MM Trendy #02 (47)

Page 1

LUTY 2017 NUMER 02 (47) / WYDANIE BEZPŁATNE

Inga Iwasiów

Codzienność kryje mnóstwo tajemnic

Iwona Niemczewska U sułtana w Omanie

Pogodno

Janusz Józefowicz

Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?

Czarny Kot Rudy to dzieło Adasia Opatowicza

Teatr Polski Dwie dekady w miłym towarzystwie

Szczecińskie lodowiska Ale urwał!

Edytorial Na deskach teatru


KUCHNIE / SZAFY / STOŁY / SCHODY / USŁUGI STOLARSKIE


#02

#spis treści luty 2017

66

Design: Nowe życie starych mebli

# 06 Newsroom

Design, moda, wydarzenia

# 10 Felietony Paweł Krzych Budżet obywatelski 2018+ Marcin Rausch Algorytm na człowieczeństwo Paweł Flak Po prostu piwo

# 22 Temat z okładki Janusz Józefowicz

# 26 Temat miesiąca Urodziny Czarnego Kota Rudego

# 32 Rozmowa

Inga Iwasiów o tabu i codzienności

# 36 Sport

Ślizganie po szczecińsku

# 38 Kultura

Kino, muzyka i wydarzenia w lutym

Pogodno wraca na scenę

# 54 Podróże

Oman, kraj inny niż wszystkie

# 70 Moto

Nauka w służbie piękna

# 72 Trendy towarzyskie

Kto, z kim, gdzie, kiedy i dlaczego

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

3


| OD REDAKTORA |

#okładka: NA ZDJĘCIU : JANUSZ JÓZEFOWICZ FOTO Karolina Nowaczyk

#02

#redakcja Kabaret może wywoływać śmiech albo rechot. Afekt, będący przejawem szczęścia i radości bądź bezmyślne rżenie. Tyleż zależy od finezji autora, co wrażliwości odbiorcy. I jedno, i drugie w idealnych wręcz proporcjach spotyka się pod dachem Teatru Polskiego, by cieszyć zmysły inteligentną rozrywką. Czarny Kot Rudy, flagowy kabaret szczecińskich scen, obchodzi właśnie 20. urodziny. To dobry powód, by uruchomić strumień wspomnień, jak to się wszystko zaczęło. Oczywiście najlepiej tę historię zna twórca Kota i dyrektor Teatru Polskiego Adam Opatowicz, ale dla niego lutowe wydanie naszego magazynu miało pozostać niespodzianką. Dlatego historię kabaretu przypomina Janusz Józefowicz i inni artyści, którzy bawili nas w Kocie przez dwadzieścia lat. Teraz pora na tort i fajerwerki… Zostając przy tej okazji wciąż na deskach teatru, przepytaliśmy szczecińską pisarkę Ingę Iwasiów, która jako dramaturg zadebiutowała w Teatrze Współczesnym. Choć sfery ukryte za woalem społecznego tabu obecne są w jej twórczości od dawna, nam powiedziała, że w drobiazgu, codziennym zdarzeniu potrafi tkwić większy łądunek emocji niż w prowokacji. Deski teatru nieobce są również Jackowi Szymkiewiczowi, liderowi formacji Pogodno o mocno szczecińskim rodowodzie. Utalentowany muzyk dał upust swojej warsztatowej sprawności również na tej niwie. A to nie wszystkie elementy przeniesione z teatru na strony MM Trendy. Sprawdźcie, co jeszcze mamy w środku.

Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@polskapress.pl www.szczecin.naszemiasto.pl/mm-trendy Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Ewa Żelazko Producent: Agata Maksymiuk Promocja i marketing: Agnieszka Stach Redakcja: Celina Wojda, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Anna Folkman Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: Ewa Kaziszko MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 500 324 240, ewa.zelazko@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek

Krótko mówiąc – jeśli jest luty, to idziemy do teatru.

Jarosław Jaz / Redaktor naczelny

4

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/MM.Trendy


POWIĘKSZANIE I ZMNIEJSZANIE PIERSI · GINEKOMASTIA Pierwszy, certyfikowany gabinet

· KOREKTA POWIEK I USZU

medycyny estetycznej w Polsce

PLASTYKA BRZUCHA

używający implantów najnowszej generacji firmy MOTIVA.

· POWIĘKSZANIE UST · LIPOSUKCJA · LABIOPLASTYKA · I INNE

Chirurgia i Medycyna Estetyczna

| ul. Nowowiejska 1 E, Szczecin – Bezrzecze |

medimel.szczecin@gmail.com | www.chirurgia-szczecin.pl | +48 91 818 04 74 | +48 500 355 884


| NEWSROOM |

#5 rzeczy, których brakuje w Szczecinie by Jarosław Jaz

1. Dostęp do morza. Choć to dawno przestało być dla nas - szczecinian - śmieszne, w Polsce wciąż pokutuje opinia, że Szczecin leży nad morzem. Zdarza się, że podczas relacji telewizyjnych ze sztormowej pogody na plaży, nad reporterem pojawia się napis Szczecin. I jak tu wierzyć telewizji? Bezwzględnie brakuje nam tu nadmorskiej plaży.

3. Uber. Aplikacja mobilna, która służy do zamawiania

usług transportu samochodowego poprzez kojarzenie pasażerów z kierowcami. Usługi Ubera dostępne są w wielu miastach świata. Kierowcy jeżdżący Uberem spotykają się często z aktywną niechęcią taksówkarzy, ale sam pomysł okazał się rewolucyjny i mocno wpłynął na rozwój lokalnego transportu.

4. Tożsamość. O tej kwestii w mieście - opuszczonym

po wojnie w całości przez jego mieszkańców i zaludnionym na nowo - mówi się od wielu lat. Brak wspólnych, wielopokoleniowych korzeni mieszkańców Szczecina, sprawia, że naszą tożsamość musimy budować na tym, co teraz i w przyszłości. I to się na szczęście dzieje, a spory dotyczące przeszłości miasta powinny być częścią głębszej debaty.

5. Undergroundowe kluby. W szczecińskich

klubach dominują raczej popularne dźwięki – disco, pop, nie daj boże także i disco polo. Niewiele miejsc sięga po ambitny repertuar, promuje niszowe, czy alternatywne dźwięki. Po prostu to, co popularne, lepiej się sprzedaje. W latach 90. undergroundowe kluby budowały wizerunek miasta. Dziś lokale typu K4, Punkt, City Hall to krople w morzu.

6

fot. Sebastian Wołosz

2. Ruchy miejskie. Zaangażowane grupy lokalnych aktywistów, działające na rzecz rzecz partycypacji społecznej oraz prawa do decydowania o działaniach podejmowanych przez władze lokalne, w Szczecinie funkcjonują raczej szczątkowo (stowarzyszenie SENS). Demokracja w Polsce, mimo 27 lat stażu, to niestety raczkujący temat, głównie w sferze świadomości. Silna i świadoma demokracja miejska (nie opanowana przez partie polityczne) powoli rozwija się w dużych metropoliach, jak Warszawa czy Poznań. Kiedy zyska na znaczeniu w Szczecinie?

Dzień Kobiet na biegowo! To będzie już ósmy bieg z okazji Dnia Kobiet i tradycyjnie na biegowe ścieżki w naszym mieście wyruszą panie z różnych stron województwa. W tym roku dawny bieg Alkala zmienił nazwę na Sanprobi. Ale na szczęście zmieniła się jedynie nazwa biegu, reszta - czyli idea, atmosfera i dystans pozostały bez zmian. Niezmienne jest też miejsce startu - czyli Jasne Błonia. Tegoroczna edycja została zaplanowana na 5 marca, a do pokonania będzie 5 km. Bieg ten, z roku na rok, przyciąga coraz więcej chętnych, które chcą przebiec ten symboliczny dystans i pokazać, że świętować można także poprzez sport. Panie mogą ten dystans przebiec lub przejść (Nordic Walking). Zapisy na tę wspaniałą biegową imprezę są cały czas aktywne. Warto spróbować swoich sił, nie chodzi tu przecież o wyniki, a o dobrą zabawę. Zapisywać się można na www.raz.szczecin.pl (cela)


Wół i

® Krowa

UL.WIELKA ODRZAŃSKA 20 - UL.JAGIELLOŃSKA 11 FOOD TRUCK - DZIWNÓW + 48 731 000 230 | www.wolikrowa.com www.facebook.com/wolikrowa | www.instagram.com/ wolikrowa


Foto: Andrzej Szkocki

Foto: Andrzej Szkocki/Archiwum

| NEWSROOM |

Nienostalgiczny komiks dotarł do Szczecina Komiks „Totalnie nie nostalgia”, którego akcja toczy się w naszym mieście, trafił już na sklepowe półki. Powieść opisywaliśmy w wywiadzie z autorką scenariusza i narratorką Wandą Hagedorn w styczniowym wydaniu MM Trendy, a teraz udało nam się spotkać z Jackiem Frąsiem, autorem grafik. Komiks to autobiograficzna powieść, która przenosi czytelnika do czasów PRL-u, by m.in. dotknąć problemu traktowania kobiet. Historia w rysunkach Jacka Frąsia bywa krainą dzieciństwa, ciepłą i radosną, ale i przerażającą, i upokarzającą. W świecie „Totalnie nie nostalgii” sąsiadują ze sobą wata cukrowa, dziecięce wygłupy, poważne lektury i cierpienia, których żadna dziewczynka nie powinna zaznać. Już teraz komiks został uznany za jedną z najważniejszych publikacji Wydawnictwa Komiksowego i Kultury Gniewu w 2017 roku. (am)

8

Dariusz Majchrzak w „Belle Epoque” Dariusz Majchrzak, aktor Teatru Polskiego w Szczecinie, zagra w serialu „Belle Epoque”, który już wiosną widzowie telewizji TVN będą mogli zobaczyć na antenie stacji jako zupełnie nową produkcję. Serial realizowany jest z ogromnym rozmachem i inspirowany prawdziwymi historiami. Na ekranie, obok wcielającego się w rolę głównego bohatera Pawła Małaszyńskiego, widzowie zobaczą także m.in. Magdalenę Cielecką, Olafa Lubaszenkę, Annę Próchniak, Eryka Lubosa i Weronikę Rosati. Dariusz Majchrzak występował w teatrach: Polskim we Wrocławiu (199901), Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni (2006) oraz łódzkich - Powszechnym (2001-04) i Nowym (2004-06). Od roku 2006 związany z Teatrem im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. W Teatrze Polskim w Szczecinie pracuje od sezonu 2011/2012. Gra w filmach i serialach m.in. „Bez wstydu”, „W dół kolorowym wzgórzem”, „Ki”. Premiera „Belle Epoque” 15 lutego. (mk)


#Wenecja

Foto: Marta Machej

Tym razem na chwilę trafiliśmy do Wenecji. Wszystko za sprawą fotografki Marty Machej i modelki Julii Wójcik. Ta pierwsza nie próżnowała, zbierając najpiękniejsze kadry z wodnego miasta. Druga na wybiegu prezentowała odzież marki Sislay. Wspólnie przygotowały dla Was obszerną fotorelację z wyprawy. - Wenecja przywitała nas przepiękną, ale chłodną pogodą – opowiada Marta. - Miasto jest pełne wąskich, tajemniczych uliczek, magicznych pomostów i kanałów, z których rozpościerają się obłędne widoki. Wymarzone miejsce dla artystów, szukających ucieczki od zgiełku. Więcej prac Marty znajdziecie na: www.martamachej.com oraz instagram.com/martamachej. (am)

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

9


| FELIETON | #okiem blogera

#budżet obywatelski 2018+ Wspieram bardzo mocno ideę budżetu obywatelskiego od samego początku. Z wielką uwagą obserwuję każdy aspekt tego zjawiska: podejście Urzędu Miasta Szczecin, zgłaszane projekty, zaangażowanie twórców, wyniki i postępy w realizacji poszczególnych zadań. W tym roku wszystko było „bardziej”, ponieważ zostałem zaproszony jako ambasador do projektu „Muzeum Technologii Cyfrowych”. Chciałbym podzielić się z Wami kilkoma obserwacjami z tegorocznego głosowania i możliwościami rozwinięcia SBO w kolejnych latach. Jaime Lerner - burmistrz Kutyryby z Brazylii powiedział, że kreatywne myślenie o mieście zaczyna się wtedy, kiedy odetnie się jedno zero z budżetu. Patrząc na budżet obywatelski mam dokładnie takie wrażenie. 1. Cieszy bardzo duża liczba zgłoszonych projektów do głosowania: ponad 200. To robi wrażenie, chociaż wiem, że jest potencjał na dużo więcej dobrych, jakościowych projektów. Nie rozumiem natomiast, dlaczego nie dano możliwości, by autorzy bardzo podobnych do siebie projektów, porozumieli się, a ich zadania zostały „połączone”. W tym roku mogliśmy oddawać głosy na dwa projekty realizujące basen na Odrze. W kilku miastach Polski organizowano tzw. maratony pisania projektów do SBO. Na tych wydarzeniach obecni byli mentorzy, którzy służyli swoją wiedzą, doświadczeniem i pomagali chętnym w tworzeniu wniosków. Przydałyby się też warsztaty z promocji SBO, samo zgłoszenie projektu to jakieś 20 proc. pracy. Trzeba jeszcze go odpowiednio komunikować. Nie ma co liczyć na to, że projekt sam zdobędzie potrzebną liczbę głosów. 2. Dzień przed końcem głosowania na swój telefon komórkowy dostałem SMS-a od Nextbike (prywatny operator roweru miejskiego w Szczecinie), który zachęcał do głosowania na rozbudowę stacji. Podobne SMS-y zostały wysłane do bardzo wielu mieszkańców Szczecina (pewnie do kilku tysięcy). Mam wielką wątpliwość, czy

10

w tym przypadku nie naruszono prawa, bo granice etyki na pewno zostały przekroczone. W Łodzi w ramach budżetu obywatelskiego zostały rozesłane SMS-y o podobnej treści. Warto prześledzić tę sprawę i trzeba się mocno zastanowić, co w takich przypadkach robić. 3. W tym roku w ramach SBO na poszczególne propozycje zagłosowało nieco ponad 30 000 osób. Czy to dużo? W 2015 roku była to podobna liczba, rok temu nieco mniej. Nie widać specjalnego przyrostu. Około 700 osób głosowało w sposób tradycyjny, 350 z nich skorzystało z budżetobusu. 4. W związku z powyższym brakuje mi też szeroko zakrojonych działań edukacyjnych, warsztatów, uświadamiania, jak SBO jest ważny. Mniej niż 10 proc. zaangażowanych mieszkańców, to nadal bardzo kiepski wynik. 5. W tym roku mógł głosować każdy, bez względu na wiek. 1144 głosujących miało 5 lub mniej lat, najstarsza głosująca osoba miała 100 lat. W związku z tym aż prosi się o wprowadzenie projektu edukacyjnego dla dzieci i młodzieży w wieku szkolnym. Wyobraźcie sobie, dziecko wraca ze szkoły i mówi do swoich rodziców: „Mamo, Tato, chciałbym zagłosować w budżecie obywatelskim, czy możemy wspólnie porozmawiać o budżecie obywatelskim?” 6. W tym roku po raz kolejny pojawiło się wiele głosów kwestionujących poszczególne projekty. Naprawa lub przebudowa drogi, rozbudowa roweru miejskiego, niektórzy mówią, że to zadania, które powinny być realizowane przez miasto i nie mają miejsca w SBO. Patrząc jednak na inne miasta Polski widzimy, że były zgłaszane takie projekty jak: zakup biletomatów do komunikacji miejskiej, walka z komarami, czy też przebudowy dróg. Potrzeby zawsze będą większe, niż możliwości budżetowe. Jeśli taka jest wola mieszkańców, to dlaczego nie? Jeśli chcemy to zmieniać, to pokazujmy, że SBO to przede wszystkim możliwość zmiany najbliższej okolicy

i szansa do realizacji projektów, które na co dzień są odrzucane z racji innych potrzeb inwestycyjnych miasta. 7. A co, gdyby zrobić coś całkowicie innowacyjnego i zaangażować finansowo mieszkańców oraz prywatne podmioty? Narzędzia crowdfundingowe są obecne i gotowe na tego typu działania. Zainteresowani mogą dokładać się do danej inwestycji, przez co uzyskujemy dodatkowe finansowanie oraz efekt społeczny (zainteresowani dbają jak o własne). Dla przykładu, powstaje plac zabaw dla dzieci z dodatkowymi modułami w części ufundowany przez mieszkańców i jednego dużego partnera publicznego. Możemy być pierwszym miastem, które zrealizuje takie działania. Potencjał społeczny budżetu obywatelskiego jest ogromny i z każdą kolejną odsłoną SBO powinno ewoluować i stawać się coraz lepszym formatem. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to Szczecin wytyczał kierunki budżetu obywatelskiego w Polsce. Trzymam mocno za to kciuki!

Paweł Krzych autor najpopularniejszego szczecińskiego bloga www. szczecinblog.pl oraz strony na FB Uśmiechnij się - jesteś w Szczecinie. Lokalny patriota. Pasjonat Szczecina, nowych mediów oraz podróży.



| FELIETON | #zawód: gracz

#algorytm na człowieczeństwo Ostatnio na wallu znajomy udostępnił artykuł Marka Szymaniaka z TVN24, który traktował o wpływie social media na wybory w USA. O tym jak sztab Trumpa wykorzystywał te informacje do walki z Hillary Clinton. Jak ostatecznie się okazało, niezwykle skutecznie. Nie mam zamiaru politykować, ale nie mogę wymazać z pamięci jednego obrazka, który ilustrował ten artykuł i mówił o tym, że dla systemu analizującego użytkownika Facebooka 10 polubień oznacza, że system zna nas lepiej, niż znajomy z pracy. 70 like`ów i komputer wie więcej, niż przyjaciele. Przy 100 kciukach w górę ma informacje, jak nasi rodzice! Natomiast przy 250 komputer zna nas lepiej, niż życiowy partner... Jasna cholera! Czy to Matrix?! A nie? I wcale nie wracam do genialnego serialu Black Mirror, który w jednym z odcinków opowiada o rekonstrukcji ludzkiej osobowości na podstawie wypowiedzi w social mediach… Powiało grozą, co? Jestem daleki od demonizowania, ale nie da się ukryć, że nasza obecność w sieci wcale nie jest tak anonimowa, jakby mogło nam się wydawać. Pozostawiamy ślady. Dosłownie wszędzie. Przeglądarka, wyszukiwarka, social media, odwiedzane strony, zakupy, transakcje finansowe i cała masa innych rzeczy, które są niczym mikroskopijne puzzle. Jeśli założymy, że systemy analizujące naszą działalność w sieci potrafią poskładać z tych strzępków informacji pełen obraz osoby, o bardzo konkretnych upodobaniach, poglądach czy przyzwyczajeniach i na koniec oznaczą nas imieniem i nazwiskiem oraz siatką krewnych i znajomych, to tak, możemy powiedzieć, że już jesteśmy w sieci. Dosłownie. I nie jest to nic nowego. Jeśli powyższy opis wydał się Wam zanadto futurystyczny, to przejdźmy

12

do przykładu, który z pewnością doskonale znacie. Ile razy szukacie czegoś przez Google? Jeśli mówimy o zakupach, to w ponad 90 proc. przypadków internet jest pierwszym miejscem, gdzie staramy się czegoś dowiedzieć. Przyjmijmy, że szukamy butów albo planujemy wakacje. Przeglądamy strony, odwiedzamy sklepy… I co dalej? Nie macie deja vu? Temat dawno zamknięty, ale gdzie się nie obejrzymy, w przeglądarkach uśmiechają się do nas reklamy butów, albo kuszą nas rajskie plaże. Jak to możliwe? Reklamy Google nauczyły się podążać za nami. I doskonale wiedzą, co i gdzie robiliśmy. Dlatego podrzucają nam informacje, którymi najprawdopodobniej będziemy zainteresowani. To w dużym uproszczeniu ten sam mechanizm, o którym wspominał autor artykułu. System poznał nasze zainteresowania i teraz dobiera odpowiednie treści. Cudownie! Z jednej strony cieszę się, że nie muszę oglądać reklam z maścią na upławy, ale z drugiej strony coś czerpie pełnymi garściami z mojej prywatności. I chyba niespecjalnie mi się to podoba. A jak to jest na Instagramie? Na Fejsie? Na YT czy Snapie? Skoro w każdym z tych kanałów zostawiam dokładną rozpiskę tego, co lubię, czego nie lubię, co mnie wkurza, co mnie cieszy, etc. To gdzie widzicie problem, żeby po zebraniu tych informacji stworzyć projekcję osobowości dowolnego człowieka? Pamiętacie zabawę z podstawówki? Złote Myśli? Taki zwykły zeszyt z 10-20 pytaniami, na które znajomi odpowiadali. Ważne było, żeby odpowiedzi były prawdziwe. Jak doskonale pamiętacie, najważniejsze były odpowiedzi naszych sympatii lub pierwszych miłości. Jakże to było ważne, żeby wiedzieć jaki kolor Kasia lubi najbardziej! Czy Zosia lubi koty, czy może psy?

Jakiej muzyki słucha Antek? Te odpowiedzi dawały nam potężne argumenty, kiedy już odważyliśmy się zagadać do obiektu naszych westchnień. Skoro wiedzieliśmy co lubi, a czego nie lubi, to mogliśmy pokierować rozmową tak, żeby było nam łatwiej. W końcu znalezienie wspólnego tematu dawało większe szanse na sukces! Czyż to nie jest piękna analogia? Aż sam sobie zazdroszczę! Dokładnie tak samo działają systemy, które zbierają informację o nas. Tworzą potężne kartoteki i przekazują te dane firmom, które chcą wiedzieć wszystko o swoich potencjalnych klientach… Brzmi to jak scenariusz thrillera, ale absolutnie nie ma nic wspólnego z fantazją. A ty, którą pigułkę wybierasz? Niebieską, czy czerwoną?

Marcin „Ganisz” Rausch naczelny jednego z większych portali gamingowych w Polsce www.mmo24.pl Mąż, ojciec i gracz. Związany od lat ze światem gier i e-sportu.


#kultura picia | FELIETON |

#jeszcze niedawno było po prostu piwo... ...teraz mamy „craft”, „ejle”, jakieś browary od „rzemieślników”... Jak żyć? Jak wieść niesie, piwna rewolucja dotarła podobno również do Polski. Amatorzy piwa, znudzeni płaskim smakiem „jasnego pełnego” i zagranicznymi poszukiwaniami ciekawych odmian piw angielskich, belgijskich czy amerykańskich wzięli sprawy w swoje ręce. Naprzeciw oligopolowi koncernów produkujących góra trzy, cztery wybrane, najpopularniejsze ultra-zunifikowane gatunki piwne, zaczęły wybijać się kolejne browary regionalne. Ich siłą były dawne receptury i tradycyjne metody warzenia, dalekie od masowej produkcji. Na fali sukcesu browarów regionalnych, kolejni śmiałkowie otwierali zupełnie nowe mikro browary, produkujące piwa rzemieślnicze na bazie tradycyjnych, jak i zupełnie nowatorskich metod. Eksperymentując przy tym z doborem słodów, chmielenia, kultur drożdży i niejednokrotnie też przypraw, owoców oraz innych dodatków. Głównym kryterium browarnika rzemieślniczego jest chęć wyróżnienia się niebanalnym smakiem, docenionym przez świadomego konsumenta. Przyświeca temu ciekawość odkrycia tradycyjnych lub stworzenia zupełnie nowych, zaskakujących receptur. Za piwo kraftowe jego amatorzy są skłonni zapłacić znacznie więcej, niż za płaskie w smaku piwa koncernowe. Jego producenci mogą więc sobie na to pozwolić. Ponieważ nie są kontrolowani przez koncerny, a inżynierowie produkcji nie rozliczają wytwórców z każdej wydanej złotówki. Próbowanie piwa kraftowego nie przebiega bezmyślnie. Jego degustacja, zbliżona jest do kultury picia wina. Polega na rozkoszowaniu się smakiem i wychwytywaniu niuansów między przedstawicielami podobnych gatunków. Pozostają w pamięci wydobywające się aromaty, smak oraz finisz. Następnie możemy porównać je z innymi piwami, próbując ocenić na skali punktowej, tak jak na to według nas zasługują.

Spora cześć Polaków zdążyła już też świadomie lub nieświadomie popróbować w piwach typu Ale. Obywatele Zjednoczonego Królestwa zwykli mówić, że „ejl”, to nie piwo... i coś w tym jest. Wśród Ale, w zależności od regionu, najbardziej znane odmiany, to np. w UK: India Pale Ale (IPA), Bitter Ale, Mild Ale, Old Stock Ale. W Irlandii: Stout (np. Guinness), Irish Red Ale. W USA: American Pale Ale (APA), American India Pale Ale (AIPA). W Belgii: Belgian Pale Ale, Blond, Witbier, Flanders Red Ale i piwa klasztorne. W Niemczech Weissbier (np. Paulaner), Weizenbock. W Polsce przeszłości również wytwarzano Ale, w odmianie zwanej Grodziską, do produkcji którego używano wędzonego w dymie dębowym słodu pszenicznego. Klarowane grodziskie poddawane było procesowi leżakowania podobnie jak szampan. Obecne Grodziskie próbuje nawiązać do tamtej tradycji. Piwa typu Ale od tradycyjnego Lagera odróżnia w zasadzie wszystko. Przy ich wyrobie stosuje się górną fermentację, którą prowadzi się w wyższych temperaturach i która często przebiega burzliwiej. Wszystko to składa się na uzyskanie piwa o mniejszej klarowności oraz wyższej zawartości „ubocznych”, ale jakże pożądanych produktów fermentacji, jak alkoholi wyższych, fenoli i estrów. To są właśnie te niuanse, których szukają koneserzy piwa. Zwykły Lager, produkowany w warunkach dolnej fermentacji, jest ich przeważnie pozbawiony. Przy produkcji piw koncernowych biorą udział grupy ekspertów wychwytujące wszystkie możliwe błędy, czyli niepożądane smaki, które mogły się pojawić, a przy tym odróżnić daną partię od zunifikowanego wzorca. Przy produkcji piw rzemieślniczych, często to właśnie te „błędy” stanowią o wyjątkowych niuansach, które wyróżniają daną partię (czyli warkę) i dostarczają wrażeń piwnym kolekcjone-

rom smaków. O ile oczywiście te „błędy” wpływają na urozmaicenie smaku, a nie jego całkowite popsucie. Stąd właśnie sytuacja, że w piwach kraftowych (zwłaszcza „ejlach”) kolejne warki nierzadko znacznie różnią się od siebie. Czasami na tyle, że dostarczają zupełnie odmiennych doznań. Tak jak różne potrafią być koleje roczniki tego samego wina, tak różne bywają kolejne partie (teoretycznie tylko) tego samego piwa. Rzemieślnicy z warki na warkę starają się dopieszczać swoje receptury, stąd delikatne zmiany. Dzięki temu jego konsumpcja przestaje być banalna i przewidywalna, a tego często koneserzy piwa właśnie oczekują! W kolejnym artykule podpowiem jak rozpoznawać najpopularniejsze gatunki piw. Spróbuję zainteresować Państwa lokalnymi inicjatywami piwowarskimi. Podpowiem, gdzie spróbować dobrze uwarzonego piwa oraz gdzie szukać sklepów, w których można liczyć na solidny wybór i fachową obsługę.

Paweł „Pawloff” Flak urodzony w pięknym mieście Szczecin, koneser Single Malt Whisky, moderator na forum BestOfWhisky.pl, miłośnik klasyki rocka oraz entuzjasta gitary elektrycznej

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

13


| EDYTORIAL |

Na deskach

teatru Z widowni Teatru Polskiego w Szczecinie przenosimy się na scenę, gdzie w rolę aktorki wcieliła się piękna Oliwia. Ubierając kolejne stylizacje, co rusz wcielała się w nowe role. Cały spektakl odbył się w kameralnej atmosferze, na Małej Scenie, w gronie ekipy realizatorskiej. Na fotografiach wszystko uwieczniła Marta Machej, jedna z najbardziej utalentowanych fotografek ze Szczecina. Kto chciałby zobaczyć więcej, polecamy zajrzeć na Facebook MM Trendy, a po jeszcze więcej prosto do teatru. (am) FOTO MARTA MACHEJ / MODELKA OLIWIA STYCZYŃSKA MUA AGNIESZKA WERESZCZAK-AGWER FRYZURA RAFAŁ TASARZ / STYLIZACJA EWELINA MACIOCHA-PŁAWSKA ORGANIZACJA AGATA MAKSYMIUK Specjalne podziękowania dla Teatru Polskiego w Szczecinie, za pomoc i udostępnienie Małej Sceny




| EDYTORIAL |



teatru


| EDYTORIAL |



| TEMAT Z OKŁADKI |

W teatrze robię rzeczy niemożliwe

JANUSZ JÓZEFOWICZ słynie przede wszystkim z intrygujących realizacji teatralnych jako reżyser i choreograf. Był także świadkiem powstania szczecińskiej sceny kabaretowej Czarny Kot Rudy, ale mało kto o tym wie. Z okazji 20-lecia Kota wspomina o swoich związkach ze Szczecinem i przyjaźniach tu zawartych. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO KAROLINA NOWACZYK

Czarny Kot Rudy, scena kabaretowa Teatru Polskiego w Szczecinie, obchodzi 20-lecie. Pan podobno był pomysłodawcą tej nazwy? - Nie pamiętam tego. To są tak zamierzchłe czasy. Pamiętam tylko, że zaczynaliśmy z Adasiem (Opatowiczem - przyp. red.) w zupełnie innym miejscu. W Teatrze Krypta. - Tak. Tam zrobiliśmy coś, co w konsekwencji przyczyniło się do powstania Czarnego Kota Rudego. Naprawdę nie pamiętam, kto był pomysłodawcą nazwy, ale prawdopodobnie Adaś. Natomiast ja kilka razy uczestniczyłem w tej zabawie z dużą przyjemnością i miło to wspominam. W Czarnym Kocie Rudym stworzyliście duet: Adam Opatowicz – reżyseria, Janusz Józefowicz – choreografia. Rozumiem, że znaliście się wcześniej i ten pomysł narodził się gdzieś w trakcie znajomości. - Sprawcą wszystkiego jest Adaś, bo on mnie kiedyś zaprosił do współpracy przy „Pieśni nad pieśniami”. Wtedy to jeszcze było w Teatrze Współcze-

22

snym. Po latach Adam wyznał mi, że widział mój spektakl dyplomowy „Złe zachowanie” na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Powiedział wtedy kolegom,wskazując na mnie: ja będę kiedyś z tym facetem pracował. Okazało się, że takie marzenia mają siłę sprawczą. Nie wiem ile czasu minęło od tego dyplomu. Adam Opatowicz zadzwonił, że mają sytuację awaryjną i pytał, czy mogę im pomóc przy tym przedstawieniu. W tamtych czasach dojechać do Szczecina to była tragedia. W dodatku zimą. Ale nic, wsiadłem w swojego fiata i pojechałem. Tak się pierwszy raz spotkaliśmy. Adam pisał muzykę do tego przedstawienia i był jego współtwórcą. Sytuacja była trudna, bo niewiele czasu zostało do premiery. Postawiłem swoje warunki, że aktorzy w ogóle nie wychodzą, nie ma żadnych przerw, pracujemy tyle, ile się da. Aktorzy te warunki przyjęli. Byłem wtedy strasznym zamordystą i pracoholikiem. Pamiętam, że Adam mi zaufał i wpłynął na zespół tak, że oni wszystkie moje warunki przyjęli. W rezultacie powstało ciekawe przedstawienie. Były momenty z poezją, nie tylko literacką, ale też taką zdarzeniową,


MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

23


| TEMAT Z OKŁADKI |

teatralną. Spektakl odniósł sukces, wszyscy byli zadowoleni, aktorzy wybaczyli mi wszystko, co robiłem. Tak się rozpoczęła nasza znajomość, która trwa do dzisiaj. Pan twierdzi, że jest zamordystą, ale aktorzy mówią, że gdy Pan przyjeżdża do Teatru Polskiego, to wcale Pan taki straszny nie jest. - Mam o tyle fajnie, że zespół Teatru Polskiego w Szczecinie zna zasady naszej współpracy. Aktorzy wiedzą, że jak przyjeżdżam, to wszyscy mają być na próbie i pracujemy w takim reżimie, jaki uznam za stosowny. Nienawidzę pracy w teatrach publicznych, ale Teatr Polski jest jedynym teatrem publicznym w Polsce, w którym pracuje mi się dobrze, w którym aktorzy myślą trochę inaczej niż ludzie rozbestwieni etatami w teatrze. Dlatego chętnie do Szczecina przyjeżdżam. Pracował pan w Teatrze Polskim, nie tylko w Czarnym Kocie Rudym, ale także na dużej scenie, robiąc przedstawienia polskiej klasyki, jak „Tango”, Wesele”, „Zemstę” czy „Pana Tadeusza”. Jak się pracuje nad klasyką? - Moją domeną są spektakle muzyczne. Natomiast Adam wpadł na pomysł, żebym dotknął klasyki, a ja z przyjemnością zmierzyłem się z tematem. Wydaje mi się, że było kilka fajnych momentów w naszych klasycznych przygodach. Spektakle, z tego co pamiętam, miały powodzenie wśród publiczności. To jest tak, że my mamy potrzebę szufladkowania ludzi i układania ich na półkach, ale fajnie jest czasami wyjść w inny rejon i rozejrzeć się, jak świat wygląda z innej perspektywy. Robiłem w życiu widowiska operowe, telewizyjne i teatralne. To nie był mój pierwszy kontakt z klasyką teatralną. Czasami pracuję w Niemczech z Andrzejem Woronem, moim przyjacielem, gdzie realizowaliśmy na przykład „Martwe dusze” Gogola czy „Operę za trzy grosze” Brechta. Nie jestem ortodoksyjny. Nie zamykam się na propozycje, a te od Adasia wydają mi się ciekawe. Pamiętam „Wesele”, które Pan zrobił z muzyką disco polo. To był moment, kiedy ten gatunek odnosił ogromne sukcesy. - Dziwnym zbiegiem okoliczności później powstał film, w którym powtórzono ten pomysł. Myśmy pokazali współczesną Polskę. Nosimy w genach nasze narodowe cechy, przywary i to idzie przez pokolenia. Jeśli się czyta dzisiaj „Opis obyczajów” Jędrzeja Kitowicza i patrzy na współczesną Polskę, to niewiele się zmieniło. Robiąc spektakle, korzysta Pan z aktualnych trendów, jak disco polo przy tamtym „Weselu”? Dzisiaj wyglądałoby to inaczej? - To nie wynika z pogoni za modą. Tak wyglądała wtedy Polska. Wcześniej, w Polsce ludowej to kościół był głównym miejscem spotkań wiejskiej społeczności. A potem pojawiła się dyskoteka w stodole. Wtedy to rzeczy-

24

wiście było szaleństwo i siłą rzeczy się do tego odniosłem, realizując ten spektakl. „Wesele” w reżyserii Wyspiańskiego było też komentarzem rzeczywistości, w której mu przyszło żyć i obserwować. My umieściliśmy w tym spektaklu swoją perspektywę. To było naturalne. Teatr Polski w Szczecinie ma opinię bardziej rozrywkowego, mieszczańskiego, w przeciwieństwie do Teatru Współczesnego, który ma inną publiczność, ceniącą ambitniejszy repertuar. Pan przykłada wagę do takich podziałów w teatrze? - Oczywiście. Biorę to pod uwagę i bardzo dobrze, że taki podział istnieje. Że jest Szczecinie Teatr Polski i Teatr Współczesny. Elita, chociaż używanie dzisiaj tego słowa jest ryzykowne, ale elita tego kraju, to kilka procent społeczeństwa. Pozostali ludzie chcą po prostu przyjść do teatru, zapomnieć o problemach, o rzeczywistości, zobaczyć coś fajnego, rozerwać się albo wzruszyć. Ja nie uważam, że teatr Adama jest takim stricte rozrywkowym. Nie, gdybym miał określić Adama jako dyrektora, to jest dyrektor o poetyckiej wrażliwości. Oczywiście teatr musi się utrzymać, musi sprzedać bilety. Z tego nas rozliczają, więc robi się farsy. Nawet teatry dramatyczne sięgają po lżejszy gatunek. Chodzi o to, żeby oferta była różnorodna. Robiliśmy z Adamem różne rzeczy. „Ogrody czasu”, właśnie „Wesele”, „Latający cyrk Monty Pythona”. To są propozycje tak różne stylistycznie, że trudno to jednoznacznie określić. Czasami jest wesoło, czasami jest poetycko, refleksyjnie. Taki teatr powinien być. Stereotypy są takie, że jak rozrywka, to tandeta i kicz. Jaki Pan ma przepis, żeby rozrywka była dobra? - Całe życie tym się zajmuję i wydaje mi się, że dzisiaj jest inaczej. Kiedyś lepsi tancerze szli do Teatru Wielkiego, a gorsi do teatrów muzycznych. Dzisiaj ten podział jest kompletnie anachroniczny. Dzisiaj nikt nie ma wątpliwości, że można robić rozrywkę na europejskim czy światowym poziomie. A gatunek, którym się szczególnie interesuję, czyli musical, jest dowodem, że można to robić na poziomie zbliżonym do tego, co się dzieje na świecie. Nie jest to łatwy kawałek chleba. Nie jest to łatwiejsze niż robienie teatru dramatycznego. Tu jest forma, którą widz ocenia poza treścią, która jest bardzo istotna i wymierna, wymaga od ludzi wiele pracy i przygotowania. A również w tym gatunku można poruszać tematy istotne. Podobno kiedy aktorzy za dobrze się bawią przy spektaklu rozrywkowym, to wychodzi słaby spektakl. Czyli muszą dużo pracować na próbach. - To zasada, która dotyczy wszystkich. Andrzej Poniedzielski, który również jest częstym gościem Czarnego Kota Rudego, powiedział kiedyś, że to jest takie miejsce poza domem, w którym widz może poczuć się jak


| TEMAT Z OKŁADKI |

Janusz z c i w o ef z ó J CHOREOGRAF, AKTOR, SCENARZYSTA I REŻYSER, Z WYKSZTAŁCENIA MAGISTER SZTUKI. OD LISTOPADA 1992 ROKU DYREKTOR ARTYSTYCZNY TEATRU STUDIO BUFFO. STWORZYŁ SŁYNNY MUSICAL „METRO”.

w domu. Pan ma podobne odczucia? - Trudno mi mówić o atmosferze, bo atmosferę tworzą aktorzy i widzowie, a mi ten moment umyka, bo zazwyczaj jadę, ustawię wszystko i nawet na premierze mnie nie ma, bo muszę pędzić do innych obowiązków. Ale to jest fajne, że tak się o tym mówi, bo tak było w Piwnicy pod Baranami. Pomiędzy publicznością a aktorami wydarzało się coś, co dawało wyjątkowy klimat. Jeżeli udało się w Szczecinie, to gratuluję. A czy do tego jest potrzebna osobowość, która to pociągnie? Bo Piwnicę pod Baranami ciągnął Piotr Skrzynecki? - Absolutnie. Wracamy do tego, co mówiłem o Adamie, że jego poetycka wrażliwość przyciąga ludzi, zaciekawia i otwiera na poezję. To jest rozrywka typu Tuwim, Kofta, Dymny. On podaje tę poezję w formie, która jest przyswajalna dla wszystkich, nawet dla tych, którzy na co dzień nie poszliby na to do teatru. Adam jest niewątpliwie osobowością, która tworzy to magiczne miejsce w Szczecinie, w którym czarny kot może być jednocześnie rudy. Teraz w teatrze łączy się gatunki: opera nie jest czystą operą, są wizualizacje, nowoczesna technika. Ma Pan wizję spektaklu, który byłby takim kolażem gatunków? - Zrobiłem trzy spektakle w technologii 3D – „Polita”, „Romeo i Julia”, „Piotruś Pan”. Pracuję nad kolejnym spektaklem w tym gatunku i to jest to, o czym pani mówi. Teatr muzyczny

to jest synteza teatru, techniki, muzyki, choreografii i fantastycznie jest się w tym rozwijać. Oczywiście w tej technologii też mogą powstawać spektakle dobre i słabe. To jest już kwestia twórcy, natomiast narzędzia, które mamy, są naprawdę fantastyczne. Technologia 3D sprawiła, że mogę robić rzeczy, które do tej pory były niemożliwe w teatrze. Wszystko się może zdarzyć. Teatr jest zjawiskiem dynamicznym i rozwija się razem z kolejnymi smartfonami i nowinkami technologicznymi. A w Pana słowniku w ogóle istnieje takie słowo: niemożliwe? - Teatr jest takim miejscem, gdzie takie słowo nie istnieje. Zawsze to powtarzam moim współpracownikom. Na tym polega magia teatru, że tu można robić rzeczy niemożliwe. Od wielu lat myślę o realizacji „Mistrza i Małgorzaty” i nie wiedziałem na co czekam tyle lat. Teraz zdałem sobie sprawę, że czekałem właśnie na te technologię. W tej chwili mam libretto rosyjskie, bardzo pięknie napisane i szukam pieniędzy, żeby opowiedzieć, co się działo w głowie Bułhakowa za pomocą technologii 3D. A jak dostanie Pan propozycję ze Szczecina, to z przyjemnością? - Zawsze z przyjemnością. Jedyny problem to jest czas, ale Adam, na szczęście, rozmawia ze mną o projektach z takim wyprzedzeniem, że mogę sobie wszystko jakoś poukładać.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

25


| TEMAT Z OKŁADKI |

ANDRZEJ PONIEDZIELSKI

MACIEJ POL

26


| TEMAT MIESIĄCA |

Dwie dekady w miłym towarzystwie

Czarny Kot Rudy ma 20 lat

To jedna z najciekawszych i najstarszych scen kabaretowych w kraju. Powstała przy Teatrze Polskim w Szczecinie i pokazuje, że kabaret to sztuka. Sztuka władania dowcipem i to na najwyższym poziomie. Kot bawi i wzrusza publiczność tak skutecznie, że zakup biletów na kameralną widownię Sceny graniczy z cudem. TEKST MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO KAROLINA NOWACZYK / GRZEGORZ OLKOWSKI

31 stycznia 1997 roku - działalność Sceny zainaugurował „Pornograf” z piosenkami Georgesa Brassensa. Zmieścił w sobie wszystko, co najciekawsze we francuskiej piosence. Liryka, dobry tekst, nierzadko z pieprzykiem... Artyści zagrali „Pornografa” blisko 400 razy w samym tylko Szczecinie, a przecież spektakl pokazywano także poza jego granicami. Wtedy właśnie, z głębokiej miłości do słowa i muzyki narodził się Czarny Kot Rudy. - Powstał z potrzeby patrzenia na rzeczywistość przez różowe okulary - mówi Adam Opatowicz, dyrektor Teatru Polskiego i pomysłodawca Czarnego Kota Rudego. - To rodzaj odskoczni od tego, co jest zamkniętą formą teatralną. To także bardzo rozwijające dla nas. Dla publiczności jest to forma bardziej zabawowa. Z wieloma kolegami Adam Opatowicz jest w Kocie od samego początku. - Zaczęło się od „Pornografa” z nieprzystojnymi piosenkami z pieprzykiem, jak mówi sam tytuł – mówi

Michał Janicki, aktor Teatru Polskiego. - Przyjechał do nas Janusz Józefowicz i dzięki niemu piosenki nabrały kształtu kabaretowego i scenicznego. Wtedy ruszyła cała ta lokomotywa.

Łobodzińskim, który nam opowiadał o Brassensie. To dla nas rodzaj terapii, odreagowania: dowcip i humor. Nie przypominam sobie konfliktów przez tyle lat.

Motorem napędowym kabaretu był także Jan Banucha, scenograf, filozof i erudyta. - Tam była taka trójka intelektualistów – Jan Banucha, Ryszard Major i Jacek Polaczek – kontynuuje Michał Janicki. - Spotykali się i tworzyli podstawy wszelkich wydarzeń artystycznych w Teatrze Polskim. A my staliśmy się gwiazdami tego kabaretu.

Publiczność

Sławomir Kołakowski był jednym z artystów, którzy pracowali przy pierwszym spektaklu. - Adam do nas przyszedł i powiedział, że chce zrobić kabaret i spytał, czy chcemy zaryzykować, bo będziemy to robić po próbach w teatrze - mówi Sławomir Kołakowski, aktor Teatru Polskiego. - Zaryzykowaliśmy i z powodzeniem gramy już 20 lat. Fajne było to, że przy pierwszym przedstawieniu mieliśmy kontakt z Filipem

Publiczność jest jedna. Czasem przychodzi z ciekawości, a potem przekonuje się do koncepcji i zostaje. Tutaj można wypić wino, posiedzieć przy stoliku i prowadzić z aktorami dialog. - Nasz kabaret określa miejsce - mówi Adam Opatowicz. - Identyfikujemy się z tą Sceną. Publiczność w naturalny sposób przylgnęła do miejsca. Kabaret to także próba przekazywania sztuki na wysokim poziomie. - Publiczność zaczęła nas lubić, rozpoznawać i przyjaźnić się z nami. Fama poszła w miasto i do dziś scena cieszy się dużym powodzeniem, a my na niej – mówi Michał Janicki. - To 20 lat spędzonych w miłym towarzystwie.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

27


| TEMAT Z OKŁADKI |

Co roku w lutym hucznie obchodzone są urodziny Czarnego Kota Rudego. To okazja, by spotkać się z wieloma artystami, którzy przyjeżdżają tutaj specjalnie na dzień lub dwa.

MIROSŁAW CZYŻYKIEWICZ

FILIP ŁOBODZIŃSKI

ARTUR ANDRUS

28


| TEMAT Z OKŁADKI |

Mariusz Lubomski wielokrotnie dawał koncerty podczas urodzin Czarnego Kota Rudego, a także poza urodzinami. MARIUSZ LUBOMSKI

JAROSŁAW GUGAŁA

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

29


| TEMAT MIESIĄCA |

Ale wcześniej trzeba było sobie zapracować na taki status. - To miejsce dochowało się własnej publiczności mówi Kołakowski. - Znam osoby, które były w Kocie po kilkanaście razy. Program to jedno, ale stworzyć klimatyczne miejsce, to jest dopiero sukces. To się udało i procentuje. Dzięki temu mamy taką frekwencję. Kabaretów literackich w Polsce jest już bardzo mało… O publiczności dobrze mówią także goście, którzy regularnie odwiedzają tę scenę. - Zazdroszczę Czarnemu Kotu Rudemu publiczności, zawsze zadowolonej, uśmiechniętej po każdym spektaklu. To niesamowite. I Adam Opatowicz, który nie zatracił w sobie tego dziecka. Bez tego nie da się w teatrze zrobić nic dobrego – mówi Maciej Pol, iluzjonista.

Przyjaciele Kota Co roku w lutym hucznie obchodzone są urodziny Czarnego Kota Rudego. To okazja, by spotkać się z wieloma artystami, którzy przyjeżdżają tutaj specjalnie na dzień lub dwa. Gościły tu Maria Czubaszek, Stefania Grodzieńska i inni. - Moje pierwsze wspomnienie z kabaretu Czarny Kot Rudy to było zaskoczenie, bo nie sądziłem, że jeszcze w Polsce istnieją tego rodzaju kabarety – mówi Artur Andrus, satyryk. - To było takie „wow”. Aktorzy wychodzą na scenę i grają prawdziwy kabaret. Drugie zaskoczenie, to były nogi Dzidka. Napisałem nawet tekst o nogach Dzidka. Jak ktoś chodzi do kabaretu, to wie o czym mówię. Kolejne zaskoczenie to, że oni sięgają po teksty, które mają 100 lat, a w ogóle się nie czuje, że to jest stare. W Czarnym Kocie Rudym nie ma czegoś takiego jak wiek. 20-lecie też nie ma żadnego znaczenia, bo on się zachowuje tak, jakby się dopiero co okocił. Jarosław Gugała i Filip Łobodziński tworzyli pierwszy spektakl „Pornograf” jako członkowie Zespołu Reprezentacyjnego. - Kiedy Adam Opatowicz poprosił nas o piosenki Georgesa Bras-

30

sensa do nowo powstającego kabaretu, my w Zespole Reprezentacyjnym śpiewaliśmy je już od 20 lat, więc można założyć, że znaliśmy je nieźle. Ale potem pojechaliśmy do Szczecina na jeden ze spektakli i okazało się, że bawiliśmy się tak dobrze, jakbyśmy ich w ogóle nie znali – mówi Jarosław Gugała. - Świadczy to o tym, że Adam i jego wspaniała ekipa potrafiła zrobić coś takiego, że nam, zblazowanym wykonawcom Brassensa, szczeny opadły i byliśmy w pełnym zachwycie! - Kiedy przyjechaliśmy na jedno z pierwszych przedstawień „Pornografa” do Czarnego Kota Rudego, nawiązaliśmy przyjaźń zarówno ze sceną, jak i z ludźmi, którzy tę scenę tworzą – mówi Filip Łobodziński. - Przyjaźń nawiązywaliśmy przez 2-3 doby, bardzo intensywnie. Potem kilkakrotnie przyjeżdżałem do Szczecina do Teatru Polskiego i bardzo miło to wspominam. Mariusz Lubomski wielokrotnie dawał koncerty podczas urodzin Czarnego Kota Rudego, a także poza urodzinami. - Moje wizyty w Teatrze Polskim w Szczecinie trwają od lat 90. - mówi Lubomski. - Pojawiam się raz na jakiś czas i jest mi niezmiernie miło. Łączy nas miłość do Piwnicy pod Baranami. Przyjaźnie to nie tylko scena, ale także wydarzenia pozasceniczne. - Pamiętam jak robiliśmy kiedyś Sylwestra dla miasta – mówi Maciej Pol, iluzjonista. - Było -20 stopni, garderobę mieliśmy daleko od sceny. Potem mieliśmy zaproszenie do Teatru Polskiego, też na Sylwestra i byliśmy tak przemarznięci, że wypiliśmy po kieliszku wódki i poszliśmy spać. Mieliśmy wielkie plany zabawowe, ale miasto nas wykończyło, a teatr uratował i tego wszystkim życzę - żeby teatr zawsze ratował ludzi. W Teatrze Polskim znaleźliśmy wyjątkową energię i szczere emocje, które działają na publiczność. Postacią mocno związaną z Teatrem polskim jest Andrzej Poniedzielski. - Adam Opatowicz to dla mnie bardzo

ważna postać…i KOT również. W formie wierszowanej składa życzenia: Kocie czarny, czarny rudy, bądź ty czarny, bądź Ty rudy, bądź Ty rudy, bądź Ty czarny i z powrotem… bo jak Ty tak będziesz robił, to się nikt nie zorientuje, żeś Ty wcale nie jest Kotem! W tym roku Czarny Kot Rudy będzie obchodził okrągłą rocznicę. Wielu nie chce się wierzyć, że minęło już 20 wspólnych lat. - W wielu z nas istnieje naturalna tęsknota za taką formą. Wszystkich nas uwodzi aura, atmosfera, relacje towarzyskie i twórcze. Znaleźliśmy wspólny klimat bycia ze sobą - mówi Adam Opatowicz. - Mamy podobne, poetyckie postrzeganie świata i ludzi, a przez to, że jesteśmy różni, stwarzamy całą paletę barw. Umiemy bawić siebie i ludzi. Nie fundujemy tylko śmiechu po pachy, ale wynosimy kabaret na poziom sztuki.

Z okazji 20 urodzin naszego Kota, mimo wieku - ciągle w nastroju dekadenckim… życzymy sobie, tego, co najlepsze, czyli Państwa na widowni, a potem długo, długo w kuluarach. Do czarno rudej nocy… Kot wszak tkwi w każdym z nas. Najlepszego! Zespół Teatru Polskiego


| EKSPERT |

Poznaj swojego doradcę Poświęcamy dużo czasu i uwagi, śledząc dokonania sportowców, artystów, czy naukowców, a niewiele wiemy o zawodach, które wykonują ludzie żyjący obok nas. Należą do nich agenci ubezpieczeniowi. Każdego dnia zabezpieczają nam finanse, biznesy, a także życie nasze i naszych bliskich. Należą do najbardziej wszechstronnych ekspertów na rynku pracy. O zawodzie, który wart jest przekazania kolejnym pokoleniom, opowiedziała nam Irena Skotnicka, menedżer zespołu sprzedaży w firmie Aviva. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK

Praca agenta wymaga wielu umiejętności, jest też bardzo odpowiedzialna, a jednak rzadko słyszymy o sukcesach doradców ubezpieczeniowych. Dlaczego? - Zawód agenta to coś więcej niż praca, to misja. Wszyscy agenci ubezpieczeniowi w Aviva są na bieżąco z sytuacją ekonomiczną w kraju, mają opanowane zagadnienia z zakresu ubezpieczeń, psychologii, a także prawa handlowego, spadkowego czy też podatkowego. Podstawowe szkolenie początkującego agenta trwa 150 godzin, ale monitoring jego praktyki to niemal 3 lata. Musimy być dokładni,wszechstronni, rzetelni i bardzo kreatywni. Wiele informacji o naszej pracy można znaleźć na: www.aviva.com.pl/ iskotnicka lub kontaktując się bezpośrednio ze mną pod numerem 602 692 066. Mamy świadomość, że każdy klient jest inny. Jeśli pomagamy komuś zabezpieczyć emeryturę, uchronić rodzinne czy zawodowe interesy w przypadku śmierci lub chorób, nie możemy pozwolić sobie na najdrobniejszą pomyłkę. Nasze sukcesy też są doceniane przez społeczeństwo, ale odrobinę inaczej niż powszechnie o tym myślimy. W zasadzie Pani jest kimś więcej niż typowym agentem, swoje umiejętności przekazała Pani synowi, a sama została managerem. Jak do tego doszło? - Na moją pracę składa się już 20 lat doświadczenia i ciągłego rozwoju. Zaczęło się niepozornie, byłam świeżo po studiach, pracowałam na uczelni wyższej i spotkałam koleżankę, która zaproponowała mi ubezpieczenie. Swoim entuzjazmem zaraziła mnie do tego stopnia, że momentalnie poczułam, że to jest właśnie to, co chcę robić w życiu. Obecnie do moich obowiązków należy pozyskiwanie kandydatów do pracy, wdrażanie ich do zawodu i pomaganie w starcie. Nie ma konkretnych wytycznych, jak wykształcenie, wiek czy zainteresowania, które ułatwiłyby to zadanie. Zależy nam na ludziach aktywnych, którzy chcą ciągle się rozwijać, osiągać satysfakcjonujące zarobki i nieść innym pomoc. Mój syn, obserwując moje podejście do pracy, już w wieku 22 lat postanowił, że chce pracować właśnie w ten sposób. Sama go wyszkoliłam i mogę powiedzieć, że uczeń przerósł mistrza. Paweł Skotnicki, Pani syn, w środowisku ubezpieczeniowym jest rozpoznawalną osobą. Jego ścieżka kariery jest naprawdę imponująca. - To prawda. Wyszedł spod moich skrzydeł i zaraz po tym otworzył samodzielną placówkę partnerską Aviva, gdzie rekrutuje kolejnych współpracowników. Jestem dum-

na, że stanowimy przykład przekazania profesji z pokolenia na pokolenie. Paweł ma już 8 lat doświadczenia, podczas których zdobył miano eksperta w swojej dziedzinie, uznanie w firmie Aviva. W 2015 roku dołączył do członków prestiżowego stowarzyszenia MDRT, zrzeszającego najlepszych doradców ubezpieczeniowych na świecie. Został też poproszony przez Avivę o reprezentowanie firmy w Polish National Sales Awards, jedynym w Polsce konkursie, promującym dobre praktyki i standardy sprzedaży i obsługi klienta. Co więcej, wygrał swoją konkurencję i został najlepszym agentem w rankingu firm ubezpieczeniowych, a dodatkowo zdobył wyróżnienie w kategorii sprzedawca roku. Długo by wymieniać wszystkie jego osiągnięcia. Myślę, że dziś sama mogę się od niego wiele nauczyć. Czy Szczecin jest dobrym rynkiem na rozpoczęcie takiej kariery? - Malkontent powiedziałby, że Szczecin jest za słaby, ale prawda jest taka, że każdy rynek jest dobry. Najważniejsza jest aktywność, wytrwałość i skuteczność w pozyskiwaniu klienta. Dużą rolę odgrywają tu rekomendacje. Zwykle zaczyna się od kręgu swoich znajomych, którzy usatysfakcjonowani przekazują dobrą opinię o nas swoim bliskim i przyjaciołom. To najlepszy sposób na docieranie do klientów. Kontakt z nami jest tym prostszy, że wystarczy odezwać się nawet za pośrednictwem Facebooka: https://www.facebook.com/Irena-Skotnicka-1102986726487843/. A poza tym wszystkiego można się nauczyć, wystarczy odrobina ambicji i kreatywności.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

31


| ROZMOWA MIESIĄCA |

Codzienność kryje więcej tajemnic niż tabu SZCZECIŃSKA PISARKA INGA IWASIÓW OD LAT POKAZUJE CIEKAWE, CHOĆ TRUDNE LUDZKIE HISTORIE. DOTĄD PISAŁA OPOWIADANIA I POWIEŚCI, BARDZO DOBRZE ODBIERANE PRZEZ CZYTELNIKÓW I KRYTYKĘ. TERAZ ZADEBIUTOWAŁA JAKO DRAMATURG. W STYCZNIU W TEATRZE WSPÓŁCZESNYM MIAŁA MIEJSCE PREMIERA JEJ SZTUKI „DZIECKO”. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

32


| ROZMOWA MIESIĄCA |

„Dziecko” to Pani debiut jako autorki dramatu, choć nie do końca, ponieważ na podstawie opowiadania „Smaki i dotyki” powstał monodram Krystyny Maksymowicz. - Tak. Oba spektakle są w repertuarze Teatru Współczesnego. Można zobaczyć Krystynę Maksymowicz przechodzącą między rolami w obu. Jak czuje się pisarz, który w teatrze widzi, kiedy jego postaci ożywają, dostają konkretne twarze, sylwetki, głosy? - To piękne doświadczenie. Odczuwam jakąś magię, ponieważ mogłabym powiedzieć o każdej postaci stworzonej w spektaklu, jak o bliskiej mi osobie. Nie czuję obcości, bariery interpretacji, która by poszła w niezrozumiałym dla mnie kierunku. Dramat został przeniesiony prawie w całości, z nielicznymi skrótami, a reżyserka wraz z zespołem rozwikłała wszelkie zawiłości, niedookreśloności. Mamy też do czynienia z bardzo dobrym aktorstwem. Powstał z tego spektakl, który wciąga widza. - Cieszę się, że pani potwierdza moje odczucia, ponieważ sama mogę nie mieć dystansu. Spektakl jest bardzo spójny, przemyślany. Eksponuje główną historię, a zarazem daje pole do popisu aktorom, którzy wykonują osobne etiudy, oczywiście powiązane z główną akcją dramatyczną. Cały zespół ma okazję zaprezentowania wysokiej formy, wszechstronności. Potwierdziło się to, co zawsze mówimy o Teatrze Współczesnym, że to jest teatr zespołowy, ale także scena indywidualności. O tym, że jest to teatr indywidualności, mogliśmy okazję przekonać się przy „Smakach i dotykach”. Tamten spektakl zainspirował Panią do napisania dramatu? - Niezupełnie. Kiedyś próbowałam coś napisać dla teatru, ale popełniłam wszystkie błędy, które popełniają debiutanci. Pisałam monologowo, poetycko. Teraz chciałam przejść do dialogowego opowiadania świata. Tamten, pierwszy dramat nigdzie się nie ukazał. Był czytany na festiwalach. Po napisaniu trzech dramatów mogę powiedzieć, że zaczynam czuć potrze-

by sceny i bardzo mi się ta zmiana języka podoba. Oczywiście „Dziecko” to nie jest dramat bez reszty realistyczny, co zresztą jest dla mnie najciekawsze w spektaklu. Taki był zamysł, żeby przejść od zbierania opowieści na temat adopcji do fantazji na ten temat. Od realizmu historii do magii sceny. Od opowieści o instytucjach, do lęków osób, które się z nimi zetknęły. Ostatnio w teatrze jest tendencja, że ludzie ze sobą nie rozmawiają. Wypowiadają swoje teksty gdzieś w przestrzeń, ale nie ma dialogu. A tutaj mamy okazję zobaczyć ludzi, którzy prowadzą konwersację, a ich historia nas wciąga. Myślę, że to Pani sukces. - Widzowie są już zmęczeni teatrem postdramatycznym, obywającym się bez tradycyjnie rozumianych tekstów, napisanych od początku do końca, w którym pokazujemy między innymi, że nie umiemy się komunikować. Faktycznie, nie umiemy, ale próbujmy. „Dziecko” też opowiada o barierach w komunikacji. Wszyscy chcą „dobra dziecka”, a rezultaty wydają się koszmarne. Para głównych bohaterów słyszy i interpretuje wysyłane przez innych sygnały na swój sposób. Jest potrzeba rozumienia się, ponieważ sprawa – miłość, adopcja wymagają tego, żeby się dogadać. Z różnymi instytucjami, osobami, w małżeństwie. Pisząc ten dramat myślałam o tym, co mnie samą znużyło w teatrze i jaki teatr chciałabym widzieć. Chcę podsłuchiwać dialog, przechodzić między punktami widzenia. W „Smakach i dotykach” porusza Pani problem alkoholizmu kobiet, w „Dziecku” - temat adopcji. Wybiera Pani takie tematy, by pokazać, że każdego z nas może to spotkać, opowiedzieć historię, czy są jeszcze inne powody? - Różne. Monodram „Smaki i dotyki” jest opowiadaniem ze zbioru pod tym samym tytułem. Wybrała je aktorka Krystyna Maksymowicz. Czy dlatego, że kobiecy alkoholizm bulwersuje? Może dlatego, że tekst daje niezłe pole do aktorskiego popisu. Tematy potocznie nazywane tematami tabu, choć ja nie do końca zgadzam się z tą kwalifikacją,

ale trudniejsze, skłaniające do refleksji, społecznie zakłamane, interesują innych ludzi. Często mylimy jednak obyczajową ekscytację z doniosłością. Niekiedy w drobiazgu, w codziennym zdarzeniu, tkwi więcej sensu niż w prowokacji. Opisuję i zwykłość, i nietypowość. Czasem tematy przychodzą same. Rozmawia się z kimś, usłyszy jakąś historię, przeczyta coś w gazecie i to zaczyna domagać się formy. Początkiem „Dziecka” była opowieść moich przyjaciół. Bardzo życiowy punkt wyjścia. Moje zdziwienie wywołał fakt, że niewiele wiemy o drodze, którą muszą przejść pary pragnące dziecka. Wiele osób zwracało mi uwagę na milczenie wokół emocji związanych z leczeniem niepłodności i z adopcją. Brak tu logiki: tyle mówimy o dzieciach, o miłości, o trwałych więzach, ale mamy ich uproszczony obraz, niemal cukierkowy: w chwili zapłodnienia powinien ludziom świecić księżyc. Adopcja bulwersuje bardziej niż seksualność, choć oczywiście podskórnie czujemy, że zachodzi tu jakiś przewrotny związek. O seksualności też pani pisała. Jak sprawić, żeby takie tematy „odczynić” wstydliwymi? - Odczynianie zawsze polega na mówieniu, na przedstawianiu. Sztuka wyjaśnia, pomaga zrozumieć. Temat rodzicielstwa, podobnie jak temat seksualności, stał się ostatnio tematem politycznym. W kontekście 500+, w kontekście in vitro czy moralności publicznej. Zestawmy dwa fakty: posiadanie dzieci spotyka się z „premią” w postaci 500+; osoby mające kłopoty z płodnością nie mogą liczyć na pokrycie kosztów ich leczenia. Tak więc górą są ci, którzy poczęli. Nikt tak tego nie nazywa, ale tworzy się niejako niechcący taką hierarchię. Kwestie, które są dla nas ważne, dzielą nas politycznie, co przecież pomaga sprawom zwykłych ludzi. Zasady, które decydują o naszym codziennym życiu, o naszym szczęściu czy braku tego szczęścia, mogą być przedmiotem targów politycznych. Spektakl „Dziecko” ma i takie wątki, ale one nie są pierwszoplanowe. W drugiej połowie lat 90. zarzucano teatrowi, że jest za bardzo publicy-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

33


| ROZMOWA MIESIĄCA |

styczny. Porusza tematy z pierwszych stron gazet, ale bardzo powierzchownie. Pani podejmuje te tematy od strony pojedynczego człowieka. To chyba trudne zadanie? - Bardzo. Lubię teatr publicystyczny, reagujący na wydarzenia w świecie rzeczywistym, interwencyjny. Jednak poetyka pospiesznego komentarza przestała mi odpowiadać, znużyła mnie. Już tak bardzo nie interesują mnie te spektakle, w których mamy do czynienia z wycinkowym, mozaikowym opowiadaniem. Chciałabym, żeby powstawało więcej dramatów, które nie są zlepkami, nie są przeróbkami, tylko od początku do końca dziełami artystycznymi w warstwie tekstowej oraz realizatorskiej. Jest temat, który chciałaby Pani poruszyć? - Zamawiający teksty chcą od nas, piszących, żeby opisać jakieś tabu, przekroczyć granice. Na horyzoncie nie pozostało już tak wiele tematów zupełnie nieporuszanych. Postuluję zajmowanie się codziennością, bo tam jest więcej ukrytych tajemnic niż w zdefiniowanych z góry tematach trudnych. Na pewno kwestii, które podsuwa codzienność, nie brakuje i nigdy ich nie zabraknie, są samym życiem, mającym swój kalendarz: dla mnie od pewnego czasu istotniejszy jest wiek średni niż dojrzewanie. Nadal interesują mnie relacje społeczne, międzyludzkie, polityka i uczucia - ten katalog się nie wyczerpie. Sztuka, którą teraz kończę pisać, jest powrotem do tematu alkoholizmu, w pewien sposób mojego „firmowego”. Powstaje na zamówienie Teatru Nowego w Łodzi. Rozwija wątek z ostatniej powieści pt. „Pięćdziesiątka”. Opowiadam o współuzależnionej parze: miłość napędza uzależnienie, a uzależnienie napędza miłość. W twórczości zauważa Pani nie tylko najważniejsze wątki, ale także poboczne, jak w „Dziecku”, gdzie nie tylko obserwujemy, jak para przechodzi drogę w staraniu o potomka, ale też, jak ta droga działa na ich związek. Mam taką właściwość: patrzę na jedno zachowanie, podsłuchuję czyjąś rozmowę i od razu uruchamiam analizę całej sytuacji, buduję dla niej rusztowanie.

34

Może to wiąże się z moim wykształceniem, z podejściem analitycznym, choć humanistycznym. To może być dla niektórych nie do zniesienia, bo wielu czytelników chce po prostu bawić się tym, co jest zewnętrzne. Ja mam zawsze pokusę wejść w głąb, wszerz, wzdłuż i jeszcze do nieba. Ale to się sprawdza, daje możliwość prowadzenia wątków wielotorowo. Myśli Pani, że rozmowa to lek na całe zło w życiu? - Na pewno nie szkodzi. Nie umiemy się inaczej komunikować. Istnieje jeszcze sfera komunikacji niewerbalnej, sprawdzającej się jako dopełnienie. Natomiast jeśli nie umiemy dowodzić swoich racji, nie umiemy się skomunikować werbalnie, w konsekwencji nie idziemy do przodu. W życiu osobistym, zawodowym i w polityce. Wszędzie powinniśmy rozmawiać. Ale teraz często rozmawiamy wirtualnie. - Wirtualność powoduje, że jesteśmy ciągle w kontakcie, więc z jednej strony ułatwia nam relacje, ale też wytwarza „nadwidzialność” i kontrolę. Nieustannie jesteśmy na scenie i gramy między sobą. Jesteśmy na początku roku, podsumowujemy poprzedni, tworzymy różne rankingi - od płyt, książek, po wydarzenia polityczne. Znajomi i nieznajomi namawiają nas w mediach społecznościowych do wyrażenia swojego zdania. Jeżeli ktoś tego nie robi spontanicznie, jest i tak wciągany do dyskusji, natychmiast poddawany ocenie i korygowany. Medium, które sprzyja komunikacji, zarazem sprzyja odgrywaniu ról. Obawiając się oceny innych, nie możemy być szczerzy. Ale w rozmowie w cztery oczy możemy chyba zaryzykować szczerość? - Powinniśmy. Tutaj wchodzi w grę jeszcze możliwość odczytywania znaków niewerbalnych. Możemy zobaczyć po mimice, że ktoś nas nie akceptuje i próbować odwrócić sytuację. Na Facebooku to trudniejsze. Napisane zdanie bywa powielane, komentowane. Oczywiście, proporcje między konwencjonalną rozmową, szczerością i retoryką są zmienne. Boję się jednak, że oduczamy się rozmów istotnych. Gramy, udajemy,

wytwarzamy awatary. Jako pisarka jest Pani sama ze swoimi postaciami w głowie. Dopiero kiedy pojawia się etap promocji, zaczyna się kontakt z innymi. Który moment pracy lubi Pani najbardziej? - Każdy jest przyjemny i zarazem nieprzyjemny. Lubię tworzyć światy, chodzić z nimi w środku, zastanawiać się, dokąd zmierzają, co czują moje postaci, jakim językiem powinny zabrzmieć. Bardzo przyjemny czas, chociaż męczący, bo siedzę z laptopem na kolanach i walczę z materią w głowie. Z materią, ponieważ postaci i ich życie rozpychają się fizycznie. Potem są różne etapy, ze zwątpieniem i czarnymi myślami włącznie. Publikacja oraz reakcje czytelników prowadzą do nieba i piekła, niekiedy jednocześnie. Na tym etapie nie mam skóry, od razu mięso oraz wydelikaconą duszę. W teatrze zostałam trochę bohaterką wydarzenia, trochę kimś patrzącym z boku. Kimś, kto może wczuć się, cieszyć, ale nie odpowiada w stu procentach za wszystko, tylko za punkt wyjścia. Spektakl Martyny Łyko zaskoczył mnie, na przykład niektóre rekwizyty – świetna zabawa! Nie było ich w didaskaliach. Ale z tą odpowiedzialnością to bym dyskutowała, bo mówi się, że bez dobrego tekstu nigdy nie będzie dobrego spektaklu. - Nie wszyscy mają dzisiaj ucho na tekst. Czasem uwodzący spektakl może obyć się bez literatury.

Inga Iwasiów Szczecińska literaturoznawczyni, krytyk literacki, poetka i prozaiczka. Pracuje na Uniwersytecie Szczecińskim. Jest autorką opowiadań, tomików poetyckich, a przede wszystkim rozlicznych rozpraw i esejów, w których zajmuje się literaturą polską XX i XXI wieku ze stanowiska krytyki feministycznej. Za powieść „Bambino” znalazła się w finale Nagrody Literackiej Nike 2009.


Poznaj i zastosuj naturalne suplementy diety marki Fitne.

Kompleksy odżywcze Fitne są odpowiednio skomponowanymi preparatami, które w optymalnym stopniu uzupełniają niedobory składników odżywczych. Składy kompleksów odżywczych FITNE bazują na najnowszych odkryciach w dziedzinie suplementacji. Każdy z preparatów zawiera ważne mikroelementy w optymalnych ilościach, które w pełni zaspokajają potrzeby organizmu. Działają one wyjątkowo korzystnie i efektywnie ze względu na fakt, iż pochodzą prosto z kontrolowanych upraw biologicznych. Są świetnie przyswajalne, dzięki czemu szybko uzupełniają niedobory witamin, minerałów i pierwiastków śladowych. Produkty FITNE polecane są dzieciom, dorosłym, kobietom w ciąży, sportowcom, osobom narażonym na przewlekły stres, po długim leczeniu farmakologicznym, w wieku dojrzałym, a także wszystkim innym, którzy nie są w stanie zadbać o odpowiednią, bogatą w substancje mineralne dietę. Proponujemy Państwu preparaty na przeziębienie, na serce i układ krążenia, na dolegliwości żołądka i jelit, mięśni i stawów, wspomagające funkcje mózgu i system nerwowy, oczyszczające i wspomagające organizm, dla kobiet w okresie menopauzy i preparaty medycyny ortomolekularnej. Substancje witalne są niezbędne dla naszego zdrowia. Medycyna ortomolekularna w przeciwieństwie do medycyny konwencjonalnej leczy przyczyny zaburzeń, a nie minimalizuje objawy. Daje o wiele więcej korzyści niż leczenie chemicznymi środkami farmakologicznymi i zarazem nie niesie ze sobą szkodliwych skutków ubocznych. Więcej dowiecie się odwiedzając Eko drogeria Bio Natura-jesteśmy dla Państwa od ponad 20 lat ;)

Kosmetyki, suplementy diety, produkty ekologiczne Wyłączny dystrybutor marek LOGONA i FITNE w Polsce ul. Kaszubska 26 , Szczecin, tel. 91 488-98-23 www.logona.pl

Tylko w lutym – 10% na hasło EKO DROGERIA BIO NATURA


| SPORT |

Aleeeeeee urwał! ...czyli ślizganie po szczecińsku Dla niektórych miłośników sportu zima w mieście jest przekleństwem. Orliki pozamykane, ścieżki rowerowe zaśnieżone, a bieganie po oblodzonym parku wydaje się być równie karkołomne, co niebezpieczne. Jest też jednak zupełnie inna grupa, która z niecierpliwością skreśla kolejne dni w kalendarzu i czeka aż temperatura w końcu spadnie w okolice zera. TEKST MACIEJ ŻMUDZKI

Do tego grona z całą pewnością zaliczają się miłośnicy ślizgawek, którzy przez cały rok ostrzą sobie zęby (i przy okazji łyżwy), by pojawić się na tafli tak szybko, jak to tylko możliwe. Przez lata głównym miejscem ich spotkań był popularny „Lodogryf”, czyli obiekt usytuowany obok kortów tenisowych przy al. Wojska Polskiego. Od czasu jego definitywnego zamknięcia na mapie stolicy Pomorza Zachodniego coraz wyraźniej zaczę-

36

ły się zaznaczać inne lokalizacje, które chciały przejąć jak największą część lodowiskowej klienteli Szczecina. Obecnie prym wiodą cztery obiekty, które mieszczą się kolejno przy Arkonce, Azoty Arenie, szczecińskiej Gubałówce oraz na Prawobrzeżu. Godzinny koszt jazdy na łyżwach to mniej więcej 8-11 złotych za bilet ulgowy i 12-15 złotych za normalny. Ceny wejściówek różnią się w zależności od lokalizacji oraz dnia tygodnia. Istnieją też specjalne pakiety, których zadaniem jest obniżenie kosztu skorzystania ze ślizgawki. – Chcieliśmy zachęcić ludzi do odwiedzin grupowych i dlatego wprowadziliśmy do programu tak zwane tury rodzinne – tłumaczy Karolina Chmielewska, która zajmuje się lodowiskiem przy Azoty Arenie. – Pakiet obejmuje dwie osoby dorosłe oraz dwoje dzieci i kosztuje czterdzieści złotych, czyli nawet o dziesięć mniej niż można by było za te wejściówki zapłacić osobno. Jeśli ktoś nie ma własnego sprzętu do jeżdżenia, to trzeba się też przygotować na wydatek rzędu ośmiu złotych za wypożyczenie łyżew. – Posiadamy ich łącznie około 250 par i dysponu-


| SPORT |

„W przypadku tego typu sportów często pada pytania: od jakiego wieku można zacząć jego uprawianie? Statystyki mówią, że do szkółek często zapisywane są dzieci cztero- lub pięcioletnie, które właśnie wtedy rozpoczynają swoją przygodę na łyżwach.” jemy rozmiarami od 26 do 46. Równie istotne jest odpowiednie bezpieczeństwo na ślizgawce, więc wypożyczamy także kaski (5 zł/sztuka) i specjalne pingwinki do nauki jazdy (10 zł/sztuka). Te ostatnie to swego rodzaju nowość, która przebojem wdarła się na lodowiska. Urządzenie służy najmłodszym jako chodzik i w bardzo dużym stopniu pomaga stawiać pierwsze kroki na tafli. Popularne pingwinki są wyposażone w uchwyty po obu stronach, by dzieci mogły utrzymać się na łyżwach podczas prób samodzielnej jazdy. Sprzęt pomaga zachować równowagę oraz uczy poprawnej postawy, co pozwala na wyrobienie właściwych nawyków i ułatwia dalsze kształcenie się w tej dziedzinie. Zainteresowanie jazdą na łyżwach jest w naszym regionie naprawdę duże i wydaje się stale rosnąć. Także za sprawą szkół, które wynajmują ślizgawki i prowadzą zajęcia w ramach lekcji wychowania fizycznego. Te odbywają się w dni powszednie do godziny 16, ale liczba chętnych jest tak duża, że niektórym trzeba odmawiać. Podobnie mają się sprawy ze szkółkami, które meldują się podczas sezonu na lodowiskach. – Zajęcia prowadzone są dwa razy w tygodniu, ale liczba miejsc jest ograniczona. Zapisy rozpoczęły się już w październiku i gdy 22 listopada ruszyliśmy z lekcjami, to w szkółce mieliśmy już komplet i nie dało się przyjąć kolejnych zainteresowanych. Sam moment rozpoczęcia sezonu łyżwiarskiego też jest trochę niewiadomą. Najwięcej zależy oczywiście od pogody i aury, jaka w danym okresie panuje za oknami. – Z doświadczenia wiemy już, że jesteśmy w stanie ruszyć mniej więcej od 11 listopada i działamy plus minus do połowy marca, czyli łącznie około czterech miesięcy. Można więc powiedzieć, że sezon na ślizgawki trwa w zasadzie przez jedną trzecią roku. Plusem szczecińskich lodowisk są z całą pewnością ich godziny otwarcia. Na łyżwach można jeździć niemalże codziennie – także w święta – i to do późnych godzin wieczornych. Nie mniej istotne jest także należyte przygotowanie tafli. – Zależy nam na tym, aby jeżdżący mieli maksymalny komfort i dlatego co dwie godziny następuje regeneracja lodu – kończy Chmielewska. W przypadku tego typu sportów często pada pytania: od jakiego wieku można zacząć jego uprawianie? Statystyki mówią, że do szkółek często zapisywane są dzieci cztero- lub pięcioletnie, które właśnie wtedy rozpoczynają swoją przygodę na łyżwach. Nie oznacza to jednak, że istnieją jakieś formalne limity,

bo na szczecińskich obiektach zdarzało się już, że pierwsze kroki na lodowisku stawiały chociażby dwuipółlatki. Jeszcze trudniejsza do określenia jest górna granica wiekowa. Wydawać by się mogło, że do regularnych wypadów na ślizgawkę niezbędna jest przede wszystkim młodość, ale tę teorię całościowo obala 77-letni pan Stefan, którego na szczecińskich lodowiskach można spotkać w zasadzie co tydzień. – Dla mnie jazda na łyżwach to nie tylko przyjemność, ale też zaspokojenie potrzeby ruchu i dbanie o utrzymanie odpowiedniej kondycji fizycznej. Co roku zimą trochę mnie przybywało, więc postanowiłem znaleźć jakąś receptę na kontrolę własnej masy i padło właśnie na łyżwy. Tę formę aktywności traktuję też poniekąd jako rozgrzewkę przed moim corocznym wypadem na narty. Na te jeżdżę zwykle w marcu, więc wypracowaną na lodowisku kondycję i formę fizyczną mogę później przenieść na stok. W moim przypadku jazda na łyżwach przynosi nie tylko radość i satysfakcję, ale też wymiernie przekłada się na sprawy codzienne. Widzę efekty takiego trybu życia i wiem, że procentuje to w kontekście całej mojej sprawności. Łatwiejsze stały się nawet czynności domowe, podczas których muszę wykonać jakiś skłon czy przykładowo wejść na drabinę. Jak zatem radzić sobie, gdy przychodzi marzec i lodowiska zostają zamknięte? – Udało mi się znaleźć odpowiedni substytut jazdy na łyżwach i dlatego poza sezonem zimowym można mnie spotkać na rolkach. Staram się robić to raz w tygodniu, ale w wakacje, gdy jest więcej czasu wolnego, jeżdżę codziennie. Widzę, że przynosi to pożądane efekty, więc zamierzam funkcjonować w ten sposób, jak długo tylko zdrowie pozwoli. Serdecznie polecam taki tryb życia moim rówieśnikom, bo regularna jazda na łyżwach nie tylko przynosi przyjemność, ale pomaga też w zachowaniu odpowiedniej formy i kondycji – kończy 77-latek. Powyższy przykład jasno i dobitnie obrazuje, że szczecińskie lodowiska przyciągają osoby w zasadzie w każdym wieku. Sport ten można wykorzystać do budowania kondycji i sprawności fizycznej oraz do doskonalenia swoich umiejętności w tej dyscyplinie. A można też w ogóle nie traktować go w kategoriach sportowych i poświęcić się jedynie doskonałej zabawie. Irlandzki pisarz George Bernard Shaw powiedział kiedyś, że „lodowisko życia jest śliskie”. I chociażby dlatego warto czasem założyć łyżwy, bo to one pozwalają zachować odpowiednią równowagę.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

37


| KULTURA |

# nie możesz przegapić utrzymanych w stylistyce hiphopowej lub okołohiphopowo-eklektycznej. 13 lutego, Filharmonia, godz. 19, bilety 79-99 zł

Agnieszka Duczmal

Gwiazdy operowych niebios Ona – irlandzka sopranistka, której ekscytujące występy bardzo szybko utorowały drogę na największe sceny Europy, Stanów Zjednoczonych, Chin, Rosji i Meksyku. On – urugwajski tenor o ciemnej barwie głosu i bardzo żywiołowej grze scenicznej. Na scenie Filharmonii w Szczecinie solistów połączy znakomity repertuar operowy. Nie zabraknie arii z „Aidy”, „Carmen”, „Cyganerii” i „Turandot”. Sopranistka liryczna Celina Byrna oraz tenor Gaston Rivero to gwiazdy operowych niebios, które poprowadzi włoski dyrygent Roberto Molinelli. 3 lutego, Filharmonia, godz. 19, bilety 40-90 zł

Fisz Emade Tworzywo Fisz Emade Tworzywo w ramach trasy promującej płytę „Drony”, jednej z najlepszych polskich płyt ubiegłego roku, wystąpią w Szczecinie. Bartek i Piotr Waglewscy, prywatnie rodzeni bracia, a zawodowo duet producent vs. wokalisto-raper. Od 2001 roku wydali 10 płyt

38

Orkiestra Kameralna Polskiego Radia „Amadeus” to zespół, który ma na swym koncie występy na najznakomitszych scenach na świecie wspólnie z cenionymi solistami, by wymienić tylko nazwiska Marthy Argerich, Yehudiego Menuhina, Vadima Brodskiego i Konstantego Andrzeja Kulki. Działalność zespołu to przeszło 10 tysięcy minut nagrań dla polskich rozgłośni, setki transmitowanych koncertów i kilkadziesiąt wydanych płyt. Orkiestra prowadzona przez maestrę Duczmal towarzyszyć będzie wiolonczelistce Karolinie Jaroszyńskiej, prywatnie córce dyrygentki. Pasja, wrażliwość, nieskazitelna technika oraz wspaniały dźwięk – to wszystko czeka na melomanów w ten cudowny szczeciński wieczór. 24 lutego, Filharmonia, godz. 19, bilety 20-50 zł

Kazimierz lub do przedwojennego Wilna. To wyciągnięcie z codzienności i zaproszenie do dźwiękowej wędrówki przez świat wielokulturowy. To koncert pełen melancholii, tajemnicy, ale też radości i tańca. Artyści z zespołu mówią, że improwizacja w ich muzyce jest najważniejszym elementem, podobnie jak u klezmerów. Dzięki Kroke sala Filharmonii w Szczecinie na jeden wieczór przyjmie charakterystyczny klimat i atmosferę z ulicy Szerokiej w Krakowie. 29 lutego, Słowianin, godz. 19, bilety 40-50 zł

Hunter w Słowianinie Druga odsłona trasy koncertowej zespołu Hunter, to przede wszystkim promocja nowej płyty studyjnej zatytułowanej „NieWolnOść”, której premiera odbyła się jesienią zeszłego roku. Album spotkał się ze świetnym odbiorem wśród fanów zespołu Hunter. Podczas koncertów będzie można usłyszeć jednak nie tylko premierowe utwory, ale także przekrój poprzednich płyt. Będzie to ukłon dla wszystkich fanów zespołu, żeby zarówno starsi, jak i młodsi usłyszeli to, co najbardziej lubią. 29 lutego, Słowianin, godz. 19, bilety 40-50 zł

Kroke w filharmonii Spotkanie z Kroke to podróż na krakowski

Raz Dwa Trzy Raz Dwa Trzy to jeden z najpopularniejszych polskich zespołów, od lat z powodzeniem łączący muzykę rockową z poezją. Poza autorskimi utworami, na ich płytach znaleźć można m.in. interpretacje tekstów Agnieszki Osieckiej, czy Wojciecha Młynarskiego. Ich koncerty niezmiennie cieszą się dużym zainteresowaniem wśród publiczności, co potwierdzają komentarze zadowolonych fanów. 4 lutego, Filharmonia, godz. 20.30, bilety 60-120 zł


| KULTURA |

20. Urodziny Czarnego Kota Rudego

Majewska i Korcz

Jak co roku, w lutym, Teatr Polski zaprasza na Jubileusz Czarnego Kota Rudego – XX urodziny. Na scenie, oprócz aktorów Teatru Polskiego, wystąpią goście specjalni, czyli: Artur Andrus, Andrzej Poniedzielski, Stanisław Tym, Mariusz Lubomski oraz tajemniczy gość-niespodzianka.

Alicja Majewska to jedna z największych gwiazd polskiej sceny muzycznej. Jej utwory to połączenie doskonałej muzyki z fenomenalnymi tekstami, wrażliwości w słowie z emocją charakterystycznego głosu artystki. Wylansowała szereg przebojów, m.in. „Jeszcze się tam żagiel bieli”, „Odkryjemy miłość nieznaną”, „Być kobietą” czy „To nie sztuka wybudować nowy dom”. 29 lutego, Filharmonia, godz. 19, bilety 60-100 zł

Soundlab – Sarathy Kownar

Pantomima „Mikrokosmos” Wrocławski Teatr Pantomimy przyjeżdża ze spektaklem gościnnym „Mikrokosmos” na motywach „Calineczki” Hansa Christiana Andersena. Inscenizacja Wrocławskiego Teatru Pantomimy, spektakl zarówno dla dzieci, jak i dorosłych, którzy pielęgnują w sobie duszę dziecka, jest próbą podjęcia dyskusji ze stereotypem dziecięcego bohatera – bezwolnego i pozbawionego charakteru. Ruch, wspaniała gra kolorów i piękna muzyka, której autorem jest szczecinianin – Piotr Klimek, stanowią mocny atut przedstawienia. 26 lutego, Teatr Współczesny, godz. 18, bilety 60-75 zł

Kompozycje artysty są połączeniem jazzu ze wschodnimi brzmieniami, w tym z nagraniami zarejestrowanymi podczas podróży po indyjskim stanie Gudźarat. Korwar zabierze słuchaczy w muzyczną wędrówkę przez miasta skąpane w monsunowym deszczu, świetle świątyń i bezdroży przecinających tropikalne lasy. Świeże, głębokie i harmonijne wrażenie dźwiękowe zapewni mieszanka folku, jazzu i elektroniki. 25 lutego, Filharmonia, godz. 19, bilety 15-35 zł

Thomas Anders na Walentynki Z okazji okazji Walentynek ze specjalnym koncertem wystąpi Thomas Anders i Modern Talking Band. Podczas koncertu na żywo artysta zaśpiewa wszystkie największe przeboje grupy Modern Talking: „You’re My Heart, You’re My Soul”, „Cheri Cheri Lady”, „Brother Louie”, „Atlantis Is Calling” i wiele innych. 11 lutego, Azoty Arena, godz. 19, bilety 109-159 zł

Obiekt pożądania Duo Barbara Wilson i Rolf Alme stworzyli projekt wystawy tematycznej, który na poziomie formalnym łączy klasyczne malarstwo ze sztuką konceptualną. Na wystawie zaprezentowane zostaną obrazy olejne – sensualne portrety młodych mężczyzn, portrety wideo, listy wysłane do Meyer Riegger Gallery w Berlinie informujące o pozycji mężczyzn w 22 krajach oraz instalacja „W&A re-tailored Jeans” komentująca współczesne butiki dla mężczyzn. 10 lutego, Zamek Książąt Pomorskich, godz. 17, wstęp wolny

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

39


| KULTURA |

# kino w lutym by Jarosław Jaz

kiedy od strzałów zamachowca umierał prezydent USA John Kennedy. Widzimy tam jego żonę Jackie, która podtrzymuje umierającego męża. Co działo się dalej? O tym mówi fabularyzowana biografia Jacqueline Kennedy, w którą wciela się Natalie Portman. Reżyser dba o to, by jego film nie zamienił się w kiczowatą laurkę na cześć Jackie Kennedy. Amerykańska aktorka mistrzowsko oddaje, pogłębiające się z każdą chwilą, skomplikowanie swojej postaci. Ekranowa Jackie jest na przemian ironiczna i troskliwa, wrażliwa i kokieteryjna. Jak piszą recenzenci - trudno oprzeć się wrażeniu, że Portman unieśmiertelniła na ekranie nie tylko Jacqueline Kennedy, lecz także samą siebie.

W drugiej części kultowego filmu lat dziewięćdziesiątych XX wieku poznajemy dalsze losy Marka Rentona (Ewan McGregor). Dowiemy się, czy rzeczywiście udało mu się wyrwać na dobre z brudnego, podziemnego życia Edynburga i heroinowego nałogu, przestępczego półświatka, w którym każdy czyn motywowany jest narkotykowym głodem.

Rings 2017

Czy w roku 2017 boimy się jeszcze, oglądając horrory? Od lat gatunek jest tylko cieniem swoich najlepszych momentów, a pojawiające się z rzadka wyjątki, tylko to potwierdzają. Co dostajemy tym razem? Jak pisze dystrybutor - nowy rozdział znakomitej i przerażającej serii horrorów. Młoda kobieta, martwiąc się o swego chłopaka, zafascynowanego informacjami o tajemniczym wideo, po obejrzeniu którego giną ludzie, decyduje się obejrzeć film za niego. Wkrótce odkrywa przerażającą prawdę: informacje są prawdziwe, a wideo zawiera tajemniczy przekaz... Zapowiedź obiecuje tylko to, co już widzieliśmy na ekranach kin. Czy „Rings” uda się wywołać u nas gęsią skórkę?

Jackie 2016

Wszyscy pamiętamy czarno-biały film z Dallas 1963 roku, nagrany w momencie,

40

Ciemniejsza strona Greya 2017

T2: Trainspotting 2017

Choć mamy dopiero luty, „T2” jest jedną z najbardziej oczekiwanych premier roku. Od ostatniego spotkania przyjaciół minęło 20 lat. Renton wyprzystojniał, Sick Boy wyłysiał, Spudowi wcale się nie polepszyło, a Begbie jest szalony, jak zawsze.

Po premierze „50 twarzy Greya” z uśmiechem czytałem na Facebooku opinie wielu koleżanek, wśród których „piramidalna bzdura” było jednym z mniej oryginalnych i łagodnych określeń. Jednak film okazał się kasowym przebojem i w okolicy Walentynek czekają nas ponowne pieszczoty z perwersyjnym Christianem Greyem. W rolach głównych Jamie Dornan i Dakota Johnson, czyli para, którą poznaliśmy w pierwszej odsłonie. Skomplikowany miłosny związek Christiana i Any przechodzi w kolejną fazę. On proponuje, że



| KULTURA |

Mężczyzna jest przestępcą, który cieszy się życiem poza prawem, pracując dla miejscowego mafiosa. Gdy Joe kradnie pieniądze i dziewczynę (Sienna Miller) wroga swojego szefa - Alberta White’a, rozpoczyna serię tragicznych wydarzeń.

w kosmos pierwszego Amerykanina, astronautę Johna Glenna, inicjując tym samym kosmiczny wyścig między światowymi mocarstwami.

zrezygnują z układu dominujący-poddana, ona uczy się życia w luksusie i miłości. On próbuje zrezygnować z manii kontrolowania, ona stara się mu w tym pomóc. Niespodziewanie na drodze ich szczęścia staje poprzednia miłość Christiana... Oh, zapowiadają się naprawdę gorące chwile.

Nocne życie 2016

Ukryte działania

W czasach prohibicji, które miały okazać się zbawienne dla amerykańskiego stylu życia, facetom zdarzało się szybko sięgać po spluwę. Alkohol, jako nielegalna forma rozrywki, przyciągał gangsterów i społecznych wyrzutków, chcących dorobić się szybkich fortun. W „Nocnym życiu” syn szanowanego kapitana bostońskiej policji - Joe Coughlin (Ben Affleck) odcina się od swojego tradycyjnego wychowania.

Trzy doskonałe, czarnoskóre aktorki (w tym wokalistka) wcielają się w role kobiet, którym przyszło zmierzyć się z rasowymi stereotypami w latach 50. i 60. XX w USA. Janelle Monae, Octavia Spencer i Taraji Henson to trzy błyskotliwe kobiety podejmujące pracę dla NASA. Pokonując niewyobrażalne przeszkody społeczne i obyczajowe, pomagają wysłać

2016

KLINIKA IMPLANTOLOGII I ORTODONCJI

www.hahs.pl

Podziel się z nami swoją opinią! Wyślij maila lub napisz do nas na FB :)

tel. 91 461 43 18


Foto: Sebastian Wołosz

| KULTURA |

Domówka z gwiazdą Za pasem Festiwal Szczecin Jazz (1-12 marca), w związku z tym czas zacząć muzyczną rozgrzewkę. Szczecińska Agencja Artystyczna ogłosiła konkurs, w którym nagrodą była domówka z gwiazdą. I to jaką gwiazdą! Kevin Mahogany, wraz z muzykami Szczecin Jazz, zagrał prywatny koncert w domu szczecinianki Aleksandy Misiury, która nadesłanym zdjęciem przekonała do siebie organizatorów. Na miejscu nie zabrakło partnera Oli i znanego szczecińskiego blogera Pawła Krzycha, który na Facebooku poprowadził transmisję na żywo z wydarzenia. Wkrótce można spodziewać się kolejnych muzycznych niespodzianek. (am)


| MUZYKA |

10 albumów na luty

by Jarek Jaz (MM Trendy) & Milena Milewska (Radio Szczecin)

Yagya Stars and Dust Delsin Choć poziom zaludnienia w Islandii daleki jest od standardów znanych np. z krajów europejskich, to odwrotnie proporcjonalnie do liczby ludności, powstaje tam mnóstwo arcyciekawej muzyki. Nie, nie chodzi tu o Björk, a przynajmniej nie tylko o nią, ale chociażby o artystów pokroju Ólafura Arnaldsa, dobrze znanego w Polsce. Mniej znanym, ale bardzo zasługującym na uwagę producentem jest ukrywający się pseudonimem Yagya, Aðalsteinn Guðmundsson, który po raz siódmy prezentuje swoją wersję atmosferycznej elektroniki, rozpiętej pomiędzy ambientem a dubowym techno. „Stars and Dust” brzmi niczym dźwiękowa ilustracja wrażeń powstałych na skutek kontemplacji widoku odległego horyzontu, za którym już kończy się świat. Tylko pozornie sugeruje ambientowy chłód, częściej skręcając ku charakterystycznym dla dub techno głębokim, basowym pasmom, kołysząc powidokami gasnących pod powieką obrazów. O tak, pobudzającej wyobraźnię plastyczności kompozycjom Guðmundssona odmówić nie można. A to czy posłużą nam one jako tło do wpatrywania się w horyzont, czy kreatywnego procesu twórczego, zależy już tylko od nas.

Bonobo Migration Ninja Tune Śledzenie poczynań niezwykłych artystów spod znaku legendarnej Ninja Tune, to czysta przyjemność, której oddaję się co najmniej od dwóch dekad. Mnogość nurtów, trendów i twórców, która przewinęła się przez wytwórnię, daje niesamowicie in-

44

spirujący trip w gąszcz dźwiękowej, elektronicznej plątaniny. Bonobo cieszy się w Ninja Tune statusem gwiazdy i jest to status, którego genezę niezmiernie trudno mi zrozumieć, a to dlatego, że Simon Green to zwykły nudziarz i tani efekciarz. Ok, nie da się odmówić mu kompozytorskiego talentu i producenckiej biegłości, ale rezultat jakim dzięki temu dzieli się ze światem jest nadzwyczaj przeciętny. Na „Migration” Green garściami korzysta z brzmień z różnych zakątków globu. Echa berlińskiego techno, afrykańskich rytmów, symfonicznej neo klasyki, londyńskiego bass music, podane zostały w proporcjach, jakby suflował je dobrze napisany algorytm. Trudno wyrokować, czy to również algorytm podpowiedział artyście o rezygnacji z licznej galerii wokalistów, których zapraszał na swoje płyty, ale daje to istotną zmianę w odbiorze „Migration”, która w efekcie pozostaje prostym połączeniem tanecznego bitu i rozbuchanej melodyki. A to zabiegi na granicy hochsztaplerki, które każdy miłośnik szeroko pojętej elektroniki zna na wylot.

znany z pierwszych dwóch, oryginalnych albumów, i co zaprezentuje na jednej z bardziej oczekiwanych płyt 2017 roku. I owszem, nastąpił progres. To nie są już wyłącznie rozdzierające smutkiem ballady, na skutek których łzy niczym grochy spadają na czarne t-shirty. Patentem na wyjście z tego zaklętego kręgu okazały się producenckie doświadczenia Jamiego Smitha zebrane z klubowych parkietów i podróży po całym świecie. Jest więc bardziej tanecznie, radośnie wręcz miejscami i nawet smutne liryki wyśpiewywane przez Romy i Olivera nie są w stanie zakłócić atmosfery klubowej fiesty, która nadaje charakter najbardziej przebojowym momentom trzeciego albumu The XX. Nie czas na łzy, pora na zabawę.

tycznym tytułem płyty, jest jeszcze kilka podobnych kwiatków w nazwach poszczególnych numerów. Cóż, The Flaming Lips zawsze pozostawali zagadką. Równie dobrze na „Oczy mlody” mógł pojawić się Krzysztof Krawczyk, torturowany w refrenach przez członków zespołu. Nikogo by to nie zdziwiło, może poza samym Krawczykiem. Tymczasem w jednym z numerów mamy Miley Cyrus, niegdysiejszą gwiazdkę disnejowskich bajek, dziś w gwałtowny sposób zrywającą z dawnym wizerunkiem. Co poza tym? Psychodeliczny trip będący wypadkową kwaśnych, syntezatorowych brzmień rodem z Warp records i indie rockowych patentów. Wayne Coyne z zespołem prowadzi nas przez swój strumień świadomości, w którym ujawnia zdeformowaną wizję świata, obawy przed śmiercią, technologią i współczesnymi społecznymi zagrożeniami.

Shlomo Bad Vibes: Rarities + Extras The XX I See You

Friends Of Friends

Young Turks The XX dzięki trzeciej płycie stanęli właśnie w szranki o najbardziej oczekiwanego headlinera na największych festiwalach muzycznych nadchodzącego lata. Czy to pożądana rekomendacja dla formacji, która skromnym debiutem potrafiła przedefiniować top światowego alt-popu i szturmem wziąć miękkie serca słuchaczy, jak i te nieco twardsze, muzycznych krytyków? Jeśli celem jawi się zdeklasowanie Coldplay, to faktycznie coś może być na rzeczy, a zawartość „I See You” sugeruje, że The XX obrali ten właśnie kierunek. Byłem niezwykle ciekaw, w jaki sposób trio przełamie schemat

The Flaming Lips Oczy Mlody Warner Bros Polska jezyk byc bardzo trudna. Dlaczego więc jeden z najbardziej niezwykłych zespołów z indierockowego podwórka zainteresował się właśnie językiem używanym między Odrą a Bugiem? Wyjaśnieniem jest jedna z wizyt lidera zespołu w księgarni, gdzie odnalazł na półce polskie wydanie amerykańskiej prozy. Zaintrygowany egzotycznym brzmieniem słów, wykorzystał je do swojego projektu. Poza niegrama-

Kalifornijski, mocno eksperymentujący z nowymi brzmieniami producent, jeszcze pod koniec 2016 roku podarował fanom dziewięcionumerową epkę, będącą uzupełnieniem wydanego kilka lat temu albumu. Odrzuty z sesji, szkice, demówki, zarejestrowane gdzieś luźne pomysły, echa głośnych imprez, odgłosy natury, mnóstwo słonecznej melancholii i abstrakcyjnych konstrukcji, sytuujących się gdzieś blisko pomysłów rodem z Brainfeeder czy Stones Throw. Drażnić może pozorny chaos tych porozrzucanych i zebranych z różnych momentów i miejsc pomysłów, ale tkwi w nich ogromny potencjał jednego ze zdolniejszych producentów młodego pokolenia, który pewnie jeszcze niejeden raz da o sobie znać w bardziej konceptualnej formie.


| MUZYKA |

Ray BLK Durt (RAY BLK) Co roku brytyjscy dziennikarze i krytycy muzyczni głosują na debiutujących artystów, by tego najbardziej obiecującego określić mianem brzmienia danego roku (BBC Sound of 2017). W styczniu po raz pierwszy wygrała dziewczyna bez podpisanego kontraktu, która bardzo świadomie chce mieć pełną kontrolę nad swoją twórczością i wizerunkiem. Na „Durt” Ray pokazuje swoją wizję na wiele sposobów - rozprawiając się z gorzkim rozstaniem, deklarując niezależność, komentując problemy społeczne, by potem oprowadzić nas po ulicach południowego Londynu i odnieść się do muzycznej esencji lat 90. - „Doo Wop (That Thing)” od Lauryn Hill. Każda z tych odsłon wyraźnie odbija się w jej głosie - zmysłowym i klasycznie soulowym, potem znowu surowym i szorstkim, w kilku momentach swobodnie przechodzącym w rap. Wszystko zgadza się do tego stopnia, że po odsłuchaniu jesteśmy aż trochę rozdrażnieni – tym, że to minialbum, który trwa zaledwie 25 minut. Zostaje spory niedosyt, ale gdy ktoś ma tyle do powiedzenia - płyta to tylko kwestia czasu.

Josef Leimberg Astral Progressions (World Galaxy Records) W marcu miną już dwa lata od wydania „To Pimp a Butterfly” Kendricka Lamara - siła tego albumu leżała nie tylko w charyzmie jego autora, ale także w umiejętnościach zaproszonych gości, z których każdy dołożył pokaźną cegiełkę do zachwycającego efektu końcowego. Jednym z nich był trębacz, kompozytor i producent Josef Leimberg, który wreszcie

wydał materiał solowy. Muzyk, także ceni sobie współpracę z innymi artystami, co wzbogaca jego astralną rzeczywistość o wiele nowych kolorów. Przepięknie pulsujący „Interstellar Universe” tworzy z nim Kamasi Washington, Bilal dodaje do mieszanki wokal, który zawsze przenosił nas w inny, może trochę lepszy świat, Kurupt doskonale odnajduje się na jazzującym i kosmicznym bicie tytułowych „Astralnych progresji”, a tym samym statkiem kosmicznym podróżują także Georgia Anne Muldrow, czy Terrace Martin. Szczególnie zimą, gdy widok za oknem często nie zachęca do wyjścia z domu, aż chce się zamknąć oczy i wyruszyć w tę jazzową odyseję. Trudno byłoby o lepszych towarzyszy podróży.

wątkami politycznymi, a produkcyjnie - ich najlepszy materiał. Ale najbardziej przemawia do mnie coś innego. Wszystko brzmi tak, jakby El-P i Killer Mike wpadli do studia i zaczęli nawijać do mikrofonu spontanicznie, bez wysiłku - ot taki zwykły, luźny wieczór. Kipi z tego radość wspólnego tworzenia, zrozumienie, które jest między nimi, chemia i zgranie. Kiedyś na scenie mieliśmy znacznie więcej hip hopowych ekip i duetów, które dawały nam podobną naturalność. Teraz trochę tego brakuje – tym bardziej taka energia jest na wagę złota.

(Age 101)

SOHN Rennen (4AD)

Run The Jewels Run the Jewels 3 (Run The Jewels, Inc.) Run the Jewels dobrze wiedzą, kiedy wydać krążek, by zmienić nasze zwyczaje... I tak Wigilia rozpoczęła się u mnie nie od kolęd, a od hip hopu. Od tego czasu wiele się nie zmieniło, bo nadal ciągle słucham „RTJ3”. Chciałabym umieć wskazać najmocniejsze momenty tej płyty, ale jest to wyjątkowo trudne. Ten album po prostu płynie. Z utworu na utwór. Przez kolejne obserwacje i celne puenty. Strzał za strzałem. To muzyka protestu z wieloma

Little Simz Stillness in Wonderland

Swoją drugą płytą SOHN poszerza ramy zarysowane na debiucie - jego produkcje są bardziej przestrzenne, w wokalu słyszymy więcej emocji i pewności siebie, a także teksty dotykają bardziej zróżnicowanych tematów. Jednak samą zawartość najlepiej opisuje tytuł, co nie do końca jest zaletą. „Rennen” po niemiecku znaczy biegać i dokładnie tak, jak podczas maratonu - startujemy energiczni i pełni mocy z bluesową elektroniką i syntezatorami w „Hard Liquor”. Po chwili podkręcamy tempo i zmierzamy w stronę surowego i zimnego, ale przy tym bardzo melodyjnego „Conrada”. Jednak podczas każdego biegu musi nadejść zmęczenie - w połowie albumu kompozycje tracą charakter, stają się zbyt jednostajne, nie zaskakują - czujemy, że przed nami jeszcze długa trasa, zwalniamy, czasem brzmi to tak, jakbyśmy szli pod górę. I nagle widzimy metę, więc zbieramy resztki sił, przyspieszamy kroku, czemu znowu towarzyszą ciekawsze kompozycje (szczególnie „Proof”). Szkoda, że SOHN nie zaplanował dla nas równiejszej trasy. Może przy następnej okazji.

„Podążaj za białym królikiem” - jak w wielu miejscach już to słyszeliśmy. Takie zadanie otrzymał chociażby Neo z „Matrixa”, a jako pierwsza oczywiście Alicja. Na podobny pomysł wpadła Little Simz, która zastanawiając się nad sensem sławy, relacjami międzyludzkimi, czy nierównością i rasizmem, postanowiła uciec i zanurzyć się we własnej Krainie Czarów. Jest zupełnie tak, jakby wzięła sobie do serca cytat z książki Lewis Carroll: „Jeżeli nie wiesz, dokąd chcesz iść, nie ma znaczenia, którą drogą pójdziesz”. Sprawdza więc różne ścieżki rapuje na hipnotyzujących i sennych bitach, wpadając w wir leniwych, jazzujących saksofonów i marzycielskich gitar. Jednak żaden sen nie może trwać wiecznie – raperka w końcu stwierdza, że ucieczka nie jest rozwiązaniem i czas na powrót do rzeczywistości („No More Wonderland”). W tym utworze brzmi najpewniej - nie zadaje pytań i wie czego chce. Wygląda na to, że po chwili refleksji znalazła swoją drogę. Warto za nią podążać, szczególnie jeśli jej kolejny album będzie równie dobry.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

45


| KULTURA |

POGODNO - czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?

Jacek „Budyń” Szymkiewicz od początku tworzył zespół Pogodno, który - jak nazwa wskazuje, ma szczecińskie korzenie. Teraz - dość lakonicznie i oszczędnie - opowiada o powrocie do wspólnego grania. ROZMAWIAŁĄ MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO MATERIAŁY PRASOWE

Na koncercie Pogodno w Szczecinie można było usłyszeć premierowy materiał z nowej płyty „Sokiści chcą miłości” oraz kilka starszych utworów w zupełnie nowych aranżacjach. Jaka jest nowa płyta? - Jest nowa. Zagrał najsilniejszy skład zespołu, który przez lata się zmieniał. Po latach wspólnej pracy dochodzicie do wniosku, że nie możecie bez siebie żyć? - Tak, po latach różnych doświadczeń doszliśmy do wniosku, że będziemy mieć na łożu śmierci dużego doła, jeśli nie spróbujemy jeszcze raz pomuzykować razem, mimo wszelkich drzazg i uciskowych gumek, które każdy ma tu i ówdzie. To prawda, że jak przez długi czas nie gracie razem, zaczynacie za sobą tęsknić? - Może tęsknić... Nie wiem. Czasami zostaje wrażenie, jakbyśmy się wczoraj rozstali, a czasami, że to już zupełnie inni ludzie przede mną stoją, więc nie wiem, czy to tęsknota, czy to jest kochanie. Dzisiaj fakt, że artyści mieszkają w różnych częściach częściach kraju czy świata i nagrywają płyty to żadna nowość, ale na początku działalności wydawaliście się zespołem nietypowym - śląsko-szczecińskim. Jak się wtedy pracowało? - Na początku mieszkaliśmy razem i działaliśmy niemalże jak komuna hipisowska. Robiliśmy wszystko, żeby nie dogonić marzenia, żeby było zawsze krok przed nami, a w sercu zawsze byliśmy mu wierni. Potem rzeczy się pogmatwały. Pojawiły cele, które „trzeba” zdobyć i dziwaczne przypadłości, którym „nie można” się oprzeć. W sumie bardzo intensywny i trudny do opisania czas. Kiedyś, kiedy próbowałem to koledze opowiedzieć przyznał, że jednym takim życiorysem można obdarzyć kilka osób.

46

Pogodno to zespół, w którym wszyscy śpiewają i grają. Wokal pozostaje tylko dopełnieniem utworów, ale teksty są dla was bardzo ważne i charakterystyczne. Jedno z drugim nie koliduje? - Nie. To jak z sukienką i kobietą ubraną w tę sukienkę. Jeśli wszystko jest ze sobą zintegrowane, znaczy: figura kobiety, jej nastrój, pora dnia, okazja, z której zakłada sukienkę, wrażenie jest piorunujące. Ale nie da się tych składników od siebie oddzielić i powiedzieć, że sukienka była piorunująca, albo kobieta, albo pora dnia, albo okazja, z której sukienka została ubrana. Członkowie zespołu obok realizują swoje indywidualne projekty. Czy taki „oddech” od zespołu jest potrzebny, żeby wrócić z nową energią? - Nie wiem. Czasami jest, czasami kradnie energię, która powinna trafić do zespołu. Ale jeśli nie trafia, to możne nie miała? Z faktami się nie dyskutuje. O zespole Pogodno mówi się, że żartuje z nadętej rzeczywistości. Nigdy nie baliście się, że zabraknie wam tematów? - A ty bałaś się kiedyś, że zabraknie rzeczywistości? Albo że stanie się cud i ludzie przestaną być nadęci? To, co powoduje, że życie staje się nadęte i pozbawione spontaniczności to przekonanie, że wie się jak jest, jak było i jak będzie, a w rzeczywistości ani nie wiemy jak było, ani jak jest, ani jak będzie.

Pogodno

Zespół muzyczny powstały w 1996 roku w Szczecinie. Nazwa pochodzi od dzielnicy miasta. Początkowo zespół działał w trzyosobowym składzie: Jacek Szymkiewicz, Adam Sołtysik, Tomek Kubik, co zmieniło się po nagraniu pierwszej płyty, która została wydana przez wytwórnię Tymona Tymańskiego – Biodro Records. Od lat w różnych składach nagrywa płyty i robi projekty na pograniczu muzyki, teatru i słuchowiska.



| KULINARIA |

Nowy smak Bollywood

Prosto z planu filmowego - specjalnie dla MM Trendy - Rati Agnihotri, właścicielka Bollywood Street Food, nowej indyjskiej restauracji na szczecińskim Podzamczu, znalazła chwilę, by opowiedzieć o swoim nowym filmie, ale przede wszystkim zaciekawić nasze kubki smakowe. Zapowiada się prawdziwa kulinarna przygoda i to w bollywoodzkim stylu. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO MARIUSZ ŁUSZCZEWSKI

Z Bollywood, ze Szczecina, trafiliśmy dziś aż na Goa, dlaczego? - Ponieważ Goa ma wszystko to, co Indie mają najlepszego do zaoferowania. Setki kilometrów bajkowych plaż, zielona dżungla, niezwykła architektura, w której są widocznej portugalskie wpływy kolonialne. Do tego życie płynie tu odrobinę wolniej, spokojniej, w powietrzu czuć magiczną atmosferę. Ludzie z Goa są pochodzenia portugalskiego, większość społeczeństwa to katolicy, do tego doskonale posługują się językiem angielskim, co dla przyjezdnych jest wielkim atutem. Co roku przewija się tędy mnóstwo turystów, podróżników, artystów i ludzi szukających inspiracji. Do tego jedzenie na Goa jest uznawane za jedno z najlepszych w Indiach i samo w sobie jest atrakcją. Doskonałe warunki, by poszerzyć swoje doświadczenia kulinarne, albo spotkać nowego kucharza. Słyszałam, że nawet będąc na wakacjach, Mariusz Łuszczewski rozgląda się za nowymi członkami ekipy Bollywood Street Food i zdaje się, że do Polski wrócicie w nieco większym gronie? - Praca restauratora to praca na pełen etat, nawet na wakacjach i nawet w tak pięknym miejscu, jakim jest Goa. Kilka lat temu, gdy Mariusz przyjechał do mnie w odwiedziny, akurat pracowałam nad nowym filmem. Podczas zdjęć mieliśmy okazję spróbować wiele prostych, ale bardzo smakowitych dań. Mariusz od razu się zainteresował i w końcu zdecydował poznać szefa kuchni. Od tamtej pory utrzymywali ze sobą kontakt. Jakiś czas temu okazało się, że kończy mu się kontrakt. Nie mogliśmy się dłużej zastanawiać i od razu zaprosiliśmy go do naszego teamu. Z ogromną przyjemnością zgodził się przylecieć do Szczecina na 5 lat i rozpocząć pracę jako Executive szef, oczywiście w Bollywood Street Food. Czego goście restauracji mogą spodziewać się po nowym kucharzu? Jego doświadczenie na pewno jest imponujące, co za tym idzie kreatywność w kuchni. - David Lucas to bardzo utalentowany kucharz, z ogromnym doświadczeniem. Pracował dla jednej z najbardziej znanych rodzin w branży hotelowej i restauracyjnej w Indiach. To on otwierał obecnie najbardziej popularne hinduskie restauracje w Nowym Jorku m.in. „Dabbawalla”, w Omanie czy Emiratach Arabskich gotował dla najzamożniejszych szejków. To osoba szalenie ciekawa i bardzo kreatywna, goście mogą spodziewać się wielu niespodzianek, ale na razie nie chcę ich zdradzać. Żeby rozbudzić ciekawość, dodam tylko, że David miał swój show kulinarny w dwóch stacjach telewizyjnych, więc na pewno możemy

48

się po nim spodziewać niejednego. No dobrze, ale przecież Ty nie jesteś tu na wakacjach, tylko w pracy. Zdradzisz nam, o czym będzie najnowszy film, w którym będziemy mogli Cię zobaczyć? - Tak naprawdę, to w tym momencie mam zakontraktowany nie jeden, a trzy nowe filmy. Ale rzeczywiście na Goa przyjechałam nie na wakacje, a na plan filmowy. Produkcja to kryminał, oczywiście w bollywoodzkim stylu. Historia opowiada o młodym chłopaku z bardzo zamożnej rodziny. Jego imprezowy styl życia i rozrzutność przyciągają uwagę lokalnej mafii. W końcu po jednej z nocy budzi się przy zwłokach dziewczyny, w ogóle nie pamiętając, co się wydarzyło. Razem z Zafirem Alim gramy rodziców chłopaka. Mafia oferuje nam pomoc w zatajeniu sprawy, wszystko to oczywiście manipulacja, dlatego postanawiamy wziąć sprawy w swoje ręce i oczyścić syna z zarzutów. Więcej nie mogę zdradzić, będziecie musieli wybrać się na premierę. Jak długo trwają zdjęcia na planie filmowym? W Szczecinie ostatni raz widziałyśmy się w listopadzie w Bollywood. Od tego czasu non stop pracujesz? - W zasadzie tak, cały czas uczestniczyłam w zdjęciach. Praca nad tym filmem trwa już drugi rok, więc to dość żmudny proces. Nie znam jeszcze dokładnej daty premiery, ale myślę, że będzie to pod koniec tego roku. W planach mam jeszcze zdjęcia przy bardzo dużej produkcji realizowanej na północy Indii, zajmą one, co najmniej dwa tygodnie. Dodam też, że będąc tzw. „senior actor” z najwyższym statusem, czyli z ogromnym uznaniem fanów kina Bollywood i latami doświadczenia. Młodzi aktorzy mają wiele pytań, chcą się od nas uczyć, im też należy poświęcić czas. Kiedy w takim razie planujesz wrócić do Szczecina? - Myślę, że w Walentynki na pewno się spotkamy w Bollywood Street Food. Może w tym czasie uda Ci się odkryć kilka nowych smaków, które ze sobą przywieziesz? - Już teraz razem z Anitą i Mariuszem mamy wiele nowych planów na nowości w menu. Myślę, że kiedy połączymy je z inwencją Davida Lucasa, goście nie będą chcieli opuszczać naszej restauracji, a na pewno zyskamy wielu nowych stałych klientów. Prawda jest taka, że kocham gotować, kocham tworzyć nowe smaki, sprawia mi to taką samą przyjemność, co aktorstwo i wierzę, że wszyscy przyjaciele Bollywood Street Food dostrzegają to, próbując dań w naszej restauracji.


MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

49


| KULINARIA |

Na śniadanie, na lunch, ale i na obiad i kolację - To i Owo czeka Eleganckie wnętrze, widok na Odrę, do tego doskonała kompozycja na talerzu i prawdziwy smak – zestaw serwowany tylko w jednym miejscu w Szczecinie, w Restauracji To i Owo działającej w Lastadia Office. Każdy powód, by zjeść jest dobry, ale jak już jeść to tak, by nie zapomnieć. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI, ARCHIWUM PRYWATNE

Wystarczy przejść przez Most Długi na drugą stronę miasta, by odkryć to, co jeszcze nieodkryte. Restauracja To i Owo, to wciąż nowość na szczecińskim rynku. Lokal mieści się w biurowcu Lastadia Office (przez wielu uznawanym za jeden z najpiękniejszych biurowców w Polsce) i może poszczycić się niepowtarzalnym widokiem na nadodrzański bulwar. Załoga restauracji nie próżnuje, a praca wre od samego rana. W pierwszej połowie dnia w tygodniu, od godziny 12. do godziny 16. serwuje lunche, które mają swoich stałych adoratorów w postaci pracowników biurowca oraz okolicznych firm i instytucji. Kucharze wraz z obsługą doskonale zdają sobie sprawę, że w przypadku lunchu szybkość działania to podstawa, stąd idea lunchy bemarowych. Menu jest codziennie inne, komponowane zarówno z myślą o mięsożercach, jak i wegetarianach. Zdradzę, że niedawno pojawiły się też śniadania na ciepło - załoga To i Owo, zaprasza na nie od 9. Od 16 oraz w weekendy To i Owo przeistacza się w typową restaurację z pełną obsługą kelnerską i menu na wysokim poziomie. A to świetna okazja, by pomyśleć o czymś znacznie bardziej dopracowanym smakowo i wizualnie niż obiad czy kolacja w domu.

Zarezerwuj swój stolik Jest kilka dni w roku, o których nie wypada zapomnieć, a jeden z nich to 14 lutego. Walentynki, święto wszystkich zakochanych.

50

Czas, kiedy w głowach partnerów kłębią się najróżniejsze fantazje i pomysły, jak spędzić ten czas, by był wyjątkowy. Prawda jest taka, że najprostsze rozwiązania są najlepsze. Nie od dziś wiadomo, że wspólny posiłek zbliża, a ze szczyptą afrodyzjaków czyni cuda. To i Owo, specjalnie na tę okazję opracowało menu i stworzyło wyjątkowy klimat. Żeby nie przegapić swojej szansy, warto wcześniej dokonać rezerwacji – telefonicznej, mailowej, a nawet przez Facebooka. Wszystkie potrzebne dane mieszczą się pod adresem www.facebook.com/toiowoszczecin. Walentynki to nie jedyna okazja do rezerwacji. Urodziny, spotkania po latach, konferencje, chrzciny, komunie, biznesowe lunche, wieczory panieńskie, ale też imieniny najbliższych - niezależnie od wydarzenia restauracja będzie właściwym miejscem, by stworzyć coś niezapomnianego. Optymalny czas, by dopiąć uroczystość na ostatni guzik pod względem organizacyjnym, to tydzień. Priorytetem jest wybór i rezerwacja daty. W każdej kwestii można liczyć na pomoc zespołu To i Owo, nawet przy dekoracjach, w przypadku których warto wykorzystać potencjał miejsca. Dodam, że współwłaścicielka Restauracji To i Owo, jest projektantką wnętrz. Ma świetne oko i głowę pełną pomysłów. Dzięki niej cała ekipa doskonale rozumie, czym jest estetyka przestrzeni.

Catering to nasza specjalność Czy już wspominałam, że Restauracja To

i Owo, to coś więcej niż zwykły lokal? Nie tylko dania z karty, ale i cateringi oferta restauracji, choć prosta, bogata jest w możliwości. Zespół organizuje zarówno cateringi stacjonarne, czyli w obrębie lokalu lub też biurowca Lastadia Office, w którym mieści się To i Owo, jak i cateringi wyjazdowe. Przy tym wszystkim dysponuje dowozem, odpowiednim sprzętem, a także zapewnia pełną obsługę. Jeśli jesteśmy przy cateringach, to mówimy o braku wszelkich ograniczeń, a szczególnie tych dotyczących liczby gości. Całe przedsięwzięcie zaczyna się od rozmowy, ustalenia oczekiwań, konfrontacji pomysłów i - jak wszystko - kończy porządkami. Manager restauracji wraz z szefem kuchni przygotowują propozycje menu. Wszystko musi być dopieszczone, w końcu chodzi o satysfakcję klienta. A jeśli wspominałam już o menu, to warto powiedzieć o nim kilka słów więcej. Karta stworzona w duchu minimalizmu, zmienia się tak, jak zmieniają się pory roku czy nastroje. Szef kuchni To i Owo ma przed sobą nie lada zadanie - wciąż musi tworzyć i szukać nowych rozwiązań. To do jego obowiązków należy selekcja składników, które pochodzą od lokalnych dostawców, a także kompozycja nowych receptur. Od dłuższego czasu wśród gości utrzymuje się pewna słabość do ryb, owoców morza i elementów kuchni śródziemnomorskiej. Ale kto wie, co przyniesie wiosna?


| KULINARIA |

Lokal mieści się w biurowcu Lastadia Office i może poszczycić się niepowtarzalnym widokiem na nadodrzański bulwar.

(...) Oferta restauracji bogata jest w możliwości. Zespół organizuje zarówno cateringi stacjonarne jaki cateringi wyjazdowe.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

51


| KULINARIA | MM Trendy poleca

Pauza na każdą okazję Czy wiedzieliście, że jest takie miejsce, gdzie od rana do wieczora przy dźwiękach spokojnej muzyki, w minimalistycznym otoczeniu można relaksować się przy kawie i ciastku, niczym podczas kameralnego koncertu? Otóż właśnie je odkryłam i mogę się założyć, że będziecie nim zachwyceni. AUTOR AGATA MAKSYMIUK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

Tym razem wybrałam się do miejsca, którego nie wypada nie znać, mieszkając w Szczecinie. Mówi się o nim w Polsce, a nawet w Europie. Filharmonia w Szczecinie im. Mieczysława Karłowicza, najpiękniejszy budynek na starym kontynencie, kryje w sobie znacznie więcej, niż moglibyśmy się spodziewać. Prócz muzyki na gości czeka smak, kreowany przez Pauza Cafe. Zwykle zatrzymywałam się w tym miejscu tuż przed lub chwilę po koncercie - na lampkę wina czy kawę. Jak się okazało, nie trzeba wcale wybierać się na koncert, by odwiedzić kawiarnię i przy okazji zachwycić się wnętrzem, którego zazdrości nam Europa.

Na chwilę relaksu Tydzień zaczyna się tu we wtorek, a kończy w niedzielę. Już od godziny 10. do późnego

52

wieczora można przysiąść na kawę, koktajl czy drinka. Spokój i harmonia, które unoszą się wokół, sprzyjają długim rozmowom. Przy stoliku zatrzymują też smakołyki. Na szczególną uwagę zasługują wyroby cukiernicze Pauzy. Ciastka francuskie i maślane, torciki i tarty, musy i desery, wypieki bezglutenowe i wiele innych fantazyjnych kompozycji. Wszystkie słodkości powstają w kawiarnianej kuchni i są autorskimi pomysłami. Pauza nie daje się sobą nudzić.

Na ważne spotkanie Pierwsza wizyta w Pauza Cafe skłania do późniejszych refleksji. Spotkanie biznesowe, drobne rodzinne przyjęcie, odwiedziny znajomych, imieniny czy romantyczna kolacja – gdy stajemy przed wyborem miejsca na daną okazję, nagle okazuje się,

że w głowie panuje pustka. Otóż Pauza Cafe zdaje się być rozwiązaniem tego kłopotu. Miejsce, wraz z całym swoim designem, jest uniwersalne na każdą uroczystość czy firmowe spotkanie. Podobnie jest z menu. Jak się okazuje, zespół Pauza Cafe jest w stanie spełnić niejedno życzenie gości. Warto je jednak wcześniej zakomunikować i dokonać rezerwacji. Świetną okazją do sprawdzenia możliwości kawiarni są Walentynki. 14 lutego w Filharmonii Szczecińskiej między 19 a 21 odbędzie się koncert. Chwilę przed lub tuż po, można zjeść romantyczną kolację. Jak udało mi się dowiedzieć, menu dla dwojga będzie zawierało lekką zupę wegetariańską, danie mięsne oraz danie wegetariańskie. Wybór posiłków należy do gości. Po smakowitej obiadokolacji zostanie podany deser, przy-


| KULINARIA |

Stoliki należy wcześniej zamówić pod numerem 517-250-684, bądź drogą elektroniczną na e-mail: pauza@pauzacafe.pl.

gotowany przez niezawodną cukierniczkę Pauzy. Wszystko to podane w towarzystwie kieliszka wina. Nie zabraknie nastrojowej muzyki i dekoracji. Stoliki należy wcześniej zamówić pod numerem 517-250-684, bądź drogą elektroniczną na e-mail: pauza@pauzacafe.pl.

Na dużą imprezę Kawiarnia to też cateringi, zarówno te mniejsze - dla artystów, jak i te większe stacjonarne oraz wyjazdowe. Wystarczy wybrać datę wydarzenia i wskazać miejsce, a całą resztą zajmie się obsługa. Liczba gości nie gra roli. Pauza Cafe ma już niemałe doświadczenie, dzięki obsłudze wielu gwiazd oraz uroczystych wydarzeń, odbywających się w holu Filharmonii Szczecińskiej. Wszystko, zaczynając od powierzchni przez

rodzaje stolików, z łatwością można dopasować do potrzeb gości. W menu do wyboru są dania na ciepło, zimno, przystawki, przekąski, desery. W skrócie - to czego dusza zapragnie. O jakości świadczą opinie zadowolonych konsumentów, wśród których są m.in.:Dawid Podsiadło, Zbigniew Wodecki, Ania Dąbrowska, Kayah czy Mela Koteluk. Warto zdać się na ich rekomendację i pomyśleć o zamówieniu pyszności Pauzy, może nawet wynajęciu sali w filharmonii?

Porównanie jest wyjątkowo trafne ze względu na piękne białe peruki, które zdobią ich głowy. Znak rozpoznawczy Pauzy przyjechał do Szczecina aż z Hongkongu. Najprawdopodobniej to jedyna w Polsce kawiarnia w filharmonii, o której mówi się nie tylko ze względu na smak, ale i wygląd załogi. Panowie wcale nie odstają od pań, dumnie przechadzając się w białych koszulach z czarnymi muchami pod szyją. W końcu w takim miejscu elegancja to podstawa.

Na ostatni guzik

Nie tylko przed koncertem i nie tylko po koncercie, ale po prostu na co dzień – Pauza Cafe. Miejsce, którego nie wypada nie znać, mieszkając w Szczecinie.

Jest jeszcze coś o czym należy wspomnieć, bo przyciąga uwagę już od wejścia - obsługa kawiarni. I nie chodzi tylko o jakość pracy całego zespołu, ale niepowtarzalny dress code. Smukłe kelnerki, niczym porcelanowe lalki przemykają między stolikami.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

53


Oman –

kraj inny niż wszystkie Oman, państwo położone na Półwyspie Arabskim. Krajem rządzi sułtan, religia to islam, a co za tym idzie, panuje powszechny zakaz spożywania alkoholu, do tego kuchnia nie zachwyca. Mimo wszystko w ostatnich latach to ulubiony kierunek Polaków. Dlaczego? Wyjaśniła nam to Iwona Niemczewska, szczecińska restauratorka. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO IWONA NIEMCZEWSKA

Gdy u nas hula zima, tam możemy podziwiać góry, wygrzewać się na piaszczystej plaży, słuchać szumu morza, jednocześnie zachwycając się skaczącymi w oddali delfinami, a nawet dostrzec przepływające wieloryby. Oman to naprawdę taki mały raj? - To bardzo ciekawe miejsce, zarówno pod względem przyrodniczym, społecznym, politycznym, jak i ekonomicznym. Są tam przepiękne plaże, plaże jakie rzadko się spotyka na świecie – drobny miękki piasek, czysta woda, ogromne fale, sięgające do 2-3 metrów. O tej porze roku temperatura dochodzi do 30 stopni. Na brzegu tubylcy łowią ryby, można powiedzieć w starym stylu. Wszystkie siatki są zarzucane i wyciągane ręcznie. Złowione ryby wrzuca się na samo-

54

chód i wykłada do suszenia. Taki typowy slow food. Mieszkańcy Omanu potrafią zaintrygować, są otwarci na turystów. Rządzi nimi sułtan, który od kilu lat zmaga się z nowotworem. Ludzie kochają swojego władcę z prawdziwą wzajemnością. Dla Polaków taka relacja społeczeństwa z władzą możne być niecodzienna (śmiech). Jednak czy to jest raj, trudno powiedzieć. Dominującą religią jest islam. Biorąc pod uwagę dzisiejsze uprzedzenia i stereotypy na temat tego wyznania, trochę dziwi, że Polacy tak chętnie tam jeżdżą. - To kraj, gdzie rygorystycznie podchodzi się do wiary, ale sułtan oficjalnie potępia skrajne ugrupowania muzułmańskie, mordujące w imię Allaha. Na ulicach kobiety chodzą w burkach, nie pije się tu alkoholu, nie je wieprzowiny, ale taka specyfika tego miejsca. Okazuje się, że od dwóch lat to jeden z ulubionych kierunków Polaków. Podczas wyjazdu do tak egzotycznego kraju, dawno nie byłam w hotelu, gdzie było aż tylu naszych rodaków. Gdy wybrałam się do sąsiedniej miejscowości, trwała tam akurat dyskoteka, a z głośników rozbrzmiewało disco polo. Można powiedzieć, że podbiliśmy już Oman. Zabawy też odbywają się bez alkoholu? - Omańczycy nie piją i nie produkują żadnego alkoholu, przynajmniej nie oficjalnie. Bardzo mało lokali ma licencję na sprzedaż trunków. Turyści przebywający w hotelach mogą pić drinki od 12:30 do końca lunchu, później tylko siedząc przy barze. Pod żadnym pozorem nie można wychodzić z alkoholem na zewnątrz. Nie


| PODRÓŻE KULINARNE |

nadal funkcjonują kary typu ukamienowanie. Jeśli mężczyzna oskarży małżonkę o zdradę, nikt nie będzie dochodził, czy to prawda. Na szczęście wszystko powoli się zmienia. Np. kobiety mogą już jeździć samochodami. …mogą też same robić zakupy. - Tak, widziałam ciekawy obrazek. Pod sklep podjechała pani, zatrąbiła, wyjęła rękawiczki, naciągnęła na dłonie, wyszedł ekspedient, pani podała mu listę zakupów, ekspedient przyniósł towary, ona wybrała, on włożył je do samochodu, rozliczyli się i dopiero pojechała dalej. Wszystko to bez wysiadania z auta, bez większego kontaktu. Kobieta ma tam niewielką wartość. A co w takim razie ma wartość? - Wielbłądy. Wartość wielbłąda ocenia się po tym, jak szybko potrafi biec. Omańczycy organizują wyścigi tych zwierząt. Za zwycięzcę można dostać ogromne pieniądze, znacznie większe niż za kobietę. Wydaje się jednak, że pieniądze nie są problem w tym kraju. Od lat 50. mocno eksploatuje się tu złoża ropy naftowej. Obecnie 1 rial to ponad 10 zł. W stolicy Omanu działa wiele ekskluzywnych hoteli… - Można powiedzieć, że ludzie w Omanie są bogaci. W sklepach czy na ulicy ceny są wysokie, ale adekwatne do zarobków. Przybywa tam wielu cudzoziemców z Włoch, Indii, Egiptu w poszukiwaniu pracy czy inwestycji. Branża turystyczna ma ogromne zapotrzebowania. Państwo mocno się rozwija. Tubylcy otrzymują od władcy ziemię za darmo. Gdy ma się już ziemię, zaczyna się budowę. Jeśli brakuje funduszy, idzie się do banku. Przyznanie kredytu nie jest problemem, inwestycje szybko się zwracają. miałam jednak wrażenia, że jest to dla kogoś kłopotem. Mimo wszystko kultura Bilskiego Wschodu pozostaje dość wymagająca dla przyjezdnych, szczególnie dla kobiet. W upalny dzień chyba nie wypada się zbytnio rozbierać? - Ludzie często zastanawiają się czy turystki mogą odsłaniać nogi, ramiona, chodzić w bikini. Owszem mogą, ale z zachowaniem pewnych zasad. Na terenie hotelu wolno wszystko, jednak na zewnątrz przewodnicy proszą o uszanowanie kulturowych zwyczajów. Kobiety muszą zakładać dłuższą spódnicę lub luźne spodnie, bluzki zakrywające łokcie i dekolt. Wolno nam wchodzić do meczetów, ale na głowie trzeba mieć chustę. Jest to kraj arabski – ale inny niż np. Turcja, gdzie na ulicach jest głośno i wszyscy się zaczepiają. Panuje tu poziom kultury pozbawiony tego rodzaju natarczywości. Ludzie podchodzą z dużym szacunkiem do turystów, ale wymagają tego samego w zamian. Słyszałam, że oprócz pamiątek na miejscu można kupić sobie żonę? - To prawda, żony są na sprzedaż. Kosztują od 2 do 200 tys. riali. Rodzina decyduje o tym, komu dziewczyna zostanie wydana. Nie każdego stać na takie dobro. Maksymalnie można mieć cztery małżonki. Zasada jest jedna: każda żona musi mieć ten sam status. Jeśli jedna chce mieć swój dom, to każda musi dostać dom, jeśli jedna dostaje zegarek, to każda musi dostać zegarek, itd. W momencie gdy chcemy piątą żonę, z jednej trzeba zrezygnować. I tu pojawia się problem, bo te kobiety nie mają pieniędzy, ani żadnych praw. Niestety tam

Osoby, które polubią życie w Omanie, mogą starać się o obywatelstwo. W jaki sposób można je otrzymać? - Cudzoziemcy, po pierwsze, mogą starać się o rezydenturę, po drugie - otrzymać obywatelstwo poprzez ślub, ale tylko z osobą niepełnosprawną. Dość niesamowity pomysł. Stosunek rządzących do społeczeństwa i społeczeństwa do rządzących zaskakuje wielu Europejczyków, nie tylko w kwestii uzyskiwania obywatelstwa. Sułtan jest tam postacią niemal mityczną, krąży o nim wiele historii. Skąd to uwielbienie? - Tubylcy opowiadali mi, że kiedy sułtan był młody, jeździł autem z Salalah do Maskatu. To trasa ok. 1000 km. Podróż zajmowała mu ponad tydzień. Zatrzymywał się co kilka kilometrów, wszędzie gdzie widział zbiorowiska ludzi. Wołał ich do siebie, rozmawiał, pomagał rozwiązywać problemy, dawał pieniądze, gwarantował pracę. W ten sposób poznawał swoich poddanych, a poddani jego. Pamiętam mężczyznę, który wiózł naszą wycieczkę na pustynię. Zapytałam go, ile ma żon, odpowiedział, że ani jednej, bo go nie stać. Myślałam, że zacznie narzekać na władzę, ale powiedział tylko, że musi więcej pracować, by zarobić na żonę. Ludzie mają wielki szacunek do sułtana. Od dwóch lat wiadomo, że zmaga się z nowotworem. Niestety, nie ma dzieci. Z godnie z tym, co przekazali mi tubylcy, gdy sułtan umiera, rada ma trzy dni, by wybrać nową głowę państwa. Jeśli to się nie uda, wojsko przejmuje władzę. Ludzie martwią się, co się wydarzy. Nic dziwnego, jest tam spora różnorodność kulturowa i religijna.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

55


| PODRÓŻE KULINARNE |

Kiedy mówimy o różnorodności, warto zahaczyć o temat kuchni. Omańczycy to dawni Beduini. Ze względu na koczowniczy tryb życia, próżno szukać kulinarnych tradycji. Można więc sobie wyobrazić, że to ludność napływowa kreuje tamtejsze smaki? - Tym razem moja podróż niewiele miała wspólnego z podróżą kulinarną. Kuchnia nie jest wykwintna. Różnorodna? Na pewno, właśnie ze względu na ilość obecnych tam kultur. Dominującym daniem jest kurczak. Warte spróbowania są ryby. Omańczycy nie potrafią za to przygotowywać owoców morza, przynajmniej nie w miejscach, które odwiedziliśmy. Wołowina też pozostawiła wiele do życzenia. Tubylcy jedzą głównie baraninę, ale też wielbłądy. Bekon robią z indyka. Popularne są też jogurty i falafele, jedzone tylko na śniadanie. Na targu typowymi owocami są: banany, kokosy i papaje. Nie są to jednak przysmaki, które znajdziemy tylko w Omanie. Ale jest coś z czego Oman słynie – kadzidła. - To prawda. Co ciekawe, każdy z nas wie jak pachnie kadzidło, ale mało kto jest świadomy czym ono jest. Otóż kadzidło to żywica z drzewa z rodzaju kadzidłowców. Pozyskuje się ją, nacinając korę drzewa, które wypuszcza soki. Najczystsze kadzidła spożywa się w celach zdrowotnych. Po prostu miesza się je z wodą i pije. Te bardziej zanieczyszczone pali się. Są różne mieszanki i zapachy. Co ważne – kadzidła nie rozpala się zimą, a jedynie latem, gdy powietrze jest lekkie.

56

Czy lato w Omanie to nie pora deszczowa? - Tak, a zarazem najgorętszy okres w branży wypoczynkowej. W Europie wydawałoby się, że nikt nie wybierze się do miejsca, gdzie ciągle leje. A tam w hotelach nie ma miejsc. Ludzie potrafią koczować na ulicach. Przewodnicy opowiadają, że kraj w tym czasie kwitnie, wszędzie są kwiaty, całe góry są zielone, każdy chce to zobaczyć. Oman do specyficzny kraj? - Inny niż wszystkie. Iwona Niemczewska – szef kuchni i właściciel restauracji „Z drugiej strony lustra”. Z wykształcenia prawnik, kucharz i cukiernik. Uzyskała najwyższy stopień Grand Diplome w Le Cordon Bleu (najstarsza szkoła kulinarna założona w 1895 roku) oraz ukończyła szkolenie dla profesjonalistów w Institute Paul Bocuse w Lyonie (90-letni dziś Paul Bocuse zapoczątkował tzw. nouvelle cuisine i jest ikoniczną postacią francuskiej kuchni). Odbyła staże w gwiazdkowych restauracjach w Londynie: Murano (jedna gwiazdka Michelina), Club Gascogne (jedna gwiazdka), Hibiscus (dwie gwiazdki). Jest członkiem WACS – WORLD ASSOCIATION OF CHEFS SOCIETIES, trenerem i sędzią kulinarnym.



| ZDROWIE |

Epilacja sposób na doskonale gładkie ciało Tradycyjne metody usuwania owłosienia dają chwilowy efekt i mogą prowadzić do powstawania przebarwień, reakcji alergicznych, a nawet blizn. Epilacja to trwała i bezpieczna metoda, która stanowi odpowiedź na potrzeby dzisiejszego społeczeństwa. O szczegółach opowiada doktor Zbigniew Matuszewski z Laser Studio. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK

Poszukując trwałej metody usunięcia włosów, trafimy na epilację przy użyciu IPL lub lasera. Obydwie metody opierają się o działanie światła, jaka jest różnica między nimi? - Różnica pomiędzy laserem a IPL polega głównie na skuteczności i liczbie zabiegów potrzebnych do depilacji. Decydując się na IPL, czyli intensywne źródło światła, musimy wiedzieć, że urządzenie emituje wiele fal o różnej długości, przez co jedynie niewielka część energii jest kierowana w celu niszczenia włosów. Z tego względu ilość koniecznych zabiegów w celu uzyskania pożądanego efektu jest zdecydowanie większa w porównaniu z laserem . W przypadku laserów stosowanych do epilacji, a więc aleksandrytowych, diodowych, czy też Nd-Yag wystarczy kilka powtórzeń. Lasery emitują impuls, który całkowicie niszczy włos. Skuteczność jest bardzo wysoka i widoczna już po pierwszym zastosowaniu. Czy tego typu zabiegi są bolesne? - Lasery diodowe starej generacji, które wciąż można spotkać na rynku, emitując długą falę światła przez co zabieg rzeczywiście jest bolesny. Jednak w Laser Studio dysponujemy nowoczesnym laserem diodowym, wytwarzającym niesamowicie krótkie impulsy. Urządzenie jest tak zaprojektowane, że jesteśmy w stanie skrócić impuls z poziomu powyżej 30 ms do 5-7 ms, a więc kilkukrotnie. Dzięki temu depilacja delikatnych miejsc, typu pachy czy bikini, jest praktycznie bezbolesna. A co z osobami, które mają jasne włosy lub ciemną karnację?

58

Mówi się, że zabiegi u tych pacjentów są nieskuteczne. - Wszystko zależy od sprzętu. W Laser Studio dysponujemy, wspomnianym wcześniej, laserem aleksandrytowym. Jest to jedyne urządzenie na świecie, generujące impuls absorbujący światło przez włos jasny. Dzięki temu włosy cienkie i jasne zostają zniszczone. Każdy inny sposób jest nieskuteczny. Dla osób z ciemną karnacją dedykowany jest laser Nd-Yag o bardzo krótkim impulsie. Zatem w zależności od potrzeb, dobieramy odpowiedni laser. Tylko w ten sposób unikniemy poparzeń. Dysponowanie wieloma urządzeniami służącymi do epilacji nadal jest rzadkością na rynku, ale tylko to świadczy o profesjonalizmie firmy. Czy zabieg można przeprowadzić o każdej porze roku? Dawniej mówiło się, że należy unikać lata. - Chcąc przygotować się do wakacji, najlepiej zacząć późną zimną lub wczesną wiosną. Jednak przy zastosowaniu sprzętu najnowszej generacji, pogoda nie ma już tak dużego znaczenia. Decydując się na zabieg w upalnym okresie, już 2 tygodnie po epilacji można wybrać się na wakacje stosując filtr 30. Oprócz poparzenia czy są możliwe inne skutki uboczne epilacji? - Jeśli planujemy zabieg usuwania owłosienia w okolicach pach, musimy wiedzieć, ze emitowana energia działa również na gruczoły potowe i człowiek przestaje się pocić na kilka do kilkunastu tygodni. Jest to wartość dodana, którą możemy uzyskać przy stosowaniu urządzeń o dużym impulsie. Tym sposobem na lato rozwiązujemy dwa problemy. Wybierając odpowiednią dla siebie ofertę, na co należy być szczególnie wyczulonym? - Epilacja staje się coraz popularniejsza, przez co często jest przeprowadzana przez osoby bez odpowiednich umiejętności i doświadczenia. Gabinety zaopatrują się w sprzęty niskiej jakości i kuszą równie niską ceną, „gwarantując” efekt premium. Trzeba zwracać uwagę na takie rzeczy, by w ogólnym rozrachunku nie okazało się, że narażając swoje zdrowie znacznie przepłaciliśmy. Decydując się na zabieg, warto kierować się do uznanych gabinetów laserowej medycyny estetycznej z wieloletnim doświadczeniem.


Przychodnia w Outlet Park to: gabinety lekarskie | pracownia USG i RTG gabinety stomatologiczne | punkt pobrań krwi Centrum Medyczne Dom Lekarski w Outlet Park ul. Struga 42, 70-784 Szczecin Tel. 91 469 22 82 | www.domlekarski.pl

Przychodnia Domu Lekarskiego w Outlet Park umiejscowiona jest w nowym budynku, tuż obok Media Expert i BeFit. Jest to przychodnia multispecjalistyczna – w ofercie znajdziecie Państwo kilkanaście specjalizacji medycznych, w tym m.in.: ortopedię, okulistykę, ginekologię, stomatologię, chirurgię dziecięcą, USG, dietetyka, badania laboratoryjne, fizykoterapię, rehabilitację i masaż. To nowoczesny budynek z przestronnymi gabinetami wyposażonymi w najwyższej jakości sprzęt diagnostyczny.


| ZDROWIE |

Może pokonać nawet najtwardszego faceta Rak prostaty nazywany jest cichym zabójcą. Nie daje żadnych objawów, ale wykryty wcześnie, może być skutecznie leczony. TEKST ANNA FOLKMAN

- Rak prostaty powoli staje się w Polsce nowotworem „numer jeden” wśród mężczyzn. Na razie w statystykach jest zaraz po raku płuc – mówi prof. dr hab. n. med. Marcin Słojewski, kierownik Kliniki Urologii i Onkologii Urologicznej Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 2 PUM. - Dlatego tak ważne jest wczesne jego wykrycie, które pozwala na wdrożenie skutecznych metod leczenia. Wczesne wykrycie to profilaktyczne badania, które powinien wykonać każdy dojrzały mężczyzna. Specjaliści promują ideę wczesnych badań przesiewowych. - Każdy mężczyzna po 50. roku życia, powinien być przynajmniej raz zbadany przez urologa, który ustali scenariusz dalszych badań. Określi to, czy pacjent wymaga ich co roku, czy też może pojawić się za następnych kilka lat. Mężczyzna taki najpierw powinien wykonać sobie niedrogie badanie krwi - PSA i z wynikiem udać się właśnie do urologa - dodaje profesor. - Lekarz, na podstawie wyniku badania zdecyduje, czy konieczne jest badanie palpacyjne. Nie ma konieczności,

by na badanie urologiczne przychodzić profilaktycznie przed 50. Oczywiście badamy takich mężczyzn, bo przecież mogą cierpieć na inne groźne choroby, np. guzy pęcherza, jąder, nerek, ale nowotwór prostaty w tym wieku zdarza się rzadko. Najmłodszy z mężczyzn, którego operowaliśmy z powodu raka prostaty miał 43 lata, jednak średnia zachorowań to 60-65 rok życia. Podstawowe badanie zmierzające do wczesnego wykrycia raka gruczołu krokowego, to nie USG ani rezonans czy tomografia tylko wspomniane badanie palpacyjne, czyli badanie palcem przez odbytnicę. - Jest to być może badanie nieco krępujące, ale to od urologa i naszego nastawienia do problemu zależy czy to badanie będziemy wspominać dobrze, czy źle. Należy od razu zaznaczyć, że nie jest to badanie bolesne, być może odrobinę dyskomfortowe, ale potrzebne - podkreśla prof. Marcin Słojewski. - Większość pacjentów jest zdziwionych, że trwa tak krótko i że właściwie nie było się czego bać. W większości przypadków już po takim badaniu można stwierdzić, czy są kłopoty z prostatą czy też nie. Oczywiście nie jest to badanie bardzo czułe i dokładne, dlatego odpowiedź na pytanie, czy zapadliśmy na nowotwór może dać nam biopsja gruczołu krokowego, czyli pobranie wycinków z prostaty. Jest ona warunkiem potwierdzenia nowotworu, by wdrożyć

odpowiednie leczenie, ale wykonuje się ją tylko wtedy, kiedy jest podejrzenie choroby. Biopsja nadal jest badaniem ambulatoryjnym, wykonywanym bez ogólnego znieczulenia. - Kiedy mamy do czynienia z nowotworem, mamy do zaoferowania pacjentom kilka metod leczenia w zależności od stadium zaawansowania choroby - kontynuuje profesor. - Z rakiem gruczołu krokowego jest tak, że w pewnym wieku wykryty, jeśli jest mało agresywny nie musi być leczony, tylko obserwowany. Inwazyjnym leczeniem jest natomiast usunięcie chorego gruczołu krokowego. To metoda najczęściej stosowana u młodszych mężczyzn. W naszej klinice wykonuje się ją laparoskopowo, czyli metodą minimalnie inwazyjną, po której pacjent szybko wraca do formy. Drugą metodą, stosowaną u starszych mężczyzn lub takich, którzy odmawiają ingerencji chirurgicznej lub u tych, u których nowotwór jest bardzo zaawansowany, jest radioterapia gruczołu krokowego. Każda z metod niesie za sobą skutki uboczne - zaburzenia wzwodu, przejściowe zaburzenia trzymania moczu. Trzeba jednak pamiętać, że są one zawsze mniejsze, kiedy nowotwór jest wcześnie wykryty. Nie wiadomo do końca, co jest główną przyczyną raka prostaty. Wiadomo jednak, że to choroba podstępna, bezobjawowa aż do momentu przerzutów np. na kości, ale wykryta szybko jest wyleczalna.

Laser

leczenie wysiłkowego nietrzymania moczu

CENTRUM DIAGNOSTYKI MEDYCZNEJ

ul. Felczaka 10

tel. 91 422 06 49

www.hahs-lekarze.pl


| ZDROWIE |

Przygotuj nogi na lato Dr Tomasz Hamera, chirurg ogólny, jeden z najlepszych flebologów w Polsce i certyfikowany lekarz medycyny estetycznej objaśnia, jak skutecznie poradzić sobie z niewydolnością układu żylnego i kiedy najlepiej się za to zabrać. Luty? Czy to aby nie za wcześnie, by mówić o wakacyjnych przygotowaniach? Drobne pajączki, żylaki czy obrzęki, przeszkadzają nam głównie latem. W miarę zbliżającej się wiosny, wiele osób zaczyna zastanawiać się w jaki sposób pozbyć się niedoskonałości na swoich nogach? Im robi się cieplej, tym bardziej nasilają się dolegliwości. Zwykle w maju pacjenci decydują się na wizytę w gabinecie lekarskim, myśląc że do letniego urlopu jeszcze dużo czasu i jedna konsultacja rozwiąże problem. Niestety niejednokrotnie problem nie leży tylko w estetyce nóg. Dodatkowo niektóre z zabiegów wykonuje się etapami. Właśnie dlatego zima to tak naprawdę najlepszy czas na rozpoczęcie leczenia chorób żylnych. W wielu przypadkach panie wolą zakryć problem niż go rozwiązać, innym razem decydują się na działania doraźne, które na dłuższą metę są nieskuteczne. Jak działać, by robić to dobrze? - Zawsze to podkreślam – nawet najdrobniejsze poszerzenia żylne mogą być zwiastunem poważnej choroby żył znajdujących się wewnątrz nogi. Nie wolno ignorować, a tym bardziej likwidować pajączków bez dokładnego zbadania całego układu żylnego kończyn dolnych. Mam tu na myśli konsultację flebologiczną połączoną z badaniem USG Doppler żył. Jeżeli bowiem okaże się, iż mamy do czynienia z niewydolnością dużych naczyń żylnych, często w pierwszej kolejności musimy wykonać zabieg operacyjny. Jeżeli natomiast USG Doppler żył będzie bez odchyleń, możemy zabrać się za porządkowanie zmian estetycznych mniej

inwazyjnymi metodami. W przypadku problemów jedynie natury estetycznej z jakich metod Pan korzysta? - Jedną z najbardziej skutecznych metod jest tzw. skleroterapia. Polega ona na zamykaniu poszerzonych żyłek przy pomocy mikro-zastrzyków bezpośrednio do rozszerzonych naczyń, które w efekcie zaczynają się obkurczać i zanikać. Zabieg wykonywany jest zwykle etapami, średnio co 3-4 tygodnie. Chcąc przywitać lato z pięknymi nogami, należy mieć czas na przeprowadzenie odpowiedniej liczby zabiegów, zależnej od rozległości zmian na nogach. W przypadku pajączków o bardzo małej średnicy, posiłkuję się odpowiednimi laserami, które termicznie likwidują takie zmiany. - A jeśli mówilibyśmy o poważnych kłopotach żylnych? - Tu również stosuję dwie metody: Venefit Closure Fast i VenaSeal . Pierwsza metoda opiera się na zamykaniu chorych żył przy pomocy fal radiowych. Czas rekonwalescencji to zaledwie tydzień. W Polsce od kilku lat przeprowadzam najwięcej tego typu zabiegów oraz szkolę innych lekarzy w tej dziedzinie. Druga ze wspomnianych metod, to nowość na polskim rynku, polegająca na użyciu nowoczesnego kleju żylnego. To zabieg, po którym pacjent w ciągu 2 godzin opuszcza klinikę

i zwykle w ciągu doby powraca do normalnego funkcjonowania. Mimo wysokiej skuteczności tych metod, należy pamiętać, że im szybciej przyjdziemy z problemem do lekarza, tym więcej nowoczesnych opcji terapeutycznych będziemy mieli do wyboru. Na rynku znajdziemy dziesiątki innych ofert zabiegowych, na co należy uważać? - Pacjenci muszą pamiętać, że bardzo ważna jest diagnoza i klasyfikacja do zabiegu. Chcąc skutecznie wyleczyć chorobę żylną, należy udać się do flebologa, lekarza zajmującego się układem żylnym, nie do studia medycyny estetycznej. Nie można dać się zwieść hasłom reklamowym, odnoszącym się do autorskich metod, ponieważ często nie są one przebadane klinicznie. W znacznej większości przypadków trzeba zacząć od uregulowania przepływu krwi przez duże naczynia żylne, a dopiero później przejść do działań estetycznych. Takie są światowe standardy flebologiczne i w mojej codziennej pracy właśnie ich przestrzegam.

rejestracja: 882 501 882 e-mail: kontakt@drhamera.pl www.drhamera.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

61


| ZDROWIE |

Cicha noc - dobra noc Chrapiesz? Nie jesteś jedyny. Badania dowodzą, że w grupie 30-latków chrapie 20% mężczyzn i 5% kobiet, w wśród osób po 60. roku życia statystyki wzrastają odpowiednio do 60% i 40%. Dla nieszczęśników, borykających się z przypadłością mamy dobrą wiadomość: chrapanie można leczyć!

MĘCZĄCY WYPOCZYNEK Są nie tylko frustrujące, ale i niebezpieczne: wieloletnie zaburzenia snu prowadzą do epizodów bezdechu w jego trakcie, nasilają się wraz z wiekiem, a w konsekwencji prowadzą do chorób sercowo-naczyniowych, udarów mózgu oraz innych chorób ogólnoustrojowych. Chrapiący sypiają gorzej: obniżona zostaje jakość snu, spada dotlenienie organizmu. - Winowajcą mogą być zaburzenia w anatomii dróg oddechowych, które można skutecznie leczyć. Zwężenie poszczególnych odcinków dróg oddechowych powoduje wzmożony opór przepływu powietrza, czego efektem jest chrapanie – mówi lekarz Grzegorz Jamro, laryngolog współpracujący z kliniką BeautyGroup Artplastica w Szczecinie. Media często informują zdezorientowanych odbiorców, że dolegliwość można z łatwością wyle-

62

czyć za pomocą odpowiednio dobranych leków. Lekarze nie podzielają entuzjazmu reklamodawców: - Należy podkreślić, że do chwili obecnej nie ma dużych, wieloośrodkowych badań, potwierdzających pozytywny efekt terapii środkami farmakologicznymi w postaci leków czy suplementów diety, a doświadczenie kliniczne pokazuje, że leki nie działają wcale lub ich efekt jest krótkotrwały – zapewnia lekarz Grzegorz Jamro.

NIE CHRAP! WYLECZ Leczenie przypadłości różnorodnymi metodami umożliwia tzw. medycyna snu. Dobry specjalista może doradzić pacjentowi różne rozwiązania problemu w zależności od postawionej diagnozy oraz zaproponować odpowiednie leczenie począwszy od minimalnie inwazyjnych metod aż po rozwiązania chirurgiczne. - Dzięki leczeniu chirurgicznemu istnieje

możliwość korekty wad anatomicznych w zakresie przegrody nosa, małżowin nosowych, podniebienia, języczka, łuków podniebiennych, migdałków czy języka – mówi lekarz Grzegorz Jamro. – Zdecydowaną poprawę widać również wśród osób, które decydują się na zabieg NightLase laserem Fotona – metodę minimalnie inwazyjną. Wskutek oddziaływania fali wiązki o długości 1064 nm na struktury gardła doprowadza się do ich obkurczenia i ujędrnienia. Dla wielu osób z pewnością znaczenie będzie miał fakt, że w przeciwieństwie do standardowych metod chirurgicznych, leczenie laserowe nie jest bolesne i nie wymaga od pacjenta długiego okresu rekonwalescencji. Aby uzyskać satysfakcjonujący efekt kuracji należy wykonać jednak 3-4 zabiegi. (A.W.) Lekarz Grzegorz Jamro laryngolog www.artplastica.pl


Dotykaj swojej piersi Każda kobieta po 20. roku życia powinna cyklicznie, kilka dni po miesiączce, sama badać swoje piersi. To najszybszy sposób, by wykryć jakiekolwiek zmiany. Starsze panie, poza samobadaniem powinny pamiętać także o USG i mammografii. TEKST ANNA FOLKMAN

Rak piersi jest dziś nadal jednym z najczęściej występujących zagrożeń nowotworowych wśród kobiet. Dlaczego tak jest? To prawdopodobnie styl życia sprawia, że tak wiele kobiet zapada na tę chorobę. Stąd szeroko zakrojona profilaktyka w tym zakresie. Od wielu lat w Polsce działa program przesiewowych badań mammograficznych, który przeznaczony jest dla pacjentek od 50. do 69. roku życia. - Trwają dyskusje nad tym, czy nie powinien być przedłużony, bo starsze panie także chorują – mówi dr n. med. Agnieszka Wrona z Kliniki Onkologii i Chemioterapii PUM w Szczecinie. - Program jest otwarty, na badanie nie trzeba mieć skierowania, pacjentka musi tylko z dowodem osobistym zgłosić się do najbliższej pracowni mammografii. Na badanie można przyjść z „marszu”. Nie ma kolejki osób oczekujących. Badanie wykonuje technik radiologii, a lekarz interpretuje je i opisuje. Opis jest wysyłany w ciągu tygodnia (pocztą) do domu pacjentki. - Celem badań przesiewowych jest zmniejszenie umieralności na nowotwory. Mammografia przyczynia się do zmniejszenia umieralności na nowotwór piersi nawet o 20 proc. To dużo, więc warto korzystać z tych badań – zachęca dr Wrona. Młodsze kobiety, po 20. roku życia powinny wykonywać samobadanie piersi. Najlepiej robić to w pierwszych dniach po miesiączce. Wtedy piersi są miękkie. Techniki badania są różne. - Chodzi o to, by palcami zbadać całą pierś i doły pachowe. Dotykajmy tak, jakbyśmy sprawdzali, czy coś nowego i niepokojącego się nie pojawiło. Jeśli wyczujemy małe, niebolesne guzki, gruzełki, cokolwiek czego wcześniej nie było, to udajmy się do ginekologa – podpowiada dr Agnieszka Wrona. - To mogą być zmiany łagodne, ale dopiero dodatkowe badania mogą to potwierdzić lub wykluczyć. W młodym wieku mammografia nie jest potrzebna, do 40. roku życia wystarczy badanie ultrasonograficzne (USG), ale należy pamiętać, że na pierwszym miejscu jednak po-

Zachorowalność u dorosłych kobiet w wieku przedmenopauzalnym (20-49 lat) wzrosła w ciągu ostatnich trzech dekad około 1,7 raza. Najwyższy wzrost ryzyka zachorowania notuje się wśród kobiet w wieku 50-69 lat, przy czym największy wzrost zachorowalności obserwowano w ostatnich dwóch dekadach (1990-2010). Należy podkreślić, że u kobiet po 70. roku życia tempo wzrostu zachorowalności wyhamowało w latach 90. ubiegłego wieku.

winniśmy wykonywać comiesięczne samobadanie piersi. Oczekujmy też, że nasz ginekolog zbada je podczas wizyty. Jeśli tego nie robi, należy się upomnieć. Badanie piersi może przeprowadzić też lekarz rodzinny. - To powinien być nasz rytuał. Zawsze po miesiączce badajmy piersi. Robiąc to regularnie, od razu zauważymy jakiekolwiek zmiany – dodaje dr Wrona. - Różnica będzie wyraźniejsza. Ważny jest też wywiad rodzinny. Jeśli choroby nowotworowe występowały już wśród naszych bliskich, należy udać się na konsultację do onkologicznej poradni genetycznej. Skierowanie do takiej poradni wystawia lekarz rodzinny. Leczenie? Wszystko zależy od stopnia zaawansowania choroby nowotworowej. W przypadku rozpoznania we wczesnym stadium, można mówić nawet o 100 proc. wyleczeniu. Rodzaje i możliwości stosowanego obecnie leczenia są bardzo szerokie - od zabiegu chirurgicznego po chemioterapię, radioterapię, hormonoterapię i leczenie celowane. Według danych WHO, zapadalność na raka piersi w Polsce wynosi ponad 17 tysięcy rocznie, będąc też jedną z najczęstszych przyczyn umieralności. Grupą, która jest szczególnie narażona na zachorowalność, są właśnie osoby starsze. Po 50. roku życia występuje 80 proc. zachorowań na raka piersi, przy czym prawie 50 proc. zachorowań diagnozuje się między 50 a 69 rokiem życia. Ryzyko zachorowania raka piersi wzrasta z wiekiem aż do połowy siódmej dekady życia, po czym zmniejsza się.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

63


Urologia – męska strefa intymna O ile tabu dotyczące kobiecych problemów intymnych i profilaktyki badawczej zostało przełamane, to nadal obowiązuje niepisana zmowa milczenia odnośnie kłopotów z męską strefą intymną. Dlaczego tak jest i jak temu zaradzić, zapytaliśmy dr Adama Wilkosa, urologa z Domu Lekarskiego. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK

Urologia, to po ginekologii jedna z bardziej intymnych specjalizacji medycznych. Czy to powód, dla którego mężczyźni znacznie rzadziej decydują się na wizytę? - Zdecydowanie tak. Wizyta u urologa dla wielu mężczyzn wiąże się ze wstydem, strachem i obawą przed badaniem. Właśnie przez to symptomy poważnych chorób są często ignorowane, a wizyty odsuwane w czasie do momentu, w którym objawy staną się dokuczliwe. To bardzo niebezpieczne zachowanie. Ponieważ wiele groźnych chorób rozwija się podstępnie i w chwili wystąpienia objawów na skuteczne leczenie może być za późno. Dlatego należy zgłosić się do urologa jak najszybciej - w chwili wystąpienia nawet najmniejszych dolegliwości. Najważniejsze są regularne badania profilaktyczne. Wszyscy mężczyźni po 45. roku życia powinni być badani przez urologa przynajmniej raz w roku. Umożliwia to wczesne rozpoznanie wielu niebezpiecznych chorób, np. raka prostaty i skuteczne

64

ich leczenie. Jakie objawy powinny zaniepokoić mężczyzn? - Wszystkie objawy ze strony układu moczowo - płciowego są bardzo ważne i powinny skłonić pacjenta do wizyty u urologa. Wspomnę tylko o obecności krwi w moczu, wszystkich objawach bólowych, czy kłopotach z oddawaniem moczu. Podkreślam jednak, że wystąpienie jakichkolwiek objawów musi skłonić pacjenta do przeprowadzenia badań urologicznych. Nie wolno lekceważyć żadnych, nawet najdrobniejszych dolegliwości. W listopadzie odbyła się głośna akcja „Movember”, mająca na celu zwiększyć świadomość wśród mężczyzn i skłonić ich do regularnych badań. Czy po tym wydarzeniu liczba pacjentów w Pańskim gabinecie wzrosła? - Tak. Wszystkie szeroko zakrojone akcje profilaktyczne powodują poprawę świadomości zdrowotnej pacjentów, którzy chętniej przychodzą na badania. Rozmowa z pacjentem na intymne tematy jest na pewno trudna, zarówno dla pacjenta, jak i dla lekarza. Czy zdradzi nam Pan swoje sposoby na pokonanie strachu u pacjentów? - Nie ma jednego, doskonałego sposobu postępowania z pacjentem. Kluczowe jest zdecydowanie i indywidualne podejście do każdego wchodzącego do gabinetu. Najbardziej wskazane jest, żeby w kontakcie z pacjentem dominował spokój, rzeczowość i empatia.

Czy nowoczesna medycyna zna sprawdzone sposoby na leczenie tych najbardziej wstydliwych przypadłości, jak nietrzymanie moczu, zaburzenia erekcji czy zapalenie prostaty? - Tak. Jesteśmy w stanie skutecznie pomóc większości pacjentów. Metody diagnostyki i leczenia są wciąż rozwijane, niemniej kluczowe jest wciąż jak najwcześniejsze rozpoznanie choroby i wdrożenie terapii. Co poradziłby Pan mężczyznom z perspektywy lekarza-mężczyzny? Jak powinni o siebie dbać? - Sugerowałbym właściwą dbałość o swoje zdrowie. Trzeba podkreślić role badań profilaktycznych, prawidłowej diety, aktywności fizycznej, zaprzestania palenia papierosów. U wielu pacjentów tymczasem dominuje stres, przewlekłe zmęczenie z powodu przepracowania i brak czasu na dbanie o zdrowie. Konsekwencje tego bywają nierzadko smutne. Można panom zaproponować branie przykładu ze swoich partnerek, i podobnie jak Panie u ginekologa, regularnie badać się urologicznie.

Dom Lekarski Centrum Medyczne w Piastów Office Center al. Piastów 30, Szczecin, tel. 91 469 22 82 www.domlekarski.pl



| WNĘTRZA |

66


| WNĘTRZA |

Drugie życie starych mebli Stary fotel, komoda po babci czy nawet szafka kupiona w Ikei - gdy już przestaną być użyteczne, nie muszą lądować na śmietniku. Po co? Przecież można je odnowić, pomalować i znowu przez kolejne lata cieszyć się ich wyglądem. TEKST CELINA WOJDA / FOTO SEBASTIAN WOŁOSZ

Dawanie drugiego życia starym meblom staje się w ostatnich latach bardzo modne. Meble nadgryzione zębem czasu podbijają nasze serca. Coraz więcej osób chce mieć coś oryginalnego w swoim domu, coś, co nadaje charakter wnętrzu oraz ma swoją historię. - Przechodziliśmy przez kilka etapów: znużenie meblami przedwojennymi zastąpiło pojawienie się w latach 70. i 80. tzw. gotowców, całych serii mebli, czyli meblościanek. Później otwierały się granice i poszerzały horyzonty – zaczęły do nas napływać meble z zachodu, więc meblościanki przestawały być modne. A dzisiaj mamy całe mnóstwo sklepów meblowych, w których asortyment jest bardzo bogaty – mówi Magdalena Dubako, właścicielka galerii Madalena Art w Szczecinie. Urządzając swoje mieszkanie szukamy czegoś wyjątkowego, oryginalnego, czego nie znajdziemy w sieciowych salonach i tutaj wspaniale sprawdzają się te meble, które były modne kilka dekad temu.

Stylowo Moda na vintage i na retro nie przemija wręcz przeciwnie, ma się całkiem dobrze. Odnawianie mebli jeszcze kilkanaście lat temu było zupełnie niezrozumiałe. Antyki oddawało się do antykwariatu, a stare, zepsute fotele wyrzucało. Dzisiaj się tego unika i próbuje nadać meblom nowe życie. W wielu mieszkaniach, zwłaszcza ludzi młodych, można spotkać kolorowe fotele z lat 70. - Dzisiaj już mało kto wyrzuca sta-

re meble , co więcej, niektórzy odwiedzają swoich starszych bliskich i pytają, czy mogą zabrać i przerobić daną kanapę czy komodę – mówi Magdalena. W odnawianiu starych mebli chodzi przede wszystkim o to, żeby nadać swojemu mieszkaniu niepowtarzalności. Są to perełki, których nigdzie indziej nie zobaczymy i którymi będą się zachwycać nasi goście i my sami. Style można łączyć, nie trzeba się tego bać. Jeśli nasze pokoje są urządzone w stylu nowoczesnym, to nie oznacza, że nie można do nich wstawić starego fotela po babci. Właśnie takimi detalami dodajemy charakteru naszemu mieszkaniu i tworzymy własny styl.

Zrób to sam! Nie trzeba być wielce utalentowanym, żeby taki mebel zrobić samemu. Ogromny wybór farb, które można wykorzystać do malowania, różnorodne kursy, na których możemy nauczyć się podstaw malowania, blogi, vlogi, pracownie, gdzie odbywają się jednodniowe warsztaty czy targi, na których też można podszkolić się z malowania. Wszystko jest powszechnie dostępne. - Dla tych, którym brakuje czasu, można za pośrednictwem Internetu znaleźć całe mnóstwo filmików instruktażowych, jak przygotować mebel do renowacji - zauważa Magdalena Dubako. - Dowiemy się krok po kroku, jak oczyścić/odtłuścić mebel, w jaki sposób wybrać i zdobyć materiały niezbędne do przygotowania mebla, rodzaj papieru do ścierania, jak nakładać farbę

i jakich technik użyć. Możliwości tworzenia własnych mebli jest naprawdę wiele. Oprócz bogatej gamy farb, do malowania są także specjalne szablony, naklejki. Stolik nie musi być biały, może być „żółty” czy w „kratkę”. Wszystko zależy od tego, jak to sobie sami zaprojektujemy i wykonamy. Podobnie jest z meblami tapicerowanymi: w ofertach znajdziemy dziesiątki dostępnych wysokogatunkowych tkanin odpornych na ścieranie, o różnorodnej strukturze materiału i wybarwieniu - bardzo ciekawe, a przede wszystkim łatwo dostępne. Co więcej, można się zapisać na kurs tapicerowania, podobnie jak malowania.

Tanio i przyjemnie Okazuje się, że wnętrza wcale nie muszą być drogie, aby być ładnymi i niepowtarzalnymi. Fotel znaleziony gdzieś na strychu (dawno już zapomniany) może wyglądać bardzo efektownie i oryginalnie, choć jego wykonanie kosztowało zaledwie kilkadziesiąt złotych. Podobnie stara komoda, szafa z lustrzanymi frontami, będzie sprawiała wrażenie wyjątkowej i bardzo ekskluzywnej. Zanim zabierzemy się do renowacji mebli, dobrze wcześniej zaplanować sobie pracę, ile i jakiego materiału mniej więcej będziemy potrzebować do odnowienia mebla, żeby nie kupować „na oko” i później denerwować się, że nam braknie lub zostanie zbyt dużo. Wykonanie metamorfozy takiego fotela czy szafki nie musi być drogie i skomplikowane. Małym kosztem można

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

67


| WNĘTRZA |

68


| WNĘTRZA |

Zmiany nie muszą być duże. Nikt nie każe nam zmieniać wyglądu wszystkich naszych wnętrz w mieszkaniu. Tu chodzi o postawienie „kropki nad i”: dopieszczenie pokoju czy salonu pięknym dodatkiem, który będzie niepowtarzalny. wyczarować sobie mebel, którego nie znajdziemy w żadnym innym domu czy nawet sklepie, a efekt końcowy spowoduje wielką radość i zadowolenie. - Niezbędne materiały są ogólnie dostępne, nie potrzebujemy do tego specjalnych pomieszczeń, możemy odmalować sobie szafkę, krzesło w domu w jeden weekend – podkreśla artystka.

Odnowić można wszystko Zmiany nie muszą być duże. Nikt nie każe nam zmieniać wyglądu wszystkich naszych wnętrz w mieszkaniu. Tu chodzi o postawienie „kropki nad i”: dopieszczenie pokoju czy salonu pięknym dodatkiem, który będzie niepowtarzalny. Kiedyś mówiło się, że odnowić można tylko i wyłącz-

nie prawdziwe, drewniane meble. Dzisiaj tę tezę można śmiało obalić. Dzięki bogatemu wyborowi farb do malowania oraz odpowiednich technik mamy możliwość zmiany wyglądu np. szafki wykonanej nawet ze zwykłej sklejki czy płyty wiórowej. - Farby kredowe nie wymagają od nas tego, żeby nie wiadomo jak przygotowywać powierzchnię mebla, wystarczy tylko odpowiednio odtłuścić i delikatnie zmatowić papierem ściernym i już można malować mebelek, który postanowiliśmy odrestaurować – opowiada właścicielka galerii.

Profesjonalne wykonanie Oczywiście meble można odnawiać samemu, ale istnieje możliwość oddania ich w

ręce osób, które nie tylko fachowo nałożą warstwy farb, specjalnych past, wosków czy lakierów, lecz także je wystylizują. Ktoś, kto się profesjonalnie zajmuje renowacją mebli widzi jego formę, stan techniczny, materiał z jakiego został wykonany - powierzone meble zostaną odrestaurowane wszystkimi dostępnymi środkami wg indywidualnych życzeń właściciela mebla – podkreśla Magdalena. Meble wykonane w profesjonalnych galeriach być może są droższe od tych, które tworzymy samodzielnie w domu, ale stanowią idealne alternatywne rozwiązanie dla osób, które chciałyby posiadać artystycznie malowane meble z duszą... wybór należy od nas samych.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02/2017

69


| MOTO |

Nauka w służbie pięknego lakieru Właściciel nowego samochodu nawet siedem lat może cieszyć się z doskonałego lakieru. I to wszystko dzięki niewielkim buteleczkom, zawierającym tajemnicę zabezpieczenia ceramicznego. TEKST MARIUSZ PARKITNY / FOTO DEEP SHINE DETAILING

kwestia odpowiedniej pielęgnacji. Zabezpieczymy samochód specjalnymi produktami, które ułatwią czyszczenie pojazdu, co będzie o wiele szybsze i łatwiejsze, ponieważ brud znacznie wolniej będzie osiadał. - Jesteśmy jedynym certyfikowanym przez firmę Gtechniq studiem autodetailingu w Szczecinie, które nakłada Crystal Serum - czyli najlepszą dostępną na rynku powłokę ceramiczną. Powłoka ta jest liderem na rynku najnowszych zabezpieczeń ceramicznych – mówi Żelechowski.

- Autodetaling to złożony proces konserwacji i regeneracji pojazdów oraz ochrony przed uszkodzeniami wynikającymi z bieżącej eksploatacji zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz auta. Zaletą zabiegów jest przede wszystkim podniesienie walorów estetycznych samochodu, jak również wydłużenie jego żywotności. Auta wymagają przejścia wielu drobiazgowych, niekiedy bardzo skomplikowanych etapów autodetalingu, dlatego czas poświęcony na ich wykonanie zależy przede wszystkim od wyboru oferty. Czas wykonania waha się od 4 godzin nawet do 5-6 dni – mówi Tadeusz Żelechowski. - Zawsze powtarzamy, że autodetailing jest w pewnym sensie sztuką - to rękodzieło, które by móc umiejętnie i w fachowy sposób wykonać, należy przede wszystkim ciągle doskonalić – dodaje.

Zabezpieczenia ceramiczne to coś przeciwnego niż woski naturalne oparte na carnaubie. W ceramice zastosowano najnowszą wiedzę min. z zakresu nanotechnologii. Nowo utworzona krystaliczna powłoka Gtechniq C1 chroni lakier przed trwałymi zabrudzeniami i utratą połysku. Jest to również bariera, która zapobiega wnikaniu brudu, soli, olejów i zanieczyszczeń atmosferycznych w strukturę lakieru. Podnosi komfort i szybkość pielęgnacji pojazdu. Gwarantuje trwałość zabezpieczenia i imponujący połysk na wiele lat. - Zabezpieczając lakier taką powłoką chronisz go w dużym stopniu przed powstaniem mikro-zarysowań, które powstają podczas mycia i kontaktu z lakierem. EXO Hybrid Coating Technology to dodatkowo najmniejsza przyczepność cząsteczek brudu, efekt samoczyszczenia i rzadsze wizyty na myjni. Taka ochrona jest skuteczna przed matowieniem, kwaśnymi deszczami, sokami z drzew, oksydacją, owadami, brudem drogowym. Nanocząsteczki w wyniku reakcji chemicznej trwale wiążą się z powierzchnią lakieru – dodaje Żelechowski.

Czy warto korzystać z usług autodetalingu? Tak, ponieważ auto może wyglądać jak nowe przez cały okres eksploatacji. To wszystko

Takie zabezpieczanie nowego nowego auta powoduje, że przez siedem lat możemy się cieszyć pięknym lakierem.

O tej metodzie autodetailingu wie wszystko Tadeusz Żelechowski ze szczecińskiej firmy Deep Shine Detailing. Jest przedstawicielem firmy Gtechniq, która stosuje najnowsze technologie w ochronie elementów auta: lakieru, szyb, tapicerki, plastików.

70


Wiemy, że każde auto jest wyjątkowe i wymaga szczególnej troski, to właśnie pragniemy Państwu zaoferować! Mamy doświadczenie w branży profesjonalnej kosmetyki!

Deep Shine Detailing salon pielęgnacji pojazdów na rynku najnowszych zabezpieczeń ceramicznych. Usługa

Nasze usługi to kompleksowa pielęgnacja aut:

jest skierowana do nowych i używanych samochodów.

• korekta/polerowanie lakieru (usuwanie rys i zmatowień)

Auto może wyglądać jak nowe przez cały okres eksploatacji.

• ceramiczne zabezpieczenie lakieru, z gwarancją aż do 7 lat

Nakładamy Crystal Serum – czyli najlepszą dostępną na rynku powłokę ceramiczną. Powłoka ta jest liderem

• zabezpieczenie karoserii woskami

Co zyskujesz?

• pranie i zabezpieczenie wnętrz

• niespotykane walory wizualne Twojego auta

• profesjonalna myjnia ręczna

• gwarancję

• czyszczenie i zabezpieczenie tapicerki skórzanej • usuwanie wgnieceń karoserii

• spowolniony proces starzenia zabezpieczonych elementów • stałą opiekę profesjonalistów

Deep Shine Detailing

• bajecznie łatwe mycie pojazdu

Jedyne certyfikowane studio Gtechniq w Szczecinie.

• większy komfort użytkowania

ul. Łukasińskiego 108AA | 71-215 Szczecin

• przywrócenie pojazdom salonowego wyglądu

telefon: 512-360-901 | www.deepshine.pl


| TRENDY TOWARZYSKIE |

Poznaliśmy piłkarza roku Plebiscyt „Piłkarz Roku” rozrasta się z każdą edycją. Imprezę po raz kolejny organizował „Głos Szczeciński”, Zachodniopomorski Związek Piłki Nożnej oraz portal ligowiec.net. Za nami finał zabawy, czyli gala oraz „Bal Piłkarza”, które odbyły się w hotelu Dobosz w Policach. W głosowaniu kibiców padły rekordowe liczby - 60 tysięcy głosów przełożyło się 160 tysięcy punktów. (mc)

Od lewej: Kuba Jagiełło - projektant, wykładowca Akademii Sztuki w Szczecinie, Jolanta Ziontkowska - szkolny pedagog w Liceum Plastycznym, Beata Marchlik-Hulbój - rzeźbiarka, kierownik Sekcji Plastycznej, Jarosław Hulbój, wykładowca Akademii Sztuki w Szczecinie, rzeźbiarz, projektant.

Adam Frączczak, najlepszy piłkarz roku wg kapituły, z żoną.

Foto: Andrzej Szkocki

„Głos Szczeciński” został wyróżniony za propagowanie piłki nożnej. Nagrodę z rąk Jana Bednarka odbiera Piotr Grabowski - prezes oddziału Północ Polska Press Grupa.

Organizatorzy spotkania: od lewej Jerzy Wójtowicz, Polska Izba Spedycji i Logistyki, Piotr Żelasko, Związek Armatorów Polskich, Cezary Sylwestrzak, Krajowa Izba Gospodarki Morskiej, Krzysztof Rodzoch, Biuro Promocji Żeglugi Morskiej Bliskiego Zasięgu, Jan Stasiak, Rada Interesantów Portu Szczecin.

Jak się bawią ludzie morza W Restauracji „Zamkowa” na Zamku Książąt Pomorskich odbyło się tradycyjne już Spotkanie Noworoczne Gospodarki Morskiej Pomorza Zachodniego. Spotkanie poprowadził Cezary Sylwestrzak, wiceprzewodniczący Rady Krajowej Izby Gospodarki Morskiej. Co roku ogłaszany jest laureat nagrody „Dziennikarz Roku Gospodarki Morskiej Pomorza Zachodniego”. W tym roku po raz czwarty została nim Elżbieta Kubowska z Kuriera Szczecińskiego. (mdr)

72

Od lewej: Nicola Józefacka, autorka zdjęć, Maciej Gorzelak, nauczyciel języka angielskiego, wychowawca oraz popularny w kraju i na świecie didżej, Ewa Burda - stypendystka Prezydenta Szczecina Piotra Krzystka.

Uczniowie Liceum Plastycznego wraz z autorką zdjęć.

Znaki czasu Nicoli Józefackiej Nicola Józefacka jest uczennicą IV klasy Liceum Plastycznego na kierunku reklama wizualna. Wystawa „Signum temporis” (Znaki czasu) jest prezentacją prac z ostatniego roku, który był – jak twierdzi autorka – w jej dziewiętnastoletnim życiu przełomowy i naznaczony przewartościowaniami. Fotografie Nicoli to zatrzymane w kadrze epizody: jedne mgliste i zanikające, inne manifestujące swoją wyrazistość. (red)

Foto: Andrzej Szkocki

Foto: Maurycy Brzykcy

Krzysztof Krzywiński, artysta malarz (z lewej) oprowadza gości po wystawie.



#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE

• City Break CH Galaxy - 0 piętro • Costa Coffee CH Galaxy 0 piętro • Columbus Coffee CH Galaxy - 2 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee CH Turzyn - 0 piętro • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee DriveUp, ul. Struga 36 • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Columbus Coffee ul. Krzywoustego • Columbus Coffee MEDYK” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Coffee Oxygen • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Coffee Piastów 5/1/ul. Jagielońska • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Pasja Fabryka Smaku ul. Śląska 12 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1 • Bajgle Króla Jana, ul. Nowy Rynek 6

SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA

• Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio DUMA Usługi Kosmetyczne Marzena Dubicka ul. Langiewicza 23 • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Witkiewicza 49U/9 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Vegas Studio Fryzjerskie ul. Panieńska 46/6 • Coco 33 Violetta Krause ul. Wojska Polskiego 10, U-2 • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2 • Cosmedica, Leszczynowa 23 (Rondo Zdroje) • Strumiany SPA, ul. Strumiany1A, Stargard

RESTAURACJE

• Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Restauracja Aramia, Romera 12 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restaucja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10 • Chief Rayskiego 16 , pl. Grunwaldzki • Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Planeta ul. Wielka Odrzańska 28 • Wół i Krowa ul. Wielka Odrzańska 20, ul. Jagiellońska 11 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20

• Plenty ul. Rynek Sienny 1 • Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 • Pomiędzy ul. Sienna 9 • Giovanni Volpe Lodziarnia ul. Tkacka 64 • DietaBar.pl ul. Willowa 8 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy Rynek 3 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8 • Tokyo Sushi’n’Grill ul. Rynek Sienny 3 • Bollywoood Strett Food, ul. Panieńska 20 • Villa Astoria al. Woj. Polskiego 66 • To i Owo restauracja, ul. Zbożowa 4

KLUBY SPORTOWE I FITNESS

• Pure Jatomi, CH Kaskada • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Szczecińskie Centrum Tenisowe ul. Dąbska 11a • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Marina Squash Fitness Club ul. Karpia 15 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a • Prime Fitness Club, ul. 5 Lipca 46

SKLEPY I SALONY MODOWE

• Salon Mody Brancewicz al. Jana Pawła II 48 • Salon Terpiłowscy CH Auchan • Salon Terpiłowscy CH Ster • Salon Terpiłowscy CH Galaxy • Salon Terpiłowscy CH Turzyn • Salon Terpiłowscy ul. Jagiellońska 16 • C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Salon Jubilerski YES CH Galaxy • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • Silver Swan CH Galaxy (parter) • Swiss CH Galaxy (parter) • Van Graf CH Kaskada • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Trend S.C. Mierzyn, ul. Długa 4b • EBRAS.PL ul. Boh. Getta Warszawskiego 8/9 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • C.H. FALA al. Wyzwolenia 44a • Geobike CH Nowy Turzyn I piętro • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 4 • Sklep Vegananda ul. Krzywoustego 63 • Sklep Zdrowa Przystań ul. Monte Cassino 2/2 • Natuzzi ul. Struga 25 • Meble VIKING al. Wojska Polskiego 29 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • KAG Meble i Światło S.C. ul. Struga 23 • MOOI wnętrza al.Wojska Polskiego 20, • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • Boutique Chiara ul. Bogusława X 12/2 • Escada Sport ul. Wojska Polskiego 22 • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • DRAGON EVENT ul. Twardowskiego 18 (teren Bissmyk) • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Santocka 39 • Centrum Finansowe JANOSIK ul. Krzywoustego 28 • Świat Rolet ul. Langiewicza 22 • Cavallo - Sklep Jedziecki ul. Przybyszewskiego 4 • Piękno Natury, ul. Reymonta 3, pawilon 58 • Zielony Kram, ul. Reymonta 3, pawilon 85

GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY ESTETYCZNEJ

• ART MEDICAL CENTER ul. Langiewicza 28/U1 • Dom Lekarski, al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN) • Dom Lekarski, ul. Rydla 37 • Dom Lekarski, ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski, al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline, Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 • Lecznica Dentystyczna KULTYS ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Studio Masażu - LAVA ul. Tymiankowa 5b • Estetic ul. Ku Słońcu 58 • ESTETICON, ul. Jagiellońska 77 • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Klinika Stomatologii i Kosmetologii EXCELLENCE ul. Wyszyńskiego 14 • Dentus ul. Felczaka 18a • MEDICO Specjalistyczne Gabinety Stomatologiczne i Lekarskie al. Bohaterów Warszawy 93/1 (vis a vis CH Turzyn) • NZOZ MEDENTES Przecław 93e • NZOZ MEDENTES ul. Bandurskiego 98(1pietro) • Hipokrates, ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Dentus ul. Mickiewicza 116/1 • Venus, Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique, ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • AestheticMed ul. Niedziałkowskiego 47 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Figurella - Instytut Odchudzania ul. Bohaterów Warszawy 40 • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27 • Miracle Aesthetics Clinic Szczecin, ul. Ostrobramska 15/u3 • Odnowa Centrum Zdrowia i Urody CH Turzyn, ul. Boh. Warszawy 40 • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Królowej Korony Polskiej 9/U1, Krzywoustego 19/5 • Ella Studio depilacji Cukrem, ul. Kaszubska 17/2

• Subaru, ul. struga 78a • Grupa Gezet Hondas Głuchy, ul. Białowieska 2

BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY

• Calbud ul. Kapitańska 2 • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 • Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47 (Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer ul. Langiewicza 28 U2 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2 • Litwiniuk Property, Al. Piastów 30 Office Center • INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C

KULTURA

• Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4 • Zamek Książąt Pomorskich, Korsarzy 34 • Helios CH Kupiec, ul. B. Krzywoustego 9-10 • Sala Koncertowa Baszta, ul. Energetyków 40 • Stowarzyszenie Baltic Neopolis Orchestra, ul. ks. kard. S. Wyszyńskiego 27/9 • Opera na Zamku, ul. Korsarzy 34

INNE

• Urząd Miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd Marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej ul. Korsarzy 34 • Urzad Wojewodzki - sekretariat, promocja/rzecznik Wały Chrobrego 4 • TVP S.A. ul. Niedziałkowskiego 24a • Radio ESKA Szczecin pl. Matki Teresy z Kalkuty 6 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa Paweł Nowak ul. Necała 2 • Empik School Brama Portowa 4 • Speak UP DH Kupiec • Lexus ul. Mieszka I 25 • Labirynt al. Niepodległości 18-22 (5 piętro) • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Euroafrica ul.Energetyków 3/4 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Polska Fundacja Przedśiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • Interglobus ul. Kolumba 1 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • Wnętrze na Piętrze ul. Piłsudskiego 27 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • L Tour CH Galaxy • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • Rosiak i Syn Renault, Dacia Bulwar Szczeciński 13 • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Dudziak i Partnerzy ul. Jagielońska 85/14 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • Doradztwo i Odszkodowania Celem, ul. Kołłątaja 24 • Bogacki Opel ul. Mieszka I 45 • Anons Press, Woj. Polskiego 11 • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • Biuro Turystyki Pelikan, ul Obrońców Stalingradu 2/U3 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • Eko Natura drogeria, ul. Kaszubska 26 • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Kobi- Kopnij Bile, ul. Bolesława Śmiałego 19/7 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Camp & Trailer Świat Przyczep al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17, ul. Mieszka I 25B • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • Polmotor Nissan, Renault, Dacia, ul. Struga 71 • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 138-141 • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32 • Grupa GEZET Alfa Romeo & Lancia, ul Białowieska 2 • Seat Krotoski-Cichy, ul Białowieska 2

SALONY SAMOCHODOWE




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.