"Zdarzenie nad strumykiem"

Page 1

Jakub Ĺťulczyk

Agata Bogacka

Zdarzenie nad strumykiem


Jakub Ĺťulczyk

Zdarzenie nad strumykiem

ilustracje

Agata Bogacka

Bunkier Sztuki 2013


Całkiem niedawno temu, za jedną górą, a właściwie za niewielkim pagórkiem i jedną rzeką, a właściwie strumykiem, w piękne wiosenne popołudnie dwóch dobrych kolegów leżało na łące, wpatrując się w niebo i zastanawiając się, czym by tu się zająć, a tak właściwie, czy w ogóle jest sens zajmować się czymkolwiek. Obok nich spokojnie przepływał wspomniany strumyk. Za nim widniał pagórek przykryty żółtą kołdrą kaczeńców, z pojedynczym samotnym drzewem na czubku, z daleka przypominającym zastygłego w rozmyślaniach koszykarza. Nuda to dziwny stan – niby przyjemny i błogi, ale tak naprawdę trochę swędzący; jakby zapomniało się odciąć metkę od dopiero co kupionego swetra. 4


Są oczywiście różne rodzaje nudy. Nuda w jasny słoneczny dzień, na zielonej łące, gdy w tle cicho bzyczą setki owadów, a od słodkiego zapachu kwiatów aż kręci w nosie, jest zdecydowanie najprzyjemniejsza. Nuda w domu, wczesną zimą, gdy o szyby jednostajnie bębni deszcz ze śniegiem, to zupełnie co innego. Naszych bohaterów, Józia i Misia Zbysia, bez wątpienia dotyczyła ta pierwsza nuda. Obaj akurat mieli przerwy w swoich obowiązkach zawodowych. Józio miał około pięciu lat i był znanym poszukiwaczem skarbów. Jego największym sukcesem było znalezienie słynnej Czekoladowej Komnaty ukrytej na tyłach położonego nieopodal spożywczego supermarketu. Misio Zbysio był jego najwierniejszym kompanem, dzielnym rycerzem, a w wolnych chwilach uczestnikiem walk bokserskich. Józio i Misio Zbysio nie musieli nigdzie być i nic robić. Wielu ludzi oddałoby wiele za taki stan, ale nasi bohaterowie byli odrobinę niepocieszeni. – Czy naprawdę nie ma już żadnych skarbów do 6


znalezienia? – zapytał Józio, odganiając od twarzy natrętnego wielobarwnego motyla. – O niczym nie słyszałem – odparł Misio Zbysio. – Wydaje mi się, że od czasu, gdy znaleźliśmy nutellową szkatułę, musimy poczekać, aż pojawią się jakieś nowe skarby. – Myślisz, że pojawią się tak po prostu? – Józio zmrużył oczy przed słońcem, które gwałtownie wyjrzało zza pojedynczej białej chmury. – Wydaje mi się, że tak – Misio Zbysio chciał z nudów naostrzyć swój miecz, ale przypomniał sobie, że robił to już dzisiaj jakieś osiem razy. – Jeśli nie pamiętasz, mieliśmy już takie okresy przestoju. – Nigdy tak długie! – zawołał Józio. Natura poszukiwacza skarbów nie znosi bezczynności. Czas był jak wielki garnek ciepłej zupy, w którym tylko od czasu do czasu, od niechcenia zamieszała leniwa kucharka. Minuta, kwadrans, godzina – wszystkie trwały tyle samo, czyli nic, rozpuszczone jak tabletka musująca w ciepłym popołudniu. 8

Nasi bohaterowie spędziliby na łące jeszcze kilka wieczności, gdyby nie wielki, obły, nieokreślony Kształt, który nagle wpłynął strumykiem prosto przed nich, zatrzymał się z impetem, rozbryzgując wokoło mnóstwo mokrego piachu, zasłonił im słońce i zmusił do nagłego poderwania się z ciepłej i miękkiej trawy. – Dzień dobry – powiedział Kształt tubalnym głosem, który brzmiał jak tępe, powolne uderzanie ogromną trzepaczką o równie ogromny dywan. – Kim jesteś, Bestio?! – zakrzyknął Misio Zbysio, podrywając się i chwytając miecz. Józio spokojnie obserwował sytuację spod zmrużonych powiek. Obaj jako wytrawni rycerze i poszukiwacze skarbów widzieli już kilka potworów: Szpinakową Bestię, Oszalałą Przedszkolankę, Nawiedzony Wózek Na Zakupy. Mimo to Kształt zrobił na nich wrażenie. Był wielkości pokaźnej ciężarówy i miał szarośliwkowy kolor, który upodabniał go do ogromnego siniaka. – Kim jesteś? – powtórzył pytanie Misio Zbysio. 9


11


– Jestem Wieloryb Janusz – odparł Kształt. – Którędy do Morza Bałtyckiego? Zbysio i Józio przypatrzyli się Kształtowi. Rzeczywiście, po dłuższych oględzinach można było stwierdzić, że Kształt jest wielorybem. Z boku miał umiejscowione wielkie, łypiące, czarne oko. Prawdopodobnie drugie, takie samo, łypało z drugiego boku Kształtu. Na jego końcu znajdował się ogon, natomiast z czubka jego głowy co jakiś czas niemrawo psikały do góry kropelki wody. – Wieloryb Janusz – powtórzył Misio Zbysio. – Wiesz, gdzie są jakieś skarby? – zapytał Józio. – Niespecjalnie, panowie – odparł wieloryb. – Tam, skąd jesteś, nie ma żadnych? – zapytał Józio. – Chyba nie – wieloryb łypnął okiem na znak intensywnego myślenia. – Na pewno byłoby o tym napisane w prasie. A prenumeruję i uważnie czytam wszystkie pisma, które ukazują się w mojej okolicy. – Kurde blaszka – wymknęło się Józiowi. 12

– A to morze? – nieśmiało przypomniał Janusz. – To chyba tam – Józio pokazał palcem w prawo. Coś mu się tak kojarzyło. Józio i Zbysio usiedli z powrotem na trawie. Wieloryb Janusz łypnął raz czy dwa razy w ich kierunku, po czym wydał z siebie dziwny, przeciągły dźwięk, ni to sapnięcie, ni to westchnięcie; w każdym razie coś, co może wydać z siebie istota bardzo, ale to bardzo zmęczona i poirytowana. – Co właściwie tu robisz? – zapytał Józio. Był tego autentycznie ciekaw. Z każdą chwilą wieloryb wydawał mu się coraz bardziej zagadkową postacią. Zbysio był w tej kwestii bardziej nieufny, ale odłożył już obok swój miecz i pilnie obserwował wieloryba. Taka jest natura rycerzy i zawodowych bokserów – nigdy do końca nie zaufają niczemu, co jest większe od nich. – Trochę się zgubiłem – odparł wieloryb – kąpałem się w wanience, no i nagle znalazłem się tutaj. W sumie niespecjalnie pamiętam jak to się wydarzyło. Sięgałem po szamponik, coś trachnęło, no 13


i nagle, ni z tego, ni z owego, płynąłem już sobie rzeką. – Dlatego kąpię się tylko w leśnych strumieniach – stwierdził Misio Zbysio. – A nie w żadnych podejrzanych wanienkach. – Co ja poradzę, że to takie przyjemne – sapnął Wieloryb Janusz. – Ja tam lubię wanienki – stwierdził Józio. – Można się wyszorować niczego sobie. – Ano – pokiwał głową Wieloryb Janusz. Dopiero po chwili, gdy Janusz sapnął jeszcze kilka razy, Józio zorientował się, że wieloryb ma jakiś problem. – Dlaczego tak wzdychasz? – zapytał Józio. Wstał i zrobił kilka kroków w kierunku zwierza. W ułamku sekundy Misio Zbysio zerwał się z trawy i dał znak ręką, aby Józio się zatrzymał. – Słuchaj, to może być niebezpieczne – powiedział. – To naprawdę największy stwór, z jakim mieliśmy do tej pory do czynienia. – E tam – powiedział Józio. – Ta pani, która 14

15


pilnowała wejścia do Czekoladowej Komnaty była trochę większa. Po czym podszedł do Wieloryba Janusza i zaczął go uważnie oglądać, na co Wieloryb Janusz reagował, jak zwykle, łypnięciami swojego oka, które było wielkości mniej więcej sporej teflonowej patelni. W końcu się odezwał. – Nie chciałem się do tego przyznawać, bo to trochę wstydliwe – powiedział trochę ciszej, głosem kogoś, kto przyznawał się mamie, że wyjadł z pudełka wszystkie ciasteczka. – Ale ten strumyk, jak panowie widzicie, jest troszeczkę płytki. – No jest – przytaknął Misio Zbysio. – To, że jest płytki, pozwala nam go bezpiecznie przekraczać. – Do tego dobrze widać dno – dodał Józio. – Raz znalazłem w nim skarb. No, coś w rodzaju skarbu. – To było tylko opakowanie po czekoladkach bakaliowych – upomniał go Misio Zbysio. – Niczego sobie opakowanie – zripostował Józio. – No więc, płytkość strumienia – Wieloryb Janusz odczekał chwilkę, gdyż nie chciał aż tak bardzo 16

17


wtrącać się w dyskusję dwójki przyjaciół – połączona z tym, że mam dosyć wielkie brzucho, co też jest sprawą raczej wstydliwą, gdyż bardzo lubię marcepanowe batoniki… – Marcepanowe batoniki! – wykrzyknął Józio. – Toż to przysmak nad przysmaki! W Józiu pękły właśnie ostatnie opory przed zaprzyjaźnieniem się z Wielorybem Januszem. Trudno nie polubić kogoś, z kim ma się wspólne upodobania – czy to do piosenek, książek, sposobów spędzania wolnego czasu, czy też marcepanowych batoników. – No tak, ale teraz, jak widać, jest pewien kłopot… – powiedział Wieloryb Janusz. – Mianowicie trochę tutaj utknąłem. Moje brzucho zakopało się w piasku. Po tym jak nagle opuściłem swoją wanienkę, chcę ją odszukać. Ale jedynym sposobem na to jest dotarcie do Morza Bałtyckiego. Tylko tam mogę ją odnaleźć. Jest lżejsza ode mnie, więc na pewno popłynęła pierwsza. – Musiała przepływać tędy – bystro zauważył Józio, 18

po czym odwrócił się do Misia Zbysia i zapytał: Czy widziałeś jakąś przepływającą wanienkę? – Niespecjalnie. Musiała przepłynąć tędy, zanim tu przyszliśmy – odparł Zbysio. – Ale bez wątpienia jest teraz w Morzu Bałtyckim – pocieszył Wieloryba Janusza Józio. – No tak, a ja jestem zaklinowany tutaj – smutno stwierdził wieloryb. – I co teraz? – rozłożył bezradnie ręce Józio. – Nie mam pojęcia – łypnął smutno okiem Wieloryb Janusz. Misio Zbysio patrzył przez chwilę gdzieś w dal, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Po chwili wstał, odłożył na bok swój miecz i zaczął wpatrywać się w Wieloryba Janusza. – Przypominam koledze, że nie jestem potworem do pokonania – przypomniał Misiowi Wieloryb Janusz. – Nie będę cię pokonywał – odparł Misio Zbysio. – Nawet gdybym chciał, byłoby to niepotrzebne. Jesteś unieruchomiony, więc pokonany. 19


– Ojej – westchnął Wieloryb Janusz. – No i widzi kolega. Misio Zbysio wszedł do chłodnej wody strumyka i dokładnie obejrzał jego dno. Brzucho Janusza zagłębiło się w nim na co najmniej kilkanaście centymetrów. – Nie ma co – pokręcił głową z miną fachowca. – Trzeba będzie go trochę popchnąć. Dalej dno jest głębsze, no i ma z górki. Powinien dopłynąć do samego morza. – No nie wiem, nie wiem – zafrapował się Janusz. – Raz, gdy wybrałem się do sklepu po batoniki marcepanowe, utknąłem pomiędzy dwoma budynkami. Trzeba było wezwać koparkę, aby mi pomóc. – Pokonałem kiedyś koparkę w walce bokserskiej – stwierdził zgodnie z prawdą Misio Zbysio. – Jestem najsilniejszym misiem w tej części świata. – To prawda – pokiwał głową Józio, przytakując, po czym dodał: „Co mam robić?”. – Ech – pokręcił głową Zbysio. – Muszę ci to powiedzieć na ucho. 20

Wieloryb Janusz z niepokojem obserwował jak dwójka przyjaciół zaczyna wymieniać między sobą ciche, potajemne komunikaty. Zauważył, że Józio kiwa ze zrozumieniem głową, po czym podnosi z ziemi miecz Misia Zbysia. Sam Misio Zbysio zniknął z pola widzenia. Przestraszony Janusz zorientował się, że Misio Zbysio stoi w miejscu, którego wieloryb nigdy nie może dobrze zaobserwować, czyli przy ogonie. Gdy Józio zbliżał się do Janusza, wielorybowi przeszło przez myśl, że dwójka kolegów jednak postanowiła go pokonać. Zamknął oczy, przygotowując się na najgorsze i wtedy poczuł nagłe ukłucie w okolicy swojego brzucha. Poczuł, jak podskakuje, a spora siła (była to siła twardych jak stal misiowych mięśni) popycha go do przodu. Gdy otworzył oczy, zorientował się, że znowu sunie strumykiem, natomiast w miejscu, gdzie się zakopał, widnieje wielka dziura. Dwójka kolegów powoli oddalała się od niego, stojąc na brzegu i machając mu na pożegnanie. 21


– Do widzenia, kolego Januszu! – krzyknął Józio. – Powodzenia w poszukiwaniu wanienki! Proszę dać znać, jeśli znajdzie kolega jakieś skarby! – Ahoj, przyjaciele! – krzyknął wzruszony Janusz, tak mocno, że aż przypominające zamyślonego koszykarza drzewo delikatnie poruszyło się na wzgórzu. – Dziękuję wam za pomoc! Wieloryb Janusz powoli znikał za zakrętem rzeki. Po jakimś czasie Józio i Misio Zbysio widzieli w oddali jedynie wypryskujące z jego wielkiej głowy kropelki wody. Z racji tego, że znowu mieli niewiele do roboty, położyli się z powrotem na ciepłej i miękkiej trawie. – Bardzo miły ten wieloryb – stwierdził Józio. – Wi­dzisz, nie wszystko, co z pozoru straszne, musi być niemiłe i niebezpieczne. – To prawda – rzekł Misio Zbysio. – Szkoda tylko, że nie wskazał nam miejsca, gdzie mógłby znajdować się jakiś nowy skarb – dodał lekko rozżalony Józio. – Hm – powiedział po długiej chwili zamyślony 22

Misio Zbysio. – Wydaje mi się, że największym skarbem jest móc wykonać dobry uczynek. Józio pokiwał głową, po czym zamknął oczy, gdyż słońce znowu wyjrzało spoza pojedynczej białej chmury. „Dobrze jest mieć przyjaciela, który jest jednocześnie silny i mądry” – pomyślał. „I dobrze jest się z nim czasami ponudzić”. KONIEC


24


Zdarzenie nad strumykiem Autor Jakub Żulczyk, Ilustracje Agata Bogacka, Redaktorka serii Anna Bargiel, Konsultacja merytoryczna dr Monika Nęcka, Korekta Karolina Więckowska, Projekt graficzny i skład Agata Biskup, ISBN 978-83-62224-29-6, Nakład 1000 sztuk, Wydawca Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, 31-011 Kraków, pl. Szczepański 3a, tel.: +48 12 422 40 21, +48 12 422 10 52, fax: +48 12 421 83 03, www.bunkier.art.pl, sekretariat@bunkier.art.pl, Dyrektor Piotr Cypryański Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Z książki można korzystać na zasadach licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0, dostępnej pod adresem http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/, innej wersji językowej tej licencji lub którejkolwiek późniejszej wersji opublikowanej przez organizację Creative Commons.


Zdarzenie nad strumykiem przenosi nas w świat dwójki przyjaciół, Józia – nieustraszonego poszukiwacza czekoladowych skarbów i Misia Zbysia – dzielnego rycerza, uczestnika walk bokserskich. To książka o tym, że dobrze jest mieć przyjaciela, z którym można się czasami ponudzić. Dzięki niej dowiesz się, co jest największym skarbem na świecie. Seria Małego Klubu Bunkra Sztuki to cykl książek dla dzieci powstający we współpracy zaproszonych autorów i artystów wizualnych. Wpisują się one w tradycję tak zwanych picture books, czyli książek, w których ilustracje i tekst są równie ważne i pozostają ze sobą w dialogu. Agata Bogacka (ur. 1976 ). Absolwentka Wydziału Grafiki warszawskiej ASP. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem i fotografią. Mieszka i pracuje w Warszawie. Jakub Żulczyk (ur. 1983 ). Pisarz i publicysta. Stypendysta programu Homines Urbani (2009). Mieszka i pracuje w Warszawie.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.