MM Trendy #02 (116)

Page 1

Jazz

jest kobietą

Anna Giniewska i Festiwal Szczecin Jazz

LUTY 2023 NUMER 02 (116) / WYDANIE BEZPŁATNE
#reklama

#spis treści luty 2023

#06 Newsroom

Wydarzenia, projekty, sukcesy, premiery, ludzie

#20 Temat z okładki

Anna Giniewska, jazz jest kobietą

#26 Edytorial

Tatiana Malinnikowa czaruje kolorami

#32 Temat wydania

Rozmowa z Jackiem Jekielem,

dyrektorem Opery na Zamku, która właśnie zakończyła obchody swojego 65-lecia

#36 Teatr

- „Sen nocy letniej” na deskach Teatru Współczesnego w Szczecinie

- Krystyna Maksymowicz, najważniejsze to mieć poczucie istotności

#46 Miasto

Muzeum „Zduńskie Opowieści” rozpoczyna swoją przygodę w Szczecinie

#48 Muzyka

Nowy materiał Wyszyńskiego już w drodze

#50 Wnętrza

Mieszkanie pełne skarbów, czyli instagramowe wnętrza @edytafl

#58 Kulinaria

Tajemnice pizzy

#66 Wydarzenia

26 3 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 0200/2023
#02

Agata Maksymiuk

Szczecin Europejską Stolicy Kultury. Czy to możliwe? Obecnie trudno odpowiedzieć na to pytanie. Na liczbę wydarzeń, wyróżnień i innych szeroko pojętych sukcesów nie można narzekać. Można za to na uszczuplony budżet dla twórców. Zresztą to się dzieje. Swojej złości nie kryli dyrektorzy największych instytucji kultury w Szczecinie. „Twórcy muszą tworzyć, a rolą organizatorów jest stworzyć im godne warunki pracy i dać poczucie niezachwianej stabilności zawodowej, zamiast kłaść kłody pod nogi” - mogliśmy przeczytać w liście otwartym do władz miasta. Czy zmiany nadejdą i pieniądze się znajdą? Podobnie jak na pierwsze pytanie, trudno odpowiedzieć. Nie ulega jednak wątpliwości, że kultura wysoka, choć często bagatelizowana, jest nam potrzebna. To podstawa przekazywania dorobku społecznego i tożsamości, ale też nieskończona baza inspiracji.

Dlatego chcielibyśmy Was zachęcić do bliższego przyjrzenia się wydarzeniom, które dzieją się w mieście. Opera na Zamku, właśnie skończyła obchody swojego 65-lecia, a dyrektor Jacek Jekiel szeroko podsumował dla nas ten czas. Równie dużo piszemy o nadchodzącej premierze Teatru Współczesnego w Szczecinie sztuki „Sen nocy letniej”, ale też o innym spektaklu i wcielającej się w Helenę Majdaniec Krystynie Maksymowicz, która obdarzyła swoją bohaterkę ciepłem i pewną aurą poetyckości, przywracając ją pamięci mieszkańców Szczecina.

Udało nam się też wyłowić kilka nowych smaczków, a w zasadzie smaków z miasta. Swoją działalność rozpoczęło właśnie nowe muzeum, które skupia się na prezentacji wyjątkowych kafli, fragmentów pieców, cegieł z sygnaturami i innych elementów związanych z pracą zduna. Na liście naszych tematów nie zabrakło zapowiedzi premier książek, płyt i komiksów, a także wydarzeń. W tym tego, które zawsze dominuje na przełomie zimy i wiosny, czyli Festiwalu Szczecin Jazz.

#okładka:

NA OKŁADCE: ANNA GINIEWSKA

FOTO: EWA BERNAŚ

#02

#redakcja

al. Niepodległości 26/U1, 70-556 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@polskapress.pl www.mmtrendy.szczecin.pl

Redaktor naczelna: Agata Maksymiuk

Product manager: Ewa Żelazko tel. 500 324 240 ewa.zelazko@polskapress.pl

Reklama: tel. 697 770 133, 697 770 202 mateusz.dziuk@polskapress.pl pawel.swiatkowski@polskapress.pl

Redakcja:

Małgorzata Klimczak, Łukasz Czerwiński, Bogna Skarul, Dariusz Zymon, Julia Zając

Prezes oddziału: Piotr Grabowski Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki

Skład magazynu: MOTIF studio Druk: F.H.U. „ZETA”

Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa

Prezes: Stanisław Bortkiewicz

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy

4
/
FOTO Ella Estrella Photography
MUA & STYL Agnieszka Szeremeta
naczelna
redaktor
#reklama

Fotograf ze Szczecina odsłania kulisy serialu „Wednesday” w reżyserii Tima Burtona

Tomasz Lazar jest niezależnym fotografem pochodzącym ze Szczecina. Na koncie ma wiele nagród i publikacji. Jego prace można było oglądać m.in. w: „New York Times”, „Newsweek International”, „Sunday Times Magazine”, „New Yorker” oraz „Los Angeles Time”. Tym razem zrealizował zdjęcia dla platformy Netflix, odsłaniając kulisy powstawania serialu „Wednesday”. Widać na nich dobrze znane fanom serii miejsca, w tym pokój głównej bohaterki z ikonicznym witrażowym oknem, ale przede wszystkim odtwórców głównych ról. Wśród nich są: Jenna Ortega, Gwendoline Christie czy Catherine Zeta-Jones, a także sam reżyser Tim Burton. (am)

6 | NEWSROOM |
fot. Tomasz Lazar dla Netflixa

Pracownia Mebli Kuchennych AS Designing

ul. Chmielewskiego 20C tel +48 603 933 293 | biuro@asdesigning.eu www.asdesigning.eu

rozwiązania
meble na wymiar niemieckiej marki Häcker sprzęt AGD najwyższej jakości doradztwo I projekty wnętrz I wykończenie
#reklama
Szczecin,
Kompleksowe
do kuchni

Szczecinianin zaprojektował oficjalny plakat Roku Szymborskiej

Piotr Depta-Kleśta, szczeciński grafik, wykładowca Akademii Sztuki w Szczecinie, jest autorem oficjalnego plakatu Roku Szymborskiej.

Projekt szczecińskiego grafika powstał dzięki rekomendacji Fundacji Artystyczna Podróż Hestii, a Piotr Depta-Kleśta jest finalistą 13. edycji konkursu APH. Praca powstała na bazie fotografii Wisławy Szymborskiej wykonanej przez Michała Rusinka. - Jest mi niezmiernie miło ogłosić rozpoczęcie współpracy z Fundacją Wisławy Szymborskiej - komentuje autor na Facebooku.

Senat Rzeczypospolitej Polskiej zdecydował, że Wisława Szymborska będzie patronką roku 2023. Przez najbliższe 12 miesięcy czeka nas wiele wydarzeń, które towarzyszyć będą 100. rocznicy urodzin poetki. Plakat będzie towarzyszył wszystkim wydarzeniom związanym z obchodami Roku Szymborskiej. Będą wystawy, spotkania, koncerty oraz inne wydarzenia. W obchody Roku Szymborskiej mogą się włączać instytucje w całym kraju.

Szymborska jest autorką trzynastu tomów poetyckich, laureatką literackiej Nagrody Nobla, została uhonorowana najwyższym odznaczeniem państwowym − Orderem Orła Białego. Jej wiersze przetłumaczono na ponad czterdzieści języków. (mk)

Monika Pyrek z nagrodą w kategorii Sport Bez Barier

88. edycja Plebiscytu Przeglądu Sportowego już za nami, laureatów tego prestiżowego plebiscytu ogłoszono 7 stycznia 2023 r. podczas Gali Mistrzów Sportu. Kapituła składająca się z dziennikarzy „Przeglądu Sportowego” przyznała też nagrody w kategoriach dodatkowych – statuetkę w kategorii SPORT BEZ BARIER odebrała Monika Pyrek za działania jej fundacji i wsparcie młodych sportowców.

Monika Pyrek nie kryła zaskoczenia po wejściu na scenę. – Ja naprawdę myślałam, że wszystkie nagrody już za mną, od dwunastu lat nie trenuję. Bardzo dziękuję za to wyróżnienie, zwłaszcza że w tym roku wśród nominowanych były aż trzy stypendystki Funduszu Stypendialnego #skokwmarzenia – mówiła Monika Pyrek. Fundacja znakomitej polskiej lekkoatletki na przestrzeni lat wsparła już ok. pięćdziesięciu młodych i zdolnych sportowców, a wśród nich są takie nazwiska, jak Aleksandra Mirosław (wspinaczka sportowa), czy Pia Skrzyszowska i Adrianna Sułek (lekkoatletyka). – Cudowne jest to, że byli stypendyści angażują się również w inne nasze projekty i inicjatywy realizowane dzięki wsparciu partnerów i Ministerstwa Sportu i Turystyki. W tym roku Ada Sułek i Ola Mirosław odwiedziły nasze KINDER Joy of moving Alternatywne Lekcje WF i razem z dziećmi bawiły się sportem – dodała Pyrek, dziękując również całej fundacyjnej drużynie za zaangażowanie i niegasnącą pasję.

Aktualnie trwa VI edycja Funduszu Stypendialnego, a Fundacja Moniki Pyrek szuka wsparcia finansowego i możliwości dalszego rozwoju realizowanych projektów. Pozyskiwanie sponsorów i partnerów to jedno, ale tak naprawdę pomóc może każdy, kto ma serce do sportu. Wystarczy przekazać 1,5% podatku i dać szansę rozwoju młodym i bardzo zdolnym ludziom. By tego dokonać należy wpisać w zeznanie roczne PIT nr KRS: 0000377928 oraz w rubrykę cel szczegółowy treść: „NA MŁODYCH SPORTOWCÓW”. Fundacja Moniki Pyrek zachęca również do śledzenia działań na oficjalnych kanałach fundacji w mediach społecznościowych, gdzie są relacjonowane m.in. treningi stypendystów. – Można zyskać ogrom inspiracji i motywacji – zapewnia Monika Pyrek. (ps)

8 | NEWSROOM |
plakat: Piotr Depta-Kleśta fot. Piotr Nowak
#reklama

Planetarium Morskiego

Centrum Nauki w Szczecinie już gotowe

Szczecinianka w You Can Dance

Rozpięta na trzech kondygnacjach lewitująca kula w Morskim Centrum Nauki przybliży mieszkańców Pomorza Zachodniego do gwiazd. To serce obiektu jest już gotowe. Otwarcie zaplanowano na maj tego roku.

Planetarium Morskiego Centrum Nauki będzie jedną z największych atrakcji w mieście i regionie. Widzowie będą mogli poczuć się tak, jakby naprawdę byli w kosmosie. Pokazy będą dotyczyć tematyki związanej z astronomią, fizyką, chemią i biologią. Będzie można podróżować do wnętrza Ziemi, na dno oceanów czy wewnątrz ludzkiego organizmu. - Nasze planetarium to jedyny w Polsce tego typu obiekt dysponujący systemem do głosowania zamontowanym w fotelach. Dzięki temu zwiększymy interaktywność, nowoczesność - mówi Witold Jabłoński, dyrektor Morskiego Centrum Nauki. Na pierwszym przedpremierowym pokazie zaprezentowano gościom wyprawę w kosmos oraz oglądanie układu nerwowego, krwionośnego i kostnego człowieka. Zobaczyć też można było bijące serce. Planetarium MCN ma jeden z najnowocześniejszych systemów, w skład którego wchodzi cyfrowy system projekcyjny full dome 3D o rozdzielczości 8K złożony z pięciu projektorów, dziesięciu komputerów generatorów obrazu z oprogramowania SkyExplorer oraz wysokiej klasy systemu audio. Obraz wyświetlany jest na aluminiowym ekranie projekcyjnym o średnicy 10 m w technologii Ultreia Steam. Mózgiem systemu planetaryjnego jest oprogramowanie SkyExplorer, które umożliwia prezentację pokazów astronomicznych, filmów popularno-naukowych, grafik 3D tworzonych w czasie rzeczywistym. Oprogramowanie oferuje nieograniczony dostęp do katalogów i baz online: ciał niebieskich, planet, supernowych, egzoplanet, pulsarów, asteroidów, komet, kwazarów, naturalnych i sztucznych satelitów oraz wielu innych obiektów. Dzięki zaawansowanej technologii istnieje możliwość oglądania konstelacji czy astronomicznych punktów orientacyjnych. Możliwy jest lot statkiem kosmicznym oraz obserwacja łazików i lądowników. (mk)

Pochodząca ze Szczecina Tosia Kamińska wzięła udział w castingu do telewizyjnego show You Can Dance - Nowa Generacja i dostała się do programu. Jury było trzy razy na tak Co na scenie zaprezentowała młoda tancerka? - Uważam, że nasza Szkoła Tańca w ogóle nie jest ci potrzebna - zachwyciła się Katarzyna Cichopek. - Od razu powinnaś trafić do Mazowsza i zrobić tam gigantyczną karierę. Takie wrażenie na jurorce programu udało się wywrzeć 10- letniej Tosi Kamińskiej, tańcząc oberka. Wybór repertuaru nie był przypadkowy. Dziewczynka jest członkinią Zespołu Pieśni i Tańca Szczecinianie. Dziesięciolatka na co dzień tańczy tańce narodowe i regionalne, ale - jak podają jej rodzice - podczas zajęć trenuje również inne techniki tańca. - Jak widać, tańce polskie mogą sprawić wiele radości i warto sięgać do źródeł naszej ojczystej kultury - dodaje Krzysztof Kamiński, Zespół Pieśni i Tańca Szczecinianie. Pozostali jurorzy również opływali w zachwyty. - Jestem absolutnie zafascynowana tym, co nam pokazujesz - stwierdziła Ida Nowakowska-Herndon. A Agustin Egurrola dodał: - Ja też uważam, że ten program nie jest ci w ogóle potrzebny, od razu powinnaś iść do Mazowsza.

Zanim jednak szczecinianka trafi do Zespołu Mazowsze, będziemy mogli obejrzeć jej występy w kolejnym etapie programu You Can Dance - Nowa Generacja. Będzie to tzw. część studyjna, w której udział weźmie szesnaścioro najzdolniejszych młodych tancerzy. (am)

10 | NEWSROOM |
fot. Andrzej Szkocki fot. archiwum prywatne
Aż 400 modeli opraw -50% Salon optyczny Progress Serwis, Al. Wyzwolenia 47/U1, Szczecin tel. 517 251 203 | Progress.Serwis | www.optykps.pl #reklama
12 | NEWSROOM | #szczecin okiem architekta grafika.IG: @okiem.architektki

Szczecińska produkcja doceniona w

Kalifornii

Konrad Słoka nie przestaje nas zaskakiwać, podobnie jak kolektyw Kinomotive.

Dlatego, kiedy łączą siły, można spodziewać się prawdziwej magii. Ich wspólna produkcja, teledysk do utworu „Algorytm” zdobyła nominacje w trzech nominacje 3 kategoriach podczas 6. edycji festiwalu California Music Video Awards.

Konrad: W styczniu minął rok od publikacji „Algorytmu”. Co się zmieniło w ciągu tego roku? Jak ten klip wpłynął na ciebie i twoją twórczość?

Konrad Słoka - „Algorytm” będzie dla mnie zawsze wyjątkowy, bo jest pierwszy w kilku aspektach. Pierwsza opublikowana piosenka jako Konrad Słoka, pierwsza piosenka po polsku, pierwszy profesjonalny klip z budżetem większym niż skrzynka piwa. To był również pierwszy kontakt z ekipą Kinomotiv, z którą dziś, po roku, łączy mnie wyjątkowa więź. „Algorytm” dał mi solidnego, motywującego kopa. Po premierze pomyślałem sobie - no stary, zacząłeś swój najważniejszy artystyczny rozdział w życiu pod tytułem Konrad Słoka.

Teledysk został nominowany w trzech kategoriach podczas 6. edycji festiwalu California Music Video Awards. Czym dla was jest to wyróżnienie?

Konrad Słoka - Samo brzmienie słowa „California” działa na wyobraźnię. Zestawienie go ze słowem „Szczecin” robi jeszcze większy zamęt (śmiech). Ja jestem przede wszystkim dumny, że twórczość lokalnych artystów, stojąca w jednym szeregu z produkcjami z całego świata, została dostrzeżona i uhonorowana. Teraz musimy ustalić, kto leci do San Francisco w przypadku wygranej (śmiech).

Ewelina Marcinkowska-Maniak - I kto zbije piątki z the Offspring (śmiech) (przyp. finaliści CMVA)

W jaki sposób powstawał scenariusz?

Kuba Litke - Samo pisanie scenariusza było poprzedzone kilkoma sesjami „burzy mózgów”, które przeprowadziliśmy w pełnym składzie. Mieliśmy różne pomysły na to, w którą stronę można

Opracowała: Agata Maksymiuk / foto: Rafał Groth

iść z tą historią. W końcu chodziło o to, żeby jak najlepiej oddać emocje, które Konrad zawarł w swoim utworze. Jednak dopiero kiedy pojawił się pomysł na opowieść o starszym małżeństwie, poczuliśmy, że to jest „to”.

Dlaczego wybraliście Sorrento?

Michał Bączyński - Odwiedziliśmy wiele miejsc pod kątem naszej wizji. W Sorrento odnaleźliśmy kapsułę czasu i gotowy plan pod nasz pomysł. Nie chcieliśmy, żeby nasza akcja rozgrywała się w amerykańskiej scenerii, a bardziej ukazywała parę starszego małżeństwa lubiącą klimat prerii i zainspirowaną klimatem małych miasteczek. Tak więc w fajny sposób połączyliśmy zwariowane kowbojki (ręcznie malowane przez Anię Treder) z nieco wysłużonym swetrem rodem z czasów PRL.

Piotr Gołdych - Udało nam się również ożywić starą amerykańską szafę grającą, której ilustracja widoczna na początku teledysku stała się miejscem akcji w naszym wykreowanym świecie. W teledysku u boku Ewy Sobiech wystąpił świętej pamięci Grzegorz Młudzik. Skąd ten wybór?

Adam Barwiński - Odpowiedź jest w zasadzie bardzo prostabo to był bardzo dobry aktor, ciepły człowiek i kamera go lubiła. Oglądałem go z przyjemnością na deskach Teatru Współczesnego. Grzegorz nigdy nie był kompromisem - był świetnym aktorem i świetnie się z nim współpracowało. Pamiętam, jak siedzieliśmy w Malarni ze scenariuszem i pokazywałem mu choreografię tańca w scenie finałowej „Algorytmu” - chodziliśmy w kółko, machając „skrzydłami” jak rozochocone ptaki w trakcie godów - była to w zasadzie dla mnie twórcza zabawa, a nie omawianie roli. Wielka szkoda, że już nie się nie spotkamy.

14 | NEWSROOM |

MAŁA BRAZYLIA W SERCU SZCZECINA

Z marzeń powstało miejsce, w którym spróbujesz prawdziwej brazylijskiej kuchni, a wszystkie dania, których skosztujesz, to połączenie wspomnień, życiowych doswiadczeń i pragnień, połączonych z nowoczesnymi technikami i estetyką.

#reklama Sienna 10, SZCZECIN | tel. 91 432 92 53 | FB / brasileirinhoszczecin | www.brasileirinho.pl

Posłuchać.

Zobaczyć. Poczuć.

Już 9 marca o godzinie 19. w Trafostacji Sztuki w Szczecinie rozpocznie się wystawa podsumowująca serię oryginalnych warsztatów i działań twórczych łączących profesjonalistów związanych ze szczecińską Akademią Sztuki i podopiecznych Stowarzyszenia Rodzin i Przyjaciół Dzieci z Zespołem Downa ISKIERKA oraz Mieszkańców Domu Pomocy Społecznej przy ul. Broniewskiego w Szczecinie. Spotkanie nieznanych sobie wcześniej osób zaowocowało stworzeniem autorskiego projektu opowiadającego o wspólnych marzeniach i wspomnieniach, które są zwierciadłem zmagania się z otaczającą nas, odczuwaną pod ciągłym naporem, rzeczywistością. Artyści i artystki zapraszają widzów do podążania z nimi ich osobistymi historiami, pełnymi zmysłów i emocji codzienności. Włączający język sztuki posłużył uczestnikom i uczestniczkom do opowiedzenia nieopowiedzianego, do zasygnalizowania rzeczy wymykających się, ułomnemu w komunikacji, językowi mówionemu. Dokąd zaprowadzi wspólna wędrówka przez meandry działalności artystycznej, zobaczymy już na początku marca.

Projekt TWÓRCZY_reGENERATOR prowadzony przez Stowarzyszenie Rodzin i Przyjaciół Dzieci z Zespołem Downa ISKIERKA wraz z TRAFO Trafostacją Sztuki w Szczecinie finansowany jest przez Urząd Marszałkowski Województwa

Zachodniopomorskiego z funduszu PFRON.

prowadzenie projektu: Karolina Gołębiowska, Michał Krzywaźnia, Andrzej Witczak

prowadzenie warsztatów: Paweł Kula, Małgorzata Mazur, Andrzej Wochnik i Maria Zwolińska

uczestnicy warsztatów: podopieczni Stowarzyszenia Rodzin i Przyjaciół Dzieci z Zespołem Downa ISKIERKA

oraz Mieszkańcy Domu Pomocy Społecznej przy ul. Broniewskiego w Szczecinie

Teatr Letni w Szczecinie

najlepszą przestrzenią

publiczną w Polsce

70 tys. widzów i 1 000 turystów odwiedziło Teatr Letni im. Heleny Majdaniec w Szczecinie w zaledwie dwa miesiące sezonu letniego.

Zainteresowanie obiektem, w połączeniu z jego architekturą i dizajnem, zaowocowały prestiżową nagrodą Property Design Awards.

To architekci i projektanci cieszący się największym uznaniem w kraju, ale też za granicą zdecydowali o wyróżnieniu dla szczecińskiego obiektu. W tym roku w komisji Property Design Awards zasiedli: Robert Konieczny, Krzysztof Koszewski, Ewa Kuryłowicz, Pete Kercher czy Oskar Zięta. W podjęciu opinii pomagali także internauci, którzy mogli oddać swój głos na teatr. Do nagród co roku nominowane są najlepsze komercyjne i publiczne projekty w Polsce. W edycji 2022 na liście w wybranych kategoriach znalazły się m.in.: Modernizacja Biblioteki Narodowej w Warszawie, Zagospodarowanie terenu zabytkowej kopalni Ignacy w Rybniku, Orientarium w Łodzi czy Cavatina Hall w Bielsku-Białe.

- Bardzo się cieszę, że Szczecin po raz kolejny otrzymał nagrodę za ikonę architektury - mówiła Anna Lemańczyk, dyrektor Szczecińska Agencja Artystyczna, odbierając nagrodę. - I cieszę się bardzo, że te ikony żyją. Ten teatr pokochali szczecinianie, tylko przez 2 miesiące odwiedziło nas 70 tys. osób. To miejsce było potrzebne w Szczecinie, to miejsce żyje, Szczecin idzie w kierunku rozwijania architektury, poprzez kulturę również.

W przypadku Teatru Letniego doceniona została koncepcja modernizacji amfiteatru, której autorami są arch. Jason Flanagan oraz Polak, arch. Przemysław Kołodziej. Projekt skupił się na wykreowaniu dialogu formalnego pomiędzy najbardziej charakterystycznymi elementami amfiteatru: łuku, zadaszenia, oraz kontekstu miejsca położonego w sercu zabytkowego parku Kasprowicza. Warto również pamiętać, że Teatr Letni, choć na razie uśpiony, jest otwarty codziennie dla mieszkańców i turystów w godz. 10 - 18. Sezon koncertowy rozpocznie się w maju. (am)

16 | NEWSROOM |
fot. materiały prasowe
fot. UM Szczecin
#reklama Kosmetologia estetyczna Magdalena Smug ul. Śląska 51/U2, Szczeci | tel. 780 548 048 Odkryj nowe miejsce na mapach Szczecina! Bankietowe BB Glow Peelingi chemiczne Gładkie Nici Liftingujące Modelowanie Ust Wolumetria Twarzy Biostymulatory Z zamiłowania do piękna! KOSMETOLOGIA ESTETYCZNA
18 | NEWSROOM | #materiał partnerski

KIA Polmotor dealerem roku 2022 w Polsce

Dealer Roku to jedna z najważniejszych nagród, jakie może otrzymać dealer motoryzacyjny. Nagroda, która jest Oscarem dla firm zajmujących się sprzedażą samochodów. W tym roku prestiżowe wyróżnienie otrzymała firma Kia Polmotor, która swoimi działaniami promocyjnymi i wynikami wyróżnia się nie tylko na rynku zachodniopomorskim, ale przede wszystkim na tle 59 dealerów marki Kia w Polsce.

Kia Polmotor znana jest z wyjątkowych inicjatyw, łączy świat sportu z motoryzacją, wspierając takich sportowców jak Piotr Lisek, Patryk Dobek, a także do niedawna Marcin Lewandowski. Wsparcie nie polega jedynie na przekazaniu samochodu, ale historii, która marka tworzy razem ze sportowcami. Można tu przypomnieć ciekawe projekty, jak m.in. Dzień Olimpijczyka z udziałem dzieci ze szkół podstawowych, Lisek i przyjaciele - zawody skoku o tyczce dla najmłodszych zawodników, a także sportowy festyn dla całej rodziny.

Ponadto firma od lat jest związana z organizacją największego biznesowego wydarzenia w regionie, o którym zawsze mówi cały Szczecin przed i po wydarzeniu. Eska Business Party by Grupa Polmotor stała się legendą. Dlaczego tak jest?

- Diabeł tkwi w szczegółach - wyjaśnia - Konrad Kijak, dyrektor marki Kia Polmotor. - Wszystko, co robimy od pracy z klientem, po przygotowanie samochodu, obsługę posprzedażną oraz wszelkie podejmowane przez nas działania promocyjne charakteryzuje duża staranność. To nagroda, na którą czekałem 14 lat, bardzo ważna dla mnie osobiście, a także dla mojego teamu. Pracujemy z pasją, zawsze starając się zrobić coś więcej, inaczej, lepiej, co nie zawsze jest łatwe, ze wzglę-

du na wiele ograniczeń. Jednak szukamy niesztampowych rozwiązań, na co przykładem są, chociażby miejsca, w których przekazaliśmy auta naszym ambasadorom, czy współpraca z Radio Eska i organizacja naszego największego wspólnego projektu Eska Business Party by Grupa Polmotor.

- Jesteśmy zawsze blisko naszych klientów z fajnymi emocjami, które zostają w pamięci

- kontynuuje dyrektor. - Jestem wzruszony nagrodą. Otrzymaliśmy ją 11 stycznia i pięknie zaczęliśmy rok. Z publikacją informacji na naszych oficjalnych kanałach czekaliśmy do momentu spotkania z naszymi pracownikami ze wszystkich naszych lokalizacji i działów. Zależało nam na tym, by każdy z nich wiedział, że jest częścią tego wyróżnienia.

Prezesi Grupy Polmotor Jan Przepłata, Dariusz Olkiewicz, Zarząd Grupy Polmotor Sebastian Olkiewicz, Jacek Przepłata, Piotr Olkiewicz, Piotr Przepłata, Kierownik marki Kia Polmotor Adam Zalas, Karolina Wałowska Dział Marketingu, Dyrektor Serwisu Sebastian Arszyński, a także ja mieliśmy przyjemność pogratulować naszym pracownikom i podziękować za dotychczasową pracę, którą symbolizuje statuetka, którą trzymam w dłoni. Duma to najlepsze słowo, by opisać, co teraz czujemy.

www.kia.polmotor.pl

Ustowo 52, 70-784 Szczecin

Andrzeja Struga, 73 70-784 Szczecin

Koszalińska 11, 76-039 Biesiekierz, Stare Bielice

#materiał partnerski | NEWSROOM | 19 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2023
| TEMAT Z OKŁADKI | #materiał partnerski

Jazz jest kobietą

Jak sama mówi - przyjazd do Szczecina był momentem zwrotnym w jej karierze.

Mimo olbrzymiej miłości do teatru, postanowiła zająć się produkcją wydarzeń w tym tego, które rozsławiło Szczecin na cały świat. Mowa oczywiście o Annie Giniewskiej i Festiwalu

Szczecin Jazz, który rusza już 2 marca. Niespodzianek i gwiazd nie zabraknie. Ania zadbała też o specjalne miejsce dla kobiet w całym projekcie. Ale o tym powie sama.

Nie tak dawno gratulowaliśmy ci sukcesu związanego z wyróżnieniem Perła Gminy Maszewo. Przy okazji festiwalu Szczecin Jazz mamy okazję podsumować to, co robiłaś dotychczas, i to, co przed tobą. Od czego byś zaczęła?

- Na pewno od tego, że jestem bardzo dumna z mojego pochodzenia. Jestem rodowitą maszewianką i zawsze mocno to podkreślam. To właśnie tam 21 lat temu założyłam z moimi przyjaciółmi oraz z Markiem Kościółkiem na czele Teatr Krzyk. Wspólnie zorganizowaliśmy wiele świetnych akcji - festiwale, warsztaty, spotkania, biesiady, ale też projekty edukacyjne. Tworzyliśmy spektakle okrzyknięte głosem młodego pokolenia. Mocno skupiliśmy się na aktywizacji obszarów z ograniczonym dostępem do kultury. Jeździliśmy po całej Polsce, a nawet przekroczyliśmy kilka granic. Zrobiliśmy kawał świetnej roboty. Ale na teatrze moje działania społeczne się nie kończą. Współpracuję też z Ochotniczą Strażą Pożarną, Kołami Gospodyń Wiejskich, Seniorami z maszewskiego koła PZERiI, pasjonatami, ludźmi kreatywnymi, takimi, którzy wspierają swoje społeczności.

W takim razie, która rola jest ci najbliższa? Aktorki, reżyserki, producentki czy społecznika?

- Wszystkie są mi tak samo bliskie, choć dziś funkcjonuję głównie jako społecznik i producent. Każdy, kto działa w sztuce, wie, że to praca inna niż wszystkie. To ciągłe trenowanie siebie i masa wyrzeczeń. Nie ma to nic wspólnego z wypełnianiem tabel i tworzeniem kosztorysów. Dlatego manager to nie artysta. Mimo tego, świat teatru bardzo mnie pociąga. I myślę,

że może ja miałam już swój czas. Studiowałam w Akademii Praktyk Teatralnych „Gardzienice” i w Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie filia we Wrocławiu. Czy jeszcze kiedyś wrócę do tego? Cóż. Pragmatyzm powoduje, że jestem społecznikiem i producentem, więc zobaczymy.

Ukończyłaś też Akademię Sztuki w Szczecinie, a nawet byłaś jedną z wolontariuszek, które wspomagały działania dążące do uruchomieniu uczelni. Czy wyjazd do Szczecina miał dla ciebie szczególne znaczenie?

Zdecydowanie był to moment zwrotny w mojej dotychczasowej karierze. Pamiętam, że dopiero nabierałam perspektywy na to, co dzieje się wokół mnie. Małe miejscowości i wsie są wspaniałe, ale rządzą się swoimi prawami - wciągają, mogą ograniczyć rozwój i perspektywę widzenia świata. A ja miałam tyle marzeń, chciałam tego świata poznać więcej. Kiedy usłyszałam, że są potrzebni wolontariusze, aby zbierać podpisy pod petycją w sprawie utworzenia Akademii Sztuki, od razu się zgłosiłam. Dla mnie prywatnie to wspaniała historia, bo wypadło to w moje urodziny, co prawda bus się spóźnił i ja przez to też, ale na miejscu poznałam wspaniałych ludzi (uśmiech). W tym Sylwestra Ostrowskiego, dyrektora artystycznego festiwalu, z którym rozpoczęłam współpracę. Niedługo potem dostałam informację, że udało się powołać Akademię. Przeniosłam się na nią z Uniwersytetu Szczecińskiego, a jako pracę dyplomową przygotowałam autorską notację muzyczną do spektaklu „Osad” z Teatrem Krzyk. Od tego czasu wszystko ruszyło do przodu. Zaczęłam działać ze Stowarzyszeniem Orkiestra Jazzowa i realizować swoje plany i pomysły.

#materiał partnerski | TEMAT Z OKŁADKI | 21 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2023
FOTO EWA BERNAŚ / MAKE UP AGA OGRODNICZAK

Czy Festiwal Szczecin Jazz, przy którym pracujesz od lat, można nazwać wisienką na torcie twoich działań?

- Moment, w którym powstał Festiwal Szczecin Jazz, to moment, od którego mogłam zacząć proponować swoje oryginalne rozwiązania - happeningowe, eventowe, teatralne, po prostu łączące ludzi. Tę wspólnotowość wyniosłam z teatru, a pracując z muzyką, odkryłam, że jazz jest świetną platformą do integracji. Zauważam wiele wspólnych mianowników między teatrem a jazzem. Chyba dlatego tak świetnie się w tym czuję. Cieszę się, żę Szczecińska Agencja Artystyczna, organizator i główny producent Szczecin Jazz, daje mi tę szansę.

Ta edycja festiwalu będzie pierwszą, która w pełni pożegna widmo pandemii. Czy to znaczy, że będzie lepsza?

- Każda edycja Festiwalu Szczecin Jazz jest realizowana na 100 procent. Wkładamy w to mnóstwo serca i pracy. Pandemia przyniosła wiele złego, ale zauważyłam, że przyspieszyła mój indywidualny rozwój i rozwój zespołu, którego jestem częścią.

Mam tu na myśli koleżanki i kolegów z SAA, Izę Drzewiecką

- Solarek, Dorotę Kowalczyk czy Tomka Jaworskiego. Musieliśmy dostosować się do nowych warunków - wydarzenie trzeba było zorganizować na wysokim poziomie wykonawczym, artystycznym i producenckim. Musieliśmy przenieść się do sieci. Myślę, że to się udało, że publiczność była zadowolona. Przy tej edycji, bogatsi o doświadczenia, możemy wziąć głęboki oddech i wrócić do występów twarzą w twarz z publicznością, czyli to, co lubimy najbardziej.

Festiwal rozpocznie się tradycyjnie od Jazzu dla dzieciaków?

- Dokładnie. Rozpoczynamy festiwal od koncertu Jazz dla dzieciaków już 2 marca w filharmonii. To projekt Joanny Gajdy, szczecińskiej pianistki, która przy okazji pierwszej edycji wydarzenia miała ten projekt już w pełni obmyślony. Asia wykorzystała standardy jazzowe, napisała do nich teksty i zaprosiła swojego przyjaciela Mietka Szcześniaka. Powstał z tego cały album. Wspaniale się tego słucha i zapewniam, że to nie tylko opcja dla dzieci, ale też dla dorosłych. Co roku widzimy, że Jazz dla dzieciaków przyciąga najmłodszych z całego miasta i sąsiedztwa, np. z Goleniowa czy Maszewa. To najlepsza rekomendacja.

W kalendarzu warto zaznaczyć jeszcze jedną datę. Już 8 marca Jazz dla kobiet. Wydarzenie muzyczne, ale też edukacyjne, a w dodatku o charakterze charytatywnym, bo część środków z biletów trafi do Regionalnej Fundacji Walki z Rakiem.

Co dokładnie czeka nas tego wieczoru? Podobno jesteś inicjatorką?

- Tak, charakter tego wieczoru to mój pomysł i inicjatywa. Uważam, że dzisiejsze czasy wymagają od nas więcej. Chcemy uczestniczyć w kulturze, ale dobrze, jeśli przy okazji możemy

pomóc innym. Wierzę, że to wydarzenie będzie okazją do tego. Cieszę się, że do projektu dołączyły kobiety z różnych dziedzin - od medycyny, przez pilates aż po biznes. Nie chcę za wiele zdradzać, ale obiecuję, że na publiczność czeka spora dawka wiedzy związanej z profilaktyką badań nowotworów u kobiet i wspaniały jazz z Wysp Kanaryjskich. Zaśpiewa również Dorrey Lin Lyles, która w zasadzie można powiedzieć, że jest już szczecinianką (uśmiech). Wydarzenie poprowadzę z prof. Jerzym Sieńko, transplantologiem, chirurgiem i onkologiem. I tak, to prawda, Anna Lemańczyk, dyrektorka SAA, postanowiła, że część z wpływów z biletów przekażemy na Regionalną Fundację Walki z Rakiem.

Ekspertki, które zaprosiłaś do projektu, chętnie zgodziły się wziąć w nim udział? Czym kierowałaś się podczas wyboru?

- Moja praca sprawia, że mam potrzebę kontaktu z kobietami różnych branży. Tę różnorodność chciałam wprowadzić do tego wydarzenia. Panie, o których pomyślałam, od razu się zgodziły. Pomimo że jest dużo akcji charytatywnych, uważam, że ten pomysł jest szczególny, ponieważ możemy na miejscu poznać się, porozmawiać, wymienić wiedzą i pytaniami. Sama byłam zaskoczona, kiedy dowiedziałam się, jak dużo bezpłatnych możliwości profilaktyki dla kobiet jest dostępnych w Szczecinie. Chciałabym, aby to wydarzenie zapoczątkowało nową serię i rozprzestrzeniło tę wiedzę wśród kobiet.

Trzymamy za to kciuki i zapraszamy też na pozostałe koncerty. Zdaje się, że oprócz gwiazd światowej sławy usłyszymy całą reprezentację artystów ze Szczecina?

- Przy każdej edycji festiwalu kładziemy akcent na szczecińskich muzyków. Pojawią się m.in. Gree i Jola Szczepaniak, która jest też nauczycielką śpiewu. Pomyśleliśmy, że byłoby wspaniale, gdyby zebrała swoich uczniów i wspólnie z nimi wystąpiła w klubie Jazzment. W planach mamy też jam session. Atrakcji i emocji nie zabraknie. Tym bardziej że wśród naszych gwiazd są Jazzmeia Horn oraz Chad Lefkowitz-Brown. Ona słynie z niezwykłej barwy głosu, on zachwyca grą na saksofonie. Praca przy tym festiwalu jest niezwykle inspirująca, mam nadzieję, że tę energię uda się po raz kolejny przekazać publiczności. Bo właśnie o to chodzi, żeby nasi odbiorcy byli zadowoleni i żeby wracali na kolejne wydarzenia. Jak mówił Nelson Mandela - w życiu liczy się nie tylko sam fakt, że żyliśmy. Sposób, w jaki wpłynęliśmy na życie innych, jest miarą życia, jakie wiedliśmy.

Organizatorem i producentem festiwalu

Szczecin Jazz jest Szczecińska Agencja

Artystyczna. Patronem wydarzenia

jest Urząd Miasta Szczecin.

22 | TEMAT Z OKŁADKI | #materiał partnerski
#materiał partnerski | TEMAT Z OKŁADKI | 23 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2023

Szczecin Jazz dla kobiet

Weź udział w koncercie Szczecin Jazz dla kobiet i wesprzyj Regionalną

Fundację Walki z Rakiem! -mówią jednym głosem Ambasadorki akcji Agnieszka

Muchla-Łagosz, Aneta Figurska, Małgorzata Talerczyk, Anna Lemańczyk, Beata Sobolewska, Anita Chudecka-Głaz i Anna Giniewska. I podkreślająchociaż koncert jest dedykowany wszystkim paniom, to panowie również

są mile widziani.

24 | TEMAT Z OKŁADKI | #materiał partnerski

1. Agnieszka Muchla-Łagosz

rzeczniczka ZCO

Czy wiesz, że Regionalna Fundacja Walki z Rakiem działająca przy Zachodniopomorskim Centrum Onkologii w Szczecinie prowadzi bezpłatne warsztaty profilaktyki raka i nauki samobadania piersi z wykorzystaniem fantomów? Wystarczy, że skontaktujesz się z nami, a my przyjedziemy do twojego zakładu pracy, firmy, szkoły czy organizacji i opowiemy, jak skutecznie zmniejszyć ryzyko zachorowania na nowotwór. Więcej informacji szukaj na www.regionalna-fundacja.pl/kontakt.

2. Aneta Figurska

właścicielka

Open Mind

Pilates Studio & School

Czy wiesz, że nowoczesny pilates jest doskonałą formą rehabilitacji? Pogłębia świadomość ciała, poprawia zakresy ruchów, uwalnia od niepotrzebnych napięć wszystkie stawy i kręgosłup, wzmacnia mięśnie, uczy prawidłowej postawy i oddychania. Jeśli jesteś Amazonką, mamy dla ciebie zestaw codziennych ćwiczeń. Znajdziesz go nieodpłatnie w formie filmu instruktażowego na stronie www.openmindschool.pl. Skontaktuj się ze mną po więcej szczegółów.

3. Małgorzata Talerczyk

zastępca dyrektora ds. lecznictwa w ZCO

Czy wiesz, że wczesna diagnoza to większe prawdopodobieństwo całkowitego wyleczenia nowotworu? Nie przegap tej szansy i skorzystaj z bezpłatnych badań przesiewowych wykonywanych w Zachodniopomorskim Centrum Onkologii w kierunku raka piersi, raka szyjki macicy i raka jelita grubego. Więcej informacji szukaj na www.onkologia. szczecin.pl/profilaktyka/programy-profilaktyczne.

4. Anna Lemańczyk

dyrektorka SAA

Czy wiesz, że producentem koncertu Szczecin Jazz dla kobiet jest Szczecińska Agencja Artystyczna, a wydarzenie wspiera finansowo Regionalną Fundację Walki z Rakiem w Szczecinie z wpływów z biletów? Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o naszych inicjatywach i planach, zapraszam na stronę www.saa.pl.

5. Beata Sobolewska właścicielka restauracji Plenty

Czy wiesz, że restauracja Plenty wspiera koncert Jazz dla kobiet oraz Regionalną Fundację Walki z Rakiem? Tylko

w naszej restauracji nabędziesz bilet na to wspaniałe wydarzenie w specjalnej, promocyjnej cenie. Zapraszamy serdecznie Plenty Restaurant - Restauracja i hotel, Szczecin

6. Anita Chudecka-Głaz

lekarz Kierujący Kliniką Ginekologii Operacyjnej i Onkologii Ginekologicznej Dorosłych i Dziewcząt Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 2 PUM w Szczecinie

Czy wiesz, że wcześnie rozpoznany rak szyjki macicy może być całkowicie wyleczalny? Skorzystaj z bezpłatnych badań cytologicznych, jak również pogłębionej diagnostyki z wykorzystaniem najnowocześniejszego sprzętu do kolposkopii w Poradni Ginekologicznej działającej przy Klinice Ginekologii Operacyjnej i Onkologii Ginekologicznej Dorosłych i Dziewcząt Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 2 PUM w Szczecinie.

Więcej informacji na: www.spsk2-szczecin.pl/page/96

Rejestracja: tel. 91 46 61 361

lub 91 46 61 358

#materiał partnerski | TEMAT Z OKŁADKI | 25 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2023
1. 2. 3. 4. 5. 6.

kolor

| EDYTORIAL |
Foto: Tatiana Malinnikowa @tatiana_malinnikowa Stylizacje: Katarzyna Spietelun @katarzyna_spietelun_ Makijaż i włosy: Magdalena Łokiet - Żukowska @magdalena.lowkiet Modelka: Dharma Wieszczak @dharma_wieszczak Agencja modelek: Neva Models @nevamodels Miejsce: studio 413 @413_studioo
27 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2023 | EDYTORIAL |
28 | EDYTORIAL |
29 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2023
30
31 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2023 | EDYTORIAL |

Rozmowa z Jackiem Jekielem, dyrektorem Opery na Zamku, która właśnie zakończyła obchody swojego 65-lecia.

Te 65 lat Opery na Zamku to tylko jej PESEL

| TEMAT WYDANIA | 32
ROZMAWIAŁA BOGNA SKARUL / FOTO SEBASTIAN WOŁOSZ, OPERA NA ZAMKU

65 lat minęło jak jeden dzień. Taki jubileusz to dla dyrektora sceny muzycznej spore wyzwanie, bo co on może myśleć o swojej placówce z „obciążeniem” tych minionych 65 lat. - Zdziwisz się, choć nasza opera ma 65 lat, to ja o niej myślę, że jest fajna i młoda. A te 65 lat to tylko jej PESEL.

Jest młoda duchem? - Naturalnie. Bo ma w sobie coś takiego, co nazywamy duszą dziecka, czyli ciekawość, młodzieńczą naiwność, ale ma też odwagę. Odwagę mówienia „po raz pierwszy”. Mówienia oryginalnie, w sposób odrębny, bez naśladowania nikogo. To są rzeczy, które mnie fascynują.

Z tym naśladowaniem mam kłopot. Bo w pewien sposób nawet chciałabym, aby szczecińska opera naśladowała wielkie, światowe sceny operowe. - Nie mogę na to przystać. Wyobraź sobie, że nasza szczecińska Pogoń otrzymała lukratywną propozycję odegrania meczu z największymi klubami Europy –z Barceloną, Realem… Oczywiście wszyscy szczecinianie przyszliby na ten mecz. Mielibyśmy świadomość, że w takim przypadku zawodnicy Pogoni daliby z siebie na boisku wszystko, stanęliby na szczycie swoich możliwości. I choć to jest sport i nigdy nikt nie wie, jak rywalizacja się skończy, to i tak wszyscy widzielibyśmy gigantyczną różnicę pomiędzy drużynami. I nie wiem, czy ta konfrontacja zostawiłaby jakieś dobre emocje w nas tu w Szczecinie. Podobnie jest z operą. Gdy jeżdżę po świecie i oglądam światowe operowe realizacje, to mam świadomość, że nigdy w tej lidze grać nie będę. Wielkość sceny, wielkość widowni, pewne tradycje, możliwości finansowe skazują nas na coś innego. Ale to nie jest słabość. To jest właśnie ta moc, którą tylko trzeba odpowiednio wykorzystać.

Czyli? - Musimy tu, w Operze na Zamku, mówić trochę innym językiem, językiem swojej ligi. Musimy wyznaczyć pewien poziom, ale tak, aby inni chcieli w nim zafunkcjonować. To wszystko zależy przecież od repertuaru, od osobowości, od konwencji, od klimatu i także pewnie od miejsca. Myślę, że trzeba mówić w sztuce swoim głosem i być oryginalnym w pozytywnym sensie.

Na czym to polega? Na czym polega oryginalność Opery na Zamku? - Jeśli spojrzysz, co zostało dostrzeżone w Polsce, a nawet poza Polską, to wniosek jest jeden: przede wszystkim to, czego nikt wcześniej u nas nie zrobił.

Czyli co? - To „The Turn of the Screw” („Dokręcanie śruby”) Benjamina Brittena, spektakl, który okazał się być najlepszym spektaklem w Polsce spośród 16 zgłoszonych innych, to też nasza światowa prapremiera opery „Guru” Laurenta Petitgirarda, który jest mało znany w Polsce, ale to znakomity kompozytor, którego można porównać do Kilara, bo skomponował ścieżki dźwiękowe do ponad 100 francuskich filmów.

Ciekawe. - Szalenie. Kiedy w 2018 roku byłem w Paryżu w Akademii Francuskiej i prezentowałem film, który nakręciliśmy w Szczecinie na premierze „Guru”, na widowni siedziało ponad 500 najważniejszych osób francuskiej kultury. To byli reżyserzy, aktorzy, kompozytorzy, scenarzyści… Wtedy właśnie Laurent Petitgirard opowiadał, jak chciał już dużo wcześniej wystawić swoją sztukę na niemal wszystkich deskach francuskich teatrów. Ale wszyscy mówili mu „nie, nie, nie”. Dopiero „wariat” ze Szczecina (a on w ogóle nie miał pojęcia, gdzie ten Szczecin leży) na to się zgodził. To właśnie wtedy, w Paryżu był ten moment, kiedy przeżyłem trzy minuty gigantycznej satysfakcji. O Operze na Zamku mówiono we wszystkich przypadkach, na różne sposoby. Pomyślałem sobie, że dla tych trzech minut, kiedy szczecińska opera miała swoje pięć minut, warto było to zrobić.

Nie boisz się, pokazując opery zupełnie inaczej, bardziej nowocześnie? - Czasami wydaje mi się, że szkoda pieniędzy na powielanie pewnych schematów na pokazywanie opery tak, jak to się robiło jakiś czas temu. Od wielu lat toczy się - trochę, moim zdaniem - wydumany i dziwny - dyskurs między zwolennikami nowoczesnej opery a tradycyjnej. A przecież to nie o to chodzi.

To o co? - Jeżeli chcemy mówić do dzisiejszej publiczności,

| TEMAT WYDANIA | 33 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2023

która żyje tu i teraz, a prezentujemy libretto, które zostało napisane 150 lat temu, to jeżeli nie odczytamy go na nowo, nie dostrzeżemy tego, co w tym libretcie jest naprawdę istotą przekazu. Nie pokażemy tego w taki sposób, aby to było czytelne dla dzisiejszej publiczności. W ten sposób będziemy mieli nie operę, tylko grupę rekonstrukcyjną. Na scenę wyjdą artyści, ale będą udawali ludzi sprzed 150 lat. A tamci ludzie byli zupełnie inni, mieli zupełnie inne problemy. Ich obyczajowość, gusty, wszystko to, co wiedzieli o świecie, było inne. Jeżeli my nie będziemy dzisiaj o tym pamiętali, to będziemy może robili teatr, ale będzie to teatr wspomnień, teatr odbicia, echo. A powinniśmy mówić o rzeczach ważnych, o sprawach istotnych dla dzisiejszego widza.

A może widownia chce takich przedstawień, na które można spojrzeć bardziej historycznie. Do opery w końcu przychodzi się też, aby posłuchać muzyki. Tym bardziej że inaczej odczytane przez twórców spektaklu libretto może nie być kompatybilne z muzyką, z całą historią zapisaną wokół pierwszego przedstawienia spektaklu 150 lat temu. - Absolutnie nie mam nic przeciwko klasyce. Uważam, że klasyka zrobiona inteligentnie, z polotem, świetnie zagrana, jak najbardziej się sprawdza. Ale ludzie są już inni. Nie przychodzą do teatru wyłącznie dla uciechy. Myślę, że to, co dzisiaj ich wciąga i może spowodować, że wychodzą z domu i siadają w operowym fotelu, to nie jest wyłącznie muzyka. Muzyki możemy posłuchać z radia, komputera czy nawet z telefonu. Teraz dostępne są wszystkie opery z całego świata. Na wyciągnięcie ręki. A widzowie jednak kupują bilety, oglądają, klaszczą. Bo przychodzą po to, aby ich rozedrgały emocje płynące ze sceny. Te emocje pochodzą nie tylko z muzyki, ale też przez ruch, przez „dzianie się”, przez interakcję między bohaterami. Myślę, że teraz ludzie chcą zobaczyć dobrze skonstruowaną historię, która jest dla nich jasna, czytelna, a to wszystko jest okraszone piękną muzyką. Nieprzypadkowo obecnie w wielu teatrach operowych pracują dramaturdzy. Bo oni są po to, aby w starych librettach te nowe sensy prostowali. Aby te niejasności i nielogiczności fabularne, a nawet czasami absurdy (z dzisiejszego punktu widzenia) wytłumaczyli tak, aby publiczność wiedziała, o co chodzi w historii. Teraz wystarczy, abyśmy, oglądając spektakl, otworzyli się emocjonalnie. A historia ze sceny nas pociągnie. Potrzebny jest jeden warunek.

Jaki? - Ta historia musi być dobrze pokazana, z odpowiednią dramaturgią przekazu.

Nie boisz się, że dzisiaj publiczność może czuć się przebodźcowana, bo za dużo wokół się dzieje i nie szuka w operze kolejnych wyzwań, a raczej spokoju, ładu, wyciszenia emocjonalnego? - To, co się dzieje, pokazuje, że chyba jest odwrotnie. W tej chwili, od początku tego sezonu mamy pełną widownię, jest nawet więcej chętnych do przyjścia na spektakle niż przed

pandemią. Mamy coś, co jest absolutnym novum.

Co takiego? - U nas owacje na stojąco zdarzały się niezwykle rzadko, właściwie od wielkiego dzwonu. Teraz stały się normą. Teraz na każdym przedstawieniu są owacje na stojąco.

Co to może znaczyć? - Myślę, że widać, jak niesamowicie spragnieni jesteśmy uczestniczeniem w wydarzeniach, które wydają nam się cudowne, bo one są na żywo. Tego nie da się niczym zastąpić. Nie da się tak samo przeżywać emocji przed ekranem telewizora i wspólnie, na widowni, razem z innymi. Zresztą podobnie jest z kinem. A kolejnym dowodem na to jest wspólne oglądanie meczów.

Czy szczecińska publiczność ma swoją specyfikę? Coś ją wyróżnia? - Myślę, że szczecińska publiczność wyrosła z tradycji teatru muzycznego. To jest absolutna jasność. Lubi operetkę i musicale.

Stąd „My Fair Lady”? - Zrobiliśmy ją całkiem świadomie. Wiedzieliśmy, że taki musical zapisany jest w genotypie teatru i u progu 65-lecia Opery na Zamku chcieliśmy pokazać świat, który jest pewnym światem przełomu. Bo o „My Fair Lady” mówi się, że to jest ostatnia operetka i że to jest też pierwszy musical. Przygotowaliśmy ten spektakl, bo wiedzieliśmy, że szczecińska publiczność kocha takie przedstawienia. Ale wiedzieliśmy też, że musimy go zrobić inaczej. Chcieliśmy, aby publiczność zobaczyła różnicę między tym, co widziała na deskach sceny przy ul. Potulickiej i w „nowej” Operze na Zamku, w której możemy okrasić spektakl zupełnie nowymi środkami realizacji. Chcieliśmy pokazać, że możemy zrobić ten musical tak, jak robi się je na Broadwayu. Broadwayowskie spektakle musicalowe są akurat w takiej lidze, z którą my tu, w Szczecinie, możemy podjąć rywalizację. Bo przy musicalu liczy się nie tyle opowiadana historia czy muzyka, a przede wszystkim pomysł inscenizacyjny.

W najnowszym repertuarze Opery na Zamku jest sporo powtórek spektakli z ubiegłych sezonów. To celowe? - Oczywiście, że tak. Z okazji 65-lecia chcieliśmy pokazać szczecińskiej publiczności pełne spectrum naszej działalności artystycznej. Chodzi nam o to, aby publiczność zobaczyła tę naszą różnorodność, aby sobie coś wybrała, aby sobie przypomniała te, które pokochała jakiś czas temu, ale też, aby się zderzyła z innymi realizacjami, choćby tylko po to, aby na nowo pokochać to, co się kiedyś kochało.

To dlaczego z okazji jubileuszu Opera na Zamku nie pokazała sztandarowego przedstawienia dawnej sceny muzycznej w Szczecinie, czyli „Krainy uśmiechu” Lehára? - Jak to? Pokazała ją, ale w innej wersji – koncertowej.

Właśnie. Pokazała ją inaczej. - Tak, bo z ikoną, która dała początek naszemu teatrowi, nie wypada rywalizować.

| TEMAT WYDANIA | 34
#reklama

Dziwmy się spokojnie dalej

Już 25 lutego na deskach Teatru Współczesnego w Szczecinie premiera spektaklu

„Sen nocy letniej” w reżyserii Justyny Sobczyk i Jakuba Skrzywanka. Przed nami sztuka o miłości, jej rodzajach i odcieniach. Również tych, o których na co dzień nie myślimy.

„...przecież ludzie, co przyjdą na spektakl, muszą zobaczyć, że my też w tym mieście jesteśmy”

– mówią nowi aktorzy. W szczegóły wprowadziła nas reżyserka.

„Sen nocy letniej” powstaje na motywach komedii Shakespeare’a, ale też na podstawie wywiadów z osobami z niepełnosprawnościami, ich rodzinami i seksworkerami zajmującymi się asystenturą seksualną. Sztukę powinniśmy traktować jako kontynuację problematyki miłości podjętej w „Spartakusie”?

- Jakub otwiera teatr na relacje z różnymi nowymi grupami, które określa grupami eksperckimi i zaprasza je do współpracy. Są to osoby współtworzące nasze społeczeństwo, ale które nie mają swojej wyraźnej widoczności - reprezentacji, są jakby w cieniu większości na co dzień, nie mówiąc już o teatrze. „Sen nocy letniej” również jest w polu tych tematów. Nowy sezon w Teatrze Współczesnym w Szczecinie nazywa się „Tylko miłość”, choć teraz wiemy, że trafniej brzmiałoby „Tylko miłości”. Nasze skojarzenia zawsze skrada miłość romantyczna, taka, która wydaje się tą szczęśliwą i wytęsknioną, o której wszyscy marzymy. Często tu utykamy, w jakimś wymyślonym, przekazywanym z pokolenia na pokolenie fantazmacie miłości, który mocno podtrzymywany jest popkulturą. Interesuje nas też prawo do miłości. Czy faktycznie wszyscy mamy takie samo prawo do kochania i zawiązywania relacji? Czy w życiu codziennym, mamy równe prawo do jej szukania, próbowania i smakowania?

Dlaczego zdecydowaliście się zwrócić uwagę na tę grupę osób?

- 17 lat temu w Warszawie założyłam Teatr 21, to teatr, w którym pracują osoby z niepełnosprawnościami, głównie z zespołem Downa i w spektrum autyzmu. Dla mnie osobiście to grupa, z którą dzielę całe swoje zawodowe życie. Brak widoczności osób z niepełnosprawnościami w Polsce, od kiedy pamiętam, był dla mnie nie do zaakceptowania. Nie miałam w sobie nigdy zgody na to, jak można urządzać społeczeństwo tak wyraźnie trzymając osoby z niepełnosprawnościami i ich opiekunów w sytuacji marginalizowanej, pozbawionej tych samych praw, co reszta. Nie znajdowałam na to żadnego uzasadnienia i odbierałam to jako przykład braku odpowiedzialności społecznej. Wobec tak wyraźnych zaniedbań na tym polu, widzę przestrzeń sztuki, jako teren, który może być alternatywą, że to właśnie na

tym polu może zacząć się zmiana dla rozwijania nowych relacji społecznych i artystycznych. Dodam, że w Warszawie powołaliśmy wraz z miastem społeczną instytucję kultury: Centrum Sztuki Włączającej, przestrzeń promującą sztukę inkluzyjną. Pod kierownictwem Justyny Lipko Koniecznej rozwijamy temat z wielkim rozmachem, podważając zastany system teatralny. Dla Jakuba nasze doświadczenie w teatrze zawsze było bardzo ważne i interesujące, co więcej wpisuje się w nową wizję Teatru Współczesnego w Szczecinie.

Faktem jest, że mimo powszechnej otwartości i zdeklarowanej chęci pomocy często rezygnujemy z konfrontacji z osobami niepełnosprawnymi. Boimy się, uważamy je za inne, a nawet dziwne. Jako społeczeństwo zawiedliśmy?

- Uważam, że całe lata pracowaliśmy na to, żebyśmy jako społeczeństwo żyli w lęku przed niepełnosprawnością. Osoby z niepełnosprawnościami zawsze były obecne, ale długo w stanie izolacji. Historia niepełnosprawności nie jest przyjemna. Długo traktowaliśmy ludzi z niepełnosprawnościami w porządku medycznym. Badaliśmy ich i oddzielaliśmy od siebie. Wytworzyliśmy poczucie winy i wstydu wśród rodziców i opiekunów. Jako społeczeństwo zostaliśmy podzieleni i wszystko, co nie mieściło się w „normalnym, zdrowym obrazie”, zostało ukryte. Ten brak kontaktu spowodował, że osoby niepełnosprawne wyobrażamy sobie jako dziwne i inne, wolimy trzymać się na dystans. Z czasem w tym obszarze rozwinął się jeszcze model zachowań charytatywnych kierowanych litością i miłosierdziem. Mam na myśli organizowanie imprez, zbieranie pieniędzy, kreowanie postawy, że my jako silniejsi możemy i powinniśmy pomóc tym słabszym. To głęboko niesprawiedliwe. Całe pokolenia wyrosły na tym modelu. I choć nie my go stworzyliśmy, to my chcemy go zmienić. Chcemy zaproponować rozwiązanie partnerskie, gdzie każdy jest inny, ale wszyscy są równi. Osoby z niepełnosprawnościami stanowią największą mniejszość. Mówimy o 12 procentach społeczeństwa, a jeśli pomyśleć o osobach zmagających się z chorobami starczymi, to ta grupa będzie jeszcze większa. Mówimy o problemie narastającym latami, jeśli nie wiekami. Jak z tym walczyć?

36 | TEATR |
ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK

- Uznać, że tak jest i zrozumieć, jak głęboko jest to niesprawiedliwe. Wprowadzenie zmian wymaga czasu i zaangażowania nas wszystkich. Osoby z niepełnosprawnościami potrzebują sojuszników i sojuszniczek nie tylko wśród swoich rodzin. Jestem dobrej myśli, widać już wiele jaskółek zmiany. Instytucje sztuki nareszcie szukają sposobów na udostępnianie swoich wydarzeń. Przestajemy myśleć o widowni, jako normatywnym monolicie, który widzi, słyszy i bez problemu wejdzie po schodach. Dostosowanie przestrzeni nie zawsze jest łatwe, bo niektóre bariery architektonicznie są nie do przełamania. Jednak to po naszej stronie leży szukanie sposobów na to, żeby rzeczy, które robimy, były dostępne dla wszystkich.

To jedna kwestia, inna to szukać sytuacji spotkań, powoływać je w miejscach, w których mamy na to wpływ.

Dostępność obiektu to jedno, ale druga sprawa to zmienienie nastawienia zarówno większości społeczeństwa, jak i osób z niepełnosprawnościami.

- Z moich doświadczeń płynących z Teatru 21 w Warszawie, który założyłam i współprowadzę, mogę powiedzieć, że nic tak nie przyciąga osób z niepełnosprawnościami do instytucji kultury jak osoby z niepełnosprawnościami obecne wśród artystów, twórców, pracowników. To pierwszy sygnał, że faktycznie ten teatr / to miejsce jest otwarte na różnorodność i każdy jest w stanie odnaleźć siebie i znajduje tu swoją reprezentację.

Od czego w ogóle zaczął się pomysł, by „Sen nocy letniej” połączyć z problemem niepełnosprawności? I jak w tym temacie znaleźli się pracownicy seksualni?

- Kiedy zadaliśmy sobie z Jakubem pytanie - o jakiej miłości chcemy opowiadać, zobaczyliśmy w mediach społecznościowych post, który wywołał w nas duże zaskoczenie.

Na zdjęciu było widać kobietę i mężczyznę z niepełnosprawnością ruchową. Treść wyjaśniała, że było to rodzeństwo. Oboje bardzo uśmiechnięci, szczęśliwi. Właśnie wracali z Brukseli, byli u seksworkerki. Napisali – tak, dwa tabu niepełnosprawność i seksualność, czy to w ogóle możliwe?

W związku z tym, że żyjemy w kraju, gdzie te tematy są zupełnie oddzielone, wyjechaliśmy. Postanowiliśmy z Kubą oraz Moniką Świerkosz z Uniwersytetu Jagiellońskiego, która wspiera nas dramaturgicznie w tym procesie, podjąć ten trop i sprawdzić, czy osoby z niepełnosprawnością korzystają z usług seksworkerek i jak się to odbywa. Okazało się, że w Polsce to bardzo trudne. Zaczęliśmy umawiać się na spotkania online z organizacjami, które diagnozują potrzeby osób niepełnosprawnych i proponują rozwiązania systemowe. Dowiedzieliśmy się, że w Czechach, w Holandii czy w Belgii osoby niepełnosprawne mogą przeznaczyć część składki zdrowotnej na zaspokojenie potrzeb seksualnych. Temat wydał nam się bardzo ciekawy. Zaczęliśmy stawiać sobie pytania: czy to też jest miłość? Co jeszcze istnieje poza miłością romantyczną? Czy powinniśmy mówić tu o małżeństwie? Ale

w Polsce osoby z niepełnosprawnością, szczególnie intelektualną, nie mają na nie szans. Pozwoliło nam to spojrzeć na miłość z innej, nieznanej nam perspektywy.

Mówimy tu nawet nie o tabu, ale o sprawach, o których po prostu nie wiemy i nad którymi się nie zastanawiamy. Nie łatwo wskazać, kto powinien być odpowiedzialny za ten temat. Rodzice, opiekunowie, rząd, całe społeczeństwo?

- Tych pytań i wątpliwości jest naprawdę wiele. Rodzice, opiekunowie, rząd, całe społeczeństwo: wszyscy współtworzymy system, który ogranicza prawa osób z niepełnosprawnościami. Nie chcę wskazywać winnych, nie o to nam chodzi. W naszym spektaklu pokazujemy bezsilność matki osoby z niepełnosprawnością, którą zostawia się samą z dorosłością swojego niepełnosprawnego dziecka. Pod postem, na który się powołujemy, wylała się lawina oskarżeń i to bardzo wiele mówi o tym, gdzie jako społeczeństwo jesteśmy. Zamykamy dostęp do wiedzy przed osobami z niepełnosprawnościami, utrzymując ich w ciele tzw. wiecznego dziecka. Często nie rozwiązaniem, a problemem są rodzice i opiekunowie, którzy starają się nie dostrzegać seksualności swoich bliskich. Nie wyjaśniają im, skąd zmiany w ich ciałach, skąd pewne reakcje, jak można sobie z nimi radzić. Dlatego ten post, ta podróż w celu spełnienia marzenia o bliskości jest ogromnie ważnym tematem, którym chcieliśmy przeciąć szekspirowski tekst. Tu też mamy do czynienia z ucieczką przed prawem, przed rodzicem do miejsca, gdzie można posmakować miłości, nawet za opłatą.

„Sen nocy letniej” poprzedziły warsztaty dla osób z niepełnosprawnościami. Jak wyglądał wybór aktorów do sztuki? Czy każdy bez względu na niepełnosprawność mógł się zgłosić?

- Nasi nowi aktorzy to dorośli mieszkańcy i mieszkanki Szczecina, z różnymi niepełnosprawnościami. Wiedzieliśmy, że nie możemy zaprosić do spektaklu osób z niepełnosprawnością ruchową, ze względu na budynek w jakim mieści się Teatr Współczesny w Szczecinie i przeszkody stojące po drodze do sali. To niestety dylemat wielu obiektów. Nie robiliśmy castingu, w którym wyłanialiśmy najlepszych. Zrobiliśmy warsztaty, po których zostały z nami wszystkie osoby zainteresowane tematem miłości - niektórzy z doświadczeniem teatralnym. Pamiętam po warsztacie dwie osoby podeszły do Kuby i powiedziały - ale wy musicie nas wziąć, przecież ludzie, co przyjdą na spektakl, muszą zobaczyć, że my też w tym mieście jesteśmy. Usłyszeliśmy to bardzo i postanowiliśmy na tę potrzebę odpowiedzieć zaproszeniem do współpracy. Każdy z zaproszonych aktorów i aktorek podpisał umowę. Dla większości była to pierwsza taka sytuacja w życiu.

Wprowadzenie osób z niepełnosprawnościami na scenę, między doświadczonych aktorów było procesem wymagającym?

Aktorzy nie mieli oporów przed nową współpracą, bo tak jak mówiliśmy wcześniej – jesteśmy otwarci, ale często budzą się w nas wątpliwości.

- Rozmawiamy, kiedy nasza praca trwa. Na poziomie deklaratywnym jest w nas wiele otwartości, ale kiedy zaczynamy pracować potrzeba czasu, żeby ta otwartość się urzeczywistniła.

Zanim spektakl będzie gotowy, trzeba nauczyć się siebie, dowiedzieć się, jaką kondycją wzajemnie dysponujemy, tu nie liczy się wyłącznie tekst, ale też nasze ciało i relacje między ciałami. Na tym polu ogromną pracę wykonuje choreografka Agnieszka Kryst, która otwiera przestrzeń na spotkanie i poznanie. Ludzie sztuki są bardzo otwarci, widzą tego „Innego” w przestrzeni społecznej, chcą o nim opowiadać, ale droga do zbudowania relacji jest bardzo podobna do drogi, którą każdy z nas z osobna musi przejść. Wszyscy potrzebujemy czasu, by coś między nami zaczęło się dziać, zawiązywać. Jeśli pojawia się trudność to, według mnie, wynika on z braku takich doświadczeń, a nie z niechęci.

Czy możemy przyjąć, że ta sztuka jest bezpieczną przestrzenią do poznania osób z niepełnosprawnościami, ich problemów i pragnień. A może nawet przestrzenią do przyjęcia tych osób do swojej rzeczywistości?

- Tak, bardzo w to wierzę! Przestrzeń sztuki, teatru jest wspaniałym miejscem na zbliżanie się do tematów, które stanowią dla nas problem; teatr daje przestrzeń artystom na przekraczanie, sprawdzanie, a z drugiej strony daje widzowi komfort intymnego odbioru. Tu nikt nie ocenia widza. Musimy uzmysłowić sobie, że to nie jest nasza rzeczywistość, że my kogoś przyjmujemy, rzeczywistość, w której żyjemy jest tak samo moja, jak i osób z niepełnosprawnościami, ale oni zostali przez system wyłączeni. Teatr do dopiero początek, zmiana potrzebuje dokonać się w przestrzeni społecznej.

Co dalej? Co jeszcze wydarzy się po premierze? Czy ci aktorzy z nami zostaną? Czy ruszą nowe warsztaty?

- Spektakl wchodzi do repertuaru. Na pewno przez obecność pedagożki teatru Marty Goseckiej w Teatrze Współczesnym przestrzeń współdziałania z widzami się ciągle otwiera. Poza tym nasi nowi aktorzy mówią, że już się zadomowili. Zdarza się zobaczyć, kiedy po próbach wychodzą razem i jeszcze chwilę przegadują jakieś sprawy. Lubię patrzeć, jak znika lęk, wytwarza się przestrzeń na nową znajomość. Mam też nadzieję, że nasi gościnni aktorzy zaczną przychodzić na spektakle teatru regularnie i będą oglądać nie tylko „Anię z Zielonego Wzgórza”. (To też mówi dużo o tym, co wybieramy dla dorosłych osób z niepełnosprawnościami z repertuaru). Nie oczekuję, że teraz teatr będzie realizował jakieś specjalne projekty, byłoby wspaniale, gdyby nowi aktorzy mogli wpisać się w działania, które już są w teatrze, ale oczywiście pole pedagogiki teatru jest ogromne, daje mnóstwo możliwości i na pewno pole naszego spektaklu daje możliwość działania i rozmawiania na wiele tematów.

Czyli jak podsumować to, co nas czeka 25 lutego na Dużej Scenie?

- Może skończę naszą rozmowę cytatem ze „Snu nocy letniej”. „Drodzy Państwo, zdziwi Was to widowisko, lecz dziwcie się spokojnie dalej”. Nie tylko 25 lutego - to my czekamy na Państwa w teatrze. Dziękuję za rozmowę.

38 | TEATR |
#reklama

„Niemoralna. Kalina”

Ula Ryciak

Wydawnictwo Literackie

Seksbomba, uwodzicielka, gwiazda wyklęta. Wokół jej osoby krążą legendy. Ile z nich wymyślili inni, a za ile odpowiada ona sama? Które są prawdziwe, a które to wyłącznie gwiazdorska kreacja? Historia Kaliny Jędrusik czekała na tak wielowymiarową książkę. Kalina Jędrusik daje się poznać nie tylko jako sceniczna kusicielka, aktorka teatralna i filmowa czy gwiazda Kabaretu Starszych Panów. Żywiołowa od dzieciństwa, szybko zaczęła przejawiać muzyczny talent, indywidualizm, ale też kulinarny zmysł. Namiętność do smaków i dar ich łączenia ochoczo wykorzystywała, by rozpieszczać przyjaciół. Razem ze Stanisławem Dygatem, jej największą miłością, stworzy otwarty dom, w którym gościć będzie warszawska śmietanka towarzyska. Ta książka odkrywa

Kalinę na nowo. Objawia jej motywacje i sposób działania. Kalina niewątpliwie wzbudzała kontrowersje, ale u kogo? Głównie u tych, którzy jej zazdrościli talentu, urody, powodzenia. Również u tych, którzy nie potrafili jej okiełznać, nie znaleźli na nią sposobu. Bo Kalina była niepokorna. Ale na pewno nie taka, jak głoszą plotki. Była taka, jak w tej książce.

„Dygat Pan”

Lidia Sadkowska-Mokkas

Wydawnictwo Bellona

Stanisław Dygat w głęboki PRL-u tworzył swoisty warszawski dwór,

a raczej dworek - krąg towarzyski, do którego wszyscy chcieli należeć, ale nie wszyscy mogli. To on wybierał popleczników, szczęśliwców złaknionych wielkiego świata i wielkiego towarzystwa. Wybierał też ofiary swoich złośliwości, czy wręcz intryg. W Warszawie lat 60. i 70. każdy chciał go znać i czerpać z jego aury, inteligencji. Był wizualnie oraz osobowościowo bujny i dorodny. Odziedziczył najciekawsze cechy polskich i francuskich przodków. Psychologicznie skomplikowany, utkany z paradoksów. Wielowarstwowy, nieuchwytny, wielokrotny. Dla każdego inny.

„Dookoła Wojtek. Opowieść o Wojciechu

Młynarskim”

Dariusz Michalski

Wydawnictwo Prószyński i S-ka

Wojciech Młynarski należy do czołówki polskich poetów, autorów tekstów piosenek, kabaretów, dramatów. W przeciwieństwie do Agnieszki Osieckiej, wiele swoich tekstów sam wykonywał na scenie, m.in. na opolskim festiwalu. Na jego życie cieniem położyła się choroba, która skutecznie kompli-

kowała mu relacje z otoczeniem. Książka opowiada o dzieciństwie Młynarskiego, cudownej atmosferze jego domu, wspaniałej tradycji oraz rodzinie, które na mego bohatera miały wpływ ogromny. Przede wszystkim jednak jest to książka o jego twórczości: przebojach, które weszły do kanonu polskiej muzyki rozrywkowej, ale też o piosenkach dawnych i zapomnianych, o warsztacie translatorskim polskiego tłumacza Brela, Brassensa czy Wysockiego, o pomysłowości i bogactwie języka artysty po uszy tkwiącego w muzyce, a zarazem (przede wszystkim!) bacznego obserwatora życia i ludzi.

znajomych i cytatów z prasy, Autor wtajemnicza nas w kulisy życia Zofii Czerwińskiej, Barbary Rylskiej, Hanny Skarżanki i innych współpracowniczek króla polskiej komedii. Niektóre już zapomniane, inne wciąż cieszące się niesłabnącą sympatią widzów, wszystkie zasługują na to, by ich sylwetki poznać bliżej.

„Shakespeare. Stwarzanie świata”

Stephen Greenblatt

Wydawnictwo: W.A.B.

Rafał Dajbor

Wydawnictwo Krytyki Politycznej

Kontynuacja świetnie przyjętej przez czytelników „Jak u Barei, czyli kto to powiedział”. Po poświęconej odtwórcom ról męskich pierwszej książce, Rafał Dajbor tym razem rzuca światło na aktorki występujące w filmach Stanisława Barei. „Ten człowiek w życiu słowa prawdy nie powiedział” czy „Tu jest kiosk Ruchu, ja tu mięso mam!” to kwestie, które przeszły do komediowej klasyki. Mimo że dziś są równie chętnie przytaczane przez publicystów, co twórców memów, niewiele osób kojarzy, kto wypowiedział je na ekranie.

W charakterystycznym dla siebie stylu pełnym anegdot, wspomnień

Najsłynniejszy dramaturg świata doczekał się ciekawej i kompleksowej biografii. „Shakespeare. Stwarzanie świata” jest barwną i pełną erudycji literaturą opowiadającą o życiu jednego z najznakomitszych twórców światowej literatury. Książka Greenblatta jest realizacją ambitnego zamiaru stworzenia pomostu między życiem Szekspira i światem XVI i XVII-wiecznej Anglii. To opowieść o przewrotach religijnych i politycznych intrygach, o wiejskich jarmarkach i publicznych egzekucjach, o dworze i teatrze, o Stratfordzie i Londynie, o męczennikach i odszczepieńcach, o czarach i magii, o życiu i śmierci – krótko mówiąc, o Williamie Szekspirze i jego czasach. Greenblatt pisze niezwykle obrazowo, dzięki czemu czytelnik z łatwością może przenieść się wyobraźnią w owe czasy. Lektura pozwala na indywidualne odkrywanie Szekspira i jego geniuszu.

„Mój mąż jest z zawodu dyrektorem, czyli jak u Barei 2”
40 | KSIĄŻKA |

Śmierć

Scenariusz: Neil Gaiman /

Rysunki: Chris Bachalo, Mark Buckingham, Mike Dringenberg i in.

Postać Śmierci z Nieskończonych – znana wszystkim wielbicielom

Neila Gaimana – wyłoniła się z kart jego bestsellerowego arcydzieła

„Sandman” i w krótkim czasie stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych i lubianych bohaterek tego autora. W interpretacji Gaimana starsza siostra Snu jest atrakcyjną brunetką, stylizowaną na gotkę. Jest wesoła, dowcipna i ironiczna, kocha ludzi i… życie.

Sandman Uniwersum. Dom szeptów –Obserwatorzy, tom 3

Scenariusz: Nalo Hopkinson, Dan Watters / Rysunki: Dominike

„DOMO” Stanton

Trzecia i ostatnia część rozgrywającej się w uniwersum Sandmana opowieści o bogini wudu Erzulie i jej staraniach o odzyskanie

magicznego Domu Szeptów. Klucz do powodzenia Erzulie może spoczywać w dłoniach dziewczynki

Poquity, która zaprzyjaźnia się z pozornie miłą istotą, a tak naprawdę najgroźniejszym mieszkańcem Śnienia – Koryntczykiem!

Demon ten usiłuje przejąć władzę nad Domem Obserwatorów.

Niestety nie wszystko idzie po jego myśli, a w konsekwencji zaraża złem miliony wyznawców Erzulie. Bogini będzie musiała go powstrzymać. Tymczasem jest ktoś, kto po stuleciach dąży do zemsty

na strasznym pająku Anansim...

Batman Knightfall: Koniec Mrocznych Rycerzy, tom 4

Scenariusz: Chuck Dixon, Alan Grant, Doug Moench i inni / Rysunki: Graham Nolan, Bret Blevins, Jim Balent i inni „Koniec Mrocznych Rycerzy” to czwarty tom ambitnej pięciotomowej sagi o upadku i powrocie Mrocznego Rycerza.

Stało się coś niewyobrażalnego: Bruce Wayne nie jest już Batmanem, a jego obowiązki przejął Jean-Paul Valley. Po druzgocącym spotkaniu z Bane’em, w wyniku którego nie jest w stanie założyć swojego kostiumu, Bruce wyrusza na poszukiwanie zaginionej doktor Shondry Kinsolving, która pomagała mu w rehabilitacji. Kobieta jest wyjątkowo utalentowana i być może jest jedyną osobą, która może wyleczyć złamany kręgosłup Bruce’a.

Bruce Wayne wyrusza razem z Alfredem na Karaiby, a następnie do Wielkiej Brytanii. Zamiast znaleźć ukojenie, trafia na nowego,

zaskakującego wroga, który czai się w cieniu. Aby ocalić Shondrę i samego siebie, Bruce zmuszony jest do niezwykłego wysiłku zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Czy kiedykolwiek uda mu się odzyskać w pełni sprawność i czy w Gotahm jest jeszcze miejsce dla „starego” Batmana?

Kaczogród - Papuga z Singapuru i inne historie z lat 1945–1946, tom 21

Scenariusz: Carl Barks / Rysunki: Carl Barks

Niniejszy album zawiera komiksy Carla Barksa z lat 1945–1946. Ptak z tytułowej opowieści ma na imię Joe, a jego dziób skrywa niewyparzony język, który wyjątkowo daje się we znaki Donaldowi. Z kolei w komiksie Mądry pies kaczory postanawiają przyjąć pod swój dach kudłatego czworonoga. Donald upiera się, że zwierzę musi mieć rodowód i należeć do najinteligentniejszej rasy na świecie. Wszystko oczywiście toczy się zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażał. Zwierząt jest w tym zbiorze więcej. W jednej z historii siostrzeńcy zaprzyjaźniają się z młodą foczką, a w innej – Donald usiłuje zdobyć indyka, żeby tradycji na Święto Dziękczynienia stało się zadość. Najdłuższy komiks w tomie, Postrach rzeki, opowiada

o pewnym wodnym potworze. Donald nie potrzebuje jednak zwierząt, żeby wpaść w tarapaty. Wystarczy, że postanowi zwrócić znalezione pieniądze, zaimponować Daisy tężyzną fizyczną albo kolejny raz rywalizować ze swoimi siostrzeńcami w wędkowaniu lub puszczaniu latawców.

Star Wars. Wojna łowców nagród –Jeszcze jedno zadanie

Scenariusz: Justina Ireland, Daniel José Older, Alyssa Wong, Rodney Barnes / Rysunki: Ibraim Roberson, Luca Pizarri, Kei Zama, David Baldeón, Guiu Vilanova Pojedynczy album z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Prosta misja Boby Fetta, polegająca na dostarczeniu zamrożonego w karbonicie Hana Solo i odebraniu zapłaty, kończy się chaosem i wybuchem wojny łowców nagród, która ogarnia galaktykę, zaś ulubieńcy fanów z ciemniejszej strony uniwersum Gwiezdnych Wojen mają szansę zabłysnąć! Zawiedziony przez swojego najbardziej zaufanego łowcę nagród Jabba brutalnie odreagowuje rozczarowanie. W najlepszej drużynie doszło do podziału i 4-LOM walczy z Zuckussem... Co mogło ich poróżnić? Odkrywamy wczesne przygody Boushha, gdy legendarny wojownik dostaje zlecenie.

41 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2023 | KOMIKS |

Krystyna Maksymowicz - najważniejsze to mieć poczucie istotności

Od lat możemy ją obserwować na scenie Teatru Współczesnego w Szczecinie. Wcielając się w Helenę Majdaniec, obdarzyła swoją bohaterkę ciepłem, ale też pewną aurą poetyckości, przywracając ją pamięci mieszkańców Szczecina.

Jak została pani wybrana do roli Heleny Majdaniec?

- Sprawcą i pomysłodawcą jest Rafał Podraza, dziennikarz muzyczny, biograf Heleny Majdaniec, piosenkarki pochodzącej ze Szczecina, który napisał parę książek jej poświęconych, a także autor słuchowiska „Cyrograf”. Często czytam fragmenty tekstów na spotkaniach organizowanych przez Związek Literatów Polskich i tam się poznaliśmy. Rafał zaproponował, żebym przeczytała fragmenty jego książek o artystce. W ubiegłym roku minęło 20-lecie śmierci Heleny Majdaniec, a nieco wcześniej 80-lecie jej urodzin i na spotkaniu zatytułowanym „80-tka u Heleny M.”, która była promocją książki Rafała Podrazy „Mój Paryż. Śladami Heleny Majdaniec” czytałam fragmenty o niej. Te spotkania zaowocowały powstaniem projektu „Królowa twista. Cyrograf - historia z życia Heleny Majdaniec” – dwuosobowej sztuki, na podstawie której powstało słuchowisko. Jakim materiałem do pracy była dla pani Helena Majdaniec?

- Bardzo ciekawym. Na początku niewiele o niej wiedziałam. Kiedy wróciłam do domu po jakimś spotkaniu, włączyłam jej piosenki i usłyszałam „Zakochani są

wśród nas”, „Rudy rydz”, ożyły we mnie bardzo głębokie wspomnienia. Jestem opolanką i pamiętam atmosferę festiwalu opolskiego. Nie każdego było stać na bilety do amfiteatru, ale miasto żyło festiwalem, wszyscy go słuchali, z wielu mieszkań, przez otwarte okna, płynęły transmisje telewizyjne z koncertów, były tam też piosenki Heleny Majdaniec. To nie była jednorazowa gwiazdeczka, ale artystka, która wylansowała wiele przebojów. Wspomnienia we mnie odżyły i spowodowały, że zaczęłam czytać o Helenie Majdaniec, szukać dodatkowych informacji. W ubiegłym roku nagraliśmy w Polskim Radiu Szczecin książkę do posłuchania „Helena Majdaniec. Jutro będzie dobry dzień” autorstwa Rafała Podrazy. Podczas otwarcia Teatru Letniego, który nosi jej imię, zrodził się pomysł, żeby przenieść na scenę opowieść o niej. Efektem tego był projekt czytania performatywnego „Królowa twista. Inscenizacja zdarzenia. Cyrograf – historia z życia Heleny Majdaniec”, który miał swoją odsłonę 15 grudnia 2022 r. w Willi Lentza. Zrealizowaliśmy ten projekt z Arkiem Buszko, w reżyserii Pawła Niczewskiego, Maciek Osmycki zrobił scenografię, Agnieszka Miluniec była autorką kostiumów, Krzysztof Kuź-

nicki opracował wizualizację. Stronę muzyczną powierzyliśmy Joannie Sinkiewicz i Aleksowi Górnemu, studentom Akademii Sztuki. Projekt dofinansowało Miasto Szczecin i Urząd Marszałkowski. Na spektaklu była obecna rodzina Heleny Majdaniec. Jak członkowie jej rodziny odebrali pani rolę?

- Głosy, które do mnie dotarły po premierze, były pozytywne. Jej bratowa powiedziała, że wszystko w spektaklu jest prawdziwe, ale to jest już bardziej zasługa Rafała Podrazy, który, pisząc tekst „Cyrografu”, zawarł w nim wszystko, co wiedział w tym temacie. W tekście jest opisana domniemana sytuacja, która zapewne przytrafiła się niejednej osobie w czasach PRL-u, oficer SB próbuje nakłonić naszą bohaterkę do współpracy, a ona odmawia. Słuchowisko jest dostępne na stronie Radia Szczecin, miało swoją odsłonę na antenie. Rodzina Heleny Majdaniec jest bardzo liczna i w Szczecinie wspomnienia o niej są bardzo silne. Nie znałam osobiście Heleny Majdaniec, więc próbowałam stworzyć postać bardziej symbolicznie. Bardziej przedstawić problem, postawę, zakreślić perspektywę aktorki, która przepowiada rolę, ale nie jest Heleną Majdaniec.

42 | TEATR |
ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO RAFAŁ BAJENA, PIOTR NYKOWSKI

Nie myślała pani, żeby zrobić monodram na podstawie historii Heleny Majdaniec?

- Proces twórczy jest otwarty i różne rzeczy mogą się zdarzyć. Dla mnie jej życiorys jest arcyciekawy i przebogaty, można by było na jego podstawie stworzyć nawet scenariusz do filmu hollywoodzkiego. Takich kobiet, które zostały zdeptane przez koła historii, których talenty nie mogły zaistnieć w sposób, na który by zasługiwały, było sporo. A my mamy w Szczecinie bohaterkę, która bardzo kochała to miasto, często do niego

wracała, wielu ludziom pomagała, była kolorowym ptakiem, wystawała ponad szarą codzienność. Ten wątek jest też ciekawy dlatego, że motyw i dramat kobiet, które po burzliwym życiu starzeją się w zapomnieniu, jest ważny z ludzkiego punktu widzenia. Helena Majdaniec, była bardzo samotna pod koniec swoich dni, ale miała dużo planów, ogromną pasję życia i silne poczucie wolności. Bardzo mi imponowała tymi cechami. Pomysł Rafała był bardzo piękny i jestem mu wdzięczna za to, że zobaczył we mnie możliwość zaprezentowania tych cech. Dobrze, że wydarzyło się tyle różnych

imprez w przestrzeni miejskiej, które skierowały światełko na Helenę Majdaniec. Moim zdaniem należała do ludzi, którzy są forpocztą przyszłości. Kiedy patrzę na moich studentów w Akademii Sztuki – wokalistki i wokalistów – widzę, że mają zaburzony obraz siebie, często są pogubieni, a ona wiedziała, czego chce. Miała wyraźne cele i mimo wielu przeciwności dążyła do odkrywania swojej prawdy, bardzo mi tym imponuje. Ale życie to życie, proces twórczy to proces twórczy, a wokół dzieją się różne rzeczy, które czasami pozwolą złapać wiatr w żagle, a czasem nie.

43 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2023 | TEATR |

Myślę, że to pokazuje też jej postawa w Paryżu. Ona tam pojechała i sięgała po to, co jej się należy.

- Tak, właśnie to jest w niej piękne. Niedawno czytałam o Poli Negri. Nikt z Polski nie zrobił takiej kariery w światowym filmie jak ona. Też miała bardzo podobny scenariusz życiowy. Rozczarowania wobec mężczyzn, którzy często się garną do rajskich ptaków, ale mają naturę trutni. To jest ciekawy problem kobiety wyjątkowej, z pełnym poczuciem wolności, obdarowanej ogromną ilością talentów, którą mogą ukrzywdzić zmiany polityczne czy obyczajowe.

„Cyrograf” pokazuje kluczowy moment w jej życiu, który zaważył na jej karierze.

- Rafał Podraza ma swoją wizję. Wielu moich znajomych, którzy byli na spektaklu, mówiło, że nie zdawało sobie sprawy z konsekwencji, jakie musiała ponieść bohaterka. Była skłaniana do współpracy przez służby PRL-u, ale także przez służby francuskie. Odmówiła i zastopowano jej karierę. Spojrzenie na ten problem z dzisiejszej perspektywy jest warte uwagi ze względu na młode pokolenie. Jeśli ktoś chciałby posłuchać tego tekstu, jest dostępny w sieci w formie słuchowiska. Do spektaklu powstała ciekawa scenografia i kostiumy, a Arek Buszko zagrał demonicznie oficera SB.

- Próbowaliśmy temu spektaklowi nadać nierealistyczną formułę. Nie chcieliśmy tego robić 1:1 jak w słuchowisku radiowym, gdzie wszystko jest przedstawione bardzo realnie. W spektaklu dodaliśmy odrobinę licentia poetica. Dokonaliśmy podziału na świat wierności sobie, prawdy i na to, co próbuje ten świat zaburzyć. Postać, którą tak przekonująco gra Arek Buszko, to oficer SB, który próbuje zagarnąć duszę Heleny Majdaniec, ale ona

miała jednak silny kręgosłup moralny. Zarówno francuskie służby w czasie zimnej wojny, jak i polskie namawiały ją do współpracy, ale ona zdecydowanie odmówiła. Tekst „Cyrografu” pokazuje, jak wiatr historii może ludziom zaszkodzić. Mamy bohaterkę, która się nie ugięła i potem płaciła za to wysoką cenę.

W spektaklu jest taki fragment, który pokazuje, że poczucie wolności Heleny Majdaniec jest tak silne, że pewne zachowania oficera SB ją wręcz szokują.

- Rafał Podraza bardzo często podkreślał, że Helena bardzo pomagała ludziom. Pomimo że mieszkała w Paryżu tyle lat, cały czas płaciła PAGART-owi spory procent od swoich zarobków, swoisty haracz. Wszyscy artyści z Polski, odwiedzający wtedy Paryż, mieli u niej przytulisko, wiele osób jej sporo zawdzięcza. Miała w sobie dobroć i naiwność. Postrzegała innych w pozytywny sposób, a oficer SB ten obraz jej zaburzył. Miała wrażliwość motyla i odporność słonia, więc radziła sobie z wszystkimi trudnościami, ale nie wszyscy rozumieli jej postępowanie, nie znali przyczyn jej decyzji.

Często słyszę, że kultura to taka bezpieczna dziedzina, polityka jej nie dotyczy. Ale to nie jest tak do końca, co pokazuje przykład Heleny Majdaniec.

- Oczywiście, kiedy kończyłam studia aktorskie, był stan wojenny i bojkot grania w telewizji i w filmie. Moje pokolenie bardzo to odczuło. Mam kolegów z roku, którzy wycofali się z zawodu, bo byli tak bardzo szykanowani za udział w mediach. W kulturze mamy ciągłą walkę postu z karnawałem. Możemy robić to, co jest czystą rozrywką, ale też możemy inspirować, budzić zarzewie myślenia, niezgody na daną rzeczywistość, budzić poczucie wolności. Helena Majdaniec zawsze chciała więcej, uważała, że zasługuje na to więcej, a nie tak przaśnie

i siermiężnie po PRL-owsku. Nie było to dobrze widziane w tamtych czasach. Wszystko miało być skrojone na miarę ówczesnej propagandy, a artyści mogą być instrumentem propagandy. Możemy być „używani” do różnych celów, ale to jest kwestia wyborów, czasami świadomych, a czasami – bo tak wyszło. Jestem dumna z tego, że jestem aktorką Teatru Współczesnego w Szczecinie, teatru, który zabiera głos w sprawach trudnych. Zawsze tak było. Odkąd skończyłam studia, zawsze grałam w przedstawieniach, które były forpocztą przyszłości. We Wrocławiu zagrałam w spektaklu „Historyja o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim” w reżyserii Piotra Cieplaka, które do dzisiaj jest pokazywane na wydziałach reżyserii jako krok milowy w myśleniu na temat teatru i reżyserii. Dość często grałam w spektaklach, które były kontrowersyjne, ale coś zmieniały. Najważniejsze to mieć poczucie istotności. Helena Majdaniec nie była pokorna i to w „Cyrografie” jest wyraźnie zaznaczone.

Krystyna Maksymowicz

Absolwentka wydziału aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, oddziału we Wrocławiu (1987). Debiutowała jeszcze w trakcie studiów na deskach Teatru im. J. Kochanowskiego w Opolu rolą Marcjanny w „Zdziczeniu obyczajów pośmiertnych”. W Teatrze Współczesnym od 1998 roku – jej pierwsza rola to Córka w „Powrocie skazańca” w reżyserii Anny Augustynowicz. Gra w przedstawieniach: „SPARTAKUS. Miłość w czasach zarazy”, „Mbambo”, „Beckomberga”, „Ania z Zielonego Wzgórza”, „Smaki i dotyki”.

Zagrała Helenę Majdaniec w słuchowisku i spektaklu „Cyrograf” na podstawie tekstu Rafał Podrazy.

| TEATR | 44
#reklama

Zduńskie opowieści

Muzeum „Zduńskie Opowieści” to kilka pomieszczeń pełnych wyjątkowych kafli, fragmentów pieców, cegieł z sygnaturami i wielu innych elementów związanych z pracą zduna.

Takiego miejsca i tak bogatych zbiorów próżno szukać w całym kraju. O swoim pomyśle i kolekcji opowiedzieli nam jego twórcy – Maria Grzybek i Maciej Burdzy.

Skąd pomysł na takie oryginalne muzeum? Szczerze mówiąc, nie kojarzę takiego drugiego.

M. B.: Z wykształcenia i 25-letniego doświadczenia jestem mistrzem zduńskim, więc to zdecydowanie moja bajka. Maria jest absolwentką dwóch kierunków studiów na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu – ceramika i konserwacja ceramiki. Kiedy się poznaliśmy, nasza znajomość rozszerzyła się o pasję i zbieractwo. Próbowaliśmy swoich sił w miejscowości Zduny w Wielkopolsce, a po pięciu latach wróciliśmy do Szczecina z takim właśnie pomysłem. W Polsce jest kilka kolekcji i nawet jedno zarejestrowane muzeum, ale nigdzie nie ma miejsca, które działa w określonych godzinach, ma porządek tematyczny i są osoby, które mają rozległą wiedzę na ten temat. Widzieliśmy, że ludzie chcą takiego miejsca. Jeden zwróci uwagę na cegły, drugi porozmawia

o technice, trzeci o rzemiośle, a miłośnicy sztuki zachwycą się wyjątkowym wzornictwem.

Zapytam, bo nie wszyscy mogą wiedzieć. Czym tak naprawdę zajmuje się zdun?

M. B.: Zdun to budowniczy urządzeń grzewczych opalanych drewnem lub węglem. Zazwyczaj są to piece kaflowe, ale buduje też piece piekarnicze, chlebowe, wędzarnie czy piece kuchenne. My nazwaliśmy to Muzeum „Zduńskie opowieści”, ponieważ obejmuje wszystko, co jest związane z tym zawodem.

To jest wciąż aktywny zawód?

M. B.: Niektórzy mówią nawet o renesansie. To jest modne i niezależne. Człowiek posiadający piec kaflowy jest niezależny od sytuacji geopolitycznej. Nie martwi się gazem i prądem. Nie in-

46 | MIASTO |
ROZMAWIAŁ ŁUKASZ CZERWIŃSKI / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

teresuje go, czy będzie blackout, czy też nie. Paląc w piecu, ma światło, ciepło i może sobie coś ugotować.

Wszystko, co tutaj udało się stworzyć, to tak naprawdę wyłącznie wasza ciężka praca i nakłady finansowe. Jak wyglądało budowanie tego miejsca?

M. G.: Sama praca w budynku trwała około trzech lat. Kiedy pierwszy raz tu weszliśmy, było bardzo brudno, a na ścianie straszył grzyb. Ten budynek nie prezentował się interesująco. Interesująca była jedynie lokalizacja. Na przestrzeni tych trzech lat, po remoncie dachu, elewacji i wnętrza, zaczęliśmy się do tego przekonywać. Były oczywiście momenty zawahania i wtedy pomagali nam nasi najbliżsi i współpracownicy.

M. G.: Dostosowując się do starego budynku, nie mogliśmy zwyczajnie powiesić czegoś na gwoździu. Każdy kafel jest inny. Ma inny rozmiar, kołnierz znajdujący się z tyłu, i nie da się tego ułożyć w prostej linii. We współpracy z naszym zaprzyjaźnionym stolarzem zostały stworzone takie wyjątkowe „stonogi” – jak nazwał je stolarz – które służą za stojaki dla kafli. W każdym momencie możemy je zdjąć i zamienić. W naszym magazynie znajduje się ponad 700 innych kafli, więc zawsze możemy tworzyć wystawy tematyczne, ale na to przyjdzie czas. Wykonaliśmy ogrom pracy. Projektowanie ulotek czy nawet mycie kafli to wszystko kosztowało mnóstwo czasu.

Skąd pochodzą wasze zbiory?

M. B.: Otrzymane, znalezione i kupione. Kiedyś, rozbierając piec, natrafiliśmy na zupełnie inny kafel, niepasujący do reszty. Drzwiczki od pieców są kupione. Mamy drzwiczki pochodzące z Odessy, Warszawy, Lwowa. Cegły są kupowane i darowane. Jedną znaleźliśmy dwa lata temu, podczas remontu ulicy Wyszyńskiego. Potknęliśmy się o gruz i jak się okazało, była tam cegła pochodząca spod Widuchowej, czyli nasze tereny. Piec piekarniczy, który jest na górze, pochodzi z ulicy Barbary. Ze starej piekarni, która zamknęła się w 1968 roku.

Czyli na początku to było po prostu zbieranie kolekcjonerskie?

M. B.: Zaczęło się od dokumentów. Prowadzimy portal Zduńskie Opowieści. Tam jest ponad 1600 postów. To cała kwerenda związana z historią zduństwa. Pozyskuję anonse prasowe z bibliotek cyfrowych, gazet i rożnych badań. Na podstawie tego tworzymy

historię. Wydałem leksykon, w którym jest ponad 900 haseł dotyczących wszystkich zakładów ceramicznych na terenie dzisiejszej Polski z wyjątkiem Kresów. I tak po kolei. To ktoś zadzwonił, ktoś napisał. Tu coś kupiliśmy, a tu dostaliśmy. I teraz zebrało się tego bardzo dużo.

To miejsce typowo dla pasjonatów czy może zachwycić każdego?

M. G.: Wydaje mi się, że jest to miejsce dla wszystkich. Każdy znajdzie tu coś, co albo mu się spodoba, albo przywraca pewne wspomnienia. Na pewno my mieliśmy potrzebę podzielić się wiedzą i tym, co mamy. Muzeum jest rozszerzeniem działalności Zduńskich Opowieści. Są ludzie, którzy zajmują się konserwacją pieców, ale dodatkowe badanie historii danego obiektu to już wąska specjalizacja. Jest tutaj wiele przedmiotów, ale jesteśmy też my. Chętnie odpowiadamy na pytania, ale również słuchamy. Wszyscy, którzy do tej pory odwiedzili muzeum, przywołują jakieś wspomnienia. To jest takie miejsce, które niektórzy mogą traktować z sentymentem.

Piece, kafle, co jeszcze znajdą zwiedzający?

M. B.: Największą dostępną kolekcję cegieł z sygnaturami. Mamy cegły z Lwowa, Wiednia i ze Szczecina. Mamy też cegłę z Podjuch. Zanim słynny August Lentz rozwinął ogromny koncern z fabryki Didiera, to Ferdinand Didier zaczynał od cegielni w Podjuchach i stąd mamy jedną z cegieł. Mamy różne kafle i drzwiczki ze Szczecina, a także kafel z 1 września 1939 roku. Zwiedzający zobaczą również tradycyjne zduńskie narzędzia. Możliwość zwiedzania wzbogacają cztery filmy archiwalne. Jest to słynna piosenka „Kaloryferów wróg” Kabaretu Starszych Panów, film o powstaniu cegły, formowaniu kafli i taki propagandowy film z lat 50. dotyczący węgla. Z dzisiejszego punktu widzenia jest to zabawne. Mamy dużą ilość anonsów prasowych, które może wiele nie powiedzą, ale wskażą rozmach dawnego pomysłu. Warto spojrzeć na sposób w jaki były wykonywane w czasach, kiedy nie było Photoshopa, a także zwrócić uwagę na archiwalne słownictwo i nazewnictwo, które często jest zabawne. Czy w przyszłości planujecie rozwinąć działalność muzeum?

M. B.: Planujemy organizować warsztaty zduńskie, ale także konserwatorskie i profesjonalne warsztaty ceramiczne. Jest pomysł na lekcje muzealne z pokazem. Możliwe, że wprowadzimy też wystawy zewnętrzne.

Centrum Diagnostyki Medycznej | tel. 91 422 06 49 | www.hahs-lekarze.pl Pakiety badań dla kobiet i mężczyzn. Sprawdź swój stan zdrowia! | MIASTO |

Cisza przed burzą. Nowy materiał Wyszyńskiego już w drodze

Wyszyński, głodny świata, młody solista i producent z Pomorza Zachodniego.

Jak sam przyznaje, aktualnym nurtem, w którym się realizuje, jest pop-rap.

Jeden z jego numerów przebił barierę miliona wyświetleń w serwisie Youtube.

Zapytaliśmy go o muzyczną historię, współprace i plany.

O czym jest twoja muzyka? - Ten zakres jest bardzo szeroki, tworzę muzykę do zabawy - typowo imprezową, ale też spokojniejszą i głębszą. Bardzo często piszę love songi. Muzyka, którą tworzę, dorasta ze mną. Obecnie czasy dwudniowych szalo-

nych imprez mam za sobą i nadszedł czas refleksji. Nowości, które szykuję, to przemyślenia po tym szalonym życiu. Chcę trafić do młodszych słuchaczy, trochę chyba ich przestrzec.

To wróćmy do początków, jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką? Z samą muzyką jestem związany od bardzo dawna. Pierwsze zetknięcie z nią miałem w wieku piętnastu lat, wtedy też zapisałem się na prywatne zajęcia gry na fortepianie

48 | MUZYKA |
ROZMAWIAŁ DARIUSZ ZYMON / FOTO MATERIAŁY PRASOWE

w prywatnej szkole muzycznej. Ukończyłem ją i uzyskałem pierwszy stopień. Następnie szkoliłem się w zakresie wokalnym. Powoli kończyłem liceum, musiałem wybrać dalszą drogę, a że muzyka to było coś, co sprawiało mi przyjemność, to naturalnie postawiłem na kontynuację tej przygody i zapisałem się na Akademię Sztuki w Szczecinie na kierunek związany z fortepianem jazzowym.

To była dobra decyzja, pozwoliła mi na rozwój oraz na obycie z deskami sceny.

W trakcie nauki na AS wstąpiłem do chóru kameralnego Szczecin-razem. Z chórem miałem okazję zwiedzić i zagrać na scenach Danii, Niemiec i Ameryki - Nowego Jorku.

Kiedy twoja przygoda z chórem dobiegła końca, od razu zająłeś się muzyką popową? - Nie, w międzyczasie założyłem swój projekt muzyczny. Polegał na przerobieniu włoskich przebojów lat siedemdziesiątych na aranżację na wokal oraz fortepian w jazzowym klimacie. Ten projekt to była świetna przygoda, razem z tym repertuarem zwiedziłem m.in. Kraków, Zakopane, Nowy Targ.

Co było następne? - Na samym początku mojej kariery solowej cały czas myślami byłem w popie. Szczerze, grywanie włoskiego repertuaru trochę mnie znudziło. Miałem dość coverowania, to chyba naturalne dla artysty, że szuka swojego własnego miejsca. Wtedy też nagrałem swój pierwszy popowy numer i nakręciłem teledysk w Mediolanie. Tak wyglądał mój debiut, który został naprawdę fajnie odebrany. Miałem okazję go zagrać w roli

supporta obok takich gwiazd jak: Oceana, Lanberry czy legendarny Krzysztof Krawczyk.

Kiedy do twojego repertuaru wkradły się klimaty rapowe? - Wiesz, to chyba przyszło samo z czasem dorastania. Każdy z nas miał taki chwilowy okres buntu i szalonych imprez. Rap też trochę ewoluował, często możemy usłyszeć imprezowe kawałki robione w tej stylistyce. Zacząłem tworzyć właśnie taką muzykę, mogę ją chyba określić jako popowo-rapowa. Z nową muzyką miałem okazję grać na jedenj scenie z takimi raperami jak: Trill PM, WacToJa, Tymek czy Soblem. Jednak to też nie jest tak, że rapem zainteresowałem się niedawno. Towarzyszył mi chyba przez całe życie.

Wymieniłeś sporo artystów, przy których występowałeś, a z jakimi osobami udało ci się działać muzycznie? - Takie moje najgłośniejsze współprace to współpraca z Głową PPM przy okazji numeru „Seniorita”, również z TKM, przy produkcji „Sasha Grey” i mój największy hit „Ragazza” przy współpracy z RuskieFajki.

Jak zareagowałeś na wbicie pierwszego miliona wyświetleń? - To było przy okazji teledysku stworzonego razem z RuskieFajki „Ragazza”. Odebrałem to jako formę podziękowania, szczerze, byłem w niemałym szoku, że udało się wykręcić taką ogromną liczbę. Cała moja przygoda z muzyką, którą teraz gram, trwa trzy lata, zostałem doceniony i nagrodzony. Wiem, że ten sukces to kropla w morzu, muszę pracować więcej i starać się bardziej, tak żeby świętować częściej (uśmiech).

Ale ostatnio zaserwowałeś nam niewiele premier. Skąd ta przerwa? - Przed burzą zawsze jest cisza (śmiech). Oczywiście ten stan rzeczy podyktowany jest pracą, jestem mocno skupiony nad nowym projektem. Chociaż cegiełkę do tej przerwy dorzuciła tragedia, która rozgrywa się na Ukrainie. Moja muzyka jest bardzo imprezowa. Nie miałem nastroju na tworzenie takiej muzyki. Chciałem poczekać z premierami, aż sytuacja się ugruntuje i uspokoi. Przez ten czas jednak działałem mocno charytatywnie. Na przykład w marcu miałem okazję wystąpić przy okazji projektu „Szczecin przeciwko wojnie”, to był koncert - zbiórka organizowany w dawnym kinie Kosmos.

Jakie to uczucie zagrać przed publiką liczącą ponad 2,5 tys. osób? - Pewnie masz na myśli koncert Sobla na Miedwiu. Bardzo miłe uczucie, moja muzyka wydaję mi się, że nie jest bardzo mocno znana, a okazało się, że publika znała niektóre moje numery, świetnie się patrzyło na tych słuchaczy, którzy dawali megaenergię. Uczucie, kiedy schodzisz ze sceny, a ludzie się z tobą witają, proszą o zdjęcia jest nie do opisania.

Jakie masz plany na 2023 rok? - Na pewno epka z bardzo utalentowanym warszawskim producentem - Jonatanem. Myślę, że uda mi się wrzucać numery regularnie, co miesiąc. Zapewne zagram kilka koncertów lokalnie a może i gdzieś głębiej w Polsce. Najważniejsze to rozwinąć się i nadrobić stracony czas po pandemii.

| MUZYKA |

Mieszkanie pełne skarbów

Odnowiła swoje mieszkanie sama, bez pomocy fachowców, a rzeczy kupiła na pchlim targu. Jak nam zdradziła - emocje, jakie towarzyszą podczas zakupów w takich miejscach, są nie do opisania. Efekty jej działań na Instagramie pod nazwą @edytafl

śledzą dziesiątki tysięcy ludzi z całego kraju i nie tylko. Przedstawimy szczeciniankę

Edytę Florek i jej wyjątkowy talent do dawania przedmiotom drugiego życia.

Na pchlim targu można znaleźć naprawdę wiele perełek, ale jak to się stało, że zdecydowała się Pani właśnie udać, by urządzić swoje mieszkanie?

- Urządzając mieszkanie, wykorzystałam bardzo dużo rzeczy, które udało mi się znaleźć na pchlim targu, ponieważ są unikatowe i niepowtarzalne. Mają w sobie historię i energię poprzednich właścicieli. Są piękne, ponadczasowe. Bardzo często tworzone ręcznie lub w niewielkich ilościach. Takie dodatki

sprawiają, że wnętrze jest oryginalne. Ma indywidualny charakter i że można osiągnąć coś wyjątkowego, jednocześnie nie wydając dużych pieniędzy. Bo pchli targ to bardzo często niskie ceny i niesamowite okazje. I do tego ten dreszcz emocji, kiedy nigdy nie wiadomo, na co się trafi.

Całe wyposażenie w pani mieszkaniu jest pozyskane z drugiej ręki?

50
ROZMAWIAŁA JULIA ZAJĄC / FOTO @EDYTAFL

- Dodatki, ale również większość mebli w naszym domu to zdobycze z drugiej ręki. Krzesła i fotele w większości udało nam się znaleźć na śmietniku - sami je odnawialiśmy. Tak samo, jak stolik w pokoju córki czy ławka w sypialni. Starą komodę na nóżkach i dziecięce krzesełka przywieźliśmy aż z Budapesztu, szperając na tamtejszym pchlim targu. Stołek przyleciał z nami z Wietnamu. Witryna i stół przy kanapie to spuścizna po poprzednich właścicielach naszego mieszkania. Stare łóżeczko syna przyjechało ze Szwecji, córki udało nam się kupić już w Polsce. Szafę, w bardzo złym stanie, dostaliśmy od naszego przyjaciela, który odziedziczył dom po babci. Przez bardzo długi czas walczyliśmy o jej wygląd. Komoda pod telewizor powstała z starych drzwi, przywiezionych kiedyś przez nas z Estonii. I tak mogłabym wymieniać jeszcze długo. Dom to układanka. I w tej naszej układance przeplata się to, co stare z tym, co nowe. Chociaż zdecydowanie więcej jest tych rzeczy z duszą.

Zajmuje się pani aranżacją wnętrz zawodowo?

- Nie, chociaż faktycznie skończyłam studia podyplomowe na

takim kierunku. Robię to głównie dla siebie samej, rozwijając własne zainteresowania i w momencie, kiedy nasze mieszkanie było już praktycznie ukończone.

Ile czasu zajęło odnowienie mieszkania?

- Główny remont trwał około dwóch lat, ponieważ jak najwięcej staraliśmy się zrobić sami, jednocześnie pracując zawodowo.

Jak udało się pani pogodzić pracę z poszukiwaniami tych wszystkich rzeczy i jeszcze renowacją? To brzmi jak sporo pracy.

- Samo urządzanie wnętrz to proces, który zapewne nie skończy się nigdy. Wciąż coś się zmienia. Dom ma nam służyć, więc zachodzące w nim zmiany idą równolegle z tymi w naszym życiu. I nie jest to tylko kwestia innych dodatków, bo w międzyczasie zdecydowaliśmy się wykuć dodatkowe drzwi w naszej sypialni, czyniąc ją tym samym pokojem przejściowym, czy zmienić zupełnie podłogę w korytarzu, zastępując deski starą cegłą. Większość naszych pomysłów jest dość nietypowa, ale nie wyobrażam sobie tworzenia tej przestrzeni inaczej, niż podążając za swoimi marzeniami.

51 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2023 | WNĘTRZA |

Humorystyczna historia napisana z wściekłości

Rozmowa z Iwoną Poczopko, szczecinianką, autorką książki „Nie chcę, aby umarła”, która niedawno wyszła nakładem wydawnictwa SOL.

„Opowieść nie epatuje smutkiem, jest czułą historią o życiu we wszystkich jego wymiarach” - tak na okładce o pani książce napisał wydawca. Skłamał? - Ta moja opowieść, w tej swojej podstawowej warstwie, właściwie jest bardzo prostą historią. Mówi o sytuacji, kiedy kobieta w średnim wieku jest zaskoczona przez wylew swojej matki. Staje wobec wyzwania życiowego – co dalej z tym zrobić. Więc najpierw wpada w panikę, ale potem powoli, poprzez tysiące błędów, jakie popełnia, oswaja tę chorobę matki, oswaja przestrzeń, oswaja siebie i zaczyna sobie z tym wszystkim radzić. Ale to trwa, trwa bardzo długo. Na tę prostą fabułę nakłada się szereg rzeczy, które związane są z obserwacją raczej socjologiczną.

Socjologiczną? - Ta kobieta umiejscawia tę historię chorej matki w swojej rzeczywistości, w swoim otaczającym ją świecie, który… nijak się ma z obrazem kreowanym przez media.

Czyli? - Bo te media mówią nam, że my musimy w swoim życiu odnieść sukces i to najlepiej finansowy. W ogóle okazuje się, że miarą wartości człowieka jest pieniądz. Jesteśmy tym karmieni niemal od zawsze – poprzez reklamy, poprzez programy. Choćby wszystkie telewizyjne śniadaniówki, gdzie przychodzą przede wszystkim wypicowane piękne kobiety i mówią o tym, że były ostatnio we wspaniałym SPA albo u fantastycznego fryzjera i mają pięknie wypolerowane paznokcie. Tam panuje kult piękna, zwycięstwa, młodości. To wszystko kosztuje. A tutaj...

Szara rzeczywistość? - Właśnie. Wystarczy wyjść na ulicę, popatrzeć w twarze przechodniów. Wszędzie szarość

i otaczający nas starzy ludzie. Starzy i samotni – dlatego mówię tu tak dobitnie o tej wszechobecnej szarości. Ale ja w tej książce zaledwie liznęłam ten temat.

To o czym jest właściwie ta książka? - Ma wiele płaszczyzn, a kolejne to opowieść o opiekunach chorych osób. To także opowieść, jak ludzie stają się opiekunami, jak ich życie zredukowane jest właściwie do pielęgnacji drugiej osoby. To też opowieść o tym, jakim dramatem dla rodziny jest choroba jednego z jej członków, ale także o samotności osób opiekujących się, bo świat, który ich otacza, zupełnie nie widzi ich problemów. To też opowieść, jak nowa sytuacja rodzinna wpływa na zmianę perspektywy społecznej, ale też politycznej takiego opiekuna. Jest to także książka o tym, czym jest poświęcenie.

Właściwie dlaczego napisała pani o tym książkę? - Z wściekłości.

Z wściekłości na co? - Z wściekłości na to, że trudne tematy zamiata się pod dywan, że ludzie decydujący o tym, co ma ukazać się na ekranie czy na papierze, ustawili tak szczelną blokadę ze ścianek, na tle których pozują się „celebryci” wszelkiego autoramentu, że już nie widać prawdziwego życia. Obcując z naszymi mediami, czuję się często jak alien. Karmią mnie cukierkowym plastikiem, a przecież w menu oprócz landrynek powinny być też ziemniaki, choćby na końcu. Ale to może nie aż wściekłość, tylko zwykły sprzeciw, no bunt, powiedzmy.

Czy po napisaniu książki, po spotkaniu się na kartkach papieru z tymi wszystkimi płaszczyznami opieki, to coś się u pani w życiu zmieniło? - Tak. Stałam się bardziej wrażliwa. Już bardziej rozumiem sąsiadów, znajomych, którzy przeżywają podobne sytuacje. Rozumiem ludzi, którzy stali się opiekunami.

52 | KSIĄŻKI |
ROZMAWIAŁA BOGNA SKARUL / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

To ważne, aby ich zrozumieć? - Szalenie. Proszę sobie wyobrazić, że niemal z dnia na dzień w naszym domu pojawia się pacjent, a my nie wiemy nawet, jak się zmienia u dorosłej osoby pieluchy. Bo kto z nas ma takie doświadczenia? Albo jak takiego pacjenta umyć? A skąd i jak załatwić specjalne łóżko i jak się je obsługuje? A to są całe bardzo skomplikowane rytuały. Lecz każdy, kto ma z tym do czynienia, musi się tego wszystkiego nauczyć, i to sam. Jednocześnie to wszystko jest szalenie skomplikowane. Dopiero osoba, która ma to już za sobą, może dzielić się tymi swoimi doświadczeniami z innymi.

To może lepiej byłoby napisać poradnik: jak opiekować się osobą niedołężną? - Wydaje mi się, że opracowanie takiego poradnika to raczej obowiązek naszej opieki zdrowotnej. Tymczasem ja napisałam beletrystykę. Napisałam ją z jeszcze jednego powodu.

Ciekawe! - Mam przekonanie, że osoby, którym przyszło się w domu opiekować takimi niedołężnymi pacjentami, czują się szalenie samotne i myślą, że wszystko co robią, opiekując się, to robią źle. Mają bez przerwy wyrzuty sumienia. Więc ta książka jest dla nich formą poradnika, ale takiego psychologicznego. To wszystko jest napisane lekko, z humorem. Chodziło mi o to, aby ludzie, którzy mają takie problemy, zwyczajnie odetchnęli. Książka ma być dla nich wsparciem.

Nie ma pani pokusy, aby teraz dać tym ludziom zwyczajne, proste rady, jak mają postępować jako opiekunowie?

- Nie. Ja już zrobiłam swoje. Moją rolą życiową nie jest robienie za samarytankę. Ja piszę książki wtedy, jak coś mnie boli albo jak chcę coś pięknego napisać. Część moich książek powstała z buntu, z mojej wściekłości, ale część została napisana, bo rozkochałam się w jakimś temacie.

Na przykład? - Na przykład temat miłości. Moja pierwsza książka jest temu poświęcona. Rozprawiłam się w niej ze wszystkimi aspektami miłości, jakie istnieją. Począwszy od miłości erotycznej, skończywszy na miłości matczynej.

Wie pani już, która z tych miłości jest

najpiękniejsza?

- Nie wiem. Wszystkie one są fajne. W moim wieku, proszę Pani, najpiękniejsza jest miłość platoniczna i matczyna. Ale pewnie 40 lat temu mówiłabym inaczej (śmiech).

To co daje czytelnikom ta ostatnia pani książka? - Mówią mi, że dzięki niej nie czują się już tacy beznadziejni. Bo generalnie rzecz biorąc, opieka nad chorymi i jeszcze do tego starymi ludźmi, to jest taki stan, w którym strach, pretensja do świata i Boga za to, co nas spotyka, zamienia się czasem w agresję do podopiecznego i nie życzymy mu wcale długiego życia, a wręcz przeciwnie, wydaje nam się, że śmierć byłaby wyzwoleniem dla wszystkich. A jednocześnie ma się świadomość, że to jest bardzo bliska osoba i to, że zrobiło się wszystko, co było w naszej mocy, aby mu było dobrze.

A co wtedy się dzieje z rodziną, która otacza opiekuna? - Taki pacjent w rodzinie demoluje tę rodzinę. Ten jeden chory człowiek w domu powoduje, że wszyscy chorują. Ta choroba odbija się na małżeństwie, na dzieciach, na przyjaciołach, sąsiadach. A to, że dotyka dzieci, jest szczególnie okropne. Te dzieci zmieniają swój stosunek do rodziców, ale też do tych chorych dziadków. Zaczynają inaczej patrzeć na świat. Już nie jest dla nich tak kolorowy.

To nie jest wyjściem oddanie chorej osoby pod fachową opiekę na przykład do domu starości? - Też chciałam o tym opowiedzieć w tej książce. Ale inaczej. Raczej na zasadzie rozmowy o cierpieniu i poświęceniu. Bo mówimy, że w takich przypadkach cała rodzina choruje, ale z drugiej strony nasuwa się pytanie, czy my, jako ludzie w ogóle jesteśmy stworzeni do szczęścia. Może w życiu nie chodzi o to, żeby było łatwiej i lepiej. Może chodzi, żeby było ciężej. I skąd my wiemy, jak to jest? Bo co z tego, że ma Pani większy dom, jak ma Pani mniejszą rodzinę? Co z tego, że ma Pani zegarek, jak nie ma Pani czasu? I co z tego, jak ma Pani wielu kochanków, jak nie ma pani miłości. To są takie dylematy, na które można nieskoń-

czoną liczbę godzin gadać. I chyba nie ma na to odpowiedzi.

Nie zgadzam się z tym, że nie ma odpowiedzi. Ona jest. - O, jaka?

To przecież zależy od nas. Od tego. jak żyjemy, jakie mamy wartości, cele, na co zwracamy w swoim życiu uwagę i co jest dla nas ważne. To te zasady powodują, że żyjemy tak a nie inaczej. - No właśnie. To było także moją intencją, aby rozprawić się z tym w książce. Bo jak patrzymy na naszą rzeczywistość, to tak to wygląda. I dlatego powiedziałam, że możemy w nieskończoność dyskutować, co jest dobre, a co jest złe. Ale ja nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy lepsze jest poświęcić się i „mamunię hodować przez kilkanaście lat” i jednocześnie zrujnować swoje życie, rozpieprzyć małżeństwo, rodzinę, czy też oddać „mamunię do gównianego domu opieki”, bo takie przede wszystkim są w naszym świecie. Nie wiem, co jest lepsze. Ma pani na to odpowiedź? Bo ja nie. Dlatego wydaje mi się, że te wszystkie decyzje, jakie musimy w życiu podjąć, one czasami są decyzjami, na które składa się ogromna liczba rzeczy, doświadczeń, wrażliwości. I czasem człowiek postępuje wbrew rozsądkowi. Traci na tej swojej decyzji. Ale wie gdzieś w głębi serca, że to była słuszna decyzja. A co z młodym pokoleniem. Czy ono będzie miało takie dylematy – opiekować się niedołężnymi rodzicami czy oddać ich pod opiekę komuś innemu? - Wydaje mi się, że kolejne pokolenie nie będzie miało tych dylematów. Nasze pokolenie wychowane w pewnym etosie było skłonne do poświęceń. Ale młodzi… Oni raczej nie. To my jednak wychowaliśmy sobie takich egoistycznych potworów.

To aż się boję zapytać. Czy ta książka jest optymistyczna? - Raczej tak. Co prawda momentami jest brutalna, ale jednocześnie pełna miłości.

A kolejna książka o czym będzie? - Już ją piszę. Zbliżam się nawet ku końcowi. To będzie historyczno-przygodowa rzecz.

A wszystko się dzieje w XII wieku na terenach obejmujących dzisiejsze Pomorze i Wielkopolskę.

| KSIĄŻKI |
53 MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2023

Wieżowiec z recyklingu szczecińskich studentów zachwycił międzynarodowe jury

Jacek Czudak i Mateusz Nisiewicz z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego oraz Dawid Drożdż z Politechniki Śląskiej znaleźli się na szczycie listy „Top 50” konkursu The Skyrise 2022, organizowanego przez Impact Design Competitions. To jedyny zespół młodych architektów z Polski, który zaszedł tak daleko. Międzynarodowy sukces przyniósł im projekt wieżowca, który można modyfikować na wiele sposobów, jak budowlę z klocków.

- Świat, w którym wynajmuje się dwa metry kwadratowe, by mieć gdzie się przespać, nie jest światem, w którym chcemy żyć - mówią Jacek Czudak i Mateusz Nisiewicz, autorzy innowacyjnego projektu. Motywem przewodnim tegorocznej edycji konkursu było zaprojektowanie wieżowca, który, łącząc wiele funkcji, stanie się punktem orientacyjnym w dużym mieście. Zaplanowany obiekt miał powstać na działce o powierzchni 12 tys. metrów kwadratowych, natomiast nie było ograniczeń co do jego wysokości. Propozycje miały charakteryzować się wyjątkową estetyką, przemyślaną organizacją przestrzenną oraz zróżnicowanym programem, uwzględniającym przestrzenie mieszkalne.

Zgłoszone z całego świata projekty oceniło międzynarodowe jury. Konkurs zwyciężył zespół z Ukrainy. Drugą nagrodę przyznano duetowi ze Stanów Zjednoczonych, natomiast trzecią studentowi z Wietnamu. Jurorzy opublikowali listę „Top 50”, na której znalazła się propozy-

cja z Polski.

Wieżowiec z materiałów odnawialnych

Modułowy wieżowiec z recyklingu to koncept opracowany przez Jacka Czudaka i Mateusza Nisiewicza, studentów architektury Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego, we współpracy z Dawidem Drożdżem, studentem architektury Politechniki Śląskiej.

Ich propozycja to zaprojektowany parametrycznie wieżowiec modułowy. Wszelkie modyfikacje obiektu są łatwo wprowadzane, a dostosowanie go do możliwości lokalizacji i wpisanie w tkankę miejską dużej aglomeracji nie stanowi problemu. Obiekt może być przekształcany, ciągle się rozrastać, a jego funkcje zależą od użytkowników.

- Nasz pomysł jest na tyle uniwersalny, że zmieściłby się w wielu gęsto zaludnionych miastach, takich jak Tokio, Hong Kong, Stambuł. Najlepsze miasto na lokalizację to takie, które jest już pełne

drapaczy chmur lub ma dużą gęstość zaludnienia. Jednym z nich jest Tokio, które jest największym miastem na świecie pod względem liczby mieszkańców. To właśnie tam zdecydowaliśmy się usytuować nasz budynek — opowiadają studenci. Każdy zaprojektowany wieżowiec miałby solidny rdzeń, w którym wszystkie moduły byłyby poddawane recyklingowi lub przebudowie przed przymocowaniem do elewacji rdzenia. Wieża wyznaczałaby siatkę, nie narzucając ostatecznej opcji wyglądu, pozostawiając przy tym wiele możliwości aranżacji. Budynek mógłby rosnąć i ciągle się zmieniać, dając mieszkańcom swobodę decydowania, na którym piętrze chcą mieszkać oraz w jaki sposób chcą aranżować przestrzeń mieszkalną.

Wizja przyszłości

- Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdybyśmy mogli kupić lub wynająć powierzchnię w wieżowcu i samodzielnie zaprojektować swoje mieszkanie? – rozważają projektanci. - W ten sposób możemy żyć tak, jak chcemy. Po podjęciu decyzji o wyprowadzce jesteśmy wolni, a nasz moduł można usunąć, tworząc wolne miejsce dla kolejnych mieszkańców. Wysokościowce studentów z Polski zawierają gamę modułów do wyboru — mieszkalne i do wspólnego użytku, takie jak kina czy sklepy. Dzięki temu obiekty stają się samodzielnymi jednostkami, które mogą zaspokoić większość potrzeb swoich mieszkańców.

W trosce o planetę wszystkie moduły w pełni nadają się do recyklingu lub wykonane są z materiałów, które można ponownie wykorzystać w przyszłości przy budowie nowych bloków mieszkalnych. (materiały prasowe)

| DESIGN | 54

Przyjdź i sprawdź, dlaczego warto kupować od lokalnych rolników. /rajewscyiprzyjaciele

wtorki - dostawy sera, śmietany i jogurtów naturalnych z Marwic środy - dostawy jajek z wolnego wybiegu spod Gryfic czwartki - dostawy świeżego eko pstrąga z Zielenicy soboty - dostawy naturalnego chleba na zakwasie i dojrzewających serów z Ekokoloni

Rynek Pogodno - Pawilon nr 27 | ul. Reymonta 3, Szczecin

@sadyrajewscy
@rajewscyiprzyjaciele
/sadyrajewscy

Restrukturyzacja a optymalizacja. Od czego zacząć,

ratując biznes?

Nieprzewidywalna sytuacja na rynku dała się we znaki wielu firmom z Pomorza Zachodniego. Doradcy gospodarczy wskazują jednak, że nie ma sytuacji bez wyjścia, nawet jeśli wydaje się zupełnie inaczej. Od czego rozpocząć ratowanie biznesu? - Na to pytanie odpowiedziała Katarzyna Rogozińska, współwłaścicielka kancelarii Kiżuk & Michalska - doradztwo gospodarcze.

czy na poziomie optymalizacji można się już zgłosić do kancelarii, by zyskać świeże spojrzenie? - Oczywiście, często prowadzimy optymalizacje firm naszych klientów. Zdajemy sobie sprawę z rutyny, w którą wpadają firmy. Wiele z nich działa tak długo, według tych samych schematów, że w momencie kłopotów finansowych przedstawiciele nie wiedzą, co robić. Nie znają też przyczyny tych problemów. Spojrzenie drugiej, neutralnej strony jest bardzo ważne. Często rozwiązaniem jest udoskonalenie systemu sprzedaży, przeniesienie handlu do sieci, uruchomienie własnego sklepu internetowego czy mediów społecznościowych, wprowadzenie do firmy eksperta ds. wizerunku… takich miękkich działań można wymienić naprawdę wiele.

Ostatnie miesiące nie były łatwe dla wielu przedsiębiorców, jak z punktu widzenia kancelarii upłynął ten czas? Ilu firmom udało się pomóc? - Ostatnie pół roku było dla nas naprawdę pozytywne. Praktycznie wszystkim firmom, które do nas trafiły, udało się pomóc, przeprowadzając skuteczne restrukturyzacje. Cieszymy się, że nasze propozycje zmian zostały przyjęte i wdrożone, że skutecznie pomogły zoptymalizować wydajność i komunikację z rynkiem. Za wielki sukces uważamy ułożenie planów spłaty i porozumienie z wierzycielami. Dzięki temu przedsiębiorstwa mają zapewniony potencjał rozwoju na 10 a nawet 15 lat.

Porozumienie z wierzycielami jest najtrudniejszym elementem restrukturyzacji? - Na pewno jest to kluczowa część zmian, bo jeśli nie uda się przekonać wierzyciela do naszego planu, to dalej nie ruszymy. Rolą doradcy gospodarczego jest poprowadzenie jasnej, klarownej komunikacji, takiej, która spotka się ze zrozumieniem i otworzy nowe możliwości. To nie jest proste zadanie, na pewno potrzebny jest tu upór i siła, by trafić do osób decyzyjnych, a nie pośredników, którzy nie zawsze mają pojęcie o wpływie restrukturyzacji na ich firmę. Trzeba pamiętać, że uzyskanie porozumienia to tak naprawdę obopólna korzyść. Zawsze lepiej, aby dłużnik spłacał swój dług, nawet w dłuższym ciągu czasu, niż rozpoczynać proces windykacji.

Restrukturyzacja to, w pewnym sensie, ostatnia deska ratunku dla firmy. Ale jest też optymalizacja. Czym te dwa działania się różnią? - Optymalizacja to seria czynności, które przedsiębiorca może przeprowadzić i wdrożyć samodzielnie bez pomocy doradcy gospodarczego i udziału sądu. Przy restrukturyzacji te dwie strony są już niezbędne. Celem optymalizacji, podobnie jak restrukturyzacji, jest przywrócenie płynności firmy. Jako przykład mogę podać - ocenę wydajności pracowników, ocenę skuteczności działań pracowników, ale też skrócenie terminów płatności i usprawnienie uzyskiwania spłat i zaległości. Wszystkie te działania przedsiębiorca realizuje w zakresie swojej działalności. Przy restrukturyzacji wychodzimy poza granice firmy.

Przedsiębiorcy często są tak przyzwyczajeni do swojej rutyny, że nie potrafią dostrzec pewnych błędów i możliwości. Dlatego,

ul. Grodzka 10/2, 70-560 Szczecin

Zdarzają się wierzyciele, którzy mimo korzyści nie decydują się na współpracę? Co wtedy? - Zawsze jest ryzyko, że wierzyciel stwierdzi, że nie chce uczestniczyć tym procesie, nie chce się zajmować tą sprawą, nie chce zwoływać zarządu i głosować. Ale kiedy porozmawia się z nim o korzyściach dla niego i uświadomi mu, co potencjalnie może utracić - decyzja jest pozytywna. Chcę też zauważyć, że na szczęście trafiają do nas klienci, którym zawsze możemy pomóc.

Kolejne miesiące przyniosą zmiany na rynku? Jakie są przewidywania z punktu widzenia kancelarii? - Sytuacja na rynku w pewnym sensie ustabilizowała się i myślę, że taki stan będzie utrzymywał się przez najbliższe miesiące. Na pewno dobre jest to, że dużo przedsiębiorców nie boi się słowa restrukturyzacja. Wiedzą, że jest to forma wsparcia, z której można korzystać. Jeśli ta pewność siebie i świadomość zostanie z nami, to znajdzie to odzwierciedlenie w biznesie.

Katarzyna Rogoźnicka (Michalska) - tel.: (+48) 693 110 250

Filip Kiżuk - tel.: (+48) 535 066 849 www.kizukmichalska.pl | www.centrumrestrukturyzacji.pl

56 | BIZNES | #materiał partnerski
fot. R. Remont Oddaj głos na swojego wyślij SMS pod nr

Największe doświadcznie w regionie

FOLIE OCHRONNE SAMOREGENERUJĄCE

Najlepsze zabezpieczenie lakieru przed uszkodzeniami mechanicznymi

RENOWACJA SKÓRZANEJ

TAPICERKI I PIELĘGNACJA WNĘTRZA

Usunięcie przetarć, kompleksowa wacja, impregnacja wnętrz

KOREKTY LAKIERU/ POLEROWANIE

Odnowimy każdy lakier, usuniemy mikrozarysowania, zmatowienia, wżery

POWŁOKI CERAMICZNE I KWARCOWE

Poprawa wyglądu, łatwiejsza pielęgnacja, ochrona przed UV, wysoka twardość

ul. Kurza 7, Szczecin | tel. 513 578 217

FB CarDetailingSzczecin

Tajemnice pizzy... mniam!

Mąka, woda, drożdże, cukier, szczypta soli i kilka kropel oliwy, tylko tyle albo aż tyle potrzeba, by przygotować ciasto na pizzę. Dodatki to już kwestia gustu. Tradycyjny włoski przysmak ewoluował tak bardzo, że niewiele osób zna jego historię i prawdziwy smak.

W internecie łatwo znaleźć informacje, że Rzymianie po podbiciu Grecji byli tak zafascynowani ich kuchnią, że zaczęli wypiekać płaskie placki u siebie, a następnie urozmaicać je dodatkami. Jednak masowe zainteresowanie pizzą nastąpiło dopiero w XVIII wieku. Sprzedawano ją na ulicach Neapolu. Tam powstała pierwsza pizzeria.

W 1889 roku królowa Małgorzata Sabaudzka z mężem odwiedziła Neapol. Nadworny piekarz przygotował pizzę, na której - kładąc pomidory, bazylię i ser - ułożył flagę Włoch. Na sześć królowej nazwano pizzę Margherita.

Od tego czasu wiele się zmieniło. Dziś uważa się, że prawdziwa włoska pizza to przede wszystkim cienki sztywny spód, sos pomidorowy i odrobina mozzarelli. Amerykańska jest pełna dodatków i odznacza się miękkim, lekkim ciastem. Są też różne domowe i autorskie wariacje z grubymi wysokimi plackami.

Jednak, jak przekonują restauratorzy - puszysty drożdżowy placek z sosem pomidorowym i serem nawiązuje do domowych wypieków. Dlatego jeśli spotykamy się z taką pizzą w pizzerii, to ważne, aby w takim daniu były zachowane odpowiednie proporcje między ilością ciasta a dodatkami.

Przepis na pizzę

Osoby o szczególnie wymagających podniebieniach mogą też spróbować przygotować pizzę samodzielnie. Sam wypiek pizzy nie jest czasochłonny, to zaledwie 15 min. Jednak przygotowanie ciasta jest już bardziej wymagające. Jego wyrobienie trwa ok. 20 min, a wyrośnięcie zajmuje średnio godzinę. Zdradzamy przepis.

Składniki na ciasto na pizzę: 20 g świeżych drożdży + łyżeczka cukru, 2 szklanki mąki

pszennej, pół łyżeczki cukru, 1,5 łyżeczki soli, 150 ml ciepłej wody, 1 łyżka oleju roślinnego lub oliwy

Sos i dodatki do domowej pizzy - składniki:

4 łyżki przecieru pomidorowego lub ketchupu, po szczypcie oregano i bazylii, ulubione składniki np. salami, szynka, pieczarki, pomidor, papryka, oliwki, ser feta, kukurydza, 100 g sera mozzarella, sos czosnkowy do podania.

Jak zrobić ciasto na pizzę?

Drożdże wymieszaj z cukrem i odstaw na kilka minut. Mąkę przesiej do miski, dodaj drożdże, cukier i sól. Wlej wodę i dodaj oliwę. Wyrób ciasto ręcznie lub za pomocą miksera planetarnego. Ciasto przykryj ściereczką i odstaw na ok. 1 godzinę do wyrośnięcia.

Wyrośnięte ciasto przełóż na obsypaną mąką stolnice i wyrabiaj jeszcze kilka minut. Uformuj rękami kształt pizzy i przełóż na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Ciasto gotowe? Oto ciąg dalszy przepisu na pizzę.

Posmaruj ciasto przecierem pomidorowym, posyp oregano i bazylią. Dodaj ser i ulubione składniki. Piecz w dobrze nagrzanym piekarniku (220 stopni) przez ok. 15 min.

58 | KULINARIA |
TIMO - ul. Panieńska 14, Szczecin @timoszczecin @timo_szczecin Rezerwacje: +48 91 30 00 777 restauracja@timo-szczecin.pl

Sztuka ciągłego odkrywania smaku pizzy

Restauracja Perseusz to dla wielu najlepsza pizzeria w mieście. Zespół osiągnął tak wysoki status, stawiając na innowacje i ciągły rozwój swoich receptur. O tym, jak wciąż zaskakiwać gości smakami, opowiedział nam Aleksander

Wilusz, manager.

Pizza to jedno z najpopularniejszych dań na świecie. Trudno znaleźć osobę, która nie miałaby przyjemności spróbować tego przysmaku. Dlatego, czym pizza może nas jeszcze zaskoczyć? - Pizza to nie tylko jedno z najpopularniejszych dań na świecie, można powiedzieć, że pizza towarzyszy ludzkości już od początku cywilizacji. Utarło się, że pizza, jaką znamy, pochodzi z Italii, ale tak naprawdę był to kolejny krok w udoskonalaniu tego placka z mąki i wody. Dziś nie ma już jednego prawidłowego rodzaju pizzy. Istnieje wiele stylów, a wśród tych stylów wiele odmian, ciągle powstają nowe. Coś, co kiedyś było jedzeniem prostych ludzi, dziś trafia na salony. My jako Perseusz tworzymy pizzę z najlepszej jakości składników w niebanalnych kompozycjach. Czy jesteśmy najlepszą pizzerią w Szczecinie? Dla wielu tak, ale nasz wysoki styl może nie odpowiadać wszystkim. Zachęcamy jednak do spróbowania (uśmiech).

W ostatnim czasie bardzo popularne w Szczecinie stały się pizze neapolitańskie. Jaki rodzaj pizzy jest serwowany w Restauracji Perseusz? - W Perseuszu bardzo szanujemy tradycję, ale pizza neapolitańska, jako najprostszy rodzaj pizzy, jest w tej chwili postrzegany jako relikt ubiegłego wieku. To prawda, że na każdym rogu możemy teraz znaleźć „pizzerię neapolitańską” lub coś, co próbuje do tego aspirować. Perseusz idzie w zupełnie nową stronę, innowacyjną, świeżą, z autorskimi kompozycjami. Nasze ciasto w odróżnieniu od neapolitańskiego jest dużo bardziej elastyczne, będąc jednocześnie chrupiącym na zewnątrz.

Rodzaj pizzy to jedno, ale smaki i dodatki to zupełnie co innego. Czy każdy dodatek pasuje do pizzy, czy są „dodatki niedozwolone”? - Jeśli chodzi o dodatki, pizza jest bardzo uniwersalnym daniem i można do niej dodać wiele różnych składników, co pozwala na dużą kreatywność. Niektóre z nich mogą nie być tradycyjne lub powszechne, ale nie oznacza to, że nie są

dozwolone. Ostatecznie, zawsze zależy to od osobistego gustu.

Skąd inspiracje, ku kreowaniu smaków Perseusza? - Inspiracji poszukujemy w otaczającym nas świecie, dużo podróżujemy, odkrywając nowe kultury kulinarne. Tylko w zeszłym roku udało nam się odwiedzić (jako zespół) ponad 20 krajów, z których każdy reprezentował coś innego. Nasze podróże kulinarne można śledzić na facebookowym profilu Perseusza, do czego zachęcamy!

Pizza to jednak niejedyna pozycja w menu restauracji. Co jeszcze w nim znajdziemy, co najchętniej wybierają goście? - Choć pizza to nasze opus magnum, w naszym menu nie zabrakło różnorodności: włoskie makarony, śródziemnomorskie dania, ciekawe desery i świeże sałatki uwielbiane przez naszych gości.

Czy dania Perseusza można zjeść tylko na miejscu w restauracji? Czy można również zamówić je z dostawą do domu? - Prawie wszystkie pozycje z naszego menu dostarczamy również z dostawą, ale zawsze zachęcamy klientów do odwiedzin naszego lokalu na Rostockiej 110A (na rogu z ulicą Perseusza). W naszym lokalu, we współpracy ze słynnym szczecińskim mecenasem kultury i właścicielem galerii Sztuka u Fryzjera, Jackiem Karolczykiem, działa mini-galeria z obrazami znanych artystów. Posiłek zjedzony w Perseuszu to więc także doznania artystyczne. No i wiadomo, że pizza prosto z pieca zawsze smakuje najlepiej!

60 | KULINARIA | #materiał partnerski
Na dowóz! Na wynos! Na telefon! Nowa pizzeria w mieście! 25-letnia polska marka! Pizza 32-45-60 cm! ul. B. Krzywoustego 71/1a (wejście od ul. Bogusława X) | tel.: 500 232 105 | www.105.pl/pizzeria-szczecin | zamów online przez 105.pl

Współczesna opieka nad ciążą.

- Tu nie ma błahych pytań

O badaniach niezbędnych do wykonania

przed i w trakcie ciąży, ale też o obawach i wątpliwościach, jakie dotykają kobiety rozmawialiśmy z prof. Sebastianem Kwiatkowskim, specjalistą perinatologii z kliniki

Prenatal-Med.

Nowoczesna opieka nad kobietą w ciąży. Co kryje się za słowem “nowoczesność”? Mówimy o zmianie myślenia czy dostępnej technologii? - Przebieg ciąży nie zmienia się od tysięcy lat. To, co się zmienia to nasza wiedza na jej temat. Dawniej kobiety nie miały swojego lekarza czy położnej czuwających nad ich stanem. Dziś to podstawa. Dzięki temu możemy wykryć większość nieprawidłowości i starać się im zapobiegać. Szacuje się, że blisko 90 proc. ciąż przebiega bez powikłań. Naszym zadaniem jest wychwycenie pozostałych 10 proc. tzw. ciąży wysokiego ryzyka. Więc tak, możemy to nazwać zmianą myślenia. Trzeba jednak zaznaczyć, że jest to zmiana myślenia, która bez nowoczesnej technologii nie byłaby możliwa. Kilkadziesiąt lat temu jedynym narzędziem, którym posługiwali się położnicy była tzw. słuchawka położnicza - trąbka, którą przykładało się do brzucha pacjentki, by posłuchać bicia serca dziecka. Rozwój perinatologii ruszył dopiero w latach 60. A prawdziwą rewolucję wprowadziła ultrasonografia. Dziś badamy substancje wydzielane przez płód do krwi matki czy obserwujemy rozwój chirurgii płodu. Możliwości są ogromne, choć jest jeszcze wiele do zrobienia.

W takim razie kiedy powinna się odbyć pierwsza konsultacja z lekarzem? - Na szczęście, kobiety zachodzące w ciążę to kobiety młode i prawdopodobieństwo, że dana pacjentka cierpi na choroby przewlekłe jest stosunkowo niskie. Choć zawsze powtarzam, że jeśli ktoś świadomie podchodzi do macierzyństwa, to powinien spotkać się z lekarzem przed zajściem w ciążę. Dlaczego? Bo są pewne schorzenia, których w ciąży póki, co nie potrafimy leczyć lub efektywność terapii jest mocno ograniczona. Np. cytomegalia czy toksoplazmoza. Niebezpieczne mogą być też: zakażenia, niedoczynność tarczycy oraz niedobory mikroelementów. Zmagając się z nimi lepiej ciążę odłożyć i zmniejszyć prawdopodobieństwo wystąpienia powikłań.

Jakich jeszcze badań można się spodziewać? Dlaczego nie wolno ich ignorować? - Ministerstwo Zdrowia opracowało schemat badań dotyczący opieki okołoporodowej. Obejmuje on takie

podstawy, jak morfologia, badanie moczu, wykluczenie chorób zakaźnych - HIV czy WZW oraz szczepienia. Pakiet ten można poszerzyć po konsultacji z lekarzem. W okresie pomiędzy 11 a 14 tygodniem ciąży przeprowadza się też badania prenatalne. Dzięki nim wiemy w jakiej grupie ryzyka znajduje się pacjentka. Konieczne do wykonania jest też badanie potwierdzające, ile ciąża trwa rzeczywiście, ponieważ pierwszy trymestr jest bardzo istotny. Współczesna diagnostyka perinatologiczna pochyla się też nad funkcjonowaniem łożyska. To narząd mocno niedoceniany, a który przecież odpowiada za prawidłowy przebieg ciąży. Kolejnym etapem jest ocena genetyczna. Rodzice oczekują odpowiedzi czy ich dziecko będzie zdrowe, dlatego nie można ignorować tych badań.

Natłok informacji - szczególnie tych dostępnych w sieci nie pomaga, szczególnie w przypadku pierwszej ciąży. Jak często pacjentka powinna wracać do gabinetu lekarza? Co Kiedy kobieta potrzebuje więcej wizyt, niż zakłada plan? - O ile nie występują żadne niepokojące objawy, powinniśmy zachować standard wizyt ustalony z lekarzem. To prawda, że część kobiet ma w sobie wewnętrzny niepokój. W większości takich przypadków rozwiązaniem jest uspokojenie pacjentki, że objawy, które są odczuwalne wynikają z prawidłowego przebiegu ciąży i trzeba nauczyć się z nimi żyć. Ale zawsze powtarzam, że nie ma błahych problemów w tym stanie. Coś co nam wydaje się drobiazgiem, dla kobiety oczekującej dziecka może być sprawą życia i śmierci. Trzeba zrozumieć, że nie jest to spowodowane fanaberią, ale troską. Jeśli pojawiają się pytania, trzeba je zadawać. Myślę, że lekarz czy położna zawsze chętnie odpowiedzą choćby telefonicznie.

Pełną rozmowę można przeczytać na www.mmtrendy.szczecin.pl.

Prenatal-Med

ul. Europejska 37, Szczecin

Recepcja: 730 555 800

www.prenatal-med.pl

62 | MEDYCYNA | #materiał partnerski

Walentynkowa promocja!

-20% na modelowanie ust w Esthetic Conept

Piękne, zmysłowe i pełne usta to zdecydowanie marzenie niejednej kobiety. Usta są symbolem kobiecości, często jednak nie jesteśmy zadowolone z ich kształtu lub z upływem czasu straciły swój młodzieńczy blask.

Dzięki zabiegowi modelowania ust jesteśmy w stanie wpłynąć na ich rozmiar i kształt przywracając ustom dawny wygląd bądź nadać im brakującej od zawsze obojętności. Po zabiegu usta stają się nawilżone, zyskują na jędrności a także wzrasta ich atrakcyjność. W gabinecie pracujemy na preparatach najwyższej jakości, ilość preparatu oraz sposób iniekcji dopieramy indywidualnie aby zapewnić naturalny i subtelny efekt.

W gabinecie istnieje możliwość zakupienia KARTY PODARUNKOWEJ na wybrany zabieg. Wystarczy się z nami skontaktować a kartę wyślemy do Ciebie pocztą bez dodatkowych opłat!

Zachęcamy również do skorzystanie z rezerwacji online www.esthetic-concept.pl/umow_wizyte Promocja ograniczona czasowo do 14.03.2023r.

ul. Jagiellońska 16A/LU2, Szczecin | tel.: 504 866 812 www.esthetic-concept.pl | e-mail: biuro@esthetic-concept.pl esthetic_concept_szczecin | Esthetic Concept

#reklama

Stop chorobie, nigdy sobie! Czyli o medycynie, która liczy się z Twoim czasem

Hemoroidy - choroba cywilizacyjna, a choć tak powszechna, to wciąż uchodząca za wstydliwą. Chcąc załagodzić jej objawy, często sięgamy po środki dostępne w aptece bez recepty. Jednak co w przypadku, gdy okazują się one niewystarczające? Czy jesteśmy skazani na rozwiązania operacyjne? Czy musimy przechodzić przez ból i długotrwałą rekonwalescencję?

Zdecydowanie nie!

Współczesna medycyna oferuje nam mniej inwazyjne metody. Jedną z nich jest zabieg z użyciem kleju tkankowego. Jak działa i jakie zalety przynosi on choremu? Klej tkankowy to preparat, który wstrzykuje się bezpośrednio w guzek hemoroidalny, powodując jego zasklepienie i wchłonięcie. Procedurę z użyciem kleju tkankowego wykonuje się w znieczuleniu miejscowym. Zabieg trwa kilka minut i przynosi szybkie efekty. Pacjent po jego wykonaniu wraca do swoich codziennych aktywności. Wykorzystanie w leczeniu kleju tkankowego minimalizuje ból, oszczędza czas i poprawia komfort życia.

Dlaczego wiedza o nowych procedurach medycznych jest dla Pacjenta ważna? Ponieważ współczesny Pacjent to przede wszystkim osoba świadoma swoich potrzeb. Liczy na szybką, celowaną diagnostykę prowadzącą do rozwiązania problemu. To osoba, która żyje szybko, wiele od siebie wymaga i oczekuje dostępu do nowoczesnych metod. Zabieg z użyciem kleju

tkankowego pozwala na spełnienie oczekiwań chorego, jakimi są skuteczność, wyeliminowanie bólu i szybki powrót do aktywności życiowej.

Hemoroidy to uciążliwa choroba. Kontakt ze specjalistą pozwoli na jej wyeliminowanie, poprzez dostosowanie właściwego sposobu leczenia. Warto dbać o siebie i zawsze mieć w pamięci, że nasze ciało, to nasz strój w biegu przez życie. Zdrowy organizm pozwoli na komfortowy i długi dystans.

Centrum Medyczne Sp. z o.o. ul. Stanisława Staszica 9-15, Stargard www.consiliuscm.pl Consilius
#materiał informacyjny

świeże - smaczne - zdrowe

Jeśli mieszkasz w Szczecinie i poszukujesz świeżych oraz zdrowych produktów roślinnych, to mamy dla Ciebie świetną wiadomość! Nasza farma

vertikalna oferuje najwyższej

jakości

microgreens (mikro liście), uprawiane metodą hydroponiczną w samym centrum miasta.

Microgreens to młode, wczesne odmiany roślin, które uprawia się z nasion różnych warzyw i ziół. Są one nie tylko piękne wizualnie, ale również bogate w składniki odżywcze. Stanowią doskonałe źródło witamin i minerałów, takich jak witamina C, K, A oraz beta-karoten i dostarczają organizmowi potrzebnych składników odżywczych. Ponadto są bogate w przeciwutleniacze, które pomagają chronić organizm przed chorobami.

Microgreens to także doskonały sposób na urozmaicenie diety zarówno dla dorosłych jak i dla dzieci. Nadają się do sałatek, kanapek, zup, sosów, jogurtów oraz dań głównych. Te młode listki uprawiamy w warunkach idealnych dla ich wzrostu, bez użycia środków ochrony i pestycydów. Dzięki temu są one w pełni ekologiczne i bezpieczne dla Twojego zdrowia. Oferta naszej farmy obejmuje szeroki wybór odmian microgreens, od rukoli i szpinaku po bazylię i kolendrę. Wszystkie nasze produkty są świeże, prosto z naszej uprawy dostarczane bezpośrednio do odbiorcy. Jesteśmy lokalnym producentem i pasjonatem nastawionym na jakość. Cały proces począwszy od wysiewu, a skończywszy na zbiorach odbywa się na miejscu.

Zastosowanie w diecie miniaturowych liści pozytywnie wpływa na nasze zdrowie. Potwierdziły to badanie przeprowadzone przez Maryland College of Agriculture and

Natural Resources (AGNR) i Departament Rolnictwa Stanów Zjednoczonych (USDA). Okazało się, że mikroliście mają większą wartość odżywczą niż dojrzała roślina. Naukowcy podczas badań mających na celu porównania ilości witamin C, E, K i beta-karotenu w 25 typach mikroelementów i ich odpowiednikach dla dorosłych, stwierdzili, że microgreen zawiera od 4 do 40 razy więcej składników odżywczych niż dojrzała roślina!

Jeśli chcesz spróbować naszych microgreens lub dowiedzieć się więcej o naszych usługach, zapraszamy Cię do kontaktu z nami. Małe, zielone liście są pełne smaku dojrzałych warzyw. Przekonaj się sam, możesz zamówić indywidualnie zestaw dla siebie. Dostarczamy pod same drzwi! Zależy nam aby zaopatrywać mieszkańców Szczecina w świeże i zdrowe produkty roślinne wyhodowane na miejscu!

Jeśli jesteś zainteresowany zdrowym i smacznym sposobem na urozmaicenie swojej diety, to microgreens (mikro liście) są idealnym wyborem. Piękne wizualnie, cieszą oko. Bogate w składniki odżywcze i łatwe do przechowania są prawdziwą inspiracją do urozmaicenia diety. Zachęcamy do powrócenia do pierwotnych smaków!

Znajdź nas na FB / IG i Szczecińskim Bazarze Smakoszy! DO ZOBACZENIA /mikroliscie /mikroliscie_szczecin tel. 666 467 311
„Te małe, soczystozielone listki są po prostu obłędne!”
#reklama

Nagrodzono najlepszych

żeglarzy 2022 roku

fot.

66 | WYDARZENIA |
Coraz wyższa lokata na sportowej żeglarskiej mapie Polski, cieszące się dużą popularnością regaty i imprezy rangi okręgowej, krajowej i międzynarodowej z mistrzostwami świata i Europy na czele, liczne medale mistrzowskie w klasach sportowych i amatorskich to osiągnięcia żeglarzy i klubów zachodniopomorskich. W połowie stycznia w Starej Rzeźni odbyła się Gala Żeglarska Zachodniopomorskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego 2022. Były podsumowania, nagrody i panele dyskusyjne. Najważniejsze na gali było jednak uhonorowanie najlepszych żeglarzy w sportowych klasach wyczynowych, od „optimiściarzy” po klasy olimpijskie seniorów. Drugą część gali wypełnił swobodny wywiad i relacja dwóch kapitanów Wojtka Maleiki i Wojtka Kaczora prowadzących „Dar Szczecina” na ubiegłorocznej „Wyprawie Marzeń” o dystansie 3.600 Mm. Była też dyskusja „Jak skutecznie promować żeglarstwo” – z udziałem Marcina Raubo i Macieja Cylupy, oraz przedstawicieli firmy „Growth”: Marcina Milke i Mateusza Nowaka. Wieczorem natomiast żeglarze i sympatycy żagli ponownie bawili się na Balu Żeglarza, integrując na lądzie środowisko żeglarskie. (bs) Zachodniopomorski Okręgowy Związek Żeglarski
#reklama

Nowy etap Coloplast Business Centre w Szczecinie

650 pracowników i ponad 1000 mkw. więcej do ich dyspozycji. Firma Coloplast działająca w Szczecinie od 13 lat zdecydowała się na re-otwarcie swojego biura. Po 13 latach prężnej działalności przyszedł czas na zmiany. - Zależało nam, aby stworzyć miejsce, które pracownicy wybiorą ponad pracę w domu - wyjaśnił prezes Wojciech Faszczewski. - Większość naszych pracowników pochodzi ze Szczecina i regionu. To fenomenalne osoby. Chcemy wspierać ich rozwój i ich pasje, do których czasem potrzeba odpowiedniej przestrzeni. W re-otwarciu biura wzięli udział pracownicy i przedstawiciele centrali firmy, ale także Piotr Krzystek, prezydent Szczecina, oraz Anna Bańkowska, członkini Zarządu Województwa Zachodniopomorskiego. Pojawili się też lokalni przedsiębiorcy, artyści i media. Każdy mógł swobodnie obejrzeć całe biuro łącznie z boksami dla pracowników i częściami wspólnymi. (am)

68 | WYDARZENIA |
fot. Andrzej Szkocki

Golf to sport dla wszystkich!

Czy wiesz, że...

• W golfa na świecie gra 60 mln osób?

• Runda na 18-dołkowym polu golfowym to ponad 2000 spalonych kalorii, ok.10 km spaceru i 300 wymachów, które nazywane są swingami. Podczas pojedynczego swingu zaangażowanych jest 120 mięśni, które na co dzień nie są używane?

• Polski golfista Adrian Meronk zajmuje 5 miejsce w Europie oraz 50 na świecie wśród profesjonalnych golfistów?

• Adrian Meronk mając niespełna 30 lat, wygrał w swojej karierze 2 Turnieje serii DP World Tour oraz zgromadził nagrody o łącznej wartości 3 281 608 EUR?

Bądź jak Adrian zacznij grać w golfa, dzięki Kamień Country Club jest to łatwiejsze niż myślisz! Oferujemy:

Najtańsze w Polsce członkostwo na 18 dołkowym polu mistrzowskim z całorocznym nielimitowanym rocznym prawem do gry już od 1800 PLN* dla dorosłych, atrakcyjne ceny dla dzieci i młodzieży.

• Atrakcyjne programy dla początkujących

• Wypożyczenie sprzętu

• Oświetlona strzelnica golfowa

• Sport, ruch i wspaniałe towarzystwo

Szczegóły na stronie www.golfkcc.pl

Kamień Country Club, Grębowo 42, Kamień Pomorski tel. 605-044-452, biuro@golfkcc.pl

członkostwo w KCC

2000

NASZA OFERTA TO MIĘDZY INNYMI: • Przeprowadzanie rekrutacji • Obsługa kadrowo-płacowa • Całkowita obsługa HR • Leasing pracowników • Outsourcing usług • Doradztwo i konsultacje NOVA PRACA GROUP SP. Z O.O. Krzywoustego 9-10 lok. 1/14a, Szczecin CH KUPIEC I piętro, tel: 91 416 5959 e-mail. biuro@novapracagroup.pl WIĘCEJ NIŻ AGENCJA PRACY ZAWSZE W USTALONYM TERMINI ZAWSZE POWYŻEJ OCZEKIWAŃ
*nowe koszt PLN/rok, następny członek rodziny - 200 PLN

alternatywa dla cateringu

Zawsze świeże, smaczne, nieprzetworzone!

 miejsce nie tylko dla sportowców

 codziennie inne dania lunchowe

 bez cukru, białej mąki, śmietany i frytury

 opcje wege oraz przy nietolerancjach żywieniowych

Małopolska 4, Szczecin

664 280 100

Czynne: pn.-pt. 8-19, sb. 10-18

Protein Point Healthy Food Grill

protein_point_szczecin

10

luty - 5 urodz y

!! PROMOCYJNY SYSTEM WPŁAT 40/60 !! Wyroby z żywicy epoksydowej Blaty | Stoły | Podłogi | Produkty personalizowane ul. Garncarska 5, Szczecin | tel. 601 852 151 | e-mail: d-trading@wp.pl | www.magicepoxy.pl

Specjalnością Naszej firmy

jest sprzątanie powierzchni biurowych oraz zakładów przemysłowych.

TotalShine to nowoczesna, prężnie rozwijająca się firma na rynku lokalnym. Dbamy o każdy szczegół współpracy z Państwem oraz najwyższą jakość wykonywanych prac. Bierzemy sobie do serca uwagi i sugestie naszych klientów. Jesteśmy otwarci na nowe wyzwania, tworzymy zespół , który nie boi się wyzwań. Pracujemy głównie na terenie Szczecina, ale także i jego okolic. Zajmujemy się całym wachlarzem usług związanych z utrzymaniem czystości. Nie ograniczamy się tylko do rutynowych czynności, ale świadczymy pełną gamę usług, które dobieramy indywidualnie do potrzeb Naszych klientów.

Jeśli szukasz sprawdzonej firmy, nie bojącej się nowych wyzwań to już ją znalazłeś!

CZYSTA ENERGIA ZE SŁOŃCA I CIEPŁY DOM ZAINWESTUJ W PRZYSZŁOŚĆ

DARMOWA WYCENA | SZYBKI MONTAŻ | GWARANCJA | FOTOWOLTAIKA |

POMPY CIEPŁA | MAGAZYNY ENERGII

H PROFESJONALNA OFERTA

WRAZ Z PEŁNĄ WIZUALIZACJĄ

H POMOC W DOBORZE WYGODNEGO

SPOSOBU FINANSOWANIA

H POMOC W UZYSKANIU

DOFINANSOWAŃ

H SPRAWDŹ NAS

- ZOBACZ NASZE REALIZACJE

FOTON PROJEKT | UL. KOLOROWA 1 L | 72-00O MIERZYN | TEL. 792 07 06 06 | E-MAIL: BIURO@FOTONPROJEKT.PL
#reklama
#reklama
#reklama
#reklama
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.