Petronews extra11

Page 1

Bezpłatny Dwutygodnik ISSN 2353-0863 Czwartek, 13 marca 2014 nr 11/2014 petroecho.pl/w-plocku/informacje

TVP: Serial „Strażacy” w Płocku? Decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła W marcu ogłoszono, że w Płocku zostanie zrealizowany serial „Strażacy”, nowy hit jesiennej ramówki TVP 1. Zorganizowano konferencję prasową, podczas której zapewniano, że w maju w naszym mieście padnie pierwszy klaps tej produkcji. Jak się jednak okazuje, decyzja o nakręceniu tego serialu jeszcze nie zapadła, a „Strażacy” z Płockiem w tle to tylko jedna z czterech propozycji. Informacja o „Strażakach” wydawała się pewna. Podczas konferencji prasowej przedstawiciel firmy Aldentro, Zbigniew Badziak, zapewniał, że ma to być serial wysokobudżetowy, którego produkcję zlecono twórcom „Ojca Mateusza”. Wyjawiono nawet nazwisko reżysera – tę funkcję sprawować miał Maciej Dejczer („Oficer”, „Na dobre i na złe”, „M jak miłość”, „Oficer”). Serial „Strażacy” w założeniach miał stać się główną atrakcją jesiennej ramówki TVP1, której emisję zaplanowano na „prime time”, a więc moment najwyższej oglądalności kanału. Najważniejszą informacją konferencji było zaś to, że serial w całości miałby zostać nakręcony w Płocku. To w naszym mieście powstać miało 13 odcinków pierwszego se-

zonu tej produkcji. Zdaniem Badziaka, ekipa filmowa była pod wrażeniem historii naszego miasta i plenerów, jakie oferuje. Filmowcy obiecali, że w nowym serialu TVP, Płock stanie się jego pełnoprawnym bohaterem, a scenariusz powstaje we współpracy z wydziałem promocji ratusza. W „Strażakach” miało nie zabraknąć wątków o Au-

dioriverze, Reggaelandzie, Maratonie Dwóch Mostów czy Orlen Wiśle Płock. Serial TVP miał tym samym stać się idealnym sposobem na promocję miasta. W serialu mieli wziąć udział także płocczanie, którzy tworzyliby tło wydarzeń. Do produkcji zaangażowano płocką jednostkę straży pożarnej. Trwają też już roz-

N a k ł a d 1 3 0 0 0 e g z . www.petronews.pl

mowy ze strażą Orlenu. Mundurowi mają pełnić rolę konsultantów. – Nie zależy nam na plastikowych lalkach na ekranie, a na ludziach. Takie konsultacje będą zatem konieczne. Zapewniam jednak, że nie spalimy wam miasta – śmiał się na konferencji prasowej Zbigniew Badziak. – Każdy pożar będzie kontrolowany i nagrywany na kilku różnych planach. Tak przedstawione informacje nie dawały powodów do wątpliwości – wszystko zostało już ustalone, brakowało jedynie zgody rady miasta i miliona złotych z budżetu. Teraz okazuje się jednak, że „Strażacy” w Płocku stoją pod znakiem zapytania. Jak podaje serwis Wirtualnemedia. pl, TVP nic nie wie o realizowanym w Płocku serialu. Taka propozycja padła, lecz jest to tylko jedna z opcji, którą Telewizja Polska rozważa. Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z rzecznikiem prasowym TVP, Jackiem Rakowieckim, który nie ukrywał zaskoczenia całą sytuacją. Rakowiecki tłumaczył, iż decyzja w sprawie realizacji „Strażaków” jeszcze nie zapadła, dlatego też nie wiadomo kiedy ruszą zdjęcia i czy będą one miały miejsce w Płocku. Jacek Rakowiecki wyjawił też, że serial o strażakach realizowany w naszym mieście to jedna z czterech propozycji. Zdaniem rzecznika Telewizji Polskiej, żadna z nich nie jest faworyzowana, a wszystkie prezentują podobny, wysoki poziom. Nie wiadomo też jaka firma zajmie się produkcją serialu. Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z Urzędem Miasta Płocka, który był ewidentnie zaskoczony tymi doniesieniami. Ratusz wstrzymał się od komentarza i poprosił o czas na ustalenie szczegółów. Tymczasem w naszej ankiecie naportalu PetroNews. pl ponad50% osób twierdzi, że kręcenie w Płocku serialu to najlepsza promocja miasta. Trzymajmy kciuki, żeby jednak się udało, bo to z całą pewnością świetny sposób na promocję miasta. MICHAŁ SIEDLECKI

Janosikowe niezgodne z Konstytucją!

– str. 2

Wielkie pożegnanie dworca PKP – str. 3

Co ze szpitalem? – str. 4

Płock na starych fotografiach, a w tle... – str. 12

petroecho.pl/w-plocku/po-godzinach

Płock na starych fotografiach, a w tle... historia wyjątkowej rodziny Na te zdjęcia trafiliśmy przypadkiem. Z zapartym tchem obserwowaliśmy film, złożony ze starych fotografii Romana Wajnikonisa, na którym pojawił się Płock. Przez chwilę cofnęliśmy się w czasie. Udało nam się porozmawiać z wnuczką fotografa, Justyną Wajnikonis-Maciejewską, która opowiedziała niezwykłą historię swojej rodziny... Znajomy widok – skarpa z królującą na szczycie katedrą, ale jakby inną. Więcej domków, sporo statków, brak ogromnej płachty amfiteatru na wzgórzu... To 1929 rok na zdjęciach Romana Wajnikonisa – żołnierza i prawnika, a z zamiłowania fotografa. Kim był? Jak znalazł się w Płocku?

Czemu wracał do naszego miasta (znaleźliśmy również zdjęcia z późniejszych lat)? Kapitan Roman i jego podróż do Płocka – Dziadek urodził się w 1888 roku w Augustowie – opowiada Justyna Wajnikonis-Maciejewska, wnuczka autora zdjęć. – Jego rodzice, a moi pradziadkowie byli tam nauczycielami w szkole elementarnej. Dziadek kształcił się w Petersburgu – ukończył tam studia prawnicze, a wcześniej wojskową szkołę artyleryjską – wyjaśnia. W czasie pierwszej wojny światowej pan Roman był wcielony do armii carskiej, walczył na froncie wschodnim. Swoją podróż utrwalił na wspaniałej kolekcji zdjęć. Był wtedy w randze porucznika. – Po wojnie Dziadek przyjechał do Łodzi, gdzie z Augustowa przeniosła się jego rodzina – mówi pani Justyna. – Od czerwca 1920 roku był podprokuratorem przy Sądzie Okręgowym w Łodzi, zaś

od lipca 1921 roku był adwokatem. W okresie międzywojnia praktykował we własnej kancelarii adwokackiej, zajmując się między innymi obsługą prawną łódzkiego garnizonu wojskowego. Jak tłumaczy, jej dziadek miał dwie pasje: pracę zawodową oraz fotografowanie. W domu na ul. Kilińskiego zorganizował sobie własną ciemnię fotograficzną i sam dokonywał obróbki zdjęć wykonanych przez siebie. Praca w garnizonie umożliwiała mu branie udziału w różnego typu uroczystościach, skąd zawsze przywoził ze sobą mnóstwo zdjęć. Miał dwa aparaty fotograficzne: początkowo zdjęcia były robione aparatem 9x12, potem (w latach trzydziestych aż do wybuchu wojny) aparatem Kodak na błony 4x6,5. Stary aparat (lustrzanka) był używany wyjątkowo, podczas specjalnych uroczystości. DOKOŃCZENIE NA STR.12

Reklama

Pierwsza impreza 627 KM już w kwietniu – str. 18

Krzysztof Krakowski od kuchni – str. 19


Aktualności

2

Reklama

Wiosna, Drodzy Państwo, wiosna Ciepło, słońce wyjrzało zza pochmurnego nieba i o stosach śniegu dawno już zapomnieliśmy. Aż żal nie wykorzystać tak pięknych okoliczności przyrody i nie udać się na łono natury. I tu zaczyna się problem. – Gdzie? A jest tam Internet? Bo będę się nudził... – usłyszałam od swojego własnego syna. W pierwszej chwili zaniemówiłam z oburzenia. Jak to? Tak mało mamy czasu dla siebie, a kiedy chcę pojechać gdzieś z dala od gwaru miasta i wszechobecnej sieci, on narzeka? Potem przyszła refleksja... Dla dziecka, które zewsząd atakowane jest dźwiękami, kolorami, filmami dwu- i trójwymiarowymi, grami telewizyjnymi czy komputerowymi, zwykły spacer nie jest już żadną atrakcją. Pogrążeni w codziennych obowiązkach nie zauważamy, że nasze najmłodsze pokolenie woli żyć w świecie wirtualnym i musi mieć dużo bodźców, żeby przykuć jego uwagę. A pamiętam czasy, kiedy

Czwartek, 13 marca 2014

do świetnej zabawy wystarczał kawałek gumy do skakania czy zwykły, podwórkowy trzepak... Tym bardziej cieszą inicjatywy młodych ludzi, którzy chcą aktywnie spędzać czas, nawet jeśli oznacza to walkę z całym otoczeniem. Wybrali swój kawałek świata, którym jest płocka plaża, wkroczyli w świat biurokracji, założyli nawet stowarzyszenie, byle osiągnąć cel i mieć swoje miejsce na ziemi. Właśnie tam, na płockiej plaży powstał największy, choć tak malutki zalążek nadziei, że młode pokolenie nie jest stracone, nie jest tak bezmyślne i zdeprawowane, jak powszechnie się sądzi. I dzięki temu już wkrótce płockie nabrzeże ożyje, choć nie w tym miejscu, wktórym wszyscy się spodziewali... To bardzo pozytywne. Dla nas wszystkich. Taki dobry zwiastun wiosny. AGNIESZKA STACHURSKA REDAKTOR NACZELNA PETRONEWS

petroecho.pl/w-plocku/informacje

Janosikowe niezgodne z Konstytucją! województwa, a dodatkowo tracimy na ich rzecz w podziale środków unijnych. Nie może tak być, że wyrównywanie dysproporcji rozwojowych odbywa się na każdym polu naszym kosztem –tłumaczył marszałek Adam Struzik. AS FOT. WIKIPEDIA

petroecho.pl/w-plocku/informacje Trybunał Konstytucyjny rozpatrywał 4 marca wniosek samorządu województwa mazowieckiego, dotyczący „janosikowego”. Wyrok jest jednoznaczny – przepisy w tej sprawie są niezgodne z Konstytucją RP. Trybunał podkreślił, że stosowane przepisy nie uwzględniały aktualnej sytuacji gospodarczej, co może doprowadzić Mazowsze dozapaści. Przyznał też rację, że brak progu ostrożnościowego może mieć bardzo poważne i niekorzystne skutki. Parlament ma teraz maksymalnie 18 miesięcy na zmianę przepisów, chociaż sędziowie Trybunału Konstytucyjnego przypomnieli, że posłowie i ministerstwo finansów dotychczas nie wykonali postanowienia sygnalizacyjnego, wydanego przez TK rok temu. – To krok do przodu, ale nie przestaniemy działać. Trzeba zadbać o to, by przepisy zostały rozsądnie zmienione. Dziś mogę powiedzieć, że odzyskałem wiarę w państwo polskie – skomentował wyrok marszałek Adam Struzik. Przypomnijmy – wniosek o zbadanie zgodności przepisów dotyczących „janosikowego” z Konstytucją RP został złożony przez Adama Struzika w 2010 roku. Powodem zakwestionowania prawidłowości przepisów był, według marszałka, wadliwie skonstru-

owany algorytm. Trybunał uznał dzisiaj, że niezgodne z Konstytucją są przepisy w ustawie o dochodach jednostek samorządu terytorialnego – art. 31 (algorytm naliczania „janosikowego” dla województw) i art. 25 (sposób redystrybucji subwencji) w zakresie, w jakim nie gwarantują stabilności finansowej samorządom. Termin półtoraroczny na uchwalenie nowego prawa wynika z konieczności trwałej i systemowej zmiany przepisów. W uzasadnieniu wyroku Trybunał stwierdził, że naliczanie opłat w czasach kryzysu za lata wcześniejsze, znacznie lepsze pod kątem finansowym, jest podwójnym obciążeniem. Aktualne przepisy odbierają województwu możliwość realizacji podstawowej roli iograniczają rozwój samorządu, który płaci „janosikowe”. Dodatkowo, brak bariery ostrożnościowej mogłyby doprowadzić nawet do pełnego załamania finansów „płatnika”. – Teraz Mazowsze może liczyć na mniejsze wsparcie z Unii Europejskiej niż inne województwa –otrzymujemy mniej pieniędzy wramach regionalnego programu operacyjnego. Poza tym Unia wyrównuje pewne dysproporcje, transferując środki dodatkowo w ramach specjalnie stworzonych programów jak PO Polska Wschodnia, z którego nie możemy korzystać, choć część naszego województwa boryka się z takimi samymi problemami jak podlaskie czy lubelskie. Jako pozornie bogaci wspieramy te

Adres Redakcji: Plac Celebry Papieskiej 1, 09-400 Płock, tel. 534-276-781, 534-280-086. Redaktor naczelny: Agnieszka Stachurska, Dziennikarze: Michał Siedlecki, Waldemar Robak, e-mail: redakcja@petroecho.pl. Współpraca: Lena Rowicka, Piotr Mrówka. Dział marketingu: Tomasz Stachurski, Katarzyna Sieczkowska, reklama@petroecho.pl, e-mail: redakcja@petroecho.pl, Wydawca: PR-image na podstawie umowy franczyzowej z Extra Media Sp. z o.o. Redakcja nie zwraca niezamawianych tekstów oraz zastrzega sobie prawo do ich skracania i redagowania. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń.

„Nie mamy za co żyć...” – wstrząsający list czytelniczki W lutym pisaliśmy o problemach „Centromostu”, który nie wypłaca pracownikom wynagrodzenia. Otrzymaliśmy list Czytelniczki w tej sprawie. List, który wywołuje falę współczucia i bezsilności... Przypomnijmy – 19 lutego pracownicy byłej stoczni postanowili nie podejmować pracy i ogłosić strajk. Wszystko przez brak wynagrodzenia ze strony pracodawcy, a także fakt, iż pracownicy administracyjni otrzymali wynagrodzenie w terminie. Prezes zarządu spółki, Andrzej Suchecki, zapewniał wówczas, że wszystkie zaległości zostaną uregulowane „na koniec przyszłego tygodnia”. Minął blisko miesiąc, a pracownicy pieniędzy nie otrzymali... Dotarł do nas list żony jednego z pracowników. „W odniesieniu do artykułu z dnia 19 lutego, dotyczącego Buntu na pokładzie „Centromostu” w Płocku, chciałabym powrócić do poruszonego tematu. Do dnia 11 marca wypłaty nie wpłynęły na konta pracowników, mało tego, jest podany kolejny fikcyjny termin uregulowania należności z pracownikami. Pracownicy, pomimo swojej desperacji usiłowania walki o swoje, podejmowania strajków, są bezradni i bezsilni wobec niewypłacalności firmy. Jest wywierana na nich presja, że jeżeli jeszcze raz podejmą strajk, to mimo wszystko swoich zapracowanych pensji nie otrzymają. Jesteśmy tak bezradni i bezsilni wobec całej tej sytuacji, ponieważ nie mamy za co żyć, opłacać bieżących i zaległych rachun-

ków. Pogrążamy siebie i nasze rodziny w długach. Bardzo ujmujące jest dla naszej godności człowieka, iż pracownicy umysłowi tej firmy swoje wypłaty dostają w całości i na czas. Wynika z tego, że zwykły pracownik jest nikim i można pozbawić go minimum wymaganego do przeżycia. Bardzo proszę jako żona, matka i kobieta zdesperowanego pracownika o ponowne zainteresowanie i pomoc w powyższym problemie, ponieważ nie wiemy jak mamy dalej żyć. Z poważaniem zdesperowana żona pracownika Firmy „Centromost” w Płocku”. Idąc za głosem zrozpaczonej matki i żony, dotarliśmy do pracownika „Centromostu”. Ucieszył się, że ktoś poruszy ten temat i napisze o ich problemie. – Prezes w ogóle do nas nie przychodzi – powiedział. – W ubiegłym tygodniu poinformował tylko brygadzistów o tym, że mamy dostać ja-

kieś pieniądze. I na tym kłamstwie stanęło – wyjaśnił i opowiadał, że wielu pracowników już zdecydowało o złożeniu pozwu przeciwko pracodawcy. – Nie wiem ile potrwa sprawa, ale mamy nadzieję, że tam chociaż będzie sprawiedliwie i szybko odzyskamy swoje ciężko zarobione pieniądze – mówił. – Z kolegami zdecydowaliśmy, że i tak odejdziemy z tej firmy, niech księgowa z prezesem idą spawać. Składamy CV do innych pracodawców. Tu nie ma na co czekać – wyraźnie smutnieje. – Tyle lat pracy, a spotyka nas tylko brak szacunku, kłamstwo i upodlenie. Kierownicy o niczym nas nie informują. Nikt do nas nie przychodzi, nikt z nami nie rozmawia. A do pracy musimy przychodzić – mówi rozgoryczony. A może jeśli firma nie ma na wypłaty, to nie ma też na materiały do pracy? – Wszystko mamy do pracy – mówi nam monter „Centromostu”. – Na to jest, kończymy w terminach zaplanowane prace, więc na pewno inwestorzy pieniądze przelewają, ale my ich nie widzimy. Wie pani co boli najbardziej? Jak w tłusty czwartek panie z biura całe kosze pączków sobie przynosiły, a my nawet na chleb dla dzieci nie mamy. Upodlenie i wstyd, że o swoje człowiek musi walczyć, ręce opadają. W księgowości słyszymy tylko jedno – przelewu nie będzie – kończy smutno. Co dalej stanie się z pracownikami firmy? Nie udało nam się skontaktować z prezesem „Centromostu”, ale na pewno będziemy dalej zajmować się tym tematem. Tym bardziej, że dotarły do nas właśnie listy z kolejnej płockiej firmy... AGNIESZKA STACHURSKA, LENA ROWICKA


Aktualności Kronika policyjna Wypadek na Gwardii Ludowej. Kobieta potrąciła pieszą W poniedziałek, 10 marca, na ulicy Gwardii Ludowej doszło do wypadku. Kierująca osobowym renault potrąciła starszą kobietę na przejściu dla pieszych na wysokości Biedronki. – Ze wstępnych ustaleń wynika, że zawiniła piesza, która weszła pod koła samochodu – powiedział Andrzej Rosa z płockiej policji. Kobieta ze złamaną ręką trafiła do szpitala. Kierująca była trzeźwa Okradał stodoły. Grozi mu 5 lat więzienia Policjanci z posterunku w Starej Białej (powiat płocki), złapali mężczyznę, który kradł silniki i przewody elektryczne ze stodół na terenie gminy, po czym sprzedawał je jako złom. Mężczyzna sprzedał towar o łącznej wartości około 30 tysięcy złotych. Za kradzież w Kodeksie Karnym przewidziana jest kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Tragiczny wypadek pod Płockiem We wtorek 4 marca, na drodze krajowej nr 62, doszło do tragicznego wypadku. Samochód potrącił pieszego. Jak ustaliła policja, kierowca toyoty, 36-letni mieszkaniec Płocka, potrącił pieszego, mieszkańca Małej Wsi. Po leżącym już mężczyźnie przejechał jadący za toyotą ford mondeo, którym kierował 39-letni mieszkaniec województwa kujawsko-pomorskiego. Poszkodowany zmarł na miejscu. Pożar pod Płockiem. Spłonęła ciężarówka We wtorek, 4 marca, doszło do pożaru samochodu ciężarowego w miejscowości Tchórz (powiat płocki). Pojazd zapalił się podczas jazdy. Spłonęła kabina, ale ogień nie przeniósł się dalej. Jak poinformowała płocka komenda, akcja gaśnicza trwała około 40 minut. Uczestniczyły w niej trzy zastępy straży pożarnej i dwa wozy straży ochotniczej. Oszukał ludzi na ponad 100 tysięcy złotych Płocka policja skierowała do prokuratury akt oskarżenia przeciwko 18-letniemu płocczaninowi. Mężczyzna dopuścił się wielokrotnych oszustw przy zakupie towaru przez portale aukcyjne. Płocczanin oszukał ludzi na ponad sto tysięcy złotych. Wszystkie wyłudzone przedmioty były sprzedawane w lombardach. W kodeksie karnym za przestępstwo oszustwa przewidziana jest kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. Tragiczny wypadek na Bielskiej. Samochód potrącił kobietę Do groźnego wypadku doszło w poniedziałek, 24 lutego w Płocku na ulicy Bielskiej. Kierujący osobowym fiatem siena, 52-letni mieszkaniec powiatu żuromińskiego, jadąc w stronę centrum potrącił pieszą na przejściu dla pieszych, 66-letnią płocczankę. Kobieta trafiła do szpitala gdzie zmarła.

Wkrótce rusza przebudowa dworca kolejowo-autobusowego. Z tej okazji Rada Mieszkańców Osiedla Dworcowa przy współpracy z Towarzystwem Przyjaciół Płocka oraz Stowarzyszeniem Przyjaciół Muzeum Mazowieckiego organizuje wielkie pożegnanie starego budynku. PetroNews jest patronem medialnym tego wydarzenia. O atrakcje imprezy, zaplanowanej na 15 marca, zadbał m.in. Marek Owsik, przewodniczący Rady Osiedla Dworcowa oraz Sekcja Fotograficzna Towarzystwa Przyjaciół Płocka, która będzie miała w trakcie wydarzenia wystawę zdjęć o tematyce dworcowej. Happening „Pożegnanie Dworca” zapowiada się naprawdę atrakcyjnie. Wszystko zacznie się o godzinie 10, kiedy to na osiedlu zagra kapela podwórkowa, zapraszając na „Pożegnanie Dworca”. Godzinę później odbędzie się oficjalne otwarcie wystawy starych zdjęć dworca oraz prezentacja starych samochodów z lat 70. wystawionych na tarasie przed budynkiem. Od godziny 11.30 do13.30 będą odbywały się zabawy ianimacje dla dzieci z klaunem Pajko. Natomiast na godzinę 15 zaplanowano pokaz motocykli. Ale to nie koniec atrakcji. Ogłosiliśmy konkurs fotograficzny dla wszystkich, którzy posiadają lub zrobią fotografie starego dworca. Wyniki wraz z pokazem fotografii ogłosimy w trakcie imprezy, równo o godzinie 12.

3

petroecho.pl/w-plocku/rozrywka-i-wydarzenia

Wielkie pożegnanie dworca PKP

Wówczas zostanie rozstrzygnięty także konkurs na projekt graffiti, które zostanie namalowane na budynku dworca w dniu imprezy. Pomalować pociąg z mieszkańcami Płocka będą mogli wszyscy uczestnicy – organizatorzy zapewniają farby. Imprezę poprowadzi konferansjer – Michał Stefaniak, a przez cały czas jej trwania dzieci będą mogły korzystać ze zjeżdżalni i zamków dmuchanych. Dostępny będzie także popcorn i wata cukrowa, hostessy będą częstowały podróżnych herbatą i rozdawały informatory o historii dworca, co nadzoruje Społeczno-Kulturalna Sekcja Towa-

rzystwa Przyjaciół Płocka. Historię budynku PKP będzie można przypomnieć sobie również dzięki rozstawionym na terenie dworca stoiskom ze starymi pocztówkami czy pamiątkami z lat 70. – tym z kolei zajmie się Stowarzyszenie Przyjaciół Muzeum Mazowieckiego. Wewnątrz budynku zobaczymy wystawę fotograficzną Sekcji Fotograficznej Towarzystwa Przyjaciół Płocka, a na zewnątrz stare samochody z Sekcji „Strefa 126p – klasycy motoryzacji” Towarzystwa Przyjaciół Płocka. Grać będzie Kapela Podwórkowa „Dworcowa”, nagłośnienie zapewni

petroecho.pl/w-plocku/informacje

Żabce na Jachowicza grozi zamknięcie?

Nad „Żabką” przy Al. Jachowicza wisi widmo zamknięcia. Wszystko przez przedszkole, które powstało w okolicy marketu.

Obowiązujące prawo zakazuje bowiem sprzedaży alkoholu w odległości 50 metrów od przedszkola, szkoły czy kościoła. – Jeśli koncesja na alkohol wydana dla sklepu „Żabka” trwała, a w tym czasie wydano zezwolenie na powstanie przedszkola, to złamano prawo – pisze w swej interpelacji Wioletta Kulpa. – Pracownicy sklepu stracą pracę – dodaje. Co na to ratusz? Przewodnicząca klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości ma wątpliwości, dotyczące powstania przedszkola w sąsiedztwie „Żabki” przy Jachowicza 19. Zdaniem Kulpy, doszło do złamania prawa, które w konsekwencji może doprowadzić do zamknięcia działającego od lat sklepu i przyczynić się do utraty pracy przez kilka osób. – Prywatne przedszkole powstało, pomimo ważnej koncesji naalkohol oferowany w „Żabce” – podaje Wioletta Kulpa. – Z zaczerpniętych informacji na temat funkcjonowania Niepublicznego Przedszkola Dobry Początek wynika, iż opieką objętych jest prawdopodobnie niewielka ilość dzieci, ok. 5-6, tymczasem w podobnej ilości swoją pracę stracą osoby, utrzymujące się z funkcjo-

nującego od kilku lat sklepu spożywczego – dodaje radna PiS. Zdaniem Kulpy, dokonano też niewłaściwych pomiarów odległości. – Miejska Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych wydała negatywną opinię, dotyczącą usytuowania punktu sprzedaży alkoholu w tym miejscu, oczywiście z uwagi na powstałe przedszkola – pisze Kulpa w interpelacji. – Komisja oparła się tylko i wyłącznie na odległości od ogródka przedszkolnego, która wynosi 28 metrów, tymczasem w załączniku do Uchwały Nr 43/V/02 Rady Miasta Płocka mowa jest wpkt.1 ppkt.6 oogródkach jordanowskich, a nie ogródkach przedszkolnych! – kontynuuje oburzona radna. Ratusz odpiera zarzuty. Zdaniem Romana Siemiątkowskiego, zastępcy prezydenta Płocka, spełniono wszystkie wymogi formalne do tego, aby taka placówka powstała. W odpowiedzi Urzędu Miasta czytamy, że sprawa sklepu Żabka była rozpatrywana przez Samorządowe Kolegium Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, który podtrzymał negatywną opinię Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. – SKO nie znalazło uchybień w ocenie organu dokonującego oględzin i pomiarów, utrzymując te postanowienie w mocy – czytamy w uzasadnieniu. Ratusz tłumaczy też, że ogródki przyszkolne należą do obiektów chronionych i są uwzględniane w mierzeniu odległości między punktem oferującym alkohol, a przedszkolem. – Dokonując pomiaru odległości liczona jest również ta do wejścia na teren ogródka przyszkolnego, czyli obiektu związanego z przedszkolem – podaje ratusz. Skontaktowaliśmy się z płockim oddziałem „Żabki” przy Jachowicza, który wstrzymuje się od komentarza w tej sprawie. Do-

wiedzieliśmy się jedynie, że obecnie „Żabka” nie otrzymała jeszcze żadnej konkretnej decyzji, dotyczącej przyszłości tego punktu marketu. Nie zapadła też decyzja, dotycząca dalszej sprzedaży alkoholu w sklepie. Być może inspiracją będzie pomysł, który wdrożono wDziurnowie (gmina Brody wpowiecie starachowickim). Jeden z tamtejszych sklepów był położony zbyt blisko szkoły. WłaReklama

firma Technika Estradowa „Rasch”. Dodatkową atrakcją będzie wóz strażacki Zakładowej Straży Pożarnej PKN Orlen. Harmonogram imprezy – godz. 10.00 – kapela podwórkowa grając na osiedlu zaprasza na „Pożegnanie Dworca” – godz. 11.00 – oficjalne otwarcie wystawy starych zdjęć dworca oraz prezentacja starych samochodów z lat 70 (na tarasie przed budynkiem) – godz. 11.30 – 13.30 zabawy i animacje dla dzieci z klownem Pajko – godz. 12.00 – ogłoszenie wyników konkursu na najlepsze zdjęcie obecnego dworca. – godz. 14.00 – rozstrzygnięcie konkursu plastycznego dla dzieci „…mój wymarzony dworzec…” – godz. 15.00 – pokaz motocykli –godz.16.00 –zakończenie happeningu. PetroNews aktywnie włączył się w organizację pożegnania dworca. 15 marca zobaczycie nas na terenie PKP z najnowszym numerem gazety, a o wydarzeniach z tego dnia przeczytacie (i obejrzycie na zdjęciach) w kolejnym, 12. numerze PetroNews. Odwiedzający będą mieli okazję zobaczyć też naszego latającego pracownika – drona – który z lotu ptaka zrobi zdjęcia i film z happeningu. AS ściciele znaleźli na to sposób. Naprzeciw jednego zwejść jest płotek zfurtką, naktórej widnieje tabliczka „Przejście dla obsługi sklepu”. Kilka metrów dalej są kolejne z napisami „Wejście do sklepu” i „art. Monopolowe Wejście Zapraszamy”. Drogę do tych właściwych wejść wskazują strzałki na czterech równolegle ustawionych płotkach. Kto wyruszy spod wejścia „dla obsługi sklepu” i chce dotrzeć do tego prawidłowego musi trzy razy skręcić w prawo, raz w lewo i trzy razy zawrócić. W sumie ma do pokonania w tym małym labiryncie dodatkowo około 50 metrów. MICHAŁ SIEDLECKI FOT.: WIKIPEDIA


Dzieje się

4 W lutym tego roku dotarł do radnych miasta lakoniczny raport o stanie zadłużenia Płocka. Czytamy w nim, że miasto na koniec 2013 roku wygenerowało zadłużenie na poziomie 389 mln zł. Według raportu agencji Fitch Ratings, Płock ma ocenę wiarygodności na poziomie 3B.

Płockie długi ku dochody miasta były na poziomie 512 mln złotych, co oznacza, że miasto ma mniej przychodów rocznie niż samego zadłużenia. Mamy najdroższą w Polsce administrację, najdroższych menadżerów, „dwór” pełnomocników skupionych wokół prezydenta, który kosztuje nas 3 mln zł rocznie. Obecny prezydent zadłuża miasto średnio w tempie 32 mln zł rocznie. To „najlepszy” wynik spośród dotychczasowych włodarzy miasta. Do takiej sytuacji doprowadziło złe zarządzanie miastem, brak gospodarności i trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość gospodarczą. Wracając do raportu Fitcha – ocena 3B to wskaźnik, określający najniższy poziom inwestycyjny badanego podmiotu. Podsumowując, nasze miejskie obligacje i zadłużenie dla potencjalnego inwestora ocierają się o spekulacje, a nie trzeźwe inwestycje. Jeśli tego nie zmienimy, żaden poważny inwestor czy kapitał w naszym mieście nie zagości. DARIUSZ SKUBISZEWSKI, RADNY RADY MIASTA PŁOCKA

Pewnie można by było przejść nad tym raportem do porządku dziennego, gdybyśmy nie zadali pytania: Czy to już wszystkie nasze długi? I jak to się stało, że są to tak duże kwoty oraz kto je wygenerował? Te 389 mln złotych, to dopiero preludium do prawdziwej kwoty naszego miejskiego długu. Trzeba do tego jeszcze dodać roczne odsetki w kwocie 19 mln zł, 40 mln zł długu z poręczenia miasta w stosunku do innych instytucji, obligacje inwestycji miejskich to 55 mln zł oraz zapisany kredyt w WPF na rok 2014 w kwocie 59 mln zł. Razem daje to rzeczywistą wartość zadłużenia na poziomie 562 mln zł. Kwota niebagatelna jak na 126 tys. miasto. Skala problemu jest ogromna, szczególnie odnosząc te kwoty do wysokości dochodów własnych miasta. W 2013 ro-

W lipcu ubiegłego roku prezydent Płocka podpisał list intencyjny w sprawie budowy wysokospecjalistycznego szpitala z centrum onkologii. Szpital za 100 mln zł miał być miejski, ale wybudowany za pieniądze zewnętrznej spółki. Na ostatniej sesji rady miasta okazało się, że inwestor wycofał się z inwestycji. Nowy szpital miał powstać przy ul. Otolińskiej, obok tzw. małej obwodnicy Płocka. Sfinansowanie budowy miało leżeć po stronie konsorcjum firm Gov-Invest, które przez określoną liczbę lat miało być właścicielem budynku, dzierżawiąc go szpitalowi. Według planów, specjalistyczny szpital miał powstać nawet do końca 2014 roku i dysponować powierzchnią 13-15 tys. metrów kw. Pomieściłoby się tam Płockie centrum onkologii, oferujące kompleksowo leczenie w zakresie chirurgii, chemioterapii i radioterapii, a także Szpital Św. Trójcy, choć pewnie bez oddziału psychiatrycznego. Z wielkich planów i wizualizacji nic jednak nie wyszło. Jak poinformował na sesji prezydent Andrzej Nowakowski, Gov-Invest wycofało się z deklaracji, w związku z czym koncepcja wybudowania szpitala upadła. – Kwestia budowy nowego szpitala z tym partnerem jest na dzisiaj nieaktualna – powiedział prezydent. – Partner wycofał się z realizacji tego projektu. Nie wiemy do końca dlaczego, po prostu nie ma ze strony partnera zainteresowania – dodał.

Czwartek, 13 marca petroecho.pl/w-plocku/informacje

A jednak prawda. Marcin Uchwał wiceprezesem KM Już w październiku ubiegłego roku pisaliśmy o planach powołania byłego sekretarza miasta na stanowisko wiceprezesa Komunikacji Miejskiej. Teraz te plany stały się faktem. Przypomnijmy – Marcin Uchwał był współpracownikiem prezydenta Andrzeja Nowakowskiego, który wzbudzał najwięcej zainteresowania. Jako sekretarz miasta przez kilka miesięcy nie pojawiał się w pracy, najpierw przebywając na urlopie, a potem na zwolnieniu lekarskim. Pod koniec sierpnia ubiegłego roku złożył wymówienie, które zostało przyjęte przez prezydenta Płocka. Pełniącą obowiązki sekretarza miasta została Dorota Kozanecka, i to tuż przed wejściem w życie ustawy, zabraniającej obejmowania stanowiska sekretarza w tym trybie. W październiku otrzymaliśmy od czytelnika informację, że dla byłego sekretarza szykowane jest stanowisko wiceprezesa Komunikacji Miejskiej. Według tych doniesień, dokumenty były już przygotowane i zatrudnienie Marcina Uchwała w spółce było tylko kwestią czasu. Prezydent Nowakowski powie-

dział nam wówczas: – Jeżeli będzie taka informacja to zostanie rozesłana do mediów. W tym momencie nie chciałbym się odnosić do plotek. Dlaczego w takim razie media nie otrzymały oficjalnej informacji na ten temat? Po wyjaśnienia udaliśmy się do Zespołu ds. Medialnych ratusza. – Z zasady nie publikujemy komunikatów na ten temat, udzielamy natomiast odpowiedzi na zadane pytania – powiedział nam Hubert Woźniak, wyjaśniając, że były trzy spółki miejskie, które pracowały w zarządzie jednoosobowym: MTBS, CIFAL i właśnie Komunikacja Miejska. Dla działalności spółek – według argumentacji ratusza – nie jest to sytuacja bezpieczna. Jak wiadomo, MTBS już od jakiegoś czasu zatrudnia wiceprezesa (jest nim Przemysław Berent), teraz przyszła kolej na Komunikację Miejską. Marcin Uchwał został powołany przez Radę Nadzorczą spółki i rozpoczął pracę w Komunikacji Miejskiej. Czy Cifal również powinien spodziewać się wkrótce wiceprezesa? – Stanowiska wiceprezesa wymagają duże spółki miejskie – usłyszeliśmy w zespole ds. medialnych. AS

petroecho.pl/w-plocku/informacje

Co ze szpitalem – modernizacja czy nowa siedziba? Andrzej Nowakowski wyjaśnił, że wszystkie dotychczas poniesione koszty w tej sprawie były po stronie konsorcjum. W trakcie tej samej sesji płoccy radni zadecydowali o rozpoczęciu likwidacji internatu Małachowianki oraz III LO, które za kilka miesięcy przeniosą się do bursy na rogu al. Kilińskiego i ul. 3 Maja. Co stanie się z opuszczonymi budynkami? Te po internacie Małachowianki być może trafią do PZOZ. Gdyby budynek przy Kościuszki został przekazany do Szpitala Św. Trójcy (co było już rozpatrywane w poprzedniej kadencji samorządu), prawdopodobnie znalazłby tam miejsce oddział geriatrii oraz psychiatrii. Czy jednak jest to najszczęśliwszy pomysł? Przypomnijmy, że PZOZ zmaga się zproblemami finansowymi, w czerwcu ubiegłego roku podjął nawet decyzję w sprawie obniżenia kapitału zakładowego Spółki o kwotę blisko 7,2 mln zł. Dostosowanie budynku pointernacie Małachowianki do potrzeb szpitala wymaga ogromnych nakładów finansowych (ostrożnie szacując około kilkudziesięciu milionów złotych), których spółka w żaden sposób nie jest w stanie samodzielnie ponieść – co przyznał prezydent w trakcie sesji. Jeśli istotnie oddział psychiatrii wymaga nowych pomieszczeń, to czy nie lepszym rozwiązaniem byłoby poszukanie ich w zasobach spółki lub nawet wynajęcie komercyjnie? Czy nabycie obiektu przez PZOZ bez pewności pozyskania środków z Unii Europejskiej nie byłoby

zbyt pochopną decyzją? Co w takiej sytuacji zrobi spółka? – PZOZ rozpoczął prace nad przygotowaniem alternatywnego rozwiązania, wiążącego się z wykorzystaniem dotychczasowej lokalizacji szpitala – przekazał nam Marek Stawicki, wiceprezes spółki. – Nie rezygnując definitywnie z poszukiwania możliwości budowy nowego obiektu, chcemy przeanalizować możliwości realizacji projektu, wymagającego niższego zaangażowania finansowego. Wiceprezes podkreśla przy tym, że spółka nie jest zadłużona. – Przeszkodą w realizowaniu dużych projektów inwestycyjnych

jest nie tyle sytuacja finansowa PZOZ, co raczej malejące środki przeznaczane przez NFZ na funkcjonowanie szpitali na Mazowszu, a co za tym idzie – ograniczone możliwości spłaty ewentualnych pożyczek zaciągniętych na realizację inwestycji – wyjaśnia. – Rozważane są różne koncepcje rozwoju Szpitala Św. Trójcy: od budowy nowej siedziby do, wymagającej znacznie niższego finansowania, modernizacji i rozbudowy szpitala przy Kościuszki. Nie wykluczamy żadnej formy współpracy z podmiotami, mogącymi współfinansować takie przedsięwzięcie, w tym również partnerstwa prywatno-publicznego – zapew-

nia Marek Stawicki. Ile może szacunkowo wynieść remont budynków po internacie? Jak tłumaczy wiceprezes spółki, zabytkowy jest jeden z trzech budynków przy Kościuszki, położony najbliżej Wisły, w którym jest internat. Pozostałe (podobnie jak cały Szpital Św. Trójcy) znajdują się na obszarze objętym ochroną konserwatora zabytków, ale nie są zabytkowe. –Nie jesteśmy w stanie podać informacji na pozostałe pytania, zanim nie zostanie wykonany wstępny projekt techniczny (koncepcja rozwoju szpitala z uwzględnieniem możliwości technicznych wykorzystania istniejących budynków oraz działek) – przekazał Marek Stawicki. Gdyby ostatecznie budynek internatu przy Kościuszki trafił do spółki, szpital miejski zyskałby w sumie 1400 m kw. (800 m kw. powierzchni użytkowej jednego budynku i 600 m kw. drugiego). Łącznie znajdują się tam 23 pokoje dwuosobowe i 2 pokoje czteroosobowe. Budynki posiadają wspólne węzły sanitarne na dwóch kondygnacjach. Do zagospodarowanie pozostanie również internat III LO im. M. Dąbrowskiej przy ul. Sienkiewicza o powierzchni użytkowej 817,14 m kw. W tym budynku znajduje się 8 pokoi dwuosobowych, 12 pokoi trzyosobowych oraz 1 pokój czteroosobowy, a dodatkowo aneks kuchenny oraz wspólne węzły sanitarne na dwóch kondygnacjach. AS

Tu nas znajdziecie Zakład Ubezpieczeń Społecznych w Płocku, al. Piłsudskiego 2b; Urząd Skarbowy w Płocku, ul. 1 Maja 10; Galeria Mazovia, ul. Wyszogrodzka 127; Galeria Wisła, ul. Wyszogrodzka 144, Szkoła Wyższa im. Pawła Włodkowica w Płocku, al. Kilińskiego 12; Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Płocku, Pl. Dąbrowskiego 2; Orlen Arena, Pl. Celebry Papieskiej 1; Kino Helios, ul. Wyszogrodzka 144; Bar Krokiet, ul. 1 Maja 6; Hotel Herman, ul. Sienkiewicza 30; Stadion im. Kazimierza Górskiego w Płocku, ul. Łukasiewicza 34; Novum Cafe, ul. Wyszogrodzka 144 (I piętro Galeria Wisła); Teatr Dramatyczny im. J. Szaniawskiego, Nowy Rynek 11; Przychodnia Orlen Medica, ul. Chemików 7; Przychodnia Orlen Medica, ul. Kutrzeby 11; Wojewódzki Szpital Zespolony w Płocku, ul. Medyczna 19; Płocki Ośrodek Kultury i Sztuki, ul. Tumska 9A; Dom Ubezpieczeniowy Spectrum, ul. Szarych Szeregów 4; Market Kaufland, ul. Gałczyńskiego 11; Książnica Płocka, ul. Kościuszki 6, Szpital Świętej Trójcy, ul. Kościuszki 28; Przychodnia PiSOZ, ul. Miodowa 2; Jadłodajnia Do Syta, al. Jana Pawła II 39, Sklepy PSS Zgoda: ul. Miodowa 4, ul. Szarych Szeregów 4, ul. Rembielińskiego 1a, Al. Kobylińskiego 2, ul. Czwartaków 22, Kościelna 13, Tumska 11a.


Dzieje się petroecho.pl/w-plocku/informacje

Rewitalizacja fabryki rozpoczęta Niespełna dziesięć miesięcy minęło od podpisania przez Bogdana Więcka, właściciela firmy Budmat, umowy pożyczki z inicjatywy Jessica. To jedyna płocka firma, która w 2013 roku sięgnęła po środki unijne. Ważniejszy jest jednak cel, na który przeznaczone zostaną te środki – rewitalizacja terenu bo byłej Fabryce Maszyn Żniwnych. Fabryka Maszyn Żniwnych im. Marcelego Nowotki „Agromet” w Płocku (FMŻ) była jedynym polskim producentem kombajnów zbożowych serii Vistula i Bizon oraz innych maszyn żniwnych. Jej początki sięgają 1870 roku, kiedy to Mojżesz S. Sarna założył fabrykę maszyn i urządzeń rolniczych, zlokalizowaną pomiędzy ulicami: Sienkiewicza, Bielską i Królewiecką. Podczas II wojny światowej zakłady te zostały przejęte przez Niemców i połączone w lutym 1940 w jeden warsztat, który nazywał się Landmaschinen Fabrike Plock Maschinen-Industrie. Po wojnie, w 1945 roku utworzono Płockie Zakłady Maszynowe w Płocku, które w 1948 roku przemianowano na Fabrykę Maszyn Żniwnych. W 1974 r. w fabryce rozpoczęto produkcję kombajnów o nazwie Bizon. Niestety, kryzys lat 1989/1990 załamał sprzedaż. Zlikwidowano wówczas państwowe gospodarstwa rolne, a rolnicy indywidualni kupowali głównie maszyny używane. Fabryka Maszyn Żniwnych nie przetrwała zmian ustrojowych. Właśnie teren po byłej fabryce postanowił zrewitalizować Budmat. Powstały dwa projekty. Pierwszy obejmuje rewitalizację obszaru dawnej Fabryki Maszyn Żniwnych w Płocku i jest współfinansowany z inicjatywy Jessica (Joint European Suport for Sustainable Investment in City Areas, czyli wspólne europejskie wsparcie na rzecz trwałych inwestycji w obszarach miejskich). Budmat otrzymał 15 mln pożyczki z oprocentowaniem 0,91 w skali roReklama

5

Cambridge w Małachowiance.

Przez Internet 7 marca w Małachowiance odbyła się pokazowa lekcja informatyki, którą poprowadził dawny uczeń płockiego liceum, a obecnie student Cambridge. To wyjątkowe spotkanie miało miejsce w... wirtualnym świecie.

ku. Dołożył do tego 6 mln zł ze środków własnych, aby przywrócić do życia teren po byłej FMŻ. Planowany termin zakończenia projektu miejskiego przypada na koniec czerwca 2014 roku. – Wszystko wskazuje na to, że bez problemu uda się go zrealizować w terminie – poinformował nas Krzysztof Lewandowski, dyrektor ds. inwestycji i rozwoju Budmat. – Dużą część prac już udało nam się zakończyć i uruchomić proces produkcyjny. Prace postępują szybko i każdego dnia widać zmiany na lepsze – dodał. Na tym terenie, dzięki procesowi rewitalizacji, zlokalizowana została produkcja nowego produktu firmy Budmat z segmentu pokryć dachowych. Mowa o blachodachówce modułowej „Venecja”. Co ważne, przy nowo powstałej linii produkcyjnej pracę znalazło 20 osób. Wybraliśmy się do firmy, żeby zobaczyć jak daleko posunięte są prace związane z projektami. Zastaliśmy właściwie nową fabrykę. Do niedawna na terenie byłej Fabryki Ma-

szyn Żniwnych rosły jeszcze krzaki i drzewa, które przerastały pordzewiałe hale z powybijanymi szybami. Przyciągały one głównie złomiarzy, a płocczan straszyły swoim wyglądem, rodem z mrocznego horroru. To, co zastaliśmy było wręcz szokującą metamorfozą. Rdzewiejące i rozpadające się budynki zastąpiły nowoczesne hale produkcyjne z nowiutkimi maszynami, których pozazdrościć mogą duże europejskie firmy. Nie dało się nie zauważyć, że to prężnie działająca, tętniąca życiem i pracą fabryka. Zapytaliśmy naszego rozmówcę, jaki jest złoty środek na osiągnięcie takich wyników? – Każdą wydaną złotówkę oglądamy z kilku stron – usłyszeliśmy. – Najpierw bierzemy pod uwagę ludzi, żeby było na wypłaty do 10, a następnie myślimy o inwestycjach, które pomogą nam się rozwijać i przynosić zyski – podsumował dyrektor ds. rozwoju i inwestycji. LENA ROWICKA FOT. BUDMAT

Mariusz Różycki to absolwent Małachowianki, który studiuje na uniwersytecie w Cambridge. Swoją wiedzą podzielił się z uczniami drugiej klasy akademickiej. Aktualni uczniowie LO im. Małachowskiego zasiedli przed swoimi laptopami i poprzez popularny komunikator połączyli się ze starszym kolegą. Skąd pomysł takiej wirtualnej lekcji? To efekt współpracy Mariusza Różyckiego i Cezarego Obczyńskiego, którzy – oprócz walorów edukacyjnych – postanowili przetestować także... łącze internetowe. Wbrew pozorom, to była bardzo delikatna akcja, przez którą organizatorzy do samego rozpoczęcia wykładu drżeli z niepewności, czy wszystko zadziała. Na tym łączu pracuje cała Małachowianka... Na szczęście obecna na zajęciach dyrektor liceum, Renata Kutyło-Utzig, nie musiała interweniować, ponieważ wirtualny wykład przebiegł bez zakłóceń. Organizatorzy obiecują, że to nie ostatni taki pokaz. AS


Waszym zdaniem

6 EchoSonda

Czy Płock może być miastem turystycznym?

Czwartek, 13 marca 2014

petroecho.pl/w-plocku/po-godzinach

Poszukiwany pracodawca od zaraz... Jak płocczanie radzą sobie z poszukiwaniem pracy? Jedni rejestrują się w urzędzie pracy, inni wysyłają swoje CV wszędzie, gdzie to możliwe, jeszcze inni wydreptują ścieżki do gabinetów właścicieli firm z branż, w których chcą pracować. Są też i tacy, którzy zamieszczają swoje ogłoszenie... na billboardzie.

– Ja uważam, że Płock już jest miastem turystycznym.

– Ma szansę pod warunkiem, że będzie miał dobrą promocję.

– Nie ma żadnych szans. Nie mamy żadnych walorów turystycznych.

– Płock miastem turystycznym? W życiu. Atrakcyjną i piękną mamy wyłącznie skarpę.

Ma na imię Krzysztof, mieszka w Płocku. Ma 29 lat. Szuka pracy. Jak ponad osiem tysięcy płocczan. On jednak postanowił zainwestować i zwiększyć swoje szanse na rynku, poprzez zamieszczenie ogromnego ogłoszenia na jednym z największych skrzyżowań w Płocku. Skontaktowaliśmy się z kreatywnym bezrobotnym i dopytaliśmy, co skłoniło go do takiej formy poszukiwania pracy. – Ukończyłem edukację licealną w Zespole Szkół Ekonomiczno-Kupieckich w Płocku – mówi Krzysztof. – Potem zdobyłem licencjat z ekonomii w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Płocku i tytuł magistra turystyki i rekreacji w Wyższej Szkole Turystyki i Hotelarstwa w Gdańsku. Dodam, że tytuł pracy brzmiał: „Motywy przyjazdów turystów polskich na Mazowsze”, czym bardzo zaciekawiłem komisję podczas obrony – opowiada. Pracować zaczął wcześnie – zaraz po maturze przez całe wakacje był zatrudniony na rozlewni gazu, dwa lata później, w ramach wakacyjnej pracy dostarczał pizze w jednej z płockich pizzerii. Podczas studiów magisterskich został zakwalifikowany z grona wielu chętnych do odbycia prestiżowej, trzymiesięcznej praktyki w ramach programu Erasmus Student Placement. Wyjechał do Szwecji, gdzie miał praktyki w trzygwiazdkowym hotelu. Pracował także w Hotelu Sheraton Sopot przy produkcji Europejskiego Forum Nowych Idei. Potem wrócił do Płocka, gdzie znalazł pracę jako kelner-barman. Później, przez 1,5 roku był recepcjonistą w czterogwiazdkowym, płockim hotelu. Zajmował się też odszkodowaniami za służebność przesyłu na terenie powiatu płockiego. Teraz szuka pracy, która byłaby już docelowa, a jednocześnie dawała możliwość rozwoju. W tych poszukiwaniach nie ograniczał się do jednej metody. Korzystał z pomocy urzędu pracy, chodził osobiście do różnych firm, zamieszczał ogłoszenia i przeglądał portale z ogłoszeniami o pracę. W końcu postanowił zrobić coś, co wyróżni go spośród blisko 8,5 tysiąca bezrobotnych płocczan na naszym małym i zamkniętym rynku pracy. Zlecił wyklejenie billboardu. Ogłoszenie pojawiło się w połowie lutego i zniknie na początku marca. Ile kosztowała go ta inwestycja? – Kwota całości projektu oraz szczegóły umowy są objęte tajemnicą handlową – mówi Krzysztof. – Mogę tylko podać, że całość zamknęła się w sumie trzycyfrowej – dodaje. Po dwóch tygodniach dostał już kilka ofert pracy, jednak – jak mówi – były mało poważne i dotyczyły głównie akwizycji. A Krzysztof musi myśleć o stałej pracy, która da mu jakąś przyszłość. Pracodawcy chce dać wiele od siebie – doświadczenie w pracy z ludźmi w międzynarodowym środowisku, efektywne organizowanie zadań, samodzielne i sumienne wykonywanie po-

wierzonych obowiązków, nastawienie na rozwój oraz chętne zdobywanie nowych umiejętności, kreatywność i otwartość na innowacyjne rozwiązania, skuteczną pracę pod presją czasu czy doświadczenie w kompleksowej obsłudze stron WWW. Ale to, co wyróżnia go spośród innych poszukujących pracy, to optymistyczne nastawienie do ludzi oraz przewlekła chęć niesienia pomocy. – Zodiakalny bliźniak – wyjaśnia z uśmiechem. Jeśli ma w sobie tak wiele optymizmu, to może skusi się na założenie własnej firmy? – Na pewno nie chciałbym zakładać firmy w tym kraju – Krzysztof poważnieje. – Przedłużające się kontrole skarbowe doprowadziły zbyt wielu dobrych i uczciwych przedsiębiorców do bankructwa – wyjaśnia. Sposób poszukiwania pracy przez Krzysztofa, choć nietypowy w płockim środowisku, wykorzystywany jest w całej Polsce i na świecie. W sieci można znaleźć mnóstwo tego rodzaju ogłoszeń: „Poszukuję pracy w twojej firmie” woła na jednym billboardzie (również) Krzysiek. Na innym dziewczyna z dredami i dwójką małych dzieci informuje, że szuka pracy. Kolejny wzbudza uśmiech: „Szukam dla brata pracy w Warszawie. On już nie ma siły”. Jeszcze inny prowokuje: „Robię dobrze językiem” i dopiero adres mailowy wyjaśnia zawód bezrobotnego – copywriter. „Wydałem ostatnie 500 funtów na ten billboard” tłumaczy po angielsku Adam Pacitti, poszukujący pracy. Jeszcze inny sposób na znalezienie pracy wymyślił płocczanin Karti, który... nagrał teledysk. Oprócz zadowolenia z utworu, nie przyniosło to jednak spodziewanego skutku. – Dzięki temu teledyskowi raptem jeden znajomy odezwał się w tej sprawie, więc nie sądzę, żeby ten numer miał wpływ na to, że teraz pracuję – mówi Karti. W bardzo kreatywny sposób podszedł do poszukiwania pracy specjalista od programów rozrywkowych Kamil Nosel. W Radiu Zet dostał pracę dzięki trzytygodniowej ak-

cji, podzielonej na etapy. Najpierw przygotował i wysłał do dziennikarzy tego radia koszulki z napisem „Ktoś Nowy w Radiu Zet”. Potem nagrał krótką sondę na ulicy, w której pytał „jaki powinien być Ktoś Nowy w Radiu Zet?”. Nagranie wysłał do redakcji w częściach: oddzielnie odtwarzacz MP3 z kablem zasilającym, oddzielnie kartę pamięci i słuchawki. Dołączył też instrukcje obsługi, w których wyjaśnił, że w celu odsłuchania nagrania trzeba udać się do konkretnej osoby, która otrzymała pozostałe części (np. Monika Olejnik musiała iść do Marka Starybrata). Ostatni etap to e-mail do naczelnego radia, w którym tłumaczył, że Ktoś Nowy, to właśnie on, Kamil Nosel. Historia kończy się optymistycznie – dostał zaproszenie na rozmowę i został zatrudniony. Pewnie niektórzy słyszeli już o innej nietypowej akcji, tym razem blogera Maćka Boomera Pietrukiewicza. Poszukując pracy w agencji social media, wysłał list z pogróżkami w stylu starych filmów gangsterskich. Z gazet powycinał litery, z których ułożył napis: „Przetrzymujemy waszego pracownika…”. To był dopiero początek – agencja otrzymała też link do filmiku, na którym był porywacz z Maćkiem. Oglądający film mieli dwie możliwości – uwolnić zakładnika lub spowodować jego śmierć. Po kliknięciu opcji „uwolnienie”, bloger dziękował i mówił o tym, dlaczego będzie świetny w tej pracy. Tu jednak historia nie kończy się tak pozytywnie. Bloger co prawda został zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną, jednak ostatecznie brak wolnych miejsc i możliwości stworzenia kolejnych zadecydowały o braku zatrudnienia. Jednak samo zainteresowanie tak dużej agencji było już sporym osiągnięciem (zawsze mogą zdarzyć się wakaty w przyszłości...). – Moja idealna praca? „Mam pracę, o której myślę w weekend i nie mogę doczekać się poniedziałku” – podsumowuje Krzysztof. AS


Dzieje się petroecho.pl/w-plocku/informacje

Nie będzie tak głośno przy wiadukcie – Spotykamy się, bo rozpoczęły się najbardziej widoczne prace przy budowie wiaduktu – powiedział prezydent Nowakowski w trakcie konferencji prasowej. – Ten etap nie będzie tak uciążliwy, jak nagłaśniały to niektóre media – zapewniał. Konferencja została zorganizowana na terenie budowy wiaduktu przy al. Piłsudskiego. Prezydent, wraz ze swoim zastępcą Cezarym Lewandowskim oraz dyrektorem wydziału inwestycji i remontów Cezarym Guzankiem, wyjaśniał co zostało już zrealizowane i jakie kolejne etapy inwestycji czekają płocczan. Reklama

Pierwszy etap, czyli układanie sieci ciepłowniczej, kanalizacji sanitarnej, wodociągowej czy teletechnicznej, został już zakończony. – Większość sieci w ziemi już jest – powiedział prezydent Nowakowski. – Do końca nie wiemy jeszcze, co odkryjemy po zdjęciu kolejnych warstw ziemnych – dodał. Najważniejsza informacja dla okolicznych mieszkańców to sposób umieszczania pali, które będą wwiercane w ziemię (a nie wbijanie), dzięki czemu hałas nie będzie tak uciążliwy dla okolicznych mieszkańców. Nie da się jednak uniknąć godziny wykonywania tych prac. – Prace będą prowadzone w nocy, a wynika to z konieczności zamknięcia trakcji elektrycznych i jest uzgodnione z PKP – poinformował dyrektor Guzanek.

W drugim etapie prac będzie montowany m.in. ruszt wiaduktu, który jest aktualnie w prefabrykacji w wytwórni Mostostal Słupca. Według planów, ten proces rozpocznie się 20 marca. Od 10 marca natomiast firma Polwar, w ramach czasowych zamknięć linii kolejowej, będzie montować główne pale pod wiadukt. Zakończenie wszystkich prac z zakresu mostowego i budowlano-konstrukcyjnego przewidywane jest na początek czerwca 2014. – Na dzisiaj inwestycja idzie zgodnie z harmonogramem. Z dużym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że zakończy się w terminie – zapewnił Andrzej Nowakowski. AS

7


Felieton

8

Czwartek, 13 marca 2014

Jak dar bankruta Naczelnik, Prezydent i Papież podziwiali…

petroecho.pl/w-plocku/tylko-u-nas

Plac Narutowicza, awcześniej Rynek Kanoniczny, był dla naszego miasta zawsze niezwykle ważnym miejscem. Jego zachodnią stronę zajmuje klasycystyczna kamienica, zwieńczona charakterystycznym tympanonem, od którego zresztą wzięła swą powszechnie znaną nazwę –Dom podOpatrznością. Tu od1973 roku znalazła swą siedzibę Biblioteka im. Zielińskich Towarzystwa Naukowego Płockiego. A właśnie! Otóż nie każdy płocczanin wie, że Biblioteka jest integralną częścią TNP od samych początków jej powstania, czyli niebawem po reaktywacji Towarzystwa w 1907 roku, która nastąpiła w dużej mierze także po to, aby ratować ten unikalny księgozbiór. Trudne to były czasy i dla ludzi i dla książek… Płock pod rosyjskim zaborem przeżywał okres polityki rusyfikacyjnej i ograniczenia obywatelskich swobód, niełatwo było powołać do życia z gruntu polską instytucję, pielęgnować polską literaturę. Tymczasem pewien wychowanek Małachowianki (wtedy Szkoły Wojewódzkiej w Płocku), ziemianin, poeta, syberyjski zesłaniec – Gustaw Zieliński, po powrocie z tułaczki w 1842 roku do swego majątku Kierz pod Skępem, systematycznie gromadził książki, które po latach rozrosły się w niezwykle cenny księgozbiór. Dwadzieścia lat po jego śmierci, jego syn Józef postanowił bibliotekę po ojcu przekazać Płockowi. W tych czasach operacja ta nie była prosta. Nie dość, że władze miasta nie miały prawa prowadzić polskiej biblioteki publicznej, to na domiar złego, Józef Zieliński był na skraju bankructwa, systematycznie groziła mu licytacja, do czego, jak pisał jego syn „(...) doprowadziły łatwowierność ojca i lekkomyślne spekulacje brata”. Dzięki ofiarności wielu światłych płocczan, udało

Okiem Robaka – Odkrywamy płockie skarby, cz. 2

Tajemnicza autorka na łamach naszego portalu i gazety dzieli się z Wami ponownie swoją twórczością. Wiecie już co stanie się z główną bohaterką opowiadania? Zapraszamy na czwarty odcinek „Weronika odchodzi”.

petroecho.pl/w-plocku/po-godzinach

Właśnie świtało, a Weronika czuła się zmęczona, zupełnie jakby dopiero co położyła się do łóżka. Była też dziwnie smutna, jak po stracie kogoś lub czegoś ważnego. Dopiero po pewnej chwili uświadomiła sobie gdzie w ogóle jest. – Tylko widok „mojej” łąki może przegonić ten dziwaczny, przygnębiający nastrój – pomyślała i zaczęła szybko się ubierać. Wkładając kolejne części garderoby, Weronika nie przywiązywała zupełnie uwagi czy te rzeczy do siebie pasują, a o zrobieniu makijażu nawet nie pomyślała. Włożyła jedynie do swej torby kawałek chleba, butelkę wody i pośpiesznie wyszła z domu. Dzień był rześki i słoneczny, więc nogi same coraz energiczniej maszerowały po znajomych drogach w kierunku łąki. Nawet nie zauważyła, kiedy minęła wszystkie zabudowania i weszła do lasu, a potem jeszcze szybciej znalazła się na skraju po przeciwnej stronie. Właśnie tam przed laty, bezpośrednio za ostatnim rzędem sosen rozciągała się trawiasta, usiana kwiatami wyjątkowa równina. Weronika czuła niezwykły dreszcz emocji, niczym dziecko, które za moment otrzyma i odpakuje swój gwiazdkowy prezent. Jednak nagle nieprzyjemne ciarki przeszły jej po plecach, na myśl, która wcześniej zupełnie nie przyszła jej do głowy: – Może łąki już nie ma? A może nie jest już

się uniknąć roztrwonienia kolekcji, po kilkuletnich, lokalowych i organizacyjnych perypetiach, zbiór został uratowany. Cenne kolekcje muzealne i wspaniały księgozbiór Towarzystwa były już w okresie międzywojennym szczególną, płocką „perełką”, chętnie prezentowaną wyjątkowym gościom. Mury gotyckiej kamienicy odwiedził w tym czasie Naczelnik Państwa marszałek Józef Piłsudski, Prezydent Rzeczpospolitej Ignacy Mościcki, a także nuncjusz apostolski Achilles Ratti – późniejszy papież Pius XI. Do dziś w księdze pamiątkowej Towarzystwa zachowały się ich unikalne wpisy… Zresztą „VIP-owskie” odwiedziny nie są niczym wyjątkowym i współcześnie – Towarzystwo podejmowało Lecha Wałęsę, Tadeusza Mazowieckiego, Leszka Balcerowicza i wiele innych znamienitych osobistości. Czasem mówi się, że nastrój miejsca tworzy historia i ludzie. Tak też jest w kamienicy

przy Narutowicza 8. Piękne drewniane schody tajemniczo skrzypią pod stopami, gotyckie wnętrza tchną historią ponad pięciu wieków, stylowe, zabytkowe meble, pamiątki i zbiory historyczne dodają miejscu szczególnej atmosfery… Ale trudno szukać tu dostojnych, siwobrodych, uczonych mężów, pogrążonych w naukowych rozważaniach… Dzisiejsze Towarzystwo tętni życiem, a jego członkowie tworzą jego nowy wizerunek. To 350 ludzi z otwartymi głowami, niesłabnącą inwencją i zaangażowaniem. Ich wkład w rozwój Płocka, regionu i polskiej nauki jest wciąż nieoceniony i często niedoceniony. Ktoś mógłby pomyśleć, że tak zasłużona instytucja opływa w splendory i dostatki. Niestety, nic bardziej mylnego! Towarzystwo nie jest objęte jakimkolwiek wieloletnim finansowaniem, ani ze strony Polskiej Akademii Nauk czy Ministerstwa Nauki Szkolnictwa Wyższego, ani ze strony miasta.

Dlatego też każdego roku TNP podejmuje żmudne starania na wielu frontach o przyznanie grantów, czyli pieniędzy na konkretne projekty. Warto wiedzieć, że TNP jest organizacją pożytku publicznego, a wpływy z 1% podatku są od wielu lat przyjmowane z wdzięcznością, lecz także stanowią istotną część rocznego budżetu. Tym niemniej, ostatnie dwa lata były pod względem środków pieniężnych wręcz dramatyczne. Poważnie rozważano w 2012 roku zamknięcie Biblioteki, dodajmy placówki, która posiada około 400 tysięcy tzw. obiektów bibliotecznych, czyli książek, czasopism, archiwaliów itp. Na szczęście w tym roku Ministerstwo stanęło na wysokości zadania – będą pieniądze na prowadzenie, konserwację, opracowanie baz danych Biblioteki oraz jej digitalizację. To ostatnie magiczne słowo oznacza ni mniej, ni więcej, jak udostępnienie zbiorów w formie cyfrowej. Gorąco zachęcam do odwiedzenia strony www.tnp.org.pl/biblioteka/dlibra. Już pobieżne przejrzenie katalogów zapowiada nie lada gratkę. Znajduje się tam już 292 takich i innych, równie ciekawych publikacji, które możemy w domowym zaciszu oglądać strona po stronie. Od momentu powołania Płockiej Biblioteki Cyfrowej, czyli 1 września 2012 roku, z portalu skorzystało do tej pory prawie 122 tysiące osób! Jednakże Towarzystwo Naukowe Płockie spełnia jeszcze jedną, niezwykle ważną rolę, która stanowi absolutny unikat w skali Polski. Otóż od 1970 roku w ramach tej instytucji prowadzone jest seminarium, które przygotowało do przewodów doktorskich ponad 30 doktorów różnych nauk. Wielka w tym zasłu-

Weronika odchodzi, odc. 4

tym samym magicznym miejscem… może przez te wszystkie lata, zmieniła się tak drastycznie, jak ja sama? Weronika dopiero po dłuższej chwili odważyła się zrobić kilka kroków naprzód i wtedy ujrzała widok, którego już się nie spodziewała. Przed nią w całej okazałości rozpościerała się, przepiękna jak przed laty, „jej” łąka. Zupełnie, jakby w tym zakątku zatrzymał się czas. Zdecydowanie nie była to zwykła łąka, jakich wiele. Weronika poczuła ogromną ulgę jak gdyby odnalazła zagubiony dawno temu cenny przedmiot. Ostrożnie zrobiła jeszcze kilka kroków i przycupnęła na pieńku wyciętego sporego

drzewa, na którym dawniej nieraz przesiadywała. Swoją niespodziewaną obecnością nie chciała wprowadzić żadnych zmian w tym pełnym harmonii miejscu. Siedziała zatem tak przez dłuższą chwilę, przyglądając się jedynie licznym motylom, fruwającym nad bujną roślinnością łąki. Od dawna nie doświadczyła takiego spokoju i wyciszenia. Po jej głowie nareszcie nie mknęło tysiąc myśli na minutę, mogła więc spokojnie podziwiać ukwieconą łąkę i te nietypowe niebieskie motylki, które zdarzyło jej się chyba spotkać jeszcze tylko w jednym miejscu. Nareszcie zniknęło wszelkie napięcie i poczucie, że coś trzeba natychmiast zro-

bić, że musi biec do kolejnych zajęć. Czuła wreszcie, że jest obecna tu i teraz i może tak siedzieć nawet cały dzień. Taką wolność od wszystkiego odczuwała chyba ostatnio dziesięć lat temu, w ostatnie beztroskie wakacje spędzone jeszcze tylko we dwoje z Maćkiem, zaraz po ślubie. Weronika siedziała tak ponad godzinę, aż poczuła głód. Przypomniało jej się, że jeszcze dziś nic nie jadła. W domu nigdy jej się to nie zdarzało. Do pracy wychodziła bowiem zawsze po zjedzeniu najpierw pożywnego śniadania. Tutaj czuła, że mogłaby wcale nie jeść, wystarczało, że wciągała w swe płuca to niesamowite powietrze. Mimo wszystko jednak, postanowiła zjeść kawałek chleba, który ze sobą zabrała. Popiła go wodą mineralną, a potem podniosła się wreszcie z pieńka, na którym do tej pory tkwiła, jak zahipnotyzowana. Powoli przeszła w stronę strumyka, przecinającego łąkę na dwie części i czyniącego ją przez to jeszcze bardziej wyjątkową. Przed laty na drugą stronę leniwie płynącej strużki wody można było przejść jedynie po zwalonym przez wichurę dość grubym pniu drzewa. Przeprawie towarzyszył wówczas przyjemny dreszczyk emocji, a niekiedy nawet kończyła się ona nieplanowaną kąpielą. Weronika zauważyła, że dziś w tym miejscu jest niewielka, zrobiona z kilku konarów kładka i poczuła rozczarowanie ingerencją człowieka w naturalny urok tego miejsca. Zaletą zbudowanej kładki był jednak fakt, że da-

ga prof. Antoniego Rajkiewicza, który w latach 70. podjął się prowadzenia seminarium zupełnie społecznie, tak samo jak jego późniejsi następcy: prof. Mirosław Krajewski, prof. Daniela Żuk i ks. prof. Michał Grzybowski. Ludzie spod znaku TNP są zgrupowani w sekcjach naukowych, chociaż w ostatnim czasie podjęto się ich reorganizacji, dostosowując je do aktualnych potrzeb. Jak możemy zapoznać się z bieżącymi dokonaniami? Chociażby zapośrednictwem działalności popularyzatorskiej Towarzystwa, której jądrem, nieprzerwanie od1956 roku, były „Notatki Płockie”, posiadające obecnie na swym koncie ponad 3000 artykułów z najprzeróżniejszych dziedzin. I znów można być dumnym – w ostatnim czasie nasz rodzimy periodyk w tzw. wykazie czasopism punktowanych Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego otrzymał wysoką rangę, kwalifikującą go w poczet cenionych pism naukowych. Liczne publikacje, referaty, odczyty, seminaria, sesje naukowe, wystawy to także możliwość dla nas, zwykłych śmiertelników, żeby dowiedzieć się, co w „płockiej nauce piszczy”. Domyślacie się Państwo, że jeszcze długo by można opowiadać o Towarzystwie, jego ludziach, historii, zasługach… Ale pewnie przede wszystkim warto wiedzieć, że „Płocczanie, nie gęsi… i mają się czym pochwalić”. Na koniec, pragnę nadmienić, że mogłem Państwu opowiedzieć kilka, mam nadzieję ciekawych historii, dzięki życzliwości i nieocenionej wiedzy Dyrektora Biura Zarządu Towarzystwa Naukowego Płockiego, doktora Andrzeja Kansego. WALDEMAR ROBAK wała możliwość wygodnego usadowienia się na środku. Weronika postanowiła oczywiście skorzystać z tej możliwości i, pozbywszy się butów, zamoczyła stopy w zimnej wodzie strumienia. Po chwili znów zapatrzyła się przed siebie i siedziała tak machając jedynie lekko nogami. Nawet nie zauważyła, w którym momencie siła wyobraźni przeniosła ją lata wstecz i sprawiła, że widziała teraz nieopodal na kocu dwie młodziutkie dziewczyny, wygrzewające się w letnim słońcu. Jedna z nich leżała z książką w ręku, a druga kreśliła coś na kartce ołówkiem, spoglądając co chwilę przed siebie. Nad strumykiem dwóch przystojnych chłopców zaciekle o czymś dyskutowało. Agnieszka, która z niezwykłym efektem uwieczniała fragment krajobrazu i była tym zajęciem całkowicie pochłonięta, nie zwracała na chłopców zupełnie uwagi. Weronika natomiast, co jakiś czas podnosiła wzrok znad książki i zerkała w stronę strumyka. W tej chwili ponownie zerknęła i jej wzrok spotkał się z tajemniczym spojrzeniem chłopca o niebieskich oczach i ciemnych włosach. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, co nieśmiało odwzajemniła i spuściła oczy, by móc dalej udawać, że bardzo zajmuje ją książka. W rzeczywistości jej myśli już od kilku dni skupione były tylko i wyłącznie na Nim. Siedząc na kładce, Weronika wręcz fizycznie odczuwała to niezwykłe podekscytowanie nową znajomością, które wówczas jej towarzyszyło. Nigdy więcej czegoś takiego już nie doświadczyła. Nagle z tego niesłychanie przyjemnego stanu ekscytacji wyrwało ją niezbyt miłe wrażenie, że jest przez kogoś obserwowana… MOTYL NOCY


W obiektywie

12

Czwartek, 13 marca 2014

petroecho.pl/w-plocku/po-godzinach

Płock na starych fotografiach, a w tle... historia wyjątkowej rodziny DOKOŃCZENIE ZE STR.1

Jak pan Roman trafił do naszego miasta? – Wyjazdy do Płocka były bardzo rzadkie, a związane były ze znajomością żony pracownika cukrowni Borowiczki, którą znała bardzo dobrze Jadwiga, moja Babcia – wyjaśnia pani Justyna. We wrześniu 1939 roku Roman Wajnikonis dostał się do niemieckiej niewoli – był wtedy (od 1919 r.) w stopniu kapitana. – Więziono go w różnych oflagach do końca wojny – mówi wnuczka żołnierza. – Najpierw krótko przebywał w Ostrzeszowie, skąd został przeniesiony do Colditz, potem do Prenzal, do Hanover, a wreszcie do Lubeki, gdzie zastał go koniec wojny. Do domu wrócił pod koniec 1945 roku. – Był bardzo schorowany – tłumaczy pani Justyna. – Wrócił do swojego zawodu, ale na niewielką skalę. Zmarł w 1952 roku. Stanisław – fotograf pasjonat Ze związku Romana i Jadwigi urodziło się dwóch synów – Stanisław i Andrzej. – Stanisław, czyli mój Tata, przejął pasję do fotografii od swojego Ojca – opowiada Justyna Wajnikonis-Maciejewska. Pierwsze kroki amatora-fotografa stawiał jeszcze przed wojną. Jak tłumaczy pani Justyna, większość zdjęć w rodzinnych albumach z okresu 1938-1939 roku była wykonana właśnie przez niego. Fotografował też w czasie wojny. – Dziadek był w tym czasie w niewoli, zaś Babcia z dwójką synów musiała opuścić swoje mieszkanie na ul. Kilińskiego, gdyż zamieszkała tam niemiecka rodzina. Przeprowadzili się wtedy do Głowna, gdzie znajdował się zakupiony w 1930 roku drewniany dom letniskowy przystosowany do całorocznego zamieszkiwania. Tata – chcąc pomóc Babci w utrzymaniu rodziny – wykonywał między innymi na zamówienie fotografie do dokumentów okolicznym mieszkańcom. Tak więc w okresie okupacji Tata mieszkał w Głownie (poza 1940 rokiem, który spędził w Warszawie). Nie muszę chyba pisać o tym, jak trudne to były czasy. Przez Głowno przechodziła fala uchodźców, głównie z Warszawy. Wielu z nich pukało do drzwi domu, w którym mieszkała Babcia. Schronienie znajdowało się dla każdego potrzebującego pomocy – jedni przychodzili i zaraz odchodzili, inni zostawali na dłużej. Dom był duży, z miejscem do spania nie było problemu, gorzej było z jedzeniem… – pani Justyna bardzo dokładnie poznała historię swojej rodziny. Stanisław Wajnikonis wychowywał się w domu o głębokich tradycjach patriotycznych, naturalnym krokiem było więc dla niego wstąpienie do ruchu oporu. Wraz z grupą rówieśników wykonywali różnego rodzaju akcje sabotażowe w ramach Armii Krajowej. Po wojnie skończył studia na Politechnice Łódzkiej (Wydział Mechaniczny). Ożenił się z dziewczyną, którą poznał w Głownie – jej dom w Warszawie spłonął w pierwszym tygodniu wojny, nic nie ocalało, więc przyjechała tu do swojej rodziny. – Po ślubie rodzice zamieszkali w Głownie, szybko dorobili się czwórki dzieci – wspomina pani Justyna. Decyzja o powrocie do Łodzi zapadła, gdy dzieciaki zaczęły dorastać do wieku szkolnego. – Tata pracował wtedy w łódzkiej WIFAMIE [Widzewska Fabryka Maszyn Włókienniczych – przyp. redakcji], do pracy codziennie dojeżdżał 30 km pociągiem, w Łodzi otrzymał przydział mieszkania zakładowego

– tłumaczy. Zdjęcia pana Stanisława są równie ciekawe, co jego taty. Wśród nich znajdujemy także te, ilustrujące Płock z lat powojennych. Ale jest też mnóstwo innych, z wycieczek nietypowym samochodem czy podróży Wisłą. – Ilekroć sięgam pamięcią wstecz do czasów dzieciństwa, zawsze przypominają mi się nasze wspólne rodzinne wycieczki – pani Jadwiga dobrze pamięta sytuacje, utrwalone na starych fotografiach. – Tata zawsze miał w sobie pasję fotografa-podróżnika. Zaraz po wojnie, w latach czterdziestych, każdą wolną chwilę spędzał na Mazurach – przetransportowywał pociągiem zaprojektowany przez siebie i zrobiony przez siebie jachcik o imieniu Skrzat inanim pływał pojeziorach. Później zaprojektował żaglówkę W-5 i też sam ją zrobił. Sam również zbudował samochód. Samochód z desek i spanie w namiocie Ta historia sama w sobie jest niezwykła. Stanisław Wajnikonis po zakończeniu wojny wszedł w posiadanie poniemieckiego Adlera Juniora. Jak mówi pani Justyna, był to samochód „wiekowy”, solidnie zniszczony, ale BYŁ – i to było najważniejsze. DOKOŃCZENIE NA STR.13


13

Stan pojazdu wymagał ciągłych napraw i usuwania usterek, co było niekończącym się wyzwaniem dla studenta Politechniki Łódzkiej, a potem świeżo upieczonego inżyniera. – Czas parł do przodu, samochód zużywał się, lecz dzięki innowacyjnym naprawom przeprowadzanym przez jego właściciela, cały czas był na tak zwanym „chodzie”. Z jednym tylko problemem Tata nie mógł sobie poradzić – wspomina córka podróżnika. – Samochód był trzyosobowy, zaś jego rodzina w szybkim czasie powiększyła się – na świat przyszła czwórka dzieci. Doraźnym rozwiązaniem było umieszczanie dzieciaków w bagażniku, tak podróżowaliśmy w niedzielę do kościoła (klapa od bagażnika podniesiona była w czasie jazdy do góry) – oczyma wyobraźni widzimy tę scenę, tak plastycznie opisuje ją spadkobierczyni zdjęć. – Byłam malutka, jedno z najstarszych moich wspomnień z czasów, gdy mieszkaliśmy jeszcze w Głownie (do Łodzi przeprowadziliśmy się w 1959) to widok zgromadzonych desek na werandzie naszego domu – kontynuuje pani Justyna. – „Z tych desek zbuduję samochód” – powiedział wtedy Tata. Budowa rozpoczęła się jesienią 1958 roku. – Tata sporządził wtedy makietę w skali 1: 1, będącą konstrukcją z listewek i desek – miała ona stanowić bazę do dalszej budowy. Przerwy pomiędzy listewkami i deskami uszczelnił papierem, na który położył warstwę z gliny. Po wyschnięciu glinę wymodelował, położył na nią warstwę gipsu z kredą, a na niej zaczął kleić nadwozie samochodu. Do sporządzenia nadwozia wykorzystał odkupiony z Wifamy papier światłoczuły – pocięty na wąskie paski naklejany był warstwa po warstwie na sporządzoną makietę. Nie było w tym czasie żywic, do klejenia wykorzystany był klej o nazwie CERTUS, którego wadą było to, że nie był wodoszczelny – przy większym deszczu karoseria zaczynała niemiło pachnieć. Po całkowitym wyschnięciu i po usunięciu spodnich warstw desek, sklejek, gliny i gipsu – pozostała karoseria, która została dodatkowo od środka i na zewnątrz posmarowana mieszanką polistyrenu i tri, na co położona została warstwa tkaniny. Po całkowitym wyschnięciu nałożona została cieniutka druga warstwa polistyrenu z tri, po czym całość została pomalowana i zamocowana na podwoziu Adlera – niemal czujemy zapach samochodu, którym pani Justyna z rodziną zjeździła całą Polskę. W wycieczkach nie przeszkadzało nawet to, że w pierwszym roku użytkowania samochód miał tylko przednią szybę, dopiero z czasem doczekał się również szyb bocznych. Pomimo obaw, państwo Wajnikonis nie mieli problemów z zarejestrowaniem samochodu – od 1960 roku

oficjalnie mieli 5-osobowy samochód. Rodzina co prawda było 6-osobowa, ale na początku nie było to problemem, bo najmłodsza córa siedziała na kolanach u mamy. – Z czasem jednak trzeba było zmienić taktykę i jedno z nas nurkowało pod siedzenie na widok milicji na drodze – wspomina pani Justyna. – Adlerkiem jeździliśmy do 1969 roku, kiedy to Tata oddał go swojemu przyjacielowi za jedną złotówkę – dodaje. Rodzina podróżowała po Polsce, śpiąc po drodze w namiotach. – Jedzenie Mama przygotowywała początkowo na kuchence benzynowej, potem kupiliśmy kuchenkę gazową na butle, co podniosło znacznie standard przygotowywanych posiłków – wspomina nasza rozmówczyni. – Takie kucharzenie dla sześciu wygłodniałych podróżników nie było sprawą prostą, ale nie było innego wyjścia, oszczędzaliśmy każdy grosik. Obiady od czasu do czasu w barze mlecznym zdawały się nam królewskimi posiłkami… Pani Justyna z dumą mówi o swojej Mamie. – Kiedy wychodziła za mąż, była na ostatnim roku studiów medycznych (miała absolutorium, pozostały do zdania tylko egzaminy dyplomowe). Przerwała naukę, gdy urodził się mój brat. W okresie sześciu lat rodzice dorobili się czwórki dzieci – nie było warunków na to, by Mama wróciła wtedy na studia. Po przeprowadzeniu się do Łodzi (w 1959 roku), po burzliwej naradzie Rodzice postanowili, że Mama jednak studia musi ukończyć. Najstarsze dziecko miało wtedy 8 lat, najmłodsze 3 latka – wspomina. Władze uczelni wyraziły zgodę na podjęcie nauki, jednak mama pani Justyny została cofnięta na drugi rok z koniecznością powtórzenia egzaminu z anatomii z pierwszego roku (przerwa w nauce była zbyt długa). Jak wspomina nasza rozmówczyni, pomimo tysiąca trudności (najpoważniejszą było to, że nie mogła liczyć na pomoc z zewnątrz przy wychowywaniu dzieci), mama ukończyła studia i zdobyła upragniony dyplom lekarza. Państwo Wajnikonis wychowali czwórkę dzieci, zapewniając im ciekawe, obfitujące w podróże dzieciństwo. Zadbali również o stworzenie warunków na zdobycie przyzwoitego wykształcenia dla swojego potomstwa. – Myślę sobie, że zostaliśmy wychowani na porządnych ludzi… – podsumowuje pani Justyna. Postanowiliśmy odwiedzić z aparatem niektóre z miejsc sfotografowanych przez tatę i dziadka naszej bohaterki. Zobaczcie, co z tego wyszło. AGNIESZKA STACHURSKA FOT. ROMAN WAJNIKONIS, STANISŁAW WAJNIKONIS, TOMASZ STACHURSKI


Męskim Okiem

17

petroecho.pl/w-plocku/po-godzinach

petroecho.pl/w-plocku/po-godzinach

Inteligentne zegarki: Czy tanie znaczy dobre?

Z eLką na ty. Odcinek 4

Na wstępie musimy sobie coś wyjaśnić. Inteligentne – odnosi się wyłącznie do spolszczenia nazwy SmartWatch (smart ang. mądry/bystry) i, w moim mniemaniu, to mylne określenie. Te produkty żadną „mądrością” nie grzeszą, ale skoro tak producenci chcą nam to sprzedawać, nie będziemy walczyć z wiatrakami. Są SMART phony, niech będą więc i SMART watch'e. Zegarek, który ma być uznany za SmarWatch, musi komunikować się z naszym telefonem (Android lub iOS) poprzez Bluetooth, a jego zadaniem jest przekazywanie nam informacji, które uznajemy za ważne. Mogą to być powiadomienia o połączeniach, nieodebranych połączeniach, sms’ach, e-mailach, wpisach i powiadomieniach na najpopularniejszych portalach społecznościowych jak Twitter czy Facebook oraz powiadomienia z kalendarza. Wartości dodane to pogoda, poszukiwanie telefonu, zmiana utworu muzycznego czy np. wyzwalanie „migawki” w aparacie fotograficznym. Czy też już zadajecie sobie pytanie: Ale po co...? No cóż, umiem sobie wyobrazić sytuację, w której mojego pracodawcę nie interesuje czy pływam w basenie, biegnę na bieżni czy jadę rowerem. Nieważne czy rozmawiam z klientem, jestem w kinie, kościele, na pogrzebie, w teatrze czy w restauracji. Nieistotne czy jadę samochodem,

a mój telefon jest w bagażniku – ja mam odczytać informacje, bo często minuty decydują o powodzeniu zadania, które mi powierzono, a godzinę czy kilka godzin później jest, pisząc kolokwialnie, „po ptakach”. W tym wypadku, odczytując e-mail czy Tweet na swoim nadgarstku wiem, że muszę – lub nie – zająć się pilnie nowym zadaniem. Telefon nie zawsze jest pod ręką lub nie zawsze jest w dobrym tonie go użyć. Tutaj widzę zastosowanie SmartWatcha. Może trochę na siłę, ale na potrzebę artykułu mogę to podkoloryzować... Zegarki, które to potrafią, niestety są jeszcze stosunkowo drogie (450-800 zł), ale na rynku zaczynają pojawiać się tańsze produkcje, takie jak niedawno zaprezentowany najnowszy produkt firmy GoClever – SmartWatch Chronos (cena 199 zł) czy CooKoo SmartWatch (359 zł). Co potrafi ten „SmartWatch”? Poza oczywiście wyświetlaniem godziny i daty, oferuje

wodoszczelność oraz stoper. Funkcje „Smart” czy też „Inteligentne” to połączenie z telefonem w celu wyświetlenia informacji (tylko ikonki – bez treści!) o nadejściu e-maila, wydarzenia z naszego kalendarza, sms'a czy połączenia telefonicznego. CooKoo dodatkowo poinformuje nas o nadejściu Tweeta oraz powiadomienia z Facebooka. Wracając do zastosowania – tańsze zegarki, póki co, moim skromnym zdaniem na pewno będą hitem w gazetkach promocyjnych oraz prezentem dla dzieci. Pomimo sporych zasobów dobrej woli, przy braku funkcji podglądu informacji lub chociaż nadawcy, nie udało mi się znaleźć zastosowania dla tych inteligentnych urządzeń. Możliwości są więc dwie. Albo ja nie jestem „smart”... albo w tym wypadku oszczędność równa się wyrzuceniu pieniędzy w błoto. TS FOT. MATERIAŁY PRODUCENTA

Kolejne godziny jazdy za mną, a ja – choć nadal za kierownicą siedząc czuję pewien niepokój – ukończyłem szkolenie, przygotowujące do egzaminu w płockim WORD. Ruch miejski nie wydaje się już tak straszny jak na początku, a ja z fotela kierowcy nie patrzę na świat za szybą z przerażeniem. Pierwsze godziny „za kółkiem” mam już za sobą. Mój debiut przed kierownicą – obserwowany przez czujne oko kamery – możecie ocenić sami. Dziewicze kroki na drodze stawiałem pełen obaw. Rondo pokonywane po raz pierwszy wydawało się skrzyżowaniem, którego nie da się przejechać, a poprawny lewoskręt widziałem jako czarną magię. Na szczęście z każdą minutą mo-

je umiejętności przyszłego kierowcy rosły – powoli, ale jednak. Nauczyłem się jazdy tyłem, kłopotliwe dla mnie rondo stało się proste (w miarę), a lewoskręty już nie straszą. Nadal, oczywiście, popełniam masę błędów, lecz na szczęście nie są to pomyłki tak spektakularne jak na początku. Czasem skoda zgaśnie, innym razem toyota wjedzie na krawężnik, niemniej jest lepiej, o niebo lepiej niż podczas moich pierwszych jazd. Chociaż do Kubicy jeszcze daleka droga (i raczej nigdy nie będzie bliższa), lecz w końcu czuję, że łapię o co chodzi w tym całym „kierowaniu”. Teraz pozostaje mi czekać na egzamin w WORDzie. Trzymajcie kciuki! Już w kolejnym odcinku ogłosimy długo oczekiwany konkurs, w którym nagrodą jest darmowy kurs na prawo jazdy, ufundowany przez Ośrodek Szkolenia Kierowców Andrzej Gołąb. Szczegóły wkrótce. MICHAŁ SIEDLECKI

petroecho.pl/w-plocku/po-godzinach

Facelifting Nissana Juke Raz na jakiś czas w historii motoryzacji pojawiają się auta, które swoją sylwetką potrafią chwycić za serce i duszę. Dla równowagi w przyrodzie pojawił się również Nissan Juke. Budowany od 2010 roku na wspólnej platformie Nissana i Renault mały, osobowy crossover doczekał się liftingu. Czy pomógł? A czy Frankenstainowi pomógłby kwiatek we włosach? Na tegorocznym salonie w Genewie Nissan zaprezentował wprowadzone zmiany. W samochodzie pojawiły się m.in. nowe reflektory ksenonowe, światła do jazdy dziennej wykonane w technologii LED, nowa atrapa chłodnicy oraz zderzak, a także tylne reflektory i tylny zderzak. Pojawił się również nowy doładowany silnik benzynowy o pojemności 1.2 DIG-T i mocy 115 KM oraz 190 Nm momentu obrotowego, który zastąpił wolnossącą jednostkę 1.6. Juke'a będzie można także zamówić z zaprezentowaną niedawną nową automatyczną skrzynią biegów. Auto wjedzie do salonów już latem bieżącego roku. Odwagi! TS FOT. MATERIAŁY PRODUCENTA

petroecho.pl/w-plocku/po-godzinach

E-book dla aktywnych Jeśli korzystaliście już z czytników e-book, takich jak np. Kindle, to wiecie jak bardzo jest to wygodne rozwiązanie. Pierwszy strach i opory nikną z każdą „przewróconą” stroną i przeczytanym tytułem. Osobiście używam tego typu urządzenia na siłowni – kiedy to okupując przez 60 minut bieżnię zaczytuję się w literaturze jak każdy rasowy mięśniak. Zdarzało mi się również zabierać ze sobą e-book do wanny, ale tutaj pojawiał się problem. Nasze dłonie z różnych przyczyn mogą stać się mokre, śliskie, a jak się pewnie domyślacie, elektronika i woda, a nawet wilgoć – to fatalne połączenie. Firma PocetBook jednak pomyślała o użytkownikach, którzy nie chcą rozstawać się z ulubioną książką podczas kąpieli czy burzy piaskowej i wprowadza do sprzedaży Pocketbook Aqua, którego główną cechą będzie odporność na wodę i kurz, ze stopniem ochrony IP57. Można przez to rozumieć, że czytnik chroniony jest przed zapyleniem i powinien działać przynajmniej pół godziny po zanurzeniu w wodzie na głębokość 1 metra.

Urządzenie wyposażono w wydajny procesor taktowany zegarem 1 GHz oraz 256 MB pamięci operacyjnej. Użytkownik ma do dyspozycji 4 GB wbudowanej pamięci. Całości dopełniają: moduł WiFi oraz litowo-jonowy akumulator o pojemności 1500 mAh, który ma umożliwić przeczytanie 8000 stron na jednym naładowaniu. Czytnik ma kosztować 109 Euro, czyli ok. 450 zł. Dostępność od kwietnia 2014. TS FOT. MATERIAŁY PRODUCENTA


Inspiracje

18

Czwartek, 13 marca 2014

petroecho.pl/w-plocku/rozrywka-i-wydarzenia

petroecho.pl/w-plocku/po-godzinach

Płocki fotograf zwycięzcą prestiżowego

Warto wiedzieć więcej – ZUS radzi

Espy Photography Prize 2014 Płocczanin Wiktor Dąbkowski zdjęciami z projektu „1200 pogrzebanych żywcem” zdobył pierwsze miejsce w konkursie Espy Photography Prize 2014. Temat tegorocznego Espy Photography Prize to „Rural and Urban”, a szczególnie doświadczanie miejsca poprzez wiedzę na temat jego historii, relacji w nim panujących, kultury, architektury, geografii i geologii obszaru. Główną nagrodę zdobył Wiktor Dąbkowski – płocczanin, dziennikarz i fotograf, aktualnie przebywający w Brukseli. Praca dokumentalna Wiktora „1200 pogrzebanych żywcem” przedstawia Polaków, którzy w latach 20. wyemigrowali do „Nord Pas de Calais” (północna część Francji), żeby pracować w tamtejszych kopalniach. Wśród nich znaleźli się również dziadkowie Wiktora, pochodzący z Bielska k. Płocka. Płocki fotograf odnalazł we francuskich archiwach polskojęzyczne gazety z tamtego okresu i wyszukał sensacyjne historie, jakie wydarzyły się na tym obszarze w latach 1926-1936, czyli w okresie, w którym dziadkowie mieszkali w Nord Pas de Calais. „1200 pogrzebanych żywcem” to wykonane współcześnie przez Wiktora biało-czarne zdjęcia miejsc ze znalezionych arty-

kułów, którymi na nowo opowiada dawne historie. Pierwsza nagroda w konkursie Espy Photography Prize to tylko jeden z efektów jego pracy. Innym będzie publikacja części zdjęć i historii z projektu w książce „No. 2”, którą niebawem opublikuje Międzynarodowy Kolektyw Fotograficzny Sputnik. Zwycięskie fotografie można do 29 marca oglądać w Elysium Gallery w Swensea w Wielkiej Brytanii, a także na stronie http://dabkowski.photoshelter.com. AS FOT. WIKTOR DĄBKOWSKI

Specjalnie dla Państwa prezentujemy cykl porad z zakresu ubezpieczeń społecznych w ramach którego rzecznik płockiego oddziału ZUS, Barbara Smardzewska-Czmiel, przedstawia tematy ważne zarówno dla pracowników, jak i pracodawców. Swoje pytania i propozycje tematyczne możecie przesyłać na e-mail: czmielb@zus.pl. Dzisiaj dalszy ciąg o emeryturach, czyli: Zasady obliczania emerytur na nowych zasadach dla osób urodzonych przed 1949 r. Pomimo wprowadzonej w 2009 r. reformy emerytur, część osób (urodzonych przed 1 stycznia 1949 r.) nadal ma ustalaną wysokość świadczenia według dotychczasowych „starych” zasad. Wysokość kwoty emerytury wyliczonej przez ZUS zależy od wysokości zarobków osiąganych w czasie zatrudnienia, długości stażu pracy oraz aktualnej wysokości kwoty bazowej. Niezależnie od powyższego, osoby urodzone przed 1949 rokiem mogą mieć przyznaną emeryturę wg nowych zasad. Aby skorzystać z takich możliwości, należy udowodnić odpowiedni okres składko-

wy i nieskładkowy w wymiarze: 20 lat dla kobiet i 25 lat dla mężczyzn oraz ukończyć wiek emerytalny, a także kontynuować ubezpieczenie emerytalne i rentowe po osiągnięciu tego wieku z jakiegokolwiek tytułu (przynajmniej przez jeden dzień). Nie jest istotne, czy w dniu zgłoszenia wniosku o emeryturę i obliczenie jej na nowych zasadach osoba zainteresowana była jeszcze objęta tymi ubezpieczeniami. Ponadto, przepisy nie wymagają nieprzerwanego pozostawania w ubezpieczeniach bezpośrednio przed ukończeniem powszechnego wieku emerytalnego. Jeśli wnioskodawca urodzony przed 1

stycznia 1949 r. spełni wymienione warunki, a wysokość świadczenia obliczona „po nowemu” okaże się wyższą od emerytury wyliczonej na zasadach dotychczasowych, ZUS oblicza według nowych zasad „starą” emeryturę przysługującą z tytułu ukończenia powszechnego wieku emerytalnego. Emerytura wyliczana jest więc wówczas ze składek zgromadzonych na koncie w ZUS od 1 stycznia 1999 r. oraz z uwzględnieniem kapitału początkowego za okres przypadający przez 1999 rokiem. BARBARA SMARDZEWSKA-CZMIEL RZECZNIK PRASOWY O/ZUS

petroecho.pl/w-plocku/po-godzinach

Pierwsza impreza 627 KM już w kwietniu W poniedziałek rano przedstawiciele urzędu miasta spotkali się z reprezentantami stowarzyszenia „627 KM” na plaży, którą przeznaczono na teren rekreacji. Dzięki temu, społecznicy będą mogli już oficjalnie i zgodnie z prawem organizować w tym miejscu różnego rodzaju imprezy. Przypomnijmy – 627 KM odnosi się do plaży na 627 kilometrze Wisły, od której zaczęła się przygoda mieszkańców Borowiczek. To właśnie tam kilku zapaleńców zaczęło organizować różnego rodzaju spotkania i zawody, w tym siatkówki plażowej, na które przychodziło kilkaset osób. Jednak teren ten nie należał do nich i oficjalnie nie mieli pozwolenia na przeprowadzanie imprez. Tym bardziej, że – jak tłumaczył Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej, był to teren budowy, związany z pogłębianiem Wisły. W końcu młodzieży przekazano plażę w innym miejscu, kilometr dalej. Nieodpłatnie użyczono teren, na którym w ciepłe dni będą mogli realizować swoje pomysły. Mają być na nim zorganizowane boiska – do siatkówki plażowej oraz do beach soccera [piłka nożna plażowa – przyp. redakcji]. W poniedziałkowy poranek, wspólnie z Romanem Siemiątkowskim – zastępcą prezydenta Płocka, Robertem Czwartkiem – dyrektorem wydziału

sportu i rekreacji, Janem Piątkowskim – dyrektorem wydziału zarządzania kryzysowego i spraw obronnych a także Wojciechem Hetkowskim, radnym, który bardzo wspierał pomysłodawców, członkowie stowarzyszenia ustalali plan dalszych działań. – Mamy już cały harmonogram imprez – zapewnia Dagmara, jedna z założycielek stowarzyszenia. – Jest sporo pomysłów: kino pod chmurką, siatkówka plażowa, no i oczywiście beach soccer, w którym nasi zawodnicy mają niezłe osiągnięcia – dodaje. – Pierwszą imprezą będzie mecz przyjaźni z Deltą Miszewko, który odbędzie się 26 kwietnia, planujemy też majówkę z nagłośnieniem muzycznym i turniejem siatkówki – zdradza. Członkowie stowarzyszenia będą odpowiedzialni za utrzymanie porządku na terenie plaży. – Zrobimy to sami, załatwimy jakieś obręcze, pospawamy i będzie dobrze

– optymistycznie mówi Piotrek, który od samego początku zaangażował się w projekt urządzenia miejsca rekreacji dla młodzieży z Borowiczek. – Teren będzie jeszcze uporządkowany – dodaje Dagmara. – Będzie wyrównany piasek, a żeby zachęcić do zachowania czystości, ustawimy tablicę informacyjną. – Oczywiście pamiętajcie, że to nie jest teren kąpielowy i o żadnych kąpielach nie ma mowy – zastrzegał Robert Czwartek, dyrektor ratuszowego wydziału sportu i rekreacji. – Zobaczyliśmy, że warto coś robić, że ten teren ma potencjał – zgodnie mówią pomysłodawcy stowarzyszenia. – I to pomimo początkowych problemów z mieszkańcami Borowiczek, którzy teraz sami wyznaczyli nasze zastępcze miejsce. Ale mamy nadzieję, że w przyszłym roku będziemy mogli wrócić na plażę 627, do której mamy szczególny sentyment – powiedział Piotrek. Szczegóły zagospodarowania plaży mają

być omówione na spotkaniu w ratuszu, które odbędzie się w najbliższy piątek lub we wtorek w przyszłym tygodniu. AS FOT. TOMASZ STACHURSKI


Kulinaria

19

petroecho.pl/w-plocku/tylko-u-nas

Krzysztof Krakowski od kuchni: Lubię potrawy typowo płockie Jaką kuchnię preferuje dyrektor Orlen Areny? Jaki jest ulubiony smak Krzysztofa Krakowskiego i jaka potrawa kojarzy mu się z czasami młodości? Który przepis kojarzy się naszemu bohaterowi z Płockiem? Na te i wiele innych pytań odpowiadamy w kolejnej części naszego cyklu „Płocczanie od Kuchni”. Nie wszyscy gotują, ale za to z kuchnią każdy z nas ma coś wspólnego – wszyscy musimy przecież coś zjeść. Jakie potrawy lubią płocczanie? Jakie wspomnienia związane z kuchnią mają politycy? Co gotują aktorzy? Kto jest na diecie, a kto zajada się golonkami? Nasz cykl przybliży Wam znanych i nieznanych płocczan „od kuchni”. A może stanie się też inspiracją do kuchennych wojaży? Kolejnym bohaterem naszego cyklu „Płocczanie od Kuchni” jest Krzysztof Krakowski – dyrektor płockiej Orlen Areny. Lubię smaki polskie, choć niekonieczne zdrowe W domu Krzysztofa Krakowskiego dominowały smaki tradycyjne. To kuchnia polska i potrawy przygotowywane przez babcię naszego bohatera. – Moje smaki dzieciństwa to kuchnia babci Heni – wspomina dyrektor. – To potrawy dobre, choć niekoniecznie zdrowe – dodał. Kuchnia ta stanowi ważny element dzieciństwa pana Krzysztofa. – Potrawy babci wspominam jako dania pachnące domem, a kuchnia ta budzi we mnie poczucie bezpieczeństwa. Były to potrawy przygotowywane z namaszczeniem i poświęceniem – opowiada szef Orlen Areny i dodaje, że smaki te cały czas są obecne w jego codzienności, właśnie dzięki babci Heni. – To 85-letnia nestorka rodu, która nadal gotuje – zdradził w rozmowie z nami. – Fenomenem babci Reklama

jest to, że wszystkie jej magiczne receptury nigdy nie zostały spisane. Babcia pamięta wszystko. Ponadto przygotowuje genialne, świetnie przyprawione ryby i to pomimo tego, że sama ich na co dzień nie jada. Kuchnia dzieciństwa Krzysztofa Krakowskiego to ogrom pysznych dań, spośród których ciężko wybrać to najwspanialsze. Do ulubionych zalicza czarną polewkę, a więc czerninę. – To jedna ze specjalności babci Heni – powiedział Krakowski. – Ujawniona przez Adama Mickiewicza jako czarna polewka zupa, to rosół z kaczki

z krwią. Moja babcia osiągnęła tu mistrzostwo świata. Dodaje do zupy m.in. suszone owoce i ocet winny – dodał. – Przyszłym teściowym odradzam jednak tę zupę podczas pierwszych spotkań z przyszłą synową. Idąc za przykładem wieszcza, wstrzymajmy się z czerniną do czasu, aż zapadną życiowe decyzje i ważne deklaracje – śmieje się dyrektor Orlen Areny. Teraz o mój żołądek dba żona Nasz bohater przyznaje, że nie należy do mistrzów patelni, dlatego też najczęściej w domu Krzysztofa Krakowskiego gotuje żo-

na, która przygotowuje potrawy nie gorsze niż te babcine. – U mnie z gotowaniem jest jak z tańcem i śpiewaniem: nie bardzo umiem, ale bardzo lubię – śmieje się pan Krzysztof. – Gotuję kiedy zmuszają mnie do tego sytuacja i okoliczności. Teraz robię to częściej, bo gotowanie zamieniło się wrodzinną przygodę. To zabawy w kuchni, w której uczestniczą dzieci. Wspólne gotowanie to kolejna okazja do bycia razem – dodał. A co szef Orlen Areny przyrządza podczas tych nietypowych okoliczności? – To, co próbuję robić, to kotlety schabowe w różnych marynatach – zdradza. – Czasem są to marynaty typu „co mi tylko wpadnie w ręce”, innym razem to starannie przygotowana mieszanina – dodaje. Takie kotlety są potem zapiekane z cukinią, która, zdaniem naszego pana Krzysztofa, w nietypowy sposób przełamuje smak schabowego. – Generalnie lubię warzywa. Świetnie dopełniają one smak mięsa i ukrywają jego niedoskonałości – stwierdził nasz rozmówca. Tradycyjna, płocka „psiocha” Choć ulubione smaki Krzysztofa Krakowskiego są wyjątkowo polskie, to nasz gość gustuje także w potrawach bardziej egzotycznych. – Nie lubię eksperymentować w kuchni, co nie oznacza, że jadam tylko babciną kuchnię – powiedział Krzysztof Krakowski w rozmowie z nami. – Bardzo lubię owoce morza. W ogóle mało jest rzeczy, które mi nie smakują – dodał. Bardzo lubi także potrawy typowo płockie. Jedną z nich jest jajecznica o swojsko brzmiącej nazwie „psiocha”. – To jajecznica, do której dodaje się mąkę i mleko – wyjaśnia Krakowski. – Kiedyś inna zaprzyjaźniona babcia, babcia Frania, podpowiedziała, że na każde jajko należy dodać łyżkę wody. Taką jajecznicę traktuję jako typowy smak dzieciństwa. Kolejną z potraw, wywodzących się z Płocka, jest wspomniana już czarna polewka z kaczki, której przepis podany przez dyrektora Orlen Areny zamieszczamy obok.

„Czernina babci Heni” – jedna cała kaczka (ewentualnie jej część: grzbiet, udziec), – włoszczyzna (seler, por, marchew, pietruszka) – suszone owoce: 4 plastry jabłka, 5 śliwek, 5 goździków – szczypta cynamonu, – słoiczek krwi z kaczki, – łyżka stołowa mąki pszennej, – 0,5 szklanki octu ze śliwek, – sól i pieprz do smaku.

Sposób przygotowania: Wywar: Ugotować wywar z kaczki w czterech litrach wody. Odszumować go i dodać włoszczyznę, suszone owoce, cynamon, sól i pieprz. Gotować od 40 min do godziny. Zaczyn do zupy: Rozrobić słoiczek krwi z czubatą łyżką stołową mąki i połową szklanki octu ze śliwek. Do tak przygotowanego zaczynu dodać dwie łyżki zimnej wody i łyżkę wazową wywaru. Zaczyn należy przecedzić przez sitko w celu usunięcia grudek, a następnie przelać go do gorącego, ale nie gotującego się wywaru. To ważne. W przeciwnym wypadku zupa ulegnie zważeniu. Smacznego! Michał Siedlecki


Kultura

20 petroecho.pl/w-plocku/rozrywka-i-wydarzenia

Czwartek, 13 marca 2014

petroecho.pl/w-plocku/rozrywka-i-wydarzenia

Płockie graffiti w obiektywie Fryderyka sen w... Muzeum Diecezjalnym

Niektóre z nich już nie istnieją w rzeczywistości. Ale ich ulotne życie uwiecznił i rozpowszechnił Wiesław Kowalski – płocczanin od urodzenia, założyciel Płockiej Grupy Plastyków „Rama'79”. Mowa o graffiti, których kolekcję z 20 lat można obejrzeć na wystawie, prezentowanej w Spółdzielczym Domu Kultury w Płocku. Po ubiegłorocznym sukcesie wystawy w Domu Darmstadt, ponownie możemy oglądać wyjątkową kolekcję płockiego graffiti, zatrzymywanego w kadrze przez Wiesława Kowalskiego. Ten uznany działacz katolicki, społeczno-oświatowy, kulturalny, dziennikarz, publicysta, grafik i fotografik dokumentalista, a także podróżnik, fotografuje już od lat 60. Swoje pierwsze zdjęcia

wykonywał aparatem „Druh”, który otrzymał od swojego ojca. Wiele osób pamięta Wiesława Kowalskiego jako wieloletniego dyrektora Biura Towarzystwa Naukowego Płockiego (19842003), ale przed tym stanowiskiem, w latach 1977-1982 był on zastępcą kierownika Spółdzielczego Domu Kultury w Płocku. I właśnie tam 12 lutego odbyło się otwarcie wystawy „Płockie graffiti”, która uwiecznia historię płockiego graffiti i murali. Autor ma w swojej kolekcji ponad tysiąc zdjęć i wciąż fotografuje kolejne, nowe dzieła płockich artystów ulicznych. I to zarówno te, tworzone na zlecenie, jak i malowane nielegalnie. Być może prace płockiego fotografa będzie można obejrzeć w albumie, do którego wydania się przygotowuje. Materiału do wydawnictwa na pewno nie zabraknie. AS FOT. KAMIL WAWRZYŃCAK

petroecho.pl/w-plocku/rozrywka-i-wydarzenia

To była prawdziwa uczta, tak dla miłośników muzyki, jak i dla wielbicieli teatru. Nie było nadzwyczajnej scenografii, nie było wielu aktorów. Jednak goście na spektaklu – „Obłoczni, czyli sen Chopina”, za sprawą muzyki i dwóch polskich artystów mogli poczuć się jak w niebie... duchowym niebie. 1 marca w Muzeum Diecezjalnym w Płocku wystawiany był spektakl „Obłoczni, czyli sen Chopina”. Reżyser, autor a zarazem narrator w sztuce, Grzegorz Walczak, oparł scenariusz na listach dwóch przyjaciół Fryderyka Chopina i Juliana Fontany. Pierwszego zagrał rewelacyjny Olgierd Łukaszewicz, drugiego zaś równie świetny aktor – Henryk Talar. Na szczególną uwagę zasługuje także oprawa muzyczna, w wykonaniu Marii Pomianowskiej i jej zespołu – Gwidona Cybulskiego oraz Ewy Beaty Ossowskiej. Sztuka jest o tyle niecodzienna, że łączy w sobie dwa bardzo odmienne gatunki – fantasy i dokumentalistykę. Dwaj przyjaciele po śmierci toczą ze sobą dialog. Nie jest to grzeczna rozmowa. Chwilami przyjaciele kłócą się i wspominają. Rozpamiętują konflikt, który Julian Fontana za życia skrzętnie ukrywał przed światem. Nie był to tylko konflikt słowny, ale także muzyczny. W kłótni Juliś (nazywany tak przez Fry-

deryka), oskarża przyjaciela o to, że popularyzował i wydawał jego dzieła kosztem własnej kariery. Widzom ukazuje się też inny obraz muzycznego geniusza, który np. nie umie zapisać powstałej w jego głowie kompozycji. Spektakl porusza temat pełnej sprzeczności przyjaźni Fryderyka Chopina z Julianem Fontaną – jego powiernikiem, kopistą, wydawcą i popularyzatorem jego dzieł. Z listów, czytanych przez aktorów i narratora, widzowie dowiadują się o konflikcie muzycznym, który toczył się między nimi. Dialog z autentycznej korespondencji z czasów życia bohaterów, przeplata swoista „rozmowa” muzyczna między klasycznym fortepianem – oryginalną muzyką najwybitniejszego polskiego kompozytora – a egzotycznymi instru-

mentami. Zespołowi Marii Pomianowskiej genialnie udało się przenieść słuchaczy w świat... obłoków i muzycznego raju. Pomiędzy Mazurki i Etiudy Chopina wplecione były dźwięki folkloru japońskiego, arabskiego czy kurdyjskiego. Usłyszeliśmy też dwa marsze żałobne – Fryderyka Chopina i Juliana Fontany. Natchnienie do scenariusza Grzegorz Walczak znalazł w listach wydanych przez Magdalenę Oliferko za pośrednictwem Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina w 2009 roku. Treść tej korespondencji rzuca nowe światło na postać geniusza. Sztuka miała charakter tragikomedii. A najlepszą recenzję wydali sami widzowie – owacją na stojąco. LENA ROWICKA FOT. KAMIL WAWRZYŃCAK

Mocna muzyka w Alterstacji petroecho.pl/w-plocku/rozrywka-i-wydarzenia „Martwa natura” zawisła w muzeum. Za 635 tysięcy – Jest to rarytas na rynku antykwarycznym – mówił Leonard Sobieraj, dyrektor Muzeum Mazowieckiego w Płocku. – Od dzisiaj obraz Tamary Łempickiej w płockim muzeum będzie wzbudzał zazdrość innych polskich muzeów – podsumował zadowolony.

Sobotni wieczór w drugi dzień marca salę koncertową POKiS zdominowała dynamiczna muzyka dwóch zespołów – The Old Crone oraz F44.3. Te dwie płockie formacje przyciągnęły miłośników ciężkiego, rockowo-metalowego grania. „Koncert klasunio”, „Dziękuję za porcję solidnego rock'n'rolla” – takie komentarze słychać po koncercie dwóch płockich zespołów. The Old Crone powstało w 2013 roku z inicjatywy kilku płockich muzyków, których łączyła fascynacja muzyką stoner rockową. W pierwszym roku działalności grupa zarejestrowała debiutancki materiał

na epce „Betula 6.66?, zawierającej 5 ciężkich, klimatycznych i brudnych utworów autorskich. Debiutowali na deskach klubu Rock 69 w Płocku, po czym pojawili się na scenie Warszawskiej. Kapela pisze nowy materiał i ma w planach dalsze koncertowanie i promowanie swojej twórczości. F44.3 (kod medyczny odnoszący się do zaburzeń psychicznych znanych jako trans i opętanie) to zespół, który powstał w 2006 roku w Płocku. Efektem pierwszych dwóch lat działalności kapeli było nagranie płyty demo, która została ciepło przyjęta przez fanów ciężkiego grania na terenie całego kraju. Materiał został zarejestrowany własnymi siłami w opuszczonych piwnicach oddziału psychiatrycznego jednego z płockich szpitali. AS FOT. KAMIL WAWRZYŃCAK

A prezent jest wart tej radości, bo kosztował darczyńcę – PKN Orlen – „jedyne” 635 tysięcy zł. Dzieło, autorstwa kontrowersyjnej malarki Tamary Łempickiej, zatytułowane „Martwa natura”, powstało w latach 1949-1950. 5 marca w Muzeum Mazowieckim przedstawiciele PKN Orlen przekazali oficjalnie płockiemu muzeum cenny dar. – Obrazy te nie są częste na rynku antykwarycznym, aten obraz idealnie wpisuje się wnaszą kolekcję art deco – powiedział nam dyrektor muzeum. Dodał również, że obraz ten został kupiony od spadkobierców artystki, nie był w zbiorach żadnego muzeum na świecie i to Desa Unicum wystąpiła do płockiego muzeum z propozycją kupna tego obrazu. „Martwa natura” pochodzi z dojrzałego okresu twórczości Tamary Łempickiej. Obraz przedstawia klasyczną rzeźbę, będącą elementem centralnym i dominującym kompozycji, którą zrównoważono umieszczając po prawej stronie instrument – mandolinę a po lewej otwartą książkę. Fragment tła przesłania mięsista, drapowana tkanina

(częsty element kompozycyjny jej obrazów). Przedstawione przedmioty harmonizują ze sobą poprzez ich zrytmizowane umiejscowienie oraz nasycenie barw. Artystka zwraca uwagę na solidność i precyzję statycznej kompozycji, w której przestrzeń ściśle wypełniona jest przedmiotami. Na światowym rynku antykwarycznym obrazy Tamary Łempickiej osiągają bardzo wysokie ceny – od kilkuset tysięcy do nawet kilku milionów dolarów. Artystka należy do pierwszej dziesiątki najbardziej cenionych malarek na świecie. Pojawienie się obrazu jej autorstwa na rynku polskim, to rzadkość. Jej obrazy znajdują się zazwyczaj w prywatnych kolekcjach i zagranicznych zbiorach muzealnych. W Polsce, pomimo polskiego pochodzenia malarki, tylko Muzeum Narodowe w Warszawie posiada jeden portret jej autorstwa – „Znużenie” z 1927 r. Drugi obraz to

„Martwa natura z cytrynami” z 1922 roku, który jest w posiadaniu anonimowego właściciela w prywatnej kolekcji. Na uroczystości przekazania dzieła Leonard Sobieraj dziękował Desie Unicum z Warszawy. Tłumaczył, że jest wdzięczny za to, że firma w ogóle pomyślała o płockiej kolekcji. O tym, ile zarobił pośrednik, dyrektor nie chciał rozmawiać. – To i tak my za to zapłacimy – usłyszeliśmy od płocczanina, który przyszedł na uroczystość. – Orlen kupuje, a my za to zapłacimy w cenie paliwa – wyjaśnił swój pogląd. WPłocku obraz Tamary Łempickiej będzie można oglądać w tzw.”ciemnej sali”, w której znajdują się eksponaty zepoki art deco. Dyrektor muzeum planuje wypełnienie całego skrzydła muzeum sztuką z tego okresu. LENA ROWICKA FOT. KAMIL WAWRZYŃCAK


Kultura Wydarzenia 13 marca, godz. 17 – Otwarcie wystawy czasowej „Płock portret miasta II”. Muzeum Mazowieckie w Płocku – Galeria Kino, ul. Tumska 5a 13 marca, godz. 19 – Spotkanie z cyklu „Głośne czytanie nocą”, Młodzieżowy Dom Kultury w Płocku 14 marca, godz. 15 – „Muzyczne fantazje” – wspólne muzykowanie z dziećmi, Klub osiedla Dworcowa, ul. Chopina 64A 14 marca, godz. 18 – II Festiwal Zorzy Polarnej w Płocku – pokaz slajdów połączony z promocją książki „Dobra krew”, Dom Darmstadt, ul. Stary Rynek 8 14 marca, godz. 19 – Kawiarnia Jazzowa: Dominik Bukowski Quartet, sala koncertowa POKiS (ul. Tumska 9A), bilety 15 zł w Bileterii POKiS (ul. Tumska 9A) 15 marca, godz. 10-16 – Pożegnanie Dworca PKP, w programie m.in. wystawa zdjęć dworca, występ kapeli podwórkowej, animacje dla dzieci, wspólne zdjęcie, malowanie budynku graffiti 15 marca, godz. 17 – Koncert „Muzyczne Odgłosy Wiosny”, Sala barokowa byłego Opactwa Benedyktyńskiego, ul. Tumska 3A 16 marca, godz. 10 – Targi Poloniada, Orlen Arena 16 marca, godz. 19 – Spektakl „Chwila nieuwagi”, Teatr Dramatyczny w Płocku, bilety: 40 zł 17 marca, godz. 18 – Warsztaty taneczne „Tańczymy razem zumbę”, Spółdzielczy Dom Kultury PSML 17 marca, godz. 18 – Mecz piłki Ręcznej: Orlen Wisła Płock – Tauron Stal Mielec, Orlen Arena 18 marca, godz. 10 – Spektakl „Pinokio”, Teatr Dramatyczny w Płocku, bilety 20 zł (normalny), 18 zł (ulgowy) 18 marca, godz. 18 – seans filmu „Dzieci Hitlera”, Muzeum Żydów Mazowieckich w Płocku, wstęp wolny 19 marca, godz. 17 – Spotkanie z X Muzą, Biblioteka Muzyczna, ul. T. Kościuszki 3c 19 marca, godz. 18 – Spotkanie literackie Jacek Dehnel, Muzeum Mazowieckie, ul. Tumska 8 20 marca, godz. 15.30 – „Zapomnij o zapominaniu” – spotkanie dla gimnazjalistów, Biblioteka dla dzieci, ul. Sienkiewicza 2 20 marca, godz. 18 – Spotkanie z Piotrem Pazińskim, Muzeum Żydów Mazowieckich w Płocku 20 marca, godz. 18 – Wystawa malarska z okazji 30-lecia Związku Polskich Artystów Malarzy i Grafików, Galeria P, ratusz ul. Stary Rynek 1 21 marca, godz. 19 – Kawiarnia Jazzowa: Leszek Cichoński Acoustic, sala koncertowa POKiS, bilety: 15 zł w Bileterii POKiS

Ważne telefony Straż Miejska – tel. 986 Straż Pożarna – tel. 112 lub 998 Pogotowie ratunkowe – tel. 999 Policja – tel. 997 Informacja PKS – tel. 703-403-314 Pogotowie ciepłownicze – tel. 993, 24 366-52-52 Pogotowie drogowe – tel. 24 268-02-22 Pogotowie energetyczne – tel. 991, 24 365-10-10 Pogotowie gazowe – tel. 24 262-24-38 Pogotowie opiekuńcze – tel. 24 262-36-85 Pogotowie ratunkowe – tel. 24 366-78-03, 366-78-04 Pogotowie wodociągowe – tel. 994, 24 364-42-44 Dyżury aptek 17-24.03.2014 – Płock, ul. R. Rembielińskiego 6, tel. 24 264-74-44 24-31.03.2014 – Płock, ul. Wyszogrodzka 127 lok. 0.20, tel. 24 36786-11 W każdą niedzielę: apteka ul. Kolegialna 24, godz. 8-15; apteka Elixir w hipermarkecie Auchan, godz. 10-20. Codziennie: apteka „Przy Tysiąclecia”, ul. Tysiąclecia 11, tel. 24 262-11-02; apteka ul. Gałczyńskiego 11 w Kauflandzie – w godz. 8-22.

petroecho.pl/w-plocku/rozrywka-i-wydarzenia

21 petroecho.pl/w-plocku/rozrywka-i-wydarzenia

Reklama Non-Stop Nominacje dla płockiego teatru

Rozumiem, że kina muszą zarabiać, ale i one muszą zrozumieć, że poziom irytacji widza czasem sięgnie przez to nieba. Tym razem sięgnął i pofrunął niczym JumboJet! W piątkowy wieczór wybraliśmy się do kina na nowy film z Liamem Neesonem, o niewiele mówiącym tytule „Non-stop”. Bohater „Uprowadzonej” i „Tożsamości” obiecuje w trailerze gorącą akcje zamkniętą w kadłubie samolotu. Musieliśmy to zobaczyć! Niestety, po 5 minutach reklam poczuliśmy się zmęczeni wpychaniem nam na siłę marketingowej papki i chcieliśmy obejrzeć to, za co zapłaciliśmy blisko 50 zł (na dwie osoby). Po 7 minutach zaczęła się irytacja, która trwała do ok. 15. minuty. Kolejne 5 minut reklam to było – po ludzku – przegięcie i zaczęliśmy być po prostu źli. Drogie kina. Same powodujecie, że widz z żalem zacznie rezygnować z wieczornych wypadów, bo nawet słynny Polsat tak nie maltretuje ludzi. Ile można? Sam film na szczęście nie rozczarował... aż

Czy będąc w jednym miejscu, siedząc wygodnie w fotelu, można poznać świat z jego najpiękniejszymi zakątkami? Jeżeli ktoś ma wątpliwości, co do takiej „podróży” szkoda, że nie mógł być w przeddzień Dnia Kobiet na koncercie Płockiej Orkiestry Symfonicznej w sali Państwowej Szkoły Muzycznej w Płocku. A podróż była niezwykła, bo sięgając wyobraźnią słuchacze mogli poszybować z Warszawy poprzez Londyn do klimatu nowojorskiego Manhatanu. Poprzez uliczki argentyńskich miast, aż po podwórka Paryża z czasów Edith Piaf... wystarczyło poddać się muzyce i wokalistce. Dodatkowe wrażenie robiła interpretacja szeroko pojętej miłości, od tej do płci przeciwnej, po miłość do ojczyzny. Można tu z łatwością zastosować powiedzenie, że jeżeli czegoś nie da się opowiedzieć, to znaczy, że było to doskonałe. Tak właśnie stało się w piątkowy wieczór. Aż trudno dobrać słowa, aby wyrazić w jak rewelacyjny sposób młodziutka aktorka i piosenkarka, Monika Węgiel, wyśpiewała świat. Wzruszenie widzów wywołało szczególnie wykonanie utworu z filmu o Evicie Peron „Don't Cry from me Argentina”. Klimatyczny, niski głos Moniki idealnie wpasował się w wachlarz wykonywanych przez nią utworów. Wraz z płocką orkiestrą symfoniczną poprowadziła słuchaczy poprzez uliczki Paryża utworami „La vie on rose” i „L'Hymne ą l'amour” z repertuaru Edith

tak mocno. To historia agenta ochrony lotów, który po cywilnemu pilnuje porządku na pokładzie odrzutowca, lecącego z Nowego Jorku do Londynu. Rutynowy lot zmęczonego życiem i nie stroniącego od mocnych trunków funkcjonariusza staje się walką o przetrwanie, kiedy na jego zakodowany telefon przychodzi informacja, że ktoś z pasażerów będzie co 20 minut eliminował kolejną osobę, jeśli... linie lotnicze nie przeleją na wybrane konto 150 mln dolarów. Scenarzyści wykazali się kunsztem na poziomie filmu „Speed” z Sandrą Bullock. Mówiąc krótko – mamy tutaj drugoligowe kino, pełne zwrotów akcji, oklepanych tekstów i patriotycznych wtrąceń „made in USA”. Nic – kompletnie nic nie spowoduje, że obejrzę film po raz kolejny, ale też nie uznam, że filmu oglądać nie było warto. „Non-stop” byłby jeszcze 10-15 lat temu pierwszoligowym hitem, więc jeśli wyobrazimy sobie, że to film, który ominęliśmy dawno temu – obejrzymy go z przyjemnością. Jeśli lubiliście „Pasażera 57”, to film dla Was. Jeśli jednak oczekujecie czegoś więcej z tego gatunku – polecam raczej „Plan Lotu”. TS

Aż cztery nominacje do Srebrnej Maski 2014, nagrody przyznawanej corocznie w Międzynarodowy Dzień Teatru przez Płockie Towarzystwo Przyjaciół Teatru, otrzymał płocki Teatr Dramatyczny. W tym roku Srebrna Maska będzie przyznana 30 marca, podczas premiery „Procesu” Franza Kafki w reżyserii Marka Mokrowieckiego. Nominowani do nagrody zostali Katarzyna Anzorge, Małgorzata Fijałkowska, Marek Walczak oraz Małgorzata Walusiak. Katarzyna Anzorge – nominacja za drugoplanowa rolę MajkaČy w „Przedstawieniu „Hamleta” we wsi Głucha Dolna” Ivo

Brešana w reżyserii Grzegorza Reszki oraz rolę Klary w „Ślubach panieńskich” Aleksandra Fredry w reżyserii Tomasza Grochoczyńskiego. Małgorzata Fijałkowska – nominacja za bajkową choreografię do spektaklu „Calineczka” Macieja Staropolskiego w reżyserii Zbigniewa Marka Hassa. Marek Walczak – nominacja za rolę Mile Pulio w „Przedstawieniu „Hamleta” we wsi Głucha Dolna” Ivo Brešana w reżyserii Grzegorza Reszki i mistrzostwo epizodu Lokaja w „Ślubach panieńskich” Aleksandra Fredry w reżyserii Tomasza Grochoczyńskiego. Małgorzata Walusiak – nominacja za oklaskiwaną przez publiczność scenografię do „Ślubów panieńskich” Aleksandra Fredry w reżyserii Tomasza Grochoczyńskiego. AS

petroecho.pl/w-plocku/rozrywka-i-wydarzenia

Muzyka, która przedziurawiła niebo

Piaf, którą jako aktorka miała okazję grać w spektaklu Evy Pataki „Edith & Marlene”. Monika Węgiel to polska aktorka teatralna i dubbingowa oraz utytułowana i świetna piosenkarka, o czym na wczorajszym koncercie mogli przekonać się również płocczanie. Miała swój epizod filmowy w serialu „Na dobre i na złe”. Jest absolwentką wydziału aktorskiego Akademii Teatralnej w Warszawie. Na co dzień występuje w teatrze w Słupsku oraz w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Śpiewa od 13. roku życia. W 2012 roku wydała swoją debiutancką płytę „Carte blanche”, na której znajdują się przeboje Edith Piaf. W dalszą romantyczną podróż słuchaczy

przeniosła wiązanka muzyki filmowej, pełne życia tanga argentyńskie Astora Piazzoli oraz rewelacyjnie wykonane przez Wiesława Prządka na akordeonie walce francuskie z repertuaru Richarda Gallianiego. Na płockiej scenie mogliśmy podziwiać również Piotra Kałużnego (fortepian), Zbigniewa Wrombla (kontrabas) oraz Płocką Orkiestrę Symfoniczną pod batutą Bohdana Jarmołowicza. – To był najcudowniejszy prezent jaki dostałam z okazji Dnia Kobiet – mówiła nam w kuluarach po koncercie zachwycona płocczanka. – Chyba jeszcze długo „nie wyjdę” z tej sali – uśmiechała się, jakby nieobecna. LENA ROWICKA FOT. KAMIL WAWRZYŃCAK

reklama


Sport

22

Czwartek, 13 marca 2014

petroecho.pl/w-plocku-sport

petroecho.pl/w-plocku-sport

Mustangi zmieniają oblicze

Owalna piłka w grze – płocka drużyna rugby już działa Rugby Club Petra Płock jest już po pierwszym treningu. Uczestniczyło w nim 14 osób. Na kolejnym organizatorzy liczą na jeszcze większe zainteresowanie. Młodzi ludzie, którzy zjawili się 1 marca na boisku przy ulicy Sucharskiego mogli sprawdzić swoje siły w rugby.

Płockie Mustangi walczą już od 2007 roku. Teraz zmieniają swoje logo, tworzą nową stronę internetową, a wkrótce ruszy sprzedaż gadżetów. Jakie jeszcze zmiany szykują? W 2008 roku drużyna zadebiutowała w rozgrywkach ligowych Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego, w drugiej klasie rozgrywkowej. Mustangi wygrały wtedy zaledwie dwa mecze, ale wśród nich było zwycięstwo nad najlepszą wówczas drużyną – Lowlanders Białystok. Z każdym meczem szło im coraz lepiej. W 2011 roku płocka drużyna dotarła do finału rozgrywek PLFA II, przegrywając z Warsaw Spartans po dwóch dogrywkach 11: 8. Jest to, jak do tej pory, największe osiągnięcie płocczan. Trzeba przy tym zaznaczyć, że spośród czterech najlepszych drużyn PLFA II, tylko Mustangi nie były wspomagane ani trenerem, ani zagranicznym zawodnikiem. Teraz, po sześciu rozegranych sezonach, powiększeniu się ligi do czterech klas rozgrywkowych i ligi juniorskiej, powiększeniu się liczby zespołów z 17 (w 2008 r.) do 49 seniorskich, 19 juniorskich i 3 żeńskich – przyszedł czas na kolejne zmiany. – Obecnie pracujemy nad nowym wizerunkiem klubu – mówi Tomasz Złoteńki, trener i zawodnik drużyny. – Pod nazwą Mustangs Płock będzie kryła się zupełnie nowa marka, która będzie rozpoznawalna w całym Płocku. Mamy wyglądać profesjonalnie, aby tym samym przyciągnąć do współpracy potencjalnych inwestorów, którzy pozwolą rozwijać nam się sportowo, medialnie i ekonomicznie. Warto zaznaczyć, że jesteśmy organizacją non profit, czyli żaden z nas nie pobiera pieniędzy za grę i poświęcony czas – wyjaśnia zawodnik Mustangów. Najbardziej widoczną zmianą będzie odświeżenie loga drużyny. Ale to nie wszystko, za dwa tygodnie ruszy zupełnie nowa i profesjonalna strona internetowa, na której fani futbolu amerykańskiego będą mogli sprawdzić aktualności, wyniki oraz tabele meczowe, zdjęcia, filmy oraz wszelkie inne informacje. Drużyna będzie także sprzedawać klubowe gadżety: czapki czy koszulki. Jak zapewnia Tomasz Złoteńki, będą one atrakcyjne nawet dla osoby nie interesującej się futbolem. Mustangi szukają również trenera, z którym chcą związać się na co najmniej trzy sezony. – Zdradzić mogę, że w chwili obecnej

prowadzone są zaawansowane rozmowy z trzema kandydatami, z których jeden grał w NFL, czyli najlepszej lidze futbolu amerykańskiego na świecie oraz w lidze kanadyjskiej – mówi aktualny trener drużyny. – Miesiąc temu udało nam się zakontraktować amerykańskiego zawodnika. Spencer Wood gra na pozycji Quaterback, czyli rozgrywający. 22-letni zawodnik swoje doświadczenie zdobywał w lidze uniwersyteckiej. Po miesiącu jego obecności poziom ofensywy znacząco się podniósł. Prywatnie jest on osobą bardzo otwartą, komunikatywną, która chętnie poznaje naszą kulturę i język – wyjaśnia płocki Mustang. W tym roku utworzona będzie także drużyna juniorska, do której dołączyć może każdy w wieku 14-17 lat. Tomasz Złoteńki już teraz zaprasza na rekrutację, która odbędzie się w kwietniu. Sekcja ta ma być prowadzona również przez zagranicznego trenera z doświadczeniem oraz Spencera i najbardziej doświadczonych zawodników Mustangs. – Tym samym chcemy zachęcić młodzież do czynnego spędzania wolnego czasu – mówi trener. – Zachętą będzie to, że jeden z turniejów juniorskich odbędzie się we wrześniu na stadionie miejskim w Płocku. Nazwa drużyny juniorskiej wybrana będzie na facebooku przez kibiców, w ramach ogłoszonego przez nas konkursu. Przyszli młodzi zawodnicy będą mogli pokazać się przed znajomymi i rodziną, a także zmierzyć się z teamami z innych rejonów kraju – szeroko opisuje zawodnik Mustangów. Drużyna chce też nawiązać współpracę z jedną ze szkół gimnazjalnych i organizować zajęcia futbolu flagowego, czyli bezkontaktowej odmiany tej dyscypliny. Pierwszy mecz, będący jednocześnie rozpoczęciem sezonu, odbędzie się 29 marca w Płocku, na bocznym boisku Wisły Płock. Mustangi zmierzą się wówczas z ekipą z Krakowa. Natomiast na dwa tygodnie przed ligowym spotkaniem, zagrają sparing z drugoligową drużyną z Warszawy. Mecz ten będzie ostatnim sprawdzianem przez nadchodzącym sezonem. – Wszystkich chętnych, chcących dołączyć do Mustangów, zapraszamy do wypełnienia formularza na stronie internetowej, kontaktu poprzez facebook lub po prostu przybycie na jeden z treningów – zachęca Tomasz Złoteńki, zdradzając jednocześnie, że zawodników wkrótce będzie dopingować jedna z płockich grup cheerledingu. AS FOT. WRONAART

Jakiś czas temu pisaliśmy o naborze do drużyny tej dyscypliny sportu. Inicjatorami pomysłu są kibice piłkarskiej drużyny Wisły Płock – Mateusz Stempiński i Kamil Mańkowski. Na pierwszy trening zgłosiło się 25 chętnych, jednak czynny w nim udział wzięło 14 mężczyzn. Najmłodszy gracz miał 19 lat a najstarszy 29. Pierwsze ćwiczenia grupy trwały około półtorej godziny. Trenerem drużyny jest były zawodnik rugby z Gdyni, Artur – jak mówią na niego koledzy. Nie brakowało także obserwatorów, którzy przyszli sprawdzić jak odbywa się taki trening i przybliżyć sobie zasady tej mało popularnej gry zespołowej. Organizatorzy nie ukrywają, że chcieliby, aby boisko przy ulicy Sucharskiego było docelowym miejscem treningów nowo powstałej drużyny. Będą się o to starać w radzie osiedla Podolszyce Północ. – Dużo chłopaków chciało przyjść na trening – mówił nam Mateusz, jeden z graczy. – Ale pokrył on się z kilkoma im-

prezami w mieście, w których kibice brali udział, między innymi Marsz Pamięci Żołnierzy Wyklętych czy sparing ze Stomilem Olsztyn oraz przedstawienie zawodników piłki nożnej Wisły Płock w Galerii Mazovia – kontynuuje nasz rozmówca. – Wszędzie się nie da być jednocześnie, ale następnym razem przyjdzie więcej chłopaków – kończy, wyraźnie zadowolony z efektów swojej pracy. O następnych treningach organizatorzy płockiej drużyny rugby będą informować na swoim profilu facebookowym. LENA ROWICKA FOT. KAMIL WAWRZYŃCAK

petroecho.pl/w-plocku-sport

Płock nie będzie gospodarzem Euro 2016! „Let's meet in Płock Euro 2016” to hasło akcji, którą ogłoszono rok temu. Ze względu na tradycje piłki ręcznej w naszym mieście, Płock postanowił walczyć o organizację Euro 2016 w piłce ręcznej mężczyzn. Niestety, już teraz wiemy, że to się nie uda. XII Mistrzostwa Europy w Piłce Ręcznej Mężczyzn to zawody sportowe rangi mistrzowskiej, organizowane przez EHF, które odbędą się od 17 do 31 stycznia 2016 roku w Polsce. W turnieju wystąpi 16 zespołów, automatycznie do mistrzostw zakwalifikowała się Polska jako organizator imprezy. O pozostałe miejsca odbywają się turnieje eliminacyjne. Będzie to pierwsza w historii seniorska impreza rangi mistrzowskiej w piłce ręcznej, organizowana w Polsce. Dwa z czterech Miast Gospodarzy polskiego turnieju zostały już ogłoszone na zakończenie Mistrzostw Europy 2014 w Danii – to Kraków z Małopolską oraz Wrocław. Pozostałe dwa miasta, które będą organizatorami polskich mistrzostw poznamy 11 kwietnia, w trakcie losowania grup eliminacyjnych w Warszawie. Zostaną wybrane z czwórki walczących obecnie o ten zaszczyt miast: Gdańska, Katowic, Łodzi i Szczecina. „EHF stwierdza, że Euro 2016 nie może być w Płocku ze względu na brak czwartej trybuny. Kibice Wisły i tak twierdzą, że to spisek – źródło: Twitter.” Jest już jednak pewne, że pomimo ak-

tywnej kampanii „Let's meet in Płock EURO 2016”, Płock nie ma szans na organizację mistrzostw. Według Związku Piłki Ręcznej w Polsce, Orlen Arena nie spełniała kryteriów Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej (brak trybuny za bramkami). Co na taką argumentację dyrektor hali sportowo-widowiskowej w Płocku? – Jeżeli Związek Piłki Ręcznej postanowił, że nie będzie Euro 2016 w Kielcach, to musiał również znaleźć powód, żeby nie było go w Płocku – powiedział nam Krzysztof Krakowski. – Uważam, że jest to znalezienie uzasadnienia na siłę, a nie z merytorycznymi podstawami – dodał. Dyrektor Orlen Areny dodał, że jako kibic i jednocześnie osoba zawodowo związana z piłką ręczną, życzy szczęścia organizatorom w zapełnieniu wybranych hal w trakcie Euro 2016. – Chyba, że płoccy

kibice zmobilizują się i pojadą ze swoją drużyną – podsumował Krzysztof Krakowski. „W Płocku nie będzie Euro2016 bo nie mamy czwartej trybuny:))))))))) – źródło: Twitter” Na profilu Euro 2016 Płock czytamy: Decyzja została już podjęta, ale promocja miasta w kontekście piłki ręcznej będzie kontynuowana. Zauważono i doceniono starania miasta na rzecz organizacji Euro 2016, wielu mieszkańców czynnie włączyło się w nasze działania za co serdecznie dziękujemy. Piłka ręczna w Płocku była, jest i będzie. Jesteśmy przekonani, że mimo tej decyzji Płock zaistniał w świadomości wielu turystów, kibiców, mieszkańców jako silny ośrodek tej dyscypliny oraz że warto tu przyjechać i poczuć meczową atmosferę a przy okazji zobaczyć miasto. Let's meet in Płock! AS


Sport

23

petroecho.pl/w-plocku-sport

petroecho.pl/w-plocku-sport

Nieprawidłowości w Wiśle Płock.

Dramatyczna gra szczypiornistów

Czy będą konsekwencje? Orlen Wisły w Puławach 13 stycznia z funkcji przewodniczącej Rady Nadzorczej Wisły Płock została odwołana Luiza Wyrębkowska. Zbiegło się to w czasie z wynikami zewnętrznej kontroli, przeprowadzonej na zlecenie byłej przewodniczącej. Czy wykazane nieprawidłowości zaszkodzą otrzymaniu licencji na grę w Ekstraklasie i I lidze?

O sprawie dowiedzieliśmy się od naszego czytelnika, który zasugerował, że odwołanie przewodniczącej Rady Nadzorczej spółki Wisła Płock może mieć związek z wynikami kontroli, jaka została przeprowadzona na wniosek Luizy Wyrębkowskiej. Wyniki stwierdzają podobno nieprawidłowości, szczególnie w zakresie finansowania Stowarzyszenia Sportu Młodzieżowego, które otrzymywało dofinansowanie bez wiedzy Rady Nadzorczej. Śledząc te informacje, natknęliśmy się na artykuł portalu Futbolnews. pl, który wprost pyta, dlaczego wyniki kontroli nie zostały upublicznione oraz czy negatywna opinia zewnętrznej firmy kontrolującej będzie miała wpływ na możliwość nieprzyznania licencji płockim piłkarzom nożnym przez PZPN na grę w Ekstraklasie i I lidze. Wątpliwości wyjaśniliśmy w ratuszu, który jest właścicielem spółki. – Wyniki kontroli nie zostały opublikowane, natomiast są dostępne do wglądu – powiedział nam Hubert Woźniak z zespołu medialnego ratusza. Sprostował również, że pani Luiza nie zleciła kontroli z własnej inicjatywy, lecz na pisemne polecenie wiceprezy-

denta Krzysztofa Izmajłowicza. Jej odwołanie natomiast zbiegło się w czasie, ale nie ma żadnego związku ze sprawą. „Wyczerpała się formuła współpracy” – takie uzasadnienie decyzji przekazał zastępca prezydenta, nadzorujący miejskie spółki. Jak się dowiedzieliśmy, nieprawidłowości wykazane w raporcie pokontrolnym dotyczą przede wszystkim zarzutu, że Klub nie sprawuje należytej kontroli nad Stowarzyszeniem Sportu Młodzieżowego, poprzez które prowadzi sekcję młodzieżową. Dotyczy to faktu, że zarząd stowarzyszenia jest 3-osobowy, z czego każdy członek ma jeden głos, a prezes, powoływany przez Klub, ma tylko jeden głos. Teoretycznie więc zarząd może zawsze przegłosować prezesa. Ratusz uznał jednak, że sam fakt konieczności powołania prezesa przez Wisłę Płock jest wystarczającym zabezpieczeniem. W praktyce bowiem zarząd nie może samodzielnie podjąć żadnych decyzji finansowych czy merytorycznych, nie może również prezesa stowarzyszenia odwołać (choć może wnioskować o jego odwołanie). – Można wprowadzić jeszcze jedną osobę do zarządu lub przyznać prezesowi więcej głosów. Jednak posiadanie większości głosów przez Klub zaprzeczałoby idei samodzielności stowarzyszenia – wyjaśnia Hubert Woźniak motywy takiego podziału głosów w zarządzie Stowarzyszenia Sportu Młodzieżowego. Zapewnia także, że wykazane wątpliwości firmy kontrolującej w żaden sposób nie wpłyną na przyznanie licencji przez PZPN na grę w Ekstraklasie i I lidze. – To rozwiązanie, zakwestionowane przez kontrolę, od dwóch lat jest akceptowane przez PZPN – wyjaśnił. AS

Szczypiorniści Orlen Wisły Płock sensacyjnie przegrali w Puławach z czwartą drużyną PGNIG Superligi. O sukcesie gospodarzy zadecydowała pierwsza połowa oraz fatalne błędy Nafciarzy w końcówce. Tym samym strata płockich szczypiornistów do Vive Kielce w ligowej tabeli wzrosła do 5 punktów. Początek spotkania nie zwiastował tak jednostronnego widowiska. Obie drużyny do jedenastej minuty spotkania grały bramka za bramkę, jednak trzeba przyznać, że obrona i bramka nie były tego dnia najmocniejszymi formacjami żadnej z ekip. Trudno jednak wytłumaczyć to, co zdarzyło się kolejnych minutach. Do słabej obrony Nafciarze dołożyli jeszcze serię przestrzelonych rzutów i błędów technicznych, co skutkowało stratą siedmiu kolejnych bramek (15: 8)! Bezradny był Adam Morawski, który – mimo biernej postawy swoich kolegów w defensywie, zapisał na swoim koncie kilka udanych interwencji. Nafciarzom dopiero pod koniec tej części gry udało się zatrzymać znakomicie dysponowanych zawodników z Puław i na przerwę zeszli ze stratą „tylko” sze-

ściu trafień. Obraz gry pozostał taki sam po zmianie stron. Ofensywna bezradność Nafciarzy trwała w najlepsze i w 37. minucie wynik brzmiał już 24: 15 dla Azotów. Wiślacy zaczęli mozolnie odrabiać straty, ale pierwsze efekty ich starań, dające nadzieję na zwycięstwo, przyszły dopiero na kwadrans przed końcem spotkania, kiedy Muhamed Toromanović trafił na 22: 27. Prawdziwe emocje rozpoczęły się jednak mniej więcej w 55. minucie meczu. Kontaktowego gola zdobył Adam Wiśniewski, a w bramce znakomite dwie interwencja zaliczył Morawski. Niestety, jego starania na nic się zdały, gdyż najpierw Wiślacy popełnili błąd przy wyprowadzaniu kontry, a chwilę później goście stracili piłkę przy rozgrywaniu ataku pozycyjnego. Problemów ze skutecznością nie mieli już gospodarze i Piotr Masłowski wyprowadził Azoty na prowadzenie 32: 30, a kolejne trafienie Krzysztofa

Łyżwy pogrzebało nadzieje na przynajmniej punkt dla Nafciarzy. Zawiedzeni postawą Nafciarzy są nie tylko kibice z Płocka, ale też prezes klubu, Robert Raczkowski. Sternik SPR Wisła Płock nie kryje swojego rozczarowania. – Grając z pełnym zaangażowaniem, nie mamy prawa takich meczów przegrywać. Zdaję sobie sprawę, że nasza sytuacja w tabeli jest taka, że ani porażka, ani zwycięstwo już raczej nie wpłyną na zajmowane miejsce w rundzie zasadniczej, ale my tu gramy o wizerunek klubu, który mozolnie budujemy, a takie porażki go konsekwentnie osłabiają w oczach kibiców i sponsorów. Tego, co straciliśmy w Puławach, nie wyrażą tylko punkty w tabeli – powiedział po meczu. Azoty Puławy – Orlen Wisła 33: 32 (20: 14) PIOTR MRÓWKA, MICHAŁ SIEDLECKI FOT. SPR WISŁA PŁOCK

petroecho.pl/w-plocku-sport

petroecho.pl/w-plocku-sport

Orlen Wisła przełamała fatalną passę

Zakaz konkurencji w kontraktach Nafciarzy

Po dwóch porażkach, z Azotami Puławy i MMTS Kwidzyn w 1/4 finału Pucharu Polski, szczypiorniści Orlen Wisły Płock nareszcie pokonali rywala. W meczu PGNIG Superligi Nafciarze wygrali na wyjeździe z Gaz-System Pogonią Szczecin.

„Zakaz transferu płockich zawodników do Kielc” – taka informacja rozgrzała kibiców piłki ręcznej w obydwu miastach. Tę kontrowersyjną wiadomość wyjaśniliśmy u prezesa SPR Wisła Płock, Piotra Raczkowskiego.

Gospodarze, mimo ostatnich przeciwności losu, pozostawili po sobie naprawdę dobre wrażenie i do końca walczyli o jak najlepszy wynik. W daleką podróż nad morze wybrał się po długiej przerwie Mariusz Jurkiewicz. Pojawienie się rozgrywającego Nafciarzy widać skutecznie zmobilizowało pozostałych zawodników do lepszej gry. Spore emocje utrzymały się w pierwszej połowie, którą wygrali płocczanie 15: 13. Nafciarze już od początku meczu objęli prowadzenie i nie dali go sobie odebrać do 27. minuty, kiedy to po rzucie Wojciecha Zydronia było po 12. Na drugą część meczu obie siódemki zmuszone były wyjść w zdekompletowanych składach. Ukarani „dwójką” zostali bowiem Michal Bruna wśród miejscowych i Marcin Lijewski w Orlen Wiśle. Ponownie pierwsi bramkę wdrugiej połowie zdobyli Nafciarze, akonkretnie Adam Wiśniewski. Jednak gospodarze nie zamierzali rezygnować z walki o korzystny wynik. Szkoleniowiec nakazał zmianę w grze obronnej na 5: 1 i w 47. minucie przewaga Orlen Wisły stopniała doczterech bramek, anata-

blicy widniał wynik 24: 28. Końcówka spotkania to bramka za bramkę z obu stron, jednak trzy bramki przewagi Nafciarzy skutecznie utrudniły Pogoni odrabianie strat. Ostatecznie mecz zakończył się pięcioma golami przewagi płocczan, którzy mogli cieszyć się z dwóch punktów i przełamanej haniebnej passy dwóch z rzędu porażek z niżej notowanymi rywalami. PIOTR MRÓWKA

Koniec transferów pomiędzy Płockiem a Kielcami to faktycznie dość ciekawa informacja. Nie od dziś wiadomo, że to właśnie mecze drużyn z tych dwóch miast wzbudzają w kibicach najwięcej emocji. Tzw. „święta wojna” powoduje, że każde zmagania Orlen Wisły Płock z Vive Targi Kielce są bardzo pilnie obserwowane i komentowane przez miłośników piłki ręcznej. „Koniec transferów na linii Płock – Kielce. Władze Wisły chcą do umów swoich zawodników wprowadzić klauzule antykonkurencyjne – źródło: Twitter” Czy właśnie dlatego powstał pomysł wprowadzenia zapisów o rocznym zakazie transferów płockich zawodników do kieleckiej drużyny po zakończeniu kontraktu? – Do trwających już kontraktów nie wprowadzamy takich zmian – wyjaśnił nam prezes SPR Wisła Płock, Piotr Raczkowski. – Natomiast nie ukrywam, że przy nowych kontraktach będziemy takie zapisy forsować. Oczywiście, każdy zawodnik ma prawo do negocjacji kontraktu, natomiast my, działając dla dobra Klubu, musimy o tym pamiętać i musimy zrobić wszystko, aby zabezpieczyć interes płockiego Klubu i naszych Kibiców – powiedział. „Ola: Pomysł Wisły Płock dot. zakazu transferów do Kielc jest tak głupi, że aż nie mam słów... – źródło: Twitter” Na czym polega problem? Przede wszystkim chodzi o występy w Lidze Mistrzów, w której bierze udział zarówno Orlen Wisła Płock, jak i drużyna z Kielc. Jeśli zawodnik tłumaczy przejście do innej drużyny pragnieniem realizacji marzenia o grze w finale Ligi Mistrzów, to wątpliwości wzbudza, szczególnie wśród kibiców, jego gra w dotychczasowej drużynie, która również o Ligę Mistrzów walczy. W świetle obowiązujących przepi-

sów w tych elitarnych rozgrywkach bierze udział (z klucza) tylko Mistrz Polski. Przypomnijmy, że taka sytuacja miała miejsce ostatnio, gdy Vive Kielce ogłosiły na kilkanaście dni przed meczami Nafciarzy z Vive Targi w Lidze Mistrzów, jak i PGNiG Superlidze, że od nowego sezonu zagra u nich dotychczasowy zawodnik Orlen Wisły Płock, bramkarz Marin Sego. – Chcemy, aby nikt nie miał wątpliwości, że nasi piłkarze w meczach o najwyższą stawkę dają z siebie wszystko to co najlepsze – wyjaśnił prezes płockiego klubu. Prezes Raczkowski tłumaczy również, że w działalności biznesowej jest to normalna procedura. W przypadku, gdy pracownik jest cenny dla firmy, w kontrakcie pojawia się zapis o zakazie konkurencji. – Chcemy mieć prawo do skorzystania z takiego zapisu, co nie oznacza, że w przypadku zawodników bez kontraktów na przyszły sezon, zaraz po meczach fazy play-off nie możemy od egzekwowania tego zapisu odstąpić – mówi Piotr Raczkowski. – Po prostu musimy realizować założone cele i dbać o dobro klubu – podsumowuje prezes SPR Wisła Płock. AS


24

Czwartek, 13 marca 2014

petroecho.pl/w-plocku/sport

Pierwszy mecz i pierwsza przegrana Wisły Wisła Płock przegrała z Górnikiem Łęczna 0: 1 w meczu 19. kolejki I ligi. Pierwszy i jedyny gol w tym spotkaniu padł już w 2. minucie meczu. Smutno i cicho opuszczali kibice Wisły Płock stadion im. Kazimierza Górskiego. Długo oczekiwany mecz, inaugurujący sezon, zakończył się niepomyślnie dla płockiej drużyny. W przerwie spotkania widzowie obejrzeli pokaz ampfutbolu, czyli piłki nożnej osób z amputowaną jedną kończyną. Wisła Płock – Górnik Łęczna 0: 1 (0: 1) Bramki: 0: 1 Maciej Szmatiuk (2). Żółta kartka – Wisła Płock: Paweł Magdoń, Bartłomiej Sielewski, Jacek Góralski. Górnik Łęczna: Patrik Mraz, Sebastian Szałachowski, Lukas Bielak, Łukasz Zwoliński, Arkadiusz Woźniak. Sędzia: Adam Lyczmański (Bydgoszcz). Widzów: 4.000. AS FOT. KAMIL WAWRZYŃCAK

reklama


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.