MM Trendy #05 (50)Mm trendy maj

Page 1

MAJ 2017 NUMER 05 (50) / WYDANIE BEZPŁATNE

Kim są i dlaczego tu zamieszkali?

Nowi szczecinianie


Spółdzielnia Pracy lekarzy Specjalistów MEDICUS istnieje w Szczecinie od 65 lat. Jesteśmy jedną z największych, placówek medycznych w Szczecinie. Zapewniamy pacjentom kompleksową opiekę medyczną. Dysponujemy nowoczesnym sprzętem diagnostycznym. W naszych gabinetach porad udziela ponad 150 lekarzy medycyny i stomatologii. Gabinety są w pełni skomputeryzowane, cała dokumentacja prowadzona jest elektronicznie, także recepty drukowane są elektronicznie. Nasza oferta zawiera porady lekarzy specjalistów oraz zabiegi, które wykonują. Pacjenci mogą wykonać pełną diagnostykę w pracowniach USG, RTG, EKG oraz Laboratorium analitycznym gdzie wykonujemy szeroki panel badań podstawowych oraz specjalistycznych. W Spółdzielni wykonywane są również badania diagnostyczne takie jak Gastroskopia, Kolonoskopia, OCT, EEG, Spirometria. Pracownicy, kierowcy, marynarze, nurkowie, pracownicy ochrony mogą wykonywać badania z zakresu medycyny pracy. Wszystkie badania wykonają w jednym budynku w tym także badania psychologiczne. Ważną częścią naszej działalności są usługi stomatologiczne . Wykonujemy zabiegi z zakresu stomatologii estetyczno-zachowawczej i periodontologii oraz chirurgii stomatologicznej i protetyki. Od kilku lat wszczepiamy implanty. Zabiegi wykonywane są w znieczuleniu miejscowym oraz narkozie. Staramy się o zapewnienie miłej atmosfery – życzliwy personel dba o pełen komfort pacjentów w trakcie badań oraz wykonywanych zabiegów.

Plac Zwycięstwa 1 | 70-233 Szczecin | www.medicus.szczecin.pl


#05

#spis treści maj 2017

08

Wesprzyj projekt z książką

#06 Newsroom

Design, moda, wydarzenia

#14 Felietony

Paweł Krzych: Buduje się w Szczecinie Marcin Rausch: Robimy Was w balona Paweł Flak: Czy to nadal piwo? Krystian Szpener: Wybór czy los na loterii

#22 Temat z okładki

Nowi szczecinianie

#36 Rozmowa miesiąca Agnieszka Miluniec

#40 Sztuka

#50 Kultura

Co nam może zrobić zdjęcie?

Kino, muzyka i wydarzenia w maju

#44 Styl życia

#58 Sport

Dziewczyny też oglądają porno

#46 Moda

Creo - nowy projekt Agnieszki Szeremety

Codzienni bohaterowie od niecodziennych sukcesów

#71 Trendy towarzyskie Kto, z kim, kiedy i dlaczego

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

3


| OD REDAKTORA |

#okładka: NA ZDJĘCIU STEPHANIE, ANDREA, PAOLA, RUSSELL FOTO MARTA MACHEJ

#05

Czy Szczecin jest miastem otwartym? Na odmienną kulturę, przybyszów z zagranicy? Na podejście do życia lub pracy odbiegające od standardowego? Najprościej byłoby odpowiedzieć: tak, ale chyba nie jest to takie oczywiste. Choć historia mieszkańców miasta składa się z setek tysięcy opowieści pochodzących z różnych miejsc na mapie, to w dyskusji o poszukiwaniu nowej tożsamości zdarza nam się odciąć nawet od niedawnej przeszłości. Zapomnieć, że dopiero co byliśmy nowymi mieszkańcami tego regionu. O tożsamości różniącej się od tej, która do niedawna dominowała w Szczecinie i okolicach. To, na szczęście, jest tylko jedna strona medalu. Drugą stanowi różnorodność, temat przewodni bieżącego numeru. O tym, dlaczego na miejsce do życia wybrali właśnie Szczecin, zapytaliśmy czwórkę mieszkających tu cudzoziemców. Francuzka, Kolumbijka, Włoch i Amerykanin to nowi szczecinianie. Osoby, które zapisują najświeższe karty historii miasta. Pewnie niektórzy wkrótce założą tu rodziny. Ich perspektywa jest bardzo ciekawa, a różnorodne historie skupiają się jak w soczewce na naszym mieście. Różnorodność pozwala także na wybór zarobkowania, który może nawet nieco szokować, ale nie o kontrowersję tu chodzi. Kitty Tease czyli Patrycja jest sexworkerką, pracującą w sieci na czacie erotycznym. Mówi o stereotypowych osądach piętnujących jej środowisko oraz kulturowej tabuizacji seksualności, która te stereotypy generuje. Jak sobie z tym radzi? Odsyłam do rozmowy. Swój bardzo indywidualny sposób na życie wybrała także Agnieszka Miluniec, hipiska, scenografka, artystka, która uważa że Szczecin to Prowincja przez duże „P” i dokładnie wyjaśnia tę kwestię w rozmowie z Małgorzatą Klimczak. Różnorodność tworzą też, a może przede wszystkim, ludzie pochodzący już stąd, których portrety wykonane przez szczecińskich fotografów także prezentujemy w bieżącym numerze. I tylko na chwilę przenosimy się do Tokio. A później znów wracamy do niejednorodnego Szczecina.

Jarosław Jaz / Redaktor naczelny

4

#redakcja Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@polskapress.pl www.szczecin.naszemiasto.pl/mm-trendy Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Ewa Żelazko Producent: Agata Maksymiuk Promocja i marketing: Agnieszka Stach Redakcja: Celina Wojda, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Anna Folkman Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: Ewa Kaziszko MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 500 324 240, ewa.zelazko@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/MM.Trendy



| NEWSROOM |

#5 rzeczy, których dowiemy się z najgłupszego quizu o Szczecinie by Jarosław Jaz

1. Portal www.gs24.pl opublikował kilka tygodni temu

quiz z najbardziej głupimi z możliwych pytań dotyczących Szczecina. Widać wiosną redakcja popuszcza wodzy fantazji, a my postanowiliśmy sprawdzić, czego można dowiedzieć się (albo i nie) o mieście z tych pozornie niemądrych pytań.

2. O tym, że na jedną z najstarszych, istniejących knajp

w mieście, czyli Hormona, wszyscy mówią Szmata, wiedzą… wszyscy. Etymologia nazwy wydaje się dość oczywista – z Hormona nie wychodzi się w pełni świadomości. Ten lokal może nieobytego konsumenta wyżąć jak szmatę, co dzieje się nad wyraz często. Polecamy to miejsce!

3. Wychodząc z Hormona po czwartej rano, natrafiamy na pozostałości nocnego życie miasta. O ile jesteśmy w stanie przejść o własnych nogach, możemy trafić do piekarni przy ul. Rayskiego, gdzie o tej porze wypieka się przepyszne, świeże pieczywo. Dobra rada: przed ułożeniem się w łóżku warto zakąsić zawartość przyjętą w Hormonie. 4. Bohaterem jednego z pytań jest znany wszem i wobec

Przemek Głowa, przewodnik miejski, mol książkowy i straszny gaduła. To dlatego wycieczki po mieście w jego towarzystwie zmieniają się w pasjonującą przygodę. Natomiast w trakcie spotkania jeden do jednego przegada każdego.

5. Kulinarne okropności jak frytokebab czy produkowany

poza miastem paprykarz szczeciński zna każdy szanujący się turysta i lokalny patriota. W quizie odpowiedzieliśmy na 18 z 23 pytań. Redakcja gs24.pl odpisała: jesteśmy pod wrażeniem – chylimy czoła!

6

Zucchero na początek lata w Szczecinie Zucchero, czyli Adelmo Fornaciari, światowej sławy włoski wokalista i kompozytor po raz pierwszy wystąpi w Szczecinie. Śpiewa w języku włoskim i angielskim, łączy wpływy wielu muzycznych stylów. Jego wyjątkowa kariera trwa już ponad 30 lat, sprzedał 60 milionów płyt. Przed publicznością zadebiutował w 1982 roku na Festiwalu w San Remo, piosenką „Una notte che vola via”, dzięki której znalazł się w finale. W 2003 roku wystąpił na Festiwalu w Sopocie. Jego pierwszym przebojem była piosenka „Senza una donna”, nagrana w duecie z Paulem Youngiem. W kwietniu 1992 roku wraz z wieloma innymi artystami wziął udział w koncercie The Freddie Mercury Tribute Concert na stadionie Wembley w Londynie. Aby podkreślić wyjątkowy status artysty, nazywa się go często włoskim Joe Cockerem. Koncert jednego z najsłynniejszych włoskich wokalistów odbędzie się 23 czerwca o godz. 20 w hali Azoty Arena. Bilety są w sprzedaży w punkcie bilety.fm na Zamku Książąt Pomorskich oraz w internecie. Kosztują od 80 do 275 zł.

Food Trucki dotrą do miasta Festiwal Smaków Food Trucków podróżuje po całej Polsce i tym razem dotrze również do Szczecina. Organizatorzy już zapowiadają obecność 16 restauracji na kółkach. Wśród smaków pojawią się m.in.: kuchnia meksykańska, arabska, tybetańska, amerykański BBQ i GRILL i hot-dogi z własnej produkcji kiełbasą, burgery, ale też słodycze - w tym słowacki placek. Zlot odbędzie się na Łasztowni tuż obok mariny i potrwa dwa dni - od 10 do 12 czerwca. (am)



| NEWSROOM |

Artystyczne, w skandynawskim klimacie i pełne radosnych, szczęśliwych wibracji. „Las Pogodny” to kameralny, ciepły dom na Pogodnie, który zaprasza dzieci w wieku od 3 do 6 lat na kreatywne spędzanie czasu. - Postaramy się, aby dzieci czuły się u nas jak u siebie. W atmosferze dobra i życzliwości wychowawców będziemy rozwijać i pielęgnować w nich indywidualne predyspozycje - zapowiada Katarzyna Krakowiak, założyciel punktu przedszkolnego. Młodzi podopieczni będą mieli do dyspozycji parterowy dom spełniający wszelkie wymogi bezpieczeństwa. Otoczony jest on sporym ogrodem, pełnym roślin i kwiatów, o które także będą troszczyć się przedszkolaki - Mali Ogrodnicy. Dzieci na pewno nie będą się nudziły. - Oferujemy sporo zajęć artystycznych oraz ich inną formę realizacji poprzez arteterapię - dodaje Krakowiak. Nabór zaczyna się w maju. Miejsc jest tylko osiemnaście. Szczegółowe informacje można znaleźć na stronie internetowej: www.laspogodny.pl lub pod numerem telefonu: 512 322 171. (red)

8

7 maja w OFF Marinie przy Chmielewskiego 18 odbędzie się Szczeciński Bazar Rozmaitości. Do tej pory w różnych częściach miasta i o różnych porach roku mogliśmy brać udział w takich wydarzeniach jak: festiwal food trucków, giełda winyli, jarmark zdrowej żywności i rękodzieła czy wymiana książek. Nadszedł czas na połączenie tych wydarzeń w jedno i ściągnięcie wystawców w jedno miejsce o tej samej porze. I tak właśnie będzie 7 maja w OFF Marinie. W niedzielę pojawią się tam wystawcy z ekoproduktami, rękodziełem, winylami, książkami. Będzie smaczne jedzenie – ryby, mięso, wyborne wędliny, znakomite pieczywo. Nie zabraknie też staroci, wyciągniętych z dna szafy klimatycznych perełek i mających swoje historie przedmiotów. Obok nich będzie można znaleźć designerskie ubrania, poduszki czy meble. Impreza startuje o godzinie 10. Na pierwszy bazarek rozmaitości będzie mógł przyjść każdy. Wstęp jest bezpłatny. Wydarzenie potrwa do godziny 15. (cela)

Foto: Archiwum

Kreatywny dom dla małych artystów

Pierwszy taki bazar w mieście

Wesprzyj projekt i pomóż wydać książkę Roksana to pełna energii dziewczyna z ambitnymi planami na przyszłość, która ma za sobą wygraną wojnę z anoreksją i bulimią. O chorobie mówi swobodnie, śmieje się z tego i zdaje sobie sprawę, jak wielką krzywdę sobie wyrządziła. Anoreksja wiele jej odebrała, ale też wiele nauczyła. Swoją historię postanowiła spisać i podzielić się nią z innymi. „Anoreksja na śniadanie” powstała w kilka miesięcy. Jest efektem własnych przeżyć i porannego pisania. Jest książką, której podczas swojego leczenia i wychodzenia z choroby szukała Roksana. Żeby ją wydać, Roksana potrzebuje 10 tys. zł. Dziewczyna postanowiła zorganizować zbiórkę na portalu www.pomagam.pl/ ans. Zebrana kwota pozwoli na wydanie tysiąca egzemplarzy. (cela)



Foto: Jarek Romacki

| NEWSROOM |

Dokładnie 10 lat temu, podczas Weekendu Mody w Szczecinie, odbył się pierwszy pokaz Kasi Hubińskiej. Prezentowane kreacje pojawiły się w programie telewizji Polsat „Jak oni śpiewają”. - Od tego momentu nie jestem w stanie zliczyć liczby pokazów, nowych kreacji, publikacji i sesji zdjęciowych, które przygotowałam i w których brałam udział – wyznaje projektantka. Wkrótce nadarzy się okazja, by obejrzeć nową kolekcję szczecinianki. Pokaz będzie połączony z przedpremierą samochodu Kia Stinger, którym inspirowała się projektantka i odbędzie się 27 maja o godz. 20 w salonie Grupy Polmotor, przy Rondzie Hakena. - Kolekcja została zaprojektowana tak, by nawiązać do modelu Kia Stinger - mówi Kasia Hubińska. - Chyba mogę potraktować ten moment jako rocznicę i chwilę refleksji nad moją pracą. Kolekcję Kasi Hubińskiej prezentować będą po raz pierwszy - oprócz modelek - znane postaci ze świata biznesu, nauki i mediów. Na naszym FB będzie można wygrać zaproszenia na wydarzenie. (am)

10

Foto: Sebastian Wołosz

10 lat Kasi Hubińskiej na wybiegu. Premiera nowej kolekcji

Warsztaty w Akademii Sztuki W Akademii Sztuki odbyły się warsztaty z projektowania tkaniny z projektantką Joanną Wawrzyńczak, która jest absolwentką najbardziej prestiżowej szkoły modowej na świecie. Jej kolekcja dyplomowa pokazywana była na London Fashion Week. Studenci biorący udział w warsztatach przez trzy dni realizowali projekty tkanin, z których odszywali sukienki. Nad wszystkim czuwała Joanna Wawrzyńczak, absolwentka Katedry Mody Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i studiów magisterskich MA Fashion na londyńskim uniwersytecie Central Saint Martins. (red)


Jest nas tu już ponad 1000. Dołącz do społeczności @mm.trendy MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2017

11


„The Wall”

Foto: TRAFOSTACJA SZTUKI

| NEWSROOM |

w Trafostacji Sztuki

18 maja o godz. 18 w Trafostacji sztuki zostanie otwarta wystawa „The Wall. Art Face to Face With Borders (Sztuka w obliczu granic)”. To rozwinięcie międzynarodowej wystawy, która miała swoją premierową odsłonę w Careof DoCVA w Mediolanie. W Szczecinie pokaz zostanie rozszerzony o nowe prace, niektóre zaprezentowane po raz pierwszy. „The Wall” podejmuje temat granic w sztukach wizualnych: w ujęciu społeczno-politycznym, ekonomicznym, historycznym i egzystencjalnym, a także związanych z nimi problemów, w tym aktualnych zagadnień uchodźczych. Tytuł nawiązuje do berlińskiego muru, będącego przez wiele lat kluczowym, symbolicznym punktem orientacyjnym zagranicznej polityki krajów po obu stronach „żelaznej kurtyny”, a dziś stanowiącego popularny na zachodzie Europy wzór „ost-algicznej” (tęsknota za Wschodem) pamiątki z podróży. Z drugiej zaś strony, odnosi się do pop-kultury i legendarnego albumu grupy Pink Floyd „The Wall”, opowiadającego o murze oddzielającym artystę od odbiorcy, ale również barierze ciemnych doświadczeń,

12

które stają się paradoksalnym warunkiem każdej twórczości. - Zaczyn wystawy powstawał w 2014 roku. Kwestia granic była wówczas dyskutowanym tematem: z jednej strony z racji otwartego konfliktu na Ukrainie, z drugiej - stanowiła główny temat polityki krajów śródziemnomorskich. Świadomość rozszerzania problemu od początku towarzyszyła tworzeniu The Wall. Artyści i organizatorzy mieli poczucie, że wydarzenia te nie mają jedynie lokalnego charakteru, oraz że nierozwiązane będą rosnąć, a rzeczywistość niejednokrotnie wyprzedzi kasandryczne prognozy sztuki - mówi o wystawie Stanisław Ruksza, dyrektor Trafostacji Sztuki. W wystawie biorą udział artyści: Paweł Althamer, Piotr Bujak & Stephanie Syjuco, Wojciech Doroszuk, Magda Fabianczyk, Giuseppe Fanizza, Nina Fiocco and Metodo Salgari, Khaled Jarrar, Giovanni Morbin, Marina Naprushkina, Joanna Rajkowska, Grupa R.E.P., Jana Shostak, Łukasz Skąpski, Margot Sputo, Grzegorz Sztwiertnia, Łukasz Trzciński, Krzysztof Wodiczko, Piotr Wysocki. (mk)



| FELIETON | #okiem blogera

#buduje się w Szczecinie! Po krótkiej przerwie wracam z moimi artykułami. Dziś będzie bardzo optymistycznie. Chcę, byśmy się razem przyjrzeli inwestycjom w Szczecinie, zarówno tym realizowanym, jak i planowanym. Temat rozwoju naszego miasta zawsze cieszył się dużym zainteresowaniem, moim i czytelników. Patrząc na liczbę żurawi budowlanych w pierwszych miesiącach tego roku, mamy bardzo podobny stan, jak w roku ubiegłym. Ich liczba krąży wokół 60, co jest wynikiem utrzymującym się od kilku lat. Na Skyscrapercity (internetowe forum pasjonatów inwestycji) od 2011 roku prowadzone jest comiesięczne zestawienie: rekord - 77 sztuk żurawi - odnotowano w listopadzie 2011 roku. Popatrzmy na inwestycje, które obecnie budzą największe emocje wśród mieszkańców. 1. Hanza Tower - po 11 latach od ogłoszenia projektu i po 4-letnim przestoju, znowu dzieje się na placu budowy. Niemal 100-metrowy wieżowiec ma powstać w ciągu 2 lat, znajdą się w nim apartamenty oraz centrum konferencyjne. Pierwsze pięć kondygnacji przeznaczone będzie pod powierzchnię handlową, usługową oraz biurową. Ogromnie trzymam kciuki za tę inwestycję, oby tym razem doprowadzoną ją do końca. 2. Posejdon - będzie to największy kompleks biurowo-hotelowo-usługowy w naszym mieście. Posejdon był jedynym elementem brakującym do całości układanki pod nazwą „wielkomiejska Brama Portowa”. Obiekt będzie liczył od 4 do 11 kondygnacji i znajdą się tam: biura, hotele (Courtyard i Moxy), sklepy i usługi, w tym gastronomia (od strony ul. Partyzantów). Na najwyższej kondygnacji ma pojawić się ogólnodostępny sky-bar z niesamowitym widokiem na Szczecin. 3. Black Pearl, czyli budynek, który powstaje w miejsce Baru Extra. Również po wielu latach oczekiwania, inwestycja idzie pełną parą. Obiekt zaoferuje

14

68 mieszkań, biura oraz powierzchnię pod lokale handlowe i gastronomiczne (na parterze). Koniec inwestycji przewidywany jest na 2018 rok. 4. Nowy hotel w Parku Kasprowicza - to jedna ze szczecińskich „neverending story”, ale wygląda na to, że inwestycja jest w końcu realizowana z pełnym rozmachem. Znajdzie się tu hotel i restauracja. 5. Łasztownia - do odrestaurowanych kilku budynków, na czele ze Starą Rzeźnią, dołączają kolejne. Realizowana jest też budowa kolejnego szczecińskiego bulwaru, prowadzącego od Trasy Zamkowej do mostu przy Wyspie Grodzkiej. Łasztownia w przyszłości ma stać się nowym sercem miasta. Ogłoszony konkurs architektoniczny cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Do konkursu zakwalifikowano 242 zgłoszenia (w tym 20 spoza Polski). W październiku powinniśmy poznać ostateczny werdykt jury, a na podstawie zwycięskiej pracy powstaną zapisy w nowym planie zagospodarowania przestrzennego Łasztowni. 6. Stadion Pogoni Szczecin - o nowym stadionie nie mówi się od dłuższego czasu, na tapecie jest modernizacja obiektu im. Floriana Krygiera przy ul. Twardowskiego. Według bardzo ostrożnych szacunków przebudowany obiekt ma być gotowy w 2020 roku i będzie kosztował ok. 170-180 mln złotych. Patrząc na modernizacje w innych miastach, ta kwota może być jednak jeszcze większa. 7. Fabryka Wody - czyli Nowa Gontynka. Również tutaj wymienia się końcówkę roku 2020, jako termin ukończenia inwestycji. Według zapowiedzi nie będzie to zwykły park wodny, ale również miejsce rekreacji, rozrywki i edukacji. 8. Rozbudowa CHR Galaxy - inwestycja, która ma być gotowa do końca tego roku. Rozbudowana część ma być połączona z obecną, która zyska zupełnie nową

elewację (trwa już jej wymiana). Centrum handlowe po rozbudowie ma mieć łącznie prawie 60 tys. m2 powierzchni handlowej, na której znajdzie się łącznie 200 sklepów. W nowej części ma się pojawić również klub fitness. 9. Dalsza przebudowa dworca PKP - drugi etap modernizacji przewiduje modernizację peronów i nowej kładki. Warto również obserwować plany związane z inwestycją o nazwie „Dworzec Górny”, który ma znacznie zintegrować komunikacyjnie okolice dworca PKS i PKP. Ukończenie tej inwestycji planowane jest na grudzień 2020 roku. To tylko wybór realizowanych i planowych inwestycji w Szczecinie. Trzymam jeszcze mocno kciuki za Morskie Centrum Nauki (na Łasztowni), Most Kłodny, kolejne etapy Obwodnicy Śródmiejskiej i modernizację Teatru Letniego.

Paweł Krzych autor najpopularniejszego szczecińskiego bloga www. szczecinblog.pl oraz strony na FB Uśmiechnij się - jesteś w Szczecinie. Lokalny patriota. Pasjonat Szczecina, nowych mediów oraz podróży.


Fundusze Europejskie na wyciągniecie ręki – dołącz do Regionalnego Programu Operacyjnego

Foto: Andrzej Szkocki. Filharmonia im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie to jeden z projektów dofinansowanych w RPO WZ

Fundusze Europejskie, to dla nas nic obcego! To przecież zbudowane na wsi świetlice, zmodernizowane drogi, nowe pociągi, stanowiska pracy i wiele innych rzeczy, na których widzimy niewielki znaczek- logo Unii Europejskiej. Fundusze Europejskie to przede wszystkim środki, po które wielu może sięgnąć już dziś. RPO WZ, czyli Regionalny Program Operacyjny Województwa Zachodniopomorskiego, to jedna z metod finansowania Strategii Rozwoju Województwa Zachodniopomorskiego. Mówiąc wprost, województwo otrzymało od Unii Europejskiej 1,6 mld euro, które są przeznaczone na działania rozwijające region w latach 2014 2020, w trzech podstawowych obszarach: gospodarka, infrastruktura i społeczeństwo. Celem tego wsparcia jest wzrost zatrudnienia, rozwój przedsiębiorczości, rozbudowa infrastruktury, wzrost innowacyjności i konkurencyjności gospodarczej, ale też poprawa stanu środowiska naturalnego. Do tej pory w województwie zakontraktowano 1/3 funduszy. Oznacza to ponad 300 umów zawartych z potencjalnymi beneficjentami. A to przecież jeszcze nie koniec. - Jestem dumny z sumy inwestycji i sumy działań, które podjęliśmy do tej pory przy pomocy funduszy unijnych – mówi Olgierd Geblewicz, Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego. –Zrobiliśmy to nie tylko jako samorząd województwa, ale również samorządy gmin, powiatów oraz prywatni przedsiębiorcy.

Osiągnęliśmy gigantyczny sukces, co potwierdza ostatnio opublikowany raport wzrostu PKB, w Zachodniopomorskiem dynamika rozwoju jest najwyższa w Polsce. Efekty działań są widoczne nie tylko w raportach. Przykładów nie trzeba daleko szukać, w Szczecinie stanęły dwa najpiękniejsze budynki w Europie: Filharmonia im. Mieczysława Karłowicza i Centrum Dialogu Przełomy, projekty, które spowodowały, że o Szczecnie mówi się nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Oba budynki zostały sfinansowane właśnie z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Zachodniopomorskiego 2007-2013. Szanse na zdobycie wsparcia na realizację równie imponujących projektów ma każdy. Szczegółowe informacje na ten temat można uzyskać na stronie internetowej www.rpo.wzp.pl. Obecny rok zaowocował licznymi konkursami dla przedsiębiorców. Przedsiębiorcy mogą starać się m.in. o wsparcie na B+R, czyli na projekty badawczo-rozwojowe, na rozwój infrastruktury do ich prowadzenia, a także na wdrażanie wyników tych prac. Kolejną możliwością jest dofinansowanie innowacyjnych inwestycji na terenie Szczecińskiego Obszaru Metropolitalnego (SOM) oraz Koszalińsko-Kołobrzesko-Białogardzkiego Obszaru Funkcjonalnego (KKBOF). Istotny jest też konkurs na tworzenie nowych miejsc pracy w gminach o słabszym potencjalne społeczno-ekonomicznym, a także konkursy dające m.in. możliwość dofinansowania inwestycji w żłobki i przedszkola na organizację wsparcia dla osób bezrobotnych i podnoszących kwalifikacje. Szczególnie ważne dla wielu gmin naszego regionu jest działanie 1.6, czyli Tworzenie nowych miejsc pracy na obszarze Specjalnej Stefy Włączenia. - W ciągu ostatnich dwóch lat bezrobocie w naszym regionie spada najszybciej w kraju, jeśli chodzi o PKB to jesteśmy w gronie absolutnych liderów i widzimy potrzebę podtrzymywania tych wyników - mówi Olgierd Geblewicz. - Chcemy, by konkurencyjność naszych firm rosła, a także rosła konkurencyjność naszych pracowników.Na razie mówimy jeszcze o wzroście liczby miejsc pracy, ale chcemy doprowadzić do sytuacji, kiedy będziemy mówili o ich jakości. Szansę realizacji tego planu stwarza konkurs 1.6. Jego celem jest wspieranie inwestycji ukierunkowanych na stworzenie znaczącej liczby trwałych miejsc pracy oraz podniesienie konkurencyjności mikro, małych i średnich przedsiębiorstw. Dotyczy to firm działających na obszarze Specjalnej Strefy Włączenia, czyli gmin województwa zachodniopomorskiego, w których występują deficyty w obszarach problemowych. Rozumiemy przez nie dysproporcje regionalne, które dotyczą np. poziomu rozwoju gospodarki czy wyposażenia w infrastrukturę techniczną. O dofinansowanie mogą ubiegać się przedsiębiorcy, którzy jako jeden z efektów projektów planują utworzenie co najmniej 10 dodatkowych etatów. Od rzeczywiście utworzonej liczby miejsc pracy zależeć będzie kwota przyznanego dofinansowania. Przykładowo, 10 miejsc pracy umożliwia otrzymanie maksymalnie 2 mln zł dofinansowania. Za każde kolejne miejsce pracy przedsiębiorca może zyskać do 200 tys. zł. Nabór rozpocznie się 30 czerwca i potrwa do 31 lipca 2017 r. Należy pamiętać, że fundusze unijne w końcu przestaną do nas płynąć, dlatego każdy moment jest dobry by przemyśleć swoje plany i podjąć kroki ku wdrożeniu ich w życie.


| FELIETON | #w sieci

#szukam Wojtka, czyli robię Was w balona Witajcie po świętach! Mam nadzieję, że odpoczęliście i zaparkowaliście swoje smartfony, tablety i komputery na czas Wielkanocy i cieszyliście się rodzinną atmosferą, która nie została żywcem pogrzebana pod tonami jedzenia! Grunt to tradycja, ale nie o tym… Dziś wezmę na warsztat temat, który z pewnością wam się obił o uszy, co więcej może nawet go wspieraliście, wierząc, że to, co robicie jest słuszne i takie… ludzkie? Ha! Virale, czyli reklama serfująca na fali internetowego uwielbienia, dzieli się na dwie kategorie. Wannabe, czyli chciałbym, żeby moja produkcja odniosła sukces i internauci się w niej zakochali, klikając bez opamiętania i podając dalej! Najczęściej to kosmiczne gnioty, robione na zamówienie i niemające nic wspólnego z rzeczywistością. Druga kategoria to perełki. Najczęściej, naturalnie tworzone na potrzebę chwili. Coś, co trafia do ludzi i ich jednoczy wokół przekazu, który przemawia do odbiorców, czyniąc z nich swoich ambasadorów. Oczywiście jest sporo świetnych produkcji o komercyjnym charakterze, ale są niezwykle rzadkim wydarzeniem. I właśnie o takim viralu chciałbym dziś porozmawiać. Sami ocenicie, do której kategorii należy. Miesiąc temu polskie internety zalała fala informacji, o tym, że pewna dziewczyna szuka Wojtka. Okazało się, że piękne dziewczę było na koncercie, na którym spotkało chłopaka, w którym się zakochało. I teraz nie ma z nim kontaktu, więc nagrywa film na Youtube i prosi Polaków o pomoc w znalezieniu Wojtka! Na dziś film Dee Dee ma blisko 2,5 mi-

16

liona wyświetleń, a agencja pewnie spory przelew na koncie. Tylko pytanie brzmi, czy ludzie nie są tak zwyczajnie wkurzeni? Uznają to za świetny żart? Dobrą reklamę? Ostatecznie chodzi o firmę odzieżową, która w tym filmie nie występuje w żadnym momencie. Co więcej, nawet nie kojarzy się z tą produkcją. Jedyne skojarzenie, które mi się nasuwa, gdy myślę o tym fake’u, to fakt, że ktoś zrobił mnie w balona, bazując na najprostszych schematach ludzkich zachowań. Kto z nas nie chciałby pomóc pięknej dziewczynie? Kto nie chciałby usłyszeć, że Amerykanka zakochała się w Polaku? No ba! Przecież Polacy to faceci na 102! Kto z nas nie chciałby pomóc w odnalezieniu wielkiej miłości? No właśnie… Wielokrotnie wspominałem o tym, że należy być ostrożnym przy filtrowaniu informacji, która napływa zewsząd i nie sposób jej przerobić. Nie jesteśmy w stanie ocenić, czy to co widzimy, czytamy, słyszymy jest prawdą, czy nie. To nasz problem, z którym musimy nauczyć się walczyć. Na dziś, nie potrafimy. I teraz dostajemy taką reklamę. Na zasadzie, nieważne co, ważne, żeby się rozeszło. Tylko jako zwyczajny Kowalski, który miał okazję zetknąć się z tym materiałem, mam dziwne poczucie, że ktoś zrobił sobie ze mnie jaja. Bo nie dał mi żadnej szansy, żebym mógł uznać, iż to jest żart. Nawet portale, które wymyślają informacje, na końcu dają jasny przekaz, że to zabawa, żart, fake news. Tutaj pomysłowi autorzy mieli wizję zrobienia zasięgowej akcji, która porwie miliony. Porwała, ale gdzie mamy połączenie z marką, która

ostatecznie zamówiła tę reklamę? Może ta dziewczyna była ubrana w ich ciuchy? A może ubranie Wojtka, to najnowsza linia produktów? Tylko jakoś tak skromnie, bo dżinsy i fajna kurtka, to raczej mało precyzyjny opis. Ja nie wiem. Może wy mi podpowiecie? Co do zasady, viral wyszedł. Pytanie, czy ktoś z Was wie o jakiej marce mówimy i czy to wprowadza pozytywne skojarzenia? Bo dla mnie nie ma w tym nic pozytywnego, może poza urodą aktorki. Podsumowując. Nadal nie rozumiem jaki cel zrealizował zleceniodawca, bo zleceniobiorca nie dość, że zarobił, to jeszcze zrobił w balona ponad 2 miliony internautów, z pewnym dużym producentem odzieży na czele…

Marcin „Ganisz” Rausch naczelny jednego z większych portali gamingowych w Polsce www.mmo24.pl Mąż, ojciec i gracz. Związany od lat ze światem gier i e-sportu.


Wół i

® Krowa

zamów już dziś! PODZAMCZE - JAGIELLOŃSKA 11 – FOOD TRUCK + 48 731 000 230 | www.wolikrowa.com www.facebook.com/wolikrowa | www.instagram.com/ wolikrowa


| FELIETON | #kultura picia

#czy to nadal piwo? Gdyby dawno temu pewnemu francuskiemu pasterzowi nie spleśniał owczy ser, nie poznalibyśmy słynnej odmiany sera Roquefort. Gdyby pewnemu belgijskiemu piwowarowi nie przydarzyło się podczas wyrabiania piwa, zakażenie brzeczki dzikimi drożdżami... nie poznalibyśmy piwnych stylów kwaśnych, zwanych Sour Ale. Można powiedzieć, że piwowarzy świadomie dopuszczają do „zepsucia się” piwa. Zwykle brzeczkę, czyli odfiltrowany roztwór słodu z wodą, zaszczepia się specjalnymi drożdżami piwowarskimi, które w procesie fermentacji przekształcają cukier słodowy w alkohol oraz dwutlenek węgla. W przypadku piw kwaśnych ten proces przebiega zupełnie inaczej. Tradycyjnie stosuje się tu tak zwaną fermentację spontaniczną, polegającą na niezaszczepianiu brzeczki piwnej drożdżami. Pozostawia się ją w przewiewnych pomieszczeniach, wystawioną na warunki atmosferyczne, aby zasiedliły ją tak zwane dzikie drożdże oraz bakterie kwasu mlekowego, nadające piwu charakterystyczny, kwaskowy posmak kefiru. W normalnych, koncernowych warunkach sterylnej fermentacji o takich bakteryjnych infekcjach powiedzielibyśmy, że doprowadziły do zepsucia piwa. Niemniej jednak wielu pasjonatów browarnictwa świadomie zakaża bakteriami i szczepami dzikich drożdży swoje piwa, licząc na ciekawe smakowo efekty uboczne. W warunkach naturalnych ten proces możliwy jest do uzyskania w Belgii, w dolinie rzeki Zenne w rejonie Payottenland. Tam mikroflora jest odpowiednia. Zawiera dzikie drożdże, bakterie, a nawet pleśnie, pomagające w produkcji alkoholu. Tam wytwarza się w ten naturalny sposób piwa lambiczne. Styl Lambic charakteryzuje się nutami winnymi i aromatem końskiej derki oraz niezwykłą kwasowością w smaku. Warzy się go tam wyłącznie od 15 października do 15 maja, w określonej temperaturze. Stosuje się sezonowany chmiel w nie-

18

wielkiej ilości. Z reguły nie dla walorów smakowych, a dla konserwacji piwa. Zwykle miesza się młode, dojrzewające około roku lambiki z dwu- lub trzyletnimi. W procesie sezonowania odparowuje nawet połowa cennego surowca, co nie pozostaje bez wpływu na cenę. Następnie tak skomponowane piwo poddaje się ponownej refermentacji w butelce w sposób podobny do tradycyjnej produkcji szampana. W zależności od dodatków wyróżniamy różne odmiany piw lambicznych: Gueze – tradycyjna mieszanka starszych, 2-3 letnich lambików z młodymi, jednorocznymi, bez użycia specjalnych dodatków smakowych. Faro – też kupażowane podobnie jak gueze, ale dosładzane kandyzowanym cukrem. Kriek – z dodatkiem specjalnych kwaśnych wiśni (często sprowadzanych z Polski). Peche - z dodatkiem brzoskwiń. Framboise – z dodatkiem malin. Cassis – z czarną porzeczką. Inną popularną belgijską odmianą piw kwaśnych jest styl flandryjski, wyrabiany w regionie Flamandii. W przypadku flandersów, również mamy do czynienia z fermentacją spontaniczną. Dzikie drożdże i bakterie dostają się do piwnej brzeczki w procesie fermentacji w starych beczkach po Sherry lub Porto. Odpowiadają za produkcję kwasów mlekowych i octowych, a więc za kwaśny charakter piwa. Flandersy są zdecydowanie mniej kwaśne od lambików, a za sprawą naturalnego burgundowego lub brązowego koloru, aromatu bogatego w czerwone i czarne owoce, kwaskowego oraz taninowego charakteru bywają nazywane belgijskimi burgundami. Inne tradycyjne odmiany kwaśnych piw wywodzą się z Niemiec. Pod Berlinem produkowało się tzw. Berliner Weisse, które również za sprawą bakterii mlekowych ma niezwykłe kwaśny charakter. Bywa tak kwaśne, że często dla złamania tej kwaśności serwowane jest z syropem owocowym. Spod Lipska z kolei wywodzi się styl Gose, zawdzięczający lekką kwasowość fermen-

tacji przy użyciu bakterii mlekowych oraz słodów zakwaszających. Do jego produkcji używa się dodatku kolendry i soli, za sprawą której piwem tym ciężko ugasić pragnienie, ponieważ ciągle ma się ochotę na kolejny łyk... Teraz piwa kwaśne produkowane są na całym świecie. Do spopularyzowania kwaśnego stylu przyczynił się zwłaszcza amerykański rynek piw rzemieślniczych. Piwa kwaśne zazwyczaj dzieli się na piwa tradycyjne (belgijskie, niemieckie) lub piwa nowofalowe. Razem tworzą grupę piw kwaśnych - Sour Ale. Wybierając w specjalistycznym sklepie z piwem swojego pierwszego Souera, szczególnie polecam zapytać sprzedawcę o „Sour Fruit Ale” z dodatkiem ananasów... doskonale gasi pragnienie w upalny dzień! Na randkę proponuję wybrać któregoś z owocowych lambików, a następnie podać w wysokich kieliszkach od szampana w towarzystwie świeżych truskawek...

Paweł „Pawloff” Flak urodzony w pięknym mieście Szczecin, koneser Single Malt Whisky, moderator na forum BestOfWhisky.pl, miłośnik klasyki rocka oraz entuzjasta gitary elektrycznej



| FELIETON | #okiem tradera

#wybór czy los na loterii? czyli słów kilka o produktach inwestycyjnych Większość ludzi chciałaby zarobić i się nie narobić. Nieważne porażki, to przecież zbieranie doświadczenia i nauka. Tylko dlaczego na własnych błędach? Pomimo że większość podejść kończy się negatywnie, to i tak „zbierasz doświadczenie”. Usilnie wierzysz w siebie, swój potencjał, intuicję, szósty zmysł, podpowiadający, że to jest to! Na tym produkcie zarobię, jestem o tym przekonany! Kolejny raz wierzysz w słowa wyszkolonego, profesjonalnego i ładnie ubranego pracownika instytucji bankowej. Elokwentnie opowiadającego o rynkach, sytuacji gospodarczej, pokazującego wykresy, procenty i cyfry na potwierdzenie swojego wyrafinowanego słownictwa,… którego tak naprawdę nawet on sam do końca nie rozumie. Myślisz: przecież jesteśmy u doradcy PRIVATE/EXCLUSIVE, w osobnym gabinecie na wyższym piętrze, miła pani zaparzyła nam kawę z ekspresu. Przecież to musi być prawda! Niestety, w większości przypadków to nasza postawa życzeniowa. Wierzymy, że to, co jest powiedziane, pokazane, obliczone, jest osiągalne. Jednak przypomina to bardziej strategię hazardową niż rozsądne i wyważone podejmowanie decyzji inwestycyjnej. Musisz sobie uświadomić, że produkty są przygotowywane wynikowo w sposób marketingowy, by łatwo i chętnie się kupowały. Czy oferta zawsze przedstawia pełne informacje o wyniku, przyczynie i sposobie jego osiągnięcia? Czy w ogóle jako klient pytasz o to? Pamiętaj, wszyscy pracownicy instytucji

20

finansowych posiadają cele sprzedażowe. Najnormalniej w świecie szukają i zachęcaj nabywców na ofertę, jaką muszą upłynnić w danym miesiącu czy kwartale. Poszczególne twory inwestycyjne dają im prowizje od sprzedaży, co powoduje świadomą chęć sprzedania produktu, na którym zarobą najwięcej. Tylko to nie Klient zarobi najwięcej, ale ten ładniej niż zazwyczaj ubrany sprzedawca. Zysk osiągnięty przez Inwestora jest zawsze kwestią marginalną. Dlaczego? Bo jest bardzo mała alternatywa i Inwestor w jednym czy drugim podmiocie finansowym będzie naiwnie wierzył, że trafił w dobre ręce. I tu zarobi. Uświadomić należy sobie, że produkty dostępne komercyjnie nie polegają na tym, by zarobił Inwestor. Z opłat manipulacyjnych i za zarządzanie, wykupienie czy transfer miedzy produktami należy płacić częścią swoich pieniędzy. Często niezależnie czy produkt coś zarobił ponad wartość nominalną, czy nie. Zadaj więc sobie pytanie: 1. Jak szybko, komu i po jakiej cenie można odsprzedać dany produkt, z jaką maksymalną stratą? 2. Kto nim zarządza i jakie ma doświadczenie? Jakie wyniki mają zarządzane przez niego produkty? Czy jest to część rynku jaki zarządzający zna, czy rozbudowuje portfele proporcjonalnie do benchmarku i poddaje się koniunkturze? 3. Jak zachowywały się produkty zarządzane przez tę osobę w trakcie bessy?

4. Jakie są prowizje i jak naliczane? 5. Jakie są gwarancje osiągnięcia zakładanego planu inwestycyjnego? 6. Czy portfel zarządzany jest aktywnie (częste kupno i sprzedaż instrumentów przez zarządzającego), jaka część portfela? To podstawowe pytania, na jakie powinien być przygotowany sprzedawca instrumentów finansowych. Nie przekazuj łatwo i zbyt ufnie swoich pieniędzy w ręce, których nie znasz!

Krystian Szpener www.krystianszpener.pl Trader, szczęśliwy mąż i tata Laureat Konkursu TMS Polski Dom Maklerski Milion w Zarządzanie



| TEMAT Z OKŁADKI |

Russell Robinson Kocham Szczecin, to moje miasto. Nie mam nic przeciwko, by zostać tu na zawsze. Mam teraz psa, więc z czasem pewnie musiałbym zmienić mieszkanie na większe, ale przecież to nie problem.

Nowi w Szczecinie


| TEMAT Z OKŁADKI |

Czterej bohaterowie, cztery państwa i cztery historie. Nie znają się wcale, ale doskonale znają Szczecin. I choć ze swoim talentem i usposobieniem mogliby pracować w każdym miejscu na świecie, z pełną premedytacją wybrali nasze miasto. Lokalni malkontenci na samą myśl o tym przewracają oczami w końcu tu nic się nie dzieje, można sobie tylko życie zmarnować. Jednak zdobyłam twarde dowody, że i w tym przypadku punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Zobaczcie sami. AUTOR AGATA MAKSYMIUK / FOTO MARTA MACHEJ

To nie jest kolejny tekst o imigrantach w Szczecinie. Nie będę pisać o tym, że według najświeższych danych Urzędu do Spraw Cudzoziemców, w województwie zachodniopomorskim przebywa obecnie 18 995 obywateli obcych państw. Nie zamierzam zagłębiać się w statystykę, która informuje, że najwięcej mieszka tu Niemców, bo aż ponad 7 tys., później Ukraińców aż 6,5 tys. i że jest spora przepaść między miejscem drugim a trzecim, na którym uplasowali się Włosi w liczbie 432. I że w znacznej mniejszości są obywatele Francji - 91, USA - 54 i Kolumbii - 7. Nie będę też załamywała rąk nad statystką wieku, która ewidentnie wskazuje, że najchętniej osiedlają się tu osoby w przedziale 20-39 lat i że pewnie zabierają młodym Polakom pracę - nie będę, bo wcale tak nie uważam. Jeśli ktokolwiek uwierzył, że nie jest to kolejny tekst o imigrantach w Szczecinie, nie pomylił się. To cztery różne historie. Punktem wspólnym jest tu miasto położone zaledwie dwie godziny drogi od Berlina. Miasto, które może pochwalić się dwoma najpiękniejszymi budynkami w Europie i które pod wieloma względami wciąż jest niedoceniane przez mieszkańców. Mam na myśli to samo miasto, które stało się domem dla Russella Robinsona, koszykarza drużyny King Wilki Morskie, który przyjechał tu aż z Nowego Jorku. Stéphanie Nabet, pochodzącej z Francji tancerki zespołu baletowego Opery na Zamku oraz Włocha Andrei Fincato, na co dzień pracującego przy produkcji oprogramowania do edycji ścieżek audio i wideo. I w końcu dla Sandry Paoli Alvarez Marmolejo, jednej z trójki obywateli Kolumbii mieszkających w Szczecinie. Jeśli chcecie ponownie zakochać się w Szczecinie i dowiedzieć, dlaczego Russell nie gra dziś w NBA, na przykładzie Paoli sprawdzić czy serial „Narcos” prezentuje całą prawdę o Kolumbijczykach, dowiedzieć się też, dlaczego Andrea nie opala się obecnie w słońcu Verony, a Stéphanie postanowiła wyjechać z Antwerpii do Szczecina wystarczy, że przeczytacie dalej. Pamiętajcie, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

#1 Russell Robinson Może gdyby został w Stanach, dziś grałby w NBA. Może gdyby nie opuścił Hiszpanii, dziś oglądalibyśmy go w rozgrywkach Ligii ACB. Może gdyby zdecydował się zostać we Francji, podbiłby boiska LNB. No może…, ale wtedy były mistrz NCAA z drużyny Kansas Jayhawks nie zdobyłby tytułu wicemistrza i mistrza Polski z Turowem Zgorzelec oraz ze Stelmetem Zielona Góra, a King

Wilki po jego przyjściu nie zanotowałyby bilansu 11-6 w ubiegłym sezonie. Najprawdopodobniej nie otrzymałby też nagrody dla najlepszego zawodnika Tauron Basket Ligi w marcu 2016 i w sezonie zasadniczym nie wygrałby klasyfikacji najlepiej przechwytującego. Czy warto więc gdybać nad karierą Russella Robinsona, rozgrywającego King Wilków Morskich? Przekonajmy się. Do Szczecina przyjechał z Nowego Jorku, ale po drodze miał kilka przystanków - Hiszpania, Grecja, Turcja, Francja, Libia, później już tylko Zgorzelec i Zielona Góra. W Polsce mieszka od czterech lat, w Szczecinie od dwóch. - Lubię Polskę. Ludzie są tu bardzo mili i otwarci. Polacy przyjęli mnie bardzo ciepło, respektują moją kulturę i wartości, po prostu chcą mnie poznać. Miałem okazję żyć w wielu państwach Europy i przyznam, że nigdzie nie czułem takiej otwartości. Nawet Ameryka, słynąca ze swojej tolerancji mogłaby się czegoś nauczyć. Russell naprawdę wie, co mówi. Urodził się i dorastał w Nowym Jorku, mieście, które nigdy nie zasypia. Na studia udał się do spokojniejszego Kansas, gdzie ukończył University of Kansas, na kierunku communication (komunikacja społeczna). Kansas sprzyjało nauce i treningom. Trafił do letniej ligi NBA, gdzie grał m.in. z Houston Rockets. – W letniej lidze grałem cztery lata. Świetne doświadczenie - opowiada Russell. - Dzięki temu, że opiekowali się nami ci sami trenerzy, którzy opiekują się drużynami z głównych rozgrywek NBA, mogliśmy zdobyć ogromne doświadczenie. Konkurencja była na bardzo wysokim poziomie, a każdy był o milimetr od zdobycia wymarzonego kontraktu. Po letniej lidze przyszedł czas na D-League, nazywaną spiżarnią NBA. To m.in. tu grają zawodnicy przed wyborem w drafcie do NBA. Przez D-League przewinęły się takie nazwiska jak: Marcin Gortat (obecnie Washington Wizards), C.J.Watson (obecnie Orlando Magic) czy Dahntay Jones (obecnie Cleveland Cavaliers). Russell miał ambicje, by walczyć o wejście do głównych rozgrywek. W 2009 roku na kilka miesięcy dołączył do Orlando Magic, w tym samym roku podpisał też kontrakt z Cleveland Cavaliers. To był ten sezon, gdy do LeBrona Jamesa dołączył Shaquille O’Neal - wspomina Russell. Zawodnik swoich sił postanowił spróbować jeszcze w drużynie Indiana Pacers i po tym doświadczeniu udał się do Europy. - Poleciałem do Hiszpanii - mówi koszykarz. - Później na mojej drodze pojawiły się Grecja, Turcja, Francja. Miałem okazję spotkać wielu wspaniałych ludzi. W końcu przyszedł czas na Polskę, krainę położoną gdzieś „między

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

23


| TEMAT Z OKŁADKI |

Sandra Paola Alvarez Marmolejo Teraz jest łatwiej, z Polakami komunikuję się po angielsku, w sklepie bez problemu kupię „cztery piersi de kurczak i dwa piwo”, ale na wizytę u lekarza sama jeszcze długo się nie zdecyduję. No ale to ja jestem obca, nie ta ziemia.

24


| TEMAT Z OKŁADKI |

zielonymi lasami a Syberią”, którą centralną część stanowi Warszawa. Russell przyznaje, że właśnie tak wyglądało jego wyobrażenie na temat Polski. - Znam historię II wojny światowej, spodziewałem się tu miejsc, które wciąż odbudowują się po tamtym okresie - mówi koszykarz. - Tymczasem zastałem nowoczesne państwo. Jego przygoda zaczęła się w Zgorzelcu z drużyną Turów. Russell dobrze wspomina ten czas, udało się wiele osiągnąć. Jednak brakowało mu czegoś w samym mieście. – Zgorzelec to świetne miejsce, wystarczy 1,5 godziny autem i jest się we Wrocławiu, półgodziny więcej i jest się w Pradze - mówi koszykarz. - Ale czułem, że to nie to. Niewiele osób mówiło tam po angielsku. Miejsca, w których można było spędzać czas wolny były mało różnorodne. Robinson poczekał do zakończenia sezonu i kolejny kontrakt podpisał ze Stelmetem Zielona Góra. Jednak to wciąż nie było to. Kto by się spodziewał, że to „coś” kryje się w Szczecinie. I choć Szczecin niewiele wspólnego ma z Houston, Orlando, Cleveland i w ogóle z NBA, to okazało się, że z równym powodzeniem można tu rozwijać życiowe plany i marzenia. W ubiegłym sezonie Robinson był trzecim strzelcem King Wilki Morskie, po Pawle Kikowskim i Franku Gainesie. Rzucał średnio 12 punktów na mecz. Pomimo innych, bardziej lukratywnych propozycji zmiany teamu, postanowił pozostać w Szczecinie, bo tutaj ma wszystko czego mu trzeba. - Szczecin ma mnóstwo zalet, których może sami mieszkańcy nie dostrzegają - mówi Robinson. - Jest bardzo blisko Berlina. Są tu duże centra handlowe, gdzie spokojnie można zrobić zakupy. Jest wiele szkół proponujących różne kierunki. Co za tym idzie, na studia przyjeżdża tu wiele ciekawych osób. Szczecinianie dużo podróżują. W sklepach, restauracjach, na ulicy nie ma problemu z językiem angielskim. Panuje tu świetna energia, zupełnie inna niż w Zgorzelcu czy Zielonej Górze. Dla mnie to najlepsze miasto w całej Polsce. Russell wyznaje, że lubi spacerować i Szczecin zwiedził w całości. Docenia liczbę parków i zieleni w mieście. Lubi tez odwiedzać Podzamcze. Jego ulubione lokale to Wyszak, Tokyo i Buddah. Zauważył też, że ludzie kochają tu psy, dlatego postanowił sobie sprawić czworonoga. – Mam wyżła weimarskiego – dodaje koszykarz. Dni spędzone w Szczecinie upływają szybko. Plan wydaje się dość rutynowy – pobudka o 5 rano i spacer z psem. Później trzy godziny drzemki, by znów wyjść z psem. Trening o 10. Po treningu lunch, znów trening, obiad i trochę czasu wolnego. Jeśli jest więcej wolnego można planować chwilową zmianę otoczenia i wypad do Berlina, ale… - Nawet jeśli jestem w Berlinie, to i tak myślę, że chciałbym być już w Polsce. Wolę wydawać swoje pieniądze w Polsce. Polacy o mnie dbają, pomagają mi i chce się odwdzięczać tym samym. Jestem bardzo lojalny - mówi Russell. - Myślałem by tego lata trochę podróżować i odwiedzić Trójmiasto oraz Kraków, wiele słyszałem o tych miejscach. I choć Szczecin to dla niektórych „tylko Szczecin”, to można się w nim zakochać. - Kocham Szczecin, to moje miasto. Nie mam nic przeciwko, by zostać tu na zawsze. Mam teraz psa, więc z czasem pewnie musiałbym zmienić mieszkanie na większe, ale przecież to nie problem.

#2 Sandra Paola Alvarez Marmolejo „Nie ma obcych ziem. To podróżnik jest tym, który jest obcy”… Cytatem Roberta Louisa Stevensona rozpoczyna swoją opowieść o życiu w Polsce Paola, a właściwie Sandra Paola Alvarez Marmolejo – jedna z trójki obywateli Kolumbii mieszkających w Szczecinie. - Decyzja o zmianie miejsca zamieszkania, zwyczajów, opuszczenia rodziny i przyjaciół wymagała ode mnie ogromnej odwagi, tym bardziej, że Polska była dla mnie arcyegzotycznym i nieznanym krajem, mniej więcej tak jak dla Polaków Surinam (celowo nie mówię „Kolumbia”, bo wiem, że czujecie się ekspertami po obejrzeniu „Narcos”). Historia Paoli zdaje się wyglądać podobnie do historii wielu obcokrajowców, którzy zdecydowali się na opuszczenie swojego kraju. Skończyła z wyróżnieniem administrację publiczną i zarządzanie sprzedażą na jednym z najważniejszych kolumbijskich uniwersytetów. Pracowała za dobre pieniądze w dużych firmach, w piątkowe noce szalała przy wszechobecnej salsie, z dumą kibicowała Falcao, Rodriguezowi i Cuadrado. W kraju, gdzie mango i marakuja rosną na przydrożnych drzewach. A później pojawiła się miłość. - Przyjechałam do Polski półtora roku temu. Rejestrując się w ambasadzie, pracownik powiedział mi, że Kolumbijczycy wybierają się do Polski jedynie z trzech powodów: studia, delegowanie do pracy oraz szaleństwo, jakim jest zakochanie się w Polaku czy Polce. I to właśnie trzeci powód zmusił Paolę do pozostawienia za sobą słodkiego smaku tropików i pokonania dziesięciu tysięcy kilometrów. Paola jest z Bartkiem cztery lata. Pierwsze dwa to relacja na odległość, włączając w to dwa jego krótkie wyjazdy do Kolumbii i jeden jej do Polski. O kraju nad Wisłą wiedziała niewiele: papież Polak, kilka faktów związanych z II wojną światową, Lewandowski. Wódka kojarzyła jej się bardziej z Rosją. - Gdy siła naszego uczucia urosła do poziomu, kiedy pokonanie oceanu wydaje się prostsze od przepłynięcia w rękawkach basenu dla dzieci zdecydowałam, że przeprowadzę się do Polski. Mój chłopak wybrał sierpień na mój przyjazd. Później okazało się, że zrobił to specjalnie. Letnie miesiące są tu przez wszystkich uwielbiane i długo oczekiwane, a ja nie przeżyłam szoku termicznego, bo temperatury były tylko nieco niższe niż w Cali w Kolumbii. Zachwyciła mnie ta pora roku. Zachwyciły mnie strasznie długie dni, zachody słońca i tłumy ludzi wyciskający co najlepsze z tych paru tygodni kończących się już wakacji. Jako że sierpień to sezon wakacyjny, Paola wykorzystała swoje pierwsze dni w Polsce przede wszystkim na zwiedzanie. - Poznałam unikalne budownictwo, historyczne bogactwo i… nie tak agresywną faunę i florę. Nie wiedziałam, że można tutaj wejść do jeziora bez ryzyka, że za moment coś cię zje lub ukąsi. A Polacy? - Co mogę powiedzieć? Fajni jesteście. Wprawdzie daleko wam do wylewności, jaką charakteryzują się Latynosi, ale jesteście mili, uprzejmi, pomocni i bardzo zabawni po alkoholu, o czym sami przyznajecie. W piciu chyba nie ma mocniejszej nacji. „Szot”, „na zdrowie”

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

25


| TEMAT Z OKŁADKI |

i „na drugą nogę” to jedne z pierwszych zwrotów, jakie się nauczyłam wymawiać. W Kolumbii nie ma zwyczaju pić „na drugą nogę”, bo po drugim kieliszku tak mocnej wódki padamy. Paola przyznaje, że choć zdążyła poznać też wady Polaków, to ocenę ogólną wystawia nam bardzo dobrą. - Ludzie, nawet obcy, są dla mnie bardzo mili. Zaczepiają na ulicy, mówią do mnie po polsku, a ja nie rozumiem ani słowa. Ale uśmiecham się, oni też się uśmiechają, i tak się komunikujemy. Bartek zresztą zawsze mi mówi, że uśmiechem wszystko załatwimy łatwiej. I rzeczywiście, w urzędach podchodzę do okienka rozpromieniona i nie ma siły, która by powstrzymała drugą stronę od odwzajemnienia tego gestu. Oczywiście ja się tylko uśmiecham i mówię „dzień dobry” oraz „dziękuję”. Resztę załatwia Bartek. Język stanowi trudną do pokonania barierę. Po „dzień dobry” i „dziękuję” przyszedł czas na „kartę pobytu”, „obywatelstwo” i… „drzwi”. Problemem, oprócz zrozumienia języka, jest jego wymowa. - Dla mnie język polski, w którym bardzo często występują litery prawie w ogóle nie stosowane w hiszpańskim (jak „k” czy „w”), to katorga. Ale jak już się ich nauczę, to rozpiera mnie duma. „Drzwi” umiem wymówić. Ale przy „źdźble” i „Pszczynie” mdleję. Teraz jest łatwiej, z Polakami komunikuję się po angielsku, w sklepie bez problemu kupię „cztery piersi de kurczak i dwa piwo”, ale na wizytę u lekarza sama jeszcze długo się nie zdecyduję. No ale to ja jestem obca, nie ta ziemia. W domu też zdarzają się problemy językowe. Mój chłopak mówi bardzo dobrze po hiszpańsku, ale zdarza się, że czegoś nie zrozumie i się nie dogadamy. Rodzą się przez te szumy komunikacyjne różnego rodzaju sprzeczki. Poza tym po 22 godzinie twierdzi, że nie ma już siły na hiszpański i będziemy rozmawiać po polsku. Wtedy pozostaje już tylko „dziękuję” i „drzwi”. Mimo że Paola spotyka się z miłym przyjęciem, zauważa, że Polacy są generalnie wobec siebie obcy i zamknięci. - Sąsiadów się nie zna, brakuje zainteresowania tym, co się dzieje obok. Dla mnie jest to szokujące. Co dziwniejsze, łatwiej Polakowi otworzyć się przed obcokrajowcem niż przed rodakiem. Ci, których ja poznałam, są bardzo ciekawi mojej kultury, historii kraju, obyczajów. Rozmawianie o tym jest przyjemne, bo Polacy wiedzą dużo o kolumbijskiej kawie, salsie, Shakirze, Jamesie Rodriguezie, kartelach narkotykowych i Pablo Escobarze. W temacie karteli czujecie się ekspertami. Szczególnie po obejrzeniu „Narcos”. Dla Kolumbijczyków ten serial jest słaby. A główny bohater jest Brazylijczykiem. Wyobraźcie sobie film, w którym Wałęsę gra Czech albo Słowak. Paola zauważa również, jak duże znaczenie dla Polaków ma rodzina. Jest pod ogromnym wrażeniem odpowiedzialności, jaką za swoje dzieci biorą na siebie ojcowie, widząc ich maszerujących dumnie z wózkami, czy grających w piłkę na Jasnych Błoniach. Nie może się nadziwić, że udało się naprawić większość krzywd wyrządzonych podczas II wojny. - Polacy mogą być dla mnie i dla Kolumbijczyków bardzo dobrym przykładem. W Kolumbii dopiero co nadchodzi czas pokoju po najdłuższej wojnie domowej w Ameryce Południowej i społeczeństwo jest podzielone co do sposobu osiągnięcia tego pokoju i kompromisu zawartego z partyzantami z FARC. Polska jest również dla Paoli krajem, w którym duży nacisk kładzie się na edukację i kulturę. W Szczecinie co tydzień znajduje ciekawe

26

wydarzenia, wystawy, koncerty. - Teraz nie słucham już tylko i wyłącznie wielkich bohaterów kolumbijskiej salsy. Teraz wśród moich idoli jest również Zbigniew Wodecki, Łąki Łan i rockowa kapela Jesień, którą poznałam na koncercie w Domku Grabarza. Byłam we wszystkich szczecińskich muzeach, odwiedziłam filharmonię, TRAFO, Inkubator Kultury, kino Pionier, tańczyłam techno w K4. Czuje się „cieciniańką” (wymowa oryginalna), miasto uwielbia za całokształt, za te wszystkie elementy, które tworzą razem wręcz idealną symbiozę. - O Szczecinie mogę powiedzieć, że świetnie się sprawdza jako miejsce do życia. Dzielnica majestatycznych budynków nad wielką rzeką, niezastąpione bulwary, gdzie chodzę napić się wina, lasy, parki, jeziora, trasy rowerowe i pięć minut piechotą do pracy – tego nie mogłam doświadczyć w swoim 3-milionowym Cali. Ze znalezieniem pracy nie było ciężko. Paola pracuje w międzynarodowej sieci sprzedającej designerskie meble online. Zajmuje się obsługą posprzedażową i marketingiem w sieci. Firma ma swoją główną siedzibę w Szczecinie, zatrudnia wielu obcokrajowców. - Tu dopiero jest mieszanka kultur. W większości to mieszkańcy Europy, ale jest też Brazylijka i Argentyńczyk. Jako jedyni śpiewamy w pracy. Wszyscy już przyzwyczaili się do tego, uznali za normalne zjawisko i nie walczą o ciszę.

#3 Andrea Fincato Jak trafiłeś do Szczecina? – to pytanie, które Andrea słyszy od każdej nowo poznanej osoby, a przecież to historia dość banalna i w dodatku krótka. Przyjechał do Szczecina pracować w firmie produkującej oprogramowania do edycji ścieżek audio i wideo. I to tyle. Jednak biorąc pod uwagę, że Andrea przyjechał z ciepłej Vicenzy, położonej w północno-wschodniej części Włoch, 60 km od Wenecji, gdzie góry są na wyciągnięcie ręki, pojęcie mroźnej zimy jest dość odległe, a niektórzy nazywają je „małym rajem”, coś każe myśleć, że w tej historii jest drugie dno. - Zanim znalazłem się w Polsce, jak wielu ludzi z mojego pokolenia zdobywałem doświadczenie w wielu różnych dziedzinach. Jednak jeśli chodzi o pracę, to pracowałem głównie w przemyśle mediów i rozrywki. Tworzyłem m.in. interaktywne pokazy teatralne, instalacje artystyczne, zajmowałem się wideo i fotografią, co można sprawdzić na moim Instagramie @fnkndr. W ciągu ostatnich 7-8 lat miałem okazję dużo podróżować, w końcu trafiłem do Polski. Jestem głodny poznawania nowych kultur i miejsc. Wszystkie zebrane doświadczenia i pomysły dokumentuję na mojej stronie www.andreafincato. com – opowiada. Szczecin nie jest pierwszym miastem, które przywitało Włocha w Polsce. Cztery lata temu przez pół roku mieszkał we Wrocławiu. Biorąc pod uwagę ówczesne aspiracje i pierwsze przygotowania Wrocławia do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, lepiej nie mógł trafić. Jego rozważania na temat Polski skręcają jednak w bardziej gospodarczą stronę. Jak mówi – jeszcze 20 lat temu to Polacy wyjeżdżali do Włoch w poszukiwaniu pracy. Dziś wszystko się zmienia. Działania Unii Europejskiej sprawiają, że duże przedsiębiorstwa przechodzą z siedzibami poza granice swoich państw. Wiele z tych firm pojawiło się w Polsce, sprowadzając za sobą cudzoziem-


Andrea Fincato Mam trochę obaw co do obecnego rządu i polityki prowadzonej względem cudzoziemców. Ludzie zapomnieli, że w pewien sposób każdy z nas jest imigrantem. Tworzymy Europę, ale nie jesteśmy Europejczykami. Wiele krajów wolałoby przywrócić granice i zamknąć je przed innymi narodami.


| TEMAT Z OKŁADKI |

ców. Patrząc z ekonomicznego punktu widzenia, taka sytuacja jest korzystna dla kraju, jednak Andrea odnosi się do tych rozważań z umiarkowanym entuzjazmem – w końcu możliwe, że za kilka lat te same firmy zaczną przeprowadzać się np. na Ukrainę. Na szczęście Andrea jest przyzwyczajony do przenoszenia się z miejsca na miejsce. Najgorsza dla niego jest tylko nauka języka. Na przykład polski to wciąż ogromny znak zapytania. Jak mówi - przyjaciele, którym zdarzyło się eksperymentować z jego polszczyzną, zawsze się ubawią. - Dla mnie każde słowo, które kończy się na „acja”, brzmi znajomo - wyznaje Włoch. - Dzieje się tak, ponieważ te słowa mają łacińską podstawę, a zatem są związane z językiem włoskim. Niestety „acja” nie rozwiązuje wszystkich problemów komunikacyjnych. Polacy na problemy z komunikacją mają jeden sposób - alkohol. A jednak... - Nie lubię wódki - rzuca Andrea. - Jednak trudno odmówić shota w towarzystwie. Bardziej od alkoholu Włoch woli pierogi i żurek. Planuje nawet bliższe zapoznanie z polską kuchnią, ponieważ gotowanie to jego sposób na relaks. Podobnie jak sport, książki, filmy, koncerty i wydarzenia artystyczne. Jeśli miałby wskazać ulubione miejsce, byłaby to filharmonia, ale na wyróżnienie zasługują też rzeka, Park Kasprowicza i Cmentarz Centralny, bo Szczecin to piękne, zielone miasto. - Przyznam, że mam trochę obaw co do obecnego rządu i polityki prowadzonej względem cudzoziemców - dodaje Andrea. - Ludzie zapomnieli, że w pewien sposób każdy z nas jest imigrantem. Tworzymy Europę, ale nie jesteśmy Europejczykami. Obserwując obecną sytuację polityczną, wydaje się, że wiele krajów wolałoby przywrócić granice i zamknąć je przed innymi narodami. Powinniśmy na chwilę przestać myśleć o sobie jako jedynym słusznym obywatelu naszego kraju, a pomyśleć o Europie jako jednym wielkim zjednoczonym państwie. I tak pytany, czy po latach planuje wrócić do swojej ojczyzny, odpowiada zdecydowanie – kocham mój kraj i bardzo za nim tęsknię. Z dzisiejszej perspektywy o Italii myśli, jak o starym dobrym przyjacielu. – Skłamałbym, gdybym powiedział, że nigdy tam nie wrócę, ale na świecie jest jeszcze wiele ciekawych miejsc, w których mógłbym żyć. Nigdy nic nie wiadomo.

#4 Stéphanie Nabet - Kiedy byłam jeszcze dzieckiem, mama pokazała mi nagranie sztuki baletowej Igora Strawińskiego z Sankt Petersburga. Zakochałam się. W kółko je oglądałam. W końcu mama powiedziała „musimy zapisać cię na balet”. Kilka tygodni później nie mogłam już bez tego żyć – mówi Stéphanie Nabet, pochodząca z Francji tancerka zespołu baletowego Opery na Zamku w Szczecinie. Dziś mija już 6. sezon, dokładnie pięć i pół roku od kiedy przyjechała do Polski. Miała wtedy 17 lat i była świeżo po ukończeniu Królewskiej Szkoły Baletowej w Antwerpii. Jej przyjazd do Szczecina był świadomym wyborem. Wschodnia część Europy słynie z ciekawej historii baletu, a Stéphanie szukała miejsca, gdzie mogłaby tańczyć na stałe. Internet podsunął jej Szczecin, akurat budowano grupę baletową, więc wysłała swoje CV i zdjęcia. W odpowiedzi zaproszono ją na audyt, a miesiąc później zadzwonili, że

28

dostała się do zespołu. Dziadek do orzechów, Cztery pory roku, Alicja w Krainie Czarów, Rock’n Ballet, Zemsta nietoperza, Noc w Paryżu czy Wiedeńska krew, to tylko kilka z tytułów spektakli, w których można było obejrzeć Stéphanie. Tancerka przyznaje - praca jest wymagająca. - Przed premierą ćwiczymy nawet osiem godzin dziennie, do tego dochodzą spektakle w weekendy. To duże wyzwanie dla ciała. Czasem ma się słabszy dzień, ale trzeba iść do przodu i walczyć. Jest o co – dodaje. Polska nie do końca była obcym krajem dla Stéphanie Nabet. I choć pierwsze dziesięć lat swojego życia spędziła we francuskim Toulouse, a na kolejne siedem wyjechała do Belgii, to… – Moja mama jest Polką – przyznaje tancerka. – Ale kiedy się urodziłam nie mieszkała w Polsce już od 30 lat. Rodzice podjęli decyzję, że francuski będzie moim pierwszym językiem, więc przyjeżdżając tu nie mówiłam po polsku. Wywiad przeprowadzamy jednak w języku polskim. Stéphanie, z charakterystycznym francuskim akcentem odpowiada płynnie na wszystkie pytania. Języka nauczyła się sama i jest z tego bardzo dumna. Przez pierwsze tygodnie w Szczecinie miała przy sobie mamę, później został już tylko angielski, determinacja i wizyty w szkole językowej. Największą trudność w nauce sprawiały „szumiące” litery i gramatyka. Pisanie również nie należało do najprostszych. Zdarzały się też wpadki. - Kiedyś kupiłam wiśnie - opowiada Stéphanie. - Akurat odwiedziły mnie koleżanki i pomyślałam, że je poczęstuje, więc mówię: „za chwilę możemy jeść świnię, tylko najpierw trzeba świnię wyprać”. Oczywiście myślałam o umyciu owoców. Była masa śmiechu, znajomi wspominają to do dziś. A znajomych jest mnóstwo, bo Polacy to bardzo otwarty naród, sporo ludzi mówi po angielsku i dużo podróżuje. Z historii Stéphanie wynika, że stereotypy na temat Polski panują głównie w Polsce, a ciągłe narzekanie, że nie ma tu pracy, a szanse na rozwój są marne, to tylko gadanie. Bo jeśli w kimś jest pasja, szansa zawsze się znajdzie. Nawet w Szczecinie, bo Szczecin ma swój urok. - To tu nauczyłam się pić wódkę - śmieje się Stéphanie. - I to jest naprawdę super. Kiedy tu przyjechałam piłam głównie wino, kieliszek czerwonego wytrawnego wina. Po alkoholu czas na jedzenie i tu, o dziwo, nie było niespodzianek. Jemy to samo, co w innych krajach Europy. Pierogi robiła przyjaciółka mamy w Belgii. Zadebiutował za to żurek i galareta z mięsem. Idąc do restauracji stawia na zdrową dietę. W związku w wykonywanym zawodem musi dbać o linię, ale w Szczecinie nie ma z tym problemu, działa tu wiele sklepików z ekologiczną i naturalną żywnością. Zaskakujący był jednak spokój miasta. - To pierwsze, co mnie tu zaskoczyło - mówi tancerka. - Ale to nie jest minus, wręcz przeciwnie. Po prostu Toulouse i Antwerpia to znacznie większe miasta. Moje ulubione miejsce to Odra, uwielbiam wodę, uwielbiam patrzeć na rzekę. Mam też kilka miejscówek, które odwiedzam od czasu do czasu - Public Cafe, Clou czy 17 Schodów. No i oczywiście Opera na Zamku. Czy chcę stąd wyjechać? Szczecin jest wspaniały, ale gdzieś w środku czuję, że kiedyś wrócę do Francji.


| TEMAT Z OKŁADKI |

Stéphanie Nabet Moje ulubione miejsce to Odra, uwielbiam wodę, uwielbiam patrzeć na rzekę. Mam też kilka miejscówek, które odwiedzam od czasu do czasu - Public Cafe, Clou czy 17 Schodów. No i oczywiście Opera na Zamku. Czy chcę stąd wyjechać? Szczecin jest wspaniały, ale gdzieś w środku czuję, że kiedyś wrócę do Francji.


| EDYTORIAL |

po Tokio Wędrówka

Autorzy: Mateusz Stefanowski ( 19 l.), Patryk Koc (28 l.) - duet fotograficzny z Łodzi stworzony przez dwóch braci. Zajmują się głównie fotografią mody, ale również portretem czy fotografią artystyczną. Ich prace były już publikowane w magazynach modowych z Niemiec, Włoch, Francji, Rumunii, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych czy nawet Meksyku. Do Tokio przylecieli z powodu wygranej w konkursie Tokyo International Photo Awards, gdzie w Shibuyi, w galerii Cultural Center Owada mieli otwarcie wystawy ze swoimi zwycięskimi pracami w kategoriach fashion oraz fine art. (am)

30


| EDYTORIAL |

Dzielnica Akihabara, nazywana Elektrycznym miastem. To centrum świata anime, mangi i komiksów. Fani, fanki i pielgrzymi z całego świata ściągają do Akihabara po rozrywkę w raju dla graczy. Na zdjęciu pokazana jest jej znacznie spokojniejsza strona, pozbawiona wszechobecnych wokół kolorowych bilbordów i neonów, natomiast z urokliwymi restauracjami podającymi tradycyjne japońskie potrawy.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

31


| EDYTORIAL |

32


Jedno ze zdjęć z piękną Miu Kawashima z prestiżowej japońskiej agencji Tokyo Image Models.

Na stronie obok: Dzielnica Shibuya, która słynie z licznych centrów handlowych, modnych butików i kawiarni. Znajduje się tam najbardziej niesamowite skrzyżowanie na świecie. W godzinach szczytu przekracza je na zielonym świetle jednocześnie kilka tysięcy osób!



| EDYTORIAL |

Zdjęcie Mateusza Stefanowskiego w dzielnicy Akihabara.

Na stronie obok: Świątyna Sensō-ji w dzielnicy Asakusa. To najczęściej odwiedzana przez turystów świątynia w Tokio, jeśli nie w całej Japonii. Sztandarowy przykład japońskiej buddyjskiej architektury sakralnej, najstarsza świątynia w Tokio .Rocznie odwiedza ją 30 milionów ludzi.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

35


36


| ROZMOWA MIESIĄCA |

Lubię patrzeć na ludzi i wymyślać ich życiorysy AGNIESZKA MILUNIEC TO SZCZECIŃSKA ARTYSTKA MOCNO ZWIĄZANA Z TEATREM. NIC DZIWNEGO. OD DZIECKA LUBIŁA SIĘ PRZEBIERAĆ I TWORZYĆ INNE POSTACI. NAM OPOWIEDZIAŁA O SWOJEJ PRACY, INSPIRACJACH I… WIOŚNIE W SZCZECINIE. AUTOR MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO SEBASTIAN WOŁOSZ

Agnieszka Miluniec i Maciej Osmycki to duet, który w szczecińskich teatrach tworzy scenografię i kostiumy. Jak się pracuje, kiedy artysta musi podporządkować się woli reżysera? - „Róbcie co chcecie, tylko żeby to było czarno-białe” powiedział Arek Buszko, kiedy zaczynaliśmy pracę nad spektaklem „Dobry wieczór Fogg”, granym w Teatrze Małym. Scenograf jest osobą ubierającą w formę wizualną wyobrażenia reżysera i rzeczywiście jest to pewne podporządkowanie. Pomijając sam temat spektaklu czy filmu, narzucający bądź sugerujący pewne elementy scenografii i kostiumu, jest to sytuacja zależna od twórców, którzy się przy danej produkcji spotykają. Są projekty, w których wizja reżysera jest tak przez niego dopracowana i opisana, że chodzi tylko o jak najdokładniejszą jej realizację. Są takie, gdzie mamy swobodę i całkowitą wolność twórczą. Czasem wizja reżysera dotyczy tylko ogólnej atmosfery, np. kolorów. W „Disco macabre”, spektaklu Pleciugi, także umówiliśmy się na czerń i biel oraz pewną „burtonowską” konwencję. Trzymaliśmy się tego w scenografii, dodając przejścia tonalne (szarości, srebro), ale w elementach kostiumu pozagrobowych postaci włączyliśmy trochę trupiej zieleni i stare złoto - co, nie zmieniając palety kolorystycznej, uwypukliło różnice między postaciami. Praca w teatrze to proces i niektóre pierwotne pomysły są zastępowane przez nowe, pojawiające się w trakcie prób. Kiedy oglądam spektakle „Przyszedł mężczyzna do kobiety” czy „Dobry wieczór Fogg” w Teatrze Małym, mam wrażenie, że scenografia jest „na bogato”. - Jednym z moich środków wyrazu są zmiany na scenie, dokonujące się w scenografii. Choć rozmiar sceny jest ograniczeniem, to nawet w kameralnym teatrze chcę widza zaskakiwać. Na wielkich scenach scenografia się obraca albo zapada, ale i na małej scenie to, co widz widzi na początku, nie musi być ostatecznym obrazem. Przy spektaklu „Dobry wieczór Fogg”, który był pierwszym wspólnym projektem moim i Maćka, bardzo

chcieliśmy, żeby nasze wizje, co mogłoby się znaleźć w sferze wizualnej, dało się połączyć. Stąd aż cztery zmiany dekoracji dokonywane przez aktorów w rytm narracji przedstawienia. To podkreśla fabułę. Oczywiście najbardziej uważni widzowie przeczuwają, że jeszcze coś się wydarzy. Pytanie co to będzie, jest również właściwością teatru. Prosta forma w scenografii i minimalizm też zmieniają odbiór sztuki, pozwalają widzowi się skupić i kierują uwagę na aktora i przekazywaną treść. Tak jest np. w sztuce pt. „Wieża z klocków”, gdzie forma sześcianu zastosowana w scenografii, rekwizytach i kostiumie jest głównym środkiem wyrazu w budowaniu przestrzeni i odczuć. W teatrze wiele rzeczy jest nieoczywistych, widz musi sobie dopowiedzieć i wyobrazić, natomiast w filmie jest większy realizm. Gdzie łatwiej robi się scenografię, w kinie czy w teatrze? - Przestrzeń teatralna i plan filmowy to dwie różne sytuacje, choć pewne procesy są wspólne. Na etapie przygotowania, zapoznania się ze scenariuszem, praca jest podobna i polega na określeniu czasu, miejsca, charakteru postaci oraz rekwizytów stanowiących elementy narracji. W teatrze dobieramy formy i dopasowujemy je do dostępnej przestrzeni, czyli sceny, budujemy makietę. W filmie jednej ograniczonej przestrzeni nie ma. Robimy dokumentację i zbieramy propozycje lokacji, decydujemy o wykorzystaniu rzeczywiście istniejących miejsc, bądź o budowie dekoracji w hali, gdy zamysł reżyserski uniemożliwia realizację w prawdziwych obiektach. Nierzadko w montażu sklejamy te różne lokacje tak, że widz nie wie, że bohater wysiadający z samochodu, wchodzący do bramy, idący po schodach, by wejść ostatecznie do mieszkania, w rzeczywistości każdą z tych czynności wykonuje w innym miejscu. W pracy z kamerą możliwe jest pokazanie detalu, oparcie o ten detal opowiadanej historii. Często wypożyczamy wartościowe, prawdziwe przedmioty z antykwariatów, z prywatnych kolekcji, by wzbo-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

37


| ROZMOWA MIESIĄCA |

gacić obraz. W teatrze widz w trzecim rzędzie nie zobaczy małych elementów, więc wszystkie należy dobrać tak, by oglądane z ostatniego rzędu były zrozumiałe. Pracując u Lecha Majewskiego przy filmie „Młyn i krzyż” zajmowałam się kostiumem Rutgera Hauera, którego częścią były długie, sznurowane buty, sprowadzone z Londynu. Piękne, ale niewygodne. Za każdym razem trzeba je było całkowicie rozsznurowywać i ponowne ich założenie zajmowało 25 minut. Dlatego ustalaliśmy z operatorem, czy w danej scenie aktor tych butów potrzebuje. Określamy co widzi kamera i nie męczymy człowieka. Przygotowanie całej postaci wymaga czasu. W teatrze buty muszą być wygodne. Podczas zdjęć do filmu bardzo często jest tak, że potrzebny jest ktoś w drugim planie, kto nie był zaplanowany i pojawia się w nieostrości. Wtedy istotne są wrażenie, kształt i kolor. Nie ma czasu na dopracowanie kostiumu, robimy go z możliwie pasującego, wiszącego w garderobie, która na planie zawsze jest w zapasie, spinamy agrafkami, sklejamy taśmą, zakładamy warstwy na warstwy. Na planie filmowym w ogóle można wykorzystać mnóstwo prowizorycznych rozwiązań – coś na szybko zbudować, przesłonić, związać, podeprzeć i doczepić. W teatrze to nie wchodzi w grę, spektakl musi być gotowy do premiery i od tego momentu żyć swoim życiem. Wielokrotne montowanie i demontowanie dekoracji, pranie kostiumów, transport - wymagają solidności wykonania i trwałości użytych materiałów. Spektakle niejednokrotnie grane są kilkaset razy! Scenograf, nadając rys swoim bohaterom, musi być trochę psychologiem, obserwatorem życia. - Kiedy pracujemy przy filmie lub spektaklu, wchodzimy w świat związany z fabułą. Wszystkie jej elementy: miejsce, czas i postaci wpływają na naszą świadomość tak bardzo, że idąc ulicą wyłapujemy z rzeczywistości nie mającej przecież nic wspólnego z tą naszą fabułą, pasujące do niej elementy. To nas inspiruje i wciąga jako proces - za każdym razem trochę inny, tak jak inna jest każda opowieść. Obserwacja, korzystanie z wiedzy książkowej, no i internet jako przepastne źródło informacji, pomagają podjąć ostateczne decyzje. Klimat opowieści zaznaczamy i podkreślamy przez kształt, kolor i światło. Oczywiście możliwości realizacyjne, warunki i budżety są różne. W Piwnicy przy Krypcie, przy pracy nad spektaklem „Tajemnicza Irma Vep”, okazało się, że nie ma gdzie przechowywać dekoracji, więc wskazany jest minimalizm, a jesteśmy w salonie angielskim u pana hrabiego i we wnętrzu piramidy w Egipcie. Chcąc rozwiązać ten problem, w tle sceny umieściliśmy schematyczny rysunek perspektywiczny i przez zmianę koloru światła i dobór rekwizytów uzyskaliśmy symbolicznie obie przestrzenie. Często jeden szczegół nadaje rys postaci. - Pokazując bohaterów, którzy cierpią, zmagają się z rzeczywistością czy są osamotnieni, otaczamy ich innymi przedmiotami, ubieramy w inne kolory niż w opowieściach komediowych i radosnych. W spektaklu „Przyszedł mężczyzna do kobiety” już przy pierwszych czytaniach kwestie wypowiadane przez boha-

38

terkę wskazywały, że to osoba, która skolekcjonowała pokaźną liczbę oczekiwań, wymagań i przekonań dotyczących ewentualnego partnera. Akcja sztuki rozgrywa się u niej w mieszkaniu, więc do kolekcji przekonań dołożyliśmy rekwizyty i przedmioty użytkowe w postaci zwierząt, takie trochę absurdalne, typu butelka w kształcie koguta z odkręcaną głową, które jak się widzi w sklepie to sobie człowiek myśli, że nie wiadomo właściwie kto i dlaczego je stworzył i kto ewentualnie mógłby chcieć je kupić. Często wystarczy jeden element, żeby zmienić postać, jak w przypadku spektaklu „39 stopni”, gdzie czwórka aktorów odgrywa kilkadziesiąt różnych postaci, zmieniając się praktycznie bez schodzenia ze sceny przez zakładanie charakterystycznych dla tych postaci części garderoby typu czapka, fartuch, laska, płaszcz. Widzowie odczytują zmiany postaci za pomocą uniwersalnych kluczy znaczeniowych. A jeżeli chodzi o kostium, inspiracją jest ulica? Przecież oceniamy ludzi po wyglądzie. Po wyglądzie tak, ale nie oceniamy (śmiech). Od dziecka wolałam się przebierać niż ubierać. Chciałam, żeby mój strój pokazywał, że np. jestem hipiską, albo żebym wyglądała jak z japońskiego komiksu. Stąd patrzę na innych tak, jakby też się przebrali. Wiadomo, że ludzie posługują się ubraniem jako wyrażeniem siebie, przynależnością do grup społecznych, ale czasem do bycia niewidzialnym, wtopienia się w tłum. Tak, inspiracje biorą się z ulicy. A ulica nie tylko inspiruje. Zdarzyło mi się, że dwa dni przed zdjęciami do teledysku „Wyślij sobie pocztówkę” Łony i Webbera zauważyłam na jednym z przechodniów kamizelkę idealną, ostatnie brakujące ogniwo. Pan Marek chętnie mi ją pożyczył i do dziś wymieniamy uprzejmości spotykając się przypadkiem. Jeśli postać ma określony charakter, to będą pasować konkretne elementy. - Widz nie może dostać błędnego komunikatu sprawiającego, że postać będzie niewiarygodna. To są często niuanse, nawet te niewidoczne, pomagające aktorowi wejść w rolę. Słyszałam o pewnym aktorze, który całkowicie zmienił sposób grania, kiedy dostał jako bieliznę do kostiumu stringi w panterkę, których widzowie oczywiście nie widzieli. W tym spektaklu grał transwestytę ukrywającego swoją tajemnicę. Po premierze dziękował swojej kostiumografce, że dała mu ukrytą broń i poczucie, że wie coś, czego inni nie wiedzą. Zdarzyło ci się źle ocenić człowieka po ubraniu? - W ogóle staram się nie oceniać ludzi. To zwodnicze. Słyszałam, że w USA stare volvo kombi uważane jest za samochód byłych modelek, w Berlinie zaś za auto ludzi posiadających galerię sztuki. Mam stare volvo i nie jestem ani jednym, ani drugim. Czasem jednak lubię sobie pograć w taką grę, kim może być ten ktoś, kogo widzę. Lubię patrzeć na ludzi, a ich obserwowanie powoduje we mnie jakby chmurę odczuć, znaczy taki zbiór. Nie jest to ocena, ale refleksja co do wydarzeń życiowych, życio-


| ROZMOWA MIESIĄCA |

AGNIESZKA MILUNIEC Scenografka i kostiumolożka. Pracowała przy wielu szczecińskich spektaklach teatralnych samodzielnie oraz w duecie z Maciejem Osmyckim. Pracuje również przy filmach m.in. „Młyn i krzyż” Lecha Majewskiego. Pasjonuje się sztuka wizualną i grami komputerowymi. wej drogi, ich charakteru. Na przykład niedbałość, czy niechlujność powodują u mnie uczucia melancholijne, smutek, że może w życiu tego człowieka dzieje się coś, co powoduje, że wygląd go zupełnie nie obchodzi. I każdego by nie obchodził. To może być milion rzeczy. Z drugiej strony dopracowane stroje też nie wzbudzają pewności, że ta osoba na 100 procent ma wszystko poukładane, bo może pod tym płaszczykiem perfekcji jest ktoś, kto jest zagubiony i nieśmiały, a tylko w takim opakowaniu potrafi funkcjonować i jest to tarcza. Różnie bywa. Jak się pracuje w duecie, kiedy jest się parą w pracy i w życiu? Mowa oczywiście o Macieju Osmyckim. - Mieliśmy takie momenty, kiedy jedna osoba miała bardzo sprecyzowaną wizję i była to wizja odmienna od wizji drugiej osoby. Pytanie: co się w tej sytuacji ściera. Czy ściera się ego? Takie przekonanie, że tak to dobrze obmyśliłem, w ogóle tyle czasu się uczyłem, mam doświadczenie i nie ustępuję ani na krok. Szczęśliwie u nas w potyczkach dwóch wizji liczy się ich urok. Wygrywa ta piękniejsza, do której w końcu ta druga osoba daje się przekonać, daje się jej uwieść. Niejednokrotnie jest to fuzja pomysłów. Dużo czasu poświęcamy na argumentację. Dyskutujemy. Przez to, że po pracy też spędzamy czas razem, dyskusja przenosi się do kuchni, do wspólnych podróży i to jest wypracowywanie jednego stanowiska. Czasem to jest natychmiastowe, czasem zajmuje czas. Przy prezentacji pomysłu mamy już uzgodnioną wersję i ona na ogół zostaje przyjęta. Niektóre pary próbują tego unikać, żeby praca przenosiła się na życie prywatne. - Chyba często tak jest, bo trzeba kiedyś odpoczywać i rozmawiać o innych rzeczach. My teraz też robimy sobie przerwę. Przez ostatnie cztery lata pracowaliśmy razem, a przez ostatni rok prawie nie wychodziliśmy z teatru. I chociaż wspólna praca nigdy nie stanowiła podłoża konfliktu przenoszącego się na życie prywatne, przyszedł moment, w którym stwierdziliśmy, że fajnie by było sobie coś poopowiadać, a nie tylko dyskutować o wspólnych projektach, zwłaszcza zajmujących głowę cały czas. Maciek wsiąkł w Akademię Sztuki, w pracę ze studentami i edukację. Jest malarzem i teraz ma czas malować obrazy. Ja też idę w swoją stronę, związaną z odwiecznym romansem z informatyką, z którą się od dziecka kolegujemy. Będę częścią kolejnej odsłony wspaniałego projektu BalticMuseums, który ruszy prawdopodobnie pod koniec maja, pod kierownictwem

prof. dr hab. Jakuba Swachy na Wydziale Nauk Ekonomicznych i Zarządzania Uniwersytetu Szczecińskiego i w którym będziemy tworzyć gry i interaktywne aplikacje edukacyjne. Chciałabym robić gry. Od dziecka jestem graczem komputerowym i kilka razy robiłam podejście do tematu, jednak super programistą nie jestem. Czekałam na moment, kiedy środowiska tworzenia gier będą bardziej dostępne i ten moment nastał. A połączenie rozrywki i edukacji to połączenie, które ma moc! Tymczasem czas na oddech i na wiosnę w Szczecinie. - Wszyscy to mówią i powiem to ja: Szczecin jest piękny i coraz piękniejszy. Jest bardzo zielony, mnogość zieleni! Zmiana wiosenna i wybuch przyrody to mój ulubiony spektakl. Piękne kwiaty, również w postaci odnowionych kamienic malowanych na dobrze dobrane kolory, nie tylko te morelowe i bladożółte. I przestrzenność tego miasta przy jego dość niewielkiej powierzchni zawsze mnie zachwyca. Wszędzie można dojść na piechotę lub pojechać rowerem, załatwiając po drodze szereg spraw, na które mieszkając np. w Warszawie poświęciłoby się tydzień. To artystyczne spojrzenie na Szczecin. Oczywiście, bo Szczecin właśnie inspiruje artystów. Podobno kiedyś byliśmy prowincją, a teraz jesteśmy Prowincją. Nie tylko dlatego, że u nas się tyle dzieje, ale dlatego, że Prowincja to coś, co teraz jest na topie z samego faktu bycia prowincją. Przyjeżdża coraz więcej ekip filmowych, bo jest tu mnóstwo niewykorzystanych a spektakularnych miejsc. Z radością patrzę na zmiany, na elegancję i dystynkcję, którą (paradoksalnie) niesie ze sobą szary kolor na nowo pomalowanych budynkach. Dobrze, że to miasto nie wybuchło wcześniej popularnością, nie zachłysnęło się tak bardzo renowacjami i eksperymentami architektonicznymi późnych lat 90., bo odchodzimy od blichtru, słodyczy i makabrył w stronę czystych form. Akademia Sztuki, młode instytucje: Trafostacja, nagradzane Przełomy, filharmonia rysują charakter miasta i wpływają na istniejące od lat ośrodki kultury. A ludzie związani ze sztuką przestali tak bardzo wyjeżdżać. Przyjeżdżają nowi. Znani i znamienici. I gdzieś, podczas różnych wydarzeń uczestniczymy razem w tworzeniu tego miasta. Czy chciałaś być kiedyś reżyserem ? - Oczywiście że chciałam, raz zabrałam z parku koło domu jedną osobę zabłąkaną w nocy, która siedziała na ławce i przedstawiła się jako samotna matka w ciąży i zrobiłam jej kolację oraz zareżyserowałam dla niej komfortową sytuację noclegową u siebie i ona w środku nocy, jak spałam, opuściła salę prób z moim komputerem. Wtedy zrozumiałam, że to bardzo ciężki zawód. Jak zawód miłosny. I że reżyser jest wnikliwym obserwatorem i psychologiem posiadającym cechy zrozumienia ponad wyobrażenia.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05 4/2017

39


| SZTUKA |

Co nam może zrobić zdjęcie? Historia fotografii nie zaczęła się zbyt kolorowo. Co prawda czerń i biel doskonale pasowały do poważnych twarzy pierwszych portretowanych, jednak były w stanie przedstawić jedynie smutek. I kiedy już malarze wznosili tryumf swojej bezkonkurencyjności, przyszedł XX wiek a zdjęcia niespodziewanie nabrały koloru. A co na ten temat mają do powiedzenia fotografowie ze Szczecina? TEKST AGATA MAKSYMIUK / ZDJĘCIA MARZENA KOSIN / ANDRZEJ I ELA GOLC / IZA ROZMYSŁOWSKA

Fotografia jest dziś jednym z najpopularniejszych mediów. Sprawnie poradziła sobie z malarstwem, a teraz robi to samo z tekstem. Zajęła stałe miejsce zarówno po stronie kultury niskiej, jak i wysokiej. Mieszkańcy starożytnej Grecji uważali, że sztuki można nauczyć się, jak każdej innej dziedziny rzemieślniczej i coś z tej mądrości zostało, bo żeby nauczyć się robić zdjęcia wystarczy telefon i odrobina intuicji (inną kwestią pozostaje jakość wykonania.) Jedną z pierwszych form fotografii był portret, w wolnym tłumaczeniu przedstawienie postaci. Zadaniem portretującego jest uchwycenie nie tylko wyglądu portretowanego, ale też jego cech indywidualnych i stanu psychicznego.

40

- Mój ukochany Richard Avedon mawiał, że portret jest zapisem emocjonalnego połączenia między fotografem a modelem, chwilową umową czy aranżacją – mówi Marzena Kosin, fotograf ze Szczecina. - Osoba, którą portretujemy, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jest fotografowana, a to rodzi szereg problemów. Jedni się stresują, inni nadto pozują, jeszcze inni chcieliby wypaść jak najlepiej, a nie bardzo wiedzą, jak sobie w takiej sytuacji poradzić, choć bezradność może też być ciekawym punktem wyjścia do świetnego ujęcia. Abstrahując od kwestii warsztatowych i technicznych, najważniejsze jest uchwycenie emocji, próba zinterpretowania czegoś niepowtarzalnego, co zdarza się w tej jednej sekundzie i już się nie powtórzy. Chodzi w tym także o wzruszenia, „momenty”, a nie o odwzorowanie czyjejś podobizny. Zatrzymuję na zdjęciu obraz postaci, jaką ją w danym momencie widzę, jaki mnie wzrusza. Myślę, że dobry portret jest zawsze tajemnicą, z którą mierzymy się i staramy się ją rozwikłać, patrząc na fotografię. Mówiąc kolokwialnie, zdjęcie powinno nam „coś zrobić”.

Czyste, proste kadry I tu Marzena trafia w sedno. Żeby zdjęcie miało sens, musi „coś robić”, wywołać odpowiednie emocje. Jeśli tego nie robi, tzn. że jest bezużyteczne. I nie jest to wcale obelga – jeśli przy pomocy telefonu, w sposób amatorski wykonamy zdjęcie swojej dziewczyny, ale zrobimy je od niechcenia, przez przypadek, w chwili gdy nic ważnego się nie dzieje, a do tego poruszymy obiektywem zniekształcając jej twarz, po kilku godzinach nie będziemy pamięta-

li, dlaczego je zrobiliśmy, a po kilku dniach bez namysłu je usuniemy. W ostatnich latach technologia pośpieszyła na ratunek amatorom, uruchamiając serię aplikacji upiększających i ożywiających zdjęcie, ale też dała silne wsparcie profesjonalistom. Widać to szczególnie w branży fotografii komercyjnej, gdzie twórcy bardziej niż na modelu skupiają się na obróbce komputerowej obrazu, a przy każdej pomyłce jak mantrę powtarzają „to się zrobi w Photoshopie”. W ten sposób mało kto pamięta jeszcze o fotografii otworkowej czy dagerotypii, a niedługo na palcach jednej ręki będzie można liczyć osoby, które potrafią ją zrealizować. Prawda jest taka, że od strony technicznej (szybkości autofokusa czy liczba megapikseli) fotografia portretowa nie jest aż tak wymagająca, jak można to sobie wyobrażać. Na rynku są dostępne odpowiednie obiektywy i specjalne zestawy, ale w gruncie rzeczy wystarczy też zwykły aparat kompaktowy i podstawowe lampy, ewentualnie mocne domowe żarówki lub światło dzienne. Reszta już w rękach wyobraźni i determinacji fotografa. - Jest szereg zasad panujących w fotografii portretowej; są portretowe obiektywy i aparaty, portretowe lampy, portretowe pozy, portretowi guru itd. - mówi Andrzej Golc z BlueBalloons Fotografia. - Wszystko to jest cenne, bo było wypracowywane latami, jednak każdy fotografujący i każdy fotografowany ma swoją historię, dlatego świadome i umiejętne omijanie niektórych zasad pozwala na budowanie unikalnych prac. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że „dobry portret” i „poprawnie wykonane zdjęcie” nie zawsze muszą iść w parze.


| | MUZYKA SZTUKA |

Foto: Andrzej i Ela Golc / BlueBalloons Foto: Marzena Kosin

Każdy fotografujący i każdy fotografowany ma swoją historię, dlatego świadome i umiejętne omijanie niektórych zasad pozwala na budowanie unikalnych prac. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że „dobry portret” i „poprawnie wykonane zdjęcie” nie zawsze muszą iść w parze. Andrzej Golc, BlueBalloons Fotografia

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

41


| SZTUKA |

Foto: Marzena Kosin

My wykorzystujemy doświadczenie pracy ze światłem zdobyte w fotografii produktu i architektury. Lubimy czyste, proste kadry, w których stajemy z naszymi modelami twarzą w twarz. Tylko my i człowiek ze swoją historią, dlatego poza technicznymi zabiegami bardzo ważny jest szacunek do fotografowanej osoby. Trzeba docenić poświęcony nam czas, mieć na uwadze słabości i ograniczenia. Partnerskie relacje pozytywnie wpływają na komfort pracy po obu stronach obiektywu.

Ładne zdjęcia gwiazd Znaczący wpływ na odbiór portretu ma osoba portretowana. Wystarczy przywołać przykład Annie Leibovitz, artystki, której znakiem rozpoznawczym są portrety największych gwiazd Hollywood. Zaczynała jako fotograf magazynu The Rolling Stone i stosunkowo szybko utorowała sobie drogę do kolejnych wielkich tytułów, jak Vanity Fair, New York Times, Life czy Vogue. Dziś jej prace tworzone są z olbrzy-

42

Foto: Iza Rozmysłowska

mim rozmachem, a koszty produkcji sięgają kosztów produkcji filmowych. Talentu Leibovitz nie da się odmówić, ale dla osób postronnych jej fotografie to tylko ładne zdjęcia ulubionych gwiazd. Dla kontrastu można wymienić też Terry Richardsona, współpracującego z największymi modowymi magazynami i markami. Twórca słynący z prowokacyjnego stylu fotografowania, postawił na minimalizm potrzeb - aparat kompaktowy i białe tło. Przez jego zdjęcia taśmowo przewijają się najwięksi celebryci, obnażając cały swój charakter i ciało. Niektóre z efektów jego prac można nazwać „domowymi”, mimo to ludzie się nim zachwycają, bo przedstawiają ich ulubionych bohaterów. Tego typu portrety zawsze budzą wiele kontrowersji. Popularne twarze w portfolio, to gwarancja zdobycia uwagi odbiorców, a nie podniesienie jakości zdjęcia. Sztuką jest wykonanie portretu tak, by niezależnie od przedstawianego bohatera wzbudzał zachwyt. Pierwsze kroki w drodze do tego celu bywają jednak trudne. - Pamiętam moją pierwszą sesję i portret,

który musiałam wtedy wykonać – wspomina Iza Rozmysłowska z Miza Fotografia. - Musiałam wyuczoną teorię przenieść na praktykę. I zaczęło się: obsługa aparatu, ustawienie światła, praca z modelką, a do tego stres. Zapanowanie nad tym wszystkim jednocześnie nie było łatwe. Na szczęście każda kolejna sesja dawała większe doświadczenie i większą pewność siebie. Od kiedy do świata fotografii wkradł się kolor, ostatecznie nastąpił upadek portretu akademickiego. Ludzie dostali do ręki nowe narzędzie komunikacji, dzięki któremu wszystko może być większe i piękniejsze. Mimo tego może już nie warto tracić czasu na naukę fotografii? W końcu człowiek nie lubi stagnacji. Po ponad stu latach tryumfu statecznej fotografii, może czas zwolnić miejsce dla live photos, gifów czy krótkich form wideo?


Najprzystojniejszy ze Szczecina Manhunt International, czyli międzynarodowy konkurs piękności dla mężczyzn, w tym roku odbędzie się ze szczecińskim akcentem. W wydarzeniu o ponad 20-letni tradycji Polskę będzie reprezentował Piotr Żyjewski, absolwent Akademii Sztuki. - Kilka lat temu założyłem profil na portalu modelingowym - opowiada Piotr. - Właśnie przez portal napisał do mnie dyrektor polskiego konkursu Manhunt Poland Jarosław Załęgowski, pytając czy chciałbym kandydować, ponieważ właśnie trwa wyborów delegata na rok 2017. Zgodziłem się i kilka miesięcy później otrzymałem informację, że się dostałem. Trzymamy kciuki za Piotra, wyniki konkursu poznamy jesienią. (am) FOTO OLAF NOWICKI

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

43


| STYL ŻYCIA |

Dziewczyny też oglądają PORNO Kitty Tease lub po prostu Patrycja. Pracuje na czacie erotycznym i kręci własne mini produkcje porno. Jest inteligentną, uprzejmą dziewczyną, która sprawnie działa w świecie seksworkingu, przy okazji obalając mnóstwo stereotypów na temat sprzedaży usług seksualnych. ROZMAWIAŁA: AGATA MAKSYMIUK / FOTO: MARTA MACHEJ

Seksworkerka, czyli kto? - Seksworkerką jest striptizerka, escort, domina, aktorka porno, cam girl itd. Jest wiele sektorów seksworkingu, więc nie da się odpowiedzieć jednym zdaniem na to pytanie. Nie zapominajmy też, że pracą seksualną zajmują się również mężczyźni i osoby transpłciowe. Zdarzyło się, że ktoś nazwał Cię prostytutką? - Nikt mi w twarz tego nie powiedział, ale wiadomo - w Internecie można przeczytać przeróżne rzeczy. Nie uważam jednak, żeby określenie „prostytutka” było obraźliwe. Więc jeżeli ktoś w przyszłości mnie tak nazwie, nie poczuję się urażona. Moim zdaniem będzie to pokaz braku świadomości i niewiedzy ze strony tej osoby, bo cam girl to nie escort. To są dwa odrębne sektory pracy seksualnej. Tak, moja praca, to seksworking i tak - bycie escort to również seksworking. Wszyscy siedzimy w jednej branży, ale w innych sektorach. Nie robię do własnego gniazda i zawsze stanę murem za każdą pracownicą seksualną i każdym pracownikiem seksualnym.

44

Nie uważam się za „lepszą”. Jesteśmy równi. Wspieranie siebie nawzajem i walka o nasze wspólne prawa jest bardzo ważna. W zasadzie wyobrażam sobie, że Twoja praca jest jak każda inna. Wstajesz rano, szykujesz się: malujesz, czeszesz, jesz śniadanie, później włączasz komputer i zaczynasz. Tylko czy od strony „technicznej” też wygląda to tak samo? Masz założoną firmę, płacisz podatki, wystawiasz faktury? - To, co robię jest jak najbardziej legalne, ale żeby odprowadzać od tego podatki w krajach, w których nie ma dekryminalizacji lub legalizacji pracy seksualnej, trzeba się sporo nagimnastykować. Wolę jednak nie zdradzać trików, jak to robić lub jak tego nie robić. Praca seksualna nie jest do końca uregulowana prawnie, przez co osoby z niektórych sektorów seksworkingu nie mogą np. odprowadzać podatków. Nie mogą, ponieważ wtedy państwo pełniłoby rolę sutenera, to z kolei nie byłoby zgodne z polskim prawem. Niestety w Polsce osoby trzecie są kryminalizowane w pracy seksualnej.


| STYL ŻYCIA |

A jeśli chodzi o proces produkcji Twoich pokazów - jaki sprzęt jest Ci potrzebny do realizacji nagrań? No i gdzie szukasz inspiracji? - Pracuję na komputerze stacjonarnym, który był robiony pod rozmowy wideo. Wydajny komputer jest jedną z najważniejszych rzeczy w tej pracy. Oprócz tego potrzebna jest bardzo dobrej jakości kamera i szybki internet. Do pokazów na żywo, jak i kręcenia filmików używam kamerki internetowej. Inspirację czerpię dosłownie od każdego i ze wszystkiego. Staram się nikogo nie kopiować. Robiąc zakupy, obojętnie czy to w sklepie z ubraniami, kosmetykami czy artykułami spożywczymi, często zastanawiam się nad danymi produktami, czy mogłabym je wykorzystać w pracy. Zdarzają Ci się też klientki? Wiele osób w naszym społeczeństwie myśli, że kobiety nie oglądają porno. - Kobiety jak najbardziej oglądają porno. Jeśli chodzi o moich klientów, to zdecydowana większość osób wchodzących do mnie na czat lub kupująca moje porno, to mężczyźni. Zdarzają się nietypowe prośby, szczególne fantazje do spełnienia? - Klienci mogą zamówić u mnie film, który jest robiony tylko dla nich, ale bardzo rzadko zdarzają mi się „dziwne” prośby. W zasadzie nie wiem co to znaczy, bo każdy ma inne granice i inne fetysze. Oczywiście nie muszę i nie zgadzam się na wszystko. Wydaje mi się, że klientom najbardziej podoba się, że film jest robiony specjalnie dla nich i nikt więcej go nie zobaczy. Każdy może mniej więcej określić w co powinnam być ubrana, jakich gadżetów erotycznych użyć i w jakich pozycjach się zaprezentować. Takie wirtualne relacje mają szansę przenieść się do świata rzeczywistego? Czy to, co się dzieje w świecie internetu, zostaje w sieci? - W moim przypadku to, co się dzieje w świecie internetu, tam zostaje. Oczywiście mam stałych klientów, ale są to relacje na zasadzie ja - konsument, który płaci mi za daną usługę i tyle. Jeszcze raz podkreślam, że nie robię wszystkiego, co klient sobie zażyczy. Pracownice i pracownicy seksualni sami wyznaczają granice. W naszej pracy nie ma zasady „klient ma zawsze rację”. Dodam, że bardzo nie lubię tego powiedzenia. Na socjologii uczono mnie, że seksworking to patologia społeczna, z kolei na kulturoznawstwie, że nie wolno stereotypizować. Nie gryzie Ci się to ze sobą? - Uważam, że nie wolno stereotypizować i jednym z największych stereotypów jest właśnie to, że seksworking to patologia. To dla nas bardzo krzywdzące. Przez takie tezy my, jak i nasza praca, nie są traktowane poważnie. Trafiłam do tej branży przez przypadek. Osoby, które w niej poznałam, to inteligentni, otwarci i tolerancyjni ludzie z ogromną samoświadomością. Owszem, są wyjątki, jak wszędzie, ale nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. Spychanie pracy seksualnej „poza margines” bierze się z niewiedzy, ale ogromny wpływ na to ma sama tabuizacja seksu. Ludzie nie potrafią rozmawiać między sobą poważnie o seksie i seksualności. Jeśli już, to przychodzi im to z ogromnym trudem. I właśnie to moim zdaniem

jest sporym problemem. Problemem, który pociąga za sobą stygmatyzację pracy seksualnej. Z jednej strony boimy się mówić o seksie, z drugiej strony „videomodelka poszukiwana” - to w Szczecinie jedno z najpopularniejszych ogłoszeń o pracę. Czytałam, że Ty również pracowałaś w studiu z innymi dziewczynami. Branża ma tak duże zapotrzebowanie? - Zaczynałam od pracy w studio kamerkowym. Spędziłam w nim prawie rok. Na początku nie zarabiałam dużo, ale potem wdrożyłam się w temat i z miesiąca na miesiąc zarabiałam coraz więcej. W końcu postanowiłam odejść i rozpocząć własną działalność, bardziej profesjonalną. Musiałam to zrobić po cichu, żeby nikt się o tym nie dowiedział, by nie rozeszło się, że planuję odejść. Skąd te obawy? Praca reklamowana jest jako legalna. - Szefostwo przed odejściem daje do podpisania weksel i grozi, że jeżeli go nie podpiszesz, to nie dostaniesz ostatniej wypłaty. Ja tam pracowałam na czarno, więc odeszłam bez wypowiedzenia, z dnia na dzień. Wszystko wcześniej dokładnie zaplanowałam. Niecały miesiąc po odejściu ze studia zaczęłam pracować w domu. Na własną rękę działam już ponad dwa lata. Nie polecam pracy w studio kamerkowym, choć przyznaję, że przy pracy w domu jest zdecydowanie więcej roboty, niż w cudzej firmie. Wydaje mi się, że praca w studio to dobra opcja dla osób, które nie mają warunków na to, by działać na własną rękę lub dla osób, które po prostu wolą pracować „od 9 do 16”. Ciekawi mnie czy Twoja rodzina, znajomi, ludzie z bliższego lub dalszego otoczenia wiedzą czym się zajmujesz? - Od początku nie ukrywałam tego, co robię. Od najbliższych mi osób mam ogromne wsparcie. Wśród dalszych znajomych moja praca zrobiła spory przesiew, ale uważam, że dobrze wyszło. Teraz wiem, kto jest wart mojego czasu. Dzięki tej robocie poznałam mnóstwo cudownych osób. Cieszę się, że wszystko tak się potoczyło, a ludzie, którzy się ode mnie odsunęli, zostali zastąpieni przez naprawdę wartościowe osoby. Dziewczyny z czatów powszechnie uważane są za anonimowe, ale Ty nie jest anonimowa. Nie wstydzisz się rozmawiać, w internecie krążą wywiady z Tobą i z Twoimi zdjęciami. Jest w tym coś głębszego? Swoją postawą próbujesz zmienić coś w społeczeństwie? - Staram się wykorzystywać okazje po to, by głos pracowników seksualnych był usłyszany. Cały czas za mało mówi się o prawach pracownic i pracowników seksualnych, jak i samej pracy seksualnej bez patologizacji i oceniania. Bardzo ważne jest, żeby dać seksworkerom i workerkom przestrzeń do tego, żeby mogli i mogły mówić o swoich prawach i pracy. Jeżeli chociaż jedna osoba zmieni nastawienie i sposób myślenia po przeczytaniu wywiadu ze mną, to dla mnie jest to bardzo wiele.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

45


| EDYTORIAL |

Creo

– zaczęło się od sukienki dla lalki Mamy kolejny dowód na to, że potrzeba matką wynalazców. Pod koniec ubiegłego roku Agnieszka Szeremeta, doradca wizerunkowy, otrzymała zaproszenie na galę biznesu Luksusowa Marka Roku, gdzie miała poprowadzić szkolenie z zasad dress code. Zanim jednak przybyła na galę, musiała odpowiedzieć sobie na pytanie - w co się ubrać? - Od dziecka podcinałam mamie firanki, żeby szyć sukienki dla lalek i właśnie w tamtym momencie wrócił do mnie ten pomysł – opowiada stylistka. Tak powstała pierwsza kreacja Agnieszki, a za nią kolejna, w której wystąpiła Ania Tarnowska, celebrytka i dziewczyna piosenkarza Rafała Brzozowskiego. Głównym zamysłem początkującej projektantki jest tworzenie indywidualnych projektów, dostosowanych do osoby i okazji, oczekiwań. - Nie sądziłam, że moje prace rozwiną się w kolekcję – wyznaje Agnieszka Szeremeta. – Myślę, że czas sam weryfikuje wszelkie plany. Agnieszka już planuje kolejne kreacje i nie będą to tylko sukienki. Chcąc dowiedzieć się więcej warto odwiedzić profil na Instagramie @creo_agnieszka_szeremeta oraz na FB. (am) Foto: Paweł Smoliński / Modelka: Joanna Bąk / Projekty sukni i stylizacje: Agnieszka Szeremeta Szczególne podziękowania dla Magdalena Dubako za udostępnienie przestrzeni do sesji

46


| EDYTORIAL |




| KULTURA |

# nie możesz przegapić Artystycznym w Poznaniu, Zachodniopomorskim Uniwersytetem Technologicznym, Akademią Sztuki w Szczecinie, a także studentki tej akademii. 10 maja, Muzeum Techniki i Komunikacji, godz. 17, wstęp wolny

Weekend z Kaliną Jędrusik Zamek Książąt Pomorskich zaprasza na weekend z Kaliną Jędrusik. W programie filmy z udziałem tej aktorki. „Niewinni czarodzieje” - film Wajdy ma wymiar kameralny, z zachowaniem niemal klasycznej jedności miejsca, czasu i akcji. To historia przypadkowego spotkania młodego lekarza (Tadeusz Łomnicki) i dziewczyny (Krystyna Stypułkowska), którzy poznają się w piwnicy jazzowej i spędzają ze sobą noc. Ponadto zobaczyć będzie można „Lekarstwo na miłość’ i „Jowitę”. Weekend z Kaliną..., 27-28 maja, Zamek Książąt Pomorskich

Abelard Giza w Słowianinie „Ludzie trzymajcie kapelusze” to najnowszy program Abelarda Gizy. To też najświeższy zapis tego, co Abelardowi chodzi po głowie. Przez scenę przemknie cała galeria postaci - od zakatarzonych przedszkolaków po gobliny ze szklanej góry. Dowiecie się też, kto stoi na drodze do stworzenia „nadczłowieka”, po co uczyć się, jak zabić jeża i co powiedział Cezar przed śmiercią. Razem z Abelardem Gizą, na scenie pojawi się Jacek Stramik. 17 maja, Słowianin, godz. 19, bilety 40 zł

Miasto kobiet „Miasto Kobiet” to wystawa, którą będzie można zobaczyć w Muzeum Techniki i Komunikacji. To utopijna wizja, która zdarza się, że niepokoi mężczyzn. Odpowiedzią na te lęki jest chociażby film Federico Felliniego „Miasto Kobiet”, czy kultowa w Polsce komedia „Seksmisja” Juliusza Machulskiego. W wystawie biorą udział artystki związane z Uniwersytetem

50

Apostrof w Empiku Między 15 a 21 maja do Szczecina przyjadą Jonathan Carroll, Magdalena Witkiewicz, Wojciech Kuczok. Kuratorem tegorocznej edycji Apostrofu został Szczepan Twardoch. Międzynarodowy Festiwal Literatury i szczeciński Empik odwiedzi popularny pisarzy amerykański – Jonathan Carroll - twórca „Krainy Chichów” czy „Zakochanego Ducha”. Czytelników z pewnością ucieszy także spotkanie z Wojciechem Kuczokiem, który postawił już ostatnią kropkę w powieści kryminalnej „Czarna”. Z kolei Magdalena Witkiewicz przekona miłośników literatury kobiecej, że nawet najbardziej niepozorna decyzja, może wpłynąć na całe życie. Apostrof. Międzynarodowy Festiwal Literatury, 15-21 maja, Galeria Kaskada

Królowie na Szczecin Music Fest Dla wielu słuchaczy to kultowy duet. Ich twórczość porównuje się do niezapomnianej pary Paul Simon – Art Garfunkel. W Polsce wystąpili dotychczas tylko raz – w 2010 roku na festiwalu Open’er. Kings


| KULTURA |

of Convenience tworzą wokalista i gitarzysta Erik Glambek Boe oraz gitarzysta Erlend Oye. Pochodzą z Bergen (Norwegia). Po kilku ciekawych występach na prestiżowych europejskich festiwalach, latem 1999 roku podpisali kontrakt z amerykańską wytwórnią Kindercore i wydali swoją debiutancką płytę. 6 maja, Filharmonia, godz. 19, bilety 95-125 zł

LAB 8: El-fusion - Shobaleader One Filharmonia zaprasza na koncert z cyklu SoundLab. Tym razem zagra Shobaleader One - projekt legendarnego Squarepushera - Toma Jenkinsona, jednego z klasyków współczesnej muzyki elektronicznej. 10 marca miał premierę ich nowy album „Elektrac”. Projekt Shobaleader One został powołany do życia do „żywego” scenicznego i zespołowego grania. Jazzowe wariacje, perkusyjne polirytmie i kosmiczne elektroniczne brzmienia wzbogacone są tu o wyjątkową sceniczną oprawę. 11 maja, filharmonia, godz. 19, bilety 30-50 zł

Terence Blanchard Quintet

Portrety RZECZYwiste Książnica Pomorska zaprasza na wernisaż wystawy fotograficznej Beaty Bogusławskiej „Portrety RZECZYwiste”. To fotograficzna próba pokazania człowieka przez pryzmat otaczających go RZECZY rozumianych zarówno jako przedmioty, lecz także miejsca, ludzie i idee. Wszystko to odbijając na nim swoje światło znaczeń i symboli ukazuje jego istotę. To fotograficzna psychoanaliza postaci ujęta w formie surrealistycznej mapy, zapraszającej do poznania CZŁOWIEKA, bowiem każdy z nas nosi niezwykłość odkrycia. 5 maja, Książnica Pomorska, godz. 18, wstęp wolny

„Pijacy” w Teatrze W maju Teatr Polski zaprasza na premierowy spektakl Franciszka Bohomolca „Pijacy” w reżyserii Artura „Więcka” Barona. „Pijacy” to zrealizowane na podstawie oświeceniowej komedii przedstawienie o polskich grzeszkach, które bawi i daje do myślenia, traktuje jako pretekst do rozważań na temat naszej narodowej przywary. Występuje niemal cały zespół Teatru Polskiego. 6 maja, Teatr Polski, godz. 19, bilety 35-45 zł

Na koniec maja w filharmonii zabrzmi muzyka filmowa Spike’a Lee i Terence’a Blancharda. Lee i Blanchard swoją twórczością wpisują się od przeszło ćwierć wieku we współczesną kulturę Ameryki. Tworzą jej portret, prezentują lęki i strachy, dokumentują życie codzienne. Dzięki ich niezwykłej współpracy muzyka z filmów Spike’a Lee zagościła w salach symfonicznych na całym świecie. A sam Blanchard, zdobywca pięciu statuetek Grammy, to wirtuoz trąbki, jeden ze strażników jazzowego płomienia i pianista świadomy współczesnej kultury amerykańskiej. 28 maja, Filharmonia, godz. 17, bilety 65-120 zł

Podziel się z nami swoją opinią! Wyślij maila lub napisz do nas na FB

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

51


| MUZYKA |

10 albumów na maj

by Jarek Jaz (MM Trendy) & Milena Milewska (Radio Szczecin)

The Bug vs. Earth Concrete Desert (Ninja Tune) Na pełnowymiarowy efekt tej przefantastycznej kolaboracji przyszło poczekać aż trzy lata od wydania dwunastocalowego „Boa/Cold”, pierwszej próbki miksu dubowych eksperymentów i dronowych gitar. Z jednej strony The Bug, czyli Kevin Martin, znany z zamiłowania do głębokiego basu współautor projektów God, Techno Animal czy King Midas Sound. Z drugiej Dylan Carlson, lider metal-dronowego Earth. Obaj preferujący ultraciężkie brzmienia, jednak każdy stojący na swoich sprawdzonych pozycjach, tu zyskujących wspólny, ambientowy mianownik. Jak plastycznie opisuje album wydawca: obaj artyści zetknęli minimalizm z maksymalizmem, światło z ciemnością, brzydotę z pięknem i trudno pozbyć się wrażenia tego wszechobecnego kontrastu przez niemal 90 minut muzyki. Nieustannie - przez powolne, monstrualnie ciężkie beaty przesączają się gitarowe riffy Carlsona, brzmiąc jak pustynny piasek nieuchronnie wsypujący się w tryby perfekcyjnie działającej, cywilizacyjnej machiny. Gatunkowo poluzowany i niezwykle absorbujący eksperyment.

Henry Wu Deep in the Mudd (Eglo Records) Choć jazzfunkowe, londyńskie duo Yussef Kamaal znienacka zawiesiło działalność, pozbawiając rzeszę fanów radości obcowania ze skocznie synkopowanymi rytmami, to obaj muzycy wciąż są aktywni w solowych projektach. Alter ego jednego z nich - Kamaala Williamsa, obja-

52

wia się działalnością pod pseudonimem Henry Wu, który w legendarnej wytwórni Eglo upichcił właśnie sześcionumerową epkę. Ma ona swój nieco sentymentalny wymiar, gdyż perfekcyjnie nawiązuje do eksperymentalnych brzmień spod znaku broken beats, które triumfy święciły około dekadę temu, gdzieś na przecięciu imprezowych piwnic Londynu, Wiednia i Berlina. Henry Wu za sprawą czarodziejskiej różdżki sprawia, że house, soul, hip hop i jazz znów pływają we wspólnym, bardzo energetycznym sosie. Wisienką na torcie jest kawałek „Just negotiate”, który na warsztat wziął sam Kaidi Tatham, niegdysiejsza podpora formacji Bugz In the Attic, producent, jeden z ojców futurystycznych, soulowych brzmień. I oby był to zwiastun trwałego powrotu soczystego funku do piwnicznych dancefloorów.

nych odsłonach. Co kryje się za dość enigmatycznym określeniem post dub? Eksperymentalne numery, które powstały po fali fascynacji prostym dubstepem, będące hybrydą house, garage’u, UK funky oraz… dubstepu właśnie. Kompilację otwiera ekstatyczny „Hyph Mngo” Joya Orbisona, który dziś brzmi równie świeżo, co w momencie, gdy święcił triumfy na wszelakich możliwych DJ charts. Wówczas „Fact Magazine” ogłosił go najlepszym singlem 2009 roku, znalazł się również na wysokiej pozycji listy najważniejszych utworów pierwszej dekady XXI wieku wg. portalu Resident Advisor. Do dziś pozostaje niedoścignionym klasykiem. Poza nim na kompilacji znalazły się utwory Mount Kimbie, Sepalcure, Pangei, Untolda i nieco odstająca poziomem od reszty, funkowa propozycja Roski. Choć od ich premiery minęło sporo czasu i kilka muzycznych mód poszło w tym czasie na zawsze do piachu, to poza mało precyzyjną nazwą dla kompilacji, trudno cokolwiek tym numerom zarzucić.

w kierunku IDM-owych eksperymentów spod znaku Richarda D. Jamesa (Caustic Window i Polygon Window), techno (Cristian Vogel) czy klasycznego jungle w wydaniu Dillinji aż do ambientowego zamknięcia, zarezerwowanego dla „Technoloambient” Carla Craiga. Co warte uwagi, i niestety coraz rzadziej rzucające się oczy podczas didżejskich setów, materiał został zmiksowany praktycznie bez udziału programów komputerowych zgrywających muzykę.

Paul St. Hilaire & Rhauder Derdeoc (Sushitech)

Special Request Fabriclive 91 (Fabric)

Scuba presents Hotflush vol. 5 Post Dub (2009-2011) (Hotflush) Niemal 18 lat od powołania w Londynie niezwykle wpływowej dla nowoczesnej elektroniki oficyny Hotflush, jej założyciel Paul Rose prezentuje dorobek wytwórni w kolejnych, tematycz-

Epicki, przekrojowy, doskonale „ręcznie” zmiksowany materiał, przygotowany przez jednego z bardziej wszechstronnych didżejów i producentów Paula Woolforda, to kolejne muzyczne świadectwo potężnego wpływu serii firmowanej przez londyński Fabric na rozwój sceny klubowej. Wydanie opatrzone numerem 91 to zarazem prezentacja stylów i numerów, które miały niepodzielny wpływ na muzyczny rozwój Woolforda. Sporo tu wycieczek

Wytrawny zestaw jamajskiego dubu i berlińskiego techno, będący udziałem znanego chociażby z projektu Rhythm&Sound dominikańskiego wokalisty Tikimana oraz niemieckiego producenta Marco Rhauderwieka. Obaj weterani doskonale radzą sobie z dobraniem proporcji, by osiągnąć odpowiednie relacje pomiędzy ambientowymi szumami a głębokim, basowym brzmieniem, plasującym ten materiał gdzieś w okolicach danceflooru. Daleko tu wprawdzie do niemal metafizycznej głębi, osiąganej swego czasu przez duet Oswald/ Ernestus na kolejnych albumach Rhythm&Sound, jednak dobrej, rzemieślniczej produkcji jest tu naprawdę sporo. Zacna rzecz na słuchawki i do samochodu.


| MUZYKA |

Otis Junior & Dr. Dundiff Hemispheres (Jakarta) Na okładce odprężenie i relaks - to samo znajdziecie na „Półkulach” - płycie, która jest w pewnym sensie ucieleśnieniem tytułu. Otóż debiutancki materiał muzyków z Louisville w stanie Kentucky został wydany w niemieckiej wytwórni Jakarta i ta podróż z półkuli zachodniej do wschodniej była zdecydowanie dobrym pomysłem. Dr. Dundiff zamyka w swojej produkcji nowoczesny soul, a ostatnim i kto wie, czy nie najważniejszym składnikiem jest wokal Otisa - miękki, spokojny i kojący. Każdy utwór wnosi do „Hemispheres” coś wartościowego, jednak na pewno wyróżnia się „Under My Skin” z funkującą gitarą i wplecionymi w podkład dęciakami. „The Ballad” zaciekawia nastrojowym pianinem i samplem z kluczowym pytaniem Jamesa Browna: „Can I kick it off? One, two, three, four!” - wtedy „Ballada” delikatnie przyspiesza, nie tracąc niczego ze swojej wyjątkowości. A wracając do Jamesa, który odliczył i spytał, czy może zacząć, to Otis i Dr. Dundiff zaczęli w naprawdę pięknym stylu.

Various Artists Resistance Radio: The Man in the High Castle (Sony Music) Brian Burton, znany jako Danger Mouse, potrafi wykorzystać klasykę, by stworzyć coś nowego - z inspiracji spaghetti westernem wypłynął wielki hit „Crazy” Gnarls Barkley, a ostatni krążek Michaela Kiwanuki to ukłon w stronę starych, soulowych nagrań. Tym razem współcze-

śni artyści biorą się za interpretację utworów z lat 60., a Danger Mouse uskutecznia podróż w czasie, by słuchacz czuł się tak, jakby trzymał w ręku płytę sprzed kilkudziesięciu lat. Właśnie dlatego producent określił ten projekt jako science fiction, ale science fiction mamy tu znacznie więcej. Album jest rozwinięciem serialu „The Man in the High Castle”, w którym alianci przegrali II wojnę światową, a 11 lat później Stany są kontrolowane przez Niemców i Japończyków. Fabuła rzutuje na muzykę, przez co często radosne i lekkie kompozycje zyskują mroczniejszy wymiar. I tak The Shins tworzą refleksyjną wersję „A Taste of Honey” Toma Jonesa, liryczny Beck wykonuje „Cant Help Falling in Love” Elvisa, a Norah Jones brzmi poetycko i świeżo w „Unchained Melody”. Ciężko o udany projekt z coverami, a ten jest zrobiony z dużym smakiem i elegancją.

Jamiroquai Automaton (Virgin EMI) Krzyżówka Jamiroquai z Daft Punk? Tak można opisać początek tej płyty. Przez chwilę wydaje się, że to będzie spora zmiana w brzmieniu Jamiroquai, jednak kojarzone z grupą funk i acid jazz ciągle tu są, tylko czasami prezentują się w bardziej elektronicznej i mechanicznej wersji. Przeważnie wszystko gra i buja (przywodzące na myśl grupę Chic „Cloud 9”, zaraźliwe „Vitamin” z pulsującym basem i saksofonowym solo, czy synthpopowy hołd dla córki Jay Kaya „Carla”). Mamy także kilka nietrafionych pomysłów, chociażby wymuszone „We Can Do It” z jednym z najbardziej irytujących refrenów, jakie ostatnio zdarzyło mi się słyszeć. Nie jest tak, jak wskazywałby na to tytuł utworu

„Superfresh” - na „Automaton” nie znajdziemy super świeżości, prędzej coś na kształt futurystycznego retro. I to nie miało zabrzmieć jak zarzut - naprawdę warto docenić stałość w uczuciach i konsekwencję. Ostrzegam też przed możliwym napadem tęsknoty do lat 90., kiedy to na każdym kanale muzycznym przewijał się Jay Kay tańczący na ruchomej podłodze. Tamte czasy już nie wrócą, ale „Automaton” to przyjemna namiastka tej energii sprzed lat.

wydawnictwach Fabulousa raczej się nie zmienia, to samo tyczy się ogólnej stylistyki, a nawet okładek. I rzeczywiście, artysta przyznaje że nie odczuwa przymusu robienia przy każdym albumie czegoś zupełnie innego, bo prawdziwym wyzwaniem jest mieć ciągle nowe pomysły, tworząc podobne rzeczy. Możliwe, że ma rację. Jeśli coś jest dobre, to po co na siłę to zmieniać?

Kendrick Lamar DAMN. (Aftermath/Interscope)

Lord Echo Harmonies (Soundway Records) Występujący jako Lord Echo Mike Fabulous, producent z Wellington sprawia, że na tej płycie w harmonii pozostają ze sobą reggae, funk, boogie, soul, jazz i afrykańskie rytmy. To tryskające energią współgranie podkreślają goście - jedna z najbardziej cenionych wokalistek sesyjnych w Nowej Zelandii - Lisa Tomlins i Toby Laing - trębacz z Fat Freddy’s Drop. Jest też obdarzony frapującym i ciepłym falsetem Mara TK (utwory z jego udziałem to moja zdecydowana czołówka). I tak, to ten sam Mara TK, który śpiewa w Electric Wire Hustle i sześć lat temu grał z tą grupą w Szczecinie. Łatwo zauważyć, że skład gości na kolejnych

Czy Kendrick w ogóle jest nas w stanie zawieść? Część fanów jeszcze przed premierą narzekała na okładkę - bo taka zwyczajna, bo grafik użył Times New Roman, ale kto przejmowałby się okładką przy takiej zawartości. Na „Damn” nie znajdziemy nic z freejazzowego klimatu „To Pimp a Butterfly”, są za to nagłe zmiany tempa, miejscami schizofreniczne bity, klimat rapu z lat 90., a przede wszystkim, jak zwykle niezawodne, teksty Lamara - wypełnione komentarzami politycznymi, nawiązaniami do Starego Testamentu, aluzjami i kontrastami (zestawienie miłości z pożądaniem, czy pychy z pokorą). Trudno nawet wybrać najmocniejsze utwory, bo mamy przecież porywający, singlowy „DNA”, zawieszony pomiędzy duetem Outkast, a solowym materiałem Q-Tipa „Lust”, psychodeliczny „Pride”, czy (podpisany nazwiskiem) „Duckworth”. Ten ostatni to wprost idealny przykład tego, że Lamar jest mistrzem storytellingu - jego monolog wciąga, jest trafnie spuentowany, a Kendrick ponownie nazywa się tu najlepszym raperem. I nie widzę w tym żadnej pychy.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

53


| KULTURA |

# kino w maju by Jarosław Jaz

jak powinien. Światem zawładnęły moce zła. Jest przepełniony kłamstwem, fałszem i obłudą. Główny bohater, nastoletni Wieniamin, uważa, że wie wszystko o moralności. Wie, co jest dobre, a co złe; wie, jak powinno się przestrzegać zasad i przed kim należy je chronić. Jasnooki młodzieniec, dotychczas onieśmielony nawet w kontaktach z rówieśniczkami, w mgnieniu oka zmienia się we współczesnego Tartuffe’a, zdolnego zmusić tłum do nazywania czarnego białym. Jedyną osobą która usiłuje uratować głównego bohatera, jest nauczycielka biologii. W rezultacie to ona sama, jak każdy przyzwoity człowiek rzucający wyzwanie fanatyzmowi, będzie potrzebować pomocy.

„Strażnicków Galaktyki”. Czego możemy się spodziewać? Efekty specjalne na wysokim poziomie, spora doza zjadliwego humoru i mnóstwo przygód, zaś w rolach drugoplanowych zobaczymy weteranów – Kurta Russella oraz Sylvestra Stallone. Fabuła? Peter Quill z drużyną wyrzutków kontynuuje podróż przez kosmos i jako obrońca galaktyki stawia czoła nowym niebezpieczeństwom. Poznaje także prawdę o swoim ojcu oraz jego dziedzictwie. Znamy to, prawda? Ale do kina i tak zapewne wybiorą się tłumy.

Obcy: Przymierze (Alien: Covenant) 2017

Pierwsze trailery nowej odsłony Obcego wróżą dobrze już znaną powtórkę z rozrywki. Mamy tu więc sprawdzone wątki z oryginalnej serii oraz kontynuację niezbyt udanego „Prometeusza”. Zaczyna się klasycznie… statek osadniczy „Przymierze” dociera na nieznaną planetę, która wydaje się być prawdziwym rajem dla człowieka. Członkowie ekspedycji szybko się jednak przekonują, że trafili do mrocznego, pełnego tajemnic i zagadek świata, którego jedynym mieszkańcem jest android David (Michael Fassbender), ocalały z katastrofy „Prometeusza”. Gdy odkrywają, że świat ten kryje w sobie niewyobrażalne zagrożenie, muszą podjąć przerażającą próbę ucieczki. Nie wszyscy zdążą ewakuować się z wyspy.

Uczeń

( (M)uchenik ) 2016 Opowieść o fanatyzmie produkcji rosyjskiej. Świat nie funkcjonuje tak,

54

Butterfly Kisses Strażnicy galaktyki vol. II

(Guardians of the Galaxy vol. 2) 2017 Maj będzie miesiącem kinowych blockbusterów, a w zasadzie kontynuacji sprawdzonych hitów, które nie grzeszą nowymi pomysłami, ale za to gwarantują dużo pieniędzy producentom i... niezłą rozrywkę. Sezon na premiery otworzy kontynuacja

(Butterfly Kisses) 2017

Pochodzący z Torunia reżyser Rafał Kapeliński, prezentuje swój pełnometrażowy debiut zrealizowany w USA, który został nagrodzony Kryształowym Niedźwiedziem przez młodzieżowe jury sekcji Generation 14plus na tegorocznym Berlinale. Śledzimy losy Jake’a i jego dwóch najlepszych przyjaciół w świecie wypaczonym przez seks i pornografię.


Twoja Drukarnia Internetowa

WYDRUKUJ SWOJE NOTESY REKLAMOWE

20% taniej

Twój kod rabatowy:

NOTES0617 www.vivaprint.pl Promocja ważna do: 30.06.2017r. Kod należy wpisać na karcie SZCZEGÓŁY PRODUKTU przed dodaniem go do koszyka. Masz pytania lub problemy? Jesteśmy do Twojej dyspozycji.

biuro@vivaprint.pl +(48) 501 306 252


| KULTURA |

Każdy zmaga się z jakimiś demonami, ale Jake ze swojej tajemnicy nie może zwierzyć się nikomu. - To przede wszystkim historia o przyjaźni. Nie proponujemy żadnego rozwiązania i nie próbujemy moralizować. Chciałem po prostu uchwycić zmagania nastoletniego chłopca ze światem naznaczonym przez samotność mówi o swoim filmie Rafał Kapeliński.

uwikłani są w dwa osobliwe trójkąty miłosne, dla których tłem staje się scena muzyczna Austin w Teksasie.

Sparrow (Johnny Depp). Dowódca „Czarnej Perły” wyrusza w podróż, by odnaleźć Trójząb Posejdona, mistyczny artefakt dający władzę nad morzami, i użyć go w walce przeciwko Salazarowi. Uda się kolejny raz przyciągnąć widzów do kin?

Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara (Pirates of the Caribbean: Dead Men Tell No Tales) 2017

Song to Song (Song to Song) 2017

Plejada gwiazd w dramacie muzycznym Terrence Malicka, autora „Drzewa życia” czy „Cienkiej czerwonej linii”. W rolach głównych Ryan Gosling, Rooney Mara, Michael Fassbender, Natalie Portman, Cate Blanchett i Holy Hunter. Tematem filmu są obsesja i zdrada. Bohaterowie

Przed nami zgrany do bólu zestaw min serwowanych przez Johnny’ego Deppa w stylu późny Keith Richards i oglądanie od nowa wszystkich zakątków „Czarnej Perły” oraz mórz i oceanów przemierzanych przez pirackie statki. Nikczemny kapitan Salazar (Javier Bardem) wraz ze swoją załogą piratów-zjaw ucieka z Diabelskiego Trójkąta i poprzysięga zemstę na wszystkich piratach. Nieuniknionej zagładzie próbuje zapobiec Jack

Podziel się z nami swoją opinią! Wyślij maila lub napisz do nas na FB :)

Ortodoncja bez wyrzeczeń

KLINIKA IMPLANTOLOGII I ORTODONCJI

www.hahs.pl

tel. 91 461 43 18


| ZDROWIE |

Sposób na piękną skórę!

Kosmetyka laserowa Popękane naczynka na twarzy, rumień, przebarwienia? To nie tylko problem kosmetyczny, ale również zdrowotny. Jak uporać z nim na stałe? Odpowiedź na to pytanie zdradza doktor Zbigniew Matuszewski z Laser Studio. Co jest przyczyną popękanych naczynek na twarzy? - Przyczyn poszerzonych naczynek na policzkach lub rumieńców powstający pod wpływem emocji należy szukać w hormonalnym lub genetycznym uwarunkowaniu danej osoby. Należy wiedzieć, że takie problemy mają podłoże nie tylko kosmetyczne, ale i zdrowotne. Niewłaściwie leczone zmiany mogą prowadzić do głębszych podrażnień skóry. W takim razie jak leczyć problem? - Z pomocą przychodzą lasery. Obecnie najpopularniejszy jest laser neodymowo-yagowy o zielonym świetle, długości 532 nm. Jego wiązka działa na naczynia położone stosunkowo płytko, jednak wykazuje nieporównywalnie wyższą skuteczność niż IPL. W Laser Studio wykorzystujemy laser barwnikowy. W Polsce jest dostępnych zaledwie pięć takich urządzeń. Laser ten ma praktycznie nieograniczone możliwości techniczne w ramach wykonywanych zabiegów, co czyni go absolutnie bezkonkurencyjnym. Światło lasera barwnikowego wnika głębiej niż w przypadku wcześniej wymienionych urządzeń, stwarza to szerszy zakres możliwości działania w obrębie skóry. A co jeśli problem zostanie zbagatelizowany? - Jeśli nie naprawimy popękanych naczynek, każde następne działanie o wymiarze estetycznym będzie jedynie działaniem maskującym. Podam przykład, u osób ze zmianami naczyniowymi na twarzy częstym problemem są także zasinienia w okolicy

oczu, skóra jest odrobinę bardziej zapadnięta. Można skorzystać z zabiegów jedynie poprawiających skórę, ale efekty będą krótkotrwałe, przynajmniej dopóki nie zostanie usunięty problem naczyniowy. Czy wystarczy jednorazowa wizyta w gabinecie? - Nie zawsze. Problemy naczyniowe w większości przypadków wiążą się z problemami genetycznymi. W ścianach naczynek po porostu na stałe jest wbudowany błąd. W zależności od stopnia uszkodzeń, pacjent wraca do gabinetu raz na roku, raz na trzy lata lub rzadziej. To bardzo indywidualna kwestia. Podobnie jest w przypadku przebarwień. Laser usunie je od ręki, jednak po pewnym czasie organizm może wytworzyć nowe przebarwiania. Rozszerzone naczynia pojawiają się również na nogach. Czy przyczyny ich powstawania i metody leczenia są takie same jak w przypadku twarzy? - W dużej mierze tak. Aby doszło do pojawiania się rozszerzonych naczynek w okolicach nóg, musi nastąpić całościowa lub odcinkowa niewydolność większego naczynia żylnego. Problem jest widoczny najczęściej w okolicach kolan, ud czy kostek. Samo usunięcie rozszerzonego naczynka jest zabiegiem częściowym, by przyniosło trwały efekt należy zająć się nim od strony medycznej i odcinkowo naprawić układ żylny. Pomocne w tym jest obrazowanie laserowe, które pokazuje rzeczywisty stan układu żylnego. Obecnie stosowanymi metodami są skleroterpia, polegająca na wstrzyknięciu do żyły substancji powodującej stan zapalny naczynia, doprowadzając do jego zamknięcia, oraz laseroterapia. Osobiście jednak polecam lasery, które są znacznie bezpieczniejszą metodą. Działanie lasera opiera się o energię światła. Co jednak najważniejsze ma zdecydowanie szerszy zakres działania.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

57



| SPORT |

Codzienni bohaterowie od niecodziennych sukcesów Czasami zdarza się, że stoimy przed lustrem i nie podoba nam się to, co akurat widzimy. To jedno spojrzenie może być zapalnikiem do wprowadzenia poważnych zmian w dotychczasowym trybie życia. W takim momencie ważne jest, by znaleźć odpowiednią osobę, która nie tylko nie da tej iskrze zgasnąć, ale też zdoła ją należycie podsycić. AUTOR MACIEJ ŻMUDZKI / FOTO ARCHIWUM

Trenerów personalnych, bo właśnie o nich mowa, ostatnimi czasy jest coraz więcej. Jeszcze niedawno status ten wydawał się dość elitarny i przeznaczony dla niewielu. Dziś spowszedniał i stracił nieco na znaczeniu. Obecnie takim tytułem przedstawia się niemal co druga osoba w siłowni. Jak zatem znaleźć tego odpowiedniego? - Według mojej definicji właściwy trener personalny to ktoś, kto potrafi poprowadzić zainteresowaną osobę do celu, który ta sobie wyznaczyła. Ma za zadanie odpowiednio skonstruować wysiłek fizyczny, dopasować do tego należyte odżywianie i uzupełnić to na przykład elementami suplementacji – tłumaczy swój punkt widzenia Łukasz Plewnia, trener personalny ze szczecińskiego Prime Fitness Clubu. Ta stosunkowo nowa grupa zawodowa dość znacząco różni się od wcześniej znanych instruktorów, których można spotkać w każdej siłowni. Ci drudzy przybliżają nam mechanikę działania maszyn i tłumaczą, w jaki sposób ich prawidłowo używać. Trene-

rzy personalni mają dużo większą wiedzę i doświadczenie, dzięki którym efektywna praca nad własnymi słabościami staje się łatwiejsza. Relację tę można skojarzyć z rzemieślniczo-artystycznym podejściem do malarstwa. Instruktor opowie o charakterystyce płótna, budowie i właściwym używaniu pędzla, a trener stanie obok i sprawi, że zaczniesz malować. Bycie trenerem personalnym z prawdziwego zdarzenia to jednak dużo więcej niż zwykłe odbębnienie kursu. Ten trwa około trzech miesięcy i może go zrobić w zasadzie każdy. – Taka osoba musi przede wszystkim posiąść umiejętność odpowiedniej komunikacji, a także potrafić sprzedać siebie i swoją wiedzę. Każdy człowiek jest inny i dlatego tak istotne jest, aby podchodzić do ludzi indywidualnie i szukać odpowiedniej płaszczyzny do porozumienia. Jeśli uda się zainteresować klienta i stworzyć między nami unikatową relację, to mamy szansę osiągnąć wspólnie coś fajnego. Należy też pamiętać, że od teorii zdecydowanie ważniejsza jest

praktyka. Trzeba popracować i zdobyć doświadczenie, bo to właśnie te elementy poszerzają naszą wiedzę. Gdy jej brakuje, to możemy nieświadomie wyrządzić komuś krzywdę – tłumaczy Łukasz. Pierwsze spotkanie z trenerem personalnym zazwyczaj jest darmowe i całkowicie niezobowiązujące. Służy temu, aby się poznać, porozmawiać swobodnie o wielu tematach i zobaczyć czy wytworzy się chemia. Jeśli zaiskrzy, to można działać i zająć się wyznaczeniem konkretnego celu. Ten musi być wymierny i osadzony w sprecyzowanych ramach czasowych. Optymalna częstotliwość spotkań z trenerem to z początku dwa, później trzy razy w tygodniu. Trening trwa godzinę zegarową, ale jest ona wykorzystywana tak efektywnie, jak tylko się da. Nie liczy się rozgrzewka, aeroby czy końcowe wyciszenie, tylko pełne sześćdziesiąt minut pracy we dwoje. Jeśli chodzi o koszt takich spotkań, to sprawa jest nieco złożona. Wytrwali poszuki-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

59


| SPORT |

wacze znajdą w internecie oferty sięgające nawet trzydziestu złotych, ale trzeba się liczyć z tym, że godzinny trening z wykwalifikowanym trenerem to zazwyczaj wydatek przekraczający sto złotych. - W naszym przypadku cena to 120 złotych za zajęcia ze mną i 140 złotych za pracę z Łukaszem tłumaczy Agata Plewnia, która także współpracuje z Prime Fitness Clubem jako trener personalny. - Włożyliśmy dużo wysiłku, żeby znaleźć się w miejscu, w którym teraz jesteśmy i dlatego nauczyliśmy się, że trzeba odpowiednio cenić swoją pracę. Nikt nie wchodzi do salonu Ferrari i próbuje targować się o cenę. Jeśli ktoś szuka wysokiej jakości, to ją u nas znajdzie, bo wkładamy w pracę maksymalnie dużo zaangażowania i serca.

jego utrzymaniem i są bardziej zdeterminowane, aby realizować wyznaczone cele. Czasem o zgłoszeniu się do trenera zadecydują też pojedyncze impulsy. Zbliża się sezon plażowy, koleżanka z pracy wygląda lepiej itd. Grunt to zdać sobie sprawę, że cel wymaga czasu i poświęcenia. Co ważne, z trenerem personalnym może ćwiczyć w zasadzie każdy. - Miałem już osoby podchodzące pod siedemdziesiątkę, a był też chłopak, który miał dziesięć lat. W tym drugim przypadku po prostu skupialiśmy się na tym, aby wypracować u niego właściwe nawyki ruchowe. Każdego podopiecznego traktujemy indywidualnie i staramy się ułożyć taki plan treningowy, aby zaspokoić jego potrzeby. Jeśli przychodzi do mnie nastolatek, który trenuje bieganie, to wspólnie pracujemy nad tym, aby zwiększyć jego szybkość czy wydolność. W innym przypadku pojawi się młody siatkarz i tam będziemy skupiać się przede wszystkim nad skocznością – wyjaśnia Łukasz.

Bardzo ważne w tym zawodzie jest ustawiczne kształcenie się i podnoszenie umiejętności. Na rynku co rusz pojawiają się nowinki w technice, sprzęcie czy odżywianiu, a dobry trener musi być ze wszystkim na bieżąco. - Szkolenia i wykłady to w pewnym sensie nasz chleb powszedni. Bardzo chętnie doskonalimy swój warsztat. Przez lata działalności nawiązaliśmy już sporo kontaktów z ekspertami w danych dziedzinach i z wielką chęcią oraz ciekawością konsultujemy z nimi konkretne zagadnienia. Chcemy się rozwijać i między innymi dlatego zdecydowaliśmy się też odbyć szkolenie z komunikacji i rozwiązywania konfliktów. Umiejętności mediacyjne pomogły nam nauczyć się rozmawiać, dzięki czemu jesteśmy w stanie lepiej porozumiewać się z klientami. Możemy ich słuchać, pomóc się wyciszyć, pogłębić relację i wzmocnić wzajemne zaufanie. Sporo osób w pierwszej chwili patrzy na naszą pracę stereotypowo i widzi nas tylko jako ludzi od fikołków. My się z tego powodu absolutnie nie gniewamy, bo nauczyliśmy się, żeby nie brać tego do siebie. Pracujemy nad sobą, czujemy głód wiedzy i stale dążymy do tego, aby się rozwijać – kontynuuje Agata.

Czasami efekty współpracy z trenerem personalnym przechodzą najśmielsze oczekiwania. W przypadku Agaty jednym z jej największych sukcesów zawodowych była kobieta, która w nieco ponad pół roku schudła aż o 53 kilogramy. – O tym, że jej się udało zadecydowało to, że była niewiarygodnie zdyscyplinowana. Słuchała się w stu procentach i w 6-7 miesięcy zrobiła coś tak niesamowitego.

Do trenerów personalnych najczęściej zgłaszają się ludzie dojrzali, czyli ci, którzy bardziej doceniają zdrowie i wiedzą już, że nie zostało ono dane raz na zawsze. Takie osoby zdają sobie sprawę, że trzeba pracować nad

Podobny wynik w swojej pracy odnotował także Łukasz. Prowadzony przez niego 57-letni pan Grzegorz nie tylko zrzucił 60 kilo, ale zrobił też kratę na brzuchu. – Gdy

60

podopiecznemu udaje się osiągnąć zamierzony cel, to jest to tak niesamowite uczucie, że ciężko je do czegokolwiek porównać. Satysfakcja z czyichś sukcesów jest ogromna i napędza nas do dalszego działania. Kiedy ktoś podejdzie i powie: „Udało nam się, osiągnęliśmy to razem, bo bez ciebie nie dałbym rady”, znaczy to więcej niż można sobie wyobrazić. Jak wypracować w sobie odpowiednią mobilizację do wykonania pierwszego kroku i podjęcia współpracy z trenerem personalnym? - Zależy nam, żeby nie wykorzystywać do tego klasycznego impulsu motywacyjnego, bo to tylko emocja, a my zdecydowanie bardziej wolimy pracować na uczuciach. Emocje są jak słoma – szybko zapłoną i można nie zdążyć utrzymać tego ognia zanim się wypali. Motywacja to zatem tylko zapalnik. Emocje są krótkotrwałe i szybko gasną, z uczuciami jest inaczej. Na nich można budować coś większego. Chcemy, żeby ludzie nam zaufali i cieszyli się z drogi, w którą z nami za każdym razem wyruszają – twierdzą zgodnie małżonkowie. Sami o sobie mówią, że trenerzy personalni to w powszechnej opinii sadyści, którzy zakazują dobrego jedzenia, zmuszają do ćwiczeń i jeszcze biorą za to pieniądze. Rodowici szczecinianie Agata i Łukasz stanowią świetną parę nie tylko w życiu prywatnym. Podzielili się pracą – ona trenuje kobiety, on mężczyzn. Łukasz z uśmiechem mówi, że tak jest lepiej, bo może skupić się na realizowaniu zajęć i nie musi patrzeć kątem oka, z jakim facetem ćwiczy akurat jego żona. Ona na każdym kroku podkreśla, jakim autorytetem jest dla niej mąż. Oboje zgadzają się ze słowami serialowego doktora House’a, że wszyscy kłamią, choć nieświadomie. „Przyłapywanie” podopiecznych na odstępstwach od diety i planów ćwiczeniowych określają mianem trenerskiej zabawy w kotka i myszkę. Najważniejsze jednak, że kochają to, co robią i wkładają w to maksimum serca. Bo właśnie takie zaangażowanie sprawia, że ludzie zapisują się do nich przez cały rok, a nie tylko na początku stycznia, czyli w gorącym okresie noworocznych postanowień.


VOLITE, kwas hialuronowy w żelu Nowa jakość zabiegów rewitalizacyjnych

Jeden zabieg i dziewięć miesięcy skuteczności. Koniec z igłami i bólem. Na rynku pojawił się innowacyjny produkt marki Allergan - Juvéderm® VOLITE i jest już dostępny w gabinecie Medimel. Co należy o nim wiedzieć? Kwasu hialuronowy to jedna z najpopularniejszych substancji odmładzających. Ponadto naturalnie występuje w ludzkim organizmie. Posiada właściwości łączenia włókien kolagenowych oraz wiązania cząsteczek wody. Dzięki temu skóra jest jędrna i nawilżona. Niestety wraz z upływem czasu, organizm traci zapasy kwasy hialuronowego. W konsekwencji na skórze powstają zmarszczki lub drobne bruzdy. Na ratunek przychodzi medycyna estetyczna, która umożliwia uzupełnienie kwasu w miejscach najbardziej tego wymagających. Gabinet medycyny estetyczne Medimel proponuje nowy na rynku kwas hialuronowy w żelu, produkt zaufanej firmy far-

maceutycznej Allergan. Produkty marki są tworzone w nowatorskiej technologii VYCROSS™, opartej na sieciowaniu kwasu hialuronowego. Zadaniem zabiegu Juvéderm® Volite jest maksymalne napięcie oraz nawilzenie skory. Jest to krok naprzod w dziedzinie mezoterapii! Juvéderm® Volite jest dedykowany okolicom twarzy, szyi, dekoltu i rąk. Efekt utrzymuje się nawet do 9 miesięcy i jest widoczny już po pierwszym zastosowaniu. Więcej informacji w gabinecie Medimel.

ul. Nowowiejska 1E , Szczecin – Bezrzecze | tel. +48 91 818 04 74, +48 500 355 884 | e-mail: gabinet@chirurgia-szczecin.pl www.chirurgia-szczecin.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

61


Kiedy w oku coś przesłania widzenie Pojawiają się i znikają. Przeszkadzają w czytaniu, oglądaniu telewizji, codziennym funkcjonowaniu. Mowa o zmętnieniach, na które do tej pory nie było skutecznego sposobu. Do czasu aż pojawił się laser TEKST ANNA FOLKMAN

Wystarczy spojrzeć na całkiem białą ścianę, by przekonać się, że przed naszymi oczami co chwilę przelatują małe frędzelki, plamki, coś w rodzaju kurzu o kępkach różnej wielkości. - To są męty. W praktyce mają je wszyscy. Pojawiają się już w młodości, ale w miarę upływu czasu stają się coraz większe. Wszystko dlatego, że ciało szkliste wypełniające oko ulega przemianom. Starzeje się tłumaczy dr n. med. Andrzej Lipiński, specjalista okulista z Centrum Medycznego Dom Lekarski. - Poza tym, samo ciało szkliste oddziela się od miejsc, do których jest biologicznie przyczepione w okolicach plamki żółtej, tarczy n. II oraz na obwodzie siatkówki. W tych miejscach kolagen jest wtedy mocno zmieniony. Oko, w którym są męty, można porównać do kalejdoskopu - to loteria. Nigdy nie wiadomo, kiedy i gdzie się coś pojawi. - Męty pływają, uciekają, chowają się - wymienia doktor. - Na ogół małe męty zupełnie nie przeszkadzają w codziennym funkcjonowaniu. Nasz mózg radzi sobie z nimi znakomicie. Niestety, w niektórych przypadkach męty są duże i ich obecność staje się bardzo dokuczliwa. Z reguły problem mętów dotyczy

62

osób po 50. roku życia, aczkolwiek nie jest to absolutnie regułą. Męty mogą być tak gęste, że potrafią na tablicy testowej całkowicie zasłonić całą literę, cyfrę. Na ogół pacjenci sami zgłaszają problem. Opisują męty jako coś, co okresowo pogarsza im widzenie, jest w oku, pojawia się czasami, utrudnia czytanie, oglądanie telewizji, irytuje. - Istnieją krople, które mogą minimalizować męty, ale moim zdaniem taka terapia nie jest skuteczna - zauważa dr Lipiński. - By na stałe pozbyć się mętów, trzeba by było usunąć całe ciało szkliste. To operacja bardzo ryzykowana i obarczona poważnym powikłaniami, dlatego takich zabiegów raczej się nie praktykuje. To ryzyko nie jest często warte ewentualnego efektu. Pierwszym laserem umożliwiającym usunięcie mętów jest laser Elexa - Ultra Q Reflex System, który posiada tor optyczny i tor lasera w tej samej osi. Znajduje się on od początku roku w Domu Lekarskim przy ulicy Struga. - Dzięki temu urządzeniu można bezpiecznie męt uwidocznić i ustalić, w jakiej odległości znajduje się względem siatkówki lub soczewki pacjenta - dodaje doktor. - Wszystko po to, by laserem nie uszkodzić tkanek, które są w pobliżu.

Celowanie do zmętnienia można porównać do gry zręcznościowej. Męt cały czas się przemieszcza, bywa, że bardzo szybko. Kiedy strzela się do niego laserem, potrafi jeszcze bardziej przyspieszyć. Męta nie można pociąć, bo wtedy podzieli się na więcej części. Ideą laseroterapii jest to, by wygenerować bardzo dużo energii w jak najmniejszej przestrzeni i by odparować go, czyli zamienić w gaz. Zabieg trzeba wykonać spokojnie, mieć na niego dużo czasu, bo nigdy nie wiadomo, ile potrwa. Oko jest delikatnie znieczulone, by pacjent czuł się komfortowo, ale nie jest to konieczne, bo laseroterapia nie boli. Potem wystarczy trochę żelu, soczewka stabilizująca zakładana na otwarte oko i pacjent siada przed laserem. Lekarz celuje do mętu za pomocą joysticka. Celownik to dwie kropeczki, tam gdzie się złączą wysyłana jest wiązka laserowa o ogromnej energii. Męty mają często pół milimetra, milimetr. Zaraz po zabiegu, kiedy mija olśnienie, pacjent widzi efekt. Satysfakcję ma także sam lekarz, który celnie trafił. Rzadko zdarza się, by zabieg trzeba było powtórzyć.


| ZDROWIE |

Mezoterapia igłowaprecyzyjna rewitalizacja skóry Zabieg mezoterapii igłowej jest jednym z najpopularniejszych zabiegów poprawiających wygląd i funkcjonowanie skóry. Na czym polega? Na iniekcyjnym (za pomocą igły i strzykawki) dostarczeniu m.in.: kwasu hialuronowego, mikroelementów, witamin, peptydów do skóry- dokładnie w miejsce, gdzie składniki te są potrzebne. Dzięki temu uzyskuje się szybki efekt poprawy wyglądu i kondycji tkanki. Zabieg wykonuje się w znieczuleniu miejscowym, dlatego nie należy obawiać się, że będzie bolesny. Mezoterapię igłową stosuje się na powiekach, twarzy, szyi, dekolcie, grzbietach rąk oraz wszędzie tam, gdzie skóra utraciła swoją dotychczasową jędrność i elastyczność. Mezoterapia świetnie sprawdza się również w likwidacji cellulitu, rozstępów i przebarwień. Jest też zalecana w terapii łysienia, ponieważ dostarczane składniki odżywcze mocno stymulują włosy do wzrostu. Zabieg nie wymaga specjalnego przygotowania przed wizytą. Nie powoduje nadwrażliwości na słońce i może być stosowa-

ny przez cały rok. Może być wykonywany przy każdym typie skóry, również wtedy, gdy jest ona bardzo cienka i delikatna. Zabiegi mezoterapii powodują bardzo skuteczne i głębokie nawilżenie skóry. Uzupełniają niedobory witamin oraz minerałów, wspomagają mikrokrążenie, zwiększają napięcie i elastyczność skóry, redukując oznaki jej starzenia się. Po serii zabiegów widoczna jest wyraźna poprawa gęstości skóry, jej rozjaśnienie i odmłodzenie. Wykonanie serii zabiegów mezoterapii igłowej skutkuje nie tylko poprawą strukturalną, ale i funkcjonalną skóry. Jej rezultatem jest m.in. pogrubienie naskórka oraz poprawa jego funkcji. Dzięki temu możliwa jest redukcja istniejących zmarszczek oraz zasinień pod oczami. Zabiegi mezoterapii wskazane są w szczególności wtedy, gdy problemem jest zmęczona, wiotka, pozbawiona elastyczności i napięcia skóra. Zabieg ten sprawdzi się także doskonale w przypadku uszkodzeń posłonecznych, przebarwień, zaburzeń rogowacenia i blizn pourazowych oraz potrądzikowych. Pełne efekty widoczne są po serii 4-6 zabiegów. Powinny się one odbywać cyklicznie co 2-4 tygodnie, a w fazie podtrzymującej – raz na kilka miesięcy. Dzięki zabiegom podtrzymującym, efekty kuracji utrzymują się znacznie dłużej.



| ZDROWIE |


| ZDROWIE |

Nowa metoda leczenia jaskry Jaskra, to jedna z najpoważniejszych chorób oczu, której postępowanie prowadzi do utraty wzroku. Niestety wielu pacjentów wciąż odkłada operację jaskry do ostatniego momentu, pozostawiając chirurgom niewielkie pole manewru. Należy reagować wraz z pierwszymi objawami! Obecnie lekarze dysponują urządzeniami takimi jak implanty Xen Gel, które są w stanie zwiększyć szansę na powstrzymanie postępu choroby. O szczegółach opowiada okulista dr Tomasz Miszczuk z Domu Lekarskiego. Czym są implantaty Xen Gel? - Xen Gel jest żelowym implantem stworzonym przy użyciu bardzo zaawansowanej technologii. Po raz pierwszy zastosowany u pacjentów z jaskrą w 2014r. w USA. Pozwala na wykonanie procedury minimalnie inwazyjnej chirurgii jaskry. Jest to rurka o długości 6 mm, średnicy zewnętrznej 120um(mikrometrów) i średnicy wewnętrznej 45um(mikrometrów). Dzięki swojej elastyczności dostosowuje się do tkanek, pomiędzy które jest wszczepiany, a jednocześnie trwale zachowuje pierwotną średnicę wewnętrznego przekroju na całej swojej długości. Pozwala na obniżenie ciśnienia wewnątrzgałkowego o ok. 30% lub więcej, co wydatnie zwiększa szansę zachowania wzroku u pacjentów operowanych tą metodą. Zabieg nie poprawia ostrości wzroku, ale zabezpiecza przed jego utratą. Na czym polega działanie stentu XEN GEL? - Xen Gel wytwarza dodatkową drogę odpływu cieczy wodnistej z gałki ocznej na tej samej zasadzie co klasyczna trabekulektomia. Powstaje przetoka pomiędzy wnętrzem gałki ocznej i przestrzenią podspojówkową. Gałkę oczną pacjenta chorego na jaskrę można porównać do zbyt mocno napompowanej piłki. Podwyższone ciśnienie stopniowo i bezboleśnie niszczy nerw wzrokowy, powoli pozbawiając chorego wzroku. Stent Xen Gel działa jak wentyl w piłce, pozwalając nam na kontrolowane obniżenie ciśnienia. W jaki sposób implanty są wszczepiane? Jak wygląda zabieg? - Pacjent znieczulany jest miejscowo, podobnie jak w przypadku operacji zaćmy. Sam zabieg jest prostszy technicznie niż operacja zaćmy. Mikrorurkę umieszcza się w oku za pomocą jednorazowego aplikatora. Pacjent zaraz po zabiegu może wyjść do domu i nie musi już kropić leków przeciwjaskrowych, ponieważ implant zaczyna działać bezpośrednio po umieszczeniu w oku. Czy zabieg ten można uznać za innowacyjny? Dlaczego? - Implant Xen Gel należy do najnowszych osiągnięć biotechnologii. Używając takich produktów zbliżamy się do obszaru nanotechnologii, z którą w medycynie wiążemy ogromne na-

66

dzieje na jeszcze doskonalsze i bezpieczniejsze metody leczenia. Jest precyzyjnie zaprojektowany i wykonany tak aby pozwalać na przepływ określonej objętości cieczy wodnistej z gałki ocznej w jednostce czasu. Takiego efektu nie da się uzyskać stosując klasyczne metody chirurgii przeciwjaskrowej. Nawet najbardziej wytrawny mikrochirurg nie jest w stanie wykonywać skomplikowanego zabiegu trabekulektomii w idealnie powtarzalny sposób. Czy implanty są bezpieczniejszą metodą leczenia jaskry od standardowej operacji? - Zabieg z zastosowaniem implantu Xen Gel jest nieporównywalnie bezpieczniejszy od klasycznej trabekulaktomii. Ciężkie powikłania jak zapalenie wnętrza gałki ocznej, głęboka hypotonia, jaskra złośliwa związane z trabekulektomią, przy zastosowaniu implantu Xen Gel praktycznie nie występują. Nie bez znaczenia jest też stosunkowo prosta technika wykonanie tego zabiegu. Pozwala to na dodatkowe zwiększenie bezpieczeństwa i powtarzalności zabiegu. Jest to tzw. minimalnie inwazyjna chirurgia jaskry, nieporównywalnie mniej traumatyczna i bezpieczniejsza niż klasyczne zabiegi przetokowe. Jaki wiele takich zabiegów przeprowadza się w Domu Lekarskim? - Tego rodzaju implanty są w Polce dostępne od niedawna i zastosowane zostały jedynie w paru ośrodka w kraju. Wykonaliśmy cztery takie zabiegi w kwietniu b.r. Pacjenci są bardzo zadowoleni. W maju planujemy sześć kolejnych zabiegów. Jakie warunki musi spełniać pacjent by podejść do zabiegu? - Do zabiegu kwalifikują się pacjenci leczeni z powodu jaskry pierwotnej otwartego kąta, która stanowi większość przypadków jaskry. Ze względu na duże bezpieczeństwo zabiegu zakwalifikowani mogą być pacjenci z jaskrą niekoniecznie bardzo zaawansowaną. Generalnie istnieje tendencja do odkładania chirurgii jaskry do momentu gdy stopień zaawansowania choroby pozostawia nam bardzo niewielkie pole manewru. Trudno wykonywać zabieg przeciwjaskrowy u pacjenta z prawie zupełnie zniszczonym przez chorobę nerwem wzrokowy i szczątkowym polem widzenia. Z drugiej strony pozostawiając takiego pacjenta bez zabiegu skazujemy go na całkowitą ślepotę w stosunkowo krótkim czasie. Także nie czekajmy z zabiegami przeciwjaskrowymi do momentu, gdy mamy do czynienia z tak dramatycznymi sytuacjami. Tym bardziej, że dzisiaj mamy do dyspozycji tak nowoczesne urządzenia jak implant Xen Gel, który zwiększa szansę na powstrzymanie postępu choroby i może pozwolić na pozbycie się uciążliwej konieczności kropienia drażniących kropli przeciwjaskrowych.

C.H. Turzyn (al. Boh. Warszawy 42, Szczecin) i Outlet Park (ul. Struga 42, Szczecin) tel. 91 469 22 82, www.domlekarski.pl



| ZDROWIE |

Odra dotarła także do nas. Polska zagrożona Zanim wprowadzono szczepienia, z powodu powikłań odry w Polsce każdego roku umierało nawet 300 osób. Niestety w ostatnich latach odnotowano gwałtowny wzrost zachorowań na odrę w Europie.

jamy nosowo-gardłowej - podaje Małgorzata Kapłan ze Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. - Wirusy odry dostają się do organizmu przez usta lub nos oraz przez spojówki. Po namnożeniu w błonach śluzowych przedostają się do różnych organów, tj.: skóry, nerek, żołądka, jelit, wątroby. Choroba charakteryzuje się cyklem objawów.

TEKST ANNA FOLKMAN

Na 2-4 dni przed wystąpieniem wysypki pojawiają się: ostry ból gardła, nieżyt nosa, gorączka, złe samopoczucie, zapalenie spojówek, katar, suchy kaszel. Wysypka w przypadku odry jest bardzo charakterystyczna: najpierw pojawia się za uszami, następnie na twarzy i szyi oraz na tułowiu, rękach i nogach. Powikłaniem odry może być zapalenie mózgu, płuc, ucha środkowego. Wirus przestaje się rozprzestrzeniać w populacji dopiero, gdy zaszczepionych jest przynajmniej 95 proc. osób.

- Był on związany z zaniechaniem szczepień dzieci przez wielu rodziców w związku z nieuzasadnionymi podejrzeniami, że szczepionki przeciw odrze, różyczce i śwince mogą wywoływać u dzieci autyzm - podaje dr hab. Ewa Augustynowicz z Zakładu Badania Surowic i Szczepionek Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - PZH. - Obecnie wśród krajów potencjalnie obarczonych ryzykiem wystąpienia zachorowań na odrę w 2017 roku wymieniane są: Belgia, Francja, Niemcy, Włochy, Polska, Rumunia. - Odra to ostra, wirusowa choroba zakaźna. Jedynym źródłem zakażenia jest chory człowiek. Zakażenie szerzy się głównie drogą kropelkową oraz przez bezpośrednią styczność z wydzieliną

W kwietniu zarejestrowano pierwszy przypadek odry w województwie zachodniopomorskim. - Została potwierdzona laboratoryjnie u mężczyzny wracającego z Tajlandii – dodaje Małgorzata Kapłan. - W zeszłym roku zarejestrowaliśmy jeden przypadek odry. Zgłoszony został na podstawie objawów klinicz-

nych, zakwalifikowany jako przypadek możliwy, gdyż nie wykonano badań laboratoryjnych. W 2015 roku zarejestrowaliśmy 11 przypadków odry. Ryzyko zachorowania dotyczy osób, które nie przechodziły tej choroby, nie były na nią zaszczepione lub otrzymały niepełną dawkę szczepień – usłyszeliśmy w sanepidzie. - Jedyną skuteczną ochroną przed zakażeniem jest szczepionka, przewidziana jako obowiązkowa w kalendarzu szczepień w 13-14 miesiącu życia oraz druga dawka przypominająca w 10 roku życia. - W mojej ocenie, w świetle opinii lekarzy i naukowców, badań i statystyk, ryzyko powikłań pochorobowych jest znacznie mniejsze niż wystąpienia poważnych niepożądanych odczynów poszczepiennych - mówi przeciwniczka szczepień. - Przechodziłam w dzieciństwie odrę, nie pamiętam żadnej paniki na tym tle. Moja córka ma 3,5 roku i jest karmiona piersią, dbam o jej odporność przez dietę, hartowanie, unikanie zbędnych farmaceutyków, wszystkie swoje decyzje konsultuję z zaufanym lekarzem.


Foto: archiwum kliniki Beaty Group w Szczecinie (www.artplastica.pl)

| ZDROWIE |

Męska twarz w rękach eksperta Mydło, woda i woda kolońska? Współczesny mężczyzna nie musi już zadowalać się tym podstawowym zestawem. Rewolucja na rynku kosmetycznym zaczęła się już kilka lat temu: producenci w końcu wzięli na celownik męską skórę, przez lata zaniedbywaną i traktowaną po macoszemu. Nowy trend rozprzestrzenia się, dzięki czemu zdrowie skóry panów przestało być marginalizowane. Preparaty dedykowane specjalnie dla nich to nie fanaberia czy chwyt marketingowy: męska cera różni się od skóry kobiecej na wielu poziomach. Jest grubsza, ma więcej naczyń

krwionośnych i mocniej się przetłuszcza ze względu na obfitszą powłokę hydrolipidową i działanie męskich hormonów płciowych, więc zasadniczo powinna być pielęgnowana w zupełnie inny sposób. Zabiegi estetyczne dla mężczyzn również cieszą się coraz większym zainteresowaniem. Specjaliści medycyny estetycznej skupiają się głównie na usuwaniu skutków upływającego czasu, a ten również traktuje płcie w sposób odmienny. Kobiety ze względu na cieńszą skórę starzeją się o kilka lat prędzej, jednak zmiany na ich twarzach są mniej widoczne i postępują stopniowo. Męska twarz starzeje się dopiero od ok. 30 roku życia: badacze zaobserwowali nagły spadek elastyczności i głębsze niż u płci pięknej bruzdy oraz nagłe powstawanie zmian. Stąd ważna jest ciągła obserwacja stanu cery i nieignorowanie pierwszych zmian w jej wyglądzie, aby nie dopuścić do zbyt dużych bruzd.

Pierwsze zabiegi estetyczne mają za zadanie wzmocnić procesy regeneracyjne. Młodzi mężczyźni przedłużą dobry wygląd stosując mezoterapię oraz laser, który ujednolica koloryt i zwiększa wytrzymałość włókien kolagenowych. Już istniejące, głębokie bruzdy można usunąć, jednak w przypadku zaawansowanych zmian zabiegi odmładzające przeprowadzane są wieloetapowo. U pacjenta ze zdjęć, udostępnionych przez klinikę Beauty Group osiągnięto efekt odmłodzenia i wygładzenia bruzd na czole, stosując zabiegi laserem eCO2 firmy Lutronic. Nawyk częstego marszczenia czoła zlikwidowano podając niewielką ilość toksyny botulinowej, co będzie przeciwdziałać ponownemu tworzeniu się zmarszczek poprzecznych. Ujędrnienie skóry utrzyma się przez wiele lat ze względu na prewencyjne, przeciwstarzeniowe działanie laseroterapii.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

69


| FINANSE |

Pomysł na biznes – wynajem nieruchomości Rynek nieruchomości od lat jest uważany za najbezpieczniejszy sposób pomnażania pieniędzy. Ceny nieruchomości w Szczecinie stale rosną, dzięki czemu mieszkańcy naszego miasta coraz częściej zamiast trzymać pieniądze na lokatach czy giełdzie decydują się na zakup mieszkań pod wynajem.

Średnia cena nieruchomości w Szczecinie wynosi ok. 4.300 zł za m2. Ceny mieszkań na rynku pierwotnym są przeciętnie wyższe o 300 - 500 zł za m2 w porównaniu do rynku wtórnego. Przy zakupie nieruchomości należy jednak zwrócić uwagę nie tylko na cenę za metraż, ale również koszty wykończenia lub remontu – dla zapewnienia wysokiego standardu wymaga tego nie tylko lokal w stanie developerskim, jak przede wszystkim mieszkanie z rynku wtórnego. Ważna, a może i najważniejsza jest lokalizacja. Ścisłe centrum miasta jest zabudowane, dlatego możemy zakupić w nim jedynie mieszkania z rynku wtórnego. Wyjątkiem są adaptowane poddasza, zaliczające się do rynku pierwotnego, ale nie zmienia to faktu, że znajdują się one w starych kamienicach. Jednak za cenę 10 minut drogi samochodem lub środkami komunikacji miejskiej możemy się śmiało pokusić na zakup nowo wybudowanych nieruchomości. Jako doradca finansowy zauważyłem, że moi Klienci dużo częściej kupują nieruchomości na rynku pierwotnym niż wtór-

nym. Nic dziwnego, ponieważ w nowych budynkach czynsz jest wielokrotnie niższy. Kolejnym argumentem jest fakt, związany ze znacznie szybszym wzrostem wartości nowych mieszkań po wykończeniu w porównaniu do mieszkań, położonych w kamienicach, które posiadają dziesiątki lat. Aktualnie optymalne marże kredytów, przy założeniu minimalnego wymaganego wkładu własnego (10%) zaczynają się od 1,7-1,8 punktu procentowego. Koszt kredytowania ocenia się nadal jako niski, więc wielu Klientów skłania się do zakupu nieruchomości pod wynajem.

własnością – AKTYWEM, budującym wartość naszego MAJĄTKU. Dlaczego go nie powiększać?

Piotr Kowalewski Doradca Finanset Biuro w Szczecinie: ul. Jagiellońska 85/8, 70-437 Szczecin tel. +48 518 910 423 e-mail: p.kowalewski@finanset.pl

Kalkulacja jest prosta: obecnie wynajem nieruchomości 2 pokojowej w Szczecinie przyniesie nam przychód na poziomie około 1600 zł miesięcznie, natomiast rata kredytu w wysokości 250.000 zł najczęściej nie przekroczy 1200 zł miesięcznie. Wynajem nieruchomości pokrywa nam koszty kredytu i generuje nadwyżkę finansową, którą możemy przeznaczyć na dowolny cel, dalsze inwestowanie lub szybszą spłatę zobowiązania. Nowo zakupione mieszkanie jest naszą

ul. Jagiellońska 85 lok. 8, 70-437 Szczecin, m.gajdamowicz@finanset.pl, tel. 91 3111209, 530535298, www.finanset.pl

70


| TRENDY TOWARZYSKIE |

Sztuka inwestowania Finanset Spektakl Sławomira Mrożka „Czarowna noc” w reżyserii Michała Janickiego oraz ciekawe dyskusje o inwestycjach. Tak upłynął wieczór w Teatrze Kameralnym Brama Portowa, zorganizowanym przez firmę Finanset. Podczas wydarzenia można było wysłuchać prelekcji m.in. firmy Ipopema czy też TFI Allianz Polska. Partnerami wieczoru w teatrze byli BMW Bońkowscy i Wine Center. (am)

Od lewej: Michał Płatek, właściciel Centrum Płatek, Dariusz Ziąber, prezes zarządu Grupa Finanset Sp. z o.o., Mariusz Łuszczewski, właściciel Exotic Restaurants, Piotr Kaliński, właściciel Wine Center.

Dr. Piotr Marciniak, Grzegorz Kozanecki, dyr. ds. medycznych WOMP ZCLiP, lek. Lidia Zioło z mężem – przedstawiciele branży medycznej w trakcie rozmowy o finansach.

Krzysztof Zwierz, członek zarządu Grupa Finanset Sp. z o.o., Wioletta Kociszewska, dyr. ds. Zagranicznych Funduszy Inwestycyjnych TFI Allianz Polska S.A., Anna Bąkała, członek zarządu TFI Allianz Polska S.A.

Dariusz Ziąber, Magdalena Gajdamowicz, Krzysztof Zwierz – organizatorzy: Grupa Finanset Sp. z o.o.

Foto: Sebastian Wołosz

Piotr Kopciński, właściciel Ośrodka Millenium Międzywodzie, Aleksandra Zapolska-Kwiatkowska, lek. stomatolog, Lidia Drozd-Kołban, lek. pulmonolog.

Witold Wroński, dyrektor ds. inwestycji, makler papierów wartościowych, Ipopema Securities

Zdjęcie zbiorowe.

Rozdanie nagród przy udziale aktorów Teatru Kameralnego: z prawej Anna Nowacka, Michał Janicki.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

71


Dni Skandynawskie w Szczecinie Tegoroczna edycja, odbywająca się pod hasłem „Energia inteligentnych miast”, była kontynuacją rozpoczętej przed trzema laty idei stworzenia w Szczecinie aktywnej i interdyscyplinarnej platformy współpracy pomiędzy Polską a Skandynawią. Podsumowaniem różnorodnego programu był kameralny bankiet w holu filharmonii. (red)

Artur Trojanowski, autor prac, Monika Krupowicz, Open Gallery.

Ynona Husaim-Sobecka, Głos Szczeciński oraz Marcin Pawlicki, wiceprezydent Szczecina.

Waldemar Kulpa, dyrektor 13muz (z lewej), Marcin Korneluk, reżyser filmowy oraz Grzegorz Skorny, Wyższa Szkoła Techniczno-Ekonomiczna.

Anna Siergiej i Małgorzata Rożniecka-Ofman.

Łukasz Czub, menedżer galerii sztuki, z przyjaciółką.

Prof. Kamil Kuskowski, Akademia Sztuki (z lewej), Jędrzej Wijas, Trafostacja Sztuki.

Foto: Sebastian Wołosz

Wystawa „Emanacje” Paweł Szynkaruk, były dyrektor PŻM oraz Jacek Janiak z klubu Słowianin.

72

Na 4. poziomie filharmonii Open Gallery Moniki Krupowicz zorganizowała wystawę prac Artura Trojanowskiego „Emanacje”. Na wernisaż przybyło środowisko artystyczne miasta oraz wielbiciele sztuki współczesnej. (mk)

Foto: Sebastian Wołosz

Od lewej: Grzegorz Jankowski, sędzia, Piotr Krzystek, prezydent Szczecina, Andrzej Preiss, adwokat.


| TRENDY TOWARZYSKIE |

Gala Nagrody Artystycznej Miasta Szczecin W filharmonii wręczono Nagrody Artystyczne przyznawane przez prezydenta Szczecina. Tegorocznymi laureatami zostali: Jolanta Drąszkowska – Mecenas Kultury, Agnieszka Wilczyńska – Nagroda Artystyczna za rok 2016 i Andrzej Foryś – Nagroda Artystyczna za całokształt działalności. Galę uświetnił koncert Urszuli Dudziak z zespołem. (mk) Wyróżnienie odbiera Dorota Serwa, uhonorowana tytułem Szczecinianki 2016 roku.

Jarosław Jaz, MM Trendy i Olga Łozińska, Europe Direct - Szczecin. Rzeźbiarka Monika Szpener, Eko Szczecinianka 2016 podczas odbierania tytułu.

Jolanta Drąszkowska, Agnieszka Wilczyńska i Andrzej Foryś, laureaci Nagrody Artystycznej Miasta Szczecin.

Marzena Białowolska z Fundacji na Rzecz Zwierząt „Dzika Ostoja”, ubiegłoroczna zdobywczyni tytułu Eko Szczecinianka.

Foto: Sebastian Wołosz

Agata Stankiewicz, dyrektor Wydziału Kultury Urzędu Miejskiego i Jacek Jekiel, dyrektor Opery na Zamku.

Krystyna Pohl z „Głosu Szczecińskiego”, jedna z nominowanych.

Foto: Sebastian Wołosz

Poznaliśmy Szczeciniankę i Eko Szczeciniankę Roku

Prof. Leszek Żebrowski (z lewej) i prof. Lex Drewinski, wykładowcy Akademii Sztuki.

Podczas gali, organizowanej przez stowarzyszenie Kobiety dla Szczecina i Regionu, poznaliśmy kobiety roku. Dorota Serwa, dyrektorka filharmonii została Szczecinianką Roku 2016 a artystka Monika Szpener otrzymała tytuł Eko Szczecinianki 2016. Gala odbyła się w Muzeum Narodowym przy ul. Staromłyńskiej. Rzeźbiarka Monika Szpener do tytułu Eko Szczecinianki 2016 została nominowana za wykorzystywanie surowców wtórnych w sztuce. Dorota Serwa otrzymała wyróżnienie za poziom zarządzania rozpoznawalnym w świecie symbolem miasta. (red)

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2017

73


#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE

• City Break CH Galaxy - 0 piętro • Costa Coffee CH Galaxy 0 piętro • Columbus Coffee CH Galaxy - 2 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee CH Turzyn - 0 piętro • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee DriveUp, ul. Struga 36 • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Columbus Coffee ul. Krzywoustego • Columbus Coffee MEDYK” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Coffee Oxygen • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Coffee Piastów 5/1/ul. Jagielońska • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Pasja Fabryka Smaku ul. Śląska 12 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1 • Bajgle Króla Jana, ul. Nowy Rynek 6

SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA

• Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio DUMA Usługi Kosmetyczne Marzena Dubicka ul. Langiewicza 23 • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Witkiewicza 49U/9 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Vegas Studio Fryzjerskie ul. Panieńska 46/6 • Coco 33 Violetta Krause ul. Wojska Polskiego 10, U-2 • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2 • Cosmedica, Leszczynowa 23 (Rondo Zdroje)

RESTAURACJE

• Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Restauracja Aramia, Romera 12 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restaucja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10 • Chief Rayskiego 16 , pl. Grunwaldzki • Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Planeta ul. Wielka Odrzańska 28 • Wół i Krowa ul. Wielka Odrzańska 20 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20

• Plenty ul. Rynek Sienny 1 • Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 • Pomiędzy ul. Sienna 9 • Giovanni Volpe Lodziarnia ul. Tkacka 64 • DietaBar.pl ul. Willowa 8 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy rynek 5 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8 • Tokyo Sushi’n’Grill ul. Rynek Sienny 3 • Bollywoood Strett Food, ul. Panieńska 20 • Villa Astoria al. Woj. Polskiego 66 • To i Owo restauracja, ul. Zbożowa 4

KLUBY SPORTOWE I FITNESS

• Pure Jatomi, CH Kaskada • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Szczecińskie Centrum Tenisowe ul. Dąbska 11a • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Marina Squash Fitness Club ul. Karpia 15 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a • Prime Fitness Club, ul. 5 Lipca 46

SKLEPY I SALONY MODOWE

• Salon Mody Brancewicz al. Jana Pawła II 48 • Salon Terpiłowscy CH Auchan • Salon Terpiłowscy CH Ster • Salon Terpiłowscy CH Galaxy • Salon Terpiłowscy CH Turzyn • Salon Terpiłowscy ul. Jagiellońska 16 • C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Salon Jubilerski YES CH Galaxy • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • Silver Swan CH Galaxy (parter) • Swiss CH Galaxy (parter) • Van Graf CH Kaskada • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Trend S.C. Mierzyn, ul. Długa 4b • EBRAS.PL Pl. Żołnierza 17 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • C.H. FALA al. Wyzwolenia 44a • Geobike CH Nowy Turzyn I piętro • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 4 • Sklep Vegananda ul. Krzywoustego 63 • Sklep Zdrowa Przystań ul. Monte Cassino 2/2 • Meble VIKING al. Wojska Polskiego 29 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • KAG Meble i Światło S.C. ul. Struga 23 • MOOI wnętrza al.Wojska Polskiego 20, • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • Boutique Chiara ul. Bogusława X 12/2 • Escada Sport ul. Wojska Polskiego 22 • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • DRAGON EVENT ul. Twardowskiego 18 (teren Bissmyk) • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Santocka 39 • Centrum Finansowe JANOSIK ul. Krzywoustego 28 • Świat Rolet ul. Langiewicza 22 • Cavallo - Sklep Jedziecki ul. Przybyszewskiego 4 • Piękno Natury, ul. Reymonta 3, pawilon 58 • Zielony Kram, ul. Reymonta 3, pawilon 85

GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY ESTETYCZNEJ

• Dom Lekarski, al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN)

• Dom Lekarski, ul. Rydla 37 • Dom Lekarski, ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski, al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Dom Lekarski, ul. Struga 42 (Outlek Park) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline, Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 • Lecznica Dentystyczna KULTYS ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Studio Masażu - LAVA ul. Tymiankowa 5b • Estetic ul. Ku Słońcu 58 • ESTETICON, ul. Jagiellońska 77 • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Klinika Stomatologii i Kosmetologii EXCELLENCE ul. Wyszyńskiego 14 • Dentus ul. Felczaka 18a • MEDICO Specjalistyczne Gabinety Stomatologiczne i Lekarskie al. Bohaterów Warszawy 93/1 (vis a vis CH Turzyn) • NZOZ MEDENTES Przecław 93e • NZOZ MEDENTES ul. Bandurskiego 98(1pietro) • Hipokrates, ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Dentus ul. Mickiewicza 116/1 • Venus, Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique, ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Figurella - Instytut Odchudzania ul. Bohaterów Warszawy 40 • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27 • Miracle Aesthetics Clinic Szczecin, ul. Ostrobramska 15/u3 • Odnowa Centrum Zdrowia i Urody CH Turzyn, ul. Boh. Warszawy 40 • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Królowej Korony Polskiej 9/U1, Krzywoustego 19/5 • Ella Studio depilacji Cukrem, ul. Kaszubska 17/2 • Specjalistyczny Gabinet Ginekologiczno-Położniczy dr n. med. Andrzej Niedzielski ul. Niemcewicza 15 • Niepubliczna poradnia psychologiczno- pedagogiczna Carpe diem ul. Pocztowa 35/1

• Subaru, ul. struga 78a • Grupa Gezet Hondas Głuchy, ul. Białowieska 2

BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY

• Calbud ul. Kapitańska 2 • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 • Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47 (Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer ul. Langiewicza 28 U2 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2 • Litwiniuk Property, Al. Piastów 30 Office Center • INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C

KULTURA

• Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4 • Zamek Książąt Pomorskich, Korsarzy 34 • Helios CH Kupiec, ul. B. Krzywoustego 9-10 • Sala Koncertowa Baszta, ul. Energetyków 40 • Stowarzyszenie Baltic Neopolis Orchestra, ul. ks. kard. S. Wyszyńskiego 27/9 • Opera na Zamku, ul. Korsarzy 34

INNE

• Urząd Miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd Marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej ul. Korsarzy 34 • Urzad Wojewodzki - sekretariat, promocja/rzecznik Wały Chrobrego 4 • TVP S.A. ul. Niedziałkowskiego 24a • Radio ESKA Szczecin pl. Matki Teresy z Kalkuty 6 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa Paweł Nowak ul. Necała 2 • Empik School Brama Portowa 4 • Speak UP DH Kupiec • Labirynt al. Niepodległości 18-22 (5 piętro) • Euroafrica ul.Energetyków 3/4 • Lexus ul. Mieszka I 25 • Polska Fundacja Przedśiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Interglobus ul. Kolumba 1 • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Wnętrze na Piętrze ul. Piłsudskiego 27 • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • L Tour CH Galaxy • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • Dudziak i Partnerzy ul. Jagielońska 85/14 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Doradztwo i Odszkodowania Celem, ul. Kołłątaja 24 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • Anons Press, Woj. Polskiego 11 • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • Biuro Turystyki Pelikan, ul Obrońców Stalingradu 2/U3 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • Eko drogeria Bio natura, ul. Kaszubska 26 • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Kobi- Kopnij Bile, ul. Bolesława Śmiałego 19/7 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Deep shine Detailing, ul. Łukasińskiego 108 • Camp & Trailer Świat Przyczep • Finanset ul. Jagiellońska 85/8 al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • Centrum Informacji Turystycznej pl. Żołnierza Polskiego 20 • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17, ul. Mieszka I 25B • Philson Investments Spóldzielnia Inwestycyjna il • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A Jagiellońska 90/6 • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • Polmotor Nissan, Renault, Dacia, ul. Struga 71 • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 138-141 • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32 • Grupa GEZET Alfa Romeo & Lancia, ul Białowieska 2 • Seat Krotoski-Cichy, ul Białowieska 2

SALONY SAMOCHODOWE




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.