Kontrast listopad 2013

Page 58

Książki niepolecane Michał Wolski

C

o czytać? To pytanie towarzyszy ludziom o humanistycznych tęsknotach chyba od początku istnienia tychże tęsknot. Dzisiaj – gdy dostęp do wszelkiego rodzaju treści jest wręcz nieograniczony i obezwładniający – jest ono zadawane coraz częściej. Każde takie pytanie prowokuje odpowiedź. I odpowiedź nadchodzi – czy to w formie listy lektur w szkole średniej, czy zestawienia Top 20 w Empiku, czy wreszcie w postaci selekcji dokonanej przez jakiś autorytet, jak chociażby nieocenione Lektury nadobowiązkowe Wisławy Szymborskiej. Sęk w tym, że każda z tych odpowiedzi jest z konieczności niepełna, dlatego pytanie „co czytać?” pozostaje nieskończenie aktualne i powoduje wszechogarniający niepokój. Dlatego ja dzisiaj odpowiem na pytanie odwrotne: czego nie czytać? Tak się składa, że miałem ostatnio styczność z dwiema pozycjami, których absolutnie nie chciałbym nikomu polecać – nawet najgorszemu wrogowi. Takich książek jest oczywiście więcej – papier zniesie wszystko – ale te dwie są szczególne. Pierwszą z nich jest rzekoma książka historyczna autorstwa Francois Ribadeau-Dumasa pt. Tajemne zapiski magów Hitlera. Napisana w latach 50. XX wieku, u nas z oczywistych względów wydana dopiero w latach 90. przez nikomu nieznaną i raczej już nieistniejącą oficynę wydawniczą 4&F. Co sprawia, że człowiek sięga po tę książkę? Oczywiście tytuł. Mamy tu naraz tajemne zapiski (pewnie jakiś spisek), magów (ezoteryka, wiedza tajemna) i Hitlera (jakby tego wszystkiego po drodze było mało). Sam sięgnąłem po tę książkę, oczekując, że dostanę może nie tyle alternatywną wersję historii Hitlera, ale alternatywne wytłumaczeIlustr. ER

nie tej historii. No i przez jakiś czas czytałem z takim – dodam, że przychylnie zdystansowanym – nastawieniem. Tak przynajmniej było do momentu, w którym nagminne stały się pretensjonalne tony, w jakie wpadał narrator, a spiętrzenie głupot na stronę zrobiło się już niestrawne. Oto bowiem z Tajemnych zapisków… można się dowiedzieć, że buddyści nienawidzą żydów (a większą nienawiścią darzą tylko chrześcijan), że Hitler był bez wątpienia Antychrystem i za młodu kumplował się z Bramem Stokerem. A gdy dotarłem do insynuacji, jakoby miał on być jeszcze wampirem, książka niemal dosłownie wyleciała z moich rąk przez okno. Niemal, bo okno było zamknięte. Pełen negatywnych wrażeń z lektury Tajnych zapisków… postanowiłem sięgnąć po coś krańcowo lekkiego, niezobowiązującego, może nawet nieco kiczowatego. Byleby nie epatowało wampiryzmem Hitlera i nieposiadającym uzasadnienia ezoterycznym kluczem historiozoficznym. Sięgnąłem więc – trochę na ślepo – po System argentyński Moniki Luft. Już z tyłu okładki widać, że twórcy traktowali tę książkę bardziej jak produkt, a mniej jak literaturę. Dużo logotypów najróżniejszych tytułów medialnych, blurb, który odsyła do poprzedniej książki autorki (wpisując tym samym System… w ten sam świat przeżyć czytelnika), goła – choć nie do końca – baba na okładce… Będzie kicz, pomyślałem. A że Monikę Luft ceniłem onegdaj jako dziennikarkę „Wiadomości”, to przy okazji miałem nadzieję na smaczne i trafne opisy polskiego życia medialnego. I nie zawiodłem się. Problem polega na tym, że tych opisów to jest może na 3 strony, a książka ma 238. Reszta jest tak grafomańska, że aż trzeszczy. Luft wiernie zastosowała się do rady pojawiającej

się w absolutnie każdym podręczniku twórczego pisania, czyli chce dawać czytelnikowi to, czego sam nigdy by nie przeżył, choć być może zawsze tego pragnął. Są więc drobiazgowe opisy wszelkiego rodzaju potraw i napojów, jest Nicea w czasie karnawału, są praktyki randkowe rodem z Internetu, jest życie finansjery i polskich celebrytów, jest rosyjska mafia stręczycieli, ale to wszystko napakowane razem staje się straszliwie niestrawne. Do tego dochodzi szereg niedociągnięć konwencjonalnych, które sprawiają, że ten ni to kryminał, ni to obyczajówka zaczyna się rozłazić. W gruncie rzeczy główny bohater miota się straszliwie i nie wie, co począć, a gdy już coś robi, to niewiele z tego wynika, część rozwiązań jest wprowadzona na siłę i sprawia, że nawet jak postacie mają chwile, że się nimi interesujemy, to tego nie wykorzystują. A na końcu bohater zostaje z niczym. To, co było poniekąd siłą Pożegnania z bronią Hemingwaya, tutaj jest rażącą słabością. Tajemne zapiski magów Hitlera i System argentyński nawet nie pretendują do bycia zaliczanymi w poczet książek wybitnych, można by się jednak spodziewać, że mają one swoje atuty. Niestety, żadna z nich nie spełniła moich nadziei, co więcej, obie okazały się straszliwą stratą czasu. Szczególnie Tajemne zapiski… sprawiły, że poczułem się oszukany. Oczywiście, sam jestem sobie winien. Czego bowiem można się spodziewać po książkach tego typu? A jednak doświadczenie filologa mówi, że bywają teksty, które mimo generalnej miernoty potrafią pozytywnie zaskoczyć. I to zaskoczenie wynagradza nam w jakiś sposób trud przedzierania się przez otaczającą je literacką bryndzę. Tajne zapiski… i System… tego jednak nie rekompensują. Trzymać się z daleka.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.