęcał cesarza Justyniana do większego prześladowania arian, za co po powrocie został uwięziony i zmarł w wiezieniu. FELIKS IV (względnie III) Feliks IV (526-530) został mianowany papieżem przez króla Teodoryka, który zapewnił jednak rzymskiemu narodowi i klerowi prawo na przyszłość wybierania sobie papieża z tym zastrzeżeniem, ze książętom będzie przysługiwać prawo zatwierdzania papieży. BONIFACY II Papież Bonifacy (530-532) miał przeciw sobie antypapieża Dioskurusa, który jednak w krótkim czasie zmarł. Bonifacy rzucił przekleństwo na zmarłego, jednak późniejszy papież Agapit I (535-536) zniósł to przekleństwo i głoszącą je bulle kazał publicznie spalić w kościele. A wiec który z tych papieży był nieomylny? SYLWERIUSZ Sylweriusz (536-537), syn papieża Hormizdasa, został papieżem przy pomocy króla gockiego. Cesarzowa Teodora, żona cesarza Justyniana, kobieta pobożna, ale niemoralna, mianowała antypapieżem Wigiliusza. Belisar, marszałek polny Justyniana, skazał Sylweriusza na wygnanie i wysłał go na wyspę Palmaria, gdzie ten zginął w nędzy. WIGILIUSZ Od papieża Wigiliusza (537-555), mianowanego przez cesarzową Teodorę, zażądał Justynian potępienia trzech zasad kościelnych, a przede wszystkim uchwalonej na soborze zasady, że Chrystus jest nie tylko Bogiem, ale też człowiekiem. Wigiliusz odważył się najpierw tylko na sekretne potępienie zasad Kościoła, lecz później, pod wpływem cesarzowej, uczynił to w publicznym liście wystosowanym do patriarchy Konstantynopola. Cały Zachód oburzył się na papieża, a biskupi afrykańscy ekskomunikowali go za to. A więc nawet papież został za swoją obłudę przez biskupów wyklęty z Kościoła. Widząc, ze duchowieństwo burzy się przeciw niemu, Wigiliusz odwołał swoje postępowanie, lecz potajemnie złożył cesarzowi przysięgę, że w dalszym ciągu będzie popierać potępienie odnośnych zasad Kościoła. Tymczasem nie pojechał osobiście na synod zwołany w roku 553 do Konstantynopola, lecz wysłał list, w którym wystąpił w obronie potępionych uprzednio zasad Kościoła. CDN

Wszystkim skrzywdzonym i zgorszonym przez Kościół i ludzi Kościoła. Roman Jonasz - pseudonim literacki absolwent Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi, magister prawa kanonicznego. Opuścił stan duchowny w 1996 roku. Członek nieformalnego Ruchu Odnowy Kościoła Katolickiego w Polsce. Wiedziałem, że księża nie cierpią biedy. Jeżdżą zachodnimi samochodami. Mają komfortowo urządzone mieszkania. Sprzęt grający wysokiej klasy. Dla dziewiętnastolatka takie sprawy nie są bez znaczenia. Nie zamierzałem wszak zostać pustelnikiem czy żebrakiem. Rodzina i całe otoczenie utwierdzało mnie w przeświadczeniu, że jestem kimś ważnym, wyjątkowym; że wiele rzeczy po prostu mi się należy skoro tak się poświęcam dla Boga. Także wielu parafian osobiście wyrażało swoje uznanie dla mojego postanowienia - wszak byłem pierwszym „odważnym" po czternastu latach. Postawy adorowania księży i ciągłego przekonywania ich, iż są panami świata - są powszechne. Wielokrotnie, każdego dnia doświadczałem tego sam ze strony wiernych i moje otoczenie wcale w tym względzie się nie wyróżniało. Ksiądz, będąc sam (lub kilku) w wielotysięcznej parafii jest hołubiony i adorowany, zwłaszcza przez starsze kobiety. To przede wszystkim one, nieświadome tego co robią - rozpieszczają i psują swoich „księżyków", a gdy ci obrastają w piórka i zaczynają wykręcać „numery", ich dotychczasowe adoratorki przemieniają się w „świętą inkwizycję". Mój proboszcz zaofiarował się zawieść mnie do Włocławskiego Seminarium, abym złożył wszystkie potrzebne papiery: świadectwo maturalne, opinię proboszcza i wikariuszy. Kiedy przekroczyliśmy próg i weszliśmy do obszernych pomieszczeń - korytarzy, na których wisiały ogromne portrety biskupów, rektorów, profesorów - odruchowo wstrzymałem oddech i poddałem się atmosferze dostojeństwa i surowej wręcz powagi jaka tu panowała. Wysokie okna, potężne drzwi, łukowate sklepienia sufitów - to wszystko sprawiało wrażenie bardziej naw kościelnych niż uczelni, czy też domu dla męskiej młodzieży. Mały, szpakowaty człowieczek, który zaczął wyłaniać się z drugiego końca korytarza, nie pasował do całości. Okazało się, że był to sam prefekt studiów (2-gi wicerektor). Przywitał się z nami wesoło, po czym mój proboszcz oddalił się, a ja podążyłem za moim nowym przełożonym. Chociaż byłem tam na własne życzenie, poczułem się przez chwilę jak rzecz przekazana nowemu właścicielowi. Zrobiło mi się nieprzyjemnie obco. Poczułem dziwny strach przed czymś nieznanym, a może tylko przeniknął mnie chłód tych dwumetrowych murów i duch dawnych czasów, zamknięty w potężnych ramach obrazów. Ksiądz prefekt Konecki zaprowadził mnie do swojego mieszkania. Usiadł naprzeciwko mnie i przez dłuższą chwilę, która wydawała mi się godziną, patrzył prosto w reklama

moje oczy, jakby chciał poznać moje myśli i intencje. „Po co tu przyszedłeś" - zdawał się pytać przenikliwym wzrokiem - „czy dla kariery, czy na wierną służbę Kościołowi"? Zrobiło mi się nieswojo. Zaczął w końcu pytać o rodzinę i moich znajomych księży. Teraz wiem, że chodziło mu o to, który z nich mógłby mieć na mnie zły wpływ. Na koniec musiałem napisać na kartce - dlaczego chcę zostać księdzem. Poza obrzydliwym błędem ortograficznym, moja argumentacja najwidoczniej mu się spodobała. Z szerokim uśmiechem podał mi rękę na pożegnanie „do zobaczenia we wrześniu" - powiedział. Kiedy wyszedłem z zimnych, surowych murów na czerwcowe słońce poczułem ulgę i radość - zostałem przyjęty! Warto tu wspomnieć, że w seminariach duchownych nie ma praktyki zdawania egzaminów wstępnych. Warunkiem dopuszczenia do studiów,

oprócz wspomnianych już dokumentów, jest tzw. rozmowa kwalifikacyjna. Już w trakcie semestru ks. rektor opowiadał nam, jak to pewnego razu przyjechała do uczelni mama ze swoim synem. Kiedy upewniła się, że rozmawia z rektorem oświadczyła z całą powagą: „Jeśli już mój syn ma być księdzem to chcę żebyście wykształcili go na biskupa. On się zresztą i tak do niczego innego nie nadaje. Uczy się słabo, jest chorowity i nic go nie interesuje". O tym, jaką w seminarium trzeba mieć głowę do nauki, zdrowie i siłę woli, aby się nie załamać już po pierwszych miesiącach - każdy kto spróbował tego chleba wie najlepiej. A tymczasem przede mną były długie wakacje. Postanowiłem, że będą zupełnie zwariowane. Wybraliśmy się z kolegą „na stopa", po północnej Polsce. Kiedy skończyła się gotówka, zamiast wracać do domu, wyruszyliśmy nad Mazury. Żywiąc się złapanymi rybami i resztką konserw, przez cztery dni płynęliśmy dmuchanym kajakiem po najpiękniejszych zakątkach. CDN


8

MAZURSKI GONIEC

IMPREZY


NASZE MIASTO

MAZURSKI GONIEC

17

LUDZIE OD ZAWSZE ZADAJĄ SOBIE PY TANIE – CZY ISTNIEJE ŻYCIE PO ŚMIERCI?

„Ale któż nam zabroni budować, wyobrażać sobie Światy Lepsze? Być może skonstruujemy w ten sposób coś naprawdę rozsądnego i... jak najbardziej realnego, całkowicie zgodnego z naszą Wiarą? Może nawet zgodnego z naszą również zmieniającą się Nauką?” Zainspirowany tym fragmentem komentarza Golesza poszukałem w internecie kilku fragmentów o „Życiu po życiu.” Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dla wielu ludzi koniec żywota na Ziemi to TO KONIEC -„a nadzieja, że jest inaczej to: Ułuda”, „Kłamstwo”, „Omamy chorego umysłu” etc. Ale Ci, którzy przeżyli (doświadczyli) tzw. „wyjścia z ciała” i oglądali siebie z wysokości, ujrzeli białe światło i tunel doń prowadzący, ujrzeli Anielską Zjawę etc, nie dadzą wiary, że „Życie po życiu” nie istnieje. Należę do nich tak jak i wielu (Świstak...). Niech każdy zostanie przy swoim... i tak wyjaśni się „w praniu” po przekroczeniu tej tajemniczej granicy nazwanej „między życiem a śmiercią”. Oto fragmenty na ten temat: Ludzie od zawsze zadają sobie pytanie – czy istnieje życie po śmierci? Doświadczenia wielu ludzi, którzy powrócili do życia po śmierci klinicznej, zwykle opowiadają podobną historię, o światełku w długim tunelu. Jedna z najbardziej poruszających opowieści o życiu po śmierci została przytoczona przez neurochirurga, absolwenta Harvardu, dr Ebena Alexandra. Początkowo dr Eben Alexander nie wierzył w istnienie świata duchowego. Być może było tak dlatego, że studiował medycynę i był otoczony przez innych lekarzy, którzy uważali, że dusza to tylko wytwór wyobraźni ludzi. Jego poglądy diametralnie się zmieniły gdy spędził 7 dni w śpiączce z powodu ciężkiego bakteryjnego zapalenia opon mózgowych. Twierdzi on, że odbył wtedy podróż do zaświatów. Oprowadzał go piękny anioł, który pokazał mu źródło „samego wszechświata”. Po powrocie do swojego ciała i cudownym uzdrowieniu neurochirurg napisał książkę „Dowód życia po śmierci: Podróż z neurochirurgiem

w zaświaty”, w której stwierdza, że życie na ziemi jest tylko testem dla rozwoju osobistego i aby zdać ten test, trzeba walczyć ze złem, oraz okazać miłość i współczucie. Eben Alexander twierdzi, że doświadczenie życia po śmierci podczas jego „podróży” było prawdziwe i intensywne, chociaż wydawało się niczym hiperrealistyczny sen. Oprócz tego doświadczenie to otworzyło mu oczy, że podstawowym elementem życia po śmierci jest czysta miłość. Jeśli chcemy wiedzieć czym jest wszechświat, musimy nauczyć się kochać. Poza tym z jego słów wynika, że w życiu pozagrobowym cała komunikacja jest telepatyczna. Wszystkie pytania, które pojawiają się w twoim umyśle uzyskują natychmiastową odpowiedź. Doświadczenie dr Ebena jest jedyne w swoim rodzaju i w pewnym sensie odmienną od tysięcy innych znanych przekazów. Specjaliści zastanawiają się jak to możliwe, aby neurochirurg doświadczył tego wszystkiego co opisuje skoro część mózgu, która kontroluje myśli i emocje jest podczas śpiączki całkowicie wyłączona. Obecnie po prostu nie istnieje naukowe wyjaśnienie tego, czego doświadczył dr Eben Alexander. Naukowcy udowodnili w końcu to o czym od tysięcy lat mówią ziemskie religie czy pisma duchowe – po śmierci istnieje inna forma życia. W największym w historii badaniu medycznym przeprowadzonym na ludziach doświadczających śmierci klinicznej lub doświadczeń poza ciałem, naukowcy potwierdzali, że świadomość istnieje poza ciałem, nawet jeśli już ono nie funkcjonuje. Specjaliści z University of Southampton poświęcili w sumie cztery lata na skrupulatne zbadanie ponad 2000 ludzi, którzy mieli w przeszłości kłopoty z powodu zatrzymania akcji serca. Próba badawcza została wytypowana w 15 szpitalach w Wielkiej Brytanii, USA i w Austrii. Okazało się, że prawie 40 procent ocalałych po czymś takim, była w stanie określić odczuwanie swego rodzaju „świadomości” również w czasie, gdy były one formalnie w stanie śmierci klinicznej, czyli zanim ich serca wznowiły pracę. Jeden człowiek pamiętał nawet do końca jak zostawił swoje ciało i obserwował jego reanimację jakby w trzeciej osobie.

Wspomniany pacjent, 57-letniego pracownik socjalny z Southampton, był formalnie „martwy” przez około trzy minuty. Gdy jego akcja serca powróciła stwierdził, że wszystko pamięta i opisał w szczegółach działania personelu medycznego. Jego przypadek szczególnie zainteresował ekspertów, ponieważ według oficjalnej doktryny medycznej, mózg nie może funkcjonować, gdy serce przestaje bić. Jednak w tym przypadku, okazuje się, że mózg kontynuuje pracę przez przynajmniej trzy minuty w okresie, w którym serce już przestało bić, chociaż mózg zwykle przestaje przyjmować bodźce po 20-30 sekundach od zatrzymana akcji serca. Bardzo możliwe, że postępy w fizyce kwantowej pozwolą wkrótce potwierdzić istnienie duszy. Naukowcy przekonują, że może ona istnieć również po śmierci. Podobno tak wynika z zasad mechaniki kwantowej. Jak twierdzą czołowi badaczy fizyki z instytucji takich jak Cambridge University, Princeton University oraz Instytutu Maxa Plancka w Monachium, mechanika kwantowa przewiduje jakąś wersję „życia po śmierci”. Według nich dana osoba może posiadać dualizm ciała i duszy, który jest przedłużeniem dualizmu korpuskularno-falowego funkcjonującego na poziomie cząstek subatomowych, czyli faktu, że mają one jednocześnie formę falową i materialną. Idąc dalej tą logiką każda osoba może posiadać dualizm ciała i duszy, która jest przedłużeniem tej zasady. Badania tej ekscytującej teorii prowadził Dr Jeffery Long, który przeanalizował ponad 4000 przypadków śmierci klinicznej. Ludzie, którzy doświadczyli czegoś takiego opisują wiele możliwych doznań w tym oderwania od ciała, uczucia lewitacji, całkowitego spokoju, bezpieczeństwa, ciepła i obecności światła. Tak ma się objawiać przejście z poziomu korpuskularnego do falowego. Zdaniem naukowca są to wystarczające dowody na to, że nasza egzystencja nie kończy się z chwilą śmierci tylko istnieje dalej, ale w formie niematerialnej funkcji falowej. Może to oznaczać, że starożytne religie postulujące istnienie jakiejś formy życia po śmierci miały rację, a w ostatecznym udowodnieniu tego pomoże fizyka kwantowa, która może zyskać wkrótce status nowej religii XXI wieku.


MOTORYZACJA

MAZURSKI GONIEC

Kolejny laur Opla

Nowa Astra samochodem roku 2016! Car of The Year! Opel Astra V otrzymał prestiżową nagrodę od czołowych dziennikarzy motoryzacyjnych. Wyróżnienie zostało wręczone w Genewie podczas 86. Międzynarodowego Salonu Samochodowego. W Genewie do rywalizacji stanęło łącznie ponad 40 nowych modeli, od sportowych roadsterów poprzez luksusowe limuzyny po samochody typu SUV. 58-osobowe jury złożone z dziennikarzy motoryzacyjnych reprezentujących 22 kraje europejskie przyznało Astrze łącznie 309 punktów. Volvo XC90 i Mazda MX-5 otrzymały odpowiednio 294 i 202 punkty. Nowa Astra nawiązuje do sukcesów Opla z ostatnich lat, gdyż w poprzednich ośmiu edycjach laureatami konkursu „Samochód Roku” zostały trzy nowe modele Opla. Od premiery rynkowej jesienią ubiegłego roku nowa Astra zdążyła już zdobyć takie międzynarodowe nagrody, jak Safetybest 2015 i Złota Kierownica za 2015 rok. Samochód otrzymał także maksymalną ocenę 5 gwiazdek w testach zderzeniowych Euro NCAP. od starej, jest bardziej funkcjonalna i aż do 200 kg lżejsza. Ma przestronniejsze wnętrze i atrakcyjniejsze nadwozie, także w wersji kombi. Do tego oszczędne silniki, adaptacyjne zawieszenie i bogate wyposaże- nie. M.in. system OnStar, pełniący rolę elektronicznego anioła stróża. I reflektory LED IntelliLux potrafiące rozszczepiać wiązkę światła tak, by np. nie oślepiało innych jadących. Te rozwiązania spowodowały, że Astra zyskała opinię auta nowoczesnego i wyrafinowanego, z którym można się komunikować za pomocą smartfona. A to bardzo podoba się klientom. Opel Astra V. Fot. General Motors W uzasadnieniu werdyktu jurorzy nie szczędzą pochwał nowej Astrze. Piszą, że choć nieco krótsza Zarówno system OnStar, jak i LED IntelliLux to rzadkość w tej klasie. Po- dobnie jak opcjonalne fotele z funkcją masażu i wentylacji. Wszystko to dowodzi, że Opel całkowicie przedefiniował swój nowy kompakt. Astra przegoniła swych najgroźniejszych konkurentów. Dlatego wygrała. Dobra opinia o najchętniej kupowanym modelu potwierdzona prestiżową nagrodą i wsparta ogromnymi sumami na inwestycję mogą uczynić ten rok prze- łomowym dla Opla. Z

nalepką „Samochód Roku“ Astra jeszcze bardziej zyska wizerunkowo. Historia uczy, że od chwili ogłosze- nia wyników przez cały rok producent zwycięskiego modelu odcina kupony od konkursowego sukcesu i przekuwa go w marketingowy. Europejska nagroda „Samochód Roku” została ustanowiona w 1964 roku. Po tegorocznym zwycięstwie firma Opel ma już na koncie pięć tytułów „Samochodu Roku”. Pierwszy raz dla producenta z Rüsselsheim zdobył go Opel Kadett E w 1985 roku. Dwa lata później ogólnoeuropejską nagrodę zdobyła Omega A. W ostatnich latach Opel triumfował w tym plebiscycie dwukrotnie: dzięki Insigni w 2009 roku i za sprawą Ampery w 2012 roku.

Opel Astra V. Fot. General Motors Za sukcesami nowej Astry podąża też Salon Samochodowy Opel Pindur w Giżycku, który zdobywając tytuł Customer Excellence Award 2015, uzyskał najlepsze oceny Klientów. Program był oparty na wynikach ankiet badających satysfakcję Klienta z zakupu auta oraz z obsługi serwisowej. Oceny Klientów dotyczyły dwóch sfer: zakupu samochodu oraz serwisowania auta. Ankietowani odpowiadali na pytania: czy w oparciu o ostatnią wizytę poleciliby ten autoryzowany serwis Opla znajomym lub przyjaciołom oraz czy w oparciu o doświadczenia z zakupu i odbioru samochodu poleciliby tego autoryzowanego dystrybutora znajomym lub przyjaciołom? Według ocen Klientów Salon Samochodowy Opel Pindur znalazł się wśród pięciu najlepszych salonów Opla w Polsce. Wyróżnienie jest o tyle ważne, że ocena została dokonana przez Klientów, dlatego też jest niezależna i świadczy o ścisłym przestrzeganiu najwyższych standardów wyznaczanych obsługi Klientów.

21


22

HUMOR

MAZURSKI GONIEC

CZASAMI GOŁO ALE NA WESOŁO

n OGŁOSZENIA DROBNE

-Koleżanka się spieszy? - zagaduje mężczyzna. -Nie, koleżanka się nie spieszy - przekornie odpowiada dziewczyna. -Koleżanka napije się kawy? -Tak, napiję się kawy... -Koleżanka wolna? -Nie, mężatka... -Mężatka? A koleżanka może zadzwonić do domu i powiedzieć, że została zgwałcona w barze? -Tak, koleżanka może zadzwonić do domu i powiedzieć, że ją zgwałcili 10 razy. -10 razy?! -Kolega się spieszy? Jasio idzie z mamą do sklepu. Przed sklepem widzi pijaka z krzywymi nogami. I głośno mówi do mamy: - Mamo, ale ten pan ma krzywe nogi! - Jasiu, ale tak nie wolno! Możesz tego pana obrazić! Następnego dnia Jasio znowu idzie z mamą do sklepu, widzi tego samego faceta z krzywymi nogami i głośno mówi: - Ale ten pan ma krzywe nogi! Wtedy mama już straciła cierpliwość i mówi do Jasia: - Jasiu, ile mam ci powtarzać, że tak nie wolno! Za karę będziesz siedzieć w domu i nie wyjdziesz dopóki nie przeczytasz Szekspira. Po trzech miesiącach Jasio znowu idzie z mamą do sklepu i widząc faceta z krzywymi nogami mówi: - Cóż to za moda nastała w tych czasach, żeby swe jaja nosić w nawiasach.

-Ta.. poszczęściło ci się... Następnego dnia żona mówi: -Ja to mam szczęście wiesz? patrzę a na dworzu na chodniku leży futro z norek! przymierzam... mój rozmiar! -ty to masz szczęście! Ja włożyłem rękę wczoraj pod poduszkę, patrzę bokserki! Przymierzam.. i ch***a nie mój rozmiar! Przychodzi facet do burdelu i chce wynająć panienkę za 20 zł. Panienka odpowiada, że za 20 zł. to może mu nasikać na ręce. Nie mając wyboru, facet zgadza się. Następnie mówi do wacka: -Pij mały rosół, bo mięsa nie dali... Do sypialni wpada mąż i woła do leżącej w łóżku żony: -Ubieraj się szybko! Pożar! Z szafy przerażony męski głos: -Meble! Ratujcie meble!

Jasiu skarży się koledze z klasy: - Ja to mam pecha. Pół roku zbierałem kasę. W końcu wczoraj, jak starzy wyszli, mogłem zadzwonić do agencji i zamówić sobie panienkę. I wiesz kto przyjechał? Nasza pani od polskiego.

Mężowi kończą się pieniądze na wczasach, a chciałby jeszcze trochę zostać. Wysyła więc depeszę do żony: -Przyślij mi 1000zl, to mi przedłużą! Za tydzień przychodzi odpowiedź: -Wysyłam 2000zl. Niech ci też pogrubią!

Pewne małżeństwo zaprosiło na kolację najlepszą przyjaciółkę żony. Kolacja udała się znakomicie, śmiali się i rozmawiali we trójkę do późna. Gdy przyjaciółka wychodziła gospodarz zaoferował, ze ja odwiezie do domu. W samochodzie dalej rozmawiali i robiło się coraz milej. Gdy byli już na miejscu przyjaciółka zaprosiła go na lampkę wina. Wypili cale wino i koniec końców wylądowali w łóżku.O trzeciej nad ranem niewierny mąż mówi: - O rany! Musze iść do domu! żona mnie zabije! - Masz racje. Kiepska sytuacja - twoja żona to moja najlepsza przyjaciółka... Ale jak ty się jej wytłumaczysz? - Nie martw się, pożycz mi tylko trochę talku. ??? - O nic nie pytaj. Zobaczysz - będzie dobrze. Przyjeżdża po chwili do domu i drzwi otwiera mu wściekła żona: - Gdzie byłeś !!! - Kochanie. Bardzo Cię przepraszam. Twoja przyjaciółka jest bardzo mila i bardzo atrakcyjna. Zdradziłem cię z nią. Przepraszam. żona patrzy na niego i po chwili wykrzykuje: - Pokaz ręce! Ręce są cale w talku. - Nie kłam ŚWINIO! Znowu grałeś z kolegami w kręgle!

Facet wylądował na bezludnej wyspie z psem i świnią. Przebywają już tam miesiąc i w końcu w mężczyźnie odezwała się natura, ale myśli: "Z psem nie za bardzo, już wolę ze świnią. Ale pies cały czas jej pilnuje". Nagle usłyszał głos kobiety wołającej o pomoc. Szybko jej pomógł, a ona na to: -Spełnię twoje każde życzenie. Facet myśli, myśli i w końcu mówi: -Mogłabyś wyprowadzić tego psa na spacer?

Mówi żona do męża: -Kochanie poszczęściło mi się! Idę dzisiaj do sklepu patrzę a ktoś zapomniał pantofelków przymierzam.. mój rozmiar!

W barze siedzi młody mężczyzna i dziewczyna.

Kowalski mówi do żony: -Kochanie, a może napiszemy list do bociana? Żona na to: -A czym, jak twoje pióro nie pisze? Kto jest najgorszym pracownikiem? Penis bo: -Trzeba go pchać do pracy. -Stoi przy robocie. -Pluje na miejsce pracy. -8 godzin nie wytrzyma -A po robocie śpi na workach! Policjant spaceruje sobie przez Zakopane, gdy nagle rzuca mu się w oczy gówno leżące na samym środku ulicy. W celu ustalenia właściciela podbiego do bacy: - Baco! To gówno to ludzkie czy zwierzęce? - To? Ludzkie. - A po czym poznajecie? - A bo to moje. Nad Morskim Okiem siedzi stary gazda. Przechodzący turyści pozdrawiają go i pytają: - Co tu robicie? - Łowię pstrągi. - Przecież nie macie wędki. - Pstrągi łowi się na lusterko. - W jaki sposób? - To moja tajemnica. Ale jeśli dostane flaszkę, to ja wam zdradzę. Turyści wrócili do schroniska, kupili butelkę wódki i zanieśli ja gaździe. On tłumaczy... - Wkładam lusterko do wody, a kiedy pstrąg podpływa i zaczyna się przeglądac to ja go kamieniem i jua jest mój... - Ciekawe... A ile już tych pstrągów złowiliście? - Jeszcze ani jednego, ale mam z piec flaszek dziennie...

n NASZA WALENTYNKA


GIŻYCKO ZE STARYCH ZDJĘĆ

400 LAT GIŻYCKO I OKOLICE - WCZORAJ I DZIŚ. PODRÓŻ SENTYMENTALNA FACEBOOK STRONA IRENEUSZA BUNKOWSKIEGO ZDJĘCIE Z. NOWAKOWSKIEGO

NASZE MIASTO

MAZURSKI GONIEC

23

MIASTA


24

MAZURSKI GONIEC


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.