Kurier Czaplinecki - Nr 149, styczeń 2019

Page 1

Wyrazy głębokiego współczucia RODZINIE Pana Prezydenta Gdańska PAWŁA ADAMOWICZA składają Szefostwo i pracownicy firmy IRAS Czaplinek

Bożena Lemisz;

Awantura o strzelanie;

WZ SPCz;

Roczek Klubu Senior+;

Bal Klubu Iras;

Żałobne spotkanie;

Gala Klubu Iras;

Kto sieje nienawiść;

Księga z Bielawy (cz.7); Intruzi w ekosystemie; Tylko ryby nie biorą.


2

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Kurier Czaplinecki - Styczeń 2019

PRYWATNY GABINET OTOLARYNGOLOGICZNY dr n. med. Izabela Kulec-Kaczmarska 78-500 Drawsko Pomorskie ul. Poznańska 1b Rejestracja telefoniczna 500 067 815

UBEZPIECZENIA CZAPLINEK CEZARY RADZISZEWSKI ul. Kościuszki 19, tel. 784-889-303 E-mail: cradzisz@gmail.com

Nici SILHOUETTE ul. Tęczowa 5 - 7 lok. 4 78-600 Wałcz


Kurier Czaplinecki - Styczeń 2019

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Szanowni Państwo... związku z uzupełniającymi wyborami do Rady Miejskiej w Czaplinku ogłoszonymi na dzień 17 lutego 2019 r. w okręgu nr 1, zgłosiłam swoją kandydaturę, ponieważ wierzę, że mogę mieć pozytywny wpływ na rozwój naszej gminy. Poszukuję poparcia indywidualnego i grupowego. Akces w wyborach samorządowych złożyło pięciu kandydatów. Każdy z nas ma "coś" do zaoferowania społeczeństwu. Chcę Państwa zainteresować swoją osobą, ponieważ sprawy społeczne zawsze były mi bardzo bliskie, a moje doświadczenie i wiedza mogą wspomagać działalność samorządową. Kim jestem? BOŻENA LEMISZ - kandydatka w wyborach uzupełniających do Rady Miejskiej w Czaplinku: • mieszkanka Czaplinka od urodzenia, • dwoje dzieci - córka Małgorzata i syn Michał, • emerytowany nauczyciel dyplomowany, • długoletni dyrektor przedszkola w Czaplinku, • radna Rady Powiatu Drawskiego trzech kadencji,

3

• •

radna Rady Miejskiej w Czaplinku poprzedniej kadencji, od wielu lat prezydent Kiwanis Klubu, stowarzyszenia działającego głównie na rzecz ludzi potrzebujących wsparcia. Uważam, że w różnych gremiach, a w szczególności samorządowych powinno znaleźć się miejsce dla kobiet. Kobiety bowiem łagodzą obyczaje i mają praktyczne spojrzenie na rozwiązywanie różnorodnych problemów. Cenię sobie takie cechy, które wpływają na efektywność w działaniu: kreatywność, przedsiębiorczość, mądrość i rozwaga w podejmowaniu decyzji, lojalność. Zwracam się do Państwa z prośbą o promocję mojej kandydatury do Rady Miejskiej. Bliskie są mi sprawy dzieci, bo z nimi pracowałam całe swoje życie zawodowe i popieram rozwój młodych rodzin, ale także coraz bliższe stają mi się sprawy ludzi w jesieni życia. Nie zapominając wszakże o potrzebach ludzi młodych, o postępie i nowoczesności, a także ludziach potrzebujących wsparcia i niepełnosprawnych. Obiecując ciężką pracę na rzecz naszej małej społeczności, oddaję się do Państwa dyspozycji. Z pozdrowieniami Bożena Lemisz

WALNE ZGROMADZENIE STOWARZYSZENIA PRZYJACIÓŁ CZAPLINKA stycznia odbyło się Walne Zgromadzenie Stowarzyszenia Przyjaciół Czaplinka, na którym dokonano oceny jego działalności w 2018 roku oraz zarysowano zdania na rok 2019. Zebranie prowadził Wacław Mierzejewski, sprawozdanie merytoryczne z działalności SPCz przedstawił Prezes Stowarzyszenia Bernard Bubacz, natomiast sprawozdanie finansowe Skarbnik Danuta Puśledzka. Stowarzyszenie liczy obecnie 29 członków (w zebraniu uczestniczyło 21), a w skład Zarządu wchodzą: Bernard Bubacz - prezes, Wacław Mierzejew-

ski - wiceprezes, Bronisława Wojgienica - sekretarz, Danuta Puśledzka - skarbnik, Ryszard Marcewicz, Romuald Czapski i Zbigniew Dudor - członkowie. W okresie sprawozdawczym odbyły się w plenerze dwa spotkania integracyjne członków Stowarzyszenia, na które zapraszano także radnych zasiadających w Radzie Miejskiej z rekomendacji SPCz. Spotkania były okazją do wręczenia okolicznościowych grawertonów dla Józefa Komorowskiego z okazji 90-tych urodzin, oraz Ryszarda Marcewicz z okazji ukończenia 85 lat. Gratulacje odebrała także Zofia Snarska z okazji ukończenia 90 lat. Zarząd obradował na 6 posiedzeniach, podczas których omawiano m.in. takie sprawy jak: kwestie pozyskiwania środków na działalność statutową, uczestnictwo w obchodach 100-lecia odzyskania niepodległości, przygotowanie wyborów samorządowych 2018 r. i później ich ocena, uhonorowanie jubileuszy członków Stowarzyszenia, sytuację społeczno-polityczną w gminie po ostatnich wyborach. Stowarzyszenie w dalszym ciągu własnym staraniem wydaje Kurier Czaplinecki, jako społeczną platformę i trybunę wymiany myśli. Miesięcznik jest redagowany i kolportowany społecznie i wszystkim, którzy przyczyniają się do jego tworzenia i dystrybucji, Redakcja Kuriera składa serdeczne podziękowania i słowa uznania. Punktem dystrybucyjnym miesięcznika, znakomicie kieruje Leszek Uszakiewicz.

W dyskusji nad sprawozdaniem i zamierzeniami Stowarzyszenia na rok 2019 wzięli udział: Andrzej Rosiak, Janina Marcewicz, Zdzisław Wons, Adam Kośmider, Roman Żbikowski, Janina Żwirko, Wiesław Krzywicki, Bernard Bubacz, Wacław Mierzejewski, Józef Antoniewicz, Danuta Puśledzka. Ich wypowiedzi i wnioski dotyczyły zarówno Stowarzyszenia jak i problemów miasta i gminy, większej aktywności Stowarzyszenia i współpracy z innymi organizacjami pozarządowymi. Wiele emocji przyniosła ocena i wynik ostatnich wyborów samorządowych. Podczas dyskusji wskazano na przyczyny pośrednie i bezpośrednie niezadowalającego wyniku wyborczego. Materiały z dyskusji będą podstawą do szerszej analizy i wypracowania wniosków do przyszłych działań. Doroczne zebranie dało też dobrą okazję dla uhonorowania członków Stowarzyszenia, którzy ostatnio obchodzili jubileusze siedemdziesięciolecia urodzin: Zdzisław Wons, Danuta Puśledzka i Bronisława Wojgienica. Jubilaci otrzymali listy gratulacyjne, serdeczne życzenia stu lat życia w zdrowiu i wszelkiej pomyślności od zebranych przyjaciół i gromkie brawa. Członkowie Stowarzyszenia zadeklarowali, że dla osiągnięcia naszych celów statutowych będziemy współpracować ze wszystkimi zorganizowanymi środowiskami naszej społeczności, zainteresowanymi współpracą. Nastawiamy się, i liczymy po ostatnich wyborach do samorządu, na partnerskie współdziałanie z władzami powiatowymi, Burmistrzem, Radą Miejską, jednostkami i instytucjami gminnymi. Jako organizacja pozarządowa chcemy być ważnym i odpowiedzialnym partnerem samorządu gminnego i powiatowego. Będziemy wspierać wszelkie działania, służące rozwojowi naszej gminy i powiatu. Jednocześnie będziemy wnikliwie obserwować i oceniać działania nowej czaplineckiej władzy. Zachęcamy do współpracy wszystkich mieszkańców, organizacje pozarządowe, społeczne, związki i partie polityczne. Romuald Czapski


4

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Awantura o strzelanie aczyna się największe w historii polowanie na dziki. Cel: wybić 210 tys. dzików w Polsce. Mają strzelać także do zwierząt w parkach narodowych. Wszystko po to, by – jak zapewniają rządzący – zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa ASF (African swine fewer – afrykański pomór świń), to zjadliwy wirus atakujący zwierzęta świniowate. Pochodzi z Afryki, gdzie utrzymywał się w populacji guźców, ale nie wyrządzał im większej szkody. Okazał się zabójczy dla europejskich świń, które angielscy koloniści sprowadzili do Kenii. Pierwsza gigantyczna świńska epidemia miała miejsce właśnie w tym kraju na początku zeszłego wieku. Śmiertelność zakażonych świń sięga niemal 100%. To dlatego Europa, a szczególnie hodowcy trzody chlewnej, tak panicznie boi się tego wirusa. Przy czym wirus nie jest groźny dla człowieka i dla zwierząt spoza rodziny świniowatych. Mięso zakażonych świń nadaje się do jedzenia, ale może być źródłem choroby dla zwierząt, dlatego kraje objęte epidemią nie mogą eksportować swojej wieprzowiny. I dlatego polscy rolnicy tak obawiają się tej choroby. Do Polski wirus dotarł przez Rosję i Białoruś z Gruzji, gdzie został zawleczony z Afryki w 2007 r. Ogniska choroby szybko się pojawiły w krajach bałtyckich, choć Litwa próbowała się bronić, budując płot na granicy z Białorusią, ale z marnym skutkiem. Pierwsze przypadki padłych dzików stwierdzono w Polsce w lutym 2014 r. w powiecie sokólskim w woj. podlaskim. Do dziś odnotowano 3268 przypadków choroby, z czego większość u padłych dzików. Informacja o planach gigantycznego odstrzału dzików zelektryzowała Polaków. Na pomysł odstrzału nie wpadli myśliwi, ale główny Lekarz Weterynarii, a Polski Związek Łowiecki nie był przeciw. Z informacji podawanych przez PZŁ wynika, że liczebność zwierząt ma zostać zredukowana i utrzymywana na poziomie 0,1 dzika na 1 km2. Z tego można wnosić, że w polskich lasach ma pozostać 30 tys. zwierząt, czyli 10 proc. dziczej populacji z 2014 r.. Temat poruszył polityków i celebrytów. Najbardziej zawrzało w mediach społecznościowych. Przeciwko pomysłowi odstrzału dzika na taką skalę i w okresie, kiedy większość loch jest ciężarna, występować zaczęli sami myśliwi. Wielu z nich twierdzi, że myślistwo czy łowiectwo bez etyki jest po prostu rzezią, a nie szlachetnym obcowaniem z przyrodą. Planowany odstrzał dzików w „Faktach po Faktach” TVN po spotkaniu z prezydentem komentował minister środowiska Henryk Kowalczyk. - Nie chcę wybić wszystkich dzików w Polsce – zaznaczył. Tłumaczył, że „nie było żadnego zarządzenia, rozkazu wybijania dzików, a plan łowczy nakreślony jest tak, jak co roku”. – Na ten sezon łowczy zaplanowane jest pozyskanie 185 tys. dzików – mówił. Do tej pory zastrzelono 168 tys. dzików, być może do końca sezonu będzie to jeszcze jakieś 30 tys. – prognozował. Specjaliści twierdzą, że wyrżnięcie dzików nic nie da. Wirus będzie się rozprzestrzeniał, dopóki rolnicy nie wdrożą rygorystycznego reżimu sanitarnego hodowli świń. A wdrożyć nie chcą, gdyż wiąże się to z dodatkowym nakładem pracy i wzrostem kosztów i tak już mało opłacalnej produkcji. Dziki mają pecha. Nie doszłoby do rzezi, gdyby nie zbliżające się wybory parlamentarne. Potężne i wpływowe lobby chłopskie skupione w Krajowej Radzie Izb Rolniczych od jakiegoś czasu naciskało na rząd, aby wydał zgodę na wybicie dzików. Dla rolników dzik jest szkodnikiem, który niszczy uprawy. Władza w końcu uległa tym żądaniom, ponieważ sądzi, że zapewni jej to kilka milionów głosów wiejskiego elektoratu. Jedynym pewnym efektem antydziczej histerii jest to, że dziki należą już do rzadkości we wschodniej Polsce. A to musi odbić się na ekosystemach, szczególnie leśnych. Dziki w niektórych regionach były ważnym pokarmem wilków. Ryjąc, umożliwiają kiełkowanie wielu roślinom, a bardzo możliwe, że redukowały populacje niektórych owadów, wyjadając ich larwy i poczwarki. Coraz częściej wskazuje się na to, że za masakrę dzików mogą zapłacić swoim zdrowiem ludzie. Dziki zjadają gryzonie albo ograniczają ich populacje, konkurując z nimi o pokarm, taki jak żołędzie. Tymczasem leśne gryzonie są rezerwuarem tak niebezpiecznych dla ludzi chorób jak odkleszczowe zapalenie mózgu i borelioza. To właśnie od gryzoni zarażają się kleszcze, które następnie przenoszą te choroby na ludzi. Brak dzików może zwyczajnie oznaczać, że będzie więcej zarażonych kleszczy. W ostatnich latach w woj. podlaskim, gdzie w pierwszej kolejności zredukowano liczbę dzików, odnotowano wzrost zachorowań na te choroby. Ponad 300 naukowców, w tym zajmujący się dzikimi zwierzętami, wystosowało list do premiera. Uważają, że odstrzał jest fatalnym pomysłem. Zamiast zabijać, należy zabezpieczać gospodarstwa przed przedostawaniem się do nich choroby. Dziki nie zaniosą wirusa do obory, to muszą zrobić ludzie. 74% gospodarstw w 2017 r. nie miało właściwych zabezpieczeń. Jak dotąd najlepszym sposobem zabezpieczenia trzody jest bioasekuracja, czyli ścisłe przestrzeganie zasad związanych z odizolowaniem świń, dezynfekcja, zamiana ubrań przez obsługę, zwracanie uwagi na to, skąd pochodzi pasza. To akurat w Polsce bardzo kuleje, ponieważ jeśli świnie chorują, to znaczy,

Kurier Czaplinecki - Styczeń 2018

że wirus do chlewni trafił za pośrednictwem człowieka. Albo przez odpadki, którymi się świnie karmi, albo przez ściółkę, albo na butach rolnika, albo na kołach samochodów. Tyle że politycy wolą zastrzelić wszystkie dziki, zamiast wymóc i pomóc rolnikom w zabezpieczeniu hodowli. Polityk nie powie, że to rolnicy są odpowiedzialni za transfer wirusa. Rolnik to przecież wyborca, mamy rok wyborczy, a dzik nie głosuje. Takie działania jak akcja edukacyjna o zabezpieczeniu hodowli czy pomoc w zabezpieczeniu wymagają czasu. Wydaje się więc, że „łatwiej” wybić niemal cały gatunek i po sprawie. Niestety, nie będzie po sprawie… A to działanie – czyli masowa rzeź dzików – będzie nie tylko okrutne, niehumanitarne, ale też całkowicie pozbawione sensu. Wybicie dzików oznacza, że będzie mniej pożywienia dla drapieżników takich jak wilki. Dzik to obok sarny i jelenia podstawa bazy pokarmowej wilka. Oznacza to, że wilki będą polować w większym stopniu na sarny i jelenie. I znowu pojawią się głosy, że saren czy jeleni ubywa. I co wtedy? Będziemy chcieli strzelać do wilków, które według prawa są ściśle chronione. Ale wychowani na przesądach, legendach i bajkach domagają się zniesienia ochrony wilka. List w tej sprawie napisał do ministra środowiska prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych Wiktor Szmulewicz. Wywodzi on m.in., że „od 1998 roku wilk otoczony jest pełną ochroną prawną i populacja tego gatunku wzrosła w sposób zagrażający bezpieczeństwu mieszkańców bieszczadzkich wsi. (…) Teraz wilki oprócz tego, że atakują stada owiec, kóz, zagryzają psy pasterskie i domowe, to pojawiają się w bezpośrednim otoczeniu zagród domowych, powodując uzasadniony strach wśród wszystkich gospodarzy, nie tylko hodujących owce. Samorząd rolniczy zwraca uwagę, że interwencyjny odstrzał wilka, w praktyce się nie sprawdza, dlatego domaga się przywrócenia wilka na listę zwierząt łownych”. Zdaniem Głównego Konserwatora Przyrody i wiceministra środowiska Andrzeja Szwedy – Lewandowskiego populacja wilków wcale nie wzrosła (utrzymuje się na stałym poziomie ok. 370 – 480 osobników, które przemieszczają się na Ukrainę i Słowację), a liczba ataków na zwierzęta gospodarskie zmniejsza się i są to jednostkowe przypadki. „Ataki na zwierzęta hodowlane oraz psy nie są wynikiem wzrostu populacji wilka, lecz przejawem strategii drapieżnika pozyskującego pokarm najłatwiej dostępny. W przypadku psów agresja wynika z naturalnych zachowań konkurencyjnych pomiędzy osobnikami wynikających z terytorializmu. Nadto ataki miały miejsce także w latach 80 ub.w., kiedy liczebność wilka była znacznie mniejsza. Nie ma też dowodów, że wilki w związku z dużą liczebnością czy brakiem odstrzałów zatraciły wrodzony instynkt i przestały się bać ludzi, gdyż wcześniej nie unikały penetracji terenów w sąsiedztwie osad ludzkich. Po 1945 r. w Polsce nie odnotowano zranienia człowieka przez wilka, czego nie można powiedzieć w przypadku kontaktu z psami, w tym także bezpańskimi (wałęsającymi się)” – wyjaśnił prezesowi minister. Chłopi żądają także odstrzału będących pod ochroną niedźwiedzi, które też wchodzą w szkodę. W marcu 2018 r. zarząd Krajowej Rady Izb Rolniczych zwrócił się do rządu o przeprowadzenie odstrzału redukcyjnego jeleniowatych: „Samorząd rolniczy po raz kolejny zwraca uwagę na problem, jaki stanowi duża liczebność jeleniowatych w Polsce oraz jak dramatyczne skutki przynosi ona polskim gospodarstwom rolnym. Szkody dokonane przez jelenia doprowadzają do bankructwa wiele gospodarstw, a rolnicy tracą plony nawet w 70 – 80%. swojego areału” – brzmi chłopskie stanowisko. Okazuje się, że to nie przyrodnicy i myśliwi, ale chłopi mają najwięcej do gadania podczas tworzenia prawa łowieckiego. Lobby wiejskie regularnie naciska na władzę w sprawie „nadmiernej ilości zwierzyny łownej” oraz zwiększenia planów łowieckich. Na razie nie wszystkie postulaty zostały spełnione. Koła łowieckie mają swoje limity odstrzałów i nawet potężna armia ponad 120 tys. myśliwych nie da rady wyrżnąć wszystkiego, co wchodzi w szkodę. Opracował: Brunon Bronk


Kurier Czaplinecki - Styczeń 2019

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

5

Pamiątkowa księga z Bielawy (cz. 7) amiątkowa księga, o której mowa w tytule, prowadzona była w latach 1959 - 2002 przez mieszkańca wyspy Bielawy - Jana Kujawskiego. W sześciu poprzednich częściach artykułu zaprezentowane zostały wpisy z tej księgi na tle wydarzeń związanych z tą wyspą. Część VII – już ostatnia - poświęcona jest dziejom osadnictwa na Bielawie. *** Pamiątkowa księga Pana Kujawskiego pokazuje, jak wyglądało życie ostatnich stałych mieszkańców Bielawy. Czy na pewno ostatnich? A może ktoś się tu jeszcze osiedli? Na te pytania nie znamy odpowiedzi. Dwie zagrody byłych mieszkańców wyspy stanowią obecnie własność prywatną i od lat są niezamieszkane. Stopniowo niszczeją. A jak było wcześniej? Szukając odpowiedzi na to pytanie trzeba sięgnąć do opraco1. Domy na Bielawie (fragment niemieckiej mapy wania L.W. Brügge“Manoeverkarte” z 1909 r.) manna z 1784 r. pt. "Ausführliche Beschreibung des gegenwärtigen Zustandes des Königl. Preußischen Herzogthums Vor- und Hinter-Pommern". Dowiadujemy się z niego, że wyspa Bielawa, (niemiecka nazwa Kalkwerder), pokryta była lasem bukowym do 1742 roku, kiedy to przystąpiono do karczowania lasu, wzniesiono zabudowania gospodarcze i założono tu folwark o areale ponad 117 mórg. Początkowo należał on do majątku ziemskiego w Drahimiu. W 1784 r. był to już odrębny wyspiarski folwark, w skład którego wchodziły grunty rolne na Bielawie oraz grunty na wyspach Jungfernwerder ("Syreni Ostrów") i Eichenwerder ("Dębowy Ostrów"). Te dwie wyspy, to - jak przypuszczam dzisiejsze dwa bezimienne półwyspy na zachodnim brzegu Zat. Rzepowskiej znajdujące się po obu stronach małej Zatoki Szymałów. Według opracowania Brüggemanna, w 1784 r. na Bielawie znajdowały się 3 mieszkania rybaków oraz dom zarządcy folwarku. Co ciekawe, podany w tym XVIII-wiecznym opracowaniu areał gruntów gruntów rolnych na Bielawie (117 mórg, przy czym 1 morga pruska mała = 0.25 ha) odpowiada w przybliżeniu sumie areałów dwóch XX-wiecznych gospodarstw prowadzonych na wyspie przez pp. Kujawskich i pp. Terleckich (ok. 13 ha + ok. 15 ha). Budynki

3. Domy na Bielawie (fragment mapy topograficznej, wersja turystyczna, N-33-93/94 Złocieniec, wyd. Wojskowe Zakłady Kartograficzne, 2004 r.)

także na mapie topograficznej z 2004 r. (fot. Nr 3). Podobnie jest na mapach wydawanych w ostatnim czasie. Przykład z 2018 r. widzimy na fot. Nr 4. Warto w tym miejscu dodać, że we wspomnianej już w drugiej części artykułu publikacji z lat 90-tych pt. "Wyspiarze", Magda Omilianowicz charakteryzując siedliska na Bielawie napisała m.in. "Kilka domów i fundamentów po przedwojennej, niemieckiej osadzie". Zapis ten wyraźnie wskazuje, że po niektórych zabudowaniach pozostały tylko ślady w postaci fundamentów.

4. Domy na Bielawie. (fragment mapy turystycznej “Jezioro Drawsko”, wyd. EKO-MAP, 2018 r.)

2. Domy na Bielawie (fragment niemieckiej mapy topograficznej z 1937 r.)

istniejące na wyspie Bielawie na początku XX w. przedstawione są w identyczny sposób m.in. na niemieckich mapach: z 1909 r. (fot. Nr 1 ) i z 1937 r. (fot. Nr 2). Naniesioną na te mapy zabudowę można interpretować jako dwie zagrody rolnicze oraz jeden budynek stojący w pewnej odległości od tych zagród. Na polskiej wojskowej mapie topograficznej z 1961 r. (przedrukowanej z radzieckiej mapy z 1950 r.) na Bielawie zaznaczone są dwa gospodarstwa. Dwa siedliska widzimy

Gromadząc informacje do tego artykułu dokonałem interesującego odkrycia. Jeszcze do niedawna byłem przekonany, że wykarczowanie lasu na Bielawie i założenie tu po 1742 r. folwarku, o którym pisze Brüggemann, było połączone z zasiedleniem wyspy. Tymczasem analizując mapę z 1711 roku, opublikowaną w książce Christopha Motscha "Grenzgesellschaft und frühmoderner Staa. Die Starostei Draheim zwischen Hinterpommern, der Neumark und Großpolen (1575-1805)", stwierdziłem z pewnym zaskoczeniem, że na mapie tej naniesione są trzy zabudowania na Bielawie. Skojarzyłem je z tym zapisem w opracowaniu Brüggemanna, w którym jest mowa o istnieniu na wyspie 3 mieszkań rybaków ("3 Fischerwohnungen"). Chyba nieprzypadkowo Brüggemann pisze o wzniesieniu na wyspie zabudowań gospodarczych ("Wirtschaftsgebäude"), nie wspominając o budowie budynków mieszkalnych, bo mapa z 1711 r. wyraźnie wskazuje, że już wtedy istniały na wyspie trzy domki (zapewne mieszkalne). Sądzę, że nikt wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Można przypuszczać, że były to domki rybackie. Sądzę, że w tej sytuacji mapę z 1711 roku, sporządzoną przed wykarczowaniem lasu pokrywającego wyspę, można uznać jako dowód na to, że Bielawa była zamieszkana przez rybaków jeszcze przed założeniem tu folwarku. Na ilustracji Nr 5 widzimy fragment tej mapy z widocznymi trzema domami na Bielawie. Autorem mapy z 1711 r., dokumentującej istnienie 3 domów na


6

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Bielawie jest pruski inżynier Peter ďArrest. Mapa ta nosi nazwę "Generalkarte der Starostei Draheim" i powstała w celu sprecyzowania granic starostwa drahimskiego przejętego przez Brandenburgię od Polski w 1668 r. w wyniku traktatów bydgoskowelawskich. Mapa przechowywana jest w Staatsbibliothek Preußischer Kulturbezitz w Berlinie. Na zakończenie dodam, że domy na Bielawie, 5. Domy na Bielawie (fragment mapy "Generalkarte der Starostei Draheim" pruskiego- których istnienie doinżynieraďArresta z 1711 r.) kumentuje ta mapa, znajdowały się w tej samej części wyspy, w której do lat 90-tych XX w. funkcjonowały gospodarstwa pp. Kujawskich i pp. Terleckich. Z tą częścią wyspy związana jest księga Pana Kujawskiego, której kartom przyglądaliśmy się w poprzednich częściach artykułu. Księga ta jest nie tylko pamiątką z minionego bezpowrotnie etapu dziejów Bielawy, ale również dokumentem mającym wartość historyczną. Jak obecnie wyglądają opuszczone domy pp. Kujawskich i pp. Terleckich, możemy zobaczyć na fotografiach Nr 6 i Nr 7. Oprócz widocznych na zdjęciach budynków mieszkalnych znajdują się tu również zabudowania gospodarcze. W miejscu, gdzie jeszcze stosunkowo niedawno, za pamięci wielu okolicznych mieszkańców, funkcjonowały

Przedruk z tygodnika PRZEGLĄD z dn. 6-12.08.2018 r.

Kurier Czaplinecki - Styczeń 2019

dwa gospodarstwa rolne, a latem przebywało wielu turystów, dziś niepodzielnie rządzi przyroda. Tylko od czasu do czasu docierają do tego zakątka niektóre osoby zwiedzające Bielawę. Jakie będą dalsze losy tego miejsca? Czy stojącym tu budynkom przywrócone zostanie życie, czy też zamienią się 6. Dawny dom pp. Kujawskich, fot. ze zbiorów UM one z czasem w zaroCzaplinek, 2018 r. śnięte krzewami ruiny? Szansę na uratowanie wyspiarskich domostw dają walory turystyczne wyspy, gdyż Bielawa zaliczana jest do najatrakcyjniejszych pod względem przyrodniczym fragmentów Drawskiego Parku Krajobrazowego. Liczne przykłady dowodzą jednak, że bez stałych mieszkańców los dawnych siedlisk z reguły jest bar7. Dawny dom pp. Terleckich, fot. Jadwiga Sanecka, dzo niepewny. 2017 r. (Koniec) Zbigniew Januszaniec

Bałtyku, ale i duże średnie rzeki, kanały żeglowne i jeziora, w brzegach których drąży korytarze. Wyrządza niestety poważne szkody w budownictwie wodnym, niszcząc potrzebne wiosną i latem tamy oraz groble, chroniące przed skutkami powodzi. O jego niszczycielskiej sile świadczy fakt, że tylko na jednym metrze kwadratowym kopie średnio 30 jam! Rozmnaża się w wodzie słonej i słodkiej. Okres rozrodu trwa od listopada do lipca, choć czasem można znaleźć samice z jajami we wrześniu i w październiku. Młode, jednoroczne osobniki wędrują w górę do dorzeczy, skąd po upływie czterech-pięciu lat powracają

INTRUZI W EKOSYSTEMIE iebezpieczeństwem w przyrodzie są obce gatunki. Proces biośmiecenia nabiera rozpędu. Zaczyna to mieć poważne konsekwencje nie tylko ekologiczne, ale również ekonomiczne i zdrowotne. Według szacunków świat traci na tym minimum 100 bln dolarów rocznie. Nowe niebezpieczeństwo stanowią gatunki obce, żywe śmieci, czyli nowe organizmy, które biologicznie zanieczyszczają ekosystemy. Przy ich działaniu bledną skutki zanieczyszczeń chemicznych, których jeszcze do niedawna wszyscy tak się obawialiśmy. Polska jako kraj i region Morza Bałtyckiego nie jest od tego problemu wolna. W Bałtyku odnotowano już ponad 100 obcych gatunków, a liczba ta rośnie. Na szczęście tylko część intruzów zaczyna się zachowywać inwazyjnie. W Europie występuje obecnie ok. 11 tys. nierodzimych gatunków, ale tylko 15% jest szkodliwych. Frutti di mare Po raz pierwszy kraba wełnistorękiego odkryli w 1912 r. niemieccy rybacy, w rzece Aller, najdłuższym dopływie Wezery. W Polsce pojawił się w Zalewie Szczecińskim oraz w dorzeczu Odry w 1928 r., a rok później został zlokalizowany na terenie Śląska. W 1932 r. występowanie krabów wełnistorękich zanotowano już we wszystkich dopływach Odry poniżej Wrocławia i tym samym znalazły się one w Nysie Łużyckiej, Bobrze, Kwisie Śląskiej, Ślęzie i Oławie. Dziś krab zamieszkuje w Polsce nie tylko słabo zasolone wody

z prądem. Małe kraby przemieszczają się z szybkością 1-3 km dziennie, dorosłe mogą przemierzać nawet 10 km. Ojczyzną egzotycznego skorupiaka – który agresywnie zasiedla krajowe wody i wypiera rzadkiego pożytecznego raka szlachetnego – są Chiny, Japonia i Korea, skąd na początku ubiegłego stulecia został zawleczony do Europy, prawdopodobnie w zbiornikach balastowych statków handlowych. Azjatycki intruz ma szkodliwy wpływ nie tylko na wszystkie krajowe gatunki skorupiaków, ale i na gospodarkę morską, ponieważ niszczy rybakom sieci i pozbawia pokarmu wiele cennych gatunków ryb morskich. Dorosłym krabom nie wystarczają już nasze wody, bo coraz


Kurier Czaplinecki - Styczeń 2019

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

7

częściej można je spotkać nawet 800 m od ich brzegów. Znalazły ostatnio nową i skuteczną metodę wędrowania lądem do jezior, zwłaszcza na Pojezierzu Konińskim. Kraby wełnistorękie są wszystkożerne, odżywiają się wszelką materią organiczną, roślinną oraz padliną. Siostry destruktorki Rybą aklimatyzowaną w Polsce jest tołpyga biała, którą sprowadzono z Dalekiego Wschodu stosunkowo niedawno, bo dopiero w 1964 r. A jej bliźniacza siostra tołpyga pstra trafiła do nas w 1965 r. Powody sprowadzenia tołpygi białej były podobne jak w wypadku pstrąga tęczowego – chodziło o zwiększenie produkcji stawowej, a przede wszystkim ograniczenie uciążliwych letnich zakwitów glonów. Niestety, w tym wypadku profilaktyka szybko zamieniła się w dalszą destrukcję. W zbiornikach, do których wpuszczono tołpygi, wkrótce zaczęto obserwować gwałtowne zmniejszanie się biomasy glonów, połączone ze zwiększonym osadzaniem się szczątków organicznych na dnie. Zarybienie tołpygą zagrożonych polskich akwenów w żadnym z nich nie stało się antidotum na ich nieuchronną eutrofizację, to znaczy na wzbogacanie się zbiorników wodnych w substancje

odżywcze powodujące nadmierną produkcję glonów. Podobnie wygląda sprawa z wpuszczoną do krajowych wód tołpygą pstrą, która zamiast pomagać środowisku wodnemu, zaczęła je skutecznie niszczyć. Okazało się, że ryby te odżywiają się nie tylko niepożądanym planktonem roślinnym, ale również pożytecznym planktonem zwierzęcym. Spadek liczebności zwierząt planktonowych, które odżywiały się planktonem roślinnym, w wodach zarybionych tołpygą pstrą doprowadził do kilkakrotnie większych zakwitów glonów niż przed sprowadzeniem tych ryb. Niszczycielska działalność tołpygi doprowadziła w końcu do zachwiania piramidy zależności ekosystemu wodnego. Zmiany struktury ichtiologicznej wielu polskich jezior są nieodwracalne. Gwałtownie zaczęło ubywać drapieżników: szczupaków, sandaczy i okoni odżywiających się rybami planktonożernymi. Przeraża jednak to, że mimo wiedzy o negatywnym oddziaływaniu tołpygi na środowisko wodne nadal dokonuje się zarybień. Decydują o tym niedouczeni ichtiolodzy i urzędnicy. Zabiegi polegające na wpuszczaniu do naszych wód obcych gatunków ryb bez uprzednich badań, jedynie na zasadzie prób i błędów, okazały się w minionym wieku wielką porażką ówczesnego świata nauki. Szkoda, że podobne akcje mimo upływu lat mają w kraju wielu naśladowców. Czewonolicy problem Żółw czerwonolicy znajduje się na liście Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody wśród stu najgroźniejszych gatunków inwazyjnych na świecie. W Polsce żyje we wszystkich zbiornikach wodnych na terenie miast, a także coraz częściej w pobliżu siedlisk krajowego żółwia błotnego. Co gorsza, jest go już więcej niż tego drugiego (żółw błotny jest niezwykle rzadki i każde zagrożenie może sprawić, że zniknie z naszego ekosystemu). Do środowiska naturalnego trafił z winy człowieka, który uprzednio hodował go w domu jako ozdobę i atrakcję. W drugiej połowie lat 90. do kraju sprowadzono ok. 500 tys. okazów. Małe żółwie czerwonolice są bardzo ładne, problem pojawia się, gdy urosną lub najzwyczajniej znudzą się właścicielom, bo wtedy trafiają do najbliższej rzeki, stawu czy jeziora. Intruz w środowisku naturalnym skutecznie rywalizuje o miejsce do wygrzewania się na słońcu, o pokarm i miejsca lęgowe. Jako drapieżnik może pozbawić staw lub małe jezioro żyjących w nim chronionych płazów. Stanowi też realne zagrożenie dla fauny wodnej, bo potrafi plądrować gniazda ptaków wodnych.

Może również przenosić choroby z innych regionów świata, groźne nawet dla człowieka. Jednak jeśli nie bierzemy go do ręki, nie ma niebezpieczeństwa. Czar Kaukazu Barszcz Sosnowskiego nazwany od imienia polskiego badacza przyrody Kaukazu, jest rośliną przyprawiającą każdego, kto o nim słyszał lub z nią się zetknął, o ciarki na plecach. Trafił do Polski w latach 50. XX w. w ramach badań nad jego zastosowaniem w rolnictwie do Ogrodu Roślin Leczniczych Akademii Medycznej we Wrocławiu. Dopiero w połowie lat 70. został upowszechniony w pegeerach Podhala i Podkarpacia jako roślina strategiczna, mająca zapewnić dużo niezwykle wydajnej paszy dla bydła. Na masową uprawę zdecydowano się ze względu na dużą zawartość białka i węglowodanów. Na początku eksperymentalną uprawę prowadzono pod nadzorem w Borku Fałęckim koło Krakowa, w Grodkowicach, Niedzicy i na Gubałówce w Zakopanem. W 1990 r. po upadku pegeerów barszcz Sosnowskiego wymknął się spod kontroli. Opanował tereny wzdłuż koryt rzek, małych cieków wodnych, nieużytków i ogrody. Jest niebezpieczny dla ludzi ze względu na silne właściwości parzące, które najbardziej uaktywniają się latem przy wysokiej temperaturze. Na walkę z tą zieloną plagą władze samorządowe w ostatnich czterech latach wydały miliony złotych. Niestety problem nadal nie został rozwiązany. Być może musi upłynąć jeszcze wiele lat, zanim skutecznie uda się wyplenić barszcz z Polski. Przemysław Miller

OGŁOSZENIE DROBNE Sprzedam: płyty gramofonowe, DVD - filmy, grandle oręż dzików, książki i stare monety. Tel. 692 208 148


8

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

KLUB SENIOR+ ŚWIĘTUJE „ROCZEK” stycznia br. działający przy ul. Moniuszki Klub Senior+ świętował pierwszą rocznicę swojego istnienia. Przypomnijmy, że klub został utworzony dzięki staraniom byłego burmistrza Adama Kośmidra i stał się popularnym miejscem spotkań. To tutaj czaplineccy emeryci mogą nie tylko się spotykać, ale także rozwijać swoje zainteresowania, poszerzać wiedzę, odkrywać uśpione talenty. Na przestrzeni całego poprzedniego roku w „Biuletynie Informacyjnym” zamieszczane były obszerne relacje z działalności klubu, a jest ona naprawdę różnorodna. Piątkowe spotkanie rozpoczęło się właśnie od przypomnienia tego, co wydarzyło się w Klubie w 2018 roku. Na dużym ekranie wyświetlona została prezentacja, złożona ze zdjęć zrobionych podczas spotkań, warsztatów, wycieczek i szkoleń. Gospodarze i goście mieli okazję raz jeszcze przeżyć miłe chwile, przypominając sobie wydarzenia minionego roku. Po prezentacji głos zabrał Burmistrz Czaplinka Marcin Naruszewicz życząc Seniorom dużo pomyślności w kolejnym roku działalności Klubu. Następnie na ręce najbardziej aktywnych klubowiczek przekazał kwiaty i upominek w postaci albumów z fotografiami do klubowej biblioteczki.

Żałobne spotkanie na czaplineckim Rynku związku z tragiczną śmiercią Prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, Prezydent RP Andrzej Duda ogłosił żałobę narodową trwającą od piątku 18.01.2019 r. od godz. 17.00 do soboty 19.01.2019 r. do godz. 19.00. „Wszystkich proszę o właściwe uszanowanie żałoby” - napisał na Twitterze Prezydent Andrzej Duda. W Czaplinku już 14 stycznia na internetowej stronie Urzędu Miejskiego ukazała się informacja związana ze śmiercią Pawła Adamowicza. Oto jej fragment: „Wyrazy głębokiego współczucia Rodzinie, przyjaciołom, współpracownikom i mieszkańcom Gdańska z powodu śmierci Pawła Adamowicza - Prezydenta Gdańska. Przewodniczący Rady - Michał Olejniczak wraz z radnymi Rady Miejskiej w Czaplinku, Burmistrz Czaplinka - Marcin Naruszewicz wraz z pracownikami Urzędu Miejskiego w Czaplinku. Burmistrz Czaplinka uprzejmie informuje, że w związku z tragiczną śmiercią Pana Pawła Adamowicza – Prezydenta Gdańska została wyłożona księga kondolencyjna”. Na budynku ratusza zawieszono flagi z ki1. Znicze płonęły już przed rem, a flaga państwowa przed budynkiem spotkaniem... ratusza opuszczona została do połowy masztu. 17 stycznia Burmistrz Czaplinka Marcin Naruszewicz umieścił na Facebooku apel o następującej treści: „Zapraszam wszystkich mieszkańców Gminy Czaplinek na symboliczne uczczenie pamięci Pawła Adamowicza w piątek o godz. 17.00 – Rynek Miejski. Zapalmy znicze…„.

Kurier Czaplinecki - Styczeń 2019

Następnie zgromadzeni udali się na poczęstunek, przygotowany przez członkinie klubu. Nie zabrakło też urodzinowego tortu. Miłym akcentem były kwiaty i wiele życzliwych słów skierowanych do byłej instruktorki, pani Ewy Tamulewicz. To pod jej skrzydłami klub działał cały 2018 rok. Obecnie czaplineckim Seniorami oraz miejscem ich spotkań opiekuje się pani Marzena Polak. Klubowiczom składamy najserdeczniejsze życzenia z okazji „Roczku”, a wszystkich czaplineckich seniorów zapraszamy na ulicę Moniuszki, gdzie można aktywnie spędzać czas w atmosferze pełnej ciepła i życzliwości. Magdalena Urlich

Miejsce żałobnego spotkania przygotowane zostało w sąsiedztwie bożonarodzeniowej szopki zdobiącej – jak zwykle o tej porze roku - czaplinecki Rynek. Już przed godziną 17.00 paliło się tu wiele zniczów. Widzimy to na fot. nr 1. O godzinie 17.00 zgromadziła się w tym miejscu duża grupa mieszkańców. W pięknej scenerii czaplineckiego Rynku, rozświetlonego świątecznymi dekoracjami, zapłonęły przyniesione przez uczestników spotkania następne znicze, które ułożono w kształcie serca. Zabrał głos Burmistrz 2. Sceneria żałobnego spotkania. Czaplinka. Swoje wystąpienie poświęcił głównie pamięci Pawła Adamowicza, ale podzielił się on również z zebranymi nadzieją, że wszyscy ludzie wezmą sobie do serca zasadę, zgodnie z którą motywem ludzkich zachowań w żadnym wypadku nie może być nienawiść. Niezwykłym fragmentem spotkania był zaśpiewany przez Burmistrza utwór „Hallelujah” (Alleluja) Leonarda Cohena. Zebrani włączyli się do śpiewu jako chór wykonujący refren. Tę chwilę dokumentuje fot. nr 2. W trakcie spotkania można było wpisywać się do księgi kondolencyjnej oraz włączyć się do zbiórki na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Spotkanie mieszkańców na czaplineckim rynku z 18 stycznia, z pewnością na długo pozostanie w pamięci uczestników z uwagi na jego wyjątkowy i niezwykle podniosły charakter. Sądzę, że nie ma przesady w stwierdzeniu, że wydarzenie to – niezależnie od żałobnego kontekstu - dobrze wpisało się w ogólnopolską akcję wołania o pojednanie narodowe. Zbigniew Januszaniec


Kurier Czaplinecki - Styczeń 2019

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

TYLKO RYBY NIE BIORĄ! ato, a właściwie też i wiosna oraz wczesna jesień były takie, jakich ja mimo przekroczenia już ósmego krzyżyka nie pamiętam. O ile mnie pamięć nie myli, to w tym okresie tylko u nas dwa razy porządnie popadało, bo takich lekkich kapuśniaczków nie uważam za opady. Do tego żar się po prostu lał z nieba, skutkiem czego przyroda przyspieszyła prawie o miesiąc. Doświadczamy na własnej skórze efekty zmian klimatycznych spowodowane globalnym ociepleniem. Z tego wszystkiego, to albo kiedyś będzie u nas pustynia lub step. W miniony rok 2018 weszliśmy w naszych rzeczkach i jeziorach z bardzo wysoką wodą, po nienormalnych, obfitych opadach. Teraz wszystko wróciło do normy, a nawet wody w jeziorach jest mniej. Wędkarze jak zwykle narzekają, brania ryb są chimeryczne lub ich nie ma wcale. Na pewno pewien wpływ ma pogoda, ciśnienie atmosferyczne. Wspomniany wyżej temat wysokiego stanu wód, jego zanieczyszczeń, ta gorąca pogoda i duże nasłonecznienie spowodowało nadzwyczaj duży zakwit glonów i sinic. Na brania lub nie brania ryb, jak to mówią wędkarze, niebagatelny wpływ ma księżyc i wiatr, a nieraz diabli wiedzą dlaczego nie biorą. W Czaplinku, jak zresztą na całym pięknym Pojezierzu Drawskim niedługo chyba całkiem zaniknie sport wędkarski. Na pogodę, na zmiany klimatyczne nie mamy bezpośrednio wpływu, ale na naszych wodach jest jeszcze większa klęska. To plaga nie mniejsza jak w starożytności szarańcza – „kormorany”. Chyba służy im teraz ta „dobra zmiana”, bo opanowały już prawie wszystkie większe wyspy na j. Drawsko. Jak słyszę – przenoszą się już na Komorze. Całe chmary biorą w swe posiadanie jeziora w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Co dla rybostanu w takich jeziorach jak: Czaplino, Plagowskie, Kaleńsko, Krzemno, wspomnę tylko te najbliższe, co znaczy przylot takiej chmary ptactwa nie muszę przekonywać. To są dziennie „tony” ryb. Nie ma już prawie węgorzy, drastycznie zmniejsza się pogłowie sielawy, prawie wyginęła sieja. Nie będę dalej uprawiał czarnowidzkiej wizji, ale to się dzieje naprawdę. Co prawda ryby i środowisko wodne jak i cała przyroda broni się przed tą plagą, ryby schodzą głębiej, nie zbijają się w ławice, są bardziej rozproszone i właśnie to jest jednym z tysięcznych powodów, dla których z niejednej wyprawy wędkarskiej wracamy z pustą siatką. Na ryby nie ma zresztą reguł, co do tego istnieje zgoda, że bywają lata, iż ryby mają wyjątkowo mały apetyt. To nie znaczy że wszystkie, bo nie wszystkim gatunkom ryb odpowiada w danym roku, miesiącu lub okresie temperatura wody. Kolega ichtiolog uważa, że niebagatelna jest rola aury. Zimno, wiosna chłodna, a o lecie tak jak ubiegłym nie warto nawet wspominać. Temperatury w niektóre dni, nie przymierzając jak w listopadzie. Woda w dalszym ciągu lodowata. To właśnie przesądza o tym, że ryby z rodziny karpiowatych i niektóre drapieżne, jak okonie i szczupaki nie zwracają najmniejszej uwagi, jakie smakołyki wędkarze im podsuwają. W różnych okresach roku, w różnej temperaturze wody u ryb zachodzą zróżnicowane procesy metabolizmu organizmu. W normalnych warunkach wiosną, latem i na jesieni proces trawienia u szczupaka trwa dość krótko. Nawet dużą rybę soki żołądkowe strawią w kilka dni. Drobne rybki trawi błyskawicznie nawet w 2-3 dni. Ale łowiąc szczupaka zauważamy, jaki z niego łakomczuch, gdyż w trzewiach ma już nieraz kilka małych niestrawionych. Dotyczy to także innych drapieżników, wciąż jest głodny i poluje na następne – szansa dla wędkarza, bo wówczas nie przepuści płotce na „żywcówce”, ani umiejętnie podsuniętej blaszce. Jeśli woda jest zimniejsza, wówczas ten cały cykl przebiega wolniej. Złowiona płotka tkwi w żołądku nawet kilkanaście dni. Szczupak siedzi sobie w szuwarach i ma w głębokim poważaniu podsuwany żywczyk, gumkę czy woblerek. Czas żerowania się więc wydłuża i nieraz trafić na moment żerowania, to jak trafić w totolotka. Wędkarze psioczą. Także w zbyt ciepłej wodzie ryby drapieżne są dość leniwe, gdyż wówczas jest w wodzie na ogół mniej tlenu, ryby są ospałe. Najlepsze brania ryb drapieżnych następują około dziesięciu dni po tarle, które jest dla ryb obciążeniem. Osobiście przez długi okres pracy zawodowej, mój czas urlopu przebiegał od połowy września do połowy października. W tym okresie ryby już zaczynają wytwarzać gonady rozrodcze, jest to duży wysiłek dla organizmu, więc intensywniej żerują, aby wytworzyć ikrę i mlecz. Najwcześniej rozpoczynają intensywne żerowanie mleczaki (samce) są one mniejsze. Większych okazów można się spodziewać później, bo wszystkie duże medalowe sztuki, nawet inne gatunki, to samice.

9

Inaczej zachowują się ryby z rodziny karpiowatych, szczególnie karpie i liny żerują dopiero w cieplejszej wodzie. Leszcze, płocie, wzdręgi, krąpie, jazie również wykazują się mniejszą aktywnością. To nie znaczy, że wędkarz musi zrezygnować z wędkowania. Nie zawsze przeciągające się chłody niweczą nasze szanse na sukces. Aż tak źle nie jest. Rzadko bo rzadko ale jednak biorą. Po prostu należy łowić bardziej aktywnie, częściej po prostu zmieniać miejsce wędkowania. Kiedy jest zimno, to niektóre gatunki ryb tylko na to czekają. W lodowatej wodzie niesamowity apetyt ma miętus. Nasi wędkarze późną jesienią wybierają się na pstrągi tęczowe, potokowe, źródlane czy lipienie, ale dla potokowego od września jest okres ochrony. Jeśli drapieżniki nie biorą w większych jeziorach to nie ma wyjścia, trzeba się pofatygować na jeziora płytsze, potorfowe, zarastające, śródleśne. Starorzeczy u nas nie ma, ale małych, jak to nazywam dziur wodnych, jest bez liku. Tam wśród porastających roślin w oczkach wodnych zawsze możemy liczyć na sukces. W takich wodach wystarczy parę godzin słońca żeby spod grążela, rdestnicy lub przybrzeżnych oczeretów wylazła drobnica, a za nimi drapieżniki, zaczynające żerować. Tu wówczas nie ma określonych okresów dnia i godzin. Na Młotowie miałem taki przypadek, a było to we wrześniu, że już od rana było przeraźliwie zimno, wiał dość silny porywisty wiatr i do tego przelotne kapuśniaczki. Kompletna klapa. W późne popołudnie wiatr trochę ustał, ciemne chmury na kilkadziesiąt minut się rozstąpiły, pojawiło się słońce. Krótko, ale intensywnie zaczęły brać szczupaki i to wystarczyło, aby z honorem wrócić do domu. Zimny wiatr, ciepło, słońce, spadek ciśnienia to tylko niektóre z czynników warunkujących dobre lub słabe brania ryb. Wędkarze doskonale wiedzą, że przybór wód, zwłaszcza w rzekach, nigdy nie sprzyja obfitym połowom. Nie ma reguł, bo nieraz z takiej wyprawy wędkarskiej można wrócić z pokaźnym rybnym trofeum. W takich okolicznościach jeszcze jako podlotek szukałem ryb na zalanych falą wiosennego przyboru wód, na płyciznach i w starorzeczach, i łachach, było to na rozlewiskach Warty w okolicach Międzychodu. Mętną wodę lubią sumy. One większość swych ofiar czy przynęty, wyczuwają niebywale czułymi wąsami, tzw. receptorami czuciowymi. Przy pogodzie już ustabilizowanej, przy tej wysokiej wodzie zaczynają dość intensywnie brać ryby z rodziny karpiowatych jak: jazie, klenie, płocie, krasnopióry i leszcze. Bardzo chętnie biorą na czerwone robaki. Gdy wody ustąpią to na tych płyciznach zaczynają uganiać się za drobnicą: okoń, sandacz, szczupak, boleń. Na kilkudziesięciu centymetrach gruntu można nawet dorwać dorodnego szczupaka. Na sukcesy wędkarskie niebywały wpływ ma ciśnienie atmosferyczne oraz księżyc. Wahania ciśnienia nie wróżą dobrych brań. Wiadomo, że spadek ciśnienia zwiastuje na ogół pogorszenie pogody. Każde powolne wzrosty ciśnienia z kolei sprzyjają efektywnemu wędkowaniu, a zwłaszcza gdy jest ono ustabilizowane. Teoretycznie istnieją mniemania o lepszych i gorszych braniach, uzależnionych od faz księżyca. Widziałem nawet kalendarze połowów, niektórzy święcie w nie wierzą, nawet planują rocznie miesięczne urlopy na dobre i złe dni brania. Dość długo lat życia przeżyłem, dość długo wędkowałem i jakoś tego nie odczułem. Może nie zwracałem uwagi, ale prawdą był fakt, że w ciemne noce lepiej brał węgorz (w latach, gdy jeszcze u nas był). Często zastanawiamy się dlaczego nie bierze, choć pogoda jest jak mówimy rybna, do tego południowo-zachodni lub zachodni lekki wiatr, ciśnienie w normie, a tu klapa. Zawsze jest jakaś przyczyna. Może już parę dni w tych miejscach ktoś łowił, woda jak mówimy jest „zabłyszczona”, wówczas warto zmienić przynęty, zwłaszcza spinningowcy. Zamiast płotki czy okonka założyć żabę lub pęczek rosówek. Łowiąc ryby spokojnego żeru nieraz dobrze wymienić zestaw na lżejszy i spróbować na inne przynęty, zmienić grubość i kolor żyłki, łowić bez spławika bezpośrednio z dna. Jak pisałem wyżej, jest tysiąc przyczyn dlaczego ryba nie bierze. Ten artykuł to moje przemyślenia, moja praktyka z kilkudziesięciu lat wędkowania. Wędkarze nie powinni traktować tego dogmatycznie, a bazować przede wszystkim na osobistych przemyśleniach i doświadczeniach. Najlepiej uczyć się na własnych błędach i porażkach, ale też ciągle podpatrywać zwyczaje ryb, przyrodę, podpatrywać jezioro, na którym wędkujemy, jaka tam rośnie roślinność, jakie ukształtowanie w terenie, bo to świadczy o głębokości jeziora, ukształtowaniu dna, przebiegu linii brzegowej. Jeziorka śródleśne, urokliwe na naszym terenie, mogą dać niesamowitą gamę przeżyć – ja tego doświadczyłem. Wędkarstwo ma to do siebie, że w tej dziedzinie nie ma mądrych i mądrzejszych, nigdy żadna niespodzianka nie może być ostatnią i właśnie na tym między innymi polega jego urok. Józef Antoniewicz


10

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><> Gdyby do polskiej nienawiści podłączyć elektrownię, można by sprzedawać prąd na cały świat. Dorota Masłowska

KTO SIEJE NIENAWIŚĆ statnio wstrząsnęło Polską i nami wszystkimi, zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, w świetle reflektorów na scenie WOŚP 13 stycznia. Ta zbrodnia wisiała w powietrzu, wisiała w przestrzeni publicznej. Jest to efekt zdziczenia obyczajów i zbydlęcenia życia publicznego. Dzisiaj język nienawiści, pogardy i zemsty jest obecny na każdym niemal kroku. Obserwujemy to w życiu codziennym, podczas kontaktów osobistych, na łamach tabloidów, a zwłaszcza w Internecie, na tzw. portalach społecznościowych. Przykład Gdańska pokazał, że najpierw siejemy nienawiść, a potem zbieramy plony. Ryba psuje się od głowy – tako rzecze stare przysłowie. Obserwujemy obrady Sejmu i Senatu, śledzimy wypowiedzi członków rządu, polityków i komentarze prasowe. Po takiej lekturze mało kto ma zahamowania w obrzucaniu przeciwnika błotem, plugawieniu i nawoływaniu do porachunków. To co się dzieje na wyższych szczeblach w prosty sposób przekłada się na życie publiczne na poziomie gminnym, na naszym własnym podwórku. Kto nie pamięta, może sięgnąć do krążących w Internecie nagrań z tzw. protestu w naszej gminie przeciw lokowaniu ferm trzody chlewnej. Protest skądinąd słuszny, chociaż powodowany tylko hipotetycznymi zagrożeniami, skierowany został od początku pod złym adresem. Pisałem o tym w kilku wydaniach Kuriera (Nr 125, 127, 129, 130, 131, 133). Dzisiaj natomiast chciałem przypomnieć o formie protestu. Za sprawą nawoływań Stowarzyszenia Lobelia i przy wsparciu ówczesnego Starosty Drawskiego oraz niektórych naszych dużych pracodawców, na rynku zebrała się spora grupa ludzi. Nastroje tłumu zostały odpowiednio podgrzane wcześniej w Internecie i na miejscu przez samozwańczych przywódców. Zgromadzenie było z punktu widzenia prawa nielegalne. Nikt wcześniej nie występował o pozwolenie na organizację takiej imprezy. Przy akompaniamencie zbiorowego wycia i wzajemnego podniecania się, zaczęto domagać się przyjścia Burmistrza. Kiedy przyszedł do mnie „parlamentariusz” z zaproszeniem na wiec, miałem wątpliwości czy powinienem pójść na nielegalne zgromadzenie, czy mogę firmować łamanie prawa, czy w ogóle będę bezpieczny? Zapraszający nie potrafił odpowiedzieć kto jest organizatorem wiecu i kto odpowiada za bezpieczeństwo uczestników. Miałem dylemat – wyjść do zgromadzonych, czy pozostać w Ratuszu. Jeżeli nie wyjdę, to uczestnicy pomyślą, że jednak mam coś na sumieniu, albo się ich boję. Jeśli wezwę Policję lub wyjdę w obstawie Straży Miejskiej, zwiększę wrogość tłumu. Zdecydowałem się wyjść sam, mimo wszystko. I obawy moje o własne bezpieczeństwo okazały się słuszne. Podczas przechodzenia do środka tłumu, usiłował zaatakować mnie pięściami (chociaż nie wiadomo, czy w kieszeni nie miał jakiegoś scyzoryka) znany wszystkim gość z zaburzeniami psychicznymi. Na szczęście został powstrzymany, jednak do bójki był tylko mały krok. Wśród tłumu rej wodził jakiś facet ze świńskim ryjem nabitym na widły. Ile trzeba było w panującej atmosferze nagonki, aby kolejny psychopata chwycił za widły i nadział na nie Burmistrza. Samosąd wisiał tutaj w powietrzu. Straż Miejska nie reagowała, bo wcześniej zabroniłem im interweniować. Natomiast Policja nie była zbytnio zainteresowana tym, co to za zgromadzenie, kto jest organizatorem, czy łamane jest tutaj prawo, i czy wszyscy bezpiecznie się „bawią”, chociaż w końcu radiowóz się pojawił, i tylko przejechał. W powiązaniu z protestem „świńskim” ukazywały się w Internecie tzw. memy, które szkalowały Burmistrza, związanych ze mną Radnych i Stowarzyszenie Przyjaciół Czaplinka. To właśnie one

Kurier Czaplinecki - Styczeń 2019

m.in. kreowały i nakręcały spiralę nienawiści i pogardy. Stwarzały pole do niewłaściwych i krzywdzących ocen. Dwukrotnie SPCz składało zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Prokuratura sprawy umarza z powodu niemożliwości wykrycia sprawców. Po odwołaniach do Sądu, prowadzący postępowanie otrzymali w uzasadnieniu decyzji wytyczoną ścieżkę, co krok po kroku zrobić, aby wykryć sprawców naruszenia prawa. Policja ani prokuratura nie podjęły wyzwania. Może interwencja Ministra Sprawiedliwości coś tu zmieni. W ramach walki przedwyborczej i wyborczej w Internecie ukazywało się wiele wpisów siejących nienawiść i pogardę wobec rywali wyborczych i wobec aktualnie wówczas urzędującego Burmistrza. Zamiast uzasadnionej i uczciwej krytyki, zamiast rzetelnej wymiany poglądów i dyskusji, posługiwano się inwektywami, obelgami i kłamstwami, z pogróżkami włącznie. Oto kilka przykładów wpisów na fb dotyczących Kośmidra, wraz z ich autorami (cytaty w dosłownym brzmieniu): - Stanisław Kuczyński – „Ileś lat pomówień to już spogląda się w dół z obrzydzeniem. Tak, jak na coś, czego nie chcesz dotknąć, jak coś w czym nie chcesz się znaleźć”. - Maciej Wojteczko – „Ja jestem chętny do rozpierduchy”. – „Wypier…. !!!”. - Krzysztof Bany – „Proponuje władze na stos i podpalić a burmistrza na pal i niech służy za pochodnie”. - Piotr Puzio – „Ta kurwa burmistrz sprzedał skóre za garść srebrnikow!!! Z wypowiedzi wynika,ze oczekuje na akt notarialny dot. zakupu ziemii. Przeciez wtedy bedzie po fakcie!!! Ta taczke z frajerem!!! Zaciaga mi to koperta na rece burmistrza!!!!!!”. - Daniel Piętosa – „Moim zdaniem czas im wpierdol…ć !!!”. - Władysław Miłoszowski – „Ciekawe czy ten wąsaty członek WSI zdąży przekręcić i ile?”. To tylko niektóre „ekumeniczne” wypowiedzi i niektórzy autorzy. W tym szambie firmowanym przez byłego Starostę taplali się z lubością, akceptując w swoim internetowym otoczeniu takie zachowania i wypowiedzi, luminarze naszego życia społecznego, jak: Marta G., Anna M., Aleksandra Ł., Dorota S., Marcin C., Konrad F., Krystyna M-W., Małgorzata D., Robert P., Dariusz J., Jacek S., Marcin R. etc. Osobne słowa „uznania” należą się Tadeuszowi B. za bezinteresowne szerzenie umiłowania bliźniego w komentarzach do produkowanych przez Niego filmików. Wśród tych apostołów miłości trafiały się także wypowiedzi internautów, którzy chodzą po ziemi i potrafią właściwie ocenić rzeczywistość, którzy nie boją się prezentować własnego punktu widzenia w obliczu wszechobecnego hejtu, chociażby taki przykład: - Marek Bany – „Dziś to nie świnie są problemem a ludzie co jak świnie się zachowują”. Od lewa do prawa rozlegają się głosy, aby wreszcie skończyć z nienawiścią i pogardą. Faktem jest, że państwo i obecnie rządzący nie radzą sobie z falą przemocy. Są bezczynni wobec wylewającej się z Internetu nienawiści. Jak długo jeszcze będą aktualne słowa piosenki Niemena, że „Słowem złym zabija się jak nożem”? Adam Kośmider

KURIER CZAPLINECKI - miesięcznik lokalny, kolportowany bezpłatnie, dostępny w formie elektr.: www.dsi.net.pl; www.czaplinek.pl. Tel. Redakcji 603 413 730, e-mail: redakcja.kuriera@wp.pl. Redaguje zespół. Wydawca: Stowarzyszenie Przyjaciół Czaplinka. Konto: Pomorski Bank Spółdzielczy O/Czaplinek 93 8581 1027 0412 3145 2000 0001, NIP 2530241296, REGON 320235681, Nr rej. sąd.: Ns-Rej Pr 25/06. Nakład 1500 egz. Druk: Drukarnia Waldemar Grzebyta, tel. +48 67 2158589. Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany tytułów, skracania redakcyjnego, opracowania i adiustacji otrzymanych tekstów, selekcjonowania i kolejności publikacji. Nie zwracamy materiałów nie zamówionych i nie ponosimy odpowiedzialności za treść listów, reklam, ogłoszeń. Drukujemy tylko materiały podpisane, można zastrzec personalia tylko do wiadomości redakcji. Nadesłane i publikowane teksty i listy nie muszą odpowiadać poglądom redakcji. Ceny reklam: moduł podstawowy (10,3 x 4,5) w kolorze - 60 zł, czarno-biały - 30 zł, ogłoszenie drobne - 10 zł, kolportaż ulotek - 200 zł.


Kurier Czaplinecki - Styczeń 2019

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

11



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.