Kontrast nr 42

Page 14

Miasto zwane utopią Jak powiedział Winston Churchill: „Demokracja nie jest ustrojem idealnym, ale jest najlepszym, jaki dotychczas wymyślono”. Jednak system, w jakim funkcjonują mieszkańcy małego miasta w Andaluzji, zdaje się zaprzeczać tym słowom. Marinaleda to miejsce, gdzie sprawdzają się hasła socjalistyczne — równość, wspólnota i reforma agrarna. Barbara Rumczyk

M

iasto liczy 2700 obywateli, a ustalone przez nich prawa różnią się od oficjalnie ustanawianych przez Hiszpanię. Herb Marinaledy przedstawia gołębia przelatującego nad polami i domami. Napis pod symbolem – Una utopia hacia la paz (Przez utopię do pokoju) odzwierciedla główne założenie polityczne mieszkańców. W herbie próżno szukać symbolu monarchii, ponieważ Marinaleda to miejsce, gdzie władza jest sprawą wspólną. Klasa robotnicza walcząca W regionie, do którego przynależy miasto – w Andaluzji – w latach 50. dwudziestego wieku dominowała własność prywatna. Posiadanie ziemi dawało szansę na przeżycie. Ci, którzy nie mieli własnych hektarów, zdani byli na łaskę garstki bogatych posiadaczy ziemskich. To oni decydowali o losie wielu robotników, którzy zbierali dla nich oliwki i bawełnę. Była to praca niepewna, uzależniona od pogody i zamiarów właścicieli. 75-procentowe bezrobocie w Marinaledzie zmuszało jej mieszkańców do znalezienia zatrudnienia poza granicami Andaluzji, a nawet Hiszpanii. Po śmierci Francisco Franco, przeciwnika komunizmu, który sprawował rządy nad Hiszpanią od 1936 do 1975 roku, mieszkańcy Marinaledy postanowili walczyć o prawa do posiadania ziem, na których przez lata pracowali. Utworzyli partię zrzeszającą robotników i próbowali przejąć część posiadłości należących do arystokracji, która i tak nie wyZdj. Patryk Rogiński

korzystywała w pełni ich potencjału. Nie bali się aresztowań, urządzali strajki głodowe, marsze do Madrytu, blokowali główne drogi i najbliższe lotniska. Trudy robotników opłaciły się – w 1992 roku 1200 hektarów, które opanowali, trafiło legalnie w ich ręce. Robin Hood z wózkiem sklepowym Twarzą Marinaledy od 1979 roku jest jej burmistrz – Juan Manuel Sánchez Gordillo. Podczas robotniczych walk trafił do więzienia siedem razy, a dwa razy próbowano go zabić z pobudek politycznych. Sánchez Gordillo związany był z takimi ruchami komunistycznymi, jak Zjednoczona Lewica i Związek Zawodowy Rolników. Chce, by jego idee socjalistyczne zaczęły przyświecać innym społecznościom. Słowa zamienia w czyny – wraz z współpracownikami próbował wywieźć z supermarketu wózki pełne produktów spożywczych. Tłumaczył, że chcieli w ten sposób zwrócić uwagę na fakt, iż tyle osób w Hiszpanii nie ma co jeść. Według Sáncheza Gordillo ziemia i jej zasoby naturalne powinny należeć do wszystkich ludzi. Dziennik El País nazwał go wtedy „Robin Hoodem Hiszpanii”. Witamy budowniczych, żegnamy policjantów Podczas gdy w całej Hiszpanii panuje bezrobocie rzędu 27%, a w samej Andaluzji – niemal 36%, wszyscy zdolni i chętni do pracy mieszkańcy Marinaledy mają zatrudnienie. Jak twierdzi Dan Hancox, miasto przypomina

wioskę Gallów z komiksu o Asteriksie – jest punktem na mapie, który się wyróżnia. Niemal zerowy procent bezrobocia osiągnięto przez rotację pracy, dzięki której unika się ryzyka sezonowości. Przez kilka miesięcy można pracować w biurze, by na kolejne udać się na pole uprawne. Często ludzie dzielą się zajęciami, aby każdy mógł zarobić. Pracują za podobną pensję, która wynosi nawet 1128 € miesięcznie, podczas gdy w całej Hiszpanii stawka płacy minimalnej jest równa 641 €. W mieście zatrudnienia nie znajdą policjanci. „Według prawa (…) powinniśmy mieć od czterech do pięciu funkcjonariuszy. Ale nie chcemy tutaj policji. Ponieważ nie jeste-


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.