Kurier Czaplinecki - Nr 151, marzec 2019

Page 1

Wielkanoc;

Ciekawostki na stropie (cz. 2);

Bogowie, mędrcy i zrzędy;

Mowa nienawiści;

Był taki zakład Telcza (cz. II);

Car syberyjskich rzek;

Rajd Pekin – Paryż;

IX Bieg im. K. Masiowskiego;

Kolejna reforma oświaty.


2

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Kurier Czaplinecki - Luty 2019

PRYWATNY GABINET OTOLARYNGOLOGICZNY dr n. med. Izabela Kulec-Kaczmarska 78-500 Drawsko Pomorskie ul. Poznańska 1b Rejestracja telefoniczna 500 067 815

UBEZPIECZENIA CZAPLINEK CEZARY RADZISZEWSKI ul. Kościuszki 19, tel. 784-889-303 E-mail: cradzisz@gmail.com

Nici SILHOUETTE ul. Tęczowa 5 - 7 lok. 4 78-600 Wałcz


Kurier Czaplinecki - Marzec 2019

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Wielkanoc świecie chrześcijańskim Wielkanoc i Boże Narodzenie to najważniejsze i najbardziej uroczyste święta, także w polskim kalendarzu, a przede wszystkim w sercach Polaków, społeczności katolickiej. Trudno sobie wyobrazić naszą rzeczywistość bez tych majestatycznych dni. Na Soborze Nicejskim w 325 r. ustalono, że Niedziela Zmartwychwstania będzie uroczyście obchodzona w pierwszą niedzielę po pierwszej pełni księżyca. W odróżnieniu od świąt Bożego Narodzenia, Wielkanoc jest świętem ruchomym i zwykle wypada między 22 marca a 25 kwietnia. Z datą obchodów Świąt Wielkanocnych związane są też inne święta katolickie m.in., Środa Popielcowa, Boże Ciało, Wielki Post, Wniebowstąpienie Pańskie i Zesłanie Ducha Świętego. Pomimo nachalnie prowadzonej dyskredytacji tych świąt w Europie Zachodniej, oczywiście w ramach „poprawności politycznej”, święta te obchodzone są niemal na całym świecie. Jednak różnego rodzaju akty i próby ich dyskredytacji trwają nadal pod hasłami równości, tolerancji i szacunku dla innych wyznań. Jednym słowem równość i tolerancja dla wszystkich, tylko nie dla chrześcijan.

Nienawiść jest siłą niszczącą. Jan Paweł II

Mowa nienawiści ostatnim czasie w codzienności życia społecznego, a zwłaszcza w przestrzeni medialnej, modne stało się słowo „mowa nienawiści”. Wszyscy doskonale wiemy, że nienawiść to ujemna cecha a raczej wada naszego charakteru. Nienawiść niczym wirus potrafi niszczyć ludzką osobowość, jej skutki mogą być tragiczne i bolesne zarówno dla nienawidzących jak i znienawidzonych. Ta ciemna strona ludzkiego charakteru znana jest już od początku świata, ma swoje odbicie w przekazach biblijnych i literaturze światowej. W dzisiejszej rzeczywistości nienawiść pojawia się niemal we wszystkich dziedzinach życia społecznego. Wirus ten na stałe zagnieździł się w dużej części mediów krajowych, w relacjach między różnymi partiami jak i w grupach wielkiego biznesu. Przykłady tego zjawiska jak i jego skutki, możemy niestety obserwować na co dzień. Mowa nienawiści zbiera swoje krwawe żniwo nie od dzisiaj, w obecnej chwili niebezpiecznie się nasila, staje się plagą naszych czasów. Ta istna orgia nienawiści, regularnie podsycana przez czołowych polityków z różnych partii i różnorakie media z Internetem włącznie, schodzi z góry na dół, docierając nawet do najmniejszych miejscowości. Czym ci ludzie się kierują? Co chcą przez to osiągnąć? O ile mentalność wielu byłych prominentnych polityków błądzących po omacku nie jest dla nas żadną nowością, to jednak ich partyzanckie manewry zaczynają po prostu budzić obrzydzenie. Po utracie władzy w wyniku demokratycznych wyborów, wielu zapadło na tajemniczą chorobę zwaną „syndromem uciekającego koryta”, innych poraził sierocy „wirus odrzucenia”. Z tym ostatnim nie poradził sobie nawet jeden z byłych i dostojnych polityków, radził w telewizji publicznie by „przywalić dechą komu trzeba”, inny zarzynać zamierza watahy, któryś tam w „miłosnym” uniesieniu tępił by szarańczę. Wyjątkiem jednak jest pewna pani z kręgu wielkiej polityki, szukając bata na rządzących, dokonała ekspedycji w czasy prehistoryczne. Według niej życie ludów pierwotnych polegało na obrzucaniu kamieniami dinozaurów aż do skutku. Jak widać ta pani nie uczyła się historii, ponieważ nie ma pojęcia o antropogenezie, zwierzęta te pojawiły się w triasie ery mezozoicznej około 237 milionów lat temu, wyginęły według opinii naukowców 65 milionów lat temu. Istota podobna do człowieka pojawiła się na ziemi około 5 milionów lat temu, kto więc rzucał w poczciwe olbrzymy kamieniami, czyżby rodzima partia tej przesympatycznej pani już istniała? Smutne natomiast jest to, że niektóre stacje telewizyjne zwykłe przypadki powikłań paranormalnych uważają za normalne, a steki bzdur za czynniki opiniotwórcze w wielu problematycznych i kontrowersyjnych sprawach. Mowa nienawiści w świetle polskiego prawa jest poważnym przestępstwem, podstawowym przepisem w tej sprawie jest art. 256 kodeksu karnego. Oficjalna definicja Rady Europy

3

Święta Wielkanocne to także dni głębokiej refleksji i przemyśleń nad tajemnicą zmartwychwstania i nowego odrodzenia. W dzisiejszych czasach, najbardziej uroczyście i majestatycznie, spośród wszystkich krajów europejskich Wielkanoc obchodzona jest właśnie w naszym kraju. W zależności od danego regionu kraju, charakter ich obchodów wzbogacany jest o miejscowe tradycje obyczajowe i kulturalne, co jeszcze bardziej podkreśla ich wyjątkową i uroczystą atmosferę. Należy jednak pamiętać o tym, co jest najbardziej istotne w majestacie tych świątecznych dni. Najważniejsze jest tu właściwe odczytanie przesłania wypływającego z wydarzeń, które miały miejsce ponad dwa tysiące lat temu na ziemiach stanowiących dzisiejszy Izrael. Czas świąteczny to również doskonała okazja do refleksji, zadumy i wzajemnego pojednania, tak dzisiaj potrzebnego. Dzieląc się wielkanocnym jajkiem z najbliższymi i znajomymi przy rodzinnym stole, wraz z życzeniami obdarujmy się zaufaniem, zgodą i pojednaniem. Niech nie podzielą nas w tym dniu poglądy polityczne, kto jest za kim, kto za Pawłem a kto za Gawłem, lub kto na kogo głosował…To nie są tematy świąteczne, ale niestety polityka coraz częściej czyni bolesne podziały także w rodzinach. Niech Święta Wielkanocne przyniosą nam nadzieję, pojednanie, odrodzenie w naszych sercach i umysłach, to wartości o które ciągle należy zabiegać. Ryszard Mrówka

za mowę nienawiści uznaje wypowiedzi, które szerzą, propagują i usprawiedliwiają nienawiść rasową, ksenofobię, antysemityzm oraz inne formy nietolerancji, podważające bezpieczeństwo demokratyczne, spoistość kulturową i pluralizm. Wszystko wydaje się jasne i zrozumiałe, nie powinno być dowolności w interpretacji tej definicji. Jednak rzeczywistość okazuje się niestety przygnębiająca, to co jest mową nienawiści w ustach jednych polityków, te same słowa wypowiedziane przez ich przeciwników politycznych podnoszone są do rangi mowy „miłości i troski”. W znanej powieści „W pustyni i w puszczy” murzynek Kali uważał, że zły uczynek jest wówczas, gdy ktoś Kalemu zabrać krowę, natomiast dobry gdy Kali komuś zabrać krowę. Ta „zasada Kalego” funkcjonuje niestety także w naszej polityce. Pokłosie mowy nienawiści w naszym kraju jest tragiczne, w 1998 r. zostaje zamordowany Komendant Główny Policji Marek Papała, w 1984 r. zamordowany został kapelan warszawskiej „Solidarności” ks. Jerzy Popiełuszko. W 2010 r. oszalały bandzior zabija działacza „Solidarności” Marka Rosiaka, a ostatnio z rak szaleńca ginie na oczach publiczności Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. W ciągu ostatnich lat było wiele przypadków, tajemniczych i niewyjaśnionych okoliczności śmierci znanych nam osób. Czy została wyciągnięta ręka do zgody i pojednania po tragedii smoleńskiej lub tragicznym zabójstwie w Gdańsku? Niestety, żadnych wniosków nie wyciągnięto, w dalszym ciągu daleko do jakiegokolwiek pojednania, nie ma nawet opamiętania i żadnej refleksji. W Internecie rozlewa się fala obrzydliwego hejtu i oszczerstw. Atakowani są politycy różnych partii od lewej do prawej, perfidnie znieważa się i poniewiera kult katolicki, wielu politykom grożono śmiercią. Nienawiść i poniżanie godności ludzkiej to już codzienność, granice człowieczeństwa zostały przekroczone. Wprawdzie było wiele przypadków zatrzymań, będą także procesy sądowe najbardziej agresywnych hejterów, to jednak w dalszym ciągu w Internecie łamane są zasady humanitarne, roi się też od wpisów kolidujących z prawem. Fala nienawistnego heitu nie ominęła nawet obchodów Dnia Żołnierzy Wyklętych, proletariaccy klasyfikatorzy dzielą tych żołnierzy na wyklętych, przeklętych, godziwych, niegodziwych itd. Oczywiście w każdej grupie społecznej, w każdej organizacji czy oddziale partyzanckim znalazła się jakaś czarna owca, ale to nie jest powód by degradować całe podziemie niepodległościowe. To bohaterzy, którym należy się cześć i chwała! Ileż można mieć w sercu nienawiści i pogardy dla drugiego człowieka, jak długo jeszcze można się tak plugawić i poniżać? By boleśnie uderzyć w drugiego człowieka, używa się także symboli totalitarnych, swastyki lub gwiazdy, co już jest poważnym przestępstwem ściganym z urzędu. Czy jest jakaś szansa na wykorzenienie mowy nienawiści z przestrzeni społecznej i politycznej? Czy nienawiść, kłamstwo jak i zwykła ludzka głupota, może mieć miejsce w naszej egzystencji nadal? Dokąd będzie na to nasze przyzwolenie? Na to pytanie odpowiedzmy sobie sami. Ryszard Mrówka


4

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Kurier Czaplinecki - Marzec 2019

Ciekawostki na stropie „małego kościółka” (cz. 2) pierwszej części artykułu dowiedzieliśmy się, że o wyjątkowym pięknie wnętrza czaplineckiego kościoła pw. Św. Trójcy decyduje nie tylko bogato rzeźbiony barokowy ołtarz baldachimowy, ale także polichromie pokrywające strop, fasetę oraz ściany tej świątyni. Zgodnie z zapowiedzią zawartą w tytule, w pierwszej części artykułu zaprezentowano kilka ciekawych fragmentów malowideł pokrywających strop „małego kościółka”. Poniżej – dalszy ciąg ciekawostek ze stropu tej niezwykłej świątyni. *** Najbardziej rzucającym się w oczy, i zapewne najbardziej znanym fragmentem polichromii na stropie „małego kościółka” jest zaprezentowana w pierwszej części artykułu – wzorowana na obrazie Rubensa - kompozycja przedstawiająca Św. Trójcę. Podziwiając malowidła pokrywające strop tej świątyni warto jednak przyjrzeć się także innej kompozycji malarskiej, będącej niezwykle ważnym elementem całego założenia ikonograficznego. Poniżej przytaczam opis zawarty w moim opracowaniu „Czaplinecki kalejdoskop historyczny (V)” przygotowanym do XII tomu „Zeszytów SiemczyńskoHenrykowskich”: „W pobliżu empory organowej na sklepieniu znajduje się duża, efektowna kompozycja przedstawiająca pięć sylwetek: św. Marcina, św. Wojciecha, św. Ottona, św. Stanisława i bł. Jolanty. Wizerunki są podpisane, ale zostały one przedstawione z atrybutami, które umożliwiałyby ich bezbłędną identyfikację również bez podpisów. W centrum kompozycji umieszczony jest św. Otton z Bambergu, przedstawiony w stroju biskupim, z pastorałem i z dwiema strzałami w dłoni. Po jego prawej stronie znajduje się św. Wojciech (Adalbert) – również w stroju biskupim. Trzyma wsparty o ziemię krzyż, a u jego stóp leży wiosło. Po lewej stronie św. Ottona namalowany jest św. Stanisław ze Szczepanowa, przedstawiony także w szatach biskupich. Trzyma księgę i pastorał, błogosławiąc wskrzeszonego Piotrowina. Na skrajach kompozycji znajdują się: św. Marcin i bł. Jolanta. Św. Marcin pokazany jest jako żołnierz rzymski rozcinający swój żołnierski płaszcz, by podzielić się nim z żebrakiem. Bł. Jolanta, ubrana w habit zakonny, trzyma księgę i pastorał jako symbol przewodzenia wspólnocie sióstr zakonnych. I tu również mamy niespodziankę. Dotyczy ona postaci św. Wojciecha oraz św. Stanisława ze Szczepanowa. Ci święci uznawani są przez Kościół Katolicki za patronów Polski. Z materiałów historycznych wynika, że polichromie pokrywające strop kościoła powstały w 1896 r., a więc w czasie, gdy ziemia czaplinecka była częścią państwa niemieckiego, a Polska na skutek rozbiorów wymazana była z mapy Europy. Umieszczenie w tamtym czasie w „małym kościółku” wizerunków polskich patronów jest bardzo wymowne. Jest to jeden z wielu dowodów na to, że parafia katolicka w Czaplinku była w XIX stuleciu nie tylko ośrodkiem życia religijnego, lecz spełniała także rolę ośrodka kultywującego polskość ziemi czaplineckiej. Sprzyjał temu fakt, że parafia ta aż do 1923 r. należała do Archidiecezji Gnieźnieńsko-Poznańskiej. Trzeba podkreślić, że trzy pozostałe postacie z tej kompozycji malarskiej również związane są z polską historią, a zwłaszcza z dziejami Wielkopolski. Święty Otton z Bambergu był zaproszony przez Bolesława III Krzywoustego do Gniezna, skąd wyruszył z misją chrystianizacyjną na Pomorze Zachodnie. Błogosławiona Jolanta, zanim została zakonnicą, była księżną kaliską i wielkopolską jako żona Bolesława Pobożnego. Z kolei św. Marcin od czasów średniowiecza jest patronem

kościoła w Poznaniu. Kult tego świętego w stolicy Wielkopolski jest szczególnie rozwinięty. Na obszarze dzisiejszego Poznania istniała osada o nazwie Święty Marcin, po której pozostała pamiątka w postaci nazwy ulicy w centrum miasta. Jak już wspomniano wcześniej, w ewidencji zabytku nie ma żadnej informacji o autorze XIXwiecznych polichromii w czaplineckim kościele pw. Św. Trójcy, ani o okolicznościach ich powstania. Opisana wyżej kompozycja z pięcioma sylwetkami pozwala domyślać się, że polichromie powstały z inspiracji władz kościelnych Archidiecezji Gnieźnieńsko-Poznańskiej”. Kompozycja ta zaprezentowana jest na fot. nr 1. W sąsiedztwie opisanego wyżej, niezwykle interesującego fragmentu polichromii znajdują się trzy niewielkie kompozycje o charakterze symbolicznym. Jedna z nich może wzbudzać szczególne zainteresowanie zwiedzających. Widzimy ją na fot. nr 2. Jej głównym elementem jest umieszczony na tle kotwicy ptak przypominający kształtem łabędzia. W urzędowej dokumentacji zabytku jest on inter2. Kompozycja z ptakiem. pretowany jako pelikan karmiący młode. Trzeba wiedzieć, że wizerunek pelikana karmiącego młode własną krwią jest znakiem ofiarności i poświęcenia, a w kontekście sakralnym symbolizuje ofiarę Chrystusa. W tej sytuacji pojawia się pytanie: dlaczego ptak z tej kompozycji bardziej przypomina łabędzia, niż pelikana? Czy jest to wynik fantazji, czy może raczej błędu twórcy polichromii? Nie wiadomo. Co ciekawe, jeden z obrazów znajdujących się na stropie „małego kościółka” jest zasłonięty przez organy w taki sposób, że widoczne są tylko jego niewielkie fragmenty pozwalające jedynie do-

3. Strzałka wskazuje lokalizację zagadkowego obrazu.

myślać się, że obraz przedstawia jakąś scenę biblijną. Podjąłem próbę sprawdzenia, co konkretnie przedstawia ten obraz. Po wejściu na emporę organową oglądałem i fotografowałem widoczne fragmenty obrazu z bliska, ale – niestety – niewiele można tam zobaczyć, bo między konstrukcją organów a sufitem jest bardzo mała przestrzeń, w związku z czym na to tajemnicze malowidło patrzy się pod zbyt małym kątem. Nie pomogło nawet wykonanie dokumentacji fotograficznej. Obraz ten nie został zidentyfikowany nawet w urzędowej dokumentacji prowadzonej przez Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków. Zasłonięta przez organy polichromia znajduje się nad emporą między obrazami „Zwiastowanie” i „Boże Narodzenie”. Lokalizację tego zagadkowego obrazu wskazuje strzałka na fot. nr 3. Czy dowiemy się kiedyś, co jest tam namalowane? (Koniec) 1. Pięć symbolicznych postaci.

Zbigniew Januszaniec


Kurier Czaplinecki - Marzec 2019

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

KOLEJNA REFORMA OŚWIATY auczyciele i pracownicy administracji ze Słonecznej 27, oraz niektórzy radni z poprzedniej kadencji musieli uznać ustawowe wygaszenie Gimnazjum, ale nie pogodzili się z wyprowadzeniem z budynku funkcji oświatowej. Zatem do wyborów samorządowych zawiązano komitet wyborczy, który wystawił jako kandydata na burmistrza p. Marcina Naruszewicza. Wieść gminna niosła, że w II-giej turze wyborów spotkają się Kuczyński i Kośmider. Wykombinowano zatem, że Naruszewicz może wystąpić jako ten trzeci, który ich pogodzi. Kalkulacje stały się faktem, p. Marcin wygrał wybory. Jednym z haseł Jego kampanii było utworzenie drugiej SP. I dzisiaj, za sprawą wywiązania się z obietnicy wyborczej aktualna jest problematyka, już nie utworzenia drugiej SP w mieście, lecz jedynie umieszczenia w budynku klas 7-8. Czy wobec tego mieszkańcy Czaplinka, a zwłaszcza mieszkańcy Osiedla Wiejska, optujący za utworzeniem drugiej SP nie czują się teraz oszukani? Czy prowadzone były konsultacje społeczne? Czy wszyscy rodzice chcą posyłać swoją młodzież na Słoneczną? Czy wszyscy nauczyciele zgadzają się na takie rozwiązanie? Czy wypowiadał się na ten temat Związek Nauczycielstwa Polskiego Oddział w Czaplinku, jak dwa lata temu (o czym poniżej)? Przewiduję wielki bałagan! Rządowa reforma oświaty rozpoczęła się w naszej Gminie praktycznie w styczniu 2017 r. Polegała ona przede wszystkim na wygaszeniu Gimnazjum i wprowadzeniu 8-klasowej podstawówki. Podczas narad dyrektorów szkół z kierownictwem Ratusza wypracowane zostały trzy warianty funkcjonowania sieci szkół w naszej gminie. Jednocześnie określiłem priorytety, jakimi powinniśmy kierować się przy wyborze wariantu sieci szkół: po pierwsze – dobro edukacyjne dzieci i młodzieży, po drugie – racjonalizacja ekonomiczna funkcjonowania oświaty, po trzecie – zabezpieczenie dobrze rozumianych interesów nauczycieli. Po kolejnych spotkaniach, roboczych naradach, konsultacjach z nauczycielami, związkami zawodowymi, mieszkańcami i radnymi zaproponowałem Radzie Miejskiej wariant: dwie SP w Gminie - w Czaplinku przy ul. Wałeckiej 49 i w Broczynie. Uzasadnienie tego modelu przedstawiłem jasno w prezentacji, która przez kilka miesięcy była dostępna na stronach UM, i nadal jest w zasobach Ratusza. O przyjęciu takiego rozwiązania zadecydowały przede wszystkim cztery elementy: 1. Wszechstronny potencjał tkwiący w SP przy ul. Wałeckiej - od sprawdzonej kadry kierowniczej i nauczycielskiej poczynając, a na bazie dydaktycznej i towarzyszącej kończąc. Szkoła przy Wałeckiej była zawsze dobrze zarządzana i dzisiaj stanowi nowoczesny kompleks oświatowy z funkcjonalnym zapleczem sportowo-rekreacyjnym. 2. Wykorzystanie budynku po Gimnazjum na inne potrzeby, konieczne do racjonalnego funkcjonowania gminnej wspólnoty. Podałem 10 możliwych sposobów wykorzystania obiektu, pod nazwą Centrum Integracji Społecznej. Trzy możliwości już zrealizowano: został uruchomiony żłobek, nowe lokale otrzymali Emeryci (pomysł z wyrzuceniem ich stąd i przeniesienia tu Izby Muzealnej jest absurdalny!) oraz drużyna ZHP. W międzyczasie powstały kolejne pomysły na zagospodarowanie gmachu, jak: ulokowanie szkoły prywatnej w systemie Montessori, uruchomienie zamiejscowego Wydziału Komunikacji, utworzenie kameralnego kina "Za Rogiem". 3. Racjonalizacja wydatków na oświatę. Znaczy to, że nie chodzi o oszczędzanie na edukacji, zwłaszcza kosztem dzieci, tylko o rozumne, celowe i nierozrzutne wydawanie pieniędzy podatników. Co roku w budżecie gminy wydatki na oświatę przez ostatnie 8 lat systematycznie wzrastały. Co roku rosły wydatki na płace nauczycieli, realizowane były zakupy inwestycyjne poprawiające jakość procesu dydaktycznego, inwestowano w bazę lokalową i termomodernizację. Aby zracjonalizować nakłady na oświatę, w tegorocznym budżecie zaplanowano modernizację źródła ciepła w SP za 2,3 mln zł. Przygotowane były działania organizacyjne skierowane na zmniejszenie wydatków na administrację szkolną. 4. Kolejny powód lokowania szkoły podstawowej w Czaplinku w jednym budynku, to demografia. Liczba rodzących się dzieci, pomimo programu 500+, który obowiązuje od kwietnia 2016 r., systematycznie w naszej gminie spada. Przed wprowadzeniem tego programu, w 2014 r. urodziło się w Gminie 156 dzieci, 2015 – 135 urodzeń, 2016 – 126 urodzeń, 2017 – 129 urodzeń, 2018 – 107 urodzeń, 2019 – 15 urodzeń (prognoza roczna to ok. 90 urodzeń). Jak widać tendencja urodzeń jest wyraźnie spadkowa. Rozwiązanie obecnie przyjmowane (7 i 8 klasy w byłym Gimnazjum) nie było brane pod uwagą przy wariantowaniu reformy. Jednak takie pomysły były zgłaszane, chociażby podczas debaty społecznej w CzOK-u. Jeżeli okaże się, że jednak program 500+ na każde dziecko,

5

czy inne wdrażane programy socjalne spowodują wzrost urodzin, jeżeli po Brexicie powrócą do Czaplinka dzieci z Anglii, jeżeli powrócą dzieci z Niemiec, bo u nas będzie żyło się lepiej, to taką decyzję można by uznać za celową. Tylko, czy ktokolwiek zna rodziny z dziećmi, które chcą wracać? Przypominając historię odnotujmy. Zarząd Oddziału ZNP w Czaplinku zaopiniował w 2017 r. projekt uchwały o utworzeniu jednej szkoły w Czaplinku w większości negatywnie (3 : 5), powołując się na dobro dziecka, ucznia, zatrudnionych nauczycieli i pracowników niepedagogicznych. Pozytywnie zaopiniowali projekt jednej szkoły Członkowie Zarządu reprezentujący Ogniska przy SP w Czaplinku i SP w Broczynie (3 osoby). Natomiast Członkowie Zarządu reprezentujący Ogniska przy Gimnazjum, Przedszkolu, MOW Czaplinek i Sekcji Emerytów i Rencistów zaopiniowali projekt jednej szkoły negatywnie (5 osób). Czyli upraszczając: Związkowcy ze SP Wałecka uznali, że należy utrzymać jedną szkołę, natomiast Związkowcy z Gimnazjum, MOW, Przedszkola i Nauczyciele Emeryci, że należy utworzyć dwie SP. Oba stanowiska mają na uwadze dobro dzieci i edukacji. Które stanowisko jest prawdziwe? Tok prac przy reformie oświaty i postępy w jej opracowywaniu przedstawiałem w kolejnych numerach Kuriera Czaplineckiego z 2017 r.: Nr 126 (luty), 127 (marzec) i 128 (kwiecień). Wieszającym obecnie przysłowiowe psy na reorganizacji naszej oświaty z 2017 r., zalecam sięgnąć do powyższych publikacji, aby odświeżyć sobie materię lub poszerzyć horyzonty. Ostatni artykuł zakończyłem skrótem c.d.n.b. co oznaczało: ciągu dalszego nie będzie. Niestety (a może stety?), życie społeczne napisało ciąg dalszy. Perspektywa czasowa, a zwłaszcza następujące z nią nowe uwarunkowania (w tym wyniki wyborcze), wymuszają inne spojrzenia na aktualną rzeczywistość. Radni ze Stowarzyszenia Przyjaciół Czaplinka poprzedniej kadencji decydowali samodzielnie w sprawie podjęcia uchwały o kształcie sieci szkół. Nie wszyscy głosowali zgodnie z moją propozycją. Obecnie także, radni z Klubu Radnych SPCz otrzymali wolną rękę w decydowaniu o kształcie organizacyjnym systemu oświaty w naszej Gminie. Jeszcze raz należy mocno zaakcentować, że ani Kośmider, ani ówczesna Rada Miejska nie zlikwidowali żadnej szkoły, Gimnazjum wygasiła ustawa. Prawdą jest natomiast to, że nie utworzyliśmy nowej szkoły, bo nie było i także obecnie nie ma takich podstaw. Jak istniały w Gminie dwie podstawówki, tak dwie do dzisiaj pozostały. Szkoły te zapewniają obecnie wysokie standardy nauki i rozwoju młodych ludzi na wszystkich płaszczyznach. Obecnie występujące w SP przejściowe niedomagania należy rozpatrywać wyłącznie w kategoriach organizacyjnych, możliwych do niemalże natychmiastowego rozwiązania. Przypomniał M. Czerniawski, że swego czasu zamknięcie szkoły wiejskiej w Kluczewie nazwałem barbarzyństwem. I do dzisiaj w tej sprawie zdania nie zmieniłem, chociaż likwidację szkół w Machlinach i Kluczewie przeprowadzono głównie z powodu braku uczniów, na wnioski mieszkańców i za zgodą rodziców, kiedy Burmistrzem była p. B. Michalczik. Szkoły wiejskie mają inny status środowiskowy niźli szkoły w mieście. Jak wysoko cenię szkoły na wsi, pokazała moja decyzja o utworzeniu w Broczynie kl. I z dwójką uczniów, a potem w ramach reformy oświaty utrzymanie tej placówki. I tutaj oszczędzanie nie wchodziło w rachubę! Jako przerywnik dodam, że władze amerykańskiego hrabstwa Albany ze stanu Wyoming, jesienią ub.r. ponownie uruchomiły jedną ze szkół na terenach mało zamieszkanych, aby mógł chodzić do niej jeden uczeń! Dobro dzieci, przywoływane jako argument za utrzymaniem szkoły w Gimnazjum, może być interpretowane dość swobodnie, a na pewno jest widziane przez pryzmat dobra nauczycieli z wygaszanej placówki, którym warunki pracy z młodszymi dziećmi za bardzo nie odpowiadają. Swego czasu, w SP przy ul. Wałeckiej uczyło się nawet 1200 uczniów. Na pewno było ciasno i występowały elementy dwuzmianowości. W roku szkolnym 2019/20 w mieście będzie uczyło się ok. 805 uczniów. Po wprowadzeniu zmian pozostanie ok. 600 uczniów w SP Wałecka, a w budynku przy ul. Słonecznej ok. 200. Oba budynki będą może nie tyle puste, co nie będą racjonalnie wykorzystane. Przenosząc z Gimnazjum do SP wszelkiego rodzaju wyposażenie techniczne, w tym pracownie, można by znacząco wzmocnić potencjał Wałeckiej, który służyłby wszystkim uczniom. A podziały w czaplineckiej społeczności pozostaną, bo mamy i zwolenników, i przeciwników obecnie funkcjonującego systemu, jak i proponowanych zmian. Na razie wygrywają bardziej krzykliwi, w zasadzie grupka nauczycieli gimnazjalnych i wtórujący im zmanipulowani nieliczni rodzice, którzy razem potrafili podczas obrad kolejnych Komisji Oświaty wywrzeć presję na niektórych Radnych. Każdy, kto w jakikolwiek sposób decyduje o obecnym kształcie systemu oświaty, bierze za to odpowiedzialność. Już niebawem czas pokaże, kto miał rację. Adam Kośmider


6

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Kurier Czaplinecki - Marzec 2019

BYŁ TAKI ZAKŁAD TELCZA (cz. II) 1978 r. nastąpiło uroczyste otwarcie nowego, nowoczesnego zakładu. Spełniły się dalekowzroczne marzenia czaplineckich władz sprzed kilkunastu lat. W Czaplinku nie było bezrobocia! Zasadnicza Szkoła Zawodowa szkoliła dla zakładu narzędziowców i monterów podzespołów teleelektronicznych. Zajęcia praktyczne odbywały się w zakładowym warsztacie szkolnym, a po skończeniu szkoły młodzież miała zagwarantowaną pracę. Oprócz części przemysłowej załoga otrzymała nowoczesną przychodnię lekarską i stołówkę. Miasto otrzymało silny impuls rozwojowy. Potem nadeszły trudne lata 1980/81, kiedy to nastąpiło załamanie produkcji i groziła redukcja połowy z 650 zatrudnionych pracowników. Na początku 1982 r. dyrektorem zakładu został Zygmunt Figarski i zaczęło się gorączkowe poszukiwanie i uruchamianie nowych wyrobów. Olbrzymi wysiłek przyniósł efekty – uruchomiono produkcję telefonów, radioodbiorników, 1982 r. 15-lecie zakładów. Dyrektor zasilaczy i nowoczesnych podzemgr Zygmunt Figarski. społów teletechnicznych i innych wyrobów. Nastąpił dalszy rozwój TELCZY: rozbudowana została kotłownia, hala produkcyjna i magazyny, zostały zakupione nowoczesne maszyny i urządzenia. Nie spełniły się proroctwa o "spodzie", zakład

1983 r. Pracownicy odznaczeni z okazji Dnia Łącznościowca.

którego organizatorami byli Rada Zakładowa pod przewodnictwem Franciszka Łodziato, oraz dział spraw pracowniczych pod szefostwem Andrzeja Rosiaka. Ileż to zorganizowano wycieczek, kolonii, wczasów, szkoleń, zabaw, grzybobrań i innych imprez! Wielu pracowników dokształcało się zaocznie, a liczba osób z wyższym wykształceniem sięgała blisko 40.

1987 r. Otwarcie hali na 20-lecie zakładu.

W końcu 1989 r. zakład liczył już 830 pracowników i rozpoczęto kolejną inwestycję. Wzrost zarobków i poczucie bezpieczeństwa w pracy skłoniły wielu pracowników do podjęcia budowy własnych domów. Zakład udzielił im wszechstronnej pomocy, zlecając opracowanie dokumentacji Osiedla Siedemsetlecia, udzielając niskoprocentowych pożyczek z funduszu mieszkaniowego i wspomagając pracownicze zrzeszenie budowy osiedla.

1982 r. Czyn społeczny nad j. Czaplino.

lepiej sobie radził w kryzysie niż stare i bogate firmy z branży. Wzrosło też oddziaływanie miastotwórcze. Prawie wszystkie podjęte wtedy miejskie inwestycje rozwojowe i modernizacyjne brały się z inicjatywy lub były wspomagane przez zakład. Kwitło też życie społeczne załogi,

1993 r. Wydział Montażowy - pracownice przy linii produkcyjnej.

Lata osiemdziesiąte. Pracownice Telkom-Telczy na 1 maja.

Z dniem 1 stycznia 1990 r. wszedł w życie Plan Balcerowicza. Dla polskiego przemysłu, a więc i dla Telczy oznaczał on katastrofę. Gwałtownie rosło zadłużenie, rwały się więzi kooperacyjne i handlowe, zakłady straciły płynność finansową, a banki wstrzymały finansowanie. Niewypłacalność handlowych partnerów i masowe upadłości firm spowodowały załamanie gospodarki. TELCZA w ciągu kwartału straciła 70% odbiorców, a jej zadłużenie lawinowo rosło. Dyrektor Zygmunt Figarski słał rozpaczliwe listy do ministerstw, a w końcu ciężko się rozchorował i odszedł na rentę. Rada Pracownicza, w wyniku przeprowadzonego konkursu, powierzyła stanowisko emerytowanemu oficerowi Marynarki Wojennej z Kołobrzegu. W tym czasie nawiązano rozmowy z Jakubem Grankiem z Hamburga, właścicielem montowni radioodbiorników w Malezji. Zaproponował on utworzenie


Kurier Czaplinecki - Marzec 2019

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

spółki z o.o., która produkowałaby radioodbiorniki meblowe i samochodowe. Niestety, dyrektor Laskowski propozycję potraktował z rezerwą, a jego pochopne decyzje zwiększały zadłużenie Telczy, której zaczęła grozić upadłość. Szczęśliwie, dzięki rozumnemu stanowisku ówczesnego Dyrektora Departamentu Rozwoju w Ministerstwie Przemysłu – Zdzisława Stachury (brat naszego dr H. Stachury), powołano komisję, która wydała jednoznaczną opinię, że jedynym ratunkiem dla zakładu jest przyjęcie oferty zagranicznego inwestora. Jedynym możliwym rozwiązaniem prawnym było zlikwidowanie zakładu i wniesienie go, z całym "dobrodziejstwem inwentarza", do tworzonej spółki, jako wkład na pokrycie udziałów. W trakcie obrad komisji nastąpił dramatyczny moment, kiedy dyr. Laskowski oświadczył, że nie wierzy w możliwość powstania spółki, bo J. Granek nic do niej nie wniesie. Los sprawił, że w tym momencie wpada do sali Zbyszek Kołodziejczak - Kierownik Działu Transportu i pyta - co on ma robić, bo miał telefon, że w Gdyni czeka dwadzieścia kontenerów z Malezji. Dopiero wtedy Laskowski skapitulował, a na likwidatora zakładu wyznaczono Wiesława Krzywickiego. Dyrektorem Zarządu spółki został Jakub Granek, a jego Zastępcą Janina Wysocka. Do końca 1990 r. w błyskawicznym tempie nastąpiło uruchomienie produkcji przeniesionej z Malezji oraz podpisanie umowy spółki, która przyjęła nazwę "Granek-Telcza". Niestety zaciążył na niej "grzech pierworodny", a mianowicie ogromny dług "wypracowany" w 1990 r. Wynosił on 1,5 mln dolarów i znacząco obniżał wartość wnoszonego przez stronę polską aportu. W bilansie zadłużenie to równoważone było zapasami magazynowymi materiałów i wyrobów, i należnościami handlowymi. Ale od zadłużenia naliczane były ogromne odsetki, zapasy były niesprzedawalne, a należności nieściągalne. Nękali w tym czasie spółkę najwięksi wierzyciele: ZUS i PKO, którzy występowali z wnioskami o jej upadłość, ale udawało się te wnioski oddalić.

1995 r. Zgromadzenie wspólników Granek-Telcza. Od prawej: Jakub Granek, Wiesław Krzywicki, Mirosław Truskowski, Janina Wysocka.

Mimo tego spółka szybko zwiększała produkcję i poprawiała, początkowo kiepską, jakość produkcji. Pomagali w tym specjaliści z upadłych zakładów radiowych (Diora, Kasprzak), jak np. Waldemar Nowaczyk, Karczewski. W 1995 r. dzięki współpracy z polskimi spółkami AGROPOL i POLMOT podjęto dużą produkcję eksportową radioodtwarzaczy samochodowych do Włoch, Hiszpanii i Anglii. I w tym to roku spółka uzyskała zysk operacyjny. Ponadto udało się zrealizować program naprawczy, w wyniku tego zawarto umowę z ZUS, która przewidywała umorzenie ogromnych odsetek od zadłużenia (a było tego powyżej 1,5 mln zł), a Minister Finansów zgodził się na umorzenie 650 tys. zaległego podatku VAT. Wydawało się wówczas, że spółka "wypływa na szerokie wody". Ukoronowaniem działań oddłużeniowych miało być wykupienie przez J. Granka długu Spółki w PKO i jego umorzenie, do czego zobowiązał się w uchwale wspólników. Zarząd Spółki miał już uzgodnione z Pomorskim Bankiem Kredytowym w Szczecinku udzielenie znacznego kredytu na sfinansowanie eksportu. Niestety, wspólnikowi zagranicznemu, który zamierzał przejąć udziały skarbu państwa, było nie na rękę, że spółka wychodzi z długów. Zamiast więc umorzyć kupiony dług, zabezpieczył go na hipotece spółki i uniemożliwił tym samym uzyskanie przez nią kredytów.

7

Widok zakładów Telkom-Telcza z lotu ptaka.

Jednocześnie ograniczył dostawy materiałów i podwyższył ich ceny. Spółka wygrała powyżej 20 spraw sądowych ze swym wspólnikiem, ale nie była w stanie przeprowadzić na terenie Niemiec egzekucji swych roszczeń, ani wykreślić ustanowionej hipoteki. Jakub Granek stracił swe udziały, a kupiły je Agencja Rozwoju Przemysłu i duńska spółka Dan Access. Zlicytowana została też własność Granka – Spółka z o.o. Telin), a kupili ją pracownicy Telczy. Telcza (bo taką nazwę przyjęła Spółka po pozbyciu się Granka) przetrwała jeszcze 2 lata. ZUS, wobec niedotrzymania ugody, naliczył wszystkie zaległe odsetki i wystąpił z wnioskiem o upadłość Telczy, co nastąpiło w marcu 1997 r. – miesiąc przed 30 rocznicą istnienia zakładu. Telcza była przedostatnim zakładem radiowym w Polsce, który upadł. Dosięgło to wcześniej takie potęgi jak: Kasprzak, Diora, Fonika, Unimor, Telpod i inne. Jeszcze przed upadłością, przy zaangażowaniu funduszy Ministerstwa Spraw Socjalnych, utworzono spółkę Plast-Tel (istnieje do dziś). Daleko zaawansowane były działania na rzecz utworzenia zakładu narzędziowego, lecz zablokował je wojewoda koszaliński. Także przed upadłością, w końcu 1996 roku, udało się sprowadzić do Czaplinka spółkę Kabel-Technik-Polska, która jest dzisiaj największym pracodawcą w powiecie drawskim. Upadłość Telczy przebiegała w sposób kontrolowany. Główną część majątku kupił In-Tel Spółka z o.o., za środki przekazane przez Agencję Rozwoju Przemysłu. Historia tej firmy to już zupełnie inna sprawa. Ze wzruszeniem wspominam minione lata, a w szczególności trudne początki. Załoga, a najbardziej kobiety, swą ciężką, rzetelną pracą zbudowała zakład, którego zazdrościło Czaplinkowi wiele większych miast. Panowała w nim prawie rodzinna atmosfera, a dzieci pracowników miały zapewnioną, pracę i awans społeczny. W ostatnich latach istnienia zakładu pracowały w nim całe rodziny – często nawet trzy pokolenia. Transformacja ustrojowa spowodowała upadek Telczy – bez winy jej załogi. Byli pracownicy Telczy mogą być dumni, że zbudowali w miasteczku bez tradycji przemysłowych, nowoczesny zakład, że bronili go tak długo przed upadłością, i że nadal ich "dziecko", chociaż w innych już rękach, jest największym zakładem w powiecie. Wielu pracowników Telczy pracowało w wielu czaplineckich przedsiębiorstwach przysparzając im sukcesów oraz pozakładało prywatne firmy (Rolak, Przemysław, Eltik i inne). Natomiast założyciel KTP Norbert Heib, po odejściu z tej spółki, utworzył w Czaplinku następny duży zakład System-Elektrotechnik S-E-T, produkujący wiązki kablowe. Kupili go potem Szwedzi i obecnie nazywa się Rimaster Poland. 10 kwietnia tego roku miną 52 lata od uruchomienia produkcji w Oddziale Zamiejscowym Kazel w Czaplinku – zakładu przemysłowego w Czaplinku. To, jakim jest dzisiaj Czaplinek, zawdzięcza w dużej mierze temu zakładowi i jego następcom. Wiesław Krzywicki


8

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Car syberyjskich rzek listopadowym, Nr 147 naszego Kuriera Czaplineckiego miałem okazję i przyjemność przedstawić naszą największą rybę z rodziny łososiowatych – głowacicę. Nielicznie już występującą w naszych rzekach południowo-wschodniej Polski. Ryba, jak ją określiłem - królewska. Ale jak nazwać rybę z tego samego gatunku osiągającą długość ponad 2 m i wagę nawet 100 kg? Jest to na pewno cesarz wśród wszystkich ryb z rodziny łososiowatych. Tajmień, bo jego mam na myśli, jest genetycznie, jak i z wyglądu, prawie w 100% podobny do naszej głowacicy. Jest rybą słodkowodną. Ewolucyjnie jest najstarszą z rodziny łososiowatych, i największą z ryb łososiowatych na świecie. Na ogół wszystkie ryby łososiowate są dwuśrodowiskowe, to znaczy, że liczne grupy łososi, liczne jej podgatunki żyjące dłużej lub krócej, większość swego dorosłego życia spędzają w morzach lub oceanach, tam wypasając się na żyznych w śledzie, sardyny i inne ryby podwodnych łąkach. Na tarło zaś wracają do rzek, tam gdzie się wykluły z ikry. Tam, gdzie ich rodzice pokonując nieraz setki przeszkód, setki km, dotarli w górę rzek, i tam na ogół zakończyli żywot. Jakiś ogromny kataklizm w przyrodzie w przeszłości, może kolejne wielkie zlodowacenia spowodowały, że ryby te zostały odcięte od tradycyjnych żerowisk w oceanach. Stały się rybami jednośrodowiskowymi w słodkich rzekach Syberii. Tajmień występuje w Rosji, Kazachstanie, Chinach, Mongolii. Rosja, j. Teleckie w górach Ałtaj, o powierzchni 223 km2 i głębokości 325 m – wypływa z niej rz. Bija. Przypuszcza się, że to jakaś niecka, krater po wygaszonym wulkanie. Spotkać można tajmienia w górnej Wołdze, Peczorze na Uralu, w Amurze na Syberii, w Ussuri. W Chinach jest już wpisany na Czerwoną Listę zwierząt zagrożonych wyginięciem. Występuje tam już tylko ok. 5% wcześniejszej populacji. Na Sachalinie podgatunek zwany jest czerwicą, lub tajmieniem japońskim, gdyż występuje na Wyspach Kurylskich oraz na Hokkaido. Na Sachalinie było tajmienia tak dużo, że dla jego bogactwa osiedlali się tam ludzie. Najwięcej jest go jednak w Mongolii, jest tam całkowicie ryba endemiczną. Cała olbrzymia Mongolia to kraj liczący zaledwie 3 mln mieszkańców, więc udaje się zachować pogłowie tajmienia w jej wielu rzekach, chociaż też już nieliczny, bo szacuje się około 20 osobników na 1 km rzeki. Zagrożeniem są kłusownicy z Rosji i Chin. Cała populacja zagrożona jest z uwagi na smaczne mięso, ale też tajmień jest wysoko ceniony w wędkarstwie sportowym. Powstają tam firmy wędkarskie na potrzeby wędkarzy z całego świata, którzy płacą tysiące dolarów za złowienie tego największego łososia świata. Pocieszeniem jest fakt, że w Mongolii nieliczna ludność czerpie korzyści z turystyki, jednocześnie chroni tajmienia. Obecność dużych ryb świadczy o braku kłusownictwa w niektórych rejonach rzek. Szczególnie pomocni są mnisi buddyjscy, bo poszanowanie życia wszelkiego zwierzęcia jest w ich wierzeniach. Ciekawostką może być fakt, że na tych bezkresnych obszarach Mongolii transport oparty jest na koniach, które całą zimę żyją na dziko, nikt się nimi nie opiekuje. Duży tajmień to król rzek, potwór – tak go nazywają w odróżnieniu od innych ryb łososiowatych. Ma ogromna głowę i pysk jak każdy skuteczny drapieżnik, głowa większa od ludzkiej. Ciało walcowate, prawie niczym się nie różni od opisanej przeze mnie głowacicy. Czerwona płetwa ogonowa, kremowo-biały brzuch, a na całym ciele czarne kropki. Samce są przed tarłem bardziej jaskrawe, dolna płetwa odbytowa i część płetwy grzbietowej pomarańczowo-czerwona. Dojrzałość płciową osiągają dość późno, bo

Kurier Czaplinecki - Marzec 2019

w wieku 8 lat. Widzimy więc, że gdy odsetek osobników starszych jest niski, to i populacja jest zagrożona. Samica produkuje ok. 1000 jaj na każdy kg ciała, dlatego duże ryby są istotne dla podtrzymania gatunku. One właśnie produkują najwięcej narybku. Tajmienie dożywają nawet ponad 30 lat, dlatego chroniąc gatunek, należy te najstarsze, okazałe sztuki wypuszczać z powrotem do wody. Tak jest zapisane w regulaminie połowu. Tylko kto na tych bezkresach tego przestrzega? Tajmienie od maja do czerwca zaczynają opuszczać swe kryjówki i wędrują w górę rzeki, aby odbyć tam tarło. Jest rybą typowo terytorialną. Poza okresem tarła, nie oddala się na ogół z miejsc, które obrał sobie za swoje siedlisko. Rybacy nazywają to „akwenem domowym”. Czasem ze względu na stan wody, lub czasowy brak pożywienia wędruje nawet do 100 km, ale zawsze wraca do swego akwenu. Naukowcy śledzą wędrówki tajmieni w celu jego ochrony. Odłowionym i wypuszczonym z powrotem do wody osobnikom wszczepia się czipy, aby ponownie po kilku latach określić ich wagę, rozmiar i trasę wędrówki za pomocą anten satelitarnych, są zatem łatwe do zlokalizowania. Śledzi się je także podwodnymi odbiornikami akustycznymi, gdy tylko ryba znajdzie się w ich zasięgu. Nie zapominajmy, że na tych obszarach woda w rzekach jest bardzo zimna, a więc też bardzo dobrze natleniona. Ryby poławiane są na zwykłe wędki (tak jak głowacice). Spinning, sznur muchowy, haczyki bez zadziorów, aby nie kaleczyć ryby. Za przynętę służy sztuczna mucha, wobler i inne łososiowe przynęty. Żerujący tajmień jest nieustraszony – walczy ostro. Na ofiarę zaczaja się za jakimś głazem, skałą w rzece, wiatrołomem, zagłębieniu, bo tam odpoczywa i oszczędza energię w wartkim prądzie rzeki. Żyjąc tak długo są wycwanione, na co składa się cały łańcuch pokarmowy. Na wykluwających się jętkach żerują małe ryby, na które z kolei polują większe drapieżniki. Duży tajmień atakuje, można powiedzieć tak po chłopsku, wszystko co się w wodzie rusza. A więc na ptaki wodne, myszy, kaczki, piżmaki, wiewiórki, sobole – jest nieustraszony, jak złapie, to już nie puści. Tajmień jest kanibalem – osobniki 3-4 kg to można określić, że jeszcze dzieci, nie mogą się czuć jeszcze bezpiecznie, nawet przed swoimi rodzicami. Życie tajmienia jest pełne niebezpieczeństw, o czym świadczą liczne rany i blizny po okaleczeniach, widoczne u złowionych okazów. Na okres zimowy tajmienie gromadzą się w głębszych partiach rzek, ale niedaleko stałych miejsc żerowania. Jak już podkreśliłem wyżej, tajmień ma się najlepiej w Mongolii, jest go tam najwięcej. Bowiem jest tam najwięcej czystych rzek, ale też najbardziej zagrożonych. Mongolia jest najbogatszym krajem świata. To nie przesada. Posiada ten kraj największe, szacowane zasoby złota, a rezerwy ulokowane są w górnych rejonach rzek, w ich korytach. Nic strasznego, o ile są to stare koryta rzek – najwyżej powstanie księżycowy krajobraz. Najgorsze, to bagrowanie górnych odcinków rzek. Jest niszczona cała rzeka. Złoto jest wypłukiwane na skalę przemysłową. Dragi usuwają wierzchnią warstwę piasku, złoto oddzielane jest od żwiru i piasku za pomocą sit (jako cięższe opada niżej). W rzekach zakłócono naturalne środowisko, gdzie tajmień dotychczas składał ikrę w czasie tarła. Czytelników, których interesuje ten temat, jak i ryby łososiowate, zachęcam do oglądania w telewizji cyklu o wydobywania złota na Alasce w filmach „Gorączka złota”, a dla miłośników wędkarstwa filmy z cyklu „Polowanie na rzeczne potwory”. Takim potworem jest prześliczny i groźny tajmień. Ryba zagrożona, a jej brak zmieni cały ekosystem w rejonach Azji, którą miałem możliwość niniejszym przedstawić. Józef Antoniewicz


Kurier Czaplinecki - Marzec 2019

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Bogowie, mędrcy i zrzędy rzez wieki Seniorów uważano za kogoś niezwykłego. Dziś stanowią oni 20% społeczeństwa. Co to dla nas oznacza?” W XVII w. więcej niż 65 lat miało zaledwie 5-6% populacji. W kolejnych stuleciach wraz z postępem medycyny, poprawiającą się jakością żywności i przemianami gospodarczymi spadała liczba urodzeń, przybywało zaś dziadków i babć, którzy żyli coraz dłużej. Wg Eurostatu w 2017 r. więcej niż 65 lat miało 19% ludności UE, a we Włoszech, Niemczech i Grecji – nawet ponad 20%. W Polsce seniorzy to 17% społeczeństwa. Coraz częściej mówimy nie tylko o trzecim wieku po sześćdziesiątce, ale i o czwartym po osiemdziesiątce. Dziadkowie i babcie odgrywają w społeczeństwie coraz większą rolę. Maleje przecież liczba dzieci. Skończyły się też nieliczne roczniki emerytów przetrzebione przez wojnę. Dawniej odsuwani na boczny tor, dziś seniorzy przestają się odróżniać od młodych archaicznym strojem i stylem bycia. Żyją coraz dłużej i dysponują niekiedy pokaźną gotówką. Seniorami zainteresowali się przedsiębiorcy, sieci sklepów, biura turystyczne, media i reklamodawcy oraz służba zdrowia – rośnie liczba geriatrów. Ale dziadkowie i babcie napędzają gospodarkę w zamożnych społeczeństwach Zachodu, na biedniejszym Wschodzie są problemem ze względu na konieczność wypłacania im emerytur, rent, i z powodu dolegliwości zdrowotnych, powodujących wzrost kosztów służby zdrowia. O poparcie seniorów zabiegają partie polityczne, które odwołują się do ich tęsknoty za przeszłością i młodością. Pomysł obchodzenia Dnia Babci pojawił się po raz pierwszy w 1964 r. na łamach pisma „Kobieta i Życie” – najpopularniejszego wówczas tygodnika. Idea została wprowadzona w życie rok później w Poznaniu. 21 stycznia 1965 r. na scenie poznańskiego Domu Kultury przy ul. Grunwaldzkiej 22 występowała gościnnie znakomita aktorka – Mieczysława Ćwiklińska. Nie dość, że grała wspaniale rolę babci w sztuce Alejandro Casony „Drzewa umierają stojąc”, to jeszcze tego dnia świętowała swoje 85. urodziny. Te fakty postanowiono połączyć i żartobliwie wykorzystać. Redakcja „Expressu Poznańskiego” zamówiła w cukierni „Merkurego” wielki tort z napisem „Dla babci”, który został wręczony jubilatce po pierwszym akcie wraz z kwiatami, przez ówczesnego kierownika działu kultury tej gazety – Ryszarda Daneckiego. Wmówił on aktorce, że tego dnia, 21 stycznia, w Poznaniu obchodzi się Dzień Babci. Media podchwyciły ten pomysł. Rok później 21 stycznia 1966 r., warszawski „Express Wieczorny” ogłosił tę datę Dniem Babci. A ponieważ był to wówczas najbardziej poczytny dziennik w Polsce, zaczęło się świętowanie. Dzień Babci stanowił wspaniałą okazję do integracji rodziny, sąsiadów, znajomych. Takie spotkania były wtedy przecież często jedyną szansą na wymianę informacji i utrzymanie kontaktów. Idąc za ciosem, powstał pomysł, aby w podobny sposób docenić dziadków. W latach 70. Telewizja Polska ogłosiła konkurs na najbardziej odpowiednią datę dla ich święta. Wygrał 30 maja – dzień urodzin Mieczysława Fogga. Termin ten na świętowanie Dnia Dziadka jakoś się nie przyjął. Od lat 80. zaczęto go obchodzić powszechnie 22 stycznia, czyli tuż po Dniu Babci. Co prawda, nie przyjął się u nas miły zwyczaj obdarowywania dziadków niezapominajkami na znak pamięci o nas, ale inne kwiaty też są ważnym wyrazem miłości naszych wnuków. Czasem jednak wystarczy sama obecność. Żyjemy w świecie lukrowanego konserwatywnego mitu tradycyjnej rodziny wielopokoleniowej, mieszkających w jednym domu: dziadków, rodziców, dzieci. Miało to być podstawą większej trwałości i siły rodziny, mocniejszych więzi, uczuć, większej solidarności i wzajemnej pomocy. Dodatkowe spoiwo miała stanowić religia podtrzymująca rodzinę. Owszem, rodzina wielopokoleniowa z dziadkami, rodzicami i dziećmi istniała w Europie Południowej i Środkowej, ale uznanie jej za rdzeń naszych europejskich wzorów kulturowych to legenda. W rzeczywistości ludzie starzy często mieszkali nie z dziećmi, ale osobno, i młode pokolenie słabo odbierało ich jako babcie i dziadków. Ludzi starszych postrzegano nie tyle jako babcie i dziadków, ile raczej jako gospodarzy i pracowników oraz jako starych małżonków. Czas życia naszych przodków był krótki i tylko część dziadków mogła się cieszyć wnukami. Wiek, w jakim zawierano małżeństwa, wbrew stereotypom był w Europie późny. W XVI i XVII stuleciu dla kobiet wynosił 25 – 27 lat, dla mężczyzn 26 – 29 lat. Odpowiednio dziadkami zostawali oni w wieku 50 – 55 i 55 – 60 lat. Jednak 55 – 60 lat dożywało nie więcej niż 10% społeczeństwa. Z drugiej strony w epoce braku antykoncepcji między pierwszym a ostatnim dzieckiem mogła być różnica nawet 20 lat i te najmłodsze miały bardzo małą szansę poznania swoich dziadków. W miastach seniorzy też często nie mieszkali z dziećmi. Dopiero osoby powyżej 80. roku życia – częściej zniedołężniałe – mieszkały razem z młodszym pokoleniem. Ale było ich bardzo niewiele. Dziadkowie często natomiast wychowywali osierocone albo na pół osierocone wnuki. Kryzysy związane ze starością w społeczeństwie przednowoczesnym miały postać zupełnie odmienną od dzisiejszej. Nie było zabezpieczeń emerytalnych po okresie aktywności zawodowej, a ta nierzadko trwała aż do śmierci, chyba że pracę uniemożliwiały dolegliwości zdrowotne. Na ziemiach polskich, np. w XIX w., szczególnie na wsi,

9

popularne było zjawisko dożywocia. Polegało ono na tym, że po przejęciu od starego ojca gospodarstwa syn zapewniał mu do śmierci dach nad głową i utrzymanie. Jeżeli syn przejmował gospodarkę, córka dostawała od rodziców przy wyjściu z domu wiano. Pościel, naczynia kuchenne, odzież, żywy inwentarz. Niektórzy seniorzy zastrzegali sobie wymowę, czyli prawo do użytkowania kawałka ziemi, do izby i sprzętów w niej, od tej pory byli na wycugu. Kiedy rodzice byli chorzy, należało nimi się zająć, kiedy nie mogli już dojść do kościoła – dowieźć. W dożywociu gwarantowano własną izbę, a gdy dom był mały, własne miejsce, np. przy piecu. Częste były jednak konflikty, wymówki, gniew, obelgi i brutalne traktowanie, co znalazło odbicie w XIX-wiecznej literaturze. Znane było zjawisko odejścia starych mężczyzn na komorników do innych gospodarzy (XVI-XVII w.). Także wiele starych kobiet dożywało dni jako komornice, ale były to wdowy, które rzadziej niż mężczyźni wchodziły w powtórne związki małżeńskie. Oprócz tego starsi znajdowali schronienie w bardzo licznych, prowadzonych zwykle przez Kościół szpitalach oraz w klasztorach. Zajmowały się nimi również władze komunalne. Opieka społeczna odnosiła się w znacznym stopniu do ludzi, którzy ze względu na wiek nie byli już zdolni do pracy. Szczególnie wielu ludzi starych było wśród włóczęg i żebraków. Dziadkowie i babcie pozostawali więc niedocenieni, ale starość, rozumiana jako okres w życiu, była widoczna. W przeszłości starość ukazywana była zwykle przez pryzmat jej wad. W prymitywnych technicznie czasach seniorom brakowało komfortu. Izby były zbyt wielkie i słabo ogrzewane, hulały przeciągi, a podróże powodowały niewygody. Nie radzono sobie z chorobami. Zapis o starości z 1757 r. mówi, że starość jest portem, do którego zawijamy: „Liny pozrywane, żagle podarte falami, załoga wyczerpana, statek cały przecieka (…). Starość to czas jałowości i niedostatku”. Była postrzegana jako drugie dzieciństwo: zepsuty wzrok i smak, brak zębów utrudniający spożywanie posiłków oznaczał kalectwo i samotność. Starców niepotrzebnych i zawadzających nierzadko się pozbywano. W czasach niedoboru żywności stanowili oni zbyt duże obciążenie dla grupy. Wprawdzie wspomniany trop starca o zrujnowanym zdrowiu był bardzo popularny, ale nie budzi też zdziwienia imponujący biblijny wizerunek siwowłosego Boga Ojca. Wpływy starców w dawnym świecie były ogromne. Cieszyli się szacunkiem wśród niepiśmiennych plemion Afryki, bo zmiany technologiczne nie były zbyt wielkie ani szybkie i seniorzy nie zostawali w tyle. Przy braku kultury pisma zdawano się na pamięć starców, która stanowiła skarbnicę bezcennej wiedzy. Było ich niewielu. Nasi paleolityczni przodkowie żyli krótko, odnalezione szkielety wskazują, że nie dożywali trzydziestki. W neolicie sytuacja się poprawiła, ale nadal ludzi starych było mało. Dlatego w starożytności często przypisywano im właściwości nadprzyrodzone, a niektórym oddawano boską cześć. Bardziej nowoczesne pojmowanie starości przyszło w Oświeceniu, kiedy odkryto znaczenie i emocjonalność dziadków i babć. Więcej też myślało się wówczas o starości i zapewnieniu bezpieczeństwa w późnym wieku. Wraz z sekularyzacją powoli znikała dotychczasowa opieka kościelna nad seniorami, a zaczęły się pojawiać projekty organizowanych przez państwo uposażeń emerytalnych. Pierwsze emerytury wprowadzono dla żołnierzy. Zbudowany został paryski Pałac Inwalidów, pojawiły się również środki na wypłacanie emerytur starym żołnierzom poza domami inwalidów. W 1772 r. wprowadzono emerytury dla francuskich pracowników poczty. W okresie rewolucji powstawały kolejne projekty, takie jak emerytury dla duchowieństwa. Książę de la Rochefoucauld projektował nowoczesny system składkowy, który przy odkładaniu przez całe życie zapewniał emeryturę. W Anglii w 1882 r. otwarto przytułek dla weteranów w Chelsea, dawano środki na emerytury; w Austrii Maria Teresa w 1750 r. utworzyła komisję przydzielającą renty kilku tysiącom inwalidów. W Prusach emerytury dla wojskowych pojawiły się w 1797 r., a dom dla inwalidów w Berlinie wzniesiono już w 1748 r. System emerytalny długo uważano za pomysł niebezpieczny. Obawiano się, że ludzie z zapewnioną emeryturą nie będą zakładać rodzin i płodzić dzieci, tylko pogrążą się w rozpuście i chwilowych przyjemnościach. Rozwiązań emerytalnych dopracowano się dopiero na przełomie XIX i XX w., najpierw w Niemczech w 1889 r., potem w Anglii w 1908 r. i we Francji w 1910 r. Z psychologicznego punktu widzenia, jeśli człowiek faktycznie jest sam, czyli nie ma wokół niego ludzi, to bardziej jest osamotniony niż samotny. „Samotny” to raczej określenie stanu psychicznego. W tym tkwi paradoks. Czasem możemy czuć się samotni, otoczeni kochającą się i nas rodziną. Potrzeba rzetelnej analizy, dogłębnych pytań, wyczucia, wrażliwości i wiedzy, aby ocenić, czy ktoś jest na tyle samotny, że potrzebuje pomocy. Cudza dusza to ciemny las. Ktoś kiedyś powiedział, że radość jest zawsze taka sama, ale ból każdy przeżywa na swój sposób. Możemy być otwarci, uważni w kontaktach z drugim człowiekiem, wrażliwi, ale też maksymalnie odpowiedzialni. Nie ignorujmy cierpienia, ale pamiętając, że żyjemy własnym życiem, zróbmy w nim miejsce dla innych, nie godząc się na to, by ktoś dyrygował naszymi emocjami i dyktował nam wybory. Dlaczego nie spróbować na emeryturze tego, na co wcześniej nie było czasu, możliwości, pieniędzy? Dlatego potrzebny jest optymizm, który pozwala zachować witalność i radość życia. Opracował: Brunon Bronk


10

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Kurier Czaplinecki - Marzec 2019

IX Bieg Charytatywny im. chor. Kazimierza Masiowskiego niedzielne przedpołudnie 10 marca 2019 r. w czaplineckim parku przy ulicy Wałeckiej odbyła się dziewiąta edycja biegu z okazji obchodów 74. Rocznicy Powrotu Polskości na Pomorze. W tym roku wraz z gminą Czaplinek w organizację zaangażowała się grupa biegowa „Rundorfina”, która nadała temu wydarzeniu dodatkowo charakter charytatywny. Udział w biegu był płatny i wszystkie wpłaty od uczestników zostały przeznaczone na pomoc osobom chorym na stwardnienie rozsiane w naszej Gminie. Zmieniona forma, bo zaadresowana dla biegaczy pełnoletnich z całego kraju oraz miłośników Nordic Walking, którzy mogli zmagać się na wymagającej przełajowej trasie liczącej 5 km. Dla nieco młodszych biegaczy (15-, 16- i 17-latków) był przygotowany równie wymagający odcinek 1200 m. Wszystkich uczestników ogółem było 166, z czego 48 to mieszkańcy Czaplinka. Bardzo się cieszymy tak liczną frekwencją u naszych mieszkańców. W biegu młodzieżowym wzięło udział 7 osób, gdzie wśród mężczyzn pierwsze miejsce zajął Stanisław Koclejda z Czaplinka z czasem 00:04:39.22, wśród kobiet pierwsza była również mieszkanka Czaplinka Martyna Oleszkiewicz z czasem 00:05:26.49. W biegu głównym wzięło udział 132 biegaczy, gdzie jako pierwszy wśród mężczyzn ukończył także mieszkaniec Czaplinka Andrzej Kuśmider z czasem 00:17:51.23. Natomiast wśród kobiet jako pierwsza uplasowała się mieszkanka Milejowa Gabriela Trzepacz z czasem 00:22:13.97. Do marszu nordic walking przystąpiło 27 uczestników, w którym na pierwszym miejscu zameldowali się: wśród mężczyzn Piotr Brzozowski mieszkaniec Sławna z czasem 00:33:12.65, wśród kobiet mieszkanka Czaplinka Zyta Jurczyszyn z czasem 00:38:29.39.

Dla nagrodzonych puchary wręczył Zastępca Burmistrza Czaplinka Jarosław Tarnowski oraz prezes Grupy Biegowej Rundorfina Piotr Tylman. Gratulujemy serdecznie wszystkim zwycięzcom, gratulujemy też wszystkim uczestnikom którzy pokonali tę niełatwą trasę. Dziękujemy wszystkim, którzy pomagali w zorganizowaniu tego wydarzenia. Ogromne podziękowania dla sponsorów, wszystkich służb porządkowych i medycznych oraz dla wspaniałych wolontariuszy. Pełne wyniki można zobaczyć pod linkiem: http://wyniki.b4sport.pl/ix-biegcharytatywny-im-chor-kazimierza-masiowskiego/m220.html Liczymy, że w następnych edycjach uda się zaktywizować więcej młodzieży do ruchu na świeżym powietrzu. Pozdrawiamy: Rundorfina

Rajd Pekin - Paryż 2019 przemierzy Pojezierze Drawskie! merykański Bentley z 1925 roku, rok młodszy Vauxhall, czy unikatowy Ford model A z 1928 r. plus 70 załóg z całego świata. Pamiętacie Państwo czerwcową imprezę z roku 2017 Baltic Classic Rally? Dwutygodniowa przygoda rajdowa, której organizatorem było brytyjskie Stowarzyszenie Rajdowe Endurance (ERA), rozpoczęła się w Kopenhadze w niedzielę 28 maja 2017 r. Trasa wiodła przez państwa Morza Bałtyckiego: Szwecję, Finlandię, Estonię, Łotwę, Litwę i Polskę, a następnie zakończyła się w Berlinie 10 czerwca. Na trasie rajdu znalazło się również nasze miasteczko - na czaplineckim Rynku można było oglądać zabytkowe auta warte nawet do miliona zł. Powierzenie organizacji tak prestiżowej imprezy to efekt wieloletniej współpracy Gminy Czaplinek z Zarządem Głównym PZM w Warszawie i Fundacją Baja Poland, odpowiadającą za organizację przejazdu w woj. zachodniopomorskim, którzy upodobali sobie tereny i infrastrukturę w pobliżu Broczyna, Niwki, i nie tylko. Odbyło się w tym czasie wiele imprez sportowo-motoryzacyjnych. Nasi mieszkańcy, turyści, jak i uczestnicy z różnych stron Polski mieli niejednokrotnie okazję obserwować sportowe zmagania, czy brać w nich bezpośredni udział. Wówczas władze Czaplinka z Burmistrzem Adamem Kośmidrem i Referat Sportu i Rekreacji pod wodzą Janusza Ziętkiewicza zdały egzamin. Czy w tym roku będzie podobnie? Tak, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że 3 lipca uczestnicy VII edycji Rajdu Pekin - Paryż 2019 przemierzą Pojezierze Drawskie! W tej sprawie 14 lutego odbyło się spotkanie przedstawicieli organizatora strony polskiej rajdu Leszka Gabryelskiego i Mariusza Podkalickiego (Sekcja Pojazdów Zabytkowych Auto Klub Szczecin) z Burmistrzem Czaplinka i Kierownikiem Referatu Sportu i Rekreacji oraz przedstawicielem Zarządu Powiatu Drawskiego. To wydarzenie na pewno ubogaci ofertę, jaka zapewne jest przygotowywana na sezon turystyczny zarówno na terenie naszej gminy, jak i Powiatu Drawskiego. Odrębną kwestią jest promocja tego wydarzenia, która może być przysłowiowym „magnesem” dla potencjalnych turystów odwiedzających w tym czasie Pojezierze Drawskie, jak i pasjonatów zabytkowej motoryzacji. Warto zarezerwować sobie czas w kalendarzu, by obejrzeć „ na żywo” ponad stuletnią historię

światowej motoryzacji, która nadal jest „na chodzie” i propagować to wydarzenie, bo taka gratka nie zdarza się często. Od 2 czerwca do 7 lipca 2019 r. prawie 120 załóg będzie rywalizować przez 36 dni w największej na świecie imprezie motoryzacyjnej pojazdów zabytkowych, mając do przejechania ponad 13840 km przygody, przebiegających przez Chiny, Mongolię, Rosję, Kazachstan, Finlandię, Estonię, Łotwę, Polskę, Niemcy, Belgię i Francję. Etap 32, wiodący z Bydgoszczy do Szczecina będzie prowadził m.in. przez lotnisko w Broczynie (gdzie odbędą się specjalnie przygotowane próby czasowe), przez Siemczyno, gdzie w Pałacu uczestnicy zjedzą lunch, czy przez Drawsko Pomorskie, gdzie będzie usytuowany specjalny punkt kontroli przejazdu (PKP). Rajd Pekin - Paryż to wyjątkowe wydarzenie w świecie motoryzacji, w którym uczestnicy podążają śladami kół oryginalnych pionierów z 1907 r. Jedzie się starym samochodem prawie przez pół świata z grupą podobnie myślących entuzjastów, walcząc z czasem, zmęczeniem, pokonując odcinki specjalne – to wszystko sprawia, że jest to najdłuższe i najtrudniejsze wyzwanie dla klasycznych samochodów zabytkowych. Kto może wziąć udział? Organizatorzy są otwarci na ekipy z samochodami wyprodukowanymi przed 1976 rokiem, zarówno dla tych początkujących, ze szkoleniem i wsparciem, jak i dla doświadczonych uczestników. Niezbędna jest umiejętność regularnej konserwacji własnego samochodu. Średnia dzienna odległość wynosi około 400 km, ale czasami może wynosić nawet 650 km - w końcu jest to impreza wytrzymałościowa. Udział w rajdzie Pekin-Paryż jest olbrzymim wyróżnieniem i nobilitacją dla jego uczestników. Lista startowa została zamknięta już na wiele miesięcy przed startem, choć tzw. wpisowe wynosiło 56 tys. funtów. Tutaj znajdują miejsce tylko najlepsi i najwytrwalsi pasjonaci i kierowcy z całego świata. Przygotowania do rajdu jak również jego przebieg można śledzić na stronie: https://www.endurorally.com/events/the-7th-peking-to-parismotor-challenge/ i na profilu www.facebook.com/CarsRetro. Więcej informacji w kolejnych wydaniach naszego miesięcznika. Zbigniew Dudor

KURIER CZAPLINECKI - miesięcznik lokalny, kolportowany bezpłatnie, dostępny w formie elektr.: www.dsi.net.pl; www.czaplinek.pl. Tel. Redakcji 603 413 730, e-mail: redakcja.kuriera@wp.pl. Redaguje zespół. Wydawca: Stowarzyszenie Przyjaciół Czaplinka. Konto: Pomorski Bank Spółdzielczy O/Czaplinek 93 8581 1027 0412 3145 2000 0001, NIP 2530241296, REGON 320235681, Nr rej. sąd.: Ns-Rej Pr 25/06. Nakład 1500 egz. Druk: Drukarnia Waldemar Grzebyta, tel. +48 67 2158589. Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany tytułów, skracania redakcyjnego, opracowania i adiustacji otrzymanych tekstów, selekcjonowania i kolejności publikacji. Nie zwracamy materiałów nie zamówionych i nie ponosimy odpowiedzialności za treść listów, reklam, ogłoszeń. Drukujemy tylko materiały podpisane, można zastrzec personalia tylko do wiadomości redakcji. Nadesłane i publikowane teksty i listy nie muszą odpowiadać poglądom redakcji. Ceny reklam: moduł podstawowy (10,3 x 4,5) w kolorze - 60 zł, czarno-biały - 30 zł, ogłoszenie drobne - 10 zł, kolportaż ulotek - 200 zł.


Kurier Czaplinecki - Marzec 2019

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

11

CZYTAJ „KURIER CZAPLINECKI” w wersji elektronicznej Do pobrania na stronach: www.kurierczaplinecki.dsi.net.pl, www.czaplinek.pl

I Ty możesz wesprzeć wydawanie Kuriera Czaplineckiego zamieszczając reklamę, ogłoszenie, życzenia itd. Ceny w stopce redakcyjnej. Nie wierzysz? Zadzwoń! tel. 603-413-730, e-mail: redakcja.kuriera@wp.pl



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.