Tajny agent Jaime Bunda

Page 1


Pepetela TAJNY A GENT JAIME BUNDA Historia pewnych tajemnic

Wydanie pierwsze

Z języka portugalskiego przełożyła Zofia Stanisławska


Tytuł oryginału Jaime Bunda, Agente Secreto Korekta: Anna Dziedzic Projekt okładki: Miguel Imbirimba Redakcja techniczna: Ewa Szelatyńska Skład i łamanie: Ewa Szelatyńska / Scan-System, Warszawa

Wydanie I, czerwiec 2010

Wydawca: Claroscuro Sp. z o.o. 00-028 Warszawa, ul. Bracka 25 tel. (0-22) 692 17 04 office@claroscuro.pl www.claroscuro.pl

© Copyright by Pepetela 2001 by arrangement with Literarische Agentur Mertin Inh. Nicole Witt e. K., Frankfurt am Main, Germany © Copyright for the Polish edition by Claroscuro Sp. z o.o. Warszawa 2010 © Copyright for the Polish translation by Zofia Stanisławska

ISBN 978-83-62498-00-0

Druk i oprawa:

www.opolgraf.com.pl


SPIS TREŚCI

Prolog / 7 Księga Pierwszego Narratora / 9 1. Niesamowity Jaime Bunda / 11 2. Inspektor Kinanga częstuje whisky / 18 3. Funje z bawolim mięsem, latające spodki i konspiracja / 32 4. Przesłuchanie i czarny Szwed / 39 5. Rycerze teutońscy i spory literackie / 44 6. A mogło być tak romantycznie / 53 7. Dreszcze / 61 8. Straszny pan T. / 70 9. Podejrzana rybia ość / 82 10. Roque Santeiro – tam wszystko jest możliwe / 94 11. Ujawnienie tajemnic państwowych / 104 12. Dalszy ciąg rewelacji / 116 13. O pływaniu i innych rozrywkach / 126 14. Nieoczekiwane zwolnienie / 141 Księga drugiego narratora / 149 1. Gwiazda tańca brzucha / 151 2. Krwawi zabójcy / 164 3. Zakazany owoc smakuje najlepiej / 180


6

Spis treści

Księga trzeciego narratora / 189 1. Zdziwienie ciotki Sãozinhi / 191 2. Rozwiązanie zagadki, czyli skąd wzięło się wielkie dupsko / 208 3. Myśliwy upolowany / 222 4. Florinda rusza na polowanie / 240 5. Minister ucieka przed krokodylami / 252 6. Frontalny atak / 268 Księga czwartego narratora / 283 1. 2. 3. 4. 5.

Ślady krwi w korytarzu / 285 Nowe informacje o Człowieku Rybie / 300 „Szacowny” Tadeu nie pomaga w śledztwie / 316 Szef Bunkra wychodzi z ukrycia / 330 Zgrabne zakończenie / 343 Epilog / 355


1 N IE S AM O WIT Y JAIM E B UN D A

Jaime Bunda siedział w sali dla detektywów. Były tam trzy biurka, przy których śledczy dzielnie walczyli ze starymi komputerami, a przy ścianie stało kilka krzeseł. Na jednym z nich Jaime Bunda umieścił swoje szerokie siedzenie, nieproporcjonalnie wielkie w stosunku do reszty ciała. Swej charakterystycznej budowie Jaime zawdzięczał przezwisko Bunda *. Jego prawdziwe nazwisko było zbyt długie, gdyż składało się z nazwisk dwóch znanych i szanowanych rodzin luandzkich. Wszystko zaczęło się na lekcji wychowania fizycznego, a ściślej biorąc podczas meczu siatkówki. Nauczyciel, zdenerwowany nieudolnością ucznia, krzyknął: – Jaime, skacz! Rusz to swoje dupsko, do cholery! Od tego czasu wszyscy nazywali go Jaime Bundą. Rzeczywiście jego siedzenie było wyjątkowo wielkie. W ogóle cały był okrągły, nawet jego oczy przybierały kształt spodków, gdy namiętnie ćwiczył przed lustrem groźne miny. Matka oburzała się, kiedy koledzy przezywali jej syna. Powiedziała, że Jaime nie jest mięczakiem i nie powinien pozwalać innym tak się obrażać. Na to chłopak wzruszył ramionami i stwierdził, że jego pupa jest naprawdę wielka i nic na to nie poradzi. Nowe przezwisko wkrótce mu pomogło, ponieważ nauczyciel WF-u uznał go za przypadek beznadziejny, z którego w sporcie nie będzie żadnego pożytku. Nie było sensu * bunda – po portugalsku „pupa, dupa” (przyp. tłum.)


12

Księga Pierwszego Narratora

zmuszać go do robienia rzeczy, do których nie miał powołania. Dlatego na lekcji Jaime siedział w cieniu na ławeczce, podczas gdy jego koledzy w pocie czoła biegali po boisku, rytmicznie skakali albo wykonywali inne ćwiczenia. W tym czasie Bunda jadł kanapkę, na głos komentując wyczyny kolegów i wyśmiewając ich błędy. Był wyjątkowo spostrzegawczy, nie umykały mu najmniejsze szczegóły. Teraz zaśmiewał się w duchu, obserwując, jak kolega Isidro dwoma wskazującymi palcami wolno stuka w klawiaturę komputera, wystawiając język i poruszając nim w takt uderzania w klawisze. Na palcach wskazujących obu rąk śledczego Isidra lśniły złote pierścionki. „Chłopak ma gest”, pomyślał Jaime Bunda, „Wszystko wydaje na świecidełka”. Kupował pierścionki, bransoletki i grube łańcuchy, jakie noszą amerykańscy sprinterzy. Brakowało mu tylko złotego zegarka marki Rolex. Wyglądał jak jeden z nowobogackich typów, od których zaroiło się w mieście. Może właśnie na tym mu zależało? Chciał uchodzić za bogacza, chociaż był biedny jak mysz kościelna. Zresztą, znając kolegę, Jaime podejrzewał, że pieniądze nigdy się go nie trzymały. Kiedy tak siedział zamyślony, do pokoju wszedł funkcjonariusz niższego szczebla. – Szef cię wzywa. Biegiem! – zwrócił się do Jaime. Trzej koledzy wybuchnęli śmiechem. Wszyscy wiedzieli, że stażysta Jaime Bunda nie biegał, gdyż było to wbrew jego naturze. Jaime wstał z godnością, wygładził spodnie i bez słowa wyszedł z pokoju, nie kryjąc pogardy dla zachowania starszych kolegów. – Mam dla ciebie ważną sprawę – oznajmił szef Chiquinho Vieira. – Ufam, że sobie poradzisz. Jaime dumnie wypiął pierś. Wreszcie się na nim poznali. Nie wezwali do sprawy Isidra, ale młodszego Bundę, którego dotąd zawsze pomijali. Całe wieki przesiedział bezczynnie na krześle w sali dla detektywów. Przyjęto go po znajomości, ze względu na nazwisko. Kiedyś Chiquinho Vieira sam mu powiedział, że trzymają go wyłącznie


1. Niesamowity Jaime Bunda

13

ze względu na osobistą prośbę dyrektora operacyjnego. Jaime wiedział, że dla Vieiry zawsze pozostanie marnym stażystą. Natomiast spowinowacony z nim dyrektor wielokrotnie go namawiał, żeby został detektywem. Uważał, że Jaime ma zmysł obserwacji, jest bystry i nadaje się do zawodu, przepowiadał mu szybką karierę. Kazał go zatrudnić z pominięciem formalności, uzasadniając to koniecznością walki z przestępczością, której biurokracja nie pomaga. Sprawdziany i testy Jaime mógł zaliczyć później. Chiquinho Vieira i jego podwładni zazdrościli Bundzie koneksji, lecz nie pozostawiali złudzeń, że czeka go świetlana przyszłość. Posyłali go do kiosku po papierosy, czasem zezwalali, by krył kolegę podczas ważnej akcji. Zazwyczaj jednak Jaime siedział cierpliwie na krześle w sali dla detektywów i przyglądał się, jak koledzy piszą raporty dotyczące spraw, które udało im się rozwiązać lub przeciwnie – zagmatwać. Twierdzili, że ich skuteczność jest wzorowa, ale jakimś cudem po mieście szwędały się tabuny przestępców, a elementy wywrotowe spiskowały przeciwko rządowi. Czas leciał, a Jaime ogrzewał swym wielkim siedzeniem krzesło w sali dla detektywów. Przez całe miesiące, a było ich ponad dwadzieścia, nauczył się rozróżniać wszystkie wlatujące przez okno owady. – Szefie, może pan na mnie liczyć. Co to za sprawa? – Morderstwo, właściwie to gwałt i morderstwo nieletniej. Dziewczyna miała czternaście lat. Ciało znaleziono blisko Morro dos Veados. – Jak zginęła? – spytał Jaime Bunda. – Została uduszona, prawdopodobnie w samochodzie. Potem ciało ukryto w zaroślach namorzynowych przy brzegu*. * w oryginale mangais – namorzyny mangrowe, wiecznie zielone lasy i zarośla o korzeniach przystosowanych do życia na bagnistych wybrzeżach morskich w strefie przypływów i odpływów (przyp. tłum.)


14

Księga Pierwszego Narratora

– Ile razy została zgwałcona? Chiquinho Vieira spojrzał ponuro na podwładnego. – Skąd mogę wiedzieć? Przecież mnie tam nie było. Ludzie z laboratorium też nie będą w stanie tego sprawdzić. A właściwie jakie to ma znaczenie, czy była zgwałcona raz, czy dwa? – Duże – odparł Jaime. – Tylko niedorozwinięty umysłowo człowiek może zgwałcić kilka razy. Szef patrzył na niego zdumiony, nie mogąc wydobyć słowa. Ten typ był jeszcze głupszy, niż myślał. A może przeciwnie, był wyjątkowo sprytny, tylko udawał głupka? – Nie wiem. Spytaj kogoś z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych – powiedział. – Oni prowadzą sprawę. – A my co będziemy robić? – spytał Jaime. – Jak zwykle trzymać się z boku. Bezpośrednio zajmiemy się tylko niektórymi wątkami. Sprawa podlega Ministerstwu, ale będziemy się przyglądać śledztwu i w razie konieczności interweniować. – To znaczy, że mogę wkraczać do akcji? – Tak, ale dyskretnie. W Bunkrze nie chcą rozgłosu ani problemów z urzędnikami z Ministerstwa. Kiedy zobaczysz, że robią głupstwa, możesz im coś doradzić, pokazać. Nic się nie stanie, jeśli raz na jakiś czas posłuchają naszej rady. – Mają mnie słuchać? – Oczywiście. Nasz wydział podlega bezpośrednio Bunkrowi i oni dobrze o tym wiedzą. Jeśli im się to nie podoba – trudno. Jaime skinął głową. Jego twarz wyrażała szacunek dla przełożonego, a także zadowolenie, jakie zazwyczaj maluje się na twarzy nauczyciela, który wysłuchał dobrej odpowiedzi ucznia. Nagle Chiquinho wydał mu się sympatyczny, jakby od dawna byli przyjaciółmi. – Szefie, mogę o coś zapytać? – Słucham. – Moje pytanie jest natury osobistej… Nie dotyczy spraw służbowych.


1. Niesamowity Jaime Bunda

15

Chiquinho Vieira spojrzał na Jaime Bundę jak na oślizgłą żabę. Co ta gadzina od niego chce? Skinął głową, po raz kolejny dając dowód swej wyjątkowej dobroduszności, którą zawsze wytykała mu matka. – Słucham. – Dlaczego szef ma jedno sznurowadło czarne a drugie brązowe? Vieira spuścił wzrok na buty i niemal spadł z krzesła. Uniósł jedną nogę, potem drugą. – Rzeczywiście! Nie zauważyłem. Jak to się mogło stać? Jaime Bunda wstał z krzesła, które znajdowało się na wprost biurka, i podszedł do szefa. Pochylił się nad jego butami, po czym wyprostował się i z uśmiechem powiedział: – Tak myślałem, szefie. Oba są brązowe, tylko jedno posmarował pan czarną pastą podczas czyszczenia butów. Pewnie używa pan pasty w tubce zakończonej gąbką. – Zgadza się! – odparł zaskoczony Chiquinho Vieira. – To się zdarza. Teraz musi pan posmarować też drugie sznurowadło, żeby były takie same. Jaime Bunda rozsiadł się znów na krześle naprzeciw swego przełożonego, który oszołomiony patrzył na buty, to znów na Jaime, czując, jak z każdą sekundą topnieje jego autorytet. – To znaczy, że mają mnie słuchać, bo podlegam bezpośrednio Bunkrowi? Mogę im o tym przypomnieć, kiedy będę miał kłopoty? Pewnie boją się Bunkra jak diabli. Ja zresztą też! – Możesz im przypominać, ale nie za często. Sami dobrze o tym wiedzą. Wszyscy boją się Bunkra… – Szef też? – Pewnie – odparł i nagle zdał sobie sprawę, że Jaime podpuszcza go, by mu się zwierzał. Co ten osioł sobie myśli? Vieira wściekły podniósł się z krzesła.


16

Księga Pierwszego Narratora

– Oczywiście, że się nie boję! Szanuję ich tak, jak powinno się szanować przełożonych. Zajmij się sprawą, Bunda. To dla nas bardzo ważne. Jaime Bunda nie miał najmniejszej ochoty ruszyć się z krzesła. Po raz pierwszy spotkał go zaszczyt rozmowy z szefem w jego gabinecie, a przecież Chiquinho Vieira był ważną personą, znaną wśród tajnych służb w kraju i w całej Afryce Południowej. Siedzieć tu i gawędzić z takim człowiekiem było nie lada gratką, z której Bunda nie zamierzał rezygnować. Dlatego podniósł wskazujący palec prawej ręki. – Szef pozwoli… – Co znowu? – Będzie mi potrzebny samochód. – Oczywiście, porozmawiaj z… albo nie, sam wydam rozkaz. Będziesz miał samochód do dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na dobę. – Tyle nie trzeba. Dopiero teraz Chiquinho Vieira zdał sobie sprawę z komicznej sytuacji, w jakiej się znalazł. Stał wyprostowany za biurkiem, podczas gdy ten pajac, jego podwładny, siedział rozparty na krześle. Za chwilę położy mu buty na biurku. Krewny dyrektora operacyjnego zaczynał działać mu na nerwy. Przypomniał sobie wpadkę ze sznurowadłami. Uchodził za arbitra elegancji, szył garnitury u najlepszych krawców w Paryżu, a gdy to było niemożliwe, u lizbońskich mistrzów na Chiado. Jak mógł nie zauważyć, że ma różnych kolorów sznurówki? I jak ten grubas to zobaczył, siedząc po drugiej stronie biurka? Po raz kolejny Vieira zaczął się zastanawiać, czy Jaime jest opóźniony w rozwoju, czy wręcz przeciwnie, jest wyjątkowo błyskotliwy. Usiadł ciężko za biurkiem, próbując zachować kamienną twarz i ze spokojem powiedział: – Bierz się do pracy. Jedź do Ministerstwa i przedstaw się inspektorowi Kinandze. On poda ci szczegóły sprawy. Jednak Jaime Bunda ani drgnął. Teraz jego uwagę przykuł wiszący na ścianie obraz z martwą naturą. Nie


1. Niesamowity Jaime Bunda

17

czekając, aż podwładny znajdzie w dziele jakiś intrygujący szczegół i ostatecznie wyprowadzi go z równowagi, Vieira powtórzył: – Idź już! Jak to możliwe, aby młody człowiek z takim wysiłkiem podnosił się z krzesła? Jego jęki i posapywania zmiękczyłyby serce każdego z wyjątkiem Vieiry, który w duchu modlił się, żeby Bunda jak najszybciej zniknął z jego gabinetu, z tego budynku, a najlepiej z tego miasta i z jego życia. Jaime wreszcie wyprostował się i z rozbrajającą szczerością wyznał: – Fajnie było, szefie! Wolno odwrócił się w stronę wyjścia. Chiquinho nigdy nie widział, aby komuś tyle czasu zajęło przejście do drzwi, otwarcie ich i zamknięcie. Zamyślony podrapał się po misternie zaczesanych włosach i znów z niedowierzaniem spojrzał na swoje przeklęte sznurowadła. Miał poważne wątpliwości, czy wybrał właściwego człowieka do tej sprawy. Niestety powiedział już ludziom z Bunkra, że ma kogoś, kto świetnie sobie poradzi. Czyżby się mylił? [A może ja, autor tej książki, także popełniłem błąd, pozwalając lekkomyślnemu narratorowi nazbyt pośpiesznie przytoczyć opinię Chiquinha Vieiry? Czy to zdanie nie powinno paść na końcu książki? Ach, te wątpliwości – oto, co rządzi naszym życiem.]


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.