Ichtys 99

Page 17

Moje życie w czasie wojny Mama Antonina z dziećmi: Anią, Stasiem i Zbyszkiem

Chciałabym opowiedzieć o wojennych losach mojej rodziny. O czasach naprawdę trudnych i wymagających niesłychanego hartu ducha i wytrzymałości psychicznej. Mam nadzieję, że opis tego niezwykłego trudu uzmysłowi Państwu, jak błahe są problemy dnia codziennego w czasach obecnych i pozwoli pokonywać je z większym zaangażowaniem. A także z nadzieją na przezwyciężenie wszelkich niedogodności, skoro nam udało się przeżyć wojnę, zmierzywszy się z jej najstraszniejszym obliczem. Byliśmy szczęśliwą pięcioosobową rodziną do momentu wybuchu wojny, która pokrzyżowała nasze plany i rozdzieliła rodzinę na długie pięć lat. Mieszkaliśmy w Gdyni. Mój ojciec Stanisław Ratajczak brał udział w obronie placówki Poczty Polskiej w Gdyni. Bomba uderzyła tam w dach i zmiotła z niego mojego tatę wraz z kolegą Benkiem. Ojciec odniósł liczne obrażenia i dostał się do niewoli. Trafił do Stutthofu, przeszedł liczne obozy będąc pieszo przepędzany z miejsca na miejsce wraz z grupą innych jeńców. Ostatecznie trafili wraz z Benkiem do Oświęcimia, gdzie przeżyli dzięki umiejętnościom krawieckim Benka, który szył spodnie dla oficerów SS. Zaangażował w ten proces

tatę, który nie posiadał umiejętności szycia. Ale ponieważ perfekcyjnie władał językiem niemieckim, mógł bezproblemowo porozumieć się z Niemcami odnośnie wykonywanej pracy. W tym samym czasie, kiedy tato był w niewoli, rodziny aresztowanych, które nie podpisały listy Volksdeutsch lub Eingedeutsch, zostały wywiezione wagonami towarowymi z Gdyni do Łodzi. Taki los spotkał też mnie i moich dwóch braci wraz z mamą. Na peronie w Łodzi panowało niezwykłe zamieszanie, jeden wielki krzyk i chaos. Mama Antonina na skutek przeżyć dostała krwotoku i wraz z trzymiesięcznym Stasiem została zabrana przez kobietę z Czerwonego Krzyża. W tym czasie mój sześcioletni brat Zbyszek, wtedy bardzo sprytny, wykorzystał zamieszanie i ukrył się pod poszyciem dachu peronu (przy samych belkach), gdzie wciągnął i mnie. W tym czasie cały transport przybyłych na peron ludzi został pognany do łódzkiej fabryki. Odczekawszy do zakończenia wrzawy i z nastaniem kompletnej ciszy, zeszliśmy na dół na pusty peron. Byliśmy sami, skazani na siebie. Szukaliśmy schronienia. Idąc doszliśmy do stadniny koni, gdzie w boksach mężczyźni oporządzali konie. Byliśmy przekonani, że oto znaleźliśmy bezpiecz-

ną przystań. Było ciemno. W pewnym momencie wbiegli SS-mani i ochrona kolei i strasznie krzycząc okładali skórzanymi biczami pracujących w stadninie mężczyzn. Wyjątkowym sadyzmem wykazała się umundurowana kobieta, znęcając się nad jednym bardzo młodym mężczyzną ubranym w biały golf. Byliśmy świadkami tego zajścia. Na ten straszliwy widok podniosłam okropny krzyk, Mundurowi nakazali odprowadzić nas powtórnie na dworzec. Mieliśmy trafić z kolejnym transportem nowo przybyłych ludzi, przeważnie Żydów, do obozu w Kutnie. Gdy mundurowy nas odprowadził, ku naszej radości na peronie zobaczyliśmy mamę ze Stasiem w wózku. Przyjechali kolejni ludzie. Wraz z nimi byliśmy gnani do Kutna. Zbyszkowi odpadły podeszwy od butów, obcy mężczyźni starali się drutami naprawić to obuwie, aby mój brat mógł maszerować dalej. W Kutnie byliśmy zgromadzeni za drutami w szczerym polu. Zapadłam wtedy na dyfteryt. Moje ciało zesztywniało. Zaopiekował się mną żydowski lekarz, który zrobił dla mnie miejsce w drewnianym wózeczku i leczył mnie wszystkim, co tylko posiadał. (cdn.) Anna Kelar z domu Ratajczak

Statystyka parafialna SAKRAMENT CHRZTU ŚW. PRZYJĘLI: 16.03.2014 Nadia Priebe ZMARLI: 12.02.2014 Wanda Aniela Siembida 22.02.2014 Albin Zieliński 28.02.2014 Danuta Jaster

17


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.