http://podaj-dalej.info/files/pd25

Page 1

LIBAN 2007

FAIR TRADE

ORWELL

Ka wa R a z ? [ 2 5 ]

ISSN 1732 – 9000


kawa raz? Lubię, gdy w chwili największego zmęczenia przychodzi myśl, że udało się zapiąć wszystko na ostatni guzik, wszystko, co sobie założyłem. I nieważne są podkrążone oczy, nieważne, że zamiast krwi w żyłach pulsuje kofeinowoteinowoczekoladowa mieszanina, że za moment padnę jak głaz. To uczucie wszystko wynagradza. I myśl ta spotyka mnie także wtedy, gdy nie wszystko idzie zgodnie z planem, gdy, mimo poświęcenia, nie udaje się czegoś zrobić, gdy zostaje pewien niedosyt. Ale nauczyłem się cieszyć tak z małych jak i z dużych zwycięstw, z małych jak i z dużych porażek, bo przecież każde z nich uczy czegoś nowego, każde jest krokiem do przodu. Czasem, w stanie psychofizycznego wyczerpania zdaje się, że im bliżej mety tym dalej, im więcej zaangażowania tym gorzej, im bardziej chcemy biec, tym ciężej się biegnie. Tym lepiej zasypiam wtedy, na minutę przed budzikiem, ze świadomością zwycięstwa, nieobecnym wzrokiem śledząc Twój rozbrajający uśmiech, gdy pytasz: Kawa raz? Wszystkiego dobrego! naczelny

● SŁOWO OD JEZUITY ja jestem nadzieja! 3 ● LIBAN 2007 razem dla pokoju 4 ● Z MOJEJ PÓŁKI nieorwellowski orwell 6 ● DEKAEF człowiek z księżyca 7 ● WARSZTAT 8 ● POD PRĄD bądź fair – wspieraj fairtrade 10 fair – not fair 11 świętuję, nieDzielę 12 ● LIST Z PERU dom, wiara 13 ● PRZYCHODZI JEZUITA DO LEKARZA... 14 ● ANDRZEJKI 2007 15

2

Kawa raz?

fot. archiwum redakcji, www.morguefile.com


Sł owo

o d

Jez u i ty

ja jestem nadzieja! dalej wędrować sam. Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona. Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę: ― Ale... ale kim Ty właściwie jesteś? ― Ja? ― zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko, jak małe dziecko. ― JA JESTEM NADZIEJA! Drodzy Czytelnicy świątecznego numeru „Podaj Dalej”! Myślę, że to opowiadanko, nieznanego autorstwa, w sposób paradoksalny streszcza treści tegorocznego Adwentu, Rekolekcji Adwentowych, bo zawiera ważną prawdę życiową, którą trzeba mieć odwagę przyjąć. Mało tego, jest ona niezbędna do tego, by spotkać osobiście Boga, który w Tajemnicy Wcielenia, czyli Tajemnicy bycia jednym z nas, przychodzi do każdego jako jego Zbawiciel. Trzeba mieć sporo odwagi, pokory i mądrości, aby usłyszeć swój smutek, swoje łzy, swoje nieszczęście i zrobić z nich miejsce spotkania z Bogiem­Człowiekiem. Wtedy do smutku dołącza nadzieja, która potrafi być jego dobrą towarzyszką. W przeciwnym wypadku pojawi się rozpacz, czyli smutek bez nadziei. Życzę Wszystkim odważnego, mądrego i pokornego przeżywania swojego SMUTKU, czyli przeżywania go z NADZIEJĄ. Lesław Ptak S.I. duszpasterz akademicki

fot. www.morguefile.com

Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka. Była już bardzo stara, a jednak szła tanecznym krokiem i uśmiechała się jak szczęśliwa dziewczyna. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać. ― Kim jesteś? ― zapytała staruszka. Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, a blade wargi wyszeptały: ― Ja?... Nazywają mnie SMUTKIEM. ― Ach! Smutek! ― zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego. ― Znasz mnie? ― zapytał Smutek niedowierzająco. ― Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce. ― Tak sądzisz... ― zdziwił się Smutek. ― To dlaczego nie uciekasz przede mną. Nie boisz się? ― A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny? ― Ja... jestem smutny. Staruszka usiadła obok niego. ― Smutny jesteś... ― powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. ― A co Cię tak bardzo zasmuciło? Smutek westchnął głęboko. ― Ach, wiesz... ― zaczął powoli i z namysłem ― najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi i towarzyszyć im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy. ― I znowu westchnął. ― Wiesz... ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić. Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności. Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane. Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez. Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności. Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli! Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia. Smutek zamilkł. Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem. Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie. ― Płacz, płacz Smutku. ― wyszeptała czule. ― Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już

3


L i b a n

2 007

RAZEM Plaster, woda utleniona, żelazko, krople żołądkowe, igła i nitka, woda pitna, mleko i chleb, uśmiech, modlitwa i tak zaczęła się misja… Nagle podbiega Thomas i przewraca się, raniąc się przy tym w nogę. Na szczęście mam przy sobie wodę utlenioną i natychmiast opatruję go. A w duchu modlę się: „Panie, tak jak ja obmywam nogę tego chłopca, tak Ty oczyszczaj jego duszę”. Dyskoteka. Wszyscy chłopcy chcą przepięknie wyglądać. Jeden z nich prosi mnie więc, abym wyprasowała mu koszulę. I tak mam okazję zwrócić się do Pana: „Panie, tak jak ja rozprasowuję bluzkę temu chłopcu, tak Ty prostuj jego ścieżki życia, szczególnie gdy w przyszłości nie będzie mógł sobie sam poradzić”. Śniadanie. Dzieci mają do popicia wodę („maj”), mleko („halib”) lub herbatę („szaj”). Bardzo często wybierają wodę. A nalewając do kubka Lindy prosiłam Pana: „Panie, tak jak ja wypełniam jej kubek wodą, tak Ty napełniaj jej serce swoją Miłością i niezgłębionym Miłosierdziem”. Misjonarz trwa więc nieustannie w obecności Boga. ...aby mógł stać się przesłaniem Miłości Jednak co tu ukrywać – na poważnie misje zaczęły się dopiero wtedy, gdy… zbierałam szyszki na kolonijne chrzciny i zaczęłam się pytać Pana, czego On pragnie od mojej obecności w tym miejscu. Wtedy przypomniałam sobie słowa: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary” (Mt 9, 13). Miłosierdzie – czym ono jest? Na pewno nie daje się poznać, jeśli nie pozwolimy Bogu, aby On wpierw nas obdarzył Miłością, dopiero wtedy możemy dawać ją innym. To podstawa sprawy misji. Bez Miłości nic nie jesteśmy w stanie uczynić. Jak kochać, gdy nigdy nie odczuło się miłości, jak kochać, gdy samemu nie umie się jej przyjmować i jak wreszcie wymagać tego od innych… Misjonarz pozwala więc ogarnąć się Miłością… aby mógł stać się przesłaniem Miłości. Skoro Bóg tego pragnie, to dlaczego by nie spróbować, szczególnie gdy na swoich misjonarzy wybiera dzieci, do których

4

Kawa raz?

to my pojechaliśmy… (prawdziwy paradoks). Szczególnie zauroczyły mnie takie sytuacje: Jazda busem obok Ribala na otwarty basen. To chłopiec bardzo wesoły, który z chęcią uczył mnie podstaw j. arabskiego, a w zamian otrzymywał słówka polskie. Czynił to za każdym razem, gdy mogliśmy siedzieć obok siebie. Dyskoteka. Już najmłodsze dziewczynki uczyły nas, jak mamy tańczyć, kręcić bioderkami (to one powinny siedzieć w jury „Tańca z Gwiazdami”). Były szczęśliwe, że chcemy uczyć się od nich, że podziwiamy ich taniec, poczucie rytmu, delikatność ruchów. A w czasie konkursu Najib z wielkim zapałem tłumaczył mi jedną z konkurencji. I w taki oto sposób doświadczaliśmy Miłości od Tego, który chciał nas nią obdarzyć. Również w czasie posiłku, gdy patrzyłam na swoją grupkę dzieci (Elias, Rita, Rita, Marina, Linda, Charbel) i słuchałam, co mówią, aczkolwiek bardzo często nie rozumiałam, o czym dyskutują… A także na basenie, gdy Elias wołał „Szaftę” (tzn. Szefową grupy). Aby kolejny raz ścigać się z nim w wodzie… nie musiałam dużo mówić... Również wtedy, gdy ten sam chłopiec chciał się poskarżyć i wyżalić… a uczynił to przy mnie w j. arabskim, dlatego jego wypowiedź zrozumiałam tylko dzięki gestykulacji. A wieczorem po kolacji Charbel woła „Ania, Ania...” na znak, że chce bawić się w ganianego, wtedy również nie musiałam zbyt wiele mówić. ...zawsze obecny Najbardziej w tym wszystkim liczyła się obecność – ciągła prewencja przy dzieciach, jak to czynił św. Jan Bosko. Można powiedzieć, że była to obecność 24 godziny na dobę. Począwszy od porannej pobudki a skończywszy na „bonne nuit” – dobranoc. Wspólne posiłki, zabawy, czuwanie także w czasie wolnym, mogą zdziałać o wiele więcej niż umiejętności językowe. Misjonarz jest więc ciągle obecny zarówno wtedy, gdy dzieje się coś dobrego jak i smutnego. Jest obecny nawet wtedy, gdy dostrzega swoje błędy i niedoskonałości. I nie ma co się ich wstydzić. Bo rzeczywiście


20 0 7

fot. archiwum redakcji

L ib an

D L A P O KO J U „Moc w słabości się doskonali”. Możemy stawać się świadkiem również (może przede wszystkim), gdy próbujemy powstać i starać się pokonywać to, co dla nas jest trudne i wydawać by się mogło niemożliwe do przezwyciężenia. I tak na przykład w Libanie dla jednego problemem może być pogoda – nigdy nie padało, temperatura sięgała ponad 30 stopni Celsjusza, a dla drugiego trudności językowe – j. arabski, j. francuski (tylko starsze dzieci i wolontariusze libańscy mówili w j. angielskim), jedzenie – może nie każdy potrafi natychmiast przestawić się na hybes (chleb) z dybes (coś słodkiego), manakisze z serem, z zatarem (przyprawa) lub mięsem, soczewicę, cebulkę, sałatkę młodości, której podstawowym składnikiem są liście pietruszki… Liban to też kraj, gdzie często spotyka się żołnierzy, flagi poszczególnych ugrupowań politycznych, gdzie dzieci chcą zostać w przyszłości pilotem samolotu, aby bronić swojego kraju, a młodzież tańcząc na dyskotece, czy to w autobusie prezentuje gestami swoje poparcie dla Hezbollahu lub dla opozycji – ugrupowania chrześcijańskiego… I jednocześnie to kraj, gdzie czci się św. Charbela – maronickiego ascetę, św. Ritę, a także św. Tereskę od Dzieciątka Jezus i obraz Jezusa Miłosiernego. Misjonarz to więc też człowiek, który nie powinien się dziwić (a szczególnie gdy jedzie wąskim wąwozem w góry i musi trąbić na zakręcie, by samochody z naprzeciwka wiedziały, że ktoś za chwilę zagrodzi mu drogę), ale raczej próbować zrozumieć, jeżeli chce wprowadzać pokój w sercach tych, którzy tego pokoju nie mają. Jednak na samym początku – podobnie jak z Miłością, Pokój powinien być też w jego własnym sercu. Na koloniach, na których byliśmy, było to szczególnie ważne, gdyż ich hasłem przewodnim były słowa: „Razem dla Pokoju” ze sztandarową pieśnią: „A pokój niech będzie z nami (…) A pokój niech połączy nas”. A śpiewano w języku francuskim, arabskim, polskim i hebrajskim... Anna Żurawska

Minęło już parę miesięcy, odkąd wróciłam z Libanu. Jakaś moja część tam pozostała i nie chce do mnie powrócić. Może wzywa mnie, bym wróciła do Libanu. Wspaniali Libańczycy, dotyk i zapach powietrza, którym oddychał Pan Jezus, uśmiech „młodych gniewnych” sierot i my – nasza grupa, bez której nie byłoby tych pięknych wspomnień. Angelina Cernohouzova

Liban to mały kraj (pow. ok. 10 tys. km2) położony nad Morzem Śródziemnym, ze stolicą w Bejrucie, zamieszkały przez chrześcijan, druzów (łączących religię muzułmańską z chrześcijaństwem, gnostycyzmem i dawnymi wierzeniami bliskowschodnimi) i muzułmanów, w tym m.in. przez Beduinów (nadal prowadzących koczowniczy tryb życia). Charakterystyczne dla tego państwa są cedry, plantacje bananów, oliwek, winogron, arbuzów oraz bogata historia sięgająca czasów fenickich, skąd pochodzi alfabet fenicki – na podstawie którego powstały alfabety współczesnej Europy. W lipcu tego roku wolontariusze w Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco (Toruń: Iwona Piechocka, Paweł Kulikowski, Anna Żurawska, Joanna Goździalska, Ewa Pieczyńska, Adam Mordzon, Angelina Cernohouzowa; Warszawa: Paulina Zapała, Joanna Wieczorek, Daria Smolak, Henryk Kalinowski, Rafał Ostrowski, ks. Kazimierz Gajowy) przy współpracy libańskiej młodzieży uczestniczyli w organizacji dwóch turnusów kolonii dla dzieci, w miejscowości Amchit, 45 km km na północ od Bejrutu. Kolonie odbyły się pod hasłem: „Razem dla pokoju”.

5


m o j e j

p ó ł ki

nieorwellowski orwell Tak jak George Orwell kojarzy się głównie z Rokiem 1984 i Folwarkiem zwierzęcym, tak i przymiotnik „orwellowski” stosuje się tylko do tych dwu utworów demaskujących reżimy totalitarne. Nie chcę podważać wartości obu tych książek, to przecież arcydzieła światowej literatury, o których wszyscy – choćby za sprawą nieszczęsnego telewizyjnego Big Brothera – słyszeli, ale recepcja twórczości Orwella tylko przez pryzmat tych pozycji jest niesprawiedliwym zubożeniem jego przekazu. Trzeba zatem stanowczo wystąpić przeciw zawłaszczaniu Orwella przez antytotalitarny dyskurs. Dlaczego? Ponieważ pozostała twórczość Orwella również jest warta uwagi. Córka proboszcza I tak wczesna Córka proboszcza ukazuje małe angielskie miastecz­ ko lat międzywojennych, ale panujące tam wówczas stosunki społeczne są tak skostniałe, że czuć unoszący się odór zwłok królo­ wej Wiktorii. Tytułowa bohaterka przyjmuje na siebie ascetyczne i służalcze wobec ojca życie, które jednak – przynajmniej na ze­ wnątrz – nie spotyka się z wdzięcznością pastora. Mamy tu możliwość poznać już w XX wieku nieco wygasłe, ale wciąż żywe spory religijne, także w łonie protestantów. Na skutek różnych per­ turbacji wiara Dorothy Hare – bo tak się nazywa córka proboszcza – ulegnie załamaniu, lecz mimo to będzie kontynuowa­ ła to monotonne panieńskie życie, hołdując zasadzie, że nieważne, czy się wierzy czy nie, trzeba być tylko pożytecznym. A może na tę decyzję wpływ miało silne wychowanie, które trwale kształtuje człowieka i wpływa na jego zachowanie do końca życia, niezależnie od bogactwa różnorodnych doświadczeń po drodze? W książce mamy też okazję obserwować od podszewki działanie czwartorzędnej prywatnej szkoły dla dziewcząt, gdzie wypaczona zasada „klient – nasz pan” doprowadziła do degeneracji systemu nauczania. To zjawisko może być przyczynkiem do dyskusji nad

6

Kawa raz?

tym, czy podobna prawidłowość wpływa na kondycję współcze­ snych prywatnych polskich szkół. Córka proboszcza to także ukazanie – choć tylko epizodyczne – problemu bezdomności: przetrzymania mroźnej nocy na miejskim placu, picia kubka lury przez czworo delożowanych, a także wyniszczającej pracy, która wpływa na bierność człowieka. Bo ten, kto jest głodny, wiecznie zapracowany i zmęczony, nie buntuje się. Na dnie w Paryżu i w Londynie Bieda i próby radzenia sobie z nią stanowią temat książki Na dnie w Paryżu i w Londynie. Orwell pokazuje sposoby – wręcz udziela rad, wskazówek – jak przeżyć, będąc na bruku. Mamy więc tu do czynienia ze światem zarobaczonych pensjonatów z brudną po­ ścielą, zanieczyszczonych kuchni w luksusowych(!) hotelach (znamienna jest sentencja mówiąca, że im danie droższe, tym wię­ cej w nim potu i śliny), dziennego wyżywienia składającego się z kromki chleba i margaryny, palenia podniesionych z chodnika kiepów i wędrówki szlakiem podlondyńskich przytułków. Utwór ma charakter autobiograficzny i po jego przeczytaniu łatwo dojść do przekonania, że jednak warto brać ulotki na ulicy, by wspomóc bezrobotnych. Temat nędzy szerokich mas robotniczych autor rozwija również w eseistycznej nieco Drodze na molo w Wigan. Birmańskie dni Zupełnie inny świat dostajemy w książce Birmańskie dni, która również stanowi w jakiejś części odbicie przeżyć autora (był poli­ cjantem kolonialnym w Birmie). W bliskim kresu imperium brytyjskim koloniści patrzą na pachnących czosnkiem autochto­ nów z nieskrywaną pogardą, a wśród samych tubylców nie brakuje manipulatorów, spekulantów, którzy do realizacji wyzna­ czonego przez siebie celu dążą wszelkimi sposobami, z których najskuteczniejszym jest wyniszczenie przeciwnika po­

fot. archiwum redakcji, http://en.wikipedia.org

Z


D eKa e F przez... pomówienie. To również studium życia obyczajowego: oto starzejąca się panna wysłana zostaje właśnie do Birmy, by wśród brytyjskich urzędników i wojskowych znaleźć męża. Są oni ostatnią deską ratunku, a skoro ostatnią, są chyba niewiele warci. I istotnie, wyjazd do kolonii jawi się jako zesłanie, degradacja, a wspomniane lekceważenie Birmańczyków jest próbą pozbycia się kompleksu. Sami koloniści zdają sobie sprawę z bagna, w jakim – także i dosłownie (niesprzyjająca przyroda i klimat) – ugrzęźli, izolują się od reszty społeczeństwa (rolę getta odgrywa klub) i chcą jak najszybciej wrócić do ojczyzny. Może więc po ci­ chu sami życzą sobie upadku imperium brytyjskiego, by móc opuścić kraj, którego mieszkanki pozbawione są krągłości? Wiwat aspidistra Z kolei Wiwat aspidistra opisuje nieuchronny proces „skapce­ nia” każdego z nas. Przychodzi taki okres, kiedy ideały trzeba odłożyć do lamusa i – chcąc czy nie chcąc – rozpocząć regularne życie, które grozi popadnięciem w rutynę. Tytułowa aspidistra, podobny do juki kwiat będący na wyposażeniu domów brytyjskiej klasy średniej, jest najbardziej wymownym jej symbolem. Od po­ koleń na buntowników czyha przekleństwo utartych kolein drobnomieszczańskiego żywota. Brak tchu natomiast uczy nas, ja­ kim rozczarowaniem może zakończyć się spotkanie z reliktami idealizowanej młodości. Czar pielęgnowanych przez lata wspo­ mnień pryska po skonfrontowaniu ich z rzeczywistością. To także manifest bezkompromisowego obrońcy przyrody. Przeciwstawia­ jąc się zmianom krajobrazu, jaki zna z dzieciństwa, główny bohater poddaje jednocześnie druzgocącej krytyce działania krzy­ kliwych aktywistów rodzącego się ruchu ekologicznego, których dbałość o przyrodę jest wybiórcza i pozorowana. Spór o Orwella Od dziesięcioleci trwają spory, czy Orwell był pisarzem prawico­ wym czy lewicowym. Najjaskrawsze przejawy jego działalności – zaangażowanie w wojnie domowej w Hiszpanii po stronie republi­ kańskiej oraz bezustanne występowanie w obronie wyzyskiwanych robotników – każą go sytuować po lewej stronie sceny politycznej. Genialni twórcy wymykają się jednak tak pro­ stym klasyfikacjom. Orwell krytycznie postrzegał współczesnych sobie działaczy brytyjskiej Partii Pracy, niechętny był obyczajo­ wym nowinkom. Widząc obecne poczynania laburzystów w tej sferze, musi przewracać się w grobie. Ponadto Rok 1984 i Fol­ wark zwierzęcy wymierzone są raczej przeciw totalitaryzmowi lewicowemu. Warto pamiętać, że jako jeden z niewielu zachod­ nich intelektualistów w końcu II wojny światowej Orwell nie miał złudzeń co do intencji ZSRR. O jego stosunku do komunistyczne­ go mocarstwa może świadczyć otwarte wystąpienie w obronie szesnastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego podstęp­ nie uwięzionych przez Stalina w 1945 roku. To wszystko nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy Orwell należy do prawicy czy lewicy. I bardzo dobrze, bo dzie­ ła pisarza są dziedzictwem nas wszystkich, niezależnie od preferencji politycznych.

Tomasz Kulicki

CZŁOWIEK Z KSIĘŻYCA reż. Milosz Forman (1999) Dużo o głównym bohaterze Andy'm Kaufman’ie (Jim Carrey) po­ daje nam wydawca filmu, ale jak w takiej formie można oddać całą postać ekstrawaganckiego, nieznośnego i jednocześnie ko­ chanego przez całą Amerykę komika, popularnego w latach 70­tych? Zdecydowanie trzeba rozczytać się w biografii Kaufma­ na, żeby mieć pełniejszy obraz tego satyryka z zamiłowania. Jednak film na początek wystarczy. To mały kamyczek ciekawo­ ści, któremu możemy pozwolić się stoczyć, albo zatrzymamy go na szczycie. Forman pozwala nam śledzić ważne wątki kariery i całego życia człowieka, który z barowego piosenkarza przechodzi prze­ mianę w znanego showmana. Ale w pełnym znaczeniu tego słowa – staje się kimś, kto jest tym, kim jest przez relację, jaką buduje z publicznością, osobą istniejącą z potrzeby tworzenia rozrywki i zabawy, jednak nie bezsensownej, a pełnej kunsztu zaangażowa­ nia i podtrzymywania aktywności własnego wulkanu pomysłów. Kaufman stale korzysta z szansy i pokazuje, co tak naprawdę w nim drzemało od dzieciństwa, bo mamy też okazję widzieć go jako malca ćwiczącego przez mówienie do ściany i zabawiającego rówieśników. Problemy codzienności nie burzą życia komika – stara się pozostać indywidualnością i przekazuje to innym, kiedy widzimy, jak zmaga się z machiną przemysłu rozrywki, gdzie me­ todą taśmy produkcyjnej stara się karmić widownię ogranymi pomysłami, kiedy budzi świadomość widzów sitcomów, tak aby świata śmiechu z puszki nie brali za jedyną możliwą alternatywę dla codzienności, który tworzy swą anty­postać Tony’ego Cli­ fton’a tylko dlatego, żeby dręczyć jego zachowaniem przyzwyczajonych do bezczynnego odbioru widzów. Na ekranie widzimy człowieka gotowego pytać o cel istnienia konwenansów, o ograniczanie własnych pomysłów i bycia sobą dla spokoju skostniałego, dobrze sytuowanego społeczeństwa. Konfrontowa­ niem, dawaniem siebie w nieokrojonej postaci chciał prowadzić swoisty dialog z otoczeniem. Widzimy, że ten człowiek nie zmienia się nawet w chwili po­ znania diagnozy… skazującej go na długotrwałe i – jak się okazuje – nieskuteczne leczenie choroby nowotworowej. Dzień je­ go pożegnania jest przedstawiony kontrowersyjnie jako happening, wspomnienie wciąż obecnego przez to, co stworzył i pozostawił, a także jak poruszył i zmienił społeczne bariery źle pojmowanej normalności. Film bez wątpienia jest bogaty w całą paletę barw, które składają się na trochę artystycznie bezładny (a nawet dziwny) świat człowieka stale poszukującego w sobie i w otoczeniu inspi­ racji do zaskakiwania, inteligentnego dowcipu, orientującego swe życie na to, co nowe i prowokująco inne. Jest to jedną z fabulary­ zowanych biografii, o których można myśleć, że opowiadają o przeszłości. Ale tak naprawdę to, jakim jest społeczeństwo obec­ nie, bierze się z jego rozwoju, w czym realnie możemy brać aktywny udział przekazując siebie.

Paweł Prusiński

7


Wa r s zt a t

Miłość nie wtedy kiedy chcę nie na zawołanie

szarpie moim dniem Pożegnanie dzikich gęsi Jakiś traktor kulawy na jedno koło ugrzązł w redlinie, szpak przed podróżą przysiadł na czereśni, ty przyniosłaś we włosach pożółkły liść. W domu pachnie zupa grzybowa, zaś na piecu furkoczą

powidła. Jutro, najpóźniej pojutrze siwy chłód wyciśnie deszcz z tej chmury, tego obłoczku, co ukrył się przed szarugą w naszym ogrodzie. Patrz, granią pola przechadza się ulewa, potargała

brzozowy zagajnik, ulewą zmarszczyła lustro wody. Jeszcze nie

dziś, kiedy ostatni upał trzyma ulewę w błękitnej klatce. Jeszcze

parów nie zaprasza słoty na swoje łoże. Wpuść kroplę rosy do oka i ścigaj bystrym wzrokiem skrzydlatą radość gęsi. Widziałem je – jakby wczoraj – jakby przed chwilą lądujące na zgniłych polach marca. Widziałem ze szczytów topoli, jak znikały w bordowych odmętach zmierzchu. Pobiegnij ze mną tam, na południowe

wzgórze, gdzie wyleguje się słońce, gdzie u niebian błagałem

o Ciebie. Będziemy nasłuchiwać i zerkać, aż nas noc zastanie. Widziałem łzę w Twoim oku, kiedy jakimś przekleństwem

odpędzałem głód i pragnienie. Na szczęście Ty odlatujesz tylko na chwilę, na odległość tęsknoty za naszymi dłońmi. Spójrz, ten

traktor utknął w dziurze po upale i jedynie strugi mocują się ze

wzniesieniem próbując go wyciągnąć. Czyż nie jesteśmy do niego podobni? Ugrzęźliśmy na poboczu drogi, u szczytu góry skąd,

widać wszystkie królestwa świata. Jeszcze ten głos z daleka, który obiecuje nam te bogactwa za zdradę pobocza. Spójrz, na drodze

obok nas czas gania się ze światem – przedziwny taniec kuglarzy – woła nas do tej morderczej zabawy. Czasami z błota zwykłych

ludzkich spraw wygramoli się któreś z nas, by wrócić po chwili, podłożyć drew do paleniska.

Jutro, najpóźniej za tydzień przez sad przejdzie pierwszy mróz,

strząśnie nie zerwane jabłka, płachtą liści nakryje rabatki. To jutro, a dziś jeszcze ciepła noc pod gwiazdami i gęsi spóźnionych wołanie do przewodników stada, błaganie o ostatnią modlitwę w katedrze lata.

Darek Grożyński

8

Kawa raz?

nie chcę być sama – woła

podsyła posłańców, których nie przyjmuję

zwodzi serce do tych, którzy jej szukają poza mną omija łukiem

lub dopada znienacka

nie wtedy, gdy czekam

mieni się jak kawałki kolorowych szkiełek w kalejdoskopie zmienia twarz i nigdy nie jest taka sama choć czasem wraca podobne odczucie zazwyczaj w śnie

spokoju nieopisanego

spokoju przeżytego w głębi obecności między ja i ty przychodzi odchodzi

zanim się rozgości

nie zapamiętam nawet jej twarzy dama zmiennych pejzaży pani swego losu

królowa na własnym tronie niezależna i nieuchwytna

boi się spojrzeć mi w oczy i przyjść na jawie Magda Jóźwiak


*** boję się

gdy już zabraknie

powietrza i światła

fot. www.morguefile.com

War sz t a t

nie będę

jak wtedy

w dniu narodzin Kasia Wiśniewska

Codzienność gorzki posmak słowa Do strapionego serca dedykuję znajomej duszy serce czterdziestoletnie nie bój się

jesteś większe niż myślisz

zgrzyt pieśni nabrzmiałej w skowycie oskarżeń

miarowy rachunek zażaleń

w braku powolnych dni zachwycie mija życie

Anna Caban

smutek się uciszy

wypłacze w rękaw drogi

odkryje, że za kolejnym zakrętem jest następny rozdział dostrzeże człowieka, który idzie obok tych, którzy stoją wśród pól

a jednak po nim coś zostanie

świadectwo przechodzącego Samarytanina Magda Jóźwiak

9


Po d

p r ąd

Bądź fair, wspieraj

FA I R T R A D E „Kto ratuje jedno życie, ratuje świat” – głosi sentencja z Talmudu zdobiąca medal wręczany „Sprawiedliwym wśród Narodów Świata”. Podobnie można by napisać o Sprawiedliwym Handlu, ponieważ kupując produkty pochodzące ze Sprawiedliwego Handlu, realnie poprawiamy los człowieka na drugim końcu globu. Co to takiego? Idea Fair Trade (Sprawiedliwy Handel/FT) opiera się na przekonaniu, że nierówne re­ guły handlowe są jedną z przyczyn ubóstwa w krajach rozwijających się. Dlatego FT zakłada sprawiedliwą zapłatę dla rolników za produkowane przez nich towary i gwa­ rantuje im pracę w godnych warunkach. Często narzekamy na wysokie ceny bananów, herbaty czy kawy. Jednak czy kiedykolwiek zastanawialiśmy się, ile tak naprawdę otrzyma ich producent? Czy pijąc rano kawę myślimy o tym, jaką drogę musiała ona przebyć do naszego kubka? Tymczasem producenci produktów, bez których nie wy­ obrażamy sobie śniadania czy kolacji, często pracują w pocie czoła i nieludzkich warunkach, nie otrzymując za swoją pracę godziwej zapłaty. Pracują także dzieci, gdyż każda para rąk jest konieczna, aby wyżywić rodzinę. Kogo na to stać? Herbata czy kawa pochodząca ze Sprawiedliwego Handlu kosztuje kilkanaście złotych. Dużo? Kogo z naszego biednego kraju stać na taki „luksus”? Ale czy na pewno? Polska to bardzo bogaty kraj. Słowa te brzmią jak herezja. Ale tak, to prawda. Polska znajduje się w grupie państw wysokorozwiniętych według corocznego rankingu UNDP (Pro­ gram Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju). Na 177 krajów ocenianych w 2006 roku (według wskaźnika HDI­ Human Development Index) znaleźliśmy się na 37 miejscu! Nie trzeba dobroczynności

Więcej o sprawiedliwym handlu: www.sprawiedliwyhandel.pl

Rolnicy z krajów rozwijających się często pytani są o to, jak można im pomóc. Mówią, że doskonale są w stanie poradzić sobie sami, jeśli otrzymają godziwe wynagrodzenie za swoją pracę. Dlatego warto pamiętać, że nie chodzi tu o prostą, oczyszczającą sumie­ nie, a częstokroć jednorazową, przedświąteczną dobroczynność. Sprawiedliwy Handel realnie poprawia warunki życia ludzi. Dzięki spółdzielniom Sprawiedliwego Handlu powstają szkoły, które dają szansę na lepsze życie dzieciom z krajów Południa i ich ro­ dzicom.

www.efte.org

Zakupy mogą zmieniać świat

www.maketradefair.org

Mimo, że idea Fair Trade w Polsce dopiero raczkuje, staje się z miesiąca na miesiąc co­ raz popularniejsza. W wielu miastach są już sklepy, w których bez problemu można kupić „sprawiedliwe” produkty oznaczone logo Fair Trade. Pamiętajmy jednak, że nie jest to jakaś moda czy egzotyczna fascynacja. To świadomy wybór. Nasze codzienne za­ kupy mogą uczynić świat trochę lepszym. Poza tym przyjemnie jest napić się kawy, która ma „sprawiedliwy” smak. To trochę tak, jak uszczknąć trochę z tytułu „Sprawie­ dliwy wśród Narodów Świata”. Co więcej, każdego z nas na to stać.

Lista sklepów z produktami Fair Trade: www.sklep.sprawiedliwyhandel.pl

Marta Lis

10

Kawa raz?


Po d

„Wszyscy domagają się pokoju, a nikt nie żąda sprawiedliwości”. Tak wiele lat temu śpiewał Peter Tosh i twierdzenie to pozostaje aktualne dzisiaj. Świat pełen jest zawodowych płaczliwych apostołów pokoju, podczas gdy sprawiedliwość – jego podstawowy warunek – traktowany jest po macoszemu. Ale czym owa sprawiedliwość jest? Choć wymieniana nawet w wielu aktach prawnych, nie doczekała się zadowalającej definicji. I nie będzie łatwo ją sformułować. W dobie wielości światopoglądów, wolnego rynku stylów życia, względności największych wydawałoby się świętości i coraz powszechniejszego permisywizmu trudno mówić o jakiejś jednej uniwersalnej sprawiedliwości. Co dla jednego jest wyrazem upragnionej sprawiedliwości dziejowej, dla drugiego stanowi nieuczciwe podważenie jego dotychczasowych przywilejów. Podczas gdy jeden będzie upatrywał sprawiedliwości w nieskrępowanej działalności gospodarczej, drugi będzie ubolewał nad utratą socjalnego bezpieczeństwa, również powołując się na sprawiedliwość. Przykłady można mnożyć. Od ich przywoływania ważniejsza jest jednak odpowiedź na pytanie, jak odnaleźć się w tym pokawałkowanym i niejednorodnym świecie. Może trąci to nieco naiwnością, ale wydaje mi się, że najlepiej spróbować znaleźć oparcie w uniwersalnych wartościach, które podzielali nasi przodkowie. Lepiej zawierzyć temu, co znane i sprawdzone, pewne i przewidywalne, niż poddawać się próbom redefinicji utrwalonych przez pokolenia pojęć, w tym tradycyjnego wyobrażenia sprawiedliwości. Kalanie własnego gniazda is not fair.

Dziś w pierwszym programie irlandzkiego radia usłyszałam fragment przemyśleń religijnych. Była tam mowa o tym, że ludzie często narzekają, mówiąc „It's not fair.” Co jest nie fair? Np., że są bezrobotni lub chorzy, lub też, że coś im się nie udało albo że nie mają tyle pieniędzy, ile by chcieli. A nikt raczej nie stwierdza: „Mam sześć kranów w domu, niektórzy nie mają ani jednego i muszą wodę nosić na swych barkach z odległej studni. It's not fair.” Pomyślałam – to takie oczywiste, a tak mało się o tym myśli. Nie doceniamy tego, co mamy. Gdybyśmy np. urodzili się w kraju bardzo ubogim, samo staranie się o najbardziej podstawowe środki przetrwania jak woda pitna i choćby trochę pożywienia, pochłaniałoby tyle czasu i energii, że nie miałoby się czasu myśleć o tym, że to czy tamto mi się nie powiodło. Kwestie takie jak zaspokojenie głodu, troska o podstawową higienę, sen i osiągnięcie choćby minimalnego stanu poczucia bezpieczeństwa (np. w krajach ogarniętych wojną) pochłaniałyby tyle czasu i energii, że człowiek nie miałby nawet siły narzekać. Aby przetrwać, musiałby cały czas zmagać się o to przetrwanie. A może bardziej by się cieszył, bardziej doceniał choćby słońce, które daje ciepło, wodę, która zmywa brud i gasi pragnienie, śpiew ptaków, który koi duszę zmęczoną codziennym trudem, dotyk zielonych liści, zapach kwiatów. Tego nie doceniamy, bo mamy podstawowych środków do życia w nadmiarze. Choć oczywiście nie wszyscy.

Tomasz Kulicki

Magda Jóźwiak

p r ą d

11


Po d

p r ąd

Świętuję, nieDzielę Z czym kojarzy się niedziela? Z nicnierobieniem, z lepszym obiadem, spotkaniem ze znajomymi/rodziną, z mszą (w wersji dla wierzących chrześcijan, niezależnie od stopnia zaangażowania). Zasadniczym wyznacznikiem (choć coraz rzadziej) jest brak aktywności zawodowej w tym dniu, ze względu na wyżej wymienione czynności. Taki podział wynika z pewnych tradycji, zakorzenionych na gruncie kultury europejskiej, której składową było i jest chrześcijaństwo. Wyróżniał on (zresztą jak wszystkie tego typu klasyfikacje oparte na religii) tzw. czas sacrum i czas profanum (zob. m.in. Eliade M., Sacrum i profanum...). Ten pierwszy, związany z tym, co Nieuchwytne materialnie, ale zarazem istotne dla ludzkiej egzystencji wkracza w ciągłość tego, co związane z nasza codziennością. Podobnie jest z niedzielą – na czas oddawania czci Bogu, zawieszano tzw. normalne aktywności, aby wziąć udział w tych świątecznych. Oprócz wymiaru religinego, taki czas ma też ważkie znaczenie psychologiczne dla człowieka, ponieważ teoretycznie daje możliwość wytchnięcia, zrelaksowania się, celem nabrania nowych sił. Zastanówmy się nad przysłówkiem: „teoretycznie” Czy w istocie dzisiaj mamy do czynienia z przedłożonymi założeniami? Zapewne wielu z nas sobie pomyśli: no jak to? Przecież na swój sposób świętuję ten czas sacrum – wolne od zajęć mam? Mam. Śpię do południa? Śpię. Pójdę do kościoła na 19 (jak wstanę)? Pójdę (jak wstanę). Odpocznę? Jak się nie zmęczę wstawniem, to tak. I zgadza się. Ale czy wszyscy mogą tak powiedzieć? Świętowanie kojarzy nam się m.in. z lepszym obiadem No i trzeba go z czegoś zrobić. I w niedzielę, po wstaniu: tup, tup, tup do Polnego Marketu po jakąś świnię tudzież drób i z powrotem do pichcenia upolowanej zwierzyny. No a jak już mamy ten obiad skonsumowany, to czasem można skoczyć jeszcze po jakiegoś browczyka do Ropuszki a co bardziej wymagający udają się na ciastko z kawusią do jakiejś cukierenki (piszę: bardziej wymagający, ze względu na podjęcie niemalże mitycznej wędrówki do tego miejsca: ona – makijaż, on – dba o golenie). A może do kina na „Trampki Lenina”? I w sumie beztrosko idzie niedziela za niedzielą, urzeczywistaniając mit arkadyjski już tu na ziemi, tydzień po tygodniu (a czego ZSRR nie dokonał przez ponad 70 lat!). I wszystko jest niby pięknie i wzorcowo, gdyby nie fakt, że... ...nie wszyscy mają możliwość świętowania niedzieli W poniższych rozważaniach ominę wątek pracy w tym czasie takich służb jak: ksiądz, lekarz, strażak, policjant itp. Chcę

12

Kawa raz?

natomiast zogniskować Twoją uwagę, drogi Czytelniku na tym, iż taka Pani pracująca w Ropuszce czy w jakiejś hiperszopie, musi siedzieć tam sześć, osiem czasem i więcej godzin, żeby sprzedać piwko lub kisiel spragnionemu/głodnemu konsumentowi... A kiedy ma ona świętować niedzielę? W końcu nazwa tego dnia wywodzi się od czasownika: „nie działać”, czyli nie pracować tak, jak to się czyni w pozostałe dni tygodnia. Kiedy ma ona mieć czas dla rodziny, dla siebie? A czy nie można by tak zrobić prewencyjnie zakupów np. w sobotę, żeby uniknąć samonapędzającego się błędnego koła o następującym schemacie: jest wolny rynek – otwieram sklep w niedzielę, bo chcę zarobić więcej niż konkurencja (ona myśli dokładnie tak samo) – widzę, że jest otwarte, to idę kupić – dlatego ktoś siedzi w sklepie. Nie słyszałem o sytuacji w Polsce, gdzie osiedlowe sklepy otwierane w niedzielę, umówiły się na dyżur – tak, aby co niedzielę jeden był czynny, „tak na wszelki wypadek” (tak jak apteki w dużych miastach). Spójrzmy na np. Francję czy Niemcy, gdzie handel w dni świąteczne (także w niedzielę) jest zakazany. Niestety, u nas nie ma jeszcze tak silnych zwązków zawodowych. Zatem może warto zastanowić się nad wspólnym świętowaniem niedzieli – nie tylko w relacji: ja i moi najbliżsi, ale także wspomniani pracownicy, którzy są często ofiarami systemu hiphiphurrakapitalizmu, nieumięjętnego a często, co gorsza, bezmyślnego używania dóbr transformacji gospodarczej naszego kraju. Czytelnik może się obruszyć: nie można iść do sklepu, do kina, do cukierni w niedzielę? Jasne, że można, bo przecież jesteśmy wolni i „wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi mi korzyść”, jak deklaruje św. Paweł z Tarsu. Do powyższych prywatnych rozważań każdego z Czytelników, chciałbym dodać też temat, tu nieporuszony ze względu na ograniczone miejsce, a jakim są niedzielne wycieczki do centrów handlowych – czy dają możliwość integracji rodzinie/przyjaciołom/przypadkowym odwiedzającym? Czy czasem nie stają się pewnym współczesnym bałwanem popkultury konsumenckiej? Może uda się to szerzej poruszyć przy innej okazji. Słowem podsumowania Zachęcam wszystkich do świadomych, przemyślanych wyborów, do kierowania się także (a może zwłaszcza?) w kwestiach konsumeryzmu przykazaniem miłości. A może kogoś zaintrygował tak a nie inaczej sformułowany tekst? Pochodzi on z akcji o tejże nazwie, zainicjowanej w zeszłym roku przez Ruch Światło – Życie, której szczegóły można znaleźć na stronie: www.diesdomini.pl. Może, drogi Czytelniku, zechcesz się zaanga­ żować w to dzieło? Jest to cały czas aktualne. Zatem świętujmy niedzielę, nie dzieląc! I to nie jest żadna utopia, wystarczy tylko dobra wola i działanie:)

Mateusz Łapiński


z

Per u

fot. archiwum redakcji

L i sty

DOM Piura, 25 X 2007 Już zaczynam tracić rachubę ile mam domów. Po raz kolejny w życiu muszę przyznać, że czuję się tutaj całkowicie „u siebie”. Twarzyczki dzieci już nie są obce, lecz mają imiona... No, może nie cały tysiąc młodziutkich mieszkańców okolic Bosconii, ale przynajmniej część stałych bywalców oratorium. Żyjemy tu – Agnieszka i ja – we wspólnocie salezjanów, można powiedzieć też: u Pana Boga za piecem. Nawet temperatura jest podobna. Co prawda cały czas narzekam, że za zimno tu, na tej pustyni, ale po­ dobno już niedługo. Na razie swetry są niezbędne, ale już listopad ma rozpocząć prawdziwy sezon grzewczy. Ostrzegają, ostrzega­ ją... A ja czekam. W końcu jak jest słońce, świat wygląda inaczej. A tu jest co oglądać: Część z tego, zamieszczamy regularnie na na­ szej stronie www, więc nie chcę powtarzać, jak dokładnie wygląda nasz nowy dom. Lepiej wspomnę, jak wyglądają domy naszych małych przyjaciół. W pierwszą niedzielę po naszym przyjeździe do Piura, to jest 14 października, udałyśmy się z księdzem Piotrem w ramach „oratorium latającego” do Kurt Beer, dzielnicy przylegającej do muru Bosconii, a będącej skupiskiem slumsów, do których dopie­ ro tydzień temu doprowadzono prąd. Naprawdę, towarzysząc dzieciakom w zabawie i nauce podczas godzin oratoryjnych, zu­ pełnie się nie chce wierzyć, że w ich domach panuje takie ubóstwo. Owe klitki mieszkalne zbudowane są przeróżnie, z cze­ go się da, często plecione podobnie jak się plecie kosze wiklinowe. Rzadko które domy są murowane. Ludzie nie mają w zwyczaju polepszać swoich warunków życia i czynić piękniej­ szym miejsca, w którym żyją. No bo po co, skoro i tak zarówno oni, jak ich dzieci i wnuki pozostaną w tym samym miejscu, a nie­ którzy z nich nawet nie poznają własnego miasta? Przecież nie udadzą się nigdzie dalej bez butów... W tych ubogich warunkach rodzą się przeróżne postawy, niestety, dominuje alkoholizm i nie­ róbstwo. Wszystko wypływa z rezygnacji, ale okazuje się to też rezygnacją z miłości. Ksiądz Piotr zapewnia nas, że dzieci, które spotykamy, często nie znają spokoju ogniska domowego. Patrzą jedynie w zapuchnięte od płaczu oczy matki, która wraz z nimi pa­ da ofiarą przemocy wiecznie pijanego ojca. I dlatego misja otacza szczególną opieką właśnie dzieci i kobiety. Mężczyźni, jeżeli chcą rzeczywiście zmienić życie swoje i swojej rodziny, poszukać praw­ dziwej pomocy, a nie tylko pozornej, też mogą liczyć na wsparcie. Póki co jednak, nawet w dzień wolny, przed domkami można za­ uważyć kręgi krzesełek, stanowiące coś w rodzaju ogródków piwnych.

WIARA Piura, 2 XI 2007 Jednak jest jeszcze inne, bardziej ludzkie oblicze Najuboższych dzielnic Piura. Otóż, nawet tam, gdzie żyje się najciężej, można zauważyć grupki dzieci bawiących się razem. Dzieci w rodzinie jest zazwyczaj nie mniej niż pięcioro czy sześcioro, a przy doliczeniu kuzynostwa zbiera się całkiem porządna kompania do zabawy. Moje ostatnie spostrzeżenia i doświadczenia z Kurt Beer ogniskują się wokół optymistycznej myśli, że jest to miejsce, w którym ludzie wciąż żyją razem, łącząc pokolenia, bawiąc się wspólnie: dorośli z dziećmi. To przecież nie kto inny, jak święty Jan Bosco, będący podstawowym patronem misji, zauważył potrzebę, by młody człowiek wychowywał się w obecności dorosłego. Szacunek jest wręcz wypisany na twarzyczkach dzieci, natomiast tym, co stanowi o pięknie wszystkich, bez względu na wiek, jest uśmiech. Wiara jest również tym, co naturalne, takie „po prostu”. Taksówkarze mają samochody opatrzone czymś, co nie wystarczy nazwać obrazkiem – bardziej odpowiadałoby słowo „ołtarzyk”; nie jest niczym dziwnym napis na taksówce: „Dios es mi guía” (Bóg jest moim przewodnikiem); różańce i wizerunki świętych nosi się na szyi mniej więcej na prawach naszyjnika. Owszem, są i ciemniejsze strony tego „po prostu”: brak wierności niedzielnej Eucharystii czy trudności z zachowaniem ciszy w miejscu świętym. Kaplica Bosconii w niedzielne przedpołudnia zdaje się pękać w szwach, nie bez powodu buduje się nowy kościół, a jednak... To znikoma część wszystkich, którzy mogliby zjawić się w domu Bożym. Tutejsza parafia jest wyjątkowo rozległa. Można powiedzieć, że placówka salezjanów jest zbawienna (dosłownie) dla ludzi mieszkających dalej od kościoła parafialnego. Ksiądz proboszcz jest sam jeden, by objąć opieką duszpasterską teren, który w Polsce byłby raczej dekanatem (miejskim) niż parafią. Nic dziwnego, że nie może dotrzeć wszędzie. A żniwo jest wielkie. Agnieszka Jaroszewicz

więcej: www.agnieszka.jaroszewicz.info

13


S to p k a

PRZYCHODZI JEZUITA DO LEKARZA... ***

Do stajenki w Betlejem przybyli przedstawiciele różnych rodzin zakonnych, aby złożyć hołd nowo narodzonemu Dzieciątku. Jako pierwsi stanęli przed żłóbkiem zmęczeni ale szczęśliwi franciszkanie. Ogarnęło ich głębokie zadziwienie, że oto Pan i Król wszechświata urodził się w tak nędznym miejscu. Wybrał ubóstwo podobnie do tego, jakie przyjął święty Franciszek z Asyżu. Po chwili zjawili się dominikanie, którzy zwrócili uwagę na niezwykle mądre oczy i wyraz twarzy leżącego na sianie Dzieciątka. Zaraz pomyśleli, że podobnie inteligentnie musiał wyglądać w wieku niemowlęcym święty Tomasz z Akwinu. Również dwaj jezuici przybyli do stajenki betlejemskiej. Klękając przed Panem, jeden szepnął drugiemu do ucha: ― Popatrz, jak mądrze wygląda to dziecko. Może weźmiemy je do naszej szkoły, aby je solidnie wykształcić? Drugi zapytał cicho: ― Nie słyszałeś, co mówili franciszkanie; jego rodzice są bardzo biedni. Kto zapłaci za jego naukę i wychowanie?

BIBLIOTEKA DUSZPASTERSTWA AKADEMICKIEGO W budynku kościoła, nad salą Poradni Rodzinnej zlokalizowano księgozbiór biblioteczny, służący głównie studentom i udostępniany przez studentów. Sześcio­ tysięczny księgozbiór zawiera książki głównie z zakresu teologii i filozofii, a ponadto literaturę piękną, pamiętniki i wybrane pozy­ cje z pedagogiki. Na bieżąco prowadzony jest katalog alfabetyczny i przedmiotowy. Biblioteka otwarta jest w godzi­ nach: wtorek, czwartek, piątek: 16.00 – 17.30, środa 10.00 – 12.00.

KTÓRĘDY DROGA... Słuchaj nas w poniedziałki o 19 na antenie Radia Sfera (www.sfera.uni.torun.pl). Audycję prowadzą: o. Lesław Ptak, o. Krzysztof Dorosz, Natalia Tetkowska i Mariusz ES. Do usłyszenia!

*** Pewien młody człowiek, który bardzo pragnął mieć palmtopa, ale nie miał wystarczającej sumy pieniędzy, by go kupić, nie wiedział, czy można modlić się o rzeczy materialne. Przy okazji spowiedzi pyta franciszkanina: ― Chciałbym mieć palmtopa. Czy mogę w tej intencji odprawić nowennę? ― A co to jest palmtop? ― pyta franciszkanin. Młody człowiek tłumaczy, że jest to taki mały komputer, który mieści się na dłoni. Spowiednik tłumaczy, że trzeba się modlić raczej o rzeczy duchowe, a nie materialne. Następnym razem spowiadając się u dominikanina, stawia ten sam problem i też słyszy to samo pytanie: "A co to jest palmtop?" Tłumaczy więc jak poprzednio i słyszy podobną odpowiedź, że nie wypada mieszać rzeczy materialnych z duchowymi. Mając jednak ciągle wątpliwości, idzie do jezuity i stawia to samo pytanie: ― Chciałbym mieć palmtopa. Czy wypada odprawić w tej intencji nowennę? A na to jezuita: ― A co to jest nowenna? *** Na egzaminie z etyki profesor pyta jezuickiego kleryka: ― Co to jest oszustwo? ― Oszustwem będzie ― odpowiada kleryk ― jeśli nie zdam egzaminu. ― A to dlaczego? ― pyta zdziwiony profesor. ― Oszustwa bowiem dopuszcza się ten, kto wykorzystuje nieświadomość drugiej osoby ze szkodą dla niej. za: Nie tacy straszni..., Wydawnictwo Rhetos, Warszawa 2006

14

Kawa raz?

...bo warto Okazjonalnik Akademicki DAJ, ISSN 1732 – 9000 Kawa Raz? [25] grudzień 2007 wyd. A Wydawca: Duszpasterstwo Akademickie Ojców Jezuitów; Redakcja: Mariusz ES (redaktor naczelny), o. Krzysztof Dorosz (opiekun); Adres: ul. Piekary 24, 87-100 Toruń, tel. 056 6554862 wew. 25; Współpraca: Anna Caban, Katarzyna Wiśniewska, Magdalena Jóźwiak, Joanna Wnuczyńska, Łukasz Chrzanowski, Paweł Lubrański, Andrzej Doligalski, Tomasz Kulicki, Dariusz Grożyński. Kontakt: mariusz.slonina@gmail.com, kdorosz@interia.pl Fotografie: okładka: www.morguefile.com, licencja morguefile.com s.2,3,7,8,15: www.morguefile.com, licencja morguefile.com s.2,4,5,6,13,15,16: archiwum redakcji s.6: George Orwell, http://en.wikipedia.org, licencja Public Domain s.14: Open Clipart Library, www.openclipart.org, licencja CC PD, http://creativecommons.org/licenses/publicdomain/ Logo & Design: Mariusz Słonina; DTP: Studio 414/3. Reklama: Pytania i oferty prosimy kierować na adres redakcji. Nakład: 1000 egz. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany tytułów. Wykorzystane materiały są własnością ich autorów. Programy: Gimp, www.gimp.org; Inkscape, www.inkscape.org; Scribus, www.scribus.net. Wszystkie adresy były aktywne w chwili oddania numeru do druku.

Zapraszamy do współpracy!

www.podajdalej.org.pl


A N D R Z EJJDKMI

20 0 7

fot. archiwum redakcji, www.morguefile.com


fot. archiwum redakcji

2007 – TO BYŁ ROK!!!


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.