Grabarz Polski - Nr 46

Page 1

46

#

ROMAN POLAŃSKI - SYLWETKA PRZEWODNIK PO FILMACH POLAŃSKIEGO

FILMY: Autor widmo | Chinatown | Dziecko Rosemary | Dziewiąte wrota | Frantic | Lokator Nieustraszeni pogromcy wampirów | Śmierć i dziewczyna | Tess | Wstręt KSIĄŻKI: Bestia | Czas zamykania | Nekroskop 6: Bracia krwi | Pan na Wisiołach: Mroczne siedlisko Żądza krwi | Żywe trupy: Upadek Gubernatora. Część 1 AUDIOBOOKI: Pies Baskerville’ów SERIALE: 24: sezon 1 | 24: sezon 2

FERNANDO SORRENTINO „LAGUNA CUBELLI” (OPOWIADANIE) FERNANDO SORRENTINO „CZŁOWIEK, KTÓRY MA W ZWYCZAJU OKŁADAĆ MNIE PARASOLKĄ PO GŁOWIE” (OPOWIADANIE)



Autor: Łukasz Radecki

Geniusz, skandalista, twórca o niespotykanej wrażliwości, człowiek, który zrewolucjonizował kilka gatunków filmowych, doświadczył niewiarygodnych tragedii i wywołał ogromne kontrowersje. Trudno dziś znaleźć bardziej znanego i uznanego reżysera niż Roman Polański. Roman Thierry Polański urodził się w piątek 18 sierpnia 1933 roku w Paryżu. Był synem polskiego emigranta z Krakowa, Ryszarda Lieblinga. Ojciec, marzący o karierze malarza wyjechał na Zachód, zmienił nazwisko na Polański i wkrótce poślubił Bulę Katz, rosyjską rozwódkę, matkę Romana. Gdy artystyczne pragnienia się nie ziściły, w roku 1936 powrócił do Polski. Tu wiodą szczęśliwe życie klasy średniej, a mały Romek sygnalizuje swój trudny charakter, gdy już po pierwszym dniu zostaje wyrzucony z przedszkola za obrażenie koleżanki. Wychowywał się więc u boku swojej przyrodniej siostry, Annette, ucząc się czytać w kinie, na napisach do zagranicznych produkcji. Pierwszy film, który zobaczył to „Królewna Śnieżka i Siedmiu Krasnoludków” Walta Disneya, ale w pamięci utkwił mu szczególnie obraz „Sweethearts”, być może dlatego, że siostra nie

chcąc tracić ani chwili seansu odmówiła zaprowadzenia małego brata do toalety i kazała mu sikać pod fotel. Ryszard Polański przeczuwając zbliżającą się wojnę zdecydował się wysłać rodzinę do Warszawy, co okazało się tragicznym w skutkach błędem. Polańscy trafiają w samo centrum bombardowań stolicy, następnie przez wiele dni ukrywają się w ruinach zniszczonego miasta żywiąc się jedynie ogórkami małosolnymi (scena ta zostanie wykorzystana później w „Pianiście”). Zaledwie sześcioletni Romek styka się z przerażającym okrucieństwem, śmiercią i głodem. Później wspomina choćby stare kobiety walczące o wydarte z martwych koni płaty zgniłego mięsa. Gdy Polańskim udaje się wrócić do Krakowa, młody chłopak zaczyna uczęszczać do szkoły, ale zostaje z niej wyrzucony za żydowskie pochodzenie. W marcu 1941 roku na wniosek gubernatora Hansa Franka, w Krakowie zostaje utworzone getto, w którym zostaje zamknięte 68 000 Żydów. Roman zapamiętał na zawsze wyświetlane na murach filmy propagandowe ze sloganami ŻYDZI = TYFUS. ŻYDZI = WSZY.

3


Ryszard wciąż próbował ocalić syna. Zwrócił się do mieszkającej po aryjskiej stronie rodziny Wilków, ci zaś znajdują pod Krakowem rodzinę, która za niebagatelną wówczas sumę 2000 złotych zgadzają się ukryć małego chłopca. Jednak po kilku dniach odsyłają go zatrzymując pieniądze. W lutym 1943 roku matka wyprowadza jeszcze raz Romana do Wilków. Kilka dni później zostaje aresztowana i wywieziona do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, gdzie ginie w komorze gazowej. Mały Romek wielokrotnie kursuje pomiędzy gettem a domem zaprzyjaźnionej rodziny prześlizgując się przez dziury w murze. Wtedy też widzi aresztowanie ojca, który został wywieziony do obozu w Mauthausen. Po likwidacji getta w marcu 1943 roku ucieka do rodziny Putków. Tam, zainspirowany znalezionym w szkole epidiaskopem, konstruuje z soczewki od latarki i pudełka po herbacie prowizoryczny własny model. Gdy ten zostaje zniszczony przez ciotkę, obrażony Roman ucieka z domu do położonej pod Krakowem wsi Wysokie. Tam, u rodziny Puchałów znajduje schronienie, w zamian jednak musi pracować jak dorosły. Na jego wątłych barkach są wszystkie najcięższe prace związane z pracą na gospodarstwie i na roli. Mieszka w komórce za oborą, je głównie robaczywe ziemniaki. W październiku 1944 znów jest zmuszony do ucieczki przez wycofującą się niemiecką armię. Wraca na piechotę do Krakowa, pokonanie czterdziestokilometrowej trasy zajmuje mu dwa dni. Znów przygarniają go Putkowie, z którymi ukrywając się w piwnicy do-

4

czekał stycznia 1945 roku, kiedy to pijany sąsiad ogłosił z radością, że „już po wszystkim”. Wszystkie te dramatyczne zdarzenia naznaczyły trwale przyszłego twórcę. Peter Coyote, aktor, z którym reżyser współpracował w 1992 roku wspomina, że „Patrząc na Romana (…) na planie, odnosi się wrażenie, że musiał być dzieckiem, którego życie było warte mniej niż proch (…) Nie mógł krzyczeć, nie mógł szlochać, nie mógł mieć żadnych potrzeb, nie mógł okazać strachu (…). Czasem widzę to wszystko w nim, kiedy reżyseruje (…) jak wkłada w swoją pracę wszystkie te traumy”. Dwunastoletni Roman po wojnie zamieszkuje w Krakowie u Stefana, najmłodszego brata swego ojca, później u stryja Dawida. Pracuje pomagając w sklepie z sanitariami, sprzedając celuloidowe okładki do dokumentów. Wkrótce też dowiaduje się o losie matki i spotyka swojego tatę, zwolnionego z obozu w Mauthausen. Gdy Ryszard żeni się ponownie z Wandą Zajączkowską, chłopak nie potrafi mu tego wybaczyć. Ojciec zaś nie zamierza poświęcać się wychowaniu zbuntowanego chłopaka, wynajmuje mu więc mieszkanie i pomaga się utrzymać. Dla samotnego Romana największą pasją stają się wówczas filmy przygodowe. Szczególnie zapadają mu w pamięć „Przygody Robin Hooda” (był na nim dziewięć razy z rzędu), a później, z poważniejszych produkcji, „Niepotrzebni mogą odejść” i „Hamlet”. Godzinami potrafi też bawić się własnym epidiaskopem, który kupił sobie zaraz po wojnie za pieniądze z figurek Disneya, które znalazł na opuszczonym poddaszu zrujnowanego domu.


Foto: Ian Tyas/Keystone Features/Getty Images)


Jego kariera zawodowa rozpoczyna się nagle i przypadkowo. Już wcześniej, w trakcie obozów harcerskich odkrył, że uwielbia snuć opowieści i występować przed publicznością. Dodatkowo cechowała go niebagatelna znajomość monologów szekspirowskich, których recytacją uwielbiał szpanować. Jak i wieloma innymi rzeczami, bowiem był typowym przedstawicielem subkultury bikiniarzy. Pewnego razu trafił jako członek publiczności do komunistycznego radia na nagranie propagandowego programu „Wesoła gromadka”. Zapytany o wrażenia skrytykował fatalne i sztuczne aktorstwo. Gdy autorka złośliwie spytała, czy potrafiłby odegrać to lepiej, natychmiast powtórzył brawurowo jeden z zasłyszanych wcześniej monologów. Z miejsca został wówczas zatrudniony. Prowadząca Maria Biliżanka nadzorowała także Scenę Młodego Widza, dlatego też Romek szybko zaczął pojawiać się na scenie teatralnej. Wciąż jednak nie traktował tego zajęcia poważnie, często płatając mniej i bardziej wyszukane figle na zapleczu teatru. Wszystko się zmieniło, gdy w wieku 14-tu lat otrzymał główną rolę dziecięcą w propagandowej sztuce Walentina P. Katajewa „Syn pułku”. Wtedy też postanowił poświęcić się aktorstwu, choć nie ukrywał, że jego przeznaczeniem jest film.

ment pokorniejszy, podpisując swoje prace pseudonimem „Dupa”. Mimo sukcesów, liceum nie ukończył. Został z niego wyrzucony za wstawienie się za nielubianym przez dyrektora kolegą. Był zdruzgotany, ale nigdy się nie poddawał. Planował dostać się do filmówki w Łodzi. Miał świadomość braków w wykształceniu, dlatego najpierw złożył papiery do szkoły aktorskiej w Krakowie. Nie dostał ze względu na wzrost. By uniknąć wojska, próbował dostać się na Uniwersytet Jagielloński a nawet do szkoły cyrkowej. Ostatecznie pomógł mu przypadek. Jego przyjaciel, Andrzej Wajda, realizował właśnie swój pełnometrażowy film „Pokolenie”. Polański nie dość, że zabłysnął na ekranie, to jeszcze miał okazję przyjrzeć się pracy kolegi, wynosząc z tego bardzo dużo doświadczeń. Chwilę później trafił na plan „Zaczarowanego roweru”, gdzie poznał Antoniego Bohdziewicza, profesora łódzkiej filmówki. Ten zaręczył za młodzieńca, który w wieku dwudziestu jeden lat spełnił swoje marzenie i został przyjęty do Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi.

Był to raj dla Polańskiego, który ukształtował tutaj swoje poglądy na film i mógł realizować swoją pasję. Potrafił wdać się w żywe dyskusje broniąc swoich przekonań, nie wahał się przejść do ręChociaż jego ojciec marzył, by chłopak koczynów, gdy emocje brały górę. poszedł do liceum węglowego i zdobył zawód spawacza, a sam Polański był Już pierwsze krótkometrażowe filzapalonym kolarzem (dziennie prze- my reżysera pokazały wyjątkowość jeżdżał czasem i 150 km), edukował się i oryginalność autora. O ile „Rower” w Liceum Sztuk Plastycznych. Rozwijał zaginął w otchłani Mateczki Rosji, to tam swój nowo odkryty talent, budząc „Morderstwo” pokazało, co najbardziej uznanie wśród kolegów i profesorów. intryguje Polańskiego (przemoc i krew), Nie stał się przez to jednak ani na mo- w „Uśmiechu zębicznym” odnajdziemy

6


zapowiedź „Lokatora”. Do historii przeszedł też kontrowersyjny „Rozbijemy zabawę”, gdy reżyser zorganizował prywatkę, na którą wpuścił chuliganów i zrealizował film w konwencji dokumentu. Najsłynniejsze dzieło z tamtego okresu to oczywiście surrealistyczny film „Dwóch ludzi z szafą”, który zachwycił wszystkich profesorów, a twórcy przyniósł Brązowy Medal podczas Międzynarodowych Targów w Brukseli. Polański bawił się wówczas stylem („Lampa”), konwencją („Gdy spadają anioły”) i formą („Ssaki”), potrafił jednak również zachwycić przesłaniem jak w zrealizowanym na zamówienie francuskich władz eksperymentalnym „Grubym i chudym”. Wspomniany „Gdy spadają anioły” opowiadający o mistycznych wizjach babci klozetowej wzbudził kontrowersje władz uczelni i choć został zatwierdzony jak praca dyplomowa reżysera, Polański formalnie studiów nie ukończył, bo nie napisał pracy pisemnej. Reżyser nie przejął się tym jednak zbytnio, dostał już bowiem pracę w studiu filmowym „Kamera”. Pracował jako asystent na planie powstającego właśnie „Zezowatego szczęścia”, występował w niewielkich rólkach w innych produkcjach. W tym czasie pracował także nad scenariuszem do swego debiutanckiego filmu pełnometrażowego i ożenił się z młodziutką aktoreczką Barbarą Kwiatkowską. Do tego skupiał się na karierze żony, pomagając jej uzyskać coraz lepsze kontrakty, skutkiem czego realizacja „Noża w wodzie” zeszła na drugi plan. Paradoksalnie, ucierpiało na tym również małżeństwo, które ostatecznie rozpadło się po niecałych trzech latach.

Gdy wreszcie, po dwóch latach, udało się doprowadzić do skutku realizację pełnometrażowego debiutu, reżysera wciąż prześladował pech. Polskie realia rządowe, nieszczęśliwie dobrani aktorzy (poza wybitnym Leonem Niemczykiem), oraz fatalna pogoda i wspomniany rozwód dobijały Polańskiego. Mimo przeciwności, zaparł się jednak i sfinalizował „Nóż w wodzie”. Film został bezlitośnie zniszczony przez krytyków, ganił go nawet sam I sekretarz PZPR Władysław Gomułka. Nic dziwnego, że gdy niespodziewanie został doceniony na Zachodzie - Polańskiego chwalił magazyn „Time”, a sama produkcja została nominowana do Oscara (przegrała ostatecznie z „8 i pół” Felliniego), reżyser nie wahał się ani chwili: rzucił wszystko i postanowił na stałe przenieść się do Paryża. Niestety, i tutaj nie miał szczęścia, notorycznie będąc odrzucanym przez kolejne wytwórnie, gdy przychodził do nich ze swoim nowym pomysłem zatytułowanym „Kiedy przyjedzie Katelbach” (później przemianowanym na „Matnię”). Zniechęcony wyjechał do Londynu, gdzie nie wahał się podchodzić do stolików prominentów czy producentów i zagadywać o pracę. Wreszcie, kolejnym zrządzeniem losu, zgłosiła się do niego Compton Group, wytwórnia specjalizując się w delikatnych erotykach proponując mu realizację krwawego horroru „Wstręt”. Polański podszedł do tematu po swojemu i... reszta jest już historią. „Wstręt” okazał się jednym z jego pierwszych arcydzieł i otworzył przed nim wiele drzwi, dzięki którym zrealizował swoją upragnioną „Matnię”. Stał się celebrytą i bywalcem najważ-

7



niejszych imprez, ochoczo korzystając z wdzięków chętnych dziewcząt. Skandalizujący styl życia szedł w parze z nadciągającym z Hollywood sukcesem. Najpierw za sprawą „Nieustraszonych pogromców wampirów”, a później kultowego arcydzieła „Dziecko Rosemary”, Polański został okrzyknięty nowym geniuszem kina. Reżyser dosłownie podbił cały świat. Do tego poznana na planie „Nieustraszonych pogromców wampirów” piękna Sharon Tate sprawiła, że twórca znacznie się ustatkował, a oczekiwany potomek sprawił, że jego życie nabrało nowego sensu. Niestety, los napisał inny scenariusz. O zbrodni Charlesa Mansona napisano i powiedziano już wiele, dlatego wspomnę tylko najważniejsze fakty. Roman przebywał wówczas w Londynie pracując nad scenopisem kolejnego filmu. Sharon, będąca w zaawansowanej ciąży (termin porodu był wyznaczony na 18 sierpnia, w dniu urodzin Polańskiego), przebywała właśnie w posiadłości Cielo Driver 10050, którą niedawno wynajęła z mężem. Towarzyszyli jej przyjaciele: Wojtek Frykowski, Gibby Folger i Jay Sebring. Tate odpoczywała po zakończeniu zdjęć do filmu „2+1”. Wieczorem na teren posiadłości wtargnęła grupa czterech pseudohipisów dowodzonych przez szalonego Charlesa Mansona, uważającego się za wcielenie Chrystusa. Ze szczególną brutalnością mordują oni Sharon Tate i wszystkich jej przyjaciół. Nie okazują litości ciężarnej, która za dziesięć dni miała urodzić Romanowi dziecko.

stwie przeżył piekło wojny i Holocaustu, później dzięki uporowi i pracy odniósł oszałamiający sukces, a później znów w nad wyraz brutalny sposób został naznaczony tragedią. Nie jest to miejsce, w którym mógłbym rozwodzić się na ten temat. Tym bardziej, że są to sytuacje, w których po prostu brak słów. Dość powiedzieć, że reżyser starał się pokonać swoje demony w najlepszy sposób, jaki znał - poprzez pracę. I choć to krzywdząca opinia dla filmu, nie sposób nie odnaleźć analogii w fakcie, że kolejną produkcją Polańskiego była „Tragedia Makbeta”. Film wspaniały, ale przytłoczony prawdziwym dramatem i losami reżysera. Nie dziwi też fakt, że następna produkcja była kompletnie zwariowaną komedią erotyczną. „Co?!” jest bowiem filmem idiotycznym, ale też i niezwykle lekkim, mogącym powiedzieć wiele o stanie ówczesnej psychiki Polańskiego. Wakacyjna, bezstresowa produkcja w rezydencji przyjaciela na pewno dobrze wpłynęła na jego samopoczucie, choć zaowocowała kiepskim filmem. W tym wypadku jednak można to wybaczyć, bo już wkrótce reżyser zrealizował jedno ze swych największych dzieł: „Chinatown” z Jackiem Nicholsonem i Fay Dunaway. Film znów wyniósł Polańskiego na sam szczyt. A z niego spada się z wielkim hukiem.

Upadek spowodował największy skandal w biografii reżysera. Mowa tu, oczywiście, o seksie z trzynastoletnią Samanthą Gailey, w wyniku którego Polański został oskarżony o gwałt, przymuszanie do zażywania narkoTo zdarzenie całkowicie złamało Po- tyków i wiele innych przestępstw. To lańskiego. Nie sposób postawić się kolejna sprawa, o której powiedziano w położeniu człowieka, który w dzieciń- już bardzo wiele. Czasem zdaje mi

9


się, że aż za dużo. Są czyny, których nie sposób analizować. Seks z dzieckiem to pedofilia i nic nie pomoże tu zastanawianie się gdzie była matka, że Samantha nie była dziewicą, że już wcześniej zażywała narkotyki i często piła alkohol. Nie sposób jednak nie zauważyć, że cały proces i towarzyszący temu rozgłos nie służył ani ofierze, ani faktycznemu czynowi Polańskiego, a prowadzącym sprawę policjantom, a przede wszystkim nadzorującemu proces sędziemu, który umiejętnie podsycał uwagę mediów i rozciągał zasadniczo prostą sprawę w nieskończoność dla pozyskania większej oglądalności i poczytności. Ze sprawy zrobiono cyrk, a z reżysera kolejną ofiarę. Jak wszystko się skończyło, wie cały świat. Polański uciekł ze Stanów i jeśli tylko postawi nogę na amerykańskiej ziemi (lub w kraju, który ma podpisaną umowę ekstradycyjną z USA), trafi za kratki. Sprawa wbrew pozorom ciągnie się od kilkudziesięciu lat, jej ostatni epizod rozegrał się w 2009 roku, gdy podczas realizacji „Autora Widmo” reżyser został zatrzymany w Szwajcarii i spędził czas w więzieniu, a następnie w areszcie domowym, nim zdecydowano się nie wysyłać go do Ameryki. Zastanawiające, że właśnie wtedy jeden z prokuratorów ochoczo oskarżających Polańskiego w latach 70., w XXI-wieku odwołał wszystkie swoje wypowiedzi. Gdzie leży prawda, poszukajcie sami. Polecam choćby dokument „Polański: Ścigany i pożądany” Mariny Zenovich. Wróćmy do historii. Reżyser wraca do Paryża, gdzie kręci kolejne filmy. „Lokator” czy „Tess” potwierdzają klasę i geniusz twórcy. Zwraca uwagę szczególnie delikatny i wysublimowa-

10

ny „Tess”, do którego realizacji namawiała Romana Sharon Tate. Polański przezwyciężył wszystkie przeciwności i uparcie kontynuował swoją dalszą karierę. Lata 80. przyniosły filmy słabe („Piraci”) i przeciętne („Frantic”), ale pozwoliły mu odnaleźć spokój i stagnację u boku Emmanuelle Seigner, z którą związał się krótko po premierze tego drugiego filmu i pozostaje z nią do dziś. Ich małżeństwo pozbawione jest skandali, doczekali się dwójki dzieci, wiodąc szczęśliwe życie. W latach 90. ubiegłego wieku realizował filmy mroczne („Gorzkie gody”, „Dziewczyna i śmierć” i „Dziewiąte wrota”), po to by na początku XXI-ego wieku oczarować wszystkich wstrząsającym „Pianistą”, a później znów podkreślić swoją klasę eleganckim „Olivierem Twistem”. Jego najnowsze filmy („Autor widmo”, „Wenus w futrze”) rewolucji w kinie nie wywołują, jednak prezentują jak zwykle wysoki poziom wykonawczy. A że pazura i humoru temu ponad 80-letniemu twórcy nie brak, niech świadczy kapitalna komedia „Rzeź”. Poczekajmy jednak co dalej, wiadomo, że Polański najlepiej czuje się w pracy (jak nie reżyseruje, często gra u innych, często też można go spotkać na scenach teatrów). Obecnie można go znaleźć na planie „D” opowiadającego o prześladowaniu francuskiego oficera Alfreda Dreyfusa. Powyższa notka nie stanowi nawet wstępu do biografii artysty, niemniej zainteresowanych zachęcam do sięgnięcia do źródeł, z których i ja korzystałem, przede wszystkim: „Roman” (autobiografia) Romana Polańskiego i „Polański – portret mistrza” Jamesa Greenberga.


Autor: Łukasz Radecki

Nóż w wodzie (1962) Jedyny polski film Polańskiego. Młody, zadziorny chłopak zabiera się jako pasażer na rejs jachtem nadętego bogacza i jego znudzonej żony. Między mężczyznami szybko dochodzi do konfliktu. Różni ich wszystko. Majątek, pozycja społeczna, podejście do życia. Klaustrofobiczna atmosfera i zadawnione konflikty zmierzają do dramatycznego finału. Wstręt (1965) Dramat psychologiczny, będący jednocześnie mistrzowsko zrealizowanym horrorem opowiadającym historię chorującej na schizofrenię dziewczyny, którą wstręt do mężczyzn popycha do zbrodni. Arcydzieło realizacji i gatunku. I młodziutka Catherine Denevue na dokładkę. Matnia (1966) Jeden z najbardziej niedocenionych filmów reżysera. Łącząca motywy filmu gangsterskiego, czarnej komedii i dramatu parafraza sztuki „Czekając na Godota”. Kapitalna kreacja Donalda Pleasence’a. Nieustraszeni pogromcy wampirów (1967) Humorystyczny ukłon w stronę horrorów wytwórni Hammer, jednocześnie jeden z najlepszych filmów o wampirach i najśmieszniejszych produkcji Polańskiego. Plus Sharon Tate w roli pięknej Sarah. Dziecko Rosemary (1968) Arcydzieło gatunku, jeden z najlepszych horrorów wszech czasów przenoszący grozę z gotyckich zamków do współczesnego miasta. Młoda dziewczyna ma zostać matką Antychrysta. A może jedynie popada w coraz większy obłęd wywołany lękiem przed macierzyństwem? Tragedia Makbeta (1971) Intrygująca i wyjątkowa adaptacja wybitnej sztuki Szekspira. Niestety, przyćmiona przez tragedię rodzinną Polańskiego, a z czasem zapomniana i niedoceniona. A jest to dzieło, które pokazuje, jak doskonale reżyser rozumie język teatru i ceni klasykę. Co? (1972) Tytuł mówi wszystko. Idiotyczna, pełna absurdów komedia erotyczna. Nie wierzcie sloganom, że to „Alicja w krainie czarów dla dorosłych”, itp. To kiepski, nudny film złożony ze średnio zabawnych scen, przyprawionych odrobiną golizny. Nie mam pojęcia, jak Polański mógł zrealizować coś takiego.

11


Chinatown (1974) Kolejny klasyk i arcydzieło, jeden z najwybitniejszych filmów w historii kina. Mroczna, ponura historia śledztwa prowadzonego przez Jake Gittesa (Jack Nicholson) ujawniająca wstrząsające fakty i burząca społeczny i obyczajowy ład. Lokator (1976) Kolejny psychologiczny wstrząs zaserwowany widzowi. Groteskowo-horrorowa historia tytułowego lokatora, którego sąsiedzi starają się doprowadzić do samobójstwa. A może znów mamy do czynienia z szaleńcem? Tess (1979) Przepiękna i bardzo smutna adaptacja dziewiętnastowiecznej powieści wiktoriańskiej całkowicie pozbawiona typowych dla poprzednich dzieł reżysera scen seksu i przemocy. Bardzo subtelne i wyjątkowe dzieło. Piraci (1986) Bodajże największa porażka reżysera. Gigantyczne widowisko o dzielnym kapitanie Redzie i jego pomocniku Żabie miało być wyjątkowym filmem rewolucjonizującym kino przygodowe, okazało się zaś nudną i miałką klapą, z której zupełnie nic nie wynika. Frantic (1988) Thriller, w którym Harrison Ford jako amerykański lekarz rusza na poszukiwania porwanej w Paryżu żony. Początek mroczny i udany, później napięcie zdecydowanie spada, ale po klapie „Piratów” to i tak tendencja zwyżkowa. Gorzkie gody (1992) Zapewne najbardziej kontrowersyjny film Polańskiego. Dramatyczna historia małżeństwa, w którym wygasła miłość i pożądanie, ustępując miejsca nienawiści i perwersji. Chore relacje prowadzą zaś do tragedii. Film, na który trzeba się specjalnie nastawić. Śmierć i dziewczyna (1994) Paulina Escobar była torturowana i molestowana w więzieniu totalitarnego państwa przez tajemniczego oprawcę. Pewnej nocy mężczyzna ów okazuje się być przypadkowym gościem jej męża. Ambitne kino koneserów.

12


Dziewiąte wrota (1999) Johnny Depp poszukuje księgi napisanej przez... Szatana. Dość specyficzny powrót reżysera do tematyki demonicznej, może dostarczyć nawet świetnej zabawy, jeśli docenimy go jako... parodię gatunku. Pianista (2002) Kolejne arcydzieło, w którym reżyser rozlicza się z koszmarem wojny w niesamowity sposób opowiadając tragiczne losy wybitnego pianisty Władysława Szpilmana, który przeżył piekło w trakcie II wojny światowej. Polański korzystając z własnych doświadczeń i wspomnień stworzył jeden z najbardziej niesamowitych i wstrząsających filmów o Holokauście. Oliver Twist (2005) Charles Dickens w wydaniu Polańskiego? Dlaczego nie? Reżyserowi nie brak stosownej wrażliwości, znakomicie też potrafi oddać realia epoki. Tym samym, mamy do czynienia ze znakomitą adaptacją klasycznej opowieści dla dzieci, która jednak w żaden sposób nie wybija się ponad poprzednie wersje. Niemniej, zdecydowanie warta polecenia. Autor widmo (2010) Powrót do thrillera. Tym razem tytułowy autor widmo odkrywa spisek i intrygę ukrytą we wspomnieniach byłego premiera Wielkiej Brytanii oskarżonego o zbrodnie wojenne. Film niezgorszy, choć jak na reżysera tej rangi dość przeciętny. Rzeź (2011) Adaptacja sztuki „Bóg mordu”, będąca przezabawną komedią sytuacyjną opowiadającą o kłótni czworga dorosłych rodziców próbujących wyjaśnić konflikt własnych dzieci. Kapitalne role Jodie Foster, Kate Winslet, Johna C. Reilly’ego i Christophera Waltza. Wenus w futrze (2013) Znów powrót do teatru i erotycznego napięcia. Tym razem znany reżyser pracuje z żoną przy filmie... o reżyserze, który ma skomplikowane relacje z aktorką... Chociaż reżysera gra Mathieu Amalric, to w roli żony występuje oczywiście Emmanuelle Seigner. Czyli wszystko jasne. I nie do końca przekonujące.

13


LE LOCATAIRE LOKATOR Francja 1976 Dystr.: ITI Reżyseria: Roman Polański Obsada: Roman Polański Isabelle Adjani Melvyn Douglas Jo Van Fleet

Recenzent: Łukasz Radecki

X X X X X

14

ciółkę Stellę, co z kolei prowadzi do zainteresowania się przeszłością nieszczęsnej ofiary. Stopniowo mężczyzna zaczyna nabierać przekonania, że samobójstwo dziewczyny było ściśle powiązane z dziwnymi zachowaniami mieszkańców kamienicy. Czy to rzeczywiście misterny spisek, czy też spirala szaleństwa, jaka nakręca się w umyśle zakompleksionego i wyobcowanego człowieka?

„Lokator” to film, który nawet sam Polański uważa za twór pełen wad, niemniej nie sposób odmówić mu niezwykłego uroku, jaki uczynił go dziełem kultowym. Jest to tym bardziej intrygujące, że reżyser stworzył upiorny horror wychodząc z założe- Niektórzy doszukują się w tym filmie swonia, że kręci... czarną komedię. istego zamknięcia trylogii grozy za jaką uważają „Wstręt”, „Dziecko Rosemary” Utwór oparto na podstawie surrealistycz- i „Lokatora” właśnie. Wspólnym mianownej powieści Rolanda Topora „Chimerycz- nikiem ma tu być klaustrofobiczny klimat ny lokator”. Bohaterem jest nieporadny i horror rozgrywający się w czterech ściai skromny urzędnik polskiego pochodze- nach zwykłej kamienicy. Sam Polański nia (w tej roli sam Polański), który wy- odrzuca taką opinię, podkreślając, że „Lonajmuje mieszkanie w starej, paryskiej kator” miał być czarną komedią, podczas kamienicy. Dowiaduje się, że poprzednia kręcenia, której miał bardzo dużo frajdy, lokatorka próbowała popełnić samobój- film zresztą nakręcił w zupełnie odmienstwo rzucając się z okna. Postanawia ją nym stylu niż wstrząsający „Wstręt”. I choodwiedzić. W szpitalu poznaje jej przyja- ciaż scena podwójnego upadku może się


wydawać zabawna tylko wąskiej grupce osób, to nie sposób nie uśmiechnąć się w scenie, gdy Trelkovsky dowiaduje się, że jedna z lokatorek w akcie zemsty zabrudziła odchodami wycieraczki wszystkich mieszkańców, oszczędzając tylko jego, bowiem uważa go za dobrego człowieka. Zastraszony mężczyzna w obawie przed podejrzeniami i represjami, zabiera gazetę by ubrudzić i swoją wycieraczkę. By chociaż w ten sposób wtopić się tłum nienawidzących go mieszkańców. Trudno jednak nie odczuć upiornego nastroju filmu, pełnego przerażających halucynacji i atmosfery duszności towarzyszącej rodzącemu się obłędowi. Dużą zaletą są tu zdjęcia Svena Nykvista, operatora samego Ingmara Bergmana, który w przerażający, a jednocześnie pełen wdzięku sposób sportretował paryską kamienicę. Dodatkowym atutem jest sam Polański w roli głównej, który ze swoją młodzieńczą urodą i trudnymi

doświadczeniami gra tutaj niezwykle przejmująco. On sam żartował, że gra w swoich filmach tylko dlatego, że jest tani i nie stwarza problemów na planie. Zawsze robi to, co każe sobie zrobić. Żart przedni, ale prawda jest taka, że rzeczywiście w owym czasie reżyser borykał się z problemami finansowymi, dlatego zdecydował się zagrać samemu główną rolę. Fakt, że sam był takim emigrantem jak Trelkovsky, a doświadczenia bohatera nie były mu wcale takie obce uczynił z tego filmu swoiste studium szaleństwa. Nie jest to klasyczne kino grozy, trudno również nazwać ten film typowym horrorem, trzeba jednak przyznać, że atmosferą osacza bardziej niż większość bardziej poważnych filmów reżysera. Czyni to obraz wyjątkowym dla wszystkich, którzy lubią kino niepokoju w nieco bardziej groteskowej formie. Dla mnie, mimo pewnych potknięć i wpadek, jest to jeden z najlepszych filmów Polańskiego.

15



--------------------------------------

Ocena: 3/6

Wydawca: Vis-a-Vis Etiuda 2005 ski Tłumaczenie: Jarosław Irzykowski, Stefan Baranow Ilość stron: 624

UWAGA! Recenzja może zawierać spoilery dotyczące powieści „Roznosiciel”. Wszyscy, którzy przeczytali pięcioksiąg „Nekroskopa”, wiedzą już, że najważniejszy rozdział tej historii, opowieść o Harrym Keoghu, został definitywnie zamknięty. Nekroskopa nie ma już wśród żywych i (nie)umarłych, jednak znając pomysłowość Briana Lumleya, możemy się spodziewać, że jeszcze o nim usłyszymy. Zanim to jednak nastąpi, autor otwiera przed czytelnikami nową trylogię, znaną pod ogólną nazwą „Świat wampirów”. Jej pierwsza część, „Bracia krwi”, opowie historię dwóch braci, którzy są... synami Harry’ego Keogha, spłodzonymi podczas jego pobytu w Krainie Gwiazd za bramą.

momentu, kiedy na ich drodze stanie kobieta, młoda i śliczna Misha. Będzie ona musiała dokonać wyboru, a bardziej ciągnie ją do „słabszego” z braci. To oczywiście nie spodoba się Nestorowi.

Recenzent: Piotr Pocztarek

BRIAN LUMLEY - Nekroskop 6: Bracia krwi (The Vampiry World: Blood Brothers)

Drugim wątkiem umieszczonym w powieści jest retrospekcja z życia Szaitana, pierwszego z Wampyrów, którego mieliśmy wątpliwą przyjemność poznać w „Roznosicielu”. Lepiej poznamy jego genezę, umiejętności i potęgę, chociaż sam Szaitan nie odegra w „Braciach krwi” większej roli. Odegra ją natomiast Turgosheim, siedziba wampirów ze wschodu, którzy pod wodzą krwawej Lady Gniewicy postanowią powrócić do Krainy Słońca, by znów dać się we znaki Cyganom. To właśnie podczas ich najazdu Nathan i Nestor zostają rozdzieleni, by stanąć po dwóch stronach barykady. Ten pierwszy odkryje, że odziedziczył talent do tajemniczych, układających się w głowie w długie ciągi liczb, drugi natomiast straci pamięć i wmówi sobie, że jest lordem Wampyrów. A marzenia, jak wiadomo, czasami się spełniają...

„Bracia krwi” to powieść, której czytelnik musi dać od siebie strasznie dużo. Ponad 600-stronicowa kobyła przez ponad połowę chorobliwie zanudza, a rozkręca się dopiero bliżej samiutkiego końca. Warto jednak na to poczekać, ponieważ Lumley przygotowywał w ten sposób grunt pod przełomowe wydarzenia, które dotkną nie tylko krainy za Początek historii braci Kiklu (którzy nie znabramą, ale i „naszego” świata. ją swojego prawdziwego ojca, Harry’ego) Po dłużącej się retrospekcji z pobytu Har- ma niestety tendencję do ciągnięcia się jak ry’ego w domu niejakiej Nany Kiklu pozna- flaki z olejem. Wędrówka Nathana po całej jemy owoc ich krótkiego, acz intensywnego krainie, odwiedzanie nowych krain, poznazwiązku. Są nim bracia Nathan i Nestor, wanie nowych plemion, w końcu wizyta synowie Keogha, bracia Harry’ego Juniora w siedzibie wampirów potrafią znużyć. Warzwanego Mieszkańcem. Nathan jest bar- to jednak przemęczyć się i przejść przez ten dzo podobny do ojca, spokojny i zamknięty tom, ponieważ spełnia on funkcję pomow sobie tak bardzo, że w wiosce Cyganów stową między zamkniętym pięcioksięgiem uważany jest za wycofanego i nieco cof- i rodzącą się właśnie trylogią, która koniec niętego w rozwoju. Nestor jest jego prze- końców zapowiada się interesująco. Dwóch ciwieństwem – silny, arogancki i bojowy. braci, dobry i zły. I dwa światy, które w końObaj bracia są ze sobą bardzo zżyci aż do cu będą musiały się zetrzeć. Będzie lepiej.

17


REPULSION WSTRĘT Wielka Brytania 1965 Dystr.: Propaganda Reżyseria: Roman Polański Obsada: Catherine Denevue Ian Hendry John Fraser Yvonne Furneaux

Recenzent: Łukasz Radecki

X X X X X

Mówi się, że wielkie dzieła rodzą się często w bólach. U Polańskiego bardzo łatwo odnaleźć potwierdzenie tej tezy, co jednak ciekawsze, reżyserowi filmy wybitne zdarzały się też przez przypadek. Wyjściowy pomysł filmu jest niewiarygodnie prosty. Oto młoda dziewczyna, Carol, mieszkająca u swojej siostry stopniowo popada w obłęd. Scenerią dramatu jest maleńkie, ciasne mieszkanie w Londynie, a punkt zapalny to tytułowy wstręt, jaki wzbudza w dziewczynie kochanek siostry, Michael. Polański ukazuje w pieczołowity i niezwykle plastyczny sposób narastające szaleństwo, śledząc poszczególne stadia rozwijającej się schizofrenii. A ponieważ mamy do czynienia z horrorem, pewne jest, że w końcu zostanie przelana krew. Film, który uczynił reżysera gwiazdą światowego formatu, a przy okazji rozpoczął karierę Catherine Denevue powstał przypadkiem, gdy po trzech latach nieudanych starań we Francji, rozpoczął w Anglii poszukiwania wytwórni skłonnej zrealizować jego wymarzony

18

film „Jeżeli przyjedzie Katelbach” (który po latach i zmianach tytułu ukazał się jako „Matnia”). Niestety, nie udało mu się nikogo zainteresować pomysłem, za to zwrócił uwagę firmy Compton Group. Wytwórnia ta - specjalizująca się dotąd w delikatnych produkcjach porno - zaproponowała reżyserowi realizację horroru. Ponieważ Polański potrzebował pieniędzy i pracy, podjął się zadania, ale wraz ze swoim przyjacielem Gerardem Brachem, postanowili stworzyć raczej hołd dla Alfreda Hitchocka, którego „Psychozę” reżyser oglądał nad wyraz namiętnie. Efekt przerósł jakiekolwiek oczekiwania. Wspomniane perfekcyjne studium narastającej schizofrenii, które urzekło wielu psychiatrów, okazało się całkowicie wymyślone przez Polańskiego i Bracha. „Wstręt” to po prostu majstersztyk realizacji horroru psychologicznego. Rozwija się nieśpiesznie, a główną rolę odgrywa tu sposób przedstawienia świata, tak charakterystyczny dla reżysera „Dziecka Rosemary”, a więc przyjmujący pozycję ze strony głównej bohaterki. Oglądamy świat jej oczami, widzimy, jak otaczająca ją rzeczywistość zawęża się coraz bardziej. Od rozległych ulic pełnych obskurnych i napastliwych mężczyzn, po maleńkie mieszkania, gdzie nawet ściany zaczynają się zacieśniać, a wreszcie i one napastują nieszczęsną


dziewczynę. Jednocześnie w innych momentach mieszkanie zdaje się powiększać, a szalona kobieta dosłownie ginie w jego przepastnych pokojach. Długo można się rozpisywać nad wyjątkowymi ujęciami i zabiegami, które uczyniły ten film kultowym. Niezwykłe ujęcia pękających nagle ścian znamionujących rozszczepienie osobowości bohaterki, ręce wychodzące ze ścian, gnijący w salonie oskórowany królik, przypominający niepokojąco ludzki płód.

Największe wrażenie robi jednak zakończenie, które udowadnia talent i pomysłowość Polańskiego. Gdy już wydaje się, że wszystko zostało wyjaśnione, a najgorsze już za nami, następuje długie, powolne ujęcie lustrujące opuszczone mieszkanie, w którym rozegrał się horror. Kamera zatrzymuje się na rodzinnej fotografii i wwierca się w nią dając nam do zrozumienia, co stało za tragedią Carol. W tamtych czasach ujęcie szokowało nowatorstwem, a dziś wciąż koronuje w absolutnie genialny sposób doskonały film.

19


SIR ARTUR CONAN DOYLE - Pies Baskerville'ów (The Hound of the Baskervilles)

-------------------------------------- Ocena: 4/6

Recenzentka: Jagoda Mazur

Wydawca: Wydawnictwo Aleksandria 2006 Tłumaczenie: Bronisława Neufeldówna Czas trwania: 6 godz. 20 min Czyta: Jakub Sender

20

Wydana po raz pierwszy w 1902 r. powieść sir Artura Conan Doyle’a „Pies Baskerville’ów” to już klasyka, utwór tak znany z licznych ekranizacji czy adaptacji filmowych, że jeśli chodzi o fabułę to właściwie nie bardzo jest się nad czym rozwodzić. Mamy z jednej strony legendę rodzinną, tajemniczą śmierć członka rodu na którym ciąży klątwa i demonicznego psa grasującego po bagniskach należących do „przeklętego” rodu; z drugiej zaś chłodny, analityczny umysł Sherlocka Holmesa. Uczta dla kochających mroczne klimat oraz przede wszystkim dla miłośników detektywa z Baker Street. Zwłaszcza jeśli się to czyta w oryginale. Inaczej rzecz się ma jeśli chodzi o słuchanie powieści w polskiej wersji językowej. Tu dochodzi nam tłumaczenie oraz lektor.

mógłby brzmieć pan Henry. W sumie drobnostka, ale przeszkadza. Zwłaszcza komuś, kto przez lata przywykł do Sherlocka Holmesa z Baker Street.

Obok treści i tłumaczenia w przypadku audio książki duże znaczenie ma interpretacja. Czasem dobry lektor potrafi uczynić przyjemnością słuchanie średniej czy nawet słabej książki. Bywają też lektorzy, których interpretacja zachęca do czytania, bo słuchać się ich nie da. Jakuba Sendera nie zaliczyłabym do żadnej z tych kategorii. Jego interpretacja jest dość nijaka, choć momentami daje się ponieść emocjom i relację ze zdarzeń, które miały miejsce jakiś czas temu, i po których dr Watson zdążył już ochłonąć czyta, jakby na bieżąco relacjonował zawody sportowe. Może w innych gatunkach lepiej by się Jeśli kogoś drażnią tłumaczenia nazw sprawdził, jednak nie bardzo udało mu własnych, a właściwie częściowe tłuma- się oddać klimat czytanego kryminału. czenia, z pewnością uzna tłumaczenie Bronisławy Neufeldówny za irytujące. Wszystkie wyszczególnione przeze Nie wiem czy jakikolwiek Polak czy mnie „wady” w żadnym razie nie dysAnglik będzie wiedział co to jest ulica kwalifikują „Psa Baskerville’ów” zaBakera. Wiem, jakby powiedzieć, że proponowanego przez Wydawnictwo Sherlock Holmes miał siedzibę na ulicy Aleksandria. Wciąż mamy do czynienia Piekarskiej (Piekarzy?) to w pierwszej z dobrym, starym kryminałem. Klimat chwili nawet dobry anglista mógłby się powieści podkreśla dodatkowo coś, co zastanowić, gdzie też się detektyw wy- wciąż jest rzadkością w polskich wydaprowadził. Więc dlaczego nie zostawić niach audio książek: muzyka poprzejak w oryginale? Podobnie rzecz ma dzająca każdy rozdział. Muzyka, która się z imionami bohaterów. Sir Hen- równoważy opisane przeze mnie nieryk brzmi prawie równie dziwnie jak dostatki.


-------------------------------------- Ocena: 4/6 Wydawca: Replika 20l4 k Tłumaczenie: Anna Pochłódka-Wątorek, Piotr Pocztare Ilość stron: 296

nigdy nie udała mu się ta Uwielbiam zarówno pełnowysztuka, ale oczywiście przemiarowe powieści, jak i krótkorny Ketchum zdecydował kie teksty Jacka Ketchuma, inaczej. chociaż zdarzały mu się dzieła wyraźnie lepsze i sporo słabAutor potrafi zaskakiwać, sze. Do najnowszego zbioru jeśli nie pointą, to klimatem. opowiadań „Czas zamykania” Wbrew pozorom opowiadadorzuciłem wprawdzie swoją nia nie noszące cech horroru, cegiełkę w formie tłumaczenia tytułowego tekstu, jednak postaram się zbliżone bardziej do psychologicznych obiektywnie ocenić książkę jako całość. thrillerów wypadają w „Czasie zamykania” bardzo dobrze. Do refleksji skłoniły W zbiorze znajdziemy 19 tekstów opa- mnie zwłaszcza „Fontanna”, która porutrzonych ciekawymi komentarzami od- sza problem przemocy wśród młodzieży autorskimi, dotyczącymi kulis powstawa- i wiążących się z nią tragicznych wypadnia każdego z opowiadań. To duży plus ków, czy „Gorąca linia” opowiadająca i coś, co obowiązkowo powinno znaleźć o byłym funkcjonariuszu, który niezbyt się w każdej książce tego typu. Na dzień sprawdza się w telefonie zaufania. dobry wita nas mocny tekst „Powroty”, który kusi interesującą narracją z punktu Wśród tych perełek niestety znalazło się widzenia... ducha, mocno przywiązane- także miejsce na kilka tekstów słabych, go do swojej kotki, której panem był za jak chociażby nudne „I tak niedobrze” życia. W tekście czuć nostalgię i tęsk- czy „Pejzaż nadmorski”, a także charaknotę, co autor wyjaśnia traumatycznymi teryzujące się niezbyt interesującą poinprzeżyciami osobistymi. „Sekcja druga” tą „Potwór” czy „Rozchmurz się”. i „Czas zamykania” są podobne konstrukcyjnie i przedstawiają splatające Nie sposób opisać wszystkich tekstów się ze sobą losy kilkorga osób. Drugie z antologii, trzeba jednak zaznaczyć, że z opowiadań nosi dodatkowo echa cechują się one dużą różnorodnością. zamachów na World Trade Center Ketchum zalicza wszystko – horror, i całkiem słusznie zakłada, że po wyda- sensację, dramaty, ostry seks i językorzeniach z 11 września 2001 niektórym we eksperymenty. Ta dywersyfikacja to osobnikom mogło po prostu zdrowo od- jednak broń obosieczna – przy tak dużej liczbie tekstów część musiała być po walić. prostu słabsza. Na szczęście dobrych Bardzo podobało mi się „Nieuchwytne”, opowiadań jest tu na tyle wiele, by warto opowiadanie o mężczyźnie, któremu było w książkę zainwestować. Jeśli ktoś nie dane jest obejrzeć pewnego horroru lubi Ketchuma w krótkiej formie, a lektu– za każdym razem, kiedy próbuje, dzie- rę „Królestwa spokoju” ma już za sobą, je się coś złego. Lepiej dla niego, żeby śmiało może zainwestować w nowy tom.

Recenzent: Piotr Pocztarek

JACK KETCHUM - Czas zamykania (Closing Time)

21


ROSEMARY S BABY DZIECKO ROSEMARY USA (1968) Dystr.: Imperial CinePix Reżyseria: Roman Polański Obsada: Mia Farrow John Cassavetes Ruth Gordon Roman Castevet

Recenzent: Łukasz Radecki

X X X X X

22

Omawiając film, który jest uznawany za jeden z najlepszych horrorów wszech czasów, trudno uniknąć nadęcia, postaram się więc skupić jedynie na faktach. Do luksusowego apartamentu na Manhatanie wprowadzają się Guy i Rosemary Woodhouse. On jest początkującym aktorem, marzącym o odniesieniu sukcesu, ona zaś pragnie dziecka. Oboje liczą, że rozpoczną nowe, udane życie. Tymczasem Hutch, przyjaciel rodziny ostrzega Rosemary o legendach krążących o domu, w którym mieszkają. Wkrótce dochodzi też do tragedii, gdy młoda sąsiadka Woodhouse’ów popełnia samobójstwo. Kobieta mieszkała u starszego małżeństwa Minnie i Romana Castevetów, którzy wkraczają teraz w życie młodego małżeństwa. Guy jest zachwycony nowymi przyjaciółmi, a Rosemary

- przerażona. Dziewczyna czuje się coraz bardziej osaczona i zagubiona w wielkim mieście, domu, apartamencie. Niewiarygodne zdarzenia zaczynają się mnożyć - aktor, z którym rywalizował Guy traci wzrok, w wyniku czego mężczyzna dostaje wymarzoną rolę i odnosi sukces. Rosemary dręczą halucynacje i potworny sen, w którym jest gwałcona przez tajemniczą, straszliwą istotę. Gdy okazuje się, że jest w ciąży, sytuacja staje się jeszcze bardziej dramatyczna. Czy to bowiem możliwe, żeby kobieta na skutek spisku została matką syna samego Szatana? Czy to po prostu wynik przedporodowej histerii potęgowanej poczuciem samotności i wyobcowania? Scenariusz powstał na podstawie satanistycznego horroru Iry Levina pod tym samym tytułem i początkowo miał być zekranizowany przez Williama Castle, człowieka który zasłynął jako protoplasta okularów 3D. Castle dysponował prawami do utworu i pragnął w głównej roli obsadzić Vincenta Price’a, ale za namową właściciela


kwentnie prezentowany z punktu widzenia głównej bohaterki (w tej roli debiutująca Mia Farrow, wówczas znana głównie jako żona Franka Sinatry), co potęgowało poczucie zaszczucia i wyobcowania, przede wszystkim zaś utrudniało widzowi zyskanie szerszej perspektywy. Podobnie jak we wspomnianym „Wstręcie” wierzymy tylko w to, co widzimy oczyma Rosemary. Druga kwestia to muzyka Krzysztofa Komedy, a przede wszystkim upiornie piękna kołysanka stanowiąca motyw przewodni i jeden z najbardziej rozpoznawalnych tematów Wyjątkowość filmu stanowi przede wszyst- muzycznych w historii kina. Polański dokokim sposób przedstawienia świata, konse- nał tutaj niemożliwego, przeniósł bowiem horror z gotyckich zamków i zapomnianych lasów do wielkomiejskiej dżungli, pokazując, że prawdziwa groza może się rozgrywać tuż za ścianą, u pozornie zwyczajnych i miłych sąsiadów, w świetle dnia. Paramount Pictures, Charlesa Bludhorna i producenta Roberta Evansa, postanowił dać szansę wschodzącej gwieździe kinematografii, Romanowi Polańskiemu. Zawiedziony niewielkim sukcesem swojego poprzedniego filmu, „Nieustraszonych pogromców wampirów”, i wynikającym z tego rozwiązaniem umowy z wytwórnią Filmways, Polański liczył na złapanie wiatru w żagle. Jego produkcje były chwalone („Nóż w wodzie”, „Wstręt”), trudno mu jednak było odnieść sukces kasowy.

To film nieśpieszny i dostojny, który zamiast akcją i efektami specjalnymi osacza upiornym klimatem, licznymi niedopowiedzeniami, wreszcie pozostawieniem większości wyjaśnień i wyobrażeń domysłom widza. Wszystko to sprawia, że jest to istotnie jeden z najbardziej przerażających i niezwykłych filmów w historii kina. Życie zaś dopisało kolejny przerażający fragment. Kamienica, o której w filmie krążą straszliwe legendy i w której ma narodzić się syn Szatana, to The Dakota Building, budynek, w bramie którego, w 1980 roku, został zastrzelony przez szaleńca John Lennon.

23


Fernando Sorrentino Człowiek, który ma w zwyczaju okładać mnie parasolką po głowie (Existe un hombre que tiene la costumbre de pegarme con un paraguas en la cabeza)

Tłumaczenie z języka hiszpańskiego: Anna Wendorff

Jest pewien człowiek, który ma w zwyczaju okładać mnie parasolką po głowie. Właśnie dzisiaj mija pięć lat od dnia, kiedy zaczął okładać mnie parasolką po głowie. Na początku nie mogłem tego wytrzymać, teraz już się do tego przyzwyczaiłem. Nie wiem, jak się nazywa. Wiem, że jest zwykłym człowiekiem, ubranym na szaro, trochę siwiejącym, o nijakiej twarzy. Poznałem go pięć lat temu w pewien upalny poranek. Czytałem dziennik na ławce w cieniu lasu Palermo. Nagle poczułem, że coś dotyka mojej głowy. Był to ten sam człowiek, który teraz, gdy to piszę, nadal mechanicznie i obojętnie okłada mnie parasolką. Obróciłem się zgorszony, on kontynuował w najlepsze. Spytałem, czy oszalał. Chyba nie usłyszał. Zagroziłem mu, że zawołam policję – niewzruszony i zadowolony z siebie wykonywał swoje zadanie. Po chwili wahania, widząc, że nie ma zamiaru porzucić swojego zajęcia, wstałem i zdzieliłem go w twarz. Wydając cichy jęk, osunął się na ziemię. Niezwłocznie i, zdaje się, z wielkim wysiłkiem podniósł się i na nowo zaczął w milczeniu uderzać mnie parasolką w głowę. Krwawił mu nos i zrobiło mi się go żal, miałem wyrzuty sumienia, że tak go uderzyłem. Przecież tak naprawdę ten człowiek nie bił mnie, a raczej delikatnie i bezboleśnie szturchał. Oczywiście, że te uderzenie są bardzo denerwujące. Wszyscy wiemy, że kiedy mucha usiądzie nam na twarzy, nie

24


Fernando Sorrentino - Człowiek, który ma w zwyczaju ...

odczuwamy żadnego bólu, odczuwamy zdenerwowanie. Ta parasolka była właśnie taką gigantyczną muchą, która co jakiś czas siadała na mojej głowie. Byłem przekonany, że mam do czynienia z wariatem, więc chciałem odejść. Człowiek ten szedł za mną bezszelestnym krokiem, nie przestając mnie bić. Zacząłem biec, a muszę zaznaczyć, że mało jest osób tak szybkich jak ja. Zaczął mnie gonić, bezskutecznie usiłując wymierzyć mi kolejny cios. Tak dy…szał i sa…pał, że pomyślałem sobie, że jeśli dalej będę go tak zmuszał do biegu, za chwilę padnie jak długi. Dlatego też przerzuciłem się na marsz. Spojrzałem na niego, a na jego twarzy nie malowała się ani wdzięczność, ani wyrzut. Uderzał mnie tylko parasolką w głowę. Chciałem iść do komisariatu i powiedzieć: „Panie policjancie, ten człowiek uderza mnie parasolką po głowie”. To byłby przypadek bez precedensu. Policjant spojrzałby na mnie z niedowierzaniem, poprosił o dokument tożsamości, zacząłby mi zadawać kłopotliwe pytania, być może zatrzymałby mnie na komisariacie. Lepiej było wrócić do domu. Wsiadłem w autobus 67. On, nie przestając mnie okładać, wszedł za mną. Usiadłem na pierwszym siedzeniu. Stanął obok mnie, lewą ręką trzymał się uchwytu, prawą nieprzejednanie wywijał parasolką. Pasażerowie zaczęli się podśmiewać. Kierowca obserwował mnie w lusterku. Śmiech okazał się zaraźliwy, zamienił się w wielki, głośny, niekończący się rechot. Spaliłem się, a raczej spalałem ze wstydu. Mój prześladowca, pomimo śmiechów, nie przestawał mnie uderzać. Wysiadłem – wysiedliśmy – na moście Pacífico. Szliśmy aleją Santa Fe. Wszyscy idiotycznie obracali się, by na nas spojrzeć. Chciałem im powiedzieć: „Co się tak gapicie, kretyni? Nigdy nie widzieliście człowieka, który okłada drugiego parasolką po głowie?”. Ale pomyślałem sobie, że pewnie nigdy nie widzieli takiego przedstawienia. Pięciu lub sześciu chłopców zaczęło iść za nami, krzycząc jak opętani. Miałem jednak pewien plan. W domu chciałem zamknąć mu brutalnie przed nosem drzwi. Nie zdołałem: ubiegł mnie, silną dłonią złapał klamkę, siłował się chwilę, po czym wszedł za mną.

25


Biblioteka Grabarza Polskiego

Od tej pory ciągle uderza mnie parasolką po głowie. Z tego co wiem, nigdy nie spał, ani nie jadł. Ogranicza się jedynie do uderzeń. Towarzyszy mi we wszystkich moich czynnościach, nawet tych najbardziej intymnych. Pamiętam, że na początku te uderzenia przeszkadzały mi zasnąć, teraz wydaje mi się, że bez nich nie mógłbym spać. Jednak nasze relacje nie zawsze dobrze się układały. Wiele razy na wiele różnych sposobów prosiłem go, by mi wytłumaczył swoje zachowanie. Na darmo. Milcząco uderzał mnie parasolką w głowę. Wiele razy uraczyłem go moimi ciosami, kopniakami i, niech Bóg mi wybaczy, nawet moim parasolem. Potulnie znosił moje ciosy, tak jakby były one częścią jego zadania. To było najbardziej zaskakujące w jego osobowości, ten rodzaj spokojnej wiary we własną pracę, ten brak nienawiści. To przekonanie o wypełnianiu jakiejś specjalnej, wyższej misji. Mimo że nie ma potrzeb fizjologicznych, wiem, że kiedy go uderzam, czuje ból, wiem, że jest słaby, wiem, że jest śmiertelny. Wiem również, że jeden strzał by mnie od niego uwolnił. Nie wiem tylko, czy ten strzał powinien zabić mnie czy jego. Nie wiem również, czy gdy już będziemy martwi, nie będzie nadal walił mnie parasolką po głowie. W każdym razie te przemyślenia są bezużyteczne, przyznaję się bowiem bez bicia, że nie byłbym w stanie ani go zabić, ani popełnić samobójstwa. Z drugiej strony, ostatnimi czasy zrozumiałem, że już bym nie mógł żyć bez tych jego uderzeń. Teraz coraz częściej prześladuje mnie pewne przeczucie. Nowe zmartwienie zadomowiło się w mojej głowie. Boję się, że być może kiedy najbardziej będę tego potrzebował, ten człowiek odejdzie i już nie będę odczuwał tych delikatnych szturchnięć parasolką, które sprawiały, że bez trudu zapadałem w mocny, głęboki sen.

[Imperios y servidumbres (Władza i poddaństwo), Barcelona, Wydawnictwo Seix Barral, 1972.]

26


-------------------------------------- Ocena: 6/6 Wydawca: Videograf 20l4 Ilość stron: 455

Sielskie miasteczko, Szczecinek, położone między trzema urokliwymi jeziorami, odsłania swoje mroczne tajemnice. Grasujący w okolicy seryjny morderca to zresztą nie jedyny powód do zmartwień mieszkańców okolicy, bowiem przeszłość wciąż przypomina o sobie tak w wymiarze jednostkowym, jak i społecznym. Jaki będzie wynik starcia z siłami zła, których manifestacje przekraczają zdolność racjonalizacji? Czyżby małe, turystyczne miasteczko stał się świadkiem nadejścia apokaliptycznego Zła? Powoli specjalnością rodzimych twórców opowieści grozy stają się utwory osadzone w zamkniętych środowiskach wsi i niewielkich osad. Trend ten – w jego obecnej postaci – zapoczątkował niewątpliwie Stefan Darda „Domem na Wyrębach” (2008), rychło jednak inni autorzy wypracowali własne, oryginalne wariacje wątku małego miasteczka, będącego sceną zjawisk nadprzyrodzonych. Do twórców szczególnie udanie potrafiących wykorzystać atmosferę sennej osady dla podkreślenia nastroju grozy, jaką mogą skrywać nieduże miejscowości, należy Piotr Rozmus, którego tak finezyjnie skonstruowana, że aż trudno uwierzyć, iż debiutancka powieść pt. „Bestia” właśnie ukazała się w księgarniach. Jest to utwór godny polecenia tym bardziej, że autor jako „narzędzie strachu” przywołuje dość rzadko obecna w rodzimej „literaturze z dreszczykiem” postać seryjnego mordercy. Co więcej, czyni to w taki sposób, że – przeciwnie, niż w wypadku Hannibala Lectera czy Dextera – nie jesteśmy zwodzeni motywacją lub powierzchownością

negatywnego bohatera. Podczas lektury w pełni mamy świadomość demonicznego rysu jego osobowości, którego nie unieważniają inne postacie, związane ze światem przestępczym (jedną z nich jest szef mafii, zagrażający spokojowi rodziny jednego z bohaterów).

Recenzent: Adam Mazurkiewicz

PIOTR ROZMUS - Bestia

Być może też w tym właśnie należy upatrywać największej wartości utworu Rozmusa, przypominającego, iż zło pozostaje zawsze złem i nie da się relatywizować go tak, jak nie można usprawiedliwić mniejszego zła obroną przed większym. W przeciwnym razie akt ten stanie się zaczynem nowych odsłon nieprawości, nakręcających spiralę zbrodni. Jest to refleksja etyczna nieczęsto obecna na kartach utworów z kręgu literatury popularnej, której twórcy sięgają po uproszczony schemat fabularny, znamienny dla baśni, w myśl którego zło zostaje ukazane, a dobro nagrodzone (jeśli zaś schemat ten zostaje przełamany, twórcy czynią to bez baczenia na etyczne konsekwencje zabaw konwencją). Tym, co nadaje szczególnego dramatyzmu pomysłowi autora „Bestii”, pozostaje zakorzenienie współczesnych wydarzeń w odległych, tragicznych wydarzeniach czasu II wojny światowej. To zresztą kolejna niebanalna prawda, którą Rozmus uświadamia czytelnikowi: nic nie dzieje się bez związku z przeszłością i to w niej należy szukać źródeł współczesnych wypadków. Te zaś nie pozostają bez znaczenia dla przyszłych losów bohaterów, naznaczając ich nie tylko fizycznie, ale – przede wszystkim – emocjonalnie.

27


FRANTIC FRANTIC Francja, USA (1988) Dystr.: Galapagos Reżyseria: Roman Polański Obsada: Harrison Ford Emmanuelle Seigner Betty Buckley David Huddleston

X X X

Recenzent: Łukasz Radecki

X X

28

Lata 80. nie należały do najszczęśliwszych dla miłośników twórczości Polańskiego. Po niewątpliwej, choć gustownej klapie jaką stał się film „Piraci”, reżyser podjął ryzykowne zadanie i postanowił nakręcić pozornie prosty thriller. Ponieważ poprzednia produkcja wymagała od niego wielomiesięcznego pobytu w Tunezji, tym razem postawił na miasto, w którym mieszkał: Paryż. W mieście tym odbywa się międzynarodowa konferencja kardiochirurgów, na którą przybywa doktor Richard Walker. Wraz z żoną, Sandrą, chce przypomnieć sobie czasy miesiąca miodowego, zatrzymują się więc w eleganckim Grand Hotelu. Tam odkrywają, że na lotnisku doszło do pomyłki i ktoś przypadkowo zamienił im bagaż. Lekarz dzwoni by wyjaśnić tę sprawę i udaje się pod prysznic. Gdy wraca do pokoju, nie znajduje już w nim żony. Wszystko wskazuje na to, że została porwana. Niestety, francuska policja okazuje się dość opieszała, mężczyzna podejmuje więc poszukiwania na własną rękę. Pomaga mu w tym tajemnicza dziewczyna, Michelle.

„Frantic” to dzieło skierowane do specjalnej grupy odbiorców, przesiąknięte klimatem noir i mogące zaspokoić gusta miłośników Hitchcocka, bowiem początek robi naprawdę wstrząsające wrażenie. Z czasem akcja jednak zaczyna się rozmywać, a sama intryga okazuje się dość banalna, nawet jak na czas, w którym powstała. Ciężko mi powiedzieć, czy i tym razem Polański nie zakpił sobie z widza, bo powiedzcie, co myślicie o pościgu Harrisona Forda, który kieruje samochodem, choć za kierownicą znajduje się martwy terrorysta? To tylko jedna z wpadek, jakich twórca „Wstrętu” nigdy nie popełniał. Sami przestępcy też sprawiają wrażenie raczej zabawnych, przerysowanych postaci, niż realnie groźnych antagonistów. Na pewno głównym bohaterem reżyser uczynił tutaj Paryż, który postanowił pokazać od mrocznej, mniej znanej z widokówek i filmów strony. Starannie omija plenery, pejzaże z Wieżą Eiffla,


skupiając się na nocnych klubach, ciemnych zaułkach i ciasnych kamienicach. To miasto groźne i niebezpieczne. Należy zauważyć, że choć intryga i jej rozwiązanie okazują się w końcu dość banalne, to jednak reżyser mistrzowsko poprowadził przebieg zdarzeń, starając się, by wszystkie fakty odkrywały się wraz z postępami poszukiwań Harrisona Forda, by całość była spójna i jasna. Sprawia to, że ostatecznie trudno nie wczuć się w sytuację bohatera i nie kibicować mu do samego finału. Ten zaś, jak to zwykle bywa, okazał się zarzewiem konfliktu pomiędzy reżyserem a producentami, Polański tradycyjnie dążył do bardziej ponurego i fatalistycznego, ostatecznie otrzymaliśmy wersję znaną z ekranu. Żadna z nich mnie nie przekonuje, bowiem film po prostu wypala się przed samym finałem. Nie robi na mnie wrażenia Emmanuelle Seigner (ówczesna kochanka, a dziś wieloletnia żona reżysera), choć trzeba przyznać,

że w tym akurat filmie gra w sposób najmniej irytujący. „Frantic” jest niewątpliwie filmem godnym uwagi, trzymającym w napięciu thrillerem, który doskonale obchodzi się z kanonem gatunku, niemniej jest to zdecydowanie za mało jak na standardy Polańskiego. Zabrakło delikatnego humoru lub sugestywnego, podskórnego napięcia. Czegokolwiek, o czym by się mówiło. Bo nie ukrywajmy, że głównym magnesem do tego (tylko) rzetelnego kina jest nazwisko reżysera.

29



-------------------------------------- Ocena: 6/6 Wydawca: Videograf 20l4 Ilość stron: 360

Mała, odcięta od świata wioska, w której nie działa telefonia komórkowa, skrywa mroczną tajemnicę. Staje się ona udziałem nie tylko mieszkańców, ale i rodziny, która – poszukując własnego miejsca i odpoczynku po trudnych przejściach w Warszawie – zamierza osiedlić się na skraju osady w gospodarstwie odziedziczonym po zmarłym przodku. Odkąd jednak przyjeżdżają, w okolicy zaczynają dziać się rzeczy niemożliwe go wytłumaczenia w sposób racjonalny; starcy w tajemnicy dokonują makabrycznych obrzędów, giną kolejne osoby, zaś żyjący na marginesie społeczności Cygan zdaje się wiedzieć i móc więcej, niż spodziewaliby się tego inni. Czy przyjazd obcych i ich ingerencja w powolne życie mieszkańców Wisiołów naruszyły delikatną równowagę, czy też może były konsekwencją misternego planu? Kto jest sprzymierzeńcem, a kto wrogiem rodziny? I co oni sami mają do zapowiadanej przez miejscowego znachora klęski? Piotr Kulpa to artysta szczególny, któremu – w myśl notki biograficznej – nieobce są, prócz literatury (jest autorem familijnych powieści obyczajowych), teatr i muzyka. Jednakże „Mroczne siedlisko” stanowi debiut pisarski w tak wymagającej konwencji, jaką jest opowieść niesamowita. A jest to nurt fantastyki grozy wymagający szczególnej wrażliwości, zbyt łatwo bowiem to, co miało być zaledwie sugestią nadprzyrodzonego charakteru zdarzeń fabularnych, może nieintencjonalnie przeistoczyć się w pogoń za kolejnymi upiorami. Miał tego świadomość Henry James, pisząc „W kleszczach

lęku”; miał i Stefan Darda, publikując „Dom na Wyrębach”. Czy Kulpa, decydując się na tak wymagającą konwencję, potrafił utrzymać dyscyplinę pisarską? Odpowiedź jest zdecydowanie pozytywna. Co więcej, korzystając z doświadczeń innych pisarzy (trudno nie przywołać tu dorobku Stefana Dardy, nie tylko zresztą debiutanckiej powieści ale i cyklu „Czarny Wygon”), Kulpa potrafił stworzyć osobną, w pełni oryginalną wizję odciętej od świata wioski, zamieszkałej przez budzących niepokój starców. W fabularnych zdarzeniach, których świadkami pozostajemy, wiele jest niedopowiedzeń godnych poetyki filmów Davida Lyncha, przede wszystkim serialu „Miasteczko Twin Peaks”. Motywacje bohaterów są niejasne, ich decyzje zdają się skrywać drugie (a nierzadko i trzecie) dno. Niepewność interpretacyjną wzmagają zmiany narratora: to obserwujemy rzeczywistość Wisiołów z pierwszoosobowej perspektywy przyjezdnego, to zastępuje go narrator wszechwiedzący, bądź udający takiego i otrzymujemy opisy tych samych zdarzeń postrzeganych przez inne osoby biorące w nich udział. W efekcie tych zabiegów formalnych otrzymujemy wizję rzeczywistości podporządkowanej „chaosowi kontrolowanemu” – niezwykle precyzyjnie przemyślaną, a zarazem wprawiającą czytelnika w stan zagubienia. Co więcej, nie jesteśmy w stanie nie tylko dookreślić intencji bohaterów, ale i scena otwierająca powieść ma dwuznaczny charakter z uwagi na niemożność umiejscowienia jej w fabularnym czasie zdarzeń.

Recenzent: Adam Mazurkiewicz

PIOTR KULPA - Pan na Wisiołach. Mroczne siedlisko

31


DEATH AND THE MAIDEN ŚMIERĆ I DZIEWCZYNA USA, Wielka Brytania, Francja 1994 Dystr.: Best Film Reżyseria: Roman Polański Obsada: Sigourney Weaver Ben Kingsley Stuart Wilson Krystia Mova

Recenzent: Łukasz Radecki

X X X X X

32

U Polańskiego uwielbienie do teatru zawsze szło w parze z miłością do kina. Z powodzeniem próbował swoich sił zarówno jak aktor i reżyser na deskach teatralnych. Często również wystawiał sceniczne wersje swoich filmowych dzieł („Taniec wampirów”), lub na taśmie utrwalał znane sztuki („Tragedia Makbeta”). Wśród tych produkcji szczególnie wyróżnia się „Śmierć i dziewczyna”. Akcja całego filmu rozgrywa się w jednym domku nad morzem, w jakimś bliżej nieokreślonym kraju Ameryki Południowej. Właśnie doszło tam do przewrotu, który obalił totalitarny reżim. W rodzącym się z popiołów kraju prawnik Gerardo staje na czele komisji powołanej do badania zbrodni popełnionych w trakcie poprzedniej dyktatury. Mężczyzna wracając do domu łapie gumę i zostaje odwieziony do domu przez doktora Roberta Mirandę. Gdy obcy człowiek pojawia się w domu Gerardo, jego żona, Paulina Escobar rozpoznaje w nim swojego kata, który więził ją, torturował i gwałcił za czasów poprzedniego rządu. Kobieta postanawia wziąć odwet.

Nikt nie nakręciłby tego filmu lepiej niż Polański, który jest mistrzem w kreowaniu klaustrofobicznej atmosfery, doskonale rozumie język kina i teatru oraz doskonale pojmuje dramat brutalności i represji okrutnych reżimów. Twórca ciężko doświadczony w życiu najpierw przez nazistów, później komunistów, wreszcie toczący popisową (dla niektórych) walkę z sądownictwem Stanów Zjednoczonych świetnie odnalazł się w opowieści o terrorze i sprawiedliwości. Ten film to bowiem dramat dwóch osób, kata i ofiary, gdzie perspektywy zmieniają się nader często. Kluczem do dramatu jest bowiem fakt, że Paulina rozpoznaje jedynie głos i zapach oprawcy, nie ma zaś całkowitej pewności, czy rzeczywiście złapała mężczyznę, który zgotował jej piekło na ziemi. By wydobyć z niego zeznania, sama zaczyna go torturować. W przypadku takiego kina nie mogłoby być mowy o sukcesie, gdyby nie aktorzy. I tutaj mamy mistrzowski popis znakomi-


tej Sigourney Weaver (która w ten sposób mogła pokazać wszechstronność swego talentu) i równie genialną kreację Bena Kingsleya. Grający tutaj Gerardo Escobara Stuart Wilson ginie w cieniu pozostałych postaci. Oryginalna sztuka Ariela Dorfmana święciła sukcesy na deskach teatrów Londynu i Nowego Jorku, nic dziwnego, że wielu reżyserów prosiło autora o prawa do ekranizacji. Ten jednak założył, że właściwą wymowę uchwyci tylko twórca wyjątkowy, a nim okazał się właśnie Polański. Sądzę, że Dorfman nie spodziewał się co jeszcze uda się reżyserowi wydobyć ze sztuki. Ten bowiem zrezygnował z retrospekcji, co sprawiło, że do samego końca trzyma w napięciu i nie dopiero w finale udziela jasnej odpowiedzi, czy Paulina ma rację, czy nagle przerodziła się w zbrodniarza. Jeszcze większe wrażenie robi wreszcie sama końcówka, która skłania do silnej refleksji

nad samym sobą i własnym poczuciem sprawiedliwości. Silne osobowości, wyjątkowy scenariusz, mroczny temat i perfekcyjny do tego tematu reżyser uczyniły ze „Śmierć i dziewczyna” film wyjątkowy i unikatowy, choć należy zaznaczyć, że jest to kino skierowane do ambitniejszego widza, wymagające większego skupienia i odpowiedniego nastawienia. Tu nie dzieje się wiele, ale najważniejsze jest właśnie to niezwykłe, niemal seksualne napięcie.

33


TESS TESS Francja, Wielka Brytania (1979) Dystr.: SPI / Add Media Reżyseria: Roman Polański Obsada: Nastassja Kinsky Peter Firth John Collin

X X X X

Recenzent: Łukasz Radecki

X

34

Nigdy nie spodziewałbym się po Polańskim takiego filmu. Z drugiej strony, w swym dorobku reżyser ma naprawdę tak odległe gatunkowo filmy jak horror psychologiczny i komedię erotyczną. Najważniejsze jednak, że „Tess” jest jednym z jego najwybitniejszych dzieł. Film oparto na XIX-wiecznej powieści Thomasa Hardy’ego „Tess of the d’Urbervilles”. Jest to historia nieszczęśliwej dziewczyny, którą niszczą normy społeczne. Banalne wydarzenie, gdy pijany woźnica John Durbeyfield dowiaduje się, że być może jego przodkowie pochodzili z bogatego rodu d’Urbervillów, powoduje, że biedny, zakompleksiony mężczyzna wysyła swoją piękną córkę

do siedziby bogaczy, w nadziei, że zostanie uznana przez rodzinę i uszczknie choć część fortuny dla staczającego się w otchłań alkoholizmu ojca. Dziewczyna posłuszna woli rodzicieli udaje się we wskazane miejsce, gdzie zostaje uwiedziona przez młodego dziedzica, Aleca d’Urbervilla. Mężczyzna porzuca jednak kobietę gdy ta zachodzi w ciążę. Mimo iż dziecko umiera, Tess zostaje wzgardzona przez rodzinę i stara się odnaleźć szczęście u boku syna pastora, Angela Clare’a. Przeszłość jednak nie daje jej spokoju, a kolejne zdarzenia prowadzą do tragicznego finału. Pomysł na film został podsunięty Polańskiemu przez Sharon Tate i to ona miała zagrać główną rolę. Chcąc uczcić pamięć tragicznie zamordowanej przed dziesięciu laty żony zadedykował jej ową produkcję i nakręcił bodajże najpiękniejszy i najdelikatniejszy film w swojej karierze. Na pewno też naj-


smutniejszy. Jest to tym bardziej ujmujące, że choć tematyka dotyka wątków gwałtu, przemocy i morderstwa, żadnej z tych scen Polański nie pokazuje. Dotąd z chorą precyzją skupiający się na detalach scen kontrowersyjnych, tym razem całkowicie z nich zrezygnował. Skupił się natomiast na doskonałym odwzorowaniu realiów epoki, perfekcyjnie ukazując życie XIX -wiecznej wsi i prezentując bardzo liryczną i niezwykłą stronę swojej wrażliwości artystycznej. Czasem wręcz nie mogłem się nadziwić, że oglądam produkcję Polańskiego, bowiem przed oczami stawały mi obrazy przywodzące na myśl takie arcydzieła polskiej kinematografii jak „Noce i dnie” czy „Nad Niemnem”. I wierzcie mi, piszę to bez najmniejszego cienia ironii. Ciekawostką jest fakt, że z powodu względów prawnych Polański nie mógł kręcić filmu w Wielkiej Brytanii i całość została zrealizowana we Francji. Na

uznanie zasługuje szczególnie otworzenie Stonehenge osiemdziesiąt kilometrów od Paryża. O romansie Polańskiego z Nastassją Kinski wspominać nie warto. Niezwykłym elementem jest tutaj skostniały, okrutny świat o ustalonej hierarchii, gdzie nie ma miejsca na indywidualność, a rola kobiety jest zredukowana do funkcji służącej mężczyzny. Społeczne normy ówczesnych czasów determinują los Tess, która nie może i nie potrafi przeciwstawić się kolejnym tragediom losu. Kobieta poddaje się im, bez narzekań i skarg znosząc kolejne upokorzenia i tragedie. Wszystko jednak kiedyś musi się skończyć i w końcu Tess postanawia zawalczyć o swoje. Ale to prowadzi do następnej tragedii. Polański podkreśla smutną wypowiedź utworu, pokazując, że nawet miłość nie może czasem ocalić dwojga ludzi, jeśli w ich relacjach zabraknie wybaczenia.

35


Sezon 1 (24 odcinki) USA 2001 | Dystrybucja: Imperial Obsada: Kiefer Sutherland, Sarah Clarke, Elisha Cuthbert, Dennis Haysbert, Carlos Bernard Ocena: 5/6

„24” to serial – fenomen, uważany przez wielu, w tym przez niżej podpisanego, za najlepsze co kiedykolwiek przydarzyło się telewizji komercyjnej. Przygody Jacka Bauera doczekały się póki co ośmiu sezonów, serii dedykowanych figurek, książek, albumów, komiksów, gier i przede wszystkim liczonej w milionach, ogromnej rzeszy wiernych fanów. Rozmawiali o nim wszyscy – od szarych Kowalskich spędzających wieczory przed telewizorem po Billa Clintona. Serial wywołał wiele gorących i burzliwych dyskusji o bezpieczeństwie narodowym, terroryzmie, rasizmie, torturach, kompetencjach urzędników państwowych czy korupcji. W przeddzień wielkiego powrotu kultowej produkcji (w maju 2014, po czterech latach od zakończenia serialu, do stacji Fox powraca miniseria „24: Live Another Day”) warto ponownie przyjrzeć się temu doskonałemu tasiemcowi, a zarazem roli życia Kiefera Sutherlanda. Tym, co wyróżnia „Przez 24 godziny” na tle konkurencyjnych seriali sensacyjnych jest przede wszystkim innowacyjna i niezwykle dynamiczna forma. Każdy składający się z 24 epizodów sezon opowiada historię jednej doby z życia federalnego agenta Jacka Bauera, pracującego na usługach CTU (Coun-

36

ter Terrorist Unit). Akcja przedstawiona jest w czasie rzeczywistym, minuta po minucie, bez jakichkolwiek przeskoków w czasie. W jednym odcinku zamyka się jedna godzina. To rewolucyjna formuła, która wspomaga wiarygodność i realizm, a jednocześnie wymaga na twórcach rozsądne planowanie rozwoju scenariusza. Innym wyróżnikiem jest unikatowy montaż, stawiający na ukazanie akcji na podzielonym ekranie. Widzowie mogą jednocześnie obserwować co w danej chwili dzieje się z kilkoma bohaterami serialu. Wstawki nie trwają długo, jednak pozwalają lepiej wczuć się w akcję i wzmagają immersję. Nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć jeszcze o kultowym, charakterystycznym zegarze. Co jakiś czas akcja na kilka sekund przerywana jest jego charakterystycznym tykaniem. Zegar


pojawia się też na dole ekranu, kilka razy w każdym odcinku informując widzów o nieubłaganie upływającym czasie, z którym przez 8 sezonów ścigają się bohaterowie „24” z Jackiem Bauerem na czele. Tyle jeśli chodzi o formę, jednak w „24” niezwykle istotna jest też treść. Ta, chociaż niespecjalnie odkrywcza, potrafi przykuć do ekranu niespotykanymi nigdzie indziej, niesamowitymi zwrotami akcji i to już od samego początku. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że pierwszy sezon „24” jest najwolniejszy i najbardziej kameralny ze wszystkich. Wątki główne są jednak na tyle wyraziste, że przez większość czasu udaje się utrzymać równe tempo.

Recenzent: Piotr Pocztarek

Potencjalni zamachowcy dość długo pozostają w ukryciu, a jeśli nawet się ujawniają, widz i tak do końca nie pozna całej prawdy. Jack Bauer, który jako pierwszy wpada na trop morderców, sam wkrótce stanie się ich celem. Do fabuły dojdzie motyw zemsty za pewną operację militarną, w którą zarówno Palmer, jak i Bauer byli kiedyś zamieszani. Zegar tyka nieustannie, a moment zamachu na potencjalnego prezydenta zbliża się nieubłaganie. Bauer musi stoczyć swoisty wyścig z czasem, zwłaszcza kiedy wątek sensacyjny wzbogacony zostanie o mocne wątki dramatyczne, które nie tylko świetnie uzupełniają fabułę, ale też często grają w niej pierwsze skrzypce. Kiedy żona i nastoletnia córka Jacka dostają się w ręce zamachowców, cała sprawa staje się bardzo osobista. Atmosferę dodatkowo nakręcają też doskonale poprowadzone prywatne wątki Palmera – jego córka, która padła ofiarą gwałtu, syn, który jest podejrzany o zamordowanie gwałciciela oraz Sherry, żona senatora, która wydaje się działać za jego plecami, po trupach dążąc do celu jakim jest Biały Dom.

Fabuła skupia się wokół planowanego zamachu na czarnoskórego senatora Serial wyróżnia się doskonałym aktorDavida Palmera (Dennis Haysbert), stwem. Kiefer Sutherland wciela się tu który jest liderem w wyścigu do Białego Domu. Przypominam, że w tamtych czasach wątek czarnoskórego prezydenta USA był abstrakcyjnie interesujący. Do dziś zresztą można spotkać zwolenników teorii, że fikcyjna postać Davida Palmera skutecznie wspomogła kampanię prezydencką Barracka Obamy.

37


w swoją rolę życia, a jego Jack Bauer, twardy, nieustępliwy agent działający często na własną rękę na granicy prawa, podejmujący niejednokrotnie bardzo trudne i nieodwracalne wybory moralne stał się jedną z najbardziej popularnych ikon popkultury. Przez serial przewinęło się zresztą o wiele więcej gwiazd ekranu, zarówno tego wielkiego, jak i szklanego. W pierwszym sezonie, oprócz stałej obsady, pojawiają się między innymi Dennis Hopper, Lou Diamond Phillips, Željko Ivanek, Xander Berkeley czy Eric Balfour. Potem będzie tylko lepiej. Chyba największą zaletą „24” jest to, że właściwie do końca nie wiadomo czego się po nim spodziewać i co wydarzy się w serialu. Niektóre zwroty akcji są bardzo nagłe i wręcz wgniatają w fotel. Podobnie jak w wielbionej przez fanów fantasy „Grze o tron”, tak i tutaj zginąć może praktycznie każdy, nawet jeśli należy do głównej obsady. Najlepszym tego wyrazem jest ponury i wstrząsający finał pierwszego sezonu, tak bardzo niemainstreamowy względem innych produkcji tego typu. Być może na papierze wszystko to nie wygląda specjalnie oryginalnie, jednak efekt końcowy, jakiego widz doświad-

38

cza podczas seansu jest po prostu piorunujący. Bohaterowie, których z miejsca pokochamy lub znienawidzimy, nieprzewidywalne twisty fabularne, doskonały montaż, porywająca muzyka – superlatywy wymieniać można długo. Jedno ostrzeżenie – nie wszystkie te zalety widać od razu po pierwszym sezonie, który jak wspominałem, bywa miejscami nieco przeciągnięty. Twórcy nie wiedzieli jeszcze, że „24” stanie się światowym fenomenem, nie mogli mieć więc pewności, że FOX będzie wspierał serial tak długo i wspomagał produkcję solidnym budżetem. Tak się jednak stało, a ekipa odwdzięcza się za to już od pierwszego, wspaniałego odcinka doskonałej drugiej serii. Patrząc z perspektywy czasu, kiedy mam za sobą trzeci już seans całego pierwszego sezonu, uważam że warto zacisnąć zęby i przebrnąć przez niego, nawet jeśli zdarzają się bardziej nużące lub denerwujące momenty. Obiektywnie rzecz biorąc, takich nie brakuje. Jednak kiedy oglądałem „24” pierwszy raz zupełnie nie zwracałem na nie uwagi. Nie miałem czasu, ponieważ pot na czole i trzęsące się dłonie mocno wbite w poręcze fotela skutecznie świadczyły o moim oddaniu temu, co widziałem na ekranie. Może i pierwszy sezon zasługuje na ocenę o oczko niższą. Ale wiedząc, że bez niego nie byłoby tych wszystkich arcygenialnych, niepowtarzalnych i przełomowych kolejnych sezonów, śmiało można mu wystawić ocenę… 24/6.


Sezon 2 (24 odcinki) USA 2002 | Dystrybucja: Imperial Obsada: Kiefer Sutherland, Elisha Cuthbert, Dennis Haysbert, Carlos Bernard, Reiko Aylesworth Ocena: 6/6

Dla wszystkich, którzy narzekali na zbyt wolne tempo pierwszego sezonu (ale serio, byli tacy?) mam wspaniałą wiadomość: drugi sezon „Przez 24 godziny” posiada wszystkie pożądane cechy dobrego sequela. W zapomnienie idą kameralne wątki – tutaj akcja kręci się na pełnych obrotach. Po ogromnym sukcesie, jakim był w USA debiut serialu, scenarzyści ponownie każą Bauerowi zmagać się z nieubłaganie upływającym czasem.

tylko wierzchołek góry lodowej. Najwyraźniej wysoko postawionym osobom w kraju zależy na detonacji ładunku na amerykańskiej ziemi. Bomba jest tylko narzędziem do wymuszenia na Prezydencie podjęcia pilnej decyzji o zaatakowaniu trzech krajów Bliskiego Wschodu, które rzekomo zamieszane są w ów akt terroryzmu. Świat staje u progu potężnego konfliktu zbrojnego i tylko Jack Bauer może temu zapobiec. Czas się kończy – ludzie z najbliższego otoczenia Davida Palmera, w tym wiceOd tragicznych wydarzeń z finału pierw- prezydent USA, nalegają na podjęcie szego sezonu minęło półtora roku, zdecydowanych i nieodwracalnych kroa życie Jacka Bauera zmieniło się nie ków. Pytanie tylko – dlaczego? do poznania. Agent odszedł ze służby w CTU, prawie stracił też kontakt z cór- Polityczna intryga z potencjalną wojną ką. Jednak nie dane będzie mu odpo- w tle to tylko jeden z wątków, które zocząć. Były senator David Palmer, który stały ograne w drugim sezonie „Przez po udaremnionym zamachu na swoje 24 godziny”. Nastroje Amerykanów po życie wygrał wybory i został Prezy- 11 września 2001 nadal były bardzo dentem Stanów Zjednoczonych, prosi mocno rozchwiane, co twórcy bezlitoswojego wybawcę o pomoc w bardzo śnie wykorzystali wplatając w fabułę pilnej sprawie. W ręce terrorystów działających na terenie USA wpada ładunek nuklearny, który ma zostać zdetonowany w ciągu 24 godzin. Tylko Jack Bauer może go odnaleźć, zanim będzie za późno. Jak widać sprawa wygląda tutaj o wiele poważniej niż w pierwszym sezonie, a przecież samo znalezienie bomby to

39


więcej – od atomowego wybuchu, po skażenie materiałami radioaktywnymi po brutalne i krwawe tortury. Ups, spoiler?

Recenzent: Piotr Pocztarek

motywy ksenofobiczne, co i rusz rzucając cień podejrzenia na bohaterów o muzułmańskich korzeniach. Sugerowali w ten sposób widzom, że niebezpieczeństwo może kryć się wszędzie, nawet za drzwiami sąsiedniego domu. W późniejszych wywiadach producenci przyznawali zresztą, że była to tania i niesprawiedliwa zagrywka, której żałują. Cóż, kurtuazja kurtuazją, ale cel został osiągnięty: oglądalność rosła z odcinka na odcinek. Do fabularnego tygla trafiły niestety także nieco słabsze wątki. Ponownie padło tu na córkę Bauera, która najpierw podjęła pracę jako opiekunka w rodzinie, gdzie praktykowana jest przemoc domowa wobec dzieci, a potem na przestrzeni drugiego sezonu co i rusz pakowała się w coraz bardziej kuriozalne kłopoty. To jedyna słaba strona tego sezonu i zbyt mała skaza na diamencie, by zepsuć odbioru całości. Od strony technicznej drugiemu sezonowi nie można nic zarzucić. Serial utrzymał swoją unikatową tożsamość za sprawą sprawdzonych już sztuczek: narracji w 24-godzinnym czasie rzeczywistym czy ukazywaniu wydarzeń z różnych perspektyw, na podzielonym ekranie. Budżet pozwolił pokazać tu

40

W drugim sezonie powraca stara gwardia aktorów (oczywiście tych, którym udało się przeżyć) z Kieferem Sutherlandem, Dennisem Haysbertem, Carlosem Bernardem i Elishą Cuthbert na czele. Doświadczymy też kilku dramatycznych i niespodziewanych powrotów, jednak w tym przypadku nie będę wdawał się w szczegóły. Do stałej obsady trafia Reiko Aylesworth w roli ślicznej i nie dającej się nie lubić agentki Michelle Dessler, która wraz z Tonym Almeidą pomoże Jackowi w trudnych chwilach. Jeśli chodzi o gościnne występy rozpoznawalnych twarzy, w drugiej serii pojawili się Billy Burke, Alan Dale, Thomas Kretschmann czy Tobin Bell, dosłownie chwilę przed angażem do roli Jigsawa w „Pile”. „24” to nadal zabójcze tempo, niespodziewane i dramatyczne zwroty akcji i chwiejność motywacji większości bohaterów. Tu każdy może okazać się zdrajcą lub mordercą i każdy może udzielić bohaterom niespodziewanej pomocy. Wszystkie postacie mogą popełnić niewybaczalny błąd lub wykonać


nierozważny ruch, który może kosztować kogoś życie, zdrowie lub postawi akcję do góry nogami. Seans „Przez 24 godziny” przypomina grę w pokera: karty są nieustannie tasowane, a atuty co i rusz trafiają w inne ręce.

Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek z własnej woli przerwał oglądanie „24” na zbyt długo. Z rozrzewnieniem wspominam mój dziewiczy kontakt z serialem, kiedy pierwsze sezony pochłonąłem w kilka dni, kosztem snu, jedzenia i mniej istotnych czynności życiowych. Pamiętam też rozgorączkowanie i nerwy, które towarzyszyły mi, kiedy ograniczony byłem do jednego, premierowego epizodu tygodniowo. Prawie wszyscy, którzy zaczęli przygodę z serialem zatracili się bezpowrotnie i uzależnili od „24” jak od najcięższego narkotyku. I wy spróbujcie, a ja wracam przed telewizor. Finał drugiego sezonu zapowiada ostrą jazdę.


THE NINTH GATE DZIEWIĄTE WROTA Francja, Hiszpania, USA (1999) Dystr.: Epelpol Reżyseria: Roman Polański Obsada: Johnny Depp Frank Langella Emmanuelle Seigner Lena Olin

X X X X

Recenzent: Łukasz Radecki

X

42

autor został spalony na stosie, bowiem księga może umożliwić spotkanie z Szatanem. Problem w tym, że na świecie istnieją tylko trzy egzemplarze utworu, podczas gdy tylko jeden jest autentykiem. Corso ma sprawdzić pozostałe kopie i odkryć, która jest oryginałem. Bohater z chęcią podejmuje się tego zadania, szybko jednak okazuje się ono niezwykle niebezpieczne, a szlak poszukiwań znaczą zagadkowe i niezwykłe zgony.

Że Polański potrafi kręcić wyjątkowe horrory, to wiedzą chyba wszyscy. Dlatego, gdy do kin weszły „Dziewiąte wrota”, w roli głównej zaś błyszczał Johnny Depp, wielu liczyło na dzieło pokroju „Dziecka Rosemary”. Rozczarowaniom nie było końca. Jak się okazuje, zupełnie Film od początku ujmuje specyficzną niesłusznie. pracą kamery, subtelny początek rozpoBohaterem filmu jest specjalista od wy- czynający się od skrzypienia pióra na najdywania białych kruków, bibliofil Dean papierze, kolejne ujęcie to tajemniczy Corso (Johnny Depp), który otrzymuje mężczyzna robiący notatki w bibliotece, zlecenie od bogatego kolekcjonera Bori- w której wiesza się chwilę później. Casa Balkana. Multimilioner wszedł bowiem łość zaczyna się jak niezwykły kryminał, w posiadanie tajemniczej „Księgi Dzie- a wraz z rozwojem akcji staje się coraz więciorga Wrót do Królestwa Cieni”. Jej bardziej mrocznym i zagmatwanym thrillerem, którego finał może wielu rozczarować. Problemem filmu jest bowiem czas kiedy się ukazał. Horror był wówczas w odwrocie, na ekranach panowało tanie efekciarstwo, a tryumfy święciła pierwsza część „Blair Witch Project”. Elegancki i dostojny horror Polańskiego nie przystawał do prostych i banalnych fabuł ówczesnych czasów. I chociaż w samym filmie zamieszczono blisko 200 efektów specjalnych, zrobiono to na tyle


subtelnie, że większości wprost nie sposób dojrzeć. Wielu ludzi oburzyło się za liczne błędy, których znany dotąd z perfekcjonizmu reżyser nie popełniał. Chodziło głównie o zaniedbania względem starodruków i woluminów, na które Corso notorycznie upuszcza popiół, lub postępuje z nimi w sposób dalece nieostrożny. Prawdą jest bowiem, że niewiele osób dostrzegło prawdziwy cel Polańskiego, który po ciężkiej tematycznie „Śmierci i dziewczynie” postanowił nakręcić... parodię filmów satanistycznych. Jak sam twierdzi „demoniczne motywy w kinie” świetnie się sprzedają, a cała akcja miała być elegancką komedią, pokpiwającą sobie z gatunkowych klisz. Niestety, w czasach „American Pie” i dowcipów fekalno-seksualnych, ambitny humor Polańskiego okazał się zupełnie nie trafiony, a większość odebrała film jako po-

ważny, dostojny i nieco dziwaczny horror. Nie jest to najwybitniejsze dzieło reżysera, ale niewątpliwie film bardzo dobry. Pamiętać jednak należy, że ma się nijak do pierwowzoru literackiego, czyli „Klubu Dumas” Arturo Perez-Reverte, z którego zaczerpnięto jedynie motyw tajemniczej księgi i akwafort, dlatego też ostatecznie zmieniono tytuł, by nie wywoływać zbędnych kontrowersji.

43


DANCE OF THE VAMPIRES NIEUSTRASZENI POGROMCY WAMPIRÓW USA, Wielka Brytania (1967) Dystr.: Galapagos Reżyseria: Roman Polański Obsada: Roman Polański Sharon Tate Jack MacGowraN Ferdy Mayne

X X X X

Recenzent: Łukasz Radecki

X

44

Choć trudno w to uwierzyć, uznawany dziś za kultowy „Nieustraszeni pogromcy wampirów” nie spodobał się producentom i ostatecznie okazał się klapą finansową, a sam Polański czuł się ogromnie zawiedziony ostateczną wersją, jaką narzuciła mu wytwórnia.

w mojej szyi”, początkowo miał być zatytułowany „Taniec wampirów” i w wersji Polańskiego był humorystycznym hołdem dla horrorów wytwórni Hammer. Widać to w charakterystycznej scenografii, która mimo upływu lat wciąż robi ogromne wrażenie. Czy to wioska, czy opuszczony (pozornie!) zamek, czy wreszcie kulminacyjna scena wyjścia z grobów zastępów wampirów robią ogromne wrażenie. Akcenty humorystyczne zostały zaś pomyślane bardzo subtelnie, ale i oryginalnie. Mamy na przykład wampira-geja, który ulega urokowi Alfreda, albo świetną scenę, w której przemieniony w strzygonia Shagal atakuje kobietę, ta zasłania się krucyfiksem, na co Shagal-Żyd śmieje się mówiąc, że to nie ten rodzaj wampira. Licznych gagów i żarcików jest tu bez liku, a wszystkie korespondują doskonale z tandetną estetyką starych filmów grozy. Makiety widoków górskich celowo wyglądają jak typowe landschafty, nawet nie próbując udawać podobieństwa do realnych wzgórz. Ponieważ był to pierwszy kolorowy film reżysera, pozwolił sobie również na przesadne nasycenie kolorów, które z kolei w zamku wampirów uległy zmatowieniu.

Akcja rozgrywa się w zasypanej śniegiem Transylwanii, gdzie przybywa słynny łowca wampirów, profesor Abronsius i jego asystent Alfred. Naukowiec chce odnaleźć naukowe dowody na istnienie nieumarłych potworów. Zatrzymują się w karczmie Żyda Shagala. Już od początku czuć tu atmosferę niepokoju i tajemnicy, która nasila się za sprawą pojawienia się tajemniczego garbusa, sługi demonicznego hrabiego von Krolocka. Wszystko wskazuje, że jest on w rzeczywistości krwiożerczym wampirem terroryzującym wioskę. Gdy von Krolock porywa Sarę, piękną córkę Shagala, w której zakochał się Alfred, staje się jasnym, że konfrontacja to tylko kwe- Osobną historią jest romans Sharon stia czasu. Tate i Polańskiego, który zaczął się na planie filmu, przerodził się w namiętną „Nieustraszeni pogromy wampirów: czy- miłość i skończył znanym wszystkim li przepraszam, ale pańskie zęby tkwią dramatem. O przekorze Polańskiego


niech świadczy fakt, że gdy wytwórnia ocenzurowała fragmenty filmu ze sceną kąpieli Sarah (starając się by w zasadzie nie było tam widoczne nic co mogłoby wywołać zgorszenie czy podnietę), na plakatach poszedł na całość prezentując pełnię wdzięków swojej ukochanej. Humor wschodnioeuropejski nie został zrozumiany przez amerykańską wytwórnię, która wykorzystała naiwność reżysera i przemontowała dzieło po swojemu. Dodano animowaną czołówkę, wyciszono muzykę Krzysztofa Ko-

medy, wycięto dziewięć minut filmu i na dokładkę dodano nowy dubbing, zmieniający sporą część dialogów. Do dziś w Stanach nie wyświetlono reżyserskiej wersji, która bardzo szybko zdobyła popularność w Europie. Nie ma się co dziwić, że Polański bardzo się zirytował. Po latach, gdy produkcja zyskała należne uznanie, on sam również patrzy na nią inaczej. Przede wszystkim na dzieło nie pozbawione błędów, ale przesycone duchem radości i naiwności, jaka towarzyszyła chyba wszystkim pracującym wówczas na planie.

45


Unikatowy zbiór, zilustrowany przez Justina Sweeta, łączy wszystkie opowiadania Howarda, w których występuje Kull. Od jego pierwszego pojawienia się w Królestwie cieni po Królów nocy – ostatnią opowieść o tym wojowniku-myślicielu. Po usunięciu wszelkich późniejszych poprawek edytorskich historie te zaprezentowane zostały w takiej postaci, w jakiej spisał je Howard. Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.

www.rebis.com.pl


-----------------------------------------Ocena: 4/6 Wydawca: SQN 20l4 Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski Ilość stron: 248

Po bardzo słabej pierwszej i bardzo dobrej drugiej części cyklu książkowego Roberta Kirkmana i Jaya Bonansingi, przyszła kolej na trzeci i na pewno nie ostatni tom. W ramach serii jest to powieść wyjątkowa, traktuje bowiem o wydarzeniach kluczowych dla fabuły komiksowego oryginału. Co więcej, drogi „nowych” bohaterów książkowych zbiegną się nareszcie z uwielbianymi przez nas „starymi” postaciami. Czy wyszło z tego coś dobrego?

komiksu, jak i serialu „The Walking Dead”. Kto czytał, ten wie co wydarzy się między czarnoskórą wojowniczką i Gubernatorem. Kto nie wie, niech przyjmie do wiadomości, że będą to chwile mrożące krew w żyłach.

Recenzentka: Piotr Pocztarek

tora. Część 1 ROBERT KIRKMAN, JAY BONANSINGA - Żywe trupy: Upadek Guberna (The Walking Dead: The fall of the Governor. Part One.)

Akcja pierwszej części „Upadku Gubernatora” prowadzona jest poprawnie i serwuje optymalną dawkę solidnego napięcia, które jednak nieco ustępuje temu z poprzedniej części. Być może jest to zasługa biegu wydarzeń, który doskonale znałem jeszcze przed przystąpieniem do lektury. Z drugiej jednak strony zdaję sobie sprawę, że to zaledwie preludium do wydarzeń mających dopiero nastąpić. Dla osób nie znających oryginału będzie to bardzo smakowity kąsek, jednak dla pozostałych Kirkman i Bonansinga będą musieli postarać się bardziej. Przede wszystkim liczę na bardziej rozwinięty wątek postaci stworzonych na potrzeby powieści: chociaż ich relacje owocują nowymi wydarzeniami, całość mimo wszystko jakby stoi w miejscu.

Fabuła „Upadku Gubernatora” podzielona jest pomiędzy znaną z poprzedniego tomu Lilly Caul i tytułowy czarny charakter. Po długiej tułaczce dziewczyna jest już pełnoprawną mieszkanką rządzonego przez Phillipa Blake’a miasteczka Woodbury, chociaż z jej starego towarzystwa nie przeżył prawie nikt. Lilly zbratała się z nowymi ludźmi, a w szczególności z młodym i nierozważnym Austinem Ballardem. Ta dwójka otworzy razem zupełnie nowy rozdział w ich życiu, nawet pomimo niesprzyjających warunków, jakie panują w ich aktualnym miejscu pobytu. Przy wyczynach Gubernatora sama epi- „Upadek Gubernatora” to porządna lekdemia żywych trupów nie wydaje się być tura, która nie zawiedzie fanów uniweraż tak zła… sum „The Walking Dead”. Wolałbym, by obie części tej historii wydane zostały Po drugiej stronie barykady jest właśnie w jednym tomie, ale cóż, z prawami rynPhillip Blake, któremu Woodbury powoli ku nikt jeszcze nie wygrał. Szkoda też, wymyka się z rąk. Ludzie zaczynają do- że wydawnictwo SQN dopiero teraz zdestrzegać niepokojące zachowania i boją cydowało się na wznowienie pierwszych się o swoje życie. W tym czasie do mia- dwóch tomów z naprawdę kozackimi steczka docierają Rick, Glenn i Michonne, okładkami, które bez wstydu postawiłbym doskonale znani zarówno wielbicielom na półce, ale cóż… jak wyżej.

47


THE GHOST WRITER AUTOR WIDMO Francja, Niemcy, Wielka Brytania 2010 Dystr.: SPI / Kino Świat Reżyseria: Roman Polański Obsada: Pierce Brosnan Ewan McGregor Kim Katrall Olivia Williams

X X X

Recenzent: Łukasz Radecki

X X

48

„Autor widmo” jest dobrym filmem, ale odnoszę wrażenie, że największy rozgłos przyniosło mu aresztowanie Polańskiego na lotnisku w Zurychu, co z kolei pociągnęło za sobą dwa miesiące więzienia i osiem aresztu domowego, w trakcie którego reżyser kontynuował postprodukcję. Film wpisuje się w cykl thrillerów opowiadających o korupcji, zdradzie i dwulicowości, która sięga najwyższych sfer polityki. Były premier Wielkiej Brytanii, Adam Lang (Pierce Brosnan), nie może

wyjechać ze Stanów Zjednoczonych, bowiem w kraju dopuścił się skandalu, owocującego typową w tych momentach nagonką mediów. Wynajmuje on więc tytułowego autora widmo (Ewan McGregor), a więc człowieka, który pisze książki na zlecenie innych, ukrywając swoje nazwisko. Ma on spisać wspomnienia byłego premiera, który przebywa właśnie w Martha’s Vineyard, gdzie ukrywa się przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości, który zarzucił mu zbrodnie wojenne w Iraku. Autor trafia w zawiły świat relacji między domownikami, odkrywając coraz więcej zaskakujących i przerażających tajemnic. Największą jest zaś ta, dlaczego zginął poprzedni pisarz, który próbował spisać wspomnienia premiera.


Polański opowiada tu historię, którą świat zna z wielu innych produkcji. Tego typu rozgrywki polityczne to chleb powszedni dla klasycznych thrillerów w stylu chandlerowskim. W pewnym sensie jest to najmniej zaskakujący film reżysera, bowiem pewnych faktów, które w założeniu są odkryciami, można się wcześniej domyślić. Trochę to roz-

czarowuje, biorąc pod uwagę renomę reżysera, który nawet z przeciętnego scenariusza zwykł wycisnąć bardzo wiele i uczynić z niego arcydzieło. Tym razem nawet finał wpisuje się w konwencję, co psuje trochę odbiór całości. Należy jednak pamiętać, że Polański lubi opowiadać historie na swój sposób, nie przejmując się opiniami innych. Jak sam twierdzi, nie interesuje go, co myśli widownia, bo widownia zwykle się myli. I tutaj również po prostu przedstawia trzymający w napięciu film, gorzej, że to napięcie jest trochę naciągane. W przypadku każdego innego reżysera można by mówić o filmie bardzo dobrym, ale jak na Polańskiego jest to tylko przeciętniak. Jako ciekawostkę wspomnę fakt, że jest to produkcja, w której Polański zastosował największą ilość efektów specjalnych w swojej karierze. Było to spowodowane faktem, że scenariusz zakładał zupełnie inną pogodę, niż ta, którą faktycznie zastano na planie zdjęciowym, co zakończyło się poprawianiem natury na ekranie monitora. Warto też zobaczyć sędziwego, choć wciąż rześkiego, Elli Wallacha, niezapomnianego Tuco z „Dobrego, złego i brzydkiego”. `

49



-------------------------------------- Ocena: 4/6 Wydawca: Wydawnictwo Czarne 20l4 Tłumaczenie: Iwona Zimnicka Ilość stron: 333

Enger przedstawia przekrój „Żądza krwi”, to – po ciepło przyjęspołeczeństwa współczesnej tych przez rodzimych miłośników Norwegii. Wprawdzie w „Żąskandynawskiego kryminału „Ledzy krwi” przeważa (umotywotargu” i „Bólach fantomowych” wany rozwojem fabuły) portret – kolejna powieść Thomasa elit politycznych, jeśli jednak Engera z cyklu przygód Hennibędziemy czytać najnowszą ga Juula. Tym razem bohater powieść w kontekście poprzedzmuszony zostaje do odkrycia nich części, dość łatwo zauwaprawdy nie tylko o sprawcach żymy, że pisarz nie koncentruje makabrycznego mordu w domu na wybranym środowisku, lecz spokojnej starości – wiedziony poczuciem s i ę więzów krwi, pragnie pomóc siostrze uwi- dąży do oddania panoramy współczesnego społeczeństwa norweskiego. Sprzyja kłanej w skandal polityczno-obyczajowy. temu kreacja głównego bohatera, który Oba wątki (podobnie zresztą jak w po- jako dziennikarz obraca się w wielu kręprzednich częściach) łączą się, umożliwia- gach, dzięki czemu ma nie tylko możliwość jąc autorowi zaskoczenie czytelnika, mimo obserwacji z dystansu (zapewnianego mu iż ten – zdawałoby się – powinien być na przez profesjonalne podejście do tematów, taką voltę przygotowany po lekturze po- które go interesują) zdarzeń, ale i konfronprzednich części. Tym bardziej że pisarz tacji ich obrazu w różnych środowiskach. pozostaje wierny wypracowanemu w poprzednich tomach schematowi konstruk- Pisarz umie przy tym – co jest cenne cyjnemu, zatem odbiorca miał pełne prawo zwłaszcza dla czytelnika znad Wisły podejrzewać, iż dwa na pozór niepowiąza- – oddzielić propagowany w mediach ne zdarzenia łączy misterna sieć intryg. Jej i funkcjonujący w myśleniu potocznym obkoronkowość stanowi o atrakcyjności utwo- raz Norwegii jako państwa opiekuńczego ru Engera. Jakkolwiek bowiem interesujące i szczególnie wyczulonego na nierównomogą być obrazy demaskujące mroczne ści społeczne, od nie zawsze ukazywanej strony „skandynawskiego raju” i bezsilność w hurraoptymistyczny sposób codziennodemokracji w konfrontacji z próbami mani- ści. Również system opieki państwowej populowania opinią publiczną i prawdą dzięki zostawia wiele do życzenia, o czym przekowykorzystaniu swobód obywatelskich, na nują obrazy codzienności w domu seniora. plan pierwszy wysuwa się skomplikowana fabuła. Nie mniej też interesujący są boha- Ukazanie bolączek współczesnej Norwegii terowie, będący pełnowymiarowymi posta- przy jednoczesnym uniknięciu pułapki tonu ciami i mający własne, mroczne tajemnice właściwego publicystyce to największa (szczególnie intrygująca pozostaje relacja zaleta utworu. Miejmy przeto nadzieję, że miedzy rodzeństwem). Autor zadbał, aby już niedługo ponownie spotkamy bohatera różnili się od siebie nie tylko motywacjami, cyklu powieści Engera na tropie kolejnego ale i językowym sposobem bycia, dzięki śledztwa dziennikarskiego, a tajemnice roczemu uwiarygodnia ich w oczach czytel- dzeństwa, których nie brak w „Żądzy krwi”, nika. A jest to tym bardziej konieczne, że zostaną wyjaśnione.

Recenzent: Adam Mazurkiewicz

THOMAS ENGER - Żądza krwi (Blodtake)

51


CHINATOWN CHINATOWN USA, 1974 Dystr.: Imperial CinePix Reżyseria: Roman Polański Obsada: Jack Nicholson Faye Dunaway John Huston Roman Polański

Recenzent: Łukasz Radecki

X X X X X

Akcja filmu rozgrywa się w latach 30. XX wieku. Bohaterem jest prywatny detektyw Jake Gittes (Jack Nicholson), który ma dowieść niewierności szefa przedsiębiorstw wodnych Hollisa Mulwraya. Gittes doskonale wywiązuje się z zadania, wkrótce jednak wybucha skandal, gdy okazuje się, że w istocie kobieta podająca się za żonę przedsiębiorcy była zupełnie kimś innym, a na domiar złego Mulwray zostanie znaleziony martwy. Do Gittesa zgłasza się prawdziwa wdowa, Evelyn, córka potentata Noaha Crossa. Detektyw bardzo szybko odkrywa, że wpadł na trop bardzo skomplikowanej afery, w której stawką są ogromne miliony, a także życie wielu ludzi. Śledztwo wyciąga na wierzch również i inne, głęboko skrywane sekrety rodzinne. Gdy film wszedł na ekrany, niemal z miejsca stał się kasowym hitem i wyznacznikiem rewolucji filmowej, która dokonała się w latach 70. w hollywoodzkim kinie. Kryzys obyczajów, tragizm jednostki w starciu z wielkimi

52

firmami i milionerami, wreszcie przerażająca korupcja i brutalność dziejowa uczyniły ten film wielkim. Jego jedynym pechem był fakt, że ukazał się w tym samym roku co „Ojciec Chrzestny II” Francisa Forda Coppoli, co sprawiło, że mimo 11-stu nominacji do Oscara otrzymał tylko jedną statuetkę. Polański wynagrodził to sobie jednak czterema Złotymi Globami i trzema Nagrodami BAFTA i obecnie uważa „Chinatown” za swój najlepszy film obok „Pianisty”. Cóż można napisać o takim dziele? Jak zachęcić tych, którzy go jeszcze nie widzieli? Może przewrotnością Polańskiego, który postanowił okaleczyć Jacka Nicholsona (niemal dosłownie, bo reżyser wcielił się w rolę zbira, który rozcina nos Gittesowi), a następnie przez resztę filmu każe mu paradować z opatrunkiem na twarzy lub ze szpecącymi bliznami. Może wielostopniowym,


mrocznym finałem, który reżyser postanowił jeszcze dociążyć i wykluczył oryginalne zakończenie, każąc skończyć się produkcji w sposób skrajnie pesymistyczny. Tym bowiem, według Polańskiego jest tytułowe Chinatown, miejscem, w którym doszło do dramatu, jaki wpłynął na dalszy los Jake’a i spowodował, że ten zrezygnował z pracy w policji. Tytuł okazuje się metaforą miejsca, w którym mimo starań Trzeba jednak przyznać, że rzadko kiei dobrych uczynków, zwycięża tragedia, dy trafiają się tacy bohaterowie jak Jake zło i pieniądz. Gittes, cyniczni, wyzuci ze złudzeń i romantyzmu, a jednocześnie tragiczTu także po raz pierwszy (i najlepszy) nie odgrywający rolę ludzi sukcesu, zasposób zostaje wykorzystany patent, dowolonych z życia. Nic dziwnego, że który Polański będzie później wielo- rola Nicholsona należy do jego szczytokrotnie stosował, polegający na tym, że wych dokonań i przypadła mu do gustu kamera podąża zawsze za tropiącym do tego stopnia, że aktor sam zrealizosekret detektywem (lub jego inną wer- wał później kontynuację „Chinatown” sją: „Autor widmo”, „Frantic”, ale także zatytułowaną „Dwóch Jake’ów”. i „Dziewiąte wrota”), pokazując i odkrywając dokładnie tyle, ile wie tropiący.

53


POBIERZ KSIĄŻKI ŁUKASZA RADECKIEGO W PDF / EPUB / MOBI ZA DARMO

Radecki nie trzyma się utartego, sprawdzonego u siebie schematu, ale szuka nowych dróg wyrazu, nowych możliwości. A to największa zaleta pisarza. nieważne, czy chcecie krwawego, brutalnego slashera, dynamicznego thrillera SF, opowieści o zombie, czy romantycznej powieści o wampirach - w tym cyklu, w tym świecie możecie odnaleźć to wszystko. Mariusz „Orzeł” Wojteczek (Grabarz Polski) „Bóg Horror Ojczyzna” - o tym projekcie na pewno usłyszycie nie jeden raz i zapewniam Was, że warto poznać go bliżej. Bogdan Ruszkowski (Grabarz Polski)

Mix gatunków i szaleństwo motywów – tak podsumował bym „Wszystko spłonie”, jak i BHO, jako całość. Kato-horror z górnej półki, który powstał w ogarniętym szałem twórczym umyśle Radeckiego, to tytuł zdecydowanie godny polecenia. Czytajcie, bójcie się i bawcie dobrze! Marek Syndyka (Kostnica.pl)


Fernando Sorrentino Laguna Cubelli Tłumaczenie z języka hiszpańskiego: Anna Wendorff

Na południowy wschód od równiny Buenos Aires znajduje się Laguna Cubelli, zwana potocznie Jeziorem Tańczącego Żakare. Ta popularna nazwa jest niezwykle wyrazista i sugestywna, lecz – jak tego dowiódł doktor Ludwig Boitus – w żadnej mierze nie odpowiada rzeczywistości. Po pierwsze, laguna i jezioro to dwa różne zbiorniki wodne. Po drugie, pomimo tego że Caiman yacare (Daudin) z rodziny Alligatoridae pochodzi z Ameryki, laguna ta nie jest środowiskiem naturalnym żadnego gatunku kajmanów. Cubellijskie wody są bardzo słone, dlatego też fauna i flora tam występująca jest podobna do tej rozwijającej się w morzu. Nie powinno nas więc dziwić, że w tej lagunie znajduje się populacja około stu trzydziestu krokodyli morskich. Krokodyl morski, inaczej zwany Crocodilus porosus (Schneider), jest największym żyjącym gadem. Osiąga długość około siedmiu metrów i waży ponad tonę. Doktor Boitus twierdzi, że widział na wybrzeżu Malezji wiele osobników, które przekraczały dziewięć metrów i rzeczywiście, uwiecznił je na fotografiach, które mają być dowodem na występowanie krokodyli o takiej wielkości. Ponieważ jednak zostały sfotografowane w wodach morskich bez współrzędnych, nie jest możliwe precyzyjne określenie, czy krokodyle te miały wielkość, którą im przypisuje doktor Boitus. Oczywiście byłoby absurdem wątpić w słowa tak poważanego naukowca o tak wybitnej karierze naukowej (choć

55


Biblioteka Grabarza Polskiego

o języku jakby barokowym), jednak rygor naukowy wymaga uznania dowodów według ścisłych metod, które w tym przypadku nie zostały wprowadzone w praktykę. Wygląda na to, że krokodyle laguny Cubelli posiadają dokładnie takie same cechy taksonomiczne jak te, które żyją w wodach okalających Indie, Chiny czy Malezję, z tego też powodu, z całą słusznością, ten gatunek krokodyla zasługuje na nazwę krokodyla morskiego lub Crocodilus porosus. Jednakże istnieją pewne różnice, które doktor Boitus podzielił na cechy morfologiczne i cechy etologiczne. Wśród tych pierwszych najważniejszą (a raczej jedyną) cechą jest rozmiar. Podczas gdy azjatycki krokodyl morski osiąga siedem metrów długości, ten cubelliański ma zaledwie, i to w najlepszym wypadku, dwa metry, miarę tę liczy się od początku pyska do końca ogona. Jeśli chodzi o etologię, krokodyl ten, według Boitusa, jest „bardzo rytmiczny” (inaczej mówiąc, to urodzony tancerz – i tak też określany jest przez mieszkańców Cubelli). Aż nadto wiadomo, że krokodyle, kiedy znajdują się na ziemi, są tak nieszkodliwe jak stado motyli. Mogą polować i zabijać jedynie w wodzie, która jest ich środowiskiem naturalnym. Tam łapią zdobycz w uzębioną szczękę i wprawiając się w szybki ruch rotacyjny, obracają ją aż do jej unicestwienia; ich zęby nie są przydatne w funkcji żucia, są przeznaczone jedynie do uwięzienia i połknięcia ofiary w całości. Jeśli przeniesiemy się nad brzeg laguny Cubelli i włączymy magnetofon, wybierając przed tym utwór nadający się do tańca, natychmiast zauważymy nie wszystkie, ale prawie wszystkie krokodyle wychodzące z wody, które postawiwszy swoje kończyny na lądzie, zaczną tańczyć w takt muzyki. Z powodu wyżej wymienionych właściwości anatomicznych i behawioralnych gad ten otrzymał nazwę Crocodilus pusillus saltator (Boitus). Gusty ich okazują się zróżnicowane i eklektyczne. Wydaje się, że nie rozróżniają wartościowej muzyki od tej przeciętnej. Przyjmują z taką

56


Fernando Sorrentino - Laguna Cubelli

samą radością i ochotą baletowe kompozycje symfoniczne co proste rytmy. Krokodyle tańczą w pozycji wyprostowanej, opierając się jedynie na tylnych kończynach, w ten sposób osiągają w pionie wysokość 170 centymetrów. By nie wlec ogona po ziemi, podnoszą go pod kątem ostrym, trzymając go prawie równolegle do grzbietu. W tym samym czasie, przednie kończyny (które moglibyśmy nazwać rękami) wykonują bardzo sympatyczne ruchy, zaś na ich pyszczkach i żółtawych zębach maluje się uśmiech, wyrażający optymizm i satysfakcję. Niektórych mieszkańców miasteczka nie pociąga taniec z krokodylem, lecz pozostali nie mają podobnych oporów i w sobotnie wieczory stroją się, a potem udają nad brzeg laguny. Towarzyski klub sportowy Cubelli zainstalował tu wszystko to, co niezbędne, by uczynić te spotkania niezapomnianymi. Także parę metrów od tanecznego parkietu powstała restauracja, w której możemy zjeść wyśmienitą kolację. Przednie kończyny krokodyli posiadają małą rozpiętość i nie sięgają ciała tanecznego kompana. Kawaler tańczący z krokodylem samicą lub dama tańcząca z krokodylem samcem opiera każdą z rąk na ramionach partnera. By dokonać tej operacji, należy maksymalnie wyciągnąć ramiona i zachować odpowiedni odstęp, jako że pysk krokodyla jest znacznych rozmiarów. Osoba tańcząca musi zachować ostrożność i odchylić się jak najdalej do tyłu, zdarzały się bowiem nieprzyjemne wypadki jak utrata nosa, obrażenia gałki ocznej, a także ścięcie głowy. Należy także pamiętać, że w uzębieniu krokodyla znajdują się resztki jego ofiary, dlatego też jego oddech jest daleki od bycia świeżym. Wśród Cubellijczyków krąży legenda, że na wysepce znajdującej się na środku laguny mieszkają król i królowa krokodyli, którzy, jak się wydaje, nigdy jej nie opuścili. Mówi się, że obydwa osobniki mają ponad 200 lat i być może z powodu zaawansowanego wieku lub zwykłego kaprysu nigdy nie chcieli uczestniczyć w tanecznych harcach organizowanych przez towarzyski klub sportowy.

57


Biblioteka Grabarza Polskiego

Spotkania kończą się około północy, ponieważ o tej porze krokodyle zaczynają odczuwać zmęczenie, a być może także znudzenie – a także głód, który nie może zostać zaspokojony w restauracji, w której krokodylom wstęp jest surowo wzbroniony, pragną więc powrócić do wody w poszukiwaniu pokarmu. Kiedy na lądzie nie ma już żadnego krokodyla, damy i kawalerzy wracają do wioski dość zmęczeni i trochę smutni, ale z nadzieją, że może w kolejnym tańcu król lub królowa krokodyli – lub też razem równocześnie – opuszczą na parę godzin swoją wysepkę i wezmą udział w uroczystości, każdy kawaler bowiem, choć stara się to ukryć za wszelką cenę, łudzi się, że królowa krokodyli poprosi go do tańca; także damy marzą w ukryciu o tańcu z królem żakare. Opowiadanie „La albufera de Cubelli” zostało opublikowane po raz pierwszy w Cuadernos del Minotauro (red. Valentín Pérez Venzalá), rok IV, n.º 6, Madryt, 2008, ss. 117-120. Obecne opowiadanie różni się nieznacznie od poprzedniej wersji.

GRABARZ POLSKI Grabarz Polski #46 Korekta: Wojciech Lulek Grafika, skład, łamanie: Wojciech Jan Pawlik Reklama, Patronaty i Współpraca: Bartek@grabarz.net | Wojtek@grabarz.net

Chcesz współtworzyć Grabarza? Napisz do nas! www.Grabarz.net | www.Facebook.com/GrabarzPolski


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.