ROCK AXXESS nr 7 / no. 7

Page 1

the only rockstyle magazine in the universe

free copy

PAĹšDZIERNIK 2012 OCTOBER 2012

PO

w LIS e r H oc & k EN in G LIS

H

testament UNISONIC SABATON GOTTHARD EDGUY nightwish IQ666 rock made in china flapjack queen cradle of filth GUITAR TECH zakk wylde IN bones Sons of anarchy SEPULTURA - BOA 2012 & more


ROCK YOUR LIFE & ROLL your business

ADVERTISE WITH US

CONTACT@ROCKAXXESS.COM


pazdziernik / october 2012 3

edytorial / editorial

4

news access

rock talk

6

14

MOCNO ZAKORZENIONY TESTAMENT DEEPLY ROOTED TESTAMENT

rock talk

20

28

MISTRZOWIE ROCKA MAJĄ GŁOS EDGUY, UNISONIC, NIGHTWISH, GOTTHARD, SABATON MASTERS OF ROCK HAVE A VOICE EDGUY, UNISONIC, NIGHTWISH, GOTTHARD, SABATON

rock access

40

IQ 666 IQ 666

46

rock shop

35

46

52

56

ROCK TO SCHOOL around the world

MADE IN CHINA MADE IN CHINA rock access polska

NALEŚNIKI Z GŁOWĄ W GÓRZE - FLAPJACK 60 MĘSKIE GRANIE W DAMSKIM OGNIU 62

polski short

rock fashion

64

BIKER LADY - GEMMA TELLER, SONS OF ANARCHY

backstage access

70 73

DOPIEŚCIĆ GITARY - PETER ERIXON WIRED FOR SOUND - PETER ERIXON


76

digging the rock

HITY ZNACIE... QUEEN

rock shot

83

84

A KIND OF MAGIC dark access

BESTIA, OKRUCIEŃSTWO I CRADLE OF FILTH rock screen

86

BONES - DZIELNY ZAKK

map of rock

PLUSZOWE KANAPY I JAZZ - KLUB RONNIEGO SCOTTA 90 PLUSH SOFAS AND JAZZ - RONNIE SCOTT’S JAZZ CLUB 88 91

rock gallery

SEPULTURA, BLOODSTOCK OPEN AIR 2012

ROCK AXXESS TEAM: redaktor naczelna / dyrektor kreatywna editor in chief/ creative director Karolina Karbownik [k.karbownik@allaccess.com.pl] zastępca redaktor naczelnej / redaktor wydania angielskiego deputy editor in chief / translation editor Jakub Bizon Michalski [j.michalski@allaccess.com.pl] redaktor editor Katarzyna Strzelec [k.strzelec@allaccess.com.pl] współpracownicy contributors: Falk - Hagen Bernshausen Marek Koprowski Agnieszka Lenczewska Leszek Mokijewski Agata Sternal Weronika Sztorc

dyrektor biura reklamy advertising director Katarzyna Strzelec [k.strzelec@allaccess.com.pl] grafik graphic designer, DTP Karolina Karbownik rock axxess logo i ikony rock axxess logo and icons Dominik Nowak

the only rockstyle magazine in the universe

www.facebook.com/rockaxxess

wydawca publisher All Access Media, ul. Szolc - Rogozinskiego 10/20, 02-777 Warszawa, Poland biuro@allaccess.com.pl kontakt z redakcją editor’s office contact@rockaxxess.com

na okładce on the cover Chuck Billy / Testament foto photography Falk - Hagen Bernshausen

Redakcja nie zwraca niezamówionych materiałow i zastrzega sobie prawo do skrótów i zmian w nadesłanych tekstach. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i artykułów sponsorowanych. We do not accept responsibility for the content of the advertising published in the magazine.


ED TORIAL Y I

Jesień uderzyła w nas dość brutalnie, ale my się jej nie dajemy. Mimo że za oknem deszcz, a nasz wzrok coraz częściej wędruje w kierunku szafy z ciepłymi ciuchami, pozostajemy wciąż w letnich klimatach. W październikowym ROCK AXXESS wracamy raz jeszcze do lipcowego Masters of Rock, podczas którego mieliśmy okazję porozmawiać z gwiazdami tego czeskiego festiwalu. Republika Czeska to jednak nie jedyne miejsce, do którego udamy się tym razem. Czeka nas bowiem podróż do dalekich Chin, gdzie, jak wieść niesie, potrafią nieźle dać czadu.

Skoro wspomniałem już o czadzie, całkiem nieźli w robieniu hałasu są też rdzenni mieszkańcy Ameryki, czego najlepszym przykładem Chuck Billy, wokalista Testament, z którym mieliśmy niedawno przyjemność rozmawiać. Mamy też coś dla gitarzystów. Pamiętacie nasz wywiad z Johnem Norumem z Europe? Tym razem naszym rozmówcą był Peter Erixon, techniczny Johna, który opowiedział nam o swojej pracy, podróżach i gitarowych idolach.

Rok szkolny już się rozpoczął, studenci zaś cieszą się ostatnimi wolnymi dniami (przynajmniej ci, którym chciało się uczyć w czerwcu). My zaś prezentujemy Wam mały przegląd muzyków rockowych i metalowych, którym nauka nigdy nie sprawiała problemów. Chcecie wiedzieć, którzy artyści mogą dopisać sobie mgr lub dr przed nazwiskiem? Przeczytajcie IQ666. A skoro już mowa o wykształconych muzykach, w dziale Digging the Rock tym razem przyglądamy się dyskografii Queen. To oczywiście tylko część przygotowanych przez nas artykułów. Wakacje się skończyły, więc my bierzemy się do jeszcze solidniejszej pracy, a Wy bierzcie się do czytania

Autumn came suddenly and brutally but we’re not giving up. Despite the rain and although we tend to look more frequently at our wardrobes with warm clothes, we still stay in the summer mood. In this issue of ROCK AXXESS we go back one more time to Masters of Rock, which took place in July. We had the chance to speak to some of the festival’s stars and here’s the second part of what they’ve told us. But the Czech Republic is not the only place that we visit this time. We set off all the way to China. Some say that they can really rock out there.

Speaking of being able to rock, Native Americans seem to be quite good at making a lot of noise. Testament’s singer Chuck Billy is a perfect proof. We spoke to him recently and now you can read what he has told us. We also have something for guitar players. Do you remember our interview with Europe’s John Norum? This time we spoke to his guitar tech, Peter Erixon, who agreed to share some thoughts with us about his job, travelling with the band and his guitar heroes. The school year has already started, academic students have their last days of holidays (at least those who were willing to study in June). Celebrating this, we have an article about rock and metal musicians who had no problems at school. Wanna know which artists can have MA or even PhD written after their names? Read our IQ666 article.

Of course, these are only some of the articles that we’ve prepared for you this time. The summer break is over so we’re getting back to even harder work and you better start reading the magazine now, because we’re already working on the next issue. Jakub „Bizon” Michalski zastępca redaktor naczelnej / deputy editor-in-chief

ROCK AXXESS

3


news access Agnieszka Lenczewska, Jakub „Bizon” Michalski

highway to jail

Pewna mieszkanka małego miasteczka Epping w stanie New Hampshire została niedawno aresztowana za zbyt głośne słuchanie muzyki. Podobno 53-letnia kobieta szczególnie upodobała sobie utwór AC/DC, Highway to Hell. I nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu pewnie każdy z nas przynajmniej raz w życiu musiał wysłuchiwać pretensji rodziny czy sąsiadów z powodu zbyt dużej liczby decybeli. Sytuacja jest jednak o tyle ciekawa, że pani Joyce Coffey za zbyt głośne obcowanie ze sztuką trafiła do aresztu… trzy razy w ciągu doby. Szczerze mówiąc, całkowicie ją rozumiemy. No bo niby jak inaczej słuchać Highway to Hell, jeśli nie głośno? Po trzecim aresztowaniu sędzia zakazał fance słuchania muzyki między godziną 20 a 10 rano. Niestety niesforna kobieta trafiła na policję po raz kolejny następnego popołudnia, tym razem za uderzenie swojego bratanka patelnią. Kolejny dowód na to, że brak muzyki powoduje agresję...

w zdrowym ciele zdrowy bruce Członkowie Iron Maiden mieli ostatnio okazję zabalować na północy Anglii w wiosce Grasmere. Wszystko z okazji ślubu córki menedżera zespołu, Andy’ego Taylora. Impreza trwała podobno trzy dni, a znani goście weselni znakomicie spędzali czas w towarzystwie miejscowych. Bruce Dickinson wziął nawet udział w biegu przełajowym, którego trasa prowadziła przez okoliczne pagórki. Jak widać, Bruce nie tylko śpiewa o bieganiu w kierunku wzgórz, ale także sam daje przykład. Wydaje się jednak, że śpiewanie wychodzi mi lepiej. Bieg ukończył na 161. miejscu wśród 181 uczestników. Doceniamy jednak jego troskę o kondycję fizyczną. W zdrowym ciele zdrowy Bruce.

Kilka dni temu na oficjalnym facebookowym profilu Led Zeppelin rozpoczęło się tajemnicze odliczanie. Fani spekulowali na temat potencjalnej trasy koncertowej lub nawet nowej płyty studyjnej zespołu. Niestety, nic z tego, choć prezent na pocieszenie też zapowiada się bardzo przyjemnie. 19 listopada 2012 w sklepach pojawi się zapis koncertu, który Led Zeppelin zagrali pięć lat temu w londyńskiej o2 Arena. Był to jedyny pełny występ zespołu od śmierci perkusisty, Johna Bonhama. Tego wieczora z trójką muzyków Led Zeppelin wystąpił syn Jona, Jason. Jeszcze przed oficjalnym wydaniem koncertu będzie go można obejrzeć w kinach na całym świecie. Nie możecie doczekać się DVD? Kupujcie bilety na 17 października i delektujcie się starymi mistrzami na wielkim ekranie. Czy to oznacza, że możemy spodziewać się bardziej wzmożonej aktywności Zeppelinów? Niestety, szanse są raczej marne. Całe zamieszanie pokazało, że fani są głodni wszelkich nowinek ze strony zespołu, lecz twarde stanowisko Roberta Planta, który dość stanowczo odrzuca możliwość kolejnych koncertów pod szyldem Led Zeppelin nie wróży dobrze na przyszłość. Ale jak się nie ma, co się lubi... to idzie się do kina i kupuje koncertowe DVD.

photo: Karolina Karbownik/materiały prasowe

led zeppelin wydają płytę koncertową


i can fly, my friends... Większość z Was pewnie przynajmniej raz w życiu zetknęła się z grą z serii Angry Birds. Spieszymy donieść, że rodzina wściekłych ptaków walczących ze złośliwymi świniami powiększyła się niedawno o nowego członka... Freddie’ego Mercury’ego. Z okazji rocznicy urodzin wokalisty, która przypada 5 września, firma produkująca Angry Birds umieściła w sieci animację przedstawiającą nowego ptasiego bohatera – Freddie’ego – jadącego na rowerze przy podkładzie muzycznym w postaci utworu Queen, Bicycle Race. Firma wyprodukowała też limitowaną edycję koszulek z ptasim Freddie’em. Część zysków ze sprzedaży rzeczonych koszulek trafi na konto The Mercury Phoenix Trust – organizacji założonej przez członków grupy Queen i zajmującej się walką z AIDS. Ciekawe czy swojej ptasiej podobizny doczeka się na przykład Ozzy. Gość lubi przecież ptaki jak mało kto.

moim dziadkiem jest coverdale

co beatelsi zmalowali?

Chyba każdy marzył o rozmowie ze swoim muzycznym idolem. Część z nas marzenia te może spełniać. Niektórzy mają jednak nieco ułatwione zadanie. Pewna młoda dama imieniem Georgina w ramach szkolnego zadania postanowiła przeprowadzić wywiad z Davidem Coverdale’em. Zadanie, przyznać trzeba, ambitne. Tak się jednak szczęśliwie złożyło, że wokalista Whitesnake jest jej dziadkiem. Wywiad zarejestrowano na video. David opowiadał Georginie o swoim pochodzeniu, rodzicach oraz początkach kariery muzycznej. Wskazał także swoją ulubioną płytę Whitesnake oraz dyskutował z młodą dziennikarką o filmach dla młodzieży. Wywiad zakończył duetem wokalnym z wnuczką przy akompaniamencie ukulele. Jesteśmy pewni, że Georgina dostała za ten wywiad najwyższą ocenę w szkole, zwłaszcza że, jak zauważyła jedna z osób komentujących go na YouTube, David jakimś cudem zdołał nie przeklinać przez dziesięć minut.

Na aukcję internetową trafił niedawno obraz namalowany przez wszystkich czterech członków The Beatles. Dzieło powstało w 1966 roku podczas wizyty zespołu w Tokio. Muzycy grupy nie mogli wydostać się ze swojego hotelu ze względu na fanki szalejące przed wejściem do budynku, zasiedli więc przy płótnie i stworzyli jedyny wspólny obraz, zatytułowany Images of a Woman. Dzieło zostało sprezentowane szefowi tokijskiego fanclubu. Jego żona wystawiła je na aukcję w 1989 roku, a nowym właścicielem został japoński fan The Beatles, który zapłacił około pół miliona dolarów. Niestety, obraz wisiał u niego na ścianie zaledwie trzy lata, po czym ze względu na brak miejsca wylądował w skrzyni pod łóżkiem. Właśnie tam przeleżał ostatnie dwie dekady. Wspólne dzieło Beatlesów przez 46 lat ani razu nie opuściło Japonii, jednak teraz właściciel jest gotów sprzedać je innemu fanowi, bez względu na jego miejsce zamieszkania. W końcu, jak mówi, „Beatlesi byli i są globalnym fenomenem.

ROCK AXXESS

5


rock talk Karolina Karbownik, Jakub „Bizon� Michalski foto: Falk - Hagen Bernshausen, Bloodstock Open Air 2012

mocno

zakorzeniony



12


Zapuścili swoje korzenie w thrash metalu ponad 25 lat temu. Udowodnili, że nic ich nie złamie. O nowym albumie Dark Roots of Earth, swoim pochodzeniu, spirytualizmie i nienawiści, opowiada Chuck Billy, wokalista Testament. Kilka dni temu rozmawiałam z pewnym szesnastolatkiem, który jest fanem ciężkiej muzyki. Powiedział mi: ostatnio wkręcam się w thrash metal, świetne granie! Jak wiele pokoleń słucha muzyki Testament? Nie mam pojęcia, ciężko powiedzieć, ale to zawsze miłe, gdy słyszy się, że młodzi ludzie słuchają twojego zespołu i muzyki, którą tworzysz.

Jak więc przedstawiłbyś Testament młodym słuchaczom, którzy dopiero odkryli twój zespół? Myślę, że mogą znaleźć nasze wpływy w twórczości wielu zespołów, których słuchają, grup z ich pokolenia. Sadzę, że usłyszą, że te grupy inspirują się naszą muzyką. Ich fani z pewnością wiedzą, czym jest Testament.

Jak opisałbyś najnowszą płytę zespołu, Dark Roots of Earth? Cóż, nasze poprzednie płyty, The Gathering i The Formation of Damnation, nie brzmią jak krążki nagrane przez zespół z dwudziestopięcioletnim stażem. Ich brzmienie jest niezwykle nowoczesne. Wielu nowych fanów mogło słyszeć je nie wiedząc, kim jesteśmy i byli zaskoczeni, że gramy już od tak dawna, a potem kupili inne nasze płyty. Tak przy okazji, pewnie właśnie tak większość młodych fanów poznaje nas obecnie. Oczywiście The Formation... jest inna od The Gathering. W międzyczasie znów zaczęliśmy grać z Alexem i innymi, i brzmienie tej płyty jest bliższe klasycznemu Testament, większy nacisk kładziony jest tam na gitarę prowadzącą. Natomiast przy nagrywaniu najnowszej płyty czuliśmy się dużo pewniej. Nie zastanawialiśmy się, co spodoba się naszym fanom, a co nie. Na tym krążku znajduje się ballada, ale nie przyszło nam do głowy, aby jej nie umieszczać, na wypadek, gdyby fanom się nie spodobała. Skoro ją napisaliśmy i uznaliśmy, że jest dobra, to trzymaliśmy się tego. Osobiście niezwykle mocno trafiły do mnie słowa Native Blood. Bardzo cenię bogatą kulturę Indian. Nie mogę się doczekać, aż opowiesz coś o tekście tego utworu! Napisałem ten kawałek ze względu na moje własne indiańskie pochodzenie. Opowiada on o rdzennych społecznościach. Tacy ludzie żyją w każdym społeczeństwie na całym świecie. W przypadku rdzennych mieszkańców Ameryki były to rezerwa-

ROCK AXXESS

9


ty. Przez wiele lat Indianie walczyli o swoje i przetrwali. Teraz w rezerwatach mamy kasyna, ludzie zarabiają na nich sporo pieniędzy, tworzy się wiele miejsc pracy i nagle pojawiają się urzędnicy, którzy mówią, że państwo chce część zysków z kasyn stworzonych przez Indian. Ten utwór jest o rdzennych mieszkańcach, którzy chcą, by usłyszano ich głos i opinie. Mój ojciec mieszkał w jednym z takich rezerwatów, lecz opuścił go, gdy dostał się do college’u. Nie chciał, abyśmy mieszkali w rezerwacie, ale każdego lata jeździliśmy tam i pomagaliśmy przy pracach w jego dawnym domu. Wielu członków plemion po przejściu na emeryturę dorabia w kasynach. Kto wie, może za jakiś czas sam tak zrobię [śmiech]. Kto wie? Jakiś czas temu miałam okazję odwiedzić jeden z rezerwatów Indian. To było niezwykłe przeżycie, ale okolica wyglądała na niezwykle biedną. Tak, to prawda. Rząd nie kwapi się z pomocą. Gdy mieszka się w rezerwacie, trzeba samemu zadbać o zdobycie wody, wywóz śmieci i tego typu sprawy. Teraz trochę się to zmieniło, jest czyściej, a ludzie nauczyli się pomagać sobie i ułatwiać sobie życie. Różnica w porównaniu z czasami, gdy dorastałem, jest kolosalna.

10

W jakim stopniu twoje pochodzenie wpływa na twoją twórczość? Nie wiem, czy wpływa jakoś na moją twórczość, ale na pewno ma spory wpływ na moje życie. Gdy byłem mały chodziłem do szkoły, kościoła, i tak dalej. Dopiero, gdy zachorowałem na raka, zwróciłem się do swojego indiańskiego dziedzictwa - do duchowości, która pomogła mi psychicznie i fizycznie. Potrzebowałem w coś wierzyć, czerpałem energię z Ziemi. To dziedzictwo jest więc olbrzymią częścią mojego życia. Chciałabym poruszyć teraz temat słów utworu True American Hate. Tekst jest okrutny, ale prawdziwy. Śpiewasz o wielu flagach nienawiści – gdzie one są? Ta kompozycja jest zainspirowana tym, co widziałem po zamachach z 11 września. W serwisach informacyjnych pojawiały się filmy przedstawiające palenie amerykańskich flag w niektórych krajach. Dorośli i dzieci palili flagi na ulicach i wymachiwali bronią. Zszokowało mnie to, że ci dorośli uczyli swoje dzieci nienawiści do Ameryki. Co my im zrobiliśmy? Co takiego złego wam uczyniliśmy, że uczycie swoje dzieci, by nas nienawidziły i palicie nasze flagi? Zawsze, gdy coś dzieje się na świecie, my – Amerykanie – angażujemy się w to i


staramy się pomóc, a i tak niektórzy nas nienawidzą. Martwi mnie to, że bierzemy jakiegoś dzieciaka po szkole i wysyłamy go do obcego kraju, by odebrał komuś życie lub sam zginął. Dlaczego robimy to dla kraju, który nawet nas nie lubi? Mamy wystarczająco dużo własnych problemów w Stanach. Nasze wojska powinny bronić naszego kraju, a nie innych miejsc. Strasznie mnie to wkurza. Czy masz na nowej płycie jakieś ulubione partie gitar? Bardzo lubię gitary w Cold Embrace. Jest tam parę zagrywek, które są bardzo melodyjne i mają świetny klimat. Jest w nich sporo emocji i bardzo mi się to podoba.

Jak zmieniła się praca nad płytą od czasu waszego debiutu, płyty The Legacy? Chodzi mi zarówno o wasze doświadczenie, jak i zdobycze techniki. To jak dzień i noc. Gdy nagrywaliśmy The Legacy i The New Order, nie mieliśmy doświadczenia w nagrywaniu płyt. Wcześniej tworzyliśmy tylko demówki. Nie wiedzieliśmy wtedy nic o sprawach technicznych. Teraz chciałbym, żebyśmy od nowa zmiksowali te płyty, żeby brzmiały lepiej. Przy obecnie dostępnej technice można w domu dokonać lepszych nagrań,

niż te nasze z sesji do The Legacy. Wydaliśmy na nagranie tych płyt kupę kasy, a one nie sprzedają się za dobrze [śmiech].

Czy mógłbyś na koniec wymienić osoby spośród tych, które spotkałeś na swojej drodze, które wpłynęły w największym stopniu na to, co robisz? Ronnie James Dio i Rob Halford... Wiele nauczyłem się grając trasy z nimi. Obserwowałem, jak traktują swoich fanów i ile czasu im poświęcają. Dlatego właśnie fani tak bardzo ich kochają, nie tylko, jako muzyków, ale także, jako ludzi. Oni z pewnością są na szczycie listy tych, którzy byli dla mnie inspiracją. Próbuję robić to, co oni. Jeśli fani zechcieli poświęcić swój czas, żeby przyjść na mój koncert, to ja staram się znaleźć czas, by spotkać się z nimi. Zawsze sprawialiście wrażenie, jakbyście byli blisko związani ze swoimi fanami. Także wygląda na to, że ci się udało! Dziękuję za wywiad! Dziękuję. Będziemy grać w Polsce jesienią. Wspaniale. Nie mogę się doczekać koncertu. Do zobaczenia!



ROCK AXXESS

15


Karolina Karbownik, Jakub „Bizon� Michalski photography: Falk - Hagen Bernshausen @ Bloodstock Open Air 2012

deeply rooted



Testament put down their thrash metal roots over 25 years ago. MANY TIMES The musicians proved that nothing would break them. They are back once again. About A NEW ALBUM Dark Roots of Earth, his own roots, spiritualism and hate SPEAKS Mr. Chuck Billy.

A few days ago I spoke to a 16 year-old boy I know and he is a fan of heavy metal stuff. He said to me hey, I’m discovering thrash metal lately, I’m so into this, I love it!. How many generations are following Testament? I don’t know... Well, it’s hard to say but it is always nice to hear that young people like our band, like the music we play. So please introduce Testament to young people who have just discovered you – what can you say? I think they can find us through a lot of different bands right now, bands from their generation. I’m sure they hear that those bands were influenced by us. I’m sure their fans know who’s Testament.

In what words would you describe your latest album, Dark Roots of Earth? Well, the last albums we did, The Gathering and The Formation of Damnation, they don’t really sound like albums recorded by a band that has been playing for 25 years. Their sound is modern. Many new fans might have heard them not knowing who we are and be surprised that we have been playing for so long. And then they bought all our records. And by the way, that’s probably how a lot of them gets introduced to us nowadays. Of course The Formation... is different than The Gathering. We had the reunion with Alex and everyone, and it’s more like a classic Testament sound with more lead guitar playing. With this record we felt more confident. We didn’t think what our fans would or would not like. There’s a ballad on this record and we didn’t think that maybe we don’t want to do that because people might not like it. If we wrote it and we felt it’s good, then we stuck with it.

Personally I’m very emotional and deeply touched by the lyrics of Native Blood. I really appreciate the rich Native American culture. I’m dying to hear you talking about these lyrics! I wrote it because of my own native origins. The song is about indigenous people. They live in every society around the world. In the case of Native Americans, we had those reservations. Through the years Native Americans have survived and fought for themselves. Now there are casinos in the reservations, people there generated a

16


ROCK AXXESS

23


lot of money, generated a lot of jobs but then the government said they wanted their share of the money that Native Americans made. So this song is about any indigenous group of people that wants their voice and their opinions to be heard. My father was brought up in one of those reservations but he left to study in the college. He didn’t want his family to be living in the reservation but we were going there usually in the summer to his old house to do some work. Many members of the tribes start working in the casinos when they retire, so who knows, maybe in the future I’ll be working there as well [laughs]. I don’t know. I had a chance to visit a Native American Reservation some time ago. It was a very sobering experience. The place looked like a very poor area. Yes, that’s true. There’s not a lot of government help. When you’re in a reservation, you have to figure out how are you gonna get you water, what are you gonna do with your garbage, and so on. Now it has changed a bit, it’s cleaner and people learned how to help themselves and make their lives better. There’s a big difference to when I was growing up.

18

To what point does your Native American heritage inspire you in your work? I don’t know if it inspires me in my work but it inspires me in my life. I went to school and church and everything like that when I was young. But when I got sick I decided to turn to my Native American spirituality to help me mentally and physically, to believe in something, to try and use the energy of the Earth. So the heritage is a big part of my life.

I would like to talk about True American Hate lyrics. Cruel, but true. Those many flags of hate – where can you see them? It’s inspired by what I remember seeing after the 9/11. We’ve seen on the news the American flags being burned in some countries. Adults with their children on the streets burning flags and waving guns around them. It just blew me away that these adults were teaching those young children this hatred towards America. What did we do? What did we do so bad that you’re teaching your young child to hate us and burn our flag? It seems that no matter what happens around the world, we – the Americans – we always seem to get involved and try


to help but we still get all that hatred towards us. It confuses and upsets me that we take a kid out of school and send him to a foreign country to take somebody’s life or be killed. Why are we doing that for another country that doesn’t even like us? We have enough problems in America. We need our troops to defend our own country, not other places. It’s what upsets me. What is your favorite guitar part on the album? I really like the guitars in Cold Embrace. There are some riffs there that are really melodic and moody. There’s a lot of emotion in there and that’s what I like.

How the way of working on the records has changed since you were making your first album The Legacy? I mean both – in terms of your experience and new technologies available now. I’d say it’s like night and day. When we did The Legacy and The New Order, we never did a record before, we only recorded demos. We didn’t really understand or know the technology back then. Now I wish we remix those records and make them sound better. Now with all the equipment, you’re able

to do a better recording at home than we did with The Legacy. We spent a lot of money making those records and they don’t sell very good [laughs].

Finally, could you please name the most important people you have met in terms of your work. Ronnie James Dio and Rob Halford... I learned a lot from touring with those kind of guys and seeing how they treat their fans and give their time to their fans. That’s why these guys have so much love among the fans, not only for being great musicians but also great people. So they’re at the top of my list of people that influenced me. That’s what I’m trying to do also. If the fans had the time to come and see me, I’m trying to find the time to go and meet them. You guys always looked as if you were one community you and your fans. Good for you. So, thank you very much and see you someday soon! Thank you. We’ll be playing in Poland this fall. I’m looking forward to seeing you! Take care.

ROCK AXXESS

19


ISTRZOWIE

ROCKA

mają głos

rock talk

część II

Katarzyna Strzelec, Jakub „Bizon” Michalski foto: Katarzyna Strzelec


festiwal masters of rock to nie tylko dziesiątki godzin koncertów najpopularniejszych artystów rockowych. fani mogą podać dłoń idolom podczas wielu spotkań z zespołami. dziennikarze dostają szansę porozmawiania z artystami podczas licznych konferencji prasowych. dziś część DRUGA wywiadów. przeczytajcie, co powiedzieli nam muzycy edguy, unisonic, gotThard, sabaton i NIGHTWISH.


EDGUY

UNISONIC

Czy podczas koncertów festiwalowych setlista będzie czymś na kształt zbioru najbardziej znanych utworów zespołu? Dirk: Będziemy trochę mieszali. Podczas festiwali gramy nasze najbardziej znane kawałki, takie, które, według nas, powinny spodobać się słuchaczom. Oczywiście zagramy też kawałki z nowej płyty, lecz nie aż tyle, jak podczas zwykłych tras koncertowych. Zamiast pięciu czy sześciu będą dwa lub trzy. Tobias E: Dobrze jest zmienić coś w secie od czasu do czasu. Dzisiaj, na przykład, wykonamy dwa utwory, których nigdy wcześniej nie graliśmy na żywo.

Kai, jakie to uczucie ponownie być w jednym zespole z Michaelem Kiske po tylu latach? Kai: Znajome uczucie [śmiech]. Już raz to przerabialiśmy. Michael jest teraz dużo spokojniejszy niż dawniej, więc nie ma żadnych problemów. Świetnie nam się razem pracuje.

Są to może jakieś utwory, których nie lubicie grać, ale ludzie zawsze o nie proszą? Dirk: Nie myślimy o tym w ten sposób. Jesteśmy dumni z piosenek, o które proszą fani. Jesteśmy dumni ze wszystkich naszych płyt, więc zawsze staramy się grać podczas koncertów przynajmniej jeden kawałek z każdego albumu, w tym także z tych starszych. No może z wyjątkiem Kingdom of Madness. Jens: Oczywiście nie da się lubić wszystkich utworów, które napisało się dziesięć lat temu, ale gdy zaczynamy je grać i widzimy uśmiechy na twarzach fanów, to granie tych kawałków i tak sprawia nam przyjemność.

Jakie są wasze dalsze plany, po skończeniu obecnej serii koncertów? Jens: Kolejne koncerty [śmiech]. Zagraliśmy już na wielu festiwalach, a sporo jeszcze przed nami. We wrześniu i październiku mamy trochę wolnego. Następnie lecimy do Ameryki Południowej, a potem gramy trasę w Niemczech jako support dla Deep Purple. Nie byliśmy jeszcze w Stanach, Ameryce Północnej i Azji, więc jeszcze sporo grania przed nami.

Jak grało wam się przed zespołem Scorpions? Jens: Świetnie. To wspaniałe uczucie być ich gościem podczas pożegnalnej trasy. Przynajmniej tak jest ona reklamowana. To baaaaaaaardzo długa trasa pożegnalna [śmiech]. Dirk: Ale było świetnie. Dopóki ludzie chcą przychodzić na koncerty, to powinno się grać. Całość potrwa pewnie jeszcze z trzy lata.

Dennis, co słychać w obozie Pink Cream 69? Dennis: Jesteśmy w trakcie tworzenia nowej płyty. Napisaliśmy już trochę rzeczy i zaczęliśmy je nagrywać. Krążek powinien ukazać się na początku 2013 roku.

Graliście tu dwa lata temu, zanim Kai dołączył do zespołu. Czym będzie różnił się ten koncert od poprzedniego? Kai: Mną [śmiech]. Kosta: Wszystkim. Wtedy zagraliśmy tylko dwie lub trzy kompozycje Unisonic. Souls Alive i coś jeszcze. Reszta to były kawałki Place Vendome. Teraz nie gramy ani jednego kawałka tego zespołu. Zagramy utwory Unisonic i ze dwa numery Helloween. I tyle. Jak udaje wam się połączyć grę w tylu różnych projektach na raz? Kai: Jeśli o mnie chodzi, to ustaliliśmy, że jeden rok będę poświęcał Unisonic, a kolejny Gamma Ray. Nie znaczy to oczywiście, że w danym roku druga grupa będzie zupełnie nieaktywna. Po prostu będę się bardziej skupiał na jednej z nich.

Jaka była wasza pierwsza reakcja na wiadomość, że Kai dołącza do zespołu? Kosta: Michael wrócił z trasy z Avantasią, zadzwonił do mnie i powiedział, że to świetny pomysł. Jedną z moich pierwszych myśli było: wspaniale, to świetny kompozytor i fajny gość. Znaliśmy się wcześniej, bo jeden z moich zespołów grał trasę z Gamma Ray i świetnie się podczas niej dogadywaliśmy. Wiedziałem, że zespół będzie dzięki niemu jeszcze lepszy. Porozmawialiśmy z pozostałymi członkami zespołu i byli za. Podjęcie decyzji nie zajęło nam zbyt wiele czasu. Co powstaje pierwsze, gdy piszecie nowe utwory? Muzyka czy tekst? Kai: Pieprzyć tekst [śmiech]. Słowa powstają wraz z melodią. Na początku chodzi głównie o fonetykę. Mamy melodię i parę nieźle brzmiących słów i wokół tego budujemy jakąś historię.



NIGHTWISH Imaginaerum to pierwszy koncept album nagrany Nightwish. Jak wyglądał proces twórczy przy okazji powstawania tej płyty? Skąd czerpaliście inspiracje? Tuomas: Latem 2007 roku zdecydowaliśmy, że do tego krążka przydałyby się jakieś wizualizacje. Mieliśmy zamiar nakręcić 13 teledysków do tych kawałków. Nasza poprzednia płyta, Dark Passion Play, miała dość ponury charakter, więc tym razem chcieliśmy nagrać bardziej pozytywnego. Nagraliśmy więc płytę o potędze wyobraźni, mocy miłości i piękna oraz o dobrych stronach życia.

A co z filmem? Podobno powstał film, który będzie towarzyszył albumowi. Tuomas: Tak, taki był zamysł od samego początku i realizujemy go od jakichś czterech lat. Jak już wspomniałem, na początku chcieliśmy po prostu nakręcić teledyski do wszystkich utworów, ale reżyser Stobe Harju wpadł na pomysł, by połączyć te wszystkie pomysły i zrobić z tego film. Uznaliśmy, że taki projekt jest jeszcze ambitniejszy. Wygląda na to, że premiera filmu odbędzie się jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Czy film będzie grany w kinach, czy może trafi od razu na DVD? Tuomas: Trafi do kin, przynajmniej w Finlandii i niektórych krajach europejskich, a także w Kanadzie, bo tam powstał i stamtąd pochodzi ekipa, która go wyprodukowała. Ale nie mam na razie pojęcia o szczegółach. Mogę jedynie zdradzić, że film jest zrobiony w języku angielskim.

Planujesz nagranie kiedyś ścieżki dźwiękowej do jakiegoś filmu razem z Nightwish? Tuomas: Myślę, że ten projekt to chyba nasz najbliższy związek z muzyką filmową. W końcu jesteśmy wciąż zespołem metalowym. Nie sądzę, byśmy czuli się dobrze, nagrywając płytę z podkładem do filmu. Natomiast chętnie zrobię coś takiego na własny rachunek, może nawet z nim [wskazuje na siedzącego obok Marco], ale nie pod szyldem Nightwish. Jeśli miałoby do tego dojść, jaki gatunek filmowy byś wybrał? Tuomas: To musiałoby być coś, co poruszyłoby moją wyobraźnię i stanowiłoby jakąś inspirację. Raczej nie brałbym się za komedię romantyczną, ale mogę rozważyć wszystko inne, od horroru po dokument przyrodniczy.

Przemysł muzyczny przeżywa poważne kłopoty. Czy tworzenie filmu, który ma towarzyszyć płycie, to dobry sposób na walkę z tą sytuacją? Tuomas: Myślałem o tym, gdy postanowiliśmy zrobić ten film. Zainteresowanie muzyką słabnie, cały przemysł muzyczny przezywa kryzys, więc trzeba szukać nowych możliwości wydawania swojej muzyki. Marco: Z drugiej strony, jeśli chodzi o samą promocję, film nie jest chyba najlepszym sposobem na zarobienie większej ilości pieniędzy. Wręcz przeciwnie. Nic się na to nie poradzi, dopóki gatunek ludzki nie przejdzie do kolejnego etapu na drodze ewolucji. Dopóki ludzie znajdując pieniądze na ulicy będą je chować do własnej kieszeni, nic się nie zmieni. Kiedy już ewolucja zmieni nasz gatunek tak, byśmy nie zachowywali się w ten sposób, wtedy będzie szansa na uratowanie przemysłu muzycznego.

24


Marco, nie myślałeś o tym, by zostać głównym wokalistą zespołu, gdy Tarja odeszła? Marco: Nie, raczej nigdy tego nie rozważaliśmy. Niektórzy sugerowali, że powinniśmy się nad tym zastanowić, ale to nie jest dobra koncepcja dla tego zespołu. Chcemy, by w naszych utworach pojawiały się różne elementy, które były już wcześniej obecne w naszej muzyce, a do tego potrzebna jest nam wokalistka.

A co sprawiło, że postanowiłeś zostać muzykiem? Marco: Słuchałem starego hard rocka i metalu z lat 60. i 70., odkąd miałem osiem czy dziewięć lat. Gdy miałem jedenaście, usłyszałem płytę Rainbow, Long Live Rock ’n’ Roll. Katowałem ją tak często, że nauczyłem się wszystkich tekstów na pamięć. W ciągu dwóch kolejnych lat śpiewałem już w swoim pierwszym szkolnym zespole. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, ale te wydarzenia były początkiem mojej fascynacji taką muzyką.

GOTTHARD

Jak wyglądała sytuacja w zespole po śmierci Steve’a? Pogrążyliście się w dłuższej żałobie czy szybko zaczęliście myśleć o swojej przyszłości? Leo: Oczywiście na początku nie wiedzieliśmy, na czym stoimy i co mamy dalej robić. Ustaliliśmy, że powinniśmy dać sobie trochę czasu, ale cały czas byliśmy w kontakcie, bo jesteśmy przyjaciółmi. Zależało nam na tym, żeby myśleć o sobie nawzajem: Jak się masz? Jak się czujesz?. W międzyczasie rozpoczęły się pierwsze dyskusje na temat przyszłości. Zdecydowaliśmy, że jeśli znajdziemy odpowiednią osobę, to będziemy grać dalej, gdyż chcielibyśmy dalej tworzyć razem muzykę. Niektóre zespoły po czymś takim rozpadają się. My jesteśmy jak rodzina, więc zdecydowaliśmy, że jeśli trafimy na właściwego człowieka, będziemy grać dalej. Ogłosiliśmy to publicznie, więc czekaliśmy i odsłuchiwaliśmy taśmy nadsyłane przez tych wszystkich wokalistów.

W międzyczasie wydaliście album koncertowy i składankę z balladami. Czy wydając te płyty wciąż mieliście wątpliwości co do swojej przyszłości? Marc: Wydanie tych płyt było zaplanowane już wcześniej, jeszcze gdy Steve żył. Zamierzaliśmy pod koniec roku nagrać jeszcze jeden album, bardziej akustyczny. Ale koncertówka z Lugano była zaplanowana wcześniej. Musieliśmy opóźnić nieco jej premierę, bo wydawanie płyty tak szybko po śmierci Steve’a byłoby głupotą. Mówicie, że słuchaliście wielu taśm, ale jak udało wam się trafić na faceta, który brzmi tak podobnie do Steve’a, nawet w wyższych partiach? Niektórzy twierdzą, że gdyby nie wiedzieli, co się stało, nie uwierzyliby, że Steve’a nie ma już w zespole. Leo: Szukaliśmy świetnego wokalisty i akurat taki się trafił [śmiech]. Chcieliśmy kogoś, kto przekonałby nas na wszystkich płaszczyznach – także jako człowiek. No i oczywiście musiał umieć zaśpiewać te wszystkie stare kawałki wykonywane wcześniej przez Steve’a. Nic spełniał wszystkie te kryteria. Nic, czy taki sposób śpiewania jest dla ciebie naturalny, czy musiałeś dostosować się do stylu Gotthard? Nic: Naturalny. Śpiewam w ten sposób od dłuższego czasu.

ROCK AXXESS

25


Ale zabawne jest to, że część osób uważa, że brzmię podobnie do Steve’a, a inni twierdzą, że zupełnie inaczej. Jakie są dotychczasowe reakcje fanów na nową płytę? Czy uważacie, że ma ona szanse dorównać popularnością poprzednim krążkom? Freddy: No cóż, na razie jest dobrze. Gramy na festiwalach w całej Europie. Wszyscy są podekscytowani i szczęśliwi, my też. Zobaczymy czy ta historia będzie miała dalszy ciąg. Czas pokaże.

Leo: Fani bardzo nas wspierają. Mówili nam: to super, że dalej gracie, życzymy wam powodzenia. Przez cały czas czuliśmy ich wsparcie. Nie spodziewaliśmy się tego. Sądziliśmy, że sporo osób nas opuści i nie będzie słuchać naszej nowej muzyki. Zostaliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni. Oczywiście jest to dla nas nowy rozdział. To nowa strona w naszej książce, a książka nie powinna kończyć się źle. Koniec powinien być pozytywny. Dlatego postanowiliśmy znaleźć nowego wokalistę i spędzić razem kolejne 20 lat.


SABATON Co stało za zmianą składu? Czy byli członkowie odeszli sami, czy zostali wyrzuceni? Pär: Pół na pół, można powiedzieć. Bardzo intensywnie koncertowaliśmy i przez długi czas nie byliśmy w domach. Nie każdy to lubi. Gdy zakładaliśmy ten zespół wiele lat temu, było to znacznie łatwiejsze, a my byliśmy dużo młodsi i znacznie przystojniejsi [śmiech]. Ale przez te wszystkie lata wiele się zmieniło. Niektórzy założyli rodziny i ich priorytety uległy zmianie. Dla mnie i Joakima najważniejszy był zawsze zespół. Chcieliśmy grać jak najwięcej koncertów, mieliśmy w planach kolejne 200 występów i dla niektórych to było zbyt wiele. To oznaczało dla nich dwa lata z dala od domu i dzieciaków. Założyli więc nowy zespół, który nie będzie grał tak często. Na pewno nie wystąpią 200 razy w ciągu następnego roku. Joakim: Ale oni nie napisali dla Sabaton ani jednego utworu. Ja komponuję muzykę do naszych kawałków, więc pod tym względem nic się nie zmieniło. To nasi przyjaciele, brakuje mi ich w trasie, ale pod względem muzycznym ci goście, którzy siedzą tutaj są świetni i cieszę się bardzo, że grają z nami. Wciąż nie mamy klawiszowca. Oczywiście szukamy kogoś, ale nie jest to łatwe ze względu na liczbę koncertów, które gramy. Daniel Myhr jest z nami w formie cyfrowej. Do października przyszłego roku najdłuższa przerwa między koncertami to pięć dni.

Wasze utwory były często związane z tematyką II Wojny Światowej. Teraz skupiliście się na odleglejszej przeszłości. Skąd ta zmiana? Joakim: Opowiadaliśmy historię różnych krajów, tylko nie naszą. Śpiewaliśmy już o Anglikach, Polakach, Czechach i w pewnym sensie śpiewaliśmy o cudzych wojnach, a o naszej nie. Uznaliśmy, że to dobry moment. Mamy swoje na sumieniu. Nie powinniśmy zwalać całego zła na Niemców [śmiech]. Czytasz cokolwiek poza książkami historycznymi? Joakim: Czasami beletrystykę, ale niezbyt często. Sięgam po Michaela Crichtona, Toma Clancy’ego i tego typu autorów. Czy zamierzacie w przyszłości zająć się problemami ostatnich dziesięcioleci – wojną na Bałkanach, walkami na Bliskim Wschodzie i innymi konfliktami z ostatnich 20-30 lat? Pär: Nie mamy takich planów, bo to nie jest historia, tylko aktualne wydarzenia. Ponieważ nie jesteśmy zespołem śpie-

wającym o polityce, lecz o historii, uważamy, że jeszcze na to za wcześnie. Być może za 20-30 lat, gdy wszyscy osiwiejemy albo wyłysiejemy, będzie można uznać te wydarzenia za historię i wtedy zajmiemy się nimi. Thobbe, Robban i Chris – ile zagraliście już koncertów z zespołem? Wciąż liczycie? Thobbe: Chyba około 45-47 koncertów. Do Świąt dojdzie kolejne 70, więc w sumie przekroczymy wtedy setkę. Joakim, jak się czujecie, dzieląc scenę z trzema zupełnie nowymi muzykami? Joakim: Pierwszy raz graliśmy razem chyba w Teksasie i ten koncert był cholernie dziwny, bo Rikard biegał po scenie inaczej niż chłopaki, więc cały czas na siebie wpadaliśmy. W San Antonio zderzyłem się z Thobbem. Skaczę po scenie jak małpa, a oni zupełnie się tego nie spodziewali, więc w którymś momencie odskoczyłem do tyłu prosto na niego. Na początku ciągle działy się tego typu rzeczy. Chris: Teraz się go boimy, więc po prostu uciekamy [śmiech].

W jakich zespołach graliście wcześniej i jaka jest największa różnica między tamtymi grupami, a Sabaton? Chris: Grałem w Nocturnal Rites, ale to było coś zupełnie innego, bo ta grupa nie gra aż tak często. Wszyscy mają rodziny, więc zbierają się na jakieś pięć koncertów rocznie. Wciąż jestem członkiem tamtej grupy, ale obecnie skupiam się na Sabaton. Zostały mi jeszcze dwa koncerty do zagrania z Nocturnal, a potem będę mógł już całkowicie poświęcić się Sabaton. Robban: Ja grałem z wieloma zespołami heavymetalowymi. Jeden z nich nazywał się Eclipse i pochodził ze Sztokholmu. Pracowałem też sporo z wokalistą ze Stanów – Jeffem Scottem Soto. Miałem więc co robić, ale tak zajęty, jak w tym zespole, jeszcze nie byłem. Thobbe: Miałem swoje zespoły, jednym z nich był Winterlong, ale nigdy nie koncertowaliśmy, nagrywaliśmy jedynie płyty studyjne. Było ich w sumie cztery czy pięć. Tu jest zupełnie inaczej. Jeśli chodzi o muzykę, to Winterlong i Sabaton grają w podobnych klimatach. Zawsze lubiłem metal z lat 80., zespoły takie jak Judas Priest, Accept i Iron Maiden. Różnica polega na tym, że tutaj dużo koncertujemy. Joakim, mówiłeś wcześniej, że sam piszesz wszystkie wasze utwory. Czy jest zatem szansa, że nowi muzycy wniosą coś do twórczości zespołu? Joakim: Jeśli będą dobrzy, na pewno. Jeśli będą do dupy, to nie [śmiech].


ASTERS OF

ROCK have a voice part II

Katarzyna Strzelec, Jakub „Bizon” Michalski photography: Katarzyna Strzelec


masters of rock IN VIZOVICE, CZECH REPUBLIC HAS MUCH MORE TO OFFER THAN MANY HOURS OF LIVE MUSIC PERFORMED BY THE MOST POPULAR ROCK ARTISTS. fANS shake hands with their idols DURING MEET&GREETS. JOURNALISTS GET A CHANCE TO SPEAK TO MUSICIANS AT MANY PRESS CONFERENCES. This is the second part of our conversations with EDGUY, UNISONIC, Gotthard, SABATON AND NIGHTWISH.


EDGUY Is it gonna be a best-of setlist during these festival gigs that you’re doing right now? Dirk: It’s going to be a mixture. It’s a festival set-up so we’re going to play a best-of show. Songs we think that people should like. Of course, we’re gonna play some songs off the new album but not like on the tour. Not five or six songs but more like two or three. Tobias E: It’s good to exchange some songs from time to time, like tonight we’re gonna play two songs that have never been played live before. So maybe there are songs that you don’t really like playing but people are always requesting them? Dirk: I don’t think about that because I’m always proud of the songs people request. We’re proud of every album so that’s also the reason why we’re always trying to keep at least one song off every album in the live set, including the old stuff. Maybe not including Kingdom of Madness.

Jens: Well, of course you don’t like all the songs that you wrote 10 years ago but at the moment when you start playing them and you see the smile on people’s faces, then it’s fun to play them anyway.

What are your plans after this tour? Jens: Another tour [laughs]. We’ve already done a lot of festivals and we still have some more of those. Then we’re having a little break in September and October. Then we’re going to South America and a tour in Germany where we’re supporting Deep Purple. So far, we haven’t been to the United States, North America or Asia so there’s gonna be still some more touring. How did you feel supporting Scorpions? Jens: Great. Of course it’s great to be special guests on their farewell tour. At least that’s how it was announced. It’s a long faaaaaaaaaarewell tour [laughs]. Dirk: But it’s great. As long as the venues are packed, the show should go on. It will last at least three years, I think.


UNISONIC Kai, how does it feel to be in one band with Michael Kiske after all these years? Kai: To me it’s kind of familiar [laughs]. We did that before. He’s calmed down now, cooler than in the old days, so it’s very nice. I enjoy it very much.

Dennis, what’s going on with Pink Cream 69? Dennis: Well, we’re making an album right now. We’re writing already, we’ve started recording. It should be out in early 2013.

You played here two years ago before Kai joined the band. What’s going to be different this time? Kai: Me [laughs]. Kosta: Everything. We played two or three our songs. Souls Alive and a couple more. And the rest was all Place Vendome songs. And we’re not playing a single Place Vendome song right now. We’re gonna play songs by Unisonic and then a couple of Helloween tracks and that’s about it. So how do you manage to work with all those bands at

the same time? Kai: With me, we agreed that it’s gonna be one year with Unisonic and one year with Gamma Ray. That doesn’t mean, of course, that nothing will happen with the other groups but the focus will be on one band.

What was the first reaction when you heard that Kai is joining the band? Kosta: Great. Michael came back from the Avantasia tour, called me up and said what a great feeling it was. Of course, one of my first thoughts was – great, he’s one of the best songwriters and a cool guy. I knew Kai before because my other band played a tour with Gamma Ray and we got along very well together. I knew that he was gonna strenghten the band with his talents. We talked with other guys and they were all up for it. That was a pretty fast decision. What comes first when you’re writing your songs? The melodies or the text? Kai: Oh, fuck the text [laugh]. The lyrics come along with the melody. It’s more about phonetics in the first place, the melody with good sounding words and you form a story around them.


NIGHTWISH Tuomas, what was the creative process and inspirations for Imaginaerum? It is the first concept album recorded by Nightwish. Tuomas: In the summer of 2007, we decided that this album needs some visuals to go with. We would do like 13 videos for the songs. The previous album, Dark Passion Play, sailed on some really dismal waters, we wanted to do something that has a little bit more light at the end of the tunnel. So it ended up being a concept album about the power of imagination, the power of love and beauty, and good sides of life.

And what about the movie? Because I’ve heard that there’s going to be a movie to accompany the album. Tuomas: Yeah, that was the idea from the beginning and we’ve been doing that for the past four years. Like I said, the original idea was to do a bunch of music videos to go with the songs but then the director, Stobe Harju, had this idea to combine all of these concepts from the music videos and do a full-lenght film. We decided that this sounds even more ambitious. It looks like the premiere will take place before Christmas this year. Is it going to be played in theaters or released straight to DVD? Tuomas: It’s gonna be in theaters, at least in Finland and

some countries in Europe, plus probably Canada where it was filmed and where the production company comes from. But I have absolutely no idea about the details yet. But it’s gonna be in English.

Tuomas, do you plan to do a real soundtrack for a movie with Nightwish? Tuomas: This is pretty much the closest we’ll get to that. We are still a metal band. I don’t think it would be convenient for this band to do a soundtrack album for a movie. I would love to do that on my own, maybe even with him [pointing at Marco] but not under the name Nightwish. What kind of movie would it be? Tuomas: It has to be something that really sparks my imagination and is somehow inspirational. Maybe not a romantic comedy but anything from a horror movie to nature documentary.

The music business is in trouble. Do you think that making a movie alongside an album is the solution these days? Tuomas: This idea crossed my mind when we decided to do the movie along with the album. The interest in music is really going down, the whole music business is going through hard times so people need to find some new ways to produce music.


Marco: But then again, as far as promotion goes, I don’t think that a movie is the best way to make more money. I think it’s the opposite. I don’t think there’s a solution to this thing until we take the next step in the evolution and act like – OK, if somebody drops a penny on the street, we won’t just collect it and put it in our own pockets. When evolution changes human kind that much, then we can expect for the music industry to survive. Marco, didn’t you think about becoming the band’s new lead singer after Tarja left the band? Marco: Well, we’ve never thought about that really. There were people who were suggesting that, but it’s not really the concept and the world this band is building. We aim to put all those varieties into music that we’ve done before and do that even better, so we do need to have a female vocalist at the front as well. And what was your very first musical experience that made you want to become a musician in the first place? Marco: I’ve been into old school like 60’s and 70’s hard rock and metal ever since I was eight or nine. I think I was eleven when I heard the album from Rainbow – Long Live Rock ‘n’ Roll. I got so hooked on the album that I learned all the lyrics. Sometime during the next two years I was already in my first school band, singing there and all that, so I didn’t know it at that time but I think these things sparked my interest in this kind of music.

GOTTHARD What was the situation in the band after Steve’s death? Was it a long-time sadness or did you start thinking quick about your future? Leo: Of course, in the beginning you don’t know where you stand, what to think about and how to react. The first thing we talked about was to have some time for ourselves. We stayed close to each other, we’re close friends. It was important to care about the other guys – How do you feel? How are you? – and meanwhile, some discussion came up about the future. We decided that if we find the right person, we’ll go ahead because we would love to create music together in this team. Not like some other bands when something like this happens and they split up. We are a family so we decided to go on if the right person comes. We said this in public so we were waiting and checking the demo tapes from all those singers. In the meantime, you released a live album and a collection of ballads. Were you still unsure of the future when you were releasing these albums? Marc: These albums were already planned before all that. We were planning that when Steve was still alive. We wanted to do another, let’s say, more or less acoustic album at the end of the year. But the Lugano album was planned. We had to postopone the whole thing because it would be stupid to release it so soon after Steve’s death. You said you went through bunch of demo tapes but how did you manage to find a guy that sounds so similar to Steve, even in reaching the higher parts? Some people say that if they didn’t know what happened, they would say that Steve was still in the band. Leo: We were searching for a great singer and we found one [laughs]. We wanted someone who would convince us as a whole – as a person, as a human being. And of course he had to sing all these songs from the past that Steve used to sing. And Nic was the guy who achieved all those points. Nic, is this style of singing your natural style or did you have to adjust to fit in with Gotthard style?

Nic: It’s pretty natural. It’s what I’ve been doing for a long time. But it’s funny because some people say that it sounds very similar and some say that I’m different.

What are the fans’ reactions so far to the new album? Do you believe it will be as successful as the previous ones? Freddy: Well, so far so good. We’re playing over Europe, we’re playing festivals. Everybody’s excited, everybody’s happy. And the most important thing is we are happy. We’ll see if there are more stories to be told, more stories to be written. Time will tell. Leo: We’ve had great support from the fans. They were saying, ‘hey, it’s great that you go ahead, we wish you good luck”. They were really supporting us the whole time. We didn’t expect it. We thought that many people would leave us and not listen to us anymore but we were surprised that they were still really supporting us. Of course, it’s a new chapter of Gotthard. It’s a new page of the book and we thought that a book should not end in a bad way. It should end with a good story. That’s why we decided to create a new team and spend the next 20 years together.

ROCK AXXESS

33


SABATON What was the reason of the line-up change? Were the former members kicked out of the band or did they leave on their own? Pär: A little bit of both, actually. We did so much of extensive touring and we were away for a very long time. It’s not for everybody. When we started the band many years ago, it was so much easier and we were a lot younger, and much better looking [laughs]. But over the years things changed. Some people started families, some people got other priorities in life. For me and Joakim, the band was always the biggest priority. We wanted to tour a lot, play a lot, we booked more than 200 concerts and for some people that was too much to do. That meant being away from homes and kids for two years. They formed a new band but they won’t tour that much. They will not do 200 concerts over the next year. Joakim: But they haven’t written a single song, I write all the music, so musically nothing has changed. They’re good friends, I miss them on tour, but musically, these guys here kick ass and I’m very happy they are here with us. We still don’t have a keyboard player, we’re obviously looking for someone but with the amount of touring that we have, Daniel Myhr is with us in digital form right now. Until October next year, the longest break from playing that we will have is, I think, five days. Your songs were usually World War II themed. This time you switched to distant past. Why did you do that? Joakim: We’ve been telling everyone’s story except our own. We’ve covered English history, Czech history, Polish history and in a sense, we were singing about everyone else’s war, except our own. We thought it was time now. You know, we were bastards back then, too. We shouldn’t give all the shit to the Germans [laughs]. Joakim, do you read anything apart from history books? Joakim: Sometimes fiction, but usually not. It could be Michael Crichton, Tom Clancy and stuff like that. Are you planning to cover some issues like the latest wars in the future – the Balkan War, Middle East and other conflicts from the last 20-30 years? Pär: It’s not really in our idea to do it because they are not history, they are sort of active things. And since we are not a political band, and we’d like to sing about history, it’s a little bit too early. Maybe in 20-30 years, when we have grey hair or no hair at all, then it will be history and will suit us better.

Thobbe, Robban and Chris – how many shows have you already played with the band? Are you still counting that? Thobbe: I think something like 45-47 shows. Still about 70 more to do before Christmas, so it’s gonna be over a hundred by then.

So how do you feel like sharing the stage with 3 totally different people now? Joakim: I think we started out in Texas and the first show was really fuckin’ strange because, you know, Rikard would usually run that way on a certain part, so we were all colli-

34

ding all the time. I think it was in San Antonio when I ran into Thobbe. I’m running like a monkey on stage and they did not anticipate that, and I jumped backwards straight into him. Stuff like that happened at the beginning. Chris: Now we’re afraid of him, so we’re running away [laughs].

What bands did you guys play before, and what is the biggest difference between those bands and Sabaton? Chris: I played in Nocturnal Rites before but that was a lot different because they didn’t play that much, because they have families now too and they can’t play that much anymore. They play like five shows a year now. And I’m still in that band but this is my main act right now. I’m two shows left with Nocturnal and then I’m gonna do everything with Sabaton. Robban: And I’ve played with a lot of heavy metal bands. One band was called Eclipse, from Stockholm in Sweden and I played a lot with a singer from the States – Jeff Scott Soto – so I’ve been busy, but this is by far the most I’ve been touring. Thobbe: I had my own bands in the past, Winterlong being one of them but we’ve never toured, only making studio albums. We released four or five albums. So that’s a big difference. When it comes to music, Winterlong and Sabaton are quite similar in a way. I was always into this 80’s type of metal, like Judas Priest, Accept and Iron Maiden. The difference is that now we’re on the road. Joakim, you said before that you were writing all the songs yourself. So is there any chance that the new members will bring some new influences to your music? Joakim: If they’re good, yes. If they suck, no. [laughs]


rock access

6 I6 Q6 Karolina Karbownik ilustracje: Apostate


HEAVY METAL WYWOŁUJE DEPRESJĘ. HEAVY METAL JEST PRZYCZYNĄ SAMOBÓJSTW. HEAVY METAL MA WPŁYW NA GORSZE WYNIKI W NAUCE.

N

o i co teraz drodzy Uczniowie i Studenci? Przed Wami kolejny rok nauki – szara jesień, mroźne półrocze, wiosenny spadek formy i letnie nie chce mi się. A do tego pouczające słowa mądrzejszych, przy każdym potknięciu wskazywanie paluchami na Wasze czarne ciuchy, za ciężkie buty, za długie włosy. Przecież winnego znaleźć trzeba! Nic z tego. Nie dajcie im tej satysfakcji.

zanim wpadniecie w depresję…

Zafundujcie sobie niezłą dawkę heavymetalowego grania. To pomaga uwolnić stres, napięcie i presję. Stresujecie się codziennie? Słuchajcie metalu częściej! Para psychologów z Uniwersytetu Warwick w brytyjskim Coventry, profesor Jim Campbell i Stuart Cadwallader, przeprowadziła w 2007 roku badania na grupie 1057 uczniów National Academy for Gifted and Talended Youth (Państwowa Akademia dla Utalentowanej Młodzieży). Młodzież w wieku od 11 do 18 lat odpowiadała na pytania dotyczące ich stosunku do szkoły, rodziny, zainteresowań, w tym również ulubionego gatunku muzyki. Zdecydowana większość ankietowanych wskazała tu rocka, a aż jedna trzecia dorzuciła, jako preferowany podgatunek rocka, heavy metal. Heavy metal okazał się muzyką, która pozwala wyrzucić z siebie negatywne emocje związane z presją, jaką nakładają na wybitne jednostki ich rodzice i nauczyciele liczący na coraz większe osiągnięcia. Jeden z ankietowanych uczniów dodał, że głośne słuchanie mocnej muzyki to dla niego katharsis. Oczyszczająco działa na niego także szybka i hałaśliwa gra na gitarze. Po tym oczyszczeniu pamiętajcie o dobrym zachowaniu! Tą prośbę kierujemy do męskiej części fanów heavy metalu, jako że już dwukrotnie badania wykazały, iż mężczyźni słuchający takiej muzyki mają mniejszy szacunek do kobiet niż zwolennicy innych gatunków muzyki. Zarówno Hansen & Hansen, jak i Lawrence & Joiner udowodnili w badaniach przeprowadzonych w 1991 roku, że słuchanie mocnej muzyki z tekstami o przemocy oraz chrześcijańskiego metalu,

36

nasila u młodych ludzi stereotypowy stosunek do podziału ról męskich i żeńskich. Tym samym, kobieta traktowana jest (podobno) przedmiotowo. Badania wspomnianych wyżej uczonych wykazały także, iż wśród nastolatków słuchających heavy metalu jest większa akceptacja dla gwałtu… Gorzej od nas wypadają na tym tle miłośnicy muzyki klasycznej. Tam pobudzenie seksualne jest jeszcze większe. Nie wnikamy, zatem, co dzieje się za kulisami koncertów klasycznych. Nie od dziś wiadomo, że muzyka klasyczna doskonale łączy się z metalem.

wyedukowani dają czadu

Broniłam pracę magisterską o wpływie muzyki heavymetalowej na kulturę pop. Długowłosy promotor był moją pracą zachwycony, jak również komisja złożona z cenionych naukowców z krótkimi siwymi włosami. Niestety, wcześniej przechodziłam przez to, przez co wielu z Was przechodzi spór z nauczycielką. Moja była bardzo niepocieszona faktem, że ta dobra studentka marnuje się pisząc o takich głupotach jak heavy metal. Dorobek owej pani w tzw. wielkiej kulturze był zacny, robił wrażenie. Moja kultura tak wielka nie była. Musiałam pogodzić się z faktem, że marnując się w metalu, wiele w życiu nie osiągnę. Studiowałam dziennikarstwo, podobnie zresztą jak Marylin Manson. On studia porzucił i na dobre mu to wyszło. Jeszcze wcześniej, w szkole średniej, nauczycielka fizyki nie wpuściła na sprawdzian koleżanki z kolczykiem w nosie. W ostatniej rozgrywce wygrała inteligencja Aśki. I dobrze. Dickinsownowi też się upiekło. Z Queen Mary University w Londynie chcieli go wyrzucić po tym, jak oblał egzaminy końcowe na drugim roku oraz za niepłacenie rachunków za akademik. Ale, że student udzielał się w Komitecie ds. Rozrywki, zarząd uniwersytetu machnął ręką i dyplom Wydziału Historii mu dał. Kto by wówczas pomyślał, że Bruce powróci w mury uczelni 32 lata później, w 2011 roku, by odebrać doktorat honorowy w dziedzinie muzyki. Do tego czasu Dickinson zdążył się również wyedukować w innych obszarach i zdobyć licencję pilota samolotów.


Być może Briana Maya czekała świetlana kariera fizyka? Magisterskie studia zrobił w Imperial College w Londynie z fizyki i matematyki. Uczył czas jakiś w szkole, pracując jednocześnie nad swoim doktoratem. Na drodze stanął mu sukces z zespołem Queen. Gitarzysta do nauki jednak powrócił i w 2007 roku obronił pracę A Survey of Radial Velocities in the Zodiacal Dust Cloud otrzymując tytuł doktora astrofizyki i zostając honorowym rektorem Uniwersytetu Johna Moore’a w Liverpoolu. Ciekawe, czy plasujący się w setce najlepszych gitarzystów na świecie muzyk, dokona odkrycia na miarę Nagrody Nobla? Chociaż, jak mówił mi kiedyś Joakim Broden z Sabaton, Akademia Szwedzka za metalem ciężkim nie stoi. A szkoda. Bo mrocznych mózgów w hard rocku, heavy metalu i im pokrewnych, nie brakuje.

W przeciwieństwie do Bruce’a, na tytuł honorowy nie czekał Lou Reed. Zabrał się za papiery doktoranckie sam. Gwiazda Fabryki Warhola, głos partnerujący Hetfieldowi na płycie Lulu jest absolwentem anglistyki na Syracuse University. Kolega Lou z Velvet Underground, Sterling Morrison, też był doktorem. Jego konikiem była Literatura Średniowieczna, z której się wyspecjalizował w latach 70. na Uniwersytecie w Teksasie. Tytuł dr poprzedza także nazwisko pierwszego perkusisty The Offspring. James Lilija opuścił zespół w 1987 roku, zanim grupa zdobyła popularność. Dziś jest rozchwytywanym w San Jose ginekologiem. Punkrockowy gin - pałker? I tak się w świecie dzieje. Jego kolega z zespołu, Dexter Holland, porzucił studia doktoranckie, by poświęcić się muzyce. Gdyby nie hity The Offspring, dziś byłby dokto-

ROCK AXXESS

37


rem biologii molekularnej, z której może pochwalić się jedynie tytułem magistra. Nie, nie oskarżajcie go o brak ambicji! Dexter ma jeszcze licencję pilota samolotów. Antropologia, z kolei, interesuje Grega Graffina z Bad Religion. A że jeden dyplom nie każdego punkrockowa zadowoli, Graffin dorzucił sobie jeszcze magistra z geologii (na słynnym UCLA). Zespół Bad Religion już był całkiem znany, gdy zestaw tytułów naukowych Grega powiększył się o doktorat z zoologii zdobyty na Cornell University. Warto jest być inteligentnym miłośnikiem Bad Religion – kapela funduje stypendia akademickie dla swoich fanów. Greg lubi dzielić się wiedzą i pracuje jako wykładowca na Uniwersytecie Kalifornijskim. Macie studia przed sobą? Trzymamy kciuki, może będziecie szlifować wiedze pod okiem samego Graffina! Niestety na naukę u Gene’a Simmonsa, absolwenta pedagogiki na Sullivan Country Community College, jest już za późno. Wśród innych metalowych mózgów są m.in. Tom Morello (Rage Against the Machine, Audioslave), który ukończył prestiżowy Harvard University na Wydziale Nauk Politycznych. Nergal (Behemoth) to absolwent historii na Uniwersytecie Gdańskim, a jego kolega z zespołu, Orion, studiował polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Tom Scholz, zanim stworzył grupę Boston, był inżynierem z tytułem magistra zdobytym na Massachussetts Institute of Technology. Pracował dla firmy Polaroid oraz samodzielnie zaprojektował wzmacniacz Rockman. Inwencji nie brakowało również Philipowi Taylorowi Kramerowi z Iron Butterfly, który skończył studia inżynierii lotniczej. Pracował dla Ministerstwa Obrony Stanów Zjednoczonych projektując system nawigacji pocisków rakietowych, później system identyfikacji twarzy i kompresji fraktalnej. W 1990 roku wraz z bratem Michaela Jacksona, Randym, otworzył firmę Total Multimedia, która specjalizowała się w technikach kompresji plików z danymi. Kontynuował także rozpoczętą przez swojego ojca pracę nad obalaniem teorii Einsteina. W 1995 roku pojechał na lotnisko w Los Angeles, aby spotkać się z inwestorem, który jednak się nie pojawił. Tego dnia odbył dużo rozmów telefonicznych, w tym jedną z policją, podczas której Philip wyznał, że zamierza się zabić. Przekazał tajemniczą informację, iż chce, aby wszyscy dowiedzieli się, że O.J. Simpson jest niewinny, a to zrobili oni. Zniknął tego samego dnia. Jego ciało znaleziono dopiero w 1999 roku w szczątkach samochodu na dnie Decker Canyon w Malibu. Podobno samobójstwo było związane ze wspomnianymi rozmowami telefonicznymi. Pozostanie to jednak tajemnicą na zawsze. W czasach istnienia Iron Butterfly jeszcze nie zrzucano winy za samobójstwa na muzykę ciężką. Ale miało się to zmienić już wkrótce. W 1973 roku 14-letni Kanadyjczyk powiesił się w swoim pokoju, nieopodal zdjęcia przestawiającego scenę z koncertu Alice’a Coopera, w której artysta wisi na szubienicy. To wydarzenie zupełnie zmieniło moje podejście do tego, co robiliśmy, mówił Bob Ezrin, menedżer Coopera. Dotychczas była to jedynie zabawa, ale zaczęliśmy przyglądać się temu, co robimy i brać odpowiedzialność, za bycie gwiazdą rocka. Musieliśmy upewnić się, że wszystkie nasze pomysły są wystarczająco przerysowane. Badania przeprowadzone w 1999 roku przez duet Karen R. Scheel i John S. Westerfeld udowodniły, że rzeczywiście odsetek samobójstw wśród fanów heavy metalu jest wyższy niż w innych gatunkach muzycznych. Ale znowu pojawia się tu kwestia emocji. Fani heavy metalu okazali się o wiele bardziej podatni na zmiany nastrojów, a ich ulubiona muzyka

38

miała służyć ukojeniu gorszych chwil. Milton E. Becknell wykazał w 2008 roku, że słuchanie muzyki metalowej pozwala wyjść z trudnych chwil, a nie na odwrót – nie jest powodem depresji. Badania Barry’ego Schwartza (2004) udowodniły, że przeciętny fan rocka i metalu jest delikatny, bardziej ulega emocjom i częściej bywa pesymistą niż miłośnik lekkiej muzyki. Scheel i Westerfeld potwierdzają w końcu, że heavy metal nie jest przyczyną samobójstw. Jednak osoby znajdujące się w grupie zwiększonego ryzyka wejścia w depresję po prostu wybierają mocną muzykę, która daje im więcej emocji i pozytywnych bodźców niż jakakolwiek inna. Także po raz kolejny dochodzimy do wniosku, że my metalowcy jesteśmy takimi osóbkami, które doskonale czują się ze swoją muzyką i potrzebują jej, aby oddychać, a nie po to, by życie w sobie zabić. Co ciekawe, w kwestii myśli samobójczych przodują zdecydowanie miłośnicy pop i country (B. Burge 2002), a odebranie sobie życia najbardziej akceptowalne jest wśród fanów opery (S. Stack 2000).

headbanging nie uszkadza mózgu

Umiesz liczyć? Może czeka Cię kariera na miarę Ala Jourgensona z Ministry? Kubańczyk studiował matematykę na Uniwersytecie Illinois w Chicago, następnie Uniwersytecie Północnego Kolorado i Kolorado. Byli tacy, którzy próbowali udowodnić, że fani metalu nie wykazują specjalnych zdolności, po prostu są mniej inteligentni. Zapewne wielu z Was słyszało, że to przez ten cały mrok i hałas macie gorsze oceny? Nic bardziej mylnego. Zapiszcie sobie wyniki badań, mogą Wam się nie raz przydać. A przedstawiają się one tak: studenci wyższych uczelni, którzy preferują muzykę alternatywną, rock i metal zdobywają w testach IQ ponadprzeciętne wyniki. Dodatkowo wykazują się większą zdolnością abstrakcyjnego myślenia (Walker i Kreiner, 2006). Owszem, były także niegdyś badania, które wskazały na gorsze oceny wśród fanów heavy metalu. Jednak po dokładnym przeanalizowaniu wyników okazało się, że niższe stopnie są wynikiem problemów rodzinnych, stresu lub osobowości. Te same jednostki zdobywały przeciętne lub niskie wyniki w nauce, zanim zaczęły słuchać metalu (Took, Weiss 1994). Debatę na temat inteligencji wśród fanów jakiejkolwiek muzyki zakończyła ekipa badawcza Burge’a wskazując na fakt, iż w większości przypadków lubimy więcej niż jeden gatunek muzyczny. Niektórzy heavymetalowcy słuchają także punk rocka, podczas gdy inni lubią pop. Ciężko zatem wrzucać wszystkich do worka z heavy metalem.

ucz się ucz

W nowym roku szkolnym / akademickim, w imieniu całej redakcji, życzę Wam wielu sukcesów i satysfakcjonujących osiągnięć. Niech rytm Waszej ulubionej muzyki nie wytrąci Was z równowagi. Dziś wkuwacie matmę, jutro możecie grać na Wembley. Uważam, że edukacja jest bardzo ważna, mówi Angela Gossow, wokalistka Arch Enemy, która zanim wstąpiła do zespołu skończyła studia z ekonomii i pracowała, jako specjalista do spraw marketingu. Nie ważne, co potem będziesz robił i dokąd twoje przeznaczenie cię zabierze. Popieram. I z coraz większym zainteresowaniem przeglądam program studiów podyplomowych na Liverpool Hope University, gdzie można zostać dyplomowanym specjalistą historii The Beatles.



I Q 666 Karolina Karbownik illustrations: Apostate


HEAVY METAL CAUSES DEPRESSION. HEAVY METAL CAUSES SUICIDES. HEAVY METAL HAMPERS ACADEMIC ACHIEVEMENTS.

S

o, what now, dear Students? There is another year of studying ahead of you – dark autumn, freezing end of semester, spring decline and a whole pack of summer I don’t cares. And then also some admonishing words from the know-it-alls about your black outfits, too heavy boots and too long hair every time you fail in something. There is always someone to be blamed. But no, don’t let them do this to you.

before you get depressed…

Turn on some heavy metal music. It helps to let off steam, reduce the stress, frustration and pressure. Are you under pressure everyday? Listen to heavy metal more often! A couple of psychologists from University of Warwick in Coventry - professor Jim Campbell and Stuart Cadwallader conducted in 2007 a survey on 1057 11-18 year-old students who were members of National Academy for Gifted and Talented Youth. In this survey they were asked about their school attitude, family and interests including their favorite music genres. A majority of the students marked rock as preferred music and over a third of them listed heavy metal. Students remarked that heavy metal helped them release negative emotions caused by pressure which was placed on them by their parents and teachers who wanted the gifted and highly intelligent children achieve more and more. One of the students said that heavy metal music is a kind of catharsis for them. Playing guitar loud and fast was also helpful.

As soon as you let off steam, remember to conduct yourself with good manners. We address this request to the male part of heavy metal world. It was already found out twice that men who listen to heavy metal have less respect for women. Both, Hansen & Hansen’s and Lawrence & Joiner’s (1991) studies proved that after listening to sexually violent heavy metal or Christian heavy metal, undergraduate men held more stereotypical perceptions of sex roles, viewed women more negatively, and were more accepting of rape. The classical music admirers don’t perform better. A control group in the study who listened to classical music reported higher levels of sexual arousal afterwards than the listeners of the heavy metal. We don’t want to know what is going on at classical performances backstage. And we know the artists who proved that classical music teams up well with heavy metal.

well-educated mop the floor If the title of one’s master degree survey was their professional title, I would be a master of heavy metal music’s impact on pop culture. The promoter of my paper was delighted by my work, as was the whole examination board which consisted of admired scientists with short, grey hair (except for my promoter). Unfortunately, before my day of glory, I had to go through all that you may be familiar with – I mean a never-ending clash with my teacher who wasn’t too happy to see how her talented student is wasting her time writing about something so silly like heavy metal. I can’t say – my teacher’s achievements in the so called high culture field are impressive. My culture wasn’t that big, so I had to face the fact that I would never achieve anything in my life. I studied journalism. Just like Marylin Manson, however, he dropped out. And it turned out good for him. Sometime earlier, while in high school, our physics teacher didn’t let my friend, who had a piercing in her nose, write a test. But Aśka won thanks to her intelligence. Good for her. Dickinson got away with it too. He was to be kicked out from Queen Mary University in London for failing his second year exams and not paying his accommodation. Yet, the student was very active in Entertainments Committee and eventually he was saved and achieved a 2:2 in history. Who would have thought that the same student would come back 32 years later, in 2011, to receive his Honorary Doctorate in music? By this time, he had managed to get educated in other fields, such as navigating planes.

Who knows, maybe Brian May had a bright future as a physicist ahead? He did his physics and mathematics masters in Imperial College in London. He also taught math at school while working on his Ph. D. Unfortunately, the success with Queen was on his way. The guitarist finally made it and completed his thesis in astrophysics entitled A Survey of Radial Velocities in the Zodiacal Dust Cloud in 2007. In the same year, he became The Chancellor of Liverpool John Moore’s University. Will one of the top 100 guitarists of all times make it for a Nobel Prize? Sabaton’s Joakim Broden told me one day that Swedish Acadamy isn’t into heavy metal heads. Too bad. Because there are many strong brains among musicians playing hard rock, heavy metal and similar genres. Contrary to Bruce Dickinson, Lou Reed wasn’t waiting for any honorary title and took his education in his hands. The

ROCK AXXESS

41


star of the Warhol’s Factory, teaming up with Hetfield on Lulu, is a doctorate degree holder, earned in English at Syracuse University. His mate from Velvet Underground, Sterling Morrison, was a PhD of Medieval Literature. He gained his degree at The University of Texas back in the early 1970’s. The same title appears also before the name of the first The Offspring drummer. James Lilija left the band in 1987, before it became popular. Today, he is a well-known gynecologist in San Jose. A punk rock gyn–drummer? Yes, it happens. His friend from the band and the group’s leader, Dexter Holland, could have become a doctor in Molecular Biology if The Offspring’s hits hadn’t made it to the charts. However, he gave up his academic career to focus on the band so he’s only a bachelor in biology and a master in molecular biology. No, please don’t accuse him of lack of ambition. The guy is also a licensed pilot. Next on our list is anthropology. This is the field of interest to Greg Graffin of Bad Religion. Well, not every punk rocker is satisfied with only one diploma. Greg has also majored in biology and geology. Bad Religion was a fully established and popular band, when next addition to his titles came. The title of a doctor of zoology he gained at Cornell University. It is worth to be an intelligent fan of Bad Religion – the group funds academic scholarships for its fans. Greg likes to share his knowledge therefore he works as a lecturer at UCLA. If your studies are ahead of you, you can make it to learn under the guidence of Graffin! It’s already too late to learn from Gene Simmons who is a bachelor in Education.

Among other heavy metal brains are: Tom Morello (Rage Against The Machine, Audioslave) who is a graduate in Political Science at a prestigious Harvard University. Nergal from Behemoth is a master of history while his bandmate – Orion – finished Polish Philology at Warsaw University. Tom Scholz, before forming the band Boston, was an engineer with a bechelor’s and master’s degree in Mechanical Engineering at Massachusetts Institute of Technology. He worked for Polaroid and invented Rockman guitar amplifier. The next musician who was very creative was Iron Butterfly’s Philip Taylor Kramer who, after leaving the band, obtained a degree in aerospace engineering. He worked for the US Department of Defense on the MX missile guidance system, later on facial recognition system and fractal compression systems. In 1990, together with Michael Jackson’s brother Randy, he established their own company Total Multimedia which specialized in data compression techniques for CDs. He also continued a project started by his father that would discredit Einstein’s theories. In 1995 he went to Los Angeles airport to pick up an investor who never showed up. On that day he did many phone calls from his cell phone, one of them was to the police. During this one Philip said that he wanted to kill himself. He also informed the police that he wanted everyone to know O.J. Simpson was innocent. They did it. It was the day Philip disappeared. His body was found in 1999, in an old car wreck at the bottom of Decker Canyon in Malibu. It is said that his suicide was related to those phone calls, however it will remain a mystery. In the times when Iron Butterfly was active, hard and heavy music wasn’t blamed for suicides. But it would happen soon later. In 1973 a 14-year-old Canadian boy hung himself in his room next to a photography of Alice Cooper hanging from stage gallows. It changed my attitude towards what we were doing – said Cooper’s manager, Bob Ezrin. Up until then it was goofy and fun, but at the same point, I started to take

42

very seriously the responsibility of the rock star. We made sure from that point on that anything we did was really cartoony. Studies made in 1999 by Karen R. Scheel and John S. Westerfeld proved that indeed the suicide rate among heavy metal fans is higher than average. But again, there came a matter of emotions. Heavy metal fans came out to be more moody than fans of other genres. They listen to their favorite music to release their emotions and make them feel better, not to become depressed because of it, which was shown in a study made by Milton E. Becknell et al. in 2008. Barry Schwartz’s studies found that on average, fans of heavy metal music are more moody, sensitive and pessimistic than those who choose lighter music. Eventually, Scheel and Westerfeld confirmed the fact that it isn’t about music and heavy metal itself that causes suicides but about people who have depressive tendencies. This group chooses heavy metal music to help them turn up their low self–esteem and stimulate emotions with positive and intensive vibrations. An interesting finding is that according to B. Burge, male fans of pop and country music scored higher on suicidal ideation than heavy metal fans and S. Stack’s studies show that suicide is mostly accepted among opera fans.

headbanging does not cause brain damage

Can you count? Maybe you can become as successful as Al Jourgenson of Ministry? The Cuban studied Mathematics at Illinois University in Chicago, later at Northern Colorado University and Colorado University. Of course, there were malcontents who wanted to prove that metal heads are less intelligent. Haven’t you heard, at least once in your lives, that your lower grades were caused by that darkness and noisy music? Pure nonsense. Note and remember following study results: college students whose musical preferences are alternative, rock or heavy metal actually obtain higher IQ test scores on average, especially on questions where abstract thinking is required (Walker and Kreiner, 2006). Yep, it’s true that there were some studies showing that fans of heavy metal music weren’t too gifted. But the researches came to the conclusion that it is likely due to family problems, stress or personality. The same people were achieving lower grades before they started listening to heavy metal (Took, Weiss, 1994). Burge’s team said the last word with the obvious fact that most of people listen to several genres of music so it is hard to blame heavy metal only. Some metalheads are punk rock fans, others like pop.

keep on learning!

In this new school / academic year, on behalf of the whole team, I wish you a lot of success and satisfying achievements. I hope the rhythm of your favorite music will never fluster you. Today you can swot maths while tomorrow you may play at Wembley. I think education is very important – said Angela Gossow, the frontwoman of Arch Enemy who, before joining the band, studied economy and worked in marketing. No matter what you want to do later or where fate takes you – she adds. I agree. A postgraduate study program The Beatles, Popular Music and Society launched by Liverpool University of Hope, sounds like music to my ears.


rock shop

ROCK TO

SCHOOL

Karolina Karbownik

writing notepad / notes www.metal-shop.eu - €21.50

red flash disc USB 4GB - Guitars www.metal-shop.eu - €21,07

pencase / piórnik www.rockmetalshop.pl - 49,90 PLN

white USB drive 4 GB - Death Magnetic www.metallica.com - $16.99

safety reflector / odblask www.nightwish.com €3,99

ROCK AXXESS

33


alarm clock / budzik Sex Pistols God Save the Queen www.rockworlddeast.com - $19,99 Motorhead www.bioworldmerch.nl - €17,50 HIM Killing Loneliness www.bioworldmerch.nl - c17,50 Misfits www.rockworlddeast.com - $19,99

Darth Vader Lamp / lampa Darth Vader - www.hottopic.com $54.50

38

pen / długopis Ozzy, Motley Crue, Slash, Sex Pistols, Iron Maiden & more www.metal-shop.eu € 3,54 Slipknot - www.slipknot1.com - $6,00


The Ramones round lunch box / okrągły pojemnik na lunch, www.ramonesworld.com - $24.00 vintage style lunchbox Rob Zombie / pojemnik na lunch Rob Zombie - www.robzombie.com $20 Death Magnetic lunch box - pojemnik na lunch Death Magnetic - www.metallica.com $14.99 backpacks and bags/ plecaki i torby

www.bandmerch.com, www.metal-shop.eu, www.apocalyptica.com, www,nightwish.com, www.bioworldmerch. nl, www.mamstore.co.uk - from €19.00 to €50.00


rock made in

around the world

Agnieszka Lenczewska foto: materiały prasowe

Tekstem o chińskim rocku/metalu rozpoczynamy cykl podróżniczo-muzyczny rock around the worLd.


china T

ruizmem jest stwierdzenie, że Chiny to potęga gospodarcza, największy rynek świata z ogromną liczbą ludności. Chińczycy wszystko mają NAJ. Miasta, lotniska, autostrady, Wielki Mur czy cesarskie pałace z Zakazanym Miastem na czele. Państwo Środka to skarbnica kultury i sztuki w każdym obszarze: malarstwo, architektura, sztuka kaligrafii, ogrodnictwo oraz muzyka. Tak, muzyka. Nam, ludziom z Zachodu, chińska muzyka tradycyjna nie do końca może się podobać (sama zmuszałam się do przebrnięcia przez dziwny świat pekińskiej opery) jednakowoż nie sposób nie docenić wkładu Chińczyków w rozwój tej gałęzi sztuki.

Cała ta przebogata spuścizna kulturalna o mały włos nie zginęła w przepastnej otchłani Rewolucji Kulturalnej (1967–1972). Czerwonogwardziści (hunwejbini) w ramach walki z czterema starymi rzeczami (stare idee, stara kultura, stare zwyczaje i stare nawyki) wdzierali się do domów i niszczyli wszystkie burżuazyjne sprzęty, takie jak drogie meble, książki, szachy, eleganckie ubrania czy płyty gramofonowe. Zabroniono także śpiewania dzieciom kołysanek, puszczania latawców, urządzania wesel i pogrzebów, kobietom obcinano długie włosy. Bandy czerwonogwardzistów rabowały muzea, niszczyły zabytki i dzieła sztuki. Na kilka lat całkowicie zamarła chińska kultura. Poza dziełami Stalina i Mao przestały ukazywać się książki. Palono zachodnie płyty oraz niszczono europejskie działa sztuki. Pod auspicjami Jiang Qing (żony Mao Zedonga) rozpoczęto doszczętne niszczenie tradycyjnej chińskiej opery, próbując w jej miejsce wpro-

wadzić nową operę rewolucyjną. W latach 1967–1972 nie nakręcono w Chinach żadnego filmu fabularnego i oprócz partyjnych, propagandowych ustawek nie odbył się żaden koncert czy przedstawienie teatralne.

Na szczęście nawet partyjny beton w pewnym momencie odpuścił. W szale niszczenia wszystkiego, co stare, burżuazyjne, kojarzące się ze starymi Chinami, udało się jednak wiele zabytków sztuki zachować. Cudem uratowano kompleks pekińskiego Zakazanego Miasta. Odkryto również w tych czasach niesamowitą Terakotową Armię w okolicach miasta Xi’an. Śmierć Mao Zedonga oraz proces bandy czworga stał się katalizatorem większegp otwarcia Chin na wpływy Zachodu. Symbolem zmian stały się koncerty Jeana Michela Jarre’a na terenie Zakazanego Miasta w Pekinie oraz Szanghaju (1981). Występy Francuza były pierwszymi koncertami człowieka z Zachodu w Państwie Środka po zakończeniu Rewolucji Kulturalnej. Od tego momentu historia potoczyła się szybko. Chiny stały się nie tylko ciekawostką w rozpiskach tras koncertowych największych gwiazd (w Chinach wystąpili m.in.: Wham, Madonna, U2, Bon Jovi, Roxette), ale przede wszystkim ogromnym rynkiem zbytu. Dzięki oglądanej pokątnie tajwańskiej telewizji oraz rozprowadzanych w drugim obiegu kopiach płyt i kaset VHS młodzi Chińczycy zafascynowali się rockiem i metalem. Wielu młodych chińskich muzyków było jednocześnie dysydentami, co niestety utrudniało rozwój muzyki rockowej w Chinach. Wszechobecna cenzura, problemy z dostępem do sprzętu, biurokracja (nadal bardzo trudno jest zorganizować koncert w klubie),

ROCK AXXESS

47


monopol państwa w obszarze fonografii, brak dostępu do mediów i olbrzymia przestrzeń kraju to kłody rzucane pod nogi skośnookim rocksersom. Nie zniechęciło to jednak muzyków do działalności. Jak można się spodziewać, miejscami, w których muzyka rockowa znalazła podatny grunt były Pekin, Szanghaj oraz Hongkong. Pionierem chińskiego rocka jest powstały w połowie lat 80. w Pekinie zespół Northwest Wind. Nagrany przez grupę utwór Nothing to My Name stał się hymnem protestujących studentów i dysydentów na Placu Tian’anmen, a lider zespołu – Cui Jian – został ukarany zakazem koncertowania. Równie istotna dla rozwoju chińskiego rynku muzycznego jest grupa Black Panther.

Najbardziej znanym w rockowym światku chińskim zespołem rockowym jest Tang Dynasty (Táng Cháo). Założony w 1988 roku zespół był pierwszą prawdziwą, chińską grupą heavymetalową. W swojej twórczości muzycy nie tylko inspirowali się zachodnim brzmieniem takich grup jak Metallica czy klasyków hard rocka, ale także wplatali elementy tradycyjnej muzyki chińskiej. Teksty zespołu, zawartość muzyczna, wykorzystywane instrumentarium związane są z bardzo ważną dla historii i kultury Chin dynastią Tang (panowała w latach 618–907). Wydany w 1991 roku debiutancki album formacji pt. A Dream Return to Tang Dynasty (Meng Hui Tang Chao) sprzedał się wg oficjalnych statystyk w ponad 2 mln egzemplarzy. Liczby piratów nikt nie jest w stanie policzyć. Po siedmiu latach od debiutu zespół dorobił się kolejnego albumu, Epic (Yanyi), a w 2008 roku światło dzienne ujrzała trzecia płyta kwartetu, Knight of Romantic (Langman Qishi). Muzycy Tang Dynasty są już niemalże instytucją na chińskim rynku muzycznym. Grupa stała się ikoną, a o jej wysokiej pozycji świadczy choćby to, że dokumentalista Sam Dunn w swoim filmie Global Metal nie mógł nie wspomnieć o Chińczykach. Z zespołem związani byli najwybitniejsi chińscy instrumentaliści (chociażby gitarowy wymiatacz Chen Lei). Bardzo rozbudowana jest w Chinach scena punkowa i gotycka. Swoich przedstawicieli mają również muzycy grający ekstremalne gatunki metalu (z chińskim odpowiednikiem Arch Enemy, Suffocated, czy ultraciężkim Tomahawk na czele,). Fani progmetalowych brzmień również nie będą zawiedzeni. Nazywani chińskim Dream Theater muzycy The Last Successor zachwycili mnie swoim debiutanckim materiałem. O tym, jak ciężka jest rola progmetalowca w Chinach świadczy fakt, że materiał został oficjalnie wydany po blisko 10 latach od daty powstania zespołu. Muzyka zawarta na The Last Successor to pochodna brzmień nowojorczyków z Teatru Marzeń, chińskiej tradycji muzycznej oraz fenomenalnych technicznych umiejętności członków zespołu. Polecam!

Krokiem milowym w rozwoju chińskiego rocka było otwarcie w 1993 roku Beijing Midi Music School. Szkoła daje młodym talentom możliwość przejścia trzymiesięcznego kursu muzyka rockowego. Zajęcia prowadzone są przez wybitnych chińskich instrumentalistów i obejmują naukę gry oraz zajęcia z harmonii i kompozycji. Pomimo finansowych trudności (szkoła nie może liczyć na dotacje państwowe), chętnych do udziału w kursach nie brakuje.

Prasa muzyczna w Chinach nie jest dostępna dla wszystkich. Większość zachodnich muzycznych periodyków (np. Kerrang!, Metal Hammer, Rolling Stone) można kupić za gigantyczne pieniądze jedynie w większych miastach i aglomeracjach (Pekin, Szanghaj, Shouzou, Xi’an, Hongkong, Wu-

48


han). Od 2000 roku chińscy miłośnicy rocka i metalu mogą kupić magazyn Painkiller Heavy Music Magazine, w którym większość artykułów poświęcona jest chińskiej scenie metalowej (cena za egzemplarz 25 RBM/3 dolary). Pomimo niedoborów prasy papierowej oraz cenzurowania Internetu przez Komunistyczną Partię Chin, chińscy headbangerzy mają sporo możliwości dotarcia do twórczości swoich ulubionych zespołów. Jednen z największych chińskich portali muzycznych poświęconych szeroko rozumianej muzyce rockowej to Rock In China (www.rockinchina.wordpress. com). Równie ważnym portalem gromadzącym wiadomości o koncertach, artystach i płytach jest China Guitar (www. chinaguitar.com), świetne kompendium wiedzy muzycznej. Pod patronatem tego właśnie portalu odbywają się koncerty światowych gwiazd metalu i rocka. Wspomniany powyżej Painkiller Heavy Music Magazine ma również swój internetowy odpowiednik (w wersji chińskiej i angielskiej).

TANG DYNASTY

SUFFOCATED

Chińskie wytwórnie płytowe działają na zasadzie wolnoamerykanki. Część z nich działa w zupełnym podziemiu i wydaje tylko ekstremalny metal. Oczywiście na rynku chińskim otwarto oddziały majorsów (Warner, EMI), ale akurat te wytwórnie inwestują tylko w artystów popowych. Bardzo zasłużoną dla rozwoju chińskiego rocka i metalu jest założona na Tajwanie wytwórnia Modern Sky Records. Sporo metalowego materiału wydaje także Magic Stone Records oraz Mort Production. Bardzo rozpowszechnione w Chinach piractwo płytowe oraz łamanie praw własności intelektualnej powoduje, że większość metalowych płyt osiąga niewielką sprzedaż. Z powodu ograniczeń w prowadzeniu działalności gospodarczej zespoły nie są w stanie sprzedawać swoich płyt on-line.

Co do możliwości organizowania koncertów, muzycy i promotorzy (również ci z Zachodu) borykają się z problemami organizacyjnymi oraz wszechobecną biurokracją i korupcją. Warto wspomnieć, że pomimo tych przeszkód w ostatnich dwóch latach Państwo Środka odwiedzili tacy wykonawcy jak Opeth, Edguy, Nightwish, Joe Satriani, Steve Vai, Megadeth, Iced Earth. Lacrimosa czy Dream Theater. Pierwszym prawdziwym festiwalem rockowym był zorganizowany po raz pierwszy w 1998 roku The New Force of Chinese Music. Najważniejszym jednak festiwalem muzycznym jest organizowany naprzemiennie w Pekinie i Szanghaju Midi Festival. Co roku miłośnicy nie tylko cięższych brzmień w liczbie kilkudziesięciu tysięcy gromadzą się w miasteczku namiotowym oraz pod scenami, by usłyszeć swoich ulubionych wykonawców. Do zmiany postrzegania rockersów w Chinach przyczyniły się trochę Igrzyska Olimpijskie w Pekinie (2008). Zdarza się, że muzycy pojawiają się w oficjalnej telewizji śniadaniowej. Jedna z większych stacji telewizyjnych w Szanghaju emituje cotygodniowy program Rock Battles sponsorowany przez Pepsi. Moja muzyczna podróż przez kraj porcelany, terakotowych wojowników, smoków, makaronu i pierogów na śniadanie powoli dobiega końca. Z powodu ograniczeń oraz liczby zespołów mój wybór jest zawężony do najbardziej znanych wykonawców. Wszystkich zainteresowanych zachęcam do zapoznania się z muzycznymi propozycjami chińskich metalowców, choć zdaję sobie sprawę, że dotarcie do płyt jest dość skomplikowane. Swoją niewielką kolekcję płyt przywiozłam z Chin. Mam jednak nadzieję, że zajrzycie chociażby na YouTube. Polecam i zachęcam.

ROCK AXXESS

49


Painkiller Heavy Music Magazine

ROCK AXXESS

43


YAKSA

CHENLEI


rock china made in

Agnieszka Lenczewska photography: promo

With this article about rock and metal in China we begin our new travel n’ music series Rock Around the World


I

t’s a cliché to declare that People’s Republic of China is the global leader in economy and industrial development. The power of Chinese economy, the world’s largest market and huge population are the symbols of modern China. The Chinese have all the best and the biggest: cities, airports, highways, Great Wall, and imperial palaces. The Middle Kingdom is a treasury of culture and art in all areas: painting, architecture, calligraphy, art of gardening and music. Yes, music. For us, people from the West, Chinese traditional music isn’t so interesting and listenable. I had a big problem with listening to Beijing opera myself. Different music scales, peculiar instruments and strange language. But it’s impossible not to appreciate the Chinese contribution to the development of music as a form of art. They have their own rock music, too.

The whole rich cultural heritage was almost lost in the abyss of the Cultural Revolution (1967-1976). The Red Guards fought against the four old things in China (old ideas, old culture, old customs and old habits). The warriors of the

Cultural Revolution broke into homes and destroyed all the bourgeois possessions like expensive furniture, books, chess and elegant clothes. Countless ancient buildings, artifacts, antiques, books and paintings were destroyed by Maoists. Only Mao’s Quotations and Stalin’s works were printed in that period. China’s historical sites, artifacts and archives suffered devastating damage as they were thought to be at the root of old ways of thinking. Many works of art were taken from private homes and museums, and often destroyed on the spot. This movement politically paralyzed the whole China and significantly affected the country’s economy and society.

Thankfully, even the hardline comrades were back off. Luckily, many precious works of art had survived their ferocious attempts at destroying everything that was old, bourgeois or could be associated with the old China. One of the preserved monuments was the Beijing Forbidden City complex. Archeological excavation and preservation also continued successfully in this period, and several major discove-

ROCK AXXESS

53


ries, such as that of the Terracotta Army and some Emperor’s tombs were made during the Revolution, and these objects were duly protected from any potential further damage. Mao’s death and the process of the Gang of Four became a catalyst for further opening of China to Western influences.

The symbol of a new era became Jean Michel Jarre’s gigs at the Beijing Forbidden City and in Shanghai (1981). This was the first time a Western pop artist performed in China after the Cultural Revolution. From that moment the story rolled on quickly. After Jarre’s performances many famous stars played in China (e.g. Madonna, Roxette, Wham, Metallica). Big money, big audience and big music market became interesting for music labels and foreign promoters. With a little help from Taiwan’s television and illegally distributed copies of VHS, young Chinese got fascinated with rock and metal music. A number of young Chinese musicians were the dissidents, which unfortunately hampered the development of rock music in the country. The strict censorship by the communist party, involving banning rock from television and restrictions on performances, huge problems with the access to the music equipment, bureaucracy, the state’s monopoly in the field of recording and distribution are some of the obstacles that the young musicians are faced with. However, this did not stop their activity. As it might be expected, the places where rock music has found fertile soil were Beijing, Shanghai and Hong Kong. The birthplace of Chinese rock was Beijing. As it’s the nation’s capital, the music was highly politicized and open to a range of foreign influences. It was marginal for most of the 1980s, there were only live performances in small bars and hotels. Historically more open to the outside, Shanghai is home to musicians from around the world. The pioneer of Chinese rock in general is a Beijing band formed in the mid 1980’s called Northwest Wind. In the spring of 1989, their song called Nothing to My Name became the de facto anthem of the student protesters at Tian’anmen Square. After the Tian’anmen Square protests, rock music became part of general urban youth culture in China. Chinese rock reached the peak of creativity and popularity between 1990 and 1993. In 1991, the glam metal band Black Panther released their self-titled debut album.

Another band, Tang Dynasty, whose style was comparable to British heavy metal, successfully broke another barrier. Until 1992, their debut A Dream Return To Tang Dynasty sold over 2,000,000 copies. Only God knows how many copies were sold illegally. Tang Dynasty’s rock is a fusion of forms, based on sounds from America, United Kingdom, Japan and other areas, accompanying the grand presentation of traditional Chinese music. The Tang Dynasty became an icon of Chinese hard rock music, and their lightning-fast guitar virtuoso Chen Lei, became the guitar hero in China.

This year, as the part of the huge culture project Chinese Culture Year in Germany and with the support of the Chinese Ministry of Culture, the best new Chinese metal bands Yaksa, Suffocated and The Falling appeared on stage during The Wacken Open Air Festival, the biggest metal festival on earth. The milestone step in the development of Chinese rock music was the Beijing Midi Music School. It has been the first

music school in People’s Republic of China whose curriculum focuses on such modern musical genres as rock, jazz, blues or fusion. Through comprehensive and strict training, the two-year program at Midi aims at promoting the professional levels of students in music theory, ear training and sight reading, style and technique, rhythm, improvisation, arrangement, ensemble playing and sound engineering. Despite the financial hardship and the fact that the school is not financed by Ministry of Education, there’re many participants and young musicians who want to become Chinese rock stars.

The music press in China is not accessible to everybody. The majority of the Western music magazines (such as Kerrang!, Metal Hammer and Rolling Stone) can only be bought for large sums in bigger cities and agglomerations (Beijing, Shanghai, Shouzou, Xi’an, Hong Kong, Wuhan). Since 2000, the Chinese rock and metal lovers may buy the Painkiller


Heavy Music Magazine, wherein the lion’s share of articles is about the Chinese metal stage (you can buy it for 25 RBM/$3). Despite the deficiency of traditional paper press and although the Internet is censored by the Communist Party of China, the Chinese headbangers do have a number of opportunities of reaching the work of their favourite bands. One of the greatest Chinese music portals devoted to rock music in the broad sense is Rock In China. An equally important portal gathering news about gigs, artists and albums is China Guitar, a priceless compendium of rock music. It was under the aegis of that portal that the Chinese concerts of world-class rock and metal stars are organized. The above-mentioned Painkiller Heavy Music Magazine also has its Internet counterpart (in two versions: Chinese and English).

There are virtually no rules governing the Chinese record companies, some of them are actually underground – those ones only release extreme metal. Naturally, on the Chinese market were opened branches of the major companies (Warner, EMI), but these only invest in pop artists. The Modern Sky Records, a company established in Taiwan, rendered great service to the development of Chinese rock and metal. A lot of metal material is also released by Magic Stone Records and Mort Production. Due to music piracy (widely spread in China), as well as breaking the intellectual property laws, the majority of metal records is not sold in exorbitant amounts of copies. On the other hand, due to the limits in business activity, the music groups cannot sell their CDs online.

As for the opportunities of organizing concerts, both the musicians and the promoters (also the Western ones) face technical problems and the omnipresent bureaucracy and corruption. In spite of these obstacles, it is worthwhile mentioning that over the last two years the Middle Kingdom was visited by such stars as Opeth, Edguy, Nightwish, Joe Satriani, Steve Vai, Megadeth, Iced Earth. Lacrimosa and Dream Theater.

The first real rock festival was The New Force of Chinese Music that took place for the first time in 1998. But the vital music celebration remains Midi Festival, held out alternatively in Beijing and Shanghai. Each year tens of thousands of heavy music fans gather to hear their favourite musicians. Also, the Olympic Games in Beijing in 2008 contributed to the change in the rockers’ image in China. They even sometimes appear in the official breakfast TV. One of the biggest TV channels in Shanghai broadcasts a weekly program Rock Battles, powered by Pepsi.

My music journey through the country of porcelain, terracotta warriors, dragons, noodles and dumplings for breakfast is ending. Due to the limitations and the big count of bands, my selection is limited to the most famous Chinese rockers. If you are interested in Chinese rock music, try to find the music uploaded on YouTube. I realize that getting CD’s from China is a little bit complicated – I myself brought my small record collection from China.

KANZG


rock access polska

W górze

Naleśniki

z głową

Agata Sternal foto: Marek Koprowski


Po 15 latach powrócili z nowym materiałem - płyta „keep your heads down” ujrzała światło dzienne w lipcu. Jest ona totalnym pomieszaniem gatunków. Trzyma słuchacza przy głośnikach nie pozwalając się od nich oderwać. O płycie, zespole i nie tylko rozmawiamy z Grzegorzem guzikiem Guzińskim, wokalistą Flapjack.

Keep Your Heads Down, skąd taki tytuł? Guzik: Tytuł odnosi się do dzisiejszej sytuacji na świecie. Światem coraz wyraźniej rządzą korporacje. Korporacje te chcą nam narzucić gust, styl życia, światopogląd itp. Chcą nas sobie podporządkować, zrobić z nas niewolników systemu, który jest ich dziełem.

To żeby standardowych pytań stało się zadość, powiedz mi, proszę, jeszcze kilka słów o okładce płyty. Miałem różne koncepcje okładek, początkowo miała ukazywać apokaliptyczny, niszczejący świat cywilizacji i robota w garniturze stojącego na pierwszym planie, symbolizującego pracownika jakiejś nikczemnej korporacji. Robot ten miał mieć cyniczny wyraz twarzy i w dłoni neseser. To był pierwotny pomysł, który jednak mógłby okazać się mało czytelny. Od tego momentu pomysł okładki ewoluował, nawet mocno odbiegał od pierwotnego pomysłu, aż w końcu znajomy grafik Darek Zadrożny przysłał swój projekt, który od razu mnie przekonał. Dopracowaliśmy kolorystykę i mieliśmy gotową okładkę. Towarzyszyło temu uczucie dużej ulgi, gdyż bardzo długo czekaliśmy na ten moment.

Na nową płytę fani Flapjack czekali 15 lat. Co działo się w tym czasie i jak wyglądały prace nad płytą. Podejrzewam, że nie pracowaliście nad nią aż 15 lat! No cóż, czasy nie były łatwe, zespół po wydaniu trzeciej płyty zagrał ze dwie trasy i zmęczony swoim towarzystwem i przyjęciem Juicy Planet Earth zawiesił działalność. W 2001 roku próbowaliśmy powrócić w niemal oryginalnym składzie, ale gdy odwołano festiwal Jarocin 2001, zabrakło motywacji i być może również potrzeby współpracy, by dalej próbować powrotu. Jacek Chraplak miał problemy depresyjne, utrudniał funkcjonowanie zespołu, ja w tamtym momencie chyba jeszcze nie tęskniłem za mocnym graniem, pochłaniała mnie działalność Homosapiens i tworzenie materiału na drugą płytę tej kapeli. Dwa lata później zadzwonił Litza i

wróciliśmy w oryginalnym składzie plus Gienia (Jamal, Tumbao, Zalef) na kilka koncertów. Po czterech miesiącach Litza zrezygnował, a my postanowiliśmy rozstać się z Jackiem Chraplakiem. Uwielbimy tego gościa, jesteśmy fanami jego twórczości, ale nie byliśmy w stanie tolerować jego zachowań, fochów i braku zaangażowania. W żaden sposób nie potrafiliśmy do niego dotrzeć, ani na niego wpłynąć. Postanowiliśmy grać dalej, pomimo tych zawirowań. Przyjęliśmy do składu Długiego, po jakimś czasie Długi odszedł, a do składu wskoczył Olass. Gienia grywał na zmianę z Mihauem. W 2006 roku Gienia postanowił odejść. Nie spodziewaliśmy się tego, ale co mogliśmy zrobić? Skład się ustabilizował i w końcu zaczęliśmy tworzyć nowe numery. Nagraliśmy demo. Wokalnie się nie popisałem, brakowało mi dobrych pomysłów, więc nie zdziwiłem się, że te nagrania nie zainteresowały firmy Mystic. Z tamtej demówki przetrwały jednak Black Leather Couch, Nombre: Odio i Blackmail. Oczywiście wokale i teksty przerobiłem i dzisiaj jestem z nich zadowolony. Zaczęliśmy tworzyć nowe rzeczy, gdy nagle zmarł Olass. To nas przybiło, ale niespodziewanie dało nam też kopa. Do składu wskoczył Junkie. Nagraliśmy czwartą płytę, dopięliśmy swego. Przy nagraniu poprzednich albumów obecny był Litza, mimo tego, że nie koncertował z zespołem. Czy w Keep Your Heads Down też maczał palce? Absolutnie nie. Wiele razy się deklarował, że zrobi choć jeden numer na naszą nową płytę, ale nigdy się tego nie doczekaliśmy. Litza chyba ostatnimi czasy trochę zmiękł (żart) – nie gra już ciężkiego metalu, woli rocka. Cieszy nas jednak, że nasza nowa płyta bardzo mu się podoba.

Litza, były członek Flapjack, z Luxtorpedą odniósł niesamowity sukces. Obecnie Luxi są wszędzie. Jak oceniasz ten zespół i jak myślisz, co jest podstawą sukcesu tej formacji? Ciężko mi oceniać Luxtorpedę, bo to nie są moje klimaty. Co

ROCK AXXESS

57


54


jest podstawą ich sukcesu? Z pewnością polskie teksty, obecność mega zdolnego riffiarza Litzy, który dodatkowo jest tytanem pracy i haruje by promować swoje zespoły, co zwykle przynosi bardzo dobre rezultaty. Do tego dochodzi świetne zgranie zespołu. Robert jest moim dobrym kumplem i kibicuję mu od zawsze. Popularność tego zespołu mi absolutnie nie przeszkadza. Zawsze byłem w podziemiu i znam swoje miejsce w szeregu. Wasza nowa płyta jest dość zróżnicowana pod względem gatunkowym. Co skłoniło was do właśnie takiego zestawienia? Na kim się wzorowaliście, a może po prostu zestawiliście różne gatunki i ostatecznie wszystko razem zagrało? Żadnych takich… Po prostu takie numery powstały. Tak to zwykle jest. Czy były jakieś założenia? To nie do mnie pytanie, bo na tej płycie tylko śpiewam – nie wtrącałem się w robotę chłopakom. Coś tam słyszałem o Deftones. Nie mnie oceniać czy to tutaj słychać, bo słabo znam późniejsze płyty tego bandu. Uwielbiam ich debiut i dwójkę. Na płycie znalazły się także utwory, czy może części utworów, przy których pracował Olass, jedną z takich piosenek jest Reborn. Czy planujecie nagrać teledysk do tej piosenki, np. w formie hołdu dla Olka? Klipu do tego numeru najprawdopodobniej nie będzie. Wszystkie archiwalne materiały, na których widać Olassa zostały wykorzystane w klipie do Blues Beatdown Acidów. Olass faktycznie skomponował sporo muzy, którą słychać na nowej płycie. Ale mniej więcej tyle samo, co Ślimak. Zresztą każdy z nas dużo wniósł, ale najwięcej Olek i Ślimator. Czy brak tekstu do Reborn w książeczce dołączonej do płyty, to celowy manewr, czy pomyłka? Celowy. Olass nie żyje, a my nie wiemy, gdzie możemy znaleźć ten tekst. Rozszyfrowanie go ze słuchu było karkołomnym zadaniem, wyjątkiem był jedynie refren. Nie chcieliśmy jednak wrzucać fragmentu, lub fragmentów tego tekstu. Postanowiliśmy dać innym możliwość rozszyfrowania go. Włączając Reborn do tracklisty, nie bałeś się, że mogą pojawić się głosy, że nie radzisz sobie z tą piosenką, że Olass robił to lepiej? Nie chcę, żebyś odebrał to pytanie, jako zarzut w stronę twojego talentu, bo tak nie jest, chodzi mi o to, że ludzie są różni i różnie odbierają granie czyichś piosenek. I tu się mylą, bo Olass nie nagrał tej piosenki na płytę Flapjacka, tylko Pneumy. Ostatecznie utwór ten się nie ukazał, minęło kilka lat i dostaliśmy od Kuby Mańkowskiego ślady z wokalami Olka i wtedy Flapjack stworzył muzę pod te wokale. Bardzo nam zależało, żeby wokale i kompozycje Olka ukazały się na naszej nowej płycie, bo jest ona tak naprawdę jemu zadedykowana.

Piosenka po hiszpańsku, Nombre: Odio… Była początkowo po angielsku, ale stwierdziłem, że tekst po hiszpańsku doda temu numerowi większego kopa i była to właściwa decyzja.

Czy teraz, już po wydaniu płyty mógłbyś w dwóch, trzech zdaniach ją opisać? Sam od siebie, jak ty ją czujesz. Uważam, że jest ciężka, mocno progresywna jak na Flapjacka, brakuje trochę klimatów Jacka Chraplaka, ale nie można mieć wszystkiego. Płyta fajnie buja. Pierwszy raz jestem

zadowolony ze swoich wokali. Jaram się bardzo wokalami Haua. Niewiele bym zmienił, może tylko skrócił utwór Feud o jakąś minutę… Jestem z tej płyty dumny i nie mogę się doczekać koncertów.

Jesienią ruszacie w trasę promującą Keep Your Heads Down, na który z koncertów czekasz najbardziej i dlaczego? Bez wyjątku na wszystkie. Nie mam zamiaru nikogo wyróżniać. Gdzie uczyłeś się języka angielskiego? Jesteś jednym z niewielu wokalistów na polskiej scenie, którzy mogliby dawać lekcje, jak powinno się śpiewać po angielsku. Uczyłem się prywatnie za dzieciaka, a potem dużo śpiewałem i ćwiczyłem wymowę ze słuchu. Nie zgadzam się jednak, że jestem aż tak dobry, uważam, że robię to przyzwoicie. To już nie są lata 90., dzisiaj, co drugi małolat ma super angielski. Kiedyś może się wyróżniałem. Od tego czasu i tak sporo poprawiłem, ale nie podniecam się tym, bo są lepsi.

Kilka lat temu Ślimak w jednym z wywiadów powiedział, że w trakcie koncertów, jeżeli nie masz odsłuchu to się zdzierasz. Czy od ostatniej płyty ćwiczyłeś swój wokal i jak sobie teraz radzisz z niedoskonałościami, które mogą przytrafić się każdemu? Nie ma co ukrywać, nie mam mocnego wokalu. Jak mam słabe warunki odsłuchowe staram się używać na scenie zatyczek, które dają jako taki komfort. Ostatnio jednak nie narzekam. Coraz częściej udaje się skombinować odsłuch douszny i nie ma zmartwień. Jedyne, co poprawiłem to oddychanie. Wbrew pozorom to bardzo istotna sprawa. Homosapiens, będzie coś nowego? Musi być, a nawet jest, tylko jeszcze niewydane, bo nie ma chętnego wydawcy. No jest może jeden. Niestety póki co, tylko wstępnie zainteresowany.

Gdy Flapjack pierwszy raz zawiesił działalność miałeś nadzieje, że jeszcze kiedyś ta maszyna ruszy? Nie. Nie miałem nadziei. Wówczas sytuacja była beznadziejna.

Flapjack po reaktywacji to dla ciebie nadal spotkanie towarzyskie, czy coś więcej? I to i to. Bardzo lubię moich kumpli z zespołu. Jednocześnie ważne jest dla mnie to, jak promuje się zespół, w jaki sposób jest prowadzony, o czym są teksty i czy koncerty są udane. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że jesteś bardzo marudny i często odrzucasz pomysły kolegów, jak to jest teraz i jak to było przy pracy nad Keep Your Heads Down? Bywa różnie i różnie bywało. Albo coś urywa dupsko, albo nie. Wolę to pierwsze. Gdy tak nie jest, marudzę. Mam ten komfort, że we Flapjacku odpowiadam tylko za wokale i mogę marudzić, gdy słyszę średnie kawałki. Na szczęście w przypadku nowej płyty sprawdził się pewien eksperyment – dałem chłopakom wolną rękę, a oni zrobili bardzo dobry materiał. Bardzo dziękuje za poświęcony czas.

Flapjack rusza w trasę 8 września. Start w Wejherowie. Jak zapowiedziano - będzie totalna moc.

ROCK AXXESS

59


męskie granie w

rock access polska

DAMSKIM

OGNIU Agata Sternal

Męskie Granie to festiwal odbywający się od 2010 roku. Ideą koncertów było zebranie na jednej scenie silnych muzyków, którzy zapisali się na kartach polskiej muzyki rozrywkowej. Pieczę nad wydarzeniem sprawował przez dwa lata Wojciech Waglewski. Aż w 2012 roku wszystko się zmieniło.


Odlegle, a jednak blisko rockowemu stylowi, jaki wypracowało sobie Męskie Granie, zostaliśmy przeniesieni dzięki O.S.T.R. Tabasco, podczas którego Adam Andrzej Ostrowski znany, jako Ostry dał nam niezłą dawkę rapowych dźwięków. Po krótkim koncercie Adama (występy na Męskim Graniu trwają dokładnie 35 minut), zostaliśmy zabrani w kolejną podróż muzyczną. Na scenie pojawiła się Joanna Kurzak z Orkiestrą Feel Harmony. Światowej sławy śpiewaczka operowa dosłownie powala swoim głosem. W tym wypadku szkoda, że koncert nie odbywał się w sali koncertowej, ponieważ jestem przekonana, że głos pani Joanny zmiótłby wszystkich z krzeseł. Mitch&Mitch to energia, zabawa aranżacją i dużo śmiechu. Panowie z zespołu wzbudzają niesamowitą sympatię nie tylko swoja aparycją, ale także twórczością. Kolejnym zespołem był Kamp! - trzej mężczyźni, którzy udowadniają, że muzyka pop nie jest wcale prosta, a elektro bezduszne.

M

ęskie Granie przeszło rewolucję. Gdzieś w okolicach wczesnej wiosny fani festiwalu dowiedzieli się, że Wagiel przestaje pełnić funkcję dyrektora artystycznego Męskiego Grania, a jego miejsce zajmie… Katarzyna Nosowska. Od tego momentu spekulacji wokół osoby nowej Pani Dyrektor nie było końca. Jedni byli zachwyceni, drudzy sceptyczni, a trzeci odwrócili się od Męskiego Grania twierdząc, że festiwal stracił sens. Sama znalazłam się w grupie, nazwijmy ją sceptyków, bo jednak nazwa festiwalu mówi sama za siebie. Ludzie chcą na scenie tylko mężczyzn z potężnymi głosami i takimiż instrumentami, tak jak to było w poprzednich latach, a Katarzyna zapowiedziała ogromną rewolucję. To dlatego na teren tegorocznym koncertu w Poznaniu weszłam krokiem dość niepewnym. Katarzyna Nosowska, jako dyrektor artystyczny Męskiego Grania? Według mnie to świetny pomysł, żeby dziewczyna została dyrektorem artystycznym, - mówi Titus z Acid Drinkers. Gdy się o tym dowiedziałem to powiedziałem: w momencie, gdy dziewczyna zostaje dyrektorem artystycznym, to jest możliwość, że chłopaki będą się bardziej spinać w tym, co robią. Z Katarzyną wszystko się zgadza. Nie wiem, co prawda, czy miała ona duży udział w dobieraniu tych zespołów, ale wydaje mi się, że tak i jak widać, zrobiła to z głową. Ta dziewczyna ma naprawdę dobrze poukładane w głowie. Słowa Titusa potwierdziły się w 100%. Katarzyna ma naprawdę dobrze poukładane w głowie. W tym roku na scenie Męskiego Grania pojawili się między innymi: śpiewaczka operowa, raper, i rockmani. Każdy zespół, muzyk, artysta przedstawiał inny kawałek muzycznego świata. Mimo tej odmienności, wszystko ze sobą doskonale grało. Muzykowanie rozpoczęło się od koncertu zespołu Sorry Boys, który urzekał magicznym głosem wokalistki, Izy Komoszyńskiej. Zespół jest laureatem nagrody Największa Nadzieja 2009 roku w ramach PAM London Awards. Następnie na scenie pojawiła się Julia Marcell. Dziewczyna, na co dzień mieszka w Niemczech, a swoją debiutancką płytę wydała dzięki pieniądzom zdobytym za pośrednictwem jednego z portali internetowych. Płyta June w 2012 roku została nominowana do Fryderyków, aż w siedmiu kategoriach.

Następnie przyszedł czas na występy starych wyjadaczy: KNŻ, Acid Drinkers i Nosowskiej. Te koncerty przyciągnęły pod scenę najwięcej ludzi. Szkoda, bo to przecież pomieszanie gatunków i występy młodych artystów stanowią podstawę nowego Męskiego Grania. Na ich występy naprawdę warto czekać cały rok. Kropkę nad i postawił Grabek, czyli Wojtek Grabek - multiinstrumentalista, który tworzy muzykę elektroniczną.

Pierwiastek kobiecy w męskim świecie… totalny czad! Zapytaliśmy Julię Marcell jak ona czuje się w tym męskim świecie i jak ocenia nowe Męskie Granie: Julia Marcell: Tak naprawdę nie zastanawiałam się nad tym i chyba niewiele to dla mnie znaczy. Faktycznie dużo się o tym mówi, jednak dla mnie to Męskie Granie było jakąś formułą, która była świetnym pomysłem, w tym roku został on rozszerzony i pchnięty dalej, co moim zdaniem jest jeszcze lepszym pomysłem, bo jest to bardzo odważne. Śledziłaś poprzednie edycje Męskiego Grania? Może nie do końca śledziłam, ale podpatrywałam i faktycznie wtedy było bardzo męsko.

Jak oceniasz współpracę z Katarzyną Nosowską? Fantastycznie. Na tyle, na ile udało mi się ją poznać, jest niesamowicie ciepłą osobą i stwarza poczucie, że cokolwiek się wydarzy - będzie dobrze. Nawet, jeżeli mamy mnóstwo problemów. Na co dzień jestem wielką fanką tego, co ona robi i to jest dla mnie ogromne wyróżnienie, że mogę tu wystąpić i wystąpić z nią na jednej scenie. A czym dla ciebie jest sam koncert Męskiego Grania? Wyzwaniem na pewno, ale też ogromną przyjemnością. Dzieją się tu tak różne rzeczy, tak odlegli od siebie gatunkowo artyści występują na jednej scenie, to nie zdarza się często. Są tu artyści, którzy dopiero zaczynają i tacy, którzy od lat działają. Oczywiście dla mnie jest to dość surrealistyczne przeżycie, stanąć na jednej scenie z kimś, kogo słuchałam, zanim sama zaczęłam pisać, a jednak wszyscy stwarzają tu bardzo rodzinny klimat – jesteśmy tu razem w jednym celu.

1 września w Żywcu odbył się ostatni koncert z tegorocznej trasy festiwalu. W tym roku wystąpiło łącznie około 40 artystów w sześciu miastach, a koncertów słuchało ponad 20 tysięcy osób na żywo i za pośrednictwem Internetu. Organizatorom życzę podwojenia liczby fanów do przyszłego roku i jeszcze większego ognia ze sceny.

ROCK AXXESS

61


polski short nowy nowak jesienią

nowa płyta acid drinkers Jaka będzie nowa płyta Acid Drinkers? Sam jestem jej ciekaw, bo jesteśmy po nagraniach, a przed mixami, więc ostatecznego kształtu to to jeszcze nie ma, - mówi Titus. Wiesz tak naprawdę to nie mam jeszcze wyrobionego zdania na ten temat, to jest po prostu za świeże. Popcorn, tydzień temu powiedział, że słuchał płyty w domu i trochę mu to przypomina Are You a Rebel? Ale ja sam nie umiem powiedzieć, jest i mocno i do przodu. Czasami przyhamujemy, czasami słychać połamane rytmy. Finał płyty jest w stylu Verses of Steel - Blues Beatdown, troche bardziej w rytmie bluesowym. Kiedy Jankiel śpiewa to słychać trochę Ozzy’ego, ja znów jadę po swojemu. Ta płyta jest zdecydowanie bardziej wymieszana niż np. stalowe versety. Premiera krążka La Part Du Diable zapowiadana jest na przełom września i października.

żywy kazik

Nakładem SP Records ukazał się nowy singiel Kazik na Żywo Polska jest ważna. Singiel promuję płytę Bar la Curva/ Plamy na Słońcu. Każdy z członków zespołu nagrał własną wersję piosenki i jak zapewnia Szef SP Records, Sławomir Pietrzak: Każda z wersji jest inna, ma inny charakter, inną wrażliwość, inną energię. Są pozytywnym zaskoczeniem dla mnie i zapewne zaskoczą niejednego ze słuchaczy.

titus w bitwie Jurorem kolejnej edycji programu Bitwa na Głosy został Tomasz Titus Pukacki z Acid Drinkers. Titus będzie oceniał zespoły, które poprowadzą m. in. Beata Kozidrak, Piotr Rubik i Ewa Farna. Titus zasiądzie w ławie sędziowskiej obok Alicji Węgorzewskiej-Whiskerd, Katarzyny Zielińskiej i Wojtka Jagielskiego. Bitwa na Głosy na antenie TVP2 już od września.

zły pies dochodzi do siebie

Z obozu Andrzeja Nowaka same dobre wieści. Pan Andrzej czuje się coraz lepiej i wraca do zdrowia i na scenę. Jednocześnie lider Złych Psów pragnie podziękować wszystkim, którzy oddali krew. Czy wiecie, że dzięki Wam, mediom, które to nagłośniły przez ostatnie kilka dni uratowaliśmy życie Andrzeja i życie kilkunastu osób poszkodowanych w wypadkach komunikacyjnych i innych zdarzeniach? Szpital Wojskowy w Krakowie już dawno nie miał takiego zapasu krwi, jaki ma teraz dzięki Wam!!! Uratowaliście nie tylko Andrzeja. Jesteście wielcy.

62

Bracia Bartosz i Paweł Waglewscy oraz Michał Sobolewski potwierdzili wydanie nowego krążka Kim Nowak. Uczestnicy tegorocznego Coke Live Music Festival, mogli już usłyszeć kilka piosnek z zapowiadanej płyty.

siła i honor kukiza 4 września ukazał się solowy krążek Pawła Kukiza Siła i Honor. Według pierwszych recenzji płyta jest niezwykle mocna i niezależna. Na stronie internetowej artysty można zapoznać się z utworem KGMO, który pochodzi z nowej płyty.

chassis z social distortion Gdańska grupa Chassis ujawniła listę piosenek, które znajdą się na najnowszej płycie grupy Social Disortion. Premiera krążka przewidziana jest na 7 września 2012 roku. Usłyszycie na niej: I Won’t Let You Down, Subordinated, Ktoś, Me Myself & I, Loud & Proud, Healed, Save Me, Wide Eyes Open, Never Give Up, Run & Fight, Soon, Oto Jestem. Chcecie usłyszeć Chassis na żywo? Trasa koncertowa już w październiku!

piotr cugowski w kolorach nadziei 4 października w warszawskiej Sali Kongresowej odbędzie się premiera wyjątkowego spektaklu - Kolory nadziei. Widowisko połączy teatr, taniec, muzykę, wizualizacje, bogatą scenografię i choreografię oraz pozytywne przesłanie - wiarę we własne siły, realizację planów i marzeń, walkę o szczęście i samospełnienie. Do obsady widowiska dołączył wokalista, Piotr Cugowski. Obok niego na scenie Sali Kongresowej zobaczymy: Michała Jelonka, Ryszarda Wolbacha, Kamila Szafrańca z zespołem Sopor, Marcina Kołaczkowskiego, Michała Rudasia, Alternatywny Teatr Tańca Luz i in.



rock fashion

biker lady

gemma teller sons of anarchy

Karolina Karbownik photography: press / promo

F

anom serialu Synowie Anarchii Gemmy Teller przedstawiać nie trzeba. Grana przez Katey Segal postać królowej Charming, żony Claya - przywódcy SAMCRO, jest ostra jak nóż. Wzbudza respekt zarówno kobiet, jak i i mężczyzn. Do perfekcji opanowała umiejętność manipulowania ludzką psychiką. W drobnym, seksownym ciele, pod żelazną skórą, kryje się kochająca matka i żona, która jest pełna uczuć, emocji i rozterek.

Styl Gemmy, chociaż nawiązuje do zachodnioamerykańskich tradycji, nie jest żywcem wyciągnięty z westernów. Nie jest skomplikowany. Momentami nawet prosty i może dość tandetny. Ona jest bikerem! Gemma zawsze dba o to, by w dżinsach i skórze, w otoczeniu mężczyzn z gangu motocyklowego wyglądać kobieco i seksownie. Najczęściej wybiera obcisłe dżinsy, czasem z koralikami czy kryształkami na tylnych kieszeniach. Top zdobiony koronkami lub aplikacjami w stylu boho odsłania jej dekolt, nie raz ukazując bliznę w okolicy serca. Ćwieki, frędzle, krzyże – to elementy absolutnie obowiązkowe.

U Gemmy nigdy nie zobaczysz butów na płaskiej podeszwie! Jak takimi skopać czyjś tyłek? Gemma zawsze nosi wysokie szpilki lub kozaki na cienkim obcasie. Nie zapomina o dodatkach, jak naszyjniki, duże srebrne kolczyki i gustowna torebka. Ma bardzo dopracowany manicure, makijaż i fryzurę z pasemkami blond.

Jeśli jesteś prawdziwą bikerką, musisz mieć tatuaż. Boisz się igły? Pomyśl o tatuażu tymczasowym i jakiś ciuchach czy butach z motywem tatuażu. Nie zapomnij także o oficjalnych serialowych gadżetach. Logo Sons of Anarchy podrasuje Twój wygląd!

I

f you are a fan of Sons of Anarchy there is no need to introduce Gemma Teller to you. The character played by Katey Segal is the queen of Charming, the wife of SAMCRO president – Clay, a badass and tough-as-nails woman. Both, men and women pay her respect. She is an expert in psychological manipulation. In her fierce body hidden under an iron skin, there is a loving wife and mother full of emotions and mixed feelings.

Gemma’s style is Western American, however, not exactly copied from the wild west movies. It isn’t complicated but straight, sophisticated as well as a bit trashy. She’s a biker. Gemma always looks feminine and sexy among men from the motorcycle gang. Most often she wears a leather jacket and perfectly fitted jeans, sometimes with rhinestones on the ass. Her top is always ornamented, a kind of boho style, showing a bit of cleavage and the scar across her heart. Studs, fringe, black lace, crosses – these are absolutely a must-have. Gemma never wears flats! You can’t whoop an ass with these! And she is a 100% woman in stiletto boots and strappy heels. She never forgets about accessories such as necklace, big silver earings and stylish purse. Her manicure is always perfect so is her make up and a hairdo with thick blonde highlights.

If you are a real biker babe, get some ink. Scared of the needle? Think of temporary tats and some clothes or shoes with tattoo-style details. Don’t forget about official SOA accessories. Famous logo will make your look perfect!



jacket Topshop

jacket Topshop

jacket Topshop

jacket Topshop

jacket Topshop

jacket Topshop

jacket And Finally

jacket The Ragged Priest

jacket Topshop

jacket Coco’s Fortune

jacket Goldie


GEMMA HAD this handbag in the 4th season! ACCESSORIES Betsey Johnson ACCESSORIES Claries

jacket New Look jacket New Look

jacket River Island

ACCESSORIES Antibag

TOP Day

ACCESSORIES Fleq.pl

ACCESSORIES New Look

TOP New Look

TOP Byoung

T-shirt Sons of Anarchy

TOP Vilaclothes

TOP Desigual TOP Intimissi TOP Intimissi

photo: materiały prasowe

TOP Intimissi

TOP Harley-Davidson

TOP Tally Weil

ROCK AXXESS

61


BOOTS Zara

BOOTS Zara

PANTS Levi’s

PANTS Levi’s

PANTS Top Shop

PANTS Top Shop

PANTS Top Shop

SHOES Prima Moda BOOTS Zara

BOOTS Prima Moda

BOOTS new Look

BOOTS Prima Moda

bootS Zara BOOTS River Island

BOOTS Burak Uyan ACCESSORIES Harley - Davidson

ACCESSORIES Yes ACCESSORIES Claires ACCESSORIES Delamo

ACCESSORIES New Look

ACCESSORIES Claires ACCESSORIES Yes

ACCESSORIES Me-like ACCESSORIES Ed Hardy

ACCESSORIES Claires

ACCESSORIES Delamo

ACCESSORIES Yes

ACCESSORIES Sons of Anarchy ACCESSORIES Ed Hardy

ACCESSORIES Sons of Anarchy

ACCESSORIES River Island



backstage access

Peter Erixon dopieścić

gitary

Jakub „Bizon” Michalski foto: archiwum prywatne


Koncert. scena, muzycy, show. a za kulisami sztab specjalistów: technicznych, oświetleniowców, akustyków... jeden dwugodzinny występ to tak naprawdę wiele godzin ciężkiej pracy. O tym, co dzieje się przed i po koncercie opowiada Peter Erixon, członek ekipy technicznej gitarzysty Europe - Johna Noruma.

Od jak dawna pracujesz dla Johna Noruma i w jaki sposób dostałeś tę pracę? John i ja mamy wspólnego przyjaciela, Fredrika Åkessona z Opeth. Znamy się od bardzo dawna. Ponieważ John wiedział, że pracowałem z Fredrikiem, spytał mnie po koncercie milenijnym, gdy zespół zdecydował się na ponowne wspólne granie, czy chciałbym pracować dla niego podczas trasy Start from the Dark. Od tamtej pory jestem częścią załogi. Czy praca w branży muzycznej była twoim marzeniem w dzieciństwie, czy może był to całkowity przypadek? Muzyka zawsze była ważna w moim życiu. Jako dzieciak uwielbiałem słuchać tych wszystkich klasycznych hardrockowych płyt. Bardzo wcześnie zainteresowałem się twórczością Black Sabbath, Scorpions i Iron Maiden. Gdy miałem 12 lat interesowały mnie różne zespoły. Czasami niektóre rzeczy po prostu są gdzieś zapisane, tak chyba było w moim przypadku, bo mogę teraz pracować w tej branży. Ale kiedy byłem dzieciakiem, nie myślałem o tym.

Jakie cechy charakteru należy posiadać, by zostać technicznym? Co trzeba umieć i wiedzieć? Gdy jest się w trasie, żyje się w pewnej społeczności. Zespół i ekipa są jak jedna wielka rodzina (przynajmniej jeśli ma się szczęście), więc zdolności komunikacyjne bywają przydatne. Warto być na luzie i oczywiście posiadać pewne zdolności techniczne. Ale nie trzeba umieć grać jak Slash. Ważniejsze, by wiedzieć, jak odpowiednio ustawić wszystko w gitarach, jak je nastroić oraz, być może najważniejsze, wiedzieć jakie są preferencje twojego pracodawcy względem ustawienia gitar i całego sprzętu. Czy doradzasz Johnowi na przykład w kwestii doboru gitar i strun, czy on sam o wszystkim decyduje? On decyduje, ale cały czas rozmawiamy na temat gitar oraz tego, które struny są najlepsze, lub które przystawki najlepiej działają. Czasami podsuwam mu coś do wypróbowania. Kilka lat temu pokazałem mu na przykład efekt delay Mxr Carbon Copy i John wciąż go używa. Do pewnego stopnia

jestem więc w stanie namówić go do spróbowania tego czy tamtego. Można by nazwać to pracą zespołową.

Czy jakieś nowinki techniczne ze świata gitary wywarły na tobie ostatnio wrażenie? Są jakieś gadżety lub nowe rozwiązania, które zwróciły twoją uwagę? Jestem jednym z tych, którzy lubią stare wzmacniacze i gitary, ale myślę, że produkowane obecnie wzmacniacze są po prostu niesamowite, z tymi wszystkimi wbudowanymi efektami typu gate i powersoak Jak wiele dni w roku spędzasz w trasie z muzykami? Staram się nie spędzać zbyt wiele czasu poza domem, bo mam żonę (Annę) i dwójkę dzieci (Movitz, 9 lat i Scott, 5 lat). W tym roku będę w trasie około stu dni, więc nie jest tak źle.

Jak wygląda typowy dzień technicznego w trasie? Wstaję o 10-11, jem śniadanie i biorę prysznic. Sprawdzam salę koncertową oraz rozpiskę godzinową, żeby upewnić się, o której mamy rozładunek sprzętu. Po nim robimy próbę dźwięku. Przechadzam się po okolicy, a gdy wrócę ustawiam wzmacniacze, zmieniam struny w niektórych gitarach, czasami naprawiam coś, co sprawiało problemy dzień wcześniej. Potem mamy próbę z zespołem. Przed koncertem zazwyczaj jest kilka godzin wolnego i czas na obiad. Czasami idę gdzieś na spacer lub po prostu włóczę się po okolicy. Potem mamy koncert, a po nim pakujemy wszystko, pijemy piwo i jedziemy do następnego miasta! Jakie są najczęstsze zniszczenia sprzętu po każdej trasie? Ogólne zużycie różnych elementów gitar. Czasami trzeba wymienić progi lub elektronikę. Trzeba także zwrócić uwagę na stan efektów i posprawdzać wszystkie kable. Czy jest taka gitara, która zawsze stwarza problemy w trasie? Większość gitar jest dopieszczona w momencie wyjazdu w


trasę, lecz czasami jakiś instrument nie chce współpracować i sprawia kłopoty, zupełnie jak ludzie! Ale taki już ich urok. To materiały organiczne i zazwyczaj w końcu udaje się doprowadzić wszystko do porządku. Czy po tylu latach pracy z Europe, gdyby w ostatniej chwili okazało się, że John nie może zagrać koncertu, byłbyś w stanie wejść zamiast niego na scenę? O nie, nie jestem aż tak dobrym gitarzystą. Nie widzę siebie jako gitarzysty.

A którzy gitarzyści są twoimi idolami? Chciałbym tu wspomnieć Yngwie’ego J. Malmsteena za jego szybkość i solówki, Tony’ego Iommiego za riffy oraz Uliego Jona Rotha za styl. Także Michaela Schenkera, Gary’ego Moore’a, Erica Claptona, Scotta Gorhama, Jimmy’ego Page’a, Briana Robertsona i wielu innych.

Podróżujesz z zespołem po całym świecie. Masz czas na zwiedzanie miejsc, w których gra Europe? Jeśli tak, jakie miejsca szczególnie zapadły ci w pamięć? Czasami zdarzają się dni, kiedy można trochę pozwiedzać i zobaczyć to i owo. Tokio jest dla mnie szczególnym miejscem, gdyż jest zupełnie inne od miast w Europie i Stanach. Ale mała miejscowość gdzieś w Europie może być równie atrakcyjna.

72

Czy pracujesz jeszcze z kimś oprócz Johna? Europe i John zajmują większość mojego czasu, ale pracuję też z legendami doom metalu, Candlemass. To świetna sprawa. Pracowałem też trochę ze wspomnianym Fredrikiem Åkessonem z Opeth oraz między innymi z zespołami Evergrey, Arch Enemy, Entombed.

Gdybyś miał przekonać kogoś, komu zaoferowano posadę technicznego u znanego muzyka, do przyjęcia tej pracy, jakich użyłbyś argumentów? Co jest najlepszego w twojej pracy? Podoba mi się to, że jestem częścią show, mimo że publiczność mnie nie widzi. Każdy koncert to solidny skok adrenaliny. Można też zwiedzić kawał świata, przebywać z przyjaciółmi, próbować mnóstwa marek piwa. Poznaję nowych ludzi i jestem częścią czegoś, czego wszyscy potrzebują i co sprawia ludziom radość – muzyki. Czy John pozwala ci grać na swoich gitarach, czy może jest jednym z tych muzyków, którzy traktują instrumenty jak świętość i nie pozwalają nawet zbliżać się do nich, jeśli nie jest to konieczne? John jest dość wybredny jeśli chodzi o gitary i nie jest zachwycony, gdy ludzie dotykają ich bez pozwolenia. Ale do mnie ma zaufanie, więc mogę grać na nich kiedy tylko chcę.


Peter Erixon wired for sound

Jakub „Bizon” Michalski photography: Peter’s private archives

Concert. stage, musicians and show. not everyone realizes that behind the show there’s a bunch of professionals, technicians, soundmen, lightsmen... - Every show requires several hours spent on preparing the stage, the instruments and the PA system. about work behind the scenes speaks Peter Erixon - John Norum’s guitar tech.


For how long have you been working for John Norum and how did you get this job? John and I have a mutual friend in Opeth’s guitar player Fredrik Åkesson and we go way back. Since John knew I had been working with Fredrik earlier, he asked me before the reunion of Europe, after the millennium gig, if I wanted to work with him during the Start From the Dark tour and I am still onboard the spaceship! Was working in the music business your childhood dream or did it happen by accident? Music has always been an important part of my life. As a kid I loved listening to all the classic hard rock albums. I was early into Black Sabbath, Scorpions and Iron Maiden. When I was maybe 12 years old, all kinds of bands got my attention. I think sometimes things are meant to be, and I think that this is what happened in my case, working professionally with music on tour. I didn’t think about it when I was a kid.

What kind of person do you have to be to become a guitar tech? What things do you have to know and be able do to? When you are on tour, you live really close to each other. Both the band and crew are together like one big family (at least if you are lucky), so it will help if you are a person with some social skills, easy-going and have some technical skills. It is not necessary to be able to play like Slash, for example. It is more important to know how to set up the guitar, how to tune the guitar and maybe most importantly, learn what way the guitar player you are working for wants his guitar and gear to be and feel like. Do you also help John in advising him in technical issues,

66

such as the choice of guitars or strings or is it completely up to him? It is pretty much up to him, but we talk all the time about the guitars, what strings work good or which pick ups are better, and sometimes I present something I want him to try out. For example, I brought him the Mxr Carbon Copy delay a few years ago and it is still the delay we use. So up to a certain point I might be able to convince him to use this or that. I guess you could call it teamwork! Was there anything that made a big impression on you in the field of guitars recently? Any new technical solutions or new gadgets that you find intresting? I am one of those guys who like vintage amps and guitars and so on, but I think new amps today are just amazing with built-in gate and powersoak, for example.

How many days a year do you spend on tour with the musicians? I try not to be away from home too much since I have a wife (Anna) and two kids (Movitz 9 and Scott 5). This year I think I will be away from home maybe 100 days, so it is not that bad. How does a typical day of a guitar tech on the road look like? I wake up maybe around 10-11, have some breakfast and a shower. I check out the venue, look at the day sheet to find out about load in, then soundcheck. I take a walk in the neighborhood and then get back, set up all the amps, change strings on some guitars, maybe fix something that caused problems the night before. Soundcheck with the band. Maybe a few hours off before the show, time for dinner. Sometimes I take a stroll or just hang out. Then showtime and after that we pack up all


the stuff, drink beer and roll to the next town!

What is the most common damage to the equipment after every tour? I would say common tear and wear on the guitars. Sometimes it’s time for a new fret job or some hardware that needs to be replaced but also maybe a change or maintenance of guitar fx (wah, chorus, delay) and also checking all cables. Is there any particular guitar from those that John owns, which always causes trouble on tour? Most of the guitars will be top notch when we leave for a tour, but sometimes a guitar can be a troublemaker and cause all kinds of drama, just like a real person! But it has its charm, it is organic material and in the end we sort it out. After years of working with Europe, would you be able to go on stage and play the whole show with them if it turned out last minute that John is not able to play? No, I am not that good of a guitar player and I don’t see myself as a guitarist.

Which guitar players do you consider your idols or your biggest influences? Here I would like to mention Yngwie J. Malmsteen for his speed and solos. Tony Iommi for his riffs. Uli Jon Roth for his style. And of course Michael Schenker, Gary Moore, Eric Clapton, Scott Gorham, Jimmy Page, Brian Robertson and a bunch more.

Do you work with any other guitar player apart from John? Or maybe you did before you started working with him? Europe and John take most of my time, but I also work with the doom legends Candlemass which I think is a lot of fun! I have worked a bit also with Fredrik Åkesson from Opeth and with bands like Evergrey, Arch Enemy, Entombed, etc.

If you were to convince someone who was offered a job as a well-known musician’s guitar tech to take this job, what would you tell that person? What are the best things about what you do? I like the fact that you are a part of the show even tough you are invisible to the audience. It is an adrenaline rush every show. And you get to see the world, hang out with friends, try lots of different beers. I meet new people and am a part of something that makes people happy and that everybody needs: music.

Does John allow you to play his guitars or is he one of those musicians that treat their instruments like sanctity and don’t want anyone to even come near them if it’s not necessary? John is picky with his guitars and he doesn’t like when people touch them without permission. But I am well trusted and I can play his guitars as much as I like!

photo: 123rf.com

You travel round the world with the band. Do you have any time to sightsee the places that the band is playing in? If so, what are the places that you remember parti-

cularly? There are days here and there that you are able to go sightseeing and check out stuff. Tokyo will always be special to me since it is so different from both Europe and the USA. But a small village somewhere in Europe can be equally interesting and enjoyable.

ROCK AXXESS

45 67


Jakub „Bizon” Michalski foto: materiały prasowe

hity znacie... digging the rock

QUEEN


Queen to zespół, o którym słyszał każdy fan muzyki rockowej, a także jedna z nielicznych grup, której nazwę zna niemal każdy fan muzyki na świecie. Zespół kojarzony jest głównie z wielkimi stadionowymi hitami i poprockową stylistyką, która dominowała w jego twórczości w latach 80. Nie wszyscy wiedzą, że w latach 70. Queen byli pionierami w łączeniu odległych od siebie gatunków muzycznych oraz tworzeniu nowych. We wkładkach do pierwszych albumów londyńskiej czwórki przeczytać możemy informację, że podczas nagrań nie użyto syntezatorów. To właśnie one stanowią linię podziału dyskografii Queen w tym artykule.

and nobody played synthesizer! Queen (1973) 8/10 Zespół wystartował niezwykle odważnie płytą, która łączyła w sobie rasową hardrockową jazdę z folk rockiem, a nawet śladami art rocka. Już na debiucie słychać najważniejsze charakterystyczne cechy twórczości Queen – mistrzowskie połączenie brzmienia unikatowej gitary Briana Maya oraz fortepianu, za którym zasiadał zazwyczaj Freddie Mercury, a także perfekcyjne chórki, nagrywane na wielu ścieżkach taśmy przez Mercury’ego, Maya oraz Rogera Taylora. Niestety krążek powstawał tak długo, że w chwili wydania muzyka zawarta na nim nie była już w żaden sposób nowatorska. Album ten jednak to solidna dawka rockowej wirtuozerii, a utwory takie jak My Fairy King czy Liar zachwycają nie tylko wykonaniem, ale i aranżacjami oraz mistrzostwem w wykorzystaniu dostępnych wówczas cudów techniki studyjnej. Fanów klasycznego hardrockowego grania powinien zainteresować utwór Son and Daughter, którego riff mógłby równie dobrze zdobić jeden z wczesnych albumów Black Sabbath. Ukrytym skarbem jest tu jednak pozostałość po zespole Smile, w którym grali May i Taylor – kompozycja Doing All Right, która od delikatności i subtelności w ułamku sekundy przechodzi do niemal metalowego ognia.

Queen II (1974) 10/10

Druga płyta Queen nie zdobyła uznania krytyków z poczytnych magazynów muzycznych. Wydaje się, że dziennikarze w połowie lat 70. nie byli gotowi na tego typu muzykę. Jednak fani zespołu nie podzielają tej opinii uznając Queen II za najlepszą lub jedną z najlepszych płyt w dorobku zespołu. Styl znany z debiutu został tu udoskonalony, a muzycy przeszli samych siebie w liczbie studyjnych nakładek i skomplikowanych, wielowątkowych kompozycji. Niecodzienny jest też podział płyty. Zamiast stron A i B na oryginalnym winylu mamy stronę białą, na której dominują utwory autorstwa Briana Maya, oraz stronę czarną, na której rządzi

Freddie Mercury. Niewątpliwie najciekawszą kompozycją na tej pierwszej jest ballada White Queen, napisana przez Maya jeszcze przed powstaniem zespołu. Warto odszukać trudne do zdobycia nagrania z sesji BBC. Tam utwór ten lśni najjaśniejszym blaskiem, ozdobiony fortepianowym solo Mercury’ego. Strona czarna to około dwudziestu minut rockowego szaleństwa. Począwszy od metalowego Ogre Battle przez zwariowaną suitę składającą się z czterech kolejnych, połączonych ze sobą utworów - The Fairy Feller’s Master-Stroke, Nevermore, The March of the Black Queen i Funny How Love Is - po wieńczącą album singlową kompozycję Seven Seas of Rhye. Ta płyta nie ma słabych punktów. Jeśli chcecie dowiedzieć się, co to jest styl Queen, lepszego przykładu od II wybrać się nie da.

Sheer Heart Attack (1974) 9/10

Tempo, w jakim pracował zespół w początkach swojego istnienia, było ekspresowe. Ledwie pół roku po premierze II na rynku pojawił się album Sheer Heart Attack, nazwany tak od utworu, który... nie wszedł na płytę. W szybkim wydaniu albumu nie przeszkodziła nawet choroba Briana Maya, który nabawił się najpierw zapalenia wątroby, a następnie choroby wrzodowej. Twardy gitarzysta pracował nawet wtedy, gdy był przykuty do szpitalnego łóżka. Sheer Heart Attack to płyta jeszcze bardziej zróżnicowana niż jej poprzedniczki. Mamy tu protothrashowy kawałek Stone Cold Crazy, który po latach nagrała ponownie Metallica, fortepianową miniaturkę w postaci Dear Friends, flirt z country w piosence Misfire oraz pierwszy rockowy hymn w dorobku zespołu - In the Lap of the Gods... Revisited. Prawdziwą ozdobą tego krążka są cztery utwory z pierwszej strony winylowego wydania. Killer Queen to pierwszy hit w dorobku zespołu, idealnie streszczający w czasie trzech minut wczesny styl grupy. Po nim zaś słyszymy trylogię Tenement Funster / Flick of the Wrist / Lily of the Valley. Każdy z tych połączonych ze sobą utworów utrzymany jest w innym muzycznym klimacie, wszystkie jednak cechuje

ROCK AXXESS

77


wirtuozeria oraz niezwykła dbałość o szczegóły aranżacyjne. Co ciekawe, tryptyk ten został po latach nagrany przez zespół Dream Theater, co też mówi dość sporo o tym, jak wiele dla muzyki progresywnej znaczą pierwsze płyty Queen.

A Night at the Opera (1975) 10/10

To od tej płyty tak naprawdę rozpoczęła się wielka kariera zespołu. Nie ma chyba na świecie takiego fana muzyki rockowej, który nie rozpoznałby Bohemian Rhapsody. Pozostałe kompozycje niestety skazane były na pozostanie w cieniu jednego z najbardziej znanych utworów w historii muzyki rockowej. Nie oznacza to jednak, że grają tu jedynie rolę wypełniaczy. Już otwierający płytę Death on Two Legs – czyli wyśpiewane wściekle przesłanie do niezbyt uczciwego byłego menedżera – zapowiada, że będziemy mieli do czynienia z wielkim dziełem. Wrażenie to podtrzymują kolejne kompozycje, a niemal każda z nich utrzymana jest w innym klimacie. Mamy tu nawiązania do muzyki przedwojennej w Lazing on a Sunday Afternoon i Seaside Rendezvous, znakomitą imitację orkiestry jazzowej, nagraną przez Briana Maya jedynie za pomocą jego unikalnej, ręcznie robionej gitary (nazywanej Red Special), w utworze Good Company, nawiązanie do twórczości T. Rex czy wczesnego Bowie’ego w Sweet Lady oraz kosmiczne country w postaci 39. Najlepsze wrażenie robią jednak, obok wspomnianego Death on Two Legs, śpiewany przez Rogera Taylora numer I’m in Love with My Car oraz The Prophet’s Song, która obok cudownej partii koto zawiera także niezwykle skomplikowaną wielogłosową partię wokalną. Piękna, choć nieco przesłodzona w wersji studyjnej, ballada Love of My Life w takim sąsiedztwie prezentuje się dość blado, choć większość zespołów marzy o tym, by mieć w dorobku choć jeden utwór tak dobry, jak ta najsłabsza kompozycja z A Night at the Opera.

A Day at the Races (1976) 9/10

Druga z płyt, które nazwano od tytułów filmów braci Marx. A Day at the Races to siostra poprzedniczki także pod względem muzycznym. Skomplikowane aranżacje takich utworów jak The Millionaire Waltz i Good Old-Fashioned Lover Boy natychmiast przywodzą na myśl kompozycje z A Night at the Opera, a także Queen II. Ten pierwszy utwór przenosi nas niemal kilkaset lat wstecz, na wystawne królewskie bale. Muzyka, którą serwuje nam tu zespół, wykracza już daleko poza ramy hard rocka. Można powiedzieć, że to nowoczesna forma muzyki klasycznej. Ale i hardrockowy element na Wyścigach znajdziemy, choćby w Tie Your Mother Down czy w jednym z najcięższych utworów Queen, White Man, opowiadającym o prześladowaniach, które spotkały rdzenną ludność Ameryki ze strony białych kolonizatorów. Jednym z najjaśniejszych momentów tego krążka jest piękna ballada fortepianowa Mercury’ego You Take My Breath Away, w której wokalista wspiął się na absolutne wyżyny wokalne i interpretatorskie, śpiewając z pozoru banalny tekst tak niesamowicie, że każdy słuchacz może poczuć, że jest jedynym adresatem tych słów. Tym, co sprawia, że płyta ta stoi nieco niżej od poprzedniczki, jest kilka wypełniaczy. Teo Torriatte jest niewątpliwie ciekawostką, gdyż część tekstu śpiewana jest po japońsku, jednak kompozycja ta nie dorównuje wspomnianym wcześniej utworom. Płyta mogłaby też obyć się bez śpiewanej przez Briana Maya piosenki Long Away.

78


News of the World (1977) 7/10 Tak jak A Night at the Opera dla większości słuchaczy będzie zawsze płytą, na której jest Bohemian Rhapsody i jakieś inne kawałki, tak News of the World skazana jest na to, że ludzie kojarzyć ją będą głównie z dwoma pierwszymi utworami We Will Rock You i We Are the Champions. Tak – to właśnie tutaj mamy obok siebie dwa największe hymny sportowe wszech czasów. Tak – oprócz nich na płycie jest jeszcze dużo innych kompozycji. Tak – całkiem sporo z nich jest od wspomnianej dwójki lepszych. Przykłady? Napisana przez Johna Deacona chwytliwa ballada Spread Your Wings oraz psychodeliczna improwizacja Get Down Make Love, której całe przesłanie zawiera się w tytule. Największą ozdobą płyty są dwie kompozycje zamykające album: klimatyczna fortepianowa ballada My Melancholy Blues, która kojarzyć może się z zadymionymi klubami okresu międzywojennego, oraz It’s Late, znakomity wielowątkowy utwór rockowy, w którym Brian May popisuje się tappingiem. Przypomnijmy, że mamy rok 1977 i nazwisko Van Halen nie jest jeszcze szeroko znane rockowej publiczności. Dlaczego więc News of the World nie dorównuje żadnej z wcześniejszych płyt? Zespół zmienił nieco swoje brzmienie, zrezygnował z wielu ozdobników i nakładek, które były charakterystyczne dla wcześniejszej jego twórczości. Niektóre utwory, jak Fight from the Inside czy Who Needs You – mimo swojego niezaprzeczalnego uroku, po prostu nie mogą się równać ze starszymi kompozycjami. Trzeba jednak oddać grupie, że miała trochę pecha. Napisany w 1974 roku Sheer Heart Attack wyprzedzał nastanie punk rocka o dobre dwa lata, jednak wydany dopiero trzy lata później sprawiał wrażenie, że zespół próbuje dopasować się do obowiązującej mody.

Jazz (1978) 7/10

Znacie jakąś inną płytę rockową, która rozpoczyna się od czegoś w rodzaju arabskiego nawoływania wiernych do modłów? Pewnie niewielu zdobyłoby się na taki zabieg. Zespół Queen w latach 70. nie bał się jednak niczego, nawet jeśli nikt wcześniej tego nie próbował. Rozpoczynający płytę utwór Mustapha to niezwykle intrygujące dzieło inspirowane nieco muzyką państw arabskich. Niezwykłe w muzyce rockowej nawiązania to zapewne pomysł Freddie’ego Mercury’ego, który wychowywał się na afrykańskiej wyspie Zanzibar oraz w Indiach. Największą wadą tego albumu jest to, że obok znakomitych utworów, takich jak Fat Bottomed Girls, ultraszybkie Dead on Time czy nawiązujące ponownie do zadymionych knajp z dawnych lat Dreamer’s Ball, mamy tu kompozycje średnio udane, które w twórczości zespołu skazane są na rolę wypełniaczy, a czterdziestopięciominutowa płyta takich wypełniaczy zbyt dużo mieć nie powinna. Nawet spora część fanów miałaby chyba problem, żeby z miejsca przypomnieć sobie cokolwiek poza refrenem z If You Can’t Beat Them i In Only Seven Days. Na Jazz mamy pierwsze zwiastuny muzyki funk, która pojawi się w dużo większym stopniu na kolejnej płycie. Fun It to jednak dość wczesne stadium obcowania muzyków Queen z funkiem, stąd też utwór ciężko zaliczyć do najbardziej udanych w historii zespołu. Warto zwrócić uwagę na zamykający album More of That Jazz śpiewany przez Rogera Taylora. Potężny riff gitarowy z tego numeru prawdopodobnie bardzo podobał się muzykom Metalliki, bo jego nieco szybszą wersję wykorzystali kilka lat później w utworze Master of Puppets.


when the machines take over, there ain’t no place for... rock n’ roll

The Game (1980) 6/10 Zespół, który szczycił się na swoich pierwszych albumach tym, że nie korzystał z syntezatorów, obrał zupełnie niespodziewany kierunek. Właśnie syntezatory, w dodatku niezbyt przyjemne dla ucha, rozpoczynają The Game. Grupa zrezygnowała z wielu charakterystycznych cech swojej wcześniejszej twórczości. Znacznie ograniczono harmonie wokalne, partie gitar zaczęto zastępować od czasu do czasu elektroniką, a Rogera Taylora w niektórych kompozycjach wyręczał automat perkusyjny. Na domiar złego, swoje trzy grosze wtrącił nowy producent współpracujący z zespołem – Mack. Efektem jest płyta, która po ponad trzydziestu latach brzmi niezwykle archaicznie. Zabawy z najnowszymi zdobyczami techniki zaowocowały tym, że większy nacisk niż na dobre kompozycje położono tu na brzmieniowe eksperymenty, które nie wytrzymują próby czasu. Nie znaczy to jednak, że płyta jest całkiem do niczego. Obok znanych hitów Another One Bites the Dust i Crazy Little Thing Called Love mamy tu przecież bardzo udany utwór Save Me, nawiązujący brzmieniowo do dawnych kompozycji, oraz być może najlepszy z utworów śpiewanych przez Briana Maya na płytach Queen – Sail Away Sweet Sister. Ciężko jednak przetrawić Don’t Try Suicide, posiadające niezły potencjał, lecz spłaszczone przez produkcję Rock It (Prime Jive) oraz Coming Soon, które jest mocnym kandydatem do miana najsłabszego utworu Queen.

Hot Space (1982) 5/10

Omawiając płyty studyjne Queen celowo pominąłem album Flash Gordon. Po części z litości, po części zaś dlatego, że ścieżka dźwiękowa do filmu nie powinna być oceniana w tych samych kategoriach, co pełnoprawne płyty studyjne. Po The Game przechodzimy zatem do Hot Space. Jeśli fani byli zaskoczeni lub zniesmaczeni kierunkiem, jaki zespół obrał na The Game, to kolejna płyta musiała być prawdziwym szokiem. Zespół posunął się jeszcze dalej w użyciu syntezatorów i stworzył album, który w zamyśle miał być połączeniem rocka i muzyki tanecznej. Niestety tej drugiej mamy tu znacznie więcej. Hot Space miała potencjał, o czym świadczyła trasa promująca krążek. Utwory z tej płyty brzmiały na żywo tak, jak brzmieć powinny w studio. Wirtuozerskie wykonania Staying Power czy przesiąkniętego klimatem czarnej muzyki Back Chat były ozdobą koncertów Queen w 1982 roku. Niestety, na płycie obie kompozycje brzmią po prostu nieatrakcyjnie, w czym olbrzymia zasługa ponownie kiepskiej produkcji oraz zastępowania żywych instrumentów bezdusznymi maszynami. Próba nagrania hardrockowej kompozycji Put Out the Fire też skończyła się klęską. Na co warto zwrócić uwagę? Na przykład na urokliwą piosenkę Cool Cat, utrzymaną w funkypopowej stylistyce, w której wszystkie partie instrumentalne wykonał John Deacon. Nie każdy jednak będzie w stanie znieść falset Mercury’ego. Dużo łatwiejsza w odbiorze i ratująca ten album przed całkowitym zapomnieniem jest nagrana z Davidem Bowie’em kompozycja Under Pressure. Aż chciałoby się powiedzieć, że zbyt dobra na Hot Space...

80


The Works (1984) 4/10 Czy tak zasłużony zespół może upaść jeszcze niżej, niż na Hot Space? Jak się okazuje, może! Lata 80. nie oszczędzaływielu wykonawców. Queen jest tego przykładem. Obok kiepskiego brzmienia, mamy tu dalsze brnięcie w syntezatorowy pop rock. Owszem, utwory takie jak Radio Ga Ga czy I Want to Break Free porywały tłumy na koncertach, jednak ciężko uwierzyć, że nagrał je zespół odpowiedzialny za takie dzieła, jak The March of the Black Queen czy ograne do bólu Bohemian Rhapsody. W tym średnio udanym i kiepsko brzmiącym zestawie pozytywnie wyróżnia się ballada It’s a Hard Life, której wstęp inspirowany jest operą Pajace Ruggiera Leoncavalla oraz kompozycja Machines (Or ‚Back to Humans’) poruszająca problem odczłowieczenia w świecie zdominowanym przez maszyny. Autoironia? Spory potencjał miała singlowa kompozycja Hammer to Fall, jednak ta brzmi dobrze jedynie w wersji Headbanger’s Mix, dostępnej na winylowym singlu oraz na nowych wydaniach płyty. Szkoda, że zabrakło na The Works miejsca na udaną rockową piosenkę I Go Crazy, która sprawdziłaby się tutaj znacznie lepiej, niż kiepski hardrockowy numer Tear It Up. Płyta miała szansę brzmieć całkiem nieźle, ale wykorzystywanie w nagraniach automatu perkusyjnego i zastępowanie solówek gitarowych syntezatorami, gdy ma się w zespole tak wybitnych muzyków, jak Taylor i May, jest nie tylko grzechem, ale także muzyczną zbrodnią.

A Kind of Magic (1986) 4/10

Wspomniana wcześniej, choć pominięta w tym artykule, pierwsza próba nagrania przez Queen muzyki do filmu udała się, powiedzmy to sobie szczerze, dość średnio. Zespół nie dawał za wygraną i podszedł do zagadnienia ponownie. Większość płyty A Kind of Magic towarzyszyła filmowi Nieśmiertelny. Niestety, zespół nie był konsekwentny. Na albumie znalazło się bowiem także kilka utworów nie mających z tym obrazem nic wspólnego, przez co całość cierpi na brak spójności. Wczesne płyty Queen były dziełami, na których każdy utwór miał swoje określone miejsce. Czy ktoś potrafi słuchać A Night at the Opera lub Queen II z funkcją losowego wybierania utworów? Raczej nie. A Kind of Magic niestety brzmi jak zbiór przypadkowych piosenek, co jest jej chyba największą, choć nie jedyną. Obok znakomitych singlowych utworów One Vision, Who Wants to Live Forever i wykorzystanego w czołówce serialu opartego na filmie Nieśmiertelny Princes of the Universe (w końcu udana próba nagrania czegoś cięższego!), mamy tu takie wpadki, jak koszmarny dyskotekowy Pain Is So Close to Pleasure (zaiste...), banalny do bólu Friends Will Be Friends (wykorzystany w Polsce kilkanaście lat temu w reklamach pewnej znanej marki piwa) oraz zwyczajnie nieciekawy Don’t Lose Your Head. Płytę, obok wspomnianych singli, ratuje krótki fragment Gimme the Prize, w którym Brian May imituje za pomocą swojej gitary brzmienie szkockich dud (a jednak da się bez syntezatora...) oraz dodana do późniejszych wydań piękna fortepianowa kompozycja Forever – instrumentalne cudo wykorzystujące motywy z utworu Who Wants to Live Forever.


The Miracle (1989) 6/10 Klasyk śpiewał, że nie ma takiej rury na świecie, której nie można odetkać. Idealnie pasuje to do twórczości Queen w latach 80. Po trzech, mówiąc delikatnie, mało udanych płytach, zespół przynajmniej częściowo wrócił do formy na The Miracle. Poprawiło się brzmienie dzięki zmianie producenta (choć, jak to bywa z płytami z końca lat 80., brzmienie The Miracle jest zbyt sterylne i wypolerowane), do łask wróciły też soczyste gitary i solidne rockowe łojenie. Niestety, tylko w niektórych utworach. Do takich należą na pewno Was It All Worth It – jedna z najbardziej niedocenianych kompozycji w historii grupy – oraz singlowy I Want It All z jedną z najlepszych solówek, jakie wyszły spod palców Maya. Nie można przeoczyć posiadającego świetny klimat Scandal, które traktuje o żądnych sensacji tabloidach (23 lata później temat ten jest aktualny jak nigdy wcześniej...), całkiem przyjemnego hardrockowego Khashoggi’s Ship (mocny kandydat w kategorii Najmniej znany utwór Queen) oraz kolejnego singla – Breakthru, do którego nakręcono jeden z najbardziej znanych teledysków w historii grupy, przedstawiający muzyków grających na rozpędzonym pociągu. Jednak średnio udane eksperymenty z muzyką kalipso (Rain Must Fall) i czarnymi rytmami (My Baby Does Me) oraz absolutnie koszmarny utwór otwierający płytę (Party) sprawiają, że The Miracle zdecydowanie ustępuje wszystkim dziełom grupy z lat 70.

Innuendo (1991) 7/10

Innuendo to dowód na to, że nic tak nie scala zespołu, jak poważne kłopoty i tragedie. Wobec śmiertelnej choroby wokalisty, grupa po raz ostatni zamknęła się razem w studio i nagrała swój najlepszy od ponad dekady materiał. Nie, zespół nie zrezygnował z syntezatorów, jednak te stanowią tu tło dla żywych instrumentów i rzadko wychodzą na pierwszy plan. A nawet, gdy tak się dzieje, efekty są zaskakująco udane, jak w przypadku zwariowanego I’m Going Slightly Mad. Umierający wokalista wspiął się podczas sesji nagraniowych na wyżyny swoich możliwości. Słychać to zwłaszcza w napisanym przez Briana Maya (a nie, jak sądzi wielu, przez Freddiego) The Show Must Go On. Innuendo jest jednak najciekawsze wtedy, kiedy na pierwszy plan wychodzi właśnie kudłaty gitarzysta. Tak jest w utworze tytułowym, który można śmiało stawiać obok najgenialniejszych kompozycji, które zespół popełnił we wczesnym okresie swojego istnienia oraz w ostatnim singlu wydanym za życia Freddie’ego – These Are the Days of Our Lives. Czy jest ktoś, kto nie miał ciarek na całym ciele słuchając tej genialnej solówki, kończącej się jeszcze, gdy wokalista po raz ostatni wyśpiewuje refren? Prawdziwym klejnotem tej płyty jest jednak, nomen omen, Bijou – miniaturka poprzedzająca The Show Must Go On. Znakomity podkład klawiszowy uzupełnia tu piękną partię gitary Briana Maya, która niemal wyśpiewuje melodię, nim do głosu, zaledwie na kilka chwil, dochodzi Mercury. Czy naprawdę trzeba było czekać ponad dekadę, żeby zespół wzniósł się znów na tak wysoki poziom?

Made in Heaven (1995) 6/10

Ciężko traktować krążek Made in Heaven jako pełnoprawne wydawnictwo studyjne Queen. Po śmierci wokalisty, trzej żyjący muzycy zespołu weszli do studia i z pomocą producenta Davida Richardsa wyczarowali album, na którym zna-

lazły się nagrane na nowo kompozycje z solowych płyt Mercury’ego i Taylora, odrzuty z sesji do poprzednich albumów oraz niedokończone wcześniej dema. Zapowiadano, że w archiwach znajduje się jeszcze sporo niewydanego materiału, zarejestrowanego podczas ostatnich sesji z Freddie’em. Prawda jest jednak taka, że na Made in Heaven mamy zaledwie trzy nowe kompozycje – A Winter’s Tale, Mother Love i You Don’t Fool Me – a właściwie dwie i pół, gdyż ta ostatnia sprowadzała się w zasadzie do kilku niepowiązanych ze sobą fragmentów wokalnych, a kształtu nabrała dopiero za sprawą studyjnej magii producenta. Nietrudno wzruszyć się słuchając tej płyty, kiedy jednak odrzucimy na bok emocje i spojrzymy, co dokładnie znalazło się na Made in Heaven, okazuje się, że jest to płyta dość przeciętna, a jej większość stanowią kompozycje, które były zbyt słabe, by wejść na mało przecież udane płyty Queen z lat 80. Trzy wspomniane nowości stanowią niewątpliwą ozdobę tego krążka i to nie tylko dlatego, że właśnie w nich słyszymy ostatnie partie wokalne, zarejestrowane przez wokalistę Queen. To po prostu znakomite, świetnie wyprodukowane kawałki, w których słychać, jak wiele potencjału było jeszcze w tym zespole. Co jakiś czas pojawiały się plotki, że tego typu płyt będzie więcej. Archiwa Queen kryją wiele perełek, które dostępne są jedynie dla wybranych. Niestety, panowie May i Taylor w ostatnich latach lubują się w wydawaniu kolejnych zupełnie niepotrzebnych składanek i reedycji, ignorując prośby najwierniejszych fanów o kolejne płyty z nieznanymi wcześniej utworami.


rock shot

a kind of

MAGIC Karolina Karbownik

Ingredients

1-1/3 oz vodka 2/3 oz blueberry liqueur Garnish: lemon peel, blueberries, violet

Wymieszać wszystkie składniki w shakerze. Przelać do schłodzonego kieliszka. Ozdobić jagodami, kwiatkami i skórką z cytryny. Poczuć magię.

Shake all ingredients with ice in a cocktail shaker. Strain into a chilled glass. Garnish with a few blueberries, a lemon peel and a violet. Feel a kind of magic.

Przygotowanie

Preparation

photo: www.123rf.com

Składniki

1i1/3 porcji wódki 2/3 porcji likieru z jagód kostki lodu dekoracje: skórka z cytryny, jagody, fiołki


dark access

bestia okrucieństwo

& cradle of filth

Leszek Mokijewski foto: materiały prasowe

74


She feared the light So when She fell like a sinner to vice Under austere, puritanical rule She sacrificed... Słyszysz ten złowieszczy dźwięk? Narasta niczym przyspieszone bicie serca konającego w agonii ciała. Idąc przez zamkowe korytarze słychać go coraz głośniej. Gdy zbliżasz się do wieży, czuć zapach krwi. To tam skonała ona. Elżbieta Bathory - krwawa hrabina. To o niej ta historia. Do głosu dochodzą gitary wraz z opętańczą perkusją nadają rytm. Wysoki pisk Daniego Filtha rozpoczyna tragiczną historię, spisaną krwią niewinnych.

Elżbieto, gdzie podział się twój blask? Lśniłaś niegdyś niczym diament wśród ciemnej nocy. Dziś twój cień zwiastuje zgubę i niepokój wśród niewolników. Chciałaś oszukać czas, zatrzymać młodość w swym wiotkim ciele. Zgubna kropla krwi, która skropiła Twój nadgarstek… to za jej złudną moc oddałaś duszę. Gitary nie ustają w swym biegu. Dani Filth skrzeczącym growlem rozchyla całun historii.

Nights came tralling ghost concertos Heartstrings a score of skeletal reaper bows Playing torture chamber music allegretto Conducting over throes trashed to crescendo...

Elżbieto pragnęłaś miłości, a teraz kryjesz się w mroku? Twe łoże skąpane jest krwią niewinnych dziewic. Jak długo będziesz skrywać tą straszną tajemnice przesiąkniętą płaczem i krzykiem bezbronnych istot? W katakumbach swego zamczyska chowasz się przed słonecznym blaskiem. Noc jest dla Ciebie pełna rozkoszy, w niej szukasz ukojenia. Spijasz nektar życia w wampirycznym amoku. O piękna hrabino, ile to jeszcze kąpieli w czerwieni potrzeba byś zrozumiała piętno czasu? Słyszysz te krzyki? Idą po Ciebie! Zrozpaczone matki i wściekli ojcowie pragną Twej śmierci. Giń bluźniercza czarownico, skąpana w dziewiczej krwi swych ofiar!

For our souls have crossed oceans of time To clasp one another more tightly Than Death could alone...

Cradle of Filth na swoim czwartym albumie zatytułowanym Cruelty and the Beast oddaje hołd krwawej hrabinie Elżbiecie Bathory. Zawarta na płycie muzyka tworzy obrazy pełne namiętności oraz nieposkromionych żądzy. Charakterystyczny growl Daniego, w połączeniu z szybkimi riffami, nie pozwala na chwile wytchnienia, prowadząc w głąb historii. Przesiąknięte mroczną poetyką liryki malują tragiczny obraz krwawej hrabiny. Zawarte pomiędzy utworami instrumentalne ozdobniki sprawiają, iż płyta jest pełna piękna ubranego w gotyckie okowy smutku i rozpaczy. Cradle of Filth potrafi zasiać mordercze piękno w sercach. Więc daj się porwać muzyce zawartej na Cruelty and the Beast by na zawsze zanurzyć się w otchłani pragnień i żądz, o których tak boisz się marzyć...

ROCK AXXESS

75


rock screen

dzielny

ZAKK

Karolina Karbownik foto: materiały prasowe

Tym razem angielskiego tytułu nie tłumaczymy na polski. Bones. Nie chodzi tu o kości. Bones to nazwisko bohatera obrazu Franka Pestarino. Film nowością nie jest, ale piszemy o nim z dwóch powodów: po pierwsze - właśnie ukazał się w sprzedaży na DVD (bez polskiej wersji językowej i dostępny jedynie w sklepach internetowych), po drugie - jedną z głównych ról gra w nim Zakk Wylde. 86


Samantha odważnie rzuca w stronę przeciwników oszczerstwami. Ci takich wyzwisk nie przyjmują i przy pierwszej okazji napadają na Bonesa i Derricka, którym podczas nocnej przejażdżki zepsuł się samochód. Bójka toczy się w najlepsze, gdy pojawia się on - wybawiciel - potężny wujek Jed. Wujek zaledwie jednym ciosem powala oprawców swojego wychowanka Bonesa. W sekundę naprawia samochód Derricka. Wystraszony podopieczny idzie wraz z wujkiem do domu przyrzekając, że konfliktu nie będzie kontynuował. Staje się jednak inaczej, gdyż Derrick zemsty na grupie przeciwników pragnie i wciąga w nią Bonesa. Do czego wojna światów doprowadzi? Tę niepewność pozostawiam już Wam. Zdradzając więcej powiedziałabym za dużo. Nic innego w tym filmie się nie pojawia.

wujek jed

Grany przez Zakka Wylde’a wujek Jed, z punktu widzenia nastolatka, to wujek idealny. Będący pod jego opieką Bones może wszystko, o czym marzycie: wracać do domu nad ranem, umawiać się z dziewczyną, kiedy ma na to ochotę. Do szkoły chodzi w podartych dżinsach i ma duży wybór fajnych koszulek: Ozzy, Iron Maiden, Rush, Megadeth. Wujek, jak trzeba, służy dobrą radą, sam poda młodemu piwko. Ma cały zastęp gitar, wśród nich kilka pięknych modeli Gibsona. Słucha muzyki z winyli, których część wisi na ścianach w dużym pokoju.

B

ones. Nie jest to ani produkcja wybitna, ani nadzwyczaj ważna dla światowej kinematografii. Ale co tam! Miło robi się jeszcze zanim na ekranie zagości obraz; słyszymy Fire It Up Black Label Society. Po chwili ukazuje się niespełna 14-letni chłopak ubrany w koszulkę z Led Zeppelin, noszący przydługą grzywkę. To Bones. W rękach trzyma kasetę magnetofonową Ozzy’ego Osbourne’a. Tak, kasetę właśnie, bo akcja filmu rozgrywa się w innej epoce – w roku 1989. Bones mieszka w robotniczej dzielnicy Nowego Jorku. Aby określić czas i miejsce akcji należy słuchać narracji – prowadzona jest ona z punktu widzenia Bonesa, który opowiada swoją historię: jego mama umarła, kiedy był jeszcze mały. Wychowuje go wujek Jed. Dla wujka ważne jest, aby w życiu mieć jakąś pasję. A Bones pasję ma, odziedziczoną po wujku właśnie. To muzyka.

Bonesa zaczepia grupa starszych nastolatków spędzających każdy dzień wożąc się samochodem po dzielnicy, wszczynając kłótnie i rozboje. Chłopak bronić się nie potrafi, ale oto nadjeżdżają Samantha i jej chłopak Derrick. Blond piękność ratuje młodego z opresji (ku niezadowoleniu swojego chłopaka). Zaprasza go do swojego samochodu, gdzie trójka prowadzi długą dyskusję o muzyce, grze na gitarze, pasjach, życiu i tak dalej. Samantha zauważa, że Bones jest idealnym chłopakiem dla jej młodszej siostry Kelly. Konflikt pomiędzy Bonesem, Samanthą i Derrickiem, a ową grupą dowodzoną przez Anthony’ego się rozwija i właściwie, obok słodkiego wątku wczesno-miłosnego, prowadzi nas do końca filmu.

Trochę inaczej prezentuje się ten sam wujek z punktu widzenia rodzica. Oczywiście, piękne jest w nim to, że ma postać Zakka; piękne jest w nim to, że ma pasje, którymi zaraża kolejne pokolenie. Wiele poświęcił dla swojego podopiecznego: jak się w dalszej części filmu przyznaje, miał w życiu szansę grać z samym Ozzym Osbournem, ale zrezygnował z wielkiej kariery biorąc odpowiedzialność za Bonesa. Ilość piwa, którą karmi dzieciaki jest jednak nie do wybaczenia, nawet dla rodzica liberalnego. Wujek potrafi wpaść w furię i to taką rock’n’rollową – od razu tłucze kilka butelek. Wujek jest twardy, silny i nie pokazuje swoich emocji.

zakk

Aktorsko film prezentuje się średnio. Nie można czepiać się Jimmy’ego Bennetta w roli Bonesa, który mimo młodego wieku, jest stałym bywalcem czerwonych dywanów w Hollywood. Zakka o talent aktorski posądzić ciężko, jednak jemu wybaczyć można i tak to on jest tu gwiazdą. Samantha grana przez Melissę Ordway jest urocza, a jej sposób gry: ruchy, mimika – do złudzenia przypominają Angelinę Jolie w 60 Sekund. Kelly zagrała Jonna Walsh, do której trudno nie czuć sympatii. Derricka poprawnie gra Jesse James (nie ten, inny!).

ozzy i inni

Muzycznie zastrzeżeń nie ma żadnych. Słyszymy kilka kawałków Black Label Society, Ozzy’ego Osbourne’a, The Cult, Deep Purple, L.A. Guns, Dio, Black Sabbath, Skid Row i in. Liczne loga na koszulkach, gadki o Cinderelli, czy Aerosmith aż wreszcie, po raz kolejny przypominam – obecność Zakka Wylde’a zachęcają.

ROCK AXXESS

87


map of rock

jazz... pluszowe kanapy

i

Agnieszka Lenczewska

Centrum londyńskiego Soho. Gwar, artyści, wszechobecny klimat wielkiej i tej nieco mniejszej, ulicznej, sztuki.


A

tmosfera sprzyjająca artystom. Setki klubów, galerii, pubów. Wśród nich jeden kultowy, owiany legendą. Ronnie Scott’s Jazz Club. Nie odwiedzić lokalu przy 47 Frith Street to jak nie zobaczyć Big Bena, Muzeum Figur Woskowych czy National Gallery. Po prostu nie wypada się nie pojawić i nie zrobić fotki elewacji (obowiązuje bardzo restrykcyjny zakaz fotografowania wnętrza klubu). Ronnie Scott’s Jazz Club jest miejscem bardzo ważnym na muzycznej mapie Zjednoczonego Królestwa.

Historia jednego z najbardziej znanych klubów muzycznych Londynu rozpoczęła się 30 października 1959 roku, chociaż tak naprawdę amerykański sen Anglika w Nowym Jorku rozpoczął się 12 lat wcześniej. Młody Ronnie Scott marzył, by stworzyć w Londynie miejsce przyjazne jazzowi. Takie jak w Ameryce, za wielką wodą. W oparach muzyki, w klimacie nowojorskich klubów jazzowych. Marzenie Ronniego Scotta się spełniło.

Malarze i rzeźbiarze w XVIII wieku podróżowali do kraju Leonarda da Vinci, by poznawać sztukę uwielbianej Italii. W epoce radia i rodzącej się telewizji młody, obiecujący saksofonista z Londynu trafił do jazzowego raju. Sprzedał wszystko, co miał i udał się na wielce inspirującą wycieczkę do Nowego Jorku. Dla młodego jazzmana z Londynu, w szczególności w tych wczesnych latach powojennych, wyjazd do USA był jak dotarcie do Mekki czy zdobycie Everestu. Z powodu ograniczeń związków zawodowych młodzi angielscy miłośnicy jazzu w latach 40. i 50. nie mieli praktycznie żadnych szans na zapoznanie się z muzyką amerykańskich jazzmanów. Zwyczajnie nie zapraszano ich na koncerty do Zjednoczonego Królestwa. Nie było po prostu takiej możliwości. Dla młodego Scotta atmosfera Wielkiego Jabłka była, jak powiedział później, fantastycznym doświadczeniem. Nigdy wcześniej nie słyszałem amerykańskich jazzmanów w odpowiedniej, klubowej atmosferze, – wspominał po latach Ronnie Scott. Nie było zatem niczym dziwnym, że próbował tę nieskrępowaną atmosferę muzycznego zgiełku zaszczepić na gruncie bardzo jeszcze mieszczańskiego Londynu. Zajęło to Scottowi dwanaście lat. Dopiął swego i stworzył kultowe miejsce, które wręcz obrosło legendą. Na początku 1959 roku Scott i jego przyjaciel, również muzyk jazzowy, Pete King zaczęli szukać dobrego miejsca na klub jazzowy. Odpowiednie lokum znaleźli przy 39 Gerrard Street. Stara hala, wykorzystywana jako miejsce odpoczynku dla kierowców londyńskich taksówek i od czasu do czasu jako tea-bar, wydawała się miejscem idealnym. Pożyczone od ojczyma Scotta 1000 funtów starczyło na najpotrzebniejsze inwestycje oraz opłacenie czynszu z góry. Klub został otwarty. Przez pierwsze dwa lata na scenie klubu Ronniego Scotta pojawiali się tylko brytyjscy jazzmani. Z powodu obostrzeń i kłód rzucanych pod nogi przez Związek Zawodowy Muzyków nadal nie było możliwości sprowadzenia do Londynu amerykańskich jazzmanów. Po miesiącach negocjacji otworzyly się wreszcie podwoje dla amerykańskiego jazzu. Reszta jest historią... W klubie Ronniego Scotta zagrali najwięksi: Stan Getz, Ella Fitzgerald, Bill Evans. Klub zaczął się rozrastać, zatem

obydwaj wspólnicy postanowili zmienić lokalizację na lepszą. Latem 1965 roku klub Ronniego Scotta w nowym miejscu (oddalonym o rzut beretem od starego) na powrót otworzył swe bramy. Za niebagatelną wówczas kwotę 35 tysięcy funtów dokonano stosownej rewitalizacji wnętrza i dostosowano je do działalności koncertowej. Słynne pluszowe kanapy, świetnie zaopatrzony bar, wyposażenie sceny stały się dla bywalców klubu i turystów kultowe. Ronnie Scott’s Jazz Club stał się też przyjazną przystanią dla muzyków rockowych. Próby i koncerty odbywali w nim tacy artyści jak Tom Waits, Eric Burdon, Paul Rodgers, Jack Bruce, Mark Knopfler, Dream Theater. To w tym miejscu swój ostatni koncert w życiu zagrał Jimi Hendrix. Klub stał się również planem wielu teledysków, filmów fabularnych, programów telewizyjnych, czy transmisji radiowych. W ramach uznania, w 1981 roku, Ronnie Scott otrzymał Order Imperium Brytyjskiego za zasługi dla promocji jazzu w Zjednoczonym Królestwie. Klub Ronniego Scotta był również miejscem nagrywania świetnych płyt koncertowych. Znakomita akustyka, zaplecze oraz 32-ścieżkowe studio nie pozwalały pomijać klubu podczas tras koncertowych. Swoje albumy live zarejestrowali w Ronnie Scott’s Jazz Club tacy artyści jak m.in.: Stan Getz (Dynasty, 1971), Ella Fitzgerald (Ella In London, 1984), Buddy Rich (Live at Ronnie’s /The Man from Planet Jazz, 1980), Dream Theater (A Change Of Seasons, 1995/5 Years in Livetime, 1998), Charlie Watts (Watts at Scott’s, 2004) czy ostatnio Jeff Beck (Live at Ronnie Scott’s, 2008). Po niespodziewanej śmierci Ronniego Scotta w grudniu 1996 roku klub działał dalej. Jego wspólnik Pete King przez kolejne dziewięć lat prowadził klub. Jednak w opinii wielu to już nie było to samo. Zabrakło po prostu Ronniego. W czerwcu 2005 roku King sprzedał klub impresario Sally Greene, która z powodzeniem prowadzi tę zasłużoną muzyczną instytucję do dziś. W czerwcu 2006 roku, po trzech miesiącach bardzo kosztownego remontu przeprowadzonego pod kierunkiem znanego paryskiego projektanta wnętrz Jacquesa Garcii, klub otworzył swe podwoje dla muzyków i publiczności. Od wznowienia działalności Ronnie Scott’s Jazz Club gościł największe nazwiska światowej sceny jazzowej. Wynton Marsalis, Chick Corea, David Sanborn, Kenny Garrett, Billy Cobham, czy Frank Sinatra Jr. grają dla wypełniającej szczelnie klubowe kanapy publiczności. Wciąż do klubu wpadają muzycy rockowi, bo przecież magia tego miejsca przetrwa kolejne 50 lat. Zobaczyć w sobotni wieczór Jamesa Taylora grającego z przyjaciółmi – bezcenne. Za resztę, jak wiadomo, zapłaci się kartą.

Skoro już o pieniądzach mowa – tanio u Ronniego nie jest (drinki w cenie średnio po 8 funtów), ale w karcie znajdzie się sporo drinków opartych na polskiej wódce (Zubrowka Bison Grass Polish, Wyborowa Exquisite Polish, Krupnik Honey).Tradycją angielskich klubów jest posiadanie własnej karty klubowej. Również Ronnie Scott’s Jazz Club takową oferuje (jedyne 195 funtów opłaty rocznej i mnóstwo atrakcji w pakiecie). Najtańszy bilet na koncert, o ile da się kupić bilet, kosztuje 30 funtów. Menu całkiem niezłe, chociaż wielkiego wyboru nie ma. Do Ronniego chodzi się posłuchać muzyki, wypić kilka drinków i zatopić się w klimacie jazzowego Londynu.

ROCK AXXESS

89


plush sofas

and

jazz... Agnieszka Lenczewska


The heart of London’s Soho. The city’s buzz, artists and their high or a bit lower art.

T

he atmosphere is surely good for any artists. Hundreds of clubs, galleries and pubs. Among them, there’s one that surely is legendary and has achieved a cult status – Ronnie Scott’s Jazz Club. Not visiting this place located at 47 Frith Street is like not seeing Big Ben, Madame Tussauds or the National Gallery. It’s just not acceptable not to show up and take some pictures outside the club (no photos allowed inside). Ronnie Scott’s Jazz Club is a very important place on United Kingdom’s music map. One of London’s most known music clubs was founded on 30 October 1959, although the American Dream of an Englishman in New York started 12 years earlier. Young Ronnie Scott dreamed of creating a place in London that would be a real cradle of jazz. Just like the ones in America, on the other side of the Pond. He wanted his place to soak up music and be similar to New York’s jazz clubs. His dream came true.

18th century painters and sculptors travelled to the land of Leonardo da Vinci to see the Italian art. In the era of radio and a new medium called TV, a young up-and-coming saxophonist from London reached the gates of jazz paradise. He sold everything he had and set off on an inspiring journey to New York. For a young London jazzman, going to the States in those early post-war years was like visiting Mecca or climbing Mount Everest. Young jazz lovers from England had hardly any chance of listening to American jazzmen in the 40’s and 50’s simply because the musicians were not invited to play in the UK. For Ronnie Scott, the atmosphere of the Big Apple was, as he said later, a fantastic experience. I’ve never really heard an American group as such in a proper club atmosphere. No wonder he tried to replicated this buzzing musical atmosphere in the middle-class London. It took him twelve years but he made it and created a place that gained almost a cult following. In early 1959, Scott and his friend and fellow jazzman, Pete King, started looking for a place to set up a jazz club. They found a suitable space at 39 Gerrard Street. An old hall was used by taxi drivers as a place to rest and also served from time to time as a tea bar. It seemed perfect. 1000 po-

unds borrowed from Scott’s stepfather was enough to cover the most necessary costs and pay the rent in advance. The club was opened. For the first two years, the only ones to grace the stage at Scott’s club were British jazzmen. Because of the difficulties mounted by Musicians Trade Unions there was still no chance of inviting American players to London. Finally, after months of negotiations, the club became open for American jazz. The rest is history...

The biggest names performed in Ronnie Scott’s club: Stan Getz, Ella Fitzgerald and Bill Evans. With growing fame, both owners started thinking of a new and bigger place for the club. In the summer of 1965, Ronnie Scott’s club was opened again very near its former location. The place was renovated and adjusted to the needs of live shows for an impressive sum of 35 thousand dollars. Famous plush sofas, great bar and the stage setting gained cult status among the club’s frequenters and tourists. Ronnie Scott’s Jazz Club also became a haven for rock musicians. Many artists played or rehearsed here. The list includes Tom Waits, Eric Burdon, Paul Rodgers, Jack Bruce, Mark Knopfler and Dream Theater. It was also this place that saw Jimi Hendrix’ last ever show. The club also served as the setting for many video clips, films, tv shows and radio broadcasts. For his contribution to the jazz scene in the United Kingdom, in 1981 Ronnie Scott was awarded Order of the British Empire. The place was also often used for recording great live albums. Fantastic acoustics, the infrastructure and a 32-track recording devices ensured that the club was not overlooked by the music’s greatest. The list of live albums recorded at Ronnie Scott’s Jazz Club includes Stan Getz (Dynasty, 1971), Ella Fitzgerald (Ella In London, 1984), Buddy Rich (Live at Ronnie’s / The Man from Planet Jazz, 1980), Dream Theater (A Change of Seasons, 1995 / 5 Years in Livetime, 1998), Charlie Watts (Watts at Scott’s, 2004) and Jeff Beck (Live at Ronnie Scott’s, 2008).

After Ronnie Scott’s sudden death in December 1996, the club was managed for nine further years by his associate. But many people claimed that it just wasn’t the same without Ronnie. In June 2005, King sold the club to an impresario, Sally Greene, who continues to successfully manage the place. In June 2006, the club once again opened its doors after a three-month-long costly renovation supervised by the famous Paris interior designer, Jacques Garcia. Since the re-opening, Ronnie Scott’s Jazz Club has hosted world’s biggest jazz musicians. Wynton Marsalis, Chick Corea, David Sanborn, Kenny Garrett, Billy Cobham and Frank Sinatra Jr continue to play in front of a packed crowd seated on the plush sofas. Rock musicians still come to the club and the place’s magic will probably survive next 50 years. Seeing James Taylor playing with his friends on a Saturday evening – priceless. For everything else, as we know, there’s a credit card. Speaking about money, Ronnie’s is not a cheap place (drinks are 8 pounds on average), but you’ll find plenty of drinks based, for example, on Polish vodka (Zubrowka Bison Grass Polish, Wyborowa Exquisite Polish, Krupnik Honey). In English clubs there’s a tradition of issuing club cards. Ronnie Scott’s Jazz Club offers one for 195 pounds a year with lots of attractions included. The cheapest concert tickets, if you are lucky enough to buy one, are 30 pounds. Menu is decent, though not very sublime. After all, you go to Ronnie’s to listen to music, have some drinks and sink into London’s jazz mood.

ROCK AXXESS

90


SEPULTURA

BLOODSTOCK open air 2012 Catton Park, Derbyshire, UK

photo: Falk - Hagen Bernshausen

photography: Falk - Hagen Bernshausen



photo: Falk - Hagen Bernshausen


photo: Falk - Hagen Bernshausen


photo: Falk - Hagen Bernshausen


photo: Falk - Hagen Bernshausen






ROCK YOUR LIFE & ROLL your business

REKLAMUJ SIĘ Z NAMI CONTACT@ROCKAXXESS.COM


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.