Kraina Bugu 4/2012 lato/jesien

Page 1

04/lato/jesień2012

numer 04 lato/jesień 2012 cena 14,90 zł (w tym 5% vat) ISSN 2083-912X iNDEKS 281034

turystyka/wakacyjne propozycje

Węgrów

W krainie Mistrza Twardowskiego

powiat bialski

Na ziemiach Radziwiłłów REPORTAŻ/irina szepielewicz

połączyła nas rzeka cz. I: U źródła Bugu wywiad/o. leon knabit

multimedialny benedyktyn ,,Gdy siadam do swojego biurka, jestem zupełnie średniowieczny – tyle że obok mam komputer”

weekendowe impresje

niedziela

nad Bugiem

Rzeka od zawsze przyciągała ludzi. Bez względu na status, wiek czy pochodzenie. Od zawsze była też miejscem wypoczynku – szczególnie latem


Wszystkich wielbicieli koni mechanicznych

zapraszamy do naszej stajni! ZAPRASZAMY DO ŚWIATA HONDY! Z jesiennymi promocjami jest to łatwiejsze niż myślisz. Sprawdź najnowszą ofertę w Honda Wyszomirski

i umów się na jazdę próbną.

�������������������������

SPRAWDŹ TEŻ INNE MODELE W ATRAKCYJNYCH CENACH!

Honda z silnikiem 2.0.

Honda

Honda Wyszomirski

ul. Terespolska 7, 08-110 SIEDLCE Doskonała cena Autoryzowany dealer samochodów Tel. +48 25już 633 33od 55 56900 zł! i motocykli markizł! Honda www.wyszomirski-honda.pl A w kredycie 50/50 już od 28450 zł* Teraz z rabatem 12000 W opcji przedłużona gwarancja do 5 lat* Również w kredycie 50/50

i z opcją przedłużenia gwarancji do 5 lat*

*szczegóły w salonie

*szczegóły w salonie

Honda Wyszomirski

ul. Terespolska 7, SIEDLCE Autoryzowany dealer samochodów Tel. +48 25 633 33 55 www.wyszomirski-honda.pl i motocykli marki Honda


babie

D

lato

ługo zastanawiałam się nad pierwszym zdaniem tego tekstu. Po wielu próbach rozpoczęcia uświadomiłam sobie, że gdy słyszymy zdanie ,,lato w tym roku...”, nasza podświadomość odczytuje jego znaczenie w czasie przeszłym, co w tym przypadku nie do końca jest zgodne z prawdą, a zatem spróbuję się z tym zmierzyć. Lato w tym roku za bardzo nas nie rozpieszczało, choć niejeden powie ,,pamiętam gorsze”, inny zaś ,,a ja pamiętam lepsze”. Mam nawet poczucie, że – mimo iż ciągle trwa i jeszcze na dobre nie zdążyło rozgościć się w naszym kalendarzu – już gdzieś na horyzoncie widać powolnie stąpającą jesień. Być może ten stan w najbliższych latach będzie naszym permanentnym doświadczeniem? Wiosna niepostrzeżenie przechodzić będzie w lato, a lato podczas jednej krótkiej nocy zmieni się w jesień. Jedynie zima ciągle pozostanie najbardziej wyrazistą porą roku, przynajmniej na razie. Póki co aurę mamy jeszcze letnią, więc cieszmy się nią i miejmy nadzieję, że potrwa jak najdłużej. Moja nadzieja jest uzasadniona, ponieważ przyjęło się, że podróżujemy najczęściej podczas wakacji, czyli wtedy kiedy jest ciepło. A jeśli nadal jest ciepło, to znaczy, że możemy jeszcze planować podróże, choć może nie te dalekie. I właśnie w takie podróże, Drodzy Czytelnicy, chciałabym Was zabrać.

Na początek podróż z Białorusinką Iriną Szepielewicz, która w ciągu niespełna dwóch miesięcy przepłynęła rzekę Bug wraz ze swoimi przyjaciółmi z Białorusi, Polski i Ukrainy. Tak, przepłynęła Bug od źródła do ujścia, a relację z tej ekspedycji będziemy śledzili w dwóch najbliższych numerach. W kolejną podróż, co prawda tylko weekendową, zabierze nas Anna Kłossowska, która w reportażu ,,Niedziela nad Bugiem” pokazuje życie nad rzeką podczas wakacyjnego weekendu. Jeśli tych przygód będzie za mało, to mamy dla Was propozycję podróży do krainy Mistrza Twardowskiego, czyli miasta Węgrowa i jego okolic, a także weekend na ziemi bialskiej, zwanej także ziemią Radziwiłłów. W podróż poniekąd w czasie zabierze nas ojciec Leon Knabit, który w swojej średniowiecznej celi w tynieckim klasztorze zmienia czasoprzestrzenie, tworząc i pisząc choćby internetowego bloga. Obecny numer to także kilka zmian, które zapewne dostrzeżecie już po pierwszym przejrzeniu „Krainy Bugu”. Pojawiły się nowe działy i nowe kolumny. Myślę, że równie ciekawe i zajmujące jak te dotychczasowe. Wzbogacają one magazyn o dodatkowe perspektywy, dotąd najczęściej nieznane lub pomijane. Czy są to zmiany na lepsze? Jestem pewna, że tak, ale oceńcie je Państwo sami. Zatem udajmy się po raz kolejny w nadbużańską podróż i oby tegoroczne babie lato trwało jak najdłużej.

Katarzyna Karczewska Redaktor naczelna

3


kolekcja krainy bugu

4

kraina bugu · lato/jesień 2012


Nocne obserwacje

Autor: Michał Rząca

5


W numerze

niedziela nad Bugiem

Reportaż Anny Kłossowskiej, która wraz z fotografem odwiedziła kilka miejscowości wypoczynkowych nad Bugiem, aby sprawdzić, jak wygląda wolny od codziennych obowiązków dzień nad rzeką. Wyprawa była pełna przygód i obfitowała w spotkania z ciekawymi ludźmi.

obywatel świata z podlaskimi korzeniami strona

18

łączy nas Bug

Grupa kajakarzy z Polski, Białorusi i Ukrainy przepłynęła Bug od jego początku do ujścia. 40 dni spędzonych na wodach tej krnąbrnej rzeki sprawiło, że już na zawsze połączył ich Bug. Był to czas walki z żywiołem i własnymi ograniczeniami, pokonywanie których wyzwalało w kajakarzach nieodkryte dotąd przez nich samych pokłady sił.

6

Spotkanie z mnichem, który nie boi się wyzwań nowoczesności. Ojciec Leon Knabit, mimo 82 lat, pracuje w telewizji, spotyka się z ludźmi nie tylko w Polsce, lecz także na całym świecie, a w ubiegłym roku został okrzyknięty „Blogerem 2011 roku”.

strona

40

lalkarska emigracja od codzienności strona

58

Niezwykłe spotkanie z Marią Kępińską, która dla realizacji swojej pasji nie bała się wykonać życiowej wolty. Porzuciła wielką Warszawę i osiedliła się na mazowieckiej wsi, gdzie wykonuje lalki, które uczą, bawią i leczą doświadczone przez los dzieci.

strona

80

kraina bugu · lato/jesień 2012


Spis treści FELIETONY

8

Leszek Stafiej: Tylko dla smaku

10 Paul Lasinski: Przypadkowo... LUDZIE Z KLIMATEM

16 Irina Szepielewicz. Białorusinka, która od lat łamie stereotypy, stając się wzorem do naśladowania dla innych OBLICZA RZEKI

18 Niedziela nad Bugiem czyli Bug rzeczy (nie) małych CZAS NA WEEKEND Z PRZYGODĄ

32 Propozycja na weekend: Łosice. Miasteczko na krańcu Mazowsza MOJE PRZESTRZENIE

40 Obywatel świata z podlaskimi korzeniami. Wywiad PUNKT DOCELOWY

48 W krainie Mistrza Twardowskiego. Węgrów

kraina mistrza Twardowskiego

Węgrów to miasto, w którym znajduje się nie tylko słynne lustro Mistrza Twardowskiego, lecz także wiele innych atrakcji. Udając się w podróż po Krainie Dolnego Bugu, w planie atrakcji do zwiedzania już dziś koniecznie trzeba ująć Węgrów i jego okolice.

BRZEGIEM RZEKI

58 Łączy nas Bug. Reportaż MIEJSCE NA WEEKEND

68 Powiat bialski. Weekend na ziemi Radziwiłłów strona

48

ZNIKAJĄCY ŚWIAT

80 Lalkarstwo. Lalkarska emigracja od codzienności OBRZĘDY PRZESZŁOŚCI

84 Noc czarów i cudów MOJE SIEDLISKO

86 Joanna i François Philippe to polsko‑francuski duet, który swoje miejsce na ziemi odnalazł w nadbużańskich Borsukach INSPIRACJE WNĘTRZA

92 Chata wuja znad Bugu BIZNES NAD BUGIEM

100 Barbara Chwesiuk. Pasja tworzenia daje radość życia KULTURALNY KWARTAŁ

106 Album: „Kresy w fotografii Henryka Poddębskiego” i „Mielnik – miejsce magiczne”; Płyty: „Huculski blues” i „Polesie – Pieśni i Ludzie”; Książki: „Kroniki Jakuba Wędrowycza” i „Sad”; Festiwal: „Sztuka Plus Komercja” I Ogólnopolski Festiwal Teatrów Prywatnych ZAINSPIROWANI

108 Monika Załęska. Wykonane przez nią batiki ożywają pod wpływem światła W KRAINIE SMAKU

114 Maciej Wawryniuk. Smak lata

gdzie leży Polska? nad Bugiem

To geograficzna definicja Polski w osobistym słowniku Joanny i Françoisa Philippe’ów. Ich azylem jest klimatyczny dworek w Borsukach, w budowę którego włożyli całe serce, a sposobem na życie wino – pasja, którą zarażają nie tylko miejscową ludność.

SPORT I AKTYWNOŚĆ

120 Kajakiem po Bugu BIRDWATCHING

124 Andrzej G. Kruszewicz. Bocian, ptak niezwykły strona

86

PRZESTRZEŃ NATURY

126 Natura. W krainie leśnej wody – ścieżka przyrodnicza „Jeziorka Kałęczyńskie” OBIEKTYW TABORA

128 Czapla siwa i bocian czarny

7


felieton

tylko dla smaku

Leszek Stafiej Dziennikarz, wydawca, niezależny doradca medialny, tłumacz i krytyk literacki. Znawca mediów i kultury. Wykładowca uniwersytecki, twórca i scenarzysta programów radiowych i telewizyjnych.

A

— Jutro od rana zrywka, babciu — zapewnił Alik. — A dzilik miał babcię nad Bugiem, gdzieś między Drohiczynem a Siemiatyczami. Babcia miała wiśniowy siaj kawalerski wieczór w sadzie. sad. Była już w podeszłym wieku, jak to babcia. — Tyliko nje sjeccie za dłuugo. Bo jutro, skoro swijt… — Coś I trzeba jej było pomóc zerwać te wiśnie. Tym bardziej że tam jeszcze gderała, ale my już jej nie słuchaliśmy. Oczywiminęła właśnie połowa lipca, najwyższy czas. Umówiliśmy ście siedzieliśmy za długo. Nawet nie pamiętam, jak zapadł się we trzech: Alik, Marek i ja. W piątek, zaraz po robocie. zmierzch, wieczór i noc, tak szybko zmorzyła mnie senność. Alik zabrał nas swoim golfem i szybko przemknęliśmy przez Kiedy rano otworzyłem oczy, słońce stało już nad sadem rozgrzaną, lecz, mimo weekendu, wakacyjnie pustą Wari niecierpliwie zaglądało do pokoju. Nieśmiało wyjrzałem szawę, kierując się na Wyszków i Sokołów Podlaski. Trochę przez okno. I zamarłem. Na drzewach nie było ani jednej naokoło, ale podobno szybciej i ciekawiej. Na polach żniwa. wiśni. Na drogach traktory, kombajny, z rzadka wóz konny. Z nieAha, zaspałem i chłopaki już zerwały. Po prostu, nie chcieli mnie budzić. Drgnąłem, gdy za plecami ba lał się lipcowy żar. Po niespełna dwóch godzinach minęliśmy Drohiczyn. Na rynku usłyszałem chrząknięcie. To Alik przewracał Wiśnia w Krainie w Siemiatyczach, gdzie wpadliśmy na zaBugu kwitnie wio- się pod kołdrą. Na kanapie obok stękał Marek. kupy, co drugi sklep miał profil alkohole Nie oni, czyli kto? Przecież nie babcia? Zacząsną równie pięknie, łem ich szarpać: świata. Minął nas autobus relacji Siemiajak owocuje latem. tycze–Bruksela–Siemiatycze. Europa! Ale — Wstawajcie, ktoś okradł sad! czerwonego wytrawnego nie było. KupiliNa widok ogołoconych drzew Alik poŻaden owoc nie śmy wiśniówkę. Nie, żebyśmy przepadali, bladł jak ściana. Marek nie mógł zamknąć oddaje smaku lata ust ze zdziwienia. Wychodziliśmy z pokoju ale żeby było na temat. tak, jak dojrzała, Babcia mieszkała nad samym Bugiem. jak na ścięcie. Babcia czekała w sieni. Patrzyła Nie spodziewała się nas, ale bardzo się uciena nas z niemym wyrzutem. lśniąca, jędrna, szyła. Ucałowała każdego z nas na powita— Babciu, kto to zrobił? Dorwiemy tych drasoczysta, ciemnonie. Stary, lecz solidny drewniany dom stał ni! — rzucił Alik wściekle przez zaciśnięte czerwona wiśnia. w sadzie. Sad nieduży, jednak gęsty, kończył zęby. Babcia pokiwała głową z politowaniem. Po zbiorach wiśni się skarpą, a za skarpą, w dole, rzeka. Wiśnie — Szukajcje szpaków w polju. Kto rano obrodziły tego roku. Wyniosłe korony drzew wstaje, temu Pan Bóg daje. Kawalierki im sije właściwie zaczyna były aż brunatne od dojrzałych owoców. zachcijało. się jesień. Rzuciliśmy się na nie jak stado wygłodniaPrzez cały dzień jeździliśmy po okolicy, szukając kogoś, kto nam sprzeda choćby wiadro wiśni. łych szpaków. Były dorodne, lśniące, jędrne, trochę cierpkie Nie było łatwo. Okazało się, że nie my jedni mieliśmy i bardzo soczyste. — Wijsnia Włodzimijerska — z dumą wyjaśniła babcia, kawalerski wieczór. Gdy w końcu zdobyliśmy dwa wiadra, z lekka zaciągając. — Bardzo stara odmiana rosyjska. Sadzjił grubo przepłacając, babcia zdecydowanie odmówiła przyjęjeszcze mój dzijad. Bardzo smaczna, wytrzymała na mróz. I odcia prezentu. Nie miała wiśni, ale miała swój honor. Zresztą porna na szarą zgnilijznę. zdążyła sobie wcześniej trochę narwać. Na sok i pierogi dla Śmialiśmy się z tej „szarej zgnilizny”, zasiadając za stoniej wystarczy. — Zabierajcie se te cudze wiśnie do Warszawy. łem w sadzie. Na kolację babcia podała pierogi z wiśniami Szpaki metabolizują ponoć alkohol 14 razy szybciej niż i domową nalewkę z wiśni. Dała się namówić na jeden kieliludzie i dlatego po spożyciu sfermentowanego soku z owoszeczek – tylko dla smaku. Wychyliła go wprawnym ruchem, ców nie mają objawów właściwych nadużyciu alkoholu. Piją cmokając z uznaniem. tylko dla smaku. 

8

kraina bugu · lato/jesień 2012


G o s p o d a

K w i a t y

P o l s k i e

u l . W Ä… s k i D u n a j 4 / 6 / 8 | S t a r e M i a s t o , Wa r s z a w a | t e l . 2 2 8 8 7 6 5 2 0 gospodakwiatypolskie@o2.pl | www.gospodakwiatypolskie.pl


felieton

Paul Lasinski Urodzony w Warszawie. Przez 25 lat mieszkał w Paryżu, gdzie był finansistą w międzynarodowych korporacjach. Dziennikarz, fotoreporter, scenarzysta, pisarz, autor francuskiego przewodnika po Polsce.

przypadkowo…

W

jednym z poprzednich felietonów pisałem Raczej wyzwanie! Nasze okolice nie są – niestety – aż tak o francuskich turystach, którzy odwiedzili przyjazne kamperom, na co wpływ ma głównie niewystarpiękne tereny wschodniej Polski. W innym czająca ilość specjalnych postojów, co jest trochę przykre, biorąc pod uwagę fakt, że tego typu przyjezdni byliby idepisałem o położeniu geograficznym Krainy alną grupą docelową, świetnie dostosowaną do zwiedzania Bugu, które sprawiło, że z naturalnych względów znajdowała wschodnich terenów. się ona w centrum Euro 2012. Tak więc, proszę sobie wyobrazić zarówno przyjemność, jak i zaskoczenie, które mnie ogarPatrząc na przewodnik, byłem zaskoczony różnicą nęły w długi (i oczekiwany) weekend, przypadający na święw liczbie ofert i usług dla kamperów pomiędzy Francją, to Bożego Ciała. Spędzając go w okolicach Niemcami, Szwecją a Polską. Tam, gdzie Podlasia, postanowiłem zapomnieć o pracy inni mają dziesięć ofert postojów z dostęTo prawdziwa i poświęcić się w pełni tak zwanemu nicniepem do prądu i wody, u nas jest ich mniej wyprawa między robieniu, to znaczy spacerowaniu po porniż jedna trzecia tej liczby. W tej sytuacji innymi przez tach i kosztowaniu wszelkich gatunków kaw nie byłoby dziwne, gdyby potencjalny Krainę Bugu, a jej na słonecznych tarasach. I właśnie siedząc wczasowicz kamperowy postanowił odpuspokojnie w jednym z ogródków z widokiem ścić sobie zwiedzanie Polski. Żałosna sytumiejscem doceloacja, ponieważ tego typu profil turysty guna jezioro, usłyszałem mój (prawie) ojczysty wym był Donieck. stuje w naturze i w swobodzie poruszania język francuski. Zaintrygowany odwróciłem Wyprawa? się i zauważyłem grupkę ośmiu aktywnych się z miejsca na miejsce. Jednym słowem, młodych seniorów, którzy usiedli przy stoliKraina Bugu stanowiłaby dla niego idealne Raczej wyzwanie! ku obok. Nie lubię podsłuchiwać, lecz mówili miejsce na wczasy. Nasze okolice nie W związku z czym i biorąc pod uwagę na tyle wyraźnie, że słyszałem wszystko. są – niestety – aż usłyszane spostrzeżenia, myślę, że nasza Co się okazało? Że byli… kibicami! Kibicatak przyjazne piękna Polska Wschodnia powinna jeszcze mi fatalnej – to już wiemy – drużyny Francji. bardziej zainwestować w taką grupę doceA jak to zrozumiałem? Łatwo. Czekając na zakamperom, na co mówienie, moi sąsiedzi rozłożyli przewodniwpływ ma głównie lową, oferując jej lepszą infrastrukturę. Tym ki i planowali dalszą trasę w stronę Ukrainy, bardziej że – zagospodarowując miejsca niewystarczająca postojowe – inwestycja nie wymagałaby aż a więc kraju, w którym Francuzi grali wszystilość specjalnych tak dużych środków. Tak samo jak przemykie swoje mecze. Nie wytrzymałem. Zapytałem, skąd pochodzą i dlaczego są akurat tu, ślana promocja poprzez nośniki skierowapostojów, co jest w naszych wschodnich rejonach. Odpowiedź: ne do kamperowiczów pochodzących z introchę przykre… część grupy z Bretanii, a reszta z Belgii (jak się nych krajów europejskich, pokazująca im okazało, były to dwie zaprzyjaźnione ze sobą rodziny). A dlana przykład piękne widoki, jakie chociażby mogą Państwo czego za kierunek podróży obrali właśnie Podlasie? Poniepodziwiać w każdym numerze naszego magazynu. Patrząc waż postanowili pojechać na Ukrainę północno‑wschodnią na nie, nie będzie chyba przesadą twierdzenie, że możemy trasą kamperami (specjalny samochód turystyczny, przykonkurować z innymi regionami Europy. stosowany do spania i wypoczynku – przyp. red.) i przy tej Niemniej jednak, aby móc konkurować, trzeba mieć czym, a – niestety – sama natura, jak piękna by nie była, nie okazji zwiedzić – jak to określili – mało znaną część Europy wystarczy. Muszą być jeszcze zapewnione odpowiednie waCentralnej. To prawdziwa wyprawa między innymi przez Krainę runki. A wtedy już nikt nie będzie się dziwił, że ktoś jedzie Bugu, a jej miejscem docelowym był Donieck. Wyprawa? na Wschód docelowo, a nie… przypadkowo. 

10

kraina bugu · lato/jesień 2012



z lotu ptaka

podpatrzone z góry…

tekst i zdjęcia:

Robert Lesiuk

B

ug to szczególne miejsce dla wielu pokoleń ludzi związanych z rzeką, z jej życiodajnym wpływem i kaprysami. Poczynając od narodzin poprzez lata szkolne, tubylcy dostosowywali się do jej nurtu i nieprzewidywalnych zachowań. Przyjezdni poznawali jej uroki i stawali się częścią nadbużańskiego krajobrazu. Do niedawna rzeka dająca utrzymanie, teraz oaza spokoju, ciszy i wytchnienia. W zamierzchłych czasach podstawowy korytarz transportowy, obecnie przystań dla osób szukających odpoczynku od wielkomiejskiego zgiełku i hałasu. Człowiek jako część przyrody odpowiednio wpasowuje się w charakter rzeki, co można zauważyć, będąc kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Jako kontrapunkt ładnie uzupełnia pejzaż doliny i można dostrzec, jak ważną rolę odgrywa natura w naszym życiu. Jest nieodzownym elementem naszej codziennej egzystencji, tylko szkoda, że czasami o tym zapominamy. t

Duże zdjęcie: Tratwa szczęśliwców w trakcie czerwcowego spływu na wysokości Kuligowa. 1. Sesja ślubna tuż przy ujściu Liwca do Bugu. 2. Rodzinny piknik nad starorzeczem Bugu przed Wyszkowem.

12

kraina bugu · lato/jesień 2012


1

2

13


zdjęcie czytelnika

1 2

3

Masz ciekawe zdjęcie związane z regionem Krainy Bugu? Chcesz, abyśmy je opublikowali? Prześlij zdjęcie w formie cyfrowej na adres e-mail: magazyn@krainabugu.pl wraz z dopiskiem w tytule ZDJĘCIE CZYTELNIKA. Szczegółowe informacje znajdziesz na: www.krainabugu.pl/zdjecieczytelnika.

14

kraina bugu · lato/jesień 2012


1. Nadbużańska sielanka. Kamieńczyk nad Bugiem Autor: Piotr Filewski

2. Sianokosy

Autor: Maciej Cmoch

3. Stado nartników na rzece Myśli Autor: Leszek Kunicki

15


Foto: leszek karbowiak

16

kraina bugu · lato/jesień 2012


Sylwetka/ludzie z klimatem

z aparatem przez

Polskę

Ż

ycie Iriny Szepielewicz od wielu lat polega na łamaniu stereotypów, co robi z głębokim przeświadczeniem, że małymi krokami można dojść do wielkich rzeczy. — Ważne jest to, co podpowiada mi serce. A serce karze pokazać ludziom żyjącym po polskiej stronie Bugu piękno Białorusi oraz to, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni. Z kolei Białorusinom chcę zaprezentować piękno Polski, zwłaszcza jej wschodniej części. W końcu zarówno Białorusinom, jak i Polakom żyjącym nad tą samą rzeką, ukazuję pewien rodzaj wspólnoty, który opiera się na wspólnych korzeniach, historii i kulturze, a także otwartości i serdeczności, specyficznej dla obojga narodów. Wszystko to artystka przekazuje za pomocą aparatu fotograficznego, dzięki któremu pokazuje podobieństwo tradycji, ludzkich losów i twarzy, zaznaczając jednocześnie różnice, które tkwią w strojach i obrzędach. Łapie ulotne chwile, piękno łąk, lasów, pól, rzek i zwierząt tak podobnych na Polesiu i Podlasiu. Dzięki swoim magicznym zdjęciom stara się pokazać rodakom przyjeżdżającym do Polski, że oprócz bazarów, kolejek i sklepów, kraj nad Wisłą ma w sobie niesamowity urok, który można dostrzec, jeśli tylko się zechce, a wszystko to jest w dodatku na wyciągnięcie ręki.

Artystka szczególnym sentymentem darzy Podlasie i Polesie. Z tymi regionami wiąże się obalenie przez Irinę Szepielewicz kolejnego stereotypu. To właśnie ona ze swoją ekipą jako jedna z nielicznych osób przepłynęła nieokiełznany Bug od jego źródła aż do ujścia. Udowodniła nie tylko swoim rodakom, że niemożliwe jest możliwe, jeśli tylko się chce. Polscy towarzysze podróży nazwali ją czarownicą, bowiem wszędzie, gdzie się pojawiała, zaklinała ludzi, a ci przyjmowali ją z otwartymi rękami. Dzięki podróży marzeń pokazała Białorusinom, czym jest kajak i jak można go wykorzystać turystycznie. Miała też swój udział w tym, że dotąd bezkompromisowe władze Białorusi po raz pierwszy pozwoliły jej kolegom na przepłynięcie obok Twierdzy Brzeskiej od strony Białorusi, bo do tej pory można to było robić jedynie od polskiej strony. Pokonała setki kilometrów, aby wraz z grupą odważnych przyjaciół udowodnić, że Bug dzieli tylko na papierze. Pytana, czy powtórzyłaby swój wyczyn, bez namysłu odpowiada, że tak. — Tylko teraz to wszystko inaczej bym zorganizowała. Wzięlibyśmy lepszy sprzęt oraz moich najlepszych przyjaciół, którzy mają doświadczenie i na których zawsze można liczyć. 

Irina Szepielewicz Białorusinka, z wykształcenia pedagog, z zamiło‑ wania fotograf i dziennikarka. Niezwykła kobieta, której celem była wspólna międzynarodowa wy‑ prawa rzeką Bug, z udziałem Białorusinów, Polaków i Ukraińców, a także pokazanie im, iż mimo że dzieli ich granica państw, to łączy słowiańska, historycz‑ na dusza. Po studiach pracowała jako pedagog w Centre Mlodezy, gdzie była nie tylko podporą dla pojawia‑ jących się tam dzieci, lecz także ich liderem, osobą, którą mogły naśladować, i aktywnym podróżni‑ kiem. W pewnym momencie doszła do wniosku, że brak jej już energii, aby łączyć tę pracę z wychowy‑ waniem własnych dzieci oraz osiąganiem innych celów. A że jak coś robi, to albo wkłada w to całe serce, albo rezygnuje, choć z żalem, to jednak wykonała życiowy zwrot i oddała się swojej młodzieńczej pasji, czyli fotografii i pisaniu. Nowi‑ cjuszką nie była, bowiem od wielu lat współpraco‑ wała okazjonalnie z kilkoma redakcjami, a sztukę fotografii poznawała od najmłodszych lat dzięki ojcu, który także jest fotografem. Od dziesięciu lat na stałe współpracuje z redakcja‑ mi „Wieczernij Brest”, „Briestską Gazietą” i „Zarią nad Bugiem” oraz z warszawską Agencją ATM. Wychowała się w domu pełnym różnorodności – jej babcie władały językiem polskim, białoruskim i rosyjskim, stąd też ma w sobie silne przekonanie o wspólnych korzeniach z geograficznymi sąsiada‑ mi. Nie dzieli ich na narodowości, ale łączy w jedną całość, różną jednak kulturowo i historycznie. To wszystko przekazuje innym za pomocą swoich fotografii – oryginalnych i żywo odzwierciedlają‑ cych to, co dzieje się po obu stronach Bugu.

Na sąsiedniej stronie: Część ekipy spływu kajakowego podczas wernisażu wystawy Iriny Szepielewicz w BCK Biała Podlaska.

17


dokument/oblicza rzeki

Bug rzeczy

(nie)małych tekst:

Anna Kłossowska 

zdjęcia:

Bartek Kosiński

„Wsiąść do pociągu byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet. Trzymając w ręku kamyk zielony, patrzeć, jak wszystko zostaje w tyle”. 18

kraina bugu · lato/jesień 2012


J

est dokładnie tak jak w piosence śpiewanej przez Marylę Rodowicz. Siedzę w pociągu. Bez biletu, bo wpadłam na Centralny w ostatnim momencie. W końcu nie każdego dnia muszę wstawać przed piątą rano – mój wielorasowiec o arystokratycznym imieniu Fabio też budzi się później. Nie martwię się, że złapie mnie konduktor – nowe przepisy pozwalają na zakup biletu „na pokładzie”. Oczywiście zapłacę dziesięć złotych frycowego, ale co tam! Pociąg, na szczęście nie jest „byle jaki” – wnętrze eleganckiej TLKi zrealizowane według nowoczesnej koncepcji open space. Nie ma zatem przedziałów tylko, miękkie, lotnicze fotele rozstawione w rozsądnych odległościach, tak że pasażerowie mogą spokojnie wyciągać nogi bez obaw o potrącenie sąsiada. Czeka mnie luksusowa podróż…

Good bye City Za oknem znikają ostatnie bloki stolicy i za chwilę widzę już drzewa. To las – patrzę na niego zdziwiona, że tak po prostu sobie stoi i rośnie. Że w ogóle istnieje. Długo nie opuszczałam miasta. A teraz jadę na wschód, aby spędzić niedzielę nad Bugiem. Nie mieści mi się to w głowie. Podobnie chyba jak innym pasażerom. Obserwuję kobietę w eleganckim kostiumie, która paznokciem umalowanym zapewne drogim, reklamowanym jako superwytrzymały, lakierem hybrydowym stuka nerwowo w klawiaturę laptopa. — Zawiesił się! — wzdycha ciężko. — Znowu! — upija łyk kawy z kubka opatrzonego logo marki będącej obecnie en vogue w świecie biznesowym stolicy. Napój tej firmy od razu określa twój status materialny – jak ją pijesz, to znaczy, że masz „kasę”, bo cena espresso, americano czy latte jest wysoka. Przesadnie. — Robota na niedzielę? — pytam. — Tak. W korporacji nie mamy weekendów. To znaczy… teoretycznie mamy, bo nie trzeba przychodzić do biura, ale ja mam na głowie kilka projektów i muszę je skończyć w terminie. Jak nie – kilka młodszych przebiera już nóżkami

w oczekiwaniu na moje miejsce. Kobiecie po czterdziestce nie jest lekko – za długo już tam pracuję… — Nie liczy się Twoje doświadczenie? — Żartujesz? Teraz najważniejsza jest świeżość spojrzenia, szybkość działania. A więc młode wilki górą!... Muszę się zresetować, bo już nawet sesje u „sajko” nie pomagają… Bardzo liczę na ten weekend w domu… — Jesteś z Siedlec? — dopytuję. — Z Urli. To takie letnisko nad Liwcem, wiesz? — Wiem, że Liwiec to najdłuższy, lewobrzeżny dopływ Bugu — chwalę się przyswojonymi z przewodnika informacjami. Rozpoczynający się koniec tygodnia, choć w terenie, zapowiada się jednak pracowicie – mam zebrać materiał do reportażu o weekendzie właśnie nad Bugiem. — Skoro jesteś dziennikarką, to może Cię zaciekawi, że pierwszych letników ściągnąć miał do Urli lokalny młynarz. Gdy spłonął biedakowi młyn, on się nie załamał, tylko postanowił utrzymywać rodzinę z wynajmu domu. Jak zaprowadził gości w „nasze” lasy sosnowe – dzięki nim Urle mają fantastyczny mikroklimat – i, przede wszystkim nad rzekę, tak się zachwycili, że zaczęli polecać miejscowość znajomym. Zgodnie z inną wersją lokalnej legendy, walory wypoczynkowe wsi spopularyzowali lekarze wojskowi z carskiego garnizonu stacjonującego w Jadowie. Ale to historia sprzed niemal półtora wieku. Dziś w Urlach stoi sporo należących do warszawiaków domów – tych nowej daty i starych, drewnianych z werandami – właśnie my taki mamy! Uwielbiam go. Tak jak lubię wyskoczyć na plażę – w weekend nie można tu wbić szpilki – albo na rower, bo dorobiliśmy się fajnych szlaków w okolicy. Mamy też targi staroci w każdą trzecią niedzielę miesiąca od maja do września – znalazłam tam na przykład piękny wazon z kutego szkła z Huty Hortensja. Prawdziwe cacuszko z okresu międzywojennego za głupie 20 złotych! — A jakby ktoś chciał zaznać trochę samotności, to dokąd może się udać?

19


oblicza rzeki — wracam do zasadniczego wątku rozmowy. — Takich zakątków jest w okolicy wiele. Mam takie magiczne miejsce w zakolu, które odkryłam jako mała dziewczynka. Siadam na korzeniu drzewa i obserwuję rzekę… Odnoszę wrażenie, że zmywa ze mnie cały ten warszawski stres… Ściskam w ręku, nomen omen, zielony kamyk. A właściwie koralik na rzemyku oplatającym przegub prawej dłoni. Dostałam go na szczęście od sąsiadki‑plastyczki. Ja też liczę, że Bug mnie zresetuje, że znajdę skuteczne remedium na totalne zmęczenie zawrotnym tempem życia w stolicy.

Pan Mareczek Jedziemy wzdłuż Liwca do Bugu. Przydałaby się terenówka, bo osobowym skazani jesteśmy na szosę znacznie oddaloną od brzegu rzeki. Mój „mistrz kierownicy”, a zarazem szalony fotoreporter z wielu frontów, również wojny w Afganistanie, Bartek postanawia jednak za wszelką cenę dotrzeć nad Liwiec.

20

Na zmurszałej ławeczce przed przypominającym PRL‑owski GS sklepem „z mydłem i powidłem” w Starejwsi widzimy człowieka popijającego piwo. Pytamy o drogę, a on od razu się ożywia: — Ja Was zawiozę, to znaczy pokażę — poprawia się, bo przecież to Bartek siedzi za kierownicą. — Mareczek jestem — dodaje i bez pytania ładuje się na tylne siedzenie samochodu. Wbrew moim obawom okazuje się dobrym przewodnikiem, bo po kilku minutach jesteśmy na miejscu. Wysiadamy, a ja czuję zapach pobliskiego lasu iglastego, który ustępuje miejsca łące. Po środku meandruje zwolna Liwiec. „Zupełnie jak u Wachowicz” – przypominam sobie dawną lekturę „Malw na lewadach” mojej ulubionej pisarki, „Basi z Podlasia”. Jej dziecięce zabawy, już wtedy czerpiące z historii Polski i bardzo patriotyczne, miały miejsce właśnie gdzieś tutaj. Pisze autorka: „To Janusz jako Zbyszko z Bogdańca wiódł nas na krzyżackie hordy przez gęstwinę starodrzewu zwaną

Grodziskiem i kryjącą podobno ruiny jagiellońskiego zamczyska, a na pewno – oddziały AK. To Janusz jako hetman Czarniecki dla ojczyzny ratowania ciskał nas w leniwie płynące wody Liwca”. Zaprzyjaźnionej z moją rodziną Basi zawdzięczam pierwsze wspomnienie z Podlasia, z pielgrzymki do San­ ktuarium Matki Boskiej Kodeńskiej odbytej gdzieś zaraz po zakończeniu stanu wojennego. Widzę ją, jakby to było wczoraj, odzianą w charakterystyczne fiolety, jak nad brzegiem Bugu wyciąga rękę z dwoma palcami rozstawionymi na znak victorii. Po drugiej stronie rzeki są już Sowieci… A dziś Białoruś. Wracam do rzeczywistości. Oprócz nas nie ma żywego ducha, tylko kilka miejsc po wypalonych ogniskach wskazuje, że jest to raczej uczęszczane miejsce. Wydaje się takie zwyczajne, a jednocześnie niezwykłe w swojej prostocie. Absolutną ciszę przerywa delikatny plusk. — W Liwcu wszystko pływa: okonie, płocie, szczupaki. Nawet… kobiety!

kraina bugu · lato/jesień 2012


W Liwcu wszystko pływa: okonie, płocie, szczupaki. Nawet… kobiety!


22

Jak rodzice „spuszczą” tu swoje dzieci, to później mają spokój, bo te się wyszaleją za wszystkie czasy.

kraina bugu · lato/jesień 2012


oblicza rzeki — informuje nas pan Mareczek. „To byłby najlepszy slogan reklamowy tej rzeki” — myślę rozbawiona.

Baczki na boczku Zatrzymujemy się w Baczkach – 3 km od „głównej”, nadliwieckiej szosy przy budowanym właśnie, betonowym à la dworku. Sporo zobaczymy podobnych również nad Bugiem – wypierają stare, już niemodne, drewniane domy. Uprzejma gospodyni pozwala nam wjechać na posesję – wielohektarowy ogród z nowoczesną stodołą i sadem na tyłach. Alicja Sęk w niczym nie przypomina tradycyjnej, wiejskiej kobiety – jest ubrana raczej „po miejsku”, w spodnie. — Na niedziele gotuję obiad i to wystarczy! — deklaruje zapytana o plany na koniec tygodnia. — Córki, lat dwanaście i osiemnaście, jadą nad Liwiec spotkać się z koleżankami i kolegami, a ja – na ploteczki albo poczytam sobie. Niech by ktoś ode mnie coś chciał! — dodaje bojowo.

Szekspir w Łochowie Do Łochowa trafiamy trochę przypadkowo – i od razu na imprezę, a właściwie tuż przed nią. Błądząc po 13‑hektarowym, pełnym starych drzew parku otaczającym XIX‑wieczny pałac należący ongiś do Zamoyskich, natykamy się na mężczyznę, który okazuje się Panem Młodym. Nazywa się Piotr Włodawiec z Sokołowa i dziś wieczorem będzie brał ślub – cena za wesele 99 zł od osoby, od 220 zł do 790 zł za nocleg. Ale rodzinę wyraźnie stać na wydatek, co widać już po markowych, choć noszonych bez charakterystycznej dla nowobogackich ostentacji, ubraniach: koszulach Tommy’ego Hilfigera czy okularach od Prady. — Moja dziewczyna jest miejscowa. Znamy się pięć lat — informuje w telegraficznym skrócie Piotr, bo już wybranka, niczym szekspirowska Julia wychyla się z apartamentu w Oficynie – wraz z Pałacem pełniącej dziś funkcję hotelową. — Wieczorem, po ceremonii w kościele może puścimy w powietrze lampiony? — uśmiecha się do nas trochę

nieprzytomnie mężczyzna i biegnie do machającej na niego narzeczonej. A my jeszcze chwilę przechadzamy się śladami Norwida, który w Łochowie bywał częstym gościem, podziwiamy pięknie odrestaurowane budynki Wozowni i Kuchni, odkrywając przy okazji, że nowożeńcy po szaleństwach weseliska wśród pałacowych marmurów będą mogli zrelaksować się w spa & wellness. Na koniec zaglądamy do rzeczonej świątyni – zabytkowego kościółka z I poł. ubiegłego stulecia pw. Miłosierdzia Bożego, również należącego do pałacowego kompleksu. Na usta same cisną się słowa: „I nie masz piękniejszej krainy jak ta ziemia, gdzie Mazowsze z Podlasiem ślub bierze, a wstęgą małżeńską im Liwiec płynący”. Napisał je Jan Paweł Woronicz w czasach, gdy będąc jeszcze proboszczem w Liwie, nie śniła mu się godność Prymasa Królestwa Polskiego, jakiej miał z czasem dostąpić.

Brok palce lizać W Broku postanawiamy zjeść obiad w przydrożnym zajeździe „Kormoran”. Wybór dań w karcie zaskakuje rozmaitością, w tym ofertą potraw z ryb, jak się okazuje świeżych. Barszczyk za dwa złote też ugotowano z buraków, a nie z torebki. Im dalej od Warszawy, tym zawartość mięsa w mięsie pewniejsza, a i porcje zdecydowanie większe niż te w stołecznych restauracjach VIP‑ów, co bywają tak „very sophisticated”, że ich na talerzu trzeba szukać. Z lupą. — Zatrzymuje się u nas w weekend sporo gości z Białegostoku, ale i Warszawy — kelnerka okazuje się dosyć rozmowna. — Nawet ostatnio ten aktor z „M jak Miłość” grający Irka — chwali się. Nasyceni schabowym z „zacnymi” ziemniaczkami i „bukietem surówek” zaglądamy dwie posesje dalej, do „Bindugi”. Pięciohektarowy kompleks wypoczynkowy, na skraju Puszczy Białej i Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego rozciąga się malowniczo na skarpie nad rzeką. Poszczególne zabudowania przypominają stary skansen. — Na miejscu organizowane są ogniska. Na gości czekają kajaki, kort

tenisowy, podobno też dania z dziczyzny przyrządzane według staropolskich przepisów, ale my bazujemy na domowym prowiancie — mówi Artur Kałuski z Mińska Mazowieckiego, nocujący w „Bindudze” pod namiotem. W tygodniu tyra w budowlance, na niedzielę zabiera rodzinę „w przyrodę”. — Do koników, do kózek! Tatusiu! — pięcioletnia Maja i chodząca już do szkoły Kinga podskakują wokół ojca niecierpliwie, a gdy ten kiwa głową przyzwalająco – puszczają się pędem w nieznaną nam stronę. Bartek dogania je dopiero przy zagrodach, gdzie wdzięcznie pozują przy zwierzątkach będących dodatkową atrakcją ośrodka.

Na stalowych rumakach Po drodze do Drohiczyna mijamy parę na motorze. Ubrana od stóp do głów w czarną skórę, dosiada wypasionej, srebrzącej się yamahy. Jest tak stylowa, że koniecznie chcemy dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Gdy kobieta zdejmuje kask, wysypują się spod niego blond włosy. Mirka jest seksowną, zadbaną czterdziestką. Z noszącym na szyi zabawną bandamkę w trupie czachy, mocno zbudowanym Ryśkiem przyjechali aż z Gdańska. Na weekend. — Podróż z nad morza zabrała nam zaledwie sześć godzin — uśmiecha się mężczyzna dziarsko. — My zawsze aktywnie spędzamy wolny czas: tenis ziemny, kajaki i, oczywiście, motory. Należymy do Business Motor Group Komandor — wyjaśnia. — Komandor od szaf? — upewniam się. — Właśnie tak. Nasz klub zajmuje się popularyzacją turystyki motocyklowej. Organizujemy wyjazdy

23


oblicza rzeki zagraniczne. Najczęściej jednak spotykamy się w niedzielę na spływach kajakowych Nurcem. Imprezę kończymy we wsi ­Wojtkowice‑Dady, gdzie Nurzec wpływa do Bugu. Nasz szef ma tu letniskowy dom, więc wieczorem bawimy się przy grillu. Gdy zaglądam potem do Internetu, znajduję wiele fantastycznych ofert agroturystycznych na tym terenie za kuszącą dla warszawiaka cenę od 20 zł od osoby za noc! A okolica jest, bez przesady, bajeczna, gdyż sołectwo Wojtkowice‑Dady znajduje się w granicach Obszaru Chronionego Krajobrazu „Dolina Bugu i Nurca” i sąsiaduje z Nadbużańskim Parkiem Krajobrazowym.

Drohiczyn sentymentalnie Docieramy do Drohiczyna i od razu kierujemy się na prom. Na ruską stronę, która dziś istnieje już tylko z nazwy, bo życia tam nie ma. Ale było. Z pięciu cerkwi w Drohiczynie pozostała już tylko jedna. Po lackiej stronie. Żydzi też tu mieszkali. Przed wojną. Ale to historia na znacznie poważniejszy artykuł o wielowiekowym współistnieniu kultur na tych terenach i ich bezpowrotnym przemijaniu… Żydów woził przez Bug tratwą ojciec 78‑letniego dziś Zbigniewa Nielipińskiego, który kontynuuje rodzinną tradycję: — Poprzedni prom był drewniany. Ten niby piękniejszy, ale metalowy, cięższy i trzeba więcej gibać — wyjaśnia z pięknym, kresowym zaśpiewem. „Gibie” się specjalną „łapką”, czyli drewnianym drągiem z wcięciem, o które zaczepia się przerzuconą przez rzekę linę i w ten sposób prom się posuwa. Moim zdaniem – bardzo ciężka robota. Zwłaszcza jak na pokładzie, oprócz pieszych, znajdują się dwa samochody. Ale dla takich mieszczuchów jak ja – urozmaicenie i atrakcja. Podobnie jak pocztówkowy widok z promu na oświetlony promieniami zachodzącego słońca Zespół Klasztorny Franciszkanów stojący na wysokiej skarpie. — Na koniec tygodnia mamy dużo chętnych na przejazd – w ostatnią niedzielę odnotowałem aż 55 samochodów!

24

— starszy pan pokazuje mi zeszyt wypełniony datami i liczbami. — Bo w Warszawie to takie życie z bunkra do bunkra, jak mi powiedział jeden gość od Was. To jest z domu do pracy i nazad. Więc oni tu przyjeżdżają na świeże powietrze, jest cisza i spokój — dodaje. — I komary ich pogryzą, jak trzeba — dorzuca z szelmowskim uśmiechem Ola Chyckowska, która płynie z nami przez rzekę. Wydatną pierś opina koszulka z prowokacyjnym napisem „Nas pięknych jest mało”. — A jak chcą się pobawić, to do Siedlec, do „Bohemy” – na super dyskotekę! – Kiedyś to nawet Daniel z nami jechał! — snuje tymczasem wspomnienia pan Zbigniew. Chodzi mu naturalnie o Daniela Olbrychskiego, który ma swój dom w Drohiczynie.

Marzenie Madzi B. Z Siedlec są dwa młode małżeństwa obozujące na dziko pod namiotami po ruskiej stronie, nad samym brzegiem Bugu. Zgłodniali, w minutę pochłaniamy z Bartkiem zaproponowane nam kiełbaski z ogniska. Chrupiąca, lekko przypalona skórka przypomina czasy szkolnych wycieczek… — Przyjeżdżamy na ten brzeg praktycznie w każdy weekend. To najtańsza forma wypoczynku, a okolica jest raczej bezpieczna. Mamy ze sobą cały prowiant, a dzieciaki mogą taplać się w rzece. I ryby fajnie biorą! — opowiadają. Nocleg spędzamy w nastrojowym pensjonacie „Cichy Bug”, pełnym rzeźb autorstwa samego właściciela, który okazuje się zdolnym samoukiem. Nazwa jest jak najbardziej właściwa, bo mojego snu nie mąci żaden dźwięk – dopiero poranne pianie koguta. Niedzielę zaczynamy z Panem Bogiem. Jak tutejsi mieszkańcy, którzy już o 8.30 wypełniają tłumnie barokowy kościół pw. św. Trójcy stojący przy rynku. Zaledwie kilka „babuszek” modli się natomiast po drugiej stronie placu, w cerkwi prawosławnej pw. św. Mikołaja Cudotwórcy. Mnie jednak ten pozornie jednostajny głos batiuszki dobiegający gdzieś zza bezcennego ikonostasu

kraina bugu · lato/jesień 2012


Wszystkie te maluchy piszczą i krzyczą z emocji, wyciągając łapki w kierunku ogrodzonych drewnianymi balami pastwisk, na których pasą się konie.

25


bardziej skłania do modlitwy i zadumy niż „nasza” msza święta. Zastanawiam się, gdzie podziała się moja siła wiary z 1999 roku, która właśnie tu w Drohiczynie pozwoliła na dotarcie poprzez kordony służb porządkowych do samego biskupa Chrapka i przekonanie go, aby włączył do procesji z darami składanymi Ojcu Świętemu małą Madzię Buczek od Podwórkowych Kółek Różańcowych. Nikt wtedy nie pomyślał, że to dziecko, tak dzielnie stawiające czoło straszliwej chorobie – wrodzonej łamliwości kości, i przez to skazane na zawsze na wózek inwalidzki, marzy tylko o jednym, aby spotkać się z papieżem, aby On jej dotknął. I udało się, a my, dziennikarze na zwyżce prasowej płakaliśmy ze wzruszenia, bo Jan Paweł II właśnie z Madzią rozmawiał najdłużej i przytulił ojcowskim gestem. Dziewczynce jeszcze kilkakrotnie dane było spotkać się z papieżem. Po latach wybrała studia dziennikarskie… W rynku wabi nas niewielka kawiarenka „Bajeczna”. Mam ochotę

26

na poranną kawę, ale za namową właścicielki wybieram lody – po 1,50 kulka! Dawno nie widziałam takiej ceny za równie niebiański w smaku deser. — U mnie nie ma sztucznej sypki. Wszystko przygotowuję z produktów naturalnych – trzymam 60 kur. Mam znakomite mleko. Siła doświadczenia i receptura będąca sekretem rodzinnym od trzech pokoleń — wyjaśnia Alicja Markiewicz, energiczna staruszka dyrygująca lokalem od 50 lat. — Moja babcia miała kawiarnię w stolicy, na Pelcowiźnie – dziś Żeraniu i też robiła lody. A drugi sklep, z futrami, na Pańskiej. Ja również urodziłam się w Warszawie. Gdy wojna nam wszystko zabrała, wyjechaliśmy na wieś, a od 1962 roku mieszkam w Drohiczynie. Interes średnio się teraz kręci, bo większość turystów woli lepiej zagospodarowane Siemiatycze.

Góra Zamkowa To chyba nie do końca prawda, bo na Górze Zamkowej spotykamy sporo przyjezdnych, w tym zakochanych.

Sądząc, że ich nikt nie widzi – całują się w najwyższym miejscu nowo wybudowanego z pieniędzy unijnych punktu widokowego. Stąd jak na dłoni rozciąga się zakole Bugu w otulinie gęstych lasów. Bartek robi sesję zdjęciową „naszej” parze, czyli Sylwkowi i Anicie, narzeczonym z Wyszkowa. — Latem, ale i w niedzielę ruszamy w różne kierunki — tłumaczy Sylwek. — Generalnie w Polskę, bo najpierw trzeba dobrze poznać własny kraj, nim pojedzie się dalej. Nad Bugiem jest tyle ciekawych rzeczy do zobaczenia, a my pasjonujemy się historią, więc koniecznie chcemy dotrzeć do bunkrów Linii Mołotowa i na Grabarkę.

Eklektyczna Wólka Podobnie jak grupa rowerzystów z Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, których spotykamy dalej na naszej drodze. Skrycie im zazdroszczę, bo jako zapalona amatorka dwóch kółek sama wskoczyłabym na siodełko, ponieważ tutejsze, dobrze

kraina bugu · lato/jesień 2012


oblicza rzeki

oznaczone szlaki, wiodące w większości leśnymi duktami prowadzą w fascynujące, a niekiedy zaskakujące miejsca. Nas jeden z nich wyprowadza nagle do Eternite Spa & Wellness w Wólce Nadbużnej – ukrytego wśród borów luksusowego ośrodka przypominającego nietypową bryłą architektoniczną trzy dawne dworki szlacheckie sklejone w całość. Eklektyczne wnętrza stanowią kombinację komnat zamkowych, pałacowych i nowoczesnego hotelu oferującego 56 pokoi. Prywatny inwestor wyraźnie dąży do, jak to się mówi w żargonie branżowym, zdywersyfikowania oferty. Przy przystani cumują kajaki, łódki, a nawet „imprezowy” katamaran z barkiem. Miłośnicy jazdy w siodle niezależnie od wieku mają do dyspozycji konie i kuce. Podobno można nawet zamówić sobie wycieczkę balonem. A w hotelu są kręgielnia i spa. Mimo że reprezentujemy media – sauny, basen i grotę solną możemy obejrzeć tylko w Internecie. Przede wszystkim bowiem liczy się spokój

wypoczywających gości. Takich ośrodków dla zamożniejszych powstaje teraz nad Bugiem coraz więcej (przy czym ceny i tak są znacznie korzystniejsze niż w miastach czy na zachodzie lub południu kraju), podobnie jak tańszych hoteli, które czekają na weekendowiczów.

Konie za dewizy Stadnina w Janowie Podlaskim, a właściwie w odległej od niego o 2 km miejscowości Wygoda to ostatni punkt naszego weekendowego objazdu. Od dawna marzyłam, aby zobaczyć z bliska konie, na które arabscy szejkowie są gotowi wydawać miliony. Ale pierwsze, co rzuca się w oczy, to gromady dzieci – dosłownie dziesiątki szkrabów w gondolowych wózkach, spacerówkach czy jeszcze nieporadnie poruszających się na krótkich nóżkach. Zastanawiam się, czy rzeczywiście w Polsce mamy kłopot z przyrostem naturalnym… Wszystkie te maluchy, niezależnie od wieku, piszczą i krzyczą z emocji,

wyciągając łapki w kierunku ogrodzonych drewnianymi balami pastwisk, na których pasą się konie. Wystarczy, że ktoś podejdzie do ogrodzenia, a już dorodny arab zwolna, jakby od niechcenia przybliża się z drugiej strony, wyciągając elegancką głowę o wyczesanej grzywie. Czarne jak Karino z serialu dla młodzieży czy koń Zorro, brązowe, mlecznobiałe i białe przesuwają się przed oczyma zachwyconych spacerowiczów jak na pokazie haute couture. Łaskawie dają się pogłaskać i poklepać po umięśnionym zadzie, gdzieniegdzie

27


oblicza rzeki zachlapanym błotem po rozkoszach tarzania się w mokrej trawie – pastwiska są tak rozległe, że te królewskie zwierzęta mogą się na nich cieszyć niemal nieograniczoną wolnością. Prawdziwym dolce far niente umilanym jeszcze przez turystów, którzy karmią konie przyniesionymi w siatkach jabłkami i marchwią czy zerwaną trawą albo liśćmi – teraz rozumiem dlaczego sąsiadujące z pastwiskami drzewa i żywopłoty są tak „obsmyczone”, sprawiając wrażenie zaniedbanych. W przeciwieństwie do zabytkowych, lśniących bielą i czystością stajni – najstarsze z nich „Czołowa” z 1841 roku i siedem lat starsza „Zegarowa” zaprojektowane zostały przez samego Henryka Marconiego i nadal są używane. — W niedziele jest u nas pełno — informuje mnie pani w sklepiku z pamiątkami. — Jak rodzice „spuszczą” tu swoje dzieci, to później mają spokój, bo te się wyszaleją za wszystkie czasy. Najwięcej emocji budzi popołudniowe zaganianie do stajni – to prawdziwe widowisko

28

Na piaszczystej drodze między delikatnie kołyszącymi się łanami złotej pszenicy stoi… Chris Botti.

— dodaje. Rzeczywiście, gdy sześćdziesiąt koni cwałuje przez pastwisko, wzbijając wokół siebie tumany kurzu, odnoszę wrażenie, że znalazłam się na planie filmowym i za chwilę, wśród tej masy spoconych grzbietów wychyli się głowa Kmicica, a może Wołodyjowskiego? Siła setek kopyt uderzających w klepisko jest tak potężna, że ziemia trzęsie się jak podczas kataklizmu. Po chwili, gdy za ostatnim zadem zatrzaskują się wysokie wrota, zapada cisza. — Widziałaś? Widziałaś te konie? — zapyta mnie potem Bartek przejęty, bo gdy ja śledziłam całą scenę zza parkanu, on wspiął się na jakiś budynek po lepsze ujęcia.

Kamyk zielony Wracamy już do Siedlec. To eufemizm, bo w rzeczywistości pędzimy niemal na złamanie karku, abym mogła zdążyć na pociąg powrotny do Warszawy. Dlatego, gdy nagle miga mi po prawej stronie figurka człowieka pośród pól grającego na trąbce, biorę to za jakiś omam.

Dopiero biegnące w ślad za obrazem dźwięki muzyki sprawiają, że krzyczę do Bartka: Stop! Zawracamy z piskiem opon. Wzrok mnie nie mylił: na piaszczystej drodze między delikatnie kołyszącymi się łanami złotej pszenicy stoi… Chris Botti. To oczywiście pierwsze skojarzenie, bo grający mężczyzna z daleka łudząco przypominał włoskiego trąbkarza. Miałam prawo ulec złudzeniu, bo komu przyszłoby do głowy, że może spotkać na podlaskim polu kogoś grającego kultową „Kołysankę” Komedy z filmu „Dziecko Rosemary” Polańskiego? A jednak – Mateusz, bo tak nazywa się nasz bohater, jest uczestnikiem Międzynarodowej Letniej Szkoły Muzyki Tradycyjnej, organizowanej od kilkunastu lat przez Fundację Muzyka Kresów w Łukowiskach koło Janowa Podlaskiego. Impreza ma charakter międzynarodowy – wykładowcami są wybitni pedagodzy z naszego kraju i z zagranicy. Znów ściskam w ręku mój kamyk zielony – weekend nad Bugiem pozostanie w mojej pamięci na długo. 

kraina bugu · lato/jesień 2012



nawigator

4 sierpnia

9–12 sierpnia

XXII Muzyczne Dialogi nad Bugiem

Europejskie Dni Dobrosąsiedztwa

XX Mielnik www.goksir.mielnik.com.pl

XX Zbereże, www.wolauhruska.pl

Już po raz 22. Mielnik zaczaruje widzów dźwiękiem, ruchem i słowem z różnych regionów Polski i Europy. Obok koncertów widzowie będą mogli wziąć udział w specjalnych warsztatach, wykładach i spotkaniach. Gościem specjalnym wieczoru będzie zespół Zakopower. t

Od siedmiu lat odbywają się w miejscu budowy przejścia granicznego na Bugu lub w miejscu, w którym takie przejście jest planowane. Podczas imprezy odbędą się występy zespołów ludowych i artystycznych z terenu pogranicza polsko‑ukraińsko‑białoruskiego. t

5 sierpnia Jarmark Pawłowski Ginące Zawody

2–5 sierpnia

XX Pawłów www.pawlow.org.pl

Wyżyna Teatralna

Impreza o charakterze folklorystyczno-etnograficznym, która od lat ma na celu kultywowanie tradycji ludowych, promowanie sztuki ludowej i twórców z tego terenu. To doskonała okazja do poznania tego, co należy ocalić od zapomnienia. t

XX Ruda-Huta www.teatroko.pl

„Wyżyna Teatralna” ma charakter spotkań najciekawszych teatrów zarówno z województwa lubelskiego, jak i z pozostałych regionów Polski. Oprócz prezentacji scenicznych prowadzone są warsztaty dla instruktorów i uczestników festiwalu. t

15 sierpnia

12 sierpnia

VIII Siemiatycze Blues Festiwal 2012

Festiwal Miodu i Chleba XX Kamieńczyk www.wok-hutnik.pl

XX Siemiatycze. Siemiatycki Ośrodek Kultury, tel. 85 655 25 54 www.sok.net.pl

Spotkanie jest doskonałą szansą na promocję lokalnej twórczości artystycznej oraz specjałów lokalnej kuchni. W programie imprezy znajdą się występy zespołów, degustacje regionalnych produktów, w tym oczywiście miodu i chleba. t

Festiwal ma na celu popularyzację muzyki bluesowej oraz integrację muzyków grających bluesa – zespołów amatorskich i profesjonalnych. W ramach festiwalu odbywa się konkurs „O złoty kafel” oraz koncert zaproszonych gwiazd, m.in. Nocnej Zmiany Bluesa. 

10–14 sierpnia Dni Konia Arabskiego oraz Aukcja Pride of Poland 2012

12 sierpnia

XX Janów Podlaski www.prideofpoland.pl

30

Foto: shutterstock

To wyjątkowe pod każdym względem wydarzenie, od lat sławiące Polskę na świecie. Tych kilka sierpniowych dni to gratka nie tylko dla tych, którzy kupują konie, lecz także dla tych, którzy chcą nacieszyć oko ich pięknem. t

Spasauskija zapusty XX Bielsk Podlaski www.bdkbielsk.pl

To już 18. edycja imprezy poświęconej letnim obrzędom żniwnym. Zobaczymy na niej koncerty miejscowych i zagranicznych zespołów ludowych i estradowych oraz kiermasze rękodzieła ludowego i regionalnych wydawnictw białorusko- i polskojęzycznych. t

kraina bugu · lato/jesień 2012


19 sierpnia

26 sierpnia

V Festiwal Teatrów Ulicznych „Pod Niebem”

VII Międzynarodowe Siemiatyckie Targi Pogranicza

Foto: R. Postek

XX Siedlce www.mok.siedlce.pl

XX Siemiatycze www.skig.pl

Tego dnia siedleckie ulice będą należały do kuglarzy, postaci w maskach, mimów, szczudlarzy i aktorów. Widzowie będą mogli obejrzeć pięć prezentacji artystycznych, wśród których największą atrakcją będzie występ poznańskiego Teatru „Strefa Ciszy”. t

23–26 sierpnia Międzynarodowy Festiwal Pieśni, Tańca i Folkloru

18–19 sierpnia

XX Siedlce www.ckis.siedlce.pl

XI Ogólnopolski Turniej Rycerski „O Pierścień Księżnej Anny” na Zamku w Liwie

Tegoroczny festiwal połączony jest z obchodami 40‑lecia siedleckiego Zespołu Pieśni i Tańca Chodowiacy. W tym roku na festiwalu zaprezentują się zespoły folklorystyczne, między innymi z Mołdawii, Macedonii, Węgier, Włoch i Polski. t

XX Zamek w Liwie, www.liw-zamek.pl

FotO: Julian Pęksa

W turnieju biorą udział przedstawiciele bractw rycerskich z całej Polski, a także z zagranicy. Największą atrakcją jest sobotnia inscenizacja bitwy według scenariusza nawiązującego do historii zamku w Liwie. t

4–7 października

28–30 września Miejski Festiwal Kawy

Festiwal Trzech Kultur

XX Lwów ww.coffeefest.lviv.ua

XX Włodawa, www.ftk‑wlodawa.pl

Festiwal „małej czarnej” to idealna okazja do zwiedzania lwowskich kawiarni i poznawania smaków wyjątkowego czarnego trunku, jakim jest kawa. Imprezie towarzyszą jarmark kaw i serwisów do ich przyrządzania, występy muzyczne oraz prezentacje historii i kultury picia kawy. t

Trzy dni dla trzech kultur – tak najkrócej można scharakteryzować festiwal. Piątek – to dzień poświęcony tradycji kultury żydowskiej, sobota – prawosławnej, niedziela – katolickiej. To czas, gdy odbywają się koncerty i przedstawienia z udziałem gwiazd największego formatu oraz liczne wystawy. t

28–29 września

28–30 września

VII Jarmark Michałowy

Warsztaty Tkackie „Historia Kilimowa Ze Lwowa Do Hrubieszowa”

XX Biała Podlaska, www.bialapodlaska.pl

XX Hrubieszów www.hdk.hrubieszow.info

Foto: shutterstock

Organizatorzy imprezy nawiązują do dawnych jarmarków, organizowanych na bialskim rynku, które cieszyły się dużym zainteresowaniem nie tylko miejscowych. Widzowie będą mogli zapoznać się ze zwyczajami i z obrzędami, które występowały na południowym Podlasiu. t

Targi to doskonała okazja do zapoznania się z ofertą produktów i usług, które oferują podlascy przedsiębiorcy i rzemieślnicy. Szczególne polecenia są stoiska z ofertą turystyczną i spożywczą, która pozwala na poszerzenie horyzontów. t

Coroczne spotkania z twórczynią rzemiosła tkackiego, która swoją pasją do tego typu rękodzieła zaraża coraz to młodsze pokolenia, jednocześnie przybliżając wszystkim zainteresowanym historie związane z tkactwem. t

31


turystyka/czas na weekend z przygodą

miasteczko na krańcu Mazowsza tekst:

Wanda Frączek 

zdjęcia:

1 2

Michał Rząca

Piątkowe popołudnie i wieczór to prawie jak gorączka sobotniej nocy, szczególnie przy sprzyjającej pogodzie i wolnych dniach. Wzmaga się ruch samochodowy, motocyklowy, a w wakacje coraz częściej także rowerowy. Wszyscy jadą nad Bug. W promieniu 30 kilometrów oddalone są Siedlce i Międzyrzec Podlaski, a do Warszawy i Lublina jest tylko 120 kilometrów. Każdy – no może prawie każdy – przejeżdża, nie zwracając uwagi na Łosice, byle szybciej do celu. A może by się tak jednak zatrzymać?

A

ndrzej Bursa, poeta wyklęty, poświęcił małym miasteczkom wiersz, brzydki wiersz „Mam w dupie małe miasteczka”. A ja? Nie mam małych miasteczek tam, gdzie poeta, ja jestem stąd, nie jestem sfrustrowana, to miasteczko jest moje, nasze. Ma przebogatą historię i niewiele zabytków świadczących o tej historii. Przeszłość kryje się w nazwie miejscowości, pochodzeniu nazwisk, grodzisku, miejscach powstań narodowych i walk z okupantem. W ocalałych podlaskich dworkach, drewnianych domach, literaturze. Ma ciekawą okolicę i przyrodę. Zanim więc dojedziesz, podróżniku, do krainy Bugu, zatrzymaj się w moim miasteczku na dzień lub dwa.

Na początku był koń Trzeba wyjaśnić, skąd pochodzi nazwa tego urokliwego miasta położonego na krańcach Mazowsza, Podlasia

32

i Lubelszczyzny. Otóż większość historyków wywodzi ją od słowa „łoszadi”, co w języku rosyjskim oznacza „koń”. Niezbitym faktem jest, że to właśnie zwierzę widnieje na pieczęci magistratu z 1777 roku oraz na czerwonej renesansowej tarczy, z tym że tutaj ma ono podniesioną prawą nogę. Zarówno w czasie Wielkiego Księstwa Litewskiego, jak i Korony, w okolicach Łosic hodowano wiele koni na potrzeby wojska, ba – istniały nawet stajnie królewskie. Nazwę i herb miasta już znamy, no to co z zabytkami? Centrum miasteczka – prostokątny rynek i osiem ulic odchodzących z jego narożników – zawdzięczamy królowi Aleksandrowi Jagiellończykowi, który w 1505 roku przeniósł miasto z prawa ruskiego i litewskiego na magdeburskie, a tym samym umożliwił Łosicom rozwój administracyjno‑gospodarczy. Innym symbolicznym zabytkiem jest kościół

pw. św. Zygmunta – najwyższy budynek w mieście. Pierwszy kościół katolicki pobudowano w 1511 roku, a wyświęcono go podczas pobytu w Łosicach króla Zygmunta I Starego. Współczesny neogotycki kościół zbudowano w latach 1906–1909 na miejscu poprzednich świątyń, zniszczonych przez pożary, czas i zawirowania dziejowe. W kościele znajduje się XVII‑wieczna ikona Matki Bożej Przeczystej cudami słynąca. Jeden z nich przypada na luty 1864 roku, kiedy przez Łosice pędzono powstańców skazanych na Sybir. Pewien powstaniec, wiedząc o cudownej ikonie, modlił się żarliwie do Matki Przeczystej i stał się cud: pękły krępujące go kajdany. Skazańcowi darowano karę. Z zabytków sakralnych warto także wspomnieć o kościółku pw. św. Stanisława z 1845 roku czy barokowej figurze przydrożnej, wzniesionej w 1775 roku na pamiątkę misji świętych, a także

kraina bugu · lato/jesień 2012


3

o budynku księży komunistów z końca XVII wieku, który ma dość zawiłą historię. W swoim pierwotnym założeniu był on siedzibą seminarium duchownego, następnie plebanią, browarem, niemieckim więzieniem, na końcu szpitalem, a dzisiaj niemal opustoszały niszczeje. Współczesne Łosice to siedziba władz powiatowych i swoiste centrum administracyjno‑kulturalne. Przez miasto przepływa rzeka Toczna, lewobrzeżny dopływ Bugu. Mimo niepokaźnych rozmiarów była i jest niezwykle pracowita. W czasach swojej świetności napędzała dziesięć młynów wodnych, czym odegrała niebagatelną rolę nie tylko w historii miasta.

Okolice Łosic Łosice od kierunku północnego, wschodniego i zachodniego otoczone są pasmem moren. Wysokości nie

4

są imponujące, gdyż wynoszą około 150 metrów n.p.m., a następnie opadają w pradolinę rzeki Tocznej, gdzie ulokowano miasteczko. Północny garb moreny nosi nazwę Tatarska Góra. Nigdzie nie zachowały się zapisy o tym miejscu, a jednak nazwa, która przekazywana jest z pokolenia na pokolenie, świadczy o tym, że odgrywały się tutaj ważne wydarzenia w zamierzchłej historii. Legenda mówi o 1240 roku, kiedy to wnuk Czyngis‑chana wraz z wojownikami stanął u polskich granic. W 1241 roku armia tatarska pod wodzą Bajdara ruszyła na Polskę. Zniszczyła Brześć, spaliła Mielnik i spustoszyła Drohiczyn, a następnie przekroczyła powtórnie rzekę Bug i wróciła przez południowe Podlasie w swoje strony. Droga Tatarów wiodła w okolicach Łosic. W tym miejscu musiała rozegrać się tragedia, prawdopodobnie żołnierze napadli na mieszkańców młodego

1. Panorama Tocznej w Drażniewie. 2. Łosice – nagrobki przy kościele św. Zygmunta. 3. Charakterystyczne zdobienia drewnianych chat w oklicach Łosic. 4. Kościół św. Zygmunta.

grodu i pomordowali ich. Miejscu nadano nazwę Tatarska Góra. Bardzo długo cieszyło się ono złą sławą. Na pamiątkę tych wydarzeń ufundowano na górze pamiątkowy obelisk.

W kierunku zachodnim Z centrum miasteczka udajemy się na zachód, przekraczamy rzekę i kierujemy się za drogowskazem w stronę Korczewa. Mniej więcej po dwóch kilometrach natrafiamy na wioskę Zakrze. Przy drodze znajduje się zabytkowa kapliczka Chrystusa Zmartwychwstałego z 1822 roku. Za zakrętem skręcamy w prawo w kierunku wsi Nowosielec.

33


1

2

3

4 5

Od tego miejsca, aż do wsi Dzięcioły, prowadzić nas będzie zielony szlak. Przy końcu wsi napotkamy skrzyżowanie dróg, a przy nim krzyż. Szeroka piaszczysta droga odbija do Starych Dzięcioł, natomiast my jedziemy w stronę lasu, w kierunku wschodnim. I już jesteśmy u celu, a w zasadzie u początku historii Łosic, czyli w grodzisku Dzięcioły. Jest ono jednym z największych na Podlasiu i Mazowszu. Zajmuje około 7,5‑hektarową powierzchnię podmokłej doliny rzeki Tocznej, otoczone jest fosą i potrójnym pierścieniem wałów. W samym środku jest gródek wewnętrzny, czyli wał oddzielający podgrodzie. Historycy datują je na XI– XII wiek. A jak powstało? Po okresie wędrówek ludów jedno z plemion Mazowszan dotarło na tereny obecnego Podlasia. Jego zwyczajem było budowanie grodów wśród bagien, sypanie kurhanów i obrządek całopalenia. Położenie grodziska zapewniało mu doskonałe warunki obronne. Kolonizacja Podlasia – krainy rozdzielającej Mazowsze od Rusi – następowała wzdłuż biegu rzek. Tutaj o swoje wpływy starali się Rusini – plemię Drehowiczan, Jaćwingowie – niezwykle bojowe plemię z północy, Litwini, a także książęta mazowieccy. Gdy Podlasie przestało być terenem ustawicznie zagrożonym walkami, osadę porzucono, a ludność przeniosła się w bardziej suche miejsce w górę Tocznej, gdzie był dogodny dojazd z różnych stron i było miejsce na rozplanowanie nowego osiedla. Na podstawie tych informacji zakładamy, że to właśnie plemię zamieszkujące grodzisko Dzięcioły było protoplastami łosiczan. Grodzisko jest piękne o każdej porze roku. Wczesną wiosną i przy deszczowej pogodzie potrzebne będą kalosze. 1. Łosice – Góra Tatarska. 2. Łosice – budynek ks. komunistów. 3. Łysów – kapliczka przydrożna, opisana w „Dziennikach” Żeromskiego. 4. Kościół w Łysowie. Dawna cerkiew unicka. 5. Niemojki – zabytkowa dzwonnica.

Dodam, że nazwa wsi, kojarząca się z dzięciołem, jest w pełni uzasadniona. Już od wczesnej wiosny w całej okolicy słychać ich charakterystyczny głos i dudnienie, a latem pukanie. Zatarł się ślad mówiący o połączeniu fosy grodziska z rzeką Toczną, ale wystarczy trochę wyobraźni i już widzimy dobrze ufortyfikowane grodzisko i jego mieszkańców. Do grodziska można dotrzeć również dwiema innymi drogami. Jest tu tak spokojnie, ładnie, a latem zielono. My jednak kontynuujemy naszą wycieczkę i udajemy się w kierunku północnym.

Romanse Żeromskiego Zostawiamy Stare Dzięcioły i dalej szerokim traktem jedziemy pod górkę. Znajoma góralka dziwi się, gdzie ja tu widzę górkę. A my? Już jesteśmy na wysokości około 140 metrów n.p.m. Wjeżdżamy do wioski Patków. No ale który to Patków? Były, a właściwie są, aż trzy: Ruski, Pruski i Francuski. Podział ten pochodził z czasów Księstwa Warszawskiego. Tak naprawdę jest jeszcze Patków Józefów. Dzisiaj o Francuskim Patkowie wiadomo niewiele, natomiast jednym z właścicieli Patkowa Ruskiego był dr Michał Faytt, o którym, a właściwie o jego żonie Natalii, dowiedziała się cała Polska, ale o tym za chwilę. A więc najpierw Patków Prusy – pięknie położony wśród pól, na niewielkim wzniesieniu nad rzeką Toczną. Po dawnym dworze zostały tylko kamienna studnia, piwnica, kilka drzew z parkowej alei. Prywatny właściciel postawił płytę upamiętniającą pobyty w majątku Stefana Żeromskiego. Drogą wśród pól i lasów dojeżdżamy do linii kolejowej. Przejeżdżamy przez tory, mijamy Patków Ruski i jedziemy w kierunku wsi Myszkowice. Na prawo droga prowadzi do Zaborza, a na lewo – bardzo malownicza – do Łysowa. Przed wioską na wzgórzu ślady po dawnym majątku. Stał tu dwór z XVIII wieku zbudowany na miejscu poprzednich dworów. Do dzisiaj zachowały się jego ruiny, kilka wspaniałych starych lip i ślady podjazdu przed budowlą. Dobrze

kraina bugu · lato/jesień 2012


czas na weekend z przygodą zachowane są zabudowania gospodarcze: dwupoziomowy spichlerz i obora. U stóp wzgórza leżą stawy. W czasach świetności dworu było ich dziesięć. Łysów i Patków Ruski połączyła jedna osoba – Stefan Żeromski. Ach ten Stefan! Wielbiciel kobiet. Od 2 grudnia 1889 do 17 lipca 1890 roku przebywał tu jako nauczyciel syna ówczesnej właścicielki majątku w Łysowie – wdowy Anieli Rzążewskiej. Między starszą o dziesięć lat wdową, a późniejszym pisarzem wybuchł krótkotrwały romans. No cóż, w zasadzie nic nadzwyczajnego, ale pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że w tym samym czasie Żeromski nawiązuje płomienny romans z rodzoną siostrą pani Anieli – mężatką Natalią Fayttową. I tak na podlaskim pustkowiu, w otoczeniu pól i lasów rozgrywały się miłosne historie. Nie bez przyczyny las – miejsce schadzek Żeromskiego z piękną Natalią – nazwano Rogacz. Zarówno romanse Żeromskiego, jak i podlaska przyroda zostały przez niego wielokrotnie opisane w utworach literackich.

W drodze powrotnej Czas wyruszać dalej. Dojeżdżamy do wioski i skręcamy w lewo, w stronę kościoła. Piękna i ciekawa architektoniczne bryła zdaje się mówić o jego historii. Wiadomo, że wioska Łysów, a wcześniej Łysowicze, istniała już w 1450 roku. Z początkiem XVIII wieku pobudowano tutaj pierwszą cerkiew unicką, kolejni właściciele na miejscu starej pobudowali i rozbudowywali następną. W 1875 roku kościół unicki w Łysowie został siłą zamieniony przez władze carskie na cerkiew prawosławną. W 1880 roku rząd carski rozebrał unicką świątynię, a na jej miejscu wzniósł murowaną cerkiew prawosławną. Unici byli przemocą i gwałtem nawracani na prawosławie. Opór był konsekwencją patriotyzmu, walką przeciw wynaradawianiu. Na ścianie kościoła widnieje tablica poświęcona małej dziewczynce Teresie Midzickiej z pobliskiego Ruskowa, skatowanej przez carskich kozaków. W 1905 roku po carskim

ukazie tolerancyjnym unici przeszli na obrządek Kościoła katolickiego. Świątynia zbudowana jest na planie krzyża greckiego z prezbiterium zwróconym w kierunku wschodnim. Nad skrzyżowaniem nawy i transeptu (nawa w kościele zbudowanym na planie krzyża, prostopadła do osi głównej budowli, oddzielająca nawę główną i nawy boczne od prezbiterium; nawa poprzeczna – przyp. red.) znajduje się wieżyczka na sygnaturkę. W ołtarzu głównym widać obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem z XVII wieku. Jest to prawdopodobnie przemalowana dawna ikona. Jedziemy dalej przez wieś. Jeszcze gdzieniegdzie zobaczymy urokliwe ganki przy drewnianych domach, a także zachowane w lepszym lub gorszym stanie tak zwane szczytki, ułożone z deseczek w różne wzory. Im kunsztowniejsze ułożenie, tym lepszy cieśla – tak przynajmniej mówią. Tych ciekawych drewnianych zwieńczeń bocznych między dachem a stropem jest coraz mniej, choć różnią się od siebie w zależności od regionu Polski. Dojeżdżamy do skrzyżowania i skręcamy w lewo do Łosic. Przed zjazdem z niewielkiej górki do wsi Niemojki po prawej stronie jest cmentarz parafialny. Zatrzymajmy się tutaj na chwilę. To już ostatni etap ludzkiej egzystencji. Na cmentarzu parafialnym w Niemojkach zachował się grób familijny Dobrzyńskich, zniszczony przez upływ czasu i ludzką niepamięć. Jest w nim pochowany Jakub Dobrzyński, ojciec pań Anieli i Natalii, który zmarł w Łysowie 1897 roku w wieku 73 lat. Obok grobu tablica: „Śp. Natalia z Dobrzyńskich Faytt, obywatelka ziemska ur. 21 listopada 1858 roku, zm. 22 lutego 1907 roku w Patkowie. Pokój Jej Duszy. Ukochanej Żonie i Matce – Mąż i Dzieci”. Rozmyślając nad ulotnością tego świata, wracamy do Łosic. Czas odpocząć i coś zjeść, bo przed nami kolejne przygody. Cała trasa liczyła niespełna 30 kilometrów, więc bez większych trudności można ją przebyć w ciągu jednego dnia, także rowerem z całą ­rodziną. 

Ważne informacje Lokalizacja: województwo: mazowieckie, powiat łosicki, miasto regionu: Łosice Odległości: Białystok: 129 km, 2h Brześć: 86 km, 1 h 47 min Lublin: 125 km, 1 h 55 min Lwów: 340 km, 5 h 12 min Warszawa: 122 km, 2 h 11 min Dojazd: PKS Łosice, ul. Kolejowa 22, tel. (83) 357 32 47 Jares Bus, tel. 502 025 269 Przydatne linki: w ww.losice.pl www.losice.info www.losiceonline.republika.pl

Wólka Łysowska

8 11 Łysów

Zaborze Kolonia Łysowska Myszkowice Patków

7 9 10

Prusy

Niemojki Lipiny

6 Dzięcioły Nowosielec

Ksawerów

5

Stare Biernaty

Zakrze Świniarów

Biernaty Średnie

1 2 3 4 Łosice

ŁOSICE 1. 2. 3. 4. 5.

Kościół pw. św. Zygmunta w Łosicach z lat 1906–1909 Kościół pw. św. Stanisława w Łosicach z 1845 r. Budynek księży komunistów z końca XVII w. Tatarska Góra w Łosicach Zabytkowa kapliczka Chrystusa Zmartwychwstałe‑ go z 1822 r. we wsi Zakrze 6. Średniowieczne grodzisko w Dzięciołach 7. Kamienna studnia i piwnica – pozostałości po dwo‑ rze w Patkowie 8. Dawny majątek we wsi Łysów – spichlerz, obora i ruiny XVIII‑wiecznego dworu 9. Cmentarz w Niemojkach z zabytkowymi nagrobkami 10. XVIII‑wieczny kościół pw. św. św. Piotra i Pawła w Niemojkach 11. Kościół w Łysowie pw. Matki Boskiej Różańcowej z 1905 r.

35


promocja/tygiel doliny bugu

tygiel doliny Bugu

Niezwykłe piękno i oryginalność Bugu wynikają przede wszystkim z faktu, iż jest on ostatnią w Europie nieuregulowaną, dziko płynącą w swoim naturalnym korycie rzeką. zdjęcia:

R

egion nadbużański należy do wyjątkowo cennych pod względem walorów naturalnych. Charakteryzuje się unikatowym w skali światowej środowiskiem przyrodniczym, którego kluczowymi elementami są bogate w faunę i florę kompleksy leśne oraz rzeki: Bug i jego lewy dopływ Liwiec. Jednak to bogactwo krajobrazu i dziedzictwo kulturowe jest jeszcze w Polsce szerzej nieznane. Niezwykłe piękno i wyjątkowość Bugu wiążą się z faktem, iż jest on jedną z ostatnich w Europie nieuregulowanych rzek, która dziko płynie w swoim naturalnym korycie. Bug od wieków zachwycał swą urodą i wielkością. Zawsze był i nadal jest kojarzony z rzeką niebezpieczną i tajemniczą. Zdecydowana większość regionu

36

znajduje się w granicach obszaru Zielone Płuca Polski. Tutaj zlokalizowany jest również jeden z największych parków krajobrazowych w Polsce – Nadbużański Park Krajobrazowy. Dolina Bugu to nie tylko jeden z najczystszych regionów Polski, to również skarbnica rzadkich gatunków roślin i zwierząt. Potwierdza to objęcie tych terenów projektem NATURA 2000 oraz fakt, że znajduje się tu aż dziesięć rezerwatów przyrody: Rezerwat leśny „Koryciny” (gmina Grodzisk), Rezerwat stepowy „Góra Uszeście” (gmina Mielnik), Rezerwat „Sokole” (gmina Nurzec‑Stacja), Rezerwat „Skarpa Mołożewska”, Rezerwat „Wydma Mołożewska”, Rezerwat „Dębniak”, Rezerwat „Kaliniak”, Rezerwat „Przekop” (gmina Korczew), Rezerwat

Michał Rząca

przyrody „Zabuże” i „Kózki” (gmina Sarnaki), dwa obszary chronionego krajobrazu (Dolina Bugu oraz Dolina Bugu i Nurca), dwa parki krajobrazowe, użytki ekologiczne oraz 250 pomników przyrody. Dolina Bugu to bogate dziedzictwo kulturowe, wynikające z położenia na styku kultur, gdzie niczym w tyglu mieszają się rozmaite narodowości, wyznania i języki. Całość tworzy ogromnie interesującą, specyficzną mozaikę przyrodniczo‑kulturową. Kraina ta pełna jest zabytkowych świątyń i kapliczek, a także szlacheckich dworów i pałaców. Podlaskie pejzaże zachwycają różnorodnymi widokami, których urok tkwi w tym, że harmonijnie wpisują się w otaczający krajobraz. Niziny z występującymi morenami przecina Bug – tworząc

kraina bugu · lato/jesień 2012


­Malowniczy region tygla

Doliny Bugu nie tylko urzeka ­pięknem ­krajobrazu, czystym powietrzem, ­walorami przyrodniczymi, ale w połączeniu z zachowaną kulturą i całą gamą zabytków architektury świeckiej i sakralnej dostarcza turystom niezapomnianych wrażeń.

malowniczy krajobraz, nazwany Podlaskim Przełomem Bugu. Położenie w dolinie rzeki Bug (gmina Drohiczyn, Mielnik, Siemiatycze, Perlejewo, Sarnaki, Korczew) czyni region szczególnie atrakcyjnym turystycznie. Chociażby powiat siemiatycki, przez którego teren przepływa Bug, dodatkowo ma trzy duże zalewy ulokowane w Siemiatyczach, jest z pewnością doskonałym miejscem dla wędkarzy, a także miłośników kąpieli i spływów kajakowych. Malowniczy region Doliny Bugu nie tylko urzeka pięknem krajobrazu, czystym powietrzem, walorami przyrodniczymi, ale w połączeniu z zachowaną kulturą i całą gamą zabytków architektury świeckiej i sakralnej dostarcza turystom niezapomnianych wrażeń.

materiał promocyjny

Region Podlasia Nadbużańskiego objęty projektem „Tygiel Doliny Bugu” swą różnorodność kulturową zawdzięcza położeniu na granicy kultur, narodów, religii i wyznań. Wszystko to wpływa na specyficzną aurę pogranicza. Tutejszy pejzaż kulturowy ma w sobie dużo z dawnego świata, który wciąż można odnaleźć pośród zagubionych wiosek, gdzie występują stare obrzędy, zabytkowa architektura i gwara. Na szlaku ciekawych architektonicznie miejsc napotkamy liczne zabytki architektury sakralnej. W Siemiatyczach na uwagę zasługuje kościół pw. Wniebowzięcia NMP konsekrowany w I połowie XVII w., zespół klasztorny z początku XVII w. i synagoga z tego samego okresu. Warto odwiedzić też cerkiew

Świętych Apostołów Piotra i Pawła z II połowy XIX w. W Drohiczynie nie możemy pominąć katedry i kolegium pijarów z XVIII w., kościoła i klasztoru sióstr benedyktynek z XVIII w., który jest zabytkiem klasy „0” oraz kościoła pofranciszkańskiego z zespołem klasztornym z przełomu XVII i XVIII w. W Mielniku znajduje się uroczy kościółek z 1913 r. Dziadkowice mogą poszczycić się kościołem pw. św. Trójcy z 1802 r. Zabytkiem godnym obejrzenia w gminie Perlejewo jest neogotycki kościół pw. Przemienienia Pańskiego. Natomiast w gminie Nurzec‑Stacja znajduje się Święta Góra Grabarka – największe w Polsce miejsce prawosławnego kultu. Na ten prawosławny kompleks składają się: cmentarz grzebalny z krzyżem z XIX w., klasztor

37


1

2

3

Na poprzedniej stronie: Panorama Bugu na górze zamkowej w Drohiczynie, gmina Drohiczyn. 1. Pałac w Korczewie, gmina Korczew. 2. Święta Góra Grabarka, gmina Nurzec Stacja. 3. Cerkiew w Tokarach, gmina Mielnik. 4. Spotkania ziołowe w Korycinach, gmina Grodzisk. 5. Rejsy statkiem po Bugu.

prawosławny świętych Marty i Marii zbudowany w I połowie XX w. oraz kapliczka z XVIII w. Z pewnością niesamowite wrażenie zrobi na niejednym turyście liczba drewnianych krzyży, które co roku przynoszą i zostawiają na znak ofiary i modlitwy rzesze pielgrzymów. Gminy powiatu łosickiego, które leżą na terenie Doliny Bugu, mają również ciekawy zbiór zabytków architektonicznych. Najcenniejszym z licznych zabytków jest barokowy kościół w Górkach, mający długą historię sięgającą XVI w. Na cmentarzu w Ruskowie znajduje się wczesnobarokowa świątynia i ciekawa – wzniesiona w formie walca – dzwonnica z XVII w. Charakterystyczna czerwona cegła przyciąga wzrok monumentalnych i strzelistych brył neogotyckich kościołów w Łosicach i Ruskowie. W Sarnakach możemy podziwiać kościół z początków XIX w., a całości obrazu

38

architektury sakralnej w powiecie dopełniają neogotycki kościół w Huszlewie i cerkwie w Makarówce i Mszannie, obecnie kościoły rzymskokatolickie. W Serpelicach na niewielkiej wydmie wśród drzew stoi kościół i klasztor kapucynów. Wybudowany został po II wojnie światowej. Można w nim obejrzeć X ­ VII-wieczne obrazy oraz kapliczki z ludowymi rzeźbami. Po drugiej stronie drogi za cmentarzem z XX wieku znajduje się ścieżka ze stacjami drogi krzyżowej, zwanej Kalwarią Podlaską. W Sterdyni jest kościół parafialny pw. św. Anny, który zachwyca swoimi barokowymi zdobieniami oraz oryginalnym ołtarzem głównym. W Ceranowie możemy zobaczyć zespół kościoła parafialnego pw. Wniebowzięcia NMP zbudowany w stylu klasycystycznym w latach 1824–1935. Do licznych zabytków architektury sakralnej, które możemy zobaczyć

na obszarze regionu nadbużańskiego, należą wspomniane już cerkwie. Między innymi przepiękna cerkiew pw. św. Mikołaja Cudotwórcy z XIX wieku w Drohiczynie, drewniane cerkwie cmentarne w Mielniku: jedna z 1777 r. i druga – z 1825 r. Liczne cerkwie odnajdziemy w gminach Dziadkowice, Grodzisk czy Perlejewo. Krajobraz tygla Bugu to również dwory i pałace, które idealnie komponują się z otaczającą przyrodą. Dwory w Klimczycach, Zabużu i Mężeninie (gm. Sarnaki) usytuowane są w pobliżu rzeki Bug. Zachowały się również – klasycystyczny dwór w Huszlewie, murowany dwór w Sarnakach z 1830 roku, pałace w Ruskowie i Hruszniewie. W Sterdyni znajduje się zespół pałacowo‑parkowy z przełomu XVII i XVIII w. Rezydencję tę rozbudowano i przekształcono w XIX w. dla rodziny Ossolińskich. Obecnie pałac

kraina bugu · lato/jesień 2012


Foto " Materiały prasowe

4

5

Stowarzyszenie „Lokalna Grupa Działania – Tygiel Doliny Bugu”

ul. Warszawska 51/7 17-312 Drohiczyn woj. podlaskie tel. 85 655 77 06 e-mail: biuro@tygieldolinybugu.pl

pełni funkcję konferencyjno‑biznesową, stanowi też bazę noclegową. Wartym uwagi zabytkiem Ceranowa jest znajdujący się tam pałac rodziny Górskich z 1877 roku. Budynek obecnie pełni funkcję gmachu szkoły podstawowej i gimnazjum. Na szlaku nadbużańskich wędrówek nie możemy oczywiście pominąć Korczewa. Korczew i jego okolice są regionem o ponad 600‑letniej tradycji. Najcenniejszym zabytkiem Korczewa jest murowany pałac klasycystyczny przebudowany w 2 ćw. XIX w. Jest to jedna z najwspanialszych rezydencji magnackich na ziemiach wschodniej Polski, nazywana niegdyś „Wersalem Siedlec” lub „Wilanowem Podlasia”. Oprócz pałacu w skład zespołu pałacowo‑parkowego wchodzą: kaplica, studnia w formie neogotyckiej kapliczki z rzeźbą św. Jana Nepomucena na szczycie, pałac letni, zwany Syberią (II poł. XIX w.),

materiał promocyjny

ogrodzenie z neobarokowymi bramami i kordegardą w kształcie baszty (XX w.) oraz ogród w stylu angielskim łączący się z rezerwatem Dębniak z dominującymi egzemplarzami dębów liczących ponad 200 lat. Region Podlasia Nadbużańskiego posiada bogate tradycje historyczne i kulturowe, a dodatkowo niezniszczone środowisko i czyste powietrze zachęcające do odpoczynku w tych stronach. Dzięki temu rozwija się agroturystyka, gdzie liczne gospodarstwa zapraszają do pobytu, tworząc atmosferę wsi podlaskiej. Na tych, którzy wolą

tradycyjne formy wypoczynku, czekają liczne ośrodki zlokalizowane nad samym Bugiem. Troska o kulturę i pielęgnowanie tradycji regionalnych owocują bogactwem różnych działań kulturotwórczych. Organizowane są liczne festyny mające na celu kultywowanie folkloru i kultury. Ponadto ośrodki kultury są miejscem wystaw plastycznych, fotograficznych i rękodzielniczych. ­Działają zespoły wokalno­ ‑instrumentalne popularyzujące folklor podlaski. ­Zapraszamy na nadbużańskie P ­ odlasie. ◆

Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich: Europa inwestująca w obszary wiejskie.

39


wywiad/moje przestrzenie

40

kraina bugu · lato/jesień 2012


obywatel

świata z podlaskimi korzeniami rozmawiał:

Daniel Parol 

zdjęcia:

Bartek Kosiński

O naznaczonym wojną dzieciństwie w Siedlcach, szkolnych czasach w sławnym Prusie, wyciszonych dniach w murach tynieckiego klasztoru i przyjaźni z Janem Pawłem II rozmawiamy z ojcem Leonem Knabitem, najbardziej medialnym mnichem nad Wisłą. ››Na co dzień przebywa ojciec w Tyńcu. To jest miejsce zamieszkania czy dom? ››Tyniec to zdecydowanie mój dom. Jeśli dużo jeżdżę, to nie jest tak, że wracam do hotelu, zmieniam bieliznę i jadę dalej, tylko wracam do domu. Tu jestem na swoim miejscu. Nawet te Siedlce, w których się spotkaliśmy, są mi bardzo bliskie, ale tutaj przyjechałem i stąd wyjadę. Mam wielu znajomych w różnych miejscach, spotykam się z nimi, ale to są dla mnie tylko punkty zatrzymania, etapy, a wracam do siebie, do domu. W Tyńcu podobało mi się od samego początku, być może ten klasztor „wybrał mnie” przez Pana Boga, ja to zaakceptowałem i po pięćdziesięciu czterech latach życia tam czuję się szczęśliwy. To nie jest takie

szczęście, że wszystko idzie wspaniale, kolce są, ale jestem na swoim miejscu. Jadę dobrą drogą, są oczywiście wyboje, ale wiem, że to jest właściwa droga, że na końcu jest cel, i to jest wspaniałe. ››Urodził się ojciec w Bielsku Podlaskim. Jakie wspomnienia wiążą się z tym miejscem? ››Tak, choć Bielsk pamiętam jak przez mgłę, a życie w nim znam jedynie z opowiadań mamusi. Mieszkałem – zdaje się – przy ulicy Dubicze 4, ale tego domu, z tego co wiem, już nie ma. Po wyprowadzce z Bielska rzadko w nim bywaliśmy, bo nikt z rodziny już tam nie mieszkał. ››Czy zatem prawdziwe będzie stwierdzenie, że ojca korzenie znajdują się w Bielsku Podlaskim?

››Dziadek ze strony mamusi mieszkał w Kalnicy – to parafia Łubin Kościelny w drodze na Brańsk. Ojciec dziadka, Józef Magdziarek, pracował w Białymstoku, potem przeniósł się do Brańska. Dziadek Władysław był dróżnikiem. Rodzice natomiast poznali się na poczcie, gdzie oboje pracowali. Pobrali się w Bielsku Podlaskim, ja się tam urodziłem, po czym tato dostał przeniesienie do Siedlec. Jedna z rodzinnych wersji mówi, że planowali przeprowadzić się dalej na zachód, bo na wschodzie można było skacapieć, czyli zruszczyć się. Proszę sobie wyobrazić, że gdy miałem dwa latka, lepiej gaworzyłem po białorusku niż po polsku. W Siedlcach tata pracował na poczcie, a mamusia była przy mężu. W międzyczasie urodziły się moje dwie siostry – jedna z nich

41



już nie żyje, druga jeszcze dycha, choć ma siedemdziesiąt pięć lat. ››Jak zatem wyglądało życie młodego Stefana w Siedlcach? ››Ono było przede wszystkim naznaczone śmiercią taty podczas niemieckiej okupacji. Aresztowali go w październiku 1943 roku, mamusia została wtedy sama, bez własnego domu, bez środków do utrzymania. Był co prawda jakiś handelek, dzieci, jak umiały, pomagały, i tak jakoś udało się to wszystko przeciągnąć do frontu, który przyszedł w 1944 roku. Wtedy trzeba było uciekać z Siedlec, na szczęście mamusia miała łatwy kontakt z ludźmi, co chyba w genach mi zostało, i bez problemu mogliśmy się schronić u znajomych. ››Jakie piętno wywarły te doświadczenia na dzieciach, jakimi wówczas byliście? ››Na szczęście my, dzieci, nie odczuwaliśmy grozy niemieckiej okupacji. Wiedzieliśmy, że mordują, że są zamachy, partyzanci, że getto likwidowali, paliło się, ale dzieci to jednak zawsze z pewnym dystansem podchodzą do tak okrutnych wydarzeń. Przecież w obozie koncentracyjnym potrafiły się nawet bawić. ››Zatrzymajmy się na chwilę przy szkolnych czasach. Jak wyglądała ojca edukacja? ››Chodziłem do siedleckiej Szkoły Powszechnej nr 6 im. Ignacego Mościckiego. Wojna wybuchła po czwartej klasie. Od 1942 roku uczęszczałem na tajne komplety, które prowadzili nauczyciele z gimnazjum biskupiego. Pasowało mi to, już wtedy myślałem, że może będę księdzem, a miałem zaledwie trzynaście lat. Po dwóch latach, gdy skończyła się okupacja niemiecka, w międzyczasie była ta ucieczka z Siedlec, zmieniłem szkołę, ponieważ moi nauczyciele przeszli do liceum im. Prusa i mieliśmy możliwość przejścia tam razem z nimi bez egzaminów. W Prusie zaliczyłem trzecią i czwartą klasę gimnazjum i dwie klasy liceum humanistycznego. To tam ukształtowałem się intelektualnie. Do dziś chwalę się, że jestem z Prusa.

››Jest ojciec nie tylko absolwentem Prusa, lecz także jego senatorem… ››Jednym z ponad dwudziestu. To ciekawa inicjatywa. Dyrekcja szkoły powołała grono swoich senatorów spośród liczących się w kraju ludzi, którzy ją ukończyli, aby młodzież wiedziała, gdzie się uczy. Proszą, aby pokazać się w murach szkoły choć raz na trzy lata, spotkać się z młodzieżą, porozmawiać z nią. Poza tym mam przywilej, że do Prusa zawsze mogę wejść bez problemu, no i w sali gimnastycznej mogę być w niezmienionych butach zamiast w kapciach (śmiech). Jak jest okazja, to wpadam na spotkanie z młodzieżą. Podczas święta szkoły dostałem nawet tytuł Największego Prusaka. ››Czy dorastającemu chłopakowi, który w wieku 13 lat myślał już o powołaniu, nie przydarzyła się przypadkiem jakaś młodzieńcza miłość? ››Przytrafiła, a jakże (śmiech). Jak mi się pierwsza dziewczynka podobała, to miałem sześć lat. Chyba do dziś żyje w Szczecinie, więc pewnie jest bardzo ładną panią, też już pod osiemdziesiątkę. Potem w liceum też była taka jedna, ale ponieważ ona wiedziała, że ja wstąpię do seminarium, i ja to wiedziałem, to było to takie bardzo dobre, serdeczne uczucie. Potem się okazało, że ona wyszła za mąż. Spotkałem ją gdzieś zupełnie przypadkiem parę lat temu. Rok później zmarła. Gdybyśmy się pobrali, dziś byłbym wdowcem. ››Najwyraźniej przeznaczona ojcu była inna droga.

Kobiety dłużej żyją, bo one nie mają żon, to im łatwiej. Tak mi kiedyś jedna pani powiedziała… panie potrafią sobie czasami dopiec.

››To jest ciekawe, bo na ogół wdowy są częstszym zjawiskiem niż wdowcy. Kobiety dłużej żyją, bo one nie mają żon, to im łatwiej (śmiech). Tak mi kiedyś jedna pani powiedziała, bo uczciwy mężczyzna by tak nie powiedział – za bardzo szanuje kobiety, a panie potrafią sobie czasami dopiec. ››Czy z okresu młodości i dorastania pozostały przyjaźnie lub znajo­ mości? ››Po sześćdziesięciu latach to nie bardzo, ale wczoraj przy podpisywaniu książek zgłosiła się moja maturalna koleżanka, Hania Miller, która zaraz po egzaminach wyszła za mąż i na zdrowie jej to wyszło (śmiech). Jak się spotkaliśmy, przyniosła do podpisu wydruk komputerowy zdjęcia z 5 maja 1948 roku, kiedy zostaliśmy dopuszczeni do matury. Poszliśmy wtedy do parku i robiliśmy sobie zdjęcia. W Białymstoku żyje jeszcze jedna koleżanka, Alinka Lipińska‑Falicka, wdowa po cenionym lekarzu. Żyje także Zdzisiek Rycerz z Siemiatycz, który – niestety – jest fizycznie i psychicznie bardzo chory. Bo niektórzy ludzie, gdy mają osiemdziesiąt lat, to już są do kitu. Ja zawsze liczę, że mam cztery razy po dwadzieścia lat plus dwa lata, i w każdym momencie działa jedna dwudziestka, ta akurat czynna. Jak się zmęczy, to idzie następna, i tak ciągnę, dopóki Pan Bóg nie powie dosyć. Ale tu w Siedlcach wciąż czuję, że jestem u siebie. Przyjeżdżam tu na rekolekcje i spotkania ze studentami, tu żyją dzieci moich znajomych, więc ta więź jest. ››Przejdźmy zatem do okresu kapłaństwa. Niedługo po święceniach pojawiła się myśl, żeby wstąpić do klasztoru. Dlaczego wybór padł na Tyniec? ››Kiedy uczęszczałem do siedleckiego seminarium, kilka razy odwiedziłem Tyniec jako kleryk, za każdym razem z wielką ciekawością. Podobało mi się tam bardzo, ale – kochając diecezję podlaską, naszą świętą ziemię – o przeniesieniu nie myślałem. Do czasu jednak, bo po którejś wizycie u benedyktynów przyszła mi do głowy myśl,


moje przestrzenie że może właśnie tam jest moje miejsce. Ze względu na słaby stan zdrowia ksiądz biskup wyświęcił mnie wcześniej od moich kolegów. Prowadziłem wtedy ograniczone duszpasterstwo. W początkach kapłaństwa służyłem wiernym w archidiecezji krakowskiej w podhalańskim Gronkowie, w Brzegach i Beskidzie Żywieckim. Przez krótki czas byłem także na Podlasiu: w Rozwadówce i w pobliskich Łosicach. Biskup Świrski nie chciał puścić mnie do zakonu, mówił: „Szkoda księdza. W klasztorze się chudnie, a ksiądz nie ma z czego schudnąć. Cuda się zdarzają, ale żeby kościotrup pracował, to nie!”. Spytał mnie kiedyś podczas mego pobytu w Siedlcach: „No i cóż w tym zakonie?”. Odpowiedziałem, że to samo co w diecezji: tu jestem proboszczem i tam bym nim był. A ksiądz biskup, że to jednak nie to samo, bo gospodyni się nie ma (śmiech). Potem okazało się, że cuda się zdarzają. ››Czy było coś szczególnego w Tyńcu, czego nie miały inne klasztory? ››Klimat benedyktyński i śpiewy gregoriańskie, bo sam klasztor był ruderą nie z tej ziemi, straszne dziadostwo, które wymagało odnowy, i pomyślałem, że może się do czegoś przydam. Nie jestem geniuszem, ale może kogoś zastąpię, żeby ci mądrzejsi mogli iść wyżej. Przyszedłem z nastawieniem, że będę robił to, co mi każą: sprzątał, służył do stołu itd. I tak zleciało, pół wieku temu byłem na szarym końcu, a dziś poza przełożonymi, którzy są młodsi, to właściwie pod względem wieku jestem czwarty od góry. ››Klasztor to pewne reguły, podporządkowanie i wyrzeczenia. Czy ma ojciec takie, które są szczególnie uciążliwe do przestrzegania, lub czy mnichowi wolno czegoś nie lubić? ››Marchewki gotowanej (śmiech). Od pętaka, od małego dzieciaczka marchew gotowana budziła we mnie dosłownie wstręt, taki, że od razu ją zwracałem, i do dzisiaj tak jest. Ironia losu, byłem u Ojca Świętego raz jeden w życiu na obiedzie i właśnie wtedy podano jako jarzynkę marchew gotowaną

44

na pięknym półmisku. Myślę sobie: „Boże drogi, traf do papieża raz na swoje życie, to ci dadzą marchew gotowaną, żebyś za bardzo nosa nie zadzierał” (śmiech). A czy można czegoś nie lubić w klasztorze? Do klasztoru przychodzi się po coś, ale to również rzeczywistość weryfikuje. Przychodzę, żeby milczeć, no to mam zajęcia teoretyczne i po pięć lekcji dziennie albo sześć wycieczek oprowadzam. Przychodzę, żeby się oderwać od kobiet, bo to niebezpieczeństwo pokusy, no to właśnie ciągle będę miał do czynienia z żeńskim duszpasterstwem. Przychodzę, żeby jeździć, no to wtedy akurat dadzą mi taką pracę, która wymaga siedzenia w klasztorze. Po to, żeby słuchać, zrobią mnie przełożonym, i cokolwiek mi klasztor każe robić, będę to robił, bo po to do niego przyszedłem. Czasem mogę powiedzieć, że coś mi nie pasuje, ale to jest moje życie, przyszedłem tu, żeby szukać Pana Boga, i mogę to robić zawsze, na miejscu i na wyjeździe. ››Tyniecki klasztor stał się w ostatnich latach bardzo popularny. Przypuszczam, że przyjeżdża tam wielu ludzi, którymi trzeba się zająć. Czy takie aktywności sprzyjają

Jak siadam do swojego biurka, jestem zupełnie średniowieczny, tyle że komputer stoi. Wyłączam telefon, cisza, spokój zupełny, widok mam na południe i jak okno otworzę, to mam pięćdziesiąt kilometrów zieleni na horyzoncie.

kontemplacji i wyciszeniu? Czy nie przeszkadza to w codziennym życiu mnichów? ››Nie. Na zewnątrz może się dużo dziać, na dziedzińcu mogą być tłumy, ale jak siadam do swojego biurka, jestem zupełnie średniowieczny, tyle że komputer stoi. Wyłączam telefon, cisza, spokój zupełny, widok mam na południe i jak okno otworzę, to mam pięćdziesiąt kilometrów zieleni, aż po Babią Górę na horyzoncie. Jeśli chcę znaleźć spokój, staram się, żeby wola Boża była moją wolą. A że mi czasem trudno? Trzeba z tym walczyć. Walka jest moim szczęściem, jak pisał zresztą Karol Marks, walka w odpowiednim sensie. ››Chciałem jeszcze zapytać o przyjaźń z Janem Pawłem II. Czy możemy tak nazwać relację, która łączyła ojca z papieżem? ››No, papież to jest do mnie za wysoki poziom na przyjaciela (śmiech). Ja nie należałem do grona tych pierwszych znajomych, którzy z nim jeździli na wycieczki, na kajaki, w góry. W 1957 roku byłem koło Żywca kapelanem rekonwalescentem, a ksiądz Wojtyła, zwany wujkiem Karolem, wędrował z młodzieżą i właśnie tam przyjeżdżał. Tam też poznałem zwykłych księży, z tym że Wojtyła był mniej zwykły, bo był już doktorem, wrócił z Rzymu. Dzisiaj każdy, kto kiedyś poznał Wojtyłę, mówi: „Wiedziałem, że on będzie kimś”, a ja tak nie mówię. W swoich notatkach pisałem, że on miał inną osobowość, taką ciekawą, różniącą się, był bardzo blisko ludzi, a jednak z dystansem, ciągle zamyślony, więcej słuchający niż gadający, mądry w kazaniach i rozmowach. Wojtyły się słuchało, chociaż mówił trudno. Jego osobowość, sposób odniesienia, autentyczność, mądre filozofowanie, mówienie z wielkim zapałem – to przyciągało ludzi. Potem ja zostałem proboszczem, on został biskupem w Krakowie, więc już kontakty między władzą a podwładnym były bardzo bliskie, też przyjeżdżał do Tyńca na parę godzin pochodzić, podumać, czasem nocował. Po jego wyborze na papieża napisałem list

kraina bugu · lato/jesień 2012


z gratulacjami za pośrednictwem naszego opata. Odpowiedź przyszła za kilka dni: „Dziękuję za list i za wszystko, co w nim było napisane”. ››A kontakty z Wojtyłą już po jego wyborze na papieża? ››Cztery razy byłem u papieża: dwa razy na śniadaniu, raz na kolacji i raz na obiedzie. Były też spotkania przy okazji pielgrzymek. Często pisaliśmy do siebie listy, przeciętnie wymienialiśmy ich ze sobą siedem, osiem w ciągu roku. Ostatnia wizyta papieża w Tyńcu miała miejsce 19 sierpnia 2002 roku. Przyjechał w drodze na lotnisko. Była to wizyta niespodziewana, o godz. 12.00 dowiedzieliśmy się, że o 17.00 papież będzie u nas, nie zdążyliśmy nawet trawki na zielono pomalować (śmiech). I to było już pożegnanie z Polską. ››A jak to jest z tym ulubionym bill­ boardem papieża? Pytam nie bez kozery ponieważ taki tytuł nosi ostatnia książka, której ojciec jest autorem? ››Swego czasu ktoś z kanału TVP Historia zaprosił mnie do udziału w cyklu programów, w których prezentowano fragmenty poszczególnych pielgrzymek Ojca Świętego do ojczyzny i jego wystąpień, miałem dać do tego komentarz. Było tego jedenaście czy dwanaście odcinków. Potem ktoś inny zadzwonił do mnie z informacją, że na ich podstawie napisze książkę, żeby ludzie pamiętali słowa papieża, bo dziś Jan Paweł II w powszechnej świadomości to kremówki, a jak się kogoś zapyta, co on mówił, to pada odpowiedź, że opowiadał o grzechu. Ale co o grzechu? No że był przeciwny – pada odpowiedź. W zamyśle ta książka miała ocalić słowa Jana Pawła II. Potem pojawił się problem, jaki dać jej tytuł. Przypomniałem sobie wtedy, że papież zawsze mówił, że przez okno swojego pokoju widzi napis „Wieczność czeka”. To nie był billboard, bo wtedy jeszcze ich nie było, jednak papieżowi tak to w pamięci utkwiło, że często nawiązywał do tego podczas pielgrzymek. Stwierdziliśmy, że ze słów papieża będziemy robili billboardy po każdym rozdziale, żeby ludzie łatwiej je zapamiętali.

45


moje przestrzenie

1

2

1. Z siostrą i szwagrem nad morzem. 2. Z mamą… 3. Zima.

››Chyba nie pomylę się za bardzo, jeśli powiem, że rozmawiamy z najbardziej multimedialnym mnichem w Polsce. ››Trzeba by popatrzeć, poszukać, może się uda kogoś znaleźć, bo ja nie oglądam telewizji. (śmiech) ››Nie sądzę… ››Na razie przełożony mnie nie poprawia, nie ma pretensji. Z telewizją żyję w zgodzie, jest tam dużo ludzi, którzy doskonale wykonują swoją pracę, doskonale operują światłem, dźwiękiem, zadają doskonałe pytania. Często odpowiedzi zależą od charakteru pytań. Jak pytanie mądre, to i odpowiedź dobra. To, co mówię, jest dobrze przez ludzi odbierane, z czego mogę się tylko cieszyć. ››Jak zaczęła się przygoda z Telewizją Polską? Mam na myśli program „Ojciec Leon zaprasza”. ››Zaczęło się od tego, że udzielałem komentarzy do mszy papieskich. W tym samym czasie panowie Paulukiewicz i Chudecki robili program rodzinny „Swojskie klimaty”. Przyjechali kilka razy do naszego klasztoru, nakręcili

46

3

potrzebne im ujęcia, które potem trzeba było połączyć żywym słowem, do czego został wydelegowany szef naszego wydawnictwa wraz ze mną. Po kilku takich komentarzach panowie z telewizji powiedzieli: „Ojciec to jest telewizyjna postać, my musimy ojca wykorzystać”. Tak się wszystko zaczęło. Początkowo współprowadziłem z nimi program, a potem dostałem propozycję prowadzenia własnej audycji. ››Tytuł Blogera Roku 2011 to powód do dumy? ››Nie, do radości. I nie chodzi tu nawet o mnie, ale o sam fakt, że startowałem w plebiscycie jako jedyny duchowny i okazało się, że to, co piszę, oraz sposób tego pisania czytelnicy i członkowie jury ocenili jako warte pierwszej nagrody w dziale profesjonalne. To po prostu cieszy. ››Czy Internet jest dobrym miejscem do ewangelizacji, biorąc pod uwagę jego anonimowość w przypadku zwykłych użytkowników? ››Jest, bo w nim lepiej niż w rzeczywistości widać, że nie wszyscy ludzie przyjmują duchownego i jego metody ewangelizacji bezkrytycznie, że nie zawsze jest on adorowany. To dobrze, aczkolwiek pomijam przypadki chamstwa, głupoty czy świństwa.

››Na koniec chciałbym wrócić raz jeszcze na Podlasie. Kraina Bugu to pewna przestrzeń osadzona wokół rzeki Bug. Czy ma ojciec jakieś szczególne wspomnienia związane z tą rzeką? ››Moja babcia mieszkała w Małkini, a z okien jej domu było widać Bug. Chodziliśmy tam, żeby się wykąpać w odpowiednim miejscu, bo to zdradliwa rzeka. Potem był Bug jako granica z Rosją, Białorusią, Ukrainą, zawsze jednak równie bliski memu sercu. Gdy słyszę słowo „Bug”, to ono za każdym razem wywołuje moją radość. Bywałem w Serpelicach – tam zresztą zgubiłem obrączkę mojej siostry Krysi przerobioną na różaniec. Miałem go na palcu, ale zdjąłem, bo uznałem, że podczas mszy świętej nie wypada być ze złotym pierścieniem. Zdjąłem go więc i gdzieś położyłem, a potem zapomniałem gdzie. Bałem się jej reakcji, a ona z wielkim spokojem powiedziała: „No to trudno, nie ma, to nie ma”. Nie dawało mi to jednak spokoju i napisałem do klasztoru Kapucynów list z pytaniem, czy go ktoś nie znalazł. Okazało się, że owszem, i tak różaniec upomniał się o swoją panią i do niej wrócił. ››Leon Knabit jest bardziej Podlasiakiem czy kosmopolitą? ››Zawsze internacjonalistą (śmiech). Polakiem, ale z podlaskimi korzeniami. 

kraina bugu · lato/jesień 2012



turystyka/punkt docelowy

kraina Mistrza

Twardowskiego tekst:

Janusz Wojciech Kowalski

W

ęgrów to dziś miasto niespełna trzynastotysięczne. Z Warszawy prowadzą do niego drogi numer 62 i 637. Przez Stanisławów jest tylko 79 km, przez Kałuszyn – 86. Na trasach kursują autobusy kilku państwowych i prywatnych przewoźników. Z Węgrowa na lotnisko Okęcie jest 91 km, do Modlina – 104 km, dotrzeć tu to zatem żaden problem. Swoją historią Węgrów mógłby podzielić się bez straty z kilkoma jeszcze miastami. Któż wie, że właśnie tu żył i tworzył Michał Anioł Palloni? Miasto ma rodowód średniowieczny, było osadą na pograniczu Podlasia i Mazowsza. Administracyjnie należało do Księstwa Mazowieckiego, Wielkiego Księstwa Litewskiego, a od 1569 r. do Korony. Pierwszym właścicielem Węgrowa był Stanisław z Ołomuńca, po nim gród przechodził w ręce Uhrowskich, Kiszków i Radziwiłłów, Krasińskich, Ossolińskich, by na koniec trafić do Klickich i Łubieńskich. Rozwój handlu zbożem w XVI w. spowodował szybki rozkwit miasta, które konkurowało z sąsiednim Liwem o jak najlepsze kontakty z Gdańskiem. W tym czasie w Węgrowie osiedlili się protestanci, a miasto stało się ważnym ośrodkiem reformacji. Kalwini przejęli katolicki kościół parafialny, założyli drukarnię i szkołę ewangelicką. Aktywni byli też bracia polscy, działali tutaj pierwsi kaznodzieje tego wyznania – Piotr z Goniądza i Marcin Krowicki. Dzięki polityce tolerancji religijnej, prowadzonej przez Kiszków i Radziwiłłów, w XVI w. w Węgrowie powstała gmina żydowska. Najwidoczniej Żydzi znaleźli tu dobre miejsce do życia i rozwoju, skoro w drugiej połowie XIX w. stanowili 62 proc. mieszkańców. W XVII w. do Węgrowa przeniesiona została parafia ewangelicko‑augsburska z Warszawy, tutaj odbywały się synody protestanckie. W połowie XVII w. Bogusław Radziwiłł sprowadził sukienników ze Szkocji, którzy wybudowali w mieście swoje manufaktury. Nie istniały one jednak długo, gdyż w czasie potopu szwedzkiego Węgrów został spalony i ograbiony. Miasto kupił katolik Jan

48

kraina bugu · lato/jesień 2012


Wszyscy znamy legendę o Janie Twardowskim, który – chcąc posiąść tajemną wiedzę – zaprzedał duszę diabłu. Nie wszyscy jednak wiemy, że Twardowski, do którego legendy przypisuje sobie prawo kilka polskich miast, miał wiele wspólnego z Węgrowem – miastem niezwykłym, usytuowanym przy dawnym Wielkim Gościńcu Litewskim.

Kazimierz Krasiński, który prowadził politykę kontrreformacji. Sprowadził z Warszawy ojców reformatów i ufundował im klasztor. W drugiej połowie XVII i w XVIII w. duża część ewangelików opuściła miasto. Lukę po nich zapełnili osadnicy żydowscy. Po III rozbiorze miasto dostało się Austrii. W 1809 r. weszło w skład Księstwa Warszawskiego, a od 1815 r. – Królestwa Polskiego. 3 lutego 1863 r. pod Węgrowem rozegrała się jedna z większych bitew powstania styczniowego. We wrześniu 1939 r. Węgrów został zbombardowany przez lotnictwo niemieckie. W czasie likwidacji 8‑tysięcznego getta Niemcy zniszczyli około 60 proc. miasta – przedwojenną dzielnicę żydowską i dwie synagogi. 8 sierpnia 1944 r. Węgrów wyzwolili żołnierze AK w czasie akcji „Burza”. Jednak Węgrów mimo tak bogatej historii i licznych perypetii dziejowych, ma także swoją legendę, równie barwną i magiczną. Legenda związana jest z niezwykle tajemniczą postacią, jaką był Mistrz Twardowski, o którym krążą niezliczone opisy i przekazy.

Mistrz Twardowski na kogucie Jan Twardowski szerzej znany jako Mistrz Twardowski był Szwabem, pochodził z Norymbergii i nazywał się Lorenz Dhur. Od młodych lat interesował się alchemią i astrologią, czym zwrócił na siebie uwagę biskupa Franciszka Krasińskiego. W Polsce szybko zyskał rozgłos. Przypisywać zaczęto mu wiele niezwykłych czynów i umiejętności. Dowiedział się o tym król Zygmunt August, który – zrozpaczony po śmierci żony Barbary z Radziwiłłów – kazał sprowadzić do siebie czarnoksiężnika. Chcąc choć przez chwilę ujrzeć swą zmarłą żonę, wymógł na Twardowskim, aby wywołał jej ducha. Jak głosili niektórzy dworzanie, stało się to w pewną zimową noc 1569 r. na zamku w Warszawie. Po wydarzeniu tym władca wpadł w jeszcze większy smutek i większą melancholię, chciał znów ujrzeć Barbarę, zresztą jak najszybciej, czego Twardowski odmówił. Trzy lata później król podróżował z Krakowa do Knyszyna. Droga wiodła przez Węgrów,

49


punkt docelowy

1 Foto: J. RAJECKI

Na poprzedniej stronie: Bazylika Mniejsza w nocy. Foto: A. Męczkowski

Foto: R. Pos teK

Poniżej: Lustro Mistrza Twardowskiego.

gdzie dwór zatrzymał się na noc. Tu król Zygmunt kategorycznie zażądał od Twardowskiego, by ten wywołał ducha Barbary. Czarnoksiężnik postawił warunek: król nie może zbliżyć się do zjawy, mówić do niej i jej dotykać, bo jeśli to zrobi, obaj niechybnie umrą. O północy Twardowski wywołał ducha Barbary. Król nie wytrzymał: podszedł do zjawy, by ją ucałować, albo choć dotknąć. Gdy to zrobił, Barbara zniknęła. Rozległ się krzyk i hałas: pękło lustro, z którego korzystał Twardowski przy wywoływaniu ducha niewiasty. W pękniętym zwierciadle dworzanie ujrzeli ponoć straszny wizerunek diabła. Po kilku dniach król dotarł do Knyszyna, wkrótce zmarł, a Twardowski przepadł bez śladu. Jest też i inne wyjaśnienie owego osobliwego seansu spirytystycznego. Chcąc spełnić wolę króla, mistrz Twardowski wykorzystał znajomość z mieszczką krakowską Barbarą Giżanką, łudząco podobną do młodej królowej. Do seansu wykorzystał swoje lustro. Uprzedził władcę, aby pod żadnym pozorem nie zbliżał się do ducha. Król był jednak niecierpliwy, chciał wziąć ukochaną w ramiona i… o mały włos wszystko

50

by się wydało. Tak czy siak, ów seans sprawił, że mistrz Jan zyskał sławę, a z nim samym zaczęto łączyć wiele legend. Wiemy wszak wszyscy, że Twardowski fruwał „na kogucie, w jednym kapciu, w jednym bucie”, że wykpił się diabłu w karczmie „Rzym” i uciekł przed nim na księżyc, że zamieniał żelazo w złoto i przepowiadał przyszłość. Takie oto legendy wciąż obiegają Węgrów i okolice. Do dzisiejszego dnia namacalnym dowodem tych legend jest tzw. lustro Twardowskiego – najsłynniejsze lustro w Polsce pochodzące z XVI w. Można je obejrzeć w zakrystii węgrowskiej Bazyliki Mniejszej. Wykonane jest ono ze stopu metali, waży aż siedemnaście kilogramów, a oprawione jest w ozdobną ramę z łacińskim napisem. Przekonajcie się sami, czy legenda jest prawdziwa.

Miejsca sacrum Mimo tak wielu barwnych i niesamowitych legend związanych z miastem i jego historią, los nie zawsze był dla Węgrowa łaskawy, zresztą podobnie jak dla wielu innych miejscowości z tego regionu. Świadczy o tym wiele miejsc, które potwierdzają jego bogatą i często nietuzinkową historię poukrywaną chociażby w zabytkach miasta. Można do nich zaliczyć choćby kilkadziesiąt parterowych, drewnianych domów z XVIII, XIX i z początku XX w. Większość z nich to domostwa dawnej

kraina bugu · lato/jesień 2012


3 4

2

dzielnicy protestanckiej przy ul. Gabriela Narutowicza i ul. Tadeusza Kościuszki. Nic tak jednak nie świadczy o przeszłości miasta jak budowle sakralne, a w Węgrowie jest ich pokaźna ilość. Zacznijmy od Bazyliki Mniejszej Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, która na przestrzeni wieków przechodziła z rąk do rąk, służąc kolejno wiernym, w różny sposób pojmującym tego samego Boga. Wybudowano ją w XVI w. jako gotycki kościół parafialny. Od 1558 r. była świątynią kalwińską, a w latach 1565–1592 modlili się w niej bracia polscy. W 1630 r. odzyskali ją katolicy. W latach 1703–1706 kościół został przebudowany w stylu barokowym przez Carla Ceroniego i Jana Reisnera według projektu Tylmana z Gameren. Wnętrze świątyni jest bogato zdobione polichromiami i freskami Michała Anioła Palloniego z lat 1707–1708, wykonanymi w duchu kontrreformacji, oraz obrazami Szymona Czechowicza. W zakrystii znajdują się: kolekcja portretów dostojników kościelnych oraz wspomniane Lustro Twardowskiego. Kolejną wartą obejrzenia świątynią jest kościół parafialny św. Piotra z Alkantary i św. Antoniego z Padwy, który pierwotnie był świątynią klasztorną zakonu reformatów, wybudowaną w latach 1693–1715 w stylu barokowym według projektu Tylmana z Gameren. Jego wnętrze emanuje polichromiami i freskami Palloniego z lat 1706–1711

5

1. Drewniana zabudowa ul. Narutowicza. 2. Wieża kościoła ewangelickiego. 3. Bazylika Mniejsza. 4. Węgrowskie podziemia. 5. Kopuła klasztoru poreformackiego.

Foto: M. RZĄCA (4)

Fruwał „na kogucie, w jednym kapciu, w jednym bucie”, wykpił się diabłu w karczmie „Rzym” i uciekł przed nim na księżyc.


punkt docelowy

polecamy Festyn Archeologiczny na zamku w Liwie termin: maj/czerwiec

Wydarzenie o charakterze edukacyjno-rozrywko‑ wym. Co roku tematem festynu jest inna epoka historyczna, a co za tym idzie inne atrakcje. Więcej informacji: www.liw-zamek.pl

Festiwal Tradycji i Folkloru w Węgrowie termin: czerwiec

Impreza folklorystyczna mająca na celu podtrzymy‑ wanie tradycji związanych z regionem. Więcej informacji: www.wok.prosta.pl

Ogólnopolski Turniej Rycerski „O pierścień Księżnej Anny” – Liw

oraz ołtarzem i krucyfiksem Andreasa Schlütera. Uwagę zwraca ponadto barokowe epitafium Jana Dobrogosta Krasińskiego i niezwykła droga krzyżowa. W podziemiach kościoła udostępnione są do zwiedzania katakumby, a w nich krypta z trumną fundatora kościołów węgrowskich. O pracowitości zakonników zaświadcza do dziś budynek manufaktury przyklasztornej, którego powstanie datowane jest na pierwszą połowę XIX w. Innym przykładem działalności zakonników jest klasycystyczny ewangelicki kościół Świętej Trójcy, zbudowany w latach 1836–1841 dla gminy luterańskiej. W jego skromnym wnętrzu znajdują się: ołtarz z obrazem olejnym Chrystusa w Ogrójcu z 1860 r. oraz organy na chórze, zaliczane do najcenniejszych zabytków w tej kategorii w Polsce. Były też w mieście czasy, w których o tolerancji religijnej zapominano. Świadczy o nich drewniany modrzewiowy kościół ewangelicki z 1679 r., powstały w miejscu spalonej rok wcześniej przez reformatorów świątyni protestanckiej z 1634 r. Biskup łucki Stanisław Witwicki zgodził się na wybudowanie protestanckiej świątyni, jednakże pod warunkiem że wzniesiona zostanie ona w ciągu jednej doby. Wierni zgromadzili więc wcześniej i odpowiednio przygotowali modrzewiowy budulec,

a następnie w ciągu jednej nocy zestawili z niego swoją świątynię, która do 1776 r. pełniła funkcję luterańskiego kościoła parafialnego. Następne kroki kierujemy do dwóch szczególnych miejsc: klasztoru reformatorów i kolegium bartolomitów. Pierwszy z nich zbudowano w 1693 r., odbudowano zaś w latach 1706–1722 po wojnie północnej. W 1864 r. część budynku została przebudowana na cerkiew, w pozostałej mieściła się szkoła i remiza strażacka. Obecnie jest w nim plebania kościoła poreformackiego oraz dom rekolekcyjny. Kolegium bartolomitów powstało w latach 1708–1712. Budynek pełnił funkcję domu zakonnego i seminarium. Kolegium od 1778 r. miało charakter szkoły powiatowej, a od 1783 r. szkoły podwydziałowej. Zostało skasowane w 1839 r. i przeniesione do Janowa Podlaskiego w 1864 r. w wyniku prześladowań za udział węgrowian w powstaniu styczniowym, budynek został odebrany węgrowskiej parafii i przejęty przez władze carskie. Po II wojnie światowej mieścił się w nim Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, a później urzędy i instytucje państwowe. W 2003 r. jego część została zwrócona Kościołowi katolickiemu. Zwiedzanie węgrowskich budowli sakralnych zakończymy na… cmentarzach. Zaczniemy

termin: sierpień

W turnieju biorą udział przedstawiciele bractw ry‑ cerskich z całego kraju oraz z zagranicy. Prezentowane są tradycje i zwyczaje rycerskie, jest także możli‑ wość obejrzenia prawdzi‑ wych pojedynków.

1

Więcej informacji: www.liw-zamek.pl

Mazowieckie Święto Chleba w Węgrowie termin: wrzesień

Coroczna impreza orga‑ nizowana w czasie żniw i dożynek. Podczas imprezy można spróbować wiej‑ skiego chleba oraz kupić produkty rękodzielnicze twórców ludowych z woje‑ wództwa mazowieckiego. Więcej informacji: www.wok.prosta.pl, www.wegrow.com.pl

Foto: G. Wojciechowska

52

kraina bugu · lato/jesień 2012


od założonego w 1797 r. cmentarza katolickiego z nagrobkami z XIX w. W jego centralnym punkcie znajduje się neoromańska kaplica wybudowana w 1893 r. jako mauzoleum rodziny Łubieńskich herbu Pomian. Na powierzchni ponad 4 ha można znaleźć nagrobki z XIX w., przez wielu uznawane za dzieła sztuki. Potem udajemy się na cmentarz protestancki, pochodzący z drugiej połowy XVI w., na którym uwagę zwracają nagrobki tkaczy szkockich z XVII stulecia oraz mogiła powstańca styczniowego, który zginął w Bitwie pod Węgrowem 3 lutego 1863 r. Wędrówkę zakończmy na cmentarzu żydowskim – tu zatrzymajmy się przy pomniku w kształcie podwójnej macewy, otoczonym przez kilkaset kamieni nagrobnych. Jest to miejsce pamięci po dawnym kirkucie, istniejącym od XVII w., oraz miejscu egzekucji Żydów z węgrowskiego getta.

wówczas centrum handlu m.in.: zbożem i suknem. Dom Gdański, dzięki swej oryginalności, należy do najpiękniejszych kamienic miejskich w Polsce. Dziś jest to siedziba biblioteki. Innym zabytkiem jest Dom Lipki – budynek późnorenesansowy, uważany powszechnie za siedzibę drukarni ariańskiej, w której arianie drukowali swoje księgi teologiczne i programowe manifesty, w tym dzieła Piotra z Goniądza. Obecnie mieszczą się w nim Punkt Informacji Turystycznej i Urząd Stanu Cywilnego. Warto obejrzeć jego wnętrze, bez konieczności wstępowania w związek małżeński. Jeśli przy okazji wizyty w Węgrowie zechcemy wspomóc biednych, wystarczy udać się do Pastorówki – dawnego domu pastora ewangelickiego, ufundowanego w 1763 r. przez bankiera królewskiego Piotra Teppera. Od 1962 r. mieści się w nim siedziba Ewangelickiego Domu Opieki „Sarepta”. Stąd niedaleko już do Domu

1. Dom Gdański – dawny zajazd z XVIII w. zbudowany w stylu barokowym z mansardowym dachem. 2. Ludwisarnia Braci Kruszewskich – jeden z najbardziej znanych producentów dzwonów w Polsce. 3. Biesiada weselna na rynku.

Zabytki z innej półki

4. Zalew Węgrowski.

Przy rynku miejskim znajdziemy Dom Gdański – dawny zajazd z XVIII w. zbudowany w stylu barokowym z mansardowym dachem. Wznieśli go kupcy gdańscy, by mieć w Węgrowie własną placówkę i miejsce postoju na szlaku handlowym z północy na południe i na wschód, na Ruś. Węgrów był

Foto: M. RZĄCA (2)

2

3 4

Foto: ludwisarnia kruszewskich

53


punkt docelowy

1 2

Być w Węgrowie i nie zajrzeć do Liwu to tak, jakby być w Rzymie i nie widzieć papieża.

54

kraina bugu · lato/jesień 2012


w okolicy 1. X VIII‑wieczny dwór modrzewiowy w Paplinie, zbudowany dla Glinków, położony w starym parku krajobrazowym. 2. Liw – zamek książąt mazowieckich. 3 Foto: M. RZĄCA (2), A. Wróblewski (1)

Rabina. Jest to – jak sama nazwa wskazuje – dawny dom rabina żydowskiej gminy wyznaniowej. O wiele młodsza jest Stara Plebania kościoła katolickiego, wzniesiona w 1924 r. obok kolegium bartolomitów. Wędrując po Węgrowie, nie można ominąć pomnika Bitwy pod Węgrowem (1863 r.), który swoim dziadom i ojcom ufundowali ich potomkowie w 1917 r., oraz Ludwisarni Braci Kruszewskich – jednego z najbardziej znanych producentów dzwonów w Polsce. Zakład założył w połowie XIX w. Antoni Włodkowski. Od 1920 r. firma należy do rodziny Kruszewskich. Po tak wyczerpującym zwiedzaniu czas na odpoczynek. Najlepiej przycupnąć w Karczmie pod Czarcim Pazurem, w której oprócz regionalnej strawy i czarodziejki okowity podziwiać można na ścianach reliefy obrazujące sceny z życia Mistrza Twardowskiego, wykonane przez znakomitego artystę rzeźbiarza białoruskiego Aleksieja Pawluczuka. Uwagę przykuwa replika magicznego lustra Twardowskiego, które było towarzyszem mistrza Jana od samego początku jego przygody z diabłem. Scena z lustrem, nazwana „Apoteoza Mistrza Jana”, zawieszona została w centralnym punkcie sali biesiadnej. W innej sali ze ściany wychodzi monstrualnych rozmiarów diabeł z cyrografem – płaskorzeźba autorstwa tego samego artysty. Wszystko to tworzy magiczny klimat krainy Mistrza Twardowskiego. Posileni swojskim jadłem ruszamy w dalszą trasę.

W okolicy Węgrowa Być w Węgrowie i nie zajrzeć do Liwu to tak, jakby być w Rzymie i nie widzieć papieża. Ta historyczna miejscowość swoim znaczeniem przewyższała ongiś wszystkie inne w całym regionie. To tu, na lewym brzegu Liwca, na wschód od miasta

3. Liw – IV Festyn Archeologiczny „Sagi Wikingów”.

zbudowano zamek. Na przestrzeni wieków był on rozbudowywany i niszczony w czasie zawieruch wojennych. Dziś w odbudowanym dworze kancelarii oraz w wieży bramnej mieści się Muzeum Zbrojownia. Jego ekspozycja prezentuje historię zamku, fotokopie rysunków, malarstwo oraz broń i uzbrojenie z różnych epok. Latem organizowane są tu imprezy plenerowe, m.in. inscenizacje turniejów rycerskich, festyny archeologiczne. Na trasie z Węgrowa do Wyszkowa leży urocze miasteczko Łochów z pałacem – rezydencją dawnych właścicieli dóbr ziemskich. Pałac, po wielu zawirowaniach dziejowych, dziś znajduje się w rękach prywatnych. Po renowacji mieści się w nim hotel i centrum konferencyjno‑wypoczynkowe. Z Łochowa udajemy się do miejscowości Starawieś, aby zobaczyć jej prawdziwą architektoniczną perełkę – pałac rodu Radziwiłłów. Wokół pałacu rozciąga się rozległy park z licznie występującymi starymi świerkami, wiązami, grabami i lipami. W parku znajduje się też połączony z fosą staw. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć, tak jak i XVIII‑wieczny dwór modrzewiowy w Paplinie, zbudowany dla Glinków, położony w starym parku krajobrazowym. Można go zwiedzać po wcześniejszym ustaleniu z prywatnym właścicielem. Prywatną własnością jest także niezamieszkały dwór w Korytnicy – obszerny, wygodny, wyzbyty ozdobności i luksusu. I tak moglibyśmy wędrować po okolicy jeszcze bardzo długo, gdyż mnogość atrakcji i miejsc wartych zobaczenia z pewnością mogłaby posłużyć na odrębny artykuł. Warto także wspomnieć, zwłaszcza dla aktywnych, o spływach kajakowych organizowanych na Liwcu, czy dla mniej aktywnych o licznych plażach nad Liwcem bądź zalewach zarówno w Węgrowie, jak i okolicy. Miłego odpoczynku w krainie Twardowskiego. 

Zamek-Zbrojownia w Liwie Muzeum usytuowane nad brzegiem Liwca w XIII-wiecz‑ nym zamku, w którym znaj‑ duje się największe w kraju muzeum broni białej.

Pałac w Łochowie XIX-wieczny pałac grun‑ townie odrestaurowany. Największe w regionie centrum konferencyjno‑­ -wypoczynkowe.

Pałac Radziwiłłów w StarejWsi XVI-wieczny pałac zachwyca przepychem wnętrz, odrestaurowanych z zachowaniem oryginal‑ nych elementów architek‑ tury. Otoczony pięknym parkiem. Obecnie ośrodek szkoleniowy NBP.

Dwór w Paplinie Piękny XIII-wieczny drew‑ niany dwór pośrodku stare‑ go parku krajobrazowego. Zwabia ciszą, spokojem i sielskim klimatem. Położo‑ ny nad brzegiem Liwca.

Pałac Ossolińskich w Sterdyni Pałac w stylu barokowym otoczony 12-hektarowym parkiem w stylu angielskim. Na terenie posiadłości znajdują się dzikie stawy rybne i sady owocowe oraz wiele innych atrakcji, m.in.: Miodostynia z możliwością degustacji miodów pitnych, a także skansen z 40 zabyt‑ kowymi obiektami.

Muzeum Gwizdka w Gwizdałach Jedyne takie muzeum w Polsce. Liczy kilka tysięcy eksponatów z całego świata. Wśród nich znajdują się gwizdki od czajników, piszczałki, flety, okaryny, gwizdki policyjne, wojsko‑ we, sportowe, odpustowe, drewniane w kształcie zwierząt, gwizdki z por‑ celany.

55


punkt docelowy/informator

Węgrów informator g e n . S i k o r s k ie g o

Wiejska

Mickiewicza

Wyszyńskiego

ka

go Głowack ie

wskieg o

Kosynie rów szki

Kościu

9

Żag ana

Ogrodowa

iego

Rynkowa

Kowals

Staszica

Rzemieślnicza

Piłsudsk

skiego

Pił sud

Racła

Traugutta

Żagana

Nowa

a wick

wicka

Koś c i u s z k i

3 Kilińskiego

k ie g o

Racła

2

Zwycięstwa Kras i ńs

a

ck

1

a w ł a II

a

Kościuszki

Strażacka

zm ar skieg o

5

Racła wick

Po ł a n i e

Rynek Mariacki Kościelna

mysłowa Prze

Piwna

J ana P

4

a

rna Klasz to

8

cz

Bronie

S zam oty

ie

Piw n a

as

Przec hodnia

rb

wi

Ko łłątaja

Narutowicza

Kac

II wła Pa na

Ba

Piwna

11 7

Żeromskiego

WĘGRÓW

Ja

Spacerowa

Gdańska

o

kieg

iaws

Bujanowskiej

Chopina

6 10

Wien

rondo gen. Grota Roweckiego Pia s k o w a

Piaskowa

Gdańska

Ludw is Nad arska rzec zna

Zwycię

stwa Zwycięstwa

Legenda

1 Bazylika Mniejsza pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny 2 Zespół poreformacki – klasztor i kościół pw. św. Piotra z Alkantary i św. Antoniego z Padwy 3 Lustro Twardowskiego (znajduje się w zakrystii Bazyliki Mniejszej) 4 Dom Gdański 5 Kolegium bartolomitów 6 Cmentarz ewangelicki 7 Kościół Ewangelicko-Augsburski 8 Dawna drukarnia ariańska/Dom Lipki – obecnie budynek Urzędu Stanu Cywilnego 9 Cmentarz rzymskokatolicki 10 Modrzewiowy kościół wzniesiony przez protestantów 11 Plebania ewangelicka

Ważne informacje 1. Lokalizacja województwo mazowieckie, powiat węgrowski 2. Odległości Brześć: 150 km, 2 h 44 min Białystok: 157 km, 2 h 29 min Lublin: 159 km, 2 h 42 min Lwów: 374 km, 5 h 58 min Warszawa: 99 km, 1 h 32 min 3. Dojazd PKS Węgrów, ul. A. Mickiewicza 8, tel. 25 792 43 92 Komunikacja prywatna: ­STANMAR tel. 505 040 827 GEMINI tel. 501 771 940 4. Przewodnicy t­ urystyczni Jan Mielniczek, tel. 25 792 50 59, 510 703 945

56

Warto zobaczyć Marek Sobisz, tel. 791 176 604 Danuta Grodzka-Wojdyna, tel. 608 191 645 (licencjonowany przewodnik) PTTK Węgrów, Aleje Siedlecka 10, tel. 25 792 48 33 5. Wypożyczalnie ­sprzętu sportowego Zalew Węgrowski, Oddział PTTK, Węgrów, ul. Gdańska 2 6. Punkt Informacji ­Turystycznej Węgrów, ul. Gdańska 2, tel. 25 792 35 66 7. Przydatne linki w ww.wegrow.com.pl www.powiatwegrowski.pl www.pttk‑wegrow.org.pl

Dawna drukarnia ariańska: murowany budynek, w którym tutejsi arianie drukowa‑ li swoje księgi teologiczne oraz programowe manife‑ sty. Obecnie mieści się tutaj Urząd Stanu Cywilnego. Dom Gdański: XVIII-wieczny budynek nazwę swą zawdzięcza kupcom gdańskim, którzy w tym miejscu utworzyli swoją pla‑ cówkę handlową, w czasach kiedy miasto było ważnym węzłem handlowym łączącym szlaki handlowe w całej Europie. Obecnie mieści się w nim Biblioteka Miejska z mini­muzeum oraz galerią usytuowaną w piwnicy. Bazylika Mniejsza: najstarszy budynek w mieście, wielokrotnie odbu‑ dowywany. We wnętrzu świątyni znajdują się freski pędzla Michała Anioła, a w zakrystii – lustro Mistrza Twardowskiego.

kraina bugu · lato/jesień 2012


Istniejemy w tym samym miejscu od prawie 40 lat - to nasza najlepsza rekomendacja!

ul. Żeromskiego 26 07-100 Węgrów tel. 505-23-00-93 e-mail: pamar@post.pl

Organizujemy:

wesela chrzciny komunie stypy przyjęcia imprezy okolicznościowe

Oferujemy:

znakomitą lokalizację piękny lokal dobre jedzenie przygotowywane na miejscu duży wybór kaw catering z dowozem obsługę szkoleń i konferencji (m.in. przerwy kawowe, posiłki)

Recepcja: tel. +48 25 792 64 16 tel. kom. +48 535 921 711 fax +48 25 792 02 00

Hotel-Restauracja-Karczma

Rezerwacje: biuro@everest-ikar.pl www.everest-ikar.pl ww

07-100 Węgrów ul. Żeromskiego 21

Postać Mistrza Twardowskiego jest motywem przewodnim Hotelu Everest W obiekcie można obejrzeć reliefy przedstawiające żywot Mistrza Jana Twardowskiego autorstwa Aleksjeja Pawluczuka

nami zwejdziesz

na

Everest

materiał promocyjny


reportaż/brzegiem rzeki

58

kraina bugu · lato/jesień 2012


łączy nas Bug tekst i zdjęcia:

Irina Szepielewicz

Urodziłam się w Brześciu nad Bugiem i całe życie zadawałam sobie pytanie: Jaki jest, gdzie płynie i jak wygląda ten Bug, przy którym znajduje się miejsce mojego urodzenia, moje ukochane miasto. Znalezienie odpowiedzi zajęło mi wiele lat, jednak warto było czekać. Dziś wiem, że Bug to nie rzeka graniczna między Białorusią, Polską a Ukrainą, ale rzeka, która łączy trzy państwa w jedną całość – interesującą kulturowo i etnicznie.

59


brzegiem rzeki

Ż

aden białoruski obywatel nie może tak zwyczajnie pójść nad rzekę i spojrzeć na nią, bo jest ona oddzielona strefą graniczną, do której cywile nie mają wstępu. Jedyny odcinek Bugu dostępny dla oczu zwykłych ludzi znajduje się na terenie Twierdzy Brzeskiej. Tam mieszkańcy Brześcia i przyjezdni mogą postać na brzegu rzeki, tuż przy legendarnej Terespolskiej Bramie, skąd widać Bug. Dlatego właśnie przez długie lata marzenie przepłynięcia i zobaczenie Bugu pozostawało nieurzeczywistnione. Przełomem było pojawienie się Internetu i kontakt za jego pośrednictwem z polskimi kolegami, których poznaliśmy na wspólnych wycieczkach rowerowych. To oni powiedzieli nam, że ten nasz Bug można nie tylko podziwiać z brzegu, lecz także da się po nim pływać. Nie uwierzyliśmy. Propozycję kolegi z Wyszkowa o możliwości organizacji wspólnej międzynarodowej wyprawy po Bugu skwitowałam słowami

60

„Nie do wiary”. A kiedy zaczęłam szukać wśród najbliższych przyjaciół chętnych na taką wyprawę, wszyscy Białorusini, patrząc na mnie, pukali się w czoło. W możliwość przepłynięcia Bugu i powodzenia takiej ekspedycji nie wierzył nikt. Nie zraziłam się tym jednak i wspólnie z Markiem Eychlerem z polskiego Klubu Żeglarskiego Spinaker, i kilkoma innymi osobami, zaczęłam organizować pierwszy niekomercyjny

Każda babuszka traktowała jako swój obowiązek powiadomienie nas, że jeszcze nikomu nie przyszło do głowy pływać tu kajakiem.

projekt pokonania Bugu od jego źródła do Zalewu Zegrzyńskiego. Planowanie ekspedycji zajęło prawie rok. Wszelkie komplikacje wynikały z faktu, że rzeka znajduje się na terenie trzech państw. Pociągało to za sobą problemy związane z brakiem wiz uczestników wyprawy do poszczególnych krajów oraz z samym przekraczaniem granic. Napisaliśmy dziesiątki pism do straży granicznych, ich dowódców, do wszelkich służb, które mogłyby poprzeć nasz niewiarygodny i odważny plan. Po drodze było wiele nieporozumień, długo czekaliśmy na decyzję ukraińskich i białoruskich władz, jednak opłaciło się i nasza wyprawa w końcu doszła do skutku. Warto było przedrzeć się przez stosy dokumentów i kolejki wizowe, aby wyruszyć w tę ekspedycję. Symboliczny start spływu pod nazwą „Łączy nas Bug” zaplanowaliśmy na 3 maja 2009 roku. Do pokonania mieliśmy 780 km, a miało nam to zająć

kraina bugu · lato/jesień 2012


40 dni. Przyjęliśmy, że dziennie będziemy w stanie przepłynąć 25–30 km szlaku wodnego. Były to tylko szacunkowe założenia, bowiem nikt wcześniej nie pokonał całego Bugu w taki sposób, w jaki my planowaliśmy, a krótkie opisy w internecie nie dawały pełnego obrazu rzeczywistości.

Moc atrakcji przed startem My, czyli brzeska część ekipy, mieliśmy okazję wcześniej zapoznać się z urokami zachodniego odcinka rzeki. Wszystko to dzięki wyprawie rowerowej, jaką odbyliśmy do źródła Bugu znajdującego się na Ukrainie we wsi Werchobuż. Tam poznaliśmy miejscowe władze i pracowników urzędu rejonu złoczowskiego, którzy bardzo przyjaźnie i przychylnie odnieśli się do naszego niecodziennego pomysłu. To właśnie oni pomogli nam w zdobyciu pozwolenia na pierwsze w historii przekroczenie wodnej granicy polsko‑ukraińskiej. Potem pozostało już tylko czekać na dzień startu. W końcu nastąpił długo oczekiwany moment spotkania wszystkich załóg spływu. Z pozostałymi uczestnikami wyprawy byliśmy umówieni we wsi Sasów, kilka kilometrów od źródła Bugu. Droga na Ukrainę nie należała do najłatwiejszych. 400 km pokonywaliśmy cały dzień. Nie ma co jednak narzekać, bo wyszkowska grupa miała jeszcze gorzej. Przekroczenie ukraińskiej granicy z rejestracją przewozu wypożyczonych kajaków wymagało dużo cierpliwości i jeszcze więcej czasu. Wszystkim kajakarzom, których łącznie było około trzydziestu, udało się dotrzeć do miejsca startu wieczorem 2 maja. Byli wśród nich m.in. harcerze ze Związku Polaków we Lwowie, osoby z lwowskiego sportowego klubu wodnej turystyki „Manivcy” i Polacy z Wyszkowa. Grupę uzupełniłam ja z moimi białoruskimi przyjaciółmi, reprezentującymi cały przekrój społeczny: od gospodyń domowych po lekarzy i dyrektorów dużych przedsiębiorstw. Zostaliśmy uroczyście powitani przez przedstawicieli miejscowych władz,

Werchobuż – 500 m od źródła Bug ma metr szerokości i… 20 cm głębokości.

Werchobuż – mostek przez Bug do szkoły podstawowej.

61


brzegiem rzeki w tym: przewodniczącego rejonowej rady Borysa Andrejewicza i burmistrza miasta Złoczów. Swoją przygodę rozpoczęliśmy zgodnie z planem. Nasza wyprawa była dla okolicznych mieszkańców niebywałym zjawiskiem. Z każdej strony patrzyły na nas zdziwione oczy, zastanawiające się, czy aby nie brakuje nam piątej klepki. Każda babuszka traktowała jako swój obowiązek powiadomienie nas, że jeszcze nikomu nie przyszło do głowy pływać tu kajakiem. Natomiast nieliczne małe dzieci oglądały nasz sprzęt kajakarski, patrząc na niego jak na cuda z kosmosu, nie kryjąc przy tym swojej radości pomieszanej z ogromnym zdziwieniem. Na miejscu startu, czyli w Werchobużu, czekali na nas mieszkańcy wsi i okolicznych

Podhorce – kościół św. Józefa z XVIII w.

62

miejscowości. Tak rozpoczęliśmy I Międzynarodowy Spływ Kajakowy „Łączy nas Bug”.

Pierwsze koty za płoty Źródło Bugu znajduje się przy skrzyżowaniu wiejskiej ulicy. Źródło bije spod ziemi silnym strumieniem, jakby ktoś włączył pod marmurowym parapetem pompę z mocnym silnikiem. Na marmurowej ścianie znajdują się wyryte słowa modlitwy. Woda płynie w dół do kanału o szerokości około półtora metra. Kanał i źródło dzięki twórczości miejscowych architektów od niedawna obudowane są kamieniami. Bijąca ze źródła rzeka jest kryształowo czysta i zimna jak lód. Symbolicznie wodujemy naszą ratowniczą kanadyjkę w miejscu przy źródle i z wielkim

szacunkiem rozpoczynamy ceremonię inicjującą spływ. Ludzie częstują nas wodą ze źródła, a dwaj księża – katolicki oraz prawosławny batiuszka – odprawiają półtoragodzinną mszę w naszej intencji, modląc się za nasze zdrowie i powodzenie wyprawy. Później ukraińskie zespoły śpiewają charakterystyczne dla podolskiego regionu piosenki, a burmistrz miasta Złoczów i prezes zarządu rady oficjalnie witają wszystkich członków wyprawy. Początek spływu okazuje się niełatwy. Tuż po starcie woda znosi nas na pierwszy sztuczny próg. Głębokość rzeki w tym miejscu waha się od 25 do 30 cm, szerokość zaś od 3 do 10 m. O dalszym płynięciu nie ma więc mowy. Tutaj być może dałyby radę pływać tylko gęsi. Wnosimy kajaki na lawetę


i udajemy się do wioski Sasów, oddalonej od Werchobuża o kilka kilometrów. Dalej na piechotę wędrujemy do Kotłowa. Tam jednak także nie udaje się zwodować kajaków, mimo dość szerokiego i głębokiego odcinka rzeki, gdzie woda jest niemal krystalicznie czysta i widać piękne piaszczyste dno. Postanawiamy wrócić do obozu. Z miejsca naszego zakwaterowania, czyli leśnego szkolnego obozu, znowu ciągniemy kajaki nad Bug. Okazuje się, że zejścia na brzeg bronią trawy i stare drzewa, które uniemożliwiają dojście do rzeki. W końcu znajdujemy do niej dostęp. Jednak nurt w tym miejscu jest tak rwący, że nie ma możliwości utrzymania kajaków nawet przez najsilniejszych członków ekipy. Postanawiamy poszukać innego miejsca i holujemy kajaki dalej. Tym razem trwa to już tylko pół godziny. Do miejsca wodowania dochodzimy cali mokrzy i oblepieni kleszczami, spadającymi na nas z pobliskich drzew. Marek Eychler raz jeszcze przypomina najmłodszym uczestnikom wyprawy o zasadach bezpieczeństwa i udzielania pomocy w przypadku podtopienia kajaka. Co prawda każdy z członków wyprawy ma pewne doświadczenia związane z pływaniem kajakiem, niemniej jednak związane są one tylko z pływaniem po spokojnej wodzie. Mój kajak startuje jako pierwszy. Przez pięć pierwszych minut czuję się, jakbym była w disneyowskim parku rozrywki, a zawdzięczam to ogromnej

Źródło Bugu znajduje się przy skrzyżowaniu wiejskiej ulicy. Bije spod ziemi silnym strumieniem, jakby ktoś włączył pod marmurowym parapetem pompę z mocnym silnikiem. prędkości, która uniemożliwia panowanie nad kajakiem. Dodatkową przeszkodą są powalone drzewa, między którymi próbuję manewrować. Chwilę potem zawisam na jednym ze śliskich drzew. Przez parę sekund udaje mi się przytrzymać kajak nogami, jednak lodowata woda nie pozwala na właściwą pracę mózgu. Zaczynam obawiać się, że niezręcznie byłoby zgubić worki z wyżywieniem i dokumentami dosłownie na pierwszych metrach spływu. Sił dodają mi biegnący brzegiem towarzysze wyprawy, którzy spieszą z pomocą. Po tym niespodziewanym zwrocie akcji zmieniamy koncepcję poruszania się po rzece. Dwaj najsilniejsi członkowie spływu płyną jako pierwsi łodzią ratowniczą typu kanadyjka. Jest ona zdecydowanie cięższa i większa od kajaka przez co trudniej ją przewrócić. ,,Kanadyjczycy” wyposażeni w siekiery i piłę

czyszczą drogę pozostałym członkom wyprawy. Ci zaś płyną jeden za drugim, oczywiście na tyle, na ile pozwala na to prąd rzeki. Aby utrzymać kajak przy brzegu, a zarazem w nurcie rzeki, trzeba mocno trzymać się trawy porastającej brzeg. Od czasu do czasu wyrywa się ona z rąk i wtedy kajak startuje jak korek od szampana. Taka oderwana od brzegu łódka utrzymuje się na wodzie przez kilkadziesiąt metrów, po czym trafia na śliski korzeń bądź gałęzie drzew i przewraca się do lodowatej wody. W taki oto sposób w ciągu pierwszego dnia wyprawy pokonujemy zaledwie 3 km. Na noc wracamy do leśnego obozu, w którym kwaterowaliśmy poprzedniego dnia. Mamy zupę i ciepłą wodę, więc nie jest źle. Nie ma niestety tak potrzebnego mi zasięgu, abym mogła przekazać wieści białoruskiej, polskiej i ukraińskiej prasie, za kontakty z którą jestem odpowiedzialna.

Natura nie jest po naszej stronie Następnego dnia znów rąbiemy drzewa, aby móc płynąć dalej. Dla odmiany robią to już inne osoby, tak aby poprzednicy byli w stanie zregenerować siły. Pozostali uczestnicy spływu manewrują między krzakami i drzewami. Rzeka robi się coraz głębsza, a wiosła już nie sięgają do dna. Rzeka zyskała także na szerokości – teraz mamy do dyspozycji 4‑metrowy pas wody. Brzegi pokrywają lasy, zero cywilizacji. Niespodziewanie uderza we mnie

63


brzegiem rzeki nieutrzymany przez ukraińskich nastolatków kajak. Tracę panowanie nad swoim kajakiem i nabieram szybkości. Prędkość jak na górskiej rzece, tylko tam zwykle jest szeroko i niezbyt głęboko. Nagle mój kajak zatrzymuje się w poprzek rzeki, ale po kilku sekundach nadchodzi pomoc i całą sytuację udaje się opanować. Ten komfort nie trwa jednak długo. Po kilkuset metrach znów nie udaje mi się wyprostować kajaka i jego nos trafia na rogate drzewo. Moje dotychczasowe doświadczenie w pływaniu nie ma już znaczenia, trzymam się jak małpa za wiszące śliskie drzewo i nogami przytrzymuję kajak. Nie długo jednak, bo za chwilę zalewają go fale i z prędkością rakiety wylatują z niego wodoodporne worki. Jeden z nich w mgnieniu oka zostaje wciągnięty i rozszarpany przez wodny wir. Oznacza to, że wyżywienia na dzisiejszy wieczór już nie mamy, ponieważ słoiki będące w worku utopiły się. Szybko tracę siły i wypuszczam kajak, który porywa nurt rzeki, a sama skaczę do lodowatej wody, starając się dopłynąć do brzegu. Znów z pomocą przychodzą koledzy, bez których nie dałabym rady. Nikt nie wie, gdzie jesteśmy, nikt nie ma zasięgu. Codziennie każdy z nas walczy z naturą, dlatego wieczorem marzymy o postoju na brzegu, na którym znajdziemy choć drobne wytwory naszej cywilizacji. Nagle wśród krzaków pojawia się łąka, za którą widać słupy wysokiego napięcia. Hura! Nareszcie ludzie! Ponieważ dobrze znam język naszych sąsiadów, wychodzę na brzeg, niedaleko którego stoi kuźnia. — Dzień dobry — witam się i od razu zagaduję — chłopcy, czy w wiosce jest bania? Jesteśmy bardzo zmarznięci, prosto ze spływu, może słyszeliście? — mówię do pracowników. Dowiaduję się, że bani niestety nie ma, jest za to szkoła, w której możemy dostać gorące pożywienie i gdzie możemy przenocować. Dobrzy ludzie pożyczają nam konia z wozem i udajemy się na poszukiwania dyrektora szkoły. Bogdan Kazaczyński wita nas jak bohaterów, białoruskich i polskich braci. Oddaje do naszej dyspozycji

64

gabinety, salę gimnastyczną i stołówkę, gdzie nauczyciele przynoszą nam z domów gorący posiłek. Tego dnia nasze podniebienia cieszą naleśniki, barszcz ukraiński, jajka, dżem oraz serniczki – twarogowe placki zapieczone w piecu. Pracownicy jednego z zakładów pomagają nam przenieść kajaki z brzegu pod dach przedsiębiorstwa. Najedzeni i uradowani ciepłym przyjęciem padamy z nóg i marzymy już tylko o położeniu się do suchej i ciepłej pościeli. Nocujemy w sali gimnastycznej. Wszyscy oprócz mnie. Ja z dyrektorem idę do jego ucznia Ivana, który ma w domu komputer. Do trzeciej w nocy piszę relację z pierwszych dni spływu. Nagrany na płytę materiał następnego dnia przekazuję kierowcy autobusu do Lwowa, który zobowiązuje się do znalezienia Internetu i wysłania artykułów do redakcji gazet. Rano zjadamy pyszne śniadanie przygotowane przez nauczycielki, a potem udajemy się na spotkanie z dziećmi, które odbywa się zamiast pierwszej lekcji. Pada na nim mnóstwo pytań. Kim jesteśmy? Jaki mamy cel? Skąd i gdzie płyniemy? Jaka jest Polska? Jaki jest dalej ten Bug: czy taki sam jak tutaj, czy inny? Co robić, żeby w przyszłości popłynąć z nami? Odpowiadamy na te pytania, a kilkaset dzieci słucha nas z zaciekawieniem. Potem żegnają nas na brzegu rzeki, a my szczęśliwi płyniemy dalej.

Moje dotychczasowe doświadczenie w pływaniu nie ma już znaczenia, trzymam się jak małpa za wiszące śliskie drzewo i nogami przytrzymuję kajak.

Wieczorem sytuacja się powtarza. Po przepłynięciu nie więcej niż 5 km całkowicie mokrzy, bez sił wysiadamy na brzeg. Nie znamy nazwy miejscowości, która ukazuje się na horyzoncie, ale za to widzimy kilka domków. Chwała Bogu, że w ogóle są. Nie mamy co prawda stałej łączności z cywilizacją, ale od czasu do czasu dochodzą do nas SMS‑y. W jednym z nich radny ze Złoczowa pisze, że nas szuka, bo w nocy ma być mróz, i abyśmy nie zachorowali, to kobiety i nastolatkowie mają zaproszenie na nocleg do wsi. Mężczyznom zaś zostaną dowiezione suche wojskowe śpiwory. Późnym wieczorem wojskowym samochodem wiozą nas gdzieś do lasu. Jednostka wojskowa! Mamy możliwość wysuszenia się i ogrzania. Męska część spływu pomaga żołnierzom robić kolację. W tym czasie kobiety dochodzą do siebie w gorącej saunie, którą zorganizowano na terenie jednostki. Ja mam dostęp do komputera i Internetu, mogę więc pisać kolejne relacje. Noc spędzamy w domach ukraińskich rodzin. Razem z koleżanką przez całą noc opowiadam swoim gospodarzom, jaka jest Polska i Białoruś. Przez cały ten czas jesteśmy częstowane regionalnymi potrawami: twarogiem z cebulą, tłuczonymi ziemniakami z mlekiem, wątróbką, plackami z sera i wieloma innymi przysmakami. Rano objedzone, z torbami pełnymi jedzenia udajemy się na brzeg. Jedyną formą odwzajemnienia, jaką dysponuję, są zrobione przeze mnie zdjęcia ich córek i wnuczek, które prześlę po powrocie.

Polak–Białorusin–Ukrainiec, trzy bratanki Czwarta doba. Bug trochę zmienił swoją szerokość do 4–5 metrów i nareszcie możemy swobodnie manewrować. Woda jest bardzo głęboka i zimna. Dna już nie widać. Coraz częściej napotykamy na niewielkie progi. Dobrze, że mamy doświadczonych polskich liderów. Organizacją ruchu na wodzie kieruje Marek z Wyszkowa. On pierwszy pokonuje progi i przekazuje wskazówki

kraina bugu · lato/jesień 2012


65


brzegiem rzeki

pozostałej części wyprawy. Przewrotek jest już mniej i nasze dwójki coraz łatwiej wyciągać z wody za pomocą linek, oczywiście jeśli komuś przytrafi się awaryjna sytuacja. Nadchodzi kolejny dzień. Suche podkoszulki od żołnierzy już dawno przemokły. W nocy znów nadają przymrozki. Jest 7 maja, a my zostawiliśmy za plecami tylko około 20 km. To niedużo, zwłaszcza porównując to z naszymi planami. Brzeg Bugu zrobił się już inny. Występują na nim niewielkie piaskowe skarpy. Na jednej z nich znajduje się wieś. Cywilizacja! Kiedy

66

wybieraliśmy się w podróż, nie mieliśmy pojęcia, że tak bardzo jesteśmy uzależnieni od ciepłej zupy, gorącej wody i czystej ubikacji. Mieszkańcy wioski nie są zdziwieni naszą obecnością, ponieważ widzieli nas w miejscowej telewizji. Zbierają się na brzegu i znów witają nas jak bohaterów. Wystawiamy namioty i jak co dzień tworzymy nasz kajakowy obóz. Ja udaję się do ludzi w poszukiwaniu czystego spirytusu, żeby wypłukać mój aparat, który niechcący zatopili ukraińscy harcerze. Wyciągnęłam go z wody po kilku minutach i mimo że jest to sprzęt

dobrej marki – nie mam nadziei na jego reanimację. Zamiast spirytusu na każdym podwórku proponują mi bimber. Wreszcie właściwą ciecz znajduje pewna lekarka, która pomaga mi wypłukać aparat. Zawijamy go w worek z lnu z ryżem i zostawiamy na piecu, aby wysechł. Wokół rozpalonego przez nas ogniska na brzegu zbiera się duża grupa miejscowej ludności. Ludzie opowiadają o sobie, o rozdzielonych przez wojnę rodzinach, pytają o nasze pochodzenie i plany. Cieszą się ze spotkania z nami. Są niezwykle gościnni, przynoszą nam ziemniaki, słoninę, domowy biały ser i bimber na rozgrzewkę. Znów zapraszają kobiety i młodzież na nocleg do swoich domów. Męska część spływu zaczyna się na nas – kobiety – obrażać i nazywa „zdrajcami spływu”, ale przecież nam bardziej niż im potrzebne są ciepło i gorąca woda. W moim przypadku dodatkowo chodzi jeszcze o komputer. Biały Kamień, bo w nim jesteśmy, to pierwsza wioska, w której odkrywam Internet. Rano długo szukamy jednego z moich białoruskich przyjaciół, Igora. W końcu pojawia się szczęśliwy i prosi o pozwolenie na pozostanie we wsi na zawsze, bo nigdy w życiu nie miał tylu miłych wrażeń. W nocy jego namiot zamókł do tego stopnia, że woda zalała wnętrze. Przemoczony i zmarznięty postanowił udać się w kierunku okiennych świateł. Dotarł do poradni medycznej, w której były nie tylko wolne łóżka, lecz także ładne młode pielęgniarki na dyżurze. Śmiejemy się i wciągamy Igora do kajaka, a on niechętnie żegna się z Białym Kamieniem. Na brzegu stoją miejscowi i machają nam na pożegnanie, a dzieci biegną za nami wzdłuż brzegu. To bardzo miłe. Oczekiwałam raczej banderowców uzbrojonych w siekiery, jak z obrazów widzianych na polskich filmach, a doznaliśmy miłego przyjęcia, dobra i przyjaźni bez podziałów na Polaków, Białorusinów i Ukraińców. Koniec części I

kraina bugu · lato/jesień 2012


Lwów przyciąga

jak magnes

Pierwsze skojarzenie na temat Lwowa to Cmentarz Orląt Lwowskich. Tak było do niedawna. Po czerwcowych XIV Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej wizytówką miasta w powszechnej świadomości stała się Arena Lwów. Wizytówek może być jednak więcej, to miasto ma bowiem wiele twarzy. Polacy do Lwowa zawsze podchodzili senty‑ mentalnie z uwagi na historię. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że dawny Lwów różni się od tego współczesnego – miasto zmienia się z roku na rok, jak zresztą cała Ukraina. Ci, którzy są znużeni masówką, jaką proponują zachodnie kurorty, za kierunek swoich wojaży powinni obrać tereny wschodnie, gdzie czeka na nich m.in. Lwów – miasto kultury, przepięk‑ nej architektury, festiwali, jednym słowem, do‑ znań artystycznych na najwyższym poziomie. Lwów to swoista mieszanka kulturowa. Czuć tu rękę Zachodu, która idealnie wkom‑ ponowuje się w słowiańską rzeczywistość. To tu od wieków żyli obok siebie Polacy, Or‑ mianie, Żydzi, Rusini i przedstawiciele wielu innych narodowości, wyznawcy katolicyzmu i prawosławia. Wyłania się z tego interesujący obraz, w którym wszystkie barwy tworzą do‑ skonałą całość, mimo niepasujących do siebie na pierwszy rzut oka odcieni. Ta swoista ma‑ gia jest szczególnie odczuwalna przez star‑ sze pokolenie Polaków, dla których wizyta we Lwowie to często podróż sentymentalna. Średnia wieku polskiego turysty sukcesywnie się jednak obniża, bo Lwów to miasto przy‑ jazne dla każdego, otwarte na świat i ludzi, sypiące jak z rękawa atrakcjami dla osób o róż‑ nych zainteresowaniach. W 1998 roku miasto wpisane zostało na Li‑ stę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO, turyści mogą obejrzeć blisko 3,5 tysiąca zabytków, nacieszyć oko architekturą w różnych stylach. Koniecznie muszą się wy‑ brać do Opery Lwowskiej, która zachwyca już z zewnątrz, a po wejściu do jej środka można na chwilę stracić oddech. W planie wyciecz‑ ki nie można pominąć zabytków sakralnych: Katedry Łacińskiej, Ormiańskiej i Greckokato‑ lickiej, katolickich kościołów i cerkwi. To tyl‑ ko wierzchołek góry lodowej, która czeka na wielbicieli zacnych budowli. Ci, którzy za‑ bytki wolą omijać szerokim łukiem, nudzić się też nie będą. Spacery urokliwymi uliczkami,

w tym Starówką, nadającą się idealnie cho‑ ciażby do romantycznych wyjść we dwoje, oraz uliczni artyści (aktorzy, muzycy, malarze, mimowie), którzy za „co łaska” dają przechod‑ niom możliwość obcowania z żywą sztuką, umilą czas i pozwolą choć na chwilę znaleźć się w innym wymiarze. Turyści, którzy potrzebują większej dawki kultury, mogą wybierać z szerokiego wachla‑ rza festiwali, jakie proponuje miasto. Festiwal Muzyki Organowej „Diapazon”, Dzień Batia‑ ra, Dzień Miasta Lwowa, Międzynarodowy Festiwal „Wirtuozi” to tylko niektóre z nich. Poprzez imprezy miasto oddaje hołd także temu, co dla wielu jest najważniejsze: strawie, a to poprzez Miejski Festiwal Kawy, Święto Czekolady czy Miejski Festiwal Piwa. Zwień‑ czeniem dnia każdego turysty, bez względu na atrakcje, z których korzystał, będzie uczta dla podniebienia, które uraczy lokalnymi przysmakami: pielmieniami, pirożkami czy barszczem ukraińskim. Nieważne, skąd pochodzisz, nieważne, co cię interesuje – we Lwowie znakomicie zagospodarujesz czas i wypełnisz przygodo‑ we luki. „Możliwe, że dużo ładniejszych jest miast, lecz Lwów to jest jeden na świecie. (…) Bo gdzie jest ludziom tak dobrze jak tu?” – słowa piosenki Staśka Wielanka są aktualne po dziś dzień. Zaciekawionych Lwowem zaprasza ­Biuro Turystyczne „Quand”

QUAND Wycieczki do Lwowa i na Kresy

ul. Zamojska 2 22-600 Tomaszów Lubelski tel. 84 665 89 90 gsm 782 300 400 e-mail: quand@quand.com.pl www.quand.com.pl materiał promocyjny


turystyka/miejsce na weekend

68

kraina bugu · lato/jesień 2012


powiat bialski

na ziemiach

Radziwiłłów tekst:

Agnieszka Janiszewska

Wielokulturowa historia, liczne piękne pałace i dwory, dzika przyroda, malownicze wsie z drewnianymi domkami i wiatrakami – to tylko przedsmak tego, co czeka nas na nadbużańskich terenach w części powiatu bialskiego. Okolica ta jest coraz częściej odwiedzana przez turystów szukających ciszy, odpoczynku i ciekawostek.

69


miejsce na weekend 1

Biała Podlaska… To tutaj książę Radziwiłł zbudował swój pałac. 2

N

ad Bugiem osiadały najznamienitsze rody polskiej arystokracji, które tutaj miały swoje siedziby i letnie rezydencje. Część z nich popadła w ruinę, część znalazła zastosowania jako szkoły czy biura, kilka dzięki troskliwej opiece właścicieli przekształcono w piękne obiekty wypoczynkowo‑konferencyjne. Wycieczkę po tych terenach warto zacząć od Białej Podlaskiej, największego miasta w okolicy. To tutaj książę Radziwiłł zbudował swój pałac. Niestety, do dzisiaj zachowały się jedynie mniej ważne budynki, w których mieszczą się lokalne instytucje kulturalne. Warto jednak zwrócić uwagę na dobrze zachowane unikatowe fortyfikacje. Kolejnym punktem na trasie jest Leśna Podlaska, położona na północny zachód od Białej. Sanktuarium maryjne, jedno z najbardziej znanych na Podlasiu, które się tam znajduje, jest potwierdzeniem religijności mieszkańców. Do bazyliki rocznie pielgrzymuje kilkadziesiąt tysięcy wiernych. W jej wnętrzu znajduje się bogaty ołtarz główny z otoczoną kultem kamienną płaskorzeźbą przedstawiającą Matkę Boską z Dzieciątkiem – uznany za cudowny w 1700 r. wizerunek Matki Boskiej Leśniańskiej. Obok kościoła umiejscowiono Kaplicę Zjawienia – znajduje się w niej studnia postawiona w miejscu, w którym według tradycji ukazała się Matka Boska. Po zwiedzeniu sanktuarium w Leśnej jedziemy dalej, kierując się na północny zachód do XIX‑wiecznego Dworu w Droblinie. Tu można zatrzymać się na dłużej, aby chociażby spożyć posiłek w restauracji, serwującej zarówno wyszukane, jak i tradycyjne dania. Dwór otoczony jest parkiem, w pobliżu którego znajduje się staw. Warto przyjechać tu na kilka dni odpoczynku, gdyż obiekt jest ogólnodostępny, a na miejscu oferowanych jest wiele atrakcji i form aktywnego wypoczynku, np. jazda konna.

Janów Podlaski i okolice Kolejnym punktem na mapie podróży jest Janów Podlaski – niegdyś siedziba biskupów, obecnie najbardziej znany ze stadniny koni arabskich. Nie trzeba być miłośnikiem koni, by o niej usłyszeć. Jest to najstarsza stadnina w Polsce. Założona w 1816 r. przez Rosjan jako stadnina rządowa. Corocznie w sierpniu odbywa się tu aukcja i championat konia arabskiego. Impreza przyciąga gości z całego świata, w tym bardzo znane osobistości. Na terenie Państwowej Stadniny Koni do dziś zachowały się liczne zabudowania, stanowiące unikalny w skali kraju zespół klasycystycznych stajni.

70

kraina bugu · lato/jesień 2012


Zdjęcie otwierające: Zespół zamkowy Radziwiłłów. Foto: M. Rząca 1. Biała Podlaska – rynek. 2. Biała Podlaska – zabytkowy kościół pw. św. Anny. 3. Biała Podlaska – dawny gmach sądu przy ulicy Prostej. 4. Jedna z licznych plaż nad Bugiem.

polecamy 3 4

Brodacze – obchody święta obrzędowego Sławatycze termin: styczeń Obchodzone corocznie święto prawosławne, nawiązujące do dawnych wierzeń ludowych, jest grekokatolickim odpo‑ wiednikiem katolickiego kolędowania zwanego również jasełkami. Więcej informacji: www.slawatycze‑gmina.pl

­M iędzynarodowy Festiwal Kolęd Wschodnio­ słowiańskich Terespol termin: styczeń

Foto: M. RZĄCA (2), B. Kaliszuk (2)

Podczas trzech dni festiwa‑ lu występują chóry i zespo‑ ły z Białorusi, Ukrainy i Polski, prezentując kolędy i pieśni związane z okre‑ sem bożonarodzeniowym poszczególnych krajów. Więcej informacji: www.mfkw.pl

Znajduje się tu ponadto koński cmentarz, gdzie na głazach umieszczone są tabliczki przypominające najbardziej znane konie pochodzące z janowskiej stadniny. O dawnej świetności Janowa świadczą zachowane budowle zabytkowe. Warto zajrzeć do kościoła pw. św. Trójcy, który zdobi piękny neogotycki witraż w oknie na zamknięciu prezbiterium. Wewnątrz są obrazy pochodzące ze słynnej szkoły Szymona Czechowicza i ośmioboczne płótna przypisywane Franciszkowi Smuglewiczowi. W 1858 r. papież Pius IX podarował świątyni relikwie św. Wiktora, męczennika z III w. W świątyni

znajduje się także pomnik biskupa Adama Naruszewicza. W centrum miejscowości na uwagę zasługuje okazały budynek, którego fasadę pokrywa gęsty bluszcz. Jest to XVIII‑wieczny dwór mieszczański, zwany domem Ryttów, w którym właściciel – znany polski malarz – Maciej Falkiewicz prowadzi autorską galerię. Następnie udajemy się z Janowa w kierunku zachodnim i docieramy do Konstantynowa. Tutaj w otoczeniu starego parku stoi dobrze zachowany pałac o bardzo ciekawej architekturze. Zdobią go charakterystyczne kwadratowe wieże oraz

Filmowe Podlasie Atakuje Terespol termin: maj Podczas imprezy odbywa się pokaz kina nieza‑ leżnego. Prezentowane filmy to efekt twórczości ­studentów, dziennikarzy, filmowców oraz wykła‑ dówców. Więcej informacji: www.filmowepodlasieatakuje.pl

71


miejsce na weekend

1

2

polecamy Międzynarodowy Podlaski Jarmark Folkloru Biała Podlaska termin: lipiec Impreza propagująca kulturę krajów słowiań‑ skich. Podczas jarmarku prezentowane są różnego rodzaju obrzędy i zwycza‑ je, zarówno wspólne, jak i odróżniające poszczegól‑ ne kraje od siebie. Więcej informacji: www.bckbialapodlaska.pl

Dni Konia Arabskiego Pride of Poland Janów Podlaski termin: sierpień Międzynarodowa impreza skupiająca miłośników i znawców koni oraz jedna z niewielu okazji do na‑ bycia konia czystej krwi arabskiej. Więcej informacji: www.prideofpoland.pl

Miedzynarodowy Przegląd Kapel Ludowych Międzyrzec Podlaski termin: wrzesień Coroczna impreza, pod‑ czas której swoje umiejęt‑ ności prezentują kapele regionu słowiańskiego. Celem przeglądu jest popularyzacja wspólnej kultury nadbużańskiej. Więcej informacji: www.kultura.miedzyrzec.pl

72

portyk z czterema kolumnami, wejścia zaś pilnują dwa kamienne lwy. Nieopodal pałacu, przy drodze do Gnojna wysadzanej starymi lipami, stoi XIX‑wieczny folwark. Przy leśniczówce zaś – niezwykła zabytkowa kapliczka wydrążona w pniu drzewa i kryta strzechą. W centrum Konstantynowa jest dawny budynek cerkwi prawosławnej. Po 1919 r., po gruntownej przebudowie zamieniono go na szkołę i jako taki służył do 2001 r. Obecnie mieści się tutaj Stowarzyszenie Pomocy Rodzinie, Profilaktyki i Terapii „Sens”. Natomiast w dawnej organistówce parafii prawosławnej znajduje się poczta.

Szwajcaria Podlaska Po zwiedzeniu Janowa Podlaskiego warto pokusić się o wyjazd bezpośrednio nad Bug. Rzeka w wielu miejscach tworzy przełomy i meandruje pośród zielonych terenów rolnych i dzikiej przyrody. Znakomity punkt widokowy znajduje się w Gnojnie, najbardziej wysuniętym na północ punkcie naszej podróży. Najlepszy widok jest z wysokiej 30‑metrowej piaszczystej skarpy, gwałtownie urywającej się nad doliną rzeki. Rozciąga się z niej rozległy widok

na nadbużańskie łąki i położony na drugim brzegu rzeki Niemirów. Krajobraz ten stał się planem filmowym plenerów do filmu „Nad Niemnem”. Kierując się w górę rzeki, dojeżdżamy do Nepli. Tam, u ujścia Krzny do Bugu, rzeka tworzy piękny krajobraz zwany „Szwajcarią Podlaską”. Całość znajduje się na obszarze Parku Krajobrazowego „Podlaski Przełom Bugu”. W Neplach na wzgórzu jest też punkt widokowy, z którego można zobaczyć nawet zabudowania białoruskiego miasta Brześć. Jakiś czas temu w żwirowni nieopodal wykopano tzw. kamienną babę, jeden z kilku tajemniczych pomników o kształcie przypominającym sylwetkę kobiety. Kolejny, prawie 2‑metrowej wysokości, znajduje się przy skrzyżowaniu dróg do wsi Woskrzenice Małe i Husinka. Obeliski te, będące krzyżami pokutnymi, budzą wiele emocji i krążą o nich rozmaite legendy. Wiele pałaców na tym terenie popadało w ruinę: nie odbudowywano ich po wojennych zniszczeniach, użytkowano jako magazyny i PGR‑y, a często także grabiono. Taki los spotkał piękny zespół pałacowy w Neplach. Pozostało kilka budynków, kaplica i park krajobrazowy. Kiedyś miejsce

4

5


3 Foto: M. RZĄCA (6)

1. Leśna Podlaska – sanktuarium maryjne.

to odwiedzali najwięksi. Wystarczy wspomnieć, że stałym bywalcem był car Aleksander I, często przebywał znany poeta i historyk Julian Ursyn Niemcewicz. Słynna lipa, pod którą pisywał, rosła właśnie w Neplach. Spalony w 1915 r. pałac nie został już odbudowany. Dziś jest tu ośrodek kolonijno‑wypoczynkowy Caritasu.

Pod unickim znakiem Jadąc z Nepli w kierunku Terespola, na skraju wsi widzimy otoczony starymi lipami barokowy, murowany kościół parafialny, wewnątrz którego znajdują się unikalne epitafia Niemcewiczów. Pierwotnie była to cerkiew unicka. Na tym terenie znajdziemy liczne przykłady cerkwi prawosławnych i unickich, zaadaptowanych na potrzeby kościołów katolickich. Podobny los spotkał dawne drewniane cerkwie unickie w Krzyczewie, Witulinie, Jabłecznej, Gnojnie i wielu innych wsiach. Niektóre z nich wielokrotnie przechodziły z rąk do rąk, jak np. kościół w Woskrzenicach Dużych. Wzniesiony został w 1678 r. jako cerkiew unicka, w 1902 r. zastąpiono ją nową drewnianą cerkwią prawosławną. Później, w latach 1919–1939, służył jako kościół katolicki,

6

by w latach 1939–1944 powrócić jako cerkiew prawosławna. Od wojny służy jako kościół katolicki. Kościół w Drelowie to również dawna cerkiew unicka. Unici z tej wsi stawiali zdecydowany opór przeciwko narzucaniu siłą prawosławia. Wojska carskie brutalnie spacyfikowały ludność, w wyniku czego było wielu rannych i trzynaście ofiar śmiertelnych. Symbolem męczeństwa unitów na Podlasiu była beatyfikacja trzynastu unitów z Pratulina. Obecnie jedyna w Polsce cerkiew unicka znajduje się w Kostomłotach.

2. Janów Podlaski – stadnina koni. 3. Pałac w Konstantynowie. 4. Wnętrze cerkwi w Kostomłotach. 5. Umocnienia Twierdzy Brzeskiej w Łobaczewie. 6. „Kamienna baba” w Neplach.

Religijny tygiel Dojeżdżamy do Terespola, miasta niewielkiego, ale niezwykle urokliwego. Tuż przy granicy po białoruskiej stronie znajduje się Brześć wraz z Twierdzą Brzeską. W okolicy zachowały się liczne pozostałości fortów, które wzniesiono w XIX i XX w. jako przednie umocnienie twierdzy. Obecnie w Kobylanach, w masywie fortyfikacji działa bar Prochownia, a na terenie jednego z nich urządzono strzelnicę sportową. W pobliżu Koroszczyna jest jeden z najlepiej zachowanych fortów. Widoczne są potężne mury z ziemnymi umocnieniami i szeroka

Tam, u ­ujścia Krzny do Bugu, r­ zeka tworzy ­piękny ­krajobraz zwany „­Szwajcarią P­odlaską”, całość ­znajduje się na ­obszarze Parku Kraj­ obrazowego „Podlaski Przełom Bugu”.


miejsce na weekend

W Jabłecznej, wśród malowniczych łąk i staro­ rzeczy Bugu, stoi monaster – męski klasztor prawosławny…

1 Foto: M. RZĄCA (4), S. Garucka-Tarkowska (1)

1. Monaster pw. św. Onufrego w Jabłecznej. 2. Bazylika kodeńska. 3. Gnojno – punkt widokowy. 4. Pałacyk w Neplach. 5. Perebora z Hruda.

5

74

fosa. We wnętrzach znajdują się korytarze z licznymi wejściami. Pozostałości fortów można znaleźć również w pobliżu Terespola oraz w samym mieście, Lebiedziewie i w innych miejscowościach. W Terespolu, jak w wielu miejscowościach nad Bugiem, znajduje się prawosławna cerkiew. Tutaj spora część mieszkańców wyznaje prawosławie. Cerkwie są m.in. w Nosowie, Kobylanach i Sławatyczach, jednak miejscem największego kultu religii prawosławnej jest Jabłeczna, wieś w południowej części powiatu, ponad 60 km od Białej Podlaskiej. W Jabłecznej, wśród malowniczych łąk i starorzeczy Bugu, stoi monaster – męski klasztor prawosławny pw. św. Onufrego, jeden z głównych ośrodków prawosławia w Polsce. Jeszcze do niedawna był to jedyny taki klasztor w kraju. Według legendy ikonę św. Onufrego przyniosły wody Bugu. Dla uczczenia tego wydarzenia wystawiono tu pierwszą prawosławną cerkiew pod jego wezwaniem, a następnie klasztor. Najstarszy w monasterze Ewangeliarz Liturgiczny nosi datę 1498, którą przyjmuje się jako rok powstania monasteru. Funkcjonuje tu Prawosławne Wyższe Seminarium Duchowne oraz Muzeum Cerkiewne. Dwa najcenniejsze zabytki klasztoru to ikona św. Onufrego z XV w. oraz cudotwórcza ikona Bożej Matki Jabłeczyńskiej, obie napisane na cyprysowych

deskach. We wrześniu 1990 r. cudowne ikony zostały skradzione, na szczęście udało się je odzyskać po czterech latach. Przy dziedzińcu zewnętrznym stoi dawny dom namiestnika klasztoru, zbudowany z grubych drewnianych bali na wzór rosyjskich domów, oraz główny budynek klasztorny. Na łąkach opodal monasteru rośnie ponad 40 pomnikowych dębów. Najokazalszy z nich ma w obwodzie 780 cm. Jadąc do Jabłecznej z Terespola, pokonać musimy odległość ponad 30 km. Po drodze mijamy wspomniane już Kostomłoty, gdzie jest jedyna w Polsce cerkiew unicka, oraz drugi bardzo znany ośrodek kultu maryjnego – Kodeń.

Tatarzy bialscy Z Jabłecznej wracamy do Białej Podlaskiej. Warto po drodze zawitać do Studzianki, gdzie niegdyś mieszkali Tatarzy. Osiedlili się oni w Polsce na mocy decyzji Jana III Sobieskiego, który dał im ziemie w zamian za zaległy żołd. Wtedy to powstały mizar oraz drewniany meczet, który istniał jeszcze w 1915 r., został jednak spalony przez wycofujących się Kozaków. Mizar położony na skraju wsi, w lesie, wśród wysokich sosen stoi do dziś. Najstarszy nagrobek pochodzi z 1747 r., poza tym zachowało się 160 kamieni nagrobnych z piaskowca i kilka płyt, na których wyżłobione są

kraina bugu · lato/jesień 2012


2

gwiazdy, półksiężyce oraz inskrypcje w językach arabskim, polskim i rosyjskim, w wielu miejscach już zatarte. Cmentarz tatarski znajduje się również w Lebiedziewie‑Zastawku.

Perebory i sękacze W Białej Podlaskiej kończymy naszą wycieczkę, warto jeszcze tylko kupić pamiątki. We wsi Hrud, niecałe 8 km od Białej, wyrabiane są jedyne w swoim rodzaju perebory. Są to pasiaste tkaniny, dawniej nieodłączny element garderoby i wystroju wnętrz (narzuty, chodniki, dywany) na tym terenie. Obecnie zawód tkaczki pereborów zaliczony jest do ginących profesji. Na słodki poczęstunek dla znajomych najlepiej nadaje się sękacz, popisowe ciasto podlaskich gospodyń z Huszczy. Jego samodzielne wykonanie nie jest łatwe. Sękacz ma bardzo charakterystyczny wygląd, kształtem przypomina jodełkę, której igły wyglądają jak ociekające sople. Ten stożek z wypustkami można uzyskać jedynie poprzez specjalne wypiekanie nad rozgrzanym paleniskiem. Na jego unikalność wpływa też skład, w którym dominują kurze jaja. Z tymi pamiątkami wyruszamy do domu, aby kiedyś jeszcze powrócić na piękną i ciekawą ziemię bialską. 

3 4

75


miejsce na weekend/informator

powiat bialski informator Łysów

Ostromęczyn

Hruszniew Nowe Szpaki

Łosice

Rudka Str. Kornica

Łukowisko

17 18 19

Konstantynów Wólka Nosowska

Żabce

Janów Podlaski

Przychody

10 11

20 28 30

Kąkolewnica

Krzyczew

Czernawczyce

Skoki Klejniki

Neple

Koroszczyn26

Brześć

22 23 24

7

25

Zastawek

Wólka Plebańska

Korczówka

31

Piszczac Wyczółki

8

Łózki

Studzianka Koszoły Łomazy

Dąbrowica Duża

Kodeń Znamienka

Tuczna

Żelizna

Worsy

21 29

Rokitno

Podlaska

Szachy

32 Horodek Drelów 33

Wielkie Motykały

Bu g

Turna

Kijowiec Terespol Wólka Podmiejska 27 Małaszewice Mł. Biała Woskrzenice Duże Zalesie Wólka Dobryńska Kobylany Muchawiec

Sycyna Rogoźniczka

Międzyrzec Podlaski

Łyszczyce Ostromeczewo Jackowicze

Stawy

3 9

Manie

Białka

15 16 Nowosiółki

Komarno Nosów 2 Leśna Podlaska Huszlew Droblin 5 1 Makarówka Witulin 4 Pojelce Worgule 6 Roskosz Zasiadki Sitnik

Olszanka

Turów

Wołczyn

Gnojno

Horoszki Duże

Rossosz

Międzyleś

Ostrówki Komarówka Podlaska

14

Jabłeczna Wisznice

BIAŁORUŚ

12 13

Sławatycze

Legenda

1 Rezerwat Chmielinne w Leśnej Podlaskiej 2 XIX‑wieczny dworek w Droblinie 3 Neorenesansowy pałacyk w Nosowie 4 Późnoklasycystyczny pałac, stajnia cugowa oraz park angiel‑ ski w Roskoszy 5 Sanktuarium Matki Boskiej Leśniańskiej z XVIII w. 6 Kościół w Witulinie z 1573 r. 7 Woskrzewice Duże, ruiny pałacu myśliwskiego z XIX w. 8 Cmentarz muzułmański w Stu‑ dziance 9 Nosów, cerkiew prawosławna z 1862 r. 10 Kościół pw. św. Trójcy w Janowie Podlaskim 11 Budynki stajni w Jano‑ wie Podlaskim pochodzące z 1816 r. 12 Kościół pw. Matki Bożej Różancowej w Sławatyczach 13 Cerkiew prawosławna pw. Wniebowstąpienia Pańskiego w Sławatyczach 14 Prawosław‑ ny zespół klasztorny w Jabłecznej 15 Murowany kościół pw. Antoniego Padewskiego z 1875 r. (dawna cerkiew prawosławna) 16 Murowany Kościół pw. św. Stanisława z 1844 r. 17 Kościół pw. św. Elżbiety Węgierskiej w Konstantynowie 18 Konstanty‑ nów, pałac z 1744 r., obecnie gmach szkoły 19 Zespół folwarcz‑ ny z przełomu XIX i XX w. w Konstantynowie 20 Drewniana cerkiew unicka św. Jerzego z 1683 r. w Krzyczewie 21 Kościół barokowy z 1769 r. pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Neplach 22 Podominikański kościół z 1863 r. w Terespolu 23 Cerkiew św. Jana Teologa z XVIII w. w Terespolu 24 Tere‑ spol, kaplica prawosławna cmentarna pw. Zmartwychwstania Pańskiego 25 Cerkiew pw. Opieki Matki Bożej z 1888 r. – Koby‑ lany 26 Zespół dworski z XIX w. – Koroszczyn 27 XIX‑wieczny zespół dworski w Małaszewicach Małych 28 Zespół dworski z XIX w. w Krzyczewie 29 Zespół dworski z końca XVII w. w Neplach 30 Drewniany wiatrak koźlak z 1921 r. w Krzyczewie 31 Cmentarz tatarski w Zastawku 32 Kościół pw. Niepokalane‑ go Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Drelowie 33 Kaplica św. Onufrego w lasku „Horodek” z XIX w.

76

Ważne informacje Lokalizacja: województwo: lubelskie miasto, powiat: bialski, stolica regionu: Biała Podlaska

Przewodnicy turystyczni: Eugeniusz Skorupka tel. 607 785 990 Dorota Mączka tel. 662 146 541 Szczepan Kalinowski tel. 696 471 640

Odległości: Brześć: 50 km, 1 h Białystok: 151 km, 2 h 33 min Lublin: 126 km, 1 h 59 min Lwów: 309 km, 5 h 11 min Warszawa: 156 km, 2 h 33 min

Wypożyczalnie sprzętu sportowego: Kajaki i spływy kajakowe: Szkoła Przetrwania AS: Bogusław Nowikowski, tel. 605 732 158; „Kajaki nad Bugiem” – Marek Pomietło, tel. 606 972 793

Dojazd: PKP ul. Stacyjna 3, tel. 83 343 50 33 Garden Servis, tel. 603 483 737, 603 420 242 BP Tour, tel. 607 777 742, 81 745 43 43 Trans Bus, tel. 603 374 076, 81 525 97 95 Taxi Capitol, tel. 83 342 33 34, 96 25, 0800 20 20 20 MPT Radio-Taxi, tel. 83 342 09 19, 96 23, 0800 44 55 66, SMS 605 962 333 Halo Taxi Roberto, tel. 83 342 60 70, 0800 249 176, SMS 697 116 333 Radio Taxi Podlasie, tel. 96 21, 0800 15 15 52, SMS 501 556 363

Wypożyczalnia rowerów wodnych: Chotyłów tel. 83 377 82 25 Wypożyczalnia nart: Kobylany tel. 83 375 15 39 Punkty informacji turystycznej: Centrum Informacji Turystycznej, ul. Warszawska 11, tel. 83 341 67 20, faks 83 342 62 89, e-mail: citbialapodlaska@o2.pl Przydatne linki: w ww.powiatbialski.pl www.bialapodlaska.pl www.gmina.bialapodl.pl

kraina bugu · lato/jesień 2012


miejsce na weekend/polecamy

1 ‹‹

2 ‹‹

Dwór Droblin

Dworek Łukowiska

Droblin 80, 21-542 Leśna Podlaska tel. 83 345 06 23 recepcja@dworlubelskie.com

Bubel Łukowiska 29, 21-505 Janów Podlaski, tel./faks 83 341 99 69, tel. kom. 607 766 074

Dwór Droblin położony jest w niewielkiej miejscowości nie‑ opodal Leśnej Podlaskiej. To ośrodek hotelarsko-restaura‑ cyjny, łączący nowoczesność z tradycją, idealne miejsce dla wszystkich, którym bliska jest filozofia wypoczynku w zgodzie z naturą. Komfortowy odpoczynek w Hotelu Droblin zapewniają klima‑ tyzowane pokoje i apartamenty w nowoczesnej aranżacji, do‑ pełniają go zaś regionalne przysmaki, serwowane w restauracji z salą kominkową. W wolnym czasie można skorzystać z wielu atrakcji, m.in.: quadów i rowerów, sprzętu rekreacyjnego czy jazdy konnej. W kompleksie można zorganizować wszelkiego typu imprezy: okolicznościowe, wesela, biesiady z muzyką na żywo, bankiety, szkolenia, imprezy integracyjne, konferencje.

Dworek Łukowiska koło Janowa Podlaskiego to posiadłość z dziewiętnastowiecznym dworem w Parku Krajobrazowym „Podlaski Przełom Bugu”. Posiadłość leży w cichym i ustron‑ nym miejscu, na wzgórzu o łącznej powierzchni 10 ha. Na odwiedzających gości czekają: stylowo urządzone pokoje z łazienkami dla 50 osób, jadalnia, sala balowa na 150 osób, salon z kominkiem, sala konferencyjna, sauna, siłownia, teren do gier i zabaw, zarybiony staw z altanką na wyspie (z możliwo‑ ścią wędkowania), staropolski ogród z kwiatami i ziołami oraz miejsca parkingowe. To doskonałe miejsce na wypoczynek w gronie najbliższych, organizację szkoleń, wesel, uroczystości okolicznościowych, biesiadowania przy ognisku i muzyce. Ser‑ wujemy dania kuchni dworskiej i podlaskiej, opartej na natu‑ ralnych produktach, własne wyroby wędliniarskie, dziczyznę, domowe przetwory i powidła, chleb na zakwasie, jak we dwo‑ rach bywało.

www.dworlubelskie.com

www.dworeklukowiska.pl

3 ‹‹

4 ‹‹

Ośrodek Rekreacyjno-Wypoczynkowy „Dolina Bugu” ul. Terespolska 10a, 21-509 Kodeń, tel. 691 220 874

Serdecznie zapraszamy Barbara i Adam Wróbel

Kuchnia Grecka „Apollo” ul. Jatkowa 1, 21-500 Biała Podlaska tel. 83 344 17 82

Ośrodek Rekreacyjno Wypoczynkowy „Dolina Bugu” tworzą 4- i 5‑osobowe, kompleksowo wyposażone domki kempin‑ gowe, w których łącznie znajduje się 100 miejsc noclegowych. Jest to doskonałe miejsce do organizacji różnego typu imprez, takich jak: wesela, spotkania firmowe czy obozy, ale także do weekendowych wypadów w gronie przyjaciół. Na niepo‑ wtarzalny klimat tego miejsca wpływa również jego usytuo­ wanie wśród rzek, lasów i malowniczych krajobrazów, z dala od hałaśliwych dróg i zgiełku miast. Właściciele ośrodka zapewniają różnego typu atrakcje: wy‑ cieczki piesze i rowerowe, spływy kajakowe, wędkowanie, a także możliwość wysiłku fizycznego na kompleksie sporto‑ wym. Dodatkową zachętę stanowią pobliskie zabytki, takie jak Bazylika św. Anny z Cudownym Obrazem Matki Bożej Ko‑ deńskiej.

Kuchnia Grecka „Apollo” mieści się w centrum Białej Podlaskiej, dotarcie do niej nie stanowi zatem problemu dla wielbicieli smakołyków z kraju Zorby. Lokal istnieje od 2000 r., ma więc już swoją renomę i stałych gości. Serwowane posiłki charakte‑ ryzują się różnorodnością smaku oraz bogactwem zawartych w nich aromatycznych ziół, co w połączeniu z greckim winem jest prawdziwą ucztą dla podniebienia. Lokal otwiera również swe wnętrza dla zorganizowanych grup, które bawią się na bankietach, imprezach integracyjnych i innych okolicznościowych przyjęciach. Jego klimatyczne wnętrze, ozdobione ciepłymi kolorami, obrazami i figurkami, a także płynąca z głośników muzyka sprawiają, że klienci czują się jak w Grecji.

www.dolinabugu.eu

www.kuchniagrecka.pl

5 ‹‹

6 ‹‹

Pensjonat „Uroczysko Zaborek”

Restauracja „Galeria Smaków” BARD

ul. Kolonia 28, 21-505 Janów Podlaski tel. 83 341 30 68, fax 83 341 30 81 pensjonat@zaborek.com.pl

ul. Wojska Polskiego 78, 21-550 Terespol tel. 502 504 956, 502 162 791, fax 83 357 16 72 bard.kobylany@wp.pl

Pensjonat „Uroczysko Zaborek” to zabytkowy kompleks starej drewnianej architektury przystosowanej do potrzeb hotelo‑ wych. 50-hektarowy kompleks położony jest na terenie Parku Krajobrazowego „Podlaski Przełom Bugu” w otoczeniu wody i lasów sosnowych. Goście mogą zamieszkać m.in. w: Plebanii z 1880 roku o stan‑ dardzie ***, Wiatraku „Koźlaku”, Bielonym Dworku pamiętają‑ cym czasy powstania styczniowego, zaś drewniany kościółek służy do celów konferencyjnych i szkoleniowych. To idealne miejsce zarówno dla grup zorganizowanych, jak i gości indy‑ widualnych. Obiekt specjalizuje się w pobytach zbiorowych i integracyjnych, a także szkoleniach, konferencjach, zjazdach oraz imprezach okolicznościowych dla grup do 100 osób. Po‑ siłki serwowane w pensjonacie opierają się głównie na daniach kuchni podlaskiej. Obiekt oferuje wiele atrakcji takich jak: jazdy konne i przejażdżki wozami, spływy, relaks w ruskiej bani oraz zajęcia rekreacyjne.

Restauracja „Galeria Smaków” to miejsce z bogatym menu, na które składają się zarówno dania tradycyjnej kuchni polskiej, jak i posiłki z innych krajów – pizze, tortille czy spaghetti. Do‑ pełnienie karty stanowi bogata oferta deserów, kaw i herbat. Restauracja położona jest w samym centrum Terespola, w ka‑ mienicy znajdującej się przy głównej drodze w mieście. Obiekt jest klimatyzowany i posiada parking dla gości. Restauracja świadczy także usługi cateringowe włącznie z dowozem. Właściciele oferują ponadto usługi organizacji kameralnych uroczystości okolicznościowych, takich jak komunie, chrzciny czy urodziny. Według sugestii klientów mogą one mieć miejsce w lokalu, którym dysponuje firma, lub w domu u klienta. Firmie nie jest także obca organizacja większych imprez, jak chociaż‑ by dożynek czy festynów.

www.zaborek.com.pl

materiał promocyjny


promocja/lubelskie

Lubelskie – smakuj życie R

egion lubelski kojarzy się wielu Polakom z wielką przestrzenią, stwarzającą doskonałe warunki do wypoczynku, relaksu, nabierania sił do życia... Blisko natury, pośród gościnnych ludzi, gdzie życie toczy się niespiesznym rytmem, zupełnie odmiennym od codziennego pośpiechu i stresu towarzyszącego mieszkańcom dużych miast. Ta ekopozytywna przestrzeń stała się wartością, która – w połączeniu z różnorodnością przyrodniczo‑krajobrazową oraz bogactwem miejsc i zabytków – stanowi potencjał marki regionu lubelskiego. — Ekopozytywna przestrzeń niesie obietnicę udanego wypoczynku, ale także wygodnego życia i bezpiecznego prowadzenia biznesu. W zgodzie z naturalnym środowiskiem, przy rozwoju ekoturystyki, zielonej energii i tego, z czego już dziś słynie ten region, czyli zdrowej ekologicznej żywności – uważa Piotr Franaszek, dyrektor Departamentu Promocji i Turystyki Urzędu Marszałkowskiego Województwa Lubelskiego. — Jeśli ktoś chce uciec od wielkomiejskiego zgiełku i wypocząć w innym środowisku, gdzie czas płynie wolniej, a ludzie celebrują życie, powinien wybrać Lubelskie. Tu, w odróżnieniu od większości wysoko zurbanizowanych regionów, można „odnaleźć siebie”, cieszyć się życiem w otoczeniu różnorodnej przyrody i fascynujących zabytków. Najlepszym tego potwierdzeniem jest np. Dolina Bugu, coraz chętniej odkrywana przez mieszkańców dużych aglomeracji. ◆

78

Lubelski Festiwal Land Art Festiwal, którego organizatorem jest Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego w Lublinie, ma na celu upowszechnianie sztu‑ ki ziemi oraz otworzenie nowych możliwości działań artystycznych w przestrzeni środo‑ wiska naturalnego. Promuje jednocześnie region jako miejsce przyjazne ludziom, sztuce i kulturze, co doskonale koresponduje z marką ekopozytywnej przestrzeni. Największe wrażenie na odbiorcach wywarła symboliczna praca „Swobodny przepływ”, autorstwa lublinianina Jarosława Koziary,

towarzysząca ubiegłorocznym Europejskim Dniom Dobrosąsiedztwa. Dwie kilkuset‑ metrowe formy w kształcie ryb wyorano na pograniczu Polski i Ukrainy w okolicach miejscowości Horodyszcze (PL) – Uhrynów (UA). Ryby – każda płynąca w innym kierunku, symbolicznie łączą rozdarcie w zieleni – stworzony przez człowieka sztuczny podział terytorialny. Jednocześnie rozsadzają tę blokadę i wszystko co z nią związane – lęki, uprzedzenia czy obawy. www.landart.lubelskie.pl

kraina bugu · lato/jesień 2012


Ekopozytywna przestrzeń niesie obietnicę udanego wypoczynku, ale także ­wygodnego życia i bezpiecznego prowadzenia biznesu. www.lubelskie.pl

Europejskie Dni Dobrosąsiedztwa Projekt jako wspólne dzieło partnerów z Polski i Ukrainy służy pokonywaniu barier i budowaniu lepszych relacji pomiędzy społecz‑ nościami obu krajów. — Dni stały się ważnym i oczekiwanym wydarzeniem z obydwu stron granicy. W przygotowania jest zaangażowanych już ponad 50 różnych instytucji i organizacji, a w spotkaniach, kiermaszach, koncertach bierze udział od 10 do 20 tysięcy osób — mówi inicjator EDD ks. dr Stefan Batruch, szef Fundacji Kultury Duchowej Pogranicza z Lublina. Wydarzenie zostało uznane za Turystyczny Produkt Roku 2011 Województwa Lubelskiego, a marszałek województwa nagrodził je prestiżową statuetką Turystycznej Perełki. www.kordony.net

Szlak kajakowy Bug – Krzna Wybrany przez internautów Turystycznym Produktem Roku 2011 w ogólnopolskim plebiscycie POT, jest efektem współpracy polskich i belgijskich partnerów. Szlak, o długości ok. 150 km, to m.in. znakomity odcinek wielokulturowy: Sławatycze – Jabłeczna – Kodeń – Kostomłoty, umożliwiający podziwianie nieujarzmionej nadbużańskiej przyrody oraz zwiedzanie najważ‑ niejszych sanktuariów różnych wyznań obecnych od wieków na tych terenach. www.kajakinadbugiem.pl

Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach ­Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Lubelskiego na lata 2007–2013

materiał promocyjny

79


etnografia/ginące zawody

Dwadzieścia trzy lata temu Maria Kępińska zamieszkała w małej Goździówce. Wzięła pod rękę męża i dzieci, w dużej Warszawie zostawiła piękny dom z ogrodem. Miasto ją ograniczało, wieś dała jej wolność tworzenia i pozwoliła na rozwój emocjonalny. Z tej mieszanki rodzą się piękne owoce – lalki, które uczą, bawią, a nawet są swoistą terapią dla okaleczonych przez los dzieci i dorastającej młodzieży.

kraina bugu · lato/jesień 2012


lalkarska emigracja od

codzienności

Katarzyna Karczewska  tekst: Justyna Franczuk  zdjęcia: Sylwia Garucka rozmawiała:

P

rzeprowadzka na wieś była w zasadzie tylko zmianą adresu, bo wszystko, co do jej momentu pasjonowało panią Marię, pasją pozostało. Jak sama mówi, przenosząc się w inne miejsce, automatycznie przeniosła samą siebie z tym wszystkim, co robiła, co lubiła, z marzeniami i upodobaniami. — Ostatnio sobie pomyślałam, że lalki robię dlatego, iż uwielbiam tkać, uwielbiam haftować, uwielbiam malować, i w coś to wszystko trzeba było wsadzić, żeby tego nie rozdzielać. Nie byłabym w stanie na przykład tylko malować albo tylko haftować. Te wszystkie moje umiejętności wepchnięte zostały w lalkę — mówi Maria Kępińska. Fascynacja zabawkami dla dziewczynek wzięła się też po części z posiadania licznej gromadki własnych pociech. Wszystko to się jakoś skumulowało i spowodowało samonakręcający się interes, jak swoją pracę nazywa nasza bohaterka. Interes to wyśmienity, bo nie tylko pozwala związać koniec z końcem, lecz także, a może przede wszystkim, pozwala na życie w harmonii i radości z robienia tego, co się kocha i w czym jest się naprawdę dobrym. Zastanawiam się, czy zrobienie lalki to taka wielka filozofia. Może wystarczą do tego podstawowe umiejętności manualne? Tylko czy aby na pewno fakt,

że potrafię zszyć pęknięte na szwie spodnie, automatycznie oznacza, że dałabym radę uszyć na przykład pacynkę? Moje wątpliwości szybko rozwiewa lalkarka: — Jeśli ktoś chce zrobić lalkę, to musi umieć dużo rzeczy, na przykład barwić tkaniny, nici albo wełnę, bo akurat nie ma odpowiedniego koloru. Wbrew temu, co mówią, nie można dziś wszystkiego dostać, nie ma chociażby dobrych barwników, więc samemu trzeba pokombinować. Pani Maria robi to znakomicie, choć większość rzeczy jednak kupuje. Zamawia je przez internet, a potem odbiera tylko przesyłkę ze Stanów, bo tam jest o wiele taniej niż w Polsce. Z drugiej jednak strony – znów wracam do moich początkowych rozważań – skoro lalki robią sześcio- i siedmioletnie dzieci, które przyjeżdżają do Goździówki na zielone szkoły, to może i ja bym potrafiła? Pierwsza pracownia Marii Kępińskiej była metrażowo bardzo mała, mieściła się w domu, w starej garderobie. Potem udało się zrobić nową – już większą – w starej piwnicy, którą początkowo mąż pani Marii chciał zburzyć, ta jednak go przekonała, że może kiedyś to pomieszczenie na coś się przyda. Ujęła ją w nim szczególnie wyłożona kamieniami ściana, która dziś zdobi zabawkarnię – miejsce magiczne, stworzone w momencie,

81


ginące zawody kiedy okazało się, że piwnica jest już za mała na pracownię. Tę zaś z powrotem przeniesiono do domu, do pokoi pozostawionych przez pięcioro dzieci państwa Kępińskich, które dorosły i wyfrunęły z gniazda. O zabawkarni pani Maria mówi, że to punkcik turystyczny. Zamieszkują go lalki z przeróżnym rodowodem i przeznaczeniem: teatralne, kolekcjonerskie, do zabawy, zrobione przez naszą bohaterkę albo przez dzieciaki, które niemal przez cały rok przyjeżdżają tu na warsztaty. Jest też najważniejszy eksponat, noszący zacny tytuł „Lalki roku”. W tym niezwykłym miejscu znajdują się też inne przedmioty, które pani Maria z uporem maniaka zbiera przez całe życie: a to stare pocztówki, a to zdjęcia zabawek i dzieci z nimi. — Dla mnie to jest bardzo ważne, ale śmieję się, że spadkobiercy będą mieli problem, co z tym badziewiem zrobić.

82

Lalkarka z Goździówki tworzy przeróżne lalki: rosyjskie pacynki, włoskie marionetki, polskie kukiełki. Niektóre powstają z materiałów, niektóre z papieru. Jedne robi się szybciej, inne ożywają dopiero po kilku tygodniach. Każda z nich jest jednak wyjątkowa, bo odzwierciedla pasję, z jaką została stworzona. Lalki to nie tylko zabawki, to także rodzaj terapii dla dzieci i młodzieży, które przyjeżdżają do państwa Kępińskich na zielone szkoły. — Gdyby te ściany mówiły, to wyszeptałyby takie tajemnice tych dzieciaków i młodzieży, że to się w głowie nie mieści. Z wybraną grupą zamykamy się tutaj wieczorem, gasimy światło, siedzimy parę godzin i gadamy. Te dzieci wiedzą, że cokolwiek tutaj powiedzą, ich słowa nie wyjdą poza to miejsce. Myślę, że to jest jego najważniejsza rola. Maria Kępińska ma to szczęście w życiu, że jej zawodową ścieżkę

akceptują najbliżsi. Od zawsze miała oparcie w mężu, który – widząc, że żona potrzebuje oddechu od codzienności – przejmował opiekę nad potomkami, a ją wysyłał na „ładowanie akumulatorów”. — Lalki to czasami była taka moja emigracja od codzienności, bo piątka dzieci to nie w kij dmuchał, czasem trzeba było od nich odsapnąć. Musi być taka chwila, żeby odpocząć, mój mąż na szczęście był zawsze za tym. Jak już dochodziłam do ściany i musiałam odsapnąć, to robiłam lalkę. Jak mówiłam, że nie mam co ze sobą zrobić, to mąż odpowiadał: „W koszu na śmieci sobie pogrzeb”. Śmieszne, ale tam można znaleźć dużo ciekawych rzeczy na zajęcia ekologiczne. Pasję tę podzielały również dzieci pani Marii, i choć żadne z nich nie poszło jej drogą, to każde ma w sobie jakieś zacięcie artystyczne. — Jedno dziecko świetnie tka, drugie bardzo dobrze haftuje, trzecie i czwarte

kraina bugu · lato/jesień 2012


bardzo dobrze rzeźbi. Powstałaby z tego świetna lalka, a całość ogarniałaby moja najstarsza córka, która jednocześnie by o tym opowiadała — podsumowuje artystka. Prace Marii Kępińskiej można podziwiać w zasadzie tylko w Goździówce. Kiedyś były one prezentowane na wystawach, dziś jednak lalkarka stroni od takich wydarzeń ze względu na brak czasu. Jedynym wyjątkiem jest coroczny lokalny festyn kończący wakacje, na którym można oglądać prace zrobione przez panią Marię i jej podopiecznych. Co pomaga w tworzeniu tych małych dzieł sztuki? Dobry warsztat, odpowiednie materiały, wszechstronne umiejętności manualne i… strach. — Bać się to przyjemne uczucie. Czasem jak szyję, to włączam sobie horror psychologiczny i radio, a wtedy dźwięk z radia rozbija strach płynący z telewizora. To jest bardzo przyjemne. 

Zawód: lalkarz Lalkarz to zajęcie tak stare jak ludzkość, jego wyroby uwa‑ żane były za przedmioty magiczne. Poprzez wyobrażenie sobie w formie postaci ludzkiej, nieznanych sił przyro‑ dy i zjawisk starano się te nieznane moce przebłagać i odstraszyć, z tego też powodu lalki jako symbole bóstw strzegły ludzi przed nieszczęściami. Lalkarz w swej pracy używał przeróżnych materiałów: traw, drewna, kamieni, skóry, papieru, wełny, filcu, jedwa‑ biu, gipsu, kości słoniowej czy mamuciej, ale także złota i drogich kamieni, którymi zdobił swe dzieła, bowiem w pewnym momencie lalki symbolizowały także status materialny ich posiadacza, stanowiły dekorację, zabawką zaś stawały się dopiero w końcowej fazie. Lalki ludowe wykonywane były na poczekaniu, chociażby przez dzieci pasące krowy. W poszczególnych regionach Polski różniły się jedynie proporcjami. Lalki, które można dziś czasem spotkać na jarmarkach, były już trudniejsze, wykonywali je rzemieślnicy wiejscy z drewna lipowego. W miarę rozwoju gospodarczego kraju zaczęły powsta‑ wać fabryki produkujące lalki na skalę przemysłową. Dziś lalka sprowadzona została do przedmiotu codziennego użytku, produkowanego taśmowo przez zachodnie koncerny. Lalki wykonywane ręcznie, z określonych surowców naturalnych, są rzadkością. Źródło: Muzeum Lalek w Pilźnie

83


etnografia/ginące obrzędy

noc czarów

i cudów tekst:

Barbara Ogrodowska

Piękna nocy życz pogody, Broń wiatrów i nagłej wody; Dziś przyszedł czas, że na dworze Mamy czekać rannej zorze. Tak to matki nam podały, Samy także z drugich miały, Że na dzień świętego Jana Zawżdy sobótka palana. (Jan Kochanowski, „Pieśń świętojańska o Sobótce”)

N

oc z 23 na 24 czerwca poprzedzająca dzień św. Jana Chrzciciela, w Polsce nazywana palinocką lub sobótką (od ogni obrzędowych rozpalanych wieczorem i nocą), kupalnocką, kupalnicą, kupałą (być może od imienia pogańskiego bożka miłości i płodności Kupały lub nocnych kąpieli, rosyjskie „kupať” znaczy „kąpać”). Jej obchody mają początek w archaicznych świętach powitania lata, w kulcie słońca, sił przyrody i roślin, w odwiecznych, oczyszczających rytuałach ognia i wody, w letnich obrzędach miłości i płodności, które przed przyjęciem chrześcijaństwa w porze przesilenia letniego słońca praktykowane były w całej Europie. Liczne relikty tych wierzeń, obrzędów i praktyk magicznych zachowały się w tradycji polskiej, głównie w ludowych obchodach nocy świętojańskiej. Ta najkrótsza w roku noc przypada w porze rozkwitu i biokosmicznej pełni, kiedy to – jak niegdyś wierzono – całą przyrodę przenika niezwykły, potężny, życiodajny impuls. W tę noc rośliny, głównie zioła – zwłaszcza bylica, a także piołun, dziurawiec zwany „zielem świętojańskim”, majeranek i nasięźrzał – nabierać miały specjalnej mocy czarodziejskiej,

84

miłosnej i leczniczej. O północy na moment zakwitała jałowa paproć, a jej umiejętnie zerwany mityczny kwiat obdarzał znalazcę niespotykanym bogactwem i szczęściem. W obchodach świętojańskich bardzo ważna była woda. W wielu regionach Polski obowiązywał zwyczajowy zakaz kąpieli w naturalnych wodach przed św. Janem. Wcześniejsza kąpiel groziła utonięciem, porwaniem przez duchy topielców, chorobą, pokąsaniem przez wodne gady. Dopiero woda „ochrzczona” przez św. Jana, „ogrzmiana” podczas czerwcowych burz i deszczy świętojańskich stawała się bezpieczna, dawała zdrowie, urodę, siły witalne, wspomagała miłosne praktyki. Stąd też brał się zwyczaj nocnych kąpieli młodzieży, zanurzania się w wodzie lub tarzania nago po zroszonej trawie. Innym symbolem świętojańskiej sobótki był ogień, który miał posiadać szczególną moc oczyszczającą i ochronną. Na polach, wygonach, wzgórzach, polanach leśnych rozpalano wielkie ogniska, zwane sobótkami lub palinockami, krzesząc deskami iskrę na nowy, młody, żywy ogień. Wokół ognisk nocą tańczyły ubrane na biało dziewczęta w kwietnych wiankach na głowach, przepasane bylicą, broniącą je jak ogień od czarów

i uroków. Do ognisk przychodziły także kobiety zamężne, również przepasane bylicą, która chronić je miała od bólów krzyża, zapewniać lekkie porody i zdrowe potomstwo. Wrzucały one w ogień pęczki ziela bylicy, aby czarownice nie odbierały krowom mleka, nie sprowadzały nieszczęść i chorób na ich dzieci, dom i dobytek. Ogień świętojański – jak wierzono – obłaskawiał żywioły: burze, wichry, i nagłą wysoką wodę, która groziła powodzią. Nad ranem chłopcy popisywali się skokami przez ognisko, w których zawsze był element zalotów. Czasami skakano przez ogień parami: chłopcy i dziewczęta trzymali się mocno za ręce. W przeszłości, na wschodnich rubieżach Polski pary skaczące przez ogień trzymały figurkę bożka Kupały, aby dał im gorącą i dozgonną miłość. Najbardziej znanym i najdłużej zachowanym obyczajem świętojańskim było puszczanie wianków na wodę przez panny na wydaniu. Wianki splecione z kwiatów, przytwierdzone do deseczki, z przylepioną płonącą świeczką były symbolem ich dziewictwa, które gotowe były tej nocy ofiarować swym ukochanym. Wyławiali je chłopcy, którzy skakali do wody na znak, że odwzajemniają miłosne pragnienia dziewcząt. W noc świętojańską potęgować

krainakraina bugu · lato/jesień bugu · lato 2012


1

2 3

4

się miały siły witalne i prokreacyjne ludzi. Była to noc zalotów, wyznań miłosnych, kojarzenia par oraz dość swobodnych zachowań erotycznych młodzieży, na które – w tę jedyną noc w roku – zezwalały tradycja i obyczaj. Przez całe wieki Kościół zwalczał obchody świętojańskie pod groźbą wiecznego potępienia jako praktykę pogańską i prawdziwie diabelską, porównując je do sabatów czarownic na Łysej Górze. Pierwsze oficjalne zakazy sobótek i innych zwyczajów świętojańskich wydane zostały już w XV wieku. Przyniosły je ustawy synodalne biskupa Andrzeja Łaskarza (1420) oraz wydany pod naciskiem benedyktynów świętokrzyskich zakaz Kazimierza Jagiellończyka (1478). Potępił je w XVI wieku Marcin z Urzędowa, profesor Akademii Krakowskiej; wyśmiewał w „Postylli” Rej z Nagłowic. W XVIII wieku palenia „ogniów świętojańskich” w swych dobrach zakazywała księżna Anna Jabłonowska. Ks. Jędrzej Kitowicz pisał, że za panowania Augusta III (XVIII wiek) zwyczaj ten „był już konającym jako złe skutki sprawujący”. A mimo to sobótka świętojańska – tak zaciekle tępiona – trwała. Miała bowiem także swych stronników i to wśród ludzi wykształconych i światłych.

Zwyczajem świętojańskim zachwycił się mistrz z Czarnolasu Jan Kochanowski i poświęcił mu wielki poemat „Pieśń świętojańską o Sobótce”, w którym aż w sześćdziesięciu strofach opiewał urodę pięknej nocy i pląsy biało ubranych dziewic bylicą przepasanych. Bronił go i nakłaniał do podtrzymywania obchodów świętojańskich żyjący w XVII wieku poeta Jan Gawiński: Jan święty Chrzciciel przyszedł ,więc palą sobótki A koło nich śpiewając skaczą wiejskie młódki. Nie znoście tych zwyczajów. Co z nas wiekiem doszło I wiekom się ostało, trzeba by w wiek poszło.

I szło przez wieki, choć z czasem obchody świętojańskie stały się przede wszystkim wesołą zabawą. Dotychczas pod hasłem „puszczania wianków na wodę”, które płyną jeszcze polskimi rzekami, urządzane są zabawy i imprezy artystyczne. Tradycja odżywa w nowych formach: koncertach świętojańskich, pokazach sztucznych ogni, występach zespołów muzycznych i regionalnych, tańcach na wolnym powietrzu; niekiedy także w widowiskach plenerowych, będących inscenizacją dawnych obrzędów. 

Duże zdjęcie: „Kupalnoczka” w Załukach k. Gródka. Puszczanie lampionów to nowa świętojańska tradycja. 1. i 3. Puszczanie wianków w Narewce. 2. i 4. Puszczanie wianków na rzece Supraśl w Złukach. Foto: E. Zwierzyńska/Magia Podlasia (3)/P. Tadejko/Magia Podlasia (2)

85


styl życia/moje siedlisko

86

kraina bugu · lato/jesień 2012


gdzie leży

Polska? nad Bugiem! Katarzyna Karczewska i Daniel Parol zdjęcia: Bartek Kosiński  tekst: Justyna Franczuk rozmawiali:

— Proszę popatrzyć wokół, jak tu jest ładnie — tak na pytanie „Jak to się stało, że Francuz i Polka znaleźli się w Borsukach nad Bugiem, czy na świecie nie ma ciekawszych miejsc?” odpowiedziała Joanna Philippe, rodowita warszawianka, która kilka lat temu porzuciła wielkomiejską dżunglę i osiedliła się na wschodzie Polski. — Wszędzie szukałem, gdzie jest ta wymarzona Polska, i znalazłem ją. Prawdziwa Polska jest tutaj — wtóruje jej mąż François Philippe, Francuz rodem z Szampanii, który w kraju nad Wisłą, a w zasadzie nad Bugiem, mieszka od szesnastu lat. 87


moje siedlisko

P

aństwo Philippe swoją nadbużańską przygodę rozpoczęli kilkanaście lat temu, kiedy los rzucił ich do Siedlec. Tam pracowali, tam żyli. W weekendy, chcąc ukraść dla siebie kilka chwil z pędzącego czasu, wsiadali w samochód i jechali nad Bug. — Braliśmy butelkę dobrze schłodzonego szampana, dwa kieliszki, kocyk i miło spędzaliśmy czas. Robiliśmy kilkugodzinny piknik albo zostawaliśmy tu na cały weekend — mówi pani Joanna. Te ulotne i beztroskie chwile tak wbiły się w ich pamięć, że kiedy pojawiła się okazja, aby kupić kawałek ziemi, nie wahali się ani chwili: — Stanęliśmy na tej łące, dokładnie tu, gdzie teraz jest nasz dom, popatrzyliśmy przed siebie i właściwie w ciągu dziesięciu minut podjęliśmy decyzję o jej kupnie — dodaje. Wkrótce okazało się, że to co najtrudniejsze dopiero przed nimi. Następnego dnia przyszła szara rzeczywistość, czyli wcielenie planu w życie. W tym przypadku los niespodziewanie rzucił kłodę pod nogi, bowiem z powodów zawodowych małżeństwo przeniosło się do Rabki-Zdroju. Może wielu z nas odczytałoby to jako znak, żeby jednak sprzedać ziemię i zapomnieć o wizji sielskiego życia nad Bugiem. Nie leżało to jednak

88

w naturze polsko‑francuskiego duetu, który zakasał rękawy i wziął się do pracy. Nadzór budowy domu na jednym końcu Polski, kiedy na co dzień przebywa się na drugim, łatwy nie był, ale efekt końcowy okazał się bezcenny i wynagrodził wszystkie trudy zdalnie kierowanej budowy. Dom państwa Philippe robi wrażenie już przy pierwszym spojrzeniu. Jest drewniany, ma piękne zdobienia. — Nasz dom jest zbudowany według wzoru prawdziwego dworu — podkreśla z dumą jego właściciel. Inspiracją do jego stworzenia była wizyta w skansenie w Suchej koło Siedlec, którego właścicielem i twórcą jest profesor Marek Kwiatkowski, wieloletni dyrektor Łazienek Królewskich. To tam nasi bohaterowie zobaczyli klasycystyczny dwór z 1825 r. z Rudzienka koło Kołbieli, który spodobał im się tak bardzo, że postanowili na jego wzór stworzyć swoją enklawę. Udało się im to i od pięciu lat ich marzenia są rzeczywistością, choć początki łatwe nie były nie tylko ze względu na budowę domu przez telefon. — Jak się człowiek wprowadza w całkiem nowe miejsce, nic nie wie, nie jest łatwo. Przyjechaliśmy tu w styczniu, prosto z gór. Było zimno, wszędzie leżało błoto, dzień był krótki, można było oszaleć.

Ten pomysł nie zrodził się od tak, lecz był schowany w jednym z pudeł, które małżeństwo zabrało ze sobą podczas przeprowadzki.

kraina bugu · lato 2012


89


moje siedlisko

90

Mnie nie interesuje mieszkanie w kraju, który jest podobny do Zachodu.

Doprowadzenie wszystkiego do porządku wymagało dużo pracy. Dodatkowo mieliśmy bardzo małe dzieci, więc trudno było wszystko pogodzić — mówi Joanna Philippe. Oboje z mężem przebrnęli i przez to, a kilka miesięcy później otworzyli tu swój biznes: sklep winiarski z francuskimi trunkami. Ten pomysł nie zrodził się od tak, lecz był schowany w jednym z pudeł, które małżeństwo zabrało ze sobą podczas przeprowadzki. A ponieważ założyli sobie, że wszystkie pudła rozpakują od razu, tego jednego nie mogli odłożyć na strych. Pierwszą dostawę wina z Francji zorganizowali w sierpniu 2008 roku. Wszystko udało się dzięki pomocy urzędników z pobliskich Łosic i Siedlec, którzy nie okazali się tacy straszni, jak się ich maluje. Wręcz przeciwnie: — To byli fajni ludzie, którzy nie rzucali kłód pod nogi, tylko starali się pomóc. A dla nich to też był nowy temat, bo w regionie nie było żadnego importera wina — mówi François Philippe. Jak nowych sąsiadów, nieco egzotycznych jak na tutejsze warunki, przyjęła miejscowa ludność? Jak to w życiu bywa, czyli różnie. — Od początku opinie były bardzo ciekawe. Ponieważ tutaj na działce stoi krzyż i on – jak nam powiedziano – wyznaczał granicę wsi od XIX wieku, kiedy pojawiła się wielka sterta drewna, dowiedzieliśmy się od znajomych, że będą budować kościół. Natomiast jak już tutaj mieszkaliśmy, zaczepiła nas starsza pani i powiedziała: „Ojej, a ja myślałam, że będzie tutaj ośrodek rehabilitacji”. Także – jak widać – ludzie mieli bardzo różne pomysły, a później jakoś się powoli przyzwyczaili, że to już nie jest pusta łąka i coś się tu dzieje — opowiada pani Joanna. Jej mąż podkreśla natomiast, że z obecnymi sąsiadami ma o wiele lepsze stosunki niż te, jakie miał z tymi z miasta. — Tutaj sąsiad nie jest wrogiem, ale jedyną osobą, która może pomagać — podkreśla. Dziś małżeństwo Philippe jest taką samą częścią borsuckiego krajobrazu jak małżeństwo Kowalskich czy Nowaków, choć może ich życie nie do końca jest

kraina bugu · lato/jesień 2012


Francuski zakąt Francuski zakątek nad Bu Francuski zakątek Francuski zakątek nad Bug Francuski zakąte Francuski zakątek nad Francuski zakątek nad BugiemF Później przyszła propozycja pracy i po prostu zostałem. Mnie nie interesuje mieszkanie w kraju, który jest podobny do Zachodu. Polska się zmienia, jest coraz bliżej Europy Zachodniej, a gdybym miał wybór między tym samym, to wybrałbym Francję. Tutaj jest inaczej, więc dlatego wybrałem to miejsce, bo reszta kraju jest już za bardzo podobna do Zachodu — mówi jednym tchem „nasz” Francuz. Ktoś kiedyś powiedział, że jedynymi osobami, które stoją na drodze do spełnienia naszych marzeń, jesteśmy my sami. Przykład Joanny i François zdaje się potwierdzać tę mądrą myśl: im się naprawdę chciało, choć po drodze mieli wiele powodów, żeby zrezygnować. Można rzucić dotychczasowe ułożone życie i zacząć nowe, gdziekolwiek się chce. Można spełnić w tym życiu marzenia o domu z klimatem, na którego tarasie będziemy popijać kawę w letni poranek, mając na sobie jedynie szlafrok. Można przy tym spełniać się zawodowo, będąc szefem dla samego siebie i robiąc to, na czym się znamy i co kochamy, dokładnie tak jak nasi bohaterowie, którzy w maleńkich Borsukach sprzedają wino z wielkiej Francji, organizują degustacje oraz uczą Polaków kultury picia tego szlachetnego trunku. Bez zadęcia, bez fałszu, a jedynie z ludzką życzliwością i uśmiechem na twarzy. Czyż nie o to tak naprawdę chodzi w życiu? 

Sprzedaż win i szampanów francuskich

Importer win francuskich z małych tradycyjnych winnic Organizujemy degustacje i szkolenia Doradztwo winiarskie Weekendy enoturystyczne nad Bugiem i winnicach Francji REKLAMA

równoważne, bowiem nasi bohaterowie przywieźli na wschód nieco wielkomiejskich przyzwyczajeń. Trudno bowiem wyobrazić sobie Kowalskich uprawiających rano nordic walking, co w przypadku państwa Philippe nie dziwi. — Do niedawna mieliśmy taki nawyk, że rano, jak tylko udało się nam wsadzić dzieci do szkolnego autobusu, braliśmy kije i szliśmy na szybkie poranne marsze po okolicznych wiejskich dróżkach. To było bardzo fajne, dużo tlenu, poranek rozpoczynaliśmy energetycznie, a najfajniejsze było myślenie, że właśnie teraz w Warszawie nasi znajomi stoją w korkach i dostają szału, a my oddychamy świeżym powietrzem i robimy coś dobrego dla siebie — opowiada z uśmiechem pani Joanna. — Zbieraliśmy też grzyby, raz nawet udało mi się znaleźć smardza, który we Francji uznawany jest za najbardziej szlachetny grzyb — dodaje z nie mniejszym uśmiechem jej mąż, od lat zachwycony Polską i Polakami. François Philippe mieszkał w wielu polskich miastach, ale prawdziwe szczęście i prawdziwą Polskę odnalazł w Borsukach. — Wolę mieszkać tutaj, to absolutnie nie jest przymus, tu odnajduję to, czego tak naprawdę szukałem w Polsce. Nie mam polskich korzeni, języka polskiego nauczyłem się we Francji. Dla mojego pokolenia Polacy byli bohaterami, zmienili wszystko w Europie. Po raz pierwszy byłem w Polsce w 1994 roku w Poznaniu.

Zapraszamy do naszej piwniczki

Borsuki 11B, tel. 696 970 724, 692 199 377

www.impresja.home.pl


Foto: Living4media (1)

92

kraina bugu · lato/jesień 2012


styl życia/Inspiracje

chata wuja

znad

Bugu

tekst:

Grzegorz Móżdżyński

Czasem marzenie całego życia, a czasem niechciane dziedzictwo. Stojąc przed starym budynkiem, którego w taki czy inny sposób staliśmy się właścicielami, bywa, że możemy mieć wątpliwość, skarb to czy tylko dodatkowy kłopot. Jak go utrzymać, wyremontować, znaleźć na to środki?

S

przeczne opinie życzliwych nam osób jeszcze bardziej pogłębiają rozterki. Jeśli dom obrośnięty jest łuszczącą się farbą, odpadającym tynkiem, wielu ludzi, widząc robotników trudzących się przy budowie, przystaje i pyta ze zdziwieniem: „Przecież to rudera. Po co ją remontować? Nie lepiej rozebrać i postawić na nowo?”.

Odcisk historii Starość przedmiotu może być jego zaletą i jako taka trudna jest do podrobienia. Potrzeba stu lat, aby deszcz

wypłukał słoje drewna, nadając mu niepowtarzalną fakturę, niczym odcisk palca odróżniającą jedną deskę od drugiej. Jak na dłoni możemy wówczas dostrzec i namacalnie wyczuć linię życia, policzyć przeżyte lata, skaleczenia, rany, wśród rocznych przyrostów dostrzec okresy suszy i urodzaju. Wchodząc do starego budynku, ponad głową widzimy na ogół drewniany strop – belkowy, ciężki, surowy, siermiężny. Grube bale równane toporem, przecierane piłą, czasem bogato rzeźbione, niekiedy ledwie z kory odarte. Wygięte wysiłkiem rozpinają

się pomiędzy ścianami, tworząc równoległe pasma, kasetony bądź szachownice. Niejeden chciałby ten twór zasłonić, zakryć, wyrównać, obudować kanciastymi płaszczyznami fabrycznie równego gipsu. A tymczasem on urzeka prostotą materiału i bogactwem naturalnej formy, niepowtarzalnością sęków. Odwdzięcza się za pozostawienie go na swym prastarym miejscu, na życzenie zmieniając charakter pod dotknięciem pędzla. Pobiała z wapna, ciemna bejca, rozjaśniający i uwydatniający rysunek słojów lakier, umiejętnie zastosowane podkreślają plastykę stropu. Pozostając wciąż ten sam, zespaja pomieszczenia w jedną całość, a jednocześnie nadaje indywidualny charakter każdemu z nich, raz prężąc ciężkie dranice ponad stołem, kiedy indziej przędąc koronkowy baldachim osłaniający łoże w sypialni. Belkom stropu wtóruje ceramiczna posadzka, wchodząca wraz z zapachem ziół z podwórka, wnikając głęboko do wnętrza domu. Podobnie jak strop łączy ze sobą sąsiadujące wnętrza, nieoczekiwanie przyjmując do gromady także rabatkę pod oknem i ogrodową altanę. Ta swoboda przepływania klinkierowych płytek pomiędzy pomieszczeniami zachęca wchodzącego do podobnie nieskrępowanego samopoczucia. Przyjeżdżając na wakacje do domu na wsi, dla własnej wygody zapomnijmy na kilka tygodni o zmianie obuwia przy przechodzeniu przez próg. Zabawa dzieci w ogrodzie, posiłek w kuchni, wyjście na spacer do lasu i tak niechętnie pozwalają ujarzmić się w sztywne formalne ramy. Nawet czworonożny przyjaciel wślizgnął się tutaj niepostrzeżenie, nie czyniąc szkód swoją wierną obecnością u boku człowieka.

Przytulne ciepło, przyjemny chłód Większość rozwiązań budowlanych determinują nasze podstawowe potrzeby. W krajach północnej i środkowo-wschodniej Europy dom od wieków zapewniał ciepło, ochronę przed

93


inspiracje nieprzychylnością zimnego klimatu. Im bliżej basenu Morza Śródziemnego, tym większą uciążliwością jest skwar gorącego lata, a ludzie bardziej cenią sobie przyjemny chłód, także posadzki. Kamień, klinkier, gres pozwalają z większą łatwością utrzymać porządek, dają się myć, szorować, są niewrażliwe na przesuwanie mebli, nie wymagają szczególnej konserwacji. Faktem jest, że zimą niezbyt miło jest stąpać bosą nogą po kamiennej podłodze. Jeśli drogi jest nam regionalizm architektury, będziemy z pewnością mieć na uwadze, że w Krainie Bugu od wieków posadzki wykonywano przede wszystkim z drewna. Od prostych desek w chłopskiej zagrodzie po bogate parkiety taflowe w pałacowych wnętrzach. Jeśli jednak nasza wiejska

W Krainie Bugu od wieków posadzki wykonywano przede wszystkim z drewna. Od prostych desek w chłopskiej zagrodzie po bogate parkiety taflowe w pałacowych wnętrzach. chata jet miejscem wyłącznie letniego wypoczynku, być może warto docenić łatwość utrzymania kamiennej bądź ceramicznej posadzki.

Tolerancja Chłód podłogi łagodzą swym ciepłem spływające spod pułapu zasłony. Miękkie, lejące się, kontrastujące z szorstkością ścian. Nadają przedmiotom rangę artystycznie rozumianej martwej natury. Choć wiszą z pozoru niedbale, zdawać by się mogło zaczepione od niechcenia, są dopełnieniem ruchomych kompozycji tworzonych przez drobniejsze sprzęty. Wraz z zasłonami wprowadzają się do domu meble, wyrozumiale traktując siebie nawzajem, niepróbujące tworzyć na siłę „zestawów” ani „kompletów”. Akceptują swoje towarzystwo tak chętnie, że nawet stara drabina czuje się dobrze pomiędzy nimi. Nowy zestaw sypialny przywieziony z miasta, stare metalowe łóżko, być może będące jedynym pozostałym świadkiem

Foto: Living4media (4)

94

kraina bugu · lato/jesień 2012


narodzin lub śmierci bliskich naszemu sercu osób. Wygodny fotel, lekko pogięte krzesło, wyciągnięty ze strychu kuferek. Stylizowany żyrandol i autentyczna lampa naftowa. Trwają tu zgodnie, nie próbując ze sobą konkurować, jednakowo bezbronni wobec przemijającego czasu, służą wytrwale ludziom według decyzji i woli właściciela. Taka równowaga ma swoje praktyczne zalety. Dzięki niej wnętrza nie dzielą się na stare i odnowione, lecz niezależnie od aktualnego stanu współgrają ze sobą. Dom poprawiany i rozbudowywany nie czeka przez lata na zakończenie rozpoczętego niegdyś remontu. Ulega ciągłym metamorfozom, zmienia się dyskretnie wraz z każdym kolejnym zrealizowanym pomysłem. Dostosowuje się do nowych potrzeb, możliwości, weryfikowanych przez życie gustów gospodarzy. Tylko łazienka uchyla się nieco od tej zasady, kocha biel, z radością ubiera się w gładką i higieniczną czystość, której jest źródłem, w pierwszej kolejności i bez oglądania się na resztę pomieszczeń.

Szczypta wyobraźni Rzadko zdajemy sobie sprawę z istnienia swoistej umiejętności – wyobraźni inwestycyjnej. Nie każdy potrafi czytać i rozumieć rysunki techniczne, nie każdy potrafi wyobrazić sobie umeblowane wnętrze, będąc w zaledwie otynkowanym pokoju. Podobnie stojąc naprzeciw obrosłej pajęczynami chaty, przez niedowiarków zwanej złośliwie ruderą, trudno jest wyobrazić sobie odnowiony, czysty i schludny, tętniący życiem dom. Zresztą w tej sprawie również można dopatrzyć się pewnej mody, ludzie mają swój styl i własne gusta. Mam wrażenie, że stare budowle łatwiej fascynują ludzi młodych, a osoby starsze chętniej patrzą na świeżo założony sad owocowy niż na pokręcone konary. Choć na szczęście nie jest to chyba sztywną regułą. Dawne domy budowano z myślą o tym, aby trwały przez całe pokolenia. Dzięki stosowaniu tych samych

95


inspiracje

Foto: Living4media (2)

REKLAMA

Twój osobisty ogrodnik.

technik starzenie się budynków było przewidywalne, możliwe do zaobserwowania w kolejnych stadiach rozwoju. Nie mając norm i przepisów, kierując się uczciwością, doświadczeniem i wyczuciem, budowniczowie doskonalili swój warsztat, unikając błędów, które chyliły ku ziemi dzieła ich poprzedników. Dom był zbyt drogi, aby budować go zaledwie na kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, dlatego jego starzenie się było uwzględniane w grubości murów, w doborze belek. Bez fachowej wiedzy ciężko rzetelnie ocenić zakres szkód, rozeznać, czy widoczne gołym okiem ubytki to poważne zniszczenia, czy tylko warstwa patyny, pod którą kryje się zdrowy mur i przesycone żywicą drewno. Może zatem, podobnie jak wspomnień, nie wyzbywajmy się starych wnętrz zbyt lekkomyślnie. 

Siedlce, Murarska 10, tel. 25 632 57 47

kraina bugu · lato/jesień 2012


12 sierpnia odbyła się 43. au‑ kcja Pride of Poland w Janowie Podlaskim. Do aukcji zgłoszono 28 klaczy, z których po przeszło 3 godzinach wylicytowano 19 koni za kwotę 1 325 000 euro. (9 klaczy nie uzyskało cen minimalnych ustalanych przez właścicieli koni) Na aukcji Selection Sale, która odbyła się bezpośrednio po za‑ kończeniu aukcji Pride of Poland wylicytowano 13 klaczy za 99 600 euro. Osiągnięta kwota z janow‑ skich sierpniowych aukcji wyno‑ si 1 424 600 euro. Wylicytowane konie pojadą lub polecą z Polski do: Australii, Arabii Saudyjskiej, Wielkiej Brytanii, Niemiec. Jedna z wylicytowanych klaczy – Benita – pozostanie w Polsce. I tym razem nie było więk‑ szych niespodzianek. Polscy ho‑ dowcy doskonale znają wartość swoich koni i dokładnie wyty‑ powali faworytki tegorocznej aukcji. Michałowska ośmioletnia, gniada klacz Ejrene została wy‑ licytowana za 440 000 euro. Klacz poleci do Zjednoczonych Emi‑ ratów Arabskich. Dru‑ ga w kolejności pod względem osiągniętej ceny – 370 000 euro to janowska, siwa klacz Etnolo‑ gia, którą wylicytowała wielka admiratorka polskich koni Shirley Watts, żona legendarnego perku‑ sisty zespołu The Rolling Stones. Oprócz Etnologii na aukcji Pride of Poland Shirley Watts zakupiła jeszcze 3 klacze – Elgina, Biruta, Esmirna. Trzecią cenę tegorocz‑ nej aukcji osiągnęła janowska Biruta, która została sprzedana za 100 000 euro. Średnia cena za klacz z tzw. listy głównej Pride of Poland wyniosła prawie 70 ty‑ sięcy euro. Tegoroczna średnia cena uzyskana za jedną klacz jest wyższa o 30 tys. od średniej ceny, którą uzyskano za sprzedaż klaczy na aukcji dwa lata temu. Oprócz budzącej emocje aukcji od 10 do 12 sierpnia w Janowie Podlaskim odbył się

34. Narodowy Pokaz Koni Arab‑ skich Czystej Krwi, który jest naj‑ ważniejszą krajową imprezą dla każdego hodowcy tych wyjąt‑ kowych koni. W tym roku pokaz także został objęty Honorowym Patronatem Prezydenta RP Bro‑ nisława Komorowskiego. Dyrektor Stadniny Janów Pod‑ laski trzykrotnie odbierał nagro‑ dy za wyhodowanie najlepszej klaczy młodszej (Primera, gniada, ur. 2009), najlepszej klaczy star‑ szej (Palmeta, siwa, ur. 2001) oraz najlepszego ogiera starszego (Palatino, siwy, ur. 2006). Puchar dla najlepszego ogiera młodsze‑ go (Equator, gniady, ur. 2010) powędrował do stadniny koni w Michałowie. Zdobyte nagrody są jedynie wstępem do między‑ narodowych sukcesów polskich arabów. Najlepszym koniem po‑ kazu (The Best of Show) została uznana nagrodzona już Palmeta ze stadniny koni w Ja‑ nowie Podlaskim. Dni Konia Arabskie‑ go 2012 to nie tylko konie, ale także festyn wyrobów ludowych i jeździeckich niemalże z całej Polski, pokazy jeździeckie, loteria fantowa oraz obecność znaczących firm, które doceniają to miejsce i sponsorują wydarze‑ nie. W tym roku w Janowie zapre‑ zentowały się: Międzynarodowy Bank w Luksemburgu (BIL), Hon‑ da Wyszomirski, ­Arche Sp. z o.o., Polfa Warszawa SA, Uniqa TU SA, Krośnieńskie Huty Szkła „Kro‑ sno” SA, Visconti, Stock Polska Sp. z o.o., Kompania Piwowar‑ ska SA, Coca-Cola HBC Polska Sp. z o.o. Media także doceniają wagę wydarzenia. W tym roku patrona‑ mi medialnymi były: TVP 2, Trójka Polskie Radio oraz liczne media prasowe i internetowe.

Pride

of Poland

43. Aukcja Koni Arabskich Czystej Krwi w Janowie Podlaskim przeszła do historii

Gospodarzem dorocznych Dni Konia Arabskiego w Janowie Podlaskim jest Agencja Nieruchomości Rolnych.

materiał promocyjny


styl życia/Weekend na poziomie

dworskie klimaty nad Bugiem Uroczo położony na skarpie nad rzeką Bug kompleks rekreacyjno‑wypoczynkowy, na terenie Parku Krajobrazowego „Podlaski Przełom Bugu”.

M

arzymy o dalekich podróżach, a nie znamy piękna, które kryje w sobie Polska. Jedną z jego wyjątkowych odsłon jest Podlasie i Bug, który przy każdej wizycie odkrywamy na nowo. Na jednej ze skarp nad tą dziką rzeką usytuowany jest Dwór w Zabużu – niezwykle klimatyczny obiekt rekreacyjno‑turystyczny, z którego atrakcji można czerpać jak ze skarbca. Właściciele ośrodka przygotowali dla gości lokalowe eldorado. I tak mogą oni zatrzymać się w samym Dworze, wybierając na swój nowy

98

dom jeden z ośmiu ekskluzywnych pokoi. W tym XIX‑wiecznym budynku, w którym duch przeszłości łączy się z duchem współczesności, goście mają możliwość skorzystania ze 120‑osobowej Sali Bankietowej, idealnej chociażby na weselne przyjęcie czy inny ważny w życiu moment, który należy celebrować z należytą oprawą, z Sali Kominkowej oraz Fortepianowej. Ci, którzy cenią mniej dostojne klimaty, mogą zatrzymać się w jednym z dziewięciu pokoi, usytuowanych w Stajni SPA. Nie zabraknie w nich niczego, bez czego nie można obyć się na co dzień, jest więc i lodówka, i sejf, i suszarka do włosów, a także bezpłatny dostęp do Internetu i telewizji satelitarnej. Na chwile wytchnienia od tych dobrodziejstw cywilizacji można udać się do kawiarni i zjeść małe co nieco na tarasie z widokiem na panoramę Bugu, a jeśli takiego relaksu będzie za mało, na gości czekają Salon SPA, basen wewnętrzny, minibasen z masażem oraz łaźnia parowa. Turyści mogą zatrzymać się także w Domku Ogrodnika z trzema dwuosobowymi sypialniami, aneksem kuchennym i salonem z kominkiem, albo w Oficynie, która prezentuje doskonały kunszt architektoniczny, będący symbiozą drewna, metalu, szkła i kamienia. Znajdziemy w niej dziesięć dwuosobowych pokoi z klimatyzacją, bezpłatnym łączem internetowym oraz kablówką. Niezależnie od tego, na którą wersję zakwaterowania zdecydują się goście, mogą oddawać się błogim chwilom w nadbużańskim spa, korzystając z jego bogatej oferty. Pakiet jednodniowy czy

kraina bugu · lato/jesień 2012


CENNIK >OFICYNA ▶▶ pokój 1-os. . . . . od 180 zł ▶▶ pokój 2-os. . . . . od 200 zł >STA JNIA SPA ▶▶ pokój 1-os. . . . . od 200 zł ▶▶ pokój 2-os. . . . . od 220 zł >DWÓR ▶▶ pokój standard . . . . 300 zł ▶▶ pokój apartamen­ towy . . . . . . . . . . . . . 350 zł ▶▶ Apartament Carski . . . . . . . . . . . . 650 zł >DOMEK OGRODNIKA 350 zł za dobę hotelową

pobytowy? Ceremonia spa czy rytuał pielęgnacyjny ciała? Masaż czy hydromasaż? Zabieg kąpielowy, w kapsule spa czy może zabieg body wrappingu? Shirodara czy okłady z borowiny? Wybór bardzo zróżnicowany, dostosowany do różnorodnych upodobań, jednak efekt końcowy zawsze zadowalający. Kiedy już nadbużańska cisza wprowadzi nas w stan całkowitego relaksu, warto nieco aktywniej spędzić czas, na przykład zwiedzając okoliczne miasteczka i wsie. Na turystów czeka niezwykle urokliwy Mielnik, położony po drugiej stronie Bugu, do którego bez problemu można dostać się promem bądź łodzią. Czternaście kilometrów dalej można doświadczyć niezwykłych doznań duchowych na Górze Grabarce, zwanej sercem prawosławia, z wodą, dzięki której dokonał się już niejeden cud. Kierując się nieco dalej, docieramy do Drohiczyna, Pratulina, Janowa Podlaskiego, Nepli,

Kodnia, Jabłecznej. Każde z tych miejsc na długo zapadnie w pamięci. Po dniu przepełnionym atrakcjami na turystów czekają rezerwaty przyrody z Parkiem Krajobrazowym „Podlaski Przełom Bugu”. Po spacerze jego szlakami, dawce świeżego powietrza, przepięknych krajobrazów oraz spotkaniu z unikatowymi roślinami i zwierzętami kolacja będzie smakowała wyśmienicie, a i sen będzie twardy i niezwykle relaksujący. ◆

DWÓR W ZABUŻU

USŁUGI ▶▶ spa ▶▶ wypoczynek i rekreacja ▶▶ imprezy okolicznościowe

ATRAKCJE kajaki, quady, rowery, basen zewnętrzny, kort tenisowy, plac zabaw

WARTO WIEDZIEĆ możliwość ­zorganizowania: ▶▶ rejsów po Bugu ­statkiem lub tratwą ▶▶ gier zespołowych, na przykład paintball ▶▶ lotów balonem ▶▶ przejażdzek bryczką, kuligów

Zabuże 40, 08-220 Sarnaki tel. 83 359 87 25, 606 102 228 e-mail: zabuzedwor@zabuzedwor.pl internet: www.zabuzedwor.pl

99


Foto: Materiały prasowe

100

kraina bugu · lato/jesień 2012


Styl życia/biznes

pasja

tworzenia daje

radość życia

rozmawiali:

Katarzyna Karczewska i Daniel Parol

››Zacznę od prostego pytania: jak zaczęła się Pani przygoda z modą? ››Muszę przyznać, że chętnie o tym opowiadam, mając nadzieję, że może to być inspiracją dla innych, bo zawsze trzymam kciuki za osoby rozpoczynające własny biznes. Wiadomo, że samozatrudnienie jest niezwykle korzystne z punktu widzenia naszej gospodarki. W 1990 roku skończyłam studia na warszawskiej SGPS i podjęłam pracę w urzędzie wojewódzkim, wtedy było jeszcze województwo bialskopodlaskie. Własną działalność rozpoczęłam w 1992 roku. Przez trzy lata organizowałam targi wielo­branżowe na Białorusi, ale pewnego razu zabrakło mi na to sił, bo było to zajęcie bardzo uciążliwe ze względu na wszystkie graniczne procedury. W 1995 roku

Foto: Maciek Jencz

Ludzie, którzy robią w życiu to, co kochają, ­mówią o sobie, że są szczęśliwi. Przytakuje temu Barbara ­Chwesiuk, ­właścicielka firmy Bialcon, która od siedemnastu lat z ­sukcesem pokonuje przeszkody, udowadniając, że nawet w „­Polsce B”, jak wschodnie tereny naszego kraju zwykli nazywać politycy, można odnieść sukces, nie tylko lokalny, i nie stać w ­miejscu, ale wciąż się rozwijać, realizując kolejne marzenia.

wpadłam na pomysł, żeby zacząć produkować odzież. Oczywiście było to lekkomyślne przedsięwzięcie, nigdy nie widziałam zakładu odzieżowego, zupełnie nie wiedziałam, z czym to się

je. Wiedziałam tylko, że to może być moja pasja. ››Czy ta pasja objawiała się wcześniej? ››Kiedyś szyłam na własne potrzeby, szyła też moja babcia, która robiła to dość kreatywnie, więc od dzieciństwa gdzieś tam w tych szmatkach tkwiłam. Aczkolwiek to są dwie różne kwestie: być rzemieślnikiem odtwórcą, a z drugiej strony zarządzać firmą tego typu. Niemniej postanowiłam zacząć, choć był wtedy ostry kryzys i zamykano zakłady odzieżowe, które miały już niezłą bazę. Bezrobocie było bardzo rozhuśtane, kredyty nieopłacalne, bo stopa procentowa przekraczała trzydzieści procent. Za pierwszy kredyt w wysokości dziesięciu tysięcy złotych zakupiłam dwie maszyny szwalnicze i trzy belki materiału, i tak zaczęłam.

101


Biznes ››Zatem pierwszy krok miała Pani już za sobą. Jak wyglądał start firmy? ››Początkowo myślałam o produkcji na rynek wschodni, ale ostatecznie zostałam z tym produktem na polskim rynku, który zresztą jakościowo był fatalny. Zatrudniałam świeżo upieczone absolwentki szkół krawieckich, które jeszcze nie do końca potrafiły szyć, więc i z wydajnością, i z jakością nie było najlepiej. Niemniej jednak po kilku latach dreptania w miejscu, czego nie ukrywam, po 2000 roku nastąpiło odbicie i powoli zaczęliśmy wypracowywać sobie pozycję na rynku. ››Wojowniczka z Pani. ››Przetrwałam być może dlatego, że nie pamiętam lepszych czasów, zawsze było mi trudno, więc z czasem przestałam się przejmować, że są jakieś huśtawki, że jest sezonowość, że raz jest lepiej, raz gorzej. Na pewne trudne chwile człowiek się uodparnia i wierzy, że – mimo wszystko – całość posuwa się do przodu. ››Biorąc pod uwagę sukces, jaki Pani odniosła, trudno uwierzyć, że nie miała Pani nic wspólnego z rynkiem odzieży. ››Zupełnie. Przyznam szczerze, że marzyłam o pracy w firmie produkcyjnej, kiedy jeszcze pracowałam w urzędzie. Kiedyś nawet przeczytałam w „Słowie Podlasia”, że bialska Biawena poszukuje pracownika do działu marketingu, pomyślałam więc, żeby z urzędu przenieść się do takiej firmy, ale niestety moje CV nie doczekało się odpowiedzi. ››Cóż, szefowie podejmują różne decyzje. Myślę, że ówczesny prezes Biaweny obecnie może tylko żałować swojej decyzji. ››(śmiech) Ucięliśmy sobie kiedyś taką rozmowę i rzeczywiście tak stwierdził, ale to było wiele lat temu, a teraz jest on już na emeryturze. ››Dlaczego na prowadzenie biznesu wybrała Pani właśnie Białą Podlaską? ››O tym poniekąd zdecydowała ogólna sytuacja w kraju. W 1990 roku kończyliśmy z mężem studia i ze względów mieszkaniowych wróciliśmy do Białej

102

Podlaskiej, bo w tamtych latach te kwestie jeszcze przeważały. Zanim tu zamieszkałam, tylko raz byłam w Białej, kiedy chodziłam do ósmej klasy szkoły podstawowej przywieziono mnie tu z Łosic na olimpiadę matematyczną. Na początku trochę żałowaliśmy tej decyzji, bo nie jest tu łatwo żyć, małe miejscowości są trochę uciążliwe, zwłaszcza dla ludzi kreatywnych, którzy lubią poddawać się różnym bodźcom. Z drugiej strony jednak, jeżeli prowadzi się aktywne życie zawodowe, to jest okazja, żeby pojechać do większego miasta i skorzystać z różnych atrakcji. Podróżuję bardzo dużo, w mojej pracy to absolutna konieczność, a przy okazji wizyt na targach odzieżowych czy tkaninowych w europejskich stolicach zawsze zwiedzam, oglądam rzeczy, które mnie inspirują i dzięki którym się rozwijam. ››A skąd pomysł na nazwę firmy? ››Na początku nazwa pochodziła od słowa „konsulting”, bo prowadziliśmy wtedy działalność targową i konsultingową, i tak już zostało. Może nie jest to właściwa nazwa dla marki odzieżowej. Mylono nas zresztą z bielskim Bielkonem, zarzucano nam nawet, że się pod niego podszywamy, ale to był zupełny przypadek. A teraz pracujemy nad nową marką, która – mam nadzieję – się rozwinie.

Przetrwałam być może dlatego, że nie pamiętam lepszych czasów, zawsze było mi trudno, więc z czasem przestałam się przejmować, że są jakieś huśtawki, że jest sezonowość, że raz jest lepiej, raz gorzej.

››Rozumiem, że ma Pani na myśli Rabarbar. Jaki ma Pani pomysł na tę markę? ››To ubrania, w których jest dużo elementów rękodzielniczych, dlatego też ich cena jest nieco wyższa niż cena odzieży z Bialconu, choć część produktów bez dodatków etnicznych cenowo jest zbliżona do ubrań, które robiliśmy do tej pory. Serie Rabarbaru są mniejsze, więc koszty produkcji są wyższe, ale zapewniam, że jest to poziom do zaakceptowania. ››Rabarbar to jednak nie tylko ubrania… ››Znaczna część polskiego społeczeństwa pochodzi ze wsi lub ma tam dziadków. Rabarbar to trochę coś takiego ogródkowego, co przywołuje dzieciństwo, przynajmniej w moich odczuciach. Takie właśnie było założenie, że w Rabarbarze będą produkty, które kojarzą się nostalgicznie, z dzieciństwem, z latami beztroski, z czymś miłym i sympatycznym. Docelowo chcielibyśmy, aby Rabarbar to była sieć sklepów wielobranżowych i multibrandowych. Mamy nadzieję, że z czasem to będą duże powierzchnie, które jednocześnie będą platformą sprzedażową dla innych polskich producentów. Wierzymy, że uda się nam otworzyć te sklepy w największych polskich miastach, i że znajdą tam dla siebie miejsce najlepsi polscy producenci typowych produktów z tradycjami, które mają dobrą jakość, dobrze się kojarzą i wygrywają z chińską konkurencją. ››Mam wrażenie, że to kompletnie inna marka i inne produkty, nie takie, do jakich przyzwyczaiła Pani klientki Bialconu? Czy Rabarbar będzie miał coś wspólnego z Bialconem? ››To wszystko jest ze sobą powiązane i tworzy jedną całość. Pod szyldem „Rabarbar” chcielibyśmy przy okazji lansować młodych projektantów, ale przede wszystkim chcemy rozwijać nasze lokalne rzemiosło. W tym właśnie celu zakupiliśmy pałac w Cieleśnicy. Zrobiliśmy już projekt budynku o powierzchni 600 metrów kwadratowych,

kraina bugu · lato/jesień 2012


Foto: Materiały prasowe

w którym chcielibyśmy stworzyć coś w rodzaju szkoły rzemiosła. Idea jest taka, żeby – na ile się da – pozyskiwać środki na szkolenia. To może być wszystko, co można wytworzyć ludzkimi rękami: rzeczy z drewna, świece, mydła, ceramika. Chcielibyśmy zainspirować innych, rozkręcić lokalną produkcję. Planujemy różne szkolenia, np. z kreatywności, z zakresu otwierania spółdzielni socjalnych, projektowania. Zależałoby nam na tym, żeby zmotywować do działania ludzi, którzy mają predyspozycje w tym zakresie. ››Można powiedzieć, że byłaby to taka akademia Bialconu? ››Trochę tak, bo dodatkowo będą tam warsztaty z zakresu VM‑u, stylizacji, projektowania, konstrukcji odzieżowej, czyli w jakimś stopniu pozyskiwanie kadr do naszej firmy, ale też uczenie ludzi przedsiębiorczości, oddolne rozwijanie inicjatyw. ››Będziemy zatem trzymać kciuki za powodzenie tej inicjatywy. À propos Bialconu, jest to marka rozpoznawalna w całej Polsce. W którym momencie zdała sobie Pani z tego sprawę? ››Właściwie, choć to, co powiem, zabrzmi niebiznesowo, przez długie lata się nad tym nie zastanawiałam, robiłam po prostu swoje. Wykreowanie marki na pewno wymaga czasu. Czas to największy sprzymierzeniec, bo – owszem – można w jakiś sposób dotrzeć do klientów czy do ogólnej świadomości społecznej, chociażby poprzez reklamę, ale też za tym coś musi stać. Natomiast jeżeli nie ma możliwości zaczęcia od marketingu, który jest bardzo kosztowny, to wtedy liczy się czas. Na pewno ileś milionów sztuk rynek musiał wchłonąć, żeby tej pani, która przegląda swoją szafę, utrwaliła się wszywka z nazwą „Bialcon”. Zresztą na takiej samej zasadzie działają luksusowe marki włoskie, francuskie czy angielskie. I ta 17‑letnia produkcja odzieżowa właśnie teraz zaprocentowała. ››Czym dla Pani jest firma? ››To bardzo trudne pytanie, bo z jednej strony jest to takie dziecko, które

103


Biznes od początku pielęgnowałam, a z drugiej strony – nie ukrywam – trochę jest ona balastem. Z perspektywy ludzi jest to ogromna odpowiedzialność, i to jest w tym wszystkim najtrudniejsze. Ja cały czas projektuję, to jest to, co kocham najbardziej. Tę część swojej pracy robię z pasją i zaangażowaniem, a cała ta otoczka biznesowa najzwyczajniej w świecie mi ciąży. Powoli dojrzewam do myśli, aby tę administracyjną pracę oddać w inne ręce. ››Wspomniała Pani, że większość kolekcji jest Pani autorstwa. Skąd czerpie Pani inspiracje do nowych kolekcji? ››Tak naprawdę wszystko może inspirować: architektura, przyroda, film, teatr, wszędzie można wypatrzyć coś ciekawego. Poza tym czasami potrzeba po prostu odwagi, fantazji. ››Jednym słowem, po raz kolejny spełnia Pani swoje marzenia… ››Chyba zawsze byłam dość odważna w swoich poczynaniach. Uważam, że jak ma się marzenia, to trzeba je realizować, a zyski i straty będą zawsze. W moim przypadku minusem jest ten balast organizacyjny, plusem możliwość tworzenia. Niestety, mam taką naturę, ale uwielbiam to robić. Jeśli coś powstaje, to daje mi to mnóstwo siły.

Foto: Materiały prasowe

104

Ja cały czas projektuję, to jest to, co kocham najbardziej. Tę część swojej pracy robię z pasją i zaangażowaniem, a cała ta otoczka biznesowa najzwyczajniej w świecie mi ciąży. Jednak samo stworzenie nie jest wielką filozofią, bo potem trzeba to jeszcze utrzymać przy życiu. I tu pojawiają się problemy, tu trzeba się wykazać zdolnościami menadżerskimi. Tak myślę, że jeśli coś stworzę, to powinnam oddawać to w ręce fachowców i zabierać się za tworzenie czegoś innego. (śmiech) ››Jakie wartości są dla Pani ważne zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Proszę potraktować to pytanie jako radę dla młodych przedsiębiorców.

››Bardzo ważne jest to, aby robić w życiu to, co się kocha, bo to daje ogromne prawdopodobieństwo sukcesu. Szczególnie jest to ważne dla osób, które myślą o własnym biznesie. Trzeba wybrać taki kierunek, na którym się znamy, w którym lubimy działać. Trzeba traktować to tak, jakbyśmy robili produkt dla siebie, nie dla osób bardziej czy mniej wymagających, tylko dla siebie. Na pewno też nie można myśleć o zyskach, przynajmniej ja tak nigdy nie robiłam. Pod koniec lat 90. miałam bardzo trudny okres i pewnie bym zakończyła działalność, gdyby nie fakt posiadania pod własnymi skrzydłami wielu osób, często będących jedynymi żywicielami rodziny, które ze względu na duże bezrobocie w mieście zostałyby bez środków do życia. Ważne było dla mnie, żeby utrzymać biznes, żeby zarabiać na koszty. Firma musi być dochodowa, to nie podlega dyskusji, jednak nie może to być na pierwszym miejscu. Jeżeli robimy coś dla jakiejś idei, dla mnie na przykład jest nią tworzenie, to jest duża szansa na powodzenie przedsięwzięcia. Jeżeli coś robi się z pasją i ma się szlachetne pobudki, to można liczyć na sukces. 

Foto: Materiały prasowe

kraina bugu · lato 2012


NASI ARTYŚCI: FORMACJA TANECZNA CARO DANCE

TEATR ES ES THEATRE

CARO DANCE DANCE GROUP

ZESPÓŁ PIEŚNI I TAŃCA ZIEMI SIEDLECKIEJ „CHODOWIACY” im. A. Siwkiewicz

CHÓR MIASTA SIEDLCE I ORKIESTRA SYMFONICZNA MIASTA SIEDLCE

THE ALICJA SIWKIEWICZ SONG AND DANCE ENSEMBLE OF THE SIEDLCE REGION „CHODOWIACY”

SIEDLCE TOWN CHOIR AND SIEDLCE TOWN SYMPHONY ORCHESTRA

TEATR TAŃCA A CARO DANCE E

ETNOGRAFIA I TEATR OBRZĘDOWY

CARO DANCE DANCE THEATRE E

ETHNOGRAPHY AND RITUAL THEATRE

STUDIO SST TUD U IO OT TEATRALNE EAT EA EATR TR R RAL A NE AL NE IM. IM M. JACK JJACKA JA ACK CKA A WOSZCZEROWICZA WO W OSZ S CZ ZER EROW O IC CZA ZA

SIEDLECKA SI IED EDLE EDLE LECK CK KA GRUPA GRUP GR GRUP UPA L UPA LI LITERACKA ITE TERA RAC CK KA „WITRAŻ” „W WIT I RA AŻ”” SIEDLCE SIE IE EDLC DLCE L LITERARY ITE TE ERAR RAR RA A YG GROUP RO ROU ROUP OUP „WI OU „„WITRAŻ” WIIT WIT W ITRA RAŻ RAŻ AŻ”

THE H JA JACEK CEK CE E WOSZ WO WOSZCZEROWICZ OSZ S ZEROW SZC WICZ CZ THEATR THE ATRE STUDIO ATR STUD UD DIO IO THEATRE

Centrum Kultury i Sztuki im. Andrzeja Mezeryckiego Scena Teatralna Miasta Siedlce

kraina

Kultury

08-110 Siedlce, ul. Bpa I. Swirskiego 31 ki i dl l tel.: +48 25 644 68 00, fax: +48 25 644 56 46, e-mail: ckis@ckis.siedlce.pl www.facebook.com/ckis.siedlce

Informacje o wydarzeniach regionalnych, ogólnopolskich i miedzynarodowych:

www.ckis.siedlce.pl


kultura/kulturalny kwartał

Album

II Rzeczpospolita w obiektywie XX „Kresy w fotografii Henryka Poddębskiego”, Ad Rem Agencja Reklamy i Wydawnictwo

Na album składa się dwieście czternaście unikatowych fotografii, które ukazują niezwykłe ziemie wschodnie II Rzeczpospolitej. Swoją przygodę autor rozpoczął

na Wileńszczyźnie, a potem udał się na Polesie, Wołyń, do Lwowa, na Huculszczyznę i Podole. Piękno i niezwykłą atmosferę tych wszystkich miejsc uchwycił w znakomitych fotografiach, które dla starszych ludzi są wspomnieniem ich młodości, a dla młodszych szansą na poznanie tego, co już nie wróci. O niezwykłym wymiarze publikacji świadczy też fakt, że wiele zawartych w niej zdjęć opublikowano po raz pierwszy. Zobaczymy na nich przepiękne krajobrazy i panoramy miast, bogactwo kultur i obyczajów, ciężką pracę zwykłych ludzi. Każda z sześciu części albumu zawiera mapkę krainy oraz podstawowe informacje historyczne, geograficzne, gospodarcze i etniczne. Wszystkie zdjęcia okraszone są ciekawymi podpisami, które zawierają m.in. informacje historyczne. Pozwalają one jeszcze bardziej zgłębić to, co warto ocalić od zapomnienia. 

Książka

Przygody Jakuba W. XX „Kroniki Jakuba Wędrowycza”, Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów Sp. z o.o. 2001

Miłośnikom fantastyki Jakuba Wędrowycza przedstawiać zapewne nie trzeba. Ci jednak, którzy do tej pory nie mieli okazji spotkać się z nim na kartkach

DVD

Płyta

Dźwięki Ukrainy zapisane w obrazie

Mariaż jazzu i folku

XX Polesie – Pieśni i Ludzie, Stowarzyszenie Panorama Kultur 2008

XX Warszawa Kyiv Express „Huculski Blues”, Vivi Sound 2012

Jedyna w swoim rodzaju płyta DVD, na której znajdą Państwo film dokumentalny „Takich pieśni sobie szukam”, nagrania tradycyjnej muzyki wielogłosowej z dwóch wsi Perebrody i Stari Koni na pograniczu ukraińsko‑białoruskim oraz fotografie z ukraińskiego Polesia. Reżyserką filmu jest etnolożka Jagna Knittel, która wraz z grupą młodych mieszczuchów udała się na Polesie, aby odnaleźć śpiewaków ludowych, dla których muzyka była całym życiem. Była, bo z uwagi na jej nikłą popularność w dobie komercjalizacji, nawet oni sami przestali ją wykonywać. Zmienili jednak zdanie, kiedy zobaczyli

106

tych młodych miłośników tradycyjnych brzmień, którzy do nich zawitali. Na ich prośbę wrócili do przygody ze śpiewem sprzed lat. Z połączenia tych dwóch, jakże różnych światów, powstał przejmujący obraz przepełniony śpiewem oraz ubarwiony niepowtarzalnymi fotografiami, które powstawały podczas licznych podróży, jakie na Polesie odbyli twórcy filmu. To dzięki ich zapałowi odkurzona została muzyka tradycyjna, wykonywana w naturalnym wiejskim środowisku przez, być może, ostatnie pokolenie śpiewaków ludowych. 

Miłośnicy jazzu i folku będą zadowoleni z dźwięków, jakie płyną z tej płyty. Grupa przyjaciół na debiutanckim albumie „Huculski Blues” łączy subtelne brzmienia tradycyjne środkowej i wschodniej Europy z mocniejszym jazzem, dając tym samym nowy oddech słowiańskim rytmom. Warszawa Kyiv Express to niewątpliwie nowa jakość na polskiej scenie jazzowej. Muzycy odważnie weszli w rolę, tworząc swoistą mieszankę dźwiękową, przyjętą owacyjnie przez krytyków, którzy podkreślają, że dopiero przy kolejnym odsłuchaniu albumu dostrzegamy smaczki w nim zawarte. Podczas muzycznej uczty, na jaką zaprasza nas pol-

książki, przedstawiamy postać jedyną w swoim rodzaju: prawdopodobnie stuletni kłusownik, egzorcysta amator, bimbrownik w jednym – oto najsławniejszy mieszkaniec Wojsławic. „Kroniki Jakuba Wędrowycza” to pierwsza z książek, w której znajdziemy piętnaście opowiadań o przygodach pełnego wigoru i pomysłów podlaskiego starca. Andrzej Pilipiuk stworzył go w 1996 roku w opowiadaniu „Hiena” opublikowanym na łamach „Fenixa”. Od tego czasu nietuzinkowy bohater znalazł sobie grono wiernych przyjaciół, którzy z zapartym tchem śledzą jego kolejne przygody. A tych jest co niemiara. Bo czy może być inaczej, kiedy mamy do czynienia ze staruszkiem w esesmańskiej kurtce, który pod stodołą trzyma niezliczone ilości broni, któremu sprawności fizycznej pozazdrościłby niejeden młodziak, a błysku w oku niejedna białogłowa? 

sko‑ukraińska kapela, usłyszymy kujawiaka, poloneza, przyśpiewki góralskie, kołomyjkę, biały stepowy śpiew, kaukaską lezginkę. Osiem melodii, które znajdziemy na albumie, charakteryzuje się ciekawymi aranżacjami, licznymi solówkami i zmianami tempa, co sprawia, że słuchacz może i potupać nóżką, i wsłuchać się w dźwięki w mniej męczącej pozie. Trębacz, saksofonista, pianista, kontrabasista i dwaj perkusiści pokazują nam nowe spojrzenie na muzykę tradycyjną. Mogą nim być zachwyceni nawet ci, którzy na co dzień stronią od takich dźwięków. 

kraina bugu · lato/jesień 2012


Album

XX „Ziemia Mielnicka. Zaczarowana Kraina”. Piotr Cieśla. Mielnik 2012

Sad

Sad

Zdjęcia pokazują piękno mielnickiej przyrody spojonej błękitną wstęgą Bugu; podzielone są na pory roku. Wiosna to budzący

Agnieszka Marciniuk Agnieszka Marciniuk

Mielnik – miejsce magiczne

się do życia nadbużański krajobraz, rześkie poranki, pierwsze bociany i ukwiecone łąki. Lato to romanZawsze tuż przed rozpoczęciem zbiorów Regina soczysta wyjmowała tyczne zachody słońca, albumy ze zdjęciami i siadała z nimi w drewnianej altance za domem. (...) Dotknęła dłonią albumów. To był czas, kiedy zieleńwszyscy łąkoni mieli i lasów. Jesień się pojawić w starym domu pod pozwala lipami. (...) Regina już czuła w powietrzu, jak co roku, przyjemne wibrowanie, napięcie, które miało znaleźć ujście w wesołych cieszyć oko najpełniejszą rozmowach przy wiśniowych drzewach, (...) a niekiedypaletą i w nagłych wybuchach namiętności w ustronnych zakątkach wiśniosadu. barw,wegozima zaś pokazuje Mielnik Upalny lipiec, stary dom na wsi i sad z rozgrzanymi słońcem, dojrzałymi wiśniami. Czas zbiorów, który pozwala oderwać ukryty puchową pierzyną. się odpod rzeczywistości i zanurzyć w innym, lepszym, poukładanym świecie. Życie jednak zagląda wszędzie… spokój i harmonia zaczynająPiotra powoli pękać, poprzez DziękiPanujące fotografiom Cieśli szczeliny wypływają namiętności i urazy, niesprecyzowane uczucia, niezakończone sprawy z bliższej i dalszej przeszłości. odbędziemy podróż do zaczaroPowietrze staje się duszne i ciężkie – jak przed burzą... wanej nadbużańskiej krainy, nie ruszając się przy tym z domu.  ISBN 978-83-7506-844-3

Cena 35 zł 90 gr (w tym 5% VAT) www.zysk.com.pl

mielnik THe maGical lanD

Każdy dom ma swoją tajemnicę. Czy jesteśmy gotowi ją poznać?

Ziemia mielnicka ZacZaROWana kRaina Piotr Cieśla

Książka

Najważniejsze to napisać dobrą historię XX „Sad”, Agnieszka Marciniuk, Wydawnictwo „Zysk i S‑ka”

Skąd czerpała Pani inspirację do pisania tej książki?

Festiwal

Siedlce w teatralnym wirze XX „Sztuka Plus Komercja” I Ogólnopolski Festiwal Teatrów Prywatnych Siedlce, 16.09–15.12

Sceną Teatralną Miasta Siedlce zawładnęli aktorzy polskich teatrów prywatnych. To niesamowita gratka dla miłośników sztuki wysokiej, którzy przez trzy miesiące będą

mogli podziwiać takie gwiazdy, jak chociażby: Krystyna Janda, Emilian Kamiński, Krystyna Sienkiewicz, Tomasz Kot, Rafał Królikowski czy Katarzyna Żak. W części konkursowej imprezy wezmą udział Teatry: Mały w Manufakturze, Capitol, Polonia i Kamienica oraz Fundacja Między Słowami, Tercet czyli kwartet, a także Agencje: Makroconcept, Tito Production, Artystyczna Jerzy Bończak – Komedie. W spektaklach pozakonkursowych zobaczymy aktorów Teatrów: Impresaryjnego Finestra, Kwadrat i Scena Prezentacje. Ze „Śmiechoterapią” wystąpi tu także znakomita Krystyna Sienkiewicz. Organizatorzy festiwalu postawili sobie za cel upowszechnienie w świadomości opinii publicznej, że sztuka komercyjna nie jest sztuką pisaną przez małe „s”, a jej walory artystyczne nie odbiegają od tych, które widać w twórczości państwowych jednostek ­kulturalnych. 

Agnieszka Marciniuk: Moi rodzice przez dwadzieścia pięć lat wspólnie z moim wujkiem, a potem też z jego żoną, prowadzili sad wiśniowy na takiej tradycyjnej polskiej wsi, gdzie są polne drogi, łąki i łany zbóż. Atmosfera tego sadu była u nas bardzo celebrowana. Gdy zaczynały się zbiory, przyjeżdżała na nie cała rodzina, także ta z innych części Polski. Przychodzili znajomi, sąsiedzi, więc klimat był naprawdę niesamowity. To była oczywiście praca, ale było w tym też dużo zabawy. Piszę w zasadzie od dziecka, zawsze chodziłam z kartką i długopisem, i kiedy pierwszy raz zaświtała mi w głowie myśl, żeby napisać książkę, pomyślałam, że warto byłoby utrwalić tę atmosferę, która panowała w naszym sadzie. Czy pamięta pani moment, kiedy ta myśl zaświtała w Pani głowie po raz pierwszy? Trudno mi jednoznacznie wskazać konkretny moment, pierwsze

zapiski o „Sadzie” pojawiły się już jedenaście lat temu, a sam pomysł przyszedł pewnie jeszcze wcześniej. Potem kilkakrotnie na dość długo przerywałam pracę nad książką, zaczynałam od nowa, fabuła się rozwijała i zmieniała. Czy wszystko, o czym czytamy na kartkach powieści, jest autentyczne? Miejsce, w którym rozgrywa się akcja, dość wiernie naśladuje rzeczywistość, natomiast postaci są fikcyjne. Przeczytałam książkę jednym tchem i muszę przyznać, że czyta się ją bardzo przyjemnie. Z myślą o kim ją Pani pisała? Czy od samego początku miała Pani sprecyzowany krąg odbiorców, do których trafić powinien „Sad”? Dziękuję. Pisząc „Sad”, nie myślałam o tym, kim będzie mój czytelnik. Dziś też ciężko mi jest odpowiedzieć na to pytanie. Oczywiście nie pisałam do szuflady, bo jeśli się myśli o pisaniu na poważnie, to w pewnym momencie pojawia się chęć podzielenia się tym z odbiorcą. Można chyba powiedzieć, że jest to książka dla osób, które chcą się zatracić w innym świecie, zapomnieć o codzienności, rozsmakować w innym klimacie. Skupiam się też na relacjach międzyludzkich, na tym, co łączy rodzinę, czego szukamy w drugim człowieku. Mam jednocześnie świadomość, że nie jest to książka dla każdego, chociażby ze względu na specyficzne tempo narracji, które jest zresztą zabiegiem umyślnym, mającym odzwierciedlić tempo życia w tym konkretnym miejscu. Sądzę, że koncentrowanie się na profilu odbiorcy może stać się pułapką zarówno na etapie pisania, jak i później. Najważniejsze to napisać dobrą historię, bo tylko taka znajdzie swoich czytelników. 

107


sztuka/zainspirowani

pobaw się ze mną

rozmawiała:

108

kolorami

Katarzyna Karczewska 

tekst:

Justyna Franczuk 

zdjęcia:

Sylwia Garucka

kraina bugu · lato/jesień 2012


Monika Załęska: W tej pracy zawsze jest element zaskoczenia, coś, na co nie mamy wpływu, na przykład pękający wosk, w który wchodzi jakiś kolor i zostawia ślady zwane krakelurami. Czasem z premedytacją łamiemy wosk, żeby uzyskać zamierzony niepowtarzalny efekt, więc nigdy się nie zrobi dwóch takich samych prac.

N

ajpierw projekt trzeba narysować ołówkiem na płótnie. Potem zabezpieczyć gorącym woskiem nakładanym pędzlem lub tjantingiem te fragmenty, które mają pozostać na nim białe. Następnie całe płótno należy zamoczyć w najjaśniejszym kolorze, jakiego będziemy używać po białym, po czym je wysuszyć i zabezpieczyć woskiem. Czynność tę trzeba powtarzać tyle razy, ile do danego obrazu użyjemy kolorów, trzymając się zasady od barwy najjaśniejszej do najciemniejszej. Praca to żmudna, bo często kolory różnią się półtonami, a i każdorazowe schnięcie trwa pół dnia albo i dłużej. — Czasami nad jednym pracuje się tydzień albo dwa tygodnie, zależy od ilości kolorów. Jak już całe płótno jest w wosku, to wtedy wyprasowujemy go gorącym

żelazkiem, najlepiej w papierowe ręczniki, bo gazety mogą się odcisnąć — mówi Monika Załęska. Tak powstaje batik – niezwykły obraz, którego urok widać najbardziej, kiedy pada na niego światło, to właśnie pod jego wpływem ta niezwykła kompozycja kolorystyczna ożywa. Monika Załęska zainteresowała się batikiem w 2003 roku przez zupełny przypadek. — W Jabłoniu corocznie organizowany jest plener rzeźbiarski im. Augusta Zamojskiego. To właśnie podczas niego w oknie zobaczyłam batik, który mnie zafascynował. To był pejzaż w czerwonej kolorystyce — mówi. Myśl o niepowtarzalnym obrazie cały czas krążyła w głowie pani Moniki. W pewnym momencie los rzucił ją do podwarszawskich Marek, tam też udała się do ośrodka kultury, w którym

109



Foto: M. Załęska

zainspirowani

przyglądała się paniom tworzącym batiki. Szybko załapała, o co w tej technice chodzi, i sama zaczęła tworzyć w domu. Choć początkowo nie wszystko wychodziło tak jak powinno, artystka nie załamywała rąk, tylko walczyła o lepsze efekty. Te przyszły szybko i dały pani Monice odwagę do pójścia krok naprzód, do eksperymentów. Dziś jej prace cieszą oko wielbicieli rękodzieła na przeróżnych wystawach. Niektórzy składają zamówienia na indywidualne prace. — Kiedyś pewien pan opowiadał, że ma bardzo ciężko chorą żonę, która leży w łóżku, nie może się ruszać i jedyny prezent, jaki może jej zrobić, to takie kolorowe rolety na okna, żeby mogła patrzeć na coś, co wniesie radość w jej życie. Bardzo mnie to rozczuliło, zrobiłam więc to z wielką przyjemnością — opowiada ze wzruszeniem Monika Załęska. Tworzenie batiku wymaga wypracowania końcowego efektu już na etapie rozpoczęcia pracy, bo nic nie da się tutaj poprawić. — W tej pracy zawsze jest element zaskoczenia, coś, na co nie mamy wpływu, na przykład pękający wosk, w który wchodzi jakiś kolor i zostawia ślady zwane krakelurami. Czasem z premedytacją łamiemy wosk, żeby uzyskać zamierzony niepowtarzalny efekt, więc nigdy się

nie zrobi dwóch takich samych prac, bo wosk zawsze pęka inaczej — z błyskiem w oku mówi artystka, która swoje dzieła wyczarowuje w domu, często pozbawiając męża dostępu do kuchni i łazienki. Tematami prac Moniki Załęskiej, rodowitej włodawianki, są postacie, krajobrazy, natura. W sposób szczególny inspirują ją kształty drzew, konarów, faktura kory, kwiaty, anioły, pióra i abstrakcje. — Na początku byłam zafascynowana secesją i tworzyłam pod wpływem dzieł znanych artystów, a potem nabrałam odwagi, żeby robić własne projekty. Miałam potrzebę tworzenia własnych prac i wyrażania siebie poprzez projekty — mówi. Owocem tego zamiłowania jest blisko osiemdziesiąt prac, w tym cykle: okna, drzewa, anioły, abstrakcje, storczyki. Można je oglądać na stronie www.artmonika.cba.pl. Artystka z Marek nie zamierza jednak na tym poprzestać, ciągle tworzy, szuka, układa w głowie nowe scenariusze, jak chociażby połączenie batiku z farbą olejną, technikami malarskimi czy próba stworzenia batiku przestrzennego. — Mam już w głowie pomysły, tylko muszę wprowadzić je w życie — kończy rozmowę, pozostawiając w nas ogromną ciekawość. 

Monika Załęska

▶▶ rocznik 1978 ▶▶ nauczycielka muzyki i plastyki ▶▶ tworzy w technice batiku ▶▶ gra na pianinie, akordeonie i trąbce, maluje, fotografuje ▶▶ mieszka w Markach

Wystawy w Polsce: Wołomin, Powiatowa Galeria „Korozja i Kolor” (2008) Warszawa, Galeria „Szuflada” (2009–2011) Marki, Galeria Mareckiego Ośrodka Kultury (2009–2010) Wołomin, Galeria „Przy Fabryczce” (2010) Mrozy, Galeria GCK, wystawa autorska (2011) Lipiny, wystawa autorska (2011) Jeruzal, wystawa autorska (2011) Marki, wystawa „Jubileuszowe Prezentacje Plastyki Mareckiej 2011” Warszawa, Restaurant Gallery FLIK, wystawa autorska (2011)

Nagrody: Laureatka V Przeglądu Twórczości Artystycznej „Kultu‑ romaniak 2011” w kategorii plastyka oraz zdobywczyni Statuetki Kulturomaniaka (2011) (więcej na www.artmonika.cba.pl)

111


styl życia/akademia smaku

chwile ulotne N

ajwiększym zaskoczeniem zdaje się fakt, że większość z nich dotyczy win białych. Wina czerwone, z drobnymi wyjątkami, w swojej masywniejszej posturze zazwyczaj są takie okrzesane, przewidywalne, bezpośrednie. Zgoła inaczej sprawa ma się z winami białymi. Subtelnymi, podatnymi na każdy niuans już od momentu pojawienia się gron na winnych krzewach. To wszystko razem powoduje, że o wiele trudniej być gwiazdą pośród winiarzy, jednak jak już ten status się osiągnie, tłumy wiernych fanów zazwyczaj pozostają ze swym mistrzem na zawsze, a jego dzieła za każdym razem dostarczają dreszczyku emocji i doznań wyższej próby. Wina białe powstają według utartych receptur – sortowanie, odciskanie, fermentacja w stali nierdzewnej lub dębowych beczkach i w takich samych

112

kraina bugu · lato/jesień 2012


Tomasz Kolecki-Majewicz Ekspert Winezja.pl, wielokrotny mistrz Polski sommelierów.

Jak mawiał klasyk: „W życiu mężczyzny są takie chwile…”, które kryje się w pamięci na zawsze. Pierwsza miłość, pierwszy samochód, narodziny pociech i kolejnej miłości. Tej dojrzałej, świadomej. W życiu każdego, kto spotyka się z winem, także zdarzają się „takie chwile”, jednak o wiele mniej istotne, zwiewne, ulotne…

warunkach dojrzewanie. Z rzadka przechodzą fermentację malolaktyczną, łagodzącą ich kwasowość. Jeszcze rzadziej pojawia się jednak winiarz, który do receptury doda „pięć groszy”, pozwalając winu wyrwać się z szeregu unifikacji. Czemu tak rzadko? Bo to, jak już wspomniałem, niełatwa sztuka. Łatwo za to nieumiejętną ręką zamknąć jego bukiet, lub, co gorsza, nadmiernie go utlenić, doprowadzając do powstania aromatów, które, delikatnie rzecz ujmując, nazwiemy kontrowersyjnymi. Cały ten nieco przydługaśny wstęp ma swoje zadanie i myśl przewodnią. Nazywa się ona Calcari, a jej nazwa odnosi się tak do podłoża, na którym Calcari wzrosło, jak i aromatów, które są w nim zatopione. Powstaje dzięki producentowi z Katalonii – Pares Balta. Ze wspomnieniem tego wina wiążę całe preludium. Wino wyjątkowe ze wszech miar. Po pierwsze „primo”

– powstaje w winnicach uprawianych ekologicznie, a już niedługo także biodynamicznie. Po drugie – z najbardziej typowej dla Katalonii, a szczególnie Penedes, lokalnej odmiany winorośli – Xarel‑lo. Zazwyczaj znajdziemy ten szczep w typowym dla tego regionu cuvée, razem z Macabeo i Parelladą, stanowiącego bazę dla znakomitej większości butelek lokalnej dumy, czyli musującego wina Cava. Tu jednak mamy do czynienia ze sterylnie czystym Xarel‑lo. Po trzecie „primo‑ultimo” – dojrzewa „sur lie”, czyli kilka miesięcy spędza nad osadem z martwych drożdży, pozostałym po zakończeniu przez nie fermentacji alkoholowej. Trudna szkoła, przybyła wprost z Francji, gdzie do perfekcji doprowadzili ją winiarze produkujący słynne Muscadet w Dolinie ­Loary. Ktoś zapyta: co w tym niezwykłego? Bardzo dobre pytanie. Kapitalne! Otóż tak długi czas kontaktu obu materii

pozwala winu rozwinąć niezwykle ciekawe nuty mineralne, kwiatowe, a sama konstrukcja wina ulega wzmocnieniu, staje się bardziej kremowa, a co najważniejsze – integracja wszystkich elementów przebiega dużo sprawniej. To pozwala cieszyć się winem młodym, wszak o niepowtarzalnej już barwie aromatów, a jednocześnie smakowitym i dojrzałym do tego, by się z nami spotkać. Za takimi winami się tęskni, takie wina się wspomina, takich win po prostu się chce. By oprócz apetyczności, pokazywały także szerszy horyzont, inną perspektywę. Pamiętajcie tylko, by pić je należycie, jak zresztą każde inne. Calcari powinno być schłodzone do 8–10°C i podawane w smukłych kieliszkach w kształcie zwiniętego tulipana. Popijać nim możecie wszelkie owoce morza, białe mięsiwa, a i o lżejszych grzybach nie zapominając. Wszak właśnie znów są… 

113


w krainie smaku

smakilata Smażona kania

z młodymi ziemniakami i jajkiem sadzonym dla 4–6 osób składniki: ▶▶4 dorodne kanie ▶▶800 g młodych ziemniaków ▶▶8 jaj ▶▶150 g bułki tartej ▶▶ 250 g (1 kostka) masła sos: ▶▶1 pęczek koperku ▶▶3 łyżki miodu ▶▶50 ml wody ▶▶200 ml oleju ▶▶3–5 łyżek białego octu winnego ▶▶musztarda ▶▶sól ▶▶pieprz p r z yg o t o wa n i e : Ziemniaki ugotować w łupinie, wystudzić i obrać. Musztardę, ocet winny, wodę, miód i olej zmiksować blenderem. Dodać świeżo posiekany koper, doprawić do smaku solą i pieprzem. Przygotowanym sosem zalać ziemniaki i odstawić w chłodne miejsce. Kanie oczyścić. Duże pokroić na 4 części, małe na połowę, a następnie panierować w rozkłóconym jajku i bułce tartej. Smażyć na klarowanym maśle, czyli rozpuszczamy na patelni kostkę masła, zbieramy z powierzchni powstałą pianę i zlewamy do miseczki, po czym na czystą patelnię wykładamy sklarowane masło i smażymy panierowaną kanię. Kanie należy podawać z ugotowanymi ziemniakami i jajkiem sadzonym.

kraina bugu · lato/jesień 2012


Maciej Wawryniuk Przygodę z gastronomią rozpoczął już w dzieciństwie – jego mama była szefem kuchni w jednej ze znanych restauracji na Podlasiu. W 1995 roku, po skończeniu Technikum Gastronomicznego w Siedlcach, przeszedł wszystkie szczeble kariery w warszawskich restauracjach. Obecnie pracuje w firmie KAMIS, gdzie prowadzi szkolenia, warsztaty i pokazy kulinarne dla kucharzy i szefów kuchni.

Kraina Bugu to zapierające dech w piersiach krajobrazy, jedyny w swoim rodzaju klimat, tradycja, ale również, a może przede wszystkim, kraina smaku. Smaku niezwykłego i wyjątkowego, spotykanego tylko tutaj, gdzie Bug meandruje między polami, łąkami i lasem. Jeżeli ktoś raz posmakował kuchni nadbużańskiej, zawsze będzie za nią tęsknił i do niej wracał.

Foto: StockFood

T

u dobra kulinarne są na wyciągnięcie ręki. Wszystko można znaleźć w ogrodzie, starym sadzie, na łące, przy miedzy czy w lesie. Z połączenia tych dóbr uzyskujemy prostą formę i wyjątkowy smak, a tym samym niczym niewzburzone, kulinarne uniesienia. O poranku na łąkach można natknąć się na dorodne kanie, które od razu podsuwają pomysły na nadchodzący obiad. W ogrodzie skąpany w porannej rosie szczypior aż prosi, by znaleźć się w ukwaszonym mleku. A zebrane pod starą papierówką jabłka, zanurzone w kompocie, ugaszą pragnienie w najbardziej upalne dni. W ogrodzie, pod gruszą, stół, a na nim: przyniesiony przed chwilą z przydomowej

piwniczki chłodnik, smażone na maśle kanie, obficie posypane koprem młode ziemniaki i kompot. Po czymś takim człowiek jest w stanie myśleć tylko o podwieczorku i parowańcach, przyrządzonych z pachnącej żarnami mąki. Jeżeli kolacja, to na ganku lub na werandzie. Naleśniki z konfiturą z aronii, w których przenikają się świeżość i słodycz. Dzień można wspominać przy blasku księżyca, dopalającym się ognisku i karafce nalewki z dorodnych wiśni z okolicznych sadów. Takie smaki trudno będzie odnaleźć i powtórzyć w innym miejscu na ziemi. Chciałoby się zatrzymać czas... Tak właśnie smakuje lato nad Bugiem, w niezwykłej krainie smaku. 

115


Foto: Shutterstock

w krainie smaku

Chłodnik

ze zsiadłego mleka dla 4–6 osób Składniki: ▶▶1,5 l świeżego mleka ▶▶200 ml kwaśnej śmietany ▶▶200 ml zimnej przegotowanej wody ▶▶2 świeże ogórki ▶▶1 pęczek szczypioru ▶▶1 pęczek koperku ▶▶1 pęczek rzodkiewek ▶▶sól ▶▶pieprz P r z yg o t o wa n i e : Mleko pozostawić w ciepłym pomieszczeniu na 24–36 godz., a następnie schłodzić. Zsiadłe mleko wymieszać z wodą i kwaśną śmietaną. Dodać starte ogórki, posiekany szczypior, koper oraz pokrojoną w plastry rzodkiewkę. Doprawić do smaku solą i pieprzem i ponownie schłodzić. Chłodnik można podawać z gotowanymi młodymi ziemniakami i jajkiem ugotowanym na twardo.

kraina bugu · lato/jesień 2012


Foto: StockFood

Parowańce Babci Niny

z gorącymi malinami dla 4–6 osób Składniki: ▶▶500 g mąki ▶▶40 g drożdży ▶▶200 ml mleka ▶▶150 g cukru ▶▶500 g malin ▶▶50 g masła ▶▶3 żółtka ▶▶szczypta soli

PR z yg o t o wa n i e : Drożdże wymieszać z ciepłym mlekiem, dodać 2–3 łyżki cukru, 2 łyżki mąki i odstawić na 30 min w ciepłe miejsce. Do pozostałej mąki dodać żółtka, roztopione masło i szczyptę soli. Wlać rozczyn i całość wymieszać. Ciasto przykryć ścierką i odstawić na 30 min. Następnie z tak przygotowanego ciasta formować kule. Garnek z gotującą się wodą przykryć gazą lub lnianą ściereczką. Warto ją przywiązać do uchwytów garnka, aby nie zsunęła się do środka, i zrobić w niej wgłębienie. Na gazie układać uformowane w kule ciasto, przykryć miską i parować ok. 20 min. Danie można przyrządzić także w parowarze. Przed podaniem parowańce polać rozgrzanymi w rondelku malinami z cukrem.

117


kuchnia nadbużańska

kuchnia nadbużańska l a t e m

L

ato to przede wszystkim uczta dla podniebienia, jakiej nie zaznamy w żadnej innej porze roku. Przydomowy ogródek aż kipi wtedy witaminową różnorodnością. Korzystajmy z niej. Jedzmy owoce i warzywa. Eksperymentujmy z nimi. Przetwarzajmy je, aby podczas jesienno-zimowych miesięcy w każdej chwili móc wrócić do tych beztroskich letnich dni i kulinarnych biesiad. zdjęcia: shutterstock

Nalewka z wiśni Wiśnie roztaczają wokół siebie aromat lata. Włożone do szklanego gąsiora i zasypane cukrem w krótkim czasie dają klarowny płyn – wyśmienitą nalewkę, która jest eliksirem młodości dla naszego serca, wspomaga procesy trawienne i reguluje sen. Letni wieczór w przydomowym ogrodzie to wyborny klimat do degustacji krwistoczerwonego trunku. 

Kompot z czerwonych porzeczek Porzeczka to skarbnica witamin i minerałów. Zawarta w niej witamina P (rutyna) ułatwia przyswajanie witaminy C. W skórce porzeczek znajdują się antocyjany – substancje, które skutecznie zwalczają groźne dla naszego zdrowia bakterie E.coli. Popijany po posiłku kompot z porzeczek ułatwia trawienie. 

Naleśniki z malinami Któż z nas nie lubi naleśników? Zapełnienie ich środka zależy od naszej fantazji. Jedną z naleśnikowych wariacji jest malina – owoc stary jak świat, ważny i ceniony nie tylko przez gospodynie domowe. Sok z malin wzmacnia układ odpornościowy, zaś owoc zastosowany jako wypełniacz naleśnikowego rulonu wspaniale dopełnia kulinarną ucztę po obiedzie. 

Agrest Zawiera duże ilości magnezu, witaminy A i B oraz soli mineralnych. Medycyna ludowa stosuje go przy leczeniu otyłości i zaburzeń przemiany materii. Francuscy znawcy kuchni uwielbiają sos agrestowy, który podnosi smak potraw rybnych. Czas więc, abyśmy i my docenili ten zielony owoc określany „winoroślą północy”, który ususzony stanowi namiastkę ­rodzynek. 

118

Konfitura z aronii Aronia to swoisty eliksir młodości, warto więc przechowywać ją w słoiku przez cały rok. Sposób na to jest prosty: wystarczą owoce aronii, cukier i cytryny. Wszystko to rozgrzane na gorącym ogniu i zmieszane tworzy pyszną konfiturę, idealną w połączeniu z gorzką herbatą. Aronia ma właściwości ochronne dla organizmu, a przede wszystkim poprawia ­trawienie. 

kraina bugu · lato/jesień 2012


na nadbużańskim stole

Szynka swojska naturalna

na nadbużańskim

s t o l e

To szynka z półki premium. Do jej produkcji użyto najbardziej delikatnego, ręcznie obrobionego mięsa z szynki wieprzowej. Swoją kruchość zawdzięcza wyjątkowej recepturze i naturalnym przyprawom, w których jest marynowana. Jej aromat potęguje wędzenie drewnem olchy i dębu z nutką drewna wiśni. Poddana jest procesowi parzenia, podczas którego wszystkie zioła i przyprawy wzajemnie się przenikają, tworząc niepowtarzalny bukiet delikatnego smaku i aromatu.

29,00 zł/kg

18,30 zł/kg

www.moscibrody.pl

1,99 zł

Kefir Ukwaszany specjalnie wyselekcjonowanymi bakteriami, dzięki którym zachowuje wyjątkowy aromat. Orzeźwia i poprawia trawienie, dzięki czemu wpływa na utrzymanie szczupłej sylwetki. Ponadto bogaty jest w witaminy: A, B2, B12 oraz wapń, fosfor, potas i cynk.

16,90 zł/kg

Edamer Light Probiotyk i Gouda Light Probiotyk To sery dojrzewające, zawierające bakteryjne kultury probiotyczne. Są to znane marki uzupełnione o składniki prozdrowotne. Obniżona zawartość tłuszczu i dodatek szczepów probiotycznych to propozycja dla szczególnie dbających o prozdrowotne cechy żywności i ceniących za to produkty mleczarskie. Ciągle rosnące tempo życia, a wraz z nim większe narażenie na stres, infekcje, pogarszający się ogólny stan zdrowia, niekorzystne wpływy zmian klimatycznych, to czas, w którym bezwzględnie należy wspomóc naturalne siły obronne organizmu, nie stosując chemicznych suplementów diety, stawiając zaś na znane sprawdzone marki. www.osmkosow.pl

www.osm.siedlce.pl

Kefiry deserowe z konfiturą Doskonałe połączenie kremowego kefiru z domową konfiturą z sezonowych, polskich owoców. Dostępny w trzech wariantach: z dodatkiem konfitury śliwkowej, wiśniowo‑jabłkowej oraz truskawkowo-jabłkowej. Kremowa konsystencja oraz właściwości odżywcze sprawiają, że może być spożywany jako owocowy deser, pożywna przekąska lub klasyczny koktajl. Wyprodukowany wyłącznie z naturalnych składników – bez dodatku zagęstników, wzmacniaczy smaku, aromatów, barwników ani konserwantów.

2,00 zł

www.piatnica.com.pl

materiał promocyjny

119


sport i aktywność

kajakiem tekst:

po Bugu

Józef Tworek 

zdjęcia:

Krzysztof Bielak (www.bielakphoto.eu)

Według zgodnej opinii doświadczonych wodniaków kajakarstwo jest wyjątkowo przyjemnym i zdrowym sposobem spędzania wolnego czasu i obcowania z naturą. Z kajaka świat wygląda zupełnie inaczej. Inaczej postrzegamy naturę i krajobrazy, obcujemy z przyrodą i doceniamy jej niepowtarzalne piękno, zaczynamy bardziej interesować się otaczającą nas florą, światem owadów, a przede wszystkim przebogatym światem awifauny. 120

B

iorąc pod uwagę wszystkie zalety kajakarstwa, trzeba jednak pamiętać, że na spływie najważniejsze jest bezpieczeństwo jego uczestników, nie zawsze też mamy piękną słoneczną pogodę. Niemniej pokonywanie trudności i tworzenie się specyficznych więzi pomiędzy uczestnikami nawet niewielkiej wyprawy stanowi kolejny, niepowtarzalny element przygody i radości w trakcie kajakowej wędrówki. Wielu nowicjuszy na kajakowym szlaku Bugu odkrywa z zaskoczeniem, że ta rzeka jest jedną z najpiękniejszych i najbardziej naturalnych spośród dużych rzek europejskich.

kraina bugu · lato/jesień 2012


Niezwykle urozmaicone krajobrazy, wspaniała przyroda, bogata historia oraz życzliwi ludzie tworzą razem niespotykany nigdzie indziej klimat, zapewniając przyjemność podróży tą wielką rzeką. Ze względów formalnych i praktycznych Bug można podzielić na trzy odrębne szlaki kajakowe: szlak Bugu ukraińskiego: Busk – Piaseczno (135 kilometrów), szlak Bugu granicznego: Gołębie – Niemirów (399 kilometrów), i szlak Bugu w granicach RP: Niemirów – ujście rzeki (224 kilometry).

Szlak Bugu ukraińskiego Już w średniowieczu uznano, że Bug jest spławny od Buska. Szlak Bugu

Ważne informacje dla kajakarzy Historia. Przez ponad trzydzieści powojennych lat jedynie na części rzeki położonej w całości na terytorium Polski rozwijać się mógł kajakowy ruch turystyczny, powstały ośrodki i punkty obsługi turystyki kajakowej. Na szlaku Bugu granicznego kajakarze pojawili się pod koniec lat 70. XX wieku i to tylko w grupach zorganizowanych na podstawie wydawanej każdorazowo zgody. Formalności. Obecnie wystarcza‑ jące jest zgłoszenie Straży Granicznej zamiaru płynięcia na dwie godziny przed rozpoczęciem spływu, no i oczywiście prze‑ strzeganie w trakcie imprezy przepisów obowiązujących na wodach granicznych, co doskonale ułatwia strona internetowa www.strazgraniczna.pl.

Bug graniczny. Ukazały się też opracowa‑ nia przewodnikowe tego szlaku. Dyna‑ micznie przybywa turystów kajakowych na Bugu granicznym, którzy coraz częściej kontynuują wędrówkę za Niemirów i Gnojno nad Zalew Zegrzyński, zatrzymu‑ jąc się po drodze w niezwykle malowni‑ czych i atrakcyjnych miejscach Podlasia i Mazowsza. Na Bugu ukraińskim niestrudzenie od dziesięciu lat międzynarodowe spływy organizuje UKS KIKO z Zamościa. Inne rzeki. Dla kajakarzy Kraina Bugu to nie tylko rzeka Bug, lecz także jej dopły‑ wy: Rata, Sołokija, Ług, Huczwa, Uherka, Włodawka, Krzna, Muchawiec, Leśna, Nurzec, Liwiec i inne.

121


sport i aktywność

Zawiła historia Bugu Jak podaje Jan Długosz, „Bug zaliczany był do jednej z pięciu najważniejszych rzek Rzeczpospolitej, stanowiąc jeden z głównych traktów handlowych. W XVII i XVIII wieku z Wołynia spławiano Bugiem i dalej Wisłą zboże do Gdańska, a w drodze powrotnej przywożono na Ruś Czerwoną towary kolonialne, cukier, sukno, wyroby rzemieślnicze i inne towary. Oczywiście na całym szlaku, liczącym około 1200 km, kwitł handel i rozwijało się rzemiosło. W dobie I Rzeczpospolitej Bug był spławny od Buska i żeglowny od ujścia Raty w województwie bełskim”. Ze względu na swoje znaczenie Bug, obok Wisły, doczekał się w 1855 roku pięknej artystycznej alegorii dłuta Ludwika Kaufmanna, którą możemy podziwiać przed Pałacem na Wodzie w warszawskich Łazienkach. We współczesnych realiach Bug jest teoretycznie rzeką żeglowną od Brześcia, a w praktyce od Niemirowa, gdzie rozpoczyna się jego bieg w granicach Polski. W okresie I i II Rzeczpospolitej Bug od źródeł do ujścia znajdował się w całości na jej terytorium. Zmiany terytorialne po II wojnie światowej spowodowały, że Bug w swoim górnym biegu znajduje się na terytorium Ukrainy (Zachidnyj Buh), a w środkowym jako rzeka graniczna pomiędzy Polską a ZSRR, od 1991 roku pomiędzy Polską a Ukrainą i Białorusią, stanowiąc jednocześnie granicę Unii Europejskiej z tymi państwami od miejscowości Gołębie do Niemirowa. Ciekawostką jest też fakt, że do 1951 roku granica między Polską a ZSRR przebiegała wzdłuż Sołokiji do jej ujścia pod Krystynopolem (obecnie Czerwonogród) i dalej Bugiem.

122

ukraińskiego jest łatwy i niezwykle malowniczy. Rzeka początkowo silnie meandruje, przepływając przez płaskie i zabagnione tereny Małego Polesia, ale już pod Czerwonogrodem, który wchłonął historyczny Krystynopol, wpływa przełomowo na wyżynną Grzędę Sokalską o urozmaiconych brzegach i otwartych przestrzeniach, by na koniec wpłynąć za Skomorochami na teren Kotliny Hrubieszowskiej. Tuż pod Czerwonogrodem, za ujściem Raty i Sołokiji tworzą się rozległe rozlewiska. Utrudnieniem dla kajakarzy jest zapora w Dobrotworze, dlatego najczęściej wybierany jest krótszy wariant spływów, zaczynający się poniżej zapory w Starym Dobrotworze. Na całym szlaku Bugu ukraińskiego spotykamy się z wielką historią, bo rzeka przepływa przez nasycone atrakcjami i zabytkami miejscowości, takie jak: Kamionka Buska, Busk, Dobrotwór, Krystynopol, Sokal. Z rzeki cieszą wzrok lśniące w słońcu kopuły cerkwi, chybotliwe wiszące nad nami kładki, widok stad gęsi czy

pasących się nad brzegiem kóz i owiec. Szlak Bugu ukrańskiego możemy wzbogacić, zaliczając ujściowe odcinki Raty i Sołokiji, a przy okazji odwiedzić Mosty Wielkie czy legendarny Bełz. Na ukraiński szlak Bugu najłatwiej wybrać się w zorganizowanej grupie klubowej lub zapisać się na tradycyjny międzynarodowy spływ organizowany przez UKS KIKO Zamość.

Szlak Bugu granicznego Specyfika spływu granicznym odcinkiem rzeki polega na tym, że jest to jedyny szlak kajakowy w Polsce, biegnący nie tylko granicą kraju, lecz także granicą Unii Europejskiej z Ukrainą i Białorusią. Wiąże się z tym konieczność stosowania się do warunków uprawiania turystyki na wodach granicznych, widok słupów granicznych, które są zresztą pomocne w nawigacji, a także niedostępność i tak nielicznych mostów (przejścia graniczne) dla rozpoczynania lub kończenia spływowych etapów. To na tym odcinku możemy nazwać Bug „wielką,

kraina bugu · lato/jesień 2012


SPLYWY

KAJAKOWE Bugiem, Liwcem i nie tylko... RODZINNE FIRMOWE INTEGRACYJNE . OZY CZA

WYP

LNIA KAJ AKÓ W

prawosławny kompleks w Jabłecznej wita nas kolorową kapliczką na brzegu. Szlak Bugu granicznego zdominowany jest krajobrazem poleskim z jego specyficznymi odmianami na Polesiu Wołyńskim i Polesiu Zachodnim, a jego zwieńczeniem jest Międzynarodowy Rezerwat Biosfery.

Szlak Bugu polskiego Końcówka szlaku Bug graniczny i początek szlaku w granicach RP to mocne uderzenie krajobrazu Podlaskiego Przełomu Bugu, którego niepowtarzalne piękno prezentowane jest m.in. w scenach filmowych „Nad Niemnem”. Odsłona Bugu za Niemirowem i Gnojnem to wspaniały szlak na granicy Mazowsza i Podlasia z pięknymi morenowymi wzgórzami, piaszczystymi plażami i wyspami. To dalej ta sama wielka, zielona rzeka z tą zaletą, że wciąż naturalna i pełna historycznych tradycji rybołówstwa, flisactwa, rzemiosła i handlu, a przede wszystkim wspaniałej przyrody. 

REKLAMA

zieloną rzeką”. Dla ludzi szukających spokoju i kontaktu z przyrodą są tu idealne warunki do prawdziwego kontaktu z naturą, ale miłośnicy historii i architektury również nie będą zawiedzeni. Co pewien czas zaskakiwani jesteśmy widokami kościelnych wież lub kopuł cerkwi, zabudową i zabytkami dawnych nadbużańskich miasteczek i rezydencji. To na Bugu granicznym zobaczymy z perspektywy kajaka najbardziej wysunięty na wschód punkt Polski pod Zosinem, ruiny słynnego zamku Ostrorogów w Kryłowie, zapisanego w dziejach Polski i Litwy Horodła, otrzemy się o dzieje Gotów w Hrubieszowskiem i przekonamy się, dlaczego rzeka nabiera tu jasnobrązowego koloru. Granicznym Bugiem mijamy trójstyk granic Polski, Ukrainy i Białorusi czy historyczną granicę Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego przy ujściu Włodawki. Tą rzeką możemy wpłynąć prawie do centrum miasta, by zwiedzić jego zabytki, dalej Kodeń ze słynną bazyliką i cudownym obrazem, a leżący nad Bugiem słynny

www.splywy-kajakiem.pl


natura/birdwatching

Wiedziałem, że gdy po kilku deszczowych dniach w połowie sierpnia nastąpią upały, bociany rozpoczną swoją odwieczną wędrówkę ku afrykańskim zimowiskom. To trzeba zobaczyć, dlatego niemal co roku staram się wyskoczyć poza miasto, by obserwować i kontemplować to niezwykłe zjawisko. Kilka dni urlopu i ruszam w Krainę Bugu, gdzie bocianów jest najwięcej, a ludzie opowiadają o nich najchętniej.

Z

aletą Podlasia jest także to, że żniwa są tutaj najpóźniejsze, a nawet jak uda się je zrobić wcześniej, to około połowy sierpnia wypadną sianokosy. Bociany mają gdzie sejmikować, a nad nagimi polami lub łąkami w słoneczne dni powstają kominy wznoszącego się, ogrzanego słońcem powietrza. Nie wiadomo, kto i jak daje sygnał. Ptaki dotychczas leniwie grzejące się w słońcu po kolei zrywają się do lotu i wznoszą się coraz wyżej. Młode, o jeszcze ciemnych dziobach, podążają za dorosłymi. Przed nimi kilka miesięcy lekcji latania, nawigowania i wytrwałości. Kto egzaminu dorosłości nie zda, zginie. Pokonać trzeba ponad dziesięć tysięcy kilometrów, zdając się tylko na wytrzymałość własnych piór i wytrwałość mięśni. W zależności od liczebności boćków w okolicy, dziesiątki lub setki ptaków wirują w szalonym tańcu, krążąc wokół niewidzialnej osi powietrznego komina unoszącego się coraz wyżej i wyżej. Bociany po chwili są widoczne tylko jako niewielkie punkty

na chabrowym niebie. Dzięki lornetce można je obserwować jeszcze przez chwilkę. Żaden nie porusza skrzydłami. Na tym polega doskonałość szybowników. Cały wysiłek spoczywa na kościach, ścięgnach i więzadłach. Mięśnie nie podołałyby takiemu wysiłkowi. Są potrzebne przy starcie i lądowaniu oraz podczas manewrowania. Młode muszą nauczyć się topografii terenu i orientacji w trójwymiarowej przestrzeni, by za niecały rok powrócić tam, gdzie przyszły na świat. Można się zastanawiać, czy ojczyzną naszych bocianów jest na pewno Polska. Przylatują do nas w pierwszej połowie kwietnia, a odlatują już w drugiej połowie sierpnia. Są u nas tylko nieco ponad cztery miesiące. Miesiąc trwa wysiadywanie jaj, a trzy miesiące opieka nad potomstwem. Potem bocianie rodziny łączą się w stada z sąsiadami i odlatują. Jesienna wędrówka trwa 3–4 miesiące. Dziennie mogą pokonać dystans nawet pięciuset kilometrów, zwykle pokonują jednak o wiele mniej. Robią przerwy, żerują, integrują się

kraina bugu · lato/jesień 2012


andrzej g. kruszewicz Wybitny polski ornitolog, doktor nauk weterynaryjnych. Od 2009 roku dyrektor zoo w Warszawie. Twórca tamtejszego Ptasiego Azylu, w którym od 13 lat leczone są ranne dzikie ptaki. Autor blisko 20 książek.

bocian ptak niezwykły z towarzyszami podróży. Muszą ominąć Morze Śródziemne, gdyż nad wodą nie potrafią szybować. Nasze bociany robią to nad Bosforem. Niemieckie i bardziej zachodnie nad Gibraltarem. Nasze lecą więc przez Bałkany, Bliski Wschód i Izrael do Afryki wschodniej, gdzie na sawannach na południe od Sahary żerują na masowo rojących się szarańczach różnych gatunków. Niemieckie lecą do Afryki zachodniej. Mają dużo bliżej. Po 4–5 miesiącach spędzonych stadnie na sawannach Afryki, boćki zaczną wędrówkę wiosenną. Ta jest szybsza. Trwa 2–3 miesiące. Najkrócej lecą stare, doświadczone samce. Chcą być pierwsze, by zająć swe zeszłoroczne gniazda. To ważne, gdyż gwarantuje spokój. Nie będzie bójek o gniazdo. Poza tym jest szansa, że powróci zeszłoroczna samica, a wtedy nie będzie trzeba tracić czasu na długie zaloty i grę wstępną, tylko niemal od razu da się przystąpić do lęgu. To też ważne. Wcześniej poczęte bocianiątka będą starsze, a więc silniejsze, gdy przyjdzie czas na kolejną, jesienną wędrówkę. Zajęcie starego gniazda przez siebie zrobionego ułatwi jego remont po zimie. To oszczędzi czas. Poza tym w starym znajomym gnieździe są stare znajome pchły, a swoje pchły mniej dotkliwie gryzą. W bocianich gniazdach jest wielu sublokatorów. Poza pchłami i krwiopijnymi roztoczami mieszkają w nich wróble i szpaki. Duże bocianie gniazdo może ważyć trzy tony. Nic więc dziwnego, że dawniej zawalały się pod nimi stodoły i że stada wróbli mogą mieć w nich swój dom. Całoroczny.

Dozgonna wierność jest więc u bocianów przesądem. Samiec zaakceptuje pierwszą samicę, jaka pojawi się wiosną przy jego gnieździe. Czasem samice walczą ze sobą o prawo do gniazda, a więc i do samca. Częściej wygrywa rezydentka z ubiegłego roku, bo ma silniejsze motywacje. Bywa jednak różnie. Samiec nie może czekać na samicę zbyt długo, bo jego dzieci nie zdążą wyrosnąć, zanim nastąpi czas odlotu. Pośpiech jest więc potrzebny. Stąd akceptacja dla pierwszej zainteresowanej. Dwa bociany na gnieździe nie muszą być tymi samymi co przed rokiem. Partnerzy zmieniają się. Stałe jest gniazdo. Ono jest w życiu bocianów najważniejsze. Dlatego bociany są stamtąd, gdzie mają swe gniazdo. U nas mają ich ponad pięćdziesiąt tysięcy. Co czwarty bocian na świecie jest Polakiem. Przesądów na temat bocianów jest więcej. Jeden z nich dotyczy przynoszenia dzieci przez bociany. Skąd się wziął? Sporo o tym myślałem i szukałem starych przypowieści. Wniosek jest jeden: niespodziewane narodziny zdarzały się częściej wiosną, gdy przylatują bociany. Do niedawna narodzin dziecka nie kojarzono z kontaktem płciowym. Gdy od połowy kwietnia, czyli okresu przylotu bocianów, odejmie się dziewięć miesięcy trwania ludzkiej ciąży, to wypadnie nam połowa lipca, czyli okres żniw. Dawniej młodzi ludzie mogli na siebie zerkać ukradkiem jedynie podczas mszy, odpustów lub jarmarków. Szansy na bliskie spotkanie sam na sam nie było, zbyt wiele par oczu widziało wszystko wokół. Wyjątkiem był

okres żniw, kiedy wszyscy mieszkańcy wsi dniami i nocami byli w polu, pomagając sobie wzajemnie i wymieniając przysługi. Zmęczenie, wieczorny posiłek, spanie w polu sprzyjały zacieśnianiu znajomości, a efektem tego były niespodziewane narodziny. Trzeba to było jakoś młodszemu rodzeństwu wytłumaczyć. Padło na bociana, bo niemal święty, nietykalny i akurat się pojawił. Gdy się mieszkańca wsi spyta o pokarm bocianów, to często pada zdecydowana odpowiedź: zjada wszelkie paskudztwo, głównie żaby. Prawda jest jednak inna. Żaby są mało pożywne, składają się głównie z wody i toksyn zawartych w ich skórze. Dzieci na nich bocian nie wykarmi, ale po powrocie z Afryki, przy roztopach nie ma jeszcze ani owadów ani gryzoni, ulubionego pokarmu bocianów. Są za to żaby, łatwo dostępne i łatwe do schwytania. Bocian zjada je tylko z głodu, z braku innego pokarmu. Bywa, że przynosi do gniazda jeszcze żywe zaskrońce, padalce i jaszczurki, a także pijawki, pęki dżdżownic i drobne ryby. Bez owadów i gryzoni budżet energetyczny rodziny bocianów nie może być jednak zbilansowany. 

125


w krainie leśnej wody tekst:

Maciej Omelaniuk 

zdjęcia:

Grzegorz Leśniewski

Dziś zabieramy państwa na niezwykłą wędrówkę wzdłuż ścieżki przyrodniczej „Jeziorka Kałęczyńskie”. Kilka godzin spędzonych na łonie natury będzie dopełnieniem i tak udanego letniego dnia, bo czy może być inaczej, kiedy wokół szumią drzewa, a krajobraz wypełniają błękitne wody jeziorek polodowcowych oraz niezwykłe przyrodnicze okazy?

N

a mapie krajoznawczej gminy Stoczek w powiecie węgrowskim to wyjątkowa atrakcja, nie tylko przyrodnicza, której nie wolno nam pominąć w wakacyjnych wędrówkach na skraju Mazowsza i Podlasia. Do tego urokliwego miejsca możemy dostać się autobusem, wyruszając z przystanku PKS w Węgrowie lub Sadownem do miejscowości Huta Gruszczyno. A potem czeka nas wybór: albo zwiedzamy tę trasę pieszo, bo to w końcu zaledwie 9 kilometrów, albo na rowerze, zahaczając po drodze

126

o dodatkowe atrakcje, których tutaj nie brakuje. Na trasie naszej wyprawy ustawiono 11 tablic edukacyjnych, które przybliżą nam specyfikę przyrodniczą i kulturową ścieżki „Jeziorka Kałęczyńskie” i opowiedzą o poszczególnych gatunkach fauny i flory występujących w tym miejscu. Warto wziąć ze sobą lornetkę, bo okazji do podglądania rzadkich gatunków ptaków czy płazów, zamieszkujących wody licznych jeziorek, będzie wiele, tym bardziej że na trasie ustawione są specjalne punkty widokowe. Ścieżka ta, jak podpowiadają nam napotkane

tablice, została utworzona w 2002 roku, a jej nazwa wzięła się od malowniczej wsi Kałęczyn, w której – jak się przekonamy – zatrzymał się czas. Turysta, który po raz pierwszy pojawi się w tym miejscu, ma nieodparte wrażenie, że dotarł na kresy. Przyroda, architektura, ludzie zdają się żyć tutaj własnym niespiesznym rytmem, całkowicie polegając na matce Naturze, która wyjątkowo hojnie obdarowała ten skrawek Krainy Bugu. Zaznaczmy, że ścieżka przyrodnicza „Jeziorka Kałęczyńskie” znajduje się na obszarze Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego.

kraina bugu · lato/jesień 2012


natura/przestrzeń natury bocianów, brodźców samotnych i wielu innych. W spokojnej leśnej toni rej wodzą żaby, a w przybrzeżnych szuwarach rajcują błotniaki stawowe. Nad jeziorkiem pochylają się ponadstuletnie sosny i zwiewne brzozy, po których nocą spuszczają się do wody drobniutkie gwiazdy. Wędrując szlakiem, napotkamy liczne pomniki przyrody, na przykład lipę drobnolistną, śródleśne wysepki, mostki na wąziutkich kanałach, które dopełniają obrazu tego malowniczego zakątka. Mijane wsie i spotykani ludzie noszą

w sobie burzliwe dzieje tych ziem, ale i fascynujące epizody. Dość wspomnieć, że we wsi Stare Lipki, położonej wzdłuż szlaku Jeziorek Kałęczyńskich, bywała Maria Dąbrowska, która w „Nocach i dniach” i „Dziennikach” zostawiła ślad swojej tutaj obecności. 

www.mazovia.pl

Głównym celem naszej wyprawy są polodowcowe jeziorka, porozrzucane w niewielkiej odległości od siebie, ale stanowiące jeden organizm – wyjątkowy pod względem przyrodniczym. Warto spędzić kilka chwil nad każdym z nich, zatrzymać w kadrze urok chwili, nasycić się widokiem, który będzie towarzyszył nam przez kilka następnych dni. Pomiędzy Stoczkiem a Starąwsią napotkamy rezerwat faunistyczny „Moczydło”, a w nim śródleśne, zarastające jeziorko. To oaza ponad 60 gatunków ptaków, m.in. trzech gatunków kaczek, perkozów, kurek wodnych, żurawi, czarnych

127


natura/obiektyw tabora

Czapla siwa (Ardea cinerea)

Ptak gnieżdżący się kolonijnie (czaplińce) na wysokich drzewach w pobliżu wód. Długość ciała wynosi około 100 cm, rozpiętość skrzydeł do 170 cm. Gatunek charakteryzuje się popielatoszarym upie‑ rzeniem, białawą głową i szyją, ciemnym pasem nad okiem i ciemnym czubkiem z tyłu głowy. Jego głównym pożywieniem są ryby, które połyka w całości, a także inne małe kręgowce związane ze środo‑ wiskiem wodnym. Występuje w Europie, w środkowej oraz południowo‑wschod‑ niej Azji i wyspowo w Afryce. W Polsce jest ptakiem pojawiającym się coraz liczniej na nizinach. Czaple przylatują do nas w marcu, odlatują na ogół w listopadzie, choć część z nich zostaje na zimę. t

128

kraina bugu · lato/jesień 2012


Artur Tabor (1968–2010) Jeden z najwybitniejszych polskich fotografików przyrody. Specjalizował się w zdjęciach ptaków i zwierząt w ich naturalnym środowisku. www.arturtabor.pl

Bocian czarny (Ciconia nigra)

To duży, silny ptak z rzędu brodzących, charakteryzujący się długimi nogami i długim dziobem. Długość ciała dochodzi do 90 cm, rozpiętość skrzydeł do 190 cm, waga zaś do 3 kg. W odróżnieniu od bo‑ ciana białego (Ciconia ciconia) gniazda zakłada w niedostępnych miejscach, w głębi drzewostanów na wysokich drzewach. Główne pożywienie bociana czarnego stanowią drobne kręgowce wodne. Ten gatunek o niezwykłej barwie zamieszkuje Eurazję i część Afryki, można go też spotkać na całym terytorium Polski, jednak dość rzadko. Z tego względu podlega ścisłej ochronie gatunkowej. Zimuje w południowej i wschodniej Afryce i południowej Azji. t

129


nasze rekomendacje CENTRUM AKTYWNOŚCI ACTIVE ADVENTURE ANDRZEJ WIERZBA ul. Dubois 2, 17-307 Mielnik tel./faks: 85 657 70 67, 606 662 225 www.active‑adventure.pl, e‑mail: active.adventure@tlen.pl ceny: kajaki 30 zł/doba, łodzie 50 zł/doba, rowery 25 zł/doba, paintball 50 zł/200 kulek – co 2 gratis, dowóz 1,20 zł/km Zapraszamy osoby ceniące aktywny wypoczynek i rekreację. Wypożyczamy kajaki i łodzie na spływ po rzece Bug. W ofercie również rowery górskie oraz paintball. Dysponujemy polem paintballowym i biwakowym nad rzeką.

KajakNaWeekend.pl to alternatywa weekendowego, aktywnego wypoczynku z dala od zgiełku wielkiego miasta i obcowanie na łonie dzikiej przyrody parków narodowych i krajobrazowych, wśród puszczańskich rzek, sielskiego krajobrazu podlaskiej wsi. Odkryj z nami rzeki Podlasia!

INSTRUKTOR MAREK POMIETŁO

OPEN – BUG HENRYK JÓZIUK

tel.: 606 972 793 www.kajaki.nadbugiem.pl, www.VisitEast.eu e‑mail: mp@nadbugiem.pl

ul. Trubakowska 4a/21, 22-100 Chełm tel.: 504 061 040 www.splywykajakowe.su.pl, e-mail: joziuk44@vp.pl

PRZYGODA ZACZYNA SIĘ TUTAJ! SPŁYWY KAJAKOWE GRANICĄ UE! Aktywny wypoczynek – spływy kajakowe w Dolinie Środkowego Bugu – granicą UE. Bug, Włodawka, Krzna, Leśna – organizacja spływów kajakowych dla firm, zorganizowanych grup i turystów indywidualnych. Koszt uczestnictwa od 60 do 120 zł w zależności od trasy i liczby uczestników.

Prężnie działająca firma z doświadczeniem na rynku usług rekreacyjno-sportowych w Chełmie i okolicach. Oferujemy szereg usług z zakresu rozrywki dla grup zorganizowanych i klientów indywidualnych. Organizujemy spływy kajakowe rzeką Bug. Zapewniamy ratownika z uprawnieniami, ratownika WOPR i ubezpieczenie.

Gospodarstwo Agroturystyczne „ U Waldka” Waldemar Bielak

Gospodarstwo Agroturystyczne Jarosław Tyszka

Ostromęczyn Kolonia 39, 08-210 Platerów tel.: 83 357 96 72, 505 104 786 www.uwaldka.pl, e‑mail: ostromeczyn@o2.pl ceny: 30–40 zł/doba, wyżywienie całodzienne 35 zł Całoroczne gospodarstwo na wschodzie Mazowsza. Doskonała baza noclegowa. Własne grodzisko, żywy labirynt, staw, grill, kucyki, kózki, rowery i dobre jedzenie. Dziewicza przyroda, folklor, zabytki w okolicy i edukacja przyrodnicza.

Klepaczew 6a, 08-221 Sarnaki tel.: 505 618 416 www.klepaczew.of.pl ceny: 130–200 zł/doba

GOSPODARSTWO AGROTURYSTYCZNE „KULIKOWO”

GOSPODARSTWO AGROTURYSTYCZNE „DOMEK NA ZIELONEJ” LUCYNA SZCZUR

Rzewuszki 11, 08-220 Sarnaki tel.: 83 359 93 23, 504 906 923 www.agrolipa.republika.pl, www.topola2.republika.pl e‑mail: mazurek4@poczta.onet.pl “Kulikowo” to przytulna leśniczówka z dwoma sypialniami, kuchnią, łazienką i pokojem z kominkiem. Obiekt znajduje się na terenie parku krajobrazowego „Podlaski Przełom Bugu”. Latem jest tu wyjątkowo, słychać szum lasu i śpiew ptaków o poranku. Teren jest ogrodzony z miejscem do parkowania, placem zabaw i rekreacji. Zapraszamy gości ze zwierzętami.

130

KAJAKNAWEEKEND.PL www.kajaknaweekend.pl e‑mail: info@kajaknaweekend.pl, tel: 501 475 706 cena: od 30 zł/dzień

Bug to jedna z największych nieuregulowanych rzek Polski, która zachowała swój naturalny wygląd. Jeśli chcesz wypocząć w ciszy i nacieszyć oczy widokiem pięknych krajobrazów i dziko żyjących zwierząt – Przyjedź do Klepaczewa!

Kryłów, ul. Zielona 6, 22-530 Mircze tel.: 84 651 98 90, 785 639 069 www.krylow.net.pl, e‑mail: domeknazielonej@gmail.com ceny: 30 zł/doba/os. dorosłe, dla dzieci przewidziana zniżka Gospodarstwo położone w cichej okolicy. Rzeka Bug w „zasięgu ręki”. Do dyspozycji gości przytulny, wolnostojący domek, otoczony sadem i ogrodem, z miejscem na parking, ognisko, grill i namiot. Miejsca noclegowe dla 4 osób, aneks kuchenny, łazienka, Wi‑Fi, TV, radio.

„NAD JEZIORKIEM” GOSPODARSTWO AGROTURYSTYCZNE

DOMY WAKACYJNE NADBUŻAŃSKA CISZA MAGDALENA I WŁODZIMIERZ POPRAWSCY

Chrołowice 15, 17-312 Drohiczyn tel.: 85 655 71 60, 606 974 433 www.nadjeziorkiem.eu, e‑mail:m.zabokrzecki@op.pl ceny: nocleg od 30 do 40 zł, wyżywienie od 12 do 49 zł

Matcze 52, 22-523 Horodło tel.: 505 150 269 www.nadbuzanska‑cisza.pl, e‑mail: info@nadbuzanska‑cisza.pl, ceny: od 70 zł/doba

Gospodarstwo położone na uboczu, bezpośrednio przy nadbużańskim szlaku rowerowym. Na terenie posesji jest malownicze starorzecze Bugu i las. Zapewniamy rodzinną atmosferę, domową kuchnię i bliski kontakt z naturą. Dysponujemy rowerami, kajakami, łódką wędkarską i salą z kominkiem.

Miejsce dla ludzi ceniących ciszę i spokój, pragnących wypoczywać bez dzieci. Proponujemy zakwaterowanie w drewnianych, komfortowo urządzonych domach. Do dyspozycji gości oddajemy basen kąpielowy z wydzieloną plażą, chatę grillową i miejsce na ognisko. Wypożyczamy kajaki.

OŚRODEK WCZASOWY „PARTNER”

OŚRODEK WYPOCZYNKOWY „UROCZA”

Serpelice, 08-221 Hołowczyce tel.: 83 359 81 26, 504 295 306 www.partnerturuta.pl

Serpelice 123, 08-220 Sarnaki tel.: 83 359 81 25, 606 429 932 www.urocza.pl

Serdecznie zapraszamy klientów indywidualnych oraz grupy zorganizowane do wypoczynku w naszym ośrodku. Oferujemy komfortowe pokoje lub zakwaterowanie w domkach kempingowych. Świadczymy usługi restauracyjne i cateringowe. Nasze dania oparte są na polskiej domowej kuchni. Rozległy teren ośrodka pozwala na organizację imprez do 1000 osób.

Oferujemy miejsca noclegowe w pensjonacie i domkach letniskowych. Wśród atrakcji: rejsy statkiem lub łodzią wikingów po Bugu, kajaki, rowery, ogródek grillowy, miejsce na ognisko. Zapraszamy na Podlasie.

materiał promocyjny



materiał promocyjny


Drukarnia • Producent Reklam • Upominki Reklamowe Serwisy WWW • Reklama na Telebimach 08-102 Siedlce • ul. Starzyńskiego 5 tel.: 25 644 18 00; 25 632 27 72 • biuro@foldruk.media.pl

www.foldruk.media.pl


w następnym numerze K o l e j n y ,

z i m o w y

n u m e r

j u ż

w

g r u d n i u !

Mecenasi przeszłości W czasach komunizmu ich mury straszyły nie tylko dzieci. Dziś, dzięki staraniom osób prywatnych, nadbużańskie dwory odzyskują dawną świetność i znów zdobią podlaskie wsie i miasteczka.

KRYSTYNA SIENKIEWICZ

MACIEJ FALKIEWICZ

Od lat rozśmiesza Polaków we wszystkich zakątkach kraju, choć w swojej karierze grała też role dramatyczne. Krystyna ­Sienkiewicz mówi o sobie, że jest i facetem, i babą, takim współczesnym „dwa w jednym”.

Mianem „człowieka orkiestry” określają go znajomi, patrząc na wachlarz uzdolnień, jakimi natura obdarzyła malarza. Jaki jest naprawdę Maciej Falkiewicz?

Traumatyczne sytuacje, których doświad‑ czyła jako dziecko, dały jej siłę na całe dorosłe życie. Wszystko zawdzięcza sobie i wspaniałym kobietom, które spotkała na swej drodze. Stanowczo zastrzega, że żaden facet nie pomógł jej w karierze. Wciąż niesamowicie aktywna, mówi, że nie ma czasu się starzeć. Emerytura? Nigdy w życiu, nie chcę być zmurszałą sta‑ ruszką z pobożnymi piersiami, które pada‑ ją do kolan – jej piersi mają być na swoim miejscu. Radzi, aby życie, które z natury jest niezdrowe, leczyć śmiechem, a w ra‑ zie potrzeby skontaktować się z Sienkie‑ wiczem lub najbliższym farmaceutą.

Redaktor naczelna: Katarzyna Karczewska Sekretarz redakcji: Justyna Franczuk Zastępca sekretarza redakcji: Sylwia Dziuban Dyrektor artystyczny: Andrzej Zawadzki Grafik: Beata Podwojska Fotografie: Bartek Kosiński, Sylwia Garucka, Michał Rząca, Artur Tabor Etnografia: Barbara Ogrodowska Mapy: Ryszard Piwowar Felietoniści: Andrzej G. Kruszewicz, Paul Lasinski, Leszek Stafiej, Maciej Wawryniuk

Dawniej na Podlasiu dwory liczono w setkach. Potem przyszły zawirowania historyczne i wiele z nich uległo całko‑ witemu zniszczeniu i zapomnieniu. Dziś nadbużańskie perełki architektoniczne są przywracane do życia dzięki potomkom dawnych właścicieli, którzy upominają się o rodowe dziedzictwo. To dzięki ich determinacji i sile dawne budowle wracają na Podlasie, przynosząc ze sobą genius loci – ducha opiekuńczego miej‑ sca. Może go poczuć każdy z nas, bowiem wiele z dworów przekształcanych jest w klimatyczne pensjonaty.

On-line: Jacek Dziuban Współpraca: Maciej Omelaniuk, Tomasz ­Wawryniuk, Agnieszka Janiszewska, Janusz Kowalski Korekta: Agata Rękawek Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam oraz materiałów promocyjnych. Przedruk tylko za zgodą redakcji. Zabroniona jest sprzedaż numerów bieżących i archiwalnych „Krainy Bugu” po cenie niższej od ceny detalicznej ustalonej przez wydawcę.

Wydawnictwo: Agencja Reklamowo-Wydawnicza Kraina Bugu Dyrektor Wydawniczy: Daniel Parol Adres redakcji: ul. Rynek 12, o8-2oo Łosice e-mail: magazyn@krainabugu.pl Reklama: Edyta Gregorczuk, Krzysztof Sobota, Agnieszka Skawska e-mail: reklama@krainabugu.pl Nakład: 8 000 egz.



5


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.