Panorama 324

Page 60

60 Na weekend

„Kokaina” fragmenty powieści

Arkadiusza Siedleckiego

S

amochód pędzi prawym pasem. Zerkam na zegar, prędkość dobija do stu osiemdziesięciu kilometrów na godzinę. Wiem, że muszę trochę zwolnić, bo Anglicy mają bardzo rozwinięty system kamer, zwłaszcza na autostradach. Nie chcę, żeby wysłano za mną radiowóz, więc zwalniam do stu dwudziestu. Opuszczam nieco szybę, a struga chłodnego powietrza omiata moją nabrzmiałą porannym zmęczeniem twarz. Zjeżdżam z autostrady i wjeżdżam na drogę miejską. Mijam wielki billboard z roznegliżowaną blondynką reklamującą topową firmę bieliźniarską, stację paliw i McDonalda, do którego coraz częściej z Jagodą zaglądamy. Pomimo moich umoralniających pogawędek o szkodliwości nafaszerowanych antybiotykami i hormonami burgerów moja żona wydaje się nieugięta. Wie, że mam rację, czytała dziesiątki przemawiających do zdrowego rozsądku artykułów, zna następstwa spożywania niezdrowych tłuszczów, niewiadomego pochodzenia mięs, zdaje sobie sprawę, czym jest cholesterol LDL, rozstępy, zawał serca, miażdżyca, rak. Zna wszystkie argumenty, które obarczają odpowiedzialnością wielkie korporacyjne żarcie za zbyt szybką, w młodym wieku śmierć, a mimo to przynajmniej kilka razy w miesiącu ulega pokusie i wchłania pulchne bułki, brązowe mięsopodobne placki, sosy, w których skrywa się tablica Mendelejewa. A mnie jak zwykle brakuje silnej woli i bezspornie dołączam do tego moralno-cielesnego samounicestwienia. Gdyby nie moja zbilansowana dieta, skrupulatnie obliczane białka, węglowodany i tłuszcze, zapewne codziennie żywilibyśmy się w różnej maści burger ścierwach, pizzeriach czy barach szybkiej obsługi z francuskimi frytkami i rybą smażoną na głębokim tłuszczu. Czuję, że ostatnio nie dzieje się ze mną najlepiej. W środku, w okolicy klatki piersiowej, tworzy się mała, dziwna kulka. Kiedyś myślałem, że to strach. Potem, kiedy zacząłem czuć tę kulkę w sytuacjach zgoła niestresowych,

Kolejny fragment „Kokainy” za ty

dzień w „Panoram ie”!

pojąłem, że to nie strach, ale raczej nerwy. Być może na moje samopoczucie wpływa ywa sytuacja w domu. a może to przez to, że mieszkam na obczyźnie i nie czuję się z tym najlepiej. W końcu jestem obcokrajowcem, a w języku angielskim słowo to w pewnych kontekstach uchodzi za obelżywe. Czy bulwersuję się, gdy ktoś nazywa mnie imigrantem? Nie. Przecież nim jestem. Nie myślę, nie analizuję, nie wnikam. Można zwariować, więc lepiej zająć głowę czym innym. Parkuję przy komisariacie, na biegnącej wzdłuż ulicy pojedynczej żółtej linii. Restrykcje parkingowe są tu wyraźne. Pojedyncza żółta linia ciągnąca się wzdłuż ulicy zezwala na parkowanie tylko w określonych godzinach. Podwójna żółta zabrania parkowania i zatrzymywania się całkowicie i bezwarunkowo. Poza tym jeśli zaparkowałbym na chodniku, choćby jednym kołem, z miejsca dostałbym mandat. Bynajmniej nie od policjanta. Oni mają o wiele ważniejsze sprawy na głowie. W Anglii wypisywaniem mandatów za parkowanie zajmują się specjalnie wyszkoleni parkingowi pracujący dla urzędu miasta. Robią zdjęcie auta, wypisują mandat, który następnie pakują w foliową żółtą samoprzylepną torebkę. Przyklejają ją na przednią szybę samochodu, a wzrokiem omiatają stojące obok samochody w poszukiwaniu kolejnego delikwenta. Uiścisz mandat w ciągu dwóch tygodni od daty wypisania – obejmie cię obniżka w wysokości pięćdziesięciu procent. Coś jak promocja w Tesco. Nie masz kasy w chwili obecnej, trudno, będziesz musiał wydać większą kwotę, bo całe sto dwadzieścia funtów. W Anglii z chodnika mogą


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.