TF # 48, April 2011

Page 1

CENA: 13zł w tym 8%VAT NR 48/04/2011 KWIECIEŃ

ISSN 1897-3655

INDEKS 233021





58

46 8

18

Krakowski Festiwal Tatuażu 2011 - dlaczego warto tam być?

22 30 34 40 42 46 52 58 64 70

Dotwork w wykonaniu Marco Galdo

CO

WA N

IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: styn Bła E: szc a S As zym zyńs ia ki czy k REDA K Aleksa TOR NAC ZE ndra S koczyla LNA: s

WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków

70

TF pierwszy raz w Budapeszcie - relacja z konwentu

Realizm z Moskwy - Katerina Mikky Volkova Optymizm Jimmy’ego Lajnena Sydney Tattoo & Body Art Expo oczami Izazelli Street Team - Sławek Idczak Na Zachodzie bez zmian - Tattoo Expo Leipzig James z węgierskiego „Celtic Moon Tattoo” Matthias Boettcher - czysto, solidnie i prosto Kudi Chick - Kahu Ciekawe/Nadesłane

st.eu attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe

Redak nieza cja nie zw r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg i n n a ie a s o d o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .

RA

Słowo od redakcji, newsy

ISSN 1897-3655

OP

34

6 8

Max : Intro .pl DRUK omax.com ntr www.i A: AM ic z m KL ow .co I RE com iąd ade NG ail. ETI @gm a M onm t RK lin MA oofes : ro arb Y c a . tatt IC et), : K cz N to wi .n fo do W a i A O a, k m C g za DK lina A a s R ), R .ja Ł A aro OK .k ŁP pl w w Ó art. (ww ww SP a. k W fal sza LI (3 a A k z J ST are as D uk Ł

18

40

magazyn dla ludzi kochających tatuże

56 64

30

22

polski

52

42


Pierwsze profesjonalne studio tatuażu w Stanach zostało otwarte w Nowym Jorku w 1846 roku i mieściło się przy Oak Street.

TATTOOFEST 6

Hate Eternal - amerykańska grupa death metalowa wystąpi w asyście: Beneath the Masacre, Defiled i zespołu Obscura. Kiedy: 18.05.2011 Gdzie: Rotunda, ul. Oleandry 1, Kraków Start: 18.00 Wjazd: 70/80 PLN

Z

Lipska przywiozłyśmy sensacyjną wiadomość: najstarsza niemiecka konwencja, czyli ta organizowana w Berlinie, po dwudziestu edycjach zmienia swój termin. Przez lata odbywała się ona w pierwszy weekend grudnia, jednak zmęczony zimnem i zamkniętymi z powodu śnieżyc lotniskami i drogami (jak to miało miejsce w roku ubiegłym) Frank Weber postanowił zorganizować imprezę w lipcu! Zawsze narzekaliśmy na to, że z powodu mrozu nie mamy ochoty na zwiedzanie miasta, więc teraz będziemy mieli szansę nadrobić zaległości. Jest jednak rzecz niepokojąca, mimo że do konwencji pozostały zaledwie 4 miesiące, na stronie nie ma żadnych informacji. Mamy nadzieję, że sytuacja ta niebawem się zmieni i wszyscy w słoneczny, letni weekend wybierzemy się do Berlina! Będziemy Was na bieżąco informować.

Sommer Tatt oo Fest ival w w w.t at toof es tivalberlin .de

polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże

M

ój humanistyczny umysł do końca tego nie ogarnia, ale w ciągu tych czterech lat opublikowaliśmy ponad 3000 stron z samymi tatuażami, czyli około 15000 różnorodnych prac artystów z Polski i zza granicy. Ilu tatuatorów i ile studiów pojawiło się na naszych łamach, ile wydarzeń promowaliśmy i relacjonowaliśmy nawet nie zaczynam liczyć, z pewnością było ich wiele. Wyszukiwaliśmy, wspieraliśmy, popularyzowaliśmy, prezentowaliśmy… Bywało ciężko, ale zdarzało się też, że współpraca należała do wzorowych, powstało wiele anegdot, które towarzyszą nam do tej pory. Udało nam się nawiązać kontakty, znajomości, a nawet przyjaźnie z różnymi artystami, fotografami czy wydawcami. Nie ma co ukrywać, że wyrobiliśmy sobie całkiem dobrą markę, szczególnie na Zachodzie (może nawet bardziej tam niż u nas), gdzie chwaleni jesteśmy za jakość magazynu, pokazywanie i wspieranie polskiej, wspaniałej sceny tatuażu, a także artystów, którzy prezentują bardzo wysoki poziom techniczny i artystyczny. I choć czasem śmieszy mnie, że pewnie mamy nakład porównywalny z jakimś wydawnictwem dla wędkarzy, modelarzy czy miłośników hippiki, to jednak miłe uczucie być pismem branżowym. Czasem udaje się wykraczać poza ramy naszego środowiska lub nieco przesuwać jego granice poprzez różnego rodzaju współpracę, którą podejmujemy. Przede wszystkim, zgodnie z pierwotnym hasłem, robimy magazyn dla ludzi kochających tatuaże, którzy mam nadzieję dzięki nam poszerzyli swoją wiedzę, odnaleźli coś dla siebie w tym tak różnorodnym świecie. Jednym z pierwszych założeń było także to, że TF to pismo tatuatorów i dla tatuatorów. Na samym początku udawało się to realizować dzięki zapałowi Daveeego i Murasa, którzy prezentowali ciekawych artystów pracujących w stylach jakie im samym odpowiadały najbardziej. Szczególnie cieszy mnie, że ostatnio mamy możliwość do tego założenia wracać. Tatuatorzy chętniej dzielą się z nami swoimi historiami i przemyśleniami, dzięki czemu mieliśmy mini-relację Juniora i Daveee’a z Azji, Anabiego z Las Vegas, Tofiego z Argentyny, czy ze wspólnego malowania chłopaków z „Nautilusa” i Naila. Często także mamy możliwość opisywać czyjeś mniejsze i większe sukcesy, czy akcje bardziej regionalnego propagowania sztuki tatuażu przez prawdziwych zapaleńców. Mam nadzieję, że to nie koniec i za naszym pośrednictwem kolejni artyści, czy ludzie związani ze sceną opowiedzą o ciekawej pasji, ustawieniach maszyn, nowej zajawce czy super projekcie, który właśnie rozpoczynają. Aż się łezka w oku kręci… Pozostaje serdecznie podziękować wszystkim, którzy współpracowali z nami, wspierali motywując, inspirując czy reklamując się w magazynie. Miłej lektury, Ola

Comeback Kid - powstały latem 2000 roku, hardcorowo punkowy zespół z Kanady wystąpi na jedynym w Polsce koncercie. Towarzyszyć będą mu: The Ghost Inside, Kvelertak, Gravemaker, Social Suicide. Kiedy: 02.05.2011 Gdzie: „Mega Club” ul. Żelazna 9, Katowice Start: 18.00 Wjazd: 60/70 PLN


K

iedy przeprowadzaliśmy wywiad z Fatem, opowiadał o swoim dość nietypowym hobby, które posłużyło jako inspiracja do stworzenia „Skull references”. Książka składa się z 200 stron, na których zaprezentowano ponad 300 zdjęć wykonanych 10 prawdziwym, ludzkim czaszkom oraz kilku kościom z prywatnej kolekcji. Pomocne przy stworzeniu unikalnego tatuażu może być zastosowanie w fotografiach światła padającego z różnych perspektyw, by wydobyć wszelkie kontrasty i szczegółową budowę. Może w końcu będziemy w stanie odpowiedzieć na pytanie, co jest bardziej rozpowszechnionym motywem tatuatorskim: czaszka czy róża… Koszt to 80 euro plus ewentualne opłacenie przesyłki. Zamówienia można składać mailowo: skullreferences@gmail. com. Książka będzie w sprzedaży także podczas konwencji, na których pojawi się autor, w tym na krakowskim Tattoofeście. Więcej informacji i zdjęcia kilku stron znajdziecie na YouTubie - należy wpisać hasło „Skull references” w wyszukiwarce oraz na profilu artysty: Facebook: facebook. com/fat.tattoos

R

usza 2. edycja konkursu na „Najlepszy tatuaż Podkarpacia” organizowanego przez rzeszowskie „Endorfine Studio”. Jego celem jest pokazanie szerszej publiczności oraz nagrodzenie dobrze wykonanych i ciekawych tatuaży, których właścicielami są osoby zamieszkujące Podkarpacie. Do udziału w konkursie mogą przystąpić osoby pełnoletnie zameldowane lub potrafiące udokumentować zamieszkanie na terenie województwa podkarpackiego, które w dniach 4-30 kwietnia wyślą poprawnie wypełnione zgłoszenie wraz ze zdjęciem swojego tatuażu. Formularz zgłoszeniowy dostępny na stronie konkursu: www.endorfinestudio.pl/konkurs. Można również zgłaszać się osobiście w „Endorfine Studio” w Rzeszowie przy ul. Grunwaldzkiej 14 (w podwórzu). Finał konkursu odbędzie się 6 maja w rzeszowskim klubie „Underground”.

Prenumerata

Tattoo Fest!! 1.

Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty • Bez Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 433 38 90 tattoofest@gmail.com Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 • Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.

2. Magazyn można także kupić

w formie elektronicznej na naszej stronie www.tattoofest.eu/sklep • Koszt jednego wydania to 10 zł • Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest Acrobat Reader • PDF’y magazynu nie nadają się do druku Tę opcję szczególnie polecamy osobom przebywającym za granicą

TATTOOFEST 7


P

ierwszy raz usłyszałam o tym nowym wydarzeniu podczas konwencji w Londynie w 2010 roku, tam też poznałam organizatora Jimmy’ego. Już wtedy potwierdziliśmy nasz udział i zaoferowaliśmy pomoc w promocji imprezy. Do przyjazdu gorąco zachęcał również Zsolt Sárközi wraz z żoną Zayą, których mogliśmy bliżej poznać czy to podczas ich wizyty na krakowskim „Tattoofeście”, czy przy okazji spotkań na innych konwencjach. Od razu widać było, że węgierscy tatuatorzy (w tym przedstawiciel „Dark Art Tattoo” - jednego z najlepszych, tamtejszych studiów) wspierają organizatora i dążą do tego, by w ich stolicy w końcu odbyła się impreza na międzynarodowym poziomie. Od tamtego czasu Jimmy pojawiał się na wszystkich najważniejszych spotkaniach tatuatorów TATTOOFEST 8

w Europie, a jeśli nie mógł przyjechać osobiście jego imprezę świetnie promowali inni, wszędzie pojawiały się plakaty i ulotki. Dość dużo szumu zrobiło się także w samym środowisku. Słyszałam pogłoski, iż wielu tatuatorów przygotowuje sporo ciekawych prac specjalnie na to wydarzenie, a i lista wystawców z miesiąca na miesiąc zaczynała robić się coraz bardziej interesująca. Nie mam raczej zwyczaju wyliczania kto pojawił się na konwencji, jednak dużym sukcesem pierwszej edycji jest przyciągnięcie wśród około 50 międzynarodowych artystów m.in. Jacka Ribeiro, Volkera i Simone, Tommy’ego Lee, Fata, Guila Zekri, Seana Vasqueza, Jasona Butchera. W roli przedstawicieli Polski niezawodnie pojawili się Leńu i Paweł z „3rd Eye Tattoo”. Nie zabrakło także licznej reprezentacji

Jury gotowe do pracy

Spędzenie 3 dni w centrum handlowym jest rzeczą niemożliwą nie tylko dla mężczyzn, ale chyba też dla większości kobiet. A jednak nam się udało, przetrwaliśmy! Ten artykuł nie będzie jednak dotyczył sportów ekstremalnych, czy bicia dziwnych rekordów, a konwentu jaki odwiedziliśmy w połowie marca w Budapeszcie. Była to pierwsza, międzynarodowa impreza tatuatorska w tej niezwykle urokliwej i przepięknej stolicy Węgier, dlatego nie mogło nas tam zabraknąć.

Raga twardziel, tatuuje Fadi


w stronę centrum miasta. Po drodze mieliśmy okazję zobaczyć Wielką Synagogę, a przez handlowo-turystyczne ścisłe centrum dotarliśmy do najsłynniejszego budapesztańskiego Mostu Łańcuchowego. Kiedy małą kolejką dostaliśmy się na imponujące Wzgórze Zamkowe zapadał już zmrok. Stamtąd mogliśmy (przy akompaniamencie skrzypiec :) ) podziwiać piękną, nocną panoramę rozświetlonej metropolii. Doszliśmy do wniosku, że Budapeszt jest dość podobny do Krakowa, tylko budynki są wyższe i stara zabudowa rozciąga się na większej powierzchni miasta… choć i bez tego czuliśmy się w węgierskiej stolicy wystarczająco swojsko. Jeszcze tylko pyszna, regionalna kolacja i mogliśmy zakończyć dzień. W piątek rano udaliśmy pod wyznaczony adres Lurdyház, położonego w południowej dzielnicy miasta. W osłupienie wprawił nas

Jury: Jack Ribeiro, Jason Butcher, Fat i Luca Natalini

Organizator Jimmy pilnował najmniejszych drobiazgów Boris nawet w swoim rodzinnym kraju wzbudza duże zainteresowanie

Nasza wesoła ekipa

Tego się nie spodziewaliśmy… skaryfikacja na całe plecy

Tommy Lee vs. Jason Butcher

Freak show

Get tattooed or die!

Widok na Wzgórze Zamkowe

węgierskiego tatuażu z asami: Borisem, tatuatorami z „Dark Art” i „Loco-Motive Tattoo” na czele. Muszę przyznać, że sama impreza, miasto i odległość do Budapesztu bardzo zachęcały nas, by się tam pojawić. Dodatkowo na początku marca udało mi się (raczej bez większego problemu) namówić na wyjazd Ragę wraz z żoną Agą. Robiło się coraz ciekawiej, bo wraz z naszą trójką (Krysia, Bartosz i ja) tworzyliśmy już całkiem niezły skład do zwiedzania i kosztowania węgierskich trunków. Do Budapesztu wybraliśmy się wcześnie rano w czwartek, by choć trochę poczuć lokalny klimat i pospacerować w skąpanym pierwszym wiosennym słońcem mieście. Jeszcze podczas trasy (i zawiei śnieżnej w Słowacji), udało nam się zsynchronizować czas dojazdu z Ragą. I tak wczesnym popołudniem wybraliśmy się wspólnie, bez konkretnego planu

TATTOOFEST 9


Lucky Tattoo, Węgry

Kolaboracja: Lewa strona Tibor Galiger, Pain Art Tattoo, Węgry Prawa strona Sándor Pongor, Pain Art Tattoo, Węgry

TATTOOFEST 10 Horvath Gabor, Your Mind Tattoo, Węgry

Zoltan Nagy, Bloodline Tat2 Shop, Węgry


Jaksa „Jana” Janos, Węgry

TATTOOFEST 11

Nyíri Sándor, Loco-Motive Tattoo, Węgry

Misinszky Zoltán, Vato Loco Tattoo, Węgry

Jaro, Jaro Tattoo, Węgry

Izo, X Tattoo, Austria


Révai Balázs, Dart Art Tattoo, Węgry

Norbert Halász, Skinworkshop Tattoo, Węgry

TATTOOFEST 12

Gege, Boris Tattoo, Węgry

obiekt, w którym miała odbyć się konwencja, czyli jak się okazało centrum handlowe. Tego zupełnie się nie spodziewaliśmy, bardziej nastawialiśmy się na nowoczesną halę wystawienniczą. W tym dniu najczęściej powtarzanym przez nas stwierdzeniem było „ale jaja”. No ale cóż… po zorientowaniu się w sytuacji i rozłożeniu naszych rzeczy w boksie przyszedł czas, by się rozejrzeć. W obrębie samej konwencji znalazły się 4 sale, dwie z tatuatorami, kolejna ze sceną i boksami „vipów”, oraz ostatnia mniejsza, w której prowadzone były seminaria. W miarę upływu czasu wszyscy coraz bardziej docenialiśmy miejsce, w którym zorganizowano konwent. Co prawda słyszałyśmy z Krysią różne głosy w naszych głowach (zastanawiałyśmy się z jakimi reakcjami coś takiego mogłoby spotkać się w Polsce… „fuj, komercha”), ale szybko plusy przeważyły.


Krisztan Molnar, Tattoo by Krisz, Węgry Sándor Pongor, Pain Art Tattoo, Węgry

Pinke Csaba, Vasmacska Tattoo, Węgry

Tibor Galiger, Pain Art Tattoo, Węgry

TATTOOFEST 13


tamtejsze ceny, była to niemała kwota. Być może wpłynęło to także na frekwencję, która moim zdaniem nie była najwyższa. W piątek i niedzielę było raczej pustawo, za to w sobotę widoczna i odczuwalna była większa liczba zwiedzających. Może powodem braku ludzi

była też druga, odbywająca się w tym samym czasie i mieście impreza tatuatorska! Przełożyło się to także na ilość potencjalnych klientów, ale za to tatuatorzy mogli poświęcić czas na np. najlepsze Art Fusion jakie kiedykolwiek widziałam, w którym udział wzięli: Fat, Jack

Judit, NH-INK, Niemcy Csaba Müllner, Tattoo de Sade, Węgry

Krisztan Molnar, Tattoo by Krisz, Węgry

TATTOOFEST 14

Paul Acker, Deep Six Laboratory, USA

konwentu. Dodatkowym w mojej ocenie plusem była możliwość mocnego zaakcentowania zjawiska tatuażu w miejscu publicznym. Zaowocowało to także pojawieniem się na imprezie kilku „przypadkowych” osób, choć trzydniowy bilet kosztował w przeliczeniu około 75 zł, a biorąc pod uwagę

Krisztan Molnar, Tattoo by Krisz, Węgry

Jedzenie na miejscu, duże delikatesy, liczne kawiarnie, nawet kino gdyby ktoś chciał się nieco rozerwać, wielki parking obok i w miarę dobry dojazd z każdego miejsca w mieście. Coś, co tak bardzo nas zaskoczyło, szybko znalazło nie tylko nasze uznanie, ale i innych uczestników

Ribeiro, Tommy Lee, Leńu i Jason Butcher. Poza tym, tatuatorzy tworzyli jury i takiego składu nie było jeszcze na żadnej konwencji. Nie tylko prace pokazywane na scenie nie zawiodły naszych oczekiwań, miło było w końcu popatrzeć na świetne tatuaże zwiedzających. Zgodnie


S

erdecznie dziękujemy Radze i Pipkowi za pomoc, wsparcie i miło spędzony czas. Ola

Sándor Pongor, Pain Art Tattoo, Węgry

z moimi przewidywaniami, te biorące udział w konkursach były bardzo dobre, nawet pomimo, że wyjadacze węgierskiej sceny nie podesłali swoich modeli. Udało się także znaleźć kilku nowych i niezwykle obiecujących artystów. W programie nie zabrakło także koncertów, seminariów prowadzonych przez węgierskich tatuatorów, pokazów burlesque, graffiti, małego freak show czy podwieszania, które odbyło się pomiędzy boksami. Dzięki temu czas upływał bardzo przyjemnie, a dobra i raczej swobodna atmosfera udzielała się wszystkim uczestnikom konwencji. Była to dla mnie też świetna okazja, by pogawędzić ze znajomymi tatuatorami jak Fadi, Guil Zekri, Fat czy Szabi z „Dark Art”, który wręczył nam egzemplarz swojego nowego sketchbooka. Te wszystkie akcenty, stworzyły według mnie niepowtarzalny klimat tej konwencji. Na szczęście nie sprawdziła się zasada, że im dłużej się na coś czeka, tym większą klapą może się to okazać. Do Budapesztu na pewno wrócimy w przyszłym roku i mam nadzieję, że znajdzie się kilku fanów tatuażu z Polski, którzy będą mieli chęci również się tam pojawiać.

Wynik wspólnej pracy Fata, Jasona Butchera, Tommy’ego Lee, Andrzeja Leńczuka i Jacka Ribeiro

TATTOOFEST 15




Krakowski festiwal tatuażu zbliża się wielkimi krokami. Już szósty raz mam przyjemność zaprosić Was do mojego rodzinnego, przepięknego miasta, by móc wspólnie jeszcze bardziej zagłębić się w tematykę tatuażu. W ciągu tych kilku lat wiele zmieniło się zarówno na światowej jak i polskiej scenie, poziom artystyczny oraz techniczny posunął się niesamowicie do przodu, jednak jedno pozostaje stałe i niezmienne: masz jeden tatuaż, będziesz chciał mieć ich więcej.

Po co w ogóle masz tam być?

To miejsce, w którym miłośnicy tej formy sztuki mogą spotkać się, wymienić doświadczenia, pokazać swoje tatuaże, gdzie można pozwolić sobie na bezpośredni kontakt z tatuatorami poza ich standardowym miejscem pracy. To święto, z którego każdy może czerpać inaczej. Dla jednych jest to imprezowy weekend, dla innych edukacja, a jeszcze dla innych po prostu praca. Odkąd zainteresowałem się tematem tatuaży, ja lub moi współpracownicy odwiedziliśmy blisko sto konwencji w całej Europie. To pozwoliło nam wybrać taką formułę festiwalu, która jest uniwersalna, czyli oparta o tatuowanie, konkursy i różnego rodzaju atrakcje. Z drugiej strony postawiliśmy na jakość, zarówno pod kątem zapraszanych gości jak i samej organizacji. Kilka tysięcy osób, które co roku odwiedzają Tattoofest, jak i artyści, którzy się na nim pojawiają, uznali tą formułę za trafioną, więc i w tym roku będziemy ją kontynuowali. Po co masz pojawić się w „Chemobudowie” 11 i 12 czerwca? Po to, by móc znaleźć się w tym olbrzymim i wyjątkowym studiu tatuażu, ze wspaniałymi artystami z ponad dwudziestu państw, ze sklepami z alternatywną odzieżą i wszystkim tym czego potrzeba, by wykonać profesjonalnie tatuaż, z towarzystwem, które oprócz dobrej zabawy ceni sobie także dobre tatuaże. Niestety, jest ono otwarte tylko dwa dni w roku, więc nie przegap tej

TATTOOFEST 18

okazji i nie zmarnuj tych dni na siedzenie w domu!

Co stało się w zeszłym roku?

Piątą edycję, czyli małą rocznicę, postanowiliśmy zrobić z nieco większym rozmachem. Oprócz tatuażu pojawił się festiwal muzyczny, którego gwiazdami były zespoły „The Business” z Wielkiej Brytanii i „Caliban” z Niemiec. Grupom tym towarzyszyło wiele polskich, czołowych zespołów ze zbliżonych nurtów muzycznych. Zaangażowaliśmy także street artowców, mieliśmy więc na terenie festiwalu pięknie wymalowany, kilkudziesięciometrowy mur. Wewnątrz udało nam się zorganizować mini giełdę komiksów, a także wystawy fotografii i grafik. Całość dopełniały deskorolkowe zawody i inne pokazy sceniczne. O czymś takim kiedyś marzyłem i udało się to zorganizować, może nie z takim rozmachem, przed którym ktokolwiek mógłby klęknąć, jednak zrobiło się różnorodnie i kreatywnie. Pokazaliśmy, że jak się czegoś bardzo pragnie, to można to osiągnąć. Mimo innych atrakcji nie przyćmiliśmy tatuażu, który nadal pozostał na czołowym miejscu, a to przede wszystkim za sprawą gości. Po pierwsze, jak co roku swoją obecnością zaszczyciła nas cała czołówka polskiej sceny tatuażu. Po drugie, pierwszy raz w historii polskich konwencji udało nam się ściągnąć do Krakowa tak wielu artystów zza granicy, a było ich ponad sześćdziesięciu, m.in. takie gwiazdy jak Robert Hernandez, Bez z Wielkiej Brytanii, Fat z Hiszpanii, Volker i Simon z niemieckiego „Buena Vista Tattoo Club”, Victor Portugal obecnie pracujący w „9th Circle”, Fishero i Zhivko z Czech, Fadi ze Szwajcarii, Dimitri HK z Francji, Takami z Japonii, Zsolt Sarkozi z Węgier, Ed Perdomo, Simon Erl z Anglii, Noi Siamese3 pracujący obecnie w Norwegii, Scott Ellis z USA, Niccku i Lionel z Singapuru i wielu, wielu innych (odsyłam do PS na końcu). Mając tak świetny skład, zastanawialiśmy się, czy kiedykolwiek możemy się jeszcze do tego zbliżyć.

Czy nie lepiej odejść jak Adam Małysz, z poczuciem że owszem, może moglibyśmy zrobić jeszcze coś więcej i lepiej, ale może najwyższy czas zamknąć pewien etap swojej pracy.

Co przeważyło o decyzji?

Po pierwsze, wykład jaki wygłosił Paul Booth z „Last Rites” oraz Brandon Bond na zeszłorocznej edycji angielskiej konwencji „Tattoo Jam”. To bez wątpienia jedne z najważniejszych postaci współczesnego świata tatuażu, a można nawet powiedzieć, że w pewnym sensie jego kreatorzy. Wspólnie przyznali, że nie wolno łatwo się poddawać, a im więcej pojawia się pustej krytyki, tym bardziej powinniśmy być przekonani o tym, że jesteśmy na właściwej drodze. Po drugie, wielu polskich i zagranicznych tatuatorów zachęcało nas do zorganizowania kolejnej edycji. Wreszcie po trzecie, zorganizować Tattoofest sześć razy brzmi lepiej niż pięć, i to przeważyło!!!

Tattoofest 2011!

Pozostało niewiele czasu, by o dwunastej w południe, w sobotę 11 czerwca tradycyjnie hejnałem z Wieży Mariackiej obwieścić Wam rozpoczęcie festiwalu. Przygotowania przebiegają sprawnie, a najważniejsza dla nas na tym etapie jest ilość odpowiedzi na wysłane przez nas zaproszenia. Potwierdziliśmy udział już praktycznie wszystkich Polaków, na których najbardziej nam zależało. Czekamy jeszcze na ostateczną odpowiedź Andrzeja Leńczuka, Pawła z „3rd Eye” z Grudziądza oraz Zappy z Sopotu, którzy mam nadzieję ostatecznie zdecydują się na przyjazd do Krakowa. Z polskich artystów przebywających za granicą, nareszcie udało nam się namówić na przyjazd Cukierkowskiego oraz Jamesa z „Woodys Tattoo”, którzy od lat tatuują na Wyspach. Pojawi się w Krakowie ponownie Kamil Mocet. Obcokrajowcy również nie zawiedli. Mamy ich już na liście prawie pięćdziesięciu i wciąż przybywają. Poza wieloma sławami, wracającymi po ubiegłej edycji, szczególnie cieszy nas pojawienie się


Koncert Wa Da Da

Art Fusion nad Wisłą

Nietypowe Art Fusion

Altered States - Bondage

Caliban

Street artowy jam

The Business

Rodzinna atmosfera ;)

Batoon & Bartek colabo

Banana Ink!

Jury pracuje Koncert WSRH - Sheller & Słoń

Radek z Cyberów w rękach Roberta

TATTOOFEST 19

Francuski team

Konkursy


Zdjęcia sytuacyjne z 2010 roku: Michał Tokarczuk www.michaltokarczuk.com

TATTOOFEST 20

Den Yakovlev, Negative Karma, Rosja Licytacja obrazów

Den Yakovlev, Negative Karma, Rosja

Dimitri HK, Francja

Thomas Kynst, Kynst Tattoo, Holandia

Adriaan Machete, Kreuzstich Tattoo, Niemcy

Thomas Kynst, Kynst Tattoo, Holandia

Adriaan Machete, Kreuzstich Tattoo, Niemcy

PS Kilka słów wyjaśnienia, dlaczego tak bardzo cieszymy się, że w Krakowie możecie spotkać tak liczną reprezentację gości z zagranicy. Przecież na wielu zachodnich konwencjach bywa podobnie, nie jesteśmy wyjątkowi! Słowem kluczem jest tutaj „zachodnich”. Tatuatorzy przyjeżdżają na festiwale i tatuują klientów za pieniądze. Standardem w Polsce jest 100-150zł za godzinę tatuowania. W zachodnich krajach jest to odpowiednio 100-150 euro lub dolarów amerykańskich. Jeśli weźmiemy pod uwagę koszty jakie towarzyszą przyjazdowi do Polski, plus znikomą szansę na ich zwrot (Polacy nie tatuują się jeszcze tak masowo jak ma to miejsce np. w starych krajach Unii Europejskiej czy USA), wniosek podstawowy nasuwa się sam. Ci tatuatorzy, w odróżnieniu od innych konwencji na których często bywają, nie przyjeżdżają do Krakowa by zarabiać kasę, ale z innych powodów. Jakich? Zapewne różnych, jednak już o to możecie niebawem zapytać ich sami. My cieszymy się i szanujemy ich za chęć pojawienia się w Polsce!

Thomas Kynst, Kynst Tattoo, Holandia

Adriaan Machete, Kreuzstich Tattoo, Niemcy

Dena Yakovleva z Rosji, niesamowitego realisty, którego obserwowanie na żywo przy pracy będzie dla wielu bardzo ciekawe. Innym, powalającym na kolana tatuatorem jest Adriaan Machete pochodzący z Meksyku, a tatuujący w Berlinie, który robi wspaniałe kolorowe prace. Po dwóch latach nieobecności wraca Jack Ribeiro, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Mamy nadzieję, że uda się wreszcie dotrzeć na Tattoofest Liorciferowi z Nowego Jorku, wychowankowi „Last Rites”. Swój udział zapowiedział Victor Portugal, Jeremiah Barba, Jee Sayalero, Dimitri HK, Fat, Ed Perdomo, Zhivko, Thomas Kynst, Fadi - robi nam się naprawdę doborowe towarzystwo, którego niejedna konwencja mogłaby pozazdrościć. W tym roku stawiamy przede wszystkim na tatuaż. Oczywiście będą nam towarzyszyły różne wydarzenia, jednak chcielibyśmy, aby osoby odwiedzające mogły przede wszystkim przyglądnąć się pracy artystów i znaleźć czas na rozmowę z nimi. Chcielibyśmy również przywrócić ducha „Rotundy”, miejsca w którym odbywały się pierwsze Tattoofesty. Siłą tamtego klubu była atmosfera spotkania ludzi, których łączy wspólna pasja. Mam nadzieję, że przyjazd do Krakowa będzie okazją do zawarcia nowych znajomości i odnowienia starych, a przede wszystkim, że wyjedziecie z Krakowa z nowymi tatuażami!!! Tego Wam i sobie życzę! Radek


Rafał Simonides w akcji

Mini skate park

Dave vs Edek

TATTOOFEST 21

Malować każdy może…

Ed Perdomo, Szwecja

Ed Perdomo, Szwecja

Den Yakovlev, Negative Karma, Rosja

Fat, On the Road

Victor Portugal, 9 th Circle, Kraków

Victor Portugal, 9 th Circle, Kraków

Dimitri HK, Francja

Victor Portugal, 9 th Circle, Kraków

Fat, On the Road

Ed Perdomo, Szwecja

Victor Portugal, 9 th Circle, Kraków

Victor Portugal, 9 th Circle, Kraków

Fat, On the Road


TATTOOFEST 22


M

arco Galdo to artysta, którego prace niezmiennie od kilku lat robią na mnie wielkie wrażenie. Ten tatuator urodzony w Mediolanie, pojawia się rokrocznie na tamtejszej konwencji, każdorazowo robiąc wielką furorę. W tym roku udało mi się nawiązać z nim kontakt, który pozwolił na sporządzenie niniejszego materiału. Rzadko mam okazję oglądać tak perfekcyjne, dotworkowe, geometryczne i przemyślane prace, a jeszcze mniej udaje nam się ich prezentować na łamach TF. Na pewno warto zwrócić uwagę na Marco i na to, jak w jego wydaniu wygląda tatuażu etniczny... i nie mam na myśli czarnej plamy o nierównomiernym kształcie z 5 strony katalogu z napisem „tribal” na grzbiecie. Ola

TATTOOFEST 23


TATTOOFEST 24


TATTOOFEST 25


TF: Czy zanim zostałeś tatuatorem, rozważałeś wybranie innego zawodu? Marco: Tak, zanim na poważnie zająłem się tatuowaniem, brałem pod uwagę różne opcje. Zawsze fascynowało mnie fotografowanie natury i dokumentarystyka. Jak widać, zajęcia te pozostały tylko w strefi e marzeń. TF: Od kiedy tatuaż jest obecny w twoim życiu? Marco: Pierwszą maszynę kupiłem kiedy miałem 18 lat, ale tatuowałem bardzo rzadko. Jakieś dwa lata później, wraz z grupą znajomych w wolnych chwilach budowaliśmy metalową rzeźbę z rzeczy znalezionych na złomowisku. Spędzaliśmy całe dnie na tworzeniu przedmiotów z metalu, a noce poświęcałem tatuowaniu. Obie te pasje mnie pochłonęły i wkrótce zaczęło brakować czasu na realizowanie ich jednocześnie. Pojawiało się coraz więcej chętnych na rzeźby, ale z drugiej strony powiększała się grupa osób zainteresowanych tatuażem ode mnie. W końcu zdecydowałem się poświęcić tatuowaniu. TF: Jak wybrałeś swój styl? Czy od samego początku wiedziałeś jaki typ prac chcesz wykonywać? Marco: Nie, nie wiedziałem tego wtedy i szczerze mówiąc, nie jestem tego pewien również teraz. Zawsze starałem się zawrzeć w moich pracach wszystkie elementy, które w danym momencie najbardziej mnie interesowały. Na początku wykonywałem właściwie każdy rodzaj tatuaży, bo ludzie prosili mnie o najróżniejsze rzeczy. Później zafascynował mnie tatuaż tybetański, tajski i ogólnie plemienny. Dzięki temu zrozumiałem jak jaśniej przedstawić moją wizję i uczynić tatuaż bardziej czytelnym. W tamtym czasie zacząłem także posługiwać się techniką dotwork, nie chciałem jej jednak używać jak w tradycyjnym tatuażu. Dlatego kiedy już ją opanowałem, starałem się uczynić ją bardziej nowoczesną i po prostu moją. W celu stworzenia osobistego stylu łączyłem też psychodeliczne zdjęcia i tekstury. Później, dzięki zainteresowaniu elementami surowej sztuki art brut, mój

TATTOOFEST 26

styl ewoluował jeszcze bardziej. Moim zdaniem, artysta nigdy nie robi do końca tego co chce, tylko wciąż się rozwija. TF: Opowiedz coś więcej o swoich inspiracjach. Marco: Zawsze staram się zawrzeć w pracach te najważniejsze dla mnie. Każda dziedzina jest istotna, od malarstwa, przez tatuaż, street art, aż po architekturę. W momencie, w którym uświadomiłem sobie, że wszystko czemu poświęci się odrobinę więcej uwagi, może zaowocować nowymi pomysłami, przestałem pracować w oparciu o konkretny schemat. TF: Co poza tatuażem cię interesuje? Marco: Kiedy nie tatuuję, przeważnie przeznaczam czas na rysowanie, fotografowanie, zajmuję się też zamówieniami do studia. W sumie wszystkie moje zajęcia są powiązane z zawodem. Nie męczy mnie to, wprost przeciwnie, motywuje i ładuje mój wewnętrzny akumulator. Nie traktuję tatuowania wyłącznie jako pracy, jest to dla mnie sposób na życie. Mam jeszcze drugą, wielką pasję jaką jest podróżowanie. Każdego roku spędzam kilka miesięcy w odległych zakątkach świata. Uwielbiam nawiązywanie znajomości i nowe doświadczenia. Zawsze robię też tysiące zdjęć i szukam ciekawych książek. TF: Jakich tatuatorów podziwiasz i dlaczego? Marco: W chwili obecnej jest na scenie bardzo wielu wspaniałych artystów, ale najbardziej podziwiam tych związanych ze stylem, w jakim sam pracuję. Muszę podziękować Xedowi le Headowi za wprowadzenie techniki dotwork do świata tatuażu i ciągłe prezentowanie jej w tak unikalny sposób. Inni artyści, których mogę wskazać to Vincent Hocquet z „Beautiful Freak Tattoo”, Little Swastika, Daniel DiMattia z „Calypso Tattoo”, Leon Lam z Hong Kongu, Kostas z ateńskiego „Prive Tattoo”. Mogę powiedzieć, że właściwie każdego dnia surfując po sieci napotykam na świetnych, choć mniej znanych tatuatorów.

TF: Jakie są twoje cele? Czy zmieniły się na przestrzeni lat? Marco: Tak, oczywiście. Tak jak ewoluowała sama technika i możliwości, tak i sposób myślenia. Gdy dziewięć lat temu otworzyłem studio „Traffi canti d’arte” w Mediolanie, pracowałem nad osiągnięciem pewnego poziomu pewności siebie w przenoszeniu na skórę tego, co miałem w głowie. Moim priorytetem było dopracowanie aspektów technicznych. Zawsze pozostawiam sobie wiele otwartych drzwi, a cele często się zmieniają, aktualizują lub ewoluują kiedy zostają osiągnięte. Potrzebuję ich, by ciągle być zmotywowanym. Chciałbym wkrótce wydać drugą część sketchbooka. Pracuję też nad kilkoma obrazami, które mają zostać zaprezentowane na wystawie. Ponadto współpracuję z pewnym fotografem nad projektem, który ma przedstawić moje prace wykonane na papierze i te na ludzkim ciele. Ma dokumentować także moje podróże i spotkania z przedstawicielami różnych plemion, w których kulturach tatuaż jest głęboko zakorzeniony i często ma znaczenie religijne. TF: Opisz proszę swoje studio i współpracowników. Marco: Moje studio odzwierciedla styl w jakim pracuję. Wszystko co się w nim znajduje zbudowałem z moim ojcem. Różni artyści pomogli mi robić dekoracje i pozostawili po sobie wiele pamiątek. Obecnie pracujemy w sześć osób: Max, Luigi, Gino, Mattia, Silvia i ja. Mamy cztery stanowiska, a także specjalne miejsce do fotografowania prac oraz rysowania. Zawsze zależało mi aby ludzie, z którymi pracuję szanowali się wzajemnie, wspólnie używaną przestrzeń, a także klientów. Mogę śmiało powiedzieć, że czuć między nami dobrą energię. Często w studiu pojawiają się gościnnie inni tatuatorzy, wśród nich ludzie z „East Tattoo’ z Tajwanu czy Kostas z Aten. Wkrótce przyjedzie do nas Patrick Huettlinger, a we wrześniu Leon Lam. TF: Jak przygotowujesz projekty? To wymaga chyba wiele cierpliwości? Ile (średnio) czasu spędzasz na wytatuowaniu rękawa?


mniej czasu. Wszystkie te czynniki (rozmiar, rodzaj pracy) to także jeden z ważnych punktów rozmów z klientem odnośnie ceny. Chcę się czuć spełniony jako artysta i móc zaproponować dobrą jakość i cenę. Wytatuowanie trzech czwartych rękawa to nie mniej niż 12 godzin pracy. Przeciętny czas na stworzenie całego to 15 - 20 godzin.

Marco: Zazwyczaj poświęcam dużo czasu na przemyślenie pracy, zwłaszcza dużej. Zastanawiam się jak po kolei rozwijać elementy i jakiego rodzaju wrażenie mają one stworzyć. Pierwsza sesja, a nawet kilka kolejnych, może trwać cały dzień. Wspólnie z klientem próbujemy sprecyzować ogólny wygląd tatuażu. Potem, już podczas kolejnych sesji pracuję nad kontrastem, niewielkimi niuansami, rozważam dodanie czerwonego koloru. Rozmiar dotworkowej pracy nie zawsze równomiernie przekłada się na czas, jaki trzeba jej poświęcić. Niektóre tekstury, nawet w tych samych rozmiarach, wymagają połowy

TF: Czy twoi klienci charakteryzują się czymś wyjątkowym? Dlaczego wybierają twoje prace? Marco: Większość osób jest pod wrażeniem innowacyjności i siły oddziaływania moich prac, a także docenia walory wizualne. Mam wielu klientów z całych Włoch, a także zza granicy. Czasem nawet jestem proszony o wykonanie tatuażu, kiedy spędzam gdzieś wakacje. Bardzo schlebia mi zainteresowanie moją twórczością, jednak minusem takiej sytuacji jest brak wolnego czasu. Kiedyś właśnie w takim kryzysowym momencie, kiedy w dodatku byłem bardzo zmęczony, pojawił się w studiu klient z Los Angeles. Chciał tatuaż, ale nie zarezerwował wcześniej terminu, nawet nigdy przedtem nie rozmawialiśmy. Nie mogłem mu odmówić, więc pracowałem do późna. TF: W Europie w dalszym ciągu tatuowanie swastyk jest kontrowersyjne. Po publikacji materiału z „Little Swastika Tattoo” z Niemiec spotkaliśmy się ze skrajnymi reakcjami. A jak twoi klienci reagują na ten symbol?

Marco: Ludzie nadal myślą tak, jak 50 lat temu, zupełnie nie biorą pod uwagę tradycji sprzed ponad 14000 lat, kiedy symbol ten był używany przez wiele kultur. Moje podejście jest zupełnie apolityczne. Jestem dość biegły w zakresie znaczenia symboli, i czy to się komuś podoba czy nie, swastyka oznacza powodzenie. Uczeni, którzy zajmują się tym tematem, postrzegają swastykę jako symbol naturalnej energii, bardzo prosty ale niosący wiele mocy. Zawsze, kiedy ten temat pojawia się podczas rozmowy, wyjaśniam prawdziwe znaczenie znaku i jego historię. Szczerze wierzę, że można jeszcze przywrócić właściwe, dobre znaczenie i postrzeganie swastyki. Często w dyskusjach się to nie udaje, niektórzy ludzie po prostu nie są otwarci na ten sposób myślenia, nawet w obliczu konkretnych faktów. W moich pracach używam tego symbolu w określony, opatentowany sposób. Jest znakiem graficznym, który można doskonale przystosować, dającym niesamowity efekt wizualny. Nie chcę nikogo obrażać i sądzę, że bardziej niż sam symbol powinniśmy potępiać ideologię, która wykorzystała go w niewłaściwy sposób. TF: Twoje marzenia. Marco: Chciałbym mieszkać blisko morza, w miejscu, gdzie zawsze świeci słońce i można się wyluzować. Chciałbym też uczestniczyć w wielu konwencjach i podróżować. www.trafficantidarte.com Facebook: Trafficanti D’arte

TATTOOFEST 27




N

iestety, nie dość często gościmy na naszych łamach tatuatorki. Czy świat tatuażu jest na tyle zdominowany przez mężczyzn, że kobietom ciężej się wybić? Sama pracowałam z dwoma świetnymi artystkami i mogę bez problemu wyliczyć kilkanaście kolejnych. Ostatnio w Lipsku po raz pierwszy zwróciłam uwagę na to, jak poważną część sceny stanowią kobiety. Niby oczywiste, ale mimo to o branży myśli się często jak o męskim świecie. Panie jednak wcale nie muszą rozpychać się łokciami czy korzystać ze swoich uroków, aby zostać zauważone. Wystarczy tylko popatrzeć na ich prace, żeby nie mieć wątpliwości, że nie ustępują w niczym mężczyznom. Tym bardziej, że mają bardzo dużo do zaoferowania, szczególnie pod względem artyzmu prac czy kompozycji. Świetnym tego przykładem jest zaledwie 22-letnia Katerina Mikky Volkova z Moskwy. Zapraszam do lektury i zapoznania się z jej pracami. Ola

TATTOOFEST 30


TF: Od kiedy tatuujesz? Katerina: Zaczęłam ponad 5 lat temu, kiedy miałam 16 lat. Zawsze dużo rysowałam, ale oczywiście jako dziecko nie myślałam, że kiedyś zacznę robić tatuaże. Z pewnością jednak ogromny entuzjazm, z którym łączyło się tworzenie rysunków, wpłynął na moją późniejszą decyzję. Kiedy zaczynałam tatuować, nie wiązało się to z jakimiś konkretnymi przemyśleniami, po prostu pewnego dnia poszłam do studia tatuażu, by dowiedzieć się czegokolwiek o ich wykonywaniu. TF: Sama nie masz zbyt wielu tatuaży, dlaczego? Katerina: Nie chcę mieć ich dużo. Chciałabym w ten sposób ozdobić jedynie niektóre partie mojego ciała. Obecnie mam 4 tatuaże, w planach kolejne 3 (dwa z nich będą naprawdę duże) i to chyba tyle. Poza tym, nie mam czasu dla samej siebie, ponieważ wciąż uczę się w instytucie sztuki.

TF: Opowiedz o podejściu do tatuażu ludzi mieszkających w Moskwie? Katerina: Obecnie wiele osób w Moskwie ma dużą wiedzę na ten temat. Niestety nie można tego powiedzieć o innych miastach, szczególnie małych, gdzie sytuacja nie jest najlepsza. Wciąż jest wielu ludzi, którzy nie postrzegają tatuażu jako sztuki, nie doceniają go i nie rozumieją. Nadal istnieje pogląd sprzed 30 lat, według którego tatuaż kojarzy się wyłącznie z więzieniem. Sytuacja poprawia się, organizowanych jest sporo konwentów i pojawia się coraz więcej świetnych artystów. Klienci też zmienili swoje podejście i rozwinęła się ich wyobraźnia jeśli chodzi o motywy, które chcą sobie wykonać. Większość ludzi w naszym kraju najbardziej upodobała sobie tatuaż realistyczny. TF: Dlaczego właśnie realizm? Katerina: Moim zdaniem, ten trend jest najbardziej zbliżony do akademickiego malowania czy rysunku i przez to

TATTOOFEST 31


też jest mi najbliższy. Sami wiecie, że realizm w Rosji jest bardziej popularny niż jakikolwiek inny styl. Moje prace to jednak nie tylko taka stylistyka. Staram się dodawać do moich tatuaży inne elementy, by były bardziej ekspresyjne. TF: Dokonania jakich artystów obserwujesz? Katerina: Zawsze podziwiałam prace Dmitry’ego Samokhina. Myślę, że kunszt jego tatuaży jest po prostu najlepszy na świecie. Ponadto lubię twórczość Joshuy Carltona, w szczególności jego podejście do koloru. Oczywiście poza nimi jest wielu artystów, którzy mnie inspirują. TF: Jak nazywa się studio, w którym pracujesz? Katerina: Pracuję w moskiewskim studiu „Bunker”. Tu zaczęłam się uczyć, a potem podjęłam pracę. Teraz tatuuję wraz z Pavelem Ptaxem (który na początku był moim nauczycielem), szefem Andrey’em i kilkoma uczniami. TF: Który etap swojej pracy lubisz najbardziej? Katerina: Najbardziej lubię samo tatuowanie. Najciekawszy moment to ten, kiedy kończą się rozmowy z klientem, szkic jest gotowy i pozostaje najważniejsza rzecz, czyli przeniesienie obrazu na skórę.

TATTOOFEST 32

TF: Co jest podstawą do wykonania dobrego portretu? Katerina: Najważniejsze jest piękne zdjęcie - duże, dobrej jakości i z dobrym oświetleniem. Wolę też wykonywać portrety na płaskich powierzchniach ciała, jak ramię czy klatka piersiowa. TF: Jak często odwiedzasz zachodnią Europę? Katerina: Raczej rzadko, ale staram się brać udział w najbardziej interesujących imprezach tatuatorskich. W zeszłym roku byłam na dwudziestej edycji konwentu w Berlinie. Była naprawdę dobrze zorganizowana, pojawiło się tam wielu znanych tatuatorów i potencjalnych klientów. Do tego otrzymałam trzecie miejsce w kategorii „Tatuaż realistyczny”. TF: Czy jest coś poza tatuażem co szczególnie cię interesuje? Katerina: Nie mam czasu na hobby, ponieważ jego większość pochłania dom, praca i studia. Generalnie moje zainteresowania łączą się z twórczymi zajęciami. Maluję olejami, albo airbrushem. Tatuowanie jest jednak dla mnie najbardziej interesujące i daje mi najwięcej satysfakcji. Uwielbiam oglądać efekty mojej pracy, zwłaszcza jeśli poświęciłam jej wiele czasu i wysiłku. www.tattoobunker.ru facebook.com/tattoo.mikky


TATTOOFEST 33


Jimmy Lajnen

tworzy takie prace, jakie bardzo lubię. Są kolorowe, wesołe i dużo w nich zwierzątek. W 40 numerze TF zamieściliśmy materiał z jego współpracownikiem i przyjacielem xEmilx’em i niesamowite jest to, jak bardzo ich prace są do siebie podobne. Obydwaj panowie poruszyli ten temat w swoich wypowiedziach, używają takich sformułowań jak: współzawodnictwo czy rywalizacja… W każdym razie, ich wersje są spójne i wynika z nich, że wzajemnie się motywują. Krysia

TATTOOFEST 34


TF: Co przychodzi ci do głowy, gdy słyszysz pytanie: „jakie są twoje tatuaże?” Jimmy: Po pierwsze, jest mi niezmiernie miło jeśli ktoś zauważa moje prace, bo właśnie po to je robię. Zanim zacząłem tatuować, byłem grafficiarzem i już wtedy lubiłem uczucie, że mogę przekazać coś ludziom. Chciałbym dawać otoczeniu szczęście i zarażać optymizmem. Jasne kolory i zabawne postacie uszczęśliwiają mnie i mam nadzieję, że inni widząc moje prace czują to samo. TF: Czy ktoś uczył cię rysunku, czy jesteś absolutnym samoukiem? Jimmy: Nie wiem, czy w ogóle da się tego kogokolwiek nauczyć, ale z pewnością można wykorzystać czyjąś pomoc, czy inspirować się innymi artystami. Można też oczywiście uczęszczać do szkoły rysunku, to bardzo pomaga się rozwinąć. Sam chodziłem do

takiej przez 3 lata i sporo z niej wyniosłem. Sztuka zawsze była dla mnie swego rodzaju rozrywką i zabawą i takie podejście to chyba sposób na bycie dobrym artystą. TF: Róże vs. czaszki - czego więcej wytatuowałeś w życiu? Jimmy: Podchwytliwe pytanie. Chyba jednak obstawiałbym róże. Rysowanie ich sprawia mi więcej radości, choć na początku wykonanie unikalnego kwiatu wydawało mi się niemożliwe. Kiedy jednak wydostałem się z ram typowego dla tatuatora myślenia, stworzenie czegokolwiek niepowtarzalnego nie było już nieosiągalnym celem. W new schoolu nie ma jakichś sztywno określonych reguł i wyznaczników jak coś ma wyglądać, dlatego tak bardzo go lubię. Mogę zrobić wszystko, co tylko przyjdzie mi na myśl.

TF: Co najchętniej przedstawiasz w swoich pracach? Jimmy: Lubię robić wszystko, jeśli tylko mogę utrzymać prace w moim stylu. Nie przepadam za tatuażem realistycznym. Staram się przekazać to, co siedzi mi w głowie i to jest raczej odległe od realizmu, ale też dalekie od czegoś niezdrowego. TF: Co najbardziej szalonego zdarzyło ci się wytatuować? Jimmy: Ha, ha, ha! Najbardziej zabawne było tatuowanie napisu „No pain, no gain” na ramieniu i niedokończenie go właśnie z powodu bólu odczuwanego przez klienta. TF: Co zmieniło się od kiedy jesteś właścicielem „Fisheye Ink”? Jimmy: Bardzo wiele. Odkąd pracuję na siebie wierzę, że warto więcej poświęcić

TATTOOFEST 35


TATTOOFEST 36


TATTOOFEST 37


i bardziej się starać, ale to także duża odpowiedzialność. Muszę też mieć oko na to, co robią inni tatuatorzy, choć wiem, że Emil zawsze bardzo się stara. Chcę aby studio, w które włożyłem całe serce i duszę, było na bardzo wysokim poziomie i powstawały w nim jak najlepsze prace. Ludzie też muszą czuć się pewnie kiedy do nas przychodzą i muszą wiedzieć, że wykonamy im świetne tatuaże. TF: Nie tak dawno robiliśmy materiał z xEmilx’em. Powiedział, że w waszych pracach widać spore podobieństwa, i że jesteś jego najlepszym przyjacielem. Jak sytuacja wygląda z twojego punktu widzenia? Jimmy: Pewnego dnia zobaczyłem jego prace w internecie. Byłem jedynym tatuatorem w Szwecji pracującym w takim stylu, a nagle znalazł się ktoś, z kim w końcu mogłem konkurować. Na początku kontaktowaliśmy się przez chat i Emil okazał się fajnym gościem. Po raz pierwszy spotkaliśmy się kilka lat temu na konwencie w Trollhättan. Potem widywaliśmy się regularnie na różnych imprezach, porównywaliśmy prace i rysowaliśmy wspólnie. Kiedyś był u mnie na guest spocie i wykonaliśmy razem kilka rysunków. Zawsze mieliśmy małe zawody, kto zrobi lepszy tatuaż. To motywowało bardzo nas obu. Kiedy zaczął pracować ze mną w studio dalej rywalizowaliśmy, a nasze style łączyły się. Myślę, że tuż przed wyjazdem Emila do Stanów, nasze prace były niemal identyczne. Różnica była taka, że mój styl był nieco bardziej mroczny, a Emila cartoonowy i spotykaliśmy się zazwyczaj gdzieś w połowie drogi. Kiedy wyjechał, miałem czas na analizowanie. Zacząłem używać więcej kolorów, przez co moje tatuaże stały się bardziej optymistyczne. Emil natomiast wrócił do nieco realistycznego, mrocznego new schoola. Teraz współpracujemy, mniej rywalizujemy. Tak czy inaczej, dobrze się bawimy. TF: W Szwecji mieszka sporo artystów, którzy opuścili swoje rodzinne kraje. Myślisz, że to przypadek? Dlaczego Szwecja jest tak atrakcyjna? Jimmy: Wielu tatuatorów lubi szwedzką skórę, bo z powodu braku słońca, jest ona bardzo jasna. Nie mieszkałem nigdzie indziej, także brak mi porównania, ale chyba mamy tu całkiem dobrze. Podatki jakie płacimy to 75% zarobków, co może nieco stresować, ale za to rząd dobrze nimi dysponuje. To też fajny kraj dla dzieci, mają dużo przedszkoli, szkół i bezpłatną opiekę dentystyczną, medyczną i wiele innych rzeczy. Kocham też spędzać czas w lasach, a mamy ich tu pod dostatkiem. TF: Co jest dla ciebie ważne poza tatuowaniem? Jimmy: Moja rodzina jest bardzo ważna. Mam dwie córki - Ronję i Novę, które bardzo mnie inspirują. Kiedy jestem z nimi, staram się jednak nie myśleć o pracy. Sporo się od nich uczę i wiele z tej wiedzy wykorzystuję w tatuażach. TF: Jak kształtują się twoje plany? Jimmy: Podróżowałem ostatnio po Stanach i wybieram się tam ponownie we wrześniu. Będę uczestniczył w Paradise Tattoo Gathering. W 2012 mam zamiar pozwiedzać nieco Europę. Facebook: Jimmy Lajnen www.jimmylajnen.com

TATTOOFEST 38



O

konwencji w Sydney, która miała odbyć się w marcu, usłyszałam już w listopadzie, będąc jeszcze w Japonii. Przez te wszystkie miesiące cieszyłam się na nadchodzące wydarzenie. Gdy przyleciałam do Australii okazało się, że to miejsce specyficzne pod względem tatuażu. Ten kraj-kontynent, który został zasiedlony przez skazańców i degeneratów, liczący sobie niewiele ponad 200 lat, z założenia wydaje się być „mekką” dla tej formy sztuki. I tak jest w istocie, w Europie „nosiciele” nie zdążyli się jeszcze zestarzeć, bo to stosunkowo młody trend, natomiast tutaj widok seniora w garniturze (z tatuażu ma się rozumieć) nie należy do rzadkości. Tatuaże przewijają się wszędzie, są nieodłączną częścią społeczeństwa. Najlepiej wyglądają wydziarani policjanci, gdy na nich patrzę odnoszę wrażenie, że ktoś nieudolnie wystylizował bandytów. Są to bowiem zazwyczaj rośli mężczyźni, niczym Popek z „Firmy”:). Równie dziwna jest kwestia wieku, w którym można zacząć się przyozdabiać. Wprawdzie nie dowiadywałam się jak wygląda tu spawa z punktu widzenia prawa, ale ostatnio spotkałam trzynastolatkę, która miała obydwa rękawy.

TATTOOFEST 40

P

romocja expo zaczęła się już w styczniu poprzez wszechobecne plakaty, bilbordy, ogłoszenia w gazetach, które podkręcały tylko moją ciekawość. W Sydney niewiele się dzieje, owszem są imprezy, koncerty, wystawy, niby wszystko jest, ale jakby zawsze czegoś brakuje. Może rzeczywiście jest tak, że Australię albo się kocha, albo nienawidzi. Ja na pewno nie należę do jej miłośników, bo wydaje mi się, że jestem w jakiejś opuszczonej wiosce, która za wszelką cenę chciałaby przypominać Amerykę. Z tego powodu czekałam na konwent jak na zbawienie. Ten weekend zaznaczyłam w kalendarzu czarnym markerem, który przebił się przez kilka kolejnych stron. Gdy wreszcie nastąpił ten upragniony dzień, odpimpowałam się w może nie najlepsze, ale jedyne fajne ciuchy, które miałam (bo ogólnie klepię tu biedę) i pojechałam do Olympic Park.

B

yło upalnie, a po drodze okazało się, że aby dostać się do parku, trzeba przesiąść się 4 razy (najpierw metro, potem autobus x 3) i gdy zwykle dojazd tam zajmuje około 40 min., w ten weekend trwał 2 godziny.

Nie zraziło mnie to jednak, goniłam tam na obcasach niczym maratończyk masochista, a gdy zbliżałam się już do bramy głównej, coś mi się znowu nie zgadzało, coś znów nie grało… Złapałam wejściówkę i pobiegłam jak szaleniec szukać eventu. Wydawało mi się, że jestem na jakimś zapleczu… Owszem, to była olbrzymia hala, boksy rozmieszczone ładnie w 6 rzędach, tatuatorzy z całego świata, a na końcu hali lowridery i lowbicycle, wszystko niby jest, więc co mi nie pasuje? To co zwykle w Australii - brak ludzi! Każdy tatuator dorwał jakiegoś klienta, ale odwiedzających była tylko garstka i znowu dopadła mnie australijska melancholia… Czułam się niczym w norweskich lasach, gdy bawiłam się w black metalowca i szukałam black metalu pod krzakami… Jeszcze przez moment łudziłam się, że może wszyscy poszli na lunch, że może ukrywają się gdzieś na tyłach parku, ale niestety nie.

S

abina Kelly siedziała samotnie w jednym z boksów, Ski King najwidoczniej z nudów skorzystał z usług jednego z fryzjerów (bo o dziwno oprócz boksów tatuatorskich były też


nasza dzielna reporterka

fryzjerskie). Konkursy także wyglądały raczej blado, pod sceną na krzesełkach siedziała garstka ludzi, wyglądających jak figury w londyńskim muzeum Madame Tussauds. Ok, może jestem pozerem, może powinnam była bardziej skupić się na tatuażach, no ale dla mnie jednak taka impreza to coś więcej niż tatuaże. Dla mnie to przede wszystkim atmosfera, a tu jej po prostu nie było. Postanowiłyśmy więc (bo byłam tam z Martą - drugą połówką DevilAngels) odnaleźć „VaVoom Fest” (koncerty i pinup giełda), który odbywał się w ramach expo. Gdy weszłyśmy do kolejnej, wielkiej hali, to już zupełnie mnie zamurowało. Jedyne co przychodzi mi do głowy to Route 66 albo nawet Czarnobyl. Całe rzędy stoisk ze świetnymi ciuchami i gadżetami, dalej retro samochody, a na scenie zespół. Byli tylko sprzedający, pod sceną nie było nawet zwierząt. Dziwnie było się tam przechadzać będąc jedynym potencjalnym klientem. Miałam wrażenie jakby przed chwilą ktoś ogłosił alarm bombowy i wszyscy w jednej sekundzie gdzieś uciekli. Opuszczone stragany uginały się od towaru i aż płakały żeby ktoś coś kupił. Gdy wróciłam na konwent, doceniłam tą garstkę ludzi, która tam była. Mimo, że miałam wejściówkę na kolejne dni, po prostu nie chciało mi się tam jechać. Nie wiem gdzie szukać przyczyny niskiej frekwencji. Możliwe, że ludzi odstraszył upał, może problemy z dojazdem (2 godziny w jedną stronę przy 30 stopniach to za wiele). Zatęskniłam za naszą rodzimą konwencją i zakręciła mi się łezka w oku. Pierwszy raz przyszło mi na myśl, że organizacja może być dobra czy zła, ale jeśli nie dopiszą zwiedzający, to nic nie da się już zrobić. zdjęcia i tekst: Izazella

TATTOOFEST 41


TATTOOFEST 42

Strona prawa – „ciemna”

Sł awomir Idcz a k

Pod maszyną Scotta Ellisa

Andrzej, Andrzej Tattoo, Poznań

Imię, nazwisko: Sławomir Idczak Rocznik: 1985 Czym zajmujesz się zawodowo: pracuję w jednej z największych polskich firm branży remontowej Motto życiowe: nie ma rzeczy niemożliwych Twoja najlepsza strona: cały czas szukam Twoja najgorsza wada: często ulegam pokusom i zbyt szybko się zakochuję Twój bohater: Jan Paweł II Z czego jesteś dumny: z odwagi w realizowaniu swoich marzeń Bez czego nie wychodzisz z domu: telefonu, portfela i uśmiechu na twarzy Rzeczy, które cię interesują: samochody, dziewczyny, tatuaże - niekoniecznie w tej kolejności Czego najbardziej nie lubisz: fałszywych i zakłamanych ludzi, głupoty i brukselki TOP 5 Muzyka: Incubus, Mute Math, Placebo Film: „Szeregowiec Ryan”, dobra sensacja Książki: Saga o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego, „Amerykańscy Bogowie” Neila Gaimana Programy telewizyjne: jeśli mam czas to muzyczne lub TVN Turbo i Discovery Kawałek na chandrę: „Człowiek ze szkła” Myslovitz Imprezy domowe czy klubowe: byle z dobrą ekipą 5 rzeczy, bez których nie możesz żyć: kasa, internet, kobiety, samochód, tatuaże Uprawiany sport: siatkówka Oglądany sport: siatkówka i F1 Większość wolnego czasu spędzasz na: cierpię na chroniczny brak wolnego czasu Wakacje życia to: jeszcze na takich nie byłem, ale marzy mi się Madagaskar Najlepsze jedzenie: tościki i kurczaczki z KFC Ulubiony dowcip: stoją dwie krowy w rzeźni i jedna mówi do drugiej: Pani tu pierwszy raz? - Nie qwa drugi… Najdziwniejszy alkohol jaki piłeś: nie lubię eksperymentować Psy czy koty: psy Lody czekoladowe czy owocowe: owocowe TATUAŻE Wymień i opisz swoje tatuaże: na szyi noszę twarze kobiet, na karku czaszkę, rękaw lewy -symbolika dobra, prawy - symbolika zła, na żebrach znany wszystkim obraz Anioła Stróża, klatka piersiowa - również twarze i jeszcze jeden ukryty… Motywy, kto i kiedy wykonał, jak było z pomysłami: Motyw przewodni moich tatuaży jest następujący… po lewej stronie od strony serca mam dobro, po drugiej zło. Po stronie serca mam motywy anielskie, róże, twarze ładnych kobiet… a po przeciwnej demony. Rękawy, anioł na żebrach i Jezus na sercu zostały wykonane przez Andrzeja („Andrzej Tattoo”) z Poznania, szyję i kark wydziarał Scott Ellis z Teksasu. Dłoń i prawą pierś oddałem Edkowi. Przygoda z tatuażami zaczęła się jakieś 8 lat temu u kumpla w domu. Został stworzony tribal, który już 2 razy był poprawiany. Jakie masz plany związane z kolejnymi tatuażami: w planach mam dokończenie szyi, prawą dłoń zostawiam dla Daveee’a, chciałbym jeszcze jakiś kolorowy motyw na plecach Artysta wszechczasów: Pavel Angel Ostatnia zajawka/ostatnio znaleziony artysta: Paweł ze studia „Panteon” Czy twój szef i najbliższa rodzina wie o twoich tatuażach: tak, wiedzą o nich i wiedzą jaki ze mnie wariat Jaka była ich reakcja: w pracy nie liczy się wygląd tylko jakość wykonywanych usług, dlatego szef nic nie mówi i jest bardzo tolerancyjny. Współpracownicy odbierają moje tatuaże jak dzieło sztuki. Co do rodziny, to zdania są podzielone. Mama też ma tatuaż i w końcu zrozumiała swojego synka, choć na początku było trudno. Reszta rodziny akceptuje mnie takiego jakim jestem. Doświadczenia konwentowe: konwencje to dla mnie cudowne wydarzenia. Spotykam się na nich ze znajomymi, rozmawiamy, chwalimy się nowymi tatuażami. Czuję się wtedy jak na zjeździe rodzinnym, na którym wszyscy wszystkich rozumieją i akceptują. Dla mnie wszystko zaczęło się w Grudziądzu. Od tamtej pory staram się być na wszystkich konwencjach w Polsce.


Andrzej, Andrzej Tattoo, Poznań

Andrzej, Andrzej Tattoo, Poznań

Tattoo Konwent Poznań

TATTOOFEST 43

Zaczynamy…

Edek - In Progress

Edek, Kult Tattoo Fest, Kraków

Podczas Tattoofestivalu w Łodzi

Kolejne spotkanie ze Scottem

Tattoofest 2010




J

TATTOOFEST 46

ilość graffi ti, plakaty promujące przeróżne wydarzenia i liczne sklepiki oferujące najdziwniejsze rzeczy, których sprzedanie w Polsce graniczyłoby z cudem. Ola: I żeby nie było, że nie mam orientacji w terenie… Graffi ti to niewystarczający znak rozpoznawczy. Powiem szczerze, że brak mi czegokolwiek charakterystycznego dla poszczególnych imprez. W zeszłym roku odwiedziłyśmy ich sporo i muszę przyznać, że Kassel, Dortmund czy Lipsk zlały mi się

Andreas, Bad Boy Tattoo, Niemcy

Krysia: Déjà vu jako takiego nie przeżyłam, ale już na parkingu przed halą witały mnie twarze znajomych wystawców. To odczucie towarzyszyło jednak Oli, bo średnio co 5 minut jazdy po mieście powtarzała „Tu byłyśmy już na pewno”… No tak, niemieckie miasta odwiedzane przez nas w ostatnim czasie powoli zlewają się w jedno. Tamtejsze ulice zdecydowanie różnią się od polskich, ale lipskie od innych niemieckich niekoniecznie. Wszędzie można dostrzec znaczną

Tattoo by Zille, Niemcy

Constantin, District 44, Niemcy Anabi nie narzekał na brak klientów…

Chris, Farbschock, Niemcy

adąc do Lipska wiedziałam, że mam szansę przeżyć déjà vu. Powód - miesiąc wcześniej odwiedziłam imprezę organizowaną przez tą samą grupę ludzi, a lista wystawców jednej i drugiej konwencji różniła się nieznacznie. W podróż udałam się tym razem z Olą. Podział obowiązków w aucie dobrze znany - ona prowadzi, ja wcielam się w rolę DJa. Jako, że w trasę wybrałyśmy się we dwie, postanowiłyśmy opisać to wydarzenie wspólnie.

Konkursy cieszyły się dużym zainteresowaniem zwiedzających


Anabi, Anabi-Tattoo, Szczecin

coś wspólnego z genitaliami, im bardziej obleśny pomysł, tym lepiej. Fuj! W kategorii „Best small” zaprezentował się pan z siedmiomilimetrową mrówką na palcu u nogi i kolejny z tejże samej wielkości muchą na pośladku… Sami powiedzcie, czy oni nie są dziwni? Wróćmy do konkursów. Obok Chrisa ze studia „Farbschock”, świetnie znanego nam z konwencji w Dreźnie, triumfował także tatuator ze Szczecina. Sebastian Abramczuk zdobył nagrody za dwie prace, które nosi na sobie mieszkaniec Berlina – Dennés. Polskich akcentów w Lipsku było więcej, swój boks miał także Anabi, a w niedzielę przez chwilę towarzystwa dotrzymywał nam Daveee, który właśnie rozpoczynał guest spota w jednym z tamtejszych studiów. Ola: Fajnie było pogadać z chłopakami w przerwach podczas fotografowania konkursów, w których ilość prac prezentowanych na scenie nie przełożyła się na ich jakość, na nowe i ciekawe pomysły. Moim zdaniem, w niektórych kategoriach nagrody przyznawano za średnie prace. Ale to też jest coś, z czym spotkałyśmy się już wcześniej.

Airbrush - jedno z najciekawszych stanowisk

Hokus-pokus… moce tajemne objawiły się w Lipsku

Dzielna Krysia, zawsze na stanowisku

Randy, Heaven of Colours, Niemcy

Krysia: …„dziwni ci Niemcy”. Powodów naszych rozważań i zwiększonej częstotliwości pojawiania się tego stwierdzenia było wiele, choćby obecne na konwencjach stoiska oferujące żelki w najdziwniejszych kształtach i smakach. Najwięcej uwagi poświęciłyśmy jednak panującej tam modzie. Połączenie rajstop w panterkę ze spódnicą w kratkę i bluzeczką w paski jest na porządku dziennym. Jacyków by tego nie wytrzymał. My jakoś dałyśmy radę. Ola: No tak, obserwacje to rozrywka, na którą zawsze można liczyć. Ja jednak życzyłabym sobie, żeby zamiast pstrokatych kreacji wyszukiwać w tłumie dobre prace. Niestety tu już zaczyna robić się bardziej problematycznie. Nie lubię uogólnień, ale gust do strojów można przyrównać do tego do tatuaży. Widać to między boksami i również na scenie. Krysia: W sobotni wieczór godzinę poświęcono na konkursy tatuażu, w których zaprezentowano dużo więcej prac niż w Dreźnie. Czas na kolejną opowiastkę z cyklu „dziwni ci Niemcy”. Np. w kategorii „Crazy” szansę na nagrodę ma praca, która nie musi być wcale dobra technicznie, za to najlepiej jak ma

Chris, Farbschock, Niemcy

w jedno i zawsze potrzebuję chwili na przypomnienie sobie, co i gdzie się działo. Powód jest taki, że listy tatuatorów i atrakcje sceniczne są do siebie podobne, a sprzedawcy praktycznie ci sami. Z jednej strony dobrze, bo spotykamy znajomych, wiemy jakich prac i poziomu się spodziewać. Z drugiej, brakuje trochę elementu zaskoczenia, a wspomniany poziom prac nie zawsze jest najlepszy. Konkursy konkursami, wiadomo że nie każdy tatuator pokazuje swoje prace, trzeba się dobrze rozglądać i czasem przejść 15 razy wkoło boksów, by znaleźć jedną perełkę. No właśnie, tym razem perełką (i czymś, co pomaga mi rozróżniać niemieckie imprezy) okazał się Mark Halbstark. Poznaliśmy się w Dortmundzie, a w Lipsku ostatecznie potwierdził przyjazd na krakowski konwent. Wcale nie chcę się tłumaczyć, ani pisać nic o wypomnianym mi kiedyś przez Ciebie Krystyno narzekaniu, ale od dłuższego czasu (im więcej wyjazdów, doświadczeń) zastanawiam się czy sprawdzona, działająca (mimo niewielkich niuansów) formuła, jaką mają niemieckie konwencje jest czymś złym. No i chyba jednak nie, mimo że…

TATTOOFEST 47


Jest crazy!!

Horsti, On the road - I Large

Sebastian, Saint&Sinners, Niemcy

Robert, Dark Icon Tattoo, Czechy - I Best Crazy

Sebastian, Hell’s Kitchen, Niemcy

TATTOOFEST 48

Stefan, Utgard Tattoo, Niemcy

A teraz potrzebujemy suflera, żeby rzucił jakąś celną puentę, bo dyskusja trwa poza tym artykułem i nie chce się zakończyć… Ola: Chyba obie po prostu potrzebujemy urlopu, albo czekamy na jakiegoś rodzaju jamais vu - wrażenia niesamowitości w sytuacji, w której byłyśmy nieraz. Krysia przekrzykuje mnie przy każdym słowie, poczekam aż pójdzie zrobić herbatę, żeby wrzucić już ten tekst graficzce. Przecież ta konwencja nie była zła! Do najlepszych w naszym życiu, o których będziemy długo pamiętać, też nie należała. Organizatorzy jednak przyłożyli się, promowali imprezę aby przyciągnąć tatuatorów i ludzi, zapewnili atrakcje na scenie, catering, tylko my dwie zgryźliwe ciotki-klotki z przesytem wrażeń konwentowych nie umiemy tego docenić. Oby inni potrafili. Ale cóż, taka praca… raz w Londynie, raz w Olsztynie.


Sebastian Abramczuk, Tattoo Gonzo, Szczecin

Frank, Juckreiz, Niemcy – III Color

TATTOOFEST 49

Sebastian, Streetcore Tattoo, Niemcy

Sebastian, Streetcore Tattoo, Niemcy

Kaca, Hell.cz, Czechy - I Small

Sven, House of Paint, Niemcy - II Small


Chris, Farbschock, Niemcy - I Best of Saturday

Tino, Artifex, Niemcy

Tom, Evil Fantasies Tattoos, Niemcy - III Crazy

TATTOOFEST 50 Blood & Pain, Niemcy

Mr. Halbstark, On the road

Tino, Artifex, Niemcy

Nico, Lucky 6, Niemcy - III Large

Tino, Artifex, Niemcy

Hello Viking!



m na konliśmy się z nię spotkać, nę tk ze z ra ru. Pierwszy peszcie nie udało nam si prezie. cent tego nume ak i sk er bytu w Buda gi tuatorskiej imkonania po wę ta o y eg ie jn sz as le na cz ko s m za to wy samy podc ego James cej się w tym lgii mimo dobr seli. Niestety wencji w Bruk ował na drugiej, odby wają ż konwencji w stolicy Be upek, a (może to kogoś za na ju nac y j pi pr gd ne y s ą ia bizn pomn bo Jame ieją się ze mn dstawiały podo pokazane na ws szne rzeczy dz50. dziewcząt. O mojej ra st Prace Jamesa mojego zachwytu, bo prze i k we ga lata ym ę dr nie wzbudziły samo słowo pin-up dostaj tłumy wystylizowanych na ki na nasze Kudi… W każd ty ę ys na at si cz yd ja nd ją ) to za ka zy i ad ę oc cj si ch sk przekonały jednej konwen prezach prze zachodnich im go stylu niejednokrotnie dwie prace tego typu na tuaży. Ufff. ta te Krysia awersji do adzie James wyjaśnia, że łne jest różnorodnych pe wi o wy li fo w port razie ości, a jego zbieg okoliczn

TF: Budapeszt to twoje rodzinne miasto? James: Urodziłem się w 1975 roku w małym miasteczku Hódmezővásárhely. To tam w wieku 17 lat zacząłem tatuować. Po skończeniu szkoły poświęciłem się nauce grafi ki w Szeged, a potem malarstwa w Budapeszcie. W 2001 dostałem pracę w świetnym studio i właściwie dopiero wtedy zacząłem rozważać zostanie tatuatorem. TF: Chyba sporo pracujesz poza swoim studiem, gdzie można cię spotkać? Nie myślałeś o emigracji na stałe? James: Od wielu lat, razem z moim przyjacielem Upe odwiedzamy niemieckie studio „Magic Moon Tattoo”. Dzięki temu wytworzyliśmy tam bardzo uczciwe i przyjazne warunki współpracy. Jestem także obecny na dużej ilości festiwali tatuażu w Europie. Zawsze też szukam innych miejsc i sposobności, by rozwijać się jako tatuator i nawiązywać nowe kontakty. Na pewno jednak nie opuszczę Węgier, ponieważ kiedy jestem poza domem doskwiera mi brak rodziny i przyjaciół. Za każdym razem kiedy wyjeżdżałem na dłużej, dopadała mnie tęsknota. TF: W twoim portfolio przeważają kolorowe tatuaże, ale nie brakuje także tych w odcieniach szarości… James: Trudno mi zdecydować, czy wolę prace w kolorach czy szarościach. Z pewnością jednak mogę stwierdzić, że najbardziej lubię te złożone, które są wyzwaniem dla mojej kreatywności. Wciąż bardzo popularne są gwiazdki, chińskie symbole, których nie lubię robić, bo są dla mnie po prostu nudne. Najlepszy tatuaż to taki, który coś wyraża, ma historię lub kiedy estetyka i kompozycja są dobrze dobrane. Według mnie, TATTOOFEST 52


właśnie to czyni pracę spektakularną. Zawsze dążę do tego, by te wykonane przeze mnie były czytelne i unikalne.

się wykraczać poza rzeczywisty obraz i poszukiwać nowego sposobu obrazowania.

TF: Jesteś dość różnorodnym artystą, ale wyraźnie widać, że lubisz realizm i fantastykę - rozwiń temat. James: Eksperymentuję z różnymi elementami, ale realizm i tematyka fantasy są mi najbliższe. To chyba dlatego, że kiedy zaczynałem, nie bazowałem na żadnych materiałach, a na moich rysunkach, które utrzymane były w realistycznej stylistyce. Wtedy najbardziej podziwiałem artystów wykonujących tego typu prace. W chwili obecnej znacznie się to zmieniło. Staram

TF: Co chciałbyś udoskonalić w swoich pracach? James: Myślę, że moje prace cały czas się zmieniają. Każdy kto zna moją twórczość, z pewnością dostrzegł postęp na przełomie lat. Zawdzięczam to stałym eksperymentom, testowaniu nowych zestawień kolorystycznych i próbie spojrzenia z innej perspektywy. Znajduję kolejne elementy lub w odświeżonej postaci pojawiają się stare. Może pewnego dnia właśnie dzięki nim uda mi się zdefiniować mój styl. TATTOOFEST 53


TATTOOFEST 54


TATTOOFEST 55


TF: Miałyśmy już przyjemność poznać kilku świetnych tatuatorów z Węgier. Czy ciężko jest zaistnieć w twoim kraju, czy aby mieć taką szansę należy mieszkać w Budapeszcie? Czy zauważasz coś, co odróżnia was od tatuatorów z innych części Europy? James: Nie jestem pewien jak wygląda to w innych państwach, ale tutaj środowisko jest bardzo otwarte i nawet najbardziej znani tatuatorzy bacznie obserwują utalentowane, dopiero wybijające się jednostki. Istnieje jakiś rodzaj rywalizacji czy wyścigu między nami, oglądamy nawzajem swoje prace, czasem dyskutujemy o naszych zawodowych sukcesach czy niepowodzeniach. Łatwość czy trudność zaistnienia w tym środowisku uzależniona jest od samych prac, jeśli ktoś jest dobry, nic nie stoi mu na przeszkodzie. Nasza scena jest bardzo silna, ale potrafi dostrzec i docenić talent. Nie wiem czy Węgry różnią się od innych krajów, ale z pewnością nigdy nie doświadczyłem żadnych niedogodności związanych z mieszkaniem tu. Możliwość poznania naszej sceny i konfrontacji z nią jest raczej zaletą. TF: Po konwencji w Brukseli myślałyśmy, że jesteś mistrzem od wykonywania pin-upek, ale to był chyba czysty przypadek, że pojawiły się aż 2? James: Lubię tą tematykę i ostatnio wykonałem kilka takich prac. W Brukseli nie było to celowe, po prostu samo tak wyszło. Ale zastanawiające jest to, że 90% tatuaży w tej tematyce zostało wykonanych poza Węgrami, podczas różnych festiwali.

TF: Jak na tatuatora posiadasz niewiele tatuaży (a przynajmniej ich nie widać), jaki jest powód? James: Spowodowane jest to chyba moim dążeniem do perfekcji. Martwię się, że za kilka lat pojawi się nowa, lepsza technologia, a ja mogę nie mieć już wolnego miejsca. Sam obserwuję jak z roku na rok wszystko bardzo idzie do przodu. W każdym bądź razie, projektuję wzór na prawy piszczel i właśnie skończyłem tatuować lewy. TF: À propos perfekcji, czy stworzyłeś kiedyś tatuaż, który wydał ci się właśnie taki, czy raczej należysz do osób, które zawsze powiedzą, że można było zrobić coś lepiej? James: Zazwyczaj podobają mi się prace, które ukończyłem. Zdarza się, że po upływie czasu, inaczej patrzę na dany tatuaż, myślę o innej perspektywie czy kombinacji kolorystycznej. Te pomysły wykorzystuję już jednak w kolejnych projektach. TF: Zawodowe plany na najbliższy czas? James: Wciąż pracuję nad moją nową, profesjonalną stroną internetową, która mam nadzieję ruszy w maju lub czerwcu. TF Co miłego spotkało cię ostatnio? James: Kupiłem nową maszynę Chayenne Hawk i uwielbiam nią pracować. Nadchodzi też czas wyjazdów na konwencje i bardzo cieszy mnie perspektywa podróżowania, poznawania ludzi i spędzania czasu w gronie innych tatuatorów.

www.jamestattoo.hu * Facebook: James Tattooart

TATTOOFEST 56


TATTOOFEST 57


a magaz ynu hist orii is tnieni ów ot rz yst od dwóch ar ty pisany od d ia maliśmy w yw bert ym z nich by ł Ro ręcznie. Pier wsz na nasze py tania ór y Hernandez, kt ępnie molocie, a nast sa w j pory odpow iadał pis lis tem. (Do te yjnej przesłał nam ręko kc da ywany w re jest on przechow ą, kt óra post anow iob yjny szaf ie.) Drugą os w bardziej trad yc r s na do he tc ła napisać et ie Mat thias Bo sposób jest w łaśn br ow Tatt oo Parlo ow z od z berlińskiego „L skanował kart ki ze on kie Ta ur”, z t ym, że . łącz ył je w mailu a st ty pow iedziami i za ar w iają, że dany dr obnost ki spra pamięć. Mat thiasa w bardziej zapada wodu. kże z innego po ta ć ta ię iałam będę pam us at or, kt ór ego m To pier wsz y tatu rw przesłać kilka ar jpie oswoić, cz yli na się na er ów TF i powołać moje m nu chiwalnych , ych. Jak w idać wspólnych znajom na marne, a pr ośba ły st arania nie posz a przychylnie. on zost ała rozpat rz K rysia

W

TF: Kiedy zetknąłeś się z tatuażem? Matthias: Gdy miałem 15 lat, mój przyjaciel zrobił mi pierwszy tatuaż. Zawsze trzymaliśmy się razem i kiedy miałem 19 czy 20 lat (po skończeniu szkoły średniej) wziął mnie pod swoje skrzydła i zaczął uczyć tatuowania. TF: Kilka istotnych faktów, którymi chciałbyś się z nami podzielić. Matthias: Jestem spod znaku Byka, tatuuję od 10 lat i tyle samo jestem z moją dziewczyną. Mamy amerykańskiego buldoga. Pochodzę z małego miasta Finsterwalde, położonego godzinę drogi od Berlina w kierunku południowo-wschodnim. TF: Jakie inne pomysły na życie miałeś? Matthias: Przez bardzo krótką chwilę podobała mi się praca w wydawnictwie i firmie reklamowej (byłem tam na stażu). Zrezygnowałem jednak z tego na rzecz nauki tatuowania. Miałem także pomysł, by przenieść się do Stanów i pracować tam jako tatuator. To chyba w jakimś stopniu udało się zrealizować, bo dość często tam latam i tatuuję gościnnie. Przede wszystkim jednak kocham Berlin i na pewno tu zostanę. TF: Kiedy pisałyśmy do ciebie ostatnio, byłeś w Teksasie… TATTOOFEST 58


Matthias: Bardzo lubię Teksas. Przez wspólnego znajomego poznałem Stephena Hibbsa, który jest właścicielem „Suffer City Tattoos”. Mogę tatuować w jego studio tak długo i często jak zechcę, ale chciałbym też popracować gościnnie w innych miejscach. Znajduję tam klientów na moje autorskie prace i mam czas na jeżdżenie hot rodami. TF: Opowiedz o miejscu, w którym pracujesz „na stałe”. Matthias: 5 lat temu razem z moim przyjacielem Sebastianem Domaschke otworzyliśmy „Lowbrow”. To małe studio, które mieści się na tyłach starego apartamentowca w dzielnicy Friedrichshain. Sebastian to najlepszy kolega jakiego można sobie wyobrazić. Pomagamy sobie nawzajem, a w tatuażu podobają nam się te same style i motywy. W marcu tego roku zatrudniliśmy tatuatorkę Annie Frenzel, która wróciła po ośmioletnim pobycie w Stanach. Tworzymy teraz wspaniały team! Każdy z nas ma wyjątkowy styl, a jednak tatuujemy dość podobnie. Cieszę się, że mamy w naszym gronie dziewczynę. Wszyscy dużo pracujemy i bardzo rzadko zdarzają nam się przerwy. Nad studiem znajduje się mieszkanie, z którego korzystają nasi klienci, którzy nie mieszkają w Berlinie i często przemierzają dalekie dystanse, by się u nas tatuować. Odwiedza nas także wielu artystów, jak Daveee, Steve Burlton, Andreas Ramstedt i inni. Mamy nadzieję, że w przyszłości będzie ich jeszcze więcej.

TF: W Berlinie mieszka wielu utalentowanych tatuatorów, czy z kimś szczególnie się przyjaźnicie? Matthias: Berlin to najwspanialsze miejsce. Nie jestem raczej zaangażowany w lokalną scenę, ale znam kilku artystów. Spotykamy się czasem, wspólnie malujemy lub imprezujemy. Najbliższe stosunki utrzymuję jednak ze współpracownikami. Wymieniamy się pomysłami i stylami i to jest bardzo interesujący mix. TF: Jakie zwierzę najczęściej pojawia się w twoich tatuażach? Matthias: Lubię wszystkie zwierzęta. Mam jednak takie marzenie, by wytatuować dinozaura. Jeśli jest ktoś chętny, niech wpada! TF: Na twoim profilu widziałyśmy sporo zdjęć starych motorów… Matthias: Mój dobry przyjaciel składa motory Indian. W każdy poniedziałek kręcę się po jego garażu i uczę się tego. Poza tatuowaniem, motory to z pewnością moja kolejna, wielka pasja. Generalnie bardzo lubię stare samochody i motocykle. Mam Forda Roadstera z 1929 roku i uwielbiam prace nad zabytkowymi pojazdami. TF: O jakie tatuaże najczęściej proszą cię ludzie? Matthias: Najczęściej jestem proszony o wykonanie cieniowanego portretu lub w ogóle tatuażu w szarościach. Staram się robić tego typu prace w moim stylu. Myślę, że TATTOOFEST 59


efekty są całkiem niezłe i w jakimś sensie wyjątkowe, przynajmniej nie widziałem czegoś takiego wcześniej. Jak każdy tatuator dążę do wykonania idealnego tatuażu, ale mam także świadomość, że nie wymyślę na nowo koła. Staram się także zachować wszystko w stylu traditional i chcę żeby prace były tak proste, jak to możliwe. TF: Jak podchodzisz do klientów? Najlepszy to taki, który… Matthias: Przez większość czasu ludzie wpadają do studia, rozmawiamy o ich pomysłach i wtedy rezerwują termin. Z potencjalnym klientem spędzam zazwyczaj około godziny, próbując dowiedzieć się dokładnie, co siedzi w jego głowie, robię też podstawowy szkic na skórze. Dobry klient to taki, który wie czego chce, ale daje mi dużo

TATTOOFEST 60

swobody w przełożeniu tego na papier, a potem na ciało. Raczej wyjątkiem są osoby, które w jakiś sposób zakłócają cały ten proces i niszczą ducha projektu usiłując wprowadzać bardzo dużo zmian, nawet jeśli nie mają pojęcia, dlaczego w taki a nie inny sposób przygotowałem rysunek. Najlepsza energia pomiędzy klientem a mną wytwarza się kiedy rysuję bezpośrednio na skórze. Staram się działać w taki sposób jak najczęściej i nie zawsze wyłącznie przy dużych pracach. Od konkretnego pomysłu zależy ile czasu spędzam nad rysunkiem. Czasem to zajmuje 10 minut, czasem wydaje się, że trwa całą wieczność. Zawsze jednak najlepiej rysuje mi się rano i wtedy częściej jestem zadowolony z efektów. TF: Co cię najbardziej cieszy?


Matthias: Przycisk „Lubię to” na Facebooku :). Ważne jest widzieć zadowolonych klientów, ale ważniejsze jest żebym ja był zadowolony z efektów pracy. TF: Jakie są twoje priorytety w pracy? Matthias: Kiedy zaczynałem tatuować, chciałem być dobry we wszystkim i spróbować wszystkiego. Po latach uświadomiłem sobie, że jest to całkowity nonsens i nie można być dobrym w każdej dziedzinie. Szczerze mówiąc, w ogóle mi na tym nie zależy, bo w ciągu ostatnich 2-3 lat udało mi się odnaleźć mój własny styl. Moim priorytetem są czyste, solidne i proste tatuaże, które przetrwają próbę czasu. TF: Jakich maszyn używasz?

Matthias: Pracuję na Infinite Irons, używam maszyn Setha Cifferiego, Dickiego Goldena, Paula Rogersa Jonesy’e i Saxe. Maszyny, którymi pracuję muszą być mocne. Próbowałem wielu opcji zanim odnalazłem te najlepsze dla mnie, a po drodze nie uniknąłem rozczarowań. Myślę, że przy wyborze maszyny największe znaczenie mają indywidualne upodobania. TF: Coraz więcej młodych ludzi zaczyna tatuować, co chciałbyś im powiedzieć? Matthias: Nie róbcie tego! Tylko żartuję. Spróbujcie znaleźć dobre studio, gdzie będziecie mogli się czegoś nauczyć. Samotne tatuowanie w domu naprawdę nie pomaga się rozwijać. Potrzebny jest ktoś, kto wskazałby na popełniane błędy i pokazał jak tatuuje się poprawnie.

TATTOOFEST 61


che om/boett facebook.c

TATTOOFEST 62

rmatthias


TATTOOFEST 63


P

fot. Karolina Miądowicz, www.karolinamiadowicz.carbonmade.com

rzeprowadzić wywiad z Kahu to nie jest prosta sprawa. Powód - dość dobrze się znamy. Wiem, kto wykonał każdy z jej tatuaży, czym się zajmuje, gdzie pracowała, a nawet jestem na bieżąco w sprawach rozterek miłosnych. Podczas konwentów zawsze mogę liczyć na jej towarzystwo, przynajmniej do czasu, kiedy na horyzoncie pojawi się jakiś przystojny młodzieniec, szczególnie taki zza zachodniej granicy. Kasia jest bezpośrednią osobą i ma słabość do tatuatorów pracujących w bajkowej stylistyce, dzięki czemu na jej ciele widnieją podobizny królików, ptaszków, jelonka czy skunksa.

TATTOOFEST 64


Krysia: Dlaczego Kasiu chciałaś zostać jedną z naszych Kudi? Kahu: Och jej! Ależ to przecież bardzo trudne pytanie. Wszystko chyba jest związane z moją miłością… Ale tak na poważnie, w TF jest wiele dziewczyn zza granicy, a tak mało Polek, postanowiłam więc wykorzystać naszą znajomość i zaprezentować się. Zastanawiałam się również, czy w tych wszystkich pismach o tatuażu na okładkach mogą znaleźć się tylko modelki i czy nie warto promować innego typu kobiet… Chyba nie odpowiedziałam na pytanie?

www.karolinamiadowicz. fot. Karolina Miądowicz,

Krysia: Niech Kahu opowie, co mądrego robi w życiu. Kahu: Do niedawna studiowałam dwa kierunki, edukację artystyczną w zakresie sztuk plastycznych i animację kultury. Z tego pierwszego musiałam zrezygnować ze względów zawodowych i z braku wystarczającej ilości czasu. W chwili obecnej dziennie studiuję tylko animację kultury, którą kończę w tym roku, i jak pewnie łatwo się domyślić, piszę pracę magisterską o tatuażu, a dokładniej o tatuażu tradycyjnym. Jeśli chodzi o ten temat, to nie wiem jeszcze wszystkiego, i dobrze, bo badacz znający odpowiedzi na wszelkie pytania nie ma czego badać :). Animacja jest jedną z najciekawszych według mnie specjalności pedagogicznych. Uwielbiam pracę z ludźmi, w szczególności z dziećmi, a jeśli dodatkowo łączy ze sobą zainteresowanie kulturą i rozwojem człowieka, wydaje mi się jeszcze ciekawsza. Jeżeli chodzi natomiast o moje życie zawodowe, ogranicza się ono obecnie do zajęć związanych z fryzurami alternatywnymi. Wykonuję dredy, dredlocki i warkoczyki. Po skończeniu studiów nie mam zamiaru z tego rezygnować i mam nadzieję dalej rozwijać się w tej dziedzinie. Uwielbiam wytwory swoich rąk i zadowolonych klientów! Z racji tego, że posiadam pewne zdolności manualne i lubię twórcze zajęcia, pochłonęły mnie sprawy związane z rękodziełem, a fi lc stał się jednym z moich ulubionych narzędzi artystycznego wyrazu. Robię z niego broszki, breloczki i inne podobne gadżety. Ostatnio odkryłam również decoupage, lecz traktuję to jako hobby. Interesuję się dekorowaniem wnętrz, więc w każde wolne miejsce mojego mieszkania upycham kolejne ozdoby zrobione tą techniką.

carbonmade.com

Krysia: Dam ci drugą szansę. Kahu: Myślę, iż jest to pewien rodzaj promocji mojej osoby, lecz głównym powodem jest ten, że jestem wielką fanką TF i miło będzie stać się współtwórcą chociaż jednego numeru. To moja pierwsza poważna publikacja, zdradzę, że czeka mnie sesja dla Suicide Girls u jednego z ich fotografów - Andrea Lavezzaro. W planach mam też współpracę z P-modem (przyp red. również robi zdjęcia SG, współpracuje z „Rise Tattoo Magazine” i „SkinDeep’em”).

Krysia: Sesja w wesołym miasteczku, choć już dość stara była rewelacyjnym pomysłem! Jak udało wam się tam dostać? Kahu: Uwielbiam kolory, a do tego jestem trochę infantylna. Pomysł z sesją w wesołym miasteczku wyszedł z mojej inicjatywy, ale organizacją całego przedsięwzięcia zajęła się Milena (fotografka), która poszła do właściciela tegoż przybytku i zwyczajnie zapytała o udostępnienie nam obiektu na czas trwania sesji. Chyba jej urok osobisty sprawił, że zgodził się bez problemu. Zdjęcia

zaczęłyśmy wczesnym, letnim porankiem przed otwarciem obiektu dla zwiedzających. Chętnie bym to powtórzyła! Krysia: Co dobrego wyniosłaś z domu? Kahu: Od zawsze większą wartością od rzeczy kupionych darzyłam te, wykonane ręcznie, z pasją i nienoszące znamion powtarzalności. Tą miłość rozbudziła moja babcia, która od najmłodszych lat próbowała przekazać mi swoje krawieckie umiejętności. Zaczęło się od szycia ubranek dla lalek, a później próbowałam szyć dla siebie. Teraz

TATTOOFEST 65


carbonmade.com www.karolinamiadowicz. fot. Karolina Miądowicz,

fot. Karolina Miądowicz www.karolinamiadowicz.carbonmade.com

mam mało wolnego czasu, więc ograniczam się wyłącznie do ulepszania rzeczy już istniejących. Zarówno ja, jak i moja siostra chętnie wykonujemy różności na drutach. Ona wkłada w to więcej energii i więcej umie. Namiętnie rozdaje znajomym prezenty w postaci skarpetek… Zastanawiam się czy picie kawy, głaskanie kota i rozmawianie o kolejnych ściegach jest normalne w naszym wieku, pewnie nie, ale lubię to. Krysia: Jaka część garderoby jest twoją ulubioną? Kahu: Chyba nie mam takiej. Nie jestem modową fetyszystką, nie podążam za trendami, nie mam ściśle wypracowanego stylu. Mogłabym chodzić tylko w dżinsach i prostych topach. Najbardziej cieszą mnie dodatki i możliwość zrobienia ich własnymi rękoma.

fot. Milena Jankowiak, www.milenajankowiak.strefa.pl

fot. Milena Jankowiak, www.milenajankowiak.strefa.pl

trefa.pl www.milenajankowiak.s

fot. Karolina Miądowicz www.karolinamiadowicz.

TATTOOFEST 66

fot. Milena Jankowiak

carbonmade.com

facebook.com/kahuszek

Krysia: Robisz na drutach, szyjesz, do zostania idealną gospodynią domową brakuje gotowania. Jaka potrawa jest twoją specjalnością?


fot. Karolina Miądowicz www.karolinamiadowicz.carbonmade.com

carbonmade.com www.karolinamiadowicz. fot. Karolina Miądowicz,

Krysia: Czyją ofiarą planujesz paść w tym roku?

Krysia: Jako, że wiem o twojej słabości do sławnych, tatuujących panów zapytam, kto jest najprzystojniejszym tatuatorem? Kahu: Dziwnym trafem najbardziej podobają mi się ci, których prace mam na sobie. Ed Perdomo i TiRaf należą chyba do czołówki najprzystojniejszych według mnie artystów. Ostatnio moim sercem, zarówno pod względem urody, jak również wykonywanych prac, zawładnął wyżej wspomniany Adriaan. Ty wiesz chyba o tym najlepiej, bo bardzo lubię opowiadać o moich fascynacjach ;)

www.karolinamiadowicz. carbonmade.com fot. Karolina Miądowicz, www.karolinamiadowicz. carbonmade.com

Krysia: Lubię to, że tatuujesz się świadomie i nie dałaś się nikomu „zepsuć”… Kahu: Moje ciało jest dla mnie na tyle cenne, że nie chcę oddawać żadnej jego części byle jakiemu „artyście”. Jestem impulsywna, ale nie poddam się chwili jeżeli chodzi o decyzję na całe życie. Nie przeszkadza mi czekanie na przyjazd danego tatuatora, w sumie nawet to lubię. Myślę, że warto też czasem wydać nieco więcej pieniędzy. Lubię jak to, co na sobie noszę posiada wartość artystyczną. Chyba jestem koneserką tatuażowych dzieł sztuki :).

Kahu: Chciałabym mieć kolejny tatuaż od Eda Perdomo. Mam nadzieję, że znajdzie dla mnie czas na krakowskiej konwencji. Z pewnością nadal będzie mnie tatuował kochany Sławek Myśków, myślę jeszcze o Adriaanie Machete i Edku, choć nie wiem czy ich pracami nie zaburzę stylistyki w jakiej do tej pory się tatuowałam. Hmmm, może np. nogi zachowam na tatuaże w nieco innym klimacie? Chyba nie ma sensu się ograniczać.

fot. Karolina Miądowicz,

Kahu: Fasolka po kahońsku he, he. Jest to vegańska wariacja na temat fasolki po bretońsku. Myślę, że każdy ma coś takiego w swoim repertuarze dań. To, że przestałam jeść mięso we wczesnym wieku, zmusiło mnie do kreatywności w kuchni, ponieważ moja zapracowana mama nie miała czasu na gotowanie osobnego obiadu dla mnie. W sumie jestem jej za to wdzięczna.

fot. Karolina Miądowiczwww.karolinamiadowicz.carbonmade.com

fot. Karolina Miądowicz www.karolinamiadowicz.carbonmade.com

TATTOOFEST 67




Anabi, Anabi-Tattoo, S

zczecin

Krzysiek, Azazel, Milanówek

Łukasz, Lucky, Tychy Łukasz, Lucky, Tychy

Darecki, Dark

ness Tattoo, Ś

TATTOOFEST 70

widnica

Darecki, Dar

kness Tatto

o, Świdnica

k

zel, Milanówe

Krzysiek, Aza


too, Warszawa

Aldona, Szerytat

rocław Sławek, Manta, W

Sławek, Manta, W rocław

TATTOOFEST 71


ków

16, UK/Kra

oos/F Kamil Tatt mil Mocet,

Ka

Niuans, Toruń

Loco, Hard

Jan Maciej Bojko,

to Forget, Łó

too, Poznań

Małpy w Cyrku, Jazz Tat

Kamil Mocet, Kamil Ta

TATTOOFEST 72

ttoos/F16, UK/Kraków

Maurycy, Kamea

, Łódź


Jan Maciej Bojko, Niuans, Toruń

k

zel, Milanówe

Krzysiek, Aza

Dawid, Niuans, T oruń

arszawa h, Blackstar, W

Paweł Reduc

raków

AgRypa, 9th Circle, K

TATTOOFEST 73





Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.