MOJA ZIEMIA | nr (49) 12/2021

Page 1

CZASOPISMO

ODDZIAŁU

KO C I E W S K I E G O

NR (49) 12/2021

ZRZESZENIA

K A S Z U B S KO

-

ZBLEWO, 15 grudnia 2021

Modlitwa rzeźbiarza

A kiedy zejdę z tego świata, bo umrzeć przecież muszę, Wejrzyj Miłosierny na me życie i przyjmij moją duszę.

W przecudnym Twoim świecie daj miejsca odrobinę, bym rzeźbić mógł me świątki i chwalić Twoje Imię

Bym strugać mógł ptaszęta i podobizny Twoje, pomóż mi Panno Święta gdy skończę życie moje.

Byś był łaskawy na Sądzie, Boże, byś litościwiej spojrzał na mnie, może figurkę Ci jakąś wyrzeźbić i stawić w Niebios Bramie?

Na pasteli: Edmund Zieliński. Autorstwo: Krzysztof Bagorski Modlitwa: Edmund Zieliński, 2.11.1989 rok.

POMORSKIEGO

W

ZBLEWIE

ISSN 2544-2791


FOTO: Krzysztof Bagorski, Aneta Osowska, Tomasz Graban

Fotokronika XV Pleneru Artystów Ludowych Pomorza Bytonia – Wirty, 16 – 22 sierpnia 2021


Od redakcji Gertruda Stanowska, Tomasz Damaszk, Piotr Wróblewski

N E !! ! my na strony: IE N A S O NZILI EMI, to zaprasza ZN A JD ZI EC EJ OJ M y er num

e aleźć archiwaln .com/skarbnicakociewska Jeżeli chcecie zn www. issuu ko-lice_kultury m/fundacja_o www. issuu.co

Grudzień 2021 Drodzy Czytelnicy! Dochodzi końca rok 2021. Wydarzyło się w nim, mimo wirusowego nokdaunu kilka interesujących wydarzeń. W rubrykach stałych „Z życia zrzeszenia” i „Co słychać u naszych członków” informujemy w szczegółach. Niektóre wydarzenia są godne szerszego potraktowania. Wśród nich 6. Kongres Kociewski i Konferencja Nauczycieli Kociewia. Pisze o tym Beata Graban. W roku ubiegłym, jak pisaliśmy w poprzednim numerze, „Na przekór pandemii… odbył się XIV Plener Artystów Ludowych w Bytoni”. Dzięki zabiegom głównego organizatora, w bieżącym roku Bytonia gościła kolejny, już XV. Pisze o nim Edmund Zieliński w artykule p.t. „Taki był XV Plener Artystów Ludowych Pomorza”. A swoje „pięć groszy” wrzuca też nowy - może w przyszłości stały - korespondent Tomasz Graban, uczestnik I Pleneru Fotograficznego w Bytoni. Odbywał się on równolegle z plenerem artystów. Artykuł – rzeka zaistniał w wyniku wypowiedzi uczestniczących w plenerach w Bytoni hafciarek o tytule długim, jak on sam: „Hafciarki na XV plenerze artystów ludowych w Bytoni… opowiedziały o sobie i swojej drodze artystycznej”, a materiał zebrała i komentarzem opatrzyła Gertruda Stanowska. XV Plener nie zakończył się jak dwa lata wcześniej Jarmarkiem Kociewskim w Wirtach. Namiastką tej imprezy była, też czasowo przesunięta, VII Bitwa Kulinarna, którą szerzej zrelacjonował Piotr Wróblewski. O „chochlę Prezesa” walczyły zespoły przygotowując potrawy wg przepisów kulinarnych Reginy Umerskiej. Za zgodą autorki publikujemy je i możecie je państwo sami wypróbować. Organizatorzy na czas, kiedy konkursowe zespoły gorączkowo pracowały, przygotowali dla nielicznej publiczności (niestety, wymóg sytuacji!) dodatkowe atrakcje. Pisze o nich Piotr Wróblewski. Zarząd O/ Kociewskiego ZKP w Zblewie uznał, że podczas tego spotkania, uhonoruje 60-lecie pracy artystycznej Pana Edmunda Zielińskiego. W czasie VII Bitwy Kulinarnej w wiacie edukacyjnej można było zobaczyć zapowiedź innego wydarzenia artystycznego sezonu, a mianowicie filmu pt. „Chata”- pierwszego na świecie fabularnego filmu w gwarze kociewskiej. O jego prapremierze w Zblewie i premierze w Starogardzie Gdańskim wspominamy w rubryce „Co słychać u naszych członków”. Zamieszczamy też wywiad z głównym „winowajcą” tego wydarzenia, Mirkiem Umerskim. Czyżby powstawała saga o rodzinie Władysia. Jeżeli tak, a wena twórcza Mirka Umerskiego na to GRUDZIEŃ 2021

wskazuje, to będziemy śledzić ich losy tym bardziej, że to piszący te słowa zachęcili swego czasu Mirka do chwycenia za „pióro”. I mieli rację! To się nazywa „mieć nosa”. No cóż. Lata praktyki nauczycielskiej ciągle dają o sobie znać. A tak na marginesie. Widzowie „Dycht Kociewia” na pewno zwrócili uwagę, że kilka ostatnich edycji „reklamuje” miejsca, wydarzenia i ludzi z ich pasjami ze Źblewa oraz bliższej i niewiele dalszej okolicy. Niektórych gościła też gdańska, śniadaniowa „trójka”. Dzięki QR-codom osoby, które nie miały okazji obejrzeć poszczególnych edycji, mogą to uczynić w każdej chwili. Umożliwia nam to wszędobylski internet. Środowisko Pinczyna i Gminy Zblewo pożegnało niedawno Wacława Ossowskiego, dosłownie i w przenośni „człowieka - orkiestrę”. Bogate życie pana Wacława, w oparciu o wspomnienia jego córki Halinki, przedstawia Zyta Mikołajewska. Listopad to Zaduszki, Marcinki i Andrzejki. I samo życie… w artykule Gertrudy Stanowskiej. Przypominamy także- po ponad dwóch latach – znaną na naszym terenie firmę POLBUD. Odnotowujemy jeszcze jedno wydarzenie artystyczne - Plener Malarski w Dworku Tucholskim w Zblewie. Zamieszczamy też próbkę talentu poety z Małego Bukowca, Zdzisława Foryckiego, który pisze „do szuflady”, a raczej do segregatora. Ma wprawdzie na koncie jedną publikację, ale tomu poezji jeszcze nie wydał. Panu Edmundowi - artyście ludowemu Pomorza, nagrodzonemu m. in. nagrodą im. Oskara Kolberga (2001) i nagrodą Ministra Kultury Dziedzictwa Narodowego i Sportu (2021), honorowemu Obywatelowi Gminy Zblewo (2005) poświęcamy znaczną część tego numeru. Kociewie uhonorowało jego diamentową rocznicę pracy artystycznej m.in. wystawą dzieł w Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Gdańskim. Podczas wernisażu Pan Edmund przyjmował gratulacje, kwiaty i życzenia na dalsze, twórcze lata… Pisze o tym Krzysztof Bagorski w artykule: „Serdeczny i wszechstronnie uzdolniony. Wernisaż Edmunda Zielińskiego”. Lektura książek pisanych ręką Pana Edmunda dostarcza czytelnikowi ogromu informacji. Każde dzieło jest opatrzone wstępem, posłowiem, czasem recenzją. Piszą je przyjaciele, znajomi, choć nie tylko. W proces pisania większych publikacji zaangażowani są także członkowie rodziny. Ich zdanie jest ważne dla autora. Nierzadko umieszcza je w publikacjach. Są cenne. Zwłaszcza jedna. 3


Autorka: Monika Pawelec - wnuczka. To „Lekcje pisane pracą twórców ludowych”. Te „ kilka” słów na zakończenie lektury „Drogi krzyżowe Kaszub i Kociewia” stanowi wartość ponadczasową. Uznaliśmy, że są warte przedruku. Polecamy. Redakcja MZ uznała, że 60 lat aktywnej pracy twórczej to … ho, ho! Postanowiliśmy wziąć na spytki Jubilata. Wywiad z nim, „Spowiedź życia”, zamyka numer. A jak go zaczynamy? Modlitwą rzeźbiarza. Autor? Edmund Zieliński.

6. Kongres Kociewski Beata Graban

Choć dobiega już końca rok 2021, to 6. Kongres Kociewski, który rozpoczął się w 2020 roku, jeszcze oficjalnie się nie zakończył. I może się to wydawać dziwne, ale w dziwnych, pandemicznych czasach przyszło nam żyć, na co zdecydowanie nie byliśmy przygotowani. Mimo że wiele planów spaliło na panewce, to na szczęście pojawiły się nowe inicjatywy i kreatywne pomysły, by zrealizować kongresowe cele. A oto krótka informacja o tym, co się działo. - Tuż przed uroczystą inauguracją 6. Kongresu Kociewskiego, która miała miejsce 8 lutego 2020r. podczas Balu Niepodległości w Gniewie, w Osiedlowym Domu Kultury w Starogardzie Gd. odbył się wernisaż wystawy fotograficznej Kociewie w obiektywie. Poezja obrazu oraz program słowno-muzyczny „Natura miłości”. - Kolejnym wydarzeniem kongresowym był II Kociewski Design Festiwal w Skórczu. - 10 lutego w całym regionie świętowano Światowy Dzień Kociewia. Potem z uwagi na covid-19 działania zawieszono lub przeniesiono do wirtualnej przestrzeni. - Nagrano m.in. cykl webinariów na temat stroju kociewskiego. STRÓJ KOCIEWSKI

YouTube

- Zorganizowano w formie 6 webinariów konferencję dla nauczycieli regionalistów Oblicza regionalizmu we współczesnej szkole. KONFERENCJA NAUCZYCIELI YouTube REGIONALISTÓW 4

Kiedy sytuacja pandemiczna nieco poprawiła się, odbyły się także ciekawe spotkania i imprezy: - W Lubichowie otwarto wystawę prac Alojzego Stawowego. - W Muzeum Ziemi Kociewskiej zorganizowano jubileuszową wystawę rzeźb Edmunda Zielińskiego. Ten wydłużony czas kongresu obfitował także w ciekawe publikacje o tematyce regionalnej: W serii VADEMECUM KOCIEWSKIE • tom 1 - DZIEDZICTWO KULTUROWE KOCIEWIA A TURYSTYKA Lech J. Zdrojewski, Kamila Gillmeister, Tadeusz Jędrysiak • tom 2 - O TOŻSAMOŚCI REGIONALNEJ KOCIEWIA W ZARYSIE Maria Pająkowska-Kensik, Anna Weronika Brzezińska, Izabela Czogała, Lucyna Bielińska-Sytek, Sonia Klein-Wrońska, Kamila Gillmeister, Natalia Kalkowska, Beata Graban, Ryszard Szwoch, Krzysztof Frydel, Bogdan Badziong, Lech J. Zdrojewski • OPOWIEŚCI KOCIEWIAKÓW ROZMAITE Andrzej Baran, Ewa Belczewska, Grażyna Gliniecka, Krzysztof Korda, Zyta Mikołajewska, Grzegorz Oller, ks. Paweł Orłowski, Wanda Pelowska, Renata Słomińska, Gertruda Stanowska, Teresa Sturmowska, Janusz Szefler, Kazimierz Szmagliński, Henryk Świadek, Krzysztof Trawicki, Regina Umerska, Mirosław Umerski, Aleksandra Zdrojewska, Lech J. Zdrojewski, Edmund Zieliński • NA ZIEMI ŁAGODNEJ - Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu Roman Landowski - 139 gawęd i opowieści zebranych Lech J. Zdrojewski - ponad 150 fotografii z Kociewia • TCZEW w drukach ukryta - HISTORIA odkryta, od drzeworytu po fotografię... Monika Jabłońska • ALOJZY STAWOWY, rzeźbiarz z Bietowa talent sam z siebie Lech J. Zdrojewski, Edmund Zieliński • LESZEK BACZKOWSKI - kapliczki, szopki, figurki i zabawki z Kociewia Lech J. Zdrojewski, Edmund Zieliński • EDMUND ZIELIŃSKI - 60 lat pracy twórczej Lech J. Zdrojewski, Izabela Czogała • ROK OBRZĘDOWY NA WSI KOCIEWSKIEJ Jan Wespa MOJA ZIEMIA


• OKRUCHY I ZAKRUSZKI Alicja Słyszewska-Szybowska, Lech J. Zdrojewski • OD RAJBÓW DO KOCIEWSKIEGO WESELA Scenariusz: Zyta Mikołajewska Opracowanie muzyczne (partytury): Mirosław Cierpioł • SĄDOWNICTWO NA ZIEMI TCZEWSKIEJ - zarys historii 1258 - 2020 Przemysław Zieliński • PELPLIN I OKOLICA NA DRODZE DO ODRODZONEJ POLSKI W LATACH PRZEŁOMU 1918–1922 Bogdan Badziong • DRUKARNIA W BORACH TUCHOLSKICH Z LAT 1941-1943 Józef Weltrowski • STRÓJ KOCIEWSKI - muzealia, ewolucja i współczesna interpretacja eBOOK z webinariów Strój a może kostium kociewski? • OBLICZA REGIONALIZMU WE WSPÓŁCZESNEJ SZKOLE. Dobre praktyki, inspiracje, motywacja. eBOOK z webinariów w ramach Konferencji dla nauczycieli regionalistów Kociewia To zaledwie garść informacji dotyczących wydarzeń związanych z 6. Kongresem Kociewskim, przygotowanych przez ścisły komitet organizacyjny. Szereg imprez pod znakiem 6. KK zorganizowano z inicjatywy samorządów i placówek kultury oraz organizacji pozarządowych. Na szczegółowe podsumowanie przyjdzie nam jeszcze zaczekać aż do zakończenia. PARTNERZY PRZY ORGANIZACJI 6. KONGRESU KOCIEWSKIEGO

Trójmiejski Klub Kociewiaków

GRUDZIEŃ 2021

Tutaj znajdziesz piloty powyższych książek oraz eBOOK’i i inne wydawnictwa

5


Konferencja dla Nauczycieli Regionalistów

Oblicza regionalizmu we współczesnej szkole. Dobre praktyki, inspiracje, motywacja Beata Graban Można odnieść wrażenie, że zapał do krzewienia edukacji regionalnej na Kociewiu ostatnimi czasy nieco zmalał. Oczywiście są miejsca, gdzie prężnie działają regionaliści i nie słabną w wysiłku, aby dziedzictwo kulturowe tej ziemi było przekazywane. Niestety kolejne podstawy programowe kształcenia ogólnego – choć bardzo bogate w treści – zawierają coraz mniej tych o charakterze stricte regionalnym. W związku z tym uznaliśmy, że przy okazji 6. Kongresu Kociewskiego organizacja konferencji dla nauczycieli regionalistów będzie zadaniem priorytetowym. Choć początkowo pandemia pokrzyżowała nasze plany, to jednak nie poddaliśmy się – jak to nauczyciele! – i dostosowaliśmy konferencję do panujących warunków. Tak więc spotkania odbywały się online od 15 do 26 marca 2021 r. Udało się nam nawiązać współpracę z wieloma wyjątkowymi osobami, które chętnie dzieliły się swoim doświadczeniem nie tylko z dziedziny edukacji regionalnej. Mimo reżimu sanitarnego znaleźliśmy sposób, by podczas webinarów bezpiecznie gościć całkiem liczne grono prelegentów. A i odbiorców było sporo. Początkowo sądziliśmy, że uczestnikami będą nauczyciele różnych przedmiotów, w różnym stopniu zaangażowani w regionalizm. Okazało się, że temat zainteresował przedstawicieli rozlicznych profesji i środowisk, dlatego otworzyliśmy nasze wirtualne podwoje dla wszystkich miłośników Kociewia. Było to dość liczne grono, bo w sumie odnotowaliśmy około 100 uczestników. Część z nich wzięła udział we wszystkich sześciu spotkaniach. Dla najwierniejszych uczestników przygotowaliśmy i rozesłaliśmy ponad 60 pakietów edukacyjnych zawierających m.in. takie publikacje: Vademe-cum kociewskie, cz. 1: Dziedzictwo kulturowe Kociewia, red. L.J. Zdrojewski, K. Gillmeister, T. Jędrysiak, cz. 2: O tożsamości regionalnej Kociewia, red. L.J. Zdrojewski, B. Graban; R. Landowski, Na ziemi 6

łagodnej. Dawno i jeszcze dawniej na Kociewiu – 139 gawęd i opowieści; A. Lubiński, Czas kowalem losu człowieka; T. Graban, Zamknięty świat, Zakręcona rzeka pełna wrażeń. Osobliwości i atrakcje turystyczne brzegów rzeki Wierzycy, red. Lech J. Zdrojewski; film pt. Kamień, zrealizowany przez Stowarzyszenie Inicjatyw Kulturalnych „All Art” i inne. A jak wyglądał nasz program? Oto skrót. 15.03.2021: Na czym polega urok regionalizmu? – dr hab. prof. UKW Maria Pająkowska-Kensik, dr hab. prof. UAM Anna Weronika Brzezińska i inni goście. Prowadzenie: Beata Graban, Michał Kargul, Lech J. Zdrojewski 17.03.2021: Grywalizacja w edukacji regionalnej – dr Beata Kapela-Bagińska, wykładow-czyni z UG, specjalistka w zakresie dydaktyki, psycholingwistyki oraz metodyki pracy w szkole, autorka podręczników do języka polskiego. 19.03.2021: Dobre praktyki w edukacji regionalnej na poziomie szkoły podstawowej – Aleksandra Miczek, polonistka i regionalistka oraz Podania i legendy kociewskie w wersjach filmowych – Lucyna Bielińska-Sytek, polonistka i kulturoznawczyni. 22.03.2021: Edukacja regionalna w szkole średniej – Beata Graban, polonistka i regionalistka; Regionalizm okiem historyka – dr Michał Kargul, historyk, znawca regionu; Atrakcyjne edukacyjnie miejsca na Kociewiu – Dorota Piechowska, regionalistka, aktywna entuzjastka Kociewia. 24.03.2021: Mój świat wartości, czyli rutyny i postawy myślenia krytycznego na języku polskim i zajęciach wychowawczych – Justyna WołoszykBrzezińska, polonistka, certyfikowana trenerka myślenia krytycznego. 26.03.2021 na zakończenie konferencji – O roli grup rekonstrukcyjnych w edukacji historycznej i regionalnej – kasztelan gniewski Jarosław Struczyński i Magdalena Cholewa z Grodziska Owidz. Prezentacja wydawnictw kongresowych, linki i rekomendacje ciekawych edukacyjnie miejsc, linki do programów Dycht Kociewie, izby regionalne, skanseny itp. • Beata Graban – nauczycielka j. polskiego w I LO w Starogardzie Gd., przewodnicząca Starogardzkiego Oddziału Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, regionalistka i bibliotekarka. Pomysłodawczyni, autorka koncepcji i koordynatorka konferencji. • Lech J. Zdrojewski – lider VI Kongresu MOJA ZIEMIA


• •

Kociewskiego, prezes Fundacji OKO-LICE KULTURY, artysta plastyk, kulturoznawca, antropolog kultury, fotograf, wydawca, metodyk, nauczyciel i wychowawca. Aktywny współorganizator konferencji – projektant logotypu konferencji, zaangażowany w przygotowanie wydawnictw kongresowych, realizację techniczną webinariów oraz nagranie rozmów z gośćmi, służący wszelką pomocą i wsparciem. dr Michał Kargul – historyk, specjalista w zakresie historii nowożytnej, wiceprezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, nauczyciel i pasjonat Kociewia. Zaangażowany w przygotowanie konferencji jako prowadzący i prelegent, inspirujący i wspierający doświadczeniem wyniesionym z organizacji poprzednich kongresów kociewskich. Lucyna Bielińska-Sytek – polonistka, kulturoznawczyni i bibliotekarka w ZSE w Starogardzie Gd. Prelegentka, konsultantka, czuwająca nad obsługą techniczną konferencji. Tomasz Damaszk – regionalista, inicjator Walnych Plachandrów na Kociewiu, dyrektor PSP w Bytoni i koordynator LOWiE Kinga „Keenys” Gełdon-Czech – projektantka graficzna i fotografka. Przygotowała technicznie materiały filmowe na konferencję. Współautorka logotypu oraz identyfikacji wizualnej 6. Kongresu Kociewskiego. Daniel Stosik – specjalista w zakresie zarządzania projektami, obsługa techniczna i informatyczna konferencji.

Goście Kongresu: dr hab. Maria PająkowskaKensik, prof. UKW w Bydgoszczy; dr hab. Anna

Weronika Brzezińska, prof. UAM w Poznaniu; dr Beata Kapela-Bagińska (UG), Gertruda Stanowska, Mirosława Möller, Justyna Wołoszyk-Brzezińska, Aleksandra Miczek, Dorota Piechowska, GRUDZIEŃ 2021

Magdalena Cholewa, Radosław Sawicki, Paweł Kubicki, Jarosław Struczyński, Grzegorz Oller, Tomasz Damaszk, Jacek Barszcz, Małgorzata Bądkowska, Andrzej Busler. Pora na szczegóły. Konferencja rozpoczęła się 15 marca 2021 r. Spotkanie prowadzili organizatorzy, czyli Beata Gaban, Lech J. Zdrojewski oraz Michał Kargul. Celem pierwszego webinarium było zaprezentowanie wybranych regionalistów i ich osiągnięć, aby pokazać, że sztafeta pokoleniowa trwa. Nie należy marnować dorobku wielu entuzjastów Kociewia, lecz czerpać z ich pracy pełnymi garściami, by na tych solidnych podstawach rozwijać własne pomysły. Lech Zdrojewski przypomniał sylwetki nieżyjących twórców i animatorów kultury regionalnej: Antoniego Górskiego i Jana Schulza. Trudno sobie wyobrazić konferencję dla nauczycieli bez prof. Marii Pająkowskiej-Kensik, która skierowała swoje słowa specjalnie do uczestników spotkania. Mówiła inspirująco o swojej „stecce” regionalnej, będącej jej życiową pasją. Następnie swojej pracy w dziedzinie edukacji regionalnej opowiadali Gertruda Stanowska i Tomasz Damaszk. Zachęcali do odwiedzania bytońskiej izby regionalnej. Z siedziby Ogniska Pracy Pozaszkolnej w Starogardzie Gd. o regionalizmie mówili Mirosława Möller i Grzegorz Oller – od lat jedni z najbardziej aktywnych regionalistów w stolicy Kociewia i okolicach. Motywem przewodnim we wszystkich wystąpieniach była odpowiedź na pytanie: Na czym polega urok regionalizmu. Zwieńczeniem tej części i swoistą klamrą był krótki wykład prof. Anny Weroniki Brzezińskiej, etnolożki z UAM w Poznaniu. Konkluzją tego spotkania była myśl prof. Pająkowskiej, że warto mówić o regionalizmie otwartym, który nie tylko koncentruje się na kultywowaniu gwary oraz tradycji ludowych i badaniu przeszłości, ale uwzględnia współczesny krajobraz kulturowy regionu na tle Pomorza. Spotkanie drugie: Grywalizacja w edukacji regionalnej. Tym razem z uczestnikami konferencji spotkała się dr Beata Kapela-Bagińska, wykładowczyni z UG, specjalistka w zakresie dydaktyki, psychodydaktyki i metodyki. Mówiła jednej ze swoich ulubionych metod pracy z uczniami, polegającej na wciągnięciu ich w stworzone przez siebie nar7


racyjne gry fabularne. Jest to bardzo efektywna metoda, stosowana nie tylko w szkole, ale świetnie sprawdza się w pracy z uczniami, ponieważ angażuje ich emocjonalnie i intelektu-alnie. Dr Bagińska przekonywała, że doskonale sprawdzi się w edukacji regionalnej.

Na zakończenie Dorota Piechowska, która niczym kociewski sejsmograf rejestruje i rozpowszechnia wszelkie drgania szeroko rozumianej aktywności regionalnej, zaprezentowała praktyczne informacje, gdzie i dlaczego warto bywać na Kociewiu oraz skąd te wiadomości pozyskiwać. Spotkanie piąte: Mój świat wartości, czyli rutyny Spotkanie trzecie: Dobre praktyki w edukacji i postawy myślenia krytycznego na języku regionalnej na poziomie szkoły podstawowej. polskim i zajęciach wychowawczych. Celem konferencji było m.in. zaprezentowanie Prelegentką na tym spotkaniu była gościnnie przykładowych działań nauczycieli aktywnie z Kaszub – Justyna Wołoszyk-Brzezińska, poloi kreatywnie krzewiących wiedzę o regionie. nistka, certyfikowana trenerka myślenia krytyczJedną z nauczycielek - entuzjastek jest znana nego, członkini sieci współpracy i samokształcena Kociewiu Aleksandra Miczek, która podczas nia nauczycieli pracujących kreatywnie KRET spotkania opowiadała o swojej pracy z dziećmi (Kreatywny Rozwój Edukacji Twórczej) w CEN. i młodzieżą w charakterze instruktorki teatralnej. Przedstawiła w zarysie, na czym polegają rutyny Podzieliła się też oryginalnymi pomysłami na myślenia krytycznego, które wykorzystuje w pracy regionalne lekcje języka polskiego w terenie oraz z uczniami. Szczególnie miłe było to, że zaprezenzaprezentowała bogaty zbiór książek autorów towała scenariusze lekcji, podczas których wykokociewskich, które wykorzystuje w swej pracy. rzystała poezje oraz bajki i legendy Romana LanW drugiej części webinarium Lucyna Bielińska- dowskiego, zdradzając, że teksty te, a zwłaszcza Sytek, polonistka, bibliotekarka i kulturo- poezja, ujęły za serce nie tylko ją, ale i jej uczniów. znawczyni, odkrywająca na nowo urok rodzinnych Spotkanie szóste – ostatnie. Można je podsustron, w wystąpieniu Podania i legendy kociewskie mować słowami: coś się kończy, a coś się zaczyna. w wersjach filmowych przybliżyła bardzo ciekawe Po sporej dawce wiedzy praktycznej, dotyczącej projekty filmowe. Zostały one przygotowane w głównej mierze edukacji, nadeszła pora na z wielkim rozmachem na Kociewiu i o Kociewiu prezentację atrakcyjnych miejsc związanych z inicjatywy lokalnych pasjonatów regionu. z dziedzictwem kulturowym Kociewia. Uczestnicy mogli wirtualnie spotkać się z samym Spotkanie czwarte – ciąg dalszy dzielenia się kasztelanem zamku w Gniewie, Jarosławem dobrymi praktykami. Tym razem wystąpiło troje Struczyńskim, który ze swadą opowie-dział o roli prelegentów: Beata Graban, Dorota Piechowska grup rekonstrukcyjnych w edukacji. Sugestywnie i Michał Kargul. Beata Graban mówiła o edukacji zaprezentował ofertę gniewskiego zamku oraz regionalnej w szkole średniej na przykładzie zaprosił do uczestnictwa we wspa-niałej imprezie własnej pracy w I LO w Starogardzie Gd. Mimo że plenerowej VIVAT VASA. jest polonistką, wskazywała, że poszczególne treści Równie atrakcyjnym miejscem, w którym związane z Kociewiem mogą być wykorzystywane rekonstrukcje odgrywają ważną rolę, jest Grodzina różnych przedmiotach, nawet na zajęciach sko Owidz oraz Muzeum Mitologii Słowiańskiej, z języków obcych i w międzynarodowym gronie. o czym w bardzo ciekawym materiale filmowym Zachęcała do przygotowywania materiałów opowiadali Magdalena Cholewa, dyrektorka dydaktycznych z wykorzystaniem TIC. GOKiS w Owidzu, Radosław Sawicki, kierownik Michał Kargul, który – jako ceniony znawca historii Muzeum Mitologii Słowiańskiej i Paweł Kubicki, Kociewia oraz aktywny działacz w Zrzeszeniu przewodnik turystyczny po Grodzisku Owidz. Kaszubsko-Pomorskim – bardzo profesjonalnie Szczególnie efektowne są organizowane tam zaangażowany jest w regionalizm podzielił widowiska plenerowe, podczas których odtwarza się z uczestnikami webinarium wiedzą na się pradawne obrzędy, np. dziady. temat regionalizmu w kontekście kongresów To spotkanie przyniosło również informacje na kociewskich, w których brał udział. Rozwiał temat wydawnictw przygotowanych z okazji wątpliwości dotyczące tego, kto może uważać się VI Kongresu Kociewskiego, a zwłaszcza dwuza Kociewiaka i wskazał wiele ciekawych źródeł, tomowego Vademecum kociewskiego, o czym skąd można czerpać wiedzę o historii i kulturze opowiadał Lech J. Zdrojewski. I skoro o książkach Kociewia. 8

MOJA ZIEMIA


Tutaj znajdziesz eBOOK’a z podsumowaniem konferencji!

II Kociewski Plener Malarski w Zblewie

przeszedł do historii… Tomasz Damaszk

Facebook:

GRUDZIEŃ 2021

FOTO: Archiwum SP w Bytoni

mowa, to pojawiła się też oferta księgarni CZEC zaprezentowana przez Małgorzatę Bądkowską i Andrzeja Buslera oraz Kaszubskiego Forum Kultury. Wisienką na torcie była prezentacja powstającego portalu internetowego, który będzie zawierał kompleksowe informacje na temat Kociewia. Autorem tego przedsięwzięcia jest Jacek Barszcz. Pozostaje mieć nadzieję, że ta konferencja przyniesie obfity „brzad”. Widać, że ochoty uczestnikom nie brakuje, gdyż entuzjastycznie przyjęli propozycję utworzenia grupy na Facebooku, która będzie łatwo dostępnym miejscem kontaktu i wymiany myśli. Kolejnym przedsięwzięciem w ramach kongresu jest konferencja dla bibliotekarzy regionalistów, która zakończy VI Kongres Kociewski. Wszystkich zainteresowanych zachęcamy do kontaktu z Lechem J. Zdrojewskim – liderem 6. Kongresu Kociewskiego.

W niedzielę 24 października w Dworku Tucholskim w Zblewie zakończył się II Kociewski Plener Malarski. Tego też dnia odbył się wernisaż poplenerowy na którym swoje prace zaprezentowało 20 artystów, którzy przez dwa tygodnie tworzyli w Dworku Tucholskim. Wydarzenie uświetnił koncert zespołu Stryjecki i Tomanek. Inicjatorem tego niezwykłego artystycznego przedsięwzięcia jest właścicielka obiektu – mecenas sztuki p. Bożena Gramburg. Komisarzem pleneru był p. Tomasz Glaza – założyciel Galerii Glaza Design w Gdańsku. Uczestnicy pleneru: Michał Bajsarowicz, Karol Bąk, Ireneusz Bieliński, Stanisław Czarnecki, Tomasz Glaza, Ewa Jasek, Iwona Jesiotr-Krupińska, Benedykt Kroplewski, Danuta Krzyżanowska, Ewa Łukiewska, Iwona Markowicz-Winiecka, Dariusz Miliński, Zbigniew Murzyn, Dariusz Piekut, Daniel Pielucha, Krystyna Rudzka-Przychoda, Mateusz Stryjecki, Katarzyna Szurkowska, Krzysztof Szygenda, Alicja Walczak.

YouTube:

9


Edmund Zieliński

Gdańsk 31.10. 2021 Bytonia, mała kociewska wieś, a z roku na rok pięknieje i słychać o niej co raz więcej i to same dobre wieści roznoszą się po regionie. Że tak się dzieje, walnie przyczynił się do tego organizowany co roku Plener Artystów Ludowych Pomorza. W tym roku odbywał się po raz XV i trwał od 16 do 22 sierpnia 2021 r. Z uwagi na panującą pandemię wirusa COVID - 19 otrzymał dodatkową nazwę – hybrydowy. Organizator pleneru: Lokalny Ośrodek Wiedzy i Edukacji w Gminie Zblewo w ramach projektu Nr POWER.02.1400-00-1007/19 pn. „Lokalne Ośrodki Wiedzy i Edukacji na rzecz aktywizacji edukacyjnej osób dorosłych 2” Współorganizatorzy: Publiczna Szkoła Podstawowa im. Edmunda Dywelskiego w Bytoni oraz Nadleśnictwo Kaliska. Patronat merytoryczny: Edmund Zieliński – Honorowy Prezes Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Gdańsku i Pan Andrzej Błażyński – etnolog – emerytowany dyrektor Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie. Tym razem uczestnicy pleneru pracowali w dwóch miejscach: najodważniejsi, z zachowaniem reguł sanitarnych spotkali się tradycyjnie w szkole, pozostali pracowali w swoich domach. Uczestnicy pleneru: hafciarki - Błażejewska Bogumiła, Engler Krystyna, Leszman Maria, Nowak Katarzyna, Okonek Barbara, Piotrowska Ewa, Szczepańska Irena (pracowała w domu), Ledwożyw Anna. Rzeźbiarz – Leszek Baczkowski. Malarze – Bagorski Krzysztof, Pawłowska Jolanta, Cherek Renata, Otta Agnieszka, Suszczewicz Karolina. Pisarze ikon – Chwojnicka Krystyna i Włodzimierz Drozd. Rzeźbiarze – Pawelec Marek, Zieliński Edmund – rzeźbili w swoich domach. Plener nieco inny od poprzednich, ale równie bogaty w wydarzenia. 17 sierpnia miał miejsce spływ kajakowy na Wdzie. Zazdroszczę uczestnikom tej wycieczki. Jak cudownie dać ponieść się nurtowi rzeki i delektować się otoczeniem przepełnionym zapachem kwiecia pobliskich łąk urozmaiconym świergotem ptaków. Jakże często sam w dalekiej przeszłości korzystałem z dziadkowej łodzi, by oddać się przyjemnościom wodnego otoczenia. Jak dziś widzę parę perkozów raz po raz znikającą pod wodą, by po chwili wynurzyć się w zupełnie innym miejscu z rybą w dziobie. Pięknym wydarzeniem dla uczestników pleneru było towarzyszenie ze swoimi pracami VII Regionalnej Bitwie Kulinarnej która miała miejsce 10

w Arboretum w Wirtach dnia 19 sierpnia. Impreza ta odbywała się pod hasłem „Z Kociewskich pól, łąk, ogrodów i lasów”. Imprezie rej wodzili pani Mieczysława Cierpioł i pan Piotr Wróblewski, a robili to znakomicie. Oprawę medialną stanowili; TVP 3 Gdańsk, Radio Gdańsk i Radio Głos z Pelplina. Pojechałem do Wirt w towarzystwie koleżanek z naszego muzeum w Oliwie – pań, Barbary Maciejewskiej i Ewy Gilewskiej. Kustosz Barbara Maciejewska znając historię bytońskich plenerów zabrała głos, jakby podsumowując tę wieloletnią już imprezę. Nasi plenerowicze prezentowali swoje rękodzieło, a biorący udział w konkursie kulinarnym członkowie oddziałów Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego przyrządzały kulinaria do oceny. W tych zmaganiach zwyciężyły Kolbudy. Na XV – lecie pleneru Piekarnia Cukiernia Kropek pana Piotra Kropidłowskiego ze Zblewa ufundowała pyszny tort – dziękujemy. Właściwie mógłbym zakończyć to krótkie sprawozdanie z XV pleneru gdyby nie to, że dopatrzono się gdzieś w zapiskach informacji o moim 60. leciu pracy twórczej, które w tym roku mi przypadło. Daleki jestem od przyjmowania zaszczytów, honorów, uważam, że nic takiego specjalnie nie robię, by mnie honorować. Będąc w Wirtach, zauważyłem, że coś się „święci”, prowadzący zwracają na mnie uwagę, pilnują bym był w pobliżu. Starałem się wymigać, gdzieś tam łaziłem, ale pan Tomek Damaszk nie dał za wygraną i prawie używając przymusu bezpośredniego zaciągnął mnie na podium, gdzie czekali na mnie przedstawiciele władz i organizacji. Przewodniczący

FOTO: Tomasz Graban

Taki był XV Plener Artystów Ludowych Pomorza

MOJA ZIEMIA


Plener Fotograficzny Tomasz Graban

W tym roku postanowiliśmy urządzić spotkanie w gronie pasjonatów fotografii przy okazji XV Pleneru Artystów Ludowych Pomorza w Bytoni. Pomysł przedni, ale z realizacją co nieco słabo. Zbyt późno zaczęliśmy działać i chciaż zainteresowanie było spore, a Lech J. Zdrojewski i Kinga GełdonCzech z Fundacji OKO-LICE KULTURY zaproponowali ciekawe wykłady z elementami warsztatów, to termin większości nie podpasował. W rezultacie w plenerze tym, w różnej konfiguracji, wzięło udział trzech fotografów: Wioleta Kindler Mokwa, Joanna Martin i ja, Tomasz Graban. Czasu mało i zupełnie nowe realia, ale ciekawych fotografii powstało całkiem sporo. Poznaliśmy wspaniałych ludzi, których mieliśmy okazję podglądać przy twórczej pracy. Przegadaliśmy długie godziny, pośpiewaliśmy, pojedliśmy i popiliśmy i teraz jestem pewien, że w przyszłym roku nasz wspólny plener rozkręcimy na maksa i na zawsze. Nie może być inaczej, bo atmosfera w Bytoni jest niepowtarzalna i miejsce rewelacyjne. Dziękujemy Dyrektorowi Tomaszowi Damaszkowi za zaproszenie i wspaniałą gościnę.

FOTO: Tomasz Graban

FOTO: Krzysztof Bagorski

FOTO: Aneta Osowska

Rady Gminy w Zblewie Pan Leszek Burczyk odczytał list gratulacyjny od władz Gminy, wręczył mi ogromny kosz wypełniony smakowitościami, który do mego auta trzeba było zawieźć Melexem. List Gratulacyjny i kwiaty otrzymałem od prezesa ZG ZKP Pana Jana Wyrowińskiego. Równie piękne kwiaty, miły list gratulacyjny i obraz przedstawiający moje Zblewo autorstwa Krzyśka Bagorskiego otrzymałem od mego przyjaciela Tomka Damaszka – prezesa Zarządu Oddziału Kociewskiego ZKP w Zblewie. Oczywiście były gratulacje i uściski od koleżanek i kolegów uczestników pleneru. Nie obyło się bez udzielenia wywiadu TV Gdańsk i Radiu Głos z Pelplina. Było mi bardzo miło spotkać się z przemiłym zespołem „Lubichowskie Kociewiaki” i zrobić sobie wspólne zdjęcie. Tego dnia w Wirtach było mi szczególnie miło. Niestety obowiązki rodzinne zmusiły mnie do skrócenia mojej wizyty w Wirtach. Kiedy już żegnałem się ze znajomymi, Wołodia Drozd, doskonały akordeonista, ze swoją żonką Krystyną zaśpiewali mi sentymentalna piosenkę o rodzinnych stronach, że – „tu jest moje miejsce, tu jest mój ciasny ale własny kąt, tu jest moje miejsce, tu jest mój dom… Dziękuję Wam wszystkim kochani moi Przyjaciele.

GRUDZIEŃ 2021

11


Hafciarki na XV plenerze artystów ludowych w Bytoni… opowiedziały o sobie i swojej drodze artystycznej, a materiał zebrała i komentarzem opatrzyła Gertruda Stanowska

W Bytoni goszczą po raz piętnasty. Od pierwszego pleneru stanowią zwartą, zżytą grupę. Piszę w czasie teraźniejszym, bo XV Plener Artystów Ludowych przejdzie do historii dopiero za kilkanaście godzin. Jest sobota, 6:33. Wcześnie? Kto ma w domu pieska, musi być skowronkiem. To najlepsza pora na przelanie myśli na papier. Myśli, które kołatały mi się po głowie od kilku dni. Po gorączkowym okresie przygotowywania VII Regionalnej Bitwy Kulinarnej, nadszedł jej czas. Nasi artyści wzięli w niej udział. Niektórzy, co nie było dla mnie zaskoczeniem, rozpierzchli się po terenie (oczywiście Ogrodu w Wirtach, bo ten gościł VII Regionalną Bitwę Kulinarną – „na chochle”!). Tak też było kilka lat temu podczas pobytu plenerowiczów we Wdzydzach1. Po wyszukaniu obiektu westchnień – porozstawiali sztalugi i nie było ich cały dzień. Inni z aparatami na szyi polowali na ciekawe obiekty. Pozostała grupa, która razem ze mną zdecydowała się zwiedzać Muzeum Etnograficzne, to były hafciarki. Nie było zaskoczeniem, że najbardziej interesował je wystrój chat, a zwłaszcza makaty, serwetki, obrusy bogato wyszywane. Po kilku godzinach oglądania i frisztiku, wyciągnęły robótki. Do końca pobytu ich ręce nie były bezczynne. Bo haftować można wszędzie. Wprawdzie trzeba się skupić, ale to ręce głównie pracują. Dlatego najprzyjemniej jest wyszywać w towarzystwie. Tak też pracują podczas plenerów w Bytoni. W Wirtach Panie wystawiły swój dorobek. Tylna ściana namiotu prezenterów była miejscem wystawy ich kunsztu hafciarskiego. A jest on niemały… Przez piętnaście lat uzbierało się tych prac niemało. Siedziały w namiocie obok. Dosiadłam się do nich. Popatrzyłam, posłuchałam i pomyślałam: o plenerach pisano wiele o samym hafcie też. O ich twórczyniach również. Chyba nadszedł czas, by one same powiedziały o sobie, o plenerach, swoich oczekiwaniach, atmosferze… Wyłuszczyłam swój zamiar, umówiłam się na spotkanie. A teraz piszę, by jeszcze przed zamknięciem XV Pleneru zdążyć go z nimi przekonsultować. Najpierw poprosiłam, by zaoszczędzić czas, aby każda z Pań napisała kilka zdań o sobie. Wzięłam ich notatki, poszukałam notki biograficzne o nich w książce Edmunda Zielińskiego o plenerach w Bytoni2 i zabawiłam się w detektywa. Czegóż to Panu Edmundowi plenerowiczki (czyt. hafciarki) w Bytoni o sobie nie zdradziły? Zanim oddam głos Paniom obecnym na plenerze, najpierw o… Pani Felicji Kołakowskiej. Tucholance. Była uczestniczką plenerów od początku. Do grupy I Pleneru w Bytoni dołączyła mając 82 lata. Otwiera 12

listę wspaniałych hafciarek z Tucholi. Mimo, że nie ma jej z nimi fizycznie, to ciągle jest obecna w wśród nich, zwłaszcza podczas rozmów. Prawie każda wspomina o roli, jaką odegrała w ich życiu artystycznym. Najwięcej mają do powiedzenia tucholanki, ale nie tylko. Edmund Zieliński składając jej życzenia z okazji 92 rocznicy urodzin w 2015r. „wytknął” Jej, co następuje: „Pani Felicjo… dzieła, które Pani stworzyła w swoim życiu, sławią Panią … na szerokim świecie. Są ozdobą kolekcji etnograficznych … Nieocenione są Pani zasługi w przekazywaniu wiedzy o hafcie młodszemu pokoleniu. Robi to Pani zupełnie bezinteresownie, z dobrego serca, o czym mogą powiedzieć hafciarki z Kociewia”3. Silną grupę tucholanek oprócz śp. Pani Felicji tworzą też panie Barbara Okonek i Bogumiła Błażejewska. Patrząc na nie i rozmawiając z nimi - widzi się osoby niezwykle skromne. A tymczasem… ich talent, umiejętność przenoszenia rzeczywistości, patrzenie na kolory i naniesienie tego wszystkiego na płótno to wysokiej klasy majstersztyk. Jest między nimi różnica pokoleniowa wieku, ale nie talentu. Pytanie: skąd u nich to coś … do wyszywania się wzięło? Wielokrotnie nagradzane, ich pracami można zachwycać się w wielu muzeach, na wystawach stałych i okresowych. Na zlecenie przyozdabiały haftem koszule, stuły… . Obie Panie łączy chyba jedno: na początku obie pracowały w spółdzielni pracy rękodzieła ludowego, artystycznego. Pani Barbara w Tucholi, filii Torunia, a Pani Bogumiła we Włocławku. Cytuję panią Barbarę: „Praca w spółdzielni dała mi porządny szlif, haftowałyśmy ręcznie, na eksport: serwety, obrusy, bieżniki, fartuszki – słowem wszystko, na czym mógł być haft. Tuchola specjalizowała się w hafcie borowiackim. Szlify hafciarskie zawdzięczam etnograf z Torunia, pani Halinie Mikołajewskiej. Po rozwiązaniu spółdzielni nie zaprzestałam wyszywać. Uczestniczyłam w wielu plenerach organizowanych przez Kaszubski Uniwersytet Ludowy w Wieżycy, w Wycinkach. A potem zostałam zaproszona do Bytoni. I jestem tu na kolejnym plenerze i mam nadzieję być tu jeszcze nie raz.” Nie lubi o sobie mówić. A Edmund Zieliński zdradził4, że prace Pani Barbary znajdują się w zbiorach muzeów etnograficznych w Gdańsku i Toruniu. Podobnie ma się rzecz z Panią Bogumiłą5. Wielokrotnie zdobywała czołowe nagrody w wielu konkursach hafciarskich. Pani Bogumiła: „Haftem interesowałam się w latach szkolnych. W dorosłym życiu zaczęłam haftować do Cepelii w spółdzielni rękodzieła artystycznego we Włocławku. Najpierw musiałam ukończyć kurs hafciarski w Bydgoszczy. Na mojej drodze spotkałam p. Felicję Kołakowską. Ona namówiła mnie, bym zapisała się do koła haftu borowiackiego przy Domu Kultury w Tucholi. Wykonane tam prace wystawiałyśmy na wielu konkursach: bliższych i dalszych: Chojnicach, Bydgoszczy, Linii, Słupsku, a nawet w Lublinie. Uczestniczyłam też w plenerach hafciarskich w Wieżycy. Aż Pani Fela pomyślała o Kociewiu. Dostałyśmy zaproszenie na plener (I) do Bytoni. Potem na następne. Jestem prawdziwą weteranką tutejszych Plenerów Artystów Ludowych. Wszystkie mile wspominam. Bardzo mi się spodobał haft kociewski. Nie stronię od haftu kaszubskiego MOJA ZIEMIA


ozdabiając czepce, stroje... Początkowo wzory projektowała mi pani Felicja. Z czasem zaczęłam sama projektować. Na plenerach zawsze podglądałam jak to robią starsze (stażem) hafciarki. Nabrałam wprawy. Mam satysfakcję, że moje wzory na chustach, obrusach, fartuszkach, czepcach podobają się, a prace znajdują nabywców.

G.S. Ania Ledwożyw od 2009r. jest członkiem STL w Lublinie O/ Gdańsk. Jej hafty wzbogaciły zbiory Muzeum Etnograficznego w Gdańsku, a także (!) Muzeum Emigracyjnego w Nowej Zelandii. Prezentowała je na wielu wystawach na Kociewiu. W okresie współpracy z Borowiackim Towarzystwem Kulturytakże poza naszym regionem.6

Uczestniczę też w wielu plenerach, jarmarkach… organizowanych we Wdzydzach, Brusach, a nawet w Toruniu przy Muzeum Etnograficznym. To czas wymiany własnych z innymi pomysłów, zainteresowań, podpatrywanie, ale nie kopiowanie.

Kociewie Tczewskie reprezentują Panie: Katarzyna Nowak i Maria Barbara Leszman (znana jako Basia Leszman). Obie są nauczycielkami. Dorobek artystyczny obu jest ogromny. Każdy rodzaj rękodzieła posiada swój specyficzny warsztat. Etapy pracy są takie same. Pomysł, projekt, wykonanie i efekt końcowy. Co odróżnia hafciarki od innych artystów w rękodzielnictwie? Ano to, że haftowanie jest czasochłonne. To prawda, że mogą pracować wszędzie, ale jest to praca, która wprawdzie w efekcie końcowym daje satysfakcję i zadowolenie, gdy oglądający podziwiają końcowy rezultat, jednak jest to efekt ciągle powtarzanych czynności. Taka praca „przy taśmie” inaczej. Pamiętajmy o tym, gdy chcemy na pamiątkę nabyć przynajmniej jedno z arcydzieł. Panie w rozmowie mimochodem napomknęły, że dostają konkretne zamówienia, z czego bardzo się cieszą, bo wprawdzie nie zarabiają na tym kokosów, ale mają na płótno, nici…

G.S. Pani Felicja Kołakowska była dobrym aniołem stróżem dla naszych plenerowiczek – hafciarek w Bytoni. Oto jeszcze jedna osoba, która została przez nią zainspirowana… Anna Ledwożyw - Kociewie Starogardzkie. Mieszka w Starogardzie Gd. Lat 73. Nie kryje wieku. Bo i po co? Popatrzcie czytelnicy na zdjęcia naszych artystek! Wszystkie wyglądają kwitnąco, powiedziałabym, że czas jest dla nich łaskawy. Pani Anna: Przygoda z haftem rozpoczęła się jeszcze w domu rodzinnym. Mama i babcia wieczory spędzały przy pracach ręcznych. Mnie od początku fascynowały hafty. Zaczynałam od haftów kaszubskich, które na Kociewiu były swego czasu popularne. Później szkoła, praca, studia i rodzina nie pozwalały na kontynuowanie mojego hobby. Dopiero w latach 80-tych znalazłam trochę czasu na haftowanie i wówczas zachwyciłam się haftem richelieu. Zaczęłam haftować zarobkowo dla Spółdzielni Rzemieślniczej w Starogardzie Gd. Import serwetek z Chin spowodował spadek zainteresowania robionymi ręcznie przez nasze kobiety. Trzeba było czasu, by wróciło zainteresowanie do naszych ręcznych robótek, nie tylko haftu. Będąc przejazdem w Tucholi spotkałam się z haftem borowiackim. Poszukałam kontaktu z autorką tej szkoły, Panią Honoratą Bloch. To ona zainteresowała mnie haftem ludowym. Najpierw był to haft borowiacki. Z pracami wykonywanymi tym haftem startowałam w wielu konkursach, m. in. w Tucholi, Chojnicach, Linii. Wiele z nich zostało nagrodzone. W Tucholi koleżanki hafciarki zwróciły mi uwagę, że powinnam haftować wzory kociewskie. Pani Felicja Kołakowska narysowała mi pierwsze kompozycje kociewskie. Tak zaczęła się moja przygoda z Kociewiem. Zaczęłam uczestniczyć w plenerze w Bytoni, gdzie spotkałam panią Irenę Szczepańską, która jest moja mistrzynią i mentorką do dziś. W plenerach uczestniczę z przerwami i jest to dla mnie wielkie święto. Jest to okazja spotkania przyjaciół, z którymi wiąże mnie pasja do haftowania. Haft nie jest moim źródłem utrzymania. Jestem emerytką, która kończąc pracę zawodową wiedziała, co będzie dalej robić. Nie ograniczam się tylko do haftu kociewskiego. Ostatnio ukończyłam kurs haftu złotogłowia i złocieni. Prace wykonane tym haftem zgłosiłam na konkurs w Linii, gdzie zajęłam 2. miejsce. Spotkania w Bytoni to okazja do wymiany doświadczeń. W tym roku np. okazało się, że elementy haftu z wzornika, który mi się nie podobał i nie były one przeze mnie wykorzystywane w moich kompozycjach – u koleżanek w ich serwetkach wyglądały rewelacyjnie. GRUDZIEŃ 2021

Biogramy pani Katarzyny i pani Marii Barbary u Edmunda Zielińskiego7 są imponujące. Wprawdzie obie nie są nowicjuszkami w pracy zawodowej i artystycznej – to jednak należy pochylić przed nimi głowę z szacunkiem dla dorobku artystycznego.. Na początku „wytknęłam” im zawód. Sama jestem nauczycielem (oczywiście od lat na emeryturze) i wiem, że pozostaje się nim do końca życia. I one poza pracą „przy tablicy”, będą przekazywać swoją wiedzę, umiejętności młodemu narybkowi tak długo, aż starczy im sił witalnych. A potrzeba taka jest. Mówiły o tym hafciarki na podsumowaniu XV Pleneru. Do tego wątku jeszcze będę wracała, bo całe życie jestem wierna maksymie: wtedy jest się dobrym nauczycielem, gdy uczniowie przerastają mistrza. Przed postępem nie unikniemy. Przykład? Proszę bardzo. Dwadzieścia lat temu Internet w naszym życiu był w przysłowiowych powijakach. Pamiętamy oblężenie kawiarenki internetowej po uruchomieniu jej już w nowej szkole xxx. A dzisiaj? Jest wszędobylski, moim zdaniem aż za bardzo. Gdzie się podziała sfera prywatności? Ale dosyć dygresji. Wracam do meritum i naszych bohaterek. Pani Katarzyna zdradziła Edmundowi Zielińskiemu: „Od najmłodszych lat przejawiałam zdolności manualne, artystyczne. Z haftem miałam styczność już w szkole podstawowej. To wtedy podejmowałam pierwsze próby wyszywania” 8 A mnie dodała: „Pracuję w Szkole nr 12 w Tczewie. Przez wiele lat prowadziłam zajęcia koła regionalnego dla uczniów klas IV-Vi, gdzie swoją wiedzę i umiejętności dzieliłam z młodym pokoleniem. Uwrażliwiałam je na piękno naszej małej ojczyzny – Kociewia” G.S. Więc od kociewskim?

kiedy

zainteresowanie

haftem

Pani Katarzyna: W 2004 r. brałam udział w kursie haftu kociewskiego dla nauczycieli w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Tczewie. Placówce znanej z wielu przedsięwzięć na rzecz regionu /dop. G.S./. 13


Od tego czasu haft kociewski stał się moją pasją. Każdą wolną chwilę poświęcam temu rzemiosłu. A tworzę… według wzornictwa Marii Wespowej. Sama komponuję wzory, które następnie nanoszę na płótno lniane i wyszywam tradycyjnymi kolorami (a są nimi: żółty, pomarańczowy, czerwony, brązowy, liliowy, biały, zielony, niebieski). Chętnie słucham i czerpię z porad moich koleżanek – hafciarek. Jak już wspomniałam nieustannie doskonalę swoje umiejętności hafciarskie, rozwijam swoje pasje, bo to co kocham robić to haft kociewski! G.S. Pani Katarzyno, w biogramie do książki pana Edmunda wypisała Pani ….., a właściwie pokazała drogę, jaką trzeba przejść, by osiągnąć perfekcję w danej dziedzinie. W Pani przypadku jest to hafciarstwo. W tym artykule nie ma miejsca na przedruk tej listy, a jest ona imponująca. W tej sytuacji Pani członkostwo w Stowarzyszeniu Twórców Ludowych , mając w dorobku taki rejestr osiągnięć… był zapewne formalnością… Pani Katarzyna: Nie powiedziałabym, że formalnością. Ale tak, w roku 2014 przeszłam pozytywnie weryfikację w Lublinie w STL i zostałam twórcą ludowym w dziedzinie haftu kociewskiego. Swoje prace prezentuję m.in. na jarmarkach, wystawach w muzeach i wielu innych miejscach, także po plenerach. Skromnie dodam, że były też nagrody i wyróżnienia. M. in. w 2006r. dostałam nagrodę Stowarzyszenia Twórców Ludowych za haft w konkursie organizowanym przez Galerię A w Starogardzkim Centrum Kultury. G.S. Co pozwala Pani doładowywać akumulatory? Pani Katarzyna: Uczestniczę w spotkaniach Trójmiejskich Kociewiaków w Gdańsku., biorę udział w plenerach, warsztatach, dniach twórcy ludowego … i wielu innych. Miałam przyjemność, razem z innymi koleżankami uczestniczyć w 2006r. w wyjazdowym warsztacie rzemieślniczym na Imprezie Dwóch Kultur „Wzmocnienie tożsamości Kulturowej obszaru przygranicznego w Tczewie i Kłajpedzie” – oczywiście do Kłajpedy na Litwie. G.S. Maria Barbara Leszman jest osobą, z którą miałam przyjemność pracować w tej samej szkole. Krótki to był czas, jednak już wówczas byłam pełna podziwu dla jej pomysłowości, zręczności palców. Szkoła w Małych Walichnowach organizowała w czasie mojej bytności kilka imprez środowiskowych, okolicznościowych z kiermaszami, na które trzeba było przygotować „towar”. Czegóż na tych stoiskach nie było! Przygotowane przez uczniów pod kierunkiem p. Basi oraz własnoręcznie przez nią samą wytwory zachwycały oczy. Znajdowały nabywców. Ja sama bardzo długo cieszyłam swoje oczy jej pracami, nie tylko z Walichnów, ale także podkradanymi podczas plenerów. Dodam, że na plenerach nie tylko od Basi „wyciągałam” robótki. Kwiatki wręczane podczas Plachandrów laureatom „Perełek” były dziełem p. Basi. Tyle wstępu i mojej laurki dla niej. Czas oddać jej głos. Maria Barbara Leszman: Robótki, rękodzieło było w moim życiu odkąd pamiętam. Najpierw ubranka dla lalek, potem ubrania i sweterki dla siebie. Następnym etapem był haft krzyżykowy. Wykonałam nim 60 obrazów. W czasie szkoły średniej często zmieniałam 14

techniki pracy, lubiłam nowości. Gdy zaczęłam pracę jako nauczyciel techniki i plastyki zainteresowania i zdobyte umiejętności bardzo mi się przydały. Na początku pracy w szkole zainteresowałam się haftem kociewskim. Szukałam wzorów i osób, które podpowiedziałyby mi jak prawidłowo haftować. W 2004r. trafiłam na kurs organizowany w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Tczewie. Tam oprócz haftu kociewskiego kolorowego nauczyłam się haftować czepce. Potem zostałam zaproszona na prezentację haftu podczas Dni Tczewa , co poskutkowało wymianą kulturalną i wyjazdem do Kłajpedy. W 2006r. otrzymałam wyróżnienie w konkursie haftu zorganizowanym przez Starogardzkie Centrum Kultury. Chęć poszerzenia wiedzy o różnych dziedzinach kociewskiej kultury ludowej sprawił, że zgłosiłam się na kurs garncarstwa i malowania na szkle do Centrum Wystawienniczo-Regionalnego Dolnej Wisły w Tczewie. Tam poznałam pana Edmunda Zielińskiego, dzięki któremu otrzymałam zaproszenie do Bytoni. Był to rok 2009. Haft prezentuję na jarmarkach, wystawach, spotkaniach tematycznych, m. in. podczas Jarmarków Cysterskich w Pelplinie, spotkań wspomnianego już Klubu Trójmiejskich Kociewiaków, prezentacje prac w Muzeum w Oliwie. Prowadzę kursy haftu w ramach projektów unijnych. Wspomniałam o moich, poza haftem zainteresowaniach rękodziełem. Lubię szydełkować. Nauczyłam się malować witraże. Nie unikam plecionkarstwa. Szczególnie uwielbiam zdobienie elementami haftu kociewskiego przedmiotów użytkowych. Wracając do spotkania z hafciarkami. G.S. Rozwinęła się dyskusja. Dorobek niemały. A jakby to udokumentować w publikacji? Pomysł chwycił. Nie powiedziałam im, że jest osoba, której się marzy opracowanie i wydanie drukiem haftu szkoły bytońskiej. Czy uda się? Zobaczymy. G.S Na koniec spytałam: dlaczego wracacie do Bytoni? Odpowiedziały, bo: Pani Barbara Okonek: … w Bytoni jest pięknie. Mam tu przyjaciół. Nadal chcę kształcić się i rozwijać swoje umiejętności. Każdego roku tworzymy inne wzory, które same potem wykonujemy. Pani Ewa Piotrowska: … ważna jest wymiana doświadczeń. Panuje bardzo miła atmosfera. Poznaliśmy wielu ciekawych ludzi. Wracamy, by się z nimi znowu spotkać. I oczywiście z Panem Dyrektorem Pani Katarzyna Nowak: To tu spotykam ciekawych, dobrych ludzi z pasją, którzy wkładają ogromne serce w to, co robią. Na bytońskich plenerach panuje wspaniała, rodzinna atmosfera. Dzielimy się doświadczeniami. Nieustannie doskonalę swoje umiejętności i poszerzam warsztat pracy. To piękne uczucie! Pani Maria Barbara Leszman: Na plener w Bytoni czekam cały rok. Wspaniali ludzie i atmosfera. Wymiana doświadczeń. Możliwość udoskonalenia zaprojektowanych wzorów. Uzupełniam też MOJA ZIEMIA


informację o Kociewiu, które wykorzystuję na lekcjach geografii. Plener w Bytoni to moment ładowania akumulatorów na cały rok. G.S. Kolejne pytanie: co Wam dają plenery? Pani Barbara Okonek: Relaks z przyjaciółmi. Miło spędzam czas, poznajemy zainteresowania i pasje innych ludzi, którzy chętnie opowiadają o sobie i dzielą się swoimi historiami. Pani Ewa Piotrowska: Nowe doświadczenia i spotkania po roku i integracja z nowymi uczestnikami. Korzystam z porad koleżanek, uczestniczek plenerów. G.S. A czy jest coś, co jeszcze chciałyby Panie dodać? Pani Barbara Okonek: Cieszę się, że mogłam być tu i spędzać ten czas w tak miłym i przyjaznym miejscu. Mam nadzieję, że w przyszłym roku również będę mogła uczestniczyć w plenerze. Dziękuję Panu Dyrektorowi, Tomaszowi Damaszkowi za stworzenie i kultywowanie tak wspaniałej inicjatywy. Pani Ewa Piotrowska: Oby tak dalej jak dotychczas, bo jest bardzo dobrze. G.S. Czas przedstawić Krystynę i Ewkę, mieszkanki Pinczyna (gm. Zblewo), prawie papużki nierozłączki, gdyż łączą ich wspólne, a właściwie takoż same pasje i zainteresowania. Do grona osób, które rękodzieło ograniczają do haftu zaliczyć też trzeba Krystynę Engler. Ta, chociaż podczas spotkania długopisu nie wzięła do ręki, bo „przecież ty o mnie wszystko wiesz” zataiła przede mną fakt, że jest mentorką Ewki Piotrowskiej. Nie wyprze się tego, bo pani Ewa „sprzedała” tę informację redaktorowi Tadeuszowi Majewskiemu, co z kolei Edmund Zieliński nie omieszkał zamieścić w swojej książce o Plenerach w Bytoni (ha!).9 Oddaję głos najpierw Ewce: Ewka Piotrowska. Moje zainteresowanie haftem zaczęło się w szkole podstawowej. Brałam też udział w kursie hafciarskim organizowanym w Domu Kultury przez KGW Pinczyn. Tak jest do dzisiaj. Na plener w Bytoni namówiła mnie koleżanka, Krystyna Engler. Było to latem 2013r. Uczestniczę w nich do tej pory. Brałam też udział w wielu kursach hafciarskich, wystawach i plenerach. Nie tylko haftuję. Lubię szydełkować. G.S. Pani Ewa zapomniała nadmienić, że jest aktywnie działającą członkinią organizacji „Kwiaty Kociewia”, która propaguje kulturę ludową naszego regionu, organizuje kursy, wystawy… Dołączyła do niej także p. Krystyna Engler. To osoba, dzięki swojej żywotności, zapisuje się w pamięci wszystkich, którzy się z nią spotkali. Ze mną włącznie. Kiedy wszystkie Panie na moją prośbę pisały o swojej drodze artystycznej, Krystyna uznała, że ja o niej wszystko wiem. No cóż. „Zrobiłam” z nią swego czasu wywiad. Był to rok 201710. Wróciłam do niego, szukam treści istotnych dla tego artykułu. Krystyna wspomina w tamtym wywiadzie osoby, które zaszczepiły w niej pasję do robotek ręcznych. W podstawówce była to wychowawczyni, p. Monika Kuczkowska. Później, po powstaniu Gminnego Ośrodka Kultury w Zblewie osobą, która pokazała jej, cytuję: „nie tylko piękno kociewskiego haftu: modraków, kłosów i maków, ale zaszczepił …też pasję haftowania”, był ówczesny dyrektor GOK-u, Lech Zdrojewski. Potem była prosta GRUDZIEŃ 2021

droga do plenerów w Bytoni, zapraszana na nie przez Tomasza Damaszka. Prosta? Rekomendacja Pana Andrzeja Błażyńskiego Krystyny Engler na członka Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie była krótka, zaledwie na dwie strony! Jest jego członkiem. Po „drodze” poznała wielu, podobnych sobie pasjonatów: Zenona Usarkiewicza, Felicję Kołakowską, Basię Okonek, Anię Ledwożyw i wielu innych. Oprócz haftu jej pasją jest szydełkowanie, które woli od haftowania. „Wolę szydełko, bo pracuje się szybko… Kocham robić, w zależności od pory roku – dzwoneczki, bombki, gwiazdki, serduszka, zajączki……, serwetki, kapciuszki, kapelusze… i w ten sposób nie mam czasu się nudzić.” Kocham też druty. Nie mam czasu na myślenie. Trzeba się czymś zająć, żeby nie zwariować w tym szalonym świecie. G.S. Dodam, a właściwie zacytuję fragment wpisu Edmunda Zielińskiego z jej biogramu: „ Od dziesięciu lat związana z plenerami… w Bytoni. Plener bez Krysi byłby smutnym plenerem. Kto chce pajdę chleba swojskiego posmarowanego smalcem swojej roboty, do tego kiszony ogórek – śmiało do pokoju Krysi.”11 Obiecałam, że przed publikacją artykułu skonsultuję jego treść z naszymi artystkami, przynajmniej niektórymi. Uznałam, że zrobię to z tymi, które są najbliżej… czyli w Pinczynie. Umówiłam się na niedzielne popołudnie, przed Świętem Niepodległości. Dałam artykuł do przeczytania (łącznie z wypowiedzią Ireny Szczepańskiej, którą cytuję poniżej) i zadanie: dopiszcie, co jeszcze należałoby dodać. A ty Krystyno, dołóż kilka zdań o Felicji Kołakowskiej, z którą przecież byłaś zaprzyjaźniona. I zostawiłam, bo miałam jeszcze odebrać od Zyty Mikołajewskiej materiał – wspomnienie o niedawno zmarłym Panu Wacławie Ossowskim. Gdy wróciłam, czekały na mnie z odrobioną pracą. Krystyna: Moje wspomnienie o Felicji? Pierwszy raz spotkałam Panią Felicję na Plenerze w Bytoni. Wydała mi się bardzo inteligentną, starszą Panią. Od razu przypadła mi do gustu. Dużo się od niej nauczyłam. Nasza przyjaźń zawiązała się na kilka długich lat i trwała do samej śmierci Pani Felicji, dwa lata temu. To ona skłoniła senatora, śp. Andrzeja Grzyba, by namówił mnie, bym wyrobiła legitymację STL w Lublinie. Felicja była szczerym człowiekiem. Bywałam u niej w Tucholi. Moja sąsiadka kończyła Szkołę Leśną w Tucholi. Jeździła tam raz w miesiącu na trzy dni. Ja, korzystając z okazji mogłam przez te trzy dni pobyć z Felicją. Brakuje mi jej na plenerze. Zawsze była u mojego boku. Z racji wieku czasami potrzebowała wsparcia. Zasługiwała na nie, bo sama dzieliła się z nami wszystkim, co posiadała najcenniejszego: wiedzą, umiejętnościami i życiowym doświadczeniem. A Ewka dodała: „Ja też wiele nauczyłam się od Feli. A na plener wprowadziła mnie Krystyna, za co jestem jej bardzo wdzięczna”. G.S. Na koniec oddaję głos osobie, która w XV plenerze nie uczestniczyła fizycznie. To Pani Irena Szczepańska, ale i ją dopytałam. Podczas rozmowy telefonicznej wyłuszczyłam intencje artykułu. Pani Irena swoją wypowiedź, na piśmie, zatytułowała: „Moja droga do Bytoni”. Poczytajmy. Polecam też lekturę biografii 15


Pani Ireny u Edmunda Zielińskiego, o znamiennym tytule: „Haft moją pasją”.12

Jak w naszej dużej sali były trzy stoły, to zawsze przy nich królowała Krysia.

Irena Szczepańska: Będąc po raz kolejny na plenerze w Wieżycy, dowiedziałam się od Pana Edmunda Zielińskiego, długoletniego Prezesa STL O/Gdańsk, że w Bytoni, na Kociewiu odbędzie się plener i czy chciałabym w nim uczestniczyć. Ucieszyłam się bardzo, bo brały w nim udział osoby, które znałam wcześniej, a mianowicie Felicję Kołakowską, Basię Okonek, Bogusię Błażejewską, Kasię Nowak i Basię Leszman. Z tucholankami łączy mnie swoista więź, gdyż z Tucholi pochodził mój mąż. Bardzo często bywaliśmy u jego rodziców, a droga do Tucholi wiodła przez Bytonię. To w Tucholi poznałam haft tucholski i borowiacki, gdyż corocznie z okazji Dni Borów Tucholskich – Tucholski Dom Kultury przygotowywał bogate w haft wystawy.

Ewka Piotrowska, którą też poznałam w Bytoni, to przeciwieństwo Krysi. Dokładna i stanowcza. Doprowadzała nas do ładu. Jak przyjeżdżała codziennie rano, to zaczynała od porządku na stołach. Czego to na nich nie było! A było wszystko: smalec Krysi, chleb, ogórki i przepyszne ciasto drożdżowe; a obok nasze hafty i koronki Krysi, w których ona czuje się najlepiej.

W Bytoni na plenerze po raz pierwszy byłam w 2007r. Spotkali się tu nowi ludzie, których łączy pasja, każdego w swej dziedzinie. Od początku, w grupie hafciarek prym wiodła Pani Felicja Kołakowska ze względu na bagaż doświadczeń. Była weteranem wielu plenerów i z głową pełna pomysłów i nie kończących się opowieści. Przebywając razem przez kilka dni poznawałyśmy się bliżej. Plener w Bytoni kojarzy mi się zawsze z pogodną i uśmiechniętą twarzą p. dyr. Tomasza Damaszka, witającego przybyłych gości oraz z Wirtami, pięknym miejscem na ziemi i leśnikami w mundurach, którzy strzegą tego miejsca. Wracają piękne wspomnienia o moim zmarłym niedawno mężu, rodowitym tucholaku i naszych wędrówkach po borach tucholskich. Lasy te same i miejsca te same, ale puste miejsce obok mnie. Często powtarzam sobie: „ Nie rozpaczaj, że coś się skończyło, tylko uśmiechaj się, że ci się to przytrafiło”. Wracając do plenerów. Od ich początku, czyli zawsze był na nich Pan Prezes Edmund Zieliński pełniąc patronat merytoryczny. Pełnił go nie tylko w Bytoni, ale już wcześniej na plenerach w Wieżycy. Dzięki P. Edmundowi poznałam wiele miejsc na Kociewiu i Kaszubach, a to z racji wyjazdów do szkół, gdzie prowadziliśmy warsztaty dla dzieci i młodzieży. Anię Ledwożyw poznałam przez p. Felicję, a bliżej na plenerach w Bytoni. Ania należy do mojego Klubu 7 Kolorów, który mieści się w Domu Kaszubskim w Gdańsku. Jest również w Zarządzie STL O/Gdańsk przy Muzeum Etnograficznym w Gdańsku - Oliwie, gdzie prezentuje Kociewie i jego piękny haft. Basię Leszman i Kasię Nowak poznałam w Bytoni. Biorą one corocznie udział w jarmarku etnograficznym z okazji Dni Kociewia i Dnia Twórcy Ludowego, który odbywa się w ogrodzie przy Muzeum w Oliwie. Ogród odwiedza bardzo dużo krajowych i zagranicznych turystów. Haft kociewski, który prezentujemy na wystawach i kiermaszach, cieszy się ogromnym powodzeniem. Turyści podziwiają i kupują w mistrzowskim wykonaniu prace mówiąc: to nasze polskie kwiaty – maki, chabry, niezapominajki oraz osty i kąkole z polskich zbóż, pól i łąk. Bytonia to Krysia Engler, osoba na której wspomnienie rozjaśnia się twarz, bo taka jest Krysia. Wnosi swoja osobą pogodę i słońce. Wszędzie jej pełno, a tam gdzie ona, to zawsze coś się dzieje dobrego i śmiesznego. 16

Plenery w Bytoni to piękny czas i ciekawi ludzie. Malarze, rzeźbiarze, hafciarki, Renia Białk ze swoimi pięknymi ozdobami z wikliny i korzeni sosny. Atmosfera na plenerach rodzinna, jak w domu, duża przestrzeń i zawsze jakieś niespodzianki i goście. Często zagląda do nas p. Tomasz Damaszk i pyta, czy wszystko dobrze i czy niczego nam nie brakuje. Odwiedza nas także p. Gertruda Stanowska, nasz przewodnik podczas wędrówek. Była z nami we Wdzydzach, na jarmarkach w Wirtach i obu Plachandrach. Na jednym z pierwszych plenerów odwiedził nas p. Kazimierz Gołuński z żoną, mieszkaniec Bytoni. Wypiliśmy wspólnie kawę. Panu Kazimierzowi podarowałam zakładkę do książki z haftem kociewskim, a jego małżonce serduszko na igiełki. Następnego dnia Państwo Gołuńscy zjawili się z kartonem przepysznych rogalików. Przy ognisku pod lasem bywał u nas Pan Krzysztof Trawicki, oczywiście z akordeonem i śpiewnikami biesiadnymi. Było bardzo wesoło, radośnie i głośno oczywiście. Wśród plenerowiczów jest kilka osób, które też po całodniowej pracy i odłożeniu narzędzi, po kolacji umilali nam czas muzyką. Ala Serkowska, mistrzyni malarstwa na szkle , wieczorem odkładała swoje pędzelki, brała akordeon i wraz z Józkiem Śniadeckim, mężem malarki Brygidki umilała nam czas muzyką. Były śpiewy i tańce. Trochę później na plenery dołączył Wołodia (ten, który pisze ikony). Zawsze przyjeżdża ze swoją harmonią, toteż spotkania, nie tylko przy ogniskach, odbywają się przy śpiewie z nieodłącznym akompaniamencie harmoszki. Plenery w Bytoni to piękny czas. Wstawałam wcześnie rano, gdy wszyscy jeszcze spali. Udawałam się do łazienki, na poranną toaletę. Wracając zatrzymywałam się w holu, gdzie roztaczał się piękny widok na łąki i bagna, nad którymi unosiła się poranna mgła, w dali nad lasem przebijało wschodzące słońce przy wtórze ptaków. Żywy obraz. Jestem hafciarką, nie malarką, ale ten widok mam ciągle przed oczami. Ręce same składały się do modlitwy. Tak zaczynałam dzień w Bytoni. Plenery w Bytoni to niezapomniane chwile, które łączą ludzi, gdzie czas płynie wolniej. Nie ma swarów, tu każdy wydobywa z siebie dobre emocje. Dla mnie to czas, który powoli się kończy ze względu na czas i zdrowie. W XV plenerze uczestniczyłam hybrydowo. Dla Bytoni haftuję Matkę Boską Siewną. Bytonia i Wirty będą w mojej pamięci na zawsze. Wyhaftowałam makatę na szarym lnie o wymiarach 90x150 cm o św. Hubercie i białym jeleniu w hołdzie leśnikom i ich patronowi. Strzegą oni tego pięknego miejsca na ziemi, jakimi są Wirty. Napisane w Gdańsku 1.09. 2021r. MOJA ZIEMIA


Tomasz Damaszk. Hafciarski brzad po naszym plenerze jest przeogromny. Szkolna izba regionalna wzbogaciła się o liczne obrusy, bieżniki, serwetki, makatki a nawet haftowane obrazy. Komplet obrusów z motywami kociewskimi znajduje się w kaplicy św. Rocha. Beneficjentem haftów jest również Nadleśnictwo Kaliska - współorganizator pleneru i jarmarku w Wirtach. Oczywiście, prace te wymagają większej ilości czasu, niż trwa plener. Zaczyna się więc ich tworzenie od planowania i projektowania z rocznym wyprzedzeniem. Cieszy mnie, że tak hafciarki jak i nabywcy prac twierdzą zgodnie, iż haft kociewski – ze względu na kolorystykę i ornament – jest najpiękniejszy. Dokądkolwiek jadę, nawet na drugi koniec Polski, zakładam koszulę z kociewskim haftem i zabieram haftowany krawat. Zauważyłem, że ogromnym powodzeniem cieszą się rozmaite haftowane kociewskie drobiazgi – zakładki, woreczki, poduszki do igieł. Być może uda się zrealizować pomysł na teczkę wzorów „Haftu Szkoły Bytońskiej”. O Was Panie wiele jeż pisano. Jesteście w centrum zainteresowania m. in. kustosza O/ Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku, pani Barbary Maciejewskiej. Dowodem na to są zaproszenia Was na wiele organizowanych tam imprez, o czym same piszecie. Pani Basia Maciejewska wyraża też swoje uznanie dla Was w wielu publikacjach.13 Dziękuję Paniom hafciarkom za miłe słowa pod naszym adresem. „Naszym”, bo plenery w Bytoni są „dziełem” wysiłku wielu ludzi. Atmosferę i klimat to twór wielu czynników: miejsca, które tak pięknie opisała pani Irena Szczepańska; osób pracujących na tak zwanym zapleczu, dbających o dobre samopoczucie plenerowiczów i dobre jadło; życzliwych mieszkańców Bytoni i oczywiście sami plenerowicze. Jeszcze raz dziękuję Paniom i zapraszam na … XVI Plener Artystów Pomorza do Bytoni w sierpniu 2022roku. Mam nadzieję, że będziemy mogli go zakończyć Plachandrami w Grucznie, a przynajmniej Jarmarkiem w ulubionym przez wszystkich plenerowiczów ogrodzie dendrologicznym w Wirtach. Do zobaczenia! G.S. I mnie pozostaje dołączyć się do zaproszenia Tomasza Damaszka, głównego organizatora plenerów. Kusiło mnie, by podpytać o Was Panie, Edmunda Zielińskiego, ale zrezygnowałam. Dlaczego? Bo każdy, kto wczyta się w ten artykuł, nie ma złudzeń, że byłyby to same peany na waszą cześć. Jako długoletni prezes Oddziału Gdańskiego Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie, obecnie pełniący tę funkcję honorowo bardzo docenia Wasze dokonania, czego nie omieszka „wytykać” na każdym kroku. Cenne w jego osobistych, artystycznych dokonaniach jest to, że nie zamyka się w swojej „pracowni”, a pomaga promować się wszystkim innym twórcom ludowym na Pomorzu. Wybacz Czytelniku, musiałam to napisać! Na koniec pozostają mi przypisy, głównie odwołania do jednej z wielu książek Pana Edmunda, której lekturę już polecaliśmy w poprzednim numerze. A oto one: 1 Gertruda Stanowska, Plenerowicze we Wdzydzach w: Jarmark Kociewski w Wirtach owocem warsztatów rękodzieła, sztuki ludowej i recyklingu – Bytonia, Wirty 2018; Fundacja OKO-LICE KULTURY, s.10-13. GRUDZIEŃ 2021

Edmund Zieliński, Bytońskie plenery na tle kultury i sztuki ludowej Kociewia, Gdańsk 2020. 2

3

tamże, s. 234.

4

tamże, s. 235.

5

tamże, s. 238-239.

6

tamże, s. 255.

7

tamże, s. 240-242.

8

tamże, s. 242-249.

9

tamże, s. 250-254.

10

Moja Ziemia, nr 31/01/2017, s. 9-11.

11

E. Zieliński, op. cit. S. 249-250.

12

tamże, s. 235-238.

m.in. można o Was przeczytać w jej artykule p.t. „Bytonia rękodziełem stoi” w cyt. publikacji „Jarmark Kociewski w Wirtach….”, s. 14-15. 13

FOTO: Archiwum SP w Bytoni

G.S. O dorobek artystyczny pań hafciarek, z piętnastu plenerów zapytałam Tomasza Damaszka. A oto, co powiedział:

Tutaj obejżysz odcinek DYCHT KOCIEWIE!

17


VII Bitwa Kulinarna Piotr Wróblewski Jak żam sia dowiedział, że wew Wjirtach ma być bjitwa kulinarna, to sia mnie drobne w kiesieni zgadzać nie chciejli. Co to tera ma być? Bandó sia miandzy chójankami po chaszczach gónić zes patelniami? Abo ciskać sia ruchankami? Może - tak so myślał - bandó grapami ciskać chto dali; mogó wew Czersku szlorami rzucać, to my możym grapó, nie? A jak sia okazało, że Kaszubów ma sia nazjeżdżać, mówia, rychtych do bjitwy dojść musi ji bandó sia zes proców golcami strzylać! Okazało się jednak inaczej. Kociewski Oddział ZKP w Zblewie, ponieważ jego drużyna wygrała poprzednią Bitwę Kulinarną, miał za zadanie zorganizować i przeprowadzić kolejną bitwę. Wybrano Wirty – miejsce piękne i doskonale nadające się na tego rodzaju imprezy i dzień 19 sierpnia. Zasadą konkursu jest, że trzy drużyny reprezentujące oddziały ZKP otrzymują ten sam zestaw przepisów i produktów, i mają w określonym czasie przygotować zestawy dań do oceny. Jurorzy, po degustacji, decydują komu które miejsce i nagrodę przyznać. Zwycięski zespół będzie gospodarzem następnej bitwy kulinarnej. Przyjechały drużyny z Kartuz, Kolbud i Łubiany. Pojawił się też Zarząd Główny ZKP z samym Janem Wyrowińskim – przednikiem. Konkursowe dania były następujące: ajntop, kotlety ziemniaczane z kurkowym sosem, napój „niebiański” i na deser jagły z jagodowo-konopnym sosem. Wśród publiczności przeważali artyści ludowi uczestnicy XV Pleneru Artystów Ludowych Pomorza. Był to bowiem dla nich dzień podsumowania pracy twórczej. Swą obecność mocno i głośno zaakcentowali śpiewając z akompaniamentem harmonii Wołodii Drozda. Była to też okazja do uhonorowania p. Edmunda Zielińskiego, który w tym roku obchodzi jubileusz sześćdziesięciolecia pracy twórczej. Otrzymał dyplomy, pamiątki i kwiaty od Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego oraz od Gminy Zblewo, której jest wszak honorowym obywatelem; ZKP reprezentował prezes ZG Jan Wyrowiński i prezes zblewskiego oddziału Tomasz Damaszk zaś Gminę Zblewo - przewodniczący Rady Gminy Zblewo Leszek Burczyk. Uczestnicy i goście mieli okazję doświadczyć próbki kociewskiej twórczości ludowej. Były gadki, śpiewy i tańce w wykonaniu zespołu „Lubichowskie Kociewiaki” prowadzonego od wielu lat przez Bogumiłę Fijałkowską. Można było uczestniczyć w degustacji znakomitych kociewskich win... Zostały one wyprodukowane 18

w gospodarstwie agroturystycznym „Pod Orzechem” w Miradowie z wyhodowanych tam winogron. Degustację poprowadził współwłaściciel gospodarstwa p. Marek Wysocki. Kto zaś chciał skosztować arcysmacznych miodów z pasieki Szwałek z okolic Pelplina, mógł to zrobić na stoisku p. Stanisława Nowaka z Pieców. Tam też wystawione było rozmaite, a na naturalnych składnikach wypieczone, chleby oraz domowe– takie, jak dawniej - przetwory mięsne, warzywne i owocowe. Była też nasza Wiedźma – zwana u nas Herba Regina (po łacinie Królowa Ziół) – Regina Umerska z produktami ziołowymi na odporność, na piękne lica, na uspokojenie i trawienie. Pojawił się także Lech Zdrojewski - szef Fundacji OKO-lice Kultury, animator VI Kongresu Kociewskiego. Przywiózł książki o ziołach, o pięknie i atrakcjach Kociewia, o znanych Kociewiakach i ich twórczości; można je było kupić. Gościom zaoferowano możliwość zwiedzania Arboretum z przewodnikiem. Wszystkich też uraczono pieczonym dzikiem. Wreszcie nadszedł czas degustacji konkursowych, żeby nie powiedzieć „bitewnych”, potraw. Oceny podjęli się: Leszek Burczyk- przewodniczący Rady Gminy Zblewo, Piotr Kropidłowski- szef firmy KROPEK, Regina Umerska- autorka przepisów konkursowych, Krzysztof Langowski - szef K 2, Jan Wyrowiński – prezes Zarządu Głównego ZKP. Najsmaczniej przyrządzone i najpiękniej podane okazały się dania drużyny w składzie: Elwira Formela, Kornelia Kożyczkowska i Jolanta Czerwińska z Kartuz. One to otrzymały tytuł tegorocznego Arcymistrza Kulinarnego. Oznacza to, że na kolejnej Bitwie Kulinarnej spotkamy się w Kartuzach. Mistrzem (co oznacza drugie miejsce) została drużyna z Łubiany, Wicemistrzem (miejsce trzecie) reprezentacja oddziału z Kolbud. Nagrodą w konkursie publiczności na ajntop były: „Chochla Prezesa“, która przypadła… prezesowi (bo i on gotował swój kociołek) oraz kociołek służący do przygotowania tej pożywnej zupy. Wszyscy uczestnicy otrzymali chochle; prezes także kociołek, który przekazał organizatorom tegorocznej „Bitwy Kulinarnej“. Oczywiście prezes nie gotował sam, wspomagały go Kociewianki z KGW Zblewo: Beata Podwojska, Marlena Barca, Teresa Gajewska i Blanka Laskiewicz. Wśród głosującej publiczności rozlosowano rozmaite nagrody – książki, drzewka, kociewskie drobiazgi artystyczne. Po owej ajntopowej konkurencji mamy prawo przypuszczać, że gdyby nasza kociewska drużyna stanęła w szranki, to kto wie, czy kolejna „Bitwa“ nie byłaby znów u nas na Kociewiu. Pani Jolanta Czerwińska z kartuskiej drużyny nie mogła się nachwalić wspaniałej atmosfery i znakomitej organizacji imprezy. A chochle przygotował nasz członek, plenerowicz, rzeźbiarz Leszek Baczkowski. Całość prowadzili - z zaimprowizowanej estrady – Mieczysława Cierpioł i Piotr Wróblewski. MOJA ZIEMIA


Aintop Czyli kociewska potrawa jednogarnkowa Składniki: • mięso wieprzowe/ około 1kg • boczek wędzony • wołowinka • golonka z indyka • ziemniaki • kapusta świeża/ 1 duża lub 2 małe główki • kapusta kiszona/ ok. ½ kg • papryki/2-3 sztuki • pomidor/2-3 sztuki albo 1 puszka pomidorów • por • cebula/2-3 sztuki • pietruszka/2-3 korzenie • marchew/5 średniej wielkości • zioła zielone: podagrycznik, kurdybanek, koper, pietruszka • zioła suche: majeranek, kolendra, kminek • inne przyprawy: sól, czosnek, pieprz • woda • i miłość… Wykonanie: 1. Mięso pokroić w kostkę. 2. Warzywa obrać, pokroić. 3. Cebulę obrać, pokroić. 4. Kapustę przygotować według uznania. 5. Składniki układamy do garnka według uznania, soląc i pieprząc. 6. Wszystkie składniki lekko ugniatamy.

Kotlety ziemniaczane z sosem grzybowym Składniki: • ugotowane ziemniaki/ 1 kg • masło • jajka/ 3 sztuki • grzyby (świeże lub suszone) • śmietana 30% • mąka • koperek • nać pietruszki • sól kłodawska • pieprz Wykonanie: Przygotowanie kotletów: 1. Ugotowane ziemniaki zetrzeć na tarce albo przecisnąć przez praskę. 2. Miękkie masło utrzeć mikserem na puszystą masę dodać żółtka, wymieszać. 3. Dodać ziemniaki, wymieszać łyżką i dodać do nich bułkę tartą. 4. Ugotowane grzyby drobno posiekać. Część grzybów zostawić do sosu, a pozostałe podsmażyć na maśle. 5. Masę ziemniaczaną posolić, popieprzyć. 6. Z masy ziemniaczanej uformować małe placuszki, nałożyć na nie farsz grzybowy. 7. Zwinąć w podłużne kotlety. 8. Otoczyć w bułce tartej, smażyć na maśle. Przygotowanie sosu: 1. Na patelni przygotowujemy zasmażkę (tłuszcz, mąka, woda). 2. Dodajemy śmietanę i odłożone wcześnie grzyby.

8. Przykrywamy wieko, dokręcamy śrubą.

3. Zagotować i podać z kotletami.

FOTO: Archiwum SP w Bytoni

7. Dodajemy wodę.

Tutaj obejżysz ten temat w odcinku DYCHT KOCIEWIE!

GRUDZIEŃ 2021

19


„Chata” od kulis

– wywiad z Mirkiem Umerskim Piotr Wróblewski Reginy i Mirosława Umerskich nie trzeba miejscowym (a i wielu zamiejscowym) przedstawiać. Topinambur, olej z lnianki rydzowej, konopie siewne, wygrane konkursy i pokazy kulinarne – to rzeczy ogólnie znane. Ale ostatnio... – Skąd pomysł na zespół teatralny? Pomysł narodził się w trakcie przygotowywania się do występów w ramach KGW Zblewo aby zaistnieć jako grupa teatralna, która praktycznie jest jako jedyna taka formacja tutaj na naszym terenie. – A na film? Pomysł stworzenia filmu narodził się już dawno, w czasie tworzenia dla KGW Zblewo występów scenicznych. Najlepiej ten temat rozumiał nasz nieodżałowany kolega Edek Makowski, który swego czasu był kierownikiem zblewskiego kina. Dlaczego film „Chata”? Wstępnie „Chata” miała być przedstawieniem scenicznym. To przedstawienie miało być wystawione w kwietniu 2020 roku; mieliśmy już ustalony termin premiery. Nasze plany pokrzyżowały obostrzenia sanitarne. Prawie na pół roku zaprzestaliśmy prób teatralnych. Wtedy powróciłem do pomysłu stworzenia filmu na kanwie wcześniejszego przedstawienia, które nie doszło do skutku. Powiadomiłem obsadę zadając im pytanie - czy by chcieli uczestniczyć w takim przedsięwzięciu, jak stworzenie filmu stricte fabularnego? Nie musiałem długo czekać na odzew, który oczywiście był pozytywny. Teraz pozostało nam szukać miejsc, gdzie można byłoby sfinalizować przedsięwzięcie. Z pomocą przyszedł nam dyrektor szkoły w Bytoni, gdzie znajduje się kociewska izba regionalna- mieliśmy już gotowa scenę. Zaczęliśmy próby, które trwały do marca tego roku. W ramach LOWE w Bytoni nasza praca została sfilmowana podczas sześciu naszych spotkań. – Jak długo trwała praca nad scenariuszem? Prace nad scenariuszem, tym pierwotnym, praktycznie rozpocząłem w lutym 2019 roku, pod przedstawienie sceniczne. W trakcie różnych perypetii, o których wspomniałem, scenariusz był modyfikowany pod kątem filmu, np. doszły sceny z plenerów, które w wersji teatralnej w tej formie nie były uwzględnione. – Trudno było znaleźć aktorów? Mając szczerze powiedzieć to na początku zgodziła się moja żona Regina, Edek Makowski, Ewelina Rytelewska, Barbara Wiśniowska, Mateusz Laskiewicz, a potem każda osoba, która zdecydowała się zagrać, po przeczytaniu dialogów rezygnowała. Byliśmy już prawie poddani w realizacji naszego projektu, lecz Mateusz Laskiewicz namówił swoich rodziców Blankę i Arkadiusza. Regina namówiła naszego znajomego Tomasza Grabana i swoją 20

koleżankę z KGW Teresę Gajewską. Cieszyliśmy się, że po trudach zebraliśmy bardzo dobrze rozumiejący się zespół, który rozpoczął próby na jesieni 2019 roku. W czasie pandemii zmarł Edek Makowski. Zrobiło się miejsce puste w obsadzie, byłem już zwątpiony, lecz moja żona przekonała księdza Pawła Orłowskiego by spróbował swych sił jako aktor. Ksiądz przyjął wyzwanie - znowu mieliśmy obsadę. Był to styczeń 2021. – ...a sponsorów? Zaproponowano nam aby zrealizować nasze przedsięwzięcie z LOWE w Bytoni i przyjęliśmy tę propozycję. W kostiumy przyodziało nas KGW Zblewo. – Gdzie kręciliście poszczególne sceny? Sceny w chacie były kręcone w regionalnej izbie kociewskiej w bytońskiej szkole podstawowej oraz w domu Państwa Ewy i Jacka Lewandowskich w Kasparusie. Plenery były realizowane w Rokocinie, w gospodarstwie Pana Albina Konkola, który także zagrał woźnicę Ottona oraz w Białym Bukowcu. – Jak długo trwały prace realizatorskie? Poszczególne sceny sfilmowano podczas sześciu trzygodzinnych sesji, trzy w marcu 2021r. i trzy na przełomie maja i czerwca 2021r. Prace montażowe trwały do września 2021r. – Były jakieś sytuacje trudne, które mogły zniechęcić do dalszej pracy albo nawet je zniweczyć? Jak już wspomniałem, najważniejszą trudnością było skompletowanie obsady i znalezienie funduszy na sfilmowanie. – ...a zabawne sytuacje? Każde nasze wspólne spotkanie było obfite w zabawne sytuacje głównie związane z przeinaczaniem słów kociewskich. Krótko streszczę- Było chichów i śmichów co niemiara. – Film był już kilka razy prezentowany publiczności – w Zblewie (prapremiera) i Starogardzie. Jaki był odbiór? Muszę stwierdzić, że zainteresowanie przekroczyło moje i aktorów oczekiwania. Oprócz projekcji w Zblewie i Starogardzie odbyły się także w innych miejscach, gdzie film jest bardzo pozytywnie przyjmowany, nieraz słyszymy podczas seansu jak widzowie jeden do drugiego mówią: Jo, patrzaj tak to było, jak żam knabasem był. Film pokazuje jeden wieczór, z którym utożsamiają się widzowie. Po projekcjach są bardzo miłe rozmowy z widzami, którzy nas przekonują, że taka pozycja regionalnie była bardzo potrzebna. Dopowiem, że praktycznie co tydzień mamy jakąś projekcję naszego filmu w miejscowościach naszego regionu, bardzo się z tego cieszymy i jesteśmy otwarci na nowe propozycje projekcji. – Czy będzie ciąg dalszy? W moim zamyśle było stworzenie tryptyku widzenia Kociewia: ze strony zwykłych Kociewiaków, dworu oraz gospody. Główni bohaterowie w tych trzech częściach pozostają ci sami czyli Władyś i Maryśka, MOJA ZIEMIA


lecz rozbudowane jest to o nowe wątki związane z dworem i gospodą. Obecnie już trwają pierwsze prace związane z nowym filmem, którego tytuł będzie „Dwór” z cyklu „Dawni na Kociewiu”. Dla zainteresowanych dodam fragment tej nowej opowieści: Jesienne mgły przykrywają delikatnie pagórki, które jeszcze niedawno złociły się kłosami zbóż, a łąki kwieciły się kolorami tęczy. Ten czas już minął. Władyś dzisiaj idzie radośnie polną knieją w kierunku swego pola. Wczoraj cały dzień orał, a teraz z radością idzie nacieszyć oczy swym wczorajszym dziełem. Bałwany porannej mgły otulają bryły ziemi. Władyś stanął na skraju swego gruntu, spojrzał przed siebie, nabrał rześkiego powietrza do płuc, przymknął oczy i cicho wypowiedział: Jak tu fajen wyjrzy, musza raz Maryśka wziąć tutej jak só te mgły, to wyjrzy tak fajen jak bym był w raju.

Wacław Ossowski. Wspomnienie

Wchodzi na pole, przyklęka, nabiera do dłoni garść ziemi, pieści ją przez chwilę, wyczuwa jej konsystencję, podnosi dłoń, rozchyla ją, a zawartość ukazuje się jego oczom i wącha, upajając się zapachem, który wprowadza go w ekstazę taką jakby czuł zapach świeżo umytego ciała swej miłości życia, kobiety dla, której gotowy jest zrobić wszystko. Rozkoszując się zapachem świeżo zaoranej ziemi półgłosem mówi: Maryśka, och Maryśka.

27 września 2021. Odszedł od nas Wacław Ossowski.Człowiek znany, lubiany i zasłużony dla społeczności Pinczyna i gminy Zblewo. Inicjator powstania i dyrygent Orkiestry dętej w Pinczynie.

– Pewnie po następnym filmie znowu zadamy to pytanie, bo przecież dobrze i ciekawie byłoby dociągnąć tę sagę do współczesności. Wyobrażacie sobie taką możliwość? Wyobraźnię jak na razie to mamy i nie chcielibyśmy jej spłoszyć. Zobaczymy co będzie po trzeciej części- może. – Czego potrzebowałaby ekipa, by sprawnie realizować kolejne projekty? Poza pieniędzmi, oczywiście… Jesteśmy amatorami, obecnie do drugiej części poprosiliśmy nowe osoby do współpracy, każde z nas ma jakąś pracę, zajęcie... Czas to jest artykuł bardzo reglamentowany i jego potrzebujemy najbardziej. Oraz, aby spotykać ludzi życzliwych nam i otwartych na to, co robimy. Robimy to nie dla jakiegoś splendoru czy pokazania się w mediach, lecz z serca - dla naszego regionu i Polski, byśma nie zabaczeli, że sómy Kociewiaki i tutej mieszkómy. – Dziękujemy za rozmowę. Do spotkania na sali kinowej.

Tutaj obejżysz ten temat w odcinku DYCHT KOCIEWIE!

GRUDZIEŃ 2021

– Dziękuję Pani Halinie Milewskiej – córce Pana Wacława Ossowskiego za podzielenie się z nami wspomnieniami o ojcu Zyta Mikołajewska

Urodził się 14 grudnia 1931 roku w rodzinie Leokadii i Ksawerego Ossowskich jako ich dziewiąte, najmłodsze dziecko. Od najwcześniejszych lat wykazywał zdolności muzyczne, chętnie słuchał gry na instrumentach, próbował swoich zdolności, sam też uczył się gry. Nie miał żadnych możliwości rozwijania swojego talentu pod fachowym okiem nauczycieli. Dzieciństwo pana Wacława przypadło na tragiczny okres w dziejach Polski i świata, na czas trwania drugiej wojny światowej. Uczęszczał do szkoły prowadzonej przez Niemców. Często wspominał te czasy jako pełne strachu, trwogi. Za najmniejsze wykroczenie, zwłaszcza, za wypowiadanie się w języku polskim, Niemcy karali surowo, stosowali kary cielesne. Do przyjęcia pierwszej komunii świętej przygotowywał się wraz z rówieśnikami w Zblewie. Podczas wyzwolenia i przemarszu wojsk radzieckich, jako 13-letni chłopak został zabrany przez czerwonoarmistów do pędzenia koni, które wojskowi odebrali mieszkańcom Pinczyna i okolicznych wsi. Dzięki zamieszaniu jakie powstało w szeregach wojsk radzieckich we wsi Miradowo, udało mu się stamtąd wydostać. To zdarzenie, jak zawsze podkreślał pan Wacław, uratowało mu życie. A muzyka? No cóż, pozostał zapał, zamiłowanie i wielka pasja. Sam nauczył się grać na pianinie, akordeonie, tenorze. Po zakończeniu działań wojennych, zaczął uczęszczać do szkoły zawodowej w Starogardzie Gdańskim, przygotowywał się do zawodu murarza. Chodziło o to, aby jak najszybciej zdobyć zawód i pracować na utrzymanie rodziny. Zawsze z dumą podkreślał, ze budował bloki na ulicy Wybickiego w Starogardzie. Potem pojawiła się szansa uzupełnienia wykształcenia w Liceum Ogólnokształcącym, a co za tym idzie, propozycja nowej pracy związanej z ubezpieczeniami w PZU. Aż wreszcie, pojawiła się szansa pracy w weterynarii. Po uzupełnieniu kwalifikacji, już aż do wieku emerytalnego, w latach dziewięćdziesiątych, pan Wacław pracował jako oglądacz zwierząt rzeźnych i mięsa. 21


A muzyka? W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, wspólnie z Alfonsem Burczykiem, Józefem Kubiszem i panem Białasem założyli orkiestrę. Często grali podczas uroczystości kościelnych. W krótkim czasie muzycy stali się bardzo popularni, uświetniali swoją grą zabawy i wesela w okolicy. I właśnie na jednym z takich wesel pan Wacław poznał swoją przyszłą małżonkę, panią Barbarę, nauczycielkę biologii. Pobrali się w październiku 1968 roku. Połączyła ich druga pasja pana Wacława, umiłowanie przyrody. Jak wspomina dziś Halinka, córka Wacława i Barbary, co niedzielę rodzice zabierali ją i brata Kazimierza na spacer do lasu. Nie obywało się również bez przepytywania dzieci ze znajomości przyrody. Wacław i Barbara mieli jeszcze jedną wspólną pasję, bardzo lubili oglądać wspólnie poniedziałkowe teatry telewizyjne. Dzięki pracowitości i zaradności taty – wspomina dalej Halinka - nasza rodzina jako jedna z pierwszych we wsi stała się posiadaczem samochodu marki Syrena. Kiedy sąsiedzi zwracali się z prośbą do taty, aby zawiózł młodych do ślubu, czy dziecko do chrztu, albo trzeba było pojechać w innej nagłej sprawie, nigdy nie odmawiał, zawsze chętnie pomagał. Orkiestra założona przez pana Wacława uświetniała uroczystości do lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Wtedy to pojawiła się moda i zachwyt muzyką elektroniczną. Kiedy pierwsza euforia taką formą muzyki minęła, dało się zauważyć brak orkiestry dętej, szczególnie na uroczystościach kościelnych. Do pana Wacława popłynęła więc prośba, aby jakoś temu zaradził. Syn Wacława, Kazimierz uczęszczał wówczas do szkoły muzycznej. O pomyśle stworzenia orkiestry dętej opowiedział kolegom. Młodzież zapaliła się do tego pomysłu i tak się zaczęło. Próby początkowo odbywały się w domu u państwa Ossowskich. Umiejętności pana Wacława, również te, pracy z młodzieżą, powodowały, że chętnych do gry przybywało i wkrótce trzeba było szukać nowego miejsca do ćwiczeń. Znalazło się, w budynku straży pożarnej. Do dziś jest to stałe miejsce spotkań muzyków.

Wacław Ossowski z żoną Barbarą i dziećmi Halinką, Kazikiem oraz ich kuzynką.

22

Po sześćdziesiątym roku życia Pan Wacław nauczył się grać na saksofonie. Już jako emeryt swój dzień rozpoczynał od gry na instrumentach. Wstawał wcześnie, o piątej rano i grał pieśni przypadające na dany okres w roku: adwentowe, kolędy, wielkopostne, wielkanocne. Nikt z domowników nie miał do niego o to pretensji, bo wszyscy rozumieli, że muzyka to jego największa pasja. Prowadzona przez pana Wacława Orkiestra Dęta z Pinczyna w latach 1999 - 2019 brała cyklicznie udział w przeglądach i może poszczycić się wieloma nagrodami i wyróżnieniami: Między innymi jest zdobywcą srebrnego i brązowego Floriana, którego otrzymała podczas Nadbałtyckiego Festiwalu Orkiestr Dętych w 2016 w Gniewinie i 2017 roku w Lipuszu.. W 2018 roku muzycy z Pinczyna brali udział w Jarmarku Dominikańskim w Gdańsku, w przemarszu kociewskim. Otrzymali tam Medal Starosty Starogardzkiego. Za wielkie serce miłość i pasję do muzyki, Pan Wacław otrzymał tytuł Człowieka roku Gminy Zblewo oraz Dyplom Uznania od Wójta Gminy Zblewo. Pan Wójt Artur Herold jest wielkim fanem pinczyńskiej orkiestry. Zawsze udziela jej potrzebnego wsparcia i zachęca do udziału w koncertach i przeglądach. Orkiestra Pana Wacława jest w posiadaniu szeregu statuetek z Przeglądów Orkiestr Dętych w Zblewie. Ostatni koncert, który poprowadził odbył się 8 marca 2021roku. Pan Wacław odszedł 27 września 2021 roku. Pogrzeb odbył się 1 października w Światowy Dzień Muzyki. Czy to przypadek?

Listopad. „Dni smutne i radosne”xx

1. Pamięć o zmarłych. Obecnie i dawniej Gertruda Stanowska Jedenasty miesiąc roku, november. W naszym polskim kalendarzu nazwaliśmy go zgodnie z naturą. Dla nas to miesiąc, w którym liść opadł. Tego roku powitał nas przepiękną, wcale nie jesienną pogodą. Październik (dla tych, co nie wiedzą - nazwa pochodzi od paździerzy) płynnie, słonecznie przeszedł w listopad. Dzięki temu mogliśmy spokojnie zadbać o groby naszych bliskich. Tych na miejscowym cmentarzu, ale też pochowanych daleko, o ile mogliśmy tam dotrzeć: zapalaliśmy znicze, stawialiśmy kwiaty, kładli wiązanki. Modlitwa za dusze naszych zmarłych wybrzmiewała, o zwyczajowej porze, podczas procesji na cmentarzu. Większość z nas modliła się stojąc przy grobach najbliższych. Także za tych, o groby których nie ma kto zadbać. W ostatnim czasie odeszło od nas na zawsze wyjątkowo dużo bliskich nam osób. 1. i 2. dzień listopada MOJA ZIEMIA


należały do zmarłych. Tych niedawno i wiele lat temu. Ważnym jest, aby zachować ich w pamięci. Wspominać dziadków i pradziadków. Przekazać młodemu pokoleniu wiedzę o przodkach. Kim byli. Sprzyja temu pisanie „wypominek”. Najczęściej robią to starsi członkowie rodzin, skarbnica wiedzy o dziejach rodziny. Tych prywatnych, ale nie tylko. Każdy z nas jest cząstką większej społeczności, a tym samym cząstką historii. Każde pokolenie: dzisiaj – my, „wczoraj” nasi rodzice, a „przedwczoraj” dziadkowie i to, jeszcze wcześniejsze, tworzy historię. Domowe szuflady to kopalnia wiedzy o przodkach. Kiedy piszemy: za babcię Klarę…,wujka Władka…., brata Stanisława… wyjmijmy ich zdjęcie, dokumenty, czy inne pamiątki. Opowiedzmy o nich. Są tego warci, by nie byli tylko prawie anonimowo spoczywającymi w grobie, z tabliczką z imieniem i nazwiskiem, datami (czasami tylko rokiem) urodzenia i śmierci. Koleje życia członków naszych rodzin bywały różne. Jesteśmy ich spadkobiercami. Nie tylko genetycznie. Nie wszystkim było dane spocząć na „swoich cmentarzach”, w rodzinnych grobach. Tych, których zawierucha wojenna i rozkazy wojskowe wysłały na front, a polegli w boju, po bitwie najczęściej grzebano w pobliżu. Powiadomienie musiało wystarczyć, by ich opłakiwać. Rodziny nie wiedziałyby nawet, gdzie szukać ich mogił. Należę chyba do nielicznych, którzy mają zdjęcie, przechowane w rodzinie - „cmentarza” żołnierzy poległych na froncie wschodnim I wojny światowej, oczywiście po stronie niemieckiej. Tego „cmentarza” na pewno już nie ma. Jak podają statystyki, ponad pół miliona Polaków poległo na frontach tej wojny, zwerbowanych przez zaborców. Nie obchodziło ich to, że ci żołnierze muszą zostawić rodziny, żony z drobiazgiem małych dzieci, jak to było w przypadku mojej babki. Jak miała sobie poradzić z gospodarstwem i czteroma kilkuletnimi chłopcami? Nie ona jedna. Po ponad stu latach gdzie szukać mogił wówczas poległych? Ale na naszych ziemiach jest wiele bezimiennych, na szczęście, zadbanych przez miejscowe społeczności grobów, z palącymi się 1. listopada, zniczami. Pamięć o tych, co polegli, by nasze pokolenie mogło trzy czwarte wieku przeżyć w pokoju, bez wojny i ponad sto lat w niepodległej ojczyźnie – jest naszym, patriotycznym obowiązkiem. 11 listopada oddaje się hołd im wszystkim, gdy uroczyście następuje zmiana warty i składane są wieńce przy Grobie Nieznanego Żołnierza.

na świątynię p.w. Wszystkich Świętych podarowany Kościołowi Panteon z grobowcami wybitnych ludzi tamtej epoki1 Wiara w duchy (i nie tylko) znalazła odbicie w pracy Dr. Nadmorskiego2. Bożena Stelmachowska3, opierając się na konkretnych badaniach, opisała szczegółowo wierzenia Dnia Zadusznego w poszczególnych regionach Pomorza. Odróżniały się między sobą. Również Roman Landowski nawiązuje do zwyczajów Dnia Zadusznego na Pomorzu i Kociewiu4.. Opisuje, jak to groby przystrajano zielenią i kwiatami oraz zaduszkowymi wieńcami., na konstrukcji słomianej. Zwyczaj przystrajania grobów przetrwał do dziś. Szkoda tylko, że samodzielnie wykonujemy nieliczne dekoracje. Powszechnie wierzono, że w Dzień Zaduszny duchy przodków opuszczały zaświaty i odwiedzały „swoje” strony. Panowało powszechne przekonanie o wędrówkach dusz5. Toteż w tym dniu przestrzegano określonych zachowań. I tak: nie należało wylewać wody na dwór w Dzień Zaduszny, by nie polać błądzące dusze lub by się na niej nie poślizgnęły. Domy powinny być w ten wieczór ogrzane, by dusze mogły się rozgrzać. Wierzono też, że dusze wolne od mąk czyśćcowych udają się do kościoła, gdzie o północy uczestniczą we mszy świętej odprawianej przez ostatniego zmarłego proboszcza, a na cmentarz wracają razem z procesją. Zacytuję opis dla powiatów kociewskich: „Lud modli się za dusze pokutujące, wierząc, że piekło „cicho stoi”, a dusze z czyśćca wolne od mąk odwiedzają swoich najbliższych…. Dlatego w Zblewie nie wylewają wody… aby nie zamoczyć dusz. W domu przysuwają ławę do pieca, aby przybywszy, mogły się ogrzać. Przygotowują też… wygodne krzesło, aby odpoczęły sobie tej nocy”6. Domostwo musiało być przygotowane na odwiedziny z zaświatów. Po Nocy Zadusznej jego mieszkańcy skrupulatnie sprawdzali obejście szukając śladów „gości”, komentowali każdy słyszany, inny niż zazwyczaj dźwięk. Wiara w wędrówkę dusz przetrwać musiała w Zblewie dość długo, skoro babcia Krystyny Engler, Marianna „opowiadała” jej o tych zwyczajach zaduszkowych7. Pamiętajmy więc: nie ma nic dziwnego w tym, że czasami mamy potrzebę wspominania bliskich, którzy już nas opuścili na zawsze. Wierzymy, że są z nami, a my z nimi - na dobre i złe. I że czasem nas odwiedzają… nie tylko w Dzień Zaduszny. Przypisy:

Święto Zmarłych w kulturze naszej i naszych pobratymców należy do świąt dorocznych obchodzonych od zarania wieków. Świat zmarłych, pozagrobowy fascynował każde pokolenie. Każda kultura: prehistoryczna i historyczna miały swoje odniesienie do „świata zmarłych” – obrządku grzebania umarłych i zadbania, by oni mogli się odnaleźć w „świecie umarłych”. Ma też odbicie w literaturze, także na Pomorzu. Roman Landowski przypomina, że w kulturze chrześcijańskiej święto to sięga VIII wieku, a nawiązuje do wydarzenia z pocz. VII wieku, kiedy to papież Bonifacy zamienił

Tytułxx za Romanem Landowskim, w: Roman Landowski, Dawnych obyczajów rok cały. Pelplin 2000, s.185.

GRUDZIEŃ 2021

Część 1. 1.Roman Landowski, tamże, s. 189. 2.Dr. Nadmorski, Kaszuby i Kociewie. Poznań 1892, s. 120-131 3.Bożena Stelmachowska, Rok obrzędowy na Pomorzu. Toruń 1933 / Gdynia 2016. 4. Roman Landowski, tamże, s. 189-191. 5. Bernard Sychta, Wesele Kociewskie. Gdynia 1958, Obraz trzeci. W noc zaduszną s. 43-48.

23


6. Bożena Stelmachowska, tamże, s.202-203. 7. Podczas spotkania w ostatnią niedzielę listopada (2021) Krystyna Engler czytając tekst artykułu od razu zaczęła mówić o tym, jak to babcia Marianna mówiła, co należało robić, by nie zawieść „dusz”, bo konsekwencje mogłyby być nieciekawe.

2. Święty Marcin nie tylko okrasą słynie… 11 listopada – Świętego Marcina. Jesień w pełni. Na wsi od zawsze listopad był pierwszym miesiącem odpoczynku po intensywnych pracach polowych. Symboliczną datą był Dzień Wspomnienia świętego Marcina. Do 11. listopada musiały zakończyć się orki, by ziemia zimą odpoczęła. Część musiała być obsiana zbożami ozimymi, tak by zielony dywan ze zbóż pojawił się jeszcze przed zimą. A zimy bywały srogie – mroźne i obfitujące w śniegi. Wcześniej, do św. Michała kończono letnie i wczesnojesienne prace polowe, a mianowicie: żniwa, wykopki. Październik był czasem omłotów. Zadbać też trzeba było o ogrody, sady, pasieki i zwierzaki, bo „od świętego Marcina zima się zaczyna”1 Tak więc św. Marcin w ludowym roku obrzędowym kończył wytężony okres wiosennoletnich prac. Można było pomyśleć o zimowym odpoczynku. Był to też dzień rozliczeń finansowych z robotnikami najemnymi. Ci, po wygaśnięciu umowy, otrzymaniu należnej im opłaty, o ile nie mieszkali na miejscu, wracali na okres zimowy do swoich rodzin. Po roku 70. XIX wieku przez Prusy Zachodnie szła linia kolejowa Berlin-Królewiec. Połączenia kolejowe uzyskały też wszystkie, większe miejscowości Prus Zachodnich2. Na konsekwencje ekonomiczne nie trzeba było długo czekać. Ułatwiały przemieszczenia i wędrówkę ludności. Żuławy potrzebowały sezonowych robotników do prac polowych - mimo postępu w mechanizacji rolnictwa. I tutaj mamy do czynienia z ewenementem marketingowym na pewno okresu międzywojennego, a może i wcześniejszego. Były środowiska, w których wykształciła się grupa tzw. „unternemrów”, czyli „przedsiębiorców” organizujących wyjazdy na roboty sezonowe3. To oni organizowali, a właściwie werbowali grupy robotników sezonowych do pracy w danym majątku po wcześniejszym zawarciu umowy z jego właścicielem. Rozliczenie za pracę też miało miejsce między właścicielem a przedsiębiorcą. Dopiero wówczas unternemer rozliczał się z robotnikami najemnymi. Oczywiście nie mieli oni pełnego monopolu na organizację robót sezonowych. Indywidualnie pracownicy sezonowi także organizowali sobie wyjazdy na roboty. Jeżeli obie strony były zadowolone, wówczas godzący dawał tzw. bożyk, czyli zadatek jako poręczenie, że miejsce na daną osobę będzie czekało. Kontrakty służebne były ważne na rok, zaczynały i kończyły się na św. Marcina. Stąd powiedzenie - wracali z marcinkami. W okresie międzywojnia zwyczaj ten powoli zaczął zanikać, gdy w imieniu robotników najemnych sprawę kontraktów przejęły Związki Zawodowe Robotników4. 24

Symbolem zakończenia żniw były i są dożynki. Czas zakończenia wszystkich prac polnych świętowano na św. Marcina. „Morcinki” były świętem służby i czeladzi pracującej w danym gospodarstwie. Potrawą obrzędową była czernina, polewka z: cyt. za Z. Glogerem „ juszki prosięcia, gęsi lub kaczki z … dróbkami, kluskami krajanymi i śliwkami lub gruszkami suszonymi zgotowana”5. Regionalnie dodawano inne owoce, np. wiśnie. Polewka, znana też jako „czarna polewka” podawana była odtrącanemu zalotnikowi. Generalnie była przysmakiem wszystkich stanów: szlachty i kmieci. Zanim gęś podano na stół odbywał się cały rytuał związany z jej przygotowaniem. Nie będę opisywała poszczególnych czynności. Hodowane od wiosny gęsi, podtuczone jesienią, były główną atrakcją tego święta. Drób w jadłospisie miał poczytne miejsce. Jeżeli chodzi o gęś, to oprócz krwi na czerninę i mięsa wykorzystywano także pióra, z których później, wieczorami, kobiety darły pierze. Panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Zblewie niedawno odtworzyły ten zwyczaj. Wieczory jesienne dla kobiet nie były czasem odpoczynku. Gospodarstwa wiejskie musiały być w znacznym stopniu samowystarczalne. Nie można było liczyć na zbytki, toteż w wielopokoleniowych rodzinach każda z kobiet miała określone obowiązki. Życie domowe wymagało zadbania nie tylko o jadło, ale też o przyodziewek, posłanie, wystrój izby… Darcie pierza na pierzyny, furkot kołowrotka z siedzącą przy nim prządką, dzianie na drutach swetrów, rękawic, skarpet, wyszywanie obrusów, serwetek, makatek, dzierganie na szydełku szycie (ręcznie, maszyna była luksusem!), cerowanie – miało miejsce w długie późnojesienne i zimowe wieczory. Czegóż te kobiety nie robiły, a czego nie umiały! Dorastające dziewczęta przygotowywały sobie, z pomocą matek, wiano, by z chwilą zamążpójścia mieć podstawowe wyposażenie do swojego domu. W gospodarstwach gburskich, zasobniejszych, łatwiej było przygotować posag pannie młodej. W rodzinach (uboższych, nie zapominajmy, że mieszkańcy wsi byli bardzo zróżnicowani pod względem materialnym), wymagało nie lada zachodu, gdyż każde dziewczę chciało wyjść jak najlepiej za mąż. Rajek, swat, czy swatka przychodzący w „rajby”, targowali się akuratnie6. Dlatego młodzi ludzie wyjeżdżający wiosną na „pomry”, do roboty, jechali tam m. in. po to, by zaoszczędzić na przyszłe, samodzielne życie. Nasi przodkowie umieli pogodzić pracę z życiem towarzyskim. Wykorzystywali ku temu każdą okazję. „Marcinki” były jedną z nich. O „jadło” nie musieli się martwić. „Rosło” od wiosny, skubiąc trawę pilnowane przez małych gęsiareczków. Potem przychodził czas na konsumpcję i zabawę z muzyką i tańcami. W niektórych rejonach zwłaszcza bardziej na wschodzie Prus, gdzie więcej było kolonistów niemieckich, nie zabrakło też MOJA ZIEMIA


wróżb7. Wykorzystywano do tego kość grzbietową upieczonej gęsi. Z jej koloru wróżono, jaka będzie zima: śnieżna, mroźna czy zmienna. Zapewne nasi ludzie z Kociewia, pracujący na Żuławach, mogli się z tym zwyczajem spotkać.

Oto niektóre z nich: nawiązujące do pogody:

Na Pomorzu, Kociewiu bardziej przyglądano się pogodzie w św. Marcina. Przepowiednie pogodowe zawarte w przysłowiach: zima się zaczyna, gdy w św. Marcina śnieg choć prószyć zaczyna; gdy liście jeszcze nie opadają, to „mroźną zimę przepowiadają”; gdy mróz w św. Marcina – to będzie ostra zima8. Bywało, gdy październik był zimny, a listopad suchy i piękny sprowadzał marcinkowe, babie lato. Rzadko, ale bywało.

„Święta Katarzyna adwent zawiązuje, a święty Andrzej poprawuje”.

Św. Marcin finalizował rok rozliczeniowy.. Rozliczano nie tylko pracowników sezonowych. Regulowano należności ze służbą za całoroczną pracę. Kończył się też sezon pasterski. Pastuch tego dnia zjawiał się u gospodarza, który wręczał mu pieniądze za czas wypasu bydła. Tak więc listopad był miesiącem rozrachunków i zamykał okres wytężonych robót na wsi9. Przychodził czas na zimowy odpoczynek i swawole, z krótką przerwą na adwent i oczekiwanie na nowy rok. Przypisy: Część 2. 1. Bożena Stelmachowska, tamże, s. 204 -206. 2. Marcin Grulkowski, Wpływ rozwoju kolei na życie codzienne w Prusach Zachodnich (do 1929r.) w: Życie codzienne w regionie kujawsko-pomorskim, s. 93 -115. 3. Przykładem wsi wybitnie „unternemskiej” była jeszcze w okresie międzywojennym Bytonia. W: Józef Milewski, Dzieje wsi powiatu starogardzkiego. Gdańsk, 1968, cz. I, s 51. 4. Bożena Stelmachowska, tamże, s. 205. 5.Zygmund Glogier, Encyklopedia staropolska ilustrowana, cz. I, s. 289. 6. Bernard Sychta, Wesele Kociewskie. Gdynia 1958, Obraz pierwszy. Jano tan, jano tan… Gdowiec w rajbach, s. 23- 30. 7. taki rodzaj wróżb znany był na Warmii, będącej częścią Prus Wschodnich. „Morcinki” obchodzono tam, podobnie jak na pozostałych ziemiach polskich. Pisze o tym Janusz Hochleitner, w artykule p.t. „Kultura ludowa w dorocznej obrzędowości Warmiaków” w: Zeszyty Nauk Ostrołęckiego Tow. Naukowego, 28, s. 76-94. 8. Bożena Stelmachowska, tamże, s. 205 -206. 9.Roman Landowski, tamże, s. 195-198.

3. Zima tuż, tuż… po pracy czas na odpoczynek. Katarzynki i andrzejki. Tegoroczny listopad żegna nas zimowo. Mokry śnieg nie nastraja pozytywnie. Pandemia szaleje. Nowa odmiana covida, omicron, zakradła się do Europy. A tak, na marginesie: w alfabecie greckim jest wiele liter do wykorzystania… Koniec listopada i imieniny Kasiek (25.) i Andrzejków (30.), w niektórych – regionach Jędrków, czyli tradycyjne „katarzynki” i „andrzejki”. Kultura ludowa, która każdą powtarzającą się sytuację przekuwała w przysłowie, a przynajmniej w porzekadło - nie szafuje nimi dla listopada. Te, które się zachowały, przytacza Roman Landowski 1. 198-200 GRUDZIEŃ 2021

„Po świętej Katarzynie pomyśl o pierzynie” i „Na świętego Andrzeja trzeba kożucha dobrodzieja” W oczekiwaniu na adwent:

I te związane z wróżbami: dla chłopaków „W dzień świętej Katarzyny pod poduszkę dziewczyny”. Dla dziewcząt: „ Na świętego Andrzeja dziewczęcych wróżb nadzieja”. Kolejny rok, czas wytężonej pracy mijał. Stodoły pełne, w większości po omłotach, z pól okopowe zebrane, pola zaorane, odpoczywają. Gęsi i inne ptactwo ubite, pierze przygotowane do darcia, wełna czeka na przędzenie. Opustoszałe wiosną chałupy zapełniają się powracającymi z robót członkami rodzin. Radość podwójna: nie tylko z samego ich powrotu ale też i z zasilenia domowej kasy. Potrzeby zawsze były, są i będą. Dorastająca młodzież mogła też pomyśleć o swojej przyszłości. Nie wszyscy korzystali z usług swatów. Jak świat światem każdy marzy o tej, o tym… Ostatnie dni listopada służyły towarzyskim zgromadzeniom. Karczmarze, dla których czas zimowy to nabijanie kabzy, udostępniali swoje podwoje. Przy piwie i gorzałce rozprawiano o tym i o wszystkim…, także o tym, którą dziołchę ten i ów chciałby dostać za żonę. Niektórzy uciekali się do wróżb. W św. Katarzynę kładziono pod poduszkę kartki z imionami dziewuch. Ta, która się przyśniła, miała zostać żoną. W ten sam sposób pannom miał się przyśnić wymarzony kawaler. Babcia Krystyny Engler, Marianna mówiła, że w Andrzeja dziewczyny nasłuchiwały szczekania psów: z jakiej strony wsi pies zaszczeka, z tej przyjdzie kawaler. Było też lanie wosku, znane i kultywowane do dziś. B. Stelmachowska w przeprowadzonych badaniach stwierdziła, że na Pomorzu „wróżb andrzejkowych i na świętą Katarzynę … na ogół nie dokonują. W niektórych tylko i nielicznych miejscowościach leją ołów lub wosk na wodę i wróżą z ulanych figur zamążpójście”. Kto nie chce wiedzieć, co go czeka w przyszłości? Więc wróżono, z nadzieją, że będą to dobre przepowiednie. U ks. Bernarda Sychty w Weselu3 wróżby odbywały się w wieczór poprzedzający Nowy Rok i miały przepowiedzieć, co czeka wróżącego w nowym roku. Do pożegnania Starego i przywitania Nowego Roku przywiązywano wielką wagę. Był to wieczór pełen czarów, magii, przepowiedni … i psot. Z czasem, kolejne pokolenia zmieniły charakter tego wieczór. Ma inny wymiar. Jest zabawą. A co z wróżbami? Zostały, ale głównie w andrzejki.. 25


Przypisy. Część 3. 1 .Roman Landowski, tamże, s.198 – 199 2. Bożena Stelmachowska, tamże, s. 206. 3. Bernard Sychta, tamże, Obraz pierwszy, s. 9-20.

4. Życie… samo życie czyli jak to „aniołki” czuwają nad Krystyną Engler Krystyna Engler. Zblewianka. Od zamążpójścia Pinczynianka. Kobieta, którą spotykamy wszędzie, bardzo aktywna. Sama energia. Społeczniczka. Każdemu udzieli pomocy, wsparcia. Należy do..., a do czego nie należy? Ostatnio zaangażowała się w działalność na rzecz Klubu Seniora. W domu też nie usiedzi bezczynnie. Pracują ręce. Haftuje, dzierga, szydełkuje. Zwłaszcza w okresie przed świętami. Powstają szydełkowe cuda. Ale najbardziej lubi szydełkować Aniołki. I obdarowywać nimi każdego i wszędzie. Tyle wstępu. Dodam, że Krystyna jest też znaną gawędziarką. Od lat występuje w Wielu podczas przeglądu gawędziarzy. I zawsze wraca, jeżeli nie z nagrodą, to przynajmniej z wyróżnieniem. Swoich powiastek nie pisze, mówi z głowy. No, chyba, że ktoś je spisze. W tym i ubiegłym roku nie była. Ale nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Z Krystyną i Ewką Piotrowską widziałam się w pierwszą niedzielę listopada. Konsultowałam artykuł o hafciarkach, które od lat uczestniczą w bytońskich plenerach. Pożegnałam je po piątej, po południu. Po powrocie zajęłam się artykułem. Trochę go przeredagowałam. W trakcie pisania pomyślałam: ciekawe, co dziewczyny z Pinczyna na to by powiedziały? I wtedy dzwoni telefon. Krystyna. Tak bywa, że jeżeli o kimś intensywnie myślimy, to telepatycznie go ściągamy. Przynajmniej ja tak mam. Odbieram. Rozmowa 1. Ja: Witaj, właśnie o tobie … Krystyna: Wiesz, gdzie jestem? - Gdzie? Jak Cię znam, to na pewno… - Wyobraź sobie, że w szpitalu. - Zamarłam. Boże drogi, od kiedy, co się stało? - W niedzielę. Jak pojechałaś, to ja poczułam się trochę słabo, później chwyciły mnie dreszcze…. Zięć zadzwonił po pogotowie i przed północą byłam już w szpitalu. Lekarze powiedzieli, że to stan przedzawałowy. Podłączyli mnie pod aparaturę. Zaraz przetykali mi żyły. Bolało jak diabli. Ale teraz już dobrze. - Uf… i jak się czujesz? Kiedy lekarze wypuszczą Cię do domu? - Może w piątek, jak się uda zlikwidować bakterie. - Krystyna, nie spiesz się do domu. Lekarze wiedzą, co robią. Uznają, że możesz wracać, to Cię wypiszą. A teraz bądź grzeczna i słuchaj lekarzy. Jak będziesz 26

miała ochotę pogadać, to dzwoń. Będę czekała. Całuski i do usłyszenia. Minął piątek i kilka kolejnych dni. Cisza. Krystyna nie dzwoni. W kolejny piątek jestem przy szpitalu. Czekam na osobę, która miała umówiona wizytę w jednej z przychodni. Dzwonię do Krystyny. Jeżeli jeszcze jest na oddziale, to chociaż z daleka sobie z nią pogadam. Rozmowa 2. - Witaj, gdzie jesteś? - W domu. - Dawno? - Wróciłam nie wczoraj, przedwczoraj, no, jeszcze wcześniej, we wtorek. - I jak się czujesz? - Teraz już dobrze. Ale muszę ci powiedzieć, że… ( kiedy zaczęła mówić z charakterystyczną dla niej swadą, odetchnęłam. Wróciła nasza „Krystyna”. …. i popłynęła opowieść, która stała się clou tej rozmowy, a którą ze względu na jej swoisty wydźwięk przytaczam poniżej)… jak mnie przywieźli tamtej niedzieli na SOR, to pani doktor, która mnie przyjmowała, spojrzał na mnie i od razu: o, Pani Krystyna. Nasza Pani od aniołków. Pamięta Pani, to ja przyjmowałam Panią na oddział, kiedy wszczepialiśmy Pani stymulator. Ile to czasu? Rok, półtora? Co się stało? Wypytał a mnie dokładnie, nie powiem, nawet trochę zrugał. A Co miałam powiedzieć, pewnie trochę miał rację. Porobiła badania, potem przetykali mi żyły. Mówiłam Ci już, jak to bolało. Ale gdy przewieziono mnie na oddział, to poczułam się jak w domu. Dużo czasu nie upłynęło, kiedy tu byłam. Prawie ci sami lekarze, pielęgniarki. I wyobraź sobie, każdy na mój widok: o, jak się czuje nasza Pani od aniołków? Dużo ich Pani jeszcze zrobiła? Leżałam poprzednio na oddziale dziesięć dni. Zwariowałabym z nudów. To co miałam robić? Najlepiej wziąć szydełko do ręki... Kiedy nie mogłam zasnąć, robiłam aniołki. Aniołki to moje tabletki na sen. Brałam szydełko i robiłam, robiłam . Nie chowałam do stolika. Każdy, kto przyszedł, patrzył na nie z uśmiechem. To co miałam robić? Też z uśmiechem dawałam i mówiłam: daję z całego serca, bo wy też dajecie swoje serce pacjentom. Leżący ze mną też dostali. I kiedy usłyszałam od Pana, takiego trochę służbisty: „ też dostałem od Pani aniołka, wie Pani, On mi toruje drogę”… poczułam ciepło na sercu. A ja na to: bo są darem mojego serca dla tych, co mają serce dla innych. Skoro anioły mnie prowadzą przez życie, niech też prowadzą innych. Lubię je robić, wychodzą mi nieźle niebożątka. Nie wymagają wiele wysiłku, więc tak jak moja babcia mawiała: gdy Bozia daje talent, grzechem go nie wykorzystać. Mówię ci, aż mi trudno uwierzyć w to, co się tu działo… Moje aniołki nade mną czuwają. -…. I co dalej? MOJA ZIEMIA


- Dostałam też skierowanie na rehabilitację. Poproszę mojego wnuka Marcinka, żeby sprawdził, kiedy będę mogła z niej skorzystać. No i muszę brać leki. Drogie, bo drogie, wszystkie na 100%, ale muszę je brać. Dzieci już tego dopilnują. … Rozmowa 3. Po kilku dniach dzwoni Krystyna. Krystyna: Wyobraź sobie, dostałam się na rehabilitację….

FOTO: Krzysztof Bagorski, Archiwum SP w Bytoni

Ja: Cieszę się… Wiesz, kiedy w piątek wróciłam do domu, ciągle myślałam o tym, jak to te „Twoje Aniołki” nad tobą czuwały. Wielu artystów bardzo pasjonuje ten temat. Uwielbiają malować, rzeźbić, ty szydełkujesz… nie ty jedna zresztą. Mogę spisać Twoją powiastkę? Nie chciałabym nadużywać twojego prawa do prywatności, chociaż wiem, że jesteś osobą otwartą… Krystyna: Nie ma sprawy, możesz pisać. Ja: To umówmy się może też na niedzielę. Później masz jeszcze kilka spraw do ogarnięcia, z testem covidowym włącznie. Uzgodnimy jeszcze, o której mogę być u Ciebie… To do usłyszenia… I tak to życie samo pisze scenariusze… a ten jest o tym, że trzeba czynić dobro, bo do nas wraca. Niech jest małe, ale z serca. Tak jak Krystyny aniołki. Z tego spotkania w ostatnią niedzielę wyszłam, a jakże, z „Aniołkami”. Czterema: każdy, zgodnie z wolą ofiarodawczyni, trafił do właściwej osoby. Krystynę czeka rehabilitacja. Jak myślicie, co będzie robiła w wolnym od ćwiczeń, czasie? Dziś jest ostatni dzień listopada, Andrzeja. Przyjechał na „białym” koniu. Już adwent. Od trzech dni. Oczekiwanie na Święta Bożego Narodzenia to inny wymiar czasu i obrzędów. . ale o tym innym razem. P.S. Dopiero teraz skojarzyłam, że Krystyny syn to Andrzej, a wnuk ma imię Marcin. Przypadek? Podsumujmy. Listopad. Każdego roku trochę inny, bo inaczej nastraja nas pogoda. Niezmienny jest kalendarz: Dzień Zmarłych, Święto Odzyskania Niepodległości, św. Marcina, Andrzejki, bo Katarzynki odchodzą po trochu w zapomnienie. Tak jak Roman Landowski je określił: dni smutne i radosne. Przeżywane od pokoleń co roku. Obecnie trochę mniej intensywnie. Ważne, że zachowane w naszej pamięci i kultywowane. Zaczyna się ostatni miesiąc roku. Barbara po wodzie czy po lodzie? Niedługo kolejny rok za nami. Oby ten następny był lepszy. Niech przyniesie pożegnanie z pandemią, usunie wszechobecny lęk o zdrowie, uspokoi napięcia i zniweluje zagrożenie pokoju na naszych granicach i w krajach sąsiednich. Oby przyniósł zgodę zamiast kłótni, porozumienie w miejsce agresji. „...Pokój ludziom dobrej woli.” GRUDZIEŃ 2021

„W Bukowcu” Teatrem w pobliżu jest las bukowy. Konary drzew są jak katedry sklepienie, Spektakl tu zawsze trwa i jest gotowy Zmieniać scenariusz na klimatu skinienie. Liście osiki to miejscowi klakierzy, I od wiatru jedynie siła braw zależy. Wiatr też dramaturgię spektaklu rozwija I po wiatrołomach widać jaka to siła. Strumień światła się przez korony przedziera I w krągłej plamie blasku poszycie lasu otwiera, Jakby scena dla tych co w teatralnej roli Choćby był to owad w pajęczyny gondoli. W głównej roli, cisza. Oklaskami liści przerywana, Miła uchu ta dźwięku nisza W solowej partii zatrzymana. Pachnąca wilgoć karmi nie tylko zmysły, Dając napęd w poszyciu kolejnym odsłonom, Tworząc niezmiennie natury obraz czysty Niepodlegający ani trendom ani modom. Zdzisław Forycki 27


Co słychać u naszych członków

Z życia ZKP

Edmund Zieliński obchodzi w tym roku 60-lecie pracy artystycznej; został uhonorowany przez Kociewski Oddział ZKP, Gminę Zblewo (19 sierpnia w Wirtach) i Muzeum Etnograficzne w Gdańsku (12 września w Dzień Twórcy Ludowego), przygotowano też wystawę jubileuszową w Muzeum Ziemi Kociewskiej (120 prac ze zbiorów MZK, MN w Gdańsku i prywatnych kolekcji) i książeczkę-katalog wydany przez OKO-Lice Kultury w ramach VI Kongresu Kociewskiego. Jubilat otrzymał nagrodę Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Gratulujemy!

• 19 czerwca Noc Kupały w Kociewskim Zaciszku u p. Józefa Peki

Piotr Wróblewski uczestniczył w Dniach Ponarskich w Wilnie jako prowadzący dwóch konferencji naukowych w Wilnie i Ejszyszkach oraz uroczystości w Lesie Ponarskim (kwatera polska). Mirosław Umerski napisał scenariusz i wyreżyserował film fabularny pt. „Chata”. Prapremiera filmu odbyła się 16 września w Zblewie. Zaś premiera powiatowa miała miejsce w Starogardzie Gdańskim 21 października w kinie „Sokół“. W obsadzie filmu byli nasi członkowie: Regina i Mirosław Umerscy, Arkadiusz Laskiewicz.

• 16 marca spotkanie Zarządu Oddziału- dostosowanie planów imprez do sytuacji trwającej pandemii • 1 czerwca spotkanie Zarządu Oddziału

• 14 lipca spotkanie ws. sierpniowych przedsięwzięć: Bitwa Kulinarana oraz plenery • 5 sierpnia precyzowanie planów i omówienie przygotowywanej Bitwy Kulinarnej • 16-22 sierpnia XV Plener Artystów Ludowych Pomorza w Bytoni oraz I Plener Fotograficzny • 19 sierpnia VII Regionalna Bitwa Kulinarna w Wirtach • 23-24 października udział trzech przedstawicieli Oddziału (Magdalena Bobkowska, Daniel Mielewski i Arkadiusz Laskiewicz) w szkoleniu w Redzie na temat nowoczesnych mediów • 1 grudnia Prezes Oddziału Tomasz Damaszk uczestniczył w spotkaniu z przedstawicielem Lokalnej Grupy Dzialania „Chata Kociewia“ i Nadleśnictwa Kaliska ws. Jarmaku Kociewskiego w Wirtach w 2022 roku. • Noc Kupały. Pomimo pandemii udało się zrealizować kolejną edycję Nocy Kupały. 19 czerwca br. w Zaciszku Kociewskim przy dzwiękach dobrej muzyki spotkali się nasi członkowie oraz uczestnicy warsztatów „Bliżej natury“ którzy tego dnia podsumowali swoją miesięczną pracę. Atrakcją wieczoru było wicie wianków pod okiem Ewy Piotrowskiej i Krystyny Engler zakończone konkursem na najpiekniejszy wianek.

Polbud. Minęły dwa lata…

Z właścicielami firmy Grzegorzem Piątkiem i Patrycjuszem Szachtą rozmawia Piotr Wróblewski - Ostatnio rozmawialiśmy ponad dwa lata temu, co się przez ten czas w firmie zmieniło? Przez ostatnie lata nabieraliśmy nowych doświadczeń. Zostały przez nas zakończone duże inwestycje publiczne oraz nasze własne. Jako firma zainwestowaliśmy w nowe maszyny i sprzęt budowlany, co zaowocuje sprawną realizacją rozpoczętych prac. - Które z realizowanych inwestycji były najtrudniejsze? FOTO: Archiwum Redakcji

Do każdej z naszych realizacji przykładamy wiele uwagi i czasu. Jednakże jednym z trudniejszych zadań okazała się rozbudowa i przebudowa szkoły w Kłodawie. Powodem tego były wynikające w trakcie prac dodatkowe nieprzewidziane wcześniej w projektach zadania. - A najciekawsze? 28

MOJA ZIEMIA


Najciekawszą i największą jak do tej pory inwestycją była budowa osiedla zlokalizowanego przy ul. Dworzec w Zblewie, na którym powstało 78 mieszkań. Powstałe bloki posiadają windy, hale garażowe, komórki lokatorskie oraz plac zabaw. - Czy obszar działania przedsiębiorstwa nadal obejmuje jedynie Zblewo i okoliczne gminy, czy też jest większy? Początkowo nasze prace koncentrowały się na terenie gminy Zblewo, jednakże z upływem czasu nasz obszar działań poszerzył się i obejmował m.in. gminę Kaliska, gm. Czarna Woda, gm. Chojnice, a obecnie również Starogard Gdański. W najbliższym czasie rozpoczniemy budowę bloku mieszkalnego mającego mieścić się w samym centrum Starogardu Gd. oraz budowę o charakterze szeregowym w okolicach ul. Skarszewskiej. - Jak pandemia wpłynęła na funkcjonowanie firmy?

Serdeczny i wszechstronnie uzdolniony.

Wernisaż Edmunda Zielińskiego Krzysztof Bagorski Kiedy myślałem o tym co napisać o Edmundzie Zielińskim, to w głowie wciąż słyszałem słowa utworu Cypriana Norwida „Promethidion”. Tymi trzema cytatami chciałbym pokazać, jak ważne jest to co tyle lat robił i wciąż robi Edek. Choć w utworze tym jest wiele o sztuce ludowej i sztuce w ogóle. „Żadne się społeczeństwo nie ostoi i żaden naród nie utrzyma, jak przez pracy harmonię tradycyjną powiązane z sobą słowo ludu i słowo społeczeństwa w dwie się strony rozprzęgną.”

Głównym skutkiem panującej pandemii, który odczuliśmy jako firma okazał się wzrost cen materiałów oraz problem z ich dostępnością. Została zakłócona ciągłość dostaw.

(...)

- A co z załogą, z fachowcami? Słyszy się bowiem w mediach, że brakuje ich na rynku pracy?

A umiejętnik postacie do myśli swych dorabia.

Naszym dużym atutem jest dobra i stała kadra pracownicza, dzięki temu nasze prace prowadzone są planowo. - Czy zleceniodawcy wracają z kolejnymi zadaniami, czy polecają Was innym? Czy też podejmujecie się raczej zadań związanych z, na przykład, wygranymi przetargami? Firma Polbud swoje działania opiera zarówno na zleceniach zewnętrznych oraz na pracach własnych. Klienci, których obsługujemy często zgłaszają się z zapytaniami o kolejne inwestycje związane z budową mieszkań. - Co aktualnie realizujecie na terenie Zblewa i, szerzej, gminy? Obecnie w trakcie budowy jest 77 mieszkań w Zblewie, przy ul. Ks. gen. Józefa Wryczy. Pierwsze 3 budynki zostały już przekazane klientom, którzy zamieszkują swoje nowe mieszkania. - Budujecie coś poza gminą Zblewo? Co to takiego? Tak jak już wcześniej zostało wspomniane trwają obecnie ostatnie przygotowania do rozpoczęcia 2 nowych projektów w Starogardzie Gdańskim. - Zbliża się koniec roku. To nie był łatwy czas, jednak działacie. Macie już może jakieś plany, zamierzenia na najbliższą ( i tę dalszą) przyszłość? Dbając o ciągłość prac oraz o dalszy rozwój naszej firmy zainwestowaliśmy w grunty położone w okolicznych gminach i miastach. Mimo trudnej sytuacji gospodarczej w kraju uważamy, że inwestycje w nasze mieszania są inwestycjami trafionymi i bezpiecznymi. Na przestrzeni ostatnich kilku lat żaden z naszych klientów nie stracił na wartości zakupionego mieszkania, a wręcz przeciwnie zyskał. Dziękuję serdecznie. GRUDZIEŃ 2021

„Różnica pomiędzy słowem ludu a słowem pisanym i uczonym jest ta, że lud myśli postaciami. Że więc tylko przez harmonię tradycyjną pracy narodu ten dialog, ta rozmowa myśli ludowej z myślą społeczeństwa odbywa się. Rozmowy tej ujęcie w harmonię sztuki, rękodzieł, rzemiosł i rolnictwa stanowi zdrowie narodowe - - stanowi przytomność i obecność - byt.” (...) „Kto ma teraz trochę zastanowienia, ten zrozumie, jaką pełnią powinność piętrzące się arkady tego sztuk wodociągu, połączającego łańcuch pracy: bo ducha pracy (to jest one myślenie ludowe i naturę mu przyrodzoną) z myśleniem ludzkości w społeczeństwie, które czyni powinność połączania narodów z narodami - ale połączania, nie naśladowania i małpowania, bo wtedy ludowa myśl odstąpi, jako nie czyniących powinności, kiedy ona swą pełni.” Cyprian Norwid „Promethidion” fragmenty. Jak wiele racji ma Norwid i jakiego ważnego dzieła dokonuje nasz jubilat. Edmund Zieliński, honorowy obywatel gminy Zblewo obchodzi w tym roku 60 lecie swojej pracy artystycznej. Na tę pracę składa się bogaty wybór rzeźb, kapliczek i różnych mniejszych czy większych prac. Wiele z nich zdobi naszą gminę z której pochodzi autor. Urodził się w Białachowie. Mimo że od lat mieszka w Gdańsku, to wciąż jest obecny tu u nas, na Kociewiu. Działa nie tylko na polu rzeźbiarskim. Również maluje i pisze. A to o czym pisze, to właśnie nasza przeszłość. Jesteśmy mu wdzięczni za tę pracę nadpamięciąlokalnąipodtrzymywanietradycjiSztukiLudowej. Autor wielu publikacji jest również związany z Muzeum Etnograficznym w Gdańsku Oliwie. Prowadzi warsztaty, organizuje plenery. Przez wiele lat był prezesem pomorskiego oddziału Związku Artystów Ludowych, którego był też współzałożycielem. Przez lata wyszukiwał artystów i zapraszał na spotkania plenerowe. Jest osobą która 15 lat temu wraz z dyrektorem szkoły Tomaszem Damaszkiem zorganizowała pierwszy plener w Bytoni, w murach tej gościnnej placówki, 29


a którego kolejna już piętnasta edycja zakończyła się w sierpniu. Gdybym chciał wymienić jego dorobek; prac, nagród, publikacji, zasług dla lokalnej historii i twórczości ludowej, to nie starczyło by miejsca w jednym tekście. Jest to materiał na obszerną publikację biograficzną. Autor m.in. dwutomowej książki „Na ścieżkach wspomnień” zawierającej tytułowe wspomnienia z dzieciństwa, młodości przeplatane historią tej ziemi, to bardzo ciekawa lektura, szczególnie dla mieszkańców naszej gminy i wszystkich zainteresowanych jej historią. Teraz jego 60. lecie pracy artystycznej uczczono w Starogardzie Gdańskim. W Muzeum Ziemi Kociewskiej odbył się wernisaż wystawy, na której można zobaczyć tylko ułamek jego twórczości, choć zgromadzono tam imponującą liczbę 120 prac. Izabela Czogała, kurator muzeum zorganizowała tę wystawę wraz z Fundacją Oko - Lice Kultury. W piątek 3 września o godzinie 18:00 w sali muzeum zebrał się tłum ludzi. Było ciasno i ciepło, jak to przeważnie bywa w grupie ludzi zgromadzonych w zamkniętej przestrzeni. Wśród gości na tym wydarzeniu było wielu przyjaciół i znajomych Edmunda Zielińskiego. Oczywiście była też małżonka artysty i syn z żoną, którzy to, o ile pamiętam z własnej obserwacji przez wiele lat znajomości z Edmundem, towarzyszą mu w trakcie różnych uroczystości, tych poświęconym jemu, ale i tym w których był organizatorem. Głos na początku wernisażu zabrało wielu przedstawicieli lokalnych władz. Sam autor zabrał głos skromnie, co jest jego zwyczajem. Jego sztuka przemawiała za niego. Były gratulacje, kwiaty, upominki. Aktywność i sympatia jaką okazuje ludziom zjednuje mu wszystkich z którymi się zetknie. Myślę, że każdy kto miał okazję

spotkać Edmunda Zielińskiego na swojej drodze, niezależnie od intensywności znajomości, może to potwierdzić. A szczególnie w gminie Zblewo zna go wielu. Każdy z nas mógł oddać mu hołd odwiedzając wystawę w Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Gdańskim. Tam mogliście obejrzeć Państwo część jego wyjątkowego dorobku. Wystawa trwała do 29 października. Warto było poświęcić trochę czasu by odwiedzić tę niezwykłą ekspozycję.

Spowiedź życia. wywiad z Edmundem Zielińskim Gertruda Stanowska, Piotr Wróblewski, Tomasz Damaszk

Już tyle lat poza Kociewiem, choć w stałej łączności przez doroczne plenery i inne imprezy. Jak to się stało, że chłopak z wielodzietnej rodziny, z małej wioski jedzie w świat i – stopniowo, krok za krokiem – staje się jednym z najważniejszych twórców ludowych Pomorza Gdańskiego? Urodziłem się w Białachowie, gdzie mój świat zamykał się na linii horyzontu. Dziadków gospodarstwo pod strzechą na wybudowaniu wsi, las w sąsiedztwie i jezioro dziadków Zielińskich. Śnieżne zimy, zaspy i baraszkujące na oziminach zające, karuzele na zamarzniętym stawie i brzęk dzwonków przejeżdżających drogą sań. A lata? Upalne, śpiew skowronków, rechot żab, szumiące łany zbóż, szeregi żeńców, sztygi na ścierniskach… to było i nie wróci więcej. Czteroklasowa szkoła w Białachowie, a po zamieszkaniu w Zblewie dokończyłem edukację podstawową. Nauka w zawodzie elektryka, elektryfikacja wsi Janowo, praca w Zakładach Płyt Pilśniowych w Czarnej Wodzie. Latem1965 roku przyjechała w odwiedziny do mojej bratowej piękna panienka z Gdyni… i porwała mnie za sobą. Na wsi mieszkałem zaledwie 26 lat, ale to z niej czerpałem wiedzę o kulturze materialnej wsi, zwyczajach, obrzędach, mowie naszych ojców. Od dziecka interesowałem się życiem wsi; jak się orze, bronuje, sieje i kosi, młóci i wypieka chleb, A dlaczego ciocia wiąże ogon krowy do jej nogi podczas dojenia mleka, dlaczego stołeczek do udoju ma trzy nogi, jakim cudem ze śmietany uzyskuje się masło. Przyglądałem się jak wujkowie podczas żniw klepią kosy, jak naprawić grabie, jak się ścina liście z buraków, jak oprawić łopatę w nowy trzonek, jak specjalnym narzędziem wujek wycinał z klocka drewna poidło dla drobiu. A wykonywane przez wujków tabakiery z brzozowej kory czy cygarniczki (lufki, szpycki) z gałązek wiśni… Każda czynność w gospodarstwie dziadków budziła moją ciekawość. To wszystko przydało się w moim dalszym życiu. Na ile miało na to wpływ miejsce urodzenia i zamieszkania? Kiedy pojawiło się zainteresowanie?

FOTO: Krzysztof Bagorski

Moje zainteresowanie kulturą i sztuką ludową właściwie istniało od zawsze. No bo obrzędy związane z weselami, pogrzebami, żniwami, wykopkami dotykały mnie od najmłodszych lat, zwłaszcza, że w nich uczestniczyłem. A wspólne śpiewy na ławce przed domem, w lesie czy na łodzi, to było czymś zupełnie normalnym. Dziś nie ma ławek przed domami, a jeśli są, czy ktoś siada na nich z harmonią w towarzystwie koleżanek i kolegów i umila sąsiadom majowe wieczory tęsknymi piosenkami o sarenkach, leśnikach, miłości i zdradzie..?

30

MOJA ZIEMIA


Jak i kto odkrył talent plastyczny a osobliwie – rzeźbiarski? Jaką rolę odegrał w tym p. Gełdon? Moim nauczycielem w pierwszych latach szkoły podstawowej był Stefan Gełdon urodzony w Kregu na Kociewiu. W drugiej klasie nasz Pan postanowił zorganizować teatrzyk kukiełkowy z którym zetknął się służąc w II Korpusie Wojska Polskiego we Włoszech pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Pewnego dnia przychodzimy na lekcje (moja klasa liczyła 5 chłopców – Zygmunt Poćwiardowski, Zygmunt Gołuński, Gerard Bieliński, Gerard Petka i ja), a na ławkach leżą grudy gliny z których mieliśmy ulepić ludzkie główki. Podobno mnie to się udało najlepiej - miałem wykonać jeszcze kilka, które posłużyły do lalek kukiełkowych. I przedstawienie się odbyło. Pamiętam jego tytuł „O chłopie i jego parobku Jełopie” Aleksandra Puszkina. Minęło ponad 10 lat. Była wiosna 1961 roku. Pan Czapiewski – krawiec ze Zblewa, budował dom na rozparcelowanych księżych włókach. Przyjaźniłem się z jego synem Ryszardem, poszedłem na tę działkę i widzę, jak z dołów fundamentowych Rysiu z tatą wyrzucają piękna glinę. Wziąłem do ręki grudkę gliny i ulepiłem główkę. W tym momencie przypomniałem sobie to zdarzenie ze szkoły w Białachowie. Pan Czapiewski widząc moje „dzieło” powiada – wej, to je czysti nasz wazonik. A Wazonikiem nazywaliśmy naszego księdza proboszcza Alojzego Licznerskiego. Zabrałem kosz gliny do domu i zaczęło się „tworzenie”. Zacząłem od popiersi a skończyłem na jakichś picassowskich przedstawieniach. A... czas wojny i powojnia – jak żyło się wówczas rodzinie Zielińskich? Jak skończyła się wojna, wchodziłem w szósty rok życia. Zdawałoby się, cóż taki malec może pamiętać z tego okresu. Tymczasem pamiętam wiele, i to co sam w swej świadomości zakodowałem, i to co opowiadali rodzice, starsze rodzeństwo i inni. Bardzo dobrze zapamiętałem moje codzienne spacery z mamą w porze obiadowej do majątku Hermana w Białachówku. Mam niosła dwojaczki z jakąś zupą i ziemniakami. Zapamiętałem grochówkę ugotowaną na wędzonych skórkach wieprzowych. Tata pracował w majątku Hermana przy obrządku świń. To właśnie w kuchni dla świń spotykaliśmy się z Ojcem, gdzie spożywał skromny posiłek. Pamiętam, jak wyjmował z grochówki wędzoną skórkę i dawał mi, bym ząbkami ściągnął resztki tłuszczu, sam zjadał resztę… W tym majątku pracował też mój brat Jerzy przez rok. W 1944 skończył szkołę w Białachowie i jako czternastoletni chłopiec zmuszony został do pracy w majątku Helmuta Hermana. Pracował przy obróbce ziemi. Zaprzęgał do pługa czy brony woły i obrabiał Hermana pola. W majątku pracowały też dziewczyny z Ukrainy. Wieczorami przychodziły do naszego domu i śpiewały tęskne piosenki. Zapamiętałem melodie i w szczątkach słowa, Była tam Wiera, Natasza. One pracowały w oborze przy krowach i dzięki nim mieliśmy w domu mleko, które zwyczajnie podkradały majątkowym krówkom. Chyba pod koniec lutego 1945 roku w nocy wpadło do naszego domu dwóch SS manów, świecąc latarkami po oczach kazali nam się natychmiast wynosić i iść w kierunku Starej Kiszewy bo nadchodzą Rosjanie. Oczywiście Ojciec solennie obiecał, że zaraz pójdziemy (doskonale znał język niemiecki, zresztą my też w tym czasie posługiwaliśmy się tą mową). SS mani wsiedli na rowery i tyle ich było widać. Dla pewności ojciec kazał nam wejść na szopę i tam zakopać się w sianie. Na belce postawił figurkę Matki Bożej z Lourdes (mam ją do dziś), sam odstawił drabinę od drzwiczek i przebywał przez kilka dni u swoich rodziców mieszkających nieopodal. Przebywaliśmy na szopie kilka dni zaopatrywani GRUDZIEŃ 2021

w żywność przez Ojca. Zrobiła się względna cisza, Niemców nie było widać, zeszliśmy z szopy do domu. 6 marca 1945 roku w godzinach południowych słychać było dalsze wybuchy, strzały, które z każda chwilą zbliżały się do nas. Pokładliśmy się w pokoju na podłodze pobliżu ścian i po chwili słyszymy tupot buciorów i mieszkanie zaroiło się od krasnoarmiejców. Bezceremonialnie szukają jedzenia. Machorku dawaj – któryś krzyczy, Inny znowu – czasy majesz? Chodziło im o tabakę i zegarki. Mama zapytała się – a gdzie polskie wojsko, odpowiedzieli – za try dni budziot, my germańca patapim w morie. Jak wpadli, tak wypadli. Nadeszły wojska tyłowe. U dziadka w lesie rozlokowała się brygada pancerna, wykopali mnóstwo ziemianek, porobili alejki, prawdziwe miasteczko, był szewc, fryzjer. Nastała inna epoka. Potem decyzja o wyjeździe do miasta. Dlaczego wyjazd? Kiedy pojawiła się na mojej drodze dziewczyna z Gdyni, zawróciła mi w głowie, miłość, zauroczenie wizją innego świata – musiałem podjąć decyzję, bo moja Danka ani myślała wyprowadzić się z Gdyni. Cóż miałem robić. Wybrałem Gdynię, a przede wszystkim wybrankę serca mego, czego absolutnie nie żałuję, bo dzięki Bogu przeżyliśmy już razem 55 lat i ani nam w głowie zabierać się na tamten świat (nawet się rymnęło). Dlaczego właśnie taka droga – ktoś namówił, ukierunkował, pomógł ? Moje wszechstronne zainteresowania (muzyka, śpiew, malarstwo, historia, pisarstwo… to sprawiło, że właściwie łapałem się wszystkiego. Nie potrafiłem się ukierunkować, bo i to bym chciał i tamto… i tak wyszło jak wyszło. Wcale nie żałuję. No a potem rzeźba- kiedy nastąpił TEN przełomowy moment, ten impuls? Kiedy nawiązałem kontakt z Wojewódzkim Domem Twórczości Ludowej w Gdańsku, a ściślej z panią Stefanią LiszkowskąSkurową, z panem Wojciechem Błaszkowskim – etnografami, i z panem Antonim Mironowskim artystą plastykiem, kiedy przychylnie wyrażali się o mojej twórczości, wiedziałem, że trzeba tą droga podążać. A kiedy nawiązałem kontakt z Cepelią na początku lat sześćdziesiątych i zakupili ode mnie kilka rzeźb, to utwierdziło mnie w przekonaniu o kontynuowaniu tej działalności. Jakieś autorytety twórcze, jakieś inspiracje? Bo, nie da się ukryć, najbardziej znane i rozpoznawalne są rzeźby sakralne... A szczególnie jedna praca... Na początku mej drogi twórczej stanął na mej drodze Pan Alojzy Stawowy z Bietowa, rzeźbiarz. Coś tam o nim już słyszałem, ale kiedy swego czasu pojechałem do niego z panią Stefanią Liszkowską-Skurową, jakbym wkroczył w inny świat. Mnóstwo rzeźb, i ta najstarsza sprzed wojny – Tadeusz Kościuszko, warsztacik, mnóstwo narzędzi i wszechobecny zapach lipowego drewna. A sędziwy pan z wąsikiem dopełniał całości i utwierdzał mnie w przekonani, że też tak bym chciał. Zacząłem od niewielkich form – szopka bożonarodzeniowa, fragment Drogi Krzyżowej, pastuszek, Matka Boża Lourdes i inne. Początkowe moje rzeźby pozostawały w naturalnej barwie drewna. Kiedy zagłębiłem się w historię rzeźby ludowej w Polsce dowiedziałem się, że była ona zawsze polichromowana. Polichromia spełniała trojaką rolę – konserwowała figurę, podkreślała atrybuty świątka i zakrywała nieudolności warsztatowe twórcy. Przecież dawni świątkarze zwykle byli prostymi mieszkańcami wsi, nie posiadali żadnego wykształcenia plastycznego. Ja też takiego nie posiadam. Lata pracy w kulturze i sztuce ludowej sprawiły, że nie mając dyplomu, zdobyłem odpowiednią wiedzę.

31


Do tego jeszcze pisarstwo. Skąd pomysł na książki? Skąd zainteresowanie historią, ba pasja wręcz badawcza i kronikarska? Skąd zamiłowanie do pisarstwa? To też jeden z darów Bożych. Mój ojciec, przedwojenny nauczyciel, chodził do szkoły niemieckiej, a mimo to nauczył się pięknej kaligrafii w języku polskim. Gdziekolwiek, czy cokolwiek napisał odznaczało się wyjątkową starannością i pięknym pismem. Starałem się ojca naśladować i w pewnym stopniu mi się to udało. Już w szkole elementarnej na języku polskim z panią Chmielewską starałem się wszelkiego rodzaju wypracowania napisać jak najlepiej i ubarwić swoja wyobraźnią. Pamiętam, że koleżankom ze szkoły średniej pisałem wypracowania, Tylko, że odpowiednie oceny one dostawały, nie ja. Moim pierwszym artykułem była relacja z zaopatrzenia w wodę dla celów przeciwpożarowych dla wsi Zblewo, którą zamieścił miesięcznik „Strażak”, chyba w 1962 roku. Pisałem do: Twórczości Ludowej, Dziennika Bałtyckiego, Pomeranii, Kociewskiego Magazynu Regionalnego, Gazety Kociewskiej i innych pism. Napisałem kilkaset felietonów o różnej tematyce, w zasadzie związanej z regionem, jego kulturą i sztuką. W pewnym momencie postanowiłem ten cały materiał zgromadzić… i napisałem książkę „Na ścieżkach wspomnień…” w dwóch tomach. Potem były następne – „Drogi Krzyżowe Kaszub i Kociewia”, Ołtarz papieski dłutem rzeźbiony”, „Z rodu Stachowiaków”, „Moje życie we wspomnieniach”, „Z Kręga przez Sant O`mero do Nowego” i ostatnia –„Bytońskie plenery na tle kultury i sztuki ludowej Kociewia”. No i tytuł Honorowego Obywatela Gminy Zblewo. Jakie były pierwsze odczucia na wieść o tym? O tym, że w Urzędzie Gminy w Zblewie starają się o nadanie mi tego zaszczytnego tytułu dowiedziałem się od szefowej USC pani Hanny Dunajskiej. Byłem kompletnie zaskoczony i zdziwiony, że ja? A to nie ma bardziej zasłużonych? Odmówiłem. Ale to na nic, bo jednego dnia przyjechał do mnie pan wójt A. Gajewski i tak mnie przekonywał, że uległem. I stało się. Miałem zostać uhonorowany na uroczystej sesji Rady Gminy w czerwcu 2005 roku. Niestety w tym czasie byłem w Niemczech na etnograficznym spotkaniu. Dyplom Honorowego Obywatela Gminy Zblewo odebrałem z rąk wójta A. Gajewskiego w muzeum w Oliwie podczas wernisażu mej wystawy z okazji 45 lecia pracy twórczej. Kolejna „przygoda” czyli Stowarzyszenie Twórców Ludowych – jak, kiedy, z jakiego powodu? A dziś, czy Stowarzyszenie się rozwija? Ilu znanych obecnie twórców odkryło i wypromowało? Jaka w tym rola dorocznych bytońskich plenerów? Jesienią1977roku, w Gminnym Ośrodku Kultury w Zblewie, którym kierował pan Lech Zdrojewski, odbył się zjazd twórców ludowych Pomorza. W drodze powrotnej – jechałem z paniami Stefanią Liszkowską – Skurową, Krystyną Szałaśną i panem Wojciechem Błaszkowskim (jechaliśmy „Nysą” z Woj. Ośrodka Kultury) wśród różnych tematów jakie w podróży poruszaliśmy, dominował jeden: trzeba powołać do życia Oddział Gdański Stowarzyszenia Twórców Ludowych, zwłaszcza, że wielu twórców ludowych woj. Gdańskiego należało już do STL. Ja zostałem przyjęty w 1972 roku (Legitymacji nr 262) Organizacja ta powstała w 1968 z inicjatywy Klubu Pisarzy Ludowych na Lubelszczyźnie. Jak pomyśleliśmy tak zrobiliśmy. Z Krystyną Szałaśną zaczęliśmy czynić starania o powołanie do życia naszego Oddziału. Stało się to w grudniu 1978 roku. Nasz oddział STL liczył wtedy ponad 30 członków i byliśmy 15 oddziałem w kraju. Zostałem jego pierwszym prezesem i pełniłem te funkcje w sumie przez 25 lat. Organizacja skupia w swoich szeregach około 2500 członków – reprezentują rzeźbę, malarstwo, haft, plecionkę, tkactwo, metaloplastykę, muzykę, śpiew, pisarstwo itp. Pomimo wielu trudności jakie nastąpiły po przemianach ustrojowych, STL cechuje stabilność w działaniu, a uzyskanie

32

członkostwa w tej organizacji świadczy o wysokich walorach artystycznych danego twórcy. Chociaż kryteria decydujące o przyjęciu do STL uległy pewnej modyfikacji (zgodnie z duchem czasu) w dalszym ciągu dostać się do STL łatwo nie jest. Dzięki organizowanym wystawom, konkursom, plenerom, wielu twórców ludowych zasiliło szeregi naszej organizacji. Najlepszym przykładem jest plener w Bytoni, dzięki któremu wielu uczestników tej imprezy może poszczycić się legitymacją STL – Krystyna Engler, Leszek Baczkowski, Marek Pawelec, Ania Ledwożyw, Maria Leszman, Katarzyna Nowak i inni. A jak to jest z tą sztuką ludową – zmienia się? Gdyby porównać tę dawną z dzisiejszą, to...? Na to pytanie powinni odpowiedzieć znawcy przedmiotu – etnografowie. Podpierając się długoletnim doświadczeniem, obcowaniem z kulturą i sztuką ludową, doświadczając licznych kontaktów z etnologami i to z najwyższej półki, a zwłaszcza obcując z tym środowiskiem przez 60 lat, ośmielę się ocenić pokrótce stan kultury i sztuki ludowej na przestrzeni przeżytych lat. Pojęcie twórca ludowy czy sztuka ludowa w całej rozciągłości przystawało do czasu kiedy zaczynałem tworzyć. To był zupełnie inny świat pod każdym względem. Zblewo – dwa samochody osobowe, kilka motocykli, mnóstwo wozów konnych, radiofonia przewodowa, telefony na korbkę, telewizory - jeden w geesowskiej świetlicy drugi w świetlicy gminnej. I tutaj, w tej scenerii, do Zielińskiego bardzo pasował tytuł twórcy ludowego. Jednak z roku na rok przy galopującym postępie technicznym, wzrastającej świadomości społecznej wynikającej z coraz lepszego wykształcenia społeczeństwa i zbliżenia międzyludzkiego na poziomie nie tylko krajowym, twórca ludowy również dążył w swej dziedzinie do współczesnych realiów. Kiedyś rzeźbiarz ludowy wykonywał swe prace na potrzeby wsi, bliskich, swego kościoła, z potrzeby serca. Dziś w większości tworzy się na potrzeby mieszkańców miast, gdzie prosta w swej formie rzeźba jest ozdobą współczesnego mieszkania. Rzadko wykonana na zamówienie przydrożna kapliczka spełnia rolę kultową – takie czasy. Teraz zaś, w mieście – jak się żyje i pracuje? Jak wygląda dzień, tydzień? A jak wyglądał dzień jeszcze wcześniej, w czasach aktywności zawodowej? Kiedy pracowałem zawodowo, bardziej mnie absorbowała moja twórczość niż wykonywany zawód. Każdą wolna chwilę od zajęć, wolny dzień, urlop poświęcałem mej twórczości, na wyjazdy w teren do twórców, na konsultacje, zajęcia w szkołach, na plenery itp. Dziś, mając już 81 lat nie zwalniam w swej aktywności ani na chwilę. W dalszym ciągu operuje dłutem, pędzlem czy piórem. No właśnie- rodzina... Jak zareagowała na twórczość? Wspierała czy też może... nie zawsze? Od samego początku mej twórczej drogi moi najbliżsi i znajomi z pełnym poparciem i zrozumieniem traktowali moją twórczość. A byli i tacy co zainteresowali się bliżej rzeźbą tworząc przyzwoite dzieła: moi bracia Jerzy i Rajmund, Stanisław Plata i Marek Pawelec. Czy z tej twórczości był też jakiś pożytek inny niż satysfakcja? I satysfakcja i pożytek. Przez wiele lat współpracowałem z Cepelią, której sklepy sprzedawały moje wyroby. Po przemianach ustrojowych nastąpiła wielka reforma w Cepelii, wiele sklepów uległo likwidacji, a i sama instytucja w szczątkach się ostała. Na 60 - lecie pracy twórczej został Pan uhonorowany nagrodą MKDNiS a na 40-lecie nagrodą im. Oskara Kolberga. Która z nich wiązała się z większą satysfakcją? MOJA ZIEMIA


W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, na którymś Festiwalu Folklorystycznym w Płocku przyznawano nagrody zasłużonym twórcom ludowym. Były państwowe, resortowe, regionalne, branżowe, była też Nagroda im Oskara Kolberga. Pamiętam, że laureatem tej nagrody był rzeźbiarz z Zawidza Kościelnego Pan Wincenty Krajewski. Wiele już o nim słyszałem, wspaniały rzeźbiarz, z wieloletnim doświadczeniem. Mieszkałem z nim w jednym pokoju, dużo opowiadał o sobie. To był bardzo miły starszy pan. Poczęstował mnie miętowym cukierkiem, którego nie zjadłem. Zawinąłem w dodatkowy papierek i postanowiłem go zachować na pamiątkę ( z sympatii do Pana Krajewskiego) - mam go do dziś. Pomyślałem wtedy, że nagroda Kolberga to chyba najcenniejsze wyróżnienie dla ludzi zajmujących się kulturą i sztuką ludową, fajnie byłoby taka nagrodę otrzymać. Minęło wiele lat i Zieliński otrzymał również „Medal Oskara Kolberga”. Cenię go wyżej, niż „Krzyże Zasługi” i inne nagrody, bo Oskar Kolberg, jak nikt inny, zasłużył się dla dobra naszej kultury ratując od zapomnienia stare pieśni, zwyczaje, mowę naszych ojców, starą polską tradycję. I nadszedł czas na serię pytaj z „naj”… -największe artystyczne wyzwanie? Udział w organizacji i budowie ołtarza papieskiego w Sopocie w 1999 roku, do którego wykonałem 8 rzeźb ludzkich rozmiarów. -najbardziej wzruszający moment w życiu? Było ich trochę – należę do ludzi sentymentalnych, ale najbardziej wzruszyłem się widokiem mojego maleńkiego synka leżącego na łóżku po przywiezieniu z Izby Porodowej w 1967 roku. Był taki maleńki. Poleciłem go myślami Bogu z nadzieją, że wyrośnie na mądrego człowieka. - największa i najmniejsza praca? Największą pracą jest figura św. Józefa w kompozycji Św. Rodzina. Matkę Bożą rzeźbił brat Rajmund, małego Jezusa kol. Stanisław Plata. Ten zestaw rzeźbiliśmy do ołtarza papieskiego w Sopocie. Całość chciał rzeźbić brat Jerzy. Niestety gwałtownie postępująca choroba sprawiła, że Jerzy zmarł 2 lutego 1999 roku. Obiecałem mu na łożu śmierci, że wyrzeźbimy św. Rodzinę za niego. Kompozycja ta stoi przy ołtarzu Sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej w Matemblewie. - najtrudniejszy moment w życiu? Trzy lata temu dowiedziałem się, że mam raka jelita cienkiego. To był cios, ale zaraz nastąpiło otrzeźwienie i myśl, że rak to nie wyrok. Poleciłem to paskudztwo Bogu i dzięki Niemu jeszcze żyję. To teraz, na koniec: - ulubiony kolor? - czerwień -ulubiony kwiat? – lilie św. Józefa. U dziadków Zielińskich alejki w ogrodzie osadzone były tym kwiatem.

FOTO: Archiwum Edmunda Zielińskiego

- ulubiony utwór muzyczny (muzyka)? – muzyka poważna – opera „Straszny Dwór” Moniuszki. Bardzo tez lubię słuchać zespoły harmonistów Stecia i Wesołowskiego - ulubiona książka (autor, rodzaj literatury)? – Trylogia, Henryka Sienkiewicza, oraz Robinson Crusoe – lektura mego dzieciństwa. -gdyby można było zacząć jeszcze raz, to jak pokierowałby pan swym życiem, wyborami? – zapewne wybrałbym etnografię by penetrować wsie w poszukiwaniu śladów kultury materialnej i ludowej. - czy czuje się Pan spełnionym artystą? – tak, szkoda tylko, że czas tak szybko upływa. GRUDZIEŃ 2021

33


Lekcje pisane pracą twórców ludowych Monika Pawelec Kilka słów na zakończenie lektury. Kiedy Dziadek poprosił mnie o napisanie zakończenia do tej książki, w pierwszej chwili nie wiedziałam jak podejść do tego zadania. Bohaterami tej opowieści są przecież ludzie znacznie starsi ode mnie, znacznie bogatsi pod względem doświadczenia życiowego. Z czasem, gdy zaczęłam zagłębiać się w lekturę, pomyślałam sobie o pewnych prostych, ale jakże cennych rzeczach, których można się uczyć od twórców ludowych, postanowiłam je spisać w formie kilku krótkich, ale ważnych lekcji. Lekcja cierpliwości. Z lektury tej książki można nauczyć się tego, że każde działanie wymaga czasu, wielu prób, wielu niepowodzeń, zanim osiągnie się ten zamierzony efekt. Kiedy razem z moim mężem (jeszcze wtedy narzeczonym) załatwialiśmy sprawy przedślubne, ksiądz proboszcz Zenon Górecki (Parafia Świętego Michała Archanioła w Zblewie) powtórzył zasłyszane gdzieś zdanie: „Pan Bóg nie lubi linii prostych. W naturze nie ma przecież linii prostej”. Myślę, że brak linii prostych jest ważny też w pracy twórców ludowych. Niejednokrotnie miałam okazję podglądać Dziadka przy pracy, pamiętam czasy kiedy regularnie rzeźbił w kuchni, a Babcia rozkładała ręce na widok wiórów roznoszących się po całym mieszkaniu. W tej pracy Dziadka każdy ruch ręki był inny, a samo dłuto także nie pozostawiało po sobie linii prostych. Warto zwrócić uwagę na to, że każda linia prosta jest jednakowa z inną linią prostą, zatem ich brak jest tak naprawdę czymś dobrym. Czymś, co nadaje dziełom indywidualny charakter, czymś, co powoduje, że autor może zawrzeć w nich jakąś część swojej duszy. O liniach prostych można pomyśleć w jeszcze szerszym kontekście. Nasze życie również nie składa się przecież z linii prostych, przeżywamy wzloty i upadki, a nasze drogi do celów – tych codziennych i tych ogólno życiowych – także bywają długie i kręte. Mateusz, mój mąż, zwrócił uwagę na to, że przecież także na urządzeniu monitorującym funkcje życiowe linia prosta oznacza śmierć, a nie życie. Lekcja celowości. Od twórców ludowych można nauczyć się również tego, że każde działanie potrzebuje swojego celu. Tym celem może być oddanie czci Bogu poprzez twórczą pracę, pozostawienie po sobie czegoś, co mogłoby służyć komuś innemu, lub po prostu być. Sama świadomość celu jest takim paliwem, które pozwala iść pod górę i pokonywać przeszkody, w chwilach zwątpienia i trudu. Wiele takich chwil zostało przecież zapisanych na kartach tej książki, a wszystkie one składają się na doświadczenia ludzi, którzy wspólnie pracowali dla osiągnięcia tego wspólnego celu, jakim było zbudowanie Drogi Krzyżowej. Lekcja uważności. Chodzi nie tylko o uważność towarzyszącą pracy rzeźbiarzy, hafciarek, czy innych artystów, ale o uważność w takim życiowym sensie. Chodzi o zwrócenie uwagi na drugiego człowieka, na jego uzdolnienia i wady, zaakceptowanie go takim, jakim jest i pozwolenie mu na realizowanie tego, kim jest, w jego dziełach. Dzięki artystycznej pracy Dziadka wielokrotnie miałam okazję przebywać w środowisku twórców ludowych, i w dużej mierze odbieram to środowisko jako bardzo otwarte, nie dyskryminujące drugiego człowieka. Niepełnosprawność fizyczna lub intelektualna, czy inne niedomagania, nie mają tutaj żadnego znaczenia – świadomość wspólnych celów, oraz wzajemne zrozumienie, przełamują bariery, z jakimi często można spotkać się w codziennym życiu. Lekcja nieanonimowości. W dobie Internetu człowiek coraz częściej pragnie pozostać anonimowy i roztopić się w tłumie. To błąd, bo przecież każdy z nas jest wyjątkową indywidualnością, nie ma drugiej takiej na świecie. Twórcy ludowi nie boją się pokazywać tego, kim są, w co wierzą, co jest dla nich ważne, i każde swoje dzieło podpisują zwykle imieniem i nazwiskiem. Lekcja miłości. Ostatnia i myślę, że najważniejsza. Ostatecznie znajomość celu i cierpliwość nie wystarczają do tego, aby czerpać radość z tego, co się robi, aby pokonywać codzienne trudy i piąć się w górę. Trzeba po prostu kochać to, co się robi i otaczać się ludźmi, którzy kochają nas, wspierają w codziennych wyborach, ale także potrafią upomnieć w chwilach, kiedy zachodzi taka potrzeba. Tekst w: Edmund Zieliński „Drogi Krzyżowe Kaszub i Kociewia”, Gdańsk 2017

Życzenia noworoczne Zarząd Oddziału Kociewskiego ZKP w Zblewie i redakcja Mojej Ziemi życzy żebi wirusa ubyło a zdrowie do nas wróciło! Wesołych Świąt Bożego Narodzenia! 34

MOJA ZIEMIA


Tutaj znajdziesz piloty książek oraz eBOOK’i i inne publikacje wydawnictwa FOLK.

Publikacje o Kociewiu wydane w ramach 6. kongresu Kociewskiego

Fotokronika Edmunda Zielińskiego fotografie: Wojciech E. Zieliński

GRUDZIEŃ 2021

35


Wyce i faksy

| FOTO: Łuk asz R icher t, Magdalena Apostołowicz, Aneta Osows k a , K r z y s z t o f B a g o r s k i , P i o t r W r ó b l e w s k i | O P I S Y: R E D A K C J A

„Leśnik i piekarz dwa bratanki i do fuzji i do …”

„Ale Kropek urychtował!”

„Jak rasowy reżyser!”

„To ja Kociewiak Kaszubom musza klëka rychtować!”

„Kociewski krawat i litewskie serdaki”

„Wej, te Kaszuby zrobjili dycht jak ja!”

„Nowa kapliczka w Cisie? Czy jest św. Mieczysława?”

„Redakcja na posterunku..”

WYDAWCA: Fundacja OKO-LICE KULTURY 83-210 ZBLEWO, ul. Modrzewiowa 5 www.oko-lice-kultury.pl. tel. 504 248 558 DTP: Kinga Gełdon-Czech DRUK: DRUKARNIA KIM STAROGARD GD.

REDAKCJA: GERTRUDA STANOWSKA, PIOTR WRÓBLEWSKI, TOMASZ DAMASZK, EDMUND ZIELIŃSKI, ZYTA MIKOŁAJEWSKA, KRZYSZTOF BAGORSKI, BEATA GRABAN, TOMASZ GRABAN, ZDZISŁAW FORYCKI, b i u r o . z k p z b l e w o @ g m a i l . c o m MONIK PAWELEC. w w w . f a c e b o o k . c o m / z k p z b l e w o


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.