03 2015

Page 1

bezpłatny tygodnik

www.tygodnikilustrowany.pl www.facebook.com/tygodnikilustrowanypl

TYGODNIK ILUSTROWANY NR 3/2015. 27 STYCZNIA 2015 R. NAKŁAD: 10.000 EGZ. REDAKTOR PROWADZĄCY: MAREK SZYPERSKI.

TEMAT TYGODNIA: Pijany strażnik miejski wyrzucony z pracy

Straż miejska w Ciechanowie zostanie zlikwidowana?

Nominowana do Oscara - specjalnie dla “Tygodnika Ilustrowanego”

Tomasz Janusz Ulatowski

Żelazna Lady Kopacz? Ciągle powracające w naszym kraju protesty na ogół tych samych grup zawodowych − głównie z tzw. sektora publicznego − pokazują, że czas najwyższy na radykalną zmianę w sposobie sprawowania władzy w państwie. Nic już nie da odkładanie problemów poprzez płacenie „okupów” dla ich doraźnego wyciszenia. Także sytuacja w Unii Europejskiej zdaje się dobitniej pokazywać, że „beneficjencka” pozycja naszego członkostwa jest raczej pozorna. Pilnie potrzebujemy silnego i odważnego przywództwa.

Aneta Kopacz – reżyser i współscenarzystka dokumentalnego filmu „Joanna” opowiadającego o chorej na raka kobiecie i nominowanego do Oscara w kategorii „najlepszy film dokumentalny” – pochodzi z Ciechanowa.

STR. 3

Co nowego w powiatach?

STR. 12

Marek Szyperski

Na ratunek koszarom

Wywiad z Zenonem Szczepankowskim - Starostą Powiatu Przasnyskiego.

STR. 5

Rozmowa z Andrzejem Stolpą Starostą Powiatu Płońskiego oraz Anną Dumińską-Kierską - Wicestarostą Powiatu Płońskiego.

STR. 5

reklama

- Zadaniem strażników jest zapewnienie porządku oraz bezpieczeństwa w mieście i nawet po godzinach pracy strażnicy swoim zachowaniem nie mogą temu porządkowi i bezpieczeństwu zagrażać – mówi prezydent Ciechanowa. I zwalnia strażnika, który został przyłapany na prowadzeniu auta pod wpływem alkoholu. To sytuacja niedopuszczalna, bo dodatkowo rzutuje negatywnie na wizerunek całej Straży Miejskiej. Dla oceny zachowania strażnika nie ma większego znaczenia, że było to w czasie wolnym, a nie w tzw. pracy. Nie ważne jest też, czy pijany jak bela wsiadł za kółko prywatnego auta czy może próbował jechać służbowym rowerem. Podobne epizody w różnych miastach Polski wywołały falę dyskusji o sensie istnienia straży miejskich. Czy podobnie będzie w Ciechanowie?

STR. 2

Mieszkania socjalne, lokale dla organizacji pozarządowych, miejsca na działalność kulturalną i sportową, a nawet pomoc dla Polaków repatriowanych ze Wschodu - lista możliwości wykorzystania dawnych ciechanowskich koszar, którą prezydent miasta Krzysztof Kosiński wysłał do prezes Agencji Mienia Wojskowego jest imponująca. Przed drugą turą wyborów prezydenckich wicepremier i minister obrony Tomasz Siemoniak „rzutem na taśmę” chciał wesprzeć rywala Kosińskiego i publicznie - przed ciechanowskim Ratuszem ogłosił, że miasto dostanie koszary za symboliczną złotówę pod warunkiem, że przedstawi dobry, rozsądny program ich zagospodarowania. Prezydent Kosiński powiedział teraz „sprawdzam”. Czekamy więc na odpowiedź z Warszawy pełni nadziei, że ciechanowskie koszary, które przetrwały zabory, dwie wojny światowe i PRL - nie podzielą losu np. koszar z Pułtuska.

więcej za tydzień


2 | TEMAT TYGODNIA

27 stycznia 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY

Pijany strażnik miejski wyrzucony z pracy. Zostało już tylko 9-ciu ?

Straż miejska w Ciechanowie zostanie zlikwidowana?

- To sytuacja niedopuszczalna. Rzutuje negatywnie na wizerunek całej Straży Miejskiej. Zadaniem strażników jest zapewnienie porządku oraz bezpieczeństwa w mieście i nawet po godzinach pracy strażnicy swoim zachowaniem nie mogą temu porządkowi i bezpieczeństwu zagrażać – przekazał w komunikacie do mediów. Nie wziął sobie zbytnio strażnik miejski do serca zadań jakie ma ta formacja, bo kierował autem po kielichu. A mówiąc precyzyjniej, był pijany jak bela. W organizmie miał 2,5 promila. I w takim stanie siadł za kierownicę. Zatrzymał go na ulicy Zielona Ścieżka w Ciechanowie egzaminator nauki jazdy. I dla oceny zachowania strażnika nie ma większego znaczenia, że było to w czasie wolnym, że po pracy. Nie ważne jest czy prywatnym autem czy też służbowym rowerem. Decyzja mogła być tylko jedna. Banicja. Na „dywanik” trafił nie tylko komendant ale i wszyscy pozostali strażnicy. - Prezydent odbył rozmowę z pozostałymi strażnikami, informując, że tego typu skandaliczne wydarzenia nie mogą się powtórzyć. W tej sprawie w trybie pilnym odbyło się również spotkanie kierownictwa ratusza oraz konsultacje prezydenta z prezydium Rady Miasta. Rozmowy dotyczyły przyszłości funkcjonowania Straży Miejskiej oraz właściwego ukształtowania polityki

bezpieczeństwa w mieście - poinformowała Renata Jeziółkowska, Rzecznik Prasowy Urzędu Miasta Ciechanów. Podobne epizody w różnych miastach Polski wywołały falę dyskusji o sensie istnienia straży miejskich/gminnych. Opowiadanie się za tą formacją lub przeciw niej w kilku miastach przesądzić mogło o wygranej lub porażce w jesiennych wyborach samorządowych. W programach wyborczych kilku partii znajdował się nawet punkt o likwidacji straży.

kieś ofiary takiej bezmyślności, by uzmysłowić ciechanowskim włodarzom jak niepotrzebnym tworem jest Straż Miejska!? pyta pan Krzysztof, przedsiębiorca z Ciechanowa. Podobnego zdania jest pani Anna, samotna mama 2 dzieci. Zdecydowanym głosem i bez chwili zastanowienia mówi: - Zlikwidować Straż Miejską. Policja robi więcej. Więc może ich spokojnie zastąpić. - Z drugiej strony, gdy zlikwidujemy straż miejską kto będzie

służby, średnio, jeden strażnik podejmował 2 (słownie: dwie). W poprzednich latach ze skutecznością było jeszcze gorzej. Nie przynosi taka działalność budżetowi miasta zbyt dużych dochodów. Do straży miejskiej rokrocznie mieszkańcy miasta dopłacają. Nie przynosi ta formacja również i dużej chluby miastu. Jak widać praca spokojna, bez pośpiechu. To i po pracy potrzebują mundurowi trochę dodatkowej adrenaliny. W 2010 roku Centralne Biuro

Nie dziwi, że cyklicznie już wraca w kontekście ciechanowskiej Straży Miejskiej pytanie o sens. Wrócić też powinno pytanie o koszty. O skuteczność. Z danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wynika, że w ca-

Czy będzie to moment zwrotny w działaniu tej formacji na terenie Ciechanowa? Dowiemy się zapewne już niebawem. Najbliższa sesja Rady Miasta Ciechanowa już w czwartek, 29 stycznia. Czy należy się na niej spodziewać wiążących decyzji w kwestii przyszłości Straży Miejskiej w tym mieście? Raczej nie. Przeciwko straży miejskiej opowiadają się nie tylko ci co dostali mandat

Za likwidacją straży miejskiej w Ciechanowie jest jednak coraz więcej osób. To już nie tylko głosy „skrzywdzonych”, czyli tych, którzy dostali mandat. A taki obraz przedstawiany był często dla obrony Straży Miejskiej przed kolejnymi zarzutami. W sens istnienia straży powątpiewają ci, dla których obraz funkcjonariusza łamiącego prawo jest nie do zaakceptowania. Do tego dochodzi jeszcze kwestia uprawnień strażników, brak skuteczności w egzekwowaniu przepisów. Taki sam obraz przedstawiła w swoim raporcie na temat bezpieczeństwa również Najwyższa Izba Kontroli. Już w poprzednich latach kontrole NIK-u nie były przychylne tej formacji. Niektóre były wręcz miażdżące. Nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do sensu funkcjonowania straży w obecnej formule. Wszystko to sprawia, że straż miejska jest jedną z najbardziej znienawidzonych formacji w Polsce. - Ile jeszcze wpadek muszą zaliczyć? Czy może czekamy na ja-

Autor foto: Norbert Orłowski

Do zeszłego tygodnia liczba strażników miejskich w Ciechanowie liczyła okrągłe 10 osób. Od 20 stycznia stan osobowy tej formacji nieznacznie się zmniejszył. Jeden ze strażników pożegnał się z pracą po tym jak został przyłapany na prowadzeniu auta pod wpływem alkoholu. Nie pomógł w utrzymaniu pracy ani fakt, że auto prywatne, ani to, że do incydentu doszło już po służbie. Prezydent Ciechanowa, jako pracodawca dla strażników miejskich, podjął decyzję o rozwiązaniu umowy o pracę z tym strażnikiem.

Nie mają dobrej passy ciechanowscy strażnicy. Niedawnym sukcesem, szeroko komentowanym w mediach, sukcesem nie tylko SM ale i sądownictwa, była walka z dokarmiającymi gołębie na deptaku przy ulicy Warszawskiej. Sprawa rozrzucanego ptakom chleba przyćmiła wszystkie inne. Chęć ukarania stała się tak ważna, że wzięła górę nawet nad zdrowym rozsądkiem. Koszty interwencji, i potem postępowania sądowego, dodatkowo obnażyły skalę absurdu takiego działania. Zabrakło dobrej woli. Zabrakło wyobraźni. Zabrakło zdrowego rozsądku.

Komendant Straży Miejskiej Krzyszof Matuszewski ma wiele do przemyślenia

przed włodarzami nosił kwiatki na oficjalnych uroczystościach? - pyta mocno ironicznie pani Ania. „Leżaki”, to tak lekceważąco w Ciechanowie nazywani są strażnicy. Chciałoby się rzec, że „zapracowali” sobie na to miano, jednak w przypadku ciechanowskich strażników nie jest to zbyt trafne określenie. Już prosta analiza sprawozdania za rok 2013 (za 2014 rok nie zostało jeszcze przygotowane) wskazuje, że średnio strażnik wystawiał mandat raz na 2,5 dnia. A interwencje zakończone pouczeniem, mandatem lub skierowaniem wniosku do sądu, w ciągu całej dziennej

Śledcze zatrzymało ponad 20 osób z powiatu ciechanowskiego działających w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym. Wśród zatrzymanych pod zarzutem m.in. handlu narkotykami znalazł się też jeden z ciechanowskich strażników. Dziś nie jest już strażnikiem. Pracę stracił. Zabrakło wyobraźni

- Do głowy by mi nie przyszło, że akurat ta osoba może mieć kontakt z narkotykami. Dalej tkwi w nas nadzieja, że to jakaś pomyłka. – mówił wtedy komendant Krzysztof Matuszewski. Pomyłki jednak nie było. Potwierdził to też już sąd.

łej Polsce działa blisko 600 oddziałów straży, zatrudniających ponad 10 tys. etatowych funkcjonariuszy. Kilkanaście miast zlikwidowało już do tej pory straż miejską. Do takich miast należą m.in. Stalowa Wola, Trzebinia czy też Szczyrk. Podstawowym zarzutem jest dublowanie zadań Policji. Było jednak do tej pory coś, co ratowało ciechanowskich strażników miejskich przed powszechną niechęcią. To brak fotoradaru, z którego by czerpali dochody. Tylko tego by im brakowało. Czy wystarczy by ocalić tę formację przed rozwiązaniem? Zobaczymy. NO


Z REGIONU | 3

TYGODNIK ILUSTROWANY | www.tygodnikilustrowany.pl | 27 stycznia 2015 Nominowana do Oscara – specjalnie dla „Tygodnika Ilustrowanego”

Praca wre! Aneta Kopacz – reżyser i współscenarzystka dokumentalnego filmu „Joanna” opowiadającego o chorej na raka kobiecie i nominowanego do Oscara w kategorii „najlepszy film dokumentalny” – pochodzi z Ciechanowa.

zabawny. Prosty, zmysłowy, o przyglądaniu się życiu, i o miłości”. Film zdobył już wiele nagród w Polsce i za granicą. Z Aneta Kopacz rozmawiam o jej planach, tych bliższych i dalszych…

Jest absolwentką psychologii i podyplomowych studiów reportażu na Uniwersytecie Warszawskim oraz Programu Dokumentalnego DOK PRO w Szkole Andrzeja Wajdy. „Joanna” – jak czytamy w recenzji na filmweb.pl to film „Rozgrywany w dyskretnych obserwacjach, nastrojowy, często

Czy studia psychologiczne pomagają w pracy reżysera? Bez wątpienia studia psychologiczne pomagają w rozumieniu ludzi, ich zachowań i emocji, co w filmie dokumentalnym ma szczególne znaczenie. Jednakowoż, moim zdaniem, same

studia nie są wystarczające. Potrzebna jest szczególna empatia, aby móc współodczuwać z bohaterem, często bez konieczności używania słów. Tego raczej żadna uczelnia nie jest w stanie nauczyć. Bardzo ważna jest także gotowość do wchodzenia z innymi w bliskie i szczere relacje.

niawą piszemy scenariusz filmu fabularnego, opartego na wydarzeniach autentycznych. Nie sądzę, żeby którykolwiek z tych projektów zakończył się w 2015 roku. Myślę, że 2016 jest bardziej realny. 87. gala oscarowa odbędzie się 22 lutego w Teatrze Dolby w Hollywood. Kiedy wylatuje Pani do USA?

Pani plany na 2015 rok. Może jakaś fabuła? Jestem w trakcie przygotowań do kolejnego dokumentu. Również niezwykle intymnego i jednocześnie bardzo trudnego do realizacji. Będzie to film o szczególnym i bardzo wyczekiwanym spotkaniu, w którym ogromne szczęście miesza się ze strasznym bólem. Niestety, nic więcej na razie nie mogę zdradzić. W międzyczasie z Tomkiem Śred-

Lecę do Los Angeles już pod koniec stycznia. 2 lutego jest spotkanie wszystkich nominowanych do Oscara. Zaraz później rozpoczyna się intensywny czas promocji filmu, zatem praca wre! Przed Panią najważniejsza ceremonia rozdania nagród filmowych. Czy (i jaka) kreacja na galę już wybrana?

Sukienkę zaprojektowała mi Zosia Chylak. Właśnie pędzę zaraz do przymiarki. Będzie czarna, jedwabna, trochę połączenie stylu Audrey Hepburn i francuskiego szyku. Rozmawiała Jolanta Grudzińska

Pułtusk

W dniu urodzin Krzysztofa Klenczona - 14 stycznia - w Urzędzie Miejskim w Pułtusku odbyła się konferencja prasowa inaugurująca III Pułtusk Festiwal jego imienia. Tegoroczna edycja Festiwalu rozpocznie się 26 czerwca i będzie trwała trzy dni. Program przewiduje przeprowadzenie warsztatów muzycznych przez zawodowych artystów polskiej sceny muzycznej. Mocnym punktem wydarzeń festiwalowych jest co

roku konkurs, do którego mogą zgłaszać się wykonawcy indywidualni oraz zespoły, począwszy od dnia inauguracji - 14 stycznia do 30 kwietnia. Zainteresowani udziałem w Konkursie Festiwalowym proszeni są o przesłanie formularza zgłoszeniowego na adres Urzędu Miejskiego. Szczegóły w na stronach internetowych www.pultuskfestiwal.pl, www.pultusk.pl. Podczas niedzielnego koncertu wystąpi zespół Czerwone Gitary, świętujący w tym roku jubileusz 50-lecia pracy artystycznej. Patronat nad przedsięwzięciem sprawuje

Alicja Klenczon. Organizatorzy Festiwalu: Burmistrz Miasta Pułtusk i Rada Miejska w Pułtusku Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” Partnerzy Festiwalu: Kongres Polonii Amerykańskiej Fundacja im. Krzysztofa Klenczona Akademia Humanistyczna im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku Stowarzyszenie Muzyczne CHRISTOPHER im. Krzysztofa Klenczona Stowarzyszenie „Polski Rock’n’Roll” im. Krzysztofa Klenczona Miejskie Centrum Kultury i Sztuki w Pułtusku

Autor foto: UM Pułtusk

Będzie III Festiwal Krzysztofa Klenczona Spotkanie organizacyjne. W środku burmistrz Krzysztof Nuszkiewicz reklama


4 | Z REGIONU

27 stycznia 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY

Budżet Pułtuska przyjęty

w nich oszczędności, że brakuje inwestycji w poprawę wizerunku miasta. Zabrakło też utworzenia specjalnej strefy ekonomicznej. Budżet przewiduje dochody Gminy w kwocie 84 769 195 zł. Wydatki na poziomie 82 408 000 zł. Nadwyżkę budżetu w kwocie 2 361 195,00 zł z przeznaczeniem na planowaną spłatę zadłużenia oraz planowany zakup papierów wartościowych. Przychody budżetu w kwocie 2 000 000 zł z tytułu emisji papierów wartościowych przeznaczone zostaną na spłatę wcześniej zaciągniętych zobowiązań z tytułu ... emisji papierów wartościowych.

Po 6 godzinach dyskusji 1 głos przeciw, 2 osoby niezdecydowane Za przyjęciem było 15 radnych, przeciwko głosował 1, a 2 wstrzymało się od głosu. Tak zakończyły się wielogodzinne dyskusje na temat budżetu Miasta i Gminy Pułtusk. „Przeciwko” budżetowi w tym kształcie był tylko jeden radny, Ryszard Befinger. Niezdecydowani, to Karnawał w pełni

Bal bardzo nietypowy, ale bardzo udany Ponad siedemdziesiąt osób bawiło się na II Bezalkoholowym Balu Karnawałowym, zorganizowanym 24 stycznia przez Akcję Katolicką działającą przy parafii farnej w Ciechanowie. Impreza odbyła się w Gołotczyźnie. Imprezę po raz kolejny objął patronatem honorowym biskup płocki Piotr Libera.

Więcej w BRJ TV

członkach Krucjaty Wyzwolenia Człowieka – dodaje jeden z głównych organizatorów - Leszek Szcząchor. - Bal był otwarty dla wszystkich i wzięli w nim udział ludzie różnego wieku, profesji: małżeństwa, studenci. Szczególnie cieszy obecność ludzi młodych, którzy wciąż szukają dla siebie wzorców, sposobu na życie. Myślę, że nie wyszli z balu zawiedzeni. Wiele ciepłych słów organizatorzy i uczestnicy balu usłyszeli z ust niespodziewanego gościa. Imprezę zaszczycił swoim udziałem ordynariusz naszej diecezji ks. bp Piotr Libera. Na-

Autor foto: Archiwum KP PSP w Ciechanowie

Po słowach powitania ze strony organizatorów wspólną zabawę rozpoczął polonez odtańczony przez wszystkie pary. Uczestnicy Balu Bezalkoholowego doskonale bawili się w rytm największych światowych przebojów w wykonaniu zespołu Verus z Zalesia. Nad całością zabawy czuwał pełen energii, profesjonalny wodzirej – Piotr Folwarski. Przy dobrej muzyce wspólne tańce, korowody i pląsy trwały przez całą noc. Panowała wspaniała atmosfera radosnej zabawy. Zabawy, która stała się wyśmienitą okazją do integrowania środowisk wspólnotowych i rodzinnych, do promowania im-

prez bezalkoholowych . - Nie musimy się „podkręcać” czymś mocniejszym, aby cieszyć się swoją obecnością, obecnością drugiego człowieka. Tego typu bale, coraz bardziej

Na pierwszym planie senator Jan Maria Jackowski z mażonką

popularne zadają kłam dwóm stereotypom: pierwszy: ludzie wierzący, katolicy to najczęściej „smutasy” i drugi: Polacy nie umieją się bawić bez alkoholu – podkreśla jedna z uczestniczek sobotniej zabawy. - Zorganizowaliśmy bal nie tylko z myślą o abstynentach czy

Burmistrz Krzysztof Nuszkiewicz

Autor fot. brj.tv

- Ireneusz Purgacz i Agnieszka Zaleska. W wystąpieniu, przed głosowaniem nad budżetem, Ireneusz Purgacz zwrócił uwagę na fakt, że radni decydowali o przyjęciu budżetu, który jest wynikiem pracy poprzedniego burmistrza, Wojciecha Dębskiego. Autopoprawki obecnego burmistrza, Krzysztofa Nuszkiewicza, były, według niego pozbawione obietnic przedwyborczych nowego burmistrza. Twierdził, że nie ma

tomiast wśród uczestników balu zauważyliśmy m.in. senatora RP okręgu płocko-ciechanowskiego Jana Marię Jackowskiego z żoną, który pogratulował organizatorom inicjatywy i wyraził nadzieję, że impreza Akcji Katolickiej stanie się coroczną tradycją. JR

Gmina Glinojeck

Spłonęły budynki gospodarcze Prawdopodobnie zaprószenie ognia przez osobę nieletnią było przyczyną pożaru w Faustynowie, gm. Glinojeck. Spłonęły tam dwa drewniane budynki gospodarcze. Pożar wybuchł 20 stycznia po południu. - Budynki usytuowane były w niewielkiej odległości od siebie (ok. 0,5 m) i przeznaczone na magazynowanie głównie materiałów opałowych oraz drobnego sprzętu gospodarczego – relacjonuje Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej. - Pożar stwarzał zagrożenie dla budynku mieszkalnego oddalonego o ok. 6 m. W momencie przyjazdu zastępów drewniane konstrukcje uległy

zawaleniu. Działania straży polegały na zabezpieczeniu miejsca zdarzenia, a następnie ugaszeniu pożaru trzema prądami wody. Pozostałości przegarnięto dogaszając pojedyncze zarzewia. Pomocy medycznej udzielono dwom kobietom. 78-letniej właścicielce, która (jak oceniają strażacy) najprawdopodobniej wskutek nagromadzonych emocji posiadała trudności z oddychaniem oraz 54 – letniej użytkowniczce posesji. - Kobieta prowadząc samodzielne działania ratownicze przed przyjazdem straży doznała poparzeń prawej ręki – informują strażacy. W akcji gaśniczej uczestniczyło 6 zastępów straży - 22 ratowników. MSZ

Autor foto: Archiwum KP PSP w Ciechanowie

Nad projektem uchwały budżetowej na 2015 rok pochylili się 22 stycznia radni Pułtuska.

Ogień strawił całkowicie obydwa budynki


LUDZIE | 5

TYGODNIK ILUSTROWANY | www.tygodnikilustrowany.pl | 27 stycznia 2015 POWIAT PRZASNYSKI:

Będzie kolej i gaz!

Jolanta Grudzińska: Rok 2014 oczami Starosty Powiatu Przasnyskiego, to? Zenon Szczepankowski: To czas bardzo twórczy, nie tylko pod kątem inwestycji, ale również z powodu przyznania powiatowi tytułu Stolicy Kulturalnej Mazowsza. Odbyły się 53 duże przedsięwzięcia, w których udział wzięło ponad 40 tysięcy osób.

Autor fot. brj.tv

Rok 2014 opisuje jako czas wielkich perspektywicznych planów gospodarczych i społecznych oraz wielkich inwestycji powiatowych. Był to również rok kultury realizowany w ramach projektu Powiat Przasnyski Stolicą Kultury Mazowsza 2014. O planach inwestycyjnych, strefie ekonomicznej, gazyfikacji powiatu i reaktywacji linii kolejowej rozmawiam z Zenonem Szczepankowskim, Starostą Powiatu Przasnyskiego.

Zenon Szczepankowski

Jakie pierwsze decyzje zapadły podczas Sesji Rady Powiatu Przasnyskiego w nowym składzie? Przede wszystkim został zatwierdzony budżet powiatu. Na początku roku jest on zawsze nieco słabszy niż w jego końcowej fazie. Ponad 22 mln zł zostały przewidziane na inwestycje. To kwota o prawie połowę mniejsza niż w roku minionym. Jednak w zestawieniu z innymi powia-

tami, nie jest to zły wynik. W tym roku czeka nas jeszcze sporo pracy, która pozwoli nam powiększyć tę pozycję w budżecie. Bardzo ważne zadania powiat postawił sobie za punkt honoru, m.in. program gazyfikacji powiatu i reaktywację linii kolejowej. Na jakim etapie są działania zmierzające do realizacji tych projektów?

Powiat przasnyski jest białą plamą na mapie obszarów zgazyfikowanych. Nie jest to co prawda zadanie powiatu, jednak dokładamy wszelkich starań, by zmienić istniejący stan rzeczy. Wszelkie działania zmierzające do skutecznego finału inwestycji toczą się pod hasłem stref ekonomicznych. Zaczęliśmy od rozmów ze spółką gazowniczą z Ciechanowa. Pierwsze ustalenia już za nami. Rozmawialiśmy również z zarządem PGNiG. Myślę, że wszyscy zrozumieli, że strefy ekonomiczne bez gazu są ułomne. Przy okazji skorzystają na tym wszyscy mieszkańcy. Ponieważ jako powiat mamy takie możliwości, udostępniamy szereg działek, gruntów do przejścia tego gazociągu. Wykupiliśmy w ostatnich latach około dwóch tysięcy działek, na których będzie lokalizowana strategiczna infrastruktura. Myślę, że dzięki temu już w 2016 roku powiat przasnyski i jego mieszkańcy będą mieli gaz. W przypadku reaktywacji i budowy linii kolejowych, zacząłem starania o reaktywację linii nr 35 Ostrołęka-Chorzele-Wielbark. Jest to jeden z warunków, jaki podają inwestorzy chcący loko-

Powiat płoński:

Znajdować wspólne rozwiązania

Jolanta Grudzińska: Rok 2014 zakończył się dla Państwa pomyślnie. Połowa stycznia za nami. Co udało się osiągnąć do tej pory? Większość w radzie, jaką ma PSL, pozwala na działanie bez zakłóceń? Andrzej Stolpa: Decyzje zapadają w drodze konsensusu. Każdy z nas ma jeden głos. Do tej pory udawało nam się znajdować wspólne rozwiązania. Wierzę, że tak będzie dalej. Budżet na 2015 rok. Czy jest korzystny? Powoli na realizację wszelkich zamierzeń? Andrzej Stolpa: Budżet był przygotowywany z myślą o pozyskaniu środków unijnych. Największą uwa-

gę przywiązywaliśmy do tego, żeby znalazły się w nim pieniądze na opracowanie tych projektów, które później będziemy mogli ewentualnie realizować ze środków unijnych. Według naszej oceny, fizyczna realizacja programów unijnych nastąpi w roku 2016 oraz w latach późniejszych. Dobrze będzie, jeśli w tym roku zostaną ogłoszone pierwsze nabory wniosków. Chcielibyśmy być do nich przygotowani. Bogate doświadczenie Pani Starosty, na stanowisku Dyrektor Gminnego Zespołu Szkół w Czerwińsku, pozwala na wnikliwą analizę środowiska edukacyjnego w powiecie. Czy środki pozyskane z zewnątrz również trafią na wzbogacenie bazy dydaktycznej i podniesienie umiejętności uczniów? Anna Dumińska – Kierska: W powiecie płońskim posiadamy bogatą strukturę szkół ponadgimnazjalnych. Funkcjonuje 5 liceów ogólnokształcących, 4 technika, 4 szkoły zawodowe i 2 szkoły specjalne. Wymienione placówki zaspokajają potrzeby, w zakresie edukacji, powiatu płońskiego. Mamy również bardzo dobrą infrastrukturę oświatową. W Zespole

Szkół nr 3 aktualnie trwa inwestycja, której pierwszy etap już się zakończył. Zakończenie zaplanowano na 2016 rok. Cały czas zastanawiamy się nad takim rozwiązaniem, które jak najlepiej mogłoby służyć młodzieży

gatury Kuratorium Oświaty. I LO im. Henryka Sienkiewicza miało 100 proc. zdawalności, zaś wszystkie szkoły ponadgimnazjalne otrzymały wynik na poziomie 92 proc. Przypomnę tylko, że średnia w wojewódz-

Autor fot. brj.tv

O planach na nową kadencję, budżecie powiatu, sytuacji płońskiego szpitala oraz stacjonarnego punktu poboru krwi, edukacji, możliwościach rozwoju biznesu i Regionalnych Instrumentach Terytorialnych rozmawiam ze Starosta Powiatu Płońskiego - Andrzejem Stolpą oraz z Wicestarostą Powiatu Płońskiego - Anną Dumińską-Kierską.

Andrzej Stolpa i Anna Dumińska-Kierska

w zakresie szkolnictwa zawodowego. Tu jest najwięcej do zrobienia. W tym miejscu bardzo chciałabym pochwalić absolwentów płońskich szkół, którzy bardzo dobrze wypadają podczas egzaminu maturalnego. W roku ubiegłym osiągnęli najlepszy wynik wśród powiatów wchodzących w skład ciechanowskiej dele-

twie mazowieckim wyniosła około 83 proc. Jesteśmy bardzo dumni. Ponadto I L, w rankingu „Perspektyw” osiągnęło 117. Miejsce. Wszystkie szkoły pracują na bardzo dobrym poziomie i czynią wiele starań by był on jeszcze wyższy. Edukacja to bardzo ważny obszar funkcjonowania powiatu. Sama wielkość budżetu o tym

wać swoje biznesy na terenie powiatu przasnyskiego. W trakcie rozmów doszliśmy do wniosku, że strefa przasnyska bez linii kolejowej będzie zacofana. Powstał projekt, który zakłada połączenie dwóch magistrali, nr 9 biegnącej przez Ciechanów z magistralą nr 35, która biegnie przez Chorzele. Pomocny w argumentacji był program Pendolino. Nie jest możliwe wprowadzenie na tory, którymi porusza się Pendolino, pociągów towarowych, wolniejszych i stanowiących przeszkodę dla szybkiego pociągu. W związku z tym, konieczne jest uruchomienie linii zapasowej dla transportu towarowego i rozwoju przemysłu województwa mazowieckiego. Powstała idea, by część transportu przekierować przez Ciechanów na linię nr 35. Pomysł uzyskał dużą aprobatę władz województwa oraz Minister Infrastruktury i Rozwoju Marii Wasiak, która podpisała kontrakt terytorialny zawierający w sobie punkt łącznika. Podsumowując: inwestycja łącznika będzie realizowana.

Całość wywiadu dostępna na stronie www.brjtv.pl

świadczy. Z 80 mln całego budżetu, aż 36 mln przeznaczonych jest na oświatę. Uważam, że nową dziedziną, która trzeba wdrażać i kreować w szkołach to wyposażanie uczniów w takie umiejętności, jak autoprezentacja, zdolność komunikacji, nauka posługiwania się nowoczesnymi technologiami itp. Trzeba nad tym pracować. Dobrze wykształcony obywatel to gwarancja dobrze rozwiniętego społeczeństwa. Powiat płoński zawsze wykorzystywał szanse na pozyskiwanie środków unijnych. Jeżeli pojawiały się takie możliwości, projekty z których można było korzystać, projekty były pisane. Ostatnie z nich dotyczyły szkolnictwa zawodowego. Teraz także będziemy składać nowe projekty. Jest Pan ekspertem oceniającym wnioski w Mazowieckiej Jednostce Wdrażania Programów Unijnych. Jak wypada powiat płoński na tle powiatów sąsiednich jeżeli chodzi o pozyskiwanie owych środków? Andrzej Stopla: Myślę, że bardzo dobrze. Mam podstawy, aby tak twierdzić. W 2013 roku zostaliśmy nagrodzeni statuetką przyznawaną przez Marszałka Województwa Mazowieckiego, jako lider Regionalnego Programu Operacyjnego. Wśród powiatów zajęliśmy drugie miejsce.

Pełen zapis wywiadu na www.brjtv.pl

Jolanta Grudzińska


6 | SPOŁECZEŃSTWO

27 stycznia 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY

Janusz Zalewski

Powroty – ulica Nadrzeczna (3) Po incydencie w bazie samochodowej, Henio też popadł w niełaskę u mojej mamy, więc nudziłem się jak mops zbijając bąki w ogrodzie dziadków, bo na dodatek dostałem „zakaz opuszczania koszar”. Ogród rozciągał się od ulicy do samej rzeki i sam w sobie stanowił znaczną atrakcję, ze względu na jabłka papierówki i antonówki, śliwki węgierki i gruszki klapsy i inne niżej rosnące owoce na krzakach. Ku niezadowoleniu mojej babki, częste i nieuprawnione wizyty w tym ogrodzie składali moi koledzy z ulicy, czasami rozcinając siatkę. Właśnie przez taką dziurę w siatce wydostałem się na sąsiednią posesję, która należała do młyna, a przynajmniej była do niego przyległa. Po incydencie w bazie samochodowej, Henio też popadł w niełaskę u mojej mamy, więc nudziłem się jak mops zbijając bąki w ogrodzie dziadków, bo na dodatek dostałem „zakaz opuszczania koszar”. Ogród rozciągał się od ulicy do samej rzeki i sam w sobie stanowił znaczną atrakcję, ze względu na jabłka papierówki i antonówki, śliwki węgierki i gruszki klapsy i inne niżej rosnące owoce na krzakach. Ku niezadowoleniu mojej babki, częste i nieuprawnione wizyty w tym ogrodzie składali moi koledzy z ulicy, czasami rozcinając siatkę. Właśnie przez taką dziurę w siatce wydostałem się na sąsiednią posesję, która należała do młyna, a przynajmniej była do niego przyległa. Na tym terenie stała pokaźnych rozmiarów stodoła, która służyła za magazyn zboża przywożonego na przemiał. Ale dla nas, ta stodoła było obiektem o zupełnie innym przeznaczeniu. Po prostu, biegaliśmy na wyścigi dokoła stodoły – na wytrzymałość, jak się mówiło, kto przebiegnie więcej okrążeń bez odpoczynku. Sto okrążeń było normą, która nobilitowała biegacza i wróżyła mu, jak wierzyliśmy, olimpijska karierę. Był to jeden z niewielu sportów, poza

toczeniem obręczy i grą w palanta, które namiętnie uprawialiśmy, bo nie wymagał żadnego ekwipunku – można było biegać na bosaka. Tym razem jednak, chłopacy, tak właśnie się mówiło – „chłopacy”, zapadli się jakby pod ziemię. Były tylko dwie możliwości, żeby ich znaleźć, albo siedzieli u kowala, albo grali w palanta na placu. Ponieważ była niedziela, to wizyta u kowala odpadała. Udałem się więc na plac, tyle że musiałem przejść na czworakach poniżej okien naszego domu, żeby szanowna matula mnie znowu nie przyuważyła, że opuszczam domostwo i udaję się w rajzę, jak mówił ojciec. Plac – swoją niezmierzoną dla nas przestrzenią – rozdzielał kowala od kamienicy Kalfusa, więc doszedłem do kamienicy, wyjrzałem za róg, czy nie ma nikogo na placu, ale plac był pusty. Zrezygnowany usiadłem na krawężniku przed budynkiem i zacząłem rozmyślać, co też mogło się wydarzyć że wszyscy nagle poznikali. Kamienica była jednym z kilku wyjątkowych obiektów na Nadrzecznej i chyba jednym z najbardziej historycznych. Wtedy o tym nie wiedzieliśmy, a nawet jeśli ktoś wspomniał, to nikogo to nie obchodziło – przed wojną była w niej szkoła żydowska. Tak opisuje to Nachman Grosbard we wspomnieniach opublikowanych w książce o ciechanowskich Żydach „Yiskor-bukh fun der Tshekhanover Yidisher kehile” (red. A. Wolf Jasny, Tel-Aviv, 1962, jęz. jidisz i hebrajski; tłum. angielskie opublikowano w 2013 r. – ISBN 978-1-939561091; na Internecie jest pod adresem: http:// www.jewishgen.org/yizkor/ Ciechanow/Ciechanow.html). „Pamiętam tę ulicę tak dobrze, bo była tam siedmioklasowa szkoła powszechna dla dzieci żydowskich, z polskim jako językiem wykładowym. Przez cały dzień wrzało w niej jak w ulu. [...] Szkoła mieściła się w dużym dwupiętrowym budynku. Pokoje były bardzo jasne, ale ich zatłoczenie było jeszcze większe i zajęcia prowadzono na dwie zmiany.” O znaczeniu populacji żydowskiej w historii Ciechanowa do-

wiedziałem się w przedziwny sposób i to bynajmniej nie w samym Ciechanowie ani nawet nie w Polsce. W latach studenckich wybrałem się z kolegą do Monachium, gdzie krzewiliśmy przyjaźń polsko-zachodnioniemiecką i dorabialiśmy pracując przy przeładunkach, otrzymując robotę z tamtejszej spółdzielni studenckiej. Moim kompanem był przyjaciel ze studiów, Andrzej T., ksywa Tierena, bratanek szanowanego ciechanowskiego prałata i brat znanego w Ciechanowie dentysty. Mieszkaliśmy w niezwykłym miejscu pod Monachium, dokąd można było dojechać miejskim tramwajem, które nazywało się Kapuzinerhölzl i posiadało ol-

brzymi namiot, o pojemności jakieś 300 osób, które zupełnie za darmo mogły tam nocować przez całe lato. Płaciło się tylko za materac i pościel, jeśli się takowych nie miało. To przedziwne zdarzenie polegało na tym, że siedzimy sobie kiedyś przed tym namiotem z Tiereną, popijamy jedno z monachijskich piw produkowane przez tamtejszych mnichów, nie pamiętam dokładnie, Augustiner lub Franziskaner podtrzymując dobrą ciechanowska

tradycję i rozmawiając o podbojach sercowych z przemiłymi Amerykankami z Kalifornii, które – ze względu na ich złote zęby – początkowo wzięliśmy za Meksykanki, gdy podchodzi do nas para młodych ludzi i pytają, czy jesteśmy z Nowej Zelandii? Duże zdziwienie z naszej strony, bo czyżby nasz angielski był taki nowozelandzki? Więc odpowiadam, że nie, ale chcę wiedzieć skąd to przypuszczenie? Odpowiedź brzmiała: – „Bo pijecie piwo tak wcześnie rano, jak tylko tam to robią!” Była godzina 5:30 letnią porą i już było w pełni widno, więc dlaczego nie zacząć dnia od piwa – odpowiedziałem.

Młodzi przybysze właśnie dotarli do Monachium pociągiem prosto z Paryża i wybierali się obejrzeć KL Dachau, ale przyjęli zaproszenie i na chwilę dołączyli do nas, żeby zregenerować piwkiem siły. Od słowa do słowa, okazało się że pochodzą z Tel-Awiwu, a zadającym pytania był nasz rówieśnik o nazwisku Asher Landau. Nigdy nie zapomnę jego szeroko otwartych oczu i ust, i dygoczących policzków, gdy na pytanie skąd w Polsce przybywamy, odpowiedziałem, że z Ciechanowa.

Janusz Zalewski Janusz Zalewski w roku 1967 ukończył Liceum Ogólnokształcące im. Zygmunta Krasińskiego w Ciechanowie. W 1973 r. otrzymał dyplom inżyniera elektronika, ze specjalnością automatyka, na Wydziale Elektroniki Politechniki Warszawskiej, a doktorat z informatyki obronił na Wydziale Elektrycznym tejże uczelni w roku 1979. Od ukończenia studiów pracował w Instytutach Badań Jądrowych: w Warszawie i w Świerku. W 1989 r. wyemigrował do USA, gdzie pracował w laboratoriach jądrowych Superconducting Super Collider oraz Lawrence Livermore National Lab, oraz uczył informatyki w Teksasie i na Florydzie. Odbywał staże w centrum badań kosmicznych NASA Ames w Kalifornii i w laboratoriach Amerykańskich Sił Powietrznych w Rome w stanie Nowy Jork. Obecnie wykłada informatykę i inżynierię oprogramowania na Florida Gulf Coast University, w Fort Myers. W wolnym czasie pisze eseje i tłumaczy na język polski poezję amerykańską, którą publikował w „Odrze” i „Nowej Okolicy Poetów”, a ostatnio miał okazję zaprezentować na scenie Teatru Polskiego w Warszawie. Prywatnie, jest niezmiernie wdzięczny swoim ciechanowskim nauczycielom za doskonałe przygotowanie go do stawiania czoła wyzwaniom współczesnego świata.

Po opanowaniu szoku, wyjaśnił nam, że właśnie tam mieszkali jego dziadkowie i tamże urodzili się jego rodzice. To on opowiedział nam historię przedwojennego Ciechanowa, jaką znał z przekazów rodzinnych, i sam z nieukrywaną ciekawością słuchał, co my mieliśmy do powiedzenia o współcześnie znanych nam miejscach. Wtedy też dowiedzieliśmy się o istnieniu słowa, którego wcześniej nie słyszeliśmy albo nie zwracaliśmy na nie uwagi – semityzm. No więc, siedzę sobie na krawężniku i rozmyślam nad tym, gdzie może być ta cała hałastra, jak mówiła o nich moja babka. Wtem, nie wiadomo skąd pojawił się Kulas, który nosił to okrutnie bezlitosne przezwisko, bo przeszedł w dzieciństwie chorobę Heinego-Medina, co nazywaliśmy po prostu heinemediną. Kulas był trochę od nas starszy, ale ponieważ nie mógł biegać ani skakać i kiepsko rzucał, zawsze od nas odstawał i pędził żywot samotnika.

cd - str. 11


EXTRA WYDARZENIA | 7

TYGODNIK ILUSTROWANY | www.tygodnikilustrowany.pl | 27 stycznia 2015

EXTRA CIECHANÓW | Wydarzenia

Regionalia w „Jedynce” na Orylskiej

Ciechanowski styczeń 1945 – hitlerowska zbrodnia i radość wyzwolenia

Obchodząca w 2015 roku 80-lecie misji oświatowej w służbie społeczności Ciechanowa słynna „Jedynka” z Orylskiej, tegoroczną edycję projektu spotkań edukacyjnych z udziałem partnerów społecznych szkoły, rozpoczęła od zorganizowania styczniowej sesji poznawczej poświęconej przebiegowi operacji Armii Czerwonej w ramach Ofensywy Styczniowej 1945 na północnym Mazowszu, w tym wyzwoleniu Ciechanowa i tragicznym wydarzeniom ostatnich godzin okupacji w mieście.

racyjnych jednostek 2. Frontu Białoruskiego w ramach przygotowywanej kampanii zimowej 1945, ze skupieniem uwagi na celach strategicznych w obszarze północnego Mazowsza. W kolejnym segmencie prelekcji Andrzej Piotrowski scharakteryzował główne komponenty strukturalne potencjału ofensywnego 2. Frontu Białoruskiego, przedstawiając cztery armie polowe skierowane na główny kierunek uderzenia obejmujący miejscowości północno-mazowieckie – tj. 48. Armię dowodzoną przez gen. lejt. N. Gusiewa, 65. Armię (dow. gen. płk P. Batow), 70. Armię (dow. gen.

Prelekcję rozpoczęło omówienie obrazu dyslokacyjnego oraz strukturalnego na poziomie strategicznym potencjałów militarnych ZSRR i III Rzeszy rozmieszczonych wzdłuż linii Frontu Wschodniego w okresie zastoju walk w końcowym okresie roku 1944 i na początku roku 1945. Drugi blok tematyczny objął przedstawienie ogólnych danych o uzbrojeniu i zasobach osobowych oraz zadaniach ope-

Przedostatni blok tematyczny zajął się przebiegiem walk jednostek 2. Armii Uderzeniowej – 98. Korpusu Armijnego (dow. gen. lejt. G. Anisimow) i 108. Korpusu Armijnego (dow. gen. lejt. W. Polenow) z udziałem 8.

Chrzanówek i Władysławowo, gdzie radzieckie natarcie ponosząc duże straty napotkało zacięty opór oddziałów z 7. Dywizji Piechoty i 7. Korpusu Pancernego Wehrmachtu – wobec czego dowództwo radzieckie zadecydowało o szybkim wyzwoleniu Ciechanowa z manewru oskrzydlającego, kierując do miasta 58. i 60. Brygadę Pancerną z 8. SKPG przez Krubin i Szczurzyn, a 59. Brygadę Pancerną przez Grędzice, Sokołówek i Niechodzin, także zarządzając siłami 23. Brygady Zmechanizowanej oskrzydlenie miasta marszem przez Opinogórę Górną i Niestum do linii kolejowej Ciechanów – Mława. W tym czasie pozostałe jednostki 8. SKPG i 108. KA w składzie 46., 90. i 372 Dywizji Piechoty kontynuowały p r zeł amy wan i e niemieckiej obrony wzdłuż szosy Pomorze-Ciechanów.

W ostatniej części prezentacji przywołana została faktografia z przebiegu wyzwalania Ciechanowa przez żołnierzy radzieckich, co nastąpiło ostatecznie ok. godz. 14-stej 17 stycznia. Również w yszczególnione zostały straty Armii Czerwonej w czasie omaAndrzej Piotrowski wianych walk – Samodzielnego Korpusu Pan- których świadectwem są m.in. cernego Gwardii (dow. gen. lejt. Cmentarze Wojenne w Kleszewojsk panc. A. Popow) ze skła- wie k/Pułtuska, gdzie spoczęło du 5. Armii Pancernej Gwardii 16.643 żołnierzy radzieckich, (dow. gen. mjr wojsk panc. P. Ju- i w Bolęcinie z 2.484 żołnierskidin) – które ruszyły nad ranem mi mogiłami. 17 stycznia 1945 roku z pozycji wyjściowych na linii miejsco- Finalnym punktem poznawczej wości Pomorze w kierunku Cie- sesji w „Jedynce”, która przychanowa. Tu prelegent rozwinął padła w przededniu także 70. opis sytuacji w okolicach wsi rocznicy ostatniego masowego Foto: Z archiwum I LO PUL w Ciechanowie

W przeddzień 70-tej rocznicy wyzwolenia Ciechanowa przez jednostki 2. Frontu Białoruskiego dowodzonego przez marsz. Konstantego Rokossowskiego, ciechanowski regionalista i miłośnik historii wojskowości Andrzej Piotrowski przedstawił uczniom klas mundurowych I Liceum Ogólnokształcącego Płockiego Uniwersytetu Ludowego w Ciechanowie wykład pt. „Operacja Styczniowa 1945 Armii Czerwonej przeciwko wojskom hitlerowskiej III Rzeszy – wyzwolenie Ciechanowa”. Na prezentację złożyło się sześć sekwencji tematycznych o różnym stopniu szczegółowości.

operacji (opady śniegu, zamiecie i zawieje, zamglenie) – co uniemożliwiło użycie lotnictwa rozpoznawczego i bojowego, utrudniało rozpoznawanie celów i rezultatów ostrzału artyleryjskiego, zakłócało koordynację działań poszczególnych związków bojowych w trakcie natarcia, itp., rzutując tym na opóźnienia realizacji założonych zadań operacyjnych.

płk W. Popow) oraz 2. Armię Uderzeniową (dow. gen. płk I. Fiediuninskij). Czwarta sekwencja wypowiedzi poświęcona została zobrazowaniu przebiegu działań ofensywnych 48., 65. i 70. Armii oraz 2. Armii Uderzeniowej od dnia 14 stycznia 1945, z uwzględnieniem skutków załamania pogody w dwóch pierwszych dobach

mordu faszystowskiego w Ciechanowie, było przedstawienie młodzieży treści protokołu sporządzonego w dniu 18 stycznia 1945 roku wspólnie przez żołnierzy Armii Czerwonej z płk. P.S. Poluchinem i przedstawicieli społeczności ciechanowskiej z ks. wikariuszem Józefem Orłowskim – administratorem Parafii Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Ciechanowie, spisanego wobec ujawnienia hitlerowskiej zbrodni na 98 Polakach zamordowanych na dziedzińcu Ratusza (74 ofiary) i na podwórzu siedziby Sicherheitspolizei przy ulicy Śląskiej 7 (24 ofiary) – bestialsko zabitych w dniu 16 stycznia 1945 roku na kilkanaście godzin przed wyzwoleniem miasta. Po stronie radzieckiej w sporządzeniu protokołu uczestniczyli także (wg podpisów) – kpt. A.I. Cyganov, st. lejt. (-) Samsonov, st. lejt. M.A. Ures, sierż. O.M. Biueten, sierż. (-) Dereswiannikov oraz szer. M.E. Sestanov. W imieniu społeczności miasta w czynnościach wraz z ks. J. Orłowskim udział wzięli (wg. podpisów) – Z. Chodkowska, M. Gołębiewska, S. Gołębiewska, P.B. Matuszewski, J.P. Mogońkow, A. Ozdarska, M. Pepłowski oraz A. Pietrzak. Zgodnie z dokumentem w trakcie oględzin zwłok rozpoznano szesnaście osób. W działaniach identyfikacyjnych uczestniczył też Ryszard Rożnowski – cudem ocalały z nocnej egzekucji, który mimo odniesionej rany zdołał uciec z terenu zagłady. Przygotowując referat Andrzej Piotrowski oparł się m.in. na publikacjach Kazimierza Sobczaka pt. „Operacja mazowiecko-mazurska 1944-1945”, MON Warszawa 1967, oraz Steve’a Crawforda pt. „Front wschodni dzień po dniu 1941-1945” (tyt. oryg. Eastern front day by day), Wyd. Olesiejuk Sp. z o.o., Ożarów Maz. 2009. KAROL PODGÓRNY


8 | REKLAMA

EXTRA FIRMA

27 stycznia 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY


REKLAMA | 9

TYGODNIK ILUSTROWANY | www.tygodnikilustrowany.pl | 27 stycznia 2015

EXTRA USŁUGI

OGŁOSZENIA DROBNE BUDOWLANE Kierownik budowy, świadectwa energetyczne, kosztorysy, inwentaryzacje. Tel. 504 544 024 Kierownik budowy, projekty, kosztorysy. Tel. 606 399 121 Usługi dekarskie, remonty, docieplenia. Tel. 516 041 155 Projekty budowlane wraz z załatweniem wszystkich formalności. Tel. 796 100 703

NIERUCHOMOŚCI Sprzedam mieszkanie 45 m2. VIII p. ul. Sikorskiego 4a. Tel. 883 666 608 KOMOROWSKI Biuro Pośrednictwa i Zarządzania Nieruchomościami Ciechanów Pl. T. Kościuszki 13 (I piętro) www.komorowskinieruchomosci.pl tel. 790 258 011, 23 672 72 71 POLECAMY USŁUGI ZARZĄDZANIA I ADMINISTROWANIA WSPÓLNOT MIESZKANIOWYCH Na sprzedaż: - Dom z usługami przy ul. Kolbego. 335 tys. zł, - Dom przy Płońskiej 690 tys. zł, - Nowy dom k/Gąsocina 290 tys. zł, - KAMIENICA w Pułtusku, - Dom w środku Ciechanowa 525 tys. zł, - LUKSUSOWY NOWY DOM k/ Ciechanowa,

- Dom z lokalami handlowymi, Gąsocin, - Dwurodzinny dom - 249 tyś. zł, - Dom z lokalem na Kargoszynie - 650 tys. zł, - Dom na działce 2042 m2 - 95 tys. zł, - Dom + 3,5 ha Śródborze gm. Glinojeck - 230 tyś, zł, - Dom 250 m2 w Ciechanowie – świetna lokalizacja - Dom w Konopkach, - Dom stan surowy otwarty 16 km od Ciechanowa, 169 tyś., - Dom piętrowy z budynkiem mag-prod. i garażem w Mławie - 255 tys. zł, - Mały dom + 0,84 ha na wsi 250 tys. zł, - Dom w stanie deweloperskim Gąsocin, - PRZYCHODNIA Z APTEKĄ W KONOPKACH, - NOWY dom na działce 0,87 ha, ładny staw, gm. Krasne, - Dom, stan surowy, Chruszczewo - 188 tys. zł, - Dom w stanie surowym zamkniętym 2 km od Ciechanowa, - Dom drewniany, 13 km od C-nowa - 40 tys. zł, - Dom wypoczynkowy na Mazurach - 225 tys. zł, - Dom w Sinogórze - 195 tyś. zł, - Pawilon handlowy C-nów Centrum 110 tys. zł, - M-5, 73,1 mkw. II p. z windą 210 tys. zł, - M-3 przy ulicy Warszawskiej, - PILNIE M-3, 54,7m2 + garaż, Opinogóra- 119 tys. zł, - M-4 65,0 m2 - Jeziorko, 169 tys. zł, - M-5 68,7 m2, Okrzei, parter -180 tys. zł,

- M-5 73,8 m2 oraz garaż, os. 40-lecia - 195 tys. zł, - M-5, 134,5 m2, ul. Sienkiewicza - 187 tys. zł, - Kawalerka w Toruniu - 165 tyś. zł, - NOWE mieszkania w CENTRUM C-nowa, - Mieszkanie 220m2, Działdowo - 370 tys. zł, - Działki budowlane od 33,5 tys. zł, - Działka pod bud. komercyjne, - Działka we Władysławowie 69 tyś. zł, - Działka Lekowo - 33,5 tys. zł, - Działka 0,8 ha, Pniewo-Czeruchy - 70 tyś. zł, - Działka z rozpoczętą budową domu, 9 km od Ciechanowa 145 tys. zł, - Działka C-ów ul. Wesoła 1,75 ha - 395 tys. zł, - Działka C-ów ul. Kosynierów 822m2 - 79 tyś. zł, - Działka budowlana 760 m2, okolice Warszawy - 160 tys. zł, - Działka Przasnysz 0,5 ha 550 tys. zł. - Działka budowlana 0,6 ha w m. Ościsłowo - 160 tys. zł, - Działka 1,38 ha (z podziałem na 7 działek) ze stajnią i stawem, 5 km od Ciechanowa, - Działka 900 m2. Gąsocin Centrum - 45 tyś. zł, - Działka 5 km od Ciechanowa 1000m2 - 40 tyś. zł, - Działka w Gołotczyźnie, budowlana 3323 m2, - Działka rolno-leśna 1,58 ha gm. Glinojeck - 35 tys. zł, - Działka 924 m2, Gąski - 50 tys. zł, - Działka pod budownictwo wielorodzinne 1,5 ha, - Grunty rolnicze 4,4 ha - 139 tys. zł,

- Grunty rolnicze 3,7 ha, Rydzewo, 125 tys. zł - DUŻE siedlisko 12 km od C-nowa - 395 tys. zł - Siedlisko nad Wkrą - 159 tys. zł, - Zakład produkcyjny - 600 tys. zł, - Zakład produkcyjno-magazynowy - 195 tys. zł - Działka z dwoma budynkami w Unierzyżu - 198 tyś. zł, - Budynek handlowo-magazynowy 411 m2, Ciechanów Centrum - 750 tys. zł, - Gospodarstwo agroturystyczne okolice Ciechanowa - 870 tys. zł. - Lokal handlowo-usług, Działdowo - 465 tys. zł. Do wynajęcia: - Magazyn 143 m2, Centrum, 2440 zł + VAT/m-c, - Lokal 400 m2 przy drodze krajowej - 6600 + VAT - Mieszkania o pow. od 40 do 90 m2, - Pomieszczenia handlowe i biurowe w Centrum Ciechanowa od 20 do 250 m2, cena: 15-50 zł/m2 netto - Działdowo, lokal usługowobiurowy 150 m2. 2500 zł, - Budynek handlowo-magazynowy 445 m2, C-ów Centrum, cena 3800 zł/m-c netto, Pokoje - noclegi. 30 zł doba. Możliwość wystawienia faktury VAT. Tel. 694 240 945 Sprzedam M-4 tel. 664 714 570 Sprzedam dom, tel. 502 304 245

Wynajmę lokal 64 m2, tel. 602 270 497

SPRZEDAM 4 opony letnie z felgami 175/70/13 4 opony zimowe z felgami 175/70/13 Cena za 1 szt. - 50 zł. Tel. 785 537 696

USŁUGI Usługi BHP i PPOŻ. Szkolenia, doradztwo, ocena ryzyka zawodowego. Tel. 696 659 423 Usługi koparką JCB 4 CX, kruszywa, żwir, czarnoziem. Ciechanów. Tel. 602 711 443

Kredyty bankowe chwilówki. Tel. 500 407 047 Pożyczka Ananas od 300 do 1500, dojeżdżamy do klienta. Tel. 506 914 491; 606 545 877 SZYBKA NOWOROCZNA POŻYCZKA OD ZARAZ. Bez zbędnych formalności, pieniądze w 15 minut. Nie zwlekaj – zadwoń już dziś: 324207389 Serwis komputerów. Dojazd gratis. Tel. 602 336 396

ZDROWIE

Medycyna naturalna, masaże, świecowanie uszu, wróżbiarstwo. Tel. 602 842 374

ogłoszeniA drobne również na www.tygodnikilustrowany.pl


10 | EXTRA WYDARZENIA

Dyrektor Radia „społecznym” doradcą prezydenta

Obiektywnie rzecz ujmując Czy dziennikarze mogą doradzać politykom? Aktywni zawodowo z całą pewnością nie. Nie powinni. Bo oczywiście jeśli będą chcieli, to … kto im zabroni?

W skład grupy doradców prezydenta Ciechanowa Krzysztofa Kosińskiego weszli przedstawiciele różnych środowisk. W tym: Jerzy Bralczyk, Szymon Kołecki, Danuta Drzewiecka, Marcin Stryczyński, Józef Borkowski, Adam Stępkowski, Ryszard Sobotko, Marek Jakubiak, Krzysztof Kubiak, Dariusz Węcławski, Mirosław Szymańczyk, Bożena Kapczyńska, Hanna Miłoboszewska, Grzegorz Koc, Teresa Kaczorowska, Zdzisław Piotrowski, ks. Krzysztof Jończyk, Adrian Brzozowski. Jedną z osób, które wyrazi-

ły zgodę na udział w pracach tego gremium jest ksiądz Krzysztof Jończyk, dyrektor Katolickiego Radia Diecezji Płockiej. Znalazł się wśród wielu innych osób, reprezentujących różne środowiska społeczne, zawodowe i gospodarcze, jakie dołączyły do grona osób w s p ó ł o d p ow i ed z i a l ny c h choćby za kierunki rozwoju miasta. Czy przedstawiciele mediów mogą i powinni brać udział w sprawowaniu urzędów przez samorządowców? - Władza nie jest wszechwiedząca, musi wsłuchiwać się w opinie mieszkańców i ekspertów w konkretnych dziedzinach życia. Stąd pomysł stworzenia grupy doradczej, która co najważniejsze będzie funkcjonowała bez jakiegokolwiek wynagrodzenia, społecznie, w ramach indywidualnego zaan-

27 stycznia 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY

gażowania na rzecz rozwoju miasta – mówi Krzysztof Kosiński, prezydent Ciechanowa. O ile nie dziwi obecność w składzie takiego gremium przedstawicieli środowisk społecznych, a nawet biznesu, to przedstawiciele mediów, i sami dziennikarze, zachować powinni bezstronność, obiektywność. Nie da się ich zachować biorąc przecież współodpowiedzialność za podejmowane przez samorząd działania. Bo i jak negatywnie ocenić pracę takiego prezydenta miasta, jeśli bierze się samemu udział w pracach organu doradczego? Jak ocenić choćby odrobinę krytycznie efekt decyzji, które się wcześniej samemu rekomendowało? Nie da się. Dodatkowej pikanterii sprawie dodaje fakt, że dyrektor KRDP jest przecież … księdzem. Czy rozdział Kościoła od państwa i nieuczestniczenie księży w działaniach samorządu to już tylko, za przeproszeniem, „pobożne” życzenia? Norbert Orłowski

Coraz lepsza technika

Mała nakładka, czyli z żoną lepiej się nie kłócić W 1998 r. wszedł na ekrany amerykański film sensacyjny „Wróg publiczny”. To w nim, na długo przed Wikileaks i Snowdenem mogliśmy zobaczyć jak perfekcyjnie służby specjalne mogą inwigilować obywateli. Nie zawsze w słusznej sprawie. Główny bohater grany przez Willa Smitha przypadkowo wchodzi w posiadanie nagrania dokumentującego zabójstwo ważnego polityka sprzeciwiającego się właśnie zwiększeniu stopnia inwigilacji społeczeństwa. Ratując swoje życie ucieka, ale jest praktycznie bez szans w starciu ze służbami. Z pomocą przychodzi mu były agent (świetny w tej roli – jak zawsze zresztą – Gene Hackman, którego darzę sympatią pamiętając, że zagrał generała Stanisława Sosabowskiego w głośnym filmie „O jeden most za daleko”; do dziś słyszę gdy jako dowódca 1. Polskiej Brygady Spadochronowej woła, podczas przeprawy przez rzekę, pod niemieckim ogniem: „śniur, śniur”). Skąd ten nieco przydługi, filmowo-

-sensacyjno-wojenny wstęp? Otóż w minionym tygodniu zapukało do mych drzwi dwóch sympatycznych panów i na pewien licznik założyło nieduży, czarny kapturek – nakładkę – jak mi wyjaśnili. Do czego służy ta nakładka? Do ułatwienia życia – mi i panu sprawdzającemu stan licznika. Ja nie muszę wstawać z łóżka, odrywać się od śniadania, czy lektury by wpuścić pana do domu. Nie muszę się martwić, czy w przedpokoju (gdzie tenże licznik jest zamontowany) mam bałagan czy nie. Dzięki tej niepozornej nakładce pan odczyta licznik nie wchodząc do mojej sieni. Mało tego – może to uczynić nie wchodząc nawet na moją posesję. - A jaką mam gwarancję, że ta nakładka będzie przekazywała tylko stan licznika, a nie na przykład także tzw. dane wrażliwe – zapytałem monterów. A co będzie jeśli pan od licznika stojąc na drodze usłyszy, że kłócę się z żoną? - Na pewno tak nie będzie – zapewnił stanowczo jeden z monterów. - Ale z żoną lepiej się nie kłócić – dodał drugi. MSZ


SPOŁECZEŃSTWO | 11

TYGODNIK ILUSTROWANY | www.tygodnikilustrowany.pl | 27 stycznia 2015 Janusz Zalewski

Powroty – ulica Nadrzeczna (3) cd ze str. 6

Miał w ręku wyjątkowy przysmak, którym się delektował – chleb z cukrem. Była to kromka chleba nawilżona herbatą lub wodą i posypana grubą warstwą cukru. Natychmiast wymamrotałem: – „Daj gryza...” Kulas nigdy nie miał specjalnej chęci dzielić się swoim dobytkiem, ale pamiętał, że często przychodziłem na plac z butelką po piwie pełną wody z sokiem, który robiła z malin lub z porzeczek moja babka. Chcąc nie chcąc, wyciągnął rękę w moją stronę i pozwolił mi ugryźć spory kęs. Kulas też nie wiedział, gdzie mogła się podziać cała gawiedź. Gdy już posmakowaliśmy chleba z cukrem, a smakować było co, bo dostałem jeszcze jednego gryza, Kulas wyciągnął z kieszeni procę. Telefonu komórkowego jako procy użyć nie można, więc warto wyjaśnić, że proca to niewielkie trójkątne widełki, z drewna, metalu lub

OG ŁOSZ E N I E

z jakiegoś innego sztywnego materiału, z przymocowaną do nich rozciągliwą gumową taśmą, która po napięciu wyrzuca kamyk z prędkością wystarczającą na to, aby uderzając zrobić komuś krzywdę lub wybić szybę w oknie.

jebista i dotknąłem z uznaniem połyskujących widełek. Kulas nie pozwolił mi z niej strzelić, natomiast sam pospiesznie zademonstrował jej skuteczność trafiając w czubek słupa telegraficznego i rozbijając bakelitowy izolator.

Właściwie każdy z nas, w owym czasie, miał procę i strzelał z niej do różnych celów, najczęściej do ptaków, ale Kulas, z racji swojej ułomności – ponieważ nie mógł w pełni uczestniczyć w innych zabawach i grach wymagających sprawności fizycznej – wyspecjalizował się nie tylko w strzelaniu z procy, ale też w wytwarzaniu coraz to lepszych modeli. Model, który mi teraz pokazywał, miał widełki ze szprychy rowerowej, najwyraźniej zmodyfikowanej przez kowala, po to żeby zwiększyć ich sprężystość i nadać większość prędkość, a więc większy pęd, wyrzucanemu kamykowi. Pochwaliłem, że proca jest za-

Natychmiast cofnęliśmy się w popłochu do bramy u Kalfusa. Była niedziela, więc ulica jak i miasto były w stanie uśpienia i nikt specjalnie nie zareagował na ten akt wandalizmu. Ale postanowiliśmy, przynajmniej na razie, z bramy nie wychodzić. Ale co robić w bramie? Mimo, że miała kilkanaście metrów długości, na przestrzał całego budynku, była po prostu przelotowym korytarzem, bez żadnych atrakcji wewnątrz. Zajrzeliśmy w podwórze. Pies Karuś pastwił się nad jakąś poobiednią kością. Ołtarzyk Matki Boskiej stał bez zmian wbudowany w ścianę od piekarni, ozdobiony świeżymi kwiatami

i ogrodzony niewielkim płotkiem, pomalowanym na zielono. W oficynie, w otwartych oknach stały w doniczkach pelargonie i powiewały na wietrze firanki. Z radioodbiorników dobiegał donośny głos Jana Kiepury. Leniwe niedzielne popołudnie. Cofnąłem się do bramy i rozejrzałem dookoła. Popękany beton posadzki i tynk odpadający ze ścian nie robiły najlepszego wrażenia. Kilka pokracznych postaci wydrapanych na ścianach dopełniało obrazu. Widać, że dawno nie było tu remontu, ale taki był i jest los budynków komunalnych. W rogu, przy samym wejściu, widniał świeżo wydrapany tekst pisany wielkimi koślawymi literami, który z zachowaniem ortografii brzmiał tak: „PO HUJ MI TO WSZYSKO MUWIŁEŚ KOHANY!” Był jedyny w swoim rodzaju i zapamiętałem go do

tego stopnia, że później, podczas studiów, mieszkając na warszawskiej Pradze, chodziłem po kamienicach na Stalowej, Brzeskiej i wokół placu Szembeka, zbierając podobne napisy, których mam dziś całą kolekcję. Czasami zdarzały się też zabawne incydenty, na przykład, pukając do kuzyna, który mieszkał w jednej z kamienic na Ząbkowskiej, zastałem jego matkę, która otworzywszy mi odepchnęła mnie natychmiast na bok i poszorowała naprzeciwko, waląc w drzwi i głośno krzycząc: – „Pani Malinowska! Kto mnie znowu pod drzwiami nalał!” Na co sąsiadka wyszła i z nieudawaną uprzejmością odpowiedziała: – „Och, przepraszam bardzo, u nasz dzisiaj towarzystwo nie było!” Wałęsając się tak po przestronnej bramie i poszukując, jakie jeszcze może kryć tajemnice, usłyszeliśmy nagły raban dobiegający z ulicy i rzuciliśmy się obaj pędem w stronę wyjścia. Bosi i przemoknięci, ociekający jeszcze z wody, z resztkami rzęsy we włosach i na ramionach, idąc środkiem ulicy, Uchel i Lacha triumfalnie nieśli kumnię, a obok nich paradował Chmielas, z dumą taszcząc siatkę pełną okoni i płotek. Za nimi podążała cała wataha chłopaków. Tego popołudnia dostałem pierwszą, na razie teoretyczną, lekcję połowu ryb w Łydyni. PS. Podobieństwo osób i zdarzeń do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe. Cypyright 2015 by Janusz Zalewski.

Kontakt z autorem: ikswelaz@gmail.com reklama

OGŁOSZ ENIE W ŁASNE W Y DAW CY


12 | POLITYKA O G ŁOSZ E N I E

O G ŁOSZ E N I E W Ł A SN E WYDA WCY

O G ŁOSZ E N I E W Ł A SN E WYDA WCY

27 stycznia 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY

Żelazna Lady Kopacz? Jak widać PR-owcy, opiekujący się panią Ewą Kopacz − choć usilnie − to jednak na próżno próbowali, dla poprawy jej wizerunku na stanowisku premiera, stworzyć analogię między nią a Lady Margaret Thatcher, sprawującą ów urząd w Wielkiej Brytanii w latach 1979−1990. Słynna brytyjska premier, przystępując do konfrontacji z górniczymi związkami zawodowymi w 1983r., odważnie zaryzykowała byt polityczny partii i osobistą karierę dla dobra gospodarki, którą chciała uwolnić od ciężaru utrzymywania 20. nierentownych kopalń. Jak wiadomo, jej trudny plan powiódł się, a za swoją determinację i konsekwencję zyskała na zawsze przydomek „Iron Lady” (Żelazna Dama). Nasza szefowa rządu w analogicznej sytuacji − przeciwnie – nad interes ekonomiczny kraju przedłożyła politykę, czy raczej „słupkologię” doraźnego poparcia, już po kilku dniach sporu wywieszając przed związkami „białą flagę”. Za pieniądze podatników kupiła na Śląsku przedwyborczy spokój. Wbrew propagandowym próbom zrobienia z klęski sukcesu – trzeba powiedzieć wprost – w podpisanym porozumieniu z 17 stycznia br. nie osiągnięto niczego. Nikt nie osiągnął niczego! Cieszący się dziś górnicy z KWK Brzeszcze, Sośnica-Makoszowy, Piekary, Pokój − bo wymusili ograniczenie redukcji zatrudnienia − nadal przecież będą wegetować w zadłużających się kopalniach, podtrzymując na barkach synekury różnych partyjno-sitwiarskich spadochroniarzy, cieplutko lądujących w zarządach i radach nadzorczych holdingu. Aż chciałoby się powiedzieć – „do zobaczenia z transparentami na ulicach znów za kilka miesięcy”. Rząd sygnując ugodę, także zaledwie odsunął w czasie konfrontację z górniczymi związkami – w perspektywie nadal będzie powracał ekonomiczny problem „czarnego” Śląska, siłą rzeczy stający się każdorazowo problemem politycznym kraju. Ale rząd na dodatek w fatalny sposób pozwolił sobie związać ręce

na tę okoliczność – punkt 9. zawartego porozumienia zobowiązuje stronę rządową do kierowania się postanowieniami tegoż dokumentu w podobnych przypadkach kolejnych upadających zakładów wydobywczych, spoza KW S.A. Do tego, już niebawem, dadzą o sobie znać związkowi działacze z innych branż, rozochoceni pozornym sukcesem kolegów. Premier Ewa Kopacz − być może nie do końca świadomie − broni zdobyczy socjalizmu. Rządowy plan naprawczy z 7. stycznia nie zakładał bowiem najbardziej pożądanego rozwiązania – stworzenia wreszcie warunków do normalnie działającego rynku węgla z konkurencją sprywatyzowanych kopalń w miejsce państwowego molocha – Kompanii Węglowej S.A. (spółki skarbu państwa). Mimo, że istnieje przecież gotowy wzór właściwej drogi, jaką przeszły najbardziej rentowne dziś w Polsce kopalnie – Bogdanka i Silesia (prywatne!). Zamiast tego wybrano, jak to zwykle u nas, „przekładanie” elementów ze starych do nowych (ale wciąż państwowych) pudełek, w połączeniu ze zmianami nazw, szumnie określane „restrukturyzacją”. Co dla mnie najciekawsze − w planie rządowym docelowo założono, że wydzielenie nierentownych aktywów pozwoliłoby Nowej Kompanii obniżyć koszt wydobycia 1. tony węgla kamiennego o… 9 proc. (!), podczas gdy obciążenia podatkowe (akcyza i VAT) w cenie jej sprzedaży, ograniczające konkurencyjność, stanowią ca 30 proc. i o tym wciąż ani słowa. Margaret Thatcher podczas swojej 11-letniej kadencji nie unikała podejmowania trudnych reformatorskich wyzwań. Unię Europejską nazywała wprost – narzędziem niemieckiej hegemonii w Europie. U nas długo jeszcze będzie obowiązywała taktyka obchodzenia szerokim łukiem lub co najwyżej kosmetyki w kwestii nie tylko państwowego górnictwa, ale także wobec energetyki, ZUS-u, NFZ-u, PKP, Poczty Polskiej, edukacji, przy jednoczesnej uległości i nadgorliwości wobec unijnych zamierzeń. Warto w tym miejscu zauważyć, że zarówno sytuacja z węglem,

Tomasz Janusz Ulatowski

– inżynier, ekonomista, zwolennik „austriackiej szkoły ekonomii”, bezpartyjny wolnościowiec, niezależny publicysta i bloger − współpracował z prasą ogólnopolską i lokalną północnego Mazowsza, obecnie publikuje m.in. na portalach: prokapitalizm.pl, prawica.net, neon24.pl, prowadzi własną stronę autorską: e-ulatowski.pl, jest szefem Ciechanowskiego Klubu Tygodnika „Najwyższy Czas!”, koordynatorem klubu austriackiej szkoły ekonomii przy Instytucie Ludwiga von Misesa

jak i zaistniały niemal równolegle problem wzrostu kursu franka szwajcarskiego, zdają się pokazywać, że nasza obecność w UE wkracza w nową, mniej przyjemną fazę. Przy okazji bilansu zysków i strat z członkostwa, porównujemy zwykle pulę przyznanych środków ze składką członkowską i kosztami obsługi realizowanych inwestycji, a na ogół pomijamy wartość strat ponoszonych przez nas w wyniku błędnej polityki gospodarczej w Unii. Trudności ze zbytem węgla silniej zarysowują się wewnątrz UE niż poza nią. Owszem – na rynku światowym zwiększa się podaż węgla z USA, wypieranego przez gaz łupkowy, jednak Europa dodatkowo strzeliła sobie w stopę paktem klimatycznym jako narzędziem walki z globalnym ociepleniem, czyli czymś, co najprawdopodobniej w ogóle nie istnieje (naukowcy są co do tego podzieleni). Polska obok Turcji jest największym potencjalnym dostawcą węgla na rynek europejski. Uwolnienie kursu franka przez Szwajcarów, jego wzrost i w związku z tym trudne położenie części polskich kredytobiorców – także były konsekwencją planów Europejskiego Banku Centralnego co do zwiększenia podaży euro poprzez wykup obligacji niektórych państw członkowskich (forma udzielenia im kredytu). Tak więc Polska potrzebuje radykalnych zmian, a przede wszystkim silnego, odważnego i konsekwentnego przywództwa. Na to trzeba będzie jeszcze poczekać. Tomasz J. Ulatowski


RECENZJE | 13

TYGODNIK ILUSTROWANY | www.tygodnikilustrowany.pl | 27 stycznia 2015 Janusz Zalewski

Marek Dyjak – po prostu Święty Tak naprawdę, to nie miałem w ogóle zamiaru tej książki czytać, ale ktoś mi pokazał w niej zdjęcie Dyjaka z Korą podczas Salonu Poezji, z listopada 2012 r., z podpisem, że salon odbył się w Och-Teatrze. Ponieważ pisałem do tego salonu scenariusz i sam byłem podczas salonu na scenie, więc zdziwiłem się patrząc na podpis, bo impreza odbyła się w Teatrze Polskim, a nie w Och-Teatrze. Kora czytała teksty Bukowskiego a Marek Dyjak – wiersze Allena Ginsberga. Zaintrygowało mnie, więc, co jeszcze ciekawego znajdę w tej książce, która jest długim wywiadem z Markiem Dyjakiem, sięgającym czasów jego dzieciństwa, przez okres totalnej abnegacji powodowanej niekonwencjonalną postawą wobec życia, wzmacnianą konsumowaniem olbrzymich ilości alkoholu, do chwili obecnej, chwili pełnego rozwoju kariery tego wykonawcy, czy – jak sam się nazywa – refrenisty. Przy pierwszym czytaniu, uderza w książce niezwykła szczerość wypowiedzi Marka Dyjaka, gdy mówi o swoich życiowych perypetiach, chorobie alkoholowej, relacji z matką i ojcem, z siostrami, z kolejnymi żonami i z córką. Przywodzi na światło dzienne nie tylko niezwykle bolesne fakty, ale i uczucia jakie towarzyszą percepcji tych faktów, w czasie gdy zaistniały, jak również – ich interpretacji z punktu widzenia osobistej retrospekcji. A to wszystko po to, żeby dać czytelnikowi wyobrażenie, jak te fakty i wydarzenia kształtowały jego skomplikowaną osobowość, ale też po to aby czytelnik uzmysłowił sobie, jak Dyjak usiłował wpłynąć nie tyle na swój los, bo ten miał w głębokim poważaniu, ale na los otoczenia i to nie tylko ludzi wokól niego, ale także na bieg zdarzeń i wszystkiego co się wokół niego kręci, ze światem włącznie. Podstawowym determinantem działania Marka przez całe lata była wódka i jej picie na zabój, na umór, do upadłego. Trzeźwienie było tylko incydentem, po to żeby się znowu nachlać i przypadkowo wytrzeźwieć, i tak w kółko. Ale wbrew pozorom, nie jest to książka o życiu alkoholika i nie to jest

w niej najważniejsze. Nawet nie jest tym próba samobójstwa, do którego – jak się wydaje – doprowadził go alkoholizm. Według wyliczeń mojego komputera, alkohol, wódka i inne słowa związane z pijaństwem występuja tylko na ok. 30% stron książki. Ale nawet, gdyby tego materiału było więcej, to też nie byłoby najciekawsze. Alkoholizm wśród pewnych grup społecznych nie jest wcale zjawiskiem rzadkim, i jak się trochę poczytało zwierzeń różnych panów, jak choćby Wiktor Osiatyński czy Jerzy Pilch, to naprawdę niewiele można dodać. Tak więc nie jest to powód, dla którego warto byłoby kupować lub pożyczać tę książkę. No, ale jeśli opuścić te strony nawiązujące do alkoholizmu, to co zostaje? A no jest jeszcze sporo innego materiału, który można ze spokojem opuścić. Myślę, że książka stanie się słynna z tego powodu, że Dyjak przeklina na zabój, całkiem bez przyczyny, ale taki jego styl mówienia, więc nie ma co z tego robić afery. Jednakże, polegając ponownie na wyliczenich mojego komputera, które są na ogół dość dokładne, warto podać do publicznej wiadomości, że najczęściej używanym przekleństwem w tej książce są słowa o rdzeniu „kurw-” oraz słowa o rdzeniu „pierd” + „ol-”. Aż do strony 246 trwa ostra rywalizacja między tymi słowami, gdyż do tego momentu oba rdzenie wystąpiły po 40 razy! Tu jednak pojawia się pewien problem, któremu rdzeniowi przyznać palmę pierwszeństwa, bo oto na str. 252 pojawia się zdanie „W co ty się wpierdoliłeś, chłopie?”, a więc prowadzenie obejmuje rdzeń na „p”, ale za chwilę, na str. 255, gdy Dyjak opowiada o Polakach w Holandii, mówi „Ci, których tam spotkałem, byli durniami, burakami, bandytami i kurwami.” I byłby remis, oba rdzenie użyte równo po 41 razy, ale tylko pozornie, bo słowo na „k” pojawia się tym razem nie jako przekleństwo, lecz jako nazwa, więc jak je traktować, czy gwarantuje mu to stuprocentową obecność? I pełen emocji czytam dalej, które słowo wygra, i okazuje się że na str. 262 pada decydujący cios, gdy Dyjak zwraca się do rozmówców: „Oszaleliście, kurwa?” I jest to ostatnie przekleństwo w tej książce! Tak więc, niezależnie od interpretacji słowa na „k” w tym wątpliwym zdaniu, w końcówce wygrywa – o jedno

wystąpienie więcej – rdzeń „kurw”, a zważywszy, że książka ma 264 strony był to iście klasyczny rzut na taśmę. Warto przy tym dodać, że inne przekleństwa też występują licznie w różnych odmianach deklinacyjnych i koniugacyjnych. Na przykład, słów o rdzeniu „chuj-” mój komputer doliczył się siedemnastu, o rdzeniu „pizd-” – dwunastu, a o rdzeniu „jeb-” tylko dziewięciu. Natomiast, moje ulubione slowo „ruchać” występuje tylko raz, na str. 64. Muszę też przyznać, że rozpuściwszy wyobraźnię na przekleństwa rozczarowałem się trochę, bo w tym zalewie przekleństw nie doszukałem się strony, na której wystapiłyby więcej niż trzy przekleństwa na raz. Jest więc jeszcze coś, co można poprawić, o ile papier to wytrzyma. Ale jak kiedyś mówił mój współpracownik, komentując splunięcie naszego ówczesnego szefa na czytaną przez nas książkę Jean-Paul Sartre’a – papier przyjmie wszystko. Proszę jednak nie myśleć, że ja kompletnie dezawuuję książkę Dyjaka, bo zupełnie mi to nie w głowie. Po prostu wykazuję jej słabsze momenty, i tyle. Ale skoro tak, to przejdźmy do momentów lepszych. Wywiad pokazuje, ponad wszelką wątpliwość, człowieka o ogromnych wartościach emocjonalnych. Trudno to, zresztą, skwantyfikować, jak wielkich. Cały tekst jest przepojony niezmierzoną wrażliwością. Gdy Dyjak wyznaje swoje głębokie poczucie winy wobec wszystkich członków rodziny, ojca, matki, żon, a szczególnie i to wielokrotnie wobec córki, nawet wobec samego siebie, odzywa się w nas – nawet tych najtwardszych – wola przebaczenia. Ale to mało. Wrażliwość objawia się w człowieku na wielu poziomach i podobnie jest z Dyjakiem. Gdy wspomina, jak odwiedzał swojego byłego teścia, w szpitalu, na łożu smierci, i siedział przy nim godzinami, „a on trzymał mnie za rękę”, to nie ma wątpliwości, kim jest Marek Dyjak. Mimo stwierdzenia „duszę w sobie lęk”, Dyjak nie potrafi i pewnie nie chce ukryć, jak ogromny tkwi w nim ładunek uczuć. Stąd chyba bierze się potęga jego bycia na scenie. I on to sam potwierdza, mówiąc „Żyję głownie z bólu, który odczuwam na scenie”. I dalej: „Umiem przeżywać wiersze, czuć muzykę całą duszą, zachwycać się drzewami

nad brzegiem rzeki” (str. 240). Gdy powie, że „konie są ładniejsze od ludzi” dodając „Ja nie potrzebuję niczego. Dzięki temu jestem lekki”, to jasne jest że mówimy o poecie. No i właśnie, którzy z poetów mu patronują? Oczywiście, inni nieudacznicy: Bursa, Milczewski-Bruno, Stachura, Wojaczek, do których Dyjak się z całego serca przyznaje. W katalogu umieszcza jeszcze Jesienina i Brodskiego, a ja dodałbym również Wysockiego, którego w wykonaniu Dyjaka chciałbym kiedyś usłyszeć. Skoro mowa o poetach, to nie sposób nie porównać Dyjaka z Charlesem Bukowskim, którego zresztą sam kilka razy wspomina. Nie będe zbyt oryginalny, jeśli napiszę, że podobieństwo bierze się głównie stąd, iż Dyjak pobił swojego ojca, jak Bukowski, jak też – po dłuższym chlaniu – wymiotował krwią, jak Bukowski. Ale jeśli mogę być sarkastyczny, to muszę dodać, że Bukowski pisał w jednym ze swoich tekstów „rzygałem i srałem krwią”, co Dyjak o sobie dyskretnie przemilcza. W takiej recenzji, warto też odnotować, że Marek Dyjak ma wprost wisielcze poczucie humoru, kiedy mówi o swoim związku ze swoją poprzednią żoną, Olą: „Pobraliśmy się 3-go marca 2008 roku. A 23-go się powiesiłem”. W innym miejscu, mówiąc o swojej obecnej żonie, chwali ją za porządkowanie dokumentów, takich jak „tomografia szyi po powieszeniu”. Jeszcze gdzie indziej uznaje, że jego głos nadawałby się idealnie do nawigacji samochodowej, aby dawać kierowcom poczucie bezpieczeństwa słowami: „Uważaj, kurwa! Gdzie jedziesz?!!!” A jeszcze gdzie indziej igra z ogniem, i to boskim, wówiąc o rzadkim w swoim zyciu odżywianiu: „Opierdoliłem pyszną jagnięcinę niczym monstrancję.” Wreszcie dochodzę do tematu, którego się boję, bo Dyjak stawia czoło boskości. Już na początku książki stwierdza, że jego pasja i umiejętność śpiewania to „dar od Boga” (str. 19). Potem wielokrotnie odwołuje się do swojej wiary i niewiary, mówiąc obrazoburczo, że wstydził się być chrześcijaninem słuchając tego, co mówił ksiądz na trumną jego ojca, i z trudem panował nad sobą, żeby nie dać mu w pysk. Ale niewiele dalej z pokorą przyznaje: „To, że tyle przeżyłem, zawdzięczam wie-

rze w Boga. Teraz wiem, że On jest. Wcześniej tylko przeczuwałem.” Po czym, wymyśla księżom, że nie panują nad swoim kapłaństwem, nie rozumieją posłania, by wreszcie mógł chwalić Boga za to, że nie pozwolił mu w życiu zrobić nikomu krzywdy: „Bóg mnie ustrzegł. Anioł stróż zawsze czuwał” i skończyć całą książkę stwierdzeniem, że jego śpiewanie to jedna wielka spowiedź. W pewnym momencie, mówiąc o śmierci Jezusa w słusznej sprawie, za nasze grzechy, Dyjak przyznaje, że tego nie rozumie i pyta: „Co to znaczy: za nasze grzechy?” Dyjak nie rozumie więc, że sam jest męczennikiem, a ponieważ Jezus był tylko jeden, to po nim można już być tylko świętym. Myślę zatem, że Marek Dyjak nie był tak zwyczajnie „polizany przez Boga”, jak sugeruje tytuł książki. On jest wybrany przez Boga. Marek Dyjak – po prostu, święty. Jak Genet. Ten sam rodzaj monstrualnej wrażliwości, co u Geneta, ten sam rodzaj nietolerancji dla świata spowodowanej brakiem bycia tolerowanym przez świat, i ta sama najgłębsza świadomość samego siebie, swojej małości i nikczemności. Czytając Dyjaka, jak mówi: „Owszem, jestem pierdolnięty” (str. 41); „czuję pogardę dla siebie” (str 44); „brzydzę się samego siebie” (str. 75); „Miałem zaniżony system własnej wartości” (str. 118), czuję się zwyczajnie jak bym czytał „Dziennik złodzieja”. Jako wykonawcy poezji śpiewanej, za tę książkę, za wódę i przekleństwa, za wzbudzone uczucia, nie pozostaje mi nic innego, jak w dowód uznania wręczyć Ci Marku marmurową płytę. Co Cię z pewnościa ucieszy. I z tychże wszystkich powodów, w podsumowaniu muszę powiedzieć, że jest to po chuju książka! Janusz Zalewski 8 stycznia 2015


14 | SPOŁECZEŃSTWO

27 stycznia 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY

O G ŁOSZ E N I E W Ł A SN E WYDA WCY

Wpływ dziejów historycznych na wzajemne relacje mieszkańców pogranicza Mazowsza i Mazur Mazury to region geograficzno-historyczny znajdujący się obecnie na terenie województwa warmińsko-mazurskiego, obejmujący zachodnią część pojezierza wschodnio-bałtyckiego między Drwęcą i Pasłęką na zachodzie, a Rospudą na wschodzie i częściowo Orzycem na południu. Granica południowa tej krainy, ustanowiona została sztucznie w 1343 roku w Bratianie, przez wielkiego mistrza Zakonu Krzyżackiego Rudolfa Koniga von Veizana i księcia mazowieckiego Siemowita II. Przebiegała ona nieopodal naturalnych granic, jakie stanowiły rzeka Orzyc i Puszcza Galindzka obejmująca południowe terytoria Prusów i północne kresy Mazowsza. Do dzisiaj istnieją jej pozostałości na Mazowszu w postaci Puszczy Kurpiowskiej, przechodzącej prawie niezauważalnie w Puszczę Piską położoną, na dawnych ziemiach pruskich. Południowa granica Mazur przetrwała w nie zmienionym kształcie ponad 600 lat. Zniesio-

no ją dopiero po drugiej wojnie światowej w 1945 roku. Po sprowadzeniu w 1226 roku Zakonu Krzyżackiego przez księcia Konrada Mazowieckiego, Mazury znalazły się w państwie krzyżackim, później jako teren należący do Prus Książęcych stanowiły lenno koronne, a od 1657r. stały się integralną częścią Prus Wschodnich. We wczesnym średniowieczu mieszkały tu plemiona Prusów. W XIII-XIV wieku zwarte osadnictwo z Mazowsza dotarło za Działdowo, Szczytno i Gralewo, a w późniejszych wiekach sięgnęło Gołdapi i Węgorzewa. Przypomina o tym linia granicy, która prowadziła od ujścia rzeki Wysokiej do Nidy (Działdówki) i Orzyca, a następnie aż do rzeki Chojny i przez bród na rzece Ełk do Biebrzy i jej źródeł1. Wyznaczała ona jednocześnie obszar „pogranicza” tradycyjnie kojarzącego się z określonym terytorium i przestrzenią społeczną wysyconą potencjałem kulturowo-symbolicznym stykających się tu zbiorowości. W przestrzeni pogranicza kształ1 E. Kowalczyk, Dzieje granicy mazowiecko-krzyżackiej (między Drwęca a Pis),wyd. DiG, Warszawa 2003,s.130

tuje się zwykle specyficzny typ kultury synkretycznej, która co prawda jest bogatsza dzięki intensywnym kontaktom między grupowym, ale jednocześnie bywa bardziej ofensywna. W wielu krajach europejskich do dzisiaj pokutują pogranicza będące pozostałością dawnych nie istniejących już granic historycznych. Są to obszary zamieszkałe przez grupy kulturowe, których członkowie, są potomkami dawnych mieszkańców tych terenów. Do dzisiaj występują w Polsce grupy autochtoniczne, które nie osiągnęły statusu narodowego mimo, że reprezentują specyficzne cechy takie jak np. język, pozwalające na wyodrębnienie ich jako terytorialnych grup kulturowych (określanych niekiedy jako grupy etnograficzne). Są to zwykle grupy tzw. „długiego trwania” zamieszkujące określone terytorium i posiadające wyodrębnioną symboliczną sferę identyfikacyjną związaną z prywatną ojczyzną i regionem. Kwestia pochodzenia mieszkańców pogranicza mazowiecko - mazurskiego (inaczej krzyżackiego czy pruskiego) jest od

reklama

Adres Redakcji 06-400 Ciechanów, ul. Kilińskiego 8 (Browar Ciechan) e-mail: redakcja@brjmedia.pl tel. 23 672 55 88

Dyrektor BRJ Media Jolanta Grudzińska Redaktor naczelny Marek Szyperski

dawna przedmiotem analizy wielu badaczy m.in. szerszych dociekań naukowych Wincentego Pola. Duże znaczenie przypisywał on bowiem poznaniu etnograficznego zróżnicowania regionalnego i wyznaczeniu granic grup etnograficznych2. W oparciu o dowody w postaci przede wszystkim kodu językowego, zachowanego w kulturze grup osadników, przemieszczających się zgodnie z uwarunkowaniami geograficznymi, Wincenty Pol wyodrębnia dialekt mazowiecki ,który według niego (…)” idzie na Wiśle a następnie południowym pograniczem ziemi chełmińskiej, kwidzyńskiej, malborskiej, michałowskiej i południową częścią Księstwa Warmińskiego.(…) obszar ten ma dialekt ten sam, który jest dialektem wielkiego mazowieckiego Pomorza, tj. mowy polskiej z cechą mazurowania”3. Penetracje W. Pola w rejonie północnych i północno-wschodnich Mazur, skutkowały określeniem Mazur jako Pojezierza Mazowieckiego, Krainy Mazurów Pruskich, lub krainy Gbórów4. Także Jan Stanisław Bystroń określa mieszkańców tego terenu jako Mazurów Pruskich5. Jeśli chodzi o tożsamość Mazurów (Gburów) to zdaniem 2 Z. Jasiewicz ,Początki polskiej etnologii i antropologii kulturowej(od końca XVIII wieku do roku 1918),wyd. Inst .im. O. Kolberga,PAN, Poznań 2011,s.112 3 W. Pol ,Rzecz o dialektach mowy polskiej[w:] Historyczny obraz Polski. List V”, wyd. U.J., Przedruk: Dzieła prozą.Lwów;t.5,1878,s.117 4 W. Pol Wincenty, Północny wschód Europy pod względem natury, Dzieła prozą, t.2,Lwów 1876,s.418 5 J. St .Bystroń, Wstęp do ludoznawstwa polskiego, Lwów 1939,s.120-121 Redaktor graficzny Dorota Pogorzelska Biuro reklamy Anna Dąbrowska tel. 509 820 919 e-mail: reklama@brjmedia.pl Wydawca Gambrynus Sp. z o.o. ul. Kilińskiego 5, 06-400 Ciechanów Druk Age of color Warszawa, ul. Republikańska 15

W. Pola: ”byli najdalej wysuniętym rodem mazowieckim, który klinem zachodził pomiędzy siedzibami Jadźwingów i starych Prusów”6. ”Byli kępą zasiedziałego od Olecka po Lidzbark Welski mazowieckiego plemienia i mowy, która prawie nigdy nie zaznała rządów polskich”7. Także E. Kowalczyk na podstawie wieloletnich badań dziejów granicy mazowiecko krzyżackiej8 uważa, że jeszcze średniowieczne osadnictwo mazowieckie wysunęło się na teren ziem zagarniętych przez Zakon Krzyżacki znacznie dalej, aniżeli wyznaczała to liniowa granica z 1343 roku. W. Pol, opisując zbiorowości terytorialne zamieszkujące ten region w drugiej połowie XIXw.. nie pominął relacji mazursko-kurpiowskich: ”granica polityczna od Prus jest po dziś dzień linią przemytniczą, na której spotykają się przemytnicy z obu stron kordonu. Poza tym Mazurzy ”wpadają” w dzielnice Puszczaków, robiąc szkody leśne, wypasają łąki i kradną siano w kopy grabione, a Kurpie kłusują w puszczach pruskich”9. Dr Irena Kotowicz-Borowy WNS, KEIK, SGGW w Warszawie Kustosz Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie

więcej na www.tygodnikilustrowany.pl 6 ibidem,s.422 7 Pol Wincenty, Historyczny obraz Polski, Dzieła prozą,t.5.Lwów1878s.116, 8 E .Kowalczyk, Dzieje granicy Mazowiecko-Krzyżackiej,(między Drwęcą a Pisą),Warszawa 2003,s.150-151 9 W. Pol Wincenty, Północny wschód Europy pod względem natury, Dzieła prozą, t.2,Lwów 1876,s.,431-432 Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych ogłoszeń i zastrzega sobie prawo do skracanianadesłanych tekstów. Poglądy wyrażane w publikowanych materiałach są osobistymi opiniami ich autorów i niekoniecznie muszą odzwierciedlać poglądy Redakcji i Wydawcy. Na podstawie art 25. ust. 1 pkt 1b prawa autorskiego Wydawca wyraźnie zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów opublikowanych w „Tygodniku Ilustrowanym” bez uzyskania zgody Wydawcy jest zabronione.


HISTORIA | 15

TYGODNIK ILUSTROWANY | www.tygodnikilustrowany.pl | 27 stycznia 2015

Szwoleżerowie pod Wagram

Te słowa jednego z najbardziej uznanych polskich historyków wojskowości, Mariana Kukiela, w znakomity sposób oddają charakter obrazu Wojciecha Kossaka „Epizod z bitwy pod Wagram” ( lub „Szwoleżerowie Polscy pod Wagram” ). Obraz ten od połowy roku 2012 prezentowany jest w Muzeum Romantyzmu w Opinogórze. Stanowi on własność prywatną, można go podziwiać w Oficynie Muzealnej na wystawie prezentującej Szwoleżerów Gwardii Napoleona. Praca powstała w roku 1893 namalowana jest na płótnie, farbami olejnymi, jej wymiary to wys. 73 / szer. 112 cm. Sygnowany jest w lewym dolnym rogu, charakterystycznym zamaszystym podpisem „Wojciech Kossak”. Scena batalistyczna przedstawiona na tym obrazie rozgrywa się w szerokim otwartym polu porosłym zbożem ( pokazana tu bitwa pod Wagram odbyła się 5 – 6 lipca w trakcie kampanii austriackiej Napoleona w roku 1809 ). Na pierwszym planie widzimy pędzących dwóch żołnierzy na białym i gniadym koniu. Spoglądają oni w lewo na zbliżające się ku nim dwa gniade konie, jeden z osuwającym się po postrzale jeźdźcem, drugi z koni pędzi spłoszony bez jeźdźca, z samą kulbaką. Na dalszym planie znajdują się centralne postaci tego obrazu. Dowódca ( pułkownik Wincenty Krasiński ), z odkrytą głową wydaje rozkazy, znajdujący się u jego boku pułkowy trębacz, sygnałem powtarza wydany rozkaz do przegrupowania szwadronów i zbiórki przy dowódcy. Po nadjeżdżających w jego kierunku kawalerzystach możemy się domyślać, iż zaraz nastąpi ponowienie ataku na stojących w oddali austriackich kawalerzystów, a także baterię artylerii. Scena ta w sposób wyjątkowy pokazuje moment przed drugą

szarżą Pułku Polskich Szwoleżerów Gwardii Napoleona I na galicyjskiego 2 Pułk Ułanów księcia Schwarzenberga. Kronikarz Szwoleżerów Jan Załuski, tak opisywał te wydarzenia: „( … ) tymczasem zjawił się pułk 2-gi ułanów ( … ) adiutant major Duvivier przypadł do naszego szwadronu i nie czekając dalekich komend

letni dzień, niebo jest jasne, częściowo zakryte chmurami, nad polem bitwy unoszą się też dymy powstałe w wyniku wystrzałów z artylerii, jak i broni palnej obu walczących stron. Obraz ten na pewno charakteryzuje się typową dla warsztatu Wojciecha Kossaka, choreografią bitwy jak i jej pola. Z rozmachem i bardzo dynamicznie

maturgia pola walki spotęgowana jest budowaniem poszczególnych planów obrazu, na pierwszym odnajdziemy zawsze jakieś charakterystyczne szczegóły: porzucone czako, karabin, zwłoki zabitego austriackiego piechura czy pędzącą postać kawalerzysty. Dynamika ruchów wierzchowca połączona jest zawsze z ułożeniem

p. majora Delaitre, zagrzał nas energicznie do rzucenia się natychmiast ( … ) na owych ułanów ( … ) tymczasem ułani widząc, że my nie mamy lanc, ale z pałaszami na nich nacieramy, zaczęli piki rzucać, a brać się do dobycia pałaszów ( … ) wtenczas zaczęło się uganianie naszych za ułanami tymi, i dziwny a nieszczęsny wypadek, że obie strony wyzywały się najobelżywszymi wyrazami w mowie rodowitej ( … )”. Bój był krwawy: „( …) zwycięstwo zostało wyrąbane, ale za ciężką cenę. Podniósł ją może ów brak pardonu, który zmusił galicyjskich ułanów do rozpaczliwego oporu ( … ) straciliśmy ze 30 podoficerów i żołnierzy ( … ) Rannych było ośmiu oficerów, w tym sam Krasiński oraz 30 niższych stopniem ( … ) straty były większe niż pod Somosierrą! Ci co przeżyli, mogli tylko podzielać nadzieję ( … ), że ich bliscy będą w „w gazetach czytać jakeśmy się sławnie bili na tym samym Polu gdzie kiedyś nasi Przodkowie Chwałą się okryli pod królem Janem”.

przedstawił on wszelkie postaci zaprezentowane na tym płótnie. Rysy Krasińskiego są mocno malowane. Co prawda nie możemy w nim od razu rozpoznać późniejszego pana na Opinogórze, jednak w porównaniu z pracami Horacego Verneta, czy Januarego Suchodolskiego, od razu widać podobieństwo postaci ( Kossak musiał prowadzić studia nad przedstawieniem Wincentego Krasińskiego). Ponadto mundury, ich barwa oraz oporządzenie jednoznacznie wskazują na Szwoleżerów, formację Wielkiej Armii Napoleona powołaną do służby w Finckenstein ( Kamieńcu Suskim ) 7 kwietnia 1807 roku. Szwoleżerowie byli polskimi żołnierzami będącymi na francuskim żołdzie i wcielonymi bezpośrednio w struktury Gwardii Cesarskiej. Na obrazie odnajdujemy także inne elementy charakterystyczne dla twórczości Wojciecha Kossaka. Owalne linie ustawienia poszczególnych postaci w kompozycji pracy, w tym wypadku nie ma znaczenia czy są to postaci atakujących, czy też atakowanych. Dra-

ciała przez jeźdźca i dzierżeniem przez niego wyciągniętego oręża. W sposób wyjątkowy dla kunsztu Kossaka oddano również elementy oporządzenia kawalerzystów.

Autor fot. Muzeum Romantyzmu w Opinogórze

„(…) zerwał Krasiński szwadrony swe do ataku. Wpadli na jazdę austriacką w ułańskich kaskach, ciemno – zielonych mundurach, z lancami o czarno – żółtym proporcu. W zaciętym boju wydzierali im lance, sami tylko pałaszami zbrojni i szerzyli spustoszenie tą polską bronią”

Przedstawiona na obrazie scena rozgrywa się w lipcu, w słoneczny

REK L AM A

Tak jak wspominałem wcześniej bitwa pod Wagram oraz postaci uczestniczących w niej Szwoleżerów Krasińskiego stanowiły często podejmowane przez malarzy tematy. Oprócz Wojciecha również Juliusz Kossak bardzo chętnie przedstawiał Gwardzistów Napoleona w tej jednej z najbardziej krwawych i decydujących o losach całej kampanii austriackiej roku 1809 bitew. Wszelkie te elementy artystyczne w połączeniu z prezentacją postaci Wincentego Krasińskiego, ojca Zygmunta, stanowią o wyjątkowości tej pracy, a także nieodzownej obecności tego unikatowego obrazu w opinogórskim Muzeum. W naszej placówce ostatnio prezentowane były znakomite i wyjątkowe wystawy malarstwa „Kossakowie trzy pokolenia malarzy”, a także monograficzna wystawa malarstwa Januarego Suchodolskiego. Obraz ten dodatkowo w swojej estetyce, a także tematyce stanowi znakomite uzupełnienie nowo powstałej ekspozycji prezentującej Pułk Szwoleżerów Gwardii powstałej dzięki pomocy Państwa Agnieszki i Marka Axentowiczów, którzy przekazali opinogórskiej placówce swoje bezcenne zbiory figurek żołnierzyków z okresu wojen napoleońskich. Rafał Wróblewski Historyk, Muzeum Romantyzmu w Opinogórze

PełnA wersjA tekstu Na

www.tygodnikilustrowany.pl


16 | REKLAMA O G ŁOSZ E N I E W Ł A SN E WYDA WCY

reklama

27 stycznia 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.