6 minute read

Twórca kontra fan

Fandom zbudowany wokół danego dzieła to najlepsza rzecz, jaka może się przydarzyć jego autorowi. Fani swoją aktywnością utrzymują przy życiu markę, kiedy autor dopiero pracuje nad kolejną odsłoną przygód ukochanych bohaterów. Istnienie fandomu stanowi dla twórcy także spełnienie potrzeby uznania, gdyż często traktowany jest w nim jak guru – jako kreator świata, w końcu ma w nim najwięcej do powiedzenia. Prawda?

W grudniu 1893 roku stała się rzecz niesłychana. Geniusz przestępczego półświatka tamtych czasów oraz wybitny matematyk, profesor James Moriarty, zakończył życie słynnego detektywa, a prywatnie swojego największego rywala, Sherlocka Holmesa. Choć sprawca tragicznego wydarzenia przy wodospadzie Reichenbach wydawał się oczywisty, to opinia publiczna nie dała się zwieść i za winnego uznała prawdziwą szarą eminencję stojącą za planem Napoleona zbrodni – Arthura Conana Doyle’a. Miał on wyraźny motyw – uważał, że pan Holmes natarczywie nachodzi go, nie pozwalając na tworzenie prawdziwej literatury, wskutek czego pisarz uznał, że najlepiej dla własnego dobra będzie pozbyć się natręta. Doyle wszystko skrzętnie zaplanował oraz znalazł idealnego kozła ofiarnego, lecz nie przewidział jednego – oddania czytelników.

Po publikacji Ostatniej zagadki na łamach „The Strand”, magazynu, w którym ukazywały się wszystkie przygody Holmesa, ponad dwadzieścia tysięcy prenumeratorów odwołało swoją subskrypcję, doprowadzając czasopismo niemal do bankructwa. Redakcja była bombardowana listami wyrażającymi niezadowolenie odbiorców, powstawały nawet ruchy walczące o życie ukochanego miłośnika fajki (np. amerykański klub Let’s Keep Holmes Alive). Wszystko to łączyło się w jeden z pierwszych przejawów buntu wobec decyzji, wróć, zbrodniczego czynu twórcy. Obecnie bojkot stanowi jeden z podstawowych mechanizmów reakcji fandomów. Związki z dziełem adorowanym są w tych środowiskach do tego stopnia bliskie, iż staje się ono częścią życia jego miłośników. W takim wypadku odebranie możliwości (a nawet konieczności!) poznania dalszych losów świata przedstawionego nie może się skończyć postawą obojętną, lecz wymaga działania – przejścia do partyzantki.

Groźbą i prośbą

Można wyróżnić dwa sposoby walki fandomów z niesubordynacją twórców i pozostałych osób decyzyjnych. Nazwijmy je „taktykami groźby i prośby”. Groźbę należy rozumieć tutaj jako wspomniane już słowa krytyki fanów w stronę autora, które są reakcją na jego kontrowersyjne decyzje. Z tym rodzajem walki mamy do czynienia tak naprawdę na co dzień, co pokazuje, że wyjątek z czasów Arthura Conana Doyle’a na dobrą sprawę stał się teraz zwyczajem.

Drugi sposób, czyli prośba właśnie, to różnego rodzaju akcje mające pokazać zainteresowanie dziełem oraz petycje internetowe, które masowo podpisywane są przez fanów, a następnie wysyłane do decydentów. Taktyka prośby jest o tyle ciekawa, że często jednoczy członków fandomu oraz autora, ponieważ w sytuacji z góry narzucanych drastycznych zmian, jak chociażby decyzja o skasowaniu projektu, razem stanowią ofiarę zbiorową. Jako przykład wspólnego działania na rzecz utworu można tutaj przytoczyć sytuację, w której znalazł się pod koniec ubiegłej dekady Zack Snyder. Dzięki mocnemu odzewowi swoich miłośników reżyserowi udało się powrócić do prac nad Ligą Sprawiedliwości i stworzyć wersję filmu, zgoła odmienną od wersji kinowej pod względem fabuły, montażu czy też efektów specjalnych.

Wizja zwycięskiego buntu wobec szeroko pojętej „góry” brzmi niezwykle romantycznie, ale warto mieć na uwadze, że bojkot czy też apel bardzo rzadko wpływają na ostateczny kształt dzieła. Zdarzają się takie przypadki jak ten wymieniony wyżej, ale są to jednak wyjątki, bo petycje czy krytyczne komentarze fanów budzą zazwyczaj tylko śmiech.

Fan dopieszczony

W 1901 roku dochodzi do przełomu w sprawie miłośników najsłynniejszego detektywa na świecie. Arthur Conan Doyle próbuje się zrehabilitować po swoim haniebnym czynie – na stronach „The Strand” w odcinkach zaczyna pojawiać się Pies Baskerville’ów. Nowa powieść przedstawia przygodę sprzed wydarzeń przy wodospadzie Reichenbach, co formalnie wciąż czyni detektywa martwym. Dopiero w 1903 roku Doyle przywraca do życia swoją ofiarę, kiedy to Holmes zjawia się w domu swojego przyjaciela Watsona i obwieszcza, że jego śmierć była jedną wielką mistyfikacją, mającą go uchronić przed członkami gangu nieboszczyka Moriarty’ego.

Na początku XX wieku serca fanów zdecydowanie biją szybciej. Po prawie dziesięciu latach walki o utrzymanie ukochanej postaci przy życiu w końcu wywarli na pisarzu presję, aby zawiesił broń z czytelnikami. No, oni i odczuwalny brak gotówki towarzyszący autorowi. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że ponowne odwiedzenie progów Baker Street przez cudownie ocalałego detektywa można uznać za jeden z pierwszych przykładów czegoś, co w przyszłości zostanie nazwane fanserwisem.

Termin ten pochodzi z Japonii, gdzie głównie jest wykorzystywany w kontekście przyciągających uwagę odbiorcy scen o nacechowaniu erotycznym z udziałem bohaterów i bohaterek w mandze czy anime. Pojęcie szybko zostało przyjęte przez zachodnich krytyków jako określenie elementów utworu, które mają zaspokoić oczekiwania fanów i spełnić ich najskrytsze marzenia wobec dzieła. Idealnym przykładem wykorzystywania fanserwisu są produkcje z Marvel Cinematic Universe. Wystarczy przytoczyć takie filmowe wydarzenia jak Avengers: Koniec gry lub Spider-Man: Bez drogi do domu. W pierwszym np. występuje słynna „scena z portalami”, gdzie kolejni bohaterowie, którzy byli widzom prezentowani przez lata, wchodzą na scenę i jednoczą się do walki ze wspólnym zagrożeniem – czy może istnieć większa forma pójścia na rękę fanom niż zebranie w jednym kadrze wszystkich postaci, które tak uwielbiają?

Pan tu nie stał!

Tak jak „scena z portalami” stanowiła naturalną kolej rzeczy, gdyż czwarta część Avengers miała być zwieńczeniem jedenastoletniej przygody z MCU, a więc owo spotkanie herosów stanowiło formę jej celebracji, tak należy zwrócić uwagę, iż nierzadko fanserwis jest wrogiem fabuły. Niewiele jest przypadków, w których stanowi on punkt narracji gładko wpisany w większą całość, ponieważ zwyczajnie odciąga uwagę widza. Z tego powodu twórcy często stosują fanserwis jako swoisty przerywnik. I tak we wspomnianej zeszłorocznej odsłonie przygód Spider-Mana, tuż przed ostateczną walką i finałem filmu, otrzymujemy scenę luźnej rozmowy trzech kinowych inkarnacji Petera Parkera, w której to bohaterowie dzielą się swoim doświadczeniem, a Peter-Andrew Garfield rozwiązuje problemy z kręgosłupem Petera-Tobeya Maguire’a. Konwersacja jest tak dobrze rozpisana oraz pełna takiego ciepła i miłości do postaci, że w tej konkretnej chwili widz po prostu może zapomnieć, iż w tym samym czasie w kierunku naszych protagonistów leci pięciu groźnych superzłoczyńców, a na szali nie ważą się tylko losy jednego świata, a całego multiwersum.

Arthurowi Conanowi Doyle’owi może i udało się przywróceniem Sherlocka Holmesa uciszyć gniew czytelników, jednak fanserwis w żadnym stopniu nie stanowi przeciwwagi autora na „groźbę i prośbę” fanów, ani nie zasłoni wad produkcji. Jest to bardziej wisienka na torcie – zabieg, dzięki któremu dzieło niecierpiące na szczególne skazy nabiera dodatkowych walorów rozrywkowych. Istnieje w tym wszystkim jednak ryzyko, że w zalewie krytyki twórcy u sterów długoletnich franczyz częściej będą próbować swoich sił w stosowaniu fanserwisu. I w tym momencie należałoby się zastanowić, czy to nie droga na skróty do serca fanów? Czy twórca powinien dawać odbiorcy to, czego ten dokładnie chce? Czy raczej próbować przekonać go do swojej wizji? A może my też staliśmy się sprawcami zbrodniczego czynu, tylko że nad oryginalnością?

Źródła:

C. McGrath: Sherlock Holmes’s eternal appeal (nytimes.com);

J. K. Armstrong: How Sherlock Holmes changed the world (bbc.com);

R. Newby: ‘Sonic’ and the Cost of Fan Anger (hollywoodreporter .com);

T. Brown: Timeline: How ‘Zack Snyder’s Justice League’ happened (latimes.com);

T. Pindel: Historie fandomowe

Anastasiia Hudym anastasiiaking@gmail.com

Wiersz

Dzień. Noc. Jesteś człowiekiem?

Ja – cień. Twój. Chodzę zawsze w ślad za tobą. Biegnę.

Nie prześladuję. Kocham cię. Każdego dnia jestem dumny z ciebie. Minęło dwa dziesiątki lat. Nieobecność spokoju i spowolnienia rytmu życia. Nieobecność snu i dnia wolnego.

Są jedynie tysiące pytań bez odpowiedzi.

Kogo mam znaleźć, żeby uzyskać odpowiedź? Siebie?

A może niebo?

*

– Dlaczego żyję?

– Żyj.

– Dlaczego nie żałuję własnych sił?

– Żyj.

– Dlaczego świat jest taki wielki?

– Trawa rośnie i słońce świeci.

– Dlaczego już straciłem cel?

– Pewność siebie i wiara we własne siły.

– Jestem tobą? Co mam wybrać?

– Czas zatrzymał się w sekundę.

– Gdzie jest prawdziwy powód?

– Myśli cicho krążą w głowie.

– Chcę przeczytać między wierszami ukryty sens.

– Światło. Cisza. Ciepłe wspomnienia.

– To jest mój niewidzialny bohater!

Robert Jakubczak r.jakubczak97@gmail.com

W betoniarce życia codziennego

Zawsze lubiłem patrzeć na świecące miasta, Jadąc nocą autobusem, wracając do domu. Zapalone okna trzydziestopiętrowych wieżowców.

Cały zgiełk, ten hałas, burza myśli i ambicji, I chociaż pojazd pędzi, to wokół cisza. Wyłania się z ciemności, z cienia drzew odosobnionych, niezatrutych nadgorliwością.

Opakowany w opakowanie, przyodziany w jad.

W betoniarce życia codziennego.

Z ohydą. Wznosi się kolejny wieżowiec.

A później ulega autodestrukcji.

Świat szuka potępienia. I stawia wyzwania.

A czarny łabędź śmieje się w twarz.

Patryk Jarmuła Jarmula.patryk@gmail.com

Ulotne myśli

Plączą się i plączą Myśli zbłąkane

Powoli uciekają Słowa tak bardzo chciane

Pajęczy dom powstaje Ze słów które nie mogą

Jedno krótkie zdanie Bardzo pożądane

Natalia Kubicius n.kubicius@gmail.com

[W tym miejscu miał powstać wiersz, w którym płaczę nad światem bez miłości i współczucia. Ale nie powstanie, bo to banał, przecież każdy wie, nie trzeba przypominać.

W tym miejscu miałam wymienić, za co potępiam ludzi, jak wiele są winni: Bogu (tu wpisz imię), Ziemi, Sobie. Ale nie wymienię, ktoś już zrobił to za mnie, chcesz, to sobie wygoogluj.

W tym miejscu miałam zawrzeć puentę o tym, że znam na to wszystko sposób, że trzeba z tym skończyć, miałam wykrzyczeć kilka niewybrednych słów, ale nie zawrę, nie krzyknę.

Bo tańczę w rytm ciszy, śpiewam bez słów, wdycham przez nos wszystko to, o czym nie miał być ten wiersz.]

Bartosz Leszczyna, Kamil Kołacz, Magdalena Faryniak, Robert Jakubczak