Skra - pismiono ò kùlturze 3/2014 (3)

Page 1

WIERDELNIK Ò KÙLTURZE PA J I C Z N I K 2 0 1 4

ZAGŁADA ŁUŻYCKICH WSI W XXI WIEKU ------ STR. 24 POMORSKI MIGOWY - - - - - - - - - - - - - - - STR. 11 SZCZECIN SIĘGA DO KORZENI - - - - - - - - - STR. 8 NEOCASSUBIA - NOWA JAKOŚĆ TEATRU? - STR. 46


-------------------------------------- ÒD REDACHTORA -----------

WIERDELNIK Ò KÙLTURZE

ADRESA e-mail: skra.redakcejo@gmail.com REDACHTORZË Macéj Bańdur Gracjana Pòtrëkùs Dôwid Miklosz Adóm Hébel Pioter Szatkòwsczi Mateùsz Titës Meyer Jan Jablonsczi GRAFICZNY PROJECHT Gracjana Pòtrëkùs

Mòjn mòjn! Wiele sã stalo òt czasu òpùblikòwaniô naszégò slédnégò numra. Szkòckô przegra referendum, we Szczecënie stanąn kam z tôflą w kaszëbsczim jãzëkù, Grégór Szramka dobél kònkùrs Drzéżdżona, a kaszëbskô lëteratura sã zbògacëla ò dwa grëbszé romanë: Stanisławów Janków „Żôłti kam” (recenzëjô knyżczi je w tim numrze) ë „Smùgã” Artura Jablonsczégò (chtërnégò wierszczi ë repòrtaż są w „Skrze”). Jesz na wiérzk „Skra” òsta wierdelnikã, naszim wëdôwcą Kaszëbsczi Jinstitut Rozwiju, a dwaji naszi redachtorzë òstalë stipendistoma Fùndusza miona Jizabelë Trojanowsczi. Tak tej òtnąd bdzemë sã widowac rzadczé, ale òt nôslédnëch numrów chcemë tã cerzplëwòsc naszich Czëtającëch wënôdgardzëc dodôwkòwimë starnamë. A na terô òstôwô mie le winszowac jemną lekturã! Macéj Bańdur

Publikacje objęte są prawem autorskim.

----------------------------

fot. Gracjana Pòtrëkùs

roman - powieść; wiérszka - wiersz; wierdelnik - kwartalnik; rzadczé - rzadziej; nôslédny - następny; dodôwkòwi - dodatkowy; winszowac - życzyć; jemny - przyjemny


--------------------SPIS-------------------ÒD REDACHTORA - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 2 RUDOLF VIRCHOW – DUMNY POMORZANIN - Dôwid Miklosz - - - - - - - - - - - - - - 4 KASZËBSCZI SZPRÉTK - Paùel Pògòrzelsczi - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 7 SZCZECIN – STOLICA KASZUBÓW - Dôwid Miklosz - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 8 POMIGANY POMORSKI - Dominika Florczak i Dariusz Kosztowny - - - - - - - - - - 1 1 PÒEZËJÔ - Miklosz, Pòtrëkùs, Jablonsczi A., Meyer - - - - - - - - - - - - - - - - - 1 2 GALERËJÔ dzél 1 - Jadwiga Subczyńska - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 1 8 TÉMA NUMRA: ŁUŻËCA WICÉ JAK 1OO SKAŻONËCH ŁUŻËCCZICH WSY A MIAST - Macéj Bańdur - - - - - - 2 4 SENSACËJÔ MÔ PÒMÒC - Jiřina Babická - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 2 6 JAK DZECË CHÒWAC, TO PÒ ŁUŻËCKÙ - wëwiôd z Friedemannã Wenzlã - - - - - 2 8 KASZËBSCZI NIÉ DO PÒCZÃTNIKÓW nr 3 - Macéj Bańdur - - - - - - - - - - - - - 3 O SPÒRT - WSTRZËMAC DICH - Adóm Hébel - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 3 2 SPÒRT - BILL GIBSON - ÒJC KRONUM - gôdôł Pioter Szatkòwsczi - - - - - - - - - - 3 4 POMERANIABALL ADWENCZERS - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 3 6 RECENZËJE - CHTO TO WËDOLMACZI? ŻÔŁTI KAM PÒ CZËTANIM - M. T. Meyer - - - 3 7 TU BĘDZIE KASZUBSKI TYTUŁ - Jan Jablonsczi - - - - - - - - - - - - - - - - - - 3 9 GALERËJÔ dzél 2 - Jadwiga Subczyńska - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 4 O NEOCASSUBIA - TEATR NIE TYLKO KASZUBSKI - Jan Jablonsczi - - - - - - - - - - 4 6 KLUCZ ÒD DÔDOMÙ 1. dzél - Artur Jablonsczi - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 4 8 DWA LATA ZWIĄZKU POMORZAN - Macéj Bańdur - - - - - - - - - - - - - - - - - 5 2 ÙTWÓRSTWÒ - STÁRY RËBÁK A PIORËN - Macéj Bańdur - - - - - - - - - - - - - 5 4


4 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

RUDOLF VIRCHOW – DUMNY POMORZANIN DÔWID MIKLOSZ

wëmalańcowi òdjimk z ok. 1885, nieznóny aùtór


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 5

Rudolf Virchow, postać na zachód od Odry uważana za ze wszech miar wybitną, natomiast dziś w swojej ojczystej, pomorskiej ziemi niemal zupełnie zapomniana. Jego dokonaniami można by obdzielić co najmniej kilka biografii. Lekarz, polityk, archeolog, historyk, który nie zapomniał o swoich korzeniach. W roku 1936 w mieście Stettin wydano drugi tom zbioru biografii Pomorzan z XIX i XX wieku pt. „Pommersche Lebensbilder”. W tejże książce, w rozdziale poświęconym Rudolfowi Virchowowi, już w pierwszym zdaniu czytamy o nim: „eines der größten Söhne Pommerns” - jeden z największych synów Pomorza. Rudolf Ludwig Karl Virchow urodził się 13. października 1821 roku w Schivelbein (dziś Świdwin). Od lat młodzieńczych przejawiał znaczne zainteresowanie dziejami swojego „hajmatu”. Korzystając z fragmentarycznych zapisków odnajdywanych kronik miejskich, opisywał m.in. dzieje zakonu kartuzów w ziemi świdwińskiej. Głównym jednak polem jego zainteresowań była medycyna, szczególnie w dziedzinie patologii jego nazwisko zapisało się jako jedno z istotniejszych. Był jednym z pionierów biopsji, sformułował pojęcie białaczki, a jego prace poświęcone m.in. nowotworom były dla ówczesnego świata medycyny nie do przecenienia. Pracował w jednej z najsłynniejszych klinik i jednocześnie szkół medycznych w Europie, w berlińskiej Charité. Prócz pola naukowego, czynnie udzielał się Virchow także w polityce. Był m.in. jednym z członków założycieli - opozycyjnej wobec rządów Ottona von Bismarcka - Niemieckiej Partii Postępowej (Deutsche Fortschrittspartei). Będąc jej członkiem zasłynął Virchow również jako twórca terminu Kulturkampf – w dniu 17. stycznia 1873 roku w czasie wystąpienia w Izbie Reprezentantów użył tego sformułowania odnosząc się do antyklerykalnej polityki rządu. Mimo mnogości przedsięwzięć nie zarzucał Virchow działalności historycznej. Swoje artykuły dotyczące historii ziemi świdwińskiej publikuje przede wszystkim w „Baltische Studien” - periodyku poświęconym dziejom Pomorza, wydawanym od 1832 roku. Szczególne i niemal symboliczne znaczenie ma artykuł „Das Karthaus von Schivelbein”, opublikowany z okazji reformy administracyjnej

Prus, która skutkowała m.in. powrotem Świdwina po 650 latach w granice administracyjne Pomorza. Wielką pasją Virchowa okazała się również archeologia, którą to pasję rozwijał w ramach założonego przez siebie w 1869 roku Towarzystwa Antropologii, Etnologii i Prahistorii (Gesellschaft für Anthropologie, Ethnologie und Urgeschichte). Już w roku 1871 rozpoczął archeologiczną eksplorację Wolina. Jego odkrycia, choć wciąż jeszcze półamatorskie, dały obraz wielkości i zasobności tego słynnego grodu Pomorzan. Od roku 1878 ściśle współpracował z jednym z najważniejszych archeologów w dziejach, Heinrichem Schliemannem, przy dziele jego życia, odkryciu Troi. Od roku 1987 szczególnego rodzaju hołdem dla archeologicznej działalności Virchowa jest coroczny wykład jego imienia (Rudolf-Virchow-Vorlesung) wygłaszany w Römisch-Germanisches Zentralmuseum w Meinz przez wybranego, szczególnie zasłużonego w danym roku naukowca z dziedziny paleoarcheologii. Jednak sprawą, na którą chciałem zwrócić uwagę szczególną jest kwestia podejścia Rudolfa Virchowa do swoich korzeni. W liście do ojca, Carla Virchowa (urzędnika miejskiego w Świdwinie), pisał: „to, że pochodzenie przodków naszych nie jest zbadane jest tylko rzeczą pozorną, dlatego, że moje opracowanie doprowadziłem tylko do roku 1000”. Istotnie, Virchow sumiennie badał dzieje swojej rodziny. Z jego ustaleń wynikało, że wywodziła się z okolic dzisiejszego Wierzchowa (niem. Virchow) w powiecie drawskim. W dawnych księgach pierwotnie ich nazwisko zapisywano jako Wirch i Wircho, a wreszcie Virchow. Dla Rudolfa słowiańskie, autochtoniczne pochodzenie jego rodziny było powodem do dumy. W dalszej części swojego listu do ojca tak tłumaczył ich słowiańskie pochodzenie, pisząc o ludzie „który pod nazwą Pomorzan, czyli mieszkańców nadbrzeża morskiego, stopniowo oddzielił się od Polaków, a który zamieszkiwał pierwotnie między Odrą a Wisłą, Bałtykiem a Notecią i Wartą. Później dopiero osiedlający się Niemcy, a zwłaszcza szlachta i mnisi, wprowadzili niemiecki język, obyczaj i strój”. O jego słowiańskim pochodzeniu możemy przeczytać także we wspomnianym już biogramie w „Pommersche Lebensbilder”, pisała o nim również córka Rudolfa, Maria Rabl, w przedmowie do wydanych listów ojca (R. Virchow, Briefe an seine Eltern 1839-1864).


6 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Opisując dzieje Pomorza, nie omieszkiwał Virchow przypominać odpowiednio często o pochodzeniu innych pomorskich rodów, pisząc m.in. o „dumnym starosłowiańskim rodzie Borków”; o pochodzeniu rodziny Polenz u Virchowa Polenckich – ze szczególnym podkreśleniem osoby Krzysztofa Polenckiego, wiernego sługi księcia Bogisława X; a także o rodzie von der Elbe, który uważał za ród prawdopodobnie słowiański (określając go mianem Aboriginer-Stamm, ród tubylczy). Zajmuje się Virchow również etymologią, m. in. nazwą Świdwina (Schivelbein), chcąc dać odpór teoriom o niemieckim pochodzeniu tej nazwy. Podobnie czyni z Regą, przepływającą obok Świdwina – wywodząc ją od słowiańskiego słowa „rzeka”. W innych artykułach bardzo często podaje nazwy miejscowe w ich dawniejszym brzmieniu, np. potok Wostrownitza, jezioro Vevetzco, Dupna-mogile czy Resnitza-blota. W wielu miejscach świata można spotkać ulice, place, ośrodki zdrowia czy instytucje, a nawet jeden z księżycowych kraterów nazwane imieniem Virchowa. Co więcej, każdy przeciętny człowiek na świecie ma w sobie „coś” z Pomorzanina, a mianowicie węzeł chłonny Virchowa czy też przestrzeń okołonaczyniową Virchowa. Rudolf Virchow był świadomym swoich słowiańskich (dziś prawdopodobnie powiedzielibyśmy kaszubskich) korzeni Pomorzaninem, o którym świat pamięta. Znacznie gorzej rzecz wygląda w jego rodzimej ziemi. Jedynie Świdwin posiada tablicę upamiętniającą tę postać oraz prywatną aptekę nazwaną jego imieniem. Po niegdysiejszych (przedwojennych) ulicach Virchowa na Pomorzu ślad niestety zaginął. Miejmy nadzieję, że nie na zawsze.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Wykorzystane źródła: 1. Beneke R., Rudolf Virchow, [w:] Pommersche Lebensbilder, t. II, Stettin 1936. 2. Schwann S., Rudolf Virchow o dziejach Pomorza, [w:] Kwartalnik historii nauki i techniki PAN, Rok V, Nr 1/1960, s. 61-77. 3. Virchow R., Briefe an seine Eltern 1839 bis 1864, Leipzig 1907. 4. Pismo stowarzyszenia „Amazonka” do władz Świdwina z prośbą o nadanie zabytkowemu Parkowi Miejskiemu patrona R. Virchowa. céchòwôł Leslie Ward (1851-1922)

- - - - - - - - - - - -


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 7

KASZËBSCZI SZPRÉTK PAÙEL PÒGÒRZELSCZI

Wreszcie doczekaliśmy się. Klasyczna męska elegancja wraca do łask. Z całą stanowczością można już mówić nie o nielicznych jednostkach, które wbrew całemu światu bronią swoich wartości, ale o całej fali. Niewątpliwa, a może wręcz wyłączna w tym zasługa tak zwanej kultury masowej, tej samej, która przez wiele lat skutecznie propagowała porzucenie elegancji na rzecz wygody.

ściej decydują się na bardziej eleganckie kamizelki z wyłogami (wikłôd) i dwurzędowe.

Na przestrzeni ostatnich lat można zabserwować znaczny wzrost zainteresowania kina i telewizji powrotem do korzeni. Słynny serial „Zakazane imperium”, którego akcja rozgrywa się w Stanach na początku lat 20. zapoczątkował odrodzenie zainteresowania przedwojennymi fryzurami, kamizelkami (liwk) i sztywnymi kołnierzykami (kòlnérz) koszul. „Hannibal” z Madsem Mikkelsenem bierze co najlepsze z mody męskiej lat 70., by oddać klimat czasu akcji powieści Thomasa Harrisa, po czym doprowadza je do perfekcji, zachęcając widza do przypomnienia sobie o istnieniu dwurzędowych marynarek (dwarégòwi żëkert), vide dr Chilton, lub eksperymentowania z wzorami i kolorami (jak tytułowy bohater).

Marynarka może być również dwurzędowa. Z reguły posiada szerokie wyłogi w szpic i dwa pionowe rzędy po trzy guziki (gùz), a zapina się ją na środkowy, co jednocześnie nadaje garniturowi oficjalny, ale i luźny ton. Można oczywiście zapiąć i dolny guzik, ale wtedy marynarka zaczyna niebezpiecznie przypominać mundur wojskowy (mandéringa). Do marynarki dwurzędowej nie zakłada się kamizelki (zresztą i tak nie byłoby jej widać), a marynarki nie rozpina się. Niektórzy uważają nawet, że nie powinno się w niej siadać, bo psuje to harmonię. Obecnie w sklepach pojawiają nieśmiało dwurzędówki powracające do przedwojennego kroju. Na przełomie lat 80. i 90. w Polsce modne były dwurzędowe marynarki w pastelowych kolorach z głębokim wcięciem, zapinane tylko na dolny guzik, z wypchanymi watą ramionami i otwartymi klapami. Brr.

Spróbujemy odpowiedzieć na pytania co, gdzie, jak, kiedy, skąd, dlaczego, po co i za ile. Oczywiście to ostatnie dyskretniej, wszak dżentelmeni nie mówią o pieniądzach, niemniej jednak to właśnie jest jedna z podstaw: by uzyskać jak najlepszy efekt jak najniższym kosztem. Kluczem są dopieszczone szczegóły. Zaczniemy od podstaw, czyli od zwykłego garnituru (ancug). Może być dwuczęściowy (spodnie i marynarka) lub trzyczęściowy (z kamizelką). W dzisiejszych czasach trzyczęściowy garnitur kojarzy się zazwyczaj ze starszymi panami. Nie bez podstaw zresztą, wszak kamizelki wymyślono w czasach, kiedy nie było kaloryferów a wielkie pomieszczenia ogrzewano jedynie ogniem z kominka. Kamizelka służyła po prostu jako dodatkowa warstwa ubrania – później także do zasłonięcia szelek (drôbantë), które też już dziś nie są szczególnie popularne. Kamizelki oferowane w sklepach z gotowymi garniturami są praktycznie wyłącznie jednorządowe (prosté) i pozbawione wyłogów. Klienci szyjący garnitury na miarę, chcąc podkreślić swój indywidualizm, czę-

Żeby ożywić nieco swój wizerunek, można wybierać kamizelki różniące się kolorami i wzorami od garnituru – ja na przykład lubię nosić gładką granatową kamizelkę do szarej marynarki w prążki, a jasnoszarą kamizelkę do granatowej marynarki.

W kamizelce, a także marynarce jednorzędowej, jeśli ma więcej niż jeden guzik, nie powinno się zapinać dolnego. Zwyczaj ten został zapoczątkowany przez księcia Walii, późniejszego króla Wielkiej Brytanii Edwarda VII (1841-1910). Istnieją różne anegdoty – jedna mówi, że ubierając się w pośpiechu, zwyczajnie zapomniał o ostatnim guziku. Inna, że po obfitym posiłku otyły książę musiał rozpiąć dolny guzik kamizelki. Faktem pozostaje, że bardzo szybko zaczęto naśladować księcia uznawanego za autorytet w dziedzinie mody i niezapięty dolny guzik stał się obowiązującą zasadą. -

-

-

-

-

-

-

-

-

-

-

ancug garnitur, drôbantë szelki, dwarégòwi dwurzędowy, gùz guzik, kòlnérz kołnierz, liwk kamizelka, mandéringa mundur, wikłôd wyłóg, klapa, żëkert marynarka


8- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

SZCZECIN – STOLICA KASZUBÓW DÔWID MIKLOSZ

W poniedziałek 29 września 2014 roku Szczecin przybrał barwy czarno-złote. Znaczna w tym zasługa lokalnego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, a szczególnie jego prezesa – Ryszarda Stoltmanna. ZKP o/Szczecin świętowało w tym roku dwudziestolecie swej działalności, z tej okazji zaplanowano oraz „sprowokowano” szereg wydarzeń, skutkiem czego w tym jednym dniu, oprócz oddziałowego jubileuszu, zbiegły się obchody „Roku Gryfa” oraz Szóste Dni Kaszubskie. Pierwszym akcentem obchodów wspomnianego już poniedziałku było uroczyste otwarcie wystawy pt. „Profesor Gerard Labuda historyk Pomorza i Kaszub” prezentowanej w Bibliotece Głównej Uniwersytetu Szczecińskiego. Kolejnym punktem programu była popularnonaukowa konferencja zorganizowana w sali plenarnej Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego pt. „Znak Gryfa, Gryfici i ich pomorskie dziedzictwo”. Głównymi bohaterami uczyniono czterech specjalistów od spraw pomorskich, mianowicie prof. Radosława Gazińskiego, prof. Edwarda Rymara, prof. Cezarego Obracht-Prondzyńskiego oraz prof. Zygmunta Szultkę. Sala sejmiku wypełniona była niemalże co do miejsca. Jeszcze przed oficjalnym otwarciem zaproszona młodzież z Kaszub, zasiadająca na galerii, zaśpiewała kaszubską wersję „Wake me up before you go go”. Pierwsi głos zabrali goście, m.in. wojewoda zachodniopomorski Marek Tałasiewicz – wspomniał o idei przywrócenia na szerszą skalę edukacji regionalnej, jak bowiem zauważył, powojenni mieszkańcy Pomorza bez niej wciąż nie do końca są w stanie zidentyfikować się ze swoją krainą. Następnie gości

przywitał wicemarszałek Wojciech Drożdż, nawiązując do tematu konferencji, przypomniał, że Gryfici byli jedną z najdłużej panujących dynastii książęcych w Europie, a przy tym z pewnością byli w tej jej części jedną z bardziej zaangażowanych w kulturę i naukę. Po wstępach przedstawicieli sejmiku, na mównicy pojawił się prezes ZKP, Łukasz Grzędzicki. Wspominał, zwracając się do zgromadzonej na sali młodzieży, o Zrzeszeniu, które w swej działalności nie lekceważy młodych. Przypomniał w jak młodym wieku był chociażby Ceynowa, biorąc udział w powstańczym zrywie czy inni ojcowie ruchu kaszubskiego w przełomowych dla siebie i dla Kaszubów momentach. W kontekście ogólnopomorskiej działalności ZKP oraz o roli pomorskich w niej autochtonów nawiązał do słów hymnu „òd Gduńska tu, jaż do Roztoczi bróm”. Po nim kilka słów od siebie dodał jeszcze arcybiskup Andrzej Dzięga, przywołując pewien filmik ukazujący w kilku minutach płynne zmiany granic w Europie od czasów wczesnego średniowiecza – w tym kontekście określił Księstwo Pomorskie i jego wielowiekową tradycję „imponującą plamą spokoju” na tle wszystkich (sic!) sąsiednich krajów. Po tych wstępnych wystąpieniach przyszedł czas na część zasadniczą. Pierwszym prelegentem był prof. Radosław Gaziński, a temat jego wystąpienia brzmiał „Genealogia Gryfa, Gryf w przestrzeni pomorskiej”. Profesor Gaziński, jako specjalista od nauk pomocniczych historii, skupił się na zagadnieniach heraldycznych, na bliskowschodniej symbolice gryfa i na teoriach pochodzenia herbu pomorskiego państwa. Teorię pochodzenia wewnętrznego, mówiącą o gryfie jako spadku po bogatych kontaktach handlowych


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 9

òdjimczi òd Dôwida Miklosza

Pomorza, m.in. z krajami arabskimi, które zaowocowały rodzimą ideą użycia gryfa jako najważniejszego symbolu, przeciwstawiał teoriom zewnętrznym; gryf jako inspiracja przyniesiona z wypraw krzyżowych przez Pomorzan – być może samą rodzinę książęcą; gryf jako symbol, który dotarł na Pomorze wraz z osiedlającym się niemieckim rycerstwem; gryf jako symbol łączący w sobie element symboliki Cesarstwa (orzeł) oraz królestwa duńskiego (lew). Odniósł się również do zagadnienia najstarszego wizerunku pomorskiego herbu i, łącząc go z najstarszą linią rodu Gryfitów - linią wołogoską stwierdził, że najstarszym zestawieniem herbowym Pomorza i Gryfitów jest gryf czarny w polu złotym. Gryf czerwony w polu srebrnym, jako przynależny młodszej, szczecińskiej gałęzi rodu, nie może być traktowany jako pierwotny. Kolejnym z prelegentów był prof. Zygmunt Szultka, który przybliżył zebranym temat „Ludność rodzima na Pomorzu”. Z całą stanowczością stwierdził, że pierwszymi mieszkańcami Pomorza (od czasu odejścia plemion germańskich) są Kaszubi, przypomniał, że pierwsze osadnictwo kaszubskie (ok. VI w. - symbolicznie datowane na rok 512) to dzisiejsza wieś Dziedzice w gminie Barlinek (woj. zachodnio pomorskie). Następnie omówił dzieje pomorskiego państwa, skupiając się m.in. na rzekomym podboju

Mieszka, dowodząc, że polski książę tak naprawdę niczego istotnego dokonać nie mógł, a już z pewnością niczego co mogłoby pozostawić istotny ślad w historii. W podobnym tonie podsumował epokę pomorskich podbojów Krzywoustego, przypominając, że Pomorze nie było od polskiego władcy zależne ani politycznie, ani podporządkowane religijnie, bowiem kościół na Pomorzu nie podlegał biskupstwu gnieźnieńskiemu. Pozytywów najazdu Krzywoustego można się natomiast upatrywać w scaleniu większej władzy w rękach jednego kaszubskiego księcia Warcisława I, a także rodzącą się świadomość i potrzebę niezależności Pomorzan zarówno od Polaków, jak i od Niemców. Profesor Szultka sprzeciwił się także pojęciu germanizacji Kaszubów przed XVIII wiekiem. Co prawda miało miejsce stopniowe niemczenie mieszczan, pomorskiej szlachty, wreszcie też i ludności wiejskiej, ale nie miało ono charakteru zinstytucjonalizowanego i planowego, stąd nie może być traktowane na równi z germanizacją. Owo niemczenie wynikało raczej z wyższości niemieckiego poziomu cywilizacyjnego, który jednak prof. Szultka stanowczo odróżnia od poziomu kulturowego – mówiąc, że dawna kaszubska kultura nie ustępowała niemieckiej. Wnioski jakie płynęły z tej prelekcji zaprzeczały utartym opiniom o szybkim, głębokim i kompletnym zniemczeniu Kaszubów w Księstwie Pomorskim. Szultka odwoływał się przy tym m.in. do słów Jana Bugenhagena


1 O - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

(żyjącego na przełomie XV i XVI w.), który opisując swą podróż z Trzebiatowa w stronę granicy z Polską, pisał, że podróżuje przez region kaszubskojęzyczny. Po tym pełnym emocji i autentycznej pasji wystąpieniu przyszedł czas na prof. Rymara i jego omówienie tematu „Gryf u Gryfitów”. Zwrócił uwagę na ciekawą kwestię patronimów, czyli nazw rodów biorących się od imienia legendarnego lub historycznego założyciela: Piastowie od Piasta, Jagiellonowie od Jagiełły, Przemyślidzi od Przemysła, Rurykowicze od Ruryka, Mojmirowice od Mojmira... na tym tle Gryfici biorący nazwę rodu od swego herbu są ewenementem w skali Europy. Ostatnim z profesorów był Cezary Obracht-Prondzyński z referatem „Pomorskie dziedzictwo Gryfitów współcześnie”. Nawiązał do PRL-owskiego hasła „Byliśmy-Jesteśmy-Będziemy”, które w w odniesieniu do ziemi bytowskiej, z którą się identyfikuje, traci swój propagandowy ciężar, a nabiera rzeczywistego sensu, tym bardziej w przestrzeni, w której wciąż obecne są ślady pomorskiej dynastii. Kolejną poruszoną kwestią był brak rzetelnego muzeum, którego zadaniem byłoby przedstawiać historię Pomorza w pełnym jej skomplikowania i bogactwa wymiarze. Tutaj padła propozycja, by tego typu przedsięwzięcie ulokować np. w Słupsku – w pomorskim centrum. Na koniec sesji popularnonaukowej znalazł się jeszcze moment dla językoznawczyni, dr Beaty Afeltowicz, która omówiła nawiązania do gryfa i Gryfitów w nazwach stowarzyszeń, firm, przedsiębiorstw itp., rozpatrując je pod kątem lokalnego patriotyzmu.

i sama wystawa mieści się w jednej tylko, choć wielce efektownej, sali. Całość jednak świetnie uzupełniają prezentowane w sąsiednich salach ekspozycje dotyczące m.in. historii zamku, działalności i dzieła Eilharda Lubinusa, dzieje Sydonii z rodu Borków, a także historii pochówków i sarkofagów książęcych. Cieszyły słowa organizatorów, którzy odwołując się do historii i kultury Pomorza, wreszcie dostrzegli kontekst kaszubski jako ten rdzenny i pierwotny, a do tego jako wartość, do której i dziś można by się odwoływać. Przedostatnim punktem obchodów było odsłonięcie przy katedrze św. Jakuba obelisku upamiętniającego pierwszych mieszkańców Pomorza. Tekst mówiący o tym, że „na tej ziemi, od ok. VI w. przez kilkaset lat mieszkali Kaszubi” na pewno będzie wzbudzał zainteresowanie Szczecinian, dla których w znacznej części pomorska historia jest zupełnie nieznana. A i sami Kaszubi będą mieli okazję poczuć historyczną dumę odwiedzając groby swoich książąt w katedrze. Po odsłonięciu obelisku rozpoczęła się msza z liturgią w języku kaszubskim. Po jej zakończeniu, w kaplicy, w której spoczywają szczątki Gryfitów, złożono kwiaty oraz zmówiono za nich krótką modlitwę. Było w tym momencie coś niezwykle poruszającego... O władcach, którzy nie zawsze pamiętali o swoim własnym narodzie, po tylu wiekach ten naród jednak nie zapomniał.

Owocem streszczonej (z pewnością niedoskonale...) powyżej sesji ma być książkowe wydanie przedstawionych referatów. Padła również z ust prof. Kazimierza Kozłowskiego - moderującego konferencję, propozycja/zapowiedź debaty, nieograniczonej czasowo, na tematy kaszubsko-pomorskie pomiędzy profesorami Szultką i Rymarem. Wedle pierwszych ustaleń miałaby ona mieć miejsce w listopadzie tego roku. Po zakończonej konferencji goście udali się na Zamek Książąt Pomorskich, by tam wziąć udział w otwarciu wystawy „Pod Skrzydłami Gryfa”. Ekspozycję podzielono na kilka części, jest gryf jako zwierzę mityczne, gryf na dworze książąt pomorskich, gryf po wymarciu dynastii Gryfitów, gryf w herbach miast, a na koniec kolaż filmowy - wedle słów organizatorów - „ukazujący gryfa jako symbol nowoczesnego oblicza regionu”. Liczba eksponatów nie jest duża, a

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 1 1

POMIGANY POMORSKI DOMINIKA FLORCZAK I DARIUSZ KOSZTOWNY

Choć nie mówi się o tym głośno, na Pomorzu nie tylko Kaszubi mają własny język. Każdy z nas chce mówić pięknym, czystym językiem znanym z serwisów informacyjnych; każdy angielskim włada, jakby został wydany na świat przez samą Elżbietę II. Robimy tak – ale tylko oficjalnie. W domowym zaciszu, wśród przyjaciół, na terenie bezpiecznym pozwalamy naszym regionalizmom, slangom, gwarom i kolokwializmom szaleć do woli. Używanie naturalnego języka stało się nienaturalne całkiem niedawno. Jedną z pierwszych rzeczy, jaką możesz usłyszeć w Szczecinie, jest zdanie „mówimy najczystszą polszczyzną w Polsce”. Zdanie to, powtarzane jak mantra, wypowiadane setki razy dziennie przez biznesmenów, motorniczych, radnych, fryzjerów, nauczycieli… zawiera w sobie najczystszy w Polsce smutek. Brak „nieczystości” oznacza brak przeszłości. Kaszubi od lat walczą o pewną niezależność, o uznanie walorów ich kultury płynących właśnie z odrębności kultury języka. Nie są oni jedyni na Pomorzu. Z podobnymi problemami muszą zmierzyć się głusi. To właśnie lokalny język migowy rozwija się na wspak tendencjom globalnej wioski. Istnieje przekonanie, że język migowy to jednolity byt w rodzaju średniowiecznej łaciny opierający się na grze gestów. Nic bardziej mylnego. Język migowy posiada swoje odmiany narodowe, regionalne, miejskie, osiedlowe. Logicznym jest więc też to, że istnieje odmiana pomorska! Podjęto próby stworzenia jednego, pełnego norm i zasad języka (system językowo-migowy). W uproszczeniu: miał on na celu ujednolicić i ułatwić kontakt między głuchymi a słyszącymi oraz pomiędzy regionami. Większość słyszących rozpoczynających przygodę z językiem migowym zaczyna właśnie od systemu. Głusi jednak szybko sprowadzają na radosną i swobodną ścieżkę języka naturalnego.

Jaka jest ta droga? Mniej oczywista. Dzień dobry, do widzenia czy dziękuję wygląda w całym kraju tak samo. Problemy zaczynają się jednak dość szybko… Każdy region ma własne określenia. Język mówiony zna inne określenia niż migany i odwrotnie. Inaczej migają głusi wychowani w rodzinach słyszących, inaczej – w rodzinach niesłyszących. Inaczej starsi, inaczej młodsi. Jakby tego było mało, znaki (nazywane potocznie migami czy gestami) rodzą się same w trakcie rozmowy, a ich żywot może trwać kilka minut lub wejść do szerszego obiegu. Jeśli poruszymy problem lokalnych różnic z głuchymi, dość szybko usłyszymy narzekania na ten czy inny region. Dowiemy się też co nieco o… akcencie. Te i inne problemy spotkaliśmy w zeszłym roku w trakcie pracy przy spektaklu o pomorskiej piękności, Sydonii von Borck pt. „Wilcze Piętno”. Sam pomysł dwujęzycznego spektaklu brzmi dość karkołomnie. Lecz jak pogodzić musical ze światem ciszy? Jak przetłumaczyć nieprzetłumaczalne? Jak stworzyć nowe słowo tak, by przez publiczność było od razu zrozumiane? Nie mamy instrukcji. Wiemy za to, że najważniejsze jest szukanie podobieństw i zakochanie się w różnicach. Dzięki tej obserwacji, czy raczej zderzeniu i starciu się tych dwóch różnych kultur, na nowo zrozumieliśmy i przemigaliśmy słowo renesans. Nie musimy też więcej literować imienia Sydonia – wystarczy, że pokażemy „wilk” i wszyscy rozumiemy, o kim mówimy. Na scenie oczywiście królowały pomorskie znaki. Inaczej nie mogliśmy. Świat zna tysiące języków. O wielu z nich nie usłyszymy – znikną na rzecz bardziej oczywistych, popularnych, czystych. Nie ojczystych, nie naturalnych, w żaden sposób nam nie bliskich. Proponujemy iść za przykładem głuchych i… pozostać głuchym na wszelkie podłe próby wyrównywania języków.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


1 2 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - P Ò E Z Ë J Ô - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

DÔWID MIKLOSZ Dorastanie Dziś widziałem szalonego. Siedział w kucki, przy płotku, z pustym kubeczkiem w dłoni, gadał coś od rzeczy. Pierwszy chyba raz nie widziałem w nim proroka, pośrednika, apostoła. Pierwszy chyba raz nie widziałem w nim poezji. Pierwszy chyba raz nie odczułem potrzeby napisania o nim.

Dozdrzelewanié (tłom. Macéj Bańdur) Dzys jô widzôl czidlégò. Sedzôl na ùczk, kòle plotka, z lózym beczerkã w rãce, radzyl wczeraszé. Mést pierszi rôz jô nie widzôl w nim proroka, pòstrzédnika, apòsztla. Mést pierszi rôz jô nie widzôl w nim pòezëje. Mést pierszi rôz jô nie pòczul pòtrzébnoscë napisaniô ò nim.

Z dialogów z dialogów którym nie dane było zaistnieć co najmniej ekscytujący byłby ten który nie odbył się między Dionizosem i Marsjaszem sylenem odczekując kilka grzecznościowych uwag o Apollinie chełpliwy sylen wspomniałby wreszcie Midasa mniemam iż po chwili nie chcąc pozostać dłużnym Dionizos ripostowałby jak następuje: „taki na przykład Fryderyk Wilhelm również uparty był bardzo na te końskie uszy”

[tu rzecz należy przerwać gdyż staje się nowego typu snobizmem mnożenie dionizyjskich apokryfów]


-- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 1 3

Wjazd do Jerozolimy kiedy wjeżdżał do miasta ludzie wyszli mu naprzeciw i radowali się (okruchami tańca karmiono tysiące) kiedy wjeżdżał do miasta był spokojny cichy wewnątrz kiedy wjeżdżał do miasta pachniał jeszcze drewnem łodzi piaskiem w którym lągł się pokój (drobiny śpiewu mnożyły się w ustach) kiedy wjeżdżał do miasta słońce stało już dość krwiście miało się ku wieczorowi kiedy wjeżdżał do miasta było zbyt głośno by usłyszał ktokolwiek jak w jego wnętrzu pogwizdując rozkładał pasjansa król Itaki (wtedy na kurhanie Achillesa wschodziły pierwsze trawy)

[- jestże coś jeszcze do powiedzenia w kwestii półbogów?]


1 4 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - P Ò E Z Ë J Ô - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

GRACJANA PÒTRËKÙS

20.08.2014 czësto nowé malënë

3.08.2014 stało się w czasie teraźniejszym

czësto nowé mëslë przëszłë na mój mùsk mùskają mie pòmale malëną malinczé czësto nowé mëslë na mój mùsk czësto czôrny

Mimo braku szyb przeglądam twarz w ciemności pędzącego lasu Obolałam na myśl o dźwięku metalowej prędkości i braku szyn Odchodzę od zmysłów i wracam do siebie składem w kierunku domu Mimo braku szyb

2014.08.31 mam myśli mam na myśli spokój właściwie pod myślą gdzieś pod rozprostowanym kręgosłupem pod położonym ciałem niemyślącym wstać. całe prześcieradło rozprostowuje się w spokoju. całe ciało nie myśli


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 1 5

ARTUR JABLONSCZI

Wilcë kòle lëdzy tëlé òpòwiedniów jakbë jima dôl jaczich kwiôtków co roscą w tich jezórkach pòd lasã taczich biôlëch z nich bë cëzô skóra òpadla nazôdka bë bëlë szczestlëwi Niechtërnym sã wëdôwô że wicy pòtrafią jak chleba jesc na lëdzczi szczescé ni mògą wzerac ti chòc wëwrócą wòzë z wieselim swòje dzeckò ùczarzą scygną z nieba sniég westrzód gòrącéhò lata òni rozmieją we wilka wlezc

Òrzechë co të zrobisz czej cygnie czlowieka w strzódã jistno ne trurôczë wiedno są w gromadze czejbë tak móg jaczich òrzechów so zjesc dostac takô mòc cobë sã òbrócëc w trurôcza. tej më bë mògla zalecec hejnë le abò jesz dali ò pòrénkù wiedno pierszi witac wschód sluneszka nicht ju bë nas nie zawrócyl w milniô żëcéhò


1 6 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - P Ò E Z Ë J Ô - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

MATEÙSZ TITËS MEYER

Czej cësza zjimô chëcze, Dôwô sã merkac pùkniãcym Achtającym cëchszé zwãczi Òd cëszë - wiéw sztrumòwëch sprzãtów, Strëdżi lëftu w scanach, a tej Wchôdac bë mia mëma: biôj spac! Biôj spac! Zarô, zarô! Rozjisconô, bò jesz sedzã W swòjim mieszkanim.

„Zédżer” abò 17.9.14

Jesz nie wiész, czë chcesz wicy jak kòl taszë Ë nié dzysô le Jesz nie wiém, co jak snica mają prôwdã Ë móm namkłé miec

„Jesz jes” abò 3.10.14


-- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 1 7

Slôdny zéw trulaczów mô zabróné lato Mët z òdeńscym cëszë nocą przëszłë mòrë Ju nie wiém je to glada w mòrzu Chôdóm midzë zemią a zemią a nade mną lëdze Na sztrasë wëszłë dzecë nocë Ni móm strachù lasu le zdrzec na jich lica Lëdze jaczich pòtikóm są z jinégò swiata W mòjim kraju jesz nie wzeszło słuńce Chcema jachac tu nie czëją zëmë Widë najich gardów przëbôczają smùtan Jô bë chcôł miec òczë Leżã swiat zabądzë

„Slôdny zéw trulaczów’” abò 30.9.14

Slôdny zéw trulaczów przëwlókł stôri zyb Dze są rozwidnioné lica naszëch dniów W snicach przëchôdô mòjô mãka To òd mòrza cygnie ta dësznota Ni mògã zôs dwigac sã Mój krôj mô jinaczi na miono Môsz zabëté swiata W stôrëch kùrpach schôdôsz do zarka Jeżlë tak tej lepi nié Òdchôdô Ni mògã zôs dwigac sã Leżã Biôjta hewò je

„Slôdny zéw trulaczów 2” abò 3.10.14b


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 5


GALERËJÔ dzél 1 JADWIGA SUBCZYŃSKA

¿Has visto estos ilusionistas? algunos de ellos eran profetas


4 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - P Ò E Z Ë J Ô - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


-




2 4 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Ł U Ż Ë C A - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

WICÉ JAK 1OO SKAŻONËCH ŁUŻËCCZICH WSY A MIAST W NIEMIECCE MACÉJ BAŃDUR Niżnô Łużëca w Niemiecce bëla òtczëzną Łużëcczich Serbów nômié òt sódmégò wiekù, chòcô ju wicé jak tësync lat nie są Serbòwie samòstójny. Wëbëlë w swòjim domôctwie do dzys, wëbëlë nawetkã cãżką dobã hitlerizmù. Jaż do powòjnnégò czasu bëlë wikszoscą w bezmalga cali Łużëcy.

Dzys móże kòl dzesync mlodëch jész rozmieje dobrze gadac pò niżnoserbskù – rzek przed dwùma latoma Markùs, czej ma stoja na kraju wieldżi pùscëznë, chtërna òsta pò rozkòpanim wsë Łakòma. Sóm nôleżi ti wąsczi gromadce. Reszta to są le starszi lëdze. Rôjskô nôdoba serbsczégò kraju chùtko sã mieniô, w Rědnej Łužycy (Piãknô Łużëca to titel a pierszé slowa himnu) wiedno wicé môlów wëzdrzi jak pùscëzna. Nieszczescã dlô Serbów – na jich zemi je bòkadosc brunégò wãgla. Niemieckô Federacëjô stôwiô tu czerpiska ë nëkô mieszkańców z jich wlôsnëch chëczów. Wënëkańcowie są przesedlony do jinëch wsy a miast, czãsto niemiecczich, chdze stôwają sã miészëzną, marginesã, co chùtkò sã germanizëje. Stojã w placu, chtëren wëzdrzi jak pò

atomòwi nalecbie ë ni mògã przińc do se, bò ni móm pòjmieniô, jak to móże sã dzejac w kraju w serdcu Eùropë, zarô za grańcą. Wëdobëcé trëwô czile-czilenôsce lat, czasã përznã wicé. Pózdnié ta zemia je òstawionô, zdzartô a znorzonô. Tak gòlô, że nick nie chce tam rosc. S calégò wëdobëcô niewiele piądzy òstôwô w Łużëcy. Wëdobëcym zajimô sã Vattenfall, szwédzczi państwòwi energeticzny kòncern. Miasta a wsë, chtoré stoją na drodze do wãgla, òstôwają pòtlëklé w niwco, do gromadë z łużëcką architekturą a nôtërą. Nôslédné môle ju żdają w rédze. Dejmë nó to Rowne, miasteczkò, chdze mieszkają slédny Serbòwie gôdający slepiańsczim dialechtã, slawùtny dzãka bògati kùlturze spiéwaniô. Rowne bdze jész jistnialo czile lat. Móże dzesync. Le nicht nie wątpi, eż ten plac téż pùdze w përzënë. Jedną òt zniszczonëch wsy je Łakòma. Tam je widzec pôrã bùdinków, a za nimë – wësoczi plot òt drzewianëch stôlpów wëbùdowóny. Tam dalé je pòglądowi plac dlô letników. Na ploce propagandowi


-- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 2 5

plakat. Je nó nim mòżno òbaczëc jak tam mô wëzdrzec w 2030 rokù. Niemcë prosto zalewają në szwernótné dzurë wòdą. Zamiast puscëznë widzymë wieldżé jezoro ë bôtë. Ùceszba dlô turistów. Nowi, spaniali swiat.

Pón pśiźo jazor abo wětšniki, jo, my mamy hyšći jazory, my móžomy wšuźi plěwaś* - smieje sã Markùs, ale w jegò glosu je czëc gòrszcz. - Niemcë ó tim mówią czejbë to bëlo co piãknégò a wieldżégò, że tu të jezora bądą, ale ó tim, że tu wsë a lasë bëlë – ó tim dërch nicht nie gôdô. Abò nie chce gadac. To nie chce nicht wiedzec... Jesma sã nazdrzala dosc. No jo, wjele njejo wiźeś, źěru a pěsk.** - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

* Pòtemù przińdze jezoro abò wietrzniczi, jo, më mómë jész jezora, më móżemë wszãdze plëwac. ** Në jo, wiele ni ma widzec, dzurã a piôsk. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

samòstójny niepodległy, niezależny; domôctwò ojczyzna, też: dom rodzinny; pùscëzna pustynia; nôdoba uroda; wënëkańc wygnaniec; nalecba nalot; nôslédny następny; pòglądowi plac miejsce widokowe; gòrszcz gorycz, wietrznik wiatrak, dziś też: turbina wiatrowa

fot. Macéj Bańdur


2 6 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Ł U Ż Ë C A - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

òdjimczi òd Jiřinë Babicczi

SENSACËJÔ MÔ PÒMÒC JIŘINA BABICKÁ

z czesczégò jãzëka tłom. Macéj Bańdur

W sobòtã 23. serzpnia przebiegla w Niżny Łużëcy, na grańcy Niemiecczi z Pòlską, akcëjô na ôrt lëdzczégò lińcucha. Bëla zòrganizowónô jakò protest procëm wëdobëcu brunégò wãgla a każeniu zamieszkónëch môlów. W tim przipôdkù zniszczenié grozy wieskòma Kerkòjce (Kerkwitz) a Grabk (Grabko), chtërnë dzeli kòl 8 kilométrów. Prawie në wsë miôl sparlãczëc lëdzczi lińcuch. Pò zdrzeszenim ny dôlé lëdzamë to dalo mùzyczny festiwal pò pòlsczi starnie grańcë. Z leżnoscë dérëjący przedwelacëjowi kampanëje, w akcëją angażowalë sã wszelejakné pòliticzné partëje a téż ferejnë biôtkùjącé ò òchronã nôtërë. Czej trëwala rekrutacëjô ùczãstników, sôd kòle mie wanożnik ze Szwedzczi, chtëren mëslil, że jem zrobila geògraficzną zmilkã, a dzél pòrénkòwi Niemiecczi slëchô Serbóm z Balkańsczégò Pólòstrowa. Na pòpôlniowim festiwalu na stojiszczu z wòrsztą jesmë pòtkalë dwie Szwédczi, chtërnë kòmentowalë, że je jima lëchò, czej drëdzy je parlãczą z Vattenfallã: Szwedzkô je żadnô! Gôdalë,

co na lëdzczi lińcuch jich przëjachalo 75 sztëk dwaszosowim aùtobùsã. Jiscą sã, że kòl nich nicht nie wié co sã dzejô, że do mediów nick nie trafiô a że colemalo we Szwedzce sã wierzi, że kòncern Vattenfall, chtëren wëdobiwô téż na Łużëcy, pòmôgô strzodowiszczu a lëdzóm, chtërny w nim żëją. Pitalë sã mie: wa, Czeszë, wiéta, że tu lëdze bezskùteczno sã bronią procëm kòpaniu wãgla na jich zemi? Jô przëznala, że wikszosc Czechów ani nie wié ò wëdobëcym, ani ó tim, chto to są Łużëcczi Serbòwie. Ale są wëjimczi. Jednym òd nëch bëlë ùczãstnicë akcëje, co przëjachalë ze zniszczonëch abò zagrożonëch rejonów w Czesczi Repùblice, na prziklôd z Wiżnégò Jirzecëna (Horní Jiřetín), Lëtwinowa (Litvínov), Sokòlowa (Sokolov) abò Ùscô (Ústí) a òkòlëcë. Czlowiek czëje bùsznosc, czej widzy „sąsedzczé” wspiarcé. Ë nié le no sąsedzczé: w akcëji mielë swój dzél lëdze z cali Eùropë a drëdżich kòntinentów. Przëjachalo kòl 7 500 òsób. W rëchtowanié pòtkaniégò angażowa sã rësznota Greenpeace, chtërna przecygnã wiele fanów retaniô swiata a téż fanów sensacëje.


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 2 7

To nie dô 7 500 jistnëch lëdzy, dlôte nie zadzëwòwa mie gromadka Czechów szmërgającëch smiecë w majsné pòle abò beniel, co jamrowôl, że gò nie jinteresëje niżóden lińcuch, bò je tu przëjachóny dlô festiwalu (dërch móm nôdzejã, że to bëlo rzeklé przekãsno). W różnoscy ny wieloscë lëdzy ùwôgã przëcygalë dzéwczãta a bialczi wszelejaczi nôrodnoscë, chtërnë robilë za módelczi na przezérkach nawôrcający módë hippie. Niejednë gromadczi wëskôkôwalë z aùtobùsów jak teamë z widomim dresscode’ã, bawilë sã w swòjim towarzëstwie a zabôwialë sã robienim pòspólnëch òdjimków. W procëmnoscy do tëch, co wësôdlë môlczką, rozpakòwalë wieldżé transparentë z łużëckòserbsczimë nôdpisamë a bez plestaniô dążelë w starnã stojiszczów, gdze lińcuch miôl swój zaczątk. W lëdzczim lińcuchu mia téż swój dzél „trzecô starna” - lëdze, chtërny stojelë wedlą szoségò a wzeralë na nas, jak mómë starã sã chwacëc za rãce, le ni móżemë wszëtcë, bò dërch pòjôwiają sã dzurë midzë namë. Tak jô zawòla jednégò chlopa, òpierającégò sã ò pòrãczé, co òn bë sã dolączil. Rzek, że na tutã akcëją je przëjachóny na kòle jaż z Nyrëmbarga - przëjôl le temù, cobë sobie pòwzerôl? Jô gò nie spitala. Czej lińcuch bél do kóńca, na dardze nazôd do aùtobùsów jô pòtkôwala môlé gromadczi Serbów abò samòtné òsobë trzëmającé serbską fanã a blądzącé pòstrzód rzmë lëdzy. Jistno jak drëdzy na festiwalu, z òpùszczonëmë tôflamë ë zapisanëmë

sztëczkamë sztofù nad glową, w gãstniejący ùrmie, chtërna ju sã nastawila barżi na rozegracyjny dzél dnia. Festiwalowi wieczór jem sã bawila z jednym òd nëch jindiwidualëstów z łużëcką faną na rubzakù. Zagwësniôl miã w mòji mãkòliji, chtërny przëczëną bëlo calé pòtkanié, że to nie je smùtné, bò sprawë zaczinają dostawac szwągù. Nawetka jeżlë wiele lëdzy, chtërnëch sã tikô problem wëdobiwaniégò brunégò wãgla nie są przëjachóny, a zamiast nich dopisalë entuzjascë pragli emòcyj a festiwalowégò klimatu. Mimò mòjégò nieùbëtkù, chtërnégò przëczëną bëla mòja ùdba ó ti rozmajitoscy w taczi wieloscy lëdzy, mùszã rzec, że prôwdã miôl mój drëch, chtëren na mòjã niechãc òdpòwiedzôl, że sensacëjô móże pòmòc, tej je dobrze, czej przëjedze chtolebądz, chòc le temù, cobë sã pòbawic. Dlôcz nié - za blós 200 kòrón (kòl 32 złoté - przëb. tłom.) entuzjascë mògą so kùpic aùtobùsowi biliet stąd a nazôd z Czech jaż do Kerkòjc. Greenpeace to wié. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - ferejn stowarzyszenie; dôlô odległość, dal; leżnosc okazja; dérëjący trwający; przedwelacëjowi przedwyborczy; pòrénkòwi wschodni; dwaszosowi dwupiętrowy; bùsznosc duma; przekãsno ironicznie; Nyrëmbarg Norymberga; sztof materiał, tkanina; rzma, ùrma tłum; szwąg rozpęd, rozmach; nieùbëtk niepokój; chtolebądz ktokolwiek


2 8 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Ł U Ż Ë C A - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

JAK DZECË CHÒWAC, TO PÒ ŁUŻËCKÙ WËWIÔD Z FRIEDEMANNÃ WENZLÃ gôdôł ë tłomacził z enielsczégò Macéj Bańdur

Co dwa lata w Łużëcy je rëchtowóny kùrs łużëcczégò jãzëka a kùlturë. Przëjéżdżają na niegò lëdze z calégò swiata, nôwicé jednak z Czech, Mòrawë, Pòlsczi, Slowacczi ë Niemiecczi. Latos ùczãstnicë sã ùczëlë w Lëpskù a Bùdzëszënie. Niejedny sã zapisëją na kùrs z cekawòscë, drëdzy z miloscë do cëzëch jãzëków. Tej-sej pòtkómë téż samich Serbów, chtërny chcą pòznac jãzëk swòjich òtców. Nié czãsto jednak jidze pòtkac môlowégò Niemca, chtëren nié le chce naùczëc łużëcczégò jãzëka sóm sebie, ale téż swòjã serbską bialkã, a tej chce tã mòwã przekazac swòjima córkòma. Pierszi krok ju mô zrobioné - pòslôl je do łużëcczégò przedszkòlô.


-- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 2 9

Jakóż to przëszlo, co Të pòstanowil sã zapisac na latny kùrs łużëcczégò jãzëka? To dô przënômié dwie przëczënie. Pierszô: mòja czesc je Serbka. Chòcô mòja białka sã nie ùczëła serbòłużëcczégò jakò dzeckò (a szkòda), to chcema chòwac naje dwie córce w sorabsczi kùlturze. Jesma ti dbë, że na kùltura to w Niemiecce wieldżi skôrb. Jô sóm mëszlã, że móm straconé swòjã niemiecką kùlturã, pòza jãzëkã, czile lëdowimë piesniamë ë përzëną lëteraturë - jak bôjczi bratów Grimm. A tu je stôrô kùltura dërch żëwô, z lëdowòscą, lëteraturą a tak dalé. To sã nama widzy, móma wielgą serbską rodzënã a to dôwô pòczëcé, że „w tim swiece je wcyg pòrządk”. Móże to je letkòwiérné, ale nick nama ó to nie je. Chcema dac najima dzôtkòma mòżnosc bëcô dzélã serbskòłużëcczégò lëdu barżé jak ma jesma. Drëgô przëczëna? Dopiérze jem ùczony na ewanjelëcczégò ksãdza ë robiã w kòscelnym zbòrze, chtërnémù tradicyjno nôleżą Serbòwie. Mój ùczicel to główny serbsczi ewanjelëcczi predich a òn zabédowôl mie zapisanié sã na latny kùrs. Dlô mie to bëlnô szansa ë priwatno, ë warkòwno. Je serbskòłużëckô kùltura żëwô w Bùdzëszënie? Mòje widzenié je taczé, że Bùdzëszëno jakò „Serbskô Stolëca” to òsoblëwi môl. Tu są wszëtczi łużëcczé jinstitucëje, tu sã rozwijô serbskô wësokô kùltura. Lëdze jak jô, chtërny są blëzë Serbów, czãsto mògą sã pòstrzéc w przejawach łużëcczégò żëcô. Le mieszkańcë, co ni mają nic do sprawë z Serbamë w swòjich familëjach abò w robòce, nie widzą wiele pòza czile zwëkamë jak sławùtné jutrowne jěchanje rôz w rokù. Tej tak w całoscy łużëckô kùltura je dzélã Bùdzëszëna, le nie je wszechprzëtomnô. Jinaczi to wëzdrzi w richtich serbsczich wsach na nórd-west òd gardu. Tam mieszkańcë to zwiksza Serbòwie. Wszëtcë gôdają na co dzéń pò łużëckù, czasã dzecë ùczą sã niemiecczégò le w szkòli. Tamò na kùltura je żëwô ë mòcno zdrzeszonô z codniowim żëcym. Co bùdzëszińsczi nie-Serbòwie mëszlą ò ny dwajãzëkòwòscy w miesce? Niejedny mieszkańcë są Serbóm nieżëczny, to je wiedzec. Ti rzeką „Serbòwie chcą sã trzëmac le ze sobą, nie chcą gadac pò niemieckù chòc jô ni mògã pò łużëckù”. Jednak mëszlã, éż to jak wszãdze: czej pùdzesz do cëzëch żëczny ë zacekawiony, colemało nalézesz òtemkłé dwiérze. Jô tak móm robioné sta razy. Wikszosc mieszkańców ni ma niżódnëch tôklów z Serbamë. Zamiast tegò czëją bùsznosc, że żëją w kraju z tak „egzoticznëmë” tradicëjamë.

òdjimczi òd Maceja Bańdura

- - - - - - - - - - - - - - - - czesc, starka teściowa; predich pastor; warkòwno zawodowo; zwëk zwyczaj, tradycja; wszechprzëtomny wszechobecny; nieżëczny nieprzychylny, nieżyczliwy


3 O - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Ù C Z B A - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

NR 3

KASZËBSCZI NIÉ DO PÒCZÃTNIKÓW

MACÉJ BAŃDUR

Tekst nr 1: Bórk, kartësczi kréz / Borek, powiat kartuski Tam béł jeden ksódz ji jeden òrganista, ti sã ni mòglë zgòdzëc. Ten òrganista szed czasã do karczmë ji pił piwò ji grôł w kartë, a ten ksódz to ni móg lëdac. Jednégò dnia ten ksódz dôł tegò òrganistã zawòłac, a jak òn przëszed, té òn rzek do niegò: „Wë sã mùszice pòlepszëc, słëchôjce le co mie sã sniło òstatnó noc. Mie sã sniło, że jô béł pòdniosłi ji przëszed do nieba. Tam bëło barzo (bar’zo) piãkno, ti aniołowie spiéwelë ji chwôlëlë Bòga, a jô chòdzył pò niebie a swiãti Pioter szed ze mnó a pòkôzôł mie wszëstkò. Té më przëszlë do jednych dwiérzi, a za timi dwiérzami béł wieldżi trzôsk. Jô sã pitôł tegò swiãtégò Piotra, co tam bëło. Òn rzek: ‚Ach, ta je ta jizba, gdze ti òrganiscë sedzó, òni pijó wiedno ji grajó w kartë ji robió trzôsk’. Té jô òdeck. Terô òprzestańce grac ji pic, pòlepszôjce sã!” Ten òrganista to przërzek ji szed précz. Drëdżégò dnia òn przëszed do ksãdza ji rzek: „Jegòmòsc, jô miôł téż jeden sen”. Ten ksódz rzek: „Pòwiadôjce!” Ten òrganista pòwiôdôł: „Mie sã sniło téż, że jô béł w niebie i sjãti Pioter mie pòkôzôł wszëstkò. Té më przëszlë do jednych dwiérzi, tam bëło wszëstkò sztël. Jô sã pitôł, chto w ti jizbie béł. Sjãti Pioter rzek: ‚To je ta jizba dlô tich ksãdzów’. Jô rzek: ‚Pò prôwdze ti sedzó ji sã mòdló.’ Sjãti Pioter rzek: ‚Wezdrzë tu le!’ Ji òdemk të dwiérze, ale w ti całi jizbie nicht nie béł, òna bëła czësto próżnó.” Ten ksódz nie pòwiôdôł temù òrganisce wiãcy żódnégò snu. ksódz, òstatnó, mnó itd. - częste w niektórych gwarach języka kaszubskiego odnosowienie ą i zrównanie tej samogłoski nosowej z ó ni mòc lëdac nie znosić dôł zawòłac, dac zawòłac kazał zawołać té, tej, te wtedy òdeck, òdecknąc obudzić się sjãti swiãti; dialektalne uproszczenie grupy spółgłoskowej, por. swinia, swiãto, Swiónowò → sjinia, sjãto, Sjónowò wezdrzë tu le, wezdrzec zajrzyj tu, spójrz nicht nie béł nikogo nie było; patrz: Objaśnienia


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 3 1 Tekst nr 2: Jizbica, słëpsczi kréz / Izbica, powiat słupski

Objaśnienia:

W stôrich czasach ti lëdze, co mieszkal w Gówczicach, ti bëlë wszëtcë niekrzescyjanie; òni nie wierzil w pana Krëstisa, ale òni mielë dwù bògów, Biôłéwò Bòga a Czôrnéwò Bòga. Biôłi Bóg béł dobri, ale Czôrny Bóg béł złi, ten béł diôbeł. A òni mëslil, co b ten Czôrny Bóg béł mòcniészi jak ten Biôłi, a jewò kòscół stojôł na ti nôwëższi górze, a ten Biôłi Bóg miôł swój kòscół tã, dze nynia ten kòscół stoji. Pòtim ti lëdze sã nawôrcyl wszëtcë na krzescyjanską wiarã. A cel panu Krëstisu bùdowac kòscół na ti nôwëższi górze, a to béł ten Fichtbarch, dze tewò Czôrnégò Bòga kòscół miôł stojałé. Ga òni przëwòzyl cegłë a balczi do kòscoła, të kònie ni mògłë cygnąc tëch wòzów zgórã a òstałë stojącë. A òni zlôdal wszëtkò a nioslë zgórã. Ale drëdżéwò dnia të cegłë a të balczi bëłë zdrzuconé s té górë na dół. Te ten ksądz rzek: „Nic nie pòmóże, ten Czôrny Bóg je rozgòrzony, co wë nie wierzice dłużé w niewò, òn nie pòzwòli niga, co wë bùdujece ten kòscół pana Krëstisa tã, dze jewò kòscół mô stojałé. Më mùszim szëkac jiné miastkò.” Te òni zbùdowal ten kòscół tã, dze ten Biôłi Bóg miôł swój kòscół.

I

mieszkal, wierzil, mëslil itd. - mieszkali, wierzyli, myśleli; cecha gwary kabackiej biôłéwò, jewò, tewò itd. - czytaj: -éŭo tã, tam tam nynia teraz miôł stojałé, miec stojałé stał był; czas zaprzeszły, patrz: Objaśnienia balczi, balka belka zgórã w górę, do góry zlôdal, zladowac wyładować zdrzuconé zrzucone; w kaszubszczyźnie zwykle z + rz → zdrz, s + rz → strz, por. zdrzébiã, strzoda; w gwarach słowińskich nawet między wyrazami, np. przez rzékã → przez d-rzékã s, se z; forma spotykana w dialekcie północnym, dawniej s „with” i z „from” stanowiły dwa odrębne przyimki s té z tej; zachowane rozróżnienie form dopełniacza oraz miejscownika/celownika, np. D. ni ma té jabłonie, C. ùrznã gałąz ti jabłoni, Msc. gôdóm ò ti jabłoni te, té, tej wtedy wë nie wierzice wy nie wierzycie; w gwarach kabackich i słowińskich forma i grzecznościowa, i liczby mnogiej, w odróżnieniu od formy wa wierzita, która oznaczałaby jedynie liczbę podwójną niga nigdy miastkò miejsce

W języku polskim negacja czasownika w niektórych sytuacjach wymusza zmianę przypadku podmiotu, np.

Tam są ryby. → Tam nie ma żadnych ryb. W języku kaszubskim natomiast nie jest to konieczne, równie często możemy spotkać formy, w których ten proces nie zaszedł.

Tam są rëbë. → Tam nie są niżódne rëbë. W ti jizbie nichto béł. → W ti jizbie nicht nie béł. lub:

Tam są rëbë. → Tam ni ma niżódnëch rib/rëbów. W ti jizbie nichto béł. → W ti jizbie nikògò nie bëło. II Język kaszubski posiada więcej czasów niż język polski, między innymi czas zaprzeszły. Stosujemy go, gdy opisując przeszłość, chcemy zaznaczyć, która czynność wydarzyła się wcześniej.

Chcelë panu Krëstësu bùdowac kòscół tam, gdze tegò Czôrnégò Bòga kòscół miôł stojałé. lub:

Jô chcôł zjesc mòje jabkò, le czej jô dodóm przëszed, zmerkôł jem, że mój bracyna miôł je zjadłé. Porównajmy teraz dwa zdania:

Jô pòtkôł białkã, ò chtërny jô sã wëdowiedzôł, że je jinżiniérką. Jô pòtkôł białkã, ò chtërny jô miôł sã wëdowiedzoné, że je jinżiniérką. Pierwsze zdanie sugeruje, że podmiot spotkał kobietę i dowiedział się kim jest na tymże spotkaniu lub później. Z drugiego zdania jasno wynika, że podmiot wiedział już o zawodzie kobiety skądinąd, zanim się spotkali.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Źródło: Lorentz, F., Teksty pomorskie, Kraków 1913


3 2 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - S P Ò R T- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

fot. prokabaddi.com z pòzwòléństwã Amateur Kabaddi Federation of India


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 3 3

WSTRZËMAC DICH

ADÓM HÉBEL

Chto nie znaje z dzecnëch lat gònieniô sã? Prostô jigra, w jaczi jidze ò dotkniãcé jednégò òd tëch co ùcékają. Czej sã to zrobi, tej role sã òdwrócywają i z jachtarza sã stôwô òfiarą. Mòże jigra, jakô je òpiartô na taczim dzejanim, bëc profesjonalną spòrtową discyplëną? Mòże to dac ùstnëch, co w przëtomnoscë tësący òbzérników rëchają rãkama, żebë chòc côrnąc procëmnika? W naszi kùlturze tak cos mòże nie przeńc, ale w egzoticznëch dlô nas Jindiach to je nôrodnym spòrtã. Kabaddi, co w jednym z jich jãzëków znaczi „wstrzëmac dich”, to znóny spòrt, jaczi béł czwiczeniama i rozegracją dlô lëdzy w tim kraju. Miono je stądka, że na złapienié procëmnika mô sã tëlé kùli je sã w sztãdze strzëmac bez dichaniô. Dzys to je ùnormòwóny czas i warô 20 sekùńdów. Graje sã w karnach i regle są përznã barżi rozbùdowóné jak nasze gònienié z dzecnëch lat. Przódë sã grało w kòle ze strzédnicą k. 24 métrów, dzys bòjiszcze wiôlgòscą i sztôłtã szlachùje za tim do sécbalë, je wiedzec- bez sécë. Miónkôrz karna, co atakùje z krzikã „kabaddi”, wnëkiwô na pòłowã riwalów i mô 20 sekùńdów na chwacenié jednégò òd procëmników i ùcék na swòjã pòłowã. Jeżlë nie sfórtëje, procëmnicë zdrzucą gò na zemiã jak w amerikańsczim fùtbòlu i tak jegò grëpa stracy tegò człowieka miast dobëc pąkt. Efekt jidze téż zwikszëc przez przińdzenié na slédną lëniã, jakô je kòl pół metra przed kùńcã bòjiszcza- to je jesz drãżészé jak złapienié kògòs, bò z tegò placu ùcék je wnet niemòżlëwi. Terô jô gôdóm ò halowi wersji, w jaczi je 12 sztëk miónkarzów, z czegò 7 sztëk na bòjiszczu. To dô téż bùtnową wersjã, chtërna je barżi serią pòjedinków midzë mùskùlarnyma biôtkôrzama. Tam czej jeden kògòs dotknie, tej leno òn mô prawò pòwalëc procëmnika. Barżi widzawiszczowô mie sã zdôwô bënowô wersjô, tam je wicy dinamiczi i wespółrobòtë w karnie. Ta jigra mô kòl 4000 tësące lat i dali je znónô w Azji. Òb Jigrzëszcza tegò kòńtineńtu przëcygô wiele lubiéńców z Pakistanu, Japónie, Pôłniowi

Kòreje ë jinëch krajów, równak wnet kòżde mésterstwa dobiwają Jindie. Jistno bëło z jedurnyma dopiérze mésterstwama białków w 2012 rokù. Wiôldżé ùwôżanié i znónosc tegò spòrtu w Azji wëchôdają z dwùch przëczënów: to je tradicjowi spòrt z prastôrą historią, le téż nie wëmôgô nick sprzãtu. Nama do gònieniô sã bëło nót czegòs wicy jak placu? A równak na discyplina sã nie przëjimna nigdze bùten kòńtineńtu. Nôbarżi z Eùropejczików jã znają Britijczicë, chtërny grelë w to w jindijsczich kòloniach w wòjskù, co bëło zachãcbą dlô Hińdusów do wchôdaniô do armie i mòżnoscą czwiczeniô fizycznëch mòżlëwòtów. Nimò że Britijczicë nen spòrt znelë, nie ùdało sã gò rozkòscérzëc w dzysdniowòscë. W 90-tëch latach bëłë pùszcziwóné transmisje z ti jigrë, le to nie dało niżódnëch efektów. Chòc discyplina je archajicznô, a Jindijskô Federacjô Kabaddi stanowi ò reglach òd 1950 rokù, z wiôldżima spòrtowima rozegracjama më mómë do ùczinkù dopiérze òd XXI stalatô- mésterstwa swiata są gróné òd 2004 rokù. W przërównanim do znónëch discyplinów na ten ôrt, nen spòrt mô wiele apartnosców, np. felënk balë/diskù, mùszebnosc trzimaniô sã za rãce i czësto jiny cél discyplinë: dotkniãcé procëmnika, a nié trafienié w jaczis plac abò złapienié czegòs w nim. Temù ten spòrt wedle mie sã nie przëjimnie bùten Azje. Përznã szkòda, bò jakno taczi, co wëmôgô chùtkòscë i wëtrzëmałoscë w robienim môłëch kroków i chiżim zmieniwanim czerënków, je baro rozwijający i wprowadzenié gò do zajmów w szkòle bë młodim lëdzóm wëszło leno na dobré.

- - - - - - - - - - - - - - - - - -


3 4 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - S P Ò R T- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

BILL GIBSON - ÒJC KRONUM

GÔDÔŁ Ë Z ANIELSCZÉGÒ DOLMACZIŁ PIOTER SZATKÒWSCZI W ùszłim numrze jesmë pisalë czim je nen òsoblëwi spòrt. Terôzczi cygniemë tã témã, cobë sã òdowiedzec ò jegò zaczątkach. Pioter Szatkòwsczi: Skądkaż sã wzãła deja stwòrzeniégò tégò spòrtu? Bill Gibson: Deja bëła tak pò prôwdze przetrôfkã, chtëren przëszed mie do głowë, czedë jô mëszlôł ò dzysdniowim spòrce. Co gwësno nie je zaskakùjącé, òbzéróm czãsto spòrt, nôwicy fùsbalã a basketbalã. Doszło do mie, że në spòrtë (jak wikszosc jinszëch pòpularnëch karnowëch spòrtów) òstałe wëmëszloné wicy jak 100 lat temù. Dzysdniowi spòrtmen je lepi rozwiniony jak dôwniészi, a discyplinë sã tak pò prôwdze nie zmieniają. Spòrtë nie ewòluòwałë pòspólno z atletama. Dlôte jô pòmëszlôł: „Jeżlë chtos bë wëmëslił grã dlô dzysdniowëch spòrtowców (i fanów), jakùż òna bë wëzdrzała?”. Próbùjącë

òdpòwiedzec na taczé pëtanié, zrobił jô szkic reglów i kònceptu kronum. P. Sz.: Co z piątą edicëją lidżi kronum? Dlôcze paùza je tak długô? B.G.: Liga kronum pòwstała w 2008 rokù, żebë ùzdrzec, jak taczi spòrt bë wëzdrzôł i czim bë sã stôł. Edicëje lidżi są sparłãczoné z wôżnyma przemieniama w kronum. Ùlepszenié brómczi bëło pierszim taczim òsygnienim, sparłãczonym z drëgą edicëją. Ùprawienié balë, ruchen, reglów i bòjiszcza szło razã z trzecą i czwiôrtą edicëją. Terôzka systema grë zmieniô sã w òbronie i atakù, żebë wicy lëdzy mògło spróbòwac sã w tim spòrce. Wicy zortów grającëch ùczi sã kronum. Më téż robimë przë nastãpnëch ùprawieniach reglów i nôrzãdłów. Wierzã, że jesmë wiedno krocy wiôldżégò krokù wprzódk, chtëren wińdze w piąti edicëji.


-- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 3 5

òdjimczi ùdostãpnioné przez Kronum L.L.C.

P.Sz.: Jak planëjeta ùtrzëmac wielosc grającëch i amatorów spòrtu? Dô sã jakòs zmiészëc kòszt twòrzeniégò bòjiszcza? B.G: Dobré pëtanié. Ò tim terô nôwicy mëszlimë. Je trzébno zrobic grã barżi przëstãpną dlô wszëtczich zajinteresowónëch. Chcemë wprowadzëc letką, przenosną a tóną brómkã. Mògą sã pòjawic cekawé „niespòdzónczi” w krómie KroNacëji (tak ò spòlu fanów kronum gôdają za òceanã) w nôslédnëch miesącach, tej bãdzëta baczlëwi. P. Sz.: Są w planach jaczés przemienie w reglach a wiôlgòscë bòjiszcza? B.G.: Kronum to òtemkłi projekt. Chcemë, żebë przemienie bëłë bédowóné przez grającëch i fanów. Przë wikszi lëczbie lëdzy mającëch w tim swój dzél, reglë gwësno bãdą sã mieniac. P.Sz.: Jak widzyta rozwij kronum w Eùropie a jinszëch stronach swiata? B.G.: Móm nôdzejã, co fani kronum bãdą w niegò grac na całim swiece. Mómë starã to zrobic jak nôletczészim. Më wësłalë bale do kronum do wicy

jak 20 krajów w Nordowi Americe, Pôłniowi Americe, Eùropie, Azji a Africe. Bëlë téż tam sztudérzë Szczecyńsczégò Ùniwersitetu. Nôwikszą barierą je môłô dostãpnosc brómków, dlôte fani mùszą bùdowac je sami. Tak samò bëło z zaczątkama fùsbalë, lëdze mùszëlë bùdowac swòje brómczi. Tak samò z kòszama w basketbali… a to je nawetka trudniészé. Wiele lat pózni nôrzãdła a place do tich spòrtów są ejnfach dostãpné. Tak samò przedstôwiómë so to z kronum. Je pòtrzébno, cobë zajinteresowóny dalë znac ò tim, gdze są i chto òni są… a më spróbùjemë pòmòc jima w to weńc!

-------------------------------Bill Gibson - szkólny, Amerikón. W 2008 rokù wëmëszlił regle dlô aùtorsczégò spòrtu, kronum. Òd te czasu 4 razë amerikańsczé gromadë grałë ligòwé rozgriwczi.


3 6 - -

- - - - - - - - - - - - - - - - - - -


-- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - R E C E N Z Ë J Ô - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 3 7

wszëtczim dzãka dolmaczënkóm CHTO TO WËDOLMACZI? na kaszëbsczi - „Pón Tadeùsz” (2011) ë prawie co dérejącô ŻÔŁTI KAM PÒ CZËTANIM robòta nad kaszëbskòjãzëkòwima MATEÙSZ TITËS MEYER „Chłopama”. Do tegò slôdnégò karna dokazów z całą gwësnoscą zarechòwac trza téż, a mòże nawetka nôpierwi, „Żôłti kam”, jaczémù spòkójno bë móg dopisac pòdtitel „zviercadło kaszëbsk’é XX stalata”. Bò tak czims je nen dokôz - òbrôzã Kaszëbsczi òd czasów przedwòjnowëch do wnetka lat 80. ùszłégò wiekù.

Przeczëtac ksążkã to nie je drãgò. Sygnie jic do krómù ë so jakąs sprawic, żlë wié sã w jaczim krómie za jaką ksążką wëzérac. Czasã to sygnie le jinterneta ébook abò kùrierskô wësyłka. A pòtemù ju sedzymë ë czëtómë. Napisac ksążkã to nie je letkò. Chôdaniô, sznëkrowaniô pò jinternétach ë jinëch lekturach (niejedny do lekturów rechùją, òkróm knégów, kino ë telewizjã), a òsoblëwie sedzeniô ë pisaniô je tuwò wiele wicy. Wierã, że mô sã jakąs bënową mòc, skrã, dzãka jaczi to jidze letkò ë dôwô nielëché brzadë. Bëlnëch brzadów na niwie lëteracczégò ùsôdztwa Stanisławòwi Jance nie felô. „Łiskawica” (1988), „Lelek” (2001) czë „Droga do Korony” (2008) to le niejedne prozatorsczé dokazë, do jaczich je wôrt sadnąc. Òkróm tegò Janke pisze bëlną pòezjã (7 zbiérków) ë dokazë na binã. Równak jakno ùsôdca znóny je przede

Colemało przédnô akcjô wëstãpiwô pòmidzë 17. rujana 1978 a òkolim 1. maja 1979 rokù, dzes na Kaszëbach – w realno nieznónëch placach, le téż w Trzëgardze. Przédny bòhatéra - Albina Biôłk, człowiek swòjëch czasów, młodi jinteligeńt rozjiscony niemòcą rozwiju ë ùstëgòwanim państwa w kòżdim dzélu żëcégò òbëwatelów, përznã pòd cëskã przëtrôfkù, kawla, téż za sprawą cygù do sznapsu, a przede wszëtczim bez felënk kraftu do òkresleniô sóm se swòjégò sztôłtu ë placu w swiece - dôwô sã niesc, tak jak wiater nim cësnie. Je to bòhatéra tragiczny. W robòce pòdpôdô wëszëznóm. Pòdskôcony lekturą nielegalnëch lecónków wëstãpiwô procëm partie. Pò pòbicym bez SB ùcékô ze wsë òd tôklów z robòtą ë z matką, z jaką nie rozmiôł sã dogadac. Ùceczka òd matczi mô symbòliczny wëzdrzatk - òjc Albina (Kaszëbsczi Król) ùcek òd swòji białczi, zgódno z jegò żëcową deją, wedle jaczi plac kòżdégò człowieka mô bëc krótkò matczi ë môlu ùrodzeniô. Pò ùceczce kawel zaczinô sã ùsmiéwac do Albina, le dopiérze tedë, czej chłop próbùje cos zmienic. Dostôwô bédënk robòtë w jednym òd gduńsczich cządników, dze mô sã zajimac Kaszëbama ë jich dzejanim procëm partie ë krajowi. Nańdëje stôri pamiãtnik -

dzãka niemù pòznôwómë Kaszëbë z czasów przedwòjnowëch, czej dzejalë Zrzeszińcë. W rozmajitëch wspòminkach ë kôrbiónkach Albina pòznôwô téż jiné dzéle historie ë kùlturë Kaszëbów. Òb czas robòtë pòznôwô kaszëbsczich dzejarzów ë zaczinô rozmiec swój plac w swiece. Chùtkò wëchôdô na to, że nie mdze wëspółrobił z kòmùnystama ë sóm zaczinô czëc bùchã z bëcô Kaszëbą. Tak tej „Żôłti kam” je ò Kaszëbsczi, a przede wszëtczim ò ji historii. Pòznającë żëcé Albina pòznôwómë ji nôwôżniészé dzéle pò 1945 rokù. Je téż ò dozdrzeniwanim - dzwadzesce pôrã lat stôri bëniel (jesz dërch) próbùje zrozmiec swiat, jaczégò donëchczas nie lëdôł ë szukô so w nim placu. Je téż ò dzejanim kòmùnë procëm Kaszëbóm ë ò dzejanim lëdzy procëm kòmùnie, co òdkriwô Albina w swòji robòce. Je ò szukanim ë nańdiwanim wôrtnotów, taczich jak szczescé ë miłota: „Pò stronie Pòwstaniô je równak Miłota. Chto jã wëbierze, tegò nie znikwi Dżiniãcé”. A do te wszëtczégò je to òbrôz gwôsny swiądë Kaszëbów rozmajitëch czasów - je Cenôwa, Zrzeszińcë, dôwnô kaszëbskô szlachta, dzejôrze pòwòjnowëch czasów ë prosti lëdze. Wszëtkò to je przëkreté sztofã, za jaczim widzec je leno sztôłtë prôwdë. „Żôłti kam” je dolmaczënkã pòlsczi wersje tegò romana („Żółty kamień”), jaczi òstôł wëdóny w 1998 rokù. Niwizna dolmaczënkù ë kòrektë wskôzëje na brëkòwnotã conômni jesz jednégò, kaszëbskòjãzëkòwégò wëdaniô ksążczi z pòprawkama chòcle w składze (felënk paùzów midzë słowama: „wëlownylokal” abò „w niegòkamieniama”; niesylabiczné przeniesenia słowów midzë werszama: „sni-éżënóm”, „zder-zaczi”).


3 8 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Czëtającë „Żôłti kam” miôł jem ju przeczëtóné pòlską wersjã ksążczi. Jesz czej łoni doznôł jem sã, że mdze wersjô kaszëbskô, zarô jô zaczął mëslec nad tim, jak ùsôdca ë dolmaczéra weznie sã za swòjã robòtã? Mòże przedolmaczi leno narracjã, a òstawi òriginalné kôrbiónczi ë wëjimczi pamiãtnika? Abò leno Kaszëbi mdą w ksążce pò kaszëbskù kôrbilë? Ë ju tedë miôł jem tôkle - Albina dozdrzeniwô do gôdaniô pò kaszëbskù, pòdôwô sã za Warszawiôka, jaczi kaszëbsczégò nie znaje, Gandhi (gduńsczi Miemc) gôdô kòslawą pòlszczëzną, mòckò zacygającë z przedwòjnowi, gduńsczi wersjë plattu. Do te jesz je pamiãtnik, w jaczim téż pòtikómë kaszëbsczé dilematë swiądë a jãzëka. Nôwikszim kłopòtã bëła sprawa tegò chto, czedë ë dlôcze pò kaszëbskù gôdô abò nie gôdô. W wersji pòlsczi to bëło prosté ë nôtërné. Jigra jãzëka, jegò pòprawnosc bëła na nôwëższi niwiznie. W wersji kaszëbsczi czëtińc mùszi zabôczëc ò tim w jaczim jãzëkù czëtô ë stanąc wëżi tegò jak rozmienié swiata bez jãzëk. Tak jak z òbzéranim ekranizacje ‚Panôrza Piestrzéniów’, dze pòspólnym jãzëka je - doch czëjemë to ze zdrzélnika - anielsczi, równak w swiece stwòrzonym bez Tolkiena bëła le Pòspólnô Mòwa, nié anielskô. Ksążka ò Albinie Białkù napisónô òsta pò pòlskù. Przë dolmaczënkù ji przédnym tôklã je jedna z nôwôżniészich sprawów – kaszëbsczi jãzëk, jaczi òkresliwô kògùm jes (nie gôdôsz pò kaszëbskù, tej nie jes Kaszëba – jak w dzysdniowim prawie), chòc pòkazëje téż problem pòlonizacje Kaszëbów, jaczi mùszą nabrac swiądë do te, cobë zacząc rozmiec (czëc, czëtac, pisac, gadac, mëslec, zdrzec ëtd.) pò kaszëbskù. Ji do-

lmaczënk, w procëmnoscë do dokazów Jabłońsczégò, skłoniwô sã barżi w czerënkù czëtińca, jaczi kaszëbsczi znaje słabò ë nie mdze sygôł do słowôrza, cobë zrozmiec cëż czëtô. Jakno czëtińca rozjiscëło mie nienôtërné ë kònsekwentné wëmijanié prostëch słowów, a stosowanié w jich plac reglë „dodôj sztriszk do pòlsczégò słowa a mdze pò kaszëbskù”: „ùrodzënë”, „kòłdra” (Albina, chłop rodzony w latach piãcdzesątich/szescdzesątich XX stalata na kaszëbsczi wsë, wierã bë rzek „gebùrstach”, „zachlastnica”). Je téż jedna, niepòprawionô przë dolmaczenim logicznô fela: Albina dostôwô gòsca w biblotece, z jaczim miôł sã nie widzec òd jichnégò wiatenkù na zymkù, a czile sztótów pózni nen sóm wiatënk òstôł pòzwóny „zélnikòwim wëdarzenim” - tej zymk czë zélnik?

pòkôże swiatu pò „Chłopach” ë móm nôdzejã, że tą razą nie mdze to dolmaczënk. Mùszã jesz napisac, że béł jem rôd czëtającë „Żôłti kam” (dolmaczënk) ë nie wiém dlôcze. Kò tak a tak pòlskô wersjô widza mie so barżi, bò w kaszëbsczi zafelało ti nôcekawszi jigrë jãzëkã - kaszëbsczim. Ë chto to wëdolmaczi?

Jakno czëtinc jô rôd sadnął do ksążczi pò kaszëbskù, chòc znôł jem ju wersjã pòlską. Kòl 40. starnë przëjął jem jãzëkòwą fòrmã, w jaką Janka òblók roman (jegò dolmaczënk), gòdzącë sã na wszëtkò, co pòzwac bë móg licentia poetica ùsôdcë. Wcyg nie zmieniwóm zdaniô, jaczé móm przëjãté przed dwùma latama na jednym ze zéńdzeniów dedikòwónëch dolmaczëniémù. Jô rozmiejã, że jedny wòlą dolmaczëc na kaszëbsczi ë z kaszëbsczégò. Le wedle mie szkòda na to mòcë ùsôdców, jaczi ni mają tôklów z twòrzenim bëlnëch brzadów gwôsnégò ùtwórstwa. Jô bë barżi rôd pòczëtôł ksążkã napisóną òd zaczątkù do kùńca pò kaszëbskù, bò to so jinaczi czëto, a jinaczi pi- - - - - - - - - - - sze! Tak tej żdajã za tim, co Janke


-- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 3 9

TU BĘDZIE KASZUBSKI TYTUŁ JAN JABLONSCZI

CZĘŚĆ DRUGA. CHCEMY ZACZĄĆ OD POCZĄTKU.

Podlałem kaktusa. Popijam teraz z mojej piersiówki z gryfem, siedzę tu i patrzę na niego. One potrzebują tego od czasu do czasu, kaktusy. Ja swojego nie podlewałem już od trzech miesięcy. Bo mnie wkurza. Czasem mam tak, że najchętniej zostawiłbym go w cholerę, niech uschnie. Ale zawsze wracam. I znów siedzę i gadam do niego. Wkurza mnie jego wiejski rodowód. Umysłowy, nie chodzi mi o miejsce plantacji. Wkurza mnie, że potrafi być taki zaściankowy. Kiedy coś udaje się jednemu hodowcy, drugi zaraz ciągnie go na dno. A kaktus wiele rzeczy wynosi z domu. Przywiązanie do tradycyjnych wartości na przykład. Może nie tyle przywiązanie, co prosty strach przed nowościami, przed innym sposobem myślenia. Kiedy się uprze, nie ma przebacz. Będzie ładował te swoje kolce wszędzie, na złość. I zawsze czuje się gorszy, jakby musiał coś komuś udowadniać na każdym kroku. Diabeł. Przypominam sobie nasz pierwszy raz. Rodzina miała kaktusy, mniejsze albo większe. Ja swojego znalazłem gdzieś na pchlim targu, stał obok tabaki i haftowanych chusteczek. Pomyślałem wtedy, że muszę go stamtąd wyrwać, zmienić, może przemalować? Nie byłem nawet pewny, czy w ogóle go chcę. Przyniosłem do domu, a kiedy odwiedzałem rodzinę, zwróciłem uwagę na ich kaktusy. Miały swoje wady, ale miały też wiele zalet. Na przykład zabawny kształt, bo u nas wieje od północy, z jednej strony nie miały

więc kolców. Do swojego się przywiązałem. A później zobaczyłem te z innych stron świata. Okazuje się, że jest wiele kaktusiarni. Jedne są dumne ze swoich dzieci, charakterystyczne barwy nadają swoim reprezentacjom, znam na przykład kaktusy żółto-czerwone. Inne znowu usychają, nie zwiedzają świata albo robi się z nimi bardzo dziwne rzeczy. Kontakt z różnymi posiadaczami kaktusów otworzył mi jednak oczy. Zobaczyłem setki ich zastosowań i sposobów hodowli. Wiedziałem, że żaden nie sprawdzi się w moim przypadku, ale uczyłem się od innych. To powolny proces, dojrzewanie do własnego kaktusa. Biorę kolejnego łyka z piersiówki. Rozumiem już, że osoby które proponują radykalne i szybkie recepty na kaktusy, są po prostu śmieszne. I chyba nie chcę go zostawiać samemu sobie. Bo kocham go, tak szczerze. Mówi w języku kaszubskim. Ubiera się normalnie, nie jak do świetlicy. Jeździmy razem po Europie i po świecie, zdzieramy gardła na meczach Kashubian Gryffins, pijemy, kochamy się w kobietach, by później na kacu udawać odpowiedzialnych. Kiedy już dojrzałem do życia z nim, nie chcę o nim wciąż rozmawiać. Chcę się tym cieszyć! Tworzyć, słuchać, grać, przeżywać. Po swojemu, po kaktusowemu. Wierzę, że w ten sposób pozbędę się jego wad. I nie znam lepszego sposobu pokazania innym, że warto mieć kaktusa. Nie masz swojego? Nie szkodzi. Chodź, mam tu piersiówkę. Opowiem Ci...

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -



GALERËJÔ dzél 2 JADWIGA SUBCZYŃSKA

¿Has visto estos ilusionistas? algunos de ellos eran profetas






4 6 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

NEOCASSUBIA - TEATR NIE TYLKO KASZUBSKI JAN JABLONSCZI, BINOWI SMÃTK

Projektor multimedialny wyświetla znajomy widok odrapanych, wejherowskich kamienic, na tle których młody chłopak jest brutalnie bity przez zakapturzonych mężczyzn. To mój syn – łka kobieta stojąca pośrodku sceny – on to musiał zrobić. Ale w tej dzielnicy już kto inny handlował narkotykami – krzyczy do niej postać w dresie, wyraźnie podekscytowana. Na scenie widzimy też bluesmena, który przysłuchuje się tej rozmowie ze smutkiem i innego mężczyznę, w garniturze. Niebezpiecznie przypomina szefa mafii. Całość rozegrała się na deskach Wejherowskiego Centrum Kultury, gdzie debiutowała nowa grupa teatralna – Neocassubia. Czwórka aktorów-amatorów, pod przewodnictwem reżyser spektaklu Patrycji Pionke, 11 września wystawiła sztukę „Sąd nieostateczny” napisaną przez Lecha Bądkowskiego. Od kaszubskiego działacza grupa czerpała inspirację, spektakl jednak był współczesnym głosem młodych Kaszubów, bez naleciałości poprzedniej epoki. Nowoczesna aranżacja przestrzeni scenicznej, wykorzystanie multimediów i sugestywnej muzyki, ba! Publiczność miała nawet okazję usłyszeć przebój Stinga w języku kaszubskim. To szmakô za wicy..! - pisał na fejsbuku jeden z widzów tuż po premierze. „Młodzi artyści pokazali sens walki o sztukę oryginalną (…) To, co pokazali młodzi z Neokaszubii nie było łatwe w odbiorze. Ale z tej konfrontacji Neokaszubia wróciła z tarczą.” - recenzował z kolei dyrektor wejherowskiego muzeum, Tomasz Fopke. Cytuję te opinie, by nie być gołosłownym – jako członek grupy Neocassubia nie czuję się dobrze oceniając własny występ. Wiem jednak, co chcieliśmy przekazać widzom.

Z jednej strony „Sąd Nieostateczny” ukazuje dramat dwóch matek, które rozżalone niepowodzeniami w życiu kierują swą złość na siebie wzajem, nienawiścią usprawiedliwiając swoje porażki. Z drugiej strony sztuka traktuje o nadziei, świat ludzi z wszystkimi ich słabościami przeciwstawiając światu diabłów. Co mnie, jako aktora, cieszy jednak najbardziej to fakt, że wreszcie możemy rozmawiać o kaszubskiej sztuce, kaszubskim teatrze amatorskim, bez żadnych kompleksów. Świetny przekład sztuki na język kaszubski zapewnił Adam Hebel, uniwersalność tekstu źródłowego zapewniła z kolei szerokie pole do dyskusji. Nie było w niej miejsca na klepanie się po plecach, bo „wreszcie udało się wystawić coś po kaszubsku”. Język (a z nim sposób ekspresji, sceniczną i scenograficzną zabawę z tradycją) potraktowaliśmy tu jako środek, coś naturalnego, narzędzie. Jako Neocassubia chcemy tworzyć dobry teatr, tylko i aż tyle. Stawiać pytania takie, jakie stawiają przed odbiorcami artyści na całym świecie. Wyrwać się ze świata folkloru, mówiąc o tym, co dotyka nas na co dzień. Czy to się udaje? Ocenę pozostawiam widzom. Premierowy spektakl obejrzało około trzysta osób. Czy będzie więcej odsłon „Sądu Nieostatecznego” nie wiem, co też wynika ze specyfiki naszej kultury – władze Wejherowskiego Centrum Kultury decyzję o kolejnych odsłonach uzależniły od frekwencji na premierze, w tydzień po spektaklu wciąż nie deklarowali chęci dalszej współpracy. Debiut ma za sobą grupa, która może wnieść świeże spojrzenie w świat kaszubskiej kultury. Spojrzenie... nieostateczne.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - -


-- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 4 7

òdjimczi z profilu FB Kaszëbsczi Jednotë


4 8 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - fot. Artur Jablonsczi

KLUCZ ÒD DÔDOMÙ

1. DZÉL ARTUR JABLONSCZI

Môl aùtobanowéhò scyganiéhò w Rusocënie je dlô nas brómą do swiata. Szoférzë wszelejaczëch aùt spòmalniają, cobë z maszinë wëjic biliet swòjéhò namienieniô. Nic sã nie dzeje bez nômianë. Dlôte téż w tim kamprze jesmë më: Karól, Macéj ë jô. Mómë so ùdbôné jachac hénële a wiedno dali. Do Lemków w Pòlsce, Seklerów w Rumùńsce, Mòrawianów w Czechach ë lużëcczich Serbów w Niemcach. Môlé nôrodë, miészëznë bez krajów... Dlô nas prosto lëdze jistny jak më, Kaszëbi. Czilesz z wnetka 300 nôrodów, chtërnëch kùlturowé greńce nie bieżą zgódno z greńcamë le 46 eùropejsczëch państw. - Weźmiecie nas? Jedziemy z koleżanką do Lizbony – më mielë ju rëszac z ti tanksztelë niedalek Dërszewa, czej dolecôl do nas nen dzéwczëcy glos. - Artur, të tu jes prowadnikã aùta, je to nama pòd drogą? – wëszczérzôl sã Karól. - Jô bë rôd jachôl do Lisabónë, le nié tą razą. Kò tam doch ni ma żódny miészëznë... - Nié, to nie je prôwda! – òdezwôl sã Macéj. – W Pòrtugalsce je kòle 15 tësynców lëdzy, co gôdô w lhéngua mirandesa. - Alaweter, jo! W takim razie, dziewczyny, wsiadajcie! Më nie òprzestôwalë pòwiadac nym dwùm drëszkóm ò ùdbie naszi wanodżi do sami Lodzë. Do kaszëbsczéhò ópë z Chòniców jeden z tëch dzeùsów dosc chùtkò sã przëznôl. Ë do kòcewsczi ómë z Dërszewa mët. Na drëgô brutka przëcygnã do Pòmòrzéhò jaż òd Tarnowa. Nie wiedza kim je. Doma

sã ò tim nie gôdalo. Tere, czej na nas slëcha, rzekla że mùszi spëtac swòji mamë, kim bëlë ji ópòwie. W kóncu mùszi sã tehò dowiedzec. To je ju czas. Lëdze chcą żëc czësto jak jich rówienicë ë miec swiat na pòdobã jejich swiata. Òni chcą zarabiac pieniądze ë miec dëtczi na rézowanié. Wëdawac je na jimprë, wino ë jigrë. Nie darwają drapac sã pò stępniach kariérë. Do czehòsz doprzińc ni mùszą. Miónczi szërów? To ju bëlo. Le móże prawie tere wëôrtowa w nym dzéwczëcu chęc nalezeniô apartnëch swiatów? Lemkòwskô teskniączka To ju bél wieczór, czédë nasz kamper wjachôl na pòdwòrzé Rusczi Bùrsë w Gòrlëcach. Za nama pierszëch 788 kilométrów. Legòtka pòznaniô je wikszô jak nasze ùmęczenié. Ceszimë sã z jizbë, co mdzemë w ni spac, ë rôd przëjmùjemë rôczbã do pòspólny wieczerzë. Bògdón, Paùel, Andrzéj ë Natala rozpòwiôdają nama ò Lemkach ë projektach Stowôrë Rusczi Bùrsë. Gôdômë pò pòlskù. Pózni, czédë ju na stole mdze „palinka”, bądzemë ju gadac kòżdi w swòji rodny mòwie. - Łemkowie to przecież zupełnie inna kultura! Rusini nie pochodzą ze wschodu. Korzenie naszej kultury sięgają południowej słowiańszczyzny. - Bògdón nie strzimôl, jak le blós chtosz zadôl pëtanié ò lączbã kùlturë lemkòwsczi z ùkrajińską. - A ja bym powiedział, że w jakimś sensie na pewno


-- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 4 9 fot. Artur Jablonsczi

jest nam kulturowo bliżej do Ukraińców niż na przykład do Polaków. – Paùel je Bògdanowi mlodszi dwadzesce lat. - To, co powiedziałem jest oczywiście „niepolityczne”. Ja jednak nie boję się tego porównania, bo nie mam problemu ze swoją tożsamością. Narodowościowo jestem Łemko. Nikt nie zrobi ze mnie Ukraińca, chociaż mam żonę Ukrainkę z Ukrainy. - Na szczęście młodzi myślą tak jak Paweł i to jest dla nas dobre. Przecież tylko nieco ponad 200 osób zadeklarowało, że są Łemkami-Ukraińcami. Ponad 7000 to naród łemkowski. A nasze stowarzyszenie liczy 35 osób. Około 20 osób jest bardzo aktywnych. Wydajemy „Roczniki Ruskiej Bursy”, naukowy periodyk pod redakcją profesor Heleny Duć-Fajfer. Mamy własne wydawnictwo i bibliotekę, którą teraz zasilą też kaszubskie książki z waszego Knégòbùsa. Tworzymy internetowe radio LEM.fm., które nadaje z Gorlic, Krakowa i Warszawy. Od poniedziałku do piątku, od 10 do 12 i od 18 do 20, gramy na żywo. Tylko po łemkowsku. - W sumie mamy 3 kanały: LEM.fm, Hulianka i taki tylko z muzyką łemkowską. – kónczi za Bògdana gazétniczka Natala. - Istotną rolę w jednoczeniu rozproszonych Łemków odgrywa również nasz portal internetowy. Marzy nam się móc nadawać z nadajnika naziemnego. Wtedy słuchaliby nas nie tylko mło-

dzi, ale i starsi, którzy na Internecie się nie znają lub nie mają do niego dostępu. W moim rodzinnym Gładyszowie by nas słuchali, w Zdyni i w Koniecznej. Nawet „zbuntowani” Łemkowie z Bartnego (smieje sã). Mówię tak o nich, bo chociaż jest to jedyna wieś, w której Łemkowie stanowią większość, to nie ma tam tablic dwujęzycznych polsko-łemkowskich. Tamtejsi ludzie twierdzą, że bardziej jest im potrzebny most i dobra droga, i tego oczekują od władzy. - Większym problemem są teraz prawosławni księża. – Bògdón zmieniô témã. - Oczywiście nie wszyscy. Jednak część z nich próbuje zawłaszczyć naszą kulturę. Uczą łemkowskiego, chociaż nie mają do tego podstaw. Nie liczą się z łemkowskimi organizacjami i wywierają znaczący wpływ na Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, próbując prowadzić własną politykę narodowościową. Na drëdżi dzéń, czédë mdzemë jachalë z Andrzejã do Krinicë, dowiémë sã wicy ò tim czémù ksęża są tak wôżny w historii Lemków. Droga pòprowadzy nas z Niżnéhò Beskidu w Sądecczi Beskid. Wszëtkò to je dzélã Westowëch Karpatów, co sã pòcygają òd Mòrawsczi Brómë do Lupkòwsczi Przińdzënë na ósce. - Łemkowie do początku XX wieku byli raczej


5 O - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - fot. Macéj Bańdur

wszyscy unitami – grekokatolikami. Dzisiaj jest mniej więcej pół na pół. Konwersja zaczęła się, kiedy nasi zaczęli wyjeżdżać do Ameryki. Tam nie było jeszcze wtedy kościoła unickiego. Znowu tu, na Lemkowynie, strasznie zaczęli panoszyć się grekokatoliccy księża. Mówili ludziom, jak mają żyć. No po prostu wtrącali się w świeckie sprawy. Część ludzi miała tego dość i przeszli do kościoła prawosławnego. Andrzejów tata je lemkòwsczim piesniodzeją. Zaklôdôl Stowôrã Lemków, chtërna biôtkùje sã ò prawa nôrodë Lemków/Rusënów. Prowadzy cerczewny chùr, wespóltwòrzi pismiono „Biesida”. Pisze wiérztë ë spiéwie je tak baro snôżo ë teskno, jaż cali Karpatë czëją. Jehò starszi do 1947 rokù gòspòdarzëlë w Bilcarowi (Binczarowi). Òn ju sã rodzyl kòl Legnicë. W czas Akcji Wisla w mëmczi brzëszkù jachôl dwie niedzele w wagónie dlô bëdla. - Mój kochany tatuś mógł nie mieć na papierosy, kiedy kurka jajka nie zniosła, ale na książki dla mnie zawsze miał. – zacząn swòjã òpòwiedniô Pioter Trochanowsczi abò Mùrianka, jak pòd swòjim ùtwórstwã sóm sã pòdpiseje. - Kiedyś poprosiłem tatusia, żeby mi kupił radziecką encyklopedię geografii, bo bardzo się tym interesowałem. Była gruba. Kilkutomowa. Wiecie, że tam Kaszubi są wymienieni jako słowiański naród? A nas Łemków nie ma… Andryj polij nam… - Bialka pòétë prawie pòstawila na stole môltëch, a òn gôdôl dali. – Na konferencji w Górnych Łużycach, na przerwie kawowej, rozmawiałem z pewnym Słoweńcem. Kiedy mówiłem po polsku, słabo się rozumieliśmy. Ale nagle przeszedłem na łemkowski. On powiedział, że mnie lepiej rozumie niż po polsku. Byłem dumny, że moja mowa była ważniejsza niż mowa wielkiego narodu.

Teskniączka za Lemkòwiną dërch w nim bëla. Tak téj Mùrianka w sétmëdzesątëch latach nazôd przëcygnąn w swòje stronë. Wiele lat z bialką ë czwioro dzecamë w Bielance mieszkôl le w jedny jizbie. Nie chcôl żëc z dôleka òd swòjéhò kraju. Nie chcôl bëc kim jinym, jak bél. W jedny wiérzce sóm ò tim napisôl tak:

Droga Czejbë jô bél zszed na psé bótë Jô bë architektã bél Lemkã jô òstôl Lëdze pòétą mie wòlają - W technikum budowlanym we Wrocławiu, w pierwszej klasie, to ja byłem „kochany Piotruś”. Potrafiłem śpiewać, recytować, grać. Do czasu. Mama dała mi na drogę wykaligrafowane cyrylicą psalmy. Nosiłem je na piersiach, złożone w takim mieszku. Kiedy znaleźli je przy mnie, zaprowadzili do dyrektora, potem już wiedziała cała szkoła. Zaczęli mnie od Ukraińców nazywać. O UPA opowiadać co wieczór. A ja nawet wcześniej nie słyszałem o żadnej UPA! Nie wytrzymałem i bez wiedzy rodziców napisałem podanie o przyjęcie mnie do prawosławnego seminarium w Warszawie. Przyjęli mnie. Tatuś mnie tam potem zawiózł. On miał siostrę w Płocku, a wtedy jeszcze po Wiśle pływały pasażerskie statki. Postanowił, że z tej Warszawy popłynie do tej mojej ciotki. Stałem na moście i patrzyłem jak odpływa. Różne myśli kłębiły mi się wtedy w głowie. Potem to wszystko opisałem w książce „A Wisła dalej płynie”.


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 5 1 fot. Artur Jablonsczi

Petro Mùrianka szed so tere zakùrzëc. W céni prawòslawny cerkwie rozpòwiôdôl mie ò dębie, co rós hewò tamò, sztëczk dali, przez drogã, a jedną razą przëszlë z gminë ë hò spùszczëlë. Ò dorodny dance na plebańsczim pòdwòrzim, taczi jaż do nieba, co téż lëdzóm przeszkôdzala, òn jesz zdążil trzë wiérztczi napisac. Jô hò téj zapitôl, czim je mùzyka, no spiéwanié w żëcym Lemka. - Tam gdzie się spotka trzech Łemków, to już jest chór. O zobacz tu, w ostatniej „Biesidzie” jest wywiad z tym chłopakiem z zespołu Lemon. Znacie ten zespół? O tu ten chłopak jest na zdjęciu z festiwalu w Opolu i trzyma łemkowską flagę. On też to samo mówi. Wystarczy Łemkom podać linię melodyczną, a drugi, trzeci i czwarty głos sami dośpiewają.

dokùmeńtalnéhò filmù z 1956 rokù. Na ekranie Nikifór jak żëwi ë glos lektora: - Nie wiemy kim jest. Gdzie się urodził, skąd pochodzi, kim była jego matka... - Wiadomo, że był Łemko, a jego matka też jest znana. – Andrzéj ni móże òstawic tehò bez kòmeńtarza. - Na tej wystawie jest jej fotografia. To wszystko to ówczesna propaganda. Nie jest też prawdą, że Nikifor nie umiał mówić. Mówił po łemkowsku, ale seplenił. Polacy rzeczywiście nie potrafili go zrozumieć. Trzy razy go stąd wypędzali po II wojnie i trzy razy on wracał. O tym też się nie mówi. Stąd w jego twórczości motywy dworców kolejowych. Film „Nikifor”, który komercyjnie jest z pewnością dobrze zrobiony, nie pokazuje prawdziwych losów artysty, a one tak bardzo są splecione z losami Łemków.

Nie żdôl na zachęcbã. Zacząn spiewac ò òjcu, co miôl trzejich sënów ë w swiat jich pòslôl, cobë so nalazlë bialczi. Jeden przëszed nazôd z Pòlôszką, drëdżi ze Slowaczką, a ten trzecy przëprowadzyl Ùkrajinkã. Òjc sã rozgòrzil, a że bél gdówcã, sóm tere regnąn w swiat za bialką. - Niestety z mojej pracy z młodymi wynika, że ten dar wielogłosowego śpiewu zaczyna zanikać w najmłodszym pokoleniu. – Andrzéj przerwôl damienié. Òn je warkòwnym mùzykã ë prowadzy dzecné fòlklorné karno. - Zasmucasz mnie synu… - rzek Petro ë zazdrzôl sã w jikònã Matczi Bòsczi Lemkòwsczi.

Sluneszkò ju zachôdalo, czej më zatrzimalë naszéhò kampra kòl stôréhò, drzewianéhò, grekòkatolëcczéhò kòscólka we wsy Bartne. Czédësz mòdlëlo sã tutak fùl lëdzy, a dzyse slużi ju jakno mùzeja. Nowi kòscól zbùdowalë pò sąsedzkù, le prawòslawny. - Nie mëslita wa, że ten trud mô jich przëwaloné? – Karól nie òprzestôwôl wzerac na letkò ùdżiblą tormã z żelôznym krziżã na szpëcu. – Òni są czejbë tak përznã ùmęczony ną codniową robòtą ë nym dërchanim. - Nié… Jô tak tehò nie widzã. – rzek jem. To je le teskniączka.

W Mùzeji Nikifòra w Krinicë gòscy rôczą do zalë nómer 2. Òbzéranié wëstôwkù bédëją zaczic òd

- - - - - - - - - - - - - - - - - - -


5 2 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

DWA LATA ZWIĄZKU POMORZAN MACÉJ BAŃDUR

Niedawno swoje drugie urodziny świętował Związek Pomorzan, nieformalne stowarzyszenie, które za cel postawiło sobie szerzenie wiedzy o kulturze i historii Pomorza oraz budowanie tożsamości pomorskiej, przede wszystkim na Pomorzu Zachodnim. 24. lutego w Archiwum Państwowym w Koszalinie odbyła się debata pt. „Czy tożsamość pomorska jest nam dzisiaj potrzebna?”. Udział w debacie wziął również Związek Pomorzan. Tamtego dnia w murach archiwum zostały wygłoszone słowa, które przypominamy również dzisiaj. Zwykle na Pomorze patrzy się tylko z dwóch stron: z perspektywy Polski i z perspektywy Niemiec. Są to perspektywy w gruncie rzeczy z zewnątrz. My patrzymy na Pomorze oczami Pomorzanina, ludzi stąd. Pomorze jest miejscem szczególnym. Przypomina trochę małe Stany Zjednoczone. Przez całą jego historię zjeżdżali tu ludzie przeróżnej narodowości i odnajdowali swoje miejsce na ziemi. Zarówno języki Pomorza, jak i jego kultura, to nie coś, co powstało z jednego pnia. To coś, co powstało ze ścierających się żywiołów: kaszubskiego, saksońskiego, połabskiego, niderlandzkiego, skandynawskiego, polskiego i innych. Słowiański język nasiąkł germanizmami, germański - slawizmami. Początkowo zwalczające się żywioły okrzepły, zaczęły współistnieć, tworzyć całość. W złotym wieku Pomorza, pod berłem Gryfitów, mieszkańcy tego państwa byli dumni ze swego kraju i jego historii, zarówno słowiańskiej, jak i germańskiej. Kultura pomorska dalej istnieje w mniejszym bądź większym stopniu na Kaszubach, Pomorzu Przednim, Krajnie, Kociewiu, a nawet w Kanadzie czy Espírito Santo w Brazylii. Na Pomorzu Zachodnim jednak ludność niemal całkowicie się zmieniła, ale z szerszej perspektywy to po prostu kolejni przybysze. To my, obecni mieszkańcy całego Pomorza, jesteśmy jedynymi, którzy mogą zaopiekować się olbrzymim pomorskim dziedzictwem kulturowym, literaturą, malarstwem, architekturą, kuchnią, legendami. I jedynymi, którzy dopiszą następne karty w historii tej ziemi. Nie zadba o to ani państwo polskie, ani niemieckie.

Nie łączą nas przede wszystkim więzy krwi, ale ziemia. To Pomorze powinno wypełniać nas pomorskością, a nie odwrotnie. Jest w tej ziemi coś, co kształtuje ducha, sposób myślenia i oglądu rzeczywistości. W ten sam sposób od wieków. To spowodowało, że kultura pozornie nieznajomych ludzi zawiera w sobie swojskość, którą dziś rozumiemy niekiedy lepiej niż jakąkolwiek inną. Kim są Pomorzanie? To ludzie, którzy tę pomorskość dostrzegli i pozwolili Pomorzu przesiąknąć nią swój byt. Ludzie, którzy nie rozpatrują Pomorza w kategoriach „jak tu jeszcze udowodnić jego niemieckość albo polskość”, lecz jak tu uczynić je na powrót bardziej pomorskim. Czym jest zatem pomorska tożsamość? Narodowością, przywiązaniem do „małej ojczyzny”, a może poczuciem wspólnoty kulturowej - jak skandynawsko-farersko-islandzka nordyckość? Niech każdy ją postrzega tak, jak czuje. Także każdy z nas, autorów tej strony, odczuwa to trochę inaczej. Ale razem chcemy pomóc budować i kształtować tę dzisiejszą pomorskość, niezależnie od tego, czy czujesz się Pomorzaninem narodowości kaszubskiej, kociewskiej, ukraińskiej, Pomorzaninem polskiego pochodzenia, Rugijczykiem narodowości pomorskiej czy Pomerano z Brazylii. Dla nas osobiście Pomorze jest Ojczyzną, nie żadną „małą”. Jest TĄ Ojczyzną. Jesteśmy stąd i nie potrafimy czuć inaczej. Chcemy w tym chaosie różnych elementów znów się odnaleźć i kontynuować wspaniałe dzieje Pomorza i Pomorzan. Pomorze bez pomorskości jest wyrwane z kontekstu, jest tylko prowincją, niezależnie od granic państw, w których aktualnie się znajduje. O kulturowe nasze granice będziemy walczyć wcale nie na żarty!


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 5 3

Pierwowzór tego tekstu był już opublikowany na naszym fanpage’u. Oto kilka z komentarzy, które pod nim zamieścili nasi czytelnicy: „Nie pytaj czym dla mnie jest Pomorze, zapytaj czym ja jestem dla Pomorza. Jestem pomorskim puzzlem. Wpasowuję się w wielokulturowość tego rejonu i odnajduję w nim własną tożsamość.” „Ta odpowiedź bardzo mi się podoba. Właściwie to zgadzam się z każdym tu napisanym słowem. Mógłbym się pod tym podpisać i pokazywać ludziom jako własne przemyślenia.”

„<<Pomorze wypełnia nas pomorskością>> - takie odwrócenie zależności podkreśla świadomy wybór każdego Pomorzanina. Podoba mi się to credo.”’ Może to zaledwie trzy komentarze. A może... a może stoimy na progu czegoś zupełnie nowego?

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Zrzesz Pòmòrzón znajdziesz na Facebooku. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


5 4 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

STÁRY RËBÁK A PIORËN MACÉJ BAŃDUR

Béł ve vsy jeden rëbák, Gafka. Ten béł ot piorëna trafiony ë přežył. Tak ty lëdze tak čego jéš jako žyv nimielë vjidzoné a sã temu nadzëvovac nimoglë. A té biegalë do ksãdza a do škólnégo pëtac - jakóž to móže rozmiác, jak otčëtac ë cež to tak v całoscy nó sã má? Le ani jeden, ani drëgi nieviedzáł so nižódné radë a nick mõdrégo ludkóm nieřek. Tako oni do Stáré Koválki biegalë so odoviedzec. Na jim radzëła: to tak gdzeráz byvá, jednym razem piorën trafji dřéviã, drëgim dak, a třecym stárégo Gafkã. To le mušy opasovac co je to návëššé v okolëcy, a Gafka doch na łësym polu stojáł. Té ty lëdze le kivnãnë rãkõ a pošlë so dodóm abo mjizë sobõ rozpoviadac ë niebëlë s tym spokójny. To bialčëšče nick nievié a plešče, ko jakóž to je do rozmieniá, co taki piorën rychtych chłopa má trafioné, chłop má to vëbëté, a to nick nieoznáčá? To sã nikomu nievjidza. Ko to je fejn viečór so doma u piécka sadnõc a rozpoviadac. O dëchach, purtákach a též všelejakné drëgié. Ale to mušy v to choc le pëřynkã vieřëc, cobë sã móg tak kõsk před spanim pobojec ë pod pieřënã schovac abo dëcht do svojégo mulka přëlnõc. Tako dobře, ty lëdze so radzëlë, éž to je třébno doždac a vzerac co to přyńdze. Le stáry Gafka jak fëšováł, tak fëšováł. Dobře so chłop vëžył ješ dzesync rokóv a ob slédné třë le sedzáł so doma a otrokoma jadra viõz. A té zamiar ë go zachovalë na cerkvjišču. To dało snážy pogřéb. Lëdze rád přëšlë sã se stárym Gafkõ otdzëkovac, béł to čłoviek žëčny a nikomu nie béł lëchy. Le právdã řec, viele lëdzy gádało, že to móže ješ tak po kóńc co dá. Móže to nijaki piorën gdze vëřnie. V Gafkóv grób abo chocá v ksãdza. Jednak pogřéb béł do kóńca. Ludkovie sã rozešlë do dóm dróbkã smãtny a kivalë głovamy. - Në jo, vjidzyta va? Tak to je, abo cã piorën na miescym zabjije, abo máš le ješ dzesync lat žëcá, a té të jes dót!

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - fot. Ela Kanafa


- - - - -

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 5 5



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.