Ichtys 102

Page 1

Miesięcznik Parafii Wniebowzięcia NMP w Łebie

Wydmy, zdjęcie Beata Czaja

www.ichtys.net


Psalm 148

Chwalcie Jahwe z niebios, chwalcie Go na wysokościach. Chwalcie Go, wszyscy aniołowie Jego, chwalcie Go, wszystkie Jego zastępy. Wychwalajcie Go, słońce i księżycu, chwalcie Go, wszystkie gwiazdy świetliste. Chwalcie Go wy, nieba najwyższe, i wy, wody nad niebiosami. Niech wychwalają Imię Jahwe, bo dał rozkaz i zostały stworzone. Ustalił je na wszystkie wieki, dał prawo, które nie przeminie. Chwalcie Jahwe, [wy] z ziemi: potwory i wszystkie morskie głębiny. Ogniu i gradzie, śniegu i mgło, wichrze burzliwy, Jego słów wykonawco. Góry i wszystkie wzgórza, drzewa owocowe i wszystkie cedry. Dzikie zwierzęta i wszelkie bydło, płazy i ptactwo skrzydlate. Królowie ziemscy i wszystkie narody, książęta i wszyscy sędziowie ziemi. Młodzieńcy, a również i dziewice, starcy wraz z dziećmi. Niech wychwalają Imię Jahwe, bo tylko Jego Imię jest wzniosłe, Jego majestat jest ponad niebo i ziemię. On wywyższa róg ludu swojego, dumę dla wszystkich Jego wiernych, dla synów Izraela, ludu tak Mu bliskiego. Alleluja.

2


kilka myśli proboszcza

Jak to się u nas mówi – sezon trwa. Wakacje w pełni. Widać to na ulicach naszego „zaczarowanego” miasta, widać na plaży, widać na każdym kroku. Czas wakacyjnego wypoczynku jest w pełni wykorzystywany. Niektórzy przybywają do naszego miasta od wielu lat, bo tak im tutaj się podoba, niektórzy są tu po raz pierwszy. Jedni przyjechali na kilka tygodni, inni na chwilę, by przynajmniej przez moment oderwać się od codzienności i odpocząć. Cenią sobie bardzo wakacyjny odpoczynek, zwłaszcza, że dzisiejszemu człowiekowi brakuje na wszystko czasu. Dlatego im bardziej brakuje nam czasu i sił, tym bardziej potrzebujemy tej chwili na oddech, na wypoczynek, na oderwanie się od codziennej rzeczywistości. Pan Jezus powiedział do swoich uczniów: …pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco… Jezusowa zachęta do wypoczynku świadczy o tym, jak ważne jest zregenerowanie sił fizycznych i duchowych, by bardziej efektywnie pracować. Niestety, częściej chyba szukamy dzisiaj wypoczynku fizycznego, co powoduje niejednokrotnie, że po powrocie z urlopu wracamy zmęczeni

i znużeni. Objawia się to narzekaniem na pogodę, warunki iw końcu nacałyświat. Dlategowraz z odpoczynkiem fizycznym, o który zabiegamy, musi iść w parze odpoczynek ducha. Ludzkie serce odświeża się i oczyszcza, nabiera nowych sił i wzrasta w różnych miejscach, a najlepiej w ciszy, odosobnieniu i milczeniu. Taki czas jest również możliwy w miejscu, gdzie obok dużej ilości wypoczywających, jest czas na refleksję, adorację Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, czas na Eucharystię i zasłuchanie się w Słowo Boże. Może nie trzeba dosłownie wychodzić na „miejsce pustynne”, chyba, że udamy się na „Łebskie Wydmy”. Można takie „miejsce pustynne” odnaleźć w świątyni, gdzie w samotności i milczeniu możemy dojść do zgody z własnym wnętrzem, gdzie możemy stanąć wobec tego, czym żyjemy na co dzień, czym się karmimy, a tym co jest rzeczywiście prawdziwym pokarmem i co daje spokój duchowy i fizyczny. Tym „miejscem pustynnym” mogą być wczasorekolekcje, które odbywają się w naszej świątyni. To Chrystus zaprasza do tego odosobnienia, aby nieco odpocząć i nabrać sił duchowych i fizycznych. Jakże

wielu odnajduje tutaj to „miejsce pustynne”, godząc wypoczynek fizyczny z duchowym. Za nami kilka tygodni wakacyjnego czasu, a przed nami jeszcze więcej wytężonej pracy na rzecz tych, którzy wypoczywają w naszym mieście. Przyjmujemy wielu gości w naszych domach i pensjonatach, oferując to, co najlepsze. Zaproponujmy również odpoczynek duchowy zapraszając na „pustynne odosobnienie” do naszej świątyni. Warto po całodziennym plażowaniu, czy spacerach po okolicznych pięknych terenach zasłuchać się w głos własnego sumienia spędzając czas na adoracji, otworzyć się na Słowo Boże, czy też uczestniczyć w modlitwie uwielbienia. Na pewno każdy znajdzie tam pokój i duchowy odpoczynek. Wśród wielu atrakcji i ciekawych miejsc, które są proponowane w naszym mieście zachęcajmy do wybrania tego „miejsca pustynnego”, gdzie odnajdziemy wytchnienie duchowe, aby w pełni sił powracać do swoich codziennych obowiązków. Wszystkim wypoczywającym życzę, by dbając o odprężenie fizyczne i psychiczne nie zaniedbywali i nie lekceważyli sfery duchowej. Ludzkie serce odświeża się, oczyszcza, nabiera nowych sił i wzrasta w miejscu, gdzie obecny jest Bóg. Zapraszam, zatem na wczasorekolekcje, które odbywają się przez cały sezon wakacyjny w naszej parafii. Parafianom i tym, którzy organizują wypoczynek w naszym mieście życzę, by poświęcając swój własny czas i siły nie zapomnieli również o tym, aby nabrać tej mocy duchowej korzystając z niedzielnej Eucharystii. Wasz Proboszcz o. Mariusz omi 3


biblia kodem kulturowym europy (v) - dekalog Oto Dekalog: dziesięć słów. Od tych dziesięciu prostych słów zależy przyszłość człowieka i społeczeństw. Przyszłość narodu, państwa, Europy, świata. (Jan Paweł II, Koszalin 1 czerwca 1991)

Kanadyjski znawca literatury Northrop Frye (1912-1991) w swoim dziele Wielki Kodeks (1986) stwierdził, że literatura ma u swych korzeni wielki kodeks, to znaczy wielki fundamentalny punkt odniesienia, jakby gwiazdę polarną, która prowadziła naszą kulturę: jest nią Biblia, a w szczególności, w kwestii etyki i społeczeństwa – Dekalog. On stał się światłem w ciemności drogi ludzkiej egzystencji i historii. W ukształtowanej cywilizacji europejskiej od samego jej zarania podstawowym punktem odniesienia dobra i zła było teonomiczne prawo Dekalogu. Dekalog jest najpierw najbardziej wzniosłą syntezą moralności religijnej. To prawda, że zawiera odbicie prawa naturalnego, o czym za chwilę powiemy więcej. Ale tradycja biblijna ukazuje Dekalog w kontekście relacji Boga z człowiekiem, jako owoc spotkania – Boga i człowieka i jako konsekwencje dokonanych wyborów ich wzajemnej relacji. Biblia ukazuje go przede wszystkim w kontekście Przymierza zawartego między Bogiem - wyzwolicielem z niewoli, a wolnym już narodem. Biblia nie opisuje zatem w pierwszym rzędzie dekalogu jako abstrakcyjnego prawa narzuco4

nego z zewnątrz, bądź jako nałożoną normę. Nie ukazuje dekalogu jako zobiektywizowanego opisu i streszczenia prawa naturalnego. Dekalog należy odczytywać i rozumieć w kontekście, w jakim się znajduje – jako świadectwo relacji dwóch partnerów: Boga i ludu. W przykazaniach spotyka się wolność Boga i wolność człowieka. Bóg stanął po stronie człowieka, zobowiązał się do wierności. Człowiek również przyjął takie zobowiązanie i zapragnął Bogu dać odpowiedź. Tak postrzegany dekalog nie jest bezdusznym i obiektywnym, narzuconym, zimnym prawem zewnętrznym, ale konsekwencją przyjęcia Boga jako Partnera. Jak uczy Katechizm Kościoła, przykazania w sensie ścisłym pojawiają się na drugim miejscu; wyrażają one konsekwencje przynależności do Boga, która została ustanowiona przez Przymierze. Życie moralne jest odpowiedzią na inicjatywę miłości Pana. Jest wyrazem wdzięczności, hołdem składanym Bogu i dziękczynieniem. Jest współdziałaniem z zamysłem, który Bóg przeprowadza w historii. Dla ludzi wierzących doświadczenie Boga, Jego wyzwolenia, a zatem także doświad-

czenie Jego dobroci i miłości musi wyprzedzać przykazania, jeśli chccemy dostrzec ich pełny sens. Jeżeli doświadczymy, że są one dziełem dobrego i kochającego Boga, który nam je daje jako drogę ku naszej duchowej i zewnętrznej wolności, wszystko inne będzie drugorzędne. Ich wypełnienie będzie znakiem naszej wdzięczności i gwarantem świadomego przyjęcia i przeżywania naszego synostwa.Takie spojrzenie na dekalog to spojrzenie przede wszystkim ludzi wierzących. I wielkie wyzwanie, by w takiej optyce widzieć i pogłębiać własne życie wiary, której konsekwencją jest moralność. Tak postrzegany dekalog był w samym sercu religii Starego Przymierza. Żydzi odmawiali jego tekst rano i wieczorem. Rolę dekalogu podkreślił także Jezus, wskazując jego aktualną wymowę dla chrześcijan. Oczyścił go z interpretacji legalistycznej, przywrócił mu blask radykalności i pełni zaangażowania na rzecz Boga i człowieka. Pytany, co robić, aby osiągnąć życie wieczne? – odpowiedział – znasz przykazania… (Mk 10, 17.19) Ale dekalog to nie tylko punkt odniesienia dla ludzi wierzących. Dla wielu współczesnych ludzi, nawet nie uznających objawionego charakteru Dekalogu, podstawowe kategorie przynajmniej drugiej tablicy (przykazania IV-X), nawet podświadomie, stanowią istotne kryteria wartościowania, przejęte wraz z dziedzictwem kulturowym.


„Nie wierzący winni zapoznać się z dekalogiem, ponieważ – jak przyznają najszlachetniejsi spośród niech – przykazania, w których określa on obowiązki wobec bliźnich, odzwierciedlają prawo naturalne, wypisane na sercach ludzkich (…) i stąd winny kierować postępowaniem każdego uczciwego człowieka” - pisał ks. J. Synowiec. Tak, dekalog jest syntezą moralności naturalnej, to znaczy tym, co zawiera jakby w pigułce prawdy uniwersalne, które rozpoznaje ludzkie sumienie i w oparciu o jakie buduje osobiste życie i kształtuje więzi społeczne. Wszyscy ludzie, jak zauważył jeden z teologów podróżują z bagażem dziesięciu przykazań na barkach. Dlatego słusznie twierdził M. Luter w 1528 r., iż nie ma lepszego zwierciadła, w którym mógłbyś zobaczyć to, czego potrzebujesz, jak właśnie dziesięć przykazań. W nich znajdziesz to, czego ci brakuje i czego powinieneś szukać. Jest to zwierciadło, w którym powinien przeglądać swoją twarz zarówno człowiek wierzący, jak i niewierzący, który pyta o sens swojej egzystencji, o znaczenie dobra i zła, prawdy i kłamstwa, sprawiedliwości i zbrodni, życia i śmierci. Geniusz przykazań Dekalogu polega na tym, że zawierają w sobie ogólny kodeks uniwersalnej etyki. Obejmują wszystkie rzeczywistości nieba i ziemi, jak też całej ludzkości we wszystkich jej stanach, w pracy i w czasie odpoczynku, w jej namiętnościach i masakrach, niewiernościach, kradzieżach, kłamstwach i nienasyconych rządzach. Niosą one w sobie powszechną deklarację obowiązków człowieka, pozwalającą zbudować uniwersum i pojednać wreszcie człowieka z tym, co ludzkie.

Raz jeszcze przywołajmy słowa Jana Pawła II, tym razem wypowiedziane w Koszalinie 1 czerwca 1991 r.: Całe prawo Boże — wypisane niegdyś na kamiennych tablicach, a równocześnie wypisane odwiecznie w sercach ludzkich. Tak, że i ci, co nie znają Dekalogu, znają jego istotną treść. Bóg głosi prawo moralne nie tylko słowami Przymierza — Starego Przymierza z góry Synaj i Chrystusowej Ewangelii — głosi je samą wewnętrzną prawdą tego rozumnego stworzenia, jakim jest człowiek. Dekalog to znaczy dokładnie dziesięć słów. Mojżesz, będąc sam na sam z Bogiem, otrzymuje misję i drogowskazy dla Izraela - przykazania wyryte na kamiennych tablicach. Potem zapisywano je różnie: na zwojach papirusu, pergaminu, papieru - aż po czasy nośników elektronicznych. Mijają epoki, a siła Dekalogu trwa. To nie jest jakiś antyczny ko-

deks moralności, lecz wciąż żywa tkanka Boskości na codzienny użytek każdego z nas. To coś trwale obowiązującego w każdej epoce i trwale niepokojącego każde - niekoniecznie chrześcijańskie sumienie. Przykazania, zwłaszcza drugiej części Dekalogu, są przedstawione jako lapidarne, zwięzłe, jasne i absolutne imperatywy. Niemiecki mąż stanu Konrad Adenauer (1876-1967) mówił na ten temat: Rozumiem, dlaczego przykazania są tak jasne i pozbawione dwuznaczności: nie zredagowało ich żadne zgromadzenie. Ta kategoryczność i jasność przykazań pozwala z jednej strony uniknąć wszelkich nieporozumień; z drugiej jednak strony właśnie ten ogólny charakter sformułowania pozwala na ich nieustanną aktualizację, możliwość przezywania i stosowania ich w każdych warunkach, kontekstach i okolicznościach. o. Wojciech Popielewski OMI

Z kroniki parafialnej – Rok 1950: Rok Jubileuszowy

Sierpień 15 sierpnia odpust Wniebowzięcia NMP ściągnął jak zwykle wielkie tłumy ludzi. Bardzo uroczyście odbyły się ceremonje kościelne, podczas których wierni polecali swe bóle i łzy ku Matce Najświętszej z prośbą o dalszą opiekę nad polskim biednym ludem.

14 sierpnia br. nastąpiła zmiana proboszcza w Łebie. Ks. proboszcz Sylw. Górzyński OMI przeniesiony został do Iławy do nowo powstałego Domu Misyjnego OMI na stanowisko rektora tamtejszego kościoła. Dnia 29 bm. przybywa do Łeby nowy proboszcz Ks. Józef Napierała OMI.

Stop! Dekretem biskupim z Gorzowa i dekretem Przewielebnego Prowincjała Misjonarzy Oblatów z Poznania o. Stef. Śmigielskiego z dnia

5


Wyposażenie naszego kościoła - warte uwagi

Kościół pw. Wniebowzięcia NMP to następca zniszczonego przez sztormy kościoła św. Mikołaja w Starej Łebie. Świątynia ta została zbudowana w 1683 roku. Budowlę sfinansował ówczesny właściciel Nowęcina, patron kościoła, Ernst von Natzmer. Do budowy nowego kościoła użyto częściowo materiałów pochodzących ze zniszczonego przez sztormy kościoła św. Mikołaja. Do roku 1945 kościół był pod wezwaniem św. Mikołaja. Wraz z objęciem świątyni przez Polaków powierzono ją Wniebowzięciu NMP, nie pomijając jednak tradycyjnego patrona rybaków – św. Mikołaja, wyrazem czego jest świętowanie dwóch odpustów w parafii: 15 sierpnia i 6 grudnia.

Obraz „Matka B oska jako Orędowniczka” został namalowany przez niemieckiego malarza ekspresjonistę Maxa Pechsteina, należącego do grupy 6

„Die Brucke”(MOST) i mieszkającego w Łebie do 1945 r. Wysokość obrazu wynosi dwa metry, a szerokość jeden metr. Został wykonany w 1945 roku na zamówienie pierwszego polskiego katolickiego księdza w Łebie o. Mieczysława Cieślika, Misjonarza Oblata Maryi Niepokalanej. Namalowany na prześcieradle farbami, jakich rybacy używali do konserwacji swych kutrów. Obraz przedstawia postać Matki Bożej stojącą na kuli ziemskiej, która wyłania się ze wzburzonego morza. Za pieniądze otrzymane jako honorarium za obraz artysta wyjechał do Berlina. W roku 2011 obraz został na kilka miesięcy użyczony na wielką wystawę „Polska - Niemcy tysiąc lat w historii i sztuce” w Berlinie. W sposób szczególny obraz jest eksponowany w parafii 15 sierpnia, podczas odpustu Wniebowzięcia NMP. Figurka srebrnego dorsza 6 czerwca 1999 r. w Pelplinie łebscy rybacy ofiarowali Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II figurę srebrnego dorsza – symbol tego, co dla nich najważniejsze i co nawiązuje do kultu dorsza w Starej Łebie, gdzie też

figura tej ryby, zwanej językiem miejscowym „pomuchlem”, znajdowała się w świątyni. Figura w obecnym kościele została umieszczona i poświęcona 24 czerwca 2000 r. na pamiątkę rybackiego daru. Jej autorem jest artysta rzeźbiarz Tomasz Sobisz. Figura chrzcielnego anioła Figura ta wisiała w kościele już w roku 1824. Podanie głosi, że ufundowała go tęskniąca za mężem rybakiem kochająca żona, jako wotum wdzięczności za to, że mąż powrócił cały i zdrowy z morskich wypraw. Na co dzień anioł trzyma na złotej tacy księgę Pisma Świętego, zachęcając do jego czytania. Z okazji chrztu zniża się i przynosi dziecku białą szatkę na znak czystego serca i duszy. W czasie ceremonii ślubnych przynosi nowożeńcom obrączki. Jest to rzeźba z drewna sosnowego o wadze 80 kg. Statek - wotum Statek podarowany przez byłych łebian, niemieckich ziomków. Jest to dokładne odwzorowanie modelu trójmasztowca, który w 1870 roku wybudował i podarował kościołowi w Łebie rybak Hermann Radzom. Wykonawcą kopii statku jest Siegfried Greinke. W 2007 roku niemiecki Związek Łebian przekazał go dzisiejszym łebianom z okazji 650. lecia Łeby. Wówczas też za historyczną nazwą miejscowości z czasów niemieckich nadano mu imię „Lebamunde”. Dawniej takie statki - wota ofiarowywali Bogu ludzie życiem związani z morzem, którzy przeżyli niebezpieczeństwo śmierci na głębi wód lub w chorobie. Figurka św. Barbary Figurka pochodzi z XIII w. i jest jedynym zachowanym elementem wyposażenia z pierwszej świątyni łebian,


który znajduje się w obecnym kościele. Tradycja Kościoła przekazuje, że św. Barbara jest prastarą orędowniczką ludzi morza i żeglarzy, nawet nieco starszą od biskupa Mikołaja, który patronuje rybakom do dziś.. Była ona czczona w kościele św. Mikołaja Starej Łeby. Figurka ocalała ze sztormowej zagłady u parafian mieszkających w Rąbce, a później została przeniesiona do obecnego kościoła. Obraz św. Mikołaja Obraz ten został w czasach komunistycznych zamówiony u nieznanego dziś z imienia artysty, przez łebskich rybaków, którzy przekazali go jako dar dla kościoła. Z tego powodu rybacy i ówczesny proboszcz parafii byli szykanowani przez służbę bezpieczeństwa. Obraz ten jest zawsze centralnym punktem ołtarza rybackiego budowanego na Boże Ciało, a także tradycyjnego odpustu ku czci św. Mikołaja w grudniu. Przed obrazem łebianie modlą się słowami „Święty Mikołaju prowadź nas do Raju”. Organy W roku 1791 mieszkaniec Łeby o nazwisku Mampe podarował kościołowi pierwsze organy. Służyły one świątyni 40 lat. Potem trzeba było je zastąpić nowymi. W 1833 roku urodzony w Łebie kupiec Schonbeck z Bordeaux przekazał w prezencie nowe organy. W 1912 roku ponownie odnowio-

no kościół, sprowadzając przy tym trzecie z kolei organy, które służą kościołowi do dnia dzisiejszego. Dzwony kościelne To trzy dziewiętnastowieczne dzwony posiadające własne imiona: Chrystus Jest Twoim Życiem, Bogu Dzięki i Bój się Boga. Wskazują codzienne doświadczenia łebian, informując o ich ślubach, chrztach i pogrzebach, mszach świętych, spowiedziach, kończącym się dniu, a także o Dniu Pańskim i innych dniach świątecznych. Chwilowo ich brzmienie zastąpione niestety zostało sztucznymi kurantami. Chorągiewka na wieży kościelnej Pochodzi z roku 1683. Świadczą o tym umieszczone na niej nazwisko i herb rodowy fundatora kościoła – Nicolasa von Natzmera. Na chorągiewce brak daty, widnieje jedynie wyraz „ANNO” (łac.: „roku”). Najprawdopodobniej z powodu nadmiernej korozji data została usunięta podczas remontu przeprowadzonego w 1862 roku. Kula W 1931 r. odnaleziono we wnętrzu kuli znajdującej się na zwieńczeniu

wieży sprawozdanie z remontu, który był przeprowadzony w 1862 roku. Niestety woda, która dostała się do środka, zniszczyła dokument. Po dokonaniu renowacji wieży tradycyjnie sporządzono dokument z aktualnego remontu i umieszczono go w kuli. W roku 2010 podczas modernizacji kościoła do kuli włożono: pismo zawierające najważniejsze informacje o czasach współczesnych, 7 łebskich niezapominajek oraz 7 łebskich dukatów. Obelisk pojednania Granitowy głaz znajdujący się na przykościelnym placu. Upamiętnia mieszkańców Łeby i okolicznych wsi poległych w czasie I wojny światowej. Na tablicy widnieje około 50 nazwisk. Ławka Maxa Pechsteina Znajduje się na placu przed kościołem. Została odsłonięta 4 września 2002 r. podczas pleneru Łebskiej Enklawy Malarzy. Jej pomysłodawcą i projektantem jest lęborski artysta Krzysztof Grzesiak. Ławka zachęca do wypoczynku i rozmyślania. opracowanie: Biblioteka Miejska w Łebie oraz Lokalna Organizacja Turystyczna „Łeba - Błękitna Kraina” 7


odpoczynek

Czy odpoczynek może być „miejscem” spotkania Boga? Kultura chrześcijańskiej Europy została zbudowana w znacznej mierze na benedyktyńskim ideale ora et labora, czyli „módl się i pracuj”. Dziś uświadamiamy sobie jednak coraz bardziej potrzebę dobrze zaplanowanego odpoczynku, który nie będzie zwykłym lenistwem, lecz regenerując nadwątlone pracą siły pozwoli jednocześnie rozwijać bogactwa naszego człowieczeństwa. Jednym z wymiarów tego bogactwa jest zdolność patrzenia w bezkres, nieskończoność. Bezkres nieba, na którym świecą tysiące gwiazd, bezkres przepaści górskich, bezkres morza i wyraźna linia horyzontu, która wydaje się podawać dłoń niebu. Jest wreszcie bezkres Boga i bezkres człowieka, które także szukają się nawzajem i pragną spotkania. W pierwszym tygodniu tegorocznych wczasorekolekcji towarzyszył nam Mojżesz oraz św. Grzegorz z Nyssy, katolicki biskup i teolog z IV w. Wśród 8

wielu dzieł, jakie po sobie pozostawił, jednym z piękniejszych jest Życie Mojżesza – refleksja nad drogą wiary chrześcijanina oparta na alegorycznym odczytaniu wydarzeń opisanych w Księdze Wyjścia. Grzegorz patrzy na życie wiary jak na spotkanie z bezkresem – „dwie rzeczy uważam za jednakowo niemożliwe do wykonania: opisać doskonałość oraz osiągnąć ją w życiu” (cytaty wg przekładu Stanisława Kalinkowskiego, Wydawnictwo WAM, Kraków 2009). Cnota, życie Boże, spotkanie z Bogiem, to doświadczenia zachwycające, dające człowiekowi pełnię szczęścia, a jednocześnie wciąż ukazujące dalszy horyzont, kolejne przestrzenie, jeszcze wyższe szczyty. Dlaczego na tej drodze warto korzystać z przykładów wybitnych świętych? Grzegorz odpowiada: „wystarczy, jeśli odwołamy się do wspomnienia jednego cnotliwego człowieka [Mojżesza], który będzie dla nas czymś w rodzaju latarni morskiej i wskaże nam, jak dusza może dotrzeć do bez-

piecznego portu cnoty, gdzie nie zagrażają jej już żadne życiowe burze i gdzie powracające fale namiętności nie narażą już jej na katastrofę w otchłani grzechy. Być może bowiem Pismo opowiada szczegółowo o życiu tych świętych właśnie po to, aby następne pokolenia, idąc za przykładem dawnych sprawiedliwych, mogły skierować życie ku dobru”. Św. Grzegorz z Nyssy dedykował swoje rozważania konkretnej osobie, Cezarionowi, którego nazywa „Bożym człowiekiem”. Jego nauczania nie mają na celu napominania go czy karcenia, ale zachętę do pięknego życia, do nieustannego przekraczania siebie, do spotykania Bożego bezkresu, nieskończoności cnoty. Zło jest dla Grzegorza mało atrakcyjne i mimo swej pozornej siły jest bardzo ograniczone – człowiek szybko dociera do granic zła, dalej nie da się już podążyć. Dobro zaś wciąż otwiera nowe możliwości, sprawia, że człowiek poznaje siebie jako tajemnicę, zakorzenioną w Tajemnicy Bożego życia. Grzegorz więc pisze do Cezariona, ponieważ życzy mu „pełni szczęścia”. Z tego samego pragnienia wypływa także idea wczasorekolekcji prowadzonych już od tylu lat w Łebie – by odpoczywającym po trudach całorocznej pracy wczasowiczom, ale także parafianom, dać okazję do spotkania Boga jako pełni szczęścia. Rozważanie Słowa Bożego staje się wówczas jak spojrzenie na piękne, bezkresne morze, jak spacer po ciepłym piasku na plaży, jak powiew delikatnego morskiego wiatru. Człowiek na nowo odkrywa swoją istotę, swoją tajemnicę, prawdziwie odpoczywa, regeneruje swoje siły i z nowym zapałem podejmuje życiową misję... o. Paweł Zając


Oblat w Watykanie Papież Franciszek powołał przełożonego polskiej prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, ojca Ryszarda Szmydki, do ścisłej współpracy w misyjnym dziele Kościoła. Został on mianowany sekretarzem generalnym Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary i 1 maja br. rozpoczął nową posługę w Watykanie. Ojciec Ryszard ma 62 lata. Urodził się 26 kwietnia 1951 roku w Terebiskach k/Białej Podlaskiej. Szkołę średnią ukończył w Niższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów w Markowicach na Kujawach. Filozofię studiował w Oblackim Wyższym Seminarium Duchownym w Obrze, po czym studiował teologię w Rzymie. Po zakończeniu studiów odbył dwuletni misyjny staż w Kamerunie. Tam też otrzymał święcenia diakona-

tu. Po powrocie do kraju przyjął święcenia kapłańskie 2 lipca 1978 roku w Jabłecznej. Kontynuował studia doktoranckie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i obronił doktorat z teologii dogmatycznej. Był również w latach 1991-92 wędrownym katechistą w ramach drogi neokatechumenalnej. W 1992 został wybrany asystentem generalnym do spraw misji w administracji generalnej Misjonarzy Oblatów w Rzymie. Na nowe stanowisko został powołany przez papieża Franciszka w czasie pełnienia urzędu Prowincjała Polskiej Prowincji Oblatów. Prowincjałem był od roku 2010. Polska Prowincja składa się z prawie 500 oblatów posługujących w Belgii, Danii, Francji, Luksemburgu, Niemczech, Norwegii, Turkmenistanie, Szwecji, Ukrainie, na Madaga-

Śpiewać każdy…

W tym roku po raz XII odbyły się letnie warsztaty muzyczne w naszym mieście. Można było spotkać się i pobierać lekcje w klasie klarnetu u dr Wojciecha Mrozka i prof. Mirosława Pokrzywińskiego, w klasie skrzypiec u dr Bolesława Siarkiewicza, oraz w klasie śpiewu u mezzosopranistki Agaty Savy. Piszę tu w imieniu części wokalistów którzy mieli okazję szkolić

się pod okiem profesjonalistki Pani Agaty Savy. Spotkanie z tak wybitną artystką było dla osób które chciały doskonalić swój warsztat wokalny czymś wyjątkowym. Ćwiczenia, zajęcia i spotkania odbywały się przez tydzień, a zmagania uczestników zostały zakończone dwoma koncertami w łebskich kościołach. W piątek gościła wszystkich kursantów Parafia

skarze i w Polsce (ok.320 oblatów). Kolejnych 110 oblatów pochodzących z Polskiej Prowincji posługuje w innych jurysdykcjach Zgromadzenia. Ojcu Ryszardowi życzymy Bożego błogosławieństwa i opieki Niepokalanej w nowej posłudze dla Kościoła Powszechnego. o. Piotr

św. Jakuba, w sobotę Parafia pw. Najświętszej Maryi Panny w Łebie. Koncerty zachwyciły publiczność, a niektóre występy szczególnie młodych klarnecistów, ale także doświadczonych muzyków rozgrzały widzów do czerwoności. Dziękujemy za te muzyczne spotkania warsztatowe które odbywają się w Łebie już od wielu lat ! Narzekamy na brak takich wydarzeń w naszym mieście, wychwalając możliwości jakie są w dużych ośrodkach miejskich… Okazuje się jednak, że takie spotkania i możliwość nauki pod okiem fachowców istnieje także u nas. Zainteresujmy się bardziej tym wszystkim co dzieje się wokół nas, by przekonać się, jak wiele możliwości nasze miasteczko nam oferuje i tylko od nas zależy, jak skorzystamy z tej oferty. Szanowni Państwo, zespół Bel Canto ogłasza nabór do zespołu, dla osób, które chciałyby śpiewać w sopranach. Zainteresowanych prosimy o kontakt pod tel. 601-40-54-63. Pozdrawiam serdecznie Dorota Reszke 9


fotogaleria

Wczasorekolekcje

Warsztaty muzyczne 10


fotogaleria

Odpust w Ĺťarnowskiej

Pielgrzymka w Ĺťarnowskiej 11


Odkrywamy piękno Gór Świętokrzyskich

Kolejny raz dzięki życzliwości wielu osób, nasze przedszkolaki mogły pojechać na Zielone przedszkole. Tym razem celem naszej podróży były Góry Świętokrzyskie. To najniższe z polskich pasm górskich cieszy oczy bogactwem krajobrazu. Nie dane nam było podczas trzydniowego pobytu wszystko zobaczyć, ale zwiedziliśmy wiele pięknych i interesujących miejsc. Nie tylko podziwialiśmy piękno, które stworzył Pan Bóg, ale zgodnie z tradycją wszystkich naszych wyjazdów, chcieliśmy poznać trochę historii miejsc, które odwiedzaliśmy. Czasu było niewiele, więc trzeba było wybrać to, co najbardziej zainteresuje dzieci. Mieszkaliśmy w gospodarstwie agroturystycznym w Radlinie k. Kielc. Pierwszy dzień upłynął nam na zabawach i odpoczynku oraz poznawaniu najbliższej okolicy. Następny dzień rozpoczęliśmy zwiedzaniem Muzeum Minerałów i Skamieniałości w Świętej Katarzynie. W miejscu tym mogliśmy 12

podziwiać ozdoby wykonane z wydawałoby się zwykłych kamieni. W tych z pozoru „zwykłych” kamieniach znajdują się kryształy wprawiające w zachwyt. Dowiedzieliśmy się, że to właśnie w Górach Świętokrzyskich znajdują się największe w Polsce pokłady krzemienia pasiastego, który oszlifowany służy do wyrobu pięknej biżuterii. Mogliśmy na własne oczy zobaczyć jak szlifuje się kamienie i wybrać sobie jeden z nich. Pełni wrażeń związanych z kamieniami szlachetnymi wyjechaliśmy do Chęcin. Miasto to znane jest przede wszystkim z ruin wzniesionego na wzgórzu obronnego zamku. Niestety, na dziedziniec zamku nie mogliśmy wejść, ponieważ trwają tam prace rewitalizacyjne. Musiało nam wystarczyć oglądanie ruin z daleka. Jednak nasz przewodnik zadbał o to, aby dzieci zobaczyły jak wygląda zamek „od środka”. W Niemczówce, zabytkowej kamienicy, zwanej turystyczną „perełką” Chęcin, gdzie swoją siedzibę ma Centrum Informacji Tury-

stycznej i Historycznej Gminy Chęciny obejrzeliśmy kilkunastominutowy film przedstawiający nie tylko historię zamku i jego znaczenie w dawnych wiekach, ale również obecny wygląd i prowadzone na jego terenie prace renowacyjne. Spacerując ulicami miasteczka weszliśmy na dziedziniec klasztoru OO. Franciszkanów. W tym miejscu jeszcze w latach 80-tych znajdował się hotel. Wspomnę, że będąc tam po raz pierwszy w 1981 roku, przeżyłam szok, kiedy weszłam do kościoła i zobaczyłam, że jest w nim elegancka restauracja, w oratorium znajduje się bar, a cele klasztorne przekształcono w pokoje hotelowe. Na początku lat 90-tych obiekt został zwrócony franciszkanom i przywrócono mu dawny sakralny charakter. Z Chęcin pojechaliśmy do Podzamcza, podchęcińskiej wsi z kompleksem budynków Regionalnego Centrum Naukowo-Technologicznego. Do nich zaliczają się: zabytkowy dwór obronny udostępniony do zwiedzania, Biobank oraz Centrum Nauki Leonardo. Podczas zwiedzania dworu dzieci mogły wyjątkowo dotykać wszystkich eksponatów, siadać na zabytkowych meblach, przymierzać hełm rycerski, narysować coś w Księdze Pamiątkowej i obejrzeć piękny park z 300-letnimi lipami oraz barokową bramą ozdobną. Według niektórych źródeł wzniesiona ona została na część zwycięstwa Jana III Sobieskiego pod Wiedniem w 1683 r., a według innych źródeł powstała w pierwszej dekadzie XVII wieku z fundacji starosty chęcińskiego Stanisława z Ruszczy, dla uczczenia odzyskania dla katolików kościoła franciszkańskiego w


Chęcinach, zajmowanego do 1603 r. przez Braci polskich. Tego dnia zwiedziliśmy również Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni – ogromny obszar, na którym zgromadzono to, co związane jest z wsią polską. Można tam zobaczyć chaty kryte słomą i trzciną z małymi okienkami i przydomowymi ogródkami z bogactwem kwiatów. Ich wnętrza obrazują wyposażenie dawnych domów mieszkalnych ludzi różnych zawodów, a także sklepów, aptek, szkół. Nie brakuje tam również wiejskich zagród z żywymi zwierzętami, wiatraków, spichlerza, kościoła i bogato wyposażonego w meble i sprzęty XIX-wiecznego dworu. Obrazu wsi dopełniają tam pola obsiane zbożem z kolorowymi chwastami, wśród których królują maki i chabry. Dla dzieci największą atrakcją było wejście do tzw. „szkolnej kozy”, w której byli zamykani za karę nieposłuszni i leniwi uczniowie. Na terenie muzeum uczestniczyliśmy w zajęciach edukacyjnych „Jak żyły dzieci w dawnej wsi”. Przedszkolaki próbowały swoich sił w pisaniu stalówką i atramentem oraz w zabawach kołem z pieca i pogrzebaczem. Po obiedzie odwiedziliśmy siostry w Świętomarzy. Ojciec proboszcz odprawił Mszę świętą w kaplicy sióstr, a po niej dzieci zajadając się truskawkami i ciasteczkami do samego wieczora bawiły się w ogrodzie. Do Radlina wróciliśmy na późną kolację. Następny dzień rozpoczęliśmy w Kielcach. Niezwykłym miejscem, które zwiedziliśmy jest Kadzielnia, znajdujące się w centrum Kielc pasmo Gór Świętokrzyskich. Kadzielnia to rezerwat ścisły przyrody nieożywionej, największe skupisko jaskiń na Kielecczyźnie. Trzydziestominutową trasą jednej z jaskiń przeszliśmy z panią przewodnik, która w bardzo interesujący sposób wprowadziła nas w „świat jaskiń”. Dzie-

cięcym pytaniom nie było końca, gdy coraz to nowe „ciekawostki” pokazywała pani przewodnik. Z żalem opuszczaliśmy Kadzielnię, tym bardziej, że na zewnątrz też było ciekawie i pięknie. Niestety, nie mogliśmy zbyt długo cieszyć się widokami tego miejsca, ponieważ czekał już na nas przewodnik w Muzeum Zabawek i Zabawy. Zgromadzone tam zabawki zafascynują nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Nasz przewodnik opowiedział nam wiele interesujących historii związanych z niektórymi zabawkami. Pokazał nam też woskową lalkę, która jest najcenniejszym eksponatem muzeum. Po zwiedzaniu muzeum dzieci mogły pojeździć na zabawkowych drezynach – wcale to nie było łatwe. Do Radlina wróciliśmy na obiad, a po obiedzie wyruszyliśmy na Święty Krzyż. Tam spotkaliśmy brata Sławka Przyweckiego, który oprowadził nas po sanktuarium Świętego Krzyża i muzeum misyjnym Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. W kaplicy klasztornej ojciec proboszcz odprawił dla nas Mszę świętą, a później zostaliśmy ugoszczeni przez brata owocami i ciasteczkami. Zwiedziliśmy też Muzeum Przyrodniczo- Leśne ŚPN. Świętokrzy-

ski Park Narodowy szczyci się nie tylko bogactwem przyrody, którą mogliśmy podziwiać podczas zwiedzania Muzeum Przyrodniczego na Świętym Krzyżu, ale również wędrując szlakiem turystycznym. Wielkim wyczynem dla przedszkolaków było zdobycie tego dnia Łysicy – najwyższego szczytu Gór Świętokrzyskich (611,8 m n.p.m.). Wchodzenie nie było łatwe, niektórzy nawet chcieli zrezygnować. Jednak, kiedy weszli na szczyt, stwierdzili, że warto było się trudzić. Na szczycie znajduje się replika pamiątkowego krzyża z 1930 roku i ze szczytu roztacza się widok w kierunku północnym – na Górę Miejską i Psarską. Od strony północnej i południowej szczyt otaczają gołoborza. Zmęczeni, ale zadowoleni wróciliśmy na kolację. Następnego dnia musieliśmy opuszczać piękne Góry Świętokrzyskie, jednak mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś uda nam się powrócić w te strony. Dziękujemy wszystkim, którzy swoją życzliwością pomogli nam zrealizować ten wyjazd. W ich intencji 29 czerwca w naszym kościele parafialnym p.w. Wniebowzięcia NMP została odprawiona Msza święta. s. M. Weronika Bartkowiak

13


Zagrożenia duchowe -HOMEOPATIA Termin „homeopatia” pochodzi z połączenia dwóch słów: homois (podobny) i pathos (ból). Leksykon PWN stwierdza, że „homeopatia to nieuznawana przez naukę metoda leczenia polegająca na stosowaniu w bardzo dużym rozcieńczeniu środków, które w normalnym stężeniu powodują objawy podobne do objawów danej choroby”. Naukowe środowiska medyczne dowiodły, że leczenie homeopatyczne to zwyczajne kpiny z medycyny akademickiej. Profesor Uniwersytetu Medycznego w Lublinie Andrzej Gregosiewicz, który od kilkunastu lat prowadzi walkę z oszustwami medycznymi (homeopatią, bioenergoterapią, radiestezją i różnymi rodzajami tzw. medycyny alternatywnej) dowiódł w swoich badaniach, że preparaty farmaceutyczne nie zawierają jakiejkolwiek substancji czynnej, co jest koniecznym warunkiem, by jakikolwiek specyfik uznać za lekarstwo. Według Głównego Inspektora Farmaceutycznego leki nie zawierające substancji czynnej są lekami fałszywymi. Prof. Gregosiewicz tak podsumował swoje badania: „Wiemy już, więc ponad wszelką wątpliwość, że tzw. roztworów homeopatycznych nie tylko nie można uzyskać, lecz nawet teoretycznie nie można rozpatrywać, czy jakikolwiek składnik jest w nich zawarty bądź nie. Bezsensowność rozważań, badań i eksperymentów klinicznych staje się, zatem oczywista. W świetle powyższych stwierdzeń podejmowanie prób „leczenia” przy pomocy „leków” homeopatycznych nie tylko nie jest zgodne „z najlepszą wiedzą lekarza”, lecz nosi znamiona przestępstwa.” Na przykład, żeby uzyskać powszechnie stosowany na grypę “lek” oscillococcinum substancję wyjściową, którą jest ekstrakt z wątroby i serca dzikiej kaczki rozcień14

cza się w tzw. skali setnej 200 razy (CH 200). Oznacza to ni mniej ni więcej, że szansa trafienia na jedną “aktywną terapeutycznie kaczą molekułę” wynosi 10400. Ale za to z jednej kaczki można przygotować środki homeopatyczne o wartości 20 mln dolarów. Jest to ogromny biznes: zrobić coś, z niczego i sprzedawać za ogromne pieniądze. Dodatkowym atutem produkujących jest fakt, że preparaty homeopatyczne jako środki niefarmaceutyczne są wolne od posiadania dodatkowej dokumentacji i zgody na przewóz przez granicę. Naczelna Izba Lekarska w 2008 roku wydała dokument, który mówi: „homeopatia nie jest metodą naukową i lekarze nie powinni takich środków przepisywać. To narażanie pacjenta na zbędne wydatki i marnowanie pieniędzy publicznych.” Byłoby dobrze, gdyby na tych faktach wyczerpywał się temat homeopatii, niestety tak nie jest. W reklamach tych preparatów, które notabene budzą swoim klimatem jak najlepsze odczucia w odbiorcy, podkreślany jest brak skutków ubocznych. Jednak nie jest to cała prawda - one występują, tyle, że są innej natury. U osób, które przez dłuższy czas zażywały środki homeopatyczne, pojawiają się trudności w sferze duchowej. Aby zrozumieć skąd te trudności się biorą, należy sięgnąć do korzeni homeopatii i jej twórcy, którym jest urodzony w 1755 r. niemiecki lekarz Samuel Hahnemann. W 1810 r. napisał książkę Organem of Rational Healing. Jest to najważniejsze dzieło homeopatii, z którego dowiadujemy się o ścisłych powiązaniach tej metody leczenia z magnetyzmem zwierzęcym. Czytamy tam, że ludzkie choroby są spowodowane przez wyłącznie duchowe (dynamiczne) zaburzenia mocy ducha (witalnej zasady) ożywiającej ludzkie ciało. Lekar-

stwo ma działać na energię witalną i dlatego ma przypominać chorobę, być do niej podobne. Leczniczy charakter preparatowi ma zapewniać wytrząsanie, które potęguje duchową siłę pozwalającą pacjentowi wyzdrowieć. Nazywane jest to potencjalizacją sił leczniczych. Brzmi bardzo podejrzanie i zalatuje jakimś „hokus-pokus”. Jednak wszystko staje się jasne, gdy dowiadujemy się, że Hahnemann w 1777 r. został przyjęty do loży masońskiej w Transylwanii, a dodatkowo parał się spirytyzmem i jak sam oświadczył - homeopatia powstała dzięki informacjom przekazanym mu podczas seansów spirytystycznych. Jest to niewątpliwie dla osoby ochrzczonej, wierzącej w Jezusa Chrystusa i Maryję, podstawowa przesłanka do odrzucenia tego sposobu leczenia. W porównaniu z faktycznymi postępami nauk farmaceutycznych homeopatia jawi się więc, jako powrót do magicznych praktyk tyle, że ubranych w naukową postać. Jeśli chory człowiek nie ma ochrony sakramentów i modlitwy, to tajemne, okultystyczne działanie w homeopatii przenosi się na niego, poddaje go (najczęściej nieświadomie) działaniu złego ducha. Wielokrotnie rezultatem tego jest pewien związek z szatanem. Można zostać wyleczonym z choroby ciała, ale za to następuje w człowieku zachwianie równowagi psychicznej, a w życiu duchowym regres. Znaczącym jest fakt, że często w tych rodzinach, które stosują takie metody leczenia, spotkać można depresje i niekończące się problemy zdrowotne. Egzorcyści potwierdzają, że w swojej praktyce spotkali się ze zniewoleniem, u którego źródeł była homeopatia. Na podstawie obserwacji można z całą pewnością stwierdzić, że skuteczna czy nieskuteczna homeopatia zawsze niesie ze sobą problemy, takie jak: oschłość ducho-


wa, brak radości i pokoju, zaburzenia psychiczne, brak poczucia sensu życia, nieuzasadniony niepokój, zniechęcenie, opór przed modlitwą... Te zjawiska niepokoją tym bardziej, że wzrasta liczba małych dzieci w wieku 8-10 lat, które przejawiają problemy natury duchowej łącznie ze zniewoleniem przez złego ducha. Gdy trudno dociec przyczyny takiego stanu u małego dziecka, to często okazuje się, że matka zmanipulowana reklamą od lat na przeziębienie podawała mu leki homeopatyczne wierząc w ich skuteczność i brak skutków

ubocznych. Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina: „Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim - nawet w celu zapewnienia mu zdrowia - są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności (tzn. są grzechem ciężkim)” (2117). Homeopatia jest po prostu niebezpieczna. Chce ona leczyć za pomocą substancji zdynamizowanych - to znaczy obciążonych ładunkiem okulty-

stycznym. Pismo Święte nigdy nie wspomina o energii, ale wyraźnie mówi o mocy. Ta moc objawia się najpełniej w Eucharystii. To tam bije źródło, z którego mamy czerpać siły duchowe i fizyczne. I nie zapominajmy o sakramencie namaszczenia chorych, który ustanowił Chrystus, by przez posługę Kościoła chorzy z mocy Ducha Świętego zostali uzdrowieni, a cierpiący otrzymywali pokrzepienie. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Renata Krużycka

„Ora et labora”..., czyli, „módl się i pracuj”!

W czasie wakacji, w czasie urlopu chrześcijanin może roztropnie, na jakiś czas, zmodyfikować to benedyktyńskie powiedzenie na: „ módl się i odpoczywaj”. Łeba, tysiące ludzi, cale rodziny przyjeżdżają korzystać z dobrodziejstw natury: z fal morskich, z gorącego piasku, z palącego słońca… To dobre i mądre! Człowiek ma prawo do odpoczynku, do zmiany miejsca, do bycia blisko natury… Rodzina ma prawo do wspólnego odpoczynku, do wspólnej zabawy, do wspólnych radości, do bycia razem…

Wśród tysięcy odpoczywających na pewno spora grupa uczestniczy we Mszy św. niedzielnej. Są także tacy, którzy robią więcej. Przychodzą wieczorami, po całodziennym odpoczynku na plaży, na letnie rekolekcje, na wieczorne spotkania z Panem Bogiem, na wieczorną modlitwę, aby nie tylko ciało, ale i duch odpoczął w Bożej obecności. Od wielu lat, w lipcu i sierpniu, w parafii Wniebowzięcia NMP w Łebie odbywają się swoiste wieczorne spotkania: każdego tygodnia inny rekolekcjonista, inny

prowadzący, każdego dnia Msza św. o 20.00 z nauką, każdego dnia, godzinę przed Mszą św., okazja do spowiedzi św. i do adoracji Najświętszego Sakramentu w ciszy, każdego tygodnia zespół religijny lub solista pomagają modlić się śpiewem. „Odpocznijcie nieco” – zachęca w Ewangelii Pan Jezus swoich uczniów, zachęca, aby poszli na zaciszne miejsce i odnowili siły duchowe, napełnili się Bogiem… Warto skorzystać z tej propozycji, z tej formy duchowego odpoczynku…, przyjść wieczorem, pomodlić się przed Najświętszym Sakramentem, skorzystać z sakramentu pokuty, uczestniczyć we Mszy św., wysłuchać nauki rekolekcyjnej, przyjąć Komunię św., napełnić się Bogiem…, aby po tym wakacyjnym: módl się i odpoczywaj, po powrocie do domu podjąć na nowo obowiązki, z nowymi siłami ducha i ciała: modlić się i pracować… „ora et labora”! Dobrych wakacji!!! O. Piotr

15


Łebianie wszyscy skądś przybyli... Rodzina Miłoszów i Raubów

W rzędzie na dole w środku Konstancja Miłosz (matka) z dziećmi: Anną i Antonim. Stoją (od lewej): Klotylda, Jadwiga, wnuk Jan, Monika i Robert

Rodzina Miłoszów pochodziła z Romanowszczyzny (gospodarstwo rolne – zaścianek), powiat Brasław woj. Wilno. W 1945 roku do Łeby przyjechał Józef Miłosz (syn Michała i Konstancji) z kolegami: p. Chojeckim, p. Miakiszem, p. Raszkiewiczem i por. Gramzem; przyjechali, jako osadnicy wojskowi. Józef Miłosz zamieszkał przy ul. Kościuszki 58 w budynku, którego właścicielem był Niemiec. Po kilku latach przeprowadził się do domu przy ul. Zielonej 4 i objął gospodarstwo zajmując się rolnictwem. W 1946 roku, jako repatrianci przybyli do Łeby bracia Józefa: Kazimierz i Antoni, którzy zamieszkali przy ul. Kościuszki 30 (dom po por. Giemzie, który wyjechał w rodzinne strony, do Poznania). Obaj bracia prowadzili gospodarstwo rolne. Sprowadzili też do Łeby pozostałych na Wschodzie członków rodziny. I tak w 1956 roku przyjechali: matka Konstancja Miłosz (wdowa) oraz rodzeństwo: Robert, Jadwiga, Monika i Klotylda. Razem z braćmi zamieszkały: Konstancja, Monika i Klotylda, natomiast Jadwiga przeniosła 16

się do brata Józefa, by wspólnie prowadzić gospodarstwo. Robert Miłosz wprowadził się do domu przy ul. Powstańców Warszawy (obecnie Tawerna). Podjął pracę w Rybmorze przy myciu i remontowaniu skrzyń rybackich. Siostry Monika i Klotylda razem braćmi pracowały na gospodarstwie, a w latach siedemdziesiątych podjęły pracę w Miejskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej w gru-

pie utrzymania zieleni. Rodzina Raubów: Michał i Anna z domu Miłosz (najstarsza z dzieci Michała i Konstancji) oraz ich synowie: Bronisław, Alfons i Jan przyjechali w 1946 roku do Perlina z Justyhanowa (gospodarstwo rolne – zaścianek), pow. Brasław woj. Wilno. Do Łeby przybyli w 1953 roku i zamieszkali przy ul. Świerczewskiego 12 (obecnie Nowęcińska 12). Budynek objęli po panu Tkaczyku. Prowadzili gospodarstwo rolne. Najstarszy syn Bronisław ukończył studia, założył rodzinę i zamieszkał w Słupsku, natomiast Alfons i Jan pomagali rodzicom w gospodarstwie. W latach siedemdziesiątych Alfons został zatrudniony w ośrodku wczasowym „ Chemar”, jako pracownik gospodarczy. Następnie podjął pracę w Miejskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej w grupie utrzymania zieleni. Informacje uzyskałam od mojego wujka 88-letniego Alfonsa Raubo, człowieka o wielkim sercu i bezgranicznie oddanemu rodzinie, z którą mieszka. Krystyna Bogdanowicz

Michał Raubo z synami (od lewej) Bronisławem i Alfonsem oraz wnukami Jerzym i Anną


Rodzina Sułkowskich Antonina Sułkowska urodziła się po wojnie) i wtedy poznała Wojcie- Lille, gdzie mieszkali bracia Woj26.06.1926 roku na terenie Rosji cha Sułkowskiego, przyszłego męża. ciecha. Ojciec Wojciecha, też Wojw Starej Rusie rejon Nowogrodzki. Wojciech Sułkowski urodził się ciech, przed wojną jeździł tam do Jej ojciec zmarł w 1935 roku i mat- w 1915 roku w Wann-Eichen. Od pracy w górnictwie. Wojciech juka Maria Łunowa sama musiała wy- 1do 20 września 1939 roku słu- nior kończył tam szkołę podstawochowywać dzieci. żył w Wojsku Polskim. Został wzię- wą i bardzo dobrze znał język franAntonina miała 13 lat, gdy wy- ty do niewoli w Stalag-Hemer, jako cuski. Wojciech senior wrócił na buchła II wojna światowa. Niem- jeniec nr 1088. Później, jako robot- stałe w rodzinne poznańskie strocy zajmując coraz więcej obsza- nik do prac przymusowych został ny. Wojciech junior pojechał razem rów w centralnej Rosji dotarli rów- przekazany do pracy w kamienio- z rodzicami, a starsi synowie pozonież do Starej Rusy. Antonina, jako łomach, okręg Arnsberg. 26 sierp- stali w Lille. młoda dziewczyna musiała ciężko nia 1943 roku przeniesiono go do Kiedy Antonina była w ciąży, Franpracować dla Niemców przy oko- pracy w gospodarstwie rolnym, re- cuzi oferowali im bardzo dobre wapach. Śniegu spadło wówczas tyle, gion Arnsberg. Budował też umoc- runki, jako rodzinie rozwojowej. Wojże zaspy były czasami większe niż nienia polowe w Nadrenii w okoli- ciech zdecydował jednak, że wrócą Antonina miała wzrostu. Panował cach Koln. W tym okresie poznał do kraju. Młodzi nie wiedzieli, co tu głód, strach, zimno, a praca była swoją żonę Antoninę. Wojciech za- zastaną. Najpierw wrócili w rodzinponad siły ne strony do młodej koWrześni (pobiety. Robotwiat poznańnicy pracuski), a na pojąc dla Niemczątku 1946 ców mieszkaroku przesieli przez jakiś dlono ich do czas w śnieżŁeby. nych lepianAntonikach. Często, na i Wojaby przeżyć ciech Sułkowszukali pożyscy początkowienia pod wo zamieszśniegiem. kali w bloku Antonina obok Ośrodw 1943 roku ka Zdrowia (ul. mając 16 lat Powstańców została wyWarszawy), Plaża w Łebie przy hotelu Neptun, Antonina i Wojciech Sułkowscy z dziećmi wieziona do a później przepracy do Niemiec, do miejscowości opiekował się ranną Antoniną i za- nieśli się do budynku przy ulicy WeJulich w okolicach Koln Achen. Pra- kochał się w niej. Gdy wyzwalali ich sterplatte. Antonina urodziła pięciocowała tam, w ciężkich warunkach, Amerykanie wokoło świstały kule. ro dzieci: Ryszarda, Daniela, Piotra, 22 kwietnia 1945 roku Antonina Teresę i Józefa. przy słabym wyżywieniu, jako spaRyszard i Józef wyjechali na wacz w Fabryce Zbrojeniowej, mię- i Wojciech wzięli ślub we Frechen dzy innymi przy spawaniu łańcuchów (Koln). Według dokumentów udzielił Śląsk, tam się ożenili i mieszkają do do bomb. Niemcy wysyłali ją też do go kapelan katolicki wojsk amerykań- dziś ze swoimi rodzinami. Teresa pracy w inne okoliczne miejsca mię- skich Edwin Kozak. Po wyzwoleniu i Piotr założyli rodziny i mieszkają dzy Julich a Koln. Antonina pracowa- małżonkowie przez pewien czas w Łebie. Daniel nigdy się nie ożenił ła również u niemieckiego gospoda- przebywali w obozie dla ludzi róż- i mieszka w domu rodzinnym razem rza. W tym czasie została zraniona nej narodowości, których tam zgru- ze swoją mamą Antoniną. Opowieść córki Teresy w ramię przez brutalnego Niemca powano. Następnie na krótko wyspisała Krystyna Buchwald (kulę wyjęto jej dopiero w Polsce jechali razem do Francji, w okolice 17


Moje życie w czasie wojny cz.5 Gdyby nie nasza obecność, ciotka nie miałaby z czego żyć, gdyż ludzie tam mieszkający nie mogli jej zapomnieć tego, co zrobił jej mąż. Ostatecznie była zmuszona wynieść się z tej Stanisław Ratajczak, mój ojciec, w pracy u bauera miejscowości. (pierwszy z lewej, z kosą) Było to jednak Mój tato po ucieczce z Oświęcimia w późniejszym czasie. Tato dowiedział się w Poznaniu, wraz z kolegą Benkiem trafił do Bawarii. Tam zostali schwytani i wcieleni do gdzie jesteśmy i nareszcie nas odnapracy w fabryce broni. Tam też przy- lazł. Rodzice uzgodnili, że wracamy jeżdżali baurzey (rolnicy), którzy mo- na swoje do Gdyni. Zastaliśmy jedgli sobie wybrać robotników do pra- nak zbombardowany dom i zamieszcy na roli. Niektórzy trafiali do bardzo kaliśmy w Orłowie w baraku na górce złych ludzi, ale mój tato miał szczęście nad stawem. Poszliśmy ze Zbyszkiem i trafił do ludzi, którzy bardzo dobrze do szkoły, gdzie pod swoją opieką miała nas UNRRA. Dostawaliśmy na go traktowali. Tato z zawodu był rzeźnikiem i znał obiad kukurydzę z mięsem lub kukuperfekcyjnie języki. Bez problemu po- rydzę na mleku z rodzynkami. Tato radził sobie z pracą. Pracował tam do trafił do szpitala i miał operację z powyzwolenia, kiedy to wkroczyli Amery- wodu powikłań po ranach odniesiokanie. Amerykanie pytali robotników, nych podczas obrony poczty. Po jak byli traktowani. Gdy okazywało powrocie ze szpitala poruszał się się, że źle, to rozstrzelali bauera na wsparty o szczudła i uzyskał informację, że już nigdy nie będzie mógł miejscu. Tato wrócił do kraju. A my, nie wie- chodzić. W marcu 1946 r. urodziła się nadząc, czy jest żywy i czy wróci, u babci i u p. Sawalowej zostawiliśmy dla nie- sza siostra Renia. Znowu nastał głód. go wiadomość, gdzie ma nas znaleźć. Żylismy tylko dzięki unrowskiej kukuWracając do naszych losów. Walki rydzy w szkole oraz kozie, która spaw Poznaniu od momentu wkroczenia ła razem z nami w baraku. Do tego Rosjan trwały jeszcze dwa tygodnie, miałam bardzo nieprzyjemna historię, aż do zdobycia Cytadeli. Pojechaliśmy gdy byłam z nowo narodzoną siostrą wraz z mamą do Konina, do ciotki Fra- nad stawem. Nie zauważyłam, kiedy ni. Stamtąd zabrała nas do Miejskiej i w jaki sposób okręcił mi się wokół Górki ciotka Mania Grzybek (kolejna kości palca u nogi (byłam boso, a kosiostra taty). A tam ludzie otoczyli nas ści prześwitywały mi na wylot) drut niesamowitą opieką. Byliśmy dziećmi od harmonikowej miny. Zbyszek zoi dostawaliśmy jajka i pieczywo z pie- baczywszy co się dzieje, pobiegł do karni dla całej rodziny. Ciotka Mania Rosjan, którzy stacjonowali w pięnie miałaby tam teraz życia, gdyż wraz trowym budynku za stawem. Rosjaz mężem podczas wojny bardzo się nin przyszedł i rozminował to, ratując wzbogacili kolaborując z Niemcami. mi życie. Jednak zarządził ewakuację 18

z tego miejsca, gdyż cały ten teren najprawdopodobniej był zaminowany. W baraku już wcześniej można było zapomnieć o jakichkolwiek wygodach. Gdy padał deszcz, wszystko wewnątrz przeciekało i musieliśmy spać pod parasolem. Tato był unieruchomiony, tylko leżał. Mama miała malutkie dziecko, więc razem ze Zbyszkiem wyruszyliśmy, chcąc im pomóc, do Starogardu Szczecińskiego szukać domu. Ale wszystko było zajęte, wróciliśmy z niczym, nie licząc narwanych po drodze jabłek. Odwiedziliśmy też ciotkę Waltrową w Sopocie, która opowiedziała nam, że puste domy są w Szczecinie i w Świnoujściu. Ciotka z rodziną znalazła mieszkanie w Szczecinie. Mój tato pojechał tam razem z nią, ale dowiedziawszy się w pociągu (w czasie drogi), że są puste domy w Wolinie, postanowił tam się zatrzymać. Anna Kelar z domu Ratajczak

Statystyka parafialna SAKRAMENT CHRZTU ŚW. PRZYJĘLI: 22.06.2014 Zuzanna Małgorzata Zaprucka 28.06.2014 Constanza Picciani Melania Maja Puwalska Nikodem Stasiuk Zuzanna Alicja Pelczar 29.06.2014 Karol Krzysztof Burzyński

SAKRAMENT MAŁŻEŃSTWA ZAWARLI: 28.06.2014 Hubert Piotr Stasiuk Aneta Lasocka-Stasiuk

ZMARLI:

14.06.2014 Kamila Joanna Kijewska 21.06.2014 Gertruda Głuszko 01.07.2014 Zdzisław Dominiak 07.07.2014 Elżbieta Rozalia Karziewicz Marzena Izabela Ławrynowicz


WNIEBOGŁOSY: Wieczór Psalmów Zapraszam Państwa na koncert – do kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny przy ul. Powstańców Warszawy 28 w Łebie. W niedzielę 17 sierpnia o godzinie 21.00 u stóp Morskiej Madonny Maxa Pechsteina zaśpiewam po hebrajsku. Akompaniować mi będzie multiinstrumentalista Jacek Szpunar. Współtworzymy zespół „MalachejAngieły-Aniołowie”, wykonujący muzykę z pogranicza tradycji i kultur. Wcześniej z pieśniami po hebrajsku i w jidysz występowałem w składzie orkiestry Chojzes Klezmorim (Klezmerzy Widzącego z Lublina). Wyśpiewałem z nimi II nagrodę w VIII Konkursie Muzyki Folkowej Polskiego Radia „Nowa Tradycja”.

Jako solista zdobyłem III miejsce na Festiwalu Peter-Rohland-Singewettstreit w Burgwaldeck w Niemczech. W wykonywaniu hebrajskich Psalmów wzorem stała się dla mnie kobieta - kantor z Izraela, Towa ben Cwi, uhonorowana przez Polską Radę Chrześcijan i Żydów tytułem „Człowiek Pojednania”. Hebrajski – to nie tylko język Psalmów. Zachwycił mnie, kiedy po raz pierwszy wziąłem do rąk „Księgę Rodzaju” w interlinearnym hebrajsko - polskim wydaniu. Zapamiętałem pierwsze przeczytane w oryginale słowa: „Na początku Bóg stworzył…” Chciałbym, aby także i Państwo je usłyszeli, dali się urzec ich pięknu i sile. Andrzej Samborski

Miesięcznik Parafii Wniebowzięcia NMP w Łebie

R E D A K C J A:

Eliza Lechończak Dorota Reszke Jadwiga Labuda Proboszcz Mariusz Legieżyński Redaktor naczelna Maria Konkol Anna Remiszewska

Wydanie przygotowane we współpracy z Biblioteką Miejską w Łebie.

ul. Powstańców Warszawy 28 84-360 Łeba, tel. 59 866 14 64 e-mail: leba@oblaci.pl www.leba.oblaci.pl Konto: BS Łeba 54 9324 0008 0002 6912 2000 0010

19



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.