MM Trendy #6 (39)

Page 1

CZERWIEC 2016 NUMER 06 (39) / WYDANIE BEZPŁATNE

Cezary Łazarewicz Rewolucja zawsze pożera swoje dzieci

Czas start! Sezon na sporty wodne

Zbigniew Matuszewski

Laserowy wymiar piękna



#spis treści 06/2016 # 06 Netwsroom Design, moda, wydarzenia

# 14 Felieton Monika Petryczko: Wierzę w kulturę

# 16 Temat z okładki Zbigniew Matuszewski – Laserowy wymiar piękna

06 /

# 22 Styl życia

Półfinał Gryf Fashion Models

Radek Kurzaj i ludzkie przyjaźnie

# 26 Edytorial Dziewczyna w puszczy

# 30 Showroom Zaprezentuj się światu/Egzotyczny ptak

# 34 Styl życia Antoine de Paris – król fryzjerów

# 38 Styl życia Książka ze wspomnieniami szczecinian

22 / Styl życia

# 40 Kulinaria

Filharmonia widziana okiem Radka Kurzaja

Smaki Szczecina

# 54 Kultura Na co wybrać się w czerwcu

# 56 Rozmowa miesiąca Cezary Łazarewicz i rewolucyjna diagnoza

# 58 Muzyka Cherry Daiquiri zdobywają świat

# 60 Sport Woda na czasie

# 64 Rozmowa Co słychać u Beaty Strojny

# 66 Trendy towarzyskie Kto, z kim, gdzie, kiedy i dlaczego

#3


#Jarosław Jaz Redaktor naczelny

#Redakcja OKŁADKA:

Pamiętam, gdy lata świetlne temu gdzieś w mieście odebrałem rozmowę telefoniczną, jak tysiące innych razy. Ktoś dzwonił z nieznanego numeru, a po drugiej stronie odezwał się głos nieznajomej dziewczyny, która chciała spotkać się i porozmawiać o muzyce, kulturze czy życiu ogólnie. Dużo pisałem wtedy o muzyce, więc pomyślałem, że nawet z przyjemnością. Umówiliśmy się w Taras Cafe, po którym dziś niestety nie ma już śladu i w ten sposób poznałem Monikę Petryczko. Nie pamiętam szczegółów rozmowy, ale na pewno utkwił mi w głowie entuzjazm i energia, które z tej dziewczyny wówczas emanowały. Chyba nawet mówiła coś, że chce zmienić świat. Później, choć wcale nie widywaliśmy się regularnie, jej nazwisko przewijało się ciągle przy okazji wielu kulturotwórczych, miejskich projektów. Była w radiu, w prasie, w internecie i w lodówce. Dziś z uznaniem przybijam jej piątkę za zagospodarowanie OFF Mariny, a od niniejszego numeru Trendów witam jako felietonistkę. Dobrze być razem na pokładzie. To moje wspomnienie z dnia, kiedy poznałem Monikę, mogłoby być jednym z kilkuset wspomnień, które znajdą się w bardzo ciekawej książce dotyczącej pamięci miasta. Jej twórca, Michał ChaszkowskiJakubów wpadł na pomysł, by w jednym miejscu zawrzeć wspomnienia o Szczecinie - widziane oczami mieszkańców, studentów czy turystów, którzy pamiętają to miasto z przeróżnych okresów. Na internetowej zbiórce udało się uzbierać odpowiednią kwotę i książka lada dzień ujrzy światło dzienne. MM Trendy poleca i patronuje. Polecam też rozmowę z dziennikarzem Cezarym Łazarewiczem, człowiekiem, dzięki któremu ten zawód wciąż dotyka takich pojęć jak etos czy misja, mimo wielu środowiskowych podziałów czy tabloidyzacji. Powiedzieć, że porusza kontrowersyjne tematy, to powiedzieć zbyt mało. Więc zachęcam do lektury i korzystania z pięknej pogody.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#4

NA ZDJĘCIU Zbigniew Matuszewski FOTO Katarzyna Jankiewicz i Mila Łapko

Redakcja: Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@polskapress.pl www.szczecin.naszemiasto.pl/mm-trendy Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Ewa Żelazko Promocja i marketing: Marta Rospara Redakcja: Celina Wojda, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Agata Maksymiuk, Anna Folkman / Korekta: Beata Pikutowska Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: Ewa Kaziszko MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 500 324 240, ewa.zelazko@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/MM.Trendy Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń. Materiałów, które nie zostały zamówione redakcja nie zwraca. Na podstawie art. 25 ust. 1 pkt 1 b ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych Media Regionalne sp. z o.o. zastrzegają, że dalsze rozpowszechnianie materiałów opublikowanych w MM Trendy jest zabronione bez zgody Wydawcy.



MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

Foto: Materiały Prasowe

# Ne ws ro om

Półfinał Gryf Fashion Show Models Przed nami kolejna edycja regionalnego konkursu dla przyszłych modelek i modeli - Gryf Fashion Show Models. Swój udział w wydarzeniu mógł zgłosić każdy, wystarczyło przyjść na casting. Spośród zgłoszeń wybrano 50 półfinalistów. Półfinał GFS Models odbędzie się 23 czerwca w sali bankietowej Europejska 33 w Szczecinie. W programie prezentacja półfinalistów, pokazy mody szczecińskich projektantów, pokazy tańca i występ szczecińskiego teatru muzycznego FAME. W tym roku w składzie jury zobaczymy najpiękniejsze modelki z naszego rejonu m.in.: Klaudię Ungerman – Miss Polski 2008 i top modelka, Natalię Hajduk – top modelka, Weronikę Szmajdzińską – Miss Polski Nastolatek 2011 oraz Miss Glob Teen 2012, Angelikę Ogryzek – Miss Polski 2011, Małgorzatę Rożniecką – Miss Polonia. (am)

#6



Newsroom

#

25 sylwetek z „Shining Square” Waleria Tokarzewska-Karaszewicz nie odpoczywa. Podczas Fashion Week w Łodzi mieliśmy okazję obejrzeć jej najnowszą kolekcję na sezon FW 2016/2017. 25 nowych sylwetek skrywa się pod nazwą „Shining Square”. Tytuł kolekcji nawiązuje do błysku i świateł Nowego Jorku, ale i błysku kryształów, koralików i kraciastych tkanin użytych do stworzenia odzieży. Tym razem dominantem jest wełna, a inspiracją wielokulturowość dzielnic Nowego Jorku, eklektyczny duch miasta, który łączy ze sobą wszystkie kontynenty. Jednak jak podkreśla Waleria – tworząc starała się zrealizować wizję chińskiej dzielnicy Chinatown na Manhattanie, jej barwne szyldy i wystawy oraz Williamsburg - Brooklyn. Prace projektantki jak zawsze zostały utrzymane w duchu houte couture. (am) Lookbook FW 2016/2017 Collection „Shining Square” by Waleria Tokarzewska-Karaszewicz (www.facebook.com/tokarzewska www.tokarzewska.com instagram: @tokarzewska ) Photos: Weronika Kosińska (http://www.weronikakosinska.com ) MODELS: Matylda/ Specto & Marlenka / Como Model Mua: Agnieszka Brudny (http://agabrudny.com) / Hair: Patryk Nadolny (http://www.patryknadolny.pl) Shoes: Bayla (www.bayla.pl)

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#8


Największy wybór świeżych ryb i owoców morza. Wkrótce otwarcie!

To szczecińska odpowiedź na zagraniczne trendy. Miejsce, które powstało z pasji do gotowania i odkrywania nowych smaków. Nowocześnie i oryginalnie urządzone wnętrze wypełnione jest niepowtarzalną atmosferą. Wyłącznie świeże produkty, autorskie sosy, dbałość o szczegóły oraz profesjonalny serwis to znaki rozpoznawcze tego wyjątkowego miejsca. The Kitchen Meet & Eat to restauracja, w której smak jest aktorem pierwszoplanowym.

Szczecin Bulwar Piastowski

tel. +48 570 960 000


Newsroom

#

Pod koniec czerwca rusza II PZU Maraton Szczeciński. Hasłem przewodnim biegu jest „Podejmij wyzwanie”. - Bo nasz maraton w tym roku przebiegać będzie na dość trudnej trasie i w dość trudnych warunkach - mówi Robert Szych, dyrektor imprezy. - A wszystko zaczyna się 26 czerwca o godz. 9 rano. Start i meta maratonu, tak jak w ubiegłym roku, będą przy Azoty Arena przy ul. Szafera 3/5/7. Trasa jednak jest inna. Te 42,195 kilometry trzeba będzie przebiec ulicami miasta – jedna pętla, która obejmuje oba brzegi Szczecina i jego najpiękniejsze zakątki, m.in.: bulwary nadodrzańskie, gmach filharmonii uznany za najpiękniejszy w Europie, Zamek Książąt Pomorskich, katedra św. Jakuba, Jasne Błonia i gwiaździste śródmiejskie place, dzięki którym Szczecin zyskał miano Paryża północy. W pakiecie startowym organizatorzy szykują niespodzianki: dla wszystkich pamiątkowe koszulki techniczne najwyższej jakości i wyjątkowe medale na mecie. Zapewniają także profesjonalną organizację i niepowtarzalną atmosferę. - Ale mamy także inną nowość II PZU Maratonu Szczecińskiego - zapowiada Robert Szych. - To specjalny bieg dla przedszkolaków, tzw. Kids Run, czyli bieg na 195 metrów. Chodzi nam, by atmosferę biegu poczuli najmłodsi biegacze. Naturalnie będzie tez bieg Fun Run (tak jak w ubiegłym roku) na dystansie 4,2 km. Aby wziąć udział w biegach, potrzebne są wpisy na listę startową i wpisowe, czyli 10 zł za udział w biegu Kids Run i 20 zł za udział w biegu Fun Run. - Za to wszyscy startujący otrzymają pamiątkowe koszulki i medale - mówi Robert Szych. Obecnie na II PZU Maraton Szczeciński zapisało się tysiąc zawodników. W maratonie prawo startu mają wyłącznie te osoby, które najpóźniej do 26 czerwca ukończą 18 lat. Biuro Zawodów będzie się mieścić na Azoty Arenie, przy ul. Szafera 3/5/7. (bs)

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

Foto: Tamara Medyńska, Sebastian Wołosz

Podejmij wyzwanie i zrób królewski dystans

Debiut na wybiegu Laura Skowron, szczecinianka, designerka, projektantka, jedna z kreatywnych twórców młodego pokolenia. Pierwszym kierunkiem Laury na ASP w Poznaniu była scenografia i kostium. Jej prace szybko wydostały się poza szkolne pracownie i można było je oglądać w poznańskiej operze i Teatrze Nowym podczas spektakli. Teraz zdecydowała tworzyć dla każdego. Zaczęła od udziału w konkursie Fashion Designer Awards. Każdy mógł zgłosić swoje projekty, jednak nie każdemu wystarczyło umiejętności, by przebrnąć przez pierwszy etap. Laura zaprezentowała swoją teczkę oraz własnoręcznie uszyła pierwsze sylwetki i tak dotrwała do półfinału. Młoda projektantka jeszcze poszukuje własnego stylu. Trudno jednym zdaniem scharakteryzować jej prace. Część projektów odznacza się minimalizmem i geometrycznymi formami. Inne wydają się romantyczne, są lekkie i zwiewne. (am)

#10


Foto: archiwum prywatne

Wodne InSPIRACJE 2016

Szczeciński Piknik Lotniczy Ostatnie tygodnie dzielą nas od piątej edycji Szczecińskiego Pikniku Lotniczego. Jedno z najpopularniejszych wydarzeń w naszym regionie zaplanowano na 2 lipca na terenie lotniska w Dąbiu. Podczas pikniku swoje umiejętności zaprezentują gwiazdy polskiego i światowego lotnictwa m.in.: Grupa Akrobacyjna „Żelazny”, Marek Choim i Uwe Zimmermann. W planach również Ogólnopolskie Zawody Spadochronowe, pokazy motolotniarzy i paralotniarzy oraz wystawa statyczna statków powietrznych. Organizatorzy pomyśleli też o bardziej przyziemnych sprawach, planując strefę dla najmłodszych, stoiska wystawowe i gastronomiczne. Udział w wydarzeniu jest bezpłatny. Zapraszamy! (am)

Pod koniec czerwca będziemy gościć w Szczecinie festiwal inSPIRACJE 2016. Festiwal wraca po rocznej przerwie. Przed nami edycja dwuletnia wydarzenia - dwie kolejne edycje łączy wspólny tytuł „Zanurzenie” i ta sama para kuratorów. Edycja 2016 ma podtytuł „OKSY-DAN” i dotyczy wody, a edycja 2017 - „Breathtaking” i dotyczy powietrza. Program festiwalu podzielony jest na kilka części - wystawa główna, wystawa konkursowa i wydarzenia towarzyszące. Na festiwalu będzie można zobaczyć blisko 100 prac artystycznych. Będą to obrazy, rzeźby, fotografie i instalacje, które w sposób bezpośredni lub metaforyczny odwołują się do zagadnienia wody, przepływu, przenikania i zanurzenia. Wystawa główna: „OKSYDAN. Po płynno-empatycznej stronie życia”, której autorką jest Lena Wicherkiewicz, prezentuje prace artystów różnych pokoleń, różnej wrażliwości, o odmiennych zainteresowaniach i posługujących się różnymi mediami. To artystyczny projekt, mierzący się z niektórymi aspektami natury wodnego żywiołu. Projekt jest opracowywany z myślą o Szczecinie, mieście w objęciach wody: córek Odry, akwenów jezior i Zalewu Szczecińskiego, w bliskości Bałtyku. Ważną częścią „OKSYDAN” będzie czasowa instalacja w przestrzeni publicznej miasta: „Erytrocyt. Empatyczna Boja Pomiarowa”, przygotowywana przez Izabelę Żółcińską specjalnie z okazji 11. edycji inSPIRACJI. Festiwal rozpoczyna się 24 czerwca i potrwa trzy dni, a wystawy będzie można zwiedzać przez kolejny miesiąc. (mk)

R E K L A M A

badania dzieci

gastrolog, reumatolog, nefrolog, usg

CENTRUM DIAGNOSTYKI MEDYCZNEJ

ul. Felczaka 10

tel. 91 422 06 49

www.hahs-lekarze.pl


Newsroom

Foto: Andrzej Szkocki

#

Luksus z historią w tle Szczecińscy pasjonaci wyszli z inicjatywą wskrzeszenia przedwojennej marki jednośladów Stoewer. W tym samym miejscu, co ponad siedemdziesiąt lat tamu, na szczecińskim Niebuszewie rusza produkcja jedynego w swoim rodzaju roweru. Gryf, bo tak nazywa się prototyp nowego pojazdu, to połączenie dawnego szyku z nowoczesnym designem. Na pierwszy rzut oka rower wygląda jak klasyczny cruiser. Jednak jego wykonanie budzi zachwyt. Drewniane błotniki, korkowe uchwyty kierownicy, klasyczne siodełko w połączeniu z najnowszym osprzętem robią piorunujące wrażenie. Każdy chętny będzie mógł wybrać kolor ramy i felg oraz osprzęt, co sprawi że „Gryf” będzie wyjątkowy. Jeśli wszystko pójdzie po myśli projektantów, to pod koniec tego roku na rynku pojawią się 353 rowery marki Stoewer. Widząc zainteresowanie klientek, planowane jest jeszcze zaprojektowanie damskiej wersji szczecińskiego roweru. (om)

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#12


CZERWIEC 9.06 (czwartek), godz. 20:00 Opera na Zamku, Szczecin Otwarcie Festiwalu: Jubileusz 65-lecia Polskiej Żeglugi Morskiej Sándor Jávorkai (Węgry) – skrzypce Baltic Neopolis Orchestra 18.06 (sobota), godz. 19:00 Galeria Kaskada, Szczecin (dach) Lucyna Boguszewska (Opera na Zamku) – sopran Paweł Wolski (Opera na Zamku) – tenor Maksym Dondalski – skrzypce Baltic Neopolis Orchestra 19.06 (niedziela), godz. 19:00 Galeria Kaskada, Szczecin Baltic Neopolis Quartet 26.06 (niedziela), godz. 17:00 Park Staromiejski, Police Emanuel Salvador (Portugalia) – skrzypce Baltic Neopolis Orchestra

LIPIEC 8.07 (piątek), godz. 19:00 Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście Baltic Neopolis Quartet Rezydencja Krajów Wyszehradzkich: 15.07 (piątek), godz. 18:00 Ogród Różany, Szczecin Miriam Rodriguez Brüllová (Słowacja) – gitara Baltic Neopolis Quartet

SIERPIEŃ 16.07 (sobota), godz: 15:00 Ogród Dendrologiczny, Przelewice Miriam Rodriguez Brüllová (Słowacja) – gitara Baltic Neopolis Quartet 16.07 (sobota), godz. 20:00 Centrum Współpracy Międzynarodowej, Grodno Sándor Jávorkai (Węgry) – skrzypce Petr Nouzovský (Czechy) – wiolonczela Baltic Neopolis Quartet 17.07 (niedziela), godz. 17:00 Ogród Japoński, Gryfice Sándor Jávorkai (Węgry) – skrzypce Petr Nouzovský (Czechy) – wiolonczela Baltic Neopolis Quartet Art week 24.07 (niedziela), godz. 20:00 Amfiteatr, Świnoujście Vasko Vassilev (Bułgaria) – skrzypce Pamela Tan-Nicholson (Singapur) – fortepian Soliści z Opery Narodowej w Sofii Baltic Neopolis Orchestra – orkiestra symfoniczna 28.07 (czwartek), godz. 20:00 Muszla koncertowa, Świnoujście Vincente Campos (Hiszpania) – trąbka Miguel Angel Navarro (Hiszpania) – dyrygent Baltic Neopolis Orchestra

www.balticneopolis.pl

4.08 (czwartek), godz. 20:30 Bazylika Konkatedralna, Kołobrzeg Baltic Neopolis Virtuosi 5.08 (piątek), godz. 20:00 Centrum Współpracy Międzynarodowej, Grodno Baltic Neopolis Virtuosi 7.08 (niedziela), godz. 17:00 Ogród Japoński, Gryfice Daniel Bernardino (Portugalia) – obój Baltic Neopolis Trio 13.08 (sobota), godz. 20:00 Amfiteatr im. Włókniarzy, Złocieniec The Transcription Ensemble (Grecja) 14.08 (niedziela), godz. 19:00 Drawieński Ośrodek Kultury The Transcription Ensemble (Grecja) 26.08 (piatek), godz. 18:00 Ogród Różany, Szczecin Guimarães String Quartet (Portugalia) 27.08 (sobota), godz. 17:00 Nabrzeże, Gryfino Guimarães String Quartet (Portugalia) 28.08 (niedziela), godz. 18.30 Filharmonia, Koszalin Koncert finałowy: Vasko Vassilev (Bułgaria) – skrzypce Pamela Tan-Nicholson (Singapur) – fortepian Soliści z Opery Narodowej w Sofii Baltic Neopolis Orchestra – orkiestra symfoniczna


Felieton

#

#Monika Petryczko: kultura (nie)możliwa

Wierzę w kulturę! czy marszem w intencji, czy ja wiem... „spokojnego kosmosu”. Nie temat był tu najistotniejszy, ale ta świadomość właśnie i ponownie spojrzenie na fakt mieszkania w tak pięknym miejscu na Ziemi. Dziś nikogo nie dziwi, że powstaje biżuteria wychwalająca w swych kształtach najciekawsze obiekty architektoniczne naszego miasta, że powstają produkty, które wśród haseł obecnych nań wychwalają czekoladowy zapach miasta na Trasie Zamkowej, że z przypinek zerkają na nas „szmula” czy „pasztecik”.

Od lat wierzę w kulturę. Niezmiennie. Widzę też jak kultura zmienia. Zmienia na każdym poziomie. Począwszy od jednostkowych przeżyć podczas koncertu, spektaklu, poprzez całe grupy społeczne, dzielnice czy miasta. Pamiętam Szczecin z czasów, kiedy mieszkańcom nie przychodziło do głowy sadzić się na deklarację miłości czy też regionalnej przynależności do tego miasta. Przeciwnie, pamiętam czas, gdy bynajmniej w dobrym tonie nie było mówienia o zadowoleniu i dumy płynącej z życia w Szczecinie. Tymczasem dziś jest zgoła odwrotnie. Kilka miesięcy temu miałam niebywałą przyjemność rozmawiać z wiceprezydentem Łodzi, panem Krzysztofem Piątkowskim. W czasie krótkiej wymiany zdań udało nam się dojść do wspólnych wniosków, zauważyć pewną prawidłowość, która zmienia miasta trwale i sprawia, że stają się one czymś na kształt metropolitalnych oaz dla mieszkańców. Zarówno w Szczecinie jak i Łodzi moment, w którym miasta te się niejako zredefiniowały i odnalazły jasny (już nie mroczny) genius loci miał początek w czystej, zwyczajnej emocji ludzkiej. W najzwyklejszym i, jak się później okazuje, najistotniejszym – zadowoleniu i uczuciu szczęścia. Pamiętają Państwo ten moment także. Nad brzegiem Odry kilka lat temu w moim odczuciu nastąpił „cud”. Nastąpiła przemiana w ludziach Tego Naszego Miasta tak istotna, że pociągnęła za sobą kolejne i kolejne. Pamiętam moment, gdy z Wałów Chrobrego w swej strzelistości prezentowały się Tall Shipy, a ludzie płakali ze wzruszenia i szczęścia. Jestem też w pełni świadoma, że w tamtej chwili mogło chodzić o cokolwiek innego, że Zlot Żaglowców mógł przyjąć formę jakiegokolwiek innego wydarzenia, być szalonym spektaklem, koncertem na sto orkiestr

Sporo jeżdźę po Polsce i podpytuję o Szczecin, będąc ciekawa spojrzenia z dystansu. Od kilku lat o Szczecinie mówi się już konkretnie jakby w odwróceniu do dotychczasowego sztafażu zdań „Szczecin - tak daleko”. Mówi się o Filharmonii, Akademii Sztuki, „Przełomach”. Kultura zmienia. Nie musi być masowa. Może być popowa, offowa, branżowa i bardzo niszowa. Byleby była jakaś, byleby była bez kompleksów. Byleby w podążaniu dokądś goniła tylko jakość. Miejsc i momentów z pogranicza kultury, rozrywki czy przemysłów kreatywnych ci u nas dostatek. Co istotne każde z nich definiuje otwartość i chęć konfrontacji – wymiany myśli, energii z odbiorcami tymi z zewnątrz i z wewnątrz. Jakże istotnym w tym względzie zdaje się być chociażby Kontrapunkt, Festiwal Młodych Talentów, ale i będące tylko punkcikami na mapie zdarzeń rodzime miejsca jak palarnia kawy, sławetny pasztecik czy śledź w bułce – wychwalający śledziową tradycję miasta. Nagle też okazuje się, że bycie „paprykarzem” znaczy tyle ile zadbamy o to my sami czyniąc przeróżne małe i duże gesty niejako w znaczeniu terenu. Można uczynić bohaterem szczecińskich opowieści kamienice, jak zrobiła to Justyna Machnik w projekcie „Kamienice Szczecina”, można do socjolektu zachodniopomorskiego wprowadzić „dźwigozaury”, można posadzić kolejne magnolie, zbudować taras widokowy na dachu Zamku Książąt Pomorskich lub też można zwyczajnie naprawić chodnik. Skala nie jest tak istotna, zdaje się być bowiem wtórna w stosunku do tego, co w nas nastąpiło i kazało nazwać miłością do tego miasta. Kultura zmienia na wszystkich poziomach, jest tym wszystkim o czym przykładowo powyżej. Kultura jest też tym, co każe sięgnąć po nową płytę zespołu Hey i wśród tytułów odnaleźć „Ku słońcu” w świadomości takiej, że tylko dla nas, „ludzi stąd” jest to tytuł mocno dwuznaczny.

Monika Petryczko: producentka, animatorka wydarzeń kulturalnych, dziennikarka muzyczna, DJ-ka. Od ponad 15 lat związana z kulturalną działalnością w Szczecinie i w Polsce. Prezes Stowarzyszenia MiastoHolizm obecnie skoncentrowana na prezentacji Szczecina i Pomorza Zachodniego w projekcie Koalicja Miast Wrocław ESK 2016. Art Director „Design’Days” organizowanego w OFF Marinie.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#14


DOM NAD MORZEM LUB MIESZKANIE W MIEŚCIE Wybierz to co najlepsze, dla Ciebie i Twojej rodziny!

Sprawdź naszą ofertę na www.marina-developer.pl

Marina Club Szczecin


Zbigniew Matuszewski

LASEROWY WYMIAR PIĘKNA Zbigniew Matuszewski, jako jeden z pierwszych lekarzy w Polsce, podjął się założenia gabinetu medycyny estetycznej opartej na działaniu laserów. Zaczynał od podstaw, a wiedza pozwoliła mu na opracowanie szeregu autorskich metod leczenia światłem. Teraz pod jego okiem swe umiejętności doskonalą lekarze z Polski i z zagranicy. Poznając historię funkcjonowania laserów śmiało można powiedzieć, że przez 18 lat działalności Laser Studio świat stał się odrobinę łatwiejszy. ROZMAWIAŁA Agata Maksymiuk / FOTO Katarzyna Jankiewicz i Mila Łapko


Rozmowa miesiÄ…ca

#


Rozmowa miesiąca

#

Wszystko dokoła dąży do piękna, dlaczego tak się dzieje? - Żyjemy w czasach, kiedy wszyscy chcą czuć się dobrze i być piękni. Świat stworzył nam do tego predyspozycje. Szkoda, by ich nie wykorzystać.

stanie wykonać każdy zabieg. Wiele osób z tej branży myśli, że to niepotrzebne, w końcu są parametry książkowe, ustawia się je według zaleceń i stosuje. Jednak jestem przekonany, że kompletna wiedza może dać nieograniczone możliwości.

Tym zajmuje się Pan na co dzień? - Można tak powiedzieć. Lasery to niezwykłe urządzenia, można zrobić nimi wszystko co człowiek sobie wymarzy. Kiedy zaczynaliśmy, w naszym kraju lasery były wykorzystywane sporadycznie. Zdecydowałem się poznać ich możliwości i zrozumiałem, że światło może być dla ludzi zbawienne, oczywiście tylko pod warunkiem, że wiemy jak je wykorzystać. Zacząłem pogłębiać swoje badania, a co za tym idzie zaczęły pojawiać się kolejne pomysły, a wraz z nimi nowy sprzęt. Myślę też, że lata, w których startowaliśmy sprawiły, że obecnie możemy pochwalić się niemałą wiedzą na temat laserów. A zaczynaliśmy naprawdę od podstaw.

Teraz w Pana gabinetach znajduje się kilkanaście laserów. Wybór sprzętu jest ogromny, tak samo jak konkurencja. - Otwierając Laser Studio byliśmy jednym z pierwszych gabinetów w Polsce. Czas szybko mijał, konkurencja się zwiększyła, to normalne. Sprzęt i procedury medyczne, które wprowadzaliśmy i nadal wprowadzamy, pojawiają się na zasadzie potrzeb czy to naszych, czy też klientów. Jeśli ktoś zgłasza nam problem, szukamy czy istnieje sprzęt lub sprawdzamy, jak można wykorzystać obecny do rozwiązania tego problemu.

No właśnie, to przecież Pan otworzył w Szczecinie pierwszy gabinet medycyny estetycznej. Jednak teraz w Laser Studio poprawimy coś więcej niż tylko wygląd. Od początku miał Pan taki plan? - Początkowo była to tylko kwestia estetyki. Chcieliśmy mieć coś, dzięki czemu ciało mogło lepiej wyglądać. Pamiętam, że pierwsze urządzenie, jakie mieliśmy, służyło do epilacji. Pozornie sprawa była banalna. Dzięki usunięciu niechcianego owłosienia, kobiety bez skrępowania mogły wyjeżdżać na biwaki czy chodzić na plażę i nie przejmować się żyletkami. Z czasem okazało się, że epilacja może pomóc też ludziom z problemami hormonalnymi, dla których niechciane owłosienie jest olbrzymim kompleksem. Odpowiadając, cały czas używa Pan liczby mnogiej... - No tak, bo to żona Agnieszka namówiła mnie do sprowadzenia pierwszego lasera. Powiedziała, że to dobry pomysł, i że powinniśmy mieć takie urządzenie. Zainspirowała Pana? - Żona zawsze jest dla mnie największą inspiracją. Mimo wszystko pomysł wydawał się ryzykowny, jak na tamte lata. W Polsce nie było dostępu do wielu rzeczy, a tu laser... Nie miał Pan obaw? - Ktoś musiał być pierwszy (śmiech), ale ma pani trochę racji. To było prawie 20 lat temu i urządzenia były bardzo niewdzięczne do pracy, bardzo prymitywne. Na rynku nie było wielu firm zajmujących się ich produkcją, nie było też dystrybucji. Zdobycie sprzętu było ogromnym wyzwaniem. Kolejnym było jego wykorzystanie i serwis. Brak specjalistów sprawił, że musiałem sam się wszystkiego nauczyć. Rozkręcałem ławy laserowe, wymieniałem lampy, jeździłem do Niemiec po części. Teraz to wydaje się niewyobrażalne. Pamiętam też, jak chodziłem do Politechniki Szczecińskiej, by mierzyć moc lamp laserowych. I nie odbywało się to wcale w profesjonalnym gabinecie, a na tyłach szkoły w jednym z warsztatów, do którego wpuszczał mnie pracownik. Nie lepiej było zaczekać na książki, instrukcje, nowy sprzęt? - Zdecydowanie nie żałuję tamtego okresu. Dzięki temu, że poznałem budowę tych urządzeń od podstaw, wiem jak wykorzystać każde światło emitowane przez laser. Co za tym idzie, jestem w

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

A gdybym poszła do odpowiedniej szkoły, kupiła laser i zastosowała się do wszelkich zaleceń, czy to wystarczy, żebym otworzyła własny gabinet? - Do tej pory nie istnieją szkoły, które uczyłyby wykorzystania urządzeń laserowych. Trzeba też pamiętać, że dużą rolę gra tu doświadczenie. Proszę sobie wyobrazić sytuację, że osoba świeżo po kursie staje przed możliwością wykonania zabiegu... Czy na pewno przeprowadzi ten zabieg tak samo skutecznie, jak osoba z 10- czy 15-letnim stażem? Nawet jeśli codziennie będzie wykonywać jeden rodzaj zabiegu przez cały rok, to po roku nadal nie może powiedzieć, że osiągnęła perfekcję. Dlatego obawiam się, że mogłaby mieć pani trudności z otwarciem własnego gabinetu. Jeśli nie ma szkoły, która uczy posługiwania się laserem, to w takim razie skąd inne osoby czerpią wiedzę? Przecież nie każdy zaczynał razem z Panem. - Istnieje wiele szkoleń kierunkowych proponowanych przez różne ośrodki lub prywatnych lekarzy. Pojawiają się też kursy organizowane za pośrednictwem firm dystrybuujących urządzenia laserowe. Niestety, ale w moim odczuciu zbyt łatwa możliwość zakupu lasera sprawia, że nauka staje się powierzchowna. Na zdobycie porządnej wiedzy i umiejętności potrzebne są lata. To nie jest suszarka, którą podłączymy do prądu, zrobimy co trzeba i będziemy podziwiać efekty. Lasery są urządzeniami o bardzo dużej mocy. Jeśli zabieg jest wykonany prawidłowo, można uzyskać niesamowite efekty. Jeśli jednak laser jest wykorzystywany nieprawidłowo, można zrobić komuś krzywdę lub nie uzyskać żadnego efektu. Odpowiedzią na rosnącą popularność laserów są stereotypy na temat ich działania. Czy aby na pewno ich stosowanie jest bezpieczne dla zdrowia człowieka? - Stereotypy powstają przez niewiedzę. Urządzenia laserowe, które są wykorzystywane w medycynie, emitują mniej promieniowania ogólnego na człowieka niż telewizory przed tym, jak wprowadzono technologię ledową. Mimo tego telewizja nie straciła na popularności. To taka ciekawostka, o której wiele osób nie wie. Zapewniam, że zabieg wykonywany prawidłowo nie niesie żadnych skutków ubocznych. Na jakie zabiegi jest największe zapotrzebowanie? - Jest to korekcja blizn i rozstępów, którą wykonuje się laserem frakcyjnym. Nie słabnie też popularność epilacji. Stosowanie hormonów i po-

#18


#19

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Zbigniew i Agnieszka Matuszewscy

lepszaczy w pożywieniu sprawia, że dochodzi do różnych mutacji w organizmie człowieka. Włosy pojawiają się w nietypowych miejscach, a epilacja trwale je usuwa, do tego ma pozytywny wpływ na skórę. Dużym problemem są też zmiany grzybiczne na paznokciach. Leczenie farmakologiczne jest długotrwałe i nie zawsze przynosi pożądane efekty, a laser został uznany za jedyną skuteczną metodę leczenia grzybicy. Mówimy o zabiegach, które w dużej mierze dotyczą kwestii estetycznych, ale laser może też leczyć. W jakich przypadkach może nam pomóc? - W dzisiejszych czasach dużym problemem jest niewydolność żylna. Pierwszym objawem są pęknięte naczynka w okolicy kolan czy kostek lub na łydkach. Zaczynają nas dręczyć skurcze i drętwienia, a kiedy jest gorąco albo jesteśmy zmęczeni, nogi puchną. Winę zwykle zrzucamy na pogodę lub brak snu. Prawda jest nieco inna. Kiedy wykonujemy wysiłek fizyczny, serce pracuje szybciej, starając się przepompować odpowiednią ilość krwi i odżywić tkanki. Jeśli w żyłach zalega krew, serce będzie obkurczać się jeszcze szybciej, zaczynając pracować nierówno. Z czasem pojawia się drżenie rąk, nadciśnienie, bóle stawów, kłopot ze zrzuceniem wagi, cellulit, szybciej się męczymy, stajemy się mniej wydolni. Osoby starsze stają się otyłe, osobom młodszym doskwiera nieproporcjonalna budowa ciała. Kiedy jest bardzo źle, udajemy się do kardiologa albo dietetyka nieświadomi, że przyczyna problemu znajduje się gdzie indziej. I tu z pomocą wkracza laser? - Tak, laser naczyniowy. Zabieg jest bezkrwawy, bezinwazyjny. Nie wymaga nacinania skóry, wprowadzania substancji chemicznych czy też narzędzi chirurgicznych. Nie ma możliwości wdania się zakażenia, jak podczas operacji.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

Przy zachowaniu ciągłości skóry, można przywrócić stabilność wszystkich naczyń. Zabieg należy przeprowadzić po całej długości naczyń krwionośnych - od stopy do pachwiny. Między naprawą jednej a drugiej nogi, należy zachować odstęp około jednego miesiąca. Efekty są widoczne od razu. Po pierwsze noga staje się szczuplejsza, tłuszcz zaczyna odkładać się we właściwych miejscach, pacjent lepiej śpi, wolniej się męczy, znikają bóle stawów i opuchlizny, mija uczucie zimnych lub gorących stóp. Krew szybciej krąży. Po prostu można cieszyć się życiem. Oczekując na rozmowę w poczekalni, zauważyłam nie tylko dorosłych, ale i dzieci w różnym wieku. Istnieje granica wiekowa, od której można poddać się zabiegom? - Najmłodsze dziecko, którym się zajmowałem, miało 6 miesięcy. Problem dotyczył malformacji naczyniowej na twarzy. Maluch był już wcześniej leczony w innym ośrodku, niestety leczenie operacyjne nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Laser pomógł od razu. Poza tym była to dla niego o wiele bezpieczniejsza metoda, niewymagająca znieczuleń czy narkozy. Niedawno leczyliśmy też niespełna 3-letnią dziewczynkę. Tak naprawdę, jeśli zmiany nie są groźne dla życia, nie ma znaczenia kiedy zaczniemy je usuwać. Jeśli dziecko jest małe i nieświadome, zabieg przeprowadza się inaczej niż w przypadku 5- czy 6-latków. Dzieci w wieku wczesnoszkolnym mają mnóstwo obaw, nie rozumieją wielu rzeczy. Oczywiście podczas całego zabiegu obecni są rodzice, którzy mogą przytulić swoje pociechy, wziąć za rękę, uspokoić. Jednak jeśli można poczekać z zabiegiem, lepiej oszczędzić stresu malcom i zaczekać kilka lat, aż dziecko będzie bardziej świadome i samo będzie chciało poddać się leczeniu.

#20


A co z nastolatkami? Media wywierają silną presję na młodych ludzi, szczególnie jeśli chodzi o wygląd. Czy na problemy estetyczne związane z dojrzewaniem również znajdzie się rada? - U dzieci dojrzewających światło lasera pomaga nie tylko w kontekście estetycznym, ale i psychicznym. Możemy zniwelować zmiany zapalne związane z trądzikiem czy alergiami oraz blizny. To wszystko bez wykorzystywania środków farmakologicznych. Co za tym idzie, spełnia się marzenie o gładkiej cerze i znikają kompleksy. Podobny efekt daje epilacja. Czy takie zabiegi nie są przesadą? Każdy z nas musiał przebrnąć przez problemy dojrzewania, które przecież mijają same. - Kult ciała to problem w każdym wieku, a dzieci są bardzo wrażliwe. Zdarza się, że nastolatki są dla siebie wręcz okrutne. Przez to młodzież zajmuje się swoim wyglądem znacznie bardziej niż powinna. Jeśli laser może pomóc i rozwiązać chociaż część problemów nękających dzieci, to czemu go nie wykorzystać? Dziś panuje moda na gładkie ciała, a przecież jeszcze kilka lat temu kobiety chodziły z owłosionymi nogami i pachami. Czasy się zmieniają, moda się zmienia, sposoby radzenia sobie z niedoskonałościami też się zmieniają. Jeszcze niedawno były to farmaceutyki, maszynki do golenia, cukier czy wosk do depilacji. Teraz jest to laser, ale też zdrowa dieta. Naturalna żywność to kolejny popularny temat, ale co ma wspólnego z laserem? - Można powiedzieć, że wszystko. Od lat obserwujemy ludzi, którzy do nas przychodzą zarówno z drobnymi problemami, jak niwelowanie zmarszczek, ale i poważnymi, dotyczącymi zmian naczyniowych. Bardzo często zmiany te są wywołane niewłaściwym trybem życia – używkami, brakiem ruchu i złą dietą. Żeby zabiegi były skuteczne, a efekty stałe, musimy zadbać

o siebie od wewnątrz. Nie bez powodu mówi się, że jesteśmy tym co jemy. U Pana w gabinecie również można zasięgnąć porad dietetyka? - Tak, chcemy aby nasze usługi były kompleksowe. Niedawno zakupiliśmy analizator masy ciała. To bardzo ciekawe urządzenie, dzięki któremu m.in. określimy faktyczny wiek metaboliczny naszego organizmu. Takie dane pomogą dietetykowi dostosować dietę do indywidualnych potrzeb pacjenta. Zależy nam też, aby szerzyć świadomość wśród ludzi. Wiele osób nadal nie zwraca uwagi na skład produktów spożywczych, które kupuje. Zamiast iść do sklepu na pieszo czy podjechać rowerem, wybierają auto. To pozornie drobne błędy, ale dramatycznie wpływają na nasz wygląd. Oczywiście, przy pomocy odpowiednich urządzeń pozbędziemy się cellulitu, wyszczuplimy pewne miejsca na ciele, jednak nie sprawimy, że nadwaga zniknie. Bez zmiany stylu życia problemy powrócą, a przecież nie o to nam chodzi. Dotyczy to zarówno osób, które chcą wyglądać młodo i zdrowo, jak i tych pragnących pozbyć się cellulitu czy pragnących zdrowej cery. Zmiana diety to chyba trudna sprawa? - Polecam zacząć od czytania. Razem z żoną właśnie tak zaczęliśmy. W pewnym momencie zdecydowaliśmy nawet przeprowadzić się na wieś. Jemy to, co jest produkowane lokalnie: mięso, jajka, mleko, owoce, warzywa. Wszystko zgodnie z sezonowością produktów. Jakość życia jest nieporównywalna, proszę mi wierzyć. Wszystko dookoła staje się piękniejsze, ale trzeba niemałej wiedzy, żeby to piękno podtrzymać. - Wszystko jest dla ludzi, ale tylko przy zachowaniu odpowiedniego umiaru. Nie warto tracić głowy dla chwilowych efektów.

#21

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Styl życia

#

Staram się zaprzyjaźniać z ludźmi Radek Kurzaj przygodę z fotografią zaczynał w latach 80. jako młody chłopak. Swoje zdjęcia publikował na całym świecie, całemu światu pokazał też Szczecin. A to za sprawą albumu „4’dimensionHarmony” z pięknymi zdjęciami ilustrującymi, jak powstawał budynek filharmonii. TEKST Małgorzata Klimczak / FOTO Radek Kurzaj / Andrzej Szkocki

Szczeciński obiekt w ubiegłym roku zdobył tytuł najpiękniejszego budynku w Europie. W trakcie budowy nikt się tego nie spodziewał. Również Radek Kurzaj, na oczach którego filharmonia powstawała. - Inspirowany przez zespół, z którym pracowaliśmy nad albumem, i ograniczony objętością, wiedziałem, że musi z tego powstać ciekawa historia – mówi Radek Kurzaj. - Finalne ujęcia wybierałem z ponad dziewięciu tysięcy zdjęć, a wybór był naprawdę trudny. Moim marzeniem zawsze jest to, by ktoś, kto weźmie do ręki album, zobaczył to, co ja mogłem obserwować na co dzień: ciężką pracę ludzi, ich pasję i piękno, które kryje się w zwykłych, często brudnych przecież pracach budowlanych, ostatecznie zmieniających się w spektakularne obiekty. Teraz wszystko jest piękne, minimalistyczne, czyste i wychuchane, ale wtedy była to po prostu budowa. Mimo że pomysł na projekt ma się od początku, dopiero po doświadczeniach i codziennym obcowaniu z budynkiem pojawia się indywidualny dla każdej budowli projekt albumu, z logicznym ciągiem. Przy filharmonii do samego końca ścierały się dwie główne osie: czy zachować układ chronologiczny czy geograficzny.

Radek Kurzaj uważa, że portretowanie to nie tylko robienie zdjęć, ale też poznawanie ludzi, wysłuchiwanie ich historii, spędzanie razem wielu godzin. Dopiero wtedy wychwytuje się „coś”, co potem widać na zdjęciu. Podobnie było podczas powstawania albumu o filharmonii. Praca trwała 31 miesięcy. Była połączeniem dwóch ważnych elementów w fotografii Radka Kurzaja – portretów ludzi i architektury. - Zawsze staram się z ludźmi poznać i zaprzyjaźnić – mówi artysta. - Naprawdę żyłem tym projektem. Inaczej nie potrafię. Tym bardziej że ikona architektury budowana była w moim rodzinnym mieście (śmiech). Chodziłem tam prawie jak na budowę własnego domu. Kiedy pracownicy już mnie poznali, wiedzieli, że nie przychodzę po to, by czyhać na nich, aż będą bez kasku czy na jakieś popełnione błędy, tylko że zależy mi na ciekawym materiale zdjęciowym. Bardzo mi zależało, żeby nie pokazywać samych ścian. Bo przecież budynki tworzone są przez ludzi dla ludzi. Tak jak ten album.

Radek Kurzaj zaczynał od pracy w reklamie, potem była architektura, a w końcu to, co najciekawsze, czyli ludzie. W wieku 23 lat nieoczekiwanie trafił do Stanów, gdzie opublikował kilkanaście albumów. Książki z jego zdjęciami sprzedawane są w Niemczech, Japonii i Wielkiej Brytanii. W Szczecinie zrobiło się o nim głośno, kiedy w 2010 roku w Alei Kwiatowej pokazał wystawę „Początek”, przedstawiającą 150 fotografii osób związanych z Porozumieniami Sierpniowymi. To była 30. rocznica wydarzeń i Szczecin chciał wyjątkowo uczcić to święto. Fotografie przyciągały uwagę. Były w wielkich formatach, niemal 1:1. Poza tym każda z prezentowanych osób

Pracę nad albumem Radek Kurzaj wspomina z sentymentem. - Nie będzie już tak, że kiedy będę chciał wejść na dach filharmonii, to sobie po prostu wejdę – mówi. - No i już nigdy nie będę w niej sam (śmiech). Podczas otwarcia goście weszli do złotej sali, którą ja pamiętam jako betonową i na początku zobaczyli mój film. To było najlepsze podsumowanie mojej pracy. Dla mnie to były ogromne emocje. To, że filharmonia została otwarta, dotarło do mnie dopiero po dwóch tygodniach. I choć teraz jest otwarta dla każdego, łączy mnie z nią wiele wspomnień, których część można zobaczyć w wydanym właśnie albumie.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

została uchwycona w specyficzny dla siebie sposób. Z konkretnym elementem, który ją charakteryzował.

#22





Edytorial

#

Dziewczyna w puszczy Szczecińska fotograf Joanna Jaroszek, zakochana w pięknej naturze regionu, uczyniła z niej plener dla swoich sesji. Na dobry początek zdjęcia wykonała w Puszczy Wkrzańskiej miejscu tajemniczym, romantycznym i niezwykłym. Oto pierwsza z serii sesji „Puszcza”. Zdjęcia, produkcja, stylizacje: Joanna Jaroszek / www.joannajaroszek.pl Modelka: Tamara Krzemińska-Kapłun Makijaż i włosy: Agnieszka Ogrodniczak / IMAGO | Wsparcie: Seweryn Skrzyniarz Moda: Marfa Fashion i Escada Sport Szczecin


#27

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Edytorial

#


#29

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 02 1/2016


Showroom

#

Taliowana marynarka Top Secret, cena: 299,99 zł

Wełniano-jedwabna poszetka, poszetka.com, cena: 119,00 zł

Welurowe półbuty Doucal’s, Zalando, cena: 1 069,00 zł

Wzorzysta koszula Pull and Bear, cena: 89,90 zł Skórzana aktówka Kiomi, Zaladno, cena: 305,10 zł Lniano-jedwabna poszetka, poszetka.com, cena: 99 zł

Spodnie w kant KappAhl, cena: 199,99 zł

Zaprezentuj się światu Każdy dzień to dobry początek na wprowadzenie czegoś nowego do naszej garderoby. Zacznijmy od pojedynczych elementów, które ożywią stonowane kolorystycznie ubranie. Dobrym pomysłem będzie lniana marynarka w pięknym koralowym odcieniu. W zestawieniu z białą koszulą, granatowymi spodniami i jasnymi, welurowymi półbutami stworzy elegancki, nowoczesny i przemyślany zestaw – mówi Sylwia Dębiec-Babicz, osobista wizażystka i stylistka. Jeśli natomiast jesteś otwarty i kochasz modę, połączenie kolorowej koszuli w printy z błękitnymi spodniami zapewne przypadnie ci do gustu. Do tego załóż jasną marynarkę i dopasuj ciekawą poszetkę, która jeszcze wzbogaci twoją modową stylizację – dodaje wizażystka i stylistka.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#30



Showroom

#

#

Showroom

Kwiatowy top Mango, cena: 119,90 zł Geometryczne porcelanowe kolczyki, Mustache.pl, cena: 129,00 zł

Tropikalny kostium kąpielowy Zara, cena: 99,90 zł Brzoskwiniowy kombinezon Missguided, cena: 149,00 zł

Jedwabna czerwona spódnica Gestuz, Zalando, cena: 759,00 zł

TOREBKA Goshico, cena: 180 zł, butik Portfolio, ul. Gen. Rayskiego 23/11, Szczecin

Egzotyczny ptak

Sandały LIU JO, cena: 1 129 zł

Rajskie kwiaty, paprocie, wzory kopiujące skórę dzikich zwierząt, soczyste barwy - to wszystko przywodzi na myśl egzotyczne wakacje. Bawmy się modą, łączmy printy i kolory ze sobą - wtedy ulice naszego pięknego Szczecina staną się barwne, energetyczne i szalenie modne – mówi Sylwia Dębiec-Babicz, osobista wizażystka i stylistka. Taki zestaw to jak zastrzyk z endorfin, daje pozytywnego powera, podkreśla kobiecość i pewność siebie. W tym sezonie szalenie modne będzie eksponowanie ramion, stąd bluzki czy sukienki z opuszczonymi ramiączkami bądź rękawkami. Taki zabieg optycznie poszerza ramiona, dlatego jest idealny dla kobiet, które mają je wąskie i szczupłe – podkreśla wizażystka i stylistka.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#32


gorące trendy na lato

ul. Gen. Rayskiego 23 (wejście od Jagiellońskiej) tel. 698 800 747 portfolio.szczecin Odzież, dodatki, biżuteria. Polskie marki i projektanci.


Historia mody

#

Antoine de Paris

– polski król fryzjerów Tak samo, jak inni fryzjerzy używał nożyczek i grzebienia, jednak przy ich pomocy potrafił zdziałać cuda. Mówiono o nim „król fryzjerów”, „wirtuoz”, „artysta-wizjoner”. To on dyktował trendy w modzie międzywojnia i to on sprawił, że dziś fryzura jest tak samo ważna, jak ubranie. Mowa o Antonim Cierplikowskim, polskim fryzjerze, który podbił Paryż i Hollywood. TEKST Celina Wojda / FOTO Archiwum prywatne Marty Orzeszyny

Gdy słyszymy nazwisko Coco Chanel, w głowie od razu mamy Paryż, modę, ikonę stylu, wybiegi i markę, która jest nieśmiertelna. Takie same skojarzenia powinniśmy mieć, gdy słyszymy o Antoine Cierplikowskim. Człowieku, który odmienił światowe fryzjerstwo. Otworzył salony, jakich wcześniej nie było na świecie. Pozbawił kobiety ciężkich fryzur, zasłoniętych kapeluszami. Ścinał włosy, które pielęgnował tak samo, jak najpiękniejszą kreację. O historii mistrza Antoine opowiadała ostatnio w Szczecinie Marta Orzeszyna, autorka pierwszej polskiej biografii mistrza, która przyjechała do Książnicy Pomorskiej na zaproszenie Miłosza Ciesielskiego z Zachodniopomorskiej Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości w ramach spotkań „Rendez – vous Szczecińskiego Rzemiosła z Kulturą”. Zanim Antoni Cierplikowski wyjechał do Paryża, gdzie odkryto jego talent, w salonach fryzjerskich spotykało się wyłącznie mężczyzn. Panie nie chodziły się czesać, a tym bardziej strzyc włosów. Fryzjerów odwiedzali mężczyźni, a rzemieślnicy skupiali się na tworzeniu peruk. O włosy kobiet się nie dbało. Panie chodziły w wielkich kokach, przyduszonych ciężkimi kapeluszami. Mycie włosów odbywało się bardzo rzadko. Na co dzień rozczesywano je i wcierano jakieś mazidła. Panie, które chciały być uczesane przez fryzjera, zapraszały go do domu. Nie przychodziły do salonów. Fryzura kobiet miała znikome znaczenie. Wszystko zmieniło się w 1909 roku, kiedy Antoine jako pierwszy ściął kobiecie włosy na krótko, a trzy lata później - w 1912

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

roku otworzył pierwszy na świecie nowoczesny salon fryzjerski dla kobiet przy ulicy Cambon 5, w samym sercu Paryża. To była rewolucja w świecie fryzjerstwa. Rewolucja, dzięki której dzisiaj stylizacja fryzur ma takie znaczenie. - Antoine zaprosił kobiety do siebie, oddając im we władanie salon ekskluzywnie urządzony przez pochodzącą z Polski artystkę Sarę Lipską – opowiada Marta Orzeszyna, autorka biografii o Antoine.

Król fryzjerów, fryzjer królów Antoine to ikona stylu i mody. To właśnie on jest autorem słynnego cięcia „na chłopczycę”, które wraz z kreacjami Chanel dyktowało kanony mody międzywojnia. Do Paryża wyjechał za pracą. Fach fryzjerski miał w ręku od zawsze. Na pracę za granicą namówiła go rodzina, która wiedziała jak wielki talent w nim się kryje. - Antoine z wyboru został fryzjerem, ale w głębi serca marzył, żeby zostać rzeźbiarzem, artystą - opowiada Marta Orzeszyna. - I właśnie ta dusza artysty przemawiała w jego pracy. On dostrzegał piękno w każdej kobiecie. Potrafił zdziałać prawdziwe cuda. Nie od razu jednak zdobył serca paryżanek. Zanim stał się Antoine de Paris, szukał jeszcze pracy w Londynie, skąd postanowił wrócić do stolicy Francji. Dopiero fryzura z 1909 roku, wymyślona dla aktorki Ève Lavallière przyniosła mu tak wielką sławę. W Paryżu zaczął być nazywany cudotwórcą, królem fryzjerów. Zaczął nie tylko ścinać włosy, ale także je pielęgnować. Wymy-

#34


#35

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Historia mody

#

ślił nawet farbowanie włosów na niebiesko. Kobiety marzyły o tym, aby móc się u niego czesać. Kalendarz miał wypchany po brzegi. Wszystkie panie chciały, aby to właśnie mistrz wymodelował im fryzurę. Przychodziły do niego aktorki, modelki, znane kobiety, które liczyły się w świecie mody, ale także w polityce, biznesie, kulturze, sztuce. To jemu zaufały takie gwiazdy jak: Coco Chanel, Edith Piaf, Greta Garbo czy Brigitte Bardot. Czesanie u niego było wyjątkowym przeżyciem. Klientki uwielbiały odwiedzać salony Antoine nie tylko ze względu na jego talent, ale także na atmosferę jaka tam panowała.

Antoine de Paris - Jego po prostu kochano – mówi autorka biografii. - Był znany nie tylko w świecie mody, ale także wśród literatów, artystów, znawców sztuki. Na salonach był osobą szanowaną i lubianą. W latach dwudziestych Antoine był tak samo ważną osobą w świecie mody, jak Coco Chanel, a nawet pokusiłabym się o opinię, że był ważniejszy od niej. To on dyktował modowe trendy. Projektanci czekali na to, co takiego wymyśli Antoine, aby móc dostosować do tego swoje kolekcje. To on wyniósł fryzjerstwo na modowy piedestał. - Dzisiaj wielkie pokazy mody nie są możliwe bez fryzjerów stylistów. Fryzura jest nieodłącznym elementem stroju, jest jego częścią, nie dodatkiem. I to właśnie zapoczątkował Antoine. Nie wszystkim się to oczywiście podobało, że nagle pojawia się fryzjer, którego traktuje się na równi z wielkimi projektantami mody. Sylwetka Antoine była znana w całym świecie mody. Jego kariera zaczęła wychodzić poza granice Europy. Fryzjer otwierał swoje salony w Stanach Zjednoczonych. Czesał największe sławy Hollywood. Dla klientek był nie tylko fryzjerem, ale także przyjacielem, powiernikiem. W jego salonach mogły spotkać się z przyjaciółkami, porozmawiać, uspokoić się i odprężyć. - Słynął z perfekcyjnego podejścia do swojego zawodu, wymagał od pracowników dyskrecji i wysokiej kultury osobistej - opowiada Orzeszyna. - Zabraniał spoufalania się z klientkami, zwłaszcza fryzjerom, twierdząc, że to, choć początkowo miłe, w efekcie niszczy dobre relacje i zaufanie. W stosunku

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

do klientek był bardzo uprzejmy, ale stanowczy.

Barwna postać i ciche odejście Chociaż klientki uwielbiały go, to z biegiem lat Antoine był coraz bardziej kontrowersyjną postacią w świecie mody i sławy. Wybudował sobie własną kamienicę, która zszokowała wszystkich architektów w Paryżu. Mieszkał w szklanym domu z widokiem na Wieżę Eiffla. Spał w trumnie, w której także kazał siebie fotografować. Mówi się, że uwielbiał mężczyzn, a kobiety tylko czesał. Nosił ekstrawaganckie stroje. Zaskakiwał swoim zachowaniem, manierami i pomysłami. - Był lubiany i szanowany, ale często też parodiowany - zauważa autorka biografii. - Słynął ze swojej odwagi. Lubił szokować i zaskakiwać wszystkich. Na czas II wojny wyjeżdża, opuszcza swój ukochany Paryż i wylatuje do Stanów, gdzie jego kariera trwa w najlepsze. Czego nie można powiedzieć o europejskiej stolicy mody. Gdy po wojnie niechętnie wraca ze Stanów do Paryża, z każdym rokiem jego kariera coraz bardziej odchodzi w zapomnienie. Do tego stopnia, że u schyłku swojego życia wraca do Polski, gdzie umiera w zapomnieniu. - Na jego powrót na pewno miało wpływ wiele czynników – stracił majątek, popadł w konflikty, być może potrzebował spokoju i dlatego wrócił do rodzinnego Sieradza, gdzie został pochowany. W Paryżu spoczywa wyłącznie jego ręka – kończy Orzeszyna.

Rendez – vous z kulturą Spotkanie z Martą Orzeszyną było pierwszym z serii „Rendez – vous Szczecińskiego Rzemiosła z Kulturą”. Ideą spotkań jest promowanie rzemiosł poprzez historię. Do Szczecina zawitają osoby, dla których sztuka rzemiosła ma wyjątkowe znaczenie. - To ciekawa inicjatywa, łącząca historię i rzemiosło - mówi Miłosz Ciesielski. - Chciałbym w ten sposób promować zarówno daną dziedzinę rzemieślniczą, jak i ciekawą osobowość lub wydarzenia z jej historii. Taka formuła to pożywka dla głodnych i zainteresowanych historią, ale i mam nadzieję, przede wszystkim motywacja i akceptacja dla młodzieży, ukazująca im zalety i szanse oraz sensowność wyboru ogólnie rozumianej rzemieślniczej drogi.

#36



Styl życia

#

Wspomnienia szczecinian na kartach książki Na początku czerwca ukaże się książka „Szczecin. Pamiętam, że...”. W ok. 100-stronicowej pozycji znajdzie się ponad 300 wspomnień o Szczecinie, widzianych oczami mieszkańców czy turystów. TEKST Szymon Sidorowski / FOTO Sebastian Wołosz


Rozmowa Styl życia

##

Michał Chaszkowski-Jakubów ze Stowarzyszenia Kultury i Integracji „In tractU” wpadł na pomysł, by w jednym miejscu zawrzeć wspomnienia o Szczecinie - widziane oczami mieszkańców, studentów czy turystów, którzy pamiętają to miasto z przeróżnych okresów. Tych powojennych, z czasów PRL czy współczesnych. Założenie było proste. Każdy chętny poprzez formularz na stronie internetowej, mail czy tradycyjny list mógł podzielić się swoją historią ze Szczecinem w tle. Warunek był taki, że zdanie powinno zaczynać się od słów „Pamiętam, że...”, a wspomnienie nie mogło mieć więcej niż 2-3 zdania i 200 znaków. Jak pamiętamy O czym można napisać w tak krótkim wspomnieniu? Na przykład o kultowym miejscu, którego w przestrzeni Szczecina już nie ma: „Pamiętam, że kiedy chciałeś się z kimś umówić w centrum, zazwyczaj było to pod Grzybkiem” - czytamy w jednym z pierwszych wspomnień, które odnosi się do „Grzybka” z Bramy Portowej, zastąpionego dziś biurowcem. Można też o dużych wydarzeniach, które miały miejsce w Szczecinie: „Pamiętam, że w 1996 r. był w Dąbiu Przystanek Woodstock. Ja miałem 10 lat, „Mały” - siedem. Nie przeszkadzało mu to jednak ukraść biesiadującym punkom wina. Czy je wypiliśmy? Tego akurat nie pamiętam”.

Gdzie to kupić W pierwszej kolejności książkę będzie można kupić za 30 zł na stronie internetowej www.szczecinpamietamze.pl W mieście będzie dostępna tam, gdzie w ofercie są szczecińskie pamiątki tworzone przez firmę „Szczeciński”, która od dawna obok swoich produktów sprzedaje książki o szczecińskiej tematyce oraz szczecińskich autorów. - Prowadzimy też rozmowy z księgarniami mocno identyfikującymi się ze Szczecinem - zapowiada Chaszkowski-Jakubów. W planach są także dwa spotkania promujące książkę. Pierwsze, na początku czerwca (informacja o nim pojawi się na stronie facebookowej „Szczecin. Pamiętam, że...” oraz na www.szczecinpamietamze.pl). Pomysłodawcy będą chcieli podziękować wspierającym, którzy wpłacili na portalu crowdfundingowym prawie dwa razy więcej pieniędzy, niż było planowane. Wspierający na spotkaniu będą mogli odebrać swoje nagrody, które otrzyma każdy, kto wsparł zbiórkę. Książkę przedpremierowo otrzymają wszyscy, którzy wpłacili przynajmniej 29 zł. Osoba, która jako pierwsza wpłaciła 100 zł, otrzyma pierwszy egzemplarz z nakładu, z indywidualną dedykacją oraz pieczęcią z numerem pierwszym. - Oczywiście, na spotkaniu będzie też można przedpremierowo kupić „Szczecin. Pamiętam, że...” - zapewnia Michał. Wrocław już wspomina

Wspominają znani mieszkańcy Zbiórka wspomnień okazała się wielkim sukcesem. - Książka będzie miała ok. 100 stron i ok. 300-350 wspomnień – mówi Michał Chaszkowski-Jakubów. - Materiału mamy jednak zdecydowanie więcej. Planujemy, że w tym roku ukaże się jeszcze druga część „Szczecin. Pamiętam, że...”, bo grzechem by było nie wykorzystać tych wspomnień. Wspomnieniami, obok zwykłych szczecinian, podzielili się też ci bardziej znani, rozpoznawalni w całej Polsce czy na świecie. - Otrzymaliśmy już wspomnienia od Moniki Pyrek oraz dwóch aktorek: Katarzyny Bujakiewicz i Agaty Kuleszy - mówi Chaszkowski-Jakubów. - Mamy jeszcze obiecane wspomnienia od kilku innych znanych szczecinian. Liczymy też na wspomnienia prezydenta Szczecina Piotra Krzystka, który objął patronat honorowy nad książką. Mieszkańcy wsparli wydanie By książka się ukazała, potrzebne było także społeczne wsparcie finansowe, zrealizowane poprzez internetową platformę crowdfundingową Wspieram.to. Zbiórka przekroczyła najśmielsze oczekiwania organizatorów. Chcieli zebrać 3,5 tys. zł na wydrukowanie 500 egzemplarzy książki. Udało się zebrać 6656 zł, czyli 190 proc. potrzebnej sumy. - Dzięki temu wydrukujemy około 700-800 egzemplarzy - zapowiada pomysłodawca. - Oczywiście, jeżeli książka będzie hitem, to zrobimy dodruk już we własnym zakresie.

Skąd w ogóle pojawił się pomysł na taką książkę? Do jej stworzenia Michała zainspirowały takie książki, jak „I remember” Joego Brainarda, „Pamiętam, że” Georgesa Pereca oraz wrocławska książka „Wrocław. Pamiętam, że”. - Wśród wrocławian cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem - opowiada pomysłodawca. - Mieszkańcy zaczęli się z nią identyfikować i chciałbym to przenieść na grunt szczeciński. Element budowania tożsamości Czy szczeciński odpowiednik może również odnieść taki sukces? - Szczecinianie zaczną się z nią identyfikować i może stać się ona elementem budowania tożsamości polskiego Szczecina. Od 2007 roku Szczecin nabrał rozpędu, a katalizatorem zmian były regaty - mówi Michał Chaszkowski-Jakubów. - Co najważniejsze, Szczecin zaczął się wtedy rozwijać nie tylko pod względem infrastrukturalnym. Widoczna jest też zmiana w postawie mieszkańców. Zaczęliśmy w nim działać, pomagać w jego rozwoju, sami oddolnie organizujemy przeróżne akcje. Swoimi wspomnieniami, które mogą się ukazać w drugiej części książki, wciąż można podzielić się na trzy sposoby. Przez internetowy formularz na stronie www.szczecinpamietamze.pl, mailowo: kontakt@intractu.pl oraz tradycyjnie, drogą pocztową (na adres: Stowarzyszenie Kultury i Integracji „in tractU”, Szczecin, 71-500, al. Wyzwolenia 36/39 z dopiskiem „Szczecin. Pamiętam, że...”).

#39

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06 1/2016


Kulinaria

#

Karmelizowany fenkuł z kozim twarożkiem, czyli sposób na dziwne warzywo

Fenkuł nie jest warzywem często spotykanym w naszej kuchni, a szkoda, bo daje wiele smakowych możliwości. Ja też powoli przekonuję się do tego, że można to warzywo wykorzystywać w kuchni na różne sposoby. Nie wpadłabym na pomysł, żeby osłodzić lekko cierpkawy i lekko nijaki smak fenkułu, ale to jednak był strzał w dziesiątkę. Pomysł podkradłam Yotam Ottolengh’emu, zresztą polecam podkradać jego pomysły, bo są w swojej prostocie genialne. Na 2 porcje potrzebujesz: 1 fenkuł, ksylitol, nasiona fenkułu, sól i pieprz, masło klarowane

Co i jak Fenkuł pokrój tak, jak na zdjęciu, w paski i wzdłuż. Odkrój twarde zielone łodygi. Usmaż na rozgrzanej niewielkiej ilości masła klarowanego, z każdej strony po dwie minuty do zezłocenia. Smaż fenkuł na raty. Najpierw usmaż pierwszą porcję warzywa, uważając przy tym, by nie uszkodzić jego miłej dla oka „konstrukcji”. Smaż tak, by warzywa na siebie nie nachodziły. Dzięki temu fenkuł nie zniszczy się podczas smażenia. Usmażone warzywo odłóż na talerz. Na patelnię, na której smażyłeś fenkuł, wsyp cukier, nasiona fenkułu i dużą ilość soli i pieprzu. Możesz dodać odrobinę masła. Poczekaj aż syrop nabierze słodkiego aromatu. I do tak skarmelizowanego syropu wrzuć usmażony uprzednio cały fenkuł dosłownie na kilka minut. Podawaj z kozim serkiem twarogowym doprawionym solą, pieprzem, czosnkiem i świeżym koperkiem.

Joanna Latuszek, autorka bloga Manufaktura Ciastek. Dziewczyna z pasją i aparatem fotograficznym. Z wykształcenia ekonomistka, pracująca na wyższej uczelni. Temu co kocha, oddaje się w 100 procentach, a Manufaktura Ciastek jest tego najlepszym przykładem. Więcej zachwycających przepisów Joanny znajdziecie na: www.manufakturaciastek.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#40


Kulinaria

#

połówkami bułki o wiele więcej niż mogliśmy się spodziewać. Długa wykałaczka utrzyma wszystko w pionie, a drewniana tacka zabezpieczy przez ewentualnym poślizgiem. Bułę trzeba chwycić mocno od tyłu, tak żeby nie zgubić jej wnętrza. Obowiązkowo trzeba się ubrudzić. Poczuć jak dziecko i wyruszyć w podróż pełną kulinarnych doznań. Nasz cel to dotrzeć na zachód, gdzie każdy prawdziwy wół i każda prawdziwa krowa miały swój początek, czyli do Stanów. Historia zaczyna się od bułki. Musi być lekko słodka i lekko maślana, gdyż jej smak łączy wszystkie elementy wysokiej konstrukcji burgera. Ciemne pieczywo, cokolwiek o nim myślimy, musimy odstawić w niepamięć. Żaden wół i żadna krowa nie lubią pokazywać się w jego towarzystwie. To oczy jedzą pierwsze, dlatego istotny jest kolor. Subtelny brąz obsypany złocistym ziarnem sezamu jaśnieje, zmierzając w dół ku swej podstawie. Do tego odrobina majonezu i krzta musztardy dijon. Plaster pomidora, kilka liści sałaty lodowej i wysublimowana mieszanka przypraw i dodatków budują kolejne piętra smaków. Jednak dusza burgera mieści się dopiero w wołowinie. Cel naszej podróży to mięso. Polecamy średnio wysmażone lub krwiste. Nie jedliście nigdy takiego? Tym bardziej warto spróbować. Wół i Krowa dba o jakość wołowiny jak nikt inny. Nie ma w niej ani jednej żyłki, ani jednej błony i nawet grama tłuszczu. Krowa do naszej buły musi być siekana, ewentualnie bardzo grubo mielona i smażona na ogniu. Później czas na leżakowanie, mięso musi odpocząć przed posiłkiem. Pamiętajmy! To nie fast food, tu wszystko przygotowywane jest indywidualnie i ze świeżych produktów. Nie bez powodu Wół i Krowa znaleźli się wśród 10 najlepszych burgerowni w Polsce wg. miesięcznika Logo. Chwila cierpliwości i już jest. Do tego grube frytki krojone z całych ziemniaków, ewentualnie słodkich batatów, podawane w zgrabnych doniczkach.

Soczysta wołowina, doskonała mieszanka przypraw, przyrumieniona bułka oprószona sezamem - tak wygląda prawdziwy burger. Pierwszy kęs jest zawsze nieśmiały. Smak mięsa niepewnie muska podniebienie, by za chwilę opętać je całym sobą. Jego krucha faktura rozpuszcza się w ustach i sprawia, że chcesz więcej, z każdym następnym kawałkiem. Zanim się obejrzysz, zatopisz się w smaku najlepszej wołowiny. Ale nie wyjeżdżaj z miasta! Wystarczy, że zatrzymasz się u Woła i Krowy. Przede wszystkim chodzi o zabawę. Jedzenie prawdziwych burgerów stało się czymś więcej niż tylko posiłkiem. Stało się kulturą. Najlepiej smakują wśród przyjaciół, wypiekane na ogniu grilla. Przy dźwiękach subtelnej muzyki, rozkoszując się minimalizmem wnętrza Woła i Krowy, poczujemy między

Każde miejsce buduje właściciel. Tutaj widać całe jego serce. Bywa kucharzem, kelnerem ale i klientem, dlatego doskonale zna nasze potrzeby i w oparciu o nie tworzy menu. Aura przyjacielskiej atmosfery da się wyczuć tuż przekroczeniu progu. Nie musimy zamawiać burgera, możemy wpaść na kawę, lampkę wina, albo kawałek ciasta. Koniecznie zabierzmy ze sobą swojego psiaka, to miejsce przyjazne zwierzętom. Nie ograniczajmy się w wyborach. W dobie wi-fi większość z nas zapomniała jak wygląda klasyczna rozmowa, u Woła i Krowy szybko to nadrobimy. Idealną okazją są wieczory z muzyką na żywo, degustacja wina, październikowe urodziny lokalu i każda kolejna akcja oprawiona klimatem domówki. Wydaje mi się, że dotarliśmy do celu. Czujecie niepowtarzalny smak prawdziwej amerykańskiej przyjemności? Niezaprzeczalnie odwiedziny u Woła i Krowy, to podróż dla naszych kubków smakowych i to w doborowym towarzystwie.

Restauracja Wół i Krowa | ul. Wielka Odrzańska 20, Szczecin | Rezerwacje i zamówienia : 731 000 230 | kontakt@wolikrowa.com | www.wolikrowa.com

#41

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Kulinaria

#

Bollywood Street Food

Tej jesieni w stolicy Pomorza Zachodniego pojawi się restauracja na miarę największych kinowych produkcji. Poprowadzi ją Rati Agnihotri, największa gwiazda kina Bollywood i siostra Anity Agnihotri, jednej z najpiękniejszych kobiet w Indiach i właścicielki uwielbianej przez szczecinian restauracji Bombay. Wygląda na to, że Exotic Restaurants Szczecin staje się coraz większe. ROZMAWIAŁA Agata Maksymiuk / FOTO Archiwum

Rati Agnihotri, Pani siostra, jest kultową aktorką Bollywood i chyba nie przejdzie spokojnie ulicą w Indiach, a jak jest w Polsce? - Rati uwielbia przyjeżdżać do Polski, tu może odetchnąć i odpocząć. W Indiach, ale też dużych europejskich miastach, jak Berlin czy Londyn, moja siostra rzeczywiście nie ma szansy przejść spokojnie ulicą. Chociaż i w Szczecinie zdarza nam się spotkać grupę Hindusów, którzy momentalnie zatrzymują się przy niej, chcą zrobić zdjęcie, proszą o autograf, ściskają jej ręce... ale to sytuacje naprawdę epizodyczne. W

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

Indiach młode pokolenie ma już nowych idoli, jednak jej nazwisko wcale nie traci na wartości, wręcz przeciwnie - dodaje filmom rangi. Dla osób, które wychowały się na produkcjach z jej udziałem, jest postacią kultową, ludzie ją kochają, stawiają dla niej pomniki. Niedługo przyjedzie do nas na stałe, nie boi się nudy? - Z nami nie ma mowy o nudzie. W marcu spędziłyśmy razem prawie cały miesiąc, chodziła za mną krok w krok, dużo czasu spędzała w kuchni, ona również ma smykałkę do gotowania. W końcu przyszedł czas powrotu do Indii i trochę posmutniała. W filmach nie gra już tak często jak kiedyś, jej syn jest już dorosły i jak ona jest aktorem, przez to rzadko bywa w domu. Zaczęliśmy myśleć, co by tu zrobić, żeby Rati mogła z nami zostać, ale jednocześnie móc co jakiś czas wylatywać do Indii na plany filmowe. No i wymyśliliśmy Bollywood Street Food, kuchnię południowych Indii, coś czego Polska, a nawet Europa jeszcze nie poznała. Exotic Restaurants Szczecin powiększa się i bardzo się z tego cieszymy. Tylko gdzie Rati nauczyła się tak dobrze gotować? Jako gwiazda raczej nie miała za dużo wolnego czasu. - W Indiach

#42


Kulinaria

#

Street Food to coś więcej niż tylko jedzenie. W moim kraju kultura gotowania wygląda trochę inaczej niż w Polsce. Kiedy mój syn Mariusz był jeszcze mały i odwiedzałam z nim Indie, Rati postanowiła nauczyć się dla nas gotować. Była gwiazdą, więc gdziekolwiek nie szliśmy właściciele najpopularniejszych lokali zapraszali ją do kuchni, odpowiadali na wszystkie jej pytania, pokazywali jak się gotuje, jak przyprawia dania. W końcu osiągnęła perfekcję. Z najdrobniejszej potrawy zrobi smakowitą ucztę.

Zaczęła w bardzo młodym wieku, jak poradziła sobie z nową rzeczywistością? - Miała bardzo dużo pracy. Często jeździła na kilka planów filmowych w ciągu jednego dnia. Grała u boku najpopularniejszych aktorów, którzy teraz również są postaciami kultowymi. Na południu Indii aktorzy cieszą się prawdziwym uwielbieniem. W Indiach przemysł filmowy funkcjonuje zupełnie inaczej niż w Polsce. Tu za aktorami biegają paparazzi, pisze o nich prasa, krążą różne plotki. W Indiach oprócz tego aktorom stawia się pomniki, a nawet buduje świątynie. Aktorów się czci.

W takim razie nowa restauracja, to będzie bardziej Bollywood czy Street Food? - W zasadzie to będzie Bollywood Street Food (śmiech). Chcemy, żeby restauracja tak się nazywała. Kuchnia południowych Indii będzie u nas wielkim hitem, jestem o tym przekonana. W Europie nie spotkamy takich restauracji, ponieważ kuchnia południowych Indii to trudna kulinarna sztuka, trzeba mieć sporo czasu, cierpliwości i umiejętności, by ją przygotowywać. W zasadzie nawet nie wiem jak opisać te potrawy. W Polsce pewnie nazwalibyśmy je fast foodem, jednak w Indiach takie pojęcie nie istnieje, żywność tam jest bardzo zdrowa. Mogę powiedzieć, że na pewno wegetarianie znajdą tu swoje smaki. Więc jeśli już dla Polaków ma być to „fast food”, to tylko przy założeniu, że może być to szybki lunch, szybka przekąska, zdrowy koktajl – zarówno do zjedzenia na miejscu, jak i na wynos.

Zaraz, zaraz... buduje się pomniki dla aktorów? - Tak! Rati też ma taki pomnik. Po ciężkiej pracy na południu przyszedł przełom w jej karierze. Zagrała w remake’u kinowego hitu. Remake okazał się znacznie lepszy od oryginału i został uznany za kinową legendę. Najważniejsza scena filmu była kręcona na Goa i właśnie w tym miejscu stoi pomnik Rati i jej filmowego partnera. Codziennie to miejsce odwiedza kilkanaście tysięcy ludzi. To punkt obowiązkowy każdej wycieczki. Pamiętam, jak raz pojechałyśmy razem z Rati na Goa. Gdziekolwiek nie poszłyśmy, wszyscy ją rozpoznawali, do tego każdy miał płytę z muzyką z tego filmu i jak tylko chciałyśmy gdzieś przysiąść, to rozlegały się dźwięki filmowego hitu.

Z nowościami jest jednak taki problem, że zwykle się ich boimy... - Pamiętam, że kiedy otwierałam Bombay, dla szczecinian moje smaki też były nowością. Wszystko było inne – przyprawy, kolory, sposób podania. Wielu gości pierwszy raz w życiu próbowało klasycznej kuchni indyjskiej. A teraz, po tylu latach wciąż widzę te same osoby, odwiedzające moją restauracje. Szczecin zakochał się w kuchni indyjskiej. Niektórzy są od niej uzależnieni (śmiech). Jestem przekonana, że będzie tak samo z restauracją Rati. Wydaje się, że Rati zawsze miała dużo szczęścia. Jak to się właściwie stało, że została postacią kultową? - To było dawno temu. Chodziłyśmy jeszcze do szkoły. Rati miała wtedy 16 albo 17 lat, dokładnie nie pamiętam. Brała udział w szkolnym teatrze. Podczas przedstawienia na widowni był ówcześnie bardzo znany reżyser. Zauważył moją siostrę, od razu wpadła mu w oko. Zaraz po przedstawieniu dostała propozycję zagrania w filmie. Nasz tata początkowo nie chciał się zgodzić, ale w końcu dał się przekonać. Rati dosłownie z dnia na dzień stała się wielką gwiazdą Tollywood – bo nie mówimy tu jeszcze o Bollywood. To dwa całkiem inne przemysły filmowe. Jeden należy do północnych, a drugi do południowych Indii. Rati zaczęła karierę na południu. To był prawdziwy fenomen, ponieważ nasza rodzina pochodzi z północy. Mamy inny język i jaśniejszy kolor skóry niż na południu, ale tak to chyba już jest, że wszędzie lubi się to co inne, nowe i egzotyczne.

To się nazywa prawdziwa sława. W ilu właściwie filmach wystąpiła Pani siostra? - Och trudno mi to zliczyć, ona sama chyba tego nie wie (śmiech). Zdarza się, że widzę ją w jakimś filmie i zastanawiam się co to właściwie za tytuł. Rati raczej nie opowiada o planach filmowych, w których grała, dla niej to codzienność. Czy jest coś, czego nie udało jej się osiągnąć? - Chyba nie ma takiej rzeczy. Bardzo długo zazdrościła mi wykształcenia. Pracując na planach filmowych nie miała czasu na zrobienie studiów. Jednak niedawno zdarzyło się coś zaskakującego. Rati otrzymała zaproszenie do miejscowości, w której się urodziła. Okazało się, że zebrała się specjalna komisja, która przyznała jej tytuł doktora, a przecież nawet nie napisała żadnej pracy. W Indiach aktorzy często uczestniczą w takich absurdalnych sytuacjach. Oj długo się z tego śmialiśmy. Patrząc na zdjęcia Pani i Rati, jesteście nie do odróżnienia. Na miejscu będziecie się uzupełniać? - Zdecydowanie tak! Będzie nam łatwiej. Ja lubię pracować na sali, mieć bezpośredni kontakt z gośćmi. Rati lubi być w kuchni. Natomiast Mariusz uwielbia sprawy związane z marketingiem. Czasem myślę, że powinniśmy mieć większą rodzinę (śmiech). Wtedy moglibyśmy otworzyć więcej restauracji. W nowym lokalu na pewno będzie się bardzo dużo działo. Chcemy, aby nasze miasto poznało kulturę Indii, chcemy aby przyjeżdżały tu prawdziwe gwiazdy Bollywood, możne nawet uda nam się zrobić wielki bollywoodzki show. Przy tym wszystkim mam tylko nadzieję, że Rati nie wystraszy się zimy, jeszcze nie była u nas o takiej porze.

#43

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


R E K L A M A


Zdrowie

#

Znani szczecinianie w akcji kardiologicznej W kardiologii bardzo ważna jest diagnostyka, bo zazwyczaj nie myślimy o tym, czy coś dolega naszemu sercu. Jeśli nie boli, nie dokucza, to bagatelizujemy znaczenie tego najważniejszego przecież narządu w naszym ciele. Dlatego też akcja „Serce do gry” miała pokazać, jak sportowcy, biznesmeni, politycy dbają o swoje serca i w jakiej są one kondycji.

Akcja serca? Prawidłowa Dysponując doskonałą kadrą specjalistów wspomaganych najwyższej klasy sprzętem, zorganizowano akcję kardiologiczną „Serce do gry”. Zaproszono do niej gości ze świata sportu i polityki, którzy prowadzą odmienny tryb życia, stąd też praca ich serc wygląda inaczej w każdym przypadku. Wśród uczestników pojawili się: radna Małgorzata Jacyna-Witt, gimnastycy sportowi Marta Pihan-Kulesza i Roman Kulesza, ultramaratończyk Łukasz Warmbier, napastnik Pogoni Szczecin Handball Paweł Krupa oraz trenerzy personalni Łukasz TIGY Plewnia i Agata Plewnia. Badania, między innymi USG serca i próbę wysiłkową, prowadzili kardiolodzy dr n. med. Małgorzata Paprota oraz dr n. med. Tomasz Rozpara. Jak wyniki? Bardzo dobre. Zdrowy egoizm na porządku dziennym Najlepszym podsumowaniem badań była wypowiedź p. Małgorzaty Jacyny-Witt, która podkreśliła, że najważniejszy w naszym życiu jest egoizm. Taki zdrowy egoizm przyczyniający się do tego, że dbamy o siebie, uprawiamy sport, jesteśmy aktywni i co najważniejsze – monitorujemy stan swojego zdrowia regularnie

się badając. Z kolei Marek Kolbowicz, który tym razem akcję wspierał jako polityk, a nie sportowiec, ujął wszystkich swoim przemyśleniem na temat podejścia do naszego organizmu. Bo skoro dbamy o swoje auta, myjemy je, oddajemy na warsztat, robimy przegląd, to dlaczego nie dbamy tak o silnik naszego organizmu czyli serce? Warto badać serce Do Domu Lekarskiego na badania zgłasza się wiele osób dbających o serce. Już poza akcją, badaniom kardiologicznym poddał się Aleksander Doba. W ramach przygotowań do kolejnej samotnej wyprawy kajakowej przez Atlantyk, Podróżnik Roku 2015 National Geographic przeszedł między innymi próbę wysiłkową. Pan Aleksander, mimo 70 lat, serce ma młode w każdym znaczeniu tego słowa. Wszystkich dbających o serce zapraszamy na badania i konsultacje kardiologiczne do nowego ośrodka Domu Lekarskiego w Piastów Office Center. Pozostałe specjalizacje dostępne w ośrodku to: ginekologia, urologia, medycyna estetyczna, flebologia, laryngologia, chirurgia ogólna, szeroki zakres badań USG. Więcej informacji: www.domlekarski.pl.

Dom Lekarski Centrum Medyczne w Piastów Office Center, al. Piastów 30, Szczecin (wejście C, od strony dziedzińca) Rejestracja: 91 469 22 82

#45

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Zdrowie

#

Nie przymykaj oczu na problem Opadające i wiotkie powieki potrafią zepsuć humor niejednej kobiecie. Ograniczają pole widzenia, utrudniają nakładanie makijażu, a z czasem z kategorii estetycznej niedogodności potrafią awansować do rangi problemu zdrowotnego. Pozornie błaha niedoskonałość odbiera twarzy młody i świeży wygląd. Kiedy problem jest zaawansowany, nie pomogą najnowocześniejsze i najdroższe kremy. Rozwiązanie? Plastyka powiek – popularny w Polsce i na świecie zabieg chirurgii plastycznej. Dla wiodących placówek chirurgii plastycznej operacje plastyki powiek to codzienność. Klinika Artplastica operuje rocznie setki pacjentów, borykających się z podobnymi dolegliwościami. - Zabieg trwa zaledwie 30-40 minut i jest wykonywany w znieczuleniu miejscowym, a efekt jest widoczny zaraz po ściągnięciu szwów, więc coraz więcej osób jest nim zainteresowanych – mówi doktor Krzysztof Czopkiewicz, chirurg plastyk operujący w szczecińskiej placówce. – Aby w pełni wykorzystać możliwości, jakie niesie ze sobą zabieg należy być wyjątkowo dokładnym – stwierdza.

Jedną z pacjentek, które zdecydowały się na rozwiązanie problemu opadających powiek górnych poprzez ich plastykę została pani Ania, dla której nie była to jednorazowa przygoda z chirurgią plastyczną. - Plastyce powiek poddałam się ze względu na genetyczne skłonności oraz nieubłaganie zbliżający się średni wiek. Odziedziczone po ojcu opadające powieki z biegiem lat stały się coraz bardziej widoczne: postarzały mnie, makijaż był utrudniony i nie tak efektowny, jakbym sobie tego życzyła – mówi pacjentka. - Dziś mam w końcu piękne spojrzenie, duże i pełne oczy… Jestem bardzo zadowolona – zapewnia.

ARTPLASTICA - Klinika Chirurgii Plastycznej Stanisława Wojciechowskiego 7, 71-476 Szczecin, te;. 91 454 04 42

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#46



Zdrowie

#

Zaszczep się i podróżuj bezpiecznie Bukowanie biletów na loty, planowanie, zakupy, pakowanie – lista spraw do załatwienia przed dalekimi wyjazdami jest bardzo długa. Liczy się każdy szczegół. Nie powinno na niej zabraknąć szczepień ochronnych. To bezpieczna forma profilaktyki, zapewniająca odporność na długi czas. Polacy kochają podróżować po całym świecie. Przed nami sezon wiosenno-letni, kiedy wyjazdy planujemy najchętniej. Tylko w ubiegłym roku za granicą wypoczywał co piąty dorosły Polak. Jeden z ważniejszych elementów przygotowań do podróży zagranicznych, zwłaszcza w przypadku wyjazdów w rejony tropikalne lub do krajów o złych warunkach sanitarnych, stanowią szczepienia. Wycieczka w takie miejsca wiąże się bowiem z zagrożeniem ze strony nietypowych dla nas drobnoustrojów lub zakażeń związanych z niskim poziomem higieny, które w Polsce nie występują albo zdarzają się niezwykle rzadko. Oczywiście, wiele zależy od charakteru wyjazdu. Jeśli jest to wyprawa do wysokiej klasy hotelu położonego w kurorcie, ryzyko zarażenia się chorobą tropikalną jest znacznie mniejsze niż w przypadku długich wyjazdów w tereny mniej uprzemysłowione, położone z dala od głównych szlaków turystycznych. Niemniej jednak, w każdym przypadku należy zachować określone środki ostrożności. Jakie? Specjalistycznych informacji, dotyczących szczepionek, udzielają lekarze chorób tropikalnych lub medycyny podróży. Na konsultację w sprawie szczepień ochronnych najlepiej zgłosić się na miesiąc lub dwa przed wyjazdem. Dlaczego to takie istotne? Bowiem wskazania do szczepień ustala się w oparciu o bieżącą sytuację zdrowotną na świecie, a to oznacza, że rekomendacje dla podróżnych sprzed roku lub kilku lat mogą być nieaktualne. - Wizyta w Poradni Medycyny Podróży, Medycyny Tropikalnej lub Punkcie Szczepień powinna odbyć się 6-8 tygodni przed wyjazdem – mówi dr n. med. Anna Kuna. - W kontekście szczepień, wystarczy to na zaplanowanie odpowiedniego zestawu szczepionek, ich podzielenie na 2 lub 3 grupy, jeśli byłoby ich więcej oraz na wykształcenie odporności u podróżnika, czyli wytworzenie ochronnych przeciwciał. Warto także przechowywać zaświadczenia o przebytych szczepieniach, ponieważ niektóre z nich wymagają po pewnym czasie tzw. boosterów, czyli dawek przypominających. W jakim przypadku bezwzględnie musimy się zaszczepić? Część

krajów wymaga, by odwiedzający ich turyści byli zaszczepieni przeciwko konkretnym chorobom. Obecnie, jedynym szczepieniem obowiązkowym przy wjeździe do niektórych krajów, jest szczepienie przeciw żółtej febrze. Wymagane jest także od osób przybywających do wielu krajów tropikalnych (m.in. w Afryce, Azji, Ameryce Południowej i Środkowej). Jednak poza zasadami, wynikającymi z Międzynarodowych Przepisów Zdrowotnych, niektóre kraje mogą żądać szczepień na podstawie własnego prawa wizowego. Dotyczy to np. Arabii Saudyjskiej, która wymaga od przybywających uodpornienia przeciwko zakażeniom meningokokowym. Potwierdzeniem przeprowadzenia szczepień obowiązkowych jest wpis do Międzynarodowej Książeczki Szczepień. Kiedy nie zabierzemy go ze sobą w podróż, możemy narazić się na przykre rozczarowania: odmowę pozwolenia na wjazd, przymusowe szczepienie na granicy bądź kwarantannę na własny koszt. Ale kłopoty administracyjne mogą być naszym najmniejszym problemem. Dlaczego? Choć wykształcenie odporności po szczepieniu przed wyjazdem wymaga często kilkunastu dni, to zdarza się, że decyzje dotyczące wyjazdów podejmowane są „na ostatnią chwilę” i nie ma szans na odwiedzenie placówki medycyny podróży w odpowiednim czasie. Co wtedy? Szybka konsultacja ze specjalistą na pewno okaże się pomocna. Nawet w dniu wyjazdu dopuszczalne jest przyjęcie szczepionki przeciw WZW typu A, kilka dni przed wyjazdem można zaszczepić się przeciwko durowi brzusznemu, WZW typu B, WZW A+B oraz wściekliźnie. Rzetelne i sprawdzone informacje na temat szczepień można znaleźć na stronie internetowej www.zaszczepsiewiedza.pl. Osoby stojące przed decyzją: „szczepić, czy nie szczepić?”, znajdą tu źródła wiedzy, sprawdzone przez autorytety wspierające akcję. Są wśród nich uznani eksperci oraz instytucje od lat zajmujące się wakcynologią, czyli nauką dotyczącą szczepień. R E K L A M A

Ortodoncja bez wyrzeczeń

KLINIKA IMPLANTOLOGII I ORTODONCJI

www.hahs.pl

tel. 91 461 43 18


Zdrowie

#

Klej do chorych żył Nowoczesna i rewolucyjna metoda zamykania chorych żył przy pomocy kleju medycznego już dostępna w Szczecinie. Dr Tomasz Hamera jako pierwszy flebolog w regionie uzyskał certyfikację oraz wprowadził do swojej oferty innowacyjny zabieg VenaSeal. Czy żylaki rzeczywiście są tak dużym problemem? Tomasz Hamera: Przewlekła choroba żylna dotyczy ponad 60% społeczeństwa. Praktycznie każdy z nas ma w swoim najbliższym otoczeniu osobę dotkniętą tym schorzeniem. Żylaki, które często zdarza nam się widzieć, to nie tylko problem estetyczny, ale przede wszystkim groźna choroba, mogąca doprowadzić do bardzo poważnych powikłań, jak np. zatorowości płucnej. Dlatego nie wolno bagatelizować problemu. Co powinna zrobić osoba podejrzewająca u siebie problemy z żyłami? T.H.: Najlepszym rozwiązaniem jest zgłoszenie się do chirurga - flebologa. Podczas konsultacji pacjent zostaje poddany badaniu USG Doppler obejmującemu żyły kończyn dolnych. Badanie w sposób dokładny określa lokalizację chorych naczyń żylnych oraz stopień zaawansowania choroby. Dopiero wtedy flebolog może zaproponować pacjentowi odpowiednią opcję terapeutyczną. A co z leczeniem, jakie są obecnie możliwości? T.H.: Operacje żył można podzielić na dwie główne grupy: zabiegi tradycyjne oferowane przez placówki państwowe oraz zabiegi nowoczesne tzw. wewnątrzżylne. Zabieg klasyczny to przede wszystkim wyrywanie chorych żył. Niestety powoduje to duży uraz w nodze i długą rekonwalescencję. Inaczej mają się zabiegi nowoczesne, polegające na zamykaniu chorych żył z wykorzystaniem różnych źródeł energii lub substancji chemicznych. Dobrym przykładem jest zabieg z użyciem fal radiowych - Venefit Closure Fast - podczas którego chora żyła jest po prostu zgrzewana. Zabiegi tego typu wymagają odpowiedniego znieczulenia i noszenia pończochy uciskowej po zabiegu. Powrót do normalnej sprawności na-

stępuje nieporównywalnie szybciej w stosunku do metody klasycznej. A wspomniana nowość, czyli zabieg z klejem? T.H.: VenaSeal to absolutny przełom w leczeniu niewydolności żylnej. To kolejny krok w kierunku dalszego zmniejszenia inwazyjności zabiegów żylnych. Jest to metoda nietermiczna w związku z czym zabieg jest praktycznie bezbolesny, wymaga jedynie punktowego znieczulenia w miejscu wprowadzenia cewnika z klejem. Podczas zabiegu chirurg podaje klej do chorej - niewydolnej żyły. W ciągu kilku minut żyła ulega całkowitemu zamknięciu. Co ważne nie jest wymagana hospitalizacja. Po krótkiej obserwacji, tego samego dnia pacjent opuszcza klinikę i na drugi dzień może wrócić do normalnej aktywności. Czas rekonwalescencji jest krótszy w stosunku do metod termicznych. Co istotne, nie jest wymagane noszenie pończoch uciskowych. Po miesiącu pacjent zgłasza się jedynie na wizytę kontrolną. Czy ta metoda jest lepsza od tych, które Pan wcześniej stosował? T.H.: Nie lubię nieskutecznych metod. Zawsze staram się zaoferować moim pacjentom zabiegi najwyższej jakości. Dlatego nadal będę stosował znakomitą metodą zamykania żył z wykorzystaniem fal radiowych - Venefit Closure Fast. Od kilku lat jestem flebologiem wykonującym największą liczbę tego typu zabiegów w Polsce. W przypadku VenaSeal przekonuje mnie przede wszystkim jego skuteczność wykazana w badaniach klinicznych, skuteczność porównywalna właśnie z zabiegiem Venefit Closure Fast. Myślę, że VenaSeal doskonale uzupełni ofertę zabiegów wykonywanych przez mój zespół. To bardzo dobra opcja dla pacjentów muszących natychmiast powrócić do normalnego funkcjonowania.

dr n. med. Tomasz Hamera | e-mail: kontakt@drhamera.pl rejestracja: 882 501 882 | www.drhamera.pl

#49

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Medycyna estetyczna

#

#specjalista radzi

Naturalnie piękne usta Bez dwóch zdań, kobiety zakochały się w wydatnych ustach. Jednak ich powiększenie wcale nie jest tak błahą sprawą, jak mogłoby nam się wydawać. Sposobów na powiększenie jest kilka, wśród nich są metody trwałe i nietrwałe. Nim zdecydujemy się na zabieg, warto poznać jego kulisy. O szczegółach opowie Katarzyna Ostrowska – Clark, z gabinetu chirurgii oraz medycyny estetycznej Medimel. TEKST Agata Maksymiuk / FOTO Archiwum prywante

Zacznijmy od najważniejszego – zabieg powiększania ust może wykonać tylko i wyłącznie lekarz. Jeśli coś poszłoby nie tak, specjalista mając dostęp do odpowiednich środków jest w stanie podać leki, które zapobiegną komplikacjom? - Usta można powiększyć w sposób nietrwały oraz trwały. Do tych pierwszych zaliczamy – kwas hialuronowy, kolagen, hydroksyapatyty wapnia czy też kwas polimlekowy. Jednak na tę chwilę kwas hialuronowy, jako naturalna substancja, zdominował wszystkie inne nietrwałe metody. W dodatku rynek oferuje wiele rodzajów kwasu. Jeśli chodzi o metody trwałe, to należą do nich - przeszczep tłuszczu, przeszczep skóry, silikonowe implanty oraz wywinięcie czerwieni wargowej. Moim pacjentkom zawsze radzę zacząć od metody nietrwałej. Jeżeli efekt się nie spodoba, jesteśmy w stanie rozpuścić kwas w zaledwie kilka sekund. W najgorszym wypadku na wchłonięcie będzie trzeba zaczekać rok do dwóch lat. Powiększając usta kwasem hialuronowym używam małej ampułki 0,5 ml. Preparat podaję przy pomocy kaniuli, która dzięki zaokrąglonej końcówce nie uszkadza naczyń. Można też użyć igły, jednak igła ma ostrą końcówkę, przez co niszczy naczynia i powoduje dość duży obrzęk i zasinienie. Używając kaniuli o wiele lepiej można też kontrolować równomierność podawanej substancji, co za tym idzie, kaniula jest bezpieczniejsza. Jak w przypadku każdej ingerencji w ciało, istnieje ryzyko wystąpienia działań niepożądanych. Nadmiar kwasu powoduje odsunięcie ust od linii dziąseł, co za tym idzie kobieta zaczyna seplenić. Jeżeli kwas dostanie się do naczyń krwionośnych, może powstać martwica, a nawet ślepota. - Nie można dać się zwariować. Obecnie panuje moda na wydatne usta, a mody przemijają. Trzeba też mieć na uwadze, że proporcje

twarzy u każdego człowieka są inne. Do drobnej twarzy nigdy nie będą pasowały duże usta. Zakładając, że po czasie działania kwasu pacjentka nadal będzie przekonana do zwiększenia objętości ust, możemy wybrać metodę stałą. W przypadku trwałych metod najbardziej naturalny efekt daje przeszczep własnego tłuszczu. Tłuszcz pobieramy z okolicy ud, kolan czy boczków, wszystko bez pozostawienia blizn. Odpowiednio przygotowany tłuszcz podaję w minimalnej ilości 1-2 ml. Zabieg trwa około pół godziny. Pacjentka ma lekkie dożylne znieczulenie, wszystko odbywa się bezboleśnie. Jeżeli pacjentka czuje się dobrze, może wyjść do domu jeszcze tego samego dnia, choć przyznam, że w naszym gabinecie dla bezpieczeństwa pozostawiamy pacjentkę na noc. Kolejnym sposobem jest wszczepienie silikonowych implantów. Najpierw dobiera się odpowiedni rozmiar. Później chirurg wykonuje niewielkie nacięcie w kącikach ust i wprowadza przez nie implant. Inną metodą trwałą jest wywinięcie czerwieni wargowej. Polega to na wycięciu cienkiej warstwy skóry nad ustami i podciągnięciu czerwieni do góry. Podczas tego zabiegu jest też możliwa zmiana kształtu ust. Blizna jest niewielka i można ją ukryć pod konturem makijażu permanentnego. Zabieg można też zrobić innym sposobem - wycinając fragment skóry z okolicy nosa. Ostatnim sposobem jest pobranie skóry spomiędzy pośladków pacjentki. Pobrany fragment trzeba odpowiednio przygotować i powiększyć nim wargi. Przyznam jednak, że usta powiększone w ten sposób są twarde, a przecież chodzi o to by były miękkie i delikatne. Decyzja o powiększeniu ust musi być naprawdę dobrze przemyślna. Wybierając odpowiednią metodę nie wolno kierować się ceną, tylko jakością i doświadczeniem lekarza. Medycyna estetyczna jest dla wszystkich, ale to tylko ja i pacjentka mamy wiedzieć, że powiększyłyśmy usta. Dobrze zrobiony zabieg medycyny estetycznej to taki, który podkreśla naturalne piękno kobiety.

MEDIMEL ul. Nowowiejska 1E , 71-219 Szczecin – Bezrzecze tel. +48 91 818 04 74, +48 500 355 884 e-mail: gabinet@chirurgia-szczecin.pl, www.chirurgia-szczecin.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#50



Medycyna estetyczna

#

Naturalnie młodsza twarz Kurze łapki, zapadnięte oczodoły, opadające kąciki ust i głębokie zmarszczki między nosem a ustami – natura i czas bywają brutalne, ale na szczęście medycyna estetyczna zdołała je przechytrzyć. Postanowiłam na własnej skórze sprawdzić czy moja twarz może stać się młodsza w naturalny sposób i udałam się do niedawno otwartego Gabinetu Medycyny Estetycznej lek. med. Anny Kępki. Jeden telefon i wizyta umówiona. Termin udało się ustalić już na następny dzień. Musiałam zarezerwować sobie około półtorej godziny, bo tyle pani doktor poświęca na jednego pacjenta. zabiegu. Rozmowa przebiegała spokojnie, mogłyśmy wziąć pod lupę wszystkie za i przeciw, w końcu było na to dużo czasu. Dzięki temu czułam się znacznie pewniej i bezpiecznie. Zdecydowanie pani doktor to osoba, która potrafi połączyć ludzką życzliwość z pełnym profesjonalizmem.

Na miejsce podjechałam autem. Gabinet mieści się przy ul. Rydla na parterze domu jednorodzinnego . Łatwo go znaleźć. Do tego jest mnóstwo miejsca, by zostawić samochód. W końcu przekroczyłam próg gabinetu. Sala jest urządzona bardzo elegancko. Króluje biel. Zdecydowanie można się tu wyciszyć. W środku specjalistka już na mnie czekała. Na początek sprawdziłyśmy czy w ogóle mogę przystąpić do zabiegu. Osobom borykającym się z chorobami skóry, cukrzycą, kobietom w ciąży oraz karmiącym piersią odradza się zabiegi upiększające. Prócz tego ja sama miałam mnóstwo pytań – jakie są skutki uboczne? Ile czasu działają kwasy hialuronowe? Czy na pewno kwasy to dobra metoda? Najbardziej zależało mi na zniwelowaniu głębokich zmarszczek z okolic ust i nosa, ale też na odświeżeniu okolicy oczu, które ewidentnie wyglądały na zmęczone. Kiedy ja opowiadałam o swoich potrzebach i rzucałam hasłami znalezionymi w internecie lub tymi, które podsunęły mi koleżanki, lekarka hamowała mnie lub proponowała lepsze rozwiązanie. Podczas rozmowy miałam poczucie, że doktor Kępka traktuje mnie nie tylko jako pacjentkę, ale też jako partnerkę, wspólnie ustaliłyśmy najlepszą dla mnie metodę

W końcu zdecydowałam się na wolumetrię miękką, czyli tzw. hydrolifting twarzy, polecany dla kobiet dojrzałych. Wolumetria daje efekt delikatnego uniesienia policzków, wypełnienia bruzd nosowo – wargowych, niweluje zmarszczki przy ustach oraz wypełnia dolinę łez przy oczach. Co najlepsze, efekty widoczne są od razu. I tak przyszedł czas, by przenieść się na fotel zabiegowy. Doktor odkaziła mi skórę twarzy, następnie nałożyła znieczulenie w postaci kremu. Cały zabieg przebiegał bezboleśnie. Doktor na bieżąco informowała mnie o tym, co robi. Na odmłodzenie mojej twarzy potrzebna była 1 ampułka kwasu hialuronowego. I jak się dowiedziałam, to standardowa ilość. Ostrzykiwanie trwało około 20 minut. Później doktor Kępka rozmasowała mi twarz, żeby kwas dobrze rozprowadził się pod skórą. Na sam koniec decyduję się jeszcze na zniwelowanie kurzych łapek przy użyciu minimalnej dawki botoksu. Zaraz po zabiegu byłam lekko opuchnięta, ale z pomocą przyszła maść arnikowa, którą dostałam od pani doktor. Po za tym było już widać pierwsze zmiany, a przecież o to chodziło. Doktor udzieliła mi jeszcze kilku wskazówek czego unikać, żeby wszystko wygoiło się jak należy. Zabronione jest solarium, sauna, alkohol i chwilo trzeba zawiesić siłownię. Nie zaleca się też samodzielnych masaży skóry w miejscach podania kwasu. Ślady po zabiegu ustąpiły już następnego dnia. Mijają już prawie dwa tygodnie, a ja nie tylko wyglądam, ale i czuje się młodziej. Co najważniejsze moja twarz prezentuje się naturalnie, a koleżanki zachodzą w głowę jak ja to zrobiłam. Efekty powinny utrzymać się średnio rok, choć zdaję sobie sprawę, że jak na pierwszy raz kwas hialuronowy może działać odrobinę krócej. Teraz już tylko pozostaje mi wizyta kontrolna. Może i z Wami uda mi się spotkać w poczekalni? Do zobaczenia!

Gabinet Medycyny Estetycznej lek. med. Anna Kępka ul. Rydla 71, Prawobrzeże Szczecin | tel. 91 835 42 89 gabinet.anna.kepka

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#52


Zdrowie

#

Choroba okluzyjna Każdego dnia w praktyce stomatologicznej spotykamy się z osobami, których głównym problemem jest nadmiernie starte uzębienie, częste bóle w okolicy ucha, skroni, z tyłu głowy lub niesprecyzowany i niezlokalizowany dokładnie ból okolicy górnych, tylnych zębów.

Objawy te są następstwem zgrzytania lub zaciskania zębów. Dawniej nazywano to bruksizmem, a współcześnie coraz częściej spotykamy się z określeniem „choroba okluzyjna”. Dziś już wiemy, że prawdziwy bruksizm tylko w niewielkim procencie odpowiada za destrukcję uzębienia i wspomniane dolegliwości, a jego leczenie nie leży tylko w gestii stomatologa. W zdecydowanej większości przypadków pierwotnym powodem „zgrzytania” są niewłaściwe punkty kontaktu pomiędzy zębami. Mimowolne zgrzytanie, ma na celu rozwiązać problem. Niestety, w rzeczywistości tylko go nasila. Dzieje się to bez udziału naszej świadomości. Wpadamy wtedy w błędne koło, którego nasz organizm nie potrafi sam przerwać. Specjalistyczna diagnostyka stomatologiczna pozwala ustalić powód powstałych zaburzeń i umożliwia podjęcie właściwych działań leczniczych. Deprogramacja mięśniowa jest jednym z trzech podstawowych elementów tej diagnostyki. To bardzo ważny proces pozwalający odnaleźć pozycję terapeutyczną zębów względem siebie. Jest to punktem wyjściowym dla całego planu leczenia. Zastosowanie tylko tzw. szyny relaksacyjnej nie rozwiązuje problemu, a wykonana nieprawidłowo szyna może nasilić problem. Wykonanie deprogramacji mięśniowej i diagnostyki w kierunku „choroby okluzyjnej” pacjent powinien rozważyć jeśli wystąpił u niego, któryś z następujących objawów: • ścieranie, skracanie się zębów; • poranne bóle głowy po przebudzeniu się; • krótkie żucie gumy lub jedzenie twardych pokarmów wywołuje zmęczenie lub ból mięśni odpowiedzialnych za gryzienie; • zaciskanie zębów w dzień pod wpływem emocji

lub przy wykonywaniu zwykłych codziennych czynności; • częste bóle głowy; ból okolicy ucha i stawu skroniowożuchwowego; • słyszalne są dźwięki lub wyczuwalne trzaski przy otwieraniu i zamykaniu jamy ustnej; • niektóre zęby same zmieniły swoją pozycję wychylając się lub nasuwając na siebie; • od dłuższego czasu brakuje jakiegoś zęba lub kilku zębów; • uczucie odrętwienia lub bólu zębów i mięśni twarzy rano po obudzeniu się; • zgrzytanie zębami w nocy budzące nas lub osoby w naszym otoczeniu; • pojawiające się przy dziąśle „rowki” w zębach lub odsłaniające się korzenie zębów tzw. szyjki zębów; • duża ilość płaskich, starych wypełnień (plomb) w zębach; • „dziwny” ból pojawiający się okresowo w okolicy górnych trzonowców; • uczucie nadmiernie ruszających się górnych, przednich zębów przy nagryzaniu pokarmów; • szum lub piszczenie w uszach; • pękanie licówek porcelanowych założonych na zębach przednich; • często odklejające się i pękające korony lub mosty protetyczne. W Stomatologii Mikroskopowej wykonujemy analizę i deprogramację mięśniową metodą Kois’a dla osiągnięcia stabilnych efektów leczenia. Diagnostykę okluzji powinno się także wykonać zanim podejmiemy leczenie ortodontyczne jak również po jego zakończeniu.

#53

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Kul tu ral nie ZAPOWIADAMY POLECAMY ZAPRASZAMY

Dni Morza 2016

Tomasz Stańko Quartet Niepowtarzalne dźwięki trąbki Tomasza Stańko brzmią w najbardziej prestiżowych scenach na świecie, a jego muzykę wydaje renomowana monachijska wytwórnia ECM Records. Od lat regularnie pojawia się w pierwszej dziesiątce trębaczy prestiżowej dorocznej ankiety amerykańskiego magazynu magazynu „Down Beat”. Ta sama ankieta honorowała go również w roli kompozytora. Jako lider wydał ponad 40 albumów, jest również autorem muzyki do wielu filmów i spektakli teatralnych. 3 czerwca, Filharmonia, godz. 20, bilety 89-149 zł

Dni Morza – Sail Szczecin 2016 to nie tylko piękne żaglowce oraz niesamowite oldtimery. To również mnóstwo koncertów oraz wydarzeń towarzyszących. W tym roku ustawione będą trzy sceny: scena chillout na terenie Portu Jachtowego na Wyspie Grodzkiej, gdzie program wydarzenia stanowić będą występy artystów grających takie gatunki jak: house, electro swing, chillout, reggae. Scena szantowo-folkowa zostanie postawiona na Łasztowni. W piątek zdominowana będzie przez szczecińskie kapele. W pozostałe dni zagra wielu gości. Scena główna znajdzie się na ulicy Jana z Kolna, tuż przy Wałach Chrobrego. Podczas tegorocznych Dni Morza – Sail Szczecin 2016 bawić będziemy się na imprezie VOX Tour, a gwiazdą będzie zespół Alphaville. 10-12 czerwca, Wały Chrobrego

Disco Stars w Amfiteatrze Zagrają gwiazdy disco polo: Shazza, niekwestionowana gwiazda tej muzyki na początku XXI wieku, kompozytorka i aktorka, Milano – jeden z czołowych przedstawicieli muzyki tanecznej, Skaner - polska grupa muzyczna nurtu disco polo, Nova – szczeciński zespół grający covery muzyki dyskotekowej, biesiadnej, cygańskiej, góralskiej, Lejdis – z Białorusi. 17 czerwca, Amfiteatr, godz. 17, bilety 40 zł

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#54


Operetki czar

Tangerine Dream

11 czerwca w Amfiteatrze w Szczecinie wystąpią artyści Teatru Narodowego Operetki Kijowskiej. Zobaczyć będzie można solistów, muzyków, tancerzy baletowych oraz chórzystów, łącznie ponad 50-osobowy skład artystyczny. W programie koncertu nie zabraknie znanych i lubianych arii operowych i operetkowych oraz tradycyjnych pieśni narodowych Ukrainy. Publiczność bawić będzie również repertuar musicalowy, wzbogacony cudownymi strojami oraz tańcem baletu. To będzie niezapomniana podróż muzyczna przez wszystkie historie miłosne operetki i musicalu.

Legendarny zespół Tangerine Dream wystąpi na zakończenie cyklu SoundLab. Choć Edgar Froese, założyciel i lider tego niemieckiego zespołu muzyki elektronicznej „zmienił swój kosmiczny adres” w styczniu 2015 roku, pierwszy minialbum zatytułowany „Quantum Key” nagrany po jego śmierci przez pozostałych członków zespołu zachwycił fanów. Koncert zwieńczy tegoroczny cykl Filharmonicznego Laboratorium Muzyki Elektronicznej SoundLab. 9 czerwca, Filharmonia, godz. 19, bilety 65-120 zł

11 czerwca, Amfiteatr, godz. 19, bilety 50-70 zł.

Czerwiec na Zamku Mayday 2 gościnnie Ten gościnny spektakl, to kontynuacja „Mayday” - wielobarwnej historii sympatycznego taksówkarza, który zaplanował sobie dwa ciepłe domy z pięknymi żonami. Szczęśliwie udaje mu się prowadzić podwójną grę do momentu, kiedy jego dorastające dzieci dowiadują się o sobie w Internecie. Oczywiście ciekawość oraz dziwne zbiegi okoliczności powodują chęć spotkania młodzieży, w wyniku czego główny bohater traci równowagę, a historia nabiera maksimum humoru. Sala Koncertowa ul. Energetyków, 9 czerwca, godz. 17.30, 20.30, bilety 90-130 zł

Czerwiec na Zamku Książąt Pomorskich to przede wszystkim Noc Kupały i wystawa Silvio Montiego „Krajobrazy twarzy”. Wystawa zostanie otwarta 7 czerwca i jest pierwszą w Polsce prezentacją prac Silvio Montiego, wszechstronnego włoskiego artysty, zajmującego się malarstwem, rzeźbą oraz instalacjami artystycznymi. Natomiast Noc Kupały odbędzie się w dniach 25-26 czerwca. Tradycyjnie będzie osada historyczna, obóz wojów i stanowiska rzemieślnicze, muzyka na żywo, obrzędy, pokazy walk, pokazy sokolnictwa, kuchnia wczesnośredniowieczna, konkursy tematyczne, legendy pomorskie. Wystawa, 1 czerwca, Zamek, godz. 17, wstęp wolny Noc Kupały, 25-26 czerwca, Zamek, wstęp wolny

#55

Wielki Turniej Tenorów Piękne głosy, porywające arie i bardzo wymagająca publiczność – szczeciński Wielki Turniej Tenorów, to najbardziej oczekiwane wydarzenie artystyczne lata. W tym roku odbędzie się jego osiemnasta edycja. Najbardziej znane, najtrudniejsze i najefektowniejsze arie operowe świata, ale także lekkie, dowcipne i melodyjne fragmenty popularnych operetek. Wszystko, co najlepsze w operowym koncercie w wykonaniu znakomitych tenorów z całego świata w towarzystwie orkiestry Opery na Zamku. Każdy z tenorów walczył będzie o względy publiczności i róże. 25 czerwca, Teatr Letni, godz. 20.30, bilety 30-120 zł

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Rozmowa miesiąca

#

Rewolucja zawsze pożera swoje dzieci Kontrowersyjny? Zbyt wyświechtane. Bezkompromisowy? Na pewno. Cezary Łazarewicz w swojej dziennikarskiej karierze dotykał różnych wrażliwych strun opowieści o Polsce. Homoseksualizm wśród księży, kulisy zabójstwa Grzegorza Przemyka, historia ojca braci Kaczyńskich albo portret nieudolnego prokuratora. Nie ma tematów tabu. Jest za to dociekliwość i doskonały warsztat. ROZMAWIAŁA Bogna Skarul / FOTO Ewa Winnicka

- Dlaczego, pisząc materiał do Newsweeka, udawałeś księdza geja? - Przecież nie mogłem pójść do episkopatu i zapytać, na czym polega problem homoseksualizmu w polskim Kościele. Trudny temat, a ja chciałem poznać prawdę. Wcześniej korespondowałem z zakonnikiem, który opowiedział mi swoją historię. Był gejem, poszedł do Kościoła, bo chciał sobie z tym problemem jakoś poradzić. Nie udało mu się. Nie poradził sobie, problem wręcz się u niego nasilił. Poprosiłem go, by pomógł mi w napisaniu tekstu o gejach w polskim Kościele. - Zgodził się? - Tak. Został moim przewodnikiem. Nie mógł mnie skontaktować, ze zrozumiałych względów, z ludźmi, o których wie, że są księżmi gejami. Nie mógł także poprosić o to, aby ze mną porozmawiali, bo sam chciał być anonimowy. Drugą osobą, która mi w pisaniu tego tekstu pomogła, był naukowiec, który był partnerem rektora seminarium. To on powiedział mi, w jaki sposób umieścić anons na stronach gejowskich, by odpowiedzieli na niego księża. - Chwycił? - Tak. Kluczem okazało się słowo sacer, czyli poświęcony. Na forach internetowych i w anonsach występowałem jako sacer4sacer, czyli ksiądz dla księdza. Tylko, że ja właściwie nie udawałem księdza geja. - Jak to? - Kiedy spotykałem się z osobami, które odpowiedziały na anons, w pierwszych słowach mówiłem, o co mi chodzi i dlaczego się z nimi spotykam. - Jak reagowali? - Źle. Robili się bladzi i wystraszeni. Jeden z moich rozmówców o mało nie zemdlał. Zapewniłem go, że pozostanie anonimowy. Interesowało mnie zjawisko, a nie coming out. Okazało się później w rozmowie, że to był ksiądz, który stał dość wysoko w hierarchii kościelnej. Był duszpasterzem środowisk akademickich. - Zgodził się na rozmowę? - Opowiedział mi swoją historię, którą zacytowałem w swoim tekście. Ta opowieść była wiarygodna. - A inni, jak reagowali? - Inny rozmówca, by spotkać się ze mną w herbaciarni na Saskiej Kępie, przejechał wiele kilometrów. Wiem to, bo dowiedziałem się z jakiej parafii pochodzi i jaką funkcję tam pełnił. Gdy mu powiedziałem, że, niestety,

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

nie jestem księdzem, ale dziennikarzem, to zbaraniał. Potem szybko odpowiedział, że on też nie jest księdzem i tak jak ja zbiera materiał o księżach gejach, tylko dla innej redakcji. Jednak nie bardzo wiedział dla jakiej. Wypiliśmy herbatę, pogadaliśmy i rozeszliśmy się. Podczas rozmowy był bardzo spięty i zdenerwowany, więc wysłałem mu jeszcze SMS-a, by się nie martwił, bo nic mu z mojej strony nie grozi i nikomu nie zdradzę kim jest. Zaraz potem zmienił numer telefonu, adres mailowy i kontakt się urwał. - Powstał z tego bardzo głośny tekst. - Napisałem o problemie. Starałem się chronić moich informatorów. Moim celem nie było upublicznianie ich prywatności. - Kościół na ten tekst jakoś zareagował? - Nie. Nikt z Kościoła. Ale odezwali się do mnie byli księża. Pisało też do mnie wiele poszkodowanych przez księży osób. Opowiadali, jak zostali złapani w sidła. Tych historii było sporo, ale nie kontynuowałem tematu. Przyznam, że kiedy zobaczyłem okładkę „Newsweeka”, w którym opublikowano ten tekst, to zakrztusiłem się herbatą. Na okładce było dwóch całujących się księży, co zapowiadało w środku numeru pełny hardcore, a tekst był raczej wyważony, próbujący opisać zjawisko i zrozumieć tych ludzi. - A teraz drugi Twój głośny temat. Dlaczego postanowiłeś napisać o Rajmundzie Kaczyńskim (ojcu Jarosława i Lecha Kaczyńskich)? - Jak to dlaczego? To był temat tabu. Kiedy pierwszy raz usłyszałem o Rajmundzie Kaczyńskim, byłem przekonany, że to osoba, która zmarła po wojnie, jeszcze w latach 40., zaraz po urodzeniu się braci. I dużym zaskoczeniem było, kiedy dowiedziałem się, że Rajmund Kaczyński zmarł w 2005 roku. Bo on w ogóle nie istniał ani w świadomości publicznej, ani nawet w opowieściach rodzinnych. Bracia o nim nigdy nie wspominali. Tak jakby go w ogóle nie było. Szalenie mnie to więc zaintrygowało. Chciałem dowiedzieć się, kim właściwie był ten człowiek. Przecież był ojcem premiera i prezydenta Polski, o którym nikt nic nie wiedział. - I czego się dowiedziałeś? - Okazało się - i to wynikało z mojego tekstu - że nikim wielkim nie był. Był bohaterskim powstańcem, który po wojnie próbował się ułożyć z tymi,

#56


Rozmowa miesiąca

#

którzy rządzili w Polsce. - To co tak oburzyło Jarosława Kaczyńskiego? - Może to, że pan Rajmund swoich znajomych powstańców przestrzegał przed tym, co się stanie kiedy jego synowie przejmą władzę. Nazywał ich narwańcami. I to chyba najbardziej bolało braci. Rajmund Kaczyński do swoich kolegów mówił: Boże, uchroń Polskę przed moimi synami narwańcami. Widocznie wiedział, czego należy się bać. - Pewnie spodziewałeś się jakiejś reakcji po opublikowaniu tego tekstu. - Oczywiście, ale nie takiej z jaką miałem do czynienia. Jarosław Kaczyński udzielił dwóch czy trzech wywiadów na ten temat w „Gazecie Polskiej”, gdzie mnie od czci i wiary osądzał, a związani z PiS dziennikarze próbowali mnie rozsmarować, zarzucając potworne rzeczy, o których nie miałem pojęcia. Jednocześnie Jarosław Kaczyński pytany przez dziennikarzy, co w moim tekście było nieprawdą powiedział, że nie będzie nic prostował, bo nie chce się zniżać do mojego poziomu. - Za ten tekst zostałeś nominowany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich do niechlubnego tytułu „Hieny Roku”. - Było mi przykro. Nie wszyscy wiedzą, ale SDP nazywane bywa w warszawskim środowisku dziennikarskim „stowarzyszeniem dziennikarzy pisowskich”. Jednak wiele osób uważa, że to ważna i poważna instytucja. Dlatego do dziś ponoszę konsekwencje tego linczu. Chcieli odebrać mi wiarygodność. Niestety, po części to się udało. Do dziś spotykam ludzi, którzy pamiętają, że byłem nominowany do „Hieny Roku”. Przykro mi, tym bardziej że byłem jednym z tych, którzy to stowarzyszenie odtwarzali po stanie wojennym.

cież masz już na koncie parę książkowych pozycji. Sam mówisz, że dopiero ta książka pokazała Cezarego Łazarewicza publiczności i jest Twoim sukcesem. Jak myślisz, dlaczego? - Być może moi koledzy, którzy robią ze mną wywiady właśnie o tej książce, gaszą wyrzuty sumienia, że sami się tym nie zajęli. Nie jest prawdą, że historia Grzegorza Przemyka jest szeroko znana. Ona do tej pory była szumem medialnym. Nikt jej nie badał. Raczej była relacjonowana. A dla mnie to sprawa ważna. Książka jest moim rozliczeniem z PRL-em. Zresztą bardzo mnie przeorała ta cała historia. - Dlaczego? - Bo zaskoczeniem dla mnie było, jak właściwie funkcjonował PRL. Wydawało mi się, że takie przypadki zdarzały się tylko w latach 50. Pisałem tę książkę z potrzeby serca. Uważałem, że muszę ją napisać. Że ta historia zasługuje na opowiedzenie. Jest ważna, nie można przejść obok niej obojętnie. - Ale był bezpośredni powód, że sięgnąłeś właśnie po tę historię? - Poszedłem do IPN i przeczytałem raport przygotowywany dla generała Kiszczaka, w jaki sposób powinno się kłamać w przypadku historii Grzegorza Przemyka. I pomyślałem, że to jest właściwie historia kłamstwa. To opowieść, jak manipulować ludźmi, jak zmieniać perspektywę, jak zamiatać sprawy pod dywan. Na początku myślałem, że piszę książkę historyczną, ale pod koniec okazało się, że to opowieść uniwersalna - o strukturze kłamstwa. Opisałem kłamstwo na przykładzie tej jednej historii. Ale ta struktura jest ponadczasowa. Przecież podobne rzeczy dzieją się dzisiaj.

- To paradoks historii. - Rewolucja zawsze pożera swoje dzieci. Byłem właśnie takim pożartym dzieckiem tych, którzy dwadzieścia lat później po mnie zapisali się do SDP.

- To, co ponadczasowe, pewnie najbardziej interesuje Twoich czytelników, choć nie tylko. Jakie pytania zadają Ci na spotkaniach autorskich? - Dlaczego napisałem tę książkę i ile na niej zarobiłem.

- Właśnie napisałeś książkę „Żeby nie było śladów” o kulisach zamordowania Grzegorza Przemyka. A prze-

- I ile na niej zarobiłeś (śmiech)? - Nawet nie wiem w ilu egzemplarzach się sprzedała. Mam nadzieję, że w wielu.

Cezary Łazarewicz, polski dziennikarz prasowy i publicysta. Od kilku lat mieszka w Warszawie. Ukończył szkołę średnią w Zespole Szkół Morskich w Darłowie. W połowie lat 80. zaangażował się w działalność pacyfistycznego i opozycyjnego Ruchu Wolność i Pokój. Zajmował się dystrybucją pism drugiego obiegu, redagował prasę podziemną („Ucho”, „Rewers”). Po przemianach politycznych organizował „Gazetę Obywatelską”. Wstąpił do Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Od 1991 r. publikował w „Gazecie Wyborczej”, był dyrektorem szczecińskiego Radia na Fali i dziennikarzem „Przekroju”, „Polityki”, „Newsweeka” i „Wprost”. Ostatnio w wydawnictwie Czarne ukazała się jego książka „Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka”.

#57

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Kultura

#

Krok po kroku zdobywamy świat Cherry Daiquiri to pomysł na mieszanie muzyki, teatru i kilku innych szalonych elementów. Członkowie zespołu opowiadają o tym, jak pracują na swój sukces, kiedy podczas burzy mózgów tworzą iście wybuchowe mieszanki sceniczne. A także o tym za co lubią „prowincjonalność” Szczecina. Rozmawiała: Małgorzata Klimczak / Foto: Piotr Dynarski / Adam Bury

Jaka będzie płyta Cherry Daiquiri, która w czerwcu ujrzy światło dzienne?

jest miastem, które produkuje artystów. Ja jestem fanem tego miasta. Pochodzę z Wielkiej Brytanii. Miałem okazję zamieszkać w Szczecinie kiedy byłem młodszy, potem wyjechałem i znowu wróciłem. Fajne jest to, że możemy tutaj się realizować, tworzyć swoją muzykę i mieć nadzieję, że będzie miała odbiorców.

Piotr Łukomski: Na pewno będzie to świetny produkt. To możemy obiecać. Dianna Domagała: Planujemy produkt na światowym poziomie. Premierowy koncert zagramy w studio radiowym S1. Ponadto będziemy promować płytę na różnych festiwalach. Jesteśmy w kontakcie z Berlinem i tamtejszą lokalną telewizją. Przy okazji promujemy nasze miasto, bo jesteśmy Ambasadorami Szczecina, więc wpisujemy się w ten trend.

W naszym mieście, pełnym malkontentów, podkreślacie Wasz pozytywny stosunek nie tylko do miasta, ale do życia, do wszystkiego wokół. Z czego to wynika? DD: Jedno nie wyklucza drugiego. To, że jesteśmy w Szczecinie, nie oznacza, że nie możemy wyjeżdżać i konfrontować się z tym, co się dzieje poza miastem. Zawsze pamiętamy o tym, że tworzymy i wracamy tutaj. Można być obywatelem świata i jednocześnie lokalnym patriotą. Poza tym to takie miejsce, z którego bliżej nam do zachodniej Europy niż w głąb Polski. To miejsce to taki zbitek kulturowy.

Co oznacza dla Was tytuł Ambasador Szczecina? DD: To bardzo miłe i nobilitujące, że ktoś nas tutaj lokalnie docenia. Bo czasami jest tak, jak mówi przysłowie, że nikt nie może być prorokiem we własnym kraju. Ale, jak widać, można. Nobilituje, ale też w jakiś sposób zobowiązuje. Uważacie, że jako ambasadorzy powinniście robić coś specjalnego dla miasta? DD: Na przykład nie przynosić wstydu. PŁ: Mało jest osób ze Szczecina, którym udaje się przebić gdzieś dalej. Skoro jesteśmy ambasadorami, chcielibyśmy to zmienić i pokazać, że można. DD: Ja nie czuję jakiejś presji lokalnej. Bardziej czuję presję, żebyśmy w ogóle się rozwijali jako artyści, a za tym idzie promowanie miasta. Myślimy bardziej globalnie i perspektywicznie. Joshua Jones: To doskonała okazja, by pokazać, że Szczecin

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

Dla wielu to jednak prowincja. Jeździcie po świecie, więc jak to postrzegacie? DD: Jest tu klimat lekko prowincjonalny, ale wcale nie wydaje mi się, że to coś złego. Trzeba to przekuć w dobre walory i wartości i niektórzy to robią, na przykład my. Metropolia musi wszystko, bo od niej się dużo wymaga, a prowincja nic nie musi. Może, ale nie musi. JJ: To jest chyba bardzo polskie, żeby na wszystko narzekać.

#58


Kultura

#

DD: Zawsze i na wszystko można narzekać. Chodzi o to, żeby nie narzekać, tylko coś zmienić. My też nie mówimy, że jest absolutnie super. W zespole też ludzie czasami narzekają, ale próbujemy coś zmieniać. JJ: W Szczecinie jest przestrzeń, że można tworzyć, ale nie ma ciągłej walki o tę przestrzeń. Nie ma presji, żeby zostać zespołem na topie. Tutaj bardziej wszyscy skupiają się na tym, co tworzą. Każdy robi coś swojego i zawsze jest ktoś, komu się to spodoba. Nie musimy tak bardzo bać się konkurencji. Nie musicie bać się konkurencji, bo macie własny muzyczny świat. Z czego on się bierze? DD: Z każdego z nas z osobna. Z naszych charakterów, inspiracji. Każdy z nas jest inny, ale to się bardzo fajnie łączy. Bardzo trudno połączyć sześć różnych indywidualności. Myślę, że spotkało nas niezwykłe szczęście, że tak świetnie się to układa. A jak to się stało, że te sześć osobowości pewnego dnia postanowiło razem coś robić? DD: Właśnie dlatego, że Szczecin, to taka „prowincja”, to środowisko muzyczne jest dosyć hermetyczne. Ja od lat funkcjonuję w tym środowisku, wszyscy się wcześniej znaliśmy, więc od słowa do słowa i wpadliśmy na pomysł, żeby stworzyć zespół. Jeszcze Wasze osobowości musiały się zgrać. JJ: To prawda. Każdy z nas próbuje przemycić to, co lubi. PŁ: Ja przemycam generalnie mocniejszą muzykę, ale nie tylko. Przemycam też smaczki soulowe, które bardzo lubię. Wrzucam to wszystko razem z innymi do jednego worka i wychodzi gotowy produkt. Ale czy ten produkt nie wybucha przy takiej mieszance?

Macie autorytety muzyczne? PŁ: Jeżeli podkreślamy, że każdy z nas jest inny, to każdy z nas ma własnego idola. Każdy słucha innej muzyki i balansuje na pograniczu różnych gatunków, więc lista wykonawców, których możemy uznać za autorytety, wzorce, idoli, jest długa. Wasze koncerty to z reguły coś więcej niż wyjście na scenie i zaśpiewanie piosenek. DD: Fajnie jest opowiedzieć jakąś historię. JJ: Humor i muzyka to dobre połączenie. Ludzie przychodzą na koncert, żeby się rozerwać. DD: Ale to wcale nie jest tak, że mówimy na scenie o banałach. Nasze utwory mówią o czymś, o wielu życiowych sprawach. Czasami kontrowersyjnych, ale wprowadzamy element zabawy. I jak ludzie reagują? DD: Z entuzjazmem, niedowierzaniem. Raczej pozytywnie. W Szczecinie dostajemy bardzo pozytywne sygnały, ale nie tylko tu. Gdziekolwiek promujemy naszą muzykę, zawsze jest pozytywny odzew. Ludzie do nas piszą, wchodzą na naszego fanpage’a. Podobno szczecińska publiczność jest trudna. JJ: W Szczecinie publiczność siedzi i ocenia i jak do tej pory ta ocena była bardzo dobra. Do mnie dotarły opinie, że się dobrze bawili, dobrze odebrali naszą muzykę. DD: Nasza muzyka dobrze się tutaj sprawdza, bo jest inna i trudno ją jednoznacznie zaszufladkować. Działa element zaskoczenia i to bardzo pozytywnie. - Co jest dla was najważniejsze jako zespołu? JJ: Najbardziej się cieszę, kiedy razem tworzymy muzykę na próbach. Wtedy się odczuwa, że coś się dzieje, że coś się udaje, że jest energia. A jeżeli można się tym dzielić z innymi, to jest super.

PŁ: Wybucha, jak najbardziej, ale w sensie pozytywnym. Domyślam się, że jest burza mózgów. Mocno się kłócicie podczas pracy twórczej? DD: W kwestiach muzycznych jakoś niespecjalnie. Burza mózgów jest, ale wielkich kłótni nie ma. Wszyscy mamy świadomość, że mamy bardzo silne charaktery, że jeżeli byśmy zaczęli się kłócić, to każdy by miał beczkę prochu i trzymał zapałki. My po prostu dyskutujemy. Macie lidera? Jest ktoś, kto czasami walnie pięścią w stół? Podobno demokracja w zespołach się nie sprawdza. JJ: Chyba Diana. Ja się wtrącam od czasu do czasu na próbach. DD: Joshua potrafi umiejętnie mnie zatrzymać, kiedy wszystkiego zbierze się za dużo. JJ: Ale każdy z nas ma swoją funkcje i rolę w zespole. Piotr pilnuje linii basowej. Wokal i wszystkie teksty są całkowicie wymyślane przez Dianę. Ja mocno wpływam na perkusję, a dziewczyny dodają smaczki , szaleństwo.

Cherry Daiquiri Szczeciński zespół, który dzięki charyzmatycznym osobowościom oraz niebanalnemu wizerunkowi doceniono jako koloryt oraz wizytówkę przyszłości miasta, nobilitując tytułem Ambasadora Szczecina. Zespół ma na koncie działania artystyczne, koncerty, udział w festiwalach, min. na rzecz miasta, za sprawą coraz to ciekawszych i awangardowych odsłon koncertowych w takich miejscach, jak: Free Blues Club, Rocker, Słowianin, Różanka, Muzeum Narodowe oraz podczas festiwali jak Wake up & Live, Metal Femfest, Młoda Nuta, Fete de la musique, Łęczyce Festival. W czerwcu wydaje nową płytę.

#59

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016



Sport

#

Sporty wodne bardzo na czasie Piękna pogoda za oknami nie tylko poprawia nastrój i samopoczucie, ale zachęca do aktywnego spędzania czasu na świeżym powietrzu. Spora część z nas wybiera spacery, jazdę na rowerze czy jogging, ale istnieje też inna grupa ludzi. Taka, która z niecierpliwością sprawdza codzienne prognozy pogody i czeka na odpowiednie warunki, aby przenieść się z lądu na wodę. TEKST Maciej Żmudzki

Zainteresowanie tego typu aktywnością w ostatnich latach stale wzrasta. Podczas wypadów nad jezioro jeszcze dekadę temu, oczom ukazywały się przede wszystkim setki plażowiczów oraz solidna grupa amatorów wodnych kąpieli. Tafla, wyłączając okolice brzegu, była przeważnie gładka i spokojna. Czasem zdarzało się jedynie zobaczyć kilka białych żagli lub pojedynczych ambitnych pływaków, którzy testowali swoją wytrzymałość i wypuszczali się na samotne wycieczki w głąb jeziora. Teraz ten obraz sprzed lat nie ma już prawa bytu. Zastąpił go zupełnie nowy, do którego dołączyło morze kolorowych żagli, latawce, narty i skutery wodne oraz coraz chętniej czarterowane jachty. Mimo wzrostu zainteresowania innymi dyscyplinami, palmę pierwszeństwa nad jeziorami dzierży windsurfing, czyli aktywność, która ściąga nad wodę największą liczbę pasjonatów. Sport ten, uprawiany przy pomocy deski i elastycznie przymocowanego do niej żagla, pozwala na wykorzystanie powiewów wiatru do kontrolowanego poruszania się po powierzchni wody. - Ten sport jest absolutnie wyjątkowy, bo pozwala przenieść się w stan całkowitej wolności. Nie ma żadnych ograniczeń, znikają wszystkie problemy życia codziennego, a na całym świecie istniejesz tylko ty, wiatr i woda – tłumaczy 33-letni Maciej Szewczyk, który swoją przygodę z windsurfingiem rozpoczął dwadzieścia lat temu. – Pierwsze kroki w tej dyscyplinie stawiałem w roku 1996, ale pływać na poważnie zacząłem mniej więcej 2-3 lata później. Od

tamtego czasu windsurfing stał się nie tylko pasją, ale też ważną częścią mojego życia. Nie zdarzył się dotąd rok, w którym zaliczyłbym przestój i ani razu nie wybrał się na deskę. Na pewnym poziomie znika też sezonowość tej dyscypliny. Zawsze znajdzie się na świecie miejsce, w którym aktualnie można popływać i dlatego zdarzały mi się już windsurfingowe wypady w marcu, styczniu czy grudniu. Niektóre z nich trwały nawet cały miesiąc. Świetnie wspominam między innymi czas spędzony na kultowej Fuertaventurze, która wchodzi w skład Wysp Kanaryjskich. To miejsce, ze względu na panujące warunki oraz cyklicznie odbywające się mistrzostwa świata, jest dla windsurferów tak wyjątkowe, że niektórzy profesjonalni zawodnicy mieszkają tam przez cały rok. Oprócz wspomnianych Wysp Kanaryjskich, dużą popularnością wśród pasjonatów windsurfingu cieszą się takie miejsca jak Cape Town (RPA), Jericoacoara (Brazylia), Alacati (Turcja) i wyspa Sal (Republika Zielonego Przylądka). Bardzo wiele do zaoferowania ma także Grecja. Jednym z jej flagowych atutów jest malowniczy półwysep Prasonisi, który znajduje się na południu wyspy Rodos. Miejsce to jest o tyle wyjątkowe, że oddziela od siebie Morze Egejskie od Morza Śródziemnego. Silne wiatry oraz niespotykane nigdzie indziej unikatowe położenie sprawiają, że Prasonisi stanowi prawdziwy raj zarówno dla początkujących, jak i zaawansowanych windsurferów.

#61

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Sport

#

Podobne miejsca na świecie upodobali sobie także miłośnicy kitesurfingu, czyli pokrewnej dyscypliny, która różni się tym, że zamiast przymocowanego do deski żagla używa się specjalistycznej odmiany latawca. Ten, znajdujący się w znacznej odległości od kitesurfera, umożliwia mu poruszanie się po wodzie poprzez umiejętne wykorzystanie wiejącego wiatru. Moda na opisane aktywności fizyczne na dobre dotarła już także do Polski. Niekwestionowanym liderem w naszym kraju jest w tej dziedzinie Półwysep Helski, który pasjonaci znad Wisły odwiedzają zdecydowanie najchętniej. Nie oznacza to jednak, że miejsc umożliwiających uprawianie tych dyscyplin brakuje na Pomorzu Zachodnim. Bardzo popularne w naszym regionie jest chociażby jezioro Miedwie, które z roku na rok coraz mocniej zaznacza swoją obecność na krajowej mapie sportów wodnych. - W ciągu ostatnich dziesięciu lat odnotowaliśmy bardzo duży wzrost zainteresowania windsurfingiem oraz kitesurfingiem – mówi Mateusz Orliński, prezes i jednocześnie szef instruktorów ośrodka Miedwie Sport. – Na razie górą wciąż jest ten pierwszy, ponieważ windsurfing ma tę przewagę, że można go praktykować niemal w każdych warunkach oraz w zasadzie bez względu na wiek. Kitesurfing, choć w minionych latach zdecydowanie zyskał na popularności, ma jednak pewne obostrzenia. Ze względów bezpieczeństwa wprowadzone zostały rygorystyczne normy, które otwierają tę dyscyplinę sportu osobom powyżej trzynastego roku życia i ważącym co najmniej 45 kilogramów. O ile kitesurfing wciąż stanowi dla najmłodszych zakazany owoc, to windsurfing jest już w zasadzie całkowicie dostępny. Rodzice chętnie zapisują dzieci na lekcje, a te z entuzjazmem zaprzyjaźniają się z nową dyscypliną sportu. – Zainteresowanie naszymi obozami sportowymi jest na tyle duże, że gdy przychodzi maj, to w zasadzie nie mamy już wolnych miejsc. Szkolimy dzieci od czwartego roku życia i prezentujemy im windsurfing jako pomysł na świetną zabawę. Jeśli natomiast chodzi o wiek uczestników, to możemy się pochwalić, że najstarsza osoba, która się u nas uczyła miała aż 81 lat. O ile metryka nie jest zazwyczaj problemem przy uprawianiu tego typu sportów, to z całą pewnością może nim być pogoda. Dyscypliny, które opierają się na wykorzystaniu siły wiatru są w naturalny sposób zależne od panującej aktualnie aury. Ta niejednokrotnie płata figle i testuje cierpliwość miłośników sezonowego pływania. – Doświadczenie oraz aktualne możliwości technologiczne pozwalają nam przewidzieć pogodę na kolejnych dwanaście godzin mniej więcej z 80-85% dokładnością. Oczywiście zdarza się, że natura bywa kapryśna czy np. pojawiają się nieprzewidziane burze, ale wtedy należy uzbroić się w cierpliwość. Na pewno trzeba sobie powiedzieć, że sporty wodne to nie są dyscypliny dla nerwowych ludzi, którzy dysponują małą ilością wolnego czasu.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

Zawsze może się przecież zdarzyć nieoczekiwane załamanie pogody i trzeba być na to przygotowanym. Jeśli chodzi o koszty tego typu przyjemności, to są zazwyczaj na tyle zbalansowane, że nie stanowią dla zdeterminowanych nieprzekraczalnej bariery. – Ceny są takie, jak przy większości sportów i nie odbiegają od szkółek piłki nożnej czy squasha. Używany sprzęt, na którym możemy się świetnie bawić przez lata, kosztuje mniej więcej tyle, co średniej klasy rower. Windsurfing i kitesurfing to po prostu idealny sport, który nie tylko wzmacnia cały organizm i odstresowuje, ale zapewnia też ogromną radość, dużą dawkę adrenaliny oraz przede wszystkim kontakt z naturą i wspaniałymi ludźmi – dodaje Orliński. Jakie inne sporty wodne zyskują popularność na terenie Pomorza Zachodniego? Na pewno żeglarstwo, które także gwarantuje spokój i harmonijne obcowanie z naturą. Mieszkańcy naszego województwa coraz chętniej czarterują jachty i z dala od codziennego zgiełku i hałasu wypływają w długie rejsy w poszukiwaniu wyciszenia i odpoczynku. W palecie możliwości znajdzie się też oczywiście coś dla tych, którzy szukają dawki adrenaliny. Emocjonujące przejażdżki skuterami wodnymi i niepowtarzalna zabawa na nartach wodnych to tylko niektóre z atrakcji, jakie można sobie zafundować po zejściu z lądu. W związku z długo wyczekiwanym nadejściem wiosny i rozpoczętym niedawno sezonem sportów wodnych warto pamiętać, że w naszych okolicach istnieją także takie formy spędzania wolnego czasu. Bardzo ważne jest też to, aby mieć świadomość, że radość z korzystania z tego typu możliwości nie jest zależna od prezentowanego poziomu. Jak powiedział kiedyś Phil Edwards, jedna z amerykańskich ikon tej dyscypliny – najlepszym surferem na świecie jest ten, kto czerpie z tego najwięcej zabawy.

#62



Rozmowa

#

#Co u Pani słychać #Beata Strojny

Warto było walczyć z urzędami - Co u Ciebie, Beato, słychać? - Gorący okres. Właśnie parę dni temu oficjalnie otworzyliśmy Storrady Park Offices. Zgłosili się już pierwsi najemcy, a my musimy im przygotować wnętrza. Trzeba je zaprojektować pod ich kątem, urządzić. Masa pracy.

Tak, ale chyba było warto (śmiech).

- Ale biurowiec jest piękny. Jak wpadłaś na to, aby z jednej strony zrewitalizować starą elektrownię, a z drugiej - dobudować zupełnie nowe elementy? - Niedaleko mamy biuro swojej firmy - Gryf Strojny. Tej starej elektrowni przyglądaliśmy się codziennie. Pewnego dnia wpadliśmy na pomysł, aby coś z tymi magazynami i elektrownią zrobić. Chcieliśmy, aby to miejsce ożyło, a nie ciągle było taką dziurą w środku miasta. I tak powstał pomysł. - Kiedy zaczęliście? - Tak naprawdę, to w 2007 roku. Zgłosiliśmy się (z mężem Jerzym) do wojewódzkiego konserwatora zabytków, ale on nam odmówił. Nie chciał się zgodzić, by obok zabytku powstały kompletnie nowe budynki. Ale my jesteśmy uparci. Odwołaliśmy się więc do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Dopiero kiedy minister wydał pozytywną decyzję, rozpoczęliśmy prace projektowe. A to było w 2013 roku. - Czyli sześć lat trwało załatwianie różnych formalności? -

- Lubisz projektować biurowce? - W ogóle lubię projektować. W Szczecinie moim pierwszym biurowcem, jaki zaprojektowałam, jest tzw. Pentagon. To budynek przy al. Wojska Polskiego 62. I chyba był to także pierwszy biurowiec jaki powstał w Szczecinie w nowych czasach. - A co teraz masz na desce projektowej? - Dwa osiedla mieszkaniowe. Jedno właśnie kończę. Lada moment pewnie zaczną się prace budowlane. Na drugie osiedle domów wielorodzinnych mam już koncepcję. - Gdzie powstaną te osiedla? - W Warzymicach. - O, to niedaleko twojego domu. - Będę miała blisko na budowę (śmiech). - A nie żal Ci tych terenów? Przecież właśnie tam chodzisz na spacery z psami i jeździsz konno. - No tak, ale życie posuwa się do przodu. Pewnie będę musiała znaleźć inne miejsce na spacery z psami (a mam 3 owczarki niemieckie, które lubią biegać) i na jazdy konne (mam 3 konie). - Często jeździsz konno? - Prawie codziennie i tak już ponad 30 lat. Zawsze po pracy. To mój sposób na odreagowanie.

Beata Kiesewetter-Strojny współudziałowiec firmy Gryf Strojny. Z zawodu architekt i autorka (wygrała w konkursie) ołtarza papieskiego, jaki powstał na przyjazd papieża Jana Pawła II. Mama dwóch córek i babcia dwóch wnuczek. Oprócz jazdy konnej, na nartach i gry w brydża, miłośniczka teatru.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#64



Trendy Trendytowarzyskie towarzyskie

##

Poznaliśmy Szczeciniankę Roku

Joanna Kowalewska z „Gazety Wyborczej“.

Sylwia Turkiewicz, współorganizator gali, i Jarosław Jaz z MM Trendy.

Policjantka Agnieszka Kasprzak, jedna z nominowanych.

Marzena Białowolska z Fundacji na Rzecz Dzikich Zwierząt „Dzika Ostoja“. Eko Szczecinianka Roku.

Laura Hołowacz z CKE Stara Rzeźnia.

Profesor Ewa Kołodziejek.

Barbara Igielska, Szczecinianka Roku 2015

Paulina Ratajczak z fundacji „Las Sztuki“.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#66

Foto: Sebastian Wołosz

Na dziedzińcu Muzeum Narodowego w Szczecinie wybrano laureatki plebiscytu Szczecinianka Roku 2015. Celem plebiscytu jest wyłonienie zwykłych-niezwykłych kobiet, które w sposób ponadprzeciętny i aktywny działają na rzecz Szczecina. Zaszczytny tytuł Szczecinianki Roku przypadł Barbrze Igielskiej, dyrektorce Zamku Książąt Pomorskich. Po raz drugi przyznano także nagrodę w kategorii Eko Szczecinianka Roku. Została nią Marzena Białowolska, prezeska Fundacji Na Rzecz Dzikich Zwierząt „Dzika Ostoja“. (red)


Najlepsi przedsiębiorcy wybrani

Foto: Andrzej Szkocki

Za nami pierwsza gala Szczecin Business Awards. Niezależna kapituła nagrodziła aż 23 firmy i osoby z naszego regionu. Galę poprowadziła jedna z inicjatorów wydarzenia Joanna Dudziak, właścicielka firmy Dudziak i Partnerzy. Wydarzeniu towarzyszyły trzy odsłony. W pierwszej niezależna kapituła nagrodziła 11 przedsiębiorców, w drugiej zostały wyróżnione firmy, które zgłosiły się samodzielnie, trzecia odsłona dotyczyła nagród specjalnych. Wśród laureatów znaleźli się m.in. Fanfaronada,, Nordsped Sp. z o.o., dr hab. n. med. Leszek Sagan, Husaria Szczecin, platforma wspieram.to oraz pisarz Leszek Herman. Wydarzenie odbyło się w Multikinie Galaxy w Szczecinie. Galę urozmaicił występ zespołu tanecznego finalisty You Can Dance Michała Pawłowskiego. (am)

#67

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Dom Lekarski dla zdrowia Dom Lekarski powiększył się o nową przychodnię z oddziałem szpitalnym, która funkcjonuje w Piastów Office Center. Z tej okazji lekarze zorganizowali akcję „Serce do gry”. Wydarzenie miało na celu przede wszystkim propagowanie badań kardiologicznych. Uczestnicy wzięli udział w badaniach wysiłkowych z użyciem m.in. ergospirometru, ale także np. cykloergonometrów. Wszystko pod opieką kardiologów. Wśród zaproszonych gości pojawili się m.in.: Małgorzata Jacyna-Witt, Roman Kulesza i Marta Pihan-Kulesza, Łukasz Warmbier oraz Łukasz Plewnia i Agata Plewnia. (am)

Aleksandra Phillips i Łukasz Czub, Galeria Orient.

Jan Kanty Pawluśkiewicz (z lewej) i Adam Opatowicz, dyrektor Teatru Polskiego w Szczecinie. Mirosław Grycmacher i Krzysztof Bober z Pogoń ‚04 Szczecin.

Marta Pihan-Kulesza z mężem Romanem Kuleszą, szczecińscy gimnastycy i olimpijczycy.

Krzysztof Baranowski, muzyk (z lewej). W tle Wojciech Jachim, rzecznik prasowy.

Foto: Andrzej Szkocki

Malarstwo Jana Kantego Pawluśkiewicza W szczecińskiej filharmonii mogliśmy podziwiać malarstwo wielkiego artysty Jana Kantego Pawluśkiewicza, kompozytora muzyki teatralnej, filmowej oraz piosenek, a także malarza specjalizującego się w technice żel-art. To właśnie te prace można oglądać na IV poziomie w filharmonii. (mk)

Sławomir Piński, prezes pola golfowego w Binowie i Łukasz Warmbier, ultramaratończyk.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#68

Foto: Sebastian Wołosz

Józef Skrzek, muzyk (z lewej) i Jan Kanty Pawluśkiewicz.

Małgorzata Jacyna-Witt, radna Szczecina.


Urodziny Baltic Neopolis Orchestra Szczecińska orkiestra kameralna Baltic Neopolis Orchestra w maju obchodziła swoje urodziny. Z tej okazji odbyły się trzy koncerty. Podczas ostatniego, w Filharmonii im. Karłowicza, zespół podziękował za współpracę osobom zaprzyjaźnionym, które wspierają BNO w ich działaniach. (mk)

Foto: Andrzej Szkocki

Wojciech Pszoniak i Jolanta Ignaszewska-Kühbauch

Katarzyna Ojrzyńska i Emilia Goch-Salvador, BNO. Jerzy Strojny, Piotr Krzystek i Beata Strojny.

Drugie urodziny Tokyo Jedna z najlepszych japońskich restauracji w Polsce, Tokyo Sushi’n’Grill, w miniony weekend skończyła dwa lata. Obchody rocznicy odbyły się z wielką pompą i przyciągnęły wiele znanych w naszym mieście osobistości. Goście mieli okazję podziwiać pokazy tai chi, spróbować specjalnych urodzinowych zestawów oraz stanęli przed szansą wygrania m.in. lexusa na weekend, toreb i akcesoriów marki Lexus, serwisu odwożenia gości do domu, vouchera na kolację w restauracji oraz karnetów na naukę tai chi. (am)

Mariusz Łuszczewski, właściciel Exotic Restaurants Szczecin, z szefami kuchni Tokyo.

Jolanta Ignaszewska-Kühbauch, Andrzej Poniedzielski.

Foto: Sebastian Wołosz

Katarzyna Turek-Urasińska, dermatolog, i Jerzy Strojny, własciciel Storrady Park Offices.

Foto: Andrzej Szkocki

Otwarcie biurowca Storrady Gosia Serbin i Krzysztof Litwin - Serbin-Litwin Racing Team z właścicielem restauracji.

Firma Gryf Strojny otworzyła Storrady Park Offices, kompleks trzech budynków o charakterze biurowym i handlowo-usługowym. W ten sposób Szczecinowi przybyło nowych prawie 8 tys. metrów kwadratowych powierzchni biurowej. Storrady Park Offices to rewitalizowany obiekt poprzemysłowy – XIX-wieczna, pierwsza w Szczecinie elektrownia. Wieczorem odbyła się część mniej oficjalna w nowym obiekcie. (bs)

#69

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE

• City Break CH Galaxy - 0 piętro • Coffeeheaven CH Galaxy 0 piętro • Cafe Club CH Galaxy - 1 piętro • Columbus Coffee CH Galaxy - 2 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee CH Turzyn - 0 piętro • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee DriveUp • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Corona Coffee ul. Kaszubska 67 • Columbus Coffee ul. Krzywoustego • Columbus Coffee MEDYK” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Columbus Coffee „Meeting Point” Plac Żołnierza 20 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Coffee Oxygen • Cafe Popularna ul. Panieńska 20 • Naleśnikarnia Pył i Mąka ul. Osiek 1 • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Coffee Piastów 5/1/ul. Jagielońska • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Pasja Fabryka Smaku ul. Śląska 12 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Czarna Owca al. Wojska Polskiego 29/9 (od Bogusława) • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1

SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA

• Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio DUMA Usługi Kosmetyczne Marzena Dubicka ul. Langiewicza 23 • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Witkiewicza 49U/9 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Cosmedica Leszczynowa (Rondo Zdroje) • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Vegas Studio Fryzjerskie ul. Panieńska 46/6 • Coco 33 Violetta Krause ul. Wojska Polskiego 10, U-2 • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2

RESTAURACJE

• Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restauracja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10 • Chief Rayskiego 16 , pl. Grunwaldzki • Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • Restauracja Ładoga ul. Jana z Kolna • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Planeta ul. Wielka Odrzańska 28 • Wół i Krowa ul. Wielka Odrzańska 20 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20 • Villa Sadyba ul. Ku Słońcu 40 • Plenty ul. Rynek Sienny 1 • Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8

• Pomiędzy ul. Sienna 9 • Giovanni Volpe Lodziarnia ul. Tkacka 64 • DietaBar.pl ul. Willowa 8 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy Rynek 3 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8

KLUBY SPORTOWE I FITNESS

• Pure Jatomi (Joanana Cieślek, Karolina Kowalska) CH Kaskada • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Szczecińskie Centrum Tenisowe ul. Dąbska 11a • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Marina Squash Fitness Club ul. Karpia 15 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a

SKLEPY I SALONY MODOWE

• Salon Mody Brancewicz al. Jana Pawła II 48 • Salon Terpiłowscy CH Auchan • Salon Terpiłowscy CH Ster • Salon Terpiłowscy CH Galaxy • Salon Terpiłowscy CH Turzyn • Salon Terpiłowscy ul. Jagiellońska 16 • SALON MEBLOWY QUATRO J&K Kamila Bonowicz C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Salon Jubilerski YES CH Galaxy • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • Silver Swan CH Galaxy (parter) • Swiss CH Galaxy (parter) • Van Graf CH Kaskada • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Trend S.C. Mierzyn, ul. Długa 4b • EBRAS.PL ul. Boh. Getta Warszawskiego 8/9 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • C.H. FALA al. Wyzwolenia 44a • Geobike CH Nowy Turzyn I piętro • Renoskór ul. Królowej Jadwigi 1 • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 4 • Sklep Vegananda ul. Krzywoustego 63 • Sklep Zdrowa Przystań ul. Monte Cassino 2/2 • Natuzzi ul. Struga 25 • Meble VIKING al. Wojska Polskiego 29 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • KAG Meble i Światło S.C. ul. Struga 23 • MOOI wnętrza al.Wojska Polskiego 20, • ABA Meble ul. Goleniowska 25a • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • Boutique Chiara ul. Bogusława X 12/2 • Escada Sport ul. Wojska Polskiego 22 • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • DRAGON EVENT ul. Twardowskiego 18 (teren Bissmyk) • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Cukrowa 12 • Centrum Finansowe JANOSIK ul. Krzywoustego 28 • Świat Rolet ul. Langiewicza 22 • Kwiaciarnia MARIA ul. Traugutta 6 • Cavallo - Sklep Jedziecki ul. Przybyszewskiego 4

GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY ESTETYCZNEJ

• ART MEDICAL CENTER ul. Langiewicza 28/U1 • New 4 You, Dorota Szwarc ul. Boh. Getta Warszawskiego 19/2 • Dom Lekarski, al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN) • Dom Lekarski, ul. Rydla 37 • Dom Lekarski, ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski, al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline, Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 (na recepcji)

• Lecznica Dentystyczna KULTYS ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Studio Masażu - LAVA ul. Tymiankowa 5b • Estetic ul. Kopernika 6 • Esteticon ul. Jagielońska • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Klinika Stomatologii i Kosmetologii EXCELLENCE ul. Wyszyńskiego 14 • Dentus ul. Felczaka 18a • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Krzywoustego 19/5 • MEDICO Specjalistyczne Gabinety Stomatologiczne i Lekarskie al. Bohaterów Warszawy 93/1 (vis a vis CH Turzyn) • NZOZ MEDENTES Przecław 93e • NZOZ MEDENTES ul. Bandurskiego 98(1pietro) • Hipokrates, ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Dentus ul. Mickiewicza 116/1 • Venus, Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique, ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • AestheticMed ul. Niedziałkowskiego 47 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Figurella - Instytut Odchudzania ul. Obrońców Stalingradu 17 • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro (wtorek,piątek lub biuro Ofice na dole dla dr Hamera) • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27

SALONY SAMOCHODOWE

• Lexus ul. Mieszka I 25 • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • POLMOZBYT Honda ul. Białowieska 2 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • Rosiak i Syn Renault, Dacia Bulwar Szczeciński 13 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • Bogacki Opel ul. Mieszka I 45 • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Camp & Trailer Świat Przyczep al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17 • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • POLMOTOR Nissan ul. Struga 71 • Subaru ul. Struga 78a • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 48A • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32

BIURA PODRÓŻY

• Neckerman, CH Galaxy , Wojska Polskiego 11 • LTUR, CH Galaxy • TUI, CH Kaskada • Interglobus Tour, Kolumba 1 • Itaka, Krzywoustego 7 • Odra Travel, Piłsudskiego 34 • Tropicana Travel, Plac Lotników 6/1 • Rainbow Tours, Wojska Polskiego 12 • Hepi Sport-turystyka, Mazowiecka 1 • Kawa i Podróże Lotos Travel – Klub Podróżnika, Małopolska 4

BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY

• Calbud ul. Kapitańska 2, pokoj 17 parter • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 (wjazd od E. Plater) • Best Deweloper ul. Sosnowa 6f

• Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47 (Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer (Piotr Otto) pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer al. Bohaterów Warszawy 24/3 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2

BAWIALNIE DLA DZIECI • Kraina Fantazji ul. Mieszka I 73 CH MOLO, • Castle Kindergarden (Amerykańska Przedszkole) ul. Kuśnierska 6 • Party-Studio ul. Tkacka 19/22 • KafkaKulturalna ul. Wielkopolska 25/9 (wejście od Monte Cassino)

KANCELARIE ADWOKACKIE I NOTARIALNE

• Kancelaria adw Lizak, Stankiewicz, Królikowski ul. Boh Getta Warszawskiego 1/4 • Kancelaria adw. Babski Dariusz Jan Deptak Bogusława 5/3 • Kancelaria Notarialna Daleszyńska al. Jana Pawła II 17 • Kancelaria Notarialna Zuzanna Wilk ul. Tarczyńskiego 4/1 • Kancelaria Adwokacka Tumielewicz al. Bohaterów Warszawy 93/5 (vis a vis CH Turzyn) • Kancelaria adw Mazurkiewicz, Wesołowski, ul. Klonowica 30/1 • Kancelaria adw Łyczywek ul. Krzywoustego 3 • Kancelaria Radców Prawnych Biel, Judek, Poczobut-Odlanicki ul. Energetyków 3/4 • Kancelaria adw Andrzej Zajda, Monika Zajda-Pawlik ul. Monte Cassino 7/1 • Kancelaria adw i Radców Prawnych adw. Waldemar Juszczak al. Niepodległości 17 • Kancelaria adw Mariusz Chmielewski ul. Odzieżowa 5 • Kancelaria adw Gozdek,Kowalski, Łysakowski adwokaci i radcowie prawni s.p. ul. Panieńska 16 • Kancelaria adw Wódkiewicz Sosnowski ul. Stoisława 2 • Kancelaria adw Licht Przeworska ul. Tuwima 27/1 • Kancelaria adw. Adamek-Donhöffner Marta ul. Wojska Polskiego 197/1 • Kancelaria adw Aleksandruk-Dutkiewicz Agnieszka ul.Wyszyńskiego 14 • Kancelaria adw. Gruca Jakub al. Wyzwolenia 5 • Kancelaria adw. Gruca Marcin al. Wyzwolenia 5/1

KULTURA

• Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4

INNE

• Urząd miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej ul. Korsarzy 34 • Urzad wojewodzki - sekretariat Wały Chrobrego 4 • Urzad wojewodzki - promocja/rzecznik ul. Wały Chrobrego 4 • TVP S.A. ul. Niedziałkowskiego 24a • Radio ESKA Szczecin pl. Matki Teresy z Kalkuty 6 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa Paweł Nowak ul. Necała 2 • Empik School Brama Portowa 4 • Speak UP DH Kupiec • Labirynt al. Niepodległości 18-22 (5 piętro) • Euroafrica ul.Energetyków 3/4 • Polska Fundacja Przedśiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • Interglobus ul. Kolumba 1 • Wnętrze na Piętrze ul. Piłsudskiego 27 • L Tour CH Galaxy • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • Dudziak i Partnerzy ul. Jagielońska 85/14




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.