3 minute read

Zduńskie opowieści

Muzeum „Zduńskie Opowieści” to kilka pomieszczeń pełnych wyjątkowych kafli, fragmentów pieców, cegieł z sygnaturami i wielu innych elementów związanych z pracą zduna.

Advertisement

Takiego miejsca i tak bogatych zbiorów próżno szukać w całym kraju. O swoim pomyśle i kolekcji opowiedzieli nam jego twórcy – Maria Grzybek i Maciej Burdzy.

Skąd pomysł na takie oryginalne muzeum? Szczerze mówiąc, nie kojarzę takiego drugiego.

M. B.: Z wykształcenia i 25-letniego doświadczenia jestem mistrzem zduńskim, więc to zdecydowanie moja bajka. Maria jest absolwentką dwóch kierunków studiów na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu – ceramika i konserwacja ceramiki. Kiedy się poznaliśmy, nasza znajomość rozszerzyła się o pasję i zbieractwo. Próbowaliśmy swoich sił w miejscowości Zduny w Wielkopolsce, a po pięciu latach wróciliśmy do Szczecina z takim właśnie pomysłem. W Polsce jest kilka kolekcji i nawet jedno zarejestrowane muzeum, ale nigdzie nie ma miejsca, które działa w określonych godzinach, ma porządek tematyczny i są osoby, które mają rozległą wiedzę na ten temat. Widzieliśmy, że ludzie chcą takiego miejsca. Jeden zwróci uwagę na cegły, drugi porozmawia o technice, trzeci o rzemiośle, a miłośnicy sztuki zachwycą się wyjątkowym wzornictwem.

Zapytam, bo nie wszyscy mogą wiedzieć. Czym tak naprawdę zajmuje się zdun?

M. B.: Zdun to budowniczy urządzeń grzewczych opalanych drewnem lub węglem. Zazwyczaj są to piece kaflowe, ale buduje też piece piekarnicze, chlebowe, wędzarnie czy piece kuchenne. My nazwaliśmy to Muzeum „Zduńskie opowieści”, ponieważ obejmuje wszystko, co jest związane z tym zawodem.

To jest wciąż aktywny zawód?

M. B.: Niektórzy mówią nawet o renesansie. To jest modne i niezależne. Człowiek posiadający piec kaflowy jest niezależny od sytuacji geopolitycznej. Nie martwi się gazem i prądem. Nie in- teresuje go, czy będzie blackout, czy też nie. Paląc w piecu, ma światło, ciepło i może sobie coś ugotować.

Wszystko, co tutaj udało się stworzyć, to tak naprawdę wyłącznie wasza ciężka praca i nakłady finansowe. Jak wyglądało budowanie tego miejsca?

M. G.: Sama praca w budynku trwała około trzech lat. Kiedy pierwszy raz tu weszliśmy, było bardzo brudno, a na ścianie straszył grzyb. Ten budynek nie prezentował się interesująco. Interesująca była jedynie lokalizacja. Na przestrzeni tych trzech lat, po remoncie dachu, elewacji i wnętrza, zaczęliśmy się do tego przekonywać. Były oczywiście momenty zawahania i wtedy pomagali nam nasi najbliżsi i współpracownicy.

M. G.: Dostosowując się do starego budynku, nie mogliśmy zwyczajnie powiesić czegoś na gwoździu. Każdy kafel jest inny. Ma inny rozmiar, kołnierz znajdujący się z tyłu, i nie da się tego ułożyć w prostej linii. We współpracy z naszym zaprzyjaźnionym stolarzem zostały stworzone takie wyjątkowe „stonogi” – jak nazwał je stolarz – które służą za stojaki dla kafli. W każdym momencie możemy je zdjąć i zamienić. W naszym magazynie znajduje się ponad 700 innych kafli, więc zawsze możemy tworzyć wystawy tematyczne, ale na to przyjdzie czas. Wykonaliśmy ogrom pracy. Projektowanie ulotek czy nawet mycie kafli to wszystko kosztowało mnóstwo czasu.

Skąd pochodzą wasze zbiory?

M. B.: Otrzymane, znalezione i kupione. Kiedyś, rozbierając piec, natrafiliśmy na zupełnie inny kafel, niepasujący do reszty. Drzwiczki od pieców są kupione. Mamy drzwiczki pochodzące z Odessy, Warszawy, Lwowa. Cegły są kupowane i darowane. Jedną znaleźliśmy dwa lata temu, podczas remontu ulicy Wyszyńskiego. Potknęliśmy się o gruz i jak się okazało, była tam cegła pochodząca spod Widuchowej, czyli nasze tereny. Piec piekarniczy, który jest na górze, pochodzi z ulicy Barbary. Ze starej piekarni, która zamknęła się w 1968 roku.

Czyli na początku to było po prostu zbieranie kolekcjonerskie?

M. B.: Zaczęło się od dokumentów. Prowadzimy portal Zduńskie Opowieści. Tam jest ponad 1600 postów. To cała kwerenda związana z historią zduństwa. Pozyskuję anonse prasowe z bibliotek cyfrowych, gazet i rożnych badań. Na podstawie tego tworzymy historię. Wydałem leksykon, w którym jest ponad 900 haseł dotyczących wszystkich zakładów ceramicznych na terenie dzisiejszej Polski z wyjątkiem Kresów. I tak po kolei. To ktoś zadzwonił, ktoś napisał. Tu coś kupiliśmy, a tu dostaliśmy. I teraz zebrało się tego bardzo dużo.

To miejsce typowo dla pasjonatów czy może zachwycić każdego?

M. G.: Wydaje mi się, że jest to miejsce dla wszystkich. Każdy znajdzie tu coś, co albo mu się spodoba, albo przywraca pewne wspomnienia. Na pewno my mieliśmy potrzebę podzielić się wiedzą i tym, co mamy. Muzeum jest rozszerzeniem działalności Zduńskich Opowieści. Są ludzie, którzy zajmują się konserwacją pieców, ale dodatkowe badanie historii danego obiektu to już wąska specjalizacja. Jest tutaj wiele przedmiotów, ale jesteśmy też my. Chętnie odpowiadamy na pytania, ale również słuchamy. Wszyscy, którzy do tej pory odwiedzili muzeum, przywołują jakieś wspomnienia. To jest takie miejsce, które niektórzy mogą traktować z sentymentem.

Piece, kafle, co jeszcze znajdą zwiedzający?

M. B.: Największą dostępną kolekcję cegieł z sygnaturami. Mamy cegły z Lwowa, Wiednia i ze Szczecina. Mamy też cegłę z Podjuch. Zanim słynny August Lentz rozwinął ogromny koncern z fabryki Didiera, to Ferdinand Didier zaczynał od cegielni w Podjuchach i stąd mamy jedną z cegieł. Mamy różne kafle i drzwiczki ze Szczecina, a także kafel z 1 września 1939 roku. Zwiedzający zobaczą również tradycyjne zduńskie narzędzia. Możliwość zwiedzania wzbogacają cztery filmy archiwalne. Jest to słynna piosenka „Kaloryferów wróg” Kabaretu Starszych Panów, film o powstaniu cegły, formowaniu kafli i taki propagandowy film z lat 50. dotyczący węgla. Z dzisiejszego punktu widzenia jest to zabawne. Mamy dużą ilość anonsów prasowych, które może wiele nie powiedzą, ale wskażą rozmach dawnego pomysłu. Warto spojrzeć na sposób w jaki były wykonywane w czasach, kiedy nie było Photoshopa, a także zwrócić uwagę na archiwalne słownictwo i nazewnictwo, które często jest zabawne. Czy w przyszłości planujecie rozwinąć działalność muzeum?

M. B.: Planujemy organizować warsztaty zduńskie, ale także konserwatorskie i profesjonalne warsztaty ceramiczne. Jest pomysł na lekcje muzealne z pokazem. Możliwe, że wprowadzimy też wystawy zewnętrzne.

This article is from: