Panorama 320

Page 32

32 Dookoła świata

Podróż po nowe życie Pomysł zimowego wyjazdu na Północ narodził się w 2010 r., po lekturze artykułu w „n.p.m.”, w którym opisano przygody związane z podróżą na Półwysep Kolski w Rosji.

www.npm.pl

C

hoć historia ta dotyczyła lata, to opisy krajobrazów były do tego stopnia sugestywne, że zawładnęły naszą wyobraźnią. Wspólnie z moją żoną Angeliką uznaliśmy, że fajnie byłoby pojechać tam zimą. Ale że brakowało nam doświadczenia, poszukaliśmy miejsca nieco bliższego cywilizacji. I tak padło na... Laponię. Przygotowania do wyprawy zajęły nam prawie dwa lata. Większość czasu poświęcaliśmy poszukiwaniu informacji, gromadzeniu specjalistycznego sprzętu i wypracowaniu kondycji. Źródłem informacji w znacznej mierze był internet, głównie strony fi ńskie. Miejscami noclegowymi miały być domki rozrzucone w lodowym pustkowiu w odległości jednego dnia drogi od siebie. Z tego powodu jedną z bardziej istotnych kwestii było znalezienie strony z zamieszczonymi współrzędnymi geograficznymi każdego domku. Podążając tropem wielkich polarników, chcieliśmy całą trasę pokonać na nartach back country, ciągnąc za sobą sanie z bagażami. Niestety, na polskim rynku nie znaleźliśmy odpowiedniego sprzętu w cenie adekwatnej do naszego budżetu, więc musieliśmy wykazać się nie lada kreatywnością, aby dostępny sprzęt przystosować do charakteru wyprawy. Równocześnie rozpoczęliśmy intensywne przygotowania kondycyjne pod czujnym okiem trenera. Bieganie i siłownia okazały się zaledwie wstępem do specjalnego zestawu ćwiczeń, mającego za zadanie optymalnie przygotować nas do ekstremalnego wysiłku, a zwłaszcza do poruszania się na nartach.

3400 km w blaszanym pudle Wreszcie nadszedł dzień wyjazdu. Piątek mija nam na błogim oczekiwaniu. Wprawdzie planowaliśmy w yjazd w godzinach popołudniowych, jednak przedłużające się przygotowania skutkują zmianą terminu. A zatem ruszymy w sobotę rano.

Kasia z Tomkiem zjawiają się u nas około godziny siódmej. Zaczynamy pakowanie bagaży. Szybko okazuje się, że ilość zabranego bagażu przekracza możliwości naszego samochodu, więc narty lądują luzem w bagażniku dachowym. Wreszcie, po dwóch godzinach, ruszamy! Przed nami 3400 kilometrów podróży do Laponii przez Niemcy, Danię i Szwecję. Po 14 godzinach nieprzerwanej jazdy, wyczerpani podróżą, decydujemy się na dwugodzinną drzemkę w samochodzie. Krótkie śniadanie i zbieramy się w dalszą drogę. Kolejny przystanek planujemy już w schronisku młodzieżowym w mieście Lulea po przejechaniu tysiąca kilometrów. Na miejscu okazuje się jednak, że spóźniliśmy się dobrą godzinę i recepcja jest już zamknięta. Pomysł waletowania odpada – wolimy nie ryzykować spotkania ze szwedzką policją. Z informacji zebranych w Polsce wiemy, że w okolicy działa jeszcze całoroczny kemping. Ale pech nas nie opuszcza, bo i tam wszystko jest zamknięte na cztery spusty. Decydujemy się więc ruszyć w dalszą drogę, lecz sił wystarcza nam jedynie na dwie godziny. Na domiar złego psuje się pogoda i w rezultacie czeka kolejna noc spędzona w samochodzie. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Na zewnątrz 18 stopni mrozu, a my, otuleni w śpiwory, padamy ze zmęczenia. W południe trzeciego dnia mijamy tablicę informującą, że właśnie przekroczyliśmy koło podbiegunowe. Od celu naszej podróży dzieli nas już „tylko” 400 km. W miarę posuwania się na północ warunki na drodze stają się coraz trudniejsze. Ten etap wyprawy można by uznać za nudnawy, gdyby nie stado reniferów, które nagle wtargnęło na drogę, zmuszając nas do nagłego hamowania. Cudem unikamy zderzenia z nimi. Wieczorem docieramy do celu naszej podróży – wioski Klipsijervi. Znajduje się ona na wysokości 450 m n.p.m. i jest najwyżej położoną miejscowością w Finlandii. Po godzinnych bezskutecznych poszukiwaniach noclegu, zrezygnowani, stajemy przed widmem kolejnej nocy w zimnym samochodzie. Na szczęście tym razem, w najmniej oczekiwanym momencie, przychodzi wybawienie w postaci nieznajomego, który zaprowadza

nas do ośrodka kempingowego. Zamiast w lodowatym aucie, nocujemy więc w luksusowym domku (studio, dwie sypialnie, aneks kuchenny oraz obowiązkowo sauna – jesteśmy przecież w Finlandii!) w promocyjnej, posezonowej cenie 65 euro.

Zagubieni na białej pustyni Kolejny dzień zapowiada się pochmurnie i śnieżnie, jednak nie powstrzymuje to nas od ruszenia na szlak. Przygotowania do wędrówki przeciągają się do godzin południowych. Rzeczywistość szybko sprowadza nas z obłoków na ziemię. Ku naszemu wielkiemu zdumieniu zauważamy znaczne dysproporcje w wielkości bagażu. Nasze sanki są zdecydowanie cięższe niż te, które ciągną nasi przyjaciele. Jednym z powodów jest fakt, że zawierają dodatkowy sprzęt biwakowy, narzędzia, zapasowe wiązania do nart oraz awaryjne „przydasie”, które nie zmieściły się na ich sankach. Że nie wspomnę o zapasach żywności na 15-dniową podróż. No cóż – w razie nieprzewidzianych trudności możemy tu liczyć wyłącznie na siebie. Jestem pozytywnie zaskoczony obszernością pokrowców, które zamówiliśmy na sanie. Zresztą i one, zbudowane według mojego pomysłu, radzą sobie świetnie. Są na tyle stabilne, że bez najmniejszych trudności pokonują spore nierówności terenu. Trasa pnie się pod górę, w kierunku jeziora Cahaljarvi. Różnica w wielkości bagażu sprawia, że ja i Angelika idziemy znacznie wolniej niż Kasia i Tomek. Według naszych ustaleń, za jeziorem powinniśmy skręcić na północny wschód, ale nasi towarzysze nie wiadomo dlaczego, podążają wzdłuż tyczek głównego szlaku skandynawskiego, który wiedzie dokładnie w kierunku wschodnim. Ze względu na dużą odległość i brak kontaktu nie pozostaje nam nic innego, jak podążyć za nimi. Po przejściu kolejnych czterech kilometrów nasi przyjaciele zatrzymują się i decydują na nas poczekać. W tym czasie pogoda znacznie się pogarsza. - Mamy dwie możliwości: kontynuować marsz na wschód lub zawrócić do punktu wyjścia - oceniamy sytuację. Biorąc pod uwagę trudne warunki pogodowe, wybieramy krótszy wariant, czyli marsz w kierunku wschodnim.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.