UROSZCZENIA I TRANSAKTUALNOŚĆ W HUMANISTYCE. FLORIAN ZNANIECKI: DZIEDZICTWO IDEI I JEGO PĘKNIĘCIA

Page 1

UROSZCZENIA I TRANSAKTUALNO ŚĆ W HUMANISTYCE FLORIANDZIEDZICTWOZNANIECKI:IDEIIJEGOP Ę KNI Ę CIA Kraków 2022 Lech Witkowski

Oficyna Wydawnicza „Impuls” 30-619 Kraków, ul. Turniejowa 59/5 tel./fax: (12) 422 41 80, 422 59 47, 506 624 220 www.impulsoficyna.com.pl, e-mail: impuls@impulsoficyna.com.pl Wydanie I, Kraków 2022

© Copyright by Oficyna Wydawnicza „Impuls”, Kraków 2022 Recenzenci: prof. zw. dr hab. Stanisław Zbigniew Kowalik prof. zw. dr hab. Kazimierz Przyszczypkowski prof. zw. dr hab. Andrzej Radziewicz-Winnicki Korekta: Magdalena Polek Opracowanie typograficzne: Katarzyna Kerschner Alicja Kuźma Projekt okładki: Alicja Kuźma Książka dofinansowana ze środków Akademii Pomorskiej w Słupsku i afiliowana tamże ISBN 978-83-8294-050-3

W 140. rocznic ę urodzin Floriana Znanieckiego dedykuję tę ksi ążkę Profesorowi Zbigniewowi Kwieciń skiemu na jubileusz Jego osiemdziesię ciolecia oraz z okazji czterdziestolecia naszej współ pracy akademickiej na rzecz odnowy pedagogiki i edukacji. Lech Witkowski

Specjalista, którego horyzont myślowy zacieśnia się do problemów będ ą cych aktualnie na czasie w jego w ą skiej dziedzinie bada ń, może z inspiracji twórczych przewodników wykona ć wartościow ą pracę, przydatną dla innych uczonych i przyczyniającą się do postępu wiedzy. Prawdziwie twórczym uczonym nie stanie się jednak nikt, kto nie jest my ślicielem, wykszta łconym na kolejnych wielkich wzorach my śli systematycznej i krytycznej, komu brak ś wiadomości, że jego choć by najwa ż niejsza w ł asna praca jest tylko male ń k ą cz ą stk ą rozleg ł ej, mozolnej, nieskoń czenie ró ż norodnej i wci ąż rosn ą cej produkcji niezliczonych pracowników – dawnych, obecnych i przyszł ych.

Florian Znaniecki, Studia nad antagonizmem do obcych (1931, s. 22)

Florian Znaniecki, Społ eczne role uczonego (1984b, s. 439–440) Na ca ł ym polu socjologii jest to samo. Próbując zrewidować jakiekolwiek, choćby na pozór ciasne i specjalne zagadnienie, socjolog natra fia w post ępie analizy na takie kwestie, które zmuszają go do domagania się rewizji podstaw dotychczasowych ca łej wiedzy humanistycznej.

Znaniecki jako fi lozof moralności w 1914 roku .......................................... 126

Filozof jeszcze w 1927 roku: bariera historyczności istnienia i wa żności systemowo ograniczonej ..................................................................... 134

Znaniecki wobec idei rzeczywistości praktycznej w 1912 roku .................... 120

Zamiast zakończenia: ówczesna dyskusja fi lozoficzna ze Znanieckim ........... 138

Filozof obna ża słabości nauk spo łecznych .................................................. 124

Spis treścitre Wprowadzenieci............................................................................................. 13 Perspektywa myślowa ...... ........................................................................... 13 Nietypowy zamiar ................................................................................... 21 Sposób realizacji ..................................................................................... 29 O statusie klasyków akademickich ............................................................ 40 Struktura rozwa ża ń ................................................................................. 44 Problem z tytu łem i redakcją pracy ........................................................... 47 Podziękowania ........................................................................................ 50 Uroszczenia I. HORYZONTY RECEPCJI Dylematy czytania: Znanieckiego i o nim ....................................................... 55 Wst ęp .................................................................................................... 55 Uwarunkowania i wyzwania nowej lektury Znanieckiego ............................ 56 Dyskurs humanistyczny w pu łapkach instytucjonalizacji ............................ 66 W stronę wspólnoty poziomej ................................................................... 81 Dwa wzorcowe przypadki stosunku Znanieckiego do tradycji socjologii ...... 85 „Trzy ś wiaty” w zwrotnej i twórczej relacji oraz „upadek cywilizacji”: Bystroń o Znanieckim w 1917 roku i później ......................................... 92 Nowe czytanie Chł opa polskiego w Europie i Ameryce ................................ 96 Zderzenie z encyklopedyczną wizją dokonania Znanieckiego ...................... 99 Spór o fi lozoficzną i historyczną perspektywę interpretacji socjologii Znanieckiego ..................................................................................... 108 Zamiast zakończenia ................................................................................ 118 Filozoficzne zręby myśli m łodego Znanieckiego w latach 1910–1914 i później: w poszukiwaniu narracji dla transaktualności wartości ............................... 119 Wst ęp ..................................................................................................... 119

Znaczą ce idee Znanieckiego jako pedagoga .................................................... 141 Wst ęp .................................................................................................... 141 O ograniczeniach i pu łapkach recepcji pedagogicznej ................................ 155 Znaniecki w debacie pedagogicznej na serio .............................................. 162 Spór o d ążenia spo łeczne jako si ł y moralne ............................................... 175 Postulat radykalnej przebudowy szko ł y ..................................................... 179 W stronę „ekologii ludzkiej” .................................................................... 191 Status kategorii „szczebli rozwoju” ........................................................... 196 Zamiast zakończenia ............................................................................... 198 Szkice pedagogiczne Znanieckiego dla socjologii wychowania ......................... 207 Wst ęp .................................................................................................... 207 Samorzutne wychowanie spo łeczne .......................................................... 209 Spo łeczne warunki planowej pedagogii ..................................................... 215 G łówne zadanie spo łeczne pedagogii nowoczesnej ..................................... 218 Przygotowanie jednostki do jej funkcji spo łecznej ...................................... 224 Rozwój osobowości ludzkiej ..................................................................... 230 Zamiast zakończenia ............................................................................... 235 Przyk łady recepcji „oddechu myśli” Znanieckiego wśród nie tylko socjologów w Polsce: rekonstrukcja krytyczna ............................................................ 237 Wst ęp .................................................................................................... 237 Józef Cha łasi ński: kontrowersje wokó ł postawy ......................................... 242 Sergiusz Hessen: spór o socjologizm ......................................................... 266 Tadeusz Szczurkiewicz: uczeń bez szko ł y? ................................................. 271 Jerzy Szacki: promotor instytucjonalny ..................................................... 280 Jan Szczepa ński: dojrza łe odniesienie do mistrza ....................................... 286 Jerzy Kmita: obosieczna krytyka „czarnoksięstwa” .................................... 297 Stanisław Ossowski: między logik ą i psychologią spo łeczną ........................ 302 Pawe ł Rybicki: myślenie dziedzictwem ...................................................... 308 Zygmunt Bauman: ortodoksja bez kontynuacji ........................................... 325 El żbieta Ha łas: nowa interpretacja symbolizmu .......................................... 335 Zbigniew Boksza ński: prześ wietlanie pojęć ............................................... 345 Zygmunt Dulczewski: między biogra fi ą a dzie łem teoretycznym .................. 349 Zamiast zakończenia ............................................................................... 351 Socjologia wychowania Znanieckiego w konfrontacji „marksizmu” i socjologii edukacji w pedagogice – o podejściu Stanisława Kowalskiego i innych .................................................................................................. 359 Wst ęp .................................................................................................... 359 Znaniecki jako „burż uazyjna” przeszkoda dla marksizmu w 1959 roku ........ 362 Zarzut o ahistoryzm w myśleniu spo łecznym .............................................. 371 Idealistyczny wróg post ępu ...................................................................... 373 8 Spis treści

Przeciw pedagogice? Poza pedagogik ą? .................................................... 379 Dojrza ła odsłona postawy wobec mistrza ................................................... 390 Zamiast zakończenia ............................................................................... 397 Uroszczenia II. PRZECIW DUALIZMOM Dualizmy jako podstawowe wyzwanie fi lozoficzne dla m łodego Znanieckiego ... 407 Wst ęp .................................................................................................... 407 Uwagi o typach dualizmu ......................................................................... 409 O wartości usunięcia dualizmu ................................................................. 412 Poza dualizmem prawdy i fa łszu ................................................................. 417 Zamiast zakończenia ............................................................................... 418 Dualizm jako antagonizm spo łeczny – poszukiwanie dyskursu o obcości u dojrza łego socjologa ............................................................... 421 Wst ęp .................................................................................................... 421 Wyzwania humanistyczne w narracji socjologicznej ................................... 422 W stronę nowej konceptualizacji obcości jako antagonizmu ....................... 424 Obcość jako wyzwanie edukacyjne ........................................................... 426 Pog łębianie dualizmu: od obrony do zaczepności antagonizmu ................... 427 Zamiast zakończenia ............................................................................... 428 Krytyka dualizmów w Nocie metodologicznej Thomasa i Znanieckiego ............. 431 Wst ęp .................................................................................................... 431 Cztery b łędy socjologii „zdrowego rozsą dku” ............................................ 434 Sprzężenia treści i znaczeń kulturowych w kontek ście postaw i instytucji spo łecznych ....................................................................... 437 O relacji między psychologią spo łeczną i socjologią –kwestia indywidualizmu ...................................................................... 441 Praktyka dzia łania między technik ą spo łeczną , nauk ą i refleksyjnością ........ 445 Problemy monogra fi i grupy spo łecznej między analizą i syntezą .................. 447 Zamiast zakończenia ............................................................................... 449 Uroszczenia III. CH ŁOP POLSKI W EUROPIE I AMERYCE Tom pierwszy: kulturowo-spo łeczne uwik łania tradycji grup pierwotnych na wsi polskiej ......................................................................................... 453 Wst ęp .................................................................................................... 453 Dynamika zmian relacji rodzinnych .......................................................... 453 Postawy ekonomiczne i polityczne ............................................................ 457 Obecność religii i magii ........................................................................... 460 Postawy poznawcze ................................................................................. 466 Analizy korespondencji ........................................................................... 467 Zamiast zakończenia ............................................................................... 4719Spis treści

Tom drugi: między tradycją i indywidualizacją – wp ł ywy i rozwój ..................... 473 Tom trzeci: o dominacji „grupy pierwotnej” w przestrzeni socjalizacji ch łopskiej – dwoiste d ążności i waga metodologiczna perspektywy psychologii spo łecznej ............................................................................. 483 Wst ęp .................................................................................................... 483 O now ą metodologię bada ń ...................................................................... 485 W stronę typów ....................................................................................... 487 Między wzajemnością i uznaniem ............................................................. 491 O socjalizacji ch łopskiej .......................................................................... 492 Zamiast zakończenia ............................................................................... 495 Tom czwarty: między dezorganizacją i reorganizacją ż ycia spo łecznego ............ 497 Wst ęp .................................................................................................... 497 Typy przewodnictwa spo łecznego ............................................................. 499 O wp ł ywie księż y i Kościo ła ..................................................................... 502 Między niezmiennością i chaosem ............................................................. 504 Problem irracjonalności zachowa ń ............................................................ 506 Zamiast zakończenia ............................................................................... 507 Tom pią ty: między socjologią i psychologią spo łeczną „grupy pierwotnej” ........ 509 Podsumowanie ............................................................................................. 519 Uroszczenia IV. TRANSAKTUALNO ŚĆ TROPÓW Uroszczenia racjonalności i przedmioty historyczne w kulturze ........................ 525 Wst ęp .................................................................................................... 525 Rzeczywistość kulturowa: między aktualnością empiryczną i transaktualnością historyczną ........................................................... 526 Paradoks obecności i powracania chaosu w racjonalizacjach ....................... 533 Stopniowanie rzeczywistości poza istot ą ................................................... 536 Wielosystemowe widzenie ś wiata .............................................................. 538 Kryteria wartościowania post ępu wiedzy .................................................. 539 Ślad dekonstrukcyjnej wra żliwości ........................................................... 539 Zamiast zakończenia ............................................................................... 542 Wst ęp do socjologii przez humanistykę odsłaniają cą złożoność czynności ........ 543 Wst ęp .................................................................................................... 543 Powinności i uroszczenia socjologii .......................................................... 544 (Re)wizja humanistyki ź ród łem dla socjologii ............................................ 546 Kompleksowa wizja czynności ludzkich .................................................... 553 O realności obiektywnej znaczeń w kulturze: wyzwania idealności pozaspo łecznej ................................................................................... 560 10 Spis treści

...................

...............................................

..........................................

Marzenie

Uroszczenie odrębności przedmiotu socjologii 569 Wp ł yw jako kryterium realności spo łecznej 574 poziomy złożoności uk ładów spo łecznych 579 zakończenia 582 socjologii przez pryzmat napięć i aktualizacji kulturowych 583 Wst ęp 583 o harmonizacji biegunów 584 Skrajności faktogra fi i i uogólnień teoretycznych 586 Konieczność wspó łczynnika humanistycznego 588 Wyzwanie normatywności ....................................................................... 590 Poza psychologią „dualistyczną” i meta fi zyk ą 592

...............................................................................

Nieporozumienia wokó ł psychologii u Znanieckiego .................................. 593 O „utajonym istnieniu”, konstruowaniu i aktualizacji znaczeń systemów kulturowych 596 Specy fi ka „rozcią g łości” systemów kulturowych ....................................... 601 Między roszczeniami dawnych socjologii i typami psychologii spo łecznej .... 603 Między dualizmami strategii i dwoistością sytuacji poznawczych: doś wiadczenie ideacyjne ..................................................................... 608 Metodologia między ontologią spo łeczną , analizą teoretyczną i indukcją „analityczną” ...................................................................... 612 Zamiast zakończenia ................................................................................ 619 Role, teorie i kszta łcenie spo łeczne widziane humanistycznie .......................... 621 Wst ęp .................................................................................................... 621 Status wspó łczynnika humanistycznego i wyzwanie scholarskie .................. 621 Ślady dwoistości strukturalnych wiedzy i kszta łcenia uniwersyteckiego ....... 628

ą poznawczą ................................ 636 Niewystarczalność ramy logicznej w dzia łaniu i sprzeciw wobec ograniczeń szko ł y lwowsko-warszawskiej .............................................................. 638 Zamiast zakończenia ............................................................................... 646 Dynamika relacji w kulturze i złożoność strukturalna w przestrzeni spo łecznej .......................................................................... 649 Wst ęp .................................................................................................... 649 Biegunowości w czynnościach i procesach spo łecznych oraz kulturowych .... 650 Rozwój i twórczość w ich wspó ł rzędnych ................................................... 656 O ładzie dynamicznej wspó ł zależności ...................................................... 664 Obecność operatora versus ...................................................................... 668 Dojrzewanie do dwoistej relacji między narodami ...................................... 670 Ograniczony sposób postrzegania dylematów ............................................ 675 Kategoria „przeszkody aksjologicznej” czynności ...................................... 680 Zamiast zakończenia ............................................................................... 68111Spis treści

........................................................................

........................................

....................................................................................................

.............................................

Dwoiste

Zamiast

Metoda

...........................................................

.....................................

..........................................

Teorie między prawdziwością i p łodności

Podsumowanie ............................................................................................. 683 Wst ęp .................................................................................................... 683 Przekleństwo i pu łapka Znanieckiego ....................................................... 686 Uwagi na nowe otwarcie .......................................................................... 688 Postscriptum ............................................................................................... 707 Bibliogra fia .................................................................................................. 715 Indeks osób ................................................................................................. 743 12 Spis treści

PWprowadzenieWprowadzenieerspektywamy

ś l o w aPerspektywa my lowa Od d ł u ższego ju ż czasu niezwykle przejmuje mnie i zajmuje zarazem intensywna samokszta łceniowa praca, której efektem dla mnie samego jest odzyskiwanie dost ępu do wartości możliwie ca łościowego, przekrojowego ogarnięcia dokona ń poszczególnych wielkich postaci humanistyki, integralnie traktowanej w jej nierozerwalnym zespoleniu z naukami spo łecznymi. Spu ścizna polskiej humanistyki, jako nieod łą cznej od nauk spo łecznych, jest tu szczególnie zobowią zują ca, czego du ża część naszego rodzimego środowiska akademickiego nie wydaje się ś wiadoma i nie wykorzystuje jej badawczo w należ ytej mierze we w łasnym rozwoju i uprawianiu poszczególnych dyscyplin. Za barbarzy ństwo intelektualne uznaję też coraz bardziej narzucane instytucjonalnie przez narastają ce niestety chore maniery zarzą dzania nauk ą zabiegi segregacyjne w obszarze wiedzy i jej tradycji1, udają ce, że analogia do koniecznego sk ą diną d ekologicznie segregowania śmieci (tu niech będ ą i skarby kultury) jest niewinna, naturalna, a nawet poż yteczna, gdy jest tymczasem wprost przeciwnie. Przeciwstawianie sobie humanistyki i nauk spo łecznych, w dodatku w powią zaniu z ich wewnętrznym rozgraniczaniem na odrębne i samowystarczalne bloki dyscyplinarne –co ma sł u ż yć wygodzie i ekskluzywnemu zawężaniu tożsamości akademickiej badaczy, adeptów i dydaktyków – nie tylko obni ża jakość bada ń i poziom wrastania nowych pokoleń naukowców w horyzont myślenia wielkich odniesień w tradycjach dyscyplin, lecz tak że wypacza rozwojowy sens dydaktyki akademickiej. Zderza się zreszt ą z najwartościowszymi dokonaniami w dorobku wielkich postaci akademickich, takich jak Florian Znaniecki, dla których refleksja humanistyczna czy metahumanistyczna była nieodzowna do pog łębiania ś wiadomości metodologicznej dyscyplin praktycznych, stosowanych czy empirycznych, czyli socjologii chocia żby, psychologii czy pedagogiki, żeby wskaza ć przyk łady wręcz się narzucają ce. Z ca łą pewnością segregacyjna strategia porzą dkowania wiedzy, wpisana w przestarza łą epistemologię, staje się jednym ze ź róde ł rozmaitych „uroszczeń” poznawczych, na które Znaniecki był uczulo1 W szczególności wskazywa łem ju ż na „nasze nieudolności wobec tradycji: przeciw powstawaniu z łej tradycji”, a tak ż e na „przeszkody w funkcjonowaniu dyscyplin z winy ich reprezentantów” (Witkowski 2011b, s. 47–63).

ny, choć – przyznajmy – po części sam tej perspektywie ulega ł, naruszają c wartość w łasnego wysi ł ku. Zarazem ta diagnoza jest wed ł ug mnie zgodna z genialną , lecz niedoczytaną ideą Znanieckiego zwią zaną z dostrzeżeniem pu łapki 2 wpisanej w wysi ł ki tworzenia „racjonalnej” przestrzeni dzia łania, w której przekroczenie zakresu, si ł y i stylu jej wdra żania jako schematu wik ła w groźbę chaosu i patologię uniewa żnianych ju ż (u)roszczeń. Racjonalność jest tu normatywnym postulatem, którego reprezentacja może uruchamia ć zaprzeczenia rozumności i wt łacza ć w odmęty absurdu, także w obliczu nadu ż ytej reprezentacji spo łecznej w dzia łaniu wartości kulturowych, znaczą cych, ale niedają cych się absolutyzowa ć w jednostronną wa żność. Nie mam pojęcia, dlaczego większość znanych mi czytelników dzie ła Znanieckiego nie zwróci ła na to uwagi, a w literaturze przedmiotu pe ł no jest odczyta ń zaklinają cych myśl tego niezwyk łego humanisty w jakich ś schematach fi lozoficznych, które usi łowa ła zerwa ć, niewa żne, że nie zawsze konsekwentnie albo i nadmiarowo. Chcę tu porozmawia ć o Znanieckim i z nim bardzo na serio, choć z poczuciem powracają cej u łomności przedsię wzięcia. Kto potra fi lepiej, niech próbuje3. *** Nie piszę tej książki tylko po to, żeby dyskutowa ć ze Znanieckim albo tym bardziej budowa ć mu jakiś o ł tarz czy wyg łasza ć penegiryk. Odkryłem bowiem z biegiem wielu miesięcy refleksji, zarówno w trakcie lektur jego tekstów, jak i przyglą dania się ich recepcji w różnych pokoleniach, dyscyplinach i nastawieniach instytucjonalnych, że uzyskuje się w tej pracy pog łębiają cy – czasem wręcz przygnębiają cy – obraz tego, jak się w Polsce od lat uprawia humanistykę. Rośnie poczucie, że negatywy mog ą się tu dalej panoszyć jako nierozpoznane „uroszczenia”, na dodatek uchodz ą c za nieproblematyczną „normę”. Znaniecki dostarcza czegoś w rodzaju soczewki, która dodatkowo przez pryzmat tego, co się dzieje ze stosunkiem do jego prac, pozwala skupić uwag ę na tym, jak widzi się „nowoczesność” uprawiania zawodu akademickiego badacza, dydaktyka i bycia „depozytariuszem” kultury umysłowej w łasnej dyscypliny.

2 Poniewa ż kategoria „pu łapki” widzianej strukturalnie jest dla mojego ujęcia kluczowa, dodam, ż e postrzegam zjawiska z nią zwią zane w kontek ście napięć w polu róż norodności strategii instytucjonalnych i intelektualnych w nauce. Wymaga to ś wiadomości nie tylko „zapewne nieuniknionych pu łapek pocz ą tkowej fazy owej heterogeniczności”, jak pisa ł Tadeusz Lewowicki (2006, s. 26), ale tak ż e pu łapek integralnie i trwale wpisanych w strukturaln ą przestrzeń dylematów rozwojowych, zw łaszcza wtedy, gdy roszczenia dotycz ą ce nowoczesności czy aktualności zaangaż owa ń zderzają się ze zdolnością czerpania inspiracji z dojrzale odczytywanej tradycji i potencjałem „transaktualnym”, jak to wielokrotnie określa ł Znaniecki, i transdyscyplinarnym inspiracji teoretycznych.

3 Tę rozmowę z uczonym i o nim ilustruję licznymi cytatami z jego dzie ł i prac jemu poś więconych. Ze względu na charakter publikacji w cytatach z tekstów wydanych na począ tku XX wieku, a w razie potrzeby tak ż e nieco póź niejszych, oraz ich tytu łach zmodernizowane zosta ł y ortogra fia i interpunkcja, jak również końcówki fleksyjne. Wyróż nienia w cytatach – je śli nie jest zaznaczone inaczej – pochodz ą od autorów przywo ł ywanych tekstów. Jako sposób wyróż nienia zastosowano pogrubienie. Inne ingerencje są oznaczone nawiasem kwadratowym. 14 Wprowadzenie

„intelektualizacji”15Wprowadzenie

Ku mojemu cią gle powracają cemu zdumieniu i satysfakcji akademickiej kolejne podejmowane od lat samokszta łceniowo lektury ź ród łowe klasyki humanistycznej odsłaniają mi zupe ł nie inny obraz jej wartości poznawczej, ni ż mówią obiegowe ujęcia podręcznikowe i sposoby wykorzystania takich dokona ń przez nominalnych następców pokoleniowych, okopujących się na swoich pozycjach instytucjonalnych, np. liderów ca ł ych środowisk i „szkó ł”. A dotyczy to sytuacji w dyscyplinach, do których wielcy badacze i twórcy bywają przypisani lub przez które zostają wręcz anektowani jako ich klasycy, za cenę przykrojenia do tego, co w danym czasie uchodzi za normę i obowią zują cy styl uprawiania pól czy poletek badawczych. Wysi łek monogra ficznego ogarniania dorobku postaci lub prześ wietlania rozmaitości dyskursów dotyczą cych wybranych kategorii pozwala odkrywa ć pok łady myślenia i narracji z nim zwią zanych g łębsze ni ż te, które uzyskujemy, przejmują c w spadku intelektualnym jedynie dotychczasowe syntetyczne lub wybiórcze ujęcia. Oczywiście wiem doskonale, że nie ma idealnej ani niewinnej, ani lepszej pod ka żdym względem lektury, więc i moje próby są u łomne i mog ą być pog łębiane i korygowane; zreszt ą ś wiadomie, a nawet interesownie poszukuję w nich jedynie „efektów wybuchowych” (Witkowski 2021) dla w łasnego rozwoju: uwalniania od naiwności, otwierania oczu na alternatywne czy zmarginalizowane tropy i wreszcie przejmują cego intelektualnie przekszta łcania mojego w łasnego horyzontu zakorzenienia w pamięci symbolicznej danego obszaru wiedzy. Dokonuje się to w powa żnym sporze zarówno z czytanym klasykiem, jak i z jego recepcją i obiegowym obrazem czy ujęciami skody fi kowanymi pod różnymi k ą tami interesowności akademickiej, np. w podręcznikach. Ciekawe stają się przede wszystkim nie tyle meandry myśli czy biogra ficzne uwik łania (choć trudno od nich uciec), ile idee uwik łane w kategorie i postulaty, niechby i marginalne czy niekontynuowane lub niedostrzeżone z racji późniejszych instytucjonalizacji dyskursu w podręcznikach i poglą dach4 . Zreszt ą nie o te ostatnie tu chodzi (przynajmniej w moim 4 Jednym z narz ędzi, które sobie wypracowa łem przez dekady ju ż lektur oraz obserwacji uczestniczą cej w środowisku akademickim i które zastosowa łem jako organizują ce makroramę analityczn ą w niniejszej książ ce, jest dwoiste napięcie strukturalne, jakie wskazuję w relacji biegunów: instytucjonalizacja versus intelektualizacja w procesach poznania, organizacji i zarz ą dzania dyskursami oraz ich wdra żania do kszta łcenia i bada ń. W szczególności dotyczy powstawania zjawiska szko ł y naukowej, o czym b ędzie tu wielokrotnie mowa. Ewa Jarosz i Ewa Syrek, omawiają c w Księ dze jubileuszowej szko łę naukow ą Andrzeja Radziewicza-Winnickiego, s ł usznie piszą , ż e ka ż da taka forma instytucjonalna „realizuje de facto za łoż one funkcje spo łeczne, kszta łci, wychowuje, selekcjonuje, kompensuje, integruje reprezentantów danej dyscypliny naukowej” (2010, s. 46). Co wa ż niejsze, autorki u ści ślają charakterystykę tego procesu: „Termin instytucjonalizacja wyst ę puje w literaturze socjologicznej w kilku znaczeniach. Najcz ęściej rozumiany jest jako proces (sytuacja) pojawiania się pewnych istotnych (cz ę sto znaczą cych) faktów spo łecznych (np. książ ki, czasopisma o edycji relatywnie cią g łej i trwa łej, akademickie jednostki organizacyjne: katedry, zak łady, instytuty, stowarzyszenia, fundacje), które zapewni ł y danej dyscyplinie (subdyscyplinie) naukowej trwa łe – jak się wydaje – miejsce i odróż nia ł y ją od innych nauk spo łecznych” (Jarosz, Syrek , 2010, s. 46). Rzadziej oczywi ście analizuje się dylematy z tym procesem zwią zane. Wadliwe ustalanie ramy instytucjonalnej w kontek ście

I żeby było jasne: nie przypisuję tu sobie żadnej niezwyk łości czy unikatowej oryginalności w podejściu do humanistyki. Tak się bowiem ju ż od dawna i w wielu ujęciach uprawia dyskurs akademicki czy wpisuje w tradycje poszczególnych typów narracji, podejmują c zadania na nowo, z nowej perspektywy, z nowymi doś wiadczeniami odczytywania klasyki. Czyni się to w celu nawią zania z nią dialogu na trzy co najmniej sposoby: dla g łębszego zakorzenienia w pamięci symbolicznej kultury jako gleby, dla wyrastania nowego potencja ł u ogarniania przesz łości, radzenia sobie z tera źniejszością i dla mobilizacji twórczej dla przyszłości. Nowe odczytania, dają ce nowe spojrzenie, przy odpowiednio powa żnym podejściu wręcz rewitalizują myślenie i rozumienie ś wiata jednocześnie w tych trzech kierunkach, uwalniają c zarazem od gorsetu krytyk, jak również pochwalnych redukcji, od odmowy traktowania na serio najpowa żniejszych nawet dokona ń za cenę zadowalania się dora źnie ich namiastkami gubią cymi per ł y, które stają się odkryciami dla nowej jakości dyskursu. Rzecz jasna wyzwanie kolejnych nowych odczyta ń trwale jest wpisane w los śmia ł ków z przyszł ych pokoleń, jeśli potra fi ą zadba ć o to, aby ich w łasna tradycja ż ywi ła je wybranymi ż yciodajnymi impulsami, a nie pozostawa ła dostępna jedynie w rozmaitych atrapach, nawet porozstawianych na o ł tarzach klasyki, coraz bardziej zakurzonej i okrojonej albo pomijanej. Żebym nie uchodzi ł jedynie za jakiegoś dziwolą ga czy odszczepieńca od normy w zakresie diagnozowania stanu bada ń i jakości odniesień do dziedzictwa myśli tak że wśród socjologów – w tym przypadku dotyczą cego Floriana Znanieckiego – pozwolę sobie przytoczyć dramatyczną wizję nakreśloną przez Krzysztofa Kostyrkę z okazji stulecia urodzin Tadeusza Szczurkiewicza : dyskursu wik ła uzyskane efekty poznawcze w ograniczenie ich wp ł ywu, wyrzą dza im szkody interpretacyjne i wpycha w pu łapki zawężają ce recepcję. Nie ma bowiem automatycznej harmonii ani wspólnoty interesów poznawczych między ram ą instytucjonaln ą i wartością teoretyczn ą dyskursu. Nie ominęło to moim zdaniem ani Floriana Znanieckiego, ani – jak wcze śniej o tym pisa łem – Heleny Radli ń skiej (Witkowski 2014), zas ł ugują cych na czytanie wbrew w łasnej ich instytucjonalizacji dyskursu, jakkolwiek by ła konieczna i pod wieloma względami bezcenna. W Księ dze jubileuszowej z pewnością pod względem rozwa ża ń o dylematach roli uczonego oraz „socjologicznej pedagogiki” w kontek ście Znanieckiego wyróż niają się prace Marii Chodkowskiej (2010) oraz Tadeusza Fr ą ckowiaka (2010), do czego nawi ążę dalej. 16 Wprowadzenie

podejściu), lecz o horyzont narracyjny zwią zany ze sposobami problematyzacji, zawsze z uwzględnieniem odtwarzanej wersji strategii teoretycznej, w myśl rozumienia teorii jako „hipotetycznej reprezentacji pojęciowej niezmienników doś wiadczenia” w mojej interpretacji (Enriques 1906), wobec danej sytuacji dzia łania i refleksji branych pod uwag ę przez podmioty danych czynności i ca ł ych praktyk. Dodam od razu, że owe „niezmienniki” są dla mnie odpowiednikami tego, co Znaniecki wielokrotnie określa jako „regularności doś wiadczenia”, oczywiście podlegają ce zmianie w zależ ności od samego zakresu i charakteru okresowego okre ślania powracają cych prawidłowości, a tak że sposobu jego aktywnego postrzegania i doś wiadczania w dzia łaniu.

5 Zauwa ż my, ż e na niecią g łości w odniesieniach do dokona ń Znanieckiego moż na patrzeć jeszcze inaczej. Maria Wieruszewska pisa ła w kontek ście poszukiwania integracyjnej perspektywy dla refleksji i bada ń problematyki wiejskiej: „Horyzonty badania spo łeczności mog ą poszerzyć inspiracje pochodz ą ce z prac badawczych Znanieckiego, niegdyś »zablokowanego« dyskwali fikacją jego dorobku” (1991, s. 48). Zarazem autorka wskazywa ła na ograniczenia samej socjologii: „Wartości, myślenie, ekspresje, które nie dają się ująć w skategoryzowanej formie kwestionariusza, nierzadko obciążane etykiet ą meta fi zycznych dywagacji, nie wchodzi ł y do programu bada ń ustalanego wedle kanonu »w ła ściwej« socjologii, roszczą cej sobie prawo do twierdzeń wery fi kowanych empirycznie” (Wieruszewska 1991, s. 48). Przywo ł ują c za ś stwierdzenie Jana Szczepa ń skiego, zauwa ża ła ponadto, ż e „[t]acy badacze spo łeczeń stwa i kultury, jak Znaniecki, Malinowski, Lynd, z naciskiem podkreślali, ż e aby »dobrze zrozumieć badan ą rzeczywistość, badacz musi uchwycić jej subiektywne rozmiary, wa ż ność i sens przypisywany jej przez ludzi w niej ż yją cych«” (Wieruszewska 1991, s. 55). Wieruszewska trafnie podkre śli ła wartość tego, czego u Znanieckiego nie potra fi li wyczyta ć jego cz ę sto bezwzględni krytycy, zw łaszcza marksistowscy, widzą cy tu zaląż ek idealizmu subiektywnego i skrajnego relatywizmu spo łecznego. Jak czytamy w nawią zaniu do Wstępu do socjologii: „Wed ł ug Znanieckiego warunkiem wspó łdzia łania spo łecznego s ą systemy idealne (zwią zki logiczne). »Najwa ż niejsze zjawiska stanowią ce pod łoż e wspó łż ycia – porozumienie i wspó łdzia łanie jednostek ludzkich – umoż liwione s ą jedynie na tle obiektywnych systemów realnych i idealnych, bezpośrednio dost ę pnych ka ż demu osobnikowi«” (Wieruszewska 1991, s. 26). Autorka doda ła, ż e „[z]espolenie spo łeczne moż liwe staje się dopiero na tym tle” (Wieruszewska 1991, s. 26).

ć troskę o zmianę tej samej dramatycznej sytuacji, któr ą da się diagnozowa ć również w innych dyscyplinach; pokazywa łem to ju ż cz ęś ciowo na przyk ł adach z historii myśli pedagogicznej (Witkowski 2013, 2014; Dziedzictwo idei… 2019). Problem ci ą g łoś ci myśli przejawia się na wiele sposobów i powstaje na wielu polach kulturowych6 . Mimo że często jako przyczynę tego stanu rzeczy wskazuje się wyłą cznie

Prawdziwym dramatem polskiej kultury, a mam tu na uwadze przede wszystkim polską naukę, jest rwanie się ciągłości jej rozwoju, dekompozycja zespołów badawczych, zapominanie przemyśleń i dorobku wybitnych indywidualności. Dotyczy to najwybitniejszych uczonych dwudziestolecia międzywojennego – Floriana Znanieckiego, Leona Chwistka, uczonych Szkoły Lwowsko-Warszawskiej. Często próbowałem sobie wyobrazić współpracę Znanieckiego i Szczurkiewicza, współpracę, która rzeczywiście istniała, i tę, która mogłaby istnieć, gdyby historia zewnętrzna w stosunku do rozwoju nauki miała inny przebieg. Gdyby pokolenie za pokoleniem studiowało prace Znanieckiego, dyskutowało ze Szczurkiewiczem, buntowało się przeciw Nim, ale znało ich prace. Prace Znanieckiego i Szczurkiewicza przez wiele lat nie były znane (Kostyrko 1997, s. Wida374)5.

6 Jan Parandowski w kontek ście historii literatury pisa ł: „Pi śmiennictwu polskiemu od dawna jest potrzebny powrót do utraconej cią g łości. Przede wszystkim nastręcza się sprawa języka” (1934, s. 126). Zwraca ł uwag ę na znaczenie organizacji obchodów rocznicowych (np. urodzin poety) jako okazji do g łębszej refleksji, a nie tylko niemal towarzyskiego uczczenia. i na donios łość wysi ł ku uczonych, by „wyplą ta ć z b łędów i zapomnienia” znaczą ce postaci (Parandowski 1934 , s. 112). Zauwa ż my, ż e Parandowski pos ł ugiwa ł się ide ą „zdrady klerka”, któr ą w 1927 roku upowszechni ł Julien Benda , zastosowan ą do kontekstów polskich (np. patriotyzmu i szowinizmu), w polemice z jej autorem (Parandowski 1934, s. 169–210). Parandowski doceni ł „m ą dr ą 17Wprowadzenie

tzw. historię zewnętrzną (oznaczającą przede wszystkim uwarunkowania polityczno-ideologiczne), ja dopatruję się źródeł pęknięć międzypokoleniowych w tej czy innej dyscyplinie w postawach samego środowiska akademickiego. Nie twierdzę jednak, że te dwie historie: zewnętrzna i wewnętrzna mogą być pojmowane w rozłączności. Kiedy więc Jerzy Szacki zauważa, że „socjologia polska po roku 1956 była w ograniczonym tylko stopniu dalszym ciągiem dyscypliny, która kilka lat wcześniej uległa administracyjnemu unicestwieniu” (1997, s. 475), to ma oczywiście rację. Mnie dodatkowo jednak interesuje to, w jakiej mierze samo środowisko akademickie zdołało przetrwać, a jeszcze bardziej: jak bardzo starało się przeciwdziałać takiemu anihilującemu mechanizmowi i jak zdało egzamin z rzetelnego chronienia i chłonięcia (w tym samokształcenia i wykorzystania badawczego, choćby implicite) radykalnie zagrożonego dziedzictwa. Wydawać by się mogło, że skoro nawet presja zaborców w trakcie rozbiorów nie przyniosła oczekiwanych przez nich efektów, to odpór – bodaj i maskowany – wobec destrukcyjnej siły systemu stalinizmu mógł tym bardziej przynieść mniej dramatyczne skutki niż wynikłe ze współdziałania części środowiska akademickiego, w tym socjologów. Zwłaszcza że po upływie wielu dekad zasadnicze treści odzyskujące znaczenia i uruchamiające możliwość pełnej analizy „pracy pojęć” zostały udostępnione, choć ich wartość nie wydaje się dostrzeżona i doceniona w stopniu dostatecznym mimo znacznych postępów od przełomu lat 80. i 90. XX wieku. Niezbędnie trzeba tutaj doda ć, że często dają o sobie zna ć rozmaite pu łapki i bariery towarzyszą ce sztucznym zabiegom wokó ł wielkości, zarówno postaci wynoszonych instytucjonalnie, jak i niesł usznie degradowanych przez środowiskowy konsens, kierują cy się czasem w ś wiecie akademickim innymi racjami ni ż czysto merytoryczne. Pozwolę sobie tu wykorzysta ć dodatkowo ś wiadectwo Joanny Kurczewskiej (1979). Analizują c historię tworzenia zrębów instytucjonalizacji socjologii na polskich uniwersytetach, jak też intelektualnej obecności problematyki narodowej w czasie zaborów jeszcze, zauwa ż yła ona, co nast ępuje: Historycy, ekonomiści, etnologowie, prawnicy i socjologowie byli świadomi, że polska humanistyka pozostaje w tyle za społeczną myślą zachodu. Paradoksem było to, że w Galicji, gdzie istniały najlepsze warunki polityczne dla rozwoju nauki o społeczeń stwie, jednocześnie powstał najsilniejszy opór przeciwko wprowadzeniu socjologii na uniwersytet. Wśród środowisk katolickich i konserwatywnych, tak na Uniwersytecie, jak i poza nim, w kręgach oświeconej publiczności kulturalnej i politycznej niechęć do socjologii była bardzo silna, jako do zagrażającej tradycyjnej polskości i katolicyzmowi książ kę” Znanieckiego Upadek cywilizacji zachodniej (1934, s. 229). Dyskusję idei „zdrady klerka” analizuję w kilku ods łonach (por. rozdzia ł Spory o sytuację autorytetu duchowości wobec pię ciu postaci „zdrady klerków” – Julien Benda i pokł osie jego diagnozy w: Witkowski 2011a, s. 153–226). Musia łem też polemizowa ć z ujęciem Jerzego Szackiego, pokazują c szerzej aspekty idei, tak ż e w ś wietle retrospekcji, któr ą Benda podjął z dystansu czasowego (por. Witkowski 2011a, s. 161–166). 18 Wprowadzenie

7 Dok ładny cytat brzmi: „[Ajdukiewicz – L.W.] powiedzia ł mi w rozmowie, ż e gdyby np. chodzi ło o pytanie, czy powo ła ć Husserla , to nie zaproponowa łby go nigdy na stanowisko profesora uniwersytetu” (Ingarden 1997b, s. 28). W innym wspomnieniu Ingardena czytamy w kontek ście jego wyjazdu na studia do Getyngi w roku 1912: „bez żalu […] porzuca łem uniwersytet lwowski, który nawet w fi lozofi i bardzo mi nie zaimponowa ł, w ka ż dym razie niewielkie ślady na mnie pozostawi ł. Do Lwowa mia łem wrócić dopiero 12 lat póź niej ju ż jako cz łowiek mają cy zdawa ć kolokwium habilitacyjne. A tymczasem w kwietniu 1912 roku ś wiat sta ł przede mn ą otworem –wspania ł y ówczesny ś wiat uniwersytetów zachodnioeuropejskich, na poziomie, o którym dzi ś zapewne trudno marzyć” (Ingarden 1998, s. 12–13). Ingarden opisuje swoje pierwsze kontakty z Husserlem, stwierdzają c, ż e zosta ł do nich najpierw onie śmielony przez Kazimierza Twardowskiego (Ingarden 1998, s. 16–17).

19Wprowadzenie

nowinki światopoglądowej z Zachodu. Profesorowie Wydziału Humanistycznego UJ zdecydowali nie przyznawać katedry Ludwikowi Gumplowiczowi, wybitnemu socjologowi, późniejszemu twórcy oryginalnego stylu myślenia teoretycznego o społeczeń stwie, jednemu z mistrzów szkoły frankfurckiej, i ofiarować ją – teologowi. „Postę powość” poglądów Gumplowicza oraz opinia o socjologii jako o zagrażającej tradycji i narodowości kultury i nauki polskiej utrudniały początki instytucjonalnego rozwoju socjologii w zaborze austriackim (Kurczewska 1979, s. 15).

Takich różnie motywowanych, szkodliwych instytucjonalnie decyzji w ś wiecie akademickim było więcej, tak że w innych dyscyplinach. Znany jest przypadek Józefy Joteyko, swego czasu najbardziej międzynarodowo zakorzenionej w psychologii, której z kolei pod presją W ładysława Witwickiego i nastawienia reprezentantów szko ł y lwowsko-warszawskiej odmówiono katedry na Uniwersytecie Warszawskim, gdy postanowi ła powrócić do kraju po odzyskaniu przez Polskę niepodleg łości i przyczynić się do rozwoju psychologii. Poruszona absurdem zaistnia łej sytuacji, zmar ła na zawa ł, czym przejął się Bogdan Nawroczy ński i opisa ł sprawę we w łasnych wspomnieniach (por. Nawroczy ński 2020, s. 338). Również Roman Ingarden za ś wiadcza ł o swoich wieloletnich konfrontacjach ze środowiskiem elity szko ł y lwowsko-warszawskiej w dziedzinie fi lozofi i. Przytaczam to ze względu g łównie na okoliczność, że wa żny, a przeoczany dot ą d nagminnie wydaje się fakt powa żnej, zasadniczej teoretycznie niezgody na ramę myślenia o logice i nauce w ramach tej szko ł y, wielokrotnie dokumentowanej krytyk ą w analizach przez Floriana Znanieckiego. Nie zamierzam tego aspektu postawy wielkiego socjologa d ł u żej przemilcza ć wraz z innymi czytelnikami, nierozumieją cymi wagi tej kontrowersji jako wręcz strategicznej w polskiej humanistyce. Tymczasem Ingarden wspomina ł, i ż kiedyś usł ysza ł od Kazimierza Ajdukiewicza , że gdyby to zależa ło od niego, to Edmund Husserl nigdy by nie zosta ł zatrudniony na uniwersytecie7. Co więcej, w 1942 roku w swoich notatkach autobiogra ficznych Ingarden bardzo krytycznie wypowiada ł się o postawach w kręgu szko ł y lwowsko-warszawskiej, czują c się ich ofiar ą , a tak że widzą c skrajność nastawienia czo łowych postaci tej szko ł y, takich jak: Kazimierz Ajdukiewicz, Tadeusz Kotarbi ński czy Kazimierz Twardowski, wobec odmiennych przejawów fi lozofowania (por. Ingarden

1997a, 1997b, 1998) 8 . To tylko drobne i ma ło znane sygna ł y, acz znaczą ce, ś wiadczą ce o tym, jak wiele napięć i sprzeczności może dawa ć o sobie zna ć, gdy w grę wchodzą z jednej strony pozycje i presti ż instytucjonalny, a z drugiej możliwość wywierania realnego wp ł ywu na intelektualną jakość ż ycia akademickiego i jego ukierunkowanie, w tym blokowania rozwoju palety myśli innej ni ż w łasne preferencje, pozbawionej ich rygoryzmu – wręcz (u)roszczeniowego, jak by powiedzia ł Znaniecki. Najbardziej dramatyczne okoliczności – nie tylko dla tradycji myśli Floriana Znanieckiego – powstawa ł y, rzecz jasna, w wyniku presji ortodoksyjnej wersji marksizmu w epoce stalinizmu w Polsce i paradoksalnie d ł ugo jeszcze później w różnych obszarach ż ycia akademickiego. To tak że nie mog ło ujść mojej uwadze jako istotna przeszkoda w odsłanianiu fenomenu intelektualnego wpisanego w dokonania i d ążenia Znanieckiego z czasu, gdy podejmowa ł wysi ł ki instytucjonalizacji socjologii na polskich uniwersytetach jako fi lozof i humanista znacznie odbiegają cy od wyobra żeń i presji dominują cych w polskim ż yciu akademickim, najpierw w okresie międzywojennym po odzyskaniu przez Polskę niepodleg łości, a potem ju ż po wojnie – do swojej śmierci w 1958 roku. Wzięcie pod uwag ę rysu historycznego sta ło się wręcz konieczne ze względu na charakter i zaskakują cą wymowę zebranych wiadomości i faktów. Muszę przyzna ć, że ostateczny kszta ł t książki i zakres przeanalizowanego i udostępnionego tu materia ł u do dalszych bada ń i lektur samokszta łceniowych daleko przekroczył pierwotne moje wyobra żenie o podjętym zamiarze, co zreszt ą zosta ło wymuszone przez zaskoczenia, jakie stawa ł y się moim udzia łem w trakcie prac nad spu ścizną Znanieckiego i jej recepcją 8 Gwoli prawdy i wobec rangi autora, a tak ż e w kontek ście diagnoz sytuacji poznawczej w „szkołach” naukowych czy fi lozoficznych, o czym pisa ł, jak poka żę dalej, również Florian Znaniecki, przytoczyć warto pouczają ce wspomnienie Ingardena spisane w kwietniu 1942 roku: „Osobistym powodem, dla którego pisa łem w języku obcym, by ło, i ż wyznawa łem poglą dy naukowe odmienne od panują cych w Polsce i ż e nie należa łem do kliki uczniów Twardowskiego, którzy przez dwadzie ścia lat starali się opanowa ć sytuację fi lozoficzn ą w Polsce. Zwalczano mnie wszelkimi metodami nie dlatego, ż e by łem uczniem Husserla , lecz dlatego, ż e nie by łem w 100% uczniem Twardowskiego i ż e nie chcia łem nigdy pójść na róż ne kombinacje tych ludzi. Jeszcze gdybym by ł się ostatecznie doktoryzowa ł u Twardowskiego, darowano by mi. Ale by łem doktorem Husserla – tego by ło za du ż o. Zwalczano mnie i gdybym nie by ł sobie stworzy ł podstawy do dzia łalności na uniwersytecie przez wyrobienie sobie mymi pracami stanowiska wśród obcych, nigdy nie by łbym móg ł publikowa ć większych rzeczy w Polsce. I tak by ło to bardzo trudne i udawa ło się tylko w ostatnich latach przed wojn ą . Ile razy próbowa łem og łosić coś większego w Polsce po polsku – napotyka łem na opór prawie nieprzezwycięż ony. Trzeba by ło to robić przez protekcję Twardowskiego jego uczniów – ci robili wszystko, ż eby do tego nie dopu ścić” (1997a, s. 6–7). Ingarden dalej w tek ście, do którego odsy łam, opisuje, jakie „ś wiadczą o tym fakty” (Ingarden, 1997a, s. 7). W szczególności ilustruje ca łą sytuację odniesieniami do Tadeusza Kotarbi ń skiego oraz Kazimierza Ajdukiewicza . Drastyczna wręcz krytyka postawy tego ostatniego wraca w rozbudowanej postaci w innym miejscu (por. Ingarden 1997b, s. 27–28). 20 Wprowadzenie

21Wprowadzenie

N i e t y p o w y z a m i a r zamiar Jakkolwiek to może brzmieć nadmiernie prowokacyjnie, twierdzę i dowodzę w tej książce, że najwy ższy ju ż czas, abyśmy próbowali podejmowa ć nadal – ale bardziej konsekwentnie i integralnie – wysi łek na rzecz odzyskania intelektualnego fenomenu Floriana Znanieckiego dla znacznie szerszego obszaru humanistyki, najpierw w Polsce, a później może i szerzej9. Co więcej, okaza ło się, ku mojemu zaskoczeniu zreszt ą , że czytanie na serio Znanieckiego pozwala odzyska ć wiele z jego idei dla pedagogiki wspó łczesnej jako pedagogicznych par excellence. Może, a nawet musi się to odzyskiwanie zapewne odbywa ć za cenę naruszania zakreślonych przez uczonego ram instytucjonalizują cych historycznie zaistnia ł y autorski dyskurs w socjologii, a tak że 9 Oczywi ście nie jestem w tym ani pierwszy, ani odosobniony, choć staram się uwypuklić rysy specy ficzne mojego podejścia, do którego dojrzewa łem akademicko przez lata. Nie jest przypadkiem, ż e Krzysztof Pomian swoje Wprowadzenie do Znanieckiego kończy zdaniem: „Myśl Znanieckiego nie należ y tylko do przesz łości” (1974, s. 81). Tytu łem próby lokowania mojego sposobu lektury tego niezwyk łego dorobku w przestrzeni jego recepcji zrobię to tymczasem na przyk ładzie odniesienia do tego w ła śnie wprowadzenia. Rzadkim stosunkowo i wa ż nym elementem prezentacji przez Pomiana tej my śli jest wskazanie (z akcentami heglowskimi) na „najbardziej znamienn ą cechę Znanieckiego jako fi lozofa i socjologa” w postaci „programowej niechęci” do jednostronnych skrajności – widzianych jako znoszą ce się cz łony alternatywy czy antagonizmu – w trosce o ca łość zespalają c ą bieguny (Pomian 1974, s. 70). Pomian wielokrotnie wskazuje na obecność „cią gu mediacji”, podsumowują c t ę perspektywę interpretacji kluczowej tak ż e dla mnie walki Znanieckiego z dualizmami mianem „idei pośredniości”, choć zastrzega zarazem, ż e „Znaniecki nigdy bodaj nie sformu łowa ł »idei pośredniości« tak ogólnie” (Pomian 1974, s. 70–71). Otóż w moim udokumentowanym w tej książ ce podejściu do problemu podstawowej wagi w myśli Znanieckiego – przezwyciężania dualizmów – k ładę nacisk na nieobecny w interpretacji Pomiana , a cz ę sto powracają cy w pracach socjologa termin „dynamika”, wpisany w postulaty „dynamicznych systemów” i „dynamicznych relacji” czy stosunków. Chodzi więc nie tyle o pośredniość w serii mediacji, ile o nieustanne i zmienne dynamicznie napięcia zespalają ce pary dwubiegunowych uk ładów, wymagają ce jedności przeciwień stw o cią gle oscylują cych relacjach, co ja okre ślam mianem zasady dwoistości. Coś podobnego przebija w ujęciu Pomiana , gdy pisze, ż e „stosunek tych dwóch biegunów wszelkiego doś wiadczenia ulega zmianie zależ nie od sytuacji” (1974, s. 72), co by oznacza ło obecność dynamiki w tej zbyt s łabo akcentowanej stronie mediacji czy pośredniości. Pomian znowu trafnie podkre śla, ż e nie jest to „poszukiwanie spokojnego środka” (1974, s. 70). Pewnie zgodzilibyśmy się na ideę „dynamicznej pośredniości” czy „dynamicznej mediacji” jako krytyki wielu przejawów dualizmu w historii myśli fi lozoficznej i spo łecznej. Na czym ta dynamika ma polega ć, odczytuję u samego Znanieckiego w rozlicznych przekrojach. Dodam, że cenne jest, bo odbiega od typowego obrazu Znanieckiego, wskazanie przez Pomiana , znakomitego historyka przecież, lekcewa żonych często odniesień socjologa do „ś wiata wartości” jako „ś wiata historii” postrzeganego przez pryzmat „zwiększania się zasobu znaczeń” (1974, s. 75). Ja upominam się dodatkowo o przemieszczanie i przekszta łcanie (a nie tylko odtwarzanie) tych znacze ń w relacjach tak ż e spoza wyj ś ciowych systemów i im w ł a ś ciwej racjonalnoś ci. Do ść powiedzie ć, ż e dla mnie kluczowym terminem, umoż liwiaj ą cym pog łębienie interpretacji Znanieckiego, staje się kategoria „transaktualno ś ci” oraz otwarto ś ci na „twórcze”, czyli te ż zaskakuj ą ce, uwik ł ania historycznych znacze ń w nowe konstelacje systemowe, co dalej pokazuję.

Nietypowy

mologicznych,

11 Oczywi ście nie jego jedynego, jak wida ć na przyk ładzie sytuacji Romana Ingardena w środowisku fi lozofów.

jego wizji „uroszczeń” epistemologicznych nauki oraz jego idiosynkrazji i ambicji10. Nie chodzi bowiem o historię „biogra ficzną”, ale o potencja ł idei do wykorzystania poza ramą wyznaczaną przez „interes” instytucjonalny pewnego czasu organizacji ż ycia akademickiego. Zreszt ą pamiętajmy, że wszystko to dotyczyło niezwyk łej dyscypliny, bardzo zasadniczej, na styku nauk spo łecznych i humanistyki. Ustawiana była przez Znanieckiego w perspektywie postulatywnej, która jednak nie ca ł kiem się ziś ci ła, a w dodatku wyzwala ła i wyzwala opór, w zwią zku z czym jego podejście zosta ło zredukowane do jednego z wielu w mozaice rozmaitych szkó ł, nurtów i stylów badawczych czy narracji. Nie ukrywam, że jednym z zasadniczych walorów dokonania Znanieckiego jest dla mnie to, że łą czy ono w sobie zarówno negację najnowszych d ążeń do rozdwajania humanistyki i bada ń spo łecznych, jak i perspektywę obna żają cą niewystarczalność, a nawet chybiony charakter „uroszczeń” legendarnej, czy mitycznej ju ż wręcz, szko ł y lwowsko-warszawskiej, uwik łanej za spraw ą jej epigonów zwłaszcza w a fi rmację logicyzmu i radykalną krytykę lub ostentacyjne lekcewa żenie alternatyw, co bardzo uwiera ło ju ż samego Znanieckiego11. Oczywi ś cie nie oznacza to, ż e mamy mu we wszystkim przyklaskiwa ć, ale jednak najwyra ź niej warto z nim toczyć spór, np. w kwestii silnych rozgraniczeń dyscyplinarnych czy idiosynkrazji epistem.in. przez pryzmat idei rzekomo odmiennych przedmiotów bada ń. Ta idea fi x wielkiego umys ł u nie broni się, moim zdaniem, zreszt ą jest zb ę dna w myśleniu o nauce i porzucenie jej nie pozbawia moż liwoś ci doceniania walorów innych rozwa ż a ń wielkiego humanisty i badacza spo łecznego, jakim by ł Znaniecki. Pora więc na nowe i szersze otwarcie na wartość jego dziedzictwa my ślowego, moż liwego przy zmianie perspektywy interpretacyjnej, któr ą tu dalej postuluję. Twierdz ę, ż e pedagogika w Polsce potrzebuje prze łomu w recepcji my śli Floriana Znanieckiego. Co więcej, uwa ż am, ż e taki prze łom jest moż liwy pod warunkiem podjęcia wartoś ciowego wysi ł ku w nowej recepcji rozwa ż a ń wielkiego socjologa ze wzglę du na rolę, jak ą nadal maj ą do odegrania on i pozostali twórcy z Wielkiego Pokolenia polskiej 10 Niektórzy socjologowie tak bardzo ulegli retoryce Znanieckiego deklarują cej odcinanie socjologii od psychologii (z pomijaniem ju ż niuansów dotyczą cych typu i poziomu dojrza łości wcze ś niejszych koncepcji psychologicznych), ż e grozi to wmawianiem g łównemu autorowi Noty metodologicznej ze s ł ynnego, fundamentalnego dzie ła Chł op polski w Europie i Ameryce, napisanego wspólnie z Williamem I. Thomasem (Thomas, Znaniecki 1976a, 1976b, 1976c, 1976d, 1976e), i ż wyrzeka się w istocie tego podejścia dwoi ście sprz ę gają cego „postawy” i „wartości”, za które dzie ło było uznane za „prze łomowe” dla socjologii. Oczywiście takie czytanie, nawet jeśli oddaje sprawiedliwość subiektywnym d ążeniom Znanieckiego, nie reprezentuje „interesu poznawczego” jego dyskursu i „aktualności” jego ustaleń, gdy do procesu ich „aktualizacji” w odczytaniu podejść z trosk ą o to, aby z „transaktualnego” potencja ł u dokona ń poznawczych wybrać te dające się włączyć w możliwie dojrza ł y horyzont postrzegania nauk spo łecznych, gdzie psychologii społecznej czy rozwojowej nie postrzega się ju ż na poziomie, z jakim mia ł do czynienia Znaniecki, zreszt ą pozbawiony moż liwości śledzenia chocia żby strukturalnej zmiany, jaka się dokonywa ła za spraw ą Jeana Piageta (nie mówią c o póź niejszym Jürgenie Habermasie chocia żby).

22 Wprowadzenie

Nader23Wprowadzenie

pedagogiki (Witkowski 2013, 2014). Chcia ł bym, aby ksi ąż ka ta sta ł a się taranem toruj ą cym drog ę do nowych samodzielnych lektur tej wielkiej tradycji myśli humanistycznej w Polsce. *** Może na począ tek książki tych prowokacji ju ż wystarczy? Móg łbym jeszcze doda ć ś wiadomość krytyczną dotyczą cą wartości intelektualnej tego, co dzieje się wokó ł Znanieckiego nie tylko w socjologii polskiej, gdzie przynajmniej cz ęść środowiska jest zadowolona z uzyskanych – czego nie neguję – „instytucjonalnych” post ępów w budowaniu, zw łaszcza w okresie transformacji ustrojowej, miejsca czy przestrzeni uznania dla studiów nad dorobkiem Znanieckiego i jego znaczeniem po kilkudziesię ciu latach. Znalazło to wyraz zw łaszcza w inicjatywach badawczych, publikacyjnych oraz w refleksji nad historią myśli socjologicznej (Mucha 2005, s. 258). Jednak jak pokazuje zarysowany przeze mnie obraz recepcji intelektualnej tego niezwyk łego praca do wykonania jest tu nadal ogromna, a luki i słabości znaczą ce. Nie chcę jednak g łównie toczyć sporu z socjologami. Zamierzam po prostu pokaza ć walory myśli Znanieckiego poza ich środowiskiem – dla humanistyki polskiej jako ca łości, a dla pedagogiki w szczególności. Bo taki jest „oddech” intelektualny tego wielowymiarowego zjawiska, wymagają cego jeszcze wszechstronnych lektur i znacznie g łębszego namysł u ni ż dają cy podstawy „dziedzicom” do ich samozadowolenia, że o klasyku nie zapominają . Socjologowie nie mają monopolu na rozumienie Znanieckiego, bo ten nie był intelektualnie „tylko” socjologiem, a jego umysłowość rozsadza ła ramy, które nawet sam dla siebie tworzył. Dla dobra humanistyki i w interesie samego Znanieckiego jako zjawiska intelektualnego w humanistyce trzeba przerwa ć monopol mniej czy bardziej selektywnych i redukcyjnych lektur socjologicznych, choć wiele pojedynczych odwo ła ń i zastosowa ń badawczych ma wartość niezaprzeczalną . Nie chodzi mi też o polemiki z pedagogami, choć zmuszony jestem pokaza ć im zupe ł nie innego Znanieckiego. Trudno też oczekiwa ć wystarczają co wnikliwego zainteresowania fi lozofów, jako że pojedyncze próby jak dot ą d nie zwiastują powodzenia. Osobno tak że – w trosce o dostrzeganie losów humanistyki nie tylko w czasach g łębokiego stalinizmu w Polsce, ale też o wiele później, kiedy ów system nadal ciąż ył mentalnie na postawach części środowiska akademickiego (socjologów i pedagogów chocia żby) – śledzę różnice i podobieństwa w recepcji myśli klasyka w latach 50., 60. czy 70., a ż po pewien prze łom instytucjonalny, jaki nast ą pi ł w kontek ście stulecia urodzin Znanieckiego w latach 80. ubieg łego wieku. Niezbędny nadal jest prze łom intelektualny, który automatycznie się tu nie dokonuje12 . 12 Je śli spojrzeć na „nauki pedagogiczne w Polsce” na podstawie tego, jak zosta ł y pokazane w roku 2004 (por. Nauki pedagogiczne w Polsce… 2004), to wida ć, ż e takiego prze łomu w recepcji myśli Znanieckiego nie by ło nawet 20 lat póź niej, a i teraz sytuacja niewiele się zmieni ła.

dziedzictwa,

*** Uprzedzę Czytelnika, że nie interesuje mnie fenomen Floriana Znanieckiego jako zasł u żonego i cenionego socjologa, choć jego dorobku socjologicznego pomin ąć przecież żadną miar ą nie mog ę ani nie zamierzam, zw łaszcza tam, gdzie ma on znacznie szersze odniesienia i wag ę humanistyczną , poza percepcją licznych dyscyplin i specjalności. Nie planuję tak że wyręcza ć socjologów w zadaniu dalszej penetracji myśli Znanieckiego na potrzeby bada ń socjologicznych, choć pokazuję inną posta ć, ni ż są sk łonni na ogó ł widzieć. Zreszt ą rozwa żania zorientowane na stymulowanie nowej kondycji socjologii jego czasów są tak na ładowane, wręcz przesią knięte jawnymi odniesieniami fi lozoficznymi, że nie sposób je pomija ć, mimo że nie zawsze mog ł y być docenione przez samych socjologów, odbierane czasem jako zbędny balast. Przez to był y bardzo często lekcewa żone, a istotne przeoczenia rzutowa ł y na jakość uprawiania socjologii i poziom recepcji rodzimego klasyka13 . Może warto ju ż w tym miejscu przywo ła ć pierwsze z licznych w tej książce odniesień do metodologicznego podejścia Znanieckiego (1988). Uczony we Wstępie do socjologii kierowa ł do socjologów nast ępują ce słowa (na co zwróci ł moją uwag ę jako pierwszy Tomasz Skalski): filozoficzne założenia przyjmowane przez daną naukę nie są podstawami, na gruncie których budowa tej nauki się opiera, lecz narzędziami, którymi posługuje się ona przy wznoszeniu tej budowy. Jedyną podstawą nauki jest doświadczenie; zadaniem krytyki jej filozoficznych przesłanek jest tylko zdobycie takich pojęć ogólnych o poznawanych przedmiotach i myśli poznawczej, które by w możliwie najlepszy sposób pozwoliły jej wyzyskać dostarczony przez doświadczenie materiał (za: Skalski 2010, s. 182).

trafnie, choć bole śnie, ten stan rzeczy pokaza ł Andrzej Radziewicz-Winnicki (2004): z zarysowanego przez niego obrazu wynika, ż e „między socjologią a pedagogik ą” niezb ędnych przep ł ywów, je śli chodzi o rang ę i wp ł yw dorobku Znanieckiego, w latach 80. i póź niej po prostu nie by ło. W przywo ł ywanej książ ce pod redakcją Tadeusza Lewowickiego i Miros ława J. Szyma ń skiego s ą oczywi ście odniesienia do Znanieckiego, chocia żby w rozwa żaniach Tadeusza Pilcha , Bogus ława Śliwerskiego czy Tadeusza Aleksandra (por. Nauki pedagogiczne w Polsce… 2004, s. 70–71, 96–97, 282–283).

Wprowadzenie

13 Oczywi ście ś wiadom jestem tak ż e prób widzenia tu istotnego sprz ęż enia i zakorzenienia, którego nie da się usun ąć, podobnie jak godne uznania są wysi ł ki niektórych socjologów rekonstruują ce róż nice w kolejnych etapach czy fazach rozwoju my śli Znanieckiego z jego odniesieniem do zaplecza fi lozoficznego, jakim się pos ł ugiwa ł. Szukam jednak wartości idei i strategii myślowej u klasyka niezależ nie od tego, jak do nich podchodzi ł w ewolucji swojego podejścia badawczego. Nie mog ę więc w pe ł ni wykonywa ć wa ż nej sk ą din ą d pracy jak badacze dostrzegają cy róż nice w obrębie dorobku (np. Burakowski 1988a), niuansują ce poszczególne kategorie, choć oczywi ście pewne uwagi musz ę czynić. Stosunek Znanieckiego do psychologii spo łecznej wydaje mi się tu znamienny, a nawet paradoksalny, skoro wielu mu przypisuje, zgodnie z jego deklaracjami, porzucenie z czasem perspektywy, za któr ą by ł szczególnie chwalony w kontek ś cie prze łomowego dzie ła Chł op polski w Europie i Ameryce (Thomas, Znaniecki 1976a, 1976b, 1976c, 1976d, 1976e). Pisz ę o tym dalej sporo, bo sytuacja zrobi ła się zgo ła absurdalna, pe ł na niekonsekwencji, sp ł yceń i sprzeczności, po cz ęści, przyznajmy, sprowokowanych przez samego Znanieckiego zmianami w jego narracjach, nie zawsze trafnymi i perspektywicznymi. 24

Zauwa żę tylko, że tak w ła śnie traktuję ujęte w tytule mojej książki kategorie: „uroszczenia” oraz „transaktualność” – notorycznie przeoczane przez wielu czytelników, tak że wśród socjologów. Prowokacyjnie powiem zatem, choć zupe ł nie na serio, że ze szkod ą dla fenomenu Znanieckiego by łoby, gdyby pozosta ł jedynie w rę kach socjologów, gdy ż jak się przekona łem niejednokrotnie, jest przez nich na ogó ł traktowany instrumentalnie i pod wieloma względami pozosta ł niedoczytany w istotnych kwestiach. Kulturowo myślenie Znanieckiego przekracza socjologię i rozsadza jej wyk ładnie czy wykorzystanie na gruncie potrzeb jednej tylko dyscypliny. Jest za wielki nadal jak na potrzeby socjologii, nie tylko polskiej. Jest też znacznie powa żniej pedagogiem w sensie teoretycznym, obejmują cym krytyczną refleksję oraz radykalne projekty naprawy u łomnej praktyki wychowania (czy edukacji) w szko łach wszelkich typów i innych przejawach „udzielania”, jak wielokrotnie pisa ł, dostępu do kultury kolejnym pokoleniom. Jak próbuję tu pokaza ć, odczytania fi lozofi i Znanieckiego, które gubią takie kategorie, jak: dwoistość i dualizm, uroszczenia czy transaktualność i emergencja oraz regularności doś wiadczenia, jak również zderzenie „logiki wartości” z logicyzmem szko ł y lwowsko-warszawskiej, tak że nie są w stanie sprosta ć złożoności i wa żności idei tej perspektywy dla wspó łczesnej humanistyki14 . Osobno wyznam też, że szczególnie wymowne wydają mi się treści komentarzy, zw łaszcza ze sł ynnego pięcioksięgu Chł op polski w Europie i Ameryce, które analizują c „psychologię grupy pierwotnej”, dostarczają , moim zdaniem, nadal aktualnych 14 Żadnej z tych kluczowych kategorii nie ma w próbie odczytania Znanieckiego w fi lozoficznym doktoracie Marcina Sień ki, a jeden jedyny raz wyst ę pują ca w rozwa żaniach „transaktualność” jest skojarzona ze… statycznością „myślenia o celach i środkach”, w przeciwień stwie do dynamiki „aktualności” zamiaru w dzia łaniu (Sień ko 2004, s. 80). Niech to b ędzie wyrazem przepa ści, jakie tu mog ą mieć miejsce, a przynajmniej radykalnych rozbież ności w podejściu badawczym i rozumieniu minimum strategii myślowej klasyka. Pora więc na powa ż niejszą konfrontację odczyta ń, a nie tylko kolejne próby. Zreszt ą w artykule Sień ki na temat aktualności fi lozofi i Znanieckiego znajdujemy te same ograniczenia interpretacyjne, a nawet uwag ę, ż e „kulturalizm Znanieckiego moż emy dzi ś postrzega ć jedynie jako odleg łego przodka aktualnych koncepcji w fi lozofi i kultury” (2016, s. 132), a na dodatek „jego kulturalistyczny system fi lozoficzny ma dzi ś g łównie wartość historyczn ą” (2016, s. 133), z wizjami, które wr ęcz „mog ą się wyda ć nieco archaiczne” (2016, s. 144). Tymczasem autor najwidoczniej nie ma narz ędzi do ogarnięcia ca łości myśli Znanieckiego, a nawet wik ła się w nierozpoznanie z łoż oności omawianej myśli, gdy np. twierdzi, ż e w tej koncepcji „sama rzeczywistość musi być racjonalnie opisywalna – ca ła rzeczywistość, nie tylko jej fragmenty” (Sień ko 2016, s. 135). Brak kategorii „regularności doś wiadczenia” przekre śla w szczególności moż liwość rozumienia przez krytyka funkcji teorii u Znanieckiego. Pochwa ł y za ś za „oczywiste i proste”, choć meta fi lozoficzne, zalecenia praktyczne jako jedyn ą „aktualność” omawianej myśli klasyka wydają się dość groteskowe; Sień ko znajduje się najwidoczniej w jakiejś pu łapce analitycznej, ale zarazem zg łasza silne uroszczenie poznawcze, co nie jest specjalnym wyją tkiem, choć efekt daje dość mizerny i ba łamutny. St ą d ostatecznie du ż y wysi łek w łoż y łem w niniejszej pracy w krytyczne odtworzenie „uroszczeń” horyzontu interpretacyjnego sporego grona spośród czo łowych czytelników Znanieckiego, g łównie w śród socjologów i pedagogów polskich. Filozofowie z regu ł y nie podejmowali dot ą d prób zmierzenia się z myślą Znanieckiego, nawet przy takim ograniczeniu środków analizy jak w przywo łanym ilustracyjnie przypadku. 25Wprowadzenie

ę dosyć nietypowy punkt widzenia, uznają c za niezbędne upominanie się o niego. Od lat usi ł uję tak post ępowa ć z wieloma wybitnymi postaciami, zwykle kojarzonymi z jak ąś jedną tylko dyscypliną . W ich przypadku czekamy zwykle na to, co też o klasyku powiedzą przedstawiciele owej dyscypliny, i traktujemy to jako reprezentatywne, wiarygodne i wystarczają ce dla nas. Tymczasem taka postawa jest groźna, a przynajmniej szkodliwa, gdy ż wielcy klasycy poszczególnych dyscyplin, po pierwsze, często swoim dorobkiem i dokonaniami znacznie przekraczają ich ramy, a po drugie – co zapewne jeszcze jest wa żniejsze – wymykają się zdolności ich ogarnię cia i docenienia przez tych, którzy tylko takimi ramami są zainteresowani. Wówczas otrzymujemy nawet w podręcznikach obraz bardzo częściowy, żeby nie powiedzieć szczą tkowy, interesowny lokalnie i aktualnie wystarczają cy, stają cy tylko pozornie na wysokości postaci, do której ktoś się przyznaje deklaratywnie jako do klasyka danej dyscypliny. Otrzymujemy rodzaj wręcz „powidoku” (Jaworska-Witkowska 2016)15, a fi rmują cego b ł yskotliwie nieraz na łożoną patyną i ho łdami, ale bez czynienia takiej myśli ż yw ą , znaczą cą wspó łcześnie inspirują cą . Przede wszystkim myśl taka nie jawi się jako poddana próbie ogarnięcia jej w ca łości. Odnosi się to do wszystkich dyscyplin humanistycznych, śmiem twierdzić. Znanieckiego dotyczy szczególnie, bo mia ł najpierw nowatorskie ambicje fi lozofa, choć inne ni ż środowisko logistyczne; potem socjologa, ale reformują cego dominują ce trendy w swojej dyscyplinie, w jednym z ówczesnych ognisk jej rozwoju, to jest w centrum środowisk uniwersyteckich ameryka ńskiej socjologii. Co więcej, w łą czył się w refleksję nad kondycją nauki jako takiej i ś wiata spo łecznego w jego dominują cych wtedy tendencjach. Zastanawia ł się tak że, na czym polegają słabości uprawiania humanistyki, jakie są pu łapki16 , często nieroz15 Niezależ nie w sprawie kategorii powidoku odsy łam do zamieszczonego w tej samej książ ce Moniki Jaworskiej-Witkowskiej pos łowia mojego autorstwa pt. Tradycja versus współ czesność Przyczynek do sporu o histori ę najnowsz ą myś li pedagogicznej w Polsce (Witkowski 2016). Zosta ł o ono tak ż e przedrukowane w: Witkowski 2018, s. 95–132.16 Termin „pu łapka” w ca łej książ ce nie pojawia się w potocznym znaczeniu efektu „oddzia ł ywania rozmyślnego i podst ę pnego”, wci ą gają cego ofiarę w niechcian ą przez nią sytuację, jak to się cz ę sto analizuje (por. Pa ł yska 2010, s. 125). Chodzi natomiast o sytuację, której z łoż oność strukturalna wyznacza wspó ł wyst ę powanie niebezpieczeń stw łatwo dochodzą cych do g łosu 26 Wprowadzenie

diagnoz dla wspó łczesnego środowiska wiejskiego i ma łomiasteczkowego w Polsce i roli w nim Kościo ła katolickiego. Co więcej, dają wa żne narzędzia do rozwa ża ń wokó ł barier racjonalności, edukacji i refleksyjności w spo łeczeństwie polskim i jego różnych środowiskach zawodowych i politycznych. Nie zamierzam prześ wietla ć Znanieckiego w zakresie jego prac pedagogicznych jako wa żnego dla praktyki klasyka jedynie socjologii wychowania (cho ć jego dorobek bywa tak w ła śnie często wykorzystywany i doceniany w pedagogice) ani rekonstruowa ć jego poglą dów na ten temat, choć nie są mi one i tu obojętne. Uwa żam natomiast, że dla ich zrozumienia i wykorzystania trzeba umieć się cofnąć o dobry krok samokszta łceniowy – do ich zaplecza intelektualnego zakorzenionego w fi lozofi i jako refleksji Zatemmetahumanistycznej.przyjmuj

27Wprowadzenie

poznane, w praktyce zachowa ń badaczy i funkcjonowania dominują cych tradycji. Wystarczy się przyjrzeć jego próbie, abyśmy umieli podjąć wysi łek w minimalnym choćby stopniu analogiczny, choć w innym zakresie, a adresowany do naszej wspó ł czesności. Kiedy więc Jerzy Szacki, bardzo zasł u żony we wprowadzaniu myśli Znanieckiego w polsk ą przestrzeń akademick ą , widzi niedostateczność recepcji wśród socjologów, to mają c rację, mówi jednak za ma ło, z mojej perspektywy. Jest prawd ą zapewne, jak czytamy we Wstępie do tomu Społ eczne role uczonych, że „[t]eoria socjologiczna Floriana Znanieckiego z pewnością nie jest dostatecznie znana, zrozumiana i wykorzystana przez socjologów wspó łczesnych” (Szacki 1984, s. VII). Rzecz w tym, że myśl Znanieckiego nie mieści się w samej socjologii, nie obejmuje refleksją tylko jednej dyscypliny; jest fascynują ca i zasł uguje na uwag ę w znacznie szerszej przestrzeni akademickiej nauk spo łecznych i humanistyki, nie tylko w Polsce zreszt ą . Bardzo mi zależ y, aby to przesłanie było naczelną tezą dalszych rozwa ża ń. Jej też są podporzą dkowane moje w łasne lektury i relacje z nich na kartach tej książki. Wyróżnionym odniesieniem jest tu oczywiście pedagogika, uprawiania fi lozoficznie i z wra żliwością na jej funkcję wdra żania do uczestnictwa w kulturze, a nie tylko przysposabiania zawodowego czy spo łecznego urabiania. Czas przeciwdzia ła ć narastają cej pandemii mentalnej, prowadzą cej do szatkowania i fragmentaryzacji humanistyki, jej dychotomizowania w oddzielaniu od nauk spo łecznych, jak też praktyce dzielenia tych że na zamknięte sektory, dają ce pozorne alibi na nieuctwo nawet na obszarach pogranicznych i w stosunku do historii podyscyplin jako rzekomo swoistych w stopniu pozwalają cym lekcewa ż yć wszystko, co z w ą sko pojmowaną tożsamością się nie kojarzy. Nie wolno zamyka ć oczu na fakt, że sam Znaniecki po części się do tego przyczyni ł swoją intensywną i zrozumia łą historycznie trosk ą o instytucjonalizację socjologii. Intelektualnie jednak wykona ł pracę wykraczają cą poza te ramy i należ y to przyjąć do wiadomości. Praca intelektualna Znanieckiego przekracza to, co o niej sam mówi ł i jak ą mia ł dla niej okresowo motywację i dora źne uzasadnienia. Jej analiza może być poż yteczna tak że w zakresach, w których ze Znanieckim zgadza ć się nie będziemy, i da się dziś zauważ yć pewne ograniczenia jego perspektywy czy przerosty jego d ążeń i „uroszczeń”, jak sam to określa ł u innych. Poglą dy uczonych nie zawsze dają się uzgodnić z szerszą wartością pracy, jak ą wykonali, w tym z moc ą teoretyczną i zakresem wa żności narzę dzi, jakie stworzyli. Zarazem często możemy dostrzec w ą tki za słabo podjęte przez nast ępców lub inspirują ce na zupe ł nie innych polach, ni ż zosta ł y wygenerowane. w wyniku jednostronności dzia łania, w strategii zorientowanej na sukces któregoś z cz łonów zwykle co najmniej dwubiegunowego uk ładu napięć, traktowanego dychotomicznie zamiast dostrzegania konieczności sprz ęż eń, uwik łanych zreszt ą w niemoż liwości uspójnień i harmonii czy znalezienia „z łotego środka”. Paradygmatyczny model stanowi dynamiczne napięcie między wymogiem tworzenia instytucji dla ugruntowania my ślenia a trosk ą o potencja ł intelektualny myślenia o moż liwie szerokim zasię gu poza ram ą organizacyjn ą . Znacznie mi bli ż ej do traktowania pu łapki dyskursu Znanieckiego w kontek ście „pu łapek spo łecznych” w ujęciu, do którego nawiążę dalej (por. Hankiss 1986).

szczególnych

St ą d dopowiem rzecz zapewne niepopularną , bo wraz z uznaniem dla myśli Znanieckiego mam poczucie zawodu, pog łębione zderzeniem wartości jego dokona ń z tym, jak je sam usi łowa ł w łoż yć w w ą sko instytucjonalizowane ramy socjologii dla budowania jej organizacyjnej ramy akademickiej. Czyni ł to w istotnym „odgraniczeniu”, jak często mówi ł, jej funkcjonowania od innych dyscyplin, operują c zreszt ą fa łszywym kryterium odrębności przedmiotowej, bo tego się domagali najbardziej nieprzejednani wobec socjologii krytycy akademiccy, nie mówią c o innych negacjach z pozycji marksizmu. Twierdzę, że wartości myśli (idei, kategorii, postulatów) Znanieckiego czasem trzeba umieć bronić przed zbyt w ą skim interesem instytucjonalnym, któremu ich twórca je podporzą dkowywa ł, chocia żby wywo ł ują c fa łszywe i szkodliwe wra żenie, że zrywa z powa żnym traktowaniem pedagogiki, w co niestety uwierzy ła spora część pedagogów. W co uwierzyli socjologowie – to sk ą diną d wa żna tak że, acz odrębna sprawa. Idiosynkrazje i uroszczenia17 samego Znanieckiego również zebra ł y żniwo. Na szczęście nie przysłania ono wartości poszczególnych idei i tez uczonego po dziś dzień. Wymaga to jednak istotnie innego podejścia w czytaniu, które zawsze nak łada na czytane możliwości wynikają ce ze sposobu patrzenia czytelnika, jako jego ramy interpretacyjnej, poprzez pytania i pojęcia stanowią ce ekrany wyś wietlają ce dost ępne odpowiedzi. Uzyskujemy projekcję pomijają cą szereg kwestii jako nieistotnych lub niewchodzą cych w kadr na ś wietlania tego, co dostępne czy uznane za znaczą ce, a co rzutuje na pojęcie o ca łości jako „rozumienie”, pozbawione często ś wiadomości w łasnych ograniczeń poznawczych, bez zdolności dostrzeżenia tego, co umyka z pola widzenia. St ą d zadanie wielokrotnego powrotu, zgodnie z ideą ko ła hermeneutycznego, dla sprzęgania ca łości i jej fragmentów oraz wzajemnych ich relacji dynamicznie zmieniają cych perspektywę widzenia. Zapis rejestruje pewien zaawansowany i wcześ niej wielokrotnie ju ż przetwarzany sposób postrzegania i programowania podejmowanego zamiaru, który ani nie był gotowy na począ tku, ani nie doczeka ł się realizacji 17 Mam wra ż enie, ż e wielokrotne zwracanie przez Floriana Znanieckiego uwagi na ten aspekt funkcjonowania nauki jest znacz ą ce dla samowiedzy i samokrytycyzmu uczonych. Zreszt ą zjawisko „uroszczeń” kulturowo jest szersze. Nawią za ł do niego tak ż e Johann Wolfgang Goethe, gdy wskaza ł na „uroszczenie poety, moc ą którego wypowiada w ładczo najbardziej nieprawdopodobne myśli i domaga się, aby ka ż dy uzna ł to za prawdziwe, co jemu, twórcy i odkrywcy, wyda ło się prawd ą” (1957, s. 54). Tym bardziej mam ś wiadomość nieuchronności uroszczeń wpisanych w moją obecn ą narrację, cho ć intensywnie próbuję je ogranicza ć, a przynajmniej moż liwie uzasadnia ć i pozostawia ć do samodzielnej analizy czytelnika okoliczności za nimi przemawiają ce. Jak wiemy zreszt ą z teorii dzia łania komunikacyjnego Jürgena Habermasa , „roszczenia” do czytelności, prawdy, wiarygodności czy s ł uszności nastawienia normatywnego są strukturalnie wpisane w sytuacje komunikacyjne, jako ich uniwersalne warunki; rzecz jedynie w tym, aby je poddawa ć czujnej kontroli wery fi kują cej ich zasadność (wa ż ność) w ka ż dej kolejnej sytuacji komunikacyjnej. Oczywi ście Znaniecki uczula na znacznie szersze spektrum roszczeń – jako „uroszczeń”, w śród których wyróż nia się w mojej analizie rozpoznawanie róż nic poprzez narzucanie im perspektywy dychotomicznej, ustanawiają cej jednostronnie roszczeniowe dualizmy analityczne, absolutyzują ce któryś z biegunów uskrajnionej opozycji, z odrzuceniem jego alternatywy. Epistemologicznie jest to (u)roszczenie do wykluczania czy uniewa ż niania perspektywy myślowej moc ą jakich ś argumentów, których ograniczonego charakteru się nie rozpoznaje. 28

Wprowadzenie

19 Paradoksalnie Znaniecki sam się od takich pól dzia łania poznawczego od ż egnywa ł, zbyt rygorystycznie czasem widzą c ich odniesienie do praktyki i postawy socjologa. Pisa ł dla przyk ładu: „Żaden socjolog nie ma prawa wyst ę powa ć w roli epistemologa i os ą dza ć, jaka wiedza jest prawdziwa lub fa ł szywa. Stosują c zasady metody naukowej, moż e on jedynie wypowiada ć się o badaniach socjologicznych oraz ich wynikach” (Znaniecki 1984b, s. 481–482). No to zauwa ż my, ż e tak zredukowa ć analiz epistemologicznych się nie da z powodu realnego funkcjonowania epistemologii w jej historycznej zmienności, co by ło jasne ju ż za czasów Znanieckiego, nie tylko gdy pisa ł te uwagi (a by ł to rok 1951). Kiedy analizowa ł typy wiedzy i rozpatrywa ł kryteria i warunki uznawania jej wa ż ności oraz rozmaite modele podejścia do wiedzy w postawach mędrców, uczonych, scholarzy itd., to wnosi ł wk ład epistemologiczny, niedają cy się zredukowa ć przecież, wbrew jego sk łonności, do rozstrzygnięć normatywnych. Zreszt ą Znaniecki stosunkowo wcześnie zda ł sobie sprawę z bogactwa refleksji epistemologii, mimo ż e sam wyjściowo okre śla ł epistemologię jako „meta fi zykę poznania” (1984b, s. 4). Stwierdza ł bowiem chocia żby w 1925 roku: „Donios łość nowszych kierunków epistemologicznych w refleksji nad wiedzą polega g łównie na tym, ż e sami epistemologowie zacz ęli sobie u ś wiadamia ć niezb ędność dope ł nienia meta fi zyki wiedzy przez empiryczn ą naukę o wiedzy” (Znaniecki 1984b, s. 4). Ju ż sama ta dwoistość powią za ń narusza wyobra ż enie o jednostronnej normatywności epistemologii, absolutyzują cej rzekomo jaki ś jeden wariant zasadnego poznania. W ramach szerszego pojmowania epistemologii oczywi ście Znaniecki jest znaczą cy i zas ł uguje na uwag ę, cho ć cz ę sto poza jego w łasnymi deklaracjami, nios ą cymi znamiona „uroszczeń”, z którymi u innych stara ł się walczyć. 20 Nawet kiedy Znaniecki postulowa ł rozwój polskiej socjologii, deklarowa ł: „Chodzi mi przy tym o obronę tych idea łów naukowych i pedagogicznych, w imię których dzia łam” (1984b, s. 186).29

na końcu, sam ulegają c przemianom wymuszanym przez nowe wglą dy w kolejne partie pozyskiwanego materia ł u i nowe odczytania wcześniejszych. Można by to kontynuowa ć w nieskończoność, choć minimum racjonalności nakazuje przerwanie tego procesu, by uzyska ć zdystansowany do niego stosunek, z uwzględnieniem krytycznej mą drości czytelników. S p o s ó b r e a l i z a c j iSposób realizacji Zajmuje mnie przede wszystkim Znaniecki jako wybitny humanista, niedoceniony filozof18 i epistemolog 19, historyk spo łeczny i historyk idei, a tak że pedagog 20, który 18 Zauwa ż my, ż e Znaniecki, który dysponowa ł du żą kultur ą fi lozoficzn ą i wychodzi ł najpierw z maksymalistycznego programu postawy fi lozoficznej, m.in. przezwyciężają cej „uroszczenia” doktryn w historii myśli, z czasem zaczął wręcz deklarowa ć konieczność rozdzielenia ról socjologa i fi lozofa. Jednak niepotrzebnie redukowa ł postawę fi lozofa do wartościowania faktów, choć sk ą din ą d wiedzia ł, ż e uzasadnienie zb ędności fi lozofi i wymaga paradoksalnie również postawy fi lozoficznej. Poza tym swoimi wtrętami fi lozoficznymi cz ę sto zniechęca ł socjologów. Dzia ło się to tak ż e, po cz ęści przynajmniej, w efekcie degradowania przez niego roli fi lozofa. Wida ć to m.in. w takim zderzeniu uwag: „Skoro jako socjologowie nie mamy prawa wartościowa ć badanych faktów, wejd ź my na chwilę w inn ą rolę i spróbujmy jako fi lozofowie ocenić znaczenie dorobku scholarzy sakralnych dla dziejów kultury” (Znaniecki 1984b, s. 390). W wyniku rozwa ża ń, które tu pominę, uzyskujemy retoryczne, wydawa łoby się, pytanie: „Dlaczegóż to spekulacja na temat Boga i duszy mia łaby być mniej warta ni ż wynalazek szybszego samolotu, nowego gazu trują cego lub skuteczniejszej metody propagandy?” (Znaniecki 1984b, s. 392). Wida ć, ż e czasem fi kcyjne porównania wartości kojarzone z fi lozofi ą w ła śnie nie dają się fi lozoficznie bronić, gdy ż mylą porzą dki zjawisk zupe ł nie na wyrost. W tle pozostaje jako ź ród ło nieporozumień upieranie się przy rygorystycznym rozdzielaniu ról.

Wprowadzenie

w swoim czasie wykona ł ogromną i ambitną pracę intelektualną , programują cą zadania dla ś wiata akademickiej humanistyki i nauk spo łecznych. Znajdujemy ją udokumentowaną w tekstach w istocie nieczytanych tak, jak na to zasł ugują – zreszt ą w takiej skali zebranych stosunkowo niedawno, jeśli odnieść je do statusu klasyka polskiej humanistyki i nauk spo łecznych, skoro zintegrowane tomy Pism filozoficznych to publikacje dopiero z lat 1987 i 1991. Twierdz ę ponadto, że nieuwzględnianie fi lozoficznego punktu widzenia w podejściu Znanieckiego w dwóch typach jego lektur (socjologicznym i pedagogicznym) obni ża wielokrotnie jakość obu ze strat ą dla nich samych – wypranych często z szerszej perspektywy i uwra żliwienia epistemologicznego, jakie był y udzia łem tego wybitnego umysł u. Dzieje się tak dlatego, że jego niektóre wa żne prace fi lozoficzne są najzwyczajniej nieznane na ś wiecie, poniewa ż nie został y przet ł umaczone z polskiego, a klasyka socjologicznej spuścizny Znanieckiego po części zosta ła przet ł umaczona na język polski dopiero w latach 80., dzięki wysi ł kom zwłaszcza Jerzego Szackiego – czo łowego polskiego historyka myśli spo łecznej – i nie są dzę, aby w pe ł ni zosta ła doceniona w przekroju g łębi jej najbardziej strategicznych w ątków (Szacki w znakomitych komentarzach ze wstępów redakcyjnych pokazuje, na czym to polega – nawiążę do tego dalej)21. Na rozbudowane dziedzictwo myślowe Floriana Znanieckiego patrzę tymczasem przez pryzmat tych wła śnie rozwa ża ń fi lozoficznych, mających odniesienia epistemologiczne (często zaskakująco ś wieżo i dojrzale wyglą dające i dziś) oraz ontologiczne (wizje ś wiata kultury, ś wiata spo łecznego, narodu, dynamik równowa żenia i zmiany bycia psychospo łecznego, mechanizmów i procesów widzianych wieloprofi lowo). Co więcej, emocjonujące jest wyłapywanie w tekstach socjologicznych Znanieckiego refleksji o g łębokich i szerokich odniesieniach, osadzonych poza ramą problematyki interesującej badaczy g łównie bran żowo, a mających pod łoże i konteksty fi lozoficzne. Jednym z takich przeoczanych w ątków jest a fi rmacja „dynamiki” czy „dynamicznego charakteru procesów” jako uwik łanych w równowa żenie w napięciach w obliczu zróżnicowa ń stanowiących formę twórczych przeorganizowa ń, czyli poprzeczne tworzenie ca łości, a nie tylko zmiany pod ł u żne. Podobnie chodzi o dostrzeżenie a fi rmacji „p ł ynności” powstającej cywilizacji, z t ą pierwszą dynamik ą zwią zanej, do czego dojście zajęło Zygmuntowi Baumanowi sporo czasu w ewolucji jego dyskursu o ponowoczesności. Oczywiście są tu różnice diagnoz, ale rozpoznanie innej dynamiki twórczej ni ż historyczna ewolucja tak że ma miejsce. Zreszt ą jednym z najczęściej cytowanych fragmentów dotyczących zaproponowanej 21 W zderzeniu zarysowanych przez Jerzego Szackiego oraz Zygmunta Baumana perspektyw losów i statusu myśli w przekroju ca łego dorobku Floriana Znanieckiego – o czym szczegó łowo pisz ę dalej – rację przyznaję z zasadniczych powodów pierwszemu z nich, znakomitemu historykowi myśli spo łecznej. Zreszt ą prze śledzenie jakości odwo ła ń Zygmunta Baumana z lat 60. do Znanieckiego unaocznia p ęknięcia międzypokoleniowe w socjologii polskiej warte wnikliwych analiz. Podjęcie tego problemu w odniesieniu do losów pedagogiki zaproponowa łem w debacie i książ ce pod moją redakcją Dziedzictwo idei i pęknię cia mię dzypokoleniowe w pedagogice polskiej. Wprowadzenie do problemu (2019).

30 Wprowadzenie

Z zasady jednak Znaniecki nigdy nie upiera ł się przy uznaniu jakiegoś kierunku dokonują cej się ewolucji. Widzia ł szanse i zagrożenia zgodnie z otwartym historycznie charakterem zachodzą cych procesów, niemają cych w sobie i niestanowią cych gwarancji post ępu, co fi lozoficznie doskonale rozumia ł mimo radykalnego marzenia o przyszłości ludzkości. Filozoficznie również odsłania ł złożoności zjawisk kulturowych, wymagają cych odróżniania rzeczy od wartości. Socjologowie owego zaplecza fi lozoficznego zwykle (ze znakomitymi wyją tkami) nie chcą poznawa ć, bo to i trudne, i dalekie od natychmiastowych zastosowa ń, a nawet wygodę tych że utrudnia, a poza tym rzekomo jest to okres g łównie „m łodego” Znanieckiego. Filozofowie (z wyją tkami) tak że tego nie czytają , bo to spoza wyobra żeń o tym, jak się powinien w ż yciu zachowywać fi lozof. Poza tym nie jest to wierne ani pozytywizmowi czy empiryzmowi akademickiemu, ani szkole analitycznej (w sensie logicyzmu, w tym w wersji lwowsko-warszawskiej22), ani marksizmowi, czyli wypada poza obręb dominujących 22 Z pewnością wciąż niedocenion ą zas ł ug ą Znanieckiego w polskiej kulturze akademickiej jest budowanie wizji humanistyki i rozwoju socjologii z mniej czy bardziej kamu flowanym dystansem, a nawet sprzeciwem wobec tego, co w trybie postawy „bojowników prawdy” w przestrzeni szkó ł i scholarzy nios ła ze sobą doktryna logiczna szko ł y lwowsko-warszawskiej, ju ż w owym czasie podnoszona do rangi mitycznego wzorca jedynie sł usznej kultury fi lozoficznej w Polsce, Znaniecki tworzy ł dla niej alternatywę. Jerzy Szacki wskazuje w komentarzu, ż e czasem by ł on bardziej lub „nieco mniej pow ścią gliwy” w swojej niezgodzie (por. Znaniecki 1984b, s. 426––427, 577–578). Oczywi ście Znaniecki nie kry ł powodów, dla których nie akceptowa ł również uroszczeń marksizmu (pisa ł zwykle: materializmu historycznego) w jego „holistycznym” podejś ciu, zdominowanym, w jego perspektywie, uniwersalizowaniem determinizmu ekonomicznego i postrzegania ś wiata spo łecznego przez pryzmat kultury materialnej czy interesu

Płynność naszej cywilizacji będzie więc czymś zupełnie różnym od tego zawrotnego pędu chaotycznych, a coraz szybszych zmian, który cechuje dzisiejszą ewolucję. Będzie to płynność ciągłego powstawania coraz większych i doskonalszych dzieł twórczych, rosnących i dojrzewających w miarę możności ich twórców; płynność bezustannej selekcji z nagromadzonego dorobku kulturalnego tworów, które przez swą żywotność zapładniającą okazują się najcenniejsze dla dalszego rozwoju; płynność dokonywającej się w samym przebiegu rozwojowym syntezy wysiłków twórczych, kierującej nimi nie według gotowego z góry planu, lecz w miarę, jak urzeczywistnione już w dążeniu do ideału możliwości otwierają nowe, niedostrzeżone przedtem możliwości i przez to wzbogacają sam ideał (Znaniecki 1935, s. 93).

przez Znanieckiego wizji stającej się cywilizacji jest nast ępujące sformu łowanie, nader może optymistyczne, wręcz utopijne, z pracy z 1934 roku pt. Ludzie teraźniejsi a cywilizacja przyszł ości. Autor, który chcia ł się uwolnić od czarnych scenariuszy zwią zanych z narastają cymi antagonizmami, pisa ł:

„klasowego”.31Wprowadzenie

preferencji, zarówno za ż ycia Znanieckiego, jak i obecnie. Psychologowie za ś z reguł y 23 wierzą zapewnieniom, że Znaniecki odszed ł od w łą czania w swoje myślenie perspektywy psychologii spo łecznej i wyrzeka ł się jej jako ź ród ła wszelkiego „psychologizmu”, zatem tak że od dawna nie spodziewają się tu niczego istotnego dla samej psychologii. Albo doceniają c negację „biologizmu”, jednocześnie w kwestii rozwoju widzą jedynie jednostronność socjologiczną 24 . Pedagogów z kolei (oczywiście znowu z wyją tkami, do których należa ła Helena Radli ńska) zadowala zbyt często zajęcie się treściami z zakresu „socjologii wychowania”, bez dostrzegania ich g łębszej pedagogicznej wagi. Przez to g łodu wnikliwszej penetracji myśli Znanieckiego na ogó ł nie mają – wobec niezadowolenia z deklarowanej (!)25 przez socjologa redukcyjnej wizji 23 S ą oczywi ście wyją tki, i to najnowsze, jak obsypana nagrodami ksi ąż ka Paw ła Boskiego, w której autor okre śla koncepcję Znanieckiego jako „psychosocjologię akademick ą” (2022, s. 579), przywo ł uję ideę „ja ź ni odzwierciedlonej” (2022, s. 267), a tak ż e przedstawia sylwetkę klasyka i wskazuje na niektóre tropy w dziele Chł op polski w Europie i Ameryce (2022, s. 648–650).

Trudno jednak nie widzieć, ż e to stanowczo ma ło jak na wartościowe inspiracje Znanieckiego dla rozwa ża ń Boskiego w zakresie tematu książ ki noszą cej tytu ł: Kulturowe ramy zachowań społ ecznych.24 Por. podręcznik psychologii rozwojowej dzieci i m łodzież y pod redakcją Marii Żebrowskiej ( Psychologia rozwojowa… 1969, s. 385), gdzie przywo ł uje się Socjologię wychowania, a takż e Józefa Cha łasi ń skiego; zarazem brak śladu odniesienia do psychologii spo łecznej w wydaniu Znanieckiego. To jest najwidoczniej czas, gdy Znanieckiego psychologowie ju ż nie czytają , a model cyklu ż ycia Erika H. Eriksona jeszcze się nie przebi ł Śledzenie ex post zapóź nień podręczników stanowi ą cych kwintesencję wiedzy akademickiej dominują cej w jakim ś okresie jest wielce pouczają ce, a zarazem przygnębiają ce pod względem „uroszczeń”, jakie dają w nich o sobie zna ć. W Historii psychologii Józefa Pietera znajdziemy jedynie wskazanie deklaratywne, i ż „[u]wagi godny jest wk ład dwóch socjologów: Leona Petra ż yckiego i Floriana Znanieckiego, do polskiej myśli psychologicznej”, przy czym w przypadku tego drugiego wymienione s ą dwie książ ki z psychologii spo łecznej i pada stwierdzenie, ż e ich autor „[p]róbowa ł w nich przerzucić pomost między socjologią a psychologi ą” (1976, s. 406–407). Stanu recepcji myśli psychologicznej Znanieckiego zdaje się dot ą d nikt nie zbada ł. Tu wskazuję jedynie na pewne cenne moim zdaniem idee do podjęcia, np. kwestię róż nicowania rozumienia „biegunowości” zjawisk wa ż nych dla psychologii spo łecznej.25 Podkre ślam aspekt deklaracji, gdy ż w istocie Znaniecki wykonuje ś wietn ą robot ę pedagoga w najlepszym rozumieniu potrzeb i ukierunkowania, tak ż e teoretycznego, praktyki wychowania, co dokumentuję w tym tomie. Twierdz ę, ż e warto go czyta ć również jako fi lozofa wychowania z g łębokim oparciem w fi lozofi i kultury i epistemologii, znowu wbrew deklaracjom i w ą skiej wizji tego, czym epistemologia jest. Nie darmo w przedmowie do w łoskiego wydania Chł opa polskiego w Europie i Ameryce z roku 1968 czytamy, ż e w przeciwień stwie do Thomasa , wspó łautora pięcioksię gu, Znaniecki to „umys ł koncepcyjny, tworzy ł systemy, umia ł postrzega ć rzeczywistość przez dok ładnie opracowane schematy my ślowe. Bardziej ni ż teorie interesowa ł y go zagadnienia metodologiczne, bardziej ni ż rzeczowe konkluzje – podstawy historyczne i epistemologiczne nauk spo łecznych” (Gallino 1974, s. 59). Wida ć, ż e deklarowany dystans wobec wspomnianych dwóch ostatnich wymiarów (historii i epistemologii), a nawet stawiane mu zarzuty mają się nijak do tego, co faktycznie robi ł i jak ą ma to wartość na dzi ś, tak ż e poza jego – miejscami redukcyjnymi – gestami odgraniczania zakresu swoich dzia ła ń poznawczych dla wyostrzenia instytucjonalnego odrębności socjologii. Z punktu widzenia zawartości intelektualnej dokona ń nie ma to większego znaczenia. Proporcje wa ż ności idei Znanieckiego 32 Wprowadzenie

pedagogiki czy teorii wychowania. Co najwy żej dostrzegają osobno akcenty „utopijne” w myśleniu klasyka oraz te o groźbach upadku cywilizacji zachodniej. Dziś czyta się innych autorów jako wa żnych, nawet modnych, czasem ze szkod ą dla szerszej historycznie perspektywy rozumienia w łasnej dyscypliny naukowej. Humanizm fi lozofi i kultury w wydaniu Znanieckiego i jego horyzonty myślenia epistemologicznego nadal wykraczają poza obiegowe wyobra żenia z poziomu akademickich warsztatów badaczy empirii, a tak że historyków myśli. Zintegrowanego odczytania fi lozoficznej spu ścizny Znanieckiego nie ma 26 , jak nie ma zrozumienia dla jej wspó łczesnego znaczenia. Pozostaje legenda o „wp ł ywie” instytucjonalnym, jaki „wielki uczony” wywar ł w swoim czasie na socjologię jako jej eksponent (a tak że prezydent Ameryka ń skiego Towarzystwa Socjologicznego wybrany w 1952 roku, czyli w okresie nagonki stalinowskiej na niego w Polsce, dokonywanej z udzia łem części ówczesnej profesury uniwersyteckiej niestety, co dalej ilustruję).

Uprzedzam Czytelnika, że sam takiego integralnego zadania nie podejmuję w całości, a jedynie uczulam na kilka w ą tków dla mnie fascynujących. S ą to niesamowicie wa żne nadal postulaty programowe dla rozwijania „humanistyki stosowanej”, zdolnej radzić sobie ze złożonościami strukturalnymi, z paradoksami i dylematami, z dualizmami i ich uzurpacjami (Znaniecki nazywa je często „uroszczeniami”) czy z powią zaniami wzajemnymi biegunów zespalanych w syntez ę komplementarności uwik łanych w dynamicznych napięciach przezwyciężają cych jednostronności. Zawsze dzieje się to w trosce o odsłanianie przejawów złożoności strukturalnej dynamik procesów, które nadal z trudem przebijają się w praktyce refleksji akademickiej i jej wdrożeń badawczych. Znaniecki skupiony by ł fi lozoficznie na wysi ł ku szukania sposobu syntetyzowania g łęboko rozpracowywanych „jednostronności”27, nieuchronnych, ale pod pewnymi warunkami wartościowych, poza sporem o jedną ulegają historycznej transformacji, przemieszczeniu w obr ębie ich transaktualności, która się restrukturyzuje w kolejnych ods łonach aktualności myśli. 26 Z pewnością musz ę wyróż nić i docenić „nowe odczytanie spu ścizny Floriana Znanieckiego” autorstwa El żbiety Ha łas (2006), której tezy zas ł ugują na refleksję i pog łębienie wykorzystują ce dorobek fi lozoficzny klasyka, co zamierzam uczynić w tej książ ce. Sam swoim podejściem „nowe odczytanie” tak ż e proponuję, z wydobyciem na jaw tre ści, jakie się zwykle nie przebijają w relacjach socjologów jako znaczą ce szerzej dla wspó łczesnej myśli. Jako przyk ład wa ż nych paradoksów, jakich się zwykle nie uwzględnia, warto odnotowa ć to, ż e klasyczna praca Znanieckiego Metoda socjologii, wydana w Stanach Zjednoczonych po angielsku w roku 1934, dopiero za spraw ą przek ładu El żbiety Ha łas uzyska ła swoją polsk ą ods łonę w roku 2008 (por. Znaniecki 2008). Moż na by więc czyta ć Znanieckiego jako zabierają cego g łos bardzo wspó łcze śnie i tak zamierzam w przekroju jego dorobku czynić 27 Dualizmy są tu zawsze postrzegane jako przejawy wewnętrznego rozdarcia, rozdwojenia sytuacji, któr ą moż na przetwarza ć w wizję dwoistego zespolenia w trudn ą jedność. Chodzi zatem o wskazanie tu – zamiast rozbicia (rozdwojenia) – na ca łość komplementarnie dzia łają c ą w strukturze funkcjonalnie wiążą cej bieguny. Cz łony tej ca łości, powią zane w dwubiegunowy uk ład, uczestniczą w relacji (w)spierają cej się z łoż onej funkcji o charakterze wspó ł zależ ności, łą cznie tworzą cej zintegrowany mechanizm dynamicznych przemieszczeń w relacji sytuacyjnie dominują cej funkcji.

33Wprowadzenie

prawdę, w poszukiwaniu p łodności, doniosłości i znaczenia pog łębiają cego zdolność obejmowania refleksyjnością większych zakresów zjawisk. Lektura jego prac fi lozoficznych nie pozostawia w ą tpliwości, że chodzi ło mu o sprawy zasadnicze dla wartościowej strategii poznawczej: najpierw wypracowanie w łasnej koncepcji, nast ępnie próbę ogarnięcia stanu wspó łczesnej mu myśli, potem za ś dojrza łe jej odniesienie do refleksji problematyzują cej poszczególne pola rozwa ża ń o kulturze i ż yciu spo łecznym, a wreszcie skupienie na tworzeniu podstaw dla socjologii w jej wersji mog ą cej pe ł nić funkcję spoiwa – poprzez podejście „kulturalistyczne” – dla ca łej humanistyki. *** Gdybym mia ł najkrócej stre ścić ukonkretnione ju ż zamierzenie badawcze i sposób jego realizacji w tej książce28 , to powiedzia łbym, co nast ępuje, pog łębiają c wcześniejsze sformu łowania. Tekst jest efektem wypracowanej przeze mnie przez lata strategii czytania prac klasyków – w tym wypadku Floriana Znanieckiego – pod k ą tem wyławiania w nich „treści wybuchowych” (Witkowski 2009a, s. 131–144), pozwalają cych na odkrywanie nowych dla siebie idei, na ś wietlanie dzięki nim aktualnie czytelnych słabości dominują cych dyskursów 29. Tym bardziej zależ y mi na wskazywaniu wa żnych inspiracji, pog łębiają cych intuicje i wzmacniają cych hipotezy, zasł ugują cych na pe ł niejsze w łą czenie w najnowsze rozwa żania humanistyczne – w tym psychologiczne i pedagogiczne – z perspektywy psychodynamicznej, systemowej i ogólnej dla zastosowa ń w humanistyce. Waga idei Znanieckiego, rozwijanych w zakresie złożonych czynności spo łecznych i postaw kulturowych, może być odniesiona tak że do z łożoności procesów rozwojowych dotyczą cych stają cych się ca łości, uwik łanych w dynamiczne napięcia, sprzężenia i relacje pe ł ne przemieszczeń sytuacyjnych i funkcjonalnych. Wiąże się to z trosk ą o unikanie rozdwajają cych antynomii, dychotomii i dualizmów, a zarazem przynosi uwypuklanie komplementarności, naprzemienności i dope ł niania się ich członów w rozmaitych typach biegunowości, zespalają cej złożone czynności w funkcjonalną wspó ł zależność. Mamy tu do czynienia ze znacz ą cą epistemologią antypozytywistyczną , antydualistyczną i antydogmatyczną , walczą cą o przezwyciężanie 28 Wyjściowo napisa łem tu: „w tej niedu ż ej książ eczce”, gdy ż taki by ł mój począ tkowy zamiar, o czym szerzej informuję w dalszej cz ęści wprowadzenia. Rezygnację z niego wymusi ł y charakter przestudiowanego materia ł u i docenienie jego wa ż ności dla szerszego grona odbiorców w polskiej humanistyce. Odniesienie do Znanieckiego powinno być znaczą ce samokszta łceniowo dla wielu profi li nauk spo łecznych i humanistyki po dzi ś dzień, moż liwie z pierwszej ręki, a nie tylko na podstawie omówień. Nieprzypadkowo więc przywo ł uję i omawiam du ż o cytatów z jego prac, chc ą c da ć moż liwość samodzielnego odnoszenia się do nich czytelników mają cych utrudniony dost ę p do pe ł nych tekstów (np. Chł opa polskiego w Europie i Ameryce).

29 Niektóre uwagi poś więcone przyjętemu przeze mnie programowi, realizowanemu wespó ł z Monik ą Jaworsk ą -Witkowsk ą i w powią zaniu z jej pracami, poczyni ł Bogus ław Śliwerski (2009, s. 224–239). Prace ilustrują ce kolejn ą dekadę wysi ł ków s ą przeze mnie wskazane w bibliogra fi i i tam odsy łam zainteresowanych.

34 Wprowadzenie

humanistyki

rozmaitych jednostronności i ich uroszczeń, jednym słowem: pluralistyczną . Zarysowane są tu przesłanki podejścia funkcjonalistyczno-strukturalnego o charakterze wpisują cym je po części w perspektywę „prze łomu dwoistości” w humanistyce wspó ł czesnej. Z perspektywy tego prze łomu czyta łem ju ż, opracowa łem i wykorzystywałem metodologicznie chocia żby koncepcję wspó łczesnej socjologii Norberta Eliasa (Witkowski 2013, s. 93–141)30.

Twierdzę, że Znaniecki pozostaje nadal do… doczytania poza kanonem recepcji, a jego myśl jest warta zastosowania tak że poza obszarem socjologii, z traktowaniem na serio jego rozwa ża ń fi lozoficznych z m łodości akademickiej. Niezbędna jest strategia czytania polegają ca na przeszukiwaniu tekstów pod k ą tem przekrojowego zbierania impulsów zorientowanych na ś wiadomie wybrane kategorie. Inspiracje dla dojrza ł ych lektur wydobywam też z koncepcji Roberta Mertona „ambiwalencji socjologicznej” oraz ze swojej wizji modelu cyklu ż ycia Erika H. Eriksona i w łasnej perspektywy i teoretycznej, szerzej rozpoznają cej wspomniane zjawisko „prze łomu dwoistości” w humanistyce. Znaczą cy jest tak że kontekst teoretyczny analiz Jürgena Habermasa , zapewne po raz pierwszy akcentowany w odniesieniu do stanowiska Floriana Znanieckiego w takim stopniu. Integralne traktowanie wręcz zobowią zuje do tego, aby wielcy nie byli z zasady nieobecni w naszym horyzoncie percepcji i przetworzeń dorobku myślowego wspó łczesności. Oczywiście jest to zadanie konieczne do podjęcia ze względu na rang ę wyzwania i niemoż liwe do zakończenia z powodu skali trudności w zakresie rozleg łości i g łębi pola do penetracji. Dodatkowo ten pe łen ironii i tragiczności wysi łek wymaga równoleg łego (po części przynajmniej uprzedniego) wypracowania sobie narzędzi do sprostania wyzwaniu, w tym odwagi poznawczej i stopniowego dojrzewania do zadania w ka ż dym konkretnym przypadku zmagania się z klasykiem znanym, ale nieobecnym 31 Książka musi przywo ła ć i uwypuklić istotne32 kategorie, które powinny być w łą czane w dyskurs wspó łczesny pod wp ł ywem przekonują cej argumentacji Znanieckie30 Póź niejsze moje lektury pracy Norberta Eliasa (2017) pog łębi ł y tylko moje podejście do jego koncepcji w perspektywie jej sprzeciwu wobec nadmiernego stosowania dychotomii w naukach spo łecznych. Jak pisze Elias, nadają one „pozór egzystencjalnych roz łamów temu, co przy bli ższym oglą dzie okazuje się róż nymi wartościami przypisywanymi przez róż ne grupy róż nym, choć powią zanym poziomom wszech ś wiata” (2017, s. 104). Autor podkre śla, ż e badacze w róż nych obszarach spo łecznych cz ę sto zadowalają się wskazywaniem „prostych pojęciowych dychotomii, nie stawiają c oczywistego pytania: w jaki sposób te róż ne dziedziny s ą wzajemnie powią zane? Nawykli śmy do pojęciowej segmentacji ś wiata, w du ż ej mierze odpowiadają cej podzia łowi na specjalizacje akademickie” (Elias 2017, s. 104).

31 Paradoks sformu łowania „znani i nieobecni” unaocznia w innej perspektywie analiza poświęcona pisarzom emigracyjnym (por. Ćwikli ń ski 2011).

32 Zauwa ż my, ż e Znaniecki sam stawa ł przed problemem oddzielania w badaniach i analizach danych „istotnych” od przypadkowych. Nie chc ą c podpada ć pod żaden „esencjalizm” metodologiczny, podkreśla ł, że jak w ka żdej nauce empirycznej wysi łek, by „oddzielić cechy istotne, a tym samym z za łoż enia typowe dla ca łej klasy, od cech akcydentalnych […], niemoż liwych do generalizacji”, wymaga oparcia się na jakiejś teorii (Znaniecki 1992b, s. 4). „Aby uzyska ć

tego35Wprowadzenie

historyczno-krytycznej

go. S ą to takie kategorie, jak: dualizm, rodzaje biegunowości, przeszkody aksjologiczne, oscylacja w dzia łaniu, wspó ł zależność funkcjonalna, jedność w złożoności, dylematy strukturalne, organizacja dynamiczna, eliminacja antytez i antynomii, równowa żenie procesów, stopniowanie realności. W innych wymiarach dzie ła wielkiego uczonego w moim odczytaniu dają o sobie zna ć dodatkowo kategorie fundamentalne dla tego myślenia: z jednej strony „transaktualność” kultury 33 – jako zasadnicze typu rozróż nienie, podchodzili śmy do zebranych danych uwzględniają c okre ślone teorie naukowe stosowane ju ż w odniesieniu do szerokiego zakresu danych socjologicznych. Teorie te wykorzystywali śmy w naszych analizach jako instrumenty konceptualne” (Znaniecki 1992b, s. 4). Wskazują c dalej w tej książ ce na w ą tki, które uznaję za istotne, tak ż e nie zamierzam zg łasza ć roszczenia esencjalistycznego, ale w podobnym podejściu staram się oprzeć stosowne wskazania, jako kryteria penetracji tekstów samego Znanieckiego i jego dotycz ą cych, na moich wcze śniejszych badaniach historii dyskursów humanistycznych w pedagogice. Dotyczy to prac dalej wery fi kowanych w innych obszarach fi lozofi i, socjologii i psychologii, w trybie, w którym g łówn ą rolę odgrywa hipoteza „prze łomu dwoistości” i zwią zanych z nim zmian kategorialnych w dyskursach (por. Witkowski 2013, 2018; Dziedzictwo idei… 2019).

33 Najkrótszym wprowadzeniem niech b ędzie roboczo tymczasem traktowana syntetyczna sugestia Czes ława Gryki, który pisze, ż e „zarówno Durkheim, jak i Znaniecki nie ograniczają się do oddzielenia zjawisk spo łecznych od zjawisk kulturowych, ale tak ż e je hierarchizują . U Durkheima jest to ponadkulturowa istota spo łeczeń stwa, a u Znanieckiego ponadspo łeczna istota kultury” (2000, s. 54). Oczywi ście w grę tu wchodzi pe ł niej pytanie o procesy powią za ń wzajemnych i oddzia ł ywa ń w relacji kultura versus spo łeczeń stwo, bez automatyzmów i jednostronności, co wymaga dodatkowo odniesień do jednostek, stosunków między nimi, dzia ła ń oraz grup spo łecznych. Bardzo dobrze, ż e znajdujemy tu wraz z przywo łaniami sformu łowa ń Znanieckiego z Rzeczywistości kulturowej czy Wstępu do socjologii stwierdzenie, i ż dla tego wielkiego socjologa i humanisty „spo łeczeń stwo stanowi cz ęść sk ładow ą rzeczywistości kulturowej (cultural reality), a »zjawiska kulturalne nie tylko nie s ą spo łeczne w swej istocie lub nie opierają się na spo łecznym pod łoż u, lecz nie mają nawet wcale formy spo łecznej«, za ś »zjawiska społeczne istnieją , stanowią jeden z najwa ż niejszych sk ładników kultury«” (Gryko 2000, s. 54). W książ ce niniejszej wielokrotnie wracam do sporów wokó ł tej problematyki, niekonsekwencji lub ewolucji u Znanieckiego, jak również wskazuję w zakresie kategorii „transaktualność” na jedno z niezb ędnych odniesień, warunkują cych nie tylko rozumienie jednej z najwa ż niejszych idei Znanieckiego, notorycznie przeoczanych lub niedoczytywanych, ale tak ż e znaczenie jego koncepcji dla obecnego stanu humanistyki i praktyk kulturowych, takich jak oddzia ł ywania pedagogiczne czy procesy wrastania w kultur ę jako glebę symboliczn ą . Wrastanie to wymaga oż ywiania się symbolicznej pamięci duchowej jako zdolnej się ujawnia ć w dzia łaniu, a nie wy łą cznie w deklaracjach, wiedzy czy koncepcjach tożsamościowych. Traktują c to jako element centralny, stosuję wobec napięcia spo łeczeń stwo versus kultura oraz ka ż dej pary łatwo dychotomizowanej w dualizmy rozrywają ce po łą czenia i sprz ęż enia procesów zasadę metodologiczną dwoistości strukturalnej, któr ą tak ż e wyczytuję w praktyce refleksyjnej Znanieckiego jako ogniwo tego, co nazywam „prze łomem dwoistości” w humanistyce czy w rozumieniu procesów rozwojowych jednostki (Witkowski 2013, 2015, 2020). W tym kontek ście poszukuję śladów tego, co oznacza sprzeciw Floriana Znanieckiego wobec wszelkich przejawów dualizmów poznawczych. Idzie on w kierunku przypisanym Pitirimowi A. Sorokinowi, oznaczają cym „zainteresowanie rytmami, fluktuacjami, oscylacjami, cyklami”, poprzez które, jak podkre śla Gryko (2000, s. 134), wyra ża się dla wielkiego rosyjskiego emigranta „g łówna róż nica między wiekiem XX a XIX” w rozumieniu procesów spo łecznych i ich dynamiki, wbrew tradycji linearnego post ę pu i dychotomizacji.

36 Wprowadzenie

określenie jej „obiektywnego” statusu ontologicznego, umożliwiają ce aktualizacje wartości, a z drugiej strony „uroszczenia” poznawcze – jako epistemologiczne uwypuklenie podstawowych przeszkód w rozwoju wiedzy i rozumienia ś wiata spo łecznego34 . Powiedziawszy powy ższe, uznaję, że nadesz ła pora, abym sformu łowa ł kilka akcentów dok ładniejszych i ogólniejszych. Gdybym mia ł wskaza ć najpe ł niejszą ramę, któr ą przymierzam w konfrontacji myśli Znanieckiego ze strategiami poznawczymi w humanistyce wspó łczesnej na styku rozlicznych dyscyplin spo łecznych (takich jak: socjologia, psychologia spo łeczna i rozwojowa) czy podejść fi lozoficznych (w kontekstach epistemologii, fenomenologii, pragmatyzmu, teorii spo łecznej, antropologii itd.), to muszę wyzna ć – patrzą c 34 Jestem przekonany, ż e wiele u łomności interpretacyjnych dotyczą cych koncepcji Znanieckiego bierze się w ła śnie z nieuwzględnienia tych kategorii obok innych, zwi ą zanych z przezwyciężaniem „jednostronności”, wpisanych w pu łapkę dualizmu, czy z „dynamicznym” charakterem uk ładów spo łecznych, niedają cym się sprowadza ć do jakie ś „pośredniości” czy ujmowania róż nic w modelu kontinuum. To wszystko usi ł uję dalej uzasadnić. Kluczowe staje się nak ładanie przez Znanieckiego na myślenie socjologiczne wymogów zwi ą zanych z akcentowaniem sprz ę ż eń odnoszą cych systemy spo łeczne do systemów wartości kulturowych i wpisanych w nie odmienności „porzą dków logicznych”, co bardzo cz ę sto umyka czytelnikom. Przyzna ć jednak wypada, ż e wnikliwi odbiorcy potra fi ą wyróż nić istotne akcenty dotyczą ce kultury, wymagają ce uwzględnienia w czysto socjologicznych i w ą skoprzedmiotowych, wydawa łoby się, zakresach rozwa ża ń. Na przyk ład tekst Socjologii wychowania domaga się wzięcia pod uwag ę, mimo braku w nim terminu „transaktualność”, cechy kultury polegają cej paradoksalnie na tym, ż e – jak zwraca uwag ę Krystyna Skurjat, cytują c Znanieckiego – „[j]ęzyk, literatura, sztuka, wiedza, religia, dziedzina spo łeczna to s ą wszystkie zupe ł nie realne, obiektywnie istnieją ce dziedziny, lecz zawdzięczają ce sw ą realność czynnościom wszystkich ludzi, którzy w nich aktywnie uczestniczyli i uczestniczą” (2006, s. 161). Zauwa ż my, ż e uwzględnienie tej kategorii pozwala uwalnia ć skojarzenia ze „wspó łczynnikiem humanistycznym” od rozumienia go w odniesieniu do „ś wiadomości”, gdy w grę wchodzą postawy i obrazy doś wiadczenia wynik łe z dzia ła ń. Tak ż e „dynamiczne” pojmowanie wartości w kulturze jako obiektywnych wymaga widzenia ich jako powią zanych między sobą w zmiennych konstelacjach z innymi oraz w odniesieniu do zdolności w łą czania ich w dzia łania bą d ź w ła śnie z niego ich wy łą czania przy negatywnym wartościowaniu tych ż e czy wobec refleksyjności transaktualnej. Obiektywność wartości nie pokrywa się z ich subiektywnym odczuwaniem i obecnością w ś wiadomości jako uwik łana w sprz ęż enia przekraczają ce indywidualistycznie pojmowan ą psychologię. Zauwa ż my jednak, ż e je śli się zna i rozumie wag ę oraz funkcję kategorii niewspó łobecności znaczeń w semiotyce kultury Michai ła Bachtina (Witkowski 2000), to nie moż na się zgodzić z tezą Skurjat , jakoby „[f]ilozofia kultury przyjęła poglą d o wspó łobecnoś ci kultury i wartości na samym poziomie bytowym”, a jednocze śnie g łosić, ż e chodzi o obecność ich jako wspólnych „wielu indywidualnym podmiotom” (2006, s. 172). Znaczy łoby to b łędnie, ż e „poziom bytowy” kultury wyznacza aktualna obecność w przekonaniach, a tak nie jest, ani ze względu na ideę transaktualności, ani z uwagi na koncepcję niewspó łobecności. W szczególności nie odpowiada wizji fi lozoficznej kultury w rozumieniu Znanieckiego teza, ż e „Filozofia kultury podbudowuje refleksję nad »ś wiatem cz łowieka« (antroposfer ą) krytyczn ą teorią racjonalności” (Skurjat 2006 s. 173), gdy ż jedna, uniwersalna racjonalność nie da się tu wydobyć ze ś wiata doś wiadczenia ludzkiego ani wizji rozumu. Ani podejście Immanuela Kanta , ani ujęcie Karla R. Poppera tu nie wystarczają do defi niowania „racjonalności dzia ła ń ludzkich” w rozumieniu socjologa. Po szczegó ł y uzasadnień odsy łam dalej w książ ce.

37Wprowadzenie

38 Wprowadzenie

ju ż retrospektywnie na przebyt ą drog ę – że pozostaję zapewne najbardziej pod wp ł ywem krytycznej teorii dzia łania komunikacyjnego Jürgena Habermasa 35, stawiają c w lekturze pism Znanieckiego ca łą serię pyta ń st ą d wyrosł ych. Wśród nich są kwestie mają ce kluczowy wp ł yw na mój sposób czytania 36: poziomy zaawansowania organizacji symbolicznej i kompetencji spo łecznej zwią zane z typami tożsamości jednostek, zbiorowości i instytucji; typy „interesów poznawczych” i rodzaje racjonalności w dzia łaniu (oddzia ł ywaniu), w tym interakcji i ich ograniczeń systemowych; roszczenia uniwersalnie wpisywane w sytuacje komunikacyjne, a ż po groźbę iluzorycznego uwik łania w automatyzmy ostrych dychotomii, osłabianych jedynie przez model „kontinuum” (spektrum)37, zamiast sprzężeń w dwoistych powią zaniach; waga techniczności widzianej w ka żdym typie dzia łania, nie jako jego degradacja, ale jako pog łębienie rozumienia jego interesu strukturalnego jako uwik łania w wymóg troski o jakość dzia łania i uzależnienia w realnym wp ł ywie od środków, metod i ca ł ych strategii, a nie tylko od deklarowanej intencjonalności programowej; dostrzeganie przynajmniej aspektu latencji w podejściu do ś wiadomości dla przekroczenia po35 Wśród socjologów w Polsce, jeśli się nie mylę, jedynie Antonina K łoskowska (1988) zasugerowa ła szerzej moż liwość takiej perspektywy odczytywania Znanieckiego. Dodam, ż e w tym kontek ście w łą czy ł Habermasa w swoje myślenie socjologiczne w kategoriach „interesu i wartości” tak ż e Marek Zió ł kowski (1999), do czego nawi ą zuję dalej. Ślad odniesienia znalaz łem ponadto u Wojciecha Sitka , który zauwa ż y ł: „Czytają c Znanieckiego, w łą czamy się więc we wspó łczesne dyskusje: inspiracje Habermasowskie, koncepcje Anthony Giddensa zdają się wskazywa ć drog ę upodmiotowienia poprzez negocjacje” (2010, s. 138). K łoskowska g łównie widzia ła to odniesienie do dzia łania komunikacyjnego w kontek ście sporu o utopijność wizji pożą danych sytuacji komunikacji i otwarcia na konsensualność (porozumienie). Moje ujęcie odniesień do Habermasa idzie też w stronę innych aspektów teorii dzia łania komunikacyjnego, jak poka żę w dalszym cią gu rozwa ża ń 36 Nie mnie ocenia ć, czy to stanowi „obciąż enie” zawężają ce lekturę, czy otwarcie na perspektywę s łabo dot ą d wykorzystan ą , a potencjalnie owocn ą . Niektóre jej poż ytki próbuję wydobyć. Dodam, ż e sprzeciwiam się jako ma ło p łodnej powracają cej w tekstach socjologów (np. Marka Zió ł kowskiego) sk łonności do odczytywania Znanieckiego przez pryzmat falsy fi kacjonizmu Poppera , znacznie mniej dojrza łego i zaawansowanego epistemologicznie, co wida ć, gdy tylko odwrócić perspektywę, ze ś wiadomością tego, na czym realnie ograniczenia „racjonalizmu krytycznego” polega ł y w ś wietle ewolucji samej epistemologii postpopperowskiej (w jej wersji choćby Imre Lakatosa).

37 Dla realizowanej tu strategii lektur spu ścizny Znanieckiego kluczowe jest podkre ślenie, wbrew wielu interpretacjom, ż e cho ć wyst ę pują u niego akcenty uwzględniają ce stopniowalność pewnych stanów i procesów (nawet w zakresie dopuszczającym „różny stopień realności”), to nie stanowi to sedna jego rozwa ża ń epistemologicznych ani stanowiska ontologicznego. Gubi się w takim podejściu bowiem drug ą warstwę myśli odsłaniającej napięcia i wzajemne oddzia ł ywania w dynamice interakcji między stanami zredukowanymi do kontinuum na osi rozrzutu wariantów wchodzących tu w grę. To jeden z moich punktów niezgody na redukcyjne lektury u Marka Zió ł kowskiego (por. Zió ł kowski 1982a, s. 35). Idea kontinuum jest oczywi ście obecna u Znanieckiego, ale nie wystarcza do rekonstrukcji aspektu dynamiki interakcyjnej jako poziomu z łoż oności funkcjonowania „uk ładów” czy ogniw w „systemach” spo łecznych. Do tej tezy przywią zuję du żą wag ę jako do korekty sp ł yconej recepcji analiz autora Wstępu do socjologii, widzianego w przekroju jego szerszego nastawienia w twórczości fi lozofa i humanisty.

ziomu sztywnego uwik łania w koncepcję sytuacyjną , choć z jej uwzględniania zrezygnowa ć nie wolno. S ą tu z pewnością inne w ą tki do podjęcia, tak że w odniesieniu do szerszych analogii z dziedzictwem teorii krytycznej w jej wersji znanej z tradycji szko ł y frankfurckiej. Pewne sygna ł y ju ż się pojawi ł y i zasł ugują na kontynuację i pog łębienia. Mam tu w szczególności na myśli akcent Ireneusza Krzemi ńskiego (1986), wskazują cy na możliwość takiego podejścia w kontek ście spojrzenia na Znanieckiego poprzez odniesienia do rozwa ża ń o badaniach empirycznych w socjologii, podjętych przez Theodora W. Adorna 38 . Podobnie wyróżnia się spostrzeżenie El żbiety Ha łas (2001, s. 272) wskazują ce na pewną zbieżność u Znanieckiego z podejściem Herberta Marcusego w kontek ście krytycznej diagnozy mechanizmów kapitalizmu (w jego „fi nalistycznej organizacji”), standaryzacji czy konsumeryzmu 39. Trop pozwalają cy 38 Krzemi ń ski zauwa ża, ż e dla Adorna , podobnie jak dla Znanieckiego, kluczowe jest przeciwstawienie się wcze śniej dominują cemu „paradygmatowi oficjalnej socjologii” empirycznej poprzez spór „o to, z jakiej perspektywy powinien oglą da ć badacz rzeczywistość spo łeczną” (1986, s. 143). Omawiają c uzasadnienie Znanieckiego dotyczą ce konieczności pos ł ugiwania się „wspó łczynnikiem humanistycznym” dla postrzegania zjawisk spo łecznych (Krzemi ń ski 1986, s. 144–147), autor przywo ł uje tak ż e podejście Edmunda Mokrzyckiego i wskazuje na podobień stwa w rozmaitych sformu łowaniach Adorna i Znanieckiego. W szczególności czytamy, ż e „Adorno, starają c się »krytycznie naprawić« paradygmat »empirycznej socjologii«, postuluje takie »usprawnienia« narz ędzi badawczych, aby dociera ł y one do subiektywnych struktur motywacyjnych ludzi, bowiem te struktury przes ą dzają o kszta łcie rzeczywistości spo łecznej, poznawanej przez socjologię” (Krzemi ń ski 1986, s. 148). Przeprowadzają c analizy sytuacji badawczej zarówno z perspektywy „naturalisty” poznawczego, jak i „humanisty”, Krzemi ń ski wskazuje na to, ż e Adorno zdo ła ł wykaza ć (a niezależ nie tak ż e Mokrzycki) istnienie „zwią zku paradygmatycznej refleksji metodologicznej oficjalnej socjologii z fi lozofi ą neopozytywistyczn ą” (1986, s. 175). Mamy tu podkreślon ą konieczność przekroczenia perspektywy mitologizują cej „przyrodnicze poznanie” jako radykalnie przeciwstawione podejściu poznawczemu zdolnemu do dostrzegania uwik ła ń przedmiotu bada ń nie tylko w metodę, ale i sposoby postrzegania i opisu. Jednym słowem: nie da się odmienności socjologii humanistycznej widzianej w perspektywie teorii krytycznej widzieć bez wpisania tak ż e nauk przyrodniczych w przełom antypozytywistyczny. Zreszt ą Krzemi ń ski s ł usznie przywo ł uje „ujęcie Znanieckiego”, piszą c dalej: „Wszak wed ł ug tego ostatniego »ś wiat rzeczy« moż e być również badany albo jako ś wiat rzeczy po prostu, albo jako ś wiat spo łecznie, kulturowo i psychicznie ukonstytuowanych rzeczy”, gdy je „potraktowa ć jako korelaty ludzkiej ś wiadomości – potraktowa ć je »ze wspó ł czynnikiem humanistycznym«” (Krzemi ń ski 1986, s. 158). Z mojej perspektywy oznacza to zarazem sprzeciw wobec tradycji epistemologii „kartezja ń skiej”, co postulowa ł zreszt ą rozpoznaniem wizji „nowego ducha nauki” w praktyce badawczej nauk przyrodniczych tak ż e Gaston Bachelard. Nie mog ę tego tu jednak rozwija ć, zw łaszcza ż e w tle muszą być uwzględniane, jak s ł usznie wskazuje na to Krzemi ń ski (1986, s. 194), również zrywają ce z dominują cymi interpretacjami sposoby odnoszenia się do poznania z uwzględnieniem wyczuleń wpisanych w tradycję psychoanalizy. Krzemi ń ski zg łasza zastrzeż enie wobec stanowiska Stanisława Ossowskiego w tej kwestii.39 Jak czytamy: „Pomimo wszystkich róż nic teoretycznych i ideowych dziel ą cych Znanieckiego i Herberta Marcusego moż na w tym miejscu zaryzykowa ć porównanie z ideami zawartymi w Czł owieku jednowymiarowym, gdy ż Znaniecki podobnie wyst ę puje przeciw instrumentalnej kontroli, przeciw technologicznej racjonalności celów, represyjnej koordynacji dzia ła ń, przeciw zanikowi indywidualności – przeciw nieterrorystycznemu, ukrytemu

totalitaryzmowi”39Wprowadzenie

odczytywa ć socjologa operują cego poznawczo „wspó łczynnikiem humanistycznym” jako zaanga żowanego tak że krytycznie – w komplementarne rozpoznawanie minimum warunków niezbędnych spo łecznie do sprzyjania twórczej podmiotowości społecznej jednostek dla przebudowy cywilizacji wspó łczesnej w jej słabościach – wydaje się wa żnym dwubiegunowym (w pozytywnym sensie) uwik łaniem myśli Znanieckiego, redukowanym przez p ł ytkich i skrajnych krytyków do liberalizmu lub utopii. O s t a t u s i e k l a s y k ó w a k a d e m i c k i c hO statusie klasyków akademickich Klasycy akademiccy są oficjalnie uznawani, często wyst ępują w podręcznikach, nawet w porywach i poszczególnych zakresach bywają znani i cytowani. S ą tak że klasy fikowani w jakieś szu flady podzia łów i opozycji. Brak jest jednak na ogó ł pog łębionego zrozumienia znaczenia poszczególnych idei myśli uznanej za „klasyczną”, a tym bardziej krytycznego podejścia do samej zasady takiej czy innej interpretacji, lub nie wystarcza troski o jej konfrontację z bogatym materia łem, jaki móg łby dojść do g łosu, gdyby był do tego g łosu pe ł niej analitycznie dopuszczony40. Obecność klasyków jest wielokrotnie pozorna, okazuje się namiastkowa, u łomna, powierzchowna, pozbawiona g łębokich inspiracji i ż ywych myśli, często też redukuje się do stereotypów lub dekoracji albo niepog łębionych analitycznie fragmentów czy strzępków, uwik łanych w rytualne gesty, pozorują ce szerszą znajomość przywo ł ywanej myśli. Zaszeregowa(Ha łas 2001, s. 272). Jest tu tak ż e skojarzenie z podej ściem krytycznym Thorsteina Veblena , budują cego „teorię klasy próż niaczej” (por. Ha łas 2001, s. 270–272, 279). Ha łas podkre śla dalej, ż e „Znanieckiego krytyka zasad w ładzy i podporzą dkowania idzie jednak g łębiej ani ż eli impresjonistyczne, ironiczne wypowiedzi Veblena , który szko łę opart ą na autorytatywnej kontroli i standaryzowanych zadaniach porównywa ł do domu poprawczego albo więzienia” (2001, s. 279; to samo w: Ha łas 1996). Jestem przekonany, ż e odczytywanie Znanieckiego jako ostatecznie tworzą cego zręby… krytycznej socjologii wychowania pozwala na pog łębione w łą czanie jego myśli w tradycję humanistycznej krytyki spo łeczeń stwa oraz troski o kulturow ą jakość funkcjonowania cywilizacji przysz łości. Podkre ślić wypada, ż e nie ma tu sprzeczności z operowaniem „wspó łczynnikiem humanistycznym”, a uwypuklona jest dwoista funkcja myśli krytycznej, w której poznanie oznacza tak ż e rozpoznanie zjawisk sk ładają cych się na ustanawianie mechanizmów blokuj ą cych twórcze radzenie sobie z wyzwaniami i przeszkodami cywilizacyjnymi w sferze rozwoju podmiotowości ludzkiej i relacji w obrębie zbiorowości spo łecznych oraz między nimi w trosce znoszą cej antagonizmy i agresję z ich uroszczeniami do wy łą czności i absolutyzacji racji i zakresu ich wa ż ności. 40 Problematykę t ę metodologicznie konfrontowa łem w odniesieniu do analiz Hansa-Georga Gadamera (1993, s. 276) dotyczą cych idei „klasyczności” myśli na przyk ładzie stosunku do myśli „klasyka pedagogiki” Sergiusza Hessena (Witkowski 2001, s. 151), z czym dyskutowa ła ju ż, podnoszą c wag ę zg łoszonego wyczulenia, Andrea Folkierska (2005, s. 13–14). Podkreślam, ż e nie zg łaszam w moim czytaniu Znanieckiego „uroszczenia” obiektywizują cego ca łość, a jedynie postuluję troskę o wskazan ą ż yciodajn ą „pracę pojęć” zwykle niedoczytanych, lekcewa ż onych lub przeinaczanych, w sumie ju ż najcz ęściej martwych intelektualnie lub s łabo dają cych do myślenia. Najcz ęściej mamy tu alibi zwią zane z przypisywaniem im „swoistości” i historycznego tylko znaczenia przebrzmia ł ych „poglą dów”. 40 Wprowadzenie

ni do historii poszczególnych dyscyplin „klasycy” zostają najczęściej ustawieni na piedesta łach jako tylko „swoiście aktualni”. S ą przywo ł ywani wybiórczo jako zbanalizowani mistrzowie, dostępni w p ł ytkich skojarzeniach pochwalnych, albo bywają z satysfakcją poddawani krytyce. Z ka żdego „wielkiego” można wziąć powierzchowną „złot ą myśl” albo pozorny fa łsz, dodają c sobie si ł y, pokazują c niezgodę nawet z koryfeuszem. Czytani w przekroju ca łego dorobku, jawią się jako wielcy nieobecni, zredukowani, czasem wręcz uosabiają cy ju ż „nieobecne dyskursy”41, zarówno schematycznie chwaleni, jak i często go łosłownie lub z nadu ż yciem krytykowani. Kwestią osobną jest to, czy uczą jeszcze czegoś znaczą cego, dają c do myślenia czytelnikom dla ich w łasnej problematyzacji wybranych zjawisk i czy są powa żnie wykorzystywani dla rozwoju, np. ś wiadomości metodologicznej czy horyzontów poznawczych, zwykle u badaczy jeszcze niepotrzebnych, gdy pisze się jedynie prace na stopień akademicki – jakiś doktorat, habilitację czy artyku ł. Nierzadko erudycja faktogra ficzna i informacyjnie zorientowania pozbawiona jest poczucia tego, jak znaczą ce i ż ywe jest – czy choćby może być – to, co wielcy nam pozostawili. Wiedzielibyśmy o tym, gdybyśmy z nimi na serio rozmawiali. Tym bardziej nie mamy ś wiadomości tego, za co możemy – czy wręcz powinniśmy – być im wdzięczni, zobowią zani. Wszak możemy im zawdzięcza ć w łasny rozwój intelektualny, jeśli wykroczymy poza dominują ce obiegowe dyskursy, wykorzystamy niepodjęte tropy i stworzymy now ą jakość wiedzy. Rzecz jasna, wypada się zgodzić, że casus Floriana Znanieckiego nie jest tu wyróżniony czy specjalnie odosobniony. Znaniecki nie jest też bardziej poszkodowany ni ż inni klasycy, zwa ż ywszy na role instytucjonalne, jakie pe ł ni ł w socjologii w kraju i na ś wiecie, oraz na wsparcie, jakiego udzielali mu najwięksi uczeni kolejnych pokoleń i ca łe środowiska profesjonalne, w tym jego wybitni uczniowie. Oczywi ście, formu ła „(u)znany, ale nieobecny” i w tym przypadku ma swoje uzasadnienie 42 . Wska żę 41 Zwrot „nieobecne dyskursy” zosta ł upowszechniony i zyska ł wa ż n ą rang ę w polskiej pedagogice za spraw ą cyklu wydawniczego i seminaryjnego, którego koordynatorem przez wiele lat by ł Zbigniew Kwieci ń ski. Wówczas zwracali śmy uwag ę g łównie na dyskursy „jeszcze nieobecne” w Polsce, cho ć dost ę pne we wspó łczesnej humanistyce na ś wiecie. Teraz dodatkowo rozpoznaję tre ści, g łównie z tradycji myśli, które s ą ju ż nieobecne – sp ł ycone lub zbanalizowane albo zamknięte w kanonicznych redukcyjnych skojarzeniach bez większego znaczenia dla aktywności intelektualnej, z pogubieniem wielu wa ż nych ogniw sk ładają cych się na ca łość koncepcji, nawet uznawanej za klasyczn ą . Ten paradoks powrotu nieobecności wymaga przezwycięż enia. 42 Odnotować warto znaczącą inicjatywę w stulecie wydania klasycznego dzie ła Chł op polski w Europie i Ameryce w postaci cyklu seminariów socjologicznych dyskutujących jego treść, jej recepcję i wagę aktualną (por. Dopiera ła 2019). Pad ł y przy tej okazji znamienne słowa, jak chocia żby: „Znaniecki i jego dokonania nie są szerzej znane studentom, co jest konsekwencją śladowej obecności jego tekstów w kanonie lektur socjologicznych (najczęściej jest on »odkrywany« indywidualnie w trakcie przygotowywania prac naukowych na dalszych etapach kszta łcenia)” (Dopiera ła 2019, s. 205). Spotykamy wskazanie, że dzie ło to, „mimo że zyska ło rozg łos, nie było kontynuowane, nadal jest traktowane z szacunkiem, ale nieczytane, nieanalizowane krytycznie” (Dopiera ła 2019, s. 216). Jestem przekonany, że dwa tomy tekstów Znanieckiego wydanych w serii „Biblioteka Współczesnych Filozofów” (Znaniecki 1987, 1991a) zasł ugują na podobną konfrontację badaczy, i to różnych dyscyplin. W swoim zakresie usi ł uję tak ą nową lekturę podjąć, szukają

c41Wprowadzenie

na horyzont inspiracji z nim zwią zanych, nadal słabo zintegrowanych z aktualnym dyskursem humanistyki i nauk spo łecznych dotyczą cym rozwoju psychospo łecznego człowieka, w tym istotnie przydatnych chocia żby dla psychologii rozwojowej. Da się je uzyska ć, poszukują c przesłanek metodologicznych wykraczania poza sp ł ycenia w odczytywaniu innych klasyków. Najlepiej mi znany jest przypadek klasyka teorii tożsamości i autora psychodynamicznego modelu cyklu ż ycia – Erika H. Eriksona (Witkowski 2015), o czym dalej. U Floriana Znanieckiego, jako socjologa, znajduję istotne impulsy wyrosłe z fi lozofi i, pozwalają ce przekracza ć banalizacje dyskursu w podręcznikowych wyk ładniach procesów rozwojowych w polskiej psychologii, pedagogice i nie tylko. Poniewa ż ju ż nieraz o konieczności zmiany perspektywy metodologicznej w odniesieniu do Eriksona pisa łem (Witkowski 1989, 2015, 2021), tu zajmę się tylko dostrzeganym przeze mnie wsparciem dla tej wizji w dorobku Znanieckiego, czytanym w poszukiwaniu nadal potrzebnych humanistyce inspiracji sł u żących rozpoznawaniu i przekraczaniu ograniczeń, które cofają nas pod względem wyobra źni i wnikliwości badawczej. Odnoszę się g łównie do akcentów obecnych w analizach Znanieckiego, wspierających szereg intuicji i postulatów nadal z trudem przebijających się w mentalności badawczej i dydaktycznej kolejnych pokoleń adeptów różnych dyscyplin. Tu interesują mnie g łównie pedagogika i psychologia. Znaniecki na nowo potraktowany na serio, odpowiednio g łęboko i przekrojowo czytany, w poprzek dorobku i pod k ą tem wa żnych kategorii, może się tym dyscyplinom nadal przyda ć i da ć się w nie wpisa ć 43. I jest to wa żne nie tylko dlatego, że jego odpowiednika w zakresie wa żnych akcentów tak że dla obecnych pokoleń humanistów. Powstaje pytanie, w jakim stopniu prace Znanieckiego mog ą być czytane jako aktualne, a nawet czy i jak dają się traktować jako „ponowoczesne” (por. Dopiera ła 2019, s. 205). Nie chodzi o czytanie dla uzyskania wiedzy bez znaczenia, lecz o znalezienie impulsów zasł ugujących na intensywne włączenie ich we własne myślenie, wzbogacających repertuar kategorii i wyczuleń badawczych oraz postawę epistemologiczną . 43 Wymownym przyk ładem nowego odczytania Znanieckiego, w perspektywie istotnie zmieniają cej charakterystykę intelektualną klasyka polskiej socjologii, jest tekst Zbigniewa Kwiecińskiego interpretujący postawę tego wybitnego socjologa jako „pedagogicznego marzyciela” oraz „radykalnego humanistycznego pedagoga”, zaanga żowanego praktycznie w troskę o jakość ż ycia duchowego jednostek i mas, zorientowanego na postawę pedagogiczną „transformatywnego intelektualisty” (Kwieciński 2019b, s. 213–214, 232). Marzenie mobilizuje badacza w 1921 roku, w obliczu diagnozowania gróźb „upadku cywilizacji zachodniej”, jak g łosi znany tytu ł jego rozprawy, czytanej – co wa żne – pedagogicznie przez Kwiecińskiego. Podkreślam, że wbrew wyobrażeniom i obiegowym nastawieniom dla psychologii wcale nie jest najwa żniejsza, ani tym bardziej wystarczająca, lektura Praw psychologii społecznej (Znaniecki 1991b), a pedagogiczne inspiracje nie redukują się do Socjologii wychowania (Znaniecki 2001). Dodam, że możemy się wielokrotnie przekonać, jak bardzo odwaga poznawcza Znanieckiego odzwierciedla postawę sięgającą po marzenia. Odnotujmy wniosek, którym m łody fi lozof kończy pierwszy rozdzia ł Humanizmu i poznania, w kontek ście napięć między „humanizmem” oraz „racjonalizmem” w ich jednostronnych podejściach. Autor wyróżnia go w druku wręcz jako posłanie i fundamentalny postulat: „Aby pojąć czym jest człowiek, ognisko i twórca świata, nie można osłabiać, pomijać ni zwalczać racjonalizmu; przeciwnie, trzeba go rozwinąć w pełni jego znaczenia, wg łębić się w najskrytsze jego tajniki, przyjąć i uznać najskrajniejsze jego myśli, marzenia nawet, których wypowiedzieć on nie śmie. Nie poni żej absolutu, lecz ponad nim, ugruntować należ y potęg ę wszechwładną Człowieka” 42 Wprowadzenie

systemowego i metodologicznie kompleksowego podejścia te dyscypliny w Polsce nie mia ł y44 . Jest wa żne tak że z tego powodu, że podejmuje przekrojowo refleksję epistemologiczną i metahumanistyczną , której tym dyscyplinom nadal brakuje. Znaniecki dostarcza szeregu wa żnych impulsów rozwojowych również dla metodologii bada ń, jak będę chcia ł pokazać poni żej. Przekracza to, co zwykle uchodzi za aktualnie wystarczającą i zbyt tradycyjną – choć ona wła śnie gubi impulsy z tradycji – ramę refleksji metodologicznej.

To jest nadal powa żna humanistyka, zespalająca refleksję nad naukami społecznymi z fi lozofią , poruszająca skalą zajmowania się złożonością kulturową świata i dzia ła ń ludzkich oraz procesów społecznych. Jest ona istotnym dopeł nieniem, jeśli nie przezwyciężeniem, ram wyznaczanych przez tradycję szkoł y lwowsko-warszawskiej i jej spadkobierców (czasem tylko nadmiernie zaanga żowanych epigonów jako uroszczeniowych depozytariuszy), dominujących zbyt często w polskich środowiskach humanistycznych. Z pewnością Znaniecki to fenomen pod wieloma względami nadal do odkrycia. Pog łębienia wymaga świadomość znaczenia jego inspiracji poza obiegowymi wyk ładniami i przeciw pewnym hegemoniom, silnym instytucjonalnie, choć słabym intelektualnie. Niektóre rezultaty podjętych lektur komunikuję poni żej45, traktując je (Znaniecki 1991a, s. 263). Niezbędne jest zatem odtworzenie wątków o du żej wartości metodologicznej z pozosta ł ych prac uczonego, w tym z jego dorobku najwcześniejszego, o du ż ym ciężarze fi lozoficznym. To wła śnie próbuję udokumentować w dalszym cią gu rekonstrukcji i rozwa ża ń 44 Szansę na odegranie podobnej roli w pedagogice polskiej mia ł w pewnym stopniu Bogdan Suchodolski, ś wietnie wykszta łcony historycznie i kulturowo, doskona ł y mówca i koordynator wielu inicjatyw, z wyróżnioną pozycją dzięki funkcjom, jakie pe ł ni ł w Polskiej Akademii Nauk i jej Komitecie Bada ń i Prognoz „Polska 2000”. Jednak z powodu swojego ideologicznego zaanga żowania w „eschatologiczną wizję socjalizmu”, jak to określi ł swego czasu Józef Cha łasi ński, a tak że widzenia złożoności i dylematów postępu g łównie w kategoriach „rozdroż y”, a przede wszystkim usilnego pe ł nienia roli mandaryna i słabości jego środowiska, zbyt mu rezonującego po dziś dzień, jak się wydaje, oczekiwa ń takich nie spe ł ni ł. Część jego rozwa ża ń – również posł ugujących się narracją dyskwali fi kującą „burżuazyjne” czy „przedwojenne” iluzje „antyspo łeczne” – wręcz nie nadaje się do podjęcia we wspó łczesnej humanistyce. G łębokie zmierzenie się z ca ł ym dorobkiem Suchodolskiego mog łoby przynieść zapewne nieoczekiwane rezultaty, zarówno pozytywne, jak i negatywne, zwią zane zwłaszcza z jego rolą w latach stalinizmu i d ł ugo jeszcze po jego formalnym końcu. 45 Oczywi ście, powtórzmy, nie jest to odosobniony przypadek cz ęściowej przynajmniej iluzoryczności „wielkiego” klasyka w percepcji profesjonalnej nawet pracują cych w tej samej czy zbli ż onej dyscyplinie. Kapitalne uwagi o problematycznym statusie „klasyka” poczyni ł na przyk ładzie odniesień do Vilfreda Pareta chocia żby Andrzej Kojder, wskazują c na zjawisko „kreowania i detronizowania klasyków” (1994, s. XII). Autor ten we wst ę pie do przyswajanego w przek ładzie dzie ła w szczególności zauwa ż y ł pouczają ce socjologiczne zjawisko w odnoszeniu się do statusu za łoż ycieli dyskursów: „kreowanie klasyków jest […] projekcją teoretycznych, interpretacyjnych, a tak ż e instytucjonalnych interesów uczonych. S ą oni ż ywotnie zainteresowani tym, aby ich pomys ł y by ł y legitymizowane przez uznanych, to znaczy ciesz ą cych się presti ż em, prekursorów reprezentowanej przez nich dyscypliny. Dlatego nowo powstają ce szko ł y i kierunki w naukach spo łecznych usi ł ują uprawomocnić swoje ontologiczne i epistemologiczne roszczenia do obiektywizmu i oryginalności przez kreowanie »w łasnych« klasyków i negowanie prawa odmiennych szkó ł i nurtów badawczych do posiadania renomowanych klasyków. W tym celu dowodzi się, ż e autorzy uznawani dot ą d za klasyków na takie miano wcale nie zasł ugują albo też wykazuje się, i ż byli oni opatrznie interpretowani i w rzeczywistości nie należą do tej43

Wprowadzenie

44 Wprowadzenie

Znanieckiego,

jako niezbędne dla rozwinięcia krytycznej socjologii nauki, śledzącej niezbędnymi narzędziami walki statusowe i rytualizację pozoru za nimi ukryt ą. S t r u k t u r a r o z w a ż a ńStruktura rozwa Książka sk łada się z czterech cz ęści. W pierwszej z nich próbuję przyjrzeć się stanowi recepcji myśli Znanieckiego wśród wybranych (z konieczności) czo łowych socjologów, fi lozofów czy pedagogów, z zaskakują cym dla mnie samego wynikiem. Pokazuje on ogromne sp ł ycenia, sfragmentaryzowanie i skalę niesprawiedliwości oraz niedoczytania myśli klasyka, postawionego na piedestale, choć często będ ą cego też adresatem nietra fionych krytyk. Co gorsza, nawet gdy jest chwalony, to bywa, że nie traktuje się go jako znaczą cego i cią gle pomocnego partnera debat dla humanisty czy badacza spo łecznego obecnie. Nie ukrywam, że prześ wietlam tak że zachowania w reakcji na Znanieckiego w okresie stalinizmu, przy czym mniej mnie obchodzi nagonka partyjna, a bardziej to, jak podchodzi do dorobku socjologa ówczesna i późniejsza czo łówka akademicka w socjologii, fi lozofi i czy pedagogice. Część druga książki jest zorientowana na u ś wiadomienie najbardziej zasadniczego problemu, który sta ł się zwornikiem programu postawy intelektualnej i bada ń mianowicie zagadnienia wielorako sytuowanego „dualizmu”, który należ y nie tylko rozpoznawa ć, lecz tak że przezwycięża ć. Kluczowym podejściem jest z mojej strony lektura najwcześniejszych prac socjologa, jeszcze chc ą cego być fi lozofem i tworzą cego dla siebie ramę epistemologiczną , która daje o sobie zna ć w jego fundamentalnym dziele z Williamem I. Thomasem, w tym w sł ynnej Nocie metodologicznej, i której obecność śledzę w tak interesownie zorientowanej lekturze pozostał ych tomów Chł opa polskiego w Europie i Ameryce. Interesuje mnie dalej, w cz ęś ci trzeciej, co ta pięciotomowa legendarna robota mówi nam wspó łcze śnie, jak moż e się przyda ć kolejnym pokoleniom badaczy szko ł y myślenia, do której dotychczas ich zaliczano” (Kojder 1994, s. XII). Dodam z w łasnej perspektywy, ż e wskazuję w swoim rozumieniu tych zjawisk na nieuchronne napięcie dwoiste pomiędzy biegunem pozoru (zwykle ukrywanego) co do zakorzenienia się w a fi rmowanej lub krytykowanej myśli, a biegunem realnego, wartościowego poszukiwania odniesień krytycznych czy uznania wartości idei, cz ę sto pogubionych w ja łowych pochwa łach bez znaczenia rozwojowego dla nowych faz dyskursu. W książ ce usi ł uję zwrócić uwag ę na wartościowe akcenty u Znanieckiego, zagubione w sp ł yconej recepcji „klasyka”, a zasł ugują ce na w łą czenie w samowiedz ę nowych pokoleń badaczy. Pamiętajmy przy okazji, ż e Kojder akcentuje „dwoisty, skrajnie przeciwstawny stosunek do spu ścizny Pareto” jako d ł ugotrwa ł y, a moż e i sta ł y rys jego recepcji również na przysz łość, przy czym uznaje, i ż „rozbież ne poglą dy na istot ę socjologicznej spu ścizny Pareta ś wiadczą , ż e jest ona odczytywana na róż ne sposoby” (1994, s. XXIV–XXV). Zapewne s ą u klasyka miejsca rodzą ce te róż nice, a nawet nieporozumienia, jednak nie lekcewa ż y łbym jakości samej lektury, która też moż e podlega ć krytyce, podobnie jak to, co czytane. Krytyki bywają poznawczo nieuprawnione przez wadliwość czytania, któr ą da się obna ża ć, naprawia ć, przekracza ć. Tym się kieruję, czytają c Znanieckiego i odnoszą c się do róż nic w jego recepcji.

i róż nym dyscyplinom. Czytam więc i pokazuję efekty tej lektury, zarówno uwypuklają c najwa ż niejsze moim zdaniem tropy, jakie mi się ods łoni ł y, jak i zachęcają c do samodzielnego zmierzenia się z tekstami w moż liwie innej perspektywie. Swojej nie narzucam, cho ć pokazuję jej walory, a nawet przewagi nad pokutują cymi w literaturze nauk spo łecznych. Rzecz jedynie w tym, aby nie być zak ł adnikiem redukcyjnych odczyta ń innych osób, tak ż e wtedy, gdy Znaniecki jest chwalony. Pochwa ł y klasyka i krytyki jego ograniczeń bywają tak samo szkodliwe dla dziedzictwa myśli naukowej w humanistyce, st ą d wymagają okresowo rewizji i wyzwalają u śmia ł ków czy ryzykantów, jak piszą cy te s łowa, potrzeb ę samodzielnej lektury u ź ród ł a, być moż e nawet z perspektywy interpretacyjnej, która by samemu czytanemu ani jego nast ę pcom do g łowy nie przysz ł a. Wreszcie w czwartej cz ęś ci usi ł uję uwypuklić ods łonięte zawęź lenia myśli Znanieckiego, wpisane w jego kategorie, których wagi cz ę sto nie jeste śmy ś wiadomi. Otwierają one moim zdaniem moż liwość budowania perspektywy dla naszej obecnej kompetencji humanistów czy badaczy spo łecznych, s ą w du ż ym stopniu rewitalizują ce i dostarczają tego, co za Bogdanem Nawroczy ń skim (2020) nazywam „oddechem myśli”. Efekty moich stara ń niech ka ż dy ocenia niezależ nie, a przede wszystkim niech podejmie prób ę ich przekroczenia w stronę ods ł aniają c ą potencja ł przeze mnie przeoczony. Mog ę być tylko za tak ą postawę wdzięczny i na nią liczę, oddają c książkę do r ą k Czytelnika. *** Jeszcze jedno słowo o rozstrzygnięciu pewnej kwestii dotyczącej strategii redagowania książki. Z pewnością bardziej fascynująca i może pouczająca byłaby relacja transwersalna z lektur, idąca w poprzek poszczególnych tomów Znanieckiego, pozwalająca śledzić za jednym razem przejawianie się wybranych wątków i kategorii w różnych miejscach dla ich jednorazowego solidnego opracowania syntetyzującego, bez powrotów i powtórzeń w różnych miejscach rozwa ża ń. Uwa żam, że zbyt często mamy do czynienia z interpretacjami, które chwytają wybrany trop w jakimś jednym czy ograniczonym polu obserwacji, a badacze nie zadają sobie trudu prześledzenia jego pe ł niejszej, przekrojowej obecności i szerszej ewolucji oraz jej kontekstów. Tak jest chocia żby ze sztandarową ideą „współczynnika humanistycznego”46. Szybko się jednak okaza ło, że w tym trybie 46 Zdzis ław Krasnodębski sugerowa ł, gdy jeszcze zajmowa ł się nauk ą , ż e skoro „Znaniecki zawsze podkre śla ł, i ż rzeczywistość kultury jest – musi być – rzeczywistością »dla kogoś«”, czyli ż e „[s]tanowi korelat jakiejś subiektywności”, to „[t]eza ta nie mówi nic innego ni ż Husserlowska teoria intencjonalności. Wynika z niej wniosek, i ż socjologia, która bada jeden z obszarów kultury, powinna i musi ujmowa ć ś wiat tak, jak jest on dany ż yją cym w nim ludziom – a więc w ła śnie z humanistycznym wspó łczynnikiem” (1988, s. 37). Na istotn ą zbież ność Znanieckiego z podejściem fenomenologicznym w socjologii ze względu na pojęcie „ś wiata ż ycia” uwag ę zwraca ł Richard Grathoff (1988, s. 11–12), choć nie odnotowa łem pog łębień tej tezy. Oczywi ście zbież ność z fenomenologi ą musi być widziana z należ ytym dystansem wobec tezy o „bezza łoż eniowości” z perspektywy Husserlowskiej i wobec niuansów, jakie akcentowa ł 45Wprowadzenie

Bynajmniej więc nie z lenistwa ani z chęci u łatwienia sobie zadania podjąłem się spisania wybranych przeze mnie wątków z prac Znanieckiego, wprawdzie z uwzględnieniem możliwie szerokiego ich spektrum, ale skupiając się na relacji z ich za ka żdym razem indywidualnego horyzontu problemowego w kolejnych jego próbach autorskich, bez skrywania, rzecz jasna, że te wątki powracają gdzie indziej, jako g łębiej i szerzej redla myśli, postulatów i trosk wybitnego uczonego. Śledzenie struktury narracji w kolejnych tomach, tak że zbiorach artyku łów, samo w sobie okazuje się fascynujące i daje lepszą kontrolę nad próbą ogarnięcia przebiegu narracji, często zaskakują cej w swoim bogactwie argumentacji, która komuś mog łaby się wydawać zbędna, skoro w obecnych podręcznikach, np. socjologii, ju ż się jej nie stosuje. Mamy bowiem u Znanieckiego do czynienia z godnym podziwu, jeśli nie zazdrości, szerokim kontekstem humanistycznym sytuowania problemów metodologicznych socjologii – jako kwestii ontologicznych, epistemologicznych, aksjologicznych czy nawet historycznych. Porzucenie strategii jego zatroskanego myślenia o rozwoju socjologii i horyzontu zg łaszanych postulatów wraz z ich uzasadnieniem nie zawsze w moim rozumieniu znamionuje postęp kultury humanistycznej i świadomości metodologicznej jego następców wśród sam Znaniecki w stosunku do kwestii niemoż liwej „bezpośredniości” doś wiadczenia. Pewne uwagi rekonstrukcyjne oczywi ście poczynię dalej. Tu odnotuję jedynie dwa trafne spostrzeż enia Krasnodębskiego (1988). S ł usznie bowiem mówi, ż e Znaniecki mia ł sk łonność, by się „kierowa ć fa ł szywym idea łem”, zgodnie z którym socjologia mia ła wyst ę powa ć (z ambicją znan ą Husserlowi) „jako nauka, jako powa ż na, ścis ła wręcz apodyktycznie ścis ła nauka”, ale wiemy, ż e „to marzenie ju ż się rozwia ło” (Krasnodębski 1988, s. 39). Krasnodębski podkre śla w duchu bliskim moim spostrzeż eniom, ż e Znaniecki pope ł nia ł „[b]łą d typowy dla okresu powstawania socjologii w zinstytucjonalizowanej, akademickiej postaci, kiedy chc ą c nie chc ą c musia ła ona, aby zapewnić sobie racje bytu na uniwersytetach, aspirowa ć do miana »prawdziwej, nowoczesnej nauki«, takiej jak inne, których naukowość nie podlega ła w ą tpliwości” (1988, s. 38). Gwoli jednak sprawiedliwości należ y uzna ć, ż e w zaanga ż owaniu instytucjonalnym czasem do g łosu u Znanieckiego dochodzi ł y akcenty nios ą ce wyobra ż enie „w istocie sprzeczne z jego w łasnymi fi lozoficznymi poglą dami”, co zarazem mu „uniemoż liwi ło […] wykorzystanie w socjologii teoretycznych idei rozwiniętych w pismach fi lozoficznych” (Krasnodębski 1988, s. 38). Dlatego mówią c o pu łapce instytucjonalizacji, sam uczulam, ż e intelektualnie Znaniecki jako fi lozof stara ł się wbrew niej jednak rozwija ć ś wiadomość metodologiczną , bli ższą bardziej hipotetyzmowi ni ż fenomenologii czy pozytywizmowi. Kwestię t ę wyra ź nie dokumentuję w analizach. Nie są dz ę zarazem, aby zarzut Krasnodębskiego o „niespójność i eklektyczność” (1988, s. 38) koncepcji Znanieckiego ktoś na serio uzasadni ł, a tym bardziej by go broni ł.

46 Wprowadzenie

musia łbym napisać kilka monogra fii tematycznych, problematyzujących pojedyncze kwestie, co samo w sobie byłoby przedsięwzięciem na lata. Trud takiego ca łościowego ogarnięcia wybranych wątków zasł uguje zreszt ą na podjęcie przez kolejnych śmia ł ków. Jestem świadom, że w takim ujęciu pewne powracające w kolejnych lekturach rozproszone w tej strukturze motywy powinny być czytane i opracowane tak że integrująco. Do takich należ y z pewnością niezwykle wa żna i paradoksalna kwestia relacji: racjonalność versus chaos, bo narosło tu mnóstwo nieporozumień, a przynajmniej zwyk ł ych przeoczeń i w konsekwencji błędów interpretacyjnych, upraszczających dojrza łą myśl klasyka, nadal wręcz kapitalną , np. dla teorii zarządzania, nie tylko nauk ą

prezentatywne

Wprowadzenie

socjologów. Oczywiście i przeciwnie: wyłączenie szerszej lektury pism socjologicznych z zainteresowa ń chocia żby fi lozofów, pedagogów, psychologów czy wą sko funkcjonują cych epistemologów i metodologów poszczególnych dyscyplin negatywnie moim zdaniem rzutuje na to, co się w tych obszarach dyscyplinarnych dzieje. Znaniecki powinien być czytany szerzej, g łębiej i w trybie samokszta łceniowym w szerokim spektrum przestrzeni uniwersyteckiego podzia ł u pracy, tak że po studiach, gdy ktoś chce być badaczem, a nawet myślicielem akademickim. Dopowiem jeszcze, że mnie samego zaskoczyła potrzeba dodawania do tekstu g łównego nierzadko rozbudowanych przypisów, odgrywają cych rolę dialogicznego dope ł nienia czy otwierają cych równoleg łe ścieżki refleksji wartej sygnalizowania do osobnych tropów analitycznych. Zachęcam Czytelników do uwzględniania w lekturze tego kana ł u przemyśleń, zarysowują cych hybrydalność moich problematyzacji, które nie dają się traktowa ć linearnie. Jest tam zawarty spory ładunek dodatkowej dokumentacji stawianych tez, czym nie chcia łem przeciąża ć narracji g łównej jako zasadniczej linii refleksji skupionej na transaktualnej wartości dzie ła Znanieckiego. Porzą dek przypisów daje miejscami zestaw uwag wręcz na odrębną książkę. Rozmiary książki znowu mnie samego zaskoczył y (jak w przypadku odczytania spu ścizny Heleny Radli ńskiej). W istocie są tu ukryte a ż trzy tomy, splecione ze sobą i łą cznie zarysowują ce horyzont lektur. Wyznaczają go: a) krytyczne odniesienie do jakości recepcji dorobku Znanieckiego w śród socjologów, g łównie polskich; b) próba ukazania wymiaru pedagogicznego myśli klasyka, nawet wbrew jego deklaracjom i poza biegunami utopii oraz samej techniczności wp ł ywu; c) dalsze samodzielne odczytania w ą tków w tej spu ści źnie, zasł ugują cych na powa żniejsze ich zintegrowanie ze ś wiadomością metodologiczną humanistów obecnie dominują cych pokoleń. Można też zauwa ż yć, że dwie zasadnicze części książki (pierwsza to omówienia róż nych aspektów rekonstruowanego „horyzontu recepcji”, gdzie odsłaniam rozmaite „uroszczenia” interpretacyjne, a druga – moje własne lektury pism Znanieckiego) są niemal równe (ka żda liczy oko ło 340 stron). Tom można więc czyta ć w dość samodzielnie wybieranym trybie i odpowiedniej dla siebie kolejności, do czego zapraszam Czytelników z nadzieją na dalsze – ju ż przy ich wspó łdzia łaniu – pog łębienia i rozwinięcia w ą tków, czasem tylko sygnalizowanych, czasem jeszcze zbyt rozproszonych. Móg łbym dla przyk ładu zespolić w ą tki analogii między Znanieckim i Habermasem, choćby dla przeciwwagi dla zbyt powierzchownych porówna ń z Popperem, ale mam nadzieję, że spotka się ze zrozumieniem to, dlaczego tutaj nie jestem w stanie si ę tego podjąć. P r o b l e m z t y t u ł e m i r e d a k c j ą p r a c yProblem z tytu em i redakcj pracy I jeszcze słowo o tytule pracy i wyzwaniach redakcyjnych zwią zanych z szerokim zakresem literatury, jaki usi ł uję ogarnąć i zrelacjonować jednocześnie na kilka sposobów. Tytu ł ca łości zmienia ł się wielokrotnie w procesie lektur i kszta ł towania się koncepcji47

badanego materia ł u oraz śledzenia przejawów jego złożoności i różnorodnej, skonfl iktowanej recepcji. Najpierw pojawi ł się zamiar napisania jedynie artyku ł u na temat konfrontacji Znanieckiego z dualizmami w humanistyce, traktowanymi jako „przeszkoda epistemologiczna”. Potem okaza ło się, że musi powsta ć ma ła książeczka rekonstruują ca jego walkę na tym polu w poprzek jego dorobku, bo widzia ł tu znaczą ce jednostronne uroszczenia, wymagają ce zmiany strategii myślowej w zakresie fi lozoficznych odniesień do nich. Waga rozpoznawanej koncepcji i jej bogactwo, a tak że pęknięcia recepcyjne rozsadzi ł y i tematykę tego projektu, i jego posta ć. Ostatecznie tytu ł tak rozbudowanej ca łości zawdzięczam zaskakują cemu dostrzeżeniu przeze mnie analogii między losem socjologii i pedagogiki w okresie PRL-u. Analogia ta wyłoni ła się dzięki temu, że do socjologii Znanieckiego podszed łem z tak ą samą trosk ą o tradycję myśli humanistycznej w Polsce, z jak ą wcześniej zajmowa łem się historią myśli pedagogicznej – z uwzględnieniem okresu międzywojennego i sprzed pierwszej wojny ś wiatowej (Witkowski 2013, 2014, 2021). Spu ścizna pedagogów często nie mia ła ż yczliwej recepcji ani nie była należ ycie wykorzystywana za czasów PRL-u, co wią za ło się, rzecz jasna, ze zniuansowaniem oscylacji postaw, ich radykalizmem w okresie stalinizmu oraz różnicami środowiskowymi i pokoleniowymi u kolejnych znaczą cych postaci w dyscyplinie akademickiej47 Śledzą c różnorodność postaw wobec myśli Znanieckiego, zauwa żają c ich zawężenia czy wielk ą selektywność dostrzeganych w ą tków, mia łem nieodparte i narastają ce poczucie konieczności zadawania pyta ń o losy tego „dziedzictwa idei” oraz o przejawy dostrzeżonych pęknięć nie tylko międzypokoleniowych, lecz tak że formacyjnych, co polskiej socjologii nie ominęło żadną miar ą , a może nawet było w jej przypadku nie mniej spektakularne ni ż w fi lozofi i czy pedagogice. Wśród słów kluczy często pomijanych w lekturach Znanieckiego wybi ła się dla mnie zasadnicza jego kategoria: „uroszczenie”, i to w potrójnym wymiarze: po pierwsze, w krytyce jednostronności koncepcji i stanowisk w historii humanistyki; po drugie, w recepcji jego dokona ń, a po trzecie, w jego w łasnej postawie. Wiele też słabości interpretacyjnych dotyczą cych Znanieckiego bierze się, jak mia łem okazję się przekona ć, z niedoczytania kategorii „transaktualność”, kluczowej na styku: spo łeczeń stwo – kultura – historia. To wyja śnia ostatecznie tytu ł nadany ca łości, sformu łowany tak wobec faktu, że ujęte w nim kategorie nadal mają istotne zastosowanie w myśleniu o tym, co dzieje się w humanistyce po dziś dzień 47 Pozwalam sobie odes ła ć zainteresowanych do pok łosia V Specjalnego Sympozjum i jego debat (wspó ł koordynowanych ze mną przez profesorów Ewę Marynowicz-Hetkę oraz Krzysztofa Maliszewskiego) w ramach X Ogólnopolskiego Zjazdu Pedagogicznego, zebranych w tomie Dziedzictwo idei i pęknię cia mię dzypokoleniowe w pedagogice polskiej. Wprowadzenie do problemu (2019) pod moją redakcją . Na znaczenie troski o przywracanie kontaktu z dziedzictwem kulturowym w obszarze tradycji myśli pedagogicznej zwraca ł uwag ę wielokrotnie Zbigniew Kwieci ń ski, nie tylko przy okazji zjazdów pedagogicznych, co z wdzięcznością konstatuję, wskazują c na przejawy tych zasł ug (por. Dziedzictwo idei… 2019, s. 244; por. tak ż e: Kwieci ń ski 2000b).

48 Wprowadzenie

D ł ugo byłem, przyznam szczerze, poddany urokowi zaskakują cego odkrycia u Znanieckiego jego genialnej intuicji w postaci wprowadzenia w roku 1919 w pracy Rzeczywistość kulturowa zwrotu „ekran kategorii naturalistycznych” (1991a, s. 822). Świadomość jako ca łość jest tu potraktowana jako sfera odbioru ś wiata, przejawiają cego się najpierw „absolutnie irracjonalnym chaosem”; zarazem w akcie chwytania poznawczego rzeczywistości mamy do czynienia ze stają cym się dynamicznie „rzutowaniem ca łej indywidualnej sfery doś wiadczenia i refleksji” w ła śnie na taki ekran (Znaniecki 1991a, s. 822). Zwykle zwrot „ekran pojęć” przypisuje się, jak wiadomo, znacznie późniejszej propozycji znakomitego literaturoznawcy Edwarda Balcerzana . Formu ła poznania i stanów ś wiadomości jako ekranizacji w efekcie dysponowania rozmaitymi kategoriami i rzutowania na ich sieć jest cenną ideą , antycypują cą wiele zniuansowanych analiz w późniejszej humanistyce. Fakt, że nie wydaje się, aby Znaniecki lub ktoś ze znawców jego dorobku był w pe ł ni ś wiadom wagi tego sformułowania dla rozumienia jego dalszej narracji, nie ma tu większego znaczenia. Książka niniejsza ekranizuje zatem pewną historię narracji, budują c jej fabularyzację, która ani nie może być jedyna, ani w pe ł ni nie odda sprawiedliwości bohaterowi. Jest to moja opowieść, któr ą się dzielę, w przekonaniu, że może coś uda ło się przy tej okazji wyś wietlić, zbli ż yć w pojedynczych ujęciach, udramatyzowa ć w monta ż u w ą tków i tropów. Inaczej nie umia łem tej ekranizacji zrealizowa ć, sam dostrzegają c rozliczne ekrany kategorii u Znanieckiego, mimo że raz tylko spotka łem u niego podpowied ź ukierunkowują cą na takie w ła śnie czytanie. Tom ten nie jest więc tylko autobiogra ficznym wyznaniem dotyczą cym meandrów mojego myślenia o omawianej i analizowanej tu koncepcji, ale raczej ś wiadectwem jednego z możliwych ujęć tematu. Wszak d ł ugo wykonywanej robocie przyś wieca ł zamysł, że tekst będzie mieć tytu ł Florian Znaniecki i ekran kategorii i uroszczeń, opatrzony uszczegó ławiają cym węzłowe ukierunkowania interpretacyjne podtytu łem: Dwoistości i dynamiki społ eczno-kulturowe: wyzwania transaktualne dla humanistyki stosowanej. W grę bowiem wchodzą odniesienie do walki z dualizmami i ich uroszczeniami oraz postrzeganie styku kultury i ż ycia spo łecznego przez pryzmat napięć między tym, co „aktualne”, a tym, co „transaktualne”, co zarazem uruchamia mechanizmy aktualizacji rozumianych jako przetworzenia wpisują ce idee, znaczenia, wartości w wiele różnych systemów, nawet odleg ł ych od pierwotnego ich usytuowania i charakteru. Ju ż samo to pod znakiem zapytania stawia wiele obiegowych, tak że podręcznikowych, ujęć myśli Znanieckiego, pozbawionych takiej perspektywy. Po szczegó ł y odsyłam do mojej książ ki, z nadzieją , że uda się niektórych Czytelników sk łonić do refleksji i samodzielnych konfrontacji z tekstami ź ród łowymi, znacznie bardziej frapują cymi, ni ż piszą o tym zarówno krytycy Znanieckiego, jak i osoby komplementują ce jego wielkość w swoich ramach interpretacyjnych, gubią cych wiele z pere ł tej myśli.

Wprowadzenie

I jeszcze jedna uwaga o rozterkach autora i wprowadzonej do książki dwoistości narracyjnej w postaci dwutorowości znaczą cych przebiegów uwag, któr ą wyra ża miejscami znaczne rozbudowanie przypisów, merytorycznie prowadzą cych refleksję komplementarną , pozostają cą czasem w napięciu i pe ł ną nowych akcentów rekonstrukcji,49

odniesień do recepcji, ale i polemik. Niekiedy wręcz zak łada łem, że uwaga będzie jedynie marginalna, a nast ępnie musia łem ją rozbudowa ć w sposób czynią cy z niej, czy ca łej serii uwag, trop wieloaspektowy, mają cy w łasną dynamikę i funkcję. Nie wykluczam, że część tego materia ł u powinna się znaleźć w tek ście g łównym albo być wyłą czona do odrębnych rozwa ża ń. W trosce jednak o kompletność relacjonowania mojego w łasnego sposobu myślenia i w poczuciu celowości udost ępniania materia ł u do samodzielnych, pog łębionych rozwa ża ń Czytelników nie umia łem ostatecznie post ą pić inaczej. To samo dotyczy powracania w ą tków, które rozproszone, relacjonują konteksty ich uwik łania, a zadanie ich scalenia, wa żne samo w sobie, nie mog ło być w wielu przypadkach podjęte. Wyznaję to, wiedzą c, że choć wykonana praca ma swoje zalety, to na pewno dla odbiorcy może być problematyczna. B ędę wdzięczny za uznanie w tym zabiegu próby dialogicznego odniesienia się przeze mnie do materia ł u i do moich w łasnych jego odbiorów w ich ż ywym myślowo, kroczą cym przetwarzaniu. Nie jest to więc w kanonicznym sensie skończony podręcznik ze względu na podejmowanie przeze mnie ad hoc wielu nieporęcznych, często sygnalizowanych jedynie kwestii, ale zapis toczą cego się przez miesią ce i dojrzewają cego procesu badawczego. Zapraszam do wspó ł uczestnictwa w doś wiadczeniu przetwarzania efektów lektury w sposób, jaki Czytelnik uzna za odpowiedni dla siebie. P o d z i ę k o w a n i aPodzi kowania Z pewnością winien jestem zasadnicze, ż yciowo i akademicko, słowa szczerej wdzięczności Profesorowi Zbigniewowi Kwiecińskiemu – któremu dedykuję tę rozprawę na Jego osiemdziesięciolecie – za ukierunkowanie mnie 40 lat wcześniej, poprzez legendarne seminarium podoktorskie „Nieobecne dyskursy” w toru ńskiej stacji Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk (z czasem prowadzone przez nas wspólnie), na obszary pedagogiki, socjologii, fi lozofii edukacji i wielowymiarowego budowania sobie kompetencji krytycznego fi lozofa i humanisty, zaanga żowanego w sprawy edukacji i troski o postawy obywatelskie i wra żliwość kulturową. Z pewnością wyznaczyło to w du ż ym stopniu moją dalszą drogę ż yciową , nie tylko naukową. D ł ug ten jest nie do spłacenia. Dziękuję tak że Zbigniewowi Kwiecińskiemu za rozliczne komentarze do wcześniejszych zamysłów i etapów pisania zarówno tej książki, jak i wcześniejszych moich opracowa ń. Wszystko to znamionuje unikatową wspólnotę akademick ą między nami, której wartości profesjonalnej i osobistej nie sposób przecenić. Wyznaczyła ona z pewnoś ci ą zręby mojej tożsamoś ci akademickiej, zmieniają c horyzonty orientacji badawczej po doktoracie. W kontek ście wielu ju ż lat mojej pracy akademickiej i wobec wysi ł ku przygotowania niniejszej książki chcę gor ą co podziękowa ć mojej żonie Profesor Monice Jaworskiej-Witkowskiej za wyrozumia łe i wytrwa łe patronowanie, cierpliwe wspieranie, a nawet wspó ł fi nansowanie inwestycji w mój rozwój intelektualny, w tym przypadku –50 Wprowadzenie

Ka żdy ze swojej perspektywy w sposób bezcenny da ł mi do myślenia.

Pozostaję tak że d ł u żnikiem w ładz Instytutu Pedagogiki oraz rektorskich w Akademii Pomorskiej w S ł upsku za decyzję o dofi nansowaniu tej publikacji w stopniu istotnie umożliwiają cym jej wydanie zaawansowane edytorsko. Osobiście podziękowania zechcą , mam nadzieję, przyjąć Pani Dyrektor Instytutu Pedagogiki Profesor Anna Babicka-Wirkus oraz Pan Prorektor ds. Nauki AP w S ł upsku Profesor Dariusz Ficek . Podziękowania kieruję również do pozosta ł ych osób z dyrekcji Instytutu –Doktor Ma ł gorzaty Obryckiej i Doktora Grzegorza Piekarskiego – za ż yczliwość i wszelk ą pomoc tworzą cą warunki dla mojej pracy naukowej w ostatnich latach. Dzię kuję ponadto serdecznie Paniom Aldonie Romanowicz i Beacie Grabowskiej z Sekretariatu Instytutu za wszelkie przyjazne u łatwienia administracyjne w mojej pracy akademickiej, bez czego nie wyobra żam sobie funkcjonowania twórczego.

Pragnę z wdzięcznością wymienić Kolegów akademickich, którzy mi w różnych formach pomagali w dostępie do literatury niezbędnej w trakcie pracy nad książk ą Byli to m.in. Profesorowie Roman Kubicki, Jan Grad (obaj z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu) oraz Janusz Mucha (Uniwersytet w Bia ł ymstoku i Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie) czy Doktorzy Łukasz Michalski (Uniwersytet Ślą ski) i Tomasz Komendzi ński (Uniwersytet Miko łaja Kopernika).

Doceniam ogromną pomoc, ż yczliwość i profesjonalizm personelu Czytelni Cza sopism Biblioteki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, w której spędzi łem wiele dni, oraz jakość dostępu do zgromadzonych tam czasopism mię dzywojennych i powojennych. Podziękowania należą się Paniom kustosz: El żbiecie Sobkiewicz, Ma ł gorzacie Przybylskiej, Renacie Krause oraz Paniom bibliotekarkom: Joannie Gacy i Lucynie Siewert. Znakomite grono specjalistek bardzo u łatwi ło mi pracę i zaoszczędzi ło mi wiele czasu w trakcie poszukiwania dostępu do źróde ł. Podobną wdzięczność chcę wyrazić Pani Izabeli Zając oraz Panu Sławomirowi Spasiukowi z Wypoż yczalni Międzybibliotecznej Biblioteki UKW w Bydgoszczy za nieocenioną , znakomit ą pomoc, gdy była niezbędna. Szczególnie serdecznie dziękuję Dyrektorowi Oficyny Wydawniczej „Impuls” Wojciechowi Śliwerskiemu, redaktorce wydawniczej tomu Pani Magdalenie Polek oraz Paniom Alicji Ku źmie i Katarzynie Kerschner, które zadba ł y o szat ę gra ficzną 51Wprowadzenie

poprzez zakup pięcioksięgu Chł opa polskiego w Europie i Ameryce, jak również kompletu tomów Encyklopedii socjologii i wielu innych, unikalnych historycznie pozycji z antykwariatów internetowych. Dzięki temu mog łem pracowa ć w komforcie i łatwiej mi było zgromadzić niezwyk łą bibliotekę skupioną wokó ł klasyka socjologii i wielkiego humanisty polskiego i ś wiatowego. Bez wielomiesięcznego wsparcia tego wysi ł ku efekt prac móg łby być niepe ł ny i odroczony w czasie. Wdzięczny jestem ogromnie recenzentom wydawniczym niniejszego przedsię wzięcia akademickiego w osobach Profesorów: psychologa spo łecznego Stanisława Zbigniewa Kowalika , pedagoga Kazimierza Przyszczypkowskiego oraz socjologa Andrzeja Radziewicza-Winnickiego.

52 Wprowadzenie

publikacji, a tak że dzia łowi promocji wydawnictwa z jego szefem Paw łem G łowiakiem za ż yczliwość i troskę w przygotowaniu, nag łośnieniu i wypuszczeniu książki w ręce Czytelników i w obieg myśli. Ufam, że spotkanie z nią da do myślenia tam, gdzie ośmielam się narusza ć powszechne wyobra żenia dotyczą ce Znanieckiego zgodnie z moją notoryczną duchow ą niepokor ą . Przyznam, że bezpośredniego bod źca do zajęcia się znowu Florianem Znanieckim dostarczył mi ponad rok temu Jarosław Spycha ła , rezydują cy w Niemczech doktorant, który docieka ł śladów alegorii jaskini platońskiej w dzie łach socjologa. Przeszukują c prace Znanieckiego pod tym k ą tem, sam zaciekawiony, odkryłem ponownie wiele innych znaczą cych akcentów, które ju ż nie pozwoli ł y mi się oderwa ć od zadania dok ładniejszych wielomiesięcznych studiów nad pismami klasyka. Szereg osób ma więc zasł ugi dla powstania tej książki, wielu wspiera ło moją determinację i wysi łek. Jestem jednak ś wiadom, że odpowiedzialność za wykonanie pracy i ewentualne usterki spada ju ż ca ł kowicie na mnie.

Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.