Podróżnicy w czasie - Wstęp

Page 1

Wstęp Balbina przed snem miała wielką ochotę obejrzeć jakiś film. Chciała również sama wybrać tytuł. Nie miałem nic przeciwko żadnej z tych inicjatyw. W efekcie padło na „Ostatni Koszmar” o jakże uroczej (inaczej) okładce obdarciucha z białą maską na głowie i z kijem bejsbolowym w ręku. Miałem pewne wątpliwości czy materiał zawarty w filmie będzie odpowiedni dla jedenastolatki. Jednak ta świecąc swymi zielonymi oczyma, trzepocząc powiekami raz po raz i kręcąc głową niczym błagający pies sprawiła, że uległem. Seans się rozpoczął. We dwójkę siedzieliśmy na kanapie umiejscowionej w centrum ciemnego pokoju. Na ścianach dynamicznymi rytmami tańczyły światła. Mroczna muzyka, krzyki niewinnych, śmiechy czarnego charakteru wpływały do naszych uszu. Ja, wygodnie rozłożony, patrzałem z zaciekawieniem, lecz bez uczucia strachu na to, co zaserwował reżyser w swej produkcji. Balbina w przeciwieństwie do mnie bała się. Kurczyła nogi, chowała za nimi wzrok, a kiedy tylko trafiła się drastyczna scena podskakiwała, tylko czasem lekko załkała. Spokojne tony powoli przeobrażały się w chwile narastającego napięcia, gdy młoda kobieta chowała się za kartonami w starej szopie, a on się nieubłaganie zbliżał. Ja w tym czasie sięgałem po popcorn, który lada chwila miał trafić do mych ust. Prask! Zbir dopadł kobietę. Balbina pisnęła i chwyciła mnie za rękę, a popcorn wyleciał mi z dłoni wpadając za koszulkę, co mnie zirytowało. - Na pewno chcesz to dalej oglądać? – spytałem mocno żałując swej decyzji, co do zaakceptowania wybranego przez dziewczynkę filmu. – Może pooglądamy tęczowe kucyki? - Blee, nie! – stanowczo zaprzeczyła. – Chcę to obejrzeć do końca! Ludzie boją się horrorów, lecz paradoksalnie uwielbiają je oglądać. Z czego to wynika? Żądają mocnych wrażeń, jednocześnie chcąc ponosić minimum ryzyka. W końcu, kto by nie chciał przeżyć niebezpiecznej przygody lub być wielkim bohaterem ratującym życie milionom istnień, stawiając swe życie na szali, a jednocześnie uchodząc po tym wszystkim w jednym kawałku zyskując sławę czy prestiż? Seans się zakończył. Była późna pora, więc Balbinie pozostało tylko pójść spać. Życząc miłych snów zamknąłem drzwi do jej pokoju a ja po prostu udałem się do swojego. Będąc skrajnie zmęczonym padłem na łóżko ciesząc się, że moje oczy będą mogły w końcu odpocząć. Nagle szeroko uchyliły się drzwi. Wnętrze ościeżnicy spowiła biała poświata, a w jej wnętrzu ukazała się czarna sylwetka pewnej postaci. Czy to był łachmyta z horroru? Nawiedził mnie Duch Święty? Nie, to była Balbina odziana w pomarańczową piżamę i puchatych paputkach na nogach. - Co się stało? – zapytałem widząc ją rozkojarzoną. - Babiku… - skierowała się do mnie pieszczotliwie - czy w tym pomieszczeniu może znajdować się ten zły pan?


Ach. Tego mogłem się spodziewać. Film mocno zadziałał na jej psychikę. Balbina powinna już być, co prawda wyrośnięta z takich dziecinnych zachowań, jednak mentalnie została uwięziona w ciele ośmiolatki. Nie musiałem być wróżbitą, by wiedzieć jak to się skończy. Jednak postanowiłem poprowadzić z nią małą batalię, nie wiedząc nawet, na co mogłem liczyć. - Nasz wehikuł jest dobrze zabezpieczony i strzeże by nikt nieupoważniony tutaj nie przyszedł – tłumaczyłem. Dziewczynka patrzała się na mnie chwilę, ruszając swymi ustami, chcąc wypowiedzieć jakieś słowa. Czekałem. - Mogę dzisiaj spać z tobą? – zapytała w końcu, czym zignorowała moje słowa. - Balbino, przecież mówię tobie, że nic nam nie grozi. To był tylko film! - Ale… Uznałem, że na tym etapie mogłem zakończyć bitwę na słowa. Prowadzenie z nią dialogu było niczym walka z wiatrakami. Nie reagowała na moje argumenty. Wiedziałem, że tej nocy naprawdę bardzo bała się spać sama. Trzęsła się, marszczyła twarz. Nie wiele brakowało nim z jej oczu poleciałyby łzy. Po prostu nie miałem wyboru. - Dobrze, choć pomarańczko! – oznajmiłem niechętnym głosem. Miałem w zwyczaju nazywać ją różnymi ksywkami. Mniej lub bardziej uroczymi. Czasami trafiały się lekko obraźliwe, ale niemające na celu jej urazić. Ot, czubienie się. Jeśli chodzi o reakcję Balbiny na moje słowa, ucieszyła się. Zamknęła drzwi i szybko pobiegła do łóżka, w którym mogła czuć się bezpiecznie. Dla niej horror się skończył. Niestety jak się później przekonałem dla mnie dopiero miał się zacząć. Na samym początku była spokojna. Po prostu poprawiła poduszkę, położyła na niej wygodnie głowę i zdawało się, że szybko uśnie. Lecz coś jej nie pasowało. Przewracała się to na lewo, to na prawdo z częstotliwością minuty na minutę. Nie pozwalało mi to zasnąć. Po jakimś czasie dziewczynka przestała się wierzgać. W końcu zasnęła. Myślałem, że to już był koniec jej zawieruch. Myliłem się. Nagle przewróciła się na drugą stronę uderzając mnie w twarz swą dłonią. Oczywistym było, że jej uczynek był nieświadomy. Jednak zabolało mnie to. Szczególnie nadzwyczaj duży nos, a takim sposobem mogła go jeszcze bardziej powiększyć. Powtórnie się uspokoiła. Spała spokojnie. Uznałem to za szansę by zanieść ją z powrotem do jej łóżka. Już się do tego zabierałem, gdy nagle pisnęła przez sen. Serce mi prawie stanęło. Myślałem, że się zbudziła. Tak się nie stało. Jednak chwilę po jednym pisku jej usta zaczęły mamrotać niezrozumiałe słowa. - Aleksandrze… Wśród mruków przewinęło się imię jakiejś osoby. Być może jej chłopaka, o którym nie miałem pojęcia? Śniąc zaczęła mnie obejmować zarówno rękoma jak i nogami. Uwięziła mnie niczym wąż


owijający się wokół swej ofiary. Leżałem na plecach, słuchając przy tym jej majaczenia. Mogłem tylko liczyć, aż zacznie lunatykować i wróci do siebie. Po kwadransie jej miłosna przygoda z Aleksandrem się skończyła. Za to zaczęła się nowa, bardziej ekstremalna. Nagle zaczęła wierzgać wszystkimi kończynami jakby wspinała się na skarpach. Jak można się domyślić, ja robiłem za górę. To było dla mnie za dużo. Chciało mi się płakać. Naprawdę. Zastanawiałem się, jaką przypadłość mogła mieć dziewczynka wyczyniająca takie cuda. Mogłem tylko domniemywać do następnego ranka, a czasu miałem wiele. Nastał nowy dzień. Promienie słoneczne wpadały przez wpółotwarte okno. Towarzyszył im lekki wiatr odświeżający smętne zapachy z pokoju. Balbiny nie było obok mnie. Nie przypominałem sobie jak wychodziła z łóżka, więc pomyślałem, że to wszystko było tylko złym snem. Niestety wysokie uczucie zmęczenia, jakie mnie dobijało, ból mięśni czy samoistnie zamykające się oczy oznaczały, że tylko na moment udało mi się zasnąć. Mimo wszystko nie miałem zamiaru leżeć w łóżku Bóg wie ile godzin. Uznałem, że ten krótki okres snu powinien mi wystarczyć do funkcjonowania przez cały najbliższy dzień. Potrzebowałem tylko odpowiedniego orzeźwienia. Wstałem i pijanymi krokami dążyłem do otwartych drzwi, by w konsekwencji trafić do wyraziście długiego korytarza, który oczywiście był tylko jednym z miejsc mogących pomóc mi dojść do celu. Zmierzałem do łazienki. Zmrużone oczy oblepione śpiochami, zamykały się ze wstrętem od silnego natężenia światła. Moja widoczność była ograniczona, ale znałem bardzo dobrze swój wehikuł. Każde zaprojektowane pomieszczenie, wszystkie zakamarki. Cały wielki wehikuł. Dotarłem na miejsce. Znajdowałem się w długim i wysokim pomieszczeniu upiększonym czarnymi, błyszczącymi płytkami. Moim finalnym celem był prysznic znajdujący się na samym końcu. Powoli podążając ku niemu rozbierałem się. Koszulkę rzuciłem na wieszak umiejscowiony po prawej stronie obok wielkiej kwadratowej wanny. Spodenki pofrunęły na umywalkę stojącą na lewo przed ogromnymi lustrami. Zatrzymałem się metr przed ścianą i wcisnąłem przycisk na niej umiejscowiony. Rozłożyłem poziomo ręce i uniosłem głowę zamykając oczy, czekając aż z góry padnie na mnie potężna salwa wody. Zimnej wody. Bardzo zimnej. - Tak! Tego mi brakowało! – krzyknąłem będąc okładany kroplami. Tylko zimny prysznic mógł mi zagwarantować skrajne pobudzenie. Woda zmyła ślady poprzedniego dnia, pobudziła krążenie krwi, poprawiła mój nastrój, w końcu orzeźwiła mnie. Po chwili byłem już prawie gotowy do wyjścia z łazienki. Musiałem tylko uczesać włosy. Lustro pokazywało jak bardzo były one chaotycznie rozłożone. Chciałem zrobić przedziałek, ale nie mogłem znaleźć grzebienia. - Gdzie jest grzebień, gnomie?! – zawołałem do Balbiny.


Szybko zorientowałem się, że byłem nagi. Nie chciałem żeby wparowała do łazienki widząc mnie w takim stanie. Szybkim tempem owinąłem się ręcznikiem i wbiegłem do swojego pokoju by się przyodziać, a następnie kontynuować poszukiwania pożądanego przeze mnie przedmiotu. Kuknąłem do pokoju dziewczynki. Chaos, jaki w nim panował powstrzymywał mnie od szukania czegokolwiek. Za to w kuchni na pewno go nie było. Skierowałem się do głównego pomieszczenia w wehikule. Trafiłem do pomieszczenia nawigującego. - Cześć, Babiku! – przywitała mnie miłym słowem oraz promiennym uśmiechem siedząc na obrotowym krześle, popijając przy tym kakao. Bawiło mnie to wszystko. Całą noc cudaczyła nie dając mi zasnąć, a po wszystkim jak gdyby nigdy nic trwała z pozytywnym nastawieniem, pełna wigoru. - Brałaś grzebień? - A co, chcesz się uczesać? Dlaczego? Wyglądasz zabawnie w tych włosach! - Dawaj mi ten grzebień! - Nie wiem, gdzie on jest! – zaprzeczała, choć widziałem po jej oczach i ustach, że kłamała. Zresztą jej krótkie, kasztanowe włosy będące może niestarannie uczesane, ale jednak demaskowały jej wiedzę, co do znajomości położenia grzebienia. - Jak mi nie powiesz to naopowiadam Aleksandrowi, jaka jesteś niegrzeczna! Skrzywiła się. Podrapała po głowie. Przymknęła oko. - Jakiemu Aleksandrowi? Temu z twojej powieści, co kiedyś pisałeś? - Czytałaś moją powieść? – palnąłem zdziwiony. Po tym pytaniu natychmiast wyciągnęła z kieszeni przedmiot, który potrzebowałem. Następnie poczęła łapczywie popijać kakao językiem, mrucząc przy tym pod nosem i wymachując wolną ręką jak kot. Wszystko po to by udawać jakoby nic się nie stało. Przewróciłem głową, nie mając jej oczywiście niczego za złe. Nawet tego, że czytała moje wypociny. Ot, czubienie się. Usiadłem naprzeciw Balbiny. Zerknąłem na jej ubiór. Ubrała się jak zazwyczaj, uroczo. Na pomarańczową koszulkę nałożyła błękitne z białymi nadrukami gwiazd, dżinsowe ogrodniczki. Krótkie spodenki, z tyłu mające wszyte paski, które to pięły się ku górze do ramion. Kolejno opadające na klatkę piersiową, gdzie złote guziki podtrzymywały fartuch. Ten mający swoje początki na wysokości pasa, będący wszytym do spodni. Nogi zaś oblegały zakolanówki w zielono-fiołkowe paski, gdzie prawa nogawka można by rzec artystycznie była naciągnięta tylko do połowy ud odsłaniając kawałek ciała. Na kokpicie, obok gorącego kubka kakao leżał jej znak rozpoznawczy, czyli błękitny beret. Nie rozstawała się z nim na krok. - Bierz, zrobiłam specjalnie dla ciebie! – poinformowała mnie, gdy to ja niczym słup soli wpatrywałem się w jakże smakowity napój.


- Dziękuję, kociaku. Chwilę delektowałem się smakiem czekoladowego kakao zapominając na moment o mych rozczochranych włosach. Wypijając połowę kubka, oprzytomniałem i odłożyłem go. Chwyciłem za to grzebień, by się odpowiednio uczesać. Niestety, prawie wysuszone włosy były sklejone, co już na starcie utrudniało mi je prawidłowe rozłożenie. Poważny problem nastał, gdy to wplątały się one w owy grzebyk. - Kurczę, pomóż mi! Balbina chwyciła grzebień. Szturchała nim lekko wraz z moją głową. Musiała ją zblokować drugą ręką. Nie poddawała się. Ciągnęła. W pewnym momencie zrobiła to zbyt mocno. Doprowadziła do tego, że zawyłem. - Przepraszam! – tłumaczyła się. - Nie szkodzi. Po prostu wyplącz mi te dziadostwo z włosów! Dziewczynka dawała z siebie wszystko. Trochę mnie poturbowała, ale udało jej się. By nie powtórzyć błędu ułożyłem włosy dłońmi, uczesałem najbardziej jak mogłem paznokciami i tylko pod koniec użyłem grzebienia. - Dziękuję za pomoc! Możesz wybrać sobie nagrodę. - Kolejny film? - Bez przesady. Może zamiast tego wpadniemy do teatru? - Do Arkanium? Przytaknąłem. Tym sposobem mając określone plany, na zieloną bluzę przyodziałem swój szary płaszcz sięgający do łydek. Na głowę założyłem czapkę gazeciarza, ciemnogranatową z nadrukowanymi białymi, transparentnymi gwiazdami. Balbina nałożyła swój beret, a na nogi pomarańczowe, zamszowe botki o grubych czarnych podeszwach, z czym… były one różnego kształtu. Jeden z nich miał wyraźnie dłuższą cholewkę i był zapinany na rzepy, z czym Balbina sobie dobrze radziła. Drugi był niższy, za to zawiązywany sznurowadłami, które zawsze stanowiły dla niej problem. Co prawda umiała je zasznurować, ale wiązadła szybko się obluzowywały (Kompetencja przeciętnej ośmiolatki). Z kolei ja zawiązywałem jej za mocno. Rozwiązania tego problemu nie stanowił drugi but z rzepami, a czerwona chusta, którą sobie owijała poziomo wokół górnej części buta. Reasumując, dziewczynka miała manię ubierania dwóch różnych butów. W mojej opinii było to urocze, więc nie czepiałem się tego. Stanąłem przy kokpicie. Ustawiłem odpowiednie koordynaty. Następnie pociągnąłem za spust. Jak zwykle, zatrzęsło wehikułem. Przerywane odgłosy jakby zacinającego się sznura informowały, że właśnie podróżowaliśmy w czasie i przestrzeni. Gdy ustały, byliśmy pewni, że znajdowaliśmy się w odpowiednim miejscu. Całość wyglądała jak podróż windą.


- Wychodzimy, moja Kolorowa Dziewczynko! – poinformowałem otwierając drzwi. - Nie jestem dziewczynką, tylko dziewczyną! – poprawiła mnie. Może już była dziewczyną, ale jak wspominałem wewnątrz jej schował się ktoś zgoła młodszy. Zresztą, od zawsze lubiłem ją trochę podenerwować. Ze wzajemnością. Ot, czubienie się!


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.