Haśka. Poświatowska we wspomnieniach i listach - fragmenty

Page 1


WISŁAWA SZYMBORSKA Poetka, eseistka, felietonistka, krytyk literacki Zadzwonił do mnie profesor Julian Aleksandrowicz i powiedział, że jego pacjentka, młoda dziewczyna, pisze interesujące wiersze. Spytał, czy nie chciałabym ich przejrzeć. Dlaczego zadzwonił do mnie? Pracowałam wówczas jako redaktorka działu poezji w „Życiu Literackim”. Wtedy poznałam Halinę. To była dziewczyna bardzo piękna, o jakimś niezwykłym sposobie bycia, z poczuciem humoru, które w jej sytuacji było czymś więcej niż tylko poczuciem humoru. A wiersze? Wydały mi się rzeczywiście bardzo interesujące – niezależnie, bron Boże, od tego, czy pisała je dziewczyna ciężko chora, czy zupełnie zdrowa. Obiektywnie były bardzo ciekawe. Od tego czasu wiersze Haliny pojawiały się nie tylko u nas w „Życiu Literackim”, ale w całej prasie literackiej.

LUDMIŁA WALUSZEWSKA Przyjaciółka Haliny Poświatowskiej, aktorka Była jesień 1957 roku. O istnieniu Haśki dowiedziałam się od Kurczaba [Jan Kurczab – krakowski dziennikarz i powieściopisarz], przyjaciela profesora Aleksandrowicza, w którego klinice leżała. Wybieraliśmy się ją odwiedzić. Nieoczekiwanie dla siebie samej nagle i ja znalazłam się w klinice jako pacjentka. I oto dziewczyna: wysoka, gibka, w bordowym, dołem mocno rozkloszowanym, aksamitnym szlafroku. Mówiło się o niej wśród pacjentek i personelu. zwracała na siebie uwagę. Można by tak pisać, opisywać i wspominać bez końca. Ale jak przywołać nasze wieczorne rozmowy, gdy ona – autentycznie chora, z tłukącym się ogromnym sercem, i ja – niby chora z bezgranicznym poczuciem bezpieczeństwa? Haśka chciała wiedzieć, czy naprawdę nie myślę o śmierci, czy się nie boję? Naprawdę się nie bałam, nie myślałam o śmierci zupełnie, nigdy.


Poczuciem bezpieczeństwa Haśki byli matka i profesor. Haśka była przekonana, że te dwie osoby zawsze ją uratują. Bała się śmierci, nicości, nieistnienia. Bała się śmierci bardzo. Może właśnie dlatego była w jakiś sposób nią zafascynowana?... Według mnie ze śmiercią łączy się cierpienie. Według Haśki – nie. Ona nie była człowiekiem cierpienia, więc zastanawiałam się, czy jej nic nie boli. Czasem wołała mnie do swego łóżka, kładła moją rękę na swoim sercu. Tłukło się naprawdę, jak spłoszony ptak w małej klatce. Różniłyśmy się wszystkim. I chyba ta wzajemna ciekawość zbliżyła nas do siebie. Ale jak przywołać nasze rozmowy, podśmiechiwania się z pacjentek, lekarzy, księdza, który nas cierpliwie odwiedzał i przed którym Haśka popisywała się elokwencją i złośliwością? Wyczekiwała go jednak codziennie i żartowała, że to dziesięć minut zamiast gimnastyki. Chciała wiedzieć, jak to jest być księdzem. Śmieszne, dziecinne zabawy. Patrząc na swoją ładną rękę – bladą i „podeszłą wodą” – pytała mnie, co będzie potem. Byłyśmy wtedy obie daleko od kościoła. Jednak wszystkie nasze oceny życia i świata były na wskroś chrześcijańskie. Dużo mówi się o miłości, gdy się wspomina Haśkę. Była wypełniona miłością – przede wszystkim kochała matkę. Bardzo, bezgranicznie, wspaniale. Miała absolutną świadomość tego, że wszystko w jej życiu wykreowała matka. Miała też przekonanie, że żyje dzięki niej. I wtedy, kiedy matki Haśki jeszcze nie znałam, w każdej rozmowie choć na moment musiała zaistnieć. Haśka kochała swój dom rodzinny, ojca, rodzeństwo, babkę. Opisywała mi więc ten dom, to mieszkanie bardzodokładnie – gdzie co stoi, gdzie co wisi. Stwarzała mi obraz poetycki i wierny – jak się później przekonałam. Jej dom rodzinny to parterowy domek w głębi ogrodu, z dala od nikłego w tamtych czasach ruchu ulicy jasnogórskiej. Był jej całym światem, bo przecież Haśka była więźniem swojego serca. Tego nikt z nas zdrowych nie jest w stanie zrozumieć (rozumiała to Anna [Orłowska], bo i ona miała takie samo serce). Haśka była dosłownie więźniem, miała minimalne pole działania. W tym domu poznawała świat. Była ciekawa, pełna chęci poznania i zrozumienia. Była też


oczytana, przeczytała wiele wspaniałych książek. Te książki wybierała, kupowała lub przynosiła z biblioteki jej matka. To ona rozbudziła w Haśce tę ciekawość świata, ten niepokój intelektualny. Kiedyś moja matka [Milica Horbacka] zauważyła, że według niej pani Mygowa jest bardziej interesująca niż Haśka, i dziwiła się, dlaczego nikt inny tego nie dostrzega. Jakże ta kobieta umiała dobierać książki! Haśka, która prawie wcale nie mogła chodzić do szkoły, którą każdy najmniejszy wysiłek fizyczny męczył i ciągle musiała leżeć, do której tak często przyjeżdżało pogotowie, która tyle czasu spędzała w szpitalach, umiała jedną rzecz wspaniale: uczyć się. To matka pomogła jej doprowadzić do perfekcji tę umiejętność. Haśka umiała, chciała i lubiła się uczyć. Jej słabość fizyczna musiała rozbudzić zainteresowanie ludźmi zdrowymi, silnymi. Bała się ich, a jednocześnie ją śmieszyli. Niezwykle celnie wyszukiwała w nich śmieszności, którymi umiała bawić się długo i na różne sposoby. Zagadnięta o pewną osobę, powiedziała: „ona zapytała mnie kiedyś: «Co zamiarujesz?», no więc wiesz...”. innym razem zabawiała mnie długo wariantami zdania naszego wielkiego przyjaciela: „Wyjąłem ze szczelnie zamkniętej probówki...”. A że on upierał się, iż tak właśnie było, Haśka cieszyła się ogromnie. Była piekielnie złośliwa, tyle że nie chciała ani dokuczyć, ani zniszczyć. Jej złośliwości polegały na bardzo celnym, błyskawicznym wyłapywaniu śmiesznostek, potknięć itp. nie lubiła ludzi głupich, pruderyjnych, zakłamanych, mieszczańskich. Szkoda jej było na nich czasu. Haśka miała ogromne poczucie wartości czasu. Nie chciała go tracić na bzdury, nie chciała, żeby jej przeciekał przez palce. Wypełniała swój czas po brzegi, najpierw nauką, czytaniem, później pracą. Nieprzeciętna uroda Haśki, radość życia, ciekawość, wesołość i wdzięk sprawiały, że ludzie absolutnie nie zdawali sobie sprawy z tego, że mają do czynienia z osobą tak beznadziejnie chorą. Młode żony drżały o swój spokój, gdy na spotkaniach towarzyskich kokietowała ich mężów. Nie wiedziały, że Haśka tak mało może – oprócz tych intelektualnych figli, do których wielu nie dorosło. Obrażały się więc.


Haśki wgryzanie się w filozofię... U nas w domu było dużo mądrych książek. Haśkę to cieszyło. Śmieszyły ją dziewiętnastowieczne tłumaczenia, więc czytała, równocześnie sycąc się treścią i pękając ze śmiechu nad formą. Platon był pięknie tłumaczony i ładnie wydany. Odegrał ważną rolę w naszym życiu, w naszych rozmowach, ale niestety nie jestem w stanie ich przywołać. Iluż rzeczy nie jestem w stanie przywołać! Zamykam oczy i tuż pod powiekami snuje mi się tyle obrazów. To wszystko zewnętrzność, ruszyć wnętrze jest o wiele trudniej.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.