Rock Axxess no./nr 24

Page 1

john 5 calico cooper chuck garric rival sons the sirens richard sirgiovanni nova rock festival no

24



number 24 POL ENG

ROCK ART

2 3

ROCK TALK

chuck garric 4 8

ROCK TALK

calico cooper

ROCK TALK

john 5

rock LIVE

billy idol 30

rock STYLE

ramones 34 36

rock SCREEN

richard sirgiovanni

ROCK SHOT

love beer 46 48

rock talk

the sirens 50 51

rOCK live

hammerfall & more

12 18

22 26

38 42

52

DIGGING the rock rival sons 58 64 DIGGING the rock billion dollar babies 61 67 DARK ACCESS

magistina saga 69 70

ROCK live

nova rock festival 2014 72

okładka / cover: john 5, photography: karolina karbownik ROCK AXXESS Karolina Karbownik, Jakub „Bizon” Michalski, Annie Christina Laviour, Katarzyna Strzelec WSPÓŁPRACOWNICY Hans Clijnk, Yolanda Clijnk, Marek Koprowski, Paweł Kukliński, Leszek Mokijewski, Miss Shela, VSpectrum, Dorota Żulikowska REKLAMA Katarzyna Strzelec (k.strzelec@allaccess.com.pl) EVENTY Dorota Żulikowska (dorota.zulikowska@wp.pl) GRAFIKA Karolina Karbownik LOGO Dominik Nowak WYDAWCA All Access Media, ul. Szolc-Rogozinskiego 10/20, 02-777 Warszawa KONTAKT k.karbownik@allaccess.com.pl


rock art

rock axxess recommends

ŻONGLER

PLANETAMI

G

randville był dziewiętnastowiecznym francuskim karykaturzystą i ilustratorem, urodzonym w rodzinie artystów. Jego pierwsze rysunki były karykaturami klientów jego ojca (Grandville senior był miniaturzystą). Popularność zyskał pod koniec lat 20. XIX wieku dzięki szkicom przedstawiającym postacie o ludzkich ciałach ze zwierzęcymi głowami, które były odzwierciedleniem cech charakterystycznych tychże postaci. Jego prace publikowano we francuskich magazynach, a ich stałym elementem był satyryczny humor. W późniejszym okresie Grandville zwrócił się ku satyrze politycznej, a gdy ten rodzaj sztuki został oficjalnie zakazany, zajął się ilustrowaniem książek. Stał się inspiracją dla surrealistów i to mimo śmierci w wieku zaledwie 44 lat, lecz kolejne pokolenia niemal całkowicie o nim zapomniały. Poza tym jako karykaturzysta był często uznawany za reprezentanta sztuki niskiej. Jego dzieła często zawierały odniesienia do muzyki, a także do rozwoju przemysłowego, co nie jest zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że żył u schyłku rewolucji przemysłowej. Jednym z najbardziej znanych dzieł artysty jest ilustrowana książka zatytułowana Un Autre Monde (Inny świat) – dzieło, w którym słowa i ilustracje stanowią nierozerwalną całość. Być może wielu zapomniało o Grandville’u, lecz nie fani rocka, a przynajmniej pewna ich grupa. Kilka ilustracji z Innego świata zostało wykorzystanych przez grupę Queen jako element szaty graficznej albumu Innuendo oraz pochodzących z niego singli. Najbardziej rozpoznawalną z nich jest z pewnością Żongler Planetami – ilustracja, która znajduje się na okładce Innuendo. Oryginalny rysunek Grandville’a został nieco zmieniony przez muzyków Queen i grafika Richarda Graya. Postanowili nadać rysunkom kolory oraz zmienić pewne szczegóły (na przykład w tej nowej wersji Żonglera Planetami zamiast Krzyża Legii Honorowej mamy banana). Ale to nie wszystko – Żongler (oraz inne ilustracje Grandville’a wykorzystane we wkładce do Innuendo) został ożywiony na potrzeby teledysku promującego utwór tytułowy i zarazem pierwszy singiel z płyty – obraz ten wyreżyserowali Rudi Dolezal i Hannes Rossacher, znani jako DoRo.


JUGGLER of

UNIVERSES autor|author Grandville data powstania | completion date 1844 technika | medium rysunek ołówkiem | pencil drawing gdzie można zobaczyć | where to see „Inny świat” | « Un Autre Monde » [“Another World”]

G

randville was a 19th century French caricaturist and illustrator, born to an artistic family. His first drawings included caricatures of his father’s customers (Grandville senior was a miniaturist). He first became known in late 1820s for his sketches depicting people with bodies of men and animal faces that represented human characteristics. His work was published in French periodicals and was characterized by satirical humor. Later on, he turned to political satire, and after this form of art was officially banned, he started illustrating books. He became an inspiration for the Surrealist movement despite early death at the age of 44, but was largely forgotten by next generations, and as a caricaturist, he was often classified as a representative of lower art. His work often included references to music, but also to industrial development, which is not surprising, considering he had a chance to live in the times of the Industrial Revolution. One of his most known works is an illustrated book titled Un Autre Monde (Another World) – a work in which words and illustrations form an integrated whole. Grandville may be largely forgotten but not by rock fans, at least some of them. A couple of illustrations from Un Autre Monde was used by Queen as artwork for their Innuendo album and its subsequent single releases. The most recognizable of them would certainly be Juggler of Universes – the illustration that can be found on the cover of Innuendo album. Grandville’s original work was altered by the band and graphic designer Richard Gray. They decided to color the drawings and change some details (in this new version of Juggler of Universes we have a banana instead of the Cross of the Legion of Honour). But that’s not all – the Juggler (along with other Grandville’s illustrations used in Innuendo booklet) was animated for the video clip for the album’s title track and first single, directed by Queen’s frequent collaborators – Rudi Dolezal and Hannes Rossacher, commonly known as DoRo.


rock talk

Z CZELUŚCI


ROCKANDROLLOWEGO

PIEKナ、


PODCZAS WYWIADU Z HELLVISEM SŁOWO ROCK’N’ROLL PADŁO Z JEGO UST WIĘCEJ RAZY, NIŻ POJAWIA SIĘ WE WSZYSTKICH TEKSTACH MOTÖRHEAD RAZEM WZIĘTYCH. W OPARACH PIWA I ATMOSFERZE TAJEMNICZOŚCI ROZMAWIAMY O BIAŁEJ BESTII zanim zaatakuje na dobre. annie christina laviour, katarzyna strzelec zdjęcia: katarzyna strzelec Jedna z waszych płyt nosi tytuł Live Fast Die Loud. Czy jest to również twoje prywatne motto czy może wyraża ogólne podejście do rock and rolla? Myślę, że chodzi o nastawienie i o rock and roll jako styl życia. Tak naprawdę nikt nie wiedział, czym jest Beasto Blanco. Moim zamiarem było sprawienie, by ludzie, patrząc na okładkę płyty, rozpoznawali nasz zespół jako przedstawicieli rock and rolla, by byli pewni, że nie gramy muzyki country albo polki. Tytuł samej płyty i piosenki są ściśle powiązane z tą ideą. Uznaliśmy, że brzmią bardzo rockandrollowo. Od jak dawna myślałeś nad tym konkretnym projektem? Od wielu lat. Jestem kompozytorem. Napisałem kilka kawałków dla Alice’a Coopera, wiele piosenek dla innych zespołów oraz na własne potrzeby. Tworzę zarówno słowa jak i muzykę. Gdy po pewnym czasie uzbierałem sporo piosenek, które pasowały do mojego stylu, zadzwonił do mnie Chris Latham, który również gra na gitarze, i zaproponował nagranie płyty. Poczułem, że jest to najwyższy czas na wydanie utworów i stworzenie własnego projektu. W jaki sposób znalazłeś członków zespołu pochodzących aż z Niemiec? Dzięki współpracy z Alice’em Cooperem jestem otoczony świetnymi muzykami takimi jak Calico czy Tiffany Lowe, które są niezwykle utalentowane, Glen Sobel, który grał na bębnach na ostatniej płycie czy Jonathan Mover, który też jest świetnym perkusistą. Jana znam od siedmiu albo ośmiu lat. Wpadał na koncerty Alice’a, gdy graliśmy w Europie. Poznaliśmy się przez przypadek, polubiliśmy się, a z czasem nasza przyjaźń rozwinęła się. Jan jest świetnym basistą i chciał brać udział w moim projekcie, więc podjęcie decyzji o zaproszeniu go do wspólnego grania było oczywiste. To on również polecił Tima. Spotkaliśmy się w hotelu i od razu się polubiliśmy. Uznałem, że skoro są świetnymi ludźmi i bardzo zdolnymi muzykami, pasują idealnie do zespołu. Skąd wziął się twój przydomek „Hellvis” [gra słów hell (piekło) i Elvis – przy. RA]? Ludzie zaczęli mnie tak nazywać z powodu mojej fryzury. Kiedyś

6

miałem fryzurę w stylu Pompadour, ale przypominało to bardziej twór z piekła niż fryzurę Elvisa. Jestem wielkim fanem Elvisa, który był znaczącą częścią mojej młodości. Uwielbiam rock and rolla i muzyków takich jak Chuck Berry, Elvis Presley czy Little Richard. W jak dużym stopniu kształtowały cię różne gatunki muzyczne? Jako dziecko słuchałem zdecydowanie rockandrollowych płyt. Brałem wszystko, co wpadło mi w ręce: Queen, Iron Maiden, The Beatles, The Rolling Stones, Motörhead. To był dla mnie prawdziwy rock and roll. Potem zainteresowałem się również muzyką country: Merlem Haggardem, Williem Nelsonem czy Glenem Campbellem. Grałeś z Dio i z Journey. Jak bardzo tamte doświadczenia różnią się od grania z Alice’em Cooperem i jak na ciebie wpłynęły? Wszystkie poprzednie doświadczenia bardzo się uzupełniają. Gdy uczysz się grać na instrumencie, nie uczysz się tylko jednego konkretnego stylu. Oczywiście preferuję rock and rolla. Gdy grasz z kimś takim jak Ronnie James Dio albo Alice Cooper, a miałem również okazję pograć z chłopakami z Journey i z Tedem Nugentem, wszystko układa się w całość. Musisz znać piosenkę, przygotować się, zagrać swoją partię. Czym jest Beasto Blanco? Co oznacza i skąd wzięła się sama nazwa? Chcieliśmy, aby nazwa kojarzyła się z czymś zwierzęcym, aby odzwierciedlała muzykę, która wydobywa ze słuchacza jego dziką stronę. Mam w domu dużego białego psa, którego nazwaliśmy Beasto. Jest ona wyjątkowo humorzasta, potrafi być naprawdę posłuszna, a za chwilę zupełnie nieokiełznana. Stwierdziliśmy, że „Biała Bestia” jest naprawdę fajną grą słów i pasuje do brzmienia zespołu. Spróbuj porównać Beasto Blanco do trzech wybranych horrorów. Na pewno Amerykański wilkołak w Londynie, nieco Carrie ze względu na dziewczyny i Wyścig Śmierci 2000.


Miałeś studio nagraniowe. Czy zajmowałeś się sam wszystkim podczas nagrywania? Tak, miałem kiedyś studio, ale sprzedałem je dawno temu. Tak, nagrywałem wszystko sam, ale kiedy przyszło do nagrywania płyty, producentem został Tommy Henriksen. Skąd wziął się pomysł stworzenia własnego zespołu? Jestem artystą, muzykiem. Uwielbiam kreatywnie spędzać czas przy tworzeniu muzyki. Granie z Alice’em Cooperem i Beasto Blanco jest dla mnie szalenie ważne, ponieważ czuję, że mam głos. Chcę, aby ludzie usłyszeli to, co mam do powiedzenia. Chciałem spróbować czegoś na własną rękę. Jak określiłbyś rodzaj muzyki, który wykonujecie? Myślę, że jest to połączenie rock and rolla z industrialem. Jesteście porównywani do Roba Zombie i Motörhead. Tak, ale wydaje mi się, że w mniejszym stopniu reprezentujemy horror rock. Gramy bardziej rock and rolla i w większym stopniu nastawiamy się na rozrywkę. To bardziej teatr niż horror rock. Jak już wspominaliśmy członkowie zespołu pochodzą z Niemiec, dzieli was wielka odległość. Jak wyglądają nagrania? Nagrałem próbnie ich partie zanim pojawili się w studio, więc po przyjeździe wiedzieli, co mają grać. Oprócz tego wymieniamy się plikami. Piękno XXI wieku polega na możliwości przesłania danych Internetem, nawet jeśli ludzie znajdują się daleko do ciebie. Nowoczesna technologia zdecydowanie ułatwia życie. Czy obecnie trudno wypromować nowy zespół rockandrollowy? Jest trudno, ponieważ nikt nas nie zna. Musimy sami udowodnić naszą wartość. Na szczęście mamy fanów takich jak wy. Ludzi, którzy znają mnie i chłopaków z zespołu, przychodzą na nasze koncerty i przekonują się na własnej skórze, jak gramy. Jak na razie dostajemy pozytywne sygnały jeśli chodzi o przyjęcie płyty przez publikę. Muzyka mówi sama za siebie. Wolisz grać na basie czy śpiewać? O cholera. Jestem naprawdę dobrym basistą. Lubię grać, ale kocham również śpiewać. Będąc basistą w zespole Alice’a Coopera, jestem częścią wielkiego przedsięwzięcia. W Beasto Blanco jestem frontmanem. To są dwa zupełnie różne światy. Samo przygotowanie się do występu jest inne. Lubię i to, i to. Nigdy nie będę narzekać, ponieważ zarabiam na życie, tworząc muzykę. Uwielbiam to. Jakiej muzyki słuchasz? Staram się słuchać wszystkiego, co możliwe. Lubię wyluzować się domu, więc włączam klasyków jak Hank Williams czy Willy Nelson. Natomiast gdy chcę się odstresować, słucham Motörhead. Uwielbiam ich ostatnią płytę. Kocham Black Star Riders i Monster Magnet. Staram się słuchać jak najwięcej rock and rolla i muzyki płynącej z duszy. Jestem fanem rocka i country. Czy traktujesz Beasto Blanco jako plan awaryjny na wypadek gdyby Alice Cooper zakończył karierę? Można tak powiedzieć. Szalenie miło było zacząć coś zupełnie nowego. Co prawda Alice ma jeszcze wiele lat kariery przed sobą, ale może gdy Alice będzie powoli zwalniał tempo, Beasto nabierze rozpędu. Byłoby miło.

7


rock talk


THE ABYSS OF

ROCK ‘N’ ROLL

HELL


DURING OUR INTERVIEW WITH HELLVIS, THE PHRASE “ROCK ‘N’ ROLL” COULD BE HEARD MORE TIMES THAN IN ALL MOTÖRHEAD SONGS COMBINED. WE TALK IN THE HAZE OF BEER AND THE ATMOSPHERE OF MYSTERY... beasto bianco! annie chrisitina laviour, katarzyna strzelec photography: katarzyna strzelec

Live Fast Die Loud is the title one of your CD. Is it your private motto or is it a motto of rock and roll in general? I think it’s about attitude and rock and roll as a lifestyle. Basically, nobody knew who Beasto Blanco was. My intentions were that when people looked at the CD cover and see the cover, see the movement, see the title of the album Live Fast Die Loud, they wouldn’t think it’s a country record or polka record. They would know it’s a rock and roll record. That was my initial idea with the title of the record and also with the title of the song, which was something that fitted lyrically. We decided it sounded cool, rock’n’roll-like. How long have you been thinking about this project? The project itself has been in the back of my mind for many years. I’m a songwriter and I’ve been writing songs for Alice Cooper and for other artists for years. I write for myself as well. I write lyrics and music. When I had this collection of songs that I felt fitted my style and music, my friend Chris Latham, also a guitar player, called me and offered doing a record. It was time for me to put those songs out. Time to do my own project. How did you find German musicians for your band? When I’m playing with Alice Cooper, I’m surrounded by great musicians. Calico and Tiffany Lowe are very talented, Glen Sobel played drums on the record, Jonathan Mover is also a great drummer. I’ve known Jan [Le Grow] for seven – eight years. He’d come to Alice’s concerts when we were touring in Europe. We met by chance, we hit it off as friends and with time our relation as friends developed. He is a great bass player and wanted to be part of something I was doing so it was a no brainer for me to ask Jan to play bass. I asked him whether he knew any drummers so he offered Tim [Husung] saying that he is amazing. I met Tim at a hotel and it was it. I thought they are great people and talented musicians so they fit perfectly.

10

Why are you known also as ”Hellvis”? People call me Hellvis because I used to have a pompadour. Instead of looking like Elvis’s hairstyle, it looked more like something from hell [laughs]. I’m a big fan of Elvis, rock’n’roll in general, anything like Chuck Berry, Elvis Presley, Little Richard. This is rock and roll to me and Elvis was a big part of my youth. In what way different music genres influenced you as a musician? As a kid, I was listening mainly to rock and roll records, anything I could put my hands on. I’d listen to Queen, Iron Maiden, The Beatles, The Rolling Stones, Motörhead. That was rock and roll. After that, I got to some country: Merle Haggard, Willie Nelson, Glen Campbell. I really enjoyed this kind of stuff. You played with Dio and Journey. How different from Alice Cooper was it and how those bands influenced you? It all goes hand in hand. When you learn to play an instrument, you don’t learn to play only one style of music. Rock and roll is something I prefer to play. When you play with somebody like Ronnie James Dio or Alice Cooper – and I’ve also had the opportunity to jam with the guys from Journey or Ted Nugent – it’s all kind of relative, it all makes sense. You got to know songs, do your homework, play your part. What is Beasto Blanco? What does it mean and where did the name come from? We wanted animalistic type of a name that would reflect the music that brings the animalistic side of a listener. I have a big white dog at home. We called her Beasto and she is really moody. She could be really good but then turn into really bad just in a moment. We thought the “White Beast” was a cool play on words and tied to the sound of a band.


What horror movies would you compare Beasto Blanco to? Werewolf in London for sure, a little bit of Carrie because of the girls and Death Race 2000. Did you record everything on your own when you had your own recording studio ? I used to have it but I sold it a long time ago. Yeah, I did all the recordings at my home studio. When the time came to do the record, I had Tommy Henriksen produce it. Where did the idea of having your own project come from? I’m an artist. I’m a musician. I like being busy and making music. Spending time and making music with Alice and with Beasto Blanco is important for me because I feel I have a voice. I want people to hear what I have to say. It’s important for me to at least give it a try. What kind of music does Beasto Blanco represent? I think it’s a mix of a rock and roll and industrial. People compare you with Rob Zombie and Motörhead. Yeah, but I think we are less horror rock. We are more rock and roll and more entertaining. We’re more like theater than horror rock. Like we said, members of your band are from Germany. There’s great distance between you. How does the recording process look like? I recorded the parts before they came into the studio so they learned what was already recorded. We also exchange files. This is the beautiful thing about the 21st century. You can live far away, send files through the Internet and they can record their parts. Modern technology makes it easier.

Is it hard to come up with a new rock and roll band nowadays? It’s difficult because nobody knows who we are. We have to go up there and prove ourselves. Luckily, we were blessed with fans like yourselves. People that know me and the other guys come and check for themselves. We got a good response for the record so far. The word is starting to spread for the music itself. Do you prefer playing the bass or singing? Oh shit. I’m a really good bass player. I like to play bass and I love to sing as well. When I play with Alice Cooper as a bass player, I’m a part of this big production. When I’m on a stage with Beasto Blanco, I’m a frontman. It’s really two different scenarios. Preparation is completely different. They are two completely different shows. I enjoy doing both, I’m lucky enough to be able to play music and make a living out of it. I’ll never complain about that. What kind of music do you listen to? I try to listen to everything I possibly can. I like to mellow out at home so I do listen to old school like Hank Williams and Willy Nelson. When I want to let it out, I always put on Motörhead. I love their latest record. I listen to Black Star Riders or Monster Magnet. I try to listen to as much rock and roll and soul-based music. I’m a country and rock and roll guy. Is Beasto Blanco a back-up plan if Alice Cooper retires? I’d say, yes. It has been nice to start something now. Alice has many years ahead of him, but maybe as he starts to slow down, Beasto starts to pick up. Wouldn’t that be nice?


rock talk


MOJE SERCE NALEŻY

DO AKTORSTWA DZIECKO GWIAZD ROCK’N’ROLLA ZAZWYCZAJ KOJARZY SIĘ TAK: ROZKAPRYSZONE, LENIWE, WŁADAJĄCE LEPIEJ KARTĄ KREDYTOWĄ TATUSIA NIŻ ELOKWENCJĄ. CÓRka ALICE’A COOPERA – CALICO – CIĘŻKO PRACUJE OD 16. ROKU ŻYCIA, PODĄŻA SWOJĄ ŚCIEŻKĄ KARIERY: grwywa w filmach, śpiewa w zespole BEASTO BLANCO. JAK TO JEST BYĆ NAJSTARSZĄ Z POTOMKÓW COOPERA I CO CZUJE DZIEWCZYNA DORASTAJĄCA W HOLLYWOOD U BOKU MUZYKÓW I PAPARAZZI? NA CIEPŁEJ POSADZCE, PRZY PIECYKU, ROZMAWIAMY Z CALICO COOPER. katarzyna strzelec, annie christina laviour zdjęcia: katarzyna strzelec


Jak to jest być córką Alice’a Coopera? Z jakimi przywilejami, plusami i minusami się to wiąże? Może masz historie, którymi mogłabyś się podzielić? Bycie córką Alice’a Coopera jest wspaniałe, ponieważ wiąże się z możliwością przystąpienia do rodzinnego biznesu. Większość ludzi podąża śladami swoich rodziców. Jeśli ojciec był bankierem, prawdopodobnie jego dzieci zajmą się bankowością lub jeśli mama była nauczycielką, oni również zdecydują się na ten zawód. Jednak w moim przypadku oboje rodzice byli artystami, więc oczywiste było, że będę występowała na scenie. Miałam około szesnastu lat, gdy tato zapytał mnie, czy chciałabym uczestniczyć w tworzeniu jego show. Zgodziłam się bez większej świadomości, jak to wygląda od środka. W tamtym czasie zajmowałam się baletem. Pokochałam występy od pierwszego razu. Wcielałam się w dziesięć różnych postaci. Odbyliśmy dwanaście światowych tras koncertowych. W wieku dwudziestu ośmiu lat zaczęłam dostawać role filmowe i telewizyjne, więc stwierdziłam, że najwyższy czas przekazać moje obowiązki związane z koncertowaniem komuś innemu. Trasa z Beasto jest dość zabawna. Chłopaki z zespołu są cudowni. Jednak bycie córką Alice’a Coopera wiąże się z wielką odpowiedzialnością, ludzie oczekują ode mnie, że będę złośliwa tak jak postaci, które odgrywam na scenie. Za każdym razem, gdy wychodzę na scenę, gram. Minusem są ograniczenia, zwykłe wyjście do warzywniaka jest problematyczne, ponieważ ludzie nie dają nam spokoju. Mój tato bardzo kocha swoich fanów, więc nie powie, żeby odeszli lub odsunęli się. Stara się być uprzejmy, dać każdemu autograf lub zrobić zdjęcie. Niestety, zawsze ma się wrażenie bycia obserwowanym. Może to być trudne zwłaszcza dla nastolatków, którzy są bardzo wrażliwi na punkcie swojego wyglądu i ciała. Makijaż, fryzura – wszystko to jest wyolbrzymione przez aparaty fotograficzne i ciągłą presję bycia obserwowanym. Patrząc na zdjęcia, myślisz, że jesteś gruby, masz brzydką skórę, a makijaż i włosy są beznadziejne. Dopiero kiedy miałam około dwudziestu paru lat, nauczyłam się ignorować całą tę otoczkę. Farbowałam włosy na blond, chociaż tak naprawdę nie chciałam. Robiłam to tylko dlatego, że wydawało mi się, że lepiej wychodzą na zdjęciach. Postanowiłam wyglądać i ubierać się tak, jak sama tego chcę i od tego czasu jestem szczęśliwsza. Mimo wszystko musisz bardzo uważać na to, co mówisz i jak wyglądasz, ale gdy złapiesz dystans, cała atmosfera staje się znośniejsza.

dość. Gdy stara się zagadać do ludzi w firmie, oni robią wszystko, żeby jej unikać. Moja bohaterka jest typem tragicznym, przypomina kogoś, kto był zastraszany w szkole i teraz stara się odegrać. Tak naprawdę jest słaba i pokręcona emocjonalnie, ale zabawnie się ją gra, ponieważ miewa napady złości, więc mogę bezkarnie wyrzucać rzeczy przez okno. Zdecydowanie zabawniej jest być złym charakterem.

Interesujesz się aktorstwem? Od jak dawna grasz? Możesz powiedzieć coś więcej o filmach, w których występowałaś? Który był twoim ulubionym, którą rolę najbardziej lubisz? Gdy jesteś córką osoby takiej jak Alice, jesteś na ogół zatrudniana w horrorach lub w produkcjach science fiction. Natomiast osobiście uwielbiam komedie, jestem wielką fanką. Jeśli mieliście możliwość oglądania mnie podczas występów Alice’a, to wiecie, że lubię nadawać strasznym charakterom odrobinę koloru lub komizmu. Staram się właśnie tak odgrywać swoje role. Zazwyczaj dostaję rolę w horrorach, w filmach o potworach. Każdy telefon od agenta z wiadomością o możliwości zagrania w komedii sprawia mi ogromną radość, ponieważ bardziej oddaje moją osobowość. Występuję w serialu emitowanym w Stanach pod tytułem Bloomers. Gram szefową wielkiej korporacji, straszną sukę. Pozbawia poczucia męskości wszystkich facetów, którzy dla niej pracują. Poprzez wykorzystywanie swojej pozycji zawodowej molestuje ich seksualne. Postać jest komiczna, ponieważ jest bardzo uporządkowana i zasadnicza. Tak naprawdę wszyscy w firmie są przyjaciółmi, tylko ona jest wykluczona z grupy, ponieważ mają jej

Powiedz nam coś o swoim rodzeństwie. Jesteście do siebie podobni? Jestem najstarsza. Jestem wolnym duchem, niezbyt poukładaną artystką, żyjącą z dnia na dzień. Mój młodszy brat jest biznesmenem. Ma własny zespół Co-Op, który jest naprawdę dobry. W przeciwieństwie do mnie jest bardzo poukładany, poważny i wyciszony. Ale gdy jesteśmy razem za zamkniętymi drzwiami, zachowujemy się jak duże dzieci, pierdzimy i szturchamy się. Moja młodsza siostra Sonora jest przeciwieństwem mnie. Ja jestem raczej ostrym typem, który nie boi się wyzwań. Ona jest bardzo delikatna i krucha. Zabawne jest to, że mamy tych samych rodziców, a tak bardzo się różnimy. Natomiast bardzo się kochamy. Gdybyśmy znaleźli się w tej samej sytuacji, każde z nas zareagowałoby zupełnie inaczej. Gdyby zepsuł się nam samochód, ja bym go zostawiła, mój brat naprawiłby go, a moja siostra rozpłakałaby się.

14

Więc preferujesz komedie? Tak, zdecydowanie bardziej satysfakcjonujące dla mnie jest rozśmieszanie ludzi niż sprawianie, by krzyczeli z przerażenia lub płakali. Czuję zadowolenie i spełnienie, gdy zdołam wywołać uśmiech u innych. Mogę być też straszna [śmiech], ale śmieję się cały czas w środku. Cieszę się ze wszystkiego, ale uwielbiam się bać. Nie jestem osobą, która stara się powstrzymywać emocje. Nawet jeśli jestem w kinie, potrafię krzyczeć na pełne gardło [krzyk]. Wychodzenie ze mną bywa kłopotliwe, ponieważ krzyczę naprawdę głośno. Jakim typem człowieka jesteś? Jesteś typem wrażliwej dziewczyny? Jakie są twoje zainteresowania poza sztuką? Chciałabym zaznaczyć, że lata spędzone na trasach koncertowych i praca w Hollywood mogą sprawić, że stajesz się twardy. Staram się być dorosła i silna, ponieważ przebywam prawie wyłącznie w męskim towarzystwie. Ale uświadamiam sobie, że pomimo wszystko, tak naprawdę jestem po prostu dużą dziewczynką, akceptuję to i uważam, że to wspaniałe. Pomagam zwierzętom. Pracuję w schronisku dla zwierząt i w schronisku dla bezdomnych. Mam to szczęście, że mam stabilną sytuacją materialną i rodzinną, jestem szczęściarą, ponieważ zarabiam na życie poprzez sztukę, więc staram się pomagać innym. Jakkolwiek łatwo to brzmi, tak naprawdę jest to ciężka, nie zawsze przyjemna praca. Ścigam kobiety, wyrywam im nożyczki z rąk. Szaleństwo. Tak jak w komediach, chcę rozśmieszać ludzi. Zwyczajnie nie mam wygórowanych wymagań. Z wyjątkiem jednej rzeczy... Kocham zwierzęta, ale jestem okropnie uczulona na koty i jest to jedyna rzecz, gdzie muszę trochę wydziwiać. Jeśli wejdę do pomieszczenia, gdzie znajduje się kot, natychmiast puchnę. Podsumowując, powiedziałabym, że przypominam arbuza – twarda z zewnątrz, słodka i miękka w środku.

Co zrobiliby twoi rodzice? Moi rodzice krzyczeliby: „niech ktoś załatwi nowy samochód!” [śmiech].


Przejdźmy do twojego dzieciństwa. Czy tato śpiewał ci kołysanki albo czytał książki? Miałaś problemy, żeby chodzić na randki? Miałam ogromne szczęście, że zaczęłam jeździć w trasy koncertowe, odkąd skończyłam szesnaście lat. Z tego też powodu nie przechodziłam poważnej fazy buntu, ponieważ cóż mogłam zrobić – ufarbować włosy na niebiesko albo przekłuć nos? Mój tato skomentowałby: „sam to wymyśliłem”. Nie buntowałam się również, ponieważ spoczywała na mnie spora odpowiedzialność jak na szesnastolatkę – za bagaże, paszporty itd. Widziałam innych szesnastolatków, którzy byli w zupełnie innym miejscu w życiu niż ja. Nie miałam okazji poświęcać się standardowym zajęciom nastolatków, ale również nie miałam możliwości spotykać się z chłopakami, ponieważ spędzałam czas z chłopakami z zespołu. Dwunastu starszych braci. Byli bardziej jak bracia czy wujkowie? Bardziej jak bracia, ponieważ większość mężczyzn w zespole jest młodsza, nie są pierwotnymi członkami grupy. Mieli wtedy około trzydziestu–czterdziestu lat. Twierdzę, że byli jak bracia, ponieważ wujkowie są bardziej odpowiedzialni. Oni z kolei wciąż starali się

mnie upić. Tato nie miał nic przeciwko randkom, ale wydaje mi się, że mnie mógł niczego nie okazywać, ale co do samych chłopaków sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Czym jest dla ciebie Beasto Blanco? Czemu zdecydowałaś się wziąć udział w projekcie? Jestem aktorką. Naśladuję ludzi dla zabawy, a Chuck ma bardzo specyficzny wokal. Nie znam nikogo więcej z takim głosem. Gdy razem koncertowaliśmy, często naśladowałam ich i nabijałam się. Zapytali, czy potrafię naśladować głosy, więc odparłam: „tak, to tylko głos”. Więc zaproponował mi wspólne nagranie. Zgodziłam się nagrałam z nim w Kalifornii jedną piosenkę. Stwierdzili, że wyszło naprawdę super i zaoferowali mi kolejne nagrania, a przypominam, że to nie jest głos, którym bym naturalnie śpiewała. Nagraliśmy sporo numerów i zanim się zorientowałam, wyszła z tego cała płyta. Mój głos dobrze brzmi z głosem Chucka, więc zdecydowaliśmy się wydać płytę. W pewnym momencie Chuck mówi: „czekałem z tym do ostatniej chwili, żebyś nie mogła odmówić. Jedziemy w trasę, masz 24 godziny na odpowiedź” [śmiech]. Teraz jestem pełnoprawnym członkiem Beasto Blanco.

15


Jakie są twoje plany na przyszłość? Planujesz spełniać się w aktorstwie czy w śpiewaniu? Zamierzasz koncertować z tatą czy skupić się na karierze w Hollywood? To jest bardzo dobre pytanie. Ludzie twierdzą, że można mieć wszystko, ale ja uważam, że należy skupić się na tym, co sprawia ci przyjemność. Trzeba poświęcić się tej czynności bez reszty. Uwielbiam Beasto Blanco, uważam, że ta kapela jest świetna. Dzięki Bogu, Chuck ma trasy w zespole Alice’a, więc nasze trasy koncertowe trwają od dwóch do trzech tygodni. Mogę pracować w ten sposób, bardzo mi to odpowiada. Bardzo bym chciała uczestniczyć w kolejnych odsłonach Beasto. Jednakże moje serce należy do aktorstwa. Szykuje się sporo nowych filmów, którymi jestem bardzo podekscytowana, także więcej komedii. Powiedz coś więcej o filmach, w których występujesz. Grałam w filmie, który powinien być straszny, ale jeśli jesteście prawdziwymi fanami horrorów, to potraktujecie go raczej z przymrużeniem oka. Jego tytuł to 13/13/13. To obraz utrzymany w konwencji filmów o zombie, ale nie z typowymi zombie, jakie znamy. Pewnego dnia, gdy zbiega się ze sobą kilka wydarzeń, zaczyna krążyć wirus, który sprawia, że ludzie stają się wyjątkowo agresywni. Tylko ludzie urodzeni w roku przestępnym są uodpornieni. Oczywiście jest ich tylko garstka. Ja się do nich nie zaliczam. Wpadam w szał, wycinam twarz mojej córki i noszę ją, drapię ramię do żywej kości. Film jest dość dobry. Jeśli będziecie mieli okazję, zobaczcie go. Sama mam pomysł na dwa filmy. Oba są horrorami, mam nadzieję, że zostaną nakręcone. Kto jest twoim ulubionym aktorem i aktorką? Kto jest dla ciebie inspiracją? Jeśli chodzi o aktora, to myślę, że Tim Roth. Jest niesamowity, naprawdę bardzo dobry. W Stanach emitowany jest serial, w którym gra prawdziwą postać, lekarza Cala Lightmana. Lightman przez lata studiował mikroekspresję. Przez jedną dziesiątą sekundy nasza twarz przekazuje to, co naprawdę myślimy. Niestety dzieje się to tak szybko, że jeśli nie jesteś wyszkolony, nie zauważysz zmiany. Agenci CIA są naprawdę szkoleni, aby byli w stanie dostrzec różnicę. Więc Roth gra postać, która jest totalnym dupkiem i palantem. Ponieważ jest w stanie stwierdzić, czy ktoś kłamie, nie jest cierpliwy i wyrozumiały. Właśnie za to go kocham. W jednym z odcinków powiedział bardzo mądre zdanie: „nie przejmuję się tym, że ona kłamie. Chcę wiedzieć, dlaczego to robi”. Sam fakt, że ktoś kłamie wcale nie musi oznaczać, że ten człowiek zrobił coś złego. Może chciał kogoś ochronić, mógł być przestraszony, jest miliard możliwości. Tim Roth zagrał także we Wściekłych psach i innych produkcjach Tarantino. To on został postrzelony w filmie. Natomiast co do aktorek, czy może być ktoś lepszy niż Meryl Streep? Potrafi rozśmieszyć, doprowadzić do łez. Uważam, że jest genialna. Zdaję sobie sprawę, że to zabrzmi tandetnie, ale jej kariera i osiągnięcia to coś, do czego chciałabym dążyć. Jakiej muzyki słuchasz? Czy twoje zainteresowania muzyczne ulegały zmianie? Wydaje mi się, że w liceum wszyscy lubimy to, co jest akurat popularne z tego prostego powodu, że nie znamy niczego lepszego. Dopiero w tym czasie zaczynamy dochodzić do tego, co nas interesuje, co nam się podoba. Dopóki nie jesteśmy we wczesnej fazie dojrzewania, słuchamy muzyki naszych rodziców. Słuchamy tego, co puszczają w radiu lub telewizji. Później wchodzimy w fazę buntu. Decydujesz się na słuchanie wszystkiego, co budzi niechęć

16

twoich rodziców. Ja zainteresowałam się europejską muzyką techno, moi rodzice nienawidzili tego. Szybko zmieniłam zainteresowania i zaczęłam słychać muzyki punk. Właściwie wszystkie rodzaje, zaczynając od Sex Pistols aż do nowej fali grup grających pop punk. Uwielbiam Blink-182, są wspaniali. Albo Dead Kennedys, Guttermouth i wszystkie tego typu zespoły. Uwielbiam cały gatunek. Horror punk na przykład, czyli choćby Wednesday 13 i Murderdolls. Teraz to moi przyjaciele, ale pokochałam te zespoły, zanim się poznaliśmy. To mnie teraz kręci. Przyznaję się z niechęcią, ale ostatnio zaczęłam wciągać się również w folk pop, lubię Lanę Del Rey. Jednak, jak przystało na rockową dziewczynę, wciąż kręcą mnie wykonawcy w stylu Joan Jett czy Motörhead. Masz może jakieś wyjątkowe wspomnienia z któregoś kraju, które utkwiły ci w głowie? Po dwunastu latach ludzie oczekują od ciebie konkretnych deklaracji, że na przykład powiem: „Londyn”. Ale najlepsze rzeczy dzieją się w noce, których nikt nie jest w stanie sobie przypomnieć. Sytuacje, kiedy nie wiem, co się stało ani gdzie jest autobus, gdy nie wiem, gdzie my jesteśmy. Byliśmy kiedyś na trasie w Bułgarii, wszyscy byliśmy przekonani, że będzie zimno. W Ameryce panuje przekonanie, że Bułgaria jest zimnym krajem, więc ubraliśmy się bardzo ciepło. Gdy wyszliśmy z samolotu, okazało się, że jest gorąco, więc musieliśmy zdjąć prawie wszystko. Spodziewaliśmy się zimnego, nudnego hotelu, jednak okazało się, że znaleźliśmy się na Bułgarskiej Riwierze, dziewczyny chodziły w strojach bikini z Margaritami w dłoniach. Zastanawialiśmy się, czy przypadkiem nie znaleźliśmy się na południu Francji. Wyjazd okazał się cudowny, ponieważ nie oczekiwaliśmy tego. Mimo że chłopaki z zespołu to prawdziwi rockmani, poszliśmy na imprezę z pianą. Nikt z nas nie był wcześniej na tego typu imprezie. Okazało się, że była tam grupa dzieciaków na kwasie tańczących w pianie, więc przyłączyliśmy się do nich. Nikt was nie rozpoznał? Nie, ponieważ byliśmy w bluzach i jeansach. To była niezapomniana noc. Następnego dnia po plaży chodziły dziewczyny oferujące masaż. Byłam naprawdę zdziwiona. Co więcej, nie zabrałam ze sobą stroju kąpielowego, więc musiałam chodzić w bieliźnie. To były naprawdę nieplanowane wakacje, woda była krystalicznie czysta. Była to dziwna, ale najfajniejsza przygoda. A masz może jakieś straszne historie z tras? Gdy byliśmy w Bolonii we Włoszech, poszliśmy do klubu, którego piętra sięgały siedem poziomów w głąb ziemi, zupełnie jakby schodziły do piekła. Przypominało to trochę siedem kręgów piekła opisanych przez Dantego. Im niżej schodziliśmy, tym atmosfera stawała się dziwniejsza i mroczniejsza. Gdy dotarliśmy na ostatni poziom, okazało się, że jesteśmy tylko my i kilku blackmetalowych kolesi. Podano nam zielone musujące drinki w, których znajdowały się repliki płodów. Wszyscy poczuliśmy, że powinniśmy wynosić się stamtąd, ponieważ klimat był mocno satanistyczny i sytuacja wymykała się spod kontroli. Gdy staraliśmy się wyjść, ludzie zaczęli rozróbę, tłukli naczynia itp. Wszyscy byli zalani. Zostałam poparzona papierosem. Miałam okulary i klapki na sobie, upuściłam klucz hotelowy. Zanim wyszłam z klubu, miałam podartą sukienkę, a moje nogi były całe pocięte.



rock talk

MY HEART

BELONGS TO

ART


WE TEND TO THINK THAT CHILDREN OF ROCK N’ ROLL STARS ARE SPOILED, LAZY AND BETTER AT SPENDING THEIR PARENTS’ CASH THAN AT KNOWING ANYTHING ABOUT REAL LIFE. THEN WHAT WILL YOU SAY ABOUT ALICE COOPER’S DAUGHTER – CALICO? SHE’S WORKED HARD SINCE SHE WAS 16 AND FOLLOWS HER OWN CAREER PATH, THOUGH SHE’S STILL ABLE TO FIND SOME TIME TO TOUR EUROPE WITH BEASTO BLANCO. HOW’S LIFE WHEN YOU’RE THE OLDEST CHILD OF ALICE COOPER, AND WHAT’S ON YOUR MIND WHEN YOU’RE GROWING UP IN HOLLYWOOD AMONG MUSICIANS AND PAPARAZZI? WE SAT ON A WARM FLOOR NEAR A STOVE AND TALKED WITH CALICO COOPER. annie christina laviour, katarzyna strzelec zdjęcia: katarzyna strzelec


How is it like to be Alice Cooper’s daughter? What are the privileges, what are the pluses, the minuses? Maybe you have some stories you could share with us? Being Alice’s daughter is so wonderful because I got to join the family business. Most people, if their father is a banker, they have to go to banking and if their mother is a teacher, they decide to be a teacher as well. But my parents were both performers so naturally I went into performing. I was about sixteen when my dad asked whether I want to do the show. I agreed not really knowing how it looked from the inside. I was a ballerina then. I loved the first show. I got to play 10 different characters. So we did twelve world tours. When I was 28, I started getting film and TV roles, so I said that I think it’s time for me to give the job to someone else. This Beasto tour has been funny. Guys in the band are so cool. Being Alice’s daughter is a big responsibility because people expect me to be mean like the characters I play on stage. Even tonight you won’t believe that it’s me, the same person who’s sitting and talking to you, also the character from the Beasto. I know it’s silly. Every time I go out it’s an acting thing. But the minuses are we don’t get to do a lot of things. It’s hard to go to the grocery store as a family because people just mob you. My dad just loves his fans so much so he won’t say: „get away” or „step away”. He is very nice and he tries to sign everybody and take every picture. There’s no privacy, you always feel like people are looking at you. This could be difficult especially for teenagers who aren’t so self-conscious of their bodies, make up, their hair – it’s escalated by everybody with cameras looking at you all the time. You see the pictures and you think you are fat or that your skin is bad, your make up or hair is a mess. It took a long time, up to my mid 20s, before I learned how to ignore this. I had blond hair but I didn’t want them. I had it because I thought they look good at pictures. I decided that I’m gonna dress and look the way I want to. Since then I’ve been so much happier but this is a lot of pressure to say the right thing, to look the right way but once you forget about this, it’s a lot easier. You’re into acting, right? For how long have you been acting? Could you tell us about movies you acted in? Which was your favourite one, which role do you like the most? Again, when you are a daughter of someone like Alice you tend to get hired for horror movies or sci-fi movies. I love comedies, I am a huge comedy fan. If you’ve seen me on Alice’s show, I like to take those characters that are scary, keep them scary but with a little bit of a color or funny. I think that’s just how I play my characters. Therefore, I always get hired for horror, scary, monster movies. But then when I got an agent call saying that there’s a great comedy for me, I’m more than happy because that’s more who I am. I’m doing a TV show in the U.S called Bloomers. In the show I play the boss, this woman-boss of a huge corporation and she’s just a bitch. She emasculates all the men that work for her. She sexually harasses them and they can’t do anything because she is the boss of the company. The character is so hilarious because she’s very straight, very straight-laced. Everyone at the company are friends, she’s always left out because everybody hates her. She always shows up in this scenarios asking what is everybody doing and they all niggle trying to get away from her and she knows it. She’s really sad, she’s like someone who got bullied at school and now she is bulling everyone around. She’s a broken little thing but it’s fun to play because she’s temper tantrums so I get things thrown out of windows. It’s more fun to be a bad guy.

20

So you are more into comedies? Yeah, it’s much more satisfying to me to make people laugh than it is to make them scream or cry. When I make somebody laugh, I’m self-satisfied, I feel that I did good. Yes, I can be scary [laughs], but I’m laughing the whole time as well. I laugh about everything and I love to be scared. I don’t try to muffle my screams if something scares me. Even when I’m at the theater I go on full voice [screams]. It’s embarrassing to go to movies with me because I scream so loud. What kind of a person are you? Are you a sensitive girl or rather straight? What are your interests except for arts? I’d like to say that after all the years of touring and working in Hollywood you can get very hard. I try to be big and tough because it’s all the guys all the time. But then I realized I’m just a big girl and I love that. I think that’s great. I save animals at home. I work for an animal shelter and for a homeless shelter. Since I’ve been blessed enough to have a stable financial and family situation and I’m so lucky because I get to do art for a living, I try to do stuff like helping others. However, it only sounds like an easy job, the truth is it’s often not pretty. I’m chasing women around, taking scissors away. It’s crazy. Like in a comedy, I just want to make you laugh. Pretty simple, I don’t have a lot of demands. Except for… I love animals but I’m deadly allergic to cats and it’s one thing I have to be a diva. If I walk to the room and there’s a cat, I swell up. To sum it up, I’d say I’m like a watermelon, tough on the outside, sweet and swishy inside. How about your siblings? Are they just like you? Tell us something about them. I’m the oldest. I’m sort of the free spirit, artist, at the drop of a hat, not very planned out. My brother who is younger, is a businessman. He has a band called Co-Op. It’s really good. Unlike me, he is very in order, he is very stern and quiet. But when he is with me, with the door closed, the two of us are the big kids farting and pushing each other. My little sister Sonora is the opposite of me. I’m kind of rough and tumble. I can wrestle around. She’s so delicate, everything about her, her little face, she’s so tiny and fragile. It’s so funny we are all so different, although from the same parents. It’s crazy but we love each other very much. Given one situation, the three of us would deal with it totally different. If a car broke down, I’d leave it, my brother would fix it and my sister would cry. What would your parents do? My parents would be like: “somebody get the other car!” [laughs] Going back to your childhood. Did your father sing you lullabies or read books? What about your dating life? I was so lucky to start touring when I was sixteen so I didn’t really have a rebellion because what was I gonna do, dye my hair blue or pierce my nose? My dad would be like: “I invented that”. There wasn’t a lot of rebellion also because that was a big job for a sixteen-year-old to have. Being responsible for suitcases, passports, everything, I saw other sixteen-year-olds that were at a different place than I was. So there was no journal reading but also not a lot of boys because I was around band boys, twelve big brothers. Were they more like your brothers or uncles? More like brothers because a lot of guys in my dad’s band are much younger. They are not the original members. They were in


their 30s and 40s at that time. I say they were like brothers because uncles are more responsible. They’d still make me drink so I’d say brothers. Dad was cool with me dating, but I think to me he was cool, but to the boys that was a different story. What about Beasto Blanco, what is it for you? Why did you decide to get into this project? I’m an actor. I imitate people for fun and Chuck has a very distinct singing voice. I don’t know anyone else who sounds like that. When we were on tour together I would make fun of them by imitating and mocking them. They asked me whether I can simulate voices and I was like: “yeah, it’s just a voice”. So he offered me recording. I came in and in California I did one song. They said it sounded so awesome and they asked me to do that again, mind you it’s not my singing voice. I came to do another song and another one… and before I knew it was the whole record. It sounded really good with Chuck’s voice so we decided to put the record out. And he said: “I waited until the last minute so that you can’t say no, we’re going on tour and I need to know in 24 hours.” [laughs] So now I’m a full-fledged member of Beasto Blanco. What about the future? Are you planning to develop your acting or singing career? Are you going on tour with your dad or focus on your career in Hollywood? You really got to pick. People say you can do all of it but I think you should focus on what you like. You should pour your heart and soul to it. I love Beasto Blanco, I think it’s the coolest and thank God Chuck has the Alice tour, so when we go and do this, it’s 2-3 weeks. I can do that, it really works for me. I’d love to keep doing Beasto on new records. However, the acting thing is where my heart is at. There’s a bunch of new cool movies coming up that I’m excited about and more comedies. Tell us more about your movies. Well, I did something that is supposed to be scary, but if you are a horror fan it’s very tongue-in-chick. It’s called 13/13/13. It’s sort of a zombie movie but not with regular zombie. On this one day when circumstances all align, a virus goes around and make people ultraviolent. The people immune to it are those born on a leap year. Of course, there is only about five of them. I’m not one of those people. I go crazy. I cut my daughter’s face off, I wear it, I scratch my arm till you see the bone. It’s pretty good. If you get a chance, check it out. I wrote two films that got picked up. They are both horror films, hopefully they will be out. Who is your favorite actress and actor? For male actors, I have to say Tim Roth. He is unbelievable. He is so good. There is a show in the U.S. where he plays a doctor Cal Lightman, it was a real guy. He studied microexpressions for years. This means that for one tenth of a second your face will reveal what you really think. It happens so fast that unless you are trained, you won’t see it. In fact, they really do train people in CIA to notice those things. He plays this guy and he is a total asshole and a jerk. Because he can tell whether you are lying, he has no patience. I love him so much for that. He said the smartest thing in the show: “I’m not concerned because she is lying. I want to know why”. Just because you are lying doesn’t mean you did something wrong. You could be protecting someone, you could be scared, there’s a billion possibilities. Tim Roth also starred in Reservoir Dogs and other Tarantino’s movies. He’s the guy that got shot. As far as women are concerned, can you beat Meryl Streep? She can

make you laugh, cry, anything. I think she is brilliant. I know it’s cheesy to say but where she is at with her career it’s like – God willing, I’d like to be there someday. What are your interests in music? Did they change? In high school, I think, we all like popular music because we don’t know anything better. That’s where we start figuring out what we like. We listen to music of our parents until we are pre-teens and then we start changing our interest. We listen to what’s on pop radio or on music TV. After that, you get rebellious phase in your teens. You decide to listen to whatever your parents hate. I got into euro techno music, my parents hated it. I realized I really didn’t like it and as soon as I got older I started liking punk music. All types from the Sex Pistols all the way to the new pop punk bands. I love Blink 182, they are great or the Dead Kennedys, Guttermouth and all bands like that. I love the whole genre. Horror punk, guys like Wednesday 13 and Murderdolls. They’re great friends of mine but before they were, I loved their bands. That’s where I’m at now. I hate to admit it but I started to get into folk like Lana Del Rey. But of course, as a rock chick I love the Joan Jetts and Motörhead. Do you have any special memories from some particular countries that stuck in your head? After twelve years you are expected to specifically state, let’s say “London”. But the best nights are those no one can really recall what’s happened, I don’t know where the bus is, I don’t know where we are. When it comes to fun memories, we were in a small town in Bulgaria and we all thought that it’s gonna be freezing. In America you hear Bulgaria is a cold country, so we all bundled up. When we got out off the plane and it was hot, we took everything off. We thought it was going to be cold and a boring hotel. It turned out we were on the Bulgarian Riviera, there were chicks in bikinis with Margaritas. We wondered whether we went to south of France. We had the best time because we weren’t expecting it. Although the guys in the band are rock dudes, we went to the foam party. None of us has ever been to this kind of a party. It was a bunch of kids on acid dancing around in foam so we jumped right in there and started dancing with them. Did no one recognize you? No, because we were in hoodies and in jeans. We had a great night. The next day there were ladies on the beach walking around with chairs offering massages. I was really surprised. Moreover, I didn’t have any bathing suit, I had to wear underwear. It was an unexpected vacation, the water was crystal clear. It was so bizarre, but the coolest thing ever. Do you have any scary stories, too? We were in Bologna, Italy. We went to a club with seven floors that would go down like into hell. It resembled the seven levels of hell described by Dante. The lower we went, the weirder and darker it got. When we got to the bottom floor, it was only us and a couple of black metal dudes. We were served green bubbling shots in containers with fetuses in them. We thought we really need to get out of there because they it was all satanic and out of control. When we tried to leave, people were at riot, they started breaking dishes. Everyone was too drunk. When I tried to get out of there, I got burnt with a cigarette. I was wearing sunglasses and flip-flops, I drop my hotel key. By the time I got out of there my dress was torn and my legs were all cut up. That was insane!


rock TALK


zawsze

słucham

kobiet


Będę z wami szczera: uwielbiam Johna 5. Jest dla mnie absolutnym idolem. Jestem gotowa przejechać setki kilometrów, żeby zobaczyć go na żywo. Nie inaczej było latem 2014 roku. Spotkaliśmy się na backstage austriackiego festiwalu Nova Rock. John 5 był zaskoczony, gdy dowiedział się, że przyjechałam z Polski. Zaskoczenie minęło, gdy powiedziałam mu, że kilka lat wcześniej wybrałam się na koncert Roba Zombie do Cincinnati (w Ohio rzecz jasna). karolina karbownik Czy kiedykolwiek miałeś wątpliwości, że gitara będzie twoim sposobem na życie? Oczywiście miałem wątpliwości czy z tego wyżyję, ale nigdy nie wątpiłem w to, że zawsze będę grał na gitarze. Robiłem to, odkąd byłem bardzo mały. Bardzo mały! Nigdy nie przerwałem. I jesteś kolesiem, który przeniósł się z małego miasteczka w Michigan do Los Angeles po to, by aby zrealizować swoje marzenia. Czy w LA potraktowano cię poważnie? Ciężko ci było znaleźć zlecenia jako gitarzysta? Grałem naprawdę dobrze i zrobiłem dużo sesji gitarowych w krótkim czasie. Pracowałem bardzo szybko i bardzo tanio więc ludzie zaczęli korzystać ze mnie. Moje ceny były o wiele lepsze niż innych. Właśnie w ten sposób zbudowałem sobie w mieście nazwisko. Zawsze swoje robiłem dobrze i do końca. Bardzo mi to pomogło. Czy inaczej podchodzisz do grania solo i jako gitarzysta Roba Zombie? Tak, inaczej. Zupełnie inaczej. Nawet nie wiem, jak to określić. Moja płyta solowa jest bardzo szalona. Jestem z niej naprawdę dumny. Powinna podobać się gitarzystom. Sam zawsze doceniam, gdy ktoś jest w czymś dobry: w koszykówce, baseballu, jeździe na rowerze czy szachach… Przyglądam się takim ludziom. Na swoich albumach mieszasz różne style. Jak bardzo musisz być świadomym muzyki, żeby móc robić to tak, aby dobrze brzmiało? Ciągle się uczę i poszukuję inspiracji. Wiesz, Rob robi filmy i te swoje rzeczy, a ja wtedy gram na gitarze. Grając na niej spędzam

24

swój cały czas i jak tylko to możliwe, staram się być lepszy z każdym dniem, z każdym rokiem. To właśnie jest to, co robię. W czym tkwi tajemnica tworzenia muzyki instrumentalnej, żeby była interesująca zarówno dla publiczności, jak i dla ciebie? Też staram się to pojąć. Dla mnie muzyka jest ekscytująca, gdy jest naprawdę ponadprzeciętna. Granie doskonałych piosenek jest super przeżyciem. Utwór musi być dobrze zrobiony, żeby móc się nim cieszyć. Czy odkrywasz na nowo grę na gitarze wraz z każdym projektem, w którym bierzesz udział? Myślę, że jeśli chodzi o Roba Zombie, to staram się z najlepszych piosenek wyciągnąć najlepsze riffy i stworzyć z nich utwory, które będą się podobać i zostaną docenione przez ludzi na całym świecie. Fajnie jest podróżować dookoła ziemi i widzieć jak ci ludzie śpiewają piosenki, które stworzyliśmy. Jestem bardzo szczęśliwy z tego, jak to się potoczyło. Ta cała publiczność zlewa ci się w jeden wielki tłum czy różni się, w zależności od miejsca? Ludzie są różni na całym świecie. W Ameryce Południowej śpiewają nawet riffy, co jest dość dziwne. Wyobrażasz sobie, jak to jest, kiedy tłum odśpiewuje gitarową część Thunder Kiss 65? Uwielbiam duże tłumy. W Europie ludzie skaczą. To jest super. Nigdy nie rozstajesz się ze swoją gitarą, prawda? Tak, zawsze ją mam przy sobie.


jąc muzyki wszyscy mamy w głowie jakiś obraz. Przypomnij sobie siebie jako dziecko: słyszałaś muzykę i coś sobie wyobrażałaś. Możesz też w pamięci odtworzyć malutką siebie słuchając jakiejś piosenki. Pogadajmy teraz o innych. Rob Zombie, nie jako przyjaciel, ale jako szef. Jaki jest? Jest świetnym szefem, ponieważ jest bardzo mądry i bardzo wyrozumiały. Jeśli wiesz co masz robić, a czego nie, nie będzie żadnych problemów. Jest tu szefem, więc zawsze pamiętam o tym, co mówi. Jeśli coś powie, a ktoś próbuje to obejść, nie będzie miał dobrze. Także należy go słuchać. Nigdy nie zdarzyło nam się pokłócić. Jeśli mam jakiś problem, nie idę z nim do managementu czy kogokolwiek innego niż sam Rob Zombie. Pracuje nam się bardzo dobrze. Zabieranie fotografa w trasę było popularne w latach 60. i 70. Po co wam na trasie Rob Fenn? To prawda. Jest tak jak mówisz: możemy oglądać naprawdę super albumy z lat 70. czy 60. i mówimy wtedy, jakie to niesamowite, że zostało uwiecznione to czy tamto. Stwierdziliśmy, że też chcemy uwiecznić naszą trasę. Nie wystarczą wam fotki z iPhone? Nie, nie wystarczą! (śmiech)

Czy dźwięki, które wygrywasz, na przykład oglądając telewizję, w jakiś sposób przekładają się na to, co grasz w studio lub na scenie? Oczywiście! Wszystkie riffy, które słyszysz są przekładem tych, które – jak powiedziałaś – powstały gdy oglądałem telewizję. Jeśli nie rozmawiałbym teraz z tobą, grałbym na gitarze. Teraz też możesz, nie przeszkadzałoby mi to! (śmiech) Co robisz, żeby gra na gitarze po prostu ci się nie znudziła? Uczę się różnych rzeczy. Staram się czegoś nauczyć każdego dnia: nowej techniki czy innych rzeczy. To podtrzymuje moje zainteresowanie grą. Próbuję różnych stylów, żeby moje palce pracowały w inny sposób. To jest właśnie wszystko, co robię i co przynosi mi wiele radości. Jaki wpływ mają nowe technologie na produkcję gitar? Dobre pytanie! Staram się próbować różnych rzeczy. Już widziałaś mnie grającego na podświetlanej gitarze. Teraz będę miał wmontowanego iPada więc kiedy będę grał, ludzie będą mogli oglądać filmy. Te różne rzeczy sprawiają, że te nowe technologie są bardzo ciekawe. Wiesz, tu chodzi o rozrywkę. Ludzie jej pragną. Korzystam też ze świecących się strun. Staram się być na czasie, żeby móc bawić ludzi. Podobnie jak siebie. Czy muzyka jest dla ciebie wizualna czy to jedynie proces techniczny? Oczywiście, że jest wizualna. Zawsze taka była. Myślę, że słucha-

Pracujesz też z Jonnym Coffinem. Dlaczego? Jonny Coffin jest prawdziwym wizjonerem i bardzo mądrym biznesmenem. Dobrze się dogadujemy. Zawsze jest ze mną już wtedy, gdy mówię mu, że zamierzam wydać nową płytę. I zawsze ma jakieś pomysły. Jest dobry w tym, co robi, a jego twórczość mi odpowiada. Tak więc jest to człowiek, który zajmuje się tym, co robi najlepiej. Jest bardzo utalentowany. Jesteś bardzo rodzinny. Czym jest dla ciebie rodzina? Uważam, że rodzina jest najważniejsza. Po skończonej pracy jest cudownie wrócić do domu, do rodziny. Przecież wiesz o tym. Często wyjeżdżasz. Co robisz, żeby wciąż kwitła miłość między tobą a twoją żoną? Cały czas jestem z nią w kontakcie. Dużo rozmawiamy. Do tego niegrzeczne zdjęcia i milutkie telefony (śmiech). Żeby kwitła! Jaki jest twój dom? Och, spodobałby ci się! Jest bardzo nowoczesny i naprawdę super. Na ścianie wisi ogromna skóra krokodyla, a także wiele odjazdowych obrazów. Wśród nich jest jeden namalowany przez Petera Crissa z Kiss. Mam też obraz od Marilyna Mansona. Na ścianach całego domu wiszą gitary. Dom jest bardzo czysty i przytulny. Jestem z niego dumny. Jest naprawdę udekorowany. Kto wymyślił twój makijaż? Staram się sam trochę eksperymentować. Teraz, kiedy mam zarost, makijaż nie wygląda zbyt dobrze. Jedyne co robię to biorę liner i rozmazuję go tylko na tyle, żeby przyciemnić dolną część twarzy. Ale nie mów mi, że nie potrzebujesz rad kobiet? Tak, zawsze biorę sobie je do serca. Zawsze słucham kobiet!

25


rock TALK

I

ALWAYS

LISTEN TO

WOMEN



LET ME BE TOTALLY HONEST WITH YOU: I LOVE JOHN 5, HE IS MY GUITAR HERO AND EACH TIME HE COMES TO EUROPE, I’M READY TO TRAVEL ABROAD JUST TO SEE HIM PLAYING LIVE. THINGS WERE NO DIFFERENT IN THE SUMMER OF 2014. WE MET BACKSTAGE AT THE AUSTRIAN NOVA ROCK FESTIVAL. JOHN 5 WAS SURPRISED THAT I HAD TRAVELLED FROM POLAND BUT ONLY UNTIL HE LEARNT THAT SEVERAL YEARS EARLIER I HAD MADE A TRIP FROM MY COUNTRY TO SEE HIM PLAYING WITH ROB ZOMBIE IN… CINCINNATI, OHIO. karolina karbownik

Have you ever had any doubt that guitar would be your life? Of course, I had doubt if I’d ever make my living by playing guitar but I never had doubt that I will never stop playing guitar. I’ve done it since I was so little. So little! I never stopped. So, you are a guy who wanted to play the guitar and moved from Michigan to Los Angeles. Did L.A. take you seriously when you arrived there? Was it difficult to get hired as a guitarist? I played really well and I was doing many guitar sessions in a very short amount of time. I worked really fast and I worked really cheap. So everyone was using me because my prices were better than anyone else’s. And this is how I built my name around the town which really helped me. I just got my job done and I always did my job good. Do you approach playing guitar in your solo band differently to playing as a member of Rob Zombie’s band? Yes, it’s really different. It’s completely different, I don’t even know how to explain it. It’s just so much crazy guitar work for the whole thing. I’m really proud of it. You know, guitar players really enjoy it. I always enjoy someone that is really good at their craft. If someone is really good at basketball or baseball, riding a bike or chess… I really look up to people like that. What is the key to make instrumental music interesting both for the audience and you? Oh, that’s what I’m trying to figure out, too. For me it is really exciting, if it is really over the top. If I play great songs, it’s also really exciting. A song must be really well done to enjoy it.

28

Do you think you’re rediscovering guitar-playing with every project you participate in? I think that with Zombie it’s like I try to bring out best songs and best riffs to make them into songs that people would enjoy and appreciate all over the world. It’s fun to be travelling around the world and see all these people singing the songs that we came up with. I’m really happy how this is turning out. You see those people like one big crowd or you can see every audience differently? The people are different all over the world. In South America they sing even guitar riffs which is weird. Can you imagine playing Thunder Kiss 65 and hearing crowd singing it? I love big crowds. In Europe people are jumping up and down. It’s so cool. You never separate with your guitar, do you? Yes. I’m always with it. Does the sound you play – for example, while watching TV – translate to the stage or studio performance? Absolutely! All those riffs you hear were translated from those, like you said, I came up with while watching TV. If I wasn’t talking to you, I would be playing guitar right now. Go ahead, I don’t mind! [laughs] What prevents you from burning out? Oh, I learn different things. I try to learn something new every day: new techniques, new things to keep myself interested. I try


says something and someone is going a little bit around it, that’s not good. So I always listen to what he says and then I have no problem. We’ve never had an argument or anything. And if I have a problem, I won’t go to management or anybody like that, I will go right to him. It works really well that way. What about your collaboration with Rob Fenn? It isn’t very common that rock bands take a photographer on tour nowadays. It used to be popular in the 1960s or 70s. Right. It’s just like you said: we see these cool books from the 70s or 60s and we’re like, “oh, that’s incredible that they documented this or that.” So we just wanted to document our stuff too. That’s exactly the same reason. iPhone pics aren’t not enough? No, it’s not enough. [laughs] You also work with Jonny Coffin – why? Jonny Coffin is a real visionary, he’s a very smart businessman. We get along great. I always say, “oh, I have a new record coming out.” He pretty much just runs with it. He always has some ideas. He’s so good with all that he does. I just love to run with it. So he just, you know, comes up with what he does. And it’s wonderful. He’s so talented. You are very family-oriented guy. What does family mean to you? I think that it’s the most important. Family is very important. When you get your stuff done, it is great to be back home, it’s great to be back to your family. It’s wonderful. As you know. different styles so my fingers work in a different way, too. That’s what I do and it’s really fun that way. Technological progress tends to make everything better, smaller, more comfortable. It doesn’t always make much sense, look at music – mp3 vs. vinyl: in this case smaller doesn’t mean better and we’re getting back to vinyl. What about guitar production? How does this technological progress affect guitar producers and this industry? That’s a great question! I’m trying to do different things with my guitars. You’ve seen me before playing a light up guitar. Now I’m gonna put an iPad on my guitar so everyone can see movies when I’m playing. Just different things like that keep technology exciting. You know, it’s entertainment, people wanna be entertained. I’m also using strings that glow. I wanna be up to date with technology so I can make it interesting for the people as well as for myself. Is music a visual thing for you? It’s visual, obviously. How I look up there, how I do. It’s always been visual for me. I think we all have some images in our minds when we hear a song. Remind yourself as a child: when you were a child and you heard music, you could visualize what happened. Or now you can see yourself when you were a little listening to this song. Let’s talk about others now: Rob Zombie. Not as a friend, as a boss. What is he like? He’s a great boss because he is very smart and very understanding. If you learn what to do and what not to do, you will have no problem. He’s a boss and I always remember what he says. If he

You’re out of home very often. How do you keep your romance with your wife alive? I stay in contact, we talk all the time. You know dirty pictures and nice phone calls. [laughs] Just keep it alive! If we went to your house, what does it look like? Oh, you would love our house! Our house is very modern and very cool. There is like a crocodile skin on the wall, really cool paintings including one painted by Peter Criss from Kiss. I also have a painting from Marilyn Manson. Guitars are hanging on the walls all over the house. It’s very clean and very neat. I’m very proud of my house. It’s really decked out. On your albums you mix different styles. What music awareness do you have to have to blend style. I’m always learning and I’m looking for inspirations. You know, Rob makes movies and all this stuff and I play the guitar. I spend all my time just playing the guitar and I’m trying to better myself every day, as much as possible. Trying to make myself better every year. I think that’s what I do. Who invented your make up? I’m trying to experiment a little bit. Now that I have a little facial hair, that doesn’t look great with make up on it, what I do is I take a liner and I kind of smear it down and just darken the whole area. Do not tell me that you don’t need a woman’s advice. Yes, I always take women’s advice! Always. I listen to women.

29


rock live

BILLY IDOL heineken music hall, amsterdam 16 november 2014 photography: hans clijnk





rock Style

45

67 HEAVEN ALL GOOD CRETINS GO TO


Czym byłby zespół Ramones bez swojego logotypu? Jeden z najcenniejszych przykładów ikonografiki – coś co pojawia się nie tylko na koszulkach fanów legendy nowojorskiego punk rocka, ale... tak, Jest duże ale.

Marky i CJ. W historii Ramones był jeszcze Elvis, który zagrał dwa koncerty i nawet nie wiem czy zostały one koszulkowo udokumentowane. Nie zapomnijmy o jeszcze jednym kolesiu: Arturo Vega to piąty członek Ramones (zmarły w 2013 roku). Pełnił on rolę nieoficjalnego dyrektora kreatywnego firmy Ramones, a także oświetleniowca, merchandisera, dokumentalisty i przyjaciela. Może też powiernika. Spośród przeszło 2000 koncertów zespołu zagranych w latach 1974-1996, był nieobecny jedynie na dwóch występach (wylądował w szpitalu). Arturo był tym, który uwierzył w młodych Ramones i zapewnił im salę prób, która znajdowała się w jego lofcie. Arturo był także tym, który wymyślił słynne logo.

Karolina Karbownik

Apple pie

ilka miesięcy temu zmarł ostatni członek pierwszego składu Ramones – Tommy Ramone. Oczywiste wydaje się to, że śmierć legendy wywołała poruszenie w portalach społecznościowych. Łatwo było znaleźć tysiące innych fanów przeżywających stratę swojego idola. Na Facebooku, Twitterze i Instagramie wystarczyło wpisać #tommyramone. Internet zasypały memy, których bohaterami byli trzej niepokorni nowojorczycy, witający w niebie swojego „brata”. Po drugiej stronie nieba, fani zakładali koszulki Ramones.

Logo Ramones to nie tylko zwykły znaczek. To kawałek grafiki, który wywołuje wiele emocji wśród fanów i wiele mówi o charakterze zespołu. „Uważałem ich za w pełni amerykański zespół. Byli odzwierciedleniem amerykańskiego charakteru, z prawie dziecięco-niewinną agresją”. – powiedział Arturo Vega pisarzowi Jimowi Bessmanowi. – „Pomyślałem, że wielka pieczęć prezydenta Stanów Zjednoczonych z orłem trzymającym strzały, będzie idealna dla Ramones. Wyrazi siłę i agresję do wszystkich, którzy spróbują nas zaatakować. Do tych, którzy są przyjaźni, kierujemy gałąź oliwną. Jednak zdecydowaliśmy się nanieść tu zmiany. Jest jabłoń zamiast gałęzi oliwnej. To dlatego, że Ramones są jak amerykańskie apple pie. Ponieważ Johnny był wielkim fanem baseballu, nasz orzeł trzyma kij baseballowy, a nie strzały”.

K

Kiedy chodziłam do szkoły, jeśli widziałam kogoś w koszulce z Kurtem Cobainem, wiedziałam, że mam przed sobą fana Nirvany. T-shirty z podobizną Gunsów, Metalliki i The Doors były bardzo popularne. Były naszym manifestem, wyrażeniem myśli mocno inspirowanych muzyką. Koszulka z zespołem dawała również poczucie przynależności do grupy ludzi o podobnych poglądach. Jednak czasy się zmieniły. Nie jest trendy być w grupie. Teraz, jeśli się coś manifestuje, to raczej indywidualizm.

Gwałt na koszulce Ze dwa lata temu trafiłam w sklepie z sieci Mango na damski t-shirt z Ramones. Teoretycznie nie powinnam była być zaskoczona, w końcu już kilka lat wcześniej koszulkę ze słynnym logo kupiłam mojej córce w H&M. Wkrótce zauważyłam, że będące w asortymencie tej marki miniaturowe koszulki z AC/DC, The Rolling Stones i The Doors, nosi co trzecie dziecko. Jednak Mango i Ramones nie za bardzo grają razem. Mango jest siecią wybieraną raczej przez panie z klasą, pracujące na stanowiskach wymagających klasycznego stylu ubioru. Jak się możecie domyślić, sprzedawczyni nie potrafiła odpowiedzieć mi na podchwytliwe pytanie: „co to za ciekawy wzór jest na tym t-shircie?”. Rzecz jasna, nie oczekiwałam od niej analizy Wielkiej Pieczęci Stanów Zjednoczonych! Sama jednak zdecydowałam się taką przeprowadzić. Już samo Google zaprowadziło mnie do lepszych bohaterów logomanii Ramones: trafiłam na gościa, który myślał że Ramones to restauracja drive-in. Przewinął się też artykuł, w którym pewien 26-letni pracownik marketingu zdziwił się, że firma Ramones ma swój zespół! Co można takiemu odpowiedzieć? Tak, firma Ramones ma swój zespół. Zawsze składał się z czterech członków, chociaż ci się zmieniali i łącznie przewinęło się tu siedem, a właściwie osiem, imion. Na Pieczęci pojawiają się: Joey, Johnny, Dee Dee, Tommy, Richie,

Arturo Vega urodził się w Meksyku. Do Nowego Jorku przyjechał w wieku dwudziestu czy dwudziestu kilku lat. Chciał rozwinąć skrzydła jako artysta. Liczył, że wielkie miasto będące kolebką wielu dziwaków, wywoła u niego dreszcze, których potrzebuje jego sztuka. Zamieszkał w dzielnicy Lower East Side, epicentrum artystycznego świata. Lubił wziąć trochę kwasu i szukać inspirującego głosu miasta. Gdy tworzył, głośno słuchał rock’n’rolla. Muzyka dobiegająca z domu Arturo, zatrzymała któregoś dnia człowieka idącego do swojej dziewczyny mieszkającej piętro wyżej. Osobnik ten miał na imię Douglas i wsadzając łeb do lokalu Arturo, podobno powiedział „Hej, lubisz rock’n’rolla? Właśnie składam zespół, powinieneś wpaść i nas sprawdzić”. Kilka miesięcy później Douglas (aka Dee Dee Ramone) oraz Arturo byli nieoficjalnymi partnerami w punkrockowej podróży, która trwała kolejne 20 lat. A nawet dłużej, bo Vega projektował pamiątki Ramones też po rozpadzie zespołu.

Nie tylko hey ho! Danny Fields, wczesny menedżer Ramones, mówi że zespół ten sprzedał więcej t-shirtów niż płyt. W końcu rock’n’roll to coś więcej niż muzyka. Wyniki sprzedaży były tak obiecujące, że sieciówki musiały sięgnąć po smaczne „apple pie”. A jeśli nie smaczne, to na pewno sprawdzone. T-shirty Ramones są wciąż modne. W sumie fajnie, chociaż nasuwa się pytanie, czy te kupione w molochu mają do powiedzenia tyle, ile fani? Czy nas wyrażają? Chyba nie. Na szczęście w fanach tkwi ogromna siła. Znajomość Ramones, Nirvany czy Motörhead może zaprowadzić nas do internetowych sklepów, w których kupimy naprawdę wyjątkowe koszulki. Pani z Mango na nich się nie pozna, ale fani jasno odczytają komunikat. Tak, kocham Ramones.


rock Style

45

67 HEAVEN ALL GOOD CRETINS GO TO


What would The Ramones be without their logo? Without one of the most precious examples of rock iconography, something that appears not only on T-shirts of the New York punk rock legends, but also… Ah, yes. There’s a big “but” here. karolina karbownik

T

he death of a legend always triggers some commotion in social media such as Facebook, Twitter and Instagram. A hashtag typed right before our lost idol’s name allows us to join thousands of other fans who pay their tributes to the deceased. It could be noticed a few months ago when Tommy Ramone – the last member of the original Ramones – died. There were hundreds of memes on the Internet showing the three New Yorkers welcoming their bro in heaven. Outside heaven, many fans wore Ramones T-shirts. In my school times, if I saw anyone wearing a Kurt Cobain tee, I knew that they were Nirvana fans. We all wore t-shirts with GN’R, Metallica and The Doors. T-shirts had some meaning. They expressed our feelings strongly connected with the music we loved. When I met my husband for the first time, he was wearing a Ramones longsleeve. We still love music very much. Also, a t-shirt with a band’s logo was making its owner somehow united with other people who shared the same musical preferences. Today, individualism is the key. There is no need to be united. It’s not trendy.

T-shirt rape No earlier than two years ago, I found a Ramones t-shirt at one of Mango chain stores. Actually, I shouldn’t have been surprised because it was me who had bought a baby Ramones shirt in H&M a few years earlier. Then I also found out that all the babies around had other items available at H&M – baby’s shirts and onesies with AC/DC, The Rolling Stones and The Doors. OK, that was H&M. Mango sounds a little bit different, aiming at older customers, a little bit better situated than those who shop at H&M’s. You shouldn’t be surprised if I tell you that the shop assistant didn’t know the answer to my question: “What is that interesting pattern on this t-shirt?”. Of course, I didn’t expect her saying – “The Great Seal”. My later research wasn’t that much thorough – I went through Google only and found a guy who thought that Ramones was a drive-in restaurant. There was also an article in which a 26-year-old marketing department worker was surprised that the brand Ramones had its in-house band! What can you say to a guy like that? Yes, the Ramones company does indeed have its own band. It’s always consisted of four mem-

bers and there were as many as seven different people in the company throughout the years, or eight, actually. The Seal includes the names: Joey, Johnny, Dee Dee, Tommy, Richie, Marky and CJ. Elvis played only two shows with the band and I’m not even sure he was included on any t-shirts. But let’s not forget another important guy, who passed away last year – Arturo Vega, the fifth member of The Ramones. He was the band’s unofficial creative director, lightsman, merch man, archivist, friend, and possibly also confidant. Between 1974 and 1996, he missed only two of over two thousand Ramones’ shows (he was in hospital). He was the guy who allowed the band to rehearse at his own loft. And he was the one who came up with the logo. The famous logo.

Apple pie The band’s logo is not just a graphic design. It’s something very close to the group’s fans and it tells a lot about the character of the group. “I saw them as the ultimate all-American band. To me, they reflected the American character in general – an almost childish innocent aggression”, Vega told the writer Jim Bessman. “I thought the great seal of the president of the United States would be perfect for the Ramones, with the eagle holding arrows – to symbolize strength and the aggression that would be used against whoever dares to attack us – and an olive branch, offered to those who want to be friendly. But we decided to change it a little bit. Instead of the olive branch, we had an apple tree branch, since the Ramones were American as apple pie. And since Johnny was such a baseball fanatic, we had the eagle hold a baseball bat instead of the arrows.” Arturo Vega came to New York from Mexico, where he was born. He was in his early twenties. He wanted to spread his wings as an artist. He hoped that a big city will be home to many strange people and it will inspire him in his art. He found home in the heart of the artistic world – in Lower East Side. He was enjoying LSD and listening to the sound of the inspiring city. He also liked to listen to loud rock n’ roll while creating his art. One day, a guy called Douglas squeezed his head through his doors. He was on his way to his girlfriend, who was living a floor above Arturo, but he was stopped by music that he heard. He’s believed to have said: “Hey – you like rock n’ roll? I’m getting a band together, you should come check us out.” A couple of months later, Douglas – a.k.a. Dee Dee Ramone – and Arturo were already partners in their punk rock journey that went on for 20 years. Or even longer, as Vega was designing the band’s merchandise after The Ramones disbanded.

Not only hey, ho! Danny Fields – Ramones’ early days manager – says this band sold more t-shirts than CDs. After all, rock n’ roll is more than just music. Sales numbers must have been quite promising so it’s no wonder chain stores went for that tasty “apple pie”. T-shirts are fashionable again. It’s cool, though one can one wonder – do the ones bought at chain stores say anything? Do they convey a manifest of some sort? Do they help us express ourselves? I guess not. Luckily, we – the fans – are still powerful. Knowing The Ramones, Nirvana or Motörhead will lead us to finding online stores where we’ll surely buy truly exceptional t-shirt designs. The lady from Mango won’t have a clue about them, but real fans will understand the message – yes, I love The Ramones.


rock Screen

subtelny hołd dla

rocka


BYWAJĄ MOMENTY, GDY ROCK I METAL WYDAJĄ SIĘ PRZERYSOWANE. A CO, JEŚLI POJAWI SIĘ PRAWDZIWA KRESKÓWKA O FIKCYJNYM ZESPOLE? AUTOR THE GRIMPS – RICHARD SIRGIOVANNI – WYDAJE SIĘ PEWNY SUKCESU. NIE WIADOMO, CZY KRESKÓWKA STANIE SIĘ KOLEJNYM HITEM, ALE TRZYMAMY KCIUKI ZA POWODZENIE TEGO PROJEKTU. annie christina laviour ilustracje: the grimps / you tube

Wydaje się, że rock’n’roll jest na wymarciu. Czy dobrym pomysłem jest inspirowanie się tematem, który traci na popularności? Nie sądzę, żeby rock’n’roll tracił na popularności. Na pewno się zmienił. Nasz projekt ma po części za zadanie przedstawić rock’n’rolla szerszej publiczności, zwłaszcza dzieciom. Ideą tej muzyki jest zabawa, energia i kreatywność. Niestety przez wielkie korporacje i kolektywizm rock utracił swą popularność. Moim celem jest zmiana podejścia do tej muzyki. Skąd wziął się pomysł na tę kreskówkę? Bardzo chciałem połączyć moje dwie pasje, którymi są kreskówki i rock. Jestem również muzykiem. Chciałem zrobić coś, co będzie interesujące zarówno dla dzieci – wprowadzi je w świat rocka – jak i dla rodziców oraz dziadków. Wpadłem na pomysł opowieści o muzykach żyjących 500 lat temu, którzy zostali przeklęci przez złego czarnoksiężnika. Istnieje zaklęcie, które przywraca im ludzką postać, ale tylko od zachodu do wschodu słońca. Wtedy mogą funkcjonować jako grupa rockowa. Akcja będzie się rozgrywała w obecnych czasach. Chciałem zrobić coś, czego jeszcze tak naprawdę nie próbowano, mianowicie przedstawić The Grimps jako prawdziwy zespół z własną muzyką. To nie będą jakieś głupawe melodyjki, ale naprawdę dobre numery. Przedsięwzięcie będzie prowadzić producent płyt Aerosmith, Jack Douglas. Pomysł wziął się stąd, że pamiętałem program telewizyjny z The Monkees: powstało dzięki niemu sporo wielkich hitów tamtych czasów, chociaż zespół był fikcyjny. Tamten program stał się inspiracją dla serialu, muzyki i bohaterów.

The Grimps to kreskówka, która zjednoczy pokolenia? Podobno dzieciaki zainteresowały się tą kreskówką, bo uznały bohaterów za sympatycznych, wyluzowanych i ciekawych. Piosenka tytułowa, We’re The Grimps, zyskała popularność nie tylko wśród najmłodszych widzów, ale również wśród rodziców i dziadków. Dostajemy wiele pochlebnych e-maili od dorosłych widzów. Obecnie program nie jest emitowany i to właśnie rodzice przedstawiają jego ideę dzieciom. Grupa docelowa nie jest w żaden sposób określona. Starszemu pokoleniu widzów – powyżej 45. roku życia – program się podoba, ponieważ nawiązuje do ich młodości. To pokolenie klasycznego rocka, które wychowało się na zespołach takich jak Led Zeppelin czy Aerosmith. To także pierwsze pokolenie, które wyrosło przed telewizorem w latach 60., kiedy po raz pierwszy kreskówki były przedstawiane szerokiej publiczności. Mieszanka rock’n’rolla i filmów rysunkowych łączy aż trzy pokolenia i jednocześnie jest swoistą fontanną młodości. Kogo chciałbyś zaangażować do pracy przy The Grimps, a kto już teraz pomaga przy produkcji? Jak wspominałem, Jack Douglas jest jednym z producentów i zajmuje się muzyką. John Boylan, który pracował z The Eagles, Charliem Danielsem, Lindą Ronstadt i grupą Boston, wyraził zainteresowanie współpracą. A z kim chciałbyś pracować? Wielu artystów, których uważam za ikony muzyki, kontaktowało się ze mną w sprawie współpracy przy programie, m.in. Todd Rundgren, Eric Burdon i Keith Emerson. Bardzo chciałem praco-

39


wać z Jackiem Douglasem z kilku powodów. Przede wszystkim podziwiam jego pracę z Aerosmith, to, co zrobił na klasycznych albumach zespołu Cheap Trick i na Double Fantasy Johna Lennona. Jestem ogromnym fanem Johna Lennona i praca z osobą, którą John wybrał do współpracy przy albumie, którym wracał na rynek muzyczny, da mi ogromną satysfakcję. The Grimps nie jest próbą kopiowania brzmień z przeszłości. Chcemy stworzyć współczesny show przy udziale wspaniałych muzyków. Moim osobistym życzeniem jest, aby każda piosenka była wykonana przez innego artystę w charakterystyczny dla niego sposób. Być uda się namówić Slasha, by zagrał na gitarze w jednym z numerów. Chcę, aby program był nie tylko dobrą zabawą, ale również hołdem złożonym artystom rockandrollowym z przeszłości i teraźniejszości oraz młodym artystom przyszłości. Uważasz, że kreskówki powinny być w jakiś sposób pouczające? Jakie wartości chciałbyś przekazać? W dzisiejszym świecie informacji i rozrywki łatwo znaleźć produkcje, które są przesadzone lub wyolbrzymione. Uważam, że naszym obowiązkiem jest przedstawienie dzieciom przyzwoitego przekazu, zwłaszcza że dorastają one bardzo szybko i są kształtowane przez popkulturę i otaczające je informacje. Chcemy przekazać wartości w lekki sposób, unikając kazań. Sprytnie napisany scenariusz może nieść zarówno dobrą zabawę, jak i wartości moralne – bez nudy. Opowiedz trochę o bohaterach serialu. Jacy są i na których sławnych osobach byli wzorowani? Jak już wspomniałem, The Grimps to w zamiarze subtelny hołd dla muzyki rockowej. Pamiętam, że gdy u szczytu popularności były Wojownicze Żółwie Ninja, dzieci znały ich imiona, ale jedynie jako imiona żółwi, a tak naprawdę postacie były nazwane od imion sławnych artystów. Bardzo podobał mi się ten pomysł. Zrobiliśmy to samo w naszej kreskówce, używając imion znanych muzyków: Winston (drugie imię Johna Lennona) – ironiczny i bystry Grimp, który jest leaderem zespołu; Mac (Paul McCartney) – muzyczny geniusz, kapryśny perfekcjonista; Emerson (na cześć Keitha Emersona z ELP) – cicha woda, uduchowiony, obdarzony ciętym humorem; oraz Moonie (na cześć Keitha Moona z The Who), znany również jako Moon the Loon – nieskończone źródło energii, dziki perkusista i psotnik. Oczywiście jest wielu innych bohaterów, których imiona również pochodzą od imion znanych osób. Czasami pewne cechy charakteru postaci odnoszą się do ich prawdziwych odpowiedników, a czasami wykorzystywałem tylko imiona. Czy któryś bohater odzwierciedla twoje cechy lub marzenia? Wydaje mi się, że każdy po trochu. Wybierając imiona i osobowości dla bohaterów, kierowałem się zarówno tym, jak będą pasować do scenariusza, jak i cechami charakterystycznymi, które podziwiam u ludzi, na których te postaci są wzorowane. Winston jest bardzo bystrym przywódcą; Moonie to pełen energii romantyk i lekkoduch, niezwykle wspaniałomyślny; u Maca podziwiam niesamowity głos i perfekcjonizm; Emerson jest ironiczny i ma cięty humor. Czterech muzyków wiernych sobie i temu, co robią. To jedna drużyna – coś, co szczególnie lubię w zespołach rockowych. Spodziewałeś się, że kreskówka będzie hitem? Nie obawiasz się, że młodzież wybierze coś „ostrzejszego”? Dzieciaki są bystre i dojrzewają znacznie szybciej. Jest cienka linia między byciem zbyt poprawnym a zbyt dosadnym tylko po

40

to, by zyskać popularność. Wierzę, że dzięki odpowiedniej prezentacji akcji, interakcji między bohaterami i użytej muzyce nasza kreskówka zostanie zaakceptowana. Grupą docelową są dzieci w wieku 7-12 lat, więc musimy postarać się, aby kreskówka była śmieszna i młodzieżowa. Myślę, że zdołamy zyskać popularność wśród dzieci, ale zainteresujemy też dorosłych. Nie boisz się, że łączenie sympatycznej kreskówki z rock’n’rollem może wydawać się kontrowersyjne? Nie. Gdy pominiemy seks i narkotyki, okazuje się, że rock’n’roll to tak naprawdę świetna energetyczna muzyka i dobre wartości, tj. miłość i zabawa. Oczywiście były i wciąż są zbyt ekstremalne zespoły czy style muzyczne, ale to nie nimi się inspirowaliśmy. The Grimps to sympatyczna kreskówka, ale jednocześnie na tyle luzacka, by trafić do młodzieży. Nie będziemy mieli historyjek z groupies w garderobie, ale nie zamierzamy też robić z naszych muzyków przykładnych katolików. Wiodłem życie rockandrollowego muzyka, wiem również, do czego posuwają się scenarzyści w serialu Family Guy, by wywołać u widzów śmiech. To OK, ale The Grimps podążają własną ścieżką, na pewno nie okażą się ckliwi i oklepani. Musicie poczekać, aż połączymy animację z muzyką. Powiedziałeś, że The Grimps to połączenie The Beatles i Władcy pierścieni. Czy taka mieszanka była przemyślana, czy raczej przypadkowa? Przypadkowa. Zadano mi już takie pytanie i wpadła mi do głowy taka odpowiedź: występują tutaj elementy magiczne i mistyczne, czarnoksiężnicy, uzdrowienia i zaklęcia, ale jest też historia związana z muzyką. Użyłem The Beatles jako odniesienia ze względu na inspirację wyglądem retro z lat 60. Muzyka natomiast kojarzy mi się raczej z Guns n’ Roses. Co sprawia najwięcej problemów podczas tworzenia i promocji kreskówki? Jak na razie nie było żadnych problemów. Pisanie scenariusza, ilustracje, rozwijanie akcji i bohaterów było przyjemnym, inspirującym i kreatywnym zajęciem. Promocja również nie jest problemem, poza tym że pochłania mnóstwo energii. Na szczęście mam pewne doświadczenie w branży reklamowej, więc byłem świadomy, co może nas czekać. Nasi fani to ponad 12 tysięcy osób z całego świata. Najtrudniejszą częścią zadania, która nie leży już w mojej kompetencji, jest sprzedaż produktu. Obecnie jestem na etapie przedstawiania pomysłu, tak by można było ruszyć z kolejnym etapem prac. Musimy także zdobyć fundusze na wynajęcie studia i nagranie nowych utworów oraz stworzenie animowanych teledysków. Ile serii przewidzieliście i gdzie będzie można oglądać tę kreskówkę? Nigdy nie można przewidzieć, ile serii powstanie, ale chciałbym, żeby emisja naszej kreskówki trwała wiele lat. Wierzę, że The Grimps zyskają status marki dzięki muzyce, która będzie jednym z filarów sukcesu. Bierzemy pod uwagę kilka stacji, w których moglibyśmy emitować The Grimps, ale jest zbyt wcześnie na konkrety. Możliwe też, że zanim serial trafi do telewizji w Stanach Zjednoczonych, wypuścimy go w Europie. Powiedz coś więcej o sobie. Jakiej muzyki słuchasz oprócz The Beatles i jakie masz marzenia? Jako muzyk słucham wszystkiego. Często odnoszę się do The Be-


atles, ponieważ uważam, że byli jedną z największych grup rozrywkowych i mieli ogromny wpływ na to, jak wygląda nasz świat. Słucham jazzu, muzyki klasycznej, metalu, kocham Johnny’ego Casha, Iron Maiden i wielu innych. Jako perkusista ćwiczę do muzyki takich artystów, jak Buddy Rich, a jeśli trzeba mi więcej energii, gram do The Ramones. Marzę, aby udało się wyprodukować The Grimps według mojej wizji. Chciałbym, aby moja praca mogła odmienić czyjeś życie. Może The Grimps zainspirują jakiegoś dzieciaka do gry na gitarze, pisania tekstów lub bycia artystą. Chciałbym również ruszyć z innymi projektami, których trochę już się nazbierało, ale na razie The Grimps to priorytet. Gdzie nauczyłeś się tworzyć ilustracje? Sam je robisz czy ktoś ci pomaga? Jak wiele innych dzieci, zaczynałem od kopiowania moich ulubionych postaci czy superbohaterów z innych kreskówek. Poszedłem na studia do The School of Visual Arts w Nowym Jorku, jednej z pięciu najlepszych szkół artystycznych w Stanach. Zdobyłem tam tytuł licencjata. Wszystkie projekty wykonuję sam, nadaję osobowość bohaterom i rozwijam akcję w serialu. Gdy podpiszemy umowę ze stacją telewizyjną, będę współpracował z firmą produkcyjną i dostanę własny zespół, który pomoże zrealizować serial. Jestem rysownikiem, nie animatorem. To olbrzymia różnica. Będę potrzebował pomocy, ale na razie wszystko robię sam. Jak długo zajmuje wyprodukowanie jednego odcinka? Ciężko powiedzieć, ponieważ nie zaczęliśmy jeszcze produkcji. Jest kilka etapów: pisanie, tworzenie fabuły, animacja właściwa, podkładanie dźwięku, edycja muzyki i poprawki. Inna sprawa, że zmieniła się formuła tradycyjnego półgodzinnego odcinka, który zresztą tak naprawdę ze względu na reklamy trwa 21 minut.

Nowoczesne programy trwają około 5 lub 6 minut, ponieważ są przygotowywane pod emisję w Internecie. Nawet SpongeBob jest obecnie połączeniem kilku krótkich części zamiast jednej lub dwóch dłuższych. Wszystko ma swoje plusy i minusy, produkcja pięciominutowego odcinka jest szybsza, ale też bardzo ogranicza możliwości twórcze. Programy animowane ulegają zmianom, ale to wszystko jest na razie w fazie testów, więc jestem bardzo ciekaw rezultatów. Które kreskówki są twoimi ulubionymi? Uwielbiam stare produkcje Warner Brothers: Królika Bugsa czy Strusia Pędziwiatra. Również Flinstonowie, Jetsonowie, Simpsonowie, Family Guy i SpongeBob kanciastoporty to dobre produkcje. Także Amerykański tata czy Beavis i Butt-head. Jako dziecko uczyłem się czytać i rysować na komiksach Marvela. Cieszę się, że dzięki nowoczesnej technologii można teraz odpowiednio przenieść te magiczne postaci i historie na ekran. Wielu mężczyzn przypomina dużych chłopców. Ty również nie chcesz dorosnąć jak Piotruś Pan? Nie. Moje pasje, czyli kreskówki i muzyka, sprawiają, że czuję się wciąż młodo, ale nie chcę być wiecznym dzieciakiem. Jak już wspomniałem, rock’n’roll i kreskówki to fontanna młodości. Praca w tej branży jest wspaniała, ponieważ sprawia, że muszę myśleć jak młodzież. Wystarczy spojrzeć na Stana Lee – założyciela wytwórni Marvel – i jego postaci, które są teraz bohaterami filmów. Chociaż ma już 91 lat, trzyma się znakomicie, stworzył świetnie rozwijającą się markę i prawdziwe imperium, wykorzystując swoja kreatywność i podejście do dzieciaków. To właśnie chciałbym osiągnąć, a dzięki włączeniu w to rock’n’rolla możliwe, że nawet go przebiję.

41


rock Screen

a subtle tribute to

rock n’ roll


ONE MIGHT SAY ROCK AND METAL MUSIC IS GENERALLY CARTOONISH AT TIMES, BUT HOW ABOUT A REAL CARTOON ABOUT A NOT SO REAL BAND? MEET THE GRIMPS. A SOON-TO-BE HIT SERIES? WE’LL SEE ABOUT THAT. THEIR CREATOR – RICHARD SIRGIOVANNI – SEEMS POSITIVE AND WE’RE KEEPING OUR FINGERS CROSSED. annie christina laviour illustrations: the grimps / you tube

Rock n’ roll seems to be dying these days. Is it a good idea to make a cartoon about something that is losing its popularity? I’d hate to think it is losing popularity, rock n’ roll has changed. But I feel that part of this project is about re-introducing rock n’ roll, especially to kids. Rock n’ roll is about fun, energy and being creative, part of the reason it has dwindled is because of huge corporations and how corporate they’ve made the music business. It’s my goal to try and think we can achieve it. Where did you get an idea for this cartoon from? I wanted to develop a new project and thought of creating something that combines my 2 passions which are cartoon/storytelling & rock music. You know, I’m also a musician. I did not want to just make a cartoon about a rock band. I wanted something else that would be magical for kids, introduce them to rock music and also attract the parents and grandparents, so I developed this idea about some musicians that lived 500 years ago and were cursed by an evil wizard eventually to find a spell that turned them back to humans but only from sunset to sunrise, to surface as a rock band. The show will take place in present time. In addition, I wanted to do something that really hasn’t been done before which is present “The Grimps” as a legitimate rock n’ roll band with original music. Not novelty music but good tunes. Jack Douglas, who produces Aerosmith records, saw my vision and has signed on to produce. I did get that idea from remembering how The Monkees TV show produced some of the biggest hit songs of its time, but it really was a fictional band. From there the idea and music was developed in detail as well as the design and characters. You say that “The Grimps” is the kind of cartoon that unites generations. The kids are being attracted to the cartoon because they find the

characters cute, cool and appealing, I’ve been told. Many of them really like our first release called “We’re the Grimps”, which is actually the show’s theme song. At the same time, I’m seeing and getting emails from the grandparents and parents who love it. Right now, when the show isn’t on air, many of the kids are getting introduced by the parents and grandparents. Our fan base is universal, they are coming from around the world. The grandparents are the 45 plus crowd and I believe that they love it because it’s somewhat retro for them. They are the classic rock generation – they grew up on Zeppelin, Aerosmith, etc. They are also really the first generation to grow up in front of a TV set in the 60s, which is where cartoons were shown for the first time to the masses. Besides, in movies, rock n’ roll and cartoons I feel the fountain of youth and the kids, parents and grandparents love it for that – three generations. Who would you have involved in making “The Grimps” and who is involved now? As I mentioned, Jack Douglas is one of the producers who wants to develop original music for “The Grimps”. There was also some interest from John Boylan to produce. Jon produced for The Eagles, Charlie Daniels, Linda Ronstadt and Boston. Who are the ones you dream to work with? I had many rock icons contact me, expressing interest in being involved with the show, like Todd Rundgren, Eric Burdon, Keith Emerson and many more. I really wanted to produce with Jack Douglas for several reasons. I admire the body of work he has done with Aerosmith, worked on classic albums for Cheap Trick and more. And, of course, with John Lennon on Double Fantasy. I am a huge John Lennon fan and that would be a personal satisfaction for me to work with the guy that John chose when he did his comeback album. Don’t get me wrong, “The Grimps” is not

43


intended for copying or trying to duplicate sound of the past. Our intention is to make contemporary music with great musicians and singers, but what I intend to do is to have on each Grimps song a different guest musician who will be representing himself. Maybe Slash would play the guitar on one song, etc. I’m looking for this to be fun and sort of a tribute to rock n’ roll from past, present and upcoming musicians. Do you think cartoons should be instructive and give moral guidance? If so, what morals would you like to convey in it? Because of the media, Internet and all the new outlets available for information, as well as entertainment, it’s almost impossible for someone not to find something that’s considered over the top. My personal opinion is that we have an obligation to try to present this content to kids that has some kind of decency. Kids grow up very fast these days and the info, thoughts and pop culture we present to them does shape them towards who they become. So my intention is to present morals in an entertaining way without being preachy. Clever writing and creativity can get a smile, make you laugh and get a good message across without it being un-cool. Tell us about the characters. What personality each of them has and what most well-known stars they’re modeled on? As I mentioned, when developing “The Grimps”, I wanted it to be a tribute to rock n’ roll in a subtle way. I remembered that when The Teenage Mutant Hero Turtles were popular, all the kids knew these characters’ names but as the Turtles. The fact was they were named after famous artists and I always liked that. So when I started picking names, I did the same but music-related. There are four characters in “The Grimps”: Winston (John Lennon’s middle name) – the dry and fast-witted Grimps, who is the leader and soul of the band; Mac (named after Paul McCartney) – the master

44

of melody, perfectionist, a bit fussy; Emerson (named after Keith Emerson from ELP) – deceptively quiet, spiritual with dry humor; and Moonie (named after Keith Moon of The Who), known as Moon the Loon – ball of boundless energy, wild and mischievous drummer. There are many other characters in the show’s line up and all names come from some reference to someone in the music business in some way. Just a fun thing for me to do while developing the characters, sometimes the personalities I develop are similar to the person and sometimes I just used a name. Does any character represent some of your features or dreams? If so, which one? There are some or maybe even a little bit from all of them. I chose names and personalities not just because I felt that they would be good characters to interact in storylines, but also because I admired something about the person or the characteristic of the musician I based them on. Winston is a leader, he’s witty; Moonie: has a lot of energy, he’s generous, romantic and free-spirited. Mac: I admired the great voice, all around musician, perfectionist to a point. Emerson – dry, witty humor. 4 musicians working on the same goal and loyal to each other. A team, which is one of my favorite experiences being in a rock band. Did you expect the cartoon might be so successful and aren’t you afraid that it will turn out “too nice” for the young generation and instead of “The Grimps”, children will choose something harsher? Kids are smart and older than their years. There is a fine line between coming off too nice and being too irrelevant just to get them to like you. I believe that with the right presentation of the stories, how the characters come across and the music we present, they will be accepted as cool, and not “too nice”. The target demo for the kids here is 7–12, we have to come off fun and cool,


I think we will do it. I think we can appeal to them as well as the adults liking it on its own merit. Don’t you think that mixing a nice cartoon with rock n’ roll is kind of contradictory and risky? No, not at all. Taking the sex & drugs out of it, it’s all good rock n’ roll is about: fun, energy, good messages, love, etc. Of course, there are bands and styles of rock n’ roll from even the past and the present that might be considered too hard core, but that’s not what I’m going for. “The Grimps” is a nice cartoon but will also be cool, I think we can achieve that. We won’t be having storylines about the antics with the groupies backstage, but we won’t be doing them about going to church either. I lived the rock n’ roll lifestyle and see what they do to get a laugh on “Family Guy” and it’s all good. But “The Grimps” will be able to make its own mark, be accepted and not come off corny. I’m seeing it now just from the social media, wait until we get the writing and animation going with original tunes. You said that “The Grimps” is the mix of The Beatles and “The Lord of the Rings”. Was it intentional or accidental? Accidental. I was asked that question and that was my example. It has its magical and mystical parts with wizards, cures, spells and its musical storyline. I guess I used The Beatles as a reference, because of the design I created with a 60s mod retro look, but it could have easily been Guns n’ Roses rather than The Beatles while we’re making musical references. What causes the biggest problems while creating and promoting the cartoon? Up to this point, there have been no problems. The writing, illustrations and developing the idea and characters has been fun and very inspiring and creative. That’s what I do. The promoting is not a problem at all, except for the fact it’s an intensive job. Luckily, I have a background in marketing and advertising, so I knew what to expect and we have grown our fan base to over 12,000 from around the world. The hard part that is not that much in my control is selling and marketing of the show now. I am at the stage of presenting and pitching this idea to be developed and get to the next step in animation and the funding to get in the studio and record some new songs and make some animated videos. That’s the stage I’m at now. How many seasons can we expect and where will we be able to watch this cartoon? We can never predict how many seasons it can go, but if I was to guess, my hope is it will go for several years. I believe that “The Grimps” will be a brand and not just a cartoon show, but an entertainment with several legs with music being a big factor in it success. There are several networks that would be a good home for “The Grimps”, but it’s too soon to say where it might start. There is already some discussion of it being distributed in Europe before coming to the US. Too soon to say. Tell us a little about yourself. What do you listen to besides The Beatles and what are your dreams? Being a musician, I listen to all styles of music and all bands. I reference The Beatles a lot because I believe they are one of the greatest entertainment acts ever and have influenced and changed the world. I listen to jazz, classical music, metal, I love Johnny

Cash, Iron Maiden, it’s all over the place. As a drummer, I will play to big bands, such as Buddy Rich, or if I want some energy – The Ramones. My dreams would be to be able to bring “The Grimps” into development and carry through with my vision of how I see it rolling with the show, music and all the other things that will come with it. I would like and hope that I can make a difference in someone’s life with the work I do. Maybe “The Grimps” will introduce a young kid to the idea of playing the guitar, maybe someone will become a writer or an artist? From there, I would hope to develop other creative projects I have stacked up waiting for their chance, but for now it’s “The Grimps”. Where did you learn to create illustrations? Are you doing the cartoon by yourself or is someone helping you? Like many, I started drawing as a kid, copying my favorite cartoon characters and superheroes. I kept it up and went to college at The School of Visual Arts in NYC. It is considered one of the top 5 art schools in The United States. I earned a BFA degree. I have done all my own artwork and design, all the characters besides creating the characters, personalities and storylines. When I do get a network deal from television, I will then need to work with a team and production company to bring the show to life. I am a cartoonist but not an animator, there is a big difference. So yes, I will then be working with people who will help me but up until now, it’s been me. How long does it take to make an episode? Hard to say since I never went into production for the show yet, but there are several stages. Writing, storyboards, actual animation, voiceovers, music editing and dubs until final. The other factor is that the traditional half an hour show which is actually 21 minutes because of commercials has changed. The new shows are now more often being produced as 5 or 6 minute episodes, because they are being used on the web. So when you see even “SpongeBob” now, there are several short episodes instead of one or two. There is good and bad to that, production on a five minute episode is quicker but the writing is limited. The animated shows are going through this transition and testing ground right now, it will be interesting to see how it turns out. What are your favorite cartoons? I loved all the old Warner Brothers cartoons in animation, like “Bugs Bunny”, “Roadrunner”, etc. “The Flinstones”, “Jetsons”, “Simpsons”, “Family Guy” and “SpongeBob is well produced. Also “American Dad”, “Beavis & Butt-head”. As a kid, I grew up reading and learning how to draw from the Marvel comic books. I’m happy to see that technology in film now allows them to bring these characters and stories to life properly. A lot of men are more like big boys. Do you also want to be just like Peter Pan and never grow up? No, not at all. My interest in cartoons and music may keep me young, but I don’t want to be a kid. As I said, rock n’ roll and cartoons are the fountain of youth. My interest in using my creativity in this market will keep me thinking young, which is great. Look at Stan Lee – the creator of Marvel – and all these great characters and now movies. He’s 91 years old and still going strong, he created a very successful brand and an empire using his creativity for kids. That’s what I’d like to do, and with rock n’ roll mixed in, it might even be better.

45


rock SHOT

Gotowi na wiosnę Włosy, metal i piwo

Kochasz muzykę? Świetnie! Nie ma nic przyjemniejszego od dźwięku otwieranej butelki piwa. Jeśli wolisz głośniej, otwórz puszkę. Nosisz długie włosy? Świetnie! Piwo może sprawić, że będą wyglądały znacznie lepiej.

Płukanka nadająca połysk: by składniki piwne zadziałały jak odżywka, wystarczy odgazować jasne piwo, polać nim włosy, a następnie spłukać wodą.

Włosy matowe i przetłuszczające się: płukanka jak wyżej, ale wykonana z piwa rozcieńczonego z wodą w proporcji

1:1 (bez spłukiwania).

Regeneracja włosów przesuszonych: zrób maseczkę łącząc żółtko jajka z 5 łyżkami piwa. Nałóż ją na włosy na 15-20

minut, po czym spłucz.


Więcej piwa? WYGŁADZA I OCZYSZCZA SKÓRĘ Naturalne składniki piwa: chmiel, drożdże, słód jęczmienny i woda, mogą skutecznie wspomóc pielęgnację skóry. Piwo stosowane „zewnętrznie” ma właściwości wygładzające i oczyszczające. Dzieje się tak głównie dzięki drożdżom, które zawierają zestaw witamin z grupy B oraz wiele ważnych dla skóry składników mineralnych (cynk, magnez, selen, chrom). „Witaminy z grupy B to specjalistki od pielęgnacji skóry: odpowiadają za jej jędrność i elastyczność, łagodzą podrażnienia oraz stany zapalne. W parze z cynkiem zmniejszają przetłuszczanie i zapobiegają powstawaniu niedoskonałości. Witamina B7 (biotyna) w połączeniu z kwasem pantotenowym (witamina B5)poprawia zaś wygląd włosów i paznokci” – mówi dietetyk Dorota Osóbka.

Maseczka do twarzy:

połącz 1 łyżkę drożdży, 1 łyżkę piwa i 1 łyżkę miodu, a następnie nałóż maseczkę na twarz.

Kąpiel piwna:

dolej 660 ml piwa do wanny wypełnionej wodą. Ewentualnie możesz dodać 1 łyżkę soli.


rock SHOT

beer ready for spring


Love music? Great! There is nothing better than the sound of opening a bottle of beer. If you prefer something louder, open a can of beer. Love long hair? Great! Beer can make it look better.

Rinse that will make your hair shine: to make beer MAKES YOUR SKIN SMOOTH AND CLEAN beer work as a conditioner, all you have to do is out gas your beer from time to time, pour it over your hair and wash it away with water.

Dull and greasy hair:

a rinse like the one above, but performed with a 1:1 beer and water mixture (do not wash away). Dry hair regeneration: prepare a hair cover using one egg yolk and 5 spoons of beer. Put in on your hair for 15 minutes and then wash it away.

Beer’s natural ingredients – hop, yeast, barley malt and water – may help you take care of your skin. When applied to your skin, beer can help you keep it smooth and clean. The key ingredient here is yeast, which contains B group vitamins and many minerals crucial for your skin (zinc, magnesium, selenium, chrome). “B vitamins are very important if you want to take proper care of your skin. They are responsible for its firmness and elasticity, they heal skin irritation and erythroderma. Together with zinc they will make your skin less oily and will help you fight skin imperfections. B7 vitamin (biotin) together with pantothenic acid (B5 vitamin) will make sure your hair and nails look better” – says dietician Dorota Osóbka.

Face mask: mix 1 spoon of yeast, 1 spoon of beer and 1 spoon of honey – put it on your face.

Beer bath: fill your tub with water and add 650 ml of beer. You may add 1 spoon of salt, as well.

49


rock talk

SYRENY I ICH GŁOSY

blisko ćwierć wieku temu Liv Kristine, Kari i Anneke dały się poznać światu jako liderki pierwszych zespołów metalowych z kobietami na wokalu. Wszystkie odniosły sukces, który celebrują dziś występując razem jako The Sirens. yolanda clijnk, hans clijnk Kiedy zaczęłyście myśleć poważnie o The Sirens? Anneke: W 2013 roku skontaktowałam się z Kari, żeby zapytać się jej, czy chciałaby zaśpiewać na moim solowym albumie Drive. Niestety na koniec okazało się, że wybrana piosenka niezbyt pasowała do reszty płyty. A z Liv spotkałam na festiwalu w Czechach w 2013 roku. Powiedziałam jej: „Byłyś,y pierwszymi kobietami na naszej scenie, powinnyśmy kiedyś zrobić coś razem”. Zaproponowałam, żeby dołączyła do nas Kari, bo przecież od niej się zaczęło, i w ten sposób narodziły się The Sirens. Kto wpadł na pomysł nazwy „The Sirens” i dlaczego? Liv: To był pomysł naszych mężów! Bardzo mi się spodobał. Idea połączenia naszych głosów i występowania w trójkę na scenie musi być bardzo magiczna i czarująca dla naszych fanów. W Mitologii greckiej syreny były istotami niebezpiecznymi, ale też pięknymi, przedstawianymi jako femme fatale, które zaklętą muzyką i pięknymi głosami zwodziły żeglarzy. Ci rozbijali swoje statki o skaliste wybrzeża wysp. Oczywiście naszym zamierzeniem nie jest zwodzenie kogokolwiek, chociaż już zdążyłyśmy oczarować wielu fanów na całym świecie. Jestem dozgonnie wdzięczna wszystkim fanom i przyjaciołom, którzy wspierali każdą z nas przez ostatnie 20 czy 25 lat. Kari, Anneke i ja chcemy wam wszystkim podziękować właśnie śpiewając i komponując dla was. Czy ciężko było wybrać piosenki, które pasowałyby do was wszystkich? Kari: Zdecydowałyśmy, że będziemy mieć po tyle samo piosenek,

a niektóre z nich będą pochodzić z naszych oryginalnych zespołów (The 3rd and the Mortal, The Gathering i Theatre of Tragedy) oraz z naszych solowych projektów. Stworzyłyśmy też kilka nowych utworów jako The Sirens. Wszystkie piosenki, które śpiewamy na koncertach, są ważne dla nas i naszych fanów. Zwracałyśmy też uwagę na to, żeby było trochę utworów szybkich i trochę ballad, co w efekcie tworzy pełną, dobrą setlistę. Czy wybrałyście występ na festiwalu MFVF ze względu na jego urok? Liv: To zaszczyt grać na MFVF. A co więcej, to festiwal nas wybrał! Każda z nas w tym samym czasie, a w trzech różnych miejscach, stworzyła jakiś zespół, który bardzo kreatywnie wpłynął na rozwój nowego wtedy rodzaju muzyki: anielskiego, kobiecego sopranu w metalu. Muszę przyznać, że MFVF jest idealnym miejscem dla prawdziwych syren. Ludzie przyjeżdżają z całego świata, żeby zobaczyć ulubione metalowe wokalistki na jednej scenie. Może jeszcze zbyt wcześnie na to, ale czy planujecie nagrać wspólnie album? Kari: Na razie cieszymy się sobą na scenie. Doskonale się dogadujemy. Nie mamy konkretnych planów poza tym, że chcemy bawić się na żywo. Czy jest coś, o czym chciałybyście się podzielić z czytelnikami „Rock Axxess”? Anneke: Jestem dumna z tego, że scena dowodzona przez wokalistki rozwinęła się w tak rozpoznawalny gatunek. I że my w trójkę mogłyśmy to wszystko zacząć. W tamtych czasach byłyśmy zupełną nowością. Po prostu zaczęłyśmy to robić. Myślę, że fajnie jest móc docenić te wczesne lata, w których nie było czegoś takiego jak scena z kobietami na wokalu, a jedynie kilka zespołów z mocnymi gitarami i czyściutkimi, damskimi głosami.


the sirens and their voices „I am proud of the fact that the female fronted scene has developed into such a distinctive genre” - says Anneke van Giersbergen, one of the three sirens who decided to celebrate the early days of the genre together. yolanda clijnk, hans clijnk photography: hans clijnk When did you start serious talks about The Sirens project? Anneke: I got in contact with Kari in 2013 to see if she would be interested in singing on my solo album Drive. Unfortunately the song we chose didn’t quite fit the album in the end. In the summer of 2013, I also met Liv at a festival in Czech Republic and she said: “We were the first ladies in our scene, we should do something together sometime.” I suggested to get Kari involved as well, since she really was the starting point and right then The Sirens were born. Who came up with the name – “The Sirens” – and why? Liv Kristine: That was our husbands’ idea! I like it very much – the idea of our voices and appearance all three together being enchanting and magic to our fans. Sweet! In Greek mythology, the Sirens were dangerous yet beautiful creatures, portrayed as femmes fatales who lured nearby sailors with their enchanting music and voices to shipwreck on the rocky coast of their island. Our intention is of course not to lure anybody, however, all three of us have enchanted our world-wide audiences through numerous album releases and live concerts for quite some time. I am eternally grateful towards our fans and friends who have supported each one of us throughout these 20-25 years. Kari, Anneke and myself would like to say thank you by singing and composing together. Was it hard to find the right songs for you all that would fit in the setlist? Kari Rueslåtten: We decided to have an equal amount of songs on the setlist, and that some should be from our former bands; The 3rd and the Mortal, The Gathering and Theatre of Tragedy, and that some should be from our solo projects. We also made some brand new songs that are Sirens songs. We all chose songs that are dear to ourselves and to the fans, and also a mix of up-tempo tracks and ballads that would create a good total of the setlist.

Did you choose MFVF because of its charm? Liv: It’s an honour to play there – moreover, the festival chose us! The three of us did, separately at three different places, but more or less at the same time, form bands (The 3rd and the Mortal, Theatre of Tragedy, The Gathering) that were highly creative in introducing a new genre: soprano, angelic voices in metal. I would say that MFVF is the perfect place to experience the original Sirens. The audience comes from all over the world to see their favourite female singers in metal. Maybe it is too early to ask but are there plans to record an album? Kari: Right now we are enjoying ourselves on stage and have a fantastic time on tour! We have no other concrete plans other than to enjoy ourselves with the live shows for the moment. Is there anything you’d like to share with the readers of Rock Axxess and the rest of the world? Anneke: I am proud of the fact that the female fronted scene has developed into such a distinctive genre and that the three of us were at the very start of it. It all was so new and without any clichés when we began. We thought it would be interesting to celebrate those early years, when there was no such thing as a female fronted scene, but just a couple of bands with heavy guitars and clean female vocals.


rock live

hammerfall

serious black, orden ogan tilburg, 19 january 2015 photography: hans clijnk



serious black


Orden Ogan



kreator, sodom arch enemy tilburg, 4 december 2014 photography: hans clijnk


digging the rock

PODCZAS NASZEJ ROZMOWY POD KONIEC 2012 ROKU WOKALISTA RIVAL SONS – JAY BUCHANAN – POWIEDZIAŁ: „ZESPÓŁ, KTÓRY GRA ZE SOBĄ OD CZTERECH LAT I WCIĄŻ NIE WYDAŁ PŁYTY, POWINIEN DAĆ SOBIE SPOKÓJ. PRAWDOPODOBNIE MUZYCY Z TAKIEGO ZESPOŁU ROBIĄ COŚ ŹLE”. OD POWSTANIA GRUPY PIĘĆ LAT TEMU RIVAL SONS WYDALI CZTERY ŚWIETNIE PRZYJĘTE ALBUMY ORAZ JEDNĄ EP-KĘ, OTWIERALI KONCERTY NAJWIĘKSZYCH GWIAZD ROCKA, WYSTĘPOWALI W AMERYKAŃSKIEJ I EUROPEJSKIEJ TELEWIZJI, A TAKŻE GRALI NA NAJWIĘKSZYCH EUROPEJSKICH FESTIWALACH ROCKOWYCH. NA NASZĄ OKŁADKĘ TRAFILI POD KONIEC 2012 ROKU – WYGLĄDA NA TO, ŻE INNE MAGAZYNY W KOŃCU ODKRYŁY TO, O CZYM MY WIEDZIELIŚMY DAWNO TEMU. PANIE I PANOWIE (ORAZ WSZYSCY POMIĘDZY) – RIVAL SONS.

jakub „bizon” michalski


The Rival Sons EP [2010]

Before the Fire [2009] Grupa powstała na zgliszczach Black Summer Crush – zespołu, w skład którego wchodziło trzech oryginalnych Synów: Scott Holiday, Michael Miley i Robin Everhart. Po dołączeniu innego muzyka ze sceny Los Angeles – Jaya Buchanana – w czerwcu 2009 roku kwartet wydał w formie cyfrowej pierwszą płytę – Before the Fire. Nagrania cieszyły się tak dużą popularnością, że w kolejnym roku grupa wznowiła swoją debiutancką płytę, tym razem jako limitowane wydanie CD. Ten krążek to wszystko, czego należy spodziewać się od młodego rockowego zespołu, który pragnie przedstawić się publiczności – pół godziny znakomitej gitarowej muzyki w starym stylu. Większość stanowią niezbyt długie kompozycje (rzeczone 30 minut przypada na 11 nagrań – sami sobie policzcie), co zazwyczaj świetnie się sprawdza. Niektóre utwory (Lucky Girl czy The Man Who Wasn’t There) sprawiają wrażenie niedokończonych, ale mówimy przecież o młodym zespole, który nagrywa swoją debiutancką płytę. Natomiast gdy tylko Amerykanie pozwalają sobie na nieco więcej kreatywnej swobody, robi się bardzo ciekawie. I nie zawsze polega to po prostu na tym, żeby było jak najgłośniej. Otwierający płytę utwór Tell Me Something to wprawdzie dość typowy hardrockowy numer, ale już Memphis Sun pokazuje, że muzycy potrafią zwolnić bez strat dla jakości kompozycji. Pleasant Return to zręczna mieszanka brzmień znajomych fanom Jimiego Hendrixa, The Who czy The Beatles (przy czym w żadnym wypadku nie można tu mówić o kopiowaniu), zaś On My Way przypomina nam, że Jay Buchanan zaczynał jako wokalista bluesowy. Before the Fire nie przynosi rewolucji w muzyce rockowej, ale to udany początek, który pokazuje, że już wtedy Rival Sons byli naprawdę dobrzy w swoim fachu. Mimo że zespół został zaszufladkowany jako „młodsza wersja Led Zeppelin”, już na pierwszej płycie słychać, że twórczość grupy znacznie wykracza poza obszary artystycznego hołdu dla wspomnianej legendy rocka. To nie jest krążek idealny, ale z pewnością interesujący. Płytę można dostać w zasadzie jedynie podczas koncertów zespołu, więc jeśli macie okazję oglądać Rival Sons na żywo, kupujcie bez wahania.

Kolejna płyta wydana własnym sumptem, tym razem zawierająca jedynie sześć utworów, lecz niewiele krótsza od debiutanckiego albumu. Klimat krążka także bliski jest temu, który znamy z Before the Fire. Parę znakomitych, szybkich, rockowych numerów, jak Torture (niesamowicie chwytliwy refren!) i Radio (no dobra – ten numer musi być jakimś zaginionym kawałkiem Zeppelinów) wymieszanych z ciężkim, lecz znacznie wolniejszym utworem otwierającym płytę – Get What’s Coming. Sacred Tongue to miła odmiana – udowadnia, że grupa nie musi robić wiele hałasu, by zwrócić na siebie uwagę. To akustyczny, nieco folkowy numer, przepięknie zaśpiewany przez Jaya Buchanana. Zespół ma w zwyczaju tworzyć przynajmniej jedną tego typu kompozycję przy okazji niemal każdej kolejnej płyty i przyznać trzeba, że Jay błyszczy w każdej z nich. Jest bez wątpienia jednym z tych wokalistów rockowych, którzy nie muszą krzyczeć, by zaznaczyć swoją obecność. Bez ściany dźwięku za plecami jego śpiew robi tak samo olbrzymie wrażenie, jak w niezwykle rytmicznych, gitarowych kompozycjach. Ostatnie dwa utwory są zdecydowanie najdłuższe i być może także najlepsze. To w sumie prawie 12 minut fantastycznego ciężkiego blues rocka, który sprawi, że każdy rockowy maniak starej daty zakocha się w tym zespole (jeśli nie stało się tak jeszcze w trakcie trwania poprzednich czterech numerów). Podobnie jak w przypadku Before the Fire, ta płyta dostępna jest przede wszystkim na koncertach grupy. Być może to tylko EP, ale równie ważna w historii zespołu, co duże albumy. To właśnie te utwory zapewniły Rival Sons kontrakt z Earache Records.

Pressure & Time [2011] 10 utworów, 31 minut muzyki, głównie krótsze i pełne energii kawałki, które poderwą do tańca każdego fana rocka i tylko jedna kompozycja trwająca ponad cztery minuty. Brzmi znajomo? Tak, pod pewnymi względami Rival Sons odtworzyli swój krążek debiutancki na potrzeby debiutu dla wytwórni. Tylko tym razem wyszło dużo lepiej! Nastawienie jest podobne – krótka, wysokoenergetyczna płyta, która ma świetnie brzmieć odtwarzana w całości na rockowych imprezach. Lecz muzycy są dwa lata starsi, bardziej doświadczeni i po prostu lepsi w pisaniu tego typu numerów. Nie ma już tego poczucia, że niektóre z tych kompozycji kończą się, zanim tak naprawdę przerodzą się w coś interesującego (może z wyjątkiem Save Me). To zazwyczaj szybkie utwory, dobrze zbudowane, niesamowicie chwytliwe – po prostu KOPIĄ TYŁKI! Ujmę to tak – jeśli nie tańczysz / tupiesz / imitujesz gry na perkusji / „pstrykasz” palcami po pierwszych trzech kompozycjach – All Over the Road, Young Love i Pressure and Time – to nie jesteś fanem rock’n’rolla. Po prostu nie jesteś… Idź słuchać Coldplaya. Muzycy zwalniają nieco podczas delikatnej ballady Only One – pięknego numeru z wyśmienitą partią organów obsługiwanych przez Arlana Shierbauma – by dołożyć jeszcze mocniej i szybciej niż wcześniej w Get Mine i Burn Down Los Angeles. Po 26 minutach niezwykle dynamicznego gitarowego rocka dostajemy prawdziwy klejnot, który wieńczy tę płytę – Face of Light. Bardziej stonowany numer, który pozwala wreszcie na głębszy wdech po wcześniejszym festiwalu machania głową, grania na niewidzialnej perkusji i tego typu przyjemności. Z łatwością mogę wyobrazić sobie ten utwór grany podczas końcowych scen filmu Dazed and Confused, gdy

59


noc ustępuje świtowi, a filmowa impreza zmierza do nieuchronnego końca. To nieco bardziej kontemplacyjna twarz Rival Sons, ale sprawdza się równie znakomicie. Kilka słów o produkcji. Piąty Syn – Dave Cobb – wie, jak sprawić, by panowie brzmieli świeżo, lecz jednocześnie w starym stylu. Tak właśnie powinien brzmieć hard rock – niczym „na żywo” i bez zbędnych wygładzeń. Płyta Pressure & Time okazała się przełomową w historii grupy, otworzyła wiele drzwi, zapewniła zespołowi koncerty przed największymi gwiazdami rocka oraz prestiżowe występy w programach telewizyjnych. A, no tak – mamy tu jeszcze okładkę stworzoną przez Storma Thorgersona. Znacie gościa?

Head Down [2012] Jak przebić świetny trzydziestominutowy album wypełniony rock’n’rollem najwyższej próby? Należy nagrać równie udaną płytę trwającą 56 minut. Mamy tu wszystkie najlepsze cechy Pressure & Time. Pierwsze cztery kompozycje ruszą z miejsc wszystkich fanów rocka. Ale tu pojawia się pierwsza różnica – wiemy już dobrze, że Jay Buchanan ma znakomity hardrockowy głos, lecz potrafi śpiewać delikatnie w spokojniejszych numerach. Jednak w kompozycjach takich jak Wild Animal czy Until the Sun Comes, które zdradzają nawet pewne wpływy surf rocka, słyszymy, że Jay równie dobrze radzi sobie z czystszymi partiami wokalnymi, niewymagającymi hardrockowego pazura. Inna sprawa, że zespół nie boi się już przeznaczać większej ilości czasu na delikatniejsze kompozycje. Muzycy mądrze pozwalają odpocząć naszym uszom przy Jordan – intymnym, niezwykle osobistym utworze, który byłby ozdobą każdej płyty Free. Pewną nowością w repertuarze grupy jest akustyczny, instrumentalny kawałek Nava oraz jego kontynuacja w postaci True (to mniej więcej ta sama melodia, tyle że tym razem z partią wokalną). Mile widziana i słyszana odmiana! Buchanan udowadnia, że jest obecnie jednym z najbardziej utalentowanych i wszechstronnych wokalistów w muzyce rockowej. Te dwie kompozycje przedzielone są dwuczęściowym utworem Manifest Destiny – dość wolnym, lecz ciężkim numerem opowiadającym historię pierwszych spotkań Indian z białym człowiekiem. Niemal trzynastominutowe dzieło pokazuje, jak olbrzymi krok naprzód zrobili ci muzycy od czasu Before the Fire. Na Head Down zdradzają, na co naprawdę ich stać. Pierwsze dwa krążki były próbą zwrócenia na siebie uwagi fanów i przedstawicieli branży. Gdy to już się udało, Rival Sons udowadniają, że równie naturalnie czują się w bardziej złożonych, przesiąkniętych psychodelią kompozycjach opartych na improwizacjach oraz w tanecznych numerach zabarwionych funkiem. Obraz, który znalazł się na okładce płyty – dzieło stworzone specjalnie na potrzeby tego wydawnictwa przez innego Kalifornijczyka – Jasona Holleya – jest równie intrygujący, jak muzyczna zawartość krążka.

Great Western Valkyrie [2014] * Ci muzycy wiedzą, czym jest postęp. Są też świadomi, że stanie w miejscu przez dłuższy czas jest być może bezpiecznym wyjściem w muzyce rockowej, ale nie pomoże zespołowi dotrzeć do nowych fanów. Dlatego właśnie Rival Sons nagrali najlepszą płytę 2014 roku. Właśnie tak. 48 minut (całkiem blisko idealnej długości

60

w przypadku albumu muzycznego) rocka najwyższej próby z posmakiem dawnych czasów i jednocześnie nowoczesnym brzmieniem. Dziesięć wyśmienitych kompozycji, w których grupa zapędza się nie tylko we wszelkie rejony rock’n’rolla, lecz także porywa się na materiał zabarwiony wpływami Motown oraz muzyki progresywnej i muzycznej psychodelii. Świetnym posunięciem było dodanie partii organów. Gitara wciąż jest instrumentem wiodącym, ale instrumenty klawiszowe dodają świetny klimat w takich numerach, jak Secret czy Where I’ve Been. Ten drugi brzmi niczym muzyczna kontynuacja kompozycji Jordan – równie udana. Ciekawie wyszło też nałożenie efektów na głos i gitarę w paru numerach. W Good Things grupa na sześć minut zmienia się w klasyków ze stajni Motown, a efekt jest powalający. Ale nie bójcie się – dostajemy też odpowiednią dawkę klasycznego rock’n’rolla w stylu Rival Sons w postaci dwóch pierwszych kompozycji na płycie – Electric Man i Good Luck – oraz w Play the Fool. Być może motyw perkusyjny wiodący Open My Eyes jest zbyt bezpośrednim odniesieniem do Zeppelinowego When the Levee Breaks, ale komu to przeszkadza, skoro ten kawałek po prostu nie chce wyjść z głowy. Wspomniane już Where I’ve Been to potężny bluesowy numer, który byłby idealnym zakończeniem tej płyty. Ale nie jest, bo na samym końcu Great Western Valkyrie jest jeszcze jedno arcydzieło – Destination on Course. Siedmiominutowy kolos z niezwykle dramatyczną partią wokalu, powalającym solo gitarowym Scotta Holidaya oraz częścią instrumentalną, która brzmi niczym rockandrollowa odpowiedź na Floydowe Echoes. Warto też wspomnieć, że wraz z wydaniem tej płyty nastąpiła pierwsza (i oby ostatnia) zmiana w składzie grupy – basista Dave Beste zastąpił Robina Everharta, który nienajlepiej znosił długie trasy i ciągłą nieobecność w domu. Gdy pomyśli się, jak wielki postęp poczynił ten zespół na przestrzeni pięciu lat, można nieco przerazić się, że tak szybko przeobrazili się z ciekawostki bazującej na nostalgicznej tęsknocie fanów za dawnym rockiem we wspaniałych rockowych artystów z własnym brzmieniem. Następna płyta pokaże, czy są w stanie wzbić się jeszcze wyżej, choć pewnie nikt nie będzie miał do nich pretensji, jeśli nie zdołają. Ale coś wam powiem – prawdopodobnie dadzą radę. Panowie – w 2034 roku powitamy was w Rock and Roll Hall of Fame.


Billion

$

Babies

Alice’a Coopera – mężczyznę o żeńskim imieniu, nieco przesadnie korzystającego z eyelinera – kojarzy chyba każdy. A jeśli nie jego samego, to przynajmniej jego największe hity (I’m Eighteen, school’s out, poison). Michał Rulewicz

N

iestety, dziś w Polsce już mało kto pamięta – o czym dobitnie przekonałem się podczas koncertu artysty w Dolinie Charlotty w 2013 r. – że w latach 1969-1973 Alice Cooper był nie tylko personą sceniczną, ale także zespołem pełną gębą (w dalszej części tekstu – Alice Cooper Group). Michael Bruce (gitara, instrumenty klawiszowe, wokal), Dennis Dunaway (gitara basowa), Neal Smith (perkusja) oraz Glen Buxton (gitara prowadząca) nie byli zwykłymi sidemanami Vincenta Furniera (niedoinformowanym wyjaśniam, że to prawdziwe nazwisko wokalisty), lecz razem z nim współtworzyli grupę oraz mieli olbrzymi wkład w jej sukces. Niech świadectwem tego pozostanie fakt, iż Bruce był współautorem ok. 80% materiału zespołu, zaś w zasadzie każdy ówczesny hit stanowił efekt pracy zbiorowej. Z kolei sekcja rytmiczna Dunaway-Smith niejedną osobę potra-

fiła przyprawić o palpitacje serca. Jeśli zaś chodzi o Glena Buxtona, to nie tylko był on fantastycznym gitarzystą, ale także duszą i prawdziwym twórcą zespołu – nauczył grać na gitarach Michaela i Dennisa. Mimo to, nazwiska tych muzyków pamiętają dzisiaj jedynie oddani fani Alice Cooper Group. Podobnie stało się z ich wspólnym albumem, który miał także współtworzyć Vincent Damon Furnier. Do tego jednak nigdy nie doszło… Po olbrzymim sukcesie albumu oraz trasy Billion Dollar Babies (1. miejsce na liście Billboardu i status platynowej płyty) grupa dość szybko, bo we wrześniu 1973 r., znalazła się w studiu, by rozpocząć prace nad kolejnym krążkiem. Wydany w listopadzie tego samego roku Muscle of Love nie powtórzył co prawda sukcesu poprzednika, ale wylądował na 10. miejscu Billboard 200 i pokrył się złotem.


Zespół nie był jednak zadowolony z takich rezultatów. W związku z tym, po krótkiej trasie promocyjnej – w dodatku nazwanej Billion Dollar Babies Holiday Tour – grupa zawiesiła działalność. Naturalnie jest to najprostsze przedstawienie ówczesnej, skomplikowanej sytuacji Alice Cooper Group. To prawda, nagrywanie kolejnej płyty w dwa miesiące, tuż po odbyciu największej w karierze trasy koncertowej musi być wykańczające, jednak, jak przyznał sam Dennis Dunaway, nie był to jedyny problem: „Kłopoty z pracą nad tym albumem polegały na tym, że czuliśmy, iż wszystko jest z nas wyciągane. Im mocniej próbowaliśmy wrócić na dawne tory, tym bardziej czuliśmy się jak na tonącym statku. Chcieliśmy odzyskać to, o co chodziło w zespole, ale do tego czasu byliśmy zbyt wykończeni”. Innym aspektem była zapewne niedyspozycja Glena Buxtona, który miał olbrzymie problemy z grą, spowodowane uzależnieniem od wszelkich możliwych używek. Podczas sesji do Billion Dollar Babies jego trzustka, jak to określił Mick Mashbir – jeden z gitarzystów sesyjnych zastępujących Buxtona – „eksplodowała”, a w ostatecznym miksie udział Glena kończy się na partiach gitary w Generation Landslide oraz spazmatycznych jękach w I Love the Dead. Kolejnym brakującym i zarazem kluczowym elementem była nieobecność producenta Boba Ezrina, oficjalnie z powodu choroby, nieoficjalnie w wyniku kłótni z Michaelem Brucem o aranżację utworu Woman Machine. Wydaje się, że nagromadzenie tych wszystkich czynników spowodowało, iż muzycy postanowili od siebie odpocząć i zająć się karierami solowymi. „Po zakończeniu solowych projektów – Michaela Bruce’a (In My Own Way), Alice’a (Welcome to My Nightmare) i mojego (Platinum God) – Alice Cooper Group miał się zreformować i nagrać nowy album. Michael Bruce, Dennis Dunaway i ja [Glen Buxton odmówił udziału w projekcie – przyp. MR] zebraliśmy się w Connecticut i zaczęliśmy pisać nowe utwory na album Alice Cooper Group, ale ten miał nigdy nie powstać”. Szczerze powiedziawszy – trudno dziwić się Cooperowi. Welcome to My Nightmare okazał się o wiele większym sukcesem niż Muscle of Love, do dzisiaj jest zresztą uważany za najlepszy solowy album Alice’a. Z kolei krążki Bruce’a i Smitha nie dość, że ukazały się w niewielkim nakładzie dopiero w latach 90., to w dodatku pozostały praktycznie niezauważone. Niemniej jednak z Furnierem czy bez niego, muzycy postanowili kontynuować wspólną pracę. Nazwali się Billion Dollar Babies (chwytliwie, nieprawdaż?) i dokooptowali do składu klawiszowca Boba Dolina (który współpracował z Alice Cooper Group podczas nagrywania Billion Dollar Babies i trasy koncertowej promującej tę płytę) oraz Mike’a Marconiego, wywodzącego się z wielkiej w tamtych czasach sceny Rochester (wybór był o tyle oczywisty, że Marconi pracował zarówno przy In My Own Way, jak i Platinum God). Swój jedyny album – Battle Axe – Billion Dollar Babies wydali w 1977 r., nakładem Polydor Records. Rolę wokalisty na niespełna czterdziestominutowym longplayu przejął Michael Bruce i… to była chyba najgorsza decyzja, jaką można było podjąć. Pomimo, iż Bruce’owi zdarzało się już śpiewać we wczesnych latach istnienia Alice Cooper Group (Sing Low Sweet Cheerio, Below Your Means, Beautiful Flyaway) oraz – jak twierdzi Mike Marconi – bardzo poważnie podszedł do nowej roli, biorąc lekcje śpiewu, na Battle Axe wyraźnie odczuwa się brak „prawdziwego” wokalisty z charakterem. W rezultacie słuchacz otrzymał zbiór rockandrollowych kawałków i pomimo, że takie utwory, jak

62

np. Too Young (lżejszy odpowiednik I’m Eighteen) czy Rock ‘n’ Roll Radio są niewątpliwie przyjemne, to jednocześnie można zarzucić im absolutny brak oryginalności. Na pochwałę zasługuje jednak kunszt muzyczny twórców, którzy bardzo umiejętnie połączyli nieco futurystyczne (fantastyczne?) brzmienie instrumentów klawiszowych z klasycznym rockiem. Oczywiście każdy fan odnajdzie tu także charakterystyczne zagrywki Bruce’a, Dunawaya i Smitha. Billion Dollar Babies postanowili udać się w trasę promującą nowe wydawnictwo, niestety po zaledwie czterech występach byli zmuszeni zakończyć działalność. Przyczyniły się do tego: brak funduszy, totalna klapa Battle Axe oraz groźba procesu ze strony managera Alice’a – Shepa Gordona – za używanie nazwy jednego z albumów grupy. Niemniej jednak te cztery koncerty są niezwykle cenne, gdyż obalają powtarzane przez Coopera od lat, niczym mantra, przyczyny rozpadu Alice Cooper Group, brzmiące następująco: „Nie, nie, nie. Chcieli mniejszego, bardziej kompaktowego oraz bardziej podstawowego i bezpieczniejszego show. Nie wydawajmy wszystkich pieniędzy. Powróćmy do korzeni! Nasza przygoda dobiega końca. Zaciągnijmy hamulec. Chcemy naszych pieniędzy (…). Ostatnią rzeczą, o jakiej chcieli słyszeć to, że Alice i Shep planowali produkcję nad produkcjami, trasę, która sprawi, że nasze poprzednie trasy będą wyglądać naiwnie”. Krótko mówiąc – zespół nie chciał teatralności, a wokalista chciał maksimum wodewilu. Nic bardziej mylnego. Okazuje się bowiem, że Bruce i spółka mieli przygotowany 21-stronicowy scenariusz, którego autorem był ex-manager Alice Cooper Group – Leo Fenn Sr. Jeden z przyjaciół Mike’a Marconiego twierdzi, iż podczas utworu Battle Axe Marconi i Bruce wychodzili na scenę niczym futurystyczni gladiatorzy, przebrani w kostiumy a’la Power Rangers, dzierżąc gitary w kształcie toporów. Podobno Bruce i Dunaway nadal posiadają te stroje, zaś instrumenty odkupił ich twórca, którego nazwiska nie udało się ustalić. Historia ta dodaje niewątpliwie szczyptę pikanterii konfliktowi w Alice Cooper Group z połowy lat 70. W 2001 r. ukazała się nieautoryzowana re-edycja CD albumu Battle Axe – pod tytułem Complete Battle Axe (3-CD Set) Limited Edition – z dwoma bonusowymi krążkami zawierającymi dema utworów oraz niepełny zapis jednego z koncertów grupy. To niewątpliwie smakowity, aczkolwiek drogi kąsek (obecnie 60 funtów na amazon.co.uk) dla fanów Alice Cooper Group. Zwłaszcza intrygujący i zachęcający może być medley klasycznych kawałków zespołu: Hello Hooray/No More Mr. Nice Guy/Elected/I’m Eighteen/School’s Out. Czy warto zapoznać się z Billion Dollar Babies? Cóż, na pewno przesłuchanie Battle Axe nikogo nie przyprawi o krwawienie uszu, jednak to raczej pozycja dla oddanych fanów oryginalnego składu Alice Cooper. Ze swojej perspektywy mogę napisać, że o wiele ciekawszym doświadczeniem było poznawanie otoczki towarzyszącej powstawaniu albumu, niż samo jego słuchanie. PS: Wszystkich zainteresowanych tematem odsyłam do: - http://www.sickthingsuk.co.uk/content.php?id=albums/a-battleaxe.php - więcej o albumie Battle Axe, notka prasowa o Billion Dollar Babies, komentarz Neala Smitha czy Renfielda (personalnego asystenta AC). - http://www.travellersintime.com/UniversalWheels/MikeMarconi.html - obszerny wywiad z gitarzystą Billion Dollar Babies, Mikem Marconim. O zespole i nie tylko!



digging the rock

INTERVIEWED BY ME IN LATE 2012, RIVAL SONS’ LEAD SINGER JAY BUCHANAN SAID: “BANDS THAT STAY TOGETHER FOR FOUR YEARS BUT HAVEN’T MADE A RECORD, SHOULDN’T BE A BAND. THEY’RE PROBABLY DOING SOMETHING REALLY WRONG.” SINCE COMING TOGETHER FIVE YEARS AGO, THE GROUP HAS RELEASED FOUR CRITICALLY ACCLAIMED ALBUMS AND ONE EP, OPENED FOR THE BIGGEST ACTS IN ROCK MUSIC, PLAYED ON AMERICAN AND EUROPEAN TV AND PERFORMED AT EUROPE’S BIGGEST OPEN AIR FESTIVALS. WE HAD THEM ON OUR COVER IN LATE 2012 – IT SEEMS THAT OTHER MAGAZINES ARE FINALLY CATCHING UP. LADIES AND GENTLEMEN (AND ALL IN-BETWEEN) – RIVAL SONS. jakub „bizon” michalski


Before the Fire [2009] The band was formed from the ashes of Black Summer Crush – a group that included three of four original Sons – Scott Holiday, Michael Miley and Robin Everhart. Joined by another L.A.-based musician – Jay Buchanan – the quartet released their first album – Before the Fire – as a digital download in June 2009. It became so popular over the Internet, that they re-released it the following year as a limited CD. It’s what you would expect from a young hard rock band that wants to introduce itself to the audience – half an hour of great old-school guitar-driven music. Most of the tracks aren’t too long (30 minutes spread over 11 tracks – need a calculator?) which works great, though in some cases (Lucky Girl or The Man Who Wasn’t There) they seem a bit underdeveloped. But hey – it’s a young band recording their first album. But as soon as those Americans let their creative juices flow a bit more freely, it gets really good. And not always in a typical “let’s make some noise” fashion. The album’s opener – Tell Me Something – may be a typical hard rock tune, but Memphis Sun shows that they can slow it down without losing their way. Pleasant Return is a skillful mix of hooks familiar to the fans of Jimi Hendrix, The Who and The Beatles (without it being just a copy) whereas On My Way is a nice reminder that Jay Buchanan started out as a blues singer. Before the Fire may not be anything new in rock music, but it showed Rival Sons were already good at what they do and it was a highly promising start. Although the band got labeled as “a younger version of Led Zeppelin”, there’s already much more than that on this first album. It’s not flawless but it’s definitely interesting. Available only at the band’s shows, so if you’re seeing them live, don’t hesitate.

The Rival Sons EP [2010] Another self-released CD, this time containing only six songs but in fact it’s not much shorter than the group’s first full album. It has a vibe similar to Before the Fire. Some great fast rockin’ tracks like Torture (incredibly catchy chorus!) and Radio (OK – this one just has to be a long lost Zep track) are mixed with a heavy but much slower opening track Get What’s Coming. Sacred Tongue is a welcome change – it shows the band doesn’t have to make a lot of noise to draw attention. It’s a bit folky, acoustic tune, sung beautifully by Jay Buchanan. The band tends to write at least one such tune almost each time they record a new album, and it must be said Jay shines in each of them. He’s definitely one of those rock singers who don’t have to shout to make their mark. Without a wall of sound behind his back, he’s still as impressive as in those rhythmic guitar-heavy tunes. The last two tracks are by far the longest and may be the best ones. A total of almost 12 minutes of fantastic heavy blues rock that will make every old-school rocker fell in love with this band (if they haven’t already during the first 4 tracks). Just like with Before the Fire, the EP is available mainly at the band’s shows. It may only be an EP, but it’s as important in the group’s catalogue, as their full albums. These are the tracks that got Rival Sons signed to Earache Records.

Pressure & Time [2011] 10 tracks, only 31 minutes of music, mainly shorter, energetic songs that will make every rock fan stand up and dance, and only one track clocking at over 4 minutes. Sounds familiar? Yes, in some respect Rival Sons re-created their self-released debut album on this label debut. Only it’s a lot better! It’s the same attitude – a short, high-energy album that can be played back to back at every rock party. But the musicians are two years older, more experienced and simply better at writing those songs. There’s no longer this feeling that some of those tracks are over before they have a chance of becoming interesting (maybe with the exception of Save Me). These songs are usually fast, well-structured, outstandingly catchy and they ROCK! Let me tell you all this – if, by some chance, you’re not dancing / stomping your feet / air drumming / snapping your fingers after the first three tracks – All Over the Road, Young Love and Pressure and Time – you’re not a rock n’ roll fan. You’re just not… Go listen to Coldplay. The band slows down a bit for a subtle ballad Only One – a beautiful piece of music with some fine organ sounds courtesy of Arlan Shierbaum – only to hit it harder and faster than before on Get Mine and Burn Down Los Angeles. After 26 minutes of highly energetic guitar rock, we’re treated to a real gem that concludes this album – Face of Light. A subtler tune that finally allows a deep breath of fresh air after all this headbanging, air drumming and whatnot. I can definitely hear that track played during the final scenes of Dazed and Confused as the dawn breaks and the party’s over. A bit more contemplative side of the Sons but it works just as well. A word or two about the production. The fifth Son – Dave Cobb – knows how to make the guys sound fresh and old-school at the same time. It’s live, it’s rough, it’s how hard rock should sound like. Pressure & Time proved a breakthrough for the band, opened many doors, secured them some support slots for rock’s biggest bands as well as some prestigious TV appearances. Oh yeah, and there’s also this cover artwork created by Storm Thorgerson. Ever heard of the guy?

65


Head Down [2012] How can you top a fantastic 30-minute album filled with top-notch rock n’ roll? Record an equally great 56-minute record. All the qualities that made Pressure & Time a winner are still here. The first four tracks will move all rock fans from their seats. But here’s the first difference – we already know that Jay Buchanan has an amazing hard rock voice and can also sing subtly in quieter tunes. Now we get to hear him dropping this strong hard rock voice for a second or two in favor of some fine clean vocals on tracks such as Wild Animal and Until the Sun Comes – both revealing a slight touch of surf rock influences. Another thing is that the band is no longer afraid to dedicate some more time to delicate tunes. They wisely let our ears rest for a moment when we listen to Jordan – an intimate, deeply personal track that would be a highlight on any Free record. Acoustic instrumental Nava and its continuation in the form of True (roughly the same melody but this time with lyrics) are a new thing in the band’s repertoire. A spectacular addition, I must say! Buchanan proves to be one of the most gifted and versatile singers in the genre right now. Those two songs are separated by a two-part composition Manifest Destiny – a slower, heavy tune that tells a story of the first meetings between Native Americans and white men. It clocks at the total of almost 13 minutes, showing how much the band has evolved since Before the Fire. Head Down is an album on which they really show what they’re capable of. The first two records were both attempts at getting some attention from fans and industry. Goal achieved, Rival Sons proved they feel equally great in more complex jam-based compositions with a touch of psychedelia or in funky-tinted ass-shakers. The cover painting created especially for this album by a fellow Californian Jason Holley is as intriguing as the musical content of the record.

Great Western Valkyrie [2014] * This band knows very well what progress means and that standing still for too long may be safe in rock music but it won’t help any band reach new fans. That’s why Rival Sons recorded the best album of 2014. That’s right. 48 minutes (that’s pretty darn close to a perfect album length) of highest quality rock with vintage flavor and modern twist to it. Ten great songs in which the band explores not only different areas of rock n’ roll, but also tries some Motown-influenced material, as well as a bit of progressive/psychedelic music. Adding organ sound to the mix was a good move. The guitar is still the leading instrument, but the keys are certainly adding a cool vibe to tunes like Secret or Where I’ve Been. The latter one sounds like a musical continuation of Jordan and is equally convincing. Some distortion to vocals and guitars on a couple of tracks is a nice addition as well. In Good Things, the band changes for six minutes into a classic Motown act and what comes of it is just spectacular. But fear not – we’re getting our share of classic Sons’ rock n’ roll in two album openers – Electric Man and Good Luck – as well as in Play the Fool. The drum rhythm in Open My Eyes may be a bit too direct reference to Zep’s When the Levee Breaks, but who really cares when the track just refuses to get out of the listeners’ heads. The abovementioned Where I’ve Been is a big blues tune that would be the album’s perfect final track. But it’s not, as Great Western Valkyrie has one more gem in the offering

66

at the very end of the record – Destination on Course. A 7-minute epic full with intense, soaring vocals, an outstanding guitar solo by Scott Holiday, and an instrumental part that sounds like a rock and roll answer to Pink Floyd’s Echoes. It’s also worth noting that this album marks the first (and, hopefully, last) line-up change in the band’s history – bass player Dave Beste took over from Robin Everhart after the latter felt tired of touring and being so far from home for such long periods of time. Looking back at the progress this band has made over the last 5 years, it’s quite scary how quickly they’ve gone from being a cool vintage rock band riding on the back of nostalgia to becoming great rock artists with their own distinct sound. The next album will show whether they’re able to top that, although no one’s going to blame them if they can’t. But let me tell you something – they probably will. Guys – welcome to Rock and Roll Hall of Fame class of 2034.


Billion

$

Babies

Everyone knows Alice Cooper – a guy with a female name that relies a bit too much on his eyeliner. And even if you don’t know him, you know his biggest hits (I’m Eighteen, School’s Out or Poison). michał rulewicz

U

nfortunately, many people seem to forget that between 1969 and 1973 Alice Cooper was not only the name of the performer, but also of the whole band (referred to as the Alice Cooper Group in this text). Michael Bruce (guitar, keyboard, vocals), Dennis Dunaway (bass guitar), Neal Smith (drums) and Glen Buxton (lead guitar) were not just sidemen to Vincent Furnier (which is the real name of the singer), but they were a vital part of the band’s success. This is confirmed by the fact that Bruce was a co-author of about 80% of the band’s output and nearly each hit the band has scored was a group work. The Dunaway-Smith rhythm section was a real force to be reckoned with. As for Glen Buxton, not only was he an amazing guitar

player, but also the soul of the band. He was the one who taught Michael and Dennis to play the guitar. But those names are remembered today only by a handful of die-hard fans of the Alice Cooper Group. The same applies to their album that was supposed to be recorded with Vincent Damon Furnier. That, however, was not to be… After a huge success of the album and tour promoting Billion Dollar Babies (the record went platinum and reached the top spot on Billboard), the musicians quickly came back to the studio to record the follow up to their successful album in September 1973. Muscle of Love did not follow its predecessor’s success but

67


nonetheless went gold and reached Billboard’s top 10. But the band was disappointed so after a brief promo tour dubbed Billion Dollar Babies Holiday Tour the band went on hiatus. This is of course making the long story short. It’s true that recording an album two months after completing the band’s biggest tour was exhausting, but as Dennis Dunaway admitted, that was not the only problem the group had to face. “The problems on that album were that we could tell that everything was being pulled out from underneath us. As hard as we tried to get it back to where it once was, we had that sinking feeling going on. We wanted to rekindle what the band was about but there was just too much exhaustion by then.” Another problem was Glen Buxton and his addiction to all possible substances that left him almost unable to play the guitar. During the recording sessions to Billion Dollar Babies album his pancreas “exploded”, as stated by Mick Mashbir, one of the session musicians replacing Buxton. Buxton’s involvement on the album is limited to guitar parts in Generation Landslide and some hysterical howls in I Love the Dead. Another key element missing was producer Bob Ezrin. The official explanation was that he was ill, but the fact that he had a huge argument with Michael Bruce over the arrangement of Woman Machine might be closer to the truth. It seems that all those problems accumulating led the musicians to decide on a break. Glen Buxton says: “After Michael Bruce’s (In My Own Way), Alice’s (Welcome to My Nightmare) and my (Platinum God) solo projects the ACG was to reform and do a new album. Michael Bruce, Dennis Dunaway and I got together in Connecticut and started writing new songs for a new ACG album, but it was never to happen.” Truth be told, it’s hard to blame Cooper. Welcome to My Nightmare turned out to be much more successful than Muscle of Love and to this day it’s described as the best Alice Cooper’s solo album. As for Bruce’s and Smith’s albums – they were released in small quantities only in the 90s and went almost unnoticed. Furnier or no Furnier, the rest of the band decided to carry on with their work. They named themselves Billion Dollar Babies (catchy, isn’t it?) and recruited keyboard player Bob Dolin (who worked with the Alice Cooper Group on Billion Dollar Babies and the following tour) in addition to Mike Marconi from a then big Rochester scene (an obvious choice in that Marconi took part in both In My Own Way and Platinum God recording sessions). The new band’s only album – Battle Axe – was released in 1977 by Polydor Records. The role of a singer on this almost 40-minute album was assumed by Michael Bruce and… that might have been the worst decision possible. Although Bruce did sing a bit in the early years of the Alice Cooper Group (Sing Low Sweet Cheerio, Below Your Means, Beautiful Flyaway) and – as stated by Mike Marconi – took his new responsibilities seriously even to the point of finding a vocal coach, the album dramatically lacks a “real” singer. As a result, the fans got a bunch of rock n’ roll songs and although some numbers, such as Too Young (a less heavy counterpart to I’m Eighteen)

68

or Rock ‘n’ Roll Circus are undeniably nice, they lack originality. But the songwriters have to be praised for mixing futuristic keyboard sounds with classic rock. And obviously a real fan will find some great, characteristic features of Bruce’s, Dunaway’s and Smith’s styles. Billion Dollar Babies decided to go on tour to promote their new album, but unfortunately were forced to call it a day after only four shows. One reason for that was lack of funds, another was the fact that the album flopped. In addition to that, Alice’s manager, Shep Gordon, threatened to sue the band for using the title of one of ASG’s albums as the name of the group. But those four gigs proved valuable in contradicting Alice Cooper’s claims on why ASG broke up. “No, no, no. They wanted a smaller, more compact, and more basic and safer show. Let’s not spend all the money. Let’s get back to our roots! The ride is almost over. Let’s put on the brakes. We want our money (…). The last thing they wanted to hear was that Alice and Shep were planning the production of all productions, a tour that would make our other tours look tired and silly.” To make it short – the band did not want to go further into the theatrical aspect of their shows and the singer was all about it. Well, not quite so. It turns out that Bruce and Co. had prepared a 21-page scenario for the tour created by the ex-manager of the Alice Cooper Group – Leo Fenn, Sr. One of Mike Marconi’s friends claims that during the title track of the band’s album Marconi and Bruce were going on stage dressed as futuristic gladiators in Power-Ranger suits, wielding axe-shaped guitars. It is claimed that Bruce and Dunaway still have those outfits and the instruments were bought back by their builder, whose name is not known. This story makes us look a bit differently at the history of the Alice Cooper Group in the mid-70s. In 2001, an unauthorized pressing of the Battle Axe album was issued on CD, titled Complete Battle Axe (3-CD Set) Limited Edition – with two bonus discs containing demo versions and an incomplete live show. It’s a tasty little bit for the fans of the Alice Cooper Group, though an expensive one (£60 on amazon.co.uk at the moment). A medley of classic ASG songs – Hello Hooray/ No More Mr. Nice Guy/Elected/I’m Eighteen/School’s Out – may be particularly interesting. Is the album by Billion Dollar Babies worth finding? Well, your ears won’t bleed after listening to Battle Axe, but it probably is a die-hard-fans-only album. From my own point of view I can say that getting to know the story of the album was far more interesting than the album itself. PS: All interested in this topic should visit the following pages: - http://sickthingsuk.co.uk/content.php?id=albums/a-battleaxe. php - more about Battle Axe album, a press release about Billion Dollar Babies, commentary from Neal Smith and Renfield (Alice Cooper’s personal assistant); http://travellersintime.com/UniversalWheels/MikeMarconi. html - a long interview with Billion Dollar Babies’ guitar player Mike Marconi concerning the band and more!


Magistina

Saga

Magistina Saga to zespół pochodzący z Osaki. Jest zaliczany do nurtu visual kei, ale wyróżnia się od innych kobietą na wokalu. Lori słodkim i czystym głosem dopełnia muzykę, która łączy gotycką atmosferę z chwytliwymi hardrockowymi i metalowymi melodiami. Inspiracją dla Magistina Saga są ludzkie doświadczenia, anime oraz gry video. yolanda clijnk, hans clijnk, zdjęcia: hans clijnk

Co oznacza nazwa Magistina Saga? To „opowieść o magii i prawdzie”. Czy album Creaith Anthem ma jakiś temat przewodni? Tak: „śpiewajmy razem”. Czy pisanie piosenek wymaga od was wejścia w specjalny nastrój? Piosenki piszą zazwyczaj Urugi i Kyo. Urugi wpada na pomysły, gdy siedzi w toalecie. Natomiast Kyo podczas jazdy na rowerze. Zaczyna coś śpiewać i z tego powstaje piosenka. Czy występ podczas MFVF był waszym pierwszym koncertem w Europie? Tak. Jak wrażenia? Urugi: To był największy koncert, jaki dotychczas zagraliśmy. Byliśmy bardzo zdenerwowani. Lori: Zastanawiałam się, jak przyjmie nas publiczność. Było to

bardzo ciepłe przyjęcie. Kyo: Kiedy zobaczyłem uśmiechy na twarzach osób z publiczności, wiedziałem już, że zagramy dobry koncert. Czy stroje, w których widzimy was na scenie, to wasz codzienny styl? Lori ubiera się tak tylko na koncerty. Urugi codziennie. Kyo na scenę i jako piżamę. A Takuro zazwyczaj na scenę i do swoich walk. Nagrywacie albumy w języku japońskim. Czy w planach jest jakaś anglojęzyczna płyta? Nie, w tej chwili nie mamy takich planów, ale jeśli publiczność bedzie chciała, przemyślimy to. Które z zespołów grających podczas MFVF chcecie zobaczyć? Takuro chce zobaczyć wszystkie, ale najbardziej Holy Moses, Therion i Diabulus in Musica. Urugi Holy Moses i Headphone President. Ten ostatni dlatego, że jest to zespół z Japonii, a nigdy nie mieliśmy okazji być na jego koncercie. Lori i Kyo mają podobne plany.


Magistina

Saga

Magistina Saga is a visual kei band from Osaka. One of the most unusual aspects of the band is that they have a female vocalist which is rare on the visual kei scene. Magistina Saga is influenced by everything from complex human experiences to anime and video game music. The band combines a dramatic, gothic atmosphere with catchy, synth-infused hard rock and metal, and Lori’s sweet and clear voice. yolanda clijnk, hans clijnk photography: hans clijnk

What does the band name Magistina Saga mean? The band’s name “Magistina Saga” means „a tale of magic and truth.” What’s the theme of your album Creaith Anthem? The theme is “let’s sing together.” Do you need to be in a special mood to write songs? Basically Urugi and Kyo write the songs. Urugi gets the inspiration when he is in a toilet. Kyo gets his inspirations when he is biking and then he starts singing. You performed at MFVF. Was this your first show in Europe? Yes, this was our first show in Europe. What is your first impression of playing here at MFVF? Urugi: It was the biggest show we’ve ever done so far, we were very nervous. Lori: I was wondering how the audience would be react but the response was very warm. Kyo: When we saw smiling faces of people in the audience, we were relieved and could do a powerful performance. Is the clothing you wear your everyday style? Lori wears them only during the concerts. Urugi wears them always. Kyo wears them on stage and as a pyjama when he goes to bed. Takuro wears them on stage and also as battle wear. All your albums are in Japanese. Is there a future plan to record an English album? In this moment there are no plans for an English album but if the audience wants it, we will think about it. Are there bands you are going to watch here? Takuro wants to see everything at the festival but especially Holy Moses, Therion and Diabulus in Musica. Urugi wants to see Holy Moses and Headphone President. Headphone President is a band from Japan but we never saw them live in Japan.



rock live

nova rock festival 2014 walking papers, rob zombie, avenged sevenfold, soundgarden photography: karolina karbownik











Grupa Post-rock PL ma przyjemność zaprezentować trzecią część swojej kompilacji. THE LANDSCAPE AFTER THE FLOOD jest wynikiem starań zebrania w jednym miejscu zespołów z polskiej sceny alternatywnej. Na dwóch krążkach znalazły się grupy z gatunków post-rock / ambient / post-metal ale też pokrewnych, swobodnie z nimi powiązanych. Różnorodność brzmień z pewnością zainteresuje słuchaczy, a zespołom da szansę zaistnienia na scenie. Mnóstwo nowych i jeszcze mało znanych zespołów, nigdzie niepublikowane, ekskluzywne utwory i premierowe kompozycje debiutujących projektów.

The Post-rock PL group proudly presents the third part of its compilation. THE LANDSCAPE AFTER THE FLOOD is a result of gathering many groups from polish alternative scene in one place. These two CDs include artists from the post-rock / ambient / post-metal genres, but also other ones, loosely related to them. The variety of sounds will certainly interest the listeners, and the bands will be given the opportunity to appear on the scene. Loads of new, not well-known (yet!) projects, unpublished, exclusive tracks and debuts.

kompilacjapostrockpl@gmail.com post-rockpl.bandcamp.com postrockpl.8merch.com






Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.