Magazyn eIMPERIUM nr 05/2018

Page 1

eimperium.pl

NUMER 23 / 2018

DETEKTYW HISTORII

KULTOWA PODRÓŻNIK GLIWICKI

WEJDŹ NA

WULKAN KĄCIK AGNIESZKI

LAMPKA

MILITARNA

MANDARYNKA POLKA NIEPODLEGŁA

DR MAŁGORZATA TKACZ-JANIK


02 / MAGAZYN EIMPERIUM

fo t. AN G EL O JA N CZ YS ZY N

Spis treści WYDARZYŁO SIĘ W GLIWICACH 06 DR MAŁGORZATA TKACZ-JANIK 10 GALERIA JEDNEGO ZDJĘCIA 20 DETEKTYW HISTORII

22

PODRÓŻNIK GLIWICKI

26

GOTUJ W DOMU

KĄCIK AGNIESZKI

38

Wydawca: Prezes: Redaktor naczelny: Sekretarz redakcji: Grafika:

34

IMPERIUM MEDIA SP. Z O. O. tel. (32) 301 40 04 ul. Floriańska 23, 44-100 Gliwice Czesław Chlewicki, Andrzej Wawrzyczek Annabella Conti-Praszkiewicz Seweryn Chlewicki

Tekstów niezamówionych redakcja nie zwraca. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adjustacji nadesłanych materiałów.


S P I S T R E Ś C I / 03

DZIEŃ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH W

KOŚCIOŁACH

ŁACIŃSKICH

UROCZYSTOŚĆ

KU

WSZYSTKICH KTÓRZY

W

CHRZEŚCIJAN,

OSIĄGNĘLI

ZBAWIENIA

I

NIEBIE.

STAN

PRZEBYWAJĄ PRZYPADAJĄCA

COROCZNIE 1

CZCI

NA

LISTOPADA,

DZIEŃ

TREŚCIOWO

POWIĄZANA Z NASTĘPUJĄCYM PO

NIEJ

OBCHODEM

LITURGICZNYM

DNIA

ZADUSZNEGO.

W

KOŚCIOŁA

KATOLICKIEGO

JEST W

WYRAZEM OBCOWANIE

DOKTRYNIE

WIARY ŚWIĘTYCH

I POWSZECHNE POWOŁANIE DO ŚWIĘTOŚCI.

~WIKIPEDIA


KIEDY PĘKNIE BAŃKA NIERUCHOMOŚCI? TEKST: ANDRZEJ WAWRZYCZEK

W

e wrześniu 2008 roku upadł bank Lehman Brothers. Niemal równo 10 lat temu zdarzenie to zapoczątkowało światowy kryzys ekonomiczny. Gdy wyszło na jaw, że amerykański gigant nie udźwignął ciężaru tysięcy niespłacalnych kredytów, cała branża w jednej chwili usztywniła zasady udzielania pożyczek. A że współczesna gospodarka w większości działa właśnie na kredyt, skutki dla światowej ekonomii były opłakane. Niemal z dnia na dzień załamał się między innymi rynek nieruchomości. Klienci pozbawieni możliwości łatwego zdobycia kredytu nie mogli pozwolić sobie na zakup mieszkań. Już rozpoczęte inwestycje kończyły w większości jako pustostany, a ceny nieruchomości gwałtownie spadły. Wiele zaplanowanych inwestycji nigdy nie wyszło z poziomu fundamentów. Obserwowaliśmy to także w Gliwicach. Problem nie ograniczył się zresztą wyłącznie do inwestycji mieszkaniowych. W maju 2008 roku, kilka miesięcy przed katastrofą Lehman Brothers, na placu między ulicami Piwną i Jagiellońską doszło do uroczystego wmurowania kamienia węgielnego pod budowę galerii handlowej Focus Gliwice. Miałem okazję uczestniczyć w tym wydarzeniu. Pamiętam luksusowe samochody, które podjeżdżały pod prowizorycznie ustawione namioty. Były przemówienia, uśmiechy, pyszny catering i olbrzymi betonowy plac, który wkrótce miał zamienić się w świątynię handlu. Po 10 latach plac stoi nadal, ale powoli zaczyna zmieniać się w park. Natura odbiera swoje wiano. Drzewka, które wysiały się na niedoszłym placu budowy wspięły się już ponad okalający go mur i ciekawsko wyglądają na miasto. Podobnych betonowych pustyń było w Gliwice wiele. Na etapie fundamentów zatrzymała się budowa nowej kamienicy przy ulicy Konarskiego. Również na terenie Osiedla Glivia, które przy ulicy Daszyńskiego budo-

wać miał holenderski gigant Ing Real Estate, udało się przeprowadzić jedynie wyburzenia. Na ulicy Kozielskiej na kupca czekała atrakcyjnie położona działka z gotowym projektem i pozwoleniem na budowę. W tym czasie głównymi graczami na lokalnym rynku nieruchomości pozostawały komunalne TBSy, które miały własny, w dużej mierze niezależny od banków system finansowania. Pojedyncze inwestycje realizowali również lokalni deweloperzy z Gliwic czy Katowic. Oprócz pojedynczych plomb w różnych częściach miasta, powstały też nieduże osiedla w Starych Gliwicach oraz w Ligocie Zabrskiej. Statystyki przyrostu tkanki mieszkaniowej spadały jednak w zawrotnym tempie. W najgorszym 2014


roku ilość mieszkań w Gliwicach zwiększyła się zaledwie o 46 nowych lokali. Jeszcze w 2010 roku, za sprawą intensywnej budowy nowych budynków dla osób przesiedlanych z trasy planowanej Drogowej Trasy Średnicowej, było to 1359 nowych mieszkań. Cztery lata temu coś jednak drgnęło. W 2015 roku ilość mieszkań w Gliwicach wzrosła już o 208, a w 2016 roku o 332. Rok temu odwrócenie trendu widać było już nie tylko w statystykach, ale również podczas spacerów po mieście. Pewnym symbolem może być tutaj wspomniany plac przy ulicy Konarskiego, na którym dzisiaj stoi i już wykończona kamienica. O ile jednak

uruchomione w 2017 roku inwestycje były jedynie jaskółkami zwiastującymi wiosnę, o tyle w tym roku budowa nowych mieszkań ruszyła pełnym frontem. Na samej ulicy Pszczyńskiej, obok siebie, realizowane są dwie inwestycje składające się w sumie z sześciu wieżowców, w których znajdzie się kilkaset, w większości niewielkich mieszkań. Taki metraż wymusza specyfika dzielnicy, którą chętnie zamieszkują studenci. Również w tym roku niczym feniks z popiołów powstała Glivia. I to dosłownie, bo dwa pierwsze budynki przy ulicy Daszyńskiego są już w stanie surowym zamkniętym. Nowe budynki mieszkalne powstają też w Łabędach, Ostropie czy Żernikach.


06 / MAGAZYN EIMPERIUM WYDARZYŁO SIĘ W GLIWICACH

Deweloper, który w poprzednich latach na skraju Sikornika wybudował osiedle Wiśniowe Wzgórze, w tym roku rozpoczął zupełnie nową inwestycję przy ulicy Toruńskiej. Apartamenty powstające w pobliżu specjalnej strefy ekonomicznej pewnie szybko znajdą najemców. Jeśli nawet nie zamieszkają w nich Polacy, z pewnością zrobią to Ukraińcy, którzy w coraz większej liczbie przyjeżdżają do pracy w pobliskich zakładach produkcyjnych i magazynach. A że przy ulicy Bojkowskiej trwa właśnie budowa giganta wśród gigantów, czyli olbrzymiego obiektu biurowo-magazynowego amerykańskiej firmy Amazon, toteż i pracy, i pracowników z pewnością będzie w tej części miasta przybywać. To co mogło zaskoczyć mnie lub innych postronnych obserwatorów, dla ekspertów rynku nieruchomości nie jest jednak niczym niespodziewanym. - Faktem obiektywnym jest, że ceny nieruchomości - mówimy tu o lokalach mieszkalnych oraz domach jednorodzinnych - ruszyły w Gliwicach z miejsca, a wzrost cen stanowi powód do pojawiania się inwestycji. Deweloperzy są zainteresowani aby ceny rynkowe były wyższe od kosztu budowy. Godziwa różnica pomiędzy cenami rynkowymi i kosztami budowy zapewnia bowiem zysk, a zysk z kolei wabi inwestorów - przekonuje mniej Wojciech Nurek, szef Działu Rozwoju w firmie realexperts.pl, zajmującej się wyceną nieruchomości. - Lepsze zarobki przekładają się na wyższy potencjał jeśli idzie o możliwość zdobycia kredytów, a to oznacza większą ilość środków w obrocie na rynku nieruchomości. Ceny rosną, a koła zamachowe rynku zaczynają się rozpędzać. Więcej inwestycji przekłada się na wzrost cen usług i materiałów budowlanych. Coraz trudniej więc znaleźć pracowników, a oni mają coraz wyższe żądania. Zaczyna się też gonitwa za materiałami. W pewnym momencie wszystko zaczyna być już tak naprężone, że cały ten system naczyń połączonych ulega dekompozycji. Ludzkość od zarania dziejów rozwija się w sposób sinusoidalny, podążając od jednej skrajności do drugiej. Nie inaczej jest w przypadku ekonomii, która przeżywa naprzemienne okresy hossy i bessy. Gdy tylko zaczyna się zwyżka notowań, każdy chce ukroić swój kawałek tortu. Hossa nie trwa długo, więc gonitwa po zyski jest zażarta, a im szybszy i większy wzrost, tym szybciej przychodzi przesycenie rynku.


W Y D A R Z Y Ł O S I Ę W G L I W I C A C H / 07

12/07 PROHIBICJA W GLIWICACH? Przegłosowana w Sejmie nowelizacja ustawy o wychowaniu w trzeźwości wprowadziła do obrotu prawnego w samorządach nowe narzędzie do walki z pijaństwem stanowiącym uporczywą codzienność centralnych dzielnic w wielu miastach. Zgodnie z nowymi przepisami rada gminy może uchwalić ograniczenie w sprzedaży alkoholu w godzinach między 22 a 6. Chodzi o sprzedaż w nocnych sklepach. Puby i restauracje byłyby z tego ograniczenia wyłączone. Po wielu innych miastach temat, na wniosek radnych Prawa i Sprawiedliwości, w lipcu trafił również pod obrady w Gliwicach. – Centrum miasta jest miejscem coraz bardziej atrakcyjnym. Przy chodzi tu wiele rodzin z dziećmi, przyjeżdżają turyści. Ale nawet od ludzi młodych słyszy się często zarzuty, że czują się nieswojo, przechodząc obok grupek stojących w bramach z butelkami z różnymi napojami. W centrum Gliwic warto takie ograniczenie wprowadzić – oceniał Zdzisław Goliszewski, jeden z wnioskodawców cytowanych przez “Gazetę Miejską”. Wtórował mu prezydent Zygmunt Frankiewicz, który podkreślał, że równie zdążył zauważyć ten problem. - Sam pomysł ma sens, bo prowadzi do bardzo szkodliwej, nieuczciwej konkurencji pomiędzy lokalami gastronomicznymi a sklepami, które lokalizują się tuż przy restauracjach i sprzedają alkohol z bardzo niską marżą. Spożywający ten alkohol stanowią duży problem dla wszystkich, łącznie z restauratorami - przekonywał prezydent. W projekcie uchwały, który wrócił pod obrady na wrześniowej sesji zaproponowano ostatecznie ograniczenie sprzedaży w godzinach od 23 do 6 rano na terenie całego Śródmieścia. W praktyce oznaczałoby to objęcie ograniczeniem tylko jednego sklepu zlokalizowanego przy ulicy Zwycięstwa. Między innymi z uwagi na to projekt uchwały został ostatecznie przez radnych odrzucony. FOT. PIXABAY


08 / MAGAZYN EIMPERIUM

28/08 CZWORO KANDYDATÓW Zygmunt Frankiewicz mimo wcześniejszych deklaracji, że nie planuje po raz kolejny kandydować na urząd prezydenta, ostatecznie zdecydował się na start w wyborach. Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej tłumaczył, że poczucie odpowiedzialności za miasto nie pozwala mu zrezygnować z tej funkcji. Niewykluczone, że za decyzją kandydata Koalicji dla Gliwic stał też fakt, że w jego otoczeniu nie ma póki co nikogo, kto mógłby go z powodzeniem zastąpić. Urzędujący prezydent z automatu stał się faworytem zaplanowanych na październik wyborów, a jego pozycja jeszcze wzrosła, gdy niedługo później jego kandydaturę poparł zarząd krajowy Platformy Obywatelskiej oraz Nowoczesna. Wcześniej swoje wyborcze kandydatury zgłosili poseł PiS, Jarosław Gonciarz oraz szef gliwickiego SLD, Bernard Fic. Na krótko przed wyborami listę kandydatów na prezydenta Gliwic uzupełniła reprezentantka ugrupowania Kukiz’15, Mirosława Sander.


W Y D A R Z Y Ł O S I Ę W G L I W I C A C H / 09

30/08 JAGIELLOŃSKA I ZABRSKA DO REMONTU Ulice Jagiellońska i Zabrska o remont dopominały sie od wielu lat. Najpierw opóźniła go jednak budowa równoległej Drogowej Trasy Średnicowej, a następnie przedłużający się proces projektowy. Nim pod koniec sierpnia pełną parą ruszyła wyczekiwana przebudowa, trwały gorączkowe uzgodnienia odnośnie docelowego kształtu obu ulic. Wiadomo było, że z centralnego pasa jezdni zniknie torowisko tramwajowe, a wraz z tym zrobi się więcej miejsca dla innych uczestników ruchu. Projekt przebudowy obu ulic przygotowany na zlecenie Zarządu Dróg Miejskich pozostawiał jednak wiele do życzenia. Główne zarzuty to niepotrzebna wycinka nielicznych drzew bez nasadzeń zastępczych oraz zajęcie części chodnika na potrzeby zatok przystankowych. Niejasna była również sprawa planowanej drogi dla rowerów, która miała w niewytłumaczalny sposób meandrować z jednej strony jezdni na drugą i z powrotem. Propozycje miejskich aktywistów zakładały więc wymalowanie miejsc zatrzymania autobusu, budowę całości drogi dla rowerów po północnej stronie ulicy Jagiellońskiej, wyniesienie przejść dla pieszych, wykorzystanie systemów ekranowania korzeni do odtworzenia nasadzeń oraz wydzielenie wąskich pasów zieleni dla ochrony chodników przed nielegalnym parkowaniem. ZDM uparł się jednak przy swoim.

Żadnej zieleni na zmodernizowanym ciągu ulic więc nie będzie, a piesi i rowerzyści będą na Jagiellońskiej na cenzurowanym. Kierowcy i mieszkańcy z pewnością ucieszą się jednak z nowej, gładziutkiej nawierzchni jezdni, która zniweluje hałas i turbulencje towarzyszące obecnie jeździe z placu Piastów w kierunku tzw. trójkąta. Prace zakończyć się mają pod koniec tego roku.


10 / MAGAZYN EIMPERIUM

POLKA NIEPODLEGŁA dr Małgorzata Tkacz-Janik kulturoznawczyni, polityczka, feministka


D R M A Ł G O R Z A T A T K A C Z - J A N I K / 11


12 / MAGAZYN EIMPERIUM

ANDRZEJ WAWRZYCZEK: W tym roku obchodzimy 100-lecie polskiej niepodległości. Ale również 100 lat temu ta powstała na nowo po zaborach Polska przyznała swoim obywatelkom pełne prawa wyborcze. Dekret Marszałka Piłsudskiego potwierdzony później uchwałą Sejmu Konstytucyjnego to był finał wieloletnich zabiegów Polek, któ re jeszcze w czasach zaborów walczyły o swoje prawa. I co warto podkreślić, byliśmy jednym z pierwszych krajów w Europie, który zrównywał w tej kwestii prawa płci. MAŁGORZATA TKACZ-JANIK: Polki już od czasów insurekcji kościuszkowskiej były bardzo zaangażowane w różnorodne ru chy niepodległościowe. Wyjątkowym przy kładem są „Czarne Sukienki”, które po upadku powstania styczniowego do końca życia ubierały się w czerń. Drogi do niepodległości były dla kobiet uwarunkowane odmiennymi rozwiązaniami legislacyjnymi w trzech zaborach, ogromnym wpływem kościoła katolickiego i tym, do jakiej kla sy społecznej należały. Bogate i średniozamożne ziemianki mogły najszybciej włą czyć się do walki o niepodległość, często na równi z mężczyznami albo działali razem jak np. w przypadku ruchu Entuzjastów i Entuzjastek (1830-1850). Problemem dla kobiet często było jednak już samo zrzeszanie się. Od 1850 do 1907 roku było np. zakazane w zaborze pruskim. Zanim to nastąpiło sięgano po różne wybiegi, takie jak choćby zakładanie chórów, które sta nowiły przykrywkę dla działalności patrio tycz nej, jakim było uczenie dzieci języka polskiego, czytanie wierszy, samopomoc. Ostoją działań niepodległościowych były również p olskie nauczycielki, znane wszystkim ze szkoły „siłaczki”. Pod płasz -

czykiem nauczania, także w języku zaborcy często prowadziły konspiracyjną działalność propolską. Inny kierunek aktywizmu kobiecego na froncie niepodległościowym, to zakładanie pism i stowarzyszeń, co stało się możliwe w zaborze pruskim także po 1908 roku, ale w Galicji możliwe było wcześniej, gdzie już od 1895 roku (Lwów) ukazywał się radykalny „Ster” pod redakcją Pauliny Kuczalskiej-Reinschmit, która łączyła tragiczną histo rię życiową z niebywałą charyzmą i wielkim talentem słowa. W Królestwie na wzmiankę zasługują „Bluszcz” i „Świt” Marii Konopnickiej. W Wielkopolsce szczególnym przykła dem były „Warcianki”, stowarzyszenie za łożone formalnie przez mężczyznę, ale de facto prowadzone przez siostry Tułodziec kie, Anielę i Zofię. Aniela była znana kobie tom na Górnym Śląsku, prawdopodobnie odwiedziła także Gliwice. Korespondowała z działającą tu bardzo aktywnie Janiną Omań kowską. Widziałam niedawno oryginały ich listów w Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu. Wymieniały się, jakbyśmy to dziś powiedzieli „dobrymi praktykami” tworząc zręby pra wa pracy dla kobiet, form samopomocy fi nansowej oraz wspomagania kobiet w wielu dziedzinach życia, na przykład w kwestiach organizacji opieki nad dziećmi. W Galicji, gdzie – o czym wspomniałam – była najbardziej liberalna politycznie atmosfera w czasie zaborów powstawały nie tylko sto warzyszenia i pisma kobiece, ale można powiedzieć, że to właśnie tam mógł w sposób najbardziej ewolucyjny formować się polski feminizm na przełomie XIX i XX wieku. Jako ruch społeczny, intelektualny, ale także po nadnarodowy i ponadklasowy. Przekonywał, że kobiety nie powinny ograniczać się do pracy na rzecz swoich rodzin, ale włączać w działalność społeczną na rzecz niepodległości, a także wyzwolenia samych kobiet. Skąd w kobietach przełomu XIX i XX wie ku tyle zapału do walki o swoje prawa? Ówczesne ruchy kobiecie miały bardzo moc ną bazę polegającą na poczuciu głębokiego patriotyzmu. W wyniku kolejnych zrywów niepodległościowych kobiety przeżywały traumę utraty swoich rodzin i upadku do tychczasowego życia - nieobecność męż czyzn, załamanie się finansów rodzinnych, konieczność częstych przeprowadzek. Ta sytuacja naruszenia sfery prywatnej w kon sekwencji pchała kobiety w kierunku sfery publicznej. Znamienne jest jednak to, że gdy po odzyskaniu niepodległości sfera pu-


D R M A Ł G O R Z A T A T K A C Z - J A N I K / 13

blic zna się nor malizuje, kobiety wycofują się z powrotem do sfery prywatnej. To po wtarzalne w „zbiorowych czynach” kobiet. Uznały, że wywalczona niepodległość oraz prawa wyborcze będą już teraz zawsze działały niejako za nie same, a one mogą teraz spokojnie wrócić do pracy na rzecz domu i rodziny. Już ówczesne aktywistki np. w Wielkopolsce bardzo nad tym ubo lewały. Demokracja nie jest stałym sta nem skupienia w polityce, jest systemem wymagającym nieustannego współuczestnictwa. Jednak trzeba podkreślić, że to do świadczenie zbiorowe wynikające przede wsz ystkim z pobudek patriotycznych, które stało się udziałem wielu kobiet było iskrą, bez której pewnie nie zdecydowałyby się nigdy na dział alność publiczną. Zresztą, nie tylko polityczną, bo część z tych kobiet chwyciła również za broń i brała czynny udz iał najpierw w powstaniu styczniowym, a później już niemal stale, mając udział i w spiskach bombowych (głównie działacz ki PPS-u, w tym pierwsza pierwsza dama II RP, czyli druga żona Marszałka Aleksandra Piłsudska) oraz w działaniach wojennych i akcjach militarnych. Początkowo kobie ty garnące się do walki były raczej napiętnowane. Tymczasem były coraz bardziej zorganizowane jak Liga Kobiet Pogotowia Wojennego (19 13), czy Liga Kobiet Galicji i Śląska Cieszyńskiego. Ligi te połączyła ostatecznie Izabela Moszczeńska w 1924 roku dając początek jednej z najważniejszych organizacji kobiecych w historii Pol ski tj. Ligi Kobiet. Począwszy od wojny polsko-bolszewickiej w armii pojawiły się już regularne oddziały kobiece, a ich członkinie dosługiwały się stopni oficerskich. Osobna historia to tzw. dromaderki, które zajmowały się przemycaniem broni pod spódnicami. Wiele z nich działało również w czasie powstań śląskich, dostarczając sprzęt wojskowy z terenu Polski. Podsumowując - Polki przygotowały się do „wzięcia sobie praw” jak namawiała Zofia Daszyńska-Golińska oraz do współuczest niczenia we współtworzeniu niepodległego, nowoczesnego państwa. Marsza łek Piłsudski nie mógł tego zignorować. W 1921 roku jedno z dużych spotkań ko biet miało również miejsce w niemiec kich wówczas Gliwicach w budynku dzi siejszego Teatru Miejskiego. Śląsk nie był pod zaborami. Ci, którzy byli niechętni polonizacji tego obszaru na przełomie XIX i XX wieku, mówili, że “to wszystko przez te Polki”. Działaczki przyjeżdżały

z Galicji, z Wielkopolski, z dawnego Króle stwa Polskiego i „siały ferment w śląskich umysłach”. Zawsze jak o tym opowiadam przypomina mi się takie zdanie - wypowie dziane chyba przez jednego ze znanych ślą skich księży: “To arystokracja straciła Śląsk dla Polski, ale lud go odzyska”. I rzeczywiście tak to wyglądało, że ten oddolny ruch, który ciągnął wówczas do polskiej kultury i języka rekrutował się z niższych warstw spo łecznych. To byli robotnicy, górnicy, mieszkańcy małych miejscowości, wśród których pracowały jako nauczycielki Polki przybyłe wówczas na Śląsk. Pierwsze polskie organizacje kobiecie na Śląsku pojawiły się już na przełomie XIX i XX wieku. Towarzystwo Kobiet zakładały Teodora Dąbkowa i Janina Omańkowska, które działały w Bytomiu. Aby jak najlepiej przygotować się do Plebiscytu Omańkowska wspólnie z zarządczyniami poszczególnych Towarzystw Polek zorganizowała Wielki Zjazd Zarządów Towarzystw Polek w styczniu 1921 roku w Gleiwitz, w którym według niektórych doniesień wzięło udział ok. 3 tys. Polek i Ślązaczek. Nawet, jeśli ta liczba jest przeszacowana sejmik ten był kapitalnie zorganizowany. Wzięli w nim udział m.in. wysłannik rządu II RP, ponadto Wojciech Korfanty, Józefa Szebeko, późniejsza sena tor II Rzeczpospolitej, a także posłanka Zo fia Sokolnicka z Wielkopolski. Przybywające do Gliwic uczestniczki meldowały się w Komisariacie Plebiscytowym przy obecnej uli cy Zwycięstwa 59. Tam dostawały do podpi sania zjazdowe dokumenty. To jest na swój sposób fascynujące, że już wtedy - wbrew być może powszechnej opinii - panowała tak wysoka kultura organizacyjna, działająca - co ważne - w warunkach tajności. Bo pamiętajmy, że delegatki ”w polskiej sprawie” przyjeżdżały do niemieckich wówczas Gliwic. Zjazd odbył się w restauracji Neue Welt, która dysponowała odpowiednią salą, czyli w obecnym Teatrze Miejskim. Puentą zjaz du było przedstawienie “Tadeusz Kościuszko pod Racławicami” a wcześniej przez trzy dni odbywało się coś w rodzaju szkolenia, na którym kobiety uczyły się, jak przepro wadzić swoje rodziny i sąsiadów przez Plebiscyt. Jakie dokumenty należy zgromadzić, do której z czterech kategorii obywatelstwa należy dana osoba w rodzinie lub wśród są siadów, czy jest poświadczenie zamieszka nia - o tym wszystkim rozmawiały delegatki, informowały się, że z całą pewnością zosta ną podstawione rzesze obywateli niemiec kich, żeby zagłosować za drugą stronę, więc uczyły się też agitować za Polską.


14 / MAGAZYN EIMPERIUM

Fakt, że tak niewiele wiadomo o tym zjeździe kobiet w Gliwicach pokazuje, że tak naprawdę niewiele wiemy o samym Plebi scyc ie i powstaniach oraz o udziale w nich kobiet, które były łączniczkami, agitatorkami, pracowały w szpitalach i w Czerwonym Krzy żu, a będąc harcerkami, czy członkiniami Towarzystwa Gimnastycznego “Sokół” (które miało paramilitarny charakter) „automatycznie” były w te działania bardzo za angażowane.. To jest też ten problem, na który obecnie wiele kobiet zwraca uwagę, że historia pisana jest raczej przez pryzmat działań mężczyzn. Stąd też pojawiło się to promowane przez Panią słowo “herstoria” na określenie alternatywnej historii uwzględniającej kobiecy punkt widzenia. To nie jest alternatywna, ale równoległa historia. “Herstoria” zwraca uwagę na nie obecność kobiet w historii. Ta nieobecność jest widoczna nie tylko w podręcznikach historii, czy opracowaniach edukacji regio nalnej, ale także na wyciągnięcie ręki – niemal nie ma kobiecych nazwisk w nazwach ulic czy skwerów. Tak się ostatnio złożyło, że w Gliwicach kilka kobiecych nazw, na przykład Han ki Sawickiej cz y Wandy Wasilewskie j nie przetrwało procesu dekomunizacji. Czyli ilość żeńskich nazw jest jeszcze mniej sza, niż była. Ale to też pokazuje, że PRL przykładał do tej kobiecej historii więk szą miarę, niż czynimy to obecnie. PRL udawał zaangażowanie w sprawy kobiet, ale na tym stwierdzeniu nie można poprzestać. Nie jestem specjalistką w tej materii, ale istnieje wiele ciekawych opracowań. Na przykład książka Małgorzaty Fidelis „Kobiety Komunizm i industrializacja w powojen nej Polsce”, czy Shany Penn „Sekret Solidarności”. Ta ostatnia zajęła się mało znanymi historiami kobiet Solidarności. Dla mnie kwestia czy socjalizm był lepszy dla kobiet, niż jest kapitalizm też ma swoją nieopowie dzianą herstorię. Nie wiem, czy cały PRL był lepszy, ale ówczesna propaganda bez wątpienia zauważała, że są w społeczeństwie kobiety, które również potrzebują idolek i te idol ki zostały wówczas wykreowane. Niewątpliwie w PRL-u, gdy na sztandarach niesiona była równość, to ta obecno ść w życiu publicznym wszystkich stron była nieodzowna. I ja się z tym elementem zga-

dzam, bo tak działają kwoty i parytety. Je śli się wprowadza do sfery publicznej gru py mniejszościowe - bo parytety nie muszą się odnosić wyłącznie do kobiet - to sam ich udział tzw. „reprezentacja substancjalna” w życiu społecznym powoduje w konsekwencji zmiany polityczne, kulturowe i gospodarcze. Obecność w społeczeństwie mniejszości ma szansę trafić do masowej świadomości. Ludzie dowiadują się, jakie te mniejszości mają cele i oczekiwania, i za czynają je uwzględniać. Wracając jednak do herstorii, dla mnie istotne jest to, jak tamten system obszedł się z kobietami. Po II Wojnie Światowej, podobnie jak po pierwszej, brakowało rąk do pracy, więc kobiety były zaproszone do pra cy również w kopalniach. Nikt się nie zastanawiał czy one mogą i powinny tam praco wać. Do 1949 roku każdy kto nadawał się do pracy był brany pod uwagę i nikt nie patrzył na płeć. To pokazuje niezbicie, że kobiety są w stanie te wszystkie zajęcia wykonywać. Kobiety realizowały się wtedy zawodowo przy odbudowie miast i zakładów przemy słowych, w gospodarstwach roln ych. Wiele z nich przyjechało wtedy z wielkiej biedy, głodu, złego traktowania w nadziei na poprawę swego losu. Aspirowały do lepszego życia, przeżywały swoją własną emancypa cję. W hotelach robotniczych miały dostęp do wyższego standardu życia, miały własne pieniądze i mogły same o sobie decydować, także o własnej seksualności. W stosunku do warunków jakie miały wcześniej, to był dla wielu z nich niesamowity skok obycza jowy i cywilizacyjny. Od 49 roku, masowe zwolnienia w zakładach dotknęły głównie kobiet, jedynie słuszna „matka partia ” oddelegowała je skąd przyszły. Tak naprawdę władza odwróciła się od kobiet i odesłała je z powrotem do domów, gdzie spotykały się z ostracyzmem tych małych społeczno ści, były bowiem już bardziej wyzwolonymi kobietami i obywatelkami. Uważam, że to była wielka krzywda, że dano im namiastkę wolności, a następnie z dnia na dzień jej pozbawiono. Wtedy okazało się, że partia zupełnie nie była zainteresowana udziałem kobiet w budowaniu tej nowej Polski. Także to, że socjali zm był zainteresowany zrównywaniem praw kobiet i mężczyzn to jest taki sam mit, jak te słynne traktorzystki, których w rzeczywistości była garstka, ale dzięki ówczesnej propagandzie utarło się przekonanie, że kobiety masowo tymi traktorami kierowały. A z kolei mało kto wie, że na czele pierwszych marszy gło dowych w 1956 w Poznaniu stały kobiety. O


D R M A Ł G O R Z A T A T K A C Z - J A N I K / 15


16 / MAGAZYN EIMPERIUM

tym się w ogóle nie mówi, a one najbar dziej doświadczyły od roku 1949 ciężkiego losu, krzywdy i upokorzeń. Mówimy tu troszeczkę w kontrze obec nie: kobiety kontra mężczyźni. Tak też się to tradycyjnie rozpatruje, że to z mężczyznami kobiety muszą walczyć o swoje równouprawnienie. Często jest jednak tak, że przeciwko przyznawaniu większych praw kobietom występują same kobiety. Na przykład w imię wyznawanych przez siebie tradycyjnych wartości odmawiają uznania reproduk cyjnych praw kobiet. W okresie zaborów i międzywojennym też nie wszystkie kobiety były zainteresowa ne czymś więcej, niż tylko wywalczeniem niepodległości. Wręcz przeciwnie, ówcze sne działaczki to w większości były patriotki i rozmodlone „Matki Polki”. Ja się z tego nie naśmiewam, ale podkreślam, że ta sufrażystowska mniejszość była bardzo potrzebna , aby poszerzyć świadomość, wykształcić się w feminizmie, ale przede wszystkim spotkać inne kobiety i „wytłu maczyć im świat na nowo”. Te, które się

tym zajmowały dodawały do tego “pakietu patriotyczno-niepodległościowego” również inne postulaty kobiece. Dzisiaj zresztą jest podobnie. W dorocznej pielgrzymce do Pie kar wzięły ponoć udział dziesiątki tysięcy kobiet, to jest wciąż więcej niż w „Czarnych Protestach” w województwie śląskim. Jest symptomatyczne, że gdy w zeszłym roku Sejm głosował za ustanowieniem roku praw kobiet nie odbyło się to jedno głośnie. Na sali były kobiety, które zagło sowały przeciwko tej decyzji. Mężczyzn można jeszcze zrozumieć, mogą się tym czuć z jakiegoś powodu zagrożeni, ale ko biety działają same przeciwko sobie? Nie. Kobiety będą się różnić w poglądach i działaniach politycznych, tak jak różnią się mężczyźni, tu płeć nie ma znaczenia. Co in nego patriarchalny wzorzec kultury. „Stary jak świat”, wygodny dla mężczyzn, bo są u władzy, wygodny dla wielu kobiet, bo wygodnie jest poruszać się w obrębie stereotypów. To daje poczucie bezpieczeństwa, a ludzie kochają poczucie bezpieczeństwa. Kobiety mogą nie decydować się na feministyczny projekt, bo on wymaga odwagi, przełama-


D R M A Ł G O R Z A T A T K A C Z - J A N I K / 17

nia pewnych ster eotypów - także w sobie - oraz konsekwencji. Myślę, że wiele k o biet cofa się z tej drogi, gdy zaczynają my śleć o konsekwencjach takiego działania. A patriarchalizm bywa wygodny, bo zdejmuje z kobiet odpowiedzialność i konieczność jakby „dodatkowego działania”, a podkreślmy patriarchat i tak obciąża je w ogromnym stopniu. Dom i praca, a pensje i tak mniejsze. Wielu kobietom samo bycie kobietą i rodzenie dzieci wypełni całe życie – stąd jednoznacznie uważają, że za to należą im się od mężczyzn (ale także od państwa) pieniądze czy opieka. I to jest fakt, ale wymaga systemowych rozwiązań uwzględniających i mężczyzn i kobiety, a nie 500+. Nie jest jednak łatwo wejść na inny poziom myślenia, że to, że jestem kobietą do niczego mnie szczególnie nie upoważnia i z niczego nie zwalnia. Płeć to nie przywilej. Płeć to płeć. A u Pani kiedy pojawił się ten moment zebrania się na odwagę i wejścia w ten “feministyczny projekt”? Nie wiedziałam długie lata, że jestem kimś kogo można nazwać feministką. To przy-

szło samo. Miałam znakomite wzory w ro dzinie. Dobrze wykształconą matkę wykonującą wolny zawód lekarki. Zdobyłam też wykształcenie kierujące mnie w stronę wiedzy o społeczeństwie i o kulturze - o różnych kulturach. Dużo w swoim życiu zwiedzałam - przejechałam całą Europę autostopem, co też miało tutaj swoje znaczenie. Moim zdaniem perspektywa feministyczna, podobnie jak każda inna perspektywa humanistyczna, jest jednym z wielu oglądów tego, co zmie rza do zrozumienia czym jest godność ludzka, a to niezbędne w relacji z innymi ludźmi, czyli także miedzy płciami. Oczywiście, na tak zadane pytanie mogła bym odpowiedzieć, czy miałam traumatycz ne przeżycia związane z relacjami damsko -męskimi, które spowodowały, że jestem „walczącą feministką”? Tak. Jako 11-letnia dziewczynka zostałam w centrum Gliwic zgwałcona. Byłam też grubą dziewczynką i stąd często bardzo ośmieszano mnie w szkole. Z drugiej strony głęboka wrażliwość ciągle pchała mnie niejako w sprzeciwie na to zło albo na manowce, albo do przodu, bo nie pozwalała pogodzić mi się z wielo ma obowiązującymi schematami wewnątrz wspomnianej kultury opartej na męs kiej do minacji. Te wszystkie doświadczenia oczywiście mia ły swoje znaczenie, ale najważniejsza jest refleksja, która później nas w życiu prowa dzi - albo do cynizmu i swoistej zemsty, albo do zrozumienia, że życie takie po prostu jest. Patriarchalna kultura odciska swoje trudne brzemię na mężczyznach i kobietach i dlatego warto próbować chociaż tr ochę ją zmienić. Nie chcę zgodzić się na to, żeby fe minizm rozpatrywać tylko i wyłącznie z per spektywy kobiet i ich walki o większe pra wa. Uważam, że feminizm jest nasz wspólny. Potrzebny nam dialog bez przemocy między płciami. W tym szerokim pojmowaniu feminizmu wyszła też Pani poza samą walkę o równouprawnienie kobiet, w sferę chociażby ekologii. Mam tu na myśli partię Zieloni 2004, która Pani przez wiele lat współtworzyła. To było dla mnie bezcenne doświadczenie, które nie mija, ale też powoduje opór przed „fałszywkami” Na przykład przed chwilowymi modami lub trendami, które najzwy czajniej pożerają prawdziwy zielony bunt i tzw,. Green Power. I nie ukrywajmy, że jest w tym wszystkim za dużo ekomarketingu, a za mało ekologii. Kobiety często dają się na to nabrać, eko-życie wg rad z kolorowych


18 / MAGAZYN EIMPERIUM

pisemek może być złudne i bardzo nie ekologiczne en bloc. Jednak kobiety, które sadziły drzewa w Afryce w pa sie równikowym albo te, które zbierają śmieci w Brazylii lub są lub były zaangażowane przy innych akcjach, jak choćby w Polsce „Siostry rzeki” czy „Matki Polki na wyrębie”, to ma wielki sens, lokalny i globalny. Staram się wierzyć, że „ekotroska” kobiet wynika z rozbudowanej wrażliwości kobiecej, że to właśnie kobiety lepiej rozumieją, że tylko ocalona przyroda i ochrona środowiska zapewnią nam dalsze życie na Ziemi. Ja sama z przerażenie patrzyłam na to, co się działo w Puszczy Białowieskiej albo gdy niemal bez oporu obecnego rządu wdrażana była ustawa ministra Szyszki o wycince drzew czy nowa ustawa i przepisy umożliwiające developerem niemal samowolę w miastach. To tylko przykłady z ostatnich miesięcy, ale tak szczerze powiedziawszy, to nigdy nie byliśmy w awangardzie jeśli chodzi o ochronę przyrody. Może poza jednym momentem, gdy wpisaliśmy do obowiązującej obecnie konstytucji zapis o zrównoważonym rozwoju. Ten zapis często pozostaje jednak tylko zapisem. Ludzie mają problem, żeby zdefiniować, czym jest zrówno ważony rozwój. Ciężko więc egzekwo wać ten zapis. Jeszcze żadna władza - ani lewica, ani prawica, ani centrum - nie sprawdziła się w Polsce jako państwowy czy samorządowy organ, który dba o środowisko. Wrę cz, gdy wstąpiliśmy do Unii Europejskiej i zderzyliśmy się z zachodnimi normami ochrony przyrody, to większość naszych rodzimych patriarchów rządowych i samorządowych nadal kreci głową i powtarza “no oni to już przesadzają”. Oni? Jacy oni? Europa to my. Na szczęście samo społeczeństwo jest często mądrzejsze od władzy. Ale to też jest znaczące, że na przykład w Niemczech Partia Zielonyc h była swego czasu bardzo dużą siłą - tworzyła rządową koalicję, miała swoich ministrów. A w Polsce od 14 lat nigdy tak naprawdę nie weszła do głównego nurtu. Nie weszła i raczej szybko to się nie stanie, ale nieustannie trzymam kciuki za Zielonych. Ostatnio wielki powrót

Zielonych w Niemczech, drobne sukcesy w Austrii pozwalają jednak mieć nadzieję. Z drugiej strony spójrzmy, ile wysiłku od aktywistów wymaga w Polsce walka o każdego psa trzymanego na wsi na łańcuchu. Jak się trzeba namę czyć, żeby ludzie segregowali śmieci i oszczędzali wodę. Jak bardzo jesteśmy oporni na sprzeciw obywatelski wobec zamiany prawa, które pozwala deweloperowi na przykład na wykarczowanie starej alei drzew. A do tego jeszcze cały pakiet obyczajowy, który niosą ze sobą Zieloni. Nie mam wątpliwości, że nie jesteśmy jeszcze na to gotowi. Że polskie społeczeństwo nie jest w koniecznej masie krytycznej na tym etapie rozwoju. My póki co zajmujemy się dyskutowaniem tak podstawowych spraw, jak trójpodział władzy. Wierzę jednak, że to kwestia czasu i że za chwilę jesteśmy będziemy gotowi na tę wrażliwość społeczną i kulturową, która jest niezbędna dla wdrożenia zielonego pakietu. “Myśl globalnie, działaj lokalnie” to jest hasło, które może Pani chyba uznać za swoje motto. Bo oprócz tych działań ogólnopolskich, o których mó wimy, nie zapomina też Pani o swojej “małej ojczyźnie”. Nie ukrywam, że projekty, które dotyczą praw człowieka albo praw kobiet, łatwiej mi podejmować poza Śląskiem. Często pracuję poza Gliwicami. Jednocześnie zawsze czułam potrzebę, żeby być obecną z bliskimi mi ideami tutaj na miejscu i sposobem na to było współzakładanie partii Zielonych na Śląsku oraz mój bar wegetariański. Jako zielona polityczka odniosłam sukces zasiadając w ławach Sejmiku Śląskiego. A „Ajntopf”? Byłam z niego bardzo dumna. To, że było tam wege-jedzenie to jedno, ale odbywały się też liczne spotkania, a na parapecie obok siebie leżały i „Jaskółka Śląska” Ruchu Autonomii Śląska i “Replika” - pismo osób LGBT. Taka mała tęcza nad rzeką, nad rzeką Kłodnicą w Gliwicach. Cztery lata temu ubiegała się Pani także o fotel prezydenta Gliwic. No właśnie, prezydenta czy prezydentki? Bo to też jest oddzielna dyskusja, czy stanowiska i zawody należy odmie niać przez rodzaje męskie i żeńskie? Wiele kobiet się na to krzywi. Nie chcą być “dyrektorkami”, bo to być może

brzmi mn rzy”. Ale j sze 20 la to przesta Nie będzi tego zdrob nie zwycz pominają, odbiciem żeli nie by później pi problem, pilotki. Ta z „ministr nym nikog czas dokt oczywisto bo my się została ob właściwie my czy ni to też wk dziwić, a t

Wróćmy d To była je Pani o po ści?

Myślę, że Władze sa niać, jeste go specjal kład archi Ponoć nie najgorsza moim zda wyborów - nasz „Gl skiego. Na bardzo bli po Platfo większa s nych, bo nieubłaga tetów. Nie trzeba wc podejmow cja. Jest t finansowy bić. W tym wzięła ud sprawdziła kobiet we wach pow zentacja k nad 30%, Gliwice, ra rują z zaled Wszystko


D R M A Ł G O R Z A T A T K A C Z - J A N I K / 19

niej poważnie, niż “dyrektojeżeli będziemy przez najbliżat używać słowa “dyrektorka” anie ono peszyć kogokolwiek. emy już dłużej słyszeć w nim bnienia, tylko będzie to zupełajne słowo. Ludzie często za, że język ma swój rytm i jest zmian w rzeczywistości. Jeyło sto lat temu studentek, to ierwsze studentki miały z tym jak dzisiaj naukowczynie, czy ak samo śmiano się niedawno ry”. A w okr esie międzywojengo to nie śmieszyło. Były wówtorki i profesorki oczywistą ścią. Polszczyzna się zmienia, ę zmieniamy. Niedawno Polka blatywaczem odrzutowców, a oblatywaczką i czy tego chceie, jes t ona właśnie pilotką. I rótce przestanie kogokolwiek tym bardziej śmieszyć.

do prezydentury w Gliwicach. ednorazowa próba, czy myśli onownym starcie w przyszło -

to był bardzo dobry pomysł. amorządowe powinny się zmie em za kadencyjnością, co inneliści różnych dziedzin. Na przyitekt, czy konserwator miejski. należy nigdy mówić nigdy. Ale ówczesna decyzja polegała niem na tym, że poszliśmy do w dwa obywatelskie komitety iwice to MY” i Dariusza Jezierasze zsumo wane głosy byłyby isko czwartego miejsca, zaraz orm ie Obywatelskiej, to była szansa na wprowadzenie radjednak system D’Hondta jest ny i zgubny dla małych komie mam jednak wątpliwości, że i ąż takie obywatelskie wysiłki wać. Na tym polega de mokrao t rud, nakład energetyczny i y, ale po pr ostu trzeba to ro m roku rekordowa ilość kobiet dział w wyborach. Koleżanka a, jak wygląda reprezentacja e wszy stkich miastach na prawiatu. W 18 miastach reprekobiet w radzie wynosi już pow 14 miastach - poniżej 20%. aczej na końcu listy wciąż aspi dwie 20% reprezentacją kobiet. przed nami. D Z IĘK U JEM Y T EA T R O W I M IEJS K IEM U W GL IWICA CH Z A M O Ż L IW O Ś Ć W YK O NA NIA S ESJI Z D JĘCIOWEJ


20 / MAGAZYN EIMPERIUM

GALERIA JEDNEGO ZDJĘCIA

zdjęcie i tekst: Antek

To co widzicie na zdjęciu to meczet Nasir Al-Mulk w mieście Shiraz w Iranie, który przez turystów nazywany jest Pink Mosque (Różowy Meczet). Nazwa wzięła się stąd, że światło słoneczne,

wpadając do wnętrza przez bajecznie kolorowe witraże, tworzy na podłodze i ścianach budynku zapierającą dech w piersiach grę świateł. Aby obejrzeć dokładnie taki efekt na miejscu trzeba


G A L E R I A J E D N E G O Z D J Ę C I A / 21

zdjęcie i tekst: Antek

być rano, kiedy słońce jest jeszcze nisko. Podobno największy "efekt wow" jest zimą. Właśnie wtedy słońce znajduje się w pozycji najbardziej sprzyjającej tworzeniu tego teatru świateł. Całość

wydaje się być jeszcze bardziej magiczna, gdy zwinięte są dywany. Wtedy kamienne kafle ułożone na ziemi działają niczym lustro potęgując efekt.


22 / MAGAZYN EIMPERIUM

Detektyw Historii

DETEKTYW

HISTORII TEKST: MARIAN JABŁOŃSKI

KULTOWA MANDARYNKA

S

tyczeń roku 2013 zapisał się w historii Gliwic jako początek największych powojennych przemian urbanistycznych miasta. Planowana od wielu dziesięcioleci droga przez jego środek nabrała realnych kształtów. Kończyły się wyburzenia budynków, wycięto kilka tysięcy drzew, nastąpiły zmiany w lokalizacji wielu śródmiejskich sklepów. Zawierucha urbanistyczna zmiotła też z powierzchni Gliwic dwa budynki handlowe zwane potocznie „okrąglakami”, chociaż żaden z nich okrągły nigdy nie był, a co najwyżej ośmiokątny. Usytuowane na wlocie do najznamienitszej ulicy w mieście stały się obiektami niemal kultowymi. Nikt ich co prawda wcześniej tak nie postrzegał, więc dopiero gdy okrąglaków zabrakło – mieszkańcy je zauważyli.

Handlowa historia tego miejsca to początek XX wieku. Wówczas powstały pierwsze kioski i budki na czterech przyczółkach mostu nad dawnych Kanałem Kłodnickim, istniejącym niegdyś dokładnie w linii budowanej sto lat później DTŚ. Dwie z tych budek, oglądane na starych pocztówkach z roku 1908 mają wygląd typowo techniczny, więc służyły zapewne obsłudze żeglugi barek na kanale. Na miejscu późniejszego „Sezamu” stał malutki oszklony kiosk handlowy z markizą, a w miejscu „Mandarynki” – sporej wielkości toaleta publiczna z odpowiednim drogowskazem na chodniku. Zresztą – toaleta i sam drogowskaz istniały do roku wyburzeń, czyli do roku 2013. Pierwsze wzmianki o sklepie na przyczółku mostu nad Kanałem Kłodnickim pochodzą z roku 1925 - to dawna reklama handlowa zamieszczona w „Monographien Deutscher Stadte Gleiwitz 1925”. Swój sklep z konfekcją damską zachwala tu Ferdynand Baender. Zbudował go na miejscu wspomnianej

wcześniej toalety publicznej, którą zapewne zachował w piwnicach. Kolejna informacja pochodzi od Jerzego Olejnika – pasjonata historii Gliwic. Wyszukał w swoich zbiorach że w latach 30. ubiegłego wieku pod tym adresem mieszkały aż trzy osoby, w tym jedna była właścicielem. Pod koniec lat 40. mieszkała tu niejaka Lucyna Dynowska. Mieszkania te znajdowały się na poddaszu, gdzie w latach powojennych funkcjonowały pomieszczenia biurowe i socjalne załogi sklepu. Pierwsza powojenna wzmianka o tym okrąglaku to umowa najmu obiektu z kwietnia 1957 roku między MZBM Gliwice a „Warzywa-Owoce P. P.” Ciekawostką jest w tej umowie nazywanie obiektu „rotundą”. W latach 60-tych otwarto tu pierwszą w kraju pijalnię soków warzywno – owocowych. Wprowadzanie PRLowskiego nowego nazewnictwa skutkowało wprowadzeniem dziwacznej nazwy


D E T E K T Y W H I S T O R I I / 23


24 / MAGAZYN EIMPERIUM

„Sokopijalnia”. „Warzywa–Owoce” posiadały wówczas przy ul. Robotniczej pierwszą na Śląsku dojrzewalnię bananów i pomarańczy, więc w warzywno-owocowej „rotundzie” czasami sprzedawano te smakołyki. Jak wspomina gliwiczanin Jerzy Behen – w latach 60., po kąpieli w łaźni parowej pod tarasem przy spalonym teatrze (wtorek, czwartek – mężczyźni, poniedziałek, środa – kobiety), rozpaleni gorącem i biczowaniem witkami brzozowymi udawaliśmy się do okrąglaka na sok. Ogromnym powodzeniem cieszył się także sok z kiszonej kapusty – piszą o tym rarytasie także „Nowiny Gliwickie” z lipca 1976 r. Sok ze świeżych warzyw i owoców był przygotowywany przy ladzie co stanowiło dodatkową atrakcję dla klientów. Nazwa „Mandarynka” pojawiła się na okrąglaku w maju roku 1968 – i to dosłownie, bowiem na dachu umieszczono sporej wielkości litery z nazwą dodatkowo podświetlając je białym neonem. Sam neon, jak wspomina kierowniczka „Mandarynki”, psuł się bardzo często i przy remoncie dachu w 1990 zdemontowano szklane świecące rurki pozostawiając tylko litery pomalowane na jaskrawy pomarańczowy kolor. Z ulicy było widać na nich rzędy otworków, po istniejącym tu kiedyś neonie. Na strychu znajdowała się specjalna rozdzielnia transformatorowa, wyszabrowana jednak przez złomiarzy przy likwidacji sklepu w roku 2013. W roku 1990 sklep przejęła „Spółdzielnia Ogrodnicza w Gliwicach” przeprowadzając od razu remont budynku. Wymieniono pokrycie dachu oraz wszystkie drzwi i okna wystawowe, a we wnętrzu zamontowano nowe sufity podwieszane. W tym stanie okrąglak przetrwał do stycznia 2013, gdy

sklep „Mandarynka” przeniósł się na Dworcową 60. Stary obiekt zburzono.

ul.

Ciekawostką z tamtych lat jest to co działo się na placu po okrąglaku po jego zburzeniu. Otóż, pojawiło się tu co najmniej kilkudziesięciu złomiarzy wyciągających z góry gruzu metalowe konstrukcje - jakieś rury i pręty zbrojeniowe. Straż Miejska konfiskowała załadowane złomem wózki, każąc złomiarzom odwozić zdobycz z powrotem na plac. Ci oczywiście odwozili, po czym, chowając się w pobliskich uliczkach, obserwowali kiedy strażnicy odjadą. Potem ładowali powtórnie złom na swoje wózki i całymi karawanami odwozili przez miasto w sobie znajome kryjówki. Trwało to dobrych kilka dni, ale straż już nie przyjeżdżała, dali spokój złomiarzom. Jeszcze inną śmieszną historię przeżył tu autor osobiście. Wiadomo było iż, przed dawną toaletą przy ul Dubois pod okrąglakiem, stał piękny żeliwny zdobiony słup z tabliczką informacyjną „TOALETY”. Prawdopodobnie dzieło Eisengiesserei Gleiwitz. Autor trafił na moment kiedy złomiarze odcinali go od chodnika z zamiarem przewiezienia na złomowisko, wykupił więc od nich ten niby-złom i odwiózł do muzeum gliwickiego przekazując jako dar. I tu zaczęły się problemy, bo w kwestionariuszu darowania pojawiło się pytanie o pochodzenie słupka. Jakie mogło być jego pochodzenie? No przecież z chodnika, bo tam stał przecież. Okazało się szybko, że mówiąc prawdę, darować chciałem miejskiemu muzeum – miejski słupek. Ale koniec końców muzeum słupek przyjęło do zbiorów, ale gdzie teraz jest? Gdzieś zapewne w magazynie. Za 100 lat ktoś go tam zapewne odkryje, badając w żmudnych kwerendach skąd taki żeliwny skarb w muzealnej piwnicy.


D E T E K T Y W H I S T O R I I / 25


26 / MAGAZYN EIMPERIUM


D E T E K T Y W H I S T O R I I / 27


28 / MAGAZYN EIMPERIUM

ZDJĘCIA: AGNIESZKA KI

TEKST: ŁUKASZ T


P O D R Ó Ż N I K G L I W I C K I / 29

IERAT

TRUSZ

podróżnik gliwicki

Jak zdobyć szcz y t

WULK ANU ?

D

ziś zabiorę Was na najwyższy szczyt Hiszpanii i wszystkich wysp atlantyckich - Pico del Teide o wysokości 3718m n.p.m. Wbrew pozorom góra ta wcale nie znajduje się w Hiszpanii. Co więcej nie leży nawet w Europie. Aby go odwiedzić musimy przenieść się na kontynent afrykański, a dokładnie – na Teneryfę, czyli atlantycką wyspę położoną u wybrzeży Maroka. Jak przygotować się na taki trekking? Co ze sobą zabrać? Jak dojechać i jakie są sposoby dotarcia na szczyt? To wszystko znajdziecie w tym artykule. Transport: Lądujemy na wyspie i co dalej? Dla własnej wygody polecam samochód, ale jeśli ktoś będzie chciał dojechać autobusem to proszę sprawdzić linie: 348 kursującą z północy wyspy lub 342 z południa. Koszt przejazdu w dwie strony może oscylować w granicach 20 euro za osobę. Wszystko oczywiście zależy od dokładnej trasy. Jeśli zaś chodzi o autostradę, to należy kierować się na trasę TF-21. Pozwolenie na wejście na wulkan Bardzo ważny element wyprawy, na który możemy nawet nie wpaść, a może nam skomplikować całą wycieczkę. Niestety pozwolenia nie można otrzymać przy wejściu na wulkan ani zakupić na parkingu. Aby zdobyć pozwolenie należy jeszcze przed wyjazdem wypełnić wniosek online wchodząc na tą stronę: www.reservasparquesnacionales.es. Na jego rozpatrzenie przyjdzie nam czekać nawet do kilku tygodni. Jeśli więc planujecie wejść na wulkan musicie o tym pomyśleć

znacznie wcześniej. Co więcej musimy określić konkretny przedział czasowy, w którym chcemy wejść. Do wyboru jest kilka dwugodzinnych interwałów. Na szczęście i bez pozwolenia wejdziemy dość wysoko, bo do górnej stacji kolejki linowej na wysokości 3555 m n.p.m. To przeszło kilometr wyżej, niż mają nasze Rysy, więc to wciąż niemała atrakcja. Co jeśli zapomnieliśmy o pozwoleniu? Jeśli zagapiliśmy się i nie zdążyliśmy zaklepać sobie wolnego terminu na wejście, to jest jeszcze szansa w postaci noclegu w schronisku, które położone jest na wysokości 3200 m n.p.m. Osoby, które zostają na noc, mogą wejść na szczyt wulkanu bez pozwolenia pod warunkiem, że zrobią to przed 9 rano. Z tym jednak nie powinno być problemu, ponieważ schronisko musimy opuścić najpóźniej o wpół do ósmej Schronisko Altavista Schronisko może pomieścić 54 osoby i podobnie jak w przypadku pozwolenia na wejście na wulkan, trzeba wcześniej dokonać rezerwacji. Można pozostać tylko na jedną noc. Schronisko otwiera swe bramy o 17 i zamyka o 22. Do dyspozycji mamy kuchnię, automat z przekąskami, toaletę i umywalkę. Nie ma pryszniców. Nie musimy na szczęście zabierać śpiworów. W schronisku są 3 duże pokoje koedukacyjne z piętrowymi łóżkami. Cena noclegu to 21-25 euro w zależności od dnia. Rezerwację oraz więcej informacji można znaleźć bezpośrednio na stronie schroniska.


30 / MAGAZYN EIMPERIUM


P O D R Ó Ż N I K G L I W I C K I / 31


32 / MAGAZYN EIMPERIUM

Jak dostać się na szczyt? Drogi są właściwie dwie. Albo wjedziemy kolejką, albo wejdziemy o własnych siłach. Ja mimo, iż nie mam najlepszej kondycji, to stanowczo zachęcam zarówno do wejścia jak i zejścia pieszo. Nie będzie to łatwe, ale widoki zrekompensują nam cierpienia i zmęczenie. Jeśli zechcemy skorzystać z kolejki, to zdobycie szczytu śmiało możemy zaplanować na jeden dzień. Kolejka linowa jest czynna w godzinach od 9 do 18 (w okresie zimowym może być czynna krócej). Cena za dorosłego turystę to 27 euro za wjazd i zjazd. Stacja górna znajduje się na wysokości 3555 m n.p.m., więc od szczytu dzieli nas już tylko 163 metrów przewyższenia. Niby niewiele, ale bez aklimatyzacji na takiej wysokości może okazać się to bardzo trudne. Bilety na kolejkę możemy zarezerwować na tej samej stronie co nocleg w schronisku. Jeśli natomiast wybierzemy prawdziwy trekking, to proponuję rozbić trasę na dwa dni. Zgodnie z informacją jaką znajdziemy na parkingu przy Montana Blanca, który jednocześnie jest naszym punktem startowym, będziemy mieli do przejścia w sumie 20,52 km. Biorąc pod uwagę, że są to góry, a dodatkowo jesteśmy dość wysoko, bo około 2400 m n.p.m., to wejście i zejście jednego dnia mogłoby się bardzo źle skończyć lub po prostu nie udać. Dlatego pierwszego dnia polecam zaparkować samochód i dojść na spokojnie do schroniska położonego na wysokości 3260 m n.p.m. Cały czas trzymamy się szlaku numer 7, aż do jego końca. Przy oznaczeniach szlaku znajdziemy również małe cyferki, mówiące o tym ile jeszcze takich tabliczek zostało do jego końca. Po przejściu 8,5 km schronisko będzie idealnym miejscem na małą regenerację, a przede wszystkim na aklimatyzację przed porannym atakiem na szczyt. Na takich wysokościach powietrze robi się rzadsze i ciężko się oddycha. Z tego powodu mogą występować różne objawy podczas pobytu w górach. Jedni mogą mieć zawroty głowy i problemy z wyrównaniem oddechu, a inni, tak jak na przykład ja, mogą cierpieć na bezsenność. Pierwsze sześć kilometrów idziemy spacerkiem po bardzo przyjemnej utwardzonej ścieżce. Widoki już tutaj są dość nieziemskie, zwłaszcza, że po drodze przywitają nas wulkaniczne jaja, czyli nic innego jak wielkie głazy wystrzelone z wnętrza wulkanu podczas erupcji. Później zaczyna się już prawdziwy trekking i podejście w górę. Przed nami ostatnie 2,5 km zanim dotrzemy do bazy noclegowej. Szlak jest dość stromy, a najbardziej mylące jest to, że gdy myśli-

my, że już widzimy szczyt, to nagle odsłania się kolejna przestrzeń do pokonania. Czas dojścia z parkingu do schroniska to około 4 godziny. Choć pozornie niewiele, to jednak fizycznie daje w kość. Aby zdążyć na wschód słońca należy zebrać się w okolicy godziny 5 rano. Do pokonania będziemy mieli 2,2 kilometra i 458 metrów różnicy wzniesień. Gdy dojdziemy do końca szlaku numer 7, skręcamy w lewo kontynuując trasę szlakiem 11. Szlak ten bywa ciężki i często wchodzimy po dużych kamieniach. Na taką przeprawę musimy wziąć sobie nieco większy zapas czasu. Nam to zajęło nieco ponad 2 godziny. Gdy zameldujemy się na samym szczycie, ogrzejemy się w siarkowych, wulkanicznych wyziewach i zobaczymy wschód słońca, to nic już nie będzie miało dla nas znaczenia. Cały ból i zmęczenie pójdą w niepamięć. Natomiast schodząc w dół drogą wiodącą przez ponad 10,5 km, stąpać będziemy dumnie jako zdobywcy najwyższego szczytu Hiszpanii i wszystkich wysp atlantyckich. Co ze sobą zabrać? Po pierwsze pamiętajmy o jedzeniu i sporej ilości wody. Zakupy zróbmy najlepiej w markecie przed wyjazdem w góry, ponieważ na miejscu mogą być problemy z zaopatrzeniem. Tuż przed Montana Blanca jest jeszcze duży punkt, gdzie zjeżdżają się wszystkie autobusy. Można tam kupić pamiątki, coś zjeść i zaprowiantować się na zapas, ale ostrzegam, że ceny są tu bardzo wysokie. Wiem to niestety z własnego doświadczenia. Wy uczcie się na moich błędach. Ubranie. Kolejny istotny punkt wyprawy. Mimo, że u podnóża wulkanu będzie ponad 20 stopni, to na jego szczycie może leżeć śnieg, a już na pewno będzie mocno wiać. W związku z tym należy ubrać się na „cebulkę”. Wygodne, lekkie i oddychające rzeczy będą zbawienne. Obowiązkowo wysokie buty trekkingowe. Widziałem ludzi w adidasach, ale nie polecam tego stylu. W samym schronisku również może nie być zbyt ciepło. Na tę jedną noc nie bierzmy jednak ze sobą całej kosmetyczki i osobnej piżamy. Czym wyżej jesteśmy, tym bardziej odczuwamy każdy kilogram bagażu. Czołówka również będzie niezwykle potrzebna. Pamiętajcie, że na wschód słońca wychodzicie w nocy. Bez dobrego źródła światła ani rusz. Naładujcie smartfon i wgrajcie do niego mapę. Zawsze to dobrze mieć jakiś punkt odniesienia, gdzie się znajdujemy. Weźcie koniecznie również okulary przeciwsłoneczne oraz krem z filtrem. Dobrze jest mieć też jakąś chustę na szyi. Resztę pewnie uzupełnicie sami znając własne potrzeby.


P O D R Ó Ż N I K G L I W I C K I / 33


34 / MAGAZYN EIMPERIUM


P O D R Ó Ż N I K G L I W I C K I / 35

Łukasz Trusz. Rocznik 1988 z wykształcenia inżynier elektronik po Politechnice Śląskiej. Pasję podróżniczą odziedziczył po tacie, wysysając ją z mlekiem matki. Uwielbia słuchać muzyki, gotować i oglądać filmy. Póki co odwiedził trzy kontynenty i 20 krajów (choć ta liczba ciągle rośnie).


36 / MAGAZYN EIMPERIUM

GOTUJEMY W DOMU

SZAKSZUKA


U

G O T U J E M Y W D O M U / 37

TEKST: AGNIESZKA KIERAT

ZDJĘCIA: AGNIESZKA KIERAT


38 / MAGAZYN EIMPERIUM

K

olory jesieni i zapach lata, czyli przepis na śniadanie idealne - to właśnie jest SZAKSZUKA.

GOTUJEMY W DO

Już na wyciągnięcie ręki znajduje się jesień, a wraz z nią jesienne warzywa. Niedługo wokół nas pojawi się feria jesiennych barw. Na każdym kroku towarzyszyć nam będą czerwień, pomarańcz, żółć i zieleń. Mam więc propozycję jak przenieść trochę z tych kolorów na nasz talerz. Dzisiejszy przepis to idealna propozycja na przepyszne, szybkie i zdrowe śniadanie. Nie podlega również wątpliowości, że szakszuka, bo o niej dzisiaj mowa, doskonale spełni również rolę lekkiej, ciepłej kolacji. Wielu z nas zapewne słyszało już o tym daniu. W ostatnim czasie co rusz gdzieś pada słowo "szakszuka", które pojawia się w różnego rodzaju programach kulinarnych, na foodblogach i w innych miejscach związanych z kuchnią i gotowaniem. Danie to w ostatnim czasie zyskuje coraz większą popularność. Warto jednak wiedzieć, że pomimo tego, iż aktualnie szakszukę serwuje się w wielu europejskich barach śniadaniowych, jak i polskich kuchniach, jej pochodzenie sięga, aż kontynentu afrykańskiego. Szakszuka jako danie, bardzo popularna jest w Libii, Tunezji, Maroku, Egipcie oraz Izraelu. Samo nazwa tego dania w arabskim slangu oznacza wielki bałagan. Jakże smaczny bałagan znajdziemy więc na naszym talerzu lub, zjadając w tradycyjnej wersji, prosto z patelni. Pachnąca i rozgrzewająca mieszanka miękkich, duszonych warzyw; delikatnego, płynnego i aksamitnego żółtka oraz cały wachlarz niesamowicie pachnących przypraw i ziół tworzą bałagan o niesamowitym smaku. Zapewniam, że każdy kto spróbuje jej raz, będzie chciał ją jeść przy każdej nadarzającej się okazji.

Składniki: * 2 jajka * 1/4 cebuli * 1/4 papryki żółtej * 1/4 papryki zielonej * 1/4 papryki czerwonej * kawałek wędzonej kiełbaski * 2 dojrzałe pomidory lub 200ml pasty pomidorowej * przyprawy: sól, świeżo zmielony pieprz, bazylia * opcjonalnie: odrobina masła, świeże kiełki lub listki bazylii


G O T U J E M Y W D O M U / 39

OMU

Przygotowanie: 1) Na patelni ok. 25 cm średnicy podsmażyć pokrojone w kostkę kiełbasę i cebulę (opcjonalnie dodać odrobinę masła). 2) Do składników podsmażonych na patelni dorzucić pokrojone w większą kostkę papryki i smażyć, aż lekko zmiękną (ok. 3 minuty). 3) Do podsmażonych papryk i kiełbaski dodać dwa drobno posiekane pomidory lub wlać pastę pomidorową, dodać przyprawy: sól, świeżo zmielony pieprz

i bazylię. Dusić około 3 minut, aż nadmiar wody odparuje. 4) Zmniejszyć ogień i na górę wbić delikatnie 2 jajka. Podgrzewać do momentu ścięcia się białka- żółtko powinno zostać płynne. Dla przyspieszenia przygotowania, można na ok. 2 minuty przykryć pokrywką. 5) Podawać na ciepło, ozdobione kiełkami. PS: Najlepiej smakuje podana ze świeżą bagietką :) PS2: My ją uwielbiamy, mam nadzieję, że Wam również będzie smakowała.


40 / MAGAZYN EIMPERIUM

MILITARNA LAMPKA OTO Spełnienie marzeń każdego małego I DUŻEGO chłopca niezależnie od wieku. Lampka zrobiona z plastikowych żołnierzyków, które ZAPEWNE leżały zapomniane gdzieś w kącie. Podobnie było z abażurem i stelażem. Do zrobienia takiej pluszowej skrytki potrzebujemy ZUPEŁNIE niewiele. PODEJRZEWAM, Że Większość z jej “składników” masz przecież w domu, szczególnie teraz podczas sezonu na przetwory. A jEŚLI nie to zajrzyj do sklepu - BEZ TRUDU NABĘDZIESZ NIEZBĘDNE ARTYKUŁY. Zapewniam, że praca nie jest zbyt skomplikowana (można zrobić razem z dzieckiem), a efekt końcowy jest spektakularny. Srebrny spray „robi” robotę. Przy okazji można zrobić miskę z takich żołnierzyków do kompletu. Moja pierwsza militarna lampa wywołała uśmiech u pewnego 7-latka, więc warto było ją zrobić.


K Ą C I K A G N I E S Z K I / 41

tekst i wykonanie: Agnieszka Baron

zdjęcia: Angnieszka Baron

Co potrzebujemy? podstawa do lampy stołowej żołnierzyki

plastikowe

(kilkadziesiąt

sztuk - ilość uzależniona od podstawy) pistolet do kleju na ciepło + wkłady spray abażur, klosz do lampy Czas wykonania: 60 minut

WYKONANIE - KROK PO KROKU: 1. Żołnierzyki przyklejamy do podstawy wybranej przez nas lampy. Najlepiej sprawdza się klej na ciepło. Postacie możemy układać wedle uznania. Pionowo, poziomo, warstwami czy nawet do góry nogami. Jeśli chcemy zamiast żołnierzyków możemy wykorzystać inne małe zabawki na przykład z popularnej Kinder Niespodzianki. 2. Kiedy upewniliśmy się, że klej już ostygł możemy się brać za malowanie. Ja wybrałam spray w kolorze srebrnym. Najlepiej malować całość na świeżym powietrzu. W razie potrzeby czynność powtórzyć. Oczywiście, jeśli uznamy, że nasza kompozycja nie potrzebuje dodatkowego upiększania, ten krok po prostu omijamy. 3. Zbliżamy się do końca naszej zabawy. Wkręcamy żarówkę i montujemy abażur i cieszymy się naszym dziełem!

KĄCIK AGNIESZKI


42 / MAGAZYN EIMPERIUM

Przy okazji polecam też wykonanie miski z żołnierzyków. Potrzebne są dwie miski takiej samej wielkości ze szkła żaroodpornego. Na dnie jednej z nich układamy materiał pod naszą przyszłą miskę - zaczynając od spodu kierujemy się ku górze. Gotową konstrukcję przykrywamy drugą miską i wstawiamy do nagrzanego piekarnika (minimum 200 stopni C). Ważne, aby elementy nie wystawały poza szkło, ponieważ roztopiony plastik może się “wylać” poza formę. Ja swoją miskę “piekłam” około 25 minut stale obserwując czy elementy już się połączyły. Na koniec wyjmujemy miski z piekarnika i czekamy aż ostygną, wtedy też możemy, ale nie musimy pomalować całość na wybrany przez nas kolor.


K Ą C I K A G N I E S Z K I / 43

KĄCIK AGNIESZKI


MAGAZYN EIMPERIUM NR 23


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.