World of Warcraft: Wojna Ruchomych Piasków

Page 1

1


BLIZZARD ENTERTAINMENT

Wojna Ruchomych Piasków Micky Neilson

Przetłumaczył: Mateusz „Aror” Bienkiewicz Południowe słońce zaczepiło swe niezachwiane spojrzenie na piaskach Silithus będących niemym świadkiem formowania szeregów przez tłumy za Skarabeuszowym Murem. Kontynuowało swoją wędrówkę, mimo mas zebranych poniżej, wydawało się, jakby kula się zatrzymała, aby zrzucać bezlitosne fale gorąca, dopóki rozległe armie nie zeszły z widoku. Wśród rozbieganych formacji stała w cichym rozważaniu samotna nocna elfka. Jej towarzysze patrzyli na nią z podziwem; niektórzy prawie z czcią. Inni, którzy byli zebrani – asortyment przedstawicieli z każdej rasy w każdej krainie na całym, znanym świecie – patrzyli się na nią ze swymi własnymi, rasowymi uprzedzeniami. Wszakże konflikt między nocnymi elfami a trollami lub taurenami sięgał wieków. Jednak bez względu na przynależności wszyscy, którzy przyszli na bitwę tego dnia, dzielili jeden sentyment do nocnych elfów: szacunek. Shiromar była jak słońce powyżej – niewzruszona, uporczywa i niezachwiana. Te cechy służyły jej dobrze w ostatnich miesiącach, dodając jej siły do kontynuowania, gdy wszystko zadawało się być stracone; gdy zadanie wydawało się niekończące; i gdy jej towarzysze po prostu się poddali. Na jej drodze był obserwator i Groty Czasu; był brązowy smok i Broodlord, i wijące się roje owadów; potem były łuski i ich strażnicy, starożytne smoki, żaden z nich nie poddałby się łatwo. Coercion, pomysłowość, a czasem bezpośrednia przemoc, wszystko miało zastosowanie do wykonania zadania. Wszystko to dla jednego przedmiotu, przedmiotu który nawet teraz był ściśnięty w rękach Shiromar: Berło Ruchomych Piasków, odbudowane w końcu po tysiącu lat. Na koniec wszystkie drogi doprowadziły tu, do Silithus i do bram Skarabeuszowego Muru. Tu, gdzie Berło było rozbite. Shiromar popatrzyła w górę na niebo i przypomniała sobie czas, kiedy słońce było zasłonięte przez smoki; kiedy Qiraji i silithidzi zalewali legiony nocnych elfów falami, które wydawały się nieskończone; kiedy nadzieja wydawała się być tylko cieniem. Wydawało się, jakby nikt nie mógł przetrwać tamtych okropnych miesięcy; a jednak była tu, stojąc przed nienaruszalną barierą, która uratowała ich życia te wszystkie lata temu podczas Wojny Ruchomych Piasków... ***** Fandral Staghelm prowadził szarżę z synem u boku. Wybrali wąwóz, aby ich flanki były chronione przed niekończącym się napływem silithidów. Shiromar była blisko za przednią linią, rzucając zaklęcia tak szybko, jak pozwalały jej na to jej energie. Fandral i Valstann w towarzystwie zahartowanych w boju strażników, obserwatorów i kapłanek, z druidami leczącymi i rzucającymi zaklęcia do wyczerpania sił wywalczyli swoją drogę do ust wąwozu. Wydawało się, że na miejsce każdej zniszczonej, masywnej grupy silithidów przychodziły setki kolejnych. Tak było przez minione kilka dni, od kiedy dotarło słowo o najeździe silithidów i Fandral wydał wezwanie do broni. Kapłanka Shiromar i jej towarzyszki odzyskały wystarczająco energii, aby razem wezwać łaskę Elune; teraz obserwowały jak oślepiająca kolumna światła zacierała wszelki ślad po roju blokującym koniec wąwozu. Potem niski dźwięk bzyczenia wypełnił powietrze. Jeden po drugim latające owadzie stworzenia – uskrzydleni Qiraji, przelecieli nad skrajem wąwozu i zleciały na dół, atakując druidów na pozycjach wspierających. Fandral wyprowadził przednie linie z wąwozu na otwarte piaski, stąpając po kopcach z trupów 2


silithidów. Powietrze było żywe od brzdąkania Qiraji, gdy spadali na dół, siekając szponami. Fandral naparł naprzód, aby pozwolić wspierającym szeregom się rozbiec. Gdy popatrzyła się na odległy grzbiet, Shiromar zauważyła roje przywiązanych do ziemi Qiraji wylewających się zza niego jak mrówki z mrowiska. Wysoka potworność pojawiła się na widoku, machając szponiastymi kończynami, patrząc na wszystko, wykrzykując komendy owadzim żołnierzom. Wśród klekotania i warkotania rojów jeden dźwięk wydawał się powtarzać w obecności rozkazującego wojownika: Rajaxx, Rajaxx... mimo że Shiromar nie rozumiała komunikacji Qiraji, zastanawiała się, czy nie było to imię tego stworzenia. Gdy kolejna fala Qiraji zbliżyła się, zagrzmiał ogromny róg: ze wschodu i zachodu tłumy nocnych elfów szarżowały na pole. Z mrożącym krwią w żyłach okrzykiem Fandral i Valstann natarli prosto w serce nadchodzącego roju; dwie strony zderzyły się i zlały jedna z drugą, gdy nowo przybyłe siły wbiły się w obie flanki. Shiromar poczuła, że na pewno zwyciężyli; ale gdy cienie się wydłużyły i dzień zamienił się w noc, bitwa trwała. W środku walki Fandral, Valstann i generał Qiraji zderzyli się w desperackim boju. Gdy Shiromar ledwo uniknęła kilku ataków uskrzydlonych Qiraji, spojrzała, gdzie walczył generał z ojcem i synem. Liczba Qiraji się zmniejszała, a generał zdawał się czuć to, ponieważ oddalił się mocnym skokiem z powrotem do grani, gdzie Fandral po raz pierwszy go zauważył. Stamtąd zniknął, a kilka pozostałych, owadzich stworzeń zostało szybko wyeliminowanych. Tamtego wieczora straże były rozstawione, gdy siły nocnych elfów odpoczywały. Fandral wiedział, że zagrożenie ze strony Qiraji nie zostało całkiem stłumione i spodziewał się, że bitwa zacznie się na nowo kolejnego rana. Przez całą noc Shiromar spała tylko w krótkich odstępach czasu, hałas bitwy nadal dzwonił w jej uszach, mimo że otaczająca ją pustynia pozostawała cicha. Rano, gdy wojsko się przeformowało i naparło na grzbiet, było powitane niesamowitą ciszą. Shiromar zbadała wzrokiem horyzont, ale nigdzie nie można było dostrzec Qiraji i silithidów. Gdy Fandral przygotowywał się do natarcia, przybył posłaniec ze straszną wiadomością: Wioska Południowego Wiatru była pod atakiem. Fandral rozważał wysłanie wojska z powrotem do obrony wioski, ale czuł, że taka akcja zostawiłaby tylko otwarte drzwi dla inwazji pozostałych Qiraji. Nadal nie mieli pojęcia, jak wiele było owadów i czy widzieli wszystko, co ta nowa rasa miała do rzucenia przeciwko nim. Valstann prawidłowo odgadł myśli swojego ojca i zaoferował poprowadzenie oddziału do wioski tak, aby Fandral mógł zostać i zapewnić powstrzymywanie wroga. Stojąc blisko, Shiromar usłyszała resztę rozmowy: – To mógł być podstęp – powiedział Fandral. – Na pewno nie możemy ryzykować ojcze – odpowiedział Valstann. – Ja pójdę. Obronię miasto i powrócę zwycięski, podtrzymując honor twojego imienia. Fandral skinął niechętnie. – Po prostu wróć żywy, a będę bardziej zadowolony. Valstann zebrał oddział, a Fandral obserwował, jak jego syn odchodził. Shiromar martwiła się tym, że ich siły zostały podzielone, ale rozumiała konieczność tej akcji. Przez następne kilka dni Shiromar i inni walczyli z płynącymi fala za falą z rojów rozsianych po całej krainie silithidami. Wciąż Qiraji pozostawali niewidoczni. Uczucie strachu zaczęło dawać o sobie znać pod skórą Shiromar; czuła, że to zły omen, że mistrzowie silithidów nie pojawili się przez tak długo. Martwiła się o los Valstanna i w niektórych chwilach przez każdy dzień, podczas przerw w ciągłym mordowaniu, szpiegowała Fandrala cicho oglądającego się na horyzont, niespokojnie wyczekującego powrotu swojego syna. Trzeciego dnia, gdy południowe słońce osiągnęło swój zenit, pojawili się Qiraji w powiększonej liczbie. Kolejny raz brzęczenie skrzydeł owadów wymieszało się z powietrzem; kolejny raz niekończące się tłumy zajęły obręcz horyzontu. Rozwlekli się przed Fandralem i innymi jak cień rzucany przez ogromną chmurę zasłaniającą słońce... i się zatrzymali. 3


I czekali. Fandral uformował swoje linie i stał na przodzie szeregów, gdy burzowe kruki krążyły nad jego głową, a druidzi w formach niedźwiedzi drapali ziemię w oczekiwaniu, wszyscy uważnie obserwując. Kilka chwil później ocean owadów się podzielił i zbliżył się wielki kształt generała Qiraji niosącego w szponach ranną postać. Doszedł do przodu linii Qiraji i trzymał Valstanna Staghelma wysoko, aby wszyscy mogli zobaczyć. Wstrzymanie oddechu rozległo się przez wszystkie szeregi. Shiromar poczuła, jak jej serce tonie. Fandral stał niemy, wiedząc, że Południowy Wiatr upadł i bojąc się, że jego syn mógł już być martwy. Przeklął siebie za pozwolenie chłopcu odejść i stał zamrożony mieszanką strachu, gniewu i rozpaczy. W szponach generała Valstann się poruszył i przemówił do niego, chociaż był zbyt daleko, aby być usłyszanym. Natychmiast kiedy czar, który opadł na Fandrala, się złamał, pomknął naprzód z siłami nocnych elfów za sobą, ale odległość była wielka... i nawet zanim generał Qiraji zagrał swoją scenę, Shiromar wiedziała, że nie mogli dotrzeć do Valstanna na czas. Generał Qiraji przyczepił drugi szpon do zakrwawionego ciała Valstanna i oba ścisnął... i rozerwał, przedzielając ciało młodego nocnego elfa w pasie. Fandral zwolnił, zachwiał się i upadł na kolana, przedzielając napierające wokół niego nocne elfy. Gdy dwie siły nagle się zderzyły, burza piaskowa pospieszyła ze wschodu, przyćmiewając całe światło; dławiąc, dusząc. Shiromar poczuła, że wiatry niemal zatrzymują jej ruchy. Zakryła oczy najlepiej, jak mogła, wyjący wiatr walił w jej uszy, zagłuszając dźwięki bitwy i krzyki jej umierających kompanów. Mimo chaosu dostrzegła niedaleko mroczny, potworny cień generała Qiraji siekającego i żnącego szeregi nocnych elfów, jak żniwiarz ścinający pszenicę. Potem usłyszała Fandrala wzywającego widmowym głosem armie do odwrotu. Wiele z tego, co się potem stało, wydawało się dziać szybko, chociaż tak naprawdę zajęło dni: Fandral wyprowadził swoje siły z Silithus przez górskie pasma do misy Krateru Un'Goro, a legiony silithidów i Qiraji nigdy nie były daleko w tyle, pochłaniając tych, którzy polegli tuż za ochroną głównej siły. Jednak pewnego razu wewnątrz Un'Goro zdarzyła się dziwna rzecz: rozeszło się po szeregach słowo, że Qiraji się wycofują właśnie wtedy, gdy siły przeszły brzeg krateru. Arcydruid zebrał pozostałe wojsko w centrum misy i dał rozkaz, aby się nie poddawać. Wreszcie skończyło się walczenie, uciekanie i umieranie. Ale nocne elfy poniosły gorzką porażkę, a postawa Fandrala Staghelma zmieniła się bezpowrotnie. Shiromar obserwowała, jak Fandral stał na straży, wypatrując z Grzbietu Ognistego Pióropusza, para z wulkanicznych otworów wznosiła się za nim, pomarańczowa lawa żarem oświetlała jego twarz, maskę kryjącą największą boleść – smutek znany tylko rodzicom, którzy przeżyli swoje dzieci. Nagłe wycofanie się Qiraji zaintrygowało Shiromar. Im więcej o tym myślała, tym więcej przypominała sobie legend otaczających Krater, pogłoski, że został zbudowany w początkowym wieku samych bogów. Może czuwali nad tą krainą. Może ich błogosławieństwa nadal namaszczały to miejsce. Jednak jedna rzecz była pewna: jeśli nie byłby opracowany plan, aby powstrzymać falę rasy owadów... Kalimdor byłby stracony na zawsze. Wojna Ruchomych Piasków kontynuowała się przez długie, bolesne miesiące. Shiromar udało się przetrwać bitwę po bitwie, ale zawsze nocne elfy były w defensywie, zawsze przewyższone liczebnie, zawsze odpychane. W desperacji Fandral poszukał pomocy u nieuchwytnej gromady brązowych smoków. Ich początkowa odmowa ingerencji została odwrócona, gdy Qiraji zaatakowali Groty Czasu, dom i krainę Nozdormu Bezczasowego. 4


Dziedzic Nozdormu, Anachronos, zgodził się zwerbować gromadę brązowych smoków przeciwko grasującym Qiraji. Każdy zdolny do walki nocny elf dołączył do sprawy i razem stworzyli kampanię, aby odebrać Silithus. Jednak nawet z mocą smoków wzmacniającą ich, zwykła liczba Qiraji okazała się przytłaczająca. A więc Anachronos wezwał potomstwo pozostałych gromad: Merithrę, dziecko Ysery z zielonej gromady; Caelestrasza, dziecko Alexstraszy z czerwonej, i Arygosa, dziecko Malygosa z niebieskiej. Smoki i uskrzydleni Qiraji zderzyli się na bezchmurnym niebie, nad Silithus, gdy całe kalimdorskie siły nocnych elfów wpłynęły przez piaski. Nawet mimo tego wydawało się, że liczba Qiraji i silithidów jest nieskończona. Shiromar później usłyszała szepty, że smoki latające nad starożytnym miastem, z którego wyszli Qiraji zobaczyły tam coś niepokojącego; coś, co wskazywało na bardziej starożytną, przerażającą obecność stojącą za atakiem rasy owadów. Może to było to objawienie, które zachęciło smoki i Fandrala do przygotowania ich ostatniego, desperackiego planu: aby zamknąć Qiraji wewnątrz miasta, aby wznieść barierę, która zamknęłaby ich, dopóki nie będzie mógł być opracowany manewr o większej nadziei. Z pomocą smoczych gromad, rozpoczęło się ostatnie natarcie na miasto. Shiromar maszerowała za Fandralem, podczas gdy trupy uskrzydlonych Qiraji spadały z nieba. Wysoko w górze smoki robiły krótką robotę z owadzimi żołnierzami. Nocne elfy i smoki uformowali, jak jeden, poruszającą się ścianę, która cofała Qiraji ku miastu Ahn'Qiraj. Ale w pobliżu bram fala się odwróciła i to było wszystko, co mogły zrobić połączone siły, aby utrzymać linię. Pchanie dalej było niemożliwe. Merithra, Caelestrasz i Arygos zdecydowali się wedrzeć do miasta i utrzymywać Qiraji wystarczająco długo, aby Anachronos, Fandral i pozostali druidzi, i kapłanki mogli stworzyć magiczną barierę. I tak trzy smoki i ich towarzysze polecieli na oślep w legion Qiraji, do miasta, gdzie mieli nadzieję, że ich poświęcenie nie pójdzie na marne. Za bramami Fandral wezwał druidów do skupienia swoich energii, podczas gdy Anachronos przywoływał zaczarowaną barykadę. Za bramami trzy smocze potomstwa ulegały przeważającym siłom, gdy Qiraji napierali do przodu. Shiromar skoncentrowała swoje energie i wezwała błogosławieństwo Elune, gdy bariera wznosiła się przed jej oczami, skała i kamień, i korzenie wyłaniały się spod piasków, aby stworzyć niemożliwą do przejścia ścianę. Nawet uskrzydleni żołnierze, którzy próbowaliby przelecieć nad barierą, spotkaliby niewidzialną przeszkodę, której nie mogliby przejść. Qiraji, którzy pozostali za murem, byli szybko zabici. Nocne elfy i smoki wysłali krwawe piaski zwłokami Qiraji. Anachronos dał znak w kierunku skarabeusza biegającego pod jego stopami. Gdy Shiromar obserwowała, stworzenie się zamroziło, wygładziło i zamieniło w metaliczny gong. Kamienie przesunęły się do miejsca blisko muru, tworząc podest, na którym wreszcie został umiejscowiony gong. Wielki smok następnie podszedł do oderwanej kończyny jednego z poległych towarzyszy. Trzymał ją i po serii inkantacji kończyna przekształciła w kształt berła. Smok powiedział Fandralowi, że żaden śmiertelnik nie powinien chcieć przejść przez magiczną barierę i atakować starożytnego miasta, musieli tylko uderzyć berłem o gong i bramy otworzyłyby się. Następnie wręczył berło arcydruidowi. Fandral spojrzał na dół z wyrazem pogardy. – Nie chcę mieć nic wspólnego z Silithus, Qiraji, a najbardziej z jakimikolwiek przeklętymi smokami! – Mówiąc to, Fandral rzucił zaczarowanym obiektem w magiczne bramy – gdzie rozbił się na malutkie fragmenty – i odszedł. – Zniszczyłbyś naszą więź ze względu na dumę? – Zapytał smok. Fandral odwrócił się. – Dusza mego syna nie znajdzie żadnego komfortu w tym pustym zwycięstwie, smoku. Będę miał go z powrotem. Mimo że to zajmie tysiąclecia, będę miał mojego 5


syna z powrotem! – Potem Fandral przeszedł obok Shiromar... ***** ...która mogła zobaczyć go w swoim umyśle nawet teraz, jakby to było tylko wczoraj, nie tysiąc lat temu. Zebrane siły Kalimdoru patrzyły na nią pojedynczo, czekając. Poszła w kierunku podestu, mijając ludzi i taurenów, gnomów i krasnoludy, a nawet trolle, rasy przeciwko którym walczył jej ród, którzy byli teraz zjednoczeni, aby zakończyć zagrożenie ze strony Qiraji raz na zawsze. Shiromar stała u podstawy stopni i wzięła głęboki oddech. Wspięła się na szczyt podestu i wahała się tylko przez sekundę. Potem jednym mocnym zamachem uderzyła berłem o starożytny gong.

6


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.