Listy do Konikovej - opowiadanie ze zbioru "Wiadomość" Tove Jansson

Page 1

Listy do Konikovej

1941, piątek Evo, wyjechałaś. Jak pokój może być tak pusty, chociaż pełno w nim ru­ pieci, Evo Konikova, tak szczerze mówiąc, zostawiłaś po sobie chaos, skąd mam wiedzieć, co kto ma zabrać, Boris czy Abrascha, Twoja mama czy Ada Indursky? Czy klucze należy oddać stróżowi, czy mam je na razie zatrzymać, i co zrobić z papierami z najniższej szuflady, a zielona walizka, zapomniałaś jej czy chcesz się jej pozbyć – jest zamknięta! Nie zdążyłaś wydać żadnych rozsądnych rozporządzeń, bo ciągle tylko te nieskończone imprezy pożegnalne, gdy śpie­ wałaś rosyjskie pieśni romantyczne, a przyjaciele płakali, o ile nie sprzeczali się o politykę, a wszystko to, ach, jakie żydowskie i patetyczne... Przepraszam, wiesz, że jestem Twoją przyjaciółką, ale jestem zła, i po co cała kolonia odprowadzała Cię na pociąg, ostatni dramatyczny pociąg do Petsamo, niech Bóg zacho­ wa, nie zdążyłam pokazać ci listy z pytaniami, Twoi wielbi­ ciele nie mają o tym bladego pojęcia, gdyż są niepraktyczni! Słyszałaś, jak bredzili, jakie to straszne, gdy pociąg ma już odjeżdżać, a jednak jeszcze nie jedzie, powiedziało się już wszystko, a jednak nic, akurat to zauważyli, ale nie potra­ fią tego sformułować! 27


Ciągle dzwoni Twoja mama. Chyba jest dotknięta. Myślisz, że w Ameryce będzie dużo lepiej, Twój angielski nie jest nawet słaby. Stróż przyniósł Twoje pranie, chyba go już nie potrzebu­ jesz? Ani jedna osoba na stacji kolejowej nie zachowała się na­ turalnie, w tym ja; po prostu milczałam. Gdy Eva Konikova opuszcza kontynent, człowiek nie ma już nic do powiedzenia, ha, ha. Pewnie za mną tęsknisz. Twoja ukochana przyjaciółka PS A zresztą, przemyśl dokładnie, dlaczego wyjechałaś, czy jesteś pewna powodu? Wydaje mi się, że tylko zganiasz wszystko na zbliżającą się wojnę, chcesz po prostu jeszcze raz wyruszyć, to Twoje wieczne pragnienie, by iść dalej – i oczy­ wiście bez umiaru ubolewać nad tym, czego sobie odmawiasz i czego chcesz się pozbyć. Nieprawdaż? Tymczasem grasz rolę Odważnego Pioniera. Przepra­ szam. Wkrótce napiszę mój pierwszy list do Ciebie. Czujesz się wolna, tak? W przeciwnym razie nigdy Ci nie wybaczę.

Innego dnia. Jesteś teraz pewnie na statku. Kiedyś powiedziałaś, że czujesz się jak albatros, wydało mi się to przesadnie wystylizowane, ale teraz rozumiem. To pewnie tak jak z szybownikami; po prostu rzucają się z krawędzi i suną, widzą pod sobą świat; wiesz, co napisał Nietzsche: widzę świat pod sobą, tutaj powietrze jest wolne 28


i czyste, a serce wypełnione radosnym złem – czy coś takiego, totalne, nieprawdaż! Twoja trzydziestka była wielka, bardzo udana. Ale czemu tak strasznie po niej płakałaś, nie jesteś jeszcze aż taka stara? I to, że niczego nie osiągnęłaś – a jak miałabyś zdążyć, prze­ cież żyjesz z całych sił! Czy nie czułaś się dumna z faktu, że zawsze jesteś w centrum wszystkiego, co nam się przytrafia, wyrazisty środek? Wszystko, co wydarzyło się wokół Ciebie, było albo fantastyczne, albo tragiczne, nasze troski i zmar­ twienia były takie małe w porównaniu z Twoimi, człowiek nie miał odwagi brać ich na serio – ale ty niczego nie tłumaczyłaś, trzymałaś styl i frunęłaś przez... Kiedyś, gdy skończę trzydzieści lat, odpocznę na dobre, uznam to za słup milowy. Pewnie będzie ich więcej. Najważ­ niejsza jest indywidualna wystawa.

Teraz jesteś pewnie na Atlantyku. Gdybyś była tutaj, zapytałabym wprost: co jest najważniej­ sze, gdy człowiek starzeje się i próbuje żyć uczciwie, praca czy miłość? O co w tym wszystkim chodzi? Najpierw pomyśla­ łam, że praca, a więc tworzenie sztuki, tylko to może dać czło­ wiekowi podstawę istnienia (choć wydaje się to aż za bardzo totalne). Potem oczywiście miłość. Mogłabym Cię zapytać, czy przyjaźń jest równie ważna, czy można je zrównać, czy jedna może przejść w drugą – o ile wiesz, o co mi chodzi. Nigdy nie zdążyłyśmy o tym pogadać, bo zawsze było tylu przyjaciół. A pragnienie sławy, co z nim robisz?! Czy może być niebez­ pieczne, czy może jest niezbędne, by się nie poddawać tylko dlatego, że istnieją lepsi? Pomyśl, że można robić wrażenie, zamiast się wyrażać w sztuce – no tak! 29


Zdaje się, że gdy fotografujesz, jest tak samo. Przygotowuję płótno. Znalazłam miejsce, gdzie można ta­ nio dostać worki z cukrem i mąką, taki stary skład. Atelier jest pełne białych czystych powierzchni. Wydają się nieco prze­ rażające. Tym razem przyrządziłam mniej chłonny podkład, a więc więcej ropy naftowej. PS Żyć uczciwie, a zatem godnie – Samuli powiedział kie­ dyś, że wszystko polega na tym, żeby żyć w miarę godnie, nie zrozumiałam. Teraz wydaje mi się, że chodziło mu o to, by wierzyć we własne idee, swoje zadania, by zaufać i wierzyć, i nigdy się nie poddać. Nigdy nie porzucaj podstawowej idei, powiedział, to jedyne, co jest naprawdę niebezpieczne. Nie idź pod prąd swojej natury. Zakładam, że mówił o malarstwie, on nigdy nie mówi o niczym innym. Wiesz, co powiedział o Tobie, gdy spotkaliśmy się na uli­ cy? Powiedział: To odważna dziewczyna, ale podejmuje nieco pochopne decyzje, pozdrów ją, jak będziesz do niej pisać. Potem wieczorem przyszedł Tapsa i nie myśl sobie, że nie perorował o tym, jak człowiek powinien się zachowywać (ale nie tak mądrze), powiedział: Starasz się żyć naprawdę, a ja staram się żyć na bogato, to jest jak łąka, na której coś zry­ wam to tu, to tam, jak mi serce każe, podczas gdy ty idziesz prosto przed siebie i wychodzisz po drugiej stronie z pustymi rękami, ponieważ nie znalazłaś akurat tego kwiatka, którego szukałaś. Oczywiście zastanowiło mnie to, ale odparłam coś umniejszającego o pospiesznej symbolice i że kiedy widział mnie z pustymi rękami – nie mam siły utrzymać wszystkie­ go, co wpadnie mi w ręce, ale to nie ma nic do rzeczy. Dziś w nocy śniło mi się, że przyjechałam do Nowego Jorku, a Cie­ 30


bie tam nie było, nigdzie Cię nie było. Ulice straszyły pustką, tak jak to się dzieje w snach. I nagle zrozumiałam, że Ty wcale mnie nie chcesz, uciekłaś i o niczym nie chciałaś wiedzieć. Jest mi smutno z Twojego powodu Cześć

Wtorek Kochana Evo, Pewnie jesteś na miejscu. Wyobrażam sobie Twój przyjazd, wszyscy stoicie na pokładzie, wieje, jest zimno, mijacie Statuę Wolności, ale Ty jej nie fotografujesz, czekasz, trzymasz swój bagaż tak blisko siebie, jak to tylko możliwe – mógłby się zgu­ bić w tym ścisku, nigdy nie wiadomo. Aparat masz cały czas w ręku. Dobijacie do brzegu, przepuszcza się was przez śluzę, dzieli na grupy... Komora celna jest ogromna! Powietrze jest przepełnione ulgą, strachem i zagubieniem! Był tam, czekał na Ciebie twój wuj, czy był miły? Jak się rozpoznaliście – zdjęcie, kwiatek w butonierce – zapomnia­ łam zapytać. A czy zawarłaś jakieś nowe przyjaźnie w czasie podróży, tak łatwo Ci to przychodzi? Ale może nie przejmowali się ni­ czym poza tym, żeby dopłynąć, mieli siłę myśleć tylko o sobie. Ale wszystko to już się przecież zdarzyło. Wszyscy dzwonią i pytają, czy mam jakieś wiadomości od Ciebie, robię się wtedy dumna, zdaje się, że wszędzie masz przyjaciół, w Arteku, w mleczarni i w sklepiku na rogu, na poczcie; ludzie na schodach i na ulicy pytają, jak idzie Evie Konikovej, a ja odpowiadam, że dobrze, zdobywa Manhattan! 31


Wszyscy pięknie o Tobie mówią! Przyszedł list od niejakiego „Klasa”? Sprzątaczka chciała wiedzieć, co ma zrobić z tymi ściereczkami, więc jej powiedziałam, że może je zatrzymać. Komu mam dać tę zieloną zamkniętą walizkę? Ada pozdra­ wia. Nie mam odwagi zapytać, czy zapłaciła za Twój pokój; jest taka roztargniona, obecnie maluje abażury. Jej portret jest nieco lepszy. Myślałam, żeby jej go dać, ale może to nie naj­ lepszy pomysł, zresztą zastanawia się, czy nie uciec do Szwe­ cji, zanim tu coś wybuchnie. Tu jest lista Pytań, proszę Cię, pomóż mi poukładać Twoje graty w odpowiedni sposób, please. Twoja mama cały czas dzwoni. Jedna rzecz mnie pociesza, będziesz tam miała nowych przyjaciół, po prostu nie mogą Cię nie polubić! Ale czy zro­ zumieją Twoją pracę? Czy będą w stanie pojąć, że jeśli Eva Konikova fotografuje na przykład drapacze chmur w śnieży­ cy, to one nigdy wcześniej nie zostały tak utrwalone, nie w ten sposób, nigdy tak przytłaczająco i tak przekonująco! Wiem, że nie powinno się pytać o pracę, ale jednak: czy będziesz miała jakąkolwiek możliwość, by skupić się na swoich rzeczach? Zadziw tych Amerykanów, spraw, by zobaczyli! A zresztą nie wierzę w to, żeby drapacze chmur przytłaczały człowieka, może po prostu unoszą niebo! To trochę nie w porządku pisać kolejny list, zamiast po­ czekać, aż Ty się odezwiesz, więc teraz poczekam, a gdy do­ staniesz całą masę listów naraz, powinnaś zrobić to, co robi Anglik w dżungli, czyta swojego „Timesa” według dat! Lepiej zrozumiesz, na przykład, kiedy się pospieszyłam albo że ża­ łuję, jeszcze zanim zrobiłam coś złego, i że mogę uwielbiać samotność w tej samej chwili, w której czuję się porzucona – opuść te fragmenty! 32


I opuść to o możliwości pracy. Dla mnie to niemożliwe. No i co z tego (tłum. and so what) Tove

Najukochańsza Evo, Wpadł Boris. Chciał rozmawiać o Tobie. Powiedział, że byłaś jego mistrzem. Potrafiłaś mówić, powiedział, człowiek wszystko widział, był wewnątrz opowieści. Czasami sąsie­ dzi zrzucali się na bilet do kina, to było w St Petersburgu, a potem moja siostra wracała i opowiadała im cały film, od początku do końca, potrafiła odtworzyć każdą rolę, była ich dzieckiem, ich domem, ich przestrzenią! Wiem, odparłam. Zajęła się mną, powiedział Boris. Babcia wysyłała nas na podwórka w poszukiwaniu jedzenia, to było fascynujące, obo­ je lubiliśmy kotki. No i ta dramatyczna opowieść o dwójce dzieci, które prze­ kroczyły granicę podczas śnieżycy, po drugiej stronie czekały przez kilka dni, płakały i płakały (dlaczego Rosjanie wciąż tak potwornie płaczą), a potem nastąpiła ta historia, jak zabrałaś go do lekarza i powiedziałaś, że twój młodszy brat nie potrafi mówić, co z nim począć, a doktor zapytał, w jakim języku mówicie w domu, na co odparłaś: w jidysz, po rosyjsku, fran­ cusku i niemiecku, na co doktor poradził, żeby chłopiec sam podjął decyzję! (Jakaż to stara historia). Evo, nie masz co się obawiać, że Borisa, władającego tylo­ ma językami, wyślą na front. Spytał, czy on też powinien tak zrobić, wyjechać do Ame­ ryki, czy tak byłoby lepiej? Co powiedziałaby Eva? 33


Chłopiec wyznał: teraz wiem, co mam, ale skąd mam wie­ dzieć, co mógłbym mieć. Evo, musiałaś decydować za tak wiele osób, dałaś im kop­ niaka w tyłek, żeby wyjechali, albo zmusiłaś, żeby zostali, ale teraz nie musisz się przejmować. Daj nam czas, please? I daj sobie dużo, dużo czasu. Tu wszystko jest po staremu, wszyscy mówią mniej więcej to samo o wojnie, która ma nadejść, a jednak nie nadchodzi. Mówią, że zanim list dotrze do Ameryki, miną miesiące. Ale ja i tak piszę. Tove

Cześć, jest niedziela. Wczoraj przyszła Ada i powiedziała, że muszę się pospie­ szyć, jeśli mam skończyć jej portret, bo właśnie dostała pracę w Sztokholmie i wizę. Pozdrawia Cię bardzo. Wyciągnęłam więc płótno i teraz jest dużo lepiej. Uwydatniłam biały płaszcz z tymi przepięknymi kwiatami, tło zrobiłam neutralne i po­ starałam się wprowadzić do twarzy nieco obojętnego spokoju, cierpienie pokoleń, no wiesz – ale ona stwierdziła, że wyglą­ da, jakby bolał ją brzuch. Ha, ha. To było jej pranie, to które przyniósł stróż, nie Twoje. Gdy już się rozpędziłam, wyjęłam Twój portret, ożywiłam tło. To nie może być obojętny spokój, chociaż tkwisz w bez­ ruchu, to musi robić wrażenie, że w każdej chwili możesz się zerwać i być gotowa na wszystko! Światło przerobiłam na zimniejsze. Może mogłabym wy­ stawić portret na Młodych, jeśli w ogóle wyjdzie coś z tej eks­ pozycji, wszyscy powyjeżdżali. 34


Czekamy. Może za dużo, nie, za długo, zmagam się z tym obrazem, bo muszę wiedzieć, czego chcę albo co być może zrozumiem; ale wtedy można zabić obraz, tak powoli, prawda? A może to tylko strach przed postawieniem nowego pu­ stego płótna na sztaludze. Wiesz, co Abrascha powiedział o portrecie: mojej siostry nie maluje się w halce! Czy myślałaś o tym, co faktycznie znaczy nature morte, martwa natura? Nigdy tak się nie czułam. A teraz, nagle, powiedzmy błę­ kitna dominanta równa się może niebieskiemu imbrykowi, te jabłka, ta nieunikniona zasłonka, jak zwykle, właśnie jak zwykle, i od razu wszystko jest niepotrzebne! Evo, to co naj­ ważniejsze stało się niepotrzebne! Przerobili to na inny świat, nie, to my pozwoliliśmy, by świat się zmienił tak, że nie ma w nim już miejsca. Owszem, zawsze trudno było malować, ale teraz to utraciło sens, a wszystko z powodu wojny!

Cześć, Wystawa jesienna jest zawieszona, podobnie Młodych i konkurs Hörhammera, no i Tydzień Sztuki. Poza „Garmem” miałam pracę dla „Astry”, „Julstjärny” i „Svensk Botten”, gdzie co tydzień robię polityczny rysunek. Gdzie jesteś, dlaczego nie piszesz! Podobał się szkic dużej gumowej intarsji, ale teraz dyrek­ tor narzeka na czasy, wszyscy to robią, albo sprzedają zgniłe grzyby, których pełno w lasach, albo chcą malowidło w sied­ miopiętrowym pałacu firmy. 35


Ludzie rozmawiają tylko o wojnie. Mam nadzieję, że sprzedam duży obraz Ålandii podczas Salonu Sztuki, ten z Robertsgatan. Salon bierze 20%. Któregoś dnia malowałam w porcie, podchodził taki jeden z drugim i mówił, że panienka powinna wrócić do domu i robić dzieci, bo w każdej chwili może przyjść wojna. Figa ze stypendium, podejrzewam, że oni sądzą, że zara­ biam na ilustracjach. Chyba że po prostu nie podobały im się moje obrazy. Czasami wydaje mi się, że wszystko, co do tej pory zrobi­ łam, jest beznadziejne, po prostu złe i kompletnie obce. Mu­ szę uciekać się do większych, spokojniejszych powierzchni z mniejszą liczbą kresek. W niektóre dni nic nie wycho­ dzi, jakbym nigdy wcześniej nie trzymała pędzla. Mówią, że takie okresy oznaczają, że człowiek idzie do przodu; nie wierzę w to! Po prostu nie wychodzi, człowiek stoi we własnym nocniku. Zastanawiam się nad kwestią pragnienia i obowiązku i nie jestem w stanie niczego mądrego wymyślić. Nie ufam ambi­ cji, bardzo! Koni, moje płótna nie są dobre, ale z każdą wystawą są lepsze, w każdym razie trochę lepsze, być może, reszta mnie nie obchodzi. Mówią, że za bardzo maluję mózgiem, skąd mają wiedzieć, że za każdym razem pęka mi serce, a zresztą zawsze powtarzam, że większość spontanicznych mistrzów maluje brzuchem! I poczekajcie tylko, aż wystawię autoportret z boa!

Dziwnie pisze się listy, które nie mogą dojść, a gdy wresz­ cie dochodzą, wszystko jest inaczej i jest już nieważne. 36


Człowiek jest jakby oszukany i używa zbyt wielkich słów. A jeśli te listy i tak dotrą, cały ich stos, wcale nie jestem pewna, czy ona się ucieszy; może poczuje się dotknięta, że za nią tęsknię, możliwe, że ona po prostu nie miała czasu, by tęsknić? No, tak to już jest. I od razu musi sklecić list, który jedno­ cześnie opowiada, pociesza i pyta, krótko mówiąc, jest zmę­ czona. Daj jej spokój. Poczekam trochę. Albo nie wyślę. Ale ten list o dotarciu do Nowego Jorku chyba wyślę, bo jest dobry. Mówię Ci, że nikomu nie chce się już imprezować. Wchodzi Konikova, stop-klatka! Świadomie zatrzymuje się na moment w drzwiach, patrzymy na nią i wiemy, że teraz zacznie się impreza. Stawia wino i pierogi na stole, klaszcze w dłonie i zaczyna się śmiać! Nikt nie ma tak dużych i rados­ nych ust. Jak znajdowałaś na nas czas, jak było Cię stać na to, żeby rozdawać siebie bez najmniejszej rozwagi, sprawiałaś, że wszyscy robiliśmy to samo, najlepiej jak potrafiliśmy, wyrzu­ caliśmy z siebie tajemnice niczym kwiaty, a wszystko było wolne, wolne od nieczystego sumienia, nie potrafię pojąć, jak to wszystko działało! Teraz, gdy czasem się spotykamy, jesteśmy raczej zaże­ nowani. To Twoja wina!

37


Dzień dobry! Tapsa opowiadał, że biegł przez pół Alexandersgatan za jakąś dziewczyną, bo myślał, że to Ty (głupio). Mówi, że nudzi mu się bez Waszych świętych politycznych dyskusji. I niech to będzie raz na zawsze powiedziane, że przysłu­ chiwałam się im aż nadto, ze społeczną odpowiedzialnością i w pełni świadoma, i o Wielkiej Masie i dobrze, żebym od razu to powiedziała, że nie wierzę w sztukę tendencyjną, wie­ rzę w l’art pour l’art i to wystarczy! Tapsa mówi, że jestem artystyczną snobką i że moje ma­ larstwo jest aspołeczne. Czy nature morte z jabłkiem jest aspo­ łeczna!? A co powiecie o jabłkach Cézanne’a, tam macie Ideę Jabłka, ostateczną obserwację! Tapsa powiedział, że Dali pracuje tylko dla siebie. A dla kogóż innego miałby malować, pytam! Gdy człowiek pracuje, nie myśli o innych, nie wolno mu myśleć o innych! Uważam, że każde płótno, nature morte, pejzaż, cokolwiek, tak napraw­ dę jest autoportretem! A gdy fotografujesz? Znam Twoje zdjęcia, obrazy momen­ tów wypełnionych czułością i okrucieństwem, czymkolwiek, ale każde z nich jest w pewien sposób obrazem Ciebie; czyż nie tak jest? Nie ma to związku z tendencją, w żaden sposób, Two­ je zdjęcie jest przekonujące, ponieważ jest prawdziwe i nie przedstawia nic innego poza samym sobą. Dlaczego zawsze tak dużo mówisz? Praca powinna odbywać się w ciszy. Pracujemy w tak różny sposób, Ty masz obraz chwili, to, co wydarza się teraz i nigdy więcej, ja pracuję bardzo powoli – ale powiedz, czyż nie pa­ trzymy dość podobnie? Powiedz to! 38


Tapsa bardzo pozdrawia, także Samuli. Jestem trochę dumna z tego, że to zawsze mnie proszą o przekazanie po­ zdrowień. Mam nadzieję, że Cię rozzłościłam, cześć, Tove

PS Sorry, może nie powinnam się tak rozdrabniać.

Koni, Myślałam o samotności. Być może nie przeżyłam jej na­ prawdę, prócz tych małych, na przykład gdy jest się odrzu­ conym albo gdy ktoś ważny odchodzi – albo, jeszcze gorzej, gdy nie da się pracować. Wydaje mi się, że samotność mogłaby być czymś wspania­ łym, gdyby tylko wystarczająco o nią zadbać. Pomyśl, jakie mamy możliwości, oby tylko w czas wybrać, chociaż nie wiem do końca. Czy Ty zawsze wiesz? I co w końcu oznacza ta gwałtowna chęć kształtowania, osiągania, w porównaniu z potrzebą pomagania! Nie wiem. Zapomniałyśmy o tym porozmawiać, bo wszyst­ ko tak szybko się wydarzyło. Ta sama

39


Innego poranka Wyobraź sobie, Towarzystwo Rysowników kupiło trzy moje rysunki do swych zbiorów, razem 9000 marek! Tak się ucieszyłam, że zapłaciłam wszystkie zaległe składki członkowskie i ostatni podatek, który ku własnemu prze­ rażeniu znalazłam w kieszeni, więc teraz uporałam się ze wszystkimi długami, plus pożyczka, poza tym państwo ru­ szyło sumienie i oddali mi 4000 marek, którymi dodatko­ wo mnie obciążyli, „nie można ufać artystom”. Wiesz, co napisali w dzisiejszym „Husis” – teraz gdy zgarniają ludzi ze względu na obowiązek pracy, polują na włóczęgów, cy­ ganów, artystów i „inne niekontrolowane elementy”. Czyż to nie zabawne! Przyjrzałam się mapie świata i zaznaczyłam miejsca, które nazywają ludzką tęsknotę, marzenie, którym dzieli się z in­ nym podróżnikiem, gdy wszystko się ułoży. Nie mów, że jestem sentymentalna, nigdy nie jestem! A Ty siedzisz teraz na Manhattanie i stajesz się coraz mą­ drzejsza. Dlaczego nie piszesz! Cześć – Tove

Zgubiłam jej twarz, nie pamiętam już, jak wygląda. To straszne. Nie mam odwagi patrzeć na jej portret, bo wówczas oddala się jeszcze bardziej, więc odwróciłam płótno do ściany. Nie napiszę już listów. Do momentu nadejścia wojny. A ta nadchodzi teraz. 40


Nie będę pisać do niej tak, by miała wobec nas wyrzuty sumienia, ani o tęsknocie, ani o polityce artystycznej i tak dalej, tak, wreszcie muszę mieć ją na względzie. Albo będę pisać o wszystkim, paf, ale tylko dla siebie (jak Dali) i absolutnie, kompletnie bezwzględnie!


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.