Nowe Zagłębie 09

Page 38

Muzyka

Katie Melua, The House

Dwa spojrzenia: fana i sceptyka

Na nową studyjną płytę Katie Melua trzeba było czekać aż trzy lata. Po niewyróżniającej się Pictures artystka zdecydowała się na muzyczny eksperyment, próbę zaskoczenia stałych słuchaczy oryginalnym brzmieniem oraz przekonania do siebie nowych odbiorców. Katie, znana z tworzenia utworów wpisujących się w gatunek określany jako easy-listening music, postanowiła szukać inspiracji w – jak sama mówi – muzyce przyszłości. Nawiązała współpracę z Williamem Orbitem, producentem odpowiedzialnym między innymi za sukces albumu Ray Of Light Madonny. Każdy, kto miał styczność z wyprodukowanymi przez niego płytami wie, że wyjątkowo chętnie korzysta on na nich z różnorodnych efektów elektronicznych. Nie inaczej jest także w przypadku nowego albumu. The House to płyta mroczniejsza, dojrzalsza od poprzednich dokonań Katie. Znajduje się na niej dwanaście różnorodnych stylistycznie utworów, począwszy od charakterystycznych dla artystki ballad (Red Balloons) przez burleskowy A Moment Of Madness, na przepełnionym elektroniką God On Drums, Devil On The Bass kończąc. Praktycznie każda z piosenek wzbogacona została o elementy elektroniczne współtworzące specyficzny charakter całości.

Katie Melua powraca po 3 latach z nowym materiałem, na którym postanowiła odświeżyć swoje brzmienie. Bardzo obawiałem się tej płyty. Wcześniej uznawałem ją za kompletnie nijaką wokalistkę nagrywającą ładne piosenki powielające ciągle ten sam patent. Teraz wszystko się zmieniło... Album niestety bywa czasem nierówny jakościowo. Od miłego, obiecującego początku (The Flood, A Happy Place, A Moment Madness), poprzez środkową – kompletnie niepotrzebną część (Red Balloons, Tiny Alien, No Fear Of Heights), aż po rewelacyjną, inspirowaną Kate Bush z lat 80. końcówkę, wynoszącą Katie na swoje wyżyny artystyczne. Klimatyczne i tajemnicze The One I love Is Gone. Lekkie, wręcz popowe Plague Of Love ze świetnym refrenem. Następnie jeden z najlepszych utworów na płycie: God On Drums, Devil On The Bass to najbardziej odważny i szalony kawałek, pokazujący całkowicie nowe oblicze i charyzmę wokalistki, mieszając jednocześnie blues, pop i elektronikę. Zamykający wydawnictwo, tytułowy The House to podróż w magiczny świat przestrzennych dźwięków. Moim zdaniem najpiękniejsza piosenka w jej dorobku. Muszę przyznać że nie spodziewałem się takiego progresu. W przeciwieństwie do podobnych sobie artystek, Katie postanowiła rozwinąć swój styl i mam nadzieję, że będzie nadal poszukiwać nowych pomysłów na siebie.

The House to także pierwszy album, na którym wszystkie utwory (poza jednym coverem) zostały napisane w całości lub współtworzone przez Katie. Jest to również pierwsze wydawnictwo nagrane z muzykami z jej zespołu, a nie z artystami sesyjnymi. Co więcej, instrumentaliści nie wykonywali swoich partii pojedynczo – siedząc w osobnych boksach i mając ze sobą kontakt wzrokowy, mogli wykonywać kolejne utwory „na żywo”. Katie Melua i William Orbit wspominają, że starali się możliwie jak najwięcej materiału nagrać tradycyjnym sposobem, za pomocą istniejących instrumentów, bez używania efektów komputerowych. Dzięki wspomnianym zabiegom, odbiorowi płyty towarzyszy uczucie słuchania materiału zarejestrowanego live. Pełne zaangażowanie Katie w proces tworzenia The House zaowocowało także wydawnictwem bardziej osobistym. Moim zdaniem album ten jest najbardziej prawdziwym w dyskografii młodej Brytyjki gruzińskiego pochodzenia. Jak każdy album, tak i ten posiada pewne wady; nie są one jednak szczególnie znaczące. Pod względem stricte muzycznym, uważam go za idealnie dopracowany. Głównym mankamentem okazują się natomiast nierówne jakościowo teksty utworów. Większość z nich, jak I’d Love To Kill You czy The House intryguje i zaskakuje, zdarzają się jednak także teksty niewyrafinowane (Plague of Love, Tiny Alien), przypominające niektóre z literackich dokonań poprzedniego producenta płyt Katie, Mike’a Batt’a. Czas odpowiedzieć na pytanie: czy The House to najlepsza z dotychczasowych płyt Katie Melua? Moim zdaniem tak, mimo, że nie określiłbym jej mianem muzycznej rewolucji, bowiem bardziej uprawomocnione jest tutaj słowo ewolucja. Bez wątpienia jest to najbardziej zróżnicowana produkcja młodej artystki. Polecam ją wszystkim, a szczególnie tym, którzy uważają Katie za gwiazdę jednego przeboju – Nine Milion Bicycles. Myślę, że będziecie zaskoczeni.

Paweł Lichota

38

nr 3(9)38 maj – czerwiec 2010

Adam Andrysek


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.