Opowieści KOCIEWIAKÓW Rozmaite - PILOT

Page 1

OPOWIEŚCI

KOCIEWIAKÓW ROZMAITE



OPOWIEŚCI KOCIEWIAKÓW ROZMAITE



ZWYCZ AJE TRADYCJE OBRZĘDY

OPOWIEŚCI KOCIEWIAKÓW ROZMAITE WA N D A P E L O W S K A wymyśliła i zebrała

a napisali: Andrzej Baran Ewa Belczewska Grażyna Gliniecka Sonia Klein-Wrońska Krzysztof Korda Zyta Mikołajewska Grzegorz Oller ks. Paweł Orłowski Wanda Pelowska Renata Słomińska Gertruda Stanowska Teresa Sturmowska Janusz Szefler Kazimierz Szmagliński Henryk Świadek Krzysztof Trawicki Regina Umerska Mirosław Umerski Aleksandra Zdrojewska Lech J. Zdrojewski Edmund Zieliński

2020


Kociewiaków opowieści rozmaite

ZWYCZAJE | TRADYCJE | OBRZĘDY

Wanda Pelowska wymyśliła i zebrała

autorzy tekstów: Andrzej Baran, Ewa Belczewska, Grażyna Gliniecka, Krzysztof Korda, Zyta Mikołajewska, Grzegorz Oller, ks. Paweł Orłowski, Wanda Pelowska, Renata Słomińska, Gertruda Stanowska, Teresa Sturmowska, Janusz Szefler, Kazimierz Szmagliński, Henryk Świadek, Krzysztof Trawicki, Regina Umerska, Mirosław Umerski, Aleksandra Zdrojewska, Lech J. Zdrojewski, Edmund Zieliński

Redakcja: Wanda Pelowska, Lech J. Zdrojewski Przepisywanie tekstów: Marika Pelowska Korekta: Lucyna Bielińska-Sytek i Piotr Wróblewski Fotografie: Lech J. Zdrojewski archiwa: autorów, Fundacji OKO-LICE KULTURY, M-KPE im. Teodory i Izydora Gulgowskich we Wdzydzach, Mirosława Kalkowskiego i Waldemara Łuczkowskiego Projekt okładki, layoutu i DTP: Lech J. Zdrojewski Na okładce fotografia Zblewa od strony Białachowa, na stronie tytułowej natomiast Dzierżążno, za kościołem ISBN 978-83-65365-17-0 6 arkuszy autorskich 8,5 arkusza drukarskiego Wydawca:

© Fundacja OKO-LICE KULTURY Zblewo, ul. Modrzewiowa 5, www.oko-lice-kultury.pl Wydanie pierwsze, 2020, nakład 550 egz.

Partner:

Wójt Gminy Zblewo www.zblewo.pl


Drodzy Czytelnicy! My – Kociewiacy, głęboko w sercach mamy zapisany szacunek i umiłowanie do naszej Małej Ojczyzny. To fundament naszej tożsamości, a jego ważnym spoiwem jest z pewnością dziedzictwo kulturowe, przekazane nam przez naszych przodków. To coś, co nas łączy i tworzy od pokoleń nierozerwalną więź. To nie tylko dar naszych ojców i dziadów, ale również żywe świadectwo ich życia i miłości do rodzinnej ziemi. Dzisiaj, bez względu na to, kim jesteśmy, w naszych domach wciąż jeszcze żyją te same zwyczaje, obrzędy i piękne tradycje, o których możecie Państwo przeczytać w tej książce. Nie wszystkie przetrwały, część zachowała się już tylko we wspomnieniach i opowieściach. Tym bardziej uświadamia nam to ich wartość i jak ważne jest to, by uchronić je przed zapomnieniem. By żyły i wciąż świeciły dawnym blaskiem, by nie odeszły… Bo wraz z nimi odejdzie ważna część nas samych. Jak dobrze, że Autorzy książki nam o tym przypominają. Bo przecież każdy z nas nosi w sercu okruchy wspomnień z rodzinnego domu… Mimo upływu czasu, ja sam do dziś pamiętam, jak ważny i wyjątkowy był dla mnie – małego wówczas chłopca - czas sianokosów, żniw i wszystkich zwyczajów, które się z nimi łączyły. Była to nie tylko ciężka praca, ale także szczera radość życia. Każdy angażował się jak mógł – sąsiedzi i znajomi, mężczyźni, kobiety i dzieci. Był czas pracy i czas odpoczynku, czas śpiewów i żartów, ale był też czas dziękczynienia za plony. Wspólne posiłki były okazją do prawdziwego celebrowania życia. Czuło się wspólnotę, a to współdziałanie ubogacało nas wszystkich. Był to czas bezcenny, bo byliśmy razem i czuliśmy jedność. Dziś, wraz z pędem cywilizacji, ta radość życia jest już inna. Liczy się wydajność, wynik i efekt. Uciekają nam gdzieś po drodze te drobne chwile szczęścia i autentycznego przeżywania każdego dnia. Dbajmy o tradycje! To nie jest relikt przeszłości, którego miejsce jest w muzeum. To nasza siła i radość, a przekazując je kolejnym pokoleniom – przekazujemy im lepszy, piękniejszy świat. Świat pełen wrażliwości i wartości, które warto zachować. Dziękuję Autorom książki, że zechcieli podzielić się z nami swoimi chwilami szczęścia. Dzięki temu, każdy z nas – Czytelników – odnajdzie tu także część siebie, czego wszystkim Państwu życzę… Artur Herold Wójt Gminy Zblewo


Od autorki

Kociewiaków opowieści rozmaite Książka ta zawiera wypowiedzi Kociewiaków szczere, proste i od serca. To opowieści ludzi, których korzenie głęboko wrastają w nasze rodzime Kociewie, których przywiązanie do rodzinnych stron, miłość i więzi z własnym regionem są oznaką patriotyzmu, nie tylko lokalnego, ale też narodowego. Pamięć o tradycjach, znajomość historii regionu, kultury, a przede wszystkim pamięć o ludziach, którzy od wieków zamieszkują te strony, jest obowiązkiem względem następnych pokoleń Kociewiaków. Mój śp. dziadek Marcin tak nas, swoich wnuków, przestrzegał i pouczał: „cudzego nie chciej, a swego we psie nie daj”. W myśl tej zasady szanujmy to, co nasze lulki szanoweli, a to, co my nie zabaczym, nasi następcy bando pamnianteli. Naszym zadaniem jest zachować, kultywować i ubogacać nasze obyczaje, nasze tradycje, naszą kulturę dla następnych pokoleń Kociewiaków - Polaków. Zwyczaje, tradycje, obrzędy, i świeckie i Boże, opisane w tej książce, zarówno te dawne, jak i te z lat obecnych, są wizytówką mieszkańców Kociewia żyjących na tej ziemi. Autorzy opowieści to ludzie starający się o utrwalenie zwyczajów swych przodków, chcący je przekazać następnym pokoleniom. Wypowiedzi tu zamieszczone, chociaż są różnorodne, tak jak ich autorzy, są jednak ciekawe i autentyczne. Nie wszystkie zwyczaje są tu opisane, bo w każdym fyrtlu mogło być trochę inaczej. Jednak bywają też cechy wspólne, które odzwierciedlają sposób myślenia ugruntowany w ludziach żyjących tu od pokoleń. Szanownym czytelnikom życzę radości i być może wspomnień, ale tylko tych dobrych i serdecznych. s. 006

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Zblewo, ul. Nadrzeczna Kociewiakรณw opowieล ci rozmaite

007


s. 008

Kazimierz Szmagliński

Widok na Jeleń Królewski, pod Piasecznem


Ziemio Kazimierz Szmagliński

Ziemio Kociewska, ziemio rodzinna Na której wyrosłem, której piękno czuję Za chleb i mleko dzisiaj Ci dziękuję Gdzie spojrzę, znajome widoki Więc dziś Cię sławię - Twoje uroki. To łąki pokryte poranną rosą Po których pasąc krowy chodziliśmy boso. To leśne ostępy i zielone gaje Otulone mgłami, pozłacane słońcem, Które rano wstaje. Ziemio, taka jesteś piękna w swej różnorodności, Że niejeden region może nam Cię pozazdrościć. Ziemio, Tyś świadkiem mych przeżyć w młodości Ty, co kryjesz utrudzone naszych matek i ojców kości W Tobie tkwi nasz pot i znój Więc na zawsze chcę być Twój. Kto szczerym sercem kocha tę ziemię I wiele złożył jej ofiar Kto cierpiał lata i marzył o niej Ten synem jej musi pozostać. I choćby czasem żył w biedzie To nigdy z niej dobrowolnie Na stałe nie wyjedzie. Ile serc wiernych bić już przestało Co pokochało kociewskie te strony A choć ich z nami tu nie ma W hołdzie im za to składam pokłony. Ziemio, która nas chronisz, Cieszysz i karmisz nasze łona Bądź nam na zawsze błogosławiona I dobrzy ludzie na niej zrodzeni Niech będą wiecznie błogosławieni. Za wszystko co dobre, czym dzisiaj władam Serdeczne dzięki rodakom swym składam. Ziemio

009


O tych, którzy dziedzictwo przodków na ziemi zblewskiej kultywowali - garść wspomnień. Lech J. Zdrojewski

T

o będzie subiektywna opowieść o wspaniałych ludziach, których miałem szczęście poznać za sprawą ich zaangażowania w szerzenie i ochronę dziedzictwa kulturowego przodków na ziemi zblewskiej i nie tylko. Choć nie jestem rodowitym Kociewiakiem, to czuję, że w jakimś stopniu dzięki nim wrosłem w tę społeczność i cieszę się, że mogłem nie tylko obserwować wzrost zaineteresowania kulturą ludową, ale też uczestniczyć przez 45 lat w procesie jej popularyzowania. Twórczość ludowa od stuleci jest wdzięcznym źródłem inspiracji dla artystów, zwłaszcza w muzyce, plastyce czy literaturze. Walory na pozór prostej, a jakże bogatej muzyki ludowej dostrzegli wybitni kompozytorzy, tacy jak Fryderyk Chopin, Karol Kurpiński czy Karol Szymanowski. W XX wieku zaczęto rozpowszechniać elementy folklorystyczne poprzez działalność zespołów pieśni i tańca. Któż nie kojarzy „Mazowsza” czy „Śląska” i ich barwnych scenicznych prezentacji? Dla naszego regionu w tej dziedzinie zasłużył się Jan Szulc, założyciel zespołu „Kociewie”. Poznałem go jako człowieka muzycznej pasji, którą zarażał kolejne pokolenia i do dziś ma licznych kontynuatorów swojej działalności. Poza muzyką ważnym dla mnie tematem stał się haft kociewski. Zetknąłem się z nim jeszcze w latach szkolnych. Pamiętam wzory Małgorzaty i Ludwika Garnyszów czy te, które rysował Antoni Górski. Zachwyciły mnie delikatne i subtelne motywy haftu kociewskiego, dlatego z radością skorzystałem z możliwości napisania na ten temat pracy dyplomowej, którą obroniłem w 1976 roku na Uniwersytecie Gdańskim. s. 010

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Nie bez znaczenia dla moich kociewskich sentymentów i powiązań pozostaje fakt, że moja żona jest rodowitą zblewiaczką. Dzięki niej związałem swój los z tą miejscowością, a związek ten zacieśnił się jeszcze bardziej, kiedy w 1976 roku objąłem stanowisko dyrektora Gminnego Ośrodka Kultury, Sportu i Rekreacji w Zblewie. Prowadziłem wraz z zespołem bardzo zaangażowanych osób działania kulturotwórcze pod znakiem Gryfa Pomorskiego (te wpisujące się w ogólnopojętą kulturę Pomorza) oraz Kociewskiego (z ogonem do góry - związane ściśle z naszym regionem). Początkowo mieliśmy do dyspozycji lokale w świetlicy, sali kinowej i klubie „RUCH” (w domu Jasińskich obok piekarni Konewków), a od 1977 r. działaliśmy w nowym budynku GOK. Poznałem wówczas wiele wspaniałych, zaangażowanych społecznie osób, dzięki którym życie kulturalne w Zblewie i okolicach ożywiło się i rozkwitło. Z sentymentem wspominam panią Klarę Wrzesińską, Halinę i Bogusława Wryczów, państwa: Janców, Gilów, Gollusów, Galickich, Libiszewskich, Lanieckich, Kuśnierzów, Rumińskich, Szynkowskich, Szklarskich, Teubnerów, Zalewskich, Pelowskich, Żygowskich, Englerów, Talaśków, Musolfów, Zagórskich, Dywelskich, Burczyków… Z podziwem myślę o aktywności młodzieży ze Zblewa i okolic: Pinczyna, Kleszczewa, Piesienic, Borzechowa, Bytoni, a nawet i z Pieców, a zwłaszcza o Marlenie Kluk, Januszu Birnie, Marioli Galickiej, Ewie Szwoch, Hani Wryczy, Marianie Rząsce, Rysiu Wąsickim. Wspólnie z instruktorami GOK, kierowniczkami GBP: Gizelą Rekowską-Sywec, a następnie Aleksandrą Zdrojewską, nauczycielami: Longiną Cibą i Zbyszkiem Bruskim (nie sposób wszystkich wymienić) przygotowywaliśmy i realizowaliśmy szereg imprez. Do Zblewa regularnie przyjeżdżały teatry z Gdyni i Grudziądza. Występowali czołowi artyści Polskiej Sceny. Gościliśmy również Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”. Funkcjonowała Galeria „KNOT”, w której wystawialiśmy prace artystów „z dyplomem” i tych ludowych. Funkcjonowały różne kółka zainteresowań i dwa teatry: poezji (prowadziłem osobiście) i lalkowy (Kazi Prabuckiej). Zbyszek Bruski nie tylko organizował spektakle, w których występowała szkolna młodzież, ale ze starszymi prezentował twórczość Zbigniewa Herberta, Czesława Miłosza, Witolda Gombrowicza i innych (dla przypomnienia – było to przed rokiem 1980). Dyskoteki w Zblewie niewiele ustępowały tym w klubach studenckich Gdańska. We współpracy z pracownikami Wojewódzkiego Ośrodka Kultury zorganizowaliśmy Pierwsze i Drugie Warsztaty Folklorystyczne na Kociewiu. Zawsze mogłem liczyć na Lecha Miądowicza, Krystynę Szałaśną, Bronkę Dejnę, Basię Spirydowicz, Izabelę Chwedczuk, Hannę Błaszkowską-Gregor. Kociewiaków opowieści rozmaite

011


Kociewie, pod Rudnem

s. 012

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Prym jednak wiodła Stefania Liszowska-Skurowa (popularnie zwana Funią). To głównie ona organizowała szereg wystaw prac twórców z Kociewia: Alojzego Stawowego, Jana Giełdona, Stanisława Rekowskiego, Edmunda Zielińskiego i wielu innych. To w Zblewie Funia zorganizowała pierwszą w życiu wystawę prac Zygmunta Bukowskiego. W Urzędzie Wojewódzkim (Wydział Kultury) pomagała nam niezastąpiona Irena Pawlukiewicz, natomiast w Wojewódzkim Związku Kółek Rolniczych - Halinka Głodowska. Nie można zapomnieć o Izabeli Trojanowskiej i Józefie Borzyszkowskim. Byłem pomiędzy nimi najmłodszy wiekiem, ale zawsze czułem się partnerem w zachowywaniu tego, co autentyczne dla Pomorza (Kaszuby, Kociewie, Gochy, Borowiacy, Zaborze). Do dziś z wieloma z nich utrzymuję kontakty zarówno towarzyskie, jak i zawodowe, bo łączy nas pasja i zamiłowanie do tej ziemi. Krysia Engler z Pinczyna nadal wspomina organizowane przez GOK kursy haftu kociewskiego. Moje spotkania z dziedzictwem kulturowym Kociewia mają związek nie tylko z osobami, które osobiście poznałem. To także odkrywanie historii i wybitnych Kociewiaków działających przede mną. Szczególnie cenię i podziwiam dwie postacie pochodzące ze Zblewa i Iwiczna (w tamtym czasie należącego do parafii Zblewo). Są to: Izydor Gulgowski (1874 – 1925) - nauczyciel, folklorysta, etnograf, pisarz i poeta, twórca Muzeum Kaszubskiego we Wdzydzach Kiszewskich oraz Józef Wrycza (1884 – 1961) - ksiądz, działacz społeczno-polityczny i regionalista, animator ruchu ludowego, wydawca książek Derdowskiego, mecenas osób utalentowanych. Dziedzictwo przodków na ziemi zblewskiej, kociewskiej i pomorskiej jest, było i mam nadzieję, że będzie bliskie wielu osobom. To wartość, która definiuje ludzi stąd, dlatego wciąż koncentruję się na działalności mającej na celu utrwalenie i prezentację dorobku kulturowego Kociewia jako części Pomorza poprzez publikacje, wystawy i wydarzenia popularyzujące tę tematykę. Wciąż spotykam twórczych i zaangażowanych ludzi, ot, choćby przy okazji organizacji 6. Kongresu Kociewskiego, dla których kultura naszego regionu jest istotną wartością. Na koniec jako przykład moich działań podam wcześniejszą książkę Wandy Pelowskiej „W naszych stronach po naszamu” oraz tę, którą trzymacie Państwo w ręku „Kociewiaków opowieści rozmaite”. Swoimi tekstami podzielili się w niej mieszkańcy regionu skrzyknięci przez panią Wandę. Kociewiaków opowieści rozmaite

013


W mojej rodzinie na Kociewiu. Renata Słomińska

M

ój ojciec wszystkie prace polowe rozpoczynał w sobotę lub w środę. Powiadał, że zaczyna w dzień Matki Bożej. Obserwował pogodę od Bożego Narodzenia do Trzech Króli. Każdy kolejny dzień oznaczał miesiąc w całym nadchodzącym roku. Zgodnie z tym planował prace w polu. W zimie ludzie nie próżnowali. Młócono zboże. Dawniej mężczyźni młócili cepami, ale potem była maszyna do młócenia napędzana przez zaprzężone w kierat konie. Później korzystano z maszyny do młócenia na prąd. Obecnie do żniw i do młócki wykorzystuje się kombajn. Dla koni i krów przygotowywało się paszę. Do karmienia trzeba było naciąć sieczki. Skarmiało się też plewy, które były odpadem przy czyszczeniu ziarna. Codziennie siekało się buraki lub brukiew. Parowało się ziemniaki, oczywiście te mniejsze i uszkodzone. Ziemniaki zdrowe, średniej wielkości, służyły jako sadzeniaki, a większe były do jedzenia. W zimowe wieczory mężczyźni zamanówszy grali w karty, naprawiali uprząż dla koni, robili miotły z chrustu, itp. Kobiety przędły wełnę, darły pierze na poduszki i pierzyny, więzły szaliki, czapki, swetry – jaczki oraz skarpety dla całej rodziny. Była moda na haftowane obrusy i pościel. Hodowaliśmy owce, to i wełnę mieliśmy swoją. Aby ją pozyskać, trzeba było owcę ostrzyc. Kładło się owcę na stole na bok i specjalnymi nożycami się strzygło i odkładało runo tak, żeby nie porwać. Wyglądało to jak płat futra. O ogrzewanie trzeba było zatroszczyć się latem. Opał na zimę stanowił torf i drzewo. Węgla się nie kupowało. Torf robiliśmy sami. Wycięte kostki torfu układało się w pryzmy do wysuszenia. Każda gospodyni przygotowywała zapasy na zimę. Ziarno zmielone w młynie na mąkę żytnią, a pszenicę na mąkę pszenną przechowywało się w spiżarni. Gospodyni sama piekła chleb na zakwasie. Zakwas - żurak fermentował w dzieży - kamionce. Żeby często nie robić zakupów, kupowało się na zimę worek cukru, worek soli, śledzie, zapałki, dawniej również naftę, drożdże, proszek do pieczenia, ryby i środki czystości. s. 016

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Wesele w Białachowie, 1932 r.

Wykarmione kaczki i gęsi stanowiły zapas dobrego mięsa. Przetwory z uboju świń były solone i wędzone. Każda dobra gospodyni sporządzała przetwory w słoikach. Były jajka od własnych kur, mleko, masło, twaróg, śmietana i maślanka na bieżące potrzeby. W spiżarni była też kiszona kapusta, ogórki, przetwory warzywne, soki i kompoty z owoców z własnego sadu. Był zwyczaj robienia domowego wina z owoców. Latem gotowało się swojskie piwo z podpiwka. Zimą często piekło się w piekarniku szandar placek z tartych ziemniaków ze szpyrkami. W kopónce siekało się okrasę z gęsi. Na niedzielę pieczony był placek drożdżowy z kruszonką. W zapusty smażyło się pączki - pomelki, i zamanówszy chrusty - grochowinki. Nie tylko praca w kuchni była ważna. Kiedy jeszcze nie było prądu, prało się ręcznie w balii przy pomocy tary - ryfki. Białe pranie gotowało się w kotle i wynosiło na bielawę. Prasowało się żelazkiem na węgiel lub żelazkiem z duszą - był to gorący wkład, który rozgrzewał żelazko. Zimą organizowaliśmy kuligi. Dzieci pod korki podbijały druty, co zastępowało łyżwy. W latach 50. i 60. dzieci miały już sanki. Wesela odbywały się w domu panny młodej. Przed wjazdem przygotowana była ozdobna brama. W dzień poprzedzający wesele urządzało się polterabent. Przychodzili sąsiedzi i przyjaciele, i przed progiem domu tłukli szkło na szczęście. Na weselach najczęściej grały orkiestry dęte. Zwyczajna rodzina w moich stronach.

017


Grzybobranie w Osieku. Edmund Zieliński Gdańsk, 31 sierpnia 2019

P

racowałem wówczas w Wojewódzkim Zakładzie Usług Pożarniczych w Gdyni Orłowie jako elektryk, przy montażu instalacji piorunochronnych. W brygadzie było nas pięciu, a przewodził nam rodowity gdańszczanin – Paweł Petta. Poczciwy człowiek, zawsze uśmiechnięty, ale strasznie kaleczył język polski. Mógł dawno wyjechać do Niemiec. Jednak nie chciał opuszczać swego miejsca urodzenia. Czuł się z tym miastem związany na całe życie i trudno się temu dziwić. Chyba latem 1962 roku otrzymaliśmy zlecenie na wykonanie instalacji odgromowej na Budynku Gromadzkiej Rady Narodowej w Osieku. Zakwaterowaliśmy się u jednej starszej pani w starym, przystosowanym do wynajmu domku. A że pora była południowa i na rozpoczęcie pracy było trochę za późno, wybraliśmy się do pobliskiego lasu na grzyby. No, w tej dyscyplinie trudno było ze mną konkurować z racji mego pochodzenia. Koledzy z miasta mieli problemy z odróżnianiem grzybów dobrych od złych. Powiedziałem im, s. 030

zwyczaje | tradycje | obrzędy


by zbierali, a selekcję przeprowadzimy po wyjściu z lasu. Znalazłem się w młodniku sosnowym, którego poszycie nosiło jeszcze ślady pługa leśnego przed zalesianiem. Wchodząc do lasu na grzyby, każdorazowo odmawiałem modlitwę, której nauczyła mnie moja mama. Oto ona:

Idę w las, biorę Najświętszej Panienki pas, I tym pasem się trzy razy opaszę, I wszystko robactwo od siebie odstraszę. Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

Poszycie młodego lasu tworzył zielony mech, z którego wystawały kapelusze dorodnych prawdziwków. W tak młodym lesie tego się nie spodziewałem, nastawiony byłem raczej na maślaki, a tu taki rarytas! Chodziłem rzędami i kładłem do kosza kolejne borowiki. Koledzy obrali sobie inny kwartał lasu. Gdy mój kosz się zapełnił, wyszedłem na zalany słońcem skraj lasu. Usiadłem na skarpie i wspomnieniami wróciłem do naszego lasu w Białachowie, gdzie we wczesnej młodości chodziliśmy z mamą na grzyby, a właściwie po grzyby – tyle ich było. Zbieraliśmy wtedy same prawdziwki i kurki. Reszta to były „trujaki” lub „dzikie”. Wspominałem i obierałem moje grzybki, z których miał być obiad. Po jakimś czasie zjawili się koledzy, również taszcząc pełne kosze, które po przebraniu jednak bardzo się uszczupliły. Poszliśmy usatysfakcjonowani na kwaterę, gdzie nasza gospodyni przyrządziła nam grzybny posiłek. Graliśmy w karty dla zabicia czasu i co chwilę spoglądaliśmy przez szparę w drzwiach kuchennych, aby sprawdzić jak postępuje przygotowanie obiadu. Przyjrzałem się dobrze jak nasza gospodyni przyrządza potrawę. Dobrze, że nasze grzybki solidnie oczyściliśmy i odrobaczyliśmy. Nasza pani cały nasz zbiór wypłukała w wodzie i w całości wsypała do „grapy” (garnka). Dołożyła cebuli, soli i gotowała. W międzyczasie obrała kartofle, wstawiła na ogień i pilnując obu naczyń, czekała na ugotowanie. Myślałem, że grzyby odsączy – ale nie. Kiedy stwierdziła, że są miękkie, odstawiła z ognia, zlała ziemniaki, do talerzy nalała „zupy z grzybami”, na miskę wysypała dymiące kartofle i zaprosiła do obiadu. Gdyby nie to, że młodym ludziom kiszki marsza grały, poszlibyśmy na obiad do miejscowej gospody. Jedliśmy i wyobrażaliśmy sobie, że nasze grzybki są przysmażone z cebulką na boczku, z dodatkiem jajek lub w sosie ze śmietaną. Posiłek w dniu następnym zjedliśmy w gospodzie. Nie doszukuję się u naszej gospodyni braku umiejętności kulinarnych. Myślę, że to była biedna potrawa, a takie dominowały na wsi w dawnych czasach. Po takich posiłkach byliśmy wolni od cholesterolu, a męskie brzuszki nie zwisały na paskach spodni. Kociewiaków opowieści rozmaite

031


Na ryby. Janusz Szefler

M

oją przygodę z rybami od bardzo młodych lat zaczynałem poza Kociewiem, w Borach Tucholskich. Całe wakacje uganiałem się za rybami na jeziorze Trzemeszno i rzece Brdzie. Do tego stopnia wpadłem w nałóg, że moje zainteresowania byłem zmuszony przenieść na Kociewie, żeby móc spędzać na rybach nie tylko lato. W okolicach Zblewa moje pierwsze wędkarskie kroki stawiałem przy jeziorze Niedackim w Twardym Dole, słynącym do tej pory z bardzo czystej wody, w której w tamtych czasach pływały między innymi takie ryby, jak płocie, okonie, leszcze, węgorze, szczupaki, sieje i sielawy. Te ostatnie były poza zasięgiem wędkarzy. Stopniowo zacząłem poszerzać moje poszukiwania jezior, w których mogłyby czaić się większe ryby. W taki oto sposób wędkowałem na takich jeziorach, jak Kazubskie we wsi Kazub, Struga, Borówno, Grygorek i Radunie. Po latach wiem, że te ryby tam były, tylko brakowało mi cierpliwości i doświadczenia, aby je złowić, gdy zaczynałem swoją przygodę z wędkarstwem. Dzisiaj jest dużo łatwiej, mamy coraz więcej jezior komercyjnych, gdzie wędkarze, dysponujący ograniczonym czasem, mogą za niewielkie pieniądze łowić rekordowo wielkie karpie, amury, a nawet jesiotry, bez konieczności koczowania nad wodą przez wiele dni i nocy. Niestety, po tych latach pogoni za rybami w deszczu, słońcu, śniegu i mrozie, zaczynam się skłaniać ku kilkudniowym wyprawom, podczas których mogę zapolować sobie na moje ulubione karpie, amury i czasami jakieś przyłowy w postaci dużego leszcza czy lina. Oczywiście, żeby wytrzymać te kilka dni i nocy, potrzebny jest kolega, z którym można opracować strategię pomiędzy braniami, sprawdzić która kulka proteinowa będzie skuteczna - banan, krab czy truskawka. Dodatkowo, poza kolegą, s. 032

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Wschód słońca nad Wisłą, no i wędkarz

należy zapewnić sobie dach nad głową w postaci namiotu, wygodne łóżko oraz sygnalizatory brań. Pozwalają one delektować się snem i jednocześnie nie przegapić brania. Zresztą mamy już sprawdzone, że podczas snu czas płynie szybciej, a co za tym idzie - brania są częstsze. Wędkarstwo przeszło taką metamorfozę w ostatnich latach, że trudno uwierzyć, iż kilkanaście lat temu wędkarze używali leszczyny jako wędki. Teraz używamy kołowrotki z ruchomą lub stałą szpulą, multiplikatory, wędki z włókien węglowych oraz karbonowe, wszelakiego typu echosondy z GPS, sonarem bocznym. Wszystkie te udogodnienia pozwalają w znacznym stopniu ułatwić sobie poszukiwania oraz połów wymarzonych ryb. W wędkarstwie zasada jest niezmienna - aby połów był udany, to ryba musi mieć apetyt, a nie wędkarz. P.S. Połamania kija! Kociewiaków opowieści rozmaite

033


Ubój gospodarczy – świniobicie. Ewa Belczewska

Ś

winiobicie kojarzy mi się z dobrym jadłem. Jak to kiedyś bywało w chatach naszych ojców i dziadów, raz na jakiś czas, jak kaban nabrał odpowiedniej wagi i boczków, nadchodziło świniobicie. Rytuał był to zawsze rodzinny. Krew spuszczona, kiszki wyczyszczone, mięso wykrojone. Gdy w dużym kotle łeb, baki i boczki się gotowały, mama lub babcia szpyrki na patelni z cebulą przyrządzała. Kto w tym czasie chałupę odwiedził i szpyrek skosztował, nigdy tego smaku już nie zapomniał. Mięso świeżutkie, na patelni smażone, a potem duszone z cebulą, solą i pieprzem dobrze doprawione, rozpływało się w ustach. Smak niepowtarzalny z tego kabana co szrót, buraki i zielonkę jadł. Kiedy mięso w kotle od kości odchodziło, czas było kiszki napełniać. To pyszną kaszanką ze skórek, kaszy i krwi zrobioną, to leberką z wątroby, policzków i boczków mieszaną, no i czarną, co białe szpyreczki w sobie kryje. To wszystko doprawione wonnym majerankiem w ogrodzie zebranym i świeżo zmielonym pieprzem ognistym. Zapachy to były nieopowiedziane. Jakby tego było jeszcze mało, i na wędzonkę smak się miało, szyneczki podzielone z tłuszczykiem i skórką solić trzeba, póki mięso świeżutkie. Babcia w krużu solą szynki nacierała i dwa tygodnie leżakować im kazała. Po tym moczenie, suszenie i do wędzarni - drewnem olchowym i trocinami wędzone. Zapach, kolor i smak taki, że chory Żyd by wstał. Z rosołu, co mięso gotowane w nim było, golonki i nóżek zylc był zrobiony. Pyszny, że aż palce lizać, zielem i liściem laurowym doprawiony. Takie to w głowie pozostały wspomnienia z tego to niegdyś wiejskiego zdarzenia, co świniobiciem się zwało. s. 034

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Kociewiaków opowieści rozmaite

035

Tego się nie zapomina - Szpyrki i smalec u Janki i Kazimierza Belczewskich

Spiżarnia - M-KPE we Wdzydzach


Sylwestrowe wróżby i psoty. Wanda Pelowska

P

ożegnanie starego roku, czyli Sylwester, w każdej rodzinie na Kociewiu był ważnym dniem. Od samego rana obserwowano pogodę, zachowania domowników i otoczenia. W rodzinie dbano o spokój i pogodę ducha. Nie było mowy o żadnych kłótniach czy niesnaskach. Wierzono, że jak w Sylwestra będzie zgoda i dobry nastrój w rodzinie, to tak będzie przez cały nadchodzący rok. Zwracano uwagę na to, kto pierwszy przyjdzie do domu. Jak pierwszy przyszedł mężczyzna, sąsiad czy krewny, to wróżyło powodzenie w przyszłym roku. Natomiast jeśli pierwsza przyszła kobieta, wróżyło to niepowodzenie, zarówno w rodzinie, jak i w całym gospodarstwie. Dzień pochmurny i bezwietrzny oznaczał urodzaj w polu, zaś szron na drzewach owocowych wróżył obfitość owoców w sadzie. Jeśli nie obdzwoniono sadu w wigilię Bożego Narodzenia, to należało to zrobić w Sylwestra. Służył do tego mały poświęcony dzwoneczek, którym w czasie burzy w lecie obdzwaniano dom, aby odpędzić uderzenia pioruna. Na Kociewiu balów sylwestrowych z orkiestrą wtedy nie urządzano. Dziewczęta, w porze wieczornej, zbierały się w domach i zaczynały się wróżby. Panna rzucała butem przez lewe ramię. Jeśli but upadł przodem do progu i wierzchem do góry, oznaczało to wyjście za mąż w przyszłym roku. Inny sposób wróżenia polegał na tym, że dziewczyna szła od okna do drzwi, stopa za stopą. Jeśli stopa wyszła za próg, oznaczało to, że rychło wyjdzie za mąż. Jeśli stopą progu nie przekroczyła, to z ożenkiem trzeba poczekać, bo nie wyjdzie za mąż w przyszłym roku. W niektórych okolicach były jeszcze inne metody wróżenia. Przynosiło się z kuchni kubki i filiżanki, kładło się je denkami do góry. Pod kubki wkładano różne rzeczy: chleb, pieniążek, różaniec, pierścionek, kartkę z napisem „podróże” i inne drobiazgi. Dziewczęta wybierały, który kubek chcą odkryć. Pokazywało to, co je czeka w następnym roku. Było przy tym dużo śmiechu i wesołości. Chłopaki i mężczyźni strzelali, bębnili w blachy, ażeby odpędzić stary rok i przywitać nowy. Niektórzy potrafili głośno strzelać z batów. Po północy przychodził czas na sylwestrowe psoty. W mojej okolicy młodzież męska miała używanie. Ileż to trzeba było się natrudzić, ażeby powyjmować s. 042

zwyczaje | tradycje | obrzędy


z zawiasów bramki, furtki i powynosić je na zamarznięte jezioro, które przylegało do zabudowań wsi! Sanie, wóz czy bryczka, jeśli nie były schowane pod klucz, też w Nowym Roku znalazły się na lodzie. Jednak największym wyczynem było wtaszczenie wozu konnego na dach domu. Przecież trzeba było go rozłożyć na części i u góry zmontować tak, żeby nie uszkodzić dachu. W Nowy Rok widziało się wóz dyszlem w kominie, a kołami do góry. Zdjęcie takiego wozu z dachu było prawdziwym wyczynem. Gospodarz niejedną butelczynę ofiarował śmiałkom za taki wysiłek. Mimo trudu i przeróżnych problemów, nikt z mieszkańców się nie obrażał i nie złościł za te psoty. Pamiętam starszego mieszkańca wsi, który własnoręcznie uszył sobie futrzaną czapkę. Chwalił się sąsiadom pokazując swój wyrób, w którym wyglądał przekomicznie. Wiejska kawalerka sporządziła szyld z napisem: „Krajowy wyrób czapek”. Ów szyld w Nowy Rok wisiał na ścianie domu producenta czapki. Ludzie szli do kościoła w Nowy Rok, zatrzymywali się i czytali napis. Nieszczęśnik dziwił się, że ludzie przystają i patrzą na jego dom. Uczynny sąsiad pokazał mu szyld wiszący na ścianie z drugiej strony domu. Śmiechu było wiele, jednak nikt nie zdradził sprawców. W Sylwestra, ostatni dzień roku, przeróżne psoty Kociewiacy uważają za coś oczywistego i z tego powodu nikt się nie gniewa. Czasy się zmieniają i zwyczaje się zmieniają. Nastały lata, w których modne zaczęły być prywatki. Sąsiedzi, przyjaciele, znajomi spotykali się w prywatnym mieszkaniu świątecznie ubrani, przynosili ze sobą wiktuały i butelczynę. Gramofon i płyty z nagraniami tworzyły nastrój do tańca. W większych miejscowościach i miastach urządzano bale sylwestrowe z orkiestrą i różnymi atrakcjami. Coraz bardziej modne stawały się także bale przebierańców. O północy wszyscy obecni witają Nowy Rok szampanem, składając sobie życzenia noworoczne. Od kilkunastu lat w noc sylwestrową odbywają się imprezy rozrywkowe z udziałem znanych artystów na placach, rynkach miast i większych miejscowości. Wójtowie, prezydenci czy burmistrzowie spotykają się z mieszkańcami i składają życzenia noworoczne. Jest to bardzo miły zwyczaj. Pokazy sztucznych ogni, petard i świateł laserowych budzą podziw i radość. Jednak huki wystrzelanych materiałów powodują stres i niepokój zwierząt domowych. Trochę mi żal biednych stworzeń, ale cóż, czasem tradycja bierze górę nad rozsądkiem. Po Nowym Roku wszystko wraca do normy. Jednak karnawał, a najbardziej zapusty, to okres zabaw, wesel, kuligów i spotkań, które dają nam wiele radości i wprawiają w dobry nastrój, który każdemu jest potrzebny przez cały rok. Kociewiaków opowieści rozmaite

043


Po zapustach Wielki Post. Wanda Pelowska

M

ijają zapusty - czas uciech, zabaw, tańców, kuligów, spotkań towarzyskich i różnych atrakcji. Objadaliśmy się pączkami w Tłusty Czwartek, zaś w poniedziałek przed Środą Popielcową delektowaliśmy się smakiem róży karnawałowej. We wtorek ostatki i śledzik, jest jeszcze czas, żeby potańczyć do godziny 24.00. O północy orkiestra przestaje grać do tańca. Zagra pieśń religijną „Kto się w opiekę” i zaczyna się Wielki Post. Czas szczególny i bardzo ważny dla ludzi wierzących. s. 050

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Wielki Post - czas pokuty i oczyszczenia Zaraz na początku Wielkiego Postu, tu na Kociewiu, wkładamy do wody gałązki brzozy, żeby wypuściły listki na Wielkanoc na szmaguster, czyli śmigus-dyngus. W czasie Wielkiego Postu nie urządza się zabaw z orkiestrą. Jeśli w którejś rodzinie odbywa się wesele, to też jest urządzane bez muzyki i bez tańców. Rozumiemy powagę Wielkiego Postu. Nasi dziadkowie rygorystycznie podchodzili do kwestii postu. Patelnie i garnki do potraw tłustych były wyszorowane i schowane do komory - spiżarki. Nie jadało się w tym okresie potraw mięsnych. Niektórzy nie jedli w poście masła. Odmawiano sobie także jedzenia słodyczy. W menu obiadowym królował śledź. Jedzono ryby z jezior, jajka, nabiał oraz warzywa: kapustę, groch, fasolę, marchew. Popularne były zupy z suszonych owoców oraz suszonych grzybów. Tak zwany gapsi rosół z bulewkami był częstym obiadem w biedniejszych rodzinach. Do dziś starsze mieszkanki Kociewia pamiętają sos sztypka z bulewkami. Starsze gospodynie na Kociewiu pamiętają jak smakują zwyczajne ruchanki. Mam na myśli te z ciasta chlebowego, które pozostało po uformowaniu bochnów chleba. Nie były one takie słodkie i pulchne jak obecnie się przygotowuje. W mojej rodzinie kopało się w ogrodzie na zimę kopiec, w którym przetrzymywało się ziemniaki, oraz mniejszy okrągły kopiec z marchwią i buraczkami - ćwikłą. Był worek grochu, mieliśmy też dużo fasoli, której strąki wyłuskiwaliśmy w zimie. Beczka kiszonej kapusty była nie tylko dla rodziny, ale również dawało się sąsiadom, którzy nie posiadali swojej ziemi. Obecnie już tak rygorystycznie nie pościmy. Mamy lepszy dostęp do różnych produktów spożywczych, jednak te proste potrawy, przyrządzane z hodowanych zdrowych roślin bez stosowania chemii w nadmiarze, na pewno są korzystniejsze dla naszego zdrowia. W środę popielcową obowiązuje ścisły post, a ludzie tutejsi stosują się do przestrzegania tego nakazu. Każdy Kociewiak, jak mawiają, syrca pogodnygo, stara się uczestniczyć w obrzędzie posypania głowy popiołem na znak pokuty, odprawianym podczas nabożeństwa w kościele. Tylko nieliczne rodziny w naszych stronach nie biorą udziału w obrzędach wielkopostnych. Przez cały okres Wielkiego Postu ludzie wierzący i nie tylko, biorą udział w nabożeństwach Drogi Krzyżowej i Gorzkich Żalów. Kociewiaków opowieści rozmaite

051


Droga krzyżowa ulicami Zblewa. Ks. Paweł Orłowski

K

olejnym wydarzeniem religijnym, które odbywa się na ulicach Zblewa, jest plenerowa droga krzyżowa. Organizuje ją Parafialny Oddział Akcji Katolickiej. Zwyczaj drogi krzyżowej nawiązuje do historii Jezusa Chrystusa, który dopełniając dzieła zbawienia człowieka, niesłusznie został skazany na śmierć i wąskimi ulicami Jerozolimy dźwigał krzyż, aby na nim oddać swoje życie. Nabożeństwo odbywa się wieczorem, w piątek poprzedzający VI niedzielę Wielkiego Postu. Wymownym znakiem przeżywania tajemnicy cierpienia jest dźwiganie symbolicznego krzyża przez przedstawicieli parafii, od dzieci poprzez młodzież, rodziców, aż po seniorów. Krzyż niosą członkowie różnych grup zawodowych: nauczyciele, służba zdrowia, a także grupy skupione przy parafii. Tego dnia na ulicach umieszczone są symboliczne tablice przedstawiające czternaście stacji drogi krzyżowej. Przy każdej z nich odczytywane są rozważania, które nawiązują do bieżących spraw społecznych i dotykają aktualnych problemów. Modlitwy zanoszone do Boga odprawiane są w tym dniu w intencji wszystkich mieszkańców. W 2019 roku po raz pierwszy droga krzyżowa zakończyła się na parafialnym cmentarzu. Było to nawiązanie do wiary w powszechne zmartwychwstanie i wyraz naszej łączności ze zmarłymi. s. 052

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Kociewiakรณw opowieล ci rozmaite

053

Chrystus frasobliwy, przydomowa kapliczka


Wielkanoc u nas. Wanda Pelowska

R

ezurekcja w Polsce wprowadzona została w XII wieku. Msza Rezurekcyjna zaczynała się w sobotę o godzinie 22.00 i trwała do północy. Później procesję i mszę Rezurekcyjną przeniesiono na poranek w Niedzielę Wielkanocną. Po przyjściu z kościoła każdy chętnie zjadał śniadanie, zaczynając oczywiście od święconki. Zwyczaj spożywania jajek, tu u nas na Kociewiu, przypadał w Wielkanocny Poniedziałek. Święta Zmartwychwstania Pańskiego w naszym kraju i na Kociewiu były i są bardzo uroczyście obchodzone. W kościele i w domu ludzie są odświętnie ubrani, aby podkreślić swój szacunek do wiary i tradycji. Świętują, wstrzymując się od prac ciężkich i niekoniecznych. W domostwach wysprzątanych i odświętnie przystrojonych spożywają potrawy przygotowane przez gospodynie domu pieczołowicie i z pomysłem. Potrawy świąteczne są różnorodne, tak jak różnorodna jest teraz społeczność Kociewia. Prym wiedzie jajko - symbol życia. Jednak u nas ważny był, i nadal jest, obiad świąteczny, oczywiście z udziałem pieczystego. Do tego różnorodne dodatki i na deser legumina. Po południu kawa z bunków i domowe wypieki: sernik, mazurki, baranek z ciasta i inne smakołyki. Jednak babka na Wielkanoc musi być. W Poniedziałek Wielkanocny dzieci otrzymują prezent od zająca. Od wielu lat istnieje zwyczaj szukania gniazdka zająca. Dotyczy to małych dzieci. Od rana w ogródku, gdzieś pod krzaczkiem porzeczek, na miedzy, czy w trawce przy płocie, przygotowywano gniazdka - koszyczek ze słodyczami z jajkami, cukrowy lub czekoladowy zajączek, baranek czy kurka. Radość gzubków była wielka, kiedy znalazły swoje gniazdko. Z mojego dzieciństwa pamiętam nadal radość z otrzymania nowej sukienki na Wielkanoc. Bardzo ucieszny zwyczaj to poniedziałkowy szmaguster, czyli śmigusdyngus. Dzieciaki, wyposażone w rózgi brzozy z rozpuszczonymi zielonymi listkami, biegały całą gromadką. Dziś to już rzadkość. Ten zwyczaj zanika, a szkoda. Ile to śmiechu i wesołości było, jak dziewczęta z piskiem uciekały, a chłopcy po nogach smagali dyngusem! Zdarzało się, że dziewczynę zastali s. 056

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Puśki - kwiaty wierzby

rano, jeszcze śpiącą w łóżku. Za dyngowanie otrzymywali jajka. Każda panna chciała być wydyngowana. Był nawet taki śmieszny wierszyk: Po dyngusie my tu przyśli Żeby ciebie pchły nie gryźli Dyngi, dyngi jaja Żebyś pchłów nie miała. Ale najczęściej wygłaszano wierszyk lub śpiewkę: Przyszli my tu po dyngusie Powiamy wam o Chrystusie. W Wielki Czwartek, w Wielki Piątek Miał Pan Jezus wielki smutek Wielki smutek, wielkie rany My so wszyscy chrześcijany Wy dawajcie, co Bóg karze Po jajeczku i po parze Jak byście nam mendel dali Bym wam bardzo dziękowali. Na Kaszubach dynguje się gałązkami jałowca. Mój ojciec mówił tak, jak zapamiętał ze swojego domu rodzinnego: „Po to są zielone młode listki na gałązkach brzozy, która jest zdrowotna, to jak nowe życie”. To jest zwyczaj nasz, kociewski. We wtorek po Wielkanocy narzeczona szła wydyngować swego kawalera. Oblewanie wodą to zwyczaj zaczerpnięty z innych stron naszego pięknego kraju. Teraz w rodzinach można spotkać spryskanie wodą lub perfumami. Kociewiaków opowieści rozmaite

057


Kociewska łąka

s. 060

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Maj Wanda Pelowska

Idzie sobie maj po łące. Zgina trawy ciepły wiatr. Zboże kłania się w podzięce. W kwiatach pszczeli żyje świat. Sady w kwiecie się przybrały Brzęczy w nich owadów rój. Kalinowe piękne kule Przyodziały biały strój. Rabatowy kwiatek bratek Oczkiem mruga tu i tam. Piwoniowe słodkie wonie Wdzięczą lica kwietnych dam. Już skowronek z ranną rosą Dźwięczny swój rozpoczął tryl. Szemrze strumyk, lasy wznoszą Zapach konwaliowych chwil. A czarna ziemia jak płodna matka Spieszy się wydać swój owoc Aby znów wyrósł, zakwitł, obumarł, I życie zaczął na nowo. Kociewiaków opowieści rozmaite

061


Boże Ciało. Z Panem Bogiem mi po drodze. Ks. Paweł Orłowski

S

„Zróbcie mu miejsce, Pan idzie z nieba, Pod przymiotami ukryty chleba. Zagrody nasze widzieć przychodzi, I jak się Jego dzieciom powodzi.”

łowa religijnej pieśni w syntetyczny sposób oddają to, czym jest Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, potocznie nazywana Bożym Ciałem. Dzień ten przypada zawsze w czwartek, po uroczystości Trójcy Świętej. Tego dnia w centrum staje liturgia Eucharystii i tajemnica obecności Boga pod postacią chleba i wina. Po jednej z mszy z kościoła wyrusza procesja eucharystyczna na ulice naszej miejscowości. Zwyczaj ten sięga XIV wieku i swe korzenie ma w Kolonii. Początkowo procesja miała charakter uwielbienia, dopiero później dołączono intencje błagalne o urodzaj, ochronę przed wrogami itp. W Polsce procesje przyjęły się powszechnie w XV wieku. Piękną tradycją jest sypanie płatków kwiatów przed kapłanem niosącym Najświętszy Sakrament. To znak wielkiej czci dla Boga ukrytego pod postacią chleba. Czasami tworzone są przepiękne kobierce, które budzą podziw mieszkańców. Na trasie buduje się wcześniej cztery ołtarze, przy których zatrzymuje się procesja. Przy poszczególnych stacjach odczytuje się fragmenty Ewangelii odnoszące się do Eucharystii. Wszystkie podkreślają obecność Chrystusa w Eucharystii, która przedstawiona jest jako pokarm, mogący zaspokoić głód każdego człowieka. Adoracji oraz proklamacji i słuchaniu słowa Bożego towarzyszy modlitwa błagalna wyrażona w śpiewie Suplikacji. Polowe ołtarze, jak i cała trasa procesji, udekorowane są świeżymi brzózkami. Dawniej wierzono, że poświęcone gałęzie brzozowe, przyniesione po procesji z przydrożnych ołtarzy do domostw, będą sprzyjać urodzajom. W niektórych domach wkładano je za święte obrazy. Świętowanie Bożego Ciała przedłużone jest o kolejne 7 dni, tworząc w ten sposób oktawę uroczystości. Każdego dnia odbywa się procesja dookoła kościoła, której - tak jak w dzień samego święta - towarzyszą chorągwie procesyjne, sztandary, a także feretrony. Na zakończenie oktawy święci się wianki z ziół i polnych kwiatów. Przechowuje się je potem przez cały rok. Jest także zwyczaj, aby spalając zasuszone kwiatki, okadzić dom, bowiem woń błękitnawego dymu oddala nieszczęścia i powstrzymuje gromy w czasie burz. s. 066

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Kociewiaków opowieści rozmaite

067

Przed wjazdem do Zblewa. Figura Chrystusa autorstwa Teodora Plińskiego


Dorodne kłosy ze Zblewskich pól

s. 074

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Sianokosy, żniwa, wykopki. Mirosław Umerski

J

adąc w piękną słoneczną pogodę na przełomie maja i czerwca po naszej okolicy, widzimy dzisiejszych Kociewiaków, którzy na swych ciągnikach z przyczepionymi kosiarkami, lawirują wśród łąk i na różnego rodzaju użytkach zielonych, wykaszając trawy na siano. Gdy się na to patrzy, człowiek zastanawia się jak ci nasi dziadkowie dawno temu, jak to się mówi powszechnie „przed wojną“, robili te swoje sianokosy. Dzisiejsi rolnicy, czy może - jak ich nazywamy - producenci rolni, praktycznie niczym nie przypominają tych naszych, po kociewsku - lólków, u których dzień zaczynał się o brzasku, a wieczerza była o dwudziestej drugiej godzinie. Spróbuję przybliżyć ten już pewnie zapomniany czas sianokosów. Zaczynało się wszystko praktycznie jak dzisiaj, od przygotowania kosiarki - taki przegląd, jakieś podreperowanie sprzętu... Tak, ale jaki w tamtych czasach był to sprzęt? Bogaci rolnicy na swoich gburstwach posiadali kosiarki konne, którymi wykaszali bardziej dorodne trawy, szczególnie te posiane na użytkach ornych. Nasuwa się pytanie: jak kosili na podmokłych łąkach czy terenach, na których była ograniczona możliwość użycia kosiarki konnej? Na pomoc przychodził, jak to współcześnie mówimy, „sprawdzony sprzęt”. Tak, ten sprzęt nie tylko wykosił trawy w utrudnionych warunkach, lecz także, gdy była potrzeba, przekuwano go na sztorc i służył jako broń w czasie insurekcji kościuszkowskiej u kosynierów – tak, kosa to niezawodny sprzęt! Nawet dzisiaj. Wiemy już więc jakie narzędzia ci nasi dziadkowie posiadali. Kosa w dawnych czasach była powszechnie wykorzystywana na pracharyjach, gburstwach czy majątkach ziemskich. Nasi przodkowie do sianokosów szykowali się już prędzej. Przygotowywano kos kosę przez wyklepywanie jej na tak zwanej babce, czyli małym kowadełku, które było osadzone na około półmetrowym pieńku, do którego była wzdłużnie przymocowana ławka, a za ławką był drążek około metra, metra dwadzieścia wysokości, wbity pionowo w ziemię z przywiązanym sznurkiem, którego drugi koniec był zawiązany na jakimś ciężarku – to mógł być kamień, cegła lub jakiś cięższy metal o gabarytach cegły. Tym sznurkiem było blokowane kosisko, czyli drążek, na którym osadzona była kosa. Bardzo ważne było, jak to powszechnie się nazywa, klepanie kosy, gdyż nieumiejętnie wykonane, praktycznie uniemożliwiało koszenie. Na gospodarstwach uczono chłopców od najmłodszych lat, oprócz innych Kociewiaków opowieści rozmaite

075


Zasiewy. Andrzej Baran

C

zas zacząć przygotowywać ziarno do nowych zasiewów. Ziarno przeznaczone na siew, ale i to na paszę, powinno być należycie oczyszczone. Na pierwszy rzut idzie zboże ozime, tj. żyto, pszenica, jęczmień i pszenżyto. W czyszczeniu zboża bierze udział kilku członków rodziny. Do czyszczenia używa się fuchtla lub klapra, w zależności od tego, co rolnik posiada. Dawniej były to maszyny napędzane ręcznie. Jeden kręcił wprawiając w ruch śmigła fuchtla, drugi sypał ziarno z góry do pojemnika, a trzeci odgarniał wszystko za pomocą łopaty na gromadę. Następnie sypało się do worków w ilości, jaką rolnik odmierzył do siewu. I tak postępowało się z każdym gatunkiem zboża. Staranne oczyszczenie zwiększa zawsze wartość nasion i powoduje lepsze wschody, co wiąże się z uzyskaniem lepszych plonów żniwnych w następnym roku. Proces ten ma na celu uzyskanie możliwie czystego materiału podstawowego po oddzieleniu plew z mieszaniny. Rolnicy, którzy decydują się na wysianie pola ziarnem z własnych zbiorów, powinni przed pracami polowymi sprawdzić zdolność kiełkowania ziarna. Można to w prosty sposób zbadać domowym sposobem, dzięki czemu będzie wiadomo, czy daną partię ziaren warto w ogóle wysiewać. Aby sprawdzić zdolność kiełkowania, potrzebna jest warstwa waty lub innego chłonnego materiału, który zwilża się wodą i układa płasko na podstawce plastiku lub szkła. Na nawilżonym materiale należy ułożyć sto ziaren, najlepiej w dziesięciu rzędach po dziesięć nasion - wtedy łatwiej będzie je później oszacować i policzyć. Całe badanie powinno trwać około tygodnia, przy czym materiał powinien być wilgotny. Gdy już ziarno zostało wyczyszczone, większość rolników pamięta o jeszcze jednej czynności, a mianowicie o poświęceniu ziarna w kościele. s. 084

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Orka i siew w M-KPE we Wdzydzach Kiszewskich

W Polsce święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny nosi nazwę Matki Bożej Siewnej. Dawniej był bowiem zwyczaj, że dopiero po tym święcie i uprzątnięciu pól, brano się do orki i siewu. Lud chciał, aby rzucane w ziemię ziarno najpierw pobłogosławiła Boża Rodzicielka. Do ziarna siewnego dokładano ziarno wyłuskane z kłosów, które były wraz z kwiatami i ziołami poświęcane w uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej, aby uprosić sobie dobry urodzaj. W tym celu też polscy rolnicy, do pobłogosławionego w dniu 8 września ziarna, dodawali ziarna wyłuskane z wieńców poświęconych w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. W święto Matki Bożej Siewnej, jak każe dawny zwyczaj, rolnicy przynoszą do kościoła ziarno w odświętnie udekorowanym koszyku, przeznaczone na tegoroczny zasiew. Stawiają je na przygotowanym stole i po mszy następuje poświęcenie ziarna przez kapłana. Ma to zapewnić dobre urodzaje w nowym roku. Rolnik zabiera poświęcone zboże do domu i następnie wsypuje do siewnika przy siewie. Jest to tradycja pomału zanikająca. Co roku coraz mniej rolników święci zboże. Jest to spowodowane tym, iż rolnicy coraz częściej do siewu kupują kwalifikowane nasiona z Centrali Nasiennej. Kociewiaków opowieści rozmaite

085


Leśna droga w bukowym lesie

s. 090

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Posłowie na sejm RP z gminy Zblewo. Wanda Pelowska

Pisząc o zwyczajach i tradycjach na Kociewiu, o kulturze i ludziach tu mieszkających, nie sposób byłoby pominąć wpływ posłów na sejm RP na kształtowanie wartości obyczajowych i społecznych oraz kulturalnych Kociewia. Na wielki szacunek i uznanie zasługuje patriotyzm i umiłowanie ziemi ojczystej, zarówno w wymiarze rodzinnym, jak lokalnym i ogólnopolskim. Posłowie na sejm RP z gminy Zblewo: Piotr Szturmowski (rok 1939) i Stanisław Hoffman (lata 1879-1939), żyli i działali na Kociewiu w bardzo trudnym okresie ciężkiego terroru okupanta hitlerowskiego. Byli jednak oparciem i wzorem dla ówczesnych mieszkańców ziemi kociewskiej. Złożyli za to najstraszliwszą ofiarę ze swego życia. Jesteśmy im winni pamięć i cześć, a także przekaz o heroicznym działaniu wspaniałych ludzi dla następnych pokoleń Kociewiaków. Poseł na sejm II kadencji w latach 1993-1997, Krzysztof Trawicki, opisuje działalność swoich poprzedników, posłów z gminy Zblewo z wielkim szacunkiem i uznaniem dla ich zasług dla ludności Kociewia. Pisze o nich jako o autorytetach i wzorach dla młodego posła, któremu przyszło działać w okresie przemian społecznych i gospodarczych kraju. Jako bardzo aktywny poseł, Krzysztof Trawicki podjął działania na rzecz upamiętnienia wielkich osobowości Kociewia. Szkole w Pinczynie nadano imię Stanisława Hoffmana, szkole w Pogódkach - Piotra Szturmowskiego. Krzysztof Trawicki starał się także upamiętnić Małgorzatę Hillar - poetkę urodzoną w Piesienicy. Powstało Towarzystwo Społeczno-Kulturalne imienia Małgorzaty Hillar, które corocznie przyznaje nagrody za osiągnięcia w dziedzinie literatury, publicystyki i animacji kultury „Kociewskie Pióro”. Gminny Ośrodek Kultury w Zblewie nazwano imieniem Małgorzaty Hillar. Działalność posła Trawickiego obfitowała w sukcesy, zwłaszcza w polityce samorządowej. Aktywna działalność w zakresie kultury, sportu i ochrony środowiska została doceniona przez władze nadrzędne. W niniejszym wydaniu warto wspomnieć o wielu ludziach, tak o zwyczajnych Kociewiakach, jak i o tych, których działalność ma znamiona czynów nadzwyczajnych, o wartych zapamiętania synach swoich ojczystych stron. Wanda Pelowska Kociewiaków opowieści rozmaite

091


s. 108

zwyczaje | tradycje | obrzędy

Przy obecnej ul. Głównej w Zblewie

Ulica Rynkowa w Zblewie (obecnie ul. Główna)


Dycht po naszamu – powiastki. Wanda Pelowska

Jano wesoło

J

ak zapusty, to tyż muzika. Jak muzika, to radość ji szczypka śmniychu, a czasam breweryje. Walerka z Brónysiam zawdy só chantne na muzika łaziyć. Tó razó Brónyś sia naper, że nikomu niy bandzie sia napraszał, żeby na muzika zawoziył ji z muziki przywióz. Powiada Walerka: - Jano sia richtuj. To je moja sprawa. Nic sia niy frasuj. Zajechał samochodam pod samuśke dźwyrze, co by Walerka lakyrków se niy powalała. Walerka wipindrowana ji Brónyś w nowym ancugu pojechali do remizy. Ale było wesoło. Tańce, take wigibi, take zace Brónyś wyczyniał, że jano walerczyne szpyty w górze fajtali. Całka noc jaż do widu. Czas do dóm, a Brónyś wesolutki jak tan ptaszek. Ze szatni ze zimowymi buciskami Walerki przylejciał. - Walerka, sia niy frasuj- powiada. Szpacyr nóm sia przyda. Ludzie zbawne! Brónyś wymyślył nowe chody. Dwa kroki naprzód, jedan nazad. Zamach ji zaś dwa kroki naprzód, jedan nazad. Walerka po tyle podrabywała. Mniała strach, żeby Brónyś z kursu niy zboczył, bo z rowu przy szosie to wiera knap by gó wydostała. Brónyś, chitra jucha, jak obaczył swój płot przy drodze, a sia zwejón, że zaró bandzie dóma, wzioń zamach ji dał sia galopam. Zatrzymał sia na dźwyrkach płotu, zamach, trzy zace ji dawaj atakować zamek w dźwyrzach od dómu. Kociewiaków opowieści rozmaite

109


- Że tyż musielim lichy klucz wziość! - sia jadowji - Tan klucz tu nijak niy pasuje! Starszy Knapek czuł tan dudan przy dźwyrzach. Otworzył. Lejciał przodzi przed Brónysiam ji szyrok dźwyrze ostwarzał, żeby kyrunek nadawać jaż prost do wyrka. Niy zdórzył ojcu butów zebuć, jak dało słychać chrapanie. - Uż je dobrze - zmyślny gzubek sia cieszył. Brónysiowy samochód eszczy dwa dni kele remizy stojał. Jano wesoło. Wjidzita zabawniki? Dejta baczanie, co byśta lichego klucza niy wziani. Ni ma to jak dóma po muzice odpoczywać.

Nyki Agaty

L

udzie zbawne! Co to sia u nas latoś z tó pogodó wyrabia? Ja uż nie wiam, czy to je eszczy lato, czy durcham jesiań. Toć podług kałandarza to jest aj zima. Ciamne dnie, a wilgoć taka, że chały só zawilgłe. Jak całka przyroda kele nas je taka, to my ludek Boży tyż take apartne sómy. Jak nas w gnatach niy łupsie, jak rojma niy krónci to mómy sapka, abo chruchel, abo eszczy co wiancy. Ni dziwota, że zmniyłowania boskygo chcamy upraszać, a u doktorów pomocy szukać. Niech to jasne z modrym! Od tygo wyrzykania moji ciotki Agaty to mnie żarota bierze. Toć dziań w dziań czuja to stankanie. - Dosić tych żalów. Zbirajma sia. Jedzim do doktora - gadom. Ciotka Agata jano wzdycha, powiada: - Jano ni tak hastycznie. Toć eszczy zaczekajma, co mnie sapka puści. Wej. Doktór mnie bandzie chciał podszukać, to ja musza mniyć nowe take lepsze obucia. s. 110

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Na ciotka niy ma rady. Ciotka ma swoje nyki. Jak uż wszystko było podług jej woli, to w samochodzie sia rozsiadła ji dała rozkaz: jedzim! Długo w ośrodźku zdrowia my nie czekali. Jak ciotka Agata wylazła od doktora, mnieliśta wjidziyć jaka mniała zabuczała pyza. Dopsiyrku sia zaczani wyrzykania. - Co to za doktór? Jano chciał mój Janczyk obaczyć. Ja sia zebułóm, żeby mnie podszukał, tak jak kedyś, a tu nic. Znać tan doktór ma w ślypsiach ryntgyna ji wszystko widzi bez moje nowe chały. No niy powiam. Recepta wypsisał, to pylów zaś bandzie mało wiela na sztyry mniesióndze. Po tamu pojedzim do doktórki. Do doktóra niy! Jak doktórka mnie podszuka ji obada, to bandzie lepsi wiedziała co mnie dolega. Ba. Wej. W telewizji zamanówszy pokazujo, jak to mogó człowieka ze wszystkygo wylyczyć - koncepuje ciotka Agata. Z takó nadziejó przyjechelim do dóm. Dóma nas czekała niespodzianka. Była przyjechana Cyla - siostra Agaty, zaprosić nas na chrzciny swoji wnuczki. Byśta niy uwierzyli. Moja ciotka Agata cudam chyba ozdrowiała. Taka sia zrobiyłą chwatka. Zabaczyła, że jó coś boli. Zaproszanie psirsza przyjana. Tak, jak niy chciała nigdzie z chałupy sia ruszyć, tak tó razó chanci na jazda byli. Ale zaś nowe termedyje. Agata chce mniyć nowe obucia, a z ciotkó żartów ni ma. No, mnie taka myśla naszła, żeby po tan sprawunek pojechała ze swojó siostró Cyló. Gadóm: - Jano jedźta ciocie do mniasta, tam je wiankszy wybór. Tam bandzie sia cioci lepsi wjidziało. Cieszyłóm sia, że je kłopot z głowy, równak jeszcze wianksze termedyje dało. Ciocie zakupy zrobiły walne. Co z tego, kiedy dóma cioci Agacie uż sia ni widzieli. Zaczano sia wykómadlanie, że take obucia to jano tak zamanówszy bandó potrzebne. Ja niy jezdam taka pindirinda. Najlepsi to zarazki nazad zawieźć do składu. Moja uciecha była krótka. Ciocia Cyla okazała się sprytniejsza, jano sia na napsiantku zakrónciła ji powiada: - Ostańta z Bogam. Obaczym sia na chrzcinach. Zatrombiyła na odjazd, jano kurz za nió ostał. Wjidzita? Gupsiamu radość. Termedyja zaś móm ja. Żebym jano zdrowe byli, to sobie z ciotkó Agató poredzim. Jutro bandzie lepszy dziań. Kociewiaków opowieści rozmaite

111


s. 128

zwyczaje | tradycje | obrzędy

Woda przy młynie w Zblewie

Ulica Rynkowa w Zblewie (obecnie ul. Główna)


Kociewiaków opowieści rozmaite

129

Ulica Rynkowa w Zblewie (obecnie ul. Główna)

Ulica Rynkowa w Zblewie (obecnie ul. Główna)


s. 130

zwyczaje | tradycje | obrzędy

Tzw. Dom Fischerowej, ul. Kościerska przy przejeździe kolejowym

Widok na kościoł od ul. Rynkowej, obecnie ul. Głównej


Humor na kociewską nutę. Grzegorz Oller

L

udowych pieśni posługujących się humorem w warstwie tekstowej jest bez liku. Również pieśń kociewska bardzo często operuje żartem, który znajdziemy w twórczości muzycznej wielu rodzimych muzyków. Dotyczy to nie tylko treści słownych, które najczęściej są oczywiste dla słuchacza, ale również czysto muzycznych. W kociewskiej piosence „Żal konika” z tekstem „Jadzie wojsko łod Berlina”, mazur w metrum trójdzielnym, potrafi przyjąć rytm liczony do pięciu, czyli z odjętym trzeci pulsem co drugi takt. W bardzo znanej frantówce „Miała baba jedna córa” dwudzielna polka ma skandowane wyliczenie na raz - dwa - trzy. W piosence „Starego pod ława” mamy szybki trójdzielny rytm zamknięty w parzystym metrum polki. Nie tylko rytm odzwierciedla humor tekstu. Również tempo i forma pieśni. W piosence „Moje kumy” śpiewna zwrotka w tempie kujawiaka w refrenie zamienia się w szybkiego oberka z przytupem. Podobnie zresztą jest w piosence „Łusnyła dzieweczka po lilijó” i wielu innych. Również w warstwie melodycznej często ukryte są pełne humoru i jednocześnie bardzo zaskakujące zwroty. W piosence „Jadzie jadzie chłopak drogó” oprócz melodii fikającej koziołki po różnych trójdźwiękach, na słowa „rumci tradiralla” mamy skok w górę o siedem dźwięków (septymę). W piosence „Brómbas ji diabelske skrzypki” melodia wymaga od śpiewaków wprost operowych zdolności nie tylko przez kształt melodii obfitujący w wymagające frazy ale również poprzez odległości między dźwiękami sięgające ośmiu dźwięków (oktawy). Polka kochaneczka także należy do pieśni pełnej humoru opowiadającej o radościach „tańcowania”, dlatego melodia niesie ze sobą obraz atmosfery dowcipu, zadziorności i zalotów. W tym celu jej rytm bardzo zgrabnie naśladuje oberka poprzez akcent miejscami przeniesiony na koniec taktu dodatkowo podkreślony przez wyliczankę „raz, dwa, trzy” zawartą w tekście. Również melodia podkreśla humor tekstu. Tak jak „taniec gibki” wymaga od tancerza sprawności, tak melodia choć z pozoru łatwa, zawiera w sobie zaskakujące przejścia sprawdzające umiejętności wokalne śpiewaka. Kociewska pieśń ludowa jest cennym składnikiem życia regionu a niesiony przez nią przekaz obyczajów i kultury pozwala rozwijać odrębną tożsamość w jednoczącym się świecie zewnętrznym. I choć „tera naszła insza moda” to jednak ta nasza „poleczka” wywoła uśmiech na wielu twarzach i otworzy wiele serc na piękno Kociewia. Kociewiaków opowieści rozmaite

131


POLKA KOCHANECZKA słowa: Wanda Pelowska muzyka: Grzegorz Oller

& 42 F

3

œ œ œ œ

&

Ko - cha - necz - ko F

7

œ œ œ œ

&

11

&

Bo Ref.:

15

&

F

œ

F

œ

œ

œ

œ

Raz dwa trzy,

œ #œ

F

s. 132

œ #œ œ œ œ

œ

G7

to - niec szyb - ki, C

œ

raz C

œ

raz

œ

œ

Bo - lek

œ

Tak

œ

ja - no z Bol - kam.

œ

dwa trzy.

œ #œ œ œ œ

œ #œ œ œ œ

œ

Tak

œ

C

œ

œ

œ

gib - ki! C

œ

œ œ œ

œ

ja

C

œ

œ

œœœœœ œ œœœœœ œ

i

ty.

C7

Œ

œ

tań - cu - jim

C

C7

œ

tan - cyrz

tań - cu - jim

G7

F

F

œ

œ

G7

dwa trzy.

œ

œ #œ œ œ

Nie chca z to - bo,

œ

œ C

œ œ œ #œ

tań - cuj pol - ka. C

œ

œ

G7

œ #œ œ œ

œ #œ œ œ œ

F

œ œ œ œ œ

C

F

& ..

&

œ

Raz dwa trzy,

19

23

po - lecz - ka

C7

my! F

œ œœœœ F

œ

œ

..

zwyczaje | tradycje | obrzędy


I. Kochaneczko tańcuj polka Nie chca z tobo, jano z Bolkam Bo poleczka taniec szybki Bolek tancyrz gibki

Ref: Raz dwa trzy, raz dwa trzy Tak tańcujim ja i ty Raz dwa trzy, raz dwa trzy Tak tańcujim my!

II. Burczo basy, skrzypki grajo Pary w tańcu sia mijajo I raz dwa trzy przytupujo Poleczka tańcujo

Ref: Raz dwa trzy, raz dwa trzy Tak tańcujim ja i ty Raz dwa trzy, raz dwa trzy Tak tańcujim my!

III.` Frania ma dziś suknia nowa Nos zaderty na posowa Zaś pod psiecam panna druga Już na Bolka mruga

Ref: Raz dwa trzy, raz dwa trzy Tak tańcujim ja i ty Raz dwa trzy, raz dwa trzy Tak tańcujim my!

IV. Tak to dawni przy niedzieli Na Kociewiu tańcoweli Tera naszła insza moda Nom poleczki szkoda

Kociewiaków opowieści rozmaite

Ref: Raz dwa trzy, raz dwa trzy Tak tańcujim ja i ty Raz dwa trzy, raz dwa trzy Tak tańcujim my!

133


SPIS TREŚCI Wanda Pelowska

Od autorki - Kociewiaków opowieści rozmaite..................................................... 006 Kazimierz Szmagliński

Ziemio........................................................ 009 Lech J. Zdrojewski

O tych, którzy dziedzictwo przodków na ziemi zblewskiej kultywowali - garść wspomnień..................................... 010 Wanda Pelowska

Zwyczajna rodzina w moich stronach. Kociewiak syrca pogodnygo....................... 014 Renata Słomińska

W mojej rodzinie na Kociewiu................... 016 Wanda Pelowska

Polterabend i wesele................................... 019 Teresa Sturmowska

Wesele na Kociewiu w okresie PRL............ 022 Regina Umerska

Weselne jedzenie........................................ 025 Grażyna Gliniecka

Chrzciny dzieciątka u nas na Kociewiu...... 028 Edmund Zieliński

Grzybobranie w Osieku.............................. 030 Janusz Szefler

Ubój gospodarczy – świniobicie................ 034 Edmund Zieliński

Moja wigilia................................................ 036 Edmund Zieliński

Gody – czyli okres Bożego Narodzenia na Kociewiu................................................ 039 Wanda Pelowska

Sylwestrowe wróżby i psoty........................ 042 ks. Paweł Orłowski

Orszak Trzech Króli.................................... 044 Wanda Pelowska

Zapusty na Kociewiu.................................. 046 Wanda Pelowska

Po zapustach Wielki Post........................... 050 Ks. Paweł Orłowski

Droga krzyżowa ulicami Zblewa................ 052 Wanda Pelowska

Od Niedzieli Palmowej do soboty przed Zmartwychwstaniem........................ 054 Wielkanoc u nas. ....................................... 056 Nasze zwyczaje........................................... 059 Maj............................................................. 061 Majówki. Nasze piękne Kociewie w maju....................... 062 Zielone świątki (9 czerwca)....................... 064

Panorama Zblewa ok. 1900 roku

Na ryby....................................................... 032

Ewa Belczewska

s. 134

zwyczaje | tradycje | obrzędy


Ks. Paweł Orłowski

Boże Ciało. Z Panem Bogiem mi po drodze.................. 066 Gertruda Stanowska

Fenomen kulturowy nocy sobótkowej Noc Kupały, Sobótka czy Noc Świętojańska?................................ 068 Mirosław Umerski

Sianokosy, żniwa, wykopki......................... 075 Henryk Świadek

Dożynki - piękna tradycja.......................... 080 Andrzej Baran

Zasiewy....................................................... 084 Ks. Paweł Orłowski

Procesja różańcowa.................................... 086 Zyta Mikołajewska

Pusta noc.................................................... 087 Wanda Pelowska

Posłowie na sejm RP z gminy Zblewo........ 091 Krzysztof Trawicki

Sonia Klein-Wrońska

Izydor Gulgowski- nauczyciel, folklorysta, etnograf, pisarz i poeta, twórca Muzeum Kaszubskiego we Wdzydzach Kiszewskich (1874 - 1925).............................................. 100 dr Krzysztof Korda

ks. gen. bryg. Józef Wrycza- kapłan, działacz społeczno-polityczny i regionalista. (1884 - 1961).............................................. 105 Wanda Pelowska

Dycht po naszamu – powiastki. Jano wesoło................................................ 109 Nyki Agaty.................................................. 110 Interes do bani........................................... 112 Wiosanne przypadki.................................. 113 Badówki majo wina.................................... 115 Lipowa arbata............................................. 116 Ziela od Najświantszy Panianki................. 118 Bando welunki........................................... 119 Bajka o rybaku, lisie i wilczku.................... 120 Breweryje................................................... 122 Bez jadowiania........................................... 124

Piotr Szturmowski - poseł na Sejm II RP 1, 2 i 3 kadencji (1922-1935)...................... 092 Stanisław Hoffmann - poseł na Sejm II RP 5 kadencji (1938-1939).............................. 094

Aleksandra Zdrojewska

Wanda Pelowska

Słowa: Wanda Pelowska Muzyka: Grzegorz Oller

Krzysztof Trawicki - poseł na Sejm III RP 2 kadencji (1993-1997).............................. 097

Kociewiaków opowieści rozmaite

Figle i psoty................................................ 126 Grzegorz Oller

Humor na kociewską nutę.......................... 131 POLKA KOCHANECZKA........................... 132

135


Z okruchów i mgły pamięci, z wyraźnych wspomnień, wyłaniają się wspaniałe obrazy czegoś co już minęło, ale nadal istnieje, bo sytuacje te stale krążą w formie anegdot, wspomnień, czasami są zapisane w kronikach lub materiałach drukowanych. Są cenne ze względu na historię, ale i ze względu na język - gwarę i swoiste powiedzonka - żywy język tej ziemi. Czasami te wydarzenia żyją w formie codziennych czynności dyktowanych rytmem pór roku, dyktowanych świętami, uroczystościami rodzinnymi czy po prostu tradycją. Mówimy o dziedzictwie kulturowym regionu. s. 138

zwyczaje | tradycje | obrzędy Lech J. Zdrojewski


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.