http://podaj-dalej.info/files/pd24

Page 1

ISSN 1732 – 9000

Podaj Dalej 2.0 [24]

WOLNOŚCI ODDAĆ NIE UMIEM (NIE)TOLERUJĘ


fot. archiwum redakcji


Życie ma format klatki filmowej, dwadzieścia cztery na trzydzie­ ści sześć milimetrów. Nie wierzysz? Rozejrzyj się dokoła. Popatrz na tych wszystkich śpieszących się ludzi. Każdą osobę widzisz tak krótko, jak krótki jest czas potrzebny światłu pędzącego samocho­ du na wyrycie śladu na kliszy. Popatrz na ten ruch. Zmruż oczy, a zobaczysz nieskrępowany niczym taniec kolorowych świateł i je­ śli tylko dobrze się zastanowisz, zrozmiesz, że w tym tańcu i Ty tańczysz. Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego przez most idziesz tak szybko? Albo, dlaczego szybkim krokiem bezwiednie przemierzasz bulwar w tę i z powrotem, i zamiast się uspokoić, Twoje serce bije szybciej i szybciej? Ktoś Cię namawia, żeby zwol­ nić ― na co czekasz? Warto jest zatrzymać się na chwilę i popatrzeć z boku na tętniące życiem miasto. Warto jest uchwy­ cić moment, w którym kropla deszczu w ostatniej chwili swojego krótkiego życia staje się jednym z kałużą. Warto jest wstać tuż przed świtem i poczekać na pierwszy promień słońca. Potem nic już nie jest takie samo. Każda upływająca sekunda jest inna. Patrzyłeś kiedyś jak płynie czas? Myślałeś, że płyniesz razem z nim? Nie? Popatrz przez minutę na zegar. Wiedziałeś, że czasem dziesięć sekund to prawie wieczność? Dziesięć sekund Twojego życia. Dziesięć se­ kund ekspozycji. Zrobiłeś zdjęcie? Nie. To dobrze, bo najlepsze zdjęcia powstają, gdy nie masz przy sobie aparatu. I dlatego war­ to żyć. redaktor naczelny mariusz es

...bo warto 42 PO RAZ PIERWSZY

4

WOLNOŚCI ODDAĆ NIE UMIEM

6

KULTURALNIK

8

WARSZTAT

9

(NIE)TOLERUJĘ

10

TOLERUJĘ TOLERANCJĘ

12

GENERACJA CHORA OD PRZEMOCY13 JDM 2007

14

3


tr a s i e

fot. Hughes Leglise-Bataille

N a

42 Rozmowa z maratończykiem

po raz pier wszy

A nie będzie Ci za zimno? – pytam spoglądając na kum­ pla, który przebiera się na trening. Myślę, że nie – odpowiada – będzie mi cieplej w trakcie. Ważne, że nie wieje. Pamiętam jak dawniej portierki i mieszkańcy akademi­ ka dziwnie się na mnie patrzyli, kiedy schodziłem na dół w takim stroju, a za oknem deszcz. Myślę, że teraz chyba już się zdążyli przy­ zwyczaić. Wcześnie się szykujesz. Zaczynam jakieś dwie godziny przed startem. Nieważne, czy to tre­ ning czy zawody. Muszę dobrze zjeść, potem się rozgrzać. Pełny żołądek nie przeszkadza w trakcie biegu? Nie wiem jak u innych, ale ja muszę być najedzony. Inaczej padnę. Podczas maratonu jem na każdym punkcie żywieniowym, a i tak za­ czynam być głodny w okolicach trzydziestego, trzydziestego piątego kilometra. Nie wiem, czy to dobrze czy źle, ale pierwsze tre­ ningi pokazały potrzeby mojego organizmu. I tego się trzymam. Dieta jest prosta, warzywa, owoce... Zwłaszcza przed zawodami sta­ ram się ściśle tego przestrzegać. Ważne, żeby posiłek nie był ciężki. Lodówkę zamykam jakąś godzinę przed startem albo wcześniej, jak już nie mogę nic więcej zjeść. Na pewno dużo makaronu albo ryżu. Tak naprawdę typ diety zależy od osoby. Banana? Dzięki. Długo trenujesz? Może sześć albo siedem lat, z przerwami. To była druga czy trzecia klasa liceum. Kolega mnie podpuścił. Chciałem uprawiać sport, ale nie miałem większej motywacji, poza tym byłem zupełnie zielo­ ny w tych kwestiach. Zaczynałem od krótkich, jedno lub dwu kilometrowych treningów, ale szybko zwiększyłem dystans – czu­ łem, że mogę znacznie więcej. W tamte wakacje wybiegałem może czterdzieści kilometrów tygodniowo. Pamiętam, jak babcia szkoli­ ła mój oddech. Tamte treningi naprawdę do dziś przynoszą efekty. Najfajniej było, kiedy małe dzieci widziały, co robię i też chciały,

4

Podaj Dalej 2.0

zwłaszcza taki mały chłopak. To był dla nich duży wysiłek biec za mną paręset metrów, ale dawali radę. To było naprawdę miłe uczu­ cie. Zresztą i dziś czasem się tak zdarza. Miałeś jakiś poradnik młodego biegacza, czy raczej same­ mu do wszystkiego dochodziłeś? Właściwie biegania uczyłem się sam. Poznawałem swój organizm, jego funkcjonowanie w trakcie treningów itd. To dało mi doświad­ czenie, z którego teraz korzystam. Wiem, jak się przygotować do zawodów, staram się wyłapywać wszystkie błędy na treningach i dobrze jest, gdy te problemy zdarzają się tylko na nich. Wiadomo, zawody dają nieocenioną konfrontację efektów twojej pracy z in­ nymi. Staram się podczas takich imprez zapamiętywać te rzeczy, które w jakiś sposób mogą podnieść moją kondycję, właśnie po­ przez obserwację innych. Często w trakcie wymyślam nowe elementy treningów, niektóre są dobre, niektóre nie, wiadomo. Mnóstwo informacji jest w Sieci, zwłaszcza teraz, i chyba ła­ twiej jest dzięki temu zacząć. Poza tym troszkę lepiej zrobiło się na tym polu od czasów, kiedy zaczynałem, pojawiło się wiele po­ radników, pisanych zresztą przez samych biegaczy. Kiedyś nawet sam coś podobnego ściągnąłem, ale i tak zestaw treningów mu­ siałem sam wymyślić pod własne potrzeby i cele. Dobrze jeśli mamy znajomego, który biega. Można z nim trenować. Taki wspólny trening ma wiele zalet, m.in. staramy się dobiec do końca, bez zatrzymywania się. Mamy też większą moty­ wację. Szczególnie jeśli biegniemy ze starszą od nas osobą i czujemy, że ona jest lepiej przygotowana, bo biegnie z mniej­ szym wysiłkiem, podczas gdy my nie dajemy rady. Zwłaszcza na maratonach to widać. Nieobce jest takie podśmiewywanie się ze starszych u niedoświadczonych biegaczy. Potem, na trasie, z reguły śmieje się ostatni. Chyba każdy biegacz przeżył coś po­ dobnego. To dobra lekcja pokory.


N a Mówisz, że łatwo zacząć. Ale przecież na dobre buty trze­ ba wyłożyć sporo pieniędzy. Nie każdego stać na nie. Wiesz, problemem nie jest sprzęt. Można zacząć biegać w butach, stroju gorszej jakości, potem się postarać. Problemy stwarzają lu­ dzie, ich niewiedza, ignorancja, złe nastawienie – patrzą na ciebie z wyrzutem, że biegasz, albo celowo Ci to utrudniają. Pobili mnie za to, że biegałem. Pobili mnie za to, że starałem się robić coś wię­ cej niż siedzenie pod blokiem i palenie fajek. Nie, nie załamałem się i następnego dnia również poszedłem biegać, mając satysfak­ cję, że nic im to nie dało. Często w treningach przeszkadzają psy. Nie wiem, czy ich właściciele zdają sobie sprawę z tego, że bieganie również wyma­ ga koncentracji, zwłaszcza jeśli chce się uzyskać lepsze wyniki. Ujadanie psa wyprowadza z takiej równowagi, często gubi się od­ dech, rytm biegu, potem trzeba dłuższej chwili by do nich wrócić. Teraz jak biegam i widzę psa, to zwalniam, nieważne, czy pies jest na smyczy, czy nie, czy ma kaganiec itp. Przeraziło mnie, że wiele tzw. dużych psów jest właściwie bez kontroli. Mówienie, że pies nic mi nie zrobi, nie daje mi żadnej gwarancji, że jak prze­ biegnę obok niego, to on nie zacznie mnie gonić. Zwłaszcza jeśli widzę drobnego właściciela z dużym psem bez kagańca. Albo go­ rzej. Kiedy trenowałem na Jordankach widziałem, jak psy załatwiają się na bieżni, kopią w niej dołki, a ich właściciele nie ro­ bią zupełnie nic, nawet widząc, że ktoś tam biega. Wbiegnięcie w taki niby mały dołek może skończyć się dla biegacza tragicznie. Zwłaszcza wieczorami jest to uciążliwie, bo na większości tras nie ma oświetlenia i po prostu nie widać. Pomyślmy czasem o lu­ dziach, którzy korzystają z takich obiektów. Mówię tu tylko o bieganiu, ale łatwo można podobne sytuacje przenieść na inne dziedziny sportu. Potem mamy pretensje, że nasi olimpijczycy nie zdobywają medali. A wystarczy chwila zastanowienia i się okaże, że w wielu miastach nie ma warunków do uprawiania sportu. Mu­ siałem biegać po ulicach osiedla, po asfalcie, co też przyczyniło się do kontuzji, stąd te bandaże. Musiałem skupiać się na samo­ chodach, przy przebieganiu przez skrzyżowania. Zauważyłem wtedy, że wielu kierowców nie obchodzi to, że stoisz piątą minutę przy przejściu dla pieszych, chcąc przebiec na drugą stronę i że ta­ ki postój powoduje utratę ciepła w mięśniach, ich zwiotczenie i tym samym czasem uniemożliwienie dalszego biegu. Albo sam rozkład zajęć na uczelni... Jak studenci mają trenować, skoro go­ dziny wykładów, ćwiczeń zupełnie nie uwględniają ewentualnych treningów? Tak na marginiesie, łatwiej wstać na ósmą rano, żeby pobiegać, niż pójść na wykład. Z własnego doświadczenia wiem,

tr a s i e

że trening poprawia nie tylko sampoczucie, kondycję fizyczną, ale również kondycję umysłową. Sport nie tylko daje dużo dla zdro­ wia, ale również uczy samodyscypliny i mi np. łatwiej się pracuje po treningu, umysł tego potrzebuje. Chcemy mieć dobrze wytre­ nowaną kadrę sportową, a tak na dobrą sprawę robi się wszystko, by utrudnić uprawianie sportu. Nie narzekajmy potem, że mamy jednego Adama, jednego Roberta, jedną Otylię. Nawet na Barbarce zdarza się, że kierowcę z przodu zupeł­ nie nie interesuje to, że biegniesz i że nie masz miejsca by bezpiecznie zejść – on się nie zatrzymuje. To przykre. Dobra, skończyłem jeść, czas na rozgrzewkę. Ile dzisiaj? Drobna połówka. – odpowiada mój rozmówca, zakładając buty. Połówka? No, jakieś dwadzieścia pięć. Czasem wychodzi tak, że połówki ro­ bi się siłą woli – śmieje się – piętnastki też. Kiedyś usłyszałem coś podobnego o maratonie i to chyba prawda, patrząc na ostatnią dy­ szkę na moim pierwszym maratonie. Do końca walczyłem nie tyle ze zmęczeniem, co ze sobą. Najgorsza jest utrata motywacji do dalszego biegu. Wiedziałem, że jeśli się zatrzymam to koniec, zej­ dę z trasy i nie ukończę, a to byłaby dla mnie ogromna porażka, tym bardziej, że dość długo się przygotowywałem i naprawdę zale­ żało mi na Mecie, na pokazaniu niektórym osobom, co daje trening, co daje walka o swoje marzenia, ich realizację, na udo­ wodnieniu sobie, że potrafię. Na szczęście udało mi się odnaleźć motywację w okolicach trzydziestego piątego kilometra (chciałem prześcignąć jednego chłopaka, który troszkę się ze mnie naśmie­ wał na starcie) i mimo, że praktycznie do końca zmierzałem marszo­biegiem, i trwało to kawałek czasu, ostatnie dwieście me­ trów nie czułem zmęczenia, tylko szczęście. Potem się okazało, że udało mi się wykonać cały maratoński plan, jaki sobie założyłem. To była największa nagroda. Ukończenie maratonu – to zwycię­ stwo samo w sobie, zwycięstwo nad sobą i naprawdę nie można zlekceważyć żadnego kilometra na trasie i trzeba się dobrze przy­ gotować. Idziesz pobiegać? Pokręciłem przecząco głową. Będę za jakieś dwie i pół godziny. Postaraj się załatwić zestaw „po­ treningowy”. To znaczy? Soczki i masażystkę. O masażystki zawsze najtrudniej. Na razie. Norbert Makowski

fot. Hughes Leglise-Bataille

5


Wo l n a

ku l tu r a

WWoollnnoośśccii Zawsze ceniłem sobie swobodę działania, wolność, całkowitą wolność w wyborze narzędzi i sposobie ich użycia, więcej – możliwość ich dostosowania do aktualnych potrzeb. Zawsze chciałem mieć kontrolę nad każdym elementem swojej twórczości, nie tylko nad słownym, czy też muzycznym przekazem, ale również nad graficzną, multimedialną oprawą, bo wiedziałem, że one wszystkie stanowią jedną całość i nikt nie może narzucić mi innych rozwiązań niż te, które sobie wymyśliłem. Nikt też nie mógł rościć sobie jakichkolwiek praw do mojej twórczości, bo uważałem, że jedyną osobą, która może zarządzać prawami autorskimi jest sam autor. [[SSaammpplliinngg]]

Pod koniec lat dwudziestych ubiegłego stulecia Walt Disney połą­ czył bardzo młodą wówczas technikę synchronizacji dźwięku z obrazem, by zrealizować kreskówkę opartą na ostatnim niezależ­ nie wyprodukowanym niemym filmie Bustera Keatona. W tamtych czasach na porządku dziennym było kopiowanie róż­ nych rozwiązań od innych i na tej podstawie uczenie się, a przy odrobinie talentu, tworzenie czegoś zupełnie nowego. Czy gdy­ bym dzisiaj chciał wziąć dźwięki (sample) z dziesięciu piosenek i zrobić z nich przebój, mógłbym zrobić to tak samo łatwo jak w czasach Disney'a, bez płacenia tantiem, bez obawy, że wydawca pozwie mnie o naruszenie praw autorskich i zażąda ode mnie wie­ lomilionowego odszkodowania? Historia pokazuje, że rozwój kultury polega na nieustannym przekształcaniu tego, co już zosta­ ło zrobione i dodawanie czegoś od siebie. Wydanie dzisiaj piosenki skomponowanej na podstawie dziesięciu innych, nie jest ważne czy popularnych, czy też już dawno zapomnianych, pocią­ ga za sobą piekło szukania właścicieli praw autorskich i uzyskania ich zgody na wykorzystanie fragmentów tych utworów, co zniechęca artystę do tworzenia. Można oczywiście twierdzić, że opisany wyżej sampling jest negatywnym zjawiskiem i należy go potępiać, o ile nie zlikwidować, ale zanim wytoczymy kolejny proces o naruszenie praw autorskich zastanówmy się, czego tak naprawdę nie osiągnęliśmy dzięki niemu? Praw autorskich nie wymyślili twórcy. Wymyślili je wydaw­ cy, chcąc zachować monopol wydawniczy na rynku. A co gorsze – system praw autorskich zupełnie się nie sprawdza w dzisiejszym, informacyjnym społeczeństwie, w dobie Internetu, gdzie koszt

6

Podaj Dalej 2.0

produkcji i promocji dzieła (np. utworu muzycznego) spada prak­ tycznie do zera. System ten, zamiast wspierać, ogranicza rozwój kultury. [[CCyybbeerrkkuullttuurraa,, CCyybbeerrssppoołłeecczzeeńńssttwwoo]]

Tak, jestem członkiem tzw. cyberkultury. Ty też jesteś członkiem cyberkultury. Myślisz, że jak odłączysz się od Internetu, wyłą­ czysz komputer, to będziesz poza? Mylisz się. Technologia jest nieodłączną częścią życia. Technologia jest nieodłączną częścią kultury. Technologia jest częścią Ciebie. Używasz telefonu komór­ kowego nie tylko aby dzwonić, wysyłać sms­y, ale również po to, by robić filmy i zdjęcia. Używasz odtwarzacza mp3, by zawsze i wszędzie słuchać swojej ulubionej muzyki. Używasz komunikato­ rów, by rozmawiać z osobami po drugiej stronie oceanu. Masz swojego emaila, założę się, że myślałeś już o blogu, o stronie inter­ netowej. Ze swoim bankiem komunikujesz się przez Sieć, dokonujesz bezgotówkowych przelewów przez wirtualne konta. W jednej sekundzie stajesz się kimś innym wchodząc na czat. Nie. Tu nic nie da wyłączenie komputera. Nie ukryjesz się, bo nawet w nietkniętej ludzką stopą puszczy globalny system pozycjonowa­ nia Cię znajdzie. Tragiczne? Może. Spójrz na to z innej strony. Technologie cyfrowe to narzę­ dzie. Zostały stworzone po to, by ułatwić pracę. Nie musisz skończyć szkoły muzycznej, by tworzyć muzykę. Nie musisz koń­ czyć wydziału sztuk pięknych, by profesjonalnie zajmować się grafiką lub fotografią. Nie musisz mieć wielkiego studia, żeby na­ grać dobry film. Wystarczy komputer i odrobina chęci do nauki. Spróbuj, a przekonasz się, że narzędzia cyfrowe dają kulturze nie­ spotykane nigdy wcześniej możliwości. [[KKoonnttrroollaa]]

Internet miał dać nam wolność, a jest coraz bardziej ograniczany (wystarczy chociażby wspomnieć o cenzurze w Chinach). Nagon­ ka na użytkowników i administratorów sieci P2P (Peer2Peer – bezpośrednia wymiana plików między użytkownikami) ma poka­ zać, że rozpowszechnianie plików bez kontroli wielkich firm (fonograficznych, filmowych itp.) jest złamaniem obowiązującego prawa. Stosuje się coraz więcej technologii kontroli (DRM – Digi­ tal Rights Managment – system cyfrowej kontroli praw), których


ku l t u r a fot. Jeff Kubina

Wo ln a

ooddddaaćć nniiee uummiieemm celem jest nie tyle przeciwdziałanie używaniu danych w sposób sprzeczny z wolą ich wydawcy (np. kopiowanie płyt), ale raczej ograniczenie możliwości z ich korzystania. Coraz powszechniejszą patologią jest zabezpieczenie płyt znanych wykonawców w taki sposób, by kupionej legalnie płyty nie można było odtworzyć na żadnym domowym odtwarzaczu. Brzmi dziwnie znajomo? Wal­ ka z piractwem nie dąży, wbrew pozorom do tego, by je zwalczyć, ale by utwierdzić społeczeństwo w przekonaniu, że wielkie firmy fonograficzne dbają o rozwój kultury i zapewniają byt „biednym artystom”, a każde kopiowanie płyty jest kradzieżą. Prawda jest jednak taka, że firmy dbają tylko o swój interes, o pozycję, mono­ pol na rynku, a kultura traci wskutek ich działań. Żyjemy w świecie, w którym z ogromną zaciekłością walczy się z technolo­ giami wymiany plików, podczas gdy pozwala się na budowę i użycie broni. [[WWoollnnaa KKuullttuurraa,, WWoollnnee ssppoołłeecczzeeńńssttwwoo]]

Informacja chce być wolna. Kultura chce być wolna. Pisząc ten ar­ tykuł korzystam z Wolnego i Otwartego Oprogramowania (Free Software, Open Source) i słucham legalnie ściągniętej muzyki z serwisu Jamendo.com, na którym każdy może umieścić swoje utwory i rozpowszechniać je zgodnie z licencją Creative Com­ mons. Codziennością jest dla mnie poszukiwanie potrzebnych mi informacji w Wikipedii, projektu na miarę Encyklopedii z XVIII wieku, czy też korzystanie z wyszukiwarek. Codziennością jest obecność na forach internetowych w celu znalezienia lub udziele­ nia odpowiedzi na nurtujący problem. Korzystam z programów, które mogę dowolnie dostosować do swoich potrzeb, których mo­ gę użyć w dowolny sposób, nie musząc obawiać się o ich legalność, a które pod względem funkcjonalności nie ustępują swo­ im komercyjnym odpowiednikom. Cieszę się, że jestem członkiem Wolnego Społeczeństwa i choć jestem nim od niedaw­ na, wiem, że jest to właściwa droga. To tu właśnie realizuje się idea wolności wypowiedzi, wolnego dostępu do informacji, do ma­ teriałów i dowolnego ich wykorzystania, wolności wyboru. To tu właśnie realizuje się idea świata, którego jedynym ograniczeniem jest ludzka wyobraźnia. Tak, jest też wiele negatywnych zjawisk, częste są próby ograniczania swobody, bądź też celowego wprowa­ dzania w błąd, pamiętajmy jednak, że świadomość ich istnienia pomaga w niwelowaniu skutków ich działania.

Kiedyś myślałem, że tworzenie muzyki będzie wymagało ode mnie wydania olbrzymich pieniędzy na zakup odpowiedniego oprogramowania i sprzętu. Gdybym chciał wejść na współczesny rynek muzyczny, musiałbym podpisać kontrakt z firmą fonogra­ ficzną oddając jej wszystkie prawa do moich utworów, nie mając pewności, czy mój album sprzeda się w takich ilościach, że będę mieć z niego wymierne korzyści. Dziś wystarczy dobrze skonfigu­ rowany system operacyjny oraz Internet. Nie potrzebuję szukać firmy fonograficznej. Mogę sam profesjonalnie nagrać płytę, zro­ bić okładkę i rozpowszechnić je na ustalonych przeze mnie prawach. Promocją i dystrybucją zajmą się Internauci, a dobrze zbudowany system komentarzy i recenzji pozwoli mi na błyska­ wiczną ocenę popularności. A co z pieniędzmi? W końcu każdy chciałby móc utrzymać się ze sprzedaży własnych nagrań. W tym świecie można ściągać za darmo, ale można to samo kupić, jeśli ma się trochę grosza przy sobie, i nie jest powiedziane, ile trzeba wpłacić – wpłacasz tyle, ile chcesz. Przytoczony wcześniej serwis Jamendo.com jest najlepszym dowodem na działanie takiego mo­ delu rozpowszechniania muzyki. W chwili druku na „półkach” Jamendo znajdowało się ponad 5000 albumów, z tak odmien­ nych gatunków muzycznych, że nie byłem w stanie przebić się przez ich gąszcz. Żaden sklep nie dysponuje muzyką z tylu zakąt­ ków świata, w żadnym sklepie nie dostanę też tylu płyt, z których mogę czerpać nie tylko inspiracje, ale i dźwięki. Jamendo można porównać do kopalni, z której za każdym razem wydobywa się coś innego. To świadczy o możliwościach, o potencjale Wolnej Kultu­ ry, w której wybiera się nie to, co jest promowane, ale to, co chce się wybrać. To świadczy o potędze nieskrępowanej niczym ludz­ kiej myśli, o wyobraźni, która nie zna granic. To świadczy o wolności, której coraz mniej w mediach, wolności, którą każdy powinien mieć zagwarantowaną. Wolna Kultura, Wolne Oprogra­ mowanie, Wolne Społeczeństwo dają mi wolność, tę wolność, którą zawsze ceniłem, wolność, której oczekiwałem, wolność, któ­ rej oddać nie umiem. [[mmaarriiuusszz eess]] [[ŹŹrróóddłłaa]]

www.wolnakultura.org www.wolnakultura.info www.creativecommons.org

7


Ku l tu r a l n ik

Try^d Public Domain Weź muzykę i dźwięki stworzone przez innych i stwórz nowe dźwięki, piękne dźwięki – Try^d, jedna z pierwszych wirtualnych grup muzycznych, o międzynarodowym składzie, której muzykę śmiało można określić jako przedśpiew nowego kulturalnego renesansu. Public Domain, pierwszy album grupy, to zestaw piętnastu świetnych kompozycji, utrzymanych w nieco różnych klimatach (doszukałem się nawet inspiracji Massive Attack czy Beatlesów), ale stanowiących jedną zamkniętą całość, w sam raz dla osób znudzonych oklepanym komercyjnym graniem, poszukujących nowego brzmienia. Mnie szczególnie przypadły do słuchu The Final Rewind, Our Lives Change i My Piano Sings. Jeśli nie wiesz od czego zacząć szukać nowej muzyki, Public Domain jest najlepszym wyborem na start. A jeśli album się nie spodoba, w miejscu gdzie go odnajdziesz doszukać się można innych (podaję linki). Może uda Ci się odkopać kilka perełek? Daj znać, chętnie posłucham. Album można ściągnąć legalnie stąd: http://tryad.org http://www.jamendo.com/artist/tryad/ Słuchacz

Podróż w (nie)znane

Jest zakątek na tej ziemi Dżungla to nie miejsce dla turystów. Nie ma tu nic do oglądania. Jej mody nie da się sfotografować. Trzeba ją przeżyć. Być. Pasjonować się. Dopiero wtedy to, co jest do zobaczenia, daje się zobaczyć. Gringo wśród dzikich plemion – to pełna humoru relacja z podróży w głąb dżungli, opowiedziana z pasją przez znanego ze szczodrości w krytyce i oszczędności w pochwałach Wojciecha Cejrowskiego. Podstawowym walorem książki jest autorski, wyrazisty charakter. Tekst opiera się na prywatnym doświadczeniu autora, a opowieści z wypraw zadziwiają zmysłem obserwacji. Świat widziany oczami Cejrowskiego jest pełen magii, fantazji i… śmiechu, bo nawet wydarzenia mrożące krew w żyłach opatrzone są dowcipnym, krótkim komentarzem. Wraz z autorem możemy oglądać świat dzikich plemion i wsłuchiwać się w melodię ich serc, bijących zupełnie innym rytmem. Gringo… jest dowodem na to, że współczesny, wielkomiejski świat porównywany do dżungli jest zupełnie inny – to świat „gdzie powracać każdy chce”. Autor poświęcił ponad 200 stron i kilka lat życia, by ukazać ostatnie dzikie plemiona takimi, jakimi są – bez złudzeń. Efektem jest zabawna, lekka, zarazem mądra książka okraszona nienarzucającą się refleksją, która pozwala na konfrontacje z sobą samym. Książka do przeczytania (połknięcia!) w jeden wieczór! Kasia Wiśniewska

8

Podaj Dalej 2.0

*** Zalanymi ulicami pospiesznie kroczą ludzie – kto posprząta ten bałagan ? Kasia Wiśniewska

*** nie chcesz mych rąk, oczu ani obrazów ani słów niemych odebrałeś mi serce tylko … chcesz mej samotności tylko … i sprawiasz że zasypiam jak dziecko czując Twą dłoń i krople na policzku i tylko Ty wiesz jak długo jeszcze każę Ci czekać na moją odpowiedź Kasia Wiśniewska


War sz t a t

Tyle razy Tyle razy … Mijam was codziennie ze spuszczonym pyskiem sumienia i duszą na ramieniu Ja tak wielki – – nic nie rozumiejący … Kasia Wiśniewska

miasto budzisz mnie dotykiem ścian tulonym w oknie zgiełkiem dnia w oddechu betonowych drzew znów szumi wiatr mówili mi: nie warto iść ulicą asfaltowych dni lecz mimo to jestem o krok jeden do przodu to moje miasto oddycham nim moje miasto uciekam w miasto w miejski deszcz moje miasto budzisz się, za oknem dzień w tłumie rozlewa twarze twe w osiedla świateł miejski wiatr zabiera cię choć mówią ci: nie warto biec nie warto z tłumu wychylać się w spojrzeniach ścian otwierasz drzwi nie słuchasz ich to twoje miasto oddychasz nim twoje miasto

uciekasz w miasto

w tym biegu poprzez życia dni choć tyle innych dróg jest wokół choć tyle ślepych chwil jest jeden cel w zasięgu wzroku w tym biegu poprzez życia dni choć coraz więcej kropel potu choć czasem brak mi sił coraz bliżej, w każdym kroku mariusz es

w miejski deszcz twoje miasto mariusz es

fot. archiwum redakcji

***

9


Po d

p r ąd

Kiedyś trafiłem na wypowiedź jednego z polskich publicystów­teologów, że tolerancja to niedorozwinięta miłość, że prawdziwy chrześcijanin nie powinien zatrzymywać się na niezauważaniu różnicy między białym a czarnym, muzułmaninem a chrześcijaninem, gejem a heteroseksualistą, do tego zdolny jest każdy poganin. Chrześcijanin naśladując Chrystusa, powinien kochać murzyna, muzułmanina i geja. Więc dla mnie bycie w ten sposób NIEtolerancyjnym to próba naśladowania Chrystusa. Adam Mordzoń

Są sprawy, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Są tematy, które budzą kontrowersje. Jednak należy i chcemy o tym rozmawiać. Będziemy przyglądać się problemom, jakie napotyka Kościół i młodzi ludzie z Nim związani. Podyskutujemy m. in. o supermarketyzacji religii, piractwie komputerowym i relacjach Kościół a polityka oraz o roli mediów w wierze. Każde spotkanie moderuje osoba najlepiej zorientowana w danym temacie. Jeśli chciałbyś porozmawiać albo poprowadzić jakieś spotkanie zapraszamy w każdy wtorek o 20 do domku DA.

fot. archiwum redakcji

Jeszcze niedawno, pojęcie tolerancji odnosiło się do ludzi w znacznym stopniu odmiennych od nas samych. Każdy powtarzał, że toleruje Murzyna, toleruje odmienną religię. Dziś słowo „tolerancja” wydaje się przebrzmiałe i nieaktualne – bo wszyscy w pewnym stopniu tolerujemy to, co jest inne. Powiemy, że nie mamy na to wpływu. Szacunek wobec odmienności zaczyna być zastępowany obojętnością i ogólnym znieczuleniem na sprawy innych ludzi. Nie interesuje nas to, co nie ma bezpośredniego wpływu na nas samych, a jeżeli jest inaczej, to mówi się, że pojemność słowa „tolerancja” jest zbyt pojemna jak na dzisiejsze czasy. Jeśli różnorodne poglądy, przekonania nie kolidują z naszymi sprawami, to stają się one niezauważalne. Niestety, postępująca obojętność ludzka zaczyna obejmować także te obszary. Pojęcie tolerancji zakłada szacunek, wrażliwość, wiąże się ze zrozumieniem różnorodności i wykazaniem jakiegokolwiek zainteresowania. Szkoda, że tak wielu z nas zaczyna zmniejszać zakres pojmowania tolerancji. Anna Caban

10

Podaj Dalej 2.0


Po d

Hmmm... trudne pytanie. Tolerancja jest jedną z najważniejszych cech, jaką powinnien odznaczać się człowiek, dzięki niej funkcjonowanie wielokulturowego i różnorodnego świata jest realne, pozwala dostrzec pozytywną „inność” ludzi a nie ganić ich za to, że odbiegają od schematu, pozwala dostrzec piękno w człowieku, niwelować konflikty. Tolerancja na pewno nie polega na bezmyślnym pozwalaniu wszystkim na wszystko. To nie ma nic wspólnego z tolerancją, to się nazywa tumiwisizm :) Bo tak naprawdę takim ludziom wszystko wisi, a dokładniej to, co się dzieje na tym świecie. O tolerancji natomiast możemy mówić tylko i wyłącznie wówczas, gdy prowadzi ona ku dobru.

p r ą d

Mimo wszelkiego rodzaju akcji, wystąpień, warsztatów każda „inność” będzie budziła zainteresowanie, podziw, a częściej krytykę. Nawet w kręgach ludzi wykształconych czy religijnych istnieje jakaś forma nietolerancji, nieważne, ile się o niej mówi. Najgorsze jest to, że ludzie są „tolerancyjni”, dopóki to nie dotyczy ich bliskich. Kiedy dziewczyna zakocha się w chłopaku chorym na AIDS, to jej rodzina nie jest zadowolona i nie jest w stanie go zaakceptować. Zrobi wszystko, aby ich rozdzielić. Takie przykłady można mnożyć. Prawda jest jedna: „Łatwo być tolerancyjnym dopóki nas to nie dotyczy”. Jest jeszcze druga, gorsza strona. Dla niektórych tolerancja jest tym samym co obojętność wobec tego, co się dzieje na świecie. Ja uważam, że ludzie są bardziej tolerancyjni niż 20 lat temu, ale nadal nie można powiedzieć, że są tolerancyjni przez duże T. Natalia Tetkowska

fot. archiwum redakcji

Łukasz Ksant Chrzanowski

11


Po d

p r ąd fot. archiwum redakcji

Tolerancja. Ciekawy, ważny temat. Tak się składa, że kilka lat temu przyszło mi poważnie zastanowić się nad jednym z jego aspektów, a wnioski, wierzcie mi, nie były optymistyczne. Chciałam podzielić się z Wami tymi refleksjami, gdyż, jak się wydaje, kiedy myślimy o naszym narodzie, to mimo upływu czasu wciąż wpadamy w te same pułapki. A pisałam wówczas tak:

TOLERUJĘ TOLERANCJĘ ...I chyba tylko toleruję, bo jeśli obecne rozumienie tego pojęcia zawiera w sobie wszystko, tylko niezrozumienie mojego narodu, mojego światopoglądu i mojej religii ― nie mogę i nie potrafię go zaakceptować, przyjąć. Być może odbierzecie ten wstęp jako mocny... I dobrze. Mniej więcej z takimi uczuciami wychodziłam ze spotkania mło­ dzieży w ramach Gdańskiego Areopagu 2003. Owszem, teraz emocje już opadły, ale pewne refleksje, mimo iż niekoniecznie do­ tyczące debaty, pozostały. Dlatego zatrzymam się tu jedynie na pewnych, wydaje się, niezauważanych kwestiach. Nie przekre­ ślam dobrej intencji ludzi zaangażowanych w przełamywanie barier między narodami oraz walczących z wszelkiego typu uprze­ dzeniami. Wypowiadam wojnę manipulacji. Otóż cała debata dotyczyła tematu: Obcy czy swój, czyli roz­ mowa o stereotypach z katolickim księdzem, który okazał się Żydem. Do tej pory żałuję, że tematyka ściśle związana z drugim członem tematu, okazała się nieaktualna z powodu pobytu księ­ dza w szpitalu. Otrzymaliśmy jednak pozdrowienia i projekcję reportażu z udziałem tej niezwykłej postaci ...No właśnie. Najchęt­ niej zatrzymałabym się na tym, co cenne, co faktycznie stanowi o bezpodstawności stereotypów, jak np. brak wiedzy o odmiennej kulturze czy też chęci do ich zdobycia (i tu cudowna anegdotka o Klubie Miłośników Afryki mieszczącym się ponoć niedaleko sie­ dziby subkultury o profilu rasistowskim, co skończyło się po kilku incydentach wizytami tych ostatnich na spotkaniach klu­ bu...). Równie godnych uwagi stwierdzeń pojawiło się więcej, ale w tym momencie skoncentruję się na nieco odmiennym, niż za­ zwyczaj praktykuję, punkcie widzenia. Primo: Jak zwalczać stereotypy, to od razu wszystkie ― tak przynajmniej sądziłam, ale, jak widać, specjaliści wolą negować jedne z nich za pomocą drugich. Konkretnie? Pouczać o bez­ względnej tolerancji wszystkiego, co obce, niemalże zakładając stereotypowość wszystkich obywateli naszego kraju. Podtekst: wszyscy mamy czuć się winni (czytaj: włączeni w stereotyp) z po­ wodu zachowań pełnych uprzedzeń innych. Krócej? Stereotyp o stereotypowości. Paradoks. Mamy walczyć ze stereotypami doty­ czącymi wszystkich, tylko nie nas samych. Mam pytanie: Jak można pootwierać szuflady w komodzie, będąc zamkniętym w jed­ nej z nich? Secundo: Na wątpliwość jednego z uczestników spotkania, dotyczącej bezkarności nacji żydowskiej w oskarżaniu o antysemi­

12

Podaj Dalej 2.0

tyzm, obecny na sali Ratusza Staromiejskiego profesor arabistyki wzywał do wyrozumiałości wobec przewrażliwienia ludzi, którzy tak wiele wycierpieli jako naród. Osobiście całkiem szczerze je­ stem na to gotowa, a nawet więcej: ci, którzy mnie znają, wiedzą także o mojej fascynacji kulturą żydowską. Mam tylko nadzieję, że nigdy nie przyjdzie nam zmuszać się do milczenia wobec ja­ kichkolwiek przestępstw ze strachu przed oskarżeniem o antysemityzm czy inne uprzedzenie. Cóż poradzimy na to, że każdy, nawet przestępca, przynależny do jakiejś narodowości czy kultury... Ach! No i nie zapominajmy, że przecież nas, Polaków, nie wolno rozumieć, skoro marynarze z drugiej półkuli przypływa­ ją do wybrzeży naszego kraju i od razu pytają, gdzie tu są te obozy, gdzie Polacy mordowali Żydów... I ostatnie, być może najciekawsze. Mogliśmy prześledzić pod­ czas wspominanego tu spotkania przebieg sondy złożonej z trzech pytań. O ile po dwóch pierwszych na sali rozwijała się po­ ważna debata, zbyt poważna jak na styl sformułowania pytań (jedno z nich brzmiało mniej więcej: „Czy wolałbyś mieć za sąsia­ da Cygana czy Araba?”, drugie: „Czy wydałbyś/ałabyś córkę za Murzyna?”), o tyle trzecie pozostało całkowicie bez komentarza. Brzmiało ono: „Jakimi samochodami jeżdżą księża?” Nie wspomi­ nając już nawet o jaskrawej manipulacji, warto zwrócić uwagę na to, iż reakcja była natychmiastowa: śmiech(!) zdecydowanej większości obecnych, łącznie z duchownymi. Ci ostatni śmiali się jednak nieco inaczej... A odpowiedzi zapytanych? „Nie wiem, chy­ ba dobrymi”, „ooo... dobrymi!”, „mercedesami...”. Powtarzam: nie padło żadne słowo komentarza. Milczenie równa się przyzwo­ lenie. Zastanawia mnie tylko, kiedy (oczywiście w imię tolerancji) nie będzie już trzeba wyrzekać się własnych autorytetów, by móc w wolności ocenić wartość tego, co nowe. Społeczne przyzwolenie na stereotyp. Brzmi ciekawie. Tak jak nasze narodowe „zaszuflad­ kowanie” czy odmówienie nam prawa do obrony przed fałszywymi zarzutami. Nie będę bronić winnych, których można znaleźć wszędzie, nie będę upierać się, że jesteśmy idealni. Opty­ mistyczne spojrzenie na nasz naród nie jest tożsame z idealizowaniem go. Tylko niech wreszcie otworzą naszą szufla­ dę, byśmy mogli użyć kluczy trzymanych w kieszeniach i pootwierać pozostałe. Agnieszka Jaroszewicz


Po d

p r ą d

GENERACJA CHORA OD PRZEMOCY Tyle mówi się teraz o tolerancji, wolności i swobodzie myśli, sło­ wa. Tolerancja to inaczej cierpliwe znoszenie nawet obcych nam poglądów, wierzeń, zwyczajów, kultur, innych tradycji, spojrzeń, gustów, innej wrażliwości. Człowiek wyrozumiały to ten, który chce zrozumieć motywy działania swoich przeciwników. W świe­ tle myśli ludzkiej nie może być potępienia, odrzucenia. Każdy ma prawo do myślenia po swojemu. Możemy uszanować każde cudze przekonanie, nawet nieszkodliwą wiarę w krasnoludki. Jednakże kiedy przechodzimy w świat rzeczywistych działań ― musimy stać się krytyczni, bo pewne poglądy mogą być społecznie szkodli­ we. Głosimy wolność sumienia, przekonań i... jesteśmy bardzo nietolerancyjni, chociaż stale mówimy o tolerancji. Istnieje grani­ ca tolerancji. Nie można być tolerancyjnym wobec kłamstwa, nieszczerości, zbrodni, zła, przemocy, gwałtu, przejawów nienawi­ ści. Prawdziwa tolerancja pozwala na swobodę wyrażania poglądów i nie walczy z tym, co dzieje się w świecie ludzkiej myśli. Wymaga jednak od człowieka szlachetności, odpowiedzial­ ności, uczciwości, prawdy. Tolerancja jest wielkim słowem, którego nie można nadużywać. Słowo to może być zakłamane, nie­ autentyczne. Prawdziwe, uczciwe życie zawsze prowadzi do tolerancji. Tolerancja nie może być bezkrytyczna i musi mieć swój in­ stynkt obronny. Trzeba jej się stale uczyć, jak miłości. Czyżbyśmy byli aż tak leniwi, niechętni, niezdolni do nauki i do realizowania najważniejszego przykazania ― przykazania miłości? Czy wrażli­ wość na ludzką krzywdę, cierpienie, niedolę odnajdziemy już tylko na kartach powieści znanych pisarzy? Młodzi ludzie tracą autorytety, poddają się. Wydaje się, że w dobie kultu ego, pośpiechu, rozwoju nowoczesnych technologii i niewyobrażalnego postępu cywilizacyjnego, którego celem było przecież ułatwienie życia, wszystko się komplikuje. Ludzie tracą ro­ zeznanie, nie wiedzą, co dobre, a co złe; co jest prawdą, a co kłamstwem, zupełnie jak w piosence Edyty Bartosiewicz „nie do­ wiesz nigdy się, co prawdą, a co kłamstwem jest...” (Edyta Bartosiewicz, Skłamałam, Dziecko, 1997). Zatracają się w tym świecie, który sami stworzyli, a później boją się wyjść z domu, oba­ wiają się o swoje dzieci, wciąż są narażeni na niebezpieczeństwa i przemoc. „W każdą noc, w każdy dzień, wielki ból i przerażenie,

dzika noc, dziki strach i przerażenie (…), miałem kiedyś plan, oszukać własny strach, bez okien kupić dom, pod drzwi postawić stół, lecz zrozumiałem, że kiedy ściemnia się, to z was wychodzi zło, pożera wszystkich…” (Myslovitz, Myszy i ludzie, Z rozmy­ ślań przy śniadaniu, 1997). My: dziś jako ludzie wolni (Czym jest wolność? Co dla Cie­ bie znaczą słowa: „czuj się wolny i odpowiedzialny”?!) Czasem zachowujemy się tak, jakbyśmy nie wiedzieli, do czego może do­ prowadzić nas taka polityka, system, postępowanie. Stoimy na granicy. Widzimy nieszczęście innych. I co robimy? Odchodzi­ my, oddalamy się, uciekamy w obawie, że ono nas też spotka, dotknie, osaczy. Tylko dokąd się tak spieszymy, dokąd biegnie­ my? Jesteśmy na skraju wyczerpania. Codzienny serwis informacyjny rozpoczyna się wiadomościami o wybuchu kolejnej wojny, walkach i podaje kolejne dane statystyczne: „Do tej pory w … zmarło… osób”, które traktujemy jak echo… ― przemijają. To może zbyt pesymistyczna wizja świata, ale także świadec­ two naszych czasów. Jedyne co pociesza, to fakt, że ludzie, którzy widzą to zło i chcą z nim walczyć, wciąż są. Angażują się w pomoc najbardziej potrzebującym, tworzą akcje charytatywne, wierzą w humanitaryzm i altruizm. To właśnie, na tle wydarzeń, których jestem świadkiem, pozwala odkryć „znaki czasu”, „znaki naszej epoki”. Te osoby ― iskierki pokazują, jak żyć i uczą wrażliwości na cierpienia i niedolę drugiego człowieka, stojącego gdzieś w tłu­ mie, niezauważonego, kogoś kto być może chciałby stać razem z Tobą, ze mną. Oby tylko nie doszło do sytuacji, w której musieli­ byśmy powtórzyć za Arturem Rojkiem „i nagle skończy się, to wszystko, w co wierzysz, co kochasz zasypie śnieg, dziki uniesie cię wiatr, upuści cię nagle, uderzysz, ufałeś mu tak; nie wierz nig­ dy nie, w tych, co ciągle udają i ciągle uśmiechają się, nie wierz nigdy nie, w to niebo, które zawsze niebieskie jest”; a jeśli już tak się stanie, to powtórzmy słowa „ale ty nigdy nie poddasz się, chcesz zabić i zniszczyć, zniewolić nienawiść, ja też…” (Myslovitz, Nienawiść, Miłość w czasach popkultury, 1999). viki

LISTOPAD

8 Modlitwa kanonami Taize 14 Koncert organowy 15 Nabożeństwo do Ducha Św. o godz 18.00. Msza św. z modlitwą wstawienniczą godz.19.00. 22 Z cyklu „Dobre spotkania”: o. Jacek Bolewski 29 Bal Andrzejkowy DA

GRUDZIEŃ

3 Msza Św. Roratnia o godz. 7.00 (codziennie, z wyjątkiem niedziel), 9 – 12 Akademickie Rekolekcje Adwentowe 12 Koncert Organowy 13 Modlitwa kanonami Taize 16 Wigilia DA 20 Msza św. z modlitwą wstawienniczą 27.12 – 2.01 Wyjazd sylwestrowy. Wyjazd do Genewy na spotkanie Taize. 13


S to p k a BIBLIOTEKA DUSZPASTERSTWA AKADEMICKIEGO W budynku kościoła, nad salą Poradni Rodzinnej zlokalizowano księgozbiór biblioteczny, służący głównie studentom i udostępniany przez studentów. Sześcio­ tysięczny księgozbiór zawiera książki głównie z zakresu teologii i filozofii, a ponadto literaturę piękną katolickich autorów, pa­ miętniki i wybrane pozycje z pedagogiki. Na bieżąco prowadzony jest katalog alfabetyczny i przedmiotowy. Biblioteka otwarta jest w godzinach: wtorek, czwartek, piątek: 16.00 – 17.30, środa 10.00 – 12.00.

DYSKUSYJNY KLUB FILMOWY

Wieczory filmowe w DA. Po seansach dyskusje na temat obejrzanych filmów. Kontakt: pawelek502@op.pl

KTÓRĘDY DROGA...

Słuchaj nas w poniedziałki o 19 na antenie Radia Sfera (www.sfera.uni.torun.pl). Audycję prowadzą: o. Lesław Ptak, o. Krzysztof Dorosz, Natalia Tetkowska i Mariusz ES. Do usłyszenia!

...bo warto Podaj Dalej 2.0 [24] październik 2007 wyd. B ISSN 1732 – 9000 Wydawca: Duszpasterstwo Akademickie Ojców Jezuitów; Redakcja: Mariusz ES (redaktor naczelny), o. Krzysztof Dorosz (opiekun), Joanna Wnuczyńska (korekta); Adres: ul. Piekary 24, 87-100 Toruń, tel. 056 6554862 wew. 25; Współpraca: Anna Caban, Katarzyna Wiśniewska, Łukasz Chrzanowski, Paweł Lubrański, Andrzej Doligalski. Kontakt: mariusz.slonina@gmail.com, kdorosz@interia.pl Fotografie: okładka: Most – Mariusz Słonina, s.4 – 5: In The Air, In The Sun, Give Me Some Water, Aliens Invasion – Hughes Leglise-Bataille www.flickr.com, licencja CC BY-NC-ND, http://creativecommons.org/licenses/by-nc-nd/2.0/ s.6 – 7: Road – Jeff Kubina, www.flickr.com, licencja CC BY-SA, http://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0/ s.14: Open Clipart Library, www.openclipart.org, licencja CC PD, http://creativecommons.org/licenses/publicdomain/ Logo & Design: Mariusz Słonina; DTP: Studio 414/3. Reklama: Pytania i oferty prosimy kierować na adres redakcji. Nakład: 1000 egz. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany tytułów. Wykorzystane materiały są własnością ich autorów. Programy: Gimp, www.gimp.org; Inkscape, www.inkscape.org; Scribus, www.scribus.net. Wszystkie adresy były aktywne w chwili oddania numeru do druku.

Zapraszamy do współpracy! 14

Podaj Dalej 2.0

CZYŃCIE SOBIE ZIEMIĘ PODDANĄ W tym roku świętolipskie spotkanie zgromadziło ponad 250 uczestników z całej Polski, w tym 14 z naszego to­ ruńskiego duszpasterstwa. Tygodniowy pobyt miał charakter formacyjno – wypoczynkowy, łączył modli­ twę, zajęcia intelektualne i zabawę dając młodym ludziom okazję do wymiany myśli, rozwijania uzdol­ nień, odnowienia duchowego i nabrania nowych sił. Motywem przewodnim tegorocznych Jezuickich Dni Mło­ dzieży była myśl zaczerpnięta z Księgi Rodzaju: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Hasło to stało się punktem wyjścia do refleksji na temat obecności i działania młodego człowieka w dzisiejszym świecie. Chrześcijańskie zaangażowanie dzieje się w tym wzglę­ dzie na różnych płaszczyznach: od podziwu i dziękczynienia Bogu za piękno kosmosu, poprzez pracę nad tą cząstką rzeczywistości, za którą człowiek jest odpowiedzialny, do zaangażowania w prze­ mianę świata i budowanie Królestwa Bożego pośród ludzi. Treści te były przybliżane uczestnikom Jezuickich Dni Młodzieży m. in. poprzez konferencje tematyczne. O trudnym zdobywaniu wiedzy o kosmosie mówił prof. Andrzej Marecki, astronom z Torunia. Na temat opanowywania ludzkich ograniczeń i przekraczania ba­ rier własnej niemocy wypowiadali się Beata Wachowiak­Zwara, pełnomocnik Miasta Gdyni ds. Niepełnosprawnych oraz dr Gu­ staw Kozak, psychiatra z Lublina. Z dużym zainteresowaniem słuchano świadectwa Romana Kluski z Nowego Sącza, znanego twórcy firmy „Optimus”, opowiadającego o swoich perypetiach przedsiębiorcy działającego w Polsce. Uczestników świętolipskie­ go spotkania odwiedził także ks. bp Jacek Jezierski z Olsztyna, który podczas mszy św. sprawowanej w bazylice nawiązywał do teologii stworzenia, odnosząc się do wyzwań stojących dziś przed człowiekiem. Dużym powodzeniem cieszą się zawsze zajęcia warsztatowe, podczas których młodzież pod okiem specjalistów z różnych dzie­ dzin ma okazję do rozwijania różnych talentów, zainteresowań i umiejętności. W tym roku były proponowane m. in. warsztaty medytacyjne, duchowości, misyjne, powołaniowe, dziennikar­ skie, muzyczne, taneczne, sportowe, pomocy medycznej i aktorskie. Toruń miał tu swoją mocną reprezentację: warsztaty plastyczne prowadziła Justyna Rochon, rzeźbiarskie – Małgorza­ ta Sobecka, a medytacyjne – o. Lesław Ptak. Na zakończenie młodzież miała możliwość zaprezentowania owoców swojej tygo­ dniowej pracy. Nie zabrakło też rozrywki. W ramach pogodnych wieczorów urządzono „kosmiczny bal” z pokazem sztucznych ogni, festiwal twórczości samych uczestników, wystąpił kabaret „Świerszczychrząszcz” z Lublina oraz odbył się koncert zespołu „Przejście” z Łodzi. Dobrze wykorzystany i twórczo spędzony czas przy pięknej, słonecznej pogodzie pozwalają uznać tegoroczne Jezuickie Dni Młodzieży za udane. Miejmy nadzieję, że kolejne takie spotkanie za rok będzie równie dobre. o. Krzysztof Dorosz SJ


JD M

20 0 7

fot. archiwum redakcji


fot. archiwum redakcji

2 007

Wo lo n t aria t M isy jny

L ib a n


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.