MM Trendy #06 (63)

Page 1

CZERWIEC 2018 NUMER 06 (63) / WYDANIE BEZPŁATNE

Taniec wyraża wszystkie emocje Karolina Cichy-Szromnik / Paweł Wdówka

Leszek Herman: ożywia pomorskie czarownice

Edytorial

Konopelska:

Milenialsi – pyszni, krnąbrni, zbuntowani

konwenanse nie obowiązują


#prezentacja


#06

#spis treści czerwiec 2018

42

Muzyka

Tropiki: dźwięki na upalne dni

#06 Newsroom

Design, moda, wydarzenia

#10 Felietony

Michał Jakubów: spacer po Szczecinie Paweł Flak: pierwszy raz smakuje lepiej

#26 Rozmowa miesiąca

#14 Temat z okładki

#28 Rozmowa

#20 Edytorial

#32 Sztuka

Taniec wyraża wszystkie emocje

Milenialsi

Leszek Herman o czarownicach

Pablopavo i jego książki

Libertango Antoniny Konopelskiej

#36 Kultura

Kino, muzyka i wydarzenia w czerwcu

#68 Sport

W pościgu za pasją

#76 Trendy towarzyskie

Kto, z kim, kiedy i dlaczego

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

3


| OD REDAKTORA |

#okładka: NA ZDJĘCIU KAROLINA CICHY-SZROMNIK / PAWEŁ WDÓWKA FOTO NATALIA SOBOTKA

#06

Milenilasi, choć krótko żyją na świecie, siedzieli już na kozetkach psychologów, zostali dokładnie zmierzeni i zważeni przez socjologów, a przede wszystkim wnikliwie przenicowani przez specjalistów od sprzedaży. Przyprawiają o ból głowy pracodawców, denerwują przełożonych, ale także doskonale wiedzą, jak robić zasięgi na Instagramie i którym profilem ustawić się do selfie. Niezły początek dobrego CV, jak na osoby, które całkiem niedawno skończyły gimnazjum. Nieco gorzej jest z PR-em, bo kiedy w wielkonakładowych dziennikach piszą o tobie, że „milenialsi postrzegani są jako mało zainteresowani, pełni pychy, krnąbrni, mający się za mądrzejszych od starszych”, to przestaje być różowo. A jak jest naprawdę? Niestety, nie znamy prawidłowej odpowiedzi. Zamiast tego proponujemy wizualną wyprawę w świat milenialsów, w którą wybrała się nasza fotografka Marta Machej. Zainspirowana kolorystyką zaproponowaną ostatnio w wideoklipach przez młodych (i modnych wśród milenialsów) raperów, spróbowała odszyfrować charakterystyczne dla pokolenia Y elementy. Kilka stron dalej rozmawiamy z Michałem Urbanem, ukrywającym się za dźwięcznym projektem Tropiki. Napisano o nim, że tworzy muzykę dla milenialsów. To komplement czy obelga? Nie odpowiada jednoznacznie. Do worka generacji Y można wrzucić także Antoninę Konopelską, która ma właśnie swoją wystawę w Trafostacji Sztuki. Młoda artystka łamie zasady i prowokuje, przekraczając granicę intymności ze swoim profesorem. Ale naszych gości z okładki nie zamęczamy pytaniami o przynależność do jakiegokolwiek pokolenia. To uznani tancerze z Opery na Zamku, oklas-kiwani ostatnio za role w „Dzieciach z dworca ZOO”, przekładzie opowieści Christiane F. o młodych narkomanach z Berlina. Rozmawiamy o spektaklu, odbiorze publiczności, marzeniach, sztuce i dobrym miejscu do życia. Jakim? Przeczytajcie. Jarosław Jaz / Redaktor naczelny

4

#redakcja Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@mediaregionalne.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Karolina Naworska Producent: Agata Maksymiuk Promocja i marketing: Agnieszka Stach Redakcja: Celina Wojda, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Anna Folkman Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 697 770 172, karolina.naworska@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy


#prezentacja


| NEWSROOM |

#5 książek do pociągu na lato by Jarosław Jaz

#1 Homo deus. Krótka historia jutra.

Foto: Sebastian Wołosz

Filozof Yuval Noah Harari rysuje Wam przed oczami wizję XXI wieku, momentu w historii, kiedy starość i przemijanie stają się problemem wyłącznie technicznym, a człowiek dorównuje bogom. Wiodącym prądem epoki posthumanistycznej staje się dataizm, nazywany przez filozofa religią danych – wszak wszechświat składa się z przepływu danych.

#2 Please kill me. Punkowa historia punka.

W latach 60. i 70. eksplodowała w Stanach Zjednoczonych nowa energia, będąca podaną w krzywym zwierciadle odpowiedzą na mieszczańską, konserwatywną kulturę. Wyrażała się w m.in. w agresywnej, wulgarnej muzyce, nazywanej punk. Dwójka dziennikarzy, na tyle trzeźwych by spisać wspomnienia ludzi, którzy brali udział w tej rewolucji, zrobiła to w bezkompromisowy i szczery sposób.

#3 Retromania. Jak popkultura żywi się własną przeszłością.

Moda, muzyka, film – w tych dziedzinach od dawna nie dzieje się nic nowego. Hollywood konsumuje komiksy, muzyka pop bazuje na przeszłości, a moda na samej siebie sprzed wczoraj. Dlaczego tak się dzieje i jak to się skończy, tłumaczy znany dziennikarz Simon Reynolds.

#4 Białe łzy.

W nowej powieści Hary’ego Kunzru zagłębiamy się w ponurą przeszłość Ameryki. Motywem przewodnim jest stara bluesowa piosenka, usłyszana w parku dużego miasta. W tle demon kolebki demokracji - rasizm, ale także wielka miłość do muzyki z delty Mississipi.

#5 Komeda. Osobiste życie jazzu.

Odkrywanie na nowo życia jednego z najbardziej utalentowanych twórców muzyki jazzowej w Polsce. Autorka, Magdalena Grzebałkowska podróżowała przez kawał świata, by odkryć przed czytelnikami prawdziwe losy geniusza i okoliczności jego śmierci.

6

DNI BMW M. w salonie BMW Bońkowscy Specjalnie zaproszeni goście mieli możliwość przetestowania samochodów BMW M2 i M4 Cabrio. Stylistyka i koncepcja pierwszego BMW M2 Coupé nawiązuje do historycznych korzeni BMW M GmbH. Samochód łączy w sobie doskonałe właściwości klasycznego napędu tylnego z precyzją i zwinnością nowoczesnych aut ze znaczkiem M. Charakterystyczny pas przedni i tylny zapewnia optymalne prowadzenie powietrza i świetną aerodynamikę. Sportowo zestrojony układ jezdny i mocny 6-cylindrowy rzędowy silnik benzynowy M TwinPower Turbo gwarantują fenomenalne osiągi. BMW M4 Cabrio na adrenalinie w stronę słońca. Przy precyzyjnym prowadzeniu, fascynującej zwinności i emocjonującej dynamice. Z silnikiem, który imponująco demonstruje swoją moc. Z technologiami o wyraźnie sportowych genach. Nad bezpieczeństwem i technikom jazdy czuwało dwóch specjalnie wyszkolonych trenerów. Nasi goście z Warszawy dzielili się wiedzą w zakresie prowadzenia pojazdów, techniki jazdy, znajomości pojazdu. Dodatkowo zaproszeni goście mieli możliwość skorzystania z poczęstunku, dodającego mocy w prowadzeniu pojazdu oraz degustacji napoi Red Bull.


#prezentacja


Nowa kolekcja Walerii Tokarzewskiej-Karaszewicz Projektantka mody ze Szczecina, Waleria Tokarzewska-Karaszewicz to jedna z najzdolniejszych projektantek młodego pokolenia. Regularnie współpracuje z artystami, przygotowując dla nich kreacje. To właśnie w jej projektach najczęściej możemy zobaczyć Cleo i to jej odzież zdobi okładkę płyty Natalii Kukulskiej. W połowie maja zaprezentowała nową kolekcję „Daisy Day”. Premiera odbyła się podczas krakowskiego Fashion Square. (am) Partner Główny: Galeria Krakowska #FashionSquare2018 Fashion Square - Pokaz Mody / Zdjęcia: Marek Makowski / Makijaż: Marta Gąska / Stylizacja Fryzur: CLAUDIUS HAIR TRESER TEAM Producent: Dorota Wróblewska - oficjalny blog

8


| NEWSROOM |

Pierwszy taki podręcznik autorstwa szczecinianina „Ginekologia plastyczna” - pod takim tytułem ukazało się pierwsze na świecie kompedium wiedzy z zakresu ginekologii plastycznej, której redaktorem naukowym i tłumaczem jest szczeciński specjalista dr med. Piotr Kolczewski. Książka została przetłumaczona i dostosowana do warunków polskich. Jej celem jest przedstawienie procedur plastycznych i kosmetycznych stosowanych w celu podniesienia samooceny i poprawy jakości życia seksualnego kobiet. Czytelnicy mogą poznać szczegółowe definicje poszczególnych zabiegów, wskazania do nich, a także ryzyko jakie za sobą niosą. Książka jest dostępna w powszechnej sprzedaży. (red)

Pozdrowienia z Rosji Fotograf Wojciech Jachyra po raz kolejny szuka inspiracji za wschodnią granicą Europy. W sesji „From Russia with Love” odważne stylizacje, nieoczywista gra kolorów, wzorów i fasonów wspólnie tworzą kwintesencję rosyjskiego stylu. Jedno jest pewne - artysta wie, jak zaprezentować niepowtarzalność pochodzącą z moskiewskich ulic. (am) Model: Michał Gnatek / A S Management Cracow / Makijaż: Ula Lis Fryzura: Karol Miedziński / Stylizacje: Paulina Leszczyk Projektanci: MALE-ME www.male-me.pl, Mikołaj Matela, Versace, Edyta Jermacz, ORSKA / Fotografie & Koncept: Wojciech Jachyra - www.wojciechjachyra.com / Lokalizacja: Studio Nova – Warszawa

Fachowo o ginekologii „Ginekologia Plastyczna i Rekonstrukcyjna”, pod takim tytułem ukazał się na rynku prasowym kwartalnik, którego redaktorem naczelnym został szczeciński specjalista dr n. med. Piotr Kolczewski. Pierwszy numer magazynu ukazał się przy okazji Kongresu Ginekologii Plastycznej. To pierwsze pismo w całości poświęcone tej tematyce. Czytelnicy znajdą w nim artykuły dotyczące m.in.: wykorzystania Hifu w ginekologii, kobiecego punktu G czy wykorzystania osocza bogatopłytkowego w ginekologii plastycznej i rekonstrukcyjnej. Pismo dostępne jest w prenumeracie. (am)

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

9


| FELIETON | #w rytmie miasta

#spacer po szczecinie A gdyby tak przejść się po Szczecinie z zaciekawieniem i większą niż zwykle atencją? Bez zbędnego pośpiechu, wyciszony telefon, głowa uniesiona w kierunku fasad i sklepień kamienic. Doceniając architekturę, kontemplując przyrodę oraz ludzi, wsłuchując się w miejski rytm… Tu wejść do kilku nieznanych oficyn, tam pójść uliczką, którą chodzimy rzadko albo jeszcze nigdy. Poświęcić jakiś czas, choćby nawet tylko jeden dzień, spoglądając na wszystko z perspektywy turysty. Najlepiej w towarzystwie, by wymieniać się spostrzeżeniami, wiedzą, wspomnieniami.

na własną rękę, temu chętnie podpowiem, że coraz popularniejsze są zorganizowane wycieczki z przewodnikami miejskimi, potrafiącymi w ciekawym i często oryginalnym stylu oprowadzić po dzielnicy bądź obiekcie. Jeśli zaś wolimy samemu, celom rekreacyjnym doskonale posłuży także rower. Przybywa ścieżek, a przy okazji skoro było coś dla ducha, czemu nie zrobić czegoś dla ciała? Natomiast osobom mniej entuzjastycznie podchodzącym do wytężonego zaangażowania fizycznego zaproponuję kilka dogodniejszych sposobów.

No bo w sumie, jak często obcujemy z własnym miastem? Wprawdzie utarte szlaki do szkoły, pracy, ulubionej knajpy czy na niedzielny obiad u rodziców są bardzo ważne, ale nie to mam na myśli. Nie chodzi tu też o aktywność polegającą na byciu na bieżąco z telewizją, prasą, medialnymi artykułami lokalnych portali, blogami lub Facebookiem. Rzecz w tym, czy dobrze opanowaliśmy Szczecin w takim sensie, że dajemy mu możliwość pokazania tego, co ma do zaoferowania. To niełatwe, ale będąc stąd, spróbujmy spojrzeć na niego z perspektywy gościa. Poznajmy się.

Mam na przykład kolegę, który Szczecin wprawdzie lubi, ale zdecydowanie zza szyby samochodu. Niech mu będzie – lepiej tak niż wcale, więc wyprawiamy się to tu, to tam. Choć taka forma ma oczywiście pewne minusy, jest również sporo plusów. Na przykład nie pada na głowę, zaliczamy więcej punktów, no i jeśli zapuścimy się w „niepewną okolicę”, potencjalna ewakuacja jest kwestią bardziej komfortową. Prawdę mówiąc, przykrych sytuacji jednak sobie nie przypominam, a rewirów kompletnie dotąd nieujawnionych poznałem nad wyraz dużo.

Bardzo lubię podróżować i jakiś czas temu naszła mnie refleksja, że skoro przygotowuję się do wojaży - zbieram informacje, dociekam, czytam, pytam, to może dobrze byłoby dowiedzieć się nieco więcej o miejscu, z którego pochodzę i w którym żyję na co dzień. Jest tu przecież tyle pięknych przestrzeni aż proszących, by poświęcić im chwilę uwagi, odkryć na nowo poprzez nałożoną na oko metaforyczną soczewkę kogoś z zewnątrz. Kto ma to za sobą, ten wie, że taka pozornie wymuszona metoda potrafi stanowić źródło zupełnie odmiennej przyjemności. Czy zaskoczyć może coś, co świetnie znamy i regularnie, czasem aż do znudzenia widujemy? Naprawdę może! Kto nie lubi

10

Albo komunikacją miejską. Rozmawiałem z wieloma znajomymi, którzy przenieśli swoje talenty w inne rejony Polski czy nawet świata i naprawdę większość wspomina, że na początku często bez wyraźnego powodu wsiadali w nowym miejscu do tramwajów, autobusów albo naziemnego metra, dzięki czemu poznawali nie tylko otoczenie, ale mogli z czasem lepiej zrozumieć ludzi już w nim funkcjonujących. Sam mam podobne doświadczenia i rzeczywiście jest to kolejna wspaniała metoda na dotarcie tam, gdzie bywamy rzadko lub wcale. A to wszystko w ramach jednego biletu dobowego, czyli kwoty zbliżonej do wartości perły w koronie lokalnych tradycji kulinarnych - frytburgera.

Wybór niełatwy, ale moim zdaniem warto się zastanowić. Możemy być dumni z tego, że jest tak wiele rejonów godnych poznania od trochę innej strony. Sam lubię się przejść, wskoczyć na rower albo wybrać bez mapy na wycieczkę ZDiTM lub samochodową. To ostatnie koniecznie ze ściszonym radiem i otwartym oknem – przysięgam, że otwierając się na zewnętrzne bodźce dźwiękowe inaczej poczujemy otaczającą przestrzeń nawet siedząc za kierownicą. Nasze miasto ma wiele twarzy, a jego obszerny repertuar skutecznie niweczy wysiłki tych, którzy próbują je dyskredytować. Na koniec drobna prywata: kiedy pomiędzy felietonami spotkamy się gdzieś na żywo, z przyjemnością posłucham o ciekawych trendach wewnątrzmiejskich eskapad. Do zobaczenia w Szczecinie.

Michał Chaszkowski-Jakubów szczecinianin z urodzenia i przekonań. Założyciel Stowarzyszenia In Tractu, pomysłodawca i organizator m.in. Filmowych Wtorków w Cafe Hormon, Szczecińskiego Bazaru Smakoszy oraz Feel Good – Przeglądu Kina Pozytywnego


#prezentacja


| FELIETON | #kultura picia

#pierwszy raz smakuje najlepiej… Do tej pory pamiętam wrażenie, jakie wywarła na mnie po raz pierwszy próbowana Single Malt Whisky! Słoneczne czerwcowe popołudnie – Poznań A.D. 2008. Pociąg odjeżdża za kilka godzin, ja w towarzystwie barmana zabijam czas w hotelowym browarze restauracyjnym. Rozmawiamy o piwie, winie i koniakach. Gdy zeszło na whisky, nagle słyszę odgłos wyciąganego z butelki korka i wyczuwam potężny aromat unoszący się w powietrzu. Co za zapach, co za intensywność! Po chwili jasno-słomkowy nektar wypełnia mały kieliszek w kształcie tulipana… Moją pierwszą była Uigeadail z destylarni Ardbeg, położonej na szkockiej wyspie Islay (prawdziwej „mekce” fanów single malt whisky). Na Islay znajduje się obecnie osiem kultowych destylarni, wytwarzających słodową whisky. Co prawda kolejne edycje Uigeadail nie robiły już takiego samego wrażenia… (do tej pory nie wiem, czy nos i podniebienie przyzwyczaiły się do znacznie lepszych whisky, czy destylarnie miały problem z utrzymaniem poziomu kolejnych wypustów). Wielokrotnie odnosiłem wrażenie, że „podstawki” po prostu smakują najlepiej, gdy próbuje się je po raz pierwszy… Pisząc o „podstawkach”, mam na myśli podstawowe edycje single malt whisky, wypuszczane na rynek jako oficjalny bottling destylarni, która je wytworzyła. Z reguły mają obniżoną moc do 40% (ewentualnie 40-kilku) po przelaniu z beczki. Mówi się, że oddają charakter destylatu (nie zdążyły poczuć wieloletniego wpływu beczki lub leżakować w najlepszej selekcji…).

of Islay) i jej ówczesne - Uigeadail (Bottling circa 2008) zaraz potem stare Ardbeg TEN…

ne, ale nie tak intensywne jak w przypadku pozostałych destylarni z Islay uosobienie torfu i pewien udział beczek po sherry.

2. Glendronach - 15YO Revival (Higland) lub nadal dostępne 18YO Allardice i 21YO Parliament. Oblicze whisky po dark sherry pełnej czerwonych owoców, konfitur, marmolad i… charakteru!

12. Octomore (Islay) to zdziwienie, że 5-letnie whisky mogą być tak dojrzałe i złożone, np. Orpheus z beczki po Petrusie… (co prawda ciężko nazwać tę serię z destylarni Bruichladdich „podstawkami”).

3. Lagavulin - 16YO (Islay) najbardziej zbalansowana, torfowa „podstawka”, niegdyś kupażowane również z destylatami z beczek po dark sherry dojrzewającymi nad samym brzegiem oceanu… 4. Laphroaig - 10YO (Islay) hardcore’owe, smoliste oblicze torfu, a jednocześnie ta urzekająca słodycz… 5. Talisker - 10YO (Isle of Skye) intensywnie morski, portowy, targany przez sztorm... 6. Hazelburn - 10YO, Longrow 10YO, Kilkerran 10YO WIP 6th Release Bourbon Oak (Campbeltown) to najlepsze młode podstawki, wypuszczane przez destylarnię Springbank. 7. Bowmore - 15YO Darkest (Islay), średni poziom torfu w zetknięciu z beczkami po dark sherry, obecnie trudna do dostania, ale namiastkę tego smaku można spotkać w Bowmore Black Rock. 8. Nikka - Yoichi 10YO (Japan) Kaizen i TQM również w whisky przyniosły ciekawe rezultaty… 9. Glenlivet - 12YO (Speyside) oraz Tomatin 12YO (Highland) delikatny owocowo-kwiatowe aromaty.

Coraz częściej jestem pytany o „podstawki”, które można kupić w Polsce, a jednocześnie mógłbym je polecić. Oto lista podstawek, które wywarły na mnie największe wrażenie:

10. Pierwsze edycje Kilchoman (najmłodsza destylarnia na wyspie Islay) – niesamowite, jak wiele może pokazać uprawiane na miejscu i słodowane rzemieślniczo przez destylarnię zboże, jeżeli trafi do wyselekcjonowanej beczki…

1. Wspomniana destylarnia Ardbeg (Isle

11. Bunnahabhain - 12YO (Islay) wyraź-

12

13. Aberlour - A’Bunadh (Speyside) po sherry zwłaszcza pierwsze genialne batche butelkowane na przełomie millenium. Obecne (60-te już) edycje są jedynie pierwiastkiem dawnej jakości, którą prezentowały A’Bunadh. Teraz dostrzegam, że byłem fanem młodego torfu :) do tego w większości wytwarzanego na wyspie Islay… Tak już jest, że „heavily peated whisky” dojrzewają najszybciej. Mniej dymne destylaty muszą trafić na wybitne beczki lub poczekać dodatkowe dekady zanim się w nich ułożą i pokażą na co je stać... Paweł „Pawloff” Flak urodzony w pięknym mieście Szczecin, koneser Single Malt Whisky, moderator na forum BestOfWhisky.pl, miłośnik klasyki rocka oraz entuzjasta gitary elektrycznej


#prezentacja


| TEMAT Z OKŁADKI |

Taniec wyraża wszystkie

14


| TEMAT Z OKŁADKI |

Karolina Cichy-Szromnik chciała być aktorką. Paweł Wdówka miał z tatą budować domy. Oboje - na szczęście dla szczecińskich widzów - zostali tancerzami. Dziś tancerze Opery na Zamku, dzięki talentowi i ciężkiej pracy mają na koncie nagrody i wyróżnienia, a wśród nich te dla najlepszych tancerzy współczesnych. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO NATALIA SOBOTKA / MUA AGNIESZKA SZEREMETA

Najnowszy spektakl Opery na Zamku „Dzieci z dworca ZOO”, w którym zagraliście główne role, miał wyjątkowo długie owacje na stojąco. To było zaskoczenie? Karolina Cichy-Szromnik: Nie spodziewaliśmy się aż tak długich owacji, ale wyczekiwaliśmy na reakcję widowni. Często jest tak, że jeśli temat jest trudny i wzbudzamy bardzo silne emocje, to z reguły możemy się spodziewać, że owacje nie będą aż tak długie, bo widownia wciąż będzie w nastroju spektaklu, który niekoniecznie sprzyja temu, żeby radośnie bić brawo. Na pewno bardzo nas to ucieszyło, bo to znaczy, że spektakl trafił do publiczności. Choreograf poprosił, żebym po zakończeniu spektaklu przeczekała końcowy „black out”, zostając na scenie i ukłoniła się po zapaleniu świateł. Stałam i myślałam, że ludzie zaczną bić brawo, a oni tego nie robili, bo myśleli, że spektakl nadal trwa. To oznacza, że trzymaliśmy ich w takim napięciu, że właściwie mogłam tam stać w ciszy i udawać, że to ciągle przedstawienie. Paweł Wdówka: Mnie zaskoczyło to, że ludzie powstawali z miejsc, bili brawo. Ukłonom nie było końca. Chyba pierwszy raz w życiu coś takiego przeżyłem. Cieszę się, że spodobało się widzom. Co odkryliście w sobie, pracując nad tymi rolami? Czego dowiedzieliście się o sobie, o ludziach? KC-Sz: Bardzo chciałam uczyć się w szkole aktorskiej. Zawsze miałam ochotę podpatrywać, a potem starać się przekazywać różne stany emocjonalne, żeby ludzie zrozumieli, co mam do powiedzenia, nawet kiedy nie mówię. Dlatego praca nad rolą to dla mnie już pewien schemat – przygotowuję się, czytam, oglądam filmy. W przypadku „Dzieci z dworca ZOO” starałam

się wyszukiwać np; wywiady z psychologami, którzy tłumaczą dlaczego pewne zachowania dzieci w okresie buntu są takie, a nie inne. Myślę, że bez względu na czasy, to zawsze wygląda w podobny sposób, tylko być może narzędzia buntu się różnią. Nie byłam więc zaskoczona, że udało mi się znaleźć w sobie coś, co chciałam przekazać. Czy to jest trafne czy nie, pozostaje w ocenie publiczności. Ważne jest również to, jak pracuje z nami choreograf i jakie on nam daje narzędzia oraz wolność do ich użycia. Na pewno wtedy zawsze odkrywa się coś nowego. PW: W tym spektaklu nie musiałem w sposób szczególny budować mojej postaci. Chyba nie było to aż tak potrzebne, żeby pokazywać dodatkowe emocje. Choreograf ułożył wszystko tak, że to, co mieliśmy do pokazania wychodziło z naszych ruchów. Wiedziałem, co mam pokazać tańcząc i nie widziałem sensu, żeby coś dodatkowo grać. Były takie szczegóły, kiedy reżyser mówił, że tu mogę się bardziej uśmiechnąć, gdzie indziej jesteśmy już uzależnieni od narkotyków, więc mimika musi być inna, ale to były detale. Dla mnie problem narkotyków jest bardzo trudny, nie lubię takich tematów. Jak oglądałem film 11 lat temu, to pamiętam sceny, które były bardzo drastyczne. Książki wcześniej nie czytałem, więc starałem się połączyć w tańcu to, co zapamiętałem z filmu. KC-Sz: Wydaje mi się, że to, jak przygotowujemy się do roli, zależy od indywidualnych potrzeb każdego z nas. Ja potrzebuję przygotowania i kontekstu. Mam wielu kolegów, którzy potrafią zrobić naprawdę coś z niczego. Zawsze muszę mieć kontekst, bo boję się go nie mieć. W ostatnim czasie prawie wszystkie spektakle, w których gracie, poruszają trudne tematy. Wydaje się, że to wymaga

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

15


| TEMAT Z OKŁADKI |

Karolina Cichy-Szromnik / Związana z Operą na Zamku od 2011 r. Absolwentka wydziału Filologii Klasycznej Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz dyplomowany instruktor tańca współczesnego (obecnie pedagog Ogniska Baletowego w Szczecinie). W sezonie 2015/2016 wykreowała rolę Annymiggeli w spektaklu „Polowanie na czarownice” Cathy Marston, która została uznana za „Najlepszą rolę żeńską” w szczecińskich teatrach w sezonie przez Dziennik Teatralny. Gra rolę Christiane F. w „Dzieci z dworca ZOO”.

od Was wyjątkowej pracy, bo wkładacie w nią jakąś wartość dodaną. KC-Sz: Tę trudność przed nami stawiają dyrektor naczelny i artystyczny, którzy w ten sposób budują w teatrze repertuar. To stanowi dla nas ogromne wyzwanie. Cudownie, bo można 20 lat pracować w teatrze i tańczyć cały czas walczyki i mazury, które są ogromną wartością i nie mówię, że są niepotrzebne. Ale na pewno nie wymagają poszukiwania i nie pozwalają się tak bardzo rozwinąć jak rzeczy, które możemy zatańczyć w Operze na Zamku. Ja w ogóle jestem zdania, że jeśli np. robić coś zabawnego, to tylko na wysokim poziomie, żeby cieszyło oko i żeby humor zawarty w przedstawieniu miał drugie dno i dawał do myślenia nawet, jeśli historia jest banalna. Na przykład w naszej realizacji musicalu „Crazy for You” mamy historię o miłości. Dla mnie sposób w jaki to jest podane widzowi, to majstersztyk. Na tym to powinno polegać. Jeżeli spektakl jest przyjemny, to nie powinien być łatwy ani dla artysty, ani dla widza. Powinien być lekki i przyjemny, ale niekoniecznie łatwy. Pan gra same główne role właśnie w tych trudnych spektaklach, jak „Polowanie na czarownice”, „Dzieje grzechu” czy teraz „Dzieci z dworca ZOO”. To wyróżnienie? PW: Trudno powiedzieć. Po prostu robimy kolejny balet, dostaję rolę i gram. Zawsze się cieszę, że mogę tańczyć kolejne role, ale też trochę się tego spodziewam. To na pewno efekt ciężkiej pracy i doświadczenia scenicznego. Otrzymaliście nagrody dla najlepszych tancerzy współczesnych w Polsce. To coś wyjątkowego. KC-Sz: Bardzo cieszymy się z tego wyróżnienia, ale nie epatujemy tym wszem i wobec. W codziennej pracy w ogóle o tym nie myślimy. PW: Ja tylko opowiadam jako żart, że jestem najlepszym tancerzem w Polsce. Bo to naprawdę śmiesznie brzmi. Wiem, że są lepsi ode mnie. KC-Sz: Wiadomo, że my, jako artyści, musimy mieć jakieś punkty odniesienia. To ogromne wyróżnienie, ale mamy świadomość, że są tancerze, którzy zasługują na to wyróżnienie tak samo jak

16

my, albo bardziej. Trudno by było zadzierać nosa z tego powodu. Jak mała dziewczynka marzy, że chce tańczyć w balecie, jest to przyjmowane naturalnie. Natomiast w przypadku chłopca nie jest to takie oczywiste. PW: U mnie zaczęło się późno, ponieważ nie od razu poszedłem do szkoły baletowej. Nie mam doświadczenia jak to jest, kiedy mały chłopiec chce tańczyć balet. Zacząłem tańczyć, gdy miałem 11 lat. Chodziłem w Policach na kółko taneczne. Zaczęło się od pasji. Dopiero w liceum poszedłem do profesjonalnej szkoły baletowej. Jaka była reakcja otoczenia? PW: Niektórzy myśleli, że robię sobie żarty. Nie wszyscy byli zadowoleni, że idę do takiej szkoły, szczególnie tata. Myślał, że będę razem z nim budował domy. Często jest tak, że tata inżynier albo umysł ścisły jest przeciwny, żeby syn został artystą, a potem przychodzi na pierwszą premierę i ma łzy w oczach. KC-Sz: Nigdy nie spotkałam się z tym, żeby ktoś z mojego otoczenia mówił, że tancerz to niemęski zawód. PW: W moim przypadku też nigdy nie było takich uwag. Kiedy w podstawówce miałem jakieś koncerty, to koledzy zazwyczaj mówili, że fajnie. Można było zaimponować dziewczynie na dyskotece, że się umie tańczyć? Kobiety cenią tę umiejętność u mężczyzn. PW: Przebywałem w takim otoczeniu, w którym wszyscy mieli coś wspólnego z tańcem, więc trudno byłoby komuś zaimponować. Jak wyglądały początki z tańcem u Pani? KC-Sz: Zawsze lubiłam tańczyć. Moim idolem był Shakin’ Stevens. Gdy byłam mała, wkładałam brązowe sztruksy, brałam dezodorant, który służył mi za mikrofon, zamykałam się w pokoju, żeby mnie nikt nie widział i naśladowałam go. Rodzice opowiadali, że pękali ze śmiechu, bo wtedy były w pokojach drzwi z szybami, przez które było wiele widać, więc to była



| TEMAT Z OKŁADKI |

Paweł Wdówka / Związany z Operą na Zamku od 2010 r. jako tancerz koryfej, od 2013 r. - jako solista. W 2010 r. ukończył Państwową Szkołę Baletową w Gdańsku. W tym samym roku związał się z Operą na Zamku. Pracując w Szczecinie, zatańczył role pierwszoplanowe w takich spektaklach baletowych, jak: „Odcienie namiętności”, „Kopciuszek”, „Córka źle strzeżona”, „Dziadek do orzechów”. Gra rolę Detlefa w „Dzieci z dworca ZOO”.

18


| TEMAT Z OKŁADKI |

komedia dla wszystkich. A moja szkoła baletowa wzięła się z tego, że przeczytałam książkę „Kraina 105 tajemnicy” Żakiewicza. Dostałam nowe buty po kuzynie i koniecznie chciałam wyjść w nich na zewnątrz. Padał deszcz i nikogo nie było na podwórku. Skakałam w tych nowych butach po kałużach. Dotarłam do 105, zmoczyłam buty i mogłam wracać do domu. Sąsiadka, która mieszkała w tym samym bloku, obserwowała mnie i zaproponowała, żebym zdawała do szkoły baletowej. Namówiłam rodziców i pamiętam, że w dzień egzaminów klepałam śpiącą mamę kapciem po głowie, żeby wstała i pojechała ze mną na przesłuchania, które odbywały się wcześnie rano. Przeszłam pierwszy etap, w drugim było 200 dzieci i jak przeczytali moje nazwisko, tata miał nadzieję, że może chodzi o inną Karolinę, ale niestety, to byłam ja. Potem okazało się, że nie mogę w tych sztruksach i trampkach wywijać kolanami. Postawili mnie przy drążku i kazali przez półtorej godziny robić te same ćwiczenia. Byłam zdziwiona, jak można tańczyć, stojąc w miejscu. Wynika z tego, że balet, cukierkowe sukienki i pointy, to nie było moje marzenie. W Operze na Zamku macie kontakt z tańcem współczesnym, więc możecie się spełniać. PW: Przyzwyczailiśmy się do tego, że tańczymy różne rzeczy. KC-Sz: Jestem na takim etapie zawodowego rozwoju, że zupełnie nie tęsknię za tym, co klasyczne, bo taniec współczesny daje mi tyle możliwości i spełnienia, że mogę być bardziej Shakinem niż łabędziem. Pani przyjechała do Szczecina z Krakowa. Wydawałoby się, że Kraków jest większym ośrodkiem kulturalnym i daje większe możliwości rozwoju, a Pani wybrała Szczecin. KC-Sz: Pierwsze wrażenie było bardzo istotne. Pamiętam, że jak wyszłam ze szczecińskiego dworca, zobaczyłam Odrę i poczułam powiew świeżego powietrza, to pomyślałam sobie, że to jest coś pozytywnego, że tu jest tak świeżo i rześko. W Krakowie byłam bardzo spełniona, dużo tańczyłam, stawiano przede mną różne wyzwania, więc nie mogę powiedzieć, że zmieniłam miejsce, bo tam mi nie odpowiadało. W życiu każdego z nas są etapy, w których dochodzi się do ściany i chce się skręcić, żeby nie dreptać w miejscu. Uwielbiam Szczecin. Teraz to moje miasto. Jestem tu szczęśliwa. Uważam, że Szczecin jest piękny, można tu spotkać wielu wspaniałych ludzi, są fajne wydarzenia kulturalne. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że kierunek artystyczny, w którym zmierza Opera na Zamku przynosi mi wiele radości. Nie tylko poprzez realizacje, w których biorę udział, ale poprzez realizacje, na które stawia opera. Jestem dumna, że tańczę w Operze na Zamku.

Dla pana Szczecin jest miastem rodzinnym, a Opera na Zamku pierwszym miejscem pracy. Nie chciałby Pan spróbować szczęścia gdzieś indziej? PW: Nie planuję. Trzeba było wyjeżdżać od razu po szkole. Teraz już nie bardzo chcę. W grę wchodzą i względy osobiste, i zawodowe. Cały czas czuję się niewystarczająco dobrym tancerzem. Tutaj mogę się rozwijać i pracować nad sobą, więc niczego innego nie szukam. Zdarza Wam się, że widzowie Was zapamiętują? Czujecie ich sympatię? KC-Sz: Widzę, że ludzie obserwują. Przed premierą „Dzieci z dworca ZOO” wisiały na ulicach ogromne plakaty ze mną i Pawłem. Zauważyłam, że ludzie na przejściu zaczynają mi się przyglądać, więc potem chodziłam w kapturze i okularach słonecznych i przestałam mieć ten problem. Zdecydowanie nie nadajecie się na celebrytów. KC-Sz: Mamy pracę taką samą, jak inni. Tylko my mamy szczęście, że to jest też nasza pasja. Nie wszyscy mają to szczęście. Myślę, że my sobie nie zdajemy sprawy z tego, że jak wzruszymy widza, to ten widz chciałby nas bardziej poznać. Widz jest dla nas bardzo ważny. Jeśli nas docenia, to jest wyznacznik, że dobrze wykonujemy naszą pracę. Pracuje Pani w ognisku baletowym. Co sprawia większą przyjemność – rozwijać siebie czy patrzeć, jak inni się rozwijają dzięki nam? KC-Sz: To jest przede wszystkim trudność. Siebie znamy i wiemy, jak możemy się rozwinąć. A dzieci nie znamy, nie wiemy od razu, co w nich siedzi. Mam z dziećmi bardzo partnerski kontakt i chociaż jestem „żyłą” i dzieci wiedzą do jakiego momentu możemy sobie pozwolić na to partnerstwo, to zawsze daję z siebie 100 procent. Dlatego możemy razem osiągać dobre efekty. Udaje nam się dojść do wspólnego celu. Jakie macie marzenia zawodowe? KC-Sz: Chciałabym, żeby przyjechali tu tacy choreografowie, jak Jiří Kylián czy David Dawson. Top of the top. I chciałabym jeszcze zagrać w przedstawieniu Roberta Glumbka, który jest moim idolem i nawet ci dwaj wymienieni nie są w stanie go przebić. PW: Cieszy mnie to, co dostaję do grania. Czasami chciałbym zatańczyć w zespole, a nie ciągle pierwszy plan. Pierwszy plan to duży stres.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

19


| EDYTORIAL |


MILE -NIALSI Pyszni, krnąbrni, zbuntowani, mający się za mądrzejszych od starszych Marta Machej w najnowszej sesji bierze na warsztat tzw. pokolenie Y. Przy pomocy stylizacji i surowych wnętrz komentuje charakter i postawy młodych ludzi. Zainspirowana singlem duetu Taconafide, wkracza w nieco senną stylistykę. Czy porusza się w przestrzeni stereotypów, czy je łamie - ocenicie sami. (am) Foto Marta Machej, www.martamachej.com Modelka Weronika Witkowska / Neva Models Stylistka Magda Oleśniewicz, insta: @magdalenaaole_fashionstylist Wizaż Agata Sawicka, insta: @kreowalniawizerunku Ubrania Salon firmowy Stoprocent ul. Krzywoustego 72 Szczecin

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

21






| ROZMOWA MIESIĄCA |

Najsłynniejsze pomorskie czarownice znowu ożyły Szczeciński autor Leszek Herman w kolejnej książce przypomina procesy o czary, jakie kilka wieków temu odbywały się na naszych ziemiach. Dlaczego zainspirowały go do tego Czarne Protesty we współczesnej Polsce? ROZMAWIAŁA BOGNA SKARUL / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

Do księgarń właśnie trafiła Pana trzecia (wcześniejsze to „Sedinum” i „Latarnia umarłych”) książka. O czym jest? - „Biblia diabła” to książka, której tematem wiodącym są czarownice pomorskie i różne ciekawe historie z nimi związane. Jest też skarb, ci sami bohaterowie co w poprzednich pozycjach, a wszystko dzieje się w kilku pomorskich miasteczkach. Tych bliżej Koszalina i Słupska czy Szczecina? - Więcej będzie Szczecina, bo to obiecałem czytelnikom. Jakieś 60 proc. to opowieść, która rozgrywa się właśnie w Szczecinie. Jednak będzie też Kamień Pomorski, Wolin. Tematem przewodnim książki są czarownice, a one nie były związane z jakąś konkretną miejscowością, ale wieloma - na całym Pomorzu. Rzecz dzieje się współcześnie, lecz historycznie dotyka czasów wojny trzydziestoletniej. To czas, kiedy księstwo upada i kończy się dynastia Gryfitów. Pokazuję tę ciemną kartę w dziejach całej Europy, nie tylko Pomorza. To był na tych ziemiach przejściowy okres, ale niezwykle fascynujący. W naszym regionie było dużo czarownic? - Czarownice zamieszkiwały wówczas nie tylko nasz region. Także w Niemczech było ich sporo. Wiem to na podstawie dokumentów. Na Pomorzu zachowało się dużo materiałów archiwalnych dotyczących procesów o czary. W tych dokumentach nie tylko opisane są procesy, ale wymieniane są nazwiska oprawców, katów, obrońców, prokuratorów. Zachowały się też całe akta z procesów Sydonii von Borck. Można z nich wyczytać, że Sydonia nie miała obrońcy z urzędu. Broniła się sama. To nasza najsłynniejsza czarownica. Jak to było z Sydonią? - Opowieść o jej losach została przetłumaczona na język polski przez jednego z historyków. Gdy przeczytałem materiały z jej procesu, doszedłem do wniosku, że była to niesłychanie inteligentna kobieta. Wśród zarzutów wobec niej pojawiły się na przykład takie, że wielu widziało jakoby z komina jej domu wylatywały diabły. A ona tłumaczyła się nadzwyczaj logicznie. Niestety, tamte czasy nie były dobrym momentem dla takiej kobiety. Poznał Pan sporo historii o pomorskich czarownicach. Była

26

jakaś, która zrobiła na panu duże wrażenie? - Wiele. Te historie w większości są straszne. Kiedy czyta się o szczegółach, wówczas robią wrażenie. W tej chwili historycy spierają się czy tych potwornych procesów były miliony, czy tylko tysiące.To przecież nie ma znaczenia. Gdy się bada fakty, okazuje się, że wszystkie procesy były przerażające. Na przykład łaską było, kiedy kobieta była przywiązywana nad stosem jeszcze niezapalonym. Dlaczego? - Bo drewno było świeże. Ilość oparów była taka, że ofiary dusiły się zanim stos zaczął się palić. Natomiast okrutnym wyrokiem było, kiedy kobietę wpychano na palący się stos. To był koszmar. Szczególnie zapamiętałem historię, jaka zdarzyła się w kościółku w Jarszewie koło Kamienia Pomorskiego. Stoi tam kościół jeszcze średniowieczny. Wewnątrz zachowany jest piękny obraz, jeden z największych obrazów na desce, przedstawiający sąd ostateczny, inspirowany zresztą tym słynnym, Hansa Memlinga z Gdańska. Związana jest z nim opowieść potwierdzona historycznie, że pod koniec wojny trzydziestoletniej miejscowi, którzy byli niezadowoleni ze swojego pastora, oskarżyli jego żonę o czary. Pastor nie mógł się z tym psychicznie uporać, oskarżył o czary ludzi ze wsi. Spalono na stosie kilka osób, w tym dziedzica z sąsiedniego majątku. To była krwawa jatka, która zaczęła się rozszerzać. W trzeciej powieści dużo jest faktów historycznych? - Oczywiście. Zawsze dążę do tego, by jak najmniej dopowiadać, aby jak najmniej wymyślać historycznych zdarzeń. Czasem muszę, by znaleźć nić, która te wszystkie prawdziwe historie połączy. Jednak bardzo mi zależy, aby w książce było jak najwięcej prawdy o tamtych czasach, bo dopiero wtedy ma ona jakąś wartość. Dlaczego zatytułował Pan książkę „Biblia diabła”? - Wydawnictwo obawiało się trochę tego tytułu. Nie chciało, by wyszło, że to szukanie taniej sensacji. Ale to zasadny i racjonalny tytuł. Wszyscy, którzy chcą go skrytykować, niech poczekają do ostatniej strony książki. Tam wszystko się wyjaśnia. Podobno diabeł tkwi w szczegółach? - To prawda, ale zawsze staram się tak konstruować książkę, aby nawet ci najbardziej


| ROZMOWA MIESIĄCA |

kończenie, po którym można się spodziewać ciągu dalszego. Na uspokojenie powiem, że już zacząłem gromadzić materiały do kolejnej książki. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, miał Pan pomysł na napisanie opowiadań o katastrofach budowlanych. - Okazuje się, że wydawnictwa wolą powieści, i to grube.

„cwani” czytelnicy też byli zaskoczeni. A skąd pomysł, aby napisać powieść o czarownicach? - Natchnęły mnie do tego czarne protesty kobiet w Polsce. ???? - Nie myślę o protestujących jak o czarownicach. Zupełnie odwrotnie. Współczesne czarne protesty kobiet mają bardziej etyczną i moralną podstawę. Podobnie było z Sydonią i innymi „czarownicami”, które wieki temu były oskarżane zupełnie bezsensownie o czary i o różne rzeczy wyssane z palca. Tymczasem, często kryło się za tym mnóstwo historii całkowicie przyziemnych. Na przykład ktoś walczył o majątek, o sukcesję. Przyznam, że jak mówiłem na spotkaniach z czytelnikami, skąd wziąłem pomysł na książkę, to często dostawałem „po uszach”. Dlaczego? - Bo nasuwały się proste skojarzenia, że te protestujące kobiety to czarownice. Jednak chodziło mi o zupełnie odwrotną sytuację. Podobieństw w traktowaniu kobiet w tamtych czasach i teraz jest sporo. Gdy śledziłem zapisy w procesach o czary, zauważyłem, że padały takie same argumenty co dziś. Padały nawet takie same słowa - dzieciobójczynie, czarownice. To oczywiście za dużo powiedziane, że te zdarzenia są identyczne, ale atmosfera procesów o czary i klimat dzisiejszych czarnych protestów mają punkty styczne. Pokazanie procesów o czary było tylko pretekstem do przybliżenia sylwetek ciekawych kobiet z tamtego okresu. Ma Pan już pomysł na kolejną książkę? - Na Pomorzu jest tyle ciekawych historii, których nikt jeszcze nie opowiedział, że mam co robić. Mam w tej chwili trzy dyżurne pomysły. Skłaniam się do jednego, ale nie chcę jeszcze niczego zdradzać. Ale będzie to kontynuacja przygód Pauliny i Igora? - I tak, i nie. Jedynie mogę powiedzieć, że „Biblia diabła” ma otwarte zakończenie, za to zresztą przepraszam czytelników. Ale to za-

Taka moda na grube książki? - Faktycznie, są takie tendencje. Zaskoczyło mnie to już przy pisaniu „Sedinum”. Znajomi odradzali pisanie grubej książki, tymczasem wydawnictwo stwierdziło, że obszerniejsze lepiej się teraz sprzedają. Sam, jak czytam książkę, wolę w tym „matriksie” zostać dłużej. Poza tym, jestem jeszcze z tego sortu czytelników, których nie przerażają opisy. Lubię, jak autor opisuje mi świat, w którym rozgrywa się akcja. Chcę wiedzieć, jak wygląda statek, na który wchodzą bohaterowie, jak wygląda miasto czy czyjś dom. A nie boi się Pan, że gruba powieść zniechęca część potencjalnych czytelników? Pewnie trochę tak jest. Ale doszedłem do wniosku, że gdybym przyjął uwagi wszystkich czytelników, to pisząc książkę musiałbym tylko tym się zajmować. Ludzie mają tak różne gusta, takie różne oczekiwania, że pisząc pod nich straciłbym siebie. Nadal myślę o sobie jako o inżynierze, a nie pisarzu. Piszę książki, jakie sam chciałbym przeczytać. Wydawnictwo miało jakieś uwagi do „Biblii diabła”? - Tak się złożyło, że tym razem wydawnictwo skierowało książkę do redaktorki, która miała bardzo chłodne i neutralne podejście do tematu. Ta książka jest więc najmniej „wyczesana”. Nie było aż tak wielu spornych kwestii, o które moglibyśmy walczyć między sobą i w efekcie sprowadzić je do ułożonych stwierdzeń. Przez to ta książka nawet już przez sam temat może się komuś nie spodobać. Trudno byłoby przecież „ugrzeczniać” opowieść o kobiecie, która żywcem płonie w ogniu. Jestem szalenie ciekawa, jaka będzie reakcja czytelników na tę właśnie książkę. Ona jest przecież „trochę” też współczesna. - Też jestem ciekawy. Starałem się, aby w tej opowieści nie stawać po żadnej ze stron, ale pewnie sam temat książki wzbudzi kontrowejrsje.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

27


| LITERATURA |

Pablopavo: życie jest umiarkowanie magiczne Grajek, który napisał książkę, czyli Paweł Sołtys znany jako Pablopavo. Mówią o nim, że jest głosem wykluczonych i upomina się o słabszych. Co on na to? - Uważam się za patriotę, ale nie oznacza to, że patriota nie może komentować tego, co nie działa w państwie, w którym żyje - twierdzi. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO MICHAŁ STYPA

Specjalne podziękowania dla Książnicy Pomorskiej za pomoc w organizacji wywiadu.

To Twój pierwszy raz w Szczecinie w charakterze pisarza? - Pierwszy raz, ale znam Szczecin, przyjeżdżałem tu z koncertami. To jedno z moich ulubionych miast w Polsce. Oczywiście, nakłada się na to kilka rzeczy. Po pierwsze mam tu przyjaciół. Pewnie nie będę oryginalny jeśli powiem, że lubię pójść na bulwary

28

i posiedzieć sobie z innymi. Chociaż ostatnio chodziliśmy po Śródmieściu i też było fajnie. Szczecin jest takim miastem „bez napinki”, wyluzowanym. Czyli teraz będziesz pisarzem? - Nie porzuciłem muzyki, właśnie robię nową płytę, którą usłyszycie za chwilę. Muzyka

to moje główne zajęcie, robię to od 20. lat i z tego żyję. Pisałem już od dawna, prawdę powiedziawszy pierwsze opowiadanie wydrukowałem zanim wydałem pierwszą płytę. Tak się po prostu złożyło, że napisałem książkę, ale wciąż jestem grajkiem. Skąd ten problem w nazywaniu siebie


| LITERATURA |

artystą? - Nie lubię dużych słów. Kiedyś ktoś powiedział - muzykiem to był Miles Davis, a ty najwyżej możesz być grajkiem. Słowo grajek podoba mi się, kojarzy się z uczciwym, przedwojennym graniem. Uważam, że my robimy coś podobnego, tylko technologia się zmieniła. Z kolei „artysta”, to słowo, którego ludzie lubią nadużywać. „Jestem artystą” - jakoś mi to do mnie nie pasuje. W 2014 roku otrzymałeś Paszport Polityki w kategorii „muzyka popularna”, w 2017 nominację w kategorii „literatu-

ra”. Nagrody coś zmieniają? - Nagrody w pisaniu książek i muzyki niekoniecznie pomagają autorowi, może nawet odrobinę blokują. Z drugiej strony, bez wątpienia jest pewna grupa ludzi, która dzięki tym wyróżnieniom dowiedziała się o moim istnieniu i być może sięgnęła po płytę czy książkę. Funkcjonuję w undergroundzie,

nie jestem mainstreamowym twórcą, nie każdy musi mnie znać. Poza tym fajnie dostać pieniądze z tym związane. Wiadomo, że muzykom czy pisarzom w Polsce się nie przelewa, więc każdy grosz cieszy. W naszym kraju w ogóle da się utrzymać z grania i pisania? Czy artystom pozostała już tylko sprzedaż siebie w reklamach operatorów sieci komórkowych? - Trzeba kombinować, bo w Polsce raczej nie żyje się ze sprzedaży płyt. Gdybym nie miał pieniędzy, to poszedłbym do pracy, np. zostałbym listonoszem. Może i są jednostkowe przykłady, jak duet Taconafide, który pewnie sprzeda z 30 do 50 tys. egzemplarzy krążków, ale to są teraz modne gwiazdy. Pieniądze zarabia się na koncertach. Jeśli pytasz mnie czy wystąpiłbym w reklamie - to nie, nie wystąpiłbym. Występy w reklamach przeszkadzają muzykom, ale rozumiem, że są inni, którzy dobrze się z tym czują. Im jestem starszy, tym mniej mam ochoty kierować pretensje o to, co robią ludzie. W Twoich opowiadaniach czy piosenkach usłyszymy o zupełnie innych ludziach – „bohaterach codzienności. Skąd zainteresowanie ich historiami? Kryje się tam jakaś magia, której sami nie widzimy? - Istnieje teoria, że każdy człowiek, którego się pozna, ma przynajmniej jedną ciekawą historię do opowiedzenia, trzeba tylko umieć ją wydobyć. Myślę, że to prawda. Wiele niepozornych osób ma takich historii nawet po dziesięć. Zawsze staram się być blisko ludzi. Zdarza się, że jadąc autobusem usłyszę ciekawą opowieść, wtedy zapisuje ją i próbuję zrobić z niej „literaturę”. Czasem z tych opowieści biorę tylko fragment, kilka słów zmyślę i dołożę do nich inny fragment. Tak powstaje opowiadanie. Rozmowy w barach, na przystankach czy pod sklepami są interesujące, ale trzeba pamiętać o kolejności, bo nie po to idę do baru, żeby napisać książkę. Idę tam, bo to lubię. Nie byłbym na tyle cyniczny, by podejść do pana w barze Astoria i wyciągnąć od niego historię wyłącznie do książki. Czy w tym wszystkim jest jakaś magia? Życie jest umiarkowanie

magiczne. Na pewno mamy w kulturze i popkulturze nadreprezentację zmyślonych problemów u zmyślonych ludzi. Będąc szczerym, nie dowierzam nawet, że te osoby istnieją naprawdę. Myślę, że są zrobieni ze sprężyn i żelastwa, służą do generowania lajków. Taki świat nigdy mnie nie kręcił, nie obracam się w tym środowisku. Nie bywam na bankietach, ale bywam za to na Grochowie. Piszę o tym co znam. Omijasz historie z czołówek gazet, ale w nich też kryją się zwykli ludzie. Wystarczy przykład Tomasza Komendy, niesłusznie skazanego na wieloletnie więzienie. Media pokazują to, co się czyta, nie zawsze to, co jest najistotniejsze dla człowieka. Wyczuwasz tam potencjał? - Sprawy nośne politycznie trudno zamknąć w książce, by nie popaść w patos i nadmierne wzburzenie. Literatura jest delikatnym tworem. Natomiast jeśli chodzi o historię Tomasza Komendy, to jest to bardzo literacka historia. Facet przesiedział 18 lat w więzieniu za coś czego nie zrobił, tylko dlatego, że prokuratura chciała się wykazać. Tyle, że jest to bardziej materiał dla Kołodziejczyka, kogoś kto pisze reportaże. Ja nie czuję się pisarzem interwencyjnym, pewnie opowiedziałbym to po swojemu. Nie jesteś pisarzem interwencyjnym, ale za to wiele osób określa Cię mianem głosu wykluczonych. - To nigdy nie było moją ambicją. Natomiast jeśli przez to, że napiszę piosenkę czy opowiadanie, głos chociaż jednej osoby zostałby usłyszany, to bardzo dobrze. Nie mam takiego założenia, że będę trybunem ludowym. Od pewnego czasu dobrze mi się powodzi i myślę, że ludzie szybko przestaliby mnie uważać za swojego rzecznika. Nie jestem politykiem, nie jestem działaczem - jestem grajkiem i napisałem książkę. Dlaczego tak mocno unikasz polityki? Brzydzi Cię? - Po pierwsze, polska polityka jest żenująca. Po drugie, nasze społeczeństwo podzieliło się przez nią na tak wrogie i zradykalizowane obozy, że nawet jeśli powiesz coś w dobrej wierze, to ludzie wbrew twojej woli przypi-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

29


| LITERATURA |

szą cię do lewej albo prawej strony. Jeśli skrytykujesz rząd, staniesz się apologetą Grzegorza Schetyny, fanem PO i lewakiem. Jeśli skrytykujesz Schetynę, zostaniesz moherem, katolem i pisowcem. Pojawia się tu dużo słów, które nic nie znaczą, które straciły swoje znaczenie. Nie widzę powodu po co się nimi zajmować. Jest jeszcze trzecia strona, może trochę naiwna. Wyobrażam sobie, że odbiorcy mojej muzyki i książki to osoby o różnych poglądach politycznych. Być może działalność artystyczna jest tym ostatnim mostem, który oba te plemiona łączy. Mimo wszystko zdarzył Ci się polityczny epizod w muzyce. - Napisałem piosenkę o Jolancie Brzeskiej, ale nie zrobiłem tego, żeby wejść do polityki. Zrobiłem to, bo uważałem, że ta sprawa wymaga zabrania głosu. Po tym dostałem kilka propozycji współpracy z ruchów obywatelskich. Wszystkie odrzuciłem. Nie chodziło w nich o niesienie idei, a dowalenie swoim przeciwnikom. Podsumowując: tak, brzydzi mnie taka polityka. Przez tego typu wypowiedzi ludzie uważają Cię za kogoś, kto nienawidzi swojego kraju. Można przeczytać o tym całe poematy pozostawione w komentarzach w internecie. - Od pewnego czasu nie czytam komentarzy, źle to wpływa na wątrobę. Kocham mój kraj. Powiem więcej, uważam się za patriotę, ale nie oznacza to, że patriota nie może komentować tego, co nie działa w państwie, w którym żyje. Myślę, że to właśnie jest obowiązek patrioty, by wskazywać to, co jest źle zrobione. Po co? Żeby można było to naprawić. Poza tym jestem lokalnym patriotą, kocham Warszawę, dzielnicę, w której mieszkam i mieszkałem. Jestem też zakochany w polszczyźnie. To jeden z najpiękniejszych języków na świecie. Skoro nasz język jest tak piękny, dlaczego twórcy od niego uciekają w stronę języka angielskiego? - Autorzy piosenek

30

robią to, żeby dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Muzyka jest dziś zjawiskiem globalnym. W Warszawie możesz posłuchać muzyki z Wietnamu, a w Szczecinie muzyki z Holandii. Polski jest bardzo wymagającym językiem, ale dzięki temu można z nim zrobić niesamowite rzeczy, trzeba tylko chcieć. Faktem jest też, że po polsku śpiewa się znacznie trudniej niż po angielsku, gdzie jest dużo jednoi dwusylabowych słów. Ale po to dobry Jah-Jah dał nam mózgi, żebyśmy tę polszczyznę naginali do śpiewania. Przyznam, że mój angielski nie jest na tyle dobry, żebym mógł napisać dokładnie to, co chciałbym. Jasne, że złożę do kupy coś w stylu - on kocha ją, a ona go nie - tylko, że mnie takie pisanie w ogóle nie interesuje. Zostaje mi więc polszczyzna ze swoimi imiesłowami - samo piękno. Język traci znaczenie, płyty przestają się sprzedawać, wszystkiego jest za dużo. Muzyka przechodzi kryzys? - Obecnie muzyki słucha się w trakcie robienia codziennych czynności, np. podczas pracy przy komputerze, jazdy autem czy sprzątania. Muzyka jest tłem. Pamiętam, jak byłem młody i wyszła nowa płyta Dylana, to spotkaliśmy się z kolegami w piwnicy, zapalaliśmy świece i słuchaliśmy tych nagrań ze trzy razy pod rząd. Dziś nikt tak nie robi. Dziś to brzmi śmiesznie. Świat się zmienił, nie będę na to narzekał. Podobnie jest z kwestią kupowania płyt. Niedługo będzie to takie samo wariactwo, jak zbieranie znaczków. Jednak ludzie, którzy twierdzą, że to koniec muzyki, są śmieszni, bo muzyka istnieje odkąd pamiętamy i istnieć będzie jeszcze długo po nas. Mimo wszystko w Twoich pracach słychać nutę nostalgii. Po co wciąż wracać do czasów szarego PRL-u? - Czy ja wiem czy szarego? Lata 80. czy 90. wspominam bardzo kolorowo. Najpierw obserwowałem ten świat oczami dziecka, później dorastającego chłopaka. Różne rzeczy robiłem wtedy pierwszy raz w życiu. Piotr Czerski napisał, że żyjemy

do 16 roku życia, a później już tylko przeżywamy. I jest w tym sporo prawdy. Pierwsze miłości, pierwsze zdrady, niepowodzenia - kiedy dzieją się drugi czy trzeci raz, mają inny smak. Myślę, że spojrzenie 12- czy 13-latka na wiele codziennych spraw jest ciekawe. Jest to spojrzenie pozbawione cynizmu, który przychodzi z wiekiem. Tyle tylko, że później trzeba mieć te 40 lat, żeby to wszystko ładnie ubrać w słowa. Wierzysz w moc sprawczą sztuki? - Na co dzień jestem pesymistą, natomiast myślę, że od czasu do czasu ta moc się ujawnia. Nawet jeżeli odbywa się to jednostkowo, np. w kontakcie między mną a jedną osobą, to myślę, że to jest właśnie to, i że jest to ważne. Świat się zmienia, ale na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że kiedy miałem 18 czy 20 lat, muzyka była dla mnie piekielnie ważna i na pewno wpłynęła na to jakim człowiekiem jestem teraz. Więc być może to się wciąż jeszcze dzieje, może po prostu rzadziej, niż kiedyś.

Paweł Sołtys (ur. 1978) muzyk, autor piosenek. Jako Pablopavo wydał kilkanaście płyt, zagrał około tysiąca koncertów. Studiował rusycystykę, ale jej nie ukończył. Jego opowiadania ukazywały się w „Lampie”, „Ricie Baum”, „Studium”. Za prozatorski debiut „Mikrotyki” otrzymał Nagrodę Literacką im. Marka Nowakowskiego oraz nominację do Paszportów Polityki 2017.


Nie tylko muzyka na Wooded City Szczecin 2018 Wooded City Szczecin, które już 23 czerwca odbędzie się w przestrzeniach szczecińskiej Łasztowni, to nie tylko koncerty muzyki elektronicznej i DJ sety. Organizatorzy przewidują szereg atrakcji dla całych rodzin, darmowe bilety dla starszych uczestników i smaczne jedzenie z foodtrucków. na miejscu będzie działać strefa gastronomiczna z foodtruckami oraz strefa designu, która obejmie teren całego festiwalu.

AUTOR AGATA MAKSYMIUK / FOTO ARCHIWUM

Bilety do kupienia na Biletomat.pl. Nowy festiwal na kulturalnej mapie Szczecina zarezerwowany jest dla wszystkich grup wiekowych. Podczas gdy dorośli będą bawić się pod sceną, dzieci zaproszone są do specjalnie zaaranżowanej strefy – działającej od godz. 12 do 18. Na najmłodszych uczestników Wooded czeka moc wrażeń: zajęcia z jogi prowadzone przez instruktorkę Anię Masalę z Namaste Joga, czy warsztaty plastyczne Marty Madej. Zmysły słuchu i wyobraźni muzycznej pobudzi im zaś Tomek Tomaszewski wraz z animatorami, którzy przygotowali pasjonujące opowieści o elektronice, samplingu, przetwarzaniu głosów i instrumentach. Warsztaty dla najmłodszych z podstaw muzycznej produkcji przygotuje też jedna z artystek występujących na festiwalu - An On Bast. Nie zapomniano o starszych uczestnikach, głodnych muzycznych wrażeń. Ci, którzy okażą przed wejściem dokument poświadczający ukończenie 50 lat, wejdą na festiwal za darmo. Ponadto

Elektroniczny Szczecin o Wooded City Szczecin Dawid Korniak poleca: -Przede wszystkim muszę polecić występy lokalnych artystów. Oczywiście należy zacząć od Catz ˋn Dogz, organizatorów wydarzenia. Przedstawiać ich nikomu nie trzeba. Podczas festiwalu wystąpi też szczeciński kolektyw Canalia, rezydenci Tanz Baru, mający na koncie występy w Kosmonaut, KaterBlau czy Sisyphos. Dalej będzie duet producentów i dj’ów Floating Groove, również rezydenci Tanz Baru. Wystąpi również Droptech, związany z klubem Kolumba 4, na scenie od mniej więcej 20 lat. Na dodatek konkurs na najlepszy set wygrała bardzo ciekawa lokalna ekipa Sound Sailors. Jeśli chodzi o Szczecin, to będzie naprawdę mocna, fajna reprezentacja.

Poznaj naszą drugą Fanaberię ZAPRASZAMY Sienna 11, Szczecin FB @FanaberiaNaSiennej


N o

t

w

o w e a r c i e


| SZTUKA |

L i b e r t a n g o

Antoniny Konopelskiej Do 24 czerwca w Trafostacji Sztuki można oglądać wystawę Antoniny Konopelskiej „Libertango”. Artystka w eksperymentalnym projekcie przesuwa granice bliskości, obowiązujące w relacji „student - nauczyciel”. Tym samym wciąga widzów na nowy, niepewny dla nikogo grunt. Czy to złamanie zasad czy wyzwolenie? - odpowiada autorka projektu. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO KADRY Z WIDEO ANTONINY KONOPELSKIEJ

Opis Twojej wystawy w TRAFO otwiera cytat z utworu Grace Jones „Libertango”. Czy utwór powinniśmy potraktować jako „zwiastun” tego, co zobaczymy podczas wystawy? - Astor Piazzolla w swoim muzycznym manifeście z 1974 roku zrywa z tradycyjną formą i zasadami, tworząc w ten sposób nurt wyzwolonego tango nuevo. Grace przetworzyła dodatkowo kompozycję, która sama w sobie stanowiła przekroczenie i wyjście poza pewne ramy. W moim Libertango czerpię z nich obojga. „Strange, I’ve seen that face before”, cytat otwierający tekst autorstwa Jones i Barry’ego Reynoldsa, dobrze podsumowuje moje spotkanie z Grzegorzem Kowalskim. Potraktowałam tę linijkę jako swego rodzaju motto do pracy. Tango jest określane formą dialogu bez słów, ale też improwizacją taneczną,

w której kieruje mężczyzna. Na czym polega tango, w którym spotykasz się z profesorem Grzegorzem Kowalskim? - Każde z nas miało swoją rolę, ale mam wrażenie, że w naszej parze wytworzył się obopólnie akceptowany parytet. To spotkanie odbywa się w przestrzeni Libertanga, tutaj bardzo ważnym komponentem jest wolność. Piazzolla, ukierunkowany przez Nadię Boulanger, zapoczątkował swoim utworem nurt tango nuevo, które zrywało ze sztywnymi zasadami tanga klasycznego. Nasze spotkanie stanowi wejście w nowy obszar w relacji, która przez długi czas była zamknięta w ramach profesor-studentka. Niewiele jest rzeczy bardziej intymnych niż taniec, uznałam to za wspaniałe otwarcie. Wejście na nowy obszar w relacji „student - nauczyciel”, w tym przypadku to eksperyment, złamanie zasad

czy wyzwolenie? - Wszystko, co robię, traktuję jak eksperyment. Nie mam pojęcia, chociaż mimowolnie zakładam, co dokładnie wydarzy się na końcu i o to w tym wszystkim w moim odczuciu chodzi.Nie jest tajemnicą, że profesor Grzegorz Kowalski utrzymuje bliskie relacje ze swoimi byłymi studentami. Zaczyna się od przejścia „na ty” po dyplomie. Nie stroni od angażowania się w nasze projekty, czy małych tête-à-tête przy kawie. Interesują go ścieżki jego absolwentów. Przełamanie kolejnej bariery w moim przypadku zaczęło się od dyplomu magisterskiego zrealizowanego w Kowalni w 2016 roku, krótkiego poliptyku video o dotyku. Były to aranżowane, prowadzone i nagrywane przeze mnie spotkania choreograficzno-dotykowe poprzedzone warsztatami. Zapraszałam różnych gości. Rok po obronie zaproponowałam Grzegorzowi, żeby tym razem to on pojawił się

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

33


| SZTUKA |

przed kamerą, drugą osobą miałam być ja. Zgodził się. Szło za gładko i dla Grzegorza, „starego wygi performance’u”, przekraczanie kolejnych granic w ćwiczeniach nie stanowiło żadnego problemu. Jedyne, na co nie chciał się wówczas zgodzić, to taniec. Było coś bardzo kuszącego w próbie przełamania bariery, na którą natrafiłam. Stopniowo, przez kolejne tygodnie, przekonywałam go, by dał się wciągnąć na ten niepewny dla nas obojga grunt. Nie łączą nas już żadne formalne relacje i chociaż zawsze pozostanę adeptką Grzegorza Kowalskiego jako absolwentka jego pracowni, w teorii możemy robić, co nam się podoba. A jednak zaaranżowanie w przestrzeni Kowalni, na moim dawnym wydziale, tej dość intymnej sytuacji jaką było zatańczenie w niej z Grzegorzem Kowalskim tanga, miało dla mnie przyjemny posmak robienia czegoś nieco zakazanego. Libertango to projekt bardzo dla mnie ważny nie tylko ze względu na przekroczenie pewnych barier, ale przede wszystkim przez wzgląd na to, jak wiele dla mnie znaczy Grzegorz Kowalski. Budowanie z nim relacji i nasze spotkanie poza instytucjonalnymi podziałami było dla mnie rzeczą kluczową. I Libertango.

34

Jak zmieniała się Twoja relacja z profesorem w trakcie projektu? - Z oczywistych względów zbliżyliśmy się do siebie. Mam wrażenie, że po pierwszej lekcji tanga, którą odbyliśmy razem, Grzegorz przekonał się do mojego pomysłu w pełni i bardziej mi zaufał. Ja wówczas odbyłam już dwa indywidualne spotkania taneczne z choreografem, żeby móc profesora w pewnym sensie bezpiecznie przeprowadzić przez projekt, do którego dał się zaprosić. Zależało mi na partnerskim działaniu. Społeczeństwo, w którym żyjemy jest dziś bardzo wyczulone na temat przekraczania granic bliskości i intymności. Molestowaniem określa się praktycznie każdy niepożądany - niespodziewany gest lub słowo ze strony drugiej osoby. Jak „Libertango” ma się do tego? Przeżywamy kryzys dotyku, pisze o tym szerzej m.in. profesor Francis McGlone. Libertango wynikło bezpośrednio z mojego filmu dyplomowego dotyczącego właśnie tego tematu. Mówi o tym także sam Grzegorz Kowalski, w specjalnie przygotowanym dla mojej kamery mini-oświadczeniu. Rozwijanie tej ultraważnej sfery komunikacji jaką jest dotyk w relacjach,

nazwijmy to profesjonalnych, jest zakazane, a to właśnie dotyk pozwala, jak mówi GK, porozumieć się z drugim człowiekiem. Też tak uważam i oboje chcieliśmy wejść w tę niezbadaną przez nas wcześniej w ten sposób sferę. Ja nie stronię od dotyku i uważam go za bardzo ważny element naszego życia, ale potrzebna jest zgoda obu stron. Każdy sam powinien móc decydować o tym, w którym momencie (i miejscu, mówiąc bardziej dotykowo), bariera zostaje przekroczona. O zwiększających się dystansach personalnych pisał już w latach 60. Edward Hall. Ta tendencja postępuje. Dotyk jest ważny, ale najważniejszy jest szacunek do drugiej osoby. Jakie znaczenie ma bliskość - dotyk w komunikacji międzyludzkiej? Chyba każdy z nas wie i/ lub odczuwa, że dotyk bardzo dużo buduje. Choć może też oczywiście niszczyć. Nie chciałabym jednak skupiać się w tej chwili na tym złym i niechcianym dotyku. Dotyk jest pierwszym zmysłem, który wytwarza się w okresie prenatalnym, w łonie matki. Towarzyszy nam od samego początku i prawdopodobnie dlatego tak silnie wpływa na komunikację międzyludzką i charakter więzi, którą tworzymy z dru-


| SZTUKA |

gim człowiekiem. Trudno jest, w moim odczuciu, zbudować prawdziwą i głęboką relację kompletnie pozbawiając jej dotyku, chociaż „dotknąć” można też przecież spojrzeniem. Czasami warto, za obopólną zgodą oczywiście, próbować przesuwać te granice, może zdarzyć się coś ciekawego i wartościowego. Czy to nie jest tak, że przesuwając jedną granicę lub rezygnując z dotychczas obowiązujących zasad w komunikacji, za chwilę będziemy chcieli więcej? Każda relacja jest pewnego rodzaju procesem. Wszystko opiera się na obustronnych ustaleniach lub konwenansach, jednak w sztuce konwenanse nie muszą obowiązywać. Styk sztuki z życiem i przenikanie się obu tych obszarów to zresztą fascynujące zagadnienie. Trudno mi powiedzieć, czego będę chciała za jakiś czas w odniesieniu do mojej relacji z Grzegorzem Kowalskim. Rzeczywiście, kiełkują mi w głowie nowe pomysły.

A w jakiej formie Libertango zobaczymy w Trafostacji? - W TRAFO zobaczymy video, będące wynikiem dokamerowych działań moich i Grzegorza Kowalskiego w przestrzeni Libertanga. Zdecydowałam o pokazaniu zamkniętej formy video, ale kto wie co wydarzy się przy kolejnych odsłonach, których nie wykluczam. Ważnym elementem projektu była współpraca ze wspaniałymi ludźmi: kuratorem Stachem Rukszą, Mikołajem Sygudą odpowiedzialnym za zdjęcia, choreografem Masoudem Najafi, Joanną Załęską, z którą konsultowałam wybór kostiumów, czy muzykami Remigiuszem Zawadzkim oraz Zuzanną Falkowską, której aranżację Libertanga na kwintet smyczkowy wykonali dla mnie z Pauliną Kardas, Moniką Hirsch, Kasią Czernichowską i Wojciechem Gumińskim, w studio nagraniowym Remka właśnie. Bardzo im dziękuję. I dziękuję Grzegorzowi Kowalskiemu za wszystko.

Antonina Konopelska /1990/ Zasadą jej artystycznych eksperymentów jest kontakt z drugim człowiekiem. Posługuje się fotografią i video. W performansach testuje rolę dźwięku i muzyki. Absolwentka Pracowni Przestrzeni Audiowizualnej – Kowalni – Grzegorza Kowalskiego na Wydziale Sztuki Mediów warszawskiej ASP /2016/.


| KULTURA |

# nie możesz przegapić Danielle we Free Blues Clubie Danielle Ponder i Tomorrow People porywają publikę od razu, gdy tylko wkraczają na scenę. Nominowani do Top Ten Bands to Watch przez CityPaper, Danielle Ponder i Tomorrow People wykraczają poza granice gatunków muzycznych z mocą głębokiego, mocnego groove’u i soulu. Według Ponder, muzyka soul jest czymś więcej niż dźwiękiem. - Muzyka soul to coś, co czujesz - mówi. - Coś, przez co masz gęsią skórkę. 23 czerwca, Free Blues Club, godz. 21, bilety 45-55 zł

większym jego dziełem sakralnym, zachwycającym, monumentalnym utworem wokalno-instrumentalnym, zanurzonym w katolickiej tradycji, tragiczną refleksją nad początkiem i końcem, połączeniem dwóch światów – doczesnego, w którym rządzi cierpienie oraz przyszłego – miejsca niekończącego się szczęścia.10 czerwca, Cmentarz Centralny, godz. 22, bilety 25-40 zł

Maynarda Fergusona. Jako artysta firmy Yamaha koncertuje na całym świecie, m.in. z Tomem Jonesem czy Michaelem Bublè. 12 czerwca, Filharmonia, godz. 19, bilety 20-40 zł

Joe Louis Walker we Free Blues Clubie Joe Louis Walker, wprowadzony do panteonu sław muzyki bluesowej - Blues Hall of Fame i czterokrotny zwycięzca Blues Music Award, świętuje karierę, która sięga pół wieku. Nowy album „Everybody Wants A Piece” utrwala jego bluesowe dziedzictwo. 30 czerwca, Free Blues Club, godz. 21, bilety 99-119 zł

Noc Kupały na Zamku

Dizzy Boyz Brass Band i Andrea Tofanelli Tym, co nie powrócili z morza… Na Cmentarzu Centralnym odbędzie się koncert „Tym, co nie powrócili z morza…” organizowany podczas Dni Morza. W tym roku – Requiem d-moll KV 626 W.A. Mozarta. Requiem to msza żałobna, pełna łez i bólu. Ale to także forma przeżywania żałoby, pogodzenia się z tym, co nieuchronne. A ostatnie Requiem jednego z najwybitniejszych kompozytorów wszechczasów jest naj-

36

Bardzo interesujący i nowatorski projekt na polskiej scenie muzycznej. Zespół tworzą znamienici muzycy polskiej sceny jazzowej: Jakub Domański (trąbka), Kacper Grzanka (trąbka), Maciej Sokołowski (saksofon altowy), Filip Szulc (saksofon barytonowy), Piotr Banyś (puzon tenorowy), Maciej Łakomy (puzon basowy), Zbigniew Wilk (tuba), Maksymilian Mińczykowski (perkusja), Bartłomiej Krawczak (perkusja) oraz Daniel Moszczyński (wokal). Gościem specjalnym koncertu będzie Andrea Tofanelli - wieloletni trębacz big bandu

„Noc Kupały – tradycje świętojańskie” to widowiskowa, dwudniowa impreza plenerowa, którą od kilkunastu lat organizuje Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie we współpracy z Drużyną Grodu Trzygłowa. Na zamkowym dziedzińcu powstanie replika osady wczesnośredniowiecznej, w której prezentowane będą dawne rzemiosła, m.in. kowalstwo, tkactwo, ciesielstwo, lutnictwo, snycerstwo. Podczas Nocy Kupały szczecinianie i turyści przy akompaniamencie zespołów wykonujących muzykę dawną powędrują nad Odrę, gdzie zgodnie z tradycją puszczą wianki.23-24 czerwca, Zamek Książąt Pomorskich

„Najlepsza wiosna” w Teatrze Współczesnym Znacie Bonnie i Clyde’a? Początkowo popełniali drobne wykroczenia, z czasem zaczęli się dopuszczać morderstw. Błyskotliwy dramat Michała Bajera zaczyna się od końca tej historii – od wejścia do własnego domu pachnącego nowością


| KULTURA |

i wyciągnięcia rewolweru. Padają dwa strzały… Dramat, napisany na zamówienie Teatru Współczesnego przez jednego z najciekawszych, współczesnych dramatopisarzy, Michała Bajera, finalisty Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej, który na co dzień mieszka i pracuje w Szczecinie. 3 czerwca, Teatr Współczesny, godz. 19, bilety 26-35 zł

Zygmunta Duczyńskiego), w Piwnicy, na placu św. św. Piotra i Pawła, w pobliskim kościele, na placu Solidarności. Także w sąsiedzkich przestrzeniach kultury. Przede wszystkim jednak odbywać się będzie w sąsiedztwie rozumianym jako przestrzeń wspólna. Wypełniona zabawą, rozmową, działaniem, dzieleniem się posiłkiem, czasem donośną muzyką, czasem ciszą. W ciągu 24 godzin (od 9 rano do 9 rano dnia następnego) odbędzie się ponad trzydzieści wydarzeń. 30 czerwca, Łąka Kany, godz. 9, wstęp wolny

Szczecin European Film Festival Szczecin European Film Festival zaprezentuje selekcję najnowszych produkcji filmowych w 4. konkursach: MUSIC SEFF - światowe kino dokumentalne o muzyce i jej twórcach, TELEFON ART - międzynarodowy konkurs krótkich form filmowych, POP SEFF - muzyka i obraz, czyli selekcja zaskakujących klipów muzycznych, Zachodniopomorskie Shorty - filmowa kuchnia z naszego regionu. Oprócz zmagań konkursowych, specjalny program dla najmłodszych kinomanów w ramach SEFF MINI, Strefa Chillout z koncertami i specjalnymi pokazami filmowymi i wiele innych. 13-17 czerwca, DK „13 Muz”

20. Wielki Turniej Tenorów W tym roku po raz dwudziesty do naszego miasta przybędą tenorzy z najdalszych zakątków świata, by stanąć w szranki o sympatię publiczności. Przez lata formuła turnieju ewoluowała i wzbogacała się o kolejne atrakcje. Jej główna idea pozostała jednak niezmienna. Śpiewacy rywalizują o względy publiczności, która nagradza swojego faworyta symboliczną różą. Triumfuje ten, który zdobędzie największą liczbę kwiatów. 30 czerwca, Teatr Letni, godz. 20.30, bilety 20-160 zł

„Lepiej już było” w Teatrze Polskim

Spoiwa Kultury Festiwal będzie odbywał się w sąsiedztwie Kany. W Teatrze, na Łące (na ulicy

Teatr Polski zaprasza na premierowe przedstawienie Cat Delaney „Lepiej już było”. Esmeralda Quipp, była aktorka szekspirowska na bardzo skromnej emeryturze, nie dość, że traci ukochanego kota, to również dach nad głową. Jako osoba niekonwencjonalna i bardzo zdesperowana usiłuje w niebanalny sposób rozwiązać swoje problemy. 2 czerwca, Teatr Polski, godz. 19, bilety 35-45 zł

Podziel się z nami swoją opinią!

Wyślij maila lub napisz do nas na FB

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

37


| FILM |

# kino w czerwcu drzemią ukryte, nadprzyrodzone siły, które pozwalają bohaterce zmieniać i kształtować rzeczywistość. Siły te dają o sobie znać w chwilach, gdy Thelma przeżywa stres lub niepokój. Wkrótce zawładną ciałem i umysłem dziewczyny, zmienią życie jej i otoczenia. Czy wtedy Thelma stawi czoła pytaniom o własną tożsamość?

krywają spisek mający przywrócić Ziemię do stanu, którego nie widzieliśmy od czasów prehistorycznych.

Zimna wojna (Cold War) 2018

Reżyser filmu Paweł Pawlikowski rzucił tym obrazem Cannes na kolana, czym zapewne doprowadził do łez polskiego ministra kultury, który zupełnie inaczej wyobraża sobie promocję naszego kraju za granicą. Co tak uwiodło europejską krytykę? Zmysł, kadr, aktorstwo, Joanna Kulig, Tomasz Kot. „Zimna wojna” to historia wielkiej i trudnej miłości dwojga ludzi, którzy nie potrafią być ze sobą i jednocześnie nie mogą bez siebie żyć. W tle wydarzenia zimnej wojny lat 50. w Polsce, Berlinie, Jugosławii i Paryżu.

Thelma 2017

Angażujący, zmysłowy seans, który pozostaje w głowie widza jeszcze na długo po pojawieniu się na ekranie napisów końcowych. Początek studiów w Oslo to dla młodej kobiety początek nowego życia. Po raz pierwszy rodzi się w Thelmie miłość. Przeżywanie i uporządkowanie związanych z dorosłością emocji komplikuje nie tylko nieustająca kontrola ze strony rodziców – religijnych fanatyków. Okazuje się, że w Thelmie

38

Jurrasic World: Upadłe królestwo

(Jurassic World: Fallen Kingdom) 2018 Kolejny rok, kolejna premiera odświeżonego cyklu o dinozaurach, którą ogląda się… znakomicie. Minęły cztery lata, od kiedy luksusowy park rozrywki Jurassic World został zdewastowany przez dinozaury i zamknięty. Isla Nublar jest opuszczona przez ludzi, a dinozaury, które przetrwały, próbują poradzić sobie w dżungli same. Kiedy uśpiony dotąd wulkan budzi się do życia, Owen (Chris Pratt) i Claire (Bryce Dallas Howard) za wszelką cenę chcą uratować pozostałe przy życiu stwory. Owen próbuje odnaleźć Blue, zaginionego raptora, którego wychował, dla Claire ocalenie dinozaurów staje się najważniejszą misją. Kiedy przybywają na wyspę, wulkan zaczyna już wyrzucać z siebie deszcz lawy; Claire i Owen od-

Czuwaj 2017

Nowy film Roberta Glińskiego z całą plejadą aktorów młodego pokolenia w harcersko-leśnym anturażu. Podczas obozu ginie jeden z jego uczestników. Oboźny Jacek rozpoczyna prywatne śledztwo, analizując skomplikowaną sytuację w jakiej znaleźli się młodzi


| FILM |

ludzie. Dwie grupy młodzieży z odmiennych światów, reprezentujące dwa różne systemy wartości zostają postawione naprzeciw siebie na skutek ryzykownej decyzji dorosłych. To. co miało być lekcją odpowiedzialności i tolerancji przeradza się w twardą walkę o przywództwo. Z jednej strony wiara w szlachetne ideały, a z drugiej brutalne prawo silniejszego. Relacje między młodymi ludźmi stają się napięte; odizolowani od zewnętrznego świata, ujawniają swoje prawdziwe, szokujące oblicza.

Odkrycie tej prawdy nikomu nie przyniesie spokoju.

ba już przestała w nią wierzyć. Spotyka na swej drodze nowego mężczyznę, przy którym przeżywa skrajne emocje: od radości i nadziei po zagubienie i smutek.

Dziedzictwo. Hereditary

(Hereditary) 2018 Czyżby kolejny horror z górnej półki w tym sezonie? Po „Cichym miejscu” apetyt na przerażanie w dobrym stylu zdecydowanie wzrósł, a notowania „Hereditary” w Rotten Tomatoes obiecują wiele. Śmierć Ellen, seniorki rodziny Grahamów, nie mogła być dla nikogo zaskoczeniem. Natomiast to, co nastąpiło po niej, dla wszystkich było szokiem. Rodzina Annie, córki Ellen, wkrótce po pogrzebie zaczyna doświadczać niepokojących zjawisk. Początkowo tłumaczy je sobie żałobą i przemęczeniem, ale wkrótce zdarzenia przybierają tak tragiczny i potworny obrót, że jasnym staje się, iż na rodzinie Grahamów ciąży mroczne dziedzictwo. Co takiego wydarzyło się w życiu Ellen, że teraz zapłacić musi za to jej rodzina?

Isabelle i mężczyźni (Un beau soleil intérieur) 2017

Romans, komedia i dramat w jednym, skrojone pod główną rolę genialnej Juliette Binoche. Isabelle mieszka w Paryżu. Jest rozwiedzioną, samotną matką. Jako kobieta dojrzała wie, czego chce i wie, co może sama dać. Po latach rozczarowujących relacji, po raz kolejny próbuje znaleźć miłość. Chce odszukać tę jedyną, prawdziwą i do końca życia, chociaż chy-

Podziel się z nami swoją opinią!

Wyślij maila lub napisz do nas na FB


| MUZYKA |

TOP 10 albumów na czerwiec by Jarek Jaz (MM Trendy)

Kamaal Williams The Return (Black Focus) This is London Thing! Tamtejsza ulica to dzisiaj jazz, skupiony wokół wiodących osobowości, jak Schabaka Hutchings, ale także Kamaal Williams, debiutujący jako lider swojego projektu spod znaku jazz fusion. Williams dał już się poznać jako połowa duetu Yussef Kamaal, który przed dwoma laty zaskoczył genialną kwaśno-perkusyjną petardą „Black Focus”, inspirowaną brzmieniami w stylu Hancocka czy Roya Ayersa. Pracował przy komercyjnym sukcesie brytyjskiej gwiazdy pop Katy B, zakładał fundacje wspierające rozwój muzyki. Działa także jako dj i producent pod pseudonimem Henry Wu, udanie implementując jazzowe harmonie do estetyki broken beats. W pełni instrumentalny „The Return” stoi gdzieś na skrzyżowaniu tych dróg. Mnóstwo tu doskonałego groove’u, garściami czerpiącego z jazz funkowych łamańców pamiętających lata 70. XX wieku. Sporo luzu, obecnego stale w elektronicznych eksploracjach drumandbass czy house. Jazz not jazz? Mniejsza z tym. Ten album ma wszystko, by porządnie zatrząść ulicą.

La Contra Ola Synth wave and post punk from Spain 1980-86 (Les Disques Bongo Joe) Kiedy Jaruzelski dusił kraj stanem wojennym, Brygada Kryzys dostawała zakazy grania, a Dezerter miał wypikowane przez cenzurę „wrogie” treści w swoich numerach, w Hisz-

40

panii - skąd w okolicach bożonarodzeniowych świąt docierały do nas pomarańcze - beztrosko rozkwitał underground. Po latach dyktatorskich rządów Franco, Hiszpanie powoli uczyli się demokracji i zaczęli otwierać na nowe. Pierwsza, a nawet druga fala punka ze swoją wściekłością i nihilizmem zdążyła przelać się już przez świat od słonecznej Kalifornii po kapryśny Londyn. Po nim przyszły eksperymenty z formą, zabawy z instrumentami klawiszowymi i nieco bardziej wymyślne zabawy z narkotykami niż tylko ładowanie sobie w żyłę. To dlatego antologia z Półwyspu Iberyjskiego udanie łączy syntetyczną muzykę pop z industrialnymi brzmieniami, produkcje taneczne i eksperymenty lo-fi na kasetach miesza z no wave, pobrzmiewają wśród nich echa Kraftwerk i DAF. Szkoda tylko, że za grosz nie mogę zrozumieć tekstów.

będzie delikatnie jazgotać, odjeżdżając w kolejne dysonanse, że bas będzie delikatnie ją punktował. Że będą melodie, jakby poza Beatlesami już nic na świecie nie było, ale przy tym punkowy pazur. Noise? Tak, ale nie idźmy dalej w tę stronę. Ok, o grunge już mało kto pamięta, rock jest muzyką dla starych ludzi, ale przy starym dobrym „Cannonball” wciąż dałoby się tańczyć. Na nowej płycie nie ma wprawdzie aż tak fajnych piosenek, ale chyba bardziej ekscytuję się powrotem The Breeders niż nowym Arctic Monkeys.

artysta poprosił swoich przyjaciół z całego świata i wokół którego oplótł swoją muzyczną nić. Każdy numer zatytułowany jest imieniem mówcy, a wśród nich pojawiają się m.in. Gudrun Gut czy Thomas Fehlmann, by wspomnieć tylko tych najbardziej zaangażowanych w muzykę elektroniczną. Słowa osnute wokół dźwięków bębnów, harmoniki, organów, elektroniki układają się w swobodne opowieści, a z każdej bije mocne przesłanie. Cóż, kiedy na świecie dzieją się coraz bardziej smutne rzeczy, dobrze usiąść w kręgu przyjaciół i oddać się szczerej, oczyszczającej rozmowie. Deadbeat skorzystał z tej terapeutycznej opcji. Warto, żeby kilku największych światowych łajdaków też przeszło podobną terapię.

Orquesta Akokán Orquesta Akokán (Daptone)

The Breeders All Nerve (4AD) Różnie bywa z powrotami dawnych - wielkich - alternatywnych. Na przykład powrót Pixies, kultowej formacji, w której szlifowała styl liderka The Breeders, Kim Deal okazał się epigońską porażką z zaledwie odbitym echem dawnej energii. The Breeders ostatni - i to średni - album wydali dekadę temu. Było więc ryzyko, że nie podołają. Ale nic z tych rzeczy. Jest tu dyscyplina, jest melodia, są przeboje, jest dobry wokal. Jest wszystko, co powinien mieć dobry, amerykański, alternatywny band, mający za sobą karierę w MTV w czasach, kiedy ta stacja jeszcze się liczyła. Na „All Nerve” ciągle słychać lata 90., ale nie ma w tym ani krzty zarzutu. Niby wszystko znamy. Wiemy, że gitara

Deadbeat Wax Poetic For This Our Last Resolve (BLKRTZ) Jeden z moich ulubionych twórców z kręgu dub techno, Kanadyjczyk Scott Monteith, od lat nagrywa świetne albumy i podróżuje po świecie, rozprzestrzeniając wielokulturowe muzyczne tropy. Jamajskie wpływy, hołd dla Detroit techno, ambient, house – wszystkie te inspiracje obecne są również na ostatnim albumie Deadbeata w dokładnie wyważonych proporcjach i sytuują go tak samo dobrze na klubowej imprezie, co w sypialni. Ale jest na tej płycie coś jeszcze. Jest przesłanie nadziei, o które

Ostatni rok to nie był najlepszy czas dla Daptone rec. Z wytwórni odeszli na zawsze, wydawałoby się nieśmiertelny Charles Bradley oraz czarująca Sharon Jones, która do końca walczyła z wyniszczającą chorobą. Co to ma wspólnego z debiutancką płytą wielkiej kubańskiej orkiestry, prowadzonej przez Jose „Pepito” Gomeza? Tylko pozornie nic. Pozornie, bo taneczna, uliczna energia buchająca z tego albumu jest tak intensywna, jakby miała odczarować te minione smutne momenty i spowodować, żebyśmy na nowo mogli cieszyć się i życiem, i muzyką. Akokán oznacza „z serca” i w stu procentach oddaje, zarówno intencje twórców, jak i poziom współpracy pomiędzy kilkunastoma muzykami z Orquesty – starszych, młodszych, doskonałych instrumentalistów, oferujących jeden z największych darów, jaki mogła podarować izolowana od świata wyspa.


| MUZYKA |

by Milena Milewska (Radio Szczecin)

Leon Bridges Good Thing (Columbia) Gdy debiutanckim albumem zapewniasz sobie porównania do Sama Cooke’a, pewnie syndrom drugiej płyty ciąży tym bardziej. Leon mógłby pozostać przy tym, co raz się sprawdziło, jednak postanowił zamienić retro soul nawiązujący do lat 60. na szersze spektrum. Jedną stopą stoi na dobrze znanym gruncie, a drugą sięga nawet kilka dekad do przodu. I nie gra to tylko w trzech przypadkach (na dziesięć!). „Forgive You”, czy „If It Feels Good (Then It Must Be)” brzmią trochę jak nie do końca udana krzyżówka Ushera z Pharrellem, a „You Don’t Know” równie dobrze mogliby nagrać Maroon 5. Jednak pozostałe siedem kompozycji to już tytułowa „dobra rzecz”. „Shy” i „Beyond” są niezwykłymi balladami w starym stylu, „Georgia to Texas” zadowoli tych, którzy zastanawiają się, czy Bridges nie zgubił gdzieś bluesa, a „Bad Bad News” to dowód na to, że i na nowych, jazzującofunkowych terenach, artysta trafia w dziesiątkę. „Good Thing” uznaję więc za test mocnych stron Leona i w tym kontekście kolejne wydawnictwo powinno być sukcesem bez wyjątków.

August Greene August Greene (August Greene) Robert Glasper musi być ostatnio bardzo zapracowany – nowa epka, perspektywa poprowadzenia jazzowego rejsu, a do tego projekty i supergrupy - R+R=NOW (z premierą płyty w połowie czerwca) i August Greene (z pierwszym krążkiem

w dyskografii). Można było się tego spodziewać po tabunach gości, które przewijały się przez serię „Black Radio” - pod tym względem w August Greene mamy mniejszy tłok, ale za to skład też jest konkretny. Robert łączy siły z Commonem i Karriemem Rigginsem. Przyjaciele od lat - postanowili przekuć swoją relację na jazzowo-rapowe trio. Ich kompozycje przywołują na myśl „Black Radio”, chociaż przyznam, marzyłam o improwizowanych jam sessions i nowych rozwiązaniach akurat oni mogliby sobie pozwolić na podjęcie większego ryzyka. Zwykle nie poleca się pracowania z przyjaciółmi, jednak w muzyce przyjaźń sprawdza się chyba całkiem nieźle. Co prawda obraca się na dość bezpiecznym gruncie, ale może szaleństwa jeszcze przed nimi.

może i pracowała z Madonną, czy The Rolling Stones, ale trudno ją spotkać na czerwonych dywanach, czy radiowych playlistach. I dla kontrastu na „Ventriloquism” artystka bierze się za radiowe hity popularne od 1982 do 1995 roku. Ponoć w trudnym dla siebie momencie chciała nagrać coś przypominającego o lepszych czasach, co nie znaczy, że ten materiał tryska radością. Skoro to Meshell, to obowiązkowe są refleksyjność, czy wyciszony i szepczący wokal. Daje nam to np. akustyczne „Waterfalls” TLC i „Private Dancer” Tiny Turner z aranżacją wreszcie pasującą do smutnego tekstu tej piosenki. O ile zwykle sceptycznie podchodzę do wydawnictw złożonych tylko z coverów, tak Meshell już kolejny raz udowadnia, że w jej wykonaniu daje to zupełnie nową jakość.

w niektórych (nielicznych) momentach wyrzuca nas na mieliznę, to zazwyczaj wypływamy na szerokie wody („I Need Your Body”, „Soon Never Comes”). Potrzebujecie podkładu pod urlop? A może chcecie sobie „zrobić” lato w biurze? Stim ulator Jones jest do usług.

Joe Armon-Jones Starting Today (Brownswood)

Stimulator Jones Exotic Worlds and Masterful Treasures (Stones Throw)

Meshell Ndegeocello Ventriloquism (Naïve) W tym roku minie ćwierćwiecze od wydania jej debiutanckiej płyty, którą wielu uznało za początek popularności neo soulu. Od tego czasu Meshell pokazała, że równie swobodnie czuje się w rapie, bluesie, rocku, czy reggae, ciągle trzymając się na uboczu. Może i ma na koncie dziesięć nominacji do Grammy,

Plaża, szum fal, drinki z palemką, a my wylegujemy się na rozgrzanym piasku lub ewentualnie przemierzamy wybrzeże Malibu kabrioletem. Oba scenariusze są równie zachęcające i oba wyobrażamy sobie, słuchając Stimulator Jones. Pod tym pseudonimem ukrywa się Sam Lunsford, który gra tu na wszystkich instrumentach - wyprodukował też i wyśpiewał każdy dźwięk. Ma do tego inną zdolność - najwyraźniej jest dobry w podróżach w czasie. Nie dryfując, a zdecydowanie wytyczając kurs, przenosi nas o prawie trzydzieści lat wstecz do początku lat dziewięćdziesiątych. Bezbłędnie wstrzela się przy tym w klimat soczystego r’n’b doprawionego funkiem i disco. Nawet jeśli

To jeden z tych albumów, przy których już od pierwszej nuty wiesz, że będzie dobrze. Przez chwilę boisz się, że maluje się to zbyt różowo i że jednak coś pójdzie nie tak, zostawiając mocno rozbudzony apetyt. Ale na szczęście nic takiego się nie dzieje. Jest coraz lepiej. Coraz smaczniej. Tytułowy numer z wariującym saksofonem i głębokim wokalem Ashebera wprowadza nas w świat jazzowych wariacji i improwizacji, wypełniony przez fusion, afrobeat, dub, czy hip-hop. A każda z sześciu kompozycji to osobna, wciągająca historia (szczególnie porywa duszne „London’s Face” z Oscarem Jerome). Goście wzbogacają „Starting Today” kilkoma kolorami, ale to gospodarz kreuje to uniwersum, dodając przestrzeni swoimi klawiszowymi solówkami. A to, że za wszystko odpowiada młody, debiutujący Brytyjczyk, nie powinno być zaskoczeniem, skoro krążek ukazał się nakładem wytwórni Gillesa Petersona. Londyn już niejednokrotnie udowodnił, jak ważne miejsce zajmuje we współczesnym jazzie. Armon-Jones dorzuca tylko kolejną cegiełkę, byśmy o tym nie zapomnieli.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

41


| MUZYKA |

Tropiki: dźwięki na słoneczne dni Dopiero co dał się poznać w Szczecinie, a już wystąpił na festiwalu Spring Break w Poznaniu. Michał Urban, autor projektu Tropiki, pewnym krokiem wszedł na scenę polskiej muzyki elektronicznej. Co najważniejsze, jego obecność została zauważona i doceniona. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ARCHIWUM


| MUZYKA |

Dlaczego Tropiki? - Muzyka, którą tworzę, nawiązuje do klimatu wakacji, do ciepłych, słonecznych dni. Poszedłem tym tropem, rozpisałem sobie pomysły, zrobiłem mapę myśli i w końcu dotarłem do słowa „tropiki”. Poczułem, że to właśnie „to”. Hasło „tropiki” nie tylko oddaje klimat całego projektu, ale też nawiązuje do stylu lat 80., neonów, palm, ówczesnej mody, takiej nieco „wyświechtanej”. Po za tym to polskie słowo. Zależało mi, żeby nazwa była polska. Żyjemy w Polsce i nie widzę powodu, dla którego miałbym szukać anglojęzycznych określeń. Nie planuję atakować moimi projektami zachodniego rynku, chcę tworzyć w naszym kraju, a „Tropiki” w pełni to oddają. Dopiero co usłyszeliśmy o Tobie w Szczecinie, a nagle pojawiłeś się na Spring Break w Poznaniu. Niezbyt uważnie obserwowaliśmy Twoje poczynania i sukcesy? Jak znalazłeś się na festiwalu? - Szczerze? Po prostu zgłosiłem się do organizatorów. Wyrazili zainteresowanie, więc dostarczyłem im swoje muzyczne CV. Spodobało się im i otrzymałem zaproszenie na festiwal. Graliśmy w Blue Note. Publiczność świetnie nas przywitała, dostaliśmy sporo pozytywnych komentarzy po występie. Co jakiś czas gram też dj sety w różnych klubach i miastach. Występowałem np. w Warszawie czy w Gdańsku. Przyznam, że najbardziej zależy mi na graniu muzyki na żywo. Nie jestem muzykiem z wykształcenia, jestem samoukiem i moja droga od pierwszych występów była długa. Stresowałeś się, jak zostaniesz przyjęty przez publiczność i znajomych?- Początkowo bardzo, ale teraz zaczynam czuć się komfortowo na scenie. Trema pozostała, ale nie myślę już o występie całymi tygodniami, nie zastanawiam się „co to będzie?” Na koncie masz też współpracę ze szczecińskimi Tragarzami, którzy w ostatnim czasie całkiem nieźle radzą sobie na rynku. - Znamy się z Piotrkiem Gołdychem (Pelo) od bardzo dawna. Obaj jesteśmy z Polic. Tam zaczynaliśmy razem jeździć na deskorolce i tam zaczynaliśmy razem tworzyć. Trwało to kilka ładnych lat. Spędzaliśmy mnóstwo czasu razem i niektórzy myśleli, że jesteśmy rodzeństwem. Nasza współpraca przy kawałku Tragarzy była czymś zupełnie naturalnym. Piotrek wysłał mi ścieżki z utworami i zaproponował zrobienie remiksu wybranego kawałka. Zdecydowałem się na „Raj”. Ta piosenka podoba mi się najbardziej z całego albumu. Co jakiś czas przeplatamy się z Tragarzami, niedawno wystąpiliśmy razem w „Peronie 5”. Twoja aktywność na scenie jest coraz częściej zauważana na ogólnopolskim rynku muzycznym. Przeglądając sieć widziałam, że zostałeś uznany za twórcę muzyki milenialsów to komplement czy obelga? - Staram się nie skupiać na szablonach. Oczywiście, to miłe kiedy inni uważają twoją muzykę za objawienie. To bardzo motywuje. Jednak tworząc nie zastanawiam się czy tworzę muzykę milenialsów czy nie. Tworzę muzykę, której sam chciałbym słuchać. Czy łatka od milenialsów jest zachętą czy prztyczkiem w nos? ...nie wiem. Moja muzyka jest prosta, nie ma w niej podwójnego dnia. To nie poezja. Chcę,

żeby odbiorcy trochę się przy niej pobujali, trochę potańczyli. To muzyka, którą dobrze włączyć sobie podczas jazdy samochodem i wyluzować się. W tym samym zestawieniu padło określenie „10 wspaniałych”. Z tym, że większość tych wspaniałych ma już wydane płyty, a co z Twoją? - Cały czas myślę o zrobieniu płyty. Obecnie pracuję nad albumem, mam nadzieję, że uda się skończyć go w wakacje. Moja muzyka jest mocno wakacyjna i nie wyobrażam sobie wypuścić jej w mroźne, zimowe dni. Nie wiem jeszcze, czy będzie to namacalne wydanie czy raczej wirtualne. Działam sam - bez agencji, bez wytwórni. Kiedy zgromadzę cały materiał, zastanowię się nad taką współpracą. Na razie skupiam się nad dopięciem wszystkich utworów, wyborze artystów i zaproszeniem ich do nagrań. Na pewno nie będzie to album jedynie z muzyką. Własna płyta jest dla Ciebie wyznacznikiem sukcesu, statusu…? - Działać na poważnie można, wrzucając muzykę jedynie na swojego Soundclouda. Jasne, płyta jest ważna, to namacalny dowód tego, co się zrobiło. Jednak dla mnie na tę chwilę istotniejsze jest to, co stoi za płytą, czyli cały koncept i czas poświęcony na tworzenie utworów. Każdy artysta chce mieć swój album i co pokazywać na koncertach. Tyle, że dziś można też robić remixy, współpracować z innymi i publikować to w internecie. Wielu muzykom to wystarczy. Inną kwestią jest również to, że do wydania płyty potrzeba ogromnego zaplecza finansowego. A marzy Ci się własny winyl? - Płyty winylowe przeżywają renesans. Ludzie je lubią, chętnie kolekcjonują. Sam co jakiś czas kupuję. To zupełnie inna jakość dźwięku. Gdyby była taka możliwość, wydałbym się na takiej płycie. Myślisz, że Szczecin jest dobrym miejscem, żeby zacząć i dopiąć swego? - Wydaje mi się, że każde miejsce jest dobre, żeby zacząć. Na pewno w Warszawie czy w Berlinie grono osób, z którymi można podjąć współpracę, jest większe. Więcej jest też klubów, w których można grać weekendami. W Szczecinie te możliwości nie są tak rozwinięte, niewiele miejsc zaprasza lokalnych twórców na koncerty. Ale... mimo to lubię Szczecin, lubię ludzi, którzy tu działają z muzyką. A nie ciągnie Cię do Berlina? Dla wielu osób regularne występy tam są spełnieniem marzeń. - Wolałbym pojechać do innego miasta w Polsce, wspomnianej Warszawy czy Wrocławia i tam występować regularnie, niż wyjechać do Berlina. Myślę, że dziś Berlin jest mocno nasycony przez muzyków. Choć może nie powinienem tego komentować, nie mieszkam tam, nie miałem nawet okazji do dłuższego pobytu w tym mieście. Moim celem jest granie i tworzenie muzyki dla ludzi, którzy czują podobne do mnie klimaty. Czy będzie to Szczecin, Berlin czy inne miejsce, to chyba nie znaczenia. Każde miejsce jest dla mnie dobre.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

43


| ROZRYWKA |

Letnie party na tarasie TRAFO Local Disco Allnighter, czyli prężnie działająca grupa lokalnych wielbicieli ambitniejszych odmian muzyki elektronicznej - w nieoczekiwanym miejscu organizuje niesamowite wydarzenie. 9 czerwca na trzecim piętrze Trafostacji Sztuki odbędzie się pierwsza edycja Rooftop Disco_Trafo Taras. W planach jazz, afrobeat, funk i cała gama dźwięków, które idealnie sprawdzają się latem na świeżym powietrzu. AUTOR JERZY WICHER / FOTO ADAM PELIKAN

Na kultowym tarasie przy Trasie Zamkowej, pamiętnym Taras Cafe, narodził się niegdyś szczeciński clubbing. Gorące lato, open air, doskonała muzyka, swoi ludzie – atmosfera tamtych dni wciąż unosi się w szczecińskim powietrzu. Teraz lokalni didżeje zajmują inny - bardzo wyjątkowy taras – by zapraszać gości z Polski i w najpopularniejszej szczecińskiej galerii sztuki promować ambitne odmiany muzyki klubowej. 9 czerwca odbędzie się pierwsza z cyklu imprez w miejscu, o którym słyszeliście, że jest jedyne w swoim rodzaju, ale baliście się zapytać czy można tam wejść. Ostatnie piętro miejskiej galerii sztuki nowoczesnej - Trafostacja Sztuki zajmuje taras z NIE-PO-WTA-RZA-LNYM widokiem na ul. św. Ducha, jeden z najstarszych szczecińskich gotyckich kościołów, Odrę i okolice Podzamcza. Dotąd mogliście tu jedynie wypić kawę i zrobić selfie z widokiem na niebo. 9 czerwca pierwszy raz w historii wszechświata odbędzie się tam najprawdziwsze rooftop party. Gościem będzie Mutual Attraction, a gdyby dźwięk miał smak, to on byłby jak miód z cynamonem, gdyż swoim brzmieniem i selekcją wpływa miękko

i aromatycznie na obszary duszy i umysłu. W obecnym świecie muzyki przepełnionym sztucznymi konserwantami to absolutny wyjątek. Absolwent muzykologii na Uniwersytecie Warszawskim oraz wielki miłośnik Jazzu. Jego występy można było usłyszeć w Berlinie, Neapolu, Barcelonie, Wiedniu, Pradze, Kijowie, Lwowie, w miejscach takich jak: OFF Festiwal, Up to Date Festiwal, Smolna, M25, Alchemia oraz w radio: Rinse Fm (UK), NTS Radio (UK), Radar Radio, Fbi Radio (Australia), Fm Brussel. Aktualnie pracuje nad solowym materiałem. Jego sety charakteryzuje muzyka, którą się inspiruje - możemy usłyszeć w nich jazz, afro, funk, NYC house, detroit techno oraz wiele innych gatunków. Wydarzenie przygotowuje Local Disco Allnighter. To znany w Szczecinie, eklektyczny cykl imprez, które w całość spinają dwa elementy: jakość i miłość. Cykl tworzą: CLVN x Ines Bloom (dj’s) oraz Izzi (visual). Ekipa Local Disco Allnighter pozostaje w przeświadczeniu, że muzyka to nadal sztuka. To ich pasja, miłość, uzależnienie niestety też. CLVN to postać, która na undergroundowej scenie jest od samych początków clubbingu w PL, można też śmiało po-

wiedzieć, że tworzył tę scenę w Szczecinie. Ines Bloom natomiast, to klasycznie wykształcony muzyk i dj-ka, od wielu lat zafascynowana muzyką undergroundową i ciekawą. Oboje kolekcjonują i grają muzykę wyłącznie z płyt winylowych. Izzi (graficzka i artystka wizualna) obecnie kreuje niepowtarzalne deco na imprezach. Wieczorem na Tarasie wesprze ich dwójka szczecińskich didżejów – Dominik Szczepaniak i Banach. Jednak wydarzenie na tarasie przygotowane zostało nakładem większej grupy. Patrycja Kuracińska i Sławek Kuraciński zrobili świetny film, a na różne sposoby wspiera LDA cała grupa osób: Andrzej Szmyt, Ania Tryburska – Szmyt, Piotr Halicki, Marcin Wiśniewski, Monika Kisielewicz, Madzia Wełnic, Tomek Radzki, Radek Rozwadowski, Bartek Chojnacki, Mateusz Afeltowicz, Wiktoria Grzeszczuk, Kasia Lemke, Anita Piotrowska, Krzysiek Magdziński, Kasia Makowska, Ewa Wiśniewska, Patryk Adamczak, Cezary Szczepaniak, Mariusz Szcześniak, Łukasz Kozakiewicz, Zbyszek Dziel, Tomek Wójcikowski.

9.06_ROOFTOP DISCO_TRAFO TARAS_GODZ. 16 ZAGRAJĄ: Mutual Attraction |

44

CLVN | Ines Bloom | Banach | Dominik Szczepaniak


| ROZRYWKA |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

45


#prezentacja

| KULINARIA | MM Trendy rekomenduje

5 miejsc,

które trzeba odwiedzić 5 wyjątkowych będąc miejsc, które w Szczecinie powinieneś z będąnać

#1

Restauracja Klimatt Centrum al. Papieża Jana Pawła II 42/U6 www.restauracjaklimatt.pl Kuchnia fusion to specjalność najlepszych europejskich restauracji, które subtelnie łączą regionalne tradycje ze smakami świata. Wygodne miejsce w tym segmencie zajęła Restauracja Klimatt. Szef kuchni, jest prawdziwym pasjonatem, jego zamiłowanie jest dodawane jako składnik do każdego z dań. Z produktów regionalnych, sezonowych i ekologicznych i powstają tu takie smakołyki jak choćby comber jagnięcy z Czarnogłówki podpiekany w sianie. To propozycja o niezwykle widowiskowej formie podania - gość otrzymuje mięso przykryte szklaną kopułą, otulone chmurą aromatu. Swoje smaki znajdą tu również osoby unikające glutenu i weganie. Quinoa podawana z warzywami sezonowymi z dodatkiem masła z orzechów ziemnych, ziół i trufli, trafi w gusta każdego. Rozbudowane menu oferuje też opcje degustacyjne

46

z 4, 6 lub 8 pozycjami. Każdy ze smaków uzupełnia wino, dobierane przez sommeliera Restauracji Klimatt. A kto nie ma czasu na kolacje, ten na pewno skusi się na lunch i odetchnie wśród zielonych ścian lokalu.

#2

Plan B Food&Wine Stare Miasto ul.Osiek 1B FB: @PlanBSzczecin Plan B to tak naprawdę plan A na wszystkie kulinarne wypady w miasto. Restauracja z kuchnią śródziemnomorską nie tylko uzupełnia ofertę szczecińskiej

Starówki, która w ostatnich latach stała się zagłębiem egzotycznych smaków, ale też wysoko podnosi poprzeczkę innym włoskim i hiszpańskim lokalom w regionie. Autorska kuchnia, eksperymentalne połączenia i kompozycje na życzenie przywodzą na myśl klimat rodem z Italii, potęguje to fakt, że gotowaniem zajmuje się sam właściciel. Podniebienie urzeka jego filet z dorsza na puree z selera z sosem z palonego masła podawany w towarzystwie chipsów z jarmużu. Z równym zachwytem wyjdzie się z lokalu po spróbowaniu gnocchi z kremowym sosem grzybowym z dodatkiem grzybów shimeji, kolendrą i parmezanem. Wśród przystawek i przekąsek królują owoce morza. Za to w części deserowej hiszpańskie ciasto z sorbetem z mango. Każdą pozycję uzupełnia wino. Latem czy zimą w tym miejscu zawsze świeci słońce. >>>


#prezentacja

| KULINARIA | MM Trendy rekomenduje

#3

Fanaberia na Siennej Stare Miasto ul. Sienna 11 FB: @FanaberiaNaSiennej Właścicielka dobrze wszystkim znanej Fanaberii przy deptaku Bogusława otworzyła długo wyczekiwaną herbaciarnię na szczecińskiej Starówce. Trzeba to powiedzieć jasno - jest to drugi lokal, pierwszy zostaje tam gdzie jest. Małe formy, domowy klimat i regały uginające się od puszek z herbatą (jest ich tu ponad 80, a będzie więcej) pozwalają gościom wkroczyć do zupełnie innego świata, w którym zegary i kalendarze nie mają znaczenia. Żeby było sprawiedliwie, znajdzie się też coś dla amatorów kawy. Warszawska palarnia Coffee Zone przygotowała dla Fanaberii specjalną mieszankę ziaren. Kompozycja doskonała dla ekspresu ciśnieniowego. Kawosze chętnie sięgają też po kawę z tygla i włoskiej kawiarki. Ofertę smaków uzupełniają wypieki

w domowym stylu, z kolei ofertę możliwych doznań uzupełniają dzieła sztuki. Herbaciarnia współpracuje z galerią sztuki, dzięki czemu na miejscu można podziwiać i kupić obrazy artystów. Jakby tego było mało, na dole mieści się jeszcze sala eventowa z doskonałą akustyką.

#4

Lody Dutkiewicz Centrum ul.Jagiellońska 13 FB: @Dutkiewicz-Lody-Autorskie Pewnie nie będzie to zaskoczeniem, ale w tym przypadku podstawę menu stanowią lody. W ekscytacje wprowadza za to ich smak. Można by rozwodzić się nad tym, iż powstają z najwyższej jakości naturalnych składników, w oparciu o autorską recepturę, ale lepiej napisać, że Patryk Dutkiewicz wstaje każdego dnia o 4 nad ranem by własnym rękami rozpocząć ich produkcję. To właśnie dzięki niemu każdego dnia możemy cieszyć się 80 g. świeżego szczęścia w wafelku

lub kubeczku, na miejscu lub na wynos. Ciężka praca łączy się tu z kreatywnością. Zielony groszek, rukola, orzechy makadamia... gdzie indziej ich spróbujemy? Kto skusi się raz ten szybko wróci po więcej. Zdradzimy, że więcej można zabrać ze sobą w pół litrowym opakowaniu. Do zobaczenia na miejscu!

#5

Bike Café Centrum Wały Chrobrego / Jasne Błonia Mobilna kawiarnia i ze Szczecinem w tle. Wbrew pozorom nie jest to lokalny projekt, a część kawiarnianej sieci. Historia marki zaczęła się w czerwcu 2012 roku w Poznaniu, a stamtąd trafiła m.in. do Torunia, Warszawy, Trójmiasta i Szczecina. Rozbudzający napój serwowany jest przez baristów. Co się chwali Bike Café wspiera rowerzystów – za odwiedzenie kawiarni na rowerze, oferowany jest rabat na każdą kawę w asortymencie!

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

47


| DESIGN |

#prezentacja

Bo takie też są produkty DynaCook… W pełni odpowiadają na potrzeby tych, dla których gotowanie jest sposobem na to, by cieszyć się czasem spędzonym w rodzinnym gronie na przygotowywaniu domowych pyszności. Cztery linie gazowych płyt ceramicznych klasy premium dają możliwość angażowania w przygotowywanie posiłków nawet dzieci, ponieważ stosowane w nich rozwiązania pozwalają bezpiecznie korzystać z gazu, a płynna i łatwa regulacja oraz intuicyjny panel sterowania gwarantują zawsze dobrą zabawę. Potwierdzony wieloma patentami polski produkt to efekt intensywnych badań nad technologią, która zyskała gwarancję jakości niezależnego Instytutu Badawczego. Ceramiczne płyty gazowe DynaCook zapewniają najwyższy stopień bezpieczeństwa dzięki blokadom przypadkowego uruchomienia i ogranicznikom czasu pracy pola grzejnego. Wskaźniki ciepła resztkowgo ostrzegają przed dotknięciem wyłączonego, ale jeszcze gorącego pola, a sygnał braku gazu i zabezpieczenie przed jego ulatnianiem się oraz brak otwartego ognia uczynią wspólne gotowanie niezwykłym i równie bezpiecznym przeżyciem.

Prostota i poczucie smaku

DynaCook i proste przyjemności… Gotowanie jest jednym z tych cudów dnia

Atrakcyjny design urządzeń marki DynaCook doskonale wpisuje się również w szersze ramy skandynawskiego poczucia estetyki. Osoby zakochane we wnętrzach w stylu skandynawskim docenią prostą elegancję i minimalistyczne wykończenie, które sprawia, że płyta ceramiczna staje się dopełnieniem projektu wnętrza. „Skandynawskość” oznacza w tym wypadku jednak o wiele więcej niż piękno… to piękno funkcjonalne, które jest jednocześnie ekologiczne, energooszczędne i wygodne w użytkowaniu… Bo każda chwila hygge-przyjemności kiedyś się kończy i przychodzi czas na to, by po niej posprzątać. Wtedy też gładka ceramiczna powierzchnia gwarantuje łatwość utrzymania czystości i więcej wolnego czasu na spędzenie go w rodzinnym gronie.

codziennego, które świetnie wpisują się w duński styl życia – hygge. Co ciekawe, tę coraz lepiej znaną i ubóstwianą przez wielu sztukę bycia szczęśliwym uprawiać można w każdym zakątku świata… również w Polsce!

48

Więcej infomracji o płytach znajdziecie na: www.dynacook.pl FB @GotowanieDynaCook


Meble w zabudowie na indywidualne zamówienie klienta. Nasze usługi obejmują cały proces – od projektu aż po jego wykonanie. Wykonujemy również frezowanie oraz wycinanie maszyną CNC.


| WNĘTRZA |

#prezentacja

Wnętrze medyczne światło i ponadczasowa biel Choćby projektant wnętrz stworzył najbardziej unikalną wizję przestrzeni w swoim dorobku, to i tak warto postawić na to, co już sprawdzone i ponadczasowe - biel i czerń. Szczególnie jeśli mowa o projekcie gabinetów medycznych.

50


#prezentacja

Wnętrza gabinetów lekarskich są sztampowe i nudne? W żadnym razie! Dobrze zrealizowany projekt potrafi ukoić nerwy i wprowadzić w stan relaksu, a nawet przełamać strach przed zabiegiem i zachęcić do leczenia. Z tą myślą architekt wnętrz podjęła się zaprojektowania przestrzeni Gabinetów Tuwima. Wysoki poziom usług placówki wymagał wysokiego standardu wykończenia, są jednak style i barwy, które nigdy nie zawodzą. Czysta biel przeplatająca się z ponadczasową szarością, klasyczną czernią oraz subtelnym wrzosem, stały się przepisem na wizualny sukces. Swoją przygodę ze Stomatologią i Ginekologią Tuwima pacjent rozpoczyna już w holu, który wita abstrakcyjną grą białych żaluzji i przenikających je świateł. Subtelny wzór rombów, zdobiących główną ścianę, nawiązuje do pikowanych

| WNĘTRZA |

mebli. Królową jest tu sofa w delikatnym wrzosowym kolorze, która zachęca do chwili relaksu podczas oczekiwania na zabiegi. - Obecnie mało kto zdaje sobie sprawę z potęgi otaczających nas barw - wyjaśnia projektant wnętrza Paulina Olbrychowska. - Świat kolorów jest nasycony energią, która ma istotny wpływ na nasze zdrowie, emocje, zachowanie i samopoczucie. Wybrałam kolor wrzosu jako element wnętrza, ponieważ znakomicie wycisza i łagodzi objawy stresu. Dzięki temu niepokojące myśli podczas oczekiwania na wizytę u lekarza po prostu od nas odpłyną. Każdy detal wnętrza jest tak przemyślany by trafiał zarówno do kobiet, które zdecydowały się na usługi lek. Doroty Gródeckej spec. położnictwa i ginekologii

oraz dr Joanny Lewandowskiej spec. położnictwa i ginekologii, jak i mężczyzn, których bardziej interesuje autorski gabinet stomatologiczny doktora Macieja Szwajkiewicza. Paulina Olbrychowska zgrabnie połączyła te dwa światy, grając kolorem i designem. - W Ginekologii Tuwima pacjentki mogą skorzystać z nowoczesnych zabiegów z zakresu ginekologii estetycznej. Jak widać w ofercie, zabiegi są realizowane przy użyciu lasera CO2, kwasu hialuronowego a także

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

51


| WNĘTRZA |

#prezentacja

Każdy detal wnętrza jest tak przemyślany by trafiał zarówno do kobiet (...) jak i mężczyzn. Paulina Olbrychowska zgrabnie połączyła te dwa światy grając kolorem i designem

52


#prezentacja

nici liftingujących. W sytuacji gdy kobieta poddaje się tak intymnym procedurom, nie może być skrępowana. To właśnie otoczenie, w którym się znajduje w dużej mierze wpłynie na to z jakim nastawieniem zacznie odbudowywać komfort życia codziennego - dodaje architektka. Kierunek kolorystyczny wnętrza lekko ewoluuje w gabinecie stomatologicznym doktora Macieja Szwajkiewicza. - Projekt gabinetu stomatologicznego zawsze jest sporym wyzwaniem - mówi Paulina Olbrychowska. - Podczas planowania musiałam mieć na uwadze, że głównym kierunkiem działalności stomatologicznej w Stomatologii Tuwima są zabiegi z zakresu stomatologii zachowawczej, estetycznej, chirurgii z implantologią oraz protetyki. W porozumieniu z ginekologiem prowadzona jest tu także opie-

| WNĘTRZA |

ka stomatologiczna kobiet ciężarnych. Wnętrze musiało oddawać ideę bezpieczeństwa, powrotu do pełnej funkcjonalności i estetyki. W ten sposób w gabinecie pojawiło się zestawienie delikatnej bieli z męską czernią w zabudowie meblowej. Pozwoliło to na uzyskanie nowoczesnej monochromatycznej przestrzeni. Kolory stosowane są z umiarem i wyważeniem. Przejawiają się jedynie w cyklu trzech grafik osadzonych w odcieniach niebieskości, mającej na celu uspokojenie aktywności organizmu pacjenta. - Warto dodać, że w przypadku tego projektu dużą rolę odgrywają meble w zabudowie, wykonane przez firmę wykończeniową Zambrzycki Meble mówi architektka. - Rzetelna współpraca między IDSGN oraz Zambrzycki Meble sprawiły, że wnętrze stało się idealne.

PROJEKT WNĘTRZA: Paulina Olbrychowska / idsgn p.olbrychowska@interia.pl tel. 500 745 855 Andrzej Golc / fotograf architektury i produktu, wykładowca ZUT www.golc.photo TUWIMA Ginekologia i Stomatologia ul. Tuwima 27/3, Szczecin | tel. 570 70 71 72 Zambrzyckimeble.pl | tel. 512 15 91 30

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

53


| ZDROWIE |

#prezentacja

Piękny początek sezonu Latem wszystkie chcemy wyglądać świeżo i naturalnie. Dbanie o skórę powinno się praktykować cały rok, jednak domowa pielęgnacja to nie wszystko. Sprawdziliśmy, jakie nowinki z zakresu medycyny estetycznej przygotowała dla swoich pacjentów szczecińska klinika Beauty Group.

Cellular Matrix - intensywna odnowa skóry

bez konieczności poddawania się chirurgicznym procedurom.

Zabieg Cellular Matrix to absolutny hit zagranicznych klinik, mający swoje miłośniczki na całym świecie. Preparat jest kombinacją sprawdzonej receptury znanego preparatu Regeneris z nieusieciowanym kwasem hialuronowym. Substancja łączy dobroczynne działanie osocza bogatopłytkowego (znany szerzej jako wampirzy lifting) z silnym, głębokim efektem nawilżenia i regeneracji tkanek. Produkt jest uznawany za najlepszy sposób na biostymulację tkankową. Ta dopracowana w każdym szczególe mieszanka tworzy koktajl młodości, którego efekty będziemy obserwować długo po wykonaniu zabiegu! Działanie jest tak spektakularne, ponieważ kwas hialuronowy tworzy w skórze strukturę, która pomaga składnikom osocza aktywować swoje działanie. Specjaliści są zdania, że substancja doskonale sprawdzi się w profilaktyce anti-aging ze względu na intensywną produkcję kolagenu i elastyny na długo po zabiegu.

Produkt wykazuje tak silne działanie dzięki zawartości syntetycznej postaci kwasu deoksycholowego, który występuje naturalnie w każdym organizmie. Substancja ta bierze udział w trawieniu i wchłanianiu tłuszczu. Badania kliniczne potwierdziły, że preparat przyczynia się do wzrostu całkowitej ilości kolagenu w okolicach jego podania. Dzięki temu możemy liczyć na poprawę konturu i napięcia skóry.

Belkyra - pogromca drugiego podbródka Drugi podbródek to problem ściśle związany z nadmiarem tkanki tłuszczowej w okolicach brody. Jej zarys silnie wpływa na ocenę wieku danej osoby, dlatego dbając o zachowanie młodego wyglądu nie powinno się zapominać o tym istotnym szczególe. Na odkładanie się niechcianego tłuszczu w tych okolicach wpływa starzenie się organizmu, wahania hormonalne, zmiana masy ciała. Do niedawna jedynym sposobem na pozbycie się go była operacja. Na szczęście to już przeszłość: opracowany przez firmę Allergan preparat trwale niszczy komórki tłuszczowe

54

Juvederm Hydrate – nawilżenie twarzy, dłoni i dekoltu Blask, charakterystyczny dla młodej skóry można przywrócić. W tym celu musimy jednak pożegnać się z niezdrowymi nawykami i… odżywić skórę od środka. Z pomocą przyjdzie zabieg Juvederm Hydrate. Nie jest to wypełniacz - jego zadaniem jest odnowa i intensywna kuracja nawilżająca. Zabieg można wykonać w miejscach, które zdradzają nasz wiek – na twarzy, dłoniach, dekolcie. Silny przeciwutleniacz znajdujący się w składzie (mannitol) skutecznie opóźni procesy starzenia. Polecamy zwłaszcza przed wielkim wyjściem!

Beauty Group Szczecin – Klinika Chirurgii Plastycznej ul. Wojciechowskiego 7, Szczecin tel. +48 (0)91 45 40 442 mail info@beautygroup.pl | www.artplastica.pl


#prezentacja

| ZDROWIE |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

55


| ZDROWIE |

#prezentacja

Lekarze współpracujący w Instytucie Flebologii stosują innowacyjne techniki operacyjne – małoinwazyjne metody, dzięki którym pacjenci szybciej wracają do pełni sił.

56


#prezentacja

| ZDROWIE |

Instytut Flebologii światowe standardy leczenia chorób żylnych Ponad dwudziestoletnie doświadczenie, najnowsza technologia oraz wypracowane procedury zabezpieczające pacjenta – to trzy główne filary, na których powstał Instytut Flebologii; miejsce, w którym pacjenci uskarżający się na choroby żylne znajdą fachową opiekę oraz pomoc w leczeniu ich dolegliwości. Siedziba Instytutu Flebologii znajduje się w Centrum Medycznym Dom Lekarski przy ul. Piastów w kompleksie Piastów Office Center. Do dyspozycji pacjentów jest najnowocześniejsza sala operacyjna w naszym regionie, jak również m.in. innowacyjny sprzęt do przeprowadzania badań USG Doppler. Wszystko to pod okiem wykwalifikowanego personelu, którym zarządza dr n. med. Tomasz Hamera. Instytut flebologii powstał przede wszystkim z konieczności zapewnienia jeszcze szerszej opieki pacjentom, których dotykają problemy żylne. Ich liczba dynamicznie rośnie i obecnie dotyczy już ponad 60% naszego społeczeństwa- – mówi dr Tomasz Hamera. Ten projekt to efekt ponad dwuletnich przygotowań, opracowywania procedur oraz setek godzin konsultacji i pracy na sali operacyjnej – wszystko

to aby pomóc jak największej ilości osób. Bardzo się cieszę, że wspólnie z Domem Lekarskim tworzymy coś tak fantastycznego dla naszych pacjentów – dodaje Dr Tomasz Hamera. W ramach Instytutu pacjenci mogą liczyć na kompleksową opiekę medyczną oraz na dostęp do pełnej oferty zabiegów flebologicznych począwszy od niezbędnej konsultacji po zabiegi małoinwazyjne jak skleroterapia i zabiegi laserowe, a kończąc na najnowocześniejszych procedurach operacyjnych.

Światowe standardy leczenia - Bardzo się cieszę, że nasza trzyletnia praca koncepcyjna nad uruchomieniem projektu wreszcie przyniosła efekt i dzisiaj możemy Państwu przedstawić Instytut Flebologii; miejsce, gdzie będziemy mogli pomóc większej ilości pacjentów uskarżających się na problemy żylne. Jestem dumny, że stworzyliśmy zespół lekarzy, który dodatkowo wesprze nas w pracy i również zaoferuje złote standardy leczenia flebologicznego - mówi dr Tomasz Hamera. Lekarze współpracujący w Instytucie Flebologii stosują innowacyjne techniki operacyjne – małoinwazyjne metody, dzięki którym pacjenci szybciej wracają do pełni sił. Tradycyjne zabiegi chirurgiczne zdecydowanie ustępują miejsca nowoczesnej chirurgii flebologicznej - na pierwszy plan wysuwają się dwie metody tera-

peutyczne. Są to zabiegi wykorzystujące do zamykania niewydolnych żył energię fal radiowych - Venefit Closure Fast lub klej wewnątrzżylny - VeanSeal. Zarówno w przypadku zastosowania kleju jak i fal radiowych zabiegi odbywają się jako procedury jednodniowe. Po operacji, w celu zapewnienia pełnego komfortu i bezpieczeństwa, pacjent pozostaje po opieką zespołu medycznego przez odpowiednio długi czas, czasami również na noc. W niektórych sytuacjach pacjent może powrócić do domu w dniu zabiegu.

Wymiana doświadczeń Instytut Flebologii to też miejsce wymiany doświadczeń i wzajemnej edukacji – dr n. med. Tomasz Hamera za cel obrał sobie szkolenie specjalistów, którzy w przyszłości będą dołączać do stworzonego zespołu. Przekazywanie dobrych praktyk i wiedzy o stosowanych technikach operacyjnych to podstawa do rozwoju dla przyszłych specjalistów w dziedzinie flebologii. To cel, który obejmuje stworzenie zespołu lekarzy o takich samych umiejętnościach, by zapewnić ciągłość leczenia i jakość na wszystkich etapach. Lekarze odpowiadają za pacjenta od samego początku, czyli od zdiagnozowania choroby dzięki badaniom, przez wykonanie zabiegów – zarówno operacyjnych, jak i tych nieinwazyjnych, aż po opiekę pooperacyjną i dalszą kontrolę leczenia.

Instytut Flebologii w Centrum Medycznym Dom Lekarski Piastów Office Center al. Piastów 30, Szczecin, tel. 91 469 22 82 | www.domlekarski.pl | www.drhamera.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

57


| ZDROWIE |

Mierz tętno, kontroluj serce. To kwestia życia lub śmierci Czym jest tętno. Jakie powinno mieć wartości i jak je mierzyć. Co jeśli w czasie relaksu mamy je podwyższone? Co jeśli jest zbyt niskie? I wreszcie, jak dbać o serce, by nie mieć kłopotów ze zdrowiem. Podpowiada kardiolog. AUTOR ANNA FOLKMAN

Tętno, zwane także pulsem, to efekt ruchu naczyń krwionośnych spowodowany skurczami serca. Tętno można mierzyć w różnych miejscach - na tętnicy szyjnej, promieniowej (na nadgarstku), na tętnicy ramiennej, udowej (w pachwinie), podkolanowej czy nawet na stopie, kiedy oceniamy drożność tętnic kończyn dolnych. Najprostszą i najpowszechniejszą metodą jest mierzenie pulsu/ tętna na tętnicy promieniowej, po wewnętrznej stronie nadgarstka. Liczymy wyczuwalne uderzenia przez minutę. Istnieją także modyfikacje - np. mierzymy tętno przez 15 sekund, a następnie wynik mnożymy razy cztery, ale przy założeniu, że tętno jest równe. Możemy też użyć pulsomierza. Normy tętna spoczynkowego (mierzonego w czasie relaksu, bez wysiłku fizycznego) są w granicach od 60 do 100 na minutę, jednak lepiej, gdy te wartości są bliższe 60. Poza tym częstość tętna spada z wiekiem. - Nawet jeśli tętno spada poniżej 60, ale jest powyżej 50, to najczęściej nie wpływa to na samopoczucie i jest dość dobrze tolerowane - mówi

58

dr n. med. Krzysztof Przybycień, lekarz kierujący Kliniką Kardiologii z Intensywnym Nadzorem Kardiologicznym Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 2 PUM w Szczecinie. - Sportowcy czy osoby wytrenowane często mają to tętno nawet poniżej 50 i czują się z tym dobrze. Jeżeli przyjmiemy najprostszy wzór na tętno maksymalne w czasie wysiłku (220 minus wiek), to dla osoby 50-letniej tętno maksymalne wynosi 170 na minutę. W dużym uproszczeniu można przyjąć, że 50-letnia osoba uprawiająca systematycznie sport, z tętnem spoczynkowym około 60/min., osiąga tętno maksymalne później niż osoba niewytrenowana z tętnem spoczynkowym np. 90/min., a co za tym idzie, jest w stanie wykonać większy wysiłek fizyczny. Zazwyczaj tętno, czyli puls pokrywa się z częstością rytmu serca. Istnieją jednak sytuacje, że częstość tętna różni się od częstości rytmu serca. Zdarza się tak np. u osób, u których występuje migotanie przedsionków. Tony przy osłuchiwaniu serca nie pokrywają się wtedy z tętnem. Dzieje się tak dlatego, że nie każda fala tętna związana ze skurczem serca jest wyczuwalna na obwodzie. Kiedy w czasie odpoczynku nasze tętno jest wysokie, mamy do czynienia z przyspieszoną czynnością serca (tachykardią). Nie jest to korzystne i czasami wymaga leczenia. - Kiedy osoba w czasie spoczynku ma tętno np. ok. 120 na minutę, wiadomo, że jej serce męczy się bardziej i można powiedzieć, że w ogóle nie odpoczywa dodaje dr Przybycień. - Bywają przypadki, że przy bardzo szybkiej czynności serca i tętnie, które utrzymują się przez dłuższy czas dochodzi do sytuacji, kiedy serce jest tak „zmęczone”, że nie ma siły na w pełni wydajny skurcz. Kiedy wydajność serca spada, dochodzi do niewydolności krążenia, a organizm otrzymuje znacznie mniej natlenowanej krwi. Ciśnienie krwi spada, wydolność organizmu też. Osoba taka jest osłabiona, źle się czuje, miewa duszności, trudno jej normalnie funkcjonować, np. chodzić po schodach. Pacjenci z szybką czynnością serca, z za wysokim tętnem spoczynkowym, różnie odczuwają ten stan. Bywa, że nie mają żadnych objawów, inni odczuwają kołatanie serca, źle się czują, jeszcze inni tracą nawet przytomność. Do lekarza zgłaszają się przede wszystkim te osoby, które odczuwają objawy. Ale przy zbyt szybkim tętnie spoczynkowym o konsultację powinni pokusić się wszyscy. Niektóre przyczyny przyspieszonej czynności serca i tętna nie są groźne dla życia, ale są też takie (np. częstoskurcze komorowe), które mogą doprowadzić nawet do zatrzymania krążenia i zgonu.


#prezentacja

| ZDROWIE |

NATYCHMIASTOWY EFEKT ODMŁODZENIA

Infinity LT

rewolucja w regeneracji skóry O przełomowej, autorskiej procedurze w zakresie pielęgnacji i regeneracji skóry, opowie nam jej autor - doktor Zbigniew Matuszewski z Laser Studio. Zabieg laserowy Infinity LT to nowość na rynku dostępna tylko w Laser Studio, na czym polega jego unikatowość? Infinity LT jest moim autorskim zabiegiem. Co należy podkreślić, Infinity LT nie należy do platformy zabiegów laserowych o nazwie Infinity, dostępnej w innych miejscach. Moja metoda polega na wykorzystaniu pozytywów płynących z naprawy dużych naczyń krwionośnych. Skóra przechodzi głęboką regenerację na poziomie komórkowym, jest jędrna, gładka, młodsza. Czyli Infinity LT cofa wskazówki zegara do 30 roku życia? - Można tak powiedzieć. Po 30 roku życia w organizmie człowieka dochodzi do gwałtownego obniżenia produkcji hormonów oraz substancji wydzielanych przez śródbłonek naczyniowy. Na skórze pojawiają się przebarwienia, rozluźniania, zasinienia. Proces jest stopniowy, postępuje o 10 - 20 proc. rocznie do ok. 38 roku życia. Tak dochodzi do kryzysu wieku średniego organizmu. W takim razie jak działa pana autorska metoda? - Jest to procedura przeprowadzana z użyciem lasera krótko-impulsowego. Infinity LT wywołuje w organizmie gwałtowną stymulację hormonalną, postępującą przez ok. 6 - 8 miesięcy. Organizm “wraca” do 30 roku życia. Zagęszcza się struktura skóry, wyrównuje się jej koloryt, przetłuszczanie ustępuje, stany zapalne znikają. Funkcje wydzielnicze organizmu oraz te odpowiedzialne na “sprzątnie” skóry zaczynają działać prawidłowo.

nywać przez cały rok. Skóra jest wrażliwsza przez pierwsze 2 - 3 dni po zabiegu, jednak by ją ochronić wystarczy krem z filtrem lub makijaż, który można nałożyć już 2 godziny po opuszczeniu Laser Studio. Którym częściom ciała jest dedykowane Infinity LT? - Zabieg można wykonać na każdej części ciała - twarz, szyja, brzuch, uda. Chcę jednak zwrócić szczególną uwagę na okolicę oczu. Wiele osób decyduje się na poprawę jej wyglądu poprzez ostrzykiwanie botoksem lub kwasem hialuronowym. Jeśli pacjent jest zdrowy metody te na pewno zadziałają. Jednak jeśli w organizmie pacjenta jest uszkodzony układ krwionośny pojawiają się pajączki na nogach, na twarzy pękają krwinki, to preparaty zamiast polepszyć sytuację, pogorszą ją wywołując obrzęki i pogłębiając zmęczenie na twarzy. W takim razie od czego należy zacząć chcąc otrzymać permanentny efekt? - Od konsultacji i wyboru odpowiedniej metody leczenia. Jeżeli układ naczyniowy nie działa prawidłowo należy go naprawić, następnie usunąć widoczne przebarwienia oraz pajączki i przeprowadzić lifting laserowy. Można też zdecydować się na Infinity LT. Już w trakcie zabiegu skóra staje się gładka, a tuż po zabiegu jędrna, dobrze napięta. Efekty utrzymują się od 6 do 8 miesięcy. Najważniejsze jednak by wszystko w naszym organizmie działało poprawnie, dzięki temu zawsze będziemy dobrze wyglądać.

Czy zabieg wykonamy latem? - Infinity LT możemy wyko-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

59


| ZDROWIE |

#prezentacja

- Niedawno skończyłam 50 lat, moje oczy są głęboko osadzone i rozumiem, że nie będę wyglądać jak nastolatka - dodaje pani Ewa. - Jednak korekta powiek sprawiła, że moje oko znów się otworzyło, mogę się swobodnie pomalować.

60


#prezentacja

| ZDROWIE |

Korekta powiek: powrót do młodego spojrzenia Żona i szczęśliwa matka. Choć niedawno obchodziła 50 urodziny, dziś świętuje drugą młodość. Wszystko dzięki korekcie powiek.

Zadaniem powiek jest ochrona oka przed przed zanieczyszczeniami oraz zapewnienie odpowiedniego nawilżenia gałki ocznej. Jednak okolica oczu jak każdy inny rejon ciała podlega procesom starzenia. Skutkuje to nie tylko pogorszeniem wyglądu, ale często też ograniczeniem pola widzenia. To właśnie te przyczyny skłoniły Panią Ewę (l. 50) do korekty powiek. - Pierwsze zmiany zauważyłam rok temu, opadająca powieka zaczęła ograniczać mój zakres widzenia - mówi pacjentka. - Nie wiedziałam co się dzieje, więc w pierwszej kolejności udałam się do okulisty. Okazało się, że nie chodzi o wzrok. Od tej pory patrząc w lustro, oglądając zdjęcia, czy robiąc makijaż nie mogłam pozbyć się poczucia dyskomfortu. Po prostu przestałam się lubić. Jako rozwiązanie, kosmetyczka zasugerowała mi korektę powiek. Postanowiłam zasięgnąć opinii u specjalisty.

Sposób na młode spojrzenie Korekta powiek to jeden z najefektywniejszych zabiegów odmładzających medycyny estetycznej. Polega na usunięciu z okolic oczu nadmiaru skóry wraz z odpowiednią ilością mięśnia okrężnego oka i przepuklin tłuszczowych. Jest zabiegiem mało inwazyjnym Najczęściej decydują się na niego osoby po 40 roku życia, które uskarżają się na tzw. worki pod oczami, głębokie cienie czy opadające powieki. Korekta powiek górnych trwa, tak jak i korekta powiek dolnych, zaledwie 45 min. Przeprowadzając operację obu powiek na raz zabieg trwa 1,5 g. W niektórych przypadkach operacja jest wynikiem zaleceń lekarskich, np. gdy nadmiar skóry ogranicza pole widzenia utrudniając wykonywanie codziennych czynności. - O zakwalifikowaniu pani Ewy do operacji decydowały głównie względy estetyczne - mówi dr Katarzyna Ostrowska- Clark, gabinet Medimel. - Górne powieki opadały, było to widoczne szczególnie nad lewym okiem, z kolei dolne były mocno pomarszczone. Operacja pani Ewy nie była wynikiem zaleceń okulisty, jednak potrzeby każdego pacjenta rozpatrujemy indywidualnie, każdy jest inny. Należy pamiętać, że poprawa wyglądu, to również poprawa samopoczucia, zadowolenia i akceptacji siebie.

Czas decyzji Pierwsze spotkanie pani Ewy z dr Katarzyną Ostrowską- Clark nie było zobowiązujące, służyło konfrontacji oczekiwań z możliwościami, a także przedstawieniem motywu zabiegu. Doktor oceniła stan powiek i zaproponowała rozwiązanie. Pacjentka miała też okazję przyjrzeć się przykładowym zdjęciom wcześniejszych operacji, dzięki czemu łatwiej wyobraziła sobie możliwe efekty. Po tej wizycie pani Ewa miała wystarczająco dużo czasu na przemyślenie swoich zamiarów. - Podczas konsultacji utwierdziłam się, że zabieg jest mi potrzebny, że nie jest to tylko moja fanaberia - mówi pacjentka. - Potrzebowałam jednak chwili by wszystko jeszcze raz przemyśleć, ta decyzja musiała we mnie dojrzeć. Nie chciałam, aby był to pochopny pomysł uformowany pod wpływem impulsu. W końcu po rozmowach z mężem i rodziną zdecydowałam się. Zbliżał się też czas moich okrągłych urodzin i czułam, że to dobry moment by przywrócić radość i młodość moim rysom.

Przebieg operacji Po przejściu koniecznych badań i zakwalifikowaniu pacjentki do zabiegu, przyszedł długo wyczekiwany dzień. Operację poprzedziła rozmowa dr Ostrowskiej- Clark z panią Ewą. To standardowa procedura, podczas której pacjent musi poinformować lekarza o swoim aktualnym stanie zdrowia, przebytych i aktualnych chorobach, alergiach, przyjmowanych lekach, a także wcześniejszych zabiegach. Po wywiadzie pani Ewa została poproszona o podpisanie świadomej zgody na operację, a następnie skierowana pod opiekę anestezjologa. - Idąc na salę operacyjną czułam się bezpiecznie - opowiada pani Ewa. - Oddałam się w ręce zespołu Medimel bez strachu, że coś może pójść nie tak. To poczucie, było dla mnie bardzo ważne, ponieważ czekając na operacje w głowie człowieka kiełkują różne obawy. Dzięki atmosferze jaka panuje w gabinecie Medimel tych obaw nie było. - Zabieg trwał ok. 1,5 g. i przebiegł pomyślnie - dodaje dr Katarzyna Ostrowska- Clark. - Pacjentka znajdowała się w pełnym

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

61


| ZDROWIE |

#prezentacja

Pani Ewa wróciła do domu dzień po operacji. Pierwsze dni rekonwalescencji to czas, który należy poświęcić sobie. Okolica oczu musi być smarowana specjalnymi maściami, zalecane są zimne okłady. Oczy po operacji są szczególnie wrażliwe, więc warto zaopatrzyć się w ciemne okulary. Pierwsze efekty zabiegu widoczne są najczęściej po upływie ok. 2 - 3 tyg. gdy znika opuchlizna. - Zdaję sobie sprawę, że gojenie jest bardzo indywidualną sprawą - mówi pani Ewa. - Jestem bardzo wrażliwą osobą, zasinienia pod oczami wynikające z procesu gojenia były dla mnie trudne do zniesienia. Oczy trochę łzawiły, obraz był zamazany, na szczęście trwało to krótko. W domu starałam się chodzić w okularach. Nie chciałam też niepokoić synka moim wyglądem. Skupiłam się na przyszłych efektach. Przez pierwszy tydzień ograniczyłam wyjścia z domu do minimum, uważałam na słońce i wiatr. Ani opatrunki, ani gojenie nie przeszkadzały mi w codziennych czynnościach. Co ważne nie odczuwałam bólu. Po ok. 2 - 3 tygodniach zasinienia ustąpiły, a ja zaczęłam czuć się swobodnie.

Nowe spojrzenie

znieczuleniu. Przeprowadziliśmy częściowe wycięcie skóry i mięśni okrężnych oka u góry i na dole, a także eliminację przepuklin tłuszczowych. Następnie wzmocniliśmy przegrodę oka. Nacięcia były robione w naturalnych załamaniach powiek i w obrębie naturalnych zmarszczek, w ten sposób blizny będą mało widoczne. Na koniec rany zaszyto.

W oczekiwaniu na efekt Po zabiegu pani Ewa została na noc w klinice Medimel. Pierwsza doba po operacji zawsze jest trudna dla pacjenta. W okolicach oczu najczęściej pojawia się obrzęk i zasinienie, może pojawić się ból. - Obudziłam się jeszcze będąc pod wpływem środków znieczulających, nie czułam dyskomfortu, nic mnie też nie bolało - opowiada pacjentka. - Pielęgniarki, które były przy mnie obecne włożyły w opiekę całe swoje serce. Czułam się bezpiecznie i pewnie. Przez pierwsze godziny moje oczy były zasłonięte opatrunkami, pielęgniarka zmieniała mi je i robiła chłodne okłady. Przez resztę dnia i całą noc stale sprawdzano czy niczego mi nie brakuje. Pani doktor nawet po opuszczeniu kliniki telefonowała by upewnić się czy wszystko jest w porządku. Przeszłam drobny zabieg, ale byłam bardzo poważnie potraktowana.

62

- Należy podkreślić, że choć pierwsze efekty są widoczne już kilka tygodni po zabiegu, to pełen proces gojenia trwa 12 miesięcy - mówi dr Katarzyna Ostrowska- Clark. - Rekonwalescencja pani Ewy przebiega pomyślnie i planowo. Ok. 2 miesiące od zabiegu blizna jest jeszcze widoczna, w tej fazie tkanki ulegają przerostowi i dają ok. 30 proc. wytrzymałości zrostu. Pacjentka może odczuwać sztywność lub ciężkość powiek. To normalne. Widoczne niedoskonałości można przykryć makijażem już kilka dni po ściągnięciu szwów. Po upływie 12 miesięcy pozostała blizna stanie się jedną z naturalnych kurzych łapek i będzie prawie niewidoczna. Dla podkreślenia urody, pani Ewa zdecydowała się jeszcze na delikatne ostrzykiwanie twarzy botoksem i kwasem hialuronowym. - Niedawno skończyłam 50 lat, moje oczy są głęboko osadzone i rozumiem, że nie będę wyglądać jak nastolatka - dodaje pani Ewa. - Jednak korekta powiek sprawiła, że moje oko znów się otworzyło, mogę się swobodnie pomalować. Widzę, że mam kreski na oczach, że jest nałożony cień na powieki. Czuję się ze sobą dobrze i w końcu znów się lubię. Z ręką na sercu polecę każdej kobiecie ten zabieg. Moje koleżanki już się nim zainteresowały.

ul. Nowowiejska 1E , Szczecin – Bezrzecze tel. +48 91 818 04 74, +48 500 355 884 e-mail: gabinet@chirurgia-szczecin.pl | www.chirurgia-szczecin.pl


| ZDROWIE |

Przykry zapach z ust może być zwiastunem poważnej choroby Nieprzyjemny zapach z ust fachowo nazywany jest halitozą. Objaw ten najczęściej jest związany z chorobami jamy ustnej, zębów i przyzębia. Utrzymujący się dłużej (ponad miesiąc) mimo zachowania prawidłowej higieny jamy ustnej, powinien skłonić nas do wizyty w pierwszej kolejności u lekarza dentysty. AUTOR ANNA FOLKMAN

- Schorzeniami, o których może świadczyć objaw jakim jest halitoza, mogą być choroby zębów lub przyzębia - wymienia prof. Dariusz Bielicki, gastrolog ze szpitala przy ul. Unii Lubelskiej. - Mogą to być rzadziej także nowotwory jamy ustnej i nosogardła. Halitozę najczęściej powodują lotne substancje zawierające związki siarki. Przyczyną może być nieprawidłowe odżywianie (zbyt dużo słodyczy, węglowodanów), następnie schorzenia w obrębie jamy ustnej, nosogardzieli i przewodu pokarmowego. - W tym ostatnim przypadku mogą to być nowotwory przeły-

ku, żołądka - zwłaszcza jego górnej części - dodaje profesor. - Z chorób nienowotworowych halitoza może świadczyć o chorobie refluksowej przełyku oraz o występowaniu uchyłków położonych w obrębie przełyku. Tej ostatniej chorobie, oprócz krztuszenia się, towarzyszy jeszcze właśnie nieprzyjemny zapach z ust. Zapach ten spowodowany jest zalegającymi resztkami pokarmowymi, które gniją w obrębie uchyłka. Występujący w przewodzie pokarmowym uchyłek leczy się dziś endoskopowo. Takie zabiegi wykonywane są np. w szpitalu przy ul Unii Lubelskiej w Szczecinie. - Wspomniana choroba refluksowa przełyku, to prócz halitozy, występowanie uczucia cofania się treści z żołądka, odbijanie, zgaga - zauważa prof. Bielicki. - Choroba refluksowa to inaczej niewydolność dolnego zwieracza przełyku. Obrazowo można wytłumaczyć to tak, że w żołądku znajduje się kwas solny czyli treść kwaśna, w przełyku jest treść neutralna a barierą, która dzieli te środowiska jest dolny zwieracz przełyku. Jeśli przestaje on dobrze funkcjonować, mamy najpierw do czynienia z objawami refluksu a jeśli objawy są uporczywe, z chorobą refluksową. Leczenie polega na dostosowaniu leków hamujących wydzielanie kwasu solnego, czasami trzeba uciec się do leczenia operacyjnego. Podczas zabiegu tworzy się dodatkowy fałd wokół wpustu i usztywnia się ten odcinek. Jak widać spektrum chorób, które dają halitozę jest duży. Należy pamiętać, że jeśli przez ponad miesiąc będziemy obserwować u siebie nieprzyjemny zapach z ust, trzeba skonsultować ten objaw najpierw u stomatologa, następnie u laryngologa, a jeśli ci specjaliści nic nie wykryją, u gastroenterologa. Dziś bez recepty możemy kupić wiele środków, które mają pomóc w halitozie. Łagodzą objawy, ale nie likwidują przyczyny. Może nią być poważna choroba, dlatego utrzymującej się halitozy nie należy bagatelizować.


| ZDROWIE |

#prezentacja

Piotr Kolczewski:

ginekologia estetyczna i plastyczna ma pomagać kobietom Ginekologia estetyczna i plastyczna, to stosunkowo młode dziedziny. Ich głównym celem jest poprawa wyglądu oraz funkcjonalności kobiecych narządów płciowych. O możliwościach nowoczesnej medycyny mówi ginekolog, dr n. med. Piotr Kolczewski Czym różni się ginekologia plastyczna od ginekologii estetycznej? - Te dwa określenie bywają stosowane zamiennie, jednak chcielibyśmy dokonać pewnej systematyzacji tych pojęć. W ramach Polskiego Towarzystwa Ginekologii Plastycznej, razem z jego prezesem dr Andrzejem Barwijukiem chcielibyśmy doprowadzić do stosowania ich w sposób przemyślany. Chodzi oto, żeby przynajmniej w literaturze w Polsce nazwa „ginekologia plastyczna” dotyczyła sfery zabiegów z zakresu chirurgii z zastosowaniem skalpela, lasera, RF, czyli mówiąc kolokwialnie gdy tniemy tkankę. Natomiast ginekologia estetyczna to określenie, które powinno być zarezerwowane dla całego wachlarza procedur małoinwazyjnych. Mam tu na myśli np. lasery w wersji kondycjonującej, ultradźwięki, rediofrekwencję, także iniekcje z kwasem hialuronowym, czy wybielanie miejsc intymnych itp. Podobna różnica jest między chirurgią plastyczną a medycyną estetyczną. Zabiegi z zakresu ginekologii estetycznej, mają również zastosowanie prozdrowotne. Liczba tych zabiegów w ostatnim czasie rośnie, które są najpopularniejsze? - Rzeczywiście. Wynika to w dużej mierze z pojawiania się nowych technologii. W ostatnim czasie popularne stają się, zresztą nie tylko w ginekologii, zogniskowane ultradźwięki, czyli HIFU – High Intensity Focused Ultrasound. Czy jest to nowość na rynku? - HIFU jest obecne na rynku medycyny estetycznej od pięciu lat z udowodnionym efektem oddziaływania w zakresie skóry różnych rejonów ciała. Technologia ta w wersji ablacyjnej jest znana i stosowana od 20 lat np. w leczeniu przerostu, czy raka prostaty. Ta kże od dłuższego czasu wykorzystuje się ją w leczeniu mięśniaków macicy. W HIFU stosowanym w medycynie i ginekologii estetycznej moc urządzenia jest znacznie mniejsza i nie wywołuje efektu ablacyjnego. Nie tylko HIFU, ale też preparaty na bazie kwasu hialuronowego znalazły zastosowanie w ginekologii. Proszę opowiedzieć jakie. - Kwasy hialuronowe stosowane są w ginekologii estetycznej od kliku lat. W zasadzie przydają się w dwóch przypadkach. Chodzi o modelowanie warg sromowych większych oraz kontrowersyjne ostrzykiwanie punktu G. W pierwszym przypadku efekt jest spektakularny. Nadodatek rezultaty modelowania warg

64

sromowych kwasem hialuronowym potrafią utrzymywać się przez około 2 lata. Trochę inaczej jest z ostrzykiwaniem tzw. punktu G, którego obecności anatomicznej nie udowodniono. W literaturze zwykło się przyjmować, że skuteczność tego zabiegu, przy właściwej kwalifikacji pacjentek, waha się między 30 a 50 proc. Do zabiegów pochwy wykorzystywane jest raczej osocze bogatopłytkowe, i ewentualnie transfery tłuszczu. Popularnym tematem jest też ostrzykiwanie punktu G? W jakim celu się to robi? - Punkt G jest miejscem hipotetycznym, jednak wiele badań wskazuje, że poprzez stymulację tego punktu kobiety mogą uzyskać orgazm pochwowy. U części pacjentek uzyskanie orgazmu z tego miejsca jest trudne.Dzięki podaniu kwasu hialuronowego lub tłuszczu autologicznego dochodzi do ekspozycji ściany pochwy, dzięki czemu u części pacjentek, tak jak mówiłem od 30 do 50 procent, uzyskuje się efekt zwiększenia satysfakcji seksualnej. Znacznie mniej kontrowersyjnym zabiegiem o charakterze leczniczym jest zabieg O-Shot czyli podawanie osocza bogatopłytkowego w obrębie sromu i pochwy u pacjentek z różnymi dysfunkcjami seksualnymi tzw. FSD Female Sexual Disorder ale to temat na oddzielną rozmowę.

Dr n. med. Piotr Kolczewski - Jeden z najbardziej uznanych ginekologów plastycznych w Polsce. Vice Prezes Polskiego Towarzystwa ginekologii Plastycznej i Rekonstrukcyjnej. Organizator i wykładowca na III Międzynarodowym Kongresie ginekologii Plastycznej i Estetycznej w Warszawie. Wykładowca Kongresów z zakresu ginekologii plastycznej i estetycznej w New Delhi i Londynie. Redaktor naczelny pierwszego europejskiego periodyku „Ginekologia plastyczna i rekonstrukcyjna”. Redaktor naukowy i tłumacz pierwszego na świecie podręcznika poświęconemu ginekologii plastycznej autorstwa Michaela Goodmana „Ginekologia Plastyczna. Chirurgia narządów intymnych kobiety”.

www.esthegyn.com www.kolmed.com ul. Mazurska 7, Szczecin (wejście od ul. Rayskiego)


#prezentacja

Kiedy do endokrynologa Endokrynologia to dziedzina medycyny zajmująca się chorobami układu dokrewnego. W skład tego układu wchodzą gruczoły wydzielania wewnętrznego tj. przysadka mózgowa, tarczyca, przytarczyce, nadnercza, jajniki, jądra. Gruczoły te wytwarzają liczne hormony-substancje niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Zarówno ich nadmiar jak i niedobór prowadzi do poważnych zaburzeń. Bardzo poważnym problemem obecnie są choroby tarczycy. Objawy towarzyszące chorobom tarczycy które powinny nas niepokoić: • powiększenie obwodu szyi, guz na szyi, zaburzenia połykania, duszność, kaszel, chrypka • spadek masy ciała, zaburzenia rytmu serca, nadmierna potliwość, stałe uczucie gorąca, drżenie rąk, nadpobudliwość, zaburzenia snu, przyrost m. ciała, suchość skóry, wypadanie włosów, stałe uczucie zimna, zaburzenia miesiączkowania, niepłodność, • wytrzeszcz gałek ocznych, ból, łzawienie, obrzęki powiek, podwójne widzenie Jeśli zauważysz u siebie w/w objawy skontaktuj się z lekarzem endokrynologiem, który po zbadaniu zaleci wykonanie odpowiednich badań. Endokrynologia zajmuje sią również diagnostyką i leczeniem chorób przysadki mózgowej. W jej obrębie występować mogą guzy, najczęściej łagodne. Mogą być one czynne hormonalnie i wydzielać prolaktynę –tzw. prolactinoma, rzadziej hormon ACTH-dając obraz zespołu Cushinga oraz hormon wzrostu- akromegalię. W obrębie tego gruczołu występują również guzy, które nie wydzielają hormonów,

ale prowadzą do uszkodzenia przysadki i jej niedoczynności. Kolejna grupę zaburzeń stanowią choroby nadnerczy. Gruczolaki to najczęściej występujące zmiany w nadnerczach. Zwykle rozpoznawane przypadkowo w trakcie diagnostyki wykonywanej z innego powodu. Mogą one wydzielać różne hormony tj kortyzol, aldosteron, aminy katecholowe, androgeny prowadząc do rozwoju charakterystycznych zespołów klinicznych tj. kolejno zespół Cushinga, zespół Conna, pheochromocytoma oraz zespół androgenizacji. Zdecydowanie częściej spotykamy gruzy nieczynne hormonalnie, które przy dużych rozmiarach mogą dawać objawy związane z masą guza. W nadnerczach występują także nowotwory złośliwe- najczęściej rak kory nadnerczy, który cechuje się agresywnym przebiegiem i złym rokowaniem. Stanem zagrażającym życiu jest niedoczynność kory nadnerczy. Kortyzol – hormon wydzielany przez nadnercza niezbędny jest do życia. Jego brak prowadzi do zespołu Addisona charakteryzującego się znacznym osłabienie, ortostatycznymi spadkami ciśnienia tętniczego, tj związanymi z pionizacją ciała, ciemnym zabarwieniem skóry, przebarwieniem śluzówek, a w skrajnych sytuacjach przełomem nadnerczowym. Ten stan wymaga pilnego leczenia, w przeciwnym razie prowadzi do śmierci.

Plac Zwycięstwa 1 | 70-233 Szczecin | tel. 91 433 73 06 | www.medicus.szczecin.pl


| STYL ŻYCIA |

#prezentacja

Pole Dance ciężka praca popłaca Od podstaw do mistrzostwa - poznaj przekrój figur pole dance w wykonaniu instruktorek klubu Euforia Pole Dance w Szczecinie i dowiedz się więcej o nowej dyscyplinie sportu.

66

Starfish / poziom: początkujący Figurę prezentuje Angela. To popularna akrobacja, stanowiąca efektowne przejście w układzie figur. Jej nauka zaczyna się po ok. 6 miesiącach treningu. Kursantka uczy się w stateczne pozycji na ziemi, stopniowo utrzymując się coraz wyżej na drążku. Angela prezentuje pełną wersję Rozgwiazdy. Jej ciało jest zaplatane wokół rurki, podtrzymuje się jedynie na łokciu. Figura zawsze wywołuje sporo zachwytu.

Cupid / poziom: średnio zaawansowany Figurę prezentuje Paulina. Cupid wymaga od tancerki dużej siły nóg. W utrzymaniu się na drążku pomaga miednica. Droga prowadząca do wykonania figury zaczyna się od ćwiczeń wzmacniających mięśnie dolnych partii ciała. Pierwsze podejścia do Cupida prowadzi się przy wykorzystaniu rąk. Paulina prezentuję własną wariację figury. Jest zawieszona na drążku z pomocą wewnętrznej strony nogi, ustawionej pod kątem 90 stopni. Stopą drugiej nogi blokuje ciało.


#prezentacja

| STYL ŻYCIA |

Na zdjęciach Na stronie obok (od lewej): Cupid, Starfish, Wygięty flaming. Na tej stronie (od lewej): Stargazer, Meathook, Shoulder mount hang

Stargazer / poziom: średnio-zaawansowany

Shoulder mount hang / poziom: zaawansowany

Figurę prezentuje Ania. Stargazer, swoim kształtem nawiązuje do lili. Kursantki uczą się jej średnio po roku ćwiczeń. Wymagana jest spora siła nóg, szczególnie okolicy kolan. Ania prezentując pozę utrzymuje się na drążku przy pomocy nóg. Jedna jest oparta na rurce, druga podniesiona na wysokość klatki piersiowej. Instruktorka chwyta ręką kostką u nogi i mocno się prostuje. W ten sposób zapewnia stabilność swojego ciała.

Figurę prezentuje Karolina. Opanowanie Shoulder mount hang zajmuje kursantom od 2 do 3 lat. To jedna z najbardziej zaawansowanych figur wymagających dużej siły rąk i barków. Figura jest też nazywana “zwisem na barku”. Karolina utrzymuje cały ciężar swojego ciała jedynie na rękach. Ciało jest mocno napięte i wyprostowane. Przygotowując się do wykonania figury należy przyzwyczaić skórę barków.

Wygięty flaming / poziom: średnio-zaawansowany

Meathook / poziom: zaawansowany

Figura prezentowana przez Anię. Pozycja swoim kształtem nawiązuje do sylwetek różowych flamingów, jest ona wdrażana średnio po roku treningu. Kursantka musi mieć bardzo dobrze rozgrzane barki. Ania wykonuje figurę przytrzymując się na drążku zewnętrzną stroną lewej nogi, prawą zapiera się uniemożliwiające zsunięcie ciała po rurze. Pośladki są przełożone przed drążek, ręce przeniesione do góry, ciało jest wyprostowane.

Figurę prezentuje Klaudia. Osoby zaczynające przygodę z pole dance muszą uzbroić się w cierpliwość, nauka Meathook zajmuje kilka lat. Figura wymaga dużej siły rąk. Klaudia podtrzymuje swoje ciało na drążku jedną ręką. Ciało jest mocno spięte i obrócone w poziomie. Na zdjęciu jest widoczna jedna z wariacji na temat figury.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

67


68


| SPORT |

W pościgu za pasją Powiedzieć, że szybkie samochody są ekscytujące, to jak nie powiedzieć zupełnie nic. Są tacy, którym wystarczy na nie raz na jakiś czas popatrzeć, inni nie wyobrażają sobie życia bez siedzenia za ich kierownicami. Reprezentantem tej drugiej grupy jest szczecinianin Kamil Serafin, kierowca wyścigowy, w dodatku piekielnie uzdolniony. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że ktoś w wieku 21 lat zostaje Międzynarodowym Mistrzem Polski prestiżowego Kia Platinum Cup? AUTOR Maciej Żmudzki / FOTO Dominik Kalamus

Kamil, dziś już 22-latek, to chłopak od dziecka związany z naszym regionem. Przyszedł na świat w Szczecinie, od czwartego roku życia mieszka w pobliskiej Dobrej. Zostało już spisanych wiele historii o osobach, które „urodziły się za kierownicą”, od najmłodszych lat pasjonowały się samochodami, a w dzieciństwie, zamiast uganiać się na podwórku za piłką wolały siedzieć przy biurku i mozolnie budować kolejne modele aut. Ta historia taka jednak nie będzie, bo nasz rozmówca uczciwie przyznaje, że przez pierwszych piętnaście lat życia – poza zakochanym w tym sporcie tatą – do motoryzacji nie ciągnęło go w zasadzie nic. Zamiast być rakietą za kółkiem, wolał trzymać rakietę w dłoni. – Tenis ziemny to było to, co mnie naprawdę interesowało. Trenowałem od siódmego do piętnastego roku życia, ale w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nadszedł czas na zmiany i zaprzestałem systematycznych wycieczek na kort - wspomina Kamil Serafin. - Przerzuciłem się na kartingi i dość szybko okazało się, że jestem w tym całkiem dobry. Zacząłem regularnie jeździć, później pojawiły się pierwsze zawody, na początku lokalne, później bardziej międzynarodowe, a ja osiągałem naprawdę niezłe wyniki. Latem 2013 roku miało miejsce kolejne ważne wydarzenie. Wracaliśmy z wakacji i przejeżdżaliśmy niedaleko austriackiego toru Red Bull Ring, na którym właśnie tego dnia odbywały się wyścigi. Pojechaliśmy tam i po raz pierwszy w życiu zobaczyłem, jak takie rzeczy wyglądają na żywo. Widziałem zawodników, którzy koncentrują się przed startem, wsiadają do swoich maszyn i udają się na tor. Całość zrobiła na mnie ogromne wrażenie, nieporównywalnie więk-

sze od tego sprzed ekranu telewizora. Gdy opuszczaliśmy tor, tata rzucił z uśmiechem: „a może by tak Ciebie nauczyć jeździć autem?”. Miałem wtedy 17 lat i nie sądziłem, że niespełna rok później znajdę się w tym samym miejscu, tym razem szykując się do startu III rundy Kia Lotos Race 2014.

Egzamin dojrzałości Jeśli chodzi o wspomniane zawody (obecnie pod nazwą Kia Platinum Cup), to jest to polski puchar wyścigowy, rozgrywany nieprzerwanie od 2006 roku. Gości na największych i najbardziej rozpoznawalnych torach Europy (miedzy innymi Hungaroring, Monza, Red Bull Ring czy Zolder), a kalendarz wyścigowy złożony jest z sześciu rund. Każda składa się z dwóch serii treningowych, kwalifikacji i dwóch wyścigów głównych, czyli dokładnie tak, jak ma to miejsce w uznawanej za królową motorsportu Formule 1. Co ważne, wszyscy zawodnicy – pochodzący z różnych europejskich państw – dysponują identycznymi samochodami, a wprowadzanie jakichkolwiek przeróbek na własną rękę jest surowo zakazane. Dzięki takim regułom szanse na torze są równe, a o zwycięstwie decydują przede wszystkim faktyczne umiejętności kierowców. – Po powrocie z Austrii zacząłem treningi pod okiem taty oraz Mariusza Podkalickiego, obecnie instruktora, wcześniej wielokrotnego mistrza Polski w wyścigach. Pod koniec roku 2013 przyszedł czas na zgłoszenia do Kia Lotos Race i postanowiliśmy spróbować. Wypożyczyliśmy auto

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

69


| SPORT |

pucharowe i zaczęły się przygotowania do pierwszego sezonu w profesjonalnych wyścigach samochodowych. Ukończyłem go ostatecznie na jedenastym miejscu, co było naprawdę dobrym rezultatem. Zachwycony i pochłonięty nową pasją młody kierowca marzył tylko o tym, żeby w 2015 roku ponownie wystartować w zawodach i spróbować poprawić swój poprzedni wynik. Ambitne plany trzeba było jednak odłożyć na bok, ponieważ na horyzoncie pojawiło się widmo matury oraz egzaminów na studia. – Już w poprzednim roku, gdy byłem w drugiej klasie liceum, pojawiły się pewne trudności przy łączeniu szkoły z udziałem w wyścigach. Teraz stawka była jeszcze wyższa, więc zdecydowaliśmy się zrobić przerwę i wrócić do startów w 2016. I trzeba jasno powiedzieć, że powrót okazał się bardzo udany. Kamil jeszcze lepiej prezentował się na torach i koniec końców zajął czwarte miejsce, teoretycznie najgorsze dla sportowca,

70

bo pierwsze poza podium. – Na pewno nie patrzyliśmy na to w ten sposób. Założenia przedsezonowe były zupełnie inne, bo jednak roczna przerwa musiała zrobić swoje. Nie wiedzieliśmy do końca, czego się spodziewać, więc nie narzuciliśmy też sobie konkretnego celu. Wiele się nauczyłem, do ostatniej chwili walczyłem o miejsce na podium, więc ten okres uznaję za bardzo wartościowy i udany. Te rezultaty wzmocniły nasz zespół, dodały pewności siebie i rok później chcieliśmy udowodnić, że stać nas na jeszcze więcej. Założenia udało się zrealizować w stu procentach, ponieważ dwanaście miesięcy później Kamil okazał się już najlepszy i wywalczył upragniony tytuł Międzynarodowego Mistrza Polski. – To było coś niesamowitego i towarzyszyły temu wielka satysfakcja oraz radość. Walka toczyła się do samego końca i przed ostatnim wyścigiem czuć było wysokie napięcie. Gdy po wszystkim podliczyliśmy punkty i zdaliśmy sobie sprawę z wygranej, każdemu niesamowicie ulżyło i można było zacząć


| SPORT |

świętowanie. Wszystkie stresy i zmartwienia z całego weekendu wyścigowego zniknęły w ciągu sekundy, a została tylko euforia i piękne wspomnienie, które każdy z nas zachowa do końca życia.

Człowiek i maszyna Aby startować w Kia Platinum Cup trzeba liczyć się ze zgromadzeniem budżetu mniej więcej na poziomie 150 tysięcy złotych. Dla porównania, koszty serii z autami TCR to już inny rząd wielkości, liczony rokrocznie w setkach tysięcy euro. – Chciałbym kiedyś spróbować sił także tam, bo wielu kierowców w ostatnich latach wybiera właśnie ten kierunek dalszego rozwoju. Byłoby to z pewnością wielkie wyzwanie, ale też cenna nauka. Auta tej klasy startują już w mistrzostwach poszczególnych krajów na poziomie mistrzostw Europy czy nawet świata, więc ta ścieżka rozwoju jest niesamowita. Myślę, że właśnie to uznałbym w przyszłości za spełnienie swoich sportowych marzeń. Na razie wyznaczam sobie jednak krótkoterminowe cele, bo wiadomo, że takie dalsze planowanie jest już w ogromnym stopniu zależne od budżetu, którym się dysponuje. Obecnie skupiam się na najbliższej sesji na torze i staram się z każdej sekundy wyciągnąć jak najwięcej. Chcę być najszybszy, obronić mistrzostwo. Jak wygląda psychika zawodnika tuż przed rozpoczęciem wyścigu, jakie myśli krążą wówczas po głowie? – Stres przed startem jest niewyobrażalny i ostatnią godzinę jestem już totalnie odcięty od wszystkiego, sam na sam z własnymi myślami. Koncentruję się i myślę tylko o współpracy z maszyną, bo wtedy na świecie istniejemy już tylko ja i ona. Adrenalina jest ogromna, mało co przyswajam, widzę, słyszę, zapamiętuję. Przy starcie włącza się pamięć mięśniowa, wykonuję wytrenowane i powtarzalne ruchy. Podczas jazdy znika wszystko – problemy, myśli, zmartwienia. Jest tylko wolność i całkowite życie tym konkretnym momentem. Po zakończeniu wyścigu nie jestem

w stanie przypomnieć sobie większości jego szczegółów. Nasz rozmówca jest kolejnym przykładem tego, jak ważna w odkryciu i pielęgnacji pasji może być osoba wspierającego rodzica. – Samochody zawsze były życiem mojego taty. To on, jako fan Formuły 1, zabrał mnie na tor Hungaroring na Węgrzech i pokazał pierwszy wyścig na żywo. To on uczył mnie tego sportu, w końcu zaraził tą miłością i w pewnym momencie to wszystko stało się naszym wspólnym zajęciem i sposobem na spędzanie czasu. I w ten sposób nasiąknąłem tym – od zera aż do zupełnego maniaka. Tata dalej ma w tym swój czynny udział i to też jest absolutnie wyjątkowe. Wyścigi dodały mi dużo pewności siebie w życiu, ponieważ tam nie ma miejsca na dłuższe wahanie. Trzeba być naprawdę odważnym i do niektórych rzeczy przełamać się psychicznie. Czasem głowa podpowiada, że nie można zahamować aż tak późno, a w dany zakręt nie da się wejść pełnym gazem. Jeśli się tego głosu posłucha, to później często traci się jakieś ułamki sekund do innych zawodników. Musi przyjść taki moment, kiedy przed zakrętem głowa alarmuje, żeby zwolnić, a ty opierasz nogę na pedale gazu i decydujesz się jej nie cofać – kończy Serafin. Juan Manuel Fangio, argentyński kierowca Formuły 1 i pięciokrotny mistrz świata, powiedział, że jednym z najlepszych środków przeciw starzeniu się jest jak najczęstsze siadanie za kierownicą auta wyścigowego. I czy naprawdę trzeba cokolwiek jeszcze dodawać?

Arkadiusz Drążkowski - Manager 514188824, ad@serafinracing.pl

Biuro Rekrutacji Collegium Balticum | ul. Mieszka I 61 c, 71-011 Szczecin tel. 91 48 38 171 | tel. 91 48 38 172 | kom. 725 808 505 | e-mail: rekrutacja@cb.szczecin.pl


| MOTO |

#prezentacja

Elektryczność zawiezie cię dalej

To auto, które zrewolucjonizuje rynek - z taką myślą wysiada się z nowego Nissana LEAF, w pełni elektrycznego auta japońskiej marki. Szacuje się, że auta elektryczne do 2020 roku będą miały ponad 25-procentowy udział sprzedaży w Europie. Na czym polega fenomen samochodu, który po intensywnym dniu można podpiąć jak telefon do gniazdka z prądem? Sprawdziliśmy to, decydując się na miejską przejażdżkę nowym Nissanem LEAF od Grupy Polmotor. W końcu to jedno z aut z opinią najbardziej zaawansowanych modeli elektrycznych na drogach świata. Na hasło „auto elektryczne” zza mgły wyobraźni wysuwa się obraz auta iście kosmicznego, które szybciej można wystrzelić w kosmos, niż w miasto. I tu pierwszy raz zderzamy się z rzeczywistością. Nissan LEAF to samochód, którego design uzupełnia miejską przestrzeń i zachwyca bez kontrowersji. Ostre linie dachu i zwężająca się maska intrygują, zachęcając do odkrycia wnętrza. Kolor też nie jest bez znaczenia - można wybierać spośród dziewięciu opcji. My postawiliśmy na brązowy metalizowany. Czas sprawdzić środek. „Przestronny

72

i elegancki” - choć brzmi to dość sztampowo, to właśnie te dwa słowa najlepiej oddają charakter kabiny nissana. Czarna tkanina z niebieskimi detalami połączona z wszechobecną technologią zwiastują podróż pełną nowych doznań. Zanim jednak zajmiemy miejsce kierowcy, wypada sprawdzić tylne siedzenia i bagażnik. I tu spora niespodzianka, auto jest niesamowicie pojemne. Mówiąc dosadniej - jego wnętrze jest po prostu ogromne w porównaniu z innymi „elektrykami”. Rozkładając tylne siedzenia, spokojnie można zapakować połowę mieszkania do środka. Sam bagażnik również imponuje - szczególnie właścicielom zwierzaków. Zdejmując pokrywę można tam przygotować wygodne legowisko dla dużego psa. W końcu czas zasiąść w miejscu kierowcy. Nowością jest funkcja e-pedal, czyli obsługa całego auta jednym pedałem - przyspieszanie, hamowanie i zatrzymywanie. Kierowcy przyzwyczajeni do manualnej skrzyni biegów, będą też musieli powstrzymać wyuczone odruchy. Jednak wystarczy kilka minut, by się przestawić. Ogromnym plusem jest kształt kierownicy - ścięty w dolnej partii, typowo sportowy. Znacznie ułatwia to wsiadanie i wysiadanie z auta, nie blokuje nóg podczas jazdy. Co prawda nasza podróż wiodła przez dobrze znane nam ulice, jednak dzięki do-

tykowemu ekranowi w centralnej części deski rozdzielczej z funkcją gps, spokojnie moglibyśmy wybrać się w dalszą podróż. No właśnie, w dalszą, bo czasy gdy moc auta elektrycznego wystarczyła jedynie na miejską podróż, odeszły do lamusa. Dziś auto elektryczne dociera znacznie dalej. Nawet nie w pełni naładowana bateria w naszym przypadku 70-proc. wystarczy na 190 km trasy. Mając w zanadrzu kabel i widząc na mapie stacje dokujące, spokojnie moglibyśmy wybrać się do Poznania. Z opcji zasługujących na wyróżnienie należy jeszcze wymienić funkcję ProPILOT, która nerwowe parkowanie na szczecińskim Podzamczu zamienia w beztroską przygodę. Mając na uwadze, że energia elektryczna i tak jest znacznie tańsza od paliwa, była to podróż dosłownie bezcenna. Łącząc to z faktem, że wymiana oleju, testy emisji spalin itp. są zupełnie obce dla tego auta, po prostu chce się je mieć.

Nasze salony: Szczecin / Prawobrzeże ul. Struga 71 | tel. 91-466-87-00 Szczecin / Lewobrzeże Rondo Hakena | tel: 91-822-85-55 Koszalin - Stare Bielice 8B-1.Biesiekierz tel. 94-343-88-99 www.nissan.polmotor.pl



#prezentacja


#prezentacja


| TRENDY TOWARZYSKIE |

„Pełnoletni” Columbus Tłumy gości zebrały na urodziny jednego z najpopularniejszych miejsc nad Odrą. Restauracja Columbus obchodziła swoje 18 urodziny. Gości przybyło co niemiara, a wszystkich serdecznie witali Urszula i Paweł Golemowie, właściciele lokalu. Był wielki urodzinowy tort, występy zespołów, a także konkursy z nagrodami. Zabawa trwała do białego rana. (bs) Adolf Wysocki, konsul honorowy Finlandii (z lewej), i Andrzej Bendig-Wielowiejski, konsul honorowy Rosji.

Szef klubu 13Muz Waldemar Kulpa z żoną oraz właściciele Columbusa. Od lewej: Andrzej Karabon, Agencja Rozwoju Przemysłu, Marek Pleciński, były I Radca Ambasady RP w Helsinkach, Jolanta Buczek ARMS.

Mecenas Marek Mikołajczyk z żoną i gospodarzami.

Urszula i Paweł Golemowie z prezydentem Szczecina Piotrem Krzystkiem. Teresa i Krzysztof Ceglińscy, Polski Instytut w Malmö.

Foto: Sebastian Wołosz

Gala Dni Skandynawskich

Urszula Golema, gospodyni, Karolina Gajda, kosmetolog, Stanisław Gajda, stomatolog, i Paweł Golema, właściciel restauracji.

76

W Szczecinie odbywała się 5. jubileuszowa edycja Dni Skandynawskich. Poza rozmowami biznesowymi w ramach Scandinavian Business Connect, w programie znalazły się wydarzenia artystyczne, kulturalne, edukacyjne i sportowe. Tegoroczna edycja wydarzenia została zainaugurowana podczas wieczornej uroczystej gali w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza. (mk)

Foto: Andrzej Szkocki

Jan Olejnik, Kapitan Żeglugi Wielkiej (z lewej), i Piotr Krzystek, prezydent Szczecina.


| TRENDY TOWARZYSKIE |

| TRENDY TOWARZYSKIE |

Na święto Europy Na corocznym raucie z okazji wejścia Polski do Unii Europejskiej spotkali się członkowie Business Club Szczecin. Świętowali 14. rocznicę przystąpienia Polski na mocy traktatu akcesyjnego podpisanego 16 kwietnia 2003 roku w Atenach. Nie obyło się bez odśpiewania Ody do radości, a także wystąpień wspominkowych. Marszałkiem województwa był wtedy prof. Zygmunt Meyer. (bs) Kaja i Piotr Depta-Kleśta, autorzy prac.

Foto: Andrzej Szkocki

Senator Tomasz Grodzki z żoną Joanną (lekarz medycyny), Ewa Nagay (lekarz dermatolog), i Tomasz Nagay z firmy Radex oraz Ewa Rogowska. Kaja Depta-Kleśta, autorka prac, Kinga Rabińska, inicjatorka akcji.

Galeria [Od] ulicy otwarta Adam Opatowicz (dyrektor Teatru Polskiego) z żoną i Jerzy Sieńko chirurg i transplantolog.

Przy ul. Rayskiego 23 otwarta został pierwsza w Szczecinie Galeria [Od] ulicy, która została zainstalowana w odnowionych witrynach kamienic. Do „wypełnienia” odnowionych witryn Stowarzyszenie „Oswajanie sztuki” zaprosiło artystów związanych ze Szczecinem i studentów Akademii Sztuki. Pierwszymi zaproszonymi do udziału w projekcie twórcami jest duet w życiu prywatnym i zawodowym – Kaja i Piotr Depta-Kleśta. (mk)

Foto: Andrzej Szkocki

Maria i Zygmunt Meyerowie.

Na spotkaniu zjawili się między innymi Robert Kolendowicz i Maciej Stolarczyk , byli piłkarze Pogoni.

Foto: Andrzej Szkocki

Śniadanie biznesowe Pogoni Zbigniew Zalewski z ZUS oraz Wojciech Ciuruś.

77

Szczecin znalazł się w gronie 30 miast, które jako pierwsze będą miały swój biznesowy klub - Pogoń Szczecin Business Club. Na pierwszym spotkaniu zjawiło się ponad 100 miłośników piłki nożnej i klubu Pogoń. (bs)

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

77


| TRENDY TOWARZYSKIE |

Premiera „Dzieci z dworca ZOO” Premierowe przedstawienie Opery na Zamku „Dzieci z dworca ZOO” w reżyserii Roberta Glumbka miało długie owacje na stojąco. Po spektaklu na bankiecie realizatorzy zbierali gratulacje od wszystkich gości. (mk) Magdalena Gasik, współpracująca z ZPSB, i Monika Jagielska, wykładowca grafiki komputerowej w ZPSB.

Wacław T. Ostrowski, scenograf, i Jerzy Wołosiuk, zastępca dyrektora Opery na Zamku. Rektor ZUT dr hab. inż. Jacek Wróbel, prof. nadzw. Lidia Lewandowska - ZUT, Iwona Świst - ZUT.

Robert Glumbek, choreograf i reżyser (z lewej), Jacek Jekiel, dyrektor Opery na Zamku.

Paweł Wdówka, tancerz (z lewej), Robert Glumbek, choreograf i reżyser. Od prawej: mgr Helena Stenzel, wieloletni dziekan Wydziałów ZPSB w Świnoujściu i Gryficach.

Foto: Sebastian Wołosz

25 lat minęło

Karol Urbański, kierownik baletu.

78

Zachodniopomorska Szkoła Biznesu w tym roku obchodzi jubileusz. Obchody rozpoczął wykład profesora Leszka Balcerowicza, który odbył się jesienią ubiegłego roku. W maju natomiast absolwenci, wykładowcy i przyjaciele szkoły spotkali się, aby świętować w Pleciudze. Po spotkaniu i występach kabaretu Paranienormalni był wielki tort. (bs)

Foto: Andrzej Szkocki

Dr Justyna Osuch, prorektor ds. rozwoju ZPSB, Rafał Malujda, radca prawny – współpracuje z ZPSB; Agata Mikołajczak, rzecznik.


| TRENDY TOWARZYSKIE |

Wernisaż Ewy Rutkowskiej w Fanaberii na Siennej

Foto: materiały prasowe

Aż 16 prac z cyklu „Kwiaty” lokalnej artystki Ewy Rutkowskiej zostało zaprezentowanych podczas wernisażu w nowootwartej herbaciarni Fanaberia na Siennej. Podczas wydarzenia pojawiło się kilkudziesięciu gości. Prace można było zarówno oglądać, jak i kupować. Właścicielka szykuje już kolejne wernisaże.

Barbara Milewska, Fanaberia; Ewa Rutkowska, artystka malarka; dr Małgorzata Wieland ZPSM (Zespół Państwowych Szkół Muzycznych)

Ewa Rutkowska, Gabriela Zadrożna

Krystyna Milewska Muzeum Narodowe, Anna i Zbigniew Gonczaruk

Beata Król-Girelli; Joanna Żurawska-Fleming, poetka

po prawej Joanna Olejnik ZPSM

mgr Bożena Gołda ZPSM , tłumacz,; prof. Markus Köler Univesity of Music Detmold

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2018

79


| TRENDY TOWARZYSKIE |

Premiera mercedesa klasy A u Mojsiuka

80

Bożena i Jerzy Ilniccy.

Kazmierz Mojsiuk, Hanna Mojsiuk i Paweł Wiśniewski.

Michał Olechnowicz i Jacek Motyka.

Romuald i Katarzyna Boguszewscy.

Waldemar i Donata Juszczak.

Artur Wieliczko z małżonką.

Foto: Andrzej Szkocki

Salon Mojsiuk zaprosił klientów na premierę nowego modelu mercedesa klasy A. Auto reklamowane jest jako takie, które z przyjemnością będzie cię słuchać. Kiedy o coś zapytasz, zrozumie cię i odpowie. Wystarczy, że przywitasz się prostym „hej, mercedes”. (red)


#prezentacja


#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE

• City Break CH Galaxy - 0 piętro • Costa Coffee CH Galaxy 0 piętro • Columbus Coffee CH Galaxy - 2 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee CH Turzyn - 0 piętro • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee DriveUp, ul. Struga 36 • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Columbus Coffee ul. Krzywoustego • Columbus Coffee MEDYK” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Coffee Oxygen • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Coffee Piastów 5/1/ul. Jagielońska • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Pasja Fabryka Smaku ul. Śląska 12 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1 • Bajgle Króla Jana, ul. Nowy Rynek 6

SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA

• Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio DUMA Usługi Kosmetyczne Marzena Dubicka ul. Langiewicza 23 • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Witkiewicza 49U/9 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Vegas Studio Fryzjerskie ul. Panieńska 46/6 • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2 • Cosmedica ul. Leszczynowa 23 (Rondo Zdroje)

RESTAURACJE

• Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Restauracja Aramia ul. Romera 12 • Restauracja Aramia Podzamcze ul. Opłotki 1 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restaucja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10 • Chief Rayskiego 16 pl. Grunwaldzki • Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Planeta ul. Wielka Odrzańska 28 • Wół i Krowa ul. Wielka Odrzańska 20 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20

• Plenty ul. Rynek Sienny 1 • Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 • Pomiędzy ul. Sienna 9 • Giovanni Volpe Lodziarnia ul. Tkacka 64 • DietaBar.pl ul. Willowa 8 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy rynek 5 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8 • Tokyo Sushi’n’Grill ul. Rynek Sienny 3 • Bollywood Street Food, ul. Panieńska 20 • Villa Astoria al. Woj. Polskiego 66 • To i Owo restauracja, ul. Zbożowa 4 • Brasileirinho - Brazylijska Kuchnia i Bar, ul. Sienna 10

KLUBY SPORTOWE I FITNESS

• Pure Jatomi, CH Kaskada • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Szczecińskie Centrum Tenisowe ul. Dąbska 11a • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Marina Squash Fitness Club ul. Karpia 15 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a • Prime Fitness Club, ul. 5 Lipca 46

SKLEPY I SALONY MODOWE

• Salon Mody Brancewicz al. Jana Pawła II 48 • Salon Terpiłowscy CH Auchan • Salon Terpiłowscy CH Ster • Salon Terpiłowscy CH Galaxy • Salon Terpiłowscy CH Turzyn • Salon Terpiłowscy ul. Jagiellońska 16 • C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Salon Jubilerski YES CH Galaxy • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • Silver Swan CH Galaxy (parter) • Swiss CH Galaxy (parter) • Van Graf CH Kaskada • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Trend S.C. Mierzyn, ul. Długa 4b • EBRAS.PL Pl. Żołnierza 17 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • C.H. FALA al. Wyzwolenia 44a • Geobike CH Nowy Turzyn I piętro • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 4 • Sklep Vegananda ul. Krzywoustego 63 • Sklep Zdrowa Przystań ul. Monte Cassino 2/2 • Meble VIKING al. Wojska Polskiego 29 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • KAG Meble i Światło S.C. ul. Struga 23 • MOOI wnętrza al.Wojska Polskiego 20, • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • Boutique Chiara ul. Bogusława X 12/2 • Escada Sport ul. Wojska Polskiego 22 • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • DRAGON EVENT ul. Twardowskiego 18 (teren Bissmyk) • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Santocka 39 • Centrum Finansowe JANOSIK ul. Krzywoustego 28 • Świat Rolet ul. Langiewicza 22 • Cavallo - Sklep Jedziecki ul. Przybyszewskiego 4 • Piękno Natury ul. Reymonta 3, pawilon 58 • Zielony Kram ul. Reymonta 3, pawilon 85

GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY ESTETYCZNEJ

• Dom Lekarski al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN) • Dom Lekarski ul. Rydla 37 • Dom Lekarski ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Dom Lekarski ul. Struga 42 (Outlek Park) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 • Lecznica Dentystyczna KULTYS ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Studio Masażu - LAVA ul. Tymiankowa 5b • Estetic ul. Ku Słońcu 58 • ESTETICON ul. Jagiellońska 77 • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Klinika Stomatologii i Kosmetologii EXCELLENCE ul. Wyszyńskiego 14 • Dentus ul. Felczaka 18a, ul. Mickiewicza 116/1 • MEDICO Specjalistyczne Gabinety Stomatologiczne i Lekarskie al. Bohaterów Warszawy 93/1 (vis a vis CH Turzyn) • NZOZ MEDENTES Przecław 93e • NZOZ MEDENTES ul. Bandurskiego 98(1pietro) • Hipokrates ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Venus Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Figurella - Instytut Odchudzania ul. Bohaterów Warszawy 40 • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27 • Miracle Aesthetics Clinic Szczecin, ul. Ostrobramska 15/u3 • Odnowa Centrum Zdrowia i Urody CH Turzyn, ul. Boh. Warszawy 40 • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Królowej Korony Polskiej 9/U1, Krzywoustego 19/5 • Ella Studio depilacji Cukrem ul. Kaszubska 17/2 • Specjalistyczny Gabinet Ginekologiczno-Położniczy dr n. med. Andrzej Niedzielski ul. Niemcewicza 15 • Niepubliczna poradnia psychologiczno- pedagogiczna Carpe diem ul. Pocztowa 35/1

• Subaru ul. Struga 78a • Grupa Gezet Honda Głuchy, ul. Białowieska 2 • Autonovum - Salon samochodowy, Białowieska 2

BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY

• Calbud ul. Kapitańska 2 • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 • Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47 (Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer ul. Langiewicza 28 U2 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2 • Litwiniuk Property Al. Piastów 30 Office Center • INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C

KULTURA

• Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4 • Zamek Książąt Pomorskich, Korsarzy 34 • Helios CH Kupiec ul. B. Krzywoustego 9-10 • Sala Koncertowa Baszta ul. Energetyków 40 • Stowarzyszenie Baltic Neopolis Orchestra ul. ks. kard. S. Wyszyńskiego 27/9 • Opera na Zamku ul. Korsarzy 34

INNE

• Urząd Miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd Marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej ul. Korsarzy 34 • Urzad Wojewodzki - sekretariat, promocja/rzecznik Wały Chrobrego 4 • TVP S.A. ul. Niedziałkowskiego 24a • Radio ESKA Szczecin pl. Matki Teresy z Kalkuty 6 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa Paweł Nowak ul. Necała 2 • Empik School Brama Portowa 4 • Speak UP DH Kupiec • Labirynt al. Niepodległości 18-22 (5 piętro) • Lexus ul. Mieszka I 25 • Euroafrica ul.Energetyków 3/4 • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Polska Fundacja Przedsiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Interglobus ul. Kolumba 1 • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • Wnętrze na Piętrze ul. Piłsudskiego 27 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • L Tour CH Galaxy • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Dudziak i Partnerzy ul. Jagielońska 85/14 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • Doradztwo i Odszkodowania Celem ul. Kołłątaja 24 • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • Anons Press Agencja Reklamowa ul. Wojska Polskiego 11 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • Biuro Turystyki Pelikan ul Obrońców Stalingradu 2/U3 • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Eko drogeria Bio natura ul. Kaszubska 26 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Kobi- Kopnij Bile ul. Bolesława Śmiałego 19/7 • Camp & Trailer Świat Przyczep • Deep shine Detailing, ul. Łukasińskiego 108 al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • Finanset ul. Jagiellońska 85/8 • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17, ul. Mieszka I 25B • Centrum Informacji Turystycznej pl. Żołnierza Polskiego 20 • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A • Philson Investments Spóldzielnia Inwestycyjna • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A ul. Jagiellońska 90/6 • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • Magenta - Studio Mebli Kuchennych, Wyszyńskiego 9 • Polmotor Nissan,Renault, Dacia ul. Struga 71 • Hayka, ul. Św. Ducha 2a • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 138-141 • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32 • Grupa GEZET Alfa Romeo & Lancia ul. Białowieska 2 • Seat Krotoski-Cichy ul. Białowieska 2

SALONY SAMOCHODOWE


#prezentacja


#prezentacja


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.