Kontrast wrzesień 2014

Page 40

Kilka słów o współczesnym

u k y t n a l Trans-At Ponad 60 lat temu Gombrowicz nakreślił w Trans-Atlantyku bezpardonowy obraz polskości. Pokazał w krzywym zwierciadle polską emigrację XIX i XX wieku, czym wywołał wiele kontrowersji. Kilka dekad później reżyser Jarosław Tumidajski postanowił udowodnić, że obserwacje Gombrowicza są ciągle aktualne. Teatralny Trans-Atlantyk został mocno uwspółcześniony i, choć jest to zabieg nie do końca udany, pozwala wskazać mechanizmy polskiego pseudopatriotyzmu, który apogeum osiągnął bezpośrednio po katastrofie smoleńskiej. Ewa Fita

T

umidajski traktuje treść powieści bardzo luźno. Do tekstu dramatycznego włączono co prawda niektóre wypowiedzi Gombrowiczowskich bohaterów, jednak znaczna część kwestii jest w tekście scenicznym wynikiem inwencji dramaturga. Akcja toczy się szybciej niż w powieści, ponadto niektóre wątki fabularne zostały przekształcone lub usunięte. Zdaje się też, że reżyser nie docenił inteligencji swojego odbiorcy. Od początku do końca starał się grać symbolami, jednak ich nagromadzenie sprawiło, że efekt okazał się bardzo dosłowny, wręcz łopatologiczny. Tumidajski szafuje przy tym stereotypami i wplata w akcję zaczerpnięte z życia publiczności epizody i hasła, które w tym kontekście sprawiają wrażenie nastawionych na tanią kontrowersję. Spektakl, mający swoją premierę nieco ponad pół roku po tak zwanej katastrofie smoleńskiej, jest pełen nachalnych nawiązań do niej. Nie wszystkie zastosowane przez reżysera zabiegi związane

z uwspółcześnieniem tematu są jednak uzasadnione i logiczne. Być może chciał pokazać na scenie za dużo. W konsekwencji wątki ideologiczne zostały zepchnięte na dalszy plan. Trans-Atlantyk prezentowany we Wrocławskim Teatrze Współczesnym nie jest zatem wybitnym spektaklem. Nie jest też przedstawieniem, które można by z czystym sumieniem polecić sympatykom powieści Gombrowicza. Mimo to warto poddać go analizie, ponieważ, rozebrany na części, pokazuje interesujący obraz „polskości”, jaki promują dziś środowiska prawicowe. Tumidajski drwi z dzisiejszego oblicza „patriotyzmu”, który więcej ma wspólnego z bezmyślnym krzyczeniem „Polska dla Polaków!” i „pedały do gazu!” niż z rzeczywistym odczuwaniem szacunku dla ojczyzny. Tym samym, tak jak Gombrowicz, przełamuje tabu i wskazuje, że tak głośno ogłaszany „patriotyzm” wielu prawicowych i narodowych ugrupowań jest pozorny. Spektakl charakteryzuje się oszczędną scenografią, której najważniejszym elementem

Zdjęcia: Archiwum Wrocławskiego Teatru Współczesnego, fot. Bartłomiej Sowa

są wszechobecne bociany. Część figur została rozstawiona na scenie, inne są podwieszone pod sufitem, jednak największą uwagę zwraca znajdująca się w głębi sceny góra stworzona z powyginanych ptasich ciał. Pozostałe rekwizyty są bardzo umowne, ale również (przesadnie) symboliczne. Rozwiązania takie jak podświetlone na biało-czerwono czaszki z dziurami po kulach zahaczają wręcz o kicz. Przestrzeń jest umowna. W centrum wydarzeń znajduje się Gombrowicz i to do niego przychodzą pozostałe postaci. Należy jednak zauważyć, że w interpretacji Tumidajskiego jest on przeważnie biernym obserwatorem. Jeśli uczestniczy w inicjowanych przez innych bohaterów wydarzeniach, to robi to raczej „kurtuazyjnie”, nie wykazując większego zaangażowania. Na świat patrzy z dystansem i ironią. Postawienie Gombrowicza w takiej pozycji powoduje, że sprawia on wrażenie pisarza, który dopiero nosi się z zamiarem napisania powieści, a aktualnie ogranicza się do wnikliwej analizy otoczenia. Kiedy publiczność zostaje wpuszczona na salę, pisarz już siedzi na scenie. Początkowo pozostaje niezauważony i dokładnie przygląda się zebranym. Wygłaszając swoje obrazoburcze pożegnanie, zwraca się do widzów. Spektakl Tumidajskiego nie mógłby się zresztą obyć bez publiczności, która wielokrotnie jest włączana w akcję. Aktorzy nie udają, że nie widzą zebranych. Wręcz przeciwnie – widzą ich i potrafią tę obecność wykorzystać. Nie każda ze scen w spektaklu jest warta opisania, jednak niektóre mogą dostarczyć ciekawego materiału analitycznego. Pierwszą z nich jest scena balu, na którym Gombrowicz staje się uczestnikiem swoistego „pojedynku na słowa”. W przebieg akcji zostaje włączona publiczność. Radca zwraca się do widzów jak do gości, przedstawiając im Witolda jako wielkiego polskiego pisarza. Wkrótce jednak posuwa się w tej interakcji jeszcze dalej i nawiązuje z publicznością bezpośredni dialog. Seria indy-


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.