MM Trendy #12 (57)

Page 1

GRUDZIEŃ 2017 NUMER 12 (57) / WYDANIE BEZPŁATNE

ch y n z c i g a M ! t ą i Św Dziadek do orzechów Świąteczna opowieść bez choinki

Jakub Żulczyk Kiedy rzeczywistość przestaje być najważniejsza

Gwiezdne Wojny Kto będzie ostatnim Jedi?


Badania Laboratoryjne Jak często powinniśmy wykonywać podstawowe badania służące ocenie stanu zdrowia naszego organizmu? Raz w roku, a może tylko na wyraźne wskazanie lekarza pierwszego kontaktu lub lekarza specjalisty? Częstotliwość wykonywania podstawowych badań laboratoryjnych zależy zarówno od stanu zdrowia naszego organizmu jak i od wieku. Pacjent może zgłosić się na badania laboratoryjne zalecone przez lekarza prowadzącego albo zapytać o podstawowy lub interesujący go panel badań w laboratorium. Zaleca się aby morfologię krwi z rozmazem i OB wykonywać raz do roku. Podobne zalecenie dotyczy analizy ogólnej moczu oraz poziomu glukozy na czczo. Po 30 r.ż. należy pamiętać o regularnym sprawdzaniu stanu zdrowia wątroby (oznaczenie enzymów wątrobowych AST i ALT) i ocenie gospodarki lipidowej (cholesterol całkowity, cholesterol HDL, LDL oraz trójglicerydy). Raz na dwa lata warto sprawdzić stan swojej tarczycy (oznaczenie poziomu TSH, w dalszej kolejności wolnych hormonów tarczycy – fT3 i fT4). W przypadku konieczności dalszej diagnostyki stanu tarczycy wykonuje się również całkowite poziomy hormonów T3 i T4. Można wykonać także oznaczenie poziomu przeciwciał przeciwko peroksydazie tarczycowej (anty-TPO) oraz przeciwciał przeciwko tyreoglobulinie (anty-Tg). Mężczyznom po 40 r.ż. zaleca się badanie poziomu PSA – jest to ocena funkcji gruczołu krokowego. W ostatnich latach coraz więcej pacjentów zwraca uwagę na profilaktykę.

Szczególnie ważnym i często poruszanym tematem są choroby nowotworowe. W ramach badań markerów nowotworowych oznaczamy: CEA – marker karcinoembrionalny, Ca 125, HE4 (wskaźnik ROMA), AFP, CA 19-9 – marker raka trzustki ale także przewodu pokarmowego oraz Ca 15-3 – marker raka sutka. Należy oczywiście pamiętać, że podwyższony poziom markera we krwi nie oznacza jeszcze procesu nowotworowego. Wszystkie wyżej wymienione badania można wykonać w Laboratorium Analitycznym Spółdzielni MEDICUS Oprócz ww. badań Laboratorium S.P.L.S. MEDICUS wykonuje również szereg innych badań z zakresu Hematologii, Koagulologii (krzepnięcia krwi), Biochemii, Immunochemii (hormony tarczycy, hormony płciowe, zakażenia wirusowe), Serologii grup krwi i Analityki Ogólnej. Na badania można zgłaszać się do Laboratorium Analitycznego S.P.L.S. MEDICUS codziennie, z wyjątkiem niedziel. Warto nadmienić, że wyniki większości wykonywanych badań można odbierać w tym samym dniu (z wyjątkiem sobót i niedziel). Istnieje również możliwość podglądu wyników przez stronę internetową.

Plac Zwycięstwa 1 | 70-233 Szczecin | www.medicus.szczecin.pl


#12

#spis treści grudzień 2017

66

Muzyka

Gwiazdy jazzu wiosną w Szczecinie

#06 Newsroom

Design, moda, wydarzenia

#18 Felietony

Paweł Krzych: mandarynki, pierniki, niespodzianki Paweł Flak: whisky no age statement

#22 Edytorial

Agnieszka Gulczyńska i świąteczne prezenty

#30 Styl życia

Świąteczna opowieść bez choinki

#34 Święta

W domu lub na wyjeździe. Zawsze z bliskimi

# 42 Rozmowa miesiąca

#68 Sport

Teraz już z górki

#76 Zdrowie

Jakub Żulczyk

W święta oszczędzaj żołądek Alkohol i kac nie muszą iść w parze

#52 Kultura

# 94 Trendy towarzyskie

Kino, muzyka i wydarzenia w grudniu

Kto, z kim, kiedy i dlaczego

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2017

3


| OD REDAKTORA |

#okładka: NA ZDJĘCIU AGNIESZKA GULCZYŃSKA FOTO MARTA MACHEJ

#12

# żegnamy się! Trochę dziwnie zaczynać przywitanie od pożegnania, ale widać taki mamy klimat. W końcu jest grudzień, więc najwyższa pora pożegnać się z rokiem 2017. Minął nam tak, jak każdy poprzedni, czyli nie bardzo wiadomo kiedy. Pomiędzy jednym dedlajnem a drugim, kiedy w naszym ołpenspejsie co rusz fokusowaliśmy się na robieniu targetów, żeby tylko nie było żadnego fakapu. Ktoś tam wymagał skołczowania, kto inny wolał uciekać na lancz w oczekiwaniu na fidbek. Wychodząc z redakcyjnych mitingów, cieszyliśmy się jak dzieci z klepniętego akceptu, którego realizacja musiała być oczywiście ASAP. Oh, nie! Stop! Dość tej korpo gadki. Choć na chwilę zapomnijmy o planach, kejsach, a nawet może o włączaniu firmowego lapka. I nie chodzi mi wcale o magiczny work-life balance czy inne współczesne wynalazki, szczelnie otoczone adekwatną nowomową, wymyślaną podczas przerwy na kawę w działach human resources. Mamy święta. Absolutnie wyjątkowy moment, w którym powinniśmy zerwać z codziennością, wziąć głęboki oddech i jeszcze bardziej skupić się na najbliższych. Wspólny stół, rodzinne przygotowanie potraw, choinka, kupno ostatnich sprawunków, no i prezenty – to elementy świątecznej magii, które mają zbliżać nas do siebie i przypominać o tym, co jest najważniejsze, a o czym zdarza się nie pamiętać, łapiąc zadyszkę wśród codziennych obowiązków. Spróbujemy wprowadzić Was w ten świąteczny klimat. Już na okładce zaczarowujemy nastrój, a konkretnie - jak co roku na naszych łamach - w zmysłowy sposób robi to Agnieszka Gulczyńska. Wewnątrz numeru jest jej więcej a poza tym sporo piszemy o świętach, choć nie tylko. Weźcie nasz magazyn do domu i kiedy już nacieszycie się bliskimi, możecie spędzić kilka chwil z nami. My nigdy nie zawodzimy. Do zobaczenia w 2018 roku!

Jarosław Jaz / Redaktor naczelny

4

#redakcja Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@polskapress.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Karolina Naworska Producent: Agata Maksymiuk Promocja i marketing: Agnieszka Stach Redakcja: Celina Wojda, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Anna Folkman Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 697 770 172, karolina.naworska@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy



| NEWSROOM |

#5 fajnych tematów z MM Trendy 2017 r. by Jarosław Jaz

1. Leszek Herman Gościł u nas w styczniu,

po premierze drugiej swojej książki, która podobnie jak pierwsza, okazała się komercyjnym sukcesem. Teraz ten szczeciński architekt, który po godzinach robi za lokalnego Dana Browna, przygotowuje książkowy materiał o czarownicach, czyli szykuje się efektowny powrót zza światów Sydonii von Borck.

Foto: Archiwum

2. Kaja i Piotr Depta-Kleśta Poznali się na studiach w Akademii Sztuki. Na uczelni zaczęli realizować wspólne prace wizualne, a także swój najważniejszy projekt życiowy - małżeństwo. Potem trafili do nas na okładkę, a jeszcze później gościli na naszych łamach wielokrotnie, a to dzięki zdobywanym na całym świecie prestiżowym nagrodom, uzyskiwanym dzięki talentom w kreowaniu sztuki na plakacie. Miło nam być w tak zacnym gronie. 3. Szczecin Jazz Dzięki festiwalowi organizowa-

nemu przez saksofonistę Sylwka Ostrowskiego, w 2017 roku udało mi się zobaczyć chyba najbardziej radykalny koncert jazzowy w życiu, czyli występ Matthew Shippa w Studio S-1. Ale na naszą okładkę nie trafił Shipp, a Keyon Harrold, młody muzyk z USA, który w marcu rozbujał stateczną publiczność zgromadzoną w sali filharmonii. Bo na groovie to on się zna bardzo dobrze i z tego co nam wiadomo jeszcze nie raz nas odwiedzi.

4. Robert Glasper Skoro jesteśmy przy jazzie,

to nie sposób pominąć wielkiej eminencji światowego jazzu Roberta Glaspera, który w gorący lipcowy wieczór dał piękny, funkowy koncert na małym dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich. Wcześniej udało nam się zamienić z nim kilka słów i zapytać faceta, który gra z najpopularniejszymi muzykami na świecie, co tam u niego aktualnie słychać.

5. Szczecin Dizajn W październiku, w iście

demaskatorski sposób ujawniliśmy na okładce, kto stoi za hasłem „Szczecin Dizajn”, które materializuje się co roku w postaci sporej wystawy podczas Festiwalu Młodych Talentów. Wprawdzie festiwal promuje talenty muzyczne, ale sporo miejsca zajmują tam również dizajnerskie pomysły szczecinian. Podobały nam się bardzo, więc zaprosiliśmy ich na łamy i przedstawiliśmy każdego z osobna.

6

FiKa z nominacją do nagrody Małgorzata Narożna, dyplomowana księgarka, współtwórczyni kluboksięgarni Fika w Szczecinie, otrzymała nominację do nagrody za upowszechnianie czytelnictwa w konkursie Książka Roku 2017, organizowanym przez Polską Sekcję IBBY. Nagroda ma ponad dwudziestoletnią tradycję, jest przyznawana od 1995 roku. Fika na tysiące sposobów promuje świetną literaturę dla młodych czytelników, m.in. w ramach projektów: FiKa Czyta, FiKa filozofuje, FiKoplastykon, Klub Świerszczyka. Organizuje spotkania z osobistościami ze świata literatury i kultury, pokazuje dobrą książkę w środkach masowego przekazu. Jej działalność wykracza poza granice Szczecina. W ramach projektu „Książnica fika” wraz z Książnicą Pomorską promuje czytelnictwo w bibliotekach województwa zachodniopomorskiego. Jest wreszcie czytającą mamą, która doskonale rozumie problemy bibliotek szkolnych i pomaga je rozwiązywać. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone 12 grudnia podczas uroczystej gali w Multimedialnej Bibliotece dla Dzieci i Młodzieży nr XXXI w Warszawie. (red)



Foto: Sebastian Wołosz

| NEWSROOM |

Nim się obejrzeliśmy, jedna z najpopularniejszych egzotycznych restauracji na lokalnym rynku skończyła 5 lat. Jubileusz Buddhy został uczczony świątecznym weekendem. Był tort, powitalne drinki dla gości i specjalne urodzinowe menu. Podczas trzech dni obchodów restaurację odwiedziło kilkuset gości. Na miejscu nie zabrakło właściciela lokalu Mariusza Łuszczewskiego. Restauracja serwuje kuchnię tajską. Dania wywodzą się z tradycji i sztuki eleganckiego serwowania i przystrajania potraw. Smaki są świeże, lekkie i niepowtarzalne. (am)

8

Foto: Andrzej Szkocki

5. urodziny restauracji Buddha Wielka premiera Dealer BMW Bońkowscy zaprezentował nowy, luksusowy model auta. To pierwsze w historii BMW serii 6 Gran Turismo. Wyróżnia je designerska estetyka oraz obszerne wnętrze. Podczas jazdy kierowca może liczyć na wsparcie ze strony nowoczesnych technologii. Z modelem można było się zapoznać osobiście podczas dni otwartych salonu w listopadzie. (am)



| NEWSROOM |

Kolekcja dla beztroskich dziewczynek ZDJĘCIA I STYLIZACJA PAULINA KOŁACZEK MODELKA KASIA CIEŚLUKOWSKA

10

Szczeciński brand GWP (Girls Watch Porn) wypuścił nową kolekcję. Edytorial prezentuje delikatne, zwiewne i trochę marzycielskie stylizacje. - Chciałam, żeby modelka Kasia Cieślukowska na zdjęciach wyglądała na pewną siebie kobietę, w sercu której wciąż drzemie beztroska dziewczynka – mówi Paulina Kołaczek, autorka projektu GWP. Zdjęcia z jednej strony są słodkie i pastelowe, z drugiej chłodne i zdystansowane. - To też pierwsza linia ubrań, którą projektowałam w 100 procentach pod siebie – przyznaje autorka. (am)


PIĘKNYCH I ZDROWYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA, PEŁNYCH ZACHWYTU I MIŁOŚCI ORAZ POMYŚLONOŚCI W NOWYM ROKU ŻYCZY ZESPÓŁ LASER STUDIO

ul.Jagiellońska 85/1 | 70-435 Szczecin | tel. +48 914 89 36 88 | tel/fax +48 914 89 36 89 laser-studio@laser-studio.pl | www.fb.com/LaserStudioSzczecin


| NEWSROOM |

„Człowiek, Portret, Moda” – wystawa Wojciecha Jachyry Grzegorz Kłębek / Embassy Models - „POP EMPIRE” Igor Jeczeń / SPECTO Models

12

Zapraszamy na pierwszą autorską wystawę fotografa mody Wojciecha Jachyry. To zbiór 30 zdjęć z pierwszych pięciu lat działalności artysty na rynku mody. Zobaczymy najpopularniejsze obecnie postaci polskiego modelingu a także celebrytów z pierwszych stron gazet, jak np.: Helenę Norowicz, Sonię Bohosiewicz, Michalinę Olszańską czy Rafała Maślaka. Artysta, poprzez zbiór wybranych portretów, chce ukazać różne oblicza człowieka w świecie mody. Wernisaż wystawy planowany jest na początku przyszłego roku w rodzinnym mieście Wojtka – Kolbuszowej w Pałacu Tyszkiewiczów, a później w Warszawie. Jako pierwsi w Polsce, na łamach naszego magazynu mamy ogromną przyjemność zaprezentować zdjęcia z wystawowego zbioru. Więcej informacji na FB: @WojciechJachyraPhotography. (am)



| NEWSROOM |

Foto: Sebastian Wołosz

Baśniowe plenery fotograficzne

Mocne kobiety w Arenie 16 listopada w Arenie Szczecin odbyła się druga odsłona wyjątkowego wydarzenia o nazwie Arena Kobiet. To spotkanie i warsztaty kierowane do pań, tym razem na temat prawa, biznesu i kobiecości. Arena Kobiet to wydarzenie, które powstało w ramach organizacji Projektu Zmiana. Został on stworzony po to, by każda kobieta mogła odkryć nową, lepszą wersję siebie. Stąd pomysł na organizację największych Warsztatów Otwartych dla Kobiet w Szczecinie. Tutaj wszystkie panie mogły zaistnieć, poczuć się sobą i nauczyć dbać o siebie. Organizatorkami były Joanna Dudziak, Nina Kaczmarek, Anita Gałek. (af)

14

Przed nami kolejna edycja plenerów fotograficznych DREAM ON, organizowanych przez Dastina Kouhana, fotografa spod Szczecina. Zajęcia prowadzi zespół trzech osób: Dastin Kouhan, Ola Walczak i Konrad Świątek. W sesjach zdjęciowych uczestniczą profesjonalne modelki, stylistki i wizażystki. - Stworzyliśmy wyjątkowe miejsce, gdzie można chociaż na chwilę opuścić szarą rzeczywistość i przenieść się w świat leśnych elfów, wodnych nimf czy bajkowych księżniczek - opowiada Dastin. - Każdy plener ma inną tematykę, w każdym uczestniczą inne modelki i są prezentowane inne stroje. Do udziału w plenerach zapraszamy każdego. Zarówno amatorzy, jak i profesjonaliści się u nas odnajdą. (am) Photo: Magdalena Wachowiak Mua: Ola Walczak Dress: Ange Looui Crown: Małgorzata Pawłowska



| PREZENTOWNIK | Spiżarnia - karta podarunkowa zaproszenie do restauracji Spiżarnia Szczecińska. Praktyczny i uniwersalny prezent, można ją wykorzystać przy każdej niemal okazji, a jej ważność indywidualnie Spiżarnia Szczecińska / 91 4 88 88 81 facebook.com/SpizarniaSzczecinska

Trafo Voucher prezentowy. Idealne rozwiązane dla miłośników sztuki, kultury i dobrej kawy. Trafostacja Sztuki w Szczecinie trafo.art l facebook.com/trafo.art

Pudrowe - Mr Bubble Prosecco Van przywieziony z Włoch służy do serwowania zimnego Prosecco oraz zimnego piwa z kija. Jesteśmy przekonani, że jest to świetna atrakcja na każdą imprezę. Pudrowelove / www.pudrowelove.pl / 602 715 424 Pościel - Komplet pościeli konstelacje Nieba Północnego cena od 335 zł / HAYKA / www.hayka.eu

Postaw na prezenty w wyjątkowym stylu! Skarpetki, koszula, portfel? Nie w tym roku. Wybierz niezapomniany upominek, który wywoła na twarzy Twoich najbliższych prawdziwy zachwyt. Zaskocz ich nocą w środku nieba, a może niekończącym się pro secco w wyjątkowej oprawie? Decyzja należy do Ciebie. Mamy jedną prośbę, zrezygnuj z piżamy…

16


Spełniamy marzenia o pięknych i wyjątkowych wnętrzach, tworząc meble na indywidualne zamówienie naszych klientów. Od projektu aż po jego wykonanie - słuchamy, planujemy i realizujemy. Daj się zainspirować!


| FELIETON | #okiem blogera

#mandarynki, pierniki, niespodzianki! Obecność świąt wyczuwamy już praktycznie od początku listopada. Znicze na półkach zastąpiły mikołaje i kalendarze adwentowe. Myślę, że w większości już do tego przywykliśmy, choć dla mnie jest to jednak zbyt wcześnie. A falstarty w postaci świątecznego wystroju w połowie października budzą u mnie raczej uśmiech politowania, bo żadne prawa rynku tego nie tłumaczą. Dziś jednak o czymś bardzo miłym. O prezentach, tak ważnym elemencie w naszej kulturze, w święta. Z każdym kolejnym dniem wzrasta liczba zapytań wpisanych w Google o treści „Co kupić na prezent?”. Dziś mój artykuł będzie właśnie takim poradnikiem prezentowym w szczecińskim wydaniu. Skupiam się w nim właśnie na produktach i usługach stąd. Z naszego miasta. A jest w czym wybierać i warto dać zarobić „lokalsom”. Pozwólcie jednak, że nim przejdę do konkretów, wytłumaczę, jak ja podchodzę do kwestii dawania prezentów. Zawsze staram się robić niespodzianki, dopasować prezent do danej osoby, do jej (niewypowiedzianych) oczekiwań lub do czegoś, co usłyszałem kilka miesięcy temu (liczę na to, że już zapomniała i prezent będzie jeszcze większą niespodzianką). Pamiętam, jak jeszcze w latach szkolnych zawsze z końcem listopada było losowanie u mnie w klasie i każdy robił prezent wylosowanej osobie. Niestety magię niespodzianek niszczyło wymienianie się losami, ustalanie, kto kogo wylosował, a ostatecznie kończyło się na tym, że każdy sobie kupował prezent. Czasy szkolne minęły, losowania na szczęście też. Zabieram Was na szczeciński bazar prezentowy. Co na nim znajdziemy? W mieście jest kilka świetnych miejsc, w których można kupić książki związane ze Szczecinem np. w Kubryku Literackim w Starej Rzeźni, księgarni Sedina. Pole-

18

cam szczególnie kilka pozycji: „Z Archiwum Sz. 2” (zbiór wybranych artykułów o szczecińskich historiach z różnych lat), „Szamani Życia” Wojciecha Burgera (bardzo lubię wracać do tej pozycji), czy też publikacje Michała Rembasa o Podziemnym Szczecinie. Jeśli ktoś pasjonuje się fotografią, dobrym pomysłem będą albumy ze zdjęciami Szczecina. Warto mieć takie publikacje w swojej domowej biblioteczce. I dla dzieci się też coś znajdzie. Szczególną sympatią darzę książkę „SZCZECIN_ Przewodnik dla dzieci”, która pozwala w sympatyczny i edukacyjny sposób na poznawanie miasta najmłodszym. A wierzcie mi, wielka jest radość rodzica, gdy na spacerze słyszy się od swojego dziecka: „Tata, o tym miejscu czytałeś mi, to było w tej książce”. Kolejnym segmentem prezentów są użyteczne szczecińskie gadżety. Organizery, poduszki, koszulki, czapki, bluzy, kubki. Wszystko bardzo dobrze wykonane jakościowo. Firm, które mają taki asortyment, jest sporo, ale od razu na myśl przychodzi przede wszystkim Szczeciński Townshop. Jest w czym wybierać. Kolejną kategorią prezentów są przeżycia, doświadczenia, zamiast „nagrody rzeczowej”. Co dokładnie mam na myśli? A gdyby tak sprezentować miłośnikowi łamigłówek voucher do escape roomu (pokoju zagadek). Albo pasjonatce „pitraszenia”, kurs gotowania kuchni włoskiej (mamy u nas studia kulinarne, które bardzo często organizują takie wydarzenia). Dobrym pomysłem są również bilety do filharmonii, teatru (może Twoi najbliżsi dawno tam nie byli?) Szukasz dla kogoś mocniejszych wrażeń? To może wizyta w domu strachów dla dorosłych, zabawa laser tag lub paintball (od niedawna mamy pierwszą krytą halę do takiej rozrywki). Chcesz dać komuś emocje i przeżycia, a jednocześnie chciałbyś, aby ta osoba

miała namacalną pamiątkę? Kup jej voucher na sesję zdjęciową w ulubionym miejscu. W Szczecinie jest wielu fotografów, którzy umożliwiają zakup takiego prezentu. Nieważne, ile wynosi Twój budżet, który chcesz przeznaczyć na prezenty. Liczy się pomysł, kreatywność i przede wszystkim ten błysk w oczach drugiej osoby przy rozpakowywaniu podarunku od Świętego Mikołaja. I pamiętaj, że prezenty są ważne. Ale nie najważniejsze. Najważniejszy jest czas spędzony z najbliższymi w tej wyjątkowej, magicznej atmosferze, wypełnionej tak specyficznym zapachem mandarynkowo-piernikowym. To jest najważniejsze, dla każdego będzie to inaczej zdefiniowane. Na pewno wiesz, co mam na myśli. I tego Ci życzę właśnie na te święta. (I mam nadzieję, że trochę zainspirowałem). Ho ho ho! Paweł Krzych autor najpopularniejszego szczecińskiego bloga www. szczecinblog.pl oraz strony na FB Uśmiechnij się - jesteś w Szczecinie. Lokalny patriota. Pasjonat Szczecina, nowych mediów oraz podróży.



| FELIETON | #kultura picia

#whisky no age statement - czy wiek na pewno nie robi różnicy? Jeszcze kilka lat temu każda licząca się szkocka destylarnia, wytwarzająca single malt whisky, podawała określenie wieku na swym podstawowym produkcie. Co to w praktyce oznaczało? Podstawowe, najpopularniejsze edycje (tzw. „podstawki”) miały na etykiecie podany wiek najmłodszego składnika. Z reguły było to ok. 10-12 lat. W całej palecie produktów danej destylarni były to jednocześnie najmłodsze i najbardziej przystępne cenowo butelki. W ostatnich latach popyt na ten złoty trunek wręcz galopował... Magazyny szybko zaczęły pustoszeć z beczek z whisky w odpowiednim wieku. Oczywiście, wzrost zapotrzebowania na single malt whisky, napędzany był jeszcze większym wzięciem na popularne i przystępne cenowo whisky typu blended. Do ich wytworzenia potrzebna jest również whisky słodowa... Technolodzy zaczęli usprawniać procesy produkcyjne, tak, żeby wycisnąć z destylarni ile się da. Resztę miały załatwić dodatkowe alembiki, wielozmianowość i nowe powierzchnie magazynowe. Co z tego, jeżeli na efekty trzeba czekać min. 10 lat. Nie było wyboru, nikt nie chciał rezygnować z możliwych do zarobienia kroci przy obecnym „boomie”. Miejsce kilkunastoletnich „podstawek” zaczęły zajmować jeszcze młodsze whisky bez żadnego oznaczenia wieku - nazywane „NAS” (z ang. No Age Statement). Wystarczyło wmówić klientom, że podawanie wieku na whisky to relikt poprzedniej epoki, wszak najważniejszy i tak jest smak... Tak oto edycje „podstawkowe” kilkunastoletnie zaczęły być masowo zastępowane młodziutkimi edycjami „NAS” - bez podawania wieku, przy zachowaniu dotychczasowej ceny... Ostatnio często słyszę z ust dystrybutorów, czy koncernowych promotorów,

20

że whisky NAS nie jest gorsza, jest tylko inaczej robiona i że nie ma sensu sugerować się wiekiem na butelce, ponieważ większe znaczenie będzie miał on dla naszego portfela niż podniebienia... Whisky NAS jest rzeczywiście inaczej robiona... Z reguły 99 procent jej składników to ledwie kilkuletnia whisky (najmniej 3-letnia). Automatyzacja procesów oraz wyśrubowane wskaźniki produkcyjne sprawiają, że do beczek trafia coraz więcej przedgonów i pogonów, które jednak powinny wrócić do ponownej destylacji. Brak wystarczającej podaży świeżych beczek po sherry, a teraz już po czymkolwiek... powoduje, że do NAS-ów nie przeznacza się beczek pierwszego napełnienia, lecz te zużyte przez wielokrotne leżakowanie whisky... Wmawianie konsumentom, że ich smak nie jest gorszy, to jak przekonywanie emeryta, że warto obniżyć mu o połowę emeryturę, bo i tak nie odczuje różnicy. Wiek, który whisky spędziła w dobrej jakości beczkach, zawsze będzie miał wpływ na jej smak! Kilkuletnia single malt z reguły nie nadaje się do niczego oprócz drinków. Są oczywiście bardzo rzadkie, ale potwierdzające tylko regułę wyjątki: np. pięcioletnie Octomore, single caskowe Kilchoman, czy pierwsze wypusty Aberlour A’bunadh, zabutelkowane w okolicach 2000 roku. Ale tu cena jest już zupełnie inna, mimo tak młodego wieku... Bywa, że kilkunastoletnie (nadal młode) whisky mają sporo do pokazania, ale częściej bywa, że są nadal szorstkie i mało złożone. Często dużo do pokazania mają whisky w średnim wieku, to jest ok. 2535 lat. Tu zdarzało mi się trafić na whisky naprawdę doskonałe. W przypadku whisky bardzo starych (40 lat i więcej) trafiały się tzw. święte grale, lecz też nierzadko zbyt mocno przeleżakowane - zdominowane przez drewno, lub po prostu zepsute... W pamięć zapadł mi pewien Strathmill z 1962 roku, który tak długo dojrzewał

w beczce po sherry, że jego smak i moc można było pomylić ze świetnym wytrawnym winem, mimo że miał 40,5 procent mocy beczki... Lecz czy to nadal była whisky? Wszystko to mocne uogólnienie, gdyż single malt - single maltowi nie równy... Dużo zależy od potencjału destylarni i jakości użytych beczek. Także od tego czy obniżono moc, rozcieńczając whisky z wodą przy przelewaniu z beczki. Nie mniej jednak trochę racji miał promotor, który stwierdził, że wiek nie ma znaczenia... Owszem, specjalnego nie ma, gdy popijamy blended whisky z colą, jako składnik koktajli, lub gdy pijemy ją ze znieczulającym kubki smakowe i wonność aromatów lodem... Single Malt whisky z założenia powinno się testować bez upośledzających smak i powonienie dodatków, w tym lodu, a odstępstwem od tej reguły niech będą NAS-y.

Paweł „Pawloff” Flak urodzony w pięknym mieście Szczecin, koneser Single Malt Whisky, moderator na forum BestOfWhisky.pl, miłośnik klasyki rocka oraz entuzjasta gitary elektrycznej



ZDJĘCIA ZREALIZOWANE w Hotelu Radisson Blu w Szczecinie


Święta jak z bajki Suknie balowe i eleganckie kreacje pośród luksusowych wnętrz. Która z kobiet nie marzy, by świąteczne przygotowania wymienić na taki właśnie obrazek? Postanowiliśmy spełnić te marzenia. Rolę gwiazdkowej księżniczki podarowaliśmy Agnieszce Gulczyńskiej, zdecydowanie jednej z najpiękniejszych szczecińskich modelek. Agnieszka wita już z okładki i - jak widać - w tym roku musiała być bardzo grzeczna. Mikołaj nie szczędził jej prezentów. Marta Machej podjęła się opowiedzenia tej bajkowej historii za pomocą kadrów. Czy się udało? Oceńcie sami. (am) ZDJĘCIA Marta Machej / www.martamachej.com / FB: @MartaMachejPhotography MODELKA Agnieszka Gulczyńska / FB: @gulczynskaphotomodel MAKIJAŻ Agnieszka Noska / www.maxmodels.pl/wizazysta-ann-makeup / FB: @GagaMakeUp WŁOSY Viola Popek / FB:@vpmakeupandhair SUKNIE Małgorzata Motas / FB: @GosiaMotasFashionDesigner oraz Butik VIP Collection w Szczecinie / FB: @VIP-Collection MIEJSCE Hotel Radisson Blu w Szczecinie ORGANIZACJA Agata Maksymiuk







ch y ł o s e W t ą i św nego k ę i i p wego no u! rok xo xo


| ŚWIĘTA |

Świąteczna opowieść bez choinki „Dziadek do Orzechów” to balet znany wszystkim. Nieodłączny element świątecznego nastroju w okresie Bożego Narodzenia. Kiedy jednak wgłębiamy się w treść tej historii, okazuje się, że to wcale nie jest opowieść świąteczna, ale uniwersalna. Opowieść o dojrzewaniu. AUTOR MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO SEBASTIAN WOŁOSZ / PIOTR GAMDZYK

Sztuka z muzyką Piotra Czajkowskiego po raz pierwszy pokazana została w petersburskim Teatrze Maryjskim w 1892 roku. Libretto napisali Marius Petipa i Iwan Wsiewołożski według wersji A. Dumasa baśni „Dziadek do orzechów” E.T.A. Hoffmanna. Muzykę skomponował Piotr Czajkowski. Od lat wszystkie teatry muzyczne przed świętami Bożego Narodzenia wystawiają ją jako atrakcję dla dzieci. Sama historia nawiązuje do świąt: jest choinka, są prezenty i świąteczna atmosfera. Wydarzenia realistyczne przeplatają się tutaj ze snem Klary, głównej bohaterki baletu.

Sen i rzeczywistość Klary W domu Radcy trwają przygotowania do bożonarodzeniowego przyjęcia. W salonie, chwilowo niedostępnym dla dzieci, znajduje się pięknie ubrana choinka. Stopniowo pojawiają się zaproszeni goście. Mała Klara marzy o tym, by dorosnąć i dostawać kwiaty od narzeczonego, tak jak jej siostra. Już są wszyscy, zatem otwarto salon. Ukazuje się choinka i złożone pod nią prezenty. Wśród przybyłych obecny jest ojciec chrzestny Klary, Drosselmeyer

30

i jemu przypada rola rozdania prezentów. Jako ostatni, pod choinką zostaje Dziadek do Orzechów. Ten ostatni prezent nie budzi zachwytu wśród dzieci i dorosłych, tylko Klara jest nim zauroczona. Odkłada na bok lalkę i przytula niechcianego przez innych Dziadka. Przyjęcie trwa, wszyscy doskonale się bawią, tylko Fred dokucza Klarze i psuje Dziadka do Orzechów. Na szczęście Drosselmeyer potrafi naprawić zabawkę. Po zakończonym przyjęciu goście rozchodzą się do domów, a Klara - przytulając Dziadka do Orzechów - zasypia w fotelu. We śnie Klara widzi pokojówki, matkę, babcię i dziadka w dziwnych przebraniach. Zza choinki wychodzą Myszy. Akcja wkracza w baśniowy klimat. Choinka rośnie, Klara dorośleje a zabawka ożywa. Dziadek do Orzechów dowodzi zabawkowymi żołnierzami, walcząc z myszami. Wojsko używa armaty i z pomocą Klary zwycięża Myszy. Dziadek do orzechów zamienia się w Księcia, a Klara w Księżniczkę. Razem podążają do Krainy Słodyczy. W poszczególnych scenach balet wykonuje tańce charakterystyczne: taniec wieszczki cukrowej, hiszpański, arabski,

chiński, trepak (taniec rosyjski), pasterski. Suitę zamyka walc kwiatów. Zachwycona Klara w końcu jednak budzi się w fotelu z zabawką w ramionach.

„Dziadek do orzechów” po szczecińsku Szczecińska Opera na Zamku realizowała „Dziadka do orzechów” trzy razy. Dwa razy tradycyjnie, ale ostatnia produkcja, którą będziemy mogli podziwiać w grudniu, co najmniej zaskakuje. Zaczynamy się zastanawiać, czy na pewno znamy historię Klary, dziadka do orzechów, Drosselmeyera i Króla Myszy? Czy wiemy, jaki jest rodowód tych postaci – kim była królowa Mysiababa, księżniczka Pirlipata i co to takiego orzech Krakatuka? Nowa realizacja baletowego arcydzieła autorstwa Karola Urbańskiego spróbuje odpowiedzieć na te pytania, wprowadzając dziecięcą i dorosłą publiczność w krainę magii i tajemnicy. Przenikające się światy ludzi i lalek, muzyczna podróż przez krainy Indian, Masajów i Eskimosów, barwne kostiumy i niebanalna scenografia przenosząca do wnętrza szafy z zabawkami. Wszystko


| STYL | ŚWIĘTA ŻYCIA |

Szczecińska Opera na Zamku realizowała „Dziadka do orzechów” trzy razy. Dwa razy tradycyjnie, ale ostatnia produkcja, którą będziemy mogli podziwiać w grudniu, co najmniej zaskakuje.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2017

31


| ŚWIĘTA |

składa się na niesamowite widowisko teatralne. Karol Urbański sięgnął do pierwowzoru – powieści E.T.A. Hoffmanna, wydanej po raz pierwszy w Berlinie w 1816 roku. - Nie chciałem robić tradycyjnej wersji „Dziadka do orzechów” - mówi Karol Urbański, kierownik baletu Opery na Zamku. - Przeczytałem książkę Hoffmana i dotarło do mnie, że to wcale nie jest opowieść o Bożym Narodzeniu, ale o czymś zupełnie innym, a konkretnie o dojrzewaniu. Tradycyjna wersja, według Dumasa ojca, którą znamy, jest zdecydowanie złagodzona. W rzeczywistości to opowieść pełna baśniowych elementów, ale raczej jak z gotyckiej powieści. Jest w niej mnóstwo zawiłości i tajemnic. Muzyka Czajkowskiego świetnie oddaje tę wielowarstwowość. Tancerze baletu Opery na Zamku przyjęli nową wersję z zainteresowaniem. - Spektakl został oparty na opowiadaniu E.T.A. Hoffmanna, a nie - jak najczęściej na świecie tworzone przedstawienia - do libretta Petipy i Wsiewołożskiego – mówi Karolina Cichy-Szromik, grająca królową Mysiababę. - Nasza wersja ma zatem inne postaci, jest bardziej mroczna, upiorna, niemalże jak wytwór wyobraźni - fantastyczna. Balet klasyczny jako forma, ma swoje określone zasady i w wersji „Dziadka do orzechów” Opery na Zamku zostały one zachowane, jednak choreografia, kostiumy i historia w naszym przedstawieniu są inne. Nie ma tradycyjnej choinki, sań i śniegu. Gdyby porównać te dwie wersje, to jakby postawić obok siebie bajkę Disneya i braci Grimm - obie pobudzają wyobraźnię, ale na innych poziomach. - To już trzecia wersja „Dziadka do orzechów” w naszej Operze na Zamku – mówi Kseniia Naumets-Snarska, grająca Klarę. Wszędzie gra się bardziej tradycyjne wersje, więc tym razem choreograf Karol Urbański chciał ten spektakl zrobić inaczej. Na przykład w drugim akcie, w suicie baletowej nasz zespół prezentuje inne regiony świata, choć muzyka pozostaje ta sama. Dlaczego?

32

Widzowie muszą przekonać się sami. Mnie zaskoczyło głównie to, że w drugim akcie będę więcej obserwować historię z boku. Klara, główna postać, w tradycyjnych wersjach tańczy spektakl od początku do końca. Jest jak księżniczka: z małej dziewczynki wyrasta na kobietę, zakochuje się, a u nas jest zupełnie inaczej. Klara do końca pozostaje małą dziewczynką. Jest typem „łobuziary”, niczego się nie boi.

Widzowie są na tak Pierwsze wrażenia po premierze w Szczecinie były entuzjastyczne. - Przepiękne kostiumy zaprojektowane przez Tijanę Jovanović, fascynujące projekcje multimedialne przedstawiające zmieniające się kontynenty oraz magiczna partytura Czajkowskiego błyskotliwie wykonywana przez orkiestrę Opery na Zamku prowadzoną przez Jerzego Wołosiuka, pomogły Urbańskiemu stworzyć pierwszorzędne widowisko z widownią wypełnioną po brzegi - pisała Alison Kent, Dance Europe.

„Szczeciński „Dziadek do orzechów” to wspaniały przykład ożywienia klasyki przy równoczesnym zachowaniu tego, co w niej najcenniejsze. Wersja Urbańskiego jest ciekawsza niż ta oryginalna i idzie na przekór trendowi traktującemu każdy element kultury jako coś, co napędzać ma postawy konsumpcyjne. - W trakcie spektaklu postaci rzucają na siebie uroki, ale finał jest pozytywny – mówi Karolina Cichy-Szromik. - Jeśli dobrze pamiętam, u Hoffmanna Mysibaba ginie pod pantofelkiem. W tej historii nikt jej nie rozdeptuje, ale też traci życie. Potem ożywa i historia kończy się dobrze. Wydaje mi się, że reakcje dzieci są świetne. Przed realizacją postanowiłam przeczytać opowieść Hoffmanna. Zwykle robię to po wieczornych próbach i w tym przypadku nie obyło się bez trudu, bo trzeba się skupić, żeby zrozumieć

zależności między postaciami, zwłaszcza że od dziecka obcujemy z tradycyjnym librettem. Nasze przedstawienie jest podane w bardzo przystępny dla dziecka sposób. W półtorej godziny nie można przecież pokazać na scenie wszystkich niuansów z dzieła literackiego, bo spektakl musiałby trwać cztery godziny. Ale to nie jest opowieść tylko dla dzieci. Dorośli też ją oglądają z przyjemnością. - Oprócz tego, że jest kolorowo, na scenie są lalki, to jednak spektakl pokazuje uniwersalne prawdy – mówi Karolina Cichy-Szromik. - Wydaje mi się, że są dość czytelne dla dziecka i dla dorosłego. Dorosły widz na pewno może obejrzeć „Dziadka do orzechów” w nowej odsłonie. Rodzice, bardziej niż ich dzieci dziwią się, że nie było w spektaklu choinki. Z dziećmi jest inaczej, bo pewnie często przychodzą na spektakl bez oczekiwań.

„Dziadek do orzechów” na srebrnym ekranie Utwór wielokrotnie przenoszono na ekran. W 1967 r. nakręcona została polska adaptacja aktorska w reżyserii Haliny Bielińskiej, według scenariusza Marii Krüger oraz samej reżyserki, z udziałem m.in. Wieńczysława Glińskiego (w roli Hoffmanna) oraz Barbary Wrzesińskiej (w roli matki). W 1990 roku powstała kanadyjska wersja animowana w reżyserii Paula Schibli pt. „The Nutcracker Prince”, w której Księciu (Dziadkowi do orzechów) głosu użyczył Kiefer Sutherland, Klarze – Megan Follows, a Pantaleonowi – Peter O’Toole. W 2004 r. nakręcono inną, także animowaną adaptację, w koprodukcji niemiecko-rosyjsko-amerykańskiej. Film ten w reżyserii Michaela G. Johnsona oraz Tatiany Iljiny nosił tytuł „The Nutcracker and the Mousking”. Oba filmy animowane miały w polskiej dystrybucji tytuł „Dziadek do orzechów”.


Wesołych świąt! Życzymy Państwu, by Wigilia i Święta Bożego Narodzenia upłynęły spokojnie i radośnie aby marzenia zmieniły się w rzeczywistość, a sukcesy przerosły oczekiwania życzy Doktor Katarzyna Ostrowska-Clark z całym zespołem

Chirurgia i Medycyna Estetyczna, ul. Nowowiejska 1 E, Szczecin – Bezrzecze medimel.szczecin@gmail.com, www.chirurgia-szczecin.pl +48 91 818 04 74 | +48 500 355 884


| STYL ŻYCIA |

W domu lub na wyjeździe. Zawsze z bliskimi i z tradycją

Święta! W każdym domu święta wyglądają inaczej i różnie smakują, chociaż potrawy i tradycja są takie same. Niektórzy spędzają wigilię przy wielopokoleniowym stole, inni tylko w gronie dzieci i rodziców, a jeszcze inni pakują walizki i wyjeżdżają. Dla każdego jednak święta są wyjątkowym okresem w roku. AUTOR CELINA WOJDA / FOTO ARCHIWUM

34



| STYL ŻYCIA |

W domu Barbary Korzeniewskiej, Boże Narodzenie obchodzone jest zgodnie z polskimi tradycjami. W czasie adwentu przygotowuje się pierniki, ozdabia dom świąteczną dekoracją, a w przeddzień wigilii ubierana jest choinka. - Tradycja ubierania choinki została jeszcze z mojego dzieciństwa - opowiada pani Basia. – Pamiętam, jak razem z siostrami nie mogłyśmy się doczekać, kiedy tata przyniesie drzewko i będziemy mogły je ozdobić. Na wigilijnym stole pani Basi znajdziemy też tradycyjne potrawy. Jest barszcz z uszkami, pierogi, ryba, makowiec, sałatki. 12 potraw przygotowanych z myślą o najbliższych. - Rybą zajada się mój najstarszy syn i głównie dla niego także przygotowuję groch z kapustą. Z kolei córki muszą mieć śledzie, a mąż barszczyk z uszkami - śmieje się pani Basia. - Każdy ma swoje ulubione dania. W rodzinie pani Basi panuje też kilka świątecznych zwyczajów. Przykład? W dwóch pierogach zawsze schowane są pięciogroszówki. Kto na nie trafi, ten w nadchodzącym roku nie będzie narzekać na brak pieniędzy. - Niektórzy chowają do portfela łuski karpia, a u nas poluje się na pierogi - śmieje się pani Basia. - Przed kolacją czytamy Biblię i zawsze robi to najmłodsza kobieta w domu. A prezenty otwieramy dopiero po kolacji i odśpiewaniu tylu kolęd, ilu siedzi nas przy wigilijnym stole, bo każdy po kolei zaczyna inną. Podobne tradycje są w domach rodzeństwa pani Barbary. Jak opowiada, kiedyś całe rodzeństwo spotykało się w rodzinnym domu, ale teraz każdy organizuje wieczerze dla swoich dzieci i wnuków, ale zasady są wszędzie takie same. - Tak było w rodzinnym domu i tak jest teraz u każdej z nas. To już chyba taka tradycja rodziny Korzeniewskich - śmieje się pani Basia.

Z tradycją za granicą Martyna od kilkunastu lat mieszka w Niemczech. Póki nie miała swojej rodziny, na święta zawsze wyjeżdżała do Polski, do mamy. Teraz sama jest mamą dwójki dzieci i to ona zaprasza babcię do siebie. - Święta w Polsce i w Niemczech mają nieco innych charakter. W Polsce bardzo dużo wagi przykłada się do przygotowania kolacji i jedzenia. Zawsze śmiejemy się z siostrą, że mama szykuje wieczerzę dla wojska, bo tyle tego jest. Niemcy mają trochę inne podejście - opowiada. - Tu duch świąt jest już obecny od początku grudnia. Niemcy dużą wagę przykładają do adwentu. W domach pojawiają się wieńce adwentowe - są zrobione z zielonych gałązek jodłowych, a w każdym

36

z nich umieszczone są cztery świece. Oprócz tego, praktycznie w każdym mieście można pójść na jarmark, zrobić zakupy, kupić świąteczne ciasto, wypić grzane wino i po prostu pobyć z rodziną, przyjaciółmi. Sama wigilia też rządzi się swoimi prawami. Na niemieckiej kolacji nie może zabraknąć sałatki kartoflanej. Nie ma tu zwyczaju łamania się opłatkiem przed posiłkiem. Owszem, składa się życzenia, ale opłatek nie jest obowiązkowy. Zgodnie ze zwyczajem, pod talerzami powinny znaleźć się pieniądze, które mają przynosić szczęście. Jarmarki Bożonarodzeniowe w Berlinie są dobrze znane również Polakom. Wystawy sklepowe, domy i mieszkania – wszystko świątecznie oświetlone i udekorowane. Takie oblicze Berlina (czy innego niemieckiego miasta) warto poznać. Imbirowe wypieki, strucle (im więcej rodzynek, tym lepiej) czy pierniki – istnieje obawa, że bez nich święta by się nie odbyły. To wszystko można kupić właśnie u naszych zachodnich sąsiadów. Jeśli przyjedziesz wcześniej, wybierz się na berlińskie targi bożonarodzeniowe – w pierwszej kolejności na Gendarmenmarkt i Aleksanderplatz.

Na wyjeździe Monika wspomina święta, na które rodzice zabrali ją do Włoch na narty. Wydarzyło się to raz i chociaż było miło i cała rodzina bawiła się doskonale, to jednak klimat świąt był zupełnie nie taki, jak by się chciało. - Mama dzwoniła do hotelu i pytała, czy będzie opłatek podczas kolacji wigilijnej. Zabraliśmy go ze sobą z Polski - opowiada Monika. - To był bardzo udany wyjazd na narty, ale jeśli chodzi o „magię świąt” to niekoniecznie. Oczywiście, była choinka, była uroczysta kolacja i później śniadania, ale to nie to samo, co w domu. Z kolei pani Sylwia od lat wyjeżdża na święta i jak dla niej Boże Narodzenie spędzane w nadmorskim hotelu ma klimat i jest bardzo udane. - Przede wszystkim, to taka odskocznia od codzienności. Jest to coś innego, dodatkowa atrakcja dla dzieci - opowiada pani Sylwia. - Jak jeszcze spędzałam święta z mamą, to pamiętam, że ona była strasznie zmęczona przygotowaniami. Gotowała kilka dni wcześniej, później cały czas obsługiwała gości. To dość męczące. A tak można wyjechać i nie mieć wszystkiego na głowie. Zawsze też wybieramy takie miejsca, gdzie dzieci mogą wziąć udział w warsztatach z wypiekania pierników, przygotowania dekoracji świątecznych czy we wspólnym ubieraniu choinki. Pani Sylwia wyjeżdża najczęściej nad polskie morze. Wyjazd


| STYL ŻYCIA |

Pracownicy biur podróży obserwują, że z roku na rok wyjazdy świąteczne są coraz bardziej popularne. - W ten sposób wiele rodzin po prostu ucieka od świąt - twierdzą. - W hotelach ustawione są choinki, organizuje się spotkania z Mikołajem dla dzieci, są też zabawy noworoczne.

rozpoczynają dzień przed wigilią i kończą w drugi dzień świąt. Mimo tego, że nie są to święta w domu, tradycja wigilijna jest zachowana. - Można podzielić się opłatkiem, są oczywiście tradycyjne wigilijne potrawy – barszcz z uszkami, zupa grzybowa, pierogi oraz wiele innych smakołyków – łosoś, kawior. Przychodzi ksiądz, można wspólnie kolędować. Do dzieci przychodzi Mikołaj. Choć podczas kolacji są zupełnie obce osoby, czuje się rodzinną atmosferę - mówi pani Sylwia. - Wcale nie odczuwa się tego, że jest się w zupełnie obcym miejscu. Pracownicy biur podróży obserwują, że z roku na rok wyjazdy świąteczne są coraz bardziej popularne. - W ten sposób wiele rodzin po prostu ucieka od świąt - twierdzą. - W hotelach ustawione są choinki, organizuje się spotkania z Mikołajem dla dzieci, są też zabawy noworoczne. Koszt pobytu trzyosobowej rodziny w ciepłych krajach, gdzie nie ma tradycji świątecznej jak u nas, to około 6 tysięcy złotych. Natomiast tygodniowy pobyt w Alpach kosztuje około 3 tys. zł, ale bez dojazdu. Z kolei za pięć dni świętowana w Międzyzdrojach zapłacimy około 800 zł za osobę.

Kierunki świątecznych wyjazdów mogą być różne. Niektórzy chcą wykorzystać ten czas i wybrać się na ciepły urlop, np. na Teneryfę. Hiszpańska wyspa to dobry kierunek dla tych, którzy mają ochotę na odmianę i chcą zrobić sobie przerwę od karpia na rzecz plaży. Święta mijają tu spokojnie (w sam raz na pobyt z dziećmi) – szalony karnawał rozpoczyna się tu od Święta Trzech Króli. A ci, którzy wolą ten czas spędzić na stoku, mają do wyboru polskie góry - tereny Gór Sowich to prawdziwa gratka dla miłośników biegówek. Pięć dobrze oznakowanych, utrzymanych tras (np. te w pobliżu Wielkiej Sowy czy Przełęczy Jugowskiej) i w miarę możliwości co sezon unowocześnianych. Równie ciekawie może być też w Tatrach. Wiele pensjonatów na czas świąt oferuje specjalne atrakcje: kuligi, kolędowanie z góralami czy z myślą o najmłodszych spotkanie ze świętym Mikołajem. Z kolei na tutejszych stokach, np. w Białce Tatrzańskiej można się oddać narciarskiemu szaleństwu i spalić wszystkie wigilijne kalorie.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2017

37



| STYL ŻYCIA |

Święta (nie) przy stole na całym świecie! Coraz częściej wolimy święta spędzać poza domem, a do stołu wigilijnego zasiąść nie z babcią i ciocią, ale z przyjaciółmi. Dlaczego? AUTOR BOGNA SKARUL

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2017

39


| STYL ŻYCIA |

- To znak zmian cywilizacyjnych – wyjaśnia Katarzyna Kolasińska, psycholog. - Nie da się nie zauważyć, że więzi rodzinne się rozluźniają. W ich miejsce zaczynają wzmacniać się więzi przyjacielskie. Do tego coraz szybsze tempo życia, ciągła walka o każdą wolną minutę, a także silnie rozwijający się konsumpcjonizm sprawiają, że zaczynamy wypracowywać zupełnie nową formę spędzania świąt. Wolimy czas poświęcić na wypoczynek, relaks, niż najpierw całe dnie spędzać w kuchni na przygotowywaniu barszczu czy karpia po żydowsku, a później podczas dni świątecznych podawać do stołu i zmywać talerze.

Zdrowy styl życia Poza tym, jak zauważają socjolodzy, coraz więcej z nas nie mieszka już na stałe obok mamy, babci czy cioci. Za pracą często udajemy się na drugi koniec kraju. To nie sprzyja częstym kontaktom z rodziną. I choć święta to okazja aby pojechać do rodziców i dziadków z wnukiem, to jednak jest duża pokusa bardziej beztroskiego spędzania wolnego czasu. „- Także moda na zdrowy styl życia sprawia, że choć spotkania rodzinne z dawno niewidzianą ciocią nie są niczym szczególnie złym, ale już fakt, że z ciocią trzeba będzie - oprócz wymiany kilku zdań o tym co słychać - zjeść dodatkową porcję tortu, sernika czy pierogów, wcale nie zachęca – mówi Anna Podkańska, internistka i dodaje, że teraz portale internetowe są pełne porad typu „jak przetrwać święta” czy „co i ile jeść, aby w czasie świąt nie przytyć”. - A takie przesłanie ma swoje konsekwencje – tłumaczy. Katarzyna Kolasińska zauważa z kolei, że handel co prawda robi wszystko, aby ułatwić życie gospodyni domowej na święta i przygotowuje całe zestawy gotowych produktów lub półproduktów,

40

lecz coraz większa łatwość w przygotowywaniu potraw jeszcze bardziej skłania gospodynie domowe, by pdni świąteczne spędzić poza swoim domem. - Bo to dodatkowe dni wolne od pracy i szkoły. Można je zupełnie inaczej wykorzystać. Zamiast spędzić je przy stole, lepiej wybrać się na wyciąg i pojeździć na nartach, czy nawet tylko wyjść na długi spacer – dodaje. I zastrzega, że taka zmiana sposobu spędzania świąt wiąże się ze wzrostem zamożności Polaków i dotyczy najczęściej tzw. klasy średniej.

lendarzem dni wolnych w okresie świątecznym, naszą ofertę zwiększyliśmy o ponad 50 proc.

- Ale to już bardzo zauważalny trend – wtóruje jej Anna Podkańska. - W pierwszy czy drugi dzień świąt nadmorskie kurorty pełne są turystów. I to nie tylko tych, którzy postanowili całe święta spędzić w hotelu czy pensjonacie, ale też tych, którzy na spacer nad morze wybrali się tylko na parę godzin - mówi i dodaje, że w ubiegłym roku zabrała całą rodzinę na przechadzkę brzegiem morza, a dzieciom to się tak spodobało, że namawiają ją teraz, by powtórzyć wyprawę właśnie podczas świąt bożonarodzeniowych.

Forma spędzania świąt przez Polaków w ostatnich latach dynamicznie się zmienia, ale nie można powiedzieć by straciła zupełnie swój rodzinny charakter. - Dla mnie najlepsze święta są wtedy, kiedy mogę zabrać całą swoją rodzinę na wczasy – mówi Grażyna, która jest nie tylko mamą, ale już teściową i babcią. - Przy stole siadamy w dziesięć osób. Jest prawie tak jak w domu – choinka, prezenty, barszcz z uszkami i wielka radość wnuków. Wyjeżdżamy zawsze do Polanicy. Na te święta czeka cała rodzina. I rzeczywiście na nich odpoczywamy.

Święta pod palmami

- Za pieniądze przeznaczone na świąteczne wydatki bez problemu można wynająć pokój na dwie doby dla trzyosobowej rodziny nad polskim wybrzeżem - mówią organizatorzy wypoczynku. - Wybierając się poza granice kraju, zapłacimy zapewne więcej, ale wcale nie tak dużo więcej, jeśli weźmiemy pod uwagę także atrakcyjność spędzania w ten sposób świąt, ale też fakt, że w ten sposób mamy parę dni dodatkowego urlopu.

Okazuje się również, że z każdym rokiem coraz większa liczba osób decyduje się spędzić święta w podróży. Na przeciw ich oczekiwaniom wychodzą biura turystyczne, które poszerzają ofertę wyjazdów. W tym roku tak dobrze się składa, że Boże Narodzenie to pełne cztery dni, które można przeznaczyć na wyjazd, albo nawet 11 dni, kiedy zdecydujemy się na wolne między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem. - Warto ten czas, zamiast w zimnym Szczecinie, spędzić na Jamajce, w Meksyku, czy na Sri Lance – namawia Karolina Wyszczek, zajmująca się organizowaniem podróży do różnych zakątków świata z ramienia biura turystycznego Itaka. - W tym roku, właśnie w związku z dobrze układającym się ka-

Większą popularnością cieszą się typowo letnie kierunki. Polacy na dłuższy wyjazd wybierają Wyspy Kanaryjskie, Egipt oraz Włochy - w ostatnim przypadku wciąż atrakcyjne są kurorty narciarskie. Natomiast krótkie wyjazdy chętnie spędzamy w Polsce, Czechach oraz na Słowacji.

Na wyjazd czeka cała rodzina

I choć nie brakuje osób, które zdecydują się na wyjazd w głąb kraju czy za granicę, to przecież kolejki w sklepach świadczą przede wszystkim o tym, że wciąż wielu z nas zasiądzie do suto zastawionego stołu z rodziną i przyjaciółmi.


| NIERUCHOMOŚCI |

Najbardziej prestiżowe adresy w Szczecinie Inwestycja w mieszkanie to ważna i długoterminowa decyzja. Dla nabywcy liczy

North Garden zlokalizowane jest w jednej z najprężniej rozwijających się dzielnic Szczecina, przy ul. Nehringa. Od centrum miasta dzieli je zaledwie 10 minut drogi autem. Miejsce jest dobrze skomunikowane z innymi dzielnicami. W sąsiedztwie znajdują się też liczne zielone tereny. Z niektórych mieszkań można podziwiać widok rozciągający się na jezioro Dąbskie. Osiedle wyróżnia się również pod względem architektury. Nawiązuje do modnego połączenia elementów drewnianych ze stalą nierdzewną, szkłem bezpiecznym i innymi naturalnymi materiałami, które tworzą integralną część z ogrodem.

się przede wszystkim jakość i solidność wykonania nieruchomości. Nie bez znaczenia pozostaje też kwestia lokalizacji. Musi być to miejsce, z którym warto związać swoje życie. Szczecin to obecnie jedno z najprężniej rozwijających się miast na Pomorzu Zachodnim. Co roku przyciąga do siebie nowych mieszkańców, biznesmenów i przedsiębiorców. Owocuje to wznoszeniem kolejnych nowoczesnych osiedli mieszkaniowych. Spośród nowych inwestycji szczególnie wyróżniają się te realizowane przez przedsiębiorstwo Tomaszewicz. To firma z ponad 30-letnią tradycją, która swoim klientom gwarantuje profesjonalną obsługę, nowoczesne projekty i technologię oraz terminowe wykończenie mieszkań. Pragniemy zachęcić do zapoznania się z dwoma wyjątkowymi ofertami.

Powstańców Wielkopolskich 10 Budynek w prestiżowej lokalizacji dedykowany inwestorom i biznesmenom. Powstańców Wielkopolskich 10 to 5 pięter, oferujących 16 wyjątkowych apartamentów oraz dwa penthouse z tarasami na dachu. Inwestycja wychodzi naprzeciw zapotrzebowaniu osób ceniących sobie wygodę życia w centrum miasta. W sąsiedztwie znajduje się m.in. centrum biurowe, Szpital Kliniczny, galeria handlowa oraz wydziały uczelni PUM, ZUT i US, a także punkty usługowo-rozrywkowe. Do wyboru są apartamenty z tarasami ogrodowymi, z balkonami lub loggiami. Na ostatniej kondygnacji są 2 penthouse z widokiem na panoramę miasta. W budynku do dyspozycji mieszkańców będzie dwupoziomowy garaż podziemny z miejscami postojowymi i pomieszczeniami gospodarczymi oraz cichobieżna windą.

Osiedle North Garden Nowoczesne, ale przede wszystkim kameralne osiedle North Garden składa się z sześciu budynków sąsiadujących z zabudową willową. Główny atut tego osiedla to tzw. niska zabudowa. W każdym budynku jest tylko 8 mieszkań. W ofercie można wybierać spośród przestronnych dwupokojowych mieszkań z dużymi ogrodami oraz dwupoziomowymi lokalami z tarasem na dachu.

Szczegóły dotyczące inwestycji są dostępne pod adresem: www.tomaszewicz.pl. Zapraszamy do kontaktu!

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2017

41



| ROZMOWA MIESIĄCA |

Kiedy rzeczywistość przestaje być najważniejsza Jakub Żulczyk, pisarz i scenarzysta, uznawany za jednego z najciekawszych autorów młodego pokolenia. Do Szczecina przyjechał ze swoją siódmą powieścią „Wzgórze Psów”. Jego książki mocno traktują polską rzeczywistość, ale to nie ona jest w nich najważniejsza. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO KAROLINA MISZTAL

Specjalne podziękowania dla Książnicy Pomorskiej za pomoc przy organizacji wywiadu.

Polska jest smutnym krajem? - To zależy... jest i wesołym i smutnym. Polska jest dziwnym krajem. Moja dziewczyna niedawno czytała książkę podróżniczą. Były tam historie ludzi, którzy odbyli podróż dookoła świata różnymi środkami lokomocji. Opisano tam m.in. dziewczyny jadące tuk-tukiem z Bangkoku do Londynu. Jedna z nich opowiadała, że jak minęły Chiny, Mongolię, Kazachstan, Ukrainę, to w Polsce poczuły się jak na przedmieściach Anglii. Po przejechaniu całej Azji, dla nich właśnie tu zaczęła się Europa Zachodnia. Zaczęły się drogi, autostrady, zrobiło się trochę szaro i nudno, skończyła się egzotyka. Tylko, że w tej samej książce jest też wypowiedź faceta z Rosji, który jechał w przeciwnym kierunku i stwierdził, że jak się wjeżdża do Polski od strony Niemiec, to tu zaczyna się to wschodnie popieprzenie. Więc wychodzi na to, że Polska jest takim krajem pośrodku. Wydaje mi się nawet, że Polska jest trochę schizofrenicznym krajem, dziwnym... zależy, jak na nią popatrzymy. Nie ma jednej Polski i dla mnie to jest jakaś prawda.

Pytam, bo akcja Twoich książek jest mocno osadzona w naszym kraju. I jest w nich dość szaro. - No tak, ale ja nie piszę książek po to, żeby Polskę zdemaskować. Opisuje w nich świat literacki. Taki, który trochę jest rzeczywistością, a trochę nią nie jest. Piszę o Polsce, ale nie wprost, bo to nie jest pisanie reportażowe czy interwencyjne. Czyli możemy powiedzieć, że stworzyłeś obraz Polski fikcyjnej? - Nie. To nie tak. W moich książkach Polska jest fikcyjna, bo to literatura, a wszystko co w literaturze, zawsze będzie fikcją. Oczywiście, są w niej elementy, które przypominają rzeczywistość. Na przykład Warszawa w „Ślepnąc od świateł”, to konkretna Warszawa. Mazury we „Wzgórzu psów”, to konkretne Mazury. W tych miejscach są też ludzie, którzy doświadczyli historii podobnych do tych opisanych przeze mnie. Są osoby, identyfikujące się z moimi książkami. I to jest prawdziwe. Tylko, że nie można się do tego przywiązywać, bo z drugiej strony

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2017

43


| ROZMOWA MIESIĄCA |

– możliwe - zaraz znajdzie się ktoś, kto to podważy, bo tego nie doświadczył. Zawsze przygotowuję się do moich książek, robię research, jadę w konkretne miejsca, rozmawiam z ludźmi, łapię tę rzeczywistość, a potem ją w głowie zmieniam i dopasowuje do historii. Więc moje książki nie są kompletną fikcją. Po prostu dla mnie na pewnym etapie rzeczywistość przestaje być najważniejsza.

nie będą reagowały z takim samym refleksem na rzeczywistość, jak na przykład portal internetowy. Takie próby są z góry skazane na klęskę. Jak już wspomniałem: i we „Wzgórzu Psów”, i w „Ślepnąc od świateł” czy w „Belfrze” są rzeczy, które piją do rzeczywistości. I chociaż te historie są w dużej mierze wymyślone, to w nich najważniejsze nie jest wierne przedstawienie rzeczywistości.

Przy pomocy historii, które tworzysz, łatwo byłoby pogmerać w rzeczywistości, spróbować na nią wpłynąć. Dajmy na to w „Belfrze”. Paweł Zawadzki, który nie tylko zmaga się z kryminalistami, ale też z reformą oświaty. Myślisz, że coś takiego miałoby sens?

A muzyka pomaga w pisaniu? Na Spotify słuchałam Twojej listy ułożonej pod „Wzgórze Psów”.

- Może i w jakimś stopniu miałoby. Na pewnym etapie nawet chciałem, żeby takie rzeczy się pojawiały, ale „Belfrze” nie do końca jest na to miejsce. Tworząc scenariusz przede wszystkim musimy skupić się na kryminalnej intrydze, wiarygodnie przedstawić szkolny świat i jego bohaterów, a dopiero później możemy pomyśleć nad sprawami dodatkowymi. Nie zawsze też mówimy o wszystkim wprost. W moich książkach, jak i w „Belfrze” rozgrywa się wiele wydarzeń wyjętych z rzeczywistości i ubranych w formę przypowieści. Wtedy wątki stają się bardziej uniwersalne, mogą wydarzyć się wszędzie i czuje się w nich promil prawdopodobieństwa. Jestem daleki od robienia interwencyjnych rzeczy na doraźne tematy, bo ani literatura, ani film nie są dziennikiem. To nie publicystyka. Łatwo się złapać tematu, który za chwilę się przeterminuje i zostanie zapomniany. Wspomniałaś o reformie oświaty, ale podczas pracy nad pierwszą serią „Belfra” politycy jeszcze nie planowali tej reformy i nikt o niej nie mówił. Ona dopiero teraz rusza. Tylko, że ja i tak nie widzę sensu komentowania jej przez pisanie na bieżąco książki czy kręcenie filmu. Dla mnie to nie jest dobry temat. Może sam kształt edukacji byłby tematem? - Może, bo od paru lat w polskiej edukacji dzieje się coś, co uważam za groźne. Zmienił się proces kształcenia. Wydaje mi się, że w szkołach dziś uczy się rozwiązywania testów i zapamiętywania ich wyników, a nie rozumienia konkretnych zagadnień. Moim zdaniem system jest coraz bardziej dysfunkcyjny. I to jest problem wykraczający poza doraźne działania reformy oświaty. Reforma pojawiła się gwałtownie i na dłuższą metę nic się nie zmieni. Myślę, że w oświacie jest potrzebna zmiana ideowa, ale do tego pewnie potrzeba zmiany kilku pokoleń ludzi. Może to jest temat, może rzeczywiście to jest opowieść? Po prostu lepiej wybierać tematy długofalowe? - Tak. Może opowiedziałem o tym w zawiły sposób, ale lepiej zrealizować historię na konkretny temat, który dla wielu osób i przez długi czas będzie aktualny, niż podejmować próbę wpływania na tymczasowe problemy literaturą czy filmem. I książka, i serial powstają długo, przynajmniej dwa czy trzy lata. Nigdy

44

- Zależy komu. Od zawsze interesowałem się muzyką. Lubię muzykę i dużo jej słucham gdy pracuję. Jestem melomanem, chodzę na koncerty. Jak byłem mały marzyłem, żeby być gwiazdą rocka, chciałem być Kurtem Cobainem. Dzięki Bogu to się nie udało. Już w tym momencie żyję o siedem lat dłużej niż Kurt. Muzyka przy „Wzgórzu Psów” zawsze była obecna. Kiedy piszę, dużo jej słucham. Mam tylko tak, że nie mogę słuchać tej, w której jest głos. Nieważne czy ktoś śpiewa, wrzeszczy czy rapuje. Po prostu mam wrażenie, że ktoś stoi obok i do mnie mówi, nie mogę się wtedy skupić. Słucham więc muzyki instrumentalnej, repetetywnej. A to, że układam sobie playlisty na Spotify, to chyba trochę efekt tego, że nie mogę przeboleć braku mojej audycji w radiu. Co prawda to trwało tylko chwilę i było już ładnych parę lat temu, ale Spotify jest chyba taką formą rekompensaty. Dużo osób traktuje tę playlistę jako uzupełnienie powieści. Tylko czy rzeczywiście tak jest? - Czytelnik ma prawo zrobić z powieścią to, co chce, bo powieść należy do niego. Po pierwsze, jest tak, bo ją kupił jako przedmiot, który zabrał do domu. Może przeczytać książkę, ale może też podłożyć ją pod stół, żeby nie chybotał. Po drugie, powieść jest jego, bo włożył w nią swoją wyobraźnię, dał się jej wciągnąć, wyniósł z niej i zrozumiał tyle, ile chciał i to jest jego. Więc być może dla niektórych lista ze Spotify jest takim soundtrackiem do książki. Są na niej utwory oddające klimat powieści, jest też kilka utworów w niej zamarkowanych, które bardziej pojawiają się w formie żartu, ale jak najbardziej są obecne na liście. Generalnie lubię sobie też robić pewne żarty i to, że ja taką listę publikuję, nie znaczy, że jest integralną częścią książki, że każdy musi ją z książką połączyć. Nie, nie, nie… to jest po prostu takie „coś”. W każdym razie słuchanie tej listy nie jest obowiązkowe podczas czytania „Wzgórza Psów”. A gdyby „Ślepnąc od świateł” miało swoją playlistę, to w jakim klimacie byłaby to muzyka? - Kiedy wyjdzie serial, usłyszycie sami. Na razie nie mogę o nim w ogóle rozmawiać. Obowiązuje mnie tajemnica. Wyciąganie ze mnie czegokolwiek na ten temat też jest bez sensu, bo może zrujnować wiele niespodzianek.


Jakub Żulczyk, pisarz i scenarzysta. Zadebiutował w 2006 roku powieścią „Zrób mi jakąś krzywdę”. Od tego czasu na rynku ukazało się jeszcze sześć jego książek - „Radio Armageddon”, „Instytut”, „Zmorojewo”, „Świątynia”, „Ślepnąc od świateł” i ostatnia „Wzgórze Psów”. Jest również scenarzystą serialu HBO „Belfer”. Kojarzony ze środowiskiem czasopisma „Lampa”, promowanego przez Pawła Dunina-Wąsowicza. Obok Doroty Masłowskiej czy Łukasza Orbitowskiego uznawany za najciekawszego polskiego pisarza XXI wieku.


| ROZMOWA MIESIĄCA |

Pracujesz nad wieloma projektami i generalnie przed artystami otwiera się dziś znacznie więcej możliwości pracy, a co za tym idzie zarobków. Swojego czasu Kazik śpiewał: bo tylko wiarygodny jest artysta głodny. To nadal aktualne? - Jestem pewien, że Kazik śpiewał ironicznie. Poza tym takie stwierdzenie, to kompletna głupota. Nie mamy pojęcia, kto będzie zapamiętany po latach. Patrząc na historię literatury często okazuje się, że pamiętamy o autorze, który za życia nieszczególnie osiągnął sukces. Z kolei ten, który wydawał się ówcześnie świetny i sprzedawał książki w wysokich nakładach jest dziś zapomniany. Z PRL-u wszyscy pamiętamy Wojaczka i Bursę, ale Żukrowskiego czy Nienackiego już mniej. Zdanie „tylko wiarygodny jest artysta głodny” pochodzi z zupełnie innej rzeczywistości, nie pasuje do dzisiejszych czasów. Człowiek „głodny” to człowiek sfrustrowany. Głodny w cudzysłowie, bo w naszym kraju nie ma głodu, ani biedy, ani ludzi, których wyczerpuje wiązanie końca z końcem. Jest tu mnóstwo ludzi, którzy szarpią się i męczą, ale nie są głodni. Moim zdaniem głód rodzi frustrację, nigdy wiarygodność. Rynek artystyczny da się podzielić tak, żeby wskazać kto ma łatwiej, kto ma trudniej? Czy inaczej - kto może zarobić więcej, kto mniej? - Wydaje mi się, że chyba nie ma większej dysproporcji w żadnej innej branży, niż w branży artystycznej, jeśli chodzi o zarobki. Nie ma co porównywać muzyka do muzyka czy pisarza do pisarza. Może film jest jeszcze taką przestrzenią gdzie spotykają się ludzie z poszczególnych dziedzin, z większymi projektami za sobą i z mniejszymi, a mapa ich honorariów jest ułożona w miarę logicznie. Widzę to przy scenariuszach. Ktoś zarabia trochę więcej, bo zapracował sobie na to, ktoś mniej, bo dopiero zaczyna, ale ostatecznie składa się to na jeden garnitur, który można sobie uszyć. Z kolei w literaturze jest tak - znam ludzi, dla których pisanie to działalność stricte hobbystyczna i nie zarabiają na tym zupełnie nic, może 100 czy 200 złotych. A czasem są to naprawdę świetni niszowi twórcy. Znam też ludzi, którzy bardzo dobrze sobie radzą w komercyjnej przestrzeni. Ja jestem pewnie gdzieś pośrodku tych dwóch kategorii. W każdym razie dysproporcje są ogromne. Zawsze mnie bawią pytania na ten temat i próby jego ujednolicenia, uczynienia go transparentnym. Może nawet nie tyle bawi, co wydaje mi się to nielogiczne. A myślisz, że kultura w Polsce jest samodzielna? - Jestem przekonany, że kultura w Polsce bez wsparcia państwa sobie nie poradzi. Jestem tego pewien. Każde korwinistyczne zawołania, mówiące - niech kultura sama się utrzyma, nie ma na co płacić darmozjadom, są absurdalne. Nikt o zdrowych zmysłach nie chce, żeby w przestrzeni publicznej została tylko taka kultura, która sama się utrzyma. Wtedy najlepszym pisarzem w Polsce można by ogłosić Jakuba Żulczyka. Kto by chciał do

46

tego dopuścić? Chyba nikt, łącznie ze mną. Jest mnóstwo wartościowych osób, dzieł i projektów, które potrzebują wsparcia i dotowania, żeby mogły ujrzeć światło dzienne. Na pewno dotyczy to teatru, filmu, literatury, a zwłaszcza poezji, eseistyki czy prac naukowych. Tych dziedzin i sektorów jest mnóstwo. Oczywiście, jest też przestrzeń artystyczna, w której są pieniądze i to duże pieniądze, na przykład sztuka współczesna. Doskonale radzą sobie też malarze. Tylko, że koniec końców, i tu jest potrzebna subwencja państwowa. Dziś uczestniczymy w recyklingu kultury. Twórcy wyciągają to, co wydawało się przeterminowane. Odświeżają, wkładają w nowe opakowanie, a my to przyjmujemy z większym lub mniejszym entuzjazmem. Myślałeś, by stworzyć coś w tej konwencji? - Mam taki jeden pomysł, który bardzo lubię, i który chodzi mi po głowie od dłuższego czasu. Nie chcę jeszcze wchodzić w szczegóły, bo na razie wszystko jest w powijakach. W każdym razie, po raz pierwszy akcja nie toczyłaby się współcześnie. To powód, dla którego ten pomysł odrobinę mnie przeraża. Zawsze bałem się sięgania wstecz, trudno jest robić to wiarygodnie. Może wyjdzie z tego film, albo raczej serial, bo to duża historia, ale może tylko książka. To taka moja idea, którą gdzieś w sobie obracam i chciałbym ją zrealizować w ciągu najbliższych pięciu lat. Myślę, że to jest właśnie to, o co pytasz. Jest w tym coś z takiego recyklingu. Ale mówimy o czasach zamierzchłych czy bardziej współczesnych...? - Mówimy o XX wieku, ale więcej ode mnie nie wyciągniesz. To powiedz mi jeszcze tylko, jak podobało Ci się na spotkaniu autorskim w Szczecinie? - Bardzo mi się podobało. W ogóle bardzo lubię spotkania autorskie. W moim zawodzie łatwo popaść w iluzję, że wszystko co się dzieje, dzieje się w komputerze. Wiesz - książkę się piszę w komputerze, jej recenzje się czyta w komputerze, kontakt z ludźmi też jest w komputerze. Człowiek, który jest w ogniu pracy, po dwóch tygodniach siedzenia non stop przy komputerze może nabrać podejrzeń, czy aby na pewno dookoła jest jeszcze coś niewirtualnego. Spotkania autorskie to sytuacje, które wybijają z tej pułapki. Spotykam ludzi, mam okazję porozmawiać z nimi, uścisnąć dłoń, zrobić zdjęcie. Wtedy też widzę, że to, co robię rezonuje w rzeczywistości. Największym moim szczęściem jest to, że pisząc książkę czy pisząc scenariusz opowiadam komuś historię, że w ten sposób podejmuję, często bardzo intymną rozmowę z osobą, której kompletnie nie znam. To jest naprawdę fajne. I w tym zawodzie nie ma dla mnie nic cenniejszego.



| ROZMOWA |

Jestem człowiekiem, który wierzy w marzenia Choć zagrał wiele ról w Teatrze Polskim, to dla widzów pozostaje anonimowy. Może dlatego, że niezbyt ceni tanią popularność. Dariusz Majchrzak żyje na walizkach, ale ciągle chętnie wraca do naszego miasta, w którym - jak mówi czuje się wyśmienicie. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

Od pewnego czasu działasz w Szczecinie z Fundacją Teatr Czwarte Miasto. W grudniu będzie można zobaczyć kolejne Wasze spektakle. Opowiedz nam o tym. - Kilka lat temu w Gdyni założyłem fundację, która działała na terenie Trójmiasta i innych miast, a od pewnego czasu działam także w Szczecinie. Mieszkam tu, pracuję, tu poznałem moją obecną partnerkę. Szczecin daje dużo wspaniałych możliwości. Moja obecna partnerka też świetnie się sprawdza jako organizator widowni, co było dodatkowym argumentem za tym, żeby zrobić szczecińską filię mojej fundacji. Porozumiałem się z klubem 13muz i spróbowaliśmy zagrać tam przedstawienia dla dzieci, które okazały się sukcesem. Nawiązałem też współpracę z Pleciugą i Teatrem Współczesnym. Fundacja na razie nie korzysta z żadnych dotacji, dlatego muszę od czasu do czasu zrobić jakieś komercyjne wydarzenie, żeby zarobić na jej działalność. Jestem po rozmowach z dyrektorem 13muz i mam nadzieję, że nasza współpraca zaowocuje ciekawymi projektami dla szczecinian. Najbliższe już w grudniu. - Przywożę przedstawienie dla dzieci „Pchła Szachrajka”, wyreżyserowane przez Adama Dzieciniaka. W tytule zawsze umieszczamy miasto, w którym gramy, czyli w tym przypadku to będzie „Pchła Szachrajka w Szczecinie”. Przyjeżdżam też z nowym

48

spektaklem „Opowiedział dzięcioł sowie”. Trzecia bajka to „Przygody Tosi i Plastusia”. To najważniejsze przedstawienia w repertuarze Fundacji Teatru Czwarte Miasto. „Pchła Szachrajka” to spektakl kabaretowy, „Przygody Tosi i Plastusia” dla dorosłych i dla dzieci, a „Opowiedział dzięcioł sowie” to spektakl muzyczny. Wszystkie nasze bajki są od 3 lat do 100, jeżeli chodzi o widzów. Dorośli na tych bajkach bawią się równie dobrze jak dzieci. Czasami nawet chętniej. Powodzenie spektakli może świadczyć o tym, że dzieci potrzebują dobrej rozrywki. - To zależy od tego, po co robi się przedstawienie. Jeżeli bierzemy dwóch aktorów i robimy na kolanie adaptację, puszczamy z jamnika parę utworków i udajemy teatr, to bajka kosztuje 500 zł. Przyjeżdżają aktorzy, grają w ciągu tygodnia 50 bajek we wszystkich przedszkolach, przedstawienie jest tanie, panie nauczycielki są zadowolone, artyści są zadowoleni, bo zarobili pieniądze. Niestety dla chałtury, ale na szczęście dla teatru i dla dzieci, są rodzice, którzy mają świadomość artystyczną i oczekiwania wobec przedstawienia. My staramy się robić takie przedstawienia, z których widzowie mali i duzi mają wyjść zadowoleni. Byliśmy z fundacją w Niemczech, w Rumunii, teraz jedziemy do Paryża i odezwały się do nas osoby, które chcą nas zaprosić do Chin.

Wspominałeś o Trójmieście, bo stamtąd przyjechałeś do Szczecina. - Było etapem w moim życiu. I to po drodze. Skąd się wziął pomysł na Szczecin? Trójmiasto wydaje się bardziej prężnym ośrodkiem kulturalnym. - Jestem człowiekiem, który wierzy w marzenia. Marzenia mi się spełniają, ale spełniają się w najmniej oczekiwanym momencie życia. Ale marzę, bo wiem, że to działa. Kiedyś zrobiłem listę w jakich miastach chciałbym zatrzymać się na dłużej. Popracować tam, pomieszkać. Zanim znajdę miejsce, w którym chciałbym zostać na zawsze. Na tej liście, którą zrobiłem po maturze, znalazł się Szczecin. Pojechałem do Krakowa i tam spotkałem wspaniałego człowieka, który opowiedział mi o Szczecinie tak pięknie, że Szczecin trafił na moją listę. To było w 1995 roku. Wtedy Szczecin jeszcze nie był taki ładny. - Ale w tej historii wydawał się ładniejszy niż teraz. Drugim ważnym powodem było to, że będąc na etacie w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy, przyjechaliśmy tutaj na festiwal Kontrapunkt ze spektaklem „Osobisty Jezus” w reż. Przemysława Wojcieszka. To był rok 2007. Zostaliśmy nagrodzeni za grę zespołową. W tamtych latach Kontrapunkt w środowisku teatralnym był uważany za jeden z najbardziej prestiżowych. Le-


| ROZMOWA |

Jestem człowiekiem, który wierzy w marzenia. Marzenia mi się spełniają, ale spełniają się w najmniej oczekiwanym momencie życia. Ale marzę, bo wiem, że to działa

gnica jest specyficznym miejscem, którego byt zależy od tego, że jeździ po festiwalach i przeglądach, ponieważ rodzima widownia wystarcza na około 30 przedstawień. Ten teatr prosperuje świetnie właśnie dlatego, że jeździ do innych miast. Poza tym w tamtym teatrze zaczynało kariery wielu znakomitych aktorów. - To był też powód, dla którego chciałem tam pojechać. Po maturze nie chciałem zdawać do szkoły aktorskiej, tylko zostać adeptem i powstało marzenie, że chciałbym kiedyś w Legnicy spotkać się z takimi aktorami, jak Chabior, Bluszcz i Sitarski. Wiedziałem, że najpierw muszę gdzieś się dostać na adepta i zdać egzamin eksternistyczny. Wtedy spotkałem na swojej drodze Edwarda Lubaszenkę, który namawiał mnie do zdawania do szkoły aktorskiej. Potem spotkałem Marka Kalitę, który grywał w tamtym czasie w Teatr Bückleina w Krakowie. Chodziłem na jego spektakle, potem spotykaliśmy się, rozmawialiśmy o sztuce, piliśmy różne płyny i on przekonał mnie, żebym zdawał do szkoły teatralnej. Dostałem się i do Krakowa i do Wrocławia. I w końcu udało się z Legnicą. - Po szkole teatralnej najpierw był okres łódzki, a potem pojechałem do Legnicy. Niestety, krótko po moim przyjeździe wszyscy ci aktorzy odeszli z tamtego teatru. Byłem tam dwa i pół roku i pojechałem realizować inne marzenia. I w końcu Szczecin. Zapadł mi w pamięć, bo przyjechałem na Kontrapunkt, o którym wspominałem, właśnie

z Bluszczem. Spektakl powstał na podstawie filmu Przemka Wojcieszka „W dół kolorowym wzgórzem” i to była moja pierwsza główna rola filmowa. W spektaklu zamieniliśmy obsadę. Grałem księdza, mentora głównego bohatera. To był dla mnie bardzo ważny spektakl i nagroda w Szczecinie też była bardzo ważna. A trzeci powód mojego zainteresowania Szczecinem był taki, że zawsze chciałem mieszkać nad morzem. To Szczecin akurat słabo wypada. - To żart. Zawsze jak się tutaj wychodzi z dworca, to pada pytanie, którędy do morza. Ja zrobiłem dokładnie tak samo. Podczas Kontrapunktu chcieliśmy z Przemkiem Bluszczem pójść nad morze i przekonałem się, że jego tu nie ma. Ale przyszedł czas, żeby przyjechać do Szczecina na dłużej i popracować. Zrobiłem wywiad na temat środowiska teatralnego. Panią Annę Augustynowicz znałem ze studiów, natomiast chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o Teatrze Polskim. Dowiedziałem się, że dyrektor Opatowicz jest wspaniałym człowiekiem, dobrym dyrektorem. Teatr Polski cieszy się ogromną frekwencją i dużą liczbą spektakli w repertuarze, co było dla mnie ważnym argumentem, ponieważ byłem zmęczony teatrami, które wykorzystują pozycję teatru publicznego, żeby robić sztukę dla sztuki albo dla wąskiej grupy ludzi, towarzystwa wzajemnej adoracji. Zapominając o tym, że w teatrze ważny jest widz, bo bez widza nie ma te-

atru. Dla mnie mistrzostwem świata jest łączenie komercji i sztuki. To musi być w symbiozie. Sztuką jest zrobienie dobrej komercji. Dokładnie. Zrobić dobre przedstawienie, ale takie, na które ludzie będą przychodzić. Oczywiście, założeniem nie może być komercja, tylko zrobienie dobrego przedstawienia czy filmu. Dopiero potem są profity. Natomiast ciągłe dyskwalifikowanie w środowisku komediowego czy farsowego repertuaru, to bzdura. Granie dobrze zrobionej farsy, która nie ma służyć tylko temu, żeby ktoś się głupio pośmiał, tylko żeby oprócz śmiechu ten spektakl był jeszcze mądry, jest trudne. Bo na czym polega farsa? Każdy z nas się śmiał, gdy kolega się potknął i przewrócił czy uderzył w głowę. Śmiech służy rozładowaniu napięcia. Farsa polega na tym, że im więcej nawkłada się do historii bohatera wydarzeń, które powodują lawinę różnych konsekwencji, to muszą wyjść z tego prawdziwe dramaty. Im lepiej jest to zagrane, zrealizowane i wyreżyserowane, tym bardziej ludzie będą się z tego śmiali. Widziałem bardzo źle zrobione farsy, ale ludzie się śmieją, bo śmieją się z autora. Ray Cooney genialnie napisał „Mayday”. Ja widziałam bardzo źle zrobiony spektakl gościnny „Goło i wesoło”. Gwiazdorska obsada, a spektakl zły. - Aktorzy wstydzą się tego przedstawienia. To ewidentny przykład, że farsę można zrobić źle. Rozmawiałem z aktorami, którzy biorą

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2017

49


| ROZMOWA |

udział w tym przedstawieniu i autentycznie się tego wstydzą. Robią to dla pieniędzy. Kiedy powstawał spektakl, były inne okoliczności, ale po latach grania się wstydzą. Każde wydarzenie teatralne jest warte tego, żeby powstało. To element tworzenia jakiejś kultury czy państwa, swojej tożsamości, rozwoju intelektualnego i emocjonalnego. Jak ptaszek podrywa ptaszka, to jest sama natura, ale jaki to jest teatr? Teatr życia. - Potrzebujemy odcięcia się od rzeczywistości. Nie przed telewizorem, nie w kinie - z popcornem i colą, tylko właśnie w teatrze, gdzie jest magia, iluzja. Jest chwila, żeby się wyłączyć i przenieść do innego świata. Pozwolić sobie na refleksję. Na przeżycie katharsis. Śmiech też jest katharsis. Farsa też jest katharsis. Ale można zrobić farsę, że tylko się ludzie pośmieją, a można zrobić tak, że się pośmieją i jeszcze wezmą coś ze sobą do domu. Jeżeli chodzi o Teatr Polski, to masz okazję grać w spektaklach, którymi Teatr Polski może się pochwalić. „Mieszczanie”, „Matki”, „Bal manekinów” i inne. - Takie było założenie. Duża widownia, ciekawy repertuar, spektakle muzyczne, komediowe. Dyrektor Opatowicz to myślący człowiek i opiera swoje konstrukcje na wybitnych wzorcach. Może się to komuś podobać lub nie, natomiast kabaret, spektakle muzyczne, farsy, komedie, dramaty to jest poważny repertuar. „Bal manekinów”, odkurzony po latach, świetnie zrealizowany, z doskonałym ruchem, muzyką Łony. Jak mówię w Polsce, że pracowałem z Łoną, to wszyscy są zachwyceni. Ma szacun w kraju, jak mało który raper. Powstało wspaniałe widowisko teatralne. Praca tutaj była mi potrzebna, żeby realizować swoje sprawy. Kontynuować rozwój Fundacji, budować swój własny teatr, który mam zamiar kiedyś stworzyć. Ale nie pracujesz tylko w Szczecinie. Grasz w filmach, wyjeżdżasz, wracasz. - Jestem trochę jak Cygan. Cały czas na walizkach. Nie potrafię usiedzieć w jednym miejscu. Życie jest za krótkie, świat jest za duży, wspaniali ludzie są wszędzie. Uwielbiam poznawać, uczyć się rozwijać. Kiedy jestem w jednym miejscu, czuję się stłamszony i ograniczony. Muszę wyfrunąć na chwilę, żeby z perspektywy docenić Szczecin, a nie tracić tego miejsca. Zazwyczaj doceniamy coś, jak stracimy,

50

a ja nie muszę. To jest dla mnie bezcenne. Cały czas mam kontakt z teatrem, ze sceną, a jednocześnie robię swoje rzeczy. Teraz nastał najważniejszy moment w moim życiu zawodowym, ponieważ okazuje się, że medialność jest niezbędna, żeby robić w teatrze to, o czym marzę. Mogę realizować swoje projekty jeżdżąc po Polsce. Jest to o tyle korzystne, że oni dostosowują się do moich terminów, mogę sam wybierać role, a w teatrze na etacie musiałbym brać to, co dostanę. Nie zawsze to idzie w parze z oczekiwaniami moimi czy kolegów z zespołu. Medialność daje film i serial. - Dlatego staram się kilka razy w roku zaistnieć. W serialu bardziej dla pieniędzy, ale też dla kontaktu z kamerą, szlifowania warsztatu. I okazuje się, że na prowincji medialność, twarz znana z ekranu też ma większą siłę przebicia. Szczecin też jest uznawany przez niektórych za prowincję. Z młodymi aktorami jest tu tak, że albo pograją trochę i wyjeżdżają robić karierę w większych ośrodkach, albo zostają i niewiele grają w filmie albo wcale. - Dla mnie ideałem jest, żebym mógł wybrać sobie takie miejsce, w którym chcę być, a jednocześnie, żebym mógł robić to, co chce robić. To jest strasznie trudne, ale jakoś się udaje. Oczywiście coś kosztem czegoś. Kocham teatr, ale jednocześnie też kocham kino. Decydując się na przyjazd do Szczecina, musiałem zrezygnować z wielu rzeczy filmowych na rzecz teatru. Miałem świadomość, że Szczecin jest daleko, że jestem na etacie. To mnie obliguje. Ale dwa lata temu zapowiedziałem dyrektorowi Opatowiczowi, że nie chcę rezygnować z pewnych projektów filmowych. Nie ukrywam, że również ze względów finansowych. Mam już 40 lat, córkę, narzeczoną. Czas zacząć myśleć też o przyszłości. A medialność wynikająca z moich filmów czy seriali zwiększa też popularność teatru, w którym pracuję. To nie chodzi o próżną potrzebę bycia lubianym i rozpoznawalnym. Dzięki temu, że aktor zdobył popularność, może w teatrze dotrzeć do większej ilości widzów. Może się rozwijać. Zdarza się, że w Szczecinie ktoś cię rozpoznaje na ulicy? - Mam to szczęście, że mogę zagrać główną rolę w teatrze czy filmie, a wychodzę na ulicę i ludzie mnie

nie poznają. Kiedyś słyszałem taką opinię, że największym komplementem dla aktora jest to, że kiedy wyjdzie z teatru, widz go nie poznaje. To znaczy, że zagrał swoją rolę wybitnie. Grałem kiedyś Aloszę w „Braciach Karamazow” w Gdyni. Zawsze po spektaklu daję sobie czas, żeby odtajać, nie wychodzę od razu po spektaklu na ulicę. Czasami zdarzało się, że siedziałem trzy godziny w garderobie. Kiedyś wyszedłem po północy i przed teatrem stała grupa studentów. Tylko po to, by powiedzieć, że to świetne przedstawienie. Nie brali ode mnie autografu. Po prostu stali, żeby mi powiedzieć: dziękuję. Skoro zakorzeniłeś się w Szczecinie, jak się tu czujesz? Jak ta konfrontacja z dawnymi opowieściami? - Szczecin jako marzenie się spełnił. Nie wiem, co będzie dalej. Wiem, że się tu poważnie zakochałem. Jestem ze wspaniałą kobietą, która oprócz tego, że jest inteligentna i utalentowana oraz realizuje się w swoich projektach, to też pomaga mi w moich. W rozwoju Fundacji. Bez niej bym się nie odważył na takie plany, jakie mam. Chciałbym, żeby Fundacja zaczęła działać pełną parą. Tutaj są niesamowite możliwości.

Dariusz Majchrzak Ukończył Wrocławską Państwową Wyższą Szkołę Teatralną, jest aktorem filmowym i teatralnym. W roku 2005 na XII Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Filmowej „Prowincjonalna 2005” we Wrześni otrzymał nagrodę publiczności w kategorii największe odkrycie festiwalu. Aktor Teatru Polskiego w Szczecinie, wcześniej pracował w teatrach w Łodzi, Legnicy, Gdyni. Można go również oglądać w serialach telewizyjnych m.in. „Belle epoque”, „Wojenne dziewczyny”, „Komisarz Alex”, „Niania w wielkim mieście”. Prowadzi Fundację Teatr Czwarte Miasto.



| FILM |

52


| FILM |

...kiedy do Twoich uszu docierają fanfary Johna Williamsa, dziecko ciągnie Cię do sklepu po szczoteczkę do zębów ze szturmowcem, z paczki płatków śniadaniowych wysypują się figurki BB-8 czy R2D2, a twój Facebook zalewają zdjęcia porgów, czyli uroczych stworków przypominających gremliny lub pingwiny to znak, że do kin wchodzi „Ostatni Jedi”. Więc musisz wiedzieć, że… AUTOR AGATA MAKSYMIUK / FOTO MATERIAŁY FILMOWE

„Gwiezdne wojny” to nie tylko kosmiczne statki, Lord Vader i miecze świetlne. „Gwiezdne wojny” to kultowa produkcja wymyślona przez Georga Lucasa, która przynosi 33 miliardy dolarów zysków... rocznie. Musisz wiedzieć, że od 1977 roku, czyli od premiery „Nowej Nadziei”, pierwszego filmu oryginalnej trylogii, seria gromadzi wokół siebie fanów. Od tego czasu opublikowano jeszcze VII części, a 2017, to rok premiery VIII części, zatytułowanej „Ostatni Jedi”. Musisz wiedzieć, że filmy serii ukazywały się niechronologicznie. Żeby zrozumieć kolejność, najprościej ją podzielić na trzy etapy. Nowa trylogia z lat 1999-2005, to historia upadku Republiki Galaktycznej i dojścia do władzy Imperium. Oryginalna trylogia z lat 1977-1983 skupia się na upadku Imperium i zwycięstwie Rebelii, czyli czasowo dzieje się po wydarzeniach nowej trylogii. Film z ubiegłego roku „Łotr 1” uzupełnia oryginalną trylogię, a „Przebudzenie Mocy” sprzed dwóch lat i „Ostatni Jedi” są jej kontynuacją. Musisz też wiedzieć, że wbrew pozorom, nie jest to bardziej skomplikowane niż historia rodu Starków i Targaryenów z „Gry o Tron”.

#trzeba poznać ludzi Musisz wiedzieć, że postaci, które po-

winieneś kojarzyć z filmem, na pewno zaczynają się od Anakina Skywalkera, którego poznasz jako małego chłopca w nowej trylogii. Kiedy postać dorasta, wcielają się w niego Jake Lloyd, następnie Hayden Christensen. I teraz mały spojler - to właśnie Anakin stanie się Lordem Vaderem, którego gra David Prowse. Musisz wiedzieć też, że mistrzem Anakina był Obi-Wan Kenobi, w którego wciela się Ewan Mcgregor, a jego wielką miłością Padmé Amidala, którą gra Natalie Portman. Dzieci Anakina i Padmé, to Luke Skywalker, w którego wciela się Mark Hamill i księżniczka Leia Organa, którą grała Carrie Fisher. Poznasz ich w oryginalnej trylogii i zobaczysz też w najświeższych produkcjach. Na pewno słyszałeś, że w serii pojawia się Harrison Ford. To prawda! Wciela się w postać Hana Solo, który z księżniczką Leią jest w związku z kategorii „to skomplikowane”. Mają nawet syna, Kylo Rena, w tej roli Adam Driver, który bardziej niż rodziców woli naśladować dziadka.

#trzeba poznać historię Musisz też wiedzieć, że za tymi historiami kryje się jeszcze jedna opowieść. „Ostatni Jedi” to ostatnia rola Carrie Fisher. W ubiegłym roku aktorka doznała zawału serca podczas lotu z Londynu do Los An-

geles i zmarła cztery dni później, w wieku 60 lat. Dzień po tym odeszła jej matka, legenda musicali Debbie Reynolds. Media wiele o tym pisały, na pewno coś słyszałeś. Podczas Festiwalu Filmowego w Cannes, HBO zaprezentowało dokument nagrany tuż przed niespodziewaną śmiercią artystek. Film pokazuje nierozerwalną więź dwóch ikon Hollywood - odtwórczyni roli księżniczki Lei i gwiazdy „Deszczowej piosenki”. Musisz też wiedzieć, że Leia to bardzo ważna postać w dziejach kina. Jedna z pierwszych głównych bohaterek filmów akcji i science-fiction, kina zdominowanego przez mężczyzn. Zostaje tu złamany stereotyp porwanej księżniczki, czekającej na ratunek księcia. Organa to silna, zdecydowana kobieta, której misja jest tak samo ważna, jak działania pozostałych bohaterów sagi. Po za tym, w rozmowie z Entertainment Weekly, Rian Johnson, reżyser „Ostatniego Jedi” zdradził, że Fisher była dla produkcji czymś więcej niż aktorką z istotną dla fabuły rolą. W wielu kwestiach to ona nadawała bieg zdarzeniom. Modyfikowała kwestie i improwizowała. Ostatnia część bieżącej trylogii miała być poświęcona właśnie Lei. I choć twórcy planowali zastąpić aktorkę cyfrową wersją postaci, dziś wiadomo, że raczej to się nie wydarzy.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2017

53


| FILM |

#trzeba rozbudzić wyobraźnię Musisz wiedzieć, że Star Wars, to też mnóstwo fantastycznych postaci. Tych, które na stałe zajęły miejsce w kulturze masowej. To przede wszystkim: mistrz Yoda, kudłaty Chewbacca, ale też roboty: wiecznie roztrzepany C-3PO i bystry R2D2. Musisz też wiedzieć, że w najnowszej części do tego zacnego grona dołączą porgi. Niewielkie, puchate stworki, przypominające krzyżówkę pingwina ze świnką morską albo gremlinem. Na pewno widziałeś je już na swoim Facebooku. Internet oszalał na ich punkcie, są wyjątkowo urocze. Na razie wiadomo o nich, że zamieszkują planetę, na której przebywa Luke Skywalker. Mają bardzo ciekawską naturę i są rewelacyjnymi pływakami. Z opublikowanych już zdjęć wiadomo, że jeden z porgów spędzi trochę czasu z Chewbaccą na pokładzie statku kosmicznego. Co prawda, na innym zdjęciu Chewbacca ma w pysku białe piórko porga, ale fani liczą, że to efekt kosmicznych turbulencji, a nie zwiastun końca uroczego żywota małego stworka. Musisz też wiedzieć, że obok porgów

54

do listy fantastycznych stworzeń trzeba dopisać vulptexy, czyli kryształowe lisy. Te piękne stworzenia mają odegrać ważną rolę w „Ostatnim Jedi”. Pomogą bohaterom ruchu oporu przedostać się przez ciemności podziemi swojej planety. Neal Scanlan, szef grupy Star Wars zajmującej się galaktycznymi stworzeniami, w wywiadzie dla Entertainment Weekly zdradzał, że zespół wymyślił te stworzenia jako lisy zamieszkujące samotnie planetę pokrytą kryształami. Żywiły się tym co znalazły na powierzchni i w ten sposób same przybrały specyficzny szklany wygląd. Podobno projektanci czerpali inspirację z kryształowych żyrandoli, a pierwszym aktorem, który zainicjował postać vulptexa były mały psiak, któremu zbudowano kostium pokryty przezroczystymi słomkami do napojów.

#trzeba iść do kina Musisz też wiedzieć, że premiera najnowszej części odbędzie się już 14 grudnia i choć tytuł bezpośrednio zdradza temat fabuły - Ostatni Jedi, to nikt tak naprawdę nie wie, kim jest tytułowy wojownik. Zanim jednak pójdziesz do kina, musisz jeszcze wiedzieć, że głównymi bohaterami tego filmu są: zbieraczka złomu Rey,

którą gra Daisy Ridley, były szturmowiec Finn, czyli John Boyega i przedstawieni Ci już Luke Skywalker, Leia Organa i Kylo Ren. Które z nich przywróci Stary Porządek? Spekulacje trwają głównie wokół postaci Rey, która odkryła w sobie moc „jakiej nie miał nikt przedtem” i Luke’a który generalnie jest ostatnim z dotychczas nam znanych Jedi. Co prawda musisz też wiedzieć, że ostatnio reżyser udzielił kontrowersyjnego dla fanów wywiadu dla New York Timesa, w którym to wskazał na napisy otwierające poprzednie części serii, gdzie wyraźnie jest napisane, że „Nowy Porządek nie spocznie, dopóki Skywalker, ostatni Jedi, będzie zniszczony”. Parę z ust puści też Adam Driver w wywiadzie dla magazynu GQ, mówiąc, że - sekretną tożsamość ma księżniczka, która ukrywa kim naprawdę jest, by móc przetrwać. Czy miał na myśli Rey? A może księżniczkę Organę? Musisz wiedzieć, że tego w tym momencie nie wiemy. Ale po 14 grudnia będziemy wiedzieć już wszystko.


Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia Życzymy z całego serca wszystkim naszym Czytelnikom, Partnerom, Klientom i Reklamodawcom Aby ten magiczny czas upłynął wśród bliskich, Był pełen uśmiechu i mocno pachniał choinką, a Nowy 2018 Rok niech przyniesie same radości i przyjemności zespół MM Trendy

Dołącz do nas na FB @magazynMMTrendy Instagram @mm.trendy


| KULTURA |

# kino w grudniu kolejnych swoich komedyjek o szczęśliwie zakochanych. Tym razem jest nieco poważniej. Oglądamy historię czterech postaci, których losy splatają się w słynnym parku rozrywki na Coney Island w latach 50. ubiegłego wieku. Rozchwiana emocjonalnie, była aktorka Ginny (Kate Winslet) pracuje tu jako kelnerka. Jej mąż Humpty (Jim Belushi) jest operatorem karuzeli. Mickey (Justin Timberlake) to przystojny ratownik, który marzy o karierze dramatopisarza. Carolina natomiast jest marnotrawną córką Humpty’ego, która w domu ojca szuka schronienia przed gangsterami.

Zabicie świętego jelenia

literackiego, w którym przedstawił projekt, nad którym wówczas pracował – książkę „Remember This House”. Była to historia życia i następujących po sobie zabójstw trzech jego przyjaciół: Medgara Eversa, Malcolma X i Martina Luthera Kinga. Baldwin nie dokończył książki przed swoją śmiercią w 1987 roku. Pozostawił zaledwie trzydzieści stron, a spadkobiercy pisarza powierzyli rękopis reżyserowi Raoulowi Peckowi. Postanowił on sfinalizować zarysowaną w książce historię, tworząc zbudowaną wokół jego słów filmową podróż przez historię Afroamerykanów. Zagłębił się w złożoną spuściznę życia i śmierci trzech wybitnych osobowości amerykańskiego ruchu antyrasistowskiego, które na trwałe zmieniły społeczny i polityczny krajobraz USA.

(The Killing of a Sacred Deer) / 2017

Reżyser kontrowersyjnego „Kła” oraz dziwacznego „Lobstera” wraca z kolejnym, ciężkim tematem. Yorgos Lanthimos wyreżyserował obraz, w którym Colin Farrell, Nicole Kidman i Alicia Silverstone konfrontowani są z niewyobrażalnie trudnym wyborem związanym z rodzinną tragedią. Steven jest wybitnym kardiochirurgiem, a jego żona, Anna, szanowaną okulistką. Są zamożni, zdrowi i toczą szczęśliwe, rodzinne życie. Steven przyjaźni się z 16-letnim Martinem, który nie ma ojca i którego niejako przyjął pod swoje skrzydła. Przedstawia chłopaka swojej rodzinie. Od tego czasu sprawy przybierają nieoczekiwany, katastrofalny w skutkach obrót. Idealny świat zamienia się w chaos. Steven zmuszony zostanie do złożenia szokującej ofiary lub zaryzykowania utraty wszystkiego, co ma.

Na karuzeli życia (Wonder Wheel) / 2017

Woody’emu Allenowi chyba skończyły się turystyczne destynacje, które mógłby za stosowną opłatą promować w tytułach

56

Nie jestem twoim murzynem

(I Am Not Your Negro) / 2016 Raoul Peck, wykorzystując niepublikowane dotąd fragmenty niedokończonej książki Jamesa Baldwina, słynnego afroamerykańskiego powieściopisarza i eseisty, bogaty materiał archiwalnych filmów i zdjęć, opowiada historię segregacji rasowej, prześladowań i walki o prawa Afroamerykanów w USA. W 1979 roku Baldwin napisał list do swojego agenta

Reakcja łańcuchowa 2017

Marta kończy 30 lat i wkrótce ma wziąć ślub z Adamem. Jej przyszły mąż pochodzi z bogatego domu, ale jest zupełnie zdominowany przez charyzmatyczną i odnoszącą sukcesy matkę. Sytuacja młodych dodatkowo komplikuje się, gdy do opinii publicznej przedostaje się informa-


| KULTURA |

cja o zaginięciu byłej dziewczyny Adama. Zakrojone na szeroką skalę poszukiwania Kasi szybko stają się tematem numer jeden wiadomości w kraju. A policyjne śledztwo w różnym stopniu dotyka nie tylko przyszłych małżonków, ale również ich bliskich. Z czasem wydarzenia, które miały swój początek na urodzinowym przyjęciu-niespodziance, uruchomią spiralę tragicznych wydarzeń. W gęstniejącej atmosferze wzajemnych podejrzeń i oskarżeń nic nie będzie takie, jak mogłoby się na początku wydawać.

na pewno? Jest to ósma część cyklu, bezpośrednia kontynuacja „Przebudzenia Mocy” z 2015 roku. W rolach głównych występują Daisy Ridley, John Boyega, Adam Driver, Oscar Isaac, Andy Serkis, Domhnall Gleeson, Gwendoline Christie, Carrie Fisher (która zmarła w trakcie produkcji filmu) oraz Mark Hamill, czyli Luke Skywalker z pierwszej trylogii. Zdjęcia do filmu trwały od września 2015 do lipca 2016 roku. Realizowano je między innymi w Irlandii oraz Chorwacji.

Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi

Dzikie róże 2017

(Star Wars: The Last Jedi) / 2017 Przed tą najgorętszą grudniową premierą ekipa „Gwiezdnych wojen” oszczędnie wydzielała informacje na temat szczegółów fabuły „Ostatniego Jedi”. Co wiadomo

Mieszkająca na wsi młoda mężatka Ewa, matka dwójki dzieci, sama z pomocą matki prowadzi dom, w czasie kiedy jej mąż Andrzej zarabia na rodzinę w Norwegii. W czasie wielomiesięcznej

nieobecności męża, samotna, przeżywa romans z nastoletnim, zakochanym w niej chłopakiem. Zachodzi w ciążę i na kilka miesięcy wyjeżdża, żeby nie dawać pożywki plotkom. Rodzi dziecko i zostawia je do adopcji w szpitalu. Kiedy Andrzej przyjeżdża na komunię córki, czuje, że Ewa oddaliła się od niego. Po spotkaniu z kolegami podejrzewa, że żona coś przed nim ukrywa. Napięcie między małżonkami narasta. Napiętnowana przez ludzi, czuje się niezrozumiana, co wpływa też na jej relacje z dziećmi. Kiedy podczas jej pracy na plantacji dzikich róż, znika nagle jej 2-letni synek, wpada w panikę. Wkrótce dziecka szuka już cała wieś. Andrzej jest wściekły na Ewę. Czy związek przetrwa? Czy Ewa pogodzi rolę walczącej o małżeństwo kobiety z rolą matki, która zmuszona została porzucić dziecko?


| KULTURA |

# nie możesz przegapić Budyń i Chango Zespół Chango i niejaki Budyń Szymkiewicz (Pogodno, Babu Król) mają nieukrywaną przyjemność zaprosić na koncert. Wspólna przygoda z muzyką orkiestry i piosenkarza od dwóch lat przybiera na wadze i nabiera rumieńców. Tym razem grupa Budyń & Chango zaprezentuje własne wersje piosenek z dwóch solowych płyt Budynia. Wersje żarliwe, intensywne i rozchełstane od tęsknoty za wolnością muzyki improwizowanej.

Dorota Czupkiewicz oraz Muniek Staszczyk i Marcin Sosnowski. 5 grudnia, Filharmonia, godz. 20, bilety 79-99 zł

tecznie przystrojonymi straganami będzie można skosztować pysznych regionalnych specjałów i rozgrzać się gorącą czekoladą, grzańcem lub barszczem. Dla dzieci kręcić się będzie baśniowa karuzela wenecka. 9-10 grudnia, dziedziniec menniczy Zamku, wstęp wolny

16 grudnia, studio S-1, godz. 20, bilety 15-20 zł

Młynarski plays Młynarski feat. Gaba Kulka

Stanisława Celińska „Atramentowa” „Atramentowa” to najnowsza płyta Stanisławy Celińskiej. Aktorka odgrywa swoją kolejną wspaniałą rolę - piosenkarki, która wie o czym śpiewa i wie jak przyciągnąć słuchacza, wykorzystując pełną paletę barw i emocji. Na tym wyjątkowym albumie można usłyszeć utwory skomponowane i przygotowane przez uznanych autorów specjalnie dla Stanisławy Celińskiej. Niepowtarzalne teksty do kompozycji Macieja Muraszko napisali Wojciech Młynarski,

58

6. Jarmark Bożonarodzeniowy Na mieszkańców Szczecina i regionu oraz turystów czekać będzie moc świątecznych atrakcji - koncerty, spektakle teatralne, gry i zabawy, czytanie bajek oraz kino dla najmłodszych. Przechadzając się między świą-

W październiku 2010 roku ukazała się płyta zespołu Młynarski Plays Młynarski pt. „Rebeka Nie Zejdzie Dziś Na Kolację“. Artyści chcą ją przypomnieć szczecińskiej publiczności w ramach drugiej edycji „Koniecznie w Szczecinie”. Zarówno album, jak i koncerty, to subiektywne, świeże spojrzenie syna na fragment twórczości ojca oraz spotkanie wybitnej artystki, kompozytorki i wokalistki młodego pokolenia z poezją zaklętą w legendarnych piosenkach. 8 grudnia, Opera na Zamku, godz. 19, bilety 60-95 zł


Wół i

® Krowa

Wesołych Świąt!

Wytnij swój prezent Bon na FRYTKI gratis

Bon na KAWĘ gratis

Bon na KAWĘ gratis

do wybranego burgera

białą lub czarną do śniadania

białą lub czarną do ciasta

*Promocja obowiązuje we wszystkich lokalach Wół i Krowa w Szczecinie od 1 do 31 grudnia 2017. Promocje nie łączą się.

*Promocja obowiązuje we wszystkich lokalach Wół i Krowa w Szczecinie od 1 do 31 grudnia 2017. Promocje nie łączą się.

*Promocja obowiązuje we wszystkich lokalach Wół i Krowa w Szczecinie od 1 do 31 grudnia 2017. Promocje nie łączą się.


| KULTURA |

Łona, Webber & The Pimps Muzycy zapraszają na trasę koncertową „Poza nawiasem tour”. Minął przeszło rok po wydaniu płyty, co czyni trasę jeszcze ciekawszą. Najbliższe koncerty będą się różnić od tych granych bezpośrednio po premierze albumu. Panowie zagrają naturalnie utwory z „Nawiasem mówiąc”, ale sięgną też po kawałki dotąd nie wykonywane na żywo. Nie zabraknie kompozycji z poprzednich płyt w nowych aranżacjach, nie zabraknie wreszcie najnowszych utworów duetu, jak choćby „Ostatniej prostej” z tegorocznego albumu „nowOsiecka+”.

woczesny świat. Opisać, co nowoczesność robi z naszym człowieczeństwem. Spektakl to koprodukcja z Teatrem im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu. 9 grudnia, Teatr Współczesny, godz. 19.30, bilety 30-35 zł

studyjnym zespołu Mikromusic. Postanowili samodzielnie wydać płytę, pozyskując środki przez crowdfunding. Do kompozycji i brzmienia przyczynili się wszyscy członkowie zespołu: Natalia Grosiak, Piotr Pluta, Dawid Korbaczyński, Robert Szydło, Robert Jarmużek, Adam Lepka, Łukasz Sobolak. To najbardziej „piosenkowa” płyta Mikromusic w większości inspirowana muzyką z lat 60. i 80. 8 grudnia, Trafostacja Sztuki, godz. 20, bilety: 50 zł

15 grudnia, Słowianin, godz. 20, bilety 40-50 zł

(Nie)idealne święta

„Lord Jim. Ćwiczenia” w Teatrze Współczesnym Spektakl na motywach powieści „Lord Jim” Josepha Conrada opracował Sebastian Majewski, a wyreżyserował Maciej Podstawny. Co to za opowieść? Czy to po prostu opis perypetii młodego chłopaka, który splamił swe sumienie? A może jest to historia marynarza, któremu los wymknął się spod kontroli w jednym momencie niewytłumaczalnego skoku, i który przez resztę swojego krótkiego życia ponownie starał się zapanować nad własnym losem. Przypowieść o Lordzie Jimie to próba stworzenia mitu, który ma wyjaśnić no-

60

Mikromusic w Trafo To grupa łącząca piękne melodie, kunszt warsztatowy oraz wspaniałą koncertową energię. Ich twórczość to fuzja jazzu, trip-hopu, rocka, czasem też muzyki ludowej. Enigmatyczny głos wokalistki – Natalii Grosiak jest prawdziwą wizytówką zespołu, który z roku na rok zyskuje coraz większe uznanie. Na swoim koncie mają 8 płyt, w tym trzy płyty koncertowe. „Tak mi się nie chce” jest szóstym albumem

Grudzień w Teatrze Lalek „Pleciuga” to szczególny czas. Mali widzowie z niecierpliwością czekają na przedstawienie, które wprowadzać je będzie w klimat nadchodzących świąt, i w finale którego pojawi się bardzo charakterystyczna postać z brodą, w czerwonym kostiumie. „(Nie)idealne święta” Marty Guśniowskiej to tekst, którego realizacji podjął się dyrektor teatru – Zbigniew Niecikowski. 2 grudnia, Teatr Lalek Pleciuga, godz. 11, bilety 15-30 zł

Ania Rusowicz i goście „Big-beatowe Pastorałki” w wykonaniu Ani Rusowicz i jej gości zabrzmią w filharmonii. Ania Rusowicz to polska wokalistka, córka Ady Rusowicz i Wojciecha Kordy, laureatka Fryderyka.



| KULTURA |

Album „RetroNarodzenie” jest jej trzecim albumem studyjnym. Ukazał się w grudniu 2016 roku. Dwie pierwsze płyty artystki to „Mój Big-Bit” z 2011 r. i „Genesis” z 2013 roku. Pochodząca z albumu „RetroNarodzenie” piosenka „Trudne życzenia” była jedną z najważniejszych i najpiękniejszych polskich kompozycji 2016 roku. Na Liście Przebojów Trójki spędziła rekordową ilość 28 tygodni (od grudnia 2015 do lipca 2016), z czego 16 tygodni w pierwszej dziesiątce.

największych przebojów znanego na całym świecie irlandzkiego zespołu U2. W nowych aranżacjach, przygotowanych przez Grzegorza Urbana, usłyszymy tak uwielbiane przez publiczność piosenki, m.in. One, With or Without You, Pride (In the name of love) czy Sunday Bloody Sunday. Zaproszenie do udziału w tym wyjątkowym projekcie przyjęli m.in.: Marek Piekarczyk, Małgorzata Ostrowska, Rafał Brzozowski, Mateusz Ziółko i Kasia Dereń.

11 grudnia, Filharmonia, godz. 19, bilety 75-95 zł

9 grudnia, Arena Szczecin, godz. 18, bilety 60-150 zł

Christmas Songs

Złota trasa Krzysztofa Zalewskiego

U2 Symfonicznie

Krzysztof Zalewski wystąpi w Słowianinie w ramach trasy promującej najnowszy album „Złoto”. Na płycie znalazły się takie przeboje jak „Miłość, miłość”, „Polsko”, „Luka” czy „Jak dobrze” z gościnnym występem Natalii Przybysz. „Złoto” jest na pewno najbardziej osobistą, a zarazem najbardziej przystępną i przebojową płytą Krzysztofa Zalewskiego. To taki materiał, który skupia w sobie wszystkie jego dotychczasowe doświadczenia, jako wokalisty, multiinstrumentalisty, kompozytora i tekściarza. Taki album, na który czekali wszyscy fani jego talentu.

Artyści polskiej sceny muzycznej wraz z orkiestrą symfoniczną wykonają covery

9 grudnia, Słowianin, godz. 20, bilety 49-59 zł

62

Znakomita polska mezzosopranistka Małgorzata Walewska i amerykański trębacz Gary Guthman, to gwiazdy koncertu Christmas Songs, z którym w grudniu 2017 r. wyruszą w świąteczną trasę koncertową po Polsce. W programie koncertu spotkają się dwie muzyczne tradycje - polska i amerykańska. Będzie można usłyszeć kolędy, takie jak „Lulajże Jezuniu” czy „Mizerna cicha” i najbardziej znane anglojęzyczne piosenki bożonarodzeniowe, jak „Let it Snow” czy „Santa Claus Is Coming to Town”. 16 grudnia, Filharmonia, godz. 20 bilety 79-99 zł

Podziel się z nami swoją opinią! Wyślij maila lub napisz do nas na FB



| MUZYKA |

10 albumów na grudzień by Jarek Jaz (MM Trendy) & Milena Milewska (Radio Szczecin)

Blawan Nutrition (Ternesc) Techno nigdy nie zapomni Blawanowi raw-punkowo-funkowego hitu „Why They Hide Their Bodies Under My Garage?” z wysamplowanym z Fugees nośnym, tytułowym punchlinem. Jego pompujące, surowe techno idealnie podkręca ciśnienie krwi, poprawia ostrość widzenia, odmładza ciało i umysł. To oczywiście nie było jedyne tak dobre dokonanie producenta, który po latach wydawania singli i epek, wreszcie uraczył techno-słuchaczy debiutanckim albumem. I ani na moment nie schodzi ze swojego rozpoznawalnego stylu. Nasączone industrialnymi hałasami, plemienne techno, zaczyna się od metalicznego „Mayhem”, by za chwilę flirtować z rasowym elektro na „Fawner” czy acid na brzęczącym „993”. Gdyby zamiast rzucania głodnych kawałków na Twitterze, Trump zaserwował taką atomową terapię Kim Dzong-Unowi za pomocą dobrego soundsystemu, otyły koreański satrapa natychmiast spuściłby z tonu, a kto wie, może nawet i potupałby nóżką? Tymczasem dojeżdżamy do końca razem z wydobywającym się gdzieś z najgłębszej otchłani „Calcium Red”. Blawan zostawi w nas już bardzo trwały ślad.

Cigarettes After Sex Cigarettes After Sex (PIAS) Choć papierosów nie palę, to zdarza mi się oglądać filmy wprost z Hollywood. Stąd wiem, że palenie po seksie jest czynnością wykonywaną przez kochanków nagminnie, masowo oraz ma działanie (bodajże) odprężające. To wiedza powszechnie znana,

64

zaś dodatkowo papieros w filmach (szczególnie tych starszych) stanowił rekwizyt dodający rzeczonym kochankom sznytu. Krótko mówiąc, dobrze się z nim wyglądało. Nawet w łóżku. Jednak nawet w łóżku papierosy nigdy na mnie wrażenia nie robiły. Podobnie jak długogrający debiut formacji Cigarettes After Sex, oryginalnie zatytułowany: Cigarettes After Sex. To prawie pięćdziesiąt minut dreampopowego, jednostajnego smęcenia. Tak, jest o miłości, nieszczęśliwych związkach i jeszcze kilku historiach, z powodu których człowiekowi może się w życiu nie powodzić. Z jednej strony można by uznać, że wierność swojemu stylowi to element, o którym może pomarzyć wielu artystów. Ale - z drugiej - na Cigarettes After Sex osiągnięto przez to efekt zlania dziesięciu kompozycji w jeden, prawie 50-minutowy utwór. Być może chodziło o efekt transu, może stan relaksu i odprężenia, który osiągamy po seksie. Ale niekoniecznie dobry seks musi kończyć się papierosem. Najlepiej też, żeby nie musiał oznaczać konieczności wysłuchania tego albumu. Najbardziej przereklamowana płyta roku.

wo w tej próbie naśladowania amerykańskich brzmień, jednak trudno odmówić uroku tym wyprodukowanym dwadzieścia lat temu dźwiękom. Osiem numerów zarejestrowano przy pomocy klawiszy Yamahy, Korga oraz sekwencera Rolanda z udziałem dwójki wokalistów obu płci. Być może gdyby dwie dekady temu w Polsce nastąpił boom na house music, nie musielibyśmy dziś znosić disco polo w telewizji? Mógłbym wytrzymać nawet polskie próby naśladowania Daft Punk zamiast Zenka Martyniuka i zespołu Akcent.

się połączyć? Kiedy Lif akurat nie nawija, zdarza się, że ekipa brzmi jak Goran Bregovic ze swoim zespołem. Jest też numer zaśpiewany w ojczystym języku muzyków, co zupełnie sytuuje ten album poza alternatywnym hip hopem, a raczej gdzieś w pojemnym koszyku world music. Jednak kiedy raper przejmuje stery, lecąc ze swoim flow na połamanych bitach, przynajmniej wszystko staje się jasne. Ale gdy wchodzą już mocno tradycyjne, folkowe podkłady, ta oferta przestaje przekonywać mnie w stu procentach.

Deepchord Auratones (Soma)

Professor Rhythm Bafana Bafana (Awesome Tapes From Africa) Kto pamięta, jak brzmiał house w latach 90. XX wieku? Przesiąknięty soulem i muzycznymi wpływami z Chicago? Ok, minęło wiele lat a pamięć bywa zawodna, ale dzięki ATFA dostajemy właśnie do rączek house’owy album z południowej Afryki, który nieco pozwoli odświeżyć nam pamięć. Jako Profesor Rytmu występuje tu Thami Mdluli, bardzo płodny afrykański producent, który wówczas z popu przerzucał swoje zainteresowania w kierunku „klubowej muzyki z wielkich miast”. Wyszło mu wprawdzie trochę kośla-

Mr. Lif & Brass Menažeri Resilient (Waxsimile Productions) Raperzy stale poszukują różnych form wyrazu. Grają koncerty z trashmetalowymi formacjami, flirtują z popem albo uprawiają (o zgrozo) narodowy rap. Mr. Lif, bardzo dobry skądinąd eMCe z Bostonu, znalazł sobie inną ścieżkę. Mianowicie nagrał wspólną płytę z urzędującą w San Francisco, bałkańską brassbandową ekipą. Ten niecodzienny pomysł powiódł się m.in. dzięki udanej zbiórce pieniędzy na Kickstarterze, która skończyła się grubo przed planowanym terminem. Efekt? Oryginalny, ale czy akurat te dwa światy koniecznie musiały ze sobą

Owszem, Rod Modell nadzwyczaj często obdarowuje świat swoją nową muzyką, ale przecież nigdy nie idzie to w parze z fatalnym spadkiem jakości. Także i tym razem, na albumie „Auratones” dostajemy to, na co zazwyczaj czekamy najbardziej. Ezoteryczna melodyka, rytmy rodem z dub-techno osnute wokół ambientowych pejzaży, dźwięki niczym z toni wodnej. A wszystko z doskonałym parkietowym wyczuciem, klasyfikującym Modella jako producenta świetnie poruszającego się w klubowej przestrzeni. Wszak amerykański producent jest specjalistą od atmosferycznych, nastrojowych produkcji 4/4, nagminnie korzystającym z dobrodziejstw, które dali światu jamajscy dubmasterzy: delaya, reverbu, echa i wszystkich technicznych cudeniek, spowitych w magicznym zielonym dymie. Fakt, nie ma tu religijnej wręcz metafizyki Rhythm&Sound ani chropowatości Basic Channel. Jest za to solidna dawka dźwięków, dzięki której choć na chwilę możemy oderwać się od chodnika.


| MUZYKA |

Amp Fiddler Amp Dog Knights (Mahogani) Czyżbyśmy wracali do tego, co najlepsze? Poniekąd zwiastował to już pierwszy singiel „Return of the Ghetto Fly”, jasno nawiązujący do krążka „Waltz Of A Ghetto Fly” sprzed trzynastu lat. Tytułowe „Ghetto Fly” to określenie elegantów z Detroit w marynarkach jakby pożyczonych od The Temptations przemierzali ulice tanecznym krokiem, gdy Amp był dzieciakiem. Mieli styl, czuli muzykę i pewnie nie pogardziliby dokonaniami Fiddlera - faceta, który najlepszą muzykę miał zawsze na wyciągnięcie ręki. Jeszcze w latach 80. grał z P-Funk All Stars, gdzie w szkole funku kształcił się pod okiem mistrza George’a Clintona. Pracował też z Princem, czy Jamiroquai. Całe to doświadczenie, połączone z ogromnym luzem i radością tworzenia, nakręca „Amp Dog Knights”. To płyta zarejestrowana w domowym studiu artysty w Detroit - przesiąknięta energią tego miasta, serwująca zmysłowe pościelówki na jednej tacy z klubowymi bangerami, muzyką house, bitami J Dilli i soczystym, elektronicznym funkiem. Od początku słychać, że to jego ukochane dźwięki, jego ulubieni ludzie, a do tego miejsce, w którym najlepiej się czuje. I ta energia przechodzi także na nas.

Nai Palm Needle Paw (Sony) Przy zetknięciu z każdym albumem zwraca się uwagę na wokal, czy interpretację, ale dawno nie było materiału aż tak skupionego na sile jednego głosu. Jesteśmy raczej przyzwyczajeni do Nai Palm w pełnej oprawie

instrumentalnej Hiatus Kaiyote, a tym razem jej tłem stała się tylko gitara. Daje to niesamowity poziom intymności i możliwość rozebrania muzyki na surowe emocje. Wszystkie kompozycje (czy jest to jej solowy numer, coś z dyskografii Hiatus Kaiyote, czy cover) zostały przetłumaczone na język wrażliwości Nai. Chociażby dlatego bez zgrzytów mogły obok siebie stanąć covery bardzo różnych nagrań - jak mroczne „Blackstar” Davida Bowiego i słodkie „So Into You” Tamii. Do wydania takiej płyty potrzeba odpowiednich warunków głosowych, a przede wszystkim sporo wyczucia i odwagi. Nai dorzuca do tego zestawu jeszcze dużo szczerości i serca.

wytycza bluesujące pianino na hip-hopowym bicie przy zwrotkach, które dorzucają Del the Funky Homosapien, czy Oddisee. Na chwilę udaje im się „ukraść show”, ale i tak wiemy, kto odpowiada za scenariusz i sukces całego pokazu.

L’Orange The Ordinary Man

Snoh Aalegra FEELS

(Mello Music Group) Wydawnictwom L’Orange’a nigdy nie mogliśmy odmówić pewnej teatralności, czy budowania napięcia jazzującymi samplami. Tym razem dołącza do tego fabuła w formie przypowieści o pewnym magiku. Podczas kolejnych utworów próbuje on znaleźć nowe sposoby wzbogacenia swoich występów, sięgając do coraz niebezpieczniejszych sztuczek rozgoryczony w końcu „znika, jakby nigdy go nie było, nie słyszy nawet muzyki”. Taki finał ma ta historia, do pewnego stopnia zainspirowana problemami zdrowotnymi producenta (przez nowotwór niezłośliwy przestał słyszeć na prawe ucho, na szczęście pokonał chorobę). Jeśli przyjmiemy, że to sztuka jest magią - otrzymujemy opowieść o jej ulotności i ogólnie o niepewności wpisanej w każdy moment. L’Orange snuje tę historię bardzo ograniczoną ilością słów prowadzi nas głównie dźwiękiem i stylowymi samplami. Rytm narracji

ostatnio, że w muzyce i stylu lubi łączyć współczesność z tym, co ponadczasowe. Nie tylko lubi - potrafi. I to z naprawdę dużym urokiem.

Curtis Harding Face Your Fear (Anti)

(Artium Recordings) Już od 2014 roku wzbudzała zainteresowanie, podrzucając naprawdę niezłe single - wtedy było to dobrze zrobione r’n’b (nawet z udziałem Commona). I chociaż ten główny, gatunkowy składnik zawsze pozostaje na swoim miejscu, to od zeszłorocznej epki „Don’t Explain” Snoh zaczęła wdrażać trochę inny pomysł na siebie. Niby mamy soulowy wokal, a co jakiś czas towarzyszą mu gościnne występy raperów (Vic Mensa, Vince Staples), ale zastanawiamy się, czy to przypadkiem nie soundtrack z jakiegoś starego filmu noir. Aż się prosi, by „FEELS” było albumem wizualnym, a i bez tego klimat jest na tyle sugestywny, że tworzymy w myślach własne obrazy. Wszystkie, często wykluczające się elementy, rewelacyjnie tu ze sobą grają - kompozycje wiejące chłodem i pasją, inspiracje Shirley Bassey, czy Michaelem Jacksonem, szwedzki rap i w końcu pop-artowa okładka z kosmiczną scenerią. Aalegra stwierdziła

Debiutem „Soul Power” hardo wkroczył na retro-soulową scenę - wtedy jeszcze dość radośnie i prostolinijnie (zdarzały mu się słoneczne tytuły i aranżacje jak „Keep On Shining”). Motown w garage rockowej otoczce bujał, ale trudno było to nazwać czymś nowym. Po trzech latach Curtis stara się realizować swój zamysł na głębszym poziomie. To pewnie naturalna chęć rozwoju, ale swoje robi też angaż Danger Mouse’a do ekipy produkcyjnej. Pierwsze trzy kompozycje zwiastują album genialny - wprost niedoścignione pozostaje gorzko-refleksyjne „Wednesday Morning Atonement”. Nawet bardzo chwytliwe „On and On” jest okraszone psychodelią i przyprawiającym o gęsią skórkę pianinem. Nie wszystko podąża tym tropem - chwilami do głosu dochodzą utwory jakby żywcem wyjęte z lat 60. - nie można im niczego zarzucić, jednak pojawiające się co jakiś czas prawdziwe perły, pokazują, że mogło być jeszcze lepiej. Curtis przyznał kiedyś, że odnajduje soul wszędzie, czy jest to country, czy punk. Ciekawi mnie, gdzie będzie go szukał w przyszłości. To że należy śledzić jego wędrówki, nie podlega dyskusji.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2017

65


| KULTURA |

- Szczecin Jazz codziennie tworzyMy - pod takim hasłem w dniach 27 lutego - 12 marca 2018 w Szczecinie odbędzie się wyjątkowy festiwal. Będą bilety na koncerty. Do festiwalu Szczecin Jazz 2018 zostało jeszcze trochę czasu, ale nazwiska pierwszych artystów już poznaliśmy. Pierwszego artystę wybrał szczeciński jazzman i szef artystyczny wydarzenia Sylwester Ostrowski. To Bobby Watson. - Bobby jest wspaniały. To żywa legenda saksofonu, współczesny Charlie Parker - ekscytuje się Ostrowski. - Tak, jak Deborah Brown, pochodzi z Kansas City i jest jego wspaniałym ambasadorem. I tak jak Deborah jest królową swingu, to Bobby jest bezsprzecznie jego królem. Koncert Bobby’ego Watsona będzie szczególny również z innego względu, ponieważ wpisze się w oficjalną współpracę pomiędzy American Jazz Museum z Kansas City a festiwalem Szczecin Jazz, której patronuje idea „Sistars Jazz Cities”. Bobby Watson gra na saksofonie altowym. Pochodzi i obecnie mieszka w Kansas. Do jednej klasy chodził razem z Patem Metheny i Jaco Pastoriusem. Był dyrektorem artystycznym legendarnego zespołu Jazz Messengers Arta Blakeya. W naszym mieście zaprezentuje się po raz pierwszy. 12 marca wystąpi Wallace Roney. Sam Miles namaścił go na swojego sukcesora podczas słynnego festiwalu w Montreux, zapraszając na wspólny koncert i przekazując publicznie swoją trąbkę (dał ją podczas koncertu młodemu wówczas

Wallace’owi – 1991 r.). Wallace Roney Quintet wystąpi w Szczecinie po raz trzeci. Co ciekawe, przyjeżdża do nas zawsze co 10 lat. Pierwszy raz był w 1998 roku na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich. Kolejną gwiazdę wyselekcjonował sam Marek Niedźwiecki, popularny dziennikarz radiowej trójki. Gino Vanelli gościł na słynnej Liście Przebojów Programu III wiele lat temu z piosenką „Wild Horses”. - Pierwszy raz usłyszałem Gino Vannelliego podczas wakacji w Holandii w 1976 roku - wspomina Niedźwiecki. - Chyba od wtedy marzyłem o jego koncercie w Polsce. Moje marzenie się spełnia. Mam wszystkie jego płyty, także koncertowe. Jest świetny. Przyjeżdża do nas pierwszy raz. I dlatego trzeba być w Szczecinie 9 kwietnia. Gino Vannelli to Kanadyjczyk włoskiego pochodzenia. Choć sławę zdobył jako wokalista pop-jazzowy, soulowy i rockowy, to początkowo chciał być perkusistą. Występ Gino Vannelli’ego stanowić będzie klamrę zamykająca całą imprezę podczas gali wręczenia Nagród Artystycznych i Mecenasa Kultury Miasta Szczecina.

Program: • Bobby Watson „From Kansas City with love” 5 marca 2018 , godz. 20, TRAFO Trafostacja Sztuki • Wallace Roney, 12 marca 2018, godz. 20, Filharmonia • Gino Vannelli 9 kwietnia 2018, godz. 19, Filharmonia, Gala wręczenia Nagrody Artystycznej i tytułu Mecenas Kultury Miasta Szczecin, prowadzenie Marek Niedźwiecki, dziennikarz muzyczny Trójki.



siuup! Teraz już z górki Mówi się, że śnieg jest jak problemy – nie słychać, gdy spada, a na dodatek lubi się nawarstwiać. \Jest jednak bardzo dużo osób, które na takie „kłopoty” czekają w zasadzie przez okrągły rok i dzień w dzień z niecierpliwością przewracają kolejne kartki w kalendarzu. A gdy nastanie odpowiedni moment, biorą deskę lub deski pod pachę i zaczynają niesamowitą zabawę.

– Pierwszy raz pojawiłem się na stoku, gdy miałem trzy czy cztery lata. Rodzice mieli takie małe, plastikowe narty, które doczepiało się do zwykłych butów, założyli mi je i postawili na jakiejś górce. Zsunąłem się z niej, spodobało mi się i tak zaczęła się zimowa przygoda. Na nartach spędziłem kolejnych dziesięć lat. To właśnie po upływie tego czasu wyjechaliśmy rodzinnie do Czech. Moja starsza siostra koniecznie chciała nauczyć się jeździć na desce, a skoro rodzice i tak opłacali jej już instruktora, to uznałem, że też spróbuję, a jeśli mi się nie spodoba, to z powrotem założę narty i będzie jak dawniej. Z radością odkryłem, że jazda na snowboardzie też jest bardzo fajna, a upadki na desce są dużo mniej bolesne od tych narciarskich!

AUTOR MACIEJ ŻMUDZKI

Na stoku jak w przyrodzie

Narciarstwo i snowboard to dwie zimowe dyscypliny, które ideologicznie polegają na tym samym – czerpaniu przyjemności z jazdy po śniegu, podziwianiu zapierających dech w piersi widoków i korzystania z uroków interesującej aktywności fizycznej. Narty uznawane są powszechnie za zdecydowanie bardziej klasyczne, snowboard z kolei za domenę przede wszystkim młodzieżową. O podobieństwach i różnicach między nimi, a także o wrażeniach z jazdy opowiada nam Krzysztof Badowski, który mimo zaledwie 26 lat na karku, ze sportami zimowymi ma do czynienia od ponad dwóch dekad.

68

Musi być równowaga. Skoro deska jest lepsza przy upadkach, to narty muszą górować w czymś innym. – W mojej opinii największa różnica jest bardzo praktyczna, a mianowicie narty są dużo poręczniejsze. Nie ma problemów z płaskimi odcinkami, zawsze można się odepchnąć, a nawet gdzieś podejść. Nie trzeba zapinać i odpinać wiązań przed wyciągami, nie siada się ciągle na śniegu i nie moczy tyłka. Są szybsze, łatwiej radzą sobie z muldami czy lodem. Krzysztof jest jednym z tych zapaleńców, o których była mowa na samym początku. O wyjeździe na deskę marzy przez cały rok i przyznaje, że najchętniej na stałe zamieszkałby w jakiejś szwaj-


| SPORT |

carskiej wiosce, gdzie co weekend bez problemu mógłby wybrać się na stok. – Do wyjazdu przygotowuję się długo i rzetelnie. Już kilka tygodni przed planowaną wyprawą oglądam filmiki snowboardowe i myślę, czego tym razem mógłbym się nauczyć. Trzy sezony temu wydawało mi się, że radzę sobie już całkiem nieźle, wpadłem na pomysł zrobienia papierów instruktora i dlatego postanowiłem pojeździć z grupą szkoleniową. Odkryłem wtedy dwie rzeczy. Pierwsza to ta, że wcale nie jeździłem tak dobrze, jak mi się wydawało, a druga, że można wyciągnąć jeszcze więcej przyjemności z jazdy, ucząc się nowych elementów. Zrozumiałem, że radość z jazdy można czerpać na każdym poziomie, jednak im ma się większe umiejętności, tym więcej pomysłów przychodzi do głowy i każdy kolejny zjazd staje się coraz ciekawszy. Obie dyscypliny dają bardzo dużo frajdy i pozwalają cieszyć się każdą chwilą jazdy. Warto spróbować zarówno z nartami, jak i z deską, ale ważne, żeby odbywało się to pod okiem dobrego instruktora, niezależnie od poziomu. Nawet olimpijczycy mają przecież swoich trenerów, a to chyba o czymś świadczy – kończy z uśmiechem nasz rozmówca. Kontynent na deskach Kultowych miejsc do wypraw na stok jest w Europie bardzo wiele. Piękne, wpisane kilka lat temu na listę UNESCO Dolomity, majestatyczne Alpy czy chociażby dobrze nam znane Karkonosze, oferują jeżdżącym wszystko to, o czym ci mogliby pomarzyć. Przepiękna włoska pętla Sella Ronda zapewnia jazdę przez malownicze przełęcze, a odwiedzenie połączonych francuskich dolin Belleville, Méribel i St. Bon pozwala cieszyć się urokami ponad trzystu tras o łącznej długości przeszło sześciuset kilometrów. Dla kochających wyzwania idealna będzie natomiast austriacka trasa o wiele mówiącej nazwie „Harakiri”. W tym przypadku stopień nachylenia wynosi 78 procent, co sprawia, że z góry wydaje się ona niemal pionowa. Ważnym czynnikiem przy wyborze miejsca docelowego jest oczywiście aspekt finansowy. Nie jest tajemnicą, że Europa Wschodnia jest tańsza, a wyprawy do Czech czy na Słowację nie tak kosztowne, jak wyjazd do Włoch, Austrii czy Francji. Spędzenie tygodnia w przykładowym Harrachovie z całą pewnością nie nadszarpnie portfela tak, jak mogłaby to zrobić podróż do szwajcarskiego St. Moritz – popularnego kurortu, gdzie na stoku można spotkać nie tylko znakomite warunki do jazdy, ale też gwiazdy światowego ekranu czy estrady. W cenowym środku między wyżej wymienionymi możliwościami znajduję się natomiast Ylläs w Finlandii. Tam z całą pewnością doświadczymy mniej słońca, ale natura czasami funduje jeżdżącym prezent w postaci niezapomnianego widoku zorzy polarnej. Jazda po szczecińsku Pewnym jest, że przed wyprawą na narty czy deskę, szczególnie tę pierwszą w życiu, warto poćwiczyć w nieco mniej wymagających warunkach. A te mamy tak naprawdę pod samym nosem. Szczecińska Gubałówka, mieszcząca się tuż obok ulicy

Miodowej na Osowie, od lat oferuje lokalnej społeczności dobre warunki do śnieżnej zabawy i doskonalenia warsztatu swoich umiejętności. – Nasz obiekt ma tę zaletę, że jest idealny do nauki i ćwiczeń. Ludzie mają możliwość stawiać tu swoje pierwsze kroki na nartach czy na desce i w ten sposób przygotowują się do późniejszego wyjazdu w góry – tłumaczy Kamila Ćwiklińska, współwłaścicielka Szczecińskiej Gubałówki. Do użytku klientów obiektu są dwie trasy – 360-metrowa niebieska i 280-metrowa czerwona, która jest nieco trudniejsza. Na stoku można jeździć od godziny 9:00 do 22:00, ale nie jest niestety powiedziane, od kiedy można będzie zacząć zabawę. – Prawda jest taka, że nie możemy nic zrobić, jeśli pogoda nie dopisuje, więc siłą rzeczy jesteśmy zależni od aktualnie panującej aury. Idealną temperaturą dla nas jest -5 stopni. Jeśli utrzymuje się ona, choćby nocami, przez tydzień, to nasze armatki są już w stanie usypać dwa stoki. Kilka lat temu mieliśmy takie zimy, że zaczynaliśmy działać już w listopadzie, a kończyliśmy dopiero w kwietniu. Teraz się to zmieniło i w grudniu praktycznie nadal mamy jesień, a czynne może być tylko lodowisko. Od dwóch czy trzech lat zaczynamy działalność na początku stycznia i trwa ona do marca, czasami nawet do kwietnia. Gdy na dworze panują już odpowiednie warunki, mieszkańcy naszego województwa chętnie wybierają się na stok. – Z naszych obserwacji wynika, że liczba chętnych rok w rok utrzymuje się na podobnym poziomie. Nie odnotowaliśmy znaczących zmian w zainteresowaniu naszym obiektem, za to na pewno zmieniają się proporcje narciarzy i snowboardzistów. Kiedyś ci pierwsi byli na stoku w zdecydowanej przewadze, teraz pojawia się coraz więcej osób z deskami – kończy Kamila Ćwiklińska. Na naszą lokalną Gubałówkę można przyjść z własnym sprzętem lub wypożyczyć na miejscu. Ten nie należy do przesadnie drogich. Za cały dzień kompletu narciarskiego (narty + buty + kije) zapłacimy 60-, a za snowboardowego (deska + buty) 50 złotych. Do tego dochodzi jeszcze naturalnie opłata za korzystanie z wyciągu. W przypadku dziesięciu wjazdów będzie to odpowiednio 25 złotych w dni powszednie i 32 złote w weekendy. Ważnym dodatkiem do całego obiektu jest urokliwa Bacówka, urządzona w góralskim stylu, drewniana chata, gdzie po zabawie na stoku można przysiąść, zjeść coś dobrego i cieszyć się kubkiem grzanego wina. Wiele osób powtarza, że jazda na nartach czy snowboardzie pozwala cieszyć się chwilą i poczuć prawdziwą wolność. To okoliczności, w których zapomina się o problemach czy trudach codziennego życia. Przynosi radość, zabawę, ale jest też dobrym pomysłem na aktywne spędzenie wolnego czasu zimą. Dlatego nie ma co się martwić, że temperatura za oknem jest coraz niższa, bo sezon narciarsko-snowboardowy nadchodzi wielkimi krokami. A od dawien dawna wiadomo, że nic tak nie rozgrzewa jak dobra zabawa.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2017

69


Egzotyczna rewolucja - Shanghai Chinese Restaurant

Egzotyczne smaki cieszą się wyjątkowym uznaniem szczecinian. I choć wydawało się, że na rynku są już wszystkie kuchnie świata, Exotic Restaurants zaskoczyło mieszkańców miasta otwierając Shanghai Chinese Restaurant, z prawdziwą kuchnią chińską. Jak zdradził nam Pholsak Viset, Mistrz Chińskiej Sztuki Kulinarnej – w menu odkryjemy zupełnie nowe dla Europy smaki.

70


| KULINARIA |

Kuchnia chińska jest bardzo różnorodna. Z jakiego regionu przywiozłeś do nas smaki? - Zależy nam, aby przedstawić cały przekrój smaków i aromatów, dlatego z każdego regionu wybraliśmy najsmaczniejsze potrawy, które z pewnością trafią w gusta Europejczyków. Obszar kuchni Chin dzieli się na pięć sektorów. Kuchnia północna, pochodząca z Pekinu, kuchnia południowa z Kantonu, wschodnia z Szanghaju, zachodnia z centrum w prowincji Syczuan i kuchnia Hongkongu, która łączy nowoczesność z tradycją. Północ słynie z bułek na parze i kaczki pekińskiej. Dla południa charakterystyczne są pierożki dim sum oraz owoce morza. Zachód to wieprzowina i wołowina, a wschód to smaki słodko-kwaśne. Jestem pewien, że przybliżymy naszym gościom każdy z tych regionów. Czy jakieś składniki mogą nas szczególnie zaskoczyć? - Myślę, że będą to suszone przegrzebki smażone w sosie XO. Polecam też zwrócić uwagę na smażone sakiewki taro z owocami morza. Pierożki dim sum to też zawsze spora kulinarna niespodzianka dla Europejczyków. Przysmak jest przygotowywany w specjalnej kuchence parowej i podawany w bambusowych koszykach. Punktem obowiązkowym na liście „do spróbowania” jest też kaczka. W restauracji Shanghai będziemy ją podawać w stylu hongkońskim. Zdaję sobie sprawę, że kaczka jest również elementem kuchni polskiej, jednak zapewniam, że receptura na bazie której ją przygotowujemy jest absolutnie niepowtarzalna. Po za tym szczecińska restauracja Exotic Restaurants jako jedyna w Polsce dysponuje specjalnym piecem do jej pieczenia. Czyli możemy spodziewać się rozbudowanego menu? - Owszem, menu jest bardzo rozbudowane. Podpowiem, że restaurację Shanghai warto odwiedzić podczas otwarcia na początku grudnia. Na tę okazję przygotowaliśmy specjalne menu degustacyjne. Po za tym w ciągu roku będziemy też starali się odświeżać menu i wprowadzać do niego nowości, tworzone na bazie sprowadzanych prosto z Chin produktów. Będą to smaki zupełnie nowe dla Europejczyków. Dodam, że nawet w Berlinie, nie znajdziemy restauracji z taką ofertą. Opowiedz mi proszę, jak zaczęła się Twoja przygoda z kuchnią. Gdzie nabierałeś doświadczenia? - Swoją kulinarną przygodę zacząłem w wieku 16 lat w niewielkiej restauracji w China Town w Bangkoku, gdzie dorastałem. To olbrzymia dzielnica, bardzo różnorodna. Można tam spróbować najlepszych potraw jakie się w życiu jadło albo trafić na najgorsze (śmiech). To właśnie w tym miejscu odkrywa się naprawdę wielkich kucharzy. Pewnego dnia lokal, w którym pracowałem odwiedził Mistrz Chińskiej Sztuki Kulinarnej z legendarnego Mandarin Oriental Group. Miałem wtedy 18 lat.

Mistrz skosztował moich dań i zaprosił mnie do swojej kuchni w prestiżowej restauracji China House, należącej do sieci. Bardzo szybko awansowałem, mogę powiedzieć, że zdobyłem doświadczenie na każdym stanowisku. W 2002 roku zaproszono mnie również do restauracji Mandarin Oriental w Hongkongu. Stale staram się poszerzać moją wiedzę na temat kuchni i rozwijać już zdobyte umiejętności. Z Bangkoku do Szczecina nie jest wcale tak blisko. W jaki sposób zostałeś szefem kuchni restauracji Shanghai? - W Mandarin Oriental Hotel miałem okazję pracować z wieloma utalentowanymi kucharzami. Wśród nich był Kurosaki-san, obecny Sushi Master restauracji Tokio w Szczecinie. Zaprzyjaźniliśmy i od tego czasu utrzymujemy stały kontakt. Pamiętam, że na początku tego roku rozmawiałem z nim o tym, że sieć Exotic Restuarants otwiera kolejną restaurację z kuchnią chińską. Mariusz Łuszczewski zaczął w tym czasie poszukiwania szefa kuchni. Kurosaki-san polecił mnie, a ja pomyślałem, że chętnie bym rozpoczął tu pracę. Polska dla mnie to naprawdę niezwykły kraj. Zostałem zaproszony na rozmowę rekrutacyjną i prezentację dań. Cały proces przeszedłem pomyślnie i tak trafiłem do Szczecina. Słyszałam, że Kurosaki-san nie jest jedyną osobą, którą tu znasz. Razem z Tobą w kuchni pracuje Twój mistrz, czy to oznacza, że uczeń przerósł mistrza? - Racja, w restauracji Shanghai będę współpracował z moim mistrzem z Mandarin Oriental. Dla naszej kultury to naturalne, że przejmuję obowiązki nauczyciela. Cieszę się, że i tu będziemy pracować razem. Dodam, że mój zespół to kucharze, spośród których każdy specjalizuje się w innej sztuce kulinarnej. Każdy też był zrekrutowany przez Chińskiego Mistrza Pon Han. Restauracja rusza wraz z początkiem grudnia. Czy w wirze przygotowań do otwarcia znalazłeś chwilę, by poznać Szczecin i tutejszych ludzi? - Racja mamy całkiem sporo pracy, jednak gotowanie to moja pasja. Dzięki temu zupełnie inaczej traktuje swoje obowiązki. W Polsce jestem już od kilku tygodni. W tym czasie zdążyłem się zapoznać przede wszystkim ze Śródmieściem. Bardzo podoba mi się Starówka przy, której mieści się Shanghai. Jest niewielka, ale za to usytuowana tuż u podnóża Zamku. Lokalizacja w połączeniu z architekturą Starego Miasta zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Byłem też na Wałach Chrobrego skąd rozciąga się wspaniały widok na nabrzeże. Poznałem również kilku szczecinian. Ludzie tu są naprawdę bardzo pozytywnie nastawieni do obcokrajowców, są ciekawi nowych osób, bardzo otwarci i mądrzy. Lubią się śmiać i potrafią żartować. Jestem przekonany, że będzie mi się tu dobrze mieszkać i pracować.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2017

71


| KULINARIA |

Heros wśród śródziemnomorskich lokali - Perseusz Grecja, Włochy, Hiszpania - okazuje się, że wcale nie trzeba opuszczać Szczecina, by spróbować tamtejszych specjałów. Wystarczy odwiedzić Restaurację Perseusz. Specjały kuchni śródziemnomorskiej to nie przejściowa moda, a stały trend kulinarny w Polsce. Za co kochamy śródziemnomorskie przysmaki? - Wszyscy lubimy eksperymentować, stąd też obecnie obserwujemy wzmożone zainteresowanie egzotyką w kuchni. Prawda jest jednak taka, że najbardziej lubimy to, co już znamy. A gdy to, co bliskie naszemu sercu jest również zdrowe i smaczne, oczywistym jest, że będzie wybierane częściej. Śródziemnomorska kuchnia jest z nami od dziesięcioleci - coraz więcej podróżujemy i przywozimy ze sobą tęsknotę za południową kuchnią. Perseusz stara się wypełnić tę tęsknotę, serwując klasyczne dania: hiszpański Melon con Jamón serrano na przystawkę, lekki grecki (i wegański!) grzybowy gulasz podany z włoskimi gnocchi i jeżeli jeszcze znajdziemy miejsce w żołądku, makaron Carbonara. Po takiej „podróży kulinarnej” nie pozostaje nic innego jak rozsiąść się z kieliszkiem wina i zrelaksować w miłej atmosferze. Z jakich stron pochodzą dania w menu? Wspomniał pan Hiszpanię, Grecję, Włochy. No i najważniejsze kto planuje menu? - Dania z menu pochodzą z południa. Lubimy dzielić ten obszar i kuchnię na te trzy kraje, natomiast mieszkańcy tych krajów lubią się dzielić jeszcze bardziej! Galicja, Katalonia, Kraj Basków, Lombardia, Toskania, Sycylia, Sardynia, Kreta i Cypr... można wymieniać prawie bez końca. Spędzając wiele długich miesięcy w podróży i poznając ludzi, doszedłem do wniosku, że choć różni, to wiele ich łączy - w tym także kuchnia. Gra barw oraz mieszanka smaków sprawiają, że można uchwycić zmysłami choć cząstkę wymienionych zakątków świata. Kto planuje menu? Każdy z kucharzy dodaje coś od siebie, ale przecież największy wpływ na menu mają sami klienci. Można więc rzec, że menu nie jest w pełni planowane - raczej ewoluuje. Waszym specjałem jest pizza, w czym tkwi jej sekret? - Jeżeli zdradzę ten sekret, nie będzie on już sekretem (śmiech). Mogę natomiast opisać w skrócie, jak według mojej opinii pizza powinna wyglądać i smakować. Otóż ciasto musi być optymalnej grubości, nie papierowo-cienkie, ale też nie za grube, dobrze wypieczone w celu nadania posiłkowi przyjemnej chrupkości oraz złocistego koloru. Wszystko z najwyższej jakości składnikami dobranymi tak, aby komponowały się ze sobą smakowo, no i przede wszyst-

72

kim połączone prawdziwą mozzarellą. A co Pan powie o makaronach? One też są bardzo kuszące. - Dobre danie stopniowo uwalnia swoją zawartość, jest stonowane i trzeba je „odkryć”. Kucharz musi włożyć w nie swoje serce i pasję. To chyba sekret naszych makaronów. Takim daniem jest np. wspomniana wcześniej Carbonara. Myślę, że każdy powinien jej spróbować. To proszę mi jeszcze tylko zdradzić skąd wzięła się nazwa lokalu? - Nazwa jest metaforą. Perseusz jest herosem, który walczy z przeciwnościami. Gastronomia jest wyzwaniem, z którym nasz „Perseusz” dzielnie sobie radzi.

PERSEUSZ ul. Rostocka 110A, Szczecin, tel. 690 517 721 www.perseusz-szczecin.pl


Wesłoych Świąt Bożego Narodzenia oraz Smacznego Nowego Roku! Perseusz Rostocka 110A, Szczecin, tel. 690 517 721 www.perseusz-szczecin.pl


| KULINARIA |

Smak Szczecina kryje się w Spiżarni Zależy nam po prostu, by Spiżarnia była ulubionym miejscem spotkań, a wizyta w restauracji - codziennością, czymś bardzo miłym i przyjemnym, ale… oczywistym i zwyczajnym. I takich właśnie dobrych spotkań w gronie rodziny i znajomych, radości i spokoju oraz zadowolenia i uśmiechu wszystkim szczecinianom i gościom - nie tylko od święta - życzy cała ekipa Spiżarni Szczecińskiej.

Jeszcze w tym roku na wszystkich gości restauracji Spiżarnia Szczecińska czeka kilka niespodzianek. Choćby z racji wprowadzenia nowej karty menu czy za sprawą otwarcia w sali Galeria wystawy zdjęć przedstawiających Szczecin. - Przymiotnik „szczecińska” w nazwie restauracji zobowiązuje - wyjaśnia Jakub Szwak, menager Spiżarni. - Dlatego chcemy promować to, co w grodzie Gryfa najlepsze i warte pokazania. Czynimy to przede wszystkim poprzez taką kompozycję dań, żeby nawiązywały one do tradycji miasta i regionu. Ze sztandarowym paprykarzem własnego wyrobu na czele. Ale idziemy krok dalej - w naszej restauracji prezentujemy zdjęcia przedstawiające Szczecin, których autorami są jego mieszkańcy. Ci zawodowo zajmujący się fotografią, ale i amatorzy. Przypomnijmy, że swoje prace wystawiała już u nas m.in. znana i ceniona Krystyna Łyczywek. Ten sezon rozpoczyna zaś Lidia Kasprzak ze swoimi „Impresjami Szczecińskimi”. Galeria, odpowiednia muzyka, ciepły, spój-

74

ny wystrój oraz klimat tego miejsca, wypiekany w restauracji chleb, czy czekające na gości orzechy jako zdrowa przekąska to ciekawe dodatki do tego, co w restauracji najważniejsze - jedzenia. A tu hitem wciąż pozostaje konfitowane udo kacze na puree z białych warzyw, z musem z czerwonej cebuli, pierś z gęsi sous vide z zielonym pieprzem, podana z kaszą bulgur i warzywami oraz musem morelowym, a także domowe pierogi z gęsiny i kaszy gryczanej. Na większy głód goście wybierają szaszłyka z polędwiczki wieprzowej z ziemniakami konfitowanymi, podanego ze świeżymi warzywami i dwoma sosami: musztardowym i czosnkowym. A jako przystawkę lub tzw. starterek - na dobry początek - wspomniany już tradycyjny paprykarz albo tatar z przepiórczym jajkiem. Wszystko oczywiście własnego wyrobu. - W tych dniach wprowadzamy w naszej karcie pewne zmiany - tłumaczy J. Szwak. - Nie będziemy zdradzać szczegółów, niech to będzie dla gości miłą niespodzianką. Powiem tylko tyle, że znajdzie się w niej m.in. pyszna zupa rybna i… tradycyjny schabowy, podany na trzy sposoby. Postanowiliśmy też - co w dobie podnoszenia cen jest decyzją niecodzienną - obniżyć ceny kaw oraz wprowadzić wina domu, których cena będzie naprawdę przystępna.

Praktyczny i uniwersalny prezent, czyli elegancka karta podarunkowa zaproszenie do restauracji Spiżarnia Szczecińska. Można ją wykorzystać przy każdej niemal okazji, a jej ważność indywidualnie, specjalnie dla Państwa, ustali menager Jakub Szwak.

Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 | Szczecin tel. 91 4 88 88 81 facebook.com/SpizarniaSzczecinska



| ZDROWIE |

Alkohol i kac.

Przecież nie muszą iść w parze Alkohol jest praktycznie taką samą trucizną i środkiem narkotycznym, jak wiele innych. Ewenementem jest, że to praktycznie jedyny, legalny narkotyk powszechnie dostępny. TEKST ANNA FOLKMAN

- Przy częstym nadużywaniu alkoholu skutki odczuwa cały organizm, jednak najbardziej cierpi mózg i wątroba – mówi prof. Krzysztof Borowiak, toksykolog, kierownik Zakładu Toksykologii Klinicznej i Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. - W tych narządach jego działanie jest

76

najbardziej widoczne. Stan upojenia to nic innego, jak właśnie zaburzenia funkcjonowania mózgu. Wątroba natomiast to nasze centrum detoksykacyjne. Wszystko, co szkodliwe dla organizmu przez nią przechodzi i jest wydalane najczęściej w postaci nieszkodliwej. Alkohol uszkadza ją. Przy częstym jej obciążaniu następują poważnie zaburzenia metaboliczne. Te zaburzenia to popularny „kac”. Alkohol absorbuje wątrobę tak bardzo, że metabolizuje ona wolniej lub inaczej inne związki fizjologiczne lub przyjmowane z żywnością. Głównymi niebezpieczeństwami przesadzenia z wypiciem alkoholu jest tzw. ostre zatrucie. Następuje ono najczęściej w sytuacji, kiedy stężenie alkoholu zaczyna przekraczać 3,0 3,5 promila. Zaczyna się wyraźne działanie depresyjne alkoholu na centralny układ nerwowy, a także ośrodki funkcji życiowych tam zlokalizowane, jak układ krążenia czy oddechowy. Może


| ZDROWIE |

dojść do nagłego zatrzymania krążenia, co doprowadzić może do zatrzymania oddechu i zgonu. Innym niebezpieczeństwem jest zachłyśniecie się własnymi wymiocinami. Podwyższony próg odruchu wymiotnego w stanie upojenia nie należy do rzadkości. Warto pamiętać i zwrócić na to uwagę, że kiedy kładziemy kogoś, kto „przedobrzył” do łóżka, by ułożyć go na boku w pozycji bezpiecznej. Ponieważ alkohol etylowy działa zmiennie osobniczo i różnie - w zależności od rytmu biologicznego - mało kto zna swoje ograniczenia.

- Na pewno pomaga jedzenie podczas picia alkoholu. Zwiększa to nasze możliwości i chroni organizm – zauważa profesor. - Część alkoholu wiąże się wówczas z treścią pokarmową i nie wchłania się lub wchłania się wolniej. Nie mamy wtedy szybko osiąganych, wysokich stężeń alkoholu w ośrodkowym układzie nerwowym. W taki sposób można ochronić się przed ostrymi skutkami wypicia, ale tylko do pewnej granicy. Niebezpieczną metodą jest ochrona w postaci wypicia szklanki oliwy albo bardzo tłustego rosołu. To ludowy sposób, który działa krótko. Alkohol gromadzi się bowiem w torebce z oliwy w żołądku i w pewnym momencie dochodzi do przebicia tej osłony z tłuszczu. Alkohol jest rozpuszczalnikiem, przebija się przez tłustą otoczkę i nagle dostajemy spory „bonus”, który może prowadzić nawet do stanu zagrożenia życia. By uniknąć kaca, przed rozpoczęciem picia warto coś zjeść,

żeby żołądek nie był pusty. Nie ma potraw, które działałyby w tej mierze zdecydowanie najlepiej. Na pewno nie nadaje się tutaj dieta wegetariańska, same owoce czy warzywa. By osłonić organizm przed skutkami działania większych dawek alkoholu, musimy zjeść treściwy posiłek: porządny obiad, kolację. - W trakcie spożywania alkoholu warto zjeść coś słodkiego. Jednym z działań alkoholu jest bowiem obniżanie poziomu glukozy (cukru). Zakąski to dobry pomysł stałego uzupełnienia treści żołądkowej. Nie ma tutaj ewidentnych wskazań co do menu – wtrąca toksykolog. - Niedobre jest mieszanie różnych trunków. Piwo, wino, wódka, szampan wypite razem, w dużych ilościach, z reguły kończą się potężnym kacem. Słabsze alkohole są tzw. „utrwalaczami”. Z racji działania innych niż alkohol składników, przedłużają jego „moc”, spowalniają metabolizm oraz eliminację alkoholu. Sposób na kaca? Po pierwsze nie ma cudownych środków. Jeśli przedobrzymy, nie pomogą nam żadne tabletki czy zastrzyki. Wystrzegajmy się korzystania z takich metod. Jedyny prawidłowy detoks, konieczny w poważnych przypadkach, prowadzony jest tylko w warunkach szpitalnych pod nadzorem lekarza. - Rano polecam wypić mocno osłodzoną herbatę i dodać do niej dużo soku z cytryny. Taki napój to znakomite źródło witaminy C, który przyspieszy utlenianie i spalanie alkoholu. Jeśli jesteśmy w dobrym stanie, dobrze jest też wyjść na spacer – radzi profesor Borowiak. - Po godzinie spaceru na świeżym powietrzu będziemy czuć się o wiele lepiej. Po całonocnej imprezie, np. sylwestrowej, należy dochodzić do siebie przynajmniej 48 godzin. W tym czasie nie powinniśmy wsiadać za kierownicę samochodu. Nawet jeśli nie mamy już „promili” w organizmie, zaburzenia metaboliczne powodują, że nasze procesy kojarzenia są wolniejsze, percepcja obniżona. Pamiętajmy, żeby po „imprezie” dużo jeść i pić. Tym razem nawadniajmy się jednak wodą mineralną.




| ZDROWIE |

Oszczędzaj żołądek przy stole. To nie worek treningowy! Wigilijna wieczerza, pomimo tego że jest postna, wcale nie jest małokaloryczna. Świąteczne stoły uginają się od potraw, przekąsek, smakołyków i deserów. Po całym dniu poszczenia zasiadamy do suto zastawionego stołu i próbujemy wszystkiego, bo tak każe tradycja. Jakie skutki ma ta tradycja dla naszego żołądka? TEKST ANNA FOLKMAN

W zależności od produktów i sposobu przyrządzania dań, wigilijna kolacja może mieć nawet do 1500 kcal! Dodamy do tego słodycze z prezentów, słodkie napoje i przeładowanie żołądka mamy gwarantowane. - Pamiętajmy, że to jest 1500 kcal spożyte w jednym posiłku, często po całodziennym poście - przestrzega dietetyk Zuzanna Janicka z Domu Dobrej Diety. - Kapusta kiszona, mięso, smażona ryba, grzyby, majonez to produkty ciężkostrawne, a w wigilijny wieczór tworzymy w naszych żołądkach miksturę tych wszystkich produktów. Przykładowo w 100 gramach barszczu czerwonego mamy 32 kalorie, 100 g bigosu to 119 kalorii, 100-gramowy karp w galarecie z warzywami ma 137 kalorii, smażony łosoś - 380 kalorii. Na wigilijnym stole najwięcej kalorii w 100 gramach mają: śledź w oleju - 301, keks - 385 i rolada z masą makową - 349. - Zazwyczaj okres świąteczny w Polsce spędzany jest na biesiadowaniu przy stole, gdzie często po obfitym posiłku dokładamy sobie porcję bigosu, plaster szynki, kawałek makowca, a całość popijamy kawą. Żołądek jest wielkości dwóch naszych pięści i posiada określoną objętość, nie rozciągajmy go niepotrzebnie przestrzega pani Zuzanna. Za bardzo dobre, naturalne wspomagacze trawienia uznaje się przyprawy, które dodajemy do świątecznych potraw. Szczególnie zaleca się użycie: kminku, anyżu, cynamonu, imbi-

80

ru i cząbru. Jeśli chcemy aby nasz żołądek dobrze pracował, nie zapominajmy o odpowiednim nawodnieniu. - Powinniśmy spożywać minimum 1,5 litra wody dziennie, ale nie podczas posiłków - mówi dietetyk. - Wodę, jak inne napoje, powinniśmy pić pomiędzy posiłkami, bezpośrednio przed lub minimum 30 minut po posiłku. Czarna herbata oraz kawa są produktami, które odwadniają nasz organizm. W świątecznym jedzeniu starajmy się zachować zdrowe nawyki żywieniowe. Pamiętajmy o regule pięciu posiłków w odstępie 3-3,5 godzin. Ale musimy pamiętać także, że posiłkiem jest również jabłko czy plaster szynki. Jedzmy takie porcje by się najeść, ale nie przejeść. - Przejedzenie będzie objawiało się ciężkością, sennością, zmęczeniem, a nawet bólem głowy - zauważa Zuzanna Janicka. - Pomiędzy posiłkami wyjdźmy na spacer, pobawmy się z dziećmi, zagrajmy w coś. Niech czas świąt będzie czasem spędzonym w rodzinnym gronie, wśród najbliższych. Po kilku dniach siedzenia przy stole i zajadania się świątecznymi smakołykami warto oczyścić swój organizm. Jaki jest najlepszy na to sposób? - Dobrym przykładem w oczyszczaniu będą naturalne koktajle sporządzone na bazie pietruszki i pomarańczy z dodatkiem imbiru - sugeruje pani Zuzanna. - Podstawą żywienia powinny być produkty lekkostrawne, oparte na kaszy, ryżu, warzywach czy owocach. Głównym zadaniem jest alkalizacja, czyli odkwaszenie naszego organizmu. Nie należy również zapominać o regularnym piciu wody. Lekkostrawna dieta zapewni nam lepsze samopoczucie, energię i dobre samopoczucie podczas zabawy sylwestrowej. Przy oczyszczaniu organizmu pomocne będą też suszone owoce, chociażby te, z których robi się kompot wigilijny. Suszone śliwki, morele, jabłka doskonale „wymiotą” z naszych jelit zaległe jedzenie.


Życząc Państwu zdrowych, spokojnych i radosnych świąt, pragnę podziękować za zaufanie jakim obdarzają Państwo moją pracę. Z okazji Świąt przygotowałam prezent -40% na wybraną usługę z oferty*. Istnieje również możliwość zakupu Voucheru Świątecznego z taką samą zniżką, dla bliskiej osoby. Wszystkiego Najlepszego na Święta! *na hasło: świąteczne mmTrendy




| ZDROWIE |

Urodę masz we krwi Jedna, mała strzykawka może odmłodzić Cię o dobrych parę lat. Ujędrni Twoją skórę, rozjaśni przebarwienia, wygładzi zmarszczki. Zawartość strzykawki to Twoje płytki krwi, których regenerująca moc jest większa, niż przypuszczasz. Zanim powiesz „niemożliwe” sprawdź, dlaczego lekarze medycyny estetycznej ufają płytkom krwi bardziej niż innym metodom odmładzania. Moc autoregeneracji Odkrycie, że ludzki organizm posiada potencjał do odbudowy uszkodzonych tkanek od wielu lat inspiruje naukowców do znalezienia idealnego narzędzia, stymulującego te procesy. Zaczęło się od leczenia urazów ortopedycznych. Ratunkiem dla ścięgien i stawów okazała się terapia osoczem bogatopłytkowym, który otrzymuje się z własnej krwi pacjenta. Okazało się, że innowacyjna metoda działa nawet na poważne urazy, stymulując procesy naprawcze dzięki płotkom krwi, będącym najbogatszym źródłem czynników wzrostu. W ślad za ortopedami poszli lekarze zajmujący się medycyną estetyczną, wykorzystując zbawienny wpływ osocza do regeneracji skóry. Strzał w dziesiątkę Sposób na błyskawiczną regenerację skóry okazał się prostszy niż przypuszczano. Umiejętne pozyskanie i zagęszczenie oso-

84

cza wystarczy, aby uruchomić w skórze szereg procesów naprawczych. Efekty biostymulacji to rewitalizacja i nawilżenie skóry, poprawa jej napięcia i gęstości, wygładzenie zmarszczek i, co ważniejsze, remodeling włókien kolagenowych. Dzięki namnożeniu włókien kolagenu i elastyny możemy spodziewać się naturalnego i postępującego z czasem efektu odmładzania skóry twarzy. W niektórych przypadkach lekarz może doradzić zabieg z użyciem fibryny bogatopłytkowej, która stymuluje płytki do uwalniania czynników wzrostu o wiele dłużej niż przy klasycznym zabiegu. Jesteś alergikiem? To zabieg dla ciebie Medycyna estetyczna kojarzy ci się z sztucznym, przerysowanym wyglądem? Zabieg osocza nie zmieni twoich rysów lub kształtu twarzy. Zadaniem preparatu jest przede wszystkim stymulacja komórek do intensywniejszej odbudowy i regeneracji – takiej, jaka występuje w skórze młodej osoby. Alergicy mogą bez obaw poddać się zabiegowi, bo jest biokompatybilny i w pełni bezpieczny dla każdego.

Tylko teraz zabieg na całą twarz w specjalnej cenie wykonasz w klinice Beauty Group (Artplastica).

Osocze bogatopłytkowe PRP: 850 ZŁ Fibryna bogatopłytkowa I-PRF: 1000 ZŁ estetyczna.artplastica.pl



| ZDROWIE |

Nasz cenny tłuszcz, czyli nowe spojrzenie na naturalne odmładzanie Myśląc o naszej tkance tłuszczowej, najczęściej narzekamy na jej nadmiar, a usuwanie od dawna jest jedną z najpopularniejszych zabiegów estetycznych. Co ciekawe – w zastosowaniu estetycznym, nasz tłuszcz może być jednak elementem pożytecznym, a wręcz niezastąpionym. Stosujemy go jako bardzo cenny materiał odmładzający, rewitalizujący oraz modelujący nasze ciało. Własny tłuszcz w medycynie estetycznej W ostatnich latach odkryliśmy, że własny tłuszcz oferuje bardzo ciekawe możliwości terapeutyczne. Możemy go stosować do tak interesujących zabiegów, jak: powiększanie lub odtwarzanie piersi, zaokrąglanie pośladków, odmładzanie przez modelowanie oraz uzupełnianie ubytków tkankowych w obrębie twarzy i ciała. Doskonale sprawdza się także w leczeniu blizn - m.in. nieładnych, wklęsłych blizn pourazowych i pooperacyjnych, np. po cięciu cesarskim. Lekko przetworzone komórki tłuszczowe są także łatwo dostępnym źródłem cennych komórek macierzystych, które stosujemy do rewitalizacji skóry w estetyce, oraz regeneracji tkanek w innych dziedzinach medycyny. Jak odmładzamy własnym tłuszczem Obecnie wyróżniamy dwa główne sposoby jego zastosowania. Pierwszym, najbardziej oczywistym jest tłuszczu do nadawanie objętości. Zabiegi takie stosujemy m.in. do odtwarzania objętości w obrębie twarzy - policzków, niekiedy ust oraz nadania twarzy łagodniejszych, bardziej miękkich rysów. Drugim sposobem jest wykorzystanie komórek macierzystych, które są w nim zawarte. Są one stosunkowo łatwo dostępne, oferując szereg nowych możliwości rewitalizacyjnych. Powiększanie i wyrównanie piersi własnym tłuszczem Wspaniełe efekty daje zastosowanie własnego tłuszczu do powiększenia piersi. Biust po takim zabiegu wygląda naturalnie i pozostaje z nami już na zawsze. Zabieg nie pozostawia blizn i nie niesie ryzyka alergii, dlatego jest coraz bardziej popularny wśród kobiet ceniących naturalną urodę oraz minimalną ingerencję w organizm. Modelowanie tłuszczem stosujemy także do wyrównania kształtu piersi niesymetrycznych. Najwyższą satysfakcję po takim zabiegu osiągają kobiety po czterdziestce, u których oprócz poprawy kształtu biustu następuje wspaniała odnowa skóry dekoltu, za sprawą regenerującego działania komórek macierzystych. Pośladki – moda czy obiektywne wskazania Tłuszcz jest także niezastąpionym materiałem do powiększania i modelowania pośladków. Zabiegi takie są dość popularne za granicą za sprawą aktualnie wykreowanej mody. Pomijając ten czynnik,

86

obiektywnie – część kobiet ma pośladki niewielkie, o nietypowych kształtach, lub z wklęsłościami, które odbiegają od kanonu urody. W takich przypadkach możemy pomóc przywrócić harmonijne i atrakcyjne kobiece kształty. Zabiegiem który wykonujemy najczęściej w tym celu jest liposukcja wyszczuplająca w okolicy talii, ewentualnie ud, z wykorzystaniem komórek tłuszczowych do wymodelowania pośladków. Przywracamy w ten sposób lub przybliżamy się do klasycznego kształtu klepsydry. Zabieg zazwyczaj daje sporo satysfakcji z nowej sylwetki, ale uwaga szczupłe Panie - warunkiem powodzenia jest, abyśmy mieli wystarczająco duży zapas tkanki do pobrania. Komórki macierzyste w medycynie urody Nowością ostatnich lat jest także zastosowanie komórek macierzystych pozyskiwanych z tkanki tłuszczowej pobieranej w trakcie liposukcji. Własne komórki macierzyste włączają się w procesy regeneracji tkanek w okolicy, w której zostaną podane. Stosując proste metody przetwarzania, po niewielkiej liposukcji uzyskujemy płynny koncentrat komórek macierzystych o dużym potencjale rewitalizacyjnym. Stosujemy je z dużym powodzeniem do odnowy skóry twarzy, dekoltu i dłoni. Szczególnie interesującym zabiegiem jest odnowa powiek dolnych, a wraz z tzw. nano transferem tłuszczu - także odnowa policzków oraz środkowej części twarzy. Powieki dolne są trudnym obszarem do rewitalizacji. Po takim zabiegu bardzo ładnie poprawia się jakość skóry – zmarszczki spłycają się, następuje odnowa skóry, jej pogrubienie oraz poprawa kolorytu. Jeśli chcemy skorzystać z możliwości regeneracyjnych komórek tłuszczowych, a nie mamy potrzeby liposukcji – pobieramy niewielką tylko ilość tłuszczu z odpowiednio dobranego miejsa. Jest to zabieg niewielki, mało inwazyjny i nie trzeba po nim nosić kostiumu uciskowego. Jak przy każdej biostymulacji, na efekt zabiegu komórkami macierzystymi będziemy musiały zaczekać od 2 do 3 miesięcy. Kto jest najlepszym kandydatem Zabieg komórkami macierzystymi polecam szczególnie paniom w okolicy menopauzy i później, gdy zauważalnie pogarsza się jakość skóry. Będą one także interesujące dla osób pracujących w niekorzystnych warunkach klimatycznych, nadużywających solarium lub uprawiających hobby – biegaczek, żeglarek, turystek. Zabiegi te są stosunkowo bezpieczne, nie uczulają, mogą być stosowane u osób z chorobami autoimmunoagresji. Jest to także dobry zabieg dla osób młodych, które chcą trwale skorygować rysy twarzy, jak np. Sara z Francji, na zdjęciu obok. Zastosowanie własnego tłuszczu wpisuje się w nowy trend medycyny estetycznej – zabiegów wykorzystujących własny potencjał regeneracyjny organizmu.





Stań się częścią naszej społeczności Uwielbiasz robić zdjęcia? jesteś uzależniony od selfie? a dzień bez sfotografowania swojego śniadania to dzień stracony? Doskonale! Podziel się ze światem tym co lubisz. Wejdź na Instagram, dodaj nas do obserwowanych, wrzuć fotkę i koniecznie otaguj MM Trendy

Dołącz do nas na FB @magazynMMTrendy Instagram @mm.trendy

- w ten @ czy inny # sposób. W listopadzie raz w tygodniu będziemy udostępniać najlepsze zdjęcia, i nagradzać atrakcyjnymi nagrodami. Książki, płyty, zaproszenia do kina i na koncerty czekają na Ciebie!





| TRENDY TOWARZYSKIE |

Business Club Szczecin z dobrym winem

Tegoroczne Beaujolais Nouveau było pretekstem do spotkania członków Business Club Szczecin, którzy raczyli się młodym winem przy akompaniamencie muzyki dyskotekowej. Nie obyło się oczywiście bez tańców. Imprezę otworzył recital szczecinianki Ewy Kabsy, która zaśpiewała kilka francuskich piosenek i napisanych przez siebie ballad. (bs)

94

Ewa Kabsa uświetniła program imprezy z okazji Beaujolais Nouveau godzinnym recitalem.

Karolina Gajda, kosmetolog, i Stanisław Gajda, stomatolog.

Waldemar Juszczak, adwokat, i Donata Juszczak z Rotary Club Center Szczecin.

Izabela Montwiłł i Andrzej Montwiłł, prezes zarządu Stowarzyszenia Zachodniopomorski Klaster Morski.

Krzysztof Ławrynowicz, adwokat, Waldemar Juszczak, adwokat, i Ewa Ławrynowicz, finansista.

Bogumił Rogowski, prezydent Business Club Szczecin, z córka Urszulą Rogowską-Religą i żoną Ewą.

Foto: Andrzej Szkocki

Dariusz Więcaszek z Północnej Izby Gospodarczej i Beata Więcaszek.


SALON MEBLI KUCHENNYCH MAGENTA Szczecin, ul. Wyszyńskiego 9 | tel./fax 91-48-99-399, kom. 786 816 327 | www.magenta-kuchnie.pl Godziny otwarcia: poniedziałek - piątek od 11.00 do 18.00 | sobota od 11.00 do 14.00


| TRENDY TOWARZYSKIE |

GARO - Nowa energia w mieście!

96

Część oficjalna wydarzenia odbyła się w starej hali produkcyjnej, która na czas wydarzenia została specjalnie zaaranżowana przez organizatora - MOTIF studio.

Auta elektryczne udostępnione przez partnerów GARO.

Prezesi GARO AB i GARO Polska podczas przecięcia wstęgi.

Prezydent Szczecina Piotr Krzystek w rozmowie z Prezesem Zarządu GARO Polska Markiem Samborskim.

Goście wydarzenia podczas zwiedzania nowo otwartej przestrzeni.

Prezes i CEO GARO AB - Pan Carl-Johan Dalin ze Szwecji i marszałek województwa zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz

Zespół i kadra kierownicza GARO Polska.

Foto: Sebastian Wołosz / Dagna Drążkowska

Pod takim hasłem odbyło się oficjalne otwarcie nowej przestrzeni produkcyjno-magazynowej firmy GARO Polska, największego producenta ładowarek do samochodów eklektycznych w naszym kraju. Na evencie nie zabrakło najważniejszych przedstawicieli lokalnych władz - marszałka województwa Olgierda Geblewicza oraz prezydenta miasta Szczecina Piotra Krzystka. Przybyli też wykonawcy, partnerzy i kooperanci firmy oraz delegacja szwedzkiej spółki GARO AB - właściciela polskiego zakładu. Podczas wydarzenia goście mogli zobaczyć efekty rozbudowy i posłuchać o samym procesie produkcyjnym, a także podziwiać wybrane modele aut elektrycznych udostępnione przez partnerów oraz dowiedzieć się więcej o produkowanych przez GARO ładowarkach EV.



| TRENDY TOWARZYSKIE |

1. urodziny Bollywood

Foto: Andrzej Szkocki

„Pod betonem rośnie trawa” to wystawa, którą można było zobaczyć w Open Gallery. Prace zaprezentowali artyści, którzy pokazali, jak zieleń funkcjonuje w przestrzeni miejskiej. Wśród nich znalazło się troje artystów ze Szczecina. (mk)

98

Agata Stankiewicz, dyrektor Wydziału Kultury UM, z córką.

Andrzej Kondzioła z żoną Izabelą i córkami Bianką i Julią.

Sylwia Olbińska (od lewej) i Justyna Siwińska z Open Gallery, Marcin Korneluk, Galeria G12.

Cecilia Lopez i Arek Świdrow.

Grażyna Wódkiewicz, adwokat (z lewej), i Monika Krupowicz, właścicielka Open Gallery.

Zbigniew Paszkowski z córką Natalią i żoną Barbarą.

Od lewej: Wojciech Koniuszek, Anna Kubiak i Tomasz Kopcewicz, autorzy prac.

Ela i Szymon Kowalscy.

Foto: Andrzej Szkocki

Wystawa w Open Gallery

Trzy dni świętowania, setki gości, pyszne dania kuchni południowych Indii i klimat rodem z bollywoodzkich produkcji filmowych – tak w skrócie wyglądały pierwsze urodziny restauracji Bollywood na Podzamczu. Podczas uroczystości obecna była Rati Agnihotri, założycielka lokalu i jedna z największych gwiazd bollywoodzkiego kina. Goście mogli poznać nowe smaki dzięki propozycji otwartego bufetu. Partnerem wydarzenia był Lexus Szczecin. (am)



| TRENDY TOWARZYSKIE |

Młode Wilki 2017

Foto: Sebastian Wołosz

W Galerii R+ odbył się wernisaż wystawy prac Ewy Partum i Katarzyny Kozyry oraz spotkanie z artystką. Wystawa była integralną częścią programu Festiwalu Sztuki Dźwięku i Obrazu Młode Wilki 17. Tegoroczny program festiwalu zainspirowany jest kobiecą siłą i energią. (mk)

Łukasz Jastrubczak, kurator wystawy, Ania Sienkiewicz, producent, Marta Dziomdziora, kuratorka Galerii R+.

Otwarcie Akademii Semilac Akademia Semilac to nowe miejsce dla wszystkich, którzy chcą zadbać o swoją urodę. W dniu otwarcia na gości czekali styliści, którzy doradzali w zakresie pielęgnacji i wizerunku. (mk)

Anna Kozłowska-Adam (z lewej) i Katarzyna Przybylińska, właścicielki Akademii Semilac.

Wystawa rowerów w Muzeum Techniki i Komunikacji

Foto: Sebastian Wołosz

Stanisław Horoszko, dyrektor Muzeum Techniki i Komunikacji (z lewej) i dr Andrzej Wojciech Feliński z Muzeum Techniki i Komunikacji.

Manfred Bauer, właściciel Muzeum Stoewera w Bad Michelbach.

100

Iwona Pilz, dyrektor handlowy Semilac, i Krzysztof Świrski, stylista.

Grażyna adwokat (z lewej), i Monika Krupowicz, KrzysztofWódkiewicz, Świrski (z lewej) i Roland Grzesiński, styliści. właścicielka Open Gallery.

Od lewej: Wojciech Koniuszek, Anna Kubiak Joanna Wojciałowska i Paulina Patelka, Semilac. i Tomasz Kopcewicz, autorzy prac.

Foto: Andrzej Szkocki

Z okazji 200-lecia powstania roweru, Muzeum Techniki i Komunikacji zaprosiło na wystawę „Po prostu rower”, na której można było obejrzeć ponad 50 jednośladów starych i nowszych. Gośćmi specjalnymi byli wnuczka Bernharda Stoewera Juniora i właściciel Muzeum Stoewera w Bad Michelbach. (mk)



#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE

• City Break CH Galaxy - 0 piętro • Costa Coffee CH Galaxy 0 piętro • Columbus Coffee CH Galaxy - 2 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee CH Turzyn - 0 piętro • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee DriveUp, ul. Struga 36 • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Columbus Coffee ul. Krzywoustego • Columbus Coffee MEDYK” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Coffee Oxygen • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Coffee Piastów 5/1/ul. Jagielońska • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Pasja Fabryka Smaku ul. Śląska 12 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1 • Bajgle Króla Jana, ul. Nowy Rynek 6

SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA

• Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio DUMA Usługi Kosmetyczne Marzena Dubicka ul. Langiewicza 23 • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Witkiewicza 49U/9 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Vegas Studio Fryzjerskie ul. Panieńska 46/6 • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2 • Cosmedica ul. Leszczynowa 23 (Rondo Zdroje)

RESTAURACJE

• Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Restauracja Aramia ul. Romera 12 • Restauracja Aramia Podzamcze ul. Opłotki 1 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restaucja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10 • Chief Rayskiego 16 pl. Grunwaldzki • Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Planeta ul. Wielka Odrzańska 28 • Wół i Krowa ul. Wielka Odrzańska 20 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20

• Plenty ul. Rynek Sienny 1 • Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 • Pomiędzy ul. Sienna 9 • Giovanni Volpe Lodziarnia ul. Tkacka 64 • DietaBar.pl ul. Willowa 8 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy rynek 5 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8 • Tokyo Sushi’n’Grill ul. Rynek Sienny 3 • Bollywood Street Food, ul. Panieńska 20 • Villa Astoria al. Woj. Polskiego 66 • To i Owo restauracja, ul. Zbożowa 4 • Brasileirinho - Brazylijska Kuchnia i Bar, ul. Sienna 10

KLUBY SPORTOWE I FITNESS

• Pure Jatomi, CH Kaskada • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Szczecińskie Centrum Tenisowe ul. Dąbska 11a • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Marina Squash Fitness Club ul. Karpia 15 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a • Prime Fitness Club, ul. 5 Lipca 46

SKLEPY I SALONY MODOWE

• Salon Mody Brancewicz al. Jana Pawła II 48 • Salon Terpiłowscy CH Auchan • Salon Terpiłowscy CH Ster • Salon Terpiłowscy CH Galaxy • Salon Terpiłowscy CH Turzyn • Salon Terpiłowscy ul. Jagiellońska 16 • C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Salon Jubilerski YES CH Galaxy • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • Silver Swan CH Galaxy (parter) • Swiss CH Galaxy (parter) • Van Graf CH Kaskada • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Trend S.C. Mierzyn, ul. Długa 4b • EBRAS.PL Pl. Żołnierza 17 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • C.H. FALA al. Wyzwolenia 44a • Geobike CH Nowy Turzyn I piętro • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 4 • Sklep Vegananda ul. Krzywoustego 63 • Sklep Zdrowa Przystań ul. Monte Cassino 2/2 • Meble VIKING al. Wojska Polskiego 29 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • KAG Meble i Światło S.C. ul. Struga 23 • MOOI wnętrza al.Wojska Polskiego 20, • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • Boutique Chiara ul. Bogusława X 12/2 • Escada Sport ul. Wojska Polskiego 22 • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • DRAGON EVENT ul. Twardowskiego 18 (teren Bissmyk) • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Santocka 39 • Centrum Finansowe JANOSIK ul. Krzywoustego 28 • Świat Rolet ul. Langiewicza 22 • Cavallo - Sklep Jedziecki ul. Przybyszewskiego 4 • Piękno Natury ul. Reymonta 3, pawilon 58 • Zielony Kram ul. Reymonta 3, pawilon 85

GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY ESTETYCZNEJ

• Dom Lekarski al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN) • Dom Lekarski ul. Rydla 37 • Dom Lekarski ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Dom Lekarski ul. Struga 42 (Outlek Park) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 • Lecznica Dentystyczna KULTYS ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Studio Masażu - LAVA ul. Tymiankowa 5b • Estetic ul. Ku Słońcu 58 • ESTETICON ul. Jagiellońska 77 • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Klinika Stomatologii i Kosmetologii EXCELLENCE ul. Wyszyńskiego 14 • Dentus ul. Felczaka 18a, ul. Mickiewicza 116/1 • MEDICO Specjalistyczne Gabinety Stomatologiczne i Lekarskie al. Bohaterów Warszawy 93/1 (vis a vis CH Turzyn) • NZOZ MEDENTES Przecław 93e • NZOZ MEDENTES ul. Bandurskiego 98(1pietro) • Hipokrates ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Venus Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Figurella - Instytut Odchudzania ul. Bohaterów Warszawy 40 • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27 • Miracle Aesthetics Clinic Szczecin, ul. Ostrobramska 15/u3 • Odnowa Centrum Zdrowia i Urody CH Turzyn, ul. Boh. Warszawy 40 • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Królowej Korony Polskiej 9/U1, Krzywoustego 19/5 • Ella Studio depilacji Cukrem ul. Kaszubska 17/2 • Specjalistyczny Gabinet Ginekologiczno-Położniczy dr n. med. Andrzej Niedzielski ul. Niemcewicza 15 • Niepubliczna poradnia psychologiczno- pedagogiczna Carpe diem ul. Pocztowa 35/1

• Subaru ul. Struga 78a • Grupa Gezet Honda Głuchy, ul. Białowieska 2 • Autonovum - Salon samochodowy, Białowieska 2

BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY

• Calbud ul. Kapitańska 2 • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 • Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47 (Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer ul. Langiewicza 28 U2 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2 • Litwiniuk Property Al. Piastów 30 Office Center • INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C

KULTURA

• Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4 • Zamek Książąt Pomorskich, Korsarzy 34 • Helios CH Kupiec ul. B. Krzywoustego 9-10 • Sala Koncertowa Baszta ul. Energetyków 40 • Stowarzyszenie Baltic Neopolis Orchestra ul. ks. kard. S. Wyszyńskiego 27/9 • Opera na Zamku ul. Korsarzy 34

INNE

• Urząd Miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd Marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej ul. Korsarzy 34 • Urzad Wojewodzki - sekretariat, promocja/rzecznik Wały Chrobrego 4 • TVP S.A. ul. Niedziałkowskiego 24a • Radio ESKA Szczecin pl. Matki Teresy z Kalkuty 6 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa Paweł Nowak ul. Necała 2 • Empik School Brama Portowa 4 • Speak UP DH Kupiec • Labirynt al. Niepodległości 18-22 (5 piętro) • Lexus ul. Mieszka I 25 • Euroafrica ul.Energetyków 3/4 • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Polska Fundacja Przedsiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Interglobus ul. Kolumba 1 • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • Wnętrze na Piętrze ul. Piłsudskiego 27 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • L Tour CH Galaxy • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Dudziak i Partnerzy ul. Jagielońska 85/14 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • Doradztwo i Odszkodowania Celem ul. Kołłątaja 24 • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • Anons Press Agencja Reklamowa ul. Wojska Polskiego 11 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • Biuro Turystyki Pelikan ul Obrońców Stalingradu 2/U3 • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Eko drogeria Bio natura ul. Kaszubska 26 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Kobi- Kopnij Bile ul. Bolesława Śmiałego 19/7 • Camp & Trailer Świat Przyczep • Deep shine Detailing, ul. Łukasińskiego 108 al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • Finanset ul. Jagiellońska 85/8 • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17, ul. Mieszka I 25B • Centrum Informacji Turystycznej pl. Żołnierza Polskiego 20 • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A • Philson Investments Spóldzielnia Inwestycyjna • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A ul. Jagiellońska 90/6 • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • Magenta - Studio Mebli Kuchennych, Wyszyńskiego 9 • Polmotor Nissan,Renault, Dacia ul. Struga 71 • Hayka, ul. Św. Ducha 2a • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 138-141 • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32 • Grupa GEZET Alfa Romeo & Lancia ul. Białowieska 2 • Seat Krotoski-Cichy ul. Białowieska 2

SALONY SAMOCHODOWE




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.