"Las Latajacych Wiwiórek"

Page 1

JOANNA BATOR I KRZYSZTOF ŁUKASIEWICZ MAGDALENA STARSKA

L

A

L

A

S

T

A

J C

W

I

E R

W E

K

Ą Y

I

C

Ó

H


Joanna Bator i Krzysztof Łukasiewicz

Las Latających Wiewiórek ilustracje Magdalena Starska

Bunkier Sztuki 2013


Polatucha Ko to latająca wiewiórka. Między palcami przednich i tylnich łap ma złotawą błonę, która sprawia, że kiedy dobrze odbije się od drzewa, leci jak ptak. Wybałusza wtedy trochę oczy, bo jednak nie ma skrzydeł i taki lot wymaga wysiłku. Mieszka w Mieście Brązowych Wiewiórzyc. Polatuchy pojawiają się w rodzinach Brązowych Wiewórzyc bardzo rzadko. Od początku wyglądają i zachowują się inaczej. Polatucha Ko na przykład ma niebieskie włosy, a jej oczy o barwie sosnowych igieł są wyjątkowo duże i bystre. Brązowe Wiewiórzyce mają krótkie kasztanowe fryzury i noszą okulary bez oprawek. Patrzą na świat czujnymi 4


ciemnymi oczkami i są strachliwe. Uważają, że najważniejsze jest łuskanie orzechów. Nie potrafią latać. Łatwo wpadają w gniew i często jazgoczą. Brzmi to jak niekończące się „Bziabziabzia​bziabziabziabzia”! Każda z nich trzyma Szarego Waranka uwiązanego do drzewa na grubym łańcuchu. Wszystkie Brązowe Wiewiórzyce uważają, że Polatucha Ko do nich nie pasuje, więc często bawi się sama. Od kiedy odkryła, że umie latać, całymi godzinami ćwiczyła coraz dłuższe skoki z drzewa na drzewo. Czasami źle oceniała odległość i spadała. Brązowe Wiewiórzyce śmiały się wtedy z niej. Ale ona otrzepywała z piasku i liści błękitną grzywkę i próbowała nadal. W całym mieście miała tylko jedną prawdziwą przyjaciółkę. Była to stara Polatucha, Ciotka Mo. 6


Mała Ko spędzała z nią dużo czasu. Ciotka Mo mieszkała na skraju miasta, w dziupli pełnej pamiątek z podróży. To ona nauczyła małą Ko jak zrobić potrójne salto w locie. Polatucha Ko nieźle się poobijała, zanim udało jej się powtórzyć tę sztukę. Ciotka Mo często opowiadała małej Ko o swoich dalekich podróżach. Polatucha Ko słuchała z takim zainteresowaniem, że aż dostawała czkawki z emocji. Wtedy Ciotka Mo dawała jej łyżeczkę miodu, który wyglądał jak płynny bursztyn i smakował tak, że wszystko na chwilę wydawało się cudowne. Miód pochodził z Lasu Latających Wiewiórek. Opowieść o nim podobała się małej Ko najbardziej. Dowiedziała się, że na wzgórzach, daleko za miastem i rzeką, jest las. Bardzo stary i gęsty. Niektórzy mieszkańcy lasu są duzi i głośni jak Słoniorożce albo Hipopodyle, inni malutcy i płochliwi jak Myszowróble czy Cichoskoczki, ale wszyscy żyją w zgodzie. W lesie każde

8

9


stworzenie ma swoje zadanie i robi to, co najlepiej potrafi i najbardziej lubi. Na przykład Słoniorożce budują nowe drogi, a Myszowróble zbierają na zimę owoce drzew ciasteczkowych. Złołapy i Dobrostróże – najbardziej tajemnicze stworzenia, trochę podobne do nietoperzy – strzegą granic lasu przed tymi, którzy chcieliby go zniszczyć. Cichoskoczki przenoszą wiadomości ustne, a wyjątkowo lotne Polatuchy, tak jak Ciotka Mo, są listonoszkami. Wiadomości z lasu pakowane są w okrągłe skorupki po owocach ciasteczkowych. Polatuchy­‑listonoszki napychają nimi plecaczki i w locie ciskają listami w odpowiednie miejsce. Nigdy nie chybiają. W lesie jest też mieszana grupa stworzeń zwanych Fiksum­‑Dyrdum. Każde stworzenie, aby zamieszkać w lesie, musi przejść jakąś próbę. Dowieść, że jest godne tego specjalnego miejsca. Polatucha Ko zawsze pytała Ciotkę Mo, o jaką próbę chodzi, ale ta odpowiadała tylko, że Ko sama będzie wiedziała,

11


12

13


że nadszedł czas, by się wykazać. Polatuchy trafiają do Lasu Latających Wiewiórek, kiedy życie w Mieście Brązowych Wiewiórzyc staje się dla nich nie do zniesienia. Od kiedy Ciotka Mo odeszła z miasta, mała Ko została zupełnie sama i tylko czasem dostawała od niej list. Ciotka Mo wytłumaczyła małej Ko, że musi wrócić do Lasu Latających Wiewiórek, bo została w mieście tak długo tylko po to, by nauczyć ją porządnie latać. Polatucha Ko tęskniła za Ciotką Mo i jej opowieściami. W miarę jak rosła, wyglądała w sposób, który Brązowe Wiewiórzyce coraz bardziej denerwował. One były brązowe lub ciemnobrązowe, a ona miała błękitną grzywkę. I to bardzo błękitną. Jak niezapominajki. Któregoś wieczoru Ko udał się wyjątkowo długi lot i Brązowe Wiewiórzyce o mało nie zwariowały, patrząc na nią. Tak powiedziały do Polatuchy Ko: „Zabieraj swój plecaczek i wynocha!”. Polatucha Ko spakowała plecaczek w swoim ulubionym błękitnym kolorze i odeszła 14

15


z Miasta Brązowych Wiewiórzyc. Droga była daleka. Ko musiała przejść przez przedmieścia, gdzie uczono młode Szare Waranki rzeczy potrzebnych Brązowym Wiewiórzycom. Smutno jej było patrzeć na ponure baraki i wysokie płoty, za którymi Szare Waranki były tresowane przez stare Brązowe Wiewiórzyce. Z głośników puszczano im na cały regulator jazgot Brązowych Wiewiórzyc. Polatucha Ko zauważyła, że oczy Szarych Waranków były bardzo smutne. Szczególnie jeden zwrócił jej uwagę. Był bardzo chudy i brzydszy od innych. Patrzył na świat jednym okiem, ale smutku w jego spojrzeniu było więcej, niż gdyby patrzył dwoma. Podbiegł do płotu i podał jej mały gładki przedmiot, który trzymał w pysku. „Biedny Szary Waranek”, pomyślała Polatucha Ko i przyjrzała się temu, co jej dał. Był to kamień błękitny jak jej grzywka. Ruszyła dalej i wkrótce poczuła zapach rzeki. Rzeka była naprawdę szeroka i bardzo czysta. Była też wartka i groźna. Polatucha 16

17


Ko zobaczyła łódkę. Siedział w niej ktoś podobny do psa. Przypominał też trochę sporego kota. Na pewno koci był jego puszysty ogon. Miał piękne brązowe oczy, lśniące jak świeże kasztany, i miękkie uszy jak spaniel. „Jestem Polatucha Ko, a ty?”, zapytała. „Jestem Mamonak. Czekałem tu od dawna, żeby przeprawić cię przez rzekę”. Na te słowa Polatucha Ko podbiegła do łódki i wygodnie się w niej usadowiła. „Widzę, że bardzo ci spieszno”, stwierdził Mamonak, uśmiechnął się i zasiadł do wioseł. Ledwie odpłynęli kawałek od brzegu, woda zaczęła marszczyć się, bulgotać i nabrała dziwnego koloru, jak gotowane buraczki. Mamonak przyjrzał się uważnie wodzie, a potem małej Ko i zawrócił łódź. Kiedy wysiedli na ląd, spytał: „Polatucho Ko, czy na pewno chcesz opuścić dobrze znane ci miejsce?”. Zawstydzona Polatucha Ko najpierw spojrzała w kierunku Miasta Brązowych Wiewiórzyc, potem zwróciła wzrok na Las Latających Wiewiórek. Po chwili odzyskała pewność siebie. „Tak, chcę znaleźć 18

19


się tam, gdzie mieszka Ciotka Mo”. Ponownie wsiedli do łodzi, do połowy rzeki przeprawa przebiegała spokojnie. Nagle, pod samą powierzchnią wody, Polatucha Ko dostrzegła połyskliwego żółto­ ‑czerwonego węża, który pojawiał się raz z jednej, raz z drugiej strony łodzi. Rozkołysał ją tak, że Polatucha Ko omal nie wypadła. Na niebie zaczęły krążyć, coraz bardziej zniżając lot, wielkie granatowe ptaszyska. Mała Ko poczuła się bardziej niepewnie niż za pierwszym razem, Mamonak bez słowa sprawnymi ruchami skierował łódź z powrotem do brzegu. „Co to było?”, spytała mała Ko, uspokoiwszy się nieco. „To w wodzie to żarłoczny Węgomegasum, a ptaki to Strachojady”. „Ojej”, jęknęła Polatucha Ko. „To jak dostaniemy się do Lasu Latających Wiewiórek, skoro czyhają 20

21


na nas takie potwory?”. Mamonak popatrzył na Polatuchę bardzo poważnie i powiedział: „Dzielna Polatucho Ko, czy przypadkiem nie masz tutaj jeszcze jakiejś ważnej sprawy do załatwienia, sprawy, która ci ciąży i nie pozwala dotrzeć do Lasu Latających Wiewiórek?”. Wtedy Polatucha przypomniała sobie błękitny kamień, który dostała od Szarego Waranka. Mamonak westchnął ciężko, kiedy go zobaczył. „To kamień smutku”, powiedział. „Ten, kto ci go dał, bardzo potrzebuje pomocy”. „Uratujmy go!”, poprosiła Polatucha. Mamonak zgodził się. Kiedy doszli pod baraki obozu, gdzie więziono Szare Waranki, było wczesne popołudnie i panował wielki ruch. Ogrodzenie było wysokie, a brama zamknięta. „Nie uda nam się uwolnić tego biedaka”, zmartwiła się Polatucha Ko. Wtedy Mamonak zaczął śpiewać. Małej Ko aż przeszły ciarki po plecach. Stało się coś dziwnego. Brązowe Wiewiórzyce, jedna po drugiej, gapiły się najpierw z rozdziawionymi pyskami, potem robiły zeza i padały. Zasypiały. Szare Waranki zaczęły biegać bezładnie i szczekać. Tylko najbrzydszy

22


z nich, ten bez jednego oka, zawył melodyjnie. „Po-

mógł już ich doścignąć. „Jak masz na imię?”, zapyta-

trzebujemy klucza”, powiedział Mamonak. „Zobacz”,

ła Ko ocalonego Waranka. Ale Waranek tylko mruk-

Ko pokazała śpiącą na wznak niską Brązową Wie-

nął coś i zaskomlał. „On jeszcze nie zna swojego

wiórzycę o wyjątkowo wrednym pysku. Na jej szyi

imienia”, wytłumaczył jej Mamonak. „Ale pozna je?”,

wisiał łańcuch, a na nim klucz. „Polecę!”. Polatucha

zatroskała się Polatucha Ko. „Na pewno, bo został

Ko wspięła się na ogrodzenie. „Uważaj”, ostrzegł ją

przez nas uratowany. Potrzebuje jednak czasu”, po-

Mamonak, „Szare Waranki są niebezpieczne. One

wiedział Mamonak i znów zaczął śpiewać, aż skom-

znają tylko rozkazy i miskę z boczkiem”. Ko odbiła

lenie Szarego Waranka ucichło.

się i poszybowała w kierunku Wiewiórzycy, zła-

Rozstali się pod Lasem Latających Wiewiórek. Ma-

pała klucz. Otworzyli ciężką bramę. Szare Waranki

monak musiał wrócić do swojej pracy przewoźnika.

najpierw nie wiedziały, co się dzieje, ale po chwili

Jest potrzebny innym stworzeniom, które szukają

ruszyły w ich kierunku. „Już po nas”, pomyślała Ko,

schronienia i muszą przeprawić się przez rzekę. Sza-

wtulając się w Mamonaka. Rzucili się do ucieczki.

ry Waranek został na razie na obrzeżach lasu. To

Wtedy na czoło sfory Waranków wysunął się chudy

dla niego najlepsze miejsce. Może wygrzewać się na

biedaczek z jednym okiem. Pędził jak wiatr! Wyprze-

białym nadrzecznym piasku albo tarzać się w tra-

dził większych i silniejszych. Ostatkiem sił wskoczył

wie. Ale najważniejsze jest to, że rośnie tam mnóstwo

na grzbiet Mamonaka. Polatucha przytuliła go, bo

czerwonych waranich jagód, które sprawiają, że ura-

cały trząsł się ze strachu. Jego sierść pachniała nie-

towane Szare Waranki poznają swoje imiona. Kiedy

zbyt świeżym boczkiem. Płakał cicho.

Polatucha Ko wchodziła w las, czuła, że od tego dnia

Dotarli do rzeki i wskoczyli do łodzi. Kiedy Mamo-

będzie latać jeszcze dalej i wyżej.

nak zaczął wiosłować, żaden Szary Waranek nie

24

25


Las Latających Wiewiórek Autorzy: Joanna Bator, Krzysztof Łukasiewicz Ilustracje: Magdalena Starska Redaktorka serii: Anna Bargiel Konsultacja merytoryczna: dr Monika Nęcka Korekta: Karolina Więckowska Projekt graficzny i skład: Agata Biskup isbn:

978-83-62224-35-7, Nakład: 1000 sztuk

Wydawca: Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, pl. Szczepański 3a, 31-011 Kraków, tel.: +48 12 422 40 21, +48 12 422 10 52, fax: +48 12 421 83 03, www.bunkier.art.pl, sekretariat@bunkier.art.pl, Dyrektor: Piotr Cypryański Zezwala się na korzystanie z książki na warunkach licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0, dostępnej pod adresem http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/, innej wersji językowej tej licencji lub którejkolwiek późniejszej wersji opublikowanej przez organizację Creative Com­mons. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.


Polatucha Ko od początku wyglądała i zachowywała się inaczej niż Brązowe Wiewiórzyce. One były brązowe lub ciemnobrązowe, a ona miała błękitną grzywkę. Ale przede wszystkim, w przeciwieństwie do nich, umiała latać, co najbardziej denerwowało mieszkańców Miasta Brązowych Wiewiórzyc. Pewnego dnia Ko opuściła Miasto i udała się w pełną wyzwań podróż do Lasu Latających Wiewiórek. Seria Małego Klubu Bunkra Sztuki to cykl książek dla dzieci powstający we współpracy zaproszonych autorów i artystów wizualnych. Wpisują się one w tradycję tak zwanych picture books, czyli książek, w których ilustracje i tekst są równie ważne i pozostają ze sobą w dialogu. Joanna Bator (ur. 1968). Pisarka. Po japońsku Musasabi, czyli Polatucha. Krzysztof Łukasiewicz (ur. 1959). Kulturoznawca, meloman. Po japońsku Mamonak („mamonaku” znaczy „uwaga”). Magdalena Starska (ur. 1980). Rysowiczka, autorka instalacji i performansów. Niestrudzona szamanka codzienności.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.