Ichtys 100

Page 1

Miesięcznik Parafii Wniebowzięcia NMP w Łebie

www.ichtys.net

2014 kwiecień nr 99

św. Jan XXIII

św. Jan Paweł II

Obedientia et pax

Totus Tuus

1958 - 1963

1978 - 2005


Twarz

Twarz w błysku – Manoppello. Między zmartwychwstaniem A stężeniem śmierci. Oczy rozszerzone Jakby nie wiedział co się stało, stanie Gdy wieczność jest wrócona Wciąż nie rozumiem tego. Był doczesny A co wiedział odwiecznie? Ale jest bolesna Skrzywienie ust. Spuchnięcie Sińce, świeże rany Jest też zgrubienie. Nos Jego złamany Uderzeniem pięści Nic nie jest wrócone Do twarzy przed męką Nie ustawiono Nosa – by było piękniej A jednak inaczej Widzimy twarz Jego. Tak, boli, bolało Poraniona, pobita Ale nie zostało Kropli krwi. Więc obmyta Gdy zmartwychwstała? Ale trwa opuchlizna. I też nie zamknięta Jest ani jedna blizna. Czy tak się pokazał Magdalenie, tak w Emaus Jak ujrzymy Jego? Wierzę w błysk z Manoppello. Chyba zrozumiałem Że w tej mgle światła nie ma kamiennego Dotknięcia śmierci. Ani zmarszczki gniewnej Czy grymasu konania. Patrzę, jestem pewny Wrócił Mu uśmiech cały Ernest Bryll 2


kilka myśli proboszcza

To już niedziela palmowa 2014 roku. Za nami czas Wielkiego Postu, czas przeżytych nabożeństw Drogi Krzyżowej, Gorzkich Żali, rekolekcji wielkopostnych. Po raz kolejny mogliśmy wraz z całym Kościołem medytować tajemnicę odkupienia człowieka. Punktem kulminacyjnym tej tajemnicy była nie tylko śmierć Chrystusa, ale również Jego Zmartwychwstanie. Jakże wielką cenę zapłacił Bóg, by odkupić człowieka. Ileż trudu i cierpienia kosztowała Boga miłość do człowieka. Świadomość tego wydarzenia nie powinna zamykać się do czasu Wielkiego Postu i radosnej Niedzieli Zmartwychwstania, lecz winniśmy przeżywać te tajemnice przez cały rok liturgiczny, kiedy gromadzimy się na Mszy św., kiedy przyjmujemy sakramenty święte i kiedy osobiście rozważamy Słowo Boże. Nie ogarniemy jednak wielkiej tajemnicy umiłowania człowieka przez Pana Boga. Pochylamy się przed nią w pokorze i wyznajemy: „Dziękujemy Ci

Panie Boże za przeogromną miłość, którą nam okazałeś przez swojego Syna Zbawiciela świata”. Jesteśmy w centrum tej tajemnicy, rozpoczynając obchody Wielkiego Tygodnia. Jakże przebogata liturgia towarzyszy nam w czasie tych ostatnich dni przygotowujących nas bezpośrednio do obchodów Zmartwychwstania Pańskiego. Ta zewnętrzna oprawa wprowadza nas w głębię istoty dokonanego przez Boga dzieła odkupienia. Nie bez powodu Kościół zachęca nas, by włączyć się w obchody Triduum Paschalnego, wyrażając w ten sposób swoją wdzięczność Bogu za dar stworzenia i jeszcze większą za dar odkupienia. Przed nami ostatni tydzień przygotowania do Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Dobrze wiemy, że to przygotowanie odbywa się w dwojaki sposób. Pierwsze to przygotowanie wewnętrzne, które rozpoczęło się w Środę Popielcową i trwało przez cały Wielki Post, ukazując nam drogę Chrystusa prowadzącą do zbawienia. Nie chodzi o to, byśmy tylko przypatrywali się i byli pełni podziwu dla Syna Bożego, że podjął ten wysiłek, lecz przede wszystkim o to, byśmy przeżywając te wydarzenia, umieli pójść za Chrystusem i naśladować Go w naszej codzienności. Taki jest wymiar duchowego przygotowania do Świąt Wielkanocnych. W naszym tegorocznym przygotowaniu do Wielkiej Nocy towarzyszy nam bł. Jan Paweł II, którego kanonizację będziemy przeżywali w niedzielę Miłosierdzia Boże-

go. On jest dla nas przykładem i wzorem naśladowania Chrystusa. Stawał się świętym na naszych oczach. Można powiedzieć, że wzrastaliśmy pod duchową opieką błogosławionego, a już wkrótce św. Jana Pawła II. Spodobało mi się zdanie, które usłyszałem, że święci nie są po to, byśmy ich podziwiali i zachwycali się nimi, ale po to, byśmy ich naśladowali. Za niedługi czas będziemy radowali się wyniesieniem na ołtarze do godności świętego, Jana Pawła II, nie po to, by się zachwycać, lecz po to, by naśladować jego pójście za Chrystusem. Cały oddany Bogu i Matce Najświętszej. Dlatego w niedzielę Miłosierdzia wspólnie przeżyjmy ten czas radości, gromadząc się na świętej liturgii, by wyrazić wdzięczność za św. Jana Pawła II. Nie zapominajmy jednak o tych świętych trzech dniach poprzedzających Niedzielę Zmartwychwstania - o Wielkim Czwartku, Piątku i Sobocie. Niech nie zabraknie nas na tym dopełnieniu tego czasu Wielkiego Postu poprzez przeżywanie tego, co zostało ustanowione za czasów Chrystusa, a trwa do dzisiaj i przynosi duchowe owoce w całym Kościele. Drugie to przygotowanie zewnętrzne, by święta przeżyć rodzinnie, spokojnie, w poczuciu dobrze spełnionych obowiązków, radując się owocem swojej pracy na rzecz dobrze przygotowanych świąt. Niech wszystko raduje nasze serca, niech będzie pokój wewnętrzny, że w sposób godny, jako uczniowie Jezusa Chrystusa, potrafimy przeżywać największą prawdę o naszym odkupieniu. Życzę zatem radosnego przeżywania Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Wasz proboszczo. Mariusz omi 3


Biblia „kodem kulturowym” Europy (II) Związek Biblii z kulturą jest dwojaki. Ten podstawowy polega na tym, że Biblia ukształtowała w zasadniczy sposób naszą kulturę, co podkreśliliśmy w poprzedniej refleksji: Biblia stanowi podstawowe i niezastąpione źródło zrozumienia kultury ogromnej ilości krajów, na których odcisnęła swoje piętno: od Bliskiego Wschodu poprzez Europę, obie Ameryki po Afrykę i kraje Dalekiego Wschodu. Wystarczy wspomnieć rolę, jaką odegrała Biblia w kształtowaniu świadomości narodowej pierwszych kolonistów amerykańskich, a na gruncie historii Europy i kształtowania się jej dziedzictwa kulturowego wystarczy przywołać słowa francuskiego poety i dyplomaty Paula Claudela (1868-1965), który nazwał Biblię „ogromnym słownikiem”, z którego obficie czerpała kultura europejska. Goethe był przekonany, że Ewangelia jest „językiem ojczystym Europy”. Biblia ukształtowała nasz sposób patrzenia na świat, wartościowania, pojmowania roli człowieka w tym świecie. Inspirowała i inspiruje jego zaangażowanie na rzecz równości i wolności oraz godności człowieka. Temat ten zostanie szeroko rozwinięty w czasie kolejnych wykładów. Z drugiej strony Biblia sama w sobie jest dziełem kultury; jest przesiąknięta historią i tradycją tych regionów świata, z których wzięła początek. Najstarsze teksty biblijne mają prawie trzy tysiące lat, te nowsze prawie dwa tysiące. To sprawia, że sięgając do Biblii znajdujemy prawdziwą skarbnicę wiedzy dotyczącej historii, zwyczajów, praw oraz języ4

ka i sposobu, w jakim Biblia opowiada dzieje świata i ludu, który nazywa wybranym. W Biblii odbijają się tysiące lat historii Izraela i historii powszechnej, etapy dziejów ludzkości i cywilizacje. W Biblii spoglądamy na starożytny Egipt i babilońską, a nawet sumerską Mezopotamię, potem widzimy już wyraźnie epokę asyryjską, neobabilońską, perską hellenistyczną i wreszcie rzymską. Świat, w którym rodziła się Biblia był przez wieki świadkiem nieustannych zawirowań historycznych, krzyżowania się wielu kultur, wpływów i tradycji. Wszystko to odnajdujemy w Biblii jak w niezwykłej skarbnicy nie tylko prawd religijnych – dla Biblii zasadniczych, ale także tych, które obejmują prawa, obyczaje, wierzenia i języki środowisk i ludzi jakże odległych od naszych czasów. W poprzednim zamyśleniu powiedzieliśmy wiele o oddziaływaniu Biblii na kulturę zwłaszcza Europy na przestrzeni wieków. Zapytajmy teraz, w jaki sposób Biblia oddziałuje i dziś? Oddziałuje na współczesne społeczeństwa przez obrazy, system wartości, emocje, jakie ukształtowała przez pokolenia w naszych przodkach i w nas samych. To jest ten kod kulturowy. Zresztą Biblia do historii nie tylko Europy, ale i świata wniosła wartości podstawowe. Przede wszystkim należy do nich orędzie o godności człowieka jako istoty, która nosi na sobie znamię Boga, ma swoją osobowość, posiada własne i niepowtarzalne „ja”. Następnie – pojęcie wolności człowieka, przeżywanej w odniesie-

niu do prawdy o świecie i o sobie samym. Do tego dochodzi koncepcja człowieka jako istoty rozumnej, powołanej do odkrywania świata. Przecież rozwój nauk przyrodniczych w XVII i XVIII wieku dokonał się za sprawą ludzi, którzy poczuli powołanie inspirowane słowami: „czyńcie sobie ziemię poddaną”. Kolejna kategoria, która tworzy fundamenty współczesnego cywilizowanego świata i Europy to pojęcie sumienia, które jest najwyższą instancją, ośrodkiem decydującym o tym, kim jesteśmy w życiu, oraz nietykalność tego sumienia. I wreszcie powołanie człowieka do miłości, jako podstawowe powołanie. Za nim idzie powołanie do życia we wspólnocie, idea równości kobiety i mężczyzny, która nie tak łatwo znajdowała sobie prawo obywatelstwa w ówczesnym świecie. Kolejna biblijna wartość to gwarancja świętości naszego życia. Oznacza ona, że nikt nie ma prawa dysponować naszym życiem, zabierać go, skracać, wykrzywiać jego dziejów. Te wartości stanowią fundament współczesnej cywilizacji, obecnie, także w Polsce, naruszony. Stąd zamęt, jaki obserwujemy w naszej rzeczywistości społeczno-politycznej. Jakkolwiek prawdą jest, że Biblia formowała duszę Europy, jej historię i codzienne życie, to jednak w ostatnich dziesięcioleciach głęboki kryzys wstrząsa fundamentami kultury europejskiej. Państwo usiłuje narzucić swoje prawo i zepchnąć na drugi plan chrześcijańskie korzenie Europy. Wydaje się, że w imię laicyzmu, Biblia powinna zostać zre-


latywizowana, aby zniknąć w pluralizmie religijnym oraz jako normatywne odniesienie kulturowe. Kiedy Jan Paweł II w liście z okazji 1500 rocznicy narodzin św. Benedykta pisał, że „podłoże kultury europejskiej było — i szczęśliwie jest jeszcze — przeniknięte chrześcijaństwem”, dodał – „Trzeba jeszcze, aby Ewangelia stała się księgą najbardziej znaną i najbardziej kochaną, szczególnie przez młodych i przez ich wychowawców, ponieważ na jej nauczaniu buduje się i utrwala prawdziwą duchową jedność, zdolną dać nam pokój”. Trzeba pamiętać, że przesłanie Biblii ukształtowało nasz system wartości, sposób postrzegania Boga, świata, człowieka i społeczeństwa. Kultura bowiem to przede wszystkim człowiek, świat jego wartości, wyborów i wytworów. Te ostatnie są odzwierciedleniem jego sposobów wartościowania, pytań, poszukiwań, buntu, bólu i radości. Piękno Biblii polega na tym, że obok orędzia zbawienia jest czynnikiem kształtowania naszej kultury, bez której żaden człowiek nie mógłby być sobą. Francuski poeta katolicki Paul Claudel w połowie poprzedniego wieku napisał: „Szacunek katolików do Pisma Świętego jest niezmierny i ujawnia się przede wszystkim w tym, że trzymają się z dala od niego”. Pismo święte trzeba „otworzyć” – najpierw dla siebie, osobiście. Trzymając się „z daleka” będziemy podziwiali ludzi uformowanych przez Biblię, omawiali wytwory ich geniuszu, ale pozostaniemy na zewnątrz tej wielkiej przygody, której na imię spotkanie z Biblią. Trzeba wejść do środka. A to jest przygoda, która nigdy nie pozostawia człowieka takim samym. o. Wojciech Popielewski OMI

Spotkanie po czterdziestu latach „Są miejsca, czasy i ludzie, których się nie zapomina” W tym roku mija czterdzieści lat od ukończenia przeze mnie i rówieśników Szkoły Podstawowej w Łebie. W związku z tym postanowiliśmy się spotkać: absolwenci rocznika’ 74 i grono nauczycielskie. Spotkamy się w szkole. Tam nastąpi część oficjalna, powitanie gości,

Pewnie tak, ale w dalszym ciągu nie jest to dostateczny powód, żeby jechać np. z Hamburga na jednorazowe spotkanie. A więc dlaczego? Każdy zapewne ma inną odpowiedź na to pytanie. Ja przedstawię swoją. Od lat zastanawiam się, co jest dla mnie w życiu najważniejsze. I doszłam

przypięcie tarczy szkolnej, wręczenie kwiatów nauczycielom oraz prezentacja starych zdjęć. Potem rozejdziemy się ze swoimi wychowawcami do klas, usiądziemy w szkolnych ławkach i powspominamy. To będzie ukłon w stronę przeszłości. Następnie pojedziemy kolejką bajkową do lokalu, w którym będzie można zabawić się, posłuchać muzyki „z tamtych lat” i potańczyć. To będzie dla teraźniejszości. Będzie pięknie i wesoło. Tylko dlaczego tak naprawdę postanowiliśmy się spotkać? Nie trzeba przecież ponosić tak wielkiego trudu organizacyjnego, żeby było wesoło. Czy najlepszy klasowy matematyk został dyrektorem banku? Czy najlepsza klasowa polonistka jest znaną dziennikarką? Czy po prostu chcemy sobie powspominać?

do wniosku, że jest to po prostu drugi człowiek. Kocham ludzi! Chcę, żeby wokół było ich pełno, żeby mówili, a ja ich wysłucham. Żeby wysłuchali tego, co ja mam do powiedzenia. Człowiek, jego obecność i chęć „ponownego poznania” dawnych kolegów i przyjaciół to dla mnie wystarczający powód do spotkania, w którego organizację zaangażowałam się całym sercem. Jolanta Cyranowicz

Statystyka parafialna SAKRAMENT CHRZTU ŚW.: 06.04.2014 Antonina Sułkowska 5


WIERZĘ W SYNA BOŻEGO Małżeństwo w Bożym zamyśle cz.2

Obserwujemy dziś, jak szybko i łatwo rozpadają się małżeństwa, gdyż dla wielu młodych taki stan rzeczy wydaje się normą, a starsze pokolenie bezradnie rozkłada ręce nie wierząc, że można młodych do wierności przekonać. Trzeba jednak wierzyć w dobrą wolę człowieka, przekonywać, wspierać i dać świadectwo wierności małżeńskiej. Właśnie taki, obchodzony dziś jubileusz, jest wielkim wsparciem dla tych, którzy przechodzą kryzys. Ten jubileusz jest dowodem na to, że miłość wierna i trwała jest możliwa. Łatwa miłość jest iluzją. Przysięga małżeńska jest decyzją, która rodzi bardzo poważne zobowiązania i skutki. Z ważnie zawartego małżeństwa powstaje między małżonkami węzeł wieczny i wyłączny. W małżeństwie chrześcijańskim małżonkowie zostają dodatkowo przez specjalny sakrament wzmocnieni. Bóg wie, że oni sami nie są w stanie dochować sobie wierności i przezwyciężyć konf likty, dlatego łaska sakramentu jest w ich życiu stale obecna i można do niej ciągle sięgać. Niejednokrotnie możemy usłyszeć heroiczne zapewnienie, że właśnie dlatego nie porzucę męża, 6

bo w dniu ślubu przysięgałam mu przed Bogiem wierność w dobrym i złym. Mąż kuszony, by zostawić żonę, przypomina sobie, że wobec Boga obiecał jej, że nie opuści jej aż do śmierci i wtedy mocą tego sakramentu może oddalić pokusę i zachować wierność, a jeśli zgrzeszył - powrócić do Boga i rodziny. Zdanie się na Boga uzdalnia małżonków do czynów wspaniałomyślnych. Pewna kobieta wyznaje: Będąc od pięciu lat żoną i matką dwojga dzieci, nie byłam wierna swojemu mężowi. Kochałam go jednak. Nie chcąc zniszczyć jego szczęścia, starannie swoją zdradę ukryłam. Cierpiałam bardzo, bo mąż okazywał mi coraz więcej miłości. Pewnego wieczoru, gdy w sposób niezwykle ujmujący mówił mi jak bardzo mnie kocha i podziwia, nie wytrzymałam i mimo woli wyrwały mi się słowa: gdybyś wiedział... Wiem - odparł. Jak to - zareagowałam oburzeniem - skoro wiedziałeś, to grając tą komedię pokazujesz, że wcale mnie nie kochasz, bo nie cierpisz z tego powodu. Mąż poczekał, aż minie moje śmieszne oburzenie i powiedział spokojnie: Od sześciu miesięcy bardzo cierpiałem, ale mo-

głem to znieść, ponieważ ci przebaczyłem. Jednak twoje cierpienie niszczyło ciebie i to było dla mnie nie do zniesienia. Mogłem zrobić tylko jedno - kochać cię jeszcze bardziej, aby twoja miłość na nowo ożyła i by jej żar pochłonął twój ból. I rzeczywiście tak się stało, jego przebaczenie i jego miłość stworzyła mnie na nowo. Teraz wiem, że miłość jest większa niż grzech. Węzeł małżeński został ustanowiony przez samego Boga, tak więc zawarte i dopełnione małżeństwo osób ochrzczonych jest nierozwiązywalne. Małżonkowie, których łączy węzeł muszą żyć razem w miłości i wierności. ”Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela” (Mt 19, 6). Rodzina, przyjaciele i znajomi nie powinni ulegać fałszywemu współczuciu i doradzać małżonkom, by się rozeszli, ale wspierać ich, modlić się za nich i zachęcać do przezwyciężenia trudności. Trwałość małżeństwa jest konieczna ze względu na dzieci. Dzieci zawsze strasznie cierpią, gdy rodzice się rozchodzą. Powstają rany, które nigdy się nie goją. Czy lekkomyślni i egoistyczni rodzice mają prawo nakładać ciężki krzyż na ramiona swoich dzieci? Czy w imię własnego prawa do szczęścia mają prawo odbierać szczęście własnym dzieciom? Człowiek może właściwie się ukształtować jedynie w rodzinie, dlatego musimy robić wszystko, by rodzinę wspierać i bronić jej przed egoizmem i lekkomyślnością małżonków, a także przed szkodliwym prawodawstwem, czy propagandą mediów. Szczęść Boże. Mirosław Słowikowski OESSH Za zgodą ks. kan. Stanisława Jóźwiaka


Rozmowa z rekolekcjonistą o. Krzysztofem Jamrozym OMI Nie bój się, wierz tylko (Mk 5, 36) Ojciec nazywa się Krzysztof Jamrozy, jest Misjonarzem Oblatem Maryi Niepokalanej i... ...i pełnię funkcję socjusza mistrza nowicjatu w klasztorze na Świętym Krzyżu. „Socjusz” to prawa ręka mistrza w zakresie formacji. Jestem też wykładowcą i wychowawcą, wykładam oblatykę – historię i elementy duchowości naszego zgromadzenia oraz prowadzę zajęcia z hagiografii i śpiew. Rozmawiałam z Ojcem za Jego kleryckich czasów i pamiętam, że przed seminarium ukończył Ojciec świeckie studia, zdaje się, że chemię. Czy tak? Tak. Po maturze studiowałem chemię na Politechnice Śląskiej i po ukończeniu tych studiów przez cztery lata pracowałem w zawodzie, rozeznając w tym czasie powołanie. W 1999 r. wstąpiłem do nowicjatu, a w latach 2000 – 2006 studiowałem w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów MN w Obrze. Święcenia kapłańskie otrzymałem w 2006 r. z rąk arcybiskupa metropolity poznańskiego Stanisława Gądeckiego, obecnie przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Od kiedy Łeba jest na Ojca oblackim szlaku? Po raz pierwszy byłem tutaj w 2002 r. z Gitarami Niepokalanej i przez następne trzy lata w każde kolejne wakacje wracałem z zespołem. W latach 2008 – 2011 przyjeżdżałem – zaproszony przez proboszcza o. Waldemara Janeckiego – prowadzić sezonowe wczasorekolekcje. A teraz przyjechałem prowadzić rekolekcje wielkopostne na zaproszenie proboszcza o. Mariusza Legieżyńskiego. Czy Ojciec ma już swoje łebskie skojarzenia?

Życzliwość ludzi, bezinteresowna pomoc. Od pierwszego przyjazdu z Gitarami zaznaję tu tej życzliwości. A poza tym Łeba to także morze, wydmy, plaża... Na rekolekcyjny program wybrał Ojciec kerygmat - głoszenie podstawowych prawd wiary. Prawd tak oczywistych, że aż... zapominanych. Bardzo proszę Ojca, aby w uzupełnieniu nauk z ambony po-

wiedział Ojciec o przydatności tych prawd w praktyce, w realu życia. Czy prawdy o Bożej miłości, ludzkiej słabości i Bożym przebaczeniu mogą się „przydać” na co dzień? Właśnie na co dzień są one najbardziej potrzebne i przydatne. Na co dzień przydaje mi się głęboka świadomość obecności Pana Boga w moich konkretnych sytuacjach życiowych. Bóg konkretnie jest w moim życiu, działa, czeka... To pierwsza prawda. Druga to uznanie swojej słabości: jestem słaby, upadam, popełniam grzechy. Trzecia prawda: Pan Bóg mi przebacza. Z tych prawd wyrasta czwarta: wybieram Pana Boga jako osobistego Pana i Zbawiciela, przyjmuję Jego miłość. To jest takie proste. Wystarczy „Nie bać się, wierzyć tylko”? Wystarczy. Dlatego przed laty wybrałem ten właśnie fragment z Ewangelii św. Marka jako motto na swój obrazek prymicyjny. „Nie bój się, wierz tylko” (Mk 5, 36). Z o. Krzysztofem Jamrozym rozmawiała Maria Konkol

Z kroniki parafialnej – Rok 1950: Rok Jubileuszowy

Maj Miesiąc maj jako najpiękniejszy poświęcony ku czci Matki Najświętszej zgromadził wielu ludzi. Wierni i młodzież garnęli się na majowe nabożeństwa codziennie, aby razem śpiewać i czcić Matkę Najświętszą, prosząc o opiekę nad polskim ludem. W maju odbył się remont w kościele: przesunięto ołtarz o 60 cm,

aby zyskać więcej miejsca, dano nowe okno po stronie lekcji, które robiła firma w Gdańsku. Robotnicy naprawdę z wielkim poświęceniem pracują, aby wykończyć do przyjazdu ks. Biskupa. Pracują w sobotę do późna, aby niedzielę mieć wolną i brać udział w uroczystościach ks. Biskupa.

7


godność dziecka bożego

Jak często w życiu towarzyszą nam rozczarowania w relacjach z drugimi? Jak często zdarza nam się strach przed osądem, brakiem akceptacji? Jak często przechowujemy przez długi czas żal, urazy, nierzadko gniew? Dlaczego także tak trudno przyjąć nam zwykłe rady, upomnienia, a szczególnie krytykę? Wszyscy jesteśmy wyjątkowi przez to, że Bóg powołując nas do życia nadaje nam indywidualne cechy osobowe. Nie ma dwóch identycznie postrzegających rzeczywistość osób. To nie przez przypadek, ale przez Boży plan każdy jest wyposażony w „talenty” kształtujące wyjątkowo, bo dla każdego inaczej, charakter naszej osobowości. Krótko mówiąc każdy z nas jest dzieckiem Boga, z ważnym zadaniem jakie zostało mu powierzone w wielkiej rodzinie ludzi - dążyć do świętości swojej i innych. Człowiek będąc indywidualnością jest powołany do życia we wspólnotach np. małżeńskiej, rodzinnej, miejsca nauki, pracy, parafialnej, zakonnej etc. Czym powinniśmy się kierować w realizacji Bożego zadania? „Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie”(1Kor10,31) oraz „Wszystko więc, co chcielibyście, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie” (Mt7,12). W tych słowach Pana Jezusa i św. Pawła, które chyba wszyscy znamy, mamy obraz prawidłowej hierarchii w realizacji głównego przykazania: miłości Boga i bliźniego. Dlaczego zatem tak często przeżywamy rozterki, niepewności, towarzyszy nam poczucie niezrozumienia, a nawet odrzucenia? Wydaje mi się, że zbyt łatwo zapominamy o naszym dziecięctwie Bożym. Zapominamy o tym, że Bóg na każdego z nas patrzy jednakowo: jak na swoje najukochańsze 8

dziecko. Zapominamy o tym, że to Boże spojrzenie właśnie w każdej sytuacji pozwala nam zachować godność. Niestety, łatwiej nam patrzeć na siebie oczami innych ludzi. Spojrzenie człowieka jest powierzchowne, połączone z szybkim osądem. Oceniamy drugiego po pozorach: wyglądzie, statusie społecznym, majątkowym, wykształceniu, wykonywanym zawodzie itp. Nie tak patrzy Bóg. Pięknie ukazuje to liturgia IV Niedzieli Wielkiego Postu. W czytaniu ze Starego Testamentu Pan Bóg posyła proroka Samuela do domu Jessego, aby namaścić na króla jednego z jego synów. Boży wybór pada na najsłabszego, najmłodszego, najmniejszego, pasterza owiec - Dawida. Był on jednak najsilniejszy sercem i duchem. Przyjrzyjmy się także wyborom Pana Jezusa - kim byli apostołowie. Prawie wszyscy poza Judaszem pochodzili z Galilei, która była traktowana przez współczesnych jak zapadła prowincja. Czterech z nich: Piotr, Andrzej, Jakub i Jan (synowie Zebedeusza) byli rybakami. Zawód ten w tamtych czasach wymagał pracy niemalże niewolniczej i był tak traktowany. Mateusz - celnik, wg uczonych w piśmie bez szans na zbawienie ze względu na bardzo grzeszny rodzaj wykonywanej pracy. Nawet dzisiaj nie bylibyśmy nastawieni do niego przyjaźnie. Charakter pracy celnika wymagał bowiem kolaboracji z rzymskim okupantem. Judasz - zdrajca i oszust, który niestety popełnił samobójstwo. Prawie wszyscy apostołowie byli niewykształceni. Jedynym lepiej wyedukowanym był Bartłomiej. Widzimy zatem, że Pan Bóg nie kieruje się sławą, popularnością, wykształceniem, wdziękiem, aparycją, krasomówstwem. Patrzy na wnętrze człowieka. „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz

niebieski”. (Mt5,48) oraz „[Bądźcie] jak posłuszne dzieci. Nie stosujcie się do waszych dawniejszych żądz, gdy byliście nieświadomi, ale w całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty” (1P1,14-16). Te słowa z Pisma Świętego mówią nam, że nasze patrzenie na drugiego człowieka i na siebie samych ma upodabniać się do Bożego spojrzenia. Nie powinniśmy usprawiedliwiać się naszą grzesznością i zamykać się w kręgu naszych przyzwyczajeń, stereotypów czy sympatii. Grzesznikami będziemy aż do śmierci, co nie znaczy, że aż do kresu naszych dni nie będziemy pracować nad sobą i naszym podejściem do drugiego człowieka. Św. Paweł pięknie pisze, jak rozprawić się ze swoim niedoskonałym spojrzeniem na siebie i innych: „Mnie zaś najmniej zależy na tym, czy będąc osądzony przez was, czy przez jakikolwiek trybunał ludzki, co więcej, nawet sam siebie nie sądzę. Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią. Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc. Wtedy każdy otrzyma od Boga pochwałę (...) i niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego. Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?”(1Kor 4,3-70). Życzę każdemu pełnej akceptacji siebie jako dziecka Bożego i takiego spojrzenia na drugiego człowieka. Szczęść Boże. Grzegorz Smurzynski „Effatha”


by nie krzyczeć...

Już jakiś czas temu wracając z rekolekcji połączonych z pisaniem ikon, które miały miejsce w Luboniu, doświadczyłam tego, iż rekolekcje to czas, kiedy można naładować baterie do pełna. Czas, w którym jesteśmy bardzo blisko z Panem Jezusem skrytym w Najświętszym Sakramencie, w słowie kapłana, w świadectwach ludzi, których wówczas napotykamy. Jest to swoisty fitness duchowy, którego należy szukać, mało tego, należy go pragnąć, by stawać się coraz lepszym, by życie miało sens... Dzień 14 marca rozpoczął się niby tak samo jak każdy inny dzień. Rano jadąc samochodem usłyszałam w radiu słowa „żyj tak, byś stał się stopniem schodów, po których inni mają wspiąć się do nieba...”. Niby nic, ot słowa, ale są w naszym życiu chwile, w których Pan Bóg dokładnie wie, co powiedzieć i wie, w jaki sposób. Słowa te pozostały w moim sercu i zamieszkały w nim, były ze mną cały dzień. Wieczorem wyjeżdżaliśmy ze wspólnotą Effata na rekolekcje do Rowów i tam na miejscu pojawiły się kolejne słowa, które zakończyły mój dzień:

„A ja Wam powiadam. Każdy kto się gniewa na swojego brata podlega sądowi. Pogódźcie się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteście z nim w drodze.” Szybkie przewartościowanie tego, co dzieje się w moim życiu i jest. Mam! Wiem dlaczego tak bardzo mnie dotknęły te słowa. Dosłownie dotknęły mojego serca. Dotknęły tego co przeżywam, tego w czym tkwię i żyję. Dotknęły tego kim jestem, jaka jestem. Wszystko ułożyło się w piękną układankę bo jadąc tu usłyszałam od moich dzieci: - Mamusiu ale czemu wyjeżdżasz?- spytali chłopcy. - Żeby się naładować, być lepszą, wyciszyć; żeby się pomodlić – odpowiedziałam. - Ach, żebyś już na nas nie krzyczała... - podsumował Marcin. Zaparło mi dech w piersiach. Okryłam się rumieńcem i podnosząc na Niego wzrok wyszeptałam... żeby już na Was nie krzyczeć... Mały rozum dziecka, a jakże praktycznie myślący... Przecież nasze dzieci uczestniczą we wszystkim tym, co otacza je w domu. W każdej sytuacji pró-

bują się jakoś odnaleźć, słyszą wiele, widzą wiele dobrych ale też niezrozumiałych dla nich sytuacji. Widzą zmęczenie mamy, smutny jej wzrok, czasami łzy. Pytają i troszczą się. Boli świadomość, że czasami czują się winne, a nie powinny. Ale właśnie może w taki sposób próbują odnaleźć się w czasami napiętej sytuacji, jaka panuje w domu. I dlatego właśnie rekolekcje... by nie krzyczeć. To dobra konkluzja tych rekolekcji, które dane było mi przeżyć. Piękne miejsce, ośrodek „Scala” Ojców Redemptorystów położony nieopodal morza. Warunki wspaniałe, gospodarze przemili, a o atmosferze, jaką stworzyła wspólnota, już nie wspomnę. Czułam się jak w rodzinie, ja Matka Polka, jadąca by się wyciszyć, ale „zmuszona”, by wziąć ze sobą najmłodsze dziecię, o dziwo wyciszyłam się! Antosia spokojna wędrowała z rąk do rąk, spędzała czas w wózku, na kocu w kaplicy, uczestnicząc niemalże w każdym wydarzeniu. I padły te piękne, jakże dobrze mi znane słowa, ale do tej pory nie padały one na żyzną glebę... A tym razem usłyszałam wybitnie „Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim [cnotom] nie ma Prawa”. Te słowa jak kierowane do mnie i wierzę, że tak było. Odnalazłam odpowiedź, jak zmienić siebie samą, jak mimo zmęczenia, mimo niewyspania być inną niż dotychczas. Duch Święty jest moją odpowiedzią, Jego łaska, Jego troska o mnie! Wiem, gdzie szukać siły i wiem, że ona tam jest! To Duch Święty zmienia życie człowieka i ufam, że zmieni i moje. Już zmienia... Jak na razie. .. nie krzyczę :) Anna Remiszewska

9


Łebianie wszyscy skądś przybyli... Biblioteka miejska przystąpiła do opracowania mapy miejsc, z których przybyli po 1945 roku łebianie. A także dróg, które do Łeby prowadziły. Zapewne taka mapa nigdy nie będzie zamknięta, bo wędrowanie łebian wciąż trwa. We wrześniu pokażemy jednak jej pierwsze opracowanie. Uczynimy to w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa, obchodzo-

nych pod hasłem „Dziedzictwo - źródło tożsamości”. „Co jest łebską tożsamością” - takie pytanie słyszę bardzo często. Odpowiadam krótko: „wędrowanie”. Poeta Zaczarowanego Miasta Andrzej Samborski ujął to tak: Łebianie wszyscy skądś przybyli albo dokądś odeszli. Przez brzeg przetaczały się fale, ludzie... Tu nawet piaski są wędrowne.

Brejniakowie

Dziadkowie ze strony mamy: Dziadek Tadeusz Brejniak urodził się i wychował w Wólce Zdziwójskiej w woj. mazowieckim, wcześniej ostrołęckim. W roku 1953 wraz z rodzicami przeniósł się do Łeby. Tu podjął pracę w PKP, następnie w melioracji, a potem w budownictwie. W 1958 roku poszedł do wojska. Ożenił się w 1962 roku, a w 1964 podjął pracę w „Rybmorze” jako rybak. Babcia Zofia Brejniak pochodzi

Zapraszamy serdecznie każdego z łebian do zaznaczenia na mapie swojej drogi. Równolegle z opracowywaniem mapy będziemy zamieszczać w Ichtys - za zgodą autorów - poszczególne opisy dróg. W tym wydaniu publikujemy pierwsze dwa: dziadków Eryka Karapudy i rodziny Hachajów. Maria Konkol

Babcia Zofia Brejniak

z miejscowości Kasinka Mała w woj. małopolskim. W 1962 roku wyszła za mąż i przeniosła się do Łeby. Była gospodynią domową. Dziadkowie ze strony taty: Dziadek Piotr Karapuda urodził się w Krasnymstawie w woj. lubelskim. Do Łeby przeniósł się w latach 60. po odbyciu służby wojskowej, gdzie ożenił się i osiadł na stałe. Pracował jako

Dziadek Tadeusz Brejniak

I Komunia św. Grzegorza Karapudy (taty Eryka) - na zdjęciu z rodzicami

kierowca samochodów ciężarowych. Babcia Longina Karapuda urodziła się w miejscowości Sobienie-Jeziory w woj. mazowieckim, wcześniej siedleckim. W 1948 roku wraz z rodzicami i rodzeństwem przeniosła się do Łeby. Tu chodziła do szkoły i pomagała rodzicom prowadzić gospodarstwo. W latach 60. wyszła za mąż. Pracowała w przedszkolu jako kucharka. Eryk Karapuda

10


Hachajowie Katarzyna Hachaj z domu Krajewska pochodziła z miejscowości Liczkowce w woj. tarnopolskim (obecnie Ukraina), a jej mąż Jakub Hachaj - z okolic Bochni. Jakub służył w wojsku niedaleko miejscowości Katarzyny i tam ją poznał. Po odbyciu służby wojskowej wrócił do Katarzyny i ożenił się z nią. Urodziło im się czworo dzieci: Eugeniusz, Janina, Józef i Jan. W Liczkowcach mieszkali do zakończenia wojny. Po wojnie przyjechali na Ziemie Zachodnie. Pod koniec 1945 roku osiedlili się w Nowęcinie na tzw. kolonii. Razem z nimi przyjechali: rodzeństwo Katarzyny – siostra Rozalia i brat Władysław ze swoimi rodzinami oraz pani Krajewska – matka Katarzyny. Wszyscy mieli swoje gospodarstwa. W Nowęcinie urodziło się dwoje dzieci Katarzyny i Jakuba - Stanisław

i Maria. W roku 1956 (1957?) Katarzyna i Jakub Hachajowie kupili dom na ulicy Świerczewskiego od poprzednich właścicieli państwa Majchrzaków. Tu mieli kawałek swojego pola, który uprawiali, a Katarzyna prowadziła dom i pielęgnowała przydomowy ogródek. Jakub Hachaj trudnił się szewstwem. Był również dozorcą w magazynach zbożowych na ulicy Kopernika. Pięknie śpiewał. Dzieci państwa Hachaj: Eugeniusz – ożenił się w Łebie i pracował w Rybmorze, Janina – wyszła za mąż i wyjechała do Starogardu Gdańskiego, Józef –ożenił się i wyjechał do Bolesławca, Jan- ożenił się i zamieszkał w Łebie. Na począt-

jezus drogą…

Moi Drodzy, zapewne zauważyliście, idąc do kościoła na niedzielną Mszę Świętą, nową kostkę kamienną na placu kościelnym? Ekipa fachowców pracowała przez kilka dni cierpliwie ją układając na twardym betonowym podłożu. Proboszcz wraz ze wszystkimi parafianami dobrej woli, którzy składają ofiary na składkę inwestycyjną oraz ze wsparciem funduszy pozyskiwanych z zewnątrz, poczynił kolejny krok w upiększaniu otoczenia kościelnego. Czy tylko w upiększaniu? Czy nie możemy odczytać tych prac kamieniarskich przy naszym kościele parafialnym również w sensie duchowym, szczególnie teraz w Wielkim Poście? Zgodzicie się ze mną, że kostka ze szlachetnego kamienia, jakim jest granit, stanowi trwałe podłoże. Drogi, place, chodniki układane z tego szlachetnego materiału

trwają setki lat. Bo to kamień! Tak, przeminęło cesarstwo rzymskie, przeminęli cesarze rzymscy, ale do dziś się zachowały drogi z kamienia układane przez Rzymian. Bo droga brukowa, droga kamienna to solidna droga! I niech ten nowy plac kamienny przed kościołem będzie dla nas znakiem i zachętą! Przeżywamy Wielki Post. Pan Jezus nawołuje nas: swoich uczniów, od początku, tj. od środy popielcowej, do pokuty, do modlitwy, do jałmużny, do postu. Mówi też Sam o Sobie: Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem! Budujmy więc nasze życie na Nim, na tej solidnej, trwałej Drodze, która przetrwa nie tylko te wieki, nasz doczesny świat, ale która – Chrystus Droga – oczekuje nas w niebie! Mało tego, przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych! Przeżyliśmy czas

Rodzina Hachajów; w stroju komunijnym Maria, a za nią mama Katarzyna Hachaj

ku pracował na wydmach. Później zatrudnił się w Spółdzielni X-lecia PRL, a następnie przeszedł do Państwowego Gospodarstwa Rybackiego. Maria przez kilka lat pracowała w przedszkolu, następnie wyszła za mąż i do dziś mieszka przy ul. Nowęcińskiej (dawnej Świerczewskiego, a jeszcze wcześniej 3 Maja) w starym domu swoich rodziców. Informacje podała Krystyna Buchwald z d. Hachaj, zanotowała Beata Czaja

Wielkiego Postu. Przeżyliśmy rekolekcje wielkopostne w naszej parafii, skorzystaliśmy z Bożego Miłosierdzia przez sakrament pokuty po uprzednim rachunku sumienia i żalu za grzechy! Zawarliśmy nowe przymierze z Bogiem poprzez postanowienie poprawy. Rozważaliśmy Drogę Krzyżową, idąc za Panem Jezusem spoglądając na Jego mękę i łącząc z Nim nasze cierpienia, nasze krzyże! Na Gorzkich Żalach, śpiewaliśmy o boleści Pana i zagłębialiśmy się w pasyjne rozważania! Czy przeżyliśmy po chrześcijańsku te 40 dni, aby z większą radością świętować Zmartwychwstanie Pana Jezusa? Zmartwychwstanie Pańskie, nasze największe święto? Bo jak idziemy za Panem Jezusem niosącym krzyż, tak dojdziemy z Nim do nieba! Tak wierzymy! Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem! Kto wierzy we Mnie nie umrze, ale miał będzie życie na wieki! o. Piotr Lepich omi 11


fotogaleria

Rekolekcje wielkopostne

12


fotogaleria

Rekolekcje wielkopostne

13


Kalwaria Wejherowska Bardzo często, kiedy słyszymy bądź wymawiamy słowo „kalwaria”, myśli nasze biegną do tej jedynej Kalwarii, na której nasz Zbawiciel Jezus Chrystus przelał Swą drogocenną Krew. Choć jest ona najdroższym sercu każdego chrześcijanina miejscem w Ziemi Świętej, to jednak nie jedynym. Na całej bowiem kuli ziemskiej istnieje wiele tego typu sanktuariów. Również i w naszej Ojczyźnie. Warto wspomnieć tutaj chociażby Kalwarie Zebrzydowską, Pacławską, Pakoską, Warmińską, Kalwarię na Iglicznej, Kalwarie Panewnicką, Piekarską, Kalwarię na Górze Świętej Anny, Kalwarię na Mariańskiej Górce i wielu innych. To jednak na Pomorzu najsłynniejszą Kalwarią jest Kalwaria Wejherowska, stanowiąca jednocześnie perłę architektury sakralnej północnej Polski. Jest ona obok takich Kalwarii jak Zebrzydowska i Pakoska najstarszym sanktuarium Męki Pańskiej w naszej Ojczyźnie, wraz z miejską zabudową Wejherowa, do którego przynależy i zespołem pałacowo-parkowym, tworzy jednolity kompleks o dużych walorach krajobrazowo-przestrzennych. Jej piękno tkwi w charakterystycznym położeniu na wzgórzach morenowych, które są efektem działania lodowca skandynawskiego ery kenozoicznej. Oprócz bardzo zróżnicowanej rzeźby terenu dodatkowy atut stanowią drzewa liściaste, pokrywające niemal całe zbocza. Dlatego też urok tego miejsca zachęcił wojewodę malborskiego, Jakuba Wejhera (założyciela Wejherowa) do ufundowania 26 kaplic, które to zostały zbudowane w latach 1649-1655. Fundację kaplic rozpoczęto od wytyczenia dróżek kalwaryjskich, a następnie miejsc pod budowę kaplic. Prawdopodobnie odległości pomiędzy poszczególnymi obiektami sakralnymi równe są odcinkom męczeńskiej drogi, jaką przeszedł Jezus w Jerozolimie, a odległości te były mierzone krokami. Pod każdą kaplicą znajduje się garść ziemi pochodząca z Jerozolimy. Wzgórza Kalwarii 14

Wejherowskiej noszą biblijne nazwy: Góra Oliwna, Syjon i Golgota. Jak tu się nie dziwić, że to Sanktuarium Męki Pańskiej, a także samo miasto Wejherowo jest duchową stolicą Kaszub i silnym ośrodkiem pielgrzymkowo-maryjnym na środkowym Pomorzu. Już od ponad 300 lat przyciąga jak magnes rzesze pątników. Ta wielowiekowa tradycja jest pielęgnowana nie tylko przez samych Kaszubów, ale także i przez pielgrzymów z innych regionów Polski, również i z naszej parafii, skąd zwykle w piątek III tygodnia Wielkiego Postu jest organizowana pielgrzymka na Kalwarię Wejherowską. Także i w tym roku 13-osobowa grupa parafian wraz z opiekunem o. Czesławem Grabowskim uczestniczyła w nabożeństwie Drogi Krzyżowej, które rozpoczęło się od Mszy Świętej w kościele św. Anny. Opiekę nad świątynią, jak i nad Kalwarią sprawują ojcowie franciszkanie. Oni to zostali sprowadzeni w 1647 roku przez wspomnianego wyżej wojewodę malborskiego Jakuba Wejhera do osady Wola Wejherowska (późniejszego miasta Wejherowa). Atutem i niejako przywilejem świątyni wejherowskiej jest piękny obraz Matki Boskiej Wejherowskiej (Matki słuchającej - Uzdrowicielki na duszy i ciele), który mieści się po prawej bocznej stronie ołtarza. W Eucharystii uczestniczyło obok naszej grupy wiele innych grup, między innymi z Gdyni i Torunia, które przybyły z feretronami. Po skończonej Mszy św. każdy z pątników miał możliwość ucałować relikwie św. Krzyża, a następnie udać się w procesji przez miasto na Kalwarię. Podczas przemarszu, chór intonował pieśni pasyjne z książeczek zwanych kalwaryjkami. Pierwsza stacja drogi krzyżowej miała miejsce w Kaplicy Pałacu Piłata, która jest zarazem unikatową na Pomorzu budowlą barokową, wykonaną na planie krzyża greckiego. Kolejnymi kaplicami były: Kaplica podjęcia krzyża, Kaplica pierwszego upadku Chrystusa (najstarsza kaplica Kalwarii Wejherowskiej) oraz Kaplica spotkania Chrystu-

sa z Matką Bożą, zbudowana w kształcie bardzo wyszukanej rotundy na planie róży. Następne stacje stanowiły: Kaplica Cyrenejczyka, Kaplica Weroniki, Kaplica bramy łez, przy której zatrzymaliśmy się przy drugim upadku Chrystusa. Idąc dalej wzdłuż wzgórz morenowych, dotarliśmy do Kaplicy płaczących niewiast, gdzie postacie figur zastąpiły malowidła ścienne. Po Kaplicy trzeciego upadku Chrystusa oraz Jego obnażeniu i przybiciu do Krzyża, udaliśmy się do największej Kaplicy Kalwarii, jaką jest Kościół Trzech Krzyży, w którym to wnętrzu można zobaczyć figury ukrzyżowanego Jezusa i dwóch łotrów. Ów kościół to centralne miejsce nabożeństw kalwaryjskich. W nim w latach 50. ubiegłego stulecia modlił się ks. Karol Wojtyła (późniejszy Jan Paweł II) wraz z grupą krakowskich studentów. Z Kaplicy - Kościoła Trzech Krzyży po stromym zboczu zeszliśmy do Kaplicy zdjęcia z krzyża (Kaplicy Wejherowskiej Piety) i do Kaplicy Grobu Pańskiego - jedynej wykonanej w Krakowie z wapienia ciosanego i przetransportowanej w częściach Wisłą do Gdańska. Tutaj przy ostatniej stacji mieliśmy możliwość uzyskać odpust zupełny. Przez tę ponad 4 kilometrową trasę poszczególne osoby niosły duży, drewniany krzyż, który umożliwił nam w jakimś niewielkim stopniu odczuć klimat i doniosłość tej jedynej i niezwykle ważnej drogi, na której dokonało się odkupienie rodzaju ludzkiego. Głównym trzonem nabożeństwa były rozważania czytane przez Damę z Zakonu Bożogrobców. O Kalwarii Wejherowskiej można powiedzieć w dwóch słowach, że jest Kaszubską Jerozolimą, przyciągająca co roku rzesze pielgrzymów z całego środkowego Pomorza, jak i z innych regionów Polski. To miejsce nabożeństw drogi krzyżowej, ale zarazem odpustów i inscenizacji Męki Pańskiej. Piękne położenie Kalwarii sprzyja modlitwie i sprawia, że każdego roku przybywają tutaj pątnicy także i z naszej parafii. Współtworzy to i niejako kreuje historię oraz wpisuje się na trwałe w kilkunastoletnią już tradycję parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Łebie. SM Stella


w wierze kościoła

Kościół żyje dzięki Eucharystii, to prawo wyraża nie tylko codzienne doświadczenie wiary, ale zawiera w sobie istotę tajemnicy Kościoła. Kościół na różne sposoby z radością doświadcza, że nieustannie urzeczywistnia się obietnica: „ A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”(Mt 28,20). Dzięki Najświętszej Eucharystii, w której następuje przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Pana, raduje się tą obecnością w sposób szczególny . Ileż tracimy, nie rozumiejąc tego i nie uczestnicząc w pełni we Mszy św. Dlaczego nie uczynić tego wysiłku i rozpocząć dzień

Asia Asia umarła 8 marca w Warszawie. Z krajobrazu Łeby zniknęła trzy miesiące wcześniej. Wiele osób wiedziało, że jej dom tutaj został sprzedany, ale chyba nikt nie przypuszczał, że Asia nigdy już do Łeby nie powróci. Z Łebą była związana od dawna, chyba już od lat 60. Najpierw przyjeżdżała z rodziną na wczasy i należała do tych dawnych prawdziwych letników. Z dzieciństwa pamiętam, że za jej rodziną przyjeżdżała do Łeby duża grupa z artystycznego świata. Mąż, znany reżyser, bajerował tutejsze władze fantastycznymi projektami artystycznymi, ulokowanymi w naszym miasteczku. A co niektórzy notable wysyłali do pana reżysera na casting swoje ambitne córki. Asia wyróżniała się urodą i wrażliwością. Kochała zwierzęta. Miała swoje psy i koty, ale też zawsze wypatrzyła jeszcze jakieś bezdomne czy zaniedbane i opiekowała się nimi. Pomagała ludziom, także tym, którzy żerowali na jej wrażliwości.

pół godziny wcześniej, aby w ten sposób znaleźć czas na Mszę św. i otrzymać wszystkie błogosławieństwa, które Pan chce na nas wylać. Ile razy nasze uczestnictwo we Mszy św. jest powierzchowne. Przychodzimy, bo jest ślub, pogrzeb lub chcemy się pokazać przed ludźmi, jak wielka jest nasza niewiedza o Sakramentach. Sama uczestniczyłam tyle razy w Eucharystii z obowiązku. W ogóle nie myślałam o tym, aby ją przeżywać w pełni, zwracać uwagę na czytania, Ewangelię, na homilię kapłana. Zaowocowało to uczuciem bólu i straty z takiego przeżywania Eucharystii. Ola Mikułko

Gdy zamieszkała w łebskim domu, poznałam ją bliżej. Najpierw poprzez literaturę, później zwierzęta i wreszcie przez wiarę i sprawy ostateczne. Była piękna i dobra. I bardzo zraniona brakiem miłości. Żyła pragnieniem śmierci. I lękiem potępienia. Obwiniała się o wszystkie nieszczęścia. Wielokrotnie rozmawiałyśmy o chwili przejścia. Asia jeden jedyny raz powiedziała mi, że wierzy, iż jeszcze w ostatniej chwili Bóg daje człowiekowi prawo wyboru Miłości. Ostatni raz ufam Bogu Miłości, że dał Asi to prawo, a ona z niego skorzystała. Jej życie było wołaniem, wręcz żebraniem o Miłość.

Asia dzień przed śmiercią prosiła o modlitwę. 23 kwietnia - w tygodniu pomiędzy Wielkanocą, a Niedzielą Miłosierdzia Bożego - o godz. 18.00, odprawiona będzie w naszym kościele parafialnym Msza św. w Jej intencji. Na ten dzień przypada Ewangelia o tym, jak Zmartwychwstały Chrystus dołączył do pełnych rezygnacji uczniów zmierzających do Emaus. I jak ich rezygnacja zamieniła się w radość, gdy poznali Pana po łamaniu chleba. Oby i Asia wreszcie dotarła do ozłoconej radością gospody w Emaus. Maria Konkol

Podziękowanie Składam serdeczne podziękowanie, za tak liczny udział w pogrzebie zmarłego męża Albina Zielińskiego. Dziękuję rodzinie, krewnym, znajomym, sąsiadom oraz przybyłym z bliska i z daleka, za udział w liturgii żałobnej, za wspólną modlitwę w intencji zmarłego męża, ojca i dziadka, za wsparcie duchowe, a szczególnie za obecność w trudnej chwili rozstania. Wszystkim z całego serca dziękuję. Z wyrazami wdzięczności Żona zmarłego Genowefa Zielińska z synem i wnukami

15


Moje życie w czasie wojny cz.2

Trzy panie upionymi wyk z z wra dziećmi ców Niem od Stasiem i em szki Anią, Zby

Z nieznanych mi przyczyn ponownie z tego miejsca zagnano nas do fabryki w Łodzi, gdzie poprzednio mieliśmy trafić. Następna rzecz, którą pamiętam, to moment, gdy do fabryki dotarły trzy młode kobiety i wykupiły z rąk niemieckich za złoto mnie i moich dwóch braci. Byliśmy u tych pań przez trzy miesiące. Ochrzciły one mojego najmłodszego brata Stasia. Gdy tylko byłoby to możliwe, panie miały nas odwieźć do dziadka Jakuba i babci Katarzyny (rodziców mojego taty) do Poznania na ul. Małeckiego. Adres był wszyty w ubranie Zbyszka. I tak też te panie zrobiły. W międzyczasie moja mama i grupa mężczyzn zrobili podkop pod murami fabryki i wydostali się na zewnątrz. Uciekali w różne strony. Mama uciekła do Poznania, wiedząc, że podała ten adres kobietom, które nas wykupiły od Niemców i że najprawdopodobniej tam nas znajdzie. Również tato Stanisław wraz z kolegą Benkiem i jeszcze trzecim mężczyzną, zorganizowali ucieczkę z Auschwitz. Nie znam szczegółów, ale tato wspominał, że we trzech wydostali się z obozu podczas wywozu nieczystości. Rodzina (bez ojca) spotkała się u dziadków. Poczuliśmy się pewnie i myśleliśmy, że nic się nam nie sta16

nie. Radość jednak trwała krótko, gdyż w poznańskiej gazecie ukazało się zdjęcie uciekinierów z obozu, dzięki czemu dowiedzieliśmy się, że tato zbiegł, ale równocześnie odbiło się to na całej rodzinie. Dziadek Jakub został aresztowany i zginął w ciągu trzech dni na 7. Forcie k. Poznania (Fort VII w Poznaniu, właściwie KL Posen – przyp. red.). Do domu przyszła paczka z paskiem dziadka w środku i wiadomością, że zmarł na serce. Rodziny wszystkich straceńców otrzymywały takie same informacje. Jedna z sióstr i bracia mojego taty, obecni wtedy w domu, zostali wywiezieni na roboty do Niemiec. Ten los spotkał również koleżankę siostry taty, która przyszła akurat w dniu aresztowania z wizytą. W domu pozostała jedynie babcia i jeden z synów, ponieważ był chory na suchoty. Moja mama trafiła do przymusowej roboty do fabryki Focke – Wulf k. Poznania i tam pracowała do końca wojny, nie pojawiając się w domu dziadków, ponieważ gdy kończyła pracę, to była godzina policyjna i nie mogła się poruszać po mieście. Z obawy przed dalszymi konsekwencjami ucieczki mojego taty, z domu dziadków zabrali nas obcy ludzie. Mieszkaliśmy u pewnej rodziny w suterenie oficyny. Ci państwo nazywali się Sroka. Matka była aktorką i miała dwoje dzieci, Stefana i Oleszkę, a babcia nazywała się pani Sawalowa. Ojca tej rodziny widzieliśmy tylko nocą. Nie wiem, czym się zajmował, ale przekazywał nam pakunki. Naszym zadaniem było dostarczanie do teatru, do mieszkających tam państwa Lewandowskich, czegoś w skórzanych woreczkach wieszanych nam na szyjach, a dostarczanych nocą przez p. Srokę w tajemnicy przed innymi dziećmi. W suterenie mieszkało ośmioro innych polskich dzieci pozbawionych opieki rodziców, w sytuacji podobnej do naszej. Z dziećmi tymi zaprzyjaźniliśmy się i zawsze trzymaliśmy się razem.

W budynku na górnych piętrach mieszkali Niemcy, a w piwnicach Polacy. Mieszkaliśmy w piwnicy u państwa Sroków. Na jednej pryczy mieściliśmy się we trójkę. Bardzo dużo pomocy otrzymaliśmy od innych ludzi, których kolejno poznawaliśmy. Nawet starsza Niemka, której syn był SS-manem, codziennie rano wystawiała przed drzwi rękę i przekazywała nam trzy kromki chleba. Niestety, ta znajomość nie skończyła się dobrze. Gdy wieźliśmy brata Stasia w wózku, chcąc dostać się do kamienicy, w której mieszkała ta Niemka, by otrzymać kolejną porcję chleba, zaczęła gonić nas grupa Hitlerjugend. Wystraszyliśmy się, ponieważ wcześniej już mieliśmy styczność z tymi ludźmi. Pluli na nas, golili nam głowy na łyso i stawiali na nich pieczątki. Kiedyś zerwali ze mnie korale, które musiałam pod przymusem zjeść. Zielone korale, które dostałam od Oleszki. Znęcali się nad nami. Tym razem podczas ucieczki, gdy przebiegaliśmy przez brukowaną ulicę, wysunął się nam z rąk wózek z dzieckiem. Widziała to z okna dokarmiająca nas Niemka. Staś doznał urazu głowy, nie mógł na nas patrzeć w normalny sposób na wprost, jego główka dolegała do ramienia. Niemka zabrała dziecko do szpitala. Powiedziała, że jest to dziecko jej syna. Niestety, to się wydało. Syn dotkliwie pobił matkę i ona nigdy więcej nie udzieliła nam pomocy. Nie to jednak było najgorsze. Najstraszniejsze było to, że szpital powiadomił tego SS-mana, że ma odebrać syna całego i zdrowego. Ale ten człowiek był kawalerem i nie posiadał dzieci. Gdy dowiedział się, że to polskie dziecko, przekazał tę informację do szpitala. I Staś wrócił do nas już martwy. Miał przyszytą do głowy czapeczkę. Gdy ją rozpruliśmy, zobaczyliśmy rozciętą główkę dziecka. Sami musieliśmy pochować jego ciałko na Górczynie. Zbyszek niósł krzyż. (cdn.) Anna Kelar z domu Ratajczak


Pani Stasia Cybulska

Troszkę się obawiałam idąc do pani Cybulskiej, czy mi otworzy drzwi, czy w ogóle mnie wpuści do swego mieszkania. Tym bardziej, że poszłam tam niezapowiedziana. Jednak zapukałam – usłyszałam „idę już, idę” i mała, drobna postać otworzyła mi drzwi. Przedstawiłam się, wyjaśniłam, po co przyszłam i pani Stasia bez sprzeciwu zgodziła się ze mną porozmawiać. Pochodzi z okolic Raduni na Litwie. Urodziła się 1 czerwca 1924 roku we wsi Pomiedź, parafia Wołodociszki. Z domu nazywa się Stanisława Palisz. Miała dwie siostry, które bardzo wcześnie zmarły, została ona jedna. W rozmowie podkreśliła, że jej rodzinna parafia była parafią polską. Gdy miała 20 lat, jej tata wyswatał ją z Janem Cybulskim, który był od niej starszy o 20 lat. Ślub odbył się17 listopada 1944 r. Zapytałam, dlaczego tata tak zdecydował. Odpowiedziała prosto, że mieli duże gospodarstwo i potrzebny był mężczyzna. Mąż pochodził z sąsiedniej parafii w Ejszyszkach, na południe od Wilna, przy granicy z Białorusią. Swoje życie z mężem dobrze wspomina. Nie było kłótni, żyli w zgodzie, „a jak burczał, to ja ustę-

powałam”. Wkrótce męża zabrali do wojska, a ona sama w ciąży została. Po wojennej zawierusze Jan Cybulski w 1947 r. znalazł się w Łebie. Pani Stasia urodziła syna i cierpliwie czekała na męża. W latach 50. wreszcie mąż zabrał żonę i syna Jana do Łeby. Zamieszkali w tym miejscu, gdzie pani Stasia – teraz już sama – mieszka do dzisiaj. Aby wesprzeć budżet domowy chwytała się każdej pracy. Przez pierwsze sześć lat była opiekunką dla dzieci u pewnej rodziny, gotowała, sprzątała i gospodarzyła jak dla siebie. Mąż pracował w „Rybmorze” jako palacz, następnie w warsztacie i amatorsko robił zdjęcia. Ja sama pamiętam jeszcze zakład fotograficzny w mieszkaniu Cybulskich, szary koc na ścianie jako tło do zdjęć. Robił zdjęcia do dowodu, legitymacji szkolnej i inne też. Pani Stasia zawsze krzątała się po domu, gotując, sprzątając i wychowując dwóch synów. Drugi syn przyszedł na świat w 1961 r. w Lęborku. Pierwszy już niestety nie żyje. W 1971 r. umarł pan Cybulski i pani Stasia została sama z dziećmi. Musiała dla nich żyć, nie załamała się. Radziła sobie, jak mogła. Pokazując mi swoje zdjęcie rodzinne z dumą podkreślała, że ma dobrego syna, który opiekuje się nią na co dzień. Wielokrotnie pokazywała zdjęcia męża, synów i swoje z młodości. Opowiadała mi dużo i chętnie. Zapytana o zdrowie odpowiedziała krótko „dobre”. Pytałam dalej, czy nie bolą nogi, kręgosłup..., a pani Stasia na to „A czego? Ja czekam na słoneczko, bo trzeba ogródek skopać”. Nie dowierzałam, że sama kopie, więc dopytałam, czy tak. „A kto? - odpowiedziała. - Wiesz kochana, jak mi syn popiłuje drewno, to ja sama rąbię, bo bardzo lubię i jak trzeba naniosę”. Po prostu zaniemówiłam, a pani Stasia uśmiechnięta, zado-

wolona... To jednak prawda, że ten przedwojenny „materiał” jest nie do zdarcia, a praca uszlachetnia. I co tu mówić o bolących kolanach, trzeszczących kościach i bólach mięśni przed tak sędziwą osobą, która na nic nie narzeka? Wypada życzyć pani Stasi wielu jeszcze lat w zdrowiu i poszanowaniu. Niech jej Pan Bóg błogosławi na co dzień, a Matka Boża uprasza potrzebne łaski. I oby starczyło jeszcze sił do ulubionej pracy w ogródku. Pani Stasiu, sto lat! Jadwiga Labuda

Miesięcznik Parafii Wniebowzięcia NMP w Łebie

R E D A K C J A: Eliza Lechończak Dorota Reszke Jadwiga Labuda Proboszcz Mariusz Legieżyński Redaktor naczelna Maria Konkol Anna Remiszewska Wydanie przygotowane we współpracy z Biblioteką Miejską w Łebie.

ul. Powstańców Warszawy 28 84-360 Łeba tel. 59 866 14 64 e-mail: leba@oblaci.pl www.leba.oblaci.pl Konto: BS Łeba 54 9324 0008 0002 6912 2000 0010 17


Kochane Dzieci!!! Czasami zdarza mi się obejrzeć z moimi synkami jakąś bajkę. Wiadomo kontroluję to, co oglądają moje pociechy, ale nie zawsze im w tym towarzyszę. Niemniej jednak zastanawiałam się ostatnio nad bohaterami bajek, jakie kierowane są właśnie

Pan Jezus sprzeciwiał się złu i tym, którzy je reprezentowali. Był przeciwko kapłanom, możnym i bogatym ale też i przeciwko zwykłemu tłumowi. Nie zgadzał się z krzywdą zadawaną chorym i słabym. Zawsze ich bronił i śmiało szedł na przód swoją drogą.

do Was Kochane Dzieci. Nie czas ani nie miejsce na to, by wymieniać ich z nazwy czy imienia, ale warto zastanowić się nad tym jakimi cechami są oni obdarzeni. Krótko mówiąc jacy są bohaterowie Waszych bajek?! Jedni są mali i nieśmiali, inni zaś ogromni i silni. Nie zawsze są dobrzy i chcą dobra dla innych. Czasami są złośliwi, przedrzeźniają rówieśników. Inni zaś niosą pomoc i miłość tam, gdzie się znajdują. W Waszych małych głowach jawią się jako wasi przyjaciele, których warto naśladować. Nie jeden i nie jedna z Was opowiadają o nich w przedszkolu, szkole. Dzielicie się między sobą ich przygodami, śmiesznymi historiami. Wielu z Was stara się naśladować niejedno z ich zachowań. Często chcecie być jak oni, Wasi bohaterowie. Rozmyślając nad owymi bohaterami, przyszło mi na myśl, że takim wielkim bohaterem jest właśnie PAN JEZUS. Czy dla któregoś z Was bohaterem jest Pan Jezus??? Może właśnie u progu Jego Zmartwychwstania warto się nad tym zastanowić?

Wielu Go zdradziło, wielu spośród nich nazywało się Jego przyjaciółmi. Co zrobił wtedy Pan Jezus? Nie przestał ich kochać. Więcej!!! Oddał z nich swoje życie, z miłości do nich umarł na krzyżu. Jakże wielkie musiało to być bohaterstwo – oddać za kogoś życie, nie oczekując nic w zamian... Zrobił to, by dać wszystkim ludziom siłę do czynienia dobra. Zrobił to dla Ciebie i dla mnie, dla każdego z Nas. Jednak życie Pana Jezusa nie skończyło się na krzyżu. Przecież nie była to bezsensowna śmierć... Dnia trzeciego Jezus Zmartwychwstał. Grób był pusty, a On w drodze do swego Ojca w niebie. Nie powrócił do naszego ziemskiego życia, ale wszedł do innego świata, do nieba. Tam żyje na zawsze i daje każdemu człowiekowi siłę do tego, by stawał się lepszym. Daje siły byśmy poprzez cierpienie osiągnęli zwycięstwo nad złem. Takim właśnie był bohaterem i nadal nim jest. Miał w sobie wielką siłę, siłę miłości. Myślę, że warto Go naśladować, być jak Pan Jezus. Mało tego, warto o Nim opowiadać,

18

„zarażać” Nim inne dzieci. Przewyższa On wszystkich bohaterów przede wszystkim tym, że żył i był! Prawdziwie był, chodził po tej samej ziemi co my. Kochane Dzieci u progu Świąt Wielkiej Nocy zaproście Pana Jezusa, by od dziś stał się Waszym przyjacielem, przyjacielem Waszej rodziny. Niech stanie się największym bo-

haterem Waszego życia. Tego Wam, Waszym Rodzinom i sobie samej życzę z całego serca! A teraz kilka zagadek wielkanocnych specjalnie dla Was :) Połączcie obrazek z odpowiednią zagadką :) Kolorowe jajka, barwne malowanki. Nie ma na nich wzorków, bo to są.... Jestem żółty, mały, puszysty i z jajka się wykluwam. Czy już wiecie, kto ja jestem? Już białą serwetę ścielę zieleń się owsie, zieleń. Rośnij wysoko, nie zwlekaj, bo cukrowy ktoś już czeka. Kto? Nie miauczą, lecz kwitną, białe albo szare. Znajdziesz je na wierzbie, gdy się kończy marzec. Może być migdałowa, luksusowa, lukrowana, z rodzynkami, a każda zapachem kusi. Anna Remiszewska


19


„ŚWIĘTYMI BĄDŹCIE” dziękczynienie za dar kanonizacji jana pawła ii i jana xxiii

NIEDZIELA MIŁOSIERDZIA BOŻEGO 27.04.2014 r. 08.30 – Msza św. 10.00 – Msza św. 13.00 – UROCZYSTA MSZA ŚW. DZIĘKCZYNNA – na placu kościelnym. - po Mszy św. - uwielbienie i wspólny śpiew parafian, prowadzi wspólnota Effatha, - wypuszczenie ośmiu gołębi na znak ośmiu błogosławieństw, wspólne zaśpiewanie ulubionej piosenki Jana Pawła II „Barka” - kremówki, herbata na placu kościelnym

15.00 – Koronka do Miłosierdzia Bożego 17.00 – Msza św. 20.45 – Apel Jasnogórski


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.