Magazyn eIMPERIUM nr 09/2016

Page 1

www.eimperium.pl

NR 9 / GRUDZIEŃ 2016

Święty Mikołaj ŚWIĄTECZNA ROZMOWA SPECJALNIE DLA MAGAZYNU EIMPERIUM

STROIKI ŚWIĄTECZNE PIĘKNE BOŻE NARODZENIE

Praski Jarmark

Świąteczny

W PODRÓŻY DO ŚWIĄT

DETEKTYW HISTORII

Gorzki WĘGIEL

CIACHO I BABECZKA

Łatwe przepisy na SYLWESTRA


02

/ MAGAZYN EIMPERIUM

Szlakiem adwentowych jarmarków TEKST: ANDRZEJ WAWRZYCZEK

D

o licznych tradycji przedświątecznych dołączyły ostatnio również Jarmarki Adwentowe. Organizowane jak kraj długi i szeroki już nie tylko na głównych placach miast, ale również w poszczególnych dzielnicach. Od kilku lat kramy z kupcami rozstawiają się również na gliwickim Rynku. Estetyczne, zielone budki otaczają ratusz i ustawioną pod jedną z jego ścian szopkę, która w weekendy zamienia się w scenę do występów artystycznych. Jeśli można mieć do czegoś pretensje, to do małych rozmiarów gliwickiego jarmarku, a w szczególności do skromnego wyboru produktów, które można tam nabyć. To głównie żywność: pieczywo, sery i wędliny oraz nieśmiertelne grzańce. Jeśli ktoś chce odwiedzić jarmark z prawdziwego zdarzenia udać musi się do jednego z większych miast. Ja sam gościłem w tym roku i na katowickim Nikiszowców, i na Rynku we Wrocławiu. Impreza w Nikiszowcu ma specyficzną atmosferę. Wynika ona nie tylko z charakteru dzielnicy, która udanie łączy tradycję z nowoczesnością, ale także ze spontanicznego charakteru samego wydarzenia. W przeciwieństwie do innych jarmarków, ten na Nikiszowcu nie trwa przez kilka tygodni, ale zaledwie jeden weekend. 3 i 4 grudnia na placu Wyzwolenia rozstawiło się około dwustu handlowców. Mogło być ich więcej, bo chętnych nie brakowało, ale dla wszystkich nie starczyło miejsca. Wydaje się, że i tak dzielnica była przeładowana straganami. Liczni goście musieli przeciskać się w wąskich przejściach, a pobór energii elektrycznej przekraczał możliwości dzielnicowej sieci energetycznej, co kończyło się od czasu do czasu efektownym spięciem. Nie przeszkadzało to jednak w znakomitej zabawie. Ciekawą atrakcją była na pewno zabytkowa karuzela, na której dzieci mogły poczuć się zupełnie, jak ich dziadkowie, gdy byli w tym samym wieku. W tym samym czasie na scenie trwał uroczysty świąteczny koncert. To jednak, co do Nikiszowca przyciągało najbardziej, to unikatowe produkty. Wiele z nich powstało w niewielkich manufakturach specjalizujących się czy to w szyciu fartuchów kuchennych, czy produkcji foremek do ciastek. Prym wiodły jednak produkty stylizowane na regionalne, a więc na przykład z nadrukami pisanymi gwarą. We Wrocławiu byłem w połowie miesiąca. Nie szukałem już więc produktów potrzebnych do przygotowywania świątecznych specjałów, ale gotowych prezentów, które mógłbym podarować najbliższym. Oczywiście nie zawiodłem się. Tutaj również kramów było bez liku. Nie wszystkie zmieściły się na Rynku. Część rozstawiona była więc na ulicach Świdnickiej i Oławskiej. Próbowałem wyobrazić sobie taki jarmark w Gliwicach, który poza Rynkiem obejmowałby również stragany na - tymczasowo zamkniętych dla ruchu - ulicy Zwycięstwa i placu Inwalidów Wojennych. Byłaby to pewnie nie lada gratka, na którą - podobnie, jak do Wrocławia - goście ściągaliby nawet z odległych stron. Wróćmy jednak do Wrocławia. Tutaj wybór produktów nie był aż tak ciekawy, jak na Nikiszu. Więcej było tzw. chińszczyzny, a mniej oryginalnych produktów, ale z wyborem prezentów nie było większego kłopotu. Zaletą jarmarku we Wrocławiu na pewno był


SZLAKIEM ADWENTOWYCH JARMARKÓW /

03

04 TAKI BYŁ LISTOPAD... 08 TWARZE GLIWIC 16

DETEKTYW HISTORII

20 STUDIO PRASOWE 23 GALERIA JEDNEGO ZDJĘCIA 24 PODRÓŻNIK GLIWICKI 32 CIACHO I BABECZKA W KUCHNI 36 PIĘKNA CODZIENNOŚĆ 39 SZTRYKOWANIE NA EKRANIE

za to nieporównywalny z niczym innym klimat. Nie przypadkiem wszyscy polecają, żeby udać się tam dopiero po zmroku. Gdy zapłoną już wszystkie lampki ulicznych ozdób świątecznych, gdy rozświetli się choinka i szopka z charakterystycznym wiatrakiem na dachu, wrocławski Rynek staje się naprawdę magicznym miejscem, na którym bez trudu spędzić można cały wieczór. A to przeglądając produkty na dziesiątkach stoisk, a to racząc się potrawami z licznych mobilnych barów, czy to w końcu bawiąc się w wesołym miasteczku, gdzie obok karuzel nie zabrakło nawet kolejki górskiej. Niebagatelny rozmiar wrocławskiego Rynku daje bowiem szerokie pole do aranżacji różnych stref rozrywkowych. Na koniec wróćmy jeszcze do Gliwic. Do naszych kilkunastu budek z grzańcem i oscypkiem. Do muzyki z głośnika i małych grupek ludzi, którzy bardziej są tu przy okazji, niż z celowego zamysłu odwiedzenia jarmarku. Dopiero wędrując po innych miastach - a byłem w zaledwie dwóch - można nabrać właściwej perspektywy do oceny naszych rodzimych atrakcji.

Wydawca: Redaktor naczelny: Redaktor wydania: Skład i grafika:

IMPERIUM MEDIA SP. Z O. O., ul. Floriańska 23, 44-100 Gliwice, tel. (32) 301 40 04 Czesław Chlewicki, Andrzej Wawrzyczek, redakcja@eimperium.pl Dawid Koszowski, koszodesign@gmail.com

Tekstów niezamówionych redakcja nie zwraca. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adjustacji nadesłanych materiałów.


04

/ MAGAZYN EIMPERIUM

05/11 Obrońcy czołgu

TAKI BYŁ LISTOPAD...

Początek listopada ubiegł w Gliwicach pod hasłem ratowania czołgu T-34. Informacja, która obiegła całe miasto lotem błyskawicy zmroziła krew w żyłach niejednego miłośnika miasta. Magistrat na swojej stronie poinformował, że zgodnie z pismem otrzymanym z Ministerstwa Obrony Narodowej czołg-pomnik stojący od kilkudziesięciu lat na skwerze między ulicami Jasnogórską i Powstańców Warszawy trafić ma do Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy. Nieoficjalnie podawana była informacja, że to szeroko zakrojona akcja, której celem jest usunięcie z całego kraju pamiątek po wyzwalaniu Polski przez Armię Czerwoną. Czołgi miały rzekomo gloryfikować wrogi ustrój. Faktycznie nie brakowało osób, które z radością przyjęły wiadomość o ich likwidacji. Większość gliwiczan murem stanęło jednak za swoim czołgiem. Zorganizowany przez Ośrodek Studiów O Mieście 5 listopada happening zgromadził kilkadziesiąt osób, którym los czołgu nie był obcy. Rozgłos medialny i listy protestacyjne wysyłane zarówno do wojska, jak i do władz miasta przyniosły w końcu efekt. Mimo upływu ostatecznego terminu zagrania czołgu, maszyna wciąż dumni stoi na skwerze, a magistrat zdecydował już o wysłaniu wniosku w sprawie jego nieodpłatnego przejęcia na stan gminy. Wydaje się, że o los jednego z symboli miasta możemy być już spokojni. To jednak dopiero połowa drogi. Cenny zabytek wojskowości czeka bowiem jeszcze generalny remont, który przywróci mu dawną świetność. fot. Telewizja Imperium


TAKI BYŁ LISTOPAD... /

05

19/11 Margaret w Forum Margaret to bez wątpienia gwiazda muzyki pop światowego formatu. Talent, łatwo wpadające w ucho piosenki i szwedzcy producenci - to wystarczyło, żeby Małgorzata Jamroży z niewielkiego Stargardu wybiła się na popularność. Dziś na każdym koncercie krok w krok podąża za nią tłum zafascynowanych jej osobą, nieletnich wielbicielek. No i oczywiście rodziców, którzy nie mają serca nie zabrać swoich pociech na koncert ukochanej gwiazdy. Gliwiczanie takich okazji w tym roku mieli aż dwie. Najpierw był duży koncert na placu Krakowskim z okazji 20-lecia Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, podczas którego Margaret dzieliła scenę z Mateuszem Ziółko i Perfectem. Dwa miesiące później, 19 listopada na nieco bardziej kameralny koncert gwiazdy gliwiczan zaprosiło centrum handlowe Forum. Przy okazji zarządca kompleksu miał okazję przetestować odporność konstrukcji budynku na ekstremalne obciążenia, bo takich tłumów, jakie widzieliśmy na tym koncercie, w Forum nie było nigdy wcześniej. My zaś - podczas konferencji prasowej, która zamieniła się w ekskluzywny wywiad dla Telewizji Imperium - mieliśmy okazję przekonać się, że Margaret jest osobą, która żyje swoimi wieloma pasjami. Nie tylko muzyką, ale także malarstwem, czytaniem książek i jazdą na rowerze. Zajęć nie brakuje jej na cały, długi dzień. fot. Telewizja Imperium

fot. Telewizja Imperium

30/11 Bramki dla Sokoła 12 listopada piłkarze Sokoła Łany Wielkie (gmina Sośnicowice) jak zwykle stawili się na swoim boisku. O godzinie 13 mieli zagrać z Unią Książenice. Do meczu jednak nie doszło z powodu jak przeczytamy w oficjalnym raporcie - “nieprzygotowania boiska”. Okazało się, że ktoś ukradł dwie aluminiowe bramki warte około 10 tys. złotych. Oprócz nich zniknęły również piłkochwyty oraz kilkadziesiąt metrów ogrodzenia. Mecz rozegrano następnego dnia w Książenicach. Sokół przegrał 0:5, ale wynik zszedł na drugi plan. Ogólnopolskie media rozpisywały się o pechowym klubiku z katowickiej okręgówki, któremu ktoś ukradł bramki. Tydzień później Sokół zagrał jeszcze jedno, ostatnie jesienne spotkanie i piłkarze myśleli pewnie, że już nic ich w tym roku nie czeka. Z błędu wyprowadzili ich działacze Piasta Gliwice, którzy we współpracy z bielskim Polsportem ufundowali Sokołowi nowe bramki. Ich oficjalne przekazanie w ostatnim dniu listopada długo utrzymywane było w tajemnicy. Gdy jednak informacja została przekazana do prasy, w niewielkich - wbrew nazwie - Łanach zaroiło się od kamer i mikrofonów. Oprócz lokalnych mediów pojawiły się także ogólnopolskie - TVN i Polskie Radio 4. W środowe przedpołudnie cała ta medialna czeladka z zapartym tchem śledziła, jak pracownicy klubu montują jedną z bramek. Zaraz po prezentacji została rozebrana i odłożona do magazynu. Na wiosnę strzec jej będą kamery monitoringu, który obiecał Sokołowi burmistrz Sośnicowic.


06

/ MAGAZYN EIMPERIUM

fot. Andrzej Wawrzyczek

07/11 Nowy prezes Piasta Gliwice Fotel prezesa Piasta Gliwice był wolny od końca sierpnia, gdy do dymisji podał się dotychczasowy sternik klubu - Adam Sarkowicz. Przez blisko trzy miesiące funkcję tę dorywczo pełnił szef rady nadzorczej Piasta, Grzegorz Jaworski. To nie pierwszy raz, gdy musiał on awaryjnie pełnić tę funkcję. Taki tymczasowy prezes to jednak dla klubu stagnacja związana z okresem wyczekiwania i brakiem strategicznych decyzji. Dlatego wszystkie związane z klubem osoby niecierpliwie wyglądały następcy. Ten pojawił się w klubie jeszcze w październiku. Oficjalnie powołany na stanowisko został jednak dopiero 7 listopada. Marek Kwiatek jest absolwentem Akademii Ekonomicznej, menedżerem w ścisłym tego słowa znaczeniu. Do tej pory pracował głównie w branży zbrojeniowej. Podczas konferencji prasowej nie ukrywał, że na sporcie się nie zna, dlatego szukać będzie dyrektora sportowego, który zajmie się merytoryczną stroną zarządzania klubem. Na to potrzeba będzie jednak czasu, a przed nami zimowa przerwa i gorący okres transferowy. W tym okresie kluczowe decyzje podejmować ma ciało kolegialne, w którego skład weszli klubowi skauci oraz trener Radoslav Latal. To ci ludzie zdecydują, kim wzmocnić zespół. A że wzmocnienia są konieczne, co do tego nikt nie ma wątpliwości. Najpilniejszą, ale i najtrudniejszą do zaspokojenia potrzebą jest zatrudnienie bramkostrzelnego napastnika.


REKLAMA /

07

GLIWICE ul. Mazowiecka 44, tel. 32 308-80-00 www.modrzewiowy-dwor.pl

REKLAMA

Modrzewiowy Dwór Twój wyjątkowy dzień

Zapraszamy Państwa do zorganizowania przyjęcia weselnego, imprezy okolicznościowej lub konferencji w Restauracji Modrzewiowy Dwór. Dołożymy wszelkich starań by ten dzień spełnił Państwa oczekiwania i na długo pozostał w pamięci.

WESELA

IMPREZY OKOLICZNOŚCIOWE

KONFERENCJE


08

/ MAGAZYN EIMPERIUM

TWARZE GLIWIC

Święty Mikołaj


TWARZE GLIWIC /

09

MIKOŁAJ CO W STAJNI PRACOWAŁ

Rozmawia Andrzej Wawrzyczek / fot. Andrzej Wawrzyczek

ANDRZEJ WAWRZYCZEK

Każde dziecko, które uczy się matematyki z łatwością obliczy, że aby Święty Mikołaj mógł w jeden dzień odwiedzić wszystkie dzieci, musiałby poruszać się z prędkością bliską prędkości światła. Pan porusza się wolniej. W ciągu jednego dnia daje Pan radę objechać całe Łabędy. ŚWIĘTY MIKOŁAJ

Tak. Zaczynamy, razem z moimi pomocnikami Elfem i Śnieżynką - z samego rana od przedszkoli na osiedlu Literatów i przy ulicy Chatka Puchatka. Potem jedziemy do Gliwic do Filomaty, a następnie odwiedzamy przedszkole na Poli Gojawiczyńskiej i lodziarnia koło dworca kolejowego. W międzyczasie wpadamy jeszcze przelotem do MZUKu oraz przychodni dla dzieci na Różanej i na koniec na duże spotkanie dla dzieci w Łabędziu. A w niedzielę w Rzeczycach ksiądz Stanisław Wierny robi festyn i tam też będziemy. Przeważnie dajemy radę w jeden dzień, ale przed rokiem 6 grudnia wypadał w sobotę, więc mieliśmy w sumie aż trzy dni na to nasze kolędowanie. Przywykliśmy już do narzuconego nam przez popkulturę wizerunku Świętego Mikołaja jako rubasznego staruszka w czerwonym stroju i czapce z pomponem. Pana strój różni się od tego typowego. Historyczny święty Mikołaj był biskupem. Urodził się w III wieku na terenie obecnej Turcji, a działał we Włoszech. Ubieram się tak, żeby go przypominać. Mam dwa komplety szat. Ten, który mam na sobie to jest ornat rzymski. Potem ten strój muszę oddać, więc przebieram się w ornat grecki. Zakładam kapę i mitrę na głowę. W ręku mam pastorał. Po tym wszystkim mam albę, którą dostałem kiedyś od naszego proboszcza. Podobno ma około stu lat. I jak dzieci reagują na takiego bardziej tradycyjnego Mikołaja-biskupa?

Jest kilka ciekawych historii. Bo wcześniej w przedszkolu na Poli Gojawiczyńskej był inny Mikołaj. Jakaś mama załatwiła takiego typowego krasnala. Więc kiedy weszliśmy my, a z nami nasza przewodnicząca Rady Osiedla Krystyna Sowa, która powiedziała, że przyprowadziła prawdziwego Mikołaja, dzieci były pod wielkim wrażeniem. Same łobuziaki, więc podchodzą, szarpią mnie za brodę. I nagle jeden z chłopców mówi do drugiego: “Słuchaj, teraz nie możesz kłamać, bo On naprawdę jest prawdziwy”. Jeszcze ciekawiej jest, jak przychodzimy w czasie przerwy na spanie. Pukamy, wchodzimy, dzieci się budzą i w takim jeszcze półśnie widzą, że przyszedł Mikołaj i Śnieżynka. Strasznie sympatycznie wtedy reagują. Oczywiście ma to też swoje reperkusje. To już czwarty rok, jak odwiedzam przedszkola. Więc część dzieci, dziś już nieco podrośniętych, często rozpoznaje mnie na ulicy i pozdrawiają: “Dzień dobry Mikołaju” i takie tam. Widocznie nawet i bez stroju jestem dość charakterystyczny i rozpoznawalny. Trzeba uczciwie powiedzieć, że ma Pan naturalne predyspozycje do bycia Mikołajem. Długie, siwe włosy, bujną brodę, niski głos. Nic dziwnego, że i bez stroju go Pan przypomina. Brakuje Panu tylko reniferów. Za to dość często bywa Pan w stajni? Jest taka przemiła dziewczynka, która już czwarty rok dorasta z tym Mikołajem i w pewnym momencie uznała, że to jest jej Święty Mikołaj. I czasami przychodzi też tutaj do stajni oglądać konie. Raz mnie tu spotkała i od tego czasu jest przekonana, że Święty Mikołaj przez resztę roku - gdy nie rozdaje prezentów - ciężko pracuje w stajni, by na te wszystkie podarki zarobić.


10

/ MAGAZYN EIMPERIUM


TWARZE GLIWIC /

11


12

/ MAGAZYN EIMPERIUM

Ten cały kompleks stajni przy ulicy Jaracza, w którym się znajdujemy to oficjalnie taka gliwicka wersja wioski Świętego Mikołaja? Jest taka mała Martynka, która też tu do nas zagląda. I kiedyś zapytała swojego tatę: “A co się stanie, jak Mikołaj umrze?” No bo jak widzą żywego człowieka, to od razu myślą o nim tak bardziej po ludzku, a nie jak o postaci z bajek. Możemy już chyba zdradzić, że pod przebraniem Świętego Mikoaja kryje się osoba dość dobrze znana w Gliwicach, a na pewno w Łabędach. Jest nią Piotr Lubina, prezes jednej z firm działających w brany energetycznej. To już czwarty rok, jak rozdaje Pan prezenty w Łabędach. Ale jak to się wszystko właściwie zaczęło? Radna Krystyna Sowa to kiedyś wymyśliła. To było takie typowe spotkanie mieszkańców, gdy na mój widok stwierdziła, że “Mikołaj już przyszedł”. A później tylko poszliśmy za tą myślą, że skoro już jestem Mikołaj, to zróbmy w Łabędach mikołajki z prawdziwego zdarzenia. Tak się zaczęło. Potem bywało różnie: a to chodziliśmy po ulicach, a to wsiadaliśmy do autobusów. Najciekawsze są zawsze reakcje ludzi. Niektórzy patrzą tak nieco z boku i myślą, czego od nich chcemy. Ale teraz po kilku latach już jest tak, że wszyscy raczej czekają na ten jeden dzień w roku. A jest w tym też dla Pana jakiś taki powrót do dzieciństwa, do swoich wspomnień związanych ze Świętym Mikołajem? Ja generalnie lubię bajki. Świat jest dzisiaj tak poważny, że jak człowiek czasem nie ucieknie w ten świat bajkowy, to bardzo trudno jest tu wytrzymać. To naprawdę bardzo fajna inicjatywa i nie widzę powodu, żebyśmy nie mieli jej kultywować i w tym roku, i w kolejnych latach. A jak Pan do tego podszedł z początku? Z przymrużeniem oka. To jest przede wszystkim bardzo fajna inicjatywa. Wiadomo, że robimy to przede wszystkim dla dzieciaków. One to sobie zawsze jakoś tam tłumaczą, ale zabawne są też wyjaśnienia rodziców. Spodobało mi się szczególnie jedno takie określenie którejś mamy: “No możesz nie wierzyć, ale chyba fajniej jest wierzyć i dostać prezent, prawda?” I od razu dziecko odpowiada: “No faktycznie, przecież Święty Mikołaj istnieje”.


TWARZE GLIWIC /

13


14

/ MAGAZYN EIMPERIUM


TWARZE GLIWIC /

15


16

/ MAGAZYN EIMPERIUM

DETEKTYW

HISTORII GORZKI WĘGIEL

„Niech żyje nam górniczy stan”- to propagandowe hasło towarzyszyło górniczej braci przez cały okres pogrzebanego niedawno PRL-u . Użyte tu słowa „niech żyje” mają w odniesieniu do górników szczególną wymowę. W żadnej bowiem gałęzi przemysłu nie istnieje tak duże zagrożenie życia, jak w kopalni. Górnicy ginęli nie tylko pod zawałami czy w pożarach, ale byli także zabijani. Wszyscy pamiętamy przecież zabitych w imię socjalistycznej ojczyzny dziewięciu górników z Wujka. A jak było wcześniej? TEKST: MARIAN JABŁOŃSKI


DETEKTYW HISTORII /

Wszystko zaczęło się podczas I Wojny Światowej. Brak rąk do pracy w kopalniach Śląska zaowocował utworzeniem przez Niemców batalionów robotniczych złożonych z przymusowych robotników pochodzących wówczas z okupowanej części Królestwa Polskiego. W ulicznych łapankach w latach 1914–16 prowadzonych w polskich miastach uwięziono i wywieziono do śląskich kopalń ponad 300 tys. ludzi, traktowanych jak zwykłych jeńców wojennych. Od momentu odkrycia węgla na Górnym Śląsku, czyli od XIX wieku, stał się on najbardziej poszukiwanym surowcem na świecie. Kto miał to czarne złoto, ten dyktował ceny, rządził w polityce i dawał pracę milionom ludzi. Polityczna walka o czarny Śląsk rozpoczęła się w roku 1921 kiedy światowe mocarstwa – Anglia, Francja, Włochy i USA zabrały się za nowy podział Europy po przegranej przez Niemcy wojnie. W wyniku tych targów ogłoszono formalny Plebiscyt wśród ludności lecz prawdziwe podziały Śląska odbywały się za kulisami wielkiej polityki. Towarzyszyła tej akcji również walka zbrojna Polski i Niemiec we wzajemnych sabotażach. Efektem są trzy powstania śląskie i udział francuskich wojsk rozjemczych w Plebiscycie. Ile wówczas zginęło ludzi? Nie ma dokładnych takich wyliczeń. Kolejnym okresem wyzysku śląskich kopalń była II Wojna Światowa. Wydobycie węgla było dla III Rzeszy sprawą nadrzędną, bowiem węgiel nie służył wyłącznie jako paliwo energetyczne, ale produkowano z niego także benzynę syntetyczną. Ponadto eksportowano węgiel do Szwecji, skąd w zamian Niemcy otrzymywali rudę żelaza i stal, czyli surowce wyjątkowo strategiczne podczas prowadzenia kolejnej wojny ze światem.

17

Hitlerowski Niemcy do perfekcji doprowadziły system organizowania pracy przymusowej poprzez deportacje ludności z całej podbitej Europy do śląskiego przemysłu, a więc i do kopalń. Z samej tylko Polski (w granicach przedwojennych) wywieziono na Śląsk aż 2,5 miliona osób! W kilkudziesięciu kopalniach sprawą najważniejszą w owym czasie było osiągnięcie jak największego wydobycia przy minimum nakładów. Kiedy w wyniku poboru rodowitych Niemców do Wehrmachtu zaczęło brakować rąk do pracy, sięgnięto po jeńców wojennych oraz więźniów obozu koncentracyjnego KL AuschwitzBirkenau. Przy okazji hitlerowcy mogli swobodnie prowadzić swą akcją „zagłady przez pracę” podbitej ludności. Katastrofalne warunki pod ziemią i w zasadzie brak pożywienia skutkował nieprawdopodobną śmiertelnością tych „przymusowych” górników. Robotników wycieńczonych pracą i głodem selekcjonowano i gazowano w macierzystym obozie w Oświęcimiu, a na ich miejsce natychmiast dostarczano nowych więźniów. Obozy koncentracyjne, jako ówczesne niemieckie instytucje państwowe, zawierały kontrakty między innymi z kopalniami na „dostawę” robotników przymusowych do pracy pod ziemią. Obóz dostawał około 3-4 marki za dniówkę pracy więźnia-górnika, z czego sporą część odprowadzał do skarbu III Rzeszy. Każdego roku budżet Niemiec otrzymywał w ten sposób potężne wpływy z tej obozowej działalności sięgające kilkuset milionów marek. Część tych pieniędzy była przeznaczana na utrzymanie obozu i więźniów, lecz z drugiej strony rekompensowano te koszty sprzedażą mienia zamordowanych .


18

/ MAGAZYN EIMPERIUM

Kopalnia węgla brunatnego w Bełchatowie. Po roku 1945 władza polska przejmująca śląskie zakłady musiała natychmiast doprowadzić do dużego wydobycia węgla – który po raz kolejny stał się surowcem strategicznym. Nabór do kopalń zwykłymi sposobami nie przynosił efektu, więc sięgnięto do wypróbowanego sposobu zatrudniania więźniów i jeńców wojennych, czyli w tym przypadku Niemców. Utworzono specjalne wojskowe jednostki górnicze. Za dniówkę pracy więźnia-górnika kopalnia znów płaciła „wynajmującemu”, czyli tym razem Urzędowi Bezpieczeństwa Publicznego. W ten sposób „resocjalizowano” żołnierzy podziemia antykomunistycznego, więźniów polskich obozów poprawczych, całe rodziny antykomunistów, przeciwników politycznych, a także pospolitych zbrodniarzy i kryminalistów. O skali tych działań niech świadczy fakt, iż tylko w okresie dwóch lat 1945-47 w śląskich

kopalniach przymusowo zatrudniono blisko 300 tys. osób, z których spora część w wyniku tragicznych warunków zmarła lub zginęła podczas pracy. Gliwickie kopalnie w tych powojennych latach również brały udział w takim procederze. W KWK Sośnica funkcjonowała do niedawna Izba Tradycji. Tu można było zobaczyć dokumenty z pierwszych lat istnienia państwa polskiego z wykazami więźniów-górników, którzy mieli to nieszczęście zginąć tutaj w wypadkach górniczych. Mieli od 17 do 25 lat. W czym tak młody człowiek mógł zawinić władzy ludowej, że skazano go na ciężką, przymusową pracę w kopalni? Takich pytań jest wiele, odpowiedzi - mało. Górnictwo jednak to nie tylko węgiel kamienny. Spod ziemi wydobywa się także sól, kredę, rudy żelaza, miedzi, złota, srebra, uranu, a także kamienie szlachetne i rudy metali rzadkich. A w kopalniach odkrywkowych – węgiel brunatny, piasek, żwir, wapień, glinę, dolomit, granit, marmur. W jeszcze inny sposób wydzieramy ziemi ropę naftową i gaz ziemny. Wszędzie najważniejszy jest górnik. Ale przed nim - ważniejszy jest legendarny duch podziemi Skarbnik, upominający się co roku o straszliwą ofiarę dla siebie, przeważnie w krótkim okresie przed lub po Barbórce. Znamiennym symbolem prawdy o górnictwie jest zamalowany obecnie zestaw fresków Ericha Gottschlicha z roku 1925 w kaplicy pogrzebowej cmentarza centralnego w Gliwicach. Jeden z nich przedstawia kościstą śmierć zdążającą wraz z górnikiem ku przeznaczeniu (rekonstrukcj prezentujemy na poprzedniej stronie). Szczęść Boże więc wszystkim górnikom, bo tylko oni wiedzą jak gorzki jest ten twój węgiel, Skarbniku.


DETEKTYW HISTORII /

Podziemne chodniki kopalni soli w Bochnii, która rozpoczęła prace w XIII wieku, a w 2013 roku została wpisana na Listę Światowego D z i e d z i c t w a K u l t u r o w e g o i Przyrodniczego Ludzkości UNESCO.

Zabytkowe bydynki i wnętrza dawnej KWK Gliwice zlokalizowanej przy ulicy Bojkowskiej. Zdjęcia wykonane jeszcze przed remontem i zamienieniem w strefę aktywności gospodarczej pod nazwą "Nowe Gliwice".

19


20

/ MAGAZYN EIMPERIUM

S

T

U

D

I

O

PRASOWE O GLIWICKICH ŻYDACH fot. Telewizja Imperium

Gliwice dumne są ze swojej wielokulturowości. Niesłychaną rolę w historii tego miasta odegrała również społeczność żydowska, która - choć nieliczna - wydała na świat najsłynniejszych gliwiczan okresu międzywojennego. Byli to zarówno wielcy przemysłowcy, jak i słynni kupcy czy wynalazcy. W jednym z listopadowych wydań programu "Studio Prasowe" Andrzej Wawrzyczek i Marian Jabłoński rozmawiali z Włodzimierzem Kacem, przewodniczącym Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Katowicach oraz Karoliną Jakoweńko, kierowniczką Domu Pamięci Żydów Górnośląskich w Gliwicach.

jest to kilkadziesiąt osób. W granicach kilkuset jest w całym województwie śląskim, także jest to liczba niewielka, ale na pewno nie jest też pełna. Znam wiele osób, które mają korzenie żydowskie - nawet jeśli trudno nazwać ich Żydami - którzy mają nawet rodziny za granicą w Izraelu czy Ameryce, czy w innych krajach, ale nie mają kontaktu z innymi Żydami w Polsce i z organizacjami. Natomiast nie jest to tak czy inaczej liczba, która byłaby jakoś porównywalna z liczbą Żydów przed wojną. Jednak "shoah" się zdarzył, a później jeszcze emigracja powojenna i 68 rok, który dopełnił aktu usunięcia praktycznie społeczności żydowskiej.

O tym, ilu jest w Gliwicach Żydów

O Domu Pamięci Żydów Górnośląskich

Włodzimierz Kac: To jest trudne pytanie, bo ilu jest Żydów, to nitkt nie wie. Natomiast są jeszcze Żydzi. W Gliwicach jest ich kilkudziesięciu. Zależy jeszcze, jak liczyć. Jeśli liczymy tych, którzy formalnie należą do jakiejś organizacji, to jest ich trochę mniej. Część zjawia się tylko od czasu do czasu, przyjeżdżają na święta. Ale generalnie

Karolina Jakoweńko: Jest przewidziana cała dawna część mieszkalna, gdzie mieszkał stróż, na ekspozycję stałą. I my już tę ekspozycję mamy przygotowaną i to nie będą tylko planszówki, ale będzie to wspaniała, merytoryczna, multimedialna wystawa mówiąca o historii Żydów śląskich - bo oczywiście, że tego dalej


STUDIO PRASOWE /

nam brakuje - ale to jest tylko początek. My wciąż pozyskujemy finanse na tę ekspozycję i mamy nadzieję w najbliższej przyszłości - nie powiem kiedy - wreszcie to zrealizować. To wszystko jest przygotowane. Jest scenariusz, wystawa jest bardzo bogata - kwerenda była przeprowadzona praktycznie na całym świecie, bo od Nowego Jorku, przez Berlin oczywiście, Wiedeń itd. Więc naprawdę będzie to jedyna i unikatowa wystawa o Żydach z Górnego Śląska na świecie. Włodzimierz Kac: Wagę tego muzeum Żydów górnośląskich jeszcze podkreśla fakt, że Żydów górnośląskich nie ma w żadnym innym muzeum w świecie, można powiedzieć, ani w Niemczech, ani w Polsce. Muzeum POLIN ignoruje zupełnie Żydów górnośląskich. Nie są tam obecni. I to nie przez przypadek, tylko po prostu nie uznaje się ich za Żydów polskich. I to jest mój duży zarzut w stosunku do Muzeum POLIN. Z kolei w Muzeum Żydów w Berlinie, gdzie byłem i rozmawiałem, również nie ma Żydów górnośląskich, ponieważ uważają, że to jest Polska.

21

Studio Prasowe to cykliczny program publicystyczny realizowany przez Telewizję Imperium. Na antenie omawiane są aktualne sprawy dotyczące miasta Gliwic i jego mieszkańców. Zapraszani do studia goście, wybitni obywatele Gliwic, zapraszani są do dyskusji na temat aktualnych wydarzeń

ZOBACZ WIĘCEJ!

O odłamach religii żydowskiej Włodzimierz Kac: Najogólniejszy jest podział religijny na Żydów aszkenazyjskich i sefardyjskich. Także język. Język jidisz to jest język żydowski bazujący na języku niemieckim i dotyczy

fot. Telewizja Imperium


22

/ MAGAZYN EIMPERIUM

fot. fot. Telewizja Telewizja Imperium Imperium

"TO JEDYNA I UNIKATOWA WYSTAWA [...] NA ŚWIECIE" ~KAROLINA JAKOWEŃKO

raczej Żydów środkowo- i wschodnioeuropejskich. Natomiast Żydzi sefardyjscy, którzy byli na zachodzie Europy bliżej Hiszpanii i w dużej części krajów arabskich, oni mówi w ladino. To jest również język żydowski bazujący na hiszpańskim. Różnice religijne również są dość istotne. Mało tego, są też duże różnice polityczne w Izrealu, gdzie jest osobny rabin aszkenazyjski i osobym sefardyjski. I te społeczności mają też pewne różne i tradycje, i jest między nimi pewna konkurencja. Na początku tworzyli Izrael Żydzi aszkenazyjscy, natomiast powoli przewagę zaczynają przejmować Żydzi sefardyjscy i też widać to w pewnej zmianie kulturowej. Ale to tylko najbardziej ogólny podział, bo w ramach Żydów aszkenazyjskich i sefardyjskich są później różne grupy zupełnie inne, jak chociażby grupy chasydów. Ruchy chasydzki powstały dość późno, dopiero w XVIII-XIX wieku i tylko w tej części Europy. Jeszcze są reformowani, którzy też są różni. Są konserwatywni. Także jest wiele różnych grup.

O żywności koszernej Koszerna to znaczy “odpowiednia”. W zasadzie powinno się odpowiedzieć, że odpowiednia do zjedzenia, czyli zdrowa. Taka jaka powinna być. Tak to przynajmniej było w założeniu. Koszerna żywność to były takie podstawowe zasady, które pozwalały Żydom przetrwać. Jeśli popatrzymy sobie na kontekst w jakim to prawo obowiązywało, gdy nie było lodówek, to wtedy rozdzielenie mięsa i nabiału było dość istotne. Zakaz jedzenia wieprzowiny, która się najszybciej psuje w ciepłym klimacie jest również bardzo rozsądny. Następnie koszerowanie mięsa, czyli oddzielenie od kości żył i upuszczenie krwii, która jest absolutnie niekoszerna, a następnie zasolenie, to jest po prostu sposób na konserwowanie mięsa. Nie wszystko ta halaha przewidziała, bo nie przewidziała na przykład chemii i to jest problem. Natomiast jeśli chodzi o zwierzęta to muszą być parzystnokopytne i nie mogą być drapieżnikami. Większość ryb jest koszerna. Natomiast z zasady koszerna jest woda, warzywa i owoce. Tylko robaki nie są koszerne w owocach i warzywach.


GALERIA JEDNEGO ZDJĘCIA /

GALERIA JEDNEGO ZDJĘCIA

23

TEKST: RENATA BUKOWSKA FOT. AGNIESZKA CHLEWICKA -BAC

Galeria Jednego Zdjęcia to miejsce, w którym cyklicznie prezentować będziemy fotografie, za którymi kryją się unikatowe historie. Zachęcamy do przesyłania do naszej redakcji takich fotografi wraz z opisem. Z wielką przyjemnością będziemy je prezentować na naszych łamach.

fot. Telewizja Imperium

P

rzez cały weekend 10-11 grudnia w Lanckoronie odbywał się XIII Festiwal „Anioł w Miasteczku”. Panowała na nim iście niebiańska atmosfera. Każdy kto tu przybył obdarował drugiego radością i uśmiechem. Na dwa dni małopolskie miasteczko opanowały przeróżne Anioły, a tylu ich tutaj jeszcze nie widziano. Pobito kolejny rekord, w tym roku zleciało się na lanckoroński rynek 557 skrzydlatych istot. Anioły po raz kolejny pokazały, że kochają Lanckoronę. Jakie są te lanckorońskie Anioły? Różne – dziecięce i dorosłe, będące twórczym wyobrażeniem artystów i jarmarcznymi figurkami, przebrane i prawdziwe. Ale i ludzkie są te Anioły. Bo w Lanckoronie nie brakuje ludzi o otwartych i szczerych sercach, można by rzec ludzi pełnych anielskich cech, którzy swoją pasją, bezinteresownym działaniem, głęboką i prawdziwą wrażliwością dzielą się z innymi, ofiarowując im nieocenione dary. Stąd też tradycją zimowego festiwalu "Anioł w Miasteczku" jest nadawanie przez Stowarzyszenie Ekologiczno–Kulturalne „Na Bursztynowym Szlaku” honorowego tytułu „Anioła Lanckorony”. Jest on przyznawany osobom, które „Lanckoronę ukochały, a jej dobre imię i urok noszą w sercu, głoszą światu poprzez swoje czyny i dzieła pamiętając o niej nawet wtedy, kiedy są daleko”. Co roku w ramach festiwalu „Anioł w miasteczku” na rynku lanckorońskim odbywa się Anielski jarmark – targi produktów regionalnych. Ponadto: warsztaty anielskie, korowody, wspólne śpiewanie, wystawy, koncerty, warsztaty fotograficzne oraz liczenie aniołów i pobijanie ubiegłorocznego rekordu. Wszystkiemu towarzyszy muzyka i anielski klimat. Ale Anioły w Lanckoronie mieszkają cały rok i o każdej porze roku można odkrywać anielską duszę miasteczka na wzgórzu.


24

/ MAGAZYN EIMPERIUM

Po d różnik gl iwicki

PODRÓŻNIK GLIWICKI


PODRÓŻNIK GLIWICKI /

PRASKI JARMARK ŚWIĄTECZNY Już niebawem święta. Pewnie większość z Was już przygarnęła jakąś choinkę i pięknie ją przyozdobiła w swoim przytulnym, domowym zaciszu. Być może niektórzy nawet zabrali się za świąteczne wypieki. W końcu podobno dobry piernik powinien poleżeć kilka tygodni, zanim nabierze swojego niepowtarzalnego smaku. Choć może nie zabrzmi to najlepiej, ale nie chcę Was oszukiwać, więc przyznaję szczerze, że na samą myśl cieknie mi ślinka. Ah, cudowny czas. Nawet jeśli ktoś z Was nie obchodzi Świąt, to nie znaczy, że nie skusi się na coś pysznego i sezonowego. Także z tej właśnie oto okazji dziś pozostaniemy w takim około świątecznym klimacie. Gdzie dzisiaj ruszamy? Kogo odwiedzić w takim czasie, jak nie swoich sąsiadów. Wyruszamy więc do zimowej Pragi. Stolicy Czech i miasta nadającego się idealnie na weekendowy wypad. Zdecydowanie polecam jednak wybrać, któryś z dłuższych weekendów, ponieważ dwa dni mogą nam nie starczyć, aby się wszystkim nasycić i wszystko zobaczyć, choćby nawet z grubsza. Dostać do Pragi możemy się na kilka sposobów. Samochodem, autobusem, pociągiem lub nawet samolotem. Wybierając własny środek transportu musimy jednak uzbroić się w cierpliwość podczas poszukiwania miejsca parkingowego. Najlepiej wybrać dzielnicę nieco bardziej oddaloną od centrum i blisko stacji metra. Sporo miejsc parkingowych jest wyznaczonych tylko dla mieszkańców, więc do dyspozycji zostają nam większe, płatne parkingi lub przyuliczne miejsca z parkomatami. Te drugie często bywają darmowe w weekendy, ale wiadomo, że czym bliżej centrum, tym trudniej będzie nam gdzieś zaparkować, a pewnie ceny noclegów też będą znacznie wyższe. Choćby z tego powodu polecam zatrzymanie się nieco dalej i przesiadkę na metro. Być może już wspominałem o tym wcześniej, ale metro to mój ulubiony publiczny środek transportu, więc będę Wam go polecał zawsze i wszędzie, jeśli tylko będzie w danym miejscu dostępny. Jeśli chodzi o metro w czeskiej stolicy, to warto również zdobyć wcześniej monety, ponieważ to jedyna forma płatności, jaką

25

TEKST: ŁUKASZ TRUSZ FOT. ŁUKASZ TRUSZ

możemy użyć do zakupu biletu w automacie. Tak więc, skoro jesteśmy już na miejscu, przywdziejmy ciepłe wdzianka i ruszajmy w miasto. Największym rarytasem, jeśli chodzi o okolicznościowe atrakcje, będzie bożonarodzeniowy jarmark. Praga już sama w sobie jest pięknym miastem, ale w zimowym okresie nabiera jeszcze więcej magicznego uroku dzięki kolorowym światełkom, straganom z pysznościami i wszechobecnym zapachem grzanego wina. Takie jarmarki są popularne wśród większości dużych miast, więc jeśli ktoś był już na jego praskim wydaniu, odwiedzić może również Wiedeń lub Berlin, które uważane są za jedne z piękniejszych miejsc ze świątecznymi jarmarkami. Wróćmy jednak do Pragi. Cóż zatem tutaj znajdziemy? Oczywiście całą masę przeróżnych świątecznych ozdób. Od ręcznie malowanych bombek choinkowych, przez wyplatane gwiazdy, choinki i aniołki, aż po kolorowe pierniki, które możemy zawiesić w domu lub zjeść od razu. Drobiazgów znajdziemy co nie miara. Możemy również kupić duże i prawdziwe drzewka choinkowe, choć ich zapakowanie (zwłaszcza do metra) mogłoby być nieco kłopotliwe. Asortyment jest spory, tak więc każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Na szczęście nie samymi pamiątkami człowiek żyje. Pora na to i owo dla łasuchów. Tych mniejszych, jak i większych. W końcu kiedy jak nie właśnie w Święta możemy sobie pozwolić na łakocie i gastronomiczną rozpustę. Na początek poleciłbym trdelnika. Czeski specjał, choć można spotkać go również w innych krajach (na przykład w Rumunii). Słodkie ciasto, które porównałbym do polskiego sękacza, choć nie jestem pewien czy receptura jest ta sama. Możemy go zakupić świeżego prosto z „grilla”, a nawet zobaczyć jak jest wypiekany od podstaw. Kształtem przypomina dużą rurkę. W środku pusty, a gdy zechcemy urwać kawałek, to zaczyna się rozwijać. Smaczny i słodki, często obtoczony cukrem lub orzechami. Jeśli jednak nasz żołądek będzie domagał się czegoś bardziej konkretnego, to warto zapolować na czeskie knedliki. Niezwykle proste i smaczne danie składające się z plastrów ciasta podgrzewanego na parze, które jest


26

/ MAGAZYN EIMPERIUM


PODRÓŻNIK GLIWICKI /

27


28

/ MAGAZYN EIMPERIUM

podawane z gulaszem lub sosem i kawałkiem mięsa. W Polsce znalazłem również wersje na słodko, aczkolwiek nie wiem czy Czesi w takich gustują. Powinno nas to nasycić i rozgrzać nasze wnętrza. A kiedy już jesteśmy pełni, to po jedzeniu wypadałoby się również czegoś napić, a najlepiej pić spacerując wśród malowniczych uliczek Starego Miasta. A że zimno, to wyśmienicie sprawdzi się coś ciepłego i rozgrzewającego. Możemy skusić się na klasykę, czyli herbatę lub kawę. Ja polecam jednak grzane wino, którego w Pradze nam nie zabraknie i sprzedają je praktycznie wszędzie. To na pewno jedna z rzeczy, której nie będziemy musieli długo szukać. Gorące i aromatyczne o korzennym smaku i zapachu. Inną rozgrzewającą propozycją, której do tej pory nie znałem jest bombardino. Mimo że nazwa kojarzy się z bombardowaniem, to specyfik ten nie powinien zwalić Was z nóg, choć zagwarantować tego nie mogę. W skład tego tajemniczego trunku wchodzi advocat (ajerkoniak), rum i mleko. Wszystko jest mieszane, podgrzewane i przyozdobione bitą śmietaną z kruszoną czekoladą. Smakuje wyśmienicie. Oryginalnie napój ten pochodzi z Włoch i posiada nieco inny skład (chodzi głównie o likier często w naszych rejonach zastępowany ajerkoniakiem), to jednak czeska wersja bardzo przypadła do gustu moim kubkom smakowym. Tak zaopatrzeni możemy ruszać na dalszy podbój miasta. Spacerowym krokiem możemy się wybrać na Most Karola. Mierzący ponad 500 metrów długości jest jedną z największych atrakcji Pragi. Co więcej jest jednym z najstarszych kamiennych mostów na świecie. Ów most kryje w sobie długą i ciekawą historię. Od kupców, którzy dobijali

na nim targu, poprzez turnieje rycerskie, aż po przelewaną krew i ścięte głowy przywódców protestanckich. Warto również odnaleźć figurę św. Jana Nepomucena i ją „pomacać” w celu zapewnienia sobie szczęścia. Umiejscowiona jest po środku mostu, a jej dokładne zlokalizowanie powinna ułatwić kolejka turystów przed nią stojąca. Na szczęście w międzyczasie, czekając w ogonku, możemy nacieszyć oczy piękną panoramą miasta. Moim osobistym numerem jeden podczas wyprawy do Pragi są Hradczany. Położone w tak zwanej „królewskiej dzielnicy", a to dlatego, że niegdyś była to siedziba monarchów. Znajdziemy tam kompleks królewski wraz z ogrodami, bazylikę św. Jerzego, Złotą Uliczkę, a także najpiękniejszą atrakcję, którą jest katedra św. Wita. Myślę, że zachwycą się nią nie tyko wielbiciele architektury. To siedziba arcybiskupów praskich, czeskiego prymasa i główny kościół w stolicy. Jej ogrom, jak i przepiękne wnętrze zapierają dech w niejednych piersiach. Warto również poświęcić troszkę czasu Złotej Uliczce, bo choć niewielka, to kryje wiele ciekawostek. Możemy na niej zobaczyć jak mieszkali czescy przodkowie, jak wyglądało uzbrojenie w dawnych czasach, a także odwiedzić i obejrzeć film w starodawnej pracowni filmowej. W okresie zimowym również i w tym miejscu będziemy mogli poczuć klimat nadchodzących świąt. Obecnie Zamek Hradczański jest siedzibą prezydenta Czech. Niestety zwiedzanie kompleksu jest odpłatne i najlepiej wcześniej sprawdzić ile kosztuje wstęp. Niektóre atrakcje mogą być dodatkowo płatne. Na turystyczny deser chciałbym Was zachęcić do odwiedzenia miejsca, do którego


PODRÓŻNIK GLIWICKI /

niestety ja sam nie zdążyłem trafić, a wydaje mi się na tyle ciekawe, że można je polecić w ciemno. Chodzi tutaj o hiszpańską synagogę. Mieści się niedaleko rynku, więc z łatwością możemy dostać się tam na piechotę. Jeśli zagłębicie się w czeluściach Internetu, to znajdziecie wiele cudownych zdjęć ukazujących jej wnętrze. W środku znajduje się również Muzeum Żydowskie. Niestety wstęp także i tutaj jest płatny. Na szczęście dla tych którzy chcą zrobić sobie wycieczkę niskobudżetową, miasto samo w sobie jest na tyle piękne, że nie musimy tak naprawdę nigdzie wchodzić, aby móc rozkoszować się malowniczymi widokami. Tym pozytywnym akcentem, wznosząc toast grzańcem za zdrowie moich kochanych czytelników (a zarazem towarzyszy podróży) chciałbym Wam podziękować za spędzony razem czas i uwagę. Zwłaszcza, że w dzisiejszym świecie tak ciężko znaleźć czas dla innych i nawet dla siebie. Do Pragi zapraszam o każdej porze roku. Ja sam póki co poznałem jej zimową odsłonę, ale na pewno wrócę odkryć ją na nowo w innej porze roku. Trzymajcie się ciepło!

Łukasz Trusz. Rocznik 1988 z wykształcenia inżynier elektronik po Politechnice Śląskiej. Pasję podróżniczą odziedziczył po tacie, wysysając ją z mlekiem matki. Uwielbia słuchać muzyki, gotować i oglądać filmy. Póki co odwiedził 3 kontynenty i 20 krajów (choć ta liczba ciągle rośnie).

29


30

/ MAGAZYN EIMPERIUM


PODRÓŻNIK GLIWICKI /

31


32

/ MAGAZYN EIMPERIUM


CIACHO I BABECZKA W KUCHNI /

33

ciacho i babeczka w kuchni

K

oniec roku to nie tylko Święta, ale też Sylwester i początek hucznego karnawału. Ja zazwyczaj spotykam się wtedy z przyjaciółmi na składkowych domówkach. Każdy przynosi wtedy coś do przekąszenia. Takie imprezowe przegryzki można oczywiście kupić gotowe w sklepie, ale po co, skoro ich przygotowanie jest takie proste. Jako pierwsze proponuję Wam suszone śliwki w boczku. Są smaczne i świetnie sprawdzą się jako dodatek do piwa. Dla fanów Italii mam natomiast grzanki z klasycznym włoskim trio: pesto, pomidorkami i mozzarellą. TEKST: BABECZKA FOT. BABECZKA


34

/ MAGAZYN EIMPERIUM

Przepis na...

ŚLIWKI W BOCZKU Długie plastry boczku przekrój na pół. Każdą śliwkę dokładnie zawiń w boczek i zabezpiecz wszystko wykałaczką.

SKŁADNIKI

Zawiniątka podsmażaj ze wszystkich stron na mocno rozgrzanej patelni. Przekąska będzie smaczna zarówno na ciepło, jak i na zimno,

200 g suszonych, miękkich śliwek 150 g cienko krojonego boczku w plastrach wykałaczki


CIACHO I BABECZKA W KUCHNI /

35

Przepis na...

GRZANKI PO WŁOSKU SKŁADNIKI 1 opakowanie chleba tostowego (ok. 20 kromek) 1/2 słoiczka pesto 1 słoiczek suszonych pomidorów 4 kulki mozzarelli pieprz

Piekarnik rozgrzej do 180 °C. Dużą blachę do pieczenia wyłóż pergaminem. Z chleba tostowego wytnij okrągłe spody. Ja zrobiłam to dużą szklanką o sporej średnicy. Pomidory odsącz z oliwy i pokrój w paseczki. Mozzarellę pokrój w cienkie plastry. Na każdy chlebowy spód nałóż około łyżeczkę pesto, kilka paseczków pomidora i przykryj mozzarellą. Grzanki możesz również odrobinę przyprawić pieprzem. Następnie ułóż je na blaszce i wstaw do piekarnika na 5-6 minut. W tym czasie ser powinien się roztopić, a brzegi chleba zrumienić. SMACZNEGO!


36

/ MAGAZYN EIMPERIUM

Piękna codzienność Świąteczne dekoracje inspirowane naturą

TEKST: AGNIESZKA CHLEWICKA-BAC FOT. AGNIESZKA CHLEWICKA-BAC

W grudniowym wydaniu "Magazynu eIMPERIUM" zachęcam do stworzenia własnych dekoracji świątecznych. Ja w tym roku stawiam na naturę. Mech, szyszki, kora, choina - czego dusza zapragnie. Ważne by było naturalne... z lasu, łąki lub ogrodu. Jeszcze teraz aura pogodowa sprzyja więc można wybrać się na spacer w poszukiwaniu materiałów na świąteczne dekoracje. A jak wiadomo te zrobione samodzielnie są najpiękniejsze.

Do przy go z e b n e n t o w a n ia s t r o ik am będ ów potr ą: - naczy n ie w k t u k ła d a ć órym b ę d z ie m y o b o w ią k o m p o z y c ję (u mn z u je s t y ie l m e t a lo v in t a g e wa szk , a w ię a t u łk a , c p u d e łk tekturo o i m we o s ię ż n a nóżce) m is a n a - gąbka f lo r y s t y c z n a lu - g a łą z k bg i c h o in y , je m io a z e t y róży ły , d z ik ie j - szyszk i, o r z e c hy, susz - mec one ow h (na oce jl e p ie j wysusz wcześn ony) ie j - kora - ś w ie c e - sekato r, - d r u c ik n ó ż , d e s k a d o k f lo r y s t y c z n y lu r o je n ia k le jo w y b p is t o le t


PIĘKNA CODZIENNOŚĆ /

Naczynie wypełniamy gąbką florystyczną. Można ją nabyć w hurtowni kwiatów. Jeżeli takiej nie mamy posłużmy się zwiniętymi w kulki gazetami.

37

Nastpnie na gąbkę florystyczną lub gazety wykładamy mech i korę.

Teraz uruchamiamy wyobraźnię i tworzymy! Kompozycje z gałązek choiny, jemioły, dzikiej róży. Gałązki docinamy nożem pod skosem i wbijamy w podłoże. Świecę, aby dobrze się trzymała należy zakotwiczyć na druciku. Nad płomieniem świecy rozgrzać drucik, wbić w podstawę świecy i ustawić w kompozycji. Moje świece przystroiłam kawałkiem papieru ze starych nut i przewiązałam wstążeczkami. Szyszki, orzechy, suszone owoce przymocowujemy za pomocą drucika florystycznego (owiniętego wokół szyszki, orzecha i wbitego w podłoże) lub pistoletu klejowego. Życzę dużo satysfakcji z wykonanych dekoracji oraz aby wprowadziły do Waszych domów świąteczny nastrój.


38

/ MAGAZYN EIMPERIUM Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia i na każdy dzień Nowego 2017 Roku składam życzenia słowami Julitty z bloga: domwherelifehappens.blogspot.com "Żebyśmy byli z tymi, z którymi chcemy być. Żebyśmy byli tam, gdzie nam najlepiej. Żebyśmy ułatwiali zamiast komplikować. Żebyśmy szanowali innych. I siebie. Żebyśmy nie oceniali. Bo każdy medal ma dwie strony a każdy kij ma dwa końce. Żebyśmy umieli prawdzie spojrzeć prosto w oczy. I żeby wyrzuty sumienia nas nie gryzły. Żebyśmy cieszyli się z tego, co mamy. A nie smucili tym, co moglibyśmy mieć. Żebyśmy zapobiegali zamiast leczyć. Żeby nasza szklanka była do połowy pełna. Żebyśmy nie składali obietnic. Tych bez pokrycia. Żebyśmy słuchali tak, aby usłyszeć. Żebyśmy jedli przy wspólnym stole. I życie. Żeby nie przeciekało nam między palcami. Żebyśmy nie tracili czasu. Żebyśmy zawsze dostrzegali. Magię w chlebie powszednim. I wreszcie. I wreszcie żebyśmy znaleźli. Znaleźli to, czego szukamy. Znaleźli to, czego wszyscy szukamy."


SZTRYKOWANIE NA EKRANIE

SZTRYKOWANIE NA EKRANIE /

39

bambus - roślina orkiestra Zwykle, kiedy słyszymy o robótkach na drutach, przed oczami stają nam gryzące wełniane swetry, które nasza Babcia albo Ciocia zrobiły nam na długich prostych metalowych drutach. Ale nie każda włóczka musi być wykonana z wełny. W sprzedaży dostępne są przecież nie tylko włóczki z przeróżnego typu wełen czy wiele rodzajów włóczek z tworzyw sztucznych. Coraz więcej pojawia się również włóczek pochodzenia roślinnego – i nie chodzi tu jedynie o bawełnę czy len. Na przekór aurze za oknem, chciałabym byśmy przez moment powrócili do lata. Na pytanie „co może zostać wykonane z bambusa”, w pierwszej kolejności wymieniamy drobiazgi do kuchni, tyczki do kwiatków, meble. Niewykluczone, że przyjdzie nam do głowy jeszcze dostępny w kwiaciarniach tzw. lucky bamboo, który w rzeczywistości jest draceną i zupełnie nie powinien się pojawiać w kontekście bambusa. Coraz większą popularność zyskują również elementy bambusowej bielizny, szczególnie skarpety reklamowane jako antybakteryjne. Nasuwa się pytanie czy to oznacza, że nie trzeba ich tak często prać? Oczywiście nie, ale ponoć stopy odziane w takie skarpety nie wydają nieprzyjemnego zapachu. Skoro jednak z bambusa można wykonać zarówno twarde przedmioty, jak i włókno, oznacza, że to roślina stworzona dla dziewiarek. Bambusy to w rzeczywistości cała grupa roślin należących do rodziny traw (Gramineae) i trzeba przyznać, że jest ona niezwykle zróżnicowana. Wyodrębniono blisko 1500 gatunków, ale to nic dziwnego, bo rośliny te pojawiły się na naszej planecie już około 40 milionów lat temu, czyli wprawdzie po wyginięciu dinozaurów, ale na długo przed pojawieniem się ludzi - mniej więcej wtedy, kiedy pojawiły się pierwsze małpy. To dość czasu by wykształciło się aż 80 rodzajów. Znane są formy karłowate – zaledwie kilkudziesięciocentymetrowe, jak i gatunki rozmiarami przypominające drzewa, a dochodzące nawet do 30 metrów. Najliczniej bambusy występują w Azji południowo-wschodniej, ale znane są na niemal wszystkich kontynentach (oprócz Europy i Antarktydy). Stąd też ich ogromne zróżnicowanie. Druty bambusowe, podobnie jak odmiany tych roślin, mogą bardzo się od siebie różnić. Dostępne są długie druty zakończone

kuleczką - przypominające te, na których robiły nasze babcie. Są też ostre na obu końcach druty do wykonywania skarpet (ale nie tylko), sprzedawane w zestawach po 5 szt. A nawet druty, które można dołączać do żyłki, by wykonywać robótki o dużej długości lub na okrągło. W sklepach traficie również na bambusowe szydełka różnych rozmiarów. Użytkowniczki bambusowych drutów najczęściej podkreślają ich cechę, którą trudno opisać inaczej jak to, że są tępe. Włóczka nie ześlizguje się z nich tak jak np. z drutów metalowych. To bardzo pomocne, szczególnie dla osób początkujących, a zwłaszcza jeśli sztrykujemy ze śliskich włóczek. Właśnie taką śliską włóczką może okazać się włóczka bambusowa. Podobnie jak bambusowe skarpety, włóczka z tego materiału wykazuje cechy antybakteryjne, doskonale nadaje się na wyroby letnie, takie jak bluzki czy spódnice. Często bambus we włóczkach bywa łączony z bawełną, ale w przeciwności do bawełny czy lnu, nie posiada naturalnych włókien, z których przędziona jest włóczka. Włókna bambusowe tworzone są sztucznie ze swego rodzaju bambusowej pulpy, podobnie jak w przypadku włóczki wiskozowej. Na duży sukces tego materiału wpłynęła jeszcze jedna cecha bambusowych włókien – bardzo łatwo przyjmują barwniki, dzięki czemu kolory włóczek są pięknie nasycone. Jednocześnie dosyć łatwo pozbywają się wilgoci – szybko schną, a w lecie dają uczucie przyjemnego chłodu, dzięki temu doskonale nadają się na letnie wyroby. Mimo więc, że za oknami coraz zimniej, a na naszych drutach powinny pojawiać się w pierwszej kolejności ciepłe czapki i szaliki, nie myślcie, że robótki na drutach to wyłącznie gryząca wełna. Barbara Palewicz


NOWE BIURO OBSŁUGI KLIENTA

W NASZYCH OFERTACH

INTERNET ŚWIATŁOWODOWY CYFROWA TELEWIZJA KABLOWA GLIWICE , UL. FLORIAŃSKA 23

32 301 40 00

MAGAZYN EIMPERIUM NR 09


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.