Goniec Mazurski 370

Page 1


2

PEREŁKI

MAZURSKI GONIEC

Z CARITASEM DOŻYJESZ 100 LAT! CZ. 5

FiM – Cichodajki

Jak Polska długa i szeroka, gdziekolwiek się człowiek ruszy, napotyka szczodrych darczyńców z naszej – podatników – kieszeni. Biorcy wciąż są ci sami… W trakcie redakcyjnego wojażu natknęliśmy się na kilka ciekawych obrazków. Pokażemy je, zaczynając od Podlasia: 1. Andrzejewo (gm. Szypliszki) to wieś maleńka, ale położona strategicznie, gdyż dzielą ją od ruchliwego przejścia granicznego z Litwą (Budzisko) niespełna 3 km. Funkcjonowała tam kiedyś szkoła podstawowa, wybudowana – co istotne – w tzw. czynie społecznym (młodszym czytelnikom wyjaśniamy, że oznacza to, iż inwestorem oraz nieodpłatnym wykonawcą byli mieszkańcy wsi). Gdy szkole zabrakło dzieci, gmina postanowiła zlikwidować placówkę. Ale cóż zrobić z budynkiem? Wystawić na przetarg i sprzedać za niemałe (przypominamy o przygranicznym położeniu) pieniądze? To byłoby zbyt proste… W 2002 r. Rada Gminy Szypliszki przekazała (darowizną!) znakomicie utrzymaną nieruchomość (budynek oraz ponad pół hektara gruntu) Caritasowi Diecezji Ełckiej w celu „zaadaptowania na Dom Spokojnej Starości”, o czym czytamy w uchwale. – Tak naprawdę, to księża kombinowali, żeby przetrzymać nieruchomość przez okres karencji uniemożliwiającej odsprzedaż. Mieliby niezłą kasę, bo do Litwy stąd rzut beretem i niejeden chętnie zainwestowałby pieniądze. Ot, choćby w jakiś gustowny hotelik – ocenia jeden z radnych. Nasz rozmówca używa czasu przeszłego, gdyż „sprawa się rypła” dzięki przytomności Stanisława Gibowicza – przewodniczącego gminnej Komisji Rewizyjnej. Zawlókł kilku radnych do Andrzejewa, gdzie zobaczyli to co zapisano w protokole nr 30/06 z posiedzenia Komisji Rewizyjnej: „W budynku do chwili obecnej nie jest prowadzona żadna działalność. Jest niezabezpieczony i ulega dewastacji (m.in. brak stolarki okiennej i drzwiowej). Pomoce naukowe i książki po byłej szkole pozostały w budynku i zostały zniszczone”. Dopiero wówczas pan wójt Mariusz Grygieńć ujawnił, że już kilkakrotnie uprzejmie prosił Caritas o przyspieszenie prac. Niestety, na żadne pismo nie otrzymał odpowiedzi. Przyrzekł radnym, że w tej sytuacji osobiście uda się do Ełku i raz jeszcze poprosi. Faktycznie, pojechał. – A weź se, Grygieńć, z powrotem ten chłam i nie zawracaj nam już d…y – być może taką odpowiedź usłyszał, bo – jak

się dowiadujemy – Rada Gminy podjęła niedawno uchwałę o przyjęciu „w drodze umowy darowizny od Caritasu Diecezji Ełckiej na własność Gminy Szypliszki nieruchomość gruntową, położoną w obrębie Andrzejewo (…) zabudowaną obiektem byłej szkoły podstawowej wraz z towarzyszącą infrastrukturą techniczną”. To prawdziwy ewenement, że kościelni oddali coś dobrowolnie, ale cztery lata poszły się… 2. Przemieśćmy się nieco w dół mapy, do powiatowego Parczewa (diecezja siedlecka)… Parafia św. Jana Chrzciciela, choć największa w mieście, zapragnęła poszerzyć swoje terytorium. No i upatrzył sobie ksiądz proboszcz Tadeusz Lewczuk – w położonej nieopodal wsi Przewłoka – całkiem zgrabną… remizę Ochotniczej Straży Pożarnej. Wprost idealną na kaplicę! Wystarczyło dobudować kilka sakralnych atrybutów, na szczycie zatknąć krzyż, i gotowe. A że wielebny jest osobistością wielce w Parczewie wpływową (parafia ma rangę sanktuarium, zaś ks. Lewczuk – kustosza tzw. cudownego obrazu Matki Bożej z Gruszką), władze samorządowe kopnęły się jak

Będąc w okolicy, postanowiliśmy obejrzeć, jak idą roboty. I cóż zastaliśmy pod wskazanym adresem? Zespół Szkół… Sióstr Salezjanek (podstawówka i gimnazjum). Tak prywatny, że już bardziej prywatnym być nie może! Poszperaliśmy i dotarliśmy do takich oto kwiatków: Siostry wygrały pisemny przetarg na 25-letnią dzierżawę budynku po zlikwidowanym (w poszukiwaniu oszczędności) z końcem sierpnia 2006 r. Gimnazjum nr 2. Co w tym zdrożnego, że przejęły placówkę? Nic! Do czasu zapoznania się ze szczegółami zwycię-

po ogień, żeby mu tę remizę sprezentować. Wierni z Przewłoki i okolic modlą się teraz gorąco, żeby „czerwony kur” ich omijał. 3. A teraz popatrzmy, jak załatwia się takie sprawy w drugim końcu Polski… Włodarze Dzierżoniowa (woj. dolnośląskie, diecezja świdnicka), z lewitującym wokół PiS-u burmistrzem Markiem Piorunem na czele, dbają o szkoły i nie skąpią im pieniędzy. Tak nam się wydawało, gdy w ogłoszeniu o rozstrzygniętym niedawno przetargu wyczytaliśmy, że miasto wyłożyło 230 tys. zł na „modernizację obiektu szkolnego przy ul. Wrocławskiej 51”.

skiej oferty. Otóż konkurencyjne oferty – uwzględniające warunek, że w obiekcie ma być prowadzona działalność oświatowa – opiewały na tysiąc dwieście złotych miesięcznego czynszu dzierżawnego. Zakonnice zaoferowały 100 zł i… wygrały w cuglach. – Komisja przetargowa wybrała ofertę salezjanek, bo choć proponowany przez nie czynsz był symboliczny, to zobowiązały się do wyższych niż konkurenci nakładów inwestycyjnych. W jakiej wysokości? Nie pamiętam… – zapewnia „FiM” Rafał Pilśniak, rzecznik praso-

wy Urzędu Miasta. Całkiem zrozumiała to niepamięć, skoro ofiarowali zakonnicom publiczne pieniądze. Wspomina Alicja Hromada, była dyrektorka Gimnazjum nr 2: – Byliśmy organizatorami fantastycznej imprezy Powiatowej Rady Europy, uczącej młodzież integracji z Europą. Tak udanej, że została wprowadzona do harmonogramu obchodów Dni Dzierżoniowa. Mieliśmy olimpijczyków, finalistów ogólnopolskich konkursów… Jeśli chodzi o kwestie techniczne, szkoła czekała wprawdzie w kolejce na kapitalny remont, ale była w zupełnie dobrym stanie, świeżo po wymianie okien. Siostry już od dawna okazywały nią zainteresowanie, więc gdy zorientowaliśmy się, że likwidacja gimnazjum i „opcja salezjańska” są przesądzone, pragnęliśmy jedynie – dla dobra uczniów – godnego odejścia z uniknięciem zbiorowych protestów i podobnych awantur. Około 100 uczniów – spośród ok. 400 uczęszczają-

cych do tej publicznej placówki (jedyne miejskie gimnazjum mające elitarny certyfikat „Szkoły z klasą”) – to były dzieci objęte opieką społeczną, dla których obiad w szkolnej stołówce był niejednokrotnie pierwszym i ostatnim ciepłym posiłkiem w ciągu dnia. Czesne u salezjanek wy-nosi 200 zł miesięcznie, a „wpisowe” – 300 zł… „Szkoła jest dostępna dla wszystkich, którzy pragną w niej realizować swą edukację; nie jest szkołą elitarną ze względu na przynależność do Kościoła katolickiego…” – przekonują zakonnice w par. 35 statutu gimnazjum. Tymczasem w „Wewnątrzszkolnym regulaminie oceniania” czytamy, że „ocena z zachowania uzależniona jest od udziału w liturgii na Mszy św. oraz pozytywnej aktywności na zajęciach religijnych”.### Wybory samorządowe już za miesiąc. Aż boimy się pomyśleć, ile – w skali ogólnopolskiej – wspólnego dobra „elyty” rzuciły na tacę, żeby z kościelnym błogosławieństwem przez kolejne 4 lata prykać w stołki…


PEREŁKI

Przemyślenia pacjenta (petenta) Stosunek lekarzy polskich (większości zdaje się) do pacjentów, jest ogólnie znany i zawiera się w takich oto kilku słowach;? Ja (lekarz) jestem Bogiem, Alfą i Omegą, a ty, chodzącą, namolną bryłą mięsa, gnijącą tu i ówdzie i obrzydliwą przez to, wstrętną! Nikim! Bardzo rzadko ciekawszym przypadkiem medycznym, nigdy człowiekiem, istotą czującą. Jest was tam za drzwiami tysiące, więc jeśli już trafiłeś do mnie, jeśli dostałeś się do mojego gabinetu, to skromniutko proszę, na kolanach, oczka spuszczone durniu jeden! I słuchaj uważnie, gdy do ciebie łaskawie mówię. Chciałbyś cwaniaczku, by cię wyleczyć, chciałbyś, bym poświęcił ci uwagę i mój cenny czas? A grubą kopertkę masz? Nie? To idź chamie, nakup sobie aspiryny i łykaj na zdrowie. Masz tu receptę, spadaj! Dodatkowo przepisuję ci plaster na odciski? znaj łajzo pana! Nie pomoże? Cóż... niech cię skuteczniej leczy, he, he, NFZ,

PACJENT NIE JEST CYBORGIEM skoro to im płacisz swoje żałosne składki! Tomografu ci się zachciewa, rezonansu, diagnostyki solidnej? A idź mi buraku w cholerę! Przesadzam? Niewiele! Szczęśliwie nie chodzę nagminnie (jeszcze) po lekarzach, ale jeśli będę musiał... Chyba mnie na miejscu szlag trafi, lub zamkną mnie w więzieniu za zabójstwo! W afekcie! Bo... kim ja dla ciebie jestem konowale, chamie medyczny? Wstań zza tego zasranego biurka, uśmiechnij się uprzejmie i ukłoń w pas! Pacjent przyszedł, Klient twój! Ten, dzięki któremu upasłeś się nad miarę, dzięki któremu wsuwasz codziennie bułeczki z szyneczką, rozbijasz się po mieście autkiem swym ulubionym! Być może ktoś lepszy od ciebie... ale nieważne. Lepszy, gorszy? to nie ma znaczenia. Przede wszystkim ktoś cierpiący, potrzebujący twojej specjalistycznej, pożal się Boże, pomocy. Myślisz ćwoku, że przyszedłem tu, zamiast ty do mnie, dla rozrywki,

że nie mam co robić, a tylko tak dla jaj szlajam się po przychodniach, wystając godzinami w nieskończonych kolejkach? Łapiąc wszelkie możliwe, skumulowane tu mutacje zaraźliwe? I popatrz wreszcie na mnie medycznie, oderwij gały od tego komputerka i papierów, zapytaj fachowo o to czy owo, pociesz! Nie jesteś wszak jakimś urzędowym cyborgiem z łbem pełnym popalonych tranzystorków. Uczyłeś się latami, studiowałeś, przyswajałeś podobno tę konieczną w zawodzie empatię, więc zachowuj się jak przystało na prawdziwego humanistę. A jeśli rzeczywistość okazała się inna niż oczekiwałeś, jeśli ogrom zadań medycznych przerasta cię, łapówy od firm farmaceutycznych coraz mniejsze, to zmień zawód, rzuć to w diabły. Weź się chołpie za kopanie rowów, zamiatanie. Przecież, o ile wiem, przymusu jeszcze nie ma! Bo jeśli, co przecież niewykluczone, pomożesz mi skutecznie, to rozpowiem o tobie w swoim środowisku, zareklamuję,

przysporzę klientów i złotówek. Rozumiesz niezguło? A w razie niepowodzenia...? Nie chcę cię straszyć, lecz jeśli na skutek twoich starań medycznych pogorszy mi się lub zejdę z tego łez padołu, to wiedz, iż mam zdeterminowaną i mściwą rodzinę. Same wyrośnięte, emocjonalne chłopy z pięściami jak bochny. Więc gdy nie czujesz się na siłach, nie chcesz, to lepiej powiedz mi od razu? odejdę w spokoju, nie ulegnę pokusie. Co najwyżej splunę! No! Oto dwa, całkiem przeciwstawne punkty widzenia. To jak... cholerna wojna! Toczona od lat w majestacie idiotycznego prawa, w oparach niemożności, bezsensownym zgiełku oszukańczych mediów, bezsilnego wycia do gwiazd... I dotyczy nie tylko medycyny. Tak jest we wszystkich innych relacjach;? petent, urzędas, prawnik, klient, sprzedawca, dostawca, pracodawca, pracownik, itd., itp.. System, nieogarnialna głupota ludzka? Zwłaszcza tych codziennie upokarzanych, pozwalających sobą pomiatać?

„ULICZKA” ZACHODNIA Wymarzyłeś sobie wybudowanie domu, realizujesz myśl z zaoszczędzonej kasy lub wziąłeś nieszczęsny kredyt w banku. Znajdujesz względnie sympatyczne, ciche miejsce do realizacji przedsięwzięcia, z dala od szosy i miasta. Nic nie staje ci na przeszkodzie, masz pozwolenia, projekt, materiały, ekipę która wykonuje roboty zgodnie z harmonogramem. Dom po kilku miesiącach stoi, wprowadzasz się, radość w rodzinie, zapraszasz znajomych na parapetówkę. Fajno jest, szczególnie wiosną i latem, gdy jednak zawita jesień i zima, zaczynasz mieć wątpliwości. Wokół rosną domki sąsiadów, udzielacie sobie wzajemnej pomocy, porad. No i ta je-

sień a później zima. Koszmar rozpoczyna się właśnie w tym okresie, zaczyna padać, później sypnie śniegiem. Niby nic, tak to już jest z przyrodą. Niby tak, ale … nie mamy jeszcze „ludzkiej” ulicy, choć ta nazywa się Zachodnią, po której można było by normalnie przejechać nie pozostawiając w dziurze plastikowych osłon silnika, czy kołpaków z naszych jakże zabłoconych kół. Pozwolili nam wybudować dom, płacimy podatki, opłaty za media itp. Już o chodniku dla nas, naszych żon i dzieci zapomnieli, byliśmy u sołtysa, nic te zabiegi nie pomogły, pogonili go na zbity pysk z budynku gminy. Tłumaczą się, że kasy nie mają! Kiedy jednak swoim pupilkom trzeba coś wykonać to wszystko się znajdzie, ludzie, sprzęt, paliwo i kasa (Wilkasy).

RATUSZOWY FOLWARK Unikam jak ognia wizyt w Ratuszu. Po minach urzędników (nie wszystkich) widzę, że moja obecność w ich „gnieździe” nie jest mile widziana. Czują się nieswojo, wietrzą podstęp, są nad wyraz ostrożni i uprzejmi. Urzędnik! To brzmi dumnie! Przed nim trzeba padać na pysk, przymilnie uśmiechać się, by nas, swojego petenta potraktował w miarę po ludzku. „Niestety” wśród nas są też tacy, którzy jasno rozumieją stosunek urzędnika do

petenta, wiedzą gdzie jest miejsce tego ostatniego i czasami zmuszają siedzącego za biurkiem urzędasa do ekwilibrystyki pod nazwą – jak pozbyć się natręta z biura. Odczułem to podczas ostatniego spotkania z Burmistrzem podczas comiesięcznej konferencji prasowej. Na moje pytanie, dotyczące oceny sytuacji po przegranej sprawie w olsztyńskim sądzie, gdzie mieszkaniec Giżycka wygrał z Ratuszem sprawę, otrzymałem błyskawiczną odpowiedź –

Ty nieszczęśniku brniesz nadal w błocie, niszczysz samochód a urzędas siedzi w cieplutkim budynku licząc pobraną

z kasy wypłatę. Skąd my to znamy – zadacie pytanie? Z życia panie i panowie, z naszego giżyckiego i nie tylko, życia!

nasi prawnicy już studiują dokumenty by zareagować ewentualnym odwołaniem. Sranie w banię Burmistrzu! Nikt z ratuszowych prawników nie pojawił się w Olsztynie, odbyło się to kilka dni wstecz i dokumenty nie zostały jeszcze przesłane. Chciał pozbyć się natręta?! Czytelnik „Mazurskiego Gońca” zadaje pytanie urzędnikowi Ratusza w formie Wezwania do Udzielenia Odpowiedzi Publicznej związanej z działalnością Rady Miasta. Nie może się reakcji doczekać więc dzwoni do urzędnika z

zapytaniem o termin odpowiedzi. Po kilkunastu minutach otrzymuje zwrotną telefoniczną odpowiedź że – ma złożyć wniosek do urzędu który będzie warunkiem koniecznym do otrzymania odpowiedzi na wcześniej skierowane Wezwanie. Mój Czytelnik spuentował to działanie krótko - A gdzie przestrzeganie KPA? Bezczelność, arogancja, pycha obecnie rządzących w tym mieście, przerosła Orwella! Burmistrzu przecież przykład idzie z góry, czyli od Pana! Pozdrawiam.

MAZURSKI GONIEC

3


4

MAZURSKI GONIEC

ZNANE I NIEZNANE

„BYŁEM KSIĘDZEM” CZ.2

Czwarte stulecie odznacza się strasznymi prześladowaniami, jakich dopuszczał się Kościół chrześcijański na rzymskich poganach. To podobno za życia tego papieża - jak później opowiadano Konstantyn został ochrzczony przez papieża Sylwestra i wskutek tego wyleczył się z wysypki skórnej, za to tuż przed śmiercią - oddał papieżowi Sylwestrowi prawo panowania nad całym Kościołem w Italii, w Rzymie i na Zachodzie. W ten sposób biskup rzymski miał niby zostać podniesiony do rangi głowy Kościoła, czyli papieża. !!!!! W rzeczywistości tego rodzaju darowizna nigdy nie zaistniała. Biskupi rzymscy spreparowali tą pogłoskę w tym celu, aby inni biskupi uważali ich za głowę Kościoła. W całym średniowieczu wierzono w powyższe oszustwo, a papieże chętnie powoływali się na takowe. Papiestwo nie posiadało żadnego dokumentu na tą "darowiznę" Konstantyna, przeto papież Stefan II (753) przed wyjazdem do ziemi Franków polecił swej kancelarii dokument taki sfałszować, a raczej napisać. W czasie wojen prowadzonych w średniowieczu sfałszowany ten dokument miał wielkie znaczenie. Fałszerstwo, jakie przyznają nawet uczeni ultramontanscy (zagorzali zwolennicy papiestwa), zostało stwierdzone dopiero w roku 1433 przez Mikolaja von Kues, potwierdził je dowodami w roku 1440 uczony Laurentius Valla. Zaznaczyć jeszcze wypada, ze sobór do Nicei zwołał cesarz Konstantyn. Rozprawy na tym soborze toczyły się pod przewodnictwem i kierownictwem cesarza poganina, a uchwały soboru ogłoszono jako prawo państwowe. A wiec Chrystus został uznany Bogiem na soborze zwołanym i kierowanym przez poganina i na jego wniosek. Cesarz rzymski dążył bowiem do przeistoczenia chrześcijaństwa w organizacje polityczna będącą podpora tronu. Od tego czasu Kościół rzymski zamienił się rzeczywiście w instytucje czysto państwową, w Kościół cesarskopapieski. Stał się narzędziem w rękach ludzi ambitnych i rożnych zboczeńców, którzy nadużywali go dla dogodzenia swej ambicji i którzy później zamienili Kościół w służebnice carów, królów i książąt. LIBERIUSZ Biskup, a właściwie papież Liberiusz, panował w Kościele od roku 352 do 366, lecz został przez cesarza Konstantyna skazany na wygnanie z powodu sporu na tle religijnym. Cesarz mianował na jego miejsce Feliksa II. Feliks przyjął wybór, choć złożył wobec kleru przyrzeczenie pod przysięgą, ze tego nie zrobi. Wśród kleru powstało wiec wielkie oburzenie, że dopuścił się krzywoprzysięstwa i splamił swój charakter. reklama

Później, gdy Liberiusz zgodził się na piśmie na wygnanie przez Konstantyna, cesarz wypędził Feliksa i osądził znów Liberiusza na stolicy papieskiej. Ciekawa jest rzeczą, że jakkolwiek Encyklopedia Kościelna wymienia Feliksa II jako antypapieża, mimo to Kościół katolicki mianował go swoim patronem świętym, głosząc legendę, jakoby Feliks zginął dlatego, że nie chciał wydać rzymianom Pisma Świętego, choć wówczas władza rzymska znajdowała się już w rękach chrześcijan. DAMAZY I Po śmierci Liberiusza walkę o stolice papieska toczyło dwóch biskupów, a mianowicie Damazy i Ursinus. Walki zwolenników jednego i drugiego biskupa przeniosły się na ulice i tam lała się krew. Dużo ludzi zostało zabitych, kościoły zamieniły się w mordownie. Jeden i drugi biskup zachęcał swoich popleczników do napadania na przeciwników modlących się w kościołach, w których mordowano się nawzajem. Spittler w swym dziele "Papiestwo" tak pisze: "Nie wiadomo, któremu z tych dwóch haniebnych pretendentów należałoby się pierwszeństwo. Zdaje się, że zwyciężył ten gorszy (Damazy)." BONIFACY I Papież Bonifacy I (418-422) był synem jednego z księży. Na stolicy papieskiej osadził go cesarz Honoriusz i zaznaczył, że każdy biskup rzymski powinien być uważany za głowę Kościoła chrześcijańskiego, na co nie wszyscy biskupi się zgodzili. LEON I Dopiero Leonowi I (440-461) udało się przekonać innych biskupów, że biskup rzymski powinien być uważany za głowę Kościoła na tej zmyślonej i fałszywej podstawie, jakoby biskupi rzymscy byli następcami Piotra, któremu Jezus przyznał najwyższą rangę wśród apostołów. Stanowczo, lecz nadaremnie, sprzeciwiali się temu święty Hilary i biskupi afrykańscy, którzy twierdzili, że apostoł Piotr nigdy w Rzymie nie był. Większość biskupów zgodziła się na to, aby każdy biskup rzymski uważany był za głowę Kościoła. Jest to początek papiestwa. Mniej więcej w tych czasach biskup Konstantynopola otrzymał od cesarza tytuł patriarchy ekumenicznego, to znaczy patriarchy cesarstwa (ale nie całego świata, jak głoszono w Rzymie). W ten sposób Bizancjum stało się "nowym Rzymem". Było naturalne, że zaraz zaczęło głosić swe zwierzchnictwo w stosunku do innych Kościołów wschodnich, a w szczególności do aleksandryjskiego. Była to wielka schizma cesarstwa wschodniego, jaka udała się przed reformacją. CDN

Wszystkim skrzywdzonym i zgorszonym przez Kościół i ludzi Kościoła. Roman Jonasz – pseudonim literacki – absolwent Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi, magister prawa kanonicznego. Opuścił stan duchowny w 1996 roku. Członek nieformalnego Ruchu Odnowy Kościoła Katolickiego w Polsce. ROZDZIAŁ I Moja droga do kapłaństwa Urodziłem się w rodzinie na wskroś katolickiej, wręcz purytańskiej. Od kiedy sięgnę pamięcią, życie mojej rodziny było przeniknięte wiarą i przeplatane praktykami religijnymi. Wyczuwając panującą w domu atmosferę, już jako dziecko starałem się zaskarbić sobie uczucia i łaski rodziców – czynnie uczestnicząc w życiu naszej parafii. Zaczęło się od czytania z lekcjonarza na Mszy Pierwszo-komunijnej. Po tygodniu od tego debiutu, byłem już ministrantem i stałym lektorem. Służenie do Mszy Świętej stało się pasją mojego młodego życia. Pamiętam, jak w wieku 8 – 9 lat biegałem przez śnieżne zaspy czy kałuże błota do Kościoła na poranną Mszę, często gdy było jeszcze ciemno. Gdybym tego samego dnia opuścił nabożeństwo wieczorne, na pewno nie zmrużyłbym oka do rana. Konkursy biblijne, wycieczki ministranckie z księdzem opiekunem były wtedy moją największą radością. W czasie jednej z takich wycieczek do katedry i Seminarium Duchownego we Włocławku, doznałem przedziwnego uczucia. Kiedy wraz z grupą naszych chłopców wszedłem do seminarium, a chwilę później do zatłoczonej klerykami jadłodajni – stanąłem jak wryty. Opanowało mnie przeświadczenie, że kiedyś będę siedział przy którymś z tych stołów: jadł, rozmawiał, śmiał się, a za chwilę wstanę i pójdę na modlitwy i do swojego pokoju. To przeświadczenie, iż będę kiedyś jednym z tych, na których wtedy patrzyłem, zawładnęło moją młodzieńczą wyobraźnią. Teraz, po latach, odczytuję to zdarzenie jako moment mojego powołania. Ja i cała moja rodzina otaczaliśmy nabożnym szacunkiem wszystkich księży. Dla mnie osobiście byli to nadludzie – nieomylni i wspaniali pod każdym względem. To byli ludzie nie z tego świata. Coroczna kolęda w naszym domu była długo oczekiwanym świętem. Jestem pewien, że gdybym wtedy znał ich ludzkie wady i słabości, tak jak znam je dziś – na pewno nie zmąciłoby to mojego obrazu księdza pół-Boga. Bycie księdzem było dla mnie czymś nieosiągalnym wręcz nierealnym, a jednocześnie był to szczyt moich dziecięcych i młodzieńczych marzeń. Pozbawieni ziemskich trosk i przywiązań, żyjący w bliskości Boga, przeznaczeni do wyższych celów kapłani – byli dla mnie aniołami, którzy zstąpili na ziemię, aby uczynić ją piękną. Tylko oni mogli sprawować tajemnicze obrzędy, rozgrzeszać, karmić Ciałem Chrystusa. Do nich należało ganić lub chwalić; rozstrzygać o tym co jest dobre, a co złe. Dla młodego chłopca, który wyrósł w atmosferze uwielbienia dla księży, perspektywa zostania jednym z nich mogła być albo utopijną mrzonką, albo życiowym celem. Kiedy sam zostałem kapłanem i opiekunem ministrantów, u wielu z nich widziałem te same spojrzenia pełne szacunku i ufności. Właśnie tak w ich wieku patrzyłem na księży. Niestety bardzo często księża nie uświadamiają sobie, jak wielki wpływ mają na dzieci i młodzież zwłaszcza tę, która sama poszukuje oparcia w Kościele. Młody człowiek potrzebuje autorytetu, wzorca osobowego. Zwłaszcza chłopcy poszukują takiego wzorca w najróżniejszych środowiskach – począwszy

od ulicznego gangu, a skończywszy na grupie ministranckiej. Odpowiedzialność księży za powierzone im młode pokolenie jest ogromna, tak przed Bogiem, jak i ludźmi. Bóg raczy wiedzieć, za ile dziecięcych frustracji, a nawet przestępstw nieletnich, odpowiedzialni są ci księża, którzy świadomie czy nieświadomie stali się powodem do zgorszenia. Oczywiście jako dziecko nie byłem aniołkiem, ale też nie wychowywała mnie ulica. Poza rodzicami najwięcej w tym względzie zawdzięczam księżom, co do których miałem wtedy sporo szczęścia. Moje związki z parafią i serdeczne kontakty z księżmi trwały przez cały okres szkoły podstawowej i liceum. Na pewno, zwłaszcza w tym ostatnim czasie, coraz bardziej krytycznie zaczynałem patrzeć

na świat, w tym również na moich idoli w sutannach. Jednak w wieku, w którym młody chłopak ma tysiące pomysłów na to, co będzie robił w przyszłości – ja ciągle nosiłem w sobie pragnienie bycia jednym z nich. Ciągle żywe było we mnie uczucie sprzed lat, że będę klerykiem, a później księdzem. Kilka dziewczyn, z którymi chodziłem w liceum, chyba wyczuwało to moje ukryte powołanie, bo wszystkie uważały mnie za dziwaka i nawiedzonego. Tymczasem w mojej świadomości dojrzewała ostateczna decyzja. W 1986 r. obnoszenie się z pragnieniem pójścia do seminarium było jeszcze bardzo niebezpieczne. Można było po prostu nie zdać matury. Uświadomiła mi to moja polonistka, której potajemnie zwierzyłem się z mojego postanowienia. Rodzice, jak nie trudno się domyśleć, byli wniebowzięci; tak samo jak miejscowi księża, na czele z proboszczem. Czułem wyraźnie, że wprawiłem całe swoje otoczenie w stan radosnego uniesienia. Członkowie najbliższej rodziny wyrażali swoje uznanie dla mojej decyzji i odwagi. Nie kryli poglądu, że ksiądz w rodzinie to – ni mniej, ni więcej – tylko swój człowiek w Sądzie Najwyższym. Oni już czuli się zbawieni, nie mówiąc o innych korzyściach, które miałyby ich spotkać. Jedna z ciotek wyraziła to aż nazbyt dosadnie – „kto ma księdza w rodzie, tego bieda nie ubodzie”. Byłem bohaterem, rodzinnym mesjaszem. To całe miłe zamieszanie wokół mojej osoby utwierdzało mnie w podjętej decyzji. Jak by jej jednak nie oceniać i na nią nie patrzeć – była to decyzja wynikająca ze szczerej intencji zostania świętym kapłanem – uczniem Chrystusa. Było we mnie wielkie, szczere pragnienie służenia innym ludziom, pomagania im. Obok tego pragnienia chwilami do głosu dochodziły też i inne, bardziej prozaiczne i materialne. CDN


8

IMPREZY

MAZURSKI GONIEC

„COS Giżycko” odbyło się oficjalne ważenie zawodników oraz konferencja prasowa przed galą! Na gali oprócz świetnych pojedynków zobaczymy również występy artystyczne i wiele innych atrakcji. MAZURSKA NOC GLADIATORÓW – BITWA O GIŻYCKO w cyfrach z 500 widzów z 125 osób zabezpieczających imprezę, prasa, ochrona, służby medyczne, zawodnicy i trenerzy, obsługa techniczna, artyści, z 28 zawodników z 14 walk z 12 klubów z 5 walczących reprezentantów wojska z 4 godziny akcji z 3 walki zawodowe z 1 jedna wielka akcja Walki wieczoru K-1 84 kg: Arkadiusz Dembiński (Polska) vs Yury Bybachkin (Białoruś) MMA 72 kg: Paweł Ściepuro (Fighter Giżycko) vs Paweł Gocaliński (Arrachion Mrągowo) Walki amatorskie MMA 70 kg: Paweł Ejsmont (Fighter Giżycko) vs Sebastian Mikulski (MMA Fight Club Węgorzewo) MMA 78 kg: Szymon Herrmann (Ankos MMA Poznań) vs Damian Kowalski (Arrachion Iława) MMA 58 kg: Aleksandra Wrzosek (Fighter Giżycko) vs Sylwia Sitnik (Arrachion Iława) Walka zawodowa MMA 67 kg: Andrzej Gajewski (Fighter Giżycko) vs Kamil Kublik (Grappler Mińsk Mazowiecki) Walki amatorskie MMA 83 kg: Kamil Wychryst (Fighter Giżycko) vs Bartosz Pasik (Gimnazjon Apin Wyszków) MMA 84 kg: Filip Puzik ((Fighreklama

ter Giżycko) vs Kamil Lendzion (Arrachion Iława) MMA 80 kg: Marcin Obek (Fighter Giżycko) vs Daniel Rozenek (Grappler Mińsk Mazowiecki) Walka towarzyska Boks 77 kg: Dorota Kozakiewicz (Fighter Giżycko) vs Natalia Kacprzycka (Gwardia Szczytno) Walki amatorskie K-1 70 kg: Marek Kapuściński (Panzer Suwałki) vs Matereklama

usz Modzelewski (Arrachion Mrągowo) K-1 55 kg: Alicja Kachniarz (Fighter Giżycko) vs Aa Zaniewicz (Fight Club Mrągowo) Walki towarzyskie Boks 70 kg: Adam Łoppiało (Fighter Giżycko) vs Piotr Kurzyński (Gwardia Szczytno) Boks 64 kg: Marcin Rejmanowski (Fighter Giżycko) vs Jakub Słowiński (Gwardia Szczytno)


NASZE MIASTO

MAZURSKI GONIEC

9


MAZURSKI GONIEC

MOTORYZACJA

22 oesy – 33 procent nowych tras 22 szutrowe odcinki specjalne o długości 317 kilometrów będą mieli do pokonania zawodnicy startujący w LOTOS 73. Rajdzie Polski, siódmej rundzie mistrzostw świata FIA w sezonie 2016. Trasa rajdu, który po raz dwunasty zostanie rozegrany na Mazurach z bazą w Mikołajkach liczy 1210 kilometrów. Niektóre próby sportowe zostały zmienione pod kątem ich atrakcyjności dla zawodników, kibiców i mediów, ale również po analizach dotyczących bezpieczeństwa. Cztery odcinki specjalne znane z ubiegłego roku pozostały niezmienione (Mikołajki Arena, Gołdap, Świętajno, Wieliczki), dwóch innych (Chmielewo, Stare Juchy) nie było z kolei w harmonogramie 2015. Trasy innych oesów zostały zmodyfikowane. Nowe, nieznane z poprzednich dwóch lat (2014, 2015) fragmenty odcinków stanowią 33 procent długości wszystkich prób sportowych. Najkrótszy odcinek liczy 2,5 km (Mikołajki Arena), a najdłuższy 26,90 km (Stańczyki). - Trasa rajdu nie została w tym roku poddana radykalnym zmianom, ale wprowadziliśmy szereg istotnych modyfikacji mając na uwadze ubiegłoroczne oceny rajdu, sugestie zespołów, zawodników oraz mediów. Przysłuchiwaliśmy się także głosom kibiców, którym w tym roku chcemy zapewnić jak najlepsze warunki do obserwacji ich ulubionego rajdu. Bardzo istotnym aspektem przy konfiguracji nowej trasy były także względy bezpieczeństwa, które traktujemy ze szczególną uwagą. Jest mi

również bardzo miło poinformować, że do grona organizatorów rajdu dołączył Jacek Bartoś, którego wiedza i doświadczenie zdobyte podczas wielu lat pracy w strukturach FIA przyczynią się do korzystnych zmian w organizacji naszej imprezy związanych nie tylko ze sprawami bezpieczeństwa. Rajd pozyskał także nowego partnera komercyjnego. Organizacją kompleksowej obsługi kibiców zajmie się mająca wieloletnie doświadczenie na tym polu firma Top Racing. Mam nadzieję, że poczynione przez nas zmiany spełnią oczekiwania wszystkich zainteresowanych, a LOTOS 73. Rajd Polski będzie po raz kolejny wielkim wydarzeniem w kalendarzu imprez sportowych rozgrywanych nie tylko w naszym kraju – powiedział Jarosław Noworól, dyrektor LOTOS 73. Rajdu Polski Uroczysty start rajdu nastąpi w czwartek, 30 czerwca o godz. 16:00 w malowniczym centrum Mikołajek. Jeszcze tego samego dnia, o godz. 19:08 kibice będą mieli okazję podziwiać początek rywalizacji na torze Mikołajki Arena. Załogi będą rywalizowały parami, a bezpośrednio po zakończeniu OS-1 samochody przejadą do Parku Zamkniętego. W piątek, 1 lipca zaplanowano 9 odcinków specjalnych o długości 111,24 kilometrów. Po pierwszym przejeździe 4 oesów samochody zjawią się na 30 minut w parku serwisowym w Mikołajkach, a w godzinach popołudniowych po raz drugi pokonają już raz przejeżdżane próby. Na zakończenie dnia, o

13

NASZA MOTO DZIEWCZYNA godz. 19:08 rywalizujące załogi po raz drugi stoczą pojedynek o zwycięstwo na torze Mikołajki Arena. Kolejnych 8 oesów, ale tym razem o długości blisko 143 kilometrów zostanie rozegranych w sobotę, 2 lipca. Trzy z nich będą przejeżdżane dwukrotnie, w tym najdłuższy odcinek w rajdzie Stańczyki (OS-13 i OS-15). Dodatkowym wyzwaniem dla startujących załóg będzie brak możliwości serwisowania samochodów w połowie dnia, z wyłączeniem zmiany opon w strefie zlokalizowanej w miejscowości Gołdap. Na zakończenie dnia zawodnicy po raz trzeci będą walczyć o zwycięstwo na Mikołajki Arenie. W niedzielę, 3 lipca ostatnie 4 odcinki LOTOS 73. Rajdu Polski w tym kończący rywalizację Power Stage (OS-22, Sady-2) z dodatkowymi punktami (3-2-1) dla trzech pierwszych zawodników. Meta rajdu, podobnie jak uroczysty start także w urokliwym centrum Mikołajek o godz. 14:00. Biura rajdu zostaną zlokalizowane tak jak w poprzednich latach w Centrum Kongresowym Hotelu Gołębiewski w Mikołajkach, tuż obok parku serwisowego i toru Mikołajki Arena. Promotor WRC awizuje bezpośrednie transmisje z trzech odcinków specjalnych w czwartek i w niedzielę, które będzie można oglądać na antenach TV Polsat.

ZAWALIDROGA Nasz wspaniały giżycki Wilanów, dzielnica mniej lub bardziej wypasionych „chałupek”. I tu dzieją się ciekawe samochodowe potyczki. Przepis przepisem, samochodów jest coraz więcej, parkować trzeba! Gdzie? Najlepiej tuż przed wejściem na posesję. Na zamieszczonych zdjęciach jedyny dojazd do szkoły na tym osiedlu, uliczka nie posiada szerokości autostrady, a mieszkaniec zawalidroga, nic nie robi sobie z naszych przepisów. I tak widać w jaki sposób koledzy zmotoryzowani zmuszeni są do ekwilibrystyki podczas omijania zawalidrogi.Czy tym przypadkiem zajmie się nasza dzielna Straż Miejska ze swoim przesympatycznym Wodzem Naczelnym?! reklama

TAK ROSYJSKA DROGÓWKA MIERZY PRĘDKOŚĆ. Jak stanąć, żeby zmierzyć prędkość, ale nie dać się zauważyć kierowcy? Oto sposób pewnego pomysłowego policjanta. Życie takie zna przypadki: jadą sobie za rogatki, staną sobie gdzieś w szuwarach, w płocie dziura, jakaś szpara, licznik już notuje, wszystko rejestruje, wszystkie przekroczenia, czeka na ''jelenia''. Tak było w piosence? Tak jest naprawdę! Tak śpiewał przed laty Andrzej Rosiewicz w piosence Chłopcy radarowcy. Piosenka zabawna i całkiem trafnie opisująca jak funkcjonariusze "polowali" na kierowców. Obecnie jednak policja ma jasne wytyczne, takie jak chociażby zakaz chowania się "po krzakach", co zwykle jest przestrzegane. Jak się jednak okazuje, fantazja i pomysłowość "miśków" ma się dobrze za naszą wschodnią granicą. Zobaczcie jak w Rosji mierzy się prędkość, aby kierowca nie zorientował się o tym przedwcześnie.

Policjant postanowił zaczaić się na kierowców w wiacie przystankowej


14

HUMOR

MAZURSKI GONIEC

CZASAMI GOŁO ALE NA WESOŁO

n OGŁOSZENIA DROBNE

Koleś postanowił się żenić, idzie rozmawiać ze swoja matką: - Mamo, zakochałem się i będę się żenił, ona też mnie kocha i będzie nam wspaniale. - Eh, no dobrze, ale muszę ją poznać. - To ja ją przyprowadzę, ale przyprowadzę też dwie inne koleżanki a ty zgadniesz, która jest moją wybranką. - Niech i tak będzie. Następnego dnia typ przyprowadza trzy laski. Dziewczyny siadają na kanapie, naprzeciw nich staje mama kolesia, przypatruje się chwilkę - To ta ruda pośrodku. - Dokładnie. Skąd wiedziałaś? - Bo już mnie wkurwia!

Do mózgu dochodziły wieści z różnych organów, że coś jest nie tak, więc zwołał walne zgromadzenie, aby omówić ten problem. - Witam wszystkich! Czas na prośby, skargi, zażalenia. Mówcie! Pierwsze odezwały się nerki: - Szanowny mózgu, prosimy o tydzień urlopu. Nasz pan ciągle coś pije, a my już nie możemy wytrzymać, padamy z wycieńczenia! - Macie moją zgodę - odparł mózg. - Tydzień urlopu. Kto następny? Odezwała się wątroba: - Ja też już nie mogę, facet ciągle chla gorzałę i ja wysiadam. Proszę o 10 dni urlopu. - Proszę bardzo - zadecydował mózg. - Kto następny? Odzywają się płuca: - My prosimy o 2 tygodnie wolnego, bo nasz pan ciągle pali i pali. Ledwo dychamy od tego dymu, ledwo ciągniemy. - Wyrażam zgodę - odparł mózg. - Czy ktoś jeszcze? W tym momencie rozległ się ledwo słyszalny głosik: - Ja też! Ja też poproszę o 2 tygodnie urlopu! - Może byś chociaż wstał i się przedstawił! - krzyknął mózg. - Gdybym mógł stać, to nie prosiłbym o urlop! Pewnego dnia zabrałem ze soba mojego dziadka do sklepu w centrum miasta aby kupić mu nowa parę butów. Zatrzymaliśmy sie aby kupić sobie coś szybkiego do przekąszenia. Kiedy podchodziłem do stolika gdzie siedział dziadek, zauważylem jak przygląda się on nastolatkowi z nastroszonymi różnokolorowymi włosami. Mój dziadek przyglądał mu się uważnie aż w końcu młody chłopak bardzo wulgarnie odezwał się do dziadka: - Co kurwa stary dziadu, nigdy w życiu nie zrobiłeś nic zwariowanego ? Znając mojego dziadka szybko połknąłem kawałek pizzy który miałem w ustach, aby nie zakrztusić się podczas jego odpowiedzi. Nie zawiodłem się. Bardzo spokojnie i bez zmrużenia oka odpowiedział: - Tak... raz się tak naj**ałem, że wyruchałem pawia, i właśnie się zastanawiam czy nie jesteś przypadkiem moim synem... Facet wpada do salonu tatuażu i mówi cienkim głosem: - Proszę mi wytatuować na penisie takie piękne czerwone Ferrari dla mojej dziewczyny. - Dla Pana dziewczyny? - Tak, dla mojej dziewczyny. - Na pewno dla dziewczyny?

- No dobra, dla chłopaka. - To wie Pan co? Zrobimy Ferrari, ale proponuję mu dorobić takie wielkie koła, jak od traktora... - A niby po co? - Na wypadek, gdyby się w gównie zakopał. Facet zobaczył na ulicy kobietę z idealnymi piersiami. Podbiegł do niej i spytał się: - Czy dasz mi jedną ugryść za stówę? - Wal się pan! To może za tysiąc? - Nie jestem dziwką! - A za 10.000 zł? Kobieta pomyślała sobie, że to spora sumka i warto ją zdobyć. - Dobrze, ale nie tu. Poszli w ciemny zaułek, gdzie kobieta rozebrała się od pasa w górę pokazując najpiękniejsze piersi na świecie. Facet zaczął je lizać, pieśić, ssać i całować, ale nie gryzł. W końcu zniecierpliwiona kobieta powiedziała: - To ugryzie pan czy nie?! - Nie, trochę drogo... Po długiej upojnej nocy on zauważył na jej stoliku przy nocnej lampie zdjęcie faceta. Zaczął się niepokoić. - Czy to jest twój mąż? - nerwowo zapytał. - Nie głuptasie - odpowiedziała przytulając się do niego. - Czy to twój chłopak? - kontynuował. - Nie, coś ty - odpowiedziała. - Czy to twój ojciec lub brat? - pytał. - Nie, nie, nie - odpowiedziała delikatnie gryząc go w ucho. - A więc kto to jest? - nalegał. - To ja przed zabiegiem chirurgicznym. Rozmawia Jasio i Małgosią: -Przyjdź jutro pod drzewo za miastem a zer**ę cię tak, że aż się posikasz. -Dobrze. W międzyczasie rozmowę tę usłyszał tato Małgosi i postanowił ukryć się na tym drzewie już prędzej. Jasio z Małgosią nareszcie się spotkali. Jasio miał już zaczynać, ale szybko ubrał spodnie i zaczął uciekać. -Gdzie biegniesz? Przecież miałeś zer**ąć mnie tak, że aż się posikam. -Spójrz w górę to się zesrasz!

Środek nocy, wchodzi pijany mąż ze świnią pod pachą. Drzwi otwiera mu żona. Na to mąż: -Widzisz kochanie? To jest ta świnia, z którą Cię zdradzam... Na to żona: -Ależ najdroższy, ja tylko żartowałam... -Zamknij się, nie do ciebie mówię! Przychodzi baba do apteki i mówi do aptekarza, że chce kupić arszenik. -Po co pani arszenik? - pyta aptekarz. -Chcę otruć mojego męża, który mnie zdradza. -Droga pani, nie mogę pani sprzedać arszeniku, aby pani zabiła męża, nawet w przypadku gdy sypia z inną kobietą. Na to kobieta wyciąga zdjęcie na którym jej mąż kocha się z żoną aptekarza. -Oooo! - mówi aptekarz - Nie wiedziałem, że ma pani receptę! -Jak się nazywa odstęp u kobiety między pochwą, a odbytem? -Stolnica, bo facet sobie jaja tam tłucze. Koło godziny 22 facetowi w centrum handlowym zachiało sie sikać. Więc poszedł i poproisł o klucz do męskiej, a sprzątaczka na to: -Panie w męskiej posprzątane. -Ale ja nie wytrzymam - odpowiedział facet. -No a może by pan poszedł do damskiej? spytała sprzątaczka. -No ok tylko szybko- powiedział. -Ale niech pan nie naciska czerwonego guzika - ostrzegła sprzątaczka. -Ok, Ok - powtórzył facet i poszedł. W toalecie zrobił to co trzeba i nacisnął niebieski guzik i nagle tajemniczy głos powiedział: PODCIERANIE ZAKOŃCZONE Później facet nacisnął zielony: MYCIE ZAKOŃCZONE Wahał się czy nacisnąć ten czerwony i w końcu pomyślał: raz kozie śmierć i nacisnął... Nagle słychać krzyk z damskiej toalety. Facet krzyczy, a głos się odzywa: USUWANIE TAMPONU ZAKOŃCZONE

n NASZA WALENTYNKA


GIŻYCKO ZE STARYCH ZDJĘĆ

GIŻYCKO I OKOLICE - WCZORAJ I DZIŚ. PODRÓŻ SENTYMENTALNA FACEBOOK STRONA IRENEUSZA BUNKOWSKIEGO ZDJĘCIA Z. NOWAKOWSKIEGO NA DRUGIEJ STRONIE TOMASZA CZERNIAWSKIEGO

NASZE MIASTO

MAZURSKI GONIEC

400 LAT

15

MIASTA


16

MAZURSKI GONIEC


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.