Otwarte Klatki Biuletyn 1/2016

Page 1

nr 10

FOT. JO-ANNE MCARTHUR

temat numeru KOBIETY DLA ZWIERZĄT

Wspieraj innych, DBAJ O SIEBIE

Sharon Nuñez Gough

polecamy

ROZKWIT

30 lat walki o prawa ZWIERZĄT

wywiad z Dorotą Danowską

nieperfekcjonistycznego weganizmu cz. II

ODWAGA

popełniania błędów


BIULETYN

# 10

temat numeru KOBIETY dla ZWIERZĄT str. 9-25 Odwaga popełniania błędów /s. 4/ Podsumowanie roku 2015 /s. 6/

30 lat walki

o prawa zwierząt – wywiad z Dorotą Danowską /s. 9/

Unbound Project /s. 15/

aktywistek /s. 17/

Sylwetki

Wspieraj innych, dbaj o siebie

– wywiad z Sharon Nuñez Gough /s. 19/ Jak perfekcjonizm zniechęca wegan i wegańskich aktywistów do działania. Rozkwit nieperfekcjonistycznego weganizmu - cz. II /s. 26/


D

roga Czytelniczko, drogi Czytelniku

WST ĘPNIA K

2012 rok. Było gorące wrześniowe popołudnie. Kilka miesięcy wcześniej poznałam Dobrusię (obecnie prezeska OK) i właśnie miałyśmy się wspólnie zastanowić, jakie działania promujące prawa zwierząt i weganizm można by prowadzić w Warszawie. To były moje pierwsze kroki w ruchu prozwierzęcym. Najpierw jednak Dobrusia opowiedziała mi o tworzącej się organizacji, która chce się skupić wyłącznie na zwierzętach hodowlanych i zaproponowała, żebym się przyłączyła. Nie musiałam się długo zastanawiać. To było coś dla mnie! Teraz uśmiecham się na myśl o tym, że tak trudno było uzbierać te wymagane do założenia stowarzyszenia 15 osób. Na początku byliśmy przede wszystkim grupą znajomych. Mieszkaliśmy w 3 różnych miastach, większość z nas działała w grupach nieformalnych i organizacjach pozarządowych, ale organizacja, którą wtedy zakładaliśmy, miała być swego rodzaju nowością w Polsce. Mieliśmy – nadal mamy – mnóstwo zapału, a przede wszystkim zawsze wierzyliśmy w celowość naszych działań.

Joanna Stiller redaktor naczelna

Kiedy patrzę na to, ile nam się udało zrobić, w ilu miastach działamy, ile nowych osób chce się do nas przyłączyć, ilu osobom pomogliśmy przejść na weganizm albo zainspirowaliśmy ich do tego, ile sami się w tym czasie nauczyliśmy, to czuję wielką dumę, że jestem tego częścią. W grudniu zeszłego roku minęły 3 lata działalności Otwartych Klatek. Niby nie tak długo, ale tak wiele wydarzyło się w tym czasie. Poznałam mnóstwo wartościowych osób, ale głównie dziewczyn. Tak, ruch prozwierzęcy zdominowany jest przez kobiety, a w Polsce widać to bardzo wyraźnie. W związku z tym i ze zbliżającym się Dniem Kobiet ten numer biuletynu chcemy właśnie kobietom poświęcić. Mamy nadzieję, że ich historie zachęcą Was do aktywnego działania na rzecz zwierząt, i nie tylko. I mówiąc Was, mam na myśli nie tylko inne kobiety. Inspirującej lektury! Joanna Stiller

www.facebook.com/otwarteklatki • kontakt@otwarteklatki.pl Wydawca: Stowarzyszenie Otwarte Klatki ul. Fredry 5/3A 61-701 Poznań. Redaktor naczelna: Joanna Stiller, sekretarz redakcji: Agata Wojtowicz, korekta: Justyna Rządeczko, Joanna Stiller, opracowanie graficzne i skład numeru: Aleksandra Worek-Skupień Centralne Biuro Projektowe (w ramach wolontariatu pracowniczego) ISSN 2391-4580


O

dwaga popełniania

L

ubię czasem przypadkiem trafić na mejle, wiadomości czy rozmowy, które prowadziliśmy na początku działania Otwartych Klatek. Problemy, jakie omawialiśmy, pomysły, jakie wówczas mieliśmy, wydają się dziś tak małe i błahe w porównaniu do tego, jak wiele udało się osiągnąć przez ten czas. Jak to się właściwie stało? Na pewno determinacja miała duże znaczenie, ale myślę, że klucz do sukcesu był inny. To otwartość na zmienianie się. Refleksja nad własnymi działaniami i ambicja, aby być jak najskuteczniejszym, nawet jeśli trzeba zmienić całe dotychczasowe działanie, żeby osiągnąć zamierzony cel. Odwaga popełniania błędów. 3-4 lata temu nie wyobrażałem sobie, że Otwarte Klatki będą tak wyglądać, ponieważ nie byłem w stanie przewidzieć wszystkich zmian, jakie zajdą i w organizacji, i w nas samych. Nie przeceniajmy jednak naszej roli jako aktywistów w sukcesie Otwartych Klatek. Nie wymyśliliśmy niczego nowego, nie stworzyliśmy czegoś wyjątkowego, lecz po prostu obudziliśmy ideę, która uśpiona czekała. Otwarte Klatki to właśnie ta idea przede wszystkim – przekonanie,

błędów Paweł Rawicki

że jest możliwy świat bez eksploatacji zwierząt hodowlanych i że my właśnie możemy sprawić, że ten cel przybliży się. Dlatego tak wiele osób utożsamia się z Otwartymi Klatkami, nawet jeśli nie są one blisko samej struktury organizacji. Poszczególne osoby działające na rzecz zwierząt są oczywiście ważne, ale są drugorzędne w stosunku do idei, jaka za ich działaniem stoi. Ktokolwiek by nie odszedł ze stowarzyszenia, Otwarte Klatki będą trwać. Na początku było nas kilka, może kilkanaście osób. Dla mnie osobiście jednym z przełomowych momentów był dzień, kiedy spotkałem na stoisku Otwartych Klatek kogoś, kogo do tej pory w ogóle nie znałem. Z jednej strony było w tym coś mało przyjemnego – w końcu do tej pory byliśmy po prostu zgraną paczką znajomych – ale z drugiej strony pomyślałem: „Wow! Zaczyna się robić naprawdę poważnie!”. Dziś już uwielbiam ten moment, gdy poznaję kogoś nowego w koszulce Otwartych Klatek, bo widzę na własne oczy, że idea żyje, ma się dobrze, że ludzie wierzą w to samo co ja, że poświęcają swój wolny czas, żeby przybliżyć zmianę, na której nam wszystkim zależy.

otwarteklatki.pl

4


Uratowany Jaś

Bywały też trudne momenty. Zmęczenie, poczucie, że zmiany dzieją się zbyt wolno, frustracja spowodowana niemożnością dostrzeżenia rezultatów własnego działania. Jednak zawsze w takich momentach nagle wydarza się coś, co całkowicie zmienia taki stan rzeczy. W mijającym roku takim momentem było uratowanie dwóch lisich szczeniąt – Jasia i Małgosi. Niesamowity sukces, który wydarzył się dzięki wspólnej pracy dziesiątek osób. Od pierwszego momentu, kiedy zobaczyłem zdjęcie Jaśka w klatce, siedzącego, pozbawionego tylnej łapy, wiedziałem, że stanie się coś wyjątkowego i że nie możemy tego odpuścić. Myślę, że ta historia to metafora naszych ciągłych działań. Ciężki wysiłek, czasem nie widać wyników, większość zaangażowanych pozostaje niezauważona w cieniu, ale w końcu nadchodzi taki moment, kiedy widzimy, że było warto. Kiedy widać, do czego zmierzały nasze wysiłki. Liczę, że takich momentów będzie jeszcze więcej w 2016 roku.

Nowe osoby w Otwartych Klatkach

otwarteklatki.pl

5


P

odsumowanie

roku 2015

Happening „Jak one to znoszą?”

P

od koniec 2015 r. obchodziliśmy swoje trzecie urodziny. Rok ten przyniósł nam wiele udanych akcji oraz wydarzeń. Chcemy podzielić się z Wami naszym podsumowaniem tegorocznych działań. W tym roku powstały nasze kolejne lokalne grupy: w Opolu, Zielonej Górze i Częstochowie, a więc działamy już w 13 miastach! Przez cały rok regularnie prowadziliśmy szkolenia dla nowych członków. Wszystkie nasze grupy brały udział w wielu targach spożywczych, ekologicznych,

kuchniach społecznych oraz pokazach gotowania. Ponadto rozdaliśmy 10 tysięcy egzemplarzy naszego startera „Dobre Decyzje” mającego na celu wprowadzenie do świata kuchni roślinnej; kolejne 7 500 razy starter został pobrany z Internetu. W ramach odświeżenia jego wyglądu i dla kolekcjonerów zrobiliśmy sesję fotograficzną i wydrukowaliśmy kolejne 10 000 sztuk już z nową okładką. Na pewno będziecie mieli okazję otrzymać swój egzemplarz na naszym stoisku.

otwarteklatki.pl

6


podsumowanie

roku 2015

na festiwalach muzycznych. W tym roku odwiedziliśmy Open’er Festival, Tauron Nowa Muzyka i Przystanek Woodstock. Na dwóch ostatnich przeprowadziliśmy naszą nową akcję Cake-per-view – za obejrzenie krótkiego, lecz drastycznego filmu ukazującego prawdę o hodowli przemysłowej, rozdawaliśmy wegańskie batony. Projekt ten realizowaliśmy później na stoiskach w innych miastach. Nasze kampanie można wspierać niezależnie od wieku

W Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Lublinie i Gdańsku zorganizowaliśmy naszą flagową imprezę – Veganmanię, czyli festiwal wegańskich inicjatyw. Wszystkie wydarzenia cieszyły się dużym powodzeniem. Na największej edycji – w Krakowie – odwiedziło nas około 3 000 gości, którzy mieli okazję zajrzeć na stoiska aż 42 wystawców.

Kontynuowaliśmy działania antyfutrzarskie. W ramach akcji Na Przystanku Woodstock miała miejsce premiera naszego projektu #1metr na naszym kanale YouTube „Cake per view” opublikowaliśmy wypowiedzi znanych osób opowiadających się przeciwko hodowaniu zwierząt na futra. W filmikach możemy zobaczyć chociażby Joannę Krupę, Dorotę Sumińską czy Olgę Tokarczuk. Organizowaliśmy happeningi uliczne, projekcje filmu „Inside fur – Wewnątrz futra”, zbieraliśmy podpisy pod petycją – jest ich już ponad 30 tysięcy. Przed wyborami parlamentarnymi w październiku pojawialiśmy się Zorganizowaliśmy 7 festiwali Veganmania na debatach z kandydatami i pytaliśmy o ich opinię na temat hodowli zwierząt na futra. Przygotowaliśmy również deklarację Organizowaliśmy happeningi – m. in. „Jak one to znoszą?” przed Wielkanocą, poruszający temat dla polityków, którą poparło 640 kandydatów i kandydatek. Zobowiązali się oni do poruszenia hodowli kur niosek, czy „Ja też jestem mamą!” pokazujący realia przemysłu mleczarskiego. Oprócz tematu ochrony zwierząt w parlamencie, wspierania działań antyfutrzarskich oraz współpracy tego na początku października odbyły się różne wydarzenia z okazji Dnia Zwierząt Hodowlanych. z organizacjami prozwierzęcymi. Latem można było spotkać nasze stoiska otwarteklatki.pl

7


podsumowanie

roku 2015

Prężnie rozwijamy naszą działalność w sieci – stronę na Facebooku lubi już ponad 120 000 osób. Na profilach regularnie informujemy o prowadzonych przez nas działaniach oraz nowościach ze świata praw zwierząt. Zaczęliśmy udzielać się również na Snapchacie oraz na portalu ask.fm, na którym odpowiedzieliśmy już na ponad 24 tysiące pytań związanych z dietą roślinną i zwierzętami.

Jaś i Małgosia – uratowane liski

Otwarte Klatki dołączyły do Eurogroup For Animals – organizacji działającej od 1980 roku w Brukseli jako głos doradczy Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej. Zajmuje się ona lobbowaniem wśród europosłów na rzecz ochrony praw zwierząt oraz raportowaniem stanu zwierząt w państwach członkowskich. Razem z innymi organizacjami prozwierzęcymi mamy możliwość prowadzenia działań na poziomie europejskim.

Konferencja w Sejmie na temat zakazu hodowli zwierząt na futra

W maju, razem z Instytutem Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, zorganizowaliśmy w Warszawie dwudniową konferencję „Sprawiedliwość dla zwierząt”. Uczestniczyło w niej 150 osób. Jednym z gości była dr Melanie Joy.

Melanie Joy była gościem konferencji „Sprawiedliwość dla zwierząt” Do akcji Fur Free Retailer, czyli Sklepy wolne od futer, przyłączyło się 15 producentów odzieży, w tym jedna z bardziej znanych firm – Solar. Natomiast w kampanii Roślinniejemy przybyło 100 nowych restauracji z całej Polski. W ramach promocji wegańskich posiłków wydaliśmy 7 e-booków prezentujących przepisy na rozmaite dania; zostały one pobrane ponad 30 000 razy.

Przeprowadziliśmy kilka interwencji na fermach futrzarskich oraz jednej hodującej świnie. Z fermy lisów w Kiełczewie uratowaliśmy dwójkę lisich szczeniąt – Jasia i Małgosię. Przez warunki panujące na fermie lisy straciły tylne łapki. Zdecydowaliśmy się na odebranie ich właścicielowi, który następnie zrzekł się praw do nich. Aktualnie znajdują się pod dobrą opieką oraz są ambasadorami naszej akcji #1m. Pomagamy również Włóczykijowi – lisowi, który uciekł z fermy futrzarskiej i przebywa w Ośrodku Okresowej Rehabilitacji Zwierząt w Jelonkach. Wszystko, co zrobiliśmy, było możliwe dzięki Waszej pomocy. Dziękujemy za każde udzielone nam wsparcie.

otwarteklatki.pl

8


30

lat walki

o prawa zwierząt

z Dorotą Danowską rozmawiała Agata Tarasewicz

S

wój aktywizm prozwierzęcy rozpoczęła jeszcze w latach osiemdziesiątych. Walczyła o istnienie pierwszej wegetariańskiej (od kilku lat wegańskiej) restauracji w Polsce. Tworzyła pismo, w którym wywierała nacisk na rząd w sprawie ustawy o ochronie zwierząt. Na UW obroniła pierwszą pracę magisterską z filozofii praw zwierząt. Od początku w Otwartych Klatkach. Z perspektywy kilkudziesięcioletniej działalności jako aktywistka opowiedziała o początkach, teraźniejszości i realnych planach w walce o los zwierząt w Polsce i na świecie. Jak wyglądała sytuacja wegan i wegetarian w Polsce w latach 80.? Było ich niewielu. Trudno też mówić o jakimkolwiek dostępie do produktów wegetariańskich czy wegańskich, ponieważ nawet same te pojęcia były wtedy ludziom obce. Nie znałam żadnych wegetarian, a o weganizmie nawet nie słyszałam (jak wszyscy w tamtych czasach w Polsce). Było to pojęcie abstrakcyjne nawet jeszcze piętnaście – dwadzieścia lat temu. Żywność była na kartki,

a sklepy świeciły pustkami. Na półkach stały sól i ocet. Na szczęście istniały warzywniaki, gdzie można było kupić buraki, marchew, jabłka, ziemniaki – tym trzeba się było zadowolić. Do tego przydziałowy kilogram ryżu i pół litra oleju rzepakowego. Radziliśmy sobie z tym, co było, i nie widziałam w tym jakiegoś specjalnego problemu. Jak najbliższe otoczenie zareagowało na zmianę twojej diety na roślinną? Tak naprawdę początkowo wszyscy myśleli, że jestem chora na umyśle. Na jakiś czas przestałam jeść cokolwiek oprócz produktów, których skład byłam w stanie jasno określić. Jadłam jeszcze wtedy ser – do głowy by mi nawet nie przyszło, że zwierzęta, którym zabiera się mleko czy jajka, są krzywdzone. Wtedy ten mit mówiący, że zwierzęta chodzą po łące i skubią trawę, był powszechny. Nikomu, również mnie, nie przychodziło na myśl, że są przetrzymywane w tak okrutnych warunkach. Dostęp do informacji na ten temat był właściwie żaden. Zostałam wegetarianką, bo przypadkiem widziałam

otwarteklatki.pl

9


30 lat walki o prawa zwierząt przejścia na wegetarianizm i który sam wydał dwa pierwsze numery, chciał przerwać zmowę milczenia wokół sytuacji zwierząt. Ja również, lecz przede wszystkim chciałam uczynić to pismo narzędziem praktycznej walki o zmianę sytuacji zwierząt poprzez tworzenie nacisku na zmianę prawa oraz przekazywanie rzetelnej wiedzy. Na studiach zajmowałam się bioetyką, bo zrozumiałam, że bez skonstruowania i przyjęcia precyzyjnych rozwiązań teoretycznych nie da się zbudować, uzasadnić i wprowadzić rozwiązań prawnych skutecznie chroniących zwierzęta (stąd bioetykę określa się mianem filozofii praktycznej). Starałam się więc pilnować, aby publikowane w “Prawach zwierząt” materiały były rzetelne, miały naukowe, udokumentowane podstawy, były opatrzone przypisami, aby podane były źródła informacji itd.

Udział w demonstracjach to część życia aktywistów transport zwierząt do rzeźni – większość z nich była martwa na skutek zdarzających się wówczas często niedopatrzeń (pijaństwa) ludzi, którzy mieli tych zwierząt doglądać w czasie długotrwałej podróży pociągiem. Teraz przewożenie zwierząt pociągami jest w Europie zabronione, ale właściwie niewiele to zmienia. Zwierzęta docierają do rzeźni zmaltretowane, nierzadko z połamanymi nogami. Jak wyglądał ten szczątkowy dostęp do materiałów, z których korzystaliście? Dostęp do książek dotyczących teorii czy praktyki był niezwykle trudny. Krążył reprint książki o jarstwie, z którego się zresztą niespecjalnie korzystało. Później ukazało się jeszcze kilka publikacji o wegetarianizmie, ale było tego bardzo niewiele. W latach 90. pojawiać się zaczęły pierwsze, bardzo nieliczne materiały z zagranicy. Stąd narodził się pomysł wydania gazety “Prawa zwierząt”… Po części tak. Mariusz Zawartko, mój przyjaciel, którego parę lat wcześniej przekonałam do

Jak duża grupa osób pracowała nad tym pismem? Redakcję stanowiliśmy we dwoje wraz z Mariuszem. Dotyczyło to zarówno zbierania materiałów, jak i samego procesu wydawniczego. On był wydawcą, ja redaktorem naczelnym, ale funkcje te się przeplatały. Na pismo składały się głównie niepublikowane wcześniej tłumaczenia z trudem zdobytych materiałów z zagranicy, fragmenty (również polskich) dzieł literackich czy filozoficznych, prac naukowych, aktualności i inne teksty nadsyłane nam przez najróżniejszych ludzi to dzięki nim pismo było wszechstronne. Pomagano nam w tłumaczeniach z języka angielskiego czy niemieckiego. Po jednym z pierwszych numerów dostaliśmy nawet list wspierający od prof. Iji Lazarii-Pawłowskiej (autorka m. in. „Zwierzę nie jest rzeczą”). Niestety nasza współpraca się nie rozwinęła, ponieważ pani profesor wkrótce potem zmarła. Przysyłano nam również niepublikowane wcześniej teksty naukowe. Drukowaliśmy projekty ustawy o ochronie zwierząt, opinie prawnicze, porady dla aktywistów, wzory ulotek czy informacje o tym, jak wyglądała działalność aktywistów

otwarteklatki.pl

10


30 lat walki o prawa zwierząt prozwierzęcych na świecie. Umieszczaliśmy tam nawet wiadomości o Animal Liberation Front, który w tamtych czasach był niemal zupełnie nieznany w Polsce. W momencie kluczowym dla tworzonej wówczas ustawy o ochronie zwierząt zajmowaliśmy się głównie wspieraniem uchwalenia jej w jak najmniej okrojonej formie. Do jednego z numerów dołączyliśmy petycję oraz szablony listów do posłów, które można było wysyłać na podane adresy lub się nimi zainspirować (przypominam, że Internet praktycznie jeszcze nie funkcjonował – trzeba było korzystać z formy papierowej i usług Poczty Polskiej). Skład zlecaliśmy, korektę Nie możemy zapominać o kontakcie z tymi, robiła żona Mariusza - Małgorzata. Gazeta o których dobro walczymy tworzona i rozsyłana była domowymi sposobami – pakowaliśmy wszystko do kopert i paczek, a później koalicji, ale wspieraliśmy się nawzajem, czasem taszczyliśmy w wielkich torbach na pocztę. nawet o tym nie wiedząc. Argumenty, na które Tworzyliśmy też projekty i drukowaliśmy koszulki, powoływała się druga strona, czyli czerpiący kartki pocztowe, ulotki… profity hodowcy, są również takie same czy raczej tak samo przekłamane. Po uchwaleniu ustawy W jakim nakładzie i ile numerów udało wam się pismo przestało się ukazywać. Trochę straciliśmy wydać? główną motywację, Mariusz skupił się na życiu rodzinnym, ja na studiach doktoranckich, których Nakład obejmował około tysiąca egzemplarzy, zresztą nie ukończyłam, ze względu m. in. co na tamte czasy było sporą ilością. Czasopismo na konieczność pracy w Vedze. ukazywało się nieregularnie przez kilka lat (1994-1997). Najważniejszą kwestią, którą się Jak wyglądała walka o wprowadzenie zakazu zajmowaliśmy, było, jak już mówiłam, wsparcie hodowli kaczek i gęsi na tak zwane foie gras? ustawy o ochronie zwierząt. Chodziło m. in. Działa się ona na poziomie organizacyjnym? o utrzymanie zapisu zakazującego hodowli gęsi i kaczek na stłuszczone wątroby, co z trudem, ale Po części odpowiedziałam już na to pytanie udało się przeforsować. Doszło do tego także dzięki – co mogę dodać? W tamtych czasach dostęp wsparciu ówczesnego ministra ochrony środowiska do polityków był dość mocno ograniczony, - Radosława Gawlika. Był on zdeklarowanym a organizacji prozwierzęcych praktycznie jeszcze wegetarianinem, chętnie współpracującym nie było. Pomagała nam między innymi posłanka z organizacjami pozarządowymi, które zaczęły się Katarzyna Piekarska. Nie zrzeszała nas żadna pojawiać w Polsce. Jest to jedna z ważniejszych organizacja. Było kilka osób w Sejmie, którym rzeczy, które udało się wtedy osiągnąć. Nacisk mogliśmy wysłać petycje, mając pewność, że nie lobbystyczny zarówno z naszej strony (petycja, wyrzucą ich do kubła. Oprócz zbierania podpisów wystawy, manifestacje), jak i ze strony mediów jeździłam też z wystawą po Polsce. Ludzie oraz kilku organizacji (m. in. poznańskiej fundacji indywidualnie wysyłali listy do Sejmu w tej sprawie. “Zwierzęta i my” i osobiście pani Aliny Kasprowicz) W akcję zaangażowało się kilku dziennikarzy – był jak na tamte czasy prawie tak silny, jak obecny nawet do tego stopnia, że jeden z nich ukończył nacisk na wprowadzenie zakazu hodowli zwierząt kurs tuczarski, by lepiej poznać problem. Głównym na futra w Polsce. Nie było wprawdzie formalnej czynnikiem, który pomógł, był fakt, że dużo otwarteklatki.pl

11


30 lat walki o prawa zwierząt informacji na ten temat dotarło do opinii publicznej. Przedstawiane materiały, jak zawsze, kiedy wychodzą na światło dzienne metody hodowli, były tak bulwersujące, że w Sejmie nawet posłowie niezaangażowani w ochronę zwierząt głosowali za ustawą zawierającą zakaz. Powstał też film na ten temat. Ukazał się w Dwójce, wprawdzie w późnych godzinach, ale zrobił sporo hałasu i bardzo pomógł. We Wrocławiu powstała inicjatywa wspierająca ustawę, tutaj też miał miejsce protest w momencie, gdy konsul honorowy Francji chciał promować foie gras w ramach Dni Francji. Napisaliśmy wtedy list otwarty, który podpisało wielu wrocławian lekarzy, profesorów, kilku rektorów wrocławskich uczelni. To wystarczyło, żeby konsul honorowy zmienił zdanie i wycofał się. Foie gras stało się tematem wstydliwym. Podziękowania należą się dziennikarzom, którzy zdecydowali się pisać wtedy na ten temat, niektórzy mieli nawet z tego powodu kłopoty. A jak wyglądała działalność prozwierzęca w innych miastach na terenie Polski? Nie wiem wiele na ten temat. To byli raczej pojedynczy ludzie niż organizacje. Pamiętam Radka Kisielewskiego, który dużo wtedy robił, ale nie pamiętam, w jakim mieście. Miał tzw. distro, rozprowadzał wiele materiałów prozwierzęcych, również nasze pismo, do którego czasem też pisał. Działał też Darek Paczkowski, wydawał „Mam kły, mam pazury”. Silnym ośrodkiem działań prozwierzęcych był wówczas także Poznań.

czy oprawy estetycznej (oprócz objaśnień pod niektórymi zdjęciami), natomiast my – organizatorzy – byliśmy ukryci w tłumie. Ujawnialiśmy się, gdy ktoś chciał porozmawiać, o coś zapytać. Wystawie zawsze towarzyszył cel praktyczny, petycja w jakiejś sprawie, ulotki. Cel wystawy był prosty - wydobycie na światło dzienne rzeczywistości, która na co dzień jest przed nami ukrywana. Jest zresztą ukrywana do dzisiaj. Ludzie, którzy czerpią zyski z eksploatacji zwierząt, wiedzą, że w dużej mierze dzięki temu ten proceder może nadal mieć miejsce. Dlatego tak ważne jest pokazywanie prawdy o tragicznej sytuacji zwierząt, czym skutecznie zajmują się teraz w Polsce Otwarte Klatki. Z tego między innymi powodu od początku z przekonaniem działam w tej organizacji.

Mówiłaś o wystawie, z którą zjeździliście Polskę. Jak wyglądała reakcja ludzi w czasach, gdy świadomość społeczeństwa w tym temacie była właściwie znikoma?

W 1987 roku powstała Vega. Jak wegetariańska restauracja odnalazła się w czasach komunistycznego schyłku?

Zdecydowana większość ludzi reagowała w sposób, który mnie pozytywnie zaskakiwał. Spodziewałam się agresji, śmiechu i niechęci, a były łzy, niedowierzanie, oburzenie, smutek, gniew. Wystawa nie miała żadnego komentarza

W tamtych czasach przestawienie działalności na bardziej wybiórcze było dość trudne, praktycznie niespotykane i niezrozumiałe, bo wszystkiego było i bez tego mało. Nie było wyboru, ludzie kupowali to, co akurat „rzucono” do sklepu.

otwarteklatki.pl

12


30 lat walki o prawa zwierząt Zmiana taka wiązała się też z pewnego rodzaju pracowniczym nieposłuszeństwem, ponieważ zostało to zrobione właściwie bez wiedzy i woli ówczesnego właściciela, którym była państwowa spółdzielnia Społem. Na szczęście był to schyłek tamtego systemu i konsekwencje rozeszły się po przysłowiowych kościach. Dochodziło również do zabawnych sytuacji. Odmówiliśmy sprzedaży kiełbasy na jednym z festynów pierwszomajowych, co o mało nie skończyło się dla mojej mamy utratą pracy za niesubordynację i działanie wywrotowe. Dla przeciwwagi chyba zarzucono nam np. kryptokomunizm – bo mięso na kartki, a my propagujemy niejedzenie takich produktów. Były też oczywiście podejrzenia o przynależność do jakiejś tajemniczej, a groźnej sekty. Gdy we własnym zakresie przywoziłam z Czech kotlety czy granulat sojowy, a produkty te były w Polsce w tym czasie całkowicie nieznane, pojawiały się zarzuty i obawy, że w lokalu wegetariańskim sprzedajemy mięso. Dla odmiany w obowiązującej wówczas „księdze skarg i wniosków” pojawił się wpis, że te kotlety były według jednej z klientek „najlepszymi kotletami schabowymi, jakie kiedykolwiek jadła, bo bez żył”... nie wszyscy wiedzieli, że w lokalu wegetariańskim nie sprzedaje się mięsa. Spora część oferty Vegi opiera się na prostym jedzeniu. Skąd taki pomysł? To niezupełnie pomysł, to właściwie tradycja, która powstała w bardzo naturalny sposób. Byłam wychowana w czasach, kiedy nie było możliwości wybierania. Z owoców dostępne były jabłka, sezonowo gruszki, wiśnie czy truskawki. Zapomnij o bananach, pomarańczach czy innych owocach. Nie było też wielu warzyw, oprócz zawsze dostępnych: marchwi, buraków, ziemniaków czy kapusty. Szukałam tego, co nadawało się do zjedzenia pod względem etycznym, a nie smakowym. Mam nadzieję, że weganie, o których też bardzo dbamy, nie obrażą się, jeśli stwierdzę, że Vega to miejsce

nakierowane głównie na mięsożerców – czyli potencjalnych wegan. Staramy się przygotowywać tradycyjne potrawy: zupy, kotlety, zrazy, pierogi, naleśniki itd. w wege wersji, by pokazać, że wegańskie jedzenie to po prostu lepsza wersja tego, co ludzie jedzą na co dzień, i w ten sposób przekonywać do roślinnej kuchni. Ciasta czy inne wegańskie słodycze są nie tylko smaczniejsze, ale i w przeciwieństwie do „tradycyjnych” – zdrowe. Mamy też w ofercie burgery, tortille, samosy, pizzę, hummus, roślinny majonez, na piętrze spory wybór bardziej wyszukanych dań inspirowanych kuchnią świata, ale też proste placki ziemniaczane – bo weganizm jest tak samo – a w praktyce o wiele bardziej – zróżnicowaną i ciekawą dietą niż tradycyjna. Stosujemy głównie produkty nisko przetworzone i w miarę możliwości lokalne, a tylko jako dodatki frykasy z drugiej półkuli (m. in. dlatego, że to bardziej ekologiczne, zdrowe i po prostu naturalne). Naturalnym jest jedzenie tego, co rośnie w pobliżu, a nie tysiące kilometrów stąd. Oczywiście nie jesteśmy nawiedzonymi ortodoksami, korzystamy z dobrodziejstw współczesnego, totalnie zróżnicowanego rynku warzyw, owoców i stricte wegańskich produktów jak tempeh, tofu, miso, wegańskie sery do pizzy itd. Jednak podstawą są nadal surowe i w tradycyjny sposób przygotowane warzywa, owoce, kasze. I to się sprawdza – nasi goście (*a niektórzy bywają u nas już od ponad ćwierć wieku) to doceniają, a nowych przybywa. Jak ze swojej perspektywy oceniasz postęp działań w obronie praw zwierząt w Polsce i na świecie? Można na to patrzeć z dwóch stron. W USA i Europie spożycie mięsa i ilość zabijanych zwierząt spada, a liczba wegetarian i wegan rośnie. Oficjalnie szacowana liczba w naszym kraju to dwa miliony. Jeszcze dziesięć lat temu wydawałoby się to zupełną abstrakcją, a trzydzieści… kompletnym science fiction. Globalnie sytuacja nie jest jednak tak kolorowa. Spożycie produktów pochodzenia

otwarteklatki.pl

13


Musimy sięgać po to, co jest w danym momencie osiągalne, i dążyć do tego, co osiągalne jeszcze nie jest zwierzęcego w takich krajach jak Chiny czy Indie wzrasta. Ten wzrost spowodowały zachodzące tam zmiany kulturowe (tzw. amerykanizacja czy europeizacja) i powiązana z nimi działalność wielkich korporacji typu Smithfield Foods (znana z najokrutniejszych form hodowli przemysłowej świń). Uważam jednak, że ta tendencja zacznie zwalniać. Mieszkańcy tych krajów zauważają powoli, że nowy tryb życia i odżywiania im szkodzi. Zawsze byli społeczeństwami zdrowymi, teraz zachorowalność na choroby cywilizacyjne, w tym nowotwory i otyłość, znacznie wzrosła. Z pewnością duże firmy i korporacje będą próbowały reklamą i innymi posunięciami marketingowymi sprawić, aby tendencja spożycia tych produktów rosła, lecz powszechny dostęp do informacji może zatrzymać ten wzrost. I tu nasza – organizacji i aktywistów – rola. Jakie są kolejne, realne do zrealizowania kroki, jeśli chodzi o walkę o prawa zwierząt w Polsce? Po wprowadzeniu w Polsce zakazu hodowli lisów i jenotów na futra, co, mam nadzieję, już wkrótce nastąpi, kolejny etap to całkowity zakaz hodowli zwierząt na futra. Inną, w niedalekim terminie

realną do osiągnięcia rzeczą, jest wprowadzenie zakazu wykorzystywania zwierząt w cyrkach – ostatnio udało się to osiągnąć w moim rodzinnym Wrocławiu. Cieszę się, że mogłam przy tym trochę pomóc inicjatorowi akcji, lekarzowi weterynarii Jarkowi Zajączkowskiemu. Coś w tej kwestii zaczyna się zmieniać, w wielu miastach takie formy „rozrywki” są już niemile widziane, więc – śladem innych krajów – pora na ogólnopolski zakaz. Jednak to, co najważniejsze – osiągnięcie czegokolwiek dla milionów (na świecie miliardów) zwierząt hodowanych na fermach przemysłowych – jest na razie bardzo trudne, niemal niemożliwe. Tym bardziej trzeba podwoić wysiłki – w końcu do ludzi dotrze, że to, co robią ze zwierzętami tzw. hodowlanymi jest straszne, a w dodatku kompletnie niepotrzebne i szkodliwe dla nich samych. Tu istotną rolę odgrywa promocja weganizmu – w ten sposób realnie zmniejszamy popyt, czyli ratujemy kolejne istnienia. Musimy sięgać po to, co jest w danym momencie osiągalne, i dążyć do tego, co osiągalne jeszcze nie jest. Aby zrobić kolejny i następny krok ku ostatecznemu celowi, którym jest Wyzwolenie Zwierząt. Dziękuję bardzo za rozmowę.

otwarteklatki.pl

14


U

Monika Matwin

nbound Project

Fot.: Jo-Anne McArthur / Unbound Project

Inspirujące historie kobiet z całego świata, które zmieniają świat dla zwierząt Unbound to multimedialny i książkowy projekt stworzony w kończącym się roku przez dwie pełne pasji aktywistki z Kanady - fotoreporterkę i podróżniczkę Jo-Anne McArthur oraz dr Keri Cronin z Brock University. Celem tej inicjatywy jest dostrzeżenie ogromnej roli, jaką odgrywają kobiety z całego świata

w działaniu na rzecz obrony praw zwierząt, zarówno w kontekście współczesnym, jak i historycznym. Projekt będzie opracowywany przez kilka lat, na przestrzeni których autorki będą przeprowadzać wywiady, fotografować i spisywać fascynujące historie poznanych przez nie kobiet lub ich biografii z różnych zakątków świata. Czytelnicy będą mogli dowiedzieć się więcej o wyzwaniach, sukcesach, poświęceniach, radościach, a także

otwarteklatki.pl

15


Fot.: Jo-Anne McArthur / Unbound Project

Celem Unbound Project jest dostrzeżenie ogromnej roli, jaką odgrywają kobiety z całego świata w działaniu na rzecz obrony praw zwierząt niebezpieczeństwach, którym stawiają czoła bohaterki, spełniające się w swojej ciężkiej pracy aktywistek. Na działającej już stronie internetowej www.unboundproject.org oprócz pięknych zdjęć i pojawiających się z czasem nowych wywiadów i historii można znaleźć także ciekawe eseje autorstwa osób wspierających tę inicjatywę, na przykład ,,Seksizm to gatunkowizm”, w którym Lisa Kemmerer ukazuje podobieństwa w traktowaniu kobiet i zwierząt – jeżeli nie spełniają one oczekiwań tych, którzy czują się od nich silniejsi, są narażone na nadużycia oraz przedmiotowe traktowanie. Unbound Project ma nie tylko uhonorować aktywne działaczki ruchu prozwierzęcego, ale też inspiruje swoich odbiorców, aby dali z siebie jak najwięcej, a swoimi działaniami czynili ten świat lepszym i łaskawszym miejscem dla wszystkich gatunków, w szczególności tych, które są współcześnie najmocniej wykorzystywane.

Projekt ma także historyczną wartość. Ruch wspierający zwierzęta nieustannie się rozwija, rośnie w siłę i kwestionuje status quo. Założeniem autorek jest więc nie tylko opowiadanie o kobietach z minionych epok, których dokonania są w większości dziś zapominane, ale tworzenie żywej kroniki, żyjącego archiwum wydarzeń, które dzieją się teraz, na naszych oczach. Ludzie bardzo często uważają, że nie mają wystarczająco dużo czasu, pieniędzy albo doświadczenia, żeby zaangażować się w walkę o prawa zwierząt. Wielu z nas także nie zawsze prawidłowo interpretuje słowo ,,aktywizm”. Unbound Project dąży do zakwestionowania tych poglądów i ukazania na motywujących przykładach, że wszyscy mamy możliwości i jesteśmy w stanie poprawiać egzystencję zwierząt, z którymi dzielimy tę planetę, jeśli tylko tego chcemy.

otwarteklatki.pl

16


Sylwetki

a

ktywistek

rozwijamy swoje umiejętności, usprawniamy organizację i wymyślamy nowe formy działania. Każdemu polecam taką szkołę życia – można się wiele nauczyć, a przy tym dorzucić swoją cegiełkę do budowania lepszego świata – dla siebie i dla zwierząt!

Magdalena Dudzik Odpowiadając na pytanie, co robię w Otwartych Klatkach, często żartuję, że zawyżam średnią wieku. Moja historia jest o tyle nietypowa, że do aktywizmu „dorastałam” znacznie dłużej niż większość osób, z którymi teraz współpracuję w ruchu prozwierzęcym. Zaczęłam brać udział w akcjach ulicznych krakowskiego oddziału Vivy będąc już po czterdziestce, a dwa lata działalności w Otwartych Klatkach będę świętować razem z 45. urodzinami. Z jednej strony żałuję, że nie znalazłam czasu i motywacji do pracy na rzecz praw zwierząt dużo wcześniej, ale z drugiej – fajnie, że mogę pokazywać swoim przykładem, że w tzw. średnim wieku można spędzać wolny czas ciekawiej niż w kapciach przed telewizorem czy pucując parkiety do nieskazitelnej czystości. Działam w krakowskiej grupie Otwartych Klatek od początku jej istnienia, czyli od stycznia 2014 roku. Praca w grupie zdolnych ludzi poświęcających czas i energię na dążenie do wspólnego celu to naprawdę niesamowicie satysfakcjonująca rzecz, ale też duże wyzwanie – pracujemy wolontariacko i dysponujemy niewielkimi środkami. Ciągle

W grupie lokalnej jestem odpowiedzialna za kontakty z mediami, co oznacza częste wizyty w studiach radiowych, wypowiedzi dla prasy i nawiązywanie kontaktów z dziennikarzami (z radością widzę, że coraz więcej jest tych wrażliwych na los zwierząt i chętnych do współpracy). Rola rzecznika prasowego to duża frajda, ale też duża odpowiedzialność – dotarcie z przekazem do opinii publicznej to jedna z najistotniejszych składowych naszych działań. Jak wiele innych aktywistek i aktywistów działających na rzecz praw zwierząt od dziecka byłam „zwierzolubem”, sprowadzającym do domu bezdomne psy i koty, żeby mogły choć przez chwilę zaznać luksusu pełnej miski i ciepłego kąta. Widzę, jak bardzo na lepsze zmienił się stosunek ludzi do psów i kotów od tamtych czasów – wtedy walka z bezdomnością zwierząt była w powijakach, na moim osiedlu codziennością był widok włóczących się psów, nieraz kalekich i chorych, które częściej częstowane były kopniakami czy krzykiem niż kawałkiem choćby suchej bułki. Niestety stosunek ludzi do zwierząt hodowlanych zmienia się znacznie wolniej. Dlatego wybrałam Otwarte Klatki i walkę o lepszy byt dla krów, świń, kur czy norek – zwierząt, które większość ludzi wciąż postrzega raczej jako towar niż czujące, mające prawo do radości życia inteligentne stworzenia. Ta walka jest żmudna i wymaga ogromnej cierpliwości, bo postępy osiąga się małymi krokami, ale ogromnie cieszy każda, choćby najmniejsza zmiana na lepsze.

otwarteklatki.pl

17


Sylwetki

a

ktywistek

Julia Dauksza Moja droga do Otwartych Klatek prawdopodobnie zaczęła się w podstawówce. Podczas pokazu cyrkowego z udziałem zwierząt zdałam sobie sprawę, że nie wszyscy uczestnicy tego przedstawienia bawią się tak świetnie jak widzowie. Potem po raz pierwszy zajrzałam za kulisy przemysłu wykorzystującego zwierzęta. Widok, jaki ujrzałam na cyrkowym zapleczu, przekonał mnie, że brałam udział w czymś smutnym i złym. Tamto dziecięce oburzenie na okrutne traktowanie zwierząt towarzyszy mi do dziś. Później przeszłam dość standardową drogę łączenia kolejnych faktów i podejmowania decyzji, która doprowadziła do wyboru weganizmu, a potem aktywizmu. Na targach skaryszewskich uświadomiłam sobie, że mając w ręku kamerę, trzymam broń mogącą pomóc bezbronnym zwierzętom. Wcześniej działałam społecznie na wielu płaszczyznach. Pojawienie się koncepcji Otwartych Klatek ostatecznie określiło nie tylko mój kierunek aktywizmu, ale i innych wyborów życiowych – chociażby edukacyjnych i zawodowych: zaczęłam studiować zarządzanie oraz socjologię biznesu

i mediów. Jako niespokojny duch i jednocześnie maniak nowych technologii staram się wybierać takie zajęcia, które umożliwią mi swobodę ruchów i działania – obecnie pracuję i wspieram Otwarte Klatki z Wiednia. W Otwartych Klatkach działam od momentu założenia Stowarzyszenia. Zajmowałam się wszystkim, co akurat wymagało wykonania. Dzięki temu, że dołączają do nas kolejni wspaniali wolontariusze, mogę się specjalizować w najbardziej atrakcyjnych dla mnie obszarach. Rozwijam komunikację z osobami, które walczą z fermami przemysłowymi w miejscach, w których one powstają. Koordynuję też zespół zajmujący się zbieraniem wszystkich fachowych informacji, które są przydatne w działalności Otwartych Klatek. Wkrótce po opublikowaniu tego tekstu w biuletynie zostanę też absolwentką projektu Kuźnia Kampanierów, dzięki któremu uczę się planować i prowadzić bardziej precyzyjne i skuteczne kampanie. Nie mam za dużo czasu wolnego, ale gdybym go miała, na pewno szybko znalazłabym sobie nowe aktywistyczne zajęcie.

otwarteklatki.pl

18


W

spiera j innych i dbaj o siebie

czyli o tym, jak uniknąć wypalenia, jak działać efektywnie i co zrobić, żeby więcej mężczyzn zaangażowało się w działania na rzecz zwierząt.

z Sharon Nuñez Gough rozmawiała Marlena Kropidłowska

MK: Witaj, Sharon. Bardzo dziękuję, że zgodziłaś się na wywiad, ponieważ twoja działalność na rzecz zwierząt inspiruje wielu aktywistów z Otwartych Klatek. Tym bardziej cieszę się z możliwości zadania ci kilku pytań. Ale od początku. Jak zaczęła się twoja przygoda z ruchem prozwierzęcym? Od kiedy jesteś aktywistką? I jakie zmiany dostrzegasz w tym środowisku na przestrzeni lat? SN: Zostałam weganką w 2001 roku po tym, jak przeczytałam tekst o krowie wysłanej na rzeź, o jej ostatnich minutach przed śmiercią. Zdecydowałam się przejść na weganizm i zrobiłam to z dnia na dzień. Po prostu nie chciałam dalej uczestniczyć w zabijaniu zwierząt. Rok później, w 2002 roku, poszłam na wykład pewnego filozofa na temat praw i wyzwolenia zwierząt. Po tym wykładzie doszłam do wniosku, że nie tylko nie chcę uczestniczyć w eksploatacji innych stworzeń, ale także aktywnie jej przeciwdziałać. W 2006 roku, wraz z moimi znajomymi – Javierem Moreno i Jose Valle, zdecydowałam się założyć Animal Equality. Organizacja powstała w Madrycie, a teraz, właśnie w 2016 roku, będziemy świętować nasze 10-lecie. Pracujemy w ośmiu krajach, mamy tam biura,

a oprócz tego zatrudniamy 32 osoby na całym świecie. MK: Jesteś w ruchu prozwierzęcym długo, tak jak powiedziałaś, jest to więcej niż 10 lat. Na pewno w tym czasie uczestniczyłaś w wielu akcjach i kampaniach, a część z nich była trudna i stresująca. W jaki sposób udało ci się to kontrolować i uniknąć wypalenia, z którym, prędzej czy później, styka się wielu aktywistów? Pytam głównie dlatego, że po tylu latach nadal jesteś pełna entuzjazmu i energii do działania. SN: Świetne pytanie! Rzeczywiście, jestem aktywna w ruchu od blisko 15 lat. Aktywiści niejednokrotnie mierzą się z bardzo trudnymi tematami cierpienia i śmierci zwierząt. A są to, moim zdaniem, bardzo empatyczni, wrażliwi i współczujący ludzie. Muszą stale pracować z przerażającymi obrazami, których przeciętni reprezentanci społeczeństwa nie oglądają, ponieważ są one ukrywane. Istnieją różne sposoby radzenia sobie ze stresem. Mam wrażenie, że udało mi się poznać te najważniejsze dla osób, którzy chcą uniknąć wypalenia i pozostać długofalowymi aktywistami.

otwarteklatki.pl

19


Manifestacja Animal Equality w centrum Madrytu

Sądzę, że pierwszym i najważniejszym warunkiem jest posiadanie przyjaznego środowiska pracy. Ważne jest, by wszyscy członkowie w organizacji wspierali się wzajemnie, żeby nie panowały toksyczne relacje, a ludzie chcieli sobie wzajemnie pomagać. Należy również pamiętać o świętowaniu sukcesów i rozumieć, że każda osoba ma inne możliwości i inną wydajność. Jeden z aktywistów powiedział kiedyś, że mimo iż to hodowcy starają się blokować ruch praw zwierząt, to bardzo wielu aktywistów nie odchodzi z ich powodu, ale przez innych działaczy. Dlatego myślę, że to naprawdę kluczowe, żebyśmy wspierali siebie nawzajem. Drugim bardzo ważnym czynnikiem jest dbanie o siebie. Wiedza na temat tego, jak się czujesz w różnych momentach, kiedy potrzebujesz przerwy, kiedy nie jest wskazane, żebyś kontynuował/a pracę, kiedy nie radzisz sobie ze stresem, kiedy musisz jechać na wakacje. Równie ważne jest zdrowe odżywianie, wysypianie się i regularne ćwiczenia. Trzecim czynnikiem, który uważam za istotny jest to, żeby nie narażać się zbytnio na obrazy okrucieństwa. Osobiście staram się nie oglądać ani nie czytać materiałów o potwornych sytuacjach, w jakich zwierzęta się znajdują, jeśli akurat nie jest to konieczne. Jedyna rzecz, jaką mogłabym osiągnąć przez umartwianie się oglądaniem brutalnych filmów, jest zbliżenie się do dnia, w którym nie będę w stanie pomagać zwierzętom - i to byłaby tragedia. Trzeba też rozumieć, że nie każdy może oglądać nagrania z ferm czy innych miejsc, gdzie cierpią zwierzęta, nie każdy może być aktywistą śledczym i to jest w porządku, przecież

są też inne rzeczy do robienia, czasem nawet ważniejsze lub przynajmniej równie ważne. MK: Powiedziałaś już o tym, jak na przestrzeni lat zmieniło się Animal Equality. Z grupy pasjonatów staliście się prężnie działającą organizacją, która ma swoje oddziały w 8 krajach. A jak oceniasz zmiany, jakie zaszły w szeroko pojmowanym ruchu praw zwierząt? I jakie zmiany strategii działania zaobserwowałaś od wewnątrz? Czy przypominasz sobie takie strategie lub działania, które z perspektywy czasu oceniasz jako nieefektywne lub wręcz szkodliwe/kontrproduktywne? Jakich porad udzieliłabyś sobie samej, gdybyś mogła cofnąć się w czasie? SN: To kolejne bardzo ważne pytanie. Ruch zmienił się ogromnie na przestrzeni lat. Odkąd ja zaczęłam działać, zmieniło się niesłychanie dużo. Pamiętam, jak mało wegańskiego jedzenia było w sklepach i jak trudno było dostępne. Nie było wegańskich sklepów i restauracji, a teraz takie miejsca pojawiają się jak grzyby po deszczu. Mamy o wiele więcej powodów do świętowania, udaje się likwidować różne przejawy znęcania się nad zwierzętami, a celebryci przechodzą na weganizm i wspierają organizacje prozwierzęce. Jest w tym ogromna rola mediów społecznościowych. Stale widzę profile osób, z którymi studiowałam lub chodziłam do szkoły, na których retweetują lub repostują artykuły o zwierzętach. Ci ludzie piszą, że są dotknięci tym, jakich okrucieństw doświadczają zwierzęta w różnych sytuacjach. Jestem przekonana, że teraz jest naprawdę dobry czas dla naszego ruchu. Jednocześnie wiem, że

otwarteklatki.pl

20


Sharon na konferencji poświęconej prawom zwierząt

jest szereg lekcji, których się nauczyliśmy, i które pomogły stać się nam bardziej efektywnymi, zarówno jako ruch, jak i poszczególne organizacje. Na przykład pamiętam, że kiedy zaczynałam, moim celem, a także celem Animal Equality, było ratowanie tak wielu zwierząt, jak to tylko możliwe. Myślę, że jedną z lekcji, jakiej ja się nauczyłam, było to, że jeżeli naprawdę chcesz pomóc jak największej ich liczbie, to musisz zajmować się głównie lub wręcz wyłącznie, zwierzętami hodowlanymi. Jak powszechnie wiadomo, to właśnie tych zwierząt jest zabijanych na świecie najwięcej, bo aż 99%. Trzeba też zastanowić się, które z nich umierają w największych ilościach są to oczywiście kurczaki i ryby. Myślę, że to bardzo ważne, żeby brać tę informację pod uwagę, kiedy robimy śledztwa, kiedy drukujemy ulotki czy kiedy planujemy kampanie. Inną kwestią jest to, że przez lata działania Animal Equality także inne organizacje zdobyły ogromną wiedzę o tym, w jaki sposób ludzie myślą i jakie psychologiczne procesy należy wziąć pod uwagę, żeby móc wpływać na to, czy oni się zmienią. Na przykład to, że większość ludzi nie przejdzie na weganizm z dnia na dzień, a my zniechęcamy ich, powtarzając w kółko „zostań weganinem”.

Odpychamy ludzi, bo jak wiemy mają oni tendencje do robienia tych rzeczy, które są osiągalne, które wydają się komuś realnym wyzwaniem. Moim zdaniem niesamowicie ważne jest to, że jako organizacje powinniśmy mówić ludziom nie tylko, „dlaczego” powinni przechodzić na weganizm czy pokazywać im przerażające materiały z rzeźni, ale też powinniśmy pomagać im w tej zmianie. Rzeczowo tłumaczyć, jak przejść na weganizm – co mogą zjeść, gdzie kupić jedzenie, jak mają sobie radzić w różnych sytuacjach społecznych. Więc jeśli w kółko powtarzamy ludziom „przejdź na weganizm”, a nie dajemy im narzędzi, by to zrobili, to trochę tak, jakbyśmy wrzucili do basenu kogoś, kto nie umie pływać. Ostatnią rzeczą, którą chciałabym podkreślić, jest to, żebyśmy zastanawiali się, gdzie możemy być bardziej efektywni. Ja w mojej aktywistycznej przeszłości angażowałam się w rzeczy, które sprawiały, że byłam naprawdę wściekła. Za każdym razem, kiedy miały miejsce walki byków albo cyrk przyjeżdżał do miasta, byłam tak zdenerwowana, że czułam się zobligowana do działania. Ale to nie jest strategia, to jest działanie napędzane czystym instynktem. Jeżeli chcemy być prawdziwie pomocni, to musimy myśleć strategicznie. Powinniśmy sobie powtarzać: „Mam mało czasu na tej planecie, mam mało czasu jako aktywista, chcę zmienić tak dużo, jak tylko się da”. Są to te trzy najważniejsze kwestie, których nauczyłam się podczas wielu lat działalności na rzecz praw zwierząt. Uważam również, że takie inicjatywy jak Animal Charity Evaluator czy inne organizacje, takie jak Mercy For Animals albo Humane League oraz wiele innych organizacji w Europie, już stosuje się do tych zasad. Mam wrażenie, że z upływem lat organizacje, jak i sami aktywiści coraz większą wagę przykładają do budowania strategii. MK: Moje kolejne pytanie będzie związane z tematem przewodnim biuletynu – Dniem Kobiet. Nie potrzeba specjalnych analiz, żeby stwierdzić, że ruch praw zwierząt jest zdominowany przez

otwarteklatki.pl

21


kobiety. Jak sądzisz, dlaczego tak jest? I z drugiej strony, jak możemy zachęcić mężczyzn do angażowania się w tę ważną walkę społeczną? SN: Absolutnie się z Tobą zgadzam. Jeśli zapytamy jakiejkolwiek grupy zajmującej się prawami zwierząt lub po prostu rozejrzymy się na jakimkolwiek proteście, to z pewnością dostrzeżemy, że ok. 70% uczestników to kobiety, tak mówi statystyka. Niestety właśnie ta większość, która wspiera ruch prozwierzęcy, wpłaca dotacje i jest aktywna, niekoniecznie chce przyjmować funkcję lidera. Uważam również, że nie tylko jako ruch, ale także jako społeczeństwo, powinniśmy zmierzyć się z kwestią, dlaczego na stanowiskach przywódczych jest tak mało kobiet. Zarówno kobiety, mężczyźni, jak i organizacje powinny zwrócić uwagę na ten problem i go rozwiązać. Jeśli musiałabym nadać priorytet jakiejś grupie, a organizacje muszą to robić, to widziałabym target głównie w młodych kobietach, które z większym prawdopodobieństwem zmienią swoje zachowanie, zmienią swoje postrzeganie zwierząt. Myślę, że jeżeli chcemy przyciągnąć więcej mężczyzn do ruchu, to jest to kwestia komunikacji. Musimy zadać sobie pytanie, jakie są punkty wspólne łączące zainteresowania młodych mężczyzn i cele walki o prawa zwierząt. Jest sporo organizacji, które mają naprawdę dobre materiały skierowane do mężczyzn. Kładą one większy nacisk na zdrowie, na to, że wegańskie produkty zawierają dużo białka, a także jak mężczyźni mogą pozostać silni na diecie roślinnej. Bez względu na to, czy nasze materiały kierujemy do mężczyzn, czy do kobiet, powinniśmy zwrócić uwagę na to, żeby w jakiś sposób łączyły się z zainteresowaniami naszej grupy docelowej. Często nie zwracamy na to uwagi. Powinniśmy prowadzić więcej badań, żeby dowiedzieć się, jaki przekaz najlepiej oddziałuje na ludzi, do których będziemy kierowali nasze materiały.

MK: Następne pytanie również dotyczy komunikacji. Co sądzisz o roli mediów w przemianach społecznych? Czy powinniśmy się skupiać na mediach tradycyjnych, do których często trudno dotrzeć, czy może więcej energii powinniśmy poświęcać tzw. nowym mediom i np. skupiać się na rozwijaniu własnych kanałów w mediach społecznościowych? SN: Uważam, że musimy robić i jedno, i drugie. Trzeba pamiętać, że jeżeli uda nam się trafić do tradycyjnych mediów, to trafiamy do milionów ludzi w bardzo bezpośredni sposób. Ale nawet wtedy nie możemy zapominać, kto jest naszą grupą docelową, kto jest tym konkretnym odbiorcą, do którego kierujemy nasz przekaz. Nie da się przemówić w ten sam sposób do starszego pana, żyjącego na wsi, i do młodego studenta, żyjącego w ogromnym mieście. W przypadku Animal Equality nadal bardzo dużo pracujemy z mediami tradycyjnymi, ponieważ jest to dla nas stosunkowo proste, wysyłamy informację prasową i często udaje nam się dostać do CNN, BBC lub do telewizji publicznej i dotrzeć do milionów ludzi. Jednocześnie dużą część naszego czasu i zasobów powinniśmy przeznaczać na nowe media, np. na media społecznościowe. W Animal Equality naprawdę dużo zasobów przeznaczamy na kampanie online, na kampanie promocyjne na naszym Facebooku. Ma on bardzo przydatną funkcję, dzięki której możesz wybrać, do kogo chcesz trafić, np. do kobiet w wieku 30-35 lat. Uważam, że i tradycyjne, i nowe media są bardzo ważne. Dodatkową zaletą tych tradycyjnych jest to, że dodają organizacji wiarygodności. Jeżeli udało ci się trafić do BBC, to możesz wrzucić to nagranie na swoje media społecznościowe i w oczach odbiorców twój wizerunek będzie lepszy, a organizacja bardziej rozpoznawalna. Powinniśmy także powoli ograniczać pewne tradycyjne sposoby, dzięki którym kiedyś docieraliśmy do ludzi. Kiedy zaczęłam być aktywistką, to często stałam na stoiskach ulicznych od 6 do 8 godzin i udawało

otwarteklatki.pl

22


mi się dotrzeć do 50-100 osób. Mogą one być nadal efektywne, ale w określonych sytuacjach, np. na kongresie polityków i dziennikarzy. Myślę, że w tym przypadku możemy zastosować to, o czym mówiłam już wcześniej, czyli nadawanie priorytetów działaniom, zadanie sobie pytania: „Jak najefektywniej mogę wykorzystać swój czas? I czy jest to najlepsze możliwe działanie, żeby dotrzeć do jak największej liczby osób?” Powinniśmy pamiętać nie tylko o świętowaniu sukcesów i pokazywaniu ludziom, że ich działania mają realny wpływ, ale również jako liderzy organizacji, czy nawet sami aktywiści, powinniśmy sprawdzać, czy ludzie wykorzystują swój czas w najlepszy możliwy sposób. MK: W dużych organizacjach, które są oparte o pracę wolontariuszy, wiele osób wykonuje zadania, które często są powtarzalne, wręcz nudne lub z drugiej strony trudne i stresujące. Generalnie bycie aktywistą jest wymagającą pracą. Jak powinniśmy się do niej motywować i jak motywować innych tak, żeby każda osoba w organizacji czuła się ważna i potrzebna? SN: Odpowiadając na to pytanie, chciałabym poruszyć dwa wątki. Po pierwsze, wspomniałaś, że organizacje zazwyczaj opierają się na pracy wolontariuszy, tak jak obecnie Otwarte Klatki i Animal Equality w przeszłości. Jestem absolutnie przekonana, że powinno się odchodzić od takiego systemu i dążyć do tego, żeby zatrudniać ludzi. Jest to kluczowe dla działania i rozwoju organizacji oraz do tego, żeby stać się wiarygodnym i profesjonalnym ruchem. W Animal Eqaulity aż do 2012 roku cała nasza praca opierała się na wolontariacie, aktualnie mamy zatrudnionych 31 osób. Dzięki temu nasza praca może być wykonywana przez profesjonalistów z danej dziedziny. Ten system działania organizacji jest lepszy z wielu powodów. Przede wszystkim czasem ciężko polegać na wolontariuszach. Poza tym często jest trudno

znaleźć wolontariuszy, którzy chcieliby wykonywać nudne lub mało ambitne zadania. A po trzecie, jeżeli chcemy uzyskać jak największy wpływ na sytuację zwierząt, to musimy mieć pewność, że najlepsi ludzie będą poświęcać nie tylko swój wolny czas dla ruchu, ale większość swojego czasu. Gdy pracujemy z wolontariuszami, to cały czas widzimy, że życie ludzi zmienia się bardzo szybko. Na początku może będą w stanie poświęcać 3-4 godziny tygodniowo na działanie, ale potem urodzi im się dziecko lub wydarzy się coś innego i nie będą mieli czasu na aktywizm. Jeżeli byłaby to ich praca zarobkowa, to łatwiej byłoby się im na niej skupić i nie odchodzić. Jest na to tylko jedna metoda – fundraising. W Animal Equality poświęcamy pewną część czasu i zasobów na działania fundraisingowe i tylko dzięki temu mamy możliwość zatrudniania takiej liczby osób. Byliśmy w stanie zatrudnić ludzi w Meksyku i aktywistów śledczych w Indiach. Mówiąc o aktywistach śledczych, to naprawdę trudno jest znaleźć wolontariuszy, którzy podjęliby się takich działań, bo oznacza to 8-10 godzin pracy w terenie. Jeżeli uda nam się zebrać odpowiednie środki, będziemy mieli możliwość zatrudnienia profesjonalistów w danej dziedzinie. Ci ludzie nie będą pracować za darmo, dlatego tak ważne jest, byśmy myśleli o długofalowym rozwoju naszej organizacji. Poruszyłaś też ciekawą kwestię, że wiele prac, jakie musimy wykonać jako aktywiści, jest po prostu nudnych. Na przykład wpisywanie kontaktów do bazy, odpowiadanie na setki maili itp. Można sobie z tym radzić na różne sposoby. Po pierwsze to, o czym już mówiłam, czyli przyjazne środowisko pracy, gdzie ludzie są szczęśliwi z powodu tego, co robią. Środowisko, w którym ludzie czują się częścią jednego zespołu, który pracuje na wspólny efekt – to jest motywujące i zachęcające do pracy. Ważne jest, żeby każdy widział tę szerszą perspektywę – każdy z nas czasem musi zrobić coś nudnego, powtarzalnego czy wyczerpującego, żebyśmy wspólnie mogli osiągnąć coś wielkiego

otwarteklatki.pl

23


i ważnego dla zwierząt. Na koniec dodałabym, że za szalenie ważne uważam świętowanie każdego sukcesu. I w tym świętowaniu należy podkreślać, że praca każdej osoby, również ta nudna i powtarzalna, była jego składową. Myślę, że jako aktywiści, i mówię to na własnym przykładzie, mamy tendencje do czegoś, co nazwałabym „syndromem męczennika” – im więcej się poświęcamy, tym lepiej. A w rzeczywistości przepracowywanie się jest w sposób bezpośredni skorelowane ze spadkiem produktywności. Osoby, które pracują po 90 minut, a potem robią sobie 10 minut przerwy, a ogólnie pracują od 6 do 8 godzin dziennie, regularnie ćwiczą i zdrowo się odżywiają, mają z reguły większą produktywność niż te, które długie godziny przesiadują przed komputerem. MK: Podczas jednego z wykładów, które wygłosiłaś na konferencji związanej z prawami zwierząt, mówiłaś o tym, jak wykorzystać przypadki łamania prawa wobec zwierząt do przyciągnięcia zainteresowania mediów. Pojawiają się jednak głosy, że prawa dobrostanowe zwierząt sprawiają tylko pozorne wrażenie, że wszystko jest w porządku i zgodnie z wymogami. SN: Moja opinia na ten temat zmieniała się na przestrzeni lat. Obecnie sądzę, że wszystko lub prawie wszystko, co przyczynia się do poprawy warunków, w jakich żyją, są hodowane i zabijane zwierzęta, oraz każda kampania, która powoduje, że ludzie w ogóle zaczynają o nich mówić, a temat pojawia się w mediach, jest czymś pozytywnym. Potwierdzają to różne badania, które udowadniają, że ukazywanie się tematów dobrostanowych w mediach powoduje, że ludzie jedzą mniej mięsa. Ja (jako aktywistka) nauczyłam się, że czasem staramy się w racjonalny sposób wytłumaczyć rzeczy, które nie są racjonalne. Próbujemy stosować logikę, żeby zrozumieć ludzkie zachowania, a ludzie po prostu nie zachowują się racjonalnie. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że ludzie rzadko kiedy zachowują się racjonalnie. Nasze zachowania są determinowane przez

emocje, przez normy społeczne, jak powiedział Tobias Lenart: „Ludzie jedzą mięso, bo ludzie jedzą mięso”- robią to, co inni. Wiem, że wielu ludzi potrafi naprawdę dobrze formułować argumenty przeciwko zmianom dobrostanowym, ale mam wrażenie, że to „racjonalne” podejście ma niewiele wspólnego z rzeczywistością i z tym, jak ludzie myślą, i jak podejmują decyzje, a także nie pozwala wyjaśnić ani zrozumieć tego, jak działa społeczeństwo. Wszystko, co powoduje poprawę przerażających warunków, jakich doświadczają zwierzęta na fermach i w rzeźniach, jest czymś pozytywnym. Media zaczynają o tym mówić, dzięki temu zaczyna się debata w społeczeństwie, ludzie zaczynają myśleć o zwierzętach. A zazwyczaj zwierzęta hodowlane pozostają w ukryciu, są duchami naszego społeczeństwa. Dorastając, nigdy nie widziałam świni, nigdy nie widziałam fermy, nigdy nie widziałam rzeźni. Zatem każde działanie, które powoduje, że zostaje podjęty ten temat, jest moim zdaniem czymś pozytywnym i doceniam wszystkie organizacje, które się do tego przyczyniają. MK: Stosunkowo niedawno przeprowadziłaś się z Europy do Stanów Zjednoczonych. Masz szeroki ogląd na to, jak wygląda ruch praw zwierząt zarówno w Europie, jak i Stanach. Czy w związku z tym widzisz jakieś znaczące różnice pomiędzy grupami w Europie i USA? I czy widzisz jakiś globalny, wspólny cel dla tych grup? SN: Widzę ogromne różnice pomiędzy europejskim a amerykańskim ruchem. Ruch amerykański jest skupiony na rozwoju i profesjonalizowaniu się. Również w Europie istnieje trochę organizacji, które działają w ten sposób, ale zaczęło się to stosunkowo niedawno i ten proces ciągle trwa. Jednak wydaje mi się, że to właśnie organizacje w Stanach lepiej zdają sobie sprawę z tego, jak rozwijanie się i budowanie wiarygodności jest ważne, żeby znacząco oddziaływać na społeczeństwo. Zarówno w Stanach, jak

otwarteklatki.pl

24


Nie mówimy o tym, czy ruch praw zwierząt zwycięży, tylko kiedy to się stanie

i w Europie różne organizacje współpracują ze sobą. Wyzwaniem na najbliższe lata jest zacieśnianie tej współpracy, tj. dbanie o to, żeby istniały platformy i narzędzia do tego, żeby aktywiści z różnych organizacji mogli współpracować ze sobą, komunikować się i uczyć się od siebie nawzajem. Powinniśmy zostawić daleko za sobą myśl, że aktywista z innej organizacji, czy w ogóle jakaś inna organizacja, jest naszym wrogiem. Oczywiście nie chcę dzielić świata na wrogów i przyjaciół, ale jeśli mielibyśmy wybierać, kto jest kim, to naszymi wrogami z całą pewnością nie są inni działacze zajmujący się zwierzętami. Jeżeli chodzi o przyszłość ruchu praw zwierząt, to jestem pełna nadziei. Jesteśmy teraz w momencie, gdzie kwestie, o które walczyliśmy, zaczęły się naprawdę przebijać do społeczeństwa. W zeszłym tygodniu jechałam metrem w Londynie i dziewczyny siedzące przede mną rozmawiały o weganizmie, innym razem słyszałam o rzeźniach, parę dni później wracałam do Los Angeles samolotem i moi współpasażerowie

rozmawiali o „Cowspiracy”. Czyli nie mówimy o tym, czy ruch praw zwierząt zwycięży, tylko kiedy to się stanie. Wygrywamy, a żeby zwyciężyć szybciej potrzebujemy organizacji, które są wiarygodne i profesjonalne, i które uszczęśliwiają swoich aktywistów, dzięki czemu aktywiści mogą dawać z siebie wszystko dla dobrej sprawy. MK: Bardzo dziękuję ci za ważny i wyczerpujący wywiad. Na koniec, ostatnie krótkie pytanie. Jaki jest twój ulubiony smak lodów? SN: Mój ulubiony smak lodów to taki, który można kupić tutaj w Stanach. Nie wiem, jak dokładnie się nazywają, ale są to lody czekoladowe z kawałeczkami czekolady w środku. Mój mąż wścieka się na mnie, bo zawsze jak kupujemy te lody, to od razu wyjadam wszystkie kawałeczki czekolady i kiedy on chce je zjeść, kawałeczków czekolady już nie ma :)

otwarteklatki.pl

25


R

ozkwit nieperfekcjonistycznego weganizmu - cz. II

Hillary Rettig Tłumaczenie: Kasia Ceglarz

Jak perfekcjonizm zniechęca wegan i wegańskich aktywistów do działania

Prokrastynacja – inaczej niezdolność do wykonywania swoich obowiązków lub ważnych wyzwań (np. takich jak weganizm) – jest w dużej mierze odpowiedzią na perfekcjonizm (istnieją również inne przyczyny, w tym brak zasobów lub ambiwalencja – perfekcjonizm jest jednak zwykle największą barierą). Perfekcjoniści oceniają siebie zbyt surowo, przez co obawiają się porażki, która jest niestety nieunikniona, gdyż uważają sukces za nierealistyczny. Gdy perfekcjonista przeczuwa zbliżającą się porażkę, stara się jej zapobiec, jednak – ponieważ perfekcjonizm jest zasadniczo surowy i sztywny – jedyna naprawa, jakiej jest w stanie dokonać, to samokrytyczna litania, która brzmi mniej więcej tak: ,,Co jest z tobą nie tak? Przecież to takie łatwe! Dlaczego jesteś taki słaby? Mimo ogromnego wsparcia nadal nie możesz wziąć się w garść. Zwierzęta umierają, bo masz to gdzieś itp.” Jest to rozpaczliwa próba zmuszenia się do powrotu na właściwe tory, przez którą w rzeczywistości pogarszamy tylko problem, gdyż czujemy wtedy więcej strachu i wstydu. Pragniemy wówczas uciec od tych okropnych uczuć i ostatecznie robimy to przez prokrastynację. Istnieją również inne sposoby radzenia sobie z takim kryzysem – możesz spróbować rozwiązać problem samodzielnie, poprosić kogoś o pomoc

lub starać się unikać takiej sytuacji w przyszłości. Przez strach perfekcjonista nie rozwija jednak swoich umiejętności, talentów i zdolności, a tym samym nie może podjąć skuteczniejszych kroków. Inaczej mówiąc, zniechęca się do działania. Okazuje się zatem, że prokrastynacja nie jest spowodowana przez słabość, brak dyscypliny, brak zaangażowania lub jakikolwiek inny „brak”, tylko przez niemoc powodowaną strachem. Wyobraź sobie osobę, która kocha zwierzęta i chciałaby żyć bardziej empatycznie, więc zaczyna interesować się weganizmem. Czuje się jednak oszołomiona i zniechęcona, ponieważ wydaje jej się on pełen zasad i wyrzeczeń. Zwraca się o pomoc do weganina i dowiaduje się, że ,,weganizm jest łatwy”. Takie stwierdzenie jest nie tylko czystym perfekcjonizmem (nacisk na wynik), lecz jest również bezduszne i nieodpowiedzialne – gdyby usłyszała je osoba przechodząca na weganizm, mogłaby poczuć się zawstydzona i zgorszona, a w efekcie mogłaby zrezygnować (oraz także prawdopodobnie czuć urazę do wegan). Ginny Messina, wegańska dietetyczka i współautorka książki ,,Vegan for Life”, pisze: ,,Jeśli ktoś postrzega weganizm jako trudny, nie powinniśmy zbywać jego obaw, lecz je potwierdzać. Rzecz w tym, iż niełatwo jest

otwarteklatki.pl

26


Rozkwit nieperfekcjonistycznego weganizmu – cz II

zrezygnować z całych kategorii jedzenia, które kochasz, znasz i umiesz przygotować i które od zawsze było częścią twojej rodziny oraz uroczystości towarzyskich. Nie chodzi o zwiększenie obaw i uprzedzeń o weganizmie, lecz o rozpoznanie ich, a następnie pomoc ludziom w znalezieniu sposobów ich zwalczenia. Dzielenie się własnymi zmaganiami w dążeniu do bycia weganinem – i pozostanie nim – może rzeczywiście być pocieszające dla innych”. Kilka sekund refleksji powinno uświadomić każdemu weganinowi, że gdyby zmiana diety była łatwa dla większości ludzi, w USA nie byłoby problemu otyłości, a globalny przemysł dietetyczny nie zarabiałby 65 mln dolarów.

Współczujący obiektywizm: antidotum na perfekcjonistyczny weganizm Perfekcjonizm może wydawać się dobrym narzędziem motywacyjnym (zwłaszcza jeśli mylisz go z posiadaniem wysokich standardów – zobacz: Objaw #1 z pierwszej części cyklu w Biuletynie nr 9), lecz jest zawsze ślepym zaułkiem – zarówno dla jednostek, jak i całego ruchu. Perfekcjonizm ogranicza twoje poczucie własnego ja i to, do czego jesteś zdolny, oraz często to, jak postrzegasz innych i do czego są oni zdolni. Przeciwieństwem perfekcjonizmu jest coś, co nazywam współczującym obiektywizmem. Zamiast perfekcjonistycznej sztywności, ograniczeń i wyniszczającego światopoglądu, oferuje on elastyczność, subtelność, empatię, współczucie oraz prawdziwą miłość i szacunek.

Ponadto zamiast ograniczeń oferuje obfitość i rozległe możliwości. Współczujący obiektywnie weganie oraz wegańscy aktywiści na ogół: Definiują sukces ogólnikowo i realistycznie. Są świadomi, że każdy wegański posiłek lub składnik jest sukcesem i fundamentem przyszłego postępu. Wykazują skromność. Nie oczekują, że odniosą sukces bez odpowiedniego przygotowania, planowania, okazjonalnych wyzwań lub w pojedynkę. Oddzielają swój weganizm od siebie. Ich weganizm jest dla nich ważny, ale nie pozwalają, by w pełni ich definiował lub determinował ich poczucie własnej wartości. Kładą nacisk na wynik. Skupiają się na przeżyciu swojego życia tak empatycznie, jak tylko mogą, dzień po dniu.

• • •

Ponadto: wykazują tendencję do planowania długofalowego/szerokiego, preferują wybieranie wiernych oraz obiektywnych opisów zamiast nadawania etykiet, unikają wyolbrzymiania, unikają obsesji, unikają porównań,

• • • • •

otwarteklatki.pl

27


Rozkwit nieperfekcjonistycznego weganizmu – cz II

• nie postrzegają rzeczy dychotomicznie, ale w odcieniach szarości, są elastyczni, przewidują niepowodzenia i nie piętnują ich. Gdy osoba współczująca obiektywnie popełni pomyłkę, raczej nie powie ,,Ale ze mnie kretyn!”, lecz: ,,W porządku, żałuję, że zjadłem ten ser na przyjęciu. Stałem zbyt blisko bufetu i nie mogłem się oprzeć, zwłaszcza gdy inni mówili, jak wspaniale smakuje. No cóż, nie będę się nad tym rozwodził. Nie jadłem sera przez miesiąc przed tym zdarzeniem, a teraz spróbuję go nie jeść przez następny miesiąc – lub dłużej! – bez konieczności powtarzania. Przyjęcia wydają się jednak moją słabą stroną, więc muszę wymyślić, co mogę z tym zrobić. Po pierwsze, nie będę zbliżał się do bufetu. Dobrym rozwiązaniem będzie też zjedzenie czegoś wcześniej, by nie czuć głodu na przyjęciu. Mogę również przynieść dla siebie smakołyki z roślinnego sera, którymi będę mógł poczęstować innych. Muszę być jednak wtedy przygotowany na to, że usłyszę od kogoś, że ten ser nie smakuje jak prawdziwy”.

• •

Przykład ten doskonale ilustruje fakt, że współczujący obiektywizm nie polega na odpuszczaniu, lecz na braniu pełnej odpowiedzialności. Chodzi o nieskupianie się na wstydzie czy poczuciu winy, gdyż możemy wtedy działać znacznie szybciej i z łatwością rozwiązywać problemy. Na moich zajęciach ludzie porównują osobę współczującą obiektywnie do ,,dobrego dziadka” lub ,,mądrego nauczyciela”. Z powodu swej empatii, wylewności, życzliwości oraz innych zalet osoby współczujące obiektywnie często opowiadają się za weganizmem i innymi ważnymi dla nich wartościami. Oryginalny tekst można przeczytać tutaj.

„Dobry dziadek” - zalecana postawa wegańskiego aktywisty :)

otwarteklatki.pl

28


Dlaczego sportowcy rezygnują w swoim menu z produktów odzwierzęcych, rzekomo najlepszego źródła białka? Dla jednych weganizm to wybór etyczny, niezgoda na współczesną eksploatację zwierząt. Dla innych dieta roślinna to najlepsza forma zapobiegania chorobom cywilizacyjnym i najskuteczniejsza broń w walce o silne i zdrowe ciało. Wszyscy oni, niezależnie od powodów, stanowią żywy dowód na to, że do osiągania sukcesów sportowych (nawet na zawodowym poziomie) nie potrzebujemy białka zwierzęcego. Dołącz do naszej kampanii i sam przekonaj się, w jaki sposób powinna wyglądać dobrze zbilansowana dieta roślinna, jak wykorzystać jej zalety do zachowania optymalnego zdrowia, co zrobić, żeby uchronić się przed ewentualnymi niedoborami. Naucz się trenować na roślinach!

Jeśli intensywnie uprawiasz sport i bałeś/aś się, że dieta roślinna nie pozwoli Ci na dostarczenie odpowiedniej ilości białka i innych substancji odżywczych oraz szybką regeneracją, to Jasna Strona Mocy jest właśnie dla Ciebie. Zajrzyj na

www.jasnastronamocy.pl i ściągnij e-book, który stanowi minikompendium wiedzy na temat odżywiania i treningu, a przy okazji dostarczy Ci sporo inspirujących historii osób, które mięsa nie jedzą od dawna, a mimo to osiągają w swoich dziedzinach świetne wyniki.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.