Ichtys 96

Page 1

Miesięcznik Parafii Wniebowzięcia NMP w Łebie

www.ichtys.net

2013 Grudzień nr 95

ks. Krzysztof Niespodziański „Boże Narodzenie na tratwie”

... i za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy …

Radosnego i głębokiego przeżycia Tajemnicy Wcielenia, Czytelnikom Ichtys życzy redakcja


Gdy uciekali Gdy uciekali nocą przez pustynię Jakież to skarby zabrali ze sobą I w co wierzyli - że nigdy nie zginie? Wzięli ze sobą tylko Boskie Słowo Czemu byli tak silni, choć byli tak słabi Czy skrył ich dym kadzidła, mirra ich sławiła? I co takiego nieśli, że chciano ich zabić? Nic. Tylko żywe Słowo, które Bogiem było Dlatego wciąż ścigani, wciąż niezwyciężeni idą przez nasze drogi codziennie od nowa Nie przyniosą nam złota, które życie zmieni lecz to, co zmienia wieczność Żywe Boskie Słowa ... Ernest Bryll

2


kilka myśli proboszcza

W czasie rorat śpiewaliśmy z dziećmi: „To już nadszedł adwentowy czas, już niedługo przyjdzie do nas Pan”. To oczekiwanie adwentowe jest już za nami. Powoli wchodzimy w okres Bożego Narodzenia, w którym będziemy przeżywać pamiątkę narodzenia Syna Bożego. W ciszy wigilijnej nocy będziemy czekać na Jego przyjście, ale przecież wiemy, że Jezus przychodzi do nas nieustannie …w Słowie Bożym, w komunii, w każdej Mszy św. Tylko czy my o tym pamiętamy? Czy rozpoznajemy czas jego nawiedzenia? Przed nami kolejne Święta Bożego Narodzenia. Czas rodzinnych spotkań, wspólnych rozmów, czas pełen radości i ciepła. Ale jest to przede wszystkim czas święty, bo Bóg schodzi na ziemię. Jest to wielki powód do radości, którą powinniśmy okazać Bogu i drugiemu człowiekowi. Z pewnością w każdym domu trwają intensywne przygotowania do świąt. Starajmy się jednak,

aby te przygotowania nie były tylko przygotowaniem zewnętrznym, aby nie były tylko radością dla oczu. Niech będą przede wszystkim przygotowaniem naszych serc, w których znajdzie miejsce Nowonarodzone Dziecię. Bóg pragnie obdarować nas Sobą. Czy można otrzymać większy prezent? W gronie rodzinnym również będziemy obdarowywać się prezentami. Niech nie zabraknie w naszych domach również miłości, pokoju, życzliwości i wzajemnego zrozumienia – to też są prezenty, może nawet najwspanialsze! Pośród świątecznego zabiegania nie zapominajmy o tym, co najważniejsze, co może przynieść największą radość z przeżywania tajemnicy wcielenia Syna Bożego. Jest Jego wolą, aby każdy z nas narodził się do nowego życia, do życia z Nim, tak jak On narodził się dla nas w stajni betlejemskiej. W rozpoczętym nowym roku liturgicznym chcemy umocnić naszą wiarę w Syna Bożego. Czas

Bożego Narodzenia jest dobrym momentem, by na nowo poznawać wcielonego Syna Bożego, by bardziej uwierzyć w Jego realną obecność i przeżywać swoje życie w całkowitym zjednoczeniu z Jezusem, jako Panem i Bratem. Niech ta wiara będzie mocą i pokojem w naszej codzienności, niech pomoże nam otworzyć się na obecność Syna Bożego, abyśmy przyjęli Go całym swoim życiem. Syn Boży ofiarował się nam cały, przychodząc na ziemię jako Wcielone Słowo, nie pozostawił nic dla siebie, czego dowodem jest nasze przeżywanie Bożego Narodzenia. I każdy przychodzący do tej świątyni, doskonale o tym wie. W tym przyjściu Syna Bożego kryje się też zaproszenie skierowane do każdego indywidualnie. Czy odpowiemy Bogu na to zaproszenie, aby zjednoczyć się z Jezusem, który wskazuje nam drogę do Ojca? Niech ten piękny czas będzie dla nas radosny, wspaniały i rodzinny. Niech się otwierają nie tylko nasze dłonie, ale także nasze serca na przyjęcie Chrystusa w drugim człowieku – może będzie to sąsiad, z którym już długo nie rozmawiamy, może brat lub siostra, z którymi jesteśmy skłóceni, może będzie to żona lub mąż, rodzice… To wszystko możemy oddać Chrystusowi, który przez swoje narodzenie przypomina nam, że On jest naprawdę i że to właśnie Jemu możemy całkowicie zawierzyć i Jemu ofiarować swoje troski i radości – swoje życie. Na czas Narodzenia Pańskiego życzę kochanym Parafianom i miłym Gościom radości i pokoju. Niech Boża Dziecina wspiera nasze trudy i wysiłki na drodze do całkowitego zjednoczenia się z Jezusem, Synem Bożym, w którego wierzymy i któremu ufamy z całego serca. Wasz proboszcz o Mariusz omi 3


Z Panem Bogiem

Ponieważ dobiegł końca Rok Wiary, pragnę podzielić się w moim ostatnim artykule, wielkim Miłosierdziem Bożym, jakim mnie obdarzył Pan. Pokazał Swoją niesamowitą dobroć, a zarazem uświadomił mi, że z przysłowia „jak trwoga to do Pana Boga” - nie można żartować!

dżonki z pięknymi kolorowymi żaglami w kształcie skrzydeł nietoperza. 15 grudnia przywitał nas pięknym słońcem, które oblewało ciepłymi promieniami budzące się do życia miasto Hong Kong. Dziewięć dni do Świąt Bożego Narodzenia. Miasto było już przystrojone tysiącami ko-

z I oficerem co do trasy naszego rejsu. Byli poddenerwowani, ponieważ przed chwilą radiooficer przyniósł im niezbyt ciekawą depeszę dotyczącą pogody. Wynikało z niej, że od strony Filipin w naszym kierunku zmierza tajfun Andrea. Należało podjąć decyzję, czy czekamy, co wiąże się z dużymi stratami dla armatora z powodu opóźnienia w czarterze, czy rejs kontynuujemy wybierając różne warianty drogi powrotnej. Pilot który przybył na mostek celem wyprowadzenia naszego statku z portu, potwierdził nasze obawy. Powiedział, że wie-

Od czterech miesięcy pływamy jak tramwaj wodny, wożąc kontenery w czarterze tajwańskim, pomiędzy Hong Kongiem a Keelungiem na Tajwanie. Czarter jest ciężki. Może sama praca nie, ale warunki atmosferyczne w których pływamy są przykre. Jak tylko wyjdziemy poza główki portu w Keelungu, naszym statkiem miota długa nieprzyjemna fala i do tego silny wiatr. „Przelot” do Hong Kongu zajmuje nam prawie trzy doby. Dopiero kiedy wpłyniemy między wysepki Hong Kongu, woda się ucisza i jest chwila odpoczynku dla organizmu od ciągłego kiwania. I tak tydzień po tygodniu mija na monotonnej pracy. Jedynym urozmaiceniem dnia, są przepływające w pobliżu nas chińskie

lorowych lampek, które oplatały wystawy sklepowe i choinki na każdym skwerze. W dużych sklepach pojawili się Mikołaje. Muszę przyznać szczerze, że widok ubranych Mikołajów, którym spod krzaczastych brwi i wąsów wystawały skośne oczy, był zabawny. Za parę lat Hong Kong zostanie przejęty od Brytyjczyków przez Chiny. Wielu mieszkańców miasta zapewne wyjedzie, a ci którzy pozostaną będą musieli żyć w dużej niepewności, co do dnia jutrzejszego. Po zrobieniu zakupów wróciłem na statek. Za dwie godziny mieliśmy wyjść w morze, w podróż powrotną na Tajwan. O godz. 20.00 objąłem swoją wachtę. Po wejściu na mostek, zastałem naradę Kapitana

le statków postanowiło wyjść z portu i na otwartym morzu zmierzyć się z żywiołem. Pozostanie w porcie powodowało duże niebezpieczeństwo uszkodzenia statków, lub ich wyrzucenia na brzeg. Z uśmiechem na twarzy stwierdził, że to nas już nie dotyczy, ponieważ opuszczamy port. Po godzinie wspólnej podróży, Pilot zszedł po sztormtrapie na pilotówkę i odpłynął zadowolony do portu, że nie musi z bijącym sercem czekać na nadejście tajfunu na otwartym morzu, tylko przeczeka go w bezpiecznym domu. My natomiast rozwijając swoją prędkość pokonywaliśmy coraz większy wiatr i fale. Kapitan wraz z pozostałymi oficerami zaczęli studiować locję. Locja jest to dział wiedzy

przez świat w Roku Wiary: Cieśnina Tajwańska 1987 rok

4


zajmujący się opisem wód żeglownych, ich wybrzeży, oznakowaniem nawigacyjnym, oraz wskazówkami wybierania bezpiecznej drogi żeglugi, omijania miejsc niebezpiecznych. Z tej mądrej książki wynikało, że na przestrzeni ostatnich lat tajfuny przed Tajwanem wywijały się na otwarty Pacyfik i zmierzały w kierunku Japonii. Natomiast jeden na dziesięć tajfunów wchodził w cieśninę Tajwańską, czyli na kurs naszego statku. Po głębokim zastanowieniu Kapitan podjął decyzję, że płyniemy przez cieśninę. Muszę zaznaczyć, że była to najkrótsza droga prowadząca do celu. Długość Cieśniny Tajwańskiej z południa na północ wynosi 380 km., przeciętna szerokość ze wschodu na zachód to około 190 km. Czyli przysłowiowa dość szeroka „kiszka”. Niebezpieczeństwem dla nas wewnątrz cieśniny, był brak schowania się podczas niesprzyjającej pogody do portu, lub zatoki. Z lewej i prawej burty znajdują się wysokie i drapieżne skały. Po dobie rejsu weszliśmy do cieśniny. Po paru następnych godzinach w eterze rozległy się sygnały dochodzące z wielu statków, że tajfun Andrea jednak wszedł w cieśninę. Po potwierdzeniu tej informacji Kapitan postanowił niezwłocznie zmienić kurs, tak, aby dziób statku był zwrócony w kierunku nawałnicy, która miała za parę godzin uderzyć w nas. Decyzja ta, jak się później okazało, była zbawienna. Dzięki temu mogliśmy zachować dość dobrą sterowność statku. Gdyby tajfun nas zaskoczył od tyłu, to różnie mogłoby być z nami. Podczas szalejącego tajfunu, taka zmiana kursu zapewne zatopiłaby statek. Ponieważ radiostacja znajdowała się na mostku, mogliśmy z przerażeniem wsłuchiwać się w rozbrzmiewające sygnały „sos” dochodzące z innych statków. Z jednego ogromne fale zabrały z pokładu kontenery, na innym zerwały klapy z ładowi przez które zaczęły wlewać się tysiące litrów wody

i statek zaczynał tonąć. Po trzech godzinach przed dziobem zobaczyliśmy prawdziwą kipiel. Wiatr uderzył w nas z siłą 12 stopni Beauforta. Pojawiły się olbrzymie fale. Powietrze było pełne piany i bryzgów, widzialność była bardzo ograniczona. Takich fal jeszcze nigdy nie widziałem. Płynąc lekko bokiem dziobu do fali, czuliśmy się jak w tunelu kiedy przepływaliśmy pod grzbietem fali, innym razem jak łódź podwodna, kiedy tysiące ton wody spadały z góry na pokład statku. Teraz zaowocowała nasza niemalże aptekarska dokładność w pilnowaniu mocowania kontenerów na pokładzie. W miarę pogarszającej się sytuacji, Kapitan zarządził, aby cała załoga z wyjątkiem jego i mechanika zebrała się w mesie, w której znajdowały się trzy wyjścia na pokład. Obowiązkowo musieliśmy założyć skafandry Aquaty, aby w razie konieczności opuszczenia statku przetrwać w nich. O opuszczeniu szalup, lub tratew ratunkowych nie było mowy. Po dwudziestu godzinach walki o życie, z siłowni która była zautomatyzowana wyszedł mechanik. Był to jedyny marynarz w załodze naszego statku, który mówił, że Pana Boga nie ma i w niego nie wierzy, ale był dobrym człowiekiem. Wielokrotnie, kiedy w porcie na burtę przychodził Ksiądz sprawować Eucharystię, proponował, że zastąpi mnie lub kogoś innego w pracach na pokładzie, abyśmy mogli pójść na Mszę św. Przysiadł obok mnie zmęczony i ze strachem w oczach poprosił, abym nauczył go naszej modlitwy „Ojcze nasz”. Przestraszeni byliśmy wszyscy, więc nie zdziwił mnie jego strach w oczach, tylko prośba którą skierował do mnie. Odpowiedziałem z uśmiechem, że jak trwoga, to do Pana Boga... On odpowiedział mi, że jeżeli go nie nauczę, to wszyscy zginiemy. Powiedział to z taką powagą, że skóra mi ścierpła. Nie wdając się w dalszą dyskusję zacząłem go uczyć Ojcze nasz któryś jest w niebie……. Po paru mi-

nutach podziękował i szepcząc modlitwę skierował swoje kroki ponownie do siłowni. Wówczas to wszystko co się wydarzyło jeszcze w pełni do mnie nie dotarło. Dopiero po kolejnych dniach uświadomiłem sobie, że dzięki mojej nauce Modlitwy ŻYJEMY! Po parudziesięciu godzinach walki z Andreą, dzięki Panu Bogu, morze uspokoiło się i z za chmur wyjrzało słońce. Po zliczeniu pozycji, statek nasz znajdował się poniżej Hong Kongu około 300 mil morskich. W główki portu Keelung wchodziliśmy dokładnie 24 grudnia około godz. 19.00. Po zacumowaniu, zasiedliśmy wszyscy wolni od pracy do wieczerzy wigilijnej. Jakież było nasze zdumienie, kiedy na stołach zastaliśmy przeróżne potrawy. Kiedy to zdołałeś przygotować? spytaliśmy kucharza. Przecież tych parę godzin nie wystarczyło ci na przygotowanie wieczerzy. Szef kuchni uśmiechnął się do nas, a do mnie puścił oczko wskazując głową niebo. W tej chwili uświadomiłem sobie, że kiedy uczyłem kolegę modlitwy, kucharz siedział obok mnie na podłodze mesy i wszystko słyszał. To przysłowiowe oczko, które puścił do mnie, znaczyło tylko tyle i aż tyle, że to wszystko wie tylko Pan Bóg. Po paru latach na lotnisku spotkałem kolegę którego nauczyłem modlitwy. On wychodził z lotniska, a ja wchodziłem. W drzwiach szepnął – JESTEM OCHRZCZONY. A ja dzisiaj, dzięki temu, „że jak trwoga, to do Pana Boga” mogę skierować swoją opowieść do Was drodzy Czytelnicy, pamiętając aby bliźniemu nigdy tego w sposób złośliwy nie mówić. Już za parę dni siądziemy do wspólnego stołu, podzielimy się tradycyjnie Opłatkiem Wigilijnym, składając sobie wzajemne życzenia Bożonarodzeniowe, a później życzenia Noworoczne. Do tych wszystkich życzeń dołączam się całym sercem. Szczęść Boże. Mirosław Słowikowski /OESSH/

5


Przez Chrystusa, z Chrystusem, w Chrystusie Słowa zamieszczone powyżej stanowią hasło nowego programu duszpasterskiego, jaki stoi przed Kościołem w Polsce. Nie jest to program dla programu, ale kwestia bardzo głęboko przemyślana i skierowana w pierwszym rzędzie do duszpasterzy, ale nie tylko. Dotyczy ka każdej z wierzących. To plan pracy na sobą, swoją wiarą, to kierunek jej pogłębiania w kolejnych czterech latach. Jest to bowiem program na lata 2013 (licząc od pierwszej niedzieli adwentu) do końca roku liturgicznego 2017. Pełne sformułowanie tego programu brzmi: Przez Chrystusa, z Chrystusem, w Chrystusie. Od wiary, przez chrzest do świadectwa. Żeby dobrze wczytać się w myśl księży biskupów - naszych Pasterzy, którzy ten program proponują, spójrzmy na cztery jego cele: Pierwszy nazwano ewangelizacyjnym. Jego zadaniem jest budowanie osobistej więzi z Jezusem Chrystusem poprzez pogłębione poznanie, pełniejsze pokochanie i wierniejsze naśladowanie. Trzy piękne sformułowania wyznaczające dla wiary każdego z nas drogę, którą trzeba zrobić: głębiej poznać, pełniej pokochać, wierniej naśladować. Przypominają się w tym miejscu słowa Jana Pawła II, który mówił o wysoko postawionej poprzeczce chrześcijańskiego życia. Tak - poprzeczka istotnie została postawiona wysoko. Zauważmy, że ewangelizacja nie jest informacją; celem działalności duszpasterskiej nie ma 6

być poinformowanie, ale prowadzenie do zbudowania więzi z Chrystusem. Celem chodzenia do kościoła, przystępowania do sakramentów, celem modlitewnego dialogu, jaki podejmujemy każdego dnia, jest związanie się z Chrystusem. Warto mieć przed oczyma jeszcze jedno sformułowanie Jana Pawła II, który uczył, że wiara nie jest zbiorem przepisów, nie jest sposobem moralnego życia, ale wiara ma twarz. To Jezus Chrystus. „Wiara to decyzja, by być z Panem. By z Nim żyć” - przypomniał na początku roku wiary papież Benedykt. W świetle tego pierwszego celu nowego programu warto i trzeba zadać sobie, może po raz kolejny, pytanie czy dla mnie wiara ma Twarz. Czy jest nią Jego Twarz, Twarz Jezusa Chrystusa? Drugim celem nowego programu jest cel, który nazwano inicjacyjnym. Chodzi o uświadomienie i podjęcie łaski sakramentów inicjacji, przede wszystkim chrztu świętego. „Idziemy

coraz bardziej w kierunku chrześcijaństwa z wyboru, zdecydowanego” - pisał Benedykt XVI. To ważne słowa. Wiara - zwłaszcza dzisiaj, w dobie narastającego oporu wobec chrześcijaństwa - ostoi się, jeśli będzie wyborem. Moim wyborem. Jeśli będzie związana z odkryciem i wiernością wielkiej łasce chrztu świętego. Tertulian, łaciński teolog z końca II wieku pisał, iż „nie rodzimy się chrześcijanami; stajemy się nimi”. Warto wziąć sobie te słowa jako zachętę do stopniowego odkrywania łaski chrztu, łaski pozostałych sakramentów inicjacji - bierzmowania i Eucharystii. Jesteśmy ciągle w drodze, także w drodze do odkrywania darów, jakie Bóg w naszym życiu złożył wówczas, gdy zupełnie nie byliśmy tego świadomi. Jak cudownie jest te dary odkrywać i naprawdę stawać się chrześcijanami. Trzecim celem nowego programu duszpasterskiego jest cel, który nazwano formacyjnym. Tym razem chodzi o kształtowanie postaw duchowych i moralnych zgodnych z wyznawaną wiarą: zaangażowanie w życie Kościoła, świadectwo życia chrześcijańskiego. Jest to ogromnie ważne w kontekście tej niezwykle antykościelnej kampanii, jakiej jesteśmy świadkami, zwłaszcza w mediach. Jej celem jest nie tylko rozbicie jedności między pasterzami, a wiernymi, ale nade wszystko pokazanie, że Kościół to ONI - źli, obcy. A tymczasem mamy odkryć, że Kościół to MY - wszyscy ochrzczeni w jedności z naszymi pasterzami.


Bycie w Kościele, bycie Kościołem to ogromny przywilej, dar i odpowiedzialność. Nie wolno stać z boku, przyglądać się jako widz, podziwiać, czy narzekać. Trzeba się zaangażować, a prawdziwa reforma Kościoła, której on zawsze potrzebuje, musi i może pochodzić jedynie od ludzi, którzy Kościół kochają i w jego życie się angażują. Wreszcie ostatnim celem tego nowego programu duszpasterskiego jest cel społeczny. To konsekwencja zaangażowanego chrześcijaństwa w naszej ojczyźnie. Cel ten łączy się ze świętowaniem 1050. rocznicy Chrztu Polski. Chodzi zatem o pełniejsze uświadomienie i podjęcie odpowiedzialności za kształtowanie w duchu wiary życia rodzinnego, społecznego, zawodowego. Chodzi o rozwijanie wśród wiernych duchowości chrzcielnej w nawiązaniu do wydarzenia sprzed 1050 lat. Przypomnijmy sobie słowa papieża Benedykta, który mówił i zarazem ostrzegał: „w zachodnim świecie znika identyfikacja narodu i Kościoła”. W Polsce ta identyfikacja ciągle istnieje, ale przez wielu jest kwestionowana, albo wielu jej sobie nie życzy. Tymczasem, jak uczył wielki Papież z Wadowic, dziejów naszego narodu nie sposób zrozumieć bez Chrystusa! Na Placu Zwycięstwa w 1979 roku wołał: „Jeślibyśmy odrzucili ten klucz dla zrozumienia naszego Narodu, narazilibyśmy się na zasadnicze nieporozumienie. Nie rozumielibyśmy samych siebie. Nie sposób zrozumieć tego Narodu, który miał przeszłość tak wspaniałą, ale zarazem tak straszliwie trudną - bez Chrystusa. Nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą; na walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi; na

walkę, w której legła pod własnymi gruzami, jeśli się nie pamięta, że pod tymi samymi gruzami legł również Chrystus Zbawiciel ze swoim krzyżem sprzed kościoła na Krakowskim Przedmieściu”. Tak wyglądają pokrótce nakreślone nasze zadania na kolejne cztery lata: nasze - czyli duszpasterzy, nasze - czyli każdego

i każdej z wierzących. Niech Maryja, Gwiazda Nowej ewangelizacji prowadzi Kościół w Polsce, każdą parafię, rodzinę i każde dziecko Boga do pełniejszego zaangażowania w życie chrześcijańskie, które oby wydało swoje owoce w życiu osobistym społecznym i narodowym! o. Wojciech Popielewski OMI

Niezapominajki na XV Festiwal Pomuchla Dziś z szacunkiem i humorem przedstawiam państwu swój Klub Seniora „Niezapominajka”. „Swój” tak często go nazywam, jako przewodnicząca do zabawy i do pracy wzywam. Każda z nas do czegoś talent czuje. Ja do smażenia, Stasia do pieczenia. Irena smaczną zupę rybną gotuje. Zosieńka do roboty skora obiecała kotletów z dorsza zrobić furę. A Ewa dorsze po grecku przygotuje i dobrze za wszystkie smakołyki skasuje. Zaś Kasia i gotuje i pięknie rymuje. Są też nasi mężowie (Zygmunt, Rysiek, Heniek) - dzielni pomocnicy. Po kuchni buszują, potrawy smakują. Rysiek dorsze od rybaków znosi, czasami o miskę rybnej zupy poprosi. W dzisiejszy Dzień Pomuchla wszystkich pozdrawiamy. A nasze szanowne jury darzymy wielkim zaufaniem. Wierzymy, że potraktują nas dobrymi ocenami Bo Niezapominajka to symbol miłości, siły, pamięci i globalnej troski o to, co kochamy, co nam bardzo drogie. Przyjaźń między ludźmi, tradycja, przyroda. Tu w małej ojczyźnie i w ojczyźnie wielkiej. Katarzyna Mazur i Halina Stachewicz

7


Wzajemna życzliwość

Podczas tegorocznych rorat poznawaliśmy świętych, którzy dążyli do świętości poprzez troskę o ubogich. Droga każdego z nich była inna, żyli w różnej rzeczywistości i różnych warunkach. Co ich połączyło? – Wiara w obecność Boga w drugim człowieku. Każdy z tych świętych odznaczał się wielką wrażliwością na potrzeby ubogich, okazywał im wielką życzliwość i troskę, jak miłosierny Samarytanin z przypowieści, który przerwał swoją codzienność dla drobnego, a jednak wielkiego aktu życzliwości i miłosierdzia. A jaka jest moja droga do świętości? Nie chodzi o to, by czekać na to, aż będę lepszym niż jestem. Trzeba działać teraz, będąc tym, kim jestem. Kiedyś zapytano jednego z mnichów benedyktyńskich „Jak w najlepszy sposób przygotować się do medytacji?” On zaskoczył pytającego odpowiadając, że najlepszym sposobem przygotowania do me-

dytacji są drobne akty życzliwości. Życzliwość to przyjazne nastawienie do innych. Życie pełne jest sytuacji, w których możemy okazywać ją drugiemu człowiekowi. Każdy gest życzliwości ma ogromną wartość. Z pewnością doświadczyliśmy już tego w swoim życiu. Nieraz wystarczy dobre słowo, pomoc w potrzebie, okazany szacunek, troska, uprzejmość, aby zmienić postępowanie drugiego człowieka. Może dzięki temu odkryje on, że posiada wartość w naszych oczach. Wydaje się to bardzo proste, a jednak dla niektórych nieosiągalne. Są ludzie, którym trudno być życzliwym. Łatwiej przecież pokazać swoją wyższość, stawiać wymagania, krytykować, pokazać, że jestem lepszy od innych, niż okazać życzliwość. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak mało w nas życzliwości? Może za mało w nas wiary w obecność Boga w drugim człowieku? Łatwo nam dostrzegać wady i słabości in-

nych, a tak trudno pozytywne cechy. Łatwo krytykujemy, a trudno nam pochwalić to, co dobre w innych. A przecież tak niewiele potrzeba. Życzliwość leży przecież w naturze człowieka. Postarajmy się odkrywać te wielkie pokłady życzliwości w nas i okazujmy ją sobie, na co dzień. Może Święta Bożego Narodzenia, tak pełne rodzinnego ciepła będą początkiem obdarowywania się wzajemną życzliwością, a nie tylko prezentami? Uczmy się tego od Jezusa, który nie przeszedł obojętnie wobec potrzebującego człowieka, wszystkich obdarzał życzliwością i troską. Niech Jego Miłość przeniknie nasze serca i pomoże nam widzieć przede wszystkim dobro w każdym z nas. Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, a więc starajmy się dostrzegać to w drugim człowieku, a wtedy z pewnością staniemy się bardziej życzliwi dla siebie nawzajem. s. M. Weronika Bartkowiak

Podziękowanie za stół parafialny na XV Festiwalu Pomuchla

Kolejny, XV Festiwal Pomuchla, dalsze świętowanie odpustu św. Mikołaja uważam za zakończony pomyślnie dla stołu parafialnego. Dziękuję wszystkim, którzy zaangażowali się w przygotowanie potraw na nasz stół: Pani Maryli, która reprezentowała Bar Koga, za danie „Keks z dorsza”. Potrawa ta budziła wiele zainteresowania, bo gdzie keks z ryby. Za tę potrawę zdobyliśmy trzecie miejsce. Bratu Adamowi za danie „Skórki ziemniaczane faszerowane dorszem”, które zostało wyróżnione i za zupę krem cytrynowo-paprykowy z dorszem. Pani Beacie Smorawskiej za bogaty wybór potraw: roladę szpinako8

wą z sosem czosnkowym, kotleciki po kaszubsku, dorsza w sosie pomidorowo-cebulowym oraz sandacza w kwaśnych warzywach. Pani Edycie Kujałowicz z Karczmy Słowińskiej za gołąbki po łebsku z dorsza w sosie koperkowym. Te dania naszych parafian zostały zgłoszone do oceny konkursowej. Na naszym stole znalazło się aż 16 potraw. Podziękowanie kieruję do osób, które przygotowały te potrawy: Olgi Mikułko, Anny Pawlak, Joanny Bieniek, Agnieszki Marzoch, Grzegorza Smurzyńskiego, Barbary Dąbrowskiej, Kasi i Łukasza Kracińskich, Danuty i Andrzeja Zasuwików.

Stół przyozdobił swoimi rzeźbami Pan Henryk Płotka. Przygotował nam niespodziankę - gorący chleb w kształcie dorsza oraz kosz bułek rybek. Dziękuję. Dziewczyny: Olu, Adelo, Haniu, za Waszą obsługę i uśmiech zza stołu - dzięki wielkie. Chcę również skierować słowa podziękowania za pomoc w przygotowaniu dekoracji stołu, do mojej Mamusi, Elizy i Andrzeja oraz do swojego męża za cierpliwość i wyrozumiałość. Wszystkim za wszystko - BÓG ZAPŁAĆ. Kasia Kracińska - Prawda


Ponadczasowe Boże Narodzenie zienkowych drzwi i ob- pieczeństwo pokus, na niszczycielserwował dramat, jaki ską siłę grzechu. Jesteśmy poryci przeżywała jego żona. zmarszczkami ludzkiej głupoty, cel- Jakie to straszne - lulitem pychy i masą różnych niedomówiła płaczliwym gło- skonałości. Co jak co, ale dzięki Panu sem - znalazłam siwe Bogu wzrok możemy mieć dobry. To włosy! Na twarzy wi- głos sumienia i światło wiary, dziędzę zmarszczki, wory ki którym możemy dostrzec te braki pod oczami, podwójny i nasze potknięcia. Jezus po to się podbródek! Patrzę i je- narodził, aby nadać wartość naszestem przerażona! Obwi- mu ludzkiemu życiu. On chce wziąć słe piersi, na udach cel- nasze słabości. To dzięki Niemu lulit. Jak ja wyglądam! mimo naszych wad możemy stać A ty byś mi chociaż po- się Dziećmi Bożymi. Jego przyjście wiedział coś na pocie- sprawiło, że niebo staje się nam tak bliskie. A z upływem czasu jakoś soszenie!!! - Kochanie, - ode- bie poradzimy, bo cóż to jest, jeśli zwał się mąż - co jak co, przed nami cała wieczność? Życzę na święta Bożego Narodzeale wzrok to ty masz donia dobrego wzroku i wnikania w to, skonały. Człowiek po grze- co Jezus nam daje, aby uzdrawiać, chu pierworodnym jest to co w naszej wierze krzywe i chore, pełen wad i zepsucia. aby niebo stało się naszym udziałem. Tam gdzie jest życie, istnieje I choć chrzest zgładził ten grzech, to Uśmiecham się świątecznie. Ciągle ruch. Wystarczy wspomnieć poru- jego skutki ciągle pozostają. To dla- pamiętający i zakochany w Łebie szenie, które nas ogarniało w ra- tego jesteśmy narażeni na niebezks. Krzysztof Niespodziański mach przygotowania do świąt. Bieganina, porządki, zakupy, główkoOSP Łeba na XV Festiwal Pomuchla wanie dla kogo jaki prezent... Nawet morze, choć czasem wydaje Ksawerego podmuch mocny, się być uśpione, nie przestaje pulOSP w dyżurze nocnym. sować własnym życiem. Wpisani Są zajęci wody laniem w ruch doświadczamy tego, że z nim przy tym jeszcze gotowaniem. przesuwa się również czas. Bolesne Chcą was dzisiaj tu uraczyć smaczną strawą doświadczenie, gdy w związku z tym której dorsz jest główną sprawą. nagle zauważamy, że na schodach łapie nas zadyszka, wizyty u lekaŚwięty Florian zupę mieszał rza coraz częstsze... Przemijamy i przy kotle wszystkich zrzeszał. i co dalej? Tak wiele można odczyKażdy dodał nutkę smaku tać z tego, co wokół nas i w nas sai obudził kucharza w strażaku. mych się dzieje. Pan Bóg na różne sposoby mówi nam, jak wiele ma do I klopsiki i dorsz cały zaoferowania człowiekowi. wszystkim bardzo smakowały. Zabawna anegdota opowiada, Wam spróbować też to damy jak pewna pani w poranek Nowego bo na bojowy wóz zbieramy. Roku po sylwestrowym balu dotkliBy was wspierać, by Was chronić wie przeżywała upływ czasu. Kolejny i od siły ognia bronić. etap życia bezlitośnie uświadamiał Aleksandra Wolff i Mirosław Ostrowski o nieuchronnej przemijalności. Mąż owej pani oparł się o framugę ła9


Lubię czytać żywoty świętych

Co roku, w czasie adwentu, szczególni święci pomagają nam przygotować się duchowo na Boże Narodzenie, na przyjęcie sercem Pana Jezusa. Najpierw pomaga nam Najświętsza Maryja Panna, która w ciszy nazaretańskiego domu, w codziennym zabieganiu przy pracach domowych, w modlitwie i czuwaniu, uczy nas, jak pokornie, z wiarą przyjąć Jezusa, przygotować się na Jego narodzenie. Następnie Jan Chrzciciel, poprzednik Pana Jezusa, surowy asceta znad Jordanu, nawołujący ludzi przybyłych z Jerozolimy do nawrócenia, do pokuty. Święty Jan czyni to przez przykład i słowo oraz chrzest. Św. Józef, opiekun i małżonek Maryi, również jest właściwym przewodnikiem podprowadzającym nas do Pana Jezusa. Dodatkowo, w tym roku, redakcja „Gościa Niedzielnego” proponuje dzieciom i dorosłym wędrówkę przez wieki w poszukiwaniu ludzi: mężczyzn i kobiet, którzy wybrali uBogą Drogę idąc za Panem Jezusem. Poznajemy świętych i błogosławionych, którzy, jak wierzymy, są już w niebie i orędują za nami, a których 10

Kościół wyniósł na ołtarze i dał nam, jako przykład i orędowników. Warto skorzystać z tych roratnich wędrówek. Ale nie tylko. Warto też – a są dzisiaj takie możliwości – poszukać w księgarniach katolickich, przez internet, książek traktujących o życiu naszego patrona lub naszych ulubionych świętych.

Po co? Aby odnowić znajomość, zażyłość z nimi, aby poznać ich życie i naśladować ich, modlić się za ich przyczyną, za ich pośrednictwem. Jest również dzisiaj wiele filmów dokumentalnych i fabularnych o świętych. To też może być sposób na studiowanie osobiste hagiografii, – czyli nauki o świętych, dla własnego pożytku, dla ubogacenia się duchowego, dla pogłębienia swojej wiary, bo każdy święty prowadzi nas do Jezusa, prowadzi nas do nieba. Moimi ulubionymi świętymi (pośród innych) jest błogosławiony Józef Gerard, oblat, francuski misjonarz, który jako diakon wyjechał do Lesotho na misje, tam przyjął święcenia kapłańskie i już nigdy nie wrócił do Europy, do ojczyzny. Drugą ulubioną „moją” świętą jest błogosławiona Janina Szymkowiak – siostra Sancja, serafitka, która w czasie drugiej wojny światowej posługiwała jeńcom francuskim i angielskim w klasztorze sióstr w Poznaniu zamienionym przez Niemców na dom przymusowej pracy dla sióstr. Oni mi pomagają, często wzywam ich pomocy. Dlatego lubię czytać żywoty świętych i ciebie do tego zachęcam. o. Piotr

Z albumów łebian

Zima w Łebie przełomu lat 1939/1940. Zdjęcie ze zbiorów biblioteki miejskiej.


Zarażeni Miłością do Boga Każdy z nas jest wysłannikiem Boga w tym świecie, a przez to jest również wysłannikiem do ludzi, z którymi żyjemy, pracujemy, spotykamy się. Choć wielu, a może nawet ogół, nie dba o to, prawda jednak pozostaje, że każdy jest heroldem Boga. Niesiemy mądrość i miłość do Boga jako ksiądz, matka, uczeń, syn, jako starzec i człowiek młody, jako górnik, marynarz lub szwaczka. Musimy jednak wierzyć, znać i praktykować naukę Chrystusa. Sił i umiejętności wystarczy, gdy czyniąc dobrze, będziemy pamiętali, że jesteśmy posłańcami Boga i że za nami idzie sam Bóg: „Oto ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją…” (Mk 1,2b-3). I ja usłyszałam w swoim sercu wołanie, odkryłam Boga, Jego Miłość, Jego Miłosierdzie w przebaczeniu. Bóg mnie przyciągnął, rozkochał i oszołomił Sobą. To było jednocześnie delikatne, a zarazem potężne, jak „grom z jasnego nieba”. Nie odrzuca się prośby tego, kto nas naprawdę kocha, a jest to przecież zaproszenie od Tego, który nas najmocniej i najwierniej miłuje. Zaraziłam się miłością, która uzdrawia i leczy, daje pełne szczęście, a przede wszystkim dodaje sił. Miłość do Boga jest większa i wręcz konieczna, aby inne miłości – te ziemskie mogły być pełne i szczęśliwe. Czymkolwiek nie próbowałam nasycić pragnienie miłości, które przecież jest w każdym człowieku – nie znajdowałam ukojenia. Nawet najszczęśliwsze małżeństwo (choć bez Boga to nie możliwe) nie zaspokoi wszystkich pragnień.

Ciągle będą pojawiały się nowe, ciągle będzie głód, znudzenie, szukanie, rozgoryczenie... Ta Boża miłość oświetla życie człowieka, dając mu poznać jego ewentualne braki, niedomagania, czy rdzę pokrywającą jego życie. Bo miłość Boga to największy dar, jaki otrzymaliśmy i dzięki niemu możemy doświadczać już tu na ziemi obecności Boga. Olga Mikułko Effatha

Z kroniki parafialnej – Rok 1950: Rok Jubileuszowy

Styczeń Przełomowym był okres zbliżającego się Roku Świętego 1950. Jak na całym świecie, w Stolicy Apostolskiej Rzymie, tak też i na poszczególnych krańcach świata, zakątkach parafii, tak też i w tutejszej Parafii Łeba nad morzem i szumem fal Bałtyku ludność osady rybackiej i poszczególne jednostki witają ten nowy Święty Rok – z myślą o lepszym jutrze, wzniesieniem ku Bogu próśb o łaski miłosierdzia i ufności wiary szerzącej się i podnoszącej całą ludzkość świata ku Bogu i Jego Świętym Prawom i Woli w tym nowym Świętym Roku. Staropolskim zwyczajem katolic-

kim była kolęda, odwiedziny parafian, rodzin i domostw. Obchodzona rokrocznie, tym samym i w bieżącym roku. Ksiądz Proboszcz Górzyński kolędował w miasteczku Łeba oraz w przynależnych do parafii wioskach. Nadmienić należy, iż na szczególną uwagę zasługuje Państwowe Liceum Rolnicze II stopnia (męskie) w Nowęcinie. Łeby. Serdecznie tam witali kolędującego ks. Proboszcza, jak również było miłe przywitanie ze strony profesorów. Ogólnie kolęda była udana i miła.

11


fotogaleria

Roraty 2013

XV Festiwal Pomuchla 12


fotogaleria

Zespół Gitary Niepokalanej

Jury XV Festiwalu Pomuchla: Krystyna Hartenberger - Pater, Maria Szabłowska, Jakub Kuroń 13


Pielgrzymka Parafialna – do Sokółki 21-22.11.2013

21-22.11.2013 grupa pielgrzymów z Łeby i Chabrowa, powierzając się Najświętszej Panience, wyruszyła na wschodnie tereny naszej ojczyzny - do Sokółki, Świętej Lipki, Różanegostoku, Studzienicznej i Gietrzwałdu . Pierwszy etap naszego pielgrzymowania zawiódł nas do Świętej Lipki. Z powodu licznych grup pielgrzymów różnych wyznań, Święta Lipka nazywana jest „Częstochową Północy”. Jezuita Józef Figiel w bardzo ekspresyjny sposób opowiedział nam historię sanktuarium. Stoi ono w miejscu lipy, na której skazaniec umieścił wyrzeźbioną przez siebie figurę Matki Bożej, która objawiła mu się dzień przed egzekucją. Na ołtarzu głównym sanktuarium znajduje się obraz Matki Jedności Chrześcijan. Zespół architektoniczny złożony z kościoła, krużganku i klasztoru posiada, zachowaną w idealnym stanie, bogatą i różnorodną dekorację, obrazy, rzeźby, freski na sklepieniu, wyroby kowalstwa artystycznego. Uwagę przyciągają organy z rzeźbami przedstawiającymi anioły, Najświętszą Marię Pannę, Archanioła Gabriela oraz gołębicę symbolizującą Ducha Świętego. Figury te, razem z dzwonkami i gwiazdami, wprawiane są w ruch w czasie gry na instrumencie. Ze świętej Lipki z modlitwą i śpiewem dotarliśmy do miejsca wyjątkowego – Sokółki. W kościele pod wezwaniem Świętego Antoniego Padewskiego, 12 października 2008 r. podczas udzielania Komunii Św., jeden z księży upuścił konsekrowaną hostię. Hostię umieszczono w naczyniu liturgicznym wypełnionym wodą, w którym miała się rozpuścić. Po tygodniu siostra zauważyła, że na białej 14

hostii znajduje się czerwone zabarwienie. Hostię wyjęto i położono na korporale, na którym pozostał czerwony ślad. Badania wykazały, iż jest to tkanka ludzkiego serca w stanie agonii. Przed Najświętszym Sakramentem wystawionym w kaplicy Matki Bożej Różańcowej, w której przechowywany jest Relikwiarz z „cudowną Eucharystią”, każdy mógł sam osobiście podziękować Jezusowi za wszystkie otrzymane łaski i prosić o dalsze błogosławieństwo dla swoich najbliższych. Następnie odmawialiśmy Koronkę do Miłosierdzia Bożego. O godz.16.30 rozpoczęły się Nieszpory Eucharystyczne oraz Msza Święta odpustowa (wspomnienie Ofiarowania Maryi w świątyni jerozolimskiej) czyli najważniejszy moment uroczystości odpustowych. Mszę Św. koncelebrował nasz opiekun duchowy - ojciec Piotr. Uczestnicząc w Eucharystii i mając szczęście klęczeć przed Świętą Hostią, doświadczyliśmy jakby na nowo i mocniej cudu Eucharystii. Po Mszy świętej wyruszyliśmy w dalszą drogę. Kilkanaście kilometrów jazdy i kolejny przystanek, maleńka cicha wioska - Różanystok. Nie umiem wytłumaczyć uczucia, jakie ogarnęło mnie po przekroczeniu progu świątyni. Miejsce to jest niezwykle ciepłe i bezpieczne. W chwili odsłonięcia cudownego Obrazu ogarnął nas niesamowity spokój, wręcz łagodność. Przesympatyczny ksiądz salezjanin, oddając realizm wydarzeń, przeniósł nas w atmosferę domu Tyszkiewiczów, gdzie przed obrazem Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus odprawiano wspólne modlitwy. 21 listopada 1658 roku, w uroczystość Ofiarowania NMP, po domu

Tyszkiewiczów rozszedł się intensywny różany zapach, samoczynnie zapaliła się lampka oliwna, zakwitły zasuszone wianki kwiatów, słychać było muzykę i anielski śpiew. Po tych znakach do domu Tyszkiewiczów zaczęły przybywać pielgrzymki, przeniesiono więc obraz do pobliskiego kościoła, a Tyszkiewiczowie poprosili zakon dominikanów o opiekę nad cudownym wizerunkiem. Na miejscu drewnianego kościoła wybudowano Bazylikę Ofiarowania Matki Bożej. Dzień zakończyliśmy Apelem Maryjnym żegnając śliczną Panienkę. Następnego dnia o godz. 7:00 odsłonięciem obrazu rozpoczęła się Msza Święta koncelebrowana między innymi przez ojca Piotra. Po modlitwie i pożegnaniu z Cudowną Panienką pojechaliśmy do wsi Okopy koło Suchowoli, aby w skupieniu i zadumie oddać ostatni pokłon i pomodlić się w intencji zmarłej Marianny Popiełuszko, matki Bł. Księdza Jerzego Popiełuszko. Z Okopów udaliśmy się do Studzienicznej. Na jednej z wysp na jeziorze, połączonej groblą ze stałym lądem, znajduje się murowana kapliczka Matki Bożej Studzienicznej – Matki Kościoła. Po odmówieniu modlitwy udaliśmy się do studzienki z cudowną wodą, która leczy choroby oczu


15


Łebscy: młodzi, wykształceni i... z małego miasta Alicjo, czy jesteś łebska? Co według Ciebie oznacza bycie łebskim? Zdecydowanie jestem łebska. Być łebskim to znaczy odnajdywać się w naszym mieście, nie wstydzić się tego, skąd się pochodzi. Gdy ktoś mnie pyta skąd jestem, to mówię, że jestem z Łeby – małego zaczarowanego miasta. Studiujesz na Uniwersytecie Gdańskim. Na którym roku już jesteś? Jestem na V roku. To już ostatni rok mojej nauki. Teraz będziesz broniła pracę magisterską? Tak, ale najpierw muszę ją napisać. ☺ A jaki jest temat Twojej pracy? Moja praca będzie związana z literaturą starogrecką. Będę pisała o Korynnie, greckiej poetce lirycznej (VI w. p.n.e.) z Tanagry w Beocji. Czy od początku studiowałaś neofilologię? Nie. Na początku były to studia w ramach filologii klasycznej. Na studiach magisterskich także po części to realizuję, ale jestem na specjalizacji neolatynistycznej, znanej jako studia renesansowe. Studia renesansowe polegają na tym, że kontynuujemy swoją przygodę z filologią klasyczną jak również zajmujemy się sztuką i literaturą renesansową oraz tłumaczymy autorów renesansowych. Jak rozpoczęła się Twoja nauka na studiach? Na początku chciałam studiować psychologię na KUL-u. Przejrzałam kierunki i trafiłam na filologię klasyczną. W opisie było napisane, że zajmują się filologią starożytną, czyli moim ulubionym działem w historii. W szkole podstawowej chciałam 16

być archeologiem. Na studiach zainteresowanie to powróciło. Na KUL -u obroniłam swój licencjat, a studia magisterskie wybrałam bliżej domu, czyli w Gdańsku. Pamiętasz swój pierwszy dzień na uczelni? Tak, pamiętam. To była inauguracja roku akademickiego na KUL-u. Oczywiście zgubiłam się w budynku, ale pewna miła pani zaprowadziła mnie na salę. Później okazało się, że była to pani sekretarz. Pod drzwiami poznałam kolegów i koleżanki z roku. Studia zaczynało 21 osób. Wszyscy się dziwili, że aż z Łeby przyjechałam do Lublina, aby studiować na KUL-u. Jakich przedmiotów musieliście się uczyć? Obecnie mamy lekturę autorów łacińskich i greckich. Na zajęciach tłumaczymy z języka łacińskiego i greckiego na polski. Na KUL-u miałam historię podzieloną na okresy. Każdy okres przerabialiśmy przez jeden semestr i to robiłam przez cały licencjat. Aktualnie nie mam przedmiotów związanych z historią, jedynie literaturę danego okresu. Z tym,

że renesansową a nie starożytną jak to było na licencjacie. Ile czasu poświęcałaś dziennie na naukę? Trudno policzyć w godzinach, czasami przekładało się to na kilka dni. Na jeden język poświęcałam nawet 4 godziny. Gdzie można pracować po takich studiach? Pracę można podjąć w każdym ośrodku kulturalnym: w muzeum, bibliotece. Można też tłumaczyć starożytne języki lub wyjechać za granicę, tam podszlifować język i oprowadzać wycieczki, gdyż mamy dobrą podstawę historyczną. Czy możesz pracować w szkole? Tak, ale musiałabym najpierw zrobić specjalizację nauczycielską. Ile osób jest obecnie na Twoim roku? Tylko 3 osoby. Mamy w grupie pana, który jest księdzem. Jak myślisz, dlaczego jest tak małe zainteresowanie neofilologią? Myślę, że dlatego, iż są to bardzo trudne studia. Uczymy się języków,


które nie są w użyciu i nie mamy możliwości rozmawiania w tych językach. Dla mnie osobiście są to fantastyczne studia. Na bazie starożytnej wyrosła cała nasza kultura. Znając łacinę można łatwo nauczyć się języka włoskiego. Studia uczą systematyczności i logicznego myślenia. Moje studia to głównie praca na tekstach antycznych. Czy zdarzyło się, że na zajęciach była 1 osoba? Tak i to byłam najczęściej ja. I wykłady się odbywały? Owszem. Czy uczestniczyłaś w programach wymiany studentów? Niestety nie. U nas nie ma możliwości wyjazdu ani do Grecji, ani do Rzymu Jak spędzasz czas wolny? Nadal jestem harcerką i lubię wypady harcerskie, chociaż już tak czynnie nie działam. W Łebie działa X Łebska drużyna starszoharcerska „Leśni łowcy”, z którą jestem związana od samego początku. Fantastyczni ludzie. Polecam wszystkim wstąpienie do harcerstwa. Lubię też kino. Co powiedziałabyś młodym ludziom, którzy wyruszają z Łeby do dużego miasta i tam szukają szczęścia? Powiedziałabym im, żeby się nie bali i próbowali. Co Ci się podoba w Łebie? W Łebie podobają mi się ludzie, moi znajomi, ścieżki łebskie, które znam. Kiedyś nie doceniałam tego że mieszkam w Łebie, że mam morze. Kiedy wyjechałam, to dopiero wtedy zobaczyłam jakie to miasto jest piękne, jaki mam komfort, że mogę iść na plażę pospacerować. A z czym kojarzy się Łeba Twoim znajomym? Moim znajomym Łeba kojarzy się z letnią stolicą Polski, z Bałtykiem, miastem turystycznym. Dziękuję za rozmowę!

„Po to masz swą rodzinę i własny kęs chleba, by podporą być innym w potrzebie” 8 grudnia o godz. 15.00 rozpoczął się Festiwal Pomuchla, odpustowy festyn św. Mikołaja. Teraz piętnasty festiwal już za nami, emocje też. My jako parafialny zespół „Caritas” jak co roku zastanawialiśmy się, czy przygotowywać loterię fantową czy nie. Zdania były podzielone, decyzja zapadła i jak wiadomo naszym łebianom ruszyliśmy „po prośbie” do sponsorów, aby dzięki ich portfelom i sercom uzyskać jak najwięcej przyciągających oko fantów. Udało się dzięki ludziom dobrej woli, na których zawsze możemy polegać. Słyszałam, że większość osób pozamiejscowych przyjeżdża chętnie na ten festiwal właśnie ze względu na loterię fantową. Cieszy nas to bardzo. Przyjemnie było patrzeć, jak cieszyli się i ci, co wygrywali wartościowe fanty, jak i ci, którzy losowali te mniej wartościowe. Wiadomo, że dzięki uzyskanym w ten sposób pieniądzom będziemy mogli wspomóc

paczką żywnościową potrzebujących naszej parafii. Nie byłoby ani loterii, ani paczki, gdyby nie ludzie dobrej woli, którym z serca dziękujemy. Oni nigdy nie odmawiają, zawsze wspierają i biorą jeszcze udział w losowaniach. Dziękujemy, że nie zamykacie przed nami drzwi, a wręcz odwrotnie, szeroko je otwieracie, jak i Wasze wrażliwe serca i portfele nie zawsze wypełnione po brzegi. Dzielicie się tym, co macie. Dziękujemy, że jesteście z nami, bo bez Was nic sami byśmy nie zrobili. Na nadchodzące święta przyjmijcie życzenia zarówno Wy, jak i Wasze rodziny: Z okazji świąt Bożego Narodzenia życzymy wszystkim, aby ich domy w ten radosny dzień wypełniały miłość, szczęście i pokój. Niech nadchodzący Nowy Rok zaowocuje życzliwością dla bliźnich, wsparciem od ludzi oraz wszelką pomyślnością. Szczęść Boże! Jadwiga Labuda

Z Alicją Kisielewską rozmawiała Beata Czaja 17


Pani Agata Cibulla

W Żukowie, w rodzinie Leokadii i Feliksa Wolf, przyszła na świat 2 września 1929 r. jako druga z siedmiorga rodzeństwa Agata Wolf, obecnie Cibulla. Aby utrzymać swoje dzieci, jej rodzice ciężko pracowali na 120 ha gospodarstwie. Pani Agata jako dziecięlotenia dziewczynka dobrze pamięta wybuch II wojny światowej. Pamięta palenie przez Niemców całych domów, gospodarstw i ukrywających się w ich miejscowościach ludzi oraz, że trzeba też było uczyć się przymusowo w niemieckiej szkole podstawowej. W 1942 roku zmarła mama p. Agaty i opiekę nad rodziną przejęła babcia ze strony mamy. Wspominała p. Agata, jak na Wielkanoc trzeba było wstać o 5 rano, aby z rzeki Raduni przynieść zimnej wody, obmyć twarz i zdążyć na godz. 6.00 na Rezurekcję. Wieczorami obowiązkowo cała rodzina odmawiała Różaniec, babcia pilnowała też, aby nie zapomnieć o Mszy św. Swoje dzieciństwo z babcią mile wspomina, bo jak sama mówi, babcia wpoiła im wiele dobrego. Nauczyła ich życia w rodzinie, pokory, pracy i modlitwy. Często też ukrywała ich przed Niemcami, a następnie przed Rosjanami. 18

Po wojnie w wieku 16 lat młoda Agatka rozpoczęła pracę w sklepie spożywczym jako ekspedientka. Towar, wiadomo, był na kartki. Kiedy miała 20 lat przyjechała do Łeby razem ze swoimi koleżankami Zofią Stubińską (Zofia Ćwok) i Heleną Weszka (Helena Kasprzak). Wynajęły pokój i rozpoczęły pracę w gospodzie „Pod Rybką” (teraźniejsza „Kaszubianka”). Pani Agata pracowała jako kelnerka, a potem bufetowa. Tam też przychodził Klemens Cibulla, który pracował już w Łebie w masarni jako rzeźnik. Często przychodził do gospody wraz z kolegami i „wychodził” sobie przyszłą żonę Agatkę. 1 czerwca 1952 roku połączyli się węzłem małżeńskim w Żukowie, tam, gdzie urodziła się p. Agata. Pierwszy ich wspólny kącik to mieszkanie służbowe nad masarnią, następnie dostali z przydziału komunalnego obecne miejsce zamieszkania. Wspólnie z mężem przeżyli 48 lat. Dochowali się czwórki dzieci, z których dwoje już nie żyje. Pan Klemens zmarł w 2000 roku. Pani Agata doczekała się czterech wnuczek, pięciu wnuków i dwojga prawnucząt. Wzorując się na swojej babci nie narzekała. Pracowała, modliła

się i modli za swoją rodzinę bliższą i dalszą, za Ojca Świętego Jana Pawła II. Opowiadając o swoim życiu z radością i wzruszeniem wspominała swoje spotkanie z Ojcem Świętym. I – jak sama twierdzi – czuje Jego opiekę na co dzień. Cieszy się, że mogła uczestniczyć w wielu pielgrzymkach, żałuje tylko, że nie mogła być w Fatimie. Oglądałam zdjęcia z tych wyjazdów (a ma ich wiele) i wiem, że zwiedziła wiele miejsc, gdzie dane jej było modlić się. Należy do Przyjaciół Misji i Żywego Różańca. Cieszy się z odwiedzin szafarza i duszpasterza i nadal swe życie i swoich bliskich powierza Panu Bogu i Matce Najświętszej. Jest osobą pogodną, życzliwą, uśmiechniętą i dla swoich bliskich i dla znajomych. Pogodzona ze swoim życiem, nic by nie chciała w nim zmieniać, otoczona troskliwa opieką córki i jej rodziny. Cieszy się, że czerpie wzorzec ze swojej babci. Wpoiła swoim dzieciom wiarę, nadzieje i miłość. Teraz dzieci przekazują to samo swoim dzieciom i p. Agatka zadowolona jest ze wszystkiego. Szkoda jej tylko, że sama nie może chodzić do kościoła wskutek nieszczęśliwego złamania nogi. Życzę Pani Agacie dalszych pogodnych i szczęśliwych dni, pociechy z wnucząt i prawnucząt, zdrowia, opieki Bożej na każdy dzień i dziękuję za życzliwe przyjęcie. Jadwiga Labuda

Statystyka parafialna SAKRAMENT CHRZTU: 01.12.2013 Antonina Remiszewska ZMARLI: 21.11.2013 Helena Myńska 09.12.2013 Bruno Alfred Rychter


Kto krzyż odgadnie ten nie upadnie w boleści sercu zadanej Moja śp. babcia Konstancja, wdowa z czwórką dzieci (Kazimierz ukończył konserwatorium muzyczne, Weronika – szkołę ochroniarską, Tadeusz – przerwane gimnazjum, Jadwiga – przerwana szkoła Nazaretanek) przyjechała do Gdyni bez „srebra i złota”, a z krzyżem w kawałkach i Matką Boską Ostrobramską. Ja kilkuletnia dziewczynka zawsze przed kolędą prosiłam o kupno nowego krzyża. Mówiłam mamie, że nasz jest stary, krzywy i brzydki. Odpowiedź była zawsze ta sama: nasz jest piękny, pamiątkowy i będzie u nas zawsze. Został stary krzyż, zawsze był i stoi do dzisiaj. Latami mama wolniutko nam wyjaśniała, że krzyż to pamiątka ślubna Konstancji i Karola Sokołowskich, jej rodziców. Krzyż to świadek błagania Boga przez Konstancję z małymi dziećmi Kazimierzem i Weroniką o powrót z wojny męża i ojca. Wrócił! Pan Bóg obdarzył ich jeszcze dwójką dzieci Tadeuszem i Jadwigą. Krzyż stał w rodzinnym domu mojej mamy. Domownicy klękali przed nim z prośbami i podziękowaniami. Krzyżem tym babcia pobłogosławiła wywożonych swoich braci. Krzyż ten w czasie II wojny światowej został wyrzucony przez ateistę przez okno i rozpadł się. Moja mama – wówczas mała dziewczynka – pobiegła na ulicę i pozbierała wszystkie części. Po wojnie krzyż został niezbyt udolnie zespawany. Krzyż – my też klękaliśmy przed nim do modlitwy. Ja już trochę więcej rozumiałam, pomimo to krzyż nadal był dla mnie brzydki. Mama i jej rodzeństwo przeżyli godnie z Bogiem i prawdą ponad 80 lat każdy. Wspierali się wzajemnie. Mojej mamie było najtrudniej. Bardzo często listonosz przynosił od jej

co szepcze, co radzi! Głos jego na błędne drogi nie prowadzi. Ono powie, co trzeba unikać, co robić, by bezpieczną i prawą drogą życia kroczyć! Ono skarbem największym i najdroższym mieniem! Przyjacielem – gdy czynne, lecz wrogiem – gdy drzemie. - SUMIENIE! ks. generał Andrzej Michałek

Wierzę w Jezusa Chrystusa! Wierzę Jezusowi! Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem Polska jest brata Tadeusza dwie czerwone stu- Polską, a Polak – Polakiem. złotówki, a dla nas dzieci czasami Jolanta Klat była paczka ze słodyczami i książŁeba, rekolekcje adwentowe 2013 kami, sanki czy łyżwy „figurówki”. Mama zawsze spoglądała wtedy na Miesięcznik Parafii krzyż dziękując Bogu i mówiła, że JeWniebowzięcia NMP zus nas nie opuści. Krzyż ma ok. 150 lat i ja dopie- w Łebie ro zrozumiałam, że dla mnie też jest piękny i jest cudowną pamiątką rodzinną. My ludzie nazbyt często szukamy R E D A K C J A: Eliza Lechończak „wrogów” nawet o zgrozo w Krzyżu. Jadwiga Labuda A wróg nr 1 może być w nas!!! Proboszcz Nie zawsze spokojne Mariusz Legieżyński – w każdym człeku mieszka! Redaktor naczelna Nie zawsze też Maria Konkol z niego wygodny koleżka. Anna Remiszewska Usunąć go nie możesz, Dorota Reszke choć często dokucza, Danuta Świerk a w tajniki duszy wdziera się bez klucza. Wydanie przygotowane Przez oczy zagląda we współpracy – w głębię twego bycia, z Biblioteką Miejską w Łebie. ocenia jak sędzia ul. Powstańców Warszawy 28 – w świetle czynów życia! 84-360 Łeba Myśli mu nie obce tel. 59 866 14 64 i pragnienia twoje, e-mail: leba@oblaci.pl zna radości płomienne, www.leba.oblaci.pl kłopoty i znoje. Konto: BS Łeba Słuchaj co ci mówi, 54 9324 0008 0002 6912 2000 0010 19


godz. 17.00 uroczysta Msza św. w kościele Wniebowzięcia NMP z muzyczną diakonią scholi Promyki Pana oraz Hanny Chylińskiej na skrzypcach, po Mszy krótki koncert chóru FALARE ze szkoły podstawowej i zespołu VIVO z gimnazjum godz. 18.00 koncert chóru GLORIA z Dziecięcej Szkoły Artystycznej w Zielenogradsku godz. 19.00 wspólne kolędowanie na przykościelnym placu i rozesłanie chlebem i winem


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.